background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

X

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

406

 

 

 

 

**Meredith**  

 

 

Przebrałam się w łazience w granatową koszulę typu body z 

podwiniętymi rękawami do połowy łokcia oraz ciemne jeansy z cieniutkim 
brązowym paskiem podkreślającym moją talię, a końcówki włosów 
podkręciłam lokówką. Wróciłam do pokoju, ale Klausa już nie było.  

Zeszłam po schodach na sam dół czując wabiący aromat kawy.                 
W wampirzym tempie znalazłam się w kuchni siadając na blacie i widząc 
jak Rebekah nalewa kawy do kubka. 

- Też się chętnie napiję - rzuciłam z uśmiechem  

- Jak chce ci się pić to sama sobie nalej - odpowiedziała ostro nie obracając 
się nawet w moją stronę - Nie jestem twoją służącą, a fakt, że jesteś           
z moim bratem wcale ci nie pomaga, a wręcz przeciwnie - dodała zjadliwie 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

X

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

407

 

 

- Nie rozumiem o co ci chodzi?! - udałam zdziwioną zeskakując z blatu 

- Przez ciebie byłam martwa pół nocy! - krzyknęła ze złością wampirzyca 
znajdując się przy mnie w ułamku sekundy    

- W woli ścisłości to nie przeze mnie straciłaś życie tylko przez swojego 
brata - odbiłam nie pozostając dłużna podeszłam do ekspresu nalewając 
sobie kawę, a następnie oparta o blat obróciłam się w jej kierunku 

- Jak to jest w ciągu paru dni stracić wszystko w co się wierzyło? - zaczęła 
podchodzić do mnie powoli coraz bliżej - w miłość, w przyjaciół i trzymać 
się z moim bratem, który zabije cię jak tylko mu się znudzisz, bo chyba 
zdajesz sobie z tego sprawę?. Ciekawe czy została ci przynajmniej jedna 
osoba, dla której jesteś jeszcze coś warta, może spytam Damona? - 
zapytała stając obok mnie ze złośliwym uśmieszkiem 

- To nie twoja sprawa, a ja nie muszę nawet o tym z tobą rozmawiać - 
odparłam odstawiając kubek z kawą, a następnie wyszłam z kuchni           
w kierunku samochodu, gdzie zostawiałam księgę Petrovy 

Na dworze panowała słoneczna pogoda, a lekki wiatr wprawiał w ruch 
liście na drzewach. Otworzyłam drzwi samochodu, a następnie 
wyciągnęłam księgę zamykając je za sobą. Obróciłam się w kierunku 
rezydencji, po czym w ułamku sekundy zostałam przygwożdżona z dużą 
siłą do bocznych drzwi samochodu. 

- Kol - powiedziałam z irytacją  

- Pamiętasz mnie?. To dobrze, żałuje tylko, że spotykamy się w takich 
okolicznościach skarbie, ale widzisz przez ciebie moją siostrę spotkała 
wczoraj pewna nieprzyjemność - spojrzał mi w oczy mówiąc dalej - 
Ciekaw jestem czy to prawda, że oprócz tej ślicznej buzi - dotknął mojego 
policzka - w twojej krwi jest prawdziwa moc, a może to tylko pogłoski?, 
Mimo wszystko wolałbym to sprawdzić osobiście - dopowiedział  

- Nie poddajesz się - rzuciłam  

- Nie przywykłem do tego skarbie - odparł z uśmiechem 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

X

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

408

 

 

- W takim razie przyzwyczaj się, że ode mnie niczego nie dostaniesz, a już 
na pewno nie mojej krwi - powiedziałam w wampirzym tempie wyrywając 
się z jego uścisku 

- Czyżbyś potrzebowała pomocy kochanie? - usłyszałam głos z werandy, 
po czym zobaczyłam Klausa opartego o futrynę głównych drzwi 
wejściowych 

- A czy wyglądam jakbym tego potrzebowała? - odpowiedziałam pewna 
siebie ruszając w jego kierunku 

- Mam chyba coś o czym najwyraźniej już zapomniałaś?. Jedyną bronią, 
która może ci zaszkodzić jest mały srebrny sztylet, aż dziwne, że takie 
rzeczy mogą przyczynić się do twojego zejścia na tysiące lat - rzucił Kol   
rozbawionym głosem 

- Skąd go masz? - zapytałam z lekkim przerażeniem obracając się w jego 
stronę 

- Dobrze wiedzieć, że jest coś czego się obawiasz, a przy tym, że twoja 
krew jest jedyną słabością mojego brata - dodał - Uwierz mi to bardzo 
denerwujące, gdy nie wiesz, kiedy taka broń zostanie użyta przeciwko 
tobie, ale porozmawiaj o tym z moim bratem ma do tego wprawę - spojrzał 
w stronę Klausa - Nie raz wbijał sztylety w swoje własne rodzeństwo,   
gdy rozmowa nie szła po jego myśli - uśmiechnął się arogancko 

- Oddaj go, bo inaczej poczujesz kolejny sztylet w swoim sercu - rzucił 
wściekły Klaus znajdując się przy Kolu w wampirzym tempie 

- Znowu grozisz sztyletami?. Nie znasz jakiś innych sztuczek?. Widzisz 
chciałbym ci go oddać, ale chyba nie pamiętam, gdzie go schowałem?! - 
odpowiedział po chwili namysłu, po czym zniknął tak samo szybko jak   
się pojawił, a ja spojrzałam w stronę Klausa  

- Jak to jest możliwe, że on go znalazł? - zapytałam z niedowierzaniem 

- Nie martw się kochana odnajdę go, ale nie ma nic tak denerwującego, 
gdy sabotuje cię własne rodzeństwo - powiedział zdenerwowany 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

