background image

 

CO

RB

IS

_FOT

OCHANNELS

prawnik

Piątek – niedziela | 2–4 stycznia 2015

Sztuka 

kształcenia

Nie wszystkie 

uczelnie powinny 

mieć możliwość 

prowadzenia 

studiów 

prawniczych. 

Prawnikiem zaś 

naprawdę nie 

musi zostawać 

każdy, komu się 

to zamarzy i kto 

ma wystarczająco 

dużo pieniędzy 

– pisze prof. Cezary 

Kosikowski

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               1 / 8

background image

 

C2

 

„Prawnik” powstaje we współpracy z   

Krajową Radą Sądownictwa

   

Naczelną Radą Adwokacką 

 

Krajową Radą Komorniczą

   

Krajową Radą Notarialną

 

 

Krajową Izbą Doradców Podatkowych 

 

Krajową Radą Radców Prawnych

Prezentowany komentarz przybliża 

zagadnienia prawne dotyczące go-

spodarki odpadami. Na początku 2013 

r. weszła w życie nowa ustawa, któ-

ra implementuje kilkanaście dyrek-

tyw unijnych,  wymusza modyfikacje 

w samych procesach technologicznych 

związanych z gospodarką odpadami  

oraz zmienia wymogi formalnopraw-

ne w tym zakresie. Autorzy przybliżają 

czytelnikom skomplikowane regulacje 

dotyczące m.in. uprawnień potrzeb-

nych do gospodarowania odpadami, 

wymaganych ewidencji i sprawozdaw-

czości czy zasad składowania śmieci. 

Nowe zagadnienia prawne są omawia-

ne na tle dotychczas obowiązujących 

przepisów i przy uwzględnieniu waż-

nych interpretacji Ministerstwa Śro-

dowiska. Prezentowanego komentarza 

nie powinno zabraknąć zarówno na 

półkach adwokatów i radców prawnych 

obsługujących firmy zajmujące się ob-

rotem śmieciami, jak i w gabinetach 

starostów i wójtów. Zmienione zasady 

systemu gospodarki odpadami powin-

ny być bowiem dobrze znane szcze-

gólnie urzędnikom samorządowym. 

AM

Polskie prawo dalekie jest od plurali-

zmu w kwestii regulacji związków oso-

bistych. Na gruncie krajowym prawnie 

zinstytucjonalizowane jest tylko trady-

cyjnie rozumiane  małżeństwo, a regu-

lacje dotyczące nieformalnego pożycia 

mają charakter wyjątkowy i fragmen-

taryczny. W ostatnich latach dyskusje 

nad wprowadzeniem zarejestrowane-

go związku partnerskiego przybierają 

jednak na sile.

Monografia „Zarejestrowany zwią-

zek partnerski a małżeństwo” jest tego 

najlepszym dowodem. Wobec braku 

krajowych unormowań w tym przed-

miocie autor skupił się na analizie roz-

wiązań prawa obcego. W pierwszej ko-

lejności omówił przepisy przyznające 

partnerom najmniej uprawnień (mo-

del francuski), a następnie przedstawił 

rozwiązania bardzo zbliżone do regu-

lacji prawnej małżeństwa (model nor-

dycki). W jednym z rozdziałów pokusił 

się także o krytyczną analizę polskich 

projektów ustaw o związkach partner-

skich, które miały okazję ujrzeć światło 

dzienne. A na koniec, w ramach postu-

latów de lege ferenda, zaproponował 

model zarejestrowanego związku oso-

bistego dla Polski. Z oczywistych wzglę-

dów książka skierowana jest bardziej 

do pracowników naukowych aniżeli do 

praktyków.  

PS

biblioteka

 

prawnika

Komentarz do 

ustawy o odpadach

Związek partnerski 

jak małżeństwo 

Łukasz Budziński, 

Aneta Mostowska, 

Joanna Wilczyńska 

„Ustawa o odpadach. 

Komentarz”, 

Warszawa 2014,  

wyd. C.H. Beck 

Jakub Pawliczak, 
„Zarejestrowany 

związek partnerski 

a małżeństwo”, 

Warszawa 2014,  

wyd. Wolters Kluwer 

Polskim sędziom na wszystkich szcze-

blach wymiaru sprawiedliwości oraz 

w Trybunale Konstytucyjnym nie bra-

kuje pracy. Od początku transforma-

cji ustrojowej przyjęło się, że jeśli nie 

wiadomo komu powierzyć załatwianie 

danej kategorii spraw, najlepiej tym 

zadaniem obarczyć sądy. Tym sposo-

bem do sądów wpływa rocznie już po-

nad piętnaście milionów spraw. Moż-

na powiedzieć, że sądownictwo padło 

ofiarą własnego sukcesu. Skoro coraz 

więcej spraw ustawodawca kieruje do 

rozstrzygania na drodze sądowej, moż-

na to traktować jako wyraz zaufania do 

władzy sądowniczej. W praktyce to jed-

nak przede wszystkim transfer na sądy 

niemałej odpowiedzialności, często bez 

zapewnienia odpowiednich warunków 

do radzenia sobie z nowymi zadaniami.

Doskonałym studium tego zjawiska 

stały się ostatnie wybory samorządo-

we. Odpowiedzialnością za problemy 

z systemem informatycznym, a tak-

że za rzekome nieprawidłowości przy 

liczeniu głosów obarczono – głosami 

polityków i dziennikarzy – Państwową 

Komisję Wyborczą składającą się z sę-

dziów najważniejszych sądów i trybu-

nałów. Zapewne tak się musiało stać, 

bo PKW jest instytucją formalnie od-

powiedzialną za organizację i sprawny 

przebieg wyborów. Taka rola Komisji 

jest efektem modelu przyjętego przez 

ustawodawcę już ćwierć wieku temu. 

Wtedy, w warunkach rodzącej się do-

piero demokracji, powierzenie nieza-

leżnym sędziom jak najszerszej odpo-

wiedzialności za organizację wyborów 

było najlepszym możliwym rozwiąza-

niem. Po kilkunastu latach należało 

jednak się zastanowić, czy taki model 

jest też najbardziej efektywny i doko-

nać niezbędnych korekt. Potrzebna była 

zwłaszcza refleksja, na ile sędziowie 

powinni ponosić odpowiedzialność za 

techniczne aspekty organizacji wybo-

rów, np. system informatyczny, groma-

dzenie protokołów czy zliczanie zbior-

czych wyników. 

Do refleksji powinien skłaniać rów-

nież fakt, że na tle innych państw 

europejskich polski model admini-

stracji wyborczej charakteryzuje się 

nadzwyczaj rozbudowanym zakresem 

odpowiedzialności władzy sądowni-

czej. Owszem, w wielu państwach do 

sędziów należy nadzór nad prawidło-

wością przebiegu wyborów, ale już nie 

odpowiedzialność za ich organizację od 

strony technicznej. W Niemczech na 

czele struktury administracji wyborczej 

stoi minister spraw wewnętrznych. Ze 

względu na federalną strukturę pań-

stwa niemieckiego występuje w zasa-

dzie siedemnastu szefów administracji 

wyborczej – federalny minister spraw 

wewnętrznych oraz ministrowie spraw 

wewnętrznych w szesnastu krajach 

związkowych (landach). Ministrowie 

nie wykonują jednak bezpośrednio za-

dań związanych z organizacją wyborów, 

ale czynią to powoływani i odwoływa-

ni przez szefów resortów spraw we-

wnętrznych – komisarze wyborczy. Ich 

liczba i kompetencje również odzwier-

ciedlają federalną strukturę państwa 

– najważniejszą rolę pełni federalny 

komisarz wyborczy (Bundeswahlleiter) 

oraz Federalna Komisja Wyborcza. Od-

powiedniki tych organów funkcjonu-

ją na poziomie wszystkich szesnastu 

krajów związkowych. Jeśli chodzi o fe-

deralnego komisarza wyborczego, to 

istnieje pewna niepisana reguła, że zo-

staje nim prezes Federalnego Urzędu 

Statystycznego. Wynika to z założenia, 

że obie funkcje w istocie sprowadzają 

się do wypełniania podobnych zadań 

polegających głównie na gromadze-

niu i publikowaniu informacji staty-

stycznych.

Model instytucjonalny administra-

cji wyborczej we Francji opiera się na 

schemacie, w którym wiodącą rolę or-

ganizacyjną i techniczną pełni admini-

stracja rządowa, ale pod nadzorem nie-

zależnego organu. Organizacją procesu 

wyborczego zajmuje się minister spraw 

wewnętrznych, który w ramach scen-

tralizowanej struktury francuskiej ad-

ministracji publicznej czuwa nie tylko 

nad przebiegiem wyborów ogólnokra-

jowych, lecz także wyborów lokalnych. 

Resort spraw wewnętrznych odpowiada 

za przygotowanie głosowania, produk-

cję materiałów wyborczych oraz podli-

czenie i ogłoszenie wyników wyborów. 

Organem nadzoru nad przebiegiem 

procesu wyborczego jest natomiast 

Rada Konstytucyjna, czyli odpowiednik 

polskiego Trybunału Konstytucyjnego.

Holandia jest kolejnym typowym 

przykładem administracji wyborczej 

opartej na modelu mieszanym, gdzie 

funkcje związane z organizacją i prze-

prowadzeniem wyborów wypełnia ad-

ministracja rządowa pod nadzorem or-

ganów sądowych czy quasi-sądowych. 

Centralną rolę w holenderskim syste-

mie wyborczym odgrywa Rada Wybor-

cza działająca pod auspicjami mini-

stra spraw wewnętrznych. Rada składa 

się z siedmiu członków powołanych 

przez ministra. W trakcie urzędowa-

nia cieszą się oni dużą niezależnością. 

Również w Wielkiej Brytanii Komisja 

Wyborcza działa jako niezależny organ 

administracji państwowej. Pozostaje 

natomiast pod nadzorem parlamen-

tarnym sprawowanym przez specjalny 

komitet składający się z deputowanych 

do Izby Gmin.

W dojrzałych europejskich demokra-

cjach rola sędziów w procesie wybor-

czym ogranicza się zatem do kontroli 

jego prawidłowości i zgodności z prze-

pisami. To rola najbardziej adekwatna 

do statusu, ustrojowej roli i kwalifi-

kacji merytorycznych przedstawicieli 

władzy sądowniczej. W polskim przy-

padku formalna odpowiedzialność 

PKW jest znacznie szersza. Nawet jeśli 

czynności techniczne związane z wy-

borami bezpośrednio koordynuje Kra-

jowe Biuro Wyborcze, podległe PKW, 

to w powszechnym odbiorze wszelkie 

niedociągnięcia i błędy obciążają kon-

to Państwowej Komisji Wyborczej. To 

PKW musiało się tłumaczyć z nieudol-

nego zarządzania kontraktem informa-

tycznym czy braku planu awaryjnego 

na wypadek klapy systemu elektronicz-

nego wspomagania liczenia głosów. 

