background image

 

SHUTTERST

OCK

prawnik

Piątek – niedziela | 23–25 stycznia 2015

Zaproponowana nowelizacja prawa 

autorskiego przypomina zlepek 

lobbystycznych tekstów 

– pisze prof. Jan Błeszyński

  DYREKTYWY       

 SOBIE, 

 POLSKI 

PROJEKTODAWCA  

          SOBIE

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               1 / 8

background image

 

C2

 

„Prawnik” powstaje we współpracy z   

Krajową Radą Sądownictwa

   

Naczelną Radą Adwokacką 

 

Krajową Radą Komorniczą

   

Krajową Radą Notarialną

 

 

Krajową Izbą Doradców Podatkowych 

 

Krajową Radą Radców Prawnych

Instytucja stażu pracy jest w piśmien-

nictwie traktowana nieco po macosze-

mu. Dość wspomnieć, że ostatnia mo-

nografia na ten temat została wydana 

w 1980 r. To ogrom czasu, zważywszy 

na to, że we współczesnym prawie pracy 

staż pracy odgrywa niebagatelną rolę. 

Na jego podstawie kształtują się bowiem 

uprawnienia pracownicze. Dodatek za 

wysługę lat, odprawa pośmiertna, na-

groda jubileuszowa, odprawa z tytułu 

rozwiązania stosunku pracy z przyczyn 

nieleżących po stronie pracownika czy 

wreszcie urlop wypoczynkowy i wycho-

wawczy, to przywileje, na które pracow-

nik musi sobie „zapracować”. W książce 

„Staż pracy” opisano je wszystkie w spo-

sób syntetyczny, ale jednocześnie wy-

czerpujący. Przeprowadzono w niej rów-

nież wszechstronną analizę, zarówno 

samego pojęcia tytułowej instytucji, jak 

i jego znaczenia. Ale monografia – co 

jest jej niewątpliwym atutem – spo-

ry nacisk kładzie także na praktyczne 

aspekty. Przykładowo autorka odnosi 

się do zasad liczenia stażu pracy, co jest 

cenne, bo obecnie w przepisach brakuje 

jednolitych i wiążących kryteriów w tym 

zakresie. Wskazówki na pewno docenią 

zarówno prawnicy zajmujący się oma-

wianą materią, jak i sami pracownicy. 

Interesujące są również rozważania 

związane z zatrudnieniem niepracow-

niczym, które pozostaje dziś poza sta-

żem pracy. Szczególnie jeżeli weźmie-

my pod uwagę obecną różnorodność 

form aktywności zawodowej. Autorka 

w opracowaniu postuluje uregulowa-

nie tej problematyki w taki sposób, aby 

okresy świadczenia usług na innej pod-

stawie niż stosunek pracy wliczały się 

do stażu. W jej ocenie takie rozwiązanie 

prawidłowo odczytuje potrzeby rynku 

oraz ideę elastyczności zatrudnienia. 

Ważny element książki stanowią też 

cytowane i omawiane przez autorkę 

orzeczenia Sądu Najwyższego, Trybu-

nału Konstytucyjnego czy Trybunału 

Sprawiedliwości Unii Europejskiej oraz 

przepisy międzynarodowego i europej-

skiego prawa pracy. Całość jest spójna 

i dobrze się ją czyta. 

PS

biblioteka

 

prawnika

Upływ czasu 

a prawa pracownika 

Paulina Walorska, 

„Staż pracy”, 

Warszawa 2014,  

wyd.  Wolters  

Kluwer

cytat

 

tygodnia 

Jestem zwolennikiem 

kontradyktoryjnego procesu. 

Uważam, że to zdrowa 

sytuacja, gdy spór prowadzą strony, 

a sąd bacznie się temu przygląda 

i ocenia wagę ich argumentów 

i dowodów. Do tej pory proces karny 

był raczej dwupodmiotowy, a nie 

trzypodmiotowy. To powoduje, 

że pewne obawy wyraża każde 

środowisko

Monika Zbrojewska, 
wiceminister sprawiedliwości, w wywiadzie 
na łamach „Rzeczy o Prawie”

 

Stan faktyczny

Skarżący G.L. domagał się stwierdzenia 

przewlekłości postępowania prowadzo-

nego przez Sąd Rejonowy w Gliwicach. 

Była to sprawa o zapłatę. Chciał wyda-

nia zalecenia gliwickiemu sądowi, któ-

re skutkowałoby długo oczekiwanym 

zakończeniem postępowania. To jed-

nak nie wszystko. Domagał się również 

przyznania 6 tys. zł tytułem naprawienia 

szkody. Cała historia miała swój początek  

8 października 2012 r., kiedy to mężczy-

zna skierował do sądu rejonowego pozew 

- kompletny i pozbawiony braków for-

malnych. Termin rozprawy wyznaczono 

na 29 kwietnia 2013 r. W tym dniu został 

wydany wyrok oddalający powództwo. 

Od tego momentu doszło do całkowi-

tej bezczynności sądu, mimo złożenia 

przez powoda 6 maja 2013 r. wniosku 

o uzasadnienie wyroku. 22 października 

2013 r. przewodniczący wydziału stwier-

dził brak możliwości sporządzenia go. 

Zarządził poinformowanie o tym fak-

cie powoda z równoczesną informacją, 

że od daty doręczenia zawiadomienia 

w tym zakresie biegnie termin do za-

skarżenia wyroku. Zawiadomiony o tym 

prezes Sądu Rejonowego w Gliwicach 

wskazał, że sytuacja spowodowana jest 

znacznym obciążeniem sędziów orzeka-

jących w tym wydziale sądu. G.L. wniósł 

apelację. Akta zwrócono jednak sądowi 

rejonowemu w celu przedstawienia ich 

sędziemu do uzasadnienia. Wróciły one 

jednak z informacją, że nie jest możliwe 

sporządzenie uzasadnienia w sprawie. 

Apelacja została oddalona.

 Uzasadnienie

Sąd Okręgowy w Gliwicach (sygn. akt III 

S 13/14) rozpoznając skargę na przewle-

kłość postępowania stwierdził, że zde-

cydowanie ona nastąpiła. Zgodnie bo-

wiem z art. 2 ust. 1 ustawy o skardze na 

naruszenie prawa strony do rozpoznania 

sprawy w postępowaniu przygotowaw-

czym prowadzonym lub nadzorowa-

nym przez prokuratora i w postępo-

waniu sądowym bez nieuzasadnionej 

zwłoki (Dz.U. z 2004 r. nr 179, poz. 1843), 

strona może wnieść skargę o stwierdze-

nie naruszenia jej praw jeżeli postępo-

wanie trwa dłużej niż to konieczne dla 

wyjaśnienia okoliczności faktycznych 

i prawnych istotnych dla rozstrzygnię-

cia sprawy, albo dłużej niż to konieczne 

dla załatwienia sprawy egzekucyjnej lub 

innej dotyczącej wykonania orzeczenia. 

Zgodnie natomiast z ust. 2 dla stwier-

dzenia, czy w sprawie doszło do prze-

wlekłości, należy w szczególności ocenić 

terminowość i prawidłowość czynności 

podjętych przez sąd w celu wydania roz-

strzygnięcia, uwzględniając charakter 

sprawy, stopień jej zawiłości i znaczenie 

dla strony, która wniosła skargę.

Sąd rozpoznający skargę mężczyzny 

przyznał, że w sprawie podejmowane 

były czynności. Trwało to jednak zbyt 

długo (patrząc na czas, który upłynął od 

dnia zarejestrowania sprawy do dnia 

wyznaczenia rozprawy), a  po dniu wy-

dania orzeczenia przez sąd I instan-

cji doszło do bezczynności sądu. Co do 

kwestii finansowych sąd już nie poparł 

w pełni skarżącego. Wskazał, że sto-

sownie do art. 12 ust. 4 powołanej usta-

wy, uwzględniając skargę, sąd na żą-

danie skarżącego przyznaje od Skarbu 

Państwa sumę w wysokości od 2 tys. zł 

do 20 tys. zł. Musi przy tym brać pod 

uwagę, czy wskutek przewlekłości stro-

na doznała krzywdy niematerialnej. 

Możliwe są bowiem sytuacje, w których 

doszło do przewlekłości postępowania, 

lecz strona żadnej szkody nie ponio-

sła. Sąd przypomniał, że celem wspo-

mnianej regulacji nie jest wyrównanie 

szkody majątkowej poniesionej przez 

skarżącego. W konsekwencji stwierdza-

jąc, że doszło do przewlekłości postępo-

wania, uznał, że brak jest okoliczności 

uzasadniających zasądzenie żądanych 

6 tys. zł. Sumę 2 tys. zł uznano za od-

powiednią w stosunku do wagi naru-

szeń szybkości postępowania, których 

dopuścił się sąd.

 

Komentarz

prof. Marek Chmaj  
konstytucjonalista

Jak pan ocenia opisywany wyrok 
i sytuację, w której sąd nie sporządza 
uzasadnienia orzeczenia?

W niniejszej sprawie zostały naruszone 

podstawowe zasady postępowania cywil-

nego. Sąd nie ma możliwości odmówić 

sporządzenia uzasadnienia, o ile wniosek 

został złożony we właściwym terminie. 

Takie działanie jest naruszeniem gwa-

rancji proceduralnych przysługujących 

jednostce będącej stroną postępowania. 

Wydanie zarządzenia przez przewodni-

czącego wydziału z powoływaniem się na 

znaczne obciążenie sądów orzekających 

w danym wydziale jest absurdalne. Celem 

instytucji uzasadnienia jest, po pierwsze, 

przekonanie stron do trafności decyzji 

podjętej przez sąd. Ma ono potwierdzić 

zasadność argumentów przytoczonych 

przez stronę wygrywającą, a stronie prze-

grywającej pokazać, że sąd dokonał od-

miennej od prezentowanej przez nią oce-

ny zebranego materiału dowodowego. Po 

drugie, ma ono umożliwić sprawowanie 

nadzoru jurysdykcyjnego. Sąd powinien 

wytłumaczyć motywy rozstrzygnięcia 

tak, aby sąd wyższej instancji mógł oce-

nić jego prawidłowość. Po trzecie, uza-

sadnienie powinno wpływać na kształ-

towanie świadomości prawnej zarówno 

stron, jak i całego społeczeństwa.

 

A może takim sytuacjom winne są 
przepisy?

Uzasadnienie wyroku pełni istotną rolę 

procesową. Według sędziów jego spo-

rządzenie jest czynnością najbardziej 

pracochłonną i czasochłonną. Przepisy 

kodeksu postępowania cywilnego prze-

widują dwutygodniowy termin na jego 

sporządzenie, jednak ma on charakter 

wyłącznie instrukcyjny. Jego przekro-

czenie nie może stać się podstawą do 

zaskarżenia wyroku, a może prowadzić 

wyłącznie do pociągnięcia do odpowie-

dzialności dyscyplinarnej danego sędzie-

go. Przedłużanie ustawowego terminu 

do sporządzenia uzasadnienia znacząco 

wpływa na przewlekłość całego postępo-

wania i uniemożliwia doprowadzenie do 

zakończenia danej sprawy. Mam nadzie-

ję, że nowelizacja przepisów kodeksu, 

wprowadzająca w przypadku utrwala-

nia przebiegu postępowania za pomocą 

urządzenia rejestrującego dźwięk albo 

obraz i dźwięk, możliwość wygłoszenia 

uzasadnienia bezpośrednio po ogłosze-

niu sentencji wyroku, przyspieszy działa-

nie sądów przynamniej w tym aspekcie.

