background image

Pora na

romans

Debbie Macomber

Tytuł oryginału: Ready For Romance

Przekład: Ludwik Stawowy

background image

PROLOG

Jessica Kellerman rozejrzała się na wszystkie strony i przemknęła za róg gara-

żu Drydenów. Przyciśnięta do ściany, posuwała się ostrożnie, maleńkimi kroczka-
mi. Absolutnie nikt nie powinien jej zobaczyć.

Samochód Evana, modne sportowe auto, stał przed garażem i było go widać z 

okien domu. Musiała zrobić to szybko.

Przykucnęła  przy  bocznym  lusterku,  wyjęła  z  kieszeni  jaskrawoczerwoną 

szminkę i grubo pomalowała sobie wargi. Przetarła lusterko białą chusteczką i po-
całowała je kilkakrotnie. Na szkle pozostały wyraźne czerwone ślady ust.

Jessica  westchnęła  z  zadowoleniem,  ostrożnie  otworzyła  drzwi  samochodu  i 

wczołgała  się  na  przednie  siedzenie po  stronie kierowcy.  Tutaj  też  było  lusterko. 
Serce jej waliło nie tylko ze strachu, że zostanie zauważona. Jej serce miało skłon-
ność do przyspieszania, kiedy tylko pomyślała o Evanie.

W całym Bostonie nie było mężczyzny, który mógłby się  równać z Evanem 

Drydenem.  I  pomyśleć,  że  przez  te  wszystkie  lata  mieszkała  po  sąsiedzku,  a  do-
piero  niedawno zauważyła, jaki  jest wspaniały! Dla  Jessiki Evan  był najprzystoj-
niejszym mężczyzną na świecie.

Dokładnie pamiętała moment, kiedy odkryła swoje przeznaczenie. Od tamtej 

chwili nie była już sobą.

Szepczące  Wierzby,  posiadłość  Drydenów,  sąsiadowały  z  posesją  jej  rodzi-

ców. Jessica często przesiadywała na potężnym dębie, obserwując synów sąsiadów. 
Damian studiował prawo, Evan chodził do college'u. Dla Jessiki, która jako jedy-
naczka była skazana na wymyślanie sobie własnych rozrywek, obserwowanie braci 
Drydenów stało się wspaniałą zabawą.

Gdy pewnego dnia jak zwykle siedziała na dębie, nad staw tuż obok przyszedł 

Evan, stanął na kładce i zaczaj wrzucać kamyki do wody. Choć był do niej odwró-
cony  plecami,  Jessica  wstrzymała  oddech,  zastanawiając  się,  czy  ją  zauważył, 
ukrytą wśród gęstych liści.

Widocznie coś usłyszał, bo odwrócił się gwałtownie i wlepił wzrok w drzewo. 
– Jessica?
Nie miała odwagi poruszyć się ani zaczerpnąć powietrza.
Spojrzał  w  górę  i  słońce  oświetliło  jego  przystojną  twarz.  Właśnie  wtedy 

Jessica zrozumiała, że Evan nie jest takim sobie zwyczajnym chłopcem. Był piękny 
jak Apollo. Doskonały pod każdym względem.

Od tej chwili zaczęły się jej marzenia. Cudowne marzenia o Evanie zakocha-

nym w niej po uszy. O ich małżeństwie, o dzieciach. Wydawało się to takie... takie 

background image

oczywiste,  dobre.  Tydzień  później  miała  już  pewność,  że  los  ich  zetknął,  że  są 
stworzeni dla siebie. Był tylko jeden problem – żeby i Evan dokonał tego odkrycia.

Jessica  niedawno  skończyła czternaście  lat,  a  Evan  był  dużo  starszy.  O  całe 

sześć lat. Ponieważ jednak wcale się nią nie interesował, równie dobrze mogło to 
być i sto lat.

Właśnie wtedy postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Była przecież dziew-

czyną światową, która wie, czego chce, i stara się to uzyskać. Tym razem miał to 
być Evan Dryden.

Szybko przekonała się, że nie jest tak odważna, jak by chciała. Telefonowała 

do niego co najmniej dziesięć razy i gdy podnosił słuchawkę, zawsze brakowało jej 
odwagi, by w ogóle się odezwać, a co dopiero wyznać swą nieustającą miłość. Po 
każdym takim telefonie wpadała w coraz większą frustrację.

Ponieważ zawsze potrafiła ładnie pisać, zaczęła układać liściki do Evana, wy-

rażając w nich swoje oddanie. Jeden pozwoliła nawet przeczytać najlepszej przyja-
ciółce,  a ta  oznajmiła,  że tak  pięknego listu  miłosnego  jeszcze  nigdy nie  czytała. 
Niestety, Jessica nie odważyła się na podpisywanie swych listów.

Była pewna, że jej najnowszy pomysł, całowanie lusterek samochodu, da naj-

lepszy rezultat. Evan domyśli się, że to Jessica, przyjdzie wreszcie po nią i pojadą 
jego sportowym autem ku zachodzącemu słońcu.

Pokryła wargi świeżą warstwą jaskrawej czerwieni i właśnie miała zacząć ca-

łować wewnętrzne lusterko, kiedy ktoś nagle otworzył drzwi samochodu.

–A więc to ty!
Serce podskoczyło jej do gardła. Powoli podniosła oczy i zobaczyła Damiana 

Drydena.  Był  wyższy  od  młodszego  brata,  opalony  i  na  swój  sposób  przystojny. 
Jessica  była  pewna,  że  nadejdzie  dzień,  kiedy  jakaś  dziewczyna  pokocha  go  tak 
mocno jak ona Evana.

– Cześć  –  powiedziała,  jakby  nie  było  w  tym  nic  niezwykłego,  że  siedzi  w 
samochodzie jego brata i całuje lusterka.
– Założę się, że to ty dzwonisz w nocy co godzina.
– Nigdy nie dzwoniłam po dziesiątej – zaprzeczyła gwałtownie, po czym zda-

ła sobie sprawę, że właśnie się przyznała.  Chyba najlepiej byłoby udawać, że nie 
wie, o czym on mówi.

– Karteczki za wycieraczką też były od ciebie, prawda?
Zaprzeczanie nie miało sensu. Czując się w samochodzie Evana jak w pułap-

ce, obróciła się na siedzeniu i powoli wysiadła.

– Powiesz mu, że to ja?
– Nie wiem. – Damian zamyślił się. – Ile masz łat?
– Czternaście – odparła z dumą. – Wiem,  że Evan jest starszy, ale mam na-

dzieję, że zechce poczekać, aż dorosnę, żebyśmy mogli się pobrać.

– Pobrać! – W głosie Damiana zabrzmiała kpina, a Jessica nastroszyła się.

background image

– Poczekaj,  aż  sam  się  zakochasz!  –  wykrzyknęła.  –  Wtedy  się  przekonasz, 

jak to jest.

– Nie  jesteś  zakochana  w  Evanie  –  powiedział  łagodnie.  –  Jesteś  za  młoda, 

żeby rozumieć te sprawy. Zawróciłaś sobie nim głowę, bo jest starszy i...

– To więcej niż pewne, że kocham Evana! – wybuchnęła.
Wepchnęła szminkę do kieszeni. Nie zamierzała sterczeć tu i pozwalać mu na 

kpiny. Miała co prawda tylko czternaście lat, ale posiadała serce dojrzałej kobiety i 
podjęła  już  decyzję. Damian  może  sobie  mówić  lub  robić  co  zechce,  a  ona  i  tak 
pewnego dnia poślubi Evana Drydena.

– Mojego brata na pewno cieszy twoje oddanie.
– No pewnie. Mężczyzna, który się ze mną ożeni, stanie się najszczęśliwszy 

na świecie – szarżowała, niewiele się namyślając. Damian roześmiał się.

Jessica już zamierzała darować mu to, co mówił przedtem, ale teraz zmieniła 

zdanie.  Trzymając  się  pod  boki,  przeszyła  go  wzrokiem  z  takim  oburzeniem,  na 
jakie tylko było ją stać.

–Możesz być starszy od Evana, ale i tak nic nie wiesz o miłości.
Wyglądał na rozbawionego, a to rozzłościło ją jeszcze bardziej.
– Kiedy kobieta wybierze mężczyznę, nic nie może zmienić jej uczuć. Zdecy-

dowałam  się  poślubić  twojego  brata,  i  cokolwiek  byś  powiedział  lub  zrobił,  nie 
wpłynie  to  na  moją decyzję.  Więc szkoda twoich  słów. Evan jest  moim  przezna-
czeniem.

– Jesteś tego pewna?
Był przynajmniej na tyle uprzejmy, że przestał się śmiać.
– Oczywiście – odparła z przeświadczeniem w głosie. – Zapamiętaj moje sło-

wa, Damianie Drydenie. Czas pokaże, że się nie mylę.

– Czy mój brat też może mieć coś do powiedzenia w tej sprawie?
– Naturalnie.
– A co będzie, jeśli zechce się ożenić z kimś innym?
– Nie... nie wiem.
Damian jakby wyczuł, czego obawiała się najbardziej – że Evan ożeni się, za-

nim Jessica zdoła pokazać, co jest warta.

– Jest jeszcze coś, czego nie wzięłaś pod uwagę – dodał.
– Co takiego?
– Że to ja mogę chcieć się z tobą ożenić – uśmiechnął się szeroko Damian.

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Dla Jessiki Kellerman nadszedł czas rozrachunku. Po raz pierwszy od ośmiu 

lat miała stanąć przed braćmi Drydenami. Nie czuła niepokoju na myśl o Evanie. 
Przypuszczała, że nawet nie będzie pamiętał, jaka była nieznośna. Chociaż właści-
wie mógłby. Bardziej obawiała się Damiana. To on złapał ją na gorącym uczynku. 
On się z niej  wyśmiewał i twierdził, że jej uczucie do Evana to  przemijający  ka-
prys. Teraz była zmuszona przyznać mu rację. Miała nadzieję, że Damian nie bę-
dzie miał ochoty wracać do przeszłości.

Pokonując lęk, Jessica weszła do wysokiego biurowca w najekskluzywniejszej 

części śródmieścia Bostonu. Był to nowy budynek, o połyskującej czernią lustrza-
nej fasadzie, wznoszący się na trzydzieści pięter w górę. Firma prawnicza Dryde-
nów należała do najlepszych w mieście.

Pantofelki  Jessiki  zastukotały  na  marmurowej  posadzce  holu.  Bywała  w  tej 

części miasta często – uniwersytet leżał w pobliżu dzielnicy biurowej – ale po raz 
pierwszy znalazła się w tym imponującym budynku.

Była zdenerwowana, i nie bez powodu. Przecież ostatni raz miała do czynie-

nia z braćmi Drydenami, gdy została przyłapana na całowaniu lusterka samochodu 
jednego z nich.

Kiedy wracała myślami do przeszłości, musiała przyznać, że bezustannie do-

starczała rozrywki zarówno braciom, jak i rodzicom – ich i jej. Jednak nie mogłaby 
wyprzeć  się  młodzieńczej  miłości.  Narażając  się  na  krytykę  rodziny,  przez  całą 
szkołę średnią wytrwale starała się pozyskać serce Evana. Dopiero gdy Benny Wil-
cox zaprosił ją na bal maturalny, zauważyła, że są jeszcze inni chłopcy, równie mi-
li, grzeczni, przystojni. Evan był mężczyzną jej marzeń, tym, który rozbudził w niej 
poczucie kobiecości. Dla miłości do niego zarezerwowała specjalne miejsce w ser-
cu, lecz z chęcią zapomniałaby, jak mu się naprzykrzała, i wiele by dała, żeby on 
też o tym nie pamiętał.

Chociaż  Jessica  pozwoliła,  by  jej  zauroczenie  Evanem  łagodnie  przeminęło, 

ich rodzice ciągle do tego wracali, zwłaszcza Lois i Walter Drydenowie. Uważali, 
że jej sposób wyrażania uczuć do Evana był „oryginalny”, i wspominali o tym od 
czasu do czasu, wprawiając ją na nowo w zakłopotanie.

Gdy Walter Dryden dowiedział się, że Jessica właśnie ukończyła szkołę biz-

nesu i ma dyplom asystentki prawnej, zaczął nalegać, by podjęła starania o posadę 
w firmie należącej do ich rodziny. Początkowo Jessica wzbraniała się, ale o pracę 
było  wtedy trudno, więc po bezowocnych poszukiwaniach na własną rękę zdecy-
dowała się zapomnieć o dumie i stawić czoło braciom.

Recepcjonistka  przywitała  ją  serdecznym  uśmiechem.  Jessica  odwzajemniła 

background image

uśmiech, mając nadzieję, że wygląda na opanowaną i dojrzałą.

–Jestem umówiona z Damianem Drydenem – powiedziała.
Recepcjonistka,  kobieta  około  trzydziestki,  o  dużych  niebieskich  oczach  i 

gładkiej cerze, zerknęła do rejestru spotkań.

–Pani Kellerman? 
– Tak.
– Proszę usiąść, powiem panu Drydenowi, że już pani jest.
– Dziękuję.
Jessica usiadła na jednym z miękkich krzeseł i sięgnęła po kolorowy magazyn. 

Przed tą rozmową ubrała się szczególnie starannie. Miała na sobie jasnoszary ko-
stium; dwurzędowy żakiet był zapięty na perłowe guziki wielkości srebrnych dola-
rówek, połyskujące ciemnoniebiesko i biało. Na nogach miała szpilki. Spodziewała 
się, że wygląda nie tylko na profesjonalistkę, ale także na kobietę o  wyrafinowa-
nym smaku. Jej lśniące kasztanowate włosy były ostrzyżone na pazia, co miało po-
głębić to wrażenie. Była już dorosła i Damian powinien o tym wiedzieć.

Nie zdążyła przeczytać nawet spisu treści, kiedy w drzwiach naprzeciwko po-

jawił  się  starszy z  braci  Drydenów.  Często  widywała  Damiana  z  daleka,  lecz nie 
rozmawiała z nim od miesięcy, a może nawet lat. Zapomniała już, że miał szerokie 
ramiona i szczupłe biodra. Pamiętała, jak bardzo lubił grać w piłkę jako chłopiec i 
jak  skutecznie potrafił  zaatakować przeciwnika;  równie dobrze umiał  przeciwsta-
wiać się trudnościom. Znała go jako człowieka energicznego, pracowitego i ambit-
nego.  Kiedy  przed  trzema  laty  Walter  Dryden  przeszedł  na  emeryturę,  Damian 
przejął  po  nim  firmę,  która  specjalizowała  się  w  obsłudze  prawnej  spółek  akcyj-
nych. Pod jego kierownictwem firma kwitła.

– Witaj, Jessico. Cieszę się, że znów cię widzę – odezwał się Damian, idąc ku 

niej.

–Ja też się cieszę. – Wstała i podała mu rękę. Był średniego wzrostu, lecz jej 

dłoń zginęła w jego dłoniach. Uścisk jego ręki był twardy i silny, taki jak on sam.

– Przyszłam,  żeby  porozmawiać  z  tobą  o  posadzie  asystentki  prawnej  –  po-

wiedziała. Czuła, że bezpośredniość zrobi na Damianie najlepsze wrażenie.

–Świetnie. Chodźmy do mojego gabinetu, dobrze? 
Uderzyła  ją  szorstkość  jego  głębokiego,  mocnego głosu,  w  którym brzmiała 

pewność  siebie.  Nic dziwnego,  że  Damian należał  do  najbardziej poszukiwanych 
adwokatów w Bostonie.

Gestem zaprosił ją do zajęcia miejsca w fotelu, a sam obszedł szerokie maho-

niowe biurko i usiadł na krześle obitym czarną skórą. Lekko odchylił się do tyłu, 
sprawiając wrażenie spokojnego i odprężonego.

Jessica nie  dała  się oszukać.  Nie  wierzyła, by  Damian potrafił  się  odprężyć. 

Lois, jego matka,  często wyrażała niepokój o swego starszego syna, żaląc  się,  że 
Damian za dużo pracuje.

background image

– Dziękuję, że tak szybko znalazłeś czas na rozmowę ze mną – powiedziała, 

zakładając nogę na nogę.

– Cała przyjemność po mojej stronie. – Damian bawił się piórem, obracając je 

w dłoniach. – Słyszałem, że niedawno skończyłaś studia.

Jessica skinęła głową.
–Mam stopień naukowy w dziedzinie historii Ameryki.
Pióro przestało się poruszać w dłoniach Damiana, a na jego czole pojawiła się 

zmarszczka.

– Niestety, w naszej firmie nie mamy dużego zapotrzebowania na historyków.
– Wiem o  tym –  powiedziała pospiesznie. – W  połowie ostatniego roku do-

szłam do wniosku, że chociaż bardzo lubię historię, nie jestem całkiem pewna, co 
chciałabym  robić  po  studiach.  Zastanawiałam  się,  czy  nie  zostać  nauczycielką,  a 
potem zmieniłam zdanie.

– I teraz chcesz być asystentką prawną?
–Tak. Miałam chłopaka, który studiował prawo; często razem się uczyliśmy, i 

wtedy przekonałam się, jak bardzo mi ono odpowiada. Ale zamiast zapisać się na 
prawo i poświęcić mu cały swój czas i wszystkie siły, zdecydowałam, że najpierw 
powinnam podjąć pracę jako asystentka prawna, żeby się przekonać, czy naprawdę 
chciałabym zostać  adwokatem.  Dlatego  poszłam  do  szkoły biznesu  i  skończyłam 
ją. – Powiedziała to wszystko jednym tchem. – Twój ojciec nakłonił mnie do roz-
mowy z tobą – dodała. Wyjęła z torebki dyplom i pokazała go Damianowi.

–Dziękuję. – Pióro znów zaczęło się obracać.
– Potrafię ciężko pracować.
– Nie mam wątpliwości. – Na jego twarzy na chwilę pojawił się uśmiech.
– Mogę  pracować,  kiedy  tylko  będzie  potrzeba,  nawet  w  weekendy.  Jeśli 

chcesz, przyjmij mnie na okres próbny. – Zamierzała nie dać po sobie poznać, jak 
bardzo jej zależy na tej pracy, lecz zdradzała ją niecierpliwość w głosie.

–Ta praca dużo dla ciebie znaczy, prawda? 
Jessica kiwnęła twierdząco głową.
–Myślę – rzucił od niechcenia Damian – że ciągle jesteś zadurzona w moim 

bracie.

Powiedział  to  tak,  jakby  minęło  zaledwie kilka  dni  od  chwili, gdy  omal  nie 

rzuciła się Evanowi na szyję. Jessica poczuła gorący rumieniec na policzkach.

–Nie wydaje mi się, żeby tak było.
Damian uśmiechnął się, patrząc na nią badawczo.
– Od lat jesteś pod jego urokiem.
– Być może, lecz nie ma to nic wspólnego z moimi staraniami o pracę. – Zaci-

snęła wargi i próbowała odzyskać zimną krew. Powinna była się domyślić, że Da-
mian nie zapomni tak łatwo ich spotkania sprzed lat.

–A więc to prawda? – Damian sprawiał wrażenie, jakby dokuczał jej z zado-

background image

woleniem, a  Jessicę  doprowadzało to  do  wściekłości.  Wolała jednak  milczeć, za-
miast spierać się z człowiekiem, który, jak oczekiwała, da jej pracę. – Byłem przy 
tym, jak obcałowywałaś lusterka jego samochodu, pamiętasz?

Skinęła głową, bojąc się odezwać.
–Widziałem,  jak  patrzyłaś  na  niego  swoimi  wielkimi,  pełnymi  uwielbienia 

oczami. I widziałem, jak wiele innych kobiet robiło to samo, wszystkie wpatrzone 
w mojego brata, jakby był Apollem.

Jessica  zdumiała  się,  kiedy  usłyszała  to  słowo.  Właśnie  tak  wyglądał  w  jej 

oczach Evan. Jak grecki bóg.

–Więc to prawda czy nieprawda?
Usta Jessiki odmówiły posłuszeństwa. W zakłopotaniu otworzyła i zamknęła 

je kilka razy, nie wiedząc jak zareagować, ani czy w ogóle próbować coś powie-
dzieć.

Cathy  Hudson,  jej  najbliższa  przyjaciółka,  uważała,  że  to  nie  jest  najlepszy 

pomysł starać się o pracę u ludzi, którzy znali ją tak dobrze. I chyba miała rację.

–Rzeczywiście, Evan był kiedyś moją szkolną miłością – przyznała – ale mi-

nęło już tyle lat. Nie rozmawiałam z nim od... mój Boże, nie pamiętam. Na pewno 
równie dawno jak z tobą. Jeśli przypuszczasz, że moje stare uczucie do Evana prze-
szkadzałoby mi w pracy, to mogę zrobić tylko jedno... podziękować ci za czas po-
święcony na rozmowę ze mną.

Na twarzy Damiana pojawił się niewyraźny uśmiech, a w oczach zdziwienie, 

jakby  wbrew  samemu  sobie podziwiał  ją za  to,  co  powiedziała.  Z  wolna  miejsce 
uśmiechu zajął smutek.

– Wiesz, Evan się zmienił. To nie jest ten sam człowiek, którego znałaś.
– Słyszałam od mojej matki, że nie jest szczęśliwy. – Jessica nie znała szcze-

gółów i miała nadzieję, że dowie się czegoś więcej od Damiana.

– Czy wiesz dlaczego?
– Nie.
Damian westchnął z ubolewaniem.
– Powiem ci, bo wkrótce i tak sama byś się dowiedziała. Zakochał się, przy-

puszczalnie po raz pierwszy, ale nic z tego nie wyszło. Nie wiem dlaczego, i nikt 
nie wie, ale nie to jest najważniejsze. Evan, niestety, nie może się otrząsnąć z de-
presji.

– Musiał ją bardzo kochać – wyszeptała, obserwując Damiana. Widać było, że 

naprawdę niepokoi się o brata.

– Jestem  pewien,  że  tak.  –  Damian  zmarszczył  brwi,  najwyraźniej  nie  wie-

dząc, jak pomóc Evanowi, i pokiwał głową. – Odeszliśmy daleko od tematu, praw-
da?

Jessica wyprostowała się i położyła splecione dłonie na kolanach, zastanawia-

jąc  się,  czy  Damian  zaryzykuje  i  przyjmie  ją  do  pracy  mimo  jej  braku  doświad-

background image

czenia.

– Czy na pewno chcesz tu pracować? – zapytał, przyglądając się jej badawczo.
– Bardzo.
Damian początkowo nic na to nie odpowiedział. Z powodu jego milczenia po-

czuła się tak nieswojo, że zapragnęła wypełnić czymś tę ciszę, choćby nawet niepo-
trzebną paplaniną.

–Wiem, co myślisz – wyrzuciła z siebie. – W twoich oczach nadal jestem za-

kochaną po uszy czternastolatką, pewną, że Evan i ja jesteśmy stworzeni dla siebie.
– Potrząsnęła głową. – Nie wiem, co powiedzieć, żeby cię przekonać, że jestem 
dorosła i mam już te głupstwa za sobą.

–Sam to widzę. – W oczach Damiana błysnęło uznanie. – Wygląda na to, że 

masz szczęście, bo jeszcze nie zatrudniliśmy asystentki prawnej. Jeśli chcesz tę po-
sadę, jest twoja.

Jessica ledwie  się  powstrzymała,  by  nie  zerwać się  z  fotela  i  nie  rzucić Da-

mianowi na szyję.

– Nie sprawię ci zawodu – obiecała.
– Będziesz pracować z Evanem – odpowiedział, znów patrząc na nią badaw-

czo.

– Z Evanem?
– Czy to problem?
– Nie... oczywiście, że nie.
– Pamiętaj o jednym. Nie ma znaczenia, od jak dawna przyjaźnią się nasi ro-

dzice. Jeśli nie będziesz dobrze pracować, nie będzie tu dla ciebie miejsca.

– Nie oczekuję, że zostanę, jeśli nie podołam zadaniom – powiedziała, starając 

się, by nie zabrzmiało to jak próba obrony.

– Świetnie. – Sięgnął do telefonu i spojrzał na nią.
–Kiedy chciałabyś zacząć?
–Już, jeśli można.
– Doskonale. Powiem pani Sterling, sekretarce Evana, żeby cię zapoznała ze 

wszystkim. 

Jessica wstała i wyciągnęła rękę.
–Obiecuję, że nie będziesz żałował. – Z entuzjazmem potrząsała jego ręką, aż 

zdała sobie sprawę, że robi to dłużej, niżby wypadało.

Damian wyszedł zza biurka z uśmiechem na twarzy.
– Jeśli będziesz potrzebowała mojej pomocy, daj mi znać.
– Zrobię to na pewno. Dziękuję, Damianie.
Mimo że zwracała się do niego po imieniu, wiedziała, że łączą ich teraz sto-

sunki służbowe; ale trudno jej było myśleć o Damianie jako o szefie. Istniała mię-
dzy nimi osobista więź, lecz uświadomiła to sobie dopiero w czasie tej rozmowy. 
Ku swemu zdziwieniu odkryła, że nie ma tego problemu, jeśli chodzi o Evana.

background image

Jessica i Damian wyszli z gabinetu na korytarz i podeszli do drzwi, na których 

była złota tabliczka z imieniem i nazwiskiem Evana.

Damian otworzył drzwi i przepuścił ją przodem. Jessica zobaczyła sekretarkę 

Evana.  Była  to  kobieta  w  średnim  wieku,  o  ostrych,  lecz  sympatycznych  rysach 
twarzy. Emanowała z niej energia i kompetencja. Wystarczyło na nią spojrzeć, by 
dojść do wniosku, że w razie potrzeby na pewno poradziłaby sobie nie tylko z biu-
rem Evana, lecz z całą firmą.

– Pani Sterling – odezwał się Damian – to jest Jessica Kellerman, nowa asy-

stentka prawna Evana. Czy  mogłaby pani pokazać jej  wszystko, żeby czuła się u 
nas jak u siebie w domu?

–Naturalnie.
Damian zwrócił się do Jessiki.
– Pamiętaj, w razie jakichkolwiek problemów przychodź do mnie.
– Dziękuję ci.
–Nie,  Jessico  –  powiedział  tajemniczo  Damian,  wychodząc  –  to  ja  dziękuję 

tobie. – Drzwi zamknęły się za nim z lekkim trzaskiem.

Pani  Sterling  podniosła  się  z  krzesła.  Była  niska  w  porównaniu  z  wysoką  i 

szczupłą Jessicą. Jej szpakowate włosy były krótko przycięte, miała na sobie prostą 
spódnicę i cienki sweter.

–Pokażę pani bibliotekę – powiedziała. Jessica zerknęła w kierunku zamknię-

tych drzwi, zastanawiając się, czy jest tam Evan. Widocznie jednak go nie było, w 
przeciwnym  razie  Damian  nie  omieszkałby  zawiadomić  brata,  że  Jessica  będzie 
jego pracownicą.

Sekretarka poprowadziła ją przez hol do biblioteki, gdzie rząd za rzędem stały 

grube,  zakurzone  tomy.  Duże  pomieszczenie  wypełnione  było  wąskimi  stołami  i 
krzesłami.  Jessica  z  zadowoleniem stwierdziła,  że  jest  tu  przytulnie  i  miło.  Wie-
działa, że właśnie w tym miejscu będzie spędzać większość czasu pracy. Poczuła 
delikatny zapach olejku cytrynowego i uśmiechnęła się, widząc tu i ówdzie rośliny 
w doniczkach, a wśród nich bluszcz o szerokich cętkowanych liściach, zwieszający 
się z jednego z regałów.

–Ale tu ładnie...
– Pan Dryden bardzo się stara, żebyśmy pracowali w miłym otoczeniu – wyja-

śniła z emfazą sekretarka.

– Taki właśnie jest Damian – powiedziała półgłosem Jessica.
– Miałam na myśli młodszego pana Drydena. – Usłyszała zdziwiony głos.
–Ach tak, oczywiście – przytaknęła szybko.

Zanim dobiegł końca jej pierwszy dzień w firmie, Jessica czuła się, jakby mia-

ła za sobą czterdziestogodzinny tydzień pracy. Dostała małe biurko w rogu pokoju i 
własny telefon. Pani Sterling sprawiała wrażenie, że poczytuje sobie za obowiązek, 

background image

by Jessica miała różnorodne zajęcia, na przykład zbieranie zamówień na lunch, po-
rządkowanie szaf z aktami i przekazywanie wiadomości na terenie biura.

Kiedy już myślała, że widocznie tego dnia nawet nie rzuci na Evana okiem, on 

nagle  wpadł  do  biura  i  zatrzymał  się  gwałtownie,  gdy  ją  zobaczył.  Był  wzrostu 
Damiana, miał jasne włosy i uduchowione oczy. Zdaniem Jessiki to było po prostu 
niesprawiedliwe, że mężczyzna mógł być tak oszałamiająco przystojny.

– Julia – wyszeptał takim tonem, jakby znalazł kufer pełen skarbów. Oczy ja-

śniały mu radością. – Co tu robisz?

– Jessica  –  poprawiła,  starając  się  nie  czuć  urazy  o  to,  że  nie  pamiętał  jej 

imienia. – Jestem tutaj, ponieważ od dziś pracuję dla ciebie.

– Pana brat zatrudnił panią Kellerman jako nową asystentkę prawną – wyja-

śniła sekretarka.

Evan podszedł bliżej i ujął dłoń Jessiki.
– No to mamy Gwiazdkę w lipcu! Bo inaczej Damian nie obdarowałby mnie 

tak niezwykłym prezentem.

– Gwiazdka w lipcu – powtórzyła Jessica, z trudem hamując śmiech. A więc 

to prawda, co słyszała o Evanie. Był flirciarzem, lecz tak miłym i beztroskim, że 
wydawało się to bez znaczenia. Wiedziała, że nie mówi poważnie.

– Jest kilka spraw, którymi powinien się pan zająć – odezwała się sztywno pa-

ni Sterling zza pleców Evana.

– Przyjdę do pani za parę minut – powiedział.
– Wiem, że pan przyjdzie. Tylko proszę nie wyjechać, zanim nie podpisze pan 

tych pism. A skoro już o tym mowa, to trzeba przedyskutować niektóre punkty... 
jeśli znajdzie pan czas.

– Obiecuję, że zaraz zajmę się tymi pismami. – Powiedział to tak, jakby nie 

interesowało go nic, oprócz wpatrywania się w stojącą przed nim młodą kobietę.

–Proszę położyć wszystko na moim biurku; przejrzę, zanim wyjdę.
– Nie zapomni pan? 
Evan stłumił śmiech.
– Jakbym słyszał swoją matkę.
– Ktoś musi się panem opiekować. – Sekretarka Evana zmrużyła oczy w pro-

miennym uśmiechu.

Jessica ze zdumieniem obserwowała, jak Evan oczarował starszą panią. Zanim 

pokazał się w drzwiach, pani Sterling była wzorem chłodnego profesjonalizmu. W 
chwilę  potem  przeobraziła  się  w kwokę  niespokojną o  swoje pisklę.  Nim Jessice 
udało się zastanowić nad jej reakcją, Evan odezwał się ze śmiechem.

– Kochasz mnie, Mary, i dobrze o tym wiesz.
– Po  prostu  jest  pan  ostatnio  trochę  zapominalski – odparła  pani  Sterling, 

marszcząc brwi z troską. Nachyliła się nad stosem pism i przerzuciła je jeszcze raz. 
– Czy to źle, że od czasu do czasu o czymś panu przypomnę?

background image

– Myślę, że nie. – Evan zabrał pisma i wszedł do swego gabinetu.
– Czy  pracuje  pan  nad  sprawą  Korporacji  Portera? – zapytała  pani  Sterling, 

depcząc mu po piętach.

– Korporacja Portera – powtórzył Evan, jakby nigdy przedtem nie słyszał tej 

nazwy. – To chyba nie jest jeszcze pilne, prawda?

– Ależ jest – odrzekła sekretarka, a Jessica usłyszała w jej głosie nutę paniki. –

To pierwsza sprawa w piątek rano.

– Będę gotów na czas. A jaki dzień mamy dzisiaj?
– Panie Dryden, musi pan zacząć przychodzić do biura przed zamknięciem!
– Niech się pani nie niepokoi. Przygotuję wszystko tak jak zawsze – powie-

dział,  odprowadzając  sekretarkę  do  drzwi.  Zatrzymał  się  na  moment,  kiedy  jego 
wzrok napotkał Jessicę, i mrugnął do niej. Potem zniknął za zamkniętymi drzwia-
mi.

Pani  Sterling  pokręciła  głową  i  zerknęła  w  kierunku  Jessiki.  –  Pan  Dryden 

miał ostatnio ciężkie przeżycia – wyjaśniła.

– Od kiedy nie ma asystentki?
– Już od dawna. Wyglądało na to, że nie będzie mu potrzebna. Damian ogra-

niczył jego obowiązki i, jak by to powiedzieć, wszystko tu po prostu wygląda już 
inaczej.

Wychodząc z pracy, Jessica natknęła się na  Damiana, który rozmawiał  z se-

kretarką. Sprawiał wrażenie człowieka poważnego i solidnego, a kilka siwych wło-
sów na skroniach nadawało mu dystyngowany wygląd. Był nietuzinkową postacią i 
Jessica przez chwilę pomyślała, że to dziwne, iż się nie ożenił. Ta myśl pociągnęła 
za sobą  następną, zaskakującą dla niej samej. Poczuła, że jest szczęśliwa, bo Da-
mian się nie ożenił.

Widocznie  zauważył ją  kątem oka,  ponieważ  wyprostował  się,  uśmiechnął  i 

podszedł do niej.

– Jak ci minął pierwszy dzień, Jessico?
– Naprawdę dobrze.
– Czy Mary nie wykorzystuje cię za bardzo?
– Skądże, jest wspaniała.
– Mary  to  jedna  z  najlepszych  sekretarek,  z  jakimi  dotychczas  pracowałem. 

Może być nieco szorstka, ale przyzwyczaisz się do tego. – Szedł teraz obok Jessiki, 
z rękami założonymi do tyłu. Być może Mary była szorstka, zamyśliła się Jessica, 
ale nie dla Evana.

– Zawsze będę ci wdzięczna za to, że zechciałeś zaryzykować i przyjąłeś mnie 

– powiedziała swobodnym tonem.

Damian uśmiechnął się ze smutkiem.
–Kto wie, czy później też będziesz mi dziękować. Mój brat może być nieprzy-

jemny, lecz jeśli jest ktoś, kto mógłby zawrócić go ze złej drogi, to właśnie ty.

background image

–Ja? – zapytała, niczego nie rozumiejąc. Damian oderwał wzrok od jej oczu i 

spojrzał przed siebie.

– Każdy  potrzebuje,  by  od  czasu  do  czasu  ktoś  popatrzył  na  niego  dużymi, 

pełnymi uwielbienia oczami, jak myślisz?

– Ale... –  Jessica  nie  wiedziała, co odpowiedzieć. Jedno stało się  jasne:  Da-

mian nie zatrudnił jej z powodu dobrych stopni w college'u.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

–Naprawdę  dostałaś  tę  pracę?  –  Cathy  Hudson  pytała  przez  telefon  głosem 

pełnym zaskoczenia.

–Tak po prostu przyjęła cię do pracy jedna z najbardziej znanych firm prawni-

czych w mieście?

– Przyjaciele pomogli. – Radość Jessiki mąciła świadomość, że została przyję-

ta,  ponieważ  ich  rodziny  były  tak  bardzo  zaprzyjaźnione.  Chociaż  Damian  nie 
ukrywał, że będzie musiała dobrze wywiązywać się ze swoich obowiązków, Jessica 
sama  była  zdecydowana  dowieść  swej  wartości;  zostanie  najlepszą  asystentką 
prawną, jaka kiedykolwiek pracowała w tej firmie. To sprawa honoru.

– Dlaczego wszystko przychodzi ci tak łatwo? –

biadoliła  Cathy.  –  Mie-

rzysz wysoko i...

– Ja? To ty starasz się o główną rolę w „Chłopakach i dziewczynach”. I kto tu 

mierzy wysoko?

– Już dobrze, dobrze – powiedziała Cathy z dramatycznym westchnieniem. –

Niech ci będzie.

– A jak było na dzisiejszej próbie?
– Czy ja wiem? To tak trudno ocenić. Wszystko bym oddała za rolę Adelajdy, 

ale patrzę na innych i widzę, jacy są dobrzy. Dziś wracałam do domu z myślą, że 
nie mam szans. David, reżyser, jest wspaniały. Praca z nim dałaby mi bardzo dużo, 
ale boję się, że nie dostanę tej roli.

– A  ja w ciebie wierzę. Masz wrodzony talent, Cath. – Jessica mówiła prawdę. 

Jej przyjaciółka zawsze była uzdolniona aktorsko, dzięki czemu ich przyjaźń była 
tak interesująca.

Cathy zaśmiała się cicho.
– Jak może mi się nie udać, skoro i ty, i moja matka jesteście przekonane, że 

moim przeznaczeniem jest być gwiazdą? A teraz powiedz, jak przebiegła rozmowa 
z Damianem.

– Uważam, że naprawdę dobrze. – Przez całe popołudnie nie mogła przestać 

myśleć o Damianie. Doszła do wniosku, że się zmienił. A może to ona była inna? 
Wszystko jedno, w każdym razie oczarował ją. Myśl o pracy z nim była podnieca-
jąca.

