background image

 

FOT

. MA

TEUSZ

 SKW

AR

CZEK

/A

GEN

CJ

A

 GAZET

A

prawnik

Piątek – poniedziałek | 18–21 kwietnia 2014

Jestem bardzo zadowolony 

z drogi, jaką wybrałem, 

bo dzięki niej mogłem być 

bliskim obserwatorem 

życia politycznego, 

a w pewnych 

sytuacjach nawet 

pokazywać 

politykom żółtą 

kartkę bez 

jednoczesnego 

wikłania się 

w konfl ikty – mówi 

prof. Andrzej Zoll, 

laureat nagrody 

specjalnej DGP dla 

prawnika 20-lecia

Miałem 

w życiu 

szczęście

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               1 / 8

background image

 

C2

 

„Prawnik” powstaje we współpracy z   

Krajową Radą Sądownictwa

   

Naczelną Radą Adwokacką 

 

Krajową Radą Komorniczą

   

Krajową Radą Notarialną

 

 

Krajową Izbą Doradców Podatkowych 

 

Krajową Radą Radców Prawnych

Wygrana w procesie zależy nie tylko od 

rzeczywistej zasadności roszczeń strony, 

ale również od tego, czy potrafi ona wy-

kazać to przed sądem. Dlatego tak ważne 

jest prawidłowe przygotowanie pisma 

procesowego. Zawarte w tej książce wzo-

ry przedstawiono w sposób przejrzysty 

i praktyczny. Obok nich znajdują się licz-

ne objaśnienia i przykłady czynności po-

dejmowanych w określonych sytuacjach 

procesowych. Opracowanie uwzględnia 

dodatkowo orzecznictwo Sądu Najwyż-

szego, które ukształtowało praktykę są-

dową. Publikacja przyda się aplikantom, 

ale może też być pomocna dla prawników 

praktyków, którzy mają szansę ulepszyć 

wypracowane już techniki lub zwrócić 

uwagę na te elementy, które dotychczas 

pomijali. 

AM

biblioteka

 

prawnika

Metodyka  

dla praktyków 

i aplikantów

Aleksandra Cempura, 

Anna Kasolik, „Meto-

dyka sporządzania 

pism procesowych 

w sprawach karnych, 

cywilnych, 

gospodarczych 

i administracyjnych”, 

Warszawa 2014,  

wyd. LexisNexis

cytat

 

tygodnia 

Dane ministerstwa 

dotyczące szybkości 

załatwiania spraw są 

niewiele warte. Mimo to są 

publikowane i przekazywane 

organizacjom europejskim, które 

w dobrej wierze uwzględniają 

je w swoich rankingach

Łukasz Kurnicki, 
sędzia, na łamach DGP

W dniach 3–4 kwietnia w Lublinie od-

była się ogólnopolska konferencja na te-

mat spółek z udziałem Skarbu Państwa. 

Nie była to konferencja tylko naukowa, 

bo wzięła w niej udział rzesza prakty-

ków, głównie zarządzających spółkami 

z udziałem Skarbu Państwa. Okazuje 

się, że liczba problemów, o jakich była 

mowa i z jakimi należy się zmierzyć, jest 

rzeczywiście duża, począwszy od pró-

by typologii spółek. Pod pojęcie spółki 

z udziałem Skarbu Państwa podpadają 

tak różne kategorie podmiotów, że próba 

wrzucenia ich do jednego worka jest błę-

dem. Bo przecież wśród ok. 250 czynnych 

spółek, w których jakieś udziały ma Skarb 

Państwa, są spółki z mniejszościowym 

udziałem Skarbu Państwa (ponad 100), 

z większościowym (ok. 30) czy wręcz su-

perspółki ze 100-procentowym udziałem 

Skarbu Państwa (ponad 100).

Czy można o nich mówić jednym 

tchem, nie dostrzegając różnic między 

nimi, zarówno w kontekście zarządza-

nia nimi, wpływu właścicielskiego, sto-

sowania przepisów prawa? Oczywiście 

nie można. Spółki jednoosobowe Skarbu 

Państwa – i tylko one – są państwowy-

mi osobami prawnymi. Wszystkie inne 

spółki, z udziałem innych form własno-

ści, takiego miana są pozbawione. Doty-

czy to wszystkich struktur tworzonych 

przez państwowe osoby prawne (spółki 

jednoosobowe również). Te już miana 

„państwowe” są pozbawione. A spół-

ki z mniejszościowym udziałem Skar-

bu Państwa? W rzeczywistości jednak 

spółki takie wcale nie muszą być mniej-

szościowe, bo gdy mamy do czynienia 

z rozproszeniem akcjonariatu, nawet 30 

proc. udziału Skarbu Państwa w kapitale 

zakładowym wystarczy, aby decydować.

Ale czy w jednoosobowych spółkach 

Skarbu Państwa z punktu widzenia zarzą-

dzania nimi nie ma żadnych problemów 

i wspólnik ma kompetencję absolutną? 

Oczywiście, że nie, bo obowiązują go prze-

pisy kodeksu spółek handlowych, choćby 

art. 375

1

 k.s.h. przewidujący zakaz wyda-

wania przez radę nadzorczą i walne zgro-

madzenie wiążących poleceń zarządowi 

w zakresie prowadzenia spraw spółki. 

Rodzi się więc kolejne z wielu pytań, czy 

w spółkach jednoosobowych w szczegól-

ności taka zasada powinna obowiązywać. 

Innym problemem jest uporządkowanie 

relacji między interesem państwa a inte-

resem spółki z udziałem Skarbu Państwa. 

Czy można powiedzieć, że jest to interes 

tożsamy? Rzecz jasna nie. To znowu zależy 

od stopnia partycypacji Skarbu Państwa. 

A czy w przypadku spółek państwowych 

nie należałoby na problem spojrzeć ina-

czej niż w przypadku spółek prywatnych? 

Oczywiste jest, że spółki z większościo-

wym czy stuprocentowym udziałem Skar-

bu Państwa mogą (często muszą) realizo-

wać określone interesy publiczne, a więc 

również cele służące każdemu z nas. Jaka 

jest więc interakcja między interesem pu-

blicznym a interesem prywatnym? Czy 

sam fakt istnienia dystynkcji interesu 

publicznego i interesu prywatnego nie 

uzasadnia szczególnego potraktowania 

tych, którzy realizują interes publiczny?

Przy próbie stypizowania spółek 

z udziałem Skarbu Państwa musimy na-

tknąć się na podział na spółki kluczowe 

i mające mniejsze znaczenie z punktu wi-

dzenia państwa. Znowu rodzi się pytanie, 

czy spółki które decydują o problemach 

związanych z naszym – obywateli funk-

cjonowaniem (np. sektor paliwowy czy 

bezpieczeństwo energetyczne), powinny 

w 100 proc. podlegać regułom obowiązują-

cym w spółkach prywatnych o niewielkim 

znaczeniu społecznym? A czy nie rodzą się 

problemy w innej grupie spółek, notowa-

nych na giełdzie i tych poza publicznym 

obrotem? Skarb Państwa jako wspólnik 

większościowy może chcieć realizować 

określoną politykę państwa, np. w zakresie 

dywidendy, co nie musi być zgodne z inte-

resami akcjonariuszy mniejszościowych. 

Czy w związku z tym, skoro jednym z pod-

stawowych praw wspólnika jest prawo do 

dywidendy, wspólnik mniejszościowy bę-

dzie mógł jej żądać wbrew uchwale pod-

jętej przez wspólnika większościowego? 

A gdy dochodzi do różnic interesów mie-

dzy spółką a większościowym akcjonariu-

szem? Czy więc spółka musi się znajdować 

między Scyllą a Charybdą?

Innym problemem rzutującym na 

funkcjonowanie spółek z udziałem Skar-

bu Państwa jest obowiązek lojalności 

udziałowca wobec spółki w konfron-

tacji z okolicznością, że Skarb Państwa 

jest przecież prawną emanacją samego 

państwa. Czyli jak określić i zagospo-

darować przestrzeń między imperium 

a dominium?

Realnym problemem na tle teoretycz-

nych rozważań jest realizacja prawa do 

informacji wspólnika – Skarbu Państwa 

w kontekście choćby art. 20 k.s.h., wyra-

żającego zasadę równego traktowania 

akcjonariuszy w tych samych okoliczno-

ściach. Czy rzeczywiście wspólnik więk-

szościowy powinien mieć tyle samo praw 

korporacyjnych co wspólnik posiadający 

symboliczną jedną akcję? Często tylko po 

to, aby stać się równym wspólnikom do-

minującym. W tym kontekście pojawia 

się problem zachowania członków zarzą-

du czy rady nadzorczej w kontaktach ze 

wspólnikiem większościowym. Czy ogra-

niczanie kontaktu organów spółek pań-

stwowych z właścicielem ma sens w imię 

równego traktowania? Czy w ten sposób 

nie może dojść do zagrożenia interesów 

Państwa w spółkach kluczowych?

Aktualny kształt przepisów odnoszących 

się do spółek z udziałem Skarbu Państwa 

prowokuje kolejne pytanie: jakim państwo 

powinno być właścicielem: schowanym 

w cieniu czy może aktywnym graczem, 

zarządzającym majątkiem państwowym; 

czy ma być bezradnym, słabszym wspól-

nikiem? Pierwsza z odpowiedzi wydaje się 

oczywista, przede wszystkim gdy przyj-

rzymy się spółkom w pełni kontrolowa-

nym przez państwo i spółkom kluczowym 

(bo tu, we wszystkich pełnej kontroli teo-

retycznie już nie ma). Nie może być też 

wątpliwości, że przysługujące spółkom 

z udziałem Skarbu Państwa instrumenty 

kontroli operacyjnej są dosyć ograniczone. 

Specyficzne jest też zarządzanie i nadzór 

nad takimi spółkami.