Czy kwoty przyznawane za prze-
wlekłość prowadzenia spraw przez 
sądy nie powinny być zdecydowanie 
bliższe górnej granicy, o której mowa 
w ustawie?

Ustawa o skardze na naruszenie prawa 

strony do rozpoznania sprawy w  po-

stępowaniu przygotowawczym prowa-

dzonym lub nadzorowanym przez pro-

kuratora i postępowaniu sądowym bez 

nieuzasadnionej zwłoki, którą wprowa-

dzono instytucję skargi, nie definiuje po-

jęcia „przewlekłość”. Wskazuje tylko, że 

następuje ona wtedy, gdy postępowanie 

trwa „dłużej niż jest to konieczne”, przyta-

czając jednocześnie przykładowy katalog 

przesłanek, które powinny być brane pod 

uwagę przy dokonywaniu oceny. Dlate-

go każdy przypadek musi być badany at 

casum. Co ważne suma pieniężna (która 

błędnie jest nazywana odszkodowaniem) 

zostanie przyznana wyłącznie na żąda-

nie skarżącego zawarte w skardze. Skarga 

rozpoznawana jest przez sąd przełożony 

w składzie trzyosobowym, co zapewnia, 

że wydane orzeczenie będzie obiektywne. 

Sędziowie muszą być zawsze bezstron-

ni i niezawiśli. Dlatego uważam, że przy 

rozpatrywaniu skargi nie będą kierować 

się solidarnością zawodową, a wyłącznie 

przepisami ustawy. Przyznana suma pie-

niężna nie będzie zależała od tego, jaki 

sąd dopuścił się przewlekłości, ale w jaki 

sposób doszło do naruszenia prawa strony 

w danej sprawie. Na pewno mobilizujące 

dla terminowego działania sądów jest to, 

że zasądzona kwota pieniężna musi zostać 

wypłacona z budżetu określonego sądu, 

w którym stwierdzono przewlekłość, przez 

co uszczupla możliwości przeznaczenia 

pieniędzy na inne, wcześniej zaplanowane 

wydatki sądu.  

 

ewa MaRia Radlińska

ewa.radlinska@infor.pl

fOT

W

O

JTEK

 G

ó

RSKI

Na pewno 

mobilizujące  

dla terminowego 

działania  

sądów jest to,  

że zasądzona kwota 

pieniężna musi 

zostać wypłacona 

z budżetu 

określonego 

sądu, w którym 

stwierdzono 

przewlekłość

z wokandy

 

analiza wyroku

Sąd zapłaci za brak uzasadnienia

2 tys. zł – tyle dostanie skarżący za długie oczekiwanie na 

zakończenie sprawy. Ale możliwe są też sytuacje, w których doszło 

do przewlekłości postępowania, lecz strona nie poniosła szkody

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               2 / 8

background image

 

prawnik 

 23–25 stycznia 2015 nr 15 (3908)  

gazetaprawna.pl

dr Aleksandra 

Gliszczyńska- 

-Grabias

 

adiunkt 
w poznańskim 
Centrum Praw 
Człowieka Instytutu 
Nauk Prawnych 
PAN

prosto

 

ze Strasburga

Europejski Trybunał Praw 

Człowieka niejednokrotnie 

już badał skargi osób spo-

krewnionych ze zmarłymi, 

których przedmiot sprawy 

de facto dotyczył. 

W  takich przypadkach 

naruszenie gwarancji za-

wartych w  europejskiej 

konwencji praw człowieka 

powinno mieć jednak nadal 

związek z żyjącymi. Skarga 

pana Dżugaszwili dotyczy-

ła zaś braku właściwej, jego 

zdaniem, reakcji sądów ro-

syjskich na szkalowanie 

w prasie dobrego imienia 

jego dziadka, Józefa Stali-

na. Dżugaszwili wskazał 

na naruszenie art. 6 kon-

wencji (prawo do rzetelne-

go postępowania sądowego), 

art. 10 (wolność wypowiedzi)  

oraz art. 14 (zakaz dyskry-

minacji).

Chodziło o artykuł opubli-

kowany w piśmie „Novaya 

Gazeta”, w  którym mowa 

była o  odpowiedzialności 

członków sowieckiego Po-

litbiura za rozkaz wymor-

dowania polskich jeńców 

wojennych w Katyniu. Józef 

Stalin opisany został w nim 

jako „żądny krwi kanibal”. 

Skarżący pozwał gazetę, do-

magając się zadośćuczynie-

nia w kwocie odpowiadają-

cej ponad 200 tys. euro.  Sąd 

oddalił jednak pozew, uzna-

jąc, że tekst był istotnym ele-

mentem debaty historycz-

nej. W  niedługim czasie 

w tym samym tytule pojawił 

się kolejny artykuł, opisują-

cy tym razem postępowanie 

sądowe zainicjowane przez 

wnuka Stalina. Scenariusz 

wydarzeń został powtórzo-

ny: pan Dżugaszwili ponow-

nie skierował do sądu pozew 

wskazujący na zniesławienie 

dziadka, a sąd po raz kolejny 

pozew ten oddalił. Kolejnym 

krokiem mężczyzny było 

zwrócenie się do trybuna-

łu w Strasburgu (skarga nr 

41123/10).

ETPC nie doszukał się jed-

nak podstaw do merytorycz-

nego badania skargi i uznał ją 

za niedopuszczalną. Stwier-

dził przede wszystkim, że 

jedynym artykułem, który 

mógłby mieć zastosowanie 

w sprawie, jest art. 8 konwen-

cji, dotyczący prawa do pry-

watności, nie zaś przepisy, na 

które powoływał się skarżący 

Dżugaszwili. Jak uznał trybu-

nał, należy dokonać rozróż-

nienia pomiędzy sprawami, 

w których atak na dobre imię 

i cześć zmarłego ściśle łączy 

się z reputacją całej rodziny, 

stanowiąc naruszenie prawa 

do prywatności, a sprawami, 

które dotyczą dopuszczalnej 

krytyki osób publicznych, 

ocenianych przez opinię spo-

łeczną, w tym prasę. Obydwa 

artykuły, które ukazały się 

w rosyjskiej prasie, były zaś, 

zdaniem ETPC, dopuszczalną 

formą takiej krytyki, nawet je-

śli można ją uznać za krytykę 

„wysoce emocjonalną”. Try-

bunał wprost odniósł się do 

zbrodni katyńskiej, określa-

jąc ją jako przedmiot otwar-

tej i żywej debaty historycznej 

nad wyjątkowej wagi proble-

mem. Wyroki sądów krajo-

wych określił zaś jako wskazu-

jące na właściwą równowagę 

pomiędzy prawem do prywat-

ności skarżącego a dzienni-

karską wolnością wypowiedzi.

Wydaje się, że najważniej-

szym aspektem całej sprawy 

pozostaje jednak właśnie tak 

mocno krytykowana przez 

skarżącego postawa sądów 

rosyjskich. Potwierdzone 

autorytetem sądu twier-

dzenie, iż mord dokonany 

w Katyniu należy do bar-

dzo ważnych zagadnień 

historycznych i powinien 

być przedmiotem otwartej, 

publicznej debaty, nie jest 

stanowiskiem spotykanym 

w Rosji powszechnie. Po-

nadto orzeczenie, nota-

bene w całkowitej zgodzie 

z orzecznictwem strasbur-

skim, iż dyskusje na temat 

roli i działalności Józefa Sta-

lina, jako w pewnym sensie 

„postaci publicznej”, powin-

ny odbywać się w poszerzo-

nych granicach swobody wy-

powiedzi, również zasługuje 

na szczególne podkreślenie.  

 

 

Dobre imię Józefa Stalina

Piotr Szymaniak 
piotr.szymaniak@infor.pl

S

zacuje się, że 80 proc. przepi-

sów dotyczących prawników 

powstaje w Brukseli. W imie-

niu adwokatów i radców praw-

nych projekty rozporządzeń 

i dyrektyw monitoruje Rada Adwoka-

tur  i Stowarzyszeń Prawniczych Eu-

ropy (Council of Bars and Law Societies 

of Europe). CCBE reprezentuje ponad 

milion prawników. Zgodnie z przyjętą 

przez samorząd adwokacki i radcowski 

zasadą rotacji, w tym roku na stanowi-

sku przewodniczącego polskiej delega-

cji adwokat Dominikę Stępińską-Duch 

zastąpił radca – Jędrzej Klatka. 

Jest synem Zenona Klatki, znanego 

katowickiego prawnika. Dom rodzinny 

był tak przesiąknięty prawem, że już 

w podstawówce mały Jędrek opracowuje 

regulamin porządku domowego. – Na-

tomiast pierwsza umowa, jaką napisa-

łem, regulowała zasady prowadzenia 

wojny między indiańskimi plemiona-

mi Apaczów i Komanczów – wspomina 

po latach Jędrzej Klatka. Zanim zabawa 

przerodziła się w zawód, w klasie ma-

turalnej rozważał jeszcze pójście na an-

glistykę, ale ojciec zasugerował, że stać 

go na coś więcej. 

– Choć kiedy zdecydował się zdawać 

na prawo, zdałem sobie sprawę, że ów-

czesne podręczniki do historii były 

na fatalnym poziomie. Przez pół roku 

pomagałem mu, pisząc opracowania, 

dzięki którym mógł nadrobić zaległo-

ści. I na tym moje zasługi się kończą. 

Resztę zawdzięcza sobie – wspomina 

Klatka senior. – Pamiętam też, że gdy 

rok po uzyskaniu przez niego dyplomu 

radcowskiego powiedziałem, że przecież 

jeszcze nic nie umie, bardzo się obraził. 

Muszę powiedzieć, że w dalszej karierze 

udowodnił mi, że jednak tak nie jest. 

Teraz już od wielu lat to on zarządza 

kancelarią, i robi to w bardzo nowocze-

sny sposób – podkreśla ojciec. 

Choć Zenon Klatka zawsze wysoko 

podnosił poprzeczkę, dla syna pozostaje 

największym prawniczym autorytetem. 

– Podziwiam go za jego intelekt, wie-

dzę i doświadczenie, a zwłaszcza umie-

jętność definiowania od razu, na czym 

polega istota problemu i organizowa-

nia pracy dużych zespołów ludzi. To od 

niego nauczyłem się też, jak prowadzić 

wykłady, żeby były interesujące – przy-

znaje Jędrzej Klatka. 

