background image

 

Ro

zd

zi

 V

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 h

is

to

ri

a na

p

is

an

a prz

ez

e

 m

n

ie

 by 

mo

n

al

is

a0

0

 

97

 

 

 

 

**Meredith**    

           

Stałam w łazience przy lustrze wprowadzając ostatnie poprawki       

w makijażu. Włosy podkręciłam tak, że teraz kaskada blond loków opadła 
na moje ramiona. Do wyboru miałam dużo różnych sukienek,                     
ale postanowiłam ubrać tą w kolorze ecri. Tak wiele wydarzyło się             
od tamtego czasu, gdy po raz pierwszy przybyłam do Mystic Falls.              
Nie chciałam jednak teraz tego rozpamiętywać. Jeżeli to faktycznie miała 
być impreza po części dla mnie, to pragnęłam zacząć wszystko od samego 
początku. Przeciągnęłam ostatni raz szczoteczką do tuszu po rzęsach,    
gdy dostrzegłam w odbiciu lustra opartego nonszalancko o futrynę 
Damona. 

- Wyglądasz przepięknie - usłyszałam za sobą jego głos  

- Mówisz to zapewne każdej dziewczynie - odparłam żartując  

background image

 

Ro

zd

zi

 V

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 h

is

to

ri

a na

p

is

an

a prz

ez

e

 m

n

ie

 by 

mo

n

al

is

a0

0

 

98

 

 

- O jakich dziewczynach mówisz?, widziałaś tu kiedykolwiek jakieś 
dziewczyny? - odpowiedział z przekąsem Damon, przez co przez moją 
twarz przebiegł szybki uśmiech 

Spojrzałam ponownie w lustro, aby sprawdzić, czy wszystko wygląda tak 
jak powinno. Kremowa sukienka leżała idealnie, a czarne szpilki tylko 
dodawały jej uroku. Pomimo tego, że powinnam być odprężona to gdzieś 
wewnątrz obawiałam się spotkania u Eleny. Miałam byś wśród przyjaciół, 
ale odczuwałam związany z tym dyskomfort. Niczego nie podejrzewając, 
Damon znalazł się przy mnie obejmując w pasie.   

- Szczerze wolałabym nigdzie nie wychodzić i zostać z tobą w domu. 
Moglibyśmy wtedy dokończyć naszą poranną rozgrzewkę - oznajmił 
szepcząc mi do ucha  

- Kusząca propozycja - wtrąciłam, gotowa przystać na tą propozycję, 
obróciłam się jednak w jego stronę zarzucając mu ręce na szyję - Nie mniej 
obiecaliśmy Elenie, że będziemy - dodałam z udawanym entuzjazmem, 
choć miałam ochotę powiedzieć - i będziemy udawać, że świetnie się 
bawimy pomimo tego, że żadne z nas nie chce tam być 
- postanowiłam 
pozostawić to jednak dla samej siebie     

Słowa Tati o moim kurczącym się wewnętrznym więzieniu nie dawały mi 
spokoju. Nie chciałam by miała rację, dlatego zaczęłam powtarzać sobie, 
że jej wymyślone teorie nie zepsują mi tego wieczoru.   

- To Stefan obiecał, więc niech nas teraz z tego wyciągnie - odparł Damon, 
uśmiechając się słodko do mnie 

- Dobrze wiem, co kombinujesz, ale tym razem ci się nie uda - 
popatrzyłam na niego spode łba, mrużąc oczy  

Doszłam jednak do wniosku, że nie powinnam dystansować się od innych 
spędzając czas wyłącznie z Damonem. Wyswobodziłam się  z jego uścisku 
idąc prosto do sypialni. 

- Ta czy ta? - zapytałam, trzymając w dłoniach dwa wieszaki                           
z zawieszonymi  na nich kurtkami, jedną jeansową, a drugą skórzaną 

background image

 

Ro

zd

zi

 V

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 h

is

to

ri

a na

p

is

an

a prz

ez

e

 m

n

ie

 by 

mo

n

al

is

a0

0

 

99

 

 

- Sądzę, że wybór jest oczywisty - spojrzał na mnie zawadiacko 

Nie odpowiadając odrzuciłam jeden wieszak na łóżko, a następnie 
włożyłam czarną skórzaną kurtkę podwijając przy tym lekko rękawy.   

