background image

BENTE PEDERSEN

WYROKI LOSU

background image

1

Ritva nigdy nie zastanawiała się nad starością.

Nie myślała o śmierci.

Miała dopiero dziewiętnaście lat.

Hans   Fredrik   Feldt   pełnił   obowiązki   komendanta   na  wysuniętym  daleko   na  północ 

skrawku   Norwegii.   Wyznaczony  mu  okres   służby   dobiegał   końca.   Nikt   nie   oczekiwał,   że 

kapitan zechce przedłużyć swój pobyt w tych stronach.

Nigdy nie czuł się dobrze w miejscu, gdzie zimą panowała długa noc polarna, a latem 

trwał   nie   kończący   się   dzień.   Nie   lubił   samotności   ani   pustkowia.   Posępny   krajobraz   i 

bezkresne morze wzbudzały w nim niechęć. Drażnił go ostry klimat, przy którym najbardziej 

bezwzględni mężczyźni zdawali się łagodni niczym baranki.

Ale władza rekompensowała mu wszystko.

Pod   tym   względem   minionych   pięć   lat   dostarczyło   mu   wiele   przyjemności. 

Ukoronowaniem służby miało być spalenie na stosie największej czarownicy, jaką widziały te 

strony.

Niewiele brakowało, a byłby tego dokonał.

Ale ona pozbawiła go należnej chwały, dosłownie w ostatniej chwili wymykając mu się 

z rąk. Z pomocą przyszli jej słudzy piekieł.

Jeszcze żadnej kobiecie nie udało się go pokonać. Tej wiedźmie też się to nie uda!

Kapitan Hans Fredrik Feldt postawił wszystko na jedną kartę. Bardzo zależało mu na 

tym, żeby zapisać się w pamięci mieszkańców północy jako pogromca czarownicy. Sława jego 

czynu miała się odbić szerokim echem i zapewnić mu powitanie z honorami w rodzinnych 

stronach. Pragnął, by cywilizowany świat zobaczył w nim człowieka z zasadami.

Wraz z nastaniem lata opuści twierdzę Vardohus.

Przedtem jednak rozpali stos, na którym spłonie czarownica.

Nie spocznie, póki jej nie odnajdzie...

Nie pozwoli, by kobieta wystrychnęła go na dudka. Ani teraz, ani nigdy!

Znał jej imię i twarz. Doświadczył też jej diabelskiej mocy. Była porażająco piękna, jak 

zresztą większość istot  w służbie szatana. Jej  oczy płonęły niby rozżarzone węgle,  włosy, 

miękkie niczym jedwab, miały barwę rodem z piekieł. Ale on, kapitan Feldt, nie uległ, nie dał 

się   omotać   podstępnie  zastawionej   sieci.   Dał   odpór  zdradzieckiemu   spojrzeniu,   udającemu 

wzrok anioła.

Czarownica zdołała umknąć, ale on poprzysiągł sobie, że ją odnajdzie, choćby miał 

background image

szukać do końca życia.

- Gdziekolwiek się ukryłaś, Ritvo, drzyj, bo nie jesteś bezpieczna - syknął Hans Fredrik 

Feldt, wpatrując się w morze, które mu ją odebrało i porwało nie wiadomo dokąd. Tyle jest 

fiordów i zatok, gdzie mogła się zaszyć! Nie miał dość ludzi, by sprawdzić każdy skrawek 

wybrzeża.

Jej wybawcy dobrze sobie to wszystko zaplanowali.

- Mimo to nie czuj się bezpieczna - powtórzył łagodniej, zaciskając pięści. Kąciki ust 

zadrgały lekko, ale nie złagodziły nieprzeniknionego oblicza. Wyraz twarzy nadal pozostawał 

mroczny i bezwzględny, a zielononiebieskie oczy spoglądały niezmiennie chłodno.

Ten człowiek nie potrafił się śmiać, zresztą od dawna nie próbował.

Był przystojny i urodziwy, ale całkiem pozbawiony serca. Twarz o harmonijnych rysach 

nie zdołała przysłonić brutalności jego natury.

- Napiętnowałem cię - rzucił ku morzu, zwilżając językiem wargi. - Nie uciekniesz 

przede mną, Ritvo. Naznaczyłem twą białą skórę rozżarzonym żelazem. Jesteś moja, moja na 

zawsze! To ja ci wyznaczę kres życia. Twoje ostatnie chwile należeć będą do mnie...

Ritva, ku której kierował te słowa, naprawdę nosiła imię Raija.

Hans   Fredrik   nie   był   tego   świadom.   Nie   miał   jednak   najmniejszej   wątpliwości,   że 

rozpozna jej twarz, gdziekolwiek ją zobaczy.

Rozpozna jej ciało. Blizny po rozżarzonym żelastwie, którym ją pieścił.

Nad fiordem siedział mężczyzna otoczony gromadką dzieci i opowiadał im bajki. W 

jego włosach igrały słoneczne promyki, a spojrzenie było łagodne i rozmarzone. Duże dłonie 

gładziły delikatnie rudą grzywkę trzyletniej dziewczynki, która mocno zacisnęła rączki na jego 

szyi. Mężczyzna pochylił się nad trochę starszą dziewczynką i złożył na policzku siedmiolatki 

niedźwiedzi pocałunek, powstrzymując wybuch jej zazdrości.

Dwoje pozostałych dzieci, podobnie jak on, miało włosy blond, ale nie były podobne ani 

do niego, ani do siebie nawzajem. Najstarsza dziewczynka o płowych, długich niemal do kolan 

warkoczach skończyła dziesięć lat, chłopiec rozpoczął siódmy rok życia.

Tej bajki słuchali już wcześniej. Opowiadała o miłości, o nienawiści, o okrutnym trollu 

z północy. Opowiadała o pewnym dobrym człowieku i o mamie.

Historia Raiji.

Reijo powtarzał ją często. Poprzysiągł sobie, że nie pozwoli dzieciom zapomnieć matki. 

Co prawda trudno im było zrozumieć, dlaczego mama nie może być z nimi, ale Reijo robił 

wszystko,   by   serca   dzieci   nie   napełniły   się   goryczą,   a   one   same   nie   otoczyły   się   murem 

nieprzystępności.

background image

Nadejdzie kiedyś dzień, gdy Raija do nich powróci, i nie powinna wówczas napotkać 

nienawiści.

Ale w umysłach małych istot lęgnie się wiele różnych myśli!

Tyle już czasu upłynęło, odkąd się rozstali. Każdy dzień przynosił nowe zdarzenia. Dwa 

lata to wieczność cała dla kogoś, kto ledwie sięga do bioder temu, którego nazywa ojcem.

Elise pamiętała Raiję i pielęgnowała te wspomnienia, lękając się panicznie, że może je 

utracić. Chciwie chowała je dla siebie, udając przed pozostałymi, że wszystko zapomniała. Za 

nic w świecie nie pozwoliłaby odebrać sobie najcenniejszej pamiątki.

Utraciła tatę i mamę. W sennych koszmarach nadal jej się pojawiał obraz bezwładnego 

ciała matki, sznura zaciśniętego na jej szyi... zapach obory...

Odebrano jej też Raiję.

Ale wspomnienia należą tylko do niej. Nikt się o nich nie dowie. Nikt jej z nich nie 

odrze.

Maja także w przebłyskach pamięci przypominała sobie pewne zdarzenia z przeszłości. 

Ale one budziły w niej głęboką niechęć zaprawioną bólem i lękiem. Wspomnienia z wczesnego 

dzieciństwa wywoływały w niej niepokój, naruszały poczucie bezpieczeństwa.

Opowieści Reijo to jednak co innego. Lubiła je. Uwielbiała wpatrywać się w twarz 

opiekuna, obserwować jego oczy nieustannie zmieniające barwę. Gdy się uśmiechał, pojawiały 

się w nich wesołe błyski, gdy przypominał sobie coś bolesnego, coś, co wolał ukryć przed 

dziećmi, zasnuwały się cieniem.

Maja rozumiała o wiele więcej, niż Reijo przypuszczał. Potrafiła czytać z jego twarzy. 

Nauczyła się rozpoznawać znaczenie każdego grymasu i gestu, wychwytywała najmniejszą 

zmianę nastroju.

Pojmowała sprawy, których nie potrafiła jeszcze nazwać słowami.

Tego daru lękała się równie mocno, jak własnych mglistych wspomnień.

Gdy wpadała w złość, potrafiła zerwać się i uciekając, gniewnie wykrzykiwać: „Nie 

chcę tego słuchać! Nie chcę! To jest głupie! Słyszysz, Reijo? To głupie! Głupie, głupie! Zwykłe 

bajki. Nieprawdziwe. Nie mam mamy!”

Twarz Reijo zasnuwała się wówczas mrokiem, a serce ściskało mu się z żalu. Wiele go 

kosztowało, by w takich chwilach się nie załamać i nie utracić nadziei. Wtedy czerpał siłę od 

tej, która nie mogła nic pamiętać. Krył twarz w płomiennej czuprynce Idy, córeczki jego i Raiji, 

i ogrzewał serce ciepłem bijącym od drobnego ciałka. Dziewczynka uwielbiała bajki i jasnym 

głosikiem po fińsku domagała się, żeby opowiadał dalej. Była mała, nie pojmowała chyba 

nawet   znaczenia   słowa   „matka”.   Ponieważ   rzadko   bywali   w   towarzystwie   innych   ludzi, 

background image

dziewczynka   nie   spotkała   zwyczajnych   rodzin   i   żyła   w   przekonaniu,   że   w   normalnych 

rodzinach jest tylko ojciec.

Maja jako jedyna protestowała.

Elise   słuchała.   Reijo   nie   potrafił   rozgryźć,   co   chodzi   po   głowie   tej   małej.   Ciężko 

przeżyła utratę Raiji. Nie udało mu się zastąpić dziewczynce opiekunki. Dla tego zamkniętego 

w sobie dziecka Raija była tym, kim on sam był dla Mai. Kimś, kogo podziwiała bezgranicznie 

i kochała bez żadnych zastrzeżeń. Opowiadane przez niego historie pomagały jej zatrzymać 

wspomnienia.

A Knut...

Trudno odgadnąć, jak chłopiec przyjmował opowieści Reijo. Zazwyczaj był dość ufny. 

Gdy jednak słuchał o matce, jego twarz, tak podobna do twarzy Kallego, zamykała się, a 

dźwięk, imienia „Raija” wywoływał drżenie w kącikach miękkich ust.

Reijo obawiał się wpływu swych słów na tego chłopca, który mógłby być jego własnym 

synem. Za nic w świecie  nie chciał  go ranić,  a mimo to nie potrafił  powstrzymać się od 

mówienia o Raiji.

Był jej to winien.

Nie mógł wiedzieć, co naprawdę myślą i czują dzieci, ale powtarzając, że mama je 

kocha, nie miał żadnych wątpliwości, iż mówi prawdę. Z taką samą niezłomną wiarą zapewniał 

je, że pewnego dnia Raija powróci...

Znal ją dobrze, nigdy go nie okłamała.

Przygarniając   szerokimi   ramionami   całą   czwórkę,   obejmował   spojrzeniem   fiord   od 

kamienistego nabrzeża po nagi horyzont daleko na północnym wschodzie.

Zwilżając usta, wciąż na nowo snuł te same historie przepojone niezmienną miłością do 

Raiji i wiarą w to, że któregoś dnia wyłoni się zza linii horyzontu.

Tymczasem w samym sercu Finlandii Raija zagryzała wargi, z trudem tłumiąc w sobie 

irytację i bezradność.

Wśród kobiet z lapońskiej wspólnoty, do której dołączyli, nie znalazła pokrewnej duszy. 

Może dlatego, że sama wywodziła się z Finów? A może dlatego, że nie dorównywała im 

zręcznością w pracach przypisanych kobietom? Poza tym nigdy nie włączała się do pogawędek 

o mężczyznach i dzieciach. Gdy rozmowa schodziła na te tematy, Raija natychmiast wycofywa-

ła się. Było to dla niej zbyt bolesne.

Nie potrafiła określić, co jest przyczyną przepaści, która wytworzyła się pomiędzy nią a 

pozostałymi kobietami. Mozę tak naprawdę nie przykładała do tego większej wagi?

Była sama.

background image

Obca.

Jak zawsze! powracała uporczywa myśl.

Co prawda miała Mikkala, jego miłość i oddanie. Sama zresztą nadal kochała go równie 

gorąco jak kiedyś...

Ale Mikkal pochłonięty był tyloma innym sprawami...

Okazało się, że to on z nich dwojga radzi sobie lepiej. A tak się obawiał, że będzie 

nieprzydatny, że niewładna noga całkowicie pogrzebie jego szanse na wartościowe życie!

Stał   się   tymczasem   ważną   osobą   w  lapońskiej   społeczności.   Miał   posłuch.   Potrafił 

doskonale planować, nie brakło mu rozsądku, imponował wiedzą. Mężczyznom, którzy słuchali 

jego rad, pracowało się znacznie lżej.

Mikkal, żyjący dotąd w cieniu swego ojca, którego nie darzył szczególnym szacunkiem, 

zyskał wreszcie poczucie własnej wartości.

W tej wspólnocie nie traktowano go jedynie jako syna Pehra. Na ważności zyskało jego 

własne imię. Był tu potrzebny.

Przekonał się, że potrafi kierować innymi. Trochę go to napawało lękiem, ale miało 

równocześnie cudowny posmak.

Stał się zachłanny na wszystko, co wypełniło jego nowe życie, i niechętnie myślał o 

tym, że przyjdzie mu się niebawem rozstać z tymi ludźmi.

Matti także czuł się w tym miejscu jak ryba w wodzie. Koczownicze życie pod gołym 

niebem,   odpowiedzialność   i   obowiązki,   w   których   znajdował   sens,   wyraźnie   mu   służyły. 

Chłopak miał piętnaście lat, ale wydawał się starszy. Mikkal domyślał się, że to dziedziczne. W 

rodzinie Alatalo dzieci wcześnie dojrzewały. Pamiętał, że tak samo było z Raiją. Teraz miała 

dwadzieścia trzy lata, ale niemal przez całe życie była dorosła.

Najszczęśliwszy jednak był Ailo, który w obozowisku czuł się jak u siebie.

Fińscy   pobratymcy   przyjęli   Mikkala   i   jego   syna   z   otwartymi   ramionami,   dla   Raiji 

jednak nie byli równie serdeczni.

Dziewczyna milczała, ale Mikkal, widząc jej nieobecne spojrzenie, domyślał się, jakie 

uczucia targają ukochaną. Niejednokrotnie tkwiła nieruchomo, jakby próbując dojrzeć coś, co 

znajdowało się poza zasięgiem wzroku. Nigdy nie dzieliła się z Mikkalem swym cierpieniem. 

Ale  cieszyła   się   jego   radościami.   Uśmiechała  się,   gdy   opowiadał   jej   o swych   małych   co-

dziennych sukcesach. Radowała się szczerze, był tego pewien.

Wszystko to miało słodko - gorzki smak.

Mikkal uważał, że należy mu się takie życie. Zasłużył na uznanie i szacunek.

Chętnie zostałby tu do końca swych dni, ale Raija tęsknym wzrokiem spoglądała poza 

background image

horyzont i snuła własne marzenia.

Nie zwierzała się Mikkalowi, ale on znał ją na tyle dobrze, by zdawać sobie sprawę, że 

Raija się zadręcza.

