background image

 

GETT

Y

 IMA

GES

prawnik

Piątek – niedziela | 16–18 stycznia 2015

Czy osoby niewidome bądź poruszające 

się na wózku inwalidzkim mają w Polsce 

szansę z powodzeniem wykonywać jeden 

z zawodów prawniczych? I czy mogą 

liczyć na pomoc przedstawicieli wymiaru 

sprawiedliwości?

INNI

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               1 / 8

background image

 

C2

 

„Prawnik” powstaje we współpracy z   

Krajową Radą Sądownictwa

   

Naczelną Radą Adwokacką 

 

Krajową Radą Komorniczą

   

Krajową Radą Notarialną

 

 

Krajową Izbą Doradców Podatkowych 

 

Krajową Radą Radców Prawnych

Choć kodeks karny wykonawczy na 

pierwszy rzut wydaje się stosunkowo 

prostą ustawą, to jednak w praktyce 

niemalże na każdym kroku pojawia się 

wiele wątpliwości. A prezentowany ko-

mentarz większość z nich rozwiewa. 

Jest bowiem ukierunkowany na zde-

rzenie z rzeczywistością. Wśród jego 

autorów są praktycy: sędziowie i ad-

wokaci. To pewnie zadecydowało, że 

w sposób szczególnie zrozumiały czy-

telnik przeprowadzany jest przez pro-

cedurę korzystania z poszczególnych 

przepisów. Dajmy np. art. 51 k.k.w. od-

noszący się do postępowania w przed-

miocie umorzenia kary grzywny. Auto-

rzy dokładnie tłumaczą, w jaki sposób 

wszcząć takie postępowanie, w jakim 

terminie można z tej drogi skorzystać 

i jaka jest możliwość zaskarżenia posta-

nowienia, które zapadło w tej kwestii. 

Dowiadujemy się np., że prawomocne 

postanowienie w tym przedmiocie jest 

zaskarżalne kasacją, gdyż ma w sobie 

element trwałości.

Publikacja jest bardzo obszerna 

i szczegółowa, nie zabrakło w niej za-

tem odwołania do bogatej literatu-

ry i orzecznictwa, które powstało na 

gruncie przepisów prawa karnego wy-

konawczego. W przypadku zagadnień 

spornych komentarz nie ogranicza się 

tylko do przedstawienia wyrażonych 

do tej pory poglądów, ale idzie o krok 

dalej i autorzy przedstawiają własne 

stanowisko i propozycje rozwiązania 

problemu.

Książka jest wyjątkowo wygodna 

w korzystaniu. Przy każdym rozdziale 

znajduje się bowiem spis treści, a wyja-

śnienia podstawowych instytucji prawa 

karnego wykonawczego poprzedzają 

zagadnienia ogólne związane z danym 

tematem. Co ważne – komentarz jest 

bardzo aktualny i poddaje analizie nie 

tylko obecnie obowiązujące przepisy 

k.k.w., ale ocenia również zmiany, które 

czekają już, by stać się obowiązującym 

prawem. Z pewnością pozycja stanowi 

must have dla karnistów każdej maści: 

adwokatów, sędziów czy prokuratorów.

 

EMR

biblioteka

 

prawnika

Must have  

dla karnistów

Jerzy Lachowski 

(red.), „Kodeks 

karny wykonawczy. 

Komentarz”, 

Warszawa 2015, wyd. 

C.H. Beck 

cytat

 

tygodnia 

Ostatnio wszyscy 

byliśmy świadkami dość 

spektakularnych awarii 

systemów informatycznych.

Ważniejsze więc od inwestycji 

w sprzęt jest inwestowanie 

w pracowników, bo kiedy sprzęt 

zawiedzie, człowiek musi ten 

błąd naprawić. A pracownicy 

sądów od lat mają zamrożone 

wynagrodzenia

prof. Roman Hauser, 
prezes NSA, przewodniczący Krajowej Rady 
Sądownictwa, na łamach DGP

15 stycznia weszły w życie przepisy nowe-

lizujące kodeks spółek handlowych i nie-

które inne ustawy, m.in. kodeks cywil-

ny, kodeks postępowania cywilnego czy 

ustawę o Krajowym Rejestrze Sądowym 

(Dz.U. z 2015 r. poz. 4). Istota zmian do-

tyczy przede wszystkim wprowadzenia 

możliwości utworzenia spółki jawnej, ko-

mandytowej w systemie teleinformatycz-

nym, podobnie jak uczyniono to wcześniej 

w przypadku spółki z o.o. Dodatkowo no-

welizacja dotyczy spółki z o.o. w zakresie 

możliwości podejmowania uchwał, w tym 

zmiany umowy w trybie elektronicznym. 

Pewne zmiany odnoszą się bezpośrednio 

także do spółki akcyjnej. Pośrednio zmia-

ny dotyczą również spółki partnerskiej 

i komandytowo-akcyjnej.

Generalnie celem jest, jak to zwy-

kle przy uzasadnieniu zmian w prawie 

handlowym, cytuję: „ułatwienie podej-

mowania i  prowadzenia działalności 

gospodarczej w formie spółki jawnej, 

komandytowej i spółki z ograniczoną 

odpowiedzialnością przez rozszerzenie 

możliwości zawiązania, zmiany i rozwią-

zania takich spółek przy wykorzystaniu 

wzorców, udostępnionych w systemie te-

leinformatycznym”.

Tyle z uzasadnienia projektu ustawy. 

Nie można jednak nie dostrzec, że tworze-

nie prawa i jego poprawianie służy najczę-

ściej anonimowym przedsiębiorcom, któ-

rzy na siłę są uszczęśliwiani. Dąży do tego, 

aby wszystko odbywało się szybciej, jak 

najszybciej. Przypominam sobie piosen-

kę dziecięcego zespołu sprzed kilkunastu 

lat o tym, jak rodzice poganiają dziecko: 

„Szybko, szybciej, szkoda czasu…”, a dzieci 

odpowiadają: „A ja chciałbym przez kałużę 

iść godzinę, może dłużej”. Mam wrażenie, 

że rodzice, którym się spieszy i wszystko 

lepiej wiedzą, to nasz legislator (czyli kto?), 

a przedsiębiorcy to dzieci z piosenki, które 

lepiej nie wiedzą.

Proponowane zmiany niewątpliwie za-

bijają pewną indywidualizację stosun-

ków umownych na rzecz ich uniformiza-

cji. Zawieranie umowy spółki stanowiło 

czynność będącą następstwem negocjacji, 

uzgodnień, ścierania się interesów, któ-

rych efektem był kompromis w posta-

ci zawartego kontraktu. Nie odnoszę się 

teraz do tych sytuacji z przeszłości, gdy 

umowa spółki powstawała w ten sposób, 

że korzystano z jakiegoś wzorca umowy, 

a w miejsce kropek wstawiano potrzeb-

ne dane. Chodzi mi o zindywidualizowa-

ne dla konkretnego przypadku kontakty, 

które byłyby podstawą robienia intere-

sów. Chyba że przyjmiemy, iż interneto-

we tworzenie spółek bądź taka zmiana 

umów dotyczy właśnie tych wszystkich 

przypadków, gdy w istocie nie były one 

negocjowane, ale korzystano z wzorca. 

Z tego punktu widzenia proponowane 

zmiany nie czynią niczego złego, gdyż 

pozostają one alternatywą dla zwykłe-

go, notarialnego – w przypadku spółki 

komandytowej i spółki z o.o. – sposobu 

zawarcia umowy spółki. 

Zmiany w kodeksie spółek handlo-

wych prowadzą do wykreowania pod-

typów spółek jawnych, komandytowych 

i z ograniczoną odpowiedzialnością. Te 

podtypy spółek charakteryzują się tym, że 

nie obowiązują w stosunku do nich nie-

które przepisy kodeksu, które normalnie 

odnoszą się do klasycznego typu spół-

ki. Niemniej internetowe podtypy spó- 

łek, utworzone z multiplikacji propozycji  

blankietowych wzorca, nigdy nie będą 

oddawać w założeniu indywidualnego dla 

każdej spółki charakteru umowy.

Wracając do treści samej nowelizacji, 

warto nad kilkoma problemami się za-

trzymać. Pierwszy to ten, że co do zasa-

dy wejście na internetową ścieżkę two-

rzenia prowadzi do tego, że spółka taka 

może korzystać tylko z internetowych 

ścieżek: zmiany umowy, podejmowa-

nia uchwał czy rozwiązania spółki. Moż-

liwe jest natomiast odejście od ścieżki 

internetowej, np. gdy umowa spółki jest 

zmieniana  w sposób klasyczny. Wówczas 

nie można skorzystać z wzorca uchwały 

zmieniającej. 

Po drugie, nie ułatwi życia osobie, 

która ma zamiar utworzyć spółkę in-

ternetową, pojęcie „bezpiecznego pod-

pisu elektronicznego weryfikowanego 

przy pomocy ważnego kwalifikowanego 

certyfikatu” oraz „podpisu potwierdzo-

nego profilem zaufanym ePUAP”. Mam 

wątpliwości, czy ci wszyscy, którzy będą 

chcieli, aby było szybciej i jeszcze szyb-

ciej, korzystają z bezpiecznego podpisu 

elektronicznego. 

Należy dostrzec kolejne novum, mia-

nowicie kodeks spółek handlowych po 

zmianie kreuje nowe formy czynno-

ści prawnych, nieznane dotychczas ko-

deksowi cywilnemu: oświadczenie woli 

opatrzone bezpiecznym podpisem albo 

opatrzone podpisem potwierdzonym pro-

filem zaufanym ePUAP.

Następny problem, jaki dostrzegam 

przy proponowanych zmianach kodek-

su, to ustalenie odpowiedniej większo-

ści potrzebnej do podjęcia uchwały przy 

wykorzystaniu wzorca uchwały, np. przy 

zmianie adresu czy zatwierdzeniu spra-

wozdania finansowego. Przyjęcie stosow-

nej większości w spółce jawnej uzależ-

nione jest od tego, czy jest to czynność 

z zakresu zwykłych czynności, czy prze-

kraczająca taki zakres. Okaże się, że po-

trzebna większość do zmiany adresu 

(moim zdaniem jest to czynność z zakre-

su zwykłych czynności – ale inni mogą 

uważać inaczej i wtedy wystąpi problem) 

będzie odmienna niż przy zatwierdza-

niu sprawozdania finansowego spółki. 

Ale kwestii większości ustawodawca już 

nie uregulował, co w praktyce może po-

wodować problem podważania ważno-

ści uchwał. 

Inna wątpliwość dotyczy prokury. Mię-

dzy paragrafami 3 i 4 art. 40

1

 k.s.h. za-

chodzi sprzeczność, gdyż raz jest mowa 

o ustanowieniu prokury (uchwałą ma-

jącą charakter wewnętrzny), a potem 

o  oświadczeniu woli (wywołującym 

skutek zewnętrzny). W samym kodek-

sie spółek handlowych nie ma w ogóle 

mowy o tym, czy do udzielenia prokury 

potrzebna jest zgoda potencjalnego pro-

kurenta. Ale tu odpowiedź znajdujemy 

w zmienionej ustawie o KRS, która takiej 

zgody wymaga. Tak więc udzielenie pro-

kury w spółkach internetowych będzie 

dwustronną czynnością prawną, inaczej 

niż przy klasycznych spółkach.