– A jak tam młodszy z braci?
– Właśnie z nim mam pracować.
Cathy widocznie usłyszała niepewność w głosie Jessiki, bo zapytała:
–Czy  to  cię  niepokoi?  Dlaczego?  Myślisz,  że  znowu  zgłupiejesz  na  jego 

punkcie?

background image

Tego już było za wiele.
–Nie ma mowy. Na litość boską, przecież wtedy miałam czternaście lat.
Kiedy odłożyła słuchawkę, znalazła płytę z przebojami jazzowymi, wsunęła ją 

do odtwarzacza i zabrała się do obiadu. Przyrządzała kurczaka ze szpinakiem, sto-
jąc boso w kuchni i mrucząc w takt muzyki, a jej serce śpiewało swą własną melo-
dię.

Wieczorem  odpoczywała,  próbując  czytać  gazetę.  Mimo  wysiłków  jej  myśli 

błądziły wokół Damiana. Na pewno nie chciałaby stracić głowy dla jeszcze jedne-
go Drydena.

Według informacji, których dostarczyła jej matka, Damian obecnie nie był z 

nikim związany. Joyce Kellerman powiedziała, że Lois Dryden skarżyła się, iż jej 
starszy syn zbyt mało czasu przeznacza na rozrywki. Zakochać się w kobiecie, któ-
ra oderwałaby go od pracy – oto, czego potrzeba Damianowi, zdecydowała Jessica. 
W kimś wesołym. W kimś, kto skłoniłby go do śmiechu i cieszenia się życiem. W 
kimś, kto go ceni.

Godzinę  później,  kiedy  kładła  się  spać,  zdała  sobie  sprawę,  że  prawie  przez 

cały wieczór myślała o Damianie. Ale to zrozumiałe, wyjaśniła sama sobie. Prze-
cież to szef firmy, w której jestem zatrudniona.

Następnego dnia Evan pokazał się w biurze dopiero po jedenastej. Gdy tylko 

tanecznym krokiem wszedł do sekretariatu, pani Sterling zaczęła mu nadskakiwać.

–Dzień dobry, panie Dryden – przywitała go wylewnie, niemal zrywając się z 

krzesła. – Prawda, że mamy dziś piękny dzień?

Widać było, że Evan musi to przez chwilę przemyśleć.
–Nie zwróciłem uwagi, ale ma pani rację, to wspaniały dzień – odpowiedział i 

zaczaj wertować plik czekających na niego kopert.

Kiedy  szedł do  gabinetu,  zauważył Jessicę siedzącą przy  biurku.  Poczuła  na 

sobie jego badawczy wzrok.

– Dzień dobry, panie Dryden – powiedziała.
– Evan – poprawił ją z naciskiem. – Jeśli koniecznie chcesz, panem Drydenem 

możesz nazywać Damiana, ale ja jestem Evan.

– Zgoda. Dzień dobry, Evanie.
– Prawda,  że  mamy  dziś  dobry  dzień?  –  zapytał,  posyłając  jej  łobuzerski 

uśmiech, którego nie mogła nie odwzajemnić. Dopiero teraz zauważyła, jakie przez 
te  lata  zaszły  w  nim  zmiany.  Wyszczuplał,  a  w  jego  uśmiechach  rzadko  brały 
udział oczy. Trudno było również nie zauważyć, że wszyscy chodzą wokół niego 
na paluszkach. Pani Sterling nie omieszkała jej poinformować, że Evan ma ostatnio 
mniej pracy, a Damian powiedział, że jego brat nie przyszedł jeszcze do siebie po 
zerwanym romansie. To musiało być coś poważnego, zamyśliła się Jessica.

– Już dawno nie mieliśmy okazji porozmawiać, prawda? – Podszedł i siadł na 

background image

krawędzi jej biurka.

– Bardzo dawno – przyznała, modląc się w duchu, by nie zaczaj wspominać 

jej  dziewczęcych  błazeństw.  Czuła  się  dostatecznie  zakłopotana,  kiedy  zrobił  to 
Damian.

– Myślę,  że powinniśmy nadrobić  zaległości, co ty na  to? Zapraszam cię  na

lunch. – Spojrzał na zegarek i zrobił zdziwioną minę. – Pojedziemy za pół godziny. 
To wystarczy, żebym uporał się z papierami, które mam na biurku.

– Chcesz mnie zabrać na lunch? Dzisiaj?
– To drobiazg. – Wzruszył ramionami. – Poproszę Mary, żeby zarezerwowała 

stolik.

– Ale...
– Świetny pomysł – wtrąciła pani Sterling, wyraźnie zadowolona.
– Ale przecież ja dopiero zaczęłam tu pracować. Chętnie poszłabym na lunch 

powiedzmy za tydzień, kiedy już się ze wszystkim zapoznam. – Bardzo nie chciała, 
by Damian odniósł wrażenie, że zaniedbuje swoje obowiązki.

Evan dotknął palcem czubka nosa Jessiki i zajrzał jej głęboko w oczy.
–Żadnych ale. Jedziemy na lunch i będziesz mogła zdać mi sprawozdanie ze 

wszystkiego, co robiłaś przez ostatnie pięć czy sześć lat.

Pani  Sterling,  która  wyglądała  na  niezmiernie  zadowoloną  z  takiego  obrotu 

rzeczy, weszła za Evanem do jego gabinetu. Po paru minutach wróciła. Rzucając na 
Jessicę radosne  spojrzenie,  podniosła  słuchawkę, żeby  zarezerwować  stolik  w re-
stauracji „U Henriego”, jednej z najlepszych w Bostonie, słynącej z elegancji. Na 
dojazd do niej potrzebny był co najmniej kwadrans, a to znaczyło, że ich lunch po-
trwa znacznie dłużej niż zwykle.

– Wątpię,  czy  będziemy  z  powrotem  za  godzinę,  jeśli  to  ma  być  lunch  „U 

Henriego” – odezwała się Jessica.

– Proszę  się  nie  martwić.  Jestem  pewna,  że  odrobi  to  pani  przy  najbliższej 

okazji.

– Pracuję tu dopiero drugi dzień i nie chciałabym sprawiać złego wrażenia.
– Moja droga, pan Dryden jest pani szefem. Jeśli chce bez pośpiechu zjeść z 

panią lunch, to zamiast mieć wątpliwości, powinna pani raczej uznać to za sukces.

– To prawda, ale...
– Z tego, co wiem, jesteście od dawna zaprzyjaźnieni – przerwała pani Ster-

ling.  –  Więc  to  przecież  zupełnie  naturalne  z  jego  strony,  że  chce  w  ten  sposób 
osobiście powitać panią w firmie.

Ledwie pani Sterling zdążyła odłożyć słuchawkę, pojawił się Evan.
– Czy jesteś gotowa?
– Tak, już za chwilę. – Zaskoczona Jessica skończyła wpisywanie notatek do 

komputera i wstała zza biurka.

Evan ujął ją za ramię.

background image

–Wrócimy za kilka godzin – zwrócił się do sekretarki.
Szli korytarzem w kierunku wyjścia, gdy pojawił się Damian.
– Właśnie wybieramy się na lunch – wyjaśnił Evan. – Czy jestem ci potrzeb-

ny?

– Nie. Idźcie, idźcie. Porozmawiamy później.
Damian skinął głową, a Jessica ledwie powstrzymała się, by nie zacząć tłuma-

czyć, że to nie był jej pomysł. Uznała jednak, że już jest za późno, a zresztą nie by-
ła pewna, czy to w ogóle potrzebne. Damian chyba wie, że nie wprosiła się na ten 
lunch. Jednak nie chciała, żeby myślał o niej źle.

–Chyba wrócimy późno – powiedział Evan do brata.

Do  restauracji  pojechali  taksówką.  Stolik  już  czekał.  Uroczystą  atmosferę 

podkreślała  dyskretna  muzyka.  Kelnerzy,  ubrani  jak  dyplomaci,  byli  nadzwyczaj 
uprzejmi, a potrawy podawano ze specjalnym ceremoniałem.

Evan  wyraźnie  nie  miał  ochoty  mówić  o  sobie,  za  to  wypytywał  Jessicę  o 

szkołę, przyjaciół, zainteresowania. Sprawiał wrażenie troskliwego, lecz przypusz-
czała, że myślami  był daleko od niej i ich lunchu. Nie wracał do przeszłości, nie 
wspominał, jak była w nim zakochana. Chętnie by go za to ucałowała.

Kiedy talerze zostały sprzątnięte, wyjął notatnik i ołówek.
– Mam  zamiar  zająć  się  pewną  sprawą  cywilną,  co  będzie  wymagało  wielu 

poszukiwań  w  aktach  –  powiedział  z  entuzjazmem,  jakiego  do  tej  pory  Jessica u 
niego nie widziała. – Sprawa dotyczy Earla Kressa, pewnie o nim czytałaś.

– Oczywiście. – Lokalne gazety od tygodni były pełne niezwykłych szczegó-

łów tej sprawy. Dwudziestoletni były sportowiec pozwał do sądu okręg szkolny w 
Spring Valley.

Jessica  z  zainteresowaniem  słuchała  wyjaśnień  Evana.  Earl  był  utalentowa-

nym  sportowcem,  podporą  reprezentacji szkoły  w  futbolu,  koszykówce  i  trójboju 
lekkoatletycznym. Aby mógł uprawiać sport, musiał jednak mieć odpowiednie wy-
niki w nauce. Niestety, nigdy nie opanował umiejętności czytania i pisania. Cho-
ciaż skończył szkołę średnią, a nawet dostawał stypendium, w praktyce był analfa-
betą.

Władze okręgu szkolnego zmuszały nauczycieli Earla do wystawiania mu po-

zytywnych ocen. Po szkole średniej poszedł do college'u. Na obozie treningowym 
odniósł poważną kontuzję kolana i na tym skończyła się jego kariera. Nie minęły 
dwa miesiące pierwszego roku nauki, kiedy Earl został wyrzucony ze szkoły.

– Jakie to niesprawiedliwe – powiedziała Jessica, gdy Evan skończył. Pomy-

ślała, że Damian, niespokojny o brata, dobrze zrobił, powierzając mu tę niezwykłą 
sprawę. Na pewno oderwie go ona od innych problemów. Teraz Evan będzie miał 
cel, powód, by przyjść do pracy rano, by nie myśleć o osobistych kłopotach.

– Były już podobne sprawy – ciągnął Evan. – Chciałbym, żebyś sprawdziła, 

background image

jak się skończyły.

– Będę szczęśliwa, jeśli okażę się pomocna.
Evan uśmiechnął się z uznaniem.
–Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć.
A więc to był prawdziwy powód ich lunchu we dwoje, ta sprawa najwidocz-

niej  wiele znaczyła dla  Evana,  musiała  więc  być  ważna  również  dla  niej.  Jessica 
była zadowolona, że ma okazję się wykazać.

Godzinna  przerwa  na  lunch wydłużyła się  do  trzech  godzin. Gdy  wrócili  do 

biura, Jessice wydawało się, że wszyscy na nich patrzą i czuła się bardzo nieswojo.

Chciała  już  siedzieć  za  biurkiem.  Przechodząc  obok  gabinetu  Damiana,  od-

wróciła głowę. Jednak zobaczył ją, gdyż drzwi były otwarte. Wstał i zawołał ją po 
imieniu,  a  potem chyba  spojrzał na  zegarek. Jessica ledwie  powstrzymała  się,  by 
nie powiedzieć, że był to służbowy lunch.

Damian od początku stawiał sprawę jasno: oczekiwał, że będzie robić, co do 

niej  należy.  Nie  płacił  jej  przecież  za  romansowanie  z  bratem  podczas  trzy-
godzinnych lunchów, a Jessica nie chciałaby, by odniósł takie wrażenie. Pragnęła 
się wytłumaczyć, lecz wyglądałoby to dziwnie w obecności Evana. Jedyne co mo-
gła zrobić, to zostać dłużej tego wieczora, żeby odpracować czas spędzony na lun-
chu.

Kiedy wychodziła, było już po siódmej. Mimo to kilka osób jeszcze pracowa-

ło. Szła korytarzem ze swetrem przerzuconym przez ramię, gdy usłyszała głos Da-
miana.

- Jessica.
– Cześć, Damianie – odezwała się. Stał w drzwiach swego biura, w swobodnej 

pozie, z rękoma skrzyżowanymi na piersiach.

– Jak się udał lunch z moim bratem?
– Dobrze, ale...
– Ale? – zapytał, gdy zawahała się i nie od razu dokończyła.
– Chcę, żebyś wiedział, że to był służbowy lunch – powiedziała pospiesznie, 

pragnąc się czym prędzej wytłumaczyć. – Omawialiśmy sprawę Earla Kressa. Nie 
chciałabym, żebyś sądził, że spędziliśmy tam trzy godziny tylko dla przyjemności.

–Nic by się nie stało.
– Ale tak nie było! – nie ustępowała. – Evan zaprosił mnie na lunch w związ-

ku z procesem. Nie chodziło mu o odnowienie starej przyjaźni.

– Czy wydawał się zadowolony, że jemu przypadła ta sprawa? – zapytał Da-

mian z troską.

– Bardzo zadowolony. – Przypomniała sobie panią Sterling, która wyjaśniła, 

że „wszystko tu po prostu wygląda już inaczej”, dając do zrozumienia, że to Evan 
był inny. Ciekawa była, czy Damian zdaje sobie sprawę, jak głęboko nieszczęśliwy 
jest jego brat.

background image

Damian uśmiechnął się; Jessica wiedziała, że nie robi tego często. Bardzo po-

dobały się jej iskierki w jego szarych oczach.

–Pomyślałem sobie, że dobrze mu zrobi zmiana tempa życia. A czy powspo-

minaliście dawne czasy?

Domyśliła  się,  że  Damian  chciałby  wiedzieć,  czy  dostrzegła  zmiany  w  jego 

bracie.

– Troszkę. Wydaje mi się, że Evan naprawdę cierpi.
Damian skinął głową.
– Stara się z tym nie zdradzać. Ciekaw jestem, czy zauważyłaś, jak się zmie-

nił.

– Trudno tego nie zauważyć. – Już od pierwszej chwili zdawała sobie sprawę, 

że jest inny niż kiedyś. Mimo że nie widzieli się tak dawno, zauważyła, jak wiele 
go kosztuje, żeby ukryć cierpienie. Nic dziwnego, że jego rodzice i brat tak się o 
niego martwili.

Damian zerknął na zegarek i podniósł brwi ze zdziwienia.
– Późno już. Porozmawiamy kiedy indziej. Dobranoc, Jessico.
– Dobranoc, Damianie.

Kiedy  czekała  na  pociąg  na  stacji  metra,  zrozumiała  nareszcie,  co  Damian 

miał  na  myśli,  mówiąc, że  każdy  potrzebuje,  by  czasem  ktoś  na  niego  spojrzał 
wielkimi, pełnymi uwielbienia oczami. Damian ciągle uważał ją za nastolatkę za-
durzoną w jego młodszym bracie. A Evan nigdy bardziej niż teraz nie potrzebował 
kobiety,  dla  której  byłby  idolem.  Została  zatrudniona  nie  dzięki  umiejętnościom 
prawniczym, lecz by pomóc Evanowi zapomnieć o tej, którą kochał i utracił. Da-
mian liczył na to, że Jessica uleczy ból jego brata.

Następnego dnia około dziesiątej Evan wbiegł do biura promiennie uśmiech-

nięty  i  wręczył  Jessice  tuzin  purpurowych  róż.  Ich  zapach  natychmiast  wypełnił 
pokój.

Jessica zaniemówiła.
– To  dla  mnie?  –  Była zaskoczona, a  po  minie pani  Sterling  widać było,  że 

ona też.

– Proszę cię o przysługę – powiedział Evan, pochylając się nad biurkiem, tak 

że jego twarz znalazła się o centymetry od twarzy Jessiki.

– Dobrze. – Obejmowała bukiet jak królowa piękności, wdychając upajający 

zapach.

Evan sięgnął do kieszeni marynarki i wyjął złożony arkusz żółtego papieru.
– Chcę, żebyś pilnie coś dla mnie znalazła.
– Proszę bardzo.
– Chodzi o pewne przepisy... odszukaj je i dostarcz mi jak najszybciej. Przy-

background image

kro mi, ale to nudne zajęcie.

– Nic nie szkodzi. – Jessica spojrzała na spis, który przyniósł Evan i przestra-

szyła się widząc, ile zawiera punktów. – Na kiedy ci to potrzebne?

–Na jutro – odpowiedział zupełnie poważnie. Pani Sterling syknęła znacząco 

zza pleców Evana, wywołując tym uśmiech na twarzy Jessiki. Evan zmrużył oczy i 
wyszeptał:

–Nie  ma  nic  gorszego  niż  kobieta,  która  nie  może  się  powstrzymać,  by  nie 

powiedzieć: „A nie mówiłam?”. Pamiętaj o tym, Jessico.

– Dobrze – odpowiedziała z uśmiechem. – Zabieram się do roboty. Informacje 

dla ciebie będą gotowe, zanim wyjdę z pracy wieczorem.

– Grzeczna dziewczynka.
Umieściła róże w wazonie, który dała jej pani Sterling, ustawiła go na biurku i 

zaszyła się w bibliotece. Nawet nie zauważyła, kiedy minęła pora lunchu. Spojrzała 
na zegar dopiero o trzeciej, gdy jej żołądek zaczął upominać się o swoje prawa. Ale 
i wtedy, zamiast tracić czas na jedzenie, przyniosła sobie jabłko, i chrupiąc je, szu-
kała dalej.

Kiedy znowu podniosła oczy znad notatek, zegar na ścianie wskazywał siód-

mą  czterdzieści  pięć.  Słyszała  wcześniej,  jak  inni  wychodzili,  lecz  wydawało  jej 
się, że było to zaledwie przed paroma minutami. Wstała, wyprostowała zesztywnia-
ły kręgosłup i głęboko odetchnęła. Bolały ją oczy i plecy.

Zebrała papiery i poszła do swego pokoju. Zatrzymała się w progu, zdziwiona, 

że jest w nim ciemno. Zapaliła światło i rozejrzała się, pewna, że Evan zostawił dla 
niej wiadomość.

Nie zostawił.
Wyjęła z wazonu jedną różę, podniosła do nosa i zamknęła oczy, starając się 

pokonać zmęczenie i rozczarowanie.

– Jessico, co tu robisz?
– Damian? – To samo pytanie mogła zadać jemu.
– Jest prawie ósma.
– Wiem. – Poruszyła obolałymi ramionami. – Straciłam poczucie czasu.
– Właśnie widzę. Odrabiałem zaległości w czytaniu, ale nie przypuszczałem, 

że jest tu ktoś jeszcze. Nie ma powodu, żebyś zostawała tak długo.

Zerknęła w stronę gabinetu Evana.
– O której wyszedł Evan? – zapytała obojętnie, nie chcąc pokazać, jak czuje 

się urażona.

– Kilka godzin temu. A dlaczego pytasz?
– Powiedział,  że  bardzo  pilnie  potrzebuje  tych  informacji.  –  Pracowała  jak 

szalona, starając się skończyć robotę jak najszybciej. Była pewna, że Evan pocze-
ka, aż ona znajdzie to, czego podobno potrzebował bezzwłocznie.

– Zdaje mi się, że był umówiony na kolację – wyjaśnił Damian.

background image

– Rozumiem – mruknęła. Jednym słowem, beztrosko o niej zapomniał.
– Mam wrażenie, że jesteś zła – rzekł Damian.
– Jestem. Nawet nie zrobiłam sobie przerwy na lunch, żeby miał to, o co pro-

sił.  –  Ani  na  kolację,  pomyślała,  czując,  jak  złość  w  niej  narasta.  Poniewczasie 
uświadomiła sobie, że pewnie sprawia wrażenie również zazdrosnej.

– Przykro mi, Jessico.
Damian nie był winien bezmyślności Evana. Powiedziała mu to, a potem za-

pytała wprost:

– Czy jest tu coś do zjedzenia? – Zamrugała oczami, chcąc ukryć niespodzie-

wane łzy. Głód zawsze wpływał na jej emocje. Była zakłopotana, bojąc się, że Da-
mian coś zauważy.

– To znaczy, że od lunchu nic nie jadłaś?
– Od śniadania, nie licząc jabłka. I jeśli zaraz czegoś nie zjem, to się rozpła-

czę, a naprawdę byłoby lepiej, żebyś tego nie widział. – Wyrzuciła z siebie te słowa 
i zaczęła pociągać nosem. – Nie zwracaj na mnie uwagi. – Odwróciła się, wytarła 
nos  rękawem  i  wróciła  do  biblioteki.  Na  stołach  leżało  kilka  otwartych  opasłych 
tomów. Zamknęła je i zaczęła taszczyć na półkę.

– Znalazłem pudełko krakersów – powiedział Damian, wchodząc do bibliote-

ki.

– Dziękuję. – Rozerwała celofan i znów zaczęła pociągać nosem. – Przepra-

szam za  moje  zachowanie.  – Zjadła  szybko krakersa  i  udało  jej  się  powstrzymać 
szloch. – Nie przejmuj się. Po prostu musiałam coś zjeść.

– Pozwól, że zabiorę cię na kolację. – Damian  wziął ze stołu kilka tomów i 

ustawił je na półce.

– Nie trzeba. – Włożyła do ust drugiego krakersa i poczuła, że zaczyna przy-

chodzić do siebie.

– Zasłużyłaś na to – odparł. – A poza tym, ja też umieram z głodu.
– Mógł chociaż poczekać – warknęła nagle.
Damian  zignorował tę uwagę,  a  po  chwili zaproponował pobliską  popularną 

restaurację z potrawami z ryb morskich.

– Tak o tym mówił, jakby to była sprawa życia lub śmierci, a potem nawet nie 

chciało mu się powiedzieć mi, że wychodzi. – Jessica dalej się wyładowywała. –
Masz rację – powiedziała, kiedy Damian wziął ją pod rękę i poprowadził do wyj-
ścia. – Evan się zmienił.

Na tę uwagę Damian również nie zareagował.
Do restauracji poszli piechotą. Nie była zatłoczona, więc od razu dostali stolik 

w pobliżu okna. Kelnerka przyniosła zupę rybną i gorące kromki chleba w minutę 
po przyjęciu zamówienia. Damian musi być tu stałym gościem, pomyślała Jessica, 
odzyskując dobry humor na myśl o tym, że zaraz zje coś ciepłego.

–To  było  pyszne  – powiedziała. –  Dziękuję.  –  Westchnęła  z  zadowoleniem, 

background image

wyskrobując talerz.

Damian uśmiechnął się, skończył swoją zupę i sięgnął po jeszcze jedną krom-

kę chleba.

–Z czego się śmiejesz? – zapytała.
– Wydaje  mi  się,  że  właśnie  zapobiegłem  procesowi.  Nie  słyszałaś  o  tym? 

„Pracownica oskarża szefa o stratę posiłków”.

–Uzyskałam dostateczną  rekompensatę.  – Kąciki jej ust  podniosły  się. Spoj-

rzeli sobie w oczy i po chwili wybuchnęli śmiechem.

Ma bardzo ładne oczy, pomyślała Jessica. Ciemnoszare, zdradzające głęboką 

inteligencję i przenikliwość.

Chciała przekonać Damiana, że jego mniemanie o Evanie i o niej jest od daw-

na błędne, lecz nie wiedziała, jak to zrobić. Zastanawiała się, kogo Damian widzi, 
kiedy na nią patrzy. Czy widzi kobietę, którą się stała, czy nieznośną dziewczynę z 
sąsiedztwa, twierdzącą uparcie, że Evan to jej przeznaczenie?

Kelnerka przyniosła drugie danie: dla Damiana ostrygi, dla Jessiki pieczonego 

dorsza, który jej bardzo smakował. Kiedy skończyli, czuła się jak nowo narodzona.

– Zanim  wyszliśmy  z  biura,  powiedziałam  coś,  czego  nie  powinnam  była 

mówić – zaczęła nieśmiało. – Chciałabym...

– Nie  martw  się  tym.  Pracowałaś  tak  długo,  a  na  dodatek  byłaś  głodna  jak 

wilk – przerwał jej Damian.

– Chciałam się tylko upewnić, czy z tego powodu nie zamierzasz mnie zwol-

nić.

– Samo domaganie się jedzenia nie wystarczy, żebym to zrobił – zapewnił, z 

trudem kryjąc rozbawienie.

Kiedy wyszli na ulicę, poczuli chłód. Czerwcowe niebo było ciemne i zasnute 

chmurami.

–Zanosi się na deszcz. – Ledwie to powiedział, spadły pierwsze grube krople. 

Żadne  z  nich  nie  miało  parasola,  więc  Damian  wziął  Jessicę  pod  rękę  i  pobiegli 
przez ulicę w kierunku księgarni. Wprawdzie była już dawno zamknięta, lecz za-
opatrzone w daszek wejście stanowiło dobre miejsce do przeczekania ulewy.

Zdyszana Jessica zadygotała z zimna i zaczęła energicznie rozcierać sobie ra-

miona. Po chwili jego duże ręce zastąpiły jej drobne dłonie, a potem Damian okrył 
ją swą marynarką.

– Nie trzeba – zaprotestowała, bojąc się, by sam się nie przeziębił.
– Przecież cała drżysz.
Ciepło jego marynarki było przyjemniejsze, niż chciała się do tego przyznać. 

Damian był bez wątpienia dżentelmenem w każdym calu.

Ulewa trwała ponad dziesięć minut. Jessica była zaskoczona – jak szybko mi-

nął ten czas! Gdy deszcz przeszedł w mżawkę, a potem ustał, poczuła, że jest jej 
niemal przykro. Rozmawiała z Damianem o książkach i okazało się, że oboje lubią 

background image

kryminały i mogą bez zastanowienia wymieniać dziesiątki tytułów i nazwisk auto-
rów.

–Czy dziś rano przyjechałaś do pracy samochodem? – zapytał.
Potrząsnęła głową, ponieważ przyjechała metrem.
– W takim razie odwiozę cię do domu.
– To naprawdę nie jest konieczne, Damianie. Nie mam nic przeciwko komu-

nikacji miejskiej.

– A  ja mam – powiedział stanowczo. – Jest za późno, żebym mógł cię zosta-

wić samą na ulicy. Jak to miło, że się o mnie martwi, pomyślała.

– Ale i tak mam ci za co dziękować.
– Co masz na myśli?
– Bezustannie jestem twoją dłużniczką. Masz złote serce.
Zaśmiał się cicho.
– Nie jestem pewien, miła Jessico.
– Przyjąłeś mnie do pracy, mimo że nie mam przecież doświadczenia, zaprosi-

łeś na kolację, a teraz chcesz mnie odwieźć do domu.

Wrócili  do  biurowca  i  weszli  do  garażu  w  podziemiach.  Damian  otworzył 

drzwi samochodu i Jessica usadowiła się wygodnie na pokrytym skórą siedzeniu.

Podczas  rozmów  z  Damianem  nabrała  przekonania,  że  stara  się  on  chronić 

brata, choć nie była pewna, czy Evan to docenia.

– Niepokoisz się o niego, prawda? – zapytała bez żadnych wstępów, lecz Da-

mian wiedział, co miała na myśli.

– Tak – przyznał.
– I to on jest prawdziwym powodem, dla którego mnie zatrudniłeś. Myślisz, 

że mogłabym może pomóc mu w tym... trudnym okresie. – To nie były obowiązki, 
których by sobie życzyła. Chciała to właśnie wytłumaczyć, ale gdy zauważyła jego 
rozbawioną  minę,  odezwała  się  ostro:  –  Nie  jestem  głupią  czternastolatką,  która 
straciła głowę dla dorosłego mężczyzny. To  było po prostu zauroczenie. I dawno 
się skończyło.

Damian lekko wzruszył ramionami.
–Więc jednak przyjąłeś mnie z powodu Evana? – nie dawała za wygraną.
Przez długą chwilę w samochodzie panowała cisza.
–Czasem sam nie wiem – powiedział wreszcie. – Czasem sam nie wiem.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Następnego  dnia  Jessica  przyjechała  do  pracy  wcześnie.  Chciała  jeszcze  raz 

podziękować Damianowi za kolację, a przede wszystkim dać mu do zrozumienia, 
jak  przyjemne  były  spędzone  z  nim  chwile.  Lecz  drzwi  jego  gabinetu  były  za-
mknięte, a sekretarka gorączkowo szukała czegoś w szafie z segregatorami. To nie 
był dobry moment, by wpaść do niego niespodziewanie.

Evana nigdzie nie zauważyła, co nie było zaskakujące. Pani Sterling zjawiła 

się dziesięć minut po Jessice, przywitała ją pełnym aprobaty uśmiechem i zabrała 
się do rozdzielania poczty.

Połowę  przedpołudnia  Jessica  spędziła  na  porządkowaniu  materiałów,  które 

wyszukała poprzedniego dnia, i na przepisywaniu ich do komputera, by Evan nie 
musiał tracić czasu na odcyfrowywanie jej pospiesznie robionych notatek.

Właśnie skończyła składanie wydruku, gdy zdyszany wpadł do biura. Widać 

było, że biegł przez całą drogę z parkingu. Pomaszerował prosto do jej biurka.

– Czy to już jest gotowe? – zapytał, po czym chwycił plik zadrukowanego pa-

pieru,  zanim  zdążyła  mu  go  podać.  Wstała,  chcąc  omówić  z  nim  kilka  punktów, 
lecz minął ją szybko i bez słowa wszedł do gabinetu. Chciała pójść za nim, ale za-
mknął drzwi.

Jessica była zaskoczona. Patrzyła na panią Sterling i nie wiedziała, co zrobić. 

Sekretarka westchnęła i rozłożyła ręce.

Po chwili Evan wyszedł z gabinetu, na pozór opanowany i pewny siebie. Był 

już bez płaszcza, w ręku trzymał wydruk, bez celu przerzucając jego arkusze. Spoj-
rzał na Jessicę i szeroko się uśmiechnął.

– Jesteś  aniołem  –  powiedział.  Przechodząc  obok,  pocałował  ją  w  policzek. 

Zauważyła, że równie czule pocałował panią Sterling.

– Będę u Damiana na posiedzeniu – powiedział wychodząc.
Poranne godziny mijały, a Jessica zastanawiała się, jaka jest właściwie jej rola 

w biurze. Wprawdzie Evan dostał teraz sprawę Earla Kressa, lecz przedtem przez 
kilka miesięcy nie był zbyt obciążony. Wyszukała to, o co prosił, i niewiele miała 
do roboty.

Zorientowała się, że ostatnio Evan przestał się interesować przepisami  doty-

czącymi spółek akcyjnych. Chyba Damian nie spodziewał się cudów, przyjmując ją 
do pracy! Ponieważ tak niechętnie mówił o kłopotach Evana, Jessica pomyślała, że 
może dowie się szczegółów od pani Sterling. Nie chciała pytać wprost, bo mogłoby 
to  być  niebezpieczne;  niewątpliwie  sekretarka  była  bardzo  oddana  swemu  pra-
codawcy.

– Evan jest naprawdę czarujący, prawda? – zaczęła swobodnym tonem.

background image

– Zawsze był taki – odparła pani Sterling z dumą.
– Jednak jest teraz inny niż przed laty. Bardziej... napięty.
Sekretarka Evana kiwnęła głową.
–Chętnie bym zastrzeliła tę kobietę – powiedziała pod nosem.
Serce Jessiki zabiło mocniej.
–Jaką  kobietę?  –  zapytała,  starając  się  ukryć  niecierpliwość.  Za  chwilę  się 

dowie, co spowodowało, że Evan tak bardzo się zmienił.

Pani Sterling podniosła oczy, zdziwiona, że jej pomruki zostały dosłyszane.
– Och, nie... nie ma o czym mówić.
– Ależ musi być o czym. Evan jest zupełnie inny niż przed kilku laty, oczywi-

ście czarujący i miły, lecz jest w nim teraz coś szorstkiego, ostrego. Coś, czego nie 
potrafię określić. – Spojrzała z oczekiwaniem na sekretarkę.

–To prawda – zgodziła się pani Sterling niechętnie. 
– Twierdzi pani, że to kobieta jest przyczyną zmian, jakie zaszły w Evanie?
–A czy nie jest tak zawsze?
– Co się właściwie stało? – Jessica doszła do wniosku, że delikatnością nic tu 

nie wskóra.

– To przykre, naprawdę przykre.
– Tak, Evan już nie jest taki jak kiedyś – powiedziała Jessica, z nadzieją, że 

zachęci panią Sterling do dalszych wynurzeń.

– To, co się stało, nie powinno właściwie nikogo dziwić. A jednak dziwi, po-

nieważ pan Dryden jest taki uroczy. Zakochał się szczerze i prostodusznie w kimś, 
kto nie darzył go podobnym uczuciem. – Pani Sterling nagle zacisnęła usta, jakby 
już powiedziała znacznie więcej, niż powinna, znacznie więcej, niż wypadało po-
wiedzieć sekretarce na temat szefa.

Tyle Jessica wiedziała już wcześniej. Chodziło jej o szczegóły. Kim była ko-

bieta, która tak bardzo zmieniła Evana? To nie do wiary, że ktoś dał mu kosza. Jej 
idolowi  z  czasów,  gdy  była  nastolatką.  Kimkolwiek  była  ta  kobieta,  musiała być 
niespełna rozumu.

Koło jedenastej Evan wrócił. Z uśmiechem podszedł do jej biurka.
–Wspaniale to zrobiłaś, Jessico. Dziękuję.
Ta pochwała zaskoczyła ją. Zaczęła się zastanawiać, czy Damian coś mu po-

wiedział.

– Doceniam twój wysiłek – ciągnął. – Bardzo dobrze pracujesz.
– Ja... ja to robiłam z przyjemnością. To... to należy do moich obowiązków –

wykrztusiła jąkając się. Ze zdumieniem stwierdziła, jak bardzo wzburzyła ją jego 
pochwała. Czuła się teraz zawstydzona swą przesadną reakcją poprzedniego dnia, 
gdy zauważyła, że Evana już nie ma w biurze. Sama sobie winna, że nie zjadła lun-
chu. Wcale by się nie przejęła zniknięciem Evana, gdyby...

–Dowiedziałem się od Damiana, że byłaś tu prawie do ósmej wieczór.

background image

Więc Damian jednak wspomniał o tym.
– Powiedziałam już, że po prostu wykonywałam swoje obowiązki.
– W sobotę moi rodzice urządzają przyjęcie na świeżym powietrzu – ciągnął 

Evan. – Zacznie się o czwartej. Chciałbym, żebyś poszła ze mną.

Zaproszenie Evana zbiło ją z tropu. Nie wiedziała, co powiedzieć. Chociaż nie 

miała doświadczenia, zdawała sobie sprawę, że umawianie się z szefem może do-
prowadzić do kłopotów.

–To nie powinna być trudna decyzja – powiedział ze śmiechem.
Jego duma już raz została zraniona. Jessica doszła do wniosku, że nie chce, by 

i ona była tego przyczyną.

– Będzie mi bardzo przyjemnie – odparła. – Cieszę się, że pomyślałeś o mnie.
– Zawsze byłaś miłą dziewczyną – uśmiechnął się czule.
Jako nastolatka Jessica marzyła  właśnie o tym. Zamykała oczy i wyobrażała 

sobie, że Evan ją gdzieś zaprasza. Teraz, gdy jej marzenie się spełniło, wolałaby, 
żeby to był Damian.

–Przyjadę po ciebie. Mieszkasz w śródmieściu, prawda?
Skinęła głową.
–A czy nie będzie prościej, jeśli spotkamy się na przyjęciu? Tak się składa, że 

spędzam ten weekend u rodziców i mogłabym przyjść z nimi.

Evan wyglądał na nieco zdziwionego jej propozycją.
– Jesteś pewna?
– Oczywiście.
– W takim razie spotkamy się na miejscu.
Był w jej życiu taki okres, że bez wahania poszłaby z Evanem na każde przy-

jęcie.  Wszędzie. Czy  Damian  nie  na  to  liczył,  kiedy  ją przyjmował –  nawet  jeśli 
twierdził, iż wie, że jej zauroczenie dawno minęło?

– Przyjęcie  jest  urządzane  na  cześć  pewnego  dygnitarza  –  ciągnął  Evan.  –

Mama wychodzi z siebie, żeby wszystko się udało. Gwarantuję, że to będzie takie 
party,  jakiego  Boston  jeszcze nie  widział.  Ostatnio słyszałem,  że  mama  wynajęła 
zespół country.

– Zanosi się na niezłą zabawę.
– Jestem pewien, że tak będzie. Chyba umiesz tańczyć polkę?
–Naturalnie. – Prawdę mówiąc, dotychczas tańczyła polkę najwyżej dwa razy. 

– Ale dawno tego nie robiłam – dodała na wszelki wypadek.

– Ja też. Zostawimy te wymyślne kroki Damianowi.
Westchnęła na  myśl o Damianie, a  potem pomyślała, że najwyraźniej dzieje 

się  z  nią  coś  niedobrego,  pewnie  mającego  początki  w  dzieciństwie  –  jeśli  może 
spotykać się z jednym z braci i równocześnie tęsknić do drugiego.