Sędziowski skład organów admini-

stracji wyborczej nawiązuje do rozwią-

zań stosowanych jeszcze w II Rzeczy-

pospolitej. Od tego czasu jednak proces 

wyborczy się zmienił, a przede wszyst-

kim skomplikował. Sprawny przebieg 

wyborów zależy już nie tylko od dzia-

łania zgodnego z  prawem, ale i od 

efektywnego zarządzania aparatem 

wyborczym, zapleczem technicznym 

oraz informatycznym, a także dobrej 

komunikacji ze społeczeństwem. Trud-

no oczekiwać, że sędziowie wchodzący 

w skład PKW nagle staną się wybit-

nymi ekspertami od kontraktowania 

usług informatycznych, zarządzania 

ryzykiem czy zarządzania projektami. 

Ich zadaniem powinno być stanie na 

straży zgodnego z prawem przebiegu 

wyborów. Wszelkie techniczne zadania 

związane z wyborami należy w związku 

z tym, możliwie jak najszybciej, prze-

kazać wyodrębnionemu, samodzielne-

mu organowi o profilu urzędniczym, 

a nie sędziowskim. To punkt wyjścia 

dla odbudowy społecznego zaufania do 

wyborów, a jednocześnie uwolnienia 

przedstawicieli władzy sądowniczej od 

realizacji zadań, które dalece wykracza-

ją poza wymierzanie sprawiedliwości 

i rozstrzyganie problemów prawnych.

felieton

 

na początek

Czy sędziowie naprawdę muszą 

być od wszystkiego?

Trudne 

doświadczenia 

ostatnich wyborów 

samorządowych każą 

się zastanowić, czy 

to sędziowie powinni 

być w dalszym ciągu 

obciążeni główną 

odpowiedzialnością za 

organizację wyborów

Nie należy 

oczekiwać, 

że sędziowie 

wchodzący w skład 

PKW nagle staną 

się wybitnymi 

ekspertami od 

kontraktowania 

usług 

informatycznych, 

zarządzania 

ryzykiem czy 

zarządzania 

projektami

dr dawid Sześciło

adiunkt w zakładzie Nauki 

administracji na wydziale Prawa 

i administracji Uniwersytetu 

warszawskiego

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               2 / 8

background image

 

prawnik 

 2–4 stycznia 2015 nr 1 (3894)  

gazetaprawna.pl

Dominika 

Bychawska-

-Siniarska

koordynatorka 
projektu „Europa 
Praw Człowieka” 
Helsińskiej Fundacji 
Praw Człowieka

prosto

 

ze Strasburga

Europejski Trybunał Praw 

Człowieka 16 grudnia 2014 r. 

wydał wyrok w sprawie Chbi-

hi Loudoudi przeciwko Belgii 

dotyczący muzułmańskiej ro-

dziny, której władze odmówi-

ły uznania adopcji dziecka na 

podstawie islamskiej umowy 

kafala zawartej w Maroku.

Skargę wniosła para Belgów 

arabskiego pochodzenia, która 

chciała adoptować niepełno-

letnią siostrzenicę (skarga nr 

52265/10). Małżeństwo zawarło 

umowę z biologicznymi rodzi-

cami dziecka, którzy przekaza-

li im opiekę. W potwierdzonej 

przez marokańskiego sędziego 

kafali zapisano, że nowi opie-

kunowie dziewczynki mają 

obowiązek „dbać o jej interesy, 

zapewniać jej potrzeby życio-

we, podróżować z nią, sprawo-

wać nad nią pieczę w Maroku 

i za granicą oraz zapewnić jej 

mieszkanie podczas pobytu 

poza rodzimym krajem”.

W maju 2009 r. para wystą-

piła o adopcję, wniosek został 

jednak oddalony. Sądy belgij-

skie uznały, że umowa kafala 

dotyczyła wyłącznie opieki nad 

dziewczynką, a nie jej adop-

cji. Pozwolenie na tę ostatnią 

doprowadziłoby do powstania 

nowej relacji prawnej pomię-

dzy opiekunami a dzieckiem, 

nieprzewidzianej w umowie 

marokańskiej. Skarżący zwró-

cili się o przyznanie im pomo-

cy prawnej z urzędu w celu 

wniesienia apelacji. Nie zo-

stała ona przyznana im ze 

względu na znikome szanse 

powodzenia apelacji. 

Od przyjazdu do Belgii nie-

pełnoletnia dziewczynka po-

siadała kartę tymczasowego 

pobytu, przedłużaną regular-

nie. Po zakończeniu niesku-

tecznego postępowania adop-

cyjnego przez siedem miesięcy 

pozostawała w Belgii bez pra-

wa pobytu. Jej pierwsza pró-

ba uzyskania karty stałego 

pobytu została odrzucona ze 

względu na zbyt krótki okres 

zamieszkania w kraju. Dopiero 

w kwietniu 2014 r. przyznano 

jej bezterminową możliwość 

pozostania w Belgii. 

Trybunał w Strasburgu mu-

siał pochylić się nad skargą 

Belgów, w której wskazano, że 

brak uznania kafali w proce-

sie adopcyjnym naruszył pra-

wo do życia rodzinnego oraz 

sprawił, że dziewczynka po-

zostawała w niepewności co 

do prawa pobytu (art. 8 kon-

wencji). Sędziowie uznali, że 

relacja pomiędzy siostrzeni-

cą a małżeństwem Belgów 

mieściła się w pojęciu „życia 

rodzinnego”. Zauważyli, że 

adopcja dziecka w Belgii była 

w interesie dziecka, w celu 

zapewnienia dziewczynce 

posiadania jednych rodziców 

w obu krajach. Sądy belgij-

skie słusznie zauważyły, że 

adopcja w rozumieniu prawa 

belgijskiego wychodziła poza 

ramy marokańskiej umowy. 

W  konsekwencji mogłoby 

to doprowadzić do sytuacji, 

w której władze Maroka nie 

uznałyby sądowego posta-

nowienia o adopcji z Europy. 

Strasburscy sędziowie dodali 

również, że skarżący nie wy-

kazali żadnych niedogodności, 

jakich mieli doznać w związku 

z brakiem możliwości adopcji 

dziewczynki. 

Odnosząc się do legalizacji 

pobytu dziewczynki, trybunał 

uznał, że mogła ona przeby-

wać w Belgii bez większych 

utrudnień. W tym czasie mo-

gła swobodnie podróżować do 

Maroka do swojej rodziny bio-

logicznej. ETPC dodał, że nie-

pełnoletnia zintegrowała się 

ze społeczeństwem belgijskim, 

kończąc szkołę ponadpodsta-

wową bez problemów. Sędzio-

wie przypomnieli, że konwen-

cja nie gwarantuje prawa do 

konkretnego statutu rezyden-

ta, a jedynym utrudnieniem, 

jakiego doświadczyła dziew-

czynka podczas siedmiomie-

sięcznego przebywania bez 

karty, było uniemożliwienie 

jej uczestniczenia w  szkol-

nej wycieczce. Tym samym 

w sprawie nie dopatrzono się 

naruszenia art. 8 konwencji. 

Umowy kafala coraz częściej 

stają się podstawą spraw kie-

rowanych do ETPC. Państwa 

członkowskie różnie podcho-

dzą do ich statusu w krajo-

wych systemach prawnych. 

Z tych względów coraz częściej 

pojawiają się głosy o potrze-

bie uregulowania problemu 

w dyrektywach UE z 2003 r.

i 2004 r. dotyczących połącze-

nia rodzin oraz prawa do swo-

bodnego przemieszczania się 

i zamieszkania przez człon-

ków rodziny na terenie państw 

członkowskich.  

Islamska umowa opieki nierówna adopcji

Ewa Maria Radlińska
ewa.radlinska@infor.pl

K

ariera Wojciecha Hermeliń-

skiego, nowego szefa PKW 

to pasmo sukcesów, którymi 

można byłoby obdzielić kilka 

osób. Ale Hermeliński nigdy 

nie szedł na łatwiznę. Można było się 

o tym przekonać choćby ostatnio, gdy 

Trybunał Konstytucyjny rozpatrywał 

sprawę uboju rytualnego. Sędzia Her-

meliński, jako członek składu orzekają-

cego, w zdaniu odrębnym przestrzegał, 

że TK „otworzył drogę do uboju w celach 

komercyjnych”.

Nie pierwszy raz było mu nie po dro-

dze z większością sędziów TK. Pół roku 

temu w kontrowersyjnej sprawie inwi-

gilowania obywateli przez służby tak-

że był nieustępliwy. I stanął po stro-

nie obywateli, a nie aparatu państwa. 

Uznał, że billingi powinny być uznane 

przez trybunał za ostateczny środek 

dla służb specjalnych. Opowiedział się 

również za niekonstytucyjnością pod-

słuchiwania przedstawicieli zawodów 

zaufania publicznego.

Ten temat jest mu bliski. Choćby 

dlatego, że wykonywał niemalże każdy 

z prawniczych zawodów. I każdy z po-

wodzeniem.

– Tak. Miałem szczęście poznać tajni-

ki prawie wszystkich zawodów prawni-

czych. Byłem prokuratorem, adwokatem, 

radcą prawnym, sędzią. Nie byłem nota-

riuszem – wymienia sędzia Hermeliński.

Zdradza przy tym, że gdy szykował się 

na studia, prawo z pewnością nie było 

jego wymarzonym kierunkiem. 

– Do końca liceum nie wiedziałem, co 

chcę robić w życiu. Na prawo namówił 

mnie ojciec, który był adwokatem i radcą 

prawnym. To był dobry wybór – tak teraz 

wspomina swoje początki. 

Najpierw był więc Wydział Prawa Uni-

wersytetu Warszawskiego, ukończony 

w 1971 r. Następnie aplikacja prokura-

torska w Prokuraturze Wojewódzkiej 

w Warszawie i praca w stołecznej pra-

skiej prokuraturze rejonowej: w charak-

terze asesora, a następnie podprokura-

tora. A od 1984 r. palestra. 

– Mam duży sentyment do adwokatu-

ry. Wykonywanie tego zawodu pomaga 

mi także orzekać w Trybunale Konsty-

tucyjnym – mówi Wojciech Hermeliń-

ski. W palestrze dał się zauważyć jako 

nieprzeciętny prawnik, ale i osoba za-

angażowana w losy samorządu. Pełnił 

funkcję zastępcy sekretarza i wicedzie-

kana w Okręgowej Radzie Adwokackiej 

w Warszawie. Do 2006 r. był wicepreze-

sem Naczelnej Rady Adwokackiej. 