Duże wątpliwości wywołuje u mnie 

możliwość tworzenia spółki komandyto-

wej z wykorzystaniem wzorca. Zawarcie 

umowy spółki, jak również jej zmiana 

w systemie teleinformatycznym moim 

zdaniem jest w praktyce ryzykowne. 

Istota spółki komandytowej wiąże się 

przede wszystkim z regułami odpowie-

dzialności komandytariusza. A te zależą 

od sumy komandytowej, wnoszonych do 

spółki wkładów, wycofywanych wkła-

dów, podwyższenia czy obniżenia sumy 

komandytowej.

Aby nie komplikować, pomijam tu 

szczególne zasady odpowiedzialności 

komandytariusza. Wydaje się, że zasto-

sowanie wzorca może być dopuszczalne 

w przypadku prostych form spółek, tj. 

spółki jawnej. Spółka komandytowa jest 

na tyle skomplikowana, że uchwycenie 

momentów zmian elementów wpły-

wających na odpowiedzialność niesie 

ryzyko ucieczki od odpowiedzialności 

komandytariusza. Na marginesie uwa-

żam, że jednoczesne uregulowanie kwe-

stii umowy spółki komandytowej przy 

wykorzystaniu wzorca z jednoczesnym 

odesłaniem do odpowiedniego stoso-

wania przepisów o spółce jawnej two-

rzonej przy użyciu wzorca jest błędem 

legislacyjnym.

Nadmienić należy, że we wszystkich 

typach spółek zniesiono obowiązek zgło-

szenia do sądu złożonych wobec sądu albo 

poświadczonych notarialnie wzorów pod-

pisów (również w spółce akcyjnej, której 

internetowe tworzenie nie dotyczy).

Zobaczymy, na ile nowe propozycje się 

sprawdzą. Ponieważ na zgłoszenie takich 

spółek internetowych do rejestru jest 

jedynie 7 dni, to choćby z tego powodu 

musi ona powstać szybciej niż spółka 

tworzona w sposób klasyczny. I to jest 

plus nowych rozwiązań. Ale już inter-

netowe funkcjonowanie takich spółek 

poprzez zmiany umowy, podejmowa-

nie uchwał przez organy (to pierwszy 

krok do tego, aby zarząd nie spotykał się 

w ogóle, tylko podejmował uchwały przy 

pomocy wzorca czy obradował za pomo-

cą środków bezpośredniego porozumie-

wania na odległość), to chyba nieporozu-

mienie. Podobnie kwestia rozwiązania 

spółki za pomocą wzorca budzi poważne 

wątpliwości.

Czas i statystyki pokażą, czy podnoszo-

ne przeze mnie zagrożenia się sprawdzą.

 

 

felieton

 

na początek

Szybko, szybciej, jeszcze szybciej

Niektóre zasady 

internetowego 

funkcjonowania 

spółek zakładanych 

w systemie 

teleinformatycznym 

to chyba 

nieporozumienie

Nie ułatwi życia 

osobie, która ma 

zamiar utworzyć 

spółkę internetową, 

pojęcie 

„bezpiecznego 

podpisu 

elektronicznego 

weryfikowanego 

przy pomocy 

ważnego 

kwalifikowanego 

certyfikatu” 

ANDRzej KiDybA

prof. zw. dr hab., kierownik Katedry 

Prawa Gospodarczego i Handlowego 

na UMCS w Lublinie

MA

T

e

RIA

ły

 P

RASO

W

e

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               2 / 8

background image

 

prawnik 

 16–18 stycznia 2015 nr 10 (3903)  

gazetaprawna.pl

Dominika 

Bychawska-

-Siniarska

koordynatorka 
projektu „Europa 
Praw Człowieka” 
Helsińskiej Fundacji 
Praw Człowieka

prosto

 

ze Strasburga

Europejski Trybunał Praw 

Człowieka 13 stycznia 2015 r. 

wydał dwa orzeczenia odno-

szące się do krytyki wymiaru 

sprawiedliwości przez dzien-

nikarzy. Doszedł w nich jed-

nak do różnych konkluzji. 

Pierwsze dotyczyło Mariana 

Maciejewskiego, który napi-

sał w 2004 r. serię artykułów 

dla „Gazety Wyborczej” na 

temat nadużyć w wymiarze 

sprawiedliwości na Dolnym 

Śląsku. W jednym z artyku-

łów pt. „Fałszywe spojrzenie 

wrocławskiej Temidy” opisał 

pracowników dwóch wro-

cławskich sądów, określając 

ich „złodziejami w wymiarze 

sprawiedliwości” oraz „mafi j-

nym układem prokuratorsko-

-sędziowskim”. Wobec części 

pracowników sądu, sędziów 

i  komornika prowadzone 

były postępowania karne. 

Sąd skazał Maciejewskiego 

na karę grzywny w wysoko-

ści 1,8 tys. zł oraz zasądził od 

niego nawiązkę w wysokości 

1 tys. zł. Sąd Okręgowy w Opo-

lu utrzymał wyrok w mocy. 

Dziennikarz, przy wsparciu 

Helsińskiej Fundacji Praw 

Człowieka, złożył w trybunale 

skargę (nr 34447/05) na naru-

szenie swobody wypowiedzi, 

tj. art. 10 konwencji. 

ETPC, uznając naruszenie 

art. 10, podkreślił, że wymiar 

sprawiedliwości, ze względu 

na pełnioną funkcję, zasłu-

guje na szczególną ochro-

nę przed atakami. Niemniej 

jednak w tej sprawie kryty-

ka dziennikarza poparta była 

rzetelnie gromadzonymi ma-

teriałami i wieloma wypowie-

dziami pracowników sądu. 

Sądy krajowe rozstrzygające 

w sprawie w sposób niewy-

starczający odróżniły opinie 

od stwierdzeń faktycznych. 

Skupiły się na udowadnianiu 

twierdzeń dziennikarza, po-

mijając badanie rzetelności, 

z jaką pracował on nad arty-

kułami. Strasburscy sędzio-

wie podkreślili, że w sprawach 

o zniesławienie sądy krajowe 

powinny brać pod uwagę, jak 

wyrok wpłynie na konkretne-

go dziennikarza, a także na 

ogół mediów.

Druga sprawa, Marzanna 

Łozowska przeciwko Polsce 

(skarga nr 62716/09), doty-

czyła dziennikarki „Kuriera 

Porannego” skazanej za znie-

sławienie. Została ona pocią-

gnięta do odpowiedzialności 

za pomówienie byłej sędzi 

B.L. poprzez stwierdzenie 

w jednym z artykułów, że ta 

„została ukarana za niejasne 

związki ze światem przestęp-

czym”. B.L. została wydalona 

z sądownictwa po orzeczeniu 

sądu dyscyplinarnego, w któ-

rym zarzucono jej zachowa-

nie nielicujące z godnością sę-

dziego w związku z tym, że 

próbowała ingerować w po-

stępowanie karne przeciwko 

swojemu mężowi i nakłaniać 

prokuraturę do jego umorze-

nia. Sąd Rejonowy w Białym-

stoku uznał dziennikarkę za 

winną popełnienia zarzu-

canego jej czynu i skazał na 

karę grzywny oraz nawiązkę 

o łącznej wartości ok. 8 tys. zł. 

Stwierdził, że zrelacjonowała 

postępowanie dyscyplinarne 

przeciwko B.L. w sposób wy-

olbrzymiony, a oprócz infor-

macji opartych na orzeczeniu 

sądu dyscyplinarnego doda-

ła nieprawdziwe informacje 

o życiu prywatnym byłej sę-

dzi. Za sprawą tekstu czytel-

nicy mogli odnieść niesłuszne 

wrażenie, że była sędzia sama 

utrzymuje kontakty z prze-

stępcami i za to została wyda-

lona z zawodu. Sąd okręgowy 

utrzymał wyrok w mocy. Ło-

zowska zwróciła się do ETPC 

ze skargą na naruszenie

art. 10 konwencji. 

Trybunał w tym przypad-

ku zaakceptował jednak roz-

strzygnięcie sądów krajowych 

i wskazał, że dziennikarka, pu-

blikując niesprawdzone infor-

macje, naruszyła zasady etyki 

dziennikarskiej. ETPC stwier-

dził, że o ile oskarżona miała 

prawo informować społeczeń-

stwo o nieprawidłowościach 

w funkcjonowaniu wymiaru 

sprawiedliwości w interesie 

publicznym, nie powinna sta-

wiać tak poważnych zarzutów 

bez wystarczającej podstawy. 

Strasburscy sędziowie zwrócili 

uwagę na to, że artykuł nie był 

oparty na dokumentacji z po-

stępowania dyscyplinarnego, 

do którego dziennikarka nie 

miała dostępu. Karę nałożona 

na kobietę uznali za proporcjo-

nalną w stosunku do szkody 

wyrządzonej artykułem. 

Trybunał zróżnicował swo-

je podejście do obu spraw ze 

względu na rzetelność w zbie-

raniu dziennikarskich mate-

riałów. Przypadek Mariana 

Maciejewskiego ustala ważny 

standard dla sądów orzekają-

cych w sprawach dziennikar-

skich, iż zachowanie rzetel-

ności i staranności powinno 

zwalniać z odpowiedzialności 

prawnej.   

 

Krytyka wymiaru sprawiedliwości częściowo dopuszczalna

Paulina Szewioła
paulina.szewiola@infor.pl

M

ożna powiedzieć, że RCL 

zna jak własną kieszeń. 

Spędził  bowiem w tej 

instytucji blisko 15 lat, 

czyli większość życia 

zawodowego. Przed nominacją zaj-

mował stanowisko wicedyrektora De-

partamentu Prawa Gospodarczego. 

– Znam doskonale to środowisko. Przez 

te wszystkie lata zdążyłem się z nim 

oswoić. Obecnie niewiele spraw jest 

w stanie mnie tam zaskoczyć – pod-

kreśla Robert Brochocki. Sam o swojej 

nowej roli mówi, że jest logiczną kon-

sekwencją wysiłku i zaangażowania, 

jakie przez te wszystkie lata wkładał 

w pracę na rzecz RCL. – Jest taka teoria 

w zarządzaniu, która mówi, że każde 

stanowisko, które obecnie piastujemy, 

w sytuacji kiedy nie awansujemy, jest 

kresem naszych kompetencji. Dlatego 

ta nominacja jest dla mnie też potwier-

dzeniem, że pracę, którą do tej pory ro-

biłem, wykonywałem dobrze, skoro nie 

była ona kresem moich kompetencji 

– dodaje prawnik. 