Godziny mijały i zanim się obejrzała, skończył się dzień pracy. Pani Sterling 

właśnie wyszła na chwilę, a wtedy zjawił się Damian.

background image

– Evana już nie ma – powiedziała Jessica. Była nieco podekscytowana wido-

kiem Damiana stojącego przed biurkiem, zwłaszcza że znów zaczęła myśleć o tym, 
jak bardzo chciałaby pójść na przyjęcie właśnie z nim.

– Nie przyszedłem do brata.
–Pani Sterling wróci za chwilę. 
– Przyszedłem do ciebie – wyjaśnił Damian, patrząc na nią z uwagą ciemnymi 

oczami.

Jessica czekała w napięciu. Czyżby miał zastrzeżenia do jej pracy?
–Niepotrzebnie  się  niepokoisz.  Przyszedłem  ci  powiedzieć,  że  moi  rodzice 

wydają w sobotę przyjęcie. Będzie rożen na świeżym powietrzu.

–Tak, wiem. Evan już o tym wspominał.
Jessica przysięgłaby, że w oczach Damiana zabłysło zainteresowanie. Skrzy-

żował ramiona i oparł się o biurko.

– Co powiedział?
– Niewiele. Podobno jest to przyjęcie na cześć jakiegoś dygnitarza.
– Aha.  –  Zawahał  się,  jakby  stracił  pewność  siebie,  co  przecież,  pomyślała, 

byłoby zupełnie niezgodne z jego charakterem. – Zastanawiałem się... – zaczął, po 
czym wyprostował się i wsunął ręce głęboko w kieszenie. – Czy zechciałabyś pójść 
na to przyjęcie ze mną?

Ramiona jej opadły i już otwierała usta, by wyjaśnić, że zaprosił ją Evan, lecz 

zanim zdążyła to zrobić, Damian dodał:

–Wiem, że późno ci o tym mówię, ale sam dowiedziałem się szczegółów do-

piero dziś rano. – Uśmiechnął się.  – Mama telefonowała, chciała się upewnić, że 
tam będę. Wygląda na to, że bardzo poważnie traktuje swoje obowiązki.

– Ale...
– Nie możesz – domyślił się. 
Ponuro skinęła głową.
– Już  zaprosił  mnie  Evan...  jako swoją  partnerkę. – Chciała  powiedzieć Da-

mianowi, że o wiele bardziej wolałaby pójść z nim, ale nie odważyła się. – Prze-
praszam – dodała.

–Zaprosił cię? – Zamiast wyglądać na niezadowolonego, Damian wydawał się 

wprost zachwycony.

–Nie przepraszaj.
Jego reakcja zirytowała ją.
–To nie jest prywatna randka. – Chciała, żeby to było jasne. – A przynajmniej 

Evan  tak  tego  nie  przedstawił.  On  chce  mi  w  ten  sposób  podziękować  za  ciężką 
pracę przy wyszukiwaniu potrzebnych mu informacji.

– Mój brat nie zaprosiłby cię, gdyby mu nie zależało na twoim towarzystwie. 

A poza tym nie chciałbym, żeby myślał, że wkraczam na jego terytorium.

Jego terytorium.

background image

Widocznie domyślał się, co czuła, bo dodał:
–Evan był pierwszy.
Co do tego ma rację, pomyślała, ale tylko co do tego.
Damian odwrócił się ku wyjściu, a Jessica poczuła, że musi się wytłumaczyć.
– Myślę, że nie powinieneś przywiązywać zbytniej wagi do tego, że mnie za-

prosił. To naprawdę było tylko podziękowanie.

– Ale to początek, nie sądzisz? – powiedział przez ramię. – Dobry początek. –

Wyszedł, zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć.

W  domu  Jessica  doszła  do  wniosku,  że  Damian  zaprosił  ją  na  przyjęcie  nie 

dlatego,  że  pragnął  jej  towarzystwa.  Założył,  że  Evan  tego  nie  zrobił  –  i  szukał 
okazji, by zbliżyć ich do siebie.

Jessica przyjechała do rodziców wczesnym sobotnim popołudniem. Całe rano 

spędziła, chodząc po sklepach w poszukiwaniu najodpowiedniejszego stroju. Cathy 
dodawała jej odwagi i służyła radą.

Chociaż  nie  będzie  na  przyjęciu  w  towarzystwie  Damiana,  to  jeśli  zjawi  się 

wyglądając jak gwiazda filmowa, powinien żałować, że nie są razem. Taki był jej 
plan – jasny i prosty.

Evan wspomniał o zespole country, ale powiedział też, że przyjęcie ma być na 

cześć  pewnego  dostojnika.  Te  nieco  nie  pasujące  do  siebie  informacje  spowodo-
wały, że zupełnie nie wiedziała, jak się ubrać. W szafie nie znalazła nic odpowied-
niego, w sklepach też było niewiele.

W jednym stroju wyglądała jak Annie Oakley, w innym jak Jackie Kennedy. 

Już myślała, że nie znajdzie nic pośredniego, gdy zauważyła długą dżinsową spód-
nicę, czerwoną bluzkę z karczkiem obszytym tęczowymi frędzlami i białe kowboj-
skie buty. Elegancji temu zestawowi dodawał biały jedwabny szal.

Gdy przymierzyła nowy strój, w oczach matki zobaczyła aprobatę.
– Szkoda, że też nie poszłam po zakupy i nie kupiłam sobie czegoś nowego. 

Wyglądasz świetnie.

– Dziękuję. – Matczyna pochwała dodała Jessice pewności. Cathy, która zwy-

kle ubierała się jak postać z filmu science–fiction, powiedziała to samo, ale Jessica 
nie była pewna, czy może ufać jej poczuciu dobrego smaku.

– Jak to miło ze strony Evana, że cię zaprosił – kontynuowała Joyce Keller-

man. – Wcale nie jestem zaskoczona, choć jest twoim szefem. W życiu wszystko 
może się zmienić, nieprawdaż?

– Masz rację – powiedziała Jessica sucho.
– Bardzo jestem zadowolona, że pracujesz z Evanem.
– Jest miły.
– Jest  wspaniały.  Zawsze  marzyłam...  wiem,  że  to  głupie,  ale  przecież  tak 

dawno  się  przyjaźnimy  z  Drydenami...  Miałam  nadzieję,  że  jak  dorośniesz,  wy-

background image

jdziesz za któregoś z chłopców Lois.

– Pod  żadnym  pozorem  –  powiedziała  Jessica  szybko  –  nie  mów  tego  przy 

Damianie lub Evanie.

– Dlaczego, moja droga?
– Mamo, to mnie strasznie peszy!
– Ale przecież kilka lat temu byłaś taka zakochana w Evanie, więc myślałam... 

spodziewałam się...

– Miałam wtedy czternaście lat! – Dawne zauroczenie Evanem zaczynało być 

dla niej balastem... przez Damiana i matkę. Gdyby nie oni, nikt by już o tym nie 
pamiętał.

– Będzie z ciebie śliczna panna młoda – powiedziała Joyce Kellerman, wpro-

wadzając ostatnie poprawki do własnego ubioru.

Nagle zmieniła temat.
– Lois jest chora ze zdenerwowania w związku z tym party.
– Ale  dlaczego?  –  Pani  Dryden  wydawała  już  setki  nie  mniej  wystawnych 

przyjęć.

– Myślę, że nie ma powodu, aby trzymać to w tajemnicy. Walter dostał propo-

zycję kandydowania do senatu.

Walter Dryden od lat aktywnie zajmował się sprawami społecznymi. Chociaż 

sam  nigdy  nie  piastował  żadnej  publicznej  funkcji,  wielokrotnie  z  powodzeniem 
kierował kampaniami wyborczymi innych. Wcześnie przeszedł na emeryturę i – jak 
Jessica słyszała – bardzo doskwierała mu bezczynność. Na pewno z zadowoleniem 
podjąłby taką próbę sił.

– Czy już się zdecydował?
– Ojciec i ja myślimy, że tak. Jeszcze nie zgłosił swej kandydatury, ale jeste-

śmy  pewni,  że to  zrobi.  Dzisiejsze  party  to  badanie  gruntu.  Ma  być  kilku  polity-
ków. Nic dziwnego, że Lois jest kłębkiem nerwów.

Zanim Jessica i jej rodzice przyszli na przyjęcie, zza ogrodzenia już dolatywał 

intensywny zapach sosu pomidorowego, przypraw i pieczonego mięsa.

Kiedy witali się przy wejściu, serdeczne uściski Lois i jej matki przypomniały 

Jessice o ich wielkiej przyjaźni. Od dwudziestu lat były jak siostry. Podobne uczu-
cie łączyło ją z Cathy. Poznały się w college'u, gdzie przez trzy lata mieszkały w 
tym samym pokoju.

Nie zauważyła żadnego z braci, więc wyszła przed dom. Na bujnym trawniku 

stały okrągłe  stoły przykryte kraciastymi  obrusami. Dzień był przepiękny, ciepły, 
lecz  nie  upalny,  niebo  bezchmurne.  Łagodny  wietrzyk  szeleścił  liśćmi  wysokich 
drzew, którymi obsadzono posiadłość, by dawały cień. Lato w Nowej Anglii było 
w pełni. Smakowite zapachy przypomniały Jessice o głodzie. Z powodu zakupów i 
przygotowań do przyjęcia zabrakło jej czasu na lunch.

Wśród  tłumu  gości  zauważyła  Evana,  który  stał  obok  ślicznej  blondynki  w 

background image

eleganckiej białej sukni obszytej frędzlami. Jej zgrabną sylwetkę podkreślał turku-
sowy pasek ze srebrną klamrą. Dyskretne próby zasięgnięcia informacji o niezna-
jomej  nie  dały  rezultatów,  co  jeszcze  bardziej  wzmogło  ciekawość  Jessiki.  Spró-
bowała podejść do Evana – swego oficjalnego partnera. W gruncie rzeczy chciała 
poznać  śliczną  blondynkę.  Może  to  nowy  obiekt  jego  romantycznych  zaintereso-
wań,  pomyślała  z  nadzieją.  Zanim  jednak  do  niego  dotarła,  zatrzymała  ją  grupa 
przyjaciół rodziny. Jak większość zaproszonych gości, byli to starsi ludzie o zna-
nych nazwiskach, z którymi stykała się od dziecka.

–Witaj,  Jessico.  –  Usłyszała  głos  Damiana  i  odwróciła  się.  Stał  przed  nią, 

ubrany w garnitur podobny do tego, jaki nosił w pracy. Jedyną próbą dostosowania 
stroju  do  okazji  był  czarny  kowbojski  kapelusz,  który,  zdaniem  Jessiki,  zupełnie 
nie pasował do jego bardzo bostońskiej głowy.

W jego oczach dojrzała uznanie.
–Wyglądasz... – zawahał się, jakby nie wiedział, co powiedzieć – ...dobrze.
Była pewna, że nieczęsto się zdarza, by mu brakowało słów. Tym bardziej ją 

to podniosło na duchu.

–Pewnie jesteś ciekawa, kim jest ta blondynka; ta, która nie odstępuje mojego 

brata – rzucił obojętnym tonem.

Prawdę mówiąc, była wdzięczna nieznajomej za absorbowanie Evana. Gdyby 

nie  ta  kobieta,  mógłby  się  czuć  zobowiązany  do  zajmowania  się  Jessicą,  a  ona 
znacznie bardziej wolała towarzystwo Damiana.

– Kto to jest?
– Czyżbym słyszał zazdrość w twoim głosie?
– Nic podobnego. – Pytanie Damiana zirytowało ją.
– Nazywa się Romilda Sidonie. Jest córką dygnitarza z Europy.
To wyjaśniało wszystko. Naturalnie Evan uznał za swój obowiązek okazanie 

Romildzie gościnności. Jessica była zadowolona, widząc, że robi to z radością.

– Czy chciałabyś, żebym cię przedstawił? – spytał Damian.
– Nie  –  odpowiedziała. Evan  i  Romilda  szli  właśnie  w  kierunku  miejsca  do 

tańca. – Evan dobrze się bawi. Nie widzę powodu, żeby mu przeszkadzać.

– Jesteś przez niego zaproszona.
– Tylko dlatego, że go do tego namówiłeś. 
Damian zmrużył oczy.
– Dlaczego tak uważasz?
–Nie myśl, że jestem naiwna. Sądzę, że chciałeś mnie zaprosić, bo nie przy-

puszczałeś, by zrobił to Evan. Chciałeś mieć pewność, że spotkam się z nim na to-
warzyskim gruncie, i móc obserwować, co z tego wyniknie. Czy mam rację?

Założył ręce za siebie i odszedł dwa kroki, po czym odwrócił się i znów przed 

nią stanął. W jego oczach zauważyła błysk uśmiechu.

–Jeśli masz rację, choć nie twierdzę, że ją masz, nigdy się do tego nie przy-

background image

znam.

– Ława przysięgłych musi mieć z tobą niełatwe zadanie.
– Za to właśnie klienci mi płacą.
Jessica popatrzyła na tańczących i nie dostrzegła wśród nich Evana i Europej-

ki.  Rozejrzała się i zauważyła ich na ławce, w cieniu rozłożystego wiązu. Jedli z 
apetytem kanapki przełożone mięsem z rusztu.

–Jest śliczna – mruknęła Jessica. – Nic dziwnego, że Evan o mnie zapomniał.
– Możliwe, że Romilda jest śliczna, ale ty też – powiedział szybko Damian, a 

potem spojrzał na nią tak, jakby żałował wypowiedzianych słów.

– Dziękuję.
– Nie powinienem tego mówić.
– Dlaczego? Czy to znaczy, że myślisz coś innego?
– To nie ja powinienem mówić ci takie rzeczy – odparł Damian. – Zaprosił cię 

tu Evan.

– Widocznie zapomniał. Nic nie szkodzi. Wolę ten czas spędzić z tobą.
– Ze mną? – Damian wydawał się przestraszony na samą myśl o tym. – Jadłaś 

już coś? – zapytał szybko. Na stole obok piętrzył się tort cytrynowy, który skusiłby 
świętego, leżało czekoladowe ciasto, przybrane świeżymi truskawkami, stał dzba-
nek z zimnym napojem z jagód.

– Jeszcze  nie  jestem  głodna  –  odparła,  bojąc  się,  że  chęć  zjedzenia  czegoś 

mogłaby być dla Damiana pretekstem do zostawienia jej przy którymś ze stołów.

Damian spojrzał na nią podejrzliwie.
– Jesteś pewna? Nie chciałbym, by znów zdarzyło się to, co wieczorem w biu-

rze.

– No więc dobrze, może zjadłabym kawałek... Ale może usiądziemy razem?
– Jeśli bardzo chcesz.
Chciała. Damian podał jej talerz i przeszli wzdłuż stołu–bufetu. Wybrała sa-

łatkę z ziemniaków, prażony bób i kotlet schabowy.

Orkiestra zaczęła grać popularną melodię. Jessica jadła z apetytem, wystuku-

jąc stopą rytm, zadowolona, że siedzą na uboczu. Okazało się, że Evan o niej za-
pomniał, lecz wcale nie była urażona, przeciwnie – czuła ulgę.

Zaproszenie do tańca zaskoczyło ją.
– Dlaczego  chcesz  ze  mną  tańczyć?  –  zapytała  Damiana.  Podejrzewała,  że 

może to mieć jakiś związek z jego bratem.

–Czy muszę mieć powód?
Po chwili wahania przytaknęła.
–Jeśli  myślisz,  że  to  jest  sposób,  by  Evan  mnie  zauważył,  wolałabym  nie 

wstawać z miejsca.

– A  gdybym powiedział, że chcę sprawdzić, jak będziesz się czuła w moich 

ramionach? 

background image

Serce zabiło jej mocniej.
–Wtedy bym się  zgodziła. – Spojrzała  mu  prosto  w oczy. – Więc jak to  bę-

dzie, Damianie?

Długo się zastanawiał, znacznie dłużej, niż było to konieczne. Powoli odsunął 

krzesło i wstał.

–Dlaczego  nie  mielibyśmy  sprawdzić?  –  Wziął  ją  za  rękę  i  poprowadził  w 

stronę tańczących.

Zabawa rozkręciła się na dobre. Wiele par tańczyło polkę. Po drodze Jessicę i 

Damiana zatrzymywali na chwilę pogawędki starzy znajomi. Czuła, że go to irytu-
je.

Wreszcie  dotarli  na  miejsce  i  Damian  otoczył  Jessicę  ramieniem.  Tańczył 

świetnie, płynnie i  pewnie. Trzymał  ją lekko w talii i  spoglądał na nią tak,  jakby 
tańczyli razem od zawsze.

– Dobrze tańczysz. – Jej zaskoczenie było tak widoczne, że odrzucił głowę w 

tył i zaczaj się śmiać. Nie pamiętała, by kiedykolwiek przedtem śmiał się tak ser-
decznie.

– Dziwi cię to, prawda?
– Tak. – Zaprzeczanie nie miałoby sensu. Odkrywam w nim coraz więcej nie-

spodzianek,  pomyślała  i  w  tym  momencie  poczuła,  że  ktoś  delikatnie  dotyka  jej 
ramienia. Odwróciła głowę i zobaczyła Evana w towarzystwie córki europejskiego 
dostojnika.

– Patrzcie, patrzcie, czy to nie Damian i Jessica? – odezwał się Evan, bez cie-

nia zazdrości w głosie.

Szybko nas zauważył, jęknęła w duchu, zastanawiając się, czy Damian tak to 

zaplanował.

–Chyba  nie  znasz  jeszcze  Romildy?  –  Nie  czekając  na  odpowiedź,  Evan 

przedstawił je sobie.

Widać było, że piękna blondynka jest pod urokiem Evana, jak większość ko-

biet, które postanowił oczarować. Jego wdzięk był nieprzeparty. Jessice było trochę 
żal  niczego  nie  podejrzewającej  kobiety.  Evan  przecież  zaczynał  mieć  reputację 
playboya.

Cała czwórka udała się na poszukiwanie czegoś do picia. Gawędzili, popijając 

poncz, gdy Damian nagle poprosił Romildę do tańca. Ta spojrzała z niepokojem na 
Evana i widać było, że nie ma ochoty go opuścić. Jessica uśmiechnęła się do siebie, 
domyślając się, że Damian dąży do tego, by została sama z Evanem.

Damian i Romilda przyłączyli się do tańczących.
–Wspaniałe przyjęcie – powiedziała do Evana. –

Świetnie się bawię.

–Cieszę się – odparł z roztargnieniem, wodząc oczami za tańczącą parą. – Czy 

mogę cię prosić? – zapytał i wyciągnął ku niej rękę.

Wiedziała, że Evanowi chodzi o to, by nie stracić z oczu Romildy. Prowadzili 

background image

uprzejmą konwersację, lecz oboje myśleli o czymś innym. I oboje nie mogli się do-
czekać końca tańca.

Kiedy orkiestra przestała grać, ucieszyła się, że Damian i Romilda są daleko, 

ponieważ potrzebowała czasu na uporządkowanie myśli. Do Evana podeszli jacyś 
starsi  państwo  i  poprosili  o  chwilę  rozmowy.  Rzucił  Jessice  przepraszające  spoj-
rzenie i zostawił ją samą.

Noga za nogą poszła na sam koniec ogrodu, w pobliże płotu okalającego dom 

jej rodziców. Stanęła na środku białej kładki łączącej brzegi stawu i zaczęła wrzu-
cać kamyki do wody, obserwując rozchodzące się kręgi.

Pochłonięta tym zajęciem, nie zauważyła zbliżającego się Damiana, była więc 

zaskoczona, gdy usłyszała jego głos:

– Zastanawiałem się, czy cię tu znajdę.
– Często  tu  przychodziłam  jako  dziecko  –  przyznała.  –  Mogliście  oskarżyć 

mnie o wtargnięcie na cudzy teren.

–Nikomu by to nie przyszło do głowy. 
– Wiem, dlatego właśnie tu przychodziłam. Tu było tak spokojnie, bezpiecz-

nie.

Po chwili milczenia odezwał się Damian:
–Jesteś zniechęcona, prawda? 
– Czym?
–To się już skończyło – zapewnił cichym głosem. – Już dawno, ponad pół ro-

ku temu. Myślałem, że Evan zapomni o niej, ale się myliłem.

O,  mój  Boże,  pomyślała  Jessica.  Widocznie  Damian  myśli,  że  przyszła  nad 

staw rozmyślać o Evanie. Nic bardziej błędnego. Stała na kładce, zastanawiając się, 
jak ułożą się jej stosunki z Damianem.

– Kto to był? – Jessica była nadal ciekawa.
– Jakaś dziewczyna, którą poznał na plaży. Nikt z nas przedtem o niej nie sły-

szał. Mary Jo Summerhill.

– I co się stało?
– Tego  chyba nikt  naprawdę  nie  wie.  W każdym razie  zniszczyło  to  Evana. 

Od tamtej pory nie przyszedł do siebie. Mój brat nie należy do tych, którzy obar-
czają  innych  swoimi  kłopotami.  Wydaje się,  że  wszystko  spływa  po  nim  niczym 
woda, jak po tej kaczce... o, tam. Nawiązał i zerwał niejedną znajomość. Już myśla-
łem, że nigdy nie zainteresuje się poważnie żadną kobietą. Ale nie miałem racji.

– Nie domyślasz się, co zaszło między nim i tą dziewczyną?
– Nie. Po zerwaniu zmienił się nagle, zaczął pracować po godzinach. Ale robił 

wszystko bez przekonania, więc ograniczyłem jego obowiązki. To na trochę pomo-
gło, ale teraz nie mam pewności, czy dobrze zrobiłem. Nie pamiętam, żeby był kie-
dyś bardziej przygnębiony.

– Próbowałeś z nim porozmawiać?

background image

– Dziesiątki razy, ale to nic nie dało. Tylko złościło go moje wścibstwo. Ten 

zerwany romans zranił go chyba głębiej, niż sam chce przyznać.

– Zapomni o niej – powiedziała Jessica uspokajająco. – To tylko kwestia cza-

su.

– Ja też tak myślałem. – Damian wzruszył ramionami. – Ale teraz w to wątpię. 

Minęło już ponad sześć  miesięcy. – Przerwał i spojrzał w wodę. – On potrzebuje 
ciebie, Jessico. Chyba tylko ty mogłabyś do niego dotrzeć.

– Ja?
–Kiedy  ojciec wspomniał,  że  masz zamiar  przyjść w sprawie pracy, od  razu 

wiedziałem,  że  możesz  być  dla  nas  wybawieniem.  –  Chciała  coś  powiedzieć, ale 
nie dopuścił jej do głosu. – Musisz być tylko bardzo cierpliwa.

Jessica westchnęła ze złością.
–Jeśli potrzebna mi cierpliwość, to wyłącznie do ciebie. Ty i twoi rodzice cią-

gle myślicie, że nadal jestem dziewczynką zadurzoną w Evanie.

Oczy Damiana pociemniały. 
– W  porządku, nie miałem zamiaru cię urazić. Jesteś wystarczająco dorosła, 

by decydować o sobie.

– Dziękuję – odpowiedziała. Odwróciła się, oparła dłonie o poręcz i spojrzała 

na spokojną wodę. – Pamiętam, jak kiedyś... miałam wtedy chyba sześć lat, przy-
biegłam na tę kładkę i wypłakiwałam oczy z żalu.

– Kto cię wtedy tak bardzo zranił?
– Ty – odrzekła, odwracając się, i uderzyła go palcem w pierś.
– Ja? – Jessica nigdy jeszcze nie widziała twarzy tak pełnej urażonej niewin-

ności. – Cóż ja takiego zrobiłem?

– Wasz ojciec wybierał się z tobą i Evanem na diabelską kolejkę na Cannon 

Beach. Mój pojechał do miasta w interesach, a nasze matki  poprawiały sobie hu-
mory zakupami. Nie miały ochoty ciągnąć mnie ze sobą, więc któraś z nich zapro-
ponowała, żebyście zabrali mnie do wesołego miasteczka.

– A ja nie chciałem się na to zgodzić – dokończył Damian.
– Nie mam ci tego za złe. Żaden piętnastolatek nie chciałby, żeby pętała się za 

nim sześcioletnia dziewczynka.

Damian roześmiał się.
– Wszystko się zmieniło, prawda? – Chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą.
– Dokąd idziemy? – zapytała zaskoczona.
Spojrzał na nią ze zdziwieniem, że jeszcze nie odgadła.
– A   gdzieżby,  jeśli  nie  na  Cannon  Beach?  O  ile  wiem,  ta  kolejka  jest  tam 

nadal. Nasze przyjęcie zbliża się do końca, więc chyba nikt nie będzie nas szukał. 
Jak myślisz?

Musiała przyznać mu rację.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Nie spiesząc się, szli po molo. Jessica w jednej ręce niosła lepką kulę różowej 

cukrowej waty, w drugiej ściskała czerwonego pluszowego słonia. Od strony karu-
zeli dobiegały metaliczne dźwięki muzyki, mieszając się z dziecięcym śmiechem. 
Zapach morza i  świeżo prażonej kukurydzy spowijał ich jak dym z  dogasającego 
ogniska. Wieczór był piękny. Słońce już zaszło, a roje jasnych gwiazd mrugały do 
nich z aprobatą.

– Chyba nigdy nie bawiłam się lepiej – powiedziała Jessica do Damiana.
– Jeszcze nie jeździliśmy diabelską kolejką – przypomniał.
– Bo straciłeś tyle czasu, żeby wygrać głupiego wypchanego słonia. – Przytu-

liła zabawkę, zadając kłam własnym słowom.

– Nie boisz się? – zapytał i spojrzał w kierunku wielkiej stalowej konstrukcji.
Jessica nie okazała entuzjazmu. 
– Nie... nie wiem, czy to dobry pomysł po tym wszystkim, co zjedliśmy.
– Zaufaj mi. – Objął ją ramieniem i pociągnął za sobą, nie pytając o zgodę.
– Wspaniale, najpierw karmisz mnie prażoną kukurydzą i watą z cukru, a po-

tem każesz jeździć jedną z największych diabelskich kolejek w Stanach. To wcale 
nie jest rozsądne, Damianie, ani trochę.

Tłum był większy niż zwykle. Damian wziął ją za rękę i zaprowadził na ko-

niec długiego rzędu oczekujących. Mieli przed sobą co najmniej pół godziny.

Jessice kłębiła  się  w głowie cała lista  argumentów,  ale  wiedziała, ze  nic nie 

wskóra.

–Co mam zrobić z tym słoniem? – zapytała, przyciskając go kurczowo do sie-

bie.

– Trzymaj go.
–Jeśli mam trzymać słonia, to kto będzie trzymał mnie?
– J a – zapewnił spokojnie. – Przestań się tak denerwować.
– Damianie Drydenie, muszę ci powiedzieć, że gdy ostatni raz jechałam tym 

piekielnym  urządzeniem,  omal  nie  umarłam.  Nie  przypuszczam,  żebyś  wiedział, 
kiedy była tu kontrola bezpieczeństwa.

– W czwartek.
–Przecież ty tego nie wiesz! 
Roześmiał się.
– Masz  rację,  ale  zabrzmiało to  nieźle.  Posłuchaj, ta kolejka  jeździ od  dwu-

dziestu lat bez żadnego wypadku. No, może z wyjątkiem tego jednego razu...

–Damianie! 
– Żartowałem.

background image

– Nie drażnij się ze mną – mruknęła z wściekłością. Przyłożyła dłoń do brzu-

cha i westchnęła głośno. – Mój żołądek nie czuje się najlepiej.

– Nic ci nie będzie.
– Skąd ta pewność?
– Z  doświadczenia. Najgorsze jest oczekiwanie. Sama jazda to uciecha. Jedy-

ny problem polega na tym, że trwa za krótko. Cała zabawa kończy się w mgnieniu 
oka.

Mimo obaw niecierpliwie czekała na ich kolej. Wreszcie srebrzysty wagonik 

zatrzymał się gwałtownie tuż przed nimi.

– Przyrzeknij mi tylko, że nie będziesz podnosił rąk do nieba tym dziwacznym 

rytualnym gestem, gdy będziemy opadać – poprosiła.

– Nigdy bym się na to nie odważył, przecież obiecałem, że cię nie puszczę.
Jessica zaczerwieniła się, lecz nic nie powiedziała. Wolała nie patrzeć w dół. 

Zawsze unikała wysokości, skazując się na zamykanie oczu. Wypchany słoń spo-
czywał w jej ramionach, zupełnie jak ona w ramionach Damiana.

Wagonik powoli ruszył, wspinając się z mozołem stromo do góry i  wydając 

dźwięki, jakby był za bardzo obciążony. Osiągnął najwyższy punkt i zaczął gwał-
townie opadać. Okrzyk emocji zamarł jej w gardle. Damian objął ją mocniej. Wol-
ną  ręką chwyciła jego dłoń i  wbiła w nią paznokcie. Kiedy już myślała,  że zaraz 
przekroczą prędkość dźwięku, wagonik stracił rozpęd i znów zaczął się wspinać, by 
za chwilę jeszcze raz runąć w dół. Wydawało jej się, że żołądek ma w gardle. Po-
wieki zacisnęła tak mocno, że zaczęły ją boleć.

Kiedy  wagonik  się  zatrzymał  i  Jessica  zdała  sobie  sprawę,  że  to  już  koniec 

jazdy, poczuła jednak rozczarowanie.

–No i jak? – zapytał Damian, pomagając jej wysiąść. – Jesteś zadowolona?
Pierwsze kroki zrobiła na drżących nogach.
–Daj mi chwilę na zastanowienie się... jeszcze nie wiem, co czuję.
Damian roześmiał się.
– Przyznaj się. Dobrze się bawiłaś, prawda?
– Tak – odpowiedziała ociągając się.
Zaśmiał  się  znowu  i  objął  ją  ramieniem.  Wyglądało  to  zupełnie  naturalnie, 

zwłaszcza że jeszcze nie całkiem mogła stać o własnych siłach, co wyraźnie było 
widać.  Choć zrobił  to  bezwiednie, sprawiło jej  przyjemność dotknięcie  Damiana, 
bliskość jego ciała. Podobnego uczucia doznała, gdy tańczyli.

–Chcesz już wracać? – zapytał.
Skinęła głową, choć w gruncie rzeczy chciała, żeby ten wieczór trwał wiecz-

nie. To były wspaniałe chwile. Może teraz Damian zrozumie, że to jego towarzy-
stwa szukała, nie jego brata. Może dojrzy w niej kobietę, a nie dokuczliwą dziew-
czynkę z sąsiedztwa.

A może wyraźne zainteresowanie Evana Romildą przerodzi się w coś więcej i 

background image

rodzina Drydenów przestanie szukać pomocy u niej. Miała szczerą nadzieję, że tak 
będzie.

Damian i Jessica szli w stronę samochodu przez wysypany trocinami parking. 

Wesołe miasteczko huczało za ich plecami, a jego światła rozjaśniały nocne niebo.

– Cudownie się bawiłam – powiedziała, gdy już siedzieli w samochodzie.
– Ja też – odparł. – Od lat nie byłem na Cannon Beach. Od lat... – przerwał 

nagle.

Jessica  wiedziała,  że  Damian  jest  przepracowany  i  nie  umie  cieszyć  się  ży-

ciem. Tym bardziej więc było jej przyjemnie,  że dobrze się bawił w jej  towarzy-
stwie. Na myśl o tym, jak śmiał się radośnie, sama się uśmiechnęła. To się zdarzało 
rzadko, więc czuła się wtedy, jakby ją obdarowywał bezcennym prezentem.

Damian zawiózł Jessicę przed dom, w którym mieszkała. Było już po jedena-

stej, ale podekscytowanie dodało jej odwagi. Czuła, że wszystko się skończy, kiedy 
Damian odjedzie, i nie chciała się z tym pogodzić.

–Chcesz  wjechać  na  górę?  –  zapytała,  właściwie  nie  spodziewając  się,  by 

chciał, lecz z nadzieją, że może zmieni zdanie.

Spojrzał na nią, jakby oceniał szczerość zaproszenia.
–Chętnie.
– Zaparzę kawę, a ty możesz się napawać moją radością z jazdy diabelską ko-

lejką.

–Będę się napawał, nawet bez kawy. – Znalazł miejsce do zaparkowania, wy-

siadł i otworzył drzwi po jej stronie. Prawdziwy dżentelmen, pomyślała nie po raz 
pierwszy.

Śmiejąc się i żartując weszli do budynku. Odźwierny uśmiechnął się na widok 

Jessiki z czerwonym słoniem.

Śmiali się i przekomarzali, wsiadając do windy, którą mieli wjechać na dzie-

siąte piętro. Drzwi kabiny zamknęły się, a Jessica osunęła się na lustrzaną ścianę, 
udając wyczerpanie.

– Na pewno nie chcesz zamknąć oczu? – zapytał.
– Po co?
– Ta winda jedzie ze straszliwą prędkością. A kto wie, kiedy po raz ostatni by-

ła sprawdzana.

–W  czwartek –  odpowiedziała bez namysłu.  Damian roześmiał  się, zachwy-

cony.

–Nie wiem, czy masz rację – przekomarzała  się. Z żartobliwą miną mrużyła 

oczy i wreszcie je zamknęła. Wtedy Damian ją pocałował.

Dopiero po chwili uświadomiła sobie, co się stało. Damian naprawdę ją poca-

łował. To był zwyczajny pocałunek, jak kiedy brat całuje siostrę. Wargi dotknęły 
warg.

Tylko że to, co czuła, nie było zwyczajne. Pocałunek wzbudził w niej ochotę 

background image

na  coś  więcej,  znacznie  więcej.  Patrzyła na  Damiana oniemiała,  nie  wiedząc,  jak 
zareagować.

–Nie bądź taka zaskoczona – powiedział cicho. 
– Ja... – Zamknęła usta, by nie poprosić, żeby pocałował ją jeszcze raz.
–To był po prostu pocałunek.
–Wiem – szepnęła. Zdała sobie sprawę, że to był impuls, którego Damian ża-

łuje.  Chciała  dać  mu  do  zrozumienia,  jak  bardzo  jej  było  przyjemnie,  ale,  zanim 
znalazła właściwe słowa, winda zatrzymała się.

Weszli  do  mieszkania  i  Jessica  skierowała  pierwsze  kroki  do  swej  wesołej,

pomalowanej na żółto kuchni, by jak zwykle przełączyć automatyczną sekretarkę. 
Przywitał ją głos Cathy Hudson.

–Cześć, Jess. To ja. Nie dzwoniłaś do mnie od paru dni, a ja, oczywiście, chcę 

wiedzieć,  jak  było  na  dzisiejszym  przyjęciu  w  towarzystwie  tego  kochasia.  Za-
dzwoń, jak tylko będziesz mogła.

– Więc  twoja  przyjaciółka  wie  o  Evanie?  –  zapytał  Damian  od  niechcenia. 

Usiadł za okrągłym dębowym stołem i zaczął przeglądać gazetę, którą Jessica czy-
tała rano.

– Możliwe, że o nim wspomniałam, ale, rzecz jasna, nie nazwałam go kocha-

siem, jeśli to masz na myśli.

– Ona tego nie powiedziała.
– Chce mi dokuczyć – wyjaśniła Jessica. Nie rozmawiała z nią o swym uczu-

ciu do Damiana i teraz tego żałowała. Cathy, podobnie jak inni, była bardzo zainte-
resowana stosunkami między nią a Evanem. – Popełniłam błąd, opowiadając jej o 
dziewczęcej  miłości  do  Evana,  i  teraz  myśli...  Sam  słyszałeś. – Jessica  nasypała 
kawy  do  ekspresu.  Przyjemny  mocny  zapach  wypełnił  pokój.  –  To  potrwa  tylko 
chwilę – obiecała.

– Wiesz, nie rób sobie kłopotu. Jest później, niż myślałem.
– Na pewno? – zapytała rozczarowana.
– Na pewno. – Odłożył gazetę, wstał i podszedł do niej. Wyciągnął rękę i po-

gładził ją po policzku. –Dziękuję ci za wspaniały dzień, Jessico.

– To ja dziękuję – odszepnęła.
Kiedy  wyszedł,  mieszkanie  wydało  jej  się  nienaturalnie  puste.  Spodziewała 

się, że ją pocałuje, zanim wyjdzie. Miał na to ochotę, widziała to w jego oczach, ale 
powstrzymał  się,  pragnąc  najwidoczniej,  by  pozostał  uczuciowy  dystans  między 
nimi.

Nie czuła się wcale zmęczona, więc wykręciła numer przyjaciółki.
Zaspany głos odezwał się w słuchawce dopiero po długiej chwili.
– Prawda, że cię nie obudziłam? – Jessica zachichotała, zachwycona, że może 

odpłacić Cathy za wszystkie telefony w środku nocy.

– Spałam jak zabita. Co się stało, że dzwonisz tak późno, taka wesolutka? To 

background image

powinno być ustawowo zabronione. Spróbuję zgadnąć. Byłaś z Evanem...

– Nie! Damian i ja poszliśmy...
– Damian? Umówiłaś się z Damianem? – W głosie Cathy nie było już senno-

ści, lecz zainteresowanie. Duże zainteresowanie.

– Wiem, że twoje głupie romantyczne serce podpowiadało ci, że skoro pracuję 

z Evanem, to ta cała nie odwzajemniona miłość nagle rozkwitnie.

– Właśnie tak myślałam – powiedziała Cathy.
– Posłuchaj. Evan Dryden jest wspaniałym chłopakiem, ale to mężczyzna nie 

dla mnie.

