background image

1

#10

Numer #10        Sierpień 2009        Cena: 10 zł (w tym 7% VAT)

TAD WITKOWICZ

Porozmawiaj z amerykańskim miliarderem

polskiego pochodzenia

str. 10

background image

REDAKCYJNE

Wstępniak #10 

5

Listy do redakcji 

6

FUNDACJA

Relacja Narodziny Wojownika 

9

LUDZIE I SUKCES

Tadeusz „Tad” Witkowicz 

10-13

Damian Daszkiewicz 

14-15

Andrzej Wyszyński 

16-17

WIEDZA I UMIEJĘTNOŚCI

Jak gry komputerowe symulują życie 

18-20

Rekrutacja bez tajemnic cz. 3 

22

Kredyty 

24

Czy milioner powinien 

  

umieć przemawiać 

26-27

Czego Mrówka i Jim Rohn nauczyli 

 

mnie o biznesie  

28-29

PRACA I BIZNES

10 przykazań przedsiębiorcy 

30-32

Misja Strategie Sukces 

34-36

Kiedy małe dzieci płaczą 

37

Nasze komputery, 

 

wasze oprogramowanie 

38

Magia seriwsów społecznościowych 

39

Aktywny Inwestor 

40-41

 

EKONOMIA I GOSPODARKA

Uwolnić przedsiębiorczość 

42-43

Pierwsze dni kryzysu w USA 

44-45

Rządy Fachowców 

48-50

W NUMERZE

#10

2

#10

3

#10

background image

4

#10

5

#10

red. naczelny

Kamil Cebulski

k.cebulski@millionaire.pl

Zarząd redakcji:

Agata Sara Malinowska

as.malinowska@millionaire.pl

Grażyna Dobromilska

g.dobromilska@millionaire.pl

Redakcja

Andrzej Hanisz

a.hanisz@millionaire.pl

Tomasz Nawrot

t.nawrot@millionaire.pl

Tomasz Urbaś

t.urbas@millionaire.pl

Łukasz Nowak

l.nowak@millionaire.pl

Katarzyna Strzechmińska

k.strzechminska@millionaire.pl

Andrzej Blikle

a.blikle@millionaire.pl

Magdalena Szarafin

m.szarafin@millionaire.pl

Adam Hycnar

a.hycnar@millionaire.pl

Jan M. Fijor

jm.fijor@millionaire.pl

Maciej Budzisz

m.budzisz@millionaire.pl

Katarzyna Budzis

k.budzis@millionaire.pl

Piotr Mazurowski

p.mazurowski@millionaire.pl

Katarzyna Szafranowska

k.szafranowska@millionaire.pl

Tomasz Wykowski

t.wykowski@millionaire.pl

Michał Jankowiak

m.jankowiak@millionaire.pl

www.millionaire.pl

poczta@millionaire.pl

Witam  wszystkich  czytelników 

Millionaire 

Magazine. 

Dzisiaj 

występuję  w  nowej  roli.  Jest  to  rola 

redaktora  naczelnego.  Wracam  więc 

po blisko 8 latach na tę samą funkcję, 

którą  pełniłem  jeszcze  zanim  moja 

przygoda  z  biznesem  się  rozpoczęła. 

      Wspólnie z Adrianem Florkiem (byłym 

red.  nacz.)  podjęliśmy  taką  decyzję                                                                                        

ze względu na to, że nasz magazyn oraz 

naszą fundację czeka cała seria różnych 

zmian i przewartościować.

Najważniejszą  zmianą  jest  decyzja  o 

uruchomieniu drukowanej wersji maga-

zynu. Tak, tak. Kiedy blisko 2 lata temu 

powstawał Milionaire Magazine, zakła-

daliśmy, że będziemy tworzyć go  w po-

staci  elektronicznej,  ale  z  myślą  zbu-

dowania zespołu, który byłby w stanie 

stworzyć redakcję pisma drukowanego. 

Jest mi zatem niezmiernie miło poinfor-

mować, że po wydaniu 10 numerów pi-

sma, podejmujemy tę próbę i jest wielce 

prawdopodobne, że kolejny numer ma-

gazynu będzie miał także postać druko-

waną.

związku 

tym 

naszą 

redakcję  czeka  dużo  zmian.  Trzeba 

przeorganizować  wszystko.  Począwszy 

od strony internetowej, jakości tekstów, 

a na składzie pisma skończywszy. 

Wszystko  to  po  to,  aby  tworzyć                       

dla was, moi drodzy, coraz lepsze pismo, 

na coraz wyższym poziomie. 

Tak  więc,  czytacie  Państwo  ostatni 

numer  Millionaire  Magazine  w  znanej 

wam  formie.  A  jaka  będzie  nowa? 

Myślę, że bardziej atrakcyjna. 

Przede  wszystkim  powstanie  nowa 

strona  internetowa  magazynu,  która 

będzie  spełniać  także  formę  małego 

portalu.  Będą  tam  publikowane  newsy 

oraz  część  artykułów  z  aktualnych 

numerów.

Magazyn stanie się płatny. Każdy jego 

numer będzie kosztował 10 zł.  Będzie 

można  go  kupić  jednorazowo  bądź                                                                                       

w prenumeracie. Będzie dystrybuowany 

tylko i wyłącznie w wersji drukowanej, 

ale,  jak  już  wspomnieliśmy,  część 

artykułów będzie publikowana na naszej 

stronie internetowej.

Najprawdopodobniej  początkowo 

będzie można go kupić tylko i wyłącznie 

za  pomocą  internetu.  Myślę  jednak, 

że  bardzo  szybko  będziemy  w  stanie 

wyprodukować  tyle  magazynów,  że 

będzie także dostępny w sieciach Ruchu 

bądź Kolportel.

Zmiany  zachodzą  także  w  samej 

redakcji.  Przy  pracy  nad  magazynem 

zaangażowane  są  dziesiątki  naszych 

redaktorów i współpracowników, którzy 

tak naprawdę tworzą to pismo. Redakcja 

ciągle  jest  w  ruchu.  Do  tworzenia 

magazynu  dołączają  się  co  chwilę 

nowe  osoby.  Zapraszamy  każdego,  kto 

chciałby spróbować swoich sił w pracy 

redaktora. Pracy przy magazynie starczy 

dla wszystkich, a jestem pewny, że dla 

wielu praca w redakcji będzie wspaniałą 

drogą  do  późniejszego  własnego 

biznesu.

Ja  przeżyłem  dokładnie  taką  drogę, 

kiedy  blisko  9  lat  temu  postanowiłem 

założyć  magazyn  elektroniczny  o 

grach  komputerowych.  Budowałem  go 

kilka  miesięcy,  zebrałem  wokół  siebie 

wspaniałych ludzi, których  serdecznie 

pozdrawiam,  i  działaliśmy.  To  przy 

pracy  nad  podobną  do  Millionaire 

Magazine  gazetą  stawiałem  pierwsze 

kroki  w  biznesie.  Nauczyłem  się 

handlować  reklamą  i  poznałem  bardzo 

dobrze rynek drukarski. 

Moim  największym  marzeniem 

wtedy było sprawić, aby tworzone przez 

nas  pismo  ukazało  się  na  papierze.  

Wymieniłem  na  ten  temat  dziesiątki 

maili  i  odbyłem  wiele  spotkań,  ale, 

niestety,  tego  marzenia  nie  spełniłem. 

Jak  się  okazało,  zostało  ono  jedynie 

odłożone na kilka lat, aby dzisiaj stało 

się to w postaci Millionaire Magazine.

Myślę,  że  pierwszy  drukowany 

numer  Millionaire  Magazine  ukaże 

się  na  początku  października.  Już 

rozpoczęliśmy  nad  tym  prace  i  nie 

poddamy się łatwo.

Stąd  także  moja  serdeczna  prośba 

do Was, moi drodzy czytelnicy. Piszcie 

do  nas  do  redakcji  wszelkie  swoje 

uwagi,  sugestie,  prośby  czy  pytania. 

Tworzymy  to  pismo  dla  was  i  bez 

waszych  wskazówek  nie  uda  nam  się 

zorganizować  tak  pracy,  aby  każdy 

kolejny  numer  magazynu  był  coraz 

wyższej jakości.

Piszcie,  które  artykuły  wam  się 

podobają, które się wam nie podobają. 

O  czym  lubicie  czytać,  jakie  macie 

problemy. Każda wiadomość od was jest 

dla nas bezcenna, gdyż każda koryguje 

nasz kurs do sukcesu.

To tyle na dzisiaj. Oddaję wam więc 

10  numer  Millionaire  Magazine.  Mam 

nadzieję,  że  wam  się  spodoba.  Życzę 

przyjemnej lektury i z niecierpliwością 

oczekuję na wasze maile.

Wolności i sukcesów

Cebulski Kamil

k.cebulski@millionaire.pl

background image

LISTY                      

DO REDAKCJI

Serdecznie zapraszamy każdego do kontaktu z naszą re-

dakcją. Każda opinia i uwaga na nasz temat jest bardzo 

mile widziana. Może macie także jakieś sugestie związane 

z magazynem lub propozycje tematów na artykuły czy cie-

kawe osoby do wywiadów? Jeżeli tak to napiszcie nam o 

nich – 

poczta@millionaire.pl

.  

6

#10

7

#10

JD: 

Szanowny 

Panie 

Redaktorze 

Naczelny 

MM  uprzejmie  proszę                        

o  zwrócenie  uwagi  na 

bzdury,  które  wydaliście 

w  9  numerze  MM,  chyba, 

że  pan  też  je  podziela. 

Rozumiem, że osoba, która 

napisała  artykuł  o  MLM 

posiada  “doświadczenie” 

na  ten  temat  w  związku 

ze  sprzedażą  produktów 

Oriflame  i  chciałaby,  żeby 

tak  było,  jak  napisała. 

Z  pewnością  miało  to  na 

celu  pozyskanie  nowych 

konsultantów do tej firmy, 

a  temat  MLM-u  miał  być 

tylko narzędziem.
Odp:  Zaręczam  Pana,  że 

Magda Bienia związana jest 

z MLM od dawna i osiągnę-

ła w tej dziedzinie znacznie 

więcej niż opisuje w artyku-

le.  To  tak  odnośnie  faktów. 

Zgadzam się jednak z Panem. 

Również uważam, że w opu-

blikowanym tekście pojawi-

ło się za dużo autopromocji. 

Sprawa ta oraz kilka innych 

sprawiły, że w zeszłym mie-

siącu  Adrian  Florek  ustą-

pił  z  funkcji  red.  nacz.  a  ja 

przejąłem tę rolę i wprowa-

dzam zmiany. Podstawowy-

mi zmianami będzie właśnie 

pilnowanie  merytoryki  tek-

stów, pozyskanie nowych re-

daktorów  (dołączył  ostatnio 

do nas np. prof. Andrzej Bli-

kle i Tomasz Urbaś, napraw-

dę  wybitni  specjaliści)  oraz 

w  bliskiej  przyszłości  (paź-

dziernik  2009)  wprowadze-

nie płatnego magazynu oraz 

jednocześnie  ukazanie  się 

na  papierze,  między  inny-

mi  w  kioskach.  Już  spoglą-

dając  na  #10,  znajdzie  Pan 

dużo  zmian,  również,  my-

ślę, jakościowych. Liczę, że 

po zapoznaniu się z nowym 

numerem  również  podzieli 

się Pan swoją krytyczną opi-

nią,  gdyż  pozytywne  opinie 

dają  nam  dobry  nastrój,  ale 

negatywne popychają nas do 

przodu. Pozdrawiam. KC.
MJ:  Przeczytałem  artykuł 

w MM#9, a raczej wywiad z 

hinduską, która otworzyła 

w  Polsce  restaurację, 

która  się  przyjęła  i  działa 

już  15  lat.  Mam  pytanie, 

co  muszę  zrobić,  gdybym 

chciał otworzyć taką samą 

restaurację tylko w innym 

mieście,  jakieś  umowy  się 

podpisuje czy coś? Jak coś 

takiego wygląda?
Pytanie chyba nie do nas, a 

do  pani  Anity,  właścicielki 

restauracji. To. jak się z nią 

dogadasz i czy się dogadasz, 

to  już  Twoja  sprawa.  Nie 

wiem,  dlaczego  ludzie 

mają  jakieś  wewnętrzne 

przeświadczenie, 

że 

na  wszystko  są  wzory, 

formularze, 

licencje 

wprowadzone  przez  rząd. 

Wsiadasz  w  samochód, 

jedziesz  do  Szczecina  i  za 

kilka  godzin  rozmawiasz 

z  panią  Anią,  która,  znając 

przedsiębiorców, 

pilnuje 

swojej restauracji jak oka w 

głowie. Wydaje mi się, że z 

takim pytaniem to zaczynasz 

od “dupy strony”, a zaczynać 

trzeba zawsze od początku.
RO: Czy nie myśleliście m

oże                                 o 

zorganizowaniu  jakiegoś 

sklepiku  z  materiałami 

pomocniczymi 

dla 

p o c z ą t k u j ą c y c h 

przedsiębiorców,  książki/

filmy/poradniki podatkowe 

itp.  Myślę,  że  przy  MM 

byłby to dobry dodatek.
Nie,  nie  myśleliśmy,  aby 

coś  takiego  wprowadzić. 

Mijałoby  się  to  z  celami 

pisma  i  rozwodniło  naszą 

działalność. 

Chcemy 

skupić  się  na  tworzeniu 

markowego,  praktycznego 

pisma,  tworzonego  przez 

praktyków dla praktyków.

Kamil Cebulski

k.cebulski@millionaire.pl

background image

8

#10

9

#10

No  i  przyszedł  czas  na  sprawozda-

nie  z  naprawdę  niesamowitej  impre-

zy  –  Narodziny  Wojownika.  Kiedy 

wpadłam przez przypadek na stronę 

www.narodzinywojownika.pl

 

w  kwietniu,  strasznie  zdziwiłam  się,            

że tak późno tu dotarłam, i ucieszyłam, 

że jeszcze nie za późno, żeby się zapi-

sać. Było mi wstyd, że nie dość dobrze 

przeglądałam  projekty  fundacji  ;)                                                                                      

w końcu to już III edycja tego świet-

nego spotkania. 

Miało  być  sprawozdanie,  to  lecimy  po 

kolei. Tak  mi  się  udało,  że  do  miejsca 

spotkania nie miałam daleko, ponieważ 

Kamil  wspaniałomyślnie  zorganizował 

Wojownika  pod  Rypinem  (więc  nieda-

leko Torunia), w pięknym miejscu, nad 

jeziorem wśród lasów i koni ( w końcu 

byliśmy w Ranczo Konik ;)

Na miejscu czekało wiele atrakcji: 

paintball – zorganizowany przez Piotr-

ka,  młodego  przedsiębiorcę,  który,  jak 

się  okazało,  z  powodu  przyczyn  loso-

wych  wiózł  cały  sprzęt  (ponad  100kg) 

pociągiem z Zielonej Góry, co osobiście 

uważam na wyczyn niesamowity. Taką 

chęć do  rozwijania  biznesu  się  chwali. 

Jak się później okazało, tak zaimpono-

wał swoim wyczynem, że podczas MJM 

we Wrocławiu Piotrek dostał od Kami-

la Cebulskiego w użytkowanie auto do-

stawcze, które w firmie Kamila już nie 

jest tak bardzo przydatne.

firewalking – świetnie przygotowane 

miejsce  do  chodzenia  po  rozżarzonych 

węglach

 

grill – który tak naprawdę przez te 3 

dni w ogóle nie przestał się palić

ludzie  –  a  więc  kontakty  z  niezwykle 

ciekawymi przedsiębiorcami, czyli coś 

bezcennego, dlaczego ludzie potrafią 

jechać przez pół Polski. W tym roku 

na  imprezie  organizowanej  przez 

naszą  fundację  zjawiło  się  po-

nad 80 osób. Nie sposób było 

poznać dokładnie każego, ale 

kilka  biznesów  się  na  tym 

spotkaniu narodziło.

Przy  okazji  spotkania 

odbyło  się  również 

zakończenie  roku 

szkolnego  Alter-

natywnej Szko-

ły 

Biznesu 

i  Rozwoju  Osobistego  (

www.asbiro.

pl

). Dyplomy wręczali osobiście prezes 

szkoły Kamil Cebulski i jeden z wykła-

dowców Krzysztof Pauch.

Również  przy  okazji  miało  odbyć  się 

spotkanie  redaktorów  naszej  szanow-

nej  gazety,  jednak  sporej  grupie  osób 

nie  udało  się  dotrzeć  do  nas.  Pojawi-

łam się tylko ja we własnej osobie i re-

daktor Maciej Budzisz. Co nie znaczy,                                           

że  nie  porozmawialiśmy  sobie  bardzo 

miło na temat redakcyjnych planów na 

przyszłość,  których    wyniki  widzicie 

właśnie  w  nowej  odsłonie  naszego  pi-

sma. 

A  na  kolejną,  IV  edycję  Narodzin 

Wojownika  zapraszam  was  już  dziś                                                                                        

w  przyszłym  roku.  Podobnie  wspania-

łych  atrakcji  na  pewno  nie  zabraknie                                                        

i  na  pewno  będziecie  się  świetnie  ba-

wić.

Agata Sara Malinowska

as.malinowska@millionaire.pl

9

NARODZINY WOJOWNIKA

N A R O D Z I N Y

WO J O W N I K A

Sprawozdanie z imprezy

background image

10

#10

11

#10

C

o jest  potrzebne  do osiągnięcia suk-

cesu: samozaparcie i ciężka praca; 

oczy i uszy szeroko otwarte, żeby nie 

zmarnować szansy, która nigdy się nie 

powtórzy;  nawiązywanie  kontaktów 

z  niemal  wszystkimi,  czy  po  prostu 

szczęście?

U

ważam,  że  aby  osiągnąć  sukces                              

w życiu, trzeba spełnić trzy warunki: 

znaleźć okazję i ją rozpoznać, mieć siłę 

charakteru oraz konsekwentnie działać. 

Na  szczęście  liczyć  można  raczej  przy 

kupowaniu biletu na loterii.

biznesie  szansą  może  być  zmia-

na  koniunktury,  taka,  jaką  była 

zmiana  ustroju  w  Polsce  20  lat  temu, 

późniejsza prywatyzacja lub pojawienie 

się Internetu. Takie okoliczności tworzą 

luki  rynkowe,  które  można  wykorzy-

stać,  tworząc  działalność  gospodarczą. 

Wielu Polaków wzbogaciło się przy ta-

kich okazjach. Podałem przykład Inter-

netu, bo na tym się trochę znam. Poja-

wienie  się  go  spowodowało,  że  firmy 

masowo  zaczęły  zakładać  własne  stro-

ny  internetowe.  Równocześnie  zaczęły 

się  na  rynku  pojawiać  firmy  oferujące 

rozwiązania  problemów,  które  powsta-

ły tylko dlatego że pojawił się Internet. 

Problemy,  takie  jak  wyszukiwanie  da-

nych  (wyszukiwarki  internetowe),  za-

bezpieczenie przed hackerami (firewal-

l’e), zabezpieczanie się przed wirusami 

(programy  antywirusowe),  brak  odpo-

wiednich  programów  komputerowych 

lub komputerów (serwerów) dały zało-

życielom nowych firm okazję do stwo-

rzenia fortun. 

J

a  założyłem  trzy  firmy,  wykorzy-

stując  pojawienie  się  nowych  tech-

nologii,  takich  jak  światłowody,  sieci 

komputerowe i Internet. Dzisiaj takimi 

nowymi rynkami jest rynek alternatyw-

nych  źródeł  energii,  zielonych  techno-

logii czy biotechnologii. One wykreują 

nowe firmy.

życiu  jest  podobnie,  nawet  po-

rażki  mogą  stworzyć  okazję  do 

zaplanowania  sobie  lepszego  jutra.  Je-

śli zaś chodzi o siłę charakteru, to przy 

jej budowie najważniejsze są: zdolność 

krytycznego  myślenia,  kreatywność, 

pracowitość  i  wytrwałość.  Spotykam 

wielu ludzi z planami na biznes, którzy 

pałają  nieuzasadnionym  optymizmem. 

Po prostu nie spojrzeli na swój pomysł 

krytycznie i uważają, że jakoś to się zro-

bi, byle inwestor w nich zainwestował. 

Podobnie jest z ludźmi, którzy uważają, 

że życie im się jakoś ułoży i z  Bożą po-

mocą jutro będzie lepiej.

P

ewien  znajomy,  szef  firmy  Ventu-

re Capital z Bostonu powiedział mi 

niedawno, że na 200 biznesplanów, któ-

re rozpatruje, godnych zainwestowania 

jest  najwyżej  jeden,  natomiast  spośród 

dziesięciu  przedsięwzięć,  w  które  in-

westuje, na dwóch zarabia, na dwóch – 

trzech odzyskuje swoją lokatę, a na po-

zostałych  pięciu  traci.  Ja  też  inwestuję 

jako anioł biznesu i mam podobne staty-

styki. Są one mimo wszystko lepsze od 

gry w ruletkę, dlatego wciąż inwestuję. 

Do sukcesu potrzebne jest jednak scep-

tyczne  podejście  samego  pomysłodaw-

cy,  by  najpierw  przekonał  samego  sie-

bie,  że  nie  marnuje  czasu  i  pieniędzy 

swoich i inwestora. Podobnie jest w ży-

ciu, krytyczne spojrzenie na swoją sytu-

ację, analiza swoich plusów i minusów 

są podstawą planowania poprawy sytu-

acji. Tego  większość  ludzi  niestety  nie 

chce robić lub nie potrafi.

K

reatywność jest konieczna, bo trze-

ba  wymyślić  jakieś  nowe  rozwią-

zanie.  Przy  zakładaniu  firmy  musimy 

zaoferować coś, czego klienci nie mogą 

kupić od innych, istniejących firm. Pra-

cowitość i wytrzymałość idą w parze, bo 

większość ludzi, w tym również założy-

ciele biznesów, poddają się za szybko. 

K

onsekwentne  działanie  to  tak  jak 

bieg  maratoński.  Tak  jak  w  ma-

ratonie  trzeba  rozłożyć  siły,  tak  aby 

przebiec  42km  i  przybiec  na  me-

cie w czołówce, tak samo jest w życiu                                                                                    

i biznesie. Firmy upadają, bo nie osią-

gają zaplanowanych wyników, wydając 

przy tym wszystkie pieniądze. 

N

ajlepsza  rada,  jaką  kiedykolwiek 

otrzymałem,  pochodziła  od  sze-

fa  znnanej  amerykańskiej  firmy,  Ana-

log Devices, który powiedział: Zaplanuj 

swoje działanie jak najdokładniej, zrób 

pierwszy krok i sprawdź, czy wyniki są 

takie,  jakich  oczekiwałeś,  jeśli  tak,  to 

rób następny krok, jeśli nie, to cofnij się, 

przemyśl następny krok i dalej, tak krok 

po kroku aż osiągniesz sukces. Tę zasa-

dę można zastosować do każdej działal-

ności w życiu.

J

akie były początki? Pierwsza praca, 

pierwsze zarobione pieniądze.

S

tudia skończyłem w 1975, sytuacja                                                                                  

na  rynku  pracy  w  Kanadzie,  gdzie 

wtedy  mieszkałem,  dla  młodych  ludzi 

była  opłakana.  Dostałem  jednak  jed-

ną  ofertę  pracy  jako  inżynier  od  świa-

tłowodów.  Przyjęli  mnie,  bo  zaprezen-

towałem się jako młody, wykształcony, 

entuzjastyczny i z potencjałem chłopak. 

Nie  miałem  jednak  żadnych  kwalifika-

cji bo studiowałem fizykę, a ta nie ma 

wiele  wspólnego  z  zawodem  inżynier-

skim. Nie mając wyjścia, musiałem się 

uczyć elektroniki, wkuwając podręczni-

ki, bo obawiałem się, że firma zorientu-

je się w moich brakach i mnie zwolni.                           

Udało się dzięki ciężkiej pracy wieczo-

rami  i  w  weekendy.  Pracowałem  w  tej 

firmie 3 lata, później przeniosłem się do 

USA.  Zarobki  były  marne,  zarabiałem 

$1,000 na miesiąc, co po opłaceniu po-

datków dawało jakieś $700 miesięcznie. 

No ale to już były własne pieniądze, a 

nie pożyczki czy stypendia.

K

iedy odczuł Pan wyraźną popra-

wę finansową i komu ją zawdzię-

cza?

P

ierwszy raz poczułem grunt pod sto-

pami  dwa  lat  po  założeniu  własnej 

firmy.  Po  dwóch  latach  wysiłku  firma 

zaczęła wreszcie przynosić zyski. Wtedy 

mój wspólnik i ja kupiliśmy sobie samo-

chody firmowe, bo obaj jeździliśmy gra-

tami, a w USA bez samochodu, zwłasz-

cza w biznesie, nie da się funkcjonować. 

Po raz pierwszy poczułem, że może coś 

z  tego  życia  będzie.  Po  trzech  latach 

firma weszła na giełdę (NASDQ) i zo-

stałem multimilionerem, na razie tylko                                   

na  papierze;  na  tyle  były  wycenione 

moje udziały. Później giełda nurkowała,                                                                                      

a moje udziały straciły ponad 90 procent 

swej  wartości. Trzeba  było  je  sprzeda-

wać, gdy  stały wysoko, ale wtedy tego 

nie wiedziałem. Nauczyłem się dopiero 

na błędach. 