X

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

409

 

 

- Mam nadzieję, bo inaczej ja go wytropię, dowiem się gdzie jest sztylet,   
a następnie zabiję - dodałam opanowanie znajdując się obok niego 

- Najwyraźniej mojemu braciszkowi nie służy świeże powietrze. Może jak 
przeleży kolejne tysiąc lat w trumnie to się czegoś nauczy. Powiedziałem 
ci, że odnajdę sztylet, a więc nie masz powodów do obaw - spojrzał na 
mnie uważnie 

- W porządku - podniosłam ręce w geście „poddaję się” - Idę w dalszym 
ciągu studiować kolejne strony księgi - powiedziałam tym razem 
spokojniej  

- Nie rozumiem do czego jest ci to potrzebne. Nie mniej sądzę, że będziesz 
potrzebowała pomocy w dalszym tłumaczeniu to w końcu bardzo stare 
pismo - dodał po chwili przenosząc swój wzrok ponownie na mnie  

- Zapewne tak - odparłam podchodząc bliżej niego 

- Gdzie cię znajdę? - zapytał 

- Odszukaj mnie - uśmiechnęłam się - zważywszy, że już raz ci się udało,  
a po drugie w tym mieście nie ma za zbytnio miejsc gdzie można, by się 
schować - rzekłam znudzona 

- Jak tylko odnajdę sztylet wyjedziemy stąd, ta prowincja i mnie zaczyna 
męczyć - powiedział 

Wszystko co się działo od kilku dni sprawiało, że nie byłam sobą. 
Stawałam się inną osobą z jednej strony nienawidziłam jej, a z drugiej    
nie chciałam z tego zrezygnować. Normalnie uciekłabym stąd najdalej jak 
tylko bym mogła, ale z racji tego, że zablokowałam w sobie poczucie winy 
i cierpienia na rzecz adrenaliny i siły czułam się bezkarna mogąc zrobić 
wszystko, nawet zabić w razie jakbym tylko tego chciała. 

 

 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

X

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

410

 

 

**Damon**  

 

 

Siedząc na barowym stołku w Mystic Grill spojrzałem na zegar, 

który niemiłosiernie wybił godzinę 13.00. 

- Dzień jak co dzień - usłyszałem głos Ricka, który usiadł obok mnie przy 
barze - Co teraz zamierzasz zrobić? - zapytał po chwili 

- Od wczorajszego wieczora mam ograniczoną ilość ruchów - odparłem - 
jeśli zbliżę się do Meredith Klaus zabije Elenę, więc sam rozumiesz - 
dodałem popijając kolejnego łyka ze szklaneczki z whisky 

- Rozumiem, że jest w tym jakieś, ale... i śmierć Jeremiego nie zrobiła     
na tobie wrażenia - dodał karcąco - Odpuść, za nim ktoś naprawdę zginie! - 
usiadł bliżej mnie mówiąc dosadnie  

- Nie mam tego w planach, ale na razie muszę się zabrać za odczytanie 
ukrytych stron w pierwszej księdze Petrovy, a do tego potrzebuję 
czarownicy, znasz jakąś? - spojrzałem na niego z uśmiechem 

- Nie mów, że chcesz w to jeszcze wmieszać Bonnie?! - dopytywał się 
Alaric  

- A znasz jeszcze jakąś wiedźmę? - zapytałem czekając na jego odpowiedź 
- Tak jak myślałem - dodałem po chwili, kiedy zamilkł 

Już miałem wstać z krzesła, gdy zobaczyłem obok siebie Meredith. 

- Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha, a jak się czuje biedny Jeremy? - 
uśmiechnęła się słodko w moją stronę   

- Widzę, że twój cięty język idzie w parze z twoim nowym wyglądem - 
spojrzałem na nią od stóp do głów - Mnie się podoba, ale patrząc na to,    
że znowu tutaj jesteś sugeruje, że po raz kolejny jesteś na wygnaniu.       
Na twoim miejscu nie pozwoliłbym się tak traktować - posłałem jej krótki 
uśmiech  

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

X

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

411

 

 

- Wręcz przeciwnie raczej na kogoś czekam - uśmiechnęła się jakby 
myślami wracała gdzieś dalej -, ale na razie przyszłam coś zjeść, gdzie     
w końcu znajdę coś smakowitego jeśli nie tutaj? - rozejrzała się dookoła  
po Grillu, a ja podążyłem za nią wzrokiem  

- Chyba jaja sobie robisz, naprawdę tak nisko już upadłaś? - zapytałem 
zdenerwowany przez to w jaki sposób się zachowywała  

- Żartuję, coście tacy ponurzy - rzuciła z rozbawianiem zatrzymując się    
w ułamku sekundy na stoliku, gdzie siedziała Elena z Caroline - na razie 
zadowolę się sałatką, a później zobaczymy  

- Wybacz, że nie podzielam twojego dobrego nastroju zważywszy,           
że próbowałaś wczoraj zabić Elenę, więc nie licz na dobre słowo to nie 
Boże Narodzenie - powiedziałem z irytacją 

- Dobrze wiesz, że nic bym jej nie zrobiła - dodała z wyrzutem opierając 
się łokciem o blat baru 

- Nie rozumiem co ty jeszcze robisz z Klausem?! - spojrzałem jej w oczy 
próbując rozgryźć jej rozumowanie albo przynajmniej znaleźć coś co 
pozwoliłoby mi upewnić się, że ma jakiś ukryty plan 

- Nie trudź się, bo chyba twoja wyobraźnia tak daleko nie sięga - odparła 
pospiesznie prowokując mnie  