Finlandia była jej ojczyzną, stąd się wywodziła, tu miała swe korzenie. Jednak teraz, 

gdy nie odnalazła ojca wśród żywych, wydało jej się, że korzenie nie są dość solidne.

Mikkal uśmiechnął się z goryczą. Pomyślał sobie, że jego ukochana Raija pod wieloma 

względami wyjątkowo została doświadczona przez los. Tak jakby ciążyło nad nią jakieś fatum.

Wszędzie, gdzie się pojawiała, traktowano ją jak obcą.

Sama sprawiała też wrażenie, że zatrzymuje się tylko przelotnie, ot, krótki przystanek w 

ciągłej podróży. Nieustannie o czymś marzyła. Szczęście wymykało jej się z rąk, nigdy nie 

przeżywała jego pełni.

Mikkal   był   zadowolony,   ale   oddałby   wszystko,   żeby   i   Raija   czuła   się   szczęśliwa, 

niczego bardziej nie pragnął.

Późną   jesienią,   gdy   pierwsze   mrozy   skują   ziemię,   gdy   nastaną   chłody   nie   do 

wytrzymania, nadejdzie pora wyjazdu.

Pozostało mu jeszcze tylko kilka tygodni we wspólnocie, która obdarzyła go takim 

szacunkiem. Która pozwoliła mu zrozumieć, że jest coś wart, że jest kimś!

Gdy tylko stwardnieje śnieżna skorupa, będzie musiał się z nimi pożegnać. Nie potrafi 

bowiem czuć się szczęśliwy, widząc, jak kobieta, którą kocha ponad wszystko, cierpi.

Czeka na niego kraina na północy.

Może Raiji nic już tam nie grozi? Upłynęło tyle czasu. Przypuszczalnie nikt już nie 

pamięta o czarownicy, która przed dwoma laty uniknęła stosu w Vardo.

Spróbują odnaleźć Reijo... Maję... Pozostałe dzieci Raiji.

Ciągnęło ich na północ. Raija nigdy nie będzie w stanie zerwać więzi.

Pisane jej jest życie na skalistym północnym wybrzeżu, nie na łagodnej równinie wśród 

lasów i jezior.

Bez względu na to, co ją czeka, musi tam powrócić.

background image

2

- Ty sobie drwisz z tych chłopców, Ritvo! - Ristin popatrzyła z wyrzutem na siostrę. - 

Tak nie wolno, nie rozumiesz tego?

Ritva, wzruszywszy ramionami, odparła ze śmiechem:

- Skoro są tacy głupi, że dają się wodzić za nos... Ristin westchnęła ciężko, z trudem 

powstrzymując się przed wypowiedzeniem kąśliwej uwagi, którą już miała na końcu języka. 

Być może jej krytyczne słowa wynikały z tego, że bardzo zazdrościła siostrze. Bo tak się już 

składało, że Ritva obdarzona została przez los tym, co najlepsze. Była ładna i miła, a przy tym 

nad   podziw   zręczna.   Niełatwo   ją   było   pognębić,   bo   miała   wyjątkowe   poczucie   humoru. 

Uśmiech rzadko znikał z jej twarzy.

I była taka piękna!

Niebieskie lśniące oczy przybierały wszystkie możliwe odcienie: czasem błękitne jak 

bezchmurne letnie niebo, gdy się rozzłościła, ciemniały, przypominając granatowy mrok nocy.

Pociągła   twarz   Ritvy   o   harmonijnych   rysach   wydawała   się   niezbyt   ładnej   Ristin 

nieosiągalnym ideałem.

Wygięte w łuki brwi przypominały skrzydła ptaka. Niewielki  podbródek i miękkie, 

uwodzicielskie wargi wcale nie pozbawiały jej twarzyczki wyrazu zdecydowania.

Ritva była taka, jaka Ristin zawsze pragnęła być.

Zazdrościła   więc   siostrze   w   głębi   duszy   i   czasem,   gdy   naszła   ją   chwila   goryczy, 

nienawidziła jej gorąco. Ale tak naprawdę kochała ją i poszłaby za nią w ogień.

Były siostrami. Łączyły je więzy krwi!

Ristin wydawało się, że Ritva szydzi sobie z Nilsa. Wszyscy wiedzieli, że ten biedny 

chłopak gotów był całować ziemię, po której stąpała, ba, wyszedłby boso w grudniową noc!

Ritva tymczasem jednego dnia robiła mu nadzieję, by następnego wszystko puścić w 

niepamięć.

- Nie powinnaś nastawiać Nilsa i Guttorma przeciwko sobie - wyrzucała Ristin siostrze. 

- Przecież wiesz, że to najlepsi przyjaciele.

- Czyżby? - rzuciła Ritva lekko, trochę już zmęczona upomnieniami swej młodszej 

siostry. Ristin potrafiła prawić takie kazania, że można by mniemać, iż to ona, a nie Ritva, 

skończyła dziewiętnaście lat i była prawie dorosła. Tymczasem Ristin liczyła sobie dopiero 

piętnaście wiosen.

- Czy ty w ogóle myślisz? - wyrzucała jej młodsza siostra.

- Nawet bardzo wiele - odrzekła Ritva i obróciwszy się plecami do siostry, usiadła na 

background image

ziemi. - Wiem, że Nils i Guttorm są najlepszymi przyjaciółmi. Ale co ja na to poradzę, że obu 

cieknie ślinka na mój widok? Nie cierpię tego.

Ristin   prychnęła   z   pogardą.   Dobrze   znała   swoją   siostrę   i   nie   miała   najmniejszych 

wątpliwości, że jest dokładnie na odwrót.

- Żadnemu niczego nie obiecałam, wiec chyba mogę rozmawiać i z jednym, i z drugim. 

Nie mam wpływu na to, co im się roi w głowach. Chłopcy są beznadziejnie głupi - dodała 

zrezygnowana.

Ristin była innego zdania. Lubiła Guttorma. Bawił ją. Ale w głębi serca kochała się 

beznadziejnie w Nilsie, czego jednak nigdy w życiu nie wyjawiłaby Ritvie.

Nilsowi także nie...

Zrobiło jej się go żal, kiedy zwierzył się jej ze wszystkiego, dlatego robiła Ritvie takie 

wyrzuty.

- Nils sądził, że nie żartujesz, mówiąc mu, że jest przystojny i że lubisz go najbardziej 

ze wszystkich - ciągnęła, urażona w jego imieniu. - Podobno obiecałaś pójść dziś z nim na 

pastwisko pilnować renifery.

Ritva   rozłożyła   ręce.   W  jednej   chwili   przypomniała   sobie   moment,   kiedy   padły   te 

słowa, i zarumieniła się lekko.

- Naprawdę tak myślałam, kiedy to mówiłam - broniła się - ale zaraz potem zjawił się 

Guttorm z upolowanym rysiem. Wydał mi się taki fascynujący! Poza tym obiecał mi skórę...

- Myślisz tylko o sobie - stwierdziła Ristin z przyganą w głosie.

Ritva zmrużyła oczy i popatrzyła na siostrę. Ujrzawszy w jej spojrzeniu cierpienie, 

nagle dokonała odkrycia.

- A ty, siostrzyczko, zdaje się nie możesz przestać myśleć o Nilsie?

Ristin spąsowiała i odwróciła się gwałtownie.

- Właściwie, dlaczegóż by nie? - ciągnęła Ritva. - Mnie on specjalnie nie pociąga. 

Owszem, jest miły, ale nawet w połowie nie tak męski jak Guttorm. Nie cierpię  tego, że 

nieustannie okazuje mi uwielbienie. Przekaż mu to, jeśli chcesz. Może uda ci się go przejąć. 

Życzę szczęścia.

Jakże Ristin nienawidziła siostry w tym momencie!

Z jednej strony ucieszyła się, że Ritva nie lubi Nilsa w ten sposób, ale równocześnie 

sprawiało jej to ból.

Wiedziała, jaka będzie reakcja Nilsa, jak będzie cierpiał.

Wyznał Ristin, że kocha Ritvę. Zwierzył jej się z tego, a ona poprzysięgła, że nikomu o 

tym nie powie.

background image

Nils na pewno ciężko to przeżyje.

Równocześnie bolało ją, że siostra rezygnuje z kogoś, kogo ona, Ristin, i tak nigdy nie 

dostanie. Przepaść, jaka dzieliła siostry, jeszcze nigdy nie wydawała się taka głęboka.

- Ci twoi wielbiciele powinni się kiedyś przekonać, że za twoją olśniewającą urodą kryje 

się niezbyt piękny charakter! - rzuciła zduszonym głosem Ristin i uciekła zalana łzami.

Ritva zacięła zęby i pochyliła głowę. Przycisnęła podbródek do kolan, aż ją zabolało. 

Cisnęła jeszcze mocniej.

Miało boleć!

Łatwiej będzie wówczas wytrzymać to wszystko.

Po co w ogóle wygadywała takie rzeczy? Dlaczego zachowała się tak okropnie?

Przecież   kocha   Ristin!   A   jednak   tak   dawno   jej   tego   nie   okazała.   Wszystko   się 

pogmatwało, wszystko jest takie trudne! Kiedy stara się być miła, czuje się jakoś głupio. Nie 

chciała wcale, żeby sprawy między nią i Nilsem ułożyły się w ten sposób.

Nils jest taki miły.

Nic dziwnego, że Ristin się w nim zakochała.

Ona sama też go lubi, nawet bardzo. Lubi jego uśmiech, przelotne nieśmiałe pocałunki.

Nils jest przekonany, że łączy ich coś poważniejszego.

Ritva przygryzła dolną wargę.

Znalazła się w prawdziwej matni.

Powaga.

Rodzina.

Na sam dźwięk podobnych słów czuła, jak ciarki przechodzą jej po plecach. Te słowa 

nie dawały jej spać po nocach.

Miałaby wyjść za mąż i wyprowadzić się od rodziców i rodzeństwa?

Wzięłaby na swe barki wielką odpowiedzialność. Urodziłaby dzieci...

Takie są pragnienia Nilsa, choć nie powiedział tego wprost. Mówił tylko, że bardzo ją 

lubi, że ją kocha. I chce, by jego ojciec rozmówił się z jej ojcem.

Nie   była   z   nikim   zaręczona.   Nils   także   nie.   Jej   ojciec   pewnie   chętnie   przyjmie 

oświadczyny Nilsa. Lubi go, wszyscy go lubią, bo to doprawdy dzielny i miły chłopak. Starszy 

od niej, oczywiście, ale pasowaliby do siebie.

A Guttorm?

Ritva czuła się podwójnie nieszczęśliwa. Guttorm, najlepszy przyjaciel Nilsa, stanowił 

dokładne jego przeciwieństwo. Na stałym w uczuciach Nilsie można było polegać, zaś Guttorm 

był zmienny jak wiatr. Nils poważny i dojrzały, zaś Guttorm bez przerwy stroił sobie figle. 

background image

Starsi wzruszali ramionami i powiadali, że on nigdy nie dorośnie.

Ritva lubiła jego wesołość i to, że nie oczekiwał od niej żadnych zobowiązań.

Sama czuła się równie młoda, radosna i skora do zabawy.

Nie chciała dorastać.

Miłość?

To słowo kusiło ją, ale zarazem przerażało, sprawiając, że oblewała się zimnym potem.

Domyślała się, czym jest miłość, co niesie ze sobą, ale nie czuła się dość dorosła.

Tyle w niej jeszcze tkwiło wesołości, tyle chęci do zabawy, której pragnęła dać upust.

Guttorm pewnie by jej w tym pomógł, potrafił się bawić.

Nils ze swoją powagą nie zrozumiałby tego.

Uwielbia ją, ale nie potrafi na ten temat żartować. Guttorm pewnie ją lubi, choć tak 

naprawdę nie wiadomo, co do niej czuje. Obiecał jej skórę z rysia, to znaczy, że nie jest mu 

całkiem obojętna. Ale on wszystko traktuje tak lekko, nie można go być pewnym. Ma tyle 

dziewcząt. Nils nie ogląda się za innymi. Nawet nie rozmawia z innymi dziewczętami prócz 

niej. No, może jedynie z Ristin, ale ją traktuje jak dziecko.

Być może lubi Nilsa nawet bardziej niż Guttorma, ale tak naprawdę tych dwóch trudno 

porównywać. Różnią się jak woda i ogień, i każdy z nich porusza inne struny w jej sercu.

Guttorm bezsprzecznie wydaje się ciekawszy, bardziej fascynujący. Jego towarzystwo 

ją kusi. Nils tego nie pojmie, on, ze swoją śmiertelną powagą i pragnieniem posiadania!

Byłoby o wiele prościej, gdyby zrozumiał wreszcie, że jej nie można mieć na własność. 

Że musi dać jej możliwość wyboru. A on chce ją tego pozbawić. Chce wybierać za nią.

Czy nie zdaje sobie sprawy, że w ten sposób wszystko komplikuje?

Ritva zmrużyła oczy i popatrzyła w dal. Jeźdźcy na koniach? Serce zabiło jej mocniej. 

Zerwała się i otrzepała z wrzosów i grudek ziemi spódnicę.

Krążyło  wiele  pogłosek o  mężczyznach  penetrujących  płaskowyż.  Wieczorami  przy 

ogniskach ludzie opowiadali sobie po cichu różne historie.

Podobno jeźdźcy przybyli ze wschodu, z potężnej twierdzy nad morzem. Szukali kogoś 

już od długiego czasu, zamieniając życie mieszkańców tundry w koszmar. Gdziekolwiek się 

pojawili, budzili strach i niepewność, a wieść o ich okrucieństwie wyprzedzała ich przybycie.

Szeptano coś o czarownicy. Ludzie wymyślają niestworzone rzeczy! Ale co do jednego 

nikt   nie   miał   wątpliwości:   najbardziej   poszkodowani   są   Lapończycy.   To   wśród   nich   ci 

mężczyźni kogoś szukają, siejąc postrach.

Do   tej   pory   ich   wspólnocie   zostało   to   oszczędzone.   Nic   nie   zakłócało   bezpiecznej 

codzienności, chociaż powtarzane przy ogniskach wieści były coraz bardziej niepokojące.

background image

Tego wieczoru miało się to zmienić.

Ritva zalękniona pobiegła w stronę namiotów.

Jeźdźcy byli coraz bliżej.

Instynktownie wyczuła, że kiedy stąd odjadą, jej życie ulegnie zmianie. Nie zdawała 

sobie jednak sprawy z tego, jak bardzo.

Przybyło ich trzech, ich nazwiska są tu bez znaczenia. I tak wykonywali rozkazy kogoś 

innego. W ten sposób zarabiali na chleb.

W   ciągu   minionych   dwóch   lat   zmieniło   się   ich   wielu,   ale   ci   trzej   towarzyszyli 

kapitanowi od samego początku. Oni ją widzieli, byli w miejscu, gdzie im się wymknęła. Hans 

Fredrik Feldt im ufał.

Śmiech i drwiny rozbrzmiewające za ich plecami po ucieczce czarownicy im także 

mocno dopiekły. Pragnęli tego samego co kapitan. I lękali się równie mocno, że może nie zdążą 

wypełnić zadania.

Doznaliby   wielkiego   upokorzenia,   gdyby   z   powodu   braku   czasu   musieli   zaniechać 

walki przeciwko złu!

Kapitan Feldt stąd wyjedzie, ale oni nie zamierzają opuszczać tych stron. Nie zniosą 

drwin i szyderstw.

Wiedzieli, że czas ucieka, i zbliża się chwila kompromitacji.

Jeśli jej nie odnajdą...