Najbardziej  przyczynili  się  do  tego 

sukcesu  inwestorzy,  a  raczej  anio-

łowie  biznesu,  którzy  zaryzykowali                                              

po  $11,000  każdy  na  zakup  udziałów                      

w  firmie  założonej  przez  dwóch  mło-

dych  chłopaków  bez  doświadczenia  w 

biznesie. 

J

ak pomnażał Pan zarobione przez 

siebie pieniądze?

P

omnażałem  pieniądze,  zakładając 

następne firmy, w sumie założyłem 

ich trzy. Teraz założyłem czwartą, bo to 

jedyna metoda na inwestycje, która mi 

wychodzi.

TAD WITKOWICZ

Znad Bugu na Wallstreet

Młodzi ludzie są mądrzy, dobrze wykształceni, naprawdę są 

fajni, tylko warunki jeszcze dalej nie są takie, jakie powinny, 

żeby ten biznes się rozkręcał, ale powoli to się da zrobić, wy-

daje mi się. Mam nadzieję, że więcej ludzi takich podobnych 

jak ja, zaangażuje się. Co jest ważne, czego w Polsce widzę 

brak, to angażowanie się ludzi, którzy już zarobili pieniądze. 

Polaków, którzy mają własne firmy. Nie angażują się, tak jak 

w Stanach w startupy. W Ameryce takie osoby angażują się, 

biorą udział w radach nadzorczych, są doradcami, aniołami 

biznesu, opowiadają na konferencjach, spotykają się z mło-

dymi przedsiębiorcami. W Polsce nie jest to jeszcze praktyko-

wane tak mocno. Nie wiem, dlaczego…

background image

12

#10

13

#10

C

zy  ryzykował  Pan  kiedyś  duże 

pieniądze i je stracił?

    I

nwestując  w  czyjeś  firmy,  czy  to                        

na giełdzie czy już jako anioł bizne-

su,  straciłem  kilka  razy.  Nie  poddaję 

się  jednak  i  inwestuję  dalej,  ucząc  się                       

na błędach.

 

J

aka jest wg Pana najlepsza forma 

pomocy biednym?

W

edług mnie jest tylko jeden spo-

sób  na  pomoc  biednym,  eduka-

cja. Trzeba ludzi uczyć fachu i zdolności 

krytycznego myślenia. Chyba mało jest 

biednych  pielęgniarek,  hydraulików, 

mechaników samochodowych, inżynie-

rów czy lekarzy. Zdolność myślenia daje 

możliwość realistycznej analizy własnej 

sytuacji i alternatyw, które są możliwe, 

np. wyjazd do innego rejonu, gdzie ła-

twiej  o  prace.  Ludzie,  którzy  zdają  się 

na hojność rządu czy łaskę Boga, mają 

zagwarantowaną...biedę.  Pomoc  rządo-

wa rzadko da możliwość życia na pozio-

mie wyższym niż ubóstwa, a Bóg raczej 

nie daje jedzenia czy dachu nad głową. 

Wyjątkiem tu są ludzie chorzy lub ułom-

ni,  którym  społeczeństwo  powinno  za-

pewnić wsparcie.

C

o sprawia, że chce Pan inwestować 

w  młodych  Polaków  i  dlaczego 

akurat tutaj?

O

d  19  lat  współpracuję  z  młody-

mi  ludźmi  w  Polsce.  Dwie  z  mo-

ich  firm  miały  poważną  działalność 

w  Gdańsku  i  w  sumie  zatrudniały  po-

nad  250  inżynierów.  Z  doświadczenia 

więc wiem, że w Polsce są ludzie mą-

drzy,  wykształceni,  pracowici  i  zdolni 

do osiągnięć na światowej arenie bizne-

su. Są pewne luki i jako inwestor wiem, 

że to są okazje na zarobienie pieniędzy.  

czym  nasza  polska  młodzież 

różni się od amerykańskiej?

D

ziewiętnaście  lat  temu,  kiedy  za-

czynałem  inwestować  w  Polsce, 

polska  młodzież  była  nieśmiała,  nie 

była pewna siebie, młodzi ludzie łatwo 

ulegali  i  łatwo  się  poddawali  autoryte-

tom. To zresztą chyba była cecha więk-

szości  Polaków.  Dzisiaj  młodzi  Polacy 

po studiach niewiele się różnią od Ame-

rykanów.  Jeśli  chodzi  o  ludzi,  którzy 

zgłaszają  się  do  mnie  z  pomysłem  na 

biznes, to różnica jest jednak dość duża. 

W  Polsce  ludzie  zaraz  po  studiach  lub 

nawet  jeszcze  studiując,  planują  zało-

żenie biznesów. W USA biznesy zakła-

dają raczej ludzie po kilkuletnim stażu 

pracy  w  branży,  a  więc  mający  jakieś 

doświadczenie.  Z  jednej  strony  bra-

wo  za  entuzjazm  Polaków,  z  drugiej, 

szansę na sukces mają raczej znikomą,                                                           

bo  nie  mają  żadnego  doświadczenia. 

Ostatnio angażuję się, między innymi w 

Akademickie  Inkubatory  Przedsiębior-

czości, po to, aby uczyć młodych Pola-

ków o procesie zakładania biznesu. 

C

zy  myśli  Pan  może  o  powrocie                                        

z emigracji do Polski?

N

ie,  korzenie  są  już  zbyt  głębokie                       

w USA, jednak ciągle uważam się 

za Polaka i tego nic nie zmieni.

P

rośba  o  komentarz  sentencji 

„pieniądze  szczęścia  nie  dają”. 

Prawda, czy nie.

N

a  pewno  mając  pieniądze,  ma  się 

łatwiej  o  szczęście.  Szczęście  dla 

każdego wygląda inaczej i każdy musi 

sobie  je  realistycznie  zdefiniować.  Dla 

mnie ważnym było i jest  określić sobie 

to, co jest najważniejsze, i tak działać, 

aby cele, nie tylko finansowe, ale i oso-

biste, osiągnąć. Nie ma lepszego uczu-

cia  niż  świadomość,  że  człowiek  osią-

gnął to, co chciał, i to, co było dla niego 

najważniejsze.  Czuje  wtedy  samospeł-

nienie i swoją wartość, a to chyba naj-

bliżej  jak  można  dojść  do  szczęścia.  

C

zy  trzeba  wyjeżdżać  z  kraju,                  

żeby się dorobić?

K

iedyś na pewno tak, teraz już nie-

koniecznie,  bo  koniunktura  coraz 

bardziej  sprzyja  zakładaniu  własnych 

biznesów,  co  według  mnie  jest  najlep-

szym sposobem na dorobienie się. Nie-

stety,  w  Polsce  dalej  istnieją  zbiuro-

kratyzowane  ustawy,  które  znacznie 

utrudniają  zakładanie  własnego  biz-

nesu.  W  dodatku  są  wysokie  podatki 

typu składki ZUS i VAT, jak też wyma-

gania  sprawozdań  i  raportów,  za  które 

mała firma musi płacić wysokie stawki                                                                  

za księgowych, adwokatów i notariuszy. 

Wszystko to trzeba opłacać nawet wte-

dy, kiedy firma nie ma jeszcze żadnych 

dochodów,  nie  mówiąc  już  o  zyskach.  

co  do  tej  pory  zainwestował 

Otago Capital.

O

tago  zainwestował  w  8  firm,                                        

w tym 5 z Polski. Z piątki polskiej 

pozostała jedna, na której się 

koncentrujemy, bo ma bardzo 

duży  potencjał  nie  tylko  w 

Polsce,  ale  przed  wszystkim 

za granicą, o co mi najbardziej 

chodzi.  Moją  strategią  inwe-

stowania  jest  wyszukiwa-

nie  firm,  które  mogą  zbudo-

wać  swój  produkt  lub  usługę                                                                 

w Polsce, przetestować jego ry-

nek w Polsce, a później wypro-

wadzić na rynki zagraniczne. 

J

akie  błędy  popełniają 

ludzie, pisząc 

biznesplany?

N

ieuzasadniony optymizm 

o wielkości rynku, słabo 

zidentyfikowany „target”, brak 

unikalnej  wiedzy  w  branży,                                 

w której chce się założyć biz-

nes,  niedocenianie  konkuren-

cji  i  przekonanie,  że  wystar-

czy  mieć  nowy  i  unikalny 

produkt  i  go  reklamować,                                               

a  klienci  sami  zaczną  kupo-

wać,  bo  alternatywne  roz-

wiązania  są  bez  znaczenia,                               

a także, że dochody będą ro-

sły  szybko  i  tylko  patrzeć, 

jak zrobią się z tego miliony.  

C

dzieje 

się                                                               

z zapowiadaną już rok 

temu  publikacją  dla  przed-

siębiorców  o  tym  jak  pisać 

biznesplany?

W

iem, że wiele osób czy-

ta to, co napisałem, ale 

kiedy z nimi rozmawiam, czu-

ję, że większość z nich nie do-

cenia  wagi  moich  argumen-

tów.  To  chyba  efekt  różnicy 

między ich teorią i moją prak-

tyka.  Ostatnio  brałem  udział 

w paru epizodach Szkoły Mi-

lionerów  prowadzonej  przez 

AIP  (Akademickie  Inkubato-

ry  Przedsiębiorczości),  gdzie 

rozpracowywałem  projekty 

biznesowe  kandydatów,  za-

dając pytania w celu poznania 

założeń projektów. 

Okazuje się, że choć zapozna-

li  się  z  moimi  materiałami, 

nie  są  przygotowani  do  kon-

frontacji  z  trudnymi  pytania                                                                           

inwestora. 

Z Tadem Witkowiczem rozmawiali:

Kamil Cebulski

k.cebulski@millionaire.pl

Jan M. Fijor

jm.fijor@millionaire.pl

Autobiografia Tada Witkowicza 

Od nędzy do pieniędzy

background image

14

#10

15

#10

Maciej  Budzisz:    Co  to                                                    

za 

najskuteczniejsze 

narzędzie                                      

w e-biznesie?

Damian  Daszkiewicz:  Jest  nim  wielo-

krotny autoresponder (często jest nazy-

wany również inteligentnym autorespon-

derem). Jednym z wielu przedstawicieli 

tej klasy programów jest FUMP.

MB: W jaki sposób działa?

DD:  

Zwykły  autoresponder  działa                                                                               

na  zasadzie,  że  wysyłając  do  ko-

goś  e-mail  z  automatu,  otrzymuje-

my  odpowiedź  np.  Od  dnia  10-08-

2009 do 21-08-2009 jestem na urlopie.                                                                          

W ważnych sprawach proszę skontakto-

wać się pod numerem telefonu xxxx.

Bardziej  dowcipne  osoby  dodają 

odpowiedzi  w  stylu:  Przez  najbliższe 

dwa  tygodnie  nie  będzie  mnie                                              

w  biurze  z  przyczyn  zdrowotnych.  Po 

powrocie  proszę  zwracać  się  do  mnie 

“Małgorzato”, a nie “Tomaszu” ;-).

Niektórzy wykorzystali tę właściwość 

do  wysyłania  w  ramach  odpowiedzi 

zwrotnej  np.  aktualnego  cennika.  Ale 

odpowiedź  była  jednorazowa  i  e-mail 

potencjalnego klienta był tracony.

Wielokrotny  autoresponder  nie  tylko 

odpowiada  na  wiadomość,  ale  zapa-

miętuje adres e-mail nadawcy. Tak więc 

może wysłać do adresata cyklicznie kil-

ka wiadomości (codziennie inną). Moż-

na również wysłać do adresata specjal-

ną wiadomość (niezależnie od tego, jak 

długo dany adres e-mail jest w bazie da-

nych) np. z informacją o powakacyjnej 

wyprzedaży.

MB:  Czym  jest  wielokrotny 

autoresponder, a czym nie?

DD: Jest narzędziem do podtrzymywa-

nia  kontaktów  z  klientem.  Nie  jest  cu-

downym  przyciskiem  na  zwiększenie 

sprzedaży o 1000% ;-)

MB: Gdzie znajduje zastosowanie?

DD: 

Jedynym  ograniczeniem  jest 

ludzka  pomysłowość.  Podam  kilka 

przykładów  wykorzystania  wielokrot-

nych autoresponderów, z jakimi się spo-

tkałem:

1)Kurs e-mailowy – czasami ktoś może 

posiadać  jakiś  produkt,  który  moż-

na  sprzedać  dopiero  po  wyedukowa-

niu klienta. Np. nie każdy może zdawać 

sobie sprawę z tego, jakie zalety niesie 

ze sobą posiadanie sklepu internetowe-

go. Można napisać kurs, gdzie codzien-

nie przez np. 7 dni dana osoba dostaje 

garść praktycznych informacji. Na koń-

cu owego kursu (gdy klient, już zostanie 

wyedukowany)  można  napisać,  że  my 

wdrażamy  sklepy  internetowe.  Co  naj-

ważniejsze, to właśnie wielokrotny au-

toresponder pilnuje, aby każdy otrzymał 

odpowiednią lekcję!

2)Szkolenie nowych pracowników – 

parę dni temu dowiedziałem się, że mój 

znajomy nagrał kilka prostych filmików, 

które  omawiają  różne  zagadnienia 

związane z pracą w danej firmie. 

I  stworzył  darmowy  kurs  e-mailowy, 

gdzie codziennie jest wysyłany link do 

strony z 1 filmikiem. Dzięki temu nowy 

pracownik już na starcie  nie jest znie-

chęcany  do  obejrzenia  długiego  3-go-

dzinnego filmu, tylko codziennie przez 

kilkanaście  dni  ogląda  krótkie  filmiki. 

Mój  znajomy  jest  bardzo  zadowolony, 

gdyż nie marnuje czasu na szkolenie no-

wego pracownika :-)

3)Przykład  podobny  do  poprzednie-

go.  Przez  pierwsze  pół  roku  funkcjo-

nowania  PP  MapaZdrowia  nic  się  nie 

działo  (partnerzy  generowali  pojedyn-

cze sprzedaże). Zacząłem pisać kurs e-

mailowy  z  poradami  dotyczącymi  pro-

mowania  produktów.  Nagle  w  ciągu 

jednego  miesiąca  sprzedaż  wygenero-

wana  przez  partnerów  gwałtownie  po-

szybowała do góry!!

4)Wysyłanie porad związanych z bran-

żą, w której działamy. Np. można pro-

wadzić sklep sprzedający części samo-

chodowe, a klientom wysyłamy co jakiś 

czas (np. co tydzień, przez 3 miesiące) 

porady  związane  z  konserwacją  samo-

chodu. Dzięki temu budujemy świado-

mość marki, zdobywany zaufanie klien-

ta, a przy okazji delikatnie reklamujemy 

swój sklep internetowy

5)Obsługa  posprzedażowa  –  wysyła-

nie porad związanych z użytkowaniem 

danego  produktu  (do  wszystkich  osób, 

które nabyły dany produkt). Przy okazji 

można  polecać  produkty  uzupełniające 

dany produkt (np. ktoś, kto kupił komór-

kę,  może  być  zainteresowany  kupnem                                            

w  przyszłości  ładowarki  samochodo-

wej,  zapasowej  baterii,  albo  słuchawki 

bezprzewodowej)

MB:  Jakie  są  skutki  jego 

działania?

DD:

1. Zwiększenie liczby klientów

2. Budowanie świadomości marki

3. Budowanie wizerunku eksperta

4. Edukowanie klientów

5. Obsługa posprzedażowa

MB: A są jakieś negatywy?

DD: Tak :-)

Często po kampaniach mailingowych 

następuje  zwiększenie  ilości  klientów. 

Tak  więc  przez  kilka  dni  od  chwili 

puszczenia mailingu jest więcej e-maili                  

i telefonów z pytaniami od potencjalnych 

klientów.

Być może zabrzmiało to zabawnie, ale 

jeśli  sprzedajesz  produkt  fizyczny,  to 

wysyłka  mailingu  do  klientów  może 

się  wiązać  ze  zwiększonym  zapotrze-

bowaniem na dany towar. Więc pomyśl                                 

o  zrobieniu  zapasów.  Jeśli  nie  wiesz,                      

o ile zwiększy się sprzedaż po wysłaniu 

mailingu, to zamiast wysłać mailing np. 

do 10 000 potencjalnych klientów wy-

ślij testowo do 1 000 i zobacz, co się sta-

nie. Przykładowo jeśli po wysłaniu ma-

ilingu  do  1  000  osób,  sprzedasz  ekstra 

10  sztuk  danego  produktu  to  będziesz 

wiedział, że wysyłając mailing do pozo-

stałych 9000 osób 

należy  się  liczyć 

ze sprzedażą oko-

ło  90  sztuk  pro-

duktu  i  będziesz 

mógł  zrobić  od-

powiedni  zapas 

na magazynie.

MB:  Na  rynku 

spotkałem  dwie 

wersje  tego  na-

rzędzia:  abona-

mentową, 

za-

instalowaną  na 

serwerze 

do-

stawcy, 

oraz 

wersję  do  zain-

stalowania  na 

„naszym”  ser-

werze. 

Czym 

one się różnią?

DD: Wersje zainstalowane na serwerze 

dostawcy  są  prostsze  w  obsłudze  (nie 

trzeba niczego u siebie instalować, co jest 

dobre dla osób “nietechnicznych”). Nie 

musisz się martwić o ręczne tworzenie 

backupów,  trudniej  jest  “coś  zepsuć” 

(gdyż  dostawca  oprogramowania  dba                   

o to, aby wszystko działało, jak należy). 

Wadą tego rozwiązania jest wyższa cena 

(płaci się abonament).

Wersja  zainstalowana  na  własnym 

serwerze  wydaje  się  być  trudniejsza                   

w  obsłudze  (powiem  szczerze:  jeśli 

ktoś nie ma odrobiny wiedzy technicz-

nej, niech skorzysta z oprogramowania 

instalowanego  na  serwerze  dostawcy). 

Ale  ma  też  kilka  zalet:  zazwyczaj  pła-

ci  się  jednorazową  opłatę  oraz  adresy 

e-mail są na naszym serwerze (dla nie-

których jest to bardzo ważny argument, 

gdyż np. duże firmy nie wyobrażają so-

bie  tego,  aby  ktoś  obcy  mógł  grzebać 

w ich bazach mailowych) i ma się nad 

wszystkim  większą  kontrolę  np.  gdy                                                                             

w  FUMPie  dodałem  nową  lekcją  kur-

su, to poszła ona od razu do wszystkich 

osób, które wczoraj otrzymały poprzed-

nią lekcję. 

W pewnym oprogramowaniu instalowa-

nym na serwerze dostawcy nieraz taka 

nowo  dodana  lekcja  wychodzi  dopiero 

po kilku godzinach (pewnie jest to zwią-

zane z tym, że nasz e-mail został dodany 

do kolejki, ale nie wyszedł od razu). 

MB: Rozumiem, że to nie wszystkie 

różnice.  Według  Ciebie,  która  jest 

najistotniejsza?

DD:  Jako,  że  jestem  „osobą  technicz-

ną”, to dla mnie największą zaletą jest 

fakt, że „wszystko jest u mnie”.

MB: Jeśli decydujemy się na wersję 

instalowaną  na  naszym  serwerze,  to 

musimy  to  zrobić  sami,  czy  robi  to 

ktoś za nas?

DD:  Są  dwie  opcje:  FUMP  standardo-

wo jest sprzedawany w wersji do samo-

dzielnej instalacji (wraz z instrukcją ob-

sługi). Jeśli ktoś potrafi zainstalować np. 

wordpressa, to z instalacją FUMPa nie 

powinien mieć problemów.

Natomiast  w  ofercie  mamy  też  FUM-

Pa z usługą instalacji na serwerze klien-

ta (jest to ukłon w stronę osób „nietech-

nicznych”).  Osoby  chcące  zamówić 

FUMPa z usługą instalacji powinny się 

najpierw ze mną skontaktować i podać 

informacje, na jakim serwerze chcą za-

instalować FUMPa (chcę uniknąć sytu-

acji,  gdy  FUMPa  kupuje  osoba  mają-

ca stronę na serwerze, który nie spełnia 

wymagań technicznych, jakich wymaga 

FUMP).

MB: Którą wersję Ty polecasz?

DD:  Jest  to  pytanie  z  cyklu:  jaki 

samochód mi polecasz? Wiadomo, inny 

samochód jest dobry dla małej rodziny 

do jeżdżenia po zakupy do najbliższego 

hipermarketu, a inny dla osoby chcącej 

przewozić meble z jednego końca Polski 

na drugi.

MB: Dziękuję za rozmowę.

Maciej Budzisz

m.budzisz@millionaire.pl

www.f13.pl

WYWIAD  Z  DAMIANEM  DASZ-

KIEWICZEM

wywiad 

z  

D

AMIANEM 

D

ASZKIEWICZEM

specjalistą z dziedziny Programów Partnerskich

S

zukając sposobu na rozwój naszego biznesu, testujemy różne rozwiązania. Jedne są 

dobre, inne nie sprawdzają się w profilu naszej działalności, a niektóre, to tylko strata 

pieniędzy. Są również narzędzia, bez których nie wyobrażamy sobie pracy. Które z takich 

narzędzi jest najskuteczniejsze? W rozmowie z Damianem Daszkiewiczem, managerem 

dwóch programów partnerskich, autorem kilku książek, porozmawiamy o jednym z takich 

narzędzi.

background image

16

#10

17

#10

TN:  Dlaczego  zdecydował  się  Pan 

na  działanie  w  systemie  marketingu 

sieciowego i dlaczego właśnie w firmie 

FM Group?

AW:  Wiedziałem,  że  w  marketingu 

sieciowym  jest  siła.  Byłem  wcześniej 

w  innych  tego  typu  przedsięwzięciach 

i  tam  poznałem  zalety  tego  systemu. 

Produkty  są  dostarczane  bezpośrednio 

do  klienta.  Dystrybutor  ma  osobisty 

kontakt  z  klientem.  Produkt  jest 

przedstawiany  w  domu,  w  pracy  w 

komfortowych  warunkach,  często  przy 

kawie  lub  herbacie.  Nie  ma  w  tym 

systemie  reklam,  pośredników,  dużo 

czasu poświęca się klientowi. Firmę FM 

Group wybrałem ze względu na bardzo 

dobrą ofertę. W poprzednich tego typu 

przedsięwzięciach  też  były  znakomite 

wyroby, ale nie na kieszeń przeciętnego 

Polaka. W  firmie  FM  Group  założenie 

jest takie, że produkty są bardzo dobre 

jakościowo i w przystępnej cenie.

TN:  Czy  pracował  Pan  kiedyś                           

na etacie?

AW: Prawdę mówiąc, zawsze chciałem 

mieć  wolny  zawód,  mieć  własny  biz-

nes.  Zawsze  robiłem  coś,  co  ludziom 

było  potrzebne  i  było  to  pierwsze  na 

rynku.  Na  początku  w  każdym  z  inte-

resów  nie  miałem  żadnej  konkurencji.                                                    

W latach 80., będąc w Niemczech, wpa-

dłem do kontenera, chcąc zobaczyć, co 

jest  w  środku.  Okazało  się,  że  była  to 

używana  odzież.  Postanowiłem  ją  im-

portować  do  kraju.  W  dzień  otwarcia 

sklepu  klienci  wyłamali  drzwi  z  futry-

ny. Tak ich było dużo. Był to bardzo tra-

fiony pomysł, który przyniósł spory do-

chód.  Potem,  jako  pierwszy  w  Polsce, 

otworzyłem  duży  punkt  skupu  surow-

ców wtórnych. Wcześniej istniały tylko 

małe kioski przyjmujące surowce. Mo-

imi odbiorcami była wtedy fabryka pa-

pieru oraz huta.

TN:  Jak  było  na  początku  w  FM 

Group? 

Było  trudno  czy  też  łatwo                                        

i przyjemnie?

AW: Zawsze na początku jest trudno. 

Dużo czasu trzeba poświęcić i włożyć 

dużo  pracy  w  zbudowanie  bazy 

klientów. Jest to inwestycja, która po 

czasie  procentuje.  Ludzie  z  czasem 

poznają produkt, chcą go mieć i wtedy 

rozpoczyna  się  konkretna  praca, 

wprowadzanie ludzi do biznesu.

TN:  Czy  kiedykolwiek  miał  Pan 

myśl, aby zrezygnować z tego typu 

zarobkowania?

AW: Dlaczego miałbym rezygnować, 

skoro ta praca przynosi mi zadowo-

lenie i niemałe pieniądze? Cieszę się 

tym,  co  robię.  Mam  nie  normowa-

ny czas pracy. Spotykam się z mnó-

stwem  ludzi,  nawiązuję  nowe  kon-

takty.

TN: Co dla Pana jest najważniejsze 

w MLM?

AW:  Ludzie.  Możliwość  spełniania 

się  i  realizacji  marzeń.  MLM  daje 

możliwość  radykalnej  zmiany  sytu-

acji finansowej na lepsze. Daje nieza-

leżność, dysponowanie własnym cza-

sem, brak przełożonego nad sobą.

TN:  Czy  pieniądze  dają  Panu 

szczęście?

AW:  Pieniądze  w  moim  przypad-

ku  są  dodatkiem  do  spokojne-

go  życia.  Sprawiają,  że  nie  mam 

zmartwień  związanych  z  ich  bra-

kiem,  pożyczkami.  Dają  stabiliza-

cję  w  sferze  materialnej.  Dla  mnie 

szczęście  oznacza,  że  jestem  zdro-

wy, że mogę działać w takiej firmie,                                                                 

że prowadzą ją rozsądni szefowie.