- Już rozumiem - powiedziałem zauważając jak przymrużyła oczy ze złości 
- Zależy ci i to, aż do tego stopnia, że nawet nie jesteś w stanie przyznać 
tego sama przed sobą - widziałem, że szuka w głowie jakąś ciętą ripostę, 
ale prawda była taka, że trafiłem w samo sedno 

- To nie twoja sprawa - odparła, a ja czułem, że uderzyłem w czuły punkt  

- Powiem ci co teraz robisz. Mi już nie zależy, natomiast ty szukasz 
odwetu, kiepski strzał, ale nie osądzam cię dbasz o siebie to w końcu takie 
w stylu Katherine Pierce. Najwidoczniej nie daleko pada jabłko od jabłoni 
- uśmiechnąłem się kpiąco odwracając od niej swój wzrok, a z drugiej 
strony dając do zrozumienia, że mam to gdzieś co wyczynia  

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

X

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

412

 

 

- Może w tym wszystkim nie chodzi już tylko o ciebie, pomyślałeś o tym 
przez chwilę?. - spojrzałem na nią pytająco, a ona jedynie wzdychnęł 
mówiąc dalej - W takim razie podliczmy, jestem sama, wszystkich, 
których znałam już dawno nie żyją, po drugie zabiłam ludzi, a to 
zważywszy na moje poprzednie życie doprowadziłoby to do mojego 
załamania, czego już nie chcę, a po trzecie mam dość ucieczek i jestem 
teraz szczęśliwa - dodała  

- Szczęśliwa? - zapytałem jakbym usłyszał coś równie absurdalnego -       
A czy ty przez chwilę pomyślałaś, że zabije cię prędzej przy później,      
czy już całkowicie przepaliły ci się wtyki od zdrowego myślenia?! - 
zapytałem z wyrzutem 

- O co ci tak naprawdę chodzi?. Chciałeś uratować Stefana, zrobione, 
chciałeś uratować Elenę, zrobione i przyznaj wreszcie, że twój plan nigdy 
nie uwzględniał w tym mnie - powiedziała smutno - Odpuść, bo tym razem 
naprawdę ktoś zginie - spojrzała na mnie, a później na Ricka, po czym 
ruszyła w stronę wolnego stolika   

- Co w takim razie zrobi taka zazdrosna socjopatka, kiedy pojawi się 
Pierwsza Petrova, bo chyba mam wrażenie, że znowu zejdziesz na drugi 
plan - zatrzymała się, a następnie obróciła w moją stronę - Myślisz, że nie 
wiem jaką odgrywała w tym wszystkim rolę? - zapytałem - Elijah kiedyś 
się wydawał, a podobno stara miłość nigdy nie rdzewieje - dodałem 

- Mam nadzieję, że w końcu się pojawi, a kiedy to zrobi to ją zabiję - 
powiedziała podchodząc do mnie z kamienną twarzą - licząc, że po jej 
śmierci każdy sobowtór zginie wraz z nią - w jej oczach było widać więcej 
nienawiści niż wcześniej - , ale jak na razie życzę Stefanowi, Elenie            
i Tobie cudownego życia w trójkę - uśmiechnęła się arogancko odchodząc 
ode mnie, a następnie usiadła przy pustym stoliku 

- Widzisz, nawet ona to wie, że jeśli będziesz bardziej naciskał to więcej 
osób zginie - odezwał się Rick przenosząc swój wzrok z Meredith na mnie 

- Nie ma mowy, a jej wredne zachowanie nie sprawi, że odpuszczę,            
a przynajmniej w jakiejś części - dodałem głośniej widząc, że i tak słucha - 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

X

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

413

 

 

Zawsze miała skłonności do autodestrukcji - napiłem się kolejnego łyka   
ze szklaneczki  

- Tak w ogóle czy odkąd zaczęła zadawać się z tobą? - zapytał Rick,          
a ja spojrzałem na niego przekręcając oczami 

Po paru minutach spojrzałem kątem oka w stronę Meredith, która              
w dalszym ciągu przeglądała księgę jedząc przy tym zamówioną przez 
siebie sałatkę i popijając białe wino z kieliszka. Wyglądała w tym 
momencie naturalnie przekładając kartka po kartce, ale to była tylko 
zasłona dymna do tego do czego była zdolna. 

- Siedzi tutaj, więc przynajmniej jedno jest pod kontrolą - powiedziałem, 
po czym wystukałem na klawiaturze smsa do Eleny, by dała znać jakby 
coś się działo 

- Zapowiadają się dobre czasy - zobaczyłem obok siebie Klausa, którego 
najwidoczniej cała sytuacja bawiła  

- Jeszcze ciebie tu brakowało, ale ostatnimi czasy to chyba normalne,       
że tam gdzie ona jesteś i ty, a może odwrotnie?. Chyba się pogubiłem, 
jednak zważywszy na to, że wyprałeś jej mózg to chyba nie powinieneś 
obawiać się, że twój wiecznie żyjący worek z krwią gdzieś zaginie - 
dodałem z sarkazmem w głosie    

- Zdajesz sobie z tego sprawę jaki jesteś teraz żałosny? - zapytał ostrzej 

- Dobrze wiem, że trzymasz ją jedynie dla krwi, a więc całą bajeczkę         
o białym domku, jednorożcach i tęczy trzymaj dla niej na pewno uwierzy.   
Ja jednak nie daję wiary w twoje głupie słowa, że naprawdę ci zależy. 
Przynajmniej raz zachowaj się honorowo - powiedziałem próbując go 
podebrać, by dowiedzieć się czegoś więcej - Któregoś dnia popełnisz błąd, 
a ona dowie się kim naprawdę jesteś i wtedy zwieje jak najdalej, w końcu 
jest wampirem, nie cudotwórcą - dodałem 