Właśnie   tych  trzech,   którzy  widzieli   czarownicę,   zdesperowany   Hans   Fredrik   Feldt 

wysłał po raz ostatni na poszukiwania.

Jeśli jej nie odnajdą...

Ten   pomysł   przyszedł   mu   do   głowy   pewnej   bezsennej   nocy.   Wydał   mu   się   tak 

dziecinnie prosty, że sam się zdziwił, dlaczego wcześniej na to nie wpadł.

Znalazł sposób, by zakończyć swą służbę w pełni chwały.

Jeśli   nie   znajdzie   prawdziwej   czarownicy,   to   rzuci   na   stos   jakąś   inną   czarnowłosą 

piękność.

Nikt nie zauważy różnicy.

Przecież tylko on i garstka żołnierzy widzieli tamtą, nim została poddana torturom.

Tylko oni będą znać prawdę. Mają powód, by pragnąc takiego zakończenia sprawy 

równie mocno jak on. Użyje sposobu, by ich przekonać.

Potrzebna mu tylko czarnowłosa kobieta, podobna do tamtej...

Trzej żołnierze otrzymali nowy rozkaz. I nowy termin.

Ów termin zbliżał się do końca.

background image

- Powinniśmy wracać - rzucił jeden z jeźdźców. - Przed nami daleka droga.

- Przenocujemy tu i coś zjemy - zadecydował drugi. - Potrzebujemy odpoczynku. A 

może dopisze nam szczęście i ktoś tu będzie miał córkę albo młodą żonę o czarnych włosach?

Zarechotali ordynarnie.

- Nigdy nie przypuszczałem - odezwał się trzeci rzeczowym tonem - że tak niewiele jest 

czarnowłosych   Laponek.   Zanim   wyruszyliśmy   na   poszukiwania,   zdawało   mi   się,   że   one 

wszystkie są małe i czarne.

Z głuchym odgłosem kopyt konie wjechały pomiędzy jurty i ziemianki. Mieszkańcy 

obozowiska stłoczyli się, pragnąc w gromadzie stawić czoła niebezpieczeństwu. Ich czujne 

spojrzenia utkwione były w trzech przybyłych.

Ritva stała wraz z dziewczętami z tyłu gromady. Czuła na sobie wzrok Nilsa, ale udając, 

że   go   nie   zauważa,   rzuciła   przeciągłe   spojrzenie   w   stronę   Guttorma.   Z   nim   jednak   było 

dokładnie na odwrót. Zupełnie nie zwracał na nią uwagi.

Kiedy żołnierze zeskoczyli z koni, Ritva uznała, że lękała się ich zupełnie niepotrzebnie. 

Nie byli wcale tacy starzy, a jeden wydał jej się nawet bardzo przystojny.

Nilsowi nie spodobałyby się jej myśli i żeby mu zrobić na złość, przez dłuższą chwilę 

nie odrywała wzroku od umundurowanego przybysza. Chciała, żeby Nils to zauważył. Guttorm 

także. Niech sobie nie wyobrażają, że nie ma prócz nich innych mężczyzn.

Żołnierze przechadzali się pomiędzy Lapończykami z obozowiska, zaglądając każdemu 

pogardliwie w twarz, jakby patrzyli na rzeczy.

Zachwyt Ritvy nad urodą obcego mężczyzny prysnął w jednej chwili.

Jak wszyscy Norwegowie przybysze także uważali się za coś lepszego od koczowników 

z tundry. Byli przekonani, że wolno im najeżdżać niespodziewanie obozowisko i siać grozę 

wśród Lapończyków, bo prawo stoi po ich stronie.

Ritva poczuła wzbierający w niej gniew, a kiedy dwóch żołnierzy zatrzymało się przy 

grupce dziewcząt, wymieniając między sobą jakieś uwagi, wszystko się w niej zagotowało.

Nie rozumiała, o czym mówią, bo nie znała norweskiego. Ale ich ton, pogardliwy rechot 

i gesty nie pozostawiały żadnych wątpliwości.

Rozzłoszczona,  wystąpiła  krok naprzód  z gromady  i  splunęła  prosto w  twarz  temu 

zadufanemu przystojniakowi.

- Ritva! Kochana, po co? - usłyszała zalękniony głos Nilsa.

Sama powinna odczuwać strach, a jednak tak nie było. Odwróciła się do Nilsa i ujrzała 

w jego oczach miłość. W tym krótkim momencie poczuła się o wiele doroślejsza niż jeszcze 

przed godziną. I zrozumiała, że i ona ogromnie go kocha.

background image

Żołnierz otarł twarz, a w jego wyblakłym norweskim spojrzeniu dostrzegła niekłamaną 

wściekłość, ale i coś na kształt zadowolenia.

- Ritva? - zapytał łagodnie.

Dziewczyna nie pojmowała radości, jaka zadźwięczała w jego głosie.

- Tak, mam na imię Ritva - odpowiedziała po lapońsku i skinęła głową.

Było jej obojętne, że może nie zrozumieć. Wyprostowała dumnie kark, przygotowana na 

przyjęcie siarczystego policzka. Była dość dorosła, by to znieść.

On jednak jej nie uderzył. Przeciwnie, roześmiał się.

-   Ritva!   -   zawołał   do   swych   towarzyszy   wyraźnie   uradowany,   ale   w   jego   głosie 

pobrzmiewały złe nuty. - Z nieba nam spada, prawda? Czy możecie w to uwierzyć? - dodał, 

wskazując na Ritvę. - Nawet imię ma właściwe. Włosy czarne, wzrost taki sam. I jest, niech 

mnie diabli, niemal równie piękna jak tamta...

- Ale chyba nie pozwolą nam tu zostać na noc - zażartował jeden z jego kompanów i 

znów wszyscy trzej wybuchnęli głośnym rechotem.

Ritva nie pojmowała, czemu jej imię wywołuje wśród przybyszy taką wesołość. A już 

zupełnie  straciła  orientację,  kiedy  przyjaźni  na  pozór żołnierze wykręcili   jej  mocno ręce  i 

pociągnęli w stronę koni.

Kopała, biła, gryzła, ale to nie pomogło. Złapali ją jak ptaka w sidła.

Jeden z mężczyzn dosiadł konia i popychając ją brutalnie, posadził przed sobą.

Włosy opadły Ritvie na twarz, oślepiły łzy. Twarze najdroższych jej osób zamazały się, 

jakby spowite mgłą.

Usłyszała   głos   ojca,   mówiącego   nieporadnie   w   języku,   który   nie   był   mu   ojczysty. 

Domyśliła się, że pyta, co zamierzają z nią zrobić.

Odpowiedzieli  coś   krótko,   a  ich   głosy  zadźwięczały  chłodno  jak  stal  strzelb,   które 

wymierzyli w ukochanego ojca i w Nilsa.

- Czarownica? - zdumiał się Nils i rzucił się ku jednemu z żołnierzy, który nie zdążył 

jeszcze dosiąść konia. Ten jednak bez wahania powalił go na ziemię kolbą.

- Ritva jest  jeszcze  dzieckiem! - wołał  ojciec,  ale  jeźdźcy zdążyli  już odjechać od 

obozowiska.

Zamknęła oczy, mając ochotę śmiać się i krzyczeć.

Czarownica?

To chyba tylko jakiś koszmar. Wystarczy mocno zacisnąć powieki, a potem otworzyć 

oczy, a na pewno zniknie.

Ale odgłos końskich kopyt nie przestawał dudnić jej w uszach. Czuła drżenie mięśni 

background image

zwierzęcia, czuła mocny uścisk mężczyzny, któremu splunęła w twarz. Śmiał się i wykrzykiwał 

na całe gardło jej imię, jakby odprawiał jakiś magiczny rytuał.

- Ritva! Ritva!

Zbierało jej się na mdłości z przerażenia. Po raz pierwszy poczuła, że pragnie żyć. Po 

raz pierwszy odczuła strach przed śmiercią. Miała dopiero dziewiętnaście lat.

Ristin szlochała roztrzęsiona. Rzuciwszy się Nilsowi na szyję, wczepiła się palcami w 

jego skórzany kaftan i krzyczała rozpaczliwie. Nils z wielkim guzem i sinoczarnym krwiakiem 

na  czole   patrzył   ponuro.  Nie   wiadomo,   co   by  zrobił,   gdyby   ta  mała   nie   złapała  go   i   nie 

przytrzymała mocno.

Ritva, jego ukochana Ritva schwytana przez żołnierzy! Nazwali ją czarownicą!

- Oni nie mogą jej nic zrobić - szlochała Ristin. - Prawda, Nils, że nie mogą?

Nie był w stanie wydusić ani słowa, zresztą one nie pocieszyłyby dziewczynki. Ristin 

była jeszcze taka młodziutka. Niewiele wiedziała o życiu.

-   Powiedz   coś,   Nils!   -   krzyczała.   -   Ritva   przecież   nie   zrobiła   nic   złego!   To   jakaś 

pomyłka! Musimy ich dogonić i wszystko wyjaśnić. Jedź za nimi, Nils! Przecież ją kochasz, 

sam mówiłeś! Musisz im powiedzieć, że ona nikomu nic nie zrobiła!

- Nie będą mnie słuchać - odrzekł drżącym głosem. - Nie możemy jej teraz uratować, 

Ristin. Jesteśmy tylko Lapończykami. Ci, co sprawują władzę, traktują nas jak coś gorszego. 

Oni wiedzą, że Ritva jest niewinna, ale szukali kogoś o tym samym imieniu. Dlatego ją zabrali, 

maleńka.

Odsunęła   się   od   niego   i   słuchała   z   niedowierzaniem.   Na   jej   twarzy   malowało   się 

przerażenie.

- Nie mogą tak postępować! - odezwała się po chwili. - Nikt nie może. Nie ma prawa.

Nils potrząsnął głową.

- To prawda, ale oni sobie z tego nic nie robią. Sami decydują, co jest prawem. Stawiają 

się ponad nim, ich ono nie dotyczy.

- Szaman... - syknęła Ristin przez zęby, a w jej oczach błysnęła desperacja. - To także 

niezgodne z prawem, skoro jednak oni mogą dopuszczać się takich rzeczy, nam wolno pójść do 

szamana. On może pomóc Ritvie...

Nils   uśmiechnął   się   zrezygnowany.   Zbyt   wielki   ból   rozsadzał   mu   pierś,   by   mógł 

uchwycić się tej wątłej nadziei.

- To moja wina - jęknęła Ristin. Dziewczynka przeskakiwała z tematu na temat.

-   Życzyłam   jej   śmierci,   Nils.   Naprawdę.   Tak   bardzo   się   na   nią   zezłościłam,   że 

pragnęłam, by umarła. I to się wypełniło. Chciałam tego. Ritva umrze dlatego, że tak myślałam, 

background image

Nils...

I znów wybuchnęła płaczem, trzęsąc się cała.

Chłopak nie mógł uczynić nic więcej, jak tylko przytulić Ristin mocno, szepcząc słowa 

pociechy, które nie mogły jednak jej ukoić, tak samo jak i nie ukoiłyby jego.

Byli bezsilni.

Może warto byłoby zwrócić się o pomoc do szamana, Nils jednak nie chciał czekać z 

założonymi rękami.

Przecież wie, dokąd ją zabrali. Pojedzie za nimi. Co prawda nie wierzył, że zdoła jej 

pomóc, ale nie zamierzał się poddawać, nie podjąwszy nawet próby. Nie potrafiłby żyć z taką 

świadomością. Ritva nigdy nie dowierzała mu, gdy mówił, że ją kocha. Musi jej udowodnić, jak 

wielka jest jego miłość.

Pojedzie za nimi! Będzie walczył o nią do ostatniej kropli krwi. A jeśli nie uda się mu 

jej uratować, to umrze razem z nią.

Hans Fredrik Feldt, sącząc rum, poddawał się błogiemu spokojowi, jakim napełniało się 

jego ciało. Z zachwytem wpatrywał się w morską dal. Kapitan wychował się w głębi kraju, 

dlatego też morze stanowiło dla niego niezwykłe odkrycie, kiedy przybył w te strony.

Spienione  grzywy fal,  przewalające   się masy wody,  potęga  tego  morza na dalekiej 

północy wciągnęła go bez reszty.

Właśnie tę potęgę, która potrafiła się ukryć pod gładką, jedwabistą powierzchnią, by 

uderzyć w chwili, kiedy się tego najmniej spodziewano, podziwiał najbardziej.

Kapitan   nie   oczekiwał   jeszcze   powrotu   swoich   wiernych   podwładnych.   Do 

wyznaczonego terminu pozostało im jeszcze trochę czasu. Zresztą tłumaczył im wcześniej, że 

liczy się nie pośpiech, lecz wyniki poszukiwań.

Ale odgłos zbliżających się do jego kwatery kroków zabrzmiał dziwnie znajomo.

Szczycił się tym, że rozpoznaje każdego ze swych zaufanych towarzyszy po krokach.

Teraz nadchodziło ich kilku.

Kapitan wstał i otrzepawszy ze spodni niewidoczne pyłki kurzu, sprawdził, czy kant jest 

odpowiednio ostry, jak tego wymaga regulamin. Potem postawił trzy dodatkowe kieliszki.

Uznał, że chłopcy zasługują na łyk rumu, niezależnie od tego, jakie przynoszą wieści. 

Dla ludzi, którym ufał, Feldt potrafił być szczodry. Stać go było na to, zwłaszcza że to nie było 

duże grono.

Rozległo się pukanie do drzwi. Kapitan nabrał powietrza i zawołał, że można wejść.

Wepchnęli najpierw kobietę. Kiedy ją zobaczył, serce mu zamarło, a potem zaczęło 

walić jak oszalałe. Z trudem się opanował.

background image

Zwiodły go jej czarne włosy. Przez chwilę przemknęła mu myśl, że odnaleziono tę, 

której tak długo poszukiwał.

Twardą   jak   skała   dłonią   chwycił   podbródek   dziewczyny   i   uniósł   jej   głowę.   Znów 

przeżył szok. Ta dziewczyna naprawdę była podobna do tamtej, jedynie oczy miały inną barwę, 

niebieską.

- Ma na imię Ritva - rzucił triumfalnie jeden z żołnierzy.

Feldt odwrócił się do nich plecami, a kiedy się odezwał, nalewając rum, w jego głosie 

pobrzmiewało zadowolenie.

- Dobra robota, panowie. Ta już nie zdoła wywinąć się od stosu. Myślę, że się ze mną 

zgodzicie.

I roześmiał się, uradowany.

Ritva nie zrozumiała, że właśnie został wydany na nią wyrok, poczuła jednak na plecach 

lodowate ciarki.

background image

3

Mikkal   znów   zaczął   rzeźbić.   W   Finlandii   było   dość   lasów,   by   miał   skąd   czerpać 

potrzebny surowiec. Nie to co na rodzimym płaskowyżu, gdzie zarośla sięgały mu ledwie do 

kolan i z braku drewna musiał rzeźbić w kości renifera.

Pierwsze  próby dalekie były od doskonałości. Nieudane figurki wrzucił  od razu do 

ognia, żeby nikt ich nie zobaczył. Dopiero kiedy zdołał wykonać coś, z czego był zadowolony, 

zaczął obdarowywać ludzi, których lubił. Ot, taki drobny prezent bez okazji. Wyrzeźbił kilka 

łyżek i misek, jednak większość dzieł jego rąk stanowiły zupełnie bezużyteczne, ale za to bar-

dzo ładne przedmioty.