 

**Damon**    

  

Meredith spojrzała na mnie z uśmiechem obracając się dookoła 

własnej osi. Jak ja kochałem ten jej uśmiech. Znalazłem się przy niej              
w wampirzym tempie chcąc pocałować, ale nie pozwoliła mi na to. 
Drocząc się ze mną przyłożyła jedynie swój palec do moich ust.                 
Jej błękitne niczym krystaliczna woda Pacyfiku oczy patrzyły na mnie 
zatrzymując wszystko w całkowitym bezruchu. Dobrze wiedziała co robi, 
gdy spoglądałem na nią oczarowany jej widokiem, jej zapachem,              
jej pięknem. Przy Meredith nabierałem nowej nadziei. Nareszcie czułem, 
że jestem szczęśliwi i nikt i nic mi tego nie może odebrać.    

- Możemy już iść? - zapytała spokojnie dziewczyna, bacznie mnie przy 
tym obserwując 

- Tak - odparłem wracając na ziemię - Panienka pozwoli - zażartowałem, 
szarmancko nadstawiając swoje ramię 

Meredith uśmiechnęła się biorąc mnie pod rękę, a następnie równym 
krokiem zeszliśmy po schodach do dużego salonu.  

- Gdzie jest Stefan? - zapytała, nie dostrzegając nigdzie mojego brata  

- Nie wiem - powiedziałem widząc leżącą na stoliku kartkę - Spotkamy się 
na miejscu, Stefan
 - przewróciłem oczami - W sumie to możemy już iść - 
odłożyłem skrawek papieru na swoje miejsce 

Wzrokiem szybko odnalazłem swoją dziewczynę stojącą przy drzwiach.  
W dłoniach trzymała upieczone ciasto, które owinęła białym papierem 

background image

 

Ro

zd

zi

 V

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 h

is

to

ri

a na

p

is

an

a prz

ez

e

 m

n

ie

 by 

mo

n

al

is

a0

0

 

100

 

 

przewiązanym szarym sznurkiem. Ucałowałem ją jedynie w policzek,           
a następnie ruszyliśmy w kierunku domu Eleny.   

 

**Meredith**    

 

Na dworze od razu poczułam ciepłe powietrze, które na zmianę 

mieszało się z chłodnym wiatrem. Sam widok przebijającego się przez 
drzewa zachodu słońca napawał optymizmem. W przeciągu tych kilku 
ostatnich dni działo się ze mną coś niedobrego, to było pewne. Moje 
emocje szalały, a ja w żaden sposób nie byłam w stanie się z nimi uporać. 
Nie mniej postanowiłam dzisiaj odpuścić i pozwolić sobie na odpoczynek 
od problemów. Idąc pod rękę z Damonem ruszyliśmy w kierunku domu 
Eleny. 

- Jeśli miałbym wybrać najlepszy moment odkąd wróciłam do życia         
to wybrałabym właśnie tą chwilę - powiedziałam naglę przełamując ciszę  

- Dlaczego? - zapytał ze zdziwieniem w głosie Damon 

- Może właśnie dlatego, że jest taka normalna - wyjaśniłam spoglądając     
w jego stronę - Wiem, że mam ten cudowny amulet, ale nie chcę być dla 
wszystkich ciągłym problemem - dodałam zdradzając swoje obawy  

- Każdy ci to powie, że największym problemem dla tego miasta jestem ja. 
Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego chciałaś odebrać mi ten zaszczytny 
tytuł. Najlepiej sama zapytaj Stefana, a zważywszy na nasze bądź co bądź 
skomplikowane relacje to na pewno przyzna mi rację - oznajmił próbując 
mnie rozweselić 

- Każdego dnia dowiaduję się coraz to nowych rzeczy o sobie, a do tego   
te konsekwencje przywrócenia mnie do życia, o których nic nie wiemy. 
Nie jestem pewna, czy postąpiliście właściwie - zatrzymałam się w pół 
kroku 

background image

 

Ro

zd

zi

 V

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 h

is

to

ri

a na

p

is

an

a prz

ez

e

 m

n

ie

 by 

mo

n

al

is

a0

0

 

101

 

 

- Poradzimy sobie tak jak zawsze - Damon chwycił mnie pod brodę 
zmuszając w ten sposób bym na niego spojrzała - Pamiętasz jak przybyłaś 
do Mystic Falls, jak walczyłaś by uratować Stefana?, jak nie pozwoliłaś by 
Elena przestała wierzyć, że warto walczyć?. Tym razem to ja nie chcę byś 
ty się poddała - musnął swoją dłonią mojego policzka uspokajając mnie 

- Dziękuje - spojrzałam nie niego z czułością 

- Pamiętaj jak długo ty się nie poddasz, jak też tego nie zrobię - dodał mi 
otuchy Damon, po czym chwycił delikatnie za moją dłoń prowadząc przed 
drzwi domu Eleny 

Pokonaliśmy pierwszych kilka schodków wchodząc na ganek.       