- Widzisz po tysiącu latach siania zła czasem warto zrobić coś dobrego. 
Dopóki każdy z was będzie siedział grzecznie możecie żyć w spokoju.   
Daj w końcu szansę pokojowi - dodał z uśmiechem, po czym ruszył          

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

X

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

414

 

 

w kierunku Meredith kompletnie nie zważając na moje słowa i nie dając 
wyprowadzić się z równowagi  

 

**Meredith**  

 

- Zaczynałam się nudzić - powiedziałam nie spuszczając wzroku z księgi 
trzymając w prawej dłoni kieliszek białego wina, a następnie spojrzałam  
na Klausa  

- Odzyskiwanie zaginionego sztyletu może być absorbujące, ale Kol       
ma czas do końca dnia - mówił wystukując coś na telefonie, a następnie  
po wysłaniu smsa schował go w wewnętrznej kieszeni kurtki - Nie 
wyglądasz na zadowoloną kochanie, co się stało? - zapytał zdziwiony  

- Powiedzmy, że otoczenie nie jest najlepsze, a zważywszy, że dzisiaj już 
dwukrotnie planowano mnie zabić to nie wpływa pozytywnie nawet na to 
aby coś zjeść - odstawiłam talerz parę centymetrów od siebie - a ponadto 
za pewne wszyscy przysłuchują się tej rozmowie, bo najwidoczniej nie 
mają nic ciekawego do roboty - dodałam ostrzej akcentując każde słowo  

- W takim razie chodźmy stąd - rzucił biorąc moją dłoń w swoją 

To było takie dziwne, że nawet taka zwykła czynność działała na mnie 
uspokajająco wyłączając cały mój gniew. Zmieszana spojrzałam na nasze 
dłonie, a później przeniosłam swój wzrok na niego. 

- Gdzie?, na kolejną wycieczkę za miasto?. Czuję, że raczej nie mam       
na to zbytnio czasu - dodałam po chwili 

- Dobrze, skoro wolisz przerzucać stare strony bezużytecznej księgi niż 
rozkoszować się pięknem przyrody to pozwól, że ci pomogę - zabrał ode 
mnie księgę przysuwając ją do siebie, a ja uśmiechnęłam się mimo woli, 
po czym usiadłam bliżej niego 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

X

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

415

 

 

**Damon**  

  

- Chodźmy nie mam zamiaru uczestniczyć w tej szopce - rzuciłem nie 
oglądając się nawet za siebie dopijając jednym haustem drinka do końca 

- Nikogo nie nabierzesz, dalej ci na niej zależy, ale czemu jej tego nie 
powiesz? - zapytał Rick, kiedy wyszliśmy już z baru 

- Dopóki mu wierzy nic tego nie przerwie, nawet ja nie jestem w tej chwili 
wystarczający - powiedziałem otwierając drzwi swojego samochodu        
po stronie kierowcy, a Rick po drugiej stronie - Słyszałeś, teraz jest 
szczęśliwa?!. Co to ma w ogóle znaczyć? - westchnąłem kpiąco, po czym 
wsiadłem do auta i odpaliłem silnik 

 

**Caroline**  

 

- Co ona tutaj robi? - zapytałam z niedowierzaniem patrząc na Elenę 

- Nie wiem Caroline, ale w ogóle mnie to nie interesuje. Nie pozwolę,     
by przez nią zginęła kolejna osoba, na której mi zależy. Jednak skoro        
tu jest to chyba czeka na naszą reakcję - odpowiedziała podpierając głowę 
ręką kładąc swój łokieć na stoliku 

- I to na dodatek z Klausem, czy ona naprawdę przestała myśleć? - 
zapytałam znowu nie mogąc w to uwierzyć oparłam się o krzesło -          
Co na to wszystko Damon? - przybliżyłam się ponownie do Eleny  

- Damon jak to Damon, radzi sobie na swoje sposoby. Pomimo tego,        
że nie chce się przyznać to w dalszym ciągu mu zależy. W każdym razie  
ja ze Stefanem odpuszczamy, cokolwiek się będzie działo nie narazimy 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

X

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

416

 

 

więcej osób tylko dlatego, że Meredith - powiedziała przenosząc swój 
wzrok na dziewczynę, która nie wydawała się wcale potrzebować pomocy 

Westchnęłam na głos przekręcając oczami. 

- Myślisz, że to tak naprawdę? - spytałam wskazując ruchem ręki na 
Klausa i Meredith - czy tu faktycznie chodzi o jej krew?! 

- Pytanie co, by zrobił Klaus jakby nie mógł stworzyć więcej mieszańców? 
- zapytała choć dobrze znałam odpowiedź - Najwyraźniej będziemy 
musieli do tego przywyknąć - dodała chwytając za książki leżące na skraju 
stolika  

- Masz rację jesteś bezpieczna i o to właśnie nam chodziło. Rozumiem,    
że dopóki nie zbliżymy się do Meredith wszystko pozostanie w spokoju? - 
spojrzałam na Elenę szukając potwierdzenia swoich słów 

- Dokładnie, wydaje się, że wszyscy wygrali. Chodźmy lepiej, bo 
spóźnimy się do szkoły - wzięła książki do ręki odsuwając krzesło  

- W porządku, a więc normalność - rzuciłam w lekka zdenerwowana 

Niestety prawda była taka, że wcale nie wygraliśmy, a jedynie 
podporządkowaliśmy się temu wszystkiemu. 