TN: Czy inwestuje Pan?

AW: 

Pieniądze 

inwestuję                                           

w organizację szkoleń dla moich dys-

trybutorów, w rozwój struktury.

TN:  Czy  Pana  zdaniem,  jest  Pan 

człowiekiem przedsiębiorczym?

AW:  Tak.  Bardzo  dobrze  się  czuję                         

w działalności biznesowej. Nie boję się 

trudnych wyzwań.

TN:  Co  jest  potrzebne  do  tego,                           

aby być przedsiębiorczym?

AW:  To według mnie kwestia charakte-

ru, wrodzonych predyspozycji, wytrwa-

łości,  konsekwencji.  W  pewnej  mierze 

to jestem nawet uparty. To też entuzjazm 

i  optymizm,  sprawa  pewnej  charyzmy. 

Nie  załamuję  się,  jeśli  jakieś  przedsię-

wzięcie nie  daje  mi  zadowolenia.  Szu-

kam i rozpoczynam nowe. Życie traktu-

ję na luzie. 

Nie  rozpamiętuję,  gdy  ktoś  mi  zrobi 

krzywdę. Idę do przodu. Nie narzekam 

na  to,  jak  jest,  na  politykę  itp.  Nie 

dążę  do  sukcesu  za  wszelką  cenę,  nie                                       

po głowach innych.

Tomek Nawrot

t.nawrot@millionaire.pl

ANDRZEJ WYSZYŃSKI

Andrzej Wyszyński to człowiek, który pokochał Multi Level Marketing i odniósł w nim 

wielki sukces. Jest jedną z Diamentowych Orchidei. To miano przysługuje najlepszym 

dystrybutorom  firmy  FM  Group  Polska.  Działa  w  niej  od  samego  początku  istnienia 

przedsiębiorstwa. Firma zajmuje się dystrybucją wysokiej jakości perfum oraz domowych 

środków czystości w przystępnej cenie.

background image

18

#10

19

#10

Gry komputerowe – strata 

czasu czy edukacja?

C

zęsto  zdarza  mi  się  dyskutować 

na  ten  temat.  Czy  gry  komputero-

we faktycznie są takie złe, zabijają czas, 

odwracają naszą uwagę od rzeczy waż-

nych? A może jest w nich coś takiego, 

co  można  wykorzystać  na  własną  ko-

rzyść przy tworzeniu swojej drogi do fi-

nansowej wolności.

S

potykam  się  z  powszechnym  zda-

niem,  że  gry  są  tylko  stratą  nasze-

go czasu i są bezużyteczne. Chciałbym 

zaprezentować Ci inny punkt widzenia. 

Być  może  spodoba  Ci  się  takie  podej-

ście, a być może będzie to potwierdze-

nie  Twoich  przekonań.  Niezależnie  od 

tego,  co  uważasz,  chciałbym  zadać  Ci 

teraz pytanie:

J

akie  są  różnice  pomiędzy  graniem 

w  grę  np.  typu  RPG  (Role  Playing 

Game – wcielasz się w bohatera), gdzie 

przez pewien czasu gromadzisz i budu-

jesz  zasoby,  wykonujesz  pewne  misje, 

aby przejść całą grę, a doświadczaniem 

tych samych uczuć w realnym świecie?

J

ak  to  jest  być  wolnym  finansowo 

w  grze,  a  jak  to  jest  doświadczać 

tego  w  realu?  Czy  możemy  się  tego 

doświadczenia z gry „nauczyć”? Poniżej 

przedstawiam kilka spostrzeżeń:

1. Doświadczenie dostatku

R

zadko kiedy w grze komputerowej 

interesuje  Cię  cena  zasobu,  bo 

możesz  mieć,  cokolwiek  zechcesz. 

Raczej nie mówisz do siebie: Nie mogę 

sobie na to pozwolić, nie stać mnie na 

to. Kiedy masz milion złota i zarabiasz 

kolejny 1000 w turze, to nie przejmujesz 

się,  czy  coś  kosztuje  10  czy  50  sztab 

złota. Przestajesz zastanawiać się, co jest 

najtańsze. Kupujesz to, co chcesz. Masz 

to, co chcesz. I tylko od Ciebie zależy, 

czy  dane  dobro  jest  drogie,  czy  tanie,                                                                       

w zależności od Twoich przychodów. 

G

ra wtedy staje się ciekawsza, daje 

więcej  satysfakcji  i  przyjemności. 

Gdy w grze jednak zaczyna brakować Ci 

zasobów finansowych, wtedy gra może 

być  mniej  zabawna.  Trudniej  przejść 

kolejne misje, nie mogąc pozwolić so-

bie na zakup dodatkowego wyposażenia 

i ochrony. Innymi słowy, musisz więcej 

pracować, by przeżyć, kiedy masz mało 

zasobów, aniżeli wtedy, kiedy stać Cię 

na wszystkie zabezpieczenia i bronie.

C

o  ciekawe,  kiedy  masz  mnóstwo 

zasobów, kiedy jesteś w stanie za-

kupić  wszystkie  zabezpieczenia  i  bro-

nie, zaczynasz kierować uwagę na inne 

aspekty tej gry, takie jak np. współpraca 

z innymi graczami itp.                                                                                                             

JAK  GRY  KOMPUTEROWE

SYMULUJĄ  ŻYCIE

Zaczynasz  kierować  swoją  uwagę                                 

z  „produkcji  złota”  na  coś  innego,  co 

Cię  interesuje  i  pozwala  dalej  cieszyć 

się grą. W innym przypadku po prostu 

myślisz o zakończeniu gry.

K

iedy  masz  wszystkiego  pod 

dostatkiem, chętniej współpracujesz 

z  innymi,  chętniej  im  pomagasz  i 

wyciągasz z tarapatów, w jakie wpędzili 

się w niemocy finansowej. 

2. Strach przed utratą

grze  na  różne  sposoby  musisz 

lub  chcesz  chronić  swoje  zaso-

by przed utratą. Daj Twoje zasoby ko-

muś, kto nie umie zdobyć takich zaso-

bów, a zobaczysz, jak w mig potrafi je 

roztrwonić.  Kupi  akcesoria,  które  są 

nieadekwatne,  łatwo  i  szybko  je  utraci 

i będzie nadal w sytuacji, w której był 

na początku. 

A

le  Ty  nawet  mimo  rozdania  swo-

jego  złota,  nadal  wiesz,  jak  je  ro-

bić i w każdej chwili znasz co najmniej 

kilka  sposobów,  jak  szybko  je  zdobyć. 

Nie  obawiasz  się  ich  utraty,  bo  wiesz, 

że równie szybko jesteś w stanie to od-

budować.  Wiedza  i  doświadczenie  jest 

Twoim  największym  zasobem.  Wiesz, 

co świadomie wybrać, aby osiągnąć za-

mierzony efekt. Nie sabotujesz swojego 

działania  kupowaniem  zbędnych  zaso-

bów (wg Kiyosakiego: pasywów), któ-

re  obciążają  Cię  zbyt  mocno.  Idziesz                         

w konkretne miejsce, aby zdobyć okre-

ślone  akcesoria,  a  potem  wykonujesz 

misje niezbędne do zarabiania złota. 

N

a  tym  polega  sukces 

graczy,  że  nie 

obawiają się utra-

ty zasobów. 

G r a j ą                        

i cieszą 

s i ę 

grą.  Zdobywają  wszystko,  czego  tylko 

pragną,  i  nie  obawiają  się  zdobywać 

wszystkiego, co najlepsze. 

C

o nie oznacza, że z minimalną ilo-

ścią  złota  i  zasobów  nie  można 

przejść  całej  gry.  Można,  jak  najbar-

dziej. Jednak dostęp do niewielkich za-

sobów  często  uniemożliwia  dotarcie 

do  ciekawych  i  przyjemnych  przygód. 

Utrudnia  samą  grę,  bo  zamiast  skupić 

się  na  przyjemniejszych  jej  aspektach, 

niejako  „męczymy  się”,  żeby  coś  się 

udało zrobić. 

C

o zrobić żeby mieć mało zasobów 

w  grze?  Po  prostu  zacząć  robić 

rzeczy,  które  zabierają  złoto  z  naszego 

skarbca. Wydawać je na mało przydat-

ne zasoby oraz przestać robić rzeczy, za 

które dostajemy złoto. Zamiast tego mo-

żemy biegać w kółko, lub jeździć samo-

chodami (jak np. w GTA). 

To może być zabawne i przyjemne, ale 

nie ma co oczekiwać za to złota.

3. Nie wiem, co zrobić

W  

realnym  życiu  ludzie  często  na-

rzekają i tłumaczą: Nie wiem, jak 

mam  robić  pieniądze  albo  Ja  tego  nie 

potrafięTO nie dla mnieNie mam zna-

jomości,  Nie  mam  pomysłu.  Wszystko 

po to, by usprawiedliwić swoje finanso-

we braki.

H

ej!  W  grze  komputerowej,  kiedy 

widzisz narastający dług, a chcesz 

zdobyć coś więcej niż napis „game over”, 

zaczynasz szukać misji, które generują 

dochód. Żadne wielkie odkrycie, ale... 

J

ak wielu ludzi znasz, którzy mają 30 

misji dziennie do wykonania, ale tylko 

jedna  z  nich  przynosi  dochód,  z  czego 

pozostałe 29 ten dochód pomniejsza do 

minusa. Od razu przychodzi Ci do głowy 

X powinien zrobić to i to – wtedy wyjdzie 

z  dołka  albo  Niech  idzie  do  pracy, 

zamiast  żebrać  na  wino.  Są  ignoranci, 

którym to nie przeszkadza.

C

zytasz  Millionaire  Magazine.                          

Na szczęście nie jesteś ignorantem. 

Chcesz więcej niż game over. Dostrzeż 

więc, ile misji jest dookoła Ciebie, któ-

re tylko czekają na „przejście”. Jest tyle 

misji,  które  przyniesie  Ci  dochód.  Jest 

tyle  wśród  nich,  które  mógłbyś  zrobić 

od  zaraz,  ale...  no  właśnie.  Sam  odpo-

wiedz sobie, które misje chcesz wyko-

nywać.

K

iedy  grasz  w  grę  i  nie  wiesz,  jak 

zdobyć  złoto...  Jak  możesz  to  od-

kryć? Czy rozwiązaniem jest chodzenie 

w kółko i narzekanie, że nie wiesz, co 

zrobić?? Nie uważasz, że to byłoby głu-

pie?? Jak więc odkryć Co zrobić, żeby 

mieć? Co robisz w grze? Pytasz innych 

graczy,  czytasz  solucje,  próbujesz  do 

skutku,  eksperymentujesz? A  może  je-

steś  oszustem  samego  siebie  i  szukasz 

kodów?  Każdy  wybiera  według  wła-

snego uznania, ale na litość: nie biegasz 

przez kilka lat po grze i nie narzekasz, 

że nie wiesz, co zrobić, prawda?

4. Budowanie bogactwa

W

ybieranie  odpowiednich  misji 

zgodnie  z  posiadanymi  talenta-

mi. Cały dowcip polega na tym, że bu-

dowanie bogactwa nie jest trudne. Ku-

pujesz 4 domy i zastępujesz je hotelem. 

Zarabiasz  więcej  niż  wydajesz,  a  nad-

wyżki  stale  inwestujesz.  Inwestujesz                                                                                                           

w siebie. Tworzysz aktywa, które zara-

biają  na Twoje  pasywa. Twoje  biznesy 

zarabiają  na  Two- je  wydatki,  a  Ty 

cieszysz  się  ży-

ciem i robisz to, 

co  chcesz 

robić.  Gra  tego 

uczy w spo-

s ó b 

p o d -

background image

20

#10

21

#10

świadomy. Wdraża Ci do głowy ten spo-

sób  myślenia.  Jeśli  zgadzasz  się  z  tym 

schematem, zarówno w grze, jak i w re-

alu, zaczyna Ci się powodzić coraz le-

piej.

J

eśli  jesteś  raczej  „przyjacielski”                                

w stosunkach z innymi, lubisz spra-

wiać  innym  przyjemność,  cieszysz  się                 

z bycia w towarzystwie, wybieranie mi-

sji wojennych raczej jest przeciw Tobie, 

aniżeli po Twojej myśli. Lub jeśli jesteś 

zdobywcą wojennym, to budowanie re-

lacji  z  innymi  będzie  się  ograniczało                 

do ich poddaństwa, prawda?

w  życiu...  No  w  życiu  to  bywa 

różnie.. Rodzice chcieli, żebyś został 

lekarzem, bo lekarze to zarabiają... I są 

szanowani.. A  Ty  zawsze  chciałeś  być 

pilotem.  Latać  ogromnym  Boeingiem. 

Wybieranie misji, które narzuca Ci ktoś 

inny jest dopuszczalne, ale... Sam sobie 

odpowiedz, jakie są skutki. Gra uczy, że 

to Ty podejmujesz decyzje.

C

elem gry jest zabawa. Przyjemność 

rozrywki. Fajne emocje i doświad-

czenia.  Nieważne,  czy  gra  jest  eduka-

cyjna, strategiczna, strzelanka czy karty. 

Chcesz mieć frajdę z gry, czy tak? Wy-

bieranie  misji,  które  trwają  pół  życia,                                                                             

a  które  wcale  mogą  Ci  tej  radości  nie 

dać,  sprawia,  że  gra  jest  beznadziejnie 

nudna. Kręci Cię wojenka, a tu ciągle ja-

kieś sojusze i pakty. Kręci Cię zdobycie 

technologii, a tu ciągle zadania wojsko-

we. I tu otwiera się nowy punkt widze-

nia:

J

ak wybrać misję, którą chcę realizować 

i  z  której  chcę  mieć  frajdę,  a  także 

osiągnąć  określone  zasoby?  Kiedy  się 

dobrze rozejrzysz, możesz dostrzec, że 

zdobywać technologie możesz na różne 

sposoby. Wojną, przyjacielską wymianą, 

budując  relacje  biznesowe,  albo  przez 

nagłe oświecenie itp. Generować radość 

z gry również. Generować dochód także, 

jak najbardziej. 

N

iektóre  z  misji  dadzą  bezpośredni 

efekt,  a  niektóre  z  nich  będą  tyl-

ko wstępem do większej części, z której 

to dopiero popłynie frajda. Pewnie do-

brze rozumiesz, że forsa jest tylko zaso-

bem do osiągnięcia innych celów. Forsa 

sama  w  sobie  jest  Ci  nieprzydatna. To 

tylko papier. To tylko cyferki określają-

ce jej ilość w skarbcu. Chcesz ją zamie-

nić  na  przyjemności,  emocje,  uczucia.. 

Wykonujesz  misję  (np.  chodzenie  do 

pracy), żeby dostać pieniądze, a potem 

zamienić je na emocje. 

grze często wypełniasz misje, które 

nie są przyjemne i lekkie, ale za to 

dają dużo zasobów, albo są przyjemne, 

ale mało dochodowe. Większość jednak 

czasu w grze spędza się na misjach, które 

są i dochodowe i przyjemne. Możesz to 

robić w grze... Robisz to też w realnym 

życiu. Koniec końców to Ty wybierasz 

misje  i  przygody.  W  grze  wybór  misji 

jest  ograniczony.  Real  daje  ogromne 

możliwości  wyboru.  Możesz  wybrać, 

co zechcesz. Możesz robić, co zechcesz. 

Możesz  spędzić  życie,  tak  jak  chcesz. 

Ty wybierasz.

N

apisanie  tego  artykułu  było  dla 

mnie  mini  przygodą,  misją,  któ-

rej celem było uświadomienie Ci moż-

liwości wyboru. Zamiast biegać w kół-

ko i narzekać, że nie wiesz, co zrobić, 

może  warto  sięgnąć  do  tutoriali  i  so-

lucji.  Przyjdź  na  Myśleć  Jak  Milione-

rzy.  Porozmawiaj  z  przedsiębiorcami                                                                                  

w  swoim  otoczeniu.  Rozwiń  pomysł, 

który  od  jakiegoś  czasu  chodzi  Ci  po 

głowie.  Potraktuj  go  jak  misję  w  grze. 

Nie  wiesz,  jaki  będzie  finalny  rezultat, 

ale w grze się tym do końca nie przej-

mujesz.  Bawisz  się  i  cieszysz  samym 

graniem. Baw się i ciesz także tą misją. 

Eksperymentuj.  Pytaj.  Szukaj  sposo-

bów, aby to się zrealizowało. Wybieraj 

misje, które są przyjemne i dochodowe. 

Wybieraj też te, z których mimo chwilo-

wego dyskomfortu wyciągniesz pienią-

dze, które z kolei zamienisz na przyjem-

ności.

Świadomie wybieraj gry, w które chcesz 

grać. Życie to jedna wielka gra, tylko o 

większej wirtualizacji niż cokolwiek in-

nego co do tej pory udało się człowieko-

wi stworzyć. Ucz się z uproszczenia rze-

czywistości, jakim są gry komputerowe. 

Wyciągaj  z  nich  tyle  umiejętności,  ile 

jesteś w stanie. Wyciągaj z niej tyle za-

bawy, ile potrafisz. Jeżdżąc super bryką 

w  grze  –  czujesz  przyjemność  jej  pro-

wadzenia  i  posiadania.  Jeśli  Ci  to  wy-

starczy – OK. Ale w pewnym momen-

cie zaczniesz się zastanawiać, jakby to 

było  mieć  takie  auto  w  realu.  I  to  jest 

ten moment, w  którym powinieneś za-

cząć wybierać misje, które Cię do tego 

celu zbliżą. 

G

ry komputerowe nie są złe. Nie są 

stratą  czasu,  dopóki  Ty  tak  uwa-

żasz. Piloci wojskowi zanim wsiądą do 

samolotu,  muszą  wylatać  pewną  ilość 

godzin  w  symulatorze. A  Ty?  Od  razu 

wsiadasz za stery samolotu? Kiedy jed-

nak chcesz więcej niż wirtualnego lata-

nia samolotem – zacznij świadomie wy-

bierać  misje,  które  przyciągną  Cię  do 

tego w realnym świecie. Idź do szkoły 

lotniczej.  Zapisz  się  na  kurs  szybow-

cowy,  spadochroniarski albo  leć  samo-

lotem z miasta do miasta jako pasażer. 

Sam  wybierasz  jak  bardzo  intensywne 

emocje chcesz mieć. Baw się i miej fraj-

dę z życia.

Łukasz Nowak

l.nowak@millionaire.pl

Gry Komputerowe uczą lepiej niż książki!

Potwierdzają to badania naukowców z Uniwersytetu Harvarda. Naukowcy 

wierzą, że interaktywne gry takie jak Warcraft czy Second Life mogą być 

pożyteczne. Dzieci uczą się z nich umiejętności, które mogą być przenoszone 

do realnego życia. Co więcej – specjaliści twierdzą, że taka forma nauki jest 

lepsza od biernego uczenia się z książek.

Doświadczenia laboratoryjne pokazały, że młodzież angażuje się dużo bardziej 

w nauczanie przez komputer, a tym samym może w tym samym czasie wchłonąć 

więcej wiedzy – powiedział w czasopiśmie „Science” profesor Chris Dede z 

Harvard University. Jak argumentują naukowcy, w odróżnieniu od wykładów, 

gry można dostosować do tempa użytkowników

Nie wszyscy jednak podzielają tę opinię. Sceptycy obawiają się,          że gry są 

zbyt uzależniające i przez to ich charakter edukacyjny może zostać zakłócony. 

(Źródło www.sfora.pl)

11

WIEDZA I UMIEJĘTNOŚCI

background image

Przygotowując się do rozmowy kwa-

lifikacyjnej warto pamiętać o kilku pod-

stawowych i podawanych powszechnie 

zasadach.  Brzmią  banalnie,  ale  są  nie-

zbędne, aby cały proces, jakim jest roz-

mowa  rekrutacyjna,  mógł  zakończyć 

się sukcesem. Dlatego należy pamiętać                     

o tym, aby:

Sprawdzić  adres,  pod  jakim  znajduje 

się siedziba firmy, w której mamy spo-

tkanie i wyjść wystarczająco wcześnie, 

żeby się nie spóźnić,

Ubrać  się  właściwie  (wskazana  jest 

dyskretna i wyważona elegancja),

Zebrać    jak  najwięcej  informacji                     

o firmie, do której idziemy na rozmowę 

kwalifikacyjną.

To ostatnie przyda się bezapelacyjnie. 

Dobre wrażenie zrobisz na pracodawcy, 

jeżeli potrafisz odpowiedzieć na pytanie 

dotyczące historii i profilu działalności 

firmy. Bardzo często rekrutujący badają, 

jak  przygotowaliśmy  się  do  spotkania. 

Dlatego warto dowiedzieć się, od kiedy 

firma istnieje na rynku, czym się zajmuje, 

ile osób zatrudnia. W wielu przypadkach 

informacje  takie  można  bez  kłopotu 

znaleźć na stronie internetowej firmy. 

Przed  pójściem  na  rozmowę  kwali-

fikacyjną  koniecznie  przejrzyj  CV,                              

jakie  wysłałeś  do  danego  pracodawcy,  

i przygotuj się do odpowiedzi na ewen-

tualne pytania związane z informacjami 

zawartymi  w  dokumencie  (ukończone 

szkoły,  doświadczenie  zawodowe,  za-

interesowania itp.). Zastanów się także, 

co jesteś w stanie zaoferować firmie. Ja-

kie twoje umiejętności i doświadczenia 

będą mogli wykorzystać. Przemyślenie 

odpowiedzi  na  podobne  pytania  ułatwi 

Ci odnalezienie się w toku prowadzenia 

rozmowy.  Niemożliwe  jest  przewidze-

nie wszystkich pytań, jakie mogą się po-

jawić, jednak wiele z nich bywa podob-

nych, dlatego warto się do odpowiedzi 

na nie przygotować. Jeżeli zależy Ci na 

danej pracy, musisz być do tego przeko-

nany. Jeżeli sam nie będziesz przekona-

ny, że jesteś odpowiednią osobą na dane 

stanowisko, to nie dostrzeże tego rów-

nież osoba dokonująca rekrutacji.

Idąc na spotkanie, przypomnij sobie na-

zwisko  i  stanowisko  osoby,  z  którą  je-

steś  umówiony.  Na  spotkanie  przyjdź 

punktualnie.  Nie  wypada  się  spóźnić, 

jednak przyjść dużo za wcześnie też nie 

jest w dobrym tonie.

Podczas  rozmowy  kwalifikacyjnej 

pierwsze  wrażenie  jest  najważniejsze. 

W  tym  przypadku,  jak  rzadko  kiedy, 

prawdziwe  jest  powiedzenie  jak  nas 

widzą,  tak  nas  piszą.  Szczególnie,  gdy 

na prezentację swojej osoby mamy tylko 

kilkadziesiąt minut.

Podczas przywitania przedstaw się i 

zdecydowanym  ruchem  podaj  rekrutu-

jącemu rękę (rękę zwykle wyciąga kon-

sultant, bo to on jest gospodarzem).

 Wybierając miejsce do siedzenia, usiądź 

wygodnie, nie przesadzaj jednak ze zbyt 

luźną pozycją. Kiedy osoba rekrutująca 

zadaje  pytanie,  przechyl  ciało  lekko  w 

jej  kierunku,  kiedy  odpowiadasz,  mo-

żesz się delikatnie odsunąć. Nie przesa-

dzaj z gestykulacją i ekspresją.

  Zrób  wszystko,  aby  sprawić  dobre 

wrażenie.  Patrz  prosto  w  oczy,  od-

powiadaj  zwięźle  tematycznie  na  za-

dane  pytania.  Jeżeli  twoje  zdener-

wowanie  widać,  to  przyznaj  się  do 

tego.  Lepiej  okazać  lekkie  zdener-

wowanie  niż  zbytnią  pewność  siebie.  

Nie przerywaj rekrutującemu w trakcie 

zadawania  pytania,  nie  wyrywaj  się  z 

odpowiedzią.  Może się okazać, że oso-

ba  rekrutująca  chce  zapytać  o  coś  in-

nego  niż  z  początku  mogło  się  to  wy-

dawać.  Odpowiadaj  pełnymi  zdaniami, 

jasno, zwięźle, na temat. Staraj się mó-

wić krótkimi zdaniami, ale nie odpowia-

daj też monosylabami.

W  trakcie  rozmowy  warto  zaintereso-

wać się swoim przyszłym pracodawcą. 

W tym celu  zapytaj o zakres przyszłych 

obowiązków,  szansę  rozwoju,  w  jaki 

sposób i czy w ogóle będziesz miał oka-

zję wykorzystać swoje umiejętności. 

Po  rozmowie  podziękuj  rekrutującemu 

za  poświęcony  czas,  i  zaproszenie  na 

rozmowę kwalifikacyjną. Zapytaj, kiedy 

dokładnie możesz spodziewać się wyni-

ku rozmowy i w jaki sposób zostaniesz 

o tym poinformowany.

Pamiętaj,  że  podczas  rozmowy  nie 

możesz:  zaczynać  rozmowy  pytaniem                  

o zarobki,  odpowiadać bez zastanowienia 

na  zadane  pytania,  krytykować  byłych 

pracodawców. 

Rozmowa  kwalifikacyjna  to  etap,  pod-

czas  którego  możesz  przekonać  przy-

szłego  pracodawcę  o  swoich  atutach  i 

kompetencjach  lub  utwierdzić  w  prze-

konaniu, że dla Ciebie to już ostatni etap 

waszej współpracy. Wszystko zależy od 

ciebie, dlatego tak ważne jest to, jak się 

do rozmowy przygotujesz. Tutaj Ty sam 

jesteś swoją wizytówką i od ciebie tyl-

ko zależy, jak ta wizytówka zaprezentu-

je się na tle konkurencji.

