background image

 

 

 
 

Pora na romans 

Debbie Macomber 

 

 
 
 
 
 
 
 

Tytuł oryginału: 

Ready For Romance 

Przekład: 

Ludwik Stawowy 

 
 

background image

 

 

 

PROLOG 

 

Jessica  Kellerman  rozejrzała  się  na  wszystkie  strony  i  przemknęła  za 

róg garażu Drydenów. Przyciśnięta do ściany, posuwała się ostrożnie, ma-
leńkimi kroczkami. Absolutnie nikt nie powinien jej zobaczyć. 

Samochód Evana, modne sportowe auto, stał przed garażem i było go 

widać z okien domu. Musiała zrobić to szybko. 

Przykucnęła  przy  bocznym  lusterku,  wyjęła  z  kieszeni  jaskrawoczer-

woną  szminkę  i  grubo  pomalowała  sobie  wargi.  Przetarła  lusterko  białą 
chusteczką  i pocałowała  je kilkakrotnie.  Na szkle pozostały  wyraźne czer-
wone ślady ust. 

Jessica  westchnęła  z  zadowoleniem,  ostrożnie  otworzyła  drzwi  samo-

chodu i wczołgała się na przednie siedzenie po stronie kierowcy. Tutaj też 
było  lusterko. Serce  jej waliło nie  tylko ze strachu, że zostanie zauważona. 
Jej serce miało skłonność do przyspieszania, kiedy tylko pomyślała o Eva-
nie. 

W  całym  Bostonie  nie  było  mężczyzny,  który  mógłby  się  równać  z 

Evanem Drydenem. I pomyśleć, że przez te wszystkie lata mieszkała po są-
siedzku,  a  dopiero  niedawno  zauważyła,  jaki  jest  wspaniały!  Dla  Jessiki 
Evan był najprzystojniejszym mężczyzną na świecie. 

Dokładnie pamiętała moment, kiedy odkryła swoje przeznaczenie. Od 

tamtej chwili nie była już sobą. 

Szepczące  Wierzby,  posiadłość  Drydenów,  sąsiadowały  z  posesją  jej 

rodziców. Jessica często przesiadywała na potężnym dębie, obserwując sy-
nów  sąsiadów.  Damian  studiował  prawo,  Evan  chodził  do  college'u.  Dla 
Jessiki, która jako jedynaczka była skazana na wymyślanie sobie własnych 
rozrywek, obserwowanie braci Drydenów stało się wspaniałą zabawą. 

Gdy  pewnego  dnia  jak  zwykle  siedziała  na  dębie,  nad  staw  tuż  obok 

przyszedł  Evan, stanął  na  kładce  i  zaczaj  wrzucać  kamyki  do  wody.  Choć 
był do niej odwrócony  plecami, Jessica  wstrzymała  oddech,  zastanawiając 
się, czy ją zauważył, ukrytą wśród gęstych liści. 

Widocznie coś usłyszał,  bo odwrócił się gwałtownie i wlepił wzrok w 

drzewo.   

– Jessica? 

background image

 

 

Nie miała odwagi poruszyć się ani zaczerpnąć powietrza. 
Spojrzał  w  górę  i  słońce  oświetliło  jego  przystojną  twarz.  Właśnie 

wtedy Jessica zrozumiała,  że  Evan nie  jest takim sobie  zwyczajnym chłop-
cem. Był piękny jak Apollo. Doskonały pod każdym względem. 

Od  tej  chwili  zaczęły  się  jej  marzenia.  Cudowne  marzenia  o  Evanie 

zakochanym w niej po uszy. O ich małżeństwie, o dzieciach. Wydawało się 
to takie... takie oczywiste, dobre. Tydzień później miała już pewność, że los 
ich  zetknął,  że  są  stworzeni  dla  siebie.  Był  tylko  jeden  problem  –  żeby  i 
Evan dokonał tego odkrycia. 

Jessica niedawno skończyła czternaście lat, a Evan był dużo starszy. O 

całe sześć lat. Ponieważ jednak wcale się nią nie interesował, równie dobrze 
mogło to być i sto lat. 

Właśnie wtedy postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Była przecież 

dziewczyną  światową,  która  wie,  czego  chce,  i  stara  się  to  uzyskać.  Tym 
razem miał to być Evan Dryden. 

Szybko przekonała się, że nie jest tak odważna, jak by chciała.  Telefo-

nowała do niego co najmniej dziesięć razy i gdy podnosił słuchawkę, zaw-
sze  brakowało  jej  odwagi,  by  w  ogóle  się  odezwać,  a  co  dopiero  wyznać 
swą nieustającą miłość. Po każdym takim telefonie wpadała w coraz więk-
szą frustrację. 

Ponieważ  zawsze  potrafiła  ładnie  pisać,  zaczęła  układać  liściki  do 

Evana, wyrażając w nich swoje oddanie. Jeden pozwoliła nawet przeczytać 
najlepszej  przyjaciółce,  a  ta  oznajmiła,  że  tak  pięknego  listu  miłosnego 
jeszcze nigdy nie czytała. Niestety, Jessica nie odważyła się na podpisywa-
nie swych listów. 

Była pewna, że  jej najnowszy pomysł,  całowanie lusterek samochodu, 

da najlepszy rezultat. Evan domyśli się, że to Jessica, przyjdzie wreszcie po 
nią i pojadą jego sportowym autem ku zachodzącemu słońcu. 

Pokryła wargi świeżą warstwą jaskrawej czerwieni i właśnie miała za-

cząć  całować  wewnętrzne  lusterko,  kiedy  ktoś  nagle  otworzył  drzwi  sa-
mochodu. 

– A więc to ty! 
Serce  podskoczyło  jej  do  gardła.  Powoli  podniosła  oczy  i  zobaczyła 

Damiana  Drydena.  Był  wyższy  od  młodszego  brata,  opalony  i  na  swój 
sposób  przystojny.  Jessica  była  pewna,  że  nadejdzie  dzień,  kiedy  jakaś 
dziewczyna pokocha go tak mocno jak ona Evana. 

– Cześć – powiedziała, jakby nie było w tym nic niezwykłego, że siedzi 

background image

 

 

w samochodzie jego brata i całuje lusterka. 
– Założę się, że to ty dzwonisz w nocy co godzina. 
–  Nigdy  nie  dzwoniłam  po  dziesiątej  –  zaprzeczyła  gwałtownie,  po 

czym zdała sobie sprawę, że właśnie się przyznała. Chyba najlepiej byłoby 
udawać, że nie wie, o czym on mówi. 

– Karteczki za wycieraczką też były od ciebie, prawda? 
Zaprzeczanie nie  miało sensu. Czując się  w samochodzie Evana jak  w 

pułapce, obróciła się na siedzeniu i powoli wysiadła. 

– Powiesz mu, że to ja? 
– Nie wiem. – Damian zamyślił się. – Ile masz łat? 
– Czternaście – odparła z dumą. – Wiem, że Evan jest starszy, ale mam 

nadzieję, że zechce poczekać, aż dorosnę, żebyśmy mogli się pobrać. 

–  Pobrać!  –  W  głosie  Damiana zabrzmiała kpina, a  Jessica  nastroszyła 

się. 

– Poczekaj, aż sam się zakochasz! – wykrzyknęła. – Wtedy się przeko-

nasz, jak to jest. 

–  Nie  jesteś  zakochana  w  Evanie  –  powiedział  łagodnie.  –  Jesteś  za 

młoda, żeby rozumieć te sprawy. Zawróciłaś sobie nim głowę, bo jest star-
szy i... 

– To więcej niż pewne, że kocham Evana! – wybuchnęła. 
Wepchnęła szminkę do kieszeni. Nie zamierzała sterczeć tu i pozwalać 

mu  na  kpiny.  Miała  co  prawda  tylko  czternaście  lat,  ale  posiadała  serce 
dojrzałej kobiety i podjęła już decyzję. Damian może sobie mówić lub robić 
co zechce, a ona i tak pewnego dnia poślubi Evana Drydena. 

– Mojego brata na pewno cieszy twoje oddanie. 
–  No  pewnie.  Mężczyzna,  który  się  ze  mną  ożeni, stanie  się najszczę-

śliwszy na świecie – szarżowała, niewiele się namyślając. Damian roześmiał 
się. 

Jessica  już  zamierzała  darować  mu  to,  co  mówił  przedtem,  ale  teraz 

zmieniła  zdanie.  Trzymając  się  pod  boki,  przeszyła  go  wzrokiem  z  takim 
oburzeniem, na jakie tylko było ją stać. 

– Możesz być starszy od Evana, ale i tak nic nie wiesz o miłości. 
Wyglądał na rozbawionego, a to rozzłościło ją jeszcze bardziej. 
–  Kiedy kobieta  wybierze  mężczyznę,  nic nie  może zmienić  jej  uczuć. 

Zdecydowałam się poślubić twojego brata, i cokolwiek byś powiedział lub 
zrobił, nie wpłynie to na moją decyzję. Więc szkoda twoich słów. Evan jest 
moim przeznaczeniem. 

background image

 

 

– Jesteś tego pewna? 
Był przynajmniej na tyle uprzejmy, że przestał się śmiać. 
–  Oczywiście  –  odparła  z  przeświadczeniem  w  głosie.  –  Zapamiętaj 

moje słowa, Damianie Drydenie. Czas pokaże, że się nie mylę. 

– Czy mój brat też może mieć coś do powiedzenia w tej sprawie? 
– Naturalnie. 
– A co będzie, jeśli zechce się ożenić z kimś innym? 
– Nie... nie wiem. 
Damian jakby wyczuł, czego obawiała się najbardziej – że  Evan ożeni 

się, zanim Jessica zdoła pokazać, co jest warta. 

– Jest jeszcze coś, czego nie wzięłaś pod uwagę – dodał. 
– Co takiego? 
–  Że  to  ja  mogę chcieć  się z  tobą ożenić  – uśmiechnął  się szeroko  Da-

mian. 

 

background image

 

 

ROZDZIAŁ PIERWSZY 

 

Dla Jessiki Kellerman nadszedł czas rozrachunku. Po raz pierwszy od 

ośmiu  lat  miała  stanąć  przed  braćmi  Drydenami.  Nie  czuła  niepokoju  na 
myśl o Evanie. Przypuszczała, że nawet nie będzie pamiętał, jaka była nie-
znośna. Chociaż  właściwie  mógłby.  Bardziej  obawiała  się  Damiana.  To  on 
złapał  ją  na  gorącym  uczynku.  On  się  z  niej  wyśmiewał  i  twierdził,  że  jej 
uczucie  do  Evana  to  przemijający  kaprys.  Teraz  była  zmuszona  przyznać 
mu  rację.  Miała  nadzieję,  że  Damian  nie  będzie  miał  ochoty  wracać  do 
przeszłości. 

Pokonując  lęk,  Jessica  weszła  do  wysokiego  biurowca  w  najeksklu-

zywniejszej  części śródmieścia Bostonu.  Był  to  nowy budynek, o połysku-
jącej czernią lustrzanej fasadzie, wznoszący się na trzydzieści pięter w górę. 
Firma prawnicza Drydenów należała do najlepszych w mieście. 

Pantofelki  Jessiki  zastukotały  na  marmurowej  posadzce  holu.  Bywała 

w tej części miasta często – uniwersytet leżał w pobliżu dzielnicy biurowej 
– ale po raz pierwszy znalazła się w tym imponującym budynku. 

Była  zdenerwowana,  i  nie  bez  powodu.  Przecież  ostatni  raz  miała  do 

czynienia  z  braćmi  Drydenami,  gdy  została  przyłapana  na  całowaniu  lu-
sterka samochodu jednego z nich. 

Kiedy  wracała  myślami  do  przeszłości,  musiała  przyznać,  że  bezu-

stannie  dostarczała  rozrywki  zarówno  braciom,  jak  i  rodzicom  –  ich  i  jej. 
Jednak  nie  mogłaby  wyprzeć  się  młodzieńczej  miłości.  Narażając  się  na 
krytykę  rodziny,  przez  całą  szkołę  średnią  wytrwale  starała  się  pozyskać 
serce  Evana.  Dopiero  gdy  Benny  Wilcox  zaprosił  ją  na  bal  maturalny,  za-
uważyła, że są jeszcze inni chłopcy, równie mili, grzeczni, przystojni. Evan 
był mężczyzną jej marzeń, tym, który rozbudził w niej poczucie kobiecości. 
Dla miłości do niego zarezerwowała specjalne miejsce w sercu, lecz z chęcią 
zapomniałaby, jak mu się naprzykrzała, i wiele by dała, żeby on też o tym 
nie pamiętał. 

Chociaż  Jessica  pozwoliła,  by  jej  zauroczenie  Evanem  łagodnie  prze-

minęło, ich rodzice ciągle do tego  wracali,  zwłaszcza Lois i Walter  Dryde-
nowie. Uważali, że jej sposób wyrażania uczuć do Evana był „oryginalny”, 
i wspominali o tym od czasu do czasu, wprawiając ją na nowo w zakłopo-
tanie. 

background image

 

 

Gdy Walter Dryden dowiedział się, że Jessica właśnie ukończyła szko-

łę biznesu i ma dyplom asystentki prawnej, zaczął nalegać, by podjęła sta-
rania  o  posadę  w  firmie  należącej  do  ich  rodziny.  Początkowo  Jessica 
wzbraniała  się,  ale  o  pracę  było  wtedy  trudno,  więc  po  bezowocnych  po-
szukiwaniach na własną rękę zdecydowała się zapomnieć o dumie i stawić 
czoło braciom. 

Recepcjonistka  przywitała  ją  serdecznym  uśmiechem.  Jessica  odwza-

jemniła uśmiech, mając nadzieję, że wygląda na opanowaną i dojrzałą. 

– Jestem umówiona z Damianem Drydenem – powiedziała. 
Recepcjonistka,  kobieta  około  trzydziestki,  o  dużych  niebieskich 

oczach i gładkiej cerze, zerknęła do rejestru spotkań. 

– Pani Kellerman?   
– Tak. 
– Proszę usiąść, powiem panu Drydenowi, że już pani jest. 
– Dziękuję. 
Jessica  usiadła  na  jednym  z  miękkich  krzeseł  i  sięgnęła  po  kolorowy 

magazyn. Przed tą rozmową ubrała się szczególnie starannie. Miała na so-
bie jasnoszary kostium; dwurzędowy żakiet był zapięty na perłowe guziki 
wielkości  srebrnych  dolarówek,  połyskujące  ciemnoniebiesko  i  biało.  Na 
nogach  miała  szpilki.  Spodziewała  się,  że  wygląda  nie  tylko  na  profes-
jonalistkę,  ale  także  na  kobietę  o  wyrafinowanym  smaku.  Jej  lśniące  kasz-
tanowate  włosy  były  ostrzyżone  na  pazia,  co  miało  pogłębić  to  wrażenie. 
Była już dorosła i Damian powinien o tym wiedzieć. 

Nie zdążyła przeczytać nawet spisu  treści,  kiedy  w drzwiach naprze-

ciwko  pojawił  się  starszy  z  braci  Drydenów.  Często  widywała  Damiana  z 
daleka,  lecz  nie  rozmawiała  z  nim  od  miesięcy,  a  może  nawet  lat.  Zapo-
mniała  już, że  miał szerokie ramiona  i szczupłe biodra. Pamiętała, jak  bar-
dzo  lubił  grać  w  piłkę  jako  chłopiec  i  jak  skutecznie  potrafił  zaatakować 
przeciwnika;  równie  dobrze  umiał  przeciwstawiać  się  trudnościom.  Znała 
go  jako  człowieka  energicznego,  pracowitego  i  ambitnego.  Kiedy  przed 
trzema laty Walter Dryden przeszedł na emeryturę, Damian przejął po nim 
firmę,  która specjalizowała  się  w  obsłudze  prawnej  spółek  akcyjnych.  Pod 
jego kierownictwem firma kwitła. 

–  Witaj,  Jessico.  Cieszę  się,  że  znów  cię  widzę  –  odezwał  się  Damian, 

idąc ku niej. 

– Ja  też  się  cieszę.  –  Wstała  i  podała  mu  rękę.  Był  średniego  wzrostu, 

lecz jej dłoń zginęła w jego dłoniach. Uścisk jego ręki był twardy i silny, taki 

background image

 

 

jak on sam. 

– Przyszłam, żeby porozmawiać z tobą o posadzie asystentki prawnej – 

powiedziała. Czuła, że bezpośredniość zrobi na Damianie najlepsze wraże-
nie. 

– Świetnie. Chodźmy do mojego gabinetu, dobrze?   
Uderzyła  ją  szorstkość  jego  głębokiego,  mocnego  głosu,  w  którym 

brzmiała pewność siebie. Nic dziwnego, że Damian należał do najbardziej 
poszukiwanych adwokatów w Bostonie. 

Gestem zaprosił ją do zajęcia miejsca w fotelu, a sam obszedł szerokie 

mahoniowe biurko i usiadł na krześle obitym czarną skórą. Lekko odchylił 
się do tyłu, sprawiając wrażenie spokojnego i odprężonego. 

Jessica  nie  dała  się  oszukać.  Nie  wierzyła,  by  Damian  potrafił  się  od-

prężyć. Lois, jego matka, często wyrażała niepokój o swego starszego syna, 
żaląc się, że Damian za dużo pracuje. 

– Dziękuję, że tak szybko znalazłeś czas na rozmowę ze mną – powie-

działa, zakładając nogę na nogę. 

– Cała przyjemność po mojej stronie. – Damian bawił się piórem, obra-

cając je w dłoniach. – Słyszałem, że niedawno skończyłaś studia. 

Jessica skinęła głową. 
– Mam stopień naukowy w dziedzinie historii Ameryki. 
Pióro  przestało  się  poruszać  w  dłoniach Damiana, a  na  jego czole po-

jawiła się zmarszczka. 

–  Niestety, w naszej firmie  nie  mamy  dużego  zapotrzebowania na  hi-

storyków. 

– Wiem o tym – powiedziała pospiesznie. – W połowie ostatniego roku 

doszłam  do  wniosku,  że  chociaż  bardzo  lubię  historię,  nie  jestem  całkiem 
pewna, co chciałabym robić po studiach. Zastanawiałam się, czy nie zostać 
nauczycielką, a potem zmieniłam zdanie. 

– I teraz chcesz być asystentką prawną? 
– Tak. Miałam chłopaka, który studiował prawo; często razem się uczy-

liśmy, i wtedy przekonałam się, jak bardzo mi ono odpowiada. Ale zamiast 
zapisać się na prawo i poświęcić mu cały swój czas i wszystkie siły, zdecy-
dowałam,  że  najpierw  powinnam  podjąć  pracę  jako  asystentka  prawna, 
żeby się przekonać, czy naprawdę chciałabym zostać adwokatem. Dlatego 
poszłam  do  szkoły  biznesu  i  skończyłam  ją.  –  Powiedziała  to  wszystko 
jednym  tchem.  –  Twój  ojciec  nakłonił  mnie  do  rozmowy  z  tobą  –  dodała. 
Wyjęła z torebki dyplom i pokazała go Damianowi. 

background image

 

 

– Dziękuję. – Pióro znów zaczęło się obracać. 
– Potrafię ciężko pracować. 
–  Nie  mam  wątpliwości.  –  Na  jego  twarzy  na  chwilę  pojawił  się 

uśmiech. 

–  Mogę  pracować,  kiedy  tylko  będzie  potrzeba,  nawet  w  weekendy. 

Jeśli chcesz, przyjmij mnie na okres próbny. – Zamierzała nie dać po sobie 
poznać, jak bardzo jej zależy na tej pracy, lecz zdradzała ją niecierpliwość w 
głosie. 

– Ta praca dużo dla ciebie znaczy, prawda?   
Jessica kiwnęła twierdząco głową. 
– Myślę  – rzucił  od niechcenia  Damian  – że  ciągle jesteś zadurzona  w 

moim bracie. 

Powiedział to tak, jakby minęło zaledwie kilka dni od chwili, gdy omal 

nie  rzuciła  się  Evanowi  na  szyję.  Jessica  poczuła  gorący  rumieniec  na  po-
liczkach. 

– Nie wydaje mi się, żeby tak było. 
Damian uśmiechnął się, patrząc na nią badawczo. 
– Od lat jesteś pod jego urokiem. 
– Być może, lecz nie ma to nic wspólnego z moimi staraniami o pracę. – 

Zacisnęła  wargi  i  próbowała  odzyskać  zimną  krew.  Powinna  była  się  do-
myślić, że Damian nie zapomni tak łatwo ich spotkania sprzed lat. 

– A więc to prawda? – Damian sprawiał wrażenie, jakby dokuczał jej z 

zadowoleniem,  a  Jessicę  doprowadzało  to  do  wściekłości.  Wolała  jednak 
milczeć,  zamiast  spierać  się  z  człowiekiem,  który,  jak  oczekiwała,  da  jej 
pracę. – Byłem przy tym, jak obcałowywałaś lusterka jego samochodu, pa-
miętasz? 

Skinęła głową, bojąc się odezwać. 
– Widziałem,  jak  patrzyłaś  na  niego  swoimi  wielkimi,  pełnymi  uwiel-

bienia oczami. I widziałem, jak wiele innych kobiet robiło to samo, wszyst-
kie wpatrzone w mojego brata, jakby był Apollem. 

Jessica zdumiała się, kiedy usłyszała to słowo. Właśnie tak wyglądał w 

jej oczach Evan. Jak grecki bóg. 

– Więc to prawda czy nieprawda? 
Usta  Jessiki  odmówiły  posłuszeństwa.  W  zakłopotaniu  otworzyła  i 

zamknęła  je  kilka  razy,  nie  wiedząc  jak  zareagować,  ani  czy  w  ogóle  pró-
bować coś powiedzieć. 

Cathy  Hudson,  jej  najbliższa  przyjaciółka,  uważała,  że  to  nie  jest  naj-

background image

 

 

lepszy pomysł starać się o pracę u ludzi, którzy znali ją tak dobrze. I chyba 
miała rację. 

– Rzeczywiście,  Evan  był  kiedyś  moją  szkolną  miłością  –  przyznała  – 

ale  minęło już  tyle  lat.  Nie  rozmawiałam  z  nim od...  mój  Boże, nie  pamię-
tam. Na pewno równie dawno jak z tobą. Jeśli przypuszczasz, że moje stare 
uczucie  do  Evana  przeszkadzałoby  mi  w  pracy,  to  mogę  zrobić  tylko  jed-
no... podziękować ci za czas poświęcony na rozmowę ze mną. 

Na  twarzy  Damiana  pojawił  się  niewyraźny  uśmiech,  a  w  oczach 

zdziwienie, jakby wbrew samemu sobie podziwiał ją za to, co powiedziała. 
Z wolna miejsce uśmiechu zajął smutek. 

– Wiesz, Evan się zmienił. To nie jest ten sam człowiek, którego znałaś. 
–  Słyszałam  od  mojej  matki,  że  nie  jest  szczęśliwy.  –  Jessica  nie  znała 

szczegółów i miała nadzieję, że dowie się czegoś więcej od Damiana. 

– Czy wiesz dlaczego? 
– Nie. 
Damian westchnął z ubolewaniem. 
– Powiem ci, bo wkrótce i tak sama byś się dowiedziała. Zakochał się, 

przypuszczalnie po raz pierwszy, ale nic z tego nie wyszło. Nie wiem dla-
czego, i nikt nie wie, ale nie to jest najważniejsze. Evan, niestety, nie może 
się otrząsnąć z depresji. 

–  Musiał ją  bardzo  kochać  –  wyszeptała,  obserwując  Damiana. Widać 

było, że naprawdę niepokoi się o brata. 

–  Jestem  pewien,  że  tak.  –  Damian  zmarszczył  brwi,  najwyraźniej  nie 

wiedząc,  jak  pomóc  Evanowi,  i  pokiwał  głową.  –  Odeszliśmy  daleko  od 
tematu, prawda? 

Jessica  wyprostowała  się  i  położyła  splecione  dłonie  na  kolanach,  za-

stanawiając  się,  czy  Damian  zaryzykuje  i  przyjmie  ją  do  pracy  mimo  jej 
braku doświadczenia. 

–  Czy  na  pewno  chcesz  tu  pracować?  –  zapytał,  przyglądając  się  jej 

badawczo. 

– Bardzo. 
Damian  początkowo  nic  na  to  nie  odpowiedział.  Z  powodu  jego  mil-

czenia  poczuła  się  tak  nieswojo,  że  zapragnęła  wypełnić  czymś  tę  ciszę, 
choćby nawet niepotrzebną paplaniną. 

– Wiem,  co  myślisz  –  wyrzuciła  z  siebie.  –  W  twoich  oczach  nadal  je-

stem  zakochaną  po  uszy  czternastolatką,  pewną,  że  Evan  i  ja  jesteśmy 
stworzeni dla siebie. –  Potrząsnęła głową. – Nie wiem, co powiedzieć, żeby 

background image

 

 

cię przekonać, że jestem dorosła i mam już te głupstwa za sobą. 

– Sam  to widzę.  – W oczach Damiana błysnęło uznanie.  – Wygląda na 

to, że masz szczęście, bo jeszcze nie zatrudniliśmy asystentki prawnej. Jeśli 
chcesz tę posadę, jest twoja. 

Jessica ledwie się powstrzymała, by nie zerwać się z fotela i nie rzucić 

Damianowi na szyję. 

– Nie sprawię ci zawodu – obiecała. 
–  Będziesz  pracować  z  Evanem  –  odpowiedział,  znów  patrząc  na  nią 

badawczo. 

– Z Evanem? 
– Czy to problem? 
– Nie... oczywiście, że nie. 
–  Pamiętaj  o  jednym.  Nie  ma  znaczenia,  od  jak  dawna  przyjaźnią  się 

nasi  rodzice.  Jeśli  nie  będziesz  dobrze  pracować,  nie  będzie  tu  dla  ciebie 
miejsca. 

– Nie oczekuję, że zostanę, jeśli nie podołam zadaniom – powiedziała, 

starając się, by nie zabrzmiało to jak próba obrony. 

– Świetnie. – Sięgnął do telefonu i spojrzał na nią. 
– Kiedy chciałabyś zacząć? 
– Już, jeśli można. 
–  Doskonale.  Powiem  pani  Sterling,  sekretarce  Evana,  żeby  cię  zapo-

znała ze wszystkim.   

Jessica wstała i wyciągnęła rękę. 
– Obiecuję,  że  nie  będziesz  żałował.  –  Z  entuzjazmem  potrząsała  jego 

ręką, aż zdała sobie sprawę, że robi to dłużej, niżby wypadało. 

Damian wyszedł zza biurka z uśmiechem na twarzy. 
– Jeśli będziesz potrzebowała mojej pomocy, daj mi znać. 
– Zrobię to na pewno. Dziękuję, Damianie. 
Mimo że zwracała się do niego po imieniu, wiedziała, że łączą ich teraz 

stosunki służbowe; ale trudno jej było myśleć o Damianie jako o szefie. Ist-
niała między nimi osobista więź, lecz uświadomiła to sobie dopiero w cza-
sie tej rozmowy. Ku swemu zdziwieniu odkryła, że nie ma tego problemu, 
jeśli chodzi o Evana. 

Jessica i Damian wyszli z gabinetu na korytarz i podeszli do drzwi, na 

których była złota tabliczka z imieniem i nazwiskiem Evana. 

Damian otworzył drzwi  i przepuścił ją przodem. Jessica zobaczyła se-

kretarkę  Evana.  Była  to  kobieta  w  średnim  wieku,  o  ostrych,  lecz  sympa-

background image

 

 

tycznych rysach twarzy.  Emanowała z niej energia i kompetencja. Wystar-
czyło na nią spojrzeć, by dojść do wniosku, że w razie potrzeby na pewno 
poradziłaby sobie nie tylko z biurem Evana, lecz z całą firmą. 

– Pani Sterling – odezwał się Damian – to jest Jessica Kellerman, nowa 

asystentka  prawna  Evana.  Czy  mogłaby  pani  pokazać  jej  wszystko,  żeby 
czuła się u nas jak u siebie w domu? 

– Naturalnie. 
Damian zwrócił się do Jessiki. 
– Pamiętaj, w razie jakichkolwiek problemów przychodź do mnie. 
– Dziękuję ci. 
– Nie,  Jessico  –  powiedział  tajemniczo  Damian,  wychodząc  –  to  ja 

dziękuję tobie. – Drzwi zamknęły się za nim z lekkim trzaskiem. 

Pani Sterling  podniosła się  z  krzesła.  Była niska  w porównaniu  z  wy-

soką  i  szczupłą  Jessicą.  Jej  szpakowate  włosy  były  krótko  przycięte,  miała 
na sobie prostą spódnicę i cienki sweter. 

– Pokażę  pani  bibliotekę  –  powiedziała.  Jessica  zerknęła  w  kierunku 

zamkniętych drzwi, zastanawiając się, czy jest tam Evan. Widocznie jednak 
go  nie  było,  w  przeciwnym  razie  Damian  nie  omieszkałby  zawiadomić 
brata, że Jessica będzie jego pracownicą. 

Sekretarka poprowadziła ją przez hol do biblioteki, gdzie rząd za rzę-

dem  stały  grube,  zakurzone  tomy.  Duże  pomieszczenie  wypełnione  było 
wąskimi stołami i krzesłami. Jessica z zadowoleniem stwierdziła, że jest tu 
przytulnie  i  miło.  Wiedziała,  że  właśnie  w  tym  miejscu  będzie  spędzać 
większość  czasu  pracy.  Poczuła  delikatny  zapach  olejku  cytrynowego  i 
uśmiechnęła  się,  widząc  tu  i  ówdzie  rośliny  w  doniczkach,  a  wśród  nich 
bluszcz o szerokich cętkowanych liściach, zwieszający się z jednego z rega-
łów. 

– Ale tu ładnie... 
– Pan Dryden bardzo się stara, żebyśmy pracowali w miłym otoczeniu 

– wyjaśniła z emfazą sekretarka. 

– Taki właśnie jest Damian – powiedziała półgłosem Jessica. 
–  Miałam  na  myśli  młodszego  pana  Drydena.  –  Usłyszała  zdziwiony 

głos. 

– Ach tak, oczywiście – przytaknęła szybko. 

Zanim  dobiegł  końca  jej  pierwszy  dzień  w  firmie,  Jessica  czuła  się, 

jakby  miała  za  sobą  czterdziestogodzinny  tydzień  pracy.  Dostała  małe 

background image

 

 

biurko w rogu pokoju i własny telefon. Pani Sterling sprawiała wrażenie, że 
poczytuje  sobie  za  obowiązek,  by  Jessica  miała  różnorodne  zajęcia,  na 
przykład  zbieranie  zamówień  na  lunch,  porządkowanie  szaf  z  aktami  i 
przekazywanie wiadomości na terenie biura. 

Kiedy  już  myślała,  że  widocznie  tego  dnia  nawet  nie  rzuci  na  Evana 

okiem,  on  nagle  wpadł  do  biura  i  zatrzymał  się  gwałtownie,  gdy  ją  zoba-
czył. Był wzrostu Damiana, miał jasne włosy i uduchowione oczy. Zdaniem 
Jessiki  to  było  po  prostu  niesprawiedliwe,  że  mężczyzna  mógł  być  tak 
oszałamiająco przystojny. 

–  Julia  –  wyszeptał  takim  tonem,  jakby  znalazł  kufer  pełen  skarbów. 

Oczy jaśniały mu radością. – Co tu robisz? 

– Jessica – poprawiła, starając się nie czuć urazy o to, że nie pamiętał jej 

imienia. – Jestem tutaj, ponieważ od dziś pracuję dla ciebie. 

– Pana brat zatrudnił panią Kellerman jako nową asystentkę prawną – 

wyjaśniła sekretarka. 

Evan podszedł bliżej i ujął dłoń Jessiki. 
– No to mamy Gwiazdkę w lipcu! Bo inaczej Damian nie obdarowałby 

mnie tak niezwykłym prezentem. 

– Gwiazdka w lipcu – powtórzyła Jessica, z trudem hamując śmiech. A 

więc to prawda, co słyszała o Evanie. Był flirciarzem, lecz tak miłym i bez-
troskim, że wydawało się to bez znaczenia. Wiedziała, że nie mówi poważ-
nie. 

–  Jest  kilka  spraw,  którymi  powinien  się  pan  zająć  –  odezwała  się 

sztywno pani Sterling zza pleców Evana. 

– Przyjdę do pani za parę minut – powiedział. 
– Wiem, że pan przyjdzie. Tylko proszę nie  wyjechać, zanim nie pod-

pisze  pan  tych  pism.  A  skoro  już  o  tym  mowa,  to  trzeba  przedyskutować 
niektóre punkty... jeśli znajdzie pan czas. 

– Obiecuję, że zaraz zajmę się tymi pismami. – Powiedział to tak, jakby 

nie interesowało go nic, oprócz wpatrywania się w stojącą przed nim młodą 
kobietę. 

– Proszę położyć wszystko na moim biurku; przejrzę, zanim wyjdę. 
– Nie zapomni pan?   
Evan stłumił śmiech. 
– Jakbym słyszał swoją matkę. 
– Ktoś musi się  panem opiekować. – Sekretarka Evana zmrużyła oczy 

w promiennym uśmiechu. 

background image

 

 

Jessica ze zdumieniem obserwowała, jak Evan oczarował starszą panią. 

Zanim pokazał się w drzwiach, pani Sterling była wzorem chłodnego pro-
fesjonalizmu.  W  chwilę  potem  przeobraziła  się  w  kwokę  niespokojną  o 
swoje  pisklę.  Nim  Jessice  udało  się  zastanowić  nad  jej  reakcją,  Evan  ode-
zwał się ze śmiechem. 

– Kochasz mnie, Mary, i dobrze o tym wiesz. 
–  Po prostu jest pan ostatnio trochę zapominalski  – odparła pani Ster-

ling, marszcząc brwi z troską. Nachyliła się nad stosem pism i przerzuciła je 
jeszcze raz. – Czy to źle, że od czasu do czasu o czymś panu przypomnę? 

– Myślę, że nie. – Evan zabrał pisma i wszedł do swego gabinetu. 
–  Czy  pracuje  pan  nad  sprawą  Korporacji  Portera?  –  zapytała  pani 

Sterling, depcząc mu po piętach. 

– Korporacja Portera – powtórzył Evan, jakby nigdy przedtem nie sły-

szał tej nazwy. – To chyba nie jest jeszcze pilne, prawda? 

–  Ależ  jest  –  odrzekła  sekretarka,  a  Jessica  usłyszała  w  jej  głosie  nutę 

paniki. – To pierwsza sprawa w piątek rano. 

– Będę gotów na czas. A jaki dzień mamy dzisiaj? 
–  Panie  Dryden,  musi  pan  zacząć  przychodzić  do  biura  przed  za-

mknięciem! 

–  Niech  się  pani  nie  niepokoi.  Przygotuję  wszystko  tak  jak  zawsze  – 

powiedział, odprowadzając sekretarkę do drzwi. Zatrzymał się na moment, 
kiedy jego wzrok napotkał Jessicę, i mrugnął do niej. Potem zniknął za za-
mkniętymi drzwiami. 

Pani  Sterling  pokręciła  głową  i  zerknęła  w  kierunku  Jessiki.  –  Pan 

Dryden miał ostatnio ciężkie przeżycia – wyjaśniła. 

– Od kiedy nie ma asystentki? 
– Już od dawna. Wyglądało na to, że nie będzie mu potrzebna. Damian 

ograniczył  jego  obowiązki  i,  jak  by  to  powiedzieć,  wszystko  tu  po  prostu 
wygląda już inaczej. 

Wychodząc z pracy, Jessica natknęła się na Damiana, który rozmawiał 

z sekretarką.  Sprawiał wrażenie człowieka poważnego i solidnego, a kilka 
siwych  włosów  na  skroniach  nadawało  mu  dystyngowany  wygląd.  Był 
nietuzinkową postacią i Jessica przez chwilę pomyślała, że to dziwne, iż się 
nie ożenił. Ta myśl pociągnęła za sobą następną, zaskakującą dla niej samej. 
Poczuła, że jest szczęśliwa, bo Damian się nie ożenił. 

Widocznie  zauważył  ją  kątem  oka,  ponieważ  wyprostował  się, 

uśmiechnął i podszedł do niej. 

background image

 

 

– Jak ci minął pierwszy dzień, Jessico? 
– Naprawdę dobrze. 
– Czy Mary nie wykorzystuje cię za bardzo? 
– Skądże, jest wspaniała. 
–  Mary  to  jedna  z  najlepszych  sekretarek,  z  jakimi  dotychczas  praco-

wałem. Może być nieco szorstka, ale przyzwyczaisz się do tego. – Szedł te-
raz obok Jessiki, z rękami założonymi do tyłu. Być może Mary była szorst-
ka, zamyśliła się Jessica, ale nie dla Evana. 

– Zawsze będę ci wdzięczna za to, że zechciałeś zaryzykować i przyją-

łeś mnie – powiedziała swobodnym tonem. 

Damian uśmiechnął się ze smutkiem. 
– Kto  wie,  czy  później  też  będziesz  mi  dziękować.  Mój  brat  może  być 

nieprzyjemny,  lecz jeśli jest ktoś,  kto  mógłby  zawrócić go  ze  złej  drogi,  to 
właśnie ty. 

– Ja? – zapytała, niczego nie rozumiejąc. Damian oderwał wzrok od jej 

oczu i spojrzał przed siebie. 

– Każdy potrzebuje, by od czasu do czasu ktoś popatrzył na niego du-

żymi, pełnymi uwielbienia oczami, jak myślisz? 

– Ale...  – Jessica nie  wiedziała, co odpowiedzieć. Jedno stało się  jasne: 

Damian nie zatrudnił jej z powodu dobrych stopni w college'u. 

 

background image

 

 

ROZDZIAŁ DRUGI 

 
– Naprawdę  dostałaś  tę  pracę?  –  Cathy  Hudson  pytała  przez  telefon 

głosem pełnym zaskoczenia. 

– Tak po prostu przyjęła cię do pracy jedna z najbardziej znanych firm 

prawniczych w mieście? 

–  Przyjaciele  pomogli.  –  Radość Jessiki  mąciła świadomość,  że  została 

przyjęta,  ponieważ  ich  rodziny  były  tak  bardzo  zaprzyjaźnione.  Chociaż 
Damian nie ukrywał, że będzie musiała dobrze wywiązywać się ze swoich 
obowiązków,  Jessica  sama  była  zdecydowana  dowieść  swej  wartości;  zo-
stanie najlepszą asystentką prawną, jaka kiedykolwiek pracowała w tej fir-
mie. To sprawa honoru. 

– Dlaczego wszystko przychodzi ci tak łatwo? – biadoliła 

Cathy. 

– 

Mierzysz wysoko i... 

– Ja? To ty starasz się o główną rolę w „Chłopakach i dziewczynach”. I 

kto tu mierzy wysoko? 

– Już dobrze, dobrze – powiedziała Cathy z dramatycznym westchnie-

niem. – Niech ci będzie. 

– A jak było na dzisiejszej próbie? 
–  Czy  ja  wiem?  To  tak  trudno  ocenić.  Wszystko  bym  oddała  za  rolę 

Adelajdy,  ale patrzę na  innych  i  widzę,  jacy  są  dobrzy.  Dziś  wracałam  do 
domu  z  myślą,  że  nie  mam  szans.  David,  reżyser,  jest  wspaniały.  Praca  z 
nim dałaby mi bardzo dużo, ale boję się, że nie dostanę tej roli. 

– A  ja  w  ciebie wierzę.  Masz  wrodzony  talent,  Cath.  – Jessica  mówiła 

prawdę.  Jej  przyjaciółka  zawsze  była  uzdolniona  aktorsko,  dzięki  czemu 
ich przyjaźń była tak interesująca. 

Cathy zaśmiała się cicho. 
– Jak może mi się nie udać, skoro i ty, i moja matka jesteście przekona-

ne, że moim przeznaczeniem jest być gwiazdą? A teraz powiedz, jak prze-
biegła rozmowa z Damianem. 