- Caroline - spojrzała na mnie z wyrzutem dziewczyna stojąc obok stolika 

- Nic już więcej nie mówię - odparłam pospiesznie wstając z krzesła           
i ruszając za Eleną w stronę wyjścia 

 

**Meredith**  

 

 

Nawet z wiedzą Klausa w księdze nie znalazłam niczego na temat 

Pierwszej Petrovy, a raczej stek bzdur starych czarownic wspominających 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

X

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

417

 

 

ubiegłe stulecie. W tym czasie zadzwonił telefon, który po chwili odebrał 
Pierwotny. 

- Braciszku jak dobrze, że dzwonisz właśnie zastanawiałem się jak idą 
poszukiwania. Mam nadzieję, że udało ci się wreszcie odświeżyć własną 
pamięć bez potrzebnie użytych środków byś wreszcie zaczął myśleć? - 
powiedział pewny siebie  

Nawet nie miałam ochoty przysłuchiwać się tej rozmowie obracając 
poszczególne strony w księdze. 

- Wręcz przeciwnie bycie nieprzyjemnym jest niezbędne, a reszta nie jest 
twoją sprawą. Byle byś go miał przy sobie inaczej wrzucę cię do trumny,  
w której gniłeś 900 lat. Kto wie po ilu latach znowu będziesz mógł ujrzeć 
światło dzienne?! - rzucił, po czym się rozłączył 

- Problemy rodzinne? - zapytałam  

- Nazywam to raczej wymianą poglądów, które zawsze kończą się niestety 
tak samo. Wybacz, ale liczę, że zobaczymy się później - spojrzał na mnie, 
po czym wstał z krzesła  

- Nigdy nie wiadomo co Kol mógł wymyśleć - dodałam spokojniej 

- To miło, że się martwisz - uśmiechnął się, a następnie ruszył w kierunku 
wyjścia 

Damon miał rację zależało mi. Niezależnie od tego, że czasy się zmieniały 
ja w dalszym ciągu pozostawałam sobą. Bałam się, że jeśli pozwolę sobie 
chociaż na chwilę zwątpienia, załamię się i nie będę potrafiła już dalej       
z tym żyć.  

Byłam kiedyś normalną dziewczyną, która nade wszystko pragnęła,         
by ktoś ją pokochał. Każdego dnia patrzyłam na to jak to marzenie 
roztrzaskiwało się na miliony kawałków niczym fale oceanu o skały,         
a moja niesamowita obsesja na punkcie wolności przytłaczała mnie wtedy,         
aż do tego stopnia, że nawet bałam się o niej myśleć. Odsunęłam to 
wszystko od siebie jak najdalej, po czym zamknęłam księgę wychodząc     

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

X

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

418

 

 

z lokalu. Nie miałam ochoty rezygnować ze swojego życia tylko dlatego, 
że inni nie akceptowali tego kim teraz byłam. 

 

**Damon**  

 

- Naprawdę stary, jesteście siebie warci - powiedział Rick po parunastu 
minutach ciszy  

- Dalej męczymy ten temat, zamieniłeś się miejscami z Eleną? - spojrzałem 
na niego, po czym nie uzyskując jego odpowiedzi dodałem - Klaus uśpił 
jej czujność - powiedziałem - Niestety największym problemem Meredith 
jest to, że dla niej seryjni mordercy to nie potwory, tylko ludzie z 
torturowanymi duszami, których musi nawracać jakby nie mogła znaleźć 
sobie innego zajęcia - pokiwałem przecząco głową 

Od pierwszego momentu, kiedy spotkałem Meredith wiedziałem, że jest 
niezwykła. W sposób jaki na mnie patrzyła sprawiało jakby widziała 
wszystko co tak naprawdę ukrywałem. Odbierała każdy smutek                  
i najmniejszy ból doprowadzając mnie do porządku. Zabawne było,         
że wtedy tak naprawdę to oboje potrzebowaliśmy ratunku, ale patrząc      
na to z perspektywy czasu trudniej, by mi było powiedzieć, które z nas 
szybciej spadało na samo dno. 

- Może było trzeba o tym pomyśleć zanim pocałowałeś Elenę na werandzie 
- dodał patrząc przed siebie 

- Powiedziała ci? - spojrzałem na niego - No jasne, że tak, czemu nie? 

- Co my właściwie teraz robimy? - zapytał Rick zmieniając temat  

- Oddzielamy się od drużyny. Działamy na własną rękę - spojrzałem        
na niego  

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

X

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

419

 

 

- Myślisz, że Bonnie będzie chciała pomóc w uratowaniu wampira, który 
zaczął terroryzować miasto tylko, dlatego że każde z was jest tak samo 
uparte - powiedział kpiąco 

- Dlatego ty jedziesz ze mną, żebym nie zrobił czegoś głupiego np. ją zabił 
- rzuciłem krótki uśmiech w jego stronę 

Zatrzymałem samochód na podjeździe prowadzącym do domu Bonnie,      
a następnie obydwoje z niego wysiedliśmy. Chwyciłem księgę Petrovy 
leżącą na tylnim siedzeniu trzasnąwszy później bocznymi drzwiami. 

Rick stał już pod drzwiami czarownicy, gdzie ja się znalazłem po chwili   
w wampirzym tempie, a następnie zapukałem do drzwi. Dziewczyna 
otworzyła je spoglądając na mnie. 