Katarzyna Strzechmińska

strzechminska@gmail.com

B

rawo, pierwszy sukces już za Tobą. Zostałeś zaproszony 

na  rozmowę  kwalifikacyjną,  co  oznacza,  że  twoje 

dokumenty  aplikacyjne  zrobiły  pozytywne  wrażenie                              

na osobie dokonującej wstępnej selekcji. Pora na kolejny 

etap,  w  którym  musisz  się  obronić  i  udowodnić,  że  to 

właśnie  Ty,  a  nie  ktoś  inny,  jesteś  najwłaściwszą  osobą                                       

do pracy na danym stanowisku.

22

#10

23

#10

WIEDZA I UMIEJĘTNOŚCI

REKRUTACJA BEZ

TAJEMNIC  cz. 3

background image

Ponieważ  niektórzy  pewnie  poczuli 

niepokój  po  przeczytaniu  tego,  co  na-

pisałam,  postaram  się  przybliżyć  tro-

chę  temat  i  pokazać,  że  nie  taki  dia-

beł  straszny,  jeżeli  będziemy  wiedzieli                                             

o kilku fundamentalnych prawdach do-

tyczących kredytów. 

Z założenia kredyty nie są czymś złym, 

wręcz  przeciwnie,  umożliwiają  kredy-

tobiorcy  spełnienie  pewnych  posunięć 

finansowych,  które  bez  kredytu  były-

by  nieosiągalne,  np.  kupno  domu    czy  

mieszkania, czy kredyt pod zastaw po-

siadanego już domu na jakieś inwesty-

cje.

Zatem na początek wyjaśnię, że chodzi 

głównie o kredyty na duże kwoty i dłu-

gie  terminy.  Takimi  się  dzisiaj  zajmie-

my, ponieważ to one najczęściej bywają 

przyczyną kłopotów, jeżeli kredytobior-

ca popełni jakieś błędy przy zawieraniu 

umowy.  Można  by  powiedzieć,  jakie 

błędy, przecież po taki kredyt  udajemy 

się najczęściej do banku, czyli instytu-

cji, w której pracują kompetentni ludzie 

i  na  pewno  nami  pokierują  i  wszystko 

wyjaśnią. Tak, zgadza się, taki pracow-

nik  banku  jest  dokładnie  przeszkolony 

z tego rodzaju kredytu, który proponuje 

jego bank, na wypadek, gdyby trafił na 

klienta,  który  się  doskonale  w  temacie 

porusza i będzie zadawał pytania.

Nie liczyłabym jednak na to, że pracow-

nik banku zrobi nam rozległe szkolenie 

i będzie godzinami wyjaśniał zasady, ro-

bił symulacje i porównywał oferty. Dla-

tego idąc do banku, powinniśmy zwrócić 

uwagę na kilka istotnych elementów:

1) Pierwsza zasada to taka, że nie może-

my się spieszyć, w końcu kredyt bierze-

my na 20 lub 30 lat i warto poświęcić te-

raz nawet 2 lub 3 tygodnie na zgłębienie 

tematu niż podpisać umowę na tak dłu-

gi okres na niekorzystnych dla nas wa-

runkach.

2) Druga zasada, która mówi, że im ła-

twiej załatwić formalności w banku, tym 

zazwyczaj  warunki  umowy  są  dla  nas 

mniej  korzystne.  Dlaczego?  To  proste, 

jeżeli bank na wstępie nie będzie bardzo 

wnikliwie  sprawdzać  naszej  zdolności 

kredytowej, nie będzie wymagać dodat-

kowego poręczenia, to koszty zawarcia 

kredytu będą musiały pokryć ewentual-

ne  straty banku w przypadku naszej nie-

wypłacalności (choćby chwilowej ).

3)  Jeżeli  chcemy  porównywać  oferty 

banków, to nie patrzmy, że na plakacie 

wielkimi  literami  napisano,  NAJNIŻ-

SZE OPROCENTOWANIE – to wcale 

nie oznacza taniego kredytu. Zapytajmy 

o  koszty  rzeczywiste.  Nie  tylko  opro-

centowanie jest ważne, banki mają pra-

wo  ustalić  opłatę  za  zawarcie  umowy, 

koszty manipulacyjne, mają wbudowa-

ne w umowy polisy na życie i polisy ma-

jątkowe. Proszę mnie źle nie zrozumieć, 

nie neguję tego, że polisa jest potrzebna, 

ale  mamy  wolny  rynek  i  tyle  ofert,  że 

sami  mamy  prawo  zdecydować,  gdzie, 

na jaką kwotę i za jaką składkę się ubez-

pieczymy.  Często  jest  tak,  że  klient 

nawet  nie  zdaje  sobie  sprawy,  że  ma                     

po kilka ubezpieczeń, które się dublują, 

a tak naprawdę za te wszystkie składki 

mógłby wykupić  sobie dużo lepszą po-

lisę i co najważniejsze, dopasowaną do 

jego potrzeb.

4) Po czwarte, jeżeli bank nam powie, 

że  mamy  zdolność  kredytową  na  np. 

200 000 zł i stać nas na ratę wysokości 

1 500 zł miesięcznie, to musimy wziąć 

pod  uwagę  fakt,  że  naszym  obowiąz-

kiem jest zadbanie o to, żebyśmy  w ra-

zie zachwiania naszych finansów mieli 

rezerwę finansową. Przyjmujemy zasa-

dę, że musimy regularnie odkładać i in-

westować kwotę, która stanowi co roku 

równowartość 2% kwoty wziętego kre-

dytu.  Zilustruję to na przykładzie:  nasz 

kredyt  wzięliśmy  na  200  000  zł  –  2%                                              

z tego to 4 000 zł, przeliczając to na re-

gularne  miesięczne  wpłaty  wychodzi 

nam, że powinniśmy inwestować około 

330 zł miesięcznie.  Mamy w ten spo-

sób pieniądze, które zabezpieczą nas na 

wypadek  utraty  pracy,  spadku  docho-

dów  czy  zwiększenia  wydatków.  Je-

żeli  uważamy,  że  nie  stać  nas  na  taki 

luksus,  to  lepiej  zapomnijmy  o  braniu 

kredytu, bo tak naprawdę, nie stać nas                                                                                                

na niego, niezależnie od tego, co mówi 

bank. Banki wyliczają zdolność kredy-

tową, posługując się danymi statystycz-

nymi, dotyczącymi kosztów utrzymania 

na  jednego  członka  rodziny  na  danym 

terenie. Nie biorą pod uwagę, czy ktoś 

jest rozrzutny, że mogą mu się urodzić 

trojaczki  itp.   

5) Kolejna sprawa to fakt, że kredyty 

mieszkaniowe,  bo  o  takich  głównie 

mówimy,  to  często  kredyty  walutowe. 

Są one zazwyczaj  korzystniejsze, ale w 

długim  przedziale  czasowym  musimy 

się liczyć z wahaniem ceny danej waluty 

i możliwością okresowego wzrostu raty.   

6)  Pamiętajmy,  że  decyzja  o  kredycie 

może zaważyć na naszym życiu w znacz-

nym stopniu, dlatego wszystko musi być 

przemyślane, przeliczone, a oferty róż-

nych banków  rzetelnie porównane. Nie 

żałujmy  na  to  naszego  czasu  i  energii, 

a  zaoszczędzimy  pieniądze  i  będziemy 

mieć mniej stresów.     

7)  Wspominaliśmy  o  polisach  wbu-

dowanych  w  kredyt  jakby  z  automa-

tu. Zdarza się też czasem, że bank  wy-

maga  tylko  polisy  na  kupowane  przez 

nas  mieszkanie,  a  nie  wymaga  poli-

sy  na  życie.  Nie  cieszmy  się,  to  nie 

jest  powód  do  radości.  Jeżeli  chcemy 

być  spokojni,  to  przynajmniej  jedno                                                       

z małżonków    (to generujące większy 

dochód  )  powinno  mieć  polisę  na  ży-

cie przynajmniej na kwotę, którą jeste-

śmy winni bankowi, albo większą, żeby                          

w razie śmierci po spłaceniu banku zo-

stało jeszcze coś dla naszej rodziny.

KREDYTY!

O

dnosząc  się  do  artykułu                 

z  numeru  9  MM  ,,Dzie-

sięć  antyrad dla finansów go-

spodarstw domowych”,   dzisiaj 

słów kilka o kredytach.

Katarzyna Budzis

k.budzis@millionaire.pl

www.kbs-walbrzych.pl

24

#10

25

#10

background image

26

#10

27

#10

Dawniej  było  dużo  prościej.  Sprze-

dażą zajmowaliśmy się od czasu do cza-

su.  Mniej  było  okazji  do  handlu,  inne 

potrzeby  i  zdecydowanie  mniej  natar-

czywych  informacji.  Wybieraliśmy  się 

raz w tygodniu na bazar aby zaopatrzyć 

się w niezbędne produkty i sprzedać na-

sze wyroby. Potem wracaliśmy do domu 

i spędzaliśmy czas na rutynowych zaję-

ciach żyjąc w przeświadczeniu bezpie-

czeństwa i spokoju przez większość na-

szego  życia.  Jak  bardzo  musiał  różnić 

się tamten świat od dzisiejszego? Pomy-

ślcie  o  czasach,  kiedy  sól  była  białym 

złotem. W kopalni takiej jak Wieliczka, 

jedną z jaskiń exploatowano przez prze-

szło  trzysta  lat!  Pewność  zatrudnienia 

na kilka pokoleń!

A dziś. Ile razy zetknęliśmy się z za-

chwalaniem  towaru  patrząc  tylko  od 

dzisiejszego poranka? Ogłoszenie w ga-

zecie, na które tylko rzuciliśmy okiem, 

plakat który mignął prawe niezauważo-

ny,  radiowy  spot  który  prawie  puścili-

śmy mimo uszu jadąc samochodem czy 

reklama w telewizji, przy której zmieni-

liśmy kanał. Wszystko to sprzedaje nie 

tylko produkty. Także idee, opinie, mar-

ki, poglądy polityczne – co tylko moż-

na sobie wyobrazić. Perswazja to bardzo 

wielki biznes.

Aby  poradzić  sobie  z  tą  presją  i  na 

koniec  dnia  zachować  kilka  złotych  w 

kieszeni, ludzie rozwinęli w  sobie wy-

jątkową odporność. Wszystkie te żąda-

nia  –  zróbcie  to,  kupcie  tamto  –  przy-

tłoczyłyby  nas  i  sparaliżowały,  gdyby 

nie nasze grube skóry i zdolność igno-

rowania tego natarczywego gwaru. Dla 

wszystkich tych, których interesy zale-

żą  od  umiejętności  przekonywania  in-

nych,  czyli  dla  wszystkich  przyszłych 

milionerów  prowadzących  działalność 

gospodarczą,  kluczem  do  sukcesu  jest 

przebicie się przez cały ten zgiełk i do-

prowadzenie do sprzedaży.

Na szczęście jednak sekret sprzeda-

ży jest taki sam jak zawsze – dobra pre-

zentacja.  Opowiadanie  sprzedaje  –  to 

całkiem  proste.  Na  dodatek  zdolność 

przemawiania jest wrodzonym składni-

kiem ludzkiej psychiki, Opowiadanie to 

coś  co  wszyscy  potrafią  i  wszyscy  ko-

chają. Dlatego między innymi jednym z 

najbardziej dochodowych biznesów jest 

przemysł  filmowy.  To  przecież  nic  in-

nego jak  znana jeszcze z czasów pre-

historycznych  umiejętność  opowiada-

nia  historii  doprowadzona  do  cyfrowej 

perfekcji.  Zdolność  prezentowania  jest 

w  nas  tak  głęboko  wbudowana,  że  ma 

nawet  swoje  miejsce  w  ludzkim  geno-

mie. Gen FOXP2, odkryty w 2001 roku 

przez profesora Anthon’ego Monaco na 

Oxford University naukowcy uznają za 

jedynie pierwszy w całej grupie genów 

odpowiedzialnych  za  umiejętność  po-

sługiwania się językiem i narracji. Tak 

więc  wszyscy  jesteśmy  urodzonymi 

opowiadaczami – począwszy od pozio-

mu komórkowego.

Skoro zatem wszyscy potrafimy opo-

wiadać, a opowiadania mają zasadnicze 

znaczenie  dla  sprzedaży,  to  dlaczego 

niektórzy sprzedają pomysły i produkty 

lepiej niż inni?

Z  opowiadaniem  jest  tak  jak  z  bie-

ganiem. Każdy wie jak się biega, choć 

mało kto był w stanie przebiegnąć 1000 

Czy milioner powinien 

umieć przemawiać?

metrów  w  czasie  poniżej  2,5  minuty. 

Doskonałego  biegacza  od  przeciętnego 

różni wiele, ale najważniejsze to to, że 

potrafi  rozróżnić  każdy  mięsień  i  jego 

wagę  dla  szybkiego  dotarcia  do  mety. 

Wie,  jak  stawiać  stopy  oraz  jak  długie 

dobierać kroki. Poznał bieganie na wy-

lot.  Jeśli  chcemy  osiągać  sukcesy  na 

polu  opowiadania,  powinniśmy  także 

poznać  reguły,  metody  oraz  przećwi-

czyć  wystąpienia  publiczne,  aby  roz-

winąć w sobie tę umiejętność. Badania 

wykazały, że wystąpienia przed publicz-

nością (niezależnie czy kilku czy też kil-

kuset osobową) paraliżują większość lu-

dzi  bardziej  niż  strach  przed  śmiercią. 

Są metody, dzięki którym można zapa-

nować nad tym uczuciem i w zdecydo-

wany  sposób  usprawnić  swoje  zdolno-

ści oratorskie. Dlaczego nie skorzystać 

z  odpowiednich  treningów  i  szkoleń  z 

wystąpień, skoro i tak nas takowe w dzi-

siejszym świecie nie ominą?

Jak wiele zależy od umiejętności pre-

zentowania  swoich  pomysłów,  wizji, 

produktów i usług? Wystarczy pomyśleć 

o tych co odnieśli sukces, którzy zapisali 

się w historii, a zawdzięczają to swoim 

oratorskim  zdolnościom  prezentowania 

wizji. Malowanie obrazów w umysłach 

potencjalnych inwestorów czy parterów 

biznesowych jak też klientów stanowi o 

sukcesie przedsięwzięcia. Gdyby po wi-

zycie w ponad trzystu bankach, Walt Di-

sney  nie  podjął  kolejnego  opowiedze-

nia swojej historii o przyszłym wielkim 

projekcie  „Najszczęśliwszego  miejsca 

na  ziemi”  –  Disneylandu,  nie  mieliby-

śmy dziś okazji do odwiedzenia jedne-

go z tych wspaniałych parków rozrywki. 

Zawdzięczając  umiejętności  rozpoście-

rania  wielkiej  wizji  emerytowany  po-

rucznik  Sanders  przekonał  inwestorów 

do rozpoczęcia tworzenia znanego dziś 

wszystkim KFC. 27 września 2004 roku 

w  Londynie  odbyło  się  oficjalne  ogło-

szenie  projektu  Virgin  Galactic.  Eks-

centryczny  milioner  i  charyzmatyczny 

biznesmen  Richard  Branson  rozpoczął 

swoje  przemówienie  słowami:  “Leci-

my w kosmos. Ten dzień jest historycz-

nym  momentem,  przybliżającym  re-

alizację  marzeń  wielu  milionów  ludzi 

o  kosmicznych  podróżach.”  To  kolej-

ny przykład, jak wiele zależy od umie-

jętności  prezentowania  i  zarażania  in-

nych swoimi wizjami. Imperium Virgin 

do  którego  obecnie  należy  ponad  200 

przedsiębiorstw  na  całym  świecie  nie 

powstałoby bez charyzmy jego twórcy, 

o której nikt by się nie dowiedział, gdy-

by ten nie umiał przemawiać.

Patrząc  na  inspirujące  nas  postaci 

świata  biznesu,  wielkich  przywódców 

oraz  charyzmatycznych  milionerów, 

jedno  jest  pewne.  W  pojedynkę  wiele 

się nie osiągnie. Piękne słowa znajdują 

się jako epitafium na grobie znanego mi-

lionera i filantropa Dale’a Carnegie’go: 

Tu  spoczywa  ten,  który  wiedział,  jak 

zgromadzić wokół siebie zdolniejszych 

niż on sam. Potrzebujemy innych ludzi 

do  realizacji  swoich  marzeń.  Przyjdzie 

nam to o wiele łatwiej, jeśli przy okazji 

współpracy pomożemy im w osiąganiu 

ich  celów.  Czy  to  będzie  na  poziomie 

naszego  biznesu,  znajomości  towarzy-

skich  czy  w  innych  relacjach, umiejęt-

ność przekonywania innych do naszych 

wizji  przez  malowanie  słowami  obra-

zów w ich umysłach to jedno z podsta-

wowych  narzędzi  i  cenna  umiejętność 

przyszłego milionera.

Piotr Mazurowski

p.mazurowski@millionaire.pl

www.piotrmazurowski.pl

Wszyscy,  codziennie,  podejmujemy  dwojakiego  rodzaju 

działania. Coś sprzedajemy (nasze produkty, usługi, wie-

dzę, idee, wizje) oraz opowiadamy historie. Sprzedajemy, 

ponieważ tak zorganizowany jest nasz świat. Tak funkcjo-

nuje społeczeństwo. Opowiadamy, ponieważ tak zorgani-

zowany  jest  ludzki  umysł.  Historie  są  kluczami  do  umy-

słów. Jeśli chcemy coś sprzedać, musimy przekonać kogoś 

by to kupił. 

background image

28

#10

29

#10

W  pewnym  królestwie  żył  mądry 

władca.  Pewnego  dnia  zwołał  wszyst-

kich swoich mędrców i filozofów i dał 

im  zadanie.  Mam  wspaniały  pierścień, 

pod którym chcę ukryć treść mądrości, 

która  pomoże  mi  w  nagłej  potrzebie. 

Ten, kto wymyśli taką mądrość, otrzyma 

sowitą nagrodę.

Mędrcy i filozofowie myśleli i głowi-

li się nad tym, lecz nikomu nie udało się 

wymyślić nic, co mogłoby zmieścić się 

w pierścieniu. Potrafili pisać długie trak-

taty, przemawiać godzinami, ale streścić 

mądrość  w  trzech  słowach?  Nikt  tego 

nie potrafił. 

Król miał wiernego sługę, który po-

magał mu już w wielu sytuacjach. Pa-

nie  –  powiedział  sługa  –  ja  znam 

takie  przesłanie.  Kiedyś  na  dwór  Two-

jego ojca przyjechał wielki mistyk, który                                                                           

w nagrodę za moją pracę przekazał mi tę 

mądrość. Po czym zapisał na karteczce 

trzy słowa. Korzystaj z tego tylko wtedy, 

gdy nie będzie już wyjścia, gdy wszystko 

inne zawiedzie – dodał na koniec. A król 

schował  karteczkę  do  pierścienia.  Już 

wkrótce miał z niej skorzystać...

Zastanawiasz się pewnie, jaki to ma 

związek  z  filozofią  mrówki?  Bardzo 

duży!

Ostatnio oglądałyśmy z córką w par-

ku  wielkie  mrowisko  i  krzątające  się 

mrówki. Opowiadałam Oldze o mrów-

kach i wtedy podeszła jeszcze matka z 6 

letnim synkiem.

Mamo?  –  za-

pytał  chłopiec  –                                            

A  dlaczego  te 

mrówki tak biega-

ją?  Ach  synku!  – 

odpowiedziała  kobie-

ta  –  One  ciężko  pracują,  żeby 

wyżywić swoje dzieci i poklepała go             

po głowie.

One wcale ciężko nie pracują – po-

wiedziałam  do  Olgi,  aby  zmienić  to 

przekonanie.  –  Mają  po  prostu  dobrą                                       

filozofię.

Bo widzisz, jak masz dobrą filozofię 

to nie musisz ciężko pracować. Mrówki 

mają filozofię sukcesu. Zasadza się ona 

na trzech podstawowych zasadach.

#1. Mrówka nigdy się nie poddaje. 

Jeśli zagrodzisz lub odetniesz mrów-

ce  drogę,  będzie  szukać  innego  przej-

ścia. Będzie sprawdzać wszystkie moż-

liwości.  W  górę,  w  dół,  dookoła,  byle 

tylko znaleźć rozwiązanie. 

Jak  długo  mrówka  będzie  szukać 

wyjścia? Aż je znajdzie.

To jest dobra filozofia. Filozofia suk-

cesu.

Pewnego dnia królestwo władcy zo-

stało  zaatakowane,  a  on  sam  uciekał 

konno przed zabójcami. Był sam, a ich 

było wielu. Uciekając pędził przez las, 

aż w końcu dotarł na krawędź przepaści. 

Nie miał gdzie uciec, a za sobą słyszał 

stukot  kopyt  koni  zabójców.  Nie  mógł 

jechać  dalej...  Nie  było  innego  sposo-

bu...

I  gdy  wydawało  mu  się,  że  to  już 

koniec,  przypomniał  sobie  o  pierście-

niu. Wyjął  małą  karteczkę  i  przeczytał 

przesłanie, które brzmiało: To też minie

Wielka cisza nastała, gdy król przeczy-

tał ponownie zdanie: To też minie. Stu-

kot kopyt ucichł i zabójcy zgubili ślad 

króla. Zagrożenie minęło. Był uratowa-

ny.

Król  wrócił  do  swoich  ludzi,  zebrał 

wojska  i  wyruszył  na  wojnę,  aby  od-

zyskać  królestwo.  Zwyciężył  wrogów                

i wrócił do stolicy w chwale. 

Gdy  wjeżdżał  do  miasta,  tłumy  wi-

watowały,  ludzie  świętowali,  tańczy-

li i ucztowali. Król był dumny z siebie. 

Podczas uczty zobaczył śpieszącego do 

niego sługę. 

#2 Mrówka myśli o zimie całe lato

Zawsze dziwiło mnie, gdy mój part-

ner po zamknięciu jednego cyklu cisnął, 

aby jednocześnie świętując, brać się za 

kolejne rzeczy. Bardziej do mnie prze-

mawiała filozofia na wszystko jest odpo-

wiedni czas i również byłam zaskoczo-

na,  że  ciśnienie  wzrastało  szczególnie 

pod koniec miesiąca. I trzeba było w po-

śpiechu  zrobić  bardzo  dużo  w  krótkim 

czasie.

Pamiętasz  na  pewno  chociażby                      

z  przeszłości  przed  sprawdzianami              

czy egzaminami strategie o kurcze, jesz-

cze tylko 2 dni!

Mrówki  całe  lato  gromadzą  zapasy. 

Każdego  dnia  wyruszają  na  poszuki-

wanie jedzenia, znoszą je do mrowiska                     

i ruszają ponownie. Wiedzą, że zima jest 

nieuchronna i zbliża się wielkimi kroka-

mi.

Wyobraź  sobie  w  środku  lata,  jak 

jedna mrówka mówi do drugiej: Szybko, 

szybko,  zima,  zima,  pokarm,  pokarm, 

szybko, szybko.

Ludzie  często  postępują  zgoła  od-

miennie.  Zamiast  myśleć  o  szukaniu 

nowych  rozwiązań,  poświęcać  czas  na 

działania i planować z wyprzedzeniem, 

mówią:  Teraz  jest  dobrze.  Cieszmy  się            

i dajmy na luz.

Zawieszają działania i nic nie robią. 

Aż zaczyna się źle dziać, brakuje zaso-

bów, pieniędzy, czasu i wtedy... Szaleń-

cza praca, zarwane noce, stres.

Aby tego uniknąć, myśl jak mrówka. 

Gdy jest dobrze, ciesz się tym i jedno-

cześnie działaj z myślą o przyszłości. 

#2 Mrówka myśli o lecie całą zimę

Kiedy  nadchodzi  zima,  mrówki  ko-

rzystają  z  zapasów  i  koncentrują  się                

na tym, że już wkrótce zaświeci słońce             

i będzie lato. To pomaga przetrwać na-

wet najtrudniejszy okres.

Wcześniej, gdy wszystko szło nie po 

mojej myśli, wydawało się mi się, że to 

już  nigdy  się  nie  skończy.  Jedna  prze-

szkoda goniła drugą w szaleńczym tem-

pie. Czy zawsze już tak będzie? – pyta-

łam siebie zdołowana.

Teraz,  gdy  znam  filozofię  mrówki, 

jest inaczej. Wiem, że nawet najsroższa 

zima minie i wszystko wróci do normy. 

Zachowuję  spokój  i  działam,  wiedząc, 

że  kiedy  przyjdzie  wiosenna  szansa, 

muszę być gotowa.

Sługa podszedł do króla i powiedział: 

Panie,  wyjmij  mądrość  z  pierścienia                                                                             

i przeczytaj ją terazJak to? – zdziwił 

się  władca  –  przecież  jestem  zwycięz-

cą,  a  nie  przegranym  bez  wyjścia.  Ten 

mistyk  powiedział  mi,  że  ta  mądrość 

jest nie tylko na czas klęski, lecz także                                                                       

na  czas  przyjemności”  –  odparł  stary 

sługa.