– Dlaczego?
– Bo... – Nawet teraz było jej trudno mówić o tym, co czuła do Damiana. Nie 

wiedziała, jak to opisać. – Po pierwsze, Evan nie jest emocjonalnie gotów do na-
stępnego romansu, co mi odpowiada.

– Co się stało? – zapytała Cathy. – Myślałam, że cię zaprosił na przyjęcie zor-

ganizowane przez jego rodzinę.

– Zaprosił, ale tylko dlatego, że namówił go Damian. Zanim tam przyszłam, 

poznał piękną Europejkę i potem byli nierozłączni.

– To świństwo!
– Wcale nie.
– Nie jesteś rozczarowana?
Najwidoczniej Cathy nie całkiem jeszcze się obudziła, jak sądziła Jessica.
– Ani trochę. Pojechałam z Damianem na Cannon Beach i jeździłam diabelską 

kolejką.

– Ty, taka delikatna i ta potworna jazda? To nieprawda, przyznaj się.
– To prawda – stwierdziła Jessica z dumą. – I było świetnie. – Przez następne 

pięć  minut  relacjonowała  najważniejsze  wydarzenia  wieczoru:  wygranie  przez 
Damiana  wypchanego  słonia,  spacer  po  molo,  wspólne  jedzenie  cukrowej  waty. 
Kiedy skończyła, w słuchawce przez chwilę panowała cisza.

– Hmm – odezwała się wreszcie przyjaciółka zatroskanym głosem. – To mo-

gło być bardzo interesujące.

W poniedziałek rano zadowolona Jessica zjawiła się w biurze pierwsza. Evan 

był  widocznie  w  pracy  podczas  weekendu,  bo  znalazła  kartkę  z  poleceniami  od 
niego, w tym cały spis ustaw, które miała przeanalizować. Od razu zabrała się do 
pracy.

Damian znalazł ją w bibliotece.
–Więc jesteś – powiedział ze zdziwieniem. – Pani Sterling myślała, że dzisiaj 

nie  przyszłaś.  Zadzwoniłem  do  ciebie  do  domu  i  usłyszałem  automatyczną  se-
kretarkę.

Jessica wyprostowała się na krześle i przeciągnęła, chcąc rozruszać zmęczone 

background image

mięśnie. Rzuciła okiem na zegarek – była już prawie jedenasta. Czytała tak zapa-
miętale, że zapomniała o czasie.

–Jestem tu od rana – wyjaśniła, pocierając grzbiet nosa. Litery zaczęły jej się 

zamazywać przed oczami. Niektóre teksty były nudne, lecz kilka ją zainteresowało.

Damian wyszedł i za chwilę wrócił z parującą filiżanką kawy.
– Proszę – powiedział. – Zrób sobie przerwę, bo oślepniesz.
– Czy Evan już jest? – Kawa smakowała jej jak ambrozja.
Damian westchnął.
– Jeszcze nie. Ale on od kilku miesięcy przychodzi i wychodzi, kiedy chce.
– Zostawił dla mnie kartkę z poleceniami, więc musiał być tu wczoraj. – Prze-

rwała. – A co z nim i Romildą? – Szczerze pragnęła, by zainteresowali się sobą.

– Jeszcze trudno powiedzieć, ale kto wie, czy nie można się czegoś spodzie-

wać.

Dobrze. Wyglądało na to, że Damian naprawdę tak myśli.
– Chciałabym,  żeby  Evan  był  szczęśliwy  –  powiedziała.  Czuła,  że  Damian 

powinien o tym wiedzieć.

– Właśnie. – Damian uśmiechnął się, wstał i podszedł do półki z książkami. 

Wziął z niej zniszczony tom.

– Posłuchaj mojej rady – powiedział i włożył książkę pod pachę.
– Słucham?
– Nie przegap lunchu.
– Dobrze – obiecała.
Wyszedł, a Jessica uśmiechnęła się i zamknęła oczy. Po chwili zaczęła czytać, 

ale uśmiech na długo pozostał na jej twarzy.

Zgodnie z obietnicą poszła na lunch. Po powrocie zastała w bibliotece Evana. 

Usiadł obok i przeglądał jej notatki. Zadawał dużo inteligentnych pytań, kilka razy 
ją pochwalił. Sam zrobił parę notatek, a potem prawie przez godzinę omawiali róż-
ne aspekty sprawy Earla Kressa.

Po wyjściu Evana Jessica ożywiła się. Damian wykazał dobrą znajomość oso-

bowości brata, powierzając mu tę sprawę. Reprezentowanie Earla Kressa stało się 
dla  Evana  wyzwaniem,  którego  potrzebował,  stanowiło  cel  godny  walki.  Evan 
znów  był  dynamiczny,  skoncentrowany,  gotów  do  wykorzystania  wszystkich 
swych umiejętności i możliwości, jakie dawało prawo.

Zostało jej jeszcze roboty na kilka godzin. Było już późno, lecz postanowiła 

pracować, dopóki nie skończy.

– Jest szósta, pora, żebyś poszła do domu – powiedział za jej plecami Damian, 

tonem, który już znała. Mówił tak wtedy, gdy nie przekonywały go żadne argumen-
ty. Ten ton wpływał na decyzje ławy przysięgłych.

– Za moment skończę.
–Już skończyłaś. 

background image

– Damianie...
–Nie sprzeczaj się ze mną, Jessico. Nie warto.
Zamknęła  książkę,  którą  właśnie  czytała,  i  podniosła  się  z  krzesła.  Każdym 

ruchem giętkiego ciała pokazywała, że robi to niechętnie.

–Czy jadłaś lunch?
– Zaczynasz się zachowywać, jakbym była pod twoją opieką!
– Pewnie nie jadłaś, skoro tak się odgryzasz.
– Jadłam... i wcale się nie odgryzam!
– Właśnie to robisz!
A może ją zwolni za niesubordynację? Spojrzała na Damiana i zaczęła się za-

stanawiać, co teraz będzie.

– Idziemy na kolację – mruknął.
– Na kolację! Ale przecież już...
– Na specjalną pizzę. Za rogiem jest mała włoska restauracja. To jedna z naj-

większych tajemnic Bostonu, przysięgam.

– Pizza  –  powiedziała  Jessica  powoli  i  poczuła,  że  burczy  jej  w  brzuchu.  –

Zgoda, jeśli koniecznie chcesz. – Sięgnęła po torebkę.

Restauracja  mieściła  się  w  suterenie  starego  domu,  którego  architektura 

świadczyła o tym, że pochodzi z początku lat trzydziestych. Marmurowe posadzki 
były mocno zniszczone. Jessica mijała ten budynek setki razy, ale nie zwracała na 
niego uwagi.

– Skąd wiedziałeś o tej restauracji? – zapytała.
– Od strażnika. Polecił mi ją, bo często tam jada. Włoskie potrawy nigdzie mi 

bardziej nie smakowały.

Właściciel powitał Damiana jak długo oczekiwanego kuzyna. Pocałował go w 

oba policzki i mówił coś po włosku, spoglądając z aprobatą na Jessicę.

– Co on powiedział? – zapytała, kiedy usiedli przy stole nakrytym obrusem w 

czerwono–białą kratę. W czerwonej miseczce stała migocąca świeca, rzucająca na 
ścianę tańczące cienie.  .

– Nie jestem pewien. Znam tylko kilka włoskich słów.
– W takim razie nieźle potrafisz to ukryć.
– No  dobrze.  Jeśli  koniecznie  chcesz  wiedzieć,  Antonio  myśli,  że  jesteśmy 

kochankami – powiedział swobodnie i otworzył menu.

– Wyprowadziłeś go z błędu, prawda? – zapytała, przykładając rękę do piersi. 

Czuła, że się czerwieni.

– Nie.
– Damianie, nie możesz pozwolić, żeby ten człowiek przypuszczał, że ty i ja...
– Chyba masz rację. Nie powinienem. Zwłaszcza dlatego, że kochasz mojego 

brata, nie mnie.

Jessica odłożyła menu i pochyliła się w jego stronę. Powinni to sobie wyjaśnić 

background image

raz na zawsze.

– Nie kocham Evana – powiedziała gniewnym szeptem.
– No, dobrze, dobrze.
–Wydaje mi się, że nie jesteś o tym przekonany. 
– Jestem – odpowiedział, nie patrząc na nią.
Całą jego uwagę zdawał się teraz pochłaniać spis potraw.
– W porządku – powiedziała i też sięgnęła po menu. Właśnie chciała poprosić 

o pizzę z kiełbasą, gdy  miła  ciemnowłosa kobieta postawiła na stole koszyczek z 
gorącym chlebem, a potem ujęła twarz Damiana w dłonie i głośno pocałowała go w 
oba policzki. Jessica musiała wyglądać na bardzo zaskoczoną, bo starsza pani roze-
śmiała się głośno.

– Nie  musisz  się  niepokoić,  nie  ukradnę  ci  Damiana  –  powiedziała  i  dodała 

coś po włosku.

Jessice wydawało się, że Damian zbladł. Nie znała włoskiego, ale wiedziała, 

co znaczy bambino.

–Damianie, co ona powiedziała?
Czekał, aż Włoszka naleje im wina i przyniesie talerze z przystawkami. Potem 

westchnął.

– Nona mówi, że wyglądasz na uczciwą i silną dziewczynę.
– Co? Na pewno powiedziała więcej.
– Jessico, już ci tłumaczyłem, że znam tylko kilka włoskich słów.
– Znasz więcej niż ja. Powiedziała bambino. Czy to nie znaczy dziecko?
Damian znów westchnął.
–Tak. Jeśli musisz wiedzieć, Nona powiedziała, że będziesz dobrą matką mo-

ich dzieci.

– Och. – Jessica zerknęła na kobietę, która w drugim końcu sali łyżką wazową 

nalewała minestrone do fajansowych miseczek. Po chwili postawiła je przed nimi.

– Przypuszczam, że nie dadzą nam pizzy – mruknął Damian, gdy odeszła.
Antonio przyniósł butelkę włoskiego wina i znów napełnił kieliszki, wydając 

przy tym okrzyk zadowolenia. Damian podziękował mu po  włosku, a potem roz-
mawiali przez kilka minut.

–Kiedy nauczyłeś się mówić po włosku? – zapytała. 
– Nigdy się nie uczyłem. Liznąłem odrobinę tu i ówdzie. Przed pójściem na 

studia spędziłem kilka miesięcy we Włoszech. To wszystko.

–Jesteś wszechstronnie uzdolniony – powiedziała. Zjadła łyżkę zupy. Była gę-

sta  i pachnąca. Prawdę mówiąc,  wszystko było  wyśmienite  – i łagodne czerwone 
wino, i deser, i kawa cappuccino. Za każdym razem, gdy myślała, że nie przełknie 
już ani kęsa, Nona przynosiła coś nowego i namawiała, by spróbowali. – Albo już 
wyjdziemy, albo będziesz musiał mnie stąd wyturlać – powiedziała.

Damian  zaśmiał  się,  zapłacił  rachunek  i  wrócili  do  biurowca.  Wieczór  był 

background image

piękny, a Jessica czuła się wspaniale. Nie była pewna, czy dzięki pogodzie, smacz-
nemu jedzeniu i winu, czy towarzystwu – a może wszystkiemu naraz.

– Dziękuję – powiedziała w windzie.
– Proszę bardzo. – Damian był dziwnie milczący, gdy szli do biblioteki. Przed 

wyjściem Jessica chciała ustawić na półkach książki, z których korzystała. Pomagał 
jej bez słowa. Kiedy skończyli, pierwszy poszedł w stronę drzwi i bezwiednie zga-
sił światło.

W pokoju nagle zrobiło się ciemno i Jessica uderzyła w stół.
– Jessico.
– Wszystko dobrze – zapewniła, idąc do światła wpadającego z holu.
– Rzecz w tym... – wyciągnął ku niej ręce i, zanim zdała sobie z tego sprawę, 

znalazła się w jego ramionach – ...że ze mną nie. – W tym momencie ich usta się 
spotkały.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

To nie był niewinny pocałunek. Gorące wargi Damiana przywarły do jej ust. 

Jessica westchnęła i przytuliła się do niego, oddając się bez reszty doznaniom. Było 
jej dobrze w jego ramionach.

Zacisnęła dłonie, gniotąc mu klapy  marynarki,  gdy całował ją coraz  namięt-

niej. Na szyi poczuła dotyk jego palców, tak delikatny, jakby obawiał się, że może 
zrobić jej krzywdę.

Jeszcze  żaden  pocałunek  nie  dostarczył  jej  takich  przeżyć.  Każdym  nerwem 

czuła jego zmysłowość – zapierającą dech w piersiach, wyzwalającą u obojga po-
mruk rozkoszy. Kiedy wreszcie oderwali się od siebie, żadne nie odezwało się ani 
słowem. Chciała, żeby coś powiedział, cokolwiek, byle przerwać tę ciszę. Oczeki-
wała, że wytłumaczy jej, co się stało, bo czuła się zagubiona i zaskoczona – a jed-
nocześnie bezgranicznie zadowolona.

Damian odwrócił się i odszedł.
Nie mogła w to uwierzyć. Łza spłynęła jej po policzku i spadła na bluzkę, po-

zostawiając na jedwabiu  wilgotne kółeczko.  Podniosła rękę i  ze zdziwieniem  do-
tknęła twarzy.

Ta łza mówiła bardzo dużo, lecz Jessica nie do końca rozumiała jej znaczenie.
Nagle poczuła przemożną chęć ucieczki. Chwyciła torebkę, wyszła z bibliote-

ki i szybkim krokiem podążyła przez hol. Przystanęła obok otwartych drzwi gabi-
netu Damiana. Stał przy oknie z rękami założonymi za siebie i patrzył w noc.

– Dobranoc – powiedziała cicho.
Odwrócił się i lekko uśmiechnął.
–Dobranoc, Jessico. Do zobaczenia jutro rano. 
Chętnie usiadłaby i porozmawiała o tym, co się zdarzyło, ale wystarczył jeden 

rzut oka,  by  spostrzegła,  że Damian jest zakłopotany i  bez porównania mniej  za-
dowolony niż ona. Wyglądał na zmartwionego, nawet przybitego. Zaczęła się za-
stanawiać, czy czasem nie żałuje, że ją pocałował.

– Dziękuję ci za kolację – powiedziała. – Miałeś rację. Nigdzie nie jadłam tak 

dobrych  włoskich potraw.  –  Nie  chciała odejść,  ale nie  miała pretekstu,  żeby zo-
stać.

– Cieszę się, że ci smakowało.
Poszła  do  windy.  Jadąc  metrem  do  domu,  w  głowie  miała  zamęt.  Omal  nie 

przegapiła  przystanku,  na  którym  powinna  wysiąść.  Zanim  cokolwiek  zrobiła  po 
wejściu do mieszkania, odnalazła czerwonego słonia, którego wygrał dla niej Da-
mian. Otoczyła go ramionami i mocno przytuliła. Dzięki temu czuła, że jest bliżej 
Damiana.  Wystarczyło,  że  zamknęła  oczy,  i  znów  była  z  nim na  Cannon  Beach. 

background image

Niemal słyszała hałas karuzeli, własny śmiech, gdy pytał, czy chce słonia. Słyszała 
krzyki  pasażerów  kolejki,  czuła  zapach  prażonej  kukurydzy,  kandyzowanych  ja-
błek i hot–dogów.

Ciągle obejmując słonia, usadowiła się wygodnie w miękkim fotelu, sięgnęła 

po telefon i wykręciła numer. W tych sprawach Cathy miała znacznie lepszą intu-
icję, więc Jessica spodziewała się, że pomoże jej wyjaśnić sens pocałunku Damia-
na.

– Cześć – powiedziała, kiedy przyjaciółka podniosła słuchawkę.
– Co się stało?
– A dlaczego myślisz, że coś się stało?
– Słyszę to w twoim głosie.
Jessica  uśmiechnęła  się,  podciągnęła  kolana  pod  brodę  i  zebrała  myśli.  Nie 

wiedziała, jak opowiedzieć, co się przydarzyło. Chyba im prościej, tym lepiej.

–Damian pocałował mnie dziś wieczorem.
– A tobie  to sprawiło przyjemność,  prawda? – W głosie Cathy brzmiała ra-

dość, jakby za moment miała zaśpiewać.

– No, tak... ale jestem zupełnie zdezorientowana – przyznała Jessica cicho.
– Zaskoczył cię, co? – zapytała Cathy, a potem zachichotała, nie kryjąc zado-

wolenia.  –  Przeczuwałam  to,  od  kiedy  wspomniałaś  o  nim w  sobotę.  Wydaje  mi 
się, że on świetnie do ciebie pasuje.

– Nie bądź śmieszna.
– A co w tym śmiesznego?
– Nigdy  o  nim nie  myślałam...  w  ten  sposób.  A  właściwie  ostatnio  tak,  ale, 

mówiąc szczerze, bardzo się tego boję. Już raz zrobiłam z siebie wariatkę z powodu 
jednego z Drydenów. Nie mam ochoty powtórzyć tego błędu z powodu drugiego.

– Wtedy byłaś dzieckiem. Jest ogromna różnica między tym, co było wtedy, a 

co dzieje się teraz.

– Być może – zgodziła się Jessica bez przekonania.
– Myśl, kobieto – powiedziała Cathy dramatycznie. –

On  na  pewno  coś 

do ciebie czuje. Inaczej by cię nie całował.

– Tego nie wiem, i ty też nie. Całowaliśmy się, a potem zachował się tak, jak-

by już nic gorszego nie mógł zrobić. Nie powiedział ani słowa i po prostu poszedł 
sobie. Nie wiem, co o tym sądzić. – Przycisnęła dłoń do czoła.

– Myślisz, że żałował?
– Na pewno. W przeciwnym razie... wszystko potoczyłoby się inaczej. Patrzył 

na mnie, jakbym była obca, jakby nie chciał mnie więcej widzieć.

– A czego się spodziewałaś? Że ci wyzna miłość do grobowej deski? Przecież 

mi mówiłaś, jak oceniasz tę całą sytuację. Damian zatrudnił cię przede wszystkim 
po to, żebyś podtrzymywała na duchu jego brata. Przemyśl to, Jess. On jest uczci-
wy. Nie bardzo może zacząć spotykać się z tobą, jeśli uważa, że nadal wzdychasz 

background image

do Evana.

– Wściekła jestem, że tak myśli!
– Wiem, ale musisz spojrzeć na to z jego punktu widzenia.
– Wbrew sobie?
– Przynajmniej na razie – powiedziała Cathy patetycznie.
–Nie wiem, co robić! – wykrzyknęła Jessica. 
– To  nie wszystko – powiedziała Cathy, coraz bardziej się zapalając. – Jeśli 

jesteś  zainteresowana  Damianem,  to,  logicznie  rzecz  biorąc,  do  ciebie  należy 
pierwszy krok. Damian ma związane ręce, dopóki istnieje cień podejrzenia, że inte-
resujesz się jego bratem. Chłopak nie ma wyjścia.

–Akurat! Ta cała sprawa z Evanem to przesada. Biedak dusi się od cudzej tro-

skliwości. Naprawdę mi go żal. Został skrzywdzony, ale czas byłby dla niego naj-
lepszym lekarstwem. Nic  więcej mu  nie było potrzebne. A tu Damian ograniczył 
mu obowiązki, jakby chciał, żeby się zanudził na śmierć. Rodzice, zwłaszcza mat-
ka, bez umiaru demonstrują współczucie.

Zaczerpnęła powietrza i mówiła dalej.
– Damian dał mi pracę tylko dlatego, że sądził, iż wyciągnę Evana z depresji. 

Nie rozmawiałam o tym z Evanem, ale jestem pewna, że złości go to wszystko. I 
wcale mu się nie dziwię.

– A co z tobą i Damianem?
– Sama  chciałabym  wiedzieć.  Jeśli  jest  mną  zainteresowany,  to  właśnie  on 

powinien coś powiedzieć, coś zrobić. Bez względu na to, co sądzi o mnie i Evanie.

– Ejże...
– Znam Damiana.
– Hmm... Podobno znasz też E vana.
– Tak myślę, a raczej myślałam. – Z minuty na minutę rozmowa stawała się 

coraz  bardziej  denerwująca.  –  Poza  tym  powiedziałam  ci  już,  że  nie  zamierzam 
zrobić z siebie wariatki dla jeszcze jednego Drydena. Już miałam nauczkę. Do dia-
bła, tyle lat minęło, a moi rodzice ciągle o tym mówią. Nie dalej jak w zeszłym ty-
godniu mama napomknęła, jaka byłaby zadowolona, gdybym wyszła za Evana!

– Mam pomysł – powiedziała Cathy powoli, jakby właśnie teraz rodził się w 

jej głowie. – Przedstaw mnie Damianowi.

– A dlaczegóż to chciałabyś go poznać? – Jessica nie była zachwycona.
– Tak sobie. Z Davidem nie układa mi się dobrze...
– Z Davidem? – wykrzyknęła Jessica. – Kto to jest David?
– Reżyser „Chłopaków i dziewczyn”. A teraz posłuchaj. Wiem, że to wygląda 

na zwariowany pomysł, ale może być skuteczne.

– Co może być skuteczne? – Jessica zaczęła tracić resztki cierpliwości.
– Nasze spotkanie. Będę czarująca, zrobię, co potrafię, żeby wpadł w zachwyt, 

i wtedy...

background image

– Chwileczkę, Cath, mówisz o mężczyźnie, którym ja jestem zainteresowana.
– Wiem – odparła, jakby to wszystko było całkiem logiczne. – Ale chcesz się 

przekonać, jak poważne są  jego zamiary względem ciebie,  prawda? Oprócz tego, 
może obserwowanie go w towarzystwie innej kobiety pomoże ci zrozumieć własne 
uczucia.

– Tak, ale...
– Słuchaj, Jess. Sama powiedziałaś, że nie masz ochoty zrobić z siebie wariat-

ki po raz drugi. W ten sposób przekonasz się...

– To mi się wydaje bez sensu.
– A poza tym – ciągnęła Cathy, jakby Jessica nic nie powiedziała – będę miała 

okazję do wypróbowania paru moich najlepszych ról. Przedstaw nas tylko sobie, a 
ja obiecuję, że nie zrobię nic, co mogłoby być dla ciebie kłopotliwe.

– No, dobrze – zgodziła się Jessica bez entuzjazmu. – Jak to mamy zrobić?
–Mogłabym za parę dni wpaść do ciebie do pracy i zaproponować ci lunch. A 

ty zwyczajnie przedstawiłabyś mnie wszystkim. Co ty na to?

– Bo ja wiem... Czy to nie będzie szyte zbyt grubymi nićmi?
– Możliwe. Masz lepszy pomysł?
– Nie. – Westchnęła. – W porządku. Czy chcesz, żebym zaprosiła Damiana, 

żeby poszedł z nami? Idę do pracy w sobotę, muszę przygotować jeszcze coś dla 
Evana  na  jego  wielką  rozprawę,  która  zaczyna  się  w  przyszłym  tygodniu.  Przy-
puszczam, że Damian też będzie w biurze.

– To jeszcze lepiej. Do zobaczenia w sobotę koło południa.
Jessica miała wątpliwości.
– Jesteś pewna, że się uda?
– Absolutnie! Mam swoje sposoby, żeby nakłonić mężczyznę do mówienia.
– To brzmi jak zdanie z filmu. 
Cathy roześmiała się.
– Bo tak jest.
– Tego się spodziewałam – mruknęła Jessica.

Punktualnie o dwunastej Cathy wkroczyła do biura. Jessica zazdrościła przy-

jaciółce  figlarnego  wyglądu,  krótkich  ciemnych  włosów  i  wielkich  niebieskich 
oczu.  Cathy  wyglądała  frapująco w  czarnych spodniach  w  wielkie  białe grochy  i 
pasiastych różnokolorowych szelkach. Oprócz tego miała na sobie białą bluzkę w 
czarne groszki i czarne szpilki. Na ulicy z pewnością nie umknęła niczyjej uwagi. 
Gdyby Evan był w biurze, bez wątpienia bardzo chciałby ją poznać.

–Chyba  zapomniałaś  o  naszym  lunchu  –  powiedziała  głośno,  stając  w 

drzwiach pokoju Jessiki. Tak głośno, żeby usłyszał ją Damian.

Fortel się udał, ponieważ za chwilę wyszedł z gabinetu.
–Damianie, to moja przyjaciółka, Cathy Hudson. Chyba ci o niej wspomina-

background image

łam.

Damian i Cathy uścisnęli sobie ręce. 
– Jessica zapomniała, że miałyśmy się spotkać dzisiaj na lunchu.
–Kto jak kto, ale Jessica powinna jadać regularnie – powiedział. Oczy mu bły-

snęły, a kąciki ust zadrgały, kiedy starał się ukryć uśmiech.

– Więc już wie pan, co się dzieje, kiedy jej burczy w brzuchu. Łatwiej się do-

gadać z rannym niedźwiedziem niż z głodną Jessicą.

– Hej, to nieprawda! – rozzłościła się Jessica. Rozmawiali, jakby jej tam nie 

było. Wzięła się pod boki i patrzyła na tych dwoje. Od początku nie była przekona-
na do pomysłu Cathy i okazało się, że przeczucie jej nie myliło.

Cathy przysunęła się do Damiana i zalotnie patrzyła mu w oczy. Nie wygląda-

ło na to, żeby miał cokolwiek przeciwko temu; prawdę mówiąc, sprawiał wrażenie 
zadowolonego.

–Pójdę po torebkę – powiedziała Jessica sucho. Zostawiła ich wpatrzonych w 

siebie i wróciła za biurko. Ta cała gra irytowała ją; była wściekła, że pozwoliła się 
w nią wciągnąć.

Cathy  udało  się  oderwać  oczy  od  Damiana  i  posłać  przyjaciółce  znaczące 

spojrzenie. Dopiero po chwili Jessica zrozumiała sygnał. Prawda – miała poprosić, 
by poszedł z nimi.

–Czy masz ochotę wybrać się z nami na lunch? – zapytała uprzejmie, lecz bez 

entuzjazmu.

–Bardzo proszę – powiedziała Cathy słodkim głosem.
Damian  spojrzał  na  Jessicę,  jakby  szukał  potwierdzenia.  Udało  się  jej 

uśmiechnąć, choć sama nie wiedziała, dlaczego się na to godzi.

– Z przyjemnością się do  was przyłączę. – Odpowiedź  Damiana zaskoczyła 

ją. Ten człowiek ciągle sprawiał jej niespodzianki.

– Wspaniale, po prostu świetnie – powiedziała półgłosem.
– Fantastycznie. – Usłyszała melodyjny głos Cathy.
Jessica wzniosła oczy do nieba. Po chwili cała trójka wyszła z biura. Damian 

zaproponował  znaną, drogą  restaurację i  zanim  Jessica  zdołała  cokolwiek  powie-
dzieć,  Cathy  się  zgodziła.  Jessica  zacisnęła  mocno  usta,  bojąc  się,  że  powie  coś, 
czego mogłaby żałować. Było jej przykro, że Damian tak łatwo dał się usidlić jej 
przyjaciółce. Nawet jeśli była to tylko gra.

Damian  przywołał  taksówkę  i  Cathy  udało  się  zająć  miejsce  na  tylnym  sie-

dzeniu,  obok  niego.  Jessica  siedziała  obok  kierowcy,  a  jej  najlepsza  przyjaciółka 
chichotała, kiedy jechali ulicami Bostonu.

Nagle Jessica uświadomiła sobie, że zachowuje się jak zazdrosna idiotka. Za-

zdrosna o Damiana i Cathy? Mgła, która od paru dni zaciemniała jej myśli, zniknę-
ła.

Była coraz bardziej zakochana w Damianie Drydenie. Nic bardziej oczywiste-

background image

go. Właśnie to postanowiła udowodnić Cathy – i dopięła swego.

Kochała Damiana. Od chwili gdy weszła do jego gabinetu i poprosiła o pracę. 

Gdy zabrał ją do wesołego miasteczka. Gdy ją pocałował.

Właśnie o tym Cathy starała się ją przekonać.
W restauracji przeprosiła Damiana i zaciągnęła Jessicę do toalety.
Zanim Jessica zdołała otworzyć usta, Cathy wykrzyknęła:
– Damian jest wspaniały!
– Wiem.
– Nie znam Evana, ale mówię ci od razu, że jeśli nie jesteś zainteresowana je-

go starszym bratem, to ja owszem. Jest bardzo inteligentny, jest piękny, jest...

– Wszystko to wiem. – I jeszcze więcej, pomyślała.
– Słuchaj – powiedziała Cathy. – Chcę, żebyś znalazła jakąś wymówkę i po-

szła.

Jessica nie wierzyła własnym uszom.
–Co mam zrobić?
Cathy stanęła przed lustrem i zaczęła poprawiać makijaż.
–Przypomnij  sobie  pilne  spotkanie,  coś,  co  zmusi  cię  do  wyjścia,  żebyśmy 

mogli być sami, we dwoje. Tylko zrób to przekonywająco, żeby się nie domyślił, o 
co chodzi.

– Sama nie wiem, o co chodzi.
– Chcę, żebyś mi pozwoliła zostać z nim trochę sam na sam.
– Dlaczego? Posłuchaj, już dowiodłaś, że miałaś rację. Zależy mi na Damia-

nie. I nie zamierzam dzielić się nim z tobą.

– Wiem, co czujesz – powiedziała Cathy powoli, jakby to było oczywiste od 

samego początku. – Ale nasze sam na sam pokaże, kim jesteś dla niego, a to prze-
cież był główny cel mojego planu.

– Jesteś tego pewna?
– Ile razy będziesz mnie o to pytać? Oczywiście, że jestem pewna.
– Mam wrażenie, że obie powinnyśmy pójść do psychoanalityka!
Cathy roześmiała się.
– Nie martw się, nie ukradnę ci go, chociaż słowo daję, że miałabym ochotę. 

Ten chłopak to łakomy kąsek. Dlaczego się nie ożenił?

– Skąd miałabym wiedzieć?
– A próbowałaś zapytać?  – Dla Cathy wszystko było proste. – Nie szkodzi. 

Sama się tego dowiem. I całej reszty też.

Jessica  zawahała  się.  Ufała  Cathy  –  na  ogół.  Wiedziała  też,  że  jej  najlepszą 

przyjaciółkę stać na nierozważny krok. To ją właśnie niepokoiło.

– Wracaj do  domu – wydała  polecenie Cathy i przystąpiła  do nakładania na 

swe pełne usta nowej warstwy błyszczącej szminki.

–Nadal nie rozumiem, co robisz.

background image

Cathy spokojnie  schowała szminkę do  torebki i  potrząsnęła głową,  co  miało 

chyba znaczyć, że odpowiedź jest oczywista.

– Nie  musisz.  Kiedy  Damian  i  ja  skończymy  lunch,  zdam  ci  sprawozdanie. 

Czy już wszystko jest jasne?

– Ani trochę.
Cathy wzniosła oczy do góry.
– Staram  się  być  pomocna.  A  ty  mogłabyś  chociaż  mi  w  tym  nie  przeszka-

dzać.

– Dobrze, już dobrze – mruknęła Jessica, choć to wszystko coraz mniej jej się 

podobało.

– Nie  każmy  naszemu  księciu  czekać  dłużej  –  powiedziała  Cathy  i  wzięła 

przyjaciółkę  pod  rękę.  –  Pamiętaj,  że  musisz  mieć  jakieś  inteligentne  usprawied-
liwienie.

Wróciły  do  stołu.  Jessica  postawiła  torebkę  na  podłodze.  Po  chwili  torebka 

przewróciła  się,  więc  nachyliła  się  i  z  jej  zewnętrznej  kieszeni  wyjęła  karteczkę. 
Wyprostowała się i zaczęła ją czytać.

– Którego dziś mamy?
– Dwunastego.  A  dlaczego  pytasz?  –  Oczy  Cathy  nigdy  nie  były  bardziej 

okrągłe i niewinne.

– Tu jest napisane, że mam dzisiaj wizytę u dentysty. – Ostentacyjnie spojrza-

ła na zegarek. – Za pół godziny.

– W sobotę? – spytał Damian.
– Wielu  dentystów  przyjmuje  w  soboty  –  wyjaśniła  Cathy,  rozkładając  ser-

wetkę na kolanach. – Nie dalej jak miesiąc temu sama byłam u dentysty właśnie w 
sobotę.

–Już za późno, żeby zadzwonić i odwołać wizytę – powiedziała Jessica z za-

wiedzioną  miną.  –  A  poza  tym,  wyznaczono  mi  ją  przed  paroma  miesiącami.  W 
sobotę zawsze jest dużo chętnych.

– Nic dziwnego, że zapomniałaś, skoro to było kilka miesięcy temu. – Cathy 

starała się usprawiedliwić przyjaciółkę.

– Spróbuję złapać taksówkę – powiedziała pod nosem Jessica.  Czuła, że  już 

dłużej nie jest w stanie ciągnąć tego przedstawienia. To byłby cud, gdyby Damian 
się nie zorientował.

–Szkoda, że musisz iść. – Cathy powiedziała to w taki sposób, że można było 

uwierzyć w szczerość jej słów.

Damian  się nie  odezwał.  Gdyby teoria Cathy była prawdziwa,  powinien  po-

wiedzieć, że mu przykro, pomyślała. Zamiast  tego uśmiechnął się i  skinął głową, 
jakby był zadowolony, że będzie sam z jej przyjaciółką. Jessica zacisnęła dłonie na 
pasku torebki, wstała i pożegnała się.

Portier przywołał taksówkę. Usiadła na tylnym siedzeniu, podała kierowcy ad-

background image

res swego mieszkania i pomyślała, że czeka ją pewnie najdłuższe popołudnie w ży-
ciu.

Miała rację.
Przez dwie godziny krążyła po pokoju i nerwowo gryzła precle. Wielka torba 

była  prawie  pusta,  gdy  odezwał  się  dzwonek.  Cathy!  Pobiegła  do  drzwi,  chcąc 
czym prędzej usłyszeć, czego się dowiedziała.

Za drzwiami stał Damian. Jej osłupienie musiało rzucać się w oczy, bo roze-

śmiał się i wszedł do mieszkania, nie poczekawszy na zaproszenie.

– Jak tam wizyta u dentysty?
– Ja... ja nie miałam wizyty.
– Wiem.  –  Podszedł  do  szafy  z  książkami  i  zaczął  studiować  tytuły,  jakby 

właśnie w tym celu przyjechał.

– Wiedziałeś?
– Ani trochę nie dorównujesz przyjaciółce zdolnościami aktorskimi – powie-

dział i odwrócił się do niej.

Powinna była się domyślić, że przejrzy ich grę.
– To był głupi pomysł – przyznała. Czuła żal i skruchę. Pozwoliła się namó-

wić na udział w tym zwariowanym planie i poprowadzić jak owca na rzeź. – Ja... 
my nie chciałyśmy cię urazić. Nie gniewasz się, prawda?

–Nie, to było przemiłe, ale niepotrzebne. – Na jego twarzy na chwilę pojawił 

się uśmiech.

Mrugała  oczami,  nie  wiedząc,  co  powiedzieć,  gdyż  nie  była  pewna,  czy  go 

dobrze rozumie.

Damian podszedł bliżej, wyciągnął rękę i delikatnie dotknął jej policzka. Pa-

trzył na nią poważnie szarymi oczami.

– Doceniam twoje starania, ale sam sobie potrafię znaleźć dziewczynę. – Mó-

wił, jakby słowa sprawiały mu  ból.  Potem pochylił się  i  lekko dotknął ustami jej 
warg. Kiedy podniósł głowę, poczuła, jak bardzo pragnie, żeby całował ją jeszcze.

– Do zobaczenia w poniedziałek. – Odwrócił się i poszedł do drzwi.
Chciała poprosić, żeby został, ale zanim zdołała wykrztusić słowo, już go nie 

było. Najwyraźniej sądził, że próbuje związać go z Cathy. I nic dziwnego, bo prze-
cież wszystko właśnie na to wskazywało. Dlaczego nie pomyślała o tym przedtem? 
Jessica osunęła się na sofę, zakryła twarz rękami i ledwie powstrzymała się od pła-
czu.

Nie minęło pięć minut od wyjścia Damiana, kiedy zjawiła się Cathy. Rzuciła 

się na kanapę i zsunęła z nóg szpilki.

– To twardy orzech do zgryzienia.
– Co to znaczy?
– Myślę, że jest tylko jeden możliwy wniosek z tego, że nic na twój temat nie 

chciał powiedzieć.

background image

– Jaki?
Cathy przerwała rozcieranie dużych palców u nóg i zwróciła swe wielkie nie-

bieskie oczy na Jessicę.

– Pytasz poważnie? Naprawdę nie wiesz?
– Nie pytałabym, gdybym wiedziała!
– Jest w tobie zakochany.
– To niemożliwe.
– Dlaczego? Czy jest gdzieś napisane, że zakochać się w Jessice Kellerman to 

przestępstwo?

– No, nie...
– Mną nie jest zainteresowany, a możesz mi wierzyć, że się starałam.
Jessica zesztywniała. Nie podobały jej się próby nawiązania przez Cathy flirtu 

z Damianem. Jeszcze nigdy żaden z jej zwariowanych pomysłów nie zagroził ich 
przyjaźni, lecz teraz mogło się tak stać. Damian był nie dla niej i Jessica chciała się 
upewnić, że Cathy zdaje sobie z tego sprawę.