- Jest robota do wykonania - rzuciłem bez ogródek, a Alaric przekręcił 
oczami 

- Chciał powiedzieć, że potrzebujemy twojej pomocy. 
Najprawdopodobniej w księdze mogą być jakieś informację zaszyfrowane 
przez wiedźmy - powiedział spokojnie 

- Jakim prawem śmiesz mnie o to prosić?! - spojrzała na mnie - Ona 
powinna już dawno nie żyć, to wszystko dzieje się przez nią. Nie wiem     
w ogóle, dlaczego miałabym ci pomagać?!  - powiedziała ostro  

- Powiedzmy, że im szybciej odczytamy pismo starej czarownicy dowiemy 
się jak to wszystko odkręcić - dodałem szybciej - Więc zajmij się tym,     
bo faktycznie ktoś zaraz może zginąć - podszedłem do niej bliżej, po czym 
zacząłem czuć potworny ból w głowie - Nie odgrywaj się na mnie, tym 
razem to niej ja zabijam zapomniałaś już? - rzuciłem   

- Bonnie! - dziewczyna wypadła z transu patrząc na Ricka  

- Muszę się dowiedzieć w jaki sposób Meredith jest odporna na te twoje 
zaklęcia - dopowiedziałem poprawiając kurtkę - No co? - spojrzałem       
na nich pytająco  

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

X

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

420

 

 

- Naprawdę potrzebujemy twojej pomocy - wyciągnął rękę po księgę, którą 
po chwili mu podałem, a on oddał ją czarownicy - nawet się nie odzywając 
obróciłem się za siebie podziwiając otoczenie 

- Próbowałam przecież wcześniej w niej coś znaleźć, ale nie było tam 
niczego co mogłoby nam pomóc - powiedziała tłumacząc się  

- Może szukaliśmy nie tego co trzeba - wtrąciłem spoglądając ponownie  
na nią - Elijah powiedział, że białe strony zostały zakodowane, a więc 
wyciągaj enigmę i do roboty - posłałem jej uśmiech 

- Zobaczę co da się zrobić, ale niczego nie obiecuję - spojrzała na księgę 
trzymaną w ręku 

- Możemy spróbować ci pomóc - odezwał się oferując swoją pomoc Rick 

Pewnie, ponieważ nie miałem niczego ciekawszego do roboty jak 
przesiadywanie na herbatce u czarownicy przeglądając z nią stare, pokryte 
kurzem księgi. Spojrzałem jedynie na niego pytająco, a kiedy swój wzrok 
przeniosła na mnie Bonnie kiwnąłem głową potwierdzając słowa mojego 
przyjaciela. 

- W porządku - odparła ruszając do drzwi, po czym po chwili przekroczyła 
próg swoich drzwi, a za nią do domu wszedł Alaric. Niestety ja nie byłem 
wcześniej zaproszony, więc niewidzialna ściana zatrzymała mnie przed 
progiem   

- Zrobisz coś z tym? - spojrzałem na nią z wyrzutem  

- Żebyś zabił mnie następnego dnia jak tylko powiem ci, że jednak nie 
udało mi się niczego znaleźć? - zapytała  

- Nie mów, że czujesz się tak bardzo przeze mnie osaczona - rzuciłem 
kładąc ręce na dwóch stronach framugi drzwi posyłając jej jeden z moich 
olśniewających uśmiechów 

- Ciesz się, że w ogóle ci pomagam, ale na tym dosyć - odparła zamykając 
za sobą drzwi 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

X

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

421

 

 

- Jak sobie chcesz i tak nawet nie miałem na to ochoty - rzuciłem 
odchodząc od domu pozostawiając wszystko w rękach mojego przyjaciela  
i czarownicy  

 

**Meredith**  

 

 

Na dworze pomimo popołudnia panowała słoneczna pogoda i tylko 

niewielki pierścień sprawiał, że mogłam chodzić po ulicy bez skrępowania. 
Zaczynałam ponownie odczuwać głód, a najwidoczniej ludzkie jedzenie 
nie dostarczało mi tylu potrzebnych składników co świeża krew. Ruszyłam 
w kierunku parku, do którego przyciągnęły mnie odgłosy ludzi. Trzymając 
księgę w prawej ręce szłam przed siebie główną ścieżką. Moją uwagę 
przykuł rozłożysty klon, pod którym po chwili usiadłam. Dookoła panował 
wrzask i szum, ale moje zmysły szybko je wyciszyły zlepiając w jedną 
masę nic nieznaczących dźwięków. Otworzyłam księgę na jednej z pustych 
stron nie wiedząc kompletnie jak mam się do tego zabrać.    

Czując się w tym momencie odrętwiała zamknęłam oczy próbując 
odnaleźć równowagę. Wszystko było dobrze, gdy przestawałam myśleć 
poddając się swoim zmysłom. Niestety fakt, że nigdy do końca nie będę 
mogła się wyłączyć gdzieś mocno był we mnie zakorzeniony.                    
Z marazmu wyrwało mnie jedynie to, że nie słyszałam już żadnych 
dźwięków. Rozejrzałam się dookoła siebie i dopiero teraz zauważyłam,    
że na dworze było już ciemno. Jak długo mogłam tak siedzieć?, ale          
co znaczył jeden taki dzień w życiu wampira skoro jutro będzie kolejny      
i kolejny, aż do nieskończoności?.  

Przeraźliwa wizja przyszłości sprawiała, że znowu wróciłam myślałam    
do miejsc, do których nigdy nie powinnam wracać. Szybka retrospekcja 
Mystic Falls z 1864 roku przeleciała przez mój umysł, a następnie 
zobaczyłam Katherine z długimi kłami i płynącymi dwoma stróżki krwi    
z jej ust. Po chwili wizja w moim umyśle zaczęła się zmieniać.          