W środowisku adwokackim jest lu-

biany i ceniony. – Towarzyski, bezpo-

średni, dostępny dla innych, zaanga-

żowany w sprawy adwokatury, chętnie 

przychodzi na spotkania organizowane 

przez samorząd – mówi adwokat Andrzej 

Siemiński, doradca prezesa NRA, który 

z Wojciechem Hermelińskim koleguje 

się od lat. 

Przyznaje, że kilka miesięcy temu roz-

mawiał z Hermelińskim o jego przyszło-

ści po zakończeniu kadencji w Trybunale 

Konstytucyjnym, który jest przecież uko-

ronowaniem drogi prawniczej. 

– Namawiałem go wtedy na karierę 

naukową – mówi mec. Siemiński. – Nikt 

z nas wówczas nie przypuszczał, że poja-

wi się możliwość kierowania PKW – do-

daje.

W TK sędzia Hermeliński będzie orze-

kać do 6 listopada 2015 r., kiedy to koń-

czy się jego dziewięcioletnia kadencja. 

– Do tego czasu TK nie ucierpi na 

tym, że zostałem szefem PKW. Gdybym 

choćby podejrzewał, że tak może się stać, 

pewnie nie podjąłbym się tego wyzwa-

nia. Mój referat w trybunale to obecnie 

sześć czy siedem spraw, które oczeku-

ją na przedstawienie stanowisk przez 

uczestników postępowania. Dzięki nie-

ocenionej pomocy dwóch pań asysten-

tek, praca w trybunale idzie mi bardzo 

sprawnie. Po listopadzie będę zaś mógł 

całkowicie poświęcić się obowiązkom 

w PKW – planuje sędzia Hermeliński.

Sprawy wyborcze nie są dla niego no-

wością. Nie raz bowiem lądowały na wo-

kandzie TK. I tu Wojciech Hermeliński 

zaznaczył zresztą swoje zdanie, m.in. 

w kwestii kar za nieusunięcie plakatów 

wyborczych. 

– To dla adwokatury powód do dumy, 

że jej członek orzeka w TK. Mec. Herme-

liński był bardzo doświadczonym adwo-

katem i to na pewno przełożyło się na 

pewną swobodę i dobre odnalezienie się 

w realiach orzekania w trybunale – oce-

nia mec. Siemiński. Nie ma wątpliwo-

ści, że kolega z palestry także z nowym 

wyzwaniem sobie poradzi. Choć czasu 

wolnego przez najbliższe pięć lat nie 

będzie miał zbyt dużo. 

– Przy takim trybie życia trudno re-

alizować swoje pasje. A nawet kiedy 

czas się pojawia, często jestem zbyt 

zmęczony, by móc go aktywnie wyko-

rzystać. Lubię chodzić po Tatrach i foto-

grafować. I słuchać muzyki klasycznej. 

Ale w domu. Rzadko chodzę na koncerty 

– opowiada Hermeliński.

Przyznaje jednak, że okres go-

nitwy zawodowej powoli do-

biega końca. Kierowanie 

PKW traktuje jako swoją 

ostatnią misję.

– Dlatego raczej już 

nie mam marzeń za-

wodowych. Jestem re-

alistą. Za pięć 

lat skończę 

70 lat i  też 

skończy się 

moje szefo-

stwo w PKW. Nic więcej nie zrealizuję. 

Ale byłbym hipokrytą, gdybym nie przy-

znał, że moje życie zawodowe napawa 

mnie satysfakcją – mówi z uśmiechem. 

Dodaje, że to może paradoksalnie za-

brzmi, ale dobrze czuł się w roli proku-

ratora, ścigając przestępców, szczególnie 

sprawców ciężkich przestępstw, w które 

obfi towała Praga.

– Ale chyba o żadnym z moich po-

przednich zajęć nie mogę powiedzieć, 

że było tak fascynujące, jak praca w Try-

bunale Konstytucyjnym. Żal mi będzie 

stąd odchodzić – podkreśla.

FOT

. GRZEGO

RZ

 J

AKUBO

WSKI

/P

AP

Kierowanie Państwową 

Komisją Wyborczą jest 

ostatnią misją zawodową 

człowieka, który sięgał po 

wszystko. I jako prawnik 

niemal wszystko zdobył

PRENUMERATA:

Cena prenumeraty DZIENNIKA GAZETA PRAWNA: Wersja Standard – miesięczna (styczeń 2015 r.): 100,00 zł, styczeń–grudzień 2015 r: 1.146,00 zł. Wersja Premium – miesięczna 
(styczeń 2015 r.): 116,00 zł., styczeń–grudzień 2015 r: 1.347,00 zł. Wszystkie ceny brutto (zawierają 8% VAT). Więcej informacji na stronie www.gazetaprawna.pl/oferta2015

POSTAĆ TYGODNIA

Wojciech Hermeliński

Z togami w wielu kolorach

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               3 / 8

background image

 

C4

S

kończyć studia prawnicze… 

Od wieków było to (i jest 

nadal) marzeniem wielu 

młodych ludzi. Niewielu 

z nich zastanawiało się za-

pewne uprzednio nad tym, 

na czym te studia polegają, 

kto się na nie nadaje, czego i kto na nich 

uczy oraz jaki może być los absolwenta. 

Decyzja o wyborze kierunku zapadała 

raczej za sprawą wizerunku osób wyko-

nujących zawody prawnicze. Panowało 

bowiem powszechne przekonanie, że 

lepiej od prawników mają tylko osoby 

duchowne! Tymczasem w życiu bywa 

różnie, a studia prawnicze nie należą 

do najłatwiejszych. Zasadne jest więc 

pytanie, czy przyjęty obecnie system 

kształcenia prawniczego jest właściwy 

(efektywny, skuteczny) i może speł-

niać związane z nim oczekiwania? Aby 

to ocenić, trzeba odnieść się do kilku 

spraw. Po pierwsze, należy zwrócić uwa-

gę na  to, w jakich szkołach możliwe jest 

kształcenie przyszłych prawników i czy 

mają one ku temu warunki. Po drugie, 

jest to kwestia oceny poziomu kandy-

datów ubiegających się o przyjęcie na 

studia prawnicze oraz form rekruta-

cji na nie. Po trzecie, trzeba odnieść się 

do programów nauczania prawa oraz 

form ich realizacji. Po czwarte, musimy 

odnieść się do poziomu kadr nauczają-

cych prawa. Postarajmy się spojrzeć na 

te zagadnienia z punktu widzenia za-

chodzących w Polsce przemian ustro-

jowych i społecznych. Wtedy dopiero 

przekonamy się o tym, czy znajdujemy 

się obecnie we właściwym miejscu.

Bez bibliotek i kadry

Studia prawnicze zawsze były studiami 

uniwersyteckimi. Po wojnie wznowiły 

swoją działalność jedynie uniwersyte-

ty w Warszawie, Krakowie, Poznaniu 

i Wrocławiu. O tzw. szkole Duracza (któ-

ra na przełomie lat 40. i 50. kształciła 

partyjne kadry – red.) wolę nie wspomi-

nać. Rychło natomiast utworzono nowe 

uniwersytety z wydziałami prawa na 

czele (Łódź, Lublin, Toruń). Socjalizm po-

mógł też w utworzeniu uniwersytetów 

na Śląsku (Katowice) oraz na Pomorzu 

(Gdańsk i Szczecin). Potem poszło to już 

dalej (Opole, Rzeszów). W epoce Gierka 

niektóre uniwersytety tworzyły ponadto 

filie lub tzw. punkty konsultacyjne stu-

diów administracyjnych, lokalizując je 

zwłaszcza w miastach nowoutworzo-

nych województw (49). W III RP uni-

wersytety miały już Białystok i Olsztyn, 

Kielce, Zielona Góra, Bydgoszcz, chociaż 

nie wszędzie powstały wydziały prawa. 

W latach 90. XX w. zaczęto tworzyć tak-

że uczelnie prywatne. Na wielu z nich 

uruchomiono też studia prawnicze. 

Obraz zachodzących w opisywanym 

zakresie przemian jest więc pozornie 

pozytywny i powinien cieszyć. Tymcza-

sem nie sprawia radości. Decydenci po-

lityczni zapomnieli bowiem o tym, że 

szkoła wyższa nie może funkcjonować 

w oparciu o formułę: „magister-tabli-

ca-kreda”. Jeśli więc przydzielono lub 

nawet wybudowano dla nowej uczelni 

odpowiednie budynki, to nie potrafiono 

już zapewnić jej odpowiednio wyposa-

żonych bibliotek i właściwej kadry na-

uczycieli akademickich. Pozyskiwanie 

kadry odbywało się poprzez stosowanie 

atrakcyjnych zachęt (wille i mieszkania, 

gotówka na pierwsze wyposażenie, ta-

lony na samochody, praca dla członków 

rodziny oraz inne apanaże), ale profeso-

rowie uniwersytetów z Wilna i Lwowa 

wybierali nowe miejsca pracy według 

innych kryteriów.

W  socjalizmie próbowano też na 

różne sposoby przyspieszać kształ-

cenie nowych kadr nauczycie-

li akademickich. Przyniosło to ra-

czej więcej szkód niż pożytku 

(np. poprzez manipulacje w zakresie 

stopni i tytułów naukowych, powoły-

wanie tzw. docentów marcowych). Do-

piero uwolnienie rynku spowodowa-

ło, że nauczyciele akademiccy mogli 

podejmować pracę w dowolnej liczbie 

szkół. Na wagę złota okazali się wówczas 

emerytowani profesorowie, dzięki któ-

rym tworzono tzw. minimum kadrowe 

wymagane przy uruchamianiu nowych 

kierunków studiów. Wtedy nikomu nie 

przeszkadzało to, że niejeden profesor 

miał już ponad 90 lat i z pewnością sam 

nie trafiłby nawet do zatrudniającej go 

szkoły! Z czasem zaczęto ograniczać roz-

miary tego zjawiska, ale  nie zlikwido-

wano go do końca. W rezultacie mamy 

dzisiaj setki szkół wyższych, nawet  z do-

brymi budynkami i niezłym wyposaże-

niem komputerowym, lecz z miernymi 

zasobami zbiorów bibliotecznych, a tak-

że z kadrą nauczających, których czasa-

mi nikt nigdy nie widział w szkole na 

oczy! Pocieszającym jest natomiast to, 

że potrzebę nauczania, niektórych cho-

ciażby przedmiotów prawa, dostrzeżono 

na różnych kierunkach studiów nie-

prawniczych (administracja, ekonomia, 

zarządzanie, finanse, bezpieczeństwo 

i ochrona, medycyna, studia technicz-

ne). Znajomości prawa nigdy nie jest za 

dużo, ale aby go nauczać, trzeba mieć 

dobre kadry i biblioteki.