Król wyjął karteczkę i przeczytał: To 

też  minie.  Patrzył  ze  spokojem  na  cie-

szących  się  ludzi,  na  śmiechy,  taniec                 

i radość.

Katarzyna Szafranowska

m.szafranowska@millionaire.pl

www.synergia.org

Czego mrówka i Jim Rohn na-

uczyli mnie o sukcesie

Czego Jim Rohn i mrówka 

nauczyli mnie o zarabianiu?

Kim jest Jim Rohn?

Jest  popularnym  amerykańskim  mo-

tywacyjnym  i  biznesowym  trenerem, 

który organizuje seminaria dla dużych 

przedsiębiorstw  i  osób  prywatnych 

już od ponad 40 lat. Jest autorem wie-

lu  książek,  które  zakresem  obejmują 

przywództwo, biznes umiejętności sa-

modzielnego rozwoju, kontakt z klien-

tami, i motywacji.

Kariera:

+ Prowadzenie seminarów/szkoleń od 

ponad 39 lat

+ Na jego szkoleniach zasiadło ponad 

6000 widzów i 4 miliony ludzi na ca-

łym świecie

+  W  1985  roku,  Jim  wygrał  CPAE 

Award from the National Speakers As-

sociation

+ Milioner, przedsiębiorca i biznesmen 

pomagający innym osiągnąć wszystko 

co jest potrzebne do życia i biznesu

+  Jim  Rohn  jest  autorem  ponad  17 

książek audio i wideo

+  Jest  określany  mianem  jednego  z 

najbardziej  wpływowych  myślicieli 

naszych czasów

+ Jim motywował i szkolił całe poko-

lenia trenerów rozwoju osobistego, jak 

również setki menedżerów z najwięk-

szych firm Ameryki

background image

30

#10

31

#10

Istnieje mnóstwo 

reguł, którymi 

powinien się kierować 

każdy przedsiębiorca, 

ale nawet, gdy nie może 

ich przestrzegać, to 

na pewno nie powinien 

o nich zapominać.”

I Chcę być bogaty

Ta  maksyma  powinna  przyświecać 

każdemu  przedsiębiorcy  podczas  reali-

zowania  swoich  marzeń  o  własnej  fir-

mie.  Choć  bycie  bogatym  w  naszym 

społeczeństwie  jest  często  źle  postrze-

gane,  głównie  przez  nauki  kościoła 

(Prędzej  wielbłąd  przejdzie  przez  ucho 

igielne,  niż  bogatemu  uda  dostać  się 

do nieba), to wcale złe nie jest. Nieza-

leżność finansowa i bezpieczeństwo fi-

nansowe jest podstawą funkcjonowania 

w państwie opartym na rynku kapitali-

stycznym.  Dążenie  do  bycia  bogatym 

lub po prostu milionerem powinno być 

traktowane jako przejaw trzeźwego my-

ślenia o życiu. Nie ma milionera, który 

wzbogaciłby się, nie dzieląc się swoimi 

pieniędzmi z innymi. Praca ludzka jest 

cały  czas  podstawą  funkcjonowania 

przedsiębiorstw, więc przedsiębior-

ca  zawsze  część  zysku  przezna-

cza na wypłaty i pozwala boga-

cić się innym.

II Nie 

poddawaj 

się

Choć brzmi to dość trywial-

nie,  to  wiara  w  sukces  i  upar-

te  dążenie  do  wyznaczonych  celów 

jest jednym z podstawowych kryteriów 

sukcesu.  Wielkie  organizacje  nie  two-

rzą się z dnia na dzień, lecz całymi lata-

mi. Wytrwałość w realizowaniu planów 

powinna  cechować  każdego  przedsię-

biorcę  nastawionego  na  osiąganie  suk-

cesu. Wiele osób poddaje się już przed 

stworzeniem  własnego  biznesu,  bo  nie 

mogą  znaleźć  odpowiedniego  pomysłu 

na biznes. Każdy pomysł może być do-

bry, tylko trzeba go odpowiednio rozwi-

jać  i  starać  się  rozwiązywać  problemy 

stojące na drodze do realizacji wszyst-

kimi możliwymi sposobami. Często za-

pominamy, że wokół nas są osoby, któ-

re mogą pomóc nam w najtrudniejszych 

problemach. A może wystarczy sięgnąć 

po jedną z książek napisanych przez ko-

goś,  kto  początki  tworzenia  własnego 

biznesu ma już za sobą? Pamiętaj, aby 

zawsze szukać rozwiązań do końca.

III To, co masz zrobić  

jutro, zrób dzisiaj

Przysłowie,  które  w  języku  polskim 

zakorzeniło  się  już  dawno 

temu, obecnie jest częściej 

spotykane w postaci To, 

co  masz  zrobić  dzi-

siaj,  zrób  pojutrze, 

a  będziesz  mieć 

dwa  dni  wolne-

go.  Dla  przed-

siębiorców  zaj-

mujących  się 

własnym  biz-

nesem  druga  wersja  nie  jest  nawet 

śmieszna.  Własna  firma  wymaga  po-

święcenia  swojego  czasu.  Przy  inten-

sywnym  rozwoju  własnej  działalności 

będzie  nam  zawsze  brakowało  czasu, 

dlatego już teraz staraj się wykorzysty-

wać  swój  dzień  pracy  do  maksimum. 

Dobra organizacja własnego czasu spra-

wia, że możemy skupić się na rzeczach 

najważniejszych  i  pilnych  dla  dobrego 

funkcjonowania  przedsiębiorstwa.  Je-

śli  nie  wiesz,  jak  sprawić,  by  nadmiar 

wolnego czasu zamieniać w pożyteczną 

pracę, to może czas nadrobić zaległości 

i poczytać Podstawy organizacji i zarzą-

dzania.

IV Nie walcz z systemem

System, czyli dobrze funkcjonująca, 

złożona organizacja z wieloma różnymi 

zależnościami  między  elementami  sys-

temu. Z jakim systemem masz nie wal-

czyć?  Z  tym,  który  został  ci  odgórnie 

narzucony  przez  państwo.  Prawo  jest 

podstawą funkcjonowania państwa, od-

nosi  się  do  wszystkich  aspektów  życia 

i jest nierozerwalnie związane z gospo-

darką  państwa.  Jeśli  nie  jesteś  jednym 

z  kilkuset  ambitnych  polityków,  któ-

rzy chcą dla naszego, a przede wszyst-

kim,  dla  swojego  dobra,  zajmować  się 

uchwalaniem  prawa  w  parlamencie,  to 

wpływu  na  system  nie  masz.  Zamiast 

zamartwiać się tym, że prawo jest skom-

plikowane,  chociażby  to  podatkowe, 

spróbuj poświęcić swój czas na pozna-

wanie go. Doświadczeni przedsiębiorcy 

wiedzą, że łatwiej, prościej i taniej jest 

kupić sobie kodeks pracy i wiedzieć, do 

czego, jako pracodawca prawo się ma, 

niż  sądzić  się  z  pracownikami,  którzy 

starają  się  wykorzystywać  naszą  nie-

wiedzę.  Może  właśnie  podczas  studio-

wania  przepisów  regulujących  funk-

cjonowanie  przedsiębiorstw  na  rynku, 

znajdziesz  paragrafy  lub  luki  prawne, 

które będą twoją furtką do sukcesu.

V Pamiętaj, aby 

inwestować zyski

Ludzie pracujący na etacie nie mają 

zwyczaju  inwestowania  kapitału.  Za-

zwyczaj wybierają jedną z dwóch opcji, 

przejadają  pieniądze  już  w  pierwszym 

miesiącu po wypłacie lub też oszczędza-

ją  swoje  zarobki,  w  celu  przejedzenia 

ich w późniejszym okresie. Wydawanie 

pieniędzy jest sztuką i nie można mylić 

oszczędzania z inwestowaniem. W firmę 

zawsze  można  wpompować  pieniądze, 

ale ważne jest, by robić to mądrze. Po-

czątkujący  przedsiębiorcy  lub  inwesto-

rzy starają się kierować intuicją, wierząc 

w swoją nieomylność i szczęście. Od in-

tuicji dużo pewniejsza jest matematyka                                           

i sam pewnie nie raz słyszałeś, że dobrze 

przygotowany biznesplan jest podstawą 

sukcesu twojej firmy. Pieniądze mają tę 

zaletę, że można je policzyć, dlatego in-

westycje  oparte  o  planowanie  są  dużo 

lepszym  rozwiązaniem  niż  liczenie  na 

łut szczęścia. Może warto już teraz prze-

znaczyć  część  zarobionych  pieniędzy 

nawet na małą inwestycję zamiast kupo-

wać te wszystkie niezbędne rzeczy, bez 

których każdy potrafiłby się obejść?

VI Ucz się na błędach 

(bliźniego swego)

Nie  myli  się  ten,  kto  nic  nie  robi  – 

przysłowie powtarzane przez moją bab-

cię jest nadzwyczaj prawdziwe. Każdy 

ma prawo do popełnienia błędu, choć po-

winniśmy robić wszystko, aby tych błę-

dów popełniać jak najmniej. Prowadze-

nie własnej działalności to ciągłe ryzyko 

i na każdym kroku jest bardzo dużo moż-

liwości pomyłki. Błędy mają to do sie-

b i e , 

że są 

nie-

spodziewane,  niechciane  i  najczęściej 

popełniane  nieświadomie.  Aby  się  ich 

ustrzec, warto sprawdzić, jak zaczynali 

inni i z jakimi pomyłkami sami na po-

czątku  się  spotkali.  Warto  skorzystać                   

z  biblioteki  lub  księgarni  i  poczytać                                                                            

o  ludziach  sukcesu,  którzy  nierzad-

ko  własne  pomyłki  traktują  jako  do-

świadczenie kształtujące ich późniejszą 

przedsiębiorczość. Można też poszukać 

informacji w Internecie i przejrzeć fora 

internetowe związane z własnym bizne-

sem. A czemu nie wybrać się na konfe-

rencję  Myśleć  jak  Milionerzy  organi-

zowaną  przez  Kamila  Cebulskiego,  na 

której  swoimi  doświadczeniami  dzielą 

się osoby, które osiągnęły mniejszy, jak 

i  większy  sukces  w  prowadzeniu  wła-

snej firmy.

VII Nie będę miał 

konkurencji lepszej                        

ode mnie

Hasło  bardzo  treściwe  i  zrozumiałe, 

choć  trudne  do  realizacji.  Konkuren-

cja zawsze będzie istniała, niezależnie,                          

czy tego chcemy, czy nie. Wolny rynek 

jest stworzony dla przedsiębiorstw, któ-

re  z  założenia  mają  rywalizować  mię-

dzy  sobą  w  walce  o  klienta.  W  róż-

nych branżach różnie się ta konkurencja 

kształtuje, jednak zawsze są sposoby na 

pokonanie konkurencji. Jednymi ze spo-

sobów  są  innowacje  i  wprowadzanie 

nowoczesnych,  wcześniej  nie  znanych 

rozwiązań.  Szczególnie  wtedy,  gdy 

stworzymy produkt lub usługę, które są 

trudne  do  podrobienia.  Zawsze  można 

też wzorować się, brać to, co najlepsze, 

od  innych,  udoskonalać  i  wprowadzać 

do  własnej  firmy.  Tworzenie  przewa-

gi  konkurencyjnej  jest  bardzo  trudne 

i  wymaga  wielu  przygotowań.  Bada-

nie  rynku  i  konkurencji  jest  niezbęd-

n e , 

jeśli chcemy być lepsi od in-

nych. Na szczęście, dzięki 

Internetowi i prawie nie-

10

 

PRZYKAZAŃ

PRZEDSIĘBIORCY

background image

32

#10

33

#10

ograniczonemu dostępowi do informacji, 

możemy się dobrze przygotować i spraw-

dzić,  z  jaką  konkurencją  przyjdzie  się 

nam  zmierzyć  w  naszym  biznesie.  Naj-

lepszym  przykładem  determinacji  w  po-

konaniu konkurencji jest misja firmy Ko-

matsu, którą w 1962 roku Y. Kawai uznał                                                                                 

za  główny  cel  firmy:  Pobić  Caterpil-

lara,  czyli  ówczesnego  największe-

go  producenta  maszyn  budowlanych                                                         

na świecie. Komatsu się to nie udało, jed-

nak z podupadłej japońskiej fabryki stali 

się drugim co do wielkości producentem 

maszyn ciężkich na świecie.

VIII Nie będę pochopnie 

podejmował decyzji

Umiejętność  podejmowania  decyzji  jest 

jedną  z  najbardziej  cenionych  umiejęt-

ności  wśród  menedżerów.  Prowadze-

nie  firmy  to  ciągłe  podejmowanie  decy-

zji. Decydowanie o wszystkich aspektach 

funkcjonowania  organizacji  to  wiel-

ki  przywilej,  ale  równie  wielka  odpo-

wiedzialność. Dobra decyzja to przemy-

ślana  decyzja.  Należy  zawsze  starać  się                                                            

o  zebranie  możliwie  największej  ilości 

informacji  na  temat,  w  którego  kwestii 

przyjdzie nam podejmować decyzję. Czę-

sto z braku czasu decydujemy o rzeczach 

pochopnie,  bez  zastanowienia.  Robimy 

tak  najczęściej  pod  wpływem  impulsu,                           

z tym problemem najczęściej stykamy się 

na  zakupach  w  supermarkecie.  Co  zro-

bić,  aby  podejmować  tylko  dobre  decy-

zje? Podstawą jest podważanie własnych 

przemyśleń, szukanie minusów w możli-

wościach, na które się decydujemy. Gdy 

musimy o czymś zdecydować, to zazwy-

czaj  pierwsze  rozwiązanie  wydaje  nam 

się najlepsze, gdy postaramy się znaleźć 

w nich minusy, to łatwiej przyjdzie nam 

otworzyć  się  na  inne  rozwiązania.  Cza-

sami  warto  też  poprosić  osobę  trzecią  o 

szukanie błędów w rozwiązaniach, które 

przyjęliśmy za najlepsze.

IX Pamiętaj, że praca jest 

dla ludzi

Niełatwo jest znaleźć dobrego pracowni-

ka, jeszcze trudniej jest kogoś zwolnić. Na 

początku, gdy zaczynamy prowadzić wła-

sny biznes, to staramy się wszystko robić 

sami.  Zazwyczaj  robimy  to,  by  ograni-

czać  koszty,  ale  w  wyniku  wprowadza-

nych  oszczędności  często  pozbawiamy 

siebie szansy na większe zyski. Szczegól-

nie w działalności usługowej osoby, które 

zdecydowały się pracować na własny ra-

chunek, nie chcę dzieli się ani pracą ani 

zarobionymi  pieniędzmi,  trzymając  biz-

nes w rodzinie. Zyski osiąga  się z zain-

westowanego kapitału, który powinno się 

inwestować  również  w  ludzi.  Opanowa-

nie  podstaw  zarządzania  zasobami  ludz-

kimi  jest jednym z kryteriów sukcesu na-

szej  organizacji.  Może  właśnie  poprzez 

samodoskonalenie siebie będziemy w sta-

nie doskonalić naszą kadrę pracowników. 

X Nigdy nie poprzestawaj 

na tym, co masz

Chciwość  to  bardzo  zła  cecha.  Jednak 

nie  można  mylić  dążenia  do  tego,  co 

dla nas najlepsze, z byciem skąpym. Ci, 

którzy nie idą do przodu, cofają się. Je-

śli będziemy potrafili cieszyć się z tego, 

co mamy, to nauczymy się być szczęśli-

wymi ludźmi. Jednakże, gdy skończymy 

poprzestawać  na  tym,  co  mamy,  to  na-

uczymy  się  dzielić  naszym  szczęściem                                                       

z innymi. Gdy mamy wszystkiego ponad 

miarę, to możemy zacząć dzielić się tym, 

co  mamy.  Jeżeli  dążymy  do  sukcesu,  to 

zawsze  będziemy  starali  się  zdobywać 

wszystkiego  więcej.  Dlatego,  że  mier-

nik sukcesu jest względny, a każdy mały 

sukces przybliża nas do osiągnięcia cze-

goś większego, co może stać się naszym 

głównym  celem.  Pamiętaj,  że  sukces                                                                                   

do  ciebie  nie  przyjdzie,  sam  musisz                        

do niego dążyć i wyznaczać sobie nowe 

cele.

Tomasz Wykowski 

t.wykowski@millionaire.pl

background image

Nie wierzyłem. Gdy kilka lat temu zacząłem uczestniczyć 

w różnego rodzaju konferencjach naukowych na polskich 

uczelniach  zastanawiałem  się  ilu  z  uczących  się  tam 

studentów samodzielnie wybrało kierunek swoich studiów. 

Ilu z nich wie, co chce osiągnąć w życiu, czy chociaż w 

którą chcą iść stronę. Podczas większości swoich wystąpień 

zadawałem to pytanie – ciekawiło mnie, czy świadomość 

młodych ludzi zmienia się i ewoluuje. Okazało się wręcz 

odwrotnie.

34

#10

35

#10
Sam  słyszałem  je  wiele  razy.  Gdy 

zakładałem swoją pierwszą firmę, byłem 

tak  szczęśliwy,  że  chciałem  podzielić 

się tym ze znajomymi z uczelni. Jakież 

było moje zdziwienie, kiedy usłyszałem 

od  większości  z  nich,  że  przecież  mi 

się  nie  uda  i  że  żeby  być  trenerem                                           

i  prowadzić  szkolenia  trzeba  skończyć 

studia  i  przebyć  kilkuletnią  praktykę. 

Nie wiem, czy przemawiała przez nich 

zazdrość,  czy  po  prostu  negatywne 

programy wgrane do ich mózgów przez 

społeczeństwo. Najważniejsze, że część 

mnie,  którą  nazywam  Buntownikiem, 

była silniejsza. 

Pierwsze  szkolenie  poprowa-

dziłem,  mając  niespełna 

20 lat. 

Wyobraź  sobie 

małego,  chu-

dego  czło-

wieczka, 

wyglą-

dają-

c e -

go 

n a 

1 5 -

16 lat, 

prowa-

d z ą c e g o 

s z k o l e n i e                                      

hipno-

zy,  przed  pu-

bliką  średnio  dwa 

razy  starszą  od  niego. 

Człowieczek  ten  trząsł 

się  (miał  jeszcze  fo-

bię wystąpień publicz-

nych),  a  na  początku 

szkolenia  głos  drżał 

mu  jak  galareta. 

To byłem ja. 

I mimo całe-

go stresu i nie-

pewności, któ-

re to dostałem                        

od  naszego  „kochanego”  systemu  edu-

kacji, poprowadziłem je tak, że byłem z 

siebie kosmicznie dumny. Co pozwoli-

ło mi to osiągnąć? Gdy w mojej głowie 

pojawiała się jakakolwiek myśl o pod-

daniu się, patrzyłem na ogromne, wspa-

niałe obrazy, które pojawiały się przed 

moimi  oczami.  Widziałem  w  nich  sie-

bie, w przyszłości, za wiele lat. Byłem 

w  nich  doświadczonym  przedsiębior-

cą,  pewnym  siebie  hipnotyzerem,  tera-

peutą  i  coachem.  Widziałem,  jak  two-

rzę  biznes  oparty  na  pomocy  innym 

ludziom,  latam  własnym  helikopterem, 

mam  posiadłość  na  pięknej  wyspie  i 

cudowną  rodzinę.  I  właśnie  ta  wizja                                                                             

od  lat  utrzymuje  mnie  na  drodze                              

do celu.

Pamiętaj, kim jesteś i kim 

chcesz się stać

Kim  jesteś?  Nie  znając  Cię  zupełnie, 

nie wiedząc, gdzie i w jakich okoliczno-

ściach czytasz ten tekst, mogę z pełnym 

przekonaniem powiedzieć, że jesteś wy-

jątkową, jedyną w swoim rodzaju, peł-

ną  potencjału  istotą.  Mogę  też  powie-

dzieć, że jeszcze nie wierzysz w siebie 

tak  mocno,  jak  na  to  zasługujesz.  Wi-

dzisz, od lat szkolę ludzi i pomagam im 

się rozwijać. Uczestniczyłem w ogrom-

nych zmianach i przeobrażeniach – lu-

dzie, z którymi pracowałem, czasem w 

ciągu kilku minut, godzin czy dni potra-

fili nauczyć się kierować swoimi emo-

cjami, czytać kilkadziesiąt razy szybciej 

niż  przeciętny  człowiek,  tworzyć  sku-

teczny i bogaty biznes. Ty też możesz i 

jeśli oprzesz ten potencjał na misji ży-

ciowej, żadna siła Cię nie powstrzyma 

przed osiągnięciem sukcesu w życiu.

Według  mnie  misją  życiową  są  naj-

ważniejsze  i  najwyższe  wartości,  któ-

re  chcemy  realizować  w  życiu.  Nie 

jest nią wielki dom, dobrze płatna pra-

ca  czy  nawet  prywatny  samolot.  Mi-

sją życiową może być zabawa, radość, 

szczęście,  miłość,  spełnienie,  wol-

ność, zdrowie i wszystkie emocje i sta-

ny,  które  dają  Ci  poczucie,  że  jesteś                                                                              

na właściwym miejscu, że to, co robisz, 

ma  sens  i,  że  jesteś  dobrym  człowie-

kiem.

Jak  ją  odnaleźć?  Zaproponuję  Ci  teraz 

2  ćwiczenia,  moim  zdaniem,  najlepsze 

na początkowej drodze szukania swojej 

misji życiowej.

Ćwiczenie pierwsze – 

Marzenia

Przygotuj  sobie  kilka  czystych  kartek 

i  długopis.  Usiądź  przed  pierwszą                                     

i rozluźnij się. Popatrz na swoją kartkę 

i  przyrównaj  ją  do  siebie.  Jest  czysta 

–  wolna  od  jakichkolwiek  schematów                       

i ograniczeń. Nie ma na niej przeszłości. 

Jest  absolutnie  wolna,  możesz  napisać 

na  niej  co  tylko  chcesz,  bez  względu 

na  „nie  można”,  „to  jest  trudne”,  „nie 

wypada”,  „nie  powinno  się”,  „muszę” 

i  innych  chorych  i  ograniczających 

instalacji.

Zapisz na niej, na samej górze: „Ja”. Te-

raz przypomnij sobie wszystkie marze-

nia  ze  swojego  życia,  wszystkie  pięk-

ne cele i pragnienia, nawet te,  w które 

w  pewnym  momencie  przestałeś  lub 

przestałaś  wierzyć.  Opisz  krótko,  jakie 

umiejętności, nawyki, cechy charakteru 

sprawią Ci niesamowitą radość. Zwróć 

uwagę nie na to, kim chcieli Cię stwo-

rzyć inni – rodzice, „przyjaciele”, ale na 

to  KIM  TY  CHCESZ  BYĆ.  I  najważ-

niejsze – za wszelką cenę nie odchodź 

od  kartki  dopóki  cała,  nawet  najdrob-

niejsze  jej  miejsca,  nie  będą  zapisane. 

Może to na początku sprawić trudność, 

mogą przychodzić myśli, że to bez sen-

su  czy  inne  wymówki. To  znak,  że  ja-

kaś część Ciebie boi się samorealizacji 

– i potrzebuje od Ciebie wsparcia i pew-

ności siebie. Gdy już skończysz pierw-

szą kartkę, weź kolejną. Zapisz na niej: 

„Inni  ludzie”  i  w  podobny  sposób  za-

pisz, jakimi ludźmi chcesz się otaczać, 

co chcesz im dać, kogo chcesz poznać, 

jakie związki i relacje chcesz budować. 

Na  kolejnych  kartkach  zapisz:  „Rodzi-

na”,  „Biznes”  lub  „Kariera”,  „Ducho-

wość”  i  te  sfery  Twojego  życia,  które 

uważasz  za  najważniejsze.  Gdy  skoń-

czysz, rozłóż przed sobą wszystkie kart-

ki i patrząc na nie, zacznij tworzyć obra-

zy w swojej wyobraźni. Zobacz w nich, 

jak  w  przyszłości  realizujesz  wszystko 

to,  co  właśnie  zaplanowałeś lub  zapla-

nowałaś. Daj czadu – niech obrazy będą 

wspaniałe i kolorowe, przeżywaj je, bę-

dąc  głównym  bohaterem  swoich  ma-

rzeń. 

Ćwiczenie drugie – 

Łańcuchy wartości

Na kolejnej kartce wypisz jak najwięcej 

czynności,  które  lubisz  wykonywać 

i  do  których  nie  musisz  się  sztucznie 

M I S J A

STRATEGIA

S U K C E S

Na  przeciętną  grupę  50  studentów, 

jedna do trzech osób miała wyznaczone 

dalekosiężne  cele  –  planowała  swoją 

karierę  lub  biznes  lub  już  pracowała                  

na osiągnięcie swoich marzeń. Co robiła 

reszta?  Najczęściej  studiowała,  bo  tak 

pokierowała nimi rodzina lub nie dostała 

się na wymarzone studia. Co za głupota! 