Z kolei Hanka Babińska, dyrektor De-

partamentu Rady Ministrów w KPRM, 

która przez wiele lat współpracowała 

z Robertem Brochockim przy opraco-

wywaniu projektów aktów prawnych, 

nie ma wątpliwości, że ta nominacja 

to dobry wybór. – Zawsze ceniłam so-

bie jego ogromną wiedzę i umiejętno-

ści, w szczególności w zakresie spraw 

związanych ze Skarbem Państwa, gieł-

dą i fi nansami – zaznacza urzędniczka. 

I dodaje: – Jest to dla niego na pewno 

duże wyzwanie, ale myślę, że sobie zna-

komicie z nim poradzi.

Kluczowa przy realizacji zamierzo-

nych celów może okazać się dobra ko-

munikacja. Taką w obrębie ścisłego kie-

rownictwa powinno zagwarantować 

porozumienie pokoleniowe. Wszyscy 

trzej panowie (prezes Maciej Berek, 

wiceprezes Piotr Gryska i wiceprezes 

Robert Brochocki) są bowiem niemal 

równolatkami tuż po czterdziestce. 

A dodatkowo z Piotrem Gryską nowe-

go wiceprezesa łączy również miejsce 

urodzenia – obaj pochodzą z Pruszkowa. 

– Ustaliliśmy już jednak, że przyszliśmy 

na świat w innych szpitalach – śmieje 

się Brochocki.  

Tak czy inaczej wyzwań na pewno im 

nie zabraknie, biorąc pod uwagę m.in. 

ostatni raport Fundacji im. Stefana 

Batorego, który – mówiąc delikatnie 

– laurki rządowej legislacji nie wystawił. 

Czy nowy wiceprezes dostrzega w obec-

nym procesie jakieś mankamenty? – My-

ślę, że można byłoby lepiej dopracować 

współpracę  pomiędzy RCL a służbami 

legislacyjnymi ministerstw – mówi. Po 

czym dodaje: – Rządowy proces legisla-

cyjny można różnie oceniać. Trzeba jed-

nak pamiętać, że jest on niezwykle zło-

żony. A to powoduje z kolei utrudnienia 

w jego realizacji – podkreśla legislator. 

Pomimo że RCL poświęcił znaczną 

część kariery, to nie tylko ono kształ-

towało go jako prawnika. Początki to 

oczywiście studia na Wydziale Prawa 

i Administracji Uniwersytetu Warszaw-

skiego, na które zdecydował się po tym, 

jak w szkole średniej zaczął lepiej ra-

dzić sobie z historią aniżeli z matema-

tyką. Przedtem jednak ciekawą lekcję 

odebrał, pracując w… McDonaldzie. 

– Byłem zaskoczony organizacją i dys-

cypliną. Poznałem wtedy, co to ciężka 

praca – wspomina Robert Brochocki. 

To doświadczenie zmobilizowało go 

na tyle, że pierwszy rok prawa zakoń-

czył ze średnią 4,5. Jeszcze w trakcie 

studiów rozpoczął również pierwszą 

poważną pracę w departamencie pry-

watyzacji bezpośredniej Ministerstwa 

Skarbu Państwa.  Po czym w obrębie 

tego samego resortu przeszedł do de-

partamentu prawnego, gdzie na począt-

ku krótko prowadził obsługę prawną 

ministerstwa. Po odbyciu aplikacji le-

gislacyjnej zaczął zajmować się proce-

sem stanowienia prawa. Uczestniczył 

m.in. w pracach nad projektem usta-

wy kominowej. Będąc członkiem rad 

nadzorczych spółek Skarbu Państwa, 

w ramach upoważnienia ministra brał 

udział w walnych zgromadzeniach jako 

reprezentant MSP. – Pamiętam, że by-

łem na walnym zgromadzeniu spółki 

parterowej NFI w Milanówku i Centro-

złomu w Gliwicach – wspomina. I do-

daje: – To były ciekawe doświadczenia. 

Ścierały się tam bowiem różne interesy 

– opowiada prawnik. 

Pracując w MSP, w weekendy prowa-

dził jednocześnie zajęcia z elementów 

prawa w sochaczewskim studium po-

licealnym i technikum. Mówi, że cenił 

sobie te lekcje, bo umożliwiały mu ob-

cowanie z ludźmi będącymi w różnych 

sytuacjach życiowych, a to dla nich, bę-

dąc urzędnikiem, tworzy prawo. Do ta-

kiego kontaktu ciągnęło go zresztą od 

zawsze. Pracując już w RCL, był kurato-

rem społecznym dla dorosłych w rejonie 

praskich Szmulek. – Miałem wówczas 

możliwość zetknąć się z takimi osoba-

mi, z jakimi, będąc urzędnikiem, na co 

dzień się nie spotykam. To było dla mnie 

– jako legislatora – wzbogacające do-

świadczenie – ocenia Robert Brochocki. 

Z uwagi na to, że praca urzędnika jest 

pracą siedzącą, w czasie wolnym sta-

ra się zażywać więcej ruchu. – Chodzę 

na basen. A teraz też na łyżwy z synem 

– mówi.  

 

W

O

JTEK

 GÓ

RSKI

Życzliwy, otwarty i chętny 

do pomocy – taką opinią 

cieszy się Robert Brochocki, 

nowy wiceprezes Rządowego 

Centrum Legislacji

POSTAĆ TYGODNIA

Robert Brochocki

PRENUMERATA:

Cena prenumeraty DZIENNIKA GAZETA PRAWNA: Wersja Standard – miesięczna (styczeń 2015 r.): 100,00 zł, styczeń–grudzień 2015 r: 1.146,00 zł. Wersja Premium – miesięczna 
(styczeń 2015 r.): 116,00 zł., styczeń–grudzień 2015 r: 1.347,00 zł. Wszystkie ceny brutto (zawierają 8% VAT). Więcej informacji na stronie www.gazetaprawna.pl/oferta2015

Urzędnik z krwi i kości

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               3 / 8

background image

 

C4

części egzaminu, jeśli zdającym jest 

osoba z niepełnosprawnością. 

Konieczne jest w tym wypadku 

przedstawienie kopii orzeczenia 

potwierdzającego niepełnosprawność 

oraz zaświadczenia lekarskiego 

stwierdzającego wynikające z niepeł-

nosprawności trudności w dokonywa-

niu w toku egzaminu czynności 

technicznych takich jak np. zapisywa-

nie rozwiązań czy odczytywanie 

tekstu. Nie ma jednak podobnych 

zasad w odniesieniu do egzaminów 

wstępnych na te aplikacje. Brak 

spójności rozwiązań jest tu oczywisty. 

O ile można się zgodzić, że określone 

rodzaje niepełnosprawności wyklucza-

ją wykonywanie pewnych zawodów, to 

wymogi, które stawiamy kandydatom 

do zawodów prawniczych, nie mogą 

być ustalane arbitralnie.

W przypadku aplikacji komorniczej, 

ogólnej oraz egzaminu sędziowskiego 

i prokuratorskiego brak jest jakichkol-

wiek dostosowań. Pojawia się więc 

zasadnicza wątpliwość: czy rzeczywi-

ście nie można sobie wyobrazić 

niepełnosprawnego prokuratora, 

sędziego czy komornika? Czy pełna 

sprawność fizyczna jest w tym 

wypadku istotnym i determinującym 

wymogiem zawodowym w pojęciu 

dyrektywy 2000/78/WE, co zezwala na 

inne traktowanie osób z niepełno-

sprawnością? W wyroku dotyczącym 

asesor prokuratury, której uniemożli-

wiono wykonywanie zawodu w związ-

ku z niepełnosprawnością, jakiej 

doznała w wyniku wypadku samocho-

dowego, Sąd Najwyższy przywołuje 

orzeczenie TSUE w sprawie Colin Wolf 

(C-229/08). W orzeczeniu tym trybunał 

badał wymóg szczególnej sprawności 

fizycznej w odniesieniu do strażaków. 

Powołując się na ten wyrok, SN uznał, 

że wymóg sprawności fizycznej 

w odniesieniu do prokuratorów jest 

uzasadniony. Jest to konkluzja o tyle 

zaskakująca, że część prokuratorów 

wykonuje pracę czysto intelektualną, 

nie pełniąc na przykład dyżurów 

zdarzeniowych. Z kolei stanowisko 

zajęte przez Krajową Szkołę Sądownic-

twa i Prokuratury w odpowiedzi na 

zapytanie Fundacji Helsińskiej 

dotyczące możliwości wprowadzenia 

racjonalnych usprawnień podczas 

egzaminów pojawia się argument, że 

przyznanie dodatkowego czasu pracy 

do orzekania sędziemu z niepełno-

sprawnością może być niezgodne 

z konstytucyjnym prawem obywatela 

do sądu. 

Nie ulega wątpliwości, że potrzebna 

jest kompleksowa refleksja nad tym, 

jakie rodzaje niepełnosprawności 

wymagają wprowadzenia racjonal-

nych usprawnień, a jakie wykluczają 

możliwość wykonywania określonych 

zawodów. 

Ś

wiat przyzwyczaił nas do 

tworzenia podziałów, do 

ciągłego szukania i definiowa-

nia tego, co normalne i nienor-

malne. Gdzieś na granicy tych 

pojęć znajduje się inność, synonim tego, 

co nietypowe, odbiegające od ustalonej 

normy. Inność jest jednak cechą relatyw-

ną, bo zależy od cech grupy, do której jest 

porównywana konkretna jednostka. 

Dostrzegamy inność, ale co to tak 

naprawdę znaczy? Nie widzę, więc 

jestem inny niż każdy, kto czyta ten 

tekst? Brak jednego ze zmysłów wydaje 

się przesądzać, że słowo pisane jest poza 

moim zasięgiem. To jedno już wystarczy, 

by postrzegano mnie jako innego, 

a przecież przy odrobinie wyobraźni 

można spokojnie założyć, że mimo 

ewidentnej bariery jestem jednak 

w stanie, jak każdy widzący czytelnik, 

zapoznać się z treścią artykułu. Mogę 

skorzystać ze skanera i programu 

głośnomówiącego i odczytać tekst samo-

dzielnie w wersji elektronicznej, ale 

mogę też skorzystać z pomocy osoby 

widzącej. Czasem takie najprostsze 

rozwiązania są najlepsze. 

Jestem adwokatem działającym na 

wolnym rynku od ponad 20 lat 

i z mojego doświadczenia wynika, że 

główny problem to bariery, które sami 

tworzymy, albo takie, które tworzymy 

sobie nawzajem – stereotypy. 

Nie podlega dyskusji fakt, że osoba 

niepełnosprawna, jeśli chce konkuro-

wać na rynku w jakiejkolwiek dziedzi-

nie, musi sama ponieść koszt osiągania 

odpowiednio wysokiego poziomu.

Wsparcie państwa w tym zakresie 

oczywiście jest (PFRON i inne celowe 

fundusze), ale w wielu przypadkach 

niewystarczające. Moim zdaniem nie 

chodzi o to, żeby tworzyć sztuczne 

parytety, a o to, by dać wsparcie 

pozwalające osobie niepełnosprawnej 

podjąć skuteczne działanie i by mogła 

dobrze wybrać dziedzinę, w której jej 

niepełna sprawność nie będzie miała 

istotnego znaczenia.