Dziś sam świetnie wykłada, co spra-

wia mu autentyczną przyjemność. – Lu-

bię patrzeć na miny aplikantów, kiedy 

na wykładzie z prawa ochrony środo-

wiska wyjaśniam im, że przeżyli 1,5 go-

dziny nie oddychając powietrzem (bo 

powietrze wewnątrz budynków nie jest 

powietrzem w rozumieniu prawa ochro-

ny środowiska). Ustawodawca coś ustalił 

i kropka. Pozamiatane. To się nazywa 

moc sprawcza. To właśnie lubię w pra-

wie, że niezgodnie z regułami biologii 

w rozumieniu ustawy nawet rak jest 

rybą – przytacza radca.

Pytany o największe sukcesy, obok 

rozwoju kancelarii i rosnącej liczby za-

dowolonych klientów wskazuje swoich 

wychowanków. – Jako patron nauczyłem 

prawniczego warsztatu już pięciu rad-

ców prawnych, co oznacza, że parę osób 

ma stabilne źródło utrzymania. Może 

dla innych to codzienność, ale dla mnie 

ta właśnie ta codzienność jest sukce-

sem w trudnych dla prawników czasach, 

a nie jeden czy drugi wygrany proces 

o duże pieniądze czy wynegocjowany 

dla klienta kontrakt o wartości iluś tam 

milionów euro – zdradza. 

Odbywał staże w dużych kancela-

riach i choć miał propozycje zatrud-

nienia w korporacji, odrzucił je, bo, jak 

sam mówi, lubi pracować na swoim i po 

swojemu.  Zwłaszcza że funkcjonowa-

nie w kancelarii rodzinnej pozwala bar-

dzo szybko i elastycznie dostosować się 

do zmieniających się potrzeb klientów. 

– A jak coś nie wyjdzie, to także wia-

domo, do kogo mieć pretensje: po pro-

stu do samego siebie. Niewątpliwie mi-

nusem małej kancelarii jest, że takich 

podmiotów są tysiące, więc kluczową 

kwestią jest, jak dotrzeć z informacją 

o swoim istnieniu do potencjalnego 

klienta. Na szczęście mam pewne po-

mysły, choć ich tutaj nie zdradzę – za-

pewnia prawnik, który specjalizuje się 

nie tylko w prawie ochrony środowiska 

(do czego jeszcze na studiach przeko-

nywał go późniejszy wiceminister śro-

dowiska Bernard Błaszczyk), ale także 

w zagadnieniach związanych z publicz-

nym transportem zbiorowym.

W 2012 r. otrzymał złotą odznakę „Za-

służony dla samorządu Radców Praw-

nych”. Ryszard Ostrowski, dziekan OIRP 

w Katowicach zwraca uwagę na jego 

niesłabnące zaangażowanie w spra-

wy samorządowe. – W naszej izbie jest 

nie tylko wykładowcą, ale też zajmu-

je się kwestiami etyki radcy prawnego 

i zasad wykonywania zawodu – mówi 

mec. Ostrowski. 

Dziś w CCBE czekają go inne wyzwa-

nia. Jako przewodniczący wyznaczył so-

bie dwa cele – krajowy i międzynarodo-

wy. Pierwszy polega na propagowaniu 

wiedzy na temat CCBE w Polsce. – Wiele 

koleżanek i kolegów nie ma o tym po-

jęcia, a niektórzy może sądzą, że na ich 

koszt spędzam w Brukseli czas na ban-

kietach. Natomiast w samym CCBE będę 

dążył do tego, aby wpływ na podejmowa-

ne decyzje w mniejszym stopniu zależał 

od bogactwa takiej czy innej adwokatury 

– deklaruje Jędrzej Klatka.  

 

MA

T.

 P

RASO

WE

Lubi pracować na swoim i po swojemu. Dla relaksu czyta 

specjalistyczne książki, świetnie wykłada i potrafi się 

dobrze sprzedać. I już dawno nie jest tylko synem swojego 

ojca. Teraz Jędrzej Klatka będzie przewodniczył polskiej 

delegacji CCBE

PoStAć tyGodniA

 

Jędrzej Klatka

PrenumerAtA:

Cena prenumeraty DZIENNIKA GAZETA PRAWNA: Wersja Standard – miesięczna (styczeń 2015 r.): 100,00 zł, styczeń–grudzień 2015 r: 1.146,00 zł. Wersja Premium – miesięczna  
(styczeń 2015 r.): 116,00 zł., styczeń–grudzień 2015 r: 1.347,00 zł. Wszystkie ceny brutto (zawierają 8% VAT). Więcej informacji na stronie www.gazetaprawna.pl/oferta2015

Człowiek, który  

oddycha prawem

Ustawodawca coś ustalił 

i kropka. Pozamiatane. 

To się nazywa moc sprawcza. 

To właśnie lubię w prawie, 

że niezgodnie z regułami 

biologii w rozumieniu ustawy 

nawet rak jest rybą

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               3 / 8

background image

 

C4

Opinie

 

Nowelizacja prawa autorskiego

ka, „Ukryte koszty kultury”, UwazamZe.pl, 

nr 12 (158), grudzień 2014). Opublikowanie 

projektu nowelizacji określiło wolę poli-

tyczną, która – wszystko na to wskazu-

je – zmierza w jak najgorszym kierunku.

Lektura projektu nie daje podstaw 

do stwierdzenia, że dokument ten zo-

stał przygotowany pospiesznie lub że 

jest nieprzemyślany. Refleksja jest cał-

kowicie inna. Proponowana noweli-

zacja jest najwyraźniej zlepkiem lob-

bystycznych tekstów, opracowanych 

z ewidentnym celem preferowania in-

teresów użytkowników podejmujących 

korzystanie z twórczości na wielką skalę  

i z rażącym pokrzywdzeniem twórców 

i artystów. W uzasadnieniu projektu, 

wprawdzie obszernym, jednak ze wzglę-

du na rozległość materii omawiającym po-

szczególne zmiany bardzo ogólnie, staran-

nie unika się wskazywania skutków zmian 

dla autorów i artystów. Wobec tego usta-

lenie rzeczywistego znaczenia propozycji 

zawartych w projekcie staje się niezwykle 

trudne i wymaga odszyfrowania efektów 

poszczególnych postanowień.

Początkowo wydawało mi się, że rozpo-

wszechniony projekt, wprawdzie w naj-

wyższym stopniu kontrowersyjny i za-

wierający liczne błędy, należy traktować 

jako roboczy i wstępny, a więc taki, który 

stanowi podstawę do dyskusji. Nadzieje 

te rozwiało Ministerstwo Kultury i Dzie-

dzictwa Narodowego (MKiDN), które 

8 października 2014 r. formalnie roze-

słało dokument, wyznaczając na zajęcie 

stanowiska całkowicie nierealny termin 

miesięczny. Jedna z największych organi-

zacji zbiorowego zarządzania (OZZ), świa-

doma znaczenia proponowanych zmian 

i obszerności poruszonej problematyki, 

wystąpiła o przedłużenie okresu na zgło-

szenie uwag. Bardzo szybko otrzymała 

odpowiedź odmowną, z uzasadnieniem 

będącym mieszaniną kpiny i lekceważe-

nia. Ten pożałowania godny przypadek 

nie był, niestety, najlepszym prognosty-

kiem na przyszłość.

W ostatnich latach fatalną praktyką 

stało się, iż resort rozsyła zainteresowa-

nym organizacjom projekty nowelizacji 

z krótkim terminem na zajęcie stano-

wiska, które i tak zazwyczaj nie wpływa 

znacząco na ostateczną wersję dokumen-

tu. Ten, po zaakceptowaniu przez rząd, 

trafia do Sejmu jako projekt rządowy 

i staje się przedmiotem prac komisji. Co 

istotne, najczęściej nie ma autora, czy-

li osoby, która byłaby w pełni świadoma 

znaczenia poszczególnych postanowień. 

W konsekwencji zdarza się, że podczas 

debat sejmowych nikt z przedstawicie-

li resortu nie jest w stanie precyzyjnie 

wyjaśnić intencji projektodawcy albo 

udziela odpowiedzi w sposób ogólniko-

wy. Tak było w szczególności w przypad-

ku implementacji dyrektywy 2004/48/WE 

Parlamentu Europejskiego i Rady 

z 29 kwietnia 2004 r. w sprawie egzekwo-

wania praw własności intelektualnej, tak 

było także w przypadku implementacji wy-

roku Trybunału Konstytucyjnego z 24 maja 

2006 r. (sygn. K 5/05) dotyczącego tantiem 

audiowizualnych. Pamiętam w szczegól-

ności debatę w sejmowej komisji kultury 

nad zmianą art. 70, która, w konsekwencji, 

z oczywistą wadą, przyjęta została jednym 

głosem przeważającym przy bardzo ni-

skim quorum członków tego gremium. 

Wszystko wskazuje na to, że podobny ciąg 

zdarzeń i tym razem się powtórzy.

Dialog pod presją

Ta apokaliptyczna wizja nasuwa kilka pod-

stawowych pytań. Pierwsze, skierowane 

do pani minister, o świadomość znacze-

nia proponowanych zmian dla kultury 

narodowej i akceptację takiego właśnie 

kierunku. Czy tak właśnie resort wyobra-

ża sobie reformę prawa autorskiego? Jeśli 

odpowiedź byłaby pozytywna, oznaczało-

by to zamiar drastycznego ograniczenia 

ochrony praw twórców i artystów, w za-

mian za stworzenie znaczących enklaw 

swobodnego korzystania z twórczości 

przez organizacje zajmujące się jej roz-

Proponowana 

nowelizacja 

przypomina zlepek 

lobbystycznych 

tekstów, 

opracowanych 

z ewidentnym 

celem preferowania 

interesów 

użytkowników, 

którzy korzystają 

z twórczości 

na wielką skalę 

i z rażącym 

pokrzywdzeniem 

twórców i artystów

fOT

. W

O

JC

iEC

h

 S

TR

óży

K

/REPO

R

TER

Dyrektywy sobie, polski projektodawca sobie

M

inister kultury 

i dziedzictwa na-

rodowego 14 paź-

dziernika 2014 r. 

zamieścił na 

swoich stronach 

WWW projekt no-

welizacji prawa autorskiego z 24 września 

2014 r. Jest to dokument wyjątkowo obszer-

ny. Nowe regulacje obejmują 17 stron, uza-

sadnienie – 68. Poruszono wiele zagadnień, 

w tym dwa najważniejsze, bo dotyczące 

implementacji dyrektyw, które powinny 

zostać wprowadzone do polskiego ustawo-

dawstwa w możliwie najkrótszym czasie 

(wyznaczony termin już upłynął). Chodzi 

o dyrektywę dotyczącą przedłużenia ochro-

ny majątkowej praw pokrewnych, którą 

należało implementować do 1 listopada 

2013 r., i dyrektywę o dziełach osieroconych, 

która powinna być implementowana do 

29 października 2014 r.

Należy przy tym wyjaśnić, że zwłoka 

nie była rezultatem zwykłej bezczynno-

ści legislacyjnej. Trzeba ją raczej przypisać 

pojawiającym się rozbieżnym interesom 

różnych podmiotów i temu, że w resorcie 

zabrakło woli politycznej, by wobec nasila-

jących się sporów zająć jasne stanowisko. 