–  pomyślałem.  Co  za  marnotrawienie 

energii i czasu…

Wielokrotnie  w  swoim  życiu  pracowa-

łem z ludźmi mającymi 40-50 lat, dobrze 

zarabiającymi,  jeżdżącymi  samocho-

dami  wysokiej  klasy,  mającymi  rodzi-

nę…  Na  pierwszy  rzut  oka  wydawało 

mi się, że mają wszystko, co potrzebne                                                                                    

do  szczęścia. A  jednak  mówili,  że  nic, 

tak naprawdę, nie osiągnęli w życiu. Py-

tałem  ich – Jak to? Przecież masz żonę, 

dzieci, dom, samochód? Odpowiadali, że 

niby 

t a k , 

ale to

nie  ich 

życie.  To 

nie  oni  wy-

brali  taką  rze-

czywistość,  tylko 

ich rodzice 

i  znajomi.  Często  sami 

nie osiągali nic, ale czy 

to z frustracji, czy to 

z  nudów,  zamieniali  się 

życiowych  mentorów 

i  mówili:  Człowieku,  daj 

spokój.  Życie  to  nie  za-

bawa  ani  bajka,  ustat-

kuj  się,  znajdź  dobrze 

płatną, bezpieczną pra-

cę!  Być  może  słowa 

te  brzmią  dla  Ciebie 

znajomo?

background image

Zdzisława zamurowało. Bez słów objął 

córeczkę.  Za  chwilę  Dagmarka  uśmie-

chała  się  i  znów  świat  uśmiechał  się                        

do niej.

Tę autentyczną historię opowiedział 

mi  znajomy  przedsiębiorca  całkiem 

niedawno.  Dzisiaj  Dagmarka  już  daw-

no  jest  panią  Dagmarą,  matką  i  żoną,                                      

i sama tej historii nie pamięta.

Choć  wszystko  wydarzyło  się  dwa-

dzieścia pięć lat temu, to  dla ojca była 

to  lekcja  niezwykła.  Na  tyle  niezwy-

kła,  że  kiedy  ją  opowiadał,  przeżywał 

na nowo. Wciąż była mocnym doświad-

czeniem.

Doświadczeniem  miłości.  Doświad-

czeniem  przyjaźni.  Doświadczeniem 

niezwykłym i  dla ojca i dla córki.

Tata poczuł, czym jest miłość, i Dag-

mara poczuła, czym jest miłość, i to było 

doświadczenie  obojga.  Oboje  nauczy-

li się kochać. Rodzic na swoim i dziec-

ko na swoim poziomie rozumienia i od-

czuwania.  Rodzic  od  dziecka.  Dziecko                             

od rodzica.

Uczymy  się  przez  doświadczanie. 

Uczymy się  całe życie. Ci, którzy uczą 

się  całe  życie  i  od  każdego:  dziecka, 

dorosłego,  przyjaciela,  wroga,  kolegi, 

przyrody, kamieni, natury, pogody i Bóg 

wie, czego jeszcze, są mądrymi ludźmi. 

Widząc i wiedząc więcej, stwarzają wię-

cej  możliwości. Są bardziej elastyczni. 

Lepiej    radzą  sobie  z  wyzwaniami  ży-

cia.

Ci,  którzy  już  się  wszystkiego  na-

uczyli i  wiedzą lepiej, doradzają, prze-

konują,  wpływają,  manipulują,  ocenia-

ją,  wartościują,  sami  siebie  zatrzymują 

w miejscu.

Dagmara  miała  szczęście  mieć  ko-

chających rodziców.

Bywa  też  tak,  że  możesz  mieć                            

zewnętrznie  wszystko  (stanowisko,                      

majątek,  dom,  rodzinę),  ale  miałeś  pe-

cha, bo gdy byłeś dzieckiem, ktoś Cie-

bie  zatrzymał,  nie  przytulił.  Zatrzymał 

w rozwoju emocjonalnym nie dając mi-

łości,  ciepła,  wiary,  nadziei,  radości, 

czułości i siły.

A  dlaczego  zatrzymał?    Najczęściej 

dlatego, że sam tego nie miał.  Jeżeli nie 

miał, to też nie bardzo mógł dać, bo nie 

wiedział, co dać.

A  może  zamiast  miłości  nauczyłeś 

się  nienawiści,  bo  tylko  tym  dyspono-

wali najbliżsi?

Kiedy tak jest, to rzeczywiście prze-

baczenie  jest  rozwiązaniem.  Tylko,                     

że  przebaczenie  to  za  mało.  Potrzebu-

jesz  pokochać,  bo  rozwiązaniem  za-

wsze jest miłość. A tak naprawdę sądzę,                                                                         

że  przyjaźń.  Przyjaźń  do  siebie.  Przy-

jaźń do otoczenia. Tego niegdyś nauczał 

Jezus. Tego nauczają mądrzy ludzie.

Tyle mądrość, ale jak tego osobiście 

doświadczyć?  Jak  poczuć  miłość?  Jak 

poczuć  przyjaźń?  Jak  zacząć  kochać                         

i  być  kochanym?  Kiedy  nie  mamy  ta-

kich doświadczeń?

Rozwiązaniem  jest dostrzeganie mi-

łości.  Dostrzeganie  przyjaźni.  Zobacz, 

jak  kochają zwierzęta. Zobacz, jak ko-

chają  inni,  i  poczuj  to.  Podaruj  sobie 

uczucie miłości. Kochaj i Bądź kocha-

na, kochany.  Stań się miłością. Stań się 

przyjaźnią. Pokochaj siebie. Przytul sie-

bie, jak przytulił tata Dagmarę.

Zacznij  czule  rozmawiać  ze  sobą                            

i  wszystkimi  Twoimi  komórkami,  na-

rządami. Szczególnie, kiedy bolą. Przy-

tul je. Weź na ręce. Podaruj im  ciepło. 

Miłość. Przyjaźń.

Zacznij  od  siebie  i  tylko  od  siebie,  

bo  to  jedyne,  na  co  masz  faktyczny 

wpływ. 

Rozmawiaj  ze  sobą  czule  i  z  miło-

ścią, i z mądrością.

Zaobserwuj  swoje  reakcje.  Reakcje 

swojego  ciała  na  słowa,  które  wypo-

wiadasz do siebie. Poczuj –  Jak reaguje 

Twoje ciało, kiedy zwracają się do Cie-

bie inni?

Słowem  obserwuj  siebie  i  swoje 

uczucia.  Mam taką propozycję. Kiedy 

czujesz się źle, to popatrz na siebie z dy-

stansu. Stań jakby obok i obserwuj sie-

bie.

Natomiast,  kiedy  poczujesz  się  do-

skonale, to patrz na świat swoimi oczy-

ma.

Teraz,  spodziewaj się niezwykłego. 

Spodziewaj  się  wysokiego,  niezwykłe-

go lotu, a może odlotu. Leć coraz wyżej 

i  doświadczaj  niezwykłego.  Doświad-

czaj  odczuć  do  tej  pory  nie  znanych. 

Stwarzaj nowe jeszcze piękniejsze, jesz-

cze wznioślejsze i bardziej zmysłowe.

I nie mówię tu o przyjemności. Zwa-

żaj lepiej, ile przyjemności jesteś w sta-

nie  wytrzymać.  Mówię  tutaj  o  praw-

dziwym życiu i radości życia. Zgadnij, 

czym dla Ciebie jest radość życia? Jakie 

doświadczenia ją wzmacniają?

Czym  dla  Ciebie  jest  miłość? 

Czym dla Ciebie jest przyjaźń?

I  poznaj  sercem  i  ciałem  i  duszą 

wszystkie  barwy  miłości.  Wszystkie 

barwy przyjaźni!

Ty  jesteś  Światem,  całym  światem. 

Świat  nie  istnieje  dla  Ciebie  bez  Cie-

bie.  Kiedy  odejdziesz,  odejdzie  świat. 

Twój świat. Twój świat to jedyny Twój 

cielesny świat, więc stwarzaj go dla sie-

bie jak najlepiej. Napełniaj go miłością, 

przyjaźnią i mądrością.

Czego byś nie chciał, to i tak najważ-

niejsza jest miłość.

Choć  tak  naprawdę  to  świadomość 

miłości.

Andrzej Hanisz

a.hanisz@millionaire.pl

KIEDY MAŁE

DZIECI PŁACZĄ

motywować.  Może  to  być  np.:  spanie, 

jedzenie,  spotkania  ze  znajomymi, 

jazda  na  rowerze,  sport  itp.  Najlepiej, 

jeśli  wypiszesz  ich  przynajmniej 

dwadzieścia.  Skoncentruj  się  następnie 

na pierwszej z nich i zadaj sobie pytanie: 

Co  mi  to  daje?  Zapisz  odpowiedź                                                                   

i  zadaj  do  niej  ponownie  to  samo 

pytanie. Dojdź tą drogą do wartości, przy 

której pytanie Co mi to daje nie będzie 

miało  odpowiedzi.  Może  to  wyglądać 

następująco:

Lubię spać – co mi to daje? -> relaks – 

co  mi  to  daje?  ->  dobre  samopoczucie 

– co mi to daje? -> zdrowie – co mi to 

daje? -> życie

Ostatnią  wartość  nazywamy  w  NLP 

wartością  rdzeniową.  Wartość  ta 

jest  zawsze  pozytywna  i  jest  jednym                               

z Twoich najsilniejszych motywatorów.

Teraz  kolej  na  wyznaczenie  strategii 

życiowej.  Strategia  jest  rozwinięciem 

misji  –  jest  dokładnym  planem  jej 

realizacji.

Rozłóż  przed  sobą  wszystko,  co  napi-

sałeś lub napisałaś, i weź do ręki kolej-

ną czystą kartkę. Ułóż ją w poziomie i 

na  samej  górze  narysuj  poziomą  linię. 

Będzie to Twoja linia czasu. Na jej po-

czątku, po lewej stronie, zaznacz punkt, 

który  będzie  symbolizował  dzisiej-

szy dzień. Na drugim końcu, po prawej 

stronie, zaznacz punktem moment za 3, 

5 lub 10 lat. Podziel teraz linię na 10-

12 odcinków, rozpoczynając od aktual-

nego  dnia,  przechodząc  przez  moment                                                                          

za miesiąc, za dwa miesiące, pół roku, 

rok, dwa lata itp. 

Patrząc na swoje marzenia (1 ćwiczenie) 

i  wartości  rdzeniowe  (ćwiczenie  2), 

zaplanuj  swoje  cele  i  wszystko,  co 

chcesz osiągnąć i zrealizować pod koniec 

okresu,  który  sobie  wyznaczyłeś  lub 

wyznaczyłaś.  Skuteczne  wyznaczanie 

celów  zaczynamy  właśnie  od  celów 

dalekosiężnych. Od marzeń i inspiracji. 

Pamiętaj,  aby  wyznaczając  swoje  cele, 

robić  to  z  odwagą  i  wiarą  w  siebie                              

i  odrzucić  wszelkie  bariery  typu:  „to 

trudne”  czy  „niemożliwe”.  Twoja 

świadomość ma wyznaczyć cel. 

Ostatnia ważna sprawa – to, co wyzna-

czysz sobie na dziś i jutro, ZRÓB KO-

NIECZNIE.  Jeśli  tego  nie  wykonasz, 

przejdź  przez  ćwiczenie  od  początku 

albo  zapomnij  o  swoich  marzeniach… 

Jeśli Twoje szczęście, spełnienie i oso-

bisty suk-

ces nie są dla Ciebie na tyle ważne, że za-

czniesz działać, nie jesteś człowiekiem, 

ale owcą, robiącą to, co inni i osiągającą 

tylko to, co zwyczajne i normalne. 

A przecież to nieprawda, czyż nie?

I  jeszcze  jedno  –  coś,  co  bardzo  czę-

sto  powtarzam  na  swoich  wystąpie-

niach:  gdzieś  tam  w  przyszłości  czeka                                             

na  Ciebie  moment,  w  którym  za-

czniesz coraz częściej płakać ze szczę-

ścia.  Czuć  się  absolutnie  spokojnie                                                                    

i  bezpiecznie.  Szczęśliwie  i  radośnie. 

Bez  żadnych  problemów  i  konfliktów 

wewnętrznych. Tylko od Ciebie zależy, 

czy do niego dojdziesz. Tylko od Ciebie 

zależy, czy osiągniesz sukces. Co więc 

postanawiasz?

Michał Jankowiak

m.jankowiak@millionaire.pl

Mała Dagmarka płakała, idąc obok  tatusia,  pogrążonego w rozmowie  z panią mece-

nas. Kiedy zniecierpliwiony  spytał, co się stało? Poważnie odpowiedziała:

Nie wiesz o tym, że kiedy małe dzieci płaczą, to trzeba je przytulić!

36

#10

37

#10

background image

38

#10

39

#10

W

prawdzie mówi się, że kryzys nie 

sprzyja innowacjom (bo trzeba 

oszczędzać!), ale to tylko do pewnego 

stopnia prawda. To dzięki innowacjom 

możliwa  jest  obniżka  kosztów  i/lub 

poprawa produktywności.

J

ednym  z  rozwiązań,  któremu  war-

to  się  przyjrzeć  bliżej,  jest  koncep-

cja  bring  your  own  PC  to  work  (przy-

nieś swój prywatny PC do pracy). Jest 

to  koncepcja,  która  w  Europie  konty-

nentalnej nie jest zbytnio rozpowszech-

niona,  za  to  znana  (i  stosowana)  jest                            

w Wielkiej Brytanii oraz w USA.

S

ą  pewne  grupy  zawodowe,  których 

przedstawiciele  najczęściej  są  wy-

posażeni  w  lepsze,  szybsze  kompute-

ry w domu niż w pracy (chociażby in-

formatycy  i  grupy  pokrewne).  Często 

jest tak, że ludzie korzystają z firmowe-

go  komputera  nie  tylko  w  celach  służ-

bowych  oraz  z  prywatnego  –  wykonu-

jąc pracę dla firmy. Niektórzy pracują w 

domu, korzystając z prywatnego sprzę-

tu,  a  w  pracy  poświęcają  kilka  minut, 

aby  np.  przeczytać  prywatne  e-maile 

(podczas gdy inni w tym samym czasie 

wychodzą  na  papierosa  lub  też  prowa-

dzą  niekoniecznie  służbową  rozmowę 

telefoniczną). Stąd też sztywny podział 

na  prywatne  i  służbowe  użytkowanie 

komputera nie jest chyba możliwy. I to 

jest właśnie przesłanka, która doprowa-

dziła do powstania koncepcji bring your 

own PC to work.

M

amy do czynienia z sytuacją: użyt-

kujemy sprzęt dla celów prywat-

nych oraz służbowych, w domu, w pra-

cy, może też w pociągu albo na lotnisku. 

Nie ma większego sensu używać wielu 

komputerów tylko dlatego, że znajduje-

my się o różnych porach dnia w różnych 

miejscach  (praca,  dom),  zdecydowanie 

lepszym  rozwiązaniem  jest  możliwość 

wykonywania tych wszystkich czynno-

ści przy użyciu jednego komputera. Tę 

samą kwestię można byłoby zresztą po-

stawić  w  odniesieniu  do  tego,  czy  ma 

sens  użytkowanie  dwóch  samochodów 

(prywatnego i służbowego – stąd szereg 

firm  udostępnia  samochody  służbowe 

również do użytku prywatnego), czy też 

dwóch telefonów komórkowych.

K

orzyści  z  rozwiązania  „dwa                                                                     

w  jednym”  są  chyba  jasne.  Teraz 

przyjrzyjmy  się  innym,  mniej  popular-

nym aspektom (i jak je rozwiązać):

Bezpieczeństwo

Czy jesteśmy w stanie zagwarantować, 

że  korzystając  z  własnego  komputera, 

nie przyniesiemy do firmy wirusów? To 

właściwie  nie  jest  problem,  bo  widząc 

w  tym  ryzyko,  należałoby  praktycz-

nie  zabronić  korzystania  z  pen-drivów, 

CD-ROMów,  dyskietek,  a  może  nawet                     

z Internetu…

Koszty

D

laczego  mamy  płacić  za  coś,  co 

użytkujemy  służbowo?  Właściwie 

nie  musimy  tego  robić.  Często  praco-

dawcy,  stosujący  rozwiązanie  w  posta-

ci bring your own PC to work, refundują 

pracownikowi pewną stałą kwotę, która 

jest  związana  z  nabyciem/posiadaniem 

własnego  komputera  w  celach  służbo-

wych,  a  to,  co  pracownik  kupuje  do-

datkowo  w  porównaniu  ze  standardem 

oferowanym  przez  firmę,  obciąża  jego 

budżet prywatny.

Utrzymanie

Kwestię  utrzymania  komputera  pry-

watnego, użytkowanego w celach służ-

bowych,  można  śmiało  wykorzystać                                                              

w  kierunku  stworzenia  sytuacji  win-

win: w przeważającej większości przy-

padków  należy  oczekiwać,  że  pra-

cownicy  będą  otaczać  większą  troską 

prywatny  sprzęt  niż  ma  to  miejsce  w 

przypadku sprzętu służbowego. Korzy-

sta na tym pracodawca. Ale ten właśnie 

pracodawca może uczynić miejsce pra-

cy bardziej przyjaznym dla pracownika, 

umożliwiając mu korzystanie z zasobów 

firmowych w odniesieniu do prywatne-

go komputera: weźmy chociażby możli-

wość skorzystania z kompetencji działu 

IT w przypadku instalacji nowego opro-

gramowania dla celów prywatnych.

   

Ogólne zasady IT 

obowiązujące w firmie

C

o w przypadku, kiedy my mamy np. 

inny  system  operacyjny  niż  uży-

wany  w  naszej  firmie? Albo  nasz  edy-

tor tekstów odbiega od firmowego? Tu-

taj stosuje się dwa rozwiązania: można 

zobowiązać pracowników do zachowy-

wania dokumentów w formacie przyję-

tym w firmie. Drugą możliwość oferu-

je  wykorzystanie  wirtualnych  pulpitów 

(virtual desktops), które są zaopatrzone 

w standardowe oprogramowanie wyko-

rzystywane  w naszej firmie.

tak  naprawdę,  jeżeli  dobrze  się 

zastanowimy,  na  pewno  dojdziemy       

do  wniosku,  że  koncepcja  bring  your 

own PC to work coś w sobie ma…

Magdalena Szarafin

m.szarafin@millionaire.pl

www.szarafin.info

NASZE KOMPUTERY

 

WASZE OPROGRAMOWANIE

czyli bring your own PC to work

Jakiś czas temu słyszeliśmy „wasz prezydent, nasz premier“. Jednak nie o polityce będzie 

ten tekst. Przynajmniej nie o polityce w skali makro, właściwie będzie to tekst o polityce 

firm. O innowacyjnym rozwiązaniu o nazwie bring your own PC to work.

MAGIA SERWISÓW

SPOŁECZNOŚCIOWYCH 

czyli jak dostać pracę dzięki kontaktom

P

omysł  na  ten  artykuł  nasunął 

mi  się  całkiem  przypadkowo: 

poszukując  materiałów  dot.  Legal                                            

Process  Outsourcing,  natknęłam  się 

na  firmę-dostawcę  usług  prawni-

czych,  Total  Attorneys.  Jej  strategia 

rekrutacyjna,  oparta  na  aktywności                                                                    

w  serwisach  społecznościowych,  wy-

dała mi się interesująca….

T

otal Attorneys jest firmą zatrudnia-

jącą  215  specjalistów  w  Chicago 

oraz 12 osób w Indiach. Założyciel tej 

firmy, Ed Scanlon, stosuje dosyć cieka-

wą strategię rekrutacyjną: jego pracow-

nicy  to  osoby  posiadające  szereg  kon-

taktów w serwisach społecznościowych, 

jak Twitter, Ning, Facebook, Bebo, Lin-

kedIn  i  in.  Jak  sam  mówi,  ludzie  tacy 

mogą  dostarczyć  firmie  nowych,  cen-

nych pracowników oraz pomysłów. Ale 

czy to jedyny powód ich rekrutacji?

L

inkedIn  posiada  ok.  39  mln  użyt-

kowników w 200 krajach świata –             

a więc odpowiada to liczbie mieszkań-

ców Polski. Co sekundę dołącza do tej 

społeczności  nowy  członek,  co  świad-

czy o ogromnym wzroście tego serwisu. 

Z kolei Facebook posiada aż 200 mln(!) 

zarejestrowanych użytkowników.

N

ic więc dziwnego, że twórcy oma-

wianych serwisów znajdują się na 

liście  najbogatszych  ludzi  świata.  Dla 

przykładu, ubiegłoroczne przychody ze 

sprzedaży  Facebook  wyniosły  ok.  300 

mln  USD,  a  firma  ta  nie  zatrudnia  na-

wet 1000 pracowników. Zaś jej przygo-

da zaczęła się bardzo skromnie – na 

początku 2004 r. student Uniwersyte-

tu Harvard, Mark Zuckerberg, stworzył 

wraz z grupą kolegów serwis społeczno-

ściowy online, w ramach którego zareje-

strowani użytkownicy mogą odszukiwać                      

i kontynuować szkolne znajomości oraz 

wymieniać wiadomości i zdjęcia. Utwo-

rzenie  kodu  źródłowego  strony  zajęło 

mu  2  tygodnie.  Jako  że  serwis  bardzo 

szybko uzyskał ogromne zainteresowa-

nie  wśród  studentów  i  osiągnął  sukces 

na Harvardzie, szybko zapadła decyzja                                                    

o ekspansji na inne uczelnie.

L

atem  2004  r.  Zuckerberg  i  gru-

pa  jego  znajomych  przenieśli  się                                                                             

do Palo Alto w Kalifornii, gdzie wyna-

jęli  tam  niewielki  dom,  który  posłużył 

im za pierwsze biuro.

P

o upływie zaledwie 3 lat, w 2007 r. 

prasa  doniosła,  ze  firma  Microsoft 

kupiła  część  akcji  Facebook.  Było  to 

1,6% za kwotę 240 mln USD. Szacun-

kowa wartość Facebook to 15 mld $.

szeregu  badań  (np.  badania  Edel-

man  Trust  Barometer)  wynika,  że 

ludzie  mają  tendencję  do  darzenia  za-

ufaniem  osób,  które  lubią  –  przyznało 

to  aż  60%  respondentów,  podczas  gdy 

jeszcze w 2003 r. było to zaledwie 22%! 

Z kolei spada zaufanie do firm, autory-

tetów, a nawet uniwersytetów i podob-

nych instytucji.

S

erwisy społecznościowe można po-

równać  do  ogromnych  bankietów, 

na  których  pije się  koktajle, nawiązuje 

znajomości, uprawia small-talk, ale nie 

kupuje się żadnych produktów. Jednak-

że: jeżeli chcemy coś kupić, często py-

tamy o  poradę przyjaciół i  znajomych.                               

I w tym właśnie leży potencjał serwisów 

społecznościowych:  dzięki  kontaktom 

interpersonalnym  buduje  się  potencjal-

ny rynek na pro-

dukty  i  usługi. 

Czyli,  jak  można  przyjąć, 

im więcej kontaktów dana osoba posia-

da, tym bardziej powinna być atrakcyjna 

na rynku pracy – i na innych rynkach.

T

en  fakt  uświadamia  sobie  coraz 

więcej  przedstawicieli  świata  biz-

nesu.  To,  co  było  dobre  wczoraj,  nie 

wystarcza  już  dzisiaj,  a  tym  bardziej 

nie będzie wystarczające dla sprostania 

wyzwaniom jutra. I właśnie firmy, któ-

re  czerpią  wnioski  z  badań  podobnych                                              

do powyższych, już przygotowują stra-

tegię na najbliższe lata. Dostrzegają one 

rosnącą potęgę serwisów społecznościo-

wych,  do których  przeniosły się trady-

cyjne bankiety (chociaż te też się jesz-

cze odbywają).

zapewne  również  i  z  tego  względu 

networkerzy  są  tak  chętnie  widziani               

w firmie Scanlona: są oni warci o wiele 

więcej niż wynosi ich roczna pensja.

M

yślałam, że na tym kończy się ta 

historia. Myliłam się. Powiedzia-

łam  wcześniej,  że  serwisy  społeczno-

ściowe mają w sobie pewną magię, czyż 

nie? Naprawdę tak jest.

P

onieważ chciałam, żeby więcej osób 

miało dostęp do tego tekstu, wstawi-

łam link do jego anglojęzycznej wersji 

w serwisie Twitter. I oto zrzut z ekranu, 

zrobiony przed chwilą:

Magdalena Szarafin

m.szarafin@millionaire.pl

www.szarafin.info

background image

40

#10

41

#10

O  tym,  jak  ważne  w  dzisiejszych 

czasach jest inwestowanie pieniędzy, wie 

praktycznie  każdy  z  nas.  Zastanawiam 

się  dosyć  często,  dlaczego  w  takim 

razie tak dużo osób podchodzi do tego 

tematu po macoszemu. Z jednej strony, 

jest  świadomość,  z  drugiej  natomiast 

–  brak  działania.  Czym  spowodowana 

jest  ta  niekonsekwencja?  Przychodzą 

mi do głowy dwa powody. Po pierwsze, 

mnogość  możliwości  inwestycyjnych.    

Po drugie zaś, brak rzetelnej wiedzy, która 

pozwalałaby  osiągać  satysfakcjonujące 

zyski.

Dzisiaj w Polsce działa kilkaset fundu-

szy  inwestycyjnych,  które  lokują  na-

sze  pieniądze  w  różnego  rodzaju  in-

strumenty  finansowe.  Pytanie  tylko,                                                                             

w  co  konkretnie  warto  zainwestować? 

Cóż,  doradcy  inwestycyjni  zawsze  za-

proponują  Ci  taki  produkt  finansowy, 

za który otrzymają największą prowizję 

– nawet jeśli będą musieli Cię w żywe 

oczy okłamać i wcisnąć kit, na którym 

stracisz mnóstwo pieniędzy.