Mikkal   miał   wyczucie   piękna.   Lubił   dotykać   drewna   i   wydobywać   zeń   zaklętą,   w 

każdym kawałku inną, formę i kształt.

Rzeźbił zwierzęta i ptaki, dzieła natury, którą kochał bezgranicznie.

Właściwie   sam   nie   wiedział,   dlaczego   nie   wspominał   Raiji   o   swym   zajęciu.   Nie 

zamierzał niczego ukrywać, znała wszak wszystkie zakamarki jego duszy, ale jakoś nigdy się 

nie złożyło, żeby o tym pomówić. Wydawało mu się to takie mało istotne.

Wolał,   żeby   zamiast   niego   przemówiły   jego   małe   dzieła.   Pragnął   podarować   Raiji 

najpiękniejszy   wykonany   przez   siebie   przedmiot   i   długo   się   zastanawiał,   co   sprawiłoby 

ukochanej największą radość.

Raija tymczasem dostrzegała jego częstą zadumę i nieobecne spojrzenie i serce ścisnęła 

jej niewidzialna obręcz. Mikkal stanowił jedyny stały element w jej życiu, był jej oparciem. Nie 

może go stracić!

Tyle czasu spędzał z dala od niej, ale budzili się obok siebie... Prawdę powiedziawszy, 

ona budziła się, kiedy on jeszcze spał. Wieczorami najczęściej był zajęty, kładł się bardzo 

późno. Rankiem więc ona pierwsza wymykała się po cichu spod futrzanej derki, którą się 

okrywali, i pozwalała mu dłużej pospać. Potem jadł śniadanie, zamieniali ze sobą parę słów, 

pocałunek, uścisk, po czym się rozstawali.

Ailo wybiegał pobawić się z innymi dziećmi.

Matti miał swoje obowiązki.

Raija pilnowała swoich.

Podczas długiej ucieczki przez tundrę w ich życiu więcej było ciepła niż w ostatnim 

roku,   który   spędzili   w   środkowej   Finlandii   w   bezpiecznej   gościnie,   jaką   zaofiarowała   im 

lapońska wspólnota.

Raija cierpiała w milczeniu, bo widziała, że Mikkal jest szczęśliwy. Dłużej jednak nie 

background image

była już w stanie tego ciągnąć.

Mikkal często wypasał swoje renifery, najczęściej towarzyszył mu ktoś z obozowiska. Z 

upływem lat nauczył się żyć i pracować pomimo swego kalectwa. Pogodził się już z tym, że 

nigdy więcej nie będzie mógł biegać, ale uświadomił sobie, że mimo ograniczeń potrafi wiele 

zdziałać. I każdego dnia próbował przekraczać granice własnych możliwości.

Raiję bardzo to radowało. Radowało ją wszystko, co czyniło go szczęśliwym. Cieszyła 

się,   że   podejmowane   przez   Mikkala   wysiłki   są   zwieńczone   powodzeniem   i   że   ukochany 

wyznacza sobie coraz to nowe cele.

Kiedyś, jeszcze nie tak dawno, i ona była takim celem, do którego dążył. Wtedy czuła 

się mniej nieszczęśliwa niż teraz.

Raija oddaliła się od obozowiska, świadoma, że odprowadza ją wiele par oczu. Ruszyła 

w kierunku, w którym udał się Mikkal. Nigdy dotąd tego nie robiła. Zapewne członkowie 

wspólnoty pomyślą swoje, ale cóż ją to właściwie obchodzi? Nie ma zamiaru się przejmować 

tym, że wezmą ją na języki. Akurat w tym momencie było jej wszystko jedno.

Mimo to odetchnęła swobodniej, kiedy oddaliła się od obozowiska na tyle, że straciła je 

z zasięgu wzroku. Wreszcie poczuła się wolna.

Ponieważ zarośla w tym miejscu sięgały jej do kolan, uniosła dół spódnicy i zaczepiła o 

pasek w talii, by mieć swobodne ręce.

Mogła biec!

Roześmiała   się   do   sunących   po   niebie   obłoków   i   zatańczyła   pomiędzy   brzeziną   a 

młodymi świerkami. Ponad czubkami drzew mignęło jej niebo. Pomyślała, że chyba nikt na 

świecie nie ma tak wspaniałego dachu nad głową, dachu natury.

Zmęczona trochę tańcem przystanęła, ale poczuła, że ucisk w piersi nieco zelżał. Od 

kiedy tu przybyli, z całych sił próbowała się dopasować do społeczności, która ich przyjęła. 

Zapomniała, że przecież zawsze była inna niż wszyscy. I tak przestała być sobą, prawdziwą 

Raiją. Także o tym musi porozmawiać z Mikkalem.

Najpierw   poczuła   zapach   ogniska,   a   potem   zobaczyła   jego.   Wcale   nie   wypasał 

reniferów,   jak   dał   jej   do   zrozumienia   rankiem,   tylko   siedział   na   obalonym   pniu   i   strugał 

drewno.   Za   plecami   miał   stosunkowo   niedawno   wzniesioną   ziemiankę,   niewielką,   ale 

wystarczająco dużą, by jeden mężczyzna mógł schować się przed deszczem i chłodem. Omal 

nie odwróciła się na pięcie, kiedy to ujrzała. A więc miał przed nią tajemnice!

Kiedyś  była  odważna i  silna.  Podejmowała  najtrudniejsze  nawet  zadania i  potrafiła 

wziąć na siebie odpowiedzialność.

Ale przy ukochanym zmieniła się, stała się całkiem bezbronna i łatwo było ją zranić.

background image

Mikkal podniósł wzrok, instynktownie wyczuwając czyjąś obecność, a kiedy zauważył 

Raiję, zamarł w bezruchu.

Dziewczyna stała na tle niebieskozielonych świerków. Wydawała mu się taka drobna i 

mała wśród mrocznych niemal, złowrogich cieni rzucanych przez drzewa.

Mikkal   spokojnie   schował   nóż   do   pochwy,   niemal   fizycznie   czując   przepełniający 

dziewczynę lęk i rozczarowanie.

- Podejdź bliżej - poprosił i przesunął się na bok, tak by i dla niej znalazło się miejsce na 

pniu.

Podeszła,   ale   nie   usiadła.   Jakby   w   odruchu   obronnym   założyła   ręce   na   piersi, 

odgradzając się od niego. Dłońmi pocierała nerwowo łokcie.

Dostrzegłszy   dwie   czy   trzy   gotowe   figurki,   przykucnęła   i   chwyciła   wyrzeźbioną 

wiewiórkę, którą Mikkal uważał za udane dzieło.

Pogładziła ją, dotknęła ogonka, przesunęła palcami po zgrabnej główce, tak starannie 

wyrzeźbionej. A potem znów zwróciła ku Mikkalowi spojrzenie dużych, przeraźliwie smutnych 

oczu i odezwała się cicho:

- Mogłeś mi powiedzieć. Niepotrzebnie trzymałeś to przede mną w tajemnicy.

Rozłożył ręce i próbował przekonać ją, że nie miał złych intencji.

- Wkrótce zamierzałem ci to wyjaśnić - zapewnił. Raija nie spuszczała z niego wzroku.

- Czy jest jeszcze coś, o czym wkrótce się miałam dowiedzieć?

- Co takiego?

Raija przełknęła ślinę i wydobyła z siebie słowa, których tak się bała i w które tak 

naprawdę nie do końca wierzyła.

- Jest ktoś... inna kobieta? Pozwoliłeś innej nas rozdzielić?

Patrzył na nią zaskoczony, ale i rozgniewany. Wstał bez laski i zacisnąwszy mocno 

dłonie na jej ramionach, zmusił, by usiadła przy nim. Z jego oczu posypały się skry.

- Rozumiem, że jesteś rozczarowana - rzekł w końcu. - Ale nie pojmuję, jak możesz 

zadawać takie pytania? Nie ufasz mi?

Raija   przymknęła   oczy,   nie   mogąc   znieść   zawodu   malującego   się   na   twarzy 

ukochanego.

- Nie wiem - odezwała się wreszcie i pochyliła głowę. Nagle poczuła się strasznie 

zmęczona. - Nie wiem, Mikkalu, już niczego nie jestem pewna - dodała po chwili, napotykając 

jego   zdumiony,   pełen   niedowierzania   wzrok.   -   Bliska   jestem   utraty   zmysłów.   Te   po-

rozumiewawcze spojrzenia, szepty za moimi plecami, złe sny... Wszystko to sprawia, że tracę 

rozum. Budzę się okropnie zmęczona, bo nie mogę w nocy spać, a kiedy uda mi się zasnąć, 

background image

dręczą mnie koszmary. Martwi mnie, że nie radzę sobie tu ze wszystkim, tak jak powinnam. 

Nie przestaję się zastanawiać, czy nadal mnie szukają. Serce mi pęka, gdy pomyślę o Reijo i 

dzieciach. Nie potrafię już nawet przywołać ich z pamięci... Z początku zmuszałam się, by o 

nich nie myśleć, żeby nie oszaleć z bólu, teraz znów szarpię się sama ze sobą, bo nie mogę 

sobie przypomnieć dokładnie ich twarzy, Mikkalu. Nie pamiętam, jak wygląda moja Maja, nie 

potrafię przywołać obrazu Knuta, zatarły mi się rysy maleńkiej Idy. Nawet Elise nie pamiętam. 

Bywa, że powątpiewam, czy Reijo wygląda tak, jak go sobie teraz wyobrażam. To wszystko 

sprawia, że jestem chora z rozpaczy. Zaczęłam też wątpić w ciebie. Nie rozmawiasz ze mną. 

Nie wiem, o czym myślisz, nie wiem, jak się układają sprawy między nami. Nie tak miało być...

Bolesna   cisza,   jaka   zapadła,   gdy   przestała   mówić,   zdawała   się   ciągnąć   w 

nieskończoność. Wreszcie Mikkal puścił Raiję, a jego ręce opadły jak martwe ptaki.

- Rzeczywiście nie tak - odrzekł ze smutkiem. - Co się z nami stało, Raiju?

Raija mogłaby długo mówić na ten temat, ale milczała. Za nic w świecie nie chciała 

zranić Mikkala. Minione dwa lata nie były całkiem zmarnowane. Dla Mikkala okazały się 

wręcz udane. Gdyby nie wyjechali  razem, pewnie nadal użalałby się nad sobą. Teraz  pod 

wieloma względami stał się takim mężczyzną, jakiego zawsze pragnęła w nim widzieć.

Nie spodziewała się tylko, że dokona się to jej kosztem.

Mikkal przyjrzał się uważnie Raiji. Tak bardzo ją kochał! Czegoś mu jednak brakowało 

w jej wyglądzie, czegoś, co ją czyniło inną, niż była dawniej.

Zniknęły z jej oczu figlarne iskierki, kąciki ust nie unosiły się w uśmiechu. Wygasł żar 

malujący się na jej twarzy, brakowało ruchliwości, pośpiesznych gestów...

Zmarszczywszy czoło, Mikkal uświadomił sobie, że już od dawna nie była taka, jaką 

pragnął ją widzieć. Już od dawna nie słyszał jej śmiechu.

- Za długo tu jesteśmy - odezwał się cicho, delikatnie i z czułością gładząc jej policzki. - 

Myślałem tylko o sobie, najdroższa. Mówiłem, że to ze względu na ciebie, ale tak naprawdę 

jestem samolubem...

- To nie tylko to, Mikkalu - rzekła, uśmiechając się blado. - Prawda, że niewiele brakuje, 

bym postradała rozum. Przyznaję, że jestem chora z tęsknoty. Ale wierz mi, kochany, to nie 

wszystko. Chodzi o nas. Jesteśmy co prawda razem, ale tak, jak byśmy nie byli...

Mikkal wyjął z powrotem nóż i z ponurym spojrzeniem uderzał ostrzem o pień.

Zmarszczył brwi, a policzek drgał mu lekko.

- Choć może zabrzmi to niedorzecznie, przyznaję, że nie raz o tym myślałem - rzekł, 

ściągając usta. - Kocham cię, kocham do szaleństwa i właściwie nie wątpię też w twoje uczucia. 

Ale przeznaczenie wciąż nas rozdziela. To dzieje się poza nami. Staramy się, robimy co w 

background image

naszej mocy, a i tak nam się nie udaje. Nie mogliśmy bez siebie żyć, a teraz okazuje się, że i ra-

zem nie możemy...

- Nigdy nie było nam dane żyć ze sobą w normalnych warunkach - rzuciła tonem 

usprawiedliwienia Raija. - Żadne z nas nie dzieliło codzienności z osobą, którą kocha. Albo 

usychaliśmy z tęsknoty, albo nasze serca rozsadzały gwałtowne uczucia. Musimy rozmawiać. 

Jeśli nie będziemy chcieli zwierzać się sobie, to znaczy, że się poddajemy, że nie ma dla nas 

wspólnej przyszłości. Ale ja wierzę w nas i chcę spróbować, bo niczego bardziej nie pragnę, jak 

dzielić z tobą życie. Muszę jednak czuć się potrzebna. I chcę mieć przy sobie moje dzieci...

Mikkal chrząknął zakłopotany.

- Wiesz, Raiju, nie potrafię wiele mówić. Jestem zwykłym mężczyzną, który po prostu 

cię kocha. Który kocha cię od młodzieńczych lat.

Nie   powiedziała   mu,   że   się   myli.   Mikkal   sądzi,   że   chodzi   jej   o   długie,   poważne 

rozmowy. Ona tymczasem potrzebowała ciepłej, przyjaznej pogawędki od czasu do czasu.

- Co z tym robisz? - zmieniła temat, wskazując głową na rzeźbione figurki.

W jednej chwili stracił pewność siebie.

- Rozdaję. To nic takiego - odpowiedział zakłopotany, udając, że nie przywiązuje do 

swych wyrobów większej wagi.

Raija rozzłościła się nie na żarty.

- Nie bądź głupcem, Mikkal! Wiesz równie dobrze jak ja, że to są piękne przedmioty. 

Musisz to wiedzieć, bo inaczej byś się tym nie zajmował. Niczego nie robisz połowicznie, a do 

rzeźbienia masz chyba największy talent! Nie opowiadaj więc, że to nic takiego. Zdobądź się 

przynajmniej na szczerość wobec mnie!

- Wydawało mi się, że denerwuje cię, kiedy strugam w drewnie.

- A cóż to ma za znaczenie? Jeśli coś jest dla ciebie ważne, powinieneś to robić, nawet 

gdyby nie wiem jak mnie to denerwowało. - Raija uśmiechnęła się i dodała: - A poza tym nie 

mam nic przeciwko temu. Myślałeś o jarmarkach? Na pewno mógłbyś coś tam sprzedać.

- Oto przemówiła praktyczna kobieta!

- Myślałeś o tym? Mikkal skinął głową.

- Miski, czerpaki i łyżki na pewno ludzie kupią - myślała na głos Raija. - A inne rzeczy 

możesz rzeźbić dla przyjemności. Dla mnie.

Mikkal  chwycił   zawieszony  na  szyi   skórzany  woreczek.   Nadal   nosił   w   nim  pukiel 

włosów,   który  dostał   od   Raiji,   kiedy   z  dziewczęcia   przemieniała   się   w  kobietę.   Otworzył 

woreczek i wyjął figurkę, nad którą ślęczał najdłużej. Wyrzeźbienie takiego cacka wymagało 

czasu, cierpliwości i niesłychanej precyzji.

background image

Delikatnie   położył   maleńki   przedmiot   na   dłoni   Raiji.   A   wargami   leciutko   musnął 

nadgarstek, co podziałało na dziewczynę jak pocałunek.