Ministerstwo oczekiwało na kompromis 

pomiędzy lobbies producencko-dystry-

butorskim i środowiskami twórczymi 

(zwłaszcza reprezentowanymi przez or-

ganizacje zbiorowego zarządzania pra-

wami autorskimi lub pokrewnymi), na-

iwnie sądząc, że te pierwsze, jako strona 

silniejsza, dobrowolnie ustąpią nieco ze 

swoich monopolistycznych oczekiwań, 

w tym z uzyskanych już przywilejów.

Stało się odwrotnie. Lobbies producenc-

kie i dystrybutorskie umocniło się na swo-

ich pozycjach, o czym świadczą choćby 

doniesienia prasowe na temat nacisku 

wywieranego na panią minister kultury 

przez wicepremiera i ministra gospodarki, 

aby wycofała się z części zmian przywraca-

jących równowagę (por. Sandra Borowiec-

Prof. Jan 

Błeszyński

radca prawny, 

wykładowca na UW, 

partner w kancelarii 

Błeszyński i Partnerzy 

radcowie Prawni

Minister kultury Małgorzata Omilanowska

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               4 / 8

background image

 

powszechnianiem na wielką skalę, zwłasz-

cza drogą cyfrową. Należy przy tym dodać, 

że nie równałoby się to otwarciu dostępu 

do swobodnego korzystania z twórczości, 

a raczej uposażeniu grupy profesjonalnych 

użytkowników. Jednocześnie byłby to wy-

raz świadomego zarzucenia poszukiwania 

równowagi pomiędzy interesami twórców 

i artystów (w szczególności w zakresie pra-

wa do uzyskiwania przez nich stosownego 

wynagrodzenia) a niezbędnymi w świetle 

zdobyczy techniki ułatwieniami w dostę-

pie do twórczości. Przyjęcie dotychczas 

stosowanego modelu „dialogu” nad propo-

zycjami nowelizacji nie stworzy możliwo-

ści wypracowania tekstu, który pogodzi ra-

cje wszystkich stron. Dialog taki po prostu 

wymaga czasu, nie wspominając o udziale 

w nim autorów (autora?) projektu.

Niezależnie od skali wad omawianego 

dokumentu, już sama jego obszerność, 

zakres i skomplikowanie regulowanej 

materii powodują, że nie ma szans na 

uchwalenie go do końca bieżącej kadencji 

Sejmu i Senatu. Po co więc niepotrzebnie 

angażowano czas i siły wielu organów? 

Czyżby liczono, że tekst przyjęty zosta-

nie bezrefleksyjnie? Nasuwa to jedynie 

racjonalny wniosek, a mianowicie ko-

nieczność ograniczenia zakresu noweli-

zacji do dwóch obszarów, w których za-

późnienie stawia nas w trudnej sytuacji. 

Najpilniejszą sprawą jest przedłużenie 

czasu ochrony utrwaleń artystycznych 

wykonań i fonogramów, a w drugiej kolej-

ności (i z zastrzeżeniami, o których będzie 

mowa niżej) implementacja dyrektywy 

dotyczącej dzieł osieroconych. Postulat 

ten, zakładający proponowaną kolejność, 

wynika z dwóch powodów. 

Dyrektywa Parlamentu Europejskiego 

i Rady 2011/77/UE z 27 września 2011 r. do-

tycząca czasu ochrony przewidywała, jak 

już pisałem na wstępie, implementację do 

1 listopada 2013 r. Przekroczenie terminu 

jest więc znaczne i, jak można przypusz-

czać, zostało spowodowane niezadowole-

niem organizacji producentów fonogra-

mów z ujęcia w dokumencie zasad wypłaty 

wynagrodzeń artystów, ukształtowanych 

jako roszczenie niezbywalne. Proponowa-

ny w projekcie sposób implementacji tych 

zasad budzi poważne zastrzeżenia. Z ko-

lei dyrektywa Parlamentu Europejskiego 

i Rady 2012/28/UE z 25 października 2012 r. 

dotycząca dzieł osieroconych przewidy-

wała implementację do 29 października 

2014 r., przekroczenie terminu jest więc 

nieznaczne. 

Decydujące znaczenie ma jednak me-

rytoryczny aspekt sprawy. Dyrektywa 

dotycząca czasu ochrony jest prostsza 

i wskutek tego łatwiejsza do wdrożenia. 

Wprawdzie projekt w tym zakresie jest 

wadliwy, a błędy polegają na istotnych 

rozbieżnościach z dyrektywą oraz na bra-

ku dostatecznie jednoznacznych uregulo-

wań, jednak perspektywa kilkumiesięcz-

nych prac nad dokumentem, ze względu 

na termin planowanych wyborów parla-

mentarnych, pozwoli na jego doprecyzo-

wanie. Znacznie gorzej jest z dyrektywą 

dotyczącą utworów osieroconych. Opu-

blikowany przez MKiDN projekt w tym 

zakresie zawiera wady o znaczeniu pod-

stawowym. Jest nie tylko niezgodny z dy-

rektywą, ale przede wszystkim z elemen-

tarnymi zasadami przyzwoitej legislacji. 

Moim zdaniem wymaga gruntownego 

przepracowania, w tym w szczególno-

ści zmian lub uzupełnienia trybu prze-

prowadzania starannych poszukiwań, 

w tym wprowadzenia jawności tej fazy 

postępowania oraz kierowania zgłasza-

nia wpisów dotyczących osierocenia do 

OHIM (Urzęd Harmonizacji Rynku We-

wnętrznego – red.), a także możliwości 

zgłaszania zastrzeżeń przez uprawnio-

nych do utworów i z tytułu praw pokrew-

nych. Uregulowania wymaga także kwe-

stia rekompensat uprawnionym z tytułu 

uznania utworów lub przedmiotów praw 

pokrewnych za osierocone i rozpowszech-

niania w tym charakterze.

Przy prowadzeniu dalszych prac im-

plementacyjnych należy pamiętać o tym, 

że skutki tzw. osierocenia, czyli sytuacji, 

w której autor utworu jest nieznany lub 

nie ma możliwości nawiązania z nim po-

rozumienia zmierzającego do uzyskania 

zezwolenia na korzystanie z utworu, są 

problemem dotyczącym wszystkich rodza-

jów utworów oraz sposobów eksploatacji. 

Dyrektywa w art. 1 przewiduje zastoso-

wanie jej tylko do niektórych, wyraźnie 

wymienionych, sposobów korzystania 

z utworów i fonogramów uznanych za 

osierocone. Utwór lub fonogram uznany za 

osierocony w jednym z państw UE uzna-

je się za osierocony we wszystkich pań-

stwach członkowskich. Skutek ten dotyczy 

jedynie zawężonego zakresu, o którym 

mowa w art. 2 dyrektywy. Ustawodaw-

ca krajowy może przyjąć, że zakres uzna-

wania osierocenia będzie szerszy. Jednak 

w zakresie wykraczającym poza unormo-

wanie zawarte w dyrektywie nie ma pod-

staw do przyjęcia skutku nadania statusu 

utworu lub fonogramu osieroconego we 

wszystkich państwach UE. I nie ma na to 

rady, natomiast nie dezaktualizuje to po-

trzeby generalnej regulacji statusu dzieł 

osieroconych.

Projekt sprzeczny z dyrektywą

Niestety, dyrektywa reguluje jedynie kwe-

stie o charakterze podstawowym. Nakłada 

to na ustawodawcę krajowego obowią-

zek stworzenia spójnego systemu usta-

lania spełnienia wymogów osierocenia, 

a zwłaszcza trybu postępowania w tym 

zakresie. W obu kwestiach projekt nowe-

lizacji nie tylko nie spełnia oczekiwań, ale 

jest sprzeczny z celem dyrektywy. Celem 

jej jest mianowicie umożliwienie korzy-

stania z utworów uznanych za osierocone 

mimo braku zgody nieznanego, co naj-

mniej z miejsca pobytu, uprawnionego. 

Zasadą jest w szczególności, że dyrekty-

wa nie narusza praw do utworu lub fo-

nogramu nie tylko znanych uprawnio-

nych, ale i uprawnionych odnalezionych. 

Podstawowe znaczenie w tym kontekście 

ma obowiązek przeprowadzania staran-

nych poszukiwań uprawnionych przed 

rozpoczęciem eksploatacji przez podmioty 

wskazane w dyrektywie, takie jak biblio-

teki publiczne, placówki oświatowe i mu-

zea, archiwa, instytucje odpowiedzialne 

za dziedzictwo filmowe, dźwiękowe oraz 

nadawców publicznych mających siedzi-

bę w UE, w odniesieniu do utworów i fo-

nogramów pozostających w ich zbiorach. 

Od ustawodawcy krajowego oczekuje 

się w szczególności zabezpieczenia inte-

resów uprawnionych (każdoczesnych) na 

wypadek zgłoszenia się przez nich, co musi 

spowodować pozbawienie skutków praw-

nych dokonanego uznania utworu za osie-

rocony. Według dyrektywy uprawniony 

może unieważnić w dowolnym momencie 

uznanie utworu za osierocony, w zakre-

sie przysługujących mu praw (w angiel-

skiej wersji dyrektywy: „The possibility 

of putting an end to the orphan works”). 

Jednocześnie państwa UE powinny za-

pewnić godziwą rekompensatę (w angiel-

skiej wersji – „a fair compensation is due to  

rightholders”) za korzystanie przez upraw-

nione organizacje z utworów uznanych 

za osierocone na podstawie prawa obo-

wiązującego w państwie UE właściwego 

dla podmiotu uprawnionego do uznania 

utworu za osierocony. Projekt nie określa, 

niestety, żadnej procedury zapewniającej 

należyte wywiązywanie się z przeprowa-

Dyrektywy sobie, polski projektodawca sobie

Jedyną troską projektodawcy jest, aby 

zwolnić polskie organy z jakiejkolwiek 

odpowiedzialności i sprowadzić rolę 

ministra do roli skrzynki kontaktowej 

czy doręczyciela cudzej korespondencji

Jedna z największych organizacji 

zbiorowego zarządzania, świadoma 

znaczenia proponowanych zmian 

i obszerności poruszonej problematyki, 

wystąpiła o przedłużenie okresu 

na zgłoszenie uwag. Bardzo szybko 

otrzymała odpowiedź odmowną, 

z uzasadnieniem będącym mieszaniną 

kpiny i lekceważenia

prawnik 

 23–25 stycznia 2015 nr 15 (3908)  

gazetaprawna.pl

dzenia starannych poszukiwań. Całość po-

stępowania w tym zakresie pozostawiono 

w rękach podmiotów, w zasobach których 

znajdują się utwory, czyli zainteresowa-

nych uzyskaniem przez utwory nienale-

żące do zidentyfikowanych uprawnionych 

statusu osierocenia. One mają obowiązek 

przeprowadzenia starannych poszukiwań 

uprawnionego (co zrozumiałe), jednak ich 

działania w tym obszarze nie podlegają 

żadnej weryfikacji, a ich wnioski co do 

spełnienia statusu osierocenia są przeka-

zywane „za pośrednictwem” ministra kul-

tury do OHIM przy wykorzystaniu syste-

mu teleinformatycznego (tak art. 35

7

 ust. 3 

projektu). Niezbyt koresponduje z tym 

ust. 1 tego przepisu, według którego na 

wniosek uprawnionych podmiotów mi-

nister „dokonuje (…) rejestracji w bazie 

danych” OHIM.