Wyżej postawiłem kilka pytań, któ-

re zupełnie nie wyczerpują pełnego 

katalogu zagadnień. W typologii spół-

ek (wyróżniającej np. banki, fundusze 

inwestycyjne, towarzystwa emery-

talne itd.) podmioty z udziałem Skar-

bu Państwa poddaje się szczególnej 

regulacji. Nie obowiązują więc nie-

które przepisy k.s.h. Czy nie warto 

zatem odrębnie uregulować status spó- 

łek z udziałem Skarbu Państwa w obsza-

rze korporacyjnym? Czy nie warto w sto-

sunku do nich uchylić niektóre przepi-

sy k.s.h., jak choćby art. 20 i 375

1

 k.s.h. 

(w odniesieniu do spółek jednoosobo-

wych), zmodyfikować przepisy art. 428–

429 k.s.h.? Czy powinny obowiązywać 

przepisy ustawy o komercjalizacji regu-

lujące udział pracowników w organach 

spółki, w sytuacji gdy Skarb Państwa jest 

wspólnikiem mniejszościowym albo, co 

więcej, zbył wszystkie akcje? Przecież 

nikt nie ma wątpliwości, że mamy do 

czynienia z wyjątkową grupą podmiotów, 

a mimo to godzimy się na dziwne figury 

gimnastyczne, jakie muszą one wykonać. 

Najczęściej jest to szpagat. Nie są one 

mitycznymi potworami z tytułu tego 

felietonu, ale często dobrodziejami, nie 

tylko dywidendowymi, ale i społecznymi. 

Zapomina się też o wysokim poziomie 

kadr menedżerskich w takich spółkach. 

Coraz częściej zarządzają podmiotami, 

które uczestniczą w globalnej konku-

rencji, a do tego nonsensownie muszą 

się zmagać z ustawą kominową.

Powyżej zasygnalizowane problemy 

to tylko cząstka tych, jakie się rodzą przy 

kontakcie ze spółkami z udziałem Skarbu 

Państwa. Najważniejsze, że są dostrzega-

ne i otwarcie się o nich mówi. Jest to nie-

wątpliwą zasługą ministra skarbu pań-

stwa, współorganizatora wspomnianej na 

wstępie konferencji, który, chcąc pozostać 

realnym właścicielem, porządkuje profe-

sjonalnie obszar wpływu właścicielskiego 

na takie spółki.

Od jakiegoś roku mam wrażenie, że 

państwo zachowuje się jak prawdziwy 

właściciel, który wcale nie musi pozo-

stawać w cieniu i być gorszym wspólni-

kiem od innych. Może więc dołożyć do 

tego myśl o uregulowaniu specjalnego 

statusu spółek z większościowym udzia-

łem Skarbu Państwa oraz spółek kluczo-

wych. I nie chodzi tu o złotą akcję, tylko 

o dostosowanie przepisów prawa do tej 

grupy podmiotów. Skoro w Ministerstwie 

Skarbu Państwa powstał departament 

polityki właścicielskiej – tego należy po-

gratulować – to może w swojej optyce 

ujmie i ten problem. 

felieton

 

na początek

Ani Scylla, ani Charybda

 Spółki z udziałem 

Skarbu Państwa są 

wyjątkową grupą 

podmiotów. Warto 

odrębnie uregulować 

ich status, zamiast 

zmuszać je do wyko-

nywania dziwnych 

figur gimnastycznych. 

Najczęściej szpagatu

Od jakiegoś roku 

mam wrażenie, że 

państwo zachowuje 

się jak prawdziwy 

właściciel, który 

wcale nie musi 

pozostawać 

w cieniu 

i być gorszym 

wspólnikiem 

od innych

AnDrzej KiDybA

prof. zw. dr hab., kierownik Katedry 

Prawa Gospodarczego i Handlowego 

na UMCS w Lublinie

MA

T

e

RIA

ły

 P

RASO

W

e

Wyjaśnienie

11 kwietnia 2014 r. w  Prawniku ukazał 

się wywiad z dyrektorem departamen-

tu sądów, organizacji i analiz wymia-

ru sprawiedliwości Ministerstwa Spra-

wiedliwości Waldemarem Szmidtem. 

W wywiadzie tym dyrektor stwierdził, 

że wśród sędziów delegowanych do mi-

nisterstwa są członkowie zarządu Sto-

warzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”. 

Powyższe twierdzenie jest nieprawdziwe. 

Żaden z członków zarządu „Iustitii” nie 

jest delegowany do Ministerstwa Spra-

wiedliwości. Nadto zebranie delegatów 

stowarzyszenia uchwałą z 13 kwietnia 

2013 r. zobowiązało członków zarządu 

Iustitii do złożenia rezygnacji z funk-

cji w zarządzie, jeśli w trakcie kadencji 

zgodziliby się na delegowanie do Mini-

sterstwa Sprawiedliwości.

Maciej Strączyński

prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „iustitia”

Od redakcji

W uzupełnieniu dodam jednak, że w de-

partamencie, którym kieruje Waldemar 

Szmidt, stanowisko głównego specjalisty 

pełni urzędujący prezes warszawskiego 

oddziału Iustitii łukasz Piebiak. Nieści-

słość w wypowiedzi pana dyrektora nie 

zmienia zatem faktu, że wśród sędziów 

delegowanych do Ministerstwa Sprawie-

dliwości są także prominentni przedsta-

wiciele stowarzyszenia.

Ewa Szadkowska

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               2 / 8

background image

 

prawnik 

 18–21 kwietnia 2014 nr 76 (3717)  

gazetaprawna.pl

Dominika 

Bychawska-

-Siniarska

 

koordynatorka 
projektu „Europa 
Praw Człowieka” 
Helsińskiej Fundacji 
Praw Człowieka

prosto

 

ze Strasburga

Brytyjski związek zawodowy 

kolejarzy, marynarzy i pracow-

ników zatrudnionych w trans-

porcie (RMT), który zrzesza po-

nad 80 tys. członków, zwrócił 

się do Europejskiego Trybuna-

łu Praw Człowieka z dwoma 

skargami dotyczącymi prawa 

do strajku (skarga połączona 

nr 31045/10). W pierwszej za-

kwestionował brytyjskie ure-

gulowania w sprawie zawia-

domień o organizacji protestu 

– zbyt szczegółowe i forma-

listyczne w jego opinii. RMT 

przywołało spór związkow-

ców na tle płacowym z 2009 r. 

z jedną z firm, której udało 

się sądowo zablokować strajk, 

gdyż wniosek nie był dość pre-

cyzyjny (ostatecznie protest się 

odbył, ale później).

Druga skarga dotyczyła pra-

wa do wsparcia strajku przez 

pracowników niezaangażowa-

nych bezpośrednio w konflikt 

pomiędzy związkami zawodo-

wymi a pracodawcą. Taka for-

ma protestu została zakazana 

w Wielkiej Brytanii pod koniec 

lat 90. RMT przytoczyło przy-

kład dwóch przedsiębiorstw 

zajmujących się utrzymaniem 

sieci kolejowej. W 2007 r. gru-

pa ok. 20 pracowników została 

przekazana z jednej firmy do 

drugiej. Gdy po dwóch latach 

przejętym pracownikom za-

mieniono warunki zatrud-

nienia, podjęli bezskuteczny 

strajk. RMT argumentowało, 

że gdyby pracownicy nieza-

angażowani w konflikt mieli 

prawną możliwość przyłącze-

nia się do protestu, jego wynik 

mógł być inny.

W wyroku z 8 kwietnia 2014 r.  

ETPC uznał pierwszą skargę za 

niedopuszczalną, wskazując, 

że pomimo rygorystycznych 

wymogów strajk się odbył 

i zakończył ugodą. Odnosząc 

się do drugiej skargi, trybunał 

po raz pierwszy wypowiedział 

się na temat strajku pomoc-

niczego, uznając za Między-

narodową Organizacją Pracy 

i Europejską Kartą Praw So-

cjalnych, że powinien on być 

chroniony na gruncie art. 11 

konwencji. Badając sprawę 

według trójstopniowego testu, 

uznał w pierwszej kolejności, 

że ingerencja w swobodę zrze-

szania przewidziana jest przez 

prawo brytyjskie, zakazujące 

organizowania strajków po-

mocniczych. Sędziowie w dru-

giej kolejności uznali, że za-

kaz organizowania strajków 

pomocniczych uzasadniony 

był potrzebą ochrony inte-

resów pracodawcy, jak rów-

nież interesu gospodarczego 

przemawiającego za dobrym 

funkcjonowaniem krajowego 

przemysłu. 

ETPC przypomniał następ-

nie, że konwencja powinna 

umożliwiać związkom zawo-

dowym ochronę interesów 

swoich członków. Jednocze-

śnie zauważył, że w badanej 

sprawie RMT było w stanie 

zorganizować strajk i podjąć 

negocjacje, a powodzenie szer-

szej akcji przy strajku pomoc-

niczym jest wyłącznie kwestią 

domysłów. Trybunał stwier-

dził, że regulacja kwestii doty-

czących strajku pomocniczego 

leży w gestii państw członkow-

skich, które posiadają w tym 

zakresie szeroki margines swo-

body – narodowe parlamenty, 

wybrane w demokratycznych 

wyborach, są bowiem w sta-

nie lepiej ocenić potrzeby go-

spodarcze i socjalne kraju niż 

międzynarodowi sędziowie. 

Margines swobody uznania 

przyznany w przedmiotowej 

sprawie jest więc dosyć szero-

ki, pomimo że Wielka Bryta-

nia jest jednym z nielicznych 

krajów europejskich zabrania-

jących strajku pomocniczego. 

Za utrzymywanie tego zakazu 

rząd brytyjski jest regularnie 

krytykowany przez Międzyna-

rodową Organizację Pracy oraz 

organy monitorujące Europej-

ską Kartę Praw Społecznych. 

ETPC skonkludował jednak, że 

w sprawie nie doszło do naru-

szenia art. 11 konwencji. 