Już miałam zapukać w drzwi, gdy zawahałam się cały czas trzymając dłoń      
w zastygłym ruchu. Nagle w mojej głowie pojawiło się pytanie - co jeśli 
już wszyscy wiedzą, że wyrwałam kartkę z księgi Pierwszej Petrovy?.
      
Jak mogłam zapomnieć o tym fakcie?. Nie zważając na moje wątpliwości 
Damon postawił kropkę nad i uderzając kołatką w drzwi. Strach oblał mnie 
zimnym potem, gdy gospodyni dzisiejszego wieczora otworzyła przed 
nami drzwi. 

- Mam nadzieję, że nie spóźniliśmy się - uśmiechnęłam się w kierunku 
dziewczyny 

- Tak w zasadzie to już wszyscy są, czekaliśmy na was - oznajmiła Elena 
zapraszając nas do środka 

- Nie będę nic mówić, ale ktoś tu musiał sobie pospacerować - ściszył głos 
Damon żartując sobie ze mnie, po czym udał się do salonu 

- Nie wiedziałam, że umiesz piec?! - zdziwiła się moja przyjaciółka 
przyjmując prezent 

Skąd w ogóle wiedziała, że jest co ciasto?. Chyba nie powinno mnie         
to dziwić. Stefan na pewno zdążył ją o tym uprzedzić, więc niespodzianka 
była z tego żadna. 

- Mam przynajmniej nadzieję, że jest zjadliwe - zażartowałam   

background image

 

Ro

zd

zi

 V

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 h

is

to

ri

a na

p

is

an

a prz

ez

e

 m

n

ie

 by 

mo

n

al

is

a0

0

 

102

 

 

- Na pewno, w końcu nie dostaje się pierwszego miejsca za nic - odrzekła 
dziewczyna prowadząc mnie przez salon aż do kuchni 

Po wejściu do środka dostrzegłam Taylera dyskutującego o czymś               
z Mattem oraz Jeremym, a Damon z Alarickiem najwidoczniej odnaleźli 
ukryte zapasy whisky stojące razem z innymi alkoholami. Dopiero teraz 
dostrzegłam Stefana oraz Caroline, którzy kończyli nakrywać do stołu. 
Młodszy Salvatore podawał wampirzycy talerze, które ta ustawiała              
w perfekcyjny sposób na stole. Uśmiechnęłam się sama do siebie na ten 
widok. Posłusznie szłam za Eleną aż do kuchni, gdzie znalazłam Bonnie 
układającą na talerzu ciastka.   

- Popatrz co mamy - Elena podniosła lekko do góry otrzymany ode mnie 
podarunek - Zważywszy, że Meredith upiekła ciasto to my nie za dobrze 
wyglądamy w tym świetle - dopowiedziała 

- Dlaczego? - zapytała Bonnie - Przecież te ciastka ze sklepu też ktoś 
musiała wyprodukować i są całkiem smaczne - odgryzła kawałek 
okrągłego ciasteczka, a następnie wyciągnęła ręce w kierunku Eleny - 
Prawdziwe domowe ciasto, nie wiedziałam, że umiesz... - zaczęła mówić 
czarownica, gdy przerwałam jej w pół słowa 

- Tak już spostrzegłam, że to rzadkość. Damon przypomina mi o tym na 
każdym kroku - uśmiechnęłam się w ich stronę - Przez większość mojego 
życia czarownice trzymały mnie pod kluczem, dlatego w głównej mierze 
miałam do wyboru haftowanie lub gotowanie. W sumie wolałam to drugie 
- wróciłam wspomnieniami do tamtego okresu 

W tym momencie Elena razem z Bonnie wymieniły pomiędzy sobą 
spojrzenia. Wydawało się jakby dziewczyny żałowały swojego pytania,     
a ja zapomniałam, że o pewnych rzeczach nie powinnam była w ogóle 
wspominać.  