–  Uważam,  że  naprawdę  dobrze.  –  Przez  całe  popołudnie  nie  mogła 

przestać myśleć o Damianie. Doszła do wniosku, że się zmienił. A może to 
ona była inna? Wszystko jedno, w każdym razie oczarował ją. Myśl o pracy 
z nim była podniecająca. 

– A jak tam młodszy z braci? 

background image

 

 

– Właśnie z nim mam pracować. 
Cathy widocznie usłyszała niepewność w głosie Jessiki, bo zapytała: 
– Czy to cię niepokoi? Dlaczego? Myślisz, że znowu zgłupiejesz na jego 

punkcie? 

Tego już było za wiele. 
– Nie  ma  mowy.  Na  litość  boską,  przecież  wtedy  miałam  czternaście 

lat. 

Kiedy  odłożyła  słuchawkę,  znalazła  płytę  z  przebojami  jazzowymi, 

wsunęła ją do odtwarzacza i zabrała się do obiadu. Przyrządzała kurczaka 
ze  szpinakiem,  stojąc  boso  w  kuchni  i  mrucząc  w  takt  muzyki,  a  jej  serce 
śpiewało swą własną melodię. 

Wieczorem  odpoczywała,  próbując  czytać  gazetę.  Mimo  wysiłków  jej 

myśli  błądziły  wokół  Damiana.  Na  pewno  nie chciałaby stracić  głowy dla 
jeszcze jednego Drydena. 

Według informacji, których dostarczyła jej matka, Damian obecnie nie 

był z nikim  związany. Joyce  Kellerman powiedziała, że  Lois Dryden skar-
żyła  się,  iż jej starszy  syn  zbyt  mało czasu  przeznacza na rozrywki.  Zako-
chać  się  w  kobiecie,  która  oderwałaby  go  od  pracy  –  oto,  czego  potrzeba 
Damianowi, zdecydowała Jessica. W kimś wesołym. W kimś, kto skłoniłby 
go do śmiechu i cieszenia się życiem. W kimś, kto go ceni. 

Godzinę później, kiedy kładła się spać, zdała sobie sprawę, że prawie 

przez cały wieczór myślała o Damianie. Ale to zrozumiałe, wyjaśniła sama 
sobie. Przecież to szef firmy, w której jestem zatrudniona. 

Następnego dnia Evan pokazał się w biurze dopiero po jedenastej. Gdy 

tylko tanecznym krokiem wszedł do sekretariatu, pani Sterling zaczęła mu 
nadskakiwać. 

– Dzień  dobry,  panie  Dryden  –  przywitała  go  wylewnie,  niemal  zry-

wając się z krzesła. – Prawda, że mamy dziś piękny dzień? 

Widać było, że Evan musi to przez chwilę przemyśleć. 
– Nie zwróciłem uwagi, ale  ma pani rację, to wspaniały  dzień – odpo-

wiedział i zaczaj wertować plik czekających na niego kopert. 

Kiedy  szedł  do  gabinetu,  zauważył  Jessicę  siedzącą  przy  biurku.  Po-

czuła na sobie jego badawczy wzrok. 

– Dzień dobry, panie Dryden – powiedziała. 
–  Evan  –  poprawił  ją  z  naciskiem.  –  Jeśli  koniecznie  chcesz,  panem 

Drydenem możesz nazywać Damiana, ale ja jestem Evan. 

background image

 

 

– Zgoda. Dzień dobry, Evanie. 
– Prawda, że mamy dziś dobry dzień? – zapytał, posyłając jej łobuzer-

ski uśmiech, którego nie mogła nie odwzajemnić. Dopiero teraz zauważyła, 
jakie przez te lata zaszły w nim zmiany. Wyszczuplał, a w jego uśmiechach 
rzadko brały udział oczy.  Trudno było również nie zauważyć, że wszyscy 
chodzą  wokół  niego  na  paluszkach.  Pani  Sterling  nie  omieszkała  jej  poin-
formować, że Evan ma ostatnio mniej pracy, a Damian powiedział, że jego 
brat nie przyszedł jeszcze do siebie po zerwanym romansie. To musiało być 
coś poważnego, zamyśliła się Jessica. 

–  Już  dawno  nie  mieliśmy okazji porozmawiać, prawda?  – Podszedł  i 

siadł na krawędzi jej biurka. 

–  Bardzo  dawno  –  przyznała,  modląc  się  w  duchu,  by  nie  zaczaj 

wspominać  jej  dziewczęcych  błazeństw.  Czuła  się  dostatecznie  zakłopota-
na, kiedy zrobił to Damian. 

–  Myślę,  że  powinniśmy  nadrobić  zaległości,  co  ty  na  to?  Zapraszam 

cię  na  lunch.  – Spojrzał na zegarek  i zrobił  zdziwioną  minę.  – Pojedziemy 
za pół godziny. To wystarczy, żebym uporał się z papierami, które mam na 
biurku. 

– Chcesz mnie zabrać na lunch? Dzisiaj? 
–  To  drobiazg.  –  Wzruszył  ramionami.  –  Poproszę  Mary,  żeby  zare-

zerwowała stolik. 

– Ale... 
– Świetny pomysł – wtrąciła pani Sterling, wyraźnie zadowolona. 
– Ale przecież ja dopiero zaczęłam tu pracować. Chętnie poszłabym na 

lunch  powiedzmy  za  tydzień,  kiedy  już  się  ze  wszystkim  zapoznam.  – 
Bardzo nie chciała, by Damian odniósł wrażenie, że zaniedbuje swoje obo-
wiązki. 

Evan dotknął palcem czubka nosa Jessiki i zajrzał jej głęboko w oczy. 
– Żadnych ale.  Jedziemy  na  lunch  i  będziesz  mogła zdać  mi sprawoz-

danie ze wszystkiego, co robiłaś przez ostatnie pięć czy sześć lat. 

Pani  Sterling,  która  wyglądała  na  niezmiernie  zadowoloną  z  takiego 

obrotu rzeczy, weszła za Evanem do jego gabinetu. Po paru minutach wró-
ciła. Rzucając na Jessicę radosne spojrzenie, podniosła słuchawkę, żeby za-
rezerwować stolik  w restauracji „U  Henriego”,  jednej z  najlepszych  w  Bo-
stonie,  słynącej  z  elegancji.  Na  dojazd  do  niej  potrzebny  był  co  najmniej 
kwadrans, a to znaczyło, że ich lunch potrwa znacznie dłużej niż zwykle. 

– Wątpię, czy będziemy z powrotem za godzinę, jeśli to ma być lunch 

background image

 

 

„U Henriego” – odezwała się Jessica. 

–  Proszę  się  nie  martwić.  Jestem  pewna,  że  odrobi  to  pani  przy  naj-

bliższej okazji. 

– Pracuję tu dopiero drugi dzień i nie chciałabym sprawiać złego wra-

żenia. 

–  Moja  droga,  pan  Dryden  jest  pani  szefem.  Jeśli  chce  bez  pośpiechu 

zjeść  z  panią  lunch,  to  zamiast  mieć  wątpliwości,  powinna  pani  raczej 
uznać to za sukces. 

– To prawda, ale... 
– Z tego, co wiem, jesteście od dawna zaprzyjaźnieni – przerwała pani 

Sterling. – Więc to przecież zupełnie naturalne z jego strony, że chce w ten 
sposób osobiście powitać panią w firmie. 

Ledwie pani Sterling zdążyła odłożyć słuchawkę, pojawił się Evan. 
– Czy jesteś gotowa? 
– Tak, już za chwilę. – Zaskoczona Jessica skończyła wpisywanie nota-

tek do komputera i wstała zza biurka. 

Evan ujął ją za ramię. 
– Wrócimy za kilka godzin – zwrócił się do sekretarki. 
Szli korytarzem w kierunku wyjścia, gdy pojawił się Damian. 
– Właśnie wybieramy się na lunch – wyjaśnił Evan. – Czy jestem ci po-

trzebny? 

– Nie. Idźcie, idźcie. Porozmawiamy później. 
Damian skinął głową, a Jessica ledwie powstrzymała się, by nie zacząć 

tłumaczyć, że  to nie  był  jej  pomysł.  Uznała  jednak,  że  już  jest za późno,  a 
zresztą nie była pewna, czy to w ogóle potrzebne. Damian chyba wie, że nie 
wprosiła się na ten lunch. Jednak nie chciała, żeby myślał o niej źle. 

– Chyba wrócimy późno – powiedział Evan do brata. 
 
Do restauracji  pojechali  taksówką. Stolik  już czekał.  Uroczystą  atmos-

ferę  podkreślała  dyskretna  muzyka.  Kelnerzy,  ubrani  jak  dyplomaci,  byli 
nadzwyczaj uprzejmi, a potrawy podawano ze specjalnym ceremoniałem. 

Evan wyraźnie nie miał ochoty mówić o sobie, za to wypytywał Jessicę 

o  szkołę,  przyjaciół,  zainteresowania.  Sprawiał  wrażenie  troskliwego,  lecz 
przypuszczała, że  myślami  był  daleko  od niej  i  ich  lunchu. Nie  wracał  do 
przeszłości, nie wspominał, jak była w nim zakochana. Chętnie by go za to 
ucałowała. 

Kiedy talerze zostały sprzątnięte, wyjął notatnik i ołówek. 

background image

 

 

–  Mam  zamiar  zająć  się  pewną  sprawą  cywilną,  co  będzie  wymagało 

wielu  poszukiwań  w  aktach  –  powiedział  z  entuzjazmem,  jakiego  do  tej 
pory Jessica u niego nie widziała. – Sprawa dotyczy Earla Kressa, pewnie o 
nim czytałaś. 

–  Oczywiście.  –  Lokalne  gazety  od  tygodni  były  pełne  niezwykłych 

szczegółów  tej  sprawy.  Dwudziestoletni  były  sportowiec  pozwał  do  sądu 
okręg szkolny w Spring Valley. 

Jessica z zainteresowaniem słuchała wyjaśnień  Evana. Earl był utalen-

towanym  sportowcem,  podporą  reprezentacji  szkoły  w  futbolu,  koszy-
kówce  i  trójboju  lekkoatletycznym.  Aby  mógł  uprawiać  sport,  musiał  jed-
nak  mieć  odpowiednie  wyniki  w  nauce.  Niestety,  nigdy  nie  opanował 
umiejętności  czytania  i  pisania.  Chociaż  skończył  szkołę  średnią,  a  nawet 
dostawał stypendium, w praktyce był analfabetą. 

Władze okręgu szkolnego zmuszały nauczycieli Earla do wystawiania 

mu pozytywnych ocen. Po szkole średniej poszedł do college'u. Na obozie 
treningowym odniósł poważną kontuzję kolana i na tym skończyła się jego 
kariera. Nie minęły dwa miesiące pierwszego roku nauki, kiedy Earl został 
wyrzucony ze szkoły. 

–  Jakie  to  niesprawiedliwe  –  powiedziała  Jessica,  gdy  Evan  skończył. 

Pomyślała, że Damian, niespokojny o brata, dobrze zrobił, powierzając mu 
tę  niezwykłą  sprawę.  Na  pewno  oderwie  go  ona  od  innych  problemów. 
Teraz Evan będzie miał cel, powód, by przyjść do pracy rano, by nie myśleć 
o osobistych kłopotach. 

–  Były  już  podobne  sprawy  –  ciągnął  Evan.  –  Chciałbym,  żebyś 

sprawdziła, jak się skończyły. 

– Będę szczęśliwa, jeśli okażę się pomocna. 
Evan uśmiechnął się z uznaniem. 
– Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. 
A więc to był prawdziwy powód ich lunchu we dwoje, ta sprawa naj-

widoczniej wiele znaczyła dla Evana, musiała więc być ważna również dla 
niej. Jessica była zadowolona, że ma okazję się wykazać. 

Godzinna przerwa na lunch wydłużyła się do trzech godzin. Gdy wró-

cili  do  biura,  Jessice  wydawało  się,  że  wszyscy  na  nich  patrzą  i  czuła  się 
bardzo nieswojo. 

Chciała już siedzieć za biurkiem. Przechodząc obok gabinetu Damiana, 

odwróciła głowę. Jednak zobaczył ją, gdyż drzwi były otwarte. Wstał i za-
wołał ją po  imieniu, a potem chyba spojrzał na zegarek. Jessica ledwie po-

background image

 

 

wstrzymała się, by nie powiedzieć, że był to służbowy lunch. 

Damian od początku stawiał sprawę jasno: oczekiwał, że będzie robić, 

co do niej należy. Nie płacił jej przecież za romansowanie z bratem podczas 
trzygodzinnych lunchów, a Jessica nie chciałaby, by odniósł takie wrażenie. 
Pragnęła  się wytłumaczyć,  lecz  wyglądałoby  to  dziwnie  w obecności  Eva-
na.  Jedyne co  mogła zrobić,  to zostać  dłużej  tego  wieczora, żeby odpraco-
wać czas spędzony na lunchu. 

Kiedy  wychodziła,  było  już  po  siódmej.  Mimo  to  kilka  osób  jeszcze 

pracowało.  Szła  korytarzem  ze  swetrem  przerzuconym  przez  ramię,  gdy 
usłyszała głos Damiana. 

- Jessica. 
–  Cześć,  Damianie  –  odezwała  się.  Stał  w  drzwiach  swego  biura,  w 

swobodnej pozie, z rękoma skrzyżowanymi na piersiach. 

– Jak się udał lunch z moim bratem? 
– Dobrze, ale... 
– Ale? – zapytał, gdy zawahała się i nie od razu dokończyła. 
–  Chcę,  żebyś  wiedział,  że  to  był  służbowy  lunch  –  powiedziała  po-

spiesznie, pragnąc się czym prędzej wytłumaczyć. – Omawialiśmy sprawę 
Earla Kressa. Nie chciałabym, żebyś sądził, że spędziliśmy tam trzy godzi-
ny tylko dla przyjemności. 

– Nic by się nie stało. 
– Ale tak nie było! – nie ustępowała. – Evan zaprosił mnie na lunch w 

związku z procesem. Nie chodziło mu o odnowienie starej przyjaźni. 

–  Czy  wydawał  się  zadowolony,  że  jemu  przypadła  ta  sprawa?  –  za-

pytał Damian z troską. 

– Bardzo zadowolony. – Przypomniała sobie panią Sterling, która wy-

jaśniła,  że  „wszystko  tu  po  prostu  wygląda  już  inaczej”,  dając  do  zrozu-
mienia, że to Evan był inny. Ciekawa była, czy Damian zdaje sobie sprawę, 
jak głęboko nieszczęśliwy jest jego brat. 

Damian uśmiechnął się; Jessica wiedziała, że nie robi tego często. Bar-

dzo podobały się jej iskierki w jego szarych oczach. 

– Pomyślałem  sobie,  że  dobrze  mu  zrobi  zmiana  tempa  życia.  A  czy 

powspominaliście dawne czasy? 

Domyśliła się, że  Damian chciałby wiedzieć, czy dostrzegła zmiany  w 

jego bracie. 

– Troszkę. Wydaje mi się, że Evan naprawdę cierpi. 
Damian skinął głową. 

background image

 

 

– Stara się z tym nie zdradzać. Ciekaw jestem, czy zauważyłaś, jak się 

zmienił. 

– Trudno  tego nie zauważyć. – Już od pierwszej chwili zdawała sobie 

sprawę,  że  jest  inny  niż  kiedyś.  Mimo  że  nie  widzieli  się  tak  dawno,  za-
uważyła, jak wiele go kosztuje, żeby ukryć cierpienie. Nic dziwnego, że je-
go rodzice i brat tak się o niego martwili. 

Damian zerknął na zegarek i podniósł brwi ze zdziwienia. 
– Późno już. Porozmawiamy kiedy indziej. Dobranoc, Jessico. 
– Dobranoc, Damianie. 
 
Kiedy czekała  na pociąg na stacji  metra,  zrozumiała  nareszcie,  co  Da-

mian miał na myśli, mówiąc, że każdy potrzebuje, by czasem ktoś na niego 
spojrzał wielkimi, pełnymi uwielbienia oczami. Damian ciągle uważał ją za 
nastolatkę  zadurzoną  w  jego  młodszym  bracie.  A  Evan  nigdy  bardziej niż 
teraz nie potrzebował kobiety, dla której byłby idolem. Została zatrudniona 
nie dzięki umiejętnościom prawniczym, lecz by pomóc Evanowi zapomnieć 
o  tej,  którą kochał  i  utracił.  Damian  liczył na  to,  że  Jessica  uleczy  ból  jego 
brata. 

Następnego  dnia  około  dziesiątej  Evan  wbiegł  do  biura  promiennie 

uśmiechnięty i wręczył Jessice tuzin purpurowych róż. Ich zapach natych-
miast wypełnił pokój. 

Jessica zaniemówiła. 
– To dla mnie? – Była zaskoczona, a po minie pani Sterling widać było, 

że ona też. 

–  Proszę  cię  o  przysługę  –  powiedział  Evan,  pochylając  się  nad  biur-

kiem, tak że jego twarz znalazła się o centymetry od twarzy Jessiki. 

–  Dobrze.  –  Obejmowała  bukiet  jak  królowa  piękności,  wdychając 

upajający zapach. 

Evan sięgnął do kieszeni marynarki i wyjął złożony arkusz żółtego pa-

pieru. 

– Chcę, żebyś pilnie coś dla mnie znalazła. 
– Proszę bardzo. 
– Chodzi o pewne przepisy... odszukaj je i dostarcz mi jak najszybciej. 

Przykro mi, ale to nudne zajęcie. 

–  Nic  nie  szkodzi.  –  Jessica  spojrzała  na  spis,  który  przyniósł  Evan  i 

przestraszyła się widząc, ile zawiera punktów. – Na kiedy ci to potrzebne? 

background image

 

 

– Na  jutro  –  odpowiedział  zupełnie  poważnie.  Pani  Sterling  syknęła 

znacząco  zza  pleców  Evana,  wywołując  tym  uśmiech  na  twarzy  Jessiki. 
Evan zmrużył oczy i wyszeptał: 

– Nie ma nic gorszego niż kobieta, która nie może się powstrzymać, by 

nie powiedzieć: „A nie mówiłam?”. Pamiętaj o tym, Jessico. 

– Dobrze – odpowiedziała z uśmiechem. – Zabieram się do roboty. In-

formacje dla ciebie będą gotowe, zanim wyjdę z pracy wieczorem. 

– Grzeczna dziewczynka. 
Umieściła róże w wazonie, który dała jej pani Sterling, ustawiła  go na 

biurku i zaszyła się w bibliotece. Nawet nie zauważyła, kiedy minęła pora 
lunchu.  Spojrzała  na  zegar  dopiero  o  trzeciej,  gdy  jej  żołądek  zaczął  upo-
minać się o swoje prawa. Ale i wtedy, zamiast tracić czas na jedzenie, przy-
niosła sobie jabłko, i chrupiąc je, szukała dalej. 

Kiedy  znowu  podniosła  oczy  znad  notatek,  zegar  na  ścianie  wskazy-

wał  siódmą  czterdzieści  pięć.  Słyszała  wcześniej,  jak  inni  wychodzili,  lecz 
wydawało  jej  się,  że  było  to  zaledwie  przed  paroma  minutami.  Wstała, 
wyprostowała zesztywniały kręgosłup i głęboko odetchnęła. Bolały ją oczy 
i plecy. 

Zebrała  papiery  i  poszła  do  swego  pokoju.  Zatrzymała  się  w  progu, 

zdziwiona, że jest w nim ciemno. Zapaliła światło i rozejrzała się, pewna, że 
Evan zostawił dla niej wiadomość. 

Nie zostawił. 
Wyjęła  z  wazonu  jedną różę, podniosła  do nosa  i  zamknęła  oczy, sta-

rając się pokonać zmęczenie i rozczarowanie. 

– Jessico, co tu robisz? 
– Damian? – To samo pytanie mogła zadać jemu. 
– Jest prawie ósma. 
– Wiem. – Poruszyła obolałymi ramionami. – Straciłam poczucie czasu. 
– Właśnie widzę. Odrabiałem zaległości w czytaniu, ale nie przypusz-

czałem, że jest tu ktoś jeszcze. Nie ma powodu, żebyś zostawała tak długo. 

Zerknęła w stronę gabinetu Evana. 
–  O  której  wyszedł Evan?  – zapytała  obojętnie,  nie  chcąc  pokazać,  jak 

czuje się urażona. 

– Kilka godzin temu. A dlaczego pytasz? 
– Powiedział, że bardzo pilnie potrzebuje tych informacji. – Pracowała 

jak  szalona,  starając  się  skończyć  robotę  jak  najszybciej.  Była  pewna,  że 
Evan poczeka, aż ona znajdzie to, czego podobno potrzebował bezzwłocz-

background image

 

 

nie. 

– Zdaje mi się, że był umówiony na kolację – wyjaśnił Damian. 
– Rozumiem – mruknęła. Jednym słowem, beztrosko o niej zapomniał. 
– Mam wrażenie, że jesteś zła – rzekł Damian. 
– Jestem. Nawet nie zrobiłam sobie przerwy na lunch, żeby  miał to, o 

co prosił.  –  Ani  na  kolację,  pomyślała,  czując,  jak  złość w niej narasta. Po-
niewczasie  uświadomiła  sobie,  że  pewnie  sprawia  wrażenie  również  za-
zdrosnej. 

– Przykro mi, Jessico. 
Damian nie był winien bezmyślności Evana. Powiedziała mu to, a po-

tem zapytała wprost: 

–  Czy jest  tu  coś  do zjedzenia?  –  Zamrugała oczami, chcąc ukryć  nie-

spodziewane  łzy.  Głód  zawsze  wpływał  na  jej  emocje.  Była  zakłopotana, 
bojąc się, że Damian coś zauważy. 

– To znaczy, że od lunchu nic nie jadłaś? 
–  Od  śniadania,  nie  licząc  jabłka.  I  jeśli  zaraz  czegoś  nie  zjem,  to  się 

rozpłaczę, a naprawdę byłoby lepiej, żebyś tego nie widział. – Wyrzuciła z 
siebie  te  słowa  i  zaczęła  pociągać  nosem.  –  Nie  zwracaj  na  mnie  uwagi.  – 
Odwróciła się, wytarła nos rękawem  i wróciła do biblioteki. Na stołach  le-
żało  kilka  otwartych  opasłych  tomów.  Zamknęła  je  i  zaczęła  taszczyć  na 
półkę. 

–  Znalazłem  pudełko  krakersów  –  powiedział  Damian,  wchodząc  do 

biblioteki. 

–  Dziękuję.  –  Rozerwała  celofan  i  znów  zaczęła  pociągać  nosem.  – 

Przepraszam  za  moje  zachowanie.  –  Zjadła szybko  krakersa  i udało  jej  się 
powstrzymać szloch. – Nie przejmuj się. Po prostu musiałam coś zjeść. 

–  Pozwól,  że  zabiorę  cię na kolację.  –  Damian wziął  ze  stołu  kilka  to-

mów i ustawił je na półce. 

– Nie trzeba. – Włożyła do ust drugiego krakersa i poczuła, że zaczyna 

przychodzić do siebie. 

– Zasłużyłaś na to – odparł. – A poza tym, ja też umieram z głodu. 
– Mógł chociaż poczekać – warknęła nagle. 
Damian zignorował tę uwagę, a po chwili zaproponował pobliską po-

pularną restaurację z potrawami z ryb morskich. 

–  Tak  o  tym  mówił,  jakby  to  była  sprawa  życia  lub  śmierci,  a  potem 

nawet  nie  chciało  mu  się  powiedzieć  mi,  że  wychodzi.  –  Jessica  dalej  się 
wyładowywała. – Masz rację – powiedziała, kiedy Damian wziął ją pod rę-

background image

 

 

kę i poprowadził do wyjścia. – Evan się zmienił. 

Na tę uwagę Damian również nie zareagował. 
Do  restauracji  poszli  piechotą.  Nie  była  zatłoczona,  więc  od  razu  do-

stali stolik w pobliżu okna. Kelnerka przyniosła zupę rybną i gorące kromki 
chleba w minutę po przyjęciu zamówienia. Damian musi być tu stałym go-
ściem, pomyślała Jessica, odzyskując dobry humor na myśl o tym, że zaraz 
zje coś ciepłego. 

– To było pyszne – powiedziała. – Dziękuję. – Westchnęła z zadowole-

niem, wyskrobując talerz. 

Damian uśmiechnął się, skończył swoją zupę i sięgnął po jeszcze jedną 

kromkę chleba. 

– Z czego się śmiejesz? – zapytała. 
–  Wydaje  mi  się,  że  właśnie  zapobiegłem  procesowi.  Nie  słyszałaś  o 

tym? „Pracownica oskarża szefa o stratę posiłków”. 

– Uzyskałam  dostateczną rekompensatę.  – Kąciki  jej ust  podniosły się. 

Spojrzeli sobie w oczy i po chwili wybuchnęli śmiechem. 

Ma  bardzo  ładne  oczy,  pomyślała  Jessica.  Ciemnoszare,  zdradzające 

głęboką inteligencję i przenikliwość. 

Chciała  przekonać  Damiana,  że  jego  mniemanie  o  Evanie  i  o  niej  jest 

od  dawna  błędne,  lecz  nie wiedziała,  jak  to zrobić.  Zastanawiała się, kogo 
Damian widzi, kiedy na nią patrzy. Czy widzi kobietę, którą się stała, czy 
nieznośną  dziewczynę  z  sąsiedztwa,  twierdzącą  uparcie,  że  Evan  to  jej 
przeznaczenie? 

Kelnerka  przyniosła  drugie  danie:  dla  Damiana  ostrygi,  dla  Jessiki 

pieczonego  dorsza,  który  jej  bardzo  smakował.  Kiedy  skończyli,  czuła  się 
jak nowo narodzona. 

–  Zanim  wyszliśmy  z  biura,  powiedziałam  coś,  czego  nie  powinnam 

była mówić – zaczęła nieśmiało. – Chciałabym... 

– Nie martw się tym. Pracowałaś tak długo, a na dodatek byłaś głodna 

jak wilk – przerwał jej Damian. 

– Chciałam się tylko upewnić, czy z tego powodu nie zamierzasz mnie 

zwolnić. 

–  Samo  domaganie  się  jedzenia  nie  wystarczy,  żebym  to  zrobił  –  za-

pewnił, z trudem kryjąc rozbawienie. 

Kiedy wyszli na ulicę,  poczuli chłód.  Czerwcowe  niebo  było  ciemne  i 

zasnute chmurami. 

– Zanosi się na deszcz. – Ledwie to powiedział, spadły pierwsze grube 

background image

 

 

krople. Żadne z nich nie miało parasola, więc Damian wziął Jessicę pod rę-
kę i pobiegli przez ulicę w kierunku księgarni. Wprawdzie była już dawno 
zamknięta,  lecz  zaopatrzone  w daszek  wejście stanowiło  dobre  miejsce  do 
przeczekania ulewy. 

Zdyszana  Jessica  zadygotała  z  zimna  i  zaczęła  energicznie  rozcierać 

sobie ramiona. Po chwili jego duże ręce zastąpiły jej drobne dłonie, a potem 
Damian okrył ją swą marynarką. 

– Nie trzeba – zaprotestowała, bojąc się, by sam się nie przeziębił. 
– Przecież cała drżysz. 
Ciepło  jego  marynarki  było  przyjemniejsze,  niż  chciała  się  do  tego 

przyznać. Damian był bez wątpienia dżentelmenem w każdym calu. 

Ulewa  trwała  ponad  dziesięć  minut.  Jessica  była  zaskoczona  –  jak 

szybko  minął  ten  czas!  Gdy  deszcz  przeszedł  w  mżawkę,  a  potem  ustał, 
poczuła, że jest jej niemal przykro. Rozmawiała z Damianem o książkach i 
okazało się, że oboje lubią kryminały i mogą bez zastanowienia wymieniać 
dziesiątki tytułów i nazwisk autorów. 

– Czy dziś rano przyjechałaś do pracy samochodem? – zapytał. 
Potrząsnęła głową, ponieważ przyjechała metrem. 
– W takim razie odwiozę cię do domu. 
–  To naprawdę  nie  jest konieczne,  Damianie.  Nie  mam  nic przeciwko 

komunikacji miejskiej. 

–   A  ja mam – powiedział stanowczo. – Jest za późno, żebym mógł cię 

zostawić samą na ulicy. Jak to miło, że się o mnie martwi, pomyślała. 

– Ale i tak mam ci za co dziękować. 
– Co masz na myśli? 
– Bezustannie jestem twoją dłużniczką. Masz złote serce. 
Zaśmiał się cicho. 
– Nie jestem pewien, miła Jessico. 
– Przyjąłeś mnie do pracy, mimo że nie mam przecież doświadczenia, 

zaprosiłeś na kolację, a teraz chcesz mnie odwieźć do domu. 

Wrócili  do  biurowca  i  weszli  do  garażu  w  podziemiach.  Damian 

otworzył drzwi samochodu i Jessica usadowiła się wygodnie na pokrytym 
skórą siedzeniu. 

Podczas  rozmów  z  Damianem  nabrała  przekonania,  że  stara  się  on 

chronić brata, choć nie była pewna, czy Evan to docenia. 

–  Niepokoisz  się  o  niego,  prawda?  –  zapytała  bez  żadnych  wstępów, 

lecz Damian wiedział, co miała na myśli. 

background image

 

 

– Tak – przyznał. 
–  I  to  on  jest  prawdziwym  powodem,  dla  którego  mnie  zatrudniłeś. 

Myślisz, że mogłabym może pomóc mu w tym... trudnym okresie. – To nie 
były obowiązki, których by sobie życzyła. Chciała to właśnie wytłumaczyć, 
ale gdy zauważyła jego rozbawioną minę, odezwała się ostro: – Nie jestem 
głupią  czternastolatką,  która  straciła  głowę  dla  dorosłego  mężczyzny.  To 
było po prostu zauroczenie. I dawno się skończyło. 

Damian lekko wzruszył ramionami. 
– Więc  jednak  przyjąłeś  mnie  z  powodu  Evana?  –  nie  dawała  za  wy-

graną. 

Przez długą chwilę w samochodzie panowała cisza. 
– Czasem  sam  nie  wiem  –  powiedział  wreszcie.  –  Czasem  sam  nie 

wiem. 

 

background image

 

 

ROZDZIAŁ TRZECI 

 

Następnego  dnia  Jessica  przyjechała  do  pracy  wcześnie.  Chciała  jesz-

cze raz podziękować Damianowi za kolację, a przede wszystkim dać mu do 
zrozumienia,  jak  przyjemne  były  spędzone  z  nim  chwile.  Lecz  drzwi  jego 
gabinetu były zamknięte, a sekretarka gorączkowo szukała czegoś w szafie 
z  segregatorami.  To  nie  był  dobry  moment,  by  wpaść  do  niego  nie-
spodziewanie. 

Evana  nigdzie  nie  zauważyła,  co  nie  było  zaskakujące.  Pani  Sterling 

zjawiła  się  dziesięć  minut  po  Jessice,  przywitała  ją  pełnym  aprobaty 
uśmiechem i zabrała się do rozdzielania poczty. 

Połowę przedpołudnia Jessica spędziła na porządkowaniu materiałów, 

które wyszukała poprzedniego dnia, i na przepisywaniu ich do komputera, 
by  Evan  nie  musiał  tracić  czasu na odcyfrowywanie  jej  pospiesznie  robio-
nych notatek. 

Właśnie skończyła składanie wydruku, gdy zdyszany wpadł do biura. 

Widać było, że biegł przez całą drogę z parkingu. Pomaszerował prosto do 
jej biurka. 

– Czy to już jest gotowe? – zapytał, po czym chwycił plik zadrukowa-

nego  papieru,  zanim  zdążyła  mu  go  podać.  Wstała,  chcąc  omówić  z  nim 
kilka  punktów,  lecz  minął  ją  szybko  i  bez  słowa  wszedł  do  gabinetu. 
Chciała pójść za nim, ale zamknął drzwi. 

Jessica była zaskoczona.  Patrzyła na panią  Sterling  i  nie  wiedziała,  co 

zrobić. Sekretarka westchnęła i rozłożyła ręce. 

Po chwili Evan wyszedł z gabinetu, na pozór opanowany i pewny sie-

bie. Był już bez płaszcza, w ręku trzymał wydruk, bez celu przerzucając je-
go arkusze. Spojrzał na Jessicę i szeroko się uśmiechnął. 

– Jesteś aniołem – powiedział. Przechodząc obok, pocałował ją w poli-

czek. Zauważyła, że równie czule pocałował panią Sterling. 

– Będę u Damiana na posiedzeniu – powiedział wychodząc. 
Poranne godziny  mijały, a Jessica zastanawiała się,  jaka  jest  właściwie 

jej  rola  w  biurze.  Wprawdzie  Evan  dostał  teraz  sprawę  Earla  Kressa,  lecz 
przedtem przez  kilka  miesięcy nie był zbyt obciążony. Wyszukała to, o co 
prosił, i niewiele miała do roboty. 

Zorientowała się, że ostatnio Evan przestał się interesować przepisami 

background image

 

 

dotyczącymi  spółek  akcyjnych.  Chyba  Damian  nie  spodziewał  się  cudów, 
przyjmując ją do pracy! Ponieważ tak niechętnie mówił o kłopotach Evana, 
Jessica  pomyślała,  że  może  dowie  się  szczegółów  od  pani  Sterling.  Nie 
chciała  pytać  wprost,  bo  mogłoby  to  być  niebezpieczne;  niewątpliwie  se-
kretarka była bardzo oddana swemu pracodawcy. 

–  Evan  jest  naprawdę  czarujący,  prawda?  –  zaczęła  swobodnym  to-
nem. 
– Zawsze był taki – odparła pani Sterling z dumą. 
– Jednak jest teraz inny niż przed laty. Bardziej... napięty. 
Sekretarka Evana kiwnęła głową. 
– Chętnie bym zastrzeliła tę kobietę – powiedziała pod nosem. 
Serce Jessiki zabiło mocniej. 
– Jaką  kobietę?  – zapytała, starając  się ukryć  niecierpliwość.  Za  chwilę 

się dowie, co spowodowało, że Evan tak bardzo się zmienił. 

Pani Sterling podniosła oczy, zdziwiona, że jej pomruki zostały dosły-

szane. 

– Och, nie... nie ma o czym mówić. 
– Ależ musi być o czym. Evan jest zupełnie  inny niż przed kilku  laty, 

oczywiście czarujący  i  miły,  lecz  jest  w nim  teraz  coś szorstkiego, ostrego. 
Coś, czego nie potrafię określić. – Spojrzała z oczekiwaniem na sekretarkę. 

– To prawda – zgodziła się pani Sterling niechętnie.   
–  Twierdzi  pani,  że  to  kobieta  jest  przyczyną  zmian,  jakie  zaszły  w 

Evanie? 

– A czy nie jest tak zawsze? 
– Co się właściwie stało? – Jessica doszła do wniosku, że delikatnością 

nic tu nie wskóra. 

– To przykre, naprawdę przykre. 
– Tak, Evan już nie jest taki jak kiedyś – powiedziała Jessica, z nadzieją, 

że zachęci panią Sterling do dalszych wynurzeń. 

– To, co się stało, nie powinno właściwie nikogo dziwić. A jednak dzi-

wi, ponieważ pan  Dryden jest  taki uroczy.  Zakochał  się szczerze  i  prosto-
dusznie w kimś, kto nie darzył go podobnym uczuciem. – Pani Sterling na-
gle  zacisnęła  usta,  jakby  już  powiedziała  znacznie  więcej,  niż  powinna, 
znacznie więcej, niż wypadało powiedzieć sekretarce na temat szefa. 

Tyle Jessica wiedziała już wcześniej. Chodziło jej o szczegóły. Kim była 

kobieta, która tak bardzo zmieniła Evana? To nie do wiary, że ktoś dał mu 
kosza.  Jej  idolowi  z  czasów,  gdy  była  nastolatką.  Kimkolwiek  była  ta  ko-

background image

 

 

bieta, musiała być niespełna rozumu. 

Koło jedenastej Evan wrócił. Z uśmiechem podszedł do jej biurka. 
– Wspaniale to zrobiłaś, Jessico. Dziękuję. 
Ta  pochwała  zaskoczyła  ją.  Zaczęła  się  zastanawiać,  czy  Damian  coś 

mu powiedział. 

– Doceniam twój wysiłek – ciągnął. – Bardzo dobrze pracujesz. 
– Ja... ja to robiłam z przyjemnością. To... to należy do moich obowiąz-

ków  –  wykrztusiła  jąkając  się.  Ze  zdumieniem  stwierdziła,  jak  bardzo 
wzburzyła  ją  jego  pochwała.  Czuła  się  teraz  zawstydzona  swą  przesadną 
reakcją poprzedniego dnia, gdy zauważyła, że Evana już nie ma w biurze. 
Sama  sobie  winna,  że  nie  zjadła  lunchu.  Wcale  by  się  nie  przejęła  znik-
nięciem Evana, gdyby... 

– Dowiedziałem się od Damiana, że byłaś tu prawie do ósmej wieczór. 
Więc Damian jednak wspomniał o tym. 
– Powiedziałam już, że po prostu wykonywałam swoje obowiązki. 
–  W  sobotę  moi  rodzice  urządzają  przyjęcie  na  świeżym  powietrzu  – 

ciągnął Evan. – Zacznie się o czwartej. Chciałbym, żebyś poszła ze mną. 

Zaproszenie  Evana  zbiło  ją  z  tropu.  Nie  wiedziała,  co  powiedzieć. 

Chociaż nie miała doświadczenia, zdawała sobie sprawę, że umawianie się 
z szefem może doprowadzić do kłopotów. 

– To nie powinna być trudna decyzja – powiedział ze śmiechem. 
Jego duma  już raz została zraniona. Jessica doszła do wniosku, że nie 

chce, by i ona była tego przyczyną. 

– Będzie mi bardzo przyjemnie – odparła. – Cieszę się, że pomyślałeś o 

mnie. 

– Zawsze byłaś miłą dziewczyną – uśmiechnął się czule. 
Jako  nastolatka  Jessica  marzyła  właśnie  o  tym.  Zamykała  oczy  i  wy-

obrażała sobie, że Evan ją gdzieś zaprasza. Teraz, gdy jej marzenie się speł-
niło, wolałaby, żeby to był Damian. 

– Przyjadę po ciebie. Mieszkasz w śródmieściu, prawda? 
Skinęła głową. 
– A  czy  nie  będzie  prościej,  jeśli  spotkamy  się  na  przyjęciu?  Tak  się 

składa, że spędzam ten weekend u rodziców i mogłabym przyjść z nimi. 

Evan wyglądał na nieco zdziwionego jej propozycją. 
– Jesteś pewna? 
– Oczywiście. 
– W takim razie spotkamy się na miejscu. 

background image

 

 

Był w jej życiu taki okres, że bez wahania poszłaby z Evanem na każde 

przyjęcie.  Wszędzie.  Czy  Damian  nie  na  to  liczył,  kiedy  ją  przyjmował  – 
nawet jeśli twierdził, iż wie, że jej zauroczenie dawno minęło? 

– Przyjęcie jest urządzane na cześć pewnego dygnitarza – ciągnął Evan. 

– Mama wychodzi z siebie, żeby wszystko się udało. Gwarantuję, że to bę-
dzie  takie party, jakiego  Boston  jeszcze nie  widział.  Ostatnio słyszałem, że 
mama wynajęła zespół country. 

– Zanosi się na niezłą zabawę. 
– Jestem pewien, że tak będzie. Chyba umiesz tańczyć polkę? 
– Naturalnie.  –  Prawdę  mówiąc,  dotychczas  tańczyła  polkę  najwyżej 

dwa razy. – Ale dawno tego nie robiłam – dodała na wszelki wypadek. 

– Ja też. Zostawimy te wymyślne kroki Damianowi. 
Westchnęła  na  myśl  o  Damianie,  a  potem  pomyślała,  że  najwyraźniej 

dzieje się z nią coś niedobrego, pewnie mającego początki w dzieciństwie – 
jeśli może spotykać się z jednym z braci i równocześnie tęsknić do drugie-
go. 

Godziny  mijały  i  zanim  się  obejrzała,  skończył  się  dzień  pracy.  Pani 

Sterling właśnie wyszła na chwilę, a wtedy zjawił się Damian. 