Sukcesem jest uznanie 

przez Strasburg prawa do 

strajku pomocniczego na 

gruncie art. 11 konwencji. 

Wyrok ten wpisuje się jed-

nak w dotychczasowy trend 

orzeczniczy trybunału, przy-

znającego państwom człon-

kowskim szeroki margines 

uznania w sprawach doty-

czących wrażliwych kwestii 

społecznych (np. sprawa Sin-

dicatul Padtorul cel Bun p. Ru-

munii). Większość komenta-

torów upatruje w wyroku 

motywy polityczne, sugerując, 

że ETPC ugiął się przed brytyj-

skimi groźbami wystąpienia 

z konwencji w związku z wyro-

kami „ingerującymi zbyt dale-

ko w narodową niepodległość 

ustawodawczą i orzeczniczą”. 

To właśnie z inicjatywy Wiel-

kiej Brytanii zapisano w pre-

ambule do konwencji zasadę 

marginesu swobody uznania, 

która umożliwiła rządowi bry-

tyjskiemu wygrać w omawia-

nej sprawie. 

Strajk pomocniczy chroniony, ale…

Paulina Szewioła 
paulina.szewiola@infor.pl

S

ędzia Gersdorf prawo ma we krwi. 

Od zawsze było ono bowiem 

obecne w jej życiu, na początku 

za sprawą rodziców, którzy byli 

prawnikami, później z racji stu-

diów prawniczych, które wybrała z pełnym 

przekonaniem. I jak sama podkreśla, in-

nych możliwości nie brała pod uwagę. – No 

może poza rolnictwem, ale ponieważ nie 

mieliśmy roli, to ten kierunek był przeze 

mnie rozpatrywany jedynie teoretycznie 

– śmieje się po latach prof. Gersdorf.  

Swoją karierę budowała w sposób kon-

sekwentny i zaplanowany. Po ukończeniu 

z wyróżnieniem studiów prawniczych na 

Wydziale Prawa i Administracji Uniwer-

sytetu Warszawskiego została na uczelni, 

gdzie pracuje do dziś, aktualnie na sta-

nowisku profesora UW. 14 kwietnia br. 

rada WPiA UW przegłosowała wniosek 

o nadanie dr hab. Małgorzacie Gersdorf 

tytułu profesora nadawanego przez pre-

zydenta RP.

Pracę  na uniwersytecie darzy szczegól-

nym sentymentem. – Uczelnia to młodość. 

Jestem bowiem stale na czwartym roku 

– żartuje pani profesor. Piastowała wszyst-

kie godności na UW. A podczas pełnienia 

funkcji prodziekana i prorektora ujawniły 

się jej  zdolności organizatorskie, m.in wy-

budowała wspólnie z kolegium dziekań-

skim gmach WPiA. Jak sama podkreśla, 

aktywność naukowa zawsze była ważną 

częścią jej działalności zawodowej, o czym 

świadczą liczne komentarze i monografie, 

których jest autorem. 

Jednocześnie konsekwentnie dba-

ła o praktyczny aspekt swojej kariery. 

– Mój ojciec zwykł mawiać, że prawo 

to rzemiosło, o którym nie można mó-

wić, nie znając i nie wykonując zawodu 

prawnika – wspomina sędzia Gersdorf. 

Dlatego po ukończeniu studiów odby-

ła aplikację sądową oraz zdała egzamin 

radcowski. Jeszcze na etapie kariery za-

wodowego pełnomocnika, prof. Gersdorf 

była uznawana za jednego z najwybit-

niejszych ekspertów z zakresu prawa 

pracy. Reprezentowała m.in. telewizję 

TVN w głośnym procesie wytoczonym 

spółce przez Tomasza Lisa po jego zwol-

nieniu ze stacji. Pracę w kancelarii zde-

cydowała się jednak porzucić na rzecz 

praktyki orzeczniczej. 

W 2008 r. prezydent Lech Kaczyński 

wręczył jej akt powołania do pełnienia 

urzędu na stanowisku sędziego SN, gdzie  

orzeka w Izbie Pracy, Ubezpieczeń Spo-

łecznych i Spraw Publicznych. Pytana, 

co stało u podstaw takiej decyzji mówi 

krótko: – Uznałam wtedy, że moja wie-

dza i doświadczenie nie tylko prawnicze, 

ale także życiowe, predestynują mnie 

do podjęcia tego jakże trudnego wyzwa-

nia – tłumaczy prof. Gersdorf. I dodaje: 

– W moim przekonaniu zawód sędzie-

go SN stanowi dla prawnika łączącego 

działalność naukową z praktyką ukoro-

nowanie jego kariery. 

Z Sądem Najwyższym związana jest 

jednak od 1991 r. i zna doskonale tę in-

stytucję i jej zadania. Była bowiem człon-

kiem Biura Studiów i Analiz, a w 2005 r., 

tj. ostatnim roku zatrudnienia, radcą 

prawnym w SN. 

Jako sędzia SN ma na swoim koncie 

wiele rozstrzygnięć o doniosłym znacze-

niu, jednak pytana o to, które najbardziej 

utkwiło jej w pamięci, wymienia orze-

czenie dotyczące wynagradzania kie-

rowców transportu międzynarodowego. 

– To było głośne orzeczenie, które zostało 

wydane wbrew praktyce – relacjonuje 

prof. Małgorzata Gersdorf. Sąd Najwyż-

szy uznał w nim, że kierowca transportu 

międzynarodowego należy do katego-

rii pracowników mobilnych, którzy są 

grupą osób pracujących w warunkach 

stałego  przemieszczania się. Podróż nie 

stanowi u nich zatem zjawiska wyjątko-

wego, lecz jest normalnym wykonywa-

niem obowiązków pracowniczych. Nie 

mają więc do nich zastosowania przepisy 

kodeksu pracy dotyczące podróży służ-

bowej. I co za tym idzie, brak jest moż-

liwości przyznania im diety podróżnej. 

– Było to orzeczenie ze wszech miar wy-

ważone przez skład siedmiu sędziów. 

Podyktowane względami racjonalno-

ści, słuszne i sprawiedliwe społecznie. 

Zapamiętałam je dlatego, że wkrótce 

po rozstrzygnięciu, z niezrozumiałych 

pobudek, ustawodawca zmienił prze-

pisy i przywrócił podważone przez Sąd 

Najwyższy regulacje prawne – podkreśla 

sędzia Gersdorf.

Już sam fakt, iż z grona 81 sędziów SN 

wybrano właśnie jej kandydaturę – jako 

jedną z dwóch (obok sędziego Lecha Pa-

przyckiego) – świadczy o tym, jak wiel-

kim autorytetem cieszy się w środowi-

sku. – Jest profesorem, jedną z najbardziej 

znanych i wybitnych postaci doktryny 

prawa pracy. Jej publikacje wyróżniają się 

nie tylko wysokim poziomem meryto-

rycznym, lecz także jasnym i komuni-

katywnym wywodem i wrażliwością na 

potrzeby praktyki. Te same cechy widocz-

ne są w uzasadnieniach orzeczeń w spra-

wach, w których jest referentem. Zajmuje 

jasne i zdecydowane stanowisko, ale nie 

ma oporów, by zaakceptować inne prze-

konujące ją zdanie – mówi prof. dr hab. 

Zbigniew Hajn, sędzia SN z izby pracy. 

Oprócz rozległej wiedzy prawniczej, 

niepodważalnym atutem prof. Gersdorf 

jest także jej osobowość. – Jeżeli prezydent 

powołałby panią profesor na wakujący po 

Stanisławie Dąbrowskim urząd, to jestem 

przekonany, że będzie ona wybitnym pre-

zesem. Ma bowiem duszę organizatora 

oraz nie tworzy konfliktów, tylko stara 

się je rozwiązywać. Łagodzi obyczaje i ma 

niesamowity dar zjednywania sobie lu-

dzi. Jest po prostu wspaniałym i otwar-

tym człowiekiem – podkreśla prof. dr hab. 

Krzysztof Rączka, dziekan WPiA Uniwer-

sytetu Warszawskiego.  

Prof. Hajn zwraca dodatkowo uwagę 

na bezpośredniość sędzi Gersdorf w kon-

taktach z drugim człowiekiem. – Mówi 

zawsze otwarcie i odważnie, co myśli, 

ale nie spotkałem nikogo, kto miałby jej 

to za złe, bo robi to życzliwie i z uśmie-

chem – wskazuje sędzia Hajn. 

Sama prof. Gersdorf decyzję zgroma-

dzenia ogólnego kwituje krótko: – Jestem 

szczęśliwa. Uważam, że jako prawnik już 

w tej chwili osiągnęłam wszystko, co mo-

głam w tym zawodzie.

Sędzia spełniona 

W

O

JTEK

 G

ó

RSKI

Profesor Małgorzata Gersdorf  

ma szansę przejść do historii 

jako pierwsza kobieta 

zasiadająca w fotelu I prezesa 

Sądu Najwyższego

Prenumerata:

Cena prenumeraty DZIENNIKA GAZETA PRAWNA: Wersja Standard – miesięczna (kwiecień 2014 r.): 100,80 zł – kwiecień–grudzień 2014 r.: 821,25 zł. Wersja Premium – miesięczna 
(kwiecień 2014 r.): 117,60 zł – kwiecień–grudzień 2014 r.: 972,00 zł. Wszystkie ceny brutto (zawierają 8 % VAT). Więcej informacji na stronie www.gazetaprawna.pl/prenumerata

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               3 / 8

background image

 

C4

Debata

 

Perspektywy młodych prawników

Obecność tylu laureatów konkursu 
Rising Stars nie jest przypadkowa, 
ponieważ rozmawiać będziemy o ocze-
kiwaniach przedstawicieli najmłodszego 
pokolenia prawników, ich perspek-
tywach zawodowych i zmianach na 
rynku, które mogą zapoczątkować. 
Dobrym punktem wyjścia do dyskusji 
jest niedawny raport firmy eversheds, 
który powstał na podstawie badania 
przeprowadzonego wśród 1800 
młodych prawników z całego świata. 
Okazuje się, że przyszli liderzy branży 
oczekują elastycznego czasu pracy, 
który ułatwi godzenie kariery z życiem 
osobistym, i lepszej infrastruktury, 
w tym lepszego wykorzystania nowych 
technologii, które pomogą podnieść 
efektywność ich pracy. Ci młodzi ludzie 
nie wydają się też specjalnie przywią-
zani do aktualnego pracodawcy ani 
do samej profesji, którą wykonują. Są 
państwo zaskoczeni?