Minęło może z jakieś pięć minut, gdy zasiedliśmy do stołu. Podczas całej 
kolacji nikt nie zapytał się mnie - jak się czuję? - i byłam za to wdzięczna. 
Wieczór zdawał się być normalnym spotkaniem z przyjaciółmi.                   
Po skończonej kolacji pomagałam sprzątnąć ze stołu, gdy podeszła                 
do mnie Bonnie.  

background image

 

Ro

zd

zi

 V

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 h

is

to

ri

a na

p

is

an

a prz

ez

e

 m

n

ie

 by 

mo

n

al

is

a0

0

 

103

 

 

- Obiecałam Elenie, że nie będę dzisiaj poruszać tematu księgi, ale... - 
zaczęła mówić niepewnie dziewczyna  

- Udało ci się czegoś dowiedzieć? - zapytałam z zaciekawieniem wkładając 
naczynia do zmywarki 

- Właśnie o to chodzi. Bardzo mi przykro Meredith, ale musimy poczekać 
do kolejnej pełni - skrzywiła się widząc moja przygnębienie - za to w tym 
czasie mogę pouczyć cię tego czego sama się nauczyłam - powiedziała             
z zaangażowaniem w głosie dziewczyna 

- W porządku i tak jestem ci wdzięczna za to co dla mnie robisz - 
skłamałam niezadowolona takim obrotem sprawy, bo w ten sposób 
musiałam czekać kolejny miesiąc 

Oczywiście sama mogłabym odczytać księgę, ale zbytnio nie przyniosłoby 
to efektów. Coraz bardziej byłam przekonana o tym, że czarownica 
ukartowała to razem z Damonem, a Tatia miała rację co do ich 
zachowania. Starali się mnie ochronić, ale w ten sposób pogarszali całą 
sytuację. Tym bardziej, że ukrywali przede mną całą prawdę.  

- Dziękuję za pomoc, dzięki tobie poszło zdecydowanie szybciej - 
wytrąciła mnie z moich rozmyślań Elena - Zważywszy na to, że Stefan 
pomógł mi z gotowaniem to udało się to jakoś zorganizować - 
dopowiedział wycierając ostatni talerz do sucha  

- Nie musisz mi dziękować. To raczej ja powinnam podziękować              
za zaproszenie - wyjaśniłam starając się dobrać odpowiednie słowa 

- Meredith tak naprawdę to nigdy ci nie podziękowałam za to co dla nas 
zrobiłaś. Poświęciłaś swoje życie, nawet nie wiem czy kiedykolwiek będę 
ci się w stanie jakoś odwdzięczyć. Gdyby nie ty, to Klaus nigdy nie opuścił 
by Mystic Falls na dobre - powiedziała wybiórczo Elena - Chciałabym 
abyś wiedziała, że jeżeli będziesz czegoś potrzebować to wiedz, że zawsze 
możesz na mnie liczyć - uśmiechnęła się w moją stronę, po czym zaczęła 
wkładać talerze do szafki 

Nagle nie wiadomo skąd poczułam silne uderzenie gorąca. Momentalnie 
zakręciło mi się w głowie. Starając się nie przewrócić, oparłam się o szafkę 

background image

 

Ro

zd

zi

 V

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 h

is

to

ri

a na

p

is

an

a prz

ez

e

 m

n

ie

 by 

mo

n

al

is

a0

0

 

104

 

 

stojącą za mną. Na szczęście Elena niczego nie zauważyła. Wszystko 
trwało zaledwie kilka sekund.  

- Pomyślałam - głos dziewczyny nie pozwolił mi przeanalizować tej 
sytuacji, musiałam zachować czujność - że fajnie byłoby jakbyśmy mogły 
spędzić ze sobą trochę czasu - wtrąciła nagle Elena zadziwiając mnie tą 
propozycją - Bądź co bądź jesteś moją daleką krewną - zażartowała, przez 
co i na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech 

- Chyba bardzo daleką - uśmiechnęłam się - ale w porządku jeśli tylko cię 
nie zanudzę - oświadczyłam z pewną dozą niepewności w głosie 

- Stefan powiedział mi, że rozmawialiście o latach czterdziestych?. 
Oczywiście jeśli nie chcesz to nie musisz, ale cieszę się, że jesteś razem     
z nami - spojrzała w moim kierunku    

- Z wielką przyjemnością - odparłam   

Po tej krótkiej wymianie zdań ruszyłyśmy w kierunku salonu. Wciąż 

czując się niepewnie usiadłam na kanapie rozmyślając nad tym co jeszcze 
przed chwilą miało miejsce. Nieświadomy niczego Stefan podszedł               
do mnie podając kieliszek czerwonego wina. W tym momencie 
przeniosłam swój wzrok na jego zawartość.   