– On myśli, że próbowałam zbliżyć go do ciebie.
– Nie rób z tego tragedii. Przecież właśnie o to chodziło, żeby tak myślał.
– Ale dlaczego?
Na twarzy Cathy powoli pojawił się pewny siebie uśmiech.
–Bo jestem twoją najlepszą przyjaciółką. Dzięki mojemu dzisiejszemu przed-

stawieniu odniosłaś podwójną korzyść: poznałaś nie tylko jego, ale i swoje uczucia. 
Chyba się nie mylę?

Jessica niechętnie przytaknęła. Musiała przyznać, że plan Cathy się powiódł. 

Ale pozostał pewien problem.

– Damian  uważa,  że  zaaranżowałam  wasze  spotkanie,  ponieważ  nie  jestem 

nim zainteresowana.

– Dlaczego tak myślisz?
– On właśnie to powiedział.
– Kiedy?
– Kilka  minut  temu.  Był  tutaj.  Ten  cały  eksperyment  ma  nie  przewidziane 

skutki.

– Wyprowadziłaś go z błędu?
– Nie...  Nie  zdążyłam.  –  Jessica  czuła  się  coraz  gorzej.  Za  wszystko  mogła 

winić tylko siebie. To ona pozwoliła wciągnąć się do tej idiotycznej gry i teraz po-
nosiła konsekwencje.

Cathy niespodziewanie ucichła.
– Ale myślę, że z nim porozmawiasz, prawda? – zapytała powoli.
– Nie... nie wiem. Chyba tak.
– To dobrze. Powiedz mu, co czujesz, bo inaczej będzie myślał, że ci na nim 

nie zależy.

background image

Jessica zamknęła oczy i jęknęła.
–To nie będzie trudne – zapewniła Cathy. – On za tobą szaleje, Jess.
Kiedy po paru minutach wyszła, Jessica uświadomiła sobie, że zawsze miała 

w niej oddaną przyjaciółkę –

mimo jej skłonności do przedstawień.

Rozmyślała nad radą Cathy przez resztę weekendu. W poniedziałek przyszła 

do pracy wcześnie i ze zdziwieniem ujrzała, że Evan już siedzi przy biurku. Przy-
witał ją szerokim uśmiechem.

–Dzień  dobry,  miła  Jessico.  –  Był  w  świetnym  humorze.  –  Właśnie  ciebie 

chciałem zobaczyć.

Postawiła torebkę na biurku i weszła do jego gabinetu z notatnikiem pod pa-

chą, spodziewając się kolejnego czasochłonnego zadania.

– Siadaj, proszę – wskazał krzesło. – A teraz powiedz mi coś.
– Chętnie. – Próbowała się domyślić, o co mu chodzi.
– Ostatnio jestem tutaj kimś w rodzaju niegrzecznego chłopca, nie robię tego, 

co powinienem, i tak dalej. Wiesz o tym, prawda?

– Ja... ja pracuję tu niedługo – powiedziała, chcąc zyskać na czasie. – I nie do 

mnie należy ocenianie, czy się wywiązujesz ze swoich obowiązków.

– Jess, naprawdę nie musisz się krępować.
– No, dobrze – powiedziała, niezadowolona, że się znalazła w takiej sytuacji. 

–  Wiem,  że  doznałeś  zawodu,  ale  wszystkich  spotykają  w  życiu  rozczarowania. 
Pora, żebyś wziął się w garść.

Evan roześmiał się. Nie był urażony, przeciwnie – sprawiał wrażenie ucieszo-

nego.

– Jak ja lubię kobiety, które mówią to, co myślą. 
Jessica poczuła odprężenie.
– Czy to już wszystko?
– Nie. – Odchylił się do tyłu, potarł policzek i przyjrzał się jej uważnie. – Kie-

dyś byłaś zakochana we mnie, prawda?

– Tak. – Zaczerwieniła się. – Dawno.
– Masz rację, przeżyłem zawód – ciągnął. – Czułem potrzebę sprawdzenia się. 

Kiedy  teraz  spoglądam  wstecz,  widzę,  jaki  byłem  powierzchowny.  Nie  mogę  się 
szczycić  moim postępowaniem w ciągu  ostatnich  miesięcy,  ale mam nadzieję,  że 
zrehabilituję się dzięki sprawie Earla Kressa.

Jessica nie  wiedziała, co  na  to  powiedzieć,  ani  czy w  ogóle  powinna cokol-

wiek mówić.

– W niedzielę miałem długą rozmowę z ojcem – dodał.
– Słyszałam, że zastanawia się nad kandydowaniem do senatu.
– Już się zdecydował. Damian i ja włączymy się do jego kampanii. Wniosek z 

naszej rozmowy był prosty. Mam sobie uporządkować życie i kogoś znaleźć.

background image

– Nic bardziej słusznego – zgodziła się bez wahania, sądząc, że Evan ma na 

myśli córkę europejskiego dyplomaty.

– Wspaniale.  –  Posłał  jej  zabójczy  uśmiech.  –  Miałem  nadzieję,  że  tak  po-

wiesz.

– Dlaczego? – zdziwiła się.
– Ponieważ, droga Jessie, postanowiłem poznać cię lepiej. Jesteś bardzo miła i 

szalenie pracowita. Ojciec przypomniał mi, że byłaś we mnie zakochana przed paru 
laty, a ja mam nadzieję, że uda mi się to wykorzystać.

– Ale... – To nie był chyba odpowiedni moment, by mówić o uczuciu do Da-

miana.  A z  drugiej  strony  lepiej to zrobić,  zanim  sprawy  znów wymkną jej  się z 
rąk.

– Nie  muszę  ci  mówić  –  dodał,  nim zdążyła  się  odezwać  –  jak  to  wszystko 

nadwerężyło moją pewność siebie. Z tobą czuję się bezpieczny. Szczerze mówiąc, 
nie wiem, jak bym teraz dał sobie radę z jeszcze jedną odmową.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

– Czy nie widujesz Romildy? – zapytała Jessica, ogarnięta nagłym przygnę-

bieniem. Powinna coś powiedzieć, wyjaśnić wszystko, ale Evan przyglądał się jej 
badawczo z niecierpliwym oczekiwaniem, i nie potrafiła się na to zdobyć. – Wyda-
je mi się, że dobrze się z nią bawiłeś na przyjęciu, a jej polityczne koneksje mogły-
by się przydać w kampanii twojego ojca.

– Już wróciła do Europy.
– Aha...
– Zrozum  mnie  dobrze.  Romilda  jest  sympatyczna,  ale  mi  nie  odpowiada  –

wyjaśnił. – Ja chcę mieć zwyczajną, trochę staroświecką dziewczynę, która ceni to 
co ja: mamę, dom, ciasto z jabłkami. Kobietę, która wie, co naprawdę się liczy w 
życiu. Kogoś takiego jak ty, Jessico.

Ani przez chwilę nie miała wątpliwości, że słyszy echo słów ojca Evana. Mo-

że rzeczywiście opisana kobieta byłaby dla niego odpowiednia, ale Jessica nią nie 
była. Właśnie miała dyplomatycznie wytłumaczyć mu, że już jest ktoś w jej życiu –
nie mówiąc kto – gdy znów się odezwał.

– Dzisiaj mam jeszcze mnóstwo roboty, ale rodzice prosili, żebym się z nimi 

spotkał, więc myślę, że moglibyśmy zjeść lunch w piątkę.

– W piątkę?
– Będzie też Damian. Czy dwunasta ci odpowiada?
– Świetnie. – Zajął się leżącymi przed nim papierami.
Poczekała chwilę, potem wstała i wyszła z gabinetu. Blada jak ściana, dotarła 

do biurka i opadła na krzesło.

–Czy jest tu pan Dryden? – Jessica nie zauważyła wejścia pani Sterling.
Podniosła oczy i skinęła głową.
– Ale przecież dopiero dziewiąta.
– Wiem – mruknęła.
– Co mu się stało? – Sekretarka nie mogła ukryć zdziwienia. – Wszystko jed-

no, nie ma co się zastanawiać. Ważne, że coś się zaczyna zmieniać. Już niewiele 
brakowało,  żebym  się  do  niego  zniechęciła.  Bałam się,  że  Damian za  bardzo  mu 
popuścił.

Jessica zdobyła się na niewyraźny uśmiech. Pani Sterling krzątała się po poko-

ju z właściwą sobie energią. Zapach świeżo zaparzonej kawy ożywił Jessicę. Pani 
Sterling  napełniła  filiżankę  i  zaniosła  Evanowi.  Wróciła  radośnie  uśmiechnięta  –
widocznie Evan był w dobrym humorze.

Jessica  siedziała  za  biurkiem  w  odrętwieniu.  Straciła  okazję,  by  powiedzieć 

Evanowi, że kocha Damiana. Ale czy nie byłoby nieuczciwie wyznać to jego bratu, 

background image

jeśli jemu samemu nie powiedziała ani słowa? Nie była też przekonana co do uczuć 
Damiana. Pozostawało jej tylko polegać na opinii Cathy.

Jej przyjaciółka miała skłonność do teatralnej przesady, do poszerzania praw-

dy, nadawania jej znaczenia, jakiego wcale nie musiała mieć. Jessica nie wątpiła, 
że Damian ją lubi. Ale czy jest w niej zakochany?

Powinna uzbroić się w cierpliwość i czekać na rozwój wydarzeń. Evan postę-

pował zgodnie z wolą ojca, ale nie oznaczało to, że chciałby, aby ich związek był 
czymś  więcej  niż  tylko  grą  na  pokaz.  Na  pewno  nie  zabiegał  o jej  względy. 
Zwłaszcza że był tak mocno związany z ową nie znaną Mary Jo.

Przedpołudnie minęło im szybko na przygotowaniach do sprawy Earla Kressa, 

która  miała  się  rozpocząć  następnego  dnia.  Zwróciła  ona  uwagę  lokalnych  stacji 
telewizyjnych,  było  więc  pewne,  że  wzbudzi  zainteresowanie  firmą  Drydenów  i 
kandydowaniem ojca Evana do senatu. Mogła mieć też wpływ na jakość kształce-
nia w okręgach szkolnych w całym kraju.

Na kwadrans przed południem Evan wyszedł z gabinetu, posłał Jessice ciepły 

uśmiech i powiedział do sekretarki:

–Zabieram pani tę śliczną dziewczynę na kilka godzin.
Pani  Sterling  z  aprobatą skinęła  głową.  Jessica  wstała  i  sięgnęła po  torebkę. 

Spodziewała się, że podczas lunchu będzie mogła choć przez chwilę porozmawiać 
tylko z Damianem. Bardzo chciała wszystko mu wytłumaczyć i poprosić o radę.

Niestety,  ku  jej  rozczarowaniu  okazja  do  takiej  rozmowy  się  nie  nadarzyła. 

Lunch  w  restauracji  hotelu  „Hilton”  był  bardzo  smaczny,  atmosfera  serdeczna, 
wszyscy  sprawiali  wrażenie  zadowolonych.  Damian  ignorował  Jessicę,  prawie 
wcale nie zwracał na nią uwagi.

Postanowiła spróbować ujawnić swoje uczucia dla starszego z braci.
–Damian i ja byliśmy niedawno na Cannon Beach – obwieściła radośnie, gdy 

konwersacja przy stole na chwilę ucichła. Lois i Walter wymienili znaczące spoj-
rzenia.

– Od dzisiaj to Evan będzie cię tam zabierał, prawda? – odezwał się Damian 

do brata.

– Szkoda, że nie powiedziałaś nic wcześniej, Jess – podchwycił Evan. – Bar-

dzo lubię Cannon Beach. Będziemy tam czasem chodzić, dobrze? Jak tylko zakoń-
czy się sprawa Earla Kressa.

–Dobrze – zgodziła się Jessica ze ściśniętym sercem. Spojrzała na Damiana, 

który z apetytem jadł sałatkę. Wszystko świadczyło o tym, że było mu obojętne, z 
kim  ona  będzie  się  spotykać.  Najwidoczniej myśl  o  Evanie,  przytulającym  ją  w 
wagoniku diabelskiej kolejki, nie sprawiała mu przykrości. Najmniejszej.

Po  lunchu  przeszli  do  sali  na  piętrze.  Rozpoczęła  się  konferencja  prasowa. 

background image

Walter Dryden, w otoczeniu rodziny, ogłosił zamiar ubiegania się o fotel senatora.

Jessica wmieszała się w tłum dziennikarzy, sympatyków i członków partii po-

litycznej, i z daleka przyglądała się czwórce Drydenów. Stanowili wspaniałą rodzi-
nę, pełną wiary w amerykańskie ideały. Czuła dla nich podziw i życzyła Walterowi 
Drydenowi sukcesu.

Rozbłysły flesze, Jessica wycofała się na koniec sali. Evan nalegał, żeby po-

szła z nimi na konferencję; chyba tylko po to, by przekonać ojca, że wziął sobie ich 
rozmowę do serca.

Zdawała sobie sprawę, że życie często bywa powikłane, lecz dlaczego właśnie 

ona musiała być narażona na takie frustracje? Była niemal pewna, że to ojciec pod-
sunął  Evanowi  pomysł,  by  zaczął  się  z  nią  spotykać.  Właściwie  trudno  się  temu 
dziwić. Przecież wszyscy wiedzieli, że kiedyś była w nim zakochana. A ich rodziny 
są blisko zaprzyjaźnione. To był rozsądny wybór, zwłaszcza że teraz pracowała z 
Evanem.

Młodszy z braci Drydenów pragnął poprawić swój wizerunek, pomóc ojcu w 

kampanii wyborczej i dowieść, że już otrząsnął się z miłosnej porażki. Cóż prost-
szego, jak przystąpić do tego z kobietą, dla której kiedyś był idolem?

Tyle tylko, że teraz jego miejsce zajął ktoś inny. Jego starszy brat, który jed-

nak, powodowany szlachetnością, postanowił się usunąć.

Po  raz pierwszy od wielu miesięcy Evan okazał chęć, by zapomnieć  o prze-

szłości  i  żyć  normalnie. Damian  uważał,  że  była  tego  powodem.  Dlatego  nic nie 
zrobi, by to się zmieniło – nawet jeśli sam ją kocha.

Przez następny tydzień nazwisko Dryden pojawiało się codziennie we wszyst-

kich  środkach  masowego  przekazu.  Stacje  radiowe  i  telewizyjne  relacjonowały 
rozprawę na bieżąco, a popołudniówki zamieszczały sprawozdania z sali sądowej. 
Tam właśnie Jessica spotkała po raz pierwszy Earla Kressa, który zrobił na niej do-
bre wrażenie swą szczerością. Młody człowiek nie dążył do uzyskania wysokiego 
odszkodowania;  jego  celem  były  zmiany  w  systemie  szkolnym,  pomocne  dla  in-
nych  sportowców.  Dzięki  staraniom  Evana,  Earl  miał  prywatnego  nauczyciela. 
Spodziewał się, że za rok wróci do college'u.

Ława  przysięgłych  zebrała  się  w  piątek.  Na  wynik  rozprawy  Jessica  wolała 

czekać  w biurze. Mimo pewności co do wygranej Earla, oczekiwanie na  werdykt 
było udręką.

W biurze był hałas, jak zwykle po południu. Szumiały komputery, telefaksy i 

fotokopiarki, gońcy biegali z pokoju do pokoju. Panowała atmosfera oczekiwania.

Jessica podeszła do biurka, zsunęła z nóg pantofelki i zaczęła przebierać obo-

lałymi palcami. Bolały ją mięśnie, czuła się psychicznie wyczerpana. To był bardzo 
pracowity tydzień. Miała zamiar od razu po powrocie do domu zrobić sobie gorącą 
kąpiel,  trochę  poczytać  dobrą  książkę,  a  potem  spać  aż  do  południa  następnego 

background image

dnia.

Pani Sterling wyszła po coś do miasta, a Jessica właśnie z ulgą osunęła się na 

krzesło, gdy do biura wszedł Damian. Zatrzymał się gwałtownie, zobaczywszy, że 
jest sama.

Jessica zamarła.
– Dzień dobry, Jessico – powiedział sztywno.
– Dzień dobry – wykrztusiła.
– Gdzie jest pani Sterling? – zapytał, odzyskawszy równowagę. Był ożywio-

ny, lecz poważny, jakby nigdy nie trzymał jej w ramionach, jakby nigdy nie była 
dla niego niczym więcej niż tylko znajomą, w dodatku mało ważną.

– Wyszła w jakiejś sprawie – odparła, a po chwili dodała: – Przysięgli jeszcze 

obradują.

– Domyślam się. – Podszedł do biurka pani Sterling i położył na nim stos do-

kumentów.

– Czy byłeś ostatnio we włoskiej restauracji? – zapytała, pragnąc za wszelką 

cenę podtrzymać rozmowę. Bardzo chciała przypomnieć mu razem spędzone chwi-
le  i  wytłumaczyć,  co  stało  się  potem.  Pragnęła,  żeby  zrozumiał,  co  te  chwile  dla 
niej znaczyły, i że ma nadzieję, iż dla niego też są ważne. Żeby zdał sobie sprawę, 
jak bardzo za nim tęskni.

– Ostatnio nie jadam na mieście. – Odwrócił się nagle i szybko wyszedł z po-

koju.

Obrażona i zła, Jessica miała ochotę krzyknąć, żeby wrócił. Ale wiedziała, że 

to by nic nie pomogło. Bez namysłu i chyba bez żalu wyłączył ją ze swego życia.

Godzinę później wpadł do biura Evan. Zatrzymał się w progu, odrzucił głowę 

do tyłu i wydał ogłuszający okrzyk.

–Udało się!
Wstała, żeby mu pogratulować, a on podbiegł, uniósł ją do góry i zawirował z 

nią po pokoju.

– Wygraliśmy! – krzyknął.
- Evan! – śmiała się, obejmując go za ramiona. Wirował tak szybko, że poczu-

ła zawrót głowy.

Jego triumfalne okrzyki zwróciły uwagę obecnych w biurze, lecz ani myślał

puścić  Jessicę.  Postawił  ją  ostrożnie,  objął  ramieniem  i  przyciągnął  do  siebie. 
Wszyscy z entuzjazmem składali mu gratulacje.

–To  byłoby niemożliwe  bez  Jessiki – oświadczył. –  I bez  Damiana  – dodał, 

wyciągając ku niemu wolną rękę. – Trudno sobie wyobrazić lepszego brata.

Jessica patrzyła na  Damiana, on  spojrzał w jej  kierunku – przypuszczała, że 

przypadkiem – i ich oczy się spotkały. Już nie był taki nieprzystępny, a jego twarz 
wyrażała tak intensywne uczucia, że nie mogła oderwać od niego wzroku. Były to
duma, lojalność i oddanie. Widać było, że nie zrobiłby niczego, co mogłoby zranić 

background image

brata, nawet gdyby musiał poświęcić własne szczęście.

Łzy napłynęły jej do oczu. Jak przez mgłę widziała otaczające ją twarze, lecz 

zmusiła  się do  uśmiechu.  Starała się wyglądać tak,  jakby to  była najszczęśliwsza 
chwila w jej życiu, choć naprawdę nigdy nie była bardziej przygnębiona.

Evan uparł się, że wieczorem zabierze ją na uroczystą kolację dla uczczenia 

zwycięstwa.  Wybrał restaurację  znaną z  doskonałego jedzenia i  świetnej  obsługi. 
Gdy usiedli przy  stole,  Jessica zorientowała się, że zazdroszczą jej  wszystkie ko-
biety wokół. Evan nigdy nie był bardziej przystojny i pełen uroku.

Kiedy wyszli z restauracji i czekali, aż podjedzie taksówka, zatrzymał ich fo-

tograf z agencji prasowej i zrobił zdjęcie. Jessica zaprotestowała, lecz Evan powie-
dział, że to cena sławy i powinna się uśmiechnąć.

Następnego dnia obudził ją wcześnie rano telefon od matki, choć zamierzała 

wstać dopiero w południe. Czuła się strasznie przygnębiona i sen  był dla niej ra-
tunkiem.

– Widziałaś?  –  zapytała  Joyce  Kellerman  podekscytowanym  głosem.  –  Już 

zadzwoniłam  do  redakcji  i  zrobią  odbitki  dla  mnie  i  dla  Lois.  Oboje  wyglądacie 
świetnie.

– Czy co widziałam, mamo? – odezwała się zaspanym głosem Jessica.
– Zdjęcie  w gazecie,  kochanie. Twoje i  Evana. Z  miłym  podpisem. A  może 

nie wiesz, że w czwartek twoje nazwisko było wymienione w kronice towarzyskiej,
w związku z Evanem. Och, kochanie, tak się cieszę.

– O Boże – wyszeptała Jessica. – Już sobie przypomniałam. Wczoraj wieczo-

rem zaczepił nas fotograf.

– Wiem, właśnie o tym mówię. Zdjęcie jest w porannym wydaniu. Oboje z oj-

cem jesteśmy wzruszeni, o Lois i Walterze nawet nie wspominam. Jessice daleko 
było do wzruszenia.

–To tylko zdjęcie, mamo.
– To coś więcej, Jessico. To marzenie, które się ziszcza, twoje i moje także. 

Twoje uczucie do Evana zawsze było tak silne i nareszcie, po tylu latach, on je od-
wzajemnia.

– Mamo, ty nic nie rozumiesz. Ja i Evan...
– Nie wyobrażasz sobie, jak się cieszymy... Lois i ja. Zdajemy sobie sprawę, 

że  jest  jeszcze  dużo  za  wcześnie  na  plany  związane  ze  ślubem,  ale  przyjaciółki 
przepadają  za  tym,  kiedy  ich  dzieci  są  sobą  zainteresowane.  Jesteś  naszą  jedyną 
córką i już teraz mogę powiedzieć, że to będzie ślub roku. Twojemu ojcu i mnie 
bardzo na tym zależy. – Przerwała na chwilę, żeby nabrać oddechu, i ciągnęła da-
lej.  –  Bylibyśmy  bardzo  zadowoleni, gdybyście  się  zdecydowali na  ślub  jesienią. 
Lois  jest  moją  przyjaciółką  od  tylu  lat,  i  pomyśleć,  że  kiedyś  będziemy  miały 
wspólne wnuki!

Jessica tarła oczy, starając się powstrzymać płacz.

background image

– Mamo...
– Naturalnie nie chcę wywierać na ciebie nacisku.
– Wiem, że nie chcesz.
– To  dobrze.  Przepraszam,  że  cię  obudziłam,  kochanie.  Powinnam  była  się 

domyślić, że jesteś zmęczona tym pracowitym tygodniem. Spij sobie dalej. Poroz-
mawiamy później.

O  śnie  nie  było  już  mowy.  Jessica  powędrowała  boso  do  kuchni,  zaparzyła 

kawę, wlała ją do kubka i obejmując go dłońmi usiadła na kuchennym stole.

Oparła stopy na krawędzi krzesła, kolana podciągnęła pod brodę i czekała, aż 

kawa wystygnie na tyle, że będzie mogła wypić pierwszy łyk. Kawa niewiele po-
prawiła jej nastrój, który stawał się coraz gorszy, gdy zastanawiała się, co robić da-
lej.

Czuła  się  jak  w  pułapce,  skrępowana  tym,  co  wszyscy  uznali  za  najlepsze, 

przekonani, że ona tego chce. A Jessica kochała przecież Damiana, nie Evana.

Podskoczyła, gdy nagle zadzwonił telefon, i oblała sobie dłonie kawą.
– Halo – mruknęła do słuchawki.
– Co się dzieje, do diabła? – W głosie Cathy brzmiało oburzenie.
– Przepraszam! – Jeszcze tylko tego brakowało, by naraziła się swej najlepszej 

przyjaciółce.

– Biorę rano gazetę do ręki, a tu wita mnie twoja buźka, cała w promiennym 

uśmiechu.

– No, właśnie...
– Tylko że coś tu się nie zgadza. Jesteś nie z tym bratem, co trzeba. Czy była-

byś łaskawa to wytłumaczyć?

– Nie.
– Czemu nie? 
Jessica westchnęła.
– To długa historia.
– To ją streść. 
Westchnęła jeszcze raz.
– Evan postanowił wydobyć się z depresji...
– W samą porę, jak myślisz?
– Tak, oczywiście, ale nie robi tego dla siebie. Jego ojciec ubiega się o stano-

wisko senatora, więc Evan stara się być uśmiechnięty i mieć zadowoloną minę.

– Dzięki spotkaniom z tobą.
– Na to wygląda.
– Wiem wszystko o jego ojcu. Nazwisko Walter Dryden było przez cały ty-

dzień na pierwszych stronach gazet, obok Evana i Earla Kressa – powiedziała Ca-
thy  niecierpliwie.  –  Wytłumacz  mi  lepiej,  dlaczego  byłaś  tam  z  Evanem,  a  nie  z 
Damianem.

background image

Jessica  nie  potrafiła  wyjaśnić  tego  w  prosty  sposób.  To  było  najbardziej 

skomplikowane niepowodzenie w jej życiu.

– Nie  miałaś  racji,  Cath  –  odezwała  się  nieszczęśliwym  głosem.  –  Damian 

wcale nie jest mną tak zainteresowany, jak myślałaś. Inaczej już dawno coś by po-
wiedział.

– Co miałby powiedzieć? – jęknęła Cathy.
– Że mu na mnie zależy – wyszeptała. Czuła się tak, jakby była po pachy za-

nurzona w grzęzawisku, bez szans na wydostanie się.

– No dobrze. Widzę, że nie ma mowy, żeby ci się udało skrócić tę smętną hi-

storię. Zacznij od początku i staraj się opowiedzieć wszystko.

Cathy uważnie wysłuchała sprawozdania z minionego tygodnia, o wszystkim, 

co się wydarzyło po rozmowie Jessiki i Evana w poniedziałkowy ranek. Gdy Jessi-
ca skończyła, w słuchawce niespodziewanie długo panowała cisza.

– Teraz już rozumiem – odezwała się wreszcie Cathy, bynajmniej  nie weso-

łym  głosem.  –  Damian  jest  między  młotem  a  kowadłem.  Szaleje  za  tobą,  Jess. 
Wiem to od czasu naszego wspólnego lunchu.

– Widać jeszcze za mało. – Myśl o tym była tak bolesna, że Jessica zamknęła 

oczy.

– Mylisz się. Damian ma tak silne poczucie więzi rodzinnej i obowiązku, że 

gotów jest poświęcić własne szczęście. Nie o to chodzi, że kocha cię za mało, moja 
droga. Chodzi o to, że kocha cię, i Evana, za bardzo.

– Jeśli tak, to dlaczego chętnie skoczyłabym z mostu? Moja matka i Lois Dry-

den już rozmawiają o ślubie i wnukach.

Cathy puściła to mimo uszu.
–Jak często spotykasz Evana? – spytała.
– Codziennie. Nie pamiętasz, że pracujemy razem?
– Chodzi mi o spotkania we dwoje.
To nie było uczciwe pytanie. W związku z rozprawą byli razem każdego wie-

czoru,  nie  tylko  każdego  dnia.  W  czasie  lunchów  i  kolacji  omawiali  szczegóły, 
dyskutowali nad strategią. To były służbowe spotkania, nic więcej.

– Widujemy się często – odparła, i wyjaśniła, co to znaczy.
– Rozumiem. I co teraz sądzisz o Evanie?
– Cieszę się, że próbuje uporządkować swoje życie. Ale nie jest we mnie za-

kochany ani nie stara się tego udawać.

– W takim razie, dlaczego nic nie powiedziałaś Damianowi? Nie wyjaśniłaś?
– Nie  mogłam  –  odpowiedziała  z  goryczą,  bo  sama  myślała  dziesiątki  razy, 

żeby to zrobić. – Oboje byliśmy bardzo zaabsorbowani sprawą Earla Kressa, więc 
to nie byłby dobry moment. Może bym coś powiedziała w czasie ostatniej kolacji, 
gdyby Damian choć trochę dodał mi odwagi, ale nie zrobił tego. Nic na to nie po-
radzę, ale myślę, że mylisz się co do nas.

background image

– O tym już nie będziemy dyskutować – przerwała jej Cathy głosem pełnym 

zniecierpliwienia.

– Wiem, że Evan spotyka się ze mną na pokaz. Nie byłabym zdziwiona, gdy-

by to on zamówił tego fotografa. To do niego podobne.

– Czy się nie boisz, że się w tobie zakocha?
– Nie. Jego serce zostało tak zranione, że dużo czasu upłynie, nim znów od-

waży się kochać.

– Pilnuj się, Jess – powiedziała Cathy niespodziewanie łagodnym tonem. – On 

jest teraz wrażliwszy niż zwykle i łatwo może się w tobie rozkochać. A to byłaby 
katastrofa.

Jessica  niepokoiła  się  tym już  wcześniej i  poczuła  wielką  ulgę,  gdy  okazało 

się, że ich związek jest czysto platoniczny.

– Widzę, że nie brak ci wesołych pomysłów – odparła.
– Kiedy się z nim spotkasz? – Cathy pominęła jej uwagę milczeniem.
– Jutro po południu. Zabiera mnie na piknik, gdzie będą zbierane pieniądze na 

fundusz wyborczy jego ojca. – Nie miała na to ochoty. Gdyby nie chęć spotkania 
Damiana, znalazłaby wymówkę, żeby się wycofać.

– Baw się dobrze.
– Dziękuję – odpowiedziała, choć była przekonana, że to wcale nie będzie za-

bawne.

Odłożyła słuchawkę i poszła do łazienki. Stanęła pod prysznicem i poddała się 

kłującym strumyczkom wody. Kiedy skończyła, czuła się lepiej – i  wiedziała, co 
zrobi.

Następnego dnia Evan przyjechał wcześnie. Gdy zobaczył Jessicę w wesołej 

letniej sukience i białym żakiecie, oczy mu zabłysły.

–Nie mogę wyjść z podziwu, wyrosłaś na piękną dziewczynę. – Miał świetny 

humor.

– A  ty  zawsze  byłeś  niepoprawnym  komplemen–ciarzem  –  próbowała  mu 

dokuczyć.

Sportowy samochód Evana stał pod domem. Otworzył przed nią drzwi i po-

mógł wsiąść. Droga do Szepczących Wierzb, gdzie odbywał się piknik, minęła im 
na uprzejmej wymianie zdań. Cała posiadłość została udekorowana transparentami 
i flagami, była też mała trybuna i orkiestra.

Postanowiła, że znajdzie okazję do  rozmowy z  Damianem,  aby wyjawić mu 

swoje uczucia. Nie może przecież bezustannie mnie unikać, pomyślała.

Rodzice  Jessiki  byli  tam  już  wcześniej.  Teraz  wręczali  nadchodzącym  go-

ściom  małe  amerykańskie  flagi.  Przed  trybuną,  z  której  miał  przemówić  Walter 
Dryden, stały rzędy składanych krzeseł.

Wszyscy byli czymś zajęci. Jessica pomagała, rozglądając się za Damianem.

background image

Właśnie nakładała na talerz sałatkę ziemniaczaną, gdy go zobaczyła. Z kimś 

rozmawiał i przypadkowo spojrzał w jej kierunku. Ich oczy spotkały się na ułamek 
sekundy, a potem szybko odwrócił wzrok. Sprawiło jej to ból.

Kiedy  jedzenie  zostało  już  podane,  podszedł  do  niej  Walter  Dryden.  Był  to 

mężczyzna wysoki i silny, o równie silnym charakterze. Uścisnął ją i podziękował 
za pomoc.

– Wyrosłaś na piękną młodą kobietę, Jessico. – Głębokim głosem powtórzył 

to, co wcześniej usłyszała od Evana.

– Dziękuję.  Jeszcze  nie  miałam  okazji,  żeby  powiedzieć,  jak  się  cieszę,  że 

zdecydował się pan kandydować do senatu.

– Żałuję,  że  nie  rozpocząłem  kampanii  dużo  wcześniej.  Muszę  to  nadrobić 

przez najbliższe miesiące i czeka mnie w związku z tym mnóstwo ciężkiej pracy.

– Ten  stan  potrzebuje  właśnie  kogoś  takiego  jak  pan  –  powiedziała  Jessica 

szczerze.

– Twoje zaufanie bardzo mnie cieszy. – Szli powoli obok siebie. – A ja ostat-

nio dużo myślałem o tym, że jesteś właśnie taką kobietą, jakiej potrzebuje mój syn.

– Słucham?
– Myślę o tobie i Evanie.
Nie wiedziała, co powiedzieć. Powinna od razu wyjaśnić, że kocha Damiana, 

ale gardło miała ściśnięte, a język jakby jej przyrósł do podniebienia.

– Jesteś mu potrzebna – powtórzył Walter Dryden.
– On już wraca do siebie, proszę pana. Myślę, że nie powinien się pan niepo-

koić.

– Lois i ja uważamy, że dzięki tobie.
– Jestem pewna, że to nieprawda. – Zaczynała wpadać w popłoch.
–Nic  podobnego.  Musisz  się  nauczyć  przyjmowania  pochwał,  młoda  damo. 

To ci się później przyda w życiu. I Evanowi też, jeśli już o tym mowa. – Przerwał i 
zamyślił się na chwilę. – Sądzę, że mój syn też się kiedyś zajmie polityką. To uro-
dzony polityk, ale trzeba jeszcze kilku lat, żeby nabrał doświadczenia. Muszę się 
gryźć w język, żeby zbytnio na niego nie wpływać. Lois nigdy by mi nie wybaczy-
ła, gdybym go popchnął do czegoś, czego sam nie chce.

Jessica miała nadzieję, że Walter Dryden podobnie myśli o nakłanianiu Evana 

do nie chcianego związku z kobietą.

– Odeszliśmy od tematu – powiedział. – Chcę ci podziękować, moja droga. Za 

to, że pomogłaś Evanowi.

– Ależ ja mu w niczym nie pomogłam.
– Mylisz się.  W ciągu kilku tygodni mój syn dzięki tobie zmienił się nie do 

poznania.  Jak  to  dobrze,  że  Damian  cię  zatrudnił.  Sam  nie  wpadłbym  na  lepszy 
pomysł.

– Mam Damianowi dużo do zawdzięczenia – powiedziała tak cicho, że nie by-

background image

ła pewna, czy ją usłyszał.

– A, tu jesteście – odezwał się zza ich pleców Evan. – Czyżby własny ojciec 

podrywał moją dziewczynę?

–Nie ma obawy, synu – zaśmiał się Walter Dryden. – Nacieszcie się teraz so-

bą. Pracowaliście przez całe popołudnie, więc zróbcie sobie przerwę, wymknijcie 
się stąd i bawcie się dobrze.

– Ale pana przemówienie... – zaprotestowała Jessica.
– To nieważne. Możesz mnie usłyszeć każdego dnia. Idźcie już sobie.
Evan wziął ją za rękę i, omijając trybunę, poszli w kierunku kępy wierzb pła-

czących.  Jessica  zauważyła,  że  nastrój  Evana  nieco  się  zmienił.  Wyglądał  na  za-
kłopotanego. Czekała, aż sam coś powie.

– Czy chcesz porozmawiać ze mną trochę? – zapytał po chwili.
– Bardzo chętnie. – Jej serce wezbrało poczuciem ulgi. Właśnie tego potrze-

bowali – szczerej rozmowy.

Przystanęła i  oparła się  o  pień  drzewa.  Byli tu  prawie ukryci przed  ludzkim 

wzrokiem.

– Nie czuję, żebyśmy byli ze sobą związani, Jessico.
– Wiem. – Pomyślała o matce, o tym, co  mówiła na temat ślubu i  wnuków. 

Przypomniała sobie rozmowę z ojcem Evana przed paroma minutami. To wszystko 
zaszło za daleko.

– Już od tygodnia chcę z tobą porozmawiać, ale to były takie gorączkowe dni; 

sprawa Earla Kressa, zgłoszenie kandydatury ojca.

– To był wyjątkowy tydzień – zgodziła się Jessica.
– Gazeta napisała o nas obojgu.
– Twoje nazwisko często pojawia się w gazetach. – Nie na darmo pochodził z 

jednej z najsłynniejszych bostońskich rodzin.

Evan roześmiał się.
–To  prawda.  –  Ujął  jej  rękę  w  dłonie.  –  Chciałbym,  żeby  skończyły  się  te 

wszystkie domysły na nasz temat. Jestem gotów związać się z jedną kobietą.

Serce w niej zamarło. Jeśli zaproponuje jej małżeństwo, nie wytrzyma i wy-

buchnie płaczem. Wszyscy się sprzysięgli przeciwko niej, nawet rodzice.

– Ja... ja cię zawsze lubiłam, Evanie, ale myślę, że powinieneś wiedzieć...
– „Lubić” to zbyt zwyczajne słowo – przerwał jej, marszcząc brwi.
Nie chciała deptać jego i tak poranionego ja.
– Wiem, ale...
– Czy zdajesz sobie sprawę, że nawet się nie pocałowaliśmy?  – Uśmiechnął 

się,  patrząc  na  nią  oczami  iskrzącymi  się  chłopięcym  zapałem.  –  Zaraz  to  na-
prawimy, moja miła Jessico. – Ujął jej twarz w dłonie i, zanim zdążyła zaprotesto-
wać, dotknął ustami jej ust.

To był delikatny pocałunek, i nienatarczywy. Jessica nie czuła nic prócz coraz 

background image

większej ochoty do płaczu. Jak zresztą mogłaby czuć cokolwiek, skoro tak jej zale-
żało na Damianie? Skoro kochała Damiana?