- To dla ciebie, Mały Kruku. Nigdy nie zapomnę tamtych chwil na płaskowyżu, kiedy 

pragnąłem  tylko  ciebie,  a  ty  byłaś  nieosiągalna.  Nawet  nie rozumiałaś,  że  mogłabyś  mnie 

pokochać. Będę to pamiętał do samej śmierci. Nigdy nie dostałaś ode mnie kruka... - głos 

uwiązł mu w gardle.

Raija mrugała powiekami, ale i tak nie zdołała powstrzymać łez.

- Jest śliczny - wyszeptała i podniosła bliżej oczu, żeby go dokładnie obejrzeć.

Figurka, tak jak tamta sprzed lat, przedstawiała ptaka w locie. Ale ten był mniejszy i nie 

taki gładki jak poprzedni. Został wyrzeźbiony z najciemniejszego drewna, jakie Mikkalowi 

udało się znaleźć. Dotykając kruka, Raija wyczuwała ukrytą w jego skrzydłach moc. Była to 

bardzo   misterna   robota,   dziewczyna   bez   trudu   odróżniała   pióra,   oczy,   podkurczone   nogi. 

Mikkal wyrzeźbił nawet maleńkie kółeczko, przez które przeciągnął rzemyk, żeby można było 

figurkę zawiesić na szyi. Takiego cieniutkiego rzemyka Raija jeszcze nie widziała.

- Kiedyś dostaniesz do tego srebrny łańcuszek - mruknął. - Ale tu w głębi lądu trudno o 

srebro...

Raija rzuciła się Mikkalowi na szyję i uściskała go, uważając wszakże, żeby w porywie 

radości nie zgnieść pięknego podarunku.

- Daj spokój ze srebrem i złotem, Mikkalu. Reijo i Kalle w swoim czasie tylko tym się 

zajmowali   i   do   niczego   dobrego   to   nie   doprowadziło.   Bogactwo   nigdy   nie   czyniło   mnie 

szczęśliwszą.

- Ale z tego ptaszka się cieszysz?

Raija pokiwała głową. Jej ciemne oczy błyszczały. Ta figurka powiedziała jej więcej, 

niż mogłyby wyjaśnić słowa, które tak pragnęła usłyszeć. Mikkal o niej myślał i nadal ją 

kochał.

- Zawiesisz mi go na szyi? - zapytała i dostrzegła, że uradowała go swoją prośbą.

Ochoczo   ujął   w   dłonie   rzemyk,   a   jego   twarz   rozpromieniła   się.   Mikkal   skończył 

dwadzieścia dziewięć lat, ale w tym momencie przypominał dziewiętnastolatka.

Zawiesiwszy naszyjnik, objął Raiję i napełniony spokojem, przytulił policzek do jej 

twarzy.

- Jak dawno tak nie siedzieliśmy - wyszeptał. - Bałem się, że to niemożliwe... Kiedyś, 

kiedy nie wiadomo było, czy ujrzę cię choć raz do roku, dałbym sobie rękę uciąć, że będzie 

inaczej... że gdybym tylko mógł żyć u twego boku, nie traciłbym nawet chwili, żeby cię nie 

przytulać. A teraz mam cię przy sobie... - Westchnął. - Chyba wieczność upłynęła od czasu, gdy 

background image

się obejmowaliśmy, a przynajmniej pół życia, odkąd się kochaliśmy.

- Całe życie - poprawiła go. - Całe długie życie. Mikkal pochylił się nad nią i skubnął 

koniuszek jej ucha suchymi wargami. Potem przesunął je po policzku, ku szyi i ramionom, 

które kusiły go swymi miękkimi krągłościami.

Poddała mu się, pieszczoty sprawiały jej przyjemność. Kiedy jednak zaczął gwałtowniej 

całować jej dekolt, sunąc ustami coraz niżej, zdecydowanymi dłońmi chwyciła go za grzywkę i 

bezlitośnie odsunęła od cudownie ciepłej skóry.

Mikkala zdziwiła reakcja Raiji, bo po zasnutym mgłą spojrzeniu poznawał, że i jej jest 

dobrze.

- Chyba nie wpadłaś na głupi pomysł, żeby mnie w ten sposób ukarać?

Potrząsnęła głową i uśmiechając się, przysunęła ku niemu swe usta. Gdy otrzymała 

więcej niż całus, o który prosiła, znów wyrwała mu się z objęć.

- Nie teraz, Mikkal - poprosiła.

- Jesteśmy sami, chcemy tego, ty równie mocno jak ja. Przecież mam oczy. Znam cię...

Odepchnęła go, nie pozwalając, by jego usta pochwyciły ją znów w sidła pocałunku i 

wprowadziły w stan upojenia.

- Sama mówiłaś, że upłynęło niemal całe długie życie od ostatniego razu - przypomniał.

- Krwawię, Mikkal.

Uniósł oczy ku niebu. A więc dlatego miał się wycofać.

- Nigdy nam to nie przeszkadzało. Ja w każdym razie nie zwracam na to uwagi.

- A ja tak - odparła, a po chwili dodała: - Trochę mam ochotę, ale równocześnie nie 

chcę. Nie mogę. Potrafisz to zrozumieć?

Pokręcił głową i rzekł z uśmiechem:

-   Ale   muszę   się   z   tym  chyba   pogodzić,   prawda?   Pozwól   przynajmniej,   żebym   cię 

pocałował. Nie będę czynił bezwstydnych prób uwiedzenia cię wbrew twojej woli.

Raija   odetchnęła  z  ulgą.   Mikkal   mógł   się   obrazić   i   odepchnąć   ją   w  złości,   ale   na 

szczęście okazał się wyrozumiały.

Przytuliła się do piersi ukochanego. Była pewna, że zawsze będzie z radością wtulać się 

w niego, słuchać uderzeń jego serca i napotykać drżącymi wargami jego stęsknione usta.

- A ja tak pragnąłem mieć z tobą jeszcze jedno dziecko - uśmiechnął się, dotykając 

czubka jej nosa. - Co najmniej jedno - poprawił się. - Dlaczego nam nie wychodzi, chociaż 

oboje tego pragniemy? Tylko wtedy, całkiem nie w porę, spłodziliśmy Maję...

- Dzieci nie powinny przychodzić na świat podczas tułaczki - odparła Raija z powagą. - 

Mimo wszystko jest w tym jakiś głębszy sens. Ja także pragnę mieć z tobą dziecko, Mikkalu, 

background image

ale nie za wszelką cenę. Zatroszczmy się o te, które już mamy, nim zaczniemy marzyć o 

kolejnych...

Mikkal   oparł   czoło   o   jej   czoło.   Opuściło   go   palące   pożądanie,   pozostała   jednak 

tkliwość, której chyba nigdy nie przestanie odczuwać wobec Raiji.

- Wyruszymy niebawem - rzekł. - Wiele o tym myślałem. Przyjemnie jest wędrować 

latem   i   na   jesieni,   ale   to   bardzo   męczące.   Musielibyśmy   przeprawiać   się   przez   rzeki   i 

strumienie, jest tyle komarów. Same kłopoty. No i całą drogę trzeba przemierzyć na piechotę... 

- Przerwał na chwilę i nabrał tchu. - A zimą można jechać.

Kiedy   zobaczył,   jak   oczy   ukochanej   ożyły   pod   wpływem   rodzącej   się   nadziei, 

pożałował gorzko, że nie wspomniał jej o tym wcześniej.

- Przed Nowym Rokiem? - zapytała.

- Myślę, że tak. Na początku zimy nie ma jeszcze tak silnego mrozu. Pamiętaj, że będzie 

z nami Ailo i Matti, którzy nie przywykli do takich wypraw.

- Jarmark w Skibotn? - zapytała drżącym głosem.

- Nie wiem. Za wcześnie o tym decydować. To zależy, kiedy w tym roku nadejdzie 

zima. Jeśli nie będzie się spieszyć, nie zdążymy. Ale zgadzam się z tobą, że dobrze byłoby 

odwiedzić Skibotn. Spotkalibyśmy po drodze innych, tyle przecież ludzi podąża w tamte strony 

w   porze   jarmarku.   Mógłbym   sprzedać   to   i   owo.   Moglibyśmy   coś   kupić,   no   i   zobaczyć 

znajomych...

Raija popatrzyła nieobecnym spojrzeniem.

- Myślę, że Reijo tam jest. Przypuszczam, że wrócił nad fiord Lyngen, bo najlepiej 

przecież zna te okolice.

- Chcesz, żebyśmy tam pojechali, nawet jeśli nie zdążymy na jarmark? - zapytał Mikkal.

- Tak - odparła. - Zresztą tak chyba będzie najbezpieczniej. Wprawdzie ludzie w osadzie 

nie darzą mnie zbytnią sympatią, ale do Vardo stamtąd kawał drogi. Chyba więc nic mi tam nie 

grozi. Poza tym jestem prawie pewna, że Reijo zatrzymał się właśnie w Skibotn.

- Ailo nie będzie zadowolony, kiedy przyjdzie mu dzielić się tobą z innymi. - Mikkal 

uśmiechnął się łagodnie. - Jemu się wydaje, że należysz wyłącznie do niego. W oczach Raiji 

zalśniły łzy. To dzięki Ailo zdołała jakoś przeżyć te ostatnie dwa lata. Syna Mikkala traktowała 

jak własne dziecko. Przynajmniej jego mogła obdarzyć miłością.

- Maja wpadnie w złość - ciągnął Mikkal. - Trudno mi sobie wyobrazić, jak zareagują 

pozostali, ale co do tego, że Maja się rozzłości, mam absolutną pewność. Moja córka nigdy za 

mną nie przepadała - dodał smutnym głosem.

- Jej prawdziwym bohaterem jest Reijo. I nie sądzę, by coś się przez ten czas zmieniło.

background image

Zamilkła, a on dodał:

- Nie jestem pewien, czy Maja zgodzi się rozstać z Reijo. Ale czy on pozwoli, żeby 

dziecko decydowało o jego życiu?

- Reijo ją kocha. Traktuje ją jak swoją córkę, na równi z Idą.

Nagle Mikkal uświadomił sobie coś, o czym nie myślał wcześniej. Przez te dwa lata 

przyzwyczaił się przyjmować pewne rzeczy za oczywiste. Wydawało mu się, że Raija już na 

zawsze będzie z nim.

Ale szczęście bywa ulotne i kruche. Teraz zląkł się, że straci je albo zniszczy.

- A jeśli Maja nie zechce... - zaczął - jeśli Maja nie zgodzi się odjechać z nami i będzie 

chciała pozostać z Reijo? Jeśli on zdecyduje się zatrzymać ją i Idę? Co wtedy uczynisz, Raiju?

- Nie pytaj - poprosiła.

Ale on nie chciał pozostawiać tego pytania bez odpowiedzi.

-   Muszę.   Bo   to   dotyczy  w   takim   samym  stopniu   ciebie,   jak   i   mnie.   Zresztą  sama 

wspominałaś, że nie powinniśmy mieć przed sobą tajemnic. Zatem rozmawiajmy! Pytam cię o 

coś, co jest dla mnie najważniejsze. Nie zbywaj mnie więc. Nadal jesteś żoną Reijo. Wiem, że 

oboje gotowi byliście puścić to w niepamięć. Reijo pozostawił ci wolną rękę i powiedział, że 

możesz zrobić, co zechcesz z dokumentem zaświadczającym o waszym ślubie, ale ty tego 

papieru nie zniszczyłaś, prawda? Nadal go trzymasz?

- To moja jedyna po nim pamiątka - przyznała nieśmiało.

-   Zresztą   nawet   gdybyś   ten   papier   spaliła,   nie   zmienia   to   faktu,   że   jesteście 

małżeństwem - rzekł Mikkal oschle. - Przecież to figuruje w księgach, których nie da się spalić. 

W ten sposób nie staniesz się moja. Jeśli chcemy być razem, to pozostaje nam życie w grzechu, 

jak to mówią. Oczywiście możemy urządzić pogańskie zaślubiny, ale nie wiem, czy czułabyś 

się związana taką przysięgą.

- Chcę być z tobą z miłości - odpowiedziała i ścisnęła mu dłonie. Były zbyt duże, by 

mogła je ukryć w swoich, ale ścisnęła je z całych sil. - Tego pragnę od ciebie: miłości. Bo cóż 

znaczy papier? A w błogosławieństwa też specjalnie nie wierzę.

- Jeśli jednak Reijo zechce zatrzymać dzieci, co wówczas zrobisz? - Mikkal uparcie 

trwał przy swoim.

- Reijo nigdy nie stanie mi na drodze do szczęścia. Poza tym może spotkał kogoś, z kim 

mógłby być szczęśliwy, kogo mógłby pokochać...

- Co zrobisz, Raiju? - naciskał Mikkal z kamienną twarzą. - Odejdziesz wtedy ode 

mnie?

Długo myślała. Zdawała sobie sprawę, że nie ucieknie od tego pytania, zrozumiała, że 

background image

dotyczy ono w równym stopniu ich obojga.

Dzieci...   Myślała   o   nich   każdego   dnia.   Z   powodu   rozstania   cierpiała   bardziej,   niż 

ktokolwiek byłby w stanie to zrozumieć.

Maja, Knut, Ida, Elise...

A na drugiej szali Mikkal.

Reijo   nie   będzie   chciał   stanąć   między   nią   a   Mikkalem.   Pod   żadnym   pozorem. 

Niesprawiedliwe, że Mikkal zadaje takie pytanie...

Raija poczuła, jak ogarnia ją rezygnacja.

Nie powinna się oszukiwać. Mikkal miał prawo pytać.

- Nie odpowiadasz?

Odgarnął jej lok z czoła i pogładził delikatnie policzki. Miał dłonie szorstkie jak tarka.

- Unikasz tego pytania, prawda? Ale przecież musiałaś to rozważać.

Miał oczywiście rację.

Zastanawiała się nad tym nie raz, nie zdając sobie nawet sprawy, że waży wszystkie za i 

przeciw.

Znała odpowiedź.

On także.

Ale   mimo   to   naciskał,   żeby   się   zdeklarowała.   Chciał,   żeby   wszystko   między   nimi 

zostało wyjaśnione.

- Ty dobrze wiesz, co zrobisz, Raiju - rzekł w końcu za nią ze smutkiem w głosie. - 

Poświęcisz się. Jakże łatwo potrafisz rezygnować z własnych pragnień, ukochana! Wiem, że 

jeśli przyjdzie ci wybierać między dziećmi a mną, wybierzesz dzieci.

Pokiwała głową.

- Masz rację, Mikkalu. Kocham cię, ale my sobie jakoś poradzimy. Dzieci potrzebują 

mnie bardziej. Są dwa rodzaje miłości. To, co nas łączy, jest dla mnie najważniejsze na świecie. 

Ale jeśli trzeba będzie dokonać wyboru między tobą i dziećmi, wybacz, ale nie mogę wybrać 

ciebie.

Mikkal wiedział o tym od początku.

Objął ją mocno i przygarnął, bo czuł, że tego potrzebuje.

-  Muszę  uczynić  wszystko co w  mojej  mocy,  żeby przypodobać  się  mojej  córce  - 

mruknął, próbując obrócić to w żart. - Gdyby wiedziała, że w swoich maleńkich rączkach 

trzyma całą naszą przyszłość...