Krzysztof Wierzbowski:

 Postulaty młodych 

prawników trzeba oceniać, patrząc na 

nie z szerszej perspektywy. Muszę tu 

zwrócić uwagę na pewną niekonse-

kwencję ankietowanych. Spora część 

uważa np., że spółka jako partnership 

nie jest najlepszym rozwiązaniem, ale 

większość chce być partnerami w kan-

celariach. Stawiają nacisk na work-life 

balance, na możliwość pracy zdalnej, 

lecz jednocześnie podkreślają, jak waż-

ne są dla nich kontakty z klientami, ze 

starszymi, bardziej doświadczonymi 

kolegami, wzajemne inspirowanie się, 

poczucie wspólnoty. Tylko to wszyst-

ko ma większe szanse na realizację 

w biurze i jest trudne do pogodzenia 

ze spędzaniem czasu w domu w ramach 

elastycznego czasu pracy i z wykonywa-

niem obowiązków zdalnie.

agata Szczap:

 Panie mecenasie, jedna 

uwaga a propos rozumienia elastycz-

nego czasu pracy. Oczywiście, formułę 

tę możemy definiować m.in. poprzez 

możliwość pracy zdalnej, ale myślę, że 

istotą tego systemu pracy jest jednak 

przede wszystkim elastyczność rozu-

miana jako możliwość kształtowania 

swoich godzin pracy w oparciu o bie-

żące, realne zapotrzebowanie. Ela-

styczność w tym rozumieniu wyraża 

się zatem poprzez pracę w zmiennym 

wymiarze czasu, w zależności od oko-

liczności. Tymczasem dość często zda-

rza się, że gdy po okresie wytężonej pra-

cy następuje czas, w którym tej pracy 

jest mniej lub jej wykonanie nie wyma-

ga osobistej obecności w biurze, mimo 

to młodzi ludzie czują presję czy wręcz 

przymus przesiadywania w kancelarii, 

często z obawy przed krytyczną oceną 

pracodawcy lub współpracowników, 

czy też przed utratą pracy. Dotyczy to 

zwłaszcza dużych korporacji. A przecież 

nie chodzi o to, żeby siedzieć w pracy 

dla samego siedzenia. To bardzo nie-

zdrowa gra w stwarzanie pozorów.

Milena bogdanowicz:

 Dla mnie elastyczny 

czas pracy jest istotą wolnego zawodu, 

który wykonuję. Ważne, bym wykonała 

projekt, za który jestem odpowiedzialna 

i przy wszystkich możliwościach tech-

nologicznych na dalszy plan schodzi to, 

czy pracuję w biurze, czy np. wieczo-

rem w domu. Od kolegów i koleżanek 

z innych firm słyszałam o wielu absur-

dalnych zwyczajach. Wychodząc, zosta-

wia się włączony monitor komputera 

lub marynarkę zawieszoną na oparciu 

krzesła. Po co? By szef myślał, że dana 

osoba nadal jest w biurze. Oczekiwanie, 

że ludzie cały czas będą przesiadywać 

w kancelarii, wydaje mi się dość sta-

roświeckie.

Justyna Szpara: 

W każdej korporacji, a do 

nich zaliczają się duże kancelarie, cza-

sem pojawia się zjawisko pozorowania 

pracy jako odpowiedź na sztywniejsze 

reguły organizacji pracy. Takie regu-

ły – w przypadku zarządzania dużymi 

strukturami – są jednak niezbędne. Je-

śli kancelaria zatrudnia kilkudziesięciu 

czy ponad stu prawników, zagwaran-

towanie im elastycznego czasu pracy 

jest zwyczajnie niemożliwe. Zresztą nie-

przewidywalność jest wpisana w naszą 

profesję – niezależnie od tego, czy pra-

cujemy w kancelarii dużej, małej czy 

jako indywidualny adwokat. Ten ostatni 

jest chyba w najtrudniejszej sytuacji, bo 

gdy dzwoni do niego klient, nie może 

poprosić o pomoc kolegi czy wspólni-

ka, tylko sam musi trwać na posterun-

ku. Jeśli więc młodemu prawnikowi ta 

nieprzewidywalność doskwiera, powi-

nien zmienić zawód albo sposób jego 

wykonywania.

Waldemar Koper:

 Problem, o którym roz-

mawiamy, można rozpatrywać na 

dwóch płaszczyznach. Pierwsza to mo-

del wykonywania pracy, który w przy-

padku kancelarii jest dość tradycyjny. 

Druga płaszczyzna to oczekiwania ze-

wnętrzne. Od kilku lat mamy trend 

narzucania terminów przez klientów, 

ponieważ oni z natury rzeczy decydu-

ją o tym, kiedy zadania powinny być 

wykonywane. Przyznam, że staram się 

być rozsądnym zleceniodawcą i kan-

celariom, z którymi współpracuję jako 

klient korporacyjny, wyznaczać realne 

terminy, ale wiem, że wielu kolegów 

wykorzystuje swoją pozycję, oczekując 

bardzo szybkiego dostarczenia zamó-

wionej usługi. A to oczywiście przekła-

da się na te długie godziny spędzane 

w biurze, o których państwo mówicie. 

agata Szczap: 

Pamiętajmy, że duże kan-

celarie, globalne i międzynarodowe, 

praktycznie od początku swojej obec-

ności na polskim rynku promowały się 

ka i komputera, mogę zachować tę tak 

oczekiwaną responsywność w dowol-

nym miejscu.

Waldemar Koper: 

Bardzo zastanawiający 

wątek się w tym momencie pojawił. 

Wspominacie państwo o tzw. respon-

sywności, o stale włączonym telefonie, 

dyspozycyjności 24/7. To są dość przera-

żające rzeczy z punktu widzenia jakie-

gokolwiek innego życia niż zawodowe. 

Przez ostatnie lata niewiele razy zdarzy-

ły mi się krytyczne sytuacje wymagające 

kontaktu bardzo późnym wieczorem, 

a powodem była różnica czasu. Wyda-

je mi się, że całkowite poddawanie się 

potrzebom naszych klientów – zarówno 

zewnętrznych, jak i wewnętrznych – nie 

jest właściwe.

Milena bogdanowicz: 

Ale my, młodzi praw-

nicy, nie wiemy, gdzie wyznaczyć jakieś 

granice. Często jest tak, że nie mamy 

możliwości polemizowania z oczekiwa-

niami klienta, bo znamy oczekiwania 

naszego szefa czy partnera kancelarii, 

który żąda, że będziemy w 100 procen-

tach responsywni. Po prostu jesteśmy 

częścią projektu i nie mamy pola ma-

newru.

Jan Kaczmarczyk:

 W mojej ocenie jest to 

kwestia indywidualnych cech osobo-

wościowych, umiejętności znalezienia 

złotego środka. Mam za sobą zarówno 

trzydniowe closingi, jak i dłuższe wyjaz-

dy do krajów, w których BlackBerry nie 

działa. Mój szef rozumie, że są okresy, 

w których wypoczywam. Klienci z ko-

lei rozumieją, że mam prawo do snu. 

Bardzo często pracuję z klientami ze 

wschodniego wybrzeża Stanów Zjed-

noczonych, gdy oni wysyłają e-maila 

o godz. 22, u nas jest 4 rano. Można oczy-

wiście te e-maile odbierać, odpisywać 

na nie i w efekcie wpaść w pewną pu-

łapkę, ale też można próbować wycho-

wać klienta i uświadomić mu, że róż-

nica czasu jest przesłanką obiektywną.

Krzysztof Wierzbowski:

 Dobrze, że o takich 

sprawach dyskutujemy i że młodzi lu-

dzie zwracają w ankietach uwagę na 

te kwestie. My, partnerzy zarządzający 

w międzynarodowych firmach prawni-

czych, często musimy współpracować 

ze sobą niezależnie od stref czasowych, 

zawsze jest ktoś, kto się musi dostoso-

wać.  Ale niewykluczone też, że jako lu-

dzie, którzy kariery budowali, realizując 

fantastyczne, pionierskie projekty, wpa-

damy czasem w taką pułapkę, o której 

mówił pan mecenas. Wydaje nam się, 

że jak nas coś pasjonuje, to pasjonuje 

także wszystkich wokół.

Z tą pasją u młodych prawników jest 
rzeczywiście kiepsko, co trzeci mówi, 
że robi nie to, czego się spodziewał, 
spora grupa nie wyklucza zmiany 
profesji.

Jan Kaczmarczyk: 

Mnie w tym raporcie ude-

rza taki rewolucyjny zapał bez propozy-

cji, co w zamian. A jak pisał Stanisław 

Jerzy Lec, burząc pomniki, oszczędzajcie 

cokoły, zawsze mogą się przydać. I np. 

nie widzę alternatywy wobec ścieżki 

docierania do partnership. Niemniej 

frustracja, która przebija z raportu, 

wynika pewnie z tego, że Polski rynek 

dużych kancelarii, który zaczął tworzyć 

się w latach 90. ubiegłego wieku, ma 

pewną specyfikę. Nie chcę powiedzieć, 

przynajmniej w towarzystwie panów 

mecenasów, że drogi awansu zostały 

zablokowane…

Karty zostały rozdane na początku.