Czasami potrzeba zwykłej życzliwości 

i wyobraźni, która pozwala zobaczyć 

w osobie niepełnosprawnej człowieka 

zdolnego do samodzielnego konkuro-

wania na rynku.

Kiedy starałem się o przyjęcie do 

palestry, jeszcze w latach 80. ubiegłe-

go wieku w pierwszym naborze 

magisterskim według nowej ustawy, 

wiele osób z niedowierzaniem 

przyjmowało moje plany. Trzykrotnie 

odmawiano mi wpisu na listę 

aplikantów, pomimo bardzo dobrze 

zdanego egzaminu wstępnego, 

właśnie z tego powodu, że nie 

wyobrażano sobie osoby niewidomej 

w roli adwokata. Jednym z argumen-

tów, który był eksponowany we 

wszystkich trzech uzasadnieniach 

odmownych decyzji, była rzekoma 

niemożliwość dochowania przeze 

mnie tajemnicy zawodowej, bo przy 

rozmowach z klientem będzie musiał 

uczestniczyć mój asystent. Argument 

ten, w ówczesnej rzeczywistości 

lubelskich zespołów adwokackich, 

w których adwokaci w trójkę lub 

czwórkę zajmowali wspólny pokój, 

pracując tak jednocześnie z klientami, 

był absurdalny. 

Jedną z „moich najskuteczniejszych 

metod rehabilitacji” jest spotykanie na 

swej drodze ludzi życzliwych z wielką 

wyobraźnią. W tym wypadku taką 

osobą okazała się ówczesna pani prezes 

NRA adwokat Maria Budzanowska. 

Dzięki niej zostałem wpisany na listę 

aplikantów i otrzymałem szansę 

udowodnienia, że moja inność nie ma 

wpływu na efektywność mojej pracy. 

W końcu o to w tym wszystkim chodzi, 

by skutecznie zadbać o interes klienta, 

a czy zrobi to adwokat widzący, czy 

niewidomy, nie ma już żadnego 

znaczenia, liczy się jakość usług. 

A bariery? No cóż, w dzisiejszych 

czasach, w dobie nowoczesnych 

technologii nie trzeba widzieć, żeby 

czytać, korzystać z systemów informacji 

prawnej czy samodzielnie pisać na 

komputerze. Dobrze zrehabilitowany 

niewidomy nie ma problemu z samo-

dzielnym poruszaniem się, a w sytu-

acjach tego wymagających można 

skorzystać ze wsparcia asystenta. 

Kluczem do przełamania barier jest 

solidna organizacja miejsca pracy. 

W mojej indywidualnej kancelarii 

dochowuję tajemnicy zawodowej, 

rozmawiając z klientami w oddzielnym 

pomieszczeniu, bez udziału osób 

trzecich. Ponadto personel techniczny, 

który zatrudniam, także podpisuje 

deklarację zachowania w tajemnicy 

wszystkiego, czego dowie się w związku 

z pracą, co obecnie jest powszechną 

praktyką na rynku. 

Świat nie jest idealny i nadal, choć 

rzadko, zdarza mi się być postrzeganym 

przez pryzmat mojej inności, ale są to 

jedynie incydenty bez znaczenia. 

Wbrew dość powszechnym wątpliwo-

ściom zawód adwokata to dobry wybór 

także dla osoby niewidomej, która czuje 

w sobie powołanie i pasję do prawa, 

która przyswoi sobie niezbędną wiedzę 

i umiejętności. 

W swej karierze zawodowej z dużą 

satysfakcją stawałem kilkukrotnie 

przed Sądem Najwyższym i Trybuna-

łem Konstytucyjnym. Efektem mojej 

skargi w sprawie SK 18/00 było 

uchylenie art. 418 kodeksu cywilnego, 

który wcześniej był istotną barierą 

w dochodzeniu przez obywateli 

odszkodowań za bezprawne działanie 

urzędników publicznych. 

Jak powiedział kiedyś ceniony 

przeze mnie wybitny szachista José 

Capablanca, „w partii szachów logika 

i wyobraźnia muszą iść w parze”, 

podobnie jest w życiu, tylko wtedy 

wszystko zaczyna grać, a  inność 

przestaje być powodem do dyskwalifi-

kacji drugiego człowieka.

TemaT Tygodnia

 

Niepełnosprawni prawnicy

„Inni”, czyli jak stereotypy rodzą bariery 

Czy osoby niewidome bądź poruszające się na wózku inwalidzkim mają w Polsce szansę 

z powodzeniem wykonywać jeden z zawodów prawniczych? I czy mogą liczyć na pomoc 

przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości? 

N

a pewnej konferencji na 

temat praw człowieka 

znamienity sędzia 

stwierdził, że osoba 

poruszająca się wózku nie 

może być prokuratorem. Jako jeden 

z powodów podał, że godność zawodu 

wymaga, żeby prokurator na sali 

sądowej potrafił wstać. Abstrahując od 

specyficznego pojmowania godności 

urzędu, wypowiedź ta zapadła mi 

w pamięć, gdyż ilustruje stereotypowe 

wyobrażenia na temat niepełnospraw-

ności. Jest ona także wyrazem braku 

zrozumienia, że współcześnie 

niepełnosprawność definiuje się jako 

wynik interakcji z otoczeniem. 

Oznacza to, że osoba z niepełnospraw-

nością może być osobą „sprawną” 

dzięki zniesieniu określonych barier 

w jej otoczeniu. Współczesna technika 

pozwala podnieść się do pozycji 

stojącej osobie na wózku (na co 

owemu sędziemu w dyskusji zwróco-

no uwagę), a odpowiednie dostosowa-

nia w otoczeniu pozwalają takim 

osobom w pełni sprawnie funkcjono-

wać. To jest podstawowe założenie 

takich dokumentów jak dyrektywa 

2000/78/WE ustanawiająca ogólne 

warunki ramowe równego traktowa-

nia w zakresie zatrudnienia i pracy 

czy Konwencja ONZ o prawach osób 

niepełnosprawnych ratyfikowana 

przez Polskę w 2012 r.   

Z tej perspektywy bardzo ważne jest, 

żeby stereotypy dotyczące niepełno-

sprawności nie utrudniały dostępu do 

różnych zawodów. W przypadku 

zawodów prawniczych wyjściową 

kwestią jest, czy dopuszczamy osoby 

z niepełnosprawnością fizyczną do 

odbycia aplikacji oraz wykonywania 

zawodu. 

Obecnie brak jest spójności 

w rozwiązaniach dotyczących 

konkursów na aplikacje oraz egzami-

nów zawodowych z punktu widzenia 

możliwości wprowadzenia dostoso-

wań dla osób z niepełnosprawnościa-

mi. Jeśli chodzi o aplikację adwokacką, 

radcowską i notarialną, to mamy do 

czynienia z odmiennymi regulacjami 

dotyczącymi możliwości dostosowań 

dla osób niepełnosprawnych na etapie 

egzaminów wstępnych na aplikację 

i egzaminów zawodowych. Jedynie 

w przypadku egzaminu adwokackiego, 

radcowskiego i notarialnego istnieje 

możliwość wydłużenia o połowę czasu 

przewidzianego na rozwiązanie każdej 

dr dorota 

PudziaNowska

prawnik i socjolog, 

pracuje w Helsińskiej 

Fundacji Praw Człowieka 

i na wydziale Prawa 

i administracji uw

aNdrzej 

Góźdź

adwokat,  

jest niewidomy

W dzisiejszych czasach, w dobie 

nowoczesnych technologii nie trzeba 

widzieć, żeby czytać, korzystać 

z systemów informacji prawnej 

czy samodzielnie pisać na komputerze

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               4 / 8

background image

 

zatem oburzenie urzędników zatrud-

nionych w prokuraturze budzi fakt, iż 

środki zwracane do PFRON są 

odprowadzane z paragrafu 4010 

dotyczącego płac osób zatrudnionych 

w administracji i obsłudze prokuratu-

ry. Proceder ten nie ma natomiast 

miejsca w sądach powszechnych. 

Z przybliżonych szacunków wynika, że 

gdyby prokuratura nie dokonywała 

przesunięć z paragrafu 4010 na 

PFRON, w kieszeni każdego urzędnika 

zostałoby 50 zł miesięcznie więcej. Nie 

są to duże kwoty, ale to tylko jedna 

z przestrzeni, w których można 

poszukiwać środków na podwyższenie 

płac administracji, od lat zamrożo-

nych i niekiedy mających głodowy 

poziom. Całkowicie podzielam 

oburzenie Jerzego Kozdronia, jednego 

z wiceministrów sprawiedliwości, 

który dopiero w kwietniu 2013 r. na 

jednym z posiedzeń sejmowej Komisji 

Sprawiedliwości i Praw Człowieka 

wraz z posłami komisji dowiedział się, 

że instytucja mająca za zadanie 

strzeżec praworządności woli płacić 

kary na rzecz PFRON, niż zatrudniać 

osoby z niepełnosprawnością. Aby 

jednak zatrudniać takie osoby, 

niezbędne jest wypracowanie polityki 

zachęt, a nie proste odbijanie piłeczki, 

że nie ma niepełnosprawnych, bo do 

nas się nie zgłaszają.

Czyżby rzeczywiście niepełnosprawni 

nie byli zainteresowani wykonywaniem 

zawodu prokuratora? Podejście do osób 

niepełnosprawnych w prokuraturze 

obrazuje najpełniej kazus Moniki 

Orłowskiej, którą przy współudziale 

Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka 

reprezentowałem w postępowaniach 

wytoczonych prokuraturze we 

Włocławku. Monika Orłowska będąc 

asesorem prokuratorskim, uległa 

wypadkowi komunikacyjnemu 

w drodze z pracy. Porusza się na wózku. 

Lekarz orzecznik oceniając jej zdolność 

do służby, stwierdził, że nie ma do tego 

przeciwskazań, bo praca prokuratora 

jest pracą umysłową. Takiej decyzji 

sprzeciwił się prokurator okręgowy  

we Włocławku, który w odwołaniu 

podniósł, że Monika Orłowska jako 

osoba poruszająca się na wózku nie 

mogłaby uczestniczyć w oględzinach 

np. zwłok w lesie i wokandach w sądach 

rejonowych, w którym istnieją bariery 

architektoniczne. Wskazywał, że 

budynek prokuratury, w którym 

odbywała asesurę, całkowicie uniemoż-

liwia funkcjonowanie takiej osoby. Za 

prokuratorem okręgowym murem 

stanęła ówczesna Prokuratura Krajowa 

i Rada Prokuratorów przy Prokuratorze 

Generalnym – odpowiednik Krajowej 

Rady Prokuratury. Decyzji tych nie 

zmienił nowo wybrany prokurator 

generalny Andrzej Seremet. To 

postępowanie oceniliśmy jako przejaw 

urzędniczego znieczulenia. Można było 

jedną mądrą decyzją spowodować, że 

niepełnosprawny prokurator byłby 

wśród nas, i przełamać tym sposobem 

mentalne bariery. W czasie całego 

postępowania konsekwentnie wskazy-

wałem, że skoro ponad jedna trzecia 

prokuratorów nie pełni dyżurów 

zdarzeniowych ani na co dzień nie 

widzi na oczy sądowej sali, to dlaczego 

jedną z takich osób nie mógłby zostać 

prokurator poruszający się na wózku. 