– Evana  już nie  ma – powiedziała Jessica. Była nieco podekscytowana 

widokiem  Damiana  stojącego  przed  biurkiem,  zwłaszcza  że  znów  zaczęła 
myśleć o tym, jak bardzo chciałaby pójść na przyjęcie właśnie z nim. 

– Nie przyszedłem do brata. 
– Pani Sterling wróci za chwilę.   
–  Przyszedłem  do  ciebie  –  wyjaśnił  Damian,  patrząc  na  nią  z  uwagą 

ciemnymi oczami. 

Jessica czekała w napięciu. Czyżby miał zastrzeżenia do jej pracy? 
– Niepotrzebnie się niepokoisz. Przyszedłem ci powiedzieć, że moi ro-

dzice wydają w sobotę przyjęcie. Będzie rożen na świeżym powietrzu. 

– Tak, wiem. Evan już o tym wspominał. 
Jessica  przysięgłaby,  że  w  oczach  Damiana  zabłysło  zainteresowanie. 

Skrzyżował ramiona i oparł się o biurko. 

– Co powiedział? 
– Niewiele. Podobno jest to przyjęcie na cześć jakiegoś dygnitarza. 
– Aha. – Zawahał się, jakby stracił pewność siebie, co przecież, pomy-

ślała, byłoby zupełnie niezgodne z jego charakterem. – Zastanawiałem się... 
– zaczął, po czym wyprostował się i wsunął ręce głęboko w kieszenie. – Czy 
zechciałabyś pójść na to przyjęcie ze mną? 

background image

 

 

Ramiona  jej  opadły  i  już  otwierała  usta,  by  wyjaśnić,  że  zaprosił  ją 

Evan, lecz zanim zdążyła to zrobić, Damian dodał: 

– Wiem, że późno ci o tym  mówię, ale sam  dowiedziałem się szczegó-

łów dopiero dziś rano.  – Uśmiechnął się. –  Mama  telefonowała, chciała się 
upewnić, że  tam  będę.  Wygląda na  to, że bardzo poważnie  traktuje  swoje 
obowiązki. 

– Ale... 
– Nie możesz – domyślił się.   
Ponuro skinęła głową. 
– Już zaprosił mnie Evan... jako swoją partnerkę. – Chciała powiedzieć 

Damianowi, że o wiele bardziej wolałaby pójść z nim, ale nie odważyła się. 
– Przepraszam – dodała. 

– Zaprosił  cię?  – Zamiast  wyglądać na  niezadowolonego,  Damian  wy-

dawał się wprost zachwycony. 

– Nie przepraszaj. 
Jego reakcja zirytowała ją. 
– To nie jest prywatna randka. – Chciała, żeby to było jasne.  – A przy-

najmniej  Evan  tak  tego nie  przedstawił.  On chce  mi w  ten  sposób podzię-
kować za ciężką pracę przy wyszukiwaniu potrzebnych mu informacji. 

–  Mój brat nie zaprosiłby  cię,  gdyby  mu nie  zależało na  twoim  towa-

rzystwie. A poza tym nie chciałbym, żeby myślał, że wkraczam na jego te-
rytorium. 

Jego terytorium. 
Widocznie domyślał się, co czuła, bo dodał: 
– Evan był pierwszy. 
Co do tego ma rację, pomyślała, ale tylko co do tego. 
Damian odwrócił się ku  wyjściu, a Jessica poczuła, że  musi się  wytłu-

maczyć. 

–  Myślę,  że  nie  powinieneś  przywiązywać  zbytniej  wagi  do  tego,  że 

mnie zaprosił. To naprawdę było tylko podziękowanie. 

– Ale to początek, nie sądzisz? – powiedział przez ramię. – Dobry po-

czątek. – Wyszedł, zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć. 

W domu Jessica doszła do wniosku, że Damian zaprosił ją na przyjęcie 

nie dlatego, że pragnął jej towarzystwa. Założył, że Evan tego nie zrobił – i 
szukał okazji, by zbliżyć ich do siebie. 

Jessica  przyjechała  do  rodziców  wczesnym  sobotnim  popołudniem. 

background image

 

 

Całe  rano  spędziła,  chodząc  po  sklepach  w  poszukiwaniu  najodpowied-
niejszego stroju. Cathy dodawała jej odwagi i służyła radą. 

Chociaż nie będzie na przyjęciu w towarzystwie Damiana, to jeśli zja-

wi się wyglądając jak gwiazda filmowa, powinien żałować, że nie są razem. 
Taki był jej plan – jasny i prosty. 

Evan wspomniał o zespole country, ale powiedział też, że przyjęcie ma 

być na cześć pewnego dostojnika. Te nieco nie pasujące do siebie informacje 
spowodowały, że zupełnie nie wiedziała, jak się ubrać. W szafie nie znala-
zła nic odpowiedniego, w sklepach też było niewiele. 

W  jednym  stroju  wyglądała  jak  Annie  Oakley,  w  innym  jak  Jackie 

Kennedy.  Już  myślała,  że  nie  znajdzie  nic  pośredniego,  gdy  zauważyła 
długą  dżinsową  spódnicę,  czerwoną  bluzkę  z  karczkiem  obszytym  tęczo-
wymi  frędzlami  i  białe  kowbojskie  buty.  Elegancji  temu  zestawowi  doda-
wał biały jedwabny szal. 

Gdy przymierzyła nowy strój, w oczach matki zobaczyła aprobatę. 
–  Szkoda,  że  też  nie  poszłam  po  zakupy  i  nie  kupiłam  sobie  czegoś 

nowego. Wyglądasz świetnie. 

– Dziękuję. – Matczyna pochwała dodała Jessice pewności. Cathy, któ-

ra  zwykle  ubierała  się  jak  postać  z  filmu  science–fiction,  powiedziała  to 
samo, ale Jessica nie była pewna, czy może ufać jej poczuciu dobrego sma-
ku. 

–  Jak  to  miło  ze  strony  Evana,  że  cię  zaprosił  –  kontynuowała  Joyce 

Kellerman. – Wcale nie jestem zaskoczona, choć jest twoim szefem. W życiu 
wszystko może się zmienić, nieprawdaż? 

– Masz rację – powiedziała Jessica sucho. 
– Bardzo jestem zadowolona, że pracujesz z Evanem. 
– Jest miły. 
– Jest  wspaniały.  Zawsze  marzyłam... wiem, że to głupie, ale przecież 

tak  dawno  się  przyjaźnimy  z  Drydenami...  Miałam  nadzieję,  że  jak  doro-
śniesz, wyjdziesz za któregoś z chłopców Lois. 

– Pod żadnym pozorem  – powiedziała Jessica szybko  – nie  mów  tego 

przy Damianie lub Evanie. 

– Dlaczego, moja droga? 
– Mamo, to mnie strasznie peszy! 
– Ale przecież kilka lat temu byłaś taka zakochana w Evanie, więc my-

ślałam... spodziewałam się... 

–  Miałam  wtedy  czternaście  lat!  –  Dawne zauroczenie  Evanem zaczy-

background image

 

 

nało być dla niej balastem... przez Damiana i matkę. Gdyby nie oni, nikt by 
już o tym nie pamiętał. 

– Będzie z ciebie śliczna panna młoda – powiedziała Joyce Kellerman, 

wprowadzając ostatnie poprawki do własnego ubioru. 

Nagle zmieniła temat. 
– Lois jest chora ze zdenerwowania w związku z tym party. 
–  Ale dlaczego? – Pani  Dryden wydawała już setki nie mniej wystaw-

nych przyjęć. 

– Myślę, że nie ma powodu, aby trzymać to w tajemnicy. Walter dostał 

propozycję kandydowania do senatu. 

Walter  Dryden  od  lat  aktywnie  zajmował  się  sprawami  społecznymi. 

Chociaż sam nigdy nie piastował żadnej publicznej funkcji, wielokrotnie z 
powodzeniem  kierował  kampaniami  wyborczymi  innych.  Wcześnie  prze-
szedł  na  emeryturę  i  –  jak  Jessica  słyszała  –  bardzo  doskwierała  mu  bez-
czynność. Na pewno z zadowoleniem podjąłby taką próbę sił. 

– Czy już się zdecydował? 
– Ojciec i ja myślimy, że tak. Jeszcze nie zgłosił swej kandydatury, ale 

jesteśmy  pewni,  że  to  zrobi.  Dzisiejsze  party  to  badanie  gruntu.  Ma  być 
kilku polityków. Nic dziwnego, że Lois jest kłębkiem nerwów. 

Zanim  Jessica  i  jej  rodzice  przyszli  na  przyjęcie,  zza  ogrodzenia  już 

dolatywał intensywny zapach sosu pomidorowego, przypraw i pieczonego 
mięsa. 

Kiedy  witali  się  przy  wejściu,  serdeczne  uściski  Lois  i  jej  matki  przy-

pomniały  Jessice  o  ich  wielkiej  przyjaźni.  Od  dwudziestu  lat  były  jak  sio-
stry.  Podobne  uczucie  łączyło  ją  z  Cathy.  Poznały  się  w  college'u,  gdzie 
przez trzy lata mieszkały w tym samym pokoju. 

Nie  zauważyła  żadnego  z  braci,  więc  wyszła  przed  dom.  Na  bujnym 

trawniku  stały  okrągłe  stoły  przykryte  kraciastymi  obrusami.  Dzień  był 
przepiękny, ciepły,  lecz nie upalny,  niebo bezchmurne.  Łagodny  wietrzyk 
szeleścił liśćmi wysokich drzew, którymi obsadzono posiadłość, by dawały 
cień. Lato w Nowej Anglii było w pełni. Smakowite zapachy przypomniały 
Jessice o głodzie. Z powodu zakupów i przygotowań do przyjęcia zabrakło 
jej czasu na lunch. 

Wśród  tłumu  gości  zauważyła  Evana,  który  stał  obok  ślicznej  blon-

dynki  w  eleganckiej  białej  sukni  obszytej  frędzlami.  Jej  zgrabną  sylwetkę 
podkreślał  turkusowy  pasek  ze  srebrną  klamrą.  Dyskretne  próby  zasię-
gnięcia  informacji  o  nieznajomej  nie  dały  rezultatów,  co  jeszcze  bardziej 

background image

 

 

wzmogło ciekawość Jessiki. Spróbowała podejść do Evana  – swego oficjal-
nego partnera. W gruncie rzeczy chciała poznać śliczną blondynkę. Może to 
nowy obiekt jego romantycznych zainteresowań, pomyślała z nadzieją. Za-
nim  jednak  do  niego  dotarła,  zatrzymała  ją  grupa  przyjaciół  rodziny.  Jak 
większość zaproszonych gości, byli to starsi ludzie o znanych nazwiskach, 
z którymi stykała się od dziecka. 

– Witaj,  Jessico.  –  Usłyszała  głos  Damiana  i  odwróciła  się.  Stał  przed 

nią, ubrany w garnitur podobny do  tego,  jaki nosił  w pracy. Jedyną próbą 
dostosowania  stroju  do  okazji  był  czarny  kowbojski  kapelusz,  który,  zda-
niem Jessiki, zupełnie nie pasował do jego bardzo bostońskiej głowy. 

W jego oczach dojrzała uznanie. 
– Wyglądasz...  –  zawahał  się,  jakby  nie  wiedział,  co  powiedzieć  – 

...dobrze. 

Była pewna, że nieczęsto się zdarza, by mu brakowało słów. Tym bar-

dziej ją to podniosło na duchu. 

– Pewnie jesteś ciekawa,  kim  jest  ta blondynka;  ta, która nie odstępuje 

mojego brata – rzucił obojętnym tonem. 

Prawdę mówiąc, była wdzięczna nieznajomej za absorbowanie Evana. 

Gdyby  nie  ta  kobieta,  mógłby  się  czuć  zobowiązany  do  zajmowania  się 
Jessicą, a ona znacznie bardziej wolała towarzystwo Damiana. 

– Kto to jest? 
– Czyżbym słyszał zazdrość w twoim głosie? 
– Nic podobnego. – Pytanie Damiana zirytowało ją. 
– Nazywa się Romilda Sidonie. Jest córką dygnitarza z Europy. 
To  wyjaśniało  wszystko.  Naturalnie  Evan  uznał  za  swój  obowiązek 

okazanie  Romildzie  gościnności.  Jessica  była  zadowolona,  widząc,  że  robi 
to z radością. 

– Czy chciałabyś, żebym cię przedstawił? – spytał Damian. 
–  Nie  – odpowiedziała. Evan i Romilda szli właśnie w kierunku miej-

sca  do  tańca.  –  Evan  dobrze  się  bawi.  Nie  widzę  powodu,  żeby  mu  prze-
szkadzać. 

– Jesteś przez niego zaproszona. 
– Tylko dlatego, że go do tego namówiłeś.   
Damian zmrużył oczy. 
– Dlaczego tak uważasz? 
– Nie myśl, że  jestem  naiwna.  Sądzę, że chciałeś  mnie zaprosić, bo nie 

przypuszczałeś, by zrobił to Evan. Chciałeś mieć pewność, że spotkam się z 

background image

 

 

nim na  towarzyskim gruncie, i móc obserwować, co  z  tego wyniknie. Czy 
mam rację? 

Założył  ręce  za  siebie  i  odszedł  dwa  kroki,  po  czym  odwrócił  się  i 

znów przed nią stanął. W jego oczach zauważyła błysk uśmiechu. 

– Jeśli  masz  rację,  choć  nie  twierdzę, że  ją  masz,  nigdy się  do  tego nie 

przyznam. 

– Ława przysięgłych musi mieć z tobą niełatwe zadanie. 
–   Za to właśnie klienci mi płacą. 
Jessica  popatrzyła  na  tańczących  i  nie  dostrzegła  wśród  nich  Evana  i 

Europejki.  Rozejrzała  się  i  zauważyła  ich  na  ławce,  w  cieniu  rozłożystego 
wiązu. Jedli z apetytem kanapki przełożone mięsem z rusztu. 

– Jest  śliczna  –  mruknęła  Jessica.  –  Nic  dziwnego,  że  Evan  o  mnie  za-

pomniał. 

– Możliwe, że Romilda jest śliczna, ale ty też – powiedział szybko Da-

mian, a potem spojrzał na nią tak, jakby żałował wypowiedzianych słów. 

– Dziękuję. 
– Nie powinienem tego mówić. 
– Dlaczego? Czy to znaczy, że myślisz coś innego? 
–  To nie  ja powinienem  mówić ci takie rzeczy – odparł  Damian.  – Za-

prosił cię tu Evan. 

– Widocznie zapomniał. Nic nie szkodzi. Wolę ten czas spędzić z tobą. 
– Ze mną? – Damian wydawał się przestraszony na samą myśl o tym. – 

Jadłaś już coś? – zapytał szybko. Na stole obok piętrzył się tort cytrynowy, 
który  skusiłby  świętego,  leżało  czekoladowe  ciasto,  przybrane  świeżymi 
truskawkami, stał dzbanek z zimnym napojem z jagód. 

– Jeszcze nie jestem głodna – odparła, bojąc się, że chęć zjedzenia cze-

goś mogłaby być dla Damiana pretekstem do zostawienia jej przy którymś 
ze stołów. 

Damian spojrzał na nią podejrzliwie. 
– Jesteś pewna? Nie chciałbym, by znów zdarzyło się to, co wieczorem 

w biurze. 

–  No  więc  dobrze,  może  zjadłabym  kawałek...  Ale  może  usiądziemy 

razem? 

– Jeśli bardzo chcesz. 
Chciała.  Damian  podał  jej  talerz  i  przeszli  wzdłuż  stołu–bufetu.  Wy-

brała sałatkę z ziemniaków, prażony bób i kotlet schabowy. 

Orkiestra  zaczęła  grać  popularną  melodię.  Jessica  jadła  z  apetytem, 

background image

 

 

wystukując  stopą rytm, zadowolona,  że  siedzą  na  uboczu.  Okazało się, że 
Evan  o  niej  zapomniał,  lecz  wcale  nie  była  urażona,  przeciwnie  –  czuła 
ulgę. 

Zaproszenie do tańca zaskoczyło ją. 
– Dlaczego chcesz ze mną tańczyć? – zapytała Damiana. Podejrzewała, 

że może to mieć jakiś związek z jego bratem. 

– Czy muszę mieć powód? 
Po chwili wahania przytaknęła. 
– Jeśli  myślisz,  że  to  jest  sposób,  by  Evan  mnie  zauważył,  wolałabym 

nie wstawać z miejsca. 

–   A  gdybym powiedział, że chcę sprawdzić, jak będziesz się czuła w 

moich ramionach?   

Serce zabiło jej mocniej. 
– Wtedy bym się zgodziła. – Spojrzała mu prosto w oczy. – Więc jak to 

będzie, Damianie? 

Długo się  zastanawiał,  znacznie  dłużej,  niż było  to  konieczne.  Powoli 

odsunął krzesło i wstał. 

– Dlaczego nie mielibyśmy sprawdzić? – Wziął ją za rękę i poprowadził 

w stronę tańczących. 

Zabawa  rozkręciła  się  na  dobre.  Wiele  par  tańczyło  polkę.  Po  drodze 

Jessicę i Damiana zatrzymywali na chwilę pogawędki starzy znajomi. Czu-
ła, że go to irytuje. 

Wreszcie  dotarli  na  miejsce  i  Damian  otoczył  Jessicę  ramieniem.  Tań-

czył świetnie, płynnie i pewnie. Trzymał ją lekko w talii i spoglądał na nią 
tak, jakby tańczyli razem od zawsze. 

–  Dobrze  tańczysz.  –  Jej  zaskoczenie  było  tak  widoczne,  że  odrzucił 

głowę  w  tył  i  zaczaj  się  śmiać.  Nie  pamiętała,  by  kiedykolwiek  przedtem 
śmiał się tak serdecznie. 

– Dziwi cię to, prawda? 
–  Tak.  –  Zaprzeczanie  nie  miałoby  sensu.  Odkrywam  w  nim  coraz 

więcej niespodzianek, pomyślała  i  w  tym  momencie  poczuła,  że ktoś  deli-
katnie dotyka jej ramienia. Odwróciła głowę i zobaczyła Evana w towarzy-
stwie córki europejskiego dostojnika. 

–  Patrzcie,  patrzcie,  czy  to  nie  Damian  i  Jessica?  –  odezwał  się  Evan, 

bez cienia zazdrości w głosie. 

Szybko nas zauważył, jęknęła w duchu, zastanawiając się, czy Damian 

tak to zaplanował. 

background image

 

 

– Chyba nie znasz jeszcze Romildy? – Nie czekając na odpowiedź, Evan 

przedstawił je sobie. 

Widać  było,  że  piękna  blondynka  jest  pod  urokiem  Evana,  jak  więk-

szość  kobiet,  które  postanowił  oczarować.  Jego  wdzięk  był  nieprzeparty. 
Jessice  było  trochę  żal  niczego  nie  podejrzewającej  kobiety.  Evan  przecież 
zaczynał mieć reputację playboya. 

Cała  czwórka  udała  się  na  poszukiwanie  czegoś  do  picia.  Gawędzili, 

popijając poncz, gdy Damian nagle poprosił Romildę do tańca. Ta spojrzała 
z  niepokojem na  Evana  i  widać było,  że nie  ma ochoty  go  opuścić. Jessica 
uśmiechnęła się do siebie, domyślając się, że Damian dąży do tego, by zo-
stała sama z Evanem. 

Damian i Romilda przyłączyli się do tańczących. 
– Wspaniałe przyjęcie – powiedziała do Evana. – 

Świetnie  się  ba-

wię. 

– Cieszę się – odparł z roztargnieniem, wodząc oczami za tańczącą pa-

rą. – Czy mogę cię prosić? – zapytał i wyciągnął ku niej rękę. 

Wiedziała,  że  Evanowi  chodzi  o  to,  by  nie  stracić  z  oczu  Romildy. 

Prowadzili  uprzejmą  konwersację,  lecz  oboje  myśleli  o  czymś  innym.  I 
oboje nie mogli się doczekać końca tańca. 

Kiedy  orkiestra  przestała  grać,  ucieszyła  się,  że  Damian  i  Romilda  są 

daleko, ponieważ potrzebowała czasu na uporządkowanie myśli. Do Evana 
podeszli  jacyś  starsi  państwo  i  poprosili o chwilę  rozmowy.  Rzucił Jessice 
przepraszające spojrzenie i zostawił ją samą. 

Noga  za  nogą  poszła  na sam  koniec ogrodu,  w pobliże  płotu okalają-

cego dom  jej  rodziców.  Stanęła  na  środku białej  kładki  łączącej brzegi sta-
wu i zaczęła wrzucać kamyki do wody, obserwując rozchodzące się kręgi. 

Pochłonięta  tym  zajęciem,  nie  zauważyła  zbliżającego  się  Damiana, 

była więc zaskoczona, gdy usłyszała jego głos: 

– Zastanawiałem się, czy cię tu znajdę. 
–  Często  tu  przychodziłam  jako  dziecko  –  przyznała.  –  Mogliście 

oskarżyć mnie o wtargnięcie na cudzy teren. 

– Nikomu by to nie przyszło do głowy.   
–  Wiem,  dlatego  właśnie  tu  przychodziłam.  Tu  było  tak  spokojnie, 

bezpiecznie. 

Po chwili milczenia odezwał się Damian: 
– Jesteś zniechęcona, prawda?   
– Czym? 

background image

 

 

– To się już skończyło – zapewnił cichym głosem. – Już dawno, ponad 

pół roku temu. Myślałem, że Evan zapomni o niej, ale się myliłem. 

O,  mój Boże, pomyślała Jessica. Widocznie  Damian  myśli, że przyszła 

nad  staw  rozmyślać  o  Evanie.  Nic  bardziej  błędnego.  Stała  na  kładce,  za-
stanawiając się, jak ułożą się jej stosunki z Damianem. 

– Kto to był? – Jessica była nadal ciekawa. 
– Jakaś dziewczyna, którą poznał na plaży. Nikt z nas przedtem o niej 

nie słyszał. Mary Jo Summerhill. 

– I co się stało? 
–  Tego  chyba  nikt  naprawdę  nie  wie.  W  każdym  razie  zniszczyło  to 

Evana. Od tamtej pory nie przyszedł do siebie. Mój brat nie należy do tych, 
którzy obarczają innych swoimi kłopotami. Wydaje się, że wszystko spływa 
po nim niczym woda, jak po tej kaczce... o, tam. Nawiązał i zerwał niejedną 
znajomość. Już myślałem, że nigdy nie zainteresuje się poważnie żadną ko-
bietą. Ale nie miałem racji. 

– Nie domyślasz się, co zaszło między nim i tą dziewczyną? 
–  Nie.  Po  zerwaniu  zmienił  się  nagle,  zaczął  pracować  po  godzinach. 

Ale robił wszystko bez przekonania, więc ograniczyłem jego obowiązki. To 
na trochę pomogło, ale  teraz nie mam pewności, czy  dobrze zrobiłem. Nie 
pamiętam, żeby był kiedyś bardziej przygnębiony. 

– Próbowałeś z nim porozmawiać? 
– Dziesiątki razy, ale to nic nie dało. Tylko złościło go moje wścibstwo. 

Ten zerwany romans zranił go chyba głębiej, niż sam chce przyznać. 

–  Zapomni  o niej  – powiedziała Jessica  uspokajająco.  –  To  tylko kwe-

stia czasu. 

– Ja też tak myślałem. – Damian wzruszył ramionami. – Ale teraz w to 

wątpię.  Minęło  już ponad sześć  miesięcy.  – Przerwał  i spojrzał  w wodę.  – 
On potrzebuje ciebie, Jessico. Chyba tylko ty mogłabyś do niego dotrzeć. 

– Ja? 
– Kiedy ojciec wspomniał, że masz zamiar przyjść w sprawie pracy, od 

razu  wiedziałem,  że  możesz  być  dla  nas  wybawieniem.  –  Chciała  coś  po-
wiedzieć, ale nie dopuścił jej do głosu. – Musisz być tylko bardzo cierpliwa. 

Jessica westchnęła ze złością. 
– Jeśli  potrzebna  mi  cierpliwość,  to  wyłącznie  do  ciebie.  Ty  i  twoi  ro-

dzice ciągle myślicie, że nadal jestem dziewczynką zadurzoną w Evanie. 

Oczy Damiana pociemniały.   
–   W   porządku,  nie  miałem  zamiaru  cię  urazić.  Jesteś  wystarczająco 

background image

 

 

dorosła, by decydować o sobie. 

–  Dziękuję  –  odpowiedziała.  Odwróciła  się,  oparła  dłonie  o  poręcz  i 

spojrzała na spokojną wodę. – Pamiętam, jak kiedyś... miałam wtedy chyba 
sześć lat, przybiegłam na tę kładkę i wypłakiwałam oczy z żalu. 

– Kto cię wtedy tak bardzo zranił? 
– Ty – odrzekła, odwracając się, i uderzyła go palcem w pierś. 
–  Ja?  –  Jessica  nigdy  jeszcze  nie  widziała  twarzy  tak  pełnej  urażonej 

niewinności. – Cóż ja takiego zrobiłem? 

–  Wasz  ojciec  wybierał  się  z  tobą  i  Evanem  na  diabelską  kolejkę  na 

Cannon Beach. Mój pojechał do miasta w  interesach, a nasze matki popra-
wiały  sobie  humory  zakupami.  Nie  miały  ochoty  ciągnąć  mnie  ze  sobą, 
więc któraś z nich zaproponowała, żebyście zabrali mnie do wesołego mia-
steczka. 

– A ja nie chciałem się na to zgodzić – dokończył Damian. 
– Nie mam ci tego za złe. Żaden piętnastolatek nie chciałby, żeby pęta-

ła się za nim sześcioletnia dziewczynka. 

Damian roześmiał się. 
– Wszystko się zmieniło, prawda?  – Chwycił ją za rękę  i pociągnął za 

sobą. 

– Dokąd idziemy? – zapytała zaskoczona. 
Spojrzał na nią ze zdziwieniem, że jeszcze nie odgadła. 
– A  gdzieżby, jeśli nie na Cannon Beach? O ile wiem, ta kolejka jest tam 

nadal. Nasze przyjęcie zbliża się do końca,  więc chyba nikt nie będzie nas 
szukał. Jak myślisz? 

Musiała przyznać mu rację. 
 

background image

 

 

ROZDZIAŁ CZWARTY 

 

Nie  spiesząc  się,  szli  po  molo.  Jessica  w  jednej  ręce  niosła  lepką  kulę 

różowej cukrowej waty, w drugiej ściskała czerwonego pluszowego słonia. 
Od  strony  karuzeli  dobiegały  metaliczne  dźwięki  muzyki,  mieszając  się  z 
dziecięcym śmiechem. Zapach morza i świeżo prażonej kukurydzy spowi-
jał ich jak dym z dogasającego ogniska. Wieczór był piękny. Słońce już za-
szło, a roje jasnych gwiazd mrugały do nich z aprobatą. 

– Chyba nigdy nie bawiłam się lepiej – powiedziała Jessica do Damia-
na. 
– Jeszcze nie jeździliśmy diabelską kolejką – przypomniał. 
–  Bo straciłeś  tyle czasu, żeby  wygrać  głupiego wypchanego  słonia.  – 

Przytuliła zabawkę, zadając kłam własnym słowom. 

–  Nie boisz się?  – zapytał  i spojrzał  w  kierunku wielkiej stalowej kon-

strukcji. 

Jessica nie okazała entuzjazmu.   
–  Nie...  nie  wiem,  czy  to  dobry  pomysł  po  tym  wszystkim,  co  zjedli-

śmy. 

–  Zaufaj  mi.  –  Objął  ją  ramieniem  i  pociągnął  za  sobą,  nie  pytając  o 

zgodę. 

–  Wspaniale,  najpierw  karmisz  mnie  prażoną  kukurydzą  i  watą  z  cu-

kru,  a  potem  każesz  jeździć  jedną  z  największych  diabelskich  kolejek  w 
Stanach. To wcale nie jest rozsądne, Damianie, ani trochę. 

Tłum  był  większy  niż zwykle.  Damian wziął  ją za rękę  i  zaprowadził 

na  koniec  długiego  rzędu  oczekujących.  Mieli  przed  sobą  co  najmniej  pół 
godziny. 

Jessice kłębiła się w głowie cała lista argumentów, ale wiedziała, ze nic 

nie wskóra. 

– Co mam zrobić z tym słoniem? – zapytała, przyciskając go kurczowo 

do siebie. 

– Trzymaj go. 
– Jeśli mam trzymać słonia, to kto będzie trzymał mnie? 
–   J a  – zapewnił spokojnie. – Przestań się tak denerwować. 
–  Damianie  Drydenie,  muszę  ci  powiedzieć,  że  gdy  ostatni  raz  jecha-

łam  tym  piekielnym urządzeniem, omal nie  umarłam.  Nie przypuszczam, 

background image

 

 

żebyś wiedział, kiedy była tu kontrola bezpieczeństwa. 

– W czwartek. 
– Przecież ty tego nie wiesz!   
Roześmiał się. 
–  Masz  rację,  ale  zabrzmiało  to  nieźle.  Posłuchaj,  ta  kolejka  jeździ  od 

dwudziestu lat bez żadnego wypadku. No, może z wyjątkiem tego jednego 
razu... 

– Damianie!   
– Żartowałem. 
– Nie drażnij się ze mną – mruknęła z wściekłością. Przyłożyła dłoń do 

brzucha i westchnęła głośno. – Mój żołądek nie czuje się najlepiej. 

– Nic ci nie będzie. 
– Skąd ta pewność? 
– Z  doświadczenia. Najgorsze jest oczekiwanie. Sama jazda to uciecha. 

Jedyny problem polega na tym, że trwa za krótko. Cała zabawa kończy się 
w mgnieniu oka. 

Mimo  obaw  niecierpliwie  czekała  na  ich  kolej.  Wreszcie  srebrzysty 

wagonik zatrzymał się gwałtownie tuż przed nimi. 

– Przyrzeknij mi tylko, że nie będziesz podnosił rąk do nieba tym dzi-

wacznym rytualnym gestem, gdy będziemy opadać – poprosiła. 

–  Nigdy  bym  się  na  to  nie  odważył,  przecież  obiecałem,  że  cię  nie 

puszczę. 

Jessica zaczerwieniła się, lecz nic nie powiedziała. Wolała nie patrzeć w 

dół. Zawsze unikała wysokości, skazując się na zamykanie oczu. Wypcha-
ny słoń spoczywał w jej ramionach, zupełnie jak ona w ramionach Damia-
na. 

Wagonik  powoli  ruszył,  wspinając  się  z  mozołem  stromo  do  góry  i 

wydając  dźwięki,  jakby  był  za  bardzo  obciążony.  Osiągnął  najwyższy 
punkt i zaczął gwałtownie opadać. Okrzyk emocji zamarł jej w gardle. Da-
mian objął ją mocniej. Wolną ręką chwyciła jego dłoń i wbiła w nią paznok-
cie.  Kiedy  już  myślała,  że  zaraz  przekroczą  prędkość  dźwięku,  wagonik 
stracił rozpęd i znów zaczął się  wspinać, by za chwilę jeszcze raz runąć w 
dół. Wydawało jej się, że żołądek ma w gardle. Powieki zacisnęła tak moc-
no, że zaczęły ją boleć. 

Kiedy wagonik się zatrzymał i Jessica zdała sobie sprawę, że to już ko-

niec jazdy, poczuła jednak rozczarowanie. 

– No i  jak?  – zapytał  Damian,  pomagając  jej  wysiąść.  – Jesteś zadowo-

background image

 

 

lona? 

Pierwsze kroki zrobiła na drżących nogach. 
– Daj mi chwilę na zastanowienie się... jeszcze nie wiem, co czuję. 
Damian roześmiał się. 
– Przyznaj się. Dobrze się bawiłaś, prawda? 
– Tak – odpowiedziała ociągając się. 
Zaśmiał  się  znowu  i  objął  ją  ramieniem.  Wyglądało  to  zupełnie  natu-

ralnie,  zwłaszcza  że  jeszcze  nie  całkiem  mogła  stać  o  własnych  siłach,  co 
wyraźnie było widać.  Choć zrobił to bezwiednie, sprawiło  jej przyjemność 
dotknięcie  Damiana,  bliskość  jego  ciała.  Podobnego  uczucia  doznała,  gdy 
tańczyli. 

– Chcesz już wracać? – zapytał. 
Skinęła  głową,  choć  w  gruncie  rzeczy  chciała,  żeby  ten  wieczór  trwał 

wiecznie.  To  były  wspaniałe  chwile.  Może  teraz  Damian  zrozumie,  że  to 
jego towarzystwa szukała, nie jego brata. Może dojrzy w niej kobietę, a nie 
dokuczliwą dziewczynkę z sąsiedztwa. 

A może wyraźne zainteresowanie Evana  Romildą przerodzi się  w coś 

więcej i rodzina Drydenów przestanie szukać pomocy u niej. Miała szczerą 
nadzieję, że tak będzie. 

Damian  i  Jessica  szli  w  stronę  samochodu  przez  wysypany  trocinami 

parking.  Wesołe  miasteczko  huczało  za  ich  plecami,  a  jego  światła  rozja-
śniały nocne niebo. 

– Cudownie się bawiłam – powiedziała, gdy już siedzieli w samocho-

dzie. 

–  Ja  też  –  odparł.  –  Od  lat  nie  byłem  na  Cannon  Beach.  Od  lat...  – 

przerwał nagle. 

Jessica wiedziała, że Damian jest przepracowany i nie umie cieszyć się 

życiem.  Tym  bardziej  więc  było  jej  przyjemnie,  że  dobrze  się  bawił  w  jej 
towarzystwie. Na myśl o tym, jak śmiał się radośnie, sama się uśmiechnęła. 
To  się  zdarzało  rzadko,  więc  czuła  się  wtedy,  jakby  ją  obdarowywał  bez-
cennym prezentem. 

Damian zawiózł Jessicę przed  dom, w  którym  mieszkała.  Było  już  po 

jedenastej,  ale podekscytowanie  dodało  jej odwagi.  Czuła,  że  wszystko  się 
skończy, kiedy Damian odjedzie, i nie chciała się z tym pogodzić. 

– Chcesz  wjechać  na  górę?  –  zapytała,  właściwie  nie spodziewając się, 

by chciał, lecz z nadzieją, że może zmieni zdanie. 

Spojrzał na nią, jakby oceniał szczerość zaproszenia. 

background image

 

 

– Chętnie. 
–  Zaparzę  kawę,  a  ty  możesz  się  napawać  moją  radością  z  jazdy  dia-

belską kolejką. 

– Będę się napawał, nawet bez kawy. – Znalazł miejsce do zaparkowa-

nia,  wysiadł  i  otworzył  drzwi  po  jej  stronie.  Prawdziwy  dżentelmen,  po-
myślała nie po raz pierwszy. 

Śmiejąc się i żartując weszli do budynku. Odźwierny uśmiechnął się na 

widok Jessiki z czerwonym słoniem. 

Śmiali się i przekomarzali, wsiadając do windy, którą mieli wjechać na 

dziesiąte  piętro.  Drzwi  kabiny  zamknęły  się,  a  Jessica  osunęła  się  na  lu-
strzaną ścianę, udając wyczerpanie. 

– Na pewno nie chcesz zamknąć oczu? – zapytał. 
– Po co? 
–  Ta  winda  jedzie  ze  straszliwą  prędkością.  A  kto  wie,  kiedy  po  raz 

ostatni była sprawdzana. 

– W  czwartek  –  odpowiedziała  bez  namysłu.  Damian  roześmiał  się, 

zachwycony. 

– Nie  wiem,  czy  masz  rację  –  przekomarzała  się.  Z  żartobliwą  miną 

mrużyła oczy i wreszcie je zamknęła. Wtedy Damian ją pocałował. 

Dopiero  po  chwili  uświadomiła sobie,  co  się stało.  Damian  naprawdę 

ją  pocałował.  To  był  zwyczajny  pocałunek,  jak  kiedy  brat  całuje  siostrę. 
Wargi dotknęły warg. 

Tylko  że  to, co czuła, nie  było zwyczajne. Pocałunek  wzbudził  w niej 

ochotę na  coś więcej,  znacznie  więcej.  Patrzyła  na  Damiana  oniemiała, nie 
wiedząc, jak zareagować. 

– Nie bądź taka zaskoczona – powiedział cicho.   
– Ja... – Zamknęła usta, by nie poprosić, żeby pocałował ją jeszcze raz. 
– To był po prostu pocałunek. 
– Wiem  – szepnęła.  Zdała  sobie  sprawę,  że  to  był  impuls, którego  Da-

mian żałuje. Chciała  dać  mu  do zrozumienia,  jak bardzo  jej  było  przyjem-
nie, ale, zanim znalazła właściwe słowa, winda zatrzymała się. 

Weszli  do  mieszkania i Jessica skierowała pierwsze kroki do swej we-

sołej, pomalowanej na żółto kuchni, by jak zwykle przełączyć automatycz-
ną sekretarkę. Przywitał ją głos Cathy Hudson. 

– Cześć, Jess.  To ja. Nie  dzwoniłaś  do  mnie od  paru  dni,  a  ja, oczywi-

ście, chcę wiedzieć, jak było na dzisiejszym przyjęciu w towarzystwie tego 
kochasia. Zadzwoń, jak tylko będziesz mogła. 

background image

 

 

– Więc twoja przyjaciółka wie o Evanie? – zapytał Damian od niechce-

nia. Usiadł za okrągłym dębowym stołem i zaczął przeglądać gazetę, którą 
Jessica czytała rano. 

–  Możliwe, że o nim wspomniałam, ale, rzecz jasna, nie nazwałam  go 

kochasiem, jeśli to masz na myśli. 

– Ona tego nie powiedziała. 
– Chce mi dokuczyć – wyjaśniła Jessica. Nie rozmawiała z nią o swym 

uczuciu  do  Damiana  i  teraz  tego  żałowała.  Cathy,  podobnie  jak  inni,  była 
bardzo  zainteresowana  stosunkami  między  nią  a  Evanem.  –  Popełniłam 
błąd,  opowiadając  jej  o  dziewczęcej  miłości  do  Evana,  i  teraz  myśli...  Sam 
słyszałeś.  –  Jessica  nasypała  kawy  do  ekspresu.  Przyjemny  mocny  zapach 
wypełnił pokój. – To potrwa tylko chwilę – obiecała. 

– Wiesz, nie rób sobie kłopotu. Jest później, niż myślałem. 
– Na pewno? – zapytała rozczarowana. 
– Na pewno. – Odłożył gazetę, wstał i podszedł do niej. Wyciągnął rę-

kę i pogładził ją po policzku. –Dziękuję ci za wspaniały dzień, Jessico. 

– To ja dziękuję – odszepnęła. 
Kiedy  wyszedł,  mieszkanie  wydało  jej  się  nienaturalnie  puste.  Spo-

dziewała się, że ją pocałuje, zanim wyjdzie. Miał na to ochotę, widziała to w 
jego oczach, ale powstrzymał się, pragnąc najwidoczniej, by pozostał uczu-
ciowy dystans między nimi. 

Nie czuła się wcale zmęczona, więc wykręciła numer przyjaciółki. 
Zaspany głos odezwał się w słuchawce dopiero po długiej chwili. 
– Prawda, że cię nie obudziłam? – Jessica zachichotała, zachwycona, że 

może odpłacić Cathy za wszystkie telefony w środku nocy. 

–  Spałam  jak  zabita.  Co  się  stało,  że  dzwonisz  tak  późno,  taka  weso-

lutka?  To  powinno  być  ustawowo  zabronione.  Spróbuję  zgadnąć.  Byłaś  z 
Evanem... 

– Nie! Damian i ja poszliśmy... 
–  Damian? Umówiłaś się z  Damianem?  – W głosie  Cathy nie  było już 

senności, lecz zainteresowanie. Duże zainteresowanie. 

– Wiem, że twoje głupie romantyczne serce podpowiadało ci, że skoro 

pracuję z Evanem, to ta cała nie odwzajemniona miłość nagle rozkwitnie. 

– Właśnie tak myślałam – powiedziała Cathy. 
– Posłuchaj. Evan Dryden jest wspaniałym chłopakiem, ale to mężczy-

zna nie dla mnie. 