Burgundowy płyn wraz z powolnym ruchem mojego nadgarstka zaczął 
zataczać koła. Opanował mnie w tym momencie błogi spokój. Nikt             
nie zwracał na mnie uwagi, a cała rozmowa, która toczyła się w tle            
nie miała dla mnie żadnego znaczenia. Moc krążyła w moich żyłach 
wyciszając w ten sposób wszystkie dźwięki w około. Słyszałam tylko 
nierówne uderzenia własnego serca. Niestety ten spokój nie mógł trwać 
wiecznie. Wyciągnięta niczym z głębokiego snu przeniosłam swój wzrok 
od razu na Damona, kiedy usłyszałam z jego ust jedno jedyne imię, 
którego już nigdy więcej nie chciałam usłyszeć.  

- Jak to nie? - zapytał zdziwiony starszy Salvatore - trzeba to w końcu 
oblać!. Klaus wyniósł się z miasta! - powiedział głośniej dopijając swojego 
drinka - Moglibyście w końcu wykazać odrobinę radości, kto zacznie?, 
Rick? - zwrócił się do swojego przyjaciela 

background image

 

Ro

zd

zi

 V

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 h

is

to

ri

a na

p

is

an

a prz

ez

e

 m

n

ie

 by 

mo

n

al

is

a0

0

 

105

 

 

- Na twoim miejscu nie świętowałbym tak wcześnie - odezwał się Alarick - 
On zawsze może wrócić, tak naprawdę to go nie pokonaliśmy. Klaus 
prostu odpuścił, pytanie dlaczego? - powiedział nie podzielając jego 
entuzjazmu 

- Bardzo dziękuję za twój pesymistyczno-optymistyczny wykład. Może 
ktoś jeszcze? - spojrzał po wszystkich Damon  

- Właśnie, że nie wróci. Zwiał, aż się za nim kurzyło! - włączył się do 
rozmowy Tyler, a następnie nadstawił Damonowi szklaneczkę, do której 
ten nalał whisky  

- Jaka na osobę, która jeszcze nie tak dawno ślepo wykonywała rozkazy 
swojego Pana masz dużo racji. Zdrówko! - podniósł swoją szklaneczkę 
wyżej  

- Powiedzmy to głośniej, od dawna na to zasługiwał - wtrącił Jeremy,  
który przez działalne Klausa prawie nie stracił życia  

Przysłuchiwałam się tej wymianie zdań, ale z każdym ich słowem coraz 
bardziej zaciskałam zęby. Temperatura mojego ciała gwałtownie zaczynała 
rosnąć. Serce uderzać w nierównych rytmach. Zacisnęłam mocniej pięści 
starając się opanować, ale na nic się to zdało.  

- Klaus nie dbał o nic ani o nikogo. Doprowadził do śmierci wielu 
niewinnych ludzi. Ewidentnie odczuwa potrzebę krzywdzenia innych 
myśląc wyłącznie o sobie i właśnie to go zgubiło - dodała od siebie 
Caroline  

- O mój Boże przestać mówić!. Nie mogę już dłużej tego słuchać - 
odezwałam się nagle, po czym zapanowała głęboka cisza - Zawsze widzisz 
wszystko w czarnych kolorach? - złość przejmowała nade mną kontrolę 

- Meredith wszystko w porządku? - zapytał spokojnie siedzący obok mnie 
Stefan  

- Ludzie nie rodzą się źli, oni po prostu tacy się stają! - wstałam z sofy,   
nie mogąc usiedzieć na miejscu - Naprawdę tego nie widzisz?. Ciemność, 
nie nosi czyjegoś imienia, może być tobą lub mną. Zawsze tak się dzieje, 

background image

 