Czy naprawdę w tej strukturze nie dało 

się znaleźć miejsca dla takiej osoby? 

W tej sprawie niestety odbiliśmy się od 

ściany znieczulicy i braku wyobraźni. 

Dziś Monika Orłowska jest radcą 

prawnym. Czy komuś to przeszkadza? 

To jest porażka prokuratury i głęboka 

rysa na jej wizerunku.

prawnik 

 16–18 stycznia 2015 nr 10 (3903)  

gazetaprawna.pl

„Inni”, czyli jak stereotypy rodzą bariery 

P

rokuratura od lat płaci ponad 

dwa miliony rocznie tytułem 

kar za niezatrudnianie 

niepełnosprawnych i prze-

chodzi nad tym do porządku 

dziennego. Na Rakowieckiej (siedziba 

Prokuratury Generalnej – red.) nie ma 

nawet danych wskazujących, ilu 

niepełnosprawnych jest zatrudnio-

nych, ilu brakuje do wypełnienia 

ustawowych limitów, których 

przekroczenie zwalnia z kar. Można 

powiedzieć, że nie funkcjonuje 

jakakolwiek polityka w tej przestrzeni. 

Mamy politykę dotyczącą traktowania 

karpia wigilijnego, a tracimy z pola 

widzenia niepełnosprawnego 

człowieka, który tak samo jak każdy 

ma prawo do zatrudnienia w prokura-

turze, w tym do pełnienia prokurator-

skiej służby będącej przede wszystkim 

pracą intelektualną, a więc taką, która 

może być wykonywana przez osoby 

z upośledzeniem narządów ruchu. 

Prokurator generalny jako strażnik 

praworządności powinien wypraco-

wać w formie wytycznych politykę 

sprzyjania zatrudnianiu osób niepeł-

nosprawnych. Obserwujemy jednak od 

lat, że Andrzej Seremet wydaje 

wytyczne tam, gdzie jest mu to 

potrzebne i gdzie jest to wygodne, 

a tam, gdzie nie jest, jak np. w przy-

padku osób niepełnosprawnych czy 

kosztów dojazdów albo respektowania 

praw prokuratorów wychowujących 

małe dzieci do zwolnienia z dyżurów 

nocnych, zasłania się autonomią 

jednostek organizacyjnych – apelacji 

i okręgów. Skoro możliwe jest 

regulowanie odgórne spraw dotyczą-

cych ochrony karpia czy poruszanie 

spraw szkód wywoływanych rolnikom 

przez łasice, to tym bardziej zasadnym 

wydaje się zainteresowanie przełamy-

waniem barier w zatrudnianiu osób 

z niepełnosprawnością w prokuratu-

rze. Jeśli sięgniemy do sprawozdania 

z działalności prokuratury za 2013 r., 

przeczytamy w nim m.in., że prokura-

tor jednego z departamentów wziął 

udział w konferencji  pt. „Ubój 

rytualny – konflikt norm moralnych, 

religijnych i prawnych”, prokuratorzy 

innego z departamentów odbyli 

53 podróże służbowe, których wyni-

kiem było 438 notatek służbowych, 

prokurator apelacyjny w Szczecinie 

brał udział IX Ogólnopolskim Forum 

Kultury Słowa, prokurator jednego 

z departamentów uczestniczył 

w spotkaniu w Ministerstwie Zdrowia 

na temat reklamy i promocji wyrobów 

tytoniowych, a inny kontynuował 

kontakty ze Stołecznym Towarzy-

stwem Ochrony Ptaków. Ani słowa nie 

przeczytamy natomiast o przełamy-

waniu barier w dyskryminacji osób 

niepełnosprawnych w aspekcie ich 

zatrudnienia w prokuraturze. Słuszne 

Jacek Skała

przewodniczący Związku 

Zawodowego Prokura-

torów i Pracowników 

Prokuratury RP

Monika 

oRłowSka

radca prawny, 

porusza się na wózku 

inwalidzkim

R

eprezentując strony 

w postępowaniach sądowych, 

w kontaktach z organami 

ścigania i innymi instytucjami 

publicznymi pracujemy w 

okowach terminów. To one, wyznaczane 

różnymi przepisami, ściśle limitują nasze 

godziny, a często – „nadgodziny” – pracy. 

Zmęczenie, słabość, choroba? Zadanie 

trzeba wykonać na czas. Jak w tym 

wszystkim funkcjonuje prawnik niepełno-

sprawny? Czy w ogóle osoba niepełno-

sprawna może wykonywać zawód 

prawniczy? Pierwszorzędną kwestią jest 

odpowiedź na pytanie, czy konkretna 

niepełnosprawność nie przeszkodzi  

w pełnieniu obowiązków wynikających  

z danego zawodu. Jeżeli jesteś osobą 

niepełnosprawną i sądzisz, że prawo jest 

właśnie tym, czym powinieneś się zająć  

w swoim życiu – w pierwszej kolejności 

postaraj się poznać zawód, jaki ci się 

marzy. Następnie poznaj swoje mocne 

i słabe strony. Ustal, jakie ograniczenia 

powoduje twoja niepełnosprawność  

i sposób, w jaki możesz je pokonać lub 

zniwelować. Tylko dobrze przygotowany/a 

– w przypadku konieczności uzyskania 

pozytywnej opinii medycznej – będziesz 

w stanie przekonać badającego cię lekarza, 

że możesz dane obowiązki realizować.

Wymóg zdolności do pełnienia 

obowiązków ze względu na stan zdrowia 

jest wprost zapisany w przypadku 

zawodów sędziego, prokuratora,  

komornika i notariusza.  Prawo o 

adwokaturze stanowi, że nie jest możliwe 

wykonywanie tego zawodu, w przypadku 

uznania osoby za trwale niezdolną do 

jego wykonywania. Podobnych przepisów 

brak jest w ustawie o radcach prawnych.

Trzeba przy tym podkreślić, że ani 

orzeczenie o niepełnosprawności 

w rozumieniu ustawy z 27 sierpnia 1997 r. 

o rehabilitacji zawodowej i społecznej 

oraz zatrudnianiu osób niepełnospraw-

nych (Dz.U. z 2011 r. nr 127 poz. 721 ze zm. 

– dalej: u.r.z.s.z.o.n.), ani orzeczenie o 

niezdolności do pracy w rozumieniu 

ustawy z o emeryturach i rentach z 

Funduszu Ubezpieczeń Społecznych 

(Dz.U. z 2013 r. poz. 1440 ze zm.) nie 

wykluczają możliwości spełnienia ww. 

wymogu zdolności do pełnienia 

obowiązków ze względu na stan zdrowia. 

Pomimo tylu lat obowiązywania 

przepisów nadal nie wszyscy mają tego 

świadomość. Co więcej – składom 

orzekającym w tych sprawach zdarza się 

pomylić pojęcie asystenta osoby niepełno-

sprawnej, o którym mowa w art. 26 lit. d 

u.r.z.s.z.o.n., z pojęciem asystenta 

prokuratora, o którym mowa w art. 100 

lit. a ustawy z 1 września 1985 r. o 

prokuraturze (Dz.U. z 2011 r. nr 270  

poz. 1599 ze zm.). Spotkałam się też ze 

stwierdzeniem, że ewentualne wykony-

wanie ustawowych czynności asystenta 

prokuratora na rzecz prokuratora z 

niepełnosprawnością ruchową oznaczało-

by niezdolność tego prokuratora do 

pełnienia obowiązków. Dla jasności – pro-

kurator w pełni sprawny może z pomocy 

asystenta prokuratora korzystać. Sędzia 

– z pomocy asystenta sędziego – również.

Niepełnosprawność ma wiele 

wymiarów. Niepełnosprawność ruchowa  

i poruszanie się na wózku inwalidzkim  

to tylko jeden z nich. Może najbardziej 

rzucający się w oczy i w ten sposób 

ewentualnie wpływający na wizerunek 

danej osoby. Rzecz podobno bardzo 

istotna w naszym – prawników – przy-

padku. Wózek inwalidzki raczej trudno 

ukryć pod togą. A fakt, że rzadziej 

prezentujemy się w pozycji wyprostowa-

nej, może wpływać na ułożenie naszego 

żakietu czy marynarki w czasie rozmowy 

z klientem. W ostatecznym rozrachunku 

decyduje jednak treść tego, co mówię, 

jakiej treści wnioski składam i jakie pisma 

sporządzam. Czyli właśnie – jakiej 

pomocy prawnej udzielam. Osoby, które 

zwracają się do mnie o pomoc, zaintere-

sowane są tym, co mogę dla nich zrobić i 

ile to będzie kosztowało, a nie tym, czy 

uczynię to na stojąco, czy na siedząco.

Zdarzenie losowe może spowodować 

konieczność przebudowania swojego 

życia. Czasem też poszerza horyzonty  

i pomaga nam przekraczać granice 

własnych lęków. W moim przypadku była 

to m.in. konieczność zmiany pracy na 

etacie na działalność gospodarczą.  

Do 13 stycznia 2007 r. wydawało mi się,  

że jako prokurator najlepiej będę mogła 

bronić praw osób pokrzywdzonych.  

Po wypadku mój etat został jednak zajęty, 

a kwestie formalne, tj. fakt, że asesura jest 

traktowana jako praca na czas określony 

– przeszkodziły w przywróceniu na 

poprzednie stanowisko. Do swego grona 

przyjęły mnie adwokatura i radcowie 

prawni. Mam dziś dwa tytuły zawodowe  

i widzę już, że prowadząc prywatną 

kancelarię radcy prawnego, mogę 

pomagać równie dobrze, jeśli nie lepiej.

Praktyka radcy prawnego zdaje się być 

typowym przykładem działalności 

gospodarczej. A jednak nasze usługi  

i produkty są nieco inne. Zdawać by się 

mogło, że niezwykle ulotne (cóż to 

powiedzieć parę zdań, zapytać o coś 

świadka, kilka stron zapisać słowami),  

a przecież są to czynności wywierające 

wpływ na życie naszych klientów.  

To wielka odpowiedzialność. A także  

– nie sposób tego faktu pominąć 

– niezwykła, nie do zastąpienia przez 

inne działania – radość i satysfakcja, gdy 

uda się nam pomóc naszemu klientowi.

Jak się w tym odnajduje osoba 

niepełnosprawna? Cóż mogę powiedzieć 

– ja się odnalazłam. A podziękowania 

osób, które wracają, tylko po to, by 

powiedzieć, że nasze działania odniosły 

skutek, czy okrzyki cyt.: „Kocham panią, 

pani mecenas!” dodają sił w codziennym 

wykonywaniu zadań. Czego i Państwu 

życzę. 