– Dlaczego? 

background image

 

 

– Bo... – Nawet teraz było jej trudno mówić o tym, co czuła do Damia-

na.  Nie  wiedziała,  jak to opisać. –  Po  pierwsze, Evan nie jest emocjonalnie 
gotów do następnego romansu, co mi odpowiada. 

– Co się stało? – zapytała Cathy. – Myślałam, że cię zaprosił na przyję-

cie zorganizowane przez jego rodzinę. 

– Zaprosił, ale tylko dlatego, że namówił go Damian. Zanim tam przy-

szłam, poznał piękną Europejkę i potem byli nierozłączni. 

– To świństwo! 
– Wcale nie. 
– Nie jesteś rozczarowana? 
Najwidoczniej  Cathy  nie  całkiem  jeszcze  się  obudziła,  jak  sądziła 

Jessica. 

–  Ani  trochę.  Pojechałam  z  Damianem  na  Cannon  Beach  i  jeździłam 

diabelską kolejką. 

– Ty, taka delikatna i ta potworna jazda? To nieprawda, przyznaj się. 
–  To  prawda  –  stwierdziła  Jessica  z  dumą.  –  I  było  świetnie.  –  Przez 

następne  pięć  minut  relacjonowała  najważniejsze  wydarzenia  wieczoru: 
wygranie przez  Damiana wypchanego słonia, spacer po molo, wspólne  je-
dzenie  cukrowej  waty.  Kiedy  skończyła,  w  słuchawce  przez  chwilę  pano-
wała cisza. 

–  Hmm  –  odezwała  się  wreszcie  przyjaciółka  zatroskanym  głosem.  – 

To mogło być bardzo interesujące. 

 
W  poniedziałek  rano  zadowolona  Jessica  zjawiła  się  w  biurze  pierw-

sza. Evan był widocznie w pracy podczas weekendu, bo znalazła kartkę z 
poleceniami od niego, w tym cały spis ustaw, które miała przeanalizować. 
Od razu zabrała się do pracy. 

Damian znalazł ją w bibliotece. 
– Więc jesteś – powiedział ze zdziwieniem.  – Pani Sterling  myślała, że 

dzisiaj  nie  przyszłaś.  Zadzwoniłem  do  ciebie  do  domu  i  usłyszałem  auto-
matyczną sekretarkę. 

Jessica  wyprostowała  się  na  krześle  i  przeciągnęła,  chcąc  rozruszać 

zmęczone  mięśnie.  Rzuciła  okiem  na  zegarek  –  była  już  prawie  jedenasta. 
Czytała tak zapamiętale, że zapomniała o czasie. 

– Jestem tu od rana –  wyjaśniła, pocierając grzbiet nosa.  Litery zaczęły 

jej się  zamazywać przed oczami.  Niektóre  teksty były  nudne,  lecz  kilka  ją 
zainteresowało. 

background image

 

 

Damian wyszedł i za chwilę wrócił z parującą filiżanką kawy. 
– Proszę – powiedział. – Zrób sobie przerwę, bo oślepniesz. 
– Czy Evan już jest? – Kawa smakowała jej jak ambrozja. 
Damian westchnął. 
–  Jeszcze nie. Ale on  od  kilku  miesięcy  przychodzi  i  wychodzi,  kiedy 

chce. 

– Zostawił dla mnie kartkę z poleceniami, więc musiał być tu wczoraj. 

– Przerwała. – A co z nim i Romildą? – Szczerze pragnęła, by zainteresowali 
się sobą. 

–  Jeszcze  trudno  powiedzieć,  ale  kto  wie,  czy  nie  można  się  czegoś 

spodziewać. 

Dobrze. Wyglądało na to, że Damian naprawdę tak myśli. 
– Chciałabym, żeby  Evan był szczęśliwy – powiedziała. Czuła, że Da-

mian powinien o tym wiedzieć. 

–  Właśnie.  –  Damian  uśmiechnął  się,  wstał  i  podszedł  do  półki  z 

książkami. Wziął z niej zniszczony tom. 

– Posłuchaj mojej rady – powiedział i włożył książkę pod pachę. 
– Słucham? 
– Nie przegap lunchu. 
– Dobrze – obiecała. 
Wyszedł, a Jessica uśmiechnęła się i zamknęła oczy. Po chwili zaczęła 

czytać, ale uśmiech na długo pozostał na jej twarzy. 

Zgodnie z obietnicą poszła na lunch. Po powrocie zastała w bibliotece 

Evana.  Usiadł  obok  i  przeglądał  jej  notatki.  Zadawał  dużo  inteligentnych 
pytań,  kilka  razy  ją  pochwalił.  Sam  zrobił  parę  notatek,  a  potem  prawie 
przez godzinę omawiali różne aspekty sprawy Earla Kressa. 

Po  wyjściu  Evana  Jessica  ożywiła  się.  Damian  wykazał  dobrą  znajo-

mość osobowości brata, powierzając mu tę sprawę. Reprezentowanie Earla 
Kressa stało się dla Evana wyzwaniem, którego potrzebował, stanowiło cel 
godny walki. Evan znów był dynamiczny, skoncentrowany, gotów do wy-
korzystania  wszystkich  swych  umiejętności  i  możliwości,  jakie  dawało 
prawo. 

Zostało  jej  jeszcze roboty  na  kilka  godzin.  Było  już  późno,  lecz posta-

nowiła pracować, dopóki nie skończy. 

–  Jest  szósta,  pora, żebyś poszła do  domu  –  powiedział za  jej plecami 

Damian,  tonem,  który  już  znała.  Mówił  tak  wtedy,  gdy  nie  przekonywały 
go żadne argumenty. Ten ton wpływał na decyzje ławy przysięgłych. 

background image

 

 

– Za moment skończę. 
– Już skończyłaś.   
– Damianie... 
– Nie sprzeczaj się ze mną, Jessico. Nie warto. 
Zamknęła  książkę,  którą  właśnie  czytała,  i  podniosła  się  z  krzesła. 

Każdym ruchem giętkiego ciała pokazywała, że robi to niechętnie. 

– Czy jadłaś lunch? 
– Zaczynasz się zachowywać, jakbym była pod twoją opieką! 
– Pewnie nie jadłaś, skoro tak się odgryzasz. 
– Jadłam... i wcale się nie odgryzam! 
– Właśnie to robisz! 
A może ją zwolni za niesubordynację? Spojrzała na Damiana i zaczęła 

się zastanawiać, co teraz będzie. 

– Idziemy na kolację – mruknął. 
– Na kolację! Ale przecież już... 
– Na specjalną pizzę. Za rogiem jest mała włoska restauracja. To jedna 

z największych tajemnic Bostonu, przysięgam. 

–  Pizza  –  powiedziała  Jessica  powoli  i  poczuła,  że  burczy  jej  w  brzu-

chu. – Zgoda, jeśli koniecznie chcesz. – Sięgnęła po torebkę. 

Restauracja mieściła się w suterenie starego domu, którego architektu-

ra świadczyła o tym, że pochodzi z początku lat trzydziestych. Marmurowe 
posadzki były mocno zniszczone. Jessica mijała ten budynek setki razy, ale 
nie zwracała na niego uwagi. 

– Skąd wiedziałeś o tej restauracji? – zapytała. 
– Od strażnika. Polecił mi ją, bo często tam jada. Włoskie potrawy nig-

dzie mi bardziej nie smakowały. 

Właściciel  powitał  Damiana  jak  długo  oczekiwanego  kuzyna.  Pocało-

wał  go  w  oba  policzki  i  mówił  coś  po  włosku,  spoglądając  z  aprobatą  na 
Jessicę. 

– Co on powiedział? – zapytała, kiedy usiedli przy stole nakrytym ob-

rusem  w  czerwono–białą  kratę.  W  czerwonej  miseczce  stała  migocąca 
świeca, rzucająca na ścianę tańczące cienie.    . 

– Nie jestem pewien. Znam tylko kilka włoskich słów. 
– W takim razie nieźle potrafisz to ukryć. 
–  No  dobrze.  Jeśli  koniecznie  chcesz  wiedzieć,  Antonio  myśli,  że  je-

steśmy kochankami – powiedział swobodnie i otworzył menu. 

–  Wyprowadziłeś  go  z  błędu,  prawda?  –  zapytała,  przykładając  rękę 

background image

 

 

do piersi. Czuła, że się czerwieni. 

– Nie. 
–  Damianie, nie  możesz pozwolić, żeby  ten człowiek przypuszczał, że 

ty i ja... 

–  Chyba  masz  rację.  Nie  powinienem.  Zwłaszcza  dlatego,  że  kochasz 

mojego brata, nie mnie. 

Jessica  odłożyła  menu  i  pochyliła  się  w  jego  stronę.  Powinni  to  sobie 

wyjaśnić raz na zawsze. 

– Nie kocham Evana – powiedziała gniewnym szeptem. 
– No, dobrze, dobrze. 
– Wydaje mi się, że nie jesteś o tym przekonany.   
– Jestem – odpowiedział, nie patrząc na nią. 
Całą jego uwagę zdawał się teraz pochłaniać spis potraw. 
–  W  porządku  –  powiedziała  i  też  sięgnęła  po  menu.  Właśnie  chciała 

poprosić  o  pizzę  z  kiełbasą,  gdy  miła  ciemnowłosa  kobieta  postawiła  na 
stole koszyczek z gorącym chlebem, a potem ujęła twarz Damiana w dłonie 
i głośno pocałowała go w oba policzki. Jessica musiała wyglądać na bardzo 
zaskoczoną, bo starsza pani roześmiała się głośno. 

–  Nie  musisz  się  niepokoić,  nie  ukradnę  ci  Damiana  –  powiedziała  i 

dodała coś po włosku. 

Jessice wydawało się, że Damian zbladł. Nie znała włoskiego, ale wie-

działa, co znaczy bambino. 

– Damianie, co ona powiedziała? 
Czekał, aż Włoszka naleje im wina i przyniesie talerze z przystawkami. 

Potem westchnął. 

– Nona mówi, że wyglądasz na uczciwą i silną dziewczynę. 
– Co? Na pewno powiedziała więcej. 
– Jessico, już ci tłumaczyłem, że znam tylko kilka włoskich słów. 
–  Znasz  więcej niż ja. Powiedziała bambino. Czy  to nie  znaczy  dziec-
ko? 
Damian znów westchnął. 
– Tak.  Jeśli  musisz  wiedzieć,  Nona  powiedziała,  że  będziesz  dobrą 

matką moich dzieci. 

–  Och.  – Jessica zerknęła na kobietę, która  w drugim końcu sali  łyżką 

wazową nalewała minestrone do fajansowych miseczek. Po chwili postawiła 
je przed nimi. 

–  Przypuszczam,  że  nie  dadzą  nam  pizzy  –  mruknął  Damian,  gdy 

background image

 

 

odeszła. 

Antonio  przyniósł  butelkę  włoskiego  wina  i  znów  napełnił  kieliszki, 

wydając  przy  tym  okrzyk  zadowolenia.  Damian  podziękował  mu po  wło-
sku, a potem rozmawiali przez kilka minut. 

– Kiedy nauczyłeś się mówić po włosku? – zapytała.   
–  Nigdy  się  nie  uczyłem.  Liznąłem  odrobinę  tu  i  ówdzie.  Przed  pój-

ściem na studia spędziłem kilka miesięcy we Włoszech. To wszystko. 

– Jesteś  wszechstronnie  uzdolniony  –  powiedziała.  Zjadła  łyżkę  zupy. 

Była  gęsta  i  pachnąca.  Prawdę  mówiąc,  wszystko  było  wyśmienite  –  i  ła-
godne czerwone wino,  i  deser, i kawa cappuccino. Za każdym razem, gdy 
myślała,  że  nie  przełknie  już  ani  kęsa,  Nona  przynosiła  coś  nowego  i  na-
mawiała, by spróbowali. – Albo już wyjdziemy, albo będziesz musiał mnie 
stąd wyturlać – powiedziała. 

Damian zaśmiał się, zapłacił rachunek  i  wrócili do biurowca. Wieczór 

był piękny, a Jessica czuła się wspaniale. Nie była pewna, czy dzięki pogo-
dzie, smacznemu jedzeniu i winu, czy towarzystwu – a może wszystkiemu 
naraz. 

– Dziękuję – powiedziała w windzie. 
– Proszę bardzo. – Damian był dziwnie milczący, gdy szli do biblioteki. 

Przed wyjściem Jessica chciała ustawić na półkach książki, z których korzy-
stała.  Pomagał  jej  bez  słowa.  Kiedy  skończyli,  pierwszy  poszedł  w  stronę 
drzwi i bezwiednie zgasił światło. 

W pokoju nagle zrobiło się ciemno i Jessica uderzyła w stół. 
– Jessico. 
– Wszystko dobrze – zapewniła, idąc do światła wpadającego z holu. 
–  Rzecz  w  tym...  –  wyciągnął  ku  niej  ręce  i,  zanim  zdała  sobie  z  tego 

sprawę, znalazła się w jego ramionach – ...że ze mną nie. – W tym momen-
cie ich usta się spotkały. 

 

background image

 

 

ROZDZIAŁ PIĄTY 

 

To nie był niewinny pocałunek. Gorące  wargi Damiana przywarły  do 

jej  ust.  Jessica  westchnęła  i  przytuliła  się  do  niego,  oddając  się  bez  reszty 
doznaniom. Było jej dobrze w jego ramionach. 

Zacisnęła  dłonie,  gniotąc  mu  klapy  marynarki,  gdy  całował  ją  coraz 

namiętniej.  Na  szyi  poczuła  dotyk  jego  palców,  tak  delikatny,  jakby  oba-
wiał się, że może zrobić jej krzywdę. 

Jeszcze  żaden  pocałunek  nie  dostarczył  jej  takich  przeżyć.  Każdym 

nerwem  czuła  jego  zmysłowość  –  zapierającą  dech  w  piersiach,  wyzwala-
jącą  u  obojga  pomruk  rozkoszy.  Kiedy  wreszcie  oderwali  się  od  siebie, 
żadne  nie  odezwało  się  ani  słowem.  Chciała,  żeby  coś  powiedział,  cokol-
wiek, byle przerwać tę ciszę. Oczekiwała, że wytłumaczy jej, co się stało, bo 
czuła  się  zagubiona  i  zaskoczona  –  a  jednocześnie  bezgranicznie  zadowo-
lona. 

Damian odwrócił się i odszedł. 
Nie  mogła  w  to  uwierzyć.  Łza  spłynęła  jej  po  policzku  i  spadła  na 

bluzkę,  pozostawiając  na  jedwabiu  wilgotne  kółeczko.  Podniosła  rękę  i  ze 
zdziwieniem dotknęła twarzy. 

Ta  łza  mówiła  bardzo  dużo,  lecz  Jessica  nie  do  końca  rozumiała  jej 

znaczenie. 

Nagle  poczuła  przemożną  chęć  ucieczki.  Chwyciła  torebkę,  wyszła  z 

biblioteki i szybkim  krokiem podążyła przez hol. Przystanęła obok otwar-
tych drzwi gabinetu Damiana. Stał przy oknie z rękami założonymi za sie-
bie i patrzył w noc. 

– Dobranoc – powiedziała cicho. 
Odwrócił się i lekko uśmiechnął. 
– Dobranoc, Jessico. Do zobaczenia jutro rano.   
Chętnie usiadłaby  i  porozmawiała o  tym, co się  zdarzyło,  ale  wystar-

czył  jeden  rzut  oka,  by  spostrzegła,  że  Damian  jest  zakłopotany  i  bez  po-
równania  mniej  zadowolony  niż  ona.  Wyglądał  na  zmartwionego,  nawet 
przybitego. Zaczęła się zastanawiać, czy czasem nie żałuje, że ją pocałował. 

–  Dziękuję  ci  za  kolację  –  powiedziała.  –  Miałeś  rację.  Nigdzie  nie  ja-

dłam tak dobrych włoskich potraw. – Nie chciała odejść, ale nie miała pre-
tekstu, żeby zostać. 

background image

 

 

– Cieszę się, że ci smakowało. 
Poszła do windy. Jadąc metrem do domu, w głowie miała zamęt. Omal 

nie przegapiła przystanku, na którym powinna wysiąść. Zanim cokolwiek 
zrobiła  po  wejściu  do  mieszkania,  odnalazła  czerwonego  słonia,  którego 
wygrał dla niej Damian. Otoczyła go ramionami i mocno przytuliła. Dzięki 
temu czuła, że jest bliżej Damiana. Wystarczyło, że zamknęła oczy, i znów 
była  z  nim  na  Cannon  Beach.  Niemal  słyszała  hałas  karuzeli,  własny 
śmiech, gdy pytał, czy chce słonia. Słyszała krzyki pasażerów kolejki, czuła 
zapach prażonej kukurydzy, kandyzowanych jabłek i hot–dogów. 

Ciągle  obejmując  słonia,  usadowiła  się  wygodnie  w  miękkim  fotelu, 

sięgnęła  po  telefon  i  wykręciła  numer.  W  tych  sprawach  Cathy  miała 
znacznie  lepszą  intuicję,  więc Jessica  spodziewała  się,  że  pomoże  jej  wyja-
śnić sens pocałunku Damiana. 

– Cześć – powiedziała, kiedy przyjaciółka podniosła słuchawkę. 
– Co się stało? 
– A dlaczego myślisz, że coś się stało? 
– Słyszę to w twoim głosie. 
Jessica uśmiechnęła się, podciągnęła kolana pod brodę i zebrała myśli. 

Nie wiedziała, jak opowiedzieć, co się przydarzyło. Chyba im prościej, tym 
lepiej. 

– Damian pocałował mnie dziś wieczorem. 
– A tobie to sprawiło przyjemność, prawda? – W głosie Cathy brzmia-

ła radość, jakby za moment miała zaśpiewać. 

–  No,  tak...  ale  jestem  zupełnie  zdezorientowana  –  przyznała  Jessica 

cicho. 

– Zaskoczył cię, co? – zapytała Cathy, a potem zachichotała, nie kryjąc 

zadowolenia.  –  Przeczuwałam  to,  od  kiedy  wspomniałaś  o  nim  w  sobotę. 
Wydaje mi się, że on świetnie do ciebie pasuje. 

– Nie bądź śmieszna. 
– A co w tym śmiesznego? 
– Nigdy o nim nie myślałam... w ten sposób. A właściwie ostatnio tak, 

ale,  mówiąc  szczerze,  bardzo  się  tego  boję.  Już  raz  zrobiłam  z  siebie  wa-
riatkę  z  powodu  jednego  z  Drydenów.  Nie  mam  ochoty  powtórzyć  tego 
błędu z powodu drugiego. 

–  Wtedy  byłaś  dzieckiem.  Jest  ogromna  różnica  między  tym,  co  było 

wtedy, a co dzieje się teraz. 

– Być może – zgodziła się Jessica bez przekonania. 

background image

 

 

– Myśl, kobieto – powiedziała Cathy dramatycznie. – On na pewno coś 

do ciebie czuje. Inaczej by cię nie całował. 

–  Tego  nie  wiem,  i  ty  też  nie.  Całowaliśmy  się,  a  potem  zachował  się 

tak, jakby  już nic gorszego nie mógł zrobić. Nie powiedział ani słowa  i po 
prostu  poszedł  sobie.  Nie  wiem,  co  o  tym  sądzić.  –  Przycisnęła  dłoń  do 
czoła. 

– Myślisz, że żałował? 
– Na pewno. W przeciwnym razie... wszystko potoczyłoby się inaczej. 

Patrzył na mnie, jakbym była obca, jakby nie chciał mnie więcej widzieć. 

–  A  czego  się  spodziewałaś?  Że  ci  wyzna  miłość  do  grobowej  deski? 

Przecież  mi  mówiłaś,  jak  oceniasz  tę  całą  sytuację.  Damian  zatrudnił  cię 
przede  wszystkim po  to, żebyś podtrzymywała na duchu jego brata. Prze-
myśl to, Jess. On jest uczciwy. Nie bardzo może zacząć spotykać się z tobą, 
jeśli uważa, że nadal wzdychasz do Evana. 

– Wściekła jestem, że tak myśli! 
– Wiem, ale musisz spojrzeć na to z jego punktu widzenia. 
– Wbrew sobie? 
– Przynajmniej na razie – powiedziała Cathy patetycznie. 
– Nie wiem, co robić! – wykrzyknęła Jessica.   
– To nie wszystko – powiedziała Cathy, coraz bardziej się zapalając. – 

Jeśli  jesteś  zainteresowana  Damianem,  to,  logicznie  rzecz biorąc, do  ciebie 
należy pierwszy krok.  Damian  ma związane ręce, dopóki  istnieje  cień po-
dejrzenia, że interesujesz się jego bratem. Chłopak nie ma wyjścia. 

– Akurat! Ta cała sprawa z Evanem to przesada. Biedak dusi się od cu-

dzej troskliwości. Naprawdę mi go żal. Został skrzywdzony, ale czas byłby 
dla niego najlepszym  lekarstwem.  Nic więcej mu nie  było potrzebne. A tu 
Damian  ograniczył  mu  obowiązki,  jakby  chciał,  żeby  się  zanudził  na 
śmierć. Rodzice, zwłaszcza matka, bez umiaru demonstrują współczucie. 

Zaczerpnęła powietrza i mówiła dalej. 
–  Damian  dał  mi  pracę  tylko  dlatego,  że  sądził,  iż  wyciągnę  Evana  z 

depresji. Nie rozmawiałam o tym z Evanem, ale jestem pewna, że złości go 
to wszystko. I wcale mu się nie dziwię. 

– A co z tobą i Damianem? 
– Sama chciałabym wiedzieć. Jeśli jest mną zainteresowany, to właśnie 

on powinien coś powiedzieć, coś zrobić. Bez względu na to, co sądzi o mnie 
i Evanie. 

– Ejże... 

background image

 

 

– Znam Damiana. 
– Hmm... Podobno znasz też E vana. 
–  Tak  myślę,  a  raczej  myślałam.  –  Z  minuty  na  minutę  rozmowa  sta-

wała się coraz bardziej denerwująca. – Poza tym powiedziałam ci już, że nie 
zamierzam  zrobić  z  siebie  wariatki  dla  jeszcze  jednego  Drydena.  Już  mia-
łam nauczkę. Do diabła, tyle lat minęło, a moi rodzice ciągle o tym mówią. 
Nie  dalej  jak  w  zeszłym  tygodniu  mama  napomknęła,  jaka  byłaby  zado-
wolona, gdybym wyszła za Evana! 

– Mam pomysł – powiedziała Cathy powoli, jakby właśnie teraz rodził 

się w jej głowie. – Przedstaw mnie Damianowi. 

– A dlaczegóż to chciałabyś go poznać? – Jessica nie była zachwycona. 
– Tak sobie. Z Davidem nie układa mi się dobrze... 
– Z Davidem? – wykrzyknęła Jessica. – Kto to jest David? 
–  Reżyser  „Chłopaków  i  dziewczyn”.  A  teraz  posłuchaj.  Wiem,  że  to 

wygląda na zwariowany pomysł, ale może być skuteczne. 

– Co może być skuteczne? – Jessica zaczęła tracić resztki cierpliwości. 
–  Nasze  spotkanie.  Będę  czarująca,  zrobię,  co  potrafię,  żeby  wpadł  w 

zachwyt, i wtedy... 

–  Chwileczkę, Cath,  mówisz o mężczyźnie, którym  ja jestem zaintere-

sowana. 

–  Wiem  –  odparła,  jakby  to  wszystko  było  całkiem  logiczne.  –  Ale 

chcesz  się  przekonać,  jak  poważne  są  jego  zamiary  względem  ciebie, 
prawda?  Oprócz  tego,  może  obserwowanie  go  w  towarzystwie  innej  ko-
biety pomoże ci zrozumieć własne uczucia. 

– Tak, ale... 
–  Słuchaj,  Jess. Sama powiedziałaś, że  nie  masz ochoty zrobić z  siebie 

wariatki po raz drugi. W ten sposób przekonasz się... 

– To mi się wydaje bez sensu. 
– A poza tym – ciągnęła Cathy, jakby Jessica nic nie powiedziała – będę 

miała okazję do wypróbowania paru moich najlepszych ról. Przedstaw nas 
tylko sobie, a ja obiecuję, że nie zrobię nic, co mogłoby być dla ciebie kłopo-
tliwe. 

– No, dobrze – zgodziła się Jessica bez entuzjazmu. – Jak to mamy zro-

bić? 

– Mogłabym  za parę  dni wpaść  do ciebie  do pracy  i  zaproponować ci 

lunch. A ty zwyczajnie przedstawiłabyś mnie wszystkim. Co ty na to? 

– Bo ja wiem... Czy to nie będzie szyte zbyt grubymi nićmi? 

background image

 

 

– Możliwe. Masz lepszy pomysł? 
–  Nie. – Westchnęła. –  W porządku. Czy chcesz, żebym zaprosiła Da-

miana,  żeby  poszedł  z  nami?  Idę  do  pracy  w  sobotę,  muszę  przygotować 
jeszcze  coś dla  Evana  na  jego  wielką  rozprawę,  która zaczyna  się  w  przy-
szłym tygodniu. Przypuszczam, że Damian też będzie w biurze. 

– To jeszcze lepiej. Do zobaczenia w sobotę koło południa. 
Jessica miała wątpliwości. 
– Jesteś pewna, że się uda? 
–  Absolutnie!  Mam  swoje  sposoby,  żeby  nakłonić  mężczyznę  do  mó-

wienia. 

– To brzmi jak zdanie z filmu.   
Cathy roześmiała się. 
– Bo tak jest. 
– Tego się spodziewałam – mruknęła Jessica. 

Punktualnie o dwunastej Cathy wkroczyła do biura. Jessica zazdrościła 

przyjaciółce figlarnego wyglądu, krótkich ciemnych włosów i wielkich nie-
bieskich oczu. Cathy wyglądała frapująco w czarnych spodniach w wielkie 
białe grochy i pasiastych różnokolorowych szelkach. Oprócz tego miała na 
sobie białą bluzkę w czarne groszki  i czarne szpilki. Na ulicy z pewnością 
nie umknęła niczyjej uwagi. Gdyby Evan był w biurze, bez wątpienia bar-
dzo chciałby ją poznać. 

– Chyba zapomniałaś o naszym lunchu – powiedziała głośno, stając w 

drzwiach pokoju Jessiki. Tak głośno, żeby usłyszał ją Damian. 

Fortel się udał, ponieważ za chwilę wyszedł z gabinetu. 
– Damianie,  to  moja  przyjaciółka,  Cathy  Hudson.  Chyba  ci  o  niej 

wspominałam. 

Damian i Cathy uścisnęli sobie ręce.   
– Jessica zapomniała, że miałyśmy się spotkać dzisiaj na lunchu. 
– Kto jak  kto, ale  Jessica  powinna jadać  regularnie  – powiedział.  Oczy 

mu błysnęły, a kąciki ust zadrgały, kiedy starał się ukryć uśmiech. 

– Więc  już wie pan, co się dzieje, kiedy  jej  burczy w brzuchu. Łatwiej 

się dogadać z rannym niedźwiedziem niż z głodną Jessicą. 

– Hej, to nieprawda! – rozzłościła się Jessica. Rozmawiali, jakby jej tam 

nie było. Wzięła się pod boki i patrzyła na tych dwoje. Od początku nie by-
ła przekonana do pomysłu Cathy i okazało się, że przeczucie jej nie myliło. 

Cathy przysunęła się  do  Damiana  i  zalotnie  patrzyła  mu  w  oczy.  Nie 

background image

 

 

wyglądało  na  to,  żeby  miał  cokolwiek  przeciwko  temu;  prawdę  mówiąc, 
sprawiał wrażenie zadowolonego. 

– Pójdę  po  torebkę  –  powiedziała  Jessica  sucho.  Zostawiła  ich  wpa-

trzonych  w siebie i wróciła za biurko. Ta cała  gra  irytowała ją;  była wście-
kła, że pozwoliła się w nią wciągnąć. 

Cathy  udało  się  oderwać  oczy  od  Damiana  i  posłać  przyjaciółce  zna-

czące  spojrzenie.  Dopiero  po  chwili  Jessica  zrozumiała  sygnał.  Prawda  – 
miała poprosić, by poszedł z nimi. 

– Czy  masz ochotę  wybrać się z nami na lunch?  – zapytała uprzejmie, 

lecz bez entuzjazmu. 

– Bardzo proszę – powiedziała Cathy słodkim głosem. 
Damian  spojrzał  na  Jessicę,  jakby  szukał  potwierdzenia.  Udało  się  jej 

uśmiechnąć, choć sama nie wiedziała, dlaczego się na to godzi. 

–  Z  przyjemnością  się  do  was  przyłączę.  –  Odpowiedź  Damiana  za-

skoczyła ją. Ten człowiek ciągle sprawiał jej niespodzianki. 

– Wspaniale, po prostu świetnie – powiedziała półgłosem. 
– Fantastycznie. – Usłyszała melodyjny głos Cathy. 
Jessica  wzniosła  oczy  do  nieba.  Po  chwili  cała  trójka  wyszła  z  biura. 

Damian zaproponował znaną, drogą restaurację i zanim Jessica zdołała co-
kolwiek powiedzieć, Cathy się zgodziła. Jessica zacisnęła mocno usta, bojąc 
się, że powie coś, czego mogłaby żałować. Było jej przykro, że Damian tak 
łatwo dał się usidlić jej przyjaciółce. Nawet jeśli była to tylko gra. 

Damian przywołał taksówkę i Cathy udało się zająć miejsce na tylnym 

siedzeniu, obok niego. Jessica siedziała obok kierowcy, a jej najlepsza przy-
jaciółka chichotała, kiedy jechali ulicami Bostonu. 

Nagle  Jessica  uświadomiła  sobie,  że  zachowuje  się  jak  zazdrosna 

idiotka. Zazdrosna o Damiana i Cathy? Mgła, która od paru dni zaciemnia-
ła jej myśli, zniknęła. 

Była  coraz  bardziej  zakochana  w  Damianie  Drydenie.  Nic  bardziej 

oczywistego. Właśnie to postanowiła udowodnić Cathy – i dopięła swego. 

Kochała Damiana. Od chwili gdy weszła do jego gabinetu i poprosiła o 

pracę. Gdy zabrał ją do wesołego miasteczka. Gdy ją pocałował. 

Właśnie o tym Cathy starała się ją przekonać. 
W restauracji przeprosiła Damiana i zaciągnęła Jessicę do toalety. 
Zanim Jessica zdołała otworzyć usta, Cathy wykrzyknęła: 
– Damian jest wspaniały! 
– Wiem. 

background image

 

 

–  Nie znam Evana, ale  mówię ci od razu, że jeśli nie  jesteś zaintereso-

wana  jego  starszym  bratem,  to  ja  owszem.  Jest  bardzo  inteligentny,  jest 
piękny, jest... 

– Wszystko to wiem. – I jeszcze więcej, pomyślała. 
– Słuchaj – powiedziała Cathy. – Chcę, żebyś znalazła jakąś wymówkę 

i poszła. 

Jessica nie wierzyła własnym uszom. 
– Co mam zrobić? 
Cathy stanęła przed lustrem i zaczęła poprawiać makijaż. 
– Przypomnij  sobie  pilne  spotkanie,  coś,  co  zmusi  cię  do  wyjścia,  że-

byśmy mogli być sami, we dwoje.  Tylko zrób  to przekonywająco, żeby się 
nie domyślił, o co chodzi. 

– Sama nie wiem, o co chodzi. 
– Chcę, żebyś mi pozwoliła zostać z nim trochę sam na sam. 
–  Dlaczego?  Posłuchaj,  już  dowiodłaś,  że  miałaś  rację.  Zależy  mi  na 

Damianie. I nie zamierzam dzielić się nim z tobą. 

– Wiem, co czujesz – powiedziała Cathy powoli, jakby to było oczywi-

ste  od  samego  początku.  –  Ale  nasze  sam  na  sam  pokaże,  kim  jesteś  dla 
niego, a to przecież był główny cel mojego planu. 

– Jesteś tego pewna? 
– Ile razy będziesz mnie o to pytać? Oczywiście, że jestem pewna. 
– Mam wrażenie, że obie powinnyśmy pójść do psychoanalityka! 
Cathy roześmiała się. 
–  Nie  martw  się,  nie  ukradnę  ci  go,  chociaż  słowo  daję,  że  miałabym 

ochotę. Ten chłopak to łakomy kąsek. Dlaczego się nie ożenił? 

– Skąd miałabym wiedzieć? 
–  A  próbowałaś  zapytać?  –  Dla  Cathy  wszystko  było  proste.  –  Nie 

szkodzi. Sama się tego dowiem. I całej reszty też. 

Jessica  zawahała  się.  Ufała  Cathy  –  na  ogół.  Wiedziała  też,  że  jej  naj-

lepszą przyjaciółkę stać na nierozważny krok. To ją właśnie niepokoiło. 

– Wracaj do domu – wydała polecenie Cathy i przystąpiła do nakłada-

nia na swe pełne usta nowej warstwy błyszczącej szminki. 

– Nadal nie rozumiem, co robisz. 
Cathy spokojnie schowała szminkę do  torebki i potrząsnęła głową, co 

miało chyba znaczyć, że odpowiedź jest oczywista. 

– Nie  musisz.  Kiedy Damian i ja skończymy lunch, zdam ci sprawoz-

danie. Czy już wszystko jest jasne? 

background image

 

 

– Ani trochę. 
Cathy wzniosła oczy do góry. 
– Staram się być pomocna. A ty mogłabyś chociaż mi w tym nie prze-

szkadzać. 

– Dobrze, już dobrze – mruknęła Jessica, choć to wszystko coraz mniej 

jej się podobało. 

–  Nie  każmy  naszemu  księciu  czekać  dłużej  –  powiedziała  Cathy  i 

wzięła przyjaciółkę pod rękę. – Pamiętaj, że musisz mieć jakieś inteligentne 
usprawiedliwienie. 

Wróciły do stołu. Jessica postawiła torebkę na podłodze. Po chwili  to-

rebka przewróciła się, więc nachyliła się i z jej zewnętrznej kieszeni wyjęła 
karteczkę. Wyprostowała się i zaczęła ją czytać. 

– Którego dziś mamy? 
–  Dwunastego.  A  dlaczego  pytasz?  –  Oczy  Cathy  nigdy  nie  były  bar-

dziej okrągłe i niewinne. 

–  Tu  jest napisane, że  mam  dzisiaj  wizytę u  dentysty.  –  Ostentacyjnie 

spojrzała na zegarek. – Za pół godziny. 

– W sobotę? – spytał Damian. 
– Wielu dentystów przyjmuje w soboty – wyjaśniła Cathy, rozkładając 

serwetkę na kolanach. – Nie dalej jak miesiąc temu sama byłam u dentysty 
właśnie w sobotę. 

– Już za późno, żeby zadzwonić i odwołać wizytę – powiedziała Jessica 

z zawiedzioną  miną. – A poza tym,  wyznaczono mi ją przed paroma mie-
siącami. W sobotę zawsze jest dużo chętnych. 

–  Nic  dziwnego, że zapomniałaś, skoro to było  kilka  miesięcy temu.  – 

Cathy starała się usprawiedliwić przyjaciółkę. 

–  Spróbuję  złapać  taksówkę  –  powiedziała  pod  nosem  Jessica.  Czuła, 

że  już  dłużej  nie  jest  w  stanie  ciągnąć  tego  przedstawienia.  To  byłby  cud, 
gdyby Damian się nie zorientował. 

– Szkoda,  że  musisz  iść.  –  Cathy  powiedziała  to  w  taki  sposób,  że 

można było uwierzyć w szczerość jej słów. 

Damian  się  nie  odezwał.  Gdyby  teoria  Cathy  była  prawdziwa,  powi-

nien powiedzieć, że mu przykro, pomyślała. Zamiast tego uśmiechnął się i 
skinął głową, jakby był zadowolony, że będzie sam z jej przyjaciółką. Jessi-
ca zacisnęła dłonie na pasku torebki, wstała i pożegnała się. 

Portier  przywołał taksówkę.  Usiadła na  tylnym siedzeniu, podała kie-

rowcy adres swego mieszkania i pomyślała, że czeka ją pewnie najdłuższe 

background image

 

 

popołudnie w życiu. 

Miała rację. 
Przez dwie godziny krążyła po pokoju i nerwowo gryzła precle. Wiel-

ka torba była prawie pusta, gdy odezwał się dzwonek. Cathy! Pobiegła do 
drzwi, chcąc czym prędzej usłyszeć, czego się dowiedziała. 

Za drzwiami stał Damian. Jej osłupienie musiało rzucać się w oczy, bo 

roześmiał się i wszedł do mieszkania, nie poczekawszy na zaproszenie. 

– Jak tam wizyta u dentysty? 
– Ja... ja nie miałam wizyty. 
–  Wiem.  –  Podszedł  do  szafy  z  książkami  i  zaczął  studiować  tytuły, 

jakby właśnie w tym celu przyjechał. 

– Wiedziałeś? 
–  Ani  trochę  nie  dorównujesz  przyjaciółce  zdolnościami  aktorskimi  – 

powiedział i odwrócił się do niej. 

Powinna była się domyślić, że przejrzy ich grę. 
–  To  był  głupi pomysł  –  przyznała.  Czuła żal  i  skruchę.  Pozwoliła  się 

namówić na udział w tym zwariowanym planie i poprowadzić jak owca na 
rzeź. – Ja... my nie chciałyśmy cię urazić. Nie gniewasz się, prawda? 

– Nie,  to  było  przemiłe,  ale  niepotrzebne.  –  Na  jego  twarzy  na  chwilę 

pojawił się uśmiech. 

Mrugała oczami, nie wiedząc, co powiedzieć, gdyż nie była pewna, czy 

go dobrze rozumie. 

Damian podszedł bliżej, wyciągnął rękę i delikatnie dotknął jej policz-

ka. Patrzył na nią poważnie szarymi oczami. 

– Doceniam twoje starania, ale sam sobie potrafię znaleźć dziewczynę. 

– Mówił, jakby słowa sprawiały mu ból. Potem pochylił się i lekko dotknął 
ustami  jej  warg.  Kiedy  podniósł  głowę,  poczuła,  jak  bardzo  pragnie,  żeby 
całował ją jeszcze. 

– Do zobaczenia w poniedziałek. – Odwrócił się i poszedł do drzwi. 
Chciała poprosić, żeby został, ale zanim zdołała wykrztusić słowo, już 

go  nie  było.  Najwyraźniej  sądził,  że  próbuje  związać  go  z  Cathy.  I  nic 
dziwnego,  bo  przecież  wszystko  właśnie  na  to  wskazywało.  Dlaczego  nie 
pomyślała  o  tym  przedtem?  Jessica  osunęła  się  na  sofę,  zakryła  twarz  rę-
kami i ledwie powstrzymała się od płaczu. 

Nie  minęło  pięć  minut  od  wyjścia  Damiana,  kiedy  zjawiła  się  Cathy. 

Rzuciła się na kanapę i zsunęła z nóg szpilki. 

– To twardy orzech do zgryzienia. 

background image

 

 

– Co to znaczy? 
– Myślę, że jest tylko jeden możliwy wniosek z tego, że nic na twój te-

mat nie chciał powiedzieć. 

– Jaki? 
Cathy  przerwała  rozcieranie  dużych  palców  u  nóg  i  zwróciła  swe 

wielkie niebieskie oczy na Jessicę. 

– Pytasz poważnie? Naprawdę nie wiesz? 
– Nie pytałabym, gdybym wiedziała! 
– Jest w tobie zakochany. 
– To niemożliwe. 
–  Dlaczego?  Czy  jest  gdzieś  napisane,  że  zakochać  się  w  Jessice  Kel-

lerman to przestępstwo? 

– No, nie... 
– Mną nie jest zainteresowany, a możesz mi wierzyć, że się starałam. 
Jessica zesztywniała. Nie podobały jej się próby nawiązania przez Ca-

thy flirtu z Damianem. Jeszcze nigdy żaden z jej zwariowanych pomysłów 
nie zagroził ich przyjaźni, lecz teraz mogło się tak stać. Damian był nie dla 
niej i Jessica chciała się upewnić, że Cathy zdaje sobie z tego sprawę. 