Nie dla wrogów ludu

O prawdziwej rewolucji w nauczaniu pra-

wa możemy mówić wtedy, gdy porów-

namy, kto dawniej i obecnie ubiega się 

o przyjęcie na studia prawnicze oraz jak 

przebiega rekrutacja na te studia. Po woj-

nie trafiało na nie nadal niewielu. Tylko 

nieliczni mogli legitymować się posia-

daniem świadectwa maturalnego, na-

wet tego uzyskanego po uczestnictwie 

na tajnych zajęciach w okresie okupacji. 

W wyniku wojny „młodzież szkolna” się 

zestarzała, bo nauka była zabroniona przez 

okupanta. Po wojnie młodzi ludzie musieli 

natomiast podejmować pracę, bo często 

na ich utrzymaniu pozostawały już inne 

osoby, w tym ich dzieci. Preferowano więc 

studia na tzw. studiach zaocznych (wie-

czorowych) lub eksternistycznych. Począt-

kowo zapisywano się na studia prawnicze, 

gdyż nie było żadnych egzaminów wstęp-

nych. Nie oznaczało to, iż wystarczyło się 

zapisać. Bramy uczelni zamknięte były 

bowiem dla „wrogów ludu” i ich dzieci.  

Socjalistyczne państwo reglamentowa-

ło wszystko, w tym również kształcenie 

młodych kadr. Uczelniom wyznaczano 

limity przyjęć na poszczególne kierunki 

studiów, bo państwo prowadziło planową 

gospodarkę absolwentami, kierując ich 

do pracy (tzw. nakazy pracy, potem sty-

pendia fundowane) tam, gdzie byli naj-

bardziej potrzebni (urzędy w miastecz-

kach). Wtedy też wprowadzono egzaminy 

wstępne i rekrutację oparto na ich wy-

nikach. Stosowano zresztą różne formy 

egzaminów, od rozmowy z kandydatem 

na dowolne tematy po sprawdzanie wie-

dzy z niektórych przedmiotów (historia, 

geografia, język polski, język obcy). Był to 

jednak i tak duży postęp w porównaniu 

do rekrutacji prowadzonej w pierwszych 

latach powojennych. 

Ale ten stan nie trwał zbyt długo, bo od 

czego mieliśmy kolejnych ministrów edu-

kacji ? Przecież nie od tego, aby pozosta-

Krok do przodu, a potem dwa wstecz

Jako młody asystent pełniłem funkcję 

sekretarza komisji rekrutacyjnej 

na studia prawnicze. Jeszcze dzisiaj 

po nocach śnią mi się koszmary 

z tym związane. Ciągle bowiem mam 

wątpliwości, czy dzieci poklepywacza 

tyłów, mechooptyka bądź sekserki 

zasługują na punkty dodatkowe

Cezary KoSiKowSKi

prof. zw. dr hab., kierownik Katedry 

Prawa Gospodarczego Publicznego 

Uniwersytetu w Białymstoku

fOT

. m

A

T

e

RIAŁ

y

 P

RASO

W

e

Nie wszystkie 

uczelnie powinny 

mieć możliwość 

prowadzenia 

studiów 

prawniczych. 

Prawnikiem zaś 

naprawdę nie 

musi zostawać 

każdy, komu się to 

zamarzy i kto ma 

wystarczająco dużo 

pieniędzy

EdukaCja

 

Poziom studiów prawniczych

wiali obowiązujący system edukacji przez 

wiele lat bez zmian. No i stało się. W 1968 r. 

Partia upomniała się o dzieci robotników 

(np. zatrudnionego na etacie pracownika 

fizycznego inżyniera) i chłopów (np. po-

siadających specjalistyczne gospodarstwo 

rolne w postaci ogrodnictwa lub sadow-

nictwa). Uważano, że one mają gorzej niż 

dzieci w rodzinach inteligencji pracują-

cej (np. kierowniczki sklepu spożywcze-

go o wykształceniu podstawowym) i osób 

należących do tzw. inicjatywy prywatnej, 

a więc rzemieślników i drobnych produ-

centów i usługodawców (np. furmanów 

prowadzących konny przewóz węgla lub 

mebli). Za udowodnione pochodzenie ro-

botnicze lub chłopskie można było otrzy-

mać preferencyjne punkty (w liczbie 5). 

Byłem wtedy młodym asystentem 

i z tej racji przez wiele lat pełniłem funk-

cję sekretarza komisji rekrutacyjnej na 

studia prawnicze. Jeszcze dzisiaj po no-

cach śnią mi się koszmary z tym związa-

ne. Ciągle bowiem mam wątpliwości, czy 

dzieci poklepywacza tyłów lub mechoop-

tyka bądź sekserki zasługują na punk-

ty dodatkowe. Też nie wiecie! No, bo to 

nie jest takie proste. Poklepywacz tyłów 

to nie jest ten, o kim myślicie, lecz czło-

wiek, który wykonuje ważne czynności 

technologiczne w procesie produkcji lub 

przetwarzania surowców i materiałów 

włókienniczych. Natomiast mechoop-

tyk to po prostu facet, który obtyka domy 

mchem, zaś sekserka dokonywała selekcji 

drobiu. Były też punkty za dobre oceny  

w szkole średniej i na maturze z przed-

miotów objętych egzaminem wstępnym 

(w sumie 3 pkt). Wszystkie licea w mia-

steczkach wystawiały swoim uczniom 

wyłącznie bardzo dobre oceny, aby po-

konać dzieci „miastowych”. Dlatego też 

łącznie można było uzyskać 8 pkt dodat-

kowych, co przy 9 pkt uzyskanych z tytu-

łu zdania egzaminu wstępnego na trzy 

oceny dobre, było dość szokujące i opła-

kane w skutkach. można było bowiem 

dobrze zdać egzamin wstępny, lecz nie 

mając punktów dodatkowych, nie do-

stać się na studia, na które przyjmowano 

osoby, które uzyskały trzy oceny dosta-

teczne i korzystały z przywileju punktów 

dodatkowych. 

Sprawiedliwość przyszła dopiero wraz 

z kolejną zmianą ustroju naszego pań-

stwa. Zniesiono egzaminy wstępne na 

studia prawnicze. Stały się one dostęp-

ne dla wszystkich, którzy tego zapragną. 

Dzisiaj liczą się oceny na świadectwie 

dojrzałości i to też tylko z niektórych 

przedmiotów. Uczelnie publiczne same 

ustalają sobie limity przyjęć (poza uczel-

niami medycznymi) na studia stacjonar-

ne i niestacjonarne. W warunkach niżu 

demograficznego są jednak szczęśliwe, że 

mogą przyjąć wszystkich zgłaszających 

się, a zwłaszcza tych, dla których studia 

te wiążą się z odpłatnością za każdy se-

mestr. Pięknie, ale nie do końca.

Na studia prawnicze nie powinny być 

przyjęte osoby, które wcześniej pasły byki 

na farmie w Teksasie lub osiągały świa-

dectwo maturalne poza Polską, a teraz 

za pieniądze swojej mamusi pragną na-

uczyć się tylko tego, jak bezkarnie robić 

przekręty. Po co prawo ma studiować ten, 

kto nie jest w stanie wymienić, poza „pa-

pugą” (adwokat) i sędzią, żadnego innego 

zawodu prawniczego? Czy studia prawni-

cze są dla kogoś, kto nie potrafi wytłuma-

czyć motywów wyboru kierunku studiów 

lub nie jest w stanie wymienić nazwi-

ska chociażby jednego znanego prawnika 

(w przeszłości lub obecnie)? W walce kon-

kurencyjnej o studentów próbowano już 

niemal wszystkiego, w tym „studiów na 

żaglowcu”, studiów skróconych do 3 lat, 

studiów odbywanych w systemie interne-

towym, studiów prowadzonych w filiach 

zagranicznych. Na całe szczęście to się 

nie udało. A i tak możliwości studiowania 

w Polsce prawa są zbyt duże w porówna-

niu do tego, co wiele szkół, biorąc pod 

uwagę jakość kadry nauczającej i mize-

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               4 / 8

background image

 

prawnik 

 2–4 stycznia 2015 nr 1 (3894)  

gazetaprawna.pl

rotę swoich bibliotek, może zapropono-

wać studentom. Nie wszystkie uczelnie 

powinny więc mieć możliwość prowa-

dzenia studiów prawniczych. Kryteria 

udzielania pozwoleń na uruchamianie 

tego kierunku powinny mieć charakter 

merytoryczny, nie zaś formalny.

Kanon i reszta

Istnieje prawdziwa przepaść między spo-

łecznym wyobrażeniem i oczekiwaniem 

kierowanym pod adresem prawnika a tym, 

co on tak naprawdę powinien wiedzieć 

i sobą reprezentować. Ważny jest przeto 

program nauczania na studiach praw-

niczych i formy jego realizacji. Nie ma 

żadnego racjonalnego uzasadnienia dla 

schematu myślowego, według którego 

prawnikiem może być tylko ten, kto po-

trafi nauczyć się na pamięć wszystkich 

kodeksów i „ma gadane” oraz „potrafi od-

wrócić kota ogonem”. Ze sztuką zapamię-

tywania tekstów łączy się przecież głów-

nie wiedza o tym, czy i w jakim akcie jest 

unormowane dane zagadnienie. Podobnie, 

jak w aktorstwie, liczy się przede wszyst-

kim zrozumienie i interpretacja tekstu, 

nie zaś wykucie go na blachę. 

W powojennych programach uniwer-

syteckiego nauczania prawa oparto się 

na modelu praktykowanym przed wojną. 

Ozdobiono je naturalnie obowiązkiem po-

znania marksizmu-leninizmu oraz ekono-

mii socjalizmu i filozofii marksistowskiej. 