Evan podniósł głowę i spojrzał na nią ciemnymi oczami, z których teraz nic 

nie mogła wyczytać. Przyglądał jej się przez chwilę.

– Nie będę nalegał, Jessico. Nie musimy się spieszyć. – Odsunął loczek z jej 

policzka i pocałował ją. Wargi miał wilgotne i ciepłe.

W tym momencie Jessica zobaczyła Damiana. Stał wśród tłumu słuchających 

przemówienia Waltera Drydena. Jego oczy były utkwione w Jessicę i Evana. Kiedy 
dostrzegł, że go zauważyła, odwrócił się i odszedł szybkim krokiem.

Przez chwilę Jessica zastanawiała się, czy za nim nie pobiec, lecz Evan objął 

ją władczo i poprowadził w kierunku trybuny.

Już było za późno.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

– No i co? – zapytała Cathy bez słowa przywitania, stojąc w niedzielny wie-

czór na progu mieszkania przyjaciółki. Zsunęła z ramion plecak i niedbale rzuciła 
go w kąt przedpokoju. – Jak się udał piknik?

– To  był  polityczny  sukces.  Słyszałam,  że  fundusz  wyborczy  pana  Drydena 

bardzo się powiększył. – Wiedziała, że nie to interesuje Cathy, lecz temat Evana i 
Damiana stał się zbyt bolesny, żeby chciała o nim choćby myśleć.

Cathy znała ją za dobrze, by nie rozpoznać niepokojących objawów.
–Siadaj  –  wydała  polecenie,  wskazując  miękki  fotel,  najulubieńsze  miejsce 

Jessiki w całym mieszkaniu. Cathy potrafiła zachowywać się wręcz po dyktatorsku, 
jeśli tylko była czegoś pewna; najwidoczniej teraz była.

Jessica potulnie posłuchała. Brak jej było siły woli, by się sprzeciwić. Usado-

wiła się w fotelu i czekała, a Cathy nerwowo przemierzała pokój.

– Trochę zastanawiałam się nad tą sprawą – zaczęła.
– To  widać  –  odparła  Jessica, próbując  się  domyślić,  co  też  tym razem  wy-

koncypowała jej rozgorączkowana przyjaciółka.

– Chcę,  żebyś  zaczęła  kuleć  –  zakomunikowała  takim  tonem,  jakby  to  był 

pomysł godny geniusza.

– Chyba żartujesz?
– Mówię najpoważniej w świecie. Ale chcę, żebyś kulała tylko w obecności 

Damiana, nie przy Evanie.

Jessica potrząsnęła głową, jakby to miało poprawić jej słuch.
– A w jakim, do licha, celu miałabym robić coś tak idiotycznego, jak udawa-

nie kulawej?

– Tylko pamiętaj, żebyś utykała na tę samą nogę. – Cathy zignorowała pytanie 

Jessiki. – Najlepiej zrób znak na czubku buta, wtedy się nie pogubisz.

Jessica podniosła ręce do góry.
– Cathy, czy ty aby na pewno dobrze się czujesz? To najbardziej zwariowany 

z twoich dotychczasowych pomysłów.

– Zaufaj mi – powiedziała Cathy z niecierpliwością. – Pracuję w teatrze, więc 

wiem, co robię.

– Twoja pewność siebie wcale mnie nie przekonuje.
– Powinna. Znam się na tym.
– Czy nie będę zbyt wymagająca, jeśli  poproszę,  żebyś  mi  wyjaśniła, co  się 

kryje za twoim nowym planem?

– Ani trochę. – Cathy lekkim krokiem podeszła do sofy, usiadła i założyła no-

gę na nogę. – Współczucie. Chcę, żeby Damian myślał, że coś ci się stało: skręcona 

background image

kostka, zwichnięte kolano, coś z  tych rzeczy. Jeśli kocha cię choć w połowie tak 
mocno, jak przypuszczam, to nie będzie mógł pozostać obojętny. Pospieszy z po-
mocą, a kiedy tylko cię dotknie, nie będzie w stanie ukryć swoich uczuć. – Nagle 
przerwała. – Ale pilnuj się. Musisz być przygotowana...

– Na co?
– On  może  być  na  ciebie  po  prostu  wściekły.  Złość  u  mężczyzny  to  coś 

znacznie bardziej skomplikowanego niż u nas, kobiet. Będzie myślał, że nie dbasz 
o  siebie,  i  będzie  się  poczuwał  do  odpowiedzialności  za  to.  Z  mężczyznami  tak 
bywa.  Może  nawet  dojść  do  wniosku,  że  to  wina  Evana.  Weź  to  wszystko  pod 
uwagę.

– Pewnie, że Damian będzie zły! – wykrzyknęła Jessica. – Będzie miał pełne 

prawo, by się wściec, kiedy odkryje, że udaję, aby wywołać w nim współczucie.

– Nie może o tym wiedzieć – stwierdziła po prostu Cathy.
– Słuchaj – Jessica głęboko westchnęła – doceniam twoją pomysłowość, na-

prawdę, ale nie potrafię udawać. Damian od razu by się zorientował. Nie jestem tak 
dobrą aktorką jak ty, więc przejrzałby mój podstęp w jednej chwili. Zapominasz, że 
jest doświadczonym adwokatem.

Cathy zmarszczyła brwi, przygryzła dolną wargę i zamyśliła się.
–Zgoda – powiedziała po minucie. – Nie myśl już o skręconej nodze. Jedyne, 

co mogę ci zaproponować, to całkowita szczerość. Nie masz pojęcia, jak to czasem 
dobrze działa. Może teraz właśnie tak będzie.

– Tak się składa, że zgadzam się z tobą w zupełności. Ta cała sytuacja stała 

się bezsensowna. Ani trochę nie umiem grać. Chciałabym pomóc Evanowi, lecz nie 
kosztem mojego dobrego samopoczucia.

– Co zamierzasz powiedzieć Damianowi?
– Jeszcze nie wiem. – Myśl o tym przygnębiła ją. – Najbardziej się boję, że 

Damian uśmiechnie się czule i powie, że moje wyznanie mu pochlebia i że czuje 
się zaszczycony...

– A jego głos będzie pełen smutku – dokończyła Cathy, demonstrując właści-

wą sobie skłonność do dramatyzowania.

– Właśnie. Potem westchnie i doda, że niestety nie może odwzajemnić moich 

uczuć.

– To do niego podobne – zgodziła się Cathy.
–Oczywiście będzie łgał jak najęty... przez wzgląd na brata. Po prostu go nie 

słuchaj. Uwierz mi, Jess, on cię kocha.

Jessica całym sercem pragnęła, żeby to była prawda. Spojrzała na przyjaciół-

kę,  uświadomiła  sobie,  jak  bardzo  ceni  jej  wsparcie,  i  podniosła  kciuki  w  geście 
uznania. Cathy roześmiała się i zrobiła to samo.

Evan był już w swoim gabinecie, kiedy Jessica weszła do biura w poniedzia-

background image

łek rano.

– Dzień dobry – zawołał wesoło. – Cieszę się, że już jesteś.
– Czy chcesz, żebym zaparzyła kawę? – zapytała. Spojrzała na ekspres i za-

uważyła, że Evan już to zrobił.

Wyszedł z gabinetu z kubkiem w ręku i przysiadł na rogu jej biurka. Patrzył 

na nią iskrzącymi się oczami.

–Czy jesteś wypoczęta i gotowa stawić czoło światu?
Jessica  uśmiechnęła się.  Tego  nie  mogłaby  powiedzieć  nawet  w  najlepszy  z 

poniedziałkowych poranków.

– Niezupełnie. Zapytaj mnie o to w środę albo w czwartek.
– W takim razie może to poprawi ci humor – powiedział. Podał jej dwa bilety, 

które wyjął z kieszeni marynarki. – Dwa miejsca w loży na mecz drużyny Red Sox 
dziś wieczorem.

– Moja ulubiona drużyna! – wykrzyknęła.
– To właśnie powiedziała mi twoja mama. Przygotuj się, moja śliczna Jessico. 

Zaplanowałem sobie, że cię usidlę.

Spojrzała na niego badawczo. Tego ranka obudziła się z postanowieniem, że 

raz na zawsze wyjaśni wszystko między sobą i braćmi Drydenami, a tu Evan krzy-
żuje jej szyki. Na domiar złego, wspomagany przez matkę.

– Evanie, musimy porozmawiać – powiedziała, nie patrząc mu w oczy. Przez 

całą drogę do biura powtarzała w myślach to, co zamierzała mu oznajmić.

– Teraz nie mogę, Jess. Przepraszam. Zaraz muszę być w sądzie w związku ze 

sprawą Portera. Ale nie martw się, później będzie dużo czasu na rozmowę. Przyja-
dę po ciebie o wpół do siódmej, dobrze?

– Dobrze. – Zmusiła się do uśmiechu.

Kiedy Evan zjawił się wieczorem,  była już zdecydowana – po  meczu powie 

mu, co jej leży na sercu.

Mieli bardzo dobre miejsca, wszystko widzieli doskonale. Jedli parujące hot–

dogi i słone orzeszki, pili piwo z kufli. Evan już dawno nie był w tak dobrym na-
stroju. Dopingował swoją drużynę, krzyczał na sędziego. Kiedy Red Sox uzyskali 
przewagę, przeraźliwie zagwizdał.

W  pewnej  chwili  wziął  ją  za  rękę  i  ścisnął  jej  drobne  palce.  Zawsze  lubiła 

Evana i nie potrafiła dłużej się na niego złościć. Na tym polegał jego czar. To było 
to, o czym mówił jego ojciec na pikniku. Evan miał dar zjednywania sobie ludzi, 
był  urodzonym  liderem.  Zawsze  był  mile  widziany,  podziwiany,  szanowany.  W 
trudnych sytuacjach u niego szukano rozwiązania.

Nagle wyczuła w nim zmianę. Puścił je dłoń i zamarł w bezruchu. Wydawało 

się, że nie oddycha.

– Evan?

background image

Próbował się uśmiechnąć. W tym momencie trybuny ryknęły, a kibice wstali z 

miejsc, lecz Jessica nie wiedziała, co się dzieje na boisku. Patrzyła na Evana.

– Co ci jest? – zapytała, kiedy okrzyki ucichły.
– Nic. – Próbował przekonać ją o tym uśmiechem, lecz mu się nie udało. Na 
pewno zdarzyło się coś złego; musiała się dowiedzieć, co.
– Chodź – powiedziała, i wstała, nie czekając na niego. – Idziemy.
– Jessico, nie trzeba, nic mi nie jest.
– To nieprawda i nawet nie próbuj mnie przekonywać, że nie mam racji.
– Nic się nie stało – powtórzył.
Nie zwracając na niego uwagi, wzięła torebkę i wyszła z loży. Nie miał inne-

go wyjścia, musiał pójść za nią.

–Czy ktoś ci kiedykolwiek powiedział, jaka jesteś uparta? – zapytał, kiedy ją 

dogonił. Ich kroki dźwięczały na betonowych stopniach, prowadzących ku wyjściu 
ze stadionu. Od czasu do czasu słyszeli za plecami okrzyki kibiców. Evan obejrzał 
się z żalem kilka razy.

– No, teraz powiedz, co się tam z tobą działo – zażądała Jessica, kiedy byli już 

blisko parkingu.

– Nic się nie działo.
– Jeśli jeszcze raz powiesz „nic”, zacznę krzyczeć. Kogo zobaczyłeś? – zapy-

tała, choć już znała odpowiedź. Tylko jedna osoba mogła wywołać tak pełną bólu 
reakcję Evana – kobieta, którą kochał i którą utracił.

– Dlaczego myślisz, że kogoś zobaczyłem? – żachnął się. Był zdenerwowany i 

nie próbował tego ukryć.

– Czy to była Mary Jo?
Zatrzymał się tak gwałtownie, że zrobiła kilka kroków, zanim się zorientowa-

ła, że nie ma go obok.

–Kto ci powiedział o Mary Jo? – zapytał ochrypłym głosem.
– Jeszcze nikt, lecz zaraz ty to zrobisz.
– Przykro mi, Jess, ale...
– Posłuchaj mnie, Evanie Drydenie. Musisz zrzucić z siebie ten ciężar raz na 

zawsze. Już dostatecznie długo starasz się ukryć ból, jaki  ci sprawiła. Najwyższy 
czas się go pozbyć! – Włożyła mu rękę pod ramię i zaczęli kluczyć po parkingu w 
poszukiwaniu samochodu.

Kiedy  wchodzili  do  jej  mieszkania,  Evan  był  ponury  i  zamyślony.  Nie  była 

pewna, czy dobrze zrobiła, nalegając, by opowiedział jej o kobiecie, którą kiedyś 
kochał. Bała się, że jej upór mógł otworzyć na wpół zagojoną ranę, ale wiedziała 
też, że nie powinien dłużej tłumić tego w sobie.

Poszła od razu do kuchni i zaczęła parzyć kawę. Evan usiadł przy kuchennym 

stole,  lecz  prawie  natychmiast  wstał  i  zaczął  krążyć  niecierpliwie  po  jej  małym 
mieszkaniu.

background image

Z  filiżanką  kawy  w  ręku  usiadła  w  swym  ulubionym  fotelu  i  obserwowała 

Evana. Czekała, aż zacznie mówić.

–Spotkaliśmy się przypadkowo – zaczął przytłumionym, pełnym napięcia gło-

sem – chociaż nie jestem pewien, czy to naprawdę był przypadek.

–Przypuszczasz, że zaaranżowała spotkanie? 
Evan spojrzał na nią zdumionym wzrokiem. 
– Nie... nie to. Myślę, że w życiu niewiele się zdarza naprawdę przez przypa-

dek.

–Rozumiem – powiedziała cichym głosem.
–Byłem na plaży z przyjaciółmi. Graliśmy w piłkę, piliśmy piwo i było nam 

dobrze. Wyrwaliśmy się z kieratu codziennych obowiązków. Chłonęliśmy słońce i 
pozbywaliśmy się nadmiaru energii.

Zatrzymał się przed Jessicą i mówił dalej.
–Większość moich przyjaciół już poszła, a ja szedłem brzegiem plaży i wtedy 

spotkałem Mary Jo. Wyszła na spacer z psem i on jej się wyrwał. Goniła go po pla-
ży, a ja, jak przystało na dżentelmena, złapałem smycz. Podziękowała mi i zaczęli-
śmy rozmawiać. Ona jest mała i ładna, ma brązowe oczy, które... Ale to wszystko 
już nieważne.

–Od razu ją polubiłeś? 
Evan skinął głową.
–Była w niej jakaś świeżość, entuzjazm, który aż kipiał. Od pierwszej chwili 

wiedziałem, że chcę ją lepiej poznać, więc zaproponowałem jej kolację. Odmowa 
zaskoczyła mnie.

Dla Evana to rzeczywiście musiała być nowość, pomyślała Jessica.
– Czy podała ci powód odmowy?
– Niejeden, ale udało mi się ją przekonać, że niepotrzebnie ma obiekcje. Cu-

downie się śmiała. Łapałem się na tym, że mówię różne absurdalne rzeczy tylko po 
to,  żeby usłyszeć  jej  śmiech.  Jej  bliskość  mnie  samego  skłaniała  do  śmiechu.  To 
był mój najweselszy dzień od wielu lat.

– Więc umówiła się z tobą?
– Niezupełnie.  –  Evan  zatopił  się  we  wspomnieniach  i  milczał  przez  długą 

chwilę.  –  Spędziłem  z  nią resztę  dnia  i  prawie  całą  noc.  Rozpaliliśmy  na  plaży 
ognisko i rozmawialiśmy do rana. Potem zaczęliśmy się regularnie spotykać. Przy-
nosiła ze sobą ożywienie i wesołość. Żyliśmy w zupełnie innych warunkach. Mary 
Jo jest najmłodsza z całej sześcioosobowej rodziny, i jest jedyną córką. Którejś so-
boty jej matka zaprosiła mnie na obiad. Jeszcze nigdy nie widziałem takiej groma-
dy pod jednym dachem. Wszędzie biegały dzieci. Kilka szwagierek Mary Jo było 
w ciąży. Wcześniej nie znałem takiej rodziny, tych przekomarzań, żartów, wesoło-
ści. Zrozum mnie dobrze. Sam mam dużą rodzinę, lecz tamta jest inna. Czułem się 
wśród nich naprawdę dobrze.

background image

– A oni na pewno czuli się dobrze z tobą. 
Spojrzał na nią z powątpiewaniem.
– Chciałbym, żeby tak było.
– Co się wydarzyło potem? – ponagliła Jessica, gdy zamilkł na chwilę. Była 

ciekawa szczegółów.

– Już pierwszego dnia, na plaży, wiedziałem, że się w niej zakocham. – Mówił 

tak  cicho,  że  z  trudem  odróżniała  słowa.  –  Nie  traktuję  miłości  lekko,  ale  wtedy 
czułem się jak porażony... dlatego wiedziałem.

– Doskonale to rozumiem – powiedziała. Tak samo się czuła przy Damianie.
– Kiedy poznałem jej rodzinę, zdałem sobie sprawę, jak bardzo chcę się z nią 

ożenić, jak bardzo chcę, żebyśmy mieli pięcioro albo sześcioro dzieci. Dom Sum-
merhillów był pełen miłości i chciałem, żeby kiedyś moje dzieci też wyrosły w ta-
kiej szczęśliwej, swobodnej atmosferze.

– Zdaje się, że Mary Jo to niezwykła kobieta – powiedziała Jessica łagodnie.
–Niezwykła – wyszeptał.
–Poprosiłeś, żeby została twoją żoną, prawda? 
– Tak. – Na twarzy Evana pojawił się bolesny uśmiech. – Potem przedstawi-

łem ją rodzicom. Była onieśmielona bogactwem mojej rodziny, od razu to zauwa-
żyłem. Kto by nie był, zobaczywszy po raz pierwszy Szepczące Wierzby. Moi ro-
dzice mieli wątpliwości, czy pasujemy do siebie, ale kiedy poznali Mary Jo, zmie-
nili zdanie.

– Nie przypominam sobie, żebym słyszała o zaręczynach – powiedziała Jessi-

ca.

– Chciałem  dać  jej  pierścionek  z  brylantem,  ale  wybrała  z  perłą.  Właśnie 

skończyła praktykę po studiach i zaczęła pracować jako nauczycielka. Wołała od-
wlec  formalne  ogłoszenie  zaręczyn,  do  czasu  gdy  zaaklimatyzuje  się  w  pracy,  a 
przede wszystkim, gdy minie czterdziesta rocznica ślubu jej rodziców, która przy-
padała w październiku. Nie miałem specjalnej ochoty na czekanie – przyznał Evan 
– ale zgodziłem się, ponieważ... no cóż... ponieważ byłem gotów zrobić wszystko, 
czego chciała Mary Jo. – Przerwał i nabrał głęboko powietrza. – Po raz pierwszy 
zacząłem  coś  podejrzewać na  początku  października. Wynajdywała  coraz  to  inne 
usprawiedliwienia, żeby się ze mną nie zobaczyć. Początkowo je akceptowałem, bo 
sam byłem zajęty, i choć tęskniłem, nie robiłem z tego problemu. Oczywiście nie 
byłem z tego zadowolony, ale rozumiałem, że jest pochłonięta pracą i obowiązkami 
rodzinnymi. Kilka razy zajrzałem do jej rodziców. Wydawało mi się, że cieszą ich 
moje odwiedziny, a jej matka zawsze zapraszała mnie na obiad, jakby była przeko-
nana, że głoduję. – Uśmiechnął się.

– To chyba bardzo mili ludzie.
Evan mówił dalej, jakby jej w ogóle nie słyszał.
–Kiedy Mary Jo odesłała mi pierścionek pocztą, czułem się ogłuszony. Mia-

background image

łem już kilka niespodzianek w życiu, przyjemnych i nieprzyjemnych, ale żadna nie 
była dla mnie takim szokiem.

Jessica poczuła  złość do  Mary  Jo  za  brak odwagi,  by  spotkać się  z  Evanem 

twarzą  w  twarz.  Jeśli  chciała  zerwać  zaręczyny,  nawet  nieformalne,  to  mogłaby 
przynajmniej  powiedzieć  mu  to  osobiście.  Odsyłanie  pierścionka  pocztą  było 
tchórzliwe i okrutne.

– Pojechałem do niej wściekły – ciągnął Evan.
– Miałeś pełne prawo być wściekły. 
Pokręcił głową.
–Powinienem był odczekać, ochłonąć. Żałuję, że tak nie zrobiłem. Kiedy sta-

nąłem przed nią, powiedziała, że jest ktoś inny – wyszeptał. – Początkowo jej nie 
uwierzyłem. Broniłem się przed myślą, że kobieta, której podstawową zasadą była 
uczciwość, mogłaby spotykać się z kimś za moimi plecami. To mi się nie mieściło 
w głowie. Ale myliłem się. – Znów zniżył głos do szeptu. – Widocznie spotykali 
się  w szkole,  gdzie ona  uczy.  On też  jest  nauczycielem.  Być  zaręczoną ze  mną i 
jednocześnie kochać innego, to musiała być dla niej udręka.

Jessica spuściła oczy. Wprawdzie nie była zaręczona z Evanem, lecz spotyka-

ła się z nim – a jednocześnie kochała Damiana. Słuchając Evana, w myślach potę-
piała Mary Jo, a sama robiła właściwie to, co tamta.

–Zobaczyłeś ją na meczu? 
Evan skinął głową.
–Była z  nim... Sądzę, że to  był on. – W jego oczach  znów pojawił się ból  i 

Jessica miała ochotę się rozpłakać. Nad Evanem, ale i nad samą sobą. Ładna z nich 
para... każde zakochane w kimś innym, każde nieszczęśliwe. – Mary Jo to niezwy-
kła kobieta – wyszeptał. – Szczęśliwy ten, kto się z nią ożeni... – przerwał, a na je-
go twarz powrócił dziwny uśmiech, będący połączeniem zachwytu i bólu. – Będzie 
wspaniałą żoną i matką.

–To wielkoduszne, co mówisz. W twojej sytuacji... 
– Gdybyś  znała  Mary  Jo,  mówiłabyś  to  samo. Podczas  tych  miesięcy,  które 

upłynęły od naszego rozstania, doszedłem do wniosku, że w tym wszystkim istotną 
rolę odgrywała moja osobowość. Mary Jo była pierwszą kobietą, która ze mną ze-
rwała. – Uśmiechnął się, jakby chciał powiedzieć, że wcześniej dobrze na to zasłu-
żył. – Myślę, że stałem się trochę zbyt pewny siebie.

– Wszyscy jesteśmy temu w jakiś sposób winni. 
Spojrzał na Jessicę i twarz mu spoważniała.
– Zepsułem cały nasz wieczór, prawda?
–Wcale  nie  –  odparła,  spodziewając  się,  że  wyczuje  szczerość  w  jej  głosie. 

Zrozumiała, jak żarliwie Evan kochał i jak głęboko tkwił w nim ciągle ból rozsta-
nia.

Po wysłuchaniu opowieści Evana o utracie ukochanej kobiety, utwierdziła się 

background image

w przekonaniu, że nie może dopuścić, by teraz przez nią stało się to samo. Nie mo-
że dalej wprowadzać go w błąd, pozwalając mu wierzyć, że ich znajomość przero-
dzi się w coś, czym nigdy nie mogłaby być.

Minął  tydzień.  Przy  każdej  okazji  Evan  opowiadał  jej  coraz  więcej  o  swym 

związku z Mary Jo. Doszła do  wniosku, że każde zaproszenie, na kolację  czy do 
teatru, to tylko pretekst do dalszych opowieści. Było to tak, jakby pękła w nim ta-
ma, jakby potrzeba, by dać ujście długo tłumionym emocjom, była zbyt silna, żeby 
mógł się jej przeciwstawić.

Ich spotkania przestały Jessicę niepokoić. Byli przyjaciółmi, nic więcej. Dzię-

ki częstym rozmowom jej też udało się trochę przed nim otworzyć.

– Czy jesteś zakochana? – spytał niespodziewanie któregoś wieczora, gdy szli 

przez Boston Common.

– Chyba tak – odparła niepewnie. – Tak – potwierdziła szybko. – Ale to nie to, 

o czym myślisz.

– To znaczy...?
– Nie w tobie, więc niech ci się nie przewraca w głowie. – Zdała sobie sprawę, 

że to zabrzmiało obraźliwie, więc natychmiast przeprosiła.

Evan roześmiał się.
Wieczór był piękny. Gwiazdy przypominały iskrzące się cekiny, zawieszone 

tak nisko, że wydawały się przyczepione do gałęzi drzew.

– Wiesz, że to miłość, prawda?
– O, tak – szepnęła.
– Czy ten tajemniczy mężczyzna też cię kocha?
–Nie... nie  wiem. Chciałabym, żeby tak było. Prawdę mówiąc,  nic na to  nie 

wskazywało. 

Damian nadal jej unikał. Od czasu gdy przez chwilę spotkali się w biurze, nie 

rozmawiała z nim ani razu.

Codziennie przychodził do biura punktualnie o ósmej i wychodził o piątej po 

południu. Przypuszczała, że jego rozkład dnia jest związany z zaangażowaniem w 
kampanię wyborczą ojca, więc jeśli chciała się z nim spotkać, musiała szukać oka-
zji w czasie pracy. Okazało się, że chyba łatwiej uzyskałaby audiencję u papieża. 
Nie  mogła  pojąć,  jak  to  możliwe,  żeby  ktoś  potrafił  tyle  zrobić  w  ciągu  jednego 
dnia. Próbowała z nim porozmawiać, lecz zawsze ktoś był w pobliżu.

Zaczęła  tracić  cierpliwość.  I  gdy  już  była  gotowa  podnieść  ręce  do  nieba  i 

krzyczeć ze złości, nadarzyła się okazja. Zupełnie przypadkowo, kiedy najmniej się 
tego spodziewała.

Szepczące Wierzby. Jego dom rodzinny.
Evan dowiedział się od jej matki, że Jessica grała w college'u w tenisa. Zain-

trygowany, zaproponował jej mecz. Uznała, że to może być miły sposób spędzenia 

background image

sobotniego popołudnia,  i  zgodziła  się.  Ponieważ  zapomniał zarezerwować kort w 
klubie tenisowym, pojechali do Szepczących Wierzb.

Odbijali piłkę przez całą godzinę i Evan zdecydowanie wygrywał. Jessica nie 

była zaskoczona jego sportowymi umiejętnościami, ale chciała mu zaimponować i 
nadwerężyła  sobie  kolano.  To  nie  było  nic  poważnego,  ale  nalegał,  by  przerwali 
grę.

Poszli roześmiani  w kierunku domu.  Szybko zapomnieli o kolanie. Z daleka 

zauważyli matkę Evana, która siedziała w samochodzie i bezskutecznie próbowała 
go  uruchomić. Za godzinę musiała być w sztabie wyborczym,  więc denerwowała 
się coraz bardziej.

– Nie martw się, mamo – powiedział Evan i pocałował ją czule w policzek. –

Zawiozę cię.

– Nie ma mowy – zaprotestowała Lois Dryden i spojrzała na jego dwuosobo-

we sportowe auto.

– Przecież mówiłaś, że dałaś Richmondowi wolny dzień – powiedział i otwo-

rzył drzwi swego samochodu. – Wsiadaj, mamo, nie ma rady.

– A co będzie z Jessicą?
– Doskonale potrafię zająć się sama sobą – zapewniła Jessica. Poczekała, aż 

samochód odjechał, otarła ramieniem pot z czoła i weszła do domu. W lodówce w 
kuchni znalazła zimną wodę mineralną.

Nuciła pod nosem popularną melodię, gdy drzwi kuchni nagle się otworzyły.
– Mamo, co ty tu jeszcze robisz? Powinnaś już być... – Damian stanął jak wry-

ty. – Jessica?

– Twoja mama nie mogła uruchomić samochodu, więc pojechała z Evanem –

wyjaśniła.

– Pojechała  z  Evanem...  W  takim razie  zobaczę, co  się  stało z  jej  samocho-

dem. – Już chciał być od niej daleko.

–Damianie... – Nagle przypomniała sobie pomysł Cathy: bolące kolano. Wła-

śnie ją bolało, co prawda lekko, ale trudno byłoby o lepszy moment, by to wyko-
rzystać.

Skupiła się na  swej prawej nodze i pokuśtykała w jego stronę. Nienawidziła 

uciekania się do tego rodzaju podstępnych metod,  lecz za wszelką cenę chciała z 
nim porozmawiać. Na pewno jej wybaczy, jeśli pozna prawdę.

Spojrzał na jej kolano z wyraźnym niepokojem. Miała na sobie białą koszulkę 

i krótką tenisową spódniczkę.

– Co z twoim kolanem? – zapytał i podszedł do niej.
– Nic mi nie jest – szepnęła.
– Usiądź.  –  W  jego głosie  bynajmniej  nie  było  czułości.  –  Czy  Evan  o  tym 

wie?

– Tak, ale to nic wielkiego – wykrztusiła. Przysunął taboret i posadził ją. Za-

background image

mknęła oczy, poczuwszy dotknięcie jego rąk. Boże, jak za nim tęskniła! Od wielu 
dni  czekała na  okazję,  żeby być  z nim sam  na sam, i  teraz  nie miała zamiaru  jej 
stracić. – Musimy porozmawiać – powiedziała. – Słuchaj, ja...

– Porozmawiamy, jak obejrzę twoje kolano. Co u licha opętało mojego brata, 

że cię zostawił w takim stanie?

– Damianie, posłuchaj, proszę.
– Później. – Zaczął wkładać lód do plastikowej torebki.
Zdenerwowana, wstała i, kulejąc, poszła w jego stronę.
– Nic mi nie będzie. To pewnie tylko naciągnięty mięsień.
– Powinien cię zbadać lekarz – powiedział stanowczo. Jeszcze raz posadził ją 

na taborecie, a na drugim oparł jej nogę. Do kolana przyłożył torebkę z lodem.

– Muszę z tobą porozmawiać o Evanie i o mnie. Nie kocham Evana, a on nie 

kocha mnie. Jesteśmy przyjaciółmi, nic więcej. On kocha Mary Jo, a ja kocham...

– Masz  trzymać  lód  na  kolanie  co  najmniej  przez  dwadzieścia  minut,  rozu-

miesz?

Jessica podniosła się z taboretu i wrzuciła lód do zlewu. Była wściekła.
– Musisz mnie  wysłuchać, Damianie!  Wiem, że  sama  wszystko  komplikuję. 

Nie powinnam była  wykorzystywać kolana, żeby cię tu zatrzymać, ale  wydawało
mi się, że to jedyny sposób.

– Więc skręciłaś nogę, czy nie?
– Tak, ale tylko trochę. Chcę porozmawiać o nas. O tobie i o mnie.
– Jessico  –  odparł,  z  trudem  ukrywając  zniecierpliwienie  –  spotykasz  się  z 

moim bratem.

– Twój brat i ja jesteśmy przyjaciółmi, to wszystko. Ile razy muszę ci to po-

wtarzać?

– Evan  się  zmienił  –  stwierdził  stanowczo. –  Sądzisz,  że  tego  nie  zauważy-

łem? Po wielu miesiącach jest wreszcie sobą. Odzyskaliśmy Evana dzięki tobie.

–Być może, ale nie w taki sposób, jak myślisz.
–Nieważne, co myślę – powiedział ze złością. –

Spotykasz  się  z  moim 

bratem, więc nie może być żadnego „ty i ja”. Rozumiesz?

– Nie! – krzyknęła. – Nie rozumiem!
– Musi tak być, Jessico.
– Ale dlaczego? – Ledwie go widziała przez łzy. Nie odpowiadał przez kilka 

długich jak wieczność sekund.

– Bo już tak jest.
– Czy...  czy  to  znaczy,  że  chcesz,  żeby  tak  było? – Gardło  miała  ściśnięte. 

Dłonie zwinęła w pięści.

–Tak – odparł po chwili, która wydawała się najdłuższą chwilą w jej życiu. –

Chcę, żeby tak było.

Odwróciła się do niego plecami. Jak to dobrze, że nie wyznała mu swej miło-

background image

ści! I bez tego czuła się upokorzona.

– Jessico... – W jego ustach zabrzmiało to jak wymówka.
Zwiesiła głowę. Była pewna, że zaraz odejdzie, tak jak zwykle – ale nie zrobił 

tego.  Odwrócił  ją  ku  sobie  i  objął,  jakby  musiał  poczuć  jej  bliskość,  jakby  tylko 
dzięki temu mógł się uchronić przed szaleństwem. A potem przycisnął wargi do jej 
ust.

Ten pocałunek był gwałtowny i pełen pożądania, zupełnie inny niż poprzed-

nie. Przywarła do niego i zapomniała o wszystkim. Był tylko on i radość, że jest w 
jego ramionach. Pieściła twarz Damiana rozbieganymi palcami. Odchyliła głowę, a 
on pokrywał pocałunkami jej policzki i szyję.

– Dość – jęknął i spróbował uwolnić się z jej ramion. Nie puściła go. Objęła 

za szyję i ukryła twarz na jego piersi. – Jessico, proszę. – Kiedy rozrywał jej sple-
cione ręce, czuła, że drży podobnie jak ona. Objął jej dłonie i pochylił się ku niej.

Dźwięk zamykanych  frontowych drzwi zabrzmiał jak grzmot. Damian odsu-

nął się i stał już do niej tyłem, gdy do kuchni wszedł Evan, pogwizdując. Zobaczył 
brata i zatrzymał się.

– Cześć, Damianie. Cieszę się, że dotrzymałeś towarzystwa mojej  dziewczy-

nie.

Damian  mruknął coś  na  temat  samochodu  matki  i  wyszedł  z  kuchni,  ledwie 

skinąwszy bratu głową.

Jessica myślała, że pęknie jej serce.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

–Dziękuję ci – powiedział Evan, gdy pół godziny później wysiadali z samo-

chodu pod jej domem. – Wiesz, w poniedziałek będzie uroczysta kolacja, na którą 
mój  ojciec  zaprasza  trzystu  najbliższych znajomych.  Chciałbym,  żebyś  poszła  na 
nią ze mną.

Jessica spojrzała na Evana i uświadomiła sobie, że nie wie, co powiedział. By-

ła pełna bólu. Damian nie kochał jej, nie chciał. Prawie wyznała mu miłość, a on ją 
odtrącił i odszedł.

– Jessico, nic ci nie jest?
– Czuję się świetnie – skłamała, choć była bliska płaczu.
– Mówiłem ci o kolacji.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem. Kolacja?
– W poniedziałek wieczorem – powiedział powoli i pomachał jej ręką przed 

oczami. – Może jednak mi powiesz, co się z tobą dzieje?

– Czy  mogę  już  pójść  na  górę?  –  zapytała,  zamiast  mu  odpowiedzieć.  Nie 

miała  nastroju  do  wyjaśniania  czegokolwiek,  a  zwłaszcza  tego,  co  się  wydarzyło 
między nią a Damianem.

– Proszę bardzo.
Odprowadził ją do mieszkania, wyjął jej z rąk rakietę tenisową i schował do 

szafki w przedpokoju, a potem poszedł za nią do kuchni i podał jej szklankę wody 
z lodem.

Jessica usiadła przy stole i uśmiechnęła się.
–Czuję  się  świetnie  –  powiedziała,  i  tym  razem  kłamała  już  nieco  mniej. 

Owszem, została zraniona, lecz było to precyzyjne ciecie, głębokie i szybkie.

Wiedziała teraz to, czego się spodziewała od początku. Damian jej nie kochał.
– Dziękuję, Jess – powiedział jeszcze raz Evan, i choć były to zwykłe słowa, 

wyczuła w nich głębsze znaczenie.

– Za to, że pozwoliłam się pokonać w tenisa? – zapytała, choć wiedziała, że 

miał na myśli coś znacznie więcej.

Uśmiech zniknął z jego oczu.
–Za  to  również,  lecz  przede  wszystkim  za  cierpliwe  wysłuchiwanie  mnie 

przez kilka dni. Rozmowa o Mary Jo rozjaśniła mi w głowie. Uświadomiłem sobie, 
co było złego między nami i jak bardzo ciągle ją kocham. – Westchnął z bólem.

– To nie grzech, Evanie.
– Pomogła mi rozmowa. Może więc warto, żebyś i ty mi opowiedziała, co cię 

gnębi? Nie oszukasz mnie, widzę łzy w twoich oczach.

Spuściła wzrok i zaczęła się wpatrywać w szklankę. 

background image

– Nie... nie jestem jeszcze przygotowana, żeby o tym mówić. Nie złość się na 

mnie. Muszę najpierw uporządkować swoje uczucia.

– Rozumiem. – Ujął jej dłoń. – Czy pójdziesz ze mną na poniedziałkową ko-

lację?

– Dobrze – zgodziła się, choć początkowo chciała odmówić. Doszła do wnio-

sku,  że  siedzenie  w  domu  i  użalanie  się  nad  sobą  nic  nie  pomoże.  Od  tej  chwili 
miała zamiar bawić się i cieszyć życiem.

– Damian też tam będzie – zawiesił głos, jakby spodziewał się komentarza.
Skinęła głową. Po dzisiejszym popołudniu to nie robiło jej różnicy.
– Ma kogoś przyprowadzić – dodał. – Czy masz coś  przeciwko temu, żeby-

śmy siedzieli przy jednym stole?