-   To   my   podejmujemy   decyzje,   Mikkalu.   I   nigdy   nie   wolno   nam   przerzucać 

odpowiedzialności na dzieci.

background image

Zaakceptował to, ale modlił się w duchu, żeby dane mu było zatrzymać Raiję przy 

sobie. Bez niej czuł się tak, jakby nie w pełni był człowiekiem.

Nagle wydało mu się, że od zimy dzieli ich bardzo krótki czas.

background image

4

Ritva nie wiedziała o istnieniu zła. Takiego zła.

Zdarzało się, że wykrzykiwała, iż nienawidzi kogoś. Dopiero teraz zrozumiała, że nie 

miała pojęcia, czym naprawdę jest to uczucie.

Nie wiedziała, póki nie ujrzała wzroku mężczyzny, do którego ją przyprowadzono. Póki 

nie zjawił się w ciemnym i wilgotnym lochu, w którym ją uwięziono.

Dopiero   tu   Ritva   pojęła,   czym   jest   nienawiść,   a   wraz   z   upływem   dni   i   tygodni 

dowiadywała się coraz więcej o istocie zła.

Miała dziewiętnaście lat, a rozmyślała o śmierci.

Niemal wyczekiwała jej z utęsknieniem.

On był taki przystojny. Nikt by nie przypuszczał, że tkwi w nim tyle zła. Ritva zawsze 

sądziła, że ludzie piękni są dobrzy. Że dobro idzie w parze z urodą.

Pojęła teraz, jak niewiele wiedziała o życiu.

Gdyby chociaż rozumiała, co do niej mówi, kiedy przychodzi do lochu albo kiedy 

rozkazuje zawlec ją do jednej z tych izb, gdzie trzyma te okropne przyrządy.

Przez cały czas coś mówił i wyraźnie bawiło go to, że Ritva nic nie rozumie. To był 

także rodzaj tortury.

Ritva przeklinała w duchu, że była taka uparta i nigdy nie starała się nauczyć języka 

norweskiego.

Ale przecież nigdy wcześniej nie było jej to potrzebne...

On ją rozumiał, chociaż nie znał jej mowy.

Krzyków i przekleństw nie trzeba tłumaczyć.

Ritva nie pojmowała, dlaczego przypala jej ciało żelazem, nie pojmowała, dlaczego jest 

bita, no i czemu on się przy tym uśmiecha. Nie rozumiała, dlaczego rozciągają jej kończyny.

Szukali czarownicy. Przecież chyba musieli się zorientować, że to jakaś pomyłka!

Czasem wydawało jej się, że wiedzą. Oficer i żołnierze, którzy ją pojmali, patrzyli tak 

jakoś dziwnie na okaleczenia, jakie zostawały na jej ciele po torturach.

I choć jej samej zdawało się to niedorzeczne, odnosiła wrażenie, że porównują jej rany 

do ran kogoś innego.

Ale może się myliła?

Zaczynała tracić rozum.

Oni  myśleli,  że jest  czarownicą.  Nie  mogła  nic uczynić,  by  odwieść  ich  od takich 

podejrzeń. Nie mogła nic powiedzieć na swoją obronę.

background image

Może sprowadzą tu kogoś, kto mówi po lapońsku? Może pastora?

Łudziła się tą nadzieją, ale tylko krótki czas.

Potem przestała marzyć.

Zamiast   tego   cofała   się   myślami   do   przeszłości.   Starała  się  przypomnieć   sobie   jak 

najwięcej szczegółów ze swego życia. Musiała. Musiała się upewnić, czy nie odebrano jej 

wspomnień.

Jej ciała już nie można było bardziej okaleczyć. Przeżyła wszystkie upokorzenia, jakie 

można zadać ciału.

Znała ból bardziej niż samą siebie. Towarzyszył jej nieustannie. Ritva nie lękała się go, 

czasami popadała w stan otępienia, który wydawał jej się taki błogi, że nie miała ochoty się z 

niego wydobyć. Bo dzięki niemu była wolna. Nie czuła rąk ani nóg, nie czuła własnego ciała. 

Tylko jakąś taką błogą miękkość i przeświadczenie, że znów jest sobą.

A kiedy odzyskiwała przytomność, powracał ból w ciele, na które nie chciała patrzeć 

ani go dotykać.

W tym cudownym stanie znikał też strach przed tym, przed czym wcześniej tak się 

wzbraniała, z czym zawzięcie walczyła. To, nad czym nie miała władzy, co znajdowało się 

poza możliwością pojmowania, przestało napełniać ją przerażeniem.

Zdawało się cudowne, kuszące i przepełnione spokojem.

Ritva tęskniła za tym.

Jej   marzenia   o   wolności,   życiu   i   o   Nilsie   nie   dorównywały   temu   pragnieniu 

przeniesienia się w stan szczęśliwości.

Ritva wiedziała, że aby tam dotrzeć, trzeba przejść przez nieludzkie cierpienie. Ale 

pragnęła tego.

Śmierć stanowiła wrota do tej cudownej krainy, o istnieniu której nigdy wcześniej nie 

miała pojęcia.

Wiedziała,  jak się odbiera życie czarownicom, i łudziła się nadzieją, że wkrótce to 

nastąpi.

Po tym wszystkim, co z nią zrobili, nigdy nie byłaby normalną kobietą, nie mogłaby 

zostać żoną czy matką.

Nils może zechciałby związać się z nią mimo wszystko, ale ona nie mogłaby mu na to 

pozwolić.

Musi umrzeć. Musi przejść przez stos.

Potem będzie cudownie.

Ritva uśmiechała się, gdy przypalano ją żelazem. Krzyczała, ale z jej ust nie znikał 

background image

uśmiech.

Hans Fredrik Feldt oblał się potem. Od rozgrzewania żelaznych prętów zrobiło mu się 

gorąco.

Jego nozdrza wychwyciły swąd przypalanego ciała. Nalał sobie wódki do kieliszka, 

wychylił duszkiem i dolał jeszcze.

Żołnierz, który pocił się wraz z nim, zameldował krótko, że odprowadził skazaną z 

powrotem do lochu.

Feldt skinął głową.

Żołnierz nie ruszał się z miejsca.

- Można by przypuszczać, że to ta jest prawdziwą czarownicą - wyrzekł w końcu z 

drżeniem w głosie. - Jeszcze nigdy w moim życiu nie spotkałem kogoś tak wytrzymałego. Inni 

już dawno by się ugięli i wyzionęli ducha na naszych rękach. A ona czepia się życia! I w 

porównaniu   do   innych   nawet   specjalnie   nie   krzyczy!   Mało   tego,   gdy   dotykam   jej   ciała 

rozżarzonym żelazem, ona za każdym razem się uśmiecha! Doprawdy zrobiła na mnie duże 

wrażenie!

Kapitan ujął w dłoń kieliszek i odwróci! się gwałtownie. Nigdy nie dał znać po sobie, że 

on także jest zdumiony zachowaniem dziewczyny, którą mu przywiedli.

- Ludzie różnie reagują na ból - stwierdził rzeczowo. - Niektórzy znoszą więcej. Kobiety 

na ogół są bardziej wytrzymałe. Podobno dlatego, że rodzą dzieci. Co do mnie, specjalnie nie 

widzę związku między tymi sprawami. Ta dziewczyna wiele potrafi znieść, ale każdy ma jakieś 

granice wytrzymałości, ona także.

- Będziemy ją torturować, póki nie odkryjemy tej granicy? - spytał żołnierz. Pobladł 

gwałtownie i uchwycił się framugi, żeby nie upaść. Zrobiło mu się niedobrze.

Ostatnio   dużo   o   tym   rozmyślał   i   zaczęły   go   dręczyć   wyrzuty   sumienia,   doskonale 

bowiem wiedział, że dziewczyna jest niewinna.

- Nie mam w zwyczaju uzgadniać moich planów z podwładnymi - uciął Feldt.

Żołnierz jak niepyszny wycofał się z izby i zamknął za sobą drzwi. Kapitan w ostatnim 

czasie bardzo przestrzegał wojskowej hierarchii. Zaufani pomocnicy nie byli mu już dłużej 

potrzebni.

Żołnierz nawet się cieszył z tego powodu. Kapitan Feldt wiele stracił w jego oczach i 

już nie był dla niego świetlanym wzorem.

Radował   się   też,   że   jest   tylko   zwykłym   żołnierzem.   Nie   chciał   brać   na   siebie 

odpowiedzialności za to, co się już stało z Ritvą, i za to, co miało się z nią stać.

Wykonuje rozkazy.

background image

Poczuł niewypowiedzianą ulgę, że może spojrzeć na to od tej strony.

Zdawało mu się, że ta zbrodnia nie plami tak bardzo jego rąk.

Ale nocami mimo to nie mógł spać.

Hans Fredrik Feldt, przeciwnie, nie cierpiał na bezsenność. Jedyne, co nie dawało mu 

spokoju, to świadomość, że w lochu dla czarownicy została uwięziona inna, że przyszło mu 

zadowolić się namiastką.

To nie była prawdziwa wiedźma, która oszukała go i naraziła na pośmiewisko całego 

Finnmarku.

Usiłował przywołać jej obraz w tej młodej kobiecie, którą poddawał torturom, ale przez 

cały czas miał świadomość, że to nie ona.

Nie potrafił oszukać samego siebie, mimo że planował dać przedstawienie wszystkim 

tym, którzy z niego drwili.

Będą mieli stos i kobietę o wyglądzie wiedźmy. Niestety, prawdziwa Ritva, kobieta, o 

której nie przestawał myśleć, pozostawała nadal na wolności. Ale on ją znajdzie!

Nie   podobał   mu   się   sposób,   w   jaki   uwięziona   reagowała   na   ból.   Najchętniej 

przycisnąłby ją mocniej, żeby zbliżyła się do tej granicy wytrzymałości, którą przecież każdy 

posiada... Ale gonił go czas.

Jak zauważył żołnierz, ktoś inny już dawno wyzionąłby ducha.

Nie wolno mu ryzykować.

Ona musi żyć po to, żeby na oczach wszystkich spłonąć na stosie.

Nie torturował jej dla przyjemności ani z wewnętrznej potrzeby.

To było konieczne.

Ta dziewczyna musiała upodobnić się do tamtej, żeby nie wzbudzić w nikim nawet 

cienia podejrzeń.

Chciał urządzić pokaz, którego tutejsi ludzie długo nie zapomną.

Cieszył się na tę chwilę. To będzie apogeum jego kariery. Na stare lata nieraz wspomni 

ten stos.

Nils  podążył za jeźdźcami, którzy zabrali Ritvę, i dotarł do Vardo. Nic jednak nie 

zdziałał, bo do kogokolwiek się zwracał, napotykał mur milczenia równie nieprzebyty jak mur 

wokół twierdzy.

Było tak,  jak tłumaczył   Ristin.  Odnosił   wrażenie,   że  wszystkie  siły sprzysięgły  się 

przeciwko niemu.

Być może zbyt wiele stosów płonęło w tym miejscu w ostatnim stuleciu.

Ludzie zaczynali powoli zapominać. Skala straceń na powrót stała się zwykłą skałą, a 

background image

nie miejscem schadzek szatańskich sług.

Ale   wraz   z   przybyciem   nowego   komendanta   twierdzy   wróciły   polowania   na 

czarownice. Na nowo zawrzało od plotek, pomówień i kłamstw.

Zapłonęły stosy.

Ludzie się przed tym wzbraniali. Pragnęli zagrzebać w pamięci niechlubne wydarzenia, 

jakie miały miejsce za życia ich rodziców i dziadków. Nie chcieli, żeby to samo powtórzyło się 

za ich życia.

A skoro wróciło... woleli wiedzieć jak najmniej albo udawać, że o niczym nie wiedzą. Z 

nikim obcym o tym nie rozmawiali.

Nils więc nic nie wskórał.

Był pewien, że Ritva została uwięziona w twierdzy, skoro zabrali ją żołnierze. Ale w 

twierdzy Vardohus wszystkie bramy się przed nim zatrzaskiwały.

Nikt nie wiedział o zatrzymanej kobiecie. Żołnierze twierdzili, że w lochach nie ma 

żadnych więźniów.

Wmawiając   sobie,   że   Ritvie   nie   może   stać   się   nic   złego,   zanim   nie   zapadnie 

prawomocny wyrok sądu, Nils oszukiwał samego siebie. Potrzebował jednak czegoś, w co 

mógłby wierzyć.

Wnet jednak rozeszły się plotki.

A   potem   przybył   Guttorm,   a   z   nim   blada,   udręczona   zgryzotą   Ristin.   Rodzice   nie 

wiedzieli o tym, że pojechała z Guttormem. Uciekła, nie pytając ich o zgodę.

- Musiałam - tłumaczyła się Nilsowi, który dobrze ją rozumiał.

-   Nie   mogę   się   dostać   do   twierdzy   -  wyznał   zrezygnowany,   kiedy  odnaleźli   go   w 

jednym z tanich zajazdów, którego poza porą połowów nie odwiedzało wielu gości. - Ona jest 

w twierdzy, ale nie udało mi się dostać do środka. Starałem się podejść strażników, groziłem 

im, próbowałem ich kupić, ale wszystko na nic... nikt nic nie wie.

- Powiadają, że ma zapłonąć stos - rzekł powoli Guttorm z powagą na twarzy.

- Krążą pogłoski o spaleniu czarownicy - przyznał Nils. - Słyszałem, że przed dwoma 

laty jakaś kobieta zdołała im się wymknąć podczas próby wody. Podobno teraz tę czarownicę 

złapano i szykują dla niej stos.

- Przecież Ritva nigdy nie przebywała z dala od rodziny i naszej wspólnoty - wtrąciła 

Ristin żałośnie. - Co to jest próba wody?

Wyjaśnili jej.

- Chyba nie zrobią tego z Ritvą? Przecież ona nie potrafi pływać! Chociaż... może już 

lepiej byłoby utonąć, aniżeli spłonąć... - szlochała.

background image

- Wyrwiemy ją ze stosu! - rzucił z zapałem Guttorm, ale kiedy wyobraził sobie tę 

sytuację, zrozumiał, jak niewielkie są szanse powodzenia. Ze względu na Ristin jednak nie 

powiedział tego na głos. Poza tym najgorsza wydawała mu się bezradność i bezczynność.

- Tak, to jedyna możliwość - zgodził się Nils, choć wiedział to samo co Guttorm.

Będą warty, uzbrojeni strażnicy. I ludzie, tłumy ludzi z zupełnie innego świata.

Nawet w myślach trudno mu było sobie wyobrazić, w jaki sposób mogliby uwolnić 

Ritvę. Ale możliwe, że przy odrobinie szczęścia i wsparciu dobrych mocy uda im się tego 

dokonać.

- W każdym razie możemy tam być... - rzekł. - Zobaczymy i nie zapomnimy.

Pogłoski   o  przygotowaniach   do  spalenia   czarownicy  rozeszły  się   daleko   od  Varde. 

Dotarły także do niewielkiej zatoczki na półwyspie Varanger.

Ravna była niespokojna.

Przed kilkoma dniami usłyszała od jakiegoś wędrowca, który przysiadł wieczorem przy 

ognisku, że ma zostać spalona wiedźma, która parę lat temu zdołała uciec z twierdzy.

- Raija i Mikkal chyba nie wrócili jeszcze - powtarzała co chwila. - Mieli się ukryć w 

Finlandii i omijać wybrzeże szerokim łukiem. Nie, na pewno by się tam nie udali. Zresztą 

myślę, że Mikkal zawiadomiłby nas jakoś...