W tym ujęciu zatem rola ministra ogra-

niczona została do stwierdzenia braku 

podstawy do wystąpienia do OHIM za po-

średnictwem ministra kultury. W każdym 

razie przepis nie przewiduje kontroli speł-

nienia przesłanki starannych poszukiwań 

oraz nie zabezpiecza praw uprawnionych 

do utworów i fonogramów w trakcie po-

stępowania prowadzącego do nadania im 

statusu osierocenia. Wątpliwości co do roli 

ministra rozstrzygają wyjaśnienia zawar-

te w uzasadnieniu projektu. Mowa tam 

o „przekazaniu stosownych informacji” 

do bazy danych OHIM za pośrednictwem 

ministra kultury (s. 47 uzasadnienia pro-

jektu). W uzasadnieniu czytamy dalej, że 

„samo zarejestrowanie utworu jako osie-

roconego przez instytucję wpisaną do bazy 

danych OHIM nie będzie podlegało żadnej 

weryfikacji ani kontroli ze strony ministra 

właściwego do spraw kultury i dziedzictwa 

narodowego” (s. 48). Ma to ponoć wynikać 

z zasady art. 3 ust. 6 dyrektywy, że odpo-

wiedzialność za staranne poszukiwania 

leży po stronie uprawnionej instytucji kra-

jowej. Według uzasadnienia nie dotyczy to 

„organów państwowych, które powinny 

pełnić wyłącznie rolę punktu kontakto-

wego i pośrednika pomiędzy instytucjami 

korzystającymi a bazą OHIM”.

Jak więc z tego wynika, jedyną troską 

projektodawcy jest, aby zwolnić polskie 

organy z jakiejkolwiek odpowiedzialności 

i sprowadzić rolę ministra do roli skrzynki 

kontaktowej czy doręczyciela cudzej kore-

spondencji. Zgubiony został najważniejszy 

aspekt sprawy – zagrożenia ze strony ta-

kiego rozwiązania dla praw uprawnionych 

do utworów i z tytułu praw pokrewnych 

w Polsce. Przecież z chwilą zarejestrowania 

w bazie OHIM wniosku o uznanie utwo-

ru za osierocony następują daleko idące 

ograniczenia praw uprawnionych do ko-

rzystania i ich dóbr niematerialnych, po-

legające na legalnym dostępie do korzy-

stania z niego bez potrzeby uzyskiwania 

zezwolenia uprawnionych do utworu i jego 

nagrań na warunkach odnoszących się do 

utworów osieroconych. Stan ten trwać ma 

do uchylenia dokonanej rejestracji okre-

ślonego utworu.

Takie ujęcie powoduje, że uprawniony 

do utworu autor lub artysta nagranego ar-

tystycznego wykonania nie ma odpowied-

nio zabezpieczonej możliwości dowiedze-

nia się o wniosku o uznanie jego utworu za 

osierocony, ujawnienia się i dochodzenia 

swoich praw. W konsekwencji korzystanie 

z jego utworu lub nagrania odbywać się 

będzie poza jego wiedzą i więcej – z na-

ruszeniem jego praw do wynagrodzenia. 

Podjęcie postępowania o uznanie osie-

rocenia musi być jawne i to w taki sposób, 

żeby było możliwe zgłoszenie roszczeń 

przez uprawnionego do utworu. Można się 

spodziewać, że brak kontroli powodować 

będzie zgłaszanie wniosków o uznanie 

utworów za osierocone bez rzetelnych po-

szukiwań, co ułatwi prowadzenie działal-

ności mającej na celu rozpowszechnianie 

utworów bez potrzeby zawierania umów 

o korzystanie z nich i bez płacenia należ-

nych w takich sytuacjach wynagrodzeń.

Postanowienia projektu nie uwzględ-

niają również w dostatecznym stopniu 

faktu wykonywania zbiorowego zarzą-

dzania, a w szczególności istnienia tabel 

wynagrodzeń za reprodukowanie i roz-

powszechnianie utworów i ich nagrań. 

W najwyższym stopniu niepokojące jest 

również ujęcie w projekcie kwestii godzi-

wej rekompensaty w przypadku ujawnie-

nia się uprawnionego. Projekt stanowi, że 

wysokość tego wynagrodzenia powinna 

uwzględniać „interes publiczny, którego 

realizacji służy korzystanie z utworu osie-

roconego”. Co to oznacza, trudno dociec. 

Język przepisu raczej kojarzy się z latami 

50. ubiegłego wieku i tendencjami kolekty-

wistycznymi niż z prostym faktem, że oto 

miało miejsce bezpodstawne korzystanie 

z cudzego utworu i należy skompensować 

tego ujemne skutki. Niezbyt jest również 

jasne, co dzieje się w sytuacji, gdy uznanie 

utworu za osierocony nastąpiło w sytuacji, 

gdy korzystający o istnieniu uprawnio-

nego do utworu wiedział lub z łatwością 

mógł się dowiedzieć. Należy mianowicie 

zwrócić uwagę, że także bezpodstawne 

umieszczenie utworu w bazie OHIM jako 

osieroconego powoduje, że utwór będzie 

przedmiotem użytku w tym charakterze 

do chwili jego wykreślenia z bazy utworów. 

Alternatywnie projekt przewiduje moż-

liwość korzystania z utworu osieroconego 

na podstawie umowy zawartej z OZZ przed 

przystąpieniem do korzystania z utworu 

osieroconego, na zasadach równego trak-

towania z ochroną utworów osieroconych 

danego rodzaju. Trudno zrozumieć, czemu 

ma służyć uregulowanie takiej możliwości 

jedynie jako alternatywnego uprawnienia. 

Dlaczego nie jest to obowiązkiem, zwa-

żywszy że status osierocenia zmierza do 

wypełnienia luki wynikającej z braku wie-

dzy o uprawnionym do utworu, z którym 

należy zawrzeć umowę, nie zaś do wyzna-

czenia uprzywilejowanych podmiotów 

korzystających z utworu kosztem upraw-

nionych. Uznanie utworu za osierocony 

nie powinno być podstawą do budowa-

nia konkurencyjnego systemu dostępu 

do twórczości redukującego intensywność 

ochrony autorskiej. Nie ma powodu, żeby 

korzystający z utworu osieroconego odno-

sił korzyści z faktu, że utwór jest osieroco-

ny. Omawiane przepisy powinny jedynie 

zapewniać możliwość ich legalnego wy-

korzystywania.

Kwestia przedawnienia

Osobnym zagadnieniem jest, że w odnie-

sieniu do pewnej liczby utworów uzna-

nych za osierocone uprawnieni, a więc 

w szczególności twórcy, artyści, ich na-

stępcy prawni, nie ujawnią się i nie zgło-

szą się po należne im wynagrodzenia. Po 

pierwsze służące im roszczenia powinny 

być poddane ogólnym zasadom o przedaw-

nieniu roszczeń, natomiast należy prze-

widzieć sposób wykorzystywania takich 

środków. Najprostszym rozwiązaniem by-

łoby przekazywanie ich na znany usta-

wie o prawie autorskim Fundusz Rozwoju 

Twórczości i wykorzystywanie ich zgodnie 

z zasadami tego funduszu. Trudno zrozu-

mieć, dlaczego w projektowanym art. 35

8

 

ust. 3 przewidziano przekazanie 80 proc. 

Dokończenie na str. 6

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               5 / 8

background image

 

C6

wynagrodzenia zainkasowanego przez 

OZZ na ten fundusz po upływie trzech lat, 

zapominając, że w prawie istnieje insty-

tucja przedawnienia i że ogólny termin 

przedawnienia wynosi lat dziesięć.

Po co tworzyć nową nieczytelną kon-

strukcję, miast wpisać nowe rozwiązanie 

w już istniejący system? Postanowienie to 

jest ponadto znamiennym przejawem nie-

chlujstwa legislacyjnego. Dlaczego dotyczy 

ono tylko wynagrodzeń zainkasowanych 

przez OZZ (a więc nie wszystkich wynagro-

dzeń) i posługuje się niezrozumiałą termi-

nologią, bo nie wiadomo, co znaczy termin 

„przekazanie” wynagrodzenia za korzysta-

nie z utworu w relacji do przedawnienia 

oraz jaki jest sens radykalnego skrócenia 

terminu pozostawania wynagrodzeń za 

dzieła osierocone w OZZ? Przecież w ten 

sposób wydatnie zmniejszona zostanie 

szansa na odnalezienie uprawnionych, 

którzy o fakcie uznania utworu za osiero-

cony i swojej wierzytelności mogą po pro-

stu nie wiedzieć. Im więc krótszy termin 

na ich dochodzenie, tym szansa zaspo-

kojenia mniejsza. Nie spełnia to wymogu 

konstytucyjnej zasady proporcjonalności. 

Powyższe omówienie ma na celu uza-

sadnienie zastrzeżeń o znaczeniu podsta-

wowym. Szczegółowa analiza poszczegól-

nych postanowień uzasadnia zastrzeżenia 

co do terminologii projektu, jego precyzji, 

a przede wszystkim racjonalności propo-

nowanych w nim rozwiązań. Generalnie 

uzasadnia wniosek, że proponowane roz-

wiązanie statusu utworów osieroconych 

zostało przygotowane z myślą o ogranicze-

niu praw uprawnionych oraz o wyłączeniu 

odpowiedzialności ministra kultury, zmi-

nimalizowaniu jego obciążeń, w tym wy-

łączeniu jego funkcji kontrolnych. Stanowi 

to próbę stworzenia systemu niespójnego, 

pozbawiającego twórców ochrony bez za-

bezpieczenia możliwości powzięcia wiedzy 

o toczącym się postępowaniu i uznaniu 

utworu za osierocony oraz bez należyte-

go zabezpieczenia praw także w sytuacji 

podważenia nadania takiego statusu. Po-

przez odwrócenie i ograniczenie racjonal-

nej konstrukcji zakładającej, że stworzony 

zostanie system umożliwiający powzię-

cie wiedzy o podjętej inicjatywie nadania 

utworowi statusu osierocenia i zgłoszenie 

zastrzeżeń blokujących nadanie tego sta-

tusu do czasu ich prawomocnego rozpa-

trzenia, stworzono nieracjonalny system, 

w którym nadawanie statusu osierocenia 

następuje w wyniku niepodlegającej wery-

fikacji inicjatywy jednej z uprawnionych 

do tego organizacji. Natomiast w przypad-

ku dochodzenia bezpodstawności nada-

nia tego statusu przewidziano procedurę 

administracyjną na zasadach ogólnych, 

w której organem właściwym jest mini-

ster kultury. Oznacza to, że status osiero-

cenia, mimo podjęcia tej procedury, będzie 

trwał aż do prawomocnego zakończenia 

postępowania. Innymi słowy, projekt ten 

w obecnym kształcie wymaga wycofania 

i gruntownego przepracowania, celem 

nadania mu postaci umożliwiającej pod-

jęcie na jego podstawie prac legislacyjnych.