 

 

oprac. ewa ivanova 

Wózek inwalidzki raczej 

trudno ukryć pod togą, 

a żakiet pewnie lepiej 

układa się na osobie, 

która jest wyprostowana. 

W ostatecznym 

rozrachunku decyduje 

jednak to, co mówię, jakie 

pisma sporządzam, jakie 

składam wnioski

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               5 / 8

background image

 

 

D

o konsultacji społecz-

nych w okresie świą-

teczno-noworocznym 

przekazane zostały za-

łożenia projektowanej 

kolejnej ustawy, która 

ma udoskonalić praw-

ne warunki prowadzenia działalności 

gospodarczej w Polsce. Czy rzeczywi-

ście udoskonali? Po przeczytaniu co do 

niektórych kwestii wielce wątpię, bo 

poza propagandowym wydźwiękiem, 

podobnym do tego, który towarzyszył 

wprowadzaniu obowiązującej ustawy 

z 2004 r., niewiele w niej potrzebnych 

zmian, ale za to nieporozumień (tak to 

nazwijmy) jest co niemiara. 

Zgodzić się trzeba z upowszechnia-

nym słusznie twierdzeniem, że ustawa 

o działalności gospodarczej z 1988 r. 

była przełomowa dla początkowego 

okresu przechodzenia z gospodarki 

nakazowo-rozdzielczej do gospodarki 

opartej na prawach rynku. Dzisiejszym 

studentom, którzy się wtedy dopiero 

urodzili, wyraźnie się to uzmysławia. 

Jednak tzw. ustawa ministra Wilcz-

ka wkrótce okazała się co do niektó-

rych zagadnień albo zupełnie niewy-

starczająca, albo wadliwa. W rządzie 

Hanny Suchockiej podjęte były pra-

ce nad nową regulacją, intensywnie 

już prowadzone pod koniec funkcjo-

nowania gabinetu Włodzimierza Ci-

moszewicza, a następnie dokończone 

w czasie procedury akcesyjnej do UE 

przez rząd Jerzego Buzka (koordyno-

wano je w Ministerstwie Gospodar-

ki, kierowanym przez wicepremie-

ra Janusza Steinhoffa). W  efekcie 

19 września 1999 r. uchwalone zosta-

ło prawo działalności gospodarczej, 

wchodzące w życie od 1 stycznia 2001 r. 

(a więc po odpowiednio długim vacatio 

C6

opinie

 

Konstytucja dla przedsiębiorców

legis) wraz ze skoordynowanym z nim 

nowym kodeksem spółek handlowych 

i ustawą o Krajowym Rejestrze Sądo-

wym. Ten stan prawny w dziedzinie 

ustrojowych podstaw prawnych przed-

siębiorczości wprowadził Polskę do 

Unii Europejskiej zgodnie z warunkami 

starannie wynegocjowanymi w tym 

względzie z Komisją Europejską.    

Nowe, niecierpliwie oczekiwane 

prawo, które zastąpiło obowiązującą 

przez 12 lat „ustawę Wilczka”, porząd-

kowało wiele istotnych kwestii, a ze 

względu na materię normatywną na-

zwane zostało od razu przez publicy-

stów „konstytucją polskiej gospodarki”. 

Chodziło zwłaszcza o jasne określe-

nie pojęć przedsiębiorcy i przedsię-

biorcy zagranicznego, ich oddziałów, 

jednoznaczne wyłączenie z tego gro-

na spółek cywilnych (których namno-

żyło się pod rządem ustawy z 1988 r. 

kilkaset tysięcy, stwarzając ogromne 

problemy praktyczne), usystematy-

zowanie zasad podejmowania i pro-

wadzenia działalności gospodarczej, 

cech przedsiębiorcy, określenie, czym 

prawnie są koncesje, a czym zezwole-

nia, wdrożenie unijnych pojęć małego 

i średniego przedsiębiorcy w związku 

z dopuszczalną dla nich (przez inne 

przepisy) pomocą publiczną, a także 

zręby prawne ułomnego, niestety do 

dzisiaj, samorządu gospodarczego. 

Mimo tak znacznego wzbogacenia tre-

ści, prawo z 1999 r. liczyło łącznie tylko 

100 artykułów, z czego aż 33 odnosiło 

się do zmian w innych ustawach i prze-

pisów przejściowych. Do lipca 2011 r. 

obowiązywały jeszcze resztki tego 

prawa w kwestiach ewidencjonowa-

nia przedsiębiorców – osób fizycznych.

W związku z nowymi propozycjami 

warto pamiętać o podstawowej treści 

prawa działalności gospodarczej, przy-

pominając jednocześnie, jak zgubne 

jest tworzenie nowych ustaw o cha-

rakterze ustrojowym prawie wyłącz-

nie z przyczyn politycznych. Tak się 

stało po zakończeniu misji rządu Je-

rzego Buzka, gdy pod nieśmiertelnym 

hasłem odbiurokratyzowania gospo-

darki (które znowu się odzywa, tym 

razem jako „doskonalenie wolności 

gospodarczej”). w 2004 r. uchwalono 

ustawę o swobodzie działalności go-

spodarczej, przenosząc do niej – bez 

zająknięcia się o tym w uzasadnie-

niu – dwie trzecie prawa działalno-

ści gospodarczej z 1999 r. Wystarczy-

ło je wtedy w potrzebnym zakresie 

znowelizować, nie psując przy okazji 

sporo utrwalonych już rozwiązań. Jest 

o tym bogate piśmiennictwo, a prak-

tyka sobie powoli poradziła. I tak oto 

minęło dziesięciolecie ustawy z 2004 r. 

Na pytanie, czy znowu potrzebna jest 

całkiem nowa regulacja, czy też wystar-

czy raz, a dobrze znowelizować obecną 

ustawę w kwestiach, w których jest to 

konieczne, odpowiedź jest dość pro-

sta: zdecydowanie należy się opowie-

Po to, by zebrać 

zasady prowadzenia 

działalności 

gospodarczej 

i wyliczyć przypadki 

działalności 

regulowanej 

i wymagającej 

zezwoleń, nie 

potrzeba nowej 

ustawy, w dodatku 

pompatycznie 

tytułowanej

Wątpliwe udoskonalanie wolności

W prawie gospodarczym mamy wiele 

zachowań i czynności, które do swej 

skuteczności wymagają spełnienia 

określonych przesłanek pozytywnych, 

wyczerpująco w przepisach wskazanych 

i niebędących zakazami. Teza „co nie jest 

zabronione, jest dozwolone” jest fałszywa 

w stosunkach między przedsiębiorcami

Fo

T.

 L

ESZEK

 ŁoŻyŃ

SKI

/R

EP

o

R

TER

prof. zw. Dr hab. 

wojciech j. Katner

kierownik Katedry prawa 

Gospodarczego i handlowego 

Uniwersytetu Łódzkiego, 

wiceminister gospodarki 

w latach 1997–2001 

Ma

REK

 Ma

TUSI

a

K

Warszawa, 1988 r., posiedzenie rządu Mieczysława Rakowskiego z Mieczysławem Wilczkiem (pierwszy z prawej) jako ministrem przemysłu w składzie

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               6 / 8

background image

 

B

lisko 90 proc. Polaków nie 

czuje potrzeby korzystania 

z usług prawnika – taki był 

wynik badań Krajowej Rady 

Radców Prawnych przeprowadzo-

nych kilka lat temu. Konfederacja 

Lewiatan potwierdziła ten fakt – po-

dobny procent mikroprzedsiębiorców 

nie sięga po wiedzę prawników.

Dyżurnym wyjaśnieniem zawsze była 

(i jest do dzisiaj) teza ,,bo prawnicy są 

za drodzy”.

Sprawdźmy, czy jest to prawda 

w przypadku dobrze funkcjonujących 

przedsiębiorców, czyli tych, których 

stać na prawnika. Niedawno na 

łamach Dziennika Gazety Prawnej 

mogliśmy przeczytać wyniki raportu 

,,Obsługa prawna firm 2014”. Okazało 

się, że 67 proc. firm zatrudniających 

powyżej 250 osób współpracuje 

z zewnętrznymi prawnikami, 

w odniesieniu do małych 

przedsiębiorstw (do 49 pracowników) 

odsetek ten wynosi tylko 38 proc. 

A zatem z tej formy poradnictwa 

nie korzysta odpowiednio 33 proc.  

i 62 proc. przedsiębiorców.

A gdybyśmy jeszcze ustalili, jak 

wygląda sytuacja w przypadku 

dobrze sytuowanych Polaków? 

Odpowiedź znalazłem w raporcie 

KPMG ,,Rynek dóbr luksusowych 

w Polsce – edycja 2014”. 47 proc. 

zamożnych Polaków  o dochodzie 

miesięcznym 7,1 tys. – 10 tys. zł na 

pytanie o prawnika odpowiedziało  

,,Nie korzystam i nie mam takiego 

zamiaru” (liczebność tej grupy 

szacuje się na ok. 800–900 tys.). 

41 proc. osób bardzo zamożnych 

(o dochodzie 10–20 tys. zł) i 26 proc. 

bogatych (o dochodzie powyżej 

20 tys. zł) odpowiedziało tak samo.

Raport daje też ciekawą informację 

o tym, że „przy każdej ważnej 

decyzji” 22 proc. zamożnych, 26 proc. 

bardzo zamożnych i  40 proc. 

bogatych Polaków jednak poprosi 

prawników o radę. Oznacza to 

niestety zarazem, że aż 78 proc. 

zamożnych i 60 proc., a więc 

większość bogatych będzie radzić 

sobie w ważnych momentach 

życiowych, szukając odpowiedzi 

i porad prawnych w internecie albo 

dzwoniąc do znajomych.

Tak więc pogląd, wedle którego 

,,Polacy nie korzystają z usług 

prawników, bo ci są za drodzy” zdecy-

dowanie nie jest prawdziwy. Zamoż-

ność nie jest tu decydująca. Bo bogaci 

Polacy również nie korzystają 

powszechnie z usług profesjonalnych 

pełnomocników.

A może po prostu ich nie lubią 

i dlatego omijają ich z daleka? 

Sprawdźmy więc, czy bogaci (przypo-

minam – to ci zarabiający ponad 

20 tys. zł miesięcznie), zwracają się 

po pomoc do innych doradców, czy 

też uważają, że sami znają się na 

wszystkim i są niczym wielozadanio-

we kombajny. Cytowany raport daje 

odpowiedź na to pytanie: z usług 

doradców podatkowych ,,przy każdej 

ważnej decyzji” korzysta jedynie 

25 proc. bogatych Polaków, z dorad-

ców  finansowych – 21 proc., a dorad-

ców inwestycyjnych – 30 proc. 

W porównaniu więc z innymi 

grupami prawnicy nie wypadają 

najgorzej. Jesteśmy z 40 proc. 

na 1. miejscu wśród doradców, 

do których zwracają się bogaci.

W świetle prezentowanych wyników 

badań można postawić następującą  

tezę: usługa prawnicza nie jest 

potrzebą priorytetową. 