Ale do końca Ravna nie była pewna, bo gdy sprawy dotyczyły Raiji, Mikkal zawsze 

działał na własną rękę.

A teraz mieli ze sobą Ailo.

We wspólnocie ubyło mężczyzn. Ravna nie brała pod uwagę tych, którzy ożenili się z 

dziewczętami  z ich  społeczności.  Oni jej  nie rozumieli   i uważali   zapewne  za  zdziwaczałą 

staruszkę.

Tylko jednego człowieka Ravna mogła poprosić o przysługę: Andersa, syna Pawy.

Dwudziestopięcioletni   Anders   wyrósł   na   bardzo   przystojnego   mężczyznę,   zupełnie 

niepodobnego do swego ojca, a już w ogóle nie przypominającego matki. Był bystry i uważny. 

Zręczny, a przy tym mądry. Jedyny potomek, jaki pozostał Pawie. Niedźwiedź zabójca zabrał 

mu pozostałych. Sigga i Aslak zginęli powaleni łapą tego samego drapieżcy. Pawa nigdy nie 

podźwignął się po tej tragedii. Zestarzał się i zamknął w sobie. Tylko Anders i czasami Ravna 

potrafili nawiązać z nim kontakt.

- Chcesz zabrać mi moje ostatnie dziecko? - krzyknął ostro Pawa, gdy Ravna wyłożyła 

jego synowi sprawę, z którą przyszła. - Nie wystarczy ci, że twój własny syn i ta czarnowłosa 

dziewka z Tornedalen ponoszą winę za śmierć moich pozostałych dwojga dzieci?

- Nikt nie jest winien śmierci Siggi i Aslaka - surowo odezwał się Anders. - Tak się po 

background image

prostu stało i musimy się z tym pogodzić.

- Zabiją cię! - Pawa uparcie trwał przy swoim. - Bo jeśli zatrzymali tę wronę Mikkala, 

stracisz głowę tak samo jak on i wszystkich was zabiją.

- Już od dawna jestem dorosły i sam podejmuję decyzje. - Anders zacisnął usta, a 

spojrzawszy łagodniej na Ravnę, rzekł: - Pojadę. Podobnie jak ty przypuszczam, że to nie może 

być Raija. Pewnie to tylko plotki. Ale pojadę, żeby zyskać pewność.

Ravna nie była w stanie wyrazić swojej wdzięczności.

Lubiła tego chłopca! Właściwie to mężczyzna, ale dla niej zawsze pozostanie chłopcem. 

Czuła się już taka stara.

- A co ze mną? - zapytał Pawa z urazą w głosie. - Kto mi pomoże, kogo będę miał pod 

ręką? Mam sobie sam ze wszystkim poradzić? Przecież to zajmie ci wiele dni!

- Wyszłoby ci to na dobre - wyraziła swą opinię Ravna. - Za dużo narzekasz. Nie tylko 

ty straciłeś swoich najbliższych, tyle że my nie straciliśmy dodatkowo głowy.

- Poradzisz sobie, ojcze. Prychnął.

- Będę do ciebie zaglądać - obiecała Ravna niechętnie. Kiedyś Pawa omal nie został jej 

mężem. Teraz cieszyła się, że tak się nie stało. Młode dziewczyny nie są w stanie wyobrazić 

sobie, jacy będą ich ukochani, gdy się zestarzeją.

Szkoda.

- Chcesz odsunąć ode mnie syna, tylko o to ci chodzi - mruknął zgryźliwie Pawa, który 

nie dał się udobruchać. - Wszystko z zazdrości, że twój własny cię opuścił.

Anders nigdy nie pozwolił ojcu decydować o sobie. Chodził własnymi ścieżkami. I jak 

dał do zrozumienia Ravnie, tym razem także nie zawaha się tego uczynić.

Plotki huczały przez kilka tygodni. Wystarczająco długo, żeby ściągnąć do Vardo tłumy 

ciekawskich. Straszliwa tragedia bywa dla niektórych rozrywką.

Anders od początku podejrzewał, że coś się w tym wszystkim nie zgadza. I choć był 

niemal całkowicie przekonany, że to nie Raija została uwięziona w lochu, nie czuł się ani trochę 

spokojniejszy.

Spędził w Vardo dwa dni, ale wykorzystał je w pełni. Rozmawiał z wieloma ludźmi. 

Miał tu dużo znajomych. Nikt jednak nie umiał mu powiedzieć nic poza tym, że nie widziano 

ostatnio Mikkala w tych stronach. Anders krążył po okolicy, ale też go nie spotkał.

Był pewien, że Mikkal nigdy by nie zostawił Raiji w kłopotach.

Właściwie   Anders   mógłby   już   wracać   do   obozowiska.   Zdobył   dość   informacji,   by 

uspokoić Ravnę. Nadal jednak zbyt wiele faktów pozostawało w sferze przypuszczeń. A ona 

wysłała go przecież po to, żeby zyskać pewność.

background image

Kiedy przed wieczorem żołnierze przeczytali obwieszczenie, Anders przekonał się, że 

miał rację, pozostając w Vardo.

W każdej plotce tkwi odrobina prawdy.

Rzeczywiście, w lochach twierdzy była uwięziona czarownica.

I miała zapłacić życiem za swoje praktyki.

Ogłoszono, że następnego dnia zapłonie stos.

W miasteczku zawrzało. Ludzie z ust do ust przekazywali sobie sensacyjną wiadomość. 

Ich twarze zmieniły się, w oczach zabłysła żądza krwi. Powszechnie potępiono tę kobietę, o 

której tak naprawdę niczego nie wiedziano. Ktoś rzucił, że nie ma dymu bez ognia, co zostało 

przyjęte przez gawiedź ordynarnym rechotem.

Anders poczuł mdłości i żeby zagłuszyć w sobie niechęć do otaczających go ludzi, 

podnieconych   niecodziennym   wydarzeniem,   postanowił   się   upić.   Przynajmniej   nie   będzie 

musiał z nikim rozmawiać!

Wódka nigdy mu nie służyła, wiedział, że nazajutrz głowa będzie mu pękać. Ale miał 

nadzieję zdusić w sobie w ten sposób odrazę do rozkrzyczanego tłumu.

Dla Ritvy dzień i noc zlały się w jedno. Do głębokiego lochu nie dochodził najmniejszy 

nawet promyk słońca. Mrok wydawał się tu tak gęsty, że dziewczyna nie widziała nic na 

wyciągnięcie ręki.

Tylko raz dziennie, kiedy przynoszono jej coś do jedzenia, migoczące światło lampy 

malowało żółte plamy na nierównej ścianie.

Mrużyła wówczas oczy oślepiona, jakby w tych piekielnych ciemnościach rozbłysło 

słońce.

Żałowała, że nie zdążyła podziękować Bogu za światło dnia i letnie białe noce.

Przestali ją torturować. Oficer nie pokazywał się więcej. Nie przychodził jej katować, 

nie stukał uchwytem pejcza o dłoń, wyczekująco wybijając rytm. Nie ciągnęli  jej do tego 

okropnego pomieszczenia.

Była sama.

Zziębnięta i mokra. Obolała.

Krwawiące i zachodzące ropą nie opatrzone rany pokrywały każdy skrawek jej ciała, ale 

ciemności utrzymywały to w tajemnicy.

Przynosili jedzenie. Niedużo, ale zawsze.

Ritva postanowiła przestać spożywać posiłki.

Pomyślała, że w ten sposób wygra z nimi, sama zadecyduje o sobie i o swoim końcu. 

Przechytrzy ich i wywinie się od tego, co dla niej zaplanowali.

background image

Ale w ten sposób umierało się powoli, a poza tym jedzenie przyciągało myszy.

Ritva nie cierpiała gryzoni. Na widok myszy i lemingów zawsze przechodziły jej ciarki. 

Odgłosy dreptania i drapania rozlegające się w ciemności stanowiły o wiele gorsze tortury niż 

te, które jeszcze byłby w stanie wymyślić kapitan. Dlatego też Ritva, chcąc nie chcąc, jadła.

Dzięki temu wciąż oglądała światło.

Czasami wydawało jej się, że wartownicy o niej zapomnieli, że musiał minąć więcej niż 

jeden dzień od ostatniego posiłku, ale trudno jej się było zorientować, a rozmawiać z nimi nie 

potrafiła. Żaden z mężczyzn, którzy tu schodzili, nie znał lapońskiego.

Zrozumiała, że stąd nie ma wyjścia. Ze to koniec.

Jeszcze tylko nieludzki ból, który jest bramą do cudownego raju.

Musi wytrzymać.

Zapadła w odrętwienie. Zesztywniały jej członki.

Kroki, których nasłuchiwała niemal całą wieczność, rozległy się wreszcie głucho na 

kamiennej posadzce.

Było ich dwóch. Pęk kluczy zadźwięczał hałaśliwie i wesoło.

Uklęknęła.

Przecież przez cały czas odosobnienia przychodzili pojedynczo!

Czy   czekali,   aż   nabierze   sił,   żeby   znowu   się   nad   nią   znęcać?   Dlatego   tym   razem 

przybyli we dwóch?

Czy może to już...?

Czy to się stanie teraz?

Klucz   zazgrzytał   w   zamku   i   ciężka   krata   uchyliła   się   powoli.   Do   środka   weszli 

wartownicy, ale bez jedzenia.

A więc nareszcie nadszedł ten dzień!

Przez cierpienie i mękę otrzyma wolność większą niż ktokolwiek jest w stanie sobie 

wyobrazić.

Ritva podźwignęła się z trudem. Wycieńczona, ledwie stała na nogach, ale zacisnęła 

zęby, żeby wytrzymać. Słaniała się i tylko sile woli zawdzięczała, że nie upadła.

Strażnicy nie odezwali się. Wiedząc, że ich i tak nie rozumie, nie wysilali się zbytnio, 

by jej cokolwiek wyjaśnić, tylko brutalnie chwycili pod pachy i wywlekli z ciasnego lochu. 

Ciągnęli ją za sobą po schodach na górę, nie przejmując się tym, że obija się stopami o ostre 

kanty stopni.

Przecież i tak miała umrzeć.

Poprzedniego wieczoru został wzniesiony stos, który złowieszczo górował u brzegu 

background image

morza. Wydawał się taki majestatyczny na tle spienionych fal.

Pogoda gwałtownie się zmieniła.

Piękna, łagodna jesień ustąpiła miejsca chłodnemu wichrowi z północy, który powiał z 

ogromną siłą. Morze rozkołysało się, biała kipiel uderzała wściekle o ląd.

Ludzie, przekonani, że to czary wiedźmy, spieszyli nad morski brzeg, jakby przyciągani 

niewidzialną siłą. Szli ku wzniesionemu z chrustu, torfu i wszystkiego, co nadawało się do 

spalenia, stosowi, niemal pewni, że tego dnia najprawdziwsza czarownica zostanie posłana na 

spotkanie z diabłem.

Wzdłuż skalistego wybrzeża nie rosły drzewa, więc niektórzy poświęcili nawet cenny, 

pieczołowicie gromadzony opał. Taki strach drzemał w tych ludziach.

Anders bez trudu odnalazł drogę prowadzącą do miejsca kaźni. Wystarczyło zatrzymać 

się przy jakiejś grupce, a po kilku chwilach płynęło się wraz z prądem we właściwym kierunku.

Przecisnął się naprzód i zatrzymał w miejscu, gdzie powinien wszystko dobrze widzieć i 

skąd równocześnie będzie mu łatwo się wycofać. Nie był bowiem pewien, czy znajdzie dość sił, 

by przyglądać się od początku do końca okrutnemu przedstawieniu. Chodziło mu tylko o jedno: 

chciał zobaczyć skazaną i upewnić się, czy to nie Raija.

Bolała go głowa, miał kłopoty z żołądkiem, a narastające w tłumie emocje dodatkowo 

nasilały te dolegliwości.

Anders   nigdy   nie   przypuszczał,   że   ludzie   potrafią   być   tacy   okrutni.   Czy   on 

zachowywałby się podobnie, gdyby nie lękał się, że skazaną może być Raija?

Z niechęcią uświadomił sobie, że wcale nie jest lepszy. Oczekiwał tego wydarzenia z 

równą ciekawością co pozostali...

Otworzyła się brama i z twierdzy wytoczył się żałosny wóz eskortowany przez kordon 

uzbrojonych żołnierzy.

Anders przełknął ślinę, kiedy na wozie dostrzegł samotną postać.

Boże święty, czuł, że za chwilę zwymiotuje!

Wśród gawiedzi rozszedł się pomruk, który zagłuszył szum wiatru i sztormowe fale 

uderzające o skały u podnóża stosu.

Na drobnym, wychudzonym ciele dziewczyny zwisały brudne strzępy ubrania.

Koła   terkotały,   wóz   skrzypiał.   Żołnierze   maszerowali   równym   krokiem,   stukając 

rytmicznie obcasami. Anders zacisnął powieki, jego serce biło w tym samym rytmie.

Kiedy w końcu odważył się znów podnieść wzrok, wóz dotarł prawie na wysokość 

miejsca, w którym stał. Z tyłu jechał konno kapitan z miną władcy. Na jego ustach błąkał się 

uśmiech: lodowaty, triumfalny uśmiech.

background image

Anders nienawidził tego człowieka, pamiętając, co uczynił Raiji.

Przesunął wzrok na wychudzoną postać na wozie. Podarte ubranie nie zasłaniało ciała 

dziewczyny, poranionego do żywego mięsa i posiniaczonego.

Biedaczka nie mogła się zasłonić, bo związano jej ręce.

Nawet   w   drodze   na   stos,   w   drodze   na   śmierć,   nie   okazano   jej   choćby   odrobiny 

miłosierdzia. Do ostatniej chwili nie skąpiono jej upokorzeń.

Póki   stała   z   pochyloną   głową   i   długie   kruczoczarne   włosy   opadały   jej   na   twarz, 

wyglądała zupełnie jak Raija.

Anders, przeciskając się przez tłum, bezwiednie ruszył za wozem.

Coś mu mówiło, że już wie, ale po wczorajszej pijatyce trudno mu było zebrać myśli.

Skazana podniosła głowę.

Z tłumu rozległ się oszalały krzyk jakiejś dziewczyny. Chyba jednak ktoś natychmiast 

zasłonił jej usta, bo Anders nie zorientował się, kto tak rozpacza.

Blada twarz zwrócona była w stronę tłumu, ale Anders dałby głowę, że skazana nie 

widzi otaczających ją ludzi.

To nie była Raija.

Ale jakże do niej podobna!

Zatrzymał się, wóz potoczył się dalej. Za nim sunął stępa koń, trzymany w cuglach 

przez oficera o lodowatym uśmiechu. Mężczyznę ze szpicrutą.

Andersa zalała fala rozpaczy. Wiedział, że ta dziewczyna jest niewinna, a umrzeć musi 

dlatego, że Raija uciekła.

Czul, że powinien wykrzyczeć zgromadzonym, że to pomyłka. Ze to nie jest czarownica 

i że zna tę, dla której przeznaczony jest stos.

Ale przecież Raija także nie jest czarownicą...

Milczał.

Wziął na siebie cząstkę winy za to, co się stało.

Może mógłby przeszkodzić tej zbrodni...

Strażnicy   przecięli   rzemienie,   którymi   dziewczyna   była   związana,   popchnęli   ją   ku 

drabinie i przytwierdzili do niej, krępując nadgarstki i kostki u nóg.

Jakaś kobieta zaniosła się szlochem.