– On myśli, że próbowałam zbliżyć go do ciebie. 
– Nie rób z tego tragedii. Przecież właśnie o to chodziło, żeby tak my-

ślał. 

– Ale dlaczego? 
Na twarzy Cathy powoli pojawił się pewny siebie uśmiech. 
– Bo  jestem  twoją  najlepszą  przyjaciółką.  Dzięki  mojemu  dzisiejszemu 

przedstawieniu  odniosłaś  podwójną korzyść: poznałaś nie  tylko  jego,  ale  i 
swoje uczucia. Chyba się nie mylę? 

Jessica  niechętnie  przytaknęła.  Musiała  przyznać,  że  plan  Cathy  się 

powiódł. Ale pozostał pewien problem. 

–  Damian  uważa,  że  zaaranżowałam  wasze  spotkanie,  ponieważ  nie 

jestem nim zainteresowana. 

– Dlaczego tak myślisz? 
– On właśnie to powiedział. 
– Kiedy? 
–  Kilka  minut  temu.  Był  tutaj.  Ten  cały  eksperyment  ma  nie  przewi-

dziane skutki. 

– Wyprowadziłaś go z błędu? 
–  Nie...  Nie  zdążyłam.  –  Jessica  czuła  się  coraz  gorzej.  Za  wszystko 

background image

 

 

mogła winić tylko siebie. To ona pozwoliła wciągnąć się do  tej idiotycznej 
gry i teraz ponosiła konsekwencje. 

Cathy niespodziewanie ucichła. 
– Ale myślę, że z nim porozmawiasz, prawda? – zapytała powoli. 
– Nie... nie wiem. Chyba tak. 
– To dobrze. Powiedz mu, co czujesz, bo inaczej będzie myślał, że ci na 

nim nie zależy. 

Jessica zamknęła oczy i jęknęła. 
– To nie będzie trudne – zapewniła Cathy. – On za tobą szaleje, Jess. 
Kiedy po paru minutach wyszła, Jessica uświadomiła sobie, że zawsze 

miała w niej oddaną przyjaciółkę – mimo jej skłonności do przedstawień. 

Rozmyślała  nad  radą  Cathy  przez  resztę  weekendu.  W  poniedziałek 

przyszła  do  pracy  wcześnie  i  ze  zdziwieniem  ujrzała,  że  Evan  już  siedzi 
przy biurku. Przywitał ją szerokim uśmiechem. 

– Dzień dobry, miła Jessico. – Był w świetnym humorze. – Właśnie cie-

bie chciałem zobaczyć. 

Postawiła  torebkę  na  biurku  i  weszła  do  jego  gabinetu  z  notatnikiem 

pod pachą, spodziewając się kolejnego czasochłonnego zadania. 

– Siadaj, proszę – wskazał krzesło. – A teraz powiedz mi coś. 
– Chętnie. – Próbowała się domyślić, o co mu chodzi. 
–  Ostatnio jestem tutaj  kimś  w rodzaju niegrzecznego chłopca, nie ro-

bię tego, co powinienem, i tak dalej. Wiesz o tym, prawda? 

– Ja... ja pracuję tu niedługo – powiedziała, chcąc zyskać na czasie. – I 

nie do mnie należy ocenianie, czy się wywiązujesz ze swoich obowiązków. 

– Jess, naprawdę nie musisz się krępować. 
–  No,  dobrze  –  powiedziała,  niezadowolona,  że  się  znalazła  w  takiej 

sytuacji.  –  Wiem,  że  doznałeś  zawodu,  ale  wszystkich  spotykają  w  życiu 
rozczarowania. Pora, żebyś wziął się w garść. 

Evan  roześmiał  się.  Nie  był  urażony,  przeciwnie  –  sprawiał  wrażenie 

ucieszonego. 

– Jak ja lubię kobiety, które mówią to, co myślą.   
Jessica poczuła odprężenie. 
– Czy to już wszystko? 
– Nie. – Odchylił się do tyłu, potarł policzek i przyjrzał się jej uważnie. 

– Kiedyś byłaś zakochana we mnie, prawda? 

– Tak. – Zaczerwieniła się. – Dawno. 

background image

 

 

–  Masz  rację,  przeżyłem  zawód  –  ciągnął.  –  Czułem  potrzebę  spraw-

dzenia  się.  Kiedy  teraz  spoglądam  wstecz,  widzę,  jaki  byłem  powierz-
chowny.  Nie  mogę  się  szczycić  moim  postępowaniem  w  ciągu  ostatnich 
miesięcy, ale mam nadzieję, że zrehabilituję się dzięki sprawie Earla Kressa. 

Jessica  nie  wiedziała,  co  na  to  powiedzieć,  ani  czy  w  ogóle  powinna 

cokolwiek mówić. 

– W niedzielę miałem długą rozmowę z ojcem – dodał. 
– Słyszałam, że zastanawia się nad kandydowaniem do senatu. 
–  Już  się  zdecydował.  Damian  i  ja  włączymy  się  do  jego  kampanii. 

Wniosek  z  naszej  rozmowy  był  prosty.  Mam  sobie  uporządkować  życie  i 
kogoś znaleźć. 

–  Nic  bardziej  słusznego  –  zgodziła  się  bez  wahania,  sądząc,  że  Evan 

ma na myśli córkę europejskiego dyplomaty. 

–  Wspaniale.  –  Posłał  jej  zabójczy  uśmiech.  –  Miałem  nadzieję,  że  tak 

powiesz. 

– Dlaczego? – zdziwiła się. 
– Ponieważ, droga Jessie, postanowiłem poznać cię lepiej. Jesteś bardzo 

miła  i  szalenie pracowita.  Ojciec  przypomniał  mi,  że  byłaś  we  mnie  zako-
chana przed paru laty, a ja mam nadzieję, że uda mi się to wykorzystać. 

–  Ale...  –  To  nie był  chyba  odpowiedni  moment, by  mówić  o uczuciu 

do  Damiana.  A  z  drugiej  strony  lepiej  to  zrobić,  zanim  sprawy  znów  wy-
mkną jej się z rąk. 

–  Nie  muszę  ci  mówić  –  dodał,  nim  zdążyła  się  odezwać  –  jak  to 

wszystko  nadwerężyło  moją  pewność  siebie.  Z  tobą  czuję  się  bezpieczny. 
Szczerze  mówiąc,  nie  wiem,  jak  bym  teraz  dał  sobie  radę  z  jeszcze  jedną 
odmową. 

 

background image

 

 

ROZDZIAŁ SZÓSTY 

 

–  Czy  nie  widujesz  Romildy?  –  zapytała  Jessica,  ogarnięta  nagłym 

przygnębieniem.  Powinna  coś  powiedzieć,  wyjaśnić  wszystko,  ale  Evan 
przyglądał się  jej  badawczo z  niecierpliwym oczekiwaniem,  i nie  potrafiła 
się na to zdobyć. – Wydaje mi się, że dobrze się z nią bawiłeś na przyjęciu, a 
jej polityczne koneksje mogłyby się przydać w kampanii twojego ojca. 

– Już wróciła do Europy. 
– Aha... 
–  Zrozum  mnie  dobrze.  Romilda  jest  sympatyczna,  ale  mi  nie  odpo-

wiada – wyjaśnił. – Ja chcę mieć zwyczajną, trochę staroświecką dziewczy-
nę, która ceni to co ja: mamę, dom, ciasto z jabłkami. Kobietę, która wie, co 
naprawdę się liczy w życiu. Kogoś takiego jak ty, Jessico. 

Ani przez chwilę nie miała wątpliwości, że słyszy echo słów ojca Eva-

na.  Może rzeczywiście  opisana  kobieta byłaby dla niego odpowiednia,  ale 
Jessica nią nie była. Właśnie miała dyplomatycznie wytłumaczyć mu, że już 
jest ktoś w jej życiu – nie mówiąc kto – gdy znów się odezwał. 

– Dzisiaj mam jeszcze mnóstwo roboty, ale rodzice prosili, żebym się z 

nimi spotkał, więc myślę, że moglibyśmy zjeść lunch w piątkę. 

– W piątkę? 
– Będzie też Damian. Czy dwunasta ci odpowiada? 
– Świetnie. – Zajął się leżącymi przed nim papierami. 
Poczekała chwilę, potem wstała i wyszła  z gabinetu.  Blada jak ściana, 

dotarła do biurka i opadła na krzesło. 

– Czy jest tu pan Dryden? – Jessica nie zauważyła wejścia pani Sterling. 
Podniosła oczy i skinęła głową. 
– Ale przecież dopiero dziewiąta. 
– Wiem – mruknęła. 
– Co mu się stało? – Sekretarka nie mogła ukryć zdziwienia. – Wszyst-

ko  jedno,  nie  ma  co  się  zastanawiać.  Ważne,  że  coś  się  zaczyna  zmieniać. 
Już niewiele brakowało,  żebym się do  niego zniechęciła. Bałam się, że Da-
mian za bardzo mu popuścił. 

Jessica  zdobyła  się  na  niewyraźny  uśmiech.  Pani  Sterling  krzątała  się 

po pokoju z właściwą sobie energią. Zapach świeżo zaparzonej kawy oży-
wił  Jessicę.  Pani  Sterling  napełniła  filiżankę  i  zaniosła  Evanowi.  Wróciła 

background image

 

 

radośnie uśmiechnięta – widocznie Evan był w dobrym humorze. 

Jessica  siedziała  za  biurkiem  w  odrętwieniu.  Straciła  okazję,  by  po-

wiedzieć Evanowi, że kocha Damiana. Ale czy nie byłoby nieuczciwie wy-
znać to jego bratu, jeśli jemu samemu nie powiedziała ani słowa? Nie była 
też  przekonana  co  do  uczuć  Damiana.  Pozostawało  jej  tylko  polegać  na 
opinii Cathy. 

Jej przyjaciółka miała skłonność do teatralnej przesady, do poszerzania 

prawdy,  nadawania  jej  znaczenia,  jakiego  wcale  nie  musiała  mieć.  Jessica 
nie wątpiła, że Damian ją lubi. Ale czy jest w niej zakochany? 

Powinna uzbroić się w cierpliwość i czekać na rozwój wydarzeń. Evan 

postępował  zgodnie  z  wolą ojca,  ale nie oznaczało  to,  że  chciałby, aby  ich 
związek był czymś więcej niż tylko grą na pokaz. Na pewno nie zabiegał o 
jej względy. Zwłaszcza że był  tak mocno związany z ową nie znaną  Mary 
Jo. 

 
Przedpołudnie minęło im szybko na przygotowaniach do sprawy Ear-

la Kressa, która miała się rozpocząć następnego dnia. Zwróciła ona uwagę 
lokalnych stacji telewizyjnych, było więc pewne, że wzbudzi zainteresowa-
nie  firmą  Drydenów i kandydowaniem ojca  Evana  do  senatu.  Mogła  mieć 
też wpływ na jakość kształcenia w okręgach szkolnych w całym kraju. 

Na kwadrans przed południem Evan wyszedł z gabinetu, posłał Jessi-

ce ciepły uśmiech i powiedział do sekretarki: 

– Zabieram pani tę śliczną dziewczynę na kilka godzin. 
Pani Sterling z aprobatą skinęła głową. Jessica wstała i sięgnęła po  to-

rebkę. Spodziewała się, że podczas lunchu będzie mogła choć przez chwilę 
porozmawiać  tylko  z  Damianem.  Bardzo  chciała  wszystko  mu  wytłuma-
czyć i poprosić o radę. 

Niestety, ku jej rozczarowaniu okazja do takiej rozmowy się nie nada-

rzyła.  Lunch  w restauracji hotelu „Hilton”  był bardzo  smaczny,  atmosfera 
serdeczna, wszyscy sprawiali wrażenie zadowolonych.  Damian  ignorował 
Jessicę, prawie wcale nie zwracał na nią uwagi. 

Postanowiła spróbować ujawnić swoje uczucia dla starszego z braci. 
– Damian  i  ja  byliśmy  niedawno  na  Cannon  Beach  –  obwieściła  rado-

śnie, gdy konwersacja przy stole na chwilę ucichła. Lois i Walter wymienili 
znaczące spojrzenia. 

–  Od  dzisiaj  to  Evan  będzie  cię  tam  zabierał,  prawda?  –  odezwał  się 

Damian do brata. 

background image

 

 

– Szkoda, że nie powiedziałaś nic wcześniej, Jess – podchwycił Evan. – 

Bardzo  lubię  Cannon  Beach.  Będziemy  tam  czasem  chodzić,  dobrze?  Jak 
tylko zakończy się sprawa Earla Kressa. 

– Dobrze  – zgodziła  się Jessica ze ściśniętym sercem.  Spojrzała  na  Da-

miana,  który z apetytem jadł sałatkę.  Wszystko świadczyło o  tym, że było 
mu obojętne, z kim ona będzie się spotykać. Najwidoczniej myśl o Evanie, 
przytulającym  ją  w  wagoniku  diabelskiej  kolejki,  nie  sprawiała  mu  przy-
krości. Najmniejszej. 

Po  lunchu przeszli  do sali na  piętrze.  Rozpoczęła  się konferencja  pra-

sowa. Walter Dryden, w otoczeniu rodziny, ogłosił zamiar ubiegania się  o 
fotel senatora. 

Jessica  wmieszała  się  w  tłum  dziennikarzy,  sympatyków  i  członków 

partii politycznej, i z daleka przyglądała się czwórce  Drydenów. Stanowili 
wspaniałą  rodzinę,  pełną  wiary  w  amerykańskie  ideały.  Czuła  dla  nich 
podziw i życzyła Walterowi Drydenowi sukcesu. 

Rozbłysły flesze, Jessica wycofała się na koniec sali. Evan nalegał, żeby 

poszła z nimi na konferencję; chyba tylko po to, by przekonać ojca, że wziął 
sobie ich rozmowę do serca. 

Zdawała sobie sprawę, że życie często bywa powikłane, lecz dlaczego 

właśnie ona musiała być narażona na takie frustracje? Była niemal pewna, 
że  to  ojciec  podsunął  Evanowi  pomysł,  by  zaczął  się  z  nią  spotykać.  Wła-
ściwie  trudno się  temu  dziwić. Przecież  wszyscy  wiedzieli, że  kiedyś  była 
w nim zakochana. A ich rodziny są blisko zaprzyjaźnione. To był rozsądny 
wybór, zwłaszcza że teraz pracowała z Evanem. 

Młodszy z braci Drydenów pragnął poprawić swój wizerunek, pomóc 

ojcu w kampanii wyborczej i dowieść, że już otrząsnął się z miłosnej poraż-
ki.  Cóż  prostszego,  jak  przystąpić  do  tego  z  kobietą,  dla  której  kiedyś  był 
idolem? 

Tyle tylko, że teraz jego miejsce zajął ktoś inny. Jego starszy brat, który 

jednak, powodowany szlachetnością, postanowił się usunąć. 

Po raz pierwszy od  wielu miesięcy Evan okazał chęć, by  zapomnieć  o 

przeszłości  i  żyć  normalnie.  Damian  uważał,  że  była  tego  powodem.  Dla-
tego nic nie zrobi, by to się zmieniło – nawet jeśli sam ją kocha. 

Przez następny tydzień nazwisko Dryden pojawiało się codziennie we 

wszystkich środkach masowego przekazu. Stacje radiowe i telewizyjne re-
lacjonowały  rozprawę  na  bieżąco,  a  popołudniówki  zamieszczały  spra-

background image

 

 

wozdania  z  sali  sądowej.  Tam  właśnie  Jessica  spotkała  po  raz  pierwszy 
Earla  Kressa,  który  zrobił  na  niej  dobre  wrażenie  swą  szczerością.  Młody 
człowiek  nie  dążył  do  uzyskania  wysokiego  odszkodowania;  jego  celem 
były  zmiany  w  systemie  szkolnym,  pomocne  dla  innych  sportowców. 
Dzięki staraniom Evana, Earl miał prywatnego nauczyciela. Spodziewał się, 
że za rok wróci do college'u. 

Ława  przysięgłych  zebrała  się  w  piątek.  Na  wynik  rozprawy  Jessica 

wolała czekać w biurze. Mimo pewności co do wygranej Earla, oczekiwanie 
na werdykt było udręką. 

W biurze był hałas, jak zwykle po południu. Szumiały komputery,  te-

lefaksy  i fotokopiarki, gońcy biegali z pokoju  do pokoju. Panowała  atmos-
fera oczekiwania. 

Jessica podeszła do biurka, zsunęła z nóg pantofelki i zaczęła przebie-

rać obolałymi palcami. Bolały ją mięśnie, czuła się psychicznie wyczerpana. 
To  był  bardzo  pracowity  tydzień.  Miała  zamiar  od  razu  po  powrocie  do 
domu  zrobić  sobie  gorącą  kąpiel,  trochę  poczytać  dobrą  książkę,  a  potem 
spać aż do południa następnego dnia. 

Pani Sterling wyszła po coś do miasta, a Jessica właśnie z ulgą osunęła 

się  na  krzesło,  gdy  do  biura  wszedł  Damian.  Zatrzymał  się  gwałtownie, 
zobaczywszy, że jest sama. 

Jessica zamarła. 
– Dzień dobry, Jessico – powiedział sztywno. 
– Dzień dobry – wykrztusiła. 
–  Gdzie  jest  pani  Sterling?  –  zapytał,  odzyskawszy  równowagę.  Był 

ożywiony,  lecz  poważny,  jakby  nigdy  nie  trzymał  jej  w  ramionach,  jakby 
nigdy nie była dla niego niczym więcej niż tylko znajomą, w dodatku mało 
ważną. 

–  Wyszła w jakiejś sprawie  – odparła, a po chwili  dodała: – Przysięgli 

jeszcze obradują. 

–  Domyślam  się.  – Podszedł  do biurka pani  Sterling  i  położył  na  nim 

stos dokumentów. 

–  Czy  byłeś  ostatnio  we  włoskiej  restauracji?  –  zapytała,  pragnąc  za 

wszelką  cenę  podtrzymać  rozmowę.  Bardzo  chciała  przypomnieć  mu  ra-
zem  spędzone  chwile  i  wytłumaczyć,  co  stało  się  potem.  Pragnęła,  żeby 
zrozumiał, co te chwile dla niej znaczyły, i że ma nadzieję, iż dla niego też 
są ważne. Żeby zdał sobie sprawę, jak bardzo za nim tęskni. 

– Ostatnio nie jadam na mieście. – Odwrócił się nagle i szybko wyszedł 

background image

 

 

z pokoju. 

Obrażona  i  zła,  Jessica  miała  ochotę  krzyknąć,  żeby  wrócił.  Ale  wie-

działa, że to by nic nie pomogło. Bez namysłu i chyba bez żalu wyłączył ją 
ze swego życia. 

Godzinę później wpadł do biura Evan. Zatrzymał się w progu, odrzu-

cił głowę do tyłu i wydał ogłuszający okrzyk. 

– Udało się! 
Wstała,  żeby  mu  pogratulować, a  on  podbiegł,  uniósł  ją  do  góry  i za-

wirował z nią po pokoju. 

– Wygraliśmy! – krzyknął. 
- Evan! – śmiała się, obejmując go za ramiona. Wirował tak szybko, że 

poczuła zawrót głowy. 

Jego  triumfalne  okrzyki  zwróciły  uwagę  obecnych  w  biurze,  lecz  ani 

myślał  puścić  Jessicę.  Postawił  ją  ostrożnie,  objął  ramieniem  i  przyciągnął 
do siebie. Wszyscy z entuzjazmem składali mu gratulacje. 

– To  byłoby  niemożliwe  bez  Jessiki  –  oświadczył.  –  I  bez  Damiana  – 

dodał, wyciągając ku niemu wolną rękę. – Trudno sobie wyobrazić lepsze-
go brata. 

Jessica  patrzyła  na  Damiana,  on  spojrzał  w  jej  kierunku  –  przypusz-

czała,  że  przypadkiem  –  i  ich  oczy  się  spotkały.  Już  nie  był  taki  nieprzy-
stępny,  a  jego  twarz  wyrażała  tak  intensywne  uczucia,  że  nie  mogła  ode-
rwać od  niego wzroku.  Były  to  duma,  lojalność  i oddanie. Widać było, że 
nie  zrobiłby  niczego,  co  mogłoby  zranić  brata,  nawet  gdyby  musiał  po-
święcić własne szczęście. 

Łzy  napłynęły jej do oczu.  Jak przez  mgłę  widziała otaczające  ją  twa-

rze,  lecz  zmusiła  się  do  uśmiechu.  Starała  się  wyglądać  tak,  jakby  to  była 
najszczęśliwsza chwila w jej życiu, choć naprawdę nigdy nie była bardziej 
przygnębiona. 

Evan  uparł  się,  że  wieczorem  zabierze  ją  na  uroczystą  kolację  dla 

uczczenia  zwycięstwa.  Wybrał  restaurację  znaną  z  doskonałego  jedzenia  i 
świetnej  obsługi.  Gdy  usiedli  przy  stole,  Jessica  zorientowała  się,  że  za-
zdroszczą  jej  wszystkie  kobiety  wokół.  Evan  nigdy  nie  był  bardziej  przy-
stojny i pełen uroku. 

Kiedy wyszli z restauracji i czekali, aż podjedzie taksówka, zatrzymał 

ich fotograf z agencji prasowej i zrobił zdjęcie. Jessica zaprotestowała,  lecz 
Evan powiedział, że to cena sławy i powinna się uśmiechnąć. 

Następnego  dnia  obudził  ją  wcześnie  rano  telefon  od  matki,  choć  za-

background image

 

 

mierzała wstać dopiero w południe. Czuła się strasznie przygnębiona i sen 
był dla niej ratunkiem. 

– Widziałaś? – zapytała Joyce Kellerman podekscytowanym głosem. – 

Już  zadzwoniłam  do  redakcji  i  zrobią  odbitki  dla  mnie  i  dla  Lois.  Oboje 
wyglądacie świetnie. 

– Czy co widziałam, mamo? – odezwała się zaspanym głosem Jessica. 
–  Zdjęcie  w  gazecie,  kochanie.  Twoje  i  Evana.  Z  miłym  podpisem.  A 

może nie wiesz, że w czwartek twoje nazwisko było wymienione w kronice 
towarzyskiej, w związku z Evanem. Och, kochanie, tak się cieszę. 

–  O  Boże  –  wyszeptała  Jessica.  –  Już  sobie  przypomniałam.  Wczoraj 

wieczorem zaczepił nas fotograf. 

–  Wiem,  właśnie  o  tym  mówię.  Zdjęcie  jest  w  porannym  wydaniu. 

Oboje  z  ojcem  jesteśmy  wzruszeni,  o  Lois  i  Walterze  nawet  nie  wspomi-
nam. Jessice daleko było do wzruszenia. 

– To tylko zdjęcie, mamo. 
–  To  coś  więcej,  Jessico.  To  marzenie,  które  się  ziszcza,  twoje  i  moje 

także. Twoje uczucie do Evana zawsze było tak silne i nareszcie, po tylu la-
tach, on je odwzajemnia. 

– Mamo, ty nic nie rozumiesz. Ja i Evan... 
–  Nie  wyobrażasz  sobie,  jak  się  cieszymy...  Lois  i  ja.  Zdajemy  sobie 

sprawę, że jest jeszcze dużo za wcześnie na plany związane ze ślubem, ale 
przyjaciółki  przepadają  za  tym,  kiedy  ich  dzieci  są  sobą  zainteresowane. 
Jesteś  naszą  jedyną  córką  i  już  teraz  mogę  powiedzieć,  że  to  będzie  ślub 
roku.  Twojemu  ojcu  i  mnie  bardzo  na  tym  zależy.  –  Przerwała  na  chwilę, 
żeby  nabrać  oddechu,  i  ciągnęła  dalej.  –  Bylibyśmy  bardzo  zadowoleni, 
gdybyście  się  zdecydowali  na  ślub  jesienią.  Lois  jest  moją  przyjaciółką  od 
tylu lat, i pomyśleć, że kiedyś będziemy miały wspólne wnuki! 

Jessica tarła oczy, starając się powstrzymać płacz. 
– Mamo... 
– Naturalnie nie chcę wywierać na ciebie nacisku. 
– Wiem, że nie chcesz. 
– To dobrze. Przepraszam, że cię obudziłam, kochanie. Powinnam była 

się  domyślić,  że  jesteś  zmęczona  tym  pracowitym  tygodniem.  Spij  sobie 
dalej. Porozmawiamy później. 

O śnie nie było już mowy. Jessica powędrowała boso do kuchni, zapa-

rzyła  kawę,  wlała  ją  do  kubka  i  obejmując  go  dłońmi  usiadła  na  kuchen-
nym stole. 

background image

 

 

Oparła  stopy  na  krawędzi  krzesła,  kolana  podciągnęła  pod  brodę  i 

czekała, aż  kawa  wystygnie na  tyle, że będzie  mogła wypić  pierwszy  łyk. 
Kawa niewiele poprawiła jej nastrój, który stawał się coraz gorszy, gdy za-
stanawiała się, co robić dalej. 

Czuła  się  jak  w  pułapce,  skrępowana  tym,  co  wszyscy  uznali  za  naj-

lepsze,  przekonani, że ona  tego  chce.  A  Jessica  kochała  przecież  Damiana, 
nie Evana. 

Podskoczyła, gdy nagle zadzwonił telefon, i oblała sobie dłonie kawą. 
– Halo – mruknęła do słuchawki. 
– Co się dzieje, do diabła? – W głosie Cathy brzmiało oburzenie. 
–  Przepraszam!  –  Jeszcze  tylko  tego  brakowało,  by  naraziła  się  swej 

najlepszej przyjaciółce. 

–  Biorę  rano  gazetę  do  ręki,  a  tu  wita  mnie  twoja  buźka,  cała  w  pro-

miennym uśmiechu. 

– No, właśnie... 
– Tylko że coś tu się nie zgadza. Jesteś nie z tym bratem, co trzeba. Czy 

byłabyś łaskawa to wytłumaczyć? 

– Nie. 
– Czemu nie?   
Jessica westchnęła. 
– To długa historia. 
– To ją streść.   
Westchnęła jeszcze raz. 
– Evan postanowił wydobyć się z depresji... 
– W samą porę, jak myślisz? 
–  Tak, oczywiście,  ale nie  robi  tego  dla siebie. Jego  ojciec ubiega się  o 

stanowisko  senatora,  więc  Evan  stara  się  być  uśmiechnięty  i  mieć  za-
dowoloną minę. 

– Dzięki spotkaniom z tobą. 
– Na to wygląda. 
– Wiem wszystko o jego ojcu. Nazwisko Walter Dryden było przez ca-

ły  tydzień  na pierwszych  stronach  gazet,  obok  Evana  i  Earla  Kressa  – po-
wiedziała Cathy niecierpliwie. – Wytłumacz mi lepiej, dlaczego byłaś tam z 
Evanem, a nie z Damianem. 

Jessica nie potrafiła wyjaśnić tego w prosty sposób. To było najbardziej 

skomplikowane niepowodzenie w jej życiu. 

–  Nie  miałaś  racji,  Cath  –  odezwała się nieszczęśliwym  głosem.  –  Da-

background image

 

 

mian wcale nie jest mną tak zainteresowany, jak myślałaś. Inaczej już daw-
no coś by powiedział. 

– Co miałby powiedzieć? – jęknęła Cathy. 
– Że mu na mnie zależy – wyszeptała. Czuła się tak, jakby była po pa-

chy zanurzona w grzęzawisku, bez szans na wydostanie się. 

–  No  dobrze.  Widzę,  że  nie  ma  mowy,  żeby  ci  się  udało  skrócić  tę 

smętną historię. Zacznij od początku i staraj się opowiedzieć wszystko. 

Cathy  uważnie  wysłuchała  sprawozdania  z  minionego  tygodnia,  o 

wszystkim,  co  się  wydarzyło  po  rozmowie  Jessiki  i  Evana  w  poniedział-
kowy  ranek.  Gdy  Jessica  skończyła,  w  słuchawce  niespodziewanie  długo 
panowała cisza. 

–  Teraz  już  rozumiem  –  odezwała  się  wreszcie  Cathy,  bynajmniej  nie 

wesołym głosem. – Damian jest między młotem a kowadłem. Szaleje za to-
bą, Jess. Wiem to od czasu naszego wspólnego lunchu. 

– Widać jeszcze za mało. – Myśl o tym była tak bolesna, że Jessica za-

mknęła oczy. 

– Mylisz się. Damian ma tak silne poczucie więzi rodzinnej i obowiąz-

ku, że gotów jest poświęcić własne szczęście. Nie o to chodzi, że kocha cię 
za mało, moja droga. Chodzi o to, że kocha cię, i Evana, za bardzo. 

– Jeśli tak, to dlaczego chętnie skoczyłabym z mostu? Moja matka i Lo-

is Dryden już rozmawiają o ślubie i wnukach. 

Cathy puściła to mimo uszu. 
– Jak często spotykasz Evana? – spytała. 
– Codziennie. Nie pamiętasz, że pracujemy razem? 
– Chodzi mi o spotkania we dwoje. 
To  nie  było  uczciwe  pytanie.  W  związku  z  rozprawą  byli  razem  każ-

dego wieczoru, nie tylko każdego dnia. W czasie lunchów i kolacji omawia-
li  szczegóły,  dyskutowali  nad  strategią.  To  były  służbowe  spotkania,  nic 
więcej. 

– Widujemy się często – odparła, i wyjaśniła, co to znaczy. 
– Rozumiem. I co teraz sądzisz o Evanie? 
–  Cieszę  się,  że  próbuje  uporządkować  swoje  życie.  Ale  nie  jest  we 

mnie zakochany ani nie stara się tego udawać. 

–  W  takim  razie,  dlaczego  nic  nie  powiedziałaś  Damianowi?  Nie  wy-

jaśniłaś? 

– Nie  mogłam  – odpowiedziała z goryczą,  bo sama myślała  dziesiątki 

razy, żeby to zrobić. – Oboje byliśmy bardzo zaabsorbowani sprawą Earla 

background image

 

 

Kressa,  więc  to  nie  byłby  dobry  moment.  Może  bym  coś  powiedziała  w 
czasie ostatniej kolacji, gdyby Damian choć trochę dodał mi odwagi, ale nie 
zrobił tego. Nic na to nie poradzę, ale myślę, że mylisz się co do nas. 

–  O  tym  już  nie  będziemy  dyskutować  –  przerwała  jej  Cathy  głosem 

pełnym zniecierpliwienia. 

– Wiem, że Evan spotyka się ze mną na pokaz. Nie byłabym zdziwio-

na, gdyby to on zamówił tego fotografa. To do niego podobne. 

– Czy się nie boisz, że się w tobie zakocha? 
–  Nie.  Jego  serce  zostało  tak  zranione,  że  dużo  czasu  upłynie,  nim 

znów odważy się kochać. 

–  Pilnuj  się,  Jess  –  powiedziała  Cathy  niespodziewanie  łagodnym  to-

nem.  –  On  jest  teraz  wrażliwszy  niż zwykle  i  łatwo  może  się  w  tobie  roz-
kochać. A to byłaby katastrofa. 

Jessica  niepokoiła  się  tym  już  wcześniej  i  poczuła  wielką  ulgę,  gdy 

okazało się, że ich związek jest czysto platoniczny. 

– Widzę, że nie brak ci wesołych pomysłów – odparła. 
– Kiedy się z nim spotkasz? – Cathy pominęła jej uwagę milczeniem. 
– Jutro po południu. Zabiera mnie na piknik, gdzie będą zbierane pie-

niądze na fundusz wyborczy jego ojca. – Nie miała na to ochoty. Gdyby nie 
chęć spotkania Damiana, znalazłaby wymówkę, żeby się wycofać. 

– Baw się dobrze. 
– Dziękuję – odpowiedziała, choć była przekonana, że to wcale nie bę-

dzie zabawne. 

Odłożyła  słuchawkę  i  poszła  do  łazienki.  Stanęła  pod  prysznicem  i 

poddała się kłującym strumyczkom wody. Kiedy skończyła, czuła się lepiej 
– i wiedziała, co zrobi. 

Następnego  dnia  Evan  przyjechał  wcześnie.  Gdy  zobaczył  Jessicę  w 

wesołej letniej sukience i białym żakiecie, oczy mu zabłysły. 

– Nie  mogę  wyjść z  podziwu,  wyrosłaś  na  piękną  dziewczynę.  –  Miał 

świetny humor. 

– A ty zawsze byłeś niepoprawnym komplemen–ciarzem – próbowała 

mu dokuczyć. 

Sportowy  samochód  Evana  stał  pod  domem.  Otworzył  przed  nią 

drzwi  i  pomógł  wsiąść.  Droga  do  Szepczących  Wierzb,  gdzie odbywał  się 
piknik,  minęła  im  na  uprzejmej  wymianie  zdań.  Cała  posiadłość  została 
udekorowana transparentami i flagami, była też mała trybuna i orkiestra. 

background image

 

 

Postanowiła,  że  znajdzie  okazję  do  rozmowy  z  Damianem,  aby  wyja-

wić mu swoje uczucia. Nie może przecież bezustannie mnie unikać, pomy-
ślała. 

Rodzice  Jessiki  byli  tam  już  wcześniej.  Teraz  wręczali  nadchodzącym 

gościom  małe amerykańskie flagi.  Przed trybuną, z  której miał przemówić 
Walter Dryden, stały rzędy składanych krzeseł. 

Wszyscy  byli  czymś  zajęci.  Jessica  pomagała,  rozglądając  się  za  Da-

mianem. 

Właśnie nakładała na talerz sałatkę ziemniaczaną, gdy go zobaczyła. Z 

kimś rozmawiał i przypadkowo spojrzał w jej kierunku. Ich oczy spotkały 
się  na  ułamek  sekundy,  a  potem  szybko  odwrócił  wzrok.  Sprawiło  jej  to 
ból. 

Kiedy  jedzenie  zostało  już  podane,  podszedł  do  niej  Walter  Dryden. 

Był to mężczyzna wysoki i silny, o równie silnym charakterze. Uścisnął ją i 
podziękował za pomoc. 

–  Wyrosłaś  na  piękną  młodą  kobietę,  Jessico.  –  Głębokim  głosem  po-

wtórzył to, co wcześniej usłyszała od Evana. 

–  Dziękuję. Jeszcze nie  miałam  okazji,  żeby powiedzieć, jak się cieszę, 

że zdecydował się pan kandydować do senatu. 

– Żałuję, że nie rozpocząłem kampanii dużo wcześniej. Muszę to nad-

robić  przez  najbliższe  miesiące  i  czeka  mnie  w  związku  z  tym  mnóstwo 
ciężkiej pracy. 

–  Ten  stan  potrzebuje  właśnie  kogoś  takiego  jak  pan  –  powiedziała 

Jessica szczerze. 

– Twoje zaufanie bardzo mnie cieszy. – Szli powoli obok siebie. – A ja 

ostatnio dużo myślałem o tym, że jesteś właśnie taką kobietą, jakiej potrze-
buje mój syn. 

– Słucham? 
– Myślę o tobie i Evanie. 
Nie  wiedziała,  co  powiedzieć.  Powinna  od  razu  wyjaśnić,  że  kocha 

Damiana,  ale  gardło  miała  ściśnięte,  a  język  jakby  jej  przyrósł  do  podnie-
bienia. 

– Jesteś mu potrzebna – powtórzył Walter Dryden. 
– On już wraca do siebie, proszę pana. Myślę, że nie powinien się pan 

niepokoić. 

– Lois i ja uważamy, że dzięki tobie. 
– Jestem pewna, że to nieprawda. – Zaczynała wpadać w popłoch. 

background image

 

 

– Nic  podobnego.  Musisz  się  nauczyć  przyjmowania  pochwał,  młoda 

damo. To ci się później przyda w życiu. I Evanowi też, jeśli już o tym mo-
wa. – Przerwał i zamyślił się na chwilę.  – Sądzę, że mój syn też się kiedyś 
zajmie polityką.  To urodzony polityk, ale  trzeba  jeszcze kilku  lat,  żeby na-
brał  doświadczenia.  Muszę  się  gryźć  w  język,  żeby  zbytnio  na  niego  nie 
wpływać. Lois nigdy by mi nie wybaczyła, gdybym go popchnął do czegoś, 
czego sam nie chce. 

Jessica miała nadzieję, że Walter Dryden podobnie myśli o nakłanianiu 

Evana do nie chcianego związku z kobietą. 

–  Odeszliśmy  od  tematu  –  powiedział.  –  Chcę  ci  podziękować,  moja 

droga. Za to, że pomogłaś Evanowi. 

– Ależ ja mu w niczym nie pomogłam. 
– Mylisz się. W ciągu kilku tygodni mój syn dzięki tobie zmienił się nie 

do poznania. Jak to dobrze, że Damian cię zatrudnił. Sam nie wpadłbym na 
lepszy pomysł. 

– Mam Damianowi dużo do zawdzięczenia – powiedziała tak cicho, że 

nie była pewna, czy ją usłyszał. 

–  A, tu jesteście – odezwał się zza ich pleców Evan. – Czyżby własny 

ojciec podrywał moją dziewczynę? 

– Nie ma obawy, synu – zaśmiał się Walter Dryden. – Nacieszcie się te-

raz sobą. Pracowaliście przez całe popołudnie, więc zróbcie sobie przerwę, 
wymknijcie się stąd i bawcie się dobrze. 

– Ale pana przemówienie... – zaprotestowała Jessica. 
– To nieważne. Możesz mnie usłyszeć każdego dnia. Idźcie już sobie. 
Evan  wziął  ją  za  rękę  i,  omijając  trybunę,  poszli  w  kierunku  kępy 

wierzb  płaczących.  Jessica  zauważyła,  że  nastrój  Evana  nieco  się  zmienił. 
Wyglądał na zakłopotanego. Czekała, aż sam coś powie. 

– Czy chcesz porozmawiać ze mną trochę? – zapytał po chwili. 
–  Bardzo  chętnie.  –  Jej  serce  wezbrało  poczuciem  ulgi.  Właśnie  tego 

potrzebowali – szczerej rozmowy. 

Przystanęła  i  oparła  się  o  pień  drzewa.  Byli  tu  prawie  ukryci  przed 

ludzkim wzrokiem. 

– Nie czuję, żebyśmy byli ze sobą związani, Jessico. 
– Wiem. – Pomyślała o matce, o tym, co mówiła na temat ślubu i wnu-

ków.  Przypomniała  sobie  rozmowę  z  ojcem  Evana  przed  paroma  minuta-
mi. To wszystko zaszło za daleko. 

–  Już  od  tygodnia  chcę  z  tobą porozmawiać,  ale  to  były  takie gorącz-

background image

 

 

kowe dni; sprawa Earla Kressa, zgłoszenie kandydatury ojca. 

– To był wyjątkowy tydzień – zgodziła się Jessica. 
– Gazeta napisała o nas obojgu. 
–  Twoje nazwisko  często pojawia się  w  gazetach.  –  Nie  na  darmo po-

chodził z jednej z najsłynniejszych bostońskich rodzin. 

Evan roześmiał się. 
– To prawda. – Ujął jej rękę w dłonie. – Chciałbym, żeby skończyły się 

te wszystkie domysły na nasz temat. Jestem gotów związać się z jedną ko-
bietą. 

Serce w niej zamarło. Jeśli zaproponuje jej małżeństwo, nie wytrzyma i 

wybuchnie płaczem. Wszyscy się sprzysięgli przeciwko niej, nawet rodzice. 

–  Ja...  ja  cię  zawsze  lubiłam,  Evanie,  ale  myślę,  że  powinieneś  wie-
dzieć... 
– „Lubić” to zbyt zwyczajne słowo – przerwał jej, marszcząc brwi. 
Nie chciała deptać jego i tak poranionego ja. 
– Wiem, ale... 
–  Czy  zdajesz  sobie  sprawę,  że  nawet  się  nie  pocałowaliśmy?  – 

Uśmiechnął się, patrząc na nią oczami iskrzącymi się chłopięcym zapałem. 
– Zaraz to naprawimy, moja miła Jessico. – Ujął jej twarz w dłonie i, zanim 
zdążyła zaprotestować, dotknął ustami jej ust. 