Na stacjonarnych  studiach prawniczych 

obowiązywały lektoraty (łacina, język ro-

syjski i język zachodni) oraz zajęcia z wy-

chowania fizycznego. Funkcjonowało 

też obrośnięte już dzisiaj legendami stu-

dium wojskowe, gdzie rodziły się najlepsze 

dowcipy na temat głupoty nauczających 

tam oficerów. Na całe szczęście, nikt nie 

wyrzucił wtedy z programu nauczania 

prawa rzymskiego i historii prawa. Teo-

rię prawa wzbogacono o teorię państwa, 

a prawo konstytucyjne nazwano prawem 

państwowym. Dla podkreślenia odmien-

ności mechanizmów gospodarki plano-

wej wprowadzono przedmiot pod nazwą 

prawo obrotu uspołecznionego, a potem 

pojawiło się też prawo zarządzania go-

spodarką narodową. Niezwykle pojemne 

stało się pojmowanie prawa finansowe-

go, bowiem w jego ramach znalazło się 

nie tylko dawniejsze prawo skarbowe, lecz 

także prawo celne i dewizowe, prawo ban-

kowe i ubezpieczeniowe, prawo finansowe 

przedsiębiorstw uspołecznionych, a nawet 

prawo karne skarbowe. Trzon stanowiło 

jednak nauczanie tradycyjnych działów 

prawa publicznego i prywatnego. Uzupeł-

niały go nie tylko tzw. przedmioty ideolo-

giczne, lecz także inne, bardzo potrzebne 

w wykształceniu prawnika. Dzięki temu 

można było poznać logikę i doktryny po-

lityczno-prawne oraz podstawy socjologii 

i medycyny sądowej, a także kryminologię 

i kryminalistykę.

Programy nauczania prawa były ujed-

nolicone w skali kraju. Gdy jednak w pań-

stwie powiało świeżym powietrzem de-

mokracji, uczelnie otrzymały możliwość 

kształtowania własnych programów na-

uczania. Obok obowiązkowych przedmio-

tów zaliczonych do tzw. kanonu (jednoli-

tego dla wszystkich uczelni) można było 

bowiem wprowadzać jako przedmioty 

dodatkowe nauczanie np. prawa rolne-

go, prawa górniczego, prawa morskie-

go, prawa ochrony środowiska, prawa 

autorskiego. Przegrali na tym studenci, 

bowiem gwałtownie wzrosła liczba zajęć 

i egzaminów. Osłabiła się przez to rów-

nież dyscyplina terminowego kończenia 

studiów. Najwięcej szkód przyniosła jed-

nak próba skrócenia studiów prawniczych 

do 4 lat. Wycofano się z niej dopiero po 

upływie paru lat.

Zmiana ustroju politycznego zweryfi-

kowała programy nauczania prawa za-

równo na korzyść, jak i ze stratą. Korzyści 

polegały na tym, że utrwalił się tradycyj-

ny trzon przedmiotów wymaganych na 

studiach prawniczych, a jednocześnie 

w miejsce nieaktualnych już meryto-

rycznie przedmiotów pojawiły się nowe 

(np. prawo europejskie, prawo handlo-

we, prawo gospodarcze publiczne, prawo 

ubezpieczeń społecznych, prawo peni-

tencjarne,  prawo własności intelektu-

alnej itd.). Najbardziej zmienił się zakres 

dawnego prawa finansowego. Wydzieliły 

się z niego bowiem: prawo bankowe, pra-

wo ubezpieczeniowe, prawo celne, prawo 

dewizowe, a potem zaczęły wyłaniać się 

specjalizacje dotyczące prawa podatko-

wego i prawa finansowego samorządu 

terytorialnego. 

Wszystko można byłoby zatem oceniać 

pozytywnie, gdyby nie to, że uczelnie uzy-

skały prawo do wprowadzania do pro-

gramów nauczania także przedmiotów 

dodatkowych, zwanych monograficznymi 

lub specjalizacyjnymi. Są one wybierane 

przez studentów spośród pewnych ich 

zestawów. Trzeba je zaliczyć w ustalonej 

liczbie w formie egzaminu. W ten sposób 

doszło ponownie do zwiększenia obciąże-

nia dydaktycznego studentów oraz liczby 

składanych przez nich egzaminów. Zupeł-

nie niepotrzebnie. Prowadzenie wykładów 

z przedmiotów dodatkowych powierzono 

bowiem adiunktom, którzy wykładają na 

ogół to, co napisali w swojej rozprawie dok-

torskiej. Są to zatem wykłady na jakiś wą-

ski temat, który nie zawsze dotyczy waż-

nego społecznie problemu. Wykładowcy 

zwalniają studentów z obowiązku zali-

czenia przedmiotu w formie egzaminu, 

zadawalając się ich fizyczną obecnością 

na zajęciach. W taki sposób studia praw-

nicze mogłyby skończyć również sprzą-

taczki zatrudnione na wydziałach prawa.

W nielicznych szkołach prawa pomy-

ślano tymczasem o potrzebie zwiększenia 

wiedzy ekonomicznej i politologicznej 

wśród studentów prawa, a także o tym, 

że nie powinna być im obca znajomość 

retoryki i public relations. Nade wszystko 

jednak współczesne wykształcenie praw-

nicze nie może być zamknięte na zna-

jomość problemów wynikających z no-

wych odkryć i osiągnięć w medycynie 

oraz w technice (informatyce), a także ze 

wszystkiego, co niesie ze sobą globaliza-

cja i internacjonalizacja. W toku studiów 

prawniczych nie powinno też zabraknąć 

obowiązkowych praktyk zawodowych re-

alizowanych w organach wymiaru spra-

wiedliwości i w administracji publicznej. 

To jednak nie studenci powinni szukać 

sobie możliwości odbywania praktyk za-

wodowych. Od tego jest szkoła wyższa 

prowadząca studia prawnicze.

Nauczać to jedno. Ważne jest jednak 

i to, komu można i należy powierzyć na-

uczanie prawa oraz w jaki sposób to czy-

nić. Tylko pozornie problem wydaje się 

być rozwiązany, skoro uczelnie zatrudnia-

ją nauczycieli akademickich piastujących 

powierzone im stanowiska akademickie 

zgodnie z ustawowymi wymaganiami. 

To prawda, lecz jako to wygląda w prak-

tyce? Źle. Osoba z tytułem naukowym 

(tzw. belwederskim) profesora jest po-

trzebna uczelni przede wszystkim po to, 

aby mogła ona wykazać się posiadaniem 

wymaganego na danym kierunku tzw. 

Krok do przodu, a potem dwa wstecz

Jeśli profesor tytularny nie ma ochoty 

prowadzić zajęć dydaktycznych, a nie 

osiągnął jeszcze wieku emerytalnego, to nikt 

nie może pozbawić go zatrudnienia  

na uczelni. Z tego przywileju korzysta wielu 

profesorów. Na sali wykładowej pojawiają 

się tylko wtedy, gdy muszą zamanifestować 

swoją obecność pośród żywych

FOT

G

e

TT

y

 I

ma

G

e

S

minimum kadrowego. Profesor tytularny 

przydaje się także wówczas, gdy trzeba 

utworzyć instytut lub katedrę oraz po-

wierzyć komuś jej kierownictwo. Rek-

torem lub dziekanem wydziału nieko-

niecznie musi być już profesor tytularny. 

Do kierowania zakładami lub katedrami 

(w roli p.o.) wystarczy już posiadanie stop-

nia naukowego doktora habilitowanego 

i to też nie zawsze. Jeśli profesor tytular-

ny chce i może jeszcze prowadzić zajęcia 

dydaktyczne, to niech je prowadzi. ale 

jeśli nie zechce tego czynić, a nie osią-

gnął jeszcze wieku emerytalnego, to nikt 

go nie może pozbawić zatrudnienia na 

uczelni. Z tego przywileju korzysta bar-

dzo wielu profesorów. Na sali wykładowej 

pojawiają się rzadko i to tylko wtedy, gdy 

muszą zamanifestować swoją obecność 

pośród żywych. Wielu profesorów pełni 

bowiem funkcje publiczne lub wykonuje 

zawody prawnicze, co w sposób naturalny 

oddala ich od sal wykładowych.

Natomiast profesorowie powoływa-

ni przez własne uczelnie do piastowa-

nia funkcji profesorów nadzwyczajnych 

(tzw. profesorowie uczelniani) chętnie 

obejmują wakaty lub miejsce po swoich 

mistrzach bądź wykłady. Niepokoić musi 

jednak to, że są to osoby, które nie mają 

jeszcze znaczącego dorobku naukowego, 

a w dydaktyce idą na skróty, bowiem nie 

wykładają historii danej instytucji oraz nie 

przedstawiają jej funkcjonowania w prak-

tyce. Często też nie widzą i nie chcą jej 

widzieć w szerszym tle porównawczym, 

społecznym, ekonomicznym, politycznym. 

Ograniczają się natomiast do prezentacji 

obowiązujących przepisów prawnych, czę-

sto nie wspominając nawet o tym, że mają 

one ulec zmianie w najbliższym czasie. 

Kalectwo! Jego ofiarami są studenci. Spada 

też prestiż naukowców wśród praktyków. 

Przykładów patologii nauczania prawa 

jest zresztą dużo więcej. Ćwiczenia pro-

wadzą  doktoranci, chociaż nie mają oni 

żadnego przygotowania merytorycznego 

i pedagogicznego, a często także czasu 

i chęci na prowadzenie zajęć ze studen-

tami. Odrębny problem stanowią prace 

magisterskie. Studenci masowo dopusz-

czają się plagiatów lub wręcz kupują sobie 

gotowe już prace napisane na tej samej 

lub innej uczelni. Ci zaś, którzy starają 

się napisać je samodzielnie, nie muszą 

wkładać w to zbyt wiele wysiłku, bo nie-

wiele się od tych prac wymaga. Uczelni 

zależy na tym, aby jak najszybciej pozbyć 

się studentów, którzy nie płacą za studia.

Recepta

Reasumując, stwierdzam więc, że: 

w nowych warunkach ustrojowych nie 

zmniejsza się rola prawa ani zapotrze-

bowanie na kadry prawnicze;

przyszłych prawników trzeba kształ-

cić zarówno w oparciu o tradycyjne 

wzorce, jak i z uwzględnieniem no-

wych warunków i z wykorzystaniem 

nowoczesnych technologii;

nie każdy, kto pragnie zostać prawni-

kiem, musi nim zostać, bo nie każdy 

ma ku temu odpowiednie predyspo-

zycje (umiejętności intelektualne oraz 

właściwości etyczne);

należy zwiększać znajomość prawa 

wśród nieprawników, rozwijając studia 

podyplomowe oraz organizując różne 

szkolenia zawodowe;

programy nauczania prawa trzeba 

zdecydowanie odchudzić, zwiększa-

jąc rolę przedmiotów stricte prawni-

czych, wzbogaconych bardziej o nie-

zbędne przedmioty nieprawnicze niż 

o sztucznie tworzone przedmioty spe-

cjalizacyjne;

prawa powinni nauczać tylko ci, któ-

rzy znają jego istotę w sposób wszech-

stronny (historia, teoria, prawo obce, 

praktyka);

w toku studiów prawniczych trzeba 

organizować obowiązkowe praktyki 

zawodowe oraz wymianę zagranicz-

ną studentów.