Poza tym panowała cisza jak makiem zasiał. Można by nawet przypuszczać, że morze i 

wiatr ucichły, jakby cała natura wstrzymała oddech.

Dwóch żołnierzy postawiło drabinę.

Tłum jednogłośnie wydał jęk.

background image

Dziewczyna uniosła głowę i, Anders był o tym przekonany, uśmiechnęła się. Wiatr 

odgarnął jej włosy z twarzy, która jaśniała biało ku zgromadzonym niczym milczące oskarżenie 

przeciwko wszystkim.

Czy nikt więcej nie zauważył, że to niewinna dziewczyna?

Nie widzieli, że to jeszcze dziecko?

Ktoś zatknął u dołu stosu kilka pochodni, a kiedy płomienie ogarnęły chrust, rozległy 

się trzaski. Słychać było, jak ogień miesza się z pieśnią skłębionych fal, jak tworzy duet z 

wiatrem.

Żołnierze puścili drabinę.

Czarne   kłęby  dymu  okryły   niemal   całkowicie   dziewczynę  i   tylko  jej   blade   oblicze 

jaśniało wśród plam sadzy i płomieni, które rosły coraz większe.

Nagle   zrobiło   się   zamieszanie.   Jakiś   młody   mężczyzna   z   tłumu   przedarł   się   przez 

kordon żołnierzy i nie zważając na skierowane w niego lufy, przedostał się na podwyższenie, na 

którym ułożony był stos.

Rozdzierający krzyk, dobywający się z płomieni, niczym ostrze noża przeciął ciszę, 

trafiając wprost do nie do końca obojętnych serc.

- Ritva! - zawołał śmiałek, wspinając się po płonącej stercie chrustu. - Idę do ciebie, 

Ritva!

Anders   ledwie   zdążył   zauważyć,   jak   Lapończyk   objął   dziewczynę   i   przytulił   w 

bezgranicznej miłości, bo zaraz pochłonął ich ogień.

Z   tłumu   pospieszyli   za   nim   chłopak   i   dziewczyna,   ale   żołnierze   już   nie   dali   się 

zaskoczyć i bezceremonialnie odepchnęli ich na bok.

Ogień ogarnął cały stos, ale już żaden krzyk stamtąd nie doleciał.

Anders wycofał się, gdy w powietrzu uniósł się swąd spalenizny.

Jakiej odwagi trzeba było, żeby umierać z podniesionym czołem tak jak to dziewczę!

Ileż   hartu  wykazał   ten   młody  Lapończyk,   który   pospieszył   jej   na  ratunek!   Hartu  i 

miłości.

Ból i cierpienie są niezbędne. Cierpienie jest bramą, bez niego nie może ruszyć dalej.

Już   prawie   tego   dokonała,   kiedy   on   znalazł   się   przy   niej.   Otoczył   ją   ramionami   i 

sprawił, że łatwiej było znieść ból.

Cierpienie rozłożyło się na dwoje.

A potem już było cudownie...

Ogień usunął wszystko...

background image

5

Raija obudziła się z sennego koszmaru rozdygotana, na granicy płaczu. Zaniosła się 

kaszlem i wówczas uświadomiła sobie, że to nie tylko zły sen.

Spod   wpółprzymkniętych   powiek   dostrzegła   kłęby   dymu.   W   jednej   chwili 

oprzytomniała. Potrząsnęła delikatnie Mikkalem, a sama podczołgała się do drzwi i otworzyła 

je na oścież, żeby wpuścić świeże powietrze.

Mikkalowi udało się tymczasem odgarnąć kawałki torfu zasłaniające otwór w dachu, 

którędy zawsze uchodził dym z paleniska.

- Dobrze, że miałem pod ręką kij, którym się podpieram. Okazuje się, że przydaje się 

także do innych celów, co? - roześmiał się ponuro i wsunąwszy się z powrotem pod futrzaną 

derkę, dodał z powagą: - Ale gdyby nie ty, strach pomyśleć! Chłopcy śpią jak zabici, nawet 

hałas ich nie zbudził.

Rzeczywiście, koszmarne sny Raiji uratowały całą ich czwórkę przed zaczadzeniem.

Przytuliła się do Mikkala. Musiała poczuć jego bliskość. Upewnić się, że należy do niej.

Nie przestawała drżeć, a dłonie miała spocone i chłodne.

- Zdaje się, że nie chodzi jedynie o dym? - zapytał cicho Mikkal.

Raija pokiwała leciutko głową.

- Mam takie okropne sny, Mikkalu. Takie... prawdziwe.

- Opowiedz!

Objął ją mocno i oparł się czołem o jej czoło. Na wszelkie sposoby starał się przekonać 

ukochaną, że pragnie dzielić z nią także i to. Że nie jest sama, kiedy grozi jej coś złego.

- Śnił mi się stos, Mikkalu! Prawdziwy stos - wyszeptała.

Poczuł na szyi jej gorący oddech.

- I obudziłaś się w kłębach dymu. Rozumiem, że musiałaś się bardzo przerazić.

Ale Raija, nie słuchając go, ciągnęła:

- Dzisiejszej nocy palono mnie na stosie. Widziałam siebie, wrzucono mnie na ogromną 

stertę chrustu. Czułam, jak języki ognia liżą mi stopy...

Mikkal pogładził ukochaną po włosach. Nic nie mówiąc, głaskał ją nieprzerwanie. Po 

tym, co przeszła, wszelkie słowa pociechy zdawały się zbyt ubogie. Kiedy ją uratowali, bardzo 

starała się być silna. Tyle różnych uczuć stłumiła w sobie. Mikkal spodziewał się, że kiedyś 

będzie musiała wyrzucić je z siebie. Zapewne to dopiero początek.

- Bolały mnie rany - ciągnęła Raija zduszonym głosem. - Otaczała mnie gruba warstwa 

czarnego dymu, a spod stóp dochodził trzask płomieni. Ręce i nogi miałam skrępowane. Nie 

background image

widziałam nikogo, ale wiem, że on tam był, on, Potwór z Vardo! Uśmiechał się! Czułam, jak 

przypieka mnie ogień, Mikkalu. Czułam naprawdę. To było takie realne! Wystarczyło dać krok 

w dół, ale ja nie mogłam uciec... I nagle ktoś znalazł się przy mnie, nie byłam już sama. Tak się 

przestraszyłam, Mikkalu, że to ty! Wtedy właśnie się obudziłam. Nie chciałam, żebyś i ty 

zginął!

Mówiła nieskładnie, bez związku, z szeroko rozwartymi oczami. Na nowo przeżywała 

swój sen, tak rzeczywisty, jakby to wszystko zdarzyło się na jawie.

-   Dlaczego   dręczą   mnie   ciągle   koszmary?   -   zapytała.   -   Do   tego   takie   okropnie 

prawdziwe?

- Pewnie dlatego, że masz bujną wyobraźnię. A może dlatego, że potrafisz wczuć się w 

to, co przeżywają inni? Tak, to wszystko wina twojej niepospolitej fantazji, moja droga. Wiem, 

że wydaje ci się to teraz straszne, ale uwierz mi, dzięki temu szybciej przejdziesz przez to, co 

nieuniknione. Właśnie dlatego, że wszystko przeżywasz tak intensywnie.

Dopiero po tych słowach Raija przymknęła powieki. Zresztą obrazy ze snu widziała 

nawet wtedy, gdy oczy miała szeroko otwarte.

- Nie wiem, Mikkalu, czy kiedykolwiek zdołam się z tym uporać. Mam wrażenie, że 

zapadam się coraz głębiej i głębiej w grząskim gruncie.

Mikkal obrócił się na plecy i podłożył ramię pod kark Raiji. Znużona odpoczywała na 

nagim, ciepłym ramieniu ukochanego.

- Leż spokojnie - szepnął. - Zamknij oczy i myśl tylko o tym, co czujesz w tej chwili.

Posłuchała   go.   Jej   ciało   odprężyło   się,   a   twarz   odrobinę   wypogodziła,   choć   ciągle 

wydawała się spięta.

Opuszkami   palców   musnął   leciutko   jej   powieki,   niemal   ich   nie   dotykając.   Raija 

popatrzyła wprost w łagodne oczy, które utraciły wraz z upływem czasu swój miodowy odcień i 

stały się bardziej brązowe.

- Zamknij oczy, najdroższa - poprosił Mikkal. - Uspokój się! Bądź po prostu moją Raiją. 

Moim Małym Krukiem...

Kiedy odwróciła się ku niemu, wydawało mu się, że dostrzega cień uśmiechu, błąkający 

się w kącikach ust.

Nie przestawał pieścić opuszkami palców ukochanej twarzy. Znał ją tak dobrze! Żaden 

rys nie był mu obcy. Ale nigdy nie przestał jej kochać. Wystarczyło, że czuł pod palcami skórę 

ukochanej, a zalewały go fale czułości i szczęścia. Nie potrafił się przed tym obronić. Uwielbiał 

zanurzać dłonie w jej jedwabistych włosach, które wydawały mu się nadal najpiękniejsze na 

świecie. Odrosły na tyle, że opadały na plecy niczym kaskada, czarniejsze niźli skrzydła kruka.

background image

- No i jak? - zapytał, kładąc rękę na delikatnej szyi dziewczyny. Pod kciukiem wyczuł 

pulsującą gwałtownie tętnicę.

- Dobrze - uśmiechnęła się figlarnie, ale leżała, nadal nie otwierając oczu. W jej głosie 

wyczuwało się rozleniwienie. - Chyba coś nie tak z twoimi sztuczkami miłosnymi, Mikkalu. 

Czyżbyś się starzał? Jestem tylko zmęczona...

Ze wzrokiem pełnym ciepła obserwował ją, dopóki nie zasnęła.

Wówczas odchylił jej grzywkę i leciuteńko pocałował powieki.

- O to właśnie chodziło, skarbie - wyszeptał. - Teraz już nie zbudzą cię koszmary...

Dalsza część nocy upłynęła spokojnie. Ale ów straszny sen na długo zapadł w pamięci 

dziewczyny.

Chyliło się ku jesieni. Raija obserwowała, jak usychające liście tracą swą zieloną barwę. 

Po raz pierwszy poczuła sentyment do oblewającego się purpurą lasu. W sercu jej śpiewało na 

widok   nagich   gałązek,   przypominających   szpony   jakby   wystawione   w   obronie   przed 

przenikliwym chłodem.

Tej jesieni nie ogarnie jej ponura nostalgia!

Nadeszły pierwsze chłody, ale śnieg kazał jeszcze na siebie poczekać.

Raija często zabierała ze sobą Ailo i odwiedzała spokojny zakątek, który Mikkal znalazł 

sobie w lesie. Lubiła obserwować ukochanego przy pracy. Ailo także uznał, że to ciekawe. Raiji 

żal było każdej chwili bez Mikkala, dopiero teraz uświadomiła sobie, jak przeraźliwie samotna 

czuła się bez niego.

Czasami przebywała z nim przez cały dzień. Nie zwracała uwagi na to, co mówią 

ludzie.   Dobrze   było   tak   siedzieć   razem   i   gawędzić.   Cudownie   się   uzupełniali.   Na   pozór 

wydawali się tak różni, że niemal kłuło to w oczy, ale ich dusze i serca wiele łączyło.

- Wyrzeźbiłeś mi już renifera, tato? - ciekaw był Ailo.

Mikkal zaczął rzeźbić figurkę dla syna, ale nie zdążył jeszcze dokończyć. Ponieważ nie 

mieściła   się   w   skórzanej   torbie,   nie   wziął   jej   ze   sobą   do   lasu.   Syna   tymczasem   zżerała 

niecierpliwość.

- Ten nie dokończony renifer został przy palenisku - rzuciła Raija, która, choć nie 

przepadała za przypisanymi kobietom domowymi obowiązkami, miała rozeznanie, gdzie co 

leży.

Chłopiec był wyraźnie zawiedziony. Tak bardzo się już cieszył, chciał tę figurkę od 

razu, nie jutro czy kiedy indziej...

Raija wstała.

- Przyniosę. Ty zostaniesz tu z tatą. - I mrugnąwszy porozumiewawczo do Mikkala, 

background image

dodała: - Potrzebuję trochę ruchu. Wiesz, Ailo, tata uważa, że za bardzo się zaokrągliłam od 

tego siedzenia.

- To prawda - mruknął Mikkal, przewracając oczami. - Później ci powiem, w którym 

miejscu najwięcej ci przybyło, moja droga...

- Raija nie jest gruba! - zaprotestował zdecydowanie Ailo. - Jest w sam raz!

Te słowa wyrażały całe jego dziecięce oddanie. Raija ukryła je głęboko w sercu i po 

drodze   nie   przestawała   o   nich   myśleć.   Bóg   jeden   wie,   jak   bardzo   potrzebowała   takiej 

akceptacji. Czuła się jak ptak po długim, bardzo długim locie. A dobre słowa, które piła chciwie 

niczym krople deszczu, dodawały jej otuchy.

Z ich ziemianki unosił się dym. Raija ściągnęła brwi, trochę zdziwiona. Nie dokładała 

do paleniska przed wyjściem. Może Mikkal? Lubił ciepło, a tu, wśród lasów, nie trzeba było 

oszczędzać na opale, tak jak przywykli do tego na skalistym wybrzeżu.

O tak wiele spraw nie musiała się tu kłopotać. Dziwnie będzie znów wrócić do starych 

przyzwyczajeń...

Raiji zrobiło się nagle smutno.

Zamyślona weszła do ziemianki.

Światło dnia wpadające przez uchylone drzwi i blask płomieni w palenisku od razu 

pozwoliły zauważyć tych dwoje leżących na posłaniu.

Raija zastygła na moment w bezruchu.

A potem zatrzasnęła za sobą drzwi z takim impetem, że aż jęknęły, i podeszła bliżej.

Spod futrzanego nakrycia, pod którym zwykle spała z Mikkalem, wysunęła się jakaś 

ręka i sięgnęła po ubrania leżące obok.

Raija była tak wściekła, że nie potrafiła wydobyć z siebie głosu.

Dziewczyna, która wychyliła się zawstydzona, najchętniej zapadłaby się pod ziemię. 

Zakrywając twarz rozpuszczonymi włosami, przemknęła się pod ścianą, nie rzuciwszy Raiji 

nawet jednego spojrzenia.

Wydostała się, ledwie uchyliwszy drzwi.

Raija usłyszała tylko odgłos kroków i zdyszany oddech.

Matti usiadł, z podkurczonymi nogami, ale nie patrzył na Raiję.

Jej młodszy brat!

Nagle ujrzała go w całkiem innym świetle. Już dawno powinna dostrzec, że urósł i 

przestał być dzieckiem.

Przecież nawet jako trzynastoletni wyrostek przewyższał wzrostem rówieśników, tyle że 

był   wiotki.   Dwa   lata,   które   właśnie   upłynęły,   lata   wypełnione   nieustanną   pracą   fizyczną, 

background image

pomogły mu nabrać mięśni. Zmężniał. W ramionach równie szeroki jak Mikkal, miał proste, 

długie nogi i wąskie biodra. Był naprawdę urodziwy, niemal zbyt piękny jak na mężczyznę.

Mogłaby zaakceptować jego przygody, gdyby nie fakt, że miał dopiero piętnaście lat!

- Powiedz coś! - odezwał się Matti.

Raija dopiero teraz zwróciła uwagę, że głos także mu się zmienił.

- Powiedz coś! Cokolwiek! Wszystko będzie lepsze niż twoje milczenie. Rozumiem, że 