– Ani trochę – odparła pogodnie. – Im nas będzie więcej, tym będzie weselej.

– Pomyślałam sobie, że przejrzymy twoją szafę, zanim pojedziesz na tę kola-

cję – powiedziała Cathy, wchodząc do mieszkania Jessiki. Jessica zrozumiała swój 
błąd już w chwilę po tym, gdy powiedziała przyjaciółce o zaproszeniu. Cathy od 
razu uparła się, że to ona wybierze jej sukienkę.

–Od  wielu  lat  bez  problemów  sama  sobie  radzę  z  ubieraniem  się  –  podjęła 

próbę obrony.

Cathy już buszowała wśród sukienek, przesuwając je to w tę, to w drugą stro-

nę, jakby to było zadanie o pierwszorzędnym znaczeniu. Przerwała na chwilę i nie-
cierpliwie tupnęła nogą.

– Nie masz pojęcia, jak się zawiodłam na Damianie. Czy jesteś pewna, że go 

dobrze zrozumiałaś? – Mówiła takim tonem, jakby wszystkiemu była winna Jessi-
ca.

– Nie ma mowy o nieporozumieniu – odparła stanowczo. Żałowała, że w ogó-

le  cokolwiek  powiedziała przyjaciółce.  Nie  zrobiłaby  tego,  gdyby  Cathy nie  była 
we wszystko wtajemniczona. – On nie chce mieć ze mną do czynienia. Nie mógłby 
tego wyrazić w sposób bardziej oczywisty.

– Ja w to nie wierzę. Coś tu jest nie w porządku i ty to powinnaś wyjaśnić.
– Wiem,  co  to  jest  –  zaoponowała  Jessica.  Nie trzeba było  dzielić  włosa  na 

czworo,  skoro  odpowiedź  była  taka  prosta.  Gdyby  Damianowi  naprawdę  na  niej 
zależało, znalazłby sposób, żeby wszystko uporządkować. Nie znalazł, bo mu nie 
zależało.

Cathy dalej badała zawartość szafy.
– Chyba przyjdziesz na premierę, prawda? – zapytała.
– Nic by mnie nie mogło zatrzymać. – Jessica była dumna z sukcesu Cathy, 

która dostała świetną rolę Adelajdy w sztuce „Chłopaki i dziewczyny”, wystawia-
nej przez bostońskiego producenta. Domyślała się też, że Cathy jest zakochana w 
reżyserze, Davidzie Carsonie. Wspominała o nim ostatnio kilkakrotnie i za każdym 

background image

razem jej głos jakby lekko się załamywał.

– Myślę, że zaproszę też  Damiana – rzuciła nonszalancko Cathy. – Przecież 

go już znam. – Spojrzała na Jessicę. – Nic nie masz do powiedzenia?

–Rób, co chcesz, Cathy.
Cathy zaśmiała się krótko, ale wymownie.
– Nie oszukasz mnie, Jess, za dobrze cię znam. Nie wiem, co się stało Damia-

nowi, ale możesz mi wierzyć, że wkrótce powróci.

– Szczerze w to wątpię. – Nie potrafiła ukryć pesymizmu.
Cathy wyjęła z szafy trzy sukienki i rozłożyła je na łóżku. Wzięła się pod bo-

ki, obeszła łóżko dookoła, a potem dwie z nich schowała z powrotem.

Pozostała długa czarna suknia, gładka i połyskująca, ze srebrnymi ozdobami.
–Przymierz ją.
Jessica  niechętnie  zdjęła  ubranie  i  włożyła  sukienkę  wybraną  przez  Cathy. 

Odgarnęła włosy, żeby przyjaciółka mogła zapiąć suwak do końca. Potem podeszła 
do lustra i wydała pełne zawodu westchnienie.

– Przypominam Natashę ze szpiegowskiej kreskówki.
– Nic podobnego. Sukienka jest świetna.
– Chyba tylko wśród szpiegów. – A z drugiej strony, może to właśnie dobrze? 

Jeśli ma siedzieć przy jednym stole z Damianem i jego towarzyszką, to chciałaby 
mieć pewność, że zwróci na siebie jego uwagę, i że będzie wiedział, co traci.

Evan przyjechał po nią pięć minut przed czasem, kiedy właśnie kończyła ma-

kijaż.

–Jesteś piękna – powiedział. – Naprawdę piękna. 
Po  tych słowach uznania czuła  się  pewniej – do czasu gdy  znaleźli się przy 

stole,  gdzie  siedzieli  już  Damian  i  towarzysząca  mu  kobieta,  wysoka  blondynka, 
piękna i wyniosła.

–Nadine  Powell – przedstawił ją  Damian.  –  Mój  brat Evan i  Jessica  Keller-

man.

Jessica zerknęła na Damiana i z zadowoleniem zauważyła, że patrzy na nią jak

dziecko  na  choinkę  w  dniu  Bożego  Narodzenia.  Cathy  miała  rację  –  suknia  była 
świetna. Damian nagle odwrócił wzrok, jakby zły na samego siebie, że nie potrafił 
zachować się obojętnie.

–Nadine. – Evan ujął jej dłoń i przytrzymał nieco dłużej, niż było to koniecz-

ne.

Kolacja  trwała  bardzo  długo,  głównie  z  powodu  przemówień  wielu  gadatli-

wych  polityków.  Jessica  straciła  rachubę  co  do  liczby  mówców  i  liczby  poda-
wanych  potraw.  Przemówienia  prawie  uniemożliwiały  prowadzenie  konwersacji 
przy stole, lecz zdołała się dowiedzieć, że Nadine i Damian byli od dawna przyja-
ciółmi.  Przyjaciółmi  i  niczym więcej,  zaczęła wyjaśniać Nadine, oceniwszy  sytu-

background image

ację zadziwiająco trafnie. Damian natomiast zachowywał się tak, jakby Jessiki tam 
nie było. Przez cały wieczór nie odezwał się do niej ani słowem.

Kiedy talerzyki po deserze zostały uprzątnięte, na niskiej estradzie, obok dę-

bowego wypolerowanego parkietu do tańca, zaczęła grać dziesięcioosobowa orkie-
stra.

–Zatańczymy? – zapytał Evan i wyciągnął rękę do Jessiki. Orkiestra grała jej 

ulubione bigbandowe melodie z lat czterdziestych. Evan wystukiwał rytm i kołysał 
się do taktu.

Odmówiła. Nie lubiła być pierwsza na parkiecie.
– Wolałabym przeczekać pierwsze tańce, jeśli pozwolisz.
– Ani myślę. – Poderwał ją z krzesła, zaprowadził na parkiet i, choć taniec był 

szybki, otoczył ramieniem i przytulił do siebie.

– Evanie – syknęła, zdając sobie sprawę, jakie muszą robić wrażenie. Wyglą-

dali jak para zakochana do szaleństwa.

– Ciii... – szepnął jej do ucha.
– Co ci się stało?
– Mnie? – zapytał, po czym odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się, jakby po-

wiedziała coś bardzo zabawnego. – Nic. Po prostu dobrze się bawię.

– Moim kosztem – szepnęła ze złością. – Niedługo wszyscy będą o nas mó-

wić.

– Niech sobie mówią.
–Z tobą naprawdę jest niedobrze – stwierdziła. Znów się roześmiał.
–Niekoniecznie. Ale zaraz wszystko powinno być w porządku.
Nie miała pojęcia, co Evan ma na myśli, ale nie chciała ciągnąć tej farsy. Gdy 

tylko melodia się skończyła, wysunęła się z jego objęć i wróciła do stołu.

– Jessice dokucza kolano – wyjaśnił Evan, po czym bez żadnych wstępów po-

prosił Nadine i poszedł z nią na parkiet. Damian wyglądał na wyprowadzonego z 
równowagi.

– No cóż – powiedziała Jessica z poważną miną. – Do odważnych świat nale-

ży.

Damian zmarszczył brwi.
– Mógł poprosić kogoś innego. – Zacisnął palce wokół szklanki i skupił się na 

obserwowaniu tańczących par. Dobrze, że nie chce ze mną rozmawiać, pomyślała 
Jessica.  Bardzo  dobrze.  Uważała,  że  wszystko  już  zostało  powiedziane;  Damian 
widocznie był tego samego zdania. – Jak twoje kolano? – zapytał niespodziewanie.

– Zupełnie dobrze. To tylko Evan znalazł sobie pretekst, żeby zatańczyć z Na-

dine.

Spowiły  ich  nastrojowe  dźwięki  muzyki.  Po  chwili  Jessica  zaczęła  wystuki-

wać rytm nogą. Żałowała, że nie chciała zostać dłużej na parkiecie.

–Chodźmy – powiedział Damian, wyraźnie bez entuzjazmu. Wstał i podał jej 

background image

rękę.

Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
–Nie  ma  nic  gorszego,  niż  siedzieć  obok  kobiety,  która  najwidoczniej  chce 

tańczyć.

– Ja... – Zamierzała powiedzieć, że nie ma nic gorszego, niż tańczyć z kimś, 

kto  najwidoczniej  nie  chce  być  jej  partnerem.  Ale  zanim  zdążyła  się  odezwać, 
wziął ją za rękę i poprowadził na parkiet. Po drodze mruczał coś pod nosem niewy-
raźnie. Zrozumiała tylko, że chodziło o Evana i że nie był z niego zadowolony.

Chętnie  udusiłaby  Evana  za  to,  że  zostawił  ją  samą  z  Damianem.  Orkiestra 

grała  szybkie  melodie,  lecz  kiedy  weszli  na  parkiet,  rozpoczęła  wolny,  ro-
mantyczny utwór. Światła przygasły, a Jessica w duchu jęknęła.

– Poczekajmy na następny – zaproponowała.
– Nie ma  mowy – odparł i wziął ją w ramiona. Nie rozumiała, dlaczego po-

czuwał się do obowiązku zatańczenia z nią. Obejmował ją sztywno, jakby bał się 
jej  bliskości.  Był  wyprostowany,  patrzył  wprost  przed  siebie.  –  Rozluźnij  się  –
szepnął niecierpliwie. – Przecież nie gryzę.

– Ja? – zapytała ze zdziwieniem. – Czuję się, jakbym tańczyła z manekinem.
– No dobrze, spróbujmy oboje.
Nie zdawała sobie sprawy, że była tak spięta. Zamknęła oczy i głęboko wes-

tchnęła. Czuła, jak opada napięcie z Damiana. Kiedy otworzyła oczy, objął ją moc-
niej. Oparła głowę o jego policzek. Ich ciała poruszały się łagodnie w rytm muzyki. 
Ulga, jaką jej to przyniosło, była warta każdej minuty oczekiwania, by znaleźć się 
w jego ramionach.

To jest moje miejsce, pomyślała ze smutkiem; to zawsze było moje miejsce. 

Damian  na  pewno  też  to  czuje.  Gdyby  było  inaczej,  czy  obejmowałby  mnie  tak, 
jakbym była czymś najcenniejszym na świecie? Dlaczego dotykałby ustami moich 
włosów, jakby nie mógł się doczekać pocałunku?

Oboje milczeli; obawiali się, że słowa zepsują nastrój. Muzyka ucichła, a ona 

nadal tuliła się do Damiana, nie chcąc, by minęły te chwile błogości.

– Powinniśmy wrócić do stołu – odezwał się Damian. Brak przekonania w je-

go głosie dał jej nadzieję.

– Nie widzę Evana ani Nadine. Czy chcesz zatańczyć jeszcze raz? – zapytała.
Milczał przez długą chwilę, a potem powiedział ochryple: – Tak.
– Ja też chcę.
– Jessico, posłuchaj...
Nieśmiało podniosła głowę i spojrzała na niego. W oczach miała tęsknotę tak 

wielką, że nie potrafiła jej ukryć.

–Nie teraz, Damianie, proszę.
Zamknął na moment oczy, westchnął i kiwnął głową.
Straciła  poczucie  czasu.  Wiedziała, że  tańczą  dużo  dłużej  niż powinni.  Spo-

background image

glądała w kierunku stołu, lecz nie było tam ani Nadine, ani Evana.

Damian zaczął zdradzać oznaki zdenerwowania dopiero wtedy, gdy orkiestra 

zagrała szybciej. Wiedziała, że coś jest nie w porządku, kiedy tylko wypuścił ją z 
ramion. Patrzyła na jego zaciętą minę i niczego nie rozumiała.

– Braciszek zapłaci mi za to – mruknął.
– Za co? – zapytała cichym głosem.
Zamiast odpowiedzieć, zacisnął zęby. Widać było, że stara się opanować.
Usiedli przy stole jak obcy. Jessica nie mogła tego znieść. Wstała, przeprosiła 

i obeszła sąsiednie stoliki, witając się ze znajomymi. Gdy wróciła, obok Damiana 
siedział Evan. Nadine nigdzie nie było widać. Bracia rozmawiali ze sobą gwałtow-
nie, lecz na jej widok Damian zamilkł i zaczął patrzeć w innym kierunku.

– Zaniedbuję cię – powiedział Evan ze skruchą, ująwszy jej rękę w swoje dło-

nie. – Przepraszam, Jessico. Czy możesz mi wybaczyć?

–Oczywiście.  –  Cóż  innego  mogłaby  zrobić?  Zażądać,  żeby  ją  natychmiast 

odwiózł do domu? To byłoby idiotyczne. Zwłaszcza że uważała go tylko za przyja-
ciela. A poza tym, dzięki niemu mogła być długo z Damianem.

Kilka  minut  później  wróciła  Nadine,  zdyszana  i  roześmiana.  Cała  czwórka 

zamówiła  drinki.  Kelnerka  właśnie  je  przyniosła,  gdy  do  stołu  podeszli  Walter  i 
Lois Drydenowie.

–Mamy nadzieję, że się dobrze bawicie. 
Evan powiedział, że oczywiście tak.
Lois uśmiechnęła się życzliwie do Jessiki, a potem delikatnie położyła dłonie 

na jej ramionach, pochyliła się i zbliżyła twarz do jej twarzy.

– Tyle ci zawdzięczamy – powiedziała i pocałowała ją w policzek.
– Ależ nie. – Słowa pani Dryden wprawiły ją w zakłopotanie.
– To  prawda.  Powiedz  sam,  Walterze.  Już  niemal  wpadliśmy  w  rozpacz  w 

związku z tym, co się działo z Evanem, i nagle wszystko się zmieniło, gdy tylko 
zaczęłaś pracować w firmie.

– Mamo... – Evan też nie wyglądał na zachwyconego.
– To prawda. Nawet nie wiesz, jak bardzo jesteśmy zadowolone, Joyce i ja, że 

się tak często oboje widujecie – ciągnęła Lois Dryden.

– Muszę przyznać rację twojej matce – powiedział Walter Dryden głębokim, 

dźwięcznym  głosem.  –  Jesteś  zdolnym  człowiekiem,  Evanie,  i  przed  tobą  wspa-
niała przyszłość. To było diabelnie przykre patrzeć, jak marnujesz życie z powodu 
kobiety, która nie może być twoja. Wszystko się zmieniło, od kiedy spotykasz się z 
Jessicą.

Po tych słowach przy stole zapanowała nienaturalna cisza. W kilka minut po 

odejściu państwa Drydenów pożegnali się pod jakimś pretekstem Damian i Nadine. 
Evan też nie miał ochoty zostać dłużej. Jessica z przyjemnością znalazła się w do-
mu. Miała już tego dość.

background image

Prawie  przez  całą  noc,  zamiast  spać,  rozmyślała.  O  świcie  podjęła  decyzję. 

Rano weszła do biura stanowczym krokiem, z oczami piekącymi z niewyspania.

–Muszę się zobaczyć na chwilę z panem Drydenem – powiedziała sekretarce 

Damiana.

W jej głosie było tyle determinacji, że młoda kobieta natychmiast sięgnęła po 

słuchawkę, aby ją zapowiedzieć.

Wkroczyła do gabinetu Damiana, który siedział za biurkiem i coś czytał. Pod-

niósł oczy i spojrzał na nią, jak zawsze z nieodgadniona miną.

– Czym mogę ci służyć, Jessico?
– Rezygnuję z pracy w tej firmie, od zaraz – powiedziała kategorycznie. Serce 

jej waliło. Wiedziała, że ryzykuje, bo o pracę było trudno. Ale ważniejsza była jej 
psychika. Gdy będzie trzeba, znajdzie sobie pracę dorywczą. Albo w innej dziedzi-
nie.

Jeśli Damiana zaskoczyło jej oświadczenie, to nie pokazał tego po sobie. Był 

zupełnie spokojny.

– To nagła decyzja, prawda? 
– Tak... ale konieczna.
– Czy Evan już wie?
– Jeszcze nie – odparła. – Ponieważ to ty mnie przyjmowałeś, czułam się w 

obowiązku powiedzieć najpierw tobie.

–Byłbym  ci  wdzięczny,  gdybyś  mogła  przepracować  dwutygodniowy  okres 

wypowiedzenia.

Jessica nie była pewna, czego oczekiwała. Niczego, powiedziała sobie, ale te-

raz wiedziała, że to nieprawda. W skrytości ducha modliła się, by Damian poprosił, 
żeby powtórnie wszystko przemyślała, by chociaż spróbował ją nakłonić do zmiany 
decyzji.  Zamiast tego  spokojnie przyjął  jej  rezygnację, jakby był  zadowolony,  że 
odejdzie.

To było bolesne. Kiedy poczuła, że nie jest w stanie dłużej ukrywać cierpie-

nia, odwróciła się i poszła w kierunku drzwi.

– Jessico.
Przystanęła, lecz już się nie odwróciła.
–Byłaś wartościowym pracownikiem naszej firmy. Będzie nam ciebie brako-

wało.

Tylko tyle miał jej do powiedzenia. Diabelnie mało.
–Dziękuję – szepnęła, a potem wyszła z gabinetu. Rozdygotana usiadła przy 

biurku. Odczekała chwilę, żeby się uspokoić, a potem sięgnęła po słuchawkę i wy-
kręciła numer Cathy.

–Co  takiego?!  –  wrzasnęła jej  przyjaciółka.  Jessica  nigdy  przedtem  nie  pro-

wadziła prywatnych rozmów przez służbowy telefon, ale tego dnia zrobiła wyjątek.

– Przecież słyszysz. Zwolniłam się.

background image

– Ale dlaczego?
– To długa historia – mruknęła. – Powiem ci tylko, że mam dość tej całej bez-

sensownej gry.

– Damian cię kocha.
Dała się zwieść opiniom Cathy i własnemu głupiemu sercu, bo bardzo pragnę-

ła, żeby tak było.

– Nie – wyszeptała. – Nie kocha.
– Jessico,  Jessico,  Jessico  –  powiedziała  Cathy  zniecierpliwionym  głosem  –

nie bądź taka w gorącej wodzie kąpana.

Miała do wyboru: zwolnić się albo oszaleć. Telefon do Cathy to był błąd; jej 

przyjaciółka po prostu nic nie rozumiała.

–Co powiedział Evan?
– Jeszcze nie wie – odparła niechętnie. Choć to i tak niczego by nie zmieniło. 

Evan nie miał takich argumentów, które mogłyby wpłynąć na jej decyzję.

–Informuj mnie o wszystkim, dobrze? Śledzenie tego, co się dzieje w twoim 

życiu, jest ciekawsze niż moje melodramatyczne seriale.

Do pokoju weszła pani Sterling. Patrzyła na Jessicę, jakby miała wybuchnąć 

płaczem.

–Odchodzi pani!
To  biuro  miało  siatkę  informacyjną,  której  i  CIA  mogłoby  pozazdrościć. 

Jessica nie zadała sobie trudu, żeby zapytać, skąd sekretarka Evana wie; to nie mia-
ło znaczenia.

– Ale nie może pani tego zrobić teraz, kiedy pan Dryden znów jest sobą.
– Przykro mi, że opuszczam was w potrzebie.
–Może pani przemyśli to jeszcze? – Jessica potrząsnęła głową. – Jeśli o mnie 

chodzi – powiedziała pani Sterling – to jestem zdania, że to niedobrze, kiedy męż-
czyźni i kobiety z tego samego biura są sobą zainteresowani. To się zwykle kończy 
źle.

– Co się kończy źle? – spytał Evan, wchodząc do pokoju. Zatrzymał się przy 

biurku sekretarki i sięgnął po czekające na niego pisma.

– Jessica odchodzi – powiedziała pani Sterling otwarcie.
Evan rzucił pisma i odwrócił się w stronę Jessiki. Utkwił w niej wzrok i z nie-

dowierzaniem otworzył usta.

–Czy to prawda?
Kiwnęła  głową.  Nie  wierzyła,  by  żywił  do  niej  choć  trochę  prawdziwego 

uczucia, dopóki teraz nie zobaczyła żalu na jego twarzy.

–Chodź do gabinetu – powiedział rozkazująco. Kiedy byli już w środku, za-

mknął drzwi. – O co tu chodzi?

Nie mogła sobie przypomnieć, żeby kiedykolwiek Evan był taki. Wyglądał i 

zachowywał się jak Damian.

background image

–Pora ruszyć dalej – odparła niepewnie.
Nie wiedziała, czy powiedzieć – i ile – o prawdziwych przyczynach.
– Po niecałych dwóch miesiącach? 
Skrzyżowała ręce na piersi i wzruszyła ramionami.
– Czy dzień pracy jest za długi? 
– Nie.
– Płacimy ci za mało?
–Mam dobrą pensję. – Nie podobało jej się, że zmusza ją do obrony, więc za-

częła odzyskiwać stanowczość. A poza tym Evan jeszcze nie znał pewnej jej cechy 
– uporu.

– Musi być jakiś powód, że praca ze mną stała się dla ciebie taka okropna.
– Nigdy nie powiedziałam, że praca z tobą jest okropna. – Opuściła ręce i za-

cisnęła pięści. Evan zachowywał się jak typowy prawnik.

– Więc nie podoba ci się firma. Czy cię czymś obraziliśmy?
– Nie! – krzyknęła. Miała już dość tego przesłuchania. Evan zareagował zu-

pełnie inaczej niż Damian. Był wyraźnie zdenerwowany myślą o tym, że ją straci.

– W takim razie, dlaczego? Musisz mi to wyjaśnić – nalegał.
– Nie czuję się na siłach...
– Czy to ja coś zrobiłem? – Mówił teraz łagodniejszym tonem, jakby chciał ją

uspokoić, pozyskać jej zaufanie.

– Nie – zapewniła. – Jesteś wspaniały... jak prawdziwy przyjaciel. Zachowam 

w pamięci spędzone z tobą chwile, Evanie, ale nie kochasz mnie ani ja ciebie nie 
kocham. Wydaje mi się, że powinniśmy cieszyć się tym, co nas łączy, ale nie mo-
żemy doszukiwać się czegoś, czego nie ma. – Ani pozwalać na to rodzicom, dodała 
w myślach.

Wyglądał na zaskoczonego.
– To nie powód, żeby rzucać pracę w firmie.
– Być może, ale ja uważam, że tak trzeba. Damian prosił, żebym przepraco-

wała jeszcze dwa tygodnie, co oczywiście zrobię, ale nie zamierzam zmienić zda-
nia.

– Trudno – zgodził się niechętnie. – A tymczasem,  czy masz coś  przeciwko 

temu, żebyśmy się nadal spotykali?

–Nie jestem pewna, czy to byłoby rozsądne. 
Odrzucił gwałtownie głowę, zdumiony jej odpowiedzią.
–Chyba nie mówisz poważnie?
– Najzupełniej, Evanie. Czuję się dobrze w twoim towarzystwie i uważam cię 

za przyjaciela, ale...

– To może umówimy się na kawę, żeby porozmawiać o dawnych czasach?
–Może – odpowiedziała, a na twarzy Evana pojawił się uśmiech, ten zniewala-

jący uśmiech, któremu nie potrafiła się oprzeć żadna kobieta.

background image

– Mimo wszystko nie zgadzam się, żebyś zrezygnowała z naszego spotkania 

na żaglówce. Bardzo na nie liczę. Chyba mnie nie zawiedziesz?

–Nie zawiodę. – Poczuła przygnębienie, przypomniawszy sobie, że już dawno 

obiecała  Evanowi,  że  popływa  z  nim  na  żaglówce.  Umówili  się  jeszcze  przed 
ostatnią uroczystą kolacją, zanim nabrała przekonania, że chce się uwolnić od Dry-
denów.

Uśmiechnął się do niej promiennie.

Jessica została w pracy trochę dłużej, żeby zrobić porządek w biurku. Evan, 

nie zrażony jej niechęcią do dalszych spotkań, zaproponował kolację, lecz odmówi-
ła. Również dlatego, że po ostatniej nocy była niewyspana i chciała jak najszybciej 
znaleźć się w domu.

Właśnie wychodziła, gdy w drzwiach swego gabinetu stanął Damian.
–Dobranoc – powiedziała uprzejmie i poszła korytarzem do windy.
Przez chwilę czekali razem i razem weszli do kabiny. Stali obok siebie jak ob-

cy.  Jessica  obserwowała  zapalające  się  kolejno  numerki  nad  drzwiami.  Zaledwie 
tydzień wcześniej byłaby podekscytowana takim kilkusekundowym sam na sam z 
Damianem; teraz dałaby wiele, żeby tego uniknąć. Być tak blisko niego fizycznie, a 
tak daleko emocjonalnie – to była udręka w najczystszej postaci.

Drzwi windy rozsunęły się bezszelestnie i Jessica z ulgą znalazła się w holu. 

Teraz każde pójdzie w swoją stronę.

–Jessico. – W głosie Damiana słychać było irytację; nie wiedziała, czy na nią, 

czy na samego siebie. – Wracasz metrem?

– Tak. Stacja jest za rogiem. – Ruszyła ku wyjściu.
– Zawiozę cię do domu.
– Nie, dziękuję.
– Musisz się zgodzić – powiedział twardym tonem. –

Pora,  żebyśmy  po-

rozmawiali.

Gdy  rano wchodziła do  jego gabinetu, serce biło jej  mocno, teraz waliło jak 

oszalałe.

Bez słowa zaprowadził ją do podziemnego garażu. Kiedy już siedzieli w sa-

mochodzie, zapytał:

– Czy rozmawiałaś z Evanem o swojej rezygnacji? 
– Tak.
– Co powiedział?
Wykonała kilka niepewnych gestów.
–Poprosił, żebym się zastanowiła. 
– I co?
–Nic. Przepracuję jeszcze dwa tygodnie, bo mnie o to prosiłeś, ale decyzji nie 

zmienię.

background image

Damian zacisnął ręce na kierownicy.
– Dlaczego, Jessico?
– A dlaczego miałoby cię to obchodzić, Damianie? – odparła, wyprowadzona 

z równowagi. – Dziś rano nie mogłeś się doczekać, kiedy się mnie pozbędziesz.

– To nieprawda – powiedział ostro.
– Nie sądzę, żeby ta dyskusja cokolwiek rozwiązała. – Położyła rękę na klam-

ce, zamierzając wysiąść.

Atmosfera była jak naładowana elektrycznością.
–Jessico, zostań na kilka minut. Proszę. – Mówił cicho, pozornie bez emocji.
Zawahała się.
– Dobrze. – Cofnęła rękę.
– Czy złożyłaś rezygnację z powodu tego, co zaszło podczas kolacji? – zapy-

tał.

Popatrzyła na niego zmieszana.
–Wczoraj wieczorem?
– Evan cię po prostu zostawił. Wiem, że twoje uczucia zostały zranione, ale...
–Poczekaj – powiedziała i  odwróciła się  do  niego, spoglądając  mu prosto  w 

oczy. – Szczerze mówiąc, sam w to nie wierzysz, prawda?

Na jego twarzy malował się wyraz zakłopotania.
–Mój brat, zostawiając cię w ten sposób, zachował się jak grubianin.
Od niepamiętnych czasów nie była  tak wściekła. Rozsadzająca ją  złość, gdy 

dała jej upust, przybrała postać czkawki.

– Myślisz... hik...  że jestem tak  płytka,  że rzuciłabym...  hik... pracę  w napa-

dzie... hik... zazdrości? Czy to... hik... chciałeś powiedzieć, Damianie?

Wysiadła z samochodu i trzasnęła drzwiami.
–Uważam... hik... że ta rozmowa... hik... prowadzi donikąd.
To powiedziawszy, pomaszerowała do domu. Wydawało jej się, że słyszy od-

głos zamykania drzwi samochodu, ale nie zadała sobie trudu, żeby się obejrzeć.

–Jessica!  –  zawołał,  wpadając  do  pustego  holu.  Zawahała  się.  Czkawka  nie 

ustąpiła i trudno jej było normalnie oddychać.

– Przykro mi – powiedział po chwili pełnej napięcia.
Wtedy  zrozumiała.  Przepraszał  za  coś  więcej  niż  ich  sprzeczka w  samocho-

dzie. Chciał jej powiedzieć, jak bardzo żałuje, że jej nie kocha.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Przez  następne  dwa  tygodnie  Jessica  widywała  Damiana  tylko  przelotnie. 

Firma zatrudniła nowego asystenta prawnego, Petera McNicholsa, więc pomagała 
w szkoleniu tego sumiennego młodego człowieka.

Ostatniego dnia pani Sterling przyniosła wiadomość, że Damian chce rozma-

wiać z Jessicą.

–Mam  nadzieję,  że  zmieni  pani  zdanie  –  powiedziała  smutnym  głosem.  –

Świetnie pani pracuje i bardzo mi przykro, że pani odchodzi. – Rzuciła domyślne 
spojrzenie w kierunku drzwi gabinetu Evana. – Jestem pewna, że panu Drydenowi 
też będzie pani brakowało.

W  ciągu  minionych  dwu  tygodni  Evan  kilkakrotnie  próbował  ją  przekupić, 

lecz pozostała nieugięta. Jej decyzja, choć podjęta nagle, była słuszna.

Z przyzwyczajenia wzięła notatnik i pióro i poszła do Damiana. Sekretarka od 

razu ją wpuściła.

Stał przy oknie, odwrócony do niej tyłem. Ręce założył za siebie, jak zwykle,

gdy był zamyślony lub czymś się martwił. Zaczęła się zastanawiać, czy zmartwiło 
go jej odejście, lecz doszła do wniosku, że gdyby tak było, dawno by o tym powie-
dział.

–Chciałeś  mnie  widzieć?  –  zapytała  spokojnie.  Odwrócił  się  i  uśmiechnął 

uspokajająco.

–Tak. Siadaj, proszę. – Wskazał jej krzesło, a sam zajął miejsce za biurkiem. 

Wziął do ręki leżącą na środku kopertę i wręczył ją Jessice. – To dla ciebie – wyja-
śnił. – Pozwoliłem sobie dodać niewielką premię.

–To nie było konieczne – powiedziała zaskoczona.
– Być  może,  lecz  chciałem,  żebyś  wiedziała,  iż  nasza  firma  wysoko  ocenia 

twoją pełną poświęcenia pracę nad sprawą Earla Kressa.

– Zostawałam dłużej, bo to było potrzebne.
– Wiem. – Odchylił się do tyłu i spojrzał na nią z ciekawością. – Czy znala-

złaś już inną pracę?

– Nie. – Dopiero teraz będzie na to dość czasu, w ciągu następnych dni i tygo-

dni, pomyślała smutno.

– Jeśli chcesz, z przyjemnością napiszę ci list polecający.
To była cenna propozycja, tym bardziej że pracowała w firmie tak krótko.
– Będę bardzo zobowiązana. – List polecający na pewno się przyda.
– Znam dużo firm, które mogą być zainteresowane tak dobrą asystentką praw-

ną. Mógłbym do kilku zadzwonić w twoim imieniu.

Damian jest naprawdę wielkoduszny, pomyślała.

background image

–Dziękuję. Będę ci wdzięczna.
Skinął głową. Jessica podniosła się z krzesła. Pożegnanie z Damianem okaza-

ło się o wiele trudniejsze, niż przypuszczała. Nie wiedziała, ile czasu upłynie, za-
nim znów  go  zobaczy. Ich  rodziny  są  zaprzyjaźnione, lecz  oni żyją  własnym  ży-
ciem. Mogą minąć miesiące, a nawet lata, zanim się spotkają. Lecz może tak będzie 
najlepiej. Nerwowo bawiła się żółtym notatnikiem.

–Chcę, żebyś wiedział, że bardzo ceniłam sobie pracę z tobą i Evanem – po-

wiedziała łamiącym się głosem. – Daliście mi szansę, mimo że nie miałam żadnego 
doświadczenia.

–Przez ten czas sprawdziłaś się wielokrotnie.
Cofała się małymi krokami, aż plecami dotknęła drzwi.
–Dziękuję ci też – powiedziała zduszonym głosem – za wszystko inne.
Podniósł brwi z wyrazem zdziwienia.
–Za  wspólne kolacje  i  nasz  wieczór na  Cannon  Beach  –  dodała.  Więcej  nie 

odważyła się powiedzieć.

Była pewna, że gdyby teraz otworzyła przed nim serce, oboje czuliby się za-

żenowani. W oczach Damiana odbijał się smutek.

–Żegnaj, Jessico.
Odwróciła się i nacisnęła klamkę, lecz zanim odeszła z jego życia, zanim zro-

biła ten pierwszy krok, spojrzała przez ramię, żeby zobaczyć go jeszcze raz, żeby 
zatrzymać w pamięci ostatnie wspomnienie o nim.

Damian stał tam, gdzie go widziała, gdy zjawiła się tu po raz pierwszy. Patrzył 

przez okno, ręce założył za siebie.

– Nie mogę uwierzyć, że tak się to odbyło. – Cathy, pełna oburzenia, chodziła 

po pokoju jak lew w klatce. Nie była w stanie usiedzieć na miejscu, od chwili gdy 
Jessica opowiedziała jej o swoim ostatnim spotkaniu z Damianem.

– A spodziewałaś się, że co mu powiem? – zapytała Jessica z irytacją. Siedzą-

ca w niej romantyczka miała nadzieję, że Damian pobiegnie za nią, ale nic takiego 
się nie stało. Nawet Evan zdawał się podporządkować jej życzeniu. To był dla niej 
jeden z najbardziej emocjonalnie wyczerpujących dni w życiu, i czego jak czego, 
ale  zarzutów przyjaciółki  teraz nie  potrzebowała.  – Gdyby  miał  dla  mnie  choćby 
odrobinę uczucia, to byłaby to dla niego najlepsza okazja, żeby coś powiedzieć. Jak 
myślisz?

– Lepiej, żebyś nie wiedziała, co myślę o tym człowieku – odparła ponuro Ca-

thy.

– List polecający... na nic więcej nie było go stać. Damianowi Drydenowi po 

prostu na mnie nie zależy. – Klęczała na dywanie przy stoliku. Wyszarpnęła kawa-
łek pizzy z pudełka. Ser spadł na podłogę.

background image

– Czy on wie, że nie widujesz się z Evanem?
– Oczywiście.
–Jesteś pewna? Powiedziałaś mu o tym? 
– Nie.
Cathy podniosła ręce w geście rozczarowania.
–No, to już wszystko jasne. On myśli, że spotykasz się z jego bratem.
–W tym tygodniu Evan dwa razy umówił się z Nadine Powell. Damian o tym 

wie.  A  poza  tym,  Evan i  ja  zawsze byliśmy  tylko  przyjaciółmi.  Powiedziałam  to 
Damianowi. Jak by na to nie patrzeć, nie jest mną zainteresowany, więc nie ma o 
czym mówić.

Cathy usiadła na dywanie i wzięła sobie kawałek pizzy.
–Jestem naprawdę zawiedziona.
– Ja też. – To było przesadnie lakoniczne, ale Jessica nigdy nie należała do 

ludzi, którzy rozwodzą się nad popełnionymi błędami. I jeszcze dużo czasu musia-
łoby  upłynąć, żeby mogła  uznać miłość do  Damiana za błąd. Tymczasem dobrze 
poznała siebie i dużo się dowiedziała o miłości.

– Czy mi się zdaje, że mówiłaś, że podczas najbliższego weekendu masz za-

miar pływać z Evanem żaglówką? – zapytała Cathy z wyraźną ciekawością.

– Nie. W czasie następnego.
– Aha! – Cathy wolną ręką uderzyła w stolik. – Więc jednak nadal widujesz 

się z Evanem. Niemożliwe, żeby Damian o tym nie wiedział. Nic dziwnego, że...

–Cathy – przerwała jej Jessica – daj spokój. Prawdopodobnie już nie będę wi-

dywała Damiana, a on najwidoczniej też chce, żeby tak było. Bóg mi świadkiem, 
że nie mogłam jaśniej wyrazić tego, co czułam.

Cathy ze smutkiem potrząsnęła głową.
– Jestem chyba większą romantyczką, niż myślałam. Byłam taka pewna, że on 

cię kocha. Przekonana, że mam rację. Chyba dlatego, że chciałam ją mieć. Tyle lat 
czekałam, żebyś się zakochała, a teraz, kiedy masz... – Jej głos cichł w miarę, jak 
robiła się coraz smutniejsza. – Taka byłam pewna – wyszeptała, a jej twarz przy-
brała  wyraz  zdziwienia,  jakby  miała ochotę  zapytać,  co  u  diabła  było  przyczyną 
niepowodzenia.