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               5 / 8

background image

 

C6

– sędziów Trybunału Konstytucyjne-

go, nie przyciągały uwagi opinii pu-

blicznej, odbywały się szybko, bez dys-

kusji, wyłącznie w ramach procedur 

parlamentarnych. W tym samym cza-

sie wszelkie inne wybory do organów 

władzy ustawodawczej i wykonawczej 

skupiały uwagę mediów, wywoływa-

ły ożywione dyskusje i były przyczyn-

kiem do dokładnego prześwietlania 

kandydatów.

Zaczęło się zatem od Obywatelskiego 

Monitoringu Kandydatów na Sędziów 

(OMKS), w ramach którego koalicja or-

ganizacji pozarządowych (INPRIS, Hel-

sińska Fundacja Praw Człowieka i Sekcja 

Polska Międzynarodowej Komisji Praw-

ników, w pierwszych latach Fundacja im. 

Stefana Batorego) od 2006 r. przygląda się 

wyłanianiu sędziów TK. Monitorowaliśmy 

jednak także wybory RPO i GIODO (z fun-

dacją Panoptykon), a Fundacja Helsińska 

z Fundacją FOR monitorowały wybory 

prokuratora generalnego. Na podobne 

projekty czekają także inne stanowiska. 

Ekspresowe wybory 

Czy można w sześć dni, bez publicznej 

debaty i szczegółowych danych o kandy-

dacie, wybrać sędziego Trybunału Konsty-

Jeśli kandydat 

na GIODO czy 

sędziego Trybunału 

Konstytucyjnego 

odmawia poddania 

się społecznemu 

monitoringowi, 

argumentując, że 

taka procedura 

nie ma podstawy 

prawnej, daje wyraz 

swojemu stosunkowi 

do obywateli, którym 

ma służyć

FOT

. J

a

C

e

K

 Tu

R

CZ

y

K

/P

a

P

Kim jest X? Wybór pod społeczną kontrolą

FOT

W

O

JT

e

K

 G

ó

RSKI

Łukasz 

Bojarski

prezes iNPris 

– instytutu Prawa 

i społeczeństwa, 

członek krajowej rady 

sądownictwa 

powołany przez 

prezydenta rP

W

łaśnie rozpo-

częty 2015 r. to 

nie tylko rok 

wyborów pre-

z yd e n c k i c h 

i parlamentar-

nych, o których 

mówi się nieustannie, ale i rok wybo-

rów, powołań, nominacji na wiele innych 

istotnych funkcji publicznych, które, nie-

słusznie, przyciągają mniejszą (a czasem 

niemal żadnej) uwagę opinii publicznej 

i mediów. W ciągu najbliższych 12 mie-

sięcy powołani zostaną m.in. nowy gene-

ralny inspektor ochrony danych osobo-

wych (dymisję poprzedniego zatwierdził 

dwa tygodnie temu parlament), nowy 

rzecznik praw obywatelskich (kadencja 

RPO kończy się w lipcu), nowi sędziowie 

Trybunału Konstytucyjnego (w 2015 r. 

upływa kadencja pięciorga sędziów TK). 

W grudniu Sejm i Senat przyjęły dy-

misję generalnego inspektora ochrony 

danych osobowych. Doktor Wojciech 

Wiewiórowski złożył rezygnację w związ-

ku z wyborem na stanowisko zastępcy 

europejskiego inspektora danych. Od 

19 grudnia, kiedy decyzję podjął Senat, 

biegnie 21-dniowy termin na wskazanie 

kandydatów na zwolnione stanowisko 

(a zatem upływa on 9 stycznia). Pomimo 

że o odejściu Wiewiórowskiego wiado-

mo od końca października, nie znamy 

kandydatów na jego następcę. Pewnie 

poznamy ich dopiero po 6 stycznia, czyli 

w ostatniej chwili. I choć jest to zgodne 

z prawem, to utrudnia publiczną debatę 

nad poszczególnymi kandydaturami oraz 

społeczną kontrolę procesu wyborów. 

Kontrolą taką zajmuje się od 2006 r. 

projekt OMX – Obywatelski Monito-

ring wyborów na ważne stanowiska 

(w miejsce X można wstawić kandy-

datów na różne stanowiska). Program 

zrodził się z faktu, że wybory na jedne 

z najważniejszych funkcji w państwie 

„Przy okazji pierwszych wyborów do TK, od roku 

1985 począwszy, nie było praktyki zarówno prze-

słuchań kandydatów przed komisją sejmową, 

jak i debat plenarnych nad kandydatami. Kan-

dydatów proponowało tylko prezydium Sejmu, 

a opiniował Konwent Seniorów. Informacje 

o kandydatach to króciutkie notki zawierające 

informację o dacie urodzenia, zawodzie i peł-

nionej funkcji. Opiniowanie miało czysto for-

malny charakter, a głosowań nie poprzedzała 

dyskusja, odbywały się en bloc nad wszystkimi 

kandydatami. Odpowiedni fragment protoko-

łu z posiedzenia Sejmu (w sumie ok. pół strony) 

dziś brzmi wręcz humorystycznie: »Stwier-

dzam, że przedstawione kandydatury odpo-

wiadają wymogom przewidzianym w ustawie 

o Trybunale Konstytucyjnym. Czy w powyż-

szej sprawie ktoś pragnie zabrać głos oraz czy 

są uwagi do przedstawionych kandydatur? Nikt 

się nie zgłasza. [...] Wybór odbywa się łącznie, 

chyba że Sejm postanowi inaczej. [...] Kto z Oby-

wateli Posłów jest za wnioskiem w sprawie 

wyboru Trybunału Konstytucyjnego w propono-

wanym składzie – zechce podnieść rękę. Dzię-

kuję. Kto jest przeciw? Nikt. Kto się wstrzymał 

od głosowania? Nikt. Stwierdzam, że Sejm Pol-

skiej Rzeczpospolitej Ludowej, na podstawie [...] 

dokonał wyboru na członków Trybunału Konsty-

tucyjnego«.

(…)

„W II kadencji Sejmu (1993 r.) rozpoczynając punkt 

posiedzenia Komisji Sprawiedliwości dotyczący 

opiniowania kandydatów na prezesa, wicepreze-

sa oraz sędziów TK prowadzący posiedzenie poseł 

Aleksander Bentkowski, przewodniczący Komisji, 

stwierdził: »Od razu na początku pragnę zazna-

czyć, że my oceniamy tylko formalnie, tzn. kan-

dydat ma kwalifikacje, czy nie ma kwalifikacji. 

Żadnych pytań pod kątem tego, czy się kandy-

dat nadaje czy się nie nadaje. Już w zeszłym roku 

mieliśmy taki problem i próbowaliśmy rozważać 

pod tym kątem, ale o tym w głosowaniu decyduje 

Sejm«. Wzbudziło to wątpliwości posłów, natych-

miast jednak rozwiane przez przewodniczącego. 

Warto przytoczyć fragment wymiany zdań na ten 

temat: Poseł Lidia Błądek: Ja mam pytanie, czy ci 

kandydaci są na sali? Czy pan przewodniczący nie 

uważa, że jednak powinni się spotkać z Komisją? 

Poseł Aleksander Bentkowski: Nie uważam tak, 

ponieważ moglibyśmy tylko na nich popatrzeć, 

bez żadnych dodatkowych pytań, a na to szkoda 

ich fatygować.” 

Żródło: Ł. Bojarski, Wybory sędziów do Trybunału 

Konstytucyjnego, INPRIS, Warszawa 2010. 

Trochę historii

Sejm podczas grudniowego głosowania odwołał Wojciecha Wiewiórowskiego z funkcji generalnego inspektora ochrony danych osobowych

Opinie

 

Okiem obywatela

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               6 / 8

background image

 

tucyjnego, który będzie przez 9 lat orzekał 

o najważniejszych sprawach w państwie? 

Można! 

Zdarzało się (zob. tabelka), że w ramach 

procedury parlamentarnej poszczegól-

ne tury wyborów sędziów trwały od sze-

ściu, siedmiu, ośmiu dni, do kilku tygodni 

(tyle dni upływało między ogłoszeniem 

nazwisk kandydatów a  głosowaniem 

przez Sejm). Jeśli Sejm na podjęcie decy-

zji ma kilka dni, informacja o kandyda-

tach ogranicza się do jednostronicowej 

notatki, a opiniowanie kandydatów przez 

sejmową komisję odbywa się w głosowa-

niu en bloc nad wszystkimi ubiegającymi 

się, trudno mówić o jakiejkolwiek debacie 

publicznej nad kandydatami czy o wybo-

rze opartym na wiedzy o kompetencjach 

i doświadczeniu kandydata. Oczywiście 

niektórzy kandydaci są dobrze znani, cie-

szą się zawodową renomą, ale są i tacy, 

których opinia publiczna poznaje dopiero 

w momencie ogłoszenia ich kandydatur. 

Stąd tak ważne jest, by, obecnie dotyczy to 

wyborów GIODO, nazwiska kandydatów 

znać odpowiednio wcześnie. 

Celem Obywatelskiego Monitorin-

gu Kandydatów na ważne stanowiska 

w państwie jest z jednej strony śledze-

nie procedur parlamentarnych – po to, 

by wiedzieć, jak w szczegółach wygląda 

wybieranie i powoływanie poszczegól-

nych osób. Z drugiej strony organizacje 

monitorujące prowadzą wiele działań 

własnych, które w zamyśle mają wypeł-

nić istniejącą lukę związaną z niewielką 

wiedzą o kandydatach. 

Monitoring krok po kroku

Przed wyborami w imieniu koalicji or-

ganizacji wysyłane są listy do szefów 

klubów parlamentarnych i marszałka 

Sejmu (marszałek lub grupa posłów 

mogą zgłaszać kandydatów) z prośbą 

o jak najszybsze poinformowanie o tym, 

kto jest kandydatem na dane stanowi-

sko. W momencie oficjalnego ogłoszenia 

kandydatur w konkretnych wyborach 

przedstawiciele projektu OMX kon-

taktują się z kandydatami, informując 

o celu i założeniach projektu oraz pro-

sząc o spełnienie oczekiwań dotyczą-

cych zbierania informacji o kandydatach 

i uczestnictwa w swoistym „wysłucha-

niu publicznym”. 