Ro

zd

zi

 V

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 h

is

to

ri

a na

p

is

an

a prz

ez

e

 m

n

ie

 by 

mo

n

al

is

a0

0

 

106

 

 

kiedy ludzie, na których liczysz zawodzą cię i zostajesz sam. Wtedy twoje 
własne demony przejmują na tobą kontrolę, a ty z jednej strony ich 
nienawidzisz, a z drugiej pragniesz ich towarzystwa, bo okazuje się,          
że tylko dzięki nim czujesz, że żyjesz - straciłam w tym momencie 
równowagę i już sama nie wiedziałam, czy w dalszym ciągu mówię o 
Klausie czy o samej sobie - Zatem jeśli chcecie mieć już kogoś za potwora 
to może będę nim ja, bo ja w przeciwieństwie do was umiem przyznać się 
do tego co zrobiłam - wyrzuciłam złowrogo z siebie - Po swojej 
przemianie zabiłam dwójkę niewinnych ludzi i to tylko dlatego, że mieli 
coś czego ja nie mogłam mieć, byli szczęśliwi - gniew zaczął się coraz 
bardziej we mnie potęgować - Zabiłam ich z zimną krwią i wiesz,                 
co w tym było najlepsze? - spojrzałam na Caroline - nie czułam niczego. 
Byłam nareszcie wolna, a teraz jestem człowiekiem i muszę męczyć się              
z tymi wszystkimi emocjami! - wyjawiłam skrywaną prawdę 

- To nie usprawiedliwia tego co zrobił nam Klaus! - dodał ostrzej Tyler  

- Właściwie to masz rację. Wszystko to co zrobił było wymierzone 
przeciwko WAM, ale nie MI! - powiedziałam ostrzej z całą nienawiścią 

- O…oooo... - wtrącił się Damon obserwując moje zdenerwowanie -    
Więc o to tu chodzi. Klaus pokazał ci całkowicie inną stronę siebie niż 
psychopatycznego mordercy, którą my znamy. Ty nie traktujesz go jako 
zagrożenie - spojrzałam w przerażeniem w stronę Damona, który wstał      
z fotela robiąc kilka kroków w moją stronę - Jesteś wściekła, bo pomimo 
twoich usilnych starań zatrzymania go w Mystic Falls wyjechał 
zostawiając cię tutaj. Nie jesteś wściekła na to co zrobił, a w zasadzie na  
to czego nie zrobił. Miał rację prawda, ty nigdy nie odpuścisz, jak w wielu 
słowach tamtego wieczoru Meredith miał rację? - atmosfera zgęstniała,       
a ja nie byłam w stanie się z tego wybronić  

- Sam nazwałeś mnie kiedyś światłem rozświetlającym mrok, a więc         
nie oczekuj, że kiedykolwiek się zmienię, bo zawsze jest warto walczyć - 
wyjaśniłam z desperacją w głosie - I dobrze, wiem, że mogłabym zrobić 
więcej jakbym tylko mogła - nie dawałam za wygraną 

background image

 

Ro

zd

zi

 V

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 h

is

to

ri

a na

p

is

an

a prz

ez

e

 m

n

ie

 by 

mo

n

al

is

a0

0

 

107

 

 

- To nie film Meredith, lepiej zejdź na ziemię. W tym mieście bohaterowie 
szybko umierają - rzuciłam okiem na Damona - Aaaa… i chyba coś ci się 
pomyliło, bo ja nigdy tak cię nie nazwałem - wyjaśnił  

Poczułam się jak w potrzasku, wywołałam wojnę, której sama nie byłam  
w stanie wygrać. Stanęłam po stronie kogoś kogo nie powinnam była 
nawet bronić. Sytuacja powoli zaczynała mnie przerastać. Nic nie szło tak 
jak powinno, a wręcz przeciwnie.. wszystko zaczynało się walić.  