To  był  delikatny  pocałunek,  i  nienatarczywy.  Jessica  nie  czuła  nic 

prócz  coraz  większej  ochoty  do  płaczu.  Jak  zresztą  mogłaby  czuć  cokol-
wiek, skoro tak jej zależało na Damianie? Skoro kochała Damiana? 

Evan podniósł głowę  i spojrzał na nią ciemnymi oczami, z których  te-

raz nic nie mogła wyczytać. Przyglądał jej się przez chwilę. 

– Nie będę nalegał, Jessico. Nie musimy się spieszyć. – Odsunął loczek 

z jej policzka i pocałował ją. Wargi miał wilgotne i ciepłe. 

W  tym  momencie  Jessica  zobaczyła  Damiana.  Stał  wśród  tłumu  słu-

chających  przemówienia  Waltera  Drydena.  Jego  oczy  były  utkwione  w 
Jessicę  i  Evana.  Kiedy  dostrzegł,  że  go  zauważyła,  odwrócił  się  i  odszedł 
szybkim krokiem. 

Przez chwilę Jessica zastanawiała się, czy za nim nie pobiec, lecz Evan 

objął ją władczo i poprowadził w kierunku trybuny. 

Już było za późno. 
 

background image

 

 

ROZDZIAŁ SIÓDMY 

 

– No i co? – zapytała Cathy bez słowa przywitania, stojąc w niedzielny 

wieczór  na  progu  mieszkania  przyjaciółki.  Zsunęła  z  ramion  plecak  i  nie-
dbale rzuciła go w kąt przedpokoju. – Jak się udał piknik? 

–  To  był  polityczny  sukces.  Słyszałam,  że  fundusz  wyborczy  pana 

Drydena  bardzo  się  powiększył.  –  Wiedziała,  że  nie  to  interesuje  Cathy, 
lecz temat Evana i Damiana stał się zbyt bolesny, żeby chciała o nim choćby 
myśleć. 

Cathy znała ją za dobrze, by nie rozpoznać niepokojących objawów. 
– Siadaj  –  wydała  polecenie,  wskazując  miękki  fotel,  najulubieńsze 

miejsce Jessiki w całym mieszkaniu. Cathy potrafiła zachowywać się wręcz 
po dyktatorsku, jeśli tylko była czegoś pewna; najwidoczniej teraz była. 

Jessica  potulnie  posłuchała.  Brak  jej  było  siły  woli,  by  się  sprzeciwić. 

Usadowiła się w fotelu i czekała, a Cathy nerwowo przemierzała pokój. 

– Trochę zastanawiałam się nad tą sprawą – zaczęła. 
–  To widać  – odparła Jessica, próbując się domyślić, co też  tym razem 

wykoncypowała jej rozgorączkowana przyjaciółka. 

– Chcę, żebyś zaczęła kuleć – zakomunikowała takim  tonem,  jakby to 

był pomysł godny geniusza. 

– Chyba żartujesz? 
– Mówię najpoważniej w świecie. Ale chcę, żebyś kulała tylko w obec-

ności Damiana, nie przy Evanie. 

Jessica potrząsnęła głową, jakby to miało poprawić jej słuch. 
–  A  w  jakim,  do  licha,  celu  miałabym  robić  coś  tak  idiotycznego,  jak 

udawanie kulawej? 

– Tylko pamiętaj, żebyś utykała na tę samą nogę. – Cathy zignorowała 

pytanie Jessiki. – Najlepiej zrób znak  na czubku buta, wtedy się nie pogu-
bisz. 

Jessica podniosła ręce do góry. 
– Cathy, czy ty aby na pewno dobrze się czujesz? To najbardziej zwa-

riowany z twoich dotychczasowych pomysłów. 

–  Zaufaj  mi  –  powiedziała  Cathy  z  niecierpliwością.  –  Pracuję  w  te-

atrze, więc wiem, co robię. 

– Twoja pewność siebie wcale mnie nie przekonuje. 

background image

 

 

– Powinna. Znam się na tym. 
– Czy nie będę zbyt wymagająca, jeśli poproszę, żebyś mi wyjaśniła, co 

się kryje za twoim nowym planem? 

– Ani trochę. – Cathy lekkim krokiem podeszła do sofy, usiadła i zało-

żyła nogę na nogę. – Współczucie. Chcę, żeby Damian myślał, że coś ci się 
stało: skręcona kostka, zwichnięte kolano, coś z tych rzeczy. Jeśli kocha cię 
choć w połowie tak mocno, jak przypuszczam, to nie będzie mógł pozostać 
obojętny. Pospieszy  z pomocą, a kiedy tylko cię dotknie, nie będzie w sta-
nie  ukryć  swoich  uczuć.  –  Nagle  przerwała.  –  Ale  pilnuj  się.  Musisz  być 
przygotowana... 

– Na co? 
– On może być na ciebie po prostu wściekły. Złość u mężczyzny to coś 

znacznie bardziej skomplikowanego niż u nas, kobiet. Będzie myślał, że nie 
dbasz  o  siebie,  i  będzie  się  poczuwał  do  odpowiedzialności  za  to.  Z  męż-
czyznami tak bywa. Może nawet dojść do wniosku, że to wina Evana. Weź 
to wszystko pod uwagę. 

–  Pewnie, że  Damian będzie zły!  – wykrzyknęła Jessica. – Będzie  miał 

pełne  prawo,  by  się  wściec,  kiedy  odkryje,  że  udaję,  aby  wywołać  w  nim 
współczucie. 

– Nie może o tym wiedzieć – stwierdziła po prostu Cathy. 
– Słuchaj – Jessica głęboko westchnęła – doceniam twoją pomysłowość, 

naprawdę, ale nie potrafię udawać. Damian od razu by się zorientował. Nie 
jestem  tak  dobrą  aktorką  jak  ty,  więc  przejrzałby  mój  podstęp  w  jednej 
chwili. Zapominasz, że jest doświadczonym adwokatem. 

Cathy zmarszczyła brwi, przygryzła dolną wargę i zamyśliła się. 
– Zgoda  –  powiedziała  po  minucie.  –  Nie  myśl  już  o  skręconej  nodze. 

Jedyne,  co  mogę ci zaproponować,  to  całkowita szczerość.  Nie  masz poję-
cia, jak to czasem dobrze działa. Może teraz właśnie tak będzie. 

– Tak się składa, że zgadzam się z tobą w zupełności. Ta cała sytuacja 

stała  się  bezsensowna.  Ani  trochę  nie  umiem  grać.  Chciałabym  pomóc 
Evanowi, lecz nie kosztem mojego dobrego samopoczucia. 

– Co zamierzasz powiedzieć Damianowi? 
– Jeszcze nie wiem. – Myśl o tym przygnębiła ją. – Najbardziej się boję, 

że Damian uśmiechnie się czule i powie, że moje wyznanie mu pochlebia i 
że czuje się zaszczycony... 

– A jego głos będzie pełen smutku –  dokończyła Cathy, demonstrując 

właściwą sobie skłonność do dramatyzowania. 

background image

 

 

– Właśnie. Potem westchnie i doda, że niestety nie może odwzajemnić 

moich uczuć. 

– To do niego podobne – zgodziła się Cathy. 
– Oczywiście będzie  łgał  jak najęty... przez wzgląd na brata. Po prostu 

go nie słuchaj. Uwierz mi, Jess, on cię kocha. 

Jessica  całym  sercem  pragnęła,  żeby  to  była  prawda.  Spojrzała  na 

przyjaciółkę,  uświadomiła  sobie,  jak  bardzo  ceni  jej  wsparcie,  i  podniosła 
kciuki w geście uznania. Cathy roześmiała się i zrobiła to samo. 

 
Evan był już  w swoim  gabinecie, kiedy Jessica  weszła do biura w po-

niedziałek rano. 

– Dzień dobry – zawołał wesoło. – Cieszę się, że już jesteś. 
– Czy chcesz, żebym zaparzyła kawę? – zapytała. Spojrzała na ekspres 

i zauważyła, że Evan już to zrobił. 

Wyszedł z gabinetu  z kubkiem  w  ręku  i przysiadł  na  rogu  jej  biurka. 

Patrzył na nią iskrzącymi się oczami. 

– Czy jesteś wypoczęta i gotowa stawić czoło światu? 
Jessica  uśmiechnęła  się.  Tego  nie  mogłaby  powiedzieć  nawet  w  naj-

lepszy z poniedziałkowych poranków. 

– Niezupełnie. Zapytaj mnie o to w środę albo w czwartek. 
– W takim razie może to poprawi ci humor – powiedział. Podał jej dwa 

bilety,  które  wyjął  z  kieszeni  marynarki.  –  Dwa  miejsca  w  loży  na  mecz 
drużyny Red Sox dziś wieczorem. 

– Moja ulubiona drużyna! – wykrzyknęła. 
–  To  właśnie  powiedziała  mi  twoja  mama.  Przygotuj się,  moja  śliczna 

Jessico. Zaplanowałem sobie, że cię usidlę. 

Spojrzała  na  niego  badawczo.  Tego  ranka  obudziła  się  z  postanowie-

niem, że raz na zawsze wyjaśni wszystko między sobą i braćmi Drydenami, 
a tu Evan krzyżuje jej szyki. Na domiar złego, wspomagany przez matkę. 

– Evanie, musimy porozmawiać – powiedziała, nie patrząc mu w oczy. 

Przez  całą  drogę  do  biura  powtarzała  w  myślach  to,  co  zamierzała  mu 
oznajmić. 

–  Teraz  nie  mogę,  Jess.  Przepraszam.  Zaraz  muszę  być  w  sądzie  w 

związku  ze  sprawą Portera. Ale nie  martw się,  później  będzie  dużo  czasu 
na rozmowę. Przyjadę po ciebie o wpół do siódmej, dobrze? 

– Dobrze. – Zmusiła się do uśmiechu. 
 

background image

 

 

Kiedy  Evan  zjawił  się  wieczorem,  była  już  zdecydowana  –  po  meczu 

powie mu, co jej leży na sercu. 

Mieli  bardzo  dobre  miejsca,  wszystko  widzieli  doskonale.  Jedli  paru-

jące hot–dogi i słone orzeszki, pili piwo z kufli. Evan już dawno nie był w 
tak  dobrym  nastroju.  Dopingował  swoją  drużynę,  krzyczał  na  sędziego. 
Kiedy Red Sox uzyskali przewagę, przeraźliwie zagwizdał. 

W pewnej chwili wziął ją za rękę i ścisnął jej drobne palce. Zawsze lu-

biła  Evana  i  nie  potrafiła  dłużej  się  na  niego  złościć.  Na  tym  polegał  jego 
czar. To było to, o czym mówił jego ojciec na pikniku. Evan miał dar zjed-
nywania  sobie  ludzi,  był  urodzonym  liderem.  Zawsze  był  mile  widziany, 
podziwiany, szanowany. W  trudnych  sytuacjach u  niego  szukano rozwią-
zania. 

Nagle  wyczuła  w  nim  zmianę.  Puścił  je  dłoń  i  zamarł  w  bezruchu. 

Wydawało się, że nie oddycha. 

– Evan? 
Próbował się uśmiechnąć. W tym momencie trybuny ryknęły, a kibice 

wstali z  miejsc,  lecz  Jessica  nie  wiedziała, co się dzieje na  boisku.  Patrzyła 
na Evana. 

– Co ci jest? – zapytała, kiedy okrzyki ucichły. 
– Nic. – Próbował przekonać ją o tym uśmiechem, lecz mu się nie uda-
ło. Na pewno zdarzyło się coś złego; musiała się dowiedzieć, co. 
– Chodź – powiedziała, i wstała, nie czekając na niego. – Idziemy. 
– Jessico, nie trzeba, nic mi nie jest. 
– To nieprawda i nawet nie próbuj mnie przekonywać, że nie mam ra-

cji. 

– Nic się nie stało – powtórzył. 
Nie zwracając na niego uwagi, wzięła torebkę i wyszła z loży. Nie miał 

innego wyjścia, musiał pójść za nią. 

– Czy  ktoś  ci  kiedykolwiek  powiedział,  jaka  jesteś  uparta?  –  zapytał, 

kiedy  ją  dogonił.  Ich  kroki  dźwięczały  na  betonowych  stopniach,  prowa-
dzących  ku  wyjściu  ze  stadionu.  Od  czasu  do  czasu  słyszeli  za  plecami 
okrzyki kibiców. Evan obejrzał się z żalem kilka razy. 

– No, teraz powiedz, co się tam z tobą działo – zażądała Jessica, kiedy 

byli już blisko parkingu. 

– Nic się nie działo. 
– Jeśli jeszcze raz powiesz „nic”, zacznę krzyczeć. Kogo zobaczyłeś?  – 

zapytała, choć już znała odpowiedź. Tylko jedna osoba mogła wywołać tak 

background image

 

 

pełną bólu reakcję Evana – kobieta, którą kochał i którą utracił. 

–  Dlaczego  myślisz,  że  kogoś  zobaczyłem?  –  żachnął  się.  Był  zdener-

wowany i nie próbował tego ukryć. 

– Czy to była Mary Jo? 
Zatrzymał  się  tak  gwałtownie,  że  zrobiła  kilka  kroków,  zanim  się  zo-

rientowała, że nie ma go obok. 

– Kto ci powiedział o Mary Jo? – zapytał ochrypłym głosem. 
– Jeszcze nikt, lecz zaraz ty to zrobisz. 
– Przykro mi, Jess, ale... 
–  Posłuchaj  mnie,  Evanie  Drydenie.  Musisz  zrzucić  z siebie  ten ciężar 

raz na zawsze. Już dostatecznie długo starasz się ukryć ból, jaki ci sprawiła. 
Najwyższy czas się go pozbyć! – Włożyła mu rękę pod ramię i zaczęli klu-
czyć po parkingu w poszukiwaniu samochodu. 

Kiedy wchodzili do jej mieszkania, Evan był ponury i zamyślony. Nie 

była  pewna,  czy  dobrze  zrobiła,  nalegając,  by  opowiedział  jej  o  kobiecie, 
którą kiedyś kochał.  Bała się, że jej upór mógł otworzyć na wpół zagojoną 
ranę, ale wiedziała też, że nie powinien dłużej tłumić tego w sobie. 

Poszła od razu do kuchni i zaczęła parzyć kawę. Evan usiadł przy ku-

chennym stole, lecz prawie natychmiast wstał i zaczął krążyć niecierpliwie 
po jej małym mieszkaniu. 

Z  filiżanką  kawy  w  ręku  usiadła  w  swym  ulubionym  fotelu  i  obser-

wowała Evana. Czekała, aż zacznie mówić. 

– Spotkaliśmy  się  przypadkowo  –  zaczął  przytłumionym,  pełnym  na-

pięcia głosem – chociaż nie jestem pewien, czy to naprawdę był przypadek. 

– Przypuszczasz, że zaaranżowała spotkanie?   
Evan spojrzał na nią zdumionym wzrokiem.   
–  Nie...  nie  to.  Myślę, że w  życiu niewiele się  zdarza naprawdę  przez 

przypadek. 

– Rozumiem – powiedziała cichym głosem. 
– Byłem na plaży z przyjaciółmi. Graliśmy w piłkę, piliśmy piwo i było 

nam dobrze. Wyrwaliśmy się z kieratu codziennych obowiązków. Chłonę-
liśmy słońce i pozbywaliśmy się nadmiaru energii. 

Zatrzymał się przed Jessicą i mówił dalej. 
– Większość moich przyjaciół już poszła, a ja szedłem brzegiem plaży i 

wtedy  spotkałem  Mary  Jo.  Wyszła  na  spacer  z  psem  i  on  jej  się  wyrwał. 
Goniła  go  po  plaży,  a  ja,  jak  przystało  na  dżentelmena,  złapałem  smycz. 
Podziękowała  mi  i  zaczęliśmy  rozmawiać.  Ona  jest  mała  i  ładna,  ma  brą-

background image

 

 

zowe oczy, które... Ale to wszystko już nieważne. 

– Od razu ją polubiłeś?   
Evan skinął głową. 
– Była  w  niej  jakaś  świeżość,  entuzjazm,  który aż kipiał.  Od  pierwszej 

chwili wiedziałem, że chcę ją lepiej poznać, więc zaproponowałem jej kola-
cję. Odmowa zaskoczyła mnie. 

Dla Evana to rzeczywiście musiała być nowość, pomyślała Jessica. 
– Czy podała ci powód odmowy? 
– Niejeden, ale udało mi się ją przekonać, że niepotrzebnie ma obiekcje. 

Cudownie się śmiała. Łapałem się na tym, że mówię różne absurdalne rze-
czy tylko po to, żeby usłyszeć jej śmiech. Jej bliskość mnie samego skłaniała 
do śmiechu. To był mój najweselszy dzień od wielu lat. 

– Więc umówiła się z tobą? 
–  Niezupełnie.  –  Evan  zatopił  się  we  wspomnieniach  i  milczał  przez 

długą chwilę. – Spędziłem z nią resztę dnia i prawie całą noc. Rozpaliliśmy 
na plaży ognisko i rozmawialiśmy do rana. Potem zaczęliśmy się regularnie 
spotykać. Przynosiła ze sobą ożywienie i wesołość. Żyliśmy w zupełnie in-
nych warunkach. Mary Jo jest najmłodsza z całej sześcioosobowej rodziny, i 
jest jedyną córką. Którejś soboty jej matka zaprosiła mnie na obiad. Jeszcze 
nigdy nie widziałem takiej gromady pod jednym dachem. Wszędzie biega-
ły dzieci. Kilka szwagierek Mary Jo było w ciąży. Wcześniej nie znałem ta-
kiej rodziny,  tych przekomarzań, żartów, wesołości. Zrozum mnie dobrze. 
Sam  mam  dużą  rodzinę,  lecz  tamta  jest  inna.  Czułem  się  wśród  nich  na-
prawdę dobrze. 

– A oni na pewno czuli się dobrze z tobą.   
Spojrzał na nią z powątpiewaniem. 
– Chciałbym, żeby tak było. 
– Co się wydarzyło potem? – ponagliła Jessica, gdy zamilkł na chwilę. 

Była ciekawa szczegółów. 

– Już pierwszego dnia, na plaży, wiedziałem, że się w niej zakocham. – 

Mówił tak cicho, że  z  trudem odróżniała słowa. – Nie  traktuję  miłości  lek-
ko, ale wtedy czułem się jak porażony... dlatego wiedziałem. 

– Doskonale to rozumiem – powiedziała. Tak samo się czuła przy Da-

mianie. 

– Kiedy poznałem jej rodzinę, zdałem sobie sprawę, jak bardzo chcę się 

z nią ożenić, jak bardzo chcę, żebyśmy mieli pięcioro albo sześcioro dzieci. 
Dom  Summerhillów był  pełen  miłości  i  chciałem,  żeby kiedyś  moje dzieci 

background image

 

 

też wyrosły w takiej szczęśliwej, swobodnej atmosferze. 

–  Zdaje się,  że  Mary Jo to niezwykła  kobieta  –  powiedziała  Jessica  ła-

godnie. 

– Niezwykła – wyszeptał. 
– Poprosiłeś, żeby została twoją żoną, prawda?   
– Tak. – Na twarzy Evana pojawił się bolesny uśmiech. – Potem przed-

stawiłem ją rodzicom. Była onieśmielona bogactwem mojej rodziny, od ra-
zu to zauważyłem. Kto by nie był, zobaczywszy po raz pierwszy Szepczące 
Wierzby. Moi rodzice mieli wątpliwości, czy pasujemy do siebie, ale kiedy 
poznali Mary Jo, zmienili zdanie. 

– Nie przypominam sobie, żebym słyszała o zaręczynach – powiedzia-

ła Jessica. 

–  Chciałem  dać  jej  pierścionek z  brylantem,  ale  wybrała  z  perłą.  Wła-

śnie skończyła praktykę po studiach i zaczęła pracować jako nauczycielka. 
Wołała odwlec formalne ogłoszenie zaręczyn, do czasu gdy zaaklimatyzuje 
się w pracy, a przede wszystkim, gdy minie czterdziesta rocznica ślubu jej 
rodziców, która przypadała w październiku. Nie miałem specjalnej ochoty 
na  czekanie  – przyznał  Evan  – ale  zgodziłem  się, ponieważ...  no cóż... po-
nieważ  byłem  gotów zrobić  wszystko,  czego chciała  Mary  Jo.  – Przerwał  i 
nabrał głęboko powietrza. – Po raz pierwszy zacząłem coś podejrzewać na 
początku  października.  Wynajdywała  coraz  to  inne  usprawiedliwienia, 
żeby się ze mną nie zobaczyć. Początkowo je akceptowałem, bo sam byłem 
zajęty, i choć tęskniłem, nie robiłem z tego problemu. Oczywiście nie byłem 
z  tego  zadowolony,  ale  rozumiałem,  że  jest  pochłonięta  pracą  i  obowiąz-
kami rodzinnymi. Kilka razy zajrzałem do  jej rodziców. Wydawało  mi się, 
że  cieszą  ich  moje  odwiedziny,  a  jej  matka  zawsze  zapraszała  mnie  na 
obiad, jakby była przekonana, że głoduję. – Uśmiechnął się. 

– To chyba bardzo mili ludzie. 
Evan mówił dalej, jakby jej w ogóle nie słyszał. 
– Kiedy Mary Jo odesłała mi pierścionek pocztą, czułem się ogłuszony. 

Miałem  już  kilka  niespodzianek  w  życiu,  przyjemnych  i  nieprzyjemnych, 
ale żadna nie była dla mnie takim szokiem. 

Jessica poczuła złość do Mary Jo za brak odwagi, by spotkać się z Eva-

nem twarzą w twarz. Jeśli chciała zerwać zaręczyny, nawet nieformalne, to 
mogłaby  przynajmniej  powiedzieć  mu  to  osobiście.  Odsyłanie  pierścionka 
pocztą było tchórzliwe i okrutne. 

– Pojechałem do niej wściekły – ciągnął Evan. 

background image

 

 

– Miałeś pełne prawo być wściekły.   
Pokręcił głową. 
– Powinienem był odczekać, ochłonąć. Żałuję, że tak nie zrobiłem. Kie-

dy  stanąłem  przed  nią,  powiedziała,  że  jest  ktoś  inny  –  wyszeptał.  –  Po-
czątkowo  jej  nie  uwierzyłem.  Broniłem  się  przed  myślą,  że  kobieta,  której 
podstawową zasadą była uczciwość, mogłaby spotykać się z kimś za moimi 
plecami.  To  mi  się  nie  mieściło  w  głowie.  Ale  myliłem  się.  –  Znów  zniżył 
głos do szeptu. – Widocznie spotykali się w szkole, gdzie ona uczy. On też 
jest  nauczycielem.  Być  zaręczoną  ze  mną  i  jednocześnie  kochać  innego,  to 
musiała być dla niej udręka. 

Jessica  spuściła  oczy.  Wprawdzie  nie  była  zaręczona  z  Evanem,  lecz 

spotykała się z nim – a jednocześnie kochała Damiana. Słuchając Evana, w 
myślach potępiała Mary Jo, a sama robiła właściwie to, co tamta. 

– Zobaczyłeś ją na meczu?   
Evan skinął głową. 
– Była z nim... Sądzę, że to był on. – W jego oczach znów pojawił się ból 

i  Jessica  miała  ochotę  się  rozpłakać.  Nad  Evanem,  ale  i  nad  samą  sobą. 
Ładna z nich para... każde zakochane w kimś innym, każde nieszczęśliwe. 
– Mary Jo to niezwykła kobieta – wyszeptał. – Szczęśliwy ten, kto się z nią 
ożeni...  – przerwał, a  na  jego  twarz  powrócił dziwny uśmiech,  będący po-
łączeniem zachwytu i bólu. – Będzie wspaniałą żoną i matką. 

– To wielkoduszne, co mówisz. W twojej sytuacji...   
–  Gdybyś  znała  Mary  Jo,  mówiłabyś  to  samo.  Podczas  tych  miesięcy, 

które  upłynęły  od  naszego  rozstania,  doszedłem  do  wniosku,  że  w  tym 
wszystkim istotną rolę odgrywała moja osobowość. Mary Jo była pierwszą 
kobietą,  która ze  mną zerwała.  –  Uśmiechnął  się,  jakby  chciał powiedzieć, 
że wcześniej dobrze na to zasłużył. – Myślę, że stałem się trochę zbyt pew-
ny siebie. 

– Wszyscy jesteśmy temu w jakiś sposób winni.   
Spojrzał na Jessicę i twarz mu spoważniała. 
– Zepsułem cały nasz wieczór, prawda? 
– Wcale nie – odparła, spodziewając się, że wyczuje szczerość w jej gło-

sie. Zrozumiała, jak żarliwie  Evan  kochał  i  jak głęboko tkwił w nim  ciągle 
ból rozstania. 

Po wysłuchaniu opowieści Evana o utracie ukochanej kobiety, utwier-

dziła się w przekonaniu, że nie może dopuścić, by teraz przez nią stało się 
to samo.  Nie  może  dalej  wprowadzać  go  w  błąd,  pozwalając  mu  wierzyć, 

background image

 

 

że ich znajomość przerodzi się w coś, czym nigdy nie mogłaby być. 

Minął  tydzień.  Przy  każdej  okazji  Evan  opowiadał  jej  coraz  więcej  o 

swym  związku  z  Mary  Jo.  Doszła  do  wniosku,  że  każde  zaproszenie,  na 
kolację czy do  teatru,  to  tylko pretekst do dalszych opowieści. Było to tak, 
jakby  pękła  w  nim  tama,  jakby  potrzeba,  by  dać  ujście  długo  tłumionym 
emocjom, była zbyt silna, żeby mógł się jej przeciwstawić. 

Ich spotkania przestały Jessicę niepokoić. Byli przyjaciółmi, nic więcej. 

Dzięki częstym rozmowom jej też udało się trochę przed nim otworzyć. 

–  Czy  jesteś  zakochana?  –  spytał  niespodziewanie  któregoś  wieczora, 

gdy szli przez Boston Common. 

– Chyba tak – odparła niepewnie. – Tak – potwierdziła szybko. – Ale to 

nie to, o czym myślisz. 

– To znaczy...? 
– Nie w tobie, więc niech ci się nie przewraca w głowie. – Zdała sobie 

sprawę, że to zabrzmiało obraźliwie, więc natychmiast przeprosiła. 

Evan roześmiał się. 
Wieczór  był  piękny.  Gwiazdy  przypominały  iskrzące  się  cekiny,  za-

wieszone tak nisko, że wydawały się przyczepione do gałęzi drzew. 

– Wiesz, że to miłość, prawda? 
– O, tak – szepnęła. 
– Czy ten tajemniczy mężczyzna też cię kocha? 
– Nie... nie wiem. Chciałabym, żeby tak było. Prawdę mówiąc, nic na to 

nie wskazywało.   

Damian  nadal  jej  unikał.  Od  czasu  gdy  przez  chwilę  spotkali  się  w 

biurze, nie rozmawiała z nim ani razu. 

Codziennie  przychodził  do  biura  punktualnie  o  ósmej  i  wychodził  o 

piątej  po  południu.  Przypuszczała,  że  jego  rozkład  dnia  jest  związany  z 
zaangażowaniem  w  kampanię  wyborczą  ojca,  więc  jeśli  chciała  się  z  nim 
spotkać, musiała szukać okazji w czasie pracy. Okazało się, że chyba łatwiej 
uzyskałaby audiencję u papieża. Nie mogła pojąć, jak to możliwe, żeby ktoś 
potrafił  tyle  zrobić  w  ciągu  jednego  dnia.  Próbowała  z  nim  porozmawiać, 
lecz zawsze ktoś był w pobliżu. 

Zaczęła tracić cierpliwość. I gdy już była gotowa podnieść ręce do nie-

ba i krzyczeć ze złości, nadarzyła się okazja. Zupełnie przypadkowo, kiedy 
najmniej się tego spodziewała. 

Szepczące Wierzby. Jego dom rodzinny. 

background image

 

 

Evan dowiedział się od jej matki, że Jessica grała w college'u w tenisa. 

Zaintrygowany, zaproponował jej mecz.  Uznała, że  to  może być  miły spo-
sób spędzenia  sobotniego  popołudnia,  i  zgodziła się. Ponieważ zapomniał 
zarezerwować kort w klubie tenisowym, pojechali do Szepczących Wierzb. 

Odbijali  piłkę  przez  całą  godzinę  i  Evan  zdecydowanie  wygrywał. 

Jessica  nie  była  zaskoczona  jego  sportowymi  umiejętnościami,  ale  chciała 
mu zaimponować i nadwerężyła sobie kolano. To nie było nic poważnego, 
ale nalegał, by przerwali grę. 

Poszli  roześmiani  w  kierunku  domu.  Szybko  zapomnieli  o  kolanie.  Z 

daleka  zauważyli  matkę  Evana,  która  siedziała  w  samochodzie  i  bezsku-
tecznie  próbowała  go  uruchomić.  Za  godzinę  musiała  być  w  sztabie  wy-
borczym, więc denerwowała się coraz bardziej. 

– Nie martw się, mamo – powiedział Evan i pocałował ją czule w poli-

czek. – Zawiozę cię. 

–  Nie  ma  mowy  –  zaprotestowała  Lois  Dryden  i  spojrzała  na  jego 

dwuosobowe sportowe auto. 

– Przecież mówiłaś, że dałaś Richmondowi wolny dzień – powiedział i 

otworzył drzwi swego samochodu. – Wsiadaj, mamo, nie ma rady. 

– A co będzie z Jessicą? 
– Doskonale potrafię zająć się sama sobą – zapewniła Jessica. Poczeka-

ła, aż samochód odjechał, otarła ramieniem pot z czoła i weszła  do domu. 
W lodówce w kuchni znalazła zimną wodę mineralną. 

Nuciła  pod  nosem  popularną  melodię,  gdy  drzwi  kuchni  nagle  się 

otworzyły. 

–  Mamo, co  ty  tu jeszcze  robisz? Powinnaś już  być...  –  Damian stanął 

jak wryty. – Jessica? 

–  Twoja  mama  nie  mogła  uruchomić  samochodu,  więc  pojechała  z 

Evanem – wyjaśniła. 

– Pojechała z Evanem... W takim razie zobaczę, co się stało z jej samo-

chodem. – Już chciał być od niej daleko. 

– Damianie...  –  Nagle  przypomniała  sobie  pomysł  Cathy:  bolące  kola-

no. Właśnie ją bolało, co prawda lekko, ale trudno byłoby o lepszy moment, 
by to wykorzystać. 

Skupiła się na swej prawej nodze i pokuśtykała w jego stronę.  Niena-

widziła uciekania się do tego rodzaju podstępnych metod, lecz za wszelką 
cenę chciała z nim porozmawiać. Na pewno jej wybaczy, jeśli pozna praw-
dę. 

background image

 

 

Spojrzał  na  jej  kolano  z  wyraźnym  niepokojem.  Miała  na  sobie  białą 

koszulkę i krótką tenisową spódniczkę. 

– Co z twoim kolanem? – zapytał i podszedł do niej. 
– Nic mi nie jest – szepnęła. 
–  Usiądź.  –  W  jego  głosie  bynajmniej  nie  było  czułości.  –  Czy  Evan  o 

tym wie? 

–  Tak, ale  to nic wielkiego – wykrztusiła.  Przysunął taboret  i posadził 

ją. Zamknęła oczy, poczuwszy dotknięcie jego rąk. Boże, jak za nim tęskni-
ła! Od wielu dni czekała na okazję, żeby być z nim sam na sam, i teraz nie 
miała zamiaru jej stracić. – Musimy porozmawiać – powiedziała. – Słuchaj, 
ja... 

– Porozmawiamy, jak obejrzę twoje kolano. Co u licha opętało mojego 

brata, że cię zostawił w takim stanie? 

– Damianie, posłuchaj, proszę. 
– Później. – Zaczął wkładać lód do plastikowej torebki. 
Zdenerwowana, wstała i, kulejąc, poszła w jego stronę. 
– Nic mi nie będzie. To pewnie tylko naciągnięty mięsień. 
– Powinien cię zbadać  lekarz – powiedział stanowczo. Jeszcze raz po-

sadził  ją  na  taborecie, a na  drugim oparł jej nogę.  Do kolana  przyłożył  to-
rebkę z lodem. 

– Muszę z tobą porozmawiać o Evanie i o mnie. Nie kocham Evana, a 

on nie kocha  mnie. Jesteśmy przyjaciółmi, nic  więcej. On  kocha Mary Jo, a 
ja kocham... 

–  Masz  trzymać  lód  na  kolanie  co  najmniej  przez  dwadzieścia  minut, 

rozumiesz? 

Jessica podniosła się z taboretu i wrzuciła lód do zlewu. Była wściekła. 
–  Musisz  mnie  wysłuchać,  Damianie!  Wiem,  że  sama  wszystko  kom-

plikuję. Nie powinnam była wykorzystywać kolana, żeby cię tu zatrzymać, 
ale wydawało mi się, że to jedyny sposób. 

– Więc skręciłaś nogę, czy nie? 
– Tak, ale tylko trochę. Chcę porozmawiać o nas. O tobie i o mnie. 
–  Jessico  –  odparł,  z  trudem  ukrywając  zniecierpliwienie  –  spotykasz 

się z moim bratem. 

– Twój brat i ja jesteśmy przyjaciółmi, to wszystko. Ile razy muszę ci to 

powtarzać? 

–  Evan  się  zmienił  –  stwierdził  stanowczo.  –  Sądzisz,  że  tego  nie  za-

uważyłem?  Po  wielu  miesiącach  jest  wreszcie  sobą.  Odzyskaliśmy  Evana 

background image

 

 

dzięki tobie. 

– Być może, ale nie w taki sposób, jak myślisz. 
– Nieważne, co myślę – powiedział ze złością. – Spotykasz  się  z  moim 

bratem, więc nie może być żadnego „ty i ja”. Rozumiesz? 

– Nie! – krzyknęła. – Nie rozumiem! 
– Musi tak być, Jessico. 
– Ale dlaczego? – Ledwie go widziała przez łzy. Nie odpowiadał przez 

kilka długich jak wieczność sekund. 

– Bo już tak jest. 
–  Czy...  czy  to  znaczy,  że  chcesz,  żeby  tak  było?  –  Gardło  miała  ści-

śnięte. Dłonie zwinęła w pięści. 

– Tak  –  odparł  po  chwili,  która  wydawała  się  najdłuższą  chwilą  w  jej 

życiu. – Chcę, żeby tak było. 

Odwróciła się do niego plecami. Jak to dobrze, że nie wyznała mu swej 

miłości! I bez tego czuła się upokorzona. 

– Jessico... – W jego ustach zabrzmiało to jak wymówka. 
Zwiesiła głowę. Była pewna, że zaraz odejdzie, tak jak zwykle – ale nie 

zrobił  tego.  Odwrócił  ją  ku  sobie  i  objął,  jakby  musiał  poczuć  jej  bliskość, 
jakby  tylko  dzięki  temu  mógł  się  uchronić  przed  szaleństwem.  A  potem 
przycisnął wargi do jej ust. 

Ten  pocałunek  był  gwałtowny  i  pełen  pożądania,  zupełnie  inny  niż 

poprzednie.  Przywarła  do niego  i zapomniała o  wszystkim.  Był  tylko  on  i 
radość,  że  jest  w  jego  ramionach.  Pieściła  twarz  Damiana  rozbieganymi 
palcami. Odchyliła głowę, a on pokrywał pocałunkami jej policzki i szyję. 

–  Dość  –  jęknął  i  spróbował  uwolnić  się  z  jej  ramion.  Nie  puściła  go. 

Objęła za szyję i ukryła twarz na jego piersi. – Jessico, proszę. – Kiedy roz-
rywał  jej splecione ręce, czuła, że drży podobnie jak ona. Objął jej dłonie i 
pochylił się ku niej. 

Dźwięk zamykanych frontowych drzwi zabrzmiał jak grzmot. Damian 

odsunął się i stał już do niej tyłem, gdy do kuchni wszedł Evan, pogwizdu-
jąc. Zobaczył brata i zatrzymał się. 

–  Cześć,  Damianie.  Cieszę  się,  że  dotrzymałeś  towarzystwa  mojej 

dziewczynie. 

Damian  mruknął  coś  na  temat  samochodu  matki  i  wyszedł  z  kuchni, 

ledwie skinąwszy bratu głową. 

Jessica myślała, że pęknie jej serce. 
 

background image

 

 

ROZDZIAŁ ÓSMY 

 

– Dziękuję  ci  –  powiedział  Evan,  gdy  pół  godziny  później wysiadali  z 

samochodu pod jej domem. – Wiesz, w poniedziałek będzie uroczysta kola-
cja,  na  którą  mój  ojciec  zaprasza  trzystu  najbliższych  znajomych.  Chciał-
bym, żebyś poszła na nią ze mną. 

Jessica  spojrzała  na  Evana  i  uświadomiła  sobie,  że  nie  wie,  co  powie-

dział.  Była  pełna  bólu.  Damian  nie  kochał  jej,  nie  chciał.  Prawie  wyznała 
mu miłość, a on ją odtrącił i odszedł. 

– Jessico, nic ci nie jest? 
– Czuję się świetnie – skłamała, choć była bliska płaczu. 
– Mówiłem ci o kolacji. 
Spojrzała na niego ze zdziwieniem. Kolacja? 
– W poniedziałek wieczorem – powiedział powoli i pomachał jej ręką 

przed oczami. – Może jednak mi powiesz, co się z tobą dzieje? 

–  Czy  mogę już pójść na górę?  –  zapytała,  zamiast  mu odpowiedzieć. 

Nie  miała  nastroju  do  wyjaśniania  czegokolwiek,  a  zwłaszcza  tego,  co  się 
wydarzyło między nią a Damianem. 

– Proszę bardzo. 
Odprowadził ją do mieszkania, wyjął jej z rąk rakietę tenisową i scho-

wał do szafki w przedpokoju, a potem poszedł za nią do kuchni i podał jej 
szklankę wody z lodem. 

Jessica usiadła przy stole i uśmiechnęła się. 
– Czuję  się  świetnie  –  powiedziała,  i  tym  razem  kłamała  już  nieco 

mniej. Owszem, została zraniona, lecz  było to precyzyjne ciecie,  głębokie i 
szybkie. 

Wiedziała teraz to, czego się spodziewała od początku. Damian jej nie 

kochał. 

–  Dziękuję,  Jess  –  powiedział  jeszcze  raz  Evan,  i  choć  były  to  zwykłe 

słowa, wyczuła w nich głębsze znaczenie. 

–  Za  to,  że  pozwoliłam  się  pokonać  w  tenisa?  –  zapytała,  choć  wie-

działa, że miał na myśli coś znacznie więcej. 

Uśmiech zniknął z jego oczu. 
– Za  to  również,  lecz  przede  wszystkim  za  cierpliwe  wysłuchiwanie 

mnie przez  kilka  dni.  Rozmowa o  Mary Jo rozjaśniła  mi w głowie.  Uświa-

background image

 

 

domiłem sobie, co było złego między nami i jak bardzo ciągle ją kocham. – 
Westchnął z bólem. 

– To nie grzech, Evanie. 
– Pomogła mi rozmowa. Może więc warto, żebyś i ty mi opowiedziała, 

co cię gnębi? Nie oszukasz mnie, widzę łzy w twoich oczach. 

Spuściła wzrok i zaczęła się wpatrywać w szklankę.   
– Nie... nie jestem jeszcze przygotowana, żeby o tym mówić. Nie złość 

się na mnie. Muszę najpierw uporządkować swoje uczucia. 

– Rozumiem. – Ujął jej dłoń. – Czy pójdziesz ze mną na poniedziałko-

wą kolację? 

– Dobrze – zgodziła się, choć początkowo chciała odmówić. Doszła do 

wniosku, że siedzenie w domu i użalanie się nad sobą nic nie pomoże. Od 
tej chwili miała zamiar bawić się i cieszyć życiem. 

– Damian też tam będzie – zawiesił głos, jakby spodziewał się komen-

tarza. 

Skinęła głową. Po dzisiejszym popołudniu to nie robiło jej różnicy. 
–  Ma  kogoś przyprowadzić –  dodał. –  Czy masz coś przeciwko  temu, 

żebyśmy siedzieli przy jednym stole? 