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

X

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

422

 

 

Włosy panny Pierce zaczęły blednąć przybierając kolor płynnego złota.   
Tą dziewczyną nie była już Katherine tylko ja.                                         
Nie wiedziałam jak mogłam do tego doprowadzić?. Pierwsza myśl zaczęła 
przebijać się przez mój umysł zalewając mnie kolejnymi pytaniami 
przynoszącymi coraz więcej bólu. Damon miał rację stałam się potworem, 
socjopatką tylko dlatego, że chciałam jedynie czegoś pięknego. Fala bólu 
rozlała się wewnątrz mnie doprowadzając do rozpaczy, a łzy same zaczęły 
płynąc po moich policzkach. Wiedziałam, że nie powinnam sobie tego 
wszystkiego przypominać i doprowadzać, by ludzkie uczucia przejmowały 
nade mną kontrolę. Zaczęłam mocniej oddychać próbując odepchnąć to   
od siebie jak najdalej.   

Spojrzałam na przepiękny księżyc w pełni, który miałam wrażenie po raz 
kolejny był świadkiem mojej klęski. Chciałam wstać, kiedy spojrzałam    
na księgę. Pod wpływem łuny księżyca niewidoczne pismo zaczęło 
pojawiać się na papierze. Nie mogłam uwierzyć, że przez przypadek udało 
mi się rozszyfrować ukryte przez czarownice informacje. Nie wiedząc     
co tak naprawdę zdradza księga wolałam to zatrzymać dla siebie. Wstałam 
z ziemi, a głód znowu zaczął przejmować nade mną kontrolę. Właśnie tego 
potrzebowałam, by znowu móc się wyłączyć. Na szczęście z każdym 
łykiem krwi było to coraz łatwiejsze.  

Po raz kolejny odpychając od siebie uczucia, których nie chciałam już czuć 
szłam odrętwiała przed siebie. Do moich uszu doszedł śmiech, szybko 
zlokalizowałam moje ofiary. Chłopak z dziewczyną siedzieli na ławce 
objęci, śmiejący się i najwyraźniej zakochani.                                    
Znalazłam się przy nich w wampirzym tempie wyprana z wszelkich emocji 
pragnąc jedynie krwi. Bez zbędnego zagadnięcia usiadłam na ławce 
wbijając swoje kły w szyję chłopka. Dziewczyna zaczęła krzyczeć            
rzucając się do ucieczki. Jego martwe ciało osunęło się na ławce,                
a ja przesunęłam językiem po moich ustach czując metaliczny smak krwi. 
W wampirzym tempie odnalazłam dziewczynę biegającą bez orientacji    
po ciemnym parku, która połknęła się i upadła na ziemię. 

- Proszę cię, nie rób mi krzywdy - rzuciła patrząc na mnie, ale ja tego nie 
czułam, jej strachu, bólu, a jedynie pompującą przez serce krew 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

X

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

423

 

 

- Csssii - przyłożyłam palec do swoich ust - Przez ten dramatyzm psujesz 
całą zabawę - dodałam z kamienną twarzą 

Dziewczyna nie zdążyła nawet zareagować, gdy znalazłam się przy niej 
wbijając w jej tętnice szyjną kły, a jej martwe ciało rzuciłam na ziemię. 
Wytarłam usta chusteczką higieniczną, którą miałam w tylniej kieszeni 
spodni, a następnie podniosłam księgę leżącą przez to całe zamieszanie    
na ziemi.   

- Czyż to nie była romantyczna śmierć? - zapytałam na głos choć było 
pewne, że nikt mi nie odpowie - Chyba tak - rzuciłam znikając z tego 
miejsca  

 

**Damon**  

 

 

Wróciłem ponownie do baru, pomimo tego, że nie miałem żadnej 

informacji od Eleny, żeby działo się dzisiaj coś szczególnego. 
Przywołałem kelnerkę ruchem ręki, a kiedy już miałem złożyć zamówienie 
zobaczyłem obok siebie siadającą na krześle Rebekah. 

- Kogo to diabli przynieśli? - rzuciłem spoglądając na nią 

- Weź się zatkaj - odpowiedziała - Whisky - rzuciła do zmieszanej kelnerki 

- Dwie - uśmiechnąłem się do niej, a dziewczyna lekko przestraszona 
odeszła od nas  

- Panna nikczemna nie w humorze?, a myślałam, że nic nie może 
wyprowadzić cię z równowagi - ponownie spojrzałem na nią 

- Nie mam ochoty na żarty - wzięła jednego drinka pozostawionego przed 
chwilą przez pracującą w Grillu dziewczynę, po czym upiła łyka - Boże jak 
ty to możesz pić?! - odparła ze skwaszoną miną 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

X

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

424

 

 

- Jakoś daje radę - podniosłem swój kieliszek do góry upijając haust 
whisky  

- Nie myśl, że będę się tobie zwierzać - odparła pospiesznie, po czym 
pojawi się przy niej chłopak z kasztanowymi włosami - Oddałeś? - 
zapytała spoglądając na niego 

- Nie miałem innego wyboru, jakoś nie chcę przeleżeć kolejnych stuleci   
w trumnie. Sama wiesz, że by nie odpuścił, ale znajdę inny sposób - dodał 
spoglądająca na Rebekah - Przynajmniej nie musimy tam teraz mieszkać - 
dorzucił ignorując mnie  

- Cudownie, a więc jeszcze załatwiłeś przeprowadzkę? - rzuciła 
zdenerwowana 

- Możemy teraz żyć jak chcemy, a jak widać jego obsesja na jej punkcie 
przysłania dawne przywiązanie do rodziny - powiedział zabierając 
kieliszek z whisky od Rebekah 

Zacząłem się śmiać pod nosem słysząc ich rozmowę. 