Zwykle odpowiedź na pytanie 

o niekorzystanie z usług prawnika 

brzmi: ,,bo nie czuję takiej potrzeby”, 

czytaj ,,bo radzę sobie sam”.

A być może istnieje  jeszcze  inne 

wyjaśnienie. Niekorzystanie z usług 

prawnika prowadzi do ,,oszczędno-

ści” związanych z niewydawaniem 

pieniędzy na tę usługę zatem 

krótkoterminowo istnieje poważny 

motywator do podejmowania takich 

decyzji. Większość Polaków nie 

zastanawia się nad długoterminowy-

mi skutkami własnych decyzji, 

myśląc, że jakoś to będzie. 

Nie oszczędzamy  na emeryturę i nie 

zawieramy umów ubezpieczeń AC. 

Skutki takich decyzji  są  zwykle 

oddalone od momentu ich podejmo-

wania. I wtedy dopiero zaczynamy  

szukać rozwiązań. Podejście proak-

tywne w zasadzie nie istnieje.

Sprzedawcy na całym świecie wiedzą, 

że nie sprzedadzą nic nikomu, jeśli 

klienci nie mają potrzeby posiadania 

towaru czy też korzystania z usługi. 

A zdecydowana większość Polaków 

potrzeby takiej nie ma. Zamożni 

i bogaci również… 

 

 

prawnik 

 16–18 stycznia 2015 nr 10 (3903)  

gazetaprawna.pl

dzieć za nowelizacją, choćby po to, żeby 

potwierdzić trwałość w Polsce prawa 

w tak węzłowej problematyce dla ob-

rotu krajowego i zagranicznego, jak 

podejmowanie działalności gospodar-

czej przez przedsiębiorców. 

Nie należy jednak zmieniać przy 

okazji samego pojęcia przedsiębior-

cy, co najwyżej zbudować je w jednym 

przepisie, jak w prawie z 1999 r., a nie 

w dwóch (obecnie to art. 2 i 4 usta-

wy z 2004 r.). Z pewnością nie wol-

no natomiast odsyłać, jak proponuje 

się w „założeniach”, ani do obecne-

go wadliwego (o czym od początku 

wiadomo) określenia przedsiębiorcy 

w kodeksie cywilnym, ani do pomy-

słu nowego określenia w zarzuconym 

projekcie księgi pierwszej nowego k.c. 

z 2009 r. Komisji Kodyfikacyjnej Prawa 

Cywilnego, które zostało w doktrynie 

prawa już dawno zdyskwalifikowane. 

Podstawowe, a najlepiej jedyne pojęcie 

przedsiębiorcy powinno być w ustawie 

ustrojowej, czyli w ustawie, na pod-

stawie której zgłaszające się podmioty 

uznawane są za przedsiębiorców i po-

tem jako takie rejestrowane. Dzisiaj 

jest to ustawa z 2004 r. Z kolei zamiar  

pozbawienia przedsiębiorcy koniecz-

nej obecnie cechy zarobkowości jest 

prawniczym (i chyba ekonomicznym) 

nonsensem, podobnie jak zastąpienie 

działalności „we własnym imieniu” 

działalnością „na własne ryzyko”. Nie 

mówiąc już o pomyśle zaliczenia fun-

dacji do katalogu podstawowych przed-

siębiorców (po co komu ten wybiórczy 

katalog, a co z wyliczeniem w art. 36 

ustawy o KRS?). Czyżby fundacje z za-

łożenia miały zostać przedsiębiorcami, 

co dla ogółu z nich oznacza katastrofę; 

a może ich beneficjenci mają stać się 

konsumentami? Kto i po co to wymy-

ślił? Wyjaśnienia tego w założeniach 

już nie ma.

Nie lepiej wygląda propozycja wpro-

wadzenia zasady „co nie jest przedsię-

biorcy zabronione, jest mu dozwolone”, 

gdyż to hasło, zanim jeszcze powsta-

ła ustawa z 1988 r., ogłosił w ramach 

ówczesnej reformy gospodarczej PRL 

premier Zbigniew Messner, a potem 

kilkakrotnie powtarzał inny premier 

lewicy. Tymczasem taka zasada wy-

stępuje tylko w prawie publicznym ob-

ciążającym obywateli, np. podatkami 

i innymi daninami publicznymi, gdyż 

są tylko takie, jakie przewiduje usta-

wa; podobnie w prawie karnym tylko 

ustawa określa, co jest przestępstwem 

podlegającym karze (nullum crimen 

sine lege itd).

W prawie gospodarczym (publicz-

nym i prywatnym) mamy wiele zacho-

wań i czynności, które do swej skutecz-

ności wymagają spełnienia określonych 

przesłanek pozytywnych, wyczerpująco 

wskazanych w przepisach niebędących 

żadnymi zakazami. Do tego dochodzą 

postanowienia umowne stanowiące 

prawo między stronami, zasady prawa 

i klauzule generalne itd. W każdym 

razie teza „co nie jest zabronione, jest 

dozwolone” jest fałszywa w stosun-

kach między przedsiębiorcami oraz 

z innymi kontrahentami, w tym z kon-

sumentami. Dlatego nie odnotowuje 

się zastosowania tego hasła (a nie za-

sady!) umieszczonego propagandowo 

w ustawie z 1988 r. (przypomnijmy so-

bie czas powstania tej ustawy jeszcze 

w poprzednich warunkach ustrojo-

wych), w obrocie w nowych warunkach 

ekonomicznych, poza pojedynczymi 

przypadkami (w tym także bardzo wąt-

pliwymi) i stąd jego późniejsze zgodne 

poniechanie w kolejnych regulacjach 

prawnych, jak również przemilczenie 

lub zanegowanie w opracowaniach 

teoretycznych poświęconych zasadom 

działalności gospodarczej.         

Odnosząc się zatem ogólnie do zało-

żeń projektowanej nowej ustawy, nale-

ży stwierdzić, że po to, aby w kolejności 

zebrać zasady prowadzenia działalno-

ści gospodarczej, i tak przecież w obec-

nej ustawie sformułowane, wyliczyć 

w załącznikach do ustawy przypadki 

działalności regulowanej i wymaga-

jącej zezwoleń (te są dzisiaj w usta-

wie), wątpliwie przenieść do odrębnej 

ustawy przedstawicielstwa przedsię-

biorców zagranicznych oraz równie 

wątpliwie odesłać do regulacji unij-

nej pojęcia mikro, małego i średniego 

przedsiębiorcy, bo takie są podstawowe 

zmiany proponowane w założeniach, 

nie potrzeba nowej ustawy, tytułowa-

nej w dodatku pompatycznie prawem 

działalności gospodarczej. Takie prawo 

już było i odcisnęło swoje pozytywne 

piętno na rozwiązaniach prawnych 

obecnych w dzisiejszej ustawie. 

Szkoda, że założenia nie zostały 

przed opublikowaniem przedstawione 

do dyskusji w prawniczym środowisku 

uniwersyteckim, w którym jest także 

wielu praktyków gospodarczych. Moż-

na by się wtedy zapewne dowiedzieć, 

że podejmując współcześnie prace nad 

nową regulacją prawną przedsiębior-

czości, najpierw należy zdecydować, 

przykładowo, czy nie czas na wyróż-

nienie działalności gospodarczej ba-

gatelnej i nieobejmowanie prowadzą-

cych ją pojęciem przedsiębiorcy; czy nie 

powinno się, zgodnie z powszechnymi 

postulatami doktryny i jak było to pla-

nowane na początku reform, włączyć 

osób fizycznych do jednego rejestru 

przedsiębiorców, a nie utrzymywać od-

rębne rejestry; wreszcie, czy nie należy 

zdecydować dalekosiężnie, co dalej ze 

spółką cywilną i jej wspólnikami jako 

odrębnymi przedsiębiorcami; także 

uporządkować przedsiębiorczość or-

ganizacji not for profit itd., itd. Dopie-

ro po przeprowadzeniu dyskusji sys-

temowej można zastanowić się, czy 

i jak tworzyć nową regulację, nie udając 

w zbędnej preambule, że zapowiadana 

w „złożeniach” jest niezmiernie po-

trzebna przedsiębiorcom dla zapewnie-

nia im wolności, którą i bez tego mają. 

Na szczęście w wystąpieniu pani pre-

mier z okazji 100 dni o nowym prawie 

działalności gospodarczej nie było ani 

słowa, było natomiast o nowej regula-

cji podatków, które jak dotąd nie mają 

żadnego stabilnego systemu prawnego, 

jest więc on rzeczywiście oczekiwany 

przez wszystkich obywateli, choć głów-

nie przez przedsiębiorców. Nie jest to 

jednak problematyka ustawy o dzia-

łalności gospodarczej, o czym zdawać 

sobie powinni sprawę ekonomiści pro-

mujący omawiane „założenia” – jak się 

okazuje po lekturze niektórych publi-

kacji, głównie z powodu utyskiwania 

na podatki.  

 

Wątpliwe udoskonalanie wolności

Zamiar  

pozbawienia 

przedsiębiorcy 

koniecznej obecnie 

cechy zarobkowości 

jest prawniczym 

nonsensem, 

podobnie jak 

zastąpienie 

działalności 

„we własnym 

imieniu” 

działalnością 

„na własne ryzyko”

Sprzedawcy na 

całym świecie 

wiedzą, że nie 

sprzedadzą 

nic nikomu, 

jeśli klienci nie 

mają potrzeby 

posiadania 

danego 

towaru czy też 

korzystania 

z usługi. 

Zamożność 

nie jest tu 

decydująca

widziane

 

z dystansu

Czy bogaci korzystają 

z usług prawników

Maciej Bobrowicz

 

radca prawny, mediator 
gospodarczy i sądowy, prezes 
KRRP w latach 2007–2013 

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               7 / 8

background image

 

C8

Warto rozważyć ustanowienie kuratorem 

dla małoletniego adwokata lub radcy 

prawnego, ewentualnie kuratora sądowego 

– zawodowego lub społecznego

 Redakcja: ul. Okopowa 58/72; 01-042 Warszawa, tel. 22 530 40 40, faks: 22 530 40 39; e-mail: gp@infor.pl 

 Redaktor naczelna: Jadwiga Sztabińska 

 Zastępcy redaktor naczelnej: Andrzej Andrysiak, Dominika Sikora, Paweł Nowacki, Marek Tejchman 

 Sekretarze: Łukasz Bąk, Rafał Drzewiecki, Anna Godlewska, 

Elżbieta Pietrak, Mirosław Mazanec, Mira Suchodolska 

 Redaguje: Ewa Szadkowska 

 Szef działu foto: Krzysztof Cieślewicz 

 Biuro reklamy (tel. 22 530 44 44): 

Dyrektor Centrum Reklamy: Katarzyna Jasińska-Szulc 

 Szef studia DTP: Jacek Obrusiewicz 

 Produkcja: Elżbieta Stamler, tel. 22 530 42 24

©

 – znak zastrzeżenia praw autorskich;  

 – znak odpłatności;  

©℗

 – dwa znaki przy artykule oznaczają możliwość jego dalszego wykorzystania wyłącznie po uiszczeniu opłaty zgodnie z cennikiem (www.gazetaprawna.pl/licencje) i w zgodzie z Regulaminem korzystania z artykułów prasowych

opinie

 

Sprawy rodzinne

Nowe zadania gminy tylko ze źródłami finansowania

dr Jarosław 

Maćkowiak 

radca prawny, 

docent 

na Wydziale Prawa 

i Administracji 

Uniwersytetu 

Warszawskiego, 

były wiceprezes 

UOKiK 

G

dybym mógł 

zmienić jeden 

przepis, wówczas 

wskazałbym 

regulacje dotyczące 

finansowania zadań 

realizowanych przez 

jednostki samorządu 

terytorialnego, a  w szcze-

gólności przez gminy. Co 

prawda do kwestii tej odnosi 

się już art. 167 Konstytucji 

RP, zgodnie z którym 

jednostkom samorządu 

terytorialnego zapewnia się 

udział w dochodach 

publicznych, odpowiedni do 

przypadających im zadań, 

zaś zmiany w zakresie zadań 

i kompetencji jednostek 

samorządu terytorialnego 

następują wraz z odpowied-

nimi zmianami w podziale 

dochodów publicznych. 