- Jaka to jest możliwe? - wtrącił się do rozmowy Tyler, próbując to jakoś 
zrozumieć - Uciekałaś przed nim tysiące lat, a teraz od tak jesteś w stanie  
o wszystkim zapomnieć?!. Nie masz pojęcia jak to jest wykonywać dla 
niego wszystkie polecenia, ślepo wierzyć w to co mówi, stawać 
nieświadomie przeciwko swoim przyjaciołom i to dla kogo?. Wiesz ile 
czasu zajęło mi, by wreszcie uwolnić się z pod jego wpływu?, ile bólu 
czułem, kiedy każda moja kość się łamała?. A ty chciałaś by tak tu           
po prostu został?! - widziałam jak bardzo w tym momencie mną gardził    

- Zabiłby cię Meredith jakby tylko tego chciał - wtrącił Matt - To właśnie 
przez niego stałaś się wampirem - dodał z rezygnacją w głosie  

- I właśnie wtedy poczułam się wolna jak nigdy w życiu - prawda zabolała 
nawet mnie samą - W przeciwieństwie do ciebie - spojrzałam na Tylera - 
Ja nigdy nie musiałam odpowiadać za to co robiłam i jeśli czegoś chciałam 
to po prostu to brałam - odpowiedziałam nie widząc w tym żadnego 
problemu, chociaż wiedziałam, że wszystkich tym zaskoczę 

- Blondi co ci powiedziałem, kiedy Tyler stanął w obronie Klausa? - 
zapytał Damon Caroline, nie spuszczając przy tym ze mnie wzroku 

- Że został przez niego zdominowany i lepiej żeby znalazła sobie innego 
chłopaka - powiedziała zażenowana dziewczyna, nie chcąc wracać            
do tamtego czasu 

- Jestem człowiekiem Damon, nikt nie może mnie zdominować - 
dopowiedziałam z irytacją w głosie, nie rozumiejąc do czego dąży  

- Oto właśnie chodzi. Jesteś człowiekiem i jest coś innego co może cię        
w tym momencie zdominować. Twoje uczucia w stosunku do niego 

background image

 

Ro

zd

zi

 V

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 h

is

to

ri

a na

p

is

an

a prz

ez

e

 m

n

ie

 by 

mo

n

al

is

a0

0

 

108

 

 

zmieniają twój osąd - dorzucił Damon załamując mnie pod ciężarem jego 
słów   

- To niedorzeczne, ale jak sobie chcesz, bo dla mnie dzisiejsza impreza jest 
już skończona - odparłam z kamienną twarzą, po czym chwyciłam                    
za kurtkę wychodząc na ganek  

Zatrzymałam się na schodach głęboko oddychając i pozwalając,     

by chłodne powietrze choć trochę ostudziło moje emocje. Nagle wszystko 
odeszło, a do mnie zaczęły dochodzić wyrzuty sumienia. Moje serce            
w dalszym ciągu biło w zastraszającym tempie, ale nie wiedziałam,              
czy to z powodu napędzającej mój organizm adrenaliny, czy ze strachu?.                 
W między czasie usłyszałam czyjeś powolne kroki. Wciąż trzymając 
mocno zaciśnięte pięści nie byłam w stanie się odwrócić, aby sprawdzić 
kim była ta odważna osoba zmierzająca w moją stronę. Bałam się, że mogę 
zrobić komuś krzywdę, ale czy rzeczywiście mogłam?. 

- Meredith? - usłyszałam spokojny i opanowany głos Stefan, który stanął 
obok mnie 

- Co się ze mną dzieje Stefanie? - zapytałam z przerażeniem - Nie chciałam 
by tak to wszystko wyglądało, ale moje emocje... - pokiwałam przecząco 
głową, sama tego nie rozumiejąc - Nie chciałam obrazić Caroline - 
dodałam po chwili  

- Wygląda na to, że jesteś człowiekiem z wampirzym emocjami. Wszystko 
odczuwasz silniej. Myślę, że to właśnie o tym nie powiedział nam Elijah.     
Co nie zmienia tego, że w dalszym ciągu masz w sobie dużo dobra, 
współczucia, pasji i... - zaczął pocieszać mnie Stefan 

- i wciąż potrafię widzieć dobro, nawet jeżeli może go już tam nie być - 
dokończyłam za niego ze smutnym uśmiechem 

- Dokładnie, jesteśmy tym kim jesteśmy Meredith. Masz racje mówiąc,    
że ludzie, którzy twierdzą, że są źli, zwykle nie są gorsi od reszty - 
powiedział Stefan starając się mnie uspokoić 

- To ludzi, którzy twierdzą, że są dobrzy lub w jakimś sensie lepsi od 
innych, należy się wystrzegać - spojrzałam na niego - Dziękuję - dodałam 

background image

 

Ro

zd

zi

 V

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 h

is

to

ri

a na

p

is

an

a prz

ez

e

 m

n

ie

 by 

mo

n

al

is

a0

0

 