–  Ani  trochę  –  odparła  pogodnie.  –  Im  nas  będzie  więcej,  tym  będzie 

weselej. 

– Pomyślałam sobie, że przejrzymy twoją szafę, zanim pojedziesz na tę 

kolację  –  powiedziała  Cathy,  wchodząc  do  mieszkania  Jessiki.  Jessica  zro-
zumiała swój błąd już w chwilę po tym, gdy powiedziała przyjaciółce o za-
proszeniu. Cathy od razu uparła się, że to ona wybierze jej sukienkę. 

– Od  wielu  lat  bez  problemów  sama  sobie  radzę  z  ubieraniem  się  – 

podjęła próbę obrony. 

Cathy  już  buszowała  wśród  sukienek,  przesuwając  je  to  w  tę,  to  w 

drugą  stronę,  jakby  to  było  zadanie  o  pierwszorzędnym  znaczeniu.  Prze-
rwała na chwilę i niecierpliwie tupnęła nogą. 

– Nie masz pojęcia, jak się zawiodłam na Damianie. Czy jesteś pewna, 

że go dobrze zrozumiałaś? – Mówiła takim tonem, jakby wszystkiemu była 
winna Jessica. 

– Nie ma mowy o nieporozumieniu – odparła stanowczo. Żałowała, że 

w  ogóle  cokolwiek  powiedziała  przyjaciółce.  Nie  zrobiłaby  tego,  gdyby 
Cathy nie była we wszystko wtajemniczona. – On nie chce mieć ze mną do 
czynienia. Nie mógłby tego wyrazić w sposób bardziej oczywisty. 

background image

 

 

– Ja w to nie wierzę. Coś tu jest nie w porządku i ty to powinnaś wyja-

śnić. 

– Wiem, co to jest – zaoponowała Jessica. Nie trzeba było dzielić włosa 

na  czworo,  skoro  odpowiedź  była  taka  prosta.  Gdyby  Damianowi  na-
prawdę na niej zależało, znalazłby sposób,  żeby  wszystko  uporządkować. 
Nie znalazł, bo mu nie zależało. 

Cathy dalej badała zawartość szafy. 
– Chyba przyjdziesz na premierę, prawda? – zapytała. 
–  Nic  by  mnie  nie  mogło  zatrzymać.  –  Jessica  była  dumna  z  sukcesu 

Cathy,  która  dostała  świetną  rolę  Adelajdy  w  sztuce  „Chłopaki  i  dziew-
czyny”, wystawianej przez bostońskiego producenta. Domyślała się też, że 
Cathy  jest  zakochana  w  reżyserze,  Davidzie  Carsonie.  Wspominała  o  nim 
ostatnio kilkakrotnie i za każdym razem jej głos jakby lekko się załamywał. 

–  Myślę,  że  zaproszę  też  Damiana  –  rzuciła  nonszalancko  Cathy.  – 

Przecież go  już znam. – Spojrzała na Jessicę.  – Nic nie  masz  do powiedze-
nia? 

– Rób, co chcesz, Cathy. 
Cathy zaśmiała się krótko, ale wymownie. 
– Nie oszukasz  mnie, Jess, za  dobrze cię znam. Nie wiem, co się stało 

Damianowi, ale możesz mi wierzyć, że wkrótce powróci. 

– Szczerze w to wątpię. – Nie potrafiła ukryć pesymizmu. 
Cathy  wyjęła  z  szafy  trzy  sukienki  i  rozłożyła  je  na  łóżku.  Wzięła  się 

pod  boki,  obeszła  łóżko  dookoła, a potem  dwie z  nich schowała  z powro-
tem. 

Pozostała  długa  czarna  suknia,  gładka  i  połyskująca,  ze  srebrnymi 

ozdobami. 

– Przymierz ją. 
Jessica  niechętnie  zdjęła  ubranie  i  włożyła  sukienkę  wybraną  przez 

Cathy. Odgarnęła włosy, żeby przyjaciółka  mogła zapiąć suwak  do końca. 
Potem podeszła do lustra i wydała pełne zawodu westchnienie. 

– Przypominam Natashę ze szpiegowskiej kreskówki. 
– Nic podobnego. Sukienka jest świetna. 
– Chyba tylko wśród szpiegów. – A z drugiej strony, może to właśnie 

dobrze? Jeśli ma siedzieć przy jednym stole z Damianem i jego towarzysz-
ką, to chciałaby mieć pewność, że zwróci na siebie jego uwagę, i że będzie 
wiedział, co traci. 

background image

 

 

Evan  przyjechał  po  nią  pięć  minut  przed  czasem,  kiedy  właśnie  koń-

czyła makijaż. 

– Jesteś piękna – powiedział. – Naprawdę piękna.   
Po tych słowach uznania czuła się pewniej – do czasu gdy znaleźli się 

przy stole, gdzie  siedzieli  już  Damian  i  towarzysząca  mu kobieta, wysoka 
blondynka, piękna i wyniosła. 

– Nadine  Powell  –  przedstawił  ją  Damian.  –  Mój  brat  Evan  i  Jessica 

Kellerman. 

Jessica  zerknęła  na  Damiana  i  z  zadowoleniem  zauważyła,  że  patrzy 

na nią jak dziecko na choinkę w dniu Bożego Narodzenia. Cathy miała rację 
– suknia była świetna. Damian nagle odwrócił wzrok, jakby zły na samego 
siebie, że nie potrafił zachować się obojętnie. 

– Nadine.  –  Evan  ujął  jej  dłoń  i  przytrzymał  nieco  dłużej,  niż  było  to 

konieczne. 

Kolacja  trwała  bardzo  długo,  głównie  z  powodu  przemówień  wielu 

gadatliwych  polityków.  Jessica  straciła  rachubę  co  do  liczby  mówców  i 
liczby  podawanych potraw. Przemówienia  prawie uniemożliwiały  prowa-
dzenie konwersacji przy stole, lecz zdołała się dowiedzieć, że Nadine i Da-
mian  byli  od  dawna  przyjaciółmi.  Przyjaciółmi  i  niczym  więcej,  zaczęła 
wyjaśniać  Nadine,  oceniwszy  sytuację  zadziwiająco  trafnie.  Damian  nato-
miast zachowywał się tak, jakby Jessiki tam nie było. Przez cały wieczór nie 
odezwał się do niej ani słowem. 

Kiedy  talerzyki  po  deserze  zostały  uprzątnięte,  na  niskiej  estradzie, 

obok  dębowego  wypolerowanego  parkietu  do  tańca,  zaczęła  grać  dziesię-
cioosobowa orkiestra. 

– Zatańczymy?  –  zapytał  Evan  i  wyciągnął  rękę  do  Jessiki.  Orkiestra 

grała jej ulubione bigbandowe melodie z lat czterdziestych. Evan wystuki-
wał rytm i kołysał się do taktu. 

Odmówiła. Nie lubiła być pierwsza na parkiecie. 
– Wolałabym przeczekać pierwsze tańce, jeśli pozwolisz. 
– Ani myślę. – Poderwał ją z krzesła, zaprowadził na parkiet i, choć ta-

niec był szybki, otoczył ramieniem i przytulił do siebie. 

–  Evanie  –  syknęła,  zdając  sobie  sprawę,  jakie  muszą  robić  wrażenie. 

Wyglądali jak para zakochana do szaleństwa. 

– Ciii... – szepnął jej do ucha. 
– Co ci się stało? 
– Mnie? – zapytał, po czym odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się, jak-

background image

 

 

by powiedziała coś bardzo zabawnego. – Nic. Po prostu dobrze się bawię. 

– Moim kosztem – szepnęła ze złością. – Niedługo wszyscy będą o nas 

mówić. 

– Niech sobie mówią. 
– Z tobą naprawdę jest niedobrze – stwierdziła. Znów się roześmiał. 
– Niekoniecznie. Ale zaraz wszystko powinno być w porządku. 
Nie miała pojęcia, co Evan ma na myśli, ale nie chciała ciągnąć tej farsy. 

Gdy  tylko  melodia  się  skończyła,  wysunęła  się  z  jego  objęć  i  wróciła  do 
stołu. 

– Jessice dokucza kolano – wyjaśnił Evan, po czym bez żadnych wstę-

pów poprosił Nadine  i poszedł z nią na parkiet.  Damian  wyglądał na  wy-
prowadzonego z równowagi. 

–  No  cóż  –  powiedziała  Jessica  z  poważną  miną.  –  Do  odważnych 

świat należy. 

Damian zmarszczył brwi. 
– Mógł poprosić kogoś innego. – Zacisnął palce wokół szklanki i skupił 

się  na  obserwowaniu  tańczących  par.  Dobrze,  że  nie  chce  ze  mną  rozma-
wiać,  pomyślała  Jessica.  Bardzo  dobrze.  Uważała,  że  wszystko  już  zostało 
powiedziane; Damian widocznie był tego samego zdania. – Jak twoje kola-
no? – zapytał niespodziewanie. 

–  Zupełnie  dobrze.  To  tylko  Evan  znalazł  sobie  pretekst,  żeby  zatań-

czyć z Nadine. 

Spowiły ich nastrojowe dźwięki muzyki. Po chwili Jessica zaczęła wy-

stukiwać rytm nogą. Żałowała, że nie chciała zostać dłużej na parkiecie. 

– Chodźmy  –  powiedział  Damian,  wyraźnie  bez  entuzjazmu.  Wstał  i 

podał jej rękę. 

Spojrzała na niego ze zdziwieniem. 
– Nie  ma  nic  gorszego,  niż  siedzieć  obok  kobiety,  która  najwidoczniej 

chce tańczyć. 

–  Ja...  –  Zamierzała powiedzieć, że nie  ma  nic gorszego, niż  tańczyć  z 

kimś,  kto najwidoczniej nie chce  być  jej  partnerem.  Ale  zanim  zdążyła  się 
odezwać, wziął ją za rękę i poprowadził na parkiet. Po drodze mruczał coś 
pod nosem niewyraźnie. Zrozumiała tylko, że chodziło o Evana i że nie był 
z niego zadowolony. 

Chętnie udusiłaby  Evana  za  to, że zostawił ją samą  z  Damianem.  Or-

kiestra  grała  szybkie  melodie,  lecz  kiedy  weszli  na  parkiet,  rozpoczęła 
wolny, romantyczny utwór. Światła przygasły, a Jessica w duchu jęknęła. 

background image

 

 

– Poczekajmy na następny – zaproponowała. 
– Nie ma mowy – odparł i wziął ją w ramiona. Nie rozumiała, dlaczego 

poczuwał się do obowiązku zatańczenia z nią. Obejmował ją sztywno, jak-
by  bał  się  jej  bliskości.  Był  wyprostowany,  patrzył  wprost  przed  siebie.  – 
Rozluźnij się – szepnął niecierpliwie. – Przecież nie gryzę. 

– Ja? – zapytała ze zdziwieniem. – Czuję się, jakbym tańczyła z mane-

kinem. 

– No dobrze, spróbujmy oboje. 
Nie zdawała sobie sprawy, że była tak spięta. Zamknęła oczy i głęboko 

westchnęła.  Czuła,  jak  opada  napięcie  z  Damiana.  Kiedy  otworzyła  oczy, 
objął  ją  mocniej.  Oparła  głowę  o  jego  policzek.  Ich  ciała  poruszały  się  ła-
godnie w rytm muzyki. Ulga,  jaką jej to przyniosło, była warta każdej mi-
nuty oczekiwania, by znaleźć się w jego ramionach. 

To  jest  moje  miejsce,  pomyślała  ze  smutkiem;  to  zawsze  było  moje 

miejsce.  Damian  na  pewno  też  to  czuje.  Gdyby  było  inaczej,  czy  obejmo-
wałby  mnie  tak,  jakbym  była  czymś  najcenniejszym  na  świecie?  Dlaczego 
dotykałby ustami moich włosów, jakby nie mógł się doczekać pocałunku? 

Oboje milczeli; obawiali się, że słowa zepsują nastrój. Muzyka ucichła, 

a ona nadal tuliła się do Damiana, nie chcąc, by minęły te chwile błogości. 

– Powinniśmy wrócić do stołu – odezwał się Damian.  Brak przekona-

nia w jego głosie dał jej nadzieję. 

–  Nie  widzę  Evana  ani  Nadine.  Czy  chcesz  zatańczyć  jeszcze  raz?  – 

zapytała. 

Milczał przez długą chwilę, a potem powiedział ochryple: – Tak. 
– Ja też chcę. 
– Jessico, posłuchaj... 
Nieśmiało podniosła głowę i spojrzała na niego. W oczach miała tęsk-

notę tak wielką, że nie potrafiła jej ukryć. 

– Nie teraz, Damianie, proszę. 
Zamknął na moment oczy, westchnął i kiwnął głową. 
Straciła poczucie czasu. Wiedziała, że tańczą dużo dłużej niż powinni. 

Spoglądała w kierunku stołu, lecz nie było tam ani Nadine, ani Evana. 

Damian  zaczął  zdradzać  oznaki  zdenerwowania  dopiero  wtedy,  gdy 

orkiestra zagrała szybciej. Wiedziała, że coś jest nie w porządku, kiedy tyl-
ko  wypuścił  ją z ramion. Patrzyła  na  jego zaciętą  minę  i niczego nie  rozu-
miała. 

– Braciszek zapłaci mi za to – mruknął. 

background image

 

 

– Za co? – zapytała cichym głosem. 
Zamiast  odpowiedzieć,  zacisnął zęby.  Widać  było, że stara się  opano-

wać. 

Usiedli przy stole jak obcy. Jessica nie mogła tego znieść. Wstała, prze-

prosiła  i  obeszła  sąsiednie  stoliki,  witając  się  ze  znajomymi.  Gdy  wróciła, 
obok  Damiana  siedział  Evan.  Nadine  nigdzie  nie  było  widać.  Bracia  roz-
mawiali ze sobą gwałtownie, lecz na jej widok Damian zamilkł i zaczął pa-
trzeć w innym kierunku. 

–  Zaniedbuję  cię  –  powiedział  Evan  ze  skruchą,  ująwszy  jej  rękę  w 

swoje dłonie. – Przepraszam, Jessico. Czy możesz mi wybaczyć? 

– Oczywiście.  –  Cóż  innego  mogłaby  zrobić?  Zażądać,  żeby  ją  natych-

miast  odwiózł  do  domu?  To  byłoby  idiotyczne.  Zwłaszcza  że  uważała  go 
tylko za przyjaciela. A poza tym, dzięki niemu  mogła być  długo z Damia-
nem. 

Kilka  minut  później  wróciła  Nadine,  zdyszana  i  roześmiana.  Cała 

czwórka  zamówiła  drinki.  Kelnerka  właśnie  je  przyniosła,  gdy  do  stołu 
podeszli Walter i Lois Drydenowie. 

– Mamy nadzieję, że się dobrze bawicie.   
Evan powiedział, że oczywiście tak. 
Lois  uśmiechnęła się życzliwie do Jessiki, a potem delikatnie położyła 

dłonie na jej ramionach, pochyliła się i zbliżyła twarz do jej twarzy. 

– Tyle ci zawdzięczamy – powiedziała i pocałowała ją w policzek. 
– Ależ nie. – Słowa pani Dryden wprawiły ją w zakłopotanie. 
–  To  prawda.  Powiedz  sam,  Walterze.  Już  niemal  wpadliśmy  w  roz-

pacz w związku z tym, co się działo z Evanem, i nagle wszystko się zmie-
niło, gdy tylko zaczęłaś pracować w firmie. 

– Mamo... – Evan też nie wyglądał na zachwyconego. 
– To prawda. Nawet nie wiesz, jak bardzo jesteśmy zadowolone, Joyce 

i ja, że się tak często oboje widujecie – ciągnęła Lois Dryden. 

– Muszę przyznać rację twojej matce – powiedział Walter Dryden głę-

bokim, dźwięcznym głosem. – Jesteś zdolnym człowiekiem, Evanie, i przed 
tobą  wspaniała  przyszłość.  To  było  diabelnie  przykre  patrzeć,  jak  marnu-
jesz życie z powodu kobiety, która nie może być twoja. Wszystko się zmie-
niło, od kiedy spotykasz się z Jessicą. 

Po  tych  słowach  przy  stole  zapanowała  nienaturalna  cisza.  W  kilka 

minut po odejściu państwa Drydenów pożegnali się pod jakimś pretekstem 
Damian  i  Nadine.  Evan  też  nie  miał  ochoty  zostać  dłużej.  Jessica  z  przy-

background image

 

 

jemnością znalazła się w domu. Miała już tego dość. 

Prawie przez całą noc, zamiast spać, rozmyślała. O świcie podjęła de-

cyzję.  Rano  weszła  do  biura  stanowczym  krokiem,  z  oczami  piekącymi  z 
niewyspania. 

– Muszę się zobaczyć na chwilę z panem Drydenem – powiedziała se-

kretarce Damiana. 

W  jej  głosie  było  tyle  determinacji,  że  młoda  kobieta  natychmiast  się-

gnęła po słuchawkę, aby ją zapowiedzieć. 

Wkroczyła do gabinetu Damiana, który siedział za biurkiem i coś czy-

tał. Podniósł oczy i spojrzał na nią, jak zawsze z nieodgadniona miną. 

– Czym mogę ci służyć, Jessico? 
–  Rezygnuję  z  pracy  w  tej firmie, od  zaraz  – powiedziała kategorycz-

nie.  Serce  jej  waliło.  Wiedziała,  że  ryzykuje,  bo  o  pracę  było  trudno.  Ale 
ważniejsza  była  jej  psychika.  Gdy  będzie  trzeba,  znajdzie  sobie  pracę  do-
rywczą. Albo w innej dziedzinie. 

Jeśli  Damiana  zaskoczyło  jej  oświadczenie,  to  nie  pokazał  tego po so-

bie. Był zupełnie spokojny. 

– To nagła decyzja, prawda?   
– Tak... ale konieczna. 
– Czy Evan już wie? 
–  Jeszcze nie  – odparła.  –  Ponieważ  to  ty  mnie  przyjmowałeś,  czułam 

się w obowiązku powiedzieć najpierw tobie. 

– Byłbym ci  wdzięczny, gdybyś  mogła  przepracować  dwutygodniowy 

okres wypowiedzenia. 

Jessica nie była pewna, czego oczekiwała. Niczego, powiedziała sobie, 

ale  teraz  wiedziała,  że  to  nieprawda.  W  skrytości  ducha  modliła  się,  by 
Damian poprosił, żeby  powtórnie  wszystko  przemyślała, by chociaż  spró-
bował ją nakłonić do zmiany decyzji. Zamiast tego spokojnie przyjął jej re-
zygnację, jakby był zadowolony, że odejdzie. 

To  było  bolesne.  Kiedy  poczuła,  że  nie  jest  w  stanie  dłużej  ukrywać 

cierpienia, odwróciła się i poszła w kierunku drzwi. 

– Jessico. 
Przystanęła, lecz już się nie odwróciła. 
– Byłaś  wartościowym  pracownikiem  naszej  firmy.  Będzie  nam  ciebie 

brakowało. 

Tylko tyle miał jej do powiedzenia. Diabelnie mało. 

background image

 

 

– Dziękuję – szepnęła, a potem wyszła z gabinetu. Rozdygotana usiadła 

przy  biurku.  Odczekała  chwilę,  żeby  się  uspokoić,  a  potem  sięgnęła  po 
słuchawkę i wykręciła numer Cathy. 

– Co  takiego?!  – wrzasnęła jej przyjaciółka. Jessica nigdy przedtem nie 

prowadziła  prywatnych  rozmów  przez  służbowy  telefon,  ale  tego  dnia 
zrobiła wyjątek. 

– Przecież słyszysz. Zwolniłam się. 
– Ale dlaczego? 
– To długa historia – mruknęła. – Powiem ci tylko, że mam dość tej ca-

łej bezsensownej gry. 

– Damian cię kocha. 
Dała się zwieść opiniom Cathy i własnemu głupiemu sercu, bo bardzo 

pragnęła, żeby tak było. 

– Nie – wyszeptała. – Nie kocha. 
–  Jessico,  Jessico,  Jessico  –  powiedziała  Cathy  zniecierpliwionym  gło-

sem – nie bądź taka w gorącej wodzie kąpana. 

Miała  do  wyboru:  zwolnić  się  albo  oszaleć.  Telefon  do  Cathy  to  był 

błąd; jej przyjaciółka po prostu nic nie rozumiała. 

– Co powiedział Evan? 
–  Jeszcze  nie  wie  –  odparła  niechętnie.  Choć  to  i  tak  niczego  by  nie 

zmieniło. Evan nie miał takich argumentów, które mogłyby wpłynąć na jej 
decyzję. 

– Informuj  mnie  o  wszystkim,  dobrze?  Śledzenie  tego,  co  się  dzieje  w 

twoim życiu, jest ciekawsze niż moje melodramatyczne seriale. 

Do  pokoju  weszła  pani  Sterling.  Patrzyła  na  Jessicę,  jakby  miała  wy-

buchnąć płaczem. 

– Odchodzi pani! 
To  biuro  miało  siatkę  informacyjną,  której  i  CIA  mogłoby  pozazdro-

ścić.  Jessica  nie  zadała  sobie  trudu,  żeby  zapytać,  skąd  sekretarka  Evana 
wie; to nie miało znaczenia. 

– Ale nie może pani tego zrobić teraz, kiedy pan Dryden znów jest so-
bą. 
– Przykro mi, że opuszczam was w potrzebie. 
– Może pani przemyśli to jeszcze? – Jessica potrząsnęła głową. – Jeśli o 

mnie chodzi – powiedziała pani Sterling – to jestem zdania, że to niedobrze, 
kiedy mężczyźni i kobiety z tego samego biura są sobą zainteresowani. To 
się zwykle kończy źle. 

background image

 

 

– Co się kończy źle? – spytał Evan, wchodząc do pokoju. Zatrzymał się 

przy biurku sekretarki i sięgnął po czekające na niego pisma. 

– Jessica odchodzi – powiedziała pani Sterling otwarcie. 
Evan rzucił pisma i odwrócił się w stronę Jessiki. Utkwił w niej wzrok i 

z niedowierzaniem otworzył usta. 

– Czy to prawda? 
Kiwnęła  głową.  Nie  wierzyła,  by  żywił  do  niej  choć  trochę  prawdzi-

wego uczucia, dopóki teraz nie zobaczyła żalu na jego twarzy. 

– Chodź do gabinetu – powiedział rozkazująco. Kiedy byli już w środ-

ku, zamknął drzwi. – O co tu chodzi? 

Nie  mogła sobie przypomnieć,  żeby kiedykolwiek Evan był  taki.  Wy-

glądał i zachowywał się jak Damian. 

– Pora ruszyć dalej – odparła niepewnie. 
Nie wiedziała, czy powiedzieć – i ile – o prawdziwych przyczynach. 
– Po niecałych dwóch miesiącach?   
Skrzyżowała ręce na piersi i wzruszyła ramionami. 
– Czy dzień pracy jest za długi?   
– Nie. 
– Płacimy ci za mało? 
– Mam  dobrą  pensję.  –  Nie  podobało  jej  się,  że  zmusza  ją  do  obrony, 

więc  zaczęła  odzyskiwać  stanowczość.  A  poza  tym  Evan  jeszcze  nie  znał 
pewnej jej cechy – uporu. 

–  Musi  być  jakiś  powód,  że  praca  ze  mną  stała  się  dla  ciebie  taka 

okropna. 

–  Nigdy  nie  powiedziałam,  że  praca  z  tobą  jest  okropna.  –  Opuściła 

ręce i zacisnęła pięści. Evan zachowywał się jak typowy prawnik. 

– Więc nie podoba ci się firma. Czy cię czymś obraziliśmy? 
–  Nie!  –  krzyknęła.  Miała  już  dość  tego  przesłuchania.  Evan  zareago-

wał  zupełnie  inaczej  niż  Damian.  Był  wyraźnie  zdenerwowany  myślą  o 
tym, że ją straci. 

– W takim razie, dlaczego? Musisz mi to wyjaśnić – nalegał. 
– Nie czuję się na siłach... 
–  Czy  to  ja  coś  zrobiłem?  –  Mówił  teraz  łagodniejszym  tonem,  jakby 

chciał ją uspokoić, pozyskać jej zaufanie. 

– Nie  – zapewniła. – Jesteś  wspaniały...  jak prawdziwy przyjaciel. Za-

chowam  w  pamięci  spędzone  z  tobą  chwile,  Evanie,  ale  nie  kochasz  mnie 
ani ja ciebie nie kocham. Wydaje mi się, że powinniśmy cieszyć się tym, co 

background image

 

 

nas łączy, ale nie możemy doszukiwać się czegoś, czego nie ma. – Ani po-
zwalać na to rodzicom, dodała w myślach. 

Wyglądał na zaskoczonego. 
– To nie powód, żeby rzucać pracę w firmie. 
– Być może, ale ja uważam, że tak trzeba. Damian prosił, żebym prze-

pracowała  jeszcze  dwa  tygodnie,  co  oczywiście  zrobię,  ale  nie  zamierzam 
zmienić zdania. 

– Trudno – zgodził się niechętnie. – A tymczasem, czy masz coś prze-

ciwko temu, żebyśmy się nadal spotykali? 

– Nie jestem pewna, czy to byłoby rozsądne.   
Odrzucił gwałtownie głowę, zdumiony jej odpowiedzią. 
– Chyba nie mówisz poważnie? 
–  Najzupełniej,  Evanie.  Czuję  się  dobrze  w  twoim  towarzystwie  i 

uważam cię za przyjaciela, ale... 

– To może umówimy się na kawę, żeby porozmawiać o dawnych cza-

sach? 

– Może  –  odpowiedziała,  a  na  twarzy  Evana  pojawił  się  uśmiech,  ten 

zniewalający uśmiech, któremu nie potrafiła się oprzeć żadna kobieta. 

–  Mimo  wszystko  nie  zgadzam  się,  żebyś  zrezygnowała  z  naszego 

spotkania na żaglówce. Bardzo na nie liczę. Chyba mnie nie zawiedziesz? 

– Nie zawiodę. – Poczuła przygnębienie, przypomniawszy sobie, że już 

dawno  obiecała  Evanowi,  że  popływa  z  nim  na  żaglówce.  Umówili  się 
jeszcze  przed  ostatnią  uroczystą  kolacją,  zanim  nabrała  przekonania,  że 
chce się uwolnić od Drydenów. 

Uśmiechnął się do niej promiennie. 

Jessica została w  pracy trochę dłużej, żeby zrobić porządek  w biurku. 

Evan, nie zrażony jej niechęcią do dalszych spotkań, zaproponował kolację, 
lecz  odmówiła.  Również  dlatego,  że  po  ostatniej  nocy  była  niewyspana  i 
chciała jak najszybciej znaleźć się w domu. 

Właśnie wychodziła, gdy w drzwiach swego gabinetu stanął Damian. 
– Dobranoc – powiedziała uprzejmie i poszła korytarzem do windy. 
Przez chwilę czekali razem i razem weszli do kabiny. Stali obok siebie 

jak  obcy. Jessica obserwowała  zapalające się  kolejno  numerki  nad  drzwia-
mi.  Zaledwie  tydzień  wcześniej  byłaby  podekscytowana  takim  kilku-
sekundowym  sam  na  sam  z  Damianem;  teraz  dałaby  wiele,  żeby  tego 
uniknąć. Być tak blisko niego fizycznie, a tak daleko emocjonalnie – to była 

background image

 

 

udręka w najczystszej postaci. 

Drzwi windy rozsunęły się bezszelestnie i Jessica z ulgą znalazła się w 

holu. Teraz każde pójdzie w swoją stronę. 

– Jessico.  –  W  głosie  Damiana  słychać  było  irytację;  nie  wiedziała,  czy 

na nią, czy na samego siebie. – Wracasz metrem? 

– Tak. Stacja jest za rogiem. – Ruszyła ku wyjściu. 
– Zawiozę cię do domu. 
– Nie, dziękuję. 
– Musisz się zgodzić – powiedział twardym tonem. – Pora, 

żebyśmy 

porozmawiali. 

Gdy rano wchodziła do jego gabinetu, serce biło jej mocno, teraz waliło 

jak oszalałe. 

Bez słowa zaprowadził ją do podziemnego garażu. Kiedy już siedzieli 

w samochodzie, zapytał: 

– Czy rozmawiałaś z Evanem o swojej rezygnacji?   
– Tak. 
– Co powiedział? 
Wykonała kilka niepewnych gestów. 
– Poprosił, żebym się zastanowiła.   
– I co? 
– Nic. Przepracuję jeszcze  dwa tygodnie, bo mnie o  to prosiłeś, ale de-

cyzji nie zmienię. 

Damian zacisnął ręce na kierownicy. 
– Dlaczego, Jessico? 
–  A  dlaczego  miałoby  cię  to  obchodzić,  Damianie?  –  odparła,  wypro-

wadzona z równowagi. – Dziś rano nie mogłeś się doczekać, kiedy się mnie 
pozbędziesz. 

– To nieprawda – powiedział ostro. 
– Nie sądzę, żeby ta dyskusja cokolwiek rozwiązała. – Położyła rękę na 

klamce, zamierzając wysiąść. 

Atmosfera była jak naładowana elektrycznością. 
– Jessico,  zostań  na  kilka  minut.  Proszę.  –  Mówił  cicho,  pozornie  bez 

emocji. 

Zawahała się. 
– Dobrze. – Cofnęła rękę. 
– Czy złożyłaś rezygnację z powodu tego, co zaszło podczas kolacji? – 

zapytał. 

background image

 

 

Popatrzyła na niego zmieszana. 
– Wczoraj wieczorem? 
–  Evan cię po prostu zostawił. Wiem, że twoje uczucia zostały zranio-

ne, ale... 

– Poczekaj – powiedziała i odwróciła się do niego, spoglądając mu pro-

sto w oczy. – Szczerze mówiąc, sam w to nie wierzysz, prawda? 

Na jego twarzy malował się wyraz zakłopotania. 
– Mój brat, zostawiając cię w ten sposób, zachował się jak grubianin. 
Od niepamiętnych czasów nie była tak wściekła. Rozsadzająca ją złość, 

gdy dała jej upust, przybrała postać czkawki. 

–  Myślisz...  hik...  że  jestem  tak  płytka,  że  rzuciłabym...  hik...  pracę  w 

napadzie... hik... zazdrości? Czy to... hik... chciałeś powiedzieć, Damianie? 

Wysiadła z samochodu i trzasnęła drzwiami. 
– Uważam... hik... że ta rozmowa... hik... prowadzi donikąd. 
To  powiedziawszy,  pomaszerowała  do  domu.  Wydawało  jej  się,  że 

słyszy odgłos zamykania drzwi samochodu, ale nie zadała sobie trudu, że-
by się obejrzeć. 

– Jessica! – zawołał, wpadając do pustego holu. Zawahała się. Czkawka 

nie ustąpiła i trudno jej było normalnie oddychać. 

– Przykro mi – powiedział po chwili pełnej napięcia. 
Wtedy  zrozumiała.  Przepraszał  za  coś  więcej  niż  ich  sprzeczka  w  sa-

mochodzie. Chciał jej powiedzieć, jak bardzo żałuje, że jej nie kocha. 

 

background image

 

 

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY 

 

Przez  następne  dwa  tygodnie  Jessica  widywała  Damiana  tylko  prze-

lotnie.  Firma  zatrudniła  nowego  asystenta  prawnego,  Petera  McNicholsa, 
więc pomagała w szkoleniu tego sumiennego młodego człowieka. 

Ostatniego  dnia pani  Sterling  przyniosła  wiadomość, że  Damian chce 

rozmawiać z Jessicą. 

– Mam  nadzieję,  że  zmieni  pani  zdanie  –  powiedziała  smutnym  gło-

sem. – Świetnie pani pracuje i bardzo mi przykro, że pani odchodzi. – Rzu-
ciła domyślne spojrzenie w kierunku drzwi gabinetu Evana. – Jestem pew-
na, że panu Drydenowi też będzie pani brakowało. 

W ciągu  minionych  dwu tygodni Evan kilkakrotnie próbował ją prze-

kupić,  lecz pozostała nieugięta.  Jej  decyzja, choć  podjęta nagle, była  słusz-
na. 

Z  przyzwyczajenia  wzięła  notatnik  i  pióro  i  poszła  do  Damiana.  Se-

kretarka od razu ją wpuściła. 

Stał  przy  oknie,  odwrócony  do  niej  tyłem.  Ręce  założył  za  siebie,  jak 

zwykle, gdy był zamyślony lub czymś się martwił. Zaczęła się zastanawiać, 
czy  zmartwiło  go  jej  odejście,  lecz  doszła  do  wniosku,  że  gdyby  tak  było, 
dawno by o tym powiedział. 

– Chciałeś  mnie  widzieć?  –  zapytała  spokojnie.  Odwrócił  się  i 

uśmiechnął uspokajająco. 

– Tak. Siadaj, proszę. – Wskazał jej krzesło, a sam zajął miejsce za biur-

kiem. Wziął do ręki  leżącą na środku kopertę  i  wręczył  ją Jessice.  – To dla 
ciebie – wyjaśnił. – Pozwoliłem sobie dodać niewielką premię. 

– To nie było konieczne – powiedziała zaskoczona. 
–  Być  może,  lecz  chciałem,  żebyś  wiedziała,  iż  nasza  firma  wysoko 

ocenia twoją pełną poświęcenia pracę nad sprawą Earla Kressa. 

– Zostawałam dłużej, bo to było potrzebne. 
–  Wiem.  –  Odchylił  się  do  tyłu  i  spojrzał  na  nią  z  ciekawością.  –  Czy 

znalazłaś już inną pracę? 

– Nie. – Dopiero teraz będzie na to dość czasu, w ciągu następnych dni 

i tygodni, pomyślała smutno. 

– Jeśli chcesz, z przyjemnością napiszę ci list polecający. 
To  była  cenna  propozycja,  tym  bardziej  że  pracowała  w  firmie  tak 

background image

 

 

krótko. 

– Będę bardzo zobowiązana. – List polecający na pewno się przyda. 
–  Znam  dużo  firm,  które  mogą  być  zainteresowane  tak  dobrą  asy-

stentką prawną. Mógłbym do kilku zadzwonić w twoim imieniu. 

Damian jest naprawdę wielkoduszny, pomyślała. 
– Dziękuję. Będę ci wdzięczna. 
Skinął głową. Jessica podniosła się z krzesła. Pożegnanie z Damianem 

okazało się o wiele trudniejsze, niż przypuszczała. Nie wiedziała, ile czasu 
upłynie,  zanim  znów  go  zobaczy.  Ich  rodziny  są  zaprzyjaźnione,  lecz  oni 
żyją  własnym  życiem.  Mogą  minąć  miesiące,  a  nawet  lata,  zanim  się  spo-
tkają. Lecz może tak będzie najlepiej.  Nerwowo bawiła się żółtym notatni-
kiem. 

– Chcę, żebyś wiedział, że bardzo ceniłam sobie pracę z tobą i Evanem 

– powiedziała łamiącym się głosem. – Daliście mi szansę, mimo że nie mia-
łam żadnego doświadczenia. 

– Przez ten czas sprawdziłaś się wielokrotnie.   
Cofała się małymi krokami, aż plecami dotknęła drzwi. 
– Dziękuję ci też – powiedziała zduszonym głosem – za wszystko inne. 
Podniósł brwi z wyrazem zdziwienia. 
– Za wspólne kolacje i nasz wieczór na Cannon Beach – dodała. Więcej 

nie odważyła się powiedzieć. 

Była pewna,  że  gdyby  teraz  otworzyła przed  nim  serce, oboje czuliby 

się zażenowani. W oczach Damiana odbijał się smutek. 

– Żegnaj, Jessico. 
Odwróciła się  i nacisnęła  klamkę,  lecz zanim  odeszła z  jego życia, za-

nim  zrobiła  ten  pierwszy  krok,  spojrzała  przez  ramię,  żeby  zobaczyć  go 
jeszcze raz, żeby zatrzymać w pamięci ostatnie wspomnienie o nim. 

Damian stał tam, gdzie go widziała, gdy zjawiła się tu po raz pierwszy. 

Patrzył przez okno, ręce założył za siebie. 

 

–  Nie  mogę uwierzyć,  że  tak się  to  odbyło.  –  Cathy,  pełna oburzenia, 

chodziła po pokoju jak lew w klatce. Nie była w stanie usiedzieć na miejscu, 
od  chwili  gdy  Jessica  opowiedziała  jej  o  swoim  ostatnim  spotkaniu  z  Da-
mianem. 

–  A spodziewałaś się,  że co  mu powiem?  – zapytała  Jessica  z  irytacją. 

Siedząca  w  niej  romantyczka  miała  nadzieję,  że  Damian  pobiegnie  za  nią, 

background image

 

 

ale  nic  takiego  się  nie  stało.  Nawet  Evan  zdawał  się  podporządkować  jej 
życzeniu. To  był dla niej jeden z najbardziej emocjonalnie wyczerpujących 
dni w życiu, i czego jak czego, ale zarzutów przyjaciółki teraz nie potrzebo-
wała.  –  Gdyby  miał  dla  mnie  choćby  odrobinę  uczucia,  to  byłaby  to  dla 
niego najlepsza okazja, żeby coś powiedzieć. Jak myślisz? 

– Lepiej, żebyś nie wiedziała, co myślę o tym człowieku – odparła po-

nuro Cathy. 

–  List  polecający...  na  nic  więcej  nie  było  go  stać.  Damianowi  Dryde-

nowi  po  prostu  na  mnie  nie  zależy.  –  Klęczała  na  dywanie  przy  stoliku. 
Wyszarpnęła kawałek pizzy z pudełka. Ser spadł na podłogę. 

– Czy on wie, że nie widujesz się z Evanem? 
– Oczywiście. 
– Jesteś pewna? Powiedziałaś mu o tym?   
– Nie. 
Cathy podniosła ręce w geście rozczarowania. 
– No, to już wszystko jasne. On myśli, że spotykasz się z jego bratem. 
–W  tym  tygodniu  Evan  dwa  razy  umówił  się  z  Nadine  Powell.  Da-

mian o tym wie. A poza tym, Evan i ja zawsze byliśmy tylko przyjaciółmi. 
Powiedziałam to Damianowi. Jak by na to nie patrzeć, nie jest mną zainte-
resowany, więc nie ma o czym mówić. 

Cathy usiadła na dywanie i wzięła sobie kawałek pizzy. 
– Jestem naprawdę zawiedziona. 
– Ja też. – To było przesadnie lakoniczne, ale Jessica nigdy nie należała 

do  ludzi,  którzy  rozwodzą  się  nad  popełnionymi  błędami.  I  jeszcze  dużo 
czasu  musiałoby  upłynąć,  żeby  mogła  uznać  miłość  do  Damiana  za  błąd. 
Tymczasem dobrze poznała siebie i dużo się dowiedziała o miłości. 

–  Czy  mi  się  zdaje,  że  mówiłaś,  że  podczas  najbliższego  weekendu 

masz zamiar pływać z Evanem żaglówką? – zapytała Cathy z wyraźną cie-
kawością. 

– Nie. W czasie następnego. 
– Aha! – Cathy wolną ręką uderzyła w stolik. – Więc jednak nadal wi-

dujesz  się  z  Evanem.  Niemożliwe,  żeby  Damian  o  tym  nie  wiedział.  Nic 
dziwnego, że... 

– Cathy  –  przerwała  jej  Jessica  –  daj  spokój.  Prawdopodobnie  już  nie 

będę  widywała  Damiana,  a  on  najwidoczniej  też  chce,  żeby  tak  było.  Bóg 
mi świadkiem, że nie mogłam jaśniej wyrazić tego, co czułam. 

Cathy ze smutkiem potrząsnęła głową. 

background image

 

 

– Jestem chyba większą romantyczką, niż myślałam. Byłam  taka pew-

na, że on cię kocha. Przekonana, że mam rację. Chyba dlatego, że chciałam 
ją  mieć.  Tyle  lat czekałam, żebyś  się zakochała, a  teraz,  kiedy  masz...  –  Jej 
głos cichł w miarę, jak robiła się coraz smutniejsza. – Taka byłam pewna – 
wyszeptała,  a  jej  twarz  przybrała  wyraz  zdziwienia,  jakby  miała  ochotę 
zapytać, co u diabła było przyczyną niepowodzenia. 