–Tu  jest  naprawdę  przyjemnie  –  powiedziała  Jessica.  Siedziała  naprzeciw 

matki  w  ich  ulubionej  restauracji  morskiej,  przy  stole  z  widokiem  na  Back  Bay. 
Zielone  wody  zatoki  były  spokojne,  w  oddali,  jak  korki,  podskakiwały  rybackie 
łodzie.

Joyce Kellerman rozłożyła na kolanach płócienną serwetkę i uśmiechnęła się 

łagodnie.

Jessica w duchu jęknęła. Dobrze znała to spojrzenie, pełne bolesnego zawodu. 

Właśnie tak patrzyła na nią matka, kiedy dowiedziała się, że Jessica zrezygnowała 

background image

z  lekcji  gry  na  fortepianie.  Albo  gdy  jako  dwunastolatka  nie  chciała  pojechać  na 
obóz skautowski, chociaż matka była drużynową. To był matczyny sposób wyraża-
nia  całkowitego  rozczarowania  postępowaniem  córki.  Jessica  nie  próbowała  uda-
wać, że nie wie, jaki jest powód tego wspólnego lunchu.

–Uważasz, że popełniłam błąd, zwalniając się z pracy, prawda, mamo?
Joyce Kellerman wyglądała na nieco zaskoczoną, że to Jessica zaczęła mówić 

na ten temat.

– Po prostu nie rozumiem, dlaczego. Nic więcej. To była dla ciebie wymarzo-

na posada, u zaprzyjaźnionej rodziny. Wydawało się, że współpraca między tobą a 
Evanem układa się bardzo dobrze. I nagle, bez widocznej przyczyny, zwalniasz się.

– Przyszła pora na zmianę – powiedziała Jessica niepewnie.
–  Ależ  przepracowałaś  zaledwie  dwa  miesiące  –  zaprotestowała  Joyce.  –

Zmienianie  pracy  jak  rękawiczek  nie  wygląda  dobrze  w  życiorysie  zawodowym. 
Wiesz, co o takim postępowaniu sądzi twój ojciec.

No tak, to było do przewidzenia. Zawiodła ojca, człowieka, który przez całe 

życie poświęca się, aby zapewnić jej szczęście.

– Praca u Drydenów stała się... nieprzyjemna, mamo. – Cóż mogła więcej po-

wiedzieć?

– Muszę ci się przyznać, że Lois i ja same się za to winimy. Byłyśmy obie tak 

podekscytowane, kiedy ty i Evan zaprzyjaźniliście się, że poniosła nas wyobraźnia. 
My już rozmawiałyśmy o ślubie i wnukach, a wy przecież dopiero zaczęliście się 
spotykać.

– Mamo, to nie było tak.
Joyce kurczowo zacisnęła dłonie na blacie stołu i nachyliła się do Jessiki.
– Tak mi przykro z powodu tego wszystkiego. Mam nadzieję, że przyjmiesz 

moje przeprosiny, Jessico.

–Mamo,  posłuchaj.  Między  mną  i  Evanem  nigdy  nie  było  żadnych  roman-

tycznych  uniesień.  On  kocha  kogoś  innego.  Mieliśmy  kilka  długich  rozmów,  i 
wiem, że  on  po  prostu  nie  ma ochoty  na zaangażowanie się  w nowy  romans.  To 
zupełnie zrozumiałe.

– Och, kochanie. Przepraszam, że się spóźniłam. – Do stołu podeszła podnie-

cona Lois Dryden. 

Jessica była zaskoczona. To był jej pierwszy tydzień po rezygnacji z posady w 

firmie  Drydenów.  Kiedy  matka  zaproponowała  jej  lunch,  potraktowała  to  jako 
świetny  sposób  spędzenia  kilku  godzin  między  rozmowami  w  sprawie  pracy,  na 
które umówił ją Damian. Nie wiedziała, że jej matka zaprosiła też Lois Dryden.

–Chyba jeszcze nigdy nie byłam taka zajęta! Prawybory za niecałe trzy tygo-

dnie. – Lois odsunęła krzesło i usiadła obok przyjaciółki.

– Mama nic nie mówiła, że pani też tu będzie. – Jessica zerknęła na matkę z 

łagodnym wyrzutem. Jeszcze tylko brakowało następnego śledztwa.

background image

– Mam nadzieję, że to ci nie przeszkadza – powiedziała Lois skruszonym to-

nem. – To rzeczywiście wygląda, jakbyśmy spiskowały przeciwko tobie, prawda? 
Nie  mamy  zamiaru,  kochanie.  Po  prostu  jesteśmy  bardzo  ciekawe,  co  się  dzieje 
między tobą a Evanem.

Więc nie tylko jej matka szukała odpowiedzi. Pani Dryden także. I ta para coś 

knuła przeciwko niej.

– Obie  jesteśmy  za  bardzo  wścibskie  –  ciągnęła  Lois  –  ale  tak  to  już  jest  z 

matkami.

– Jessica mi powiedziała, że Evan nadal kocha kogoś innego – wyjaśniła Joy-

ce.

– Mój Boże – odezwała się smutnym głosem Lois. – Tego się właśnie obawia-

łam. Czy to ta Mary Jo, w której był taki zakochany kilka miesięcy temu?

Jessica spojrzała na zalane słońcem wody zatoki i westchnęła.
–Nie chciałabym, żeby to zabrzmiało nieprzyjemnie, ale proszę zrozumieć, że 

Evan i ja jesteśmy przyjaciółmi i niezręcznie mi mówić o tym, czego dowiedziałam 
się od niego w zaufaniu.

Joyce Kellerman spojrzała z dumą na przyjaciółkę.
– Mówi zupełnie jak adwokat, prawda?
– To skutek zbyt długiego przebywania w towarzystwie moich synów. – Lois 

pochyliła się nad stołem z miną pełną ubolewania. – Obawiam się, że popełniłam 
straszny błąd, gdy Evan przyprowadził Mary Jo do naszego domu, żeby ją przed-
stawić.

– To przecież nie do pomyślenia, żebyś ty zrobiła cokolwiek, co mogłoby ko-

goś obrazić – powiedziała lojalnie Joyce.

– Nietrudno  było  zauważyć,  że  to  nieśmiałe  biedactwo  czuje  się  strasznie 

skrępowane w naszej obecności. Próbowałam ją przekonać, że powinna być swo-
bodniejsza, ale zdaje się, że kiepsko mi to poszło. Widzicie, to bardzo ważne, żeby 
Evan ożenił się z... odpowiednią kobietą...

– Z odpowiednią kobietą? – zdziwiła się nieco Jessica. Znała państwa Dryde-

nów od dawna. Nie byli snobami. Tak wielkodusznych i prawych ludzi jeszcze nie 
spotkała.

– W przyszłości czeka Evana kariera polityczna – wyjaśniła Lois. – Być żoną 

polityka to być osobą publiczną. Wiem coś o tym. Przez ostatnie tygodnie czułam 
się tak, jakbym to ja kandydowała do senatu, nie Walter.

Jessica miała zdziwioną minę.
– Evan nigdy nic nie mówił o swoim zainteresowaniu polityką.
– Ostatnio może nie, ale dawniej był bardzo zainteresowany i dużo na ten te-

mat rozmawialiśmy.

– Powiedziałaś to wszystko Mary Jo? – spytała Joyce.
Lois skinęła głową. Jej spojrzenie zdradzało wyrzuty sumienia.

background image

– Wiele razy myślałam o tamtej  naszej rozmowie  i teraz widzę, że zrobiłam 

więcej złego niż dobrego.

– Czy Evan wie, co jej pani powiedziała? – zapytała Jessica.
– Jestem przekonana, że mu nie powtórzyła. Potem zastanawiałam się, czy się 

z  nią  nie  skontaktować.  Może  gdybym  ją  przeprosiła,  potrafiłaby  mi  wybaczyć 
okropną pewność siebie.

Teraz już pewnie można by  wyjaśnić, co zaszło między Mary Jo a Evanem, 

pomyślała z bólem Jessica. Niestety, za późno. Mary Jo prawdopodobnie wyszła za 
mąż. Pewnie za tego nauczyciela.

–Czuję  się  również  odpowiedzialna  za  popsucie  stosunków  między  tobą  a 

Evanem – ciągnęła Lois. – Naprawdę staram się nie wtrącać do życia moich synów, 
słowo  daję,  ale  nie  zawsze  mi  się  to  udaje.  Mam  nadzieję,  że  wybaczysz  mnie  i 
Walterowi, że próbowaliśmy wywierać na was nacisk.

– Ależ proszę pani, niczemu nie jest pani winna.
– Jesteś taką kochaną dziewczyną, mieliśmy z Walterem nadzieję, że między 

wami wszystko będzie dobrze. –

Przerwała  i  sięgnęła  po  menu.  –  Piękna  z 

was para.

–Dziękuję.
Podszedł kelner i przyjął zamówienie. Z Lois Dryden opadło napięcie.
–Coś gnębi Damiana – napomknęła. – Próbowałam go podpytywać, ale wie-

cie, jaki jest Damian. Skryty jak jego ojciec. Evan, dzięki Bogu, bardziej przypo-
mina mnie. Zawsze... no, powiedzmy, do niedawna... wiedziałam, co myśli, bo nie 
kryje się ze swoimi uczuciami.

–  I  co  z  Damianem?  –  zapytała  Jessica,  starając  się,  żeby  zabrzmiało to  jak 

najbardziej zdawkowo.

–Kochanie,  prawdopodobnie  ty  mogłabyś  mi  wyjaśnić  więcej  niż  ja  tobie  –

odparła Lois. – Widywałaś go znacznie częściej niż ja.

–Damian nie miał zwyczaju mi się zwierzać. 
Lois westchnęła głośno.
–Domyślam się. Wspomnicie moje słowa, za tym się kryje kobieta. Może so-

bie być skryty jak jego ojciec, ale znam swego syna. Myślę, że chyba się zakochał.

Jessica  spojrzała  na  zatokę.  Wiedziała,  że  jeśli  matka  Damiana  mą  rację,  to 

chodzi tu o inną kobietę. Nie o nią.

–Jak już będziemy na łodzi, idź od razu na dół i rozpakuj jedzenie – pouczył 

ją Evan. Szli przez teren przystani, obok pływającego doku. Gdy dotarli na miejsce, 
pomógł Jessice wejść na pokład.

Zeszła na dół, a on zajął się żaglami. Postawił kliwer i zaczął przygotowywać 

spinaker.

– Wydaje mi się, że tego jedzenia wystarczyłoby na tydzień – krzyknęła spod 

background image

pokładu. Dzień był piękny, wiatr jak wymarzony do żeglowania. Chociaż Evan od-
grażał  się  wcześniej,  że  będzie  kapitanem,  a  ona  załogą,  sam  zajął  się  prawie 
wszystkim.

– Zaraz odbijamy – krzyknął. – Nie przestrasz się, kiedy poczujesz, że łódź się 

porusza.

Jessica miała niewielkie pojęcie o żeglarstwie. Evan już przed kilkoma tygo-

dniami oświadczył, że musi to zmienić. Wystarczy jeden dzień, twierdził, i będzie 
pierwszorzędną żeglarką. Widocznie naukę trzeba zacząć od kuchni, pomyślała.

Podśpiewując, wypakowała zawartość trzech dużych toreb. Wyglądało na to, 

że nie będą musieli żałować sobie jedzenia podczas tego weekendu. Właśnie myła 
rzodkiewki,  gdy  z  góry  dobiegły  ją  głosy.  Próbowała zobaczyć,  z  kim Evan  roz-
mawia, ale nie mogła dojrzeć nikogo. Pewnie z kimś, kto stoi na brzegu, doszła do 
wniosku.

Po minucie rozległ się szum silnika. Evan postawił żagle i łódź zanurzyła się 

nieco. Gdy silnik ucichł, domyśliła się, że są już w bezpiecznej odległości od przy-
stani.

Uporała się ze swoim zadaniem, wzięła kilka puszek z zimną wodą sodową i 

wspięła się na pokład. Dopiero po chwili zorientowała się, że jest tam ktoś oprócz 
nich.

To był Damian.
Rzuciła Evanowi oskarżycielskie spojrzenie, które jednak było niczym w po-

równaniu z tym, co wyrażał wzrok Damiana.

– Nie wiedziałam, że Evan cię zaprosił – odezwała się pierwsza.
– Nie wiedziałem, że zaprosił ciebie – odparł Damian.
Evan śmiał się od ucha do ucha, najwyraźniej zachwycony własnym sprytem.
– Czy nie wspomniałem, że wybiera się z nami Damian? – zapytał niewinnie.
– Nie – odpowiedziała. Wręczyła każdemu z braci puszkę i  wycofała się do 

kuchni. Evan udawał, że ta sytuacja była wynikiem nieporozumienia, lecz wiedzia-
ła, że doprowadzi do niej celowo.

Po kilku minutach Damian poszedł w jej ślady. Siedziała oparta o burtę, z no-

gami  wyciągniętymi  wzdłuż  miękkiej ławki.  Otworzył  lodówkę i  wstawił do niej 
puszkę, jakby tylko w tym celu zszedł na dół.

–Chcę ci powiedzieć, że nie ja zaaranżowałem to spotkanie, jeśli tak myślisz.
Jessica nie miała mu nic do powiedzenia. Nie była na niego zła; on też został 

w to wmanewrowany. Nie wiedziała, jaką grę prowadzi Evan, ale nie chciała w niej 
uczestniczyć.

– Przypuszczam, że przez moją obecność masz zepsuty dzień, który zamierza-

łaś  spędzić  z  Evanem  –  powiedział  tonem  usprawiedliwienia.  Zajrzał  do  szafki, 
jakby szukał czegoś do zjedzenia. Wyjął torebkę chipsów. – Czy znalazłaś już pra-
cę?

background image

– Jeszcze nie, ale jestem umówiona na rozmowę. – Przypuszczała, że Damian 

o tym wie. Zorientowała się, że w nowej firmie zarekomendował ją niczym zesłaną 
przez  niebiosa  gwiazdę  prawniczej  profesji.  Taka  opinia  bardzo  zobowiązuje.  –
Czy mogę cię o coś zapytać?

– Oczywiście. – Usiadł naprzeciwko niej.
– Jeśli masz o  mnie takie dobre zdanie, to dlaczego przyjąłeś moją rezygna-

cję? – To niezupełnie uczciwe pytanie, uświadomiła sobie. Przecież sama chciała 
odejść.

–Czy chciałaś, żebym poprosił, byś została? 
Uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami.
– Myślę, że trochę tak, chociaż trudno mi się teraz do tego przyznać.
– Dlaczego zdecydowałaś się odejść? – Otworzył torebkę i podał jej. Jessica 

wyjęła garść chipsów i położyła je na stole, zadowolona, że może czymś zająć ręce.

– Dlaczego zdecydowałam się odejść? – powtórzyła w zamyśleniu pytanie. –

Przede wszystkim z powodu tego, co zaszło na kolacji.

W oczach Damiana zabłysło oburzenie.
– Więc to jednak miało coś wspólnego z zainteresowaniem Evana Nadine?
– Nie – wybuchnęła. – Zwolniłam się z powodu presji ze strony rodziców. Oni 

właściwie zaręczyli Evana i mnie.

– Małżeństwo z moim bratem nie byłoby taką złą rzeczą.
– Jak  możesz  choćby  sugerować  coś  takiego?  –  zapytała  drżącym  głosem. 

Nigdy nie wyszłaby za człowieka, którego by nie kochała. – Co się z tobą dzieje, 
Damianie?

– Ze mną?
– Słyszałeś  czy  nie,  co  powiedziałam  w  kuchni,  w  domu  twoich  rodziców, 

niecałe trzy tygodnie temu?

Zmarszczył czoło.
–Tak – odpowiedział ze złością.
–Więc jak mogłeś powiedzieć coś tak głupiego? 
W oczach Damiana widać było wściekłość. Nie należał do mężczyzn, którzy 

tolerują obelgi.

Jessica chwyciła  kilka chipsów  i  wszystkie  naraz  włożyła do  ust.  Chrupanie 

czegoś kruchego i słonego pomagało jej rozładować napięcie.

– Ale Evan...
–Jeśli  ośmielisz  się  sugerować,  że  Evan  mnie  kocha  – przerwała  mu  w  pół 

słowa – to nie odpowiadam za siebie, przysięgam.

Damian  wyglądał  na  zaskoczonego  jej  pełną  złości  ripostą.  Zacisnął  usta  i 

zmarszczył czoło, a  potem sięgnął  do  torebki z chipsami.  Przez chwilę  w ciasnej 
kuchni słychać było jedynie chrzęst ziemniaczanych płatków.

–Wiesz na czym polega mój problem?

background image

–Czyżbyś  miała  tylko  jeden?  –  zapytał  z  sarkazmem.  Jessica  pominęła  jego 

pytanie milczeniem.

– Założyłam, iż mężczyzna, który jest adwokatem i jednym z  najlepszych w 

Bostonie specjalistów od prawa spółek, będzie...

– Co tam u was na dole słychać? – dobiegł ich okrzyk Evana. – Czy już ze so-

bą rozmawiacie?

Jessica spojrzała w górę. Evan otworzył drzwi do kuchni i siedział teraz pra-

wie prosto nad nimi, z ręką na sterze. Wiatr wichrzył mu włosy i opinał kurtkę na 
piersiach.

– Wymieniamy obelgi! – odkrzyknął Damian.
– To  dobry  początek.  –  Głos  Evana  był  irytująco  wesoły.  –  Jedno  musicie 

wiedzieć  –  dodał.  –  Nie  zamierzam  zawrócić,  dopóki  nie  dojdziecie  do  porozu-
mienia.

– W sprawie czego? – zapytała Jessica.
– Zaraz do  tego dojdziemy. A  teraz,  Damianie, przyznaj się,  że jesteś  zako-

chany w Jessice, i miej to już za sobą. Przestań grać tę bezsensowną grę.

– Damian  zakochany  we  mnie?  –  powtórzyła  z  niedowierzaniem.  –  To  nie-

prawdopodobne.

– Więc już wiecie, co was czeka – zawołał Evan z góry. – Nie martwcie się, 

jedzenia mamy dość na trzy albo i cztery dni.

– Nie pleć głupstw. – Damian zaczynał tracić cierpliwość.
– Posłuchaj, braciszku – krzyknął Evan. – Myślałeś, że nie widziałem, jak ca-

łowałeś Jessicę w kuchni u mamy, ale ja widziałem. Szalejesz za nią. Jednego nie 
rozumiem: dlaczego uparłeś się, żeby to ukryć.

– To ty się z nią spotykałeś.
– No to co?
– Nie wiążę się z kobietami, z którymi się spotykasz.
– Zawsze może się zdarzyć wyjątek od reguły. Jessica jest wolną kobietą. Jeśli 

ją kochasz, jak podejrzewam, to dlaczego nic nie powiedziałeś?

– Nie zrozumiałbyś.
– Sprawdź – zażądał Evan.
– Słuchajcie no – przerwała im Jessica. – Jeśli nie macie nic przeciwko temu, 

wolałabym, żebyście nie rozmawiali o mnie tak, jakby mnie tu nie było.

Bracia nie zwracali na nią uwagi.
– Jessica kochała się w tobie od dziecka – oznajmił Damian.
– No to co? – odparł Evan. – Dorosła i zakochała się w tobie. Kobiety potrafią 

zmieniać zdanie, jeśli chcą. One są z tego znane.

– Ale ty ją kochasz! – upierał się Damian.
– Masz  rację,  ale  jak  siostrę.  Byłaby  z  niej  wspaniała  bratowa.  Świetnie  się 

zgadzamy.

background image

Damian wpatrywał się w Jessicę. Jego pociemniałe oczy były pełne napięcia.
–Czy chciałaś mi powiedzieć, że mnie kochasz? – zapytał ochrypłym szeptem.
– I to nie jeden raz, ty idioto! Ale tak się przed tym broniłeś!
– Nie chciałbym ci dawać rad, braciszku – krzyknął Evan z góry – ale teraz 

jest chyba dobry moment, żebyś ją pocałował.

– Doceniam twoją pomoc, braciszku, ale już sobie poradzę sam – odkrzyknął 

Damian i wstał. Zamknął i zaryglował drzwi, a potem odwrócił się do Jessiki. – Na 
pewno myślałaś, że jestem upartym głupcem – powiedział. Chwycił ją za kostki i 
pociągnął wzdłuż ławki, na której siedziała. Potem objął, podniósł i wziął w ramio-
na.

–Czy mnie kochasz, Damianie? – spytała.
–Całym sercem – wyznał i ujął jej twarz w dłonie. 
– Przecież mogłeś powiedzieć o tym wcześniej –

szepnęła.

–Nie miałem odwagi. Sądziłem, że Evan cię kocha i potrzebuje. Ale w ciągu 

ostatnich  tygodni  przekonałem  się,  jak  bardzo  ja  cię  kocham  i  potrzebuję.  –  Po-
głaskał jej włosy, jakby nawet teraz nie mógł uwierzyć, że jest z nim.

Poszukał ustami jej warg. Oplotła go ramionami i przywarła do niego całym 

ciałem. Całował ją raz po raz, aż do utraty tchu. Nie mogła pojąć, jak potrafiła tak 
długo żyć bez jego miłości. Oboje nie mogli się sobą nasycić.

– To nie do uwierzenia, że jesteś tak blisko – szepnął między pocałunkami.
– Byłeś głupi, Damianie Drydenie.
– Wiem. Już nie będę. Sądziłem, że postępuję szlachetnie, usuwając się z dro-

gi Evanowi. Po tej uroczystej kolacji byłem na niego wściekły, ale jeszcze bardziej 
na samego siebie.

– Dlaczego?
– Ponieważ  nie  potrafiłem  się  powstrzymać  od  przytulania  cię.  –  Objął  ją 

mocniej. Poczuła, jak jego pierś miarowo podnosi się i opada, i wtuliła się w niego 
jeszcze bardziej.

– Pozwoliłeś, żebym odeszła z twego życia. – Przypomniała sobie, z jakim bó-

lem opuszczała firmę.

– Pozwoliłem ci odejść z mojego biura  – przytulił policzek do jej  włosów –

ale  nie  z  mojego  życia.  Niecierpliwie  czekałem,  co  wyniknie  z  twoich  spotkań  z 
Evanem.

Przerwało mu dobiegające z góry głośne pukanie. Nie wypuszczając Jessiki z 

objęć, Damian jedną ręką odciągnął zasuwę i otworzył drzwi.

– Słucham? – zapytał.
– Czy możemy już zawracać?
– Jeszcze nie! – krzyknęła Jessica.
– Daj nam jeszcze kilka minut – poprosił Damian. Evan zaśmiał się cicho.
– Obiecaj mi jedną... nie, dwie rzeczy.

background image

– Dobrze – odpowiedział Damian bez namysłu.
– Po pierwsze, muszę być drużbą na ślubie.
– Na ślubie... – powtórzyła powoli Jessica. Damian stanowczo kiwnął głową.
– Im szybciej, tym lepiej. Już za długo na ciebie czekam.
– Będę drużbą, czy nie? – spytał Evan.
– Nigdy nikogo innego nie brałem pod uwagę, braciszku.
–A po drugie, chcę być przy tym, gdy oznajmisz mamie i tacie, że Jessica wy-

chodzi za ciebie, a nie za mnie.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

– Uspokoję się, jak mnie pocałujesz. – Jessica spojrzała na Damiana. Z przy-

stani zatelefonowali do jego rodziców i powiedzieli Lois, że chcą się z nimi zoba-
czyć i żeby zaprosiła też państwa Kellermanów.

–Jeśli nie chcesz, to ja to zrobię – zażartował Evan, przyglądając się spod oka 

bratu.

– Nie tym razem, braciszku. – Damian otoczył Jessicę ramieniem i delikatnie 

ją  pocałował.  Gdyby  to  się  nie  działo  na  środku  przystani,  oboje  chętnie  prze-
dłużyliby tę chwilę.

– Sama  nie  wiem,  czemu  jestem  taka  zdenerwowana  –  powiedziała  Jessica, 

wsuwając dłoń w rękę Damiana. Szli w kierunku parkingu.

– Ja wiem. – Wyglądało na to, że ostatnio tylko Evan ma na wszystko odpo-

wiedź. – Nasi rodzice, wszyscy czworo, myślą, że wychodzisz za mnie. – Evan ro-
ześmiał się wesoło. Widać było, że cieszy go myśl o tym spotkaniu.

To  właśnie  Evan  nalegał,  żeby  od  razu  porozmawiali  z  rodzicami.  Zgodzili 

się, lecz Jessica teraz żałowała, że nie poprosiła, by najpierw pojechali do niej. Po-
winna  się  przebrać,  uczesać  potargane  przez  wiatr  włosy,  przypudrować  zaczer-
wienioną od słońca twarz.

Damian podniósł jej dłoń do ust.
–Nie martw się. Mama i tata będą zachwyceni.
Nie obawiała się reakcji rodziców. Nie będą przeciwni ich małżeństwu. Pew-

nie się rozczulą. Po prostu sama myśl o tym, że Damian ją kocha, była wciąż jesz-
cze tak nowa, że aż niewiarygodna.

Wsiadła do samochodu Damiana, Evan jechał za nimi. Na autostradzie stracili 

go z oczu. Kiedy skręcili w długą krętą aleję prowadzącą do Szepczących Wierzb, 
Jessica z daleka zauważyła, że auto Evana już stoi na podjeździe.

–Demon  szybkości  –  rzucił  ze  śmiechem  Damian.  Zaparkował  obok  samo-

chodu brata i wyłączył silnik. Pochylił się ku Jessice i ostentacyjnie ją pocałował. –
Czy nie boisz się wejść tam ze mną?

Uśmiechnęła się i pokręciła głową. Poszłabym za tobą wszędzie, pomyślała.
Pomógł jej wysiąść z samochodu, Jessica wzięła go pod ramię i razem weszli 

do jego rodzinnego domu. W salonie przywitały ich pełne ciekawości i niepokoju 
spojrzenia rodziców.

– Dzień dobry – powiedział Damian i podprowadził Jessicę do krzesła. Stanął 

za oparciem i położył dłonie na jej ramionach. Podniosła ręce i nakryła jego pałce 
swoimi.

– Przypuszczam,  że  się  zastanawiacie,  dlaczego  was  tutaj  poprosiliśmy  –

background image

zwróciła się Jessica do swoich rodziców.

– Poczekaj! – krzyknął Evan z kuchni. – Nie mów ani słowa więcej, dopóki 

nie przyjdę.

– Synu  –  Walter  Dryden  posłał  Damianowi  zdziwione  spojrzenie  –  co  to 

wszystko znaczy?

– No,  to  zaczynajcie – wydał polecenie Evan,  wnosząc  na  srebrnej tacy sie-

dem kryształowych kieliszków i dwie butelki szampana.

Damian skłonił się w stronę rodziców Jessiki i powiedział oficjalnym tonem:
–Mam zaszczyt prosić o rękę państwa córki. 
Hamilton Kellerman spojrzał na żonę. Był wyraźnie zdezorientowany.
–Powiedziałaś, że wychodzi za Evana.
– To znaczy... spodziewaliśmy się... – wyjąkała Joyce.
–Kocham Damiana – oznajmiła Jessica.
Jej ojciec podrapał się po głowie.
– Pamiętam, że było inaczej. Przez całe lata szalałaś za Evanem. Słyszałem, że 

byłaś diablo dokuczliwa.

– Tatusiu, to było tak dawno.
– Ona teraz szaleje za mną – wtrącił Damian i lekko ścisnął jej ramiona. – A 

ja za nią.

– Och, Damianie. – Lois Dryden zakryła usta dłonią. – Tak się cieszymy. Joy-

ce, pomyśl tylko, jednak będziemy mieć wspólne wnuki!

Obie panie objęły się i prawie tańczyły z radości. Evan podał kieliszki milczą-

cym, nadal zaskoczonym ojcom.

– Czy coś z tego rozumiesz, Walterze?
– Nie jestem pewien, Ham.
– Jesteś przeciwny?
– Skądże  znowu.  Nie  przypominam  sobie,  kiedy  ostatni  raz  widziałem  Lois 

tak pełną życia. A ty? Wolałbyś, żeby Jessica wyszła za kogoś innego?

– Ależ  nie.  –  Hamilton  potrząsnął  głową.  –  Joyce  przez  całe  lato  mówiła  o 

związku między naszymi rodzinami, tylko myślała, że to będzie związek Jessiki i 
Evana. A ja na to patrzę tak: związek to związek, a ci dwoje tutaj rzeczywiście wy-
glądają na zakochanych.

– Tak, nie mam co do tego wątpliwości – powiedział Walter i uśmiechnął się 

do nich.

Rozległ się dźwięk korka wystrzelającego z butelki.
– Chciałbym  wznieść  toast  –  powiedział  Evan,  napełniając  kieliszki  –  za 

Jessicę i Damiana. – Odstawił butelkę i podniósł swój kieliszek do góry. – Niech 
będą zawsze szczęśliwi, niech ich miłość trwa wiecznie.

– Jak pięknie, Evanie – powiedziała Lois, wycierając chusteczką kąciki oczu.
–Niech trwa wiecznie – powtórzyła Joyce. Wszyscy podnieśli kieliszki i napili 

background image

się szampana.

–Teraz porozmawiajmy o ślubie. – Lois usiadła na sofie obok męża. Była go-

towa od razu uzgadniać szczegóły.

–Powinien się odbyć po listopadowych wyborach – powiedziała Joyce w za-

myśleniu.

–Poczekajmy  na  wynik  prawyborów  we  wrześniu – odparła  Lois.  –  Po  co 

opóźniać ślub, kiedy nie wiemy, czy Walter na pewno uzyska nominację.

– Ależ Lois, nie wątpię, że znajdzie się na liście.
– Czy to wszystko ma dla ciebie znaczenie? – zapytał Damian Jessicę. Nachy-

lił się i zbliżył usta do jej ucha. Gorący dreszcz przebiegł jej po plecach.

Uśmiechnęła się łagodnie i potrząsnęła głową. Nic nie miało znaczenia oprócz 

Damiana i jego miłości.

– Wyszłabym za ciebie choćby jutro.
– Nie kuś mnie, kochanie.
– Albo za pół roku, jeśli to konieczne. Czekałam na ciebie całe życie, Damia-

nie, więc jeszcze trochę też mogę poczekać.

Rodzice  pogrążyli  się  w  rozmowie.  Rozważali  terminy,  ustalali  szczegóły. 

Obie rodziny znały się od dawna, przeżyły w przyjaźni wiele lat – lepszych i gor-
szych. Jessica była przekonana, że ich miłość – jej i Damiana – też przetrwa lata i 
pokona przeciwności losu, które może przynieść czas.

Wiedziała teraz, że dotarła do kresu swej długiej podróży. Nareszcie czuła się 

bezpieczna, pewna jego miłości.

background image

EPILOG

Ktoś zapukał do drzwi. Evan z ulgą odłożył pióro i potarł zmęczone oczy.
–Proszę wejść – zawołał.
Wszedł Damian. Przez kilka miesięcy, które minęły od ślubu z Jessicą, znacz-

nie się zmienił. Evan pamiętał okres, gdy jego życie było zdominowane przez prak-
tykę adwokacką. Pracował wieczorami i w czasie weekendów, rzadko odpoczywał. 
Teraz wyglądał na młodszego, szczęśliwszego i tak zakochanego, że Evan poczuł 
ukłucie zazdrości.

Obserwując zmiany zachodzące w Damianie, zastanawiał się, jak potoczyłoby 

się  jego życie,  gdyby  poślubił Mary  Jo. Do  tej  pory  pewnie mieliby  już dziecko. 
Przypomniał  sobie,  że  zobaczył  ją  przelotnie  na  meczu,  prawie  przed  rokiem. 
Sprawiło mu to ból.

Starał się nie myśleć o Mary Jo, próbował wspomnienie o niej umieścić w ja-

kiejś odległej komórce pamięci, lecz od czasu do czasu wymykało się ono i szydzi-
ło z niego za pomocą takich właśnie „co by było, gdyby”.

Od ich rozstania minęło prawie półtora roku, a ona wciąż miała nad nim wła-

dzę. Czasem z kimś się spotkał, lecz nigdy nie było to nic poważnego. Nie mógł o 
niej zapomnieć.

Zazdrościł bratu szczęścia i nie spodziewał się, by sam mógł być kiedyś taki 

szczęśliwy. Oczyma wyobraźni widział siebie za lat trzydzieści, posiwiałego, sie-
dzącego w bonżurce przed kominkiem, z fajką w zębach, z czarnym nowofundlan-
dem, drzemiącym u stóp.

–Wyglądasz na zamyślonego – powiedział Damian i przysunął sobie krzesło.
– To tylko roztargnienie.
– Pamiętasz, jak w zeszłym miesiącu Jessica zadzwoniła od lekarza?
Evan roześmiał się.
–Jak mógłbym zapomnieć? – Całe biuro to pamiętało. Damian rzadko bywał 

taki  podekscytowany,  wręcz  pełen  uniesienia.  Do  wszystkich  szczerzył  zęby  w 
uśmiechu, jakby był niespełna rozumu. Mężczyzna niecodziennie się dowiaduje, że 
będzie ojcem, powiedział wtedy.

To  zabawne,  pomyślał  Evan,  ale  mój  brat  znowu  ma  na  twarzy  podobny 

uśmiech.

– Co się stało? Czyżby Jessica miała urodzić bliźnięta?
– Niezupełnie.  Rada  adwokacka  zwróciła  się  do  mnie  z  propozycją  objęcia 

stanowiska sędziego.

– Damianie! – Evan wyszedł zza biurka i bracia się uściskali. – Przyjmiesz ją. 

– To nie było pytanie. Nie mogło być inaczej.

background image

– Jeśli Jessica się zgodzi.
– Na pewno. – Evan co do tego też nie miał wątpliwości. – Czy wybieracie się 

gdzieś, żeby to uczcić?

– Tak.  Cathy Hudson, przyjaciółka Jessiki, gra główną rolę w nowej sztuce, 

która ma dzisiaj premierę. Mówiłem ci chyba, że Cathy niedawno zaręczyła się ze 
swym przyjacielem reżyserem?

Zanim Evan zdążył odpowiedzieć, odezwał się dzwonek. Pani Sterling poin-

formowała Evana, że chce się z nim widzieć Earl Kress.

– Earl? – zdziwił się Evan. Nie miał z nim kontaktu od pół roku. – Niech wej-

dzie.

– Porozmawiamy później – powiedział Damian od progu. – Pozdrów go ode 

mnie.

Po chwili w drzwiach pojawił się Earl. Evan wyszedł mu naprzeciw. Serdecz-

nie uścisnęli sobie ręce.

– Cieszę się, że cię widzę. Siadaj, proszę.
– Mam  mało  czasu.  –  Earl  przysiadł  na  brzegu  krzesła.  –  Powinienem  się 

wcześniej zapowiedzieć, ale byłem w pobliżu...

– Dobrze, że przyszedłeś. Jak tam szkoła?
– W porządku. Niedawno zdałem egzamin komisyjny – oświadczył z dumą.
– Gratuluję. – Evan też czuł się dumny z jego postępów.
– Jest dużo ludzi, którym powinienem za to dziękować, ale wszystko zaczęło 

się  od  pana.  Myślę, że  nigdy  nie  zdawał pan  sobie  sprawy,  jak  bardzo  się bałem 
powiedzieć przed całym światem, że nie umiem czytać ani pisać.

–Wiedziałem, że to było dla ciebie bardzo trudne. 
– Myślę, że bez pana pomocy nie przebrnąłbym przez sprawę sądową.
–Naprawdę się cieszę, że ci się udało.
– Ja też. Jeszcze jak – zaśmiał się głośno Earl. – Bez tego moje życie byłoby 

na pewno inne. Wie pan, nie chcę zabierać panu czasu, ale musiałem powiedzieć, 
jaki jestem za wszystko wdzięczny.

– Nie ma o czym mówić.
– Sam  teraz  pracuję  w  szkole,  społecznie.  Pomagam  dzieciom,  które  mają 

kłopoty z czytaniem. Nie wyrósłbym na analfabetę, gdyby mi ktoś pomógł od razu 
w pierwszej klasie.

Evan uśmiechnął się szeroko.
– To wspaniale, Earl.
– Byłbym zapomniał. Spotkałem kogoś z pana znajomych. Też pracuje tak jak 

ja.

– Tak?
–Nazywa się Mary Jo Summerhill.
–Mary Jo. – Evan wyszeptał jej imię z przejęciem. 

background image

– Dziwne, ale ona zareagowała tak samo, kiedy wspomniałem o panu.
–Myślałem, że wyszła za mąż.
– O ile wiem, nie. – Earl wstał i wyciągnął do Evana rękę. – Już nie zabieram 

panu czasu. Chciałem tylko wpaść na chwilę, żeby pan wiedział, co u mnie.

– Dobrze zrobiłeś. – Evan odprowadził swego dawnego klienta do drzwi. Stał 

tam przez chwilę. W głowie miał zamęt.

Kilka minut później znów przyszedł do niego Damian.
– Co Earl miał do powiedzenia? – zapytał.
– Mary Jo nie wyszła za mąż. – Specjalnie powiedział to głośno. Chciał usły-

szeć brzmienie własnych słów. Damian nie zrozumie w pełni ich wagi, ale to nie 
jest ważne.

– Rozumiem. I co masz zamiar w związku z tym zrobić?
Evan długo się zastanawiał. Wreszcie na jego twarzy pojawił się uśmiech.