Zastrzeżenia budzi także proponowana 

wersja tantiem bibliotecznych, tzw. public 

lending rights, czyli wynagrodzeń, które 

powinny być płacone z budżetu twórcom 

i wydawcom z tytułu swobodnego korzy-

stania z utworów w ramach wypożyczeń 

bibliotecznych. Jak wynika z wypowiedzi 

rzecznika MKiDN, Ministerstwo Finan-

sów zgłosiło zastrzeżenia, aby środki na 

te „tantiemy” pochodziły z budżetu. Nie 

dość zatem, że proponowana wielkość tych 

środków była według projektu symbolicz-

na, co wydatnie redukowało funkcje opłat, 

to minister finansów proponuje wypraco-

wanie „takich rozwiązań, które zmniejszy-

łyby udział budżetu państwa w finanso-

waniu tych wynagrodzeń”. Ogólnikowe 

wyjaśnienia rzecznika MKiDN pozwala-

ją sądzić, że mamy do czynienia z próbą 

przerzucenia tych płatności na samorząd 

terytorialny, z demagogicznym argumen-

tem, że to organy samorządu utrzymują 

biblioteki. Zatem do istniejącej mizerii, 

wynikającej z dramatycznego niedofinan-

sowania bibliotek gminnych, chce się do-

dać nowe obciążenie.

A przecież biblioteki pełnią ważną rolę 

w systemie rozpowszechniania twórczo-

ści. Ich pozycja finansowa powinna być 

wydatnie wzmocniona, w szczególności 

wobec zamierzeń poszerzenia ich oferty 

o możliwości rozpowszechniania twórczo-

ści drogą elektroniczną. Cyfryzacja zaso-

bów jest sprawą wielkiej wagi. Biblioteki 

na ten cel muszą uzyskać stosowne środ-

ki. Nie ma powodu, żeby odbywało się to 

kosztem twórców, artystów i wydawców 

lub uszczuplenia dotychczasowych finan-

sowych podstaw działalności bibliotek. 

Rozwój i udostępnianie dorobku kultural-

nego jest obowiązkiem państwa, którego 

nie wolno realizować kosztem bibliotek, 

twórców lub wydawców. Żeby nadążyć za 

postępem techniki, niezbędne jest dofi-

nansowywanie placówek kultury, a nie 

nakładanie na nie dodatkowych obciążeń 

bez zabezpieczenia środków na ten celów. 

Pod tym kątem projekt nowelizacji wyma-

ga głębokiej refleksji.

W ostatnich dniach pojawiła się infor-

macja ministra kultury z 31 grudnia 2014 

r. o ograniczeniu projektu do przepisów 

o wdrożeniu dyrektywy dotyczącej czasu 

ochrony praw pokrewnych. Jest to krok 

racjonalny i odważny. W piśmie MKiDN 

wyjaśniono, że prace nad pozostałą częścią 

będą kontynuowane „z uwzględnieniem 

przeprowadzonych konsultacji publicz-

nych i uzgodnień międzyresortowych”.

Wszystko to pokazuje, jak trudne zadania 

zostały przejęte po poprzednikach i stoją 

przed panią minister Małgorzatą Omila-

nowską, której dodatkowo przyszło mie-

rzyć się z brakiem przychylności ze strony 

innych ogniw rządowych, w szczególno-

ści kierujących resortami finansów i go-

spodarki.

Gra trzech resortów

Niniejsze uwagi można zakończyć trze-

ma refleksjami. Pierwsza sprowadza się 

do wyrażenia uznania, że zgłoszone do 

obecnego projektu uwagi zostały potrak-

towane poważnie. Wiele zależeć teraz 

będzie od przyjętego trybu dalszej pracy 

i niezapominania (zwłaszcza w samym 

MKiDN), że sprawy kultury nie powinny 

być przedmiotem gry resortów finansów 

i gospodarki, dla których sprawy kultury 

są, najdelikatniej mówiąc, odległe.

Druga refleksja sprowadza się do tego, 

że z krytyki dotychczasowego projektu 

należy wyprowadzić merytoryczne wnio-

ski. Zamiast mówić o podzieleniu materii 

projektu i rozłożeniu sprawy na etapy, co 

w istocie stanowi elegancką formułę tak-

tyczną, należy przyjąć jasny schemat pracy 

dotyczący wydzielonego obecnie drugie-

go etapu. Na podstawie zgromadzonego 

materiału należy opracować najpierw tezy 

proponowanej nowelizacji. Tezy takie, jako 

wyraz polityki resortu w zakresie prawa 

autorskiego, powinny być upublicznio-

ne w celu umożliwienia zgłoszenia uwag 

i dopiero na ich podstawie powinien być 

opracowany rządowy projekt nowelizacji.

Trzecia refleksja odnosi się do zakre-

su nowelizacji. Uważam, że powinna ona 

objąć także problematykę audiowizualną, 

reemisji, opłat z art. 20 ust. 1 PrAut, za-

twierdzania tabel, w tym Komisji Prawa 

Autorskiego oraz zbiorowego zarządza-

nia prawami autorskimi i pokrewnymi 

w środowisku cyfrowym. Jeżeli w obecnej 

kadencji, przed którą jest przecież jedynie 

perspektywa kilku miesięcy, tezy tak za-

krojonej nowelizacji zostałyby opracowane 

i ogłoszone, byłoby to doniosłym osiągnię-

ciem obecnego kierownictwa resortu kul-

tury. Jestem przekonany, że ministerstwo 

pod obecnym kierownictwem dysponuje 

możliwościami w tym zakresie. Wierzę 

także, że nie zabraknie mu niezbędnej 

determinacji.

Dokończenie ze str. 5

Język przepisu raczej 

kojarzy się z latami 

50. ubiegłego wieku 

i tendencjami 

kolektywistycznymi 

niż z prostym faktem, 

że oto miało miejsce 

bezpodstawne korzystanie 

z cudzego utworu

A

rtykuł „Paragrafy we 

mgle” autorstwa re-

daktor Jadwigi Szta-

bińskiej (Dziennik 

Gazeta Prawna nr 248-

249/2014) był ciekawą 

syntezą dotyczącą 

wielu problemów związanych z pol-

skim systemem stanowienia prawa. 

Jednocześnie stał się on dla mnie im-

pulsem do wypowiedzenia się w kilku 

kwestiach związanych z prawodaw-

stwem. 

Na początek poczynię dygresję doty-

czącą źródeł prawa. W artykule czytamy, 

że „(…) dziś w Polsce mamy ponad 10 tys. 

aktów prawnych: od konstytucji przez 

kodeksy i ustawy po rozporządzenia, 

a nawet zarządzenia, uchwały i dekre-

ty (tych trzech grup być nie powinno, 

bo ustawa zasadnicza ich nie wymie-

nia jako obowiązujących źródeł prawa)”. 

Ten fragment zasługuje na pewien ko-

mentarz. Otóż konstytucja wymienia 

zarządzenia i uchwały jako źródła pra-

wa i zalicza je w poczet wewnętrznie 

obowiązujących aktów prawnych. Mogą 

one obowiązywać wyłącznie jednostki 

organizacyjnie podległe organowi wyda-

jącemu te akty (art. 93 ust. 1 konstytucji). 

Ponadto zarządzenia nie mogą stanowić 

podstawy decyzji wobec obywateli, osób 

prawnych i innych podmiotów (art. 93 

ust. 2 konstytucji). Sprawą istotną nie 

jest zatem potrzeba wyeliminowania 

uchwał i zarządzeń z systemu prawa (bo 

są one jego konstytucyjnie legitymowa-

ną częścią), ale dbałość o to, by w aktach 

tych nie znajdowały się przepisy oddzia-

łujące na sytuację prawną podmiotów 

spoza kręgu „organizacyjnego podpo-

rządkowania” organom stanowiącym 

akty wewnętrznie obowiązujące. 

Co do dekretów – należy się zgodzić, 

że konstytucja nie przewiduje tego ro-

dzaju źródeł prawa (jedynym typem 

ustawowego aktu stanowionego przez 

władzę wykonawczą jest rozporządzenie 

z mocą ustawy, o którym mowa w art. 

234 konstytucji). Obecnie w systemie 

prawa mamy do czynienia z dekretami, 

które nie zostały jeszcze uchylone. Są 

one w znacznej mierze zdezaktualizo-

wane, niemniej niektóre z nich wciąż 

regulują doniosłe kwestie (np. dekret 

z 26 kwietnia 1949 r. o ochronie godła 

i nazwy Światowej Organizacji Zdro-

wia, zawierający m.in. przepisy karne). 

Dekrety „dorównują” ustawom w tym 

znaczeniu, że aby dokonać modyfikacji 

norm w nich zakodowanych, działaniem 

koniecznym jest ich nowelizacja właśnie 

w drodze ustawy (przykładem może być 

ustawa z 5 listopada 2009 r. o zmianie 

dekretu o należnościach świadków, bie-

głych i stron w postępowaniu sądowym; 

dekret ten zresztą już nie obowiązuje). 

Akty, o których tu mowa, nie są jednak 

moim zdaniem znaczącym problemem 

z punktu widzenia „skażenia” systemu 

prawa przepisami o pozakonstytucyj-

nym umocowaniu – jest ich po prostu 

niewiele i dlatego trudno o nich mówić 

jako o realnym zagrożeniu dla stabilno-

ści i przejrzystości tego systemu.

Zalew przepisów

O  wiele poważniejszym zagadnie-

niem – słusznie zaprezentowanym we 

wspomnianym artykule – jest gęstwi-

na norm, w której poruszają się korzy-

stający z prawa. Wiele można by pisać 

o przyczynach zalewu przepisów, a także 

o skutkach tego zjawiska. W tym miej-

scu chcę jednak wspomnieć o dwóch 

bardziej ogólnych aspektach dotyczą-

cych tworzenia prawa w aktualnych 

uwarunkowaniach.

Po pierwsze mamy do czynienia ze 

zwiększeniem liczby uregulowań szcze-

gólnych, czyli tzw. specustaw. Są to usta-

wy, które prawodawca poświęca zagad-

nieniom o charakterze wycinkowym, 

a jednocześnie zawierające unormowa-

nia odmienne od zawartych w ustawach 

ogólnych. Nie można nie zauważać, że 

specustawy dotyczą istotnych rodza-

jów inwestycji (jak choćby drogi pu-

bliczne – ustawa z 10 kwietnia 2003 r. 

o szczególnych zasadach przygotowania 

i realizacji inwestycji w zakresie dróg 

publicznych) czy wręcz konkretnych 

przedsięwzięć inwestycyjnych ważnych 

z punktu widzenia państwa (np. usta-

wa z 24 kwietnia 2009 r. o inwestycjach 

w zakresie terminalu regazyfikacyjnego 

skroplonego gazu ziemnego w Świno-

ujściu). Ustawy te przyspieszają procesy 

inwestycyjne, a jednocześnie prowo-

kują do myśli o tym, czy aby rozwiąza-

nia w nich zawarte nie mogłyby zostać 

– choćby częściowo oraz o ile dałoby się 

to konstytucyjnie uzasadnić – zastoso-

wane w unormowaniach powszechnych, 

skoro sprawdzają się już w określonej, 

węższej dziedzinie. Pewnym zagroże-

niem może być wykraczanie przez usta-

wodawcę poza merytoryczne ramy danej 

specustawy, czyli przemycanie w niej 

treści, które nie mają związku z istotą 

danej regulacji szczególnej.