– Tu jest naprawdę przyjemnie – powiedziała Jessica. Siedziała naprze-

ciw  matki  w  ich  ulubionej  restauracji  morskiej,  przy  stole  z  widokiem  na 
Back Bay. Zielone wody zatoki były spokojne, w oddali, jak korki, podska-
kiwały rybackie łodzie. 

Joyce  Kellerman rozłożyła na  kolanach płócienną  serwetkę  i uśmiech-

nęła się łagodnie. 

Jessica  w  duchu  jęknęła.  Dobrze  znała  to  spojrzenie,  pełne  bolesnego 

zawodu.  Właśnie  tak  patrzyła  na  nią  matka,  kiedy  dowiedziała  się,  że 
Jessica zrezygnowała  z  lekcji  gry  na fortepianie.  Albo gdy  jako  dwunasto-
latka  nie  chciała  pojechać  na  obóz  skautowski,  chociaż  matka  była  druży-
nową. To był  matczyny sposób  wyrażania  całkowitego  rozczarowania po-
stępowaniem córki. Jessica nie próbowała udawać, że nie wie, jaki jest po-
wód tego wspólnego lunchu. 

– Uważasz, że popełniłam błąd, zwalniając się z pracy, prawda, mamo? 
Joyce  Kellerman  wyglądała na nieco  zaskoczoną, że  to Jessica  zaczęła 

mówić na ten temat. 

–  Po  prostu  nie  rozumiem,  dlaczego.  Nic  więcej.  To  była  dla  ciebie 

wymarzona  posada,  u  zaprzyjaźnionej  rodziny.  Wydawało  się,  że  współ-
praca  między  tobą  a  Evanem  układa  się  bardzo  dobrze.  I  nagle,  bez  wi-
docznej przyczyny, zwalniasz się. 

– Przyszła pora na zmianę – powiedziała Jessica niepewnie. 
– Ależ przepracowałaś zaledwie dwa miesiące – zaprotestowała Joyce. 

–  Zmienianie  pracy  jak  rękawiczek  nie  wygląda  dobrze  w  życiorysie  za-
wodowym. Wiesz, co o takim postępowaniu sądzi twój ojciec. 

No tak, to było do przewidzenia. Zawiodła ojca, człowieka, który przez 

całe życie poświęca się, aby zapewnić jej szczęście. 

–  Praca  u  Drydenów  stała  się...  nieprzyjemna,  mamo.  –  Cóż  mogła 

więcej powiedzieć? 

–  Muszę  ci  się  przyznać,  że  Lois  i  ja  same  się  za  to  winimy.  Byłyśmy 

obie tak podekscytowane, kiedy ty i Evan zaprzyjaźniliście się, że poniosła 

background image

 

 

nas wyobraźnia. My już rozmawiałyśmy o ślubie i wnukach, a wy przecież 
dopiero zaczęliście się spotykać. 

– Mamo, to nie było tak. 
Joyce kurczowo zacisnęła dłonie na blacie stołu i nachyliła się do Jessi-

ki. 

–  Tak  mi  przykro  z  powodu  tego  wszystkiego.  Mam  nadzieję,  że 

przyjmiesz moje przeprosiny, Jessico. 

– Mamo, posłuchaj. Między mną i Evanem nigdy nie było żadnych ro-

mantycznych  uniesień.  On  kocha  kogoś  innego.  Mieliśmy  kilka  długich 
rozmów,  i  wiem,  że  on  po  prostu  nie  ma  ochoty  na  zaangażowanie  się  w 
nowy romans. To zupełnie zrozumiałe. 

–  Och,  kochanie.  Przepraszam,  że  się  spóźniłam.  –  Do  stołu  podeszła 

podniecona Lois Dryden.   

Jessica  była  zaskoczona.  To  był  jej  pierwszy  tydzień  po  rezygnacji  z 

posady  w  firmie  Drydenów.  Kiedy  matka  zaproponowała  jej  lunch,  po-
traktowała  to  jako  świetny  sposób  spędzenia  kilku  godzin  między  rozmo-
wami  w  sprawie  pracy,  na  które  umówił  ją  Damian.  Nie  wiedziała,  że  jej 
matka zaprosiła też Lois Dryden. 

– Chyba jeszcze nigdy nie byłam taka zajęta! Prawybory za niecałe trzy 

tygodnie. – Lois odsunęła krzesło i usiadła obok przyjaciółki. 

–  Mama  nic  nie  mówiła,  że  pani  też  tu  będzie.  –  Jessica  zerknęła  na 

matkę  z  łagodnym  wyrzutem.  Jeszcze  tylko  brakowało  następnego  śledz-
twa. 

–  Mam nadzieję, że to ci nie przeszkadza – powiedziała Lois skruszo-

nym  tonem.  –  To  rzeczywiście  wygląda,  jakbyśmy  spiskowały  przeciwko 
tobie,  prawda?  Nie  mamy  zamiaru,  kochanie.  Po  prostu  jesteśmy  bardzo 
ciekawe, co się dzieje między tobą a Evanem. 

Więc nie  tylko  jej  matka szukała  odpowiedzi. Pani  Dryden  także. I  ta 

para coś knuła przeciwko niej. 

– Obie jesteśmy za bardzo wścibskie – ciągnęła Lois – ale tak to już jest 

z matkami. 

–  Jessica  mi  powiedziała,  że  Evan  nadal  kocha  kogoś  innego  –  wyja-

śniła Joyce. 

–  Mój  Boże  –  odezwała  się  smutnym  głosem  Lois.  –  Tego  się  właśnie 

obawiałam.  Czy  to  ta  Mary Jo, w której  był  taki  zakochany  kilka  miesięcy 
temu? 

Jessica spojrzała na zalane słońcem wody zatoki i westchnęła. 

background image

 

 

– Nie  chciałabym,  żeby  to  zabrzmiało  nieprzyjemnie,  ale  proszę  zro-

zumieć,  że  Evan  i  ja  jesteśmy  przyjaciółmi  i  niezręcznie  mi  mówić  o  tym, 
czego dowiedziałam się od niego w zaufaniu. 

Joyce Kellerman spojrzała z dumą na przyjaciółkę. 
– Mówi zupełnie jak adwokat, prawda? 
– To skutek zbyt długiego przebywania w towarzystwie moich synów. 

– Lois pochyliła się nad stołem z miną pełną ubolewania. – Obawiam się, że 
popełniłam  straszny  błąd,  gdy  Evan  przyprowadził  Mary  Jo  do  naszego 
domu, żeby ją przedstawić. 

–  To  przecież  nie  do  pomyślenia,  żebyś  ty  zrobiła  cokolwiek,  co  mo-

głoby kogoś obrazić – powiedziała lojalnie Joyce. 

– Nietrudno było zauważyć, że to nieśmiałe biedactwo czuje się strasz-

nie skrępowane w naszej obecności. Próbowałam ją przekonać, że powinna 
być swobodniejsza, ale zdaje się, że kiepsko mi to poszło. Widzicie, to bar-
dzo ważne, żeby Evan ożenił się z... odpowiednią kobietą... 

–  Z odpowiednią  kobietą?  –  zdziwiła  się  nieco  Jessica.  Znała  państwa 

Drydenów  od  dawna.  Nie  byli  snobami.  Tak  wielkodusznych  i  prawych 
ludzi jeszcze nie spotkała. 

– W przyszłości czeka Evana kariera polityczna – wyjaśniła Lois. – Być 

żoną  polityka  to  być  osobą  publiczną.  Wiem  coś  o  tym.  Przez  ostatnie  ty-
godnie czułam się tak, jakbym to ja kandydowała do senatu, nie Walter. 

Jessica miała zdziwioną minę. 
– Evan nigdy nic nie mówił o swoim zainteresowaniu polityką. 
– Ostatnio może nie, ale dawniej był bardzo zainteresowany i dużo na 

ten temat rozmawialiśmy. 

– Powiedziałaś to wszystko Mary Jo? – spytała Joyce. 
Lois skinęła głową. Jej spojrzenie zdradzało wyrzuty sumienia. 
– Wiele razy myślałam o tamtej naszej rozmowie i teraz widzę, że zro-

biłam więcej złego niż dobrego. 

– Czy Evan wie, co jej pani powiedziała? – zapytała Jessica. 
– Jestem przekonana, że mu nie powtórzyła. Potem zastanawiałam się, 

czy się z nią nie skontaktować. Może gdybym ją przeprosiła, potrafiłaby mi 
wybaczyć okropną pewność siebie. 

Teraz  już  pewnie  można  by  wyjaśnić,  co  zaszło  między  Mary  Jo  a 

Evanem,  pomyślała  z  bólem  Jessica.  Niestety,  za  późno.  Mary  Jo  prawdo-
podobnie wyszła za mąż. Pewnie za tego nauczyciela. 

– Czuję  się  również  odpowiedzialna  za  popsucie  stosunków  między 

background image

 

 

tobą a Evanem – ciągnęła Lois. – Naprawdę staram się nie wtrącać do życia 
moich synów, słowo daję, ale nie zawsze mi się to udaje. Mam nadzieję, że 
wybaczysz mnie i Walterowi, że próbowaliśmy wywierać na was nacisk. 

– Ależ proszę pani, niczemu nie jest pani winna. 
–  Jesteś  taką  kochaną  dziewczyną,  mieliśmy  z  Walterem  nadzieję,  że 

między wami wszystko będzie dobrze. – Przerwała  i  sięgnęła  po  menu.  – 
Piękna z was para. 

– Dziękuję. 
Podszedł kelner i przyjął zamówienie. Z Lois Dryden opadło napięcie. 
– Coś  gnębi  Damiana  –  napomknęła.  –  Próbowałam  go  podpytywać, 

ale  wiecie, jaki jest  Damian. Skryty jak jego ojciec. Evan, dzięki Bogu, bar-
dziej przypomina mnie. Zawsze... no, powiedzmy, do niedawna... wiedzia-
łam, co myśli, bo nie kryje się ze swoimi uczuciami. 

– I co z Damianem? – zapytała Jessica, starając się, żeby zabrzmiało to 

jak najbardziej zdawkowo. 

– Kochanie, prawdopodobnie ty mogłabyś mi wyjaśnić więcej niż ja to-

bie – odparła Lois. – Widywałaś go znacznie częściej niż ja. 

– Damian nie miał zwyczaju mi się zwierzać.   
Lois westchnęła głośno. 
– Domyślam  się.  Wspomnicie  moje  słowa,  za  tym  się  kryje  kobieta. 

Może sobie być skryty jak jego ojciec, ale znam swego syna. Myślę, że chy-
ba się zakochał. 

Jessica spojrzała na zatokę. Wiedziała, że jeśli matka Damiana mą rację, 

to chodzi tu o inną kobietę. Nie o nią. 

– Jak  już  będziemy  na  łodzi,  idź  od  razu  na  dół  i  rozpakuj  jedzenie  – 

pouczył  ją  Evan.  Szli  przez  teren  przystani,  obok  pływającego  doku.  Gdy 
dotarli na miejsce, pomógł Jessice wejść na pokład. 

Zeszła na  dół,  a on zajął się żaglami.  Postawił kliwer  i zaczął przygo-

towywać spinaker. 

– Wydaje mi się, że tego jedzenia wystarczyłoby na tydzień – krzyknę-

ła  spod  pokładu.  Dzień  był  piękny,  wiatr  jak  wymarzony  do  żeglowania. 
Chociaż  Evan  odgrażał  się  wcześniej,  że  będzie  kapitanem,  a  ona  załogą, 
sam zajął się prawie wszystkim. 

– Zaraz odbijamy – krzyknął. – Nie przestrasz się, kiedy poczujesz, że 

łódź się porusza. 

Jessica miała niewielkie pojęcie o żeglarstwie. Evan już przed kilkoma 

background image

 

 

tygodniami oświadczył, że  musi to zmienić.  Wystarczy jeden  dzień, twier-
dził,  i będzie pierwszorzędną żeglarką. Widocznie naukę  trzeba zacząć od 
kuchni, pomyślała. 

Podśpiewując, wypakowała zawartość trzech dużych toreb. Wyglądało 

na to, że nie będą musieli żałować sobie jedzenia podczas  tego weekendu. 
Właśnie  myła  rzodkiewki,  gdy  z  góry  dobiegły  ją  głosy.  Próbowała  zoba-
czyć, z kim  Evan rozmawia, ale nie  mogła  dojrzeć nikogo. Pewnie z kimś, 
kto stoi na brzegu, doszła do wniosku. 

Po  minucie  rozległ się  szum  silnika.  Evan postawił  żagle  i  łódź  zanu-

rzyła się nieco. Gdy silnik ucichł, domyśliła się, że są już w bezpiecznej od-
ległości od przystani. 

Uporała  się  ze  swoim  zadaniem,  wzięła  kilka  puszek  z  zimną  wodą 

sodową i wspięła się na pokład. Dopiero po chwili zorientowała się, że jest 
tam ktoś oprócz nich. 

To był Damian. 
Rzuciła Evanowi oskarżycielskie spojrzenie,  które  jednak było niczym 

w porównaniu z tym, co wyrażał wzrok Damiana. 

– Nie wiedziałam, że Evan cię zaprosił – odezwała się pierwsza. 
– Nie wiedziałem, że zaprosił ciebie – odparł Damian. 
Evan  śmiał  się  od  ucha  do  ucha,  najwyraźniej  zachwycony  własnym 

sprytem. 

–  Czy  nie  wspomniałem,  że  wybiera  się  z  nami  Damian?  –  zapytał 

niewinnie. 

–  Nie  –  odpowiedziała.  Wręczyła  każdemu  z  braci  puszkę  i  wycofała 

się do kuchni. Evan udawał, że ta sytuacja była wynikiem nieporozumienia, 
lecz wiedziała, że doprowadzi do niej celowo. 

Po kilku minutach Damian poszedł w jej ślady. Siedziała oparta o bur-

tę,  z  nogami  wyciągniętymi  wzdłuż  miękkiej  ławki.  Otworzył  lodówkę  i 
wstawił do niej puszkę, jakby tylko w tym celu zszedł na dół. 

– Chcę  ci  powiedzieć,  że  nie  ja  zaaranżowałem  to  spotkanie,  jeśli  tak 

myślisz. 

Jessica nie miała mu nic do powiedzenia. Nie była na niego zła; on też 

został  w  to  wmanewrowany.  Nie  wiedziała,  jaką  grę  prowadzi  Evan,  ale 
nie chciała w niej uczestniczyć. 

–  Przypuszczam,  że  przez  moją  obecność  masz  zepsuty  dzień,  który 

zamierzałaś  spędzić  z  Evanem  –  powiedział  tonem  usprawiedliwienia. 
Zajrzał do szafki, jakby szukał czegoś do zjedzenia. Wyjął torebkę chipsów. 

background image

 

 

– Czy znalazłaś już pracę? 

–  Jeszcze  nie,  ale  jestem  umówiona  na  rozmowę.  –  Przypuszczała,  że 

Damian o tym wie. Zorientowała się, że w nowej firmie zarekomendował ją 
niczym  zesłaną  przez  niebiosa  gwiazdę  prawniczej  profesji.  Taka  opinia 
bardzo zobowiązuje. – Czy mogę cię o coś zapytać? 

– Oczywiście. – Usiadł naprzeciwko niej. 
– Jeśli masz o  mnie  takie dobre zdanie,  to dlaczego przyjąłeś  moją re-

zygnację?  –  To  niezupełnie  uczciwe  pytanie,  uświadomiła  sobie.  Przecież 
sama chciała odejść. 

– Czy chciałaś, żebym poprosił, byś została?   
Uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami. 
– Myślę, że trochę tak, chociaż trudno mi się teraz do tego przyznać. 
–  Dlaczego  zdecydowałaś  się  odejść?  –  Otworzył  torebkę  i  podał  jej. 

Jessica  wyjęła  garść  chipsów  i  położyła  je  na  stole,  zadowolona,  że  może 
czymś zająć ręce. 

– Dlaczego zdecydowałam się odejść? – powtórzyła w zamyśleniu py-

tanie. – Przede wszystkim z powodu tego, co zaszło na kolacji. 

W oczach Damiana zabłysło oburzenie. 
– Więc to jednak miało coś wspólnego z zainteresowaniem Evana Na-

dine? 

– Nie – wybuchnęła. – Zwolniłam się z powodu presji ze strony rodzi-

ców. Oni właściwie zaręczyli Evana i mnie. 

– Małżeństwo z moim bratem nie byłoby taką złą rzeczą. 
– Jak możesz choćby sugerować coś takiego?  – zapytała drżącym  gło-

sem. Nigdy nie wyszłaby za człowieka, którego by nie kochała.  –  Co się z 
tobą dzieje, Damianie? 

– Ze mną? 
– Słyszałeś czy nie, co powiedziałam w kuchni, w domu twoich rodzi-

ców, niecałe trzy tygodnie temu? 

Zmarszczył czoło. 
– Tak – odpowiedział ze złością. 
– Więc jak mogłeś powiedzieć coś tak głupiego?   
W  oczach  Damiana  widać  było  wściekłość.  Nie  należał  do  mężczyzn, 

którzy tolerują obelgi. 

Jessica  chwyciła  kilka  chipsów  i  wszystkie  naraz  włożyła  do  ust. 

Chrupanie czegoś kruchego i słonego pomagało jej rozładować napięcie. 

– Ale Evan... 

background image

 

 

– Jeśli ośmielisz się sugerować, że Evan mnie kocha – przerwała mu w 

pół słowa – to nie odpowiadam za siebie, przysięgam. 

Damian  wyglądał  na  zaskoczonego  jej  pełną  złości  ripostą.  Zacisnął 

usta i zmarszczył czoło, a potem sięgnął do torebki z chipsami. Przez chwi-
lę w ciasnej kuchni słychać było jedynie chrzęst ziemniaczanych płatków. 

– Wiesz na czym polega mój problem? 
– Czyżbyś miała tylko jeden? – zapytał  z sarkazmem. Jessica pominęła 

jego pytanie milczeniem. 

–  Założyłam,  iż  mężczyzna,  który  jest  adwokatem  i  jednym  z  najlep-

szych w Bostonie specjalistów od prawa spółek, będzie... 

– Co tam u was na dole słychać? – dobiegł ich okrzyk Evana. – Czy już 

ze sobą rozmawiacie? 

Jessica spojrzała w górę. Evan otworzył  drzwi do  kuchni i siedział  te-

raz  prawie  prosto  nad  nimi,  z  ręką  na  sterze.  Wiatr  wichrzył  mu  włosy  i 
opinał kurtkę na piersiach. 

– Wymieniamy obelgi! – odkrzyknął Damian. 
– To dobry początek. – Głos Evana był irytująco wesoły. – Jedno musi-

cie wiedzieć –  dodał.  – Nie zamierzam zawrócić, dopóki nie dojdziecie  do 
porozumienia. 

– W sprawie czego? – zapytała Jessica. 
–  Zaraz  do  tego  dojdziemy.  A  teraz,  Damianie,  przyznaj  się,  że  jesteś 

zakochany  w  Jessice,  i  miej  to  już  za  sobą.  Przestań  grać  tę  bezsensowną 
grę. 

– Damian zakochany we mnie? – powtórzyła z niedowierzaniem. – To 

nieprawdopodobne. 

– Więc już wiecie, co was czeka – zawołał Evan z góry. – Nie martwcie 

się, jedzenia mamy dość na trzy albo i cztery dni. 

– Nie pleć głupstw. – Damian zaczynał tracić cierpliwość. 
–  Posłuchaj, braciszku  –  krzyknął Evan.  –  Myślałeś, że nie  widziałem, 

jak całowałeś Jessicę w kuchni u  mamy, ale ja widziałem. Szalejesz za nią. 
Jednego nie rozumiem: dlaczego uparłeś się, żeby to ukryć. 

– To ty się z nią spotykałeś. 
– No to co? 
– Nie wiążę się z kobietami, z którymi się spotykasz. 
–  Zawsze  może  się  zdarzyć  wyjątek  od  reguły.  Jessica  jest  wolną  ko-

bietą. Jeśli ją kochasz, jak podejrzewam, to dlaczego nic nie powiedziałeś? 

– Nie zrozumiałbyś. 

background image

 

 

– Sprawdź – zażądał Evan. 
– Słuchajcie no – przerwała im Jessica.  – Jeśli nie macie nic przeciwko 

temu,  wolałabym,  żebyście  nie  rozmawiali  o  mnie  tak,  jakby  mnie  tu  nie 
było. 

Bracia nie zwracali na nią uwagi. 
– Jessica kochała się w tobie od dziecka – oznajmił Damian. 
–  No to co? – odparł Evan.  – Dorosła i zakochała się w  tobie. Kobiety 

potrafią zmieniać zdanie, jeśli chcą. One są z tego znane. 

– Ale ty ją kochasz! – upierał się Damian. 
– Masz rację, ale jak siostrę. Byłaby z niej wspaniała bratowa. Świetnie 

się zgadzamy. 

Damian wpatrywał się w Jessicę. Jego pociemniałe oczy były pełne na-

pięcia. 

– Czy  chciałaś  mi  powiedzieć,  że  mnie  kochasz?  –  zapytał  ochrypłym 

szeptem. 

– I to nie jeden raz, ty idioto! Ale tak się przed tym broniłeś! 
–  Nie chciałbym ci dawać rad, braciszku – krzyknął Evan z góry – ale 

teraz jest chyba dobry moment, żebyś ją pocałował. 

–  Doceniam  twoją  pomoc,  braciszku,  ale  już  sobie  poradzę  sam  –  od-

krzyknął  Damian  i  wstał.  Zamknął  i  zaryglował  drzwi,  a  potem  odwrócił 
się do Jessiki. – Na pewno myślałaś, że jestem upartym  głupcem –  powie-
dział.  Chwycił  ją  za  kostki  i  pociągnął  wzdłuż  ławki,  na  której  siedziała. 
Potem objął, podniósł i wziął w ramiona. 

– Czy mnie kochasz, Damianie? – spytała. 
– Całym sercem – wyznał i ujął jej twarz w dłonie.   
– Przecież mogłeś powiedzieć o tym wcześniej – 

szepnęła. 

– Nie miałem odwagi. Sądziłem, że Evan cię kocha i potrzebuje. Ale w 

ciągu  ostatnich  tygodni  przekonałem  się,  jak  bardzo  ja  cię  kocham  i  po-
trzebuję. – Pogłaskał jej włosy, jakby nawet teraz nie mógł uwierzyć, że jest 
z nim. 

Poszukał ustami jej warg. Oplotła go ramionami i przywarła do niego 

całym ciałem. Całował ją raz po raz, aż do utraty tchu. Nie mogła pojąć, jak 
potrafiła tak długo żyć bez jego miłości. Oboje nie mogli się sobą nasycić. 

– To nie do uwierzenia, że jesteś tak blisko – szepnął między pocałun-

kami. 

– Byłeś głupi, Damianie Drydenie. 
– Wiem. Już nie będę. Sądziłem, że postępuję szlachetnie, usuwając się 

background image

 

 

z  drogi  Evanowi.  Po  tej  uroczystej  kolacji  byłem  na  niego  wściekły,  ale 
jeszcze bardziej na samego siebie. 

– Dlaczego? 
– Ponieważ nie potrafiłem się powstrzymać od przytulania cię. – Objął 

ją mocniej. Poczuła, jak jego pierś miarowo podnosi się i opada, i wtuliła się 
w niego jeszcze bardziej. 

– Pozwoliłeś, żebym odeszła z twego życia. – Przypomniała sobie, z ja-

kim bólem opuszczała firmę. 

– Pozwoliłem ci odejść z mojego biura – przytulił policzek do jej wło-

sów – ale nie z mojego życia. Niecierpliwie czekałem, co wyniknie z twoich 
spotkań z Evanem. 

Przerwało  mu  dobiegające  z  góry  głośne  pukanie.  Nie  wypuszczając 

Jessiki z objęć, Damian jedną ręką odciągnął zasuwę i otworzył drzwi. 

– Słucham? – zapytał. 
– Czy możemy już zawracać? 
– Jeszcze nie! – krzyknęła Jessica. 
– Daj nam jeszcze kilka minut – poprosił Damian. Evan zaśmiał się ci-

cho. 

– Obiecaj mi jedną... nie, dwie rzeczy. 
– Dobrze – odpowiedział Damian bez namysłu. 
– Po pierwsze, muszę być drużbą na ślubie. 
–  Na ślubie...  –  powtórzyła powoli Jessica.  Damian  stanowczo  kiwnął 

głową. 

– Im szybciej, tym lepiej. Już za długo na ciebie czekam. 
– Będę drużbą, czy nie? – spytał Evan. 
– Nigdy nikogo innego nie brałem pod uwagę, braciszku. 
– A  po  drugie,  chcę  być  przy  tym,  gdy  oznajmisz  mamie  i  tacie,  że 

Jessica wychodzi za ciebie, a nie za mnie. 

 

background image

 

 

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY 

 

– Uspokoję się,  jak mnie pocałujesz. – Jessica spojrzała na Damiana.  Z 

przystani zatelefonowali do jego rodziców i powiedzieli Lois, że chcą się z 
nimi zobaczyć i żeby zaprosiła też państwa Kellermanów. 

– Jeśli  nie  chcesz,  to  ja  to  zrobię  –  zażartował  Evan,  przyglądając  się 

spod oka bratu. 

– Nie tym razem, braciszku. – Damian otoczył Jessicę ramieniem i de-

likatnie  ją  pocałował.  Gdyby  to  się  nie  działo  na  środku  przystani,  oboje 
chętnie przedłużyliby tę chwilę. 

–  Sama  nie  wiem,  czemu  jestem  taka  zdenerwowana  –  powiedziała 

Jessica, wsuwając dłoń w rękę Damiana. Szli w kierunku parkingu. 

– Ja  wiem. – Wyglądało na  to, że ostatnio tylko Evan ma na wszystko 

odpowiedź.  –  Nasi  rodzice,  wszyscy  czworo,  myślą,  że  wychodzisz  za 
mnie.  –  Evan  roześmiał  się  wesoło.  Widać  było,  że  cieszy  go  myśl  o  tym 
spotkaniu. 

To  właśnie  Evan  nalegał,  żeby  od  razu  porozmawiali  z  rodzicami. 

Zgodzili się, lecz Jessica teraz żałowała, że nie poprosiła, by najpierw poje-
chali  do  niej.  Powinna  się  przebrać,  uczesać  potargane  przez  wiatr  włosy, 
przypudrować zaczerwienioną od słońca twarz. 

Damian podniósł jej dłoń do ust. 
– Nie martw się. Mama i tata będą zachwyceni. 
Nie obawiała się reakcji rodziców. Nie będą przeciwni ich małżeństwu. 

Pewnie się rozczulą. Po prostu sama myśl o tym, że Damian ją kocha, była 
wciąż jeszcze tak nowa, że aż niewiarygodna. 

Wsiadła do samochodu Damiana, Evan jechał za nimi. Na autostradzie 

stracili go  z oczu. Kiedy  skręcili w długą  krętą  aleję prowadzącą do  Szep-
czących Wierzb, Jessica z daleka zauważyła, że auto Evana już stoi na pod-
jeździe. 

– Demon  szybkości  –  rzucił  ze  śmiechem  Damian.  Zaparkował  obok 

samochodu brata i wyłączył silnik. Pochylił się ku Jessice i ostentacyjnie ją 
pocałował. – Czy nie boisz się wejść tam ze mną? 

Uśmiechnęła  się  i  pokręciła  głową.  Poszłabym  za  tobą  wszędzie,  po-

myślała. 

Pomógł jej wysiąść z samochodu, Jessica wzięła go pod ramię i razem 

background image

 

 

weszli do jego rodzinnego domu. W salonie przywitały ich pełne ciekawo-
ści i niepokoju spojrzenia rodziców. 

– Dzień dobry – powiedział Damian i podprowadził Jessicę do krzesła. 

Stanął  za  oparciem  i  położył  dłonie  na  jej  ramionach.  Podniosła  ręce  i  na-
kryła jego pałce swoimi. 

– Przypuszczam, że się zastanawiacie, dlaczego was tutaj poprosiliśmy 

– zwróciła się Jessica do swoich rodziców. 

–  Poczekaj!  –  krzyknął  Evan  z  kuchni.  –  Nie  mów  ani  słowa  więcej, 

dopóki nie przyjdę. 

–  Synu  – Walter Dryden posłał  Damianowi zdziwione spojrzenie  – co 

to wszystko znaczy? 

– No, to zaczynajcie – wydał polecenie Evan, wnosząc na srebrnej tacy 

siedem kryształowych kieliszków i dwie butelki szampana. 

Damian  skłonił  się  w  stronę  rodziców  Jessiki  i  powiedział  oficjalnym 

tonem: 

– Mam zaszczyt prosić o rękę państwa córki.   
Hamilton Kellerman spojrzał na żonę. Był wyraźnie zdezorientowany. 
– Powiedziałaś, że wychodzi za Evana. 
– To znaczy... spodziewaliśmy się... – wyjąkała Joyce. 
– Kocham Damiana – oznajmiła Jessica. 
Jej ojciec podrapał się po głowie. 
–  Pamiętam,  że  było  inaczej.  Przez  całe  lata  szalałaś  za  Evanem.  Sły-

szałem, że byłaś diablo dokuczliwa. 

– Tatusiu, to było tak dawno. 
– Ona teraz szaleje za mną – wtrącił Damian i lekko ścisnął jej ramiona. 

– A ja za nią. 

–  Och, Damianie. – Lois  Dryden zakryła usta dłonią. – Tak się cieszy-

my. Joyce, pomyśl tylko, jednak będziemy mieć wspólne wnuki! 

Obie panie objęły się i prawie tańczyły z radości. Evan podał kieliszki 

milczącym, nadal zaskoczonym ojcom. 

– Czy coś z tego rozumiesz, Walterze? 
– Nie jestem pewien, Ham. 
– Jesteś przeciwny? 
– Skądże znowu. Nie przypominam sobie, kiedy ostatni raz widziałem 

Lois tak pełną życia. A ty? Wolałbyś, żeby Jessica wyszła za kogoś innego? 

– Ależ nie. – Hamilton potrząsnął głową. – Joyce przez całe lato mówi-

ła o związku między naszymi rodzinami, tylko myślała, że to będzie zwią-

background image

 

 

zek Jessiki i Evana. A ja na to patrzę tak: związek to związek, a ci dwoje tu-
taj rzeczywiście wyglądają na zakochanych. 

–  Tak,  nie  mam  co  do  tego  wątpliwości  –  powiedział  Walter  i 

uśmiechnął się do nich. 

Rozległ się dźwięk korka wystrzelającego z butelki. 
–  Chciałbym  wznieść  toast  –  powiedział  Evan,  napełniając  kieliszki  – 

za Jessicę i Damiana. – Odstawił butelkę i podniósł swój kieliszek do góry. – 
Niech będą zawsze szczęśliwi, niech ich miłość trwa wiecznie. 

– Jak pięknie, Evanie – powiedziała Lois, wycierając chusteczką kąciki 

oczu. 

– Niech trwa wiecznie – powtórzyła Joyce. Wszyscy podnieśli kieliszki 

i napili się szampana. 

– Teraz  porozmawiajmy  o  ślubie.  –  Lois  usiadła  na  sofie  obok  męża. 

Była gotowa od razu uzgadniać szczegóły. 

– Powinien się odbyć po listopadowych wyborach – powiedziała Joyce 

w zamyśleniu. 

– Poczekajmy na wynik prawyborów we wrześniu – odparła Lois. – Po 

co opóźniać ślub, kiedy nie wiemy, czy Walter na pewno uzyska nominację. 

– Ależ Lois, nie wątpię, że znajdzie się na liście. 
– Czy to  wszystko  ma  dla ciebie znaczenie?  – zapytał  Damian Jessicę. 

Nachylił  się  i zbliżył usta  do  jej ucha.  Gorący  dreszcz  przebiegł  jej  po  ple-
cach. 

Uśmiechnęła się łagodnie i potrząsnęła głową. Nic nie miało znaczenia 

oprócz Damiana i jego miłości. 

– Wyszłabym za ciebie choćby jutro. 
– Nie kuś mnie, kochanie. 
–  Albo  za  pół  roku,  jeśli  to  konieczne.  Czekałam  na  ciebie  całe  życie, 

Damianie, więc jeszcze trochę też mogę poczekać. 

Rodzice pogrążyli się w rozmowie.  Rozważali terminy, ustalali szcze-

góły.  Obie  rodziny  znały  się  od  dawna,  przeżyły  w  przyjaźni  wiele  lat  – 
lepszych i gorszych. Jessica była przekonana, że ich miłość – jej i Damiana – 
też przetrwa lata i pokona przeciwności losu, które może przynieść czas. 

Wiedziała  teraz,  że  dotarła  do  kresu  swej  długiej  podróży.  Nareszcie 

czuła się bezpieczna, pewna jego miłości. 

 

background image

 

 

EPILOG 

 

Ktoś  zapukał  do  drzwi.  Evan  z  ulgą  odłożył  pióro  i  potarł  zmęczone 

oczy. 

– Proszę wejść – zawołał. 
Wszedł Damian. Przez kilka miesięcy, które minęły od ślubu z Jessicą, 

znacznie  się  zmienił.  Evan  pamiętał  okres,  gdy  jego  życie  było  zdomino-
wane  przez  praktykę  adwokacką.  Pracował  wieczorami  i  w  czasie  week-
endów, rzadko odpoczywał. Teraz wyglądał na młodszego, szczęśliwszego 
i tak zakochanego, że Evan poczuł ukłucie zazdrości. 

Obserwując  zmiany  zachodzące  w  Damianie,  zastanawiał  się,  jak  po-

toczyłoby się  jego życie,  gdyby poślubił  Mary Jo. Do  tej pory pewnie mie-
liby  już  dziecko.  Przypomniał  sobie,  że  zobaczył  ją  przelotnie  na  meczu, 
prawie przed rokiem. Sprawiło mu to ból. 

Starał się nie myśleć o Mary Jo, próbował wspomnienie o niej umieścić 

w  jakiejś  odległej  komórce  pamięci,  lecz  od  czasu  do  czasu  wymykało  się 
ono i szydziło z niego za pomocą takich właśnie „co by było, gdyby”. 

Od  ich  rozstania  minęło  prawie  półtora  roku,  a  ona  wciąż  miała  nad 

nim  władzę. Czasem z kimś się spotkał,  lecz nigdy nie było  to nic poważ-
nego. Nie mógł o niej zapomnieć. 

Zazdrościł bratu szczęścia  i nie  spodziewał się, by sam  mógł  być  kie-

dyś  taki  szczęśliwy.  Oczyma  wyobraźni  widział  siebie  za  lat  trzydzieści, 
posiwiałego, siedzącego w bonżurce przed kominkiem, z fajką w zębach, z 
czarnym nowofundlandem, drzemiącym u stóp. 

– Wyglądasz  na  zamyślonego  –  powiedział  Damian  i  przysunął  sobie 

krzesło. 

– To tylko roztargnienie. 
– Pamiętasz, jak w zeszłym miesiącu Jessica zadzwoniła od lekarza? 
Evan roześmiał się. 
– Jak mógłbym zapomnieć?  – Całe biuro to pamiętało.  Damian rzadko 

bywał taki podekscytowany, wręcz pełen uniesienia. Do wszystkich szcze-
rzył zęby w uśmiechu, jakby był niespełna rozumu. Mężczyzna niecodzien-
nie się dowiaduje, że będzie ojcem, powiedział wtedy. 

To  zabawne,  pomyślał  Evan,  ale  mój  brat  znowu  ma  na  twarzy  po-

dobny uśmiech. 

background image

 

 

– Co się stało? Czyżby Jessica miała urodzić bliźnięta? 
– Niezupełnie. Rada adwokacka zwróciła się do mnie z propozycją ob-

jęcia stanowiska sędziego. 

–  Damianie!  –  Evan  wyszedł  zza biurka  i bracia  się uściskali.  – Przyj-

miesz ją. – To nie było pytanie. Nie mogło być inaczej. 

– Jeśli Jessica się zgodzi. 
– Na pewno. – Evan co do tego też nie miał wątpliwości. – Czy wybie-

racie się gdzieś, żeby to uczcić? 

–  Tak.  Cathy  Hudson,  przyjaciółka  Jessiki,  gra  główną  rolę  w  nowej 

sztuce,  która  ma  dzisiaj  premierę.  Mówiłem  ci  chyba,  że  Cathy  niedawno 
zaręczyła się ze swym przyjacielem reżyserem? 

Zanim Evan zdążył odpowiedzieć, odezwał się dzwonek. Pani Sterling 

poinformowała Evana, że chce się z nim widzieć Earl Kress. 

–  Earl?  –  zdziwił  się  Evan.  Nie  miał  z  nim  kontaktu  od  pół  roku.  – 

Niech wejdzie. 

–  Porozmawiamy później  – powiedział  Damian od  progu.  – Pozdrów 

go ode mnie. 

Po  chwili  w  drzwiach  pojawił  się  Earl.  Evan  wyszedł  mu  naprzeciw. 

Serdecznie uścisnęli sobie ręce. 

– Cieszę się, że cię widzę. Siadaj, proszę. 
–  Mam  mało czasu.  –  Earl przysiadł na brzegu  krzesła. – Powinienem 

się wcześniej zapowiedzieć, ale byłem w pobliżu... 

– Dobrze, że przyszedłeś. Jak tam szkoła? 
–  W  porządku. Niedawno zdałem  egzamin komisyjny  – oświadczył  z 

dumą. 

– Gratuluję. – Evan też czuł się dumny z jego postępów. 
–  Jest  dużo  ludzi,  którym  powinienem za  to  dziękować, ale  wszystko 

zaczęło się od pana. Myślę, że nigdy nie zdawał pan sobie sprawy, jak bar-
dzo  się  bałem  powiedzieć  przed  całym  światem,  że  nie  umiem  czytać  ani 
pisać. 

– Wiedziałem, że to było dla ciebie bardzo trudne.   
– Myślę, że bez pana pomocy nie przebrnąłbym przez sprawę sądową. 
– Naprawdę się cieszę, że ci się udało. 
– Ja też. Jeszcze jak – zaśmiał się głośno Earl. – Bez tego moje życie by-

łoby na pewno inne. Wie pan, nie chcę zabierać panu czasu, ale  musiałem 
powiedzieć, jaki jestem za wszystko wdzięczny. 

– Nie ma o czym mówić. 

background image

 

 

–  Sam  teraz  pracuję  w  szkole,  społecznie.  Pomagam  dzieciom,  które 

mają  kłopoty  z  czytaniem.  Nie  wyrósłbym  na  analfabetę,  gdyby  mi  ktoś 
pomógł od razu w pierwszej klasie. 

Evan uśmiechnął się szeroko. 
– To wspaniale, Earl. 
– Byłbym zapomniał. Spotkałem kogoś z pana znajomych. Też pracuje 

tak jak ja. 

– Tak? 
– Nazywa się Mary Jo Summerhill. 
– Mary Jo. – Evan wyszeptał jej imię z przejęciem.   
– Dziwne, ale ona zareagowała tak samo, kiedy wspomniałem o panu. 
– Myślałem, że wyszła za mąż. 
– O ile wiem, nie. – Earl wstał i wyciągnął do Evana rękę. – Już nie za-

bieram panu czasu. Chciałem tylko wpaść na chwilę, żeby pan wiedział, co 
u mnie. 

–  Dobrze  zrobiłeś.  –  Evan  odprowadził  swego  dawnego  klienta  do 

drzwi. Stał tam przez chwilę. W głowie miał zamęt. 

Kilka minut później znów przyszedł do niego Damian. 
– Co Earl miał do powiedzenia? – zapytał. 
– Mary Jo nie wyszła za mąż. – Specjalnie powiedział to głośno. Chciał 

usłyszeć brzmienie własnych słów. Damian nie zrozumie w pełni ich wagi, 
ale to nie jest ważne. 

– Rozumiem. I co masz zamiar w związku z tym zrobić? 
Evan  długo  się  zastanawiał.  Wreszcie  na  jego  twarzy  pojawił  się 

uśmiech.