- A ty z czego się śmiejesz masz za dużo zębów? - spojrzała na mnie 
wampirzyca - Jak słyszę przez Meredith wylądowaliście na bruku,            
aż dziwnie, że wyrolowała dwa Pierwotne wampiry - dopowiedziałem 

- Kto to? - zapytał chłopak wskazując na mnie 

- Nikt ważny Kol, to tylko osiedlowy głupek Damon Salvatore - dodała   
ze złośliwym uśmiechem 

- Faktycznie to nikt ważny - odparł Kol z uśmiechem przechodząc obok 
mnie w kierunku bilarda 

- Wiesz co, powiem ci coś i uznaj to za dobrą radę - rzuciła wstając             
z krzesła Rebekah - Chcesz coś zrobić dobrze to zabierz Meredith od 
mojego brata za nim będzie za późno. Ja mam to już gdzieś, ale ty chyba 
nie zrezygnujesz z czegoś czego tak bardzo pragniesz?! - dopowiedziała 
ruszając w stronę swojego brata 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

X

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

425

 

 

**Meredith**  

 

 

Wróciłam z powrotem do rezydencji. Trzasnęłam drzwiami idąc    

w kierunku głównego pokoju, w którym palił się ogień w kominku. 
Zobaczyłam Klausa siedzącego na kanapie ze szkicownikiem w ręku. 
Przechodząc obok niego położyłam księgę na stoliku siadając na 
przeciwległym krańcu sofy patrząc przed siebie.   

- Gdzie byłaś? - spytał po chwil spoglądając na mnie 

- Wszędzie - odparłam siadając bokiem na kanapie - Myślałam, że już 
nigdy nie będę czuła się zmęczona - rzuciłam kładąc głowę na oparciu 
kanapy, a on uśmiechnął się słysząc moje słowa w dalszym ciągu rysując 
coś na kartkach 

Zamknęłam oczy, a gdy ponownie je otworzyłam zobaczyłam leżący       
na stoliku sztylet. 

- Znalazłeś go - powiedziałam zmęczonym głosem 

- Chyba w to nie wątpiłaś?! - rzucił pewny siebie 

- Dzisiaj chyba z cztery razy usłyszałam, że bardziej zależy ci na mojej 
krwi niż na mnie i wszyscy święcie w to wierzą - odparłam spokojnie 
patrząc cały czas na sztylet  

- A ty w co wierzysz? - zapytał, a ja spojrzałam smutno na niego 

- Nigdy nie akceptowałam tego co robisz, ale dzisiaj bardziej niż 
kiedykolwiek jestem w stanie cię zrozumieć. Powiedziałeś kiedyś,            
że jesteśmy do siebie podobni i wtedy tego nie dostrzegałam, ale teraz 
wiem, że to prawda. Staramy się zagłuszyć to co tak naprawdę czujemy, 
całe cierpienie, z którym sami nie możemy sobie poradzić i właśnie to 
sprawia, że traktujesz mnie inaczej, ale pytanie polega na tym czy czujesz 
moje cierpienie? - popatrzyłam w jego stronę 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

X

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

426

 

 

- Dlaczego myślisz, że właśnie tego bym chciał? - zapytał 

- Bo jeśli cierpisz to i potrafisz kochać - odparłam - Nauczyłam się 
jednego, że ludzie mają dwa oblicza. Dobro i zło, przeszłość i przyszłość, 
dlatego musimy akceptować oba u kogoś kogo kochamy niezależnie kim 
jest i co robi. Pozwalasz mi dostrzec to jaki jesteś naprawdę, bo sam tego 
chcesz inaczej byś mi nie pozwolił na inne rzeczy. Chronisz mnie na swój 
własny sposób. Chciałabym wierzyć, że to wszystko dzieje się dlatego,    
że ci na mnie zależy - powiedziałam cały czas patrząc mu w oczy, a on 
usiadł bliżej mnie  

- Ale nie możesz? - zapytał ponownie przenosząc swój wzrok na mnie 

- Największy problem polega na tym, że ja nie potrafię ufać już nikomu. 
Wszyscy mają rację nigdy do końca się nie wyłączę - pokręciłam głową 
czując jak po mojej twarzy płyną łzy - i nigdy nie będę inna niż teraz,   
więc na czym bardziej ci zależy na mnie czy na mojej krwi? -                    
w wampirzym tempie znalazłam się przy stoliku chwytając za sztylet 
przykładając go sobie do gardła, a on w ułamku sekundy stanął przy mnie 

- Co jeśli powiem, że na samym początku najważniejsza była wyłącznie 
twoja krew, ale później... - zaczął mówić dalej - zrobiłem więcej niż 
potrzeba tylko i wyłącznie dla ciebie - powiedział patrząc na mnie 

- Wiem, ale chciałam to usłyszeć. Nigdy nie będę lepsza, nigdy nie będę 
twardsza i bardziej wytrzymała - mówiłam dalej zabierając nóż od mojego 
gardła, który po chwili wypadł z mojej ręki upadając na ziemię 

- Jesteś silniejsza niż kiedykolwiek ci się wydawało i ty też dobrze o tym 
wiesz - dodał  

Nie zaprzeczyłam, a jedynie zrobiłam krok przed siebie przytulając się    
do niego, a dopiero po chwili poczułam, że on też mnie mocno przytulił. 
Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, jeszcze przed godziną zabiłam z 
zimną krwią dwoje ludzi, a teraz najwidoczniej odczuwałam cały ból, 
którego się bałam. Musiałam komuś ufać bez względu na wszystko.    
Może w tym był mój największy problem, a ten cały przełącznik pomiędzy 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

X

X

I:

 Me

re

d

ith

 P

ie

rc

e

 -

 n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

427

 

 

byciem wampirem, a odczuwaniem wszystkich emocji wypalał się 
ukazując moje prawdziwe cierpienie.  

 

Ciąg dalszy nastąpi…