Tego właśnie zagadnienia dotyczył 

wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 6 

marca 2013 r. w sprawie nowelizacji 

ustawy z 7 września 2007 r. o przygo-

towaniu finałowego turnieju Mistrzostw 

Europy w Piłce Nożnej UEFA Euro 2012. 

W orzeczeniu tym stwierdzono m.in., że 

Marcin Gubała 

legislator, naczelnik wydziału prawa 

konstytucyjnego w departamencie 

prawa karnego Ministerstwa 

Sprawiedliwości 

Dyskusja

 

System stanowienia prawa

Prawdą jest,  

że prawodawca  

wciąż z nadzieją  

myśli o tym,  

co za horyzontem, 

i kolonizuje 

legislacyjnie 

dziewicze tereny  

albo przynajmniej 

czyni przygotowania,  

by na takie tereny  

się zapuścić

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               6 / 8

background image

 

specjalne regulacje (w tym ograniczenia 

konstytucyjnych praw i wolności) nie 

powinny być automatycznie rozszerza-

ne poza zakres niezbędny do zrealizowa-

nia danej inwestycji (w tym przypadku 

– do przygotowania turnieju Euro 2012).  

Po drugie – mimo wrażenia, iż „już 

wszystko zostało uregulowane” – wciąż 

mamy do czynienia z identyfikowa-

niem przez prawodawcę sfer dotąd 

wolnych od legislacyjnego zaintere-

sowania. Uchwalane i projektowane 

ustawy to bowiem nie tylko noweliza-

cje czy nowe, kompleksowe i samodziel-

ne ujęcia spraw wcześniej poddanych 

już normowaniu, ale także akty doty-

kające materii wcześniej co do zasady 

prawnie nieopanowanych. Okazuje się, 

że prawodawca wciąż z nadzieją myśli 

o tym, co za horyzontem, i kolonizu-

je legislacyjnie dziewicze tereny albo 

przynajmniej czyni przygotowania, by 

na takie tereny się zapuścić. Przykła-

dami już zrealizowanej prawodawczej 

wyprawy odkrywczej mogą być: ustawa 

z 11 lipca 2014 r. o petycjach czy ustawa 

z 23 października 2014 r. o odwróconym 

kredycie hipotecznym. Za ekspedycje 

planowane można uznać np. prace legi-

slacyjne nad projektami zakładającymi 

systemowe uregulowanie kwestii nieod-

płatnej pomocy prawnej dla obywateli.

Racjonalizacja procesu

Warto podkreślić, że ostatnimi laty 

w polskiej procedurze legislacyjnej do-

szło do zmian mających na celu pod-

niesienie jakości tworzonego prawa 

i jego czytelności dla adresatów. Jedną 

z cech podjętych działań była racjona-

lizacja rządowego procesu prawodaw-

czego. Mówiąc w skrócie, polegała ona 

na wprowadzeniu założeń jako doku-

mentu poprzedzającego przyjęcie pro-

jektu ustawy, modyfikacjach w zakresie 

planowania prac legislacyjnych rządu 

oraz na dookreśleniu zadań zespołu 

do spraw programowania prac rządu. 

W sumie zmiany zmierzały do ureal-

nienia planowania rządowego prawo-

dawstwa, a także ograniczenia ryzyka 

działań niespójnych. Moim zdaniem 

szczególnie istotne było wzmocnienie 

roli wspominanego zespołu, który stał 

się w pewnym sensie strażnikiem wyka-

zu prac legislacyjnych Rady Ministrów, 

a przez to jednym z najważniejszych 

uczestników procesu planowania rzą-

dowej legislacji.

Trzeba też wspomnieć o  nowym 

regulaminie pracy Rady Ministrów 

(uchwała nr 190 Rady Ministrów z 29 

października 2013 r.), który precyzyjnie 

rozpisuje procedurę przyjmowania do-

kumentów rządowych, w tym projek-

tów aktów prawnych. Oprócz waloru 

porządkującego regulamin wniósł tak-

że pewne nowości, które niewątpliwie 

mogą mieć wpływ na rzetelność prac 

rządowych i jakość systemu prawne-

go: wydłużenie terminów uzgodnień 

projektów aktów prawnych oraz wpro-

wadzenie instytucji oceny skutków re-

gulacji ex post. 

Kolejnym prawnym składnikiem mo-

gącym wpływać na przejrzystość sys-

temu prawa jest uchwała nr 20 Rady 

Ministrów z 18 lutego 2014 r. w sprawie 

zaleceń ujednolicenia terminów wej-

ścia w życie niektórych aktów norma-

tywnych. Stanowi ona, że co do zasady 

termin wejścia w życie ustawy w pro-

jektach ustaw przyjmowanych przez 

Radę Ministrów oraz termin wejścia 

w życie rozporządzeń Rady Ministrów, 

rozporządzeń prezesa Rady Ministrów 

i rozporządzeń ministrów, jeżeli ustawa 

albo rozporządzenie zawiera przepi-

sy określające warunki wykonywania 

działalności gospodarczej, powinien być 

wyznaczany na dzień 1 stycznia albo  

1 czerwca. 

prawnik 

 23–25 stycznia 2015 nr 15 (3908)  

gazetaprawna.pl

Stałe przeglądy systemu 

prawnego prowadziłyby 

do zmniejszania wolumenu 

treści prawnych w nim 

zawartych oraz do uczytelniania 

poszczególnych aktów 

normatywnych

Jak przegnać 

mgłę znad 

paragrafów

Nie można również zapomi- 

nać o tym, że na prawodawcy ciąży 

obowiązek regularnego sporządzania 

tekstów jednolitych aktów prawnych. 

Jest to swoiste urzędowe potwierdze-

nie aktualnie obowiązującego tekstu 

prawnego, ale i  świadectwo wysił- 

ku legislacyjnego państwa, które mobi-

lizuje swoje intelektualne zasoby, aby 

umożliwić obywatelowi kontakt z ak-

tualną i wiarygodną wersją aktu nor-

matywnego. Skalę wysiłku obrazuje 

to, że w 2014 r. ogłoszono 142 teksty 

jednolite ustaw oraz 315 tekstów jed-

nolitych rozporządzeń. W sumie dało  

to 457 tekstów jednolitych, co stano-

wiło prawie 23 proc. pozycji ogłoszo- 

nych w Dzienniku Ustaw w zeszłym 

roku! 

Co jeszcze zrobić

Jeśli można by postulować inne jeszcze 

działania zmierzające do polepszenia 

jakości systemu prawnego i przez to 

rozwiewania „mgły, która spowiła pa-

ragrafy”, należałoby opowiedzieć się za 

prowadzeniem systematycznych prac 

nad upraszczaniem prawa. Nie sądzę, 

by tego rodzaju aktywność musiała 

generować dodatkowe koszty biuro-

kratyczne; można by w tym względzie 

z powodzeniem wykorzystywać do-

stępne zasoby kadrowe i organizacyj-

ne. W szczególności należałoby umie-

jętnie zarządzać dostępnymi państwu 

komponentami merytorycznymi i legi-

slacyjnymi, a także zapewnić sprawną 

koordynację działań. Nie byłaby to no-

wość w polskiej administracji (vide tzw. 

ustawy deregulacyjne), choć uważam, 

że należałoby oprzeć tę aktywność na 

dwóch podstawowych założeniach. Po 

pierwsze przedmiotem prac nie byłaby 

ściśle rozumiana deregulacja (pojmo-

wana jako wprowadzanie ułatwień przy 

rozpoczynaniu i prowadzeniu działal-

ności gospodarczej czy zawodowej), lecz 

przegląd systemu prawa jako takiego. 

Polegałby on na identyfikowaniu regu-

lacji, które zakłócają funkcjonowanie 

tego systemu jako zbioru norm – w za-

mierzeniu – nowoczesnego, prostego, 

przejrzystego, sprawiedliwego i przy-

jaznego obywatelom. Prace w tym za-

kresie nie byłyby zatem zdeterminowa-

ne wolą uproszczenia prawa w jakiejś 

wąskiej dziedzinie, ale byłyby nakie-

rowane na odnowę systemu prawnego 

jako całości.

Drugie założenie dotyczy regularno-

ści czy wręcz stałości tego rodzaju dzia-

łań. Nie powinno być tu mowy o akcyj-

ności, improwizacji czy zrywie. Chodzi 

o systematyczną działalność analitycz-

ną i legislacyjną, wieńczoną konkretny-

mi propozycjami przyjmującymi postać 

projektów aktów prawnych. Można by 

przyjąć pewien wskaźnik dotyczący tej 

systematyczności i określić, że np. rocz-

nie powinien być przygotowany jeden 

projekt ustawy „rektyfikacyjnej”. Stałe 

przeglądy systemu prawnego prowa-

dziłyby przy tym do osiągnięcia dwóch 

zasadniczych celów: zmniejszania wo-

lumenu treści prawnych zawartych 

w systemie prawa oraz uczytelniania 

poszczególnych aktów normatywnych. 

Uważam, że to ostatnie wyzwanie jest 

nawet istotniejsze z punktu widzenia 

użytkownika norm prawnych.     

 

Sh

UTTERST

OCK

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               7 / 8

background image

 

C8

Pamiętam, jak raz na imprezie noworocznej 

jeden z partnerów firmy podczas 

okolicznościowego przemówienia powiedział, 

że skoro nie może być lepiej, to przynajmniej 

będzie inaczej i jakiś czas później zostaliśmy 

przeniesieni na inne piętro

 Redakcja: ul. Okopowa 58/72; 01-042 Warszawa, tel. 22 530 40 40, faks: 22 530 40 39; e-mail: gp@infor.pl 

 Redaktor naczelna: Jadwiga Sztabińska 

 Zastępcy redaktor naczelnej: Andrzej Andrysiak, Dominika Sikora, Paweł Nowacki, Marek Tejchman 

 Sekretarze: Łukasz Bąk, Rafał Drzewiecki, Anna Godlewska, 

Elżbieta Pietrak, Mirosław Mazanec, Mira Suchodolska 

 Redaguje: Ewa Szadkowska 

 Szef działu foto: Krzysztof Cieślewicz 

 Biuro reklamy (tel. 22 530 44 44): 

Dyrektor Centrum Reklamy: Katarzyna Jasińska-Szulc 

 Szef studia DTP: Jacek Obrusiewicz 

 Produkcja: Elżbieta Stamler, tel. 22 530 42 24

©

 – znak zastrzeżenia praw autorskich;  

 – znak odpłatności;  

©℗

 – dwa znaki przy artykule oznaczają możliwość jego dalszego wykorzystania wyłącznie po uiszczeniu opłaty zgodnie z cennikiem (www.gazetaprawna.pl/licencje) i w zgodzie z Regulaminem korzystania z artykułów prasowych

Felieton na konieC

 

Kariera

Wrocławiu, zaakceptowałem propozy-

cję banku z dnia na dzień, bo idealnie 

wpisywała się w moją decyzję odejścia 

z doradztwa prawnego na rzecz firm 

z sektora sprzedażowego.