Opracowaliśmy ankietę dla kandy-

datów (modyfikowaną w zależności od 

stanowiska), o wypełnienie której pro-

simy osoby zgłaszane przez kluby po-

selskie. Jest tam około 25 pytań  (zob. 

fragment ankiety dla kandydatów) do-

tyczących m.in. przygotowania zawodo-

wego i kompetencji prawniczych (w tym 

dotyczących prawa konstytucyjnego 

w przypadku TK, ochrony praw czło-

wieka w przypadku RPO czy ochrony da-

nych osobowych w przypadku GIODO), 

sprawowania funkcji publicznych, dzia-

łalności społecznej i politycznej, poten-

cjalnego konfliktu interesów (udział 

w uchwalaniu prawa, lista instytucji 

i podmiotów, którym kandydat doradzał, 

praca w firmach lobbingowych itp.), ale 

także toczących się przeciwko kandy-

datowi postępowań czy stanu zdrowia. 

Na podstawie wypełnionego przez 

kandydata kwestionariusza i innych 

materiałów przekazanych przez kan-

dydatów (najczęściej życiorys i lista pu-

blikacji,  czasem artykuły, ekspertyzy, 

opinie) oraz badań własnych (kweren-

dy biblioteczne, badania w internecie) 

opracowujemy profil kandydata zawie-

rający informacje ważne z punktu wi-

dzenia wyborów i kryteriów, jakie muszą 

być spełniane przez osobę sprawującą 

dane stanowisko. 

Jeśli czas na to pozwala (w przypad-

ku wyborów trwających kilka dni jest to 

mało realne) organizujemy wysłuchanie 

kandydatów, na które zapraszamy przed-

stawicieli organizacji pozarządowych, 

środowisk prawniczych i mediów. Pod-

czas spotkania kandydaci odpowiadają 

na pytania uczestników. 

Równolegle, na bieżąco monitorowa-

ne są kolejne procedury parlamentarne, 

w tym publikacja druków sejmowych, 

przebieg posiedzeń odpowiednich ko-

misji sejmowych (najczęściej Sejmowej 

Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowie-

ka) i głosowania. 

Kim jest X? Wybór pod społeczną kontrolą

Wszelkie działania koalicji organiza-

cji pozarządowych są dokumentowane 

i publiczne, można je znaleźć w opubli-

kowanych raportach i na stronie projektu 

(omx-monitoring, inpris.pl). Są tam in-

formacje o podejmowanych działaniach, 

profile kandydatów, część przekazanych 

przez nich materiałów czy relacje z wy-

słuchań publicznych. 

Co na to kandydaci

Warto zaznaczyć, że w ramach prowa-

dzonych od 2006 r. działań monitoro-

wane były wybory wszystkich obecnych 

sędziów TK. Kandydaci do trybunału 

zgłaszani przez kluby poselskie (tak-

że osoby niewybrane) w znakomitej 

większości rozumieli tę demokratycz-

ną inicjatywę – przekazywali swo-

je życiorysy i listy publikacji, wypeł-

niali kwestionariusz kandydata, brali 

udział w publicznym wysłuchaniu i od-

powiadali na pytania przedstawicieli 

organizacji społecznych oraz mediów, 

wielokrotnie publicznie wypowiadali 

się pozytywnie o monitoringu. Także 

w przypadku wyborów RPO i GIODO 

spotkaliśmy się z życzliwą reakcją kan-

dydatów – zarówno prof. Irena Lipo-

wicz, jak i dr Wojciech Wiewiórowski 

poddali się monitoringowi, przekaza-

li dokumenty na swój temat i wzięli 

udział w publicznym wysłuchaniu. Na 

przestrzeni lat tylko dwie osoby spośród 

kandydatów do TK oraz jedna kandydat-

ka na RPO wyraźnie odmówiły brania 

jakiegokolwiek udziału w projekcie (jed-

na z tych osób, dwukrotna kandydat-

ka do TK, podczas kolejnych wyborów 

ostatecznie przekazała życiorys i listę 

publikacji). 

Jeśli kandydat/ka argumentuje, że spo-

łeczny monitoring nie ma podstawy praw-

nej, a on/a bierze udział tylko w procedu-

rach oficjalnych, to daje wyraz swojemu 

stosunkowi do obywateli, którym ma 

służyć. Z monitoringiem wiążą się jed-

nak różne wątpliwości i problemy, któ-

re wymagają poważnego odniesienia się. 

Wskażę kilka. Niektórzy z kandydatów 

są związani lub współpracowali kiedyś 

z monitorującymi organizacjami. Jako że 

organizacje te działają w obszarze prawa, 

praw obywatelskich, jest to rzecz zrozu-

miała. Ważne zatem, by działalność taka 

nie nosiła znamion lobbingu czy rzecznic-

twa na rzecz określonych osób, by wszyst-

kich kandydatów traktować jednakowo 

(niezależnie od tego, przez kogo zostali 

zgłoszeni, i czy są znani osobom z orga-

nizacji prowadzących monitoring).

Kolejne zagadnienie jest bardziej 

subtelne i złożone. Chodzi o świato-

pogląd bliski organizacjom monito-

rującym i „sprawdzanie” kandydatów 

pod tym kątem. Osobiście uważam, że 

organizacje organizujące monitoring 

powinny same zachować w tej mierze 

umiar, raczej informować niż oceniać. 

Natomiast powinny stwarzać szansę 

zadawania wszystkich pytań innym za-

interesowanym, którzy wezmą udział 

np. w wysłuchaniu publicznym. Wy-

rażanie przez kandydatów (zwłaszcza 

na sędziów) opinii na temat różnych 

szczegółowych kwestii jest zresztą za-

gadnieniem wymagającym pogłębionej 

refleksji, niektórzy śmiało odpowiadają, 

inni odmawiają twierdząc, że nie chcą 

się wypowiadać w sprawie, jaka może 

zawisnąć przed trybunałem czy urzę-

dem, do którego aplikują. 

Co się zmieniło 

Z jednej strony można powiedzieć, że 

obywatelski monitoring wyborów na 

ważne stanowiska w państwie staje się 

powoli normą, wzbudza coraz mniej 

wątpliwości czy obaw, docenia się jego 

rolę. Mam przekonanie (poparte wyni-

kami badań nad wyborami sędziów TK 

od początku jego istnienia w 1985 r.), że 

prowadzenie monitoringu wyborów sę-

dziów od 2006 r. przyniosło pozytywne 

zmiany. Coraz częściej komisje sejmowe 

opiniują kandydatów po ich wysłucha-

niu, a opiniowanie ma bardziej meryto-

ryczny, a nie tylko formalny charakter 

(choć ciągle zdarza się nieuzasadnione 

głosowanie en bloc, a nie nad poszcze-

gólnymi kandydatami). Gromadzenie 

i upublicznianie informacji o kandy-

datach sprzyja bardziej szczegółowej 

dyskusji na ich temat (choć informacje 

o kandydatach zawarte w drukach sej-

mowych są nadal skromne). Działania 

monitoringowe, zaangażowanie mediów, 

szczegółowe przyglądanie się kandyda-

tom i obnażanie ich braku kompetencji 

czy wskazywanie innych przeszkód pa-

rokrotnie doprowadziło do wycofania 

kandydatów przez partie polityczne.  Od 

rozpoczęcia programu media przejawiają 

coraz większe zainteresowanie wybora-

mi – tworzą „giełdę nazwisk”, informują 

o sylwetkach kandydatów, przeprowa-

dzają z nimi wywiady. 

A co wymaga zmian

Czy to wystarczy? Z jednej strony par-

tie polityczne wiedzą, że każdy zgłoszo-

ny kandydat będzie poddany społecz-

nemu monitoringowi i w konsekwencji 

z większym namysłem wysuwają kan-

dydatury. Z drugiej strony nadal proce-

dury wskazania i wyboru kandydatów 

odbywają się zbyt szybko, w pośpiechu, 

bez należytej refleksji. Na podstawie 

doświadczeń z prowadzenia od 2006 r. 

monitoringu wyborów sędziów TK (a tak-

że badań INPRIS) organizacje działające 

w OMX sformułowały wiele propozycji 

zmian praktyki sejmowej czy przepisów 

prawa. Wśród postulatów znalazły się: 

znaczne wydłużenie procesu wyborów 

i dokładne planowanie kalendarza wybo-

Ile trwał wybór obecnych sędziów TK 

Rok i tura 

wyborów  

do TK

Ogłoszenie  

kandydatur  

przez marszałka 

Sejmu

Głosowanie  

nad wyborem  

sędziów  

przez Sejm

Razem dni  

między dniem 

ogłoszenia a dniem 

głosowania

2006 (I)

10 X

27 X

16

2006 (II)

9 XI

17 XI

7

2006 (III)

1 XII

8 XII

6

2007 (I)

18 IV

27 IV

8

2007 (II)

23 XI

18 XII

24

2008

21 V

13 VI

22

2010 (I)

9 II

4 III

22

2010 (II)

8 IV

6 V

27

2010 (III)

5 XI

26 XI

20 

2011 (I)

7 XII

5 I

28

2011 (II)

29 IV

27 V

27

2012

26 VI

13 VII

16

Oprac. Łukasz Bojarski, INPRIS

1. Dane osobowe kandydata (imię 

i nazwisko, data i miejsce urodzenia, 

miejsce zamieszkania, stan cywilny).

WersjA GIODO

4. Informacje potwierdzające doświad-

czenie, osiągnięcia i status zawodowy 

lub naukowy Kandydata jako specjalisty 

(znawcy) w dziedzinie ochrony danych 

osobowych, ze szczególnym uwzględ-

nieniem funkcji lub doświadczeń za-

wodowych, które w opinii kandydata 

stanowią adekwatne doświadczenie 

z punktu widzenia zakresu ustawowych 

kompetencji i zadań GIODO (zgodnie 

z art. 8 ust. 3 ustawy z 29 sierpnia 1997 r. 

o ochronie danych osobowych na stano-

wisko GIODO może być powołana tylko 

osoba, która posiada wyższe wykształ-

cenie prawnicze oraz odpowiednie do-

świadczenie zawodowe).

5. Opracowane przez kandydata 

w ciągu ostatnich 10 lat opinie lub eks-

pertyzy, których przedmiotem były:

a) zagadnienia z obszaru ochrony danych 

osobowych lub prawa do prywatności;

b) prawo Unii Europejskiej bądź 

umowy międzynarodowe z zakresu 

ochrony danych osobowych lub prawa 

do prywatności;

c) wykorzystywanie nowych techno-

logii do przetwarzania informacji, 

w tym danych osobowych.

WersjA TK

5. Dziedzina (gałąź) prawa, w której 

kandydat uznaje się za specjalistę 

(kandydat musi być „osobą wyróżnia-

jącą się wiedzą prawniczą” – art. 194 

ust. 1 konstytucji).