Jan Kaczmarczyk:

 Myślę, że to dobre uję-

cie problemu. W każdym razie ścież-

ka awansu nie jest tak uregulowana 

i czytelna jak na rynkach o większych 

tradycjach, choćby amerykańskim 

i brytyjskim. Tam prawnik, który przy-

chodzi do korporacji po studiach, wie, 

że w ciągu 7–10 lat dostanie sygnał, 

czy czeka go zostanie partnerem. Jeśli 

nie, żegnają się z nim, często w dość 

brutalny sposób. Ale jest to gra fair. 

Z kolei jestem w stanie podać wiele 

przykładów kancelarii w Polsce, tak-

że zagranicznych, w których młodzi 

jako firmy z dużą zdolnością przerobo-

wą, których przewagą konkurencyjną 

nad średniej wielkości i mniejszymi 

kancelariami prawnymi miał być po-

tencjał do świadczenia usług prawnych 

szybko i efektywnie, bez uszczerbku 

dla jakości. Dlatego właśnie kancelarie 

te zyskały sobie opinię „fabryk” i dziś 

wydaje się to naturalną konsekwen-

cją, że klienci przyzwyczajeni to takich 

etykiet oczekują od prawników owych 

kancelarii pełnej dyspozycyjności i re-

sponsywności.

Krzysztof Wierzbowski: 

Trzeba też podkre-

ślić, że jeśli kancelaria obsługuje jed-

nocześnie 100, 200 czy więcej spraw, 

to stale jest realna groźba nagłego spię-

trzenia pracy. A w takiej sytuacji trudno 

stworzyć atmosferę luzu. Wielu respon-

dentów z młodego pokolenia chciałoby 

mieć komfortowe warunki pracy bez 

specjalnego przemęczenia się – i to jest 

zdrowe, naturalne, niczego złego w tym 

nie widzę. Z kolei klienci chcą od nas 

ciągle więcej za mniej, wymagają in-

tensywnej pracy. Dlatego młodzi ludzie, 

którzy uważają, że jak poszli na fitness, 

a potem do kina, to mogą odłożyć Black-

Berry i nie odbierać do rana, nie gra-

ją w tę samą grę co my jako kancelaria 

pracująca dla klienta, który oczekuje 

reakcji tego samego wieczoru.

Przyznam, że nie znam prawnika, który 
wyłącza telefon komórkowy w kinie.

Krzysztof boszko: 

Chyba wszyscy mamy 

świadomość tego, że rynek usług praw-

nych się ścieśnia. Ta łódź, którą pły-

niemy, cały czas jest taka sama, tylko 

pasażerów przybywa. Wyobrażenie o za-

wodzie wolnym, takim jak był kiedyś 

zawód adwokata czy radcy prawnego, 

odchodzi w przeszłość. Dziś ta wolność 

przesuwa się w stronę wolności klienta 

w zakresie wyboru. To on dyktuje wa-

runki, a my musimy się dostosować.

Milena bogdanowicz:

 Zdaję sobie sprawę, że 

oczekuje się od nas zaangażowania 24 

godziny na dobę i trudno jest mi sobie 

wyobrazić sytuację, w której nie mam 

ze sobą BlackBerry. Ale właśnie dzięki 

smartfonowi czy innym nowym tech-

nologiom nie jestem uwiązana do biur-

Dyspozycyjność 

24/7 w cenie

Czy młodzi prawnicy zrewolucjonizują rynek usług prawnych? 

I czy praca w dużej kancelarii to najlepsze, co może ich spotkać?  

Zastanawiali się nad tym uczestnicy debaty DGP.

Prowadziła ją ewa Szadkowska

Młodzi ludzie, którzy uważają, że jak 

poszli na fitness, a potem do kina, to 

mogą odłożyć BlackBerry i nie odbierać 

do rana, nie grają w tę samą grę co my 

jako kancelaria pracująca dla klienta 

oczekującego reakcji tego samego 

wieczoru

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               4 / 8

background image

 

prawnik 

 18–21 kwietnia 2014 nr 76 (3717)  

gazetaprawna.pl

stwa lepiej rozumiem i czuję dynamikę 

biznesu, wzbogaciłam swój warsztat 

o wiedzę i umiejętności pozaprawne, 

rozwinęłam w sobie podejście bizne-

sowe oraz poszerzyłam kompetencje 

w zakresie zarządzania. Towarzyszy 

mi też poczucie, że moja praca ma 

dużo większe przełożenie na prakty-

kę, bo zwykle uczestniczę we wszyst-

kich fazach realizacji projektu: od 

brainstormingu i kreowania modelu 

biznesowego transakcji, przez nego-

cjacje i closingi, aż po kompleksową 

implementację, a czasami i spory są-

dowe. To wszystko daje mi olbrzymią 

satysfakcję.

Chciałabym poruszyć wątek kobiecy. 
W raporcie pojawia się on w postaci 
kilku danych, choć tych pokazujących, 
że 46 proc. mężczyzn planuje prakty-
kować prawo przez całe życie, a kobiet 
– 34 proc. Mamy też potwierdzenie 
tezy, że kobiety prawniczki są gorzej 
opłacane, a nierówność ta rośnie wraz 
z wiekiem badanych. Jak to jest na 
polskim rynku?

Justyna Szpara: 

Z raportu wynika, że na 

początku kariery kobiety zarabiają wię-

cej. Jest to zgodne z moim doświadcze-

niem. Młode prawniczki są często lepiej 

wykształcone i bardziej zmotywowane 

niż ich koledzy, dlatego są lepiej opła-

cane. Z kolei z czasem zmieniają się 

priorytety. Wydaje mi się, że kobiety 

bardzo często świadomie decydują się 

na to, żeby swoją karierę poświęcić dla 

rodziny, i raport, o którym mówimy, 

to potwierdza. Nie każda z nas chce 

być partnerem, bo wiemy, że im wy-

żej w hierarchii, tym obowiązków jest 

więcej. I nie ma w tym niczego złego. 

Przeciwnie, zły jest trend wywierania 

presji na kobiety, by ponad wszystko 

stawiały pracę zawodową.

Krzysztof Wierzbowski: 

Cieszę się, że taka 

opinia się pojawiła i że wypowiedziała ją 

kobieta. Ja nie potrafię wskazać ani jed-

nego przykładu środowiskowej dyskry-

minacji kobiet i jako pracodawca z pew-

nością sam nie traktuję ich gorzej niż 

mężczyzn. Musimy jednak pamiętać, że 

nie da się przykładać tej samej miary do 

ludzi, którzy mają odmienne priorytety. 

Produktywność osoby, dla której liczy się 

work-life balance, jest inna niż takiej, 

która nie ma rodziny i której jedynym 

obciążeniem jest np. upodobanie do jaz-

dy na motorze w weekendy.

Milena Bogdanowicz:

 Też nie sądzę, by moż-

na było mówić o jakimś „uwzięciu się” 

na kobiety. Chodzi raczej o biologię: to 

my rodzimy dzieci, to my chodzimy 

na urlopy macierzyńskie, bo nie znam 

żadnego prawnika, który by poszedł na 

urlop ojcowski. Ważne, by pracodaw-

cy szanowali naszą wolę i pozytywnie 

odnosili się do prawniczek matek, ofe-

rując np. właśnie uelastycznienie go-

dzin pracy.

Jan Kaczmarczyk:

 To, żeby nie było zbyt 

różowo, ja wbiję kij w mrowisko. Pa-

miętajmy, że adwokaci nie mogą pra-

cować na umowę o pracę, więc kobieta, 

nawet partner, nie może liczyć – przy-

najmniej formalnie – na żaden urlop 

macierzyński. Gdy kiedyś zapytałem, co 

w sytuacji urodzenia dziecka, usłysza-

łem od jednej z pań: „Wtedy musimy 

sobie radzić same”. W wielu miejscach 

to jest wciąż nierozwiązany problem. 

Druga anegdota, też mało zabawna. 

Międzynarodowa kancelaria, mana-

gement commitee piętnastu partne-

rów spotykających się dość regularnie 

w Nowym Jorku, rozważania o idei po-

wołania komitetu ds. równego trak-

towania kobiet. Wszyscy rozmawiają 

o tym, jak to dobrze w tej międzyna-

rodowej firmie są traktowane kobiety 

na poziomie partnerów. A ile ich jest 

wśród tych 15 osób? Jedna. Czy na pew-

no wszystko jest w porządku?

Agata Szczap: 

Jeśli chodzi z kolei o wspo-

mnianą „dyskryminację finansową” 

kobiet, to odnoszę wrażenie, że jedną 

z przyczyn takiego stanu rzeczy może 

być wciąż jeszcze dość widoczna róż-

nica w mentalności zawodowej kobiet 

i mężczyzn (niezależnie od branży). 

Kobiety, mimo to, że są w większości 

pracownikami rzetelnymi, sumienny-

mi i pracowitymi, raczej biernie ocze-

kują na pochwały i awanse, również te 

finansowe. Mężczyźni natomiast wy-

kazują się z reguły większą przedsię-

biorczością, odwagą i pewnością sie-

bie, zdecydowanie częściej aktywnie 

zabiegając o należną im promocję, co 

w efekcie przekłada się odpowiednio na 

wzrost poziomu ich zarobków.

Czas na podsumowanie. Odnoszę 
wrażenie, że gdyby badanie, w oparciu 
o które powstał raport, przeprowa-
dzone zostało tylko w Polsce, wyniki 
byłyby jeszcze bardziej pesymistyczne. 
Bo na naszym rynku młodzi prawnicy 
mają więcej powodów do narzekania 
niż ich koledzy w innych krajach. Czyli 
młode pokolenie rewolucji raczej nie 
dokona.

Krzysztof Wierzbowski:

 Zmiana pokolenio-

wa jest nieunikniona i ona zapewne 

przełoży się na sposób funkcjonowania 

kancelarii. Jestem jednak przekonany, 

że gdy ci młodzi ludzie staną przed za-

daniem zarządzania kancelarią, to na 

pewne rzeczy spojrzą z innej strony, 

bardziej rozumiejąc rynek i klientów. 