Dlaczego  tak  się  dzieje?  To  proste  – 

niektóre  z  towarzystw  inwestycyjnych 

sponsorują  takich  doradców.  Krótko 

mówiąc, układ jest taki – Wy proponu-

jecie klientom nasze usługi, a w zamian 

za to my sowicie Was wynagrodzimy. To 

przerażające,  ale  niestety  właśnie  tak 

wygląda  sytuacja  na  rynku.  O  tym,  co 

dzieje  się  na  forach  internetowych  czy 

w  specjalistycznych  portalach  finanso-

wych, nie muszę chyba wspominać.

Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy – nie 

możemy  już  ufać  doradcom,  ponie-

waż  to  może  zniweczyć  nasze  wszel-

kie  oszczędności.  Jak  pokazała  nam 

boleśnie historia, strategia „Kup i trzy-

maj” także przestała się sprawdzać. Nie 

daj  się  nabrać  na  gierki  marketingowe 

typu Nasz fundusz inwestycyjny zarobił 

średniorocznie  15%  w  ciągu  ostatnich 

3 lat! Wow, cóż za imponujący wynik. 

Sprawdźmy zatem, jak wygląda ten re-

zultat na prawdziwych liczbach:

Inwestycja: 10 000 zł

Rok 2006 

60% 

16 000 zł

Rok 2007 

-70%  4 800 zł

Rok 2008 

55% 

7 440 zł

60%  +  55%  –  70%  =  45%,  co 

podzielone na 3 lata daje 15% zysku.

Nieźle, tylko matematycznie nie ma to 

absolutnie  żadnego  uzasadnienia,  bo 

mamy  o  2  560  zł  mniej  kapitału,  co 

oznacza  tylko  tyle,  że  na  naszej  inwe-

stycji  straciliśmy  25,6%!  Oczywiście                            

o tym spoty reklamowe nie były już ła-

skawe nas poinformować… Naturalnie, 

to tylko hipotetyczny przykład i fikcyjne 

dane. Niemniej jednak, otwiera oczy na 

to, w jak perfidny sposób jesteśmy ma-

nipulowani przez otoczenie.

Wniosek  jest  tylko  jeden  –  musimy 

przejąć inicjatywę i zadbać sami o naszą 

drogę  inwestycyjną.  Na  końcu  artyku-

łu znajdziesz adres strony internetowej, 

na  której  będziesz  mógł  przeprowa-

dzić  symulację  dla  swojej  inwestycji                                    

i  zobaczyć,  jak  można  uzyskiwać  re-

alne  zyski,  będąc  inwestorem  aktyw-

nym.  Jako  Czytelnik  magazynu  Mil-

lionaire  Magazine,  otrzymasz  również 

kod rabatowy, umożliwiający Ci udział                          

w szkoleniu, na którym poznasz wyjąt-

kowe strategie, umożliwiające osiągnię-

cie takich efektów.

Każdy  z  nas  jest  inwestorem  –                                      

w  mniejszym  bądź  większym  stopniu. 

Inwestujemy swój czas po to, aby zdo-

być  nową  wiedzę.  Inwestujemy  swoje 

pieniądze, aby wróciły do nas w jeszcze 

większej ilości. Problem jednak polega 

na tym, że wielu z nas jest inwestorami 

pasywnymi. Oznacza to, że powierzamy 

swoje pieniądze innym w nadziei na to, 

że oni właściwie się nimi zaopiekują i… 

czekamy.

Właśnie  z  owym  czekaniem  jest  naj-

większy  błąd,  jaki  możemy  popełnić. 

Bardzo  często  biorę  udział  w  różnych 

szkoleniach  z  dziedziny  finansów  oraz 

szeroko pojętych inwestycji. Czy wiesz, 

jaka rada jest tam najczęściej udzielana? 

Inwestuj  długoterminowo,  regularnie 

dokładając  do  puli  jednakową  kwotę.                                                                                  

Po  kilku,  może  kilkunastu  latach  bę-

dziesz  mieć  pewność,  że  osiągniesz 

zysk.  Zadziała  procent  składany  oraz 

średnia cena zakupu.

Co  się  jednak  stanie,  kiedy  planowa-

na realizacja zysku z Twojej inwestycji 

przypadnie zaraz po kryzysie? Przecież 

może  się  tak  zdarzyć,  gdyż  średnio  co 

5 – 6 lat mamy wysokie spadki na gieł-

dzie, a co kilkadziesiąt lat gigantyczne 

wręcz załamania rynku. Chyba nie mu-

szę tłumaczyć, jak opłakane w skutkach 

mogą się wtedy okazać Twoje inwesty-

cje. Oczywiście, być może coś zarobisz. 

Pytanie tylko, czy w  perspektywie kil-

ku  czy  kilkunastu  lat  to  „coś”  będzie                                                                  

dla Ciebie satysfakcjonujące?

Sam  widzisz, że  nie warto  pozostawać 

biernym  wobec  swoich  zainwestowa-

nych  pie-

n i ę d z y . 

Osoby,  które  będą  Ci  udzielały  takich 

„fachowych”  porad,  nigdy  nie  wezmą 

odpowiedzialności za swoje słowa. Ina-

czej – w przypadku straty części kapita-

łu nikt Ci pieniędzy nie zwróci. Dlatego 

też trzeba samemu wziąć odpowiedzial-

ność za własne inwestycje.

Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać 

–  pomyślisz.  Okazuje  się,  że  wcale 

nie taki diabeł straszny, jak go malują. 

Nawet  dla  przeciętnego  Kowalskiego, 

który wcale nie ma ochoty zagłębiać się 

w zasady funkcjonowania instrumentów 

finansowych,  ani  tym  bardziej  śledzić 

rynku,  istnieją  sprawdzone  strategie 

(techniki, metody – nazwij to jak chcesz) 

na to, aby generować stabilny dochód.

Są  dwie  wiadomości  –  dobra                                   

i zła. Dobra jest taka, że faktycznie nie 

wymaga  to  jakichś  szczególnych  zdol-

ności.  Wystarczy  sprawdzona  wie-

dza.  Zła  natomiast  jest  taka,  że  nieste-

ty,  aby  zarobić  konkretne  pieniądze, 

potrzeba  tutaj  czasu.  Pytanie  tylko,                                                                                       

czy podejmiesz decyzję i zaczniesz pra-

cować  na  swoją  finansową  przyszłość, 

czy  też  pozostawisz  wszystko  losowi 

i  wciąż  będziesz  tkwił  w  tym  samym 

miejscu, w którym jesteś dzisiaj?

Moja  historia  z  inwestycjami  zaczę-

ła  się  około  6  lat  temu. Wówczas  bar-

dzo  popularne  w  Internecie  były  firmy 

umożliwiające  zara-

b i a -

nie za pomocą klikania 

w  banery  reklamowe. 

Myślę,  że  wiele  osób 

pamięta te czasy. Jakiś 

czas  później  pojawi-

ły się piramidki finan-

sowe oparte o system 

płatności e-gold. Róż-

nego  rodzaju  przed-

sięwzięcia, gdzie po-

dobno  można  było 

zarobić  szybko  i  ła-

two górę pieniędzy.

No  właśnie  –  po-

dobno. 

doświadczenia 

mogę 

napisać,                                       

że takie sposoby nie 

istnieją. Chwytałem 

się 

absolutnie 

wszystkiego, 

co 

charakteryzowało 

s

i

ę 

współczynnikiem  ROI  (ang.  return  of 

investment – zysk                           z 

inwestycji). Na ogół jest 

tak, że jeżeli uda 

Ci 

się 

zarobić 

na  jednej 

rzeczy,  to 

stracisz 

na 

innej  –  często 

nawet więcej.

I tak przez te wszyst-

kie  pseudoinwestycyj-

ne  przedsięwzięcia  za-

interesowałem  się  Giełdą 

Papierów  Wartościowych, 

rynkiem  walutowym  Forex 

oraz funduszami inwestycyjny-

mi. Wydawać by się mogło, że to 

już  konkretne  rynki,  które  w  spo-

sób  względnie  bezpieczny  pozwala-

ją  pomnażać  pieniądze.  Rzeczywiście 

tak jest, ale pod jednym warunkiem. A 

mianowicie, że będziesz posiadał odpo-

wiednią strategię.

Wiele osób powie Ci, że na funduszach 

inwestycyjnych nie da  się  zarobić. Ale 

to tak naprawdę oznacza tylko i wyłącz-

nie  tyle,  że  te  osoby  nie  zarobiły  albo 

wręcz  potraciły  swoje  oszczędności. 

Czy warto się ich słuchać? To zależy… 

Jeżeli masz ochotę powielać ich błędy, 

to zdecydowanie nie warto. Natomiast, 

jeśli myślisz o prawdziwych zyskach, to 

trzeba  by  było  się  zastanowić  głębiej 

nad tym tematem.

Co byś zrobił z dodatkową sumą pie-

niędzy?  Być  może  wyjechałbyś  na 

wymarzone  wakacje.  Może  wybu-

dowałbyś taki dom, w jakim zawsze 

chciałeś  mieszkać.  Może  kupiłbyś 

sobie nowy samochód. A może ze-

chciałbyś  spełnić  marzenia  innych 

osób. Cokolwiek by to nie było, z 

pewnością  warto  jest  o  to  powal-

czyć.

W  porządku.  Przejdźmy  zatem 

do  konkretów  i  przyjrzyjmy  się 

potencjalnym  zyskom,  które 

mogą  spotkać  aktywnych  inwe-

storów,  bo  przecież  dążymy  do 

tego,  aby  właśnie  nimi  się  stać. 

Oczywiście wszystkie zaprezen-

towane  tutaj  wyliczenia  są  hi-

storyczne  i  nie  gwarantują  tego

,                                                  iż 

wyniki powtórzą się w przyszło-

ści, natomiast owa historia poka-

zuje, że jest to zbliżony cykl.

Inwestycja: 50 000,00 zł 

Od dnia: 23 czerwca 1992 

Do dnia: 4 lipca 2009

Zysk roczny: 25,53% 

Do wypłaty: 2 335 146,72 zł

Być  może  uznasz,  że  17  lat  to  dużo. 

Pamiętaj  jednak,  że  rozmawiamy  tu-

taj o bezpiecznej strategii generowania 

przychodów.  Który  z  instrumentów  fi-

nansowych  spełniających  ten  warunek, 

pozwoli Ci na osiągnięcie tego typu zy-

sków? Zobaczmy, co by się stało, gdyby 

Twoja inwestycja została dokonana 5 lat 

temu  –  czyli  uwzględniając  dość  duży 

okres bessy.

Inwestycja: 50 000,00 zł 

Od dnia: 2 marca 2004 

Do dnia: 5 marca 2009

Zysk roczny: 14,11%

Do wypłaty: 117 210,83 zł

Całkiem  nieźle,  biorąc  pod  uwa-

gę  mało  sprzyjającą  koniunkturę. 

Gdzie kryje się tajemnica? Oczywiście                                         

w strategii. Poeksperymentuj z liczbami 

i sam się przekonaj, co daje tak napraw-

dę aktywne inwestowanie.

Adam Hycnar

a.hycnar@millionaire.pl

Aktywny 

Inwestor

Dlaczego  warto  być  aktywnym  inwestorem?

background image

42

#10

43

#10

Tę  jakość  mierzą  m.in.  Instytut 

Frasera oraz Bank Światowy i nazywają 

ją  indeksem  wolności  gospodarczej 

(Tab.1).

W  rankingu  Instytutu  Frasera  spośród 

krajów  członkowskich  UE  za  nami  są 

jedynie Bułgaria i Rumunia, w rankin-

gu  Banku  Światowego  wyprzedają  nas 

również  i  one. A  dzieje  się  tak,  mimo                                                                                               

że ― zapewne jako jedyny kraj na świe-

cie ― mamy i stale ulepszamy Ustawę        

o swobodzie działalności gospodarczej. 

Jak  pisze  w  swojej  znakomitej 

książce Konstytucja wolności Friedrich 

August von Hayek: 

Różnica  pomiędzy  wolnością  a  swo-

bodami  jest  taka,  jak  między  sytuacją,                      

w której wszystko jest dozwolone, co nie 

jest zabronione przez ogólne normy (to 

jest  wolność,  przyp.  AJB),  a  sytuacją,                   

w której zabronione jest wszystko, co nie 

jest wyraźnie dozwolone (a to są swobo-

dy, przyp. AJB). (s.33). 

Problem z ustawą o swobodach nie leży 

więc w tym, że jest zła, ale w tym, że 

w ogóle myśli się o takiej właśnie dro-

dze  uwalniania  polskiej  gospodarki 

od  barier  stawianych  przez  państwo.                                                                               

A  ile  jest  tych  barier,  pokazuje  raport 

Bariery administracyjne związane z po-

dejmowaniem  i  prowadzeniem  działal-

ności  gospodarczej  w  Polsce  —  oce-

na przygotowany przez IPSOS w 2004 

roku  na  zamówienie  Banku  Światowe-

go Raport zawiera ponad 300 stron i od 

jego opublikowania praktycznie nic się 

nie zmieniło. 

A oto cytat z syntetycznej części tego 

raportu:

...stosowane obecnie procedury przygo-

towywania  projektów  aktów  prawnych 

przez rząd są wadliwe, regulacjom usta-

wowym  nie  towarzyszą  stosowne  akty 

wykonawcze i do tego nadal nie dopra-

cowaliśmy  się  w  Polsce  usystematyzo-

wanej  oceny  ekonomicznych  skutków 

regulacji prawnych. Tym samym gospo-

darka narażona jest na niekontrolowany 

przyrost zapisów powodujących nieuza-

sadnione koszty działalności gospodar-

czej oraz krępujących rozwój przedsię-

biorczości.(…)

Aby ustawa o swobodzie zmierzyła się 

ze wszystkimi tymi barierami, musiała-

by zawierać co najmniej dwa razy wię-

cej  stron  niż  cytowany  raport.  I  oczy-

wiście  bałagan  byłby  jeszcze  większy. 

Jednakże  problem  techniczny  zwią-

zany  z  taką  ustawą  nie  jest  wcale  naj-

ważniejszy.  Aby  lepiej  zilustrować                                              

kuriozalność  samego  pomysłu,  posłu-

żę  się  pewnym  przykładem.  Wyobraź-

my sobie, że w jakimś kraju parlament 

uchwala  ustawę  o  swobodzie  wycho-

dzenia z domu na ulicę. Ustawa określa, 

kto ma prawo wychodzić, kiedy ma pra-

wo wychodzić, gdzie wyrabia się prze-

pustki itp. 

Oczywiście,  każdy  powie,  że  ist-

nienie 

takiej 

ustawy 

świadczy                                                                              

o tym, że nie tylko nie ma żadnej wol-

ności, ale też, że nikt nawet o niej nie 

myśli.  I  taką  właśnie  ustawę  mieliśmy                      

w latach 1980. w stanie wojennym. 

Czym jest więc wolność gospodarcza 

i jak się ją mierzy? Instytut Frasera podaje 

pięć  obszarów,  w  których  mieszczą 

się  42  atrybuty  wolności.  Cytuję  ich 

nazwy we własnym tłumaczeniu, a dla 

pewności podaję również sformułowania 

oryginalne:

Wielkość rządu mierzona 

1. 

jego wydatkami, podatkami 

i zaangażowaniem                                                              

w przedsięwzięcia gospodarcze 

(Size of Government: 

Expenditures, Taxes,                                  

and Enterprises). Oczywiście 

im „większy” rząd, tym 

niższa ocena w rankingu.

Struktura systemu 

2. 

legislacyjnego i pewność prawa 

do własności (Legal Structure 

and Security of Property Rights) 

Dostęp do :dobrych” 

3. 

pieniędzy (Access to Sound 

Money). Dobroć pieniądza 

jest mierzona jego podażą, 

poziomem inflacji i prawem 

do posiadania dewizowych 

rachunków bankowych. 

Wolność handlu 

4. 

międzynarodowego (Freedom 

to Trade Internationally). 

Przepisy dotyczące bankowości, 

5. 

prawa pracy i warunków 

prowadzenia przedsiębiorstw 

(Regulation of Credit, Labor, 

and Business). Dla oceny 

warunków prowadzenia 

przedsiębiorstw mierzy się m.in. 

biurokratyczne i podatkowe 

koszty ich prowadzenia 

oraz poziom korupcji.

Warto  zauważyć,  że  w  obu  wcześniej 

przytoczonych  rankingach  w  ścisłej 

czołówce znalazły się kraje, które nie są 

ani duże, ani liczne, ani bogate w zasoby 

naturalne: Singapur i Hong Kong. Za to 

w końcówce znalazły się kraje zasobne 

we  wszystko  poza  dobrym  prawem  ― 

Chiny i Rosja.

Andrzej Blikle 

a.blikle@millionaire.pl

UWOLNIĆ  PRZEDSIĘBIORCZOŚĆ

Jak pokazują liczne badania, prosperity kraju i jego 

obywateli  nie  zależy  ani  od  położenia  kraju,  ani                                                                                                        

od jego wielkości, ani od liczby mieszkańców, ani 

od  posiadania  surowców  naturalnych.  Zależy                                     

od jednej tylko rzeczy ― od jakości prawa związa-

nego z gospodarką.

background image

44

#10

45

#10

końcu stycznia 2009 r. (prawdo-

podobnie 28) na antenie C-SPAN 

wystąpił  członek  Izby  Reprezentantów 

USA Paul Kanjorski (demokrata polskie-

go pochodzenia).  W Izbie pełni funkcję 

przewodniczącego  jednej  z  podkomisji 

Komisji Rynków Kapitałowych.

P

oczątek  nagrania  to  telefon  widza 

mającego  za  złe,  że  plan  Paulsona 

wpompowania  do  amerykańskich  ban-

ków setek miliardów dolarów przynosi 

korzyści  wyłącznie  bankierom.  Zaata-

kowany kongresman ujawnił szokujące 

kulisy załamania systemu bankowego w 

USA.

O

powiedział, że 11 września 2008 r. 

ok.  godz.  11.00  przed  południem 

nastąpił zmasowany odpływ z Systemu 

Rezerwy  Federalnej  środków  pienięż-

nych w kwocie 550 mld dolarów w ciągu 

1-2 godzin. Po stwierdzenie uszczuple-

nia  środków  Departament  Skarbu  in-

terweniował, zasilając system bankowy 

kwotą 105 mld dolarów. Okazało się to 

jednak kwotą niewystarczającą i wstrzy-

mano transfer środków. Według szacun-

ków, gdyby nie wprowadzenie blokady 

z systemu Rezerwy Federalnej do 

godz.  14.00,  wycofano 

by 5,5 bln dola-

rów. 

Kanjorski  wskazywał  na  te  okolicz-

ności  jako  uzasadnienie  planu  Paulso-

na.  Stwierdził,  że  gdyby  nie  wpompo-

wanie do banków 700 mld dolarów, to 

konieczne  byłoby  wykupienie  toksycz-

nych aktywów na kwotę kilku bilionów 

dolarów. Przyznał także, że sytuacja jest 

wyjątkowa i w ogóle nie wiadomo, czy 

znajdzie  się  bezpieczne  rozwiązanie. 

Kongresmani zostali powiadomi o sytu-

acji już w dniu 15 września 2008 r. przez 

sekretarza  skarbu  i  przewodniczącego 

Rezerwy Federalnej.

N

ie mamy podstaw, żeby kwestiono-

wać autentyczność nagrania. Kan-

jorski  ma  pewne  problemy  ze  ścisłym 

opisem  zdarzeń  (mówi  o  elektronicz-

nym ataku na banki amerykańskie), ale 

naszym  zdaniem,  podane  przez  niego 

fakty układają się w logiczną całość.

R

ezerwa  Federalna  jest  centralnym 

bankiem USA. Jako centralny bank 

państwa prowadzi konta banków amery-

kańskich i konta zagranicznych instytu-

cji finansowych krajów, z którymi USA 

prowadzą operacje gospodarcze. Rezer-

wa Federalna nie prowadzi kont przed-

siębiorstw  lub  ludności.  W  dniu  11 

września 2008 r. zauważono, że z kont 

banków  amerykańskich  w  Rezerwie 

Federalnej  ubywają  środki  pienięż-

ne.  Zgodnie  z  podstawowymi  za-

sadami  rachunkowości  oznacza 

to, że środki te były jednocześnie 

księgowane na innych kontach. 

Przerwanie  operacji  przy  jed-

noczesnym  podkreśleniu,  że 

środki  wypływały  z  Rezerwy  Federal-

nej  pozwala  nam  stwierdzić,  że  środki 

te były księgowane na koncie (kontach) 

jakiejś zagranicznej w stosunku do USA 

instytucji finansowej. Początkowo trak-

towano te przelewy jako zjawisko natu-

ralne, stąd przeprowadzono interwencję 

zasilającą rynek pieniężny dla przeciw-

działania  zmniejszeniu  płynności.  Po 

zorientowaniu się co do  skali operacji, 

została  ona  przerwana,  co  w  praktyce 

oznacza  ogłoszenie  niewypłacalności 

systemu bankowego USA.

C

zy  był  to  jakiś  atak  elektroniczny, 

jak  twierdzi  Kanjorski?  Uważamy 

za mało prawdopodobne, aby Rezerwa 

Federalna  przez  dwie  godziny  księgo-

wała przelewy z kont banków amerykań-

skich  do  jakiejś  instytucji  zagranicznej 

bez ważnego i nie budzącego wątpliwo-

ści  zlecenia.  Jaka  mogła być  podstawa 

tych  gigantycznych  przelewów?  Kan-

jorski sam wskazał na ten tytuł, opisu-

jąc  dylemat  z  toksycznymi  aktywami. 

Uważamy, że w dniu 11 września 2008 

r.  doszło  do  legalnego  rozliczania  po-

zycji spekulacyjnych zajętych na dery-

watach  (instrumentach  finansowych). 

Banki  amerykańskie  poniosły  klęskę                                                                             

w  spekulacji  i  w  tym  dniu  rozpoczę-

to rozliczanie pozycji przez przelew do 

zwycięzcy. Po zorientowaniu się, co do 

skali strat na spekulacji i idących za nimi 

rozliczeń  międzybankowych,  sztucz-

nie przerwano rozliczenia, pozostawia-

jąc  niespłacone  zobowiązania  banków 

amerykańskich wobec jakiejś instytucji 

zagranicznej.  Jednocześnie  w  związku 

z  dokonanymi  przelewami  środków  na 

kwotę 550 mld dolarów, w trybie nagłym 

rząd USA z pieniędzy podatników zała-

tał dziurę transferem do amerykańskich 

banków kwoty 700 mld dolarów. Nadal 

pozostał otwarty problem spełnienia zo-

PIERWSZE DNI KRYZYSU W USA

Czy obecny kryzys to zwykły cykl koniunkturalny, jak chcą 

nam wmówić politycy, czy może sprawa jest bardziej skom-

plikowana? Naprawdę chciałbym, żeby opisywane tu hipo-

tezy były zdarzeniem niemożliwym.

bowiązań na kwotę kilku bilionów dola-

rów, przypuszczamy, że nie mniejszą niż 

5,5 bln dolarów, które szacunkowo mia-

ły wypłynąć tylko 11 września 2008 r. 

Te aktywa określane jako toksyczne na-

dal obciążają banki amerykańskie i ktoś 

za granicą oczekuje ich spłaty.

K

to  to  jest?  Podkreślmy,  że  władze 

amerykańskie  wiedzą,  kto  to  jest. 

Znają bowiem konta, na które przepły-

nęło  550  mld  dolarów.  Nieujawnianie 

tych  podmiotów  dowodzi  politycznego 

charakteru  sprawy.  Jakim  podmiotom 

banki amerykańskie są winne ok. 5,5 bln 

dolarów z tytułu nieudanych transakcji 

spekulacyjnych.

Z

asadniczo  nie  musimy  czekać  na 

odpowiedź. Sami poszukajmy. Mu-

simy  przypatrzeć  się  dużym  gospodar-

kom z silnymi bankami mającymi duże 

rezerwy  dewizowe.  Tylko  takie  kraje 

mogły  skutecznie  pokonać  bankierów 

amerykańskich w spekulacji. Na pierw-

szy ogień idzie strefa euro. Jest to dobry 

kandydat,  zważywszy  na  animozje  po-

między socjalistycznymi władzami Unii 

a jankeskimi kapitalistami. Ale problem 

w tym, że na spekulacji poległy i banki 

europejskie. Poufny raport Komisji Eu-

ropejskiej mówi o stratach banków eu-

rosystemu na kwotę 13,7 bln euro na sa-

mych derywatach. Dyskutując na temat 

tych strat, przyznaliśmy, że są one mało 

prawdopodobne  i  dopuściliśmy  możli-

wość,  że  jest  to  dezinformacja.  Musi-

my zweryfikować to stanowisko. Ujaw-

nienie  strat  banków  amerykańskich  na 

przynajmniej 5,5 bln dolarów oznacza, 

że  banki  europejskie  mogły  rzeczywi-

ście  stracić  na  spekulacji  derywatami 

13,7 bln euro. Pozwala to zawęzić ob-

szar  poszukiwań.  Przeciwnikiem  ban-

ków amerykańskich i europejskich mu-

siał być ktoś wyjątkowy. Zasadniczo jest 

tylko jeden taki przeciwnik o olbrzymiej 

dotąd  bardzo  dynamicznej  gospodarce                                             

z  gigantycznymi  rezerwami  walutowy-

mi powstałym dzięki nadwyżce handlo-

wej.  Jest  to  druga  gospodarka  świata, 

której  PKB  po  uwzględnieniu  parytetu 

siły nabywczej stanowi ok. 50 % PKB 

USA. To Chiny. Można jeszcze rozwa-

żać Japonię, ale stagnacja gospodarcza, 

która trawi ją od lat oraz obecny silny 

kolaps gospodarczy, wskazują, że Japo-

nia też była ofiarą spekulacji.