109

 

 

lekko unosząc kąciki ust - Wiem, że powinnam przeprosić Caroline,              
ale dzisiaj nie dam rady tego zrobić - popatrzyłam na drzwi za mną - 
Muszę odpocząć, jestem zmęczona. Lepiej pójdę do domu - mówiąc             
to spoglądałam w ciemność przede mną 

- Odprowadzę cię - zareagował opiekuńczo Stefan 

- Nie trzeba, poradzę sobie. Zawsze to robiłam, radziłam sobie. Zdążyłam 
się już zahartować - spojrzałam na niego, a następnie zeszłam po schodach 
w kierunku ścieżki  

Wszędzie panował mrok. Mimo późnej pory kilkoro ludzi minęło 

mnie podążając do swoich domów. Niczego nie rozumiałam, ale wciąż 
szłam przed siebie nie zwalniając tempa. Czując napływające do oczu łzy 
pozwoliłam, by Moc rozprzestrzeniła się w moich żyłach. Zaczęłam w tym 
momencie biec, poruszając się na przemian to w ludzkim to w 
przyspieszonym tempie. Nie byłam w stanie już niczego kontrolować, 
byłam wściekła, a jednocześnie łzy spływały po moich policzkach. 
Musiałam wszystko naprawić i to jak najszybciej, a do tego niestety 
potrzebowałam Tati.  

 

**Stefan**   

   

Stałem tak dopóki Meredith nie zniknęła z zasięgu mojego wzroku. 

Widziałem to w jej oczach, była przerażona. Brak wiedzy w tym 
momencie uniemożliwiał nam jej pomoc. Spojrzałem raz jeszcze               
w miejsce, gdzie jej drobna postać zniknęła, po czym wróciłem do domu.  

- Poszła do domu - wszyscy popatrzyli na mnie, oprócz Damona, który 
nadal nad czymś myślał  

Byłem ciekaw co takiego słyszał mój brat przysłuchując się rozmowie 
Meredith z Klausem, ale to nie był czas ani miejsce na tego typu rozmowę. 

background image

 

Ro

zd

zi

 V

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 h

is

to

ri

a na

p

is

an

a prz

ez

e

 m

n

ie

 by 

mo

n

al

is

a0

0

 

110

 

 

Panowała cisza, nikt nie był w stanie się odezwać, ani jakoś skomentować 
tego co się wydarzyło.   

- W porządku - powiedziałem na głos przełamując ciszę - Bonnie               
co odnalazłaś w księgach?. Czy jest jakaś wzmianka odnosząca się do 
zachowania Meredith, o konsekwencjach przywrócenia jej do życia czy jej 
wzmożonych emocjach? - zapytałem wyrzucając wszystko co przyszło mi 
do głowy 

- Przeczytać księgę możemy jedynie przy pełni księżyca. Mając ją u siebie 
ubiegłej nocy niestety nie natrafiłam na żadne przydatne informacje - 
odpowiedziała czarownica 

- Znowu wracamy do punktu wyjścia - odezwał się nagle Damon - Dobrze 
wiemy, że jedyną osobą, która wiedziała jakie są konsekwencje był Elijah. 
Niestety ostatnim razy był widziany z niejaką Katherine Pierce, gdy razem 
odjeżdżali samochodem w stronę zachodzącego słońca - popatrzył             
z przygnębieniem w moją stronę - Rób co chcesz bracie, ale jak dla mnie - 
Damon wstał z fotela, po czym odstawił szklaneczkę na stoliku - będziemy 
musieli nauczyć się z tym żyć - poklepał mnie po plecach ruszając              
w kierunku drzwi 

- A ty będziesz potrafił z tym żyć? - zapytałem obracając się w jego stronę 

- Zawsze jest warto walczyć, prawda? - popatrzył na mnie, a ja spuściłem 
wzrok, gdy Damon wyszedł z domu  

Zostawianie Damon w takim stanie też nie było najlepszym pomysłem,   
ale liczyłem, że nie zrobi niczego głupiego. Niestety jak dla mnie sytuacja 
zataczała swoje koło. Miałem jednak nadzieję, że mój brat nie zachowa się 
tak jak zawsze i tym razem zawalczy o własne szczęście.   

 

Ciąg dalszy nastąpi...