W związku z tym to nie będzie taka 

zmiana zero-jedynkowa, ale siłą rze-

czy nastąpi.

Justyna Szpara: 

Ja nie zgadzam się z tezą, 

że raport jest pesymistyczny. Wydaje mi 

się, że z niego wynika coś, czego wielu 

młodych ludzi sobie nie uświadamia: 

że zawód prawnika jest po prostu bar-

dzo trudny, niesie ze sobą wiele moż-

liwości, ale wiąże się również z wielo-

ma wyrzeczeniami. Jeżeli ktoś wybiera 

taką karierę, bo ogląda seriale w stylu 

„Ally McBeal” czy modne dziś „Prawo 

Agaty”, może być tą rzeczywistością 

rozczarowany.

Waldemar Koper: 

Osobiście odbieram ten 

raport jako bardzo istotny i uniwersal-

ny głos w debacie na temat potrzeby 

modernizacji tradycyjnego modelu wy-

konywania zawodu prawnika. Wydaje 

mi się, że to głos, który łączy młodsze 

i starsze pokolenie, a tendencje świato-

we widzimy także w Polsce. Co ciekawe, 

aspiracje opisane w raporcie mogą być 

najpełniej realizowane w wewnętrz-

nych działach prawnych i to jest nie-

zwykle ważny wniosek dla całego po-

kolenia młodych prawników.

Agata Szczap: 

Warto dodać, że etap bycia 

prawnikiem in-house może być celem 

samym w sobie, ale może być również 

swego rodzaju pomostem, bezcennym 

okresem przejściowym pomiędzy eta-

pem pracy w dużej korporacji a fazą 

tworzenia własnej kancelarii. Młody 

prawnik, zdobywszy potężną wiedzę 

prawną i doświadczenie w dużej kan-

celarii, może następnie rozwinąć swój  

warsztat zawodowy o umiejętności po-

zaprawne, feeling biznesowy oraz efek-

tywne strategie zarządzania, po to by 

ostatecznie przekuć to wszechstronne 

doświadczenie w zupełnie nową jakość 

– własną kancelarię.

Milena Bogdanowicz: 

Sądzę, że alternatywą 

dla tych młodych prawników, którzy 

nie widzą dla siebie perspektyw w du-

żej kancelarii czy w ramach wewnętrz-

nego działu prawnego jest założenie 

własnego butiku. Czyli zdobycie do-

świadczenia i specjalizacja w wąskiej 

dziedzinie w ramach dużej struktury, 

a potem rozpoczęcie działania na wła-

sny rachunek.

Krzysztof Wierzbowski:

 Kancelarie butiko-

we oczywiście są i będą istniały, nieko-

niecznie jest to jednak rozwiązanie na 

problemy dzisiejszych 30-latków. Moda 

na kancelarie butikowe na Zachodzie 

już przemija. W praktyce wąska specja-

lizacja i mała liczba rąk do pracy unie-

możliwiają prowadzenie dużych spraw.

U nas przeciwnie, można odnieść 
wrażenie, że taka moda rozkwita. 
Mamy więc dobry temat na kolejną 
ciekawą debatę.

ludzie siedzą po nocy przy tej przy-

słowiowej ostatniej świecącej się 

lampce w hali fabrycznej i nie mają 

pojęcia, co ich czeka.

Krzysztof Boszko:

 Problem wynika 

przede wszystkim z drastycznego 

przyrostu prawników. Na pierwszym 

roku aplikacji adwokackiej w Warsza-

wie jest obecnie 800 osób, 1,6 tys. apli-

kantów adwokackich przystąpiło do 

niedawnego egzaminu zawodowego. 

Może 10 proc. tych, którzy niedługo 

trafią na rynek, znajdzie zatrudnie-

nie w wiodących międzynarodowych 

firmach, czyli to tylko dla tych ludzi 

pojawia się pytanie o ścieżkę awan-

su. Na ich poziomie to jest jednak 

walka o ogień, bo jeśli kolega się 

przebije, to nie przebiję się ja. A to 

znowu dyktuje zachowania, które 

nie są racjonalne i czasami nieetycz-

ne. Rolą pracodawców jest dążenie 

do ucywilizowania ścieżek awansu, 

tyko żeby była jakaś ścieżka, musi być 

miejsce, na które można awansować. 

Poziomy górne w zasadzie są zajęte, 

pozycji partnerów, senior parterów 

w wielkich firmach nadmiaru w Pol-

sce nie ma i nie będzie przez długi 

czas, nawet zakładając dalszy rozwoj 

rynku usług.

Chce pan powiedzieć, że młodzi 
prawnicy nie zrewolucjonizują 
rynku, bo ci, którzy mają jakąkol-
wiek pracę, podporządkowują się 
szefom, partnerom, byle tylko ją 
utrzymać, tak?

Krzysztof Boszko:

 Sądzę, że tak, dla dużej 

części młodych prawników trafiających 

do dużych kancelarii prawniczych samo 

wejście tam i utrzymanie się jest dziś 

życiowym celem.

Waldemar Koper: 

 Z raportu bije sprzeciw 

wobec tradycyjnej kultury wykony-

wania zawodu w kancelariach i dzia-

łania w sposób, który można określić 

jako 24/7. Wydaje mi się, że młodzi 

ludzie spotykają się ze ścianą, biją 

głową w mur i nie mogą go przebić.

Jakie mogą być tego efekty? Czy 
w związku z obecną sytuacją młodzi 
prawnicy będą częściej zastanawiali 
się nad założeniem własnej niewielkiej 
kancelarii, odejdą z zawodu, czy też 
będzie rosło zainteresowanie pracą 
prawnika in-house?

Waldemar Koper: 

 Przyznam, że aspira-

cje, które przebijają z tego raportu, 

doskonale wpisują się w podejmo-

wane przeze mnie próby promo-

wania obsługi wewnętrznej jako 

de facto najbardziej efektywnej, 

najtańszej i najbardziej korzystnej 

formy obsługi prawnej dla przedsię-

biorcy. Czytam, że młodzi chcą, aby 

profesja nie była wykonywana w spo-

sób tradycyjny, ale bardziej komercyjny 

– działy wewnętrzne są tu doskonałą 

odpowiedzią. Młodzi sygnalizują, że 

w ogóle nie mają kontaktu z klientami  

– w dziale wewnętrznym ma się ekspo-

zycję ogromną. Jeśli mówimy o satys-

fakcji zawodowej, to będąc w środku 

dużej organizacji, ma się tak dużą 

różnorodność kontaktów i zakres 

spraw, że siłą rzeczy jest to fascynu-

jące i inspirujące. Jeśli chodzi o ela-

styczność zawodową, wszystko za-

leży od kultury organizacji w danej 

firmie, prawnicy najczęściej jednak 

mają zadaniowy czas pracy, czyli dzia-

łają według formuły, wykonałem zada-

nie – wychodzę. Jeżeli nie – prawie we 

wszystkich organizacjach można pra-

cować z domu, jest możliwość umówie-

nia się z kolegami z zespołu, że dany 

temat zostanie odłożony na później.

Agata Szczap:

 Podpisuję się obiema rę-

kami pod tym, co powiedział pan 

mecenas, bo to są właśnie główne 

powody, dla których zdecydowa-

łam się przekierować swoją ścież-

kę kariery na zasadniczo inne tory, 

rezygnując z pracy w ramach dużej 

kancelarii na rzecz bycia prawnikiem 

wewnętrznym. Dzięki pracy w ramach 

struktur wewnętrznych przedsiębior-

Milena Bogdanowicz

 

radca prawny 

w kancelarii LSW 

Leśnodorski, 

Ślusarek i Wspól-

nicy, zwyciężczyni 

konkursu Rising 

Stars Prawni-

cy Liderzy Jutra 

w 2013 r.

Agata Szczap 

dyrektor departa-

mentu prawnego 

w Spectrum Deve-

lopment sp. z o.o., 

wcześniej przez 

siedem lat zwią-

zana z kancelarią 

White & Case

Krzysztof   

Wierzbowski 

adwokat, part-

ner zarządzający 

kancelarii Wierz-

bowski Eversheds, 

która w 2012 r. 

została uznana 

przez Krajową Izbę 

Radców Prawnych 

za najbardziej inno-

wacyjną kancelarię 

w Polsce

Waldemar Koper 

radca prawny, 

dyrektor ds. praw-

nych w Kompanii 

Piwowarskiej, 

prezes zarządu 

Polskiego Stowarzy-

szenia Prawników 

Przedsiębiorstw, 

w 2012 r. 

uznany przez KIRP 

za najbardziej 

innowacyjnego 

prawnika in-house

Krzysztof Boszko 

adwokat, part-

ner kancelarii 

Łepkowski, Boszko 

i Wspólnicy, były 

sekretarz Naczelnej 

Rady Adwokackiej

Jan Kaczmarczyk 

adwokat, associa-

te w kancelarii K&L 

Gates, laureat ubie-

głorocznej edycji 

konkursu Rising 

Stars

Justyna Szpara

 

adwokat,  

partner zarzą-

dzający kancelarii 

Łaszczuk i Wspól-

nicy, zwyciężczyni 

konkursu Rising 

Stars Prawni-

cy Liderzy Jutra 

w 2012 r.

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               5 / 8

background image

 

C6

nagrody ZłotyCh paragrafów

 

Prof. Andrzej Zoll prawnikiem 20-lecia

Jestem bardzo 

zadowolony z drogi, 

jaką wybrałem, bo 

dzięki niej mogłem być 

bliskim obserwatorem 

życia politycznego, 

a w pewnych sytuacjach 

nawet pokazywać 

politykom żółtą kartkę 

bez jednoczesnego 

wikłania się w konflikty 

– mówi prof. Andrzej 

Zoll, laureat nagrody 

specjalnej DGP 

dla prawnika 20-lecia

Miałem w życiu 

szczęście

w ciągu ostatnich dwudziestu pięciu lat 
pełnił pan kilka eksponowanych funkcji, 
mających kluczową rolę w kształtowaniu 
prawa oraz standardów jego stoso-
wania w  polsce. w którym momencie 
swojej długiej służby publicznej miał 
pan poczucie największego osobistego 
wpływu na porządek prawno-polityczny 
w naszym kraju?