Wedle różnych badań zaledwie kilka 

procent respondentów planuje swoją 

aktywność na przestrzeni roku. Zdecy-

dowana większość nie patrzy dalej niż 

kilka tygodni naprzód, woląc, by siła 

codziennych wydarzeń, przypadek, łut 

szczęścia decydowały o ich przyszłości. 

To bardzo dobra wiadomość! Wystar-

czy, że przygotujemy plan długotermi-

nowy i zyskamy przewagę nad inny-

mi. Pod jednym wszakże warunkiem, 

że będziemy go wprowadzać w życie, 

a nie ograniczymy się li tylko do teo-

rii i rzeczywistości papierowej. Moja 

koleżanka adwokat dużo czasu inwe-

stuje w swój rozwój (między innymi 

uczestniczy w licznych szkoleniach 

specjalistycznych), ale jednocześnie 

nie wykorzystuje tej wiedzy w prakty-

ce, będąc od lat w tej samej kancelarii 

na tym samym stanowisku. 

Zacznijmy od zaplanowania tygo-

dnia. W pierwszej kolejności w ponie-

działek rano, nim jeszcze włączymy 

komputer, odsłuchamy wiadomości 

od niecierpliwych klientów, wynoto-

wujmy sprawy do załatwienia wedle 

ich ważności i pilności. W ten sposób, 

nim zacznie się codzienna bieganina, 

e-maile i telefony (nazywam to „biuro-

wą bieżączką”), mamy harmonogram 

na najbliższe dni. Oczywiście bądźmy 

przygotowani, że niejedno spotkanie 

wyleci z kalendarza, w jego miejsce 

pojawi się kilka innych, dostaniemy 

dodatkowe zlecenia od klientów, tym 

samym nasz plan będzie się przeobra-

żał. Ważne jednak, by mimo zmian 

konsekwentnie go realizować. Ja na 

końcu każdego dnia albo na począt-

ku następnego aktualizuję go o nowe 

sprawy.

Pamiętam, jak w czasach mojej pra-

cy w kancelarii prawniczej w piątek 

wieczorem szykowałem się do wyjścia 

na uzgodniony wcześniej weekend 

z dziewczyną, kiedy zadzwonił klient 

z superpilnym zleceniem na ponie-

działek. W efekcie czego dużą część so-

boty i niedzieli spędziłem w biurze, ale 

też udało mi się wygospodarować kil-

ka godzin na prywatne przyjemności. 

Wtedy się nauczyłem, że im jesteśmy 

bardziej zajęci, tym zarządzanie cza-

sem jest bardziej przydatne, by nie po-

wiedzieć niezbędne. Zwłaszcza w nie-

przewidzianych sytuacjach, kiedy jest 

ogrom pracy, czy podczas urlopów, gdy 

połowa kancelarii jedzie na wakacje, 

i poza swoimi obowiązkami dochodzi 

nam prowadzenie spraw innych. Weź-

my partnerów w kancelariach i człon-

ków zarządu w korporacjach, ich ka-

lendarz jest zapełniony od wczesnego 

ranka do późnego wieczora i często 

rozpisany na kilka miesięcy naprzód. 

Oczywiście w ich wypadku pilnuje tego 

asystentka lub asystent, ale sami, przy 

odrobinie zmysłu organizacyjnego, po-

winniśmy sobie poradzić.

Opracowując plan długotermino-

wy, zastanówmy się, czego chcemy 

od życia, naszej pracy, czy jesteśmy 

zdecydowani na rewolucyjne posu-

nięcia czy raczej na strategię małych 

kroczków – i na tej bazie zdefiniujmy 

cele do osiągnięcia. Cele powinny być 

z jednej strony realistyczne, z drugiej 

na tyle ambitne, by stanowiły dla nas 

wyzwanie na najbliższe miesiące. To 

najważniejsza część, determinująca 

pozostałe elementy harmonogramu, 

jak terminarz oraz milestonesy (z an-

gielska kamienie milowe), czyli etapy 

pośrednie podsumowujące dotychcza-

sowe działania, dzięki czemu wiemy, 

czy posuwamy się do przodu, czy mimo 

starań stoimy w miejscu. 

Planowanie pozwala umiejętnie od-

dzielić życie zawodowe od prywatnego 

(work-life balance). Tym samym unik-

niemy tak niebezpiecznego dla praw-

ników pracoholizmu. Skoro o work-life 

balance mowa, dla sukcesu zawodowe-

go bardzo ważna jest również umiejęt-

ność zorganizowania urlopów, wakacji, 

weekendów. 

W pierwszych latach kapitalizmu, po 

1989 r., jak w „Ziemi obiecanej” byli-

śmy zafiksowani na sukcesie, pienią-

dzu, karierach. Baliśmy się, że kiedy 

nie będzie nas dłużej w biurze, ktoś 

inny wskoczy na nasze miejsce. Dopie-

ro potem, w drugim rzucie, myśleliśmy 

o wypoczynku. Mój znajomy, prezes 

jednej z korporacji, zatrudniając me-

nedżerów, pyta, co zamierzają robić za 

kilka lat. Kiedyś odpowiadali jak jeden 

mąż, że chcą zająć jego miejsce, piąć 

się w górę, iść na sam szczyt. Teraz od-

powiedź jest inna. Kariera wciąż jest 

ważna, ale równocześnie liczy się życie 

rodzinne, realizowanie własnych am-

bicji, hobby. Na ten trend nakłada się 

zmiana podejścia samych korporacji, 

pilnujących, by pracownicy aktywnie 

wykorzystywali czas wolny. 

Urlopy w dużych firmach są rozpisa-

ne już w pierwszych tygodniach stycz-

nia, w specjalnej przeznaczonej do tego 

aplikacji. W ten sposób w działach, wy-

działach, departamentach, pionach, 

wreszcie w całej firmie widać, kiedy 

kogo nie będzie w biurze. To ważne 

pod kątem zachowania ciągłości pro-

cesów. Choć oczywiście nie możemy 

z góry wykluczyć sytuacji, gdzie w na-

głym trybie będziemy musieli odwo-

łać urlop.

Znajomy, teraz partner w firmie kon-

sultingowej, zaplanował kilka lat temu 

odpoczynek na Wyspach Kanaryjskich 

z żoną i małym synkiem, zapłacił za 

wycieczkę. Wyczekiwał jej jak kania 

dżdżu, zwłaszcza że przez natłok robo-

ty prawie w ogóle nie bywał w domu. 

Na tydzień przed wakacjami jego szef, 

wysoko postawiona figura, stwierdził, 

że kolega nie może pojechać, bo musi 

skończyć projekt. Ten próbował tłu-

maczyć, że wyjazd już zapłacony, ale 

szef był nieugięty. Znajomy również. 

Zrobił coś, czego z zasady się nie robi, 

mianowicie skontaktował się bezpo-

średnio z szefem swojego szefa, czyli 

jeszcze wyżej postawioną figurą. Ten 

na szczęście zgodził się na urlop.

Bez właściwego planowania nasza 

kariera na pewno nie rozwinie się tak, 

jak byśmy tego oczekiwali. Możemy być 

bardzo zapracowani, nie mieć na nic 

czasu i jednocześnie być kompletnie 

bezproduktywni. Oczywiście zostawmy 

miejsce na entuzjastyczne reakcje, daj-

my dojść do głosu tak ważnej intuicji, 

ale kluczowe kierunki kształtujące na-

szą przyszłość powinny być rozpisane 

na role jak w najlepszym hollywoodz-

kim scenariuszu. 

Pamiętam, jak raz na imprezie no-

worocznej jeden z partnerów firmy 

podczas okolicznościowego przemó-

wienia powiedział, że skoro nie może 

być lepiej, to przynajmniej będzie ina-

czej i jakiś czas później zostaliśmy 

przeniesieni na inne piętro. Przywo-

łuję tę anegdotę, bo dobrze obrazuje 

nasze życie – zarówno zawodowe, jak 

i prywatne – na pewno będzie inaczej, 

oby także lepiej, czego sobie oraz ko-

leżankom i kolegom prawnikom z po-

czątkiem roku życzę.   

 

Początek roku to czas postanowień 

i planów, które zamierzamy zrealizo-

wać w najbliższych dwunastu mie-

siącach. Czego tam nie ma! Rzucenie 

palenia, utrata zbędnych kilogramów, 

przebiegnięcie maratonu, perfekcyj-

ne opanowanie języka angielskiego, 

dostanie się na aplikację adwokacją, 

wreszcie awans, zmiana pracy. Wielu 

moich znajomych prawników również 

ulega tej noworocznej gorączce. Pro-

blem w tym, że lwią część postano-

wień odkładamy ad acta już w okoli-

cach Święta Trzech Króli, zapominając, 

że właściwe planowanie jest kluczem 

do sukcesu.  

Dajmy sobie spokój z serią zobowią-

zań noworocznych, z których mimo 

najszczerszych chęci niewiele wynika. 

Natomiast samo zarządzanie czasem 

potraktujmy jako stały element naszej 

codziennej praktyki. Szczególnie praw-

nicy przy tak dużej konkurencji, coraz 

trudniejszym rynku powinni koncen-

trować się na planowaniu, w każdej 

jego formie – od krótko do średnio 

i długoterminowego. To moim zda-

niem jedna z form budowania przewa-

gi konkurencyjnej. Wiedząc, do czego 

dążymy, określimy nasze priorytety, 

harmonogram, jak również listę wy-

rzeczeń niezbędnych w dojściu do celu, 

na przykład wyjazd do innego miasta 

czy kraju. Tak jak ja zamieniłem War-

szawę na Wrocław i międzynarodową 

firmę konsultingową z wielkiej czwór-

ki na bank z francuskim właścicielem. 

Mimo że wcześniej nigdy nie byłem we 

Nowy rok, nowe wyzwania, czyli 

jak się nie pogubić w planowaniu

Wiedząc, do czego dążymy, 

określimy nasze priorytety, 

harmonogram, jak również listę 

wyrzeczeń niezbędnych w dojściu 

do celu. W przypadku prawników 

to jedna z form budowania 

przewagi konkurencyjnej

FOT

W

O

JT

e

K

 gÓ

O

RSK

i

Maciej   

Balcerzak 

radca prawny, prawnik 

in-house, autor bestselleru 

„Planeta korporacja  

– jak przetrwać, zrobić 

karierę, zostać prezesem” 

(The Facto, 2013)

  AUTOPROMOCJA

Zamów:

bok@infor.pl

22 761 31 27

www.sklep.infor.pl

Jedyny na rynku

 

tak praktyczny 

komentarz do ustawy o służbie cywilnej

USTAWA O SŁUŻBIE CYWILNEJ Z KOMENTARZEM

• Lektura obowiązkowa dla urzędników administracji centralnej i terenowej
•  Komentarz przygotowany przez wieloletnich pracowników administracji rządowej

 liczba stron: 544

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               8 / 8