Dotyczy jej również np. art. 8 

ust. 3 ustawy o samorządzie 

gminnym, nakazujący 

przekazywanie gminom 

środków finansowych 

w wysokości koniecznej 

do wykonywania ustawowo 

zleconych gminom zadań 

z zakresu administracji 

rządowej lub powierzonych 

im przez organy tej admini-

stracji.

Od wielu lat możemy jednak 

obserwować zjawisko 

nakładania przez ustawo-

dawcę coraz to nowych 

zadań na jednostki samo-

rządu terytorialnego, 

a zwłaszcza na gminy, bez 

zapewnienia im nowych 

źródeł finansowania. 

Towarzyszy temu zaś jakże 

często powtarzające się 

stwierdzenie zawarte 

w uzasadnieniach przygoto-

wywanych ustaw, iż 

wprowadzane zmiany nie 

powodują bezpośrednich 

skutków finansowych. Nie 

jest to zaś poparte przepro-

wadzeniem rzetelnych 

analiz i wyliczeń. A przecież 

nakładanie jakichkolwiek 

nowych zadań zawsze wiąże 

się z koniecznością ponosze-

nia określonych wydatków 

na ich realizację.

Tym samym moja propozy-

cja zmierzałaby do wprowa-

dzenia jednoznacznej 

regulacji nakazującej 

dokonanie oszacowania 

kosztów realizacji przypisa-

nych już jednostkom 

samorządu terytorialnego 

zadań i zapewnienia 

odpowiednich źródeł ich 

finansowania, jak również 

wprowadzenia wyraźnego 

nakazu dokonywania pełnej 

analizy skutków finanso-

wych nowych zadań 

nakładanych na te jednostki. 

Oczywiście wraz z przekazy-

waniem jednostkom 

środków finansowych 

niezbędnych do prawidłowe-

go wykonywania tych zadań.

Konsekwencją propono- 

wanych regulacji byłoby 

zapewnienie rzeczywistej 

decentralizacji administra-

cji publicznej i samodziel-

ności jednostek samorządu 

terytorialnego, jak rów- 

nież właściwe realizowa- 

nie zadań publicznych 

służących zaspokajaniu 

potrzeb wspólnot samorzą-

dowych. 

 

 

Oprac. PB

gdybym mógł

 zmienić jeden przepis...

procesową, która pozwala im na udział 

w postępowaniu przed sądem rodzinnym.

Nie budzi wątpliwości, że zamysł pra-

wodawcy jest słuszny – sąd opiekuńczy 

rozpoznający sprawę kilkunastoletniego 

dziecka powinien móc zapoznać się z jego 

stanowiskiem w sprawie, skoro postępo-

wanie bezpośrednio jego dotyczy i  realnie 

wpływa na jego sytuację życiową. Nieste-

ty, w praktyce sądów rodzinnych przepis 

ten jest marginalizowany, można nawet 

pokusić się o stwierdzenie, że się nie przy-

jął. Nie wpłynęły na jego rozpropagowa-

nie ani doktryna prawa, ani orzeczenia 

Sądu Najwyższego, choć stanowiska te 

warte są uwagi.

I tak w uchwale z 12 maja 1969 r. w spra-

wie III CZP 24/69 (OSNC 1969/12/213) Sąd 

Najwyższy jednoznacznie wskazał, że 

w sprawie z wniosku o zmianę rozstrzy-

gnięcia o władzy rodzicielskiej zawartego 

w wyroku orzekającym rozwód dziecko 

powinno być uczestnikiem postępowania 

reprezentowanym przez kuratora usta-

nowionego przez sąd opiekuńczy. Z ko-

lei w postanowieniu z 15 grudnia 1998 r. 

w sprawie I CKN 1122/98 (OSNC 1999/6/119) 

Sąd Najwyższy podkreślił, że kierując się 

celowością, przy uwzględnieniu stopnia 

dojrzałości małoletniego oraz charakteru 

sprawy opiekuńczej, właściwy sąd powi-

nien zapoznać się ze stanowiskiem tego 

małoletniego, mając na względzie jego 

dobro. 

Należy się zatem zastanowić, czy po-

minięcie przez sąd opiekuńczy opinii 

osoby, która jest najbardziej zaintereso-

wana wynikiem postępowania, nie sta-

nowi naruszenia jej dobra. Wydaje się, 

że co do zasady tak. O ile bowiem w nie-

których sytuacjach nie budzi wątpliwości 

najmniejszych, jakie rozstrzygnięcie jest 

zgodne z dobrem małoletniego, o tyle co-

raz częściej zdarzają się takie postępowa-

nia, w których to nie jest proste.

Z takimi sytuacjami najczęściej mamy 

do czynienia w przypadku decydowania 

o władzy rodzicielskiej rozwodzących się 

rodziców czy też rozstrzygania w istot-

nych sprawach dziecka (np. co do wybo-

ru szkoły czy zmiany nazwiska). Skłóceni 

małżonkowie zazwyczaj nie potrafią dojść 

do porozumienia w kwestiach relatyw-

nie błahych (co uwidacznia się zwłasz-

cza przy podziałach majątkowych, gdy 

spory dotyczą posrebrzanych łyżeczek), 

a tym bardziej nie są w stanie osiągnąć 

konsensusu w sprawie powierzenia jed-

nemu z nich pieczy nad potomkiem. 

Warto zatem przed wydaniem orzecze-

nia zasięgnąć nie tylko opinii rodzinnego 

ośrodka diagnostyczno-konsultacyjnego, 

ale także zapoznać się ze stanowiskiem 

samego małoletniego, o ile zdolność po-

strzegania przez niego relacji w rodzinie 

jest dostateczna (nastolatki zazwyczaj nie 

mają z tym kłopotu). Służy temu omawia-

ny przepis w połączeniu z art. 576 k.p.c., 

dotyczącym wysłuchania dziecka.

Oczywiście może się zdarzyć, że stan 

osoby małoletniej wyklucza celowość bra-

nia przez nią udziału w postępowaniu są-

dowym. Wówczas sąd powinien w myśl 

art. 573 par. 2 k.p.c. orzec o ograniczeniu 

lub nawet wyłączeniu jego osobistego 

udziału w postępowaniu. Powinno to 

jednak dotyczyć głównie sytuacji, w któ-

rych jest jasne, że większe zaangażowanie 

dziecka w konflikt rodzinny zagraża jego 

spokojowi emocjonalnemu. 

Nie budzi wątpliwości, że jeśli sąd uzna 

małoletniego za uczestnika postępowa-

nia, ustanowi również dla niego kuratora 

w myśl art. 99 k.r.o. Sprzeczność interesów 

przedstawicieli ustawowych dziecka wy-

klucza bowiem, by było reprezentowane 

przez jednego z nich. Pytanie zatem, kto 

powinien zostać kuratorem? Rzecz jasna 

ktoś nieuwikłany w rodzinny konflikt. Od-

padają więc babcie i ciocie, co do których 

istnieje podejrzenie, że ślepo popierałyby 

stanowisko swojego krewnego – rodzi-

ca dziecka. Z drugiej strony musi to być 

osoba mająca wiedzę o mechanizmach 

psychiki dziecka. Warto więc rozważyć 

ustanowienie kuratorem dla małoletniego 

adwokata lub radcy prawnego, ewentu-

alnie kuratora sądowego – zawodowe-

go lub społecznego. Zwłaszcza ci ostatni 

z pewnością łączą w sobie wiedzę o prawie 

rodzinnym z doświadczeniem życiowym, 

tak cenionym w postępowaniach przed 

sądem opiekuńczym. Mogą więc poprzez 

kontakt z dzieckiem ustalić jego potrzeby 

i stanowisko w sprawie. 

Jeśli sądy w  sprawach małoletnich 

z większym przekonaniem korzystać będą 

z instytucji uregulowanej w art. 573 k.p.c., 

zyskają w mojej opinii nie tylko zaintere-

sowani daną sprawą, ale również i sami 

orzecznicy.  

 

Zgodnie z art. 573 kodeksu postępo-

wania cywilnego osoba pozostająca pod 

władzą rodzicielską, opieką albo kuratelą 

ma zdolność do podejmowania czynności 

w postępowaniu dotyczącym jej osoby, 

chyba że nie ma zdolności do czynności 

prawnych (par. 1), zaś sąd może ograniczyć 

lub wyłączyć osobisty udział małoletniego 

w postępowaniu, jeżeli przemawiają za 

tym względy wychowawcze (par. 2). Na 

podstawie powołanego przepisu ustawo-

dawca, w myśl zasady „nic o nas bez nas”, 

wyposażył m.in. osoby małoletnie powy-

żej 13. roku życia w ograniczoną zdolność 

Ryby i dzieci głosu nie mają

Ustawodawca przyznał 

małoletnim powyżej 13. roku 

życia uprawnienie do udziału 

w postępowaniu, które ich 

dotyczy. W codziennej praktyce 

sądów rodzinnych regulacja ta 

jest marginalizowana

FO

t.

 M

a

te

RI

y

 P

R

a

SO

W

e

AleKsAndrA 

PArtyK

prawnik, asystent sędzie-

go w sądzie rejonowym 

dla Krakowa-Podgórza, 

w wydziale rodzinnym 

i nieletnich

  aUtOPROMOCJa

Zamów:

bok@infor.pl

22 761 31 27

www.sklep.infor.pl

Jedyny na rynku

 

tak praktyczny 

komentarz do ustawy o służbie cywilnej

USTAWA O SŁUŻBIE CYWILNEJ Z KOMENTARZEM

• Lektura obowiązkowa dla urzędników administracji centralnej i terenowej
•  Komentarz przygotowany przez wieloletnich pracowników administracji rządowej

 liczba stron: 544

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               8 / 8