Z pewnością było to w trakcie całej pracy 

w Trybunale Konstytucyjnym. Zacząłem 

swoją kadencję z pewnymi przygodami 

1 grudnia 1989 r., bo jednocześnie oka-

zało się, że musimy złożyć ślubowanie 

na tekst wciąż obowiązującej wówczas 

konstytucji z 1952 r. Dopiero pod na-

ciskiem sędziów parlament uchwalił 

nowelizację ustawy o Trybunale Kon-

stytucyjnym, która wprowadziła nową 

rotę przysięgi, a w tym samym miesiącu 

zmieniono również samą konstytucję. 

Wszystko to działo się bardzo szybko 

i niemal z dnia na dzień rozpoczęła się 

gruntowana reforma polskiego systemu 

prawnego. Zaraz na początku 1990 r. 

do trybunału zaskarżono przecież re-

formę Balcerowicza, która wiązała się 

z bardzo poważną dyskusją na temat 

organizacji życia gospodarczego. Nie-

wątpliwie czuliśmy wtedy na sobie 

ogromny ciężar. Konstytucja z 1952 r. 

nawet ze zmianami była wysoce nie-

adekwatnym aktem w odniesieniu do 

przemian, jakie zachodziły w Polsce 

na początku lat 90. Przecież nie było 

w niej właściwie określonych podsta-

wowych praw i wolności obywatelskich, 

nie było prawa do sądu i ochrony ży-

cia. Te wszystkie zasady kształtowali-

śmy dopiero orzecznictwem w opar-

ciuo przepis wprowadzony w 1989 r., 

zgodnie z którym Rzeczpospolita Pol-

ska jest demokratycznym państwem 

prawnym urzeczywistniającym zasady 

sprawiedliwości społecznej.  To dawało 

nam możliwość skutecznej weryfikacji 

systemu prawnego. Pod wieloma wzglę-

dami był to niezwykle ciekawy okres. 

w jakim stopniu praca w trybunale 
pociągała za sobą konieczność zmagania 
się z presją polityczną?

Szczerze mówiąc to trybunał został 

w tym sensie oszczędzony, nie było 

żadnych telefonów z sugestiami. Do-

skwierała nam raczej presja wytwarzana 

przez publikacje prasowe, które jedno-

znacznie z góry przesądzały, jak mamy 

pewne kwestie rozstrzygnąć. Zdarzało 

się czasem, że niektórzy z wnioskodaw-

ców – pominę ich nazwiska – występo-

wali do trybunału i od razu udzielali 

w mediach wywiadów na temat tego, 

jak Trybunał Konstytucyjny powinien 

orzec. A my często musieliśmy zdecydo-

wać zupełnie inaczej niż wnioskodawca 

to sobie wyobraził. Natomiast bardziej 

bezpośrednich nacisków na szczęście 

nie było. Trybunał miał jednak tak duży 

autorytet, że nawet najważniejsi polity-

cy nie odważali się wywierać na niego 

wpływu. Tylko raz odwiedził mnie jeden 

z wicepremierów, aby powiedzieć, jak 

niezwykle kosztowne może być nasze 

orzeczenie. Wybrnąłem z tego w ten 

sposób, że tym razem zaprosiłem go do 

trybunału na wygłoszenie odczytu dla 

sędziów i innych gości na temat polity-

ki gospodarczej państwa. Wicepremier 

przyszedł na to spotkanie, wygłosił od-

czyt i zrozumiał, o co mi chodziło. 

a czy rozważał pan kiedykolwiek kandy-
dowanie na funkcje, które umożliwiają 
bezpośredni wpływ na proces tworzenia 
prawa?

Miałem wprawdzie możliwość startowa-

nia do Sejmu w 1989 r., ale taka propozy-

cja padła już po tym, jak zobowiązałem 

się, że zostanę wiceprzewodniczącym 

Państwowej Komisji Wyborczej.  Jestem 

bardzo szczęśliwy z tej decyzji i drogi, 

jaką wybrałem, bo dzięki niej mogłem 

być bliskim obserwatorem życia poli-

tycznego, a w pewnych sytuacjach na-

wet pokazywać politykom żółtą kartkę 

bez jednoczesnego wikłania się w kon-

flikty, na których zawsze bardzo wiele 

się traci. Pozycja, jaką zajmowałem po-

zwoliła mi natomiast wyjść cało. 

tak bliski kontakt ze światem polityki 
przez ostatnie dwie dekady, zwłasz-
cza obecnie, kiedy jest pan członkiem 
Komisji Kodyfikacyjnej prawa Karnego, 
zapewne jednak wiąże się z poczuciem 
bezsilności w niektórych sytuacjach.

Bardzo często, zwłaszcza że trafiła pani 

na moment, kiedy jako komisja kodyfi-

kacyjna z taką sytuacją właśnie się siłu-

jemy. Prowadząc prace nad nowelizacją 

kodeksu karnego oraz kodeksu postę-

powania karnego, spotykamy się z du-

żym niezrozumieniem, niestety także ze 

strony różnych agend rządowych. Naj-

większe pretensje mam do Rządowego 

Centrum Legislacji właśnie za całkowity 

brak zrozumienia materii problemowej, 

którą chcemy uregulować.  Nie twierdzę, 

że nasze propozycje w zakresie nowe-

lizacji kodeksu karnego nie mogą być 

przez premiera zmieniane czy nawet 

blokowane, bo to w końcu on powołał 

komisję, zaufał nam, że jesteśmy specja-

listami w swojej dziedzinie i to on powi-

nien politycznie ocenić projekt. Jednak 

ingerencja urzędników poszła tak da-

leko, że po weryfikacji RCL projekt bez 

żadnego uzasadnienia zmienił się o 180 

stopni. Pod tym jako komisja podpisać 

się już nie możemy. Byłem inicjatorem 

RCL w czasie rządów premiera Jerzego 

Buzka i muszę przyznać, że nie tak sobie 

wyobrażałem zarówno jego działanie, jak 

i kompetencje jego pracowników. Zresztą 

niezrozumienie naszych działań doty-

czy nie tylko polityków czy urzędników. 

Weźmy chociażby ostatnie doświadcze-

nie. W listopadzie ubiegłego roku ko-

misja przedstawiła projekt nowelizacji 

przepisów dotyczących ochrony życia 

i zdrowia. W odpowiedzi spotkaliśmy 

się z histerycznym wręcz atakiem, nie-

stety ze strony osób, które z pewnością 

nie miały w rękach naszego projektu, 

bo ich zarzuty w ogóle go nie dotyczyły. 

Wytworzyły za to negatywną atmosferę 

i w efekcie niewątpliwie to one dopro-

wadziły do zablokowania tych propozycji. 

Tymczasem niedługo potem można było 

usłyszeć o takich przypadkach jak śmierć 

nienarodzonych bliźniąt we Włocławku, 

które stanowią najlepsze świadectwo 

tego, że kwestie ochrony życia i zdrowia 

należy uregulować na nowo. 

Czy obserwując młode pokolenia praw-
ników jest pan spokojny o to, że znajdzie 
się wśród nich wielu, którzy poświęcą się 
tak trudnej i wymagającej często służbie 
publicznej?

W

o

JT

e

K

 gó

RSK

i

 Redakcja: ul. Okopowa 58/72; 01-042 Warszawa, tel. 22 530 40 40, faks: 22 530 40 39; e-mail: gp@infor.pl 

 Redaktor naczelna: Jadwiga Sztabińska  

 Zastępcy redaktor naczelnej: Andrzej Andrysiak, Dominika Sikora, Paweł Nowacki 

 Sekretarze: Łukasz Bąk, Rafał Drzewiecki, Anna Godlewska, Leszek Majkut,  

Mirosław Mazanec, Mira Suchodolska 

 Redaguje: Ewa Szadkowska 

 Szef działu foto: Krzysztof Cieślewicz 

 Biuro reklamy (tel. 22 530 44 44):  

Dyrektor: Monika Szulc-Wąsikowska, tel. 22 530 40 17 

 Szef studia DTP: Jacek Obrusiewicz 

 Produkcja: Elżbieta Stamler, tel. 22 530 42 24

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               6 / 8

background image

 

prawnik 

 18–21 kwietnia 2014 nr 76 (3717)  

gazetaprawna.pl

Jeśli chodzi o przygotowanie do 

zawodu to przyznam, że bardzo 

jestem zaniepokojony tym, co 

się właśnie wyczynia z Krajową 

Szkołą Sądownictwa i Proku-

ratury. Wprowadzane obecnie 

zmiany są całkowicie nieuza-

sadnione. Ten krótki okres 

funkcjonowania szkoły (KSSiP 

została powołana w 2009 r. 

– przyp. red.) pokazał, że po-

trafi  ona znakomicie kształ-

cić kandydatów na sędziów, 

ale niestety mam obawy, że 

środowisko sędziowskie nie 

jest gotowe, aby przyjąć tak 

dobrze przygotowanych do 

zawodu młodych ludzi.  Boję 

się, że stanie temu na prze-

szkodzie oportunizm części 

sędziów, bo to ich lobby spo-

wodowało turbulencje, które 

obecnie przeżywa KSSiP. 

Wyłamał się pan z rodzinnej tradycji 
cywilistycznej, zostając specjalistą 
w dziedzinie prawa karnego. Czy zawód 
prawniczy był tak naturalnym wyborem, 
że jedynie przy decyzji o specjalizacji 
miał pan swobodę?