W

ysuwamy hipotezę, że bankierzy 

amerykańscy  i  europejscy  przy 

pełnej  wiedzy,  akceptacji,  a  być  może 

i zachęcie ze strony polityków, prowa-

dzili olbrzymie spekulacje z instytucja-

mi chińskimi, które zakończyły się kata-

strofalną klęską.

R

ozmiar tej klęski można porównać 

do  termojądrowej  bomby  finanso-

wej. Długi banków amerykańskich i eu-

ropejskich  przekraczają  wielokrotnie 

ich kapitały własne. 

Paul E. Kanjorski (ur. 2 kwietnia 1937) to polityk amerykański polskiego pochodzenia, członek 

Partii  Demokratycznej.  Od  1985  roku  jest  przedstawicielem  jedenastego  okręgu  wyborczego 

wPensylwanii w Izbie Reprezentantów Stanów Zjednoczonych (źródło: wiki).

background image

46

#10

47

#10

58

W  istocie  systemy  bankowe  Ameryki                                                                            

i Europy są niewypłacalne. Sięgają one 

łącznie  mniej  więcej  PKB  tych  gospo-

darek.  Oznacza  to,  że  zwycięzca  spe-

kulacji,  prawdopodobnie  Chiny,  mają 

uprawnione  roszczenia  do  mniej  wię-

cej  10  %  majątku  narodowego  (zie-

mi,  przedsiębiorstw,  banków) Ameryki                                        

i  Europy.  To  dlatego  Kanjorski  wyka-

zuje bezradność i mówi, że nie wie, jak 

to się zakończy. Tę bezradność wykazu-

ją wszyscy politycy i bankierzy. Chiny 

nie są partnerem, który pozwoli zamieść 

brudy  pod  dywan.  To  kraj  o  innej  niż 

zachodnia  kulturze  i  mentalności  spo-

łeczeństwa,  który  właśnie  wysuwa  się                  

do światowego przywództwa.

P

rzegrani  spekulanci  zmierzają  do 

konfrontacji.  Zaprzestali  spłaty  zo-

bowiązań, które sami pozaciągali. Poja-

wia się retoryka wojenna o elektronicz-

nym ataku na banki. Z tej perspektywy 

zupełnie  inaczej  wygląda  np.  kwestia 

tarczy  antyrakietowej  czy  obecności 

Ameryki  w  Afganistanie.  Spekulacje 

narastały  od  kilku  lat  i  świetnie  orien-

towano się, z kim podjęto walkę. To nie 

przed Iranem miała osłaniać tarcza anty-

rakietowa, to nie Talibowie są głównym 

celem zajęcia przyczółku u granic Chin.

P

ostępujący rozkład narodowych go-

spodarek  jako  efekt  niewypłacal-

ności  banków  zwiększa  ryzyko  kon-

frontacji  zbrojnej.  Gospodarka  chińska 

odczuwa  dolegliwości  spadku  obrotów 

handlu zagranicznego. Dziesiątki milio-

nów  bezrobotnych  Chińczyków  może 

pałać  żądzą  odwetu  na  sprawcach  go-

spodarczej  katastrofy,  którymi  są  bez 

wątpienia  zachodni  politycy  i  bankie-

rzy. Chiński potencjał nuklearny pozwa-

la na zaatakowanie wszystkich centrów 

światowych  finansów,  tj.  tych  miejsc 

gdzie rodziła się spekulacja i zaprzesta-

no spłaty długów.

tej konfrontacji Polska musi zająć 

stanowisko neutralne. Polska nie 

powinna płacić rachunku za bankierów 

spekulantów  z  Ameryki  i  Europy. 

Chwała Bogu nie uczestniczyliśmy w tej 

spekulacji,  aczkolwiek  władze  Polski, 

jako członkowie Unii o tym wiedziały. 

Musimy  być  przygotowani  na  każdy 

scenariusz.

najgorszym wariancie nasi rodacy 

w Zachodniej Europie i USA po 

potwierdzeniu  narastania  konfrontacji 

z  Chinami  powinni  opuścić  duże 

ośrodki  miejskie,  przede  wszystkim, 

te  które  są  siedzibami  głównych 

instytucji  finansowych.  Uważamy,  że 

najbezpieczniejszym  miejscem  dla 

Polaków  jest  Polska,  mimo  że  powrót 

milionów  rodaków  spotęguje  zapaść 

gospodarczą.  Przetrwanie  narodu  jest 

warte takiej ceny.

P

o  ustąpieniu  obecnych  skompromi-

towanych  władz  Polski  podejmie-

my  mediację  w  celu pokojowego roz-

wiązania konfliktu. Niezależnie od tego 

w jaki sposób ulegnie rozwiązaniu pro-

blem  toksycznych  aktywów,  czeka  nas 

odbudowa  zniszczonych  gospodarek 

w tym systemów finansowych. W celu 

uniknięcia  powtórki  z  historii  odbudo-

wany  system  finansowy  powinien  za-

pewniać bezpieczeństwo poprzez:

Przywrócenie  państwom  monopolu 

emisji  pieniądza  i  niedopuszczenie 

do  kreowania  pieniądza  przez  banki 

komercyjne,

2

Zakaz 

łączenie 

działalności 

d e p o z y t o w o - k r e d y t o w e j                                                   

z bankowością inwestycyjną,

3

Zakaz  używania  derywatów  na 

giełdach  papierów  wartościowych, 

rynkach pieniężnych, walutowych oraz 

surowcowych.

P

ociągniemy  do  odpowiedzialności 

sprawców  kataklizmu.  Bankierzy  i 

politycy  zamieszania  w  spekulacje  do-

żywotnio  nie  będą  mogli  sprawować 

funkcji  publicznych  i  w  instytucjach 

finansowych.  Będą  pod  państwowym 

przymusem do końca życia usuwać wła-

snymi rękoma potworne skutki konfron-

tacji zbrojnej, a w przypadku znalezienia 

rozwiązania  pokojowego  pod  takim-

że przymusem fizyczną pracą przyczy-

niać się do odbudowy zniszczonych go-

spodarek  narodowych.  Nie  dopuścimy 

do odpowiedzialności zbiorowej wobec 

niewinnych osób. To nie Żydzi są win-

ni  katastrofy.  To  przestępcy  bankierzy                           

i  politycy,  często  o  żydowskim  pocho-

dzeniu, dopuścili się zbrodni wobec pra-

cujących  w  pokoju  narodów,  i  oni  po-

niosą za to odpowiedzialność.

W

iemy, że Polska przetrwa nadcho-

dzący  kataklizm.  Podkreślamy, 

my w to nie tylko wierzymy, my to wie-

my.

Tomasz Urbaś

t.urbas@millionaire.pl

 

Wpowiedź Paula Kanjorskiego:

www.youtube.com/watch?v=pD8viQ_DhS4

Relacja z rozmowy z Paulem Kanjorskim:

www.meritum.us/2009/02/18/kulisy-finansowego-911-elektroniczny-atak-na-banki/

Depesza agencyjna o stratach w eurosystemie:

http://www.finanse.wp.pl/drukuj.html?wid=10867675

Cenzurowany artykuł w Telegraph:

www.telegraph.co.uk/finance/financetopics/financialcrisis/4590512/European-

banks-may-need-16.3-trillion-bail-out-EC-dcoument-warns.html

Pierwotna wersja artykułu w Telegraph:

h t t p : / / f o r u m . g a z e t a . p l / f o r u m / 7 2 , 2 . h t m l ? f = 1 7 0 0 7 & w = 9 1 2 0 7 5 4 3

ZOBACZ TAKŻE

EKONOMIA I GOSPODARKA

background image

48

#10

49

#10

N

a  konferencji,  jaka  odbyła  się                          

w końcu maja br. w pałacu prezy-

denckim, pośród pięciu b. ministrów fi-

nansów, czworo z zaproszonych (Osia-

tyński, Kołodko, Lutkowski, Borowski) 

to wyznawcy paradygmatu Johna May-

narda Keynesa o stymulowaniu gospo-

darki  wydatkami  publicznymi.  Piąta, 

czyli Zyta Gilowska, to jedna z grupki 

czterech, może pięciu znanych polskich 

ekonomistów  –  Leszek  Balcerowicz, 

Jan Winiecki, Witold Kwaśnicki, Jacek 

Rostowski  czy  zmarły  niedawno  Wie-

sław Wilczyński – którzy rozumieją teo-

rię ekonomii i odrzucają utopijne i fał-

szywe założenia teorii Lorda Keynesa. 

Pod  tym  względem  jesteśmy  i  tak                        

w znacznie lepszej sytuacji niż Amery-

kanie.  Szefem  Krajowej  Rady  Gospo-

darczej,  która  jest  najwyższym  ciałem 

doradczym prezydenta Obamy, jest syn 

dwóch wybitnych profesorów ekonomii 

oraz  siostrzeniec  laureata  nagrody  No-

bla, Paula Samuelsona, Larry Summers, 

do  niedawna  także  rektor  uniwersytetu 

Harvarda. Cała rodzina wyznaje poglą-

dy z pogranicza skrajnego interwencjo-

nizmu i socjalizmu. Najbardziej aktyw-

ni  amerykańscy  laureaci  ekonomicznej 

nagrody Nobla, Paul Krugman i Joseph 

Stiglitz to czystej wody socjaliści, choć 

utrzymują,  że  są  wolnorynkowymi  in-

terwencjonistami.  Podobne  poglądy 

ma  urzędujący  minister  Skarbu,  Timo-

thy  Geithner  i  szef  banku  centralnego 

(FED), Bob Bernanke. 

    J

ak  to  możliwe,  że  ludzie  tej  klasy, 

światowa  czołówka  ekonomistów, 

nobliści i kandydaci do przyszłych Na-

gród Nobla wyznają poglądy sprzeczne 

ze zdrowym rozsądkiem? Już widzę te 

głosy oburzenia; cóż za ignorant! Niko-

mu nie znany niedouk śmie kwestiono-

wać  kwalifikacje  Noblistów?!  To  bez-

czelność!  Na  swoją  obronę  mam  nie 

byle  jaki  autorytet,  mianowicie  Tho-

masa S. Kuhna1, który w swym wieko-

pomnym  dziele  pt.  Struktura  rewolucji 

naukowych zwraca uwagę, że naukow-

cy  w  każdej  dziedzinie  wiedzy  dążą                            

do przyjęcia pewnej matrycy teoretycz-

nej,  wizji  podstawowej,  paradygmatu. 

Raz przyjęty paradygmat nie jest spraw-

dzany czy kwestionowany, a dalsze ba-

dania stają się albo jego zastosowania-

mi, albo wyjaśnianiem niedoskonałości 

paradygmatu, który jest uznaną prawdą, 

nawet wtedy, gdy okaże się, że jest fał-

szywy.  Paradygmat  nie  trwa,  rzecz  ja-

sna, wiecznie. Z chwilą pojawienia się 

zbyt  dużej  ilości  faktów  przeczących 

mu  zostaje  ostatecznie  wyparty  przez 

nowy, lepszy paradygmat. To wszystko 

jednak trwa. 

P

aradygmat  Ptolomeusza,  że  „Słoń-

ce  kręci  się  wokół  Ziemi”  prze-

trwał  jeszcze  aż  180  lat  po  ogłoszeniu 

przez Kopernika O obrotach ciał niebie-

skich, w których polski astronom dowo-

dził czegoś przeciwnego. Przyjęcie no-

wego paradygmatu Kopernika nie było 

łatwe ze względu na ówczesną doktry-

nę kościelną. Nieco krócej, ale też po-

nad pół wieku, trwał paradygmat znany 

jako teoria flogistonu. Paradygmat Key-

nesa okazał się fałszywy jeszcze zanim 

powstał.  Obalił  go  Ludwig  von  Mises             

w  Teorii  pieniądza  i  kredytu,  wydanej                               

w roku 1912, czyli 97 lat temu. Praktyka 

uczy, że do obalenia go uczeni potrzebu-

ją więcej czasu. Szczególnym utrudnie-

niem jest charakter paradygmatu Keyne-

sa i samych uczonych. Teoria Keynesa 

jest wyjątkowo interwencjonistyczna, a 

więc polityczna, czyli służy rządzącym. 

Gros  ekonomistów  zatrudnianych  jest 

przez instytucje państwowe bądź quasi 

państwowe, np. uniwersytety czy wyż-

W trakcie debaty w TVN24, z udziałem kilku znanych polskich ekonomistów i poświęco-

nej przyczynom obecnego kryzysu i sposobom przeciwdziałania mu, Ryszard Bugaj, do-

radca prezydenta RP powiedział, że praprzyczyną kryzysu była nadmierna konsumpcja 

na kredyt w Stanach Zjednoczonych. Na pytanie prowadzącego: Co w takim razie robić, 

żeby przeciwdziałać kryzysowi? Stymulować konsumpcję na kredyt – odpowiedział prof. 

Bugaj bez cienia zażenowania. Czy trudno się potem dziwić, że Lech Kaczyński krytyku-

je rządzących za to, że z jednej strony nie zwiększają deficytu budżetowego, z drugiej zaś,                     

że go zwiększają. 

RZĄDY FACHOWCÓW

John Maynard Keynes, (ur. 5 czerwca 1883 w Cambridge, zmarł 21 kwietnia 1946 w Firle, Wielka 

Brytania), angielski ekonomista, twórca błędnej teorii (Keynesizmu) interwencjonizmu państwowe-

go w dziedzinie ekonomii i finansów państwowych. Pod koniec lat 1970. nastąpił odwrót od teorii 

Keynesa, a popularność zaczęły odzyskiwać szkoły ekonomiczne wychodzące z zasad klasycznej eko-

nomii. (wiki)

sze uczelnie prywatne przez rządy sub-

sydiowane. A  ponieważ  bliższa  koszu-

la  ciału,  zatrudnieni  tam  ekonomiści 

bardziej  dbają  o  swój  etat  niż  o  praw-

dę, która może ich tego etatu pozbawić.                                  

O  takich  ludziach  mówi  się...etatyści. 

Ich wiedza poprzez media przenika do 

opinii  publicznej,  która  myśli,  że  wie,                                

o  co  w  gospodarce  chodzi.  Ignorancja 

rodzi ignorancję. 

o  co  w  gospodarce  chodzi?  John 

Maynard Keynes dokonał w ekono-

mii „głównego nurtu” właściwie trzech 

rewolucyjnych  zmian.  Oto  jego  pomy-

sły:

1

Zanegował klasyczną strukturę pro-

dukcyjną, która wcześniej wygląda-

ła  mniej  więcej  tak:  praca,  oszczędno-

ści, inwestycje, produkcja, konsumpcja, 

wprowadzając  w  jej  miejsce  strukturę 

swoją: konsumpcja (w warunkach kry-

zysowych na kredyt), inwestycje i pro-

dukcja.

2

Przyjął,  że  oszczędności  są  rywa-

lem konsumpcji, gdy tymczasem są 

one  jedynie  konsumpcją  odłożoną                                                         

w czasie, z której finansuje się kre-

dyt;

3

Zignorował 

podstawowy 

fakt  natury  świata  mówiący,                      

że żyjemy w świecie dóbr rzad-

kich,  co  oznacza,  że  wszystkie 

zasoby,  jakimi  dysponujemy, 

występują w niedoborze. Pod 

dostatkiem  jest  tylko  powie-

trza i dlatego za powietrze nie 

płacimy.  Wszystko  inne  (pra-

ca,  surowce,  energia,  czas) 

trzeba albo kupować, albo dys-

trybuować  w  jakiś  inny  spo-

sób (przydziały, talony, system 

kartkowy etc.). 

N

iestety, co pomysł, to pudło. Nie 

można  konsumować,  gdy  się  nie 

wyprodukuje.  To  nie  konsumpcja  sty-

muluje  produkcję,  jest  raczej  odwrot-

nie. Aby to zrozumieć, wystarczy doko-

nać  wizualizacji  cyklu  ekonomicznego 

w  wykonaniu  pierwszego  producen-

ta  na  Ziemi  albo  rozbitka,  jak  Robin-

son  Cruzoe,  rozpoczynającego  proces 

przetrwania na bezludnej wyspie. Żeby 

konsumować, musieli najpierw coś wy-

produkować. Nie skonsumowana część 

produkcji posłużyła im do zakupu (wy-

miany) środków produkcji (inwestycji), 

a  tym  samym,  do  wzrostu  produkcji. 

Dlatego  właśnie  gros  programów  sty-

mulujących produkcję za pomocą kon-

sumpcji, propagowanych przez rządy Ja-

ponii, Stanów Zjednoczonych, Niemiec 

etc. albo nie działa, albo po chwilowej 

poprawie  (Japonia)  wywołuje  jeszcze 

większe turbulencje na rynku. Ostatnie 

dane  Banku  Światowego  –  wbrew  po-

glądom  Roberta  Zoellicka,  prezesa  tej 

instytucji,  który  również  jest  wyznaw-

cą  paradygmatu  Keynesa  –  dowodzą,                              

że  program  stymulujący  prezydenta 

Obamy osiągnie korzystne skutki, z tym 

że nie w USA, Japonii i Niemczech, lecz 

w... Chinach i Indiach. Można mieć na-

dzieję, że także w Polsce, ponieważ my 

nadal  produkujemy  to,  do  czego  rządy 

pozostałych krajów Unii zachęcają swo-

ich obywateli, czyli dobra konsumpcyj-

ne. Potwierdza to Al Hunt z Bloom-

berg Television, mówiąc, że o ile 

w  Stanach  Zjednoczonych  ro-

śnie bezrobocie i spada pro-

dukcja,  o  tyle  w  Indiach 

i  Chinach  przewiduje 

się znaczny wzrost 

gospodarczy. 

Oba 

te fakty 

mają wspólne źródło, są nim amerykań-

skie programy stymulujące. 

J

ednakże  największym  grzechem 

Keynesa  było  zignorowanie  faktu 

„rzadkości”  zasobów  i  zastąpienie  go 

„nadmiarem”.  Uczynił  to,  negując  wy-

myślone  przez  francuskiego  ekonomi-

stę  Jean  Baptiste  Say’a  prawo  mówią-

ce,  że  „każda  podaż  (produkcja)  ma 

swój popyt”, a nie odwrotnie, jak tego 

chciał Keynes. Jeśli popyt jest za mały, 

jak to bywa w sytuacjach kryzysowych, 

wystarczy  go  pobudzić,  drukując  albo 

pożyczając  pieniądze.  Za  te  pieniądze 

ludzie  kupią  towary,  których  –  jak  za-

łożył  Keynes  –  jest  w  bród,  tylko  lu-

dzi  na  nie  nie  stać  i  w  ten  sposób  go-

spodarka ruszy. Problem w tym, że jeśli 

pieniądz jest skutkiem produkcji, to za 

pieniądzem  wykreowanym  przez  rząd                               

czy  bank  centralny  produkcji,  a  więc 

dóbr  i usług  nie  ma. Jest  on  pusty.  Je-

śli  zatem  część  pieniędzy  nie  ma  po-

krycia  w  towarach,  zamiast  nadmiaru, 

będziemy  mieć  do  czynienia  z  niedo-

borem. W sytuacji wzrostu popytu przy 

stałej podaży wzrosną ceny. Efekt, jaki 

Keynes chciał osiągnąć, czyli zwiększe-

nie siły nabywczej ludności neutralizo-

wany jest przez wyższe ceny wywołane 

inflacją, czyli spadkiem siły nabywczej 

pieniądza. Dlatego pakiety stymulujące 

nie działają. To Say, a nie Keynes miał 

rację.  Najpierw  jest  produkcja,  potem 

konsumpcja,  a  nie  odwrotnie.  Pakiety 

stymulujące  tworzą  więc  inflację,  wy-

wołując  na  dodatek,  co  najmniej  dwa 

dodatkowe i bardzo szkodliwe zjawiska. 

Jedno  to  protekcjonizm  i  wiążący  się             

z nim pośrednio transfer majątku z kie-

szeni  jednych  oby-

wateli do kieszeni 

drugich. 

Co  gorsza, 

z a b i e -

ra  się 

Ludwig Heinrich Edler von Mises (ur. 29 września 1881 we Lwowie, zm. 10 października 

1973 w Nowym Jorku) – ekonomista austriacki. Przedstawiciel szkoły austriackiej 

w ekonomii, w poglądach na gospodarkę reprezentował stanowisko leseferystyczne. 

Udowodnił,  że  niemożliwe  jest  racjonalne  funkcjonowanie  gospodarki  planowej. 

Stanowisko to wywołało w okresie międzywojennym szeroką dyskusję teoretyczną

background image

50

#10

51

#10

Siła nabywcza dolara (1800-2000)

producentom  i  daje  bankrutom.  Pro-

tekcjonizm  to  wspierania  własnych 

firm, czyli dyskryminowanie „obcych”.               

Od dawna wiadomo, że jest to – w prze-

ciwieństwie  do  wolnej  wymiany,  która 

jest korzystna dla wszystkich – zjawisko 

dla wszystkich niekorzystne i kryzyso-

genne. Co więcej, pieniądze przeznacza-

ne  na  stymulację  gospodarki,  nawet  te 

stanowiące deficyt budżetowy czy kre-

dyt, pochodzą z kieszeni podatnika. Po-

datki  płacą  ci,  którzy  osiągają  dochód. 

Adresatem  programów  stymulujących 

jest  firma  znajdująca  się  na  krawędzi 

bankructwa lub po bankructwie. Karze-

my w ten sposób producenta dóbr, a na-

gradzamy nieudacznika. Jest to gwóźdź 

do gospodarczej trumny.

Z

wolennicy  utrzymania  własności 

państwowej  w  gospodarce  posłu-

gują  się  mniej  więcej  takim  argumen-

tem: państwo jest mocne i bogate, może 

lepiej  zarządzać  majątkiem.  A  stać  je                                                   

na  wyrafinowane  analizy  i  ekspertyzy, 

stać  na  zatrudnienie  fachowców,  któ-

rzy pokierują majątkiem lepiej niż by to 

zrobili obywatele, których na takie wy-

rafinowane analizy nie stać. To, co na-

pisałem  powyżej  dowodzi,  że  jednak 

taka  wnikliwa  analiza  nie  wystarczy. 

Dlaczego?  Primo,  z  powodu  przywią-

zania ekspertów do paradygmatów. Se-

cundo, ponieważ – co wykazał Friedrich 

von Hayek – gospodarka jest zbyt skom-

plikowana, aby  jedna osoba  czy  nawet      

grupa najwybitniejszych ekspertów była 

w  stanie  ogarnąć  tę  złożoność.  Pomi-

jam  takie  argumenty,  jak  słabszą  mo-

tywację polityków i pokusę nadużycia.                                                                       

A więc myli się Timothy Geithner, twier-

dząc, że „do zakończenia obecnego kry-

zysu wystarczy dobra wola rządu”. Gros 

najpoważniejszych  problemów  gospo-

darczych ma swoje źródło właśnie w in-

terwencjach  politycznych  w  gospodar-

kę.  Przykładem  takich  interwencji  jest 

właśnie wiara w cudowne rozmnożenie 

majątku a la Keynes, w zaniżanie stóp 

procentowych  poniżej  poziomu  ryn-

kowego  w  celu  poprawy  koniunktury,                        

a w Polsce np. wspieranie upadających 

przedsiębiorstw,  jak  stocznie  czy  kole-

je państwowe. Jeśli przyjąć, że pośred-

nią  przyczyną  obecnego  kryzysu  była 

ekspansja  kredytowa,  która  doprowa-

dziła do boomu na rynku nieruchomości                                                                        

w  Stanach  Zjednoczonych,  jest  to  do-

wód na to, że same chęci polityków nie 

wystarczą.  W  tym  wypadku  dobrym 

chęciom  polityków  chcących  ułatwić 

nabycie nieruchomości przez uboższych 

towarzyszy  rekordowa  ilość  przejęć                 

z tytułu niewypłacalności. 

Stąd receptą na wyjście z kryzysu musi 

być zaprzeczenie zasadom, które do nie-

go  doprowadziły.  Trzeba  przywrócić 

prawo J.B. Saya. Zaprzestać w związku 

z  nim  programów  stymulujących.  Po-

zwolić  na  likwidację  firm,  które  sobie 

nie  radzą,  gdyż  nie  radząc  sobie,  mar-

notrawią  zasoby,  których  nam  braku-

je.  To  samo  w  przypadku  bezrobocia                                   

i  cen;  nie  tworzyć  miejsc  pracy,  nie 

przeciwdziałać  spadającym  cenom  po-

przez zwiększanie inflacji. Rządowi nie 

wolno  wspierać  biznesu.  Biznes,  a  nie 

podatnicy,  odpowiada  za  swoje  błędy. 

Rząd ma wspierać rynek. Tym bardziej, 

że  interwencje  kosztują  masę  pienię-

dzy, dyskryminują producentów mająt-

ku, promują bankrutów, a co najgorsze, 

transferują majątek z kieszeni tych, któ-

rych rząd nie lubi, do kieszeni tych, któ-

rzy cieszą się jego względami. 

Jan M Fijor

jm.fijor@millionaire.pl

www.fijor.com

59

EKONOMIA I GOSPODARKA

background image

52

#10

4 strona okładki