8. Czy kandydat kiedykolwiek opra-

cowywał na piśmie opinie lub 

ekspertyzy prawne, których przed-

miotem byłaby analiza prawna 

Konstytucji lub analiza prawna prze-

pisów prawnych, w świetle norm, 

zasad lub wartości konstytucyjnych? 

Czy kandydat występował w jakiej-

kolwiek roli przed Trybunałem  

Konstytucyjnym? Czy kandydat  

prowadził sprawy, w których była  

doniosła problematyka konstytucyj-

na?

16. Lista organów państwa i innych 

instytucji publicznych, podmiotów 

gospodarczych np. spółek prawa han-

dlowego, którym kandydat doradzał, 

na których rzecz sporządzał eksperty-

zy lub opinie.

23. W związku z tym, że stan zdrowia 

kandydata jest ustawową przesłan-

ką warunkującą objęcie stanowiska 

sędziego TK, a także może być przy-

czyną odwołania sędziego z pełnie-

nia funkcji, prosimy o informację, czy 

kandydat dysponuje aktualnym orze-

czeniem lekarskim dopuszczającym 

do wykonywania pracy na stanowi-

sku sędziego.

24. Czy toczą się przeciwko kandyda-

towi postępowania prokuratorskie, 

karno–administracyjne, dyscyplinar-

ne lub sądowe (jeżeli tak, to jakie i co 

jest ich przedmiotem)?

Przykładowe pytania i zagadnienia z kwestionariusza  

dla kandydata (OMX GIODO oraz OMX TK)

Dokończenie na str. 8

prawnik 

 2–4 stycznia 2015 nr 1 (3894)  

gazetaprawna.pl

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               7 / 8

background image

 

Opinie

 

Gdybym mógł zmienić jeden przepis…

C8

Dokończenie ze str. 7

 Redakcja: ul. Okopowa 58/72; 01-042 Warszawa, tel. 22 530 40 40, faks: 22 530 40 39; e-mail: gp@infor.pl 

 Redaktor naczelna: Jadwiga Sztabińska 

 Zastępcy redaktor naczelnej: Andrzej Andrysiak, Dominika Sikora, Paweł Nowacki, Marek Tejchman 

 Sekretarze: Łukasz Bąk, Rafał Drzewiecki, Anna Godlewska, 

Elżbieta Pietrak, Mirosław Mazanec, Mira Suchodolska 

 Redaguje: Ewa Szadkowska 

 Szef działu foto: Krzysztof Cieślewicz 

 Biuro reklamy (tel. 22 530 44 44): 

Dyrektor Centrum Reklamy: Katarzyna Jasińska-Szulc 

 Szef studia DTP: Jacek Obrusiewicz 

 Produkcja: Elżbieta Stamler, tel. 22 530 42 24

Ułatwiłbym ściganie bezprawnego 
prowadzenia działalności bankowej

prof. nadzw.

dr hab.  

piotr Zapadka 

 

adwokat, 
prodziekan WPiA 
UKSW

G

dybym mógł zmienić 

jeden przepis, dokonał-

bym nowelizacji art. 171 

ust. 1 i  ust. 3 ustawy 

z 29 sierpnia 1997 r. – Prawo ban-

kowe. Pozwala on nałożyć karę 

grzywny do 5 mln zł i karę pozba-

wienia wolności do lat 3 na osobę, 

która bez zezwolenia prowadzi 

działalność polegającą na groma-

dzeniu środków pieniężnych innych 

osób fizycznych, prawnych lub 

jednostek organizacyjnych nie-

mających osobowości prawnej 

w celu udzielania kredytów, po-

życzek pieniężnych lub obciąża-

nia ryzykiem tych środków w inny 

sposób. W praktyce przepis ten 

zawiera sankcje karne za bezpraw-

ne prowadzenie działalności ban-

kowej. Dzisiejsze brzmienie tego 

przepisu stwarza jednak realne 

trudności w formułowaniu przez 

prokuratorów aktów oskarżenia 

przeciwko działalności tzw. para-

banków. Niedookreślona koncep-

cja obciążania ryzykiem w inny 

sposób środków pieniężnych po-

wierzonych przez klientów para-

bankom, wespół z konstrukcją 

domniemania niewinności oraz 

domniemania legalności działal-

ności przedsiębiorców powoduje, 

że parabanki oraz ich obrońcy 

mogą w skuteczny sposób dowo-

dzić, iż do bezprawnego prowa-

dzenia działalności bankowej nie 

doszło, zaś ewentualne straty 

klientów tych przedsiębiorców 

mogą łączyć się z uszczerbkiem 

reputacyjnym naszego państwa.

Wskazany przepis, z uwagi na 

dynamikę zmian na rynku fi-

nansowym, potrzeby w zakresie 

ochrony klientów instytucji fi-

nansowych oraz dbałość o kwe-

stie wizerunkowe państwa, wy-

maga szybkiej zmiany. Bez jego 

korekty jedyne realne mechani-

zmy prawne, jakie pozostaną pań-

stwu dla celów przeciwdziałania 

bezprawnemu funkcjonowaniu 

parabanków, to wpisanie takiego 

podmiotu na prowadzoną przez 

Komisję Nadzoru Finansowego 

listę ostrzeżeń publicznych (z tym 

zastrzeżeniem, że nie jest ona 

studiowana przez masowego od-

biorcę, a tym samym nie realizuje 

celów „wczesnego ostrzegania” 

przed zagrożeniami) albo wszczę-

cie postępowania przez prezesa 

Urzędu Ochrony Konkurencji 

i Konsumentów (o ile wystąpi 

podejrzenie naruszenia przez 

parabank zbiorowych interesów 

konsumentów). Na tym tle sku-

teczność działań państwa musi 

być wzmocniona przez przywo-

łaną korektę art. 171 ust. 1 i ust. 3 

ustawy – Prawo bankowe.

Oprac. PB

▪  wnikliwe komentarze 

i opinie prawniczych 

autorytetów

▪ orzeczenia sądów 
▪ projekty ustaw

▪  trendy na rynku 

prawniczym

▪  aktualne informacje 

dla każdej z korporacji 

prawniczych

Sprawdź

 

www.prawnik.pl

SERWIS DLA PRAWNIKÓW

  aUtOPrOmOcja

rów; przedstawianie szerszej informacji 

o kandydatach, ich kompetencjach, poten-

cjalnym konflikcie interesów itp.; rzeczy-

wiste, a nie symboliczne, przesłuchania 

kandydatów organizowane przez komisje 

sejmowe; głosowanie przez komisje nad 

poszczególnymi kandydatami, a nie en 

bloc; zapewnienie udziału w procedurze 

wyłaniania kandydatów opiniotwórczym 

gremiom prawniczym (zarówno prakty-

ków, jak i naukowców); zachęta do udziału 

w procedurze wyborów, dyskusji publicz-

nej na temat kandydatów dla organizacji 

społecznych i mediów (wysłuchania pu-

bliczne, wywiady, debaty). Z satysfakcją 

przyjęliśmy, że część z tych postulatów 

została uwzględniona w projekcie zmian 

ustawy o trybunale Konstytucyjnym, któ-

ry obecnie znajduje się w Sejmie. Przewi-

duje on między innymi wydłużenie pro-

cedury wyborów i udział we wskazywaniu 

kandydatów na kandydatów dla gremiów 

prawniczych. Nie mają one głosu decy-

dującego. O tym, kto zostanie oficjalnie 

kandydatem na stanowisko sędziego, de-

cydowałyby nadal kluby poselskie i prezy-

dium Sejmu. jednak poszerzenie udziału 

w procedurze wyborów gremiów nie po-

litycznych, a fachowych, zwiększa szansę 

na wybór osób o najwyższych kwalifika-

cjach prawniczych. 

W dyskusjach dotyczących monitoro-

wania wyborów, powołań, nominacji na 

ważne stanowiska w państwie rozważa-

liśmy monitorowanie różnych procedur. 

Na pewno naszym celem jest także mo-

nitorowanie wyborów polskich sędziów 

do trybunałów międzynarodowych – Eu-

ropejskiego trybunału Praw człowieka 

w Strasburgu i trybunału Sprawiedliwo-

ści Unii Europejskiej w Luksemburgu. ale 

rozważenia wymaga także potencjalny 

udział organizacji społecznych w pro-

cedurze nominacyjnej do sądów krajo-

wych, od rejonowego po Sąd Najwyższy 

czy Naczelny Sąd administracyjny (choć 

jest to temat na osobny tekst, bowiem tu 

nie politycy, lecz inne gremia odgrywają 

kluczową rolę). 

Poza sądami warto rozważyć monito-

ring procedur wyborczych na stanowiska 

w instytucjach niezależnych, jak Najwyż-

sza Izba Kontroli, Narodowy Bank Polski, 

Krajowa rada radiofonii i telewizji i inne. 

Wszędzie tam, gdzie kompetencje kandy-

datów mają kluczowe znaczenie, gdzie 

wybór jest polityczny i politycy mogą czuć 

pokusę obsadzania stanowisk wedle klu-

cza innego niż klucz kompetencji i mo-

rale. tak naprawdę obywatele powinni 

się interesować wyborem na wszystkie 

kluczowe stanowiska w państwie, czy to 

na poziomie centralnym, czy lokalnym. 

Do tego też zachęca nasza inicjatywa, jed-

nym z jej celów jest inspirowanie innych 

do podobnych działań. 

Na nowy rok

Zanim jednak zaczniemy monitorować 

kolejne wybory i nominacje, pamiętajmy, 

że w najbliższych dniach mamy wybory 

GIODO. jakie są zatem nasze noworoczne 

życzenia? Żeby – a dotyczy to nie tylko tych 

wyborów, ale i wszystkich innych – kandy-

data/kandydatów zgłoszono z odpowied-

nim wyprzedzeniem, które stworzy możli-

wość publicznej dyskusji; żeby przekazano 

o kandydatach pełną, a nie lakoniczną in-

formację; żeby media szczegółowo śledziły 

proces wyborów i sprawdziły kompetencje 

zgłoszonych osób; żeby sami kandyda-

ci z otwartą przyłbicą poddali się moni-

toringowi, przekazali materiały na swój 

temat, wypełnili kwestionariusz, wzięli 

udział w wysłuchaniu publicznym; żeby 

wysłuchanie przed komisjami sejmowymi 

nie było czczą formalnością, lecz meryto-

rycznym spotkaniem, podczas którego 

kandydat może się zaprezentować. 

jak zawsze najbliższe wybory będą 

testem dla polityków, dla władzy, dla 

samych kandydatów – czy  są gotowi 

na transparentny, publiczny proces po-

wołania, na społeczną kontrolę. miejmy 

nadzieję, że wszyscy przejdą ten test po-

myślnie. 

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               8 / 8