Nie do końca, bo w rzeczywistości chcia-

łem iść na medycynę. Nie byłem jed-

nak najlepszym uczniem i nie miałem 

szans dostać się na Akademię Medycz-

ną. Dlatego prawo było takim wyborem 

negatywnym. W zawodzie prawnika za-

wsze jednak brakowało mi możliwości 

jednoznacznej weryfi kacji mojej pracy 

i niekwestionowanego stwierdzenia, 

czy norma jest słuszna, a dana wykład-

nia lepsza od innej. W odróżnieniu od 

lekarza, prawnik nigdy nie może mieć 

poczucia pełnego, bezwarunkowego 

sukcesu.

Rozmawiała Emilia Świętochowska

  REKLAMA

reklama gazeta prawna zatw.indd   1

4/15/14   3:03 PM

Podczas gali 
laudację na cześć
prof. Andrzeja 
Zolla wygłosił 
Marek Biernacki, 
minister spra-
wiedliwości. 
Wszystkim 
nagrodzonym 
Złotymi Paragra-
fami gratulowali 
też w przesłanych 
listach prezydent 
Bronisław Komo-
rowski i marszałek 
Sejmu Ewa Kopacz

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               7 / 8

background image

 

C8

Opinie

 

Informatyzacja wymiaru sprawiedliwości

Prof. Jacek  

Gołaczyński

pełnomocnik ministra sprawie-

dliwości, koordynator krajowy 

ds. wdrożeń systemów tele-

informatycznych w sądach 

powszechnych

  reklama

spójna polityka bezpieczeństwa mini-

sterstwa Sprawiedliwości i sądów.  

Należy zatem zauważyć, że rola mi-

nistra sprawiedliwości sprowadza się 

w tym obszarze do zapewnienia sądom 

prawidłowego funkcjonowania przy wy-

korzystaniu systemów informatycznych. 

Początkowo rozwój informatyki sądo-

wej odbywał się bowiem oddolnie, czyli 

każdy sąd rejonowy, okręgowy czy ape-

lacyjny samodzielnie tworzył, nabywał 

i rozwijał oprogramowanie do obsługi 

postępowań sądowych bądź obsługi fi-

nansowo-kadrowej. Informatyzacja cen-

tralna realizowana przez ministerstwo 

Sprawiedliwości była widoczna jedynie 

w ramach rejestrów sądowych, czyli kra-

jowego rejestru karnego, rejestru Za-

stawów, krajowego rejestru Sądowego 

i ksiąg Wieczystych. Szybko jednak do-

strzeżono, że informatyzacja prowadzo-

na osobno, w rozproszeniu niesie ze sobą 

duże koszty oraz brak możliwości łącze-

nia systemów informatycznych w celu 

wymiany gromadzonych danych (np. 

między różnymi instancjami).

Redukcja kosztów

Jest jasne zatem, że w procesie zarzą-

dzania projektami informatycznymi, 

a później już systemami teleinforma-

tycznymi, konsolidowanie rozwiązań 

powoduje racjonalizację wydatków, pod-

nosi bezpieczeństwo przechowywanych 

danych, ułatwia wymianę danych, wpły-

wa na zmniejszenie kosztów utrzyma-

nia tych systemów oraz umożliwia szyb-

kie i efektywne wprowadzanie zmian 

w funkcjonalnościach. Należy przecież 

pamiętać, że systemy informatyczne 

służą obywatelom, którzy korzystają 

z tych usług (np. z ksiąg wieczystych). 

Dla przykładu, trudno sobie wyobra-

zić sytuację, w której księga wieczysta 

w postaci elektronicznej będzie miała 

inny wygląd w poszczególnych sądach. 

Teraz mamy jednolity system ksiąg wie-

czystych, który nazywamy Nową księgą 

Wieczystą, choć informacje do Central-

nej Bazy Danych ksiąg Wieczystych są 

przesyłane przez wszystkie wydziały 

wieczystoksięgowe w Polsce.

Gdy chce się podążać za pozytyw-

nymi wzorcami z krajów ościennych, 

oczywiste staje się, że w strukturze or-

ganizacyjnej polskiego wymiaru spra-

wiedliwości, w obszarze usprawnienia 

informatycznego sądów, zasadniczą rolę 

powinien odgrywać minister sprawie-

dliwości. On bowiem dysponuje apara-

tem w postaci resortu, a jego ramach 

wyspecjalizowanego departamentu, 

który we współpracy z sądami może re-

alizować centralnie pozytywne zmiany 

informatyczne służące sądom oraz stro-

nom postępowania sądowego. Jednakże 

minister sprawiedliwości na ogół będzie 

jedynie administratorem systemu infor-

matycznego obsługującego sądy czy po-

stępowania sądowe. Jego rola ogranicza 

się do udostępnienia sądom narzędzia 

służącego do przechowywania i prze-

twarzania danych o sprawach, w tym 

danych osobowych.

Nie należy mylić tej roli z rolą admi-

nistratora danych osobowych, co zgod-

nie z art. 7 pkt 4 ustawy o ochronie da-

nych osobowych dawałoby ministrowi 

sprawiedliwości prawo do decydowania 

o celach i środkach przetwarzania da-

nych. Stosując analogię do bliższych 

czytelnikowi obszarów działalności in-

stytucji publicznych, model propono-

wany przez mS stawia ministra w roli 

usługodawcy podobnego do podmiotu 

udostępniającego usługę poczty elektro-

nicznej. Usługodawca ten przechowuje 

i przetwarza dane składowane w syste-

mie przez usługobiorcę, lecz nie ma do 

nich wglądu i jest zobowiązany do  za-

chowania najwyższego standardu bez-

pieczeństwa wynikającego z np. ustawy 

o ochronie danych osobowych oraz nie 

decyduje o tym, komu i na jakich zasa-

dach dane udostępniać. Dzięki temu 

prezes danego sądu posiada wszelkie 

uprawnienia do dysponowania tak 

danymi spraw, jak i danymi osobowy-

mi w nich zawartymi, a rola ministra 

ogranicza się do udostępnienia narzę-

dzi i zasobów potrzebnych do realizacji 

zadań prezesa.

Nie można jednak zapomnieć, że mi-

nister dbając o poprawność i rozliczal-

ność dostępu do wspomnianych narzę-

dzi, musi utworzyć nowy zbiór danych 

osobowych będący listą użytkowników 

systemu, co zostało wskazane w projek-

towanej treści art. 175a p.u.s.p. admini-

stratorami danych osobowych znajdu-

jących się w aktach sprawy pozostają 

prezesi właściwych sądów, a minister 

pełni jedynie funkcję przetwarzającego 

w rozumieniu ustawy o ochronie da-

nych osobowych.

Centralny system

Wyposażenie go w uprawnienia do 

przetwarzania danych osobowych użyt-

kowników systemów teleinformatycz-

nych zostało przez ustawodawcę sko-

relowane z nałożeniem obowiązków 

związanych z zapewnieniem odpo-

wiedniej infrastruktury oraz zasobów 

ludzkich i sprzętowych. Przykładem, 

który ilustruje zamysł ustawodawcy, 

jest nałożenie na ministra obowiązku 

prowadzenia w systemie teleinforma-

tycznym zbioru przesłanych przez pre-

zesów sądów orzeczeń oraz udostępnie-

nie treści tych orzeczeń w Biuletynie 

Informacji Publicznej. Zadaniem szefa 

resortu sprawiedliwości jest zatem je-

dynie stworzenie centralnego systemu 

teleinformatycznego zapewniającego 

techniczną obsługę publikacji orzeczeń 

w BIP.

Obecnie prezesi sądów apelacyjnych 

i okręgowych oraz niektórzy prezesi są-

dów rejonowych publikują swoje orze-

czenia w portalach prowadzonych przez 

poszczególnych prezesów sądów apela-

cyjnych, a podstawą takiej praktyki są 

porozumienia o powierzeniu przetwa-

rzania danych osobowych zawierane 

z poszczególnymi prezesami. analogicz-

nie w przypadku Portalu Informacyj-

nego minister sprawiedliwości został 

zobligowany do zapewnienia central-

nego i jednolitego systemu identyfiko-

wania użytkowników systemu. W efek-

cie umożliwi to powołanie centralnego 

Portalu Informacyjnego dla wszystkich 

sądów w miejsce dotychczas rozproszo-

nego systemu działającego odrębnie dla 

każdej apelacji.

Informatyzacja sądów oraz postępowania 

sądowego rodzi konieczność ponownego 

przyjrzenia się problematyce ochrony 

danych osobowych w sądowych urządze-

niach ewidencyjnych, działających także 

w postaci elektronicznej. Zagadnienie to 

sygnalizował generalny inspektor ochro-

ny danych osobowych w swoich wystą-

pieniach do ministra sprawiedliwości. 

Obecny projekt zmian ustawy – Pra-

wo o ustroju sądów powszechnych w tej 

części stanowi próbę dostosowania re-

gulacji prawnych do postępującej stale 

informatyzacji sądów i postępowań sądo-

wych. W projekcie tym zaproponowano 

rozdział 2 „Informatyzacja sądów”, gdzie 

jednoznacznie wskazano, że minister 

sprawiedliwości wykonuje zadania z za-

kresu informatyzacji sądów polegające 

na projektowaniu, wdrażaniu, eksploata-

cji, integracji, rozwoju i udostępnianiu 

systemów teleinformatycznych obsłu-

gujących postępowania sądowe lub sądy 

oraz zapewnieniu możliwości wymiany 

danych pomiędzy tymi systemami. Bu-

dowa centralnych systemów informa-

tycznych wymaga także zapewnienia 

najwyższychstandardów bezpieczeństwa 

służących ochronie danych osobowych 

przetwarzanych w tych systemach, do 

czego został zobowiązany minister. 

Przejawem realizacji tego obowiązku 

jest chociażby wprowadzona w 2012 r. 

Dane dobrze chronione

Model proponowany przez resort 

stawia ministra sprawiedliwości 

w roli usługodawcy podobnego 

do podmiotu udostępniającego 

usługę poczty elektronicznej

Wygenerowano dnia 2015-02-20 dla loginu: johnprctorbob@gmail.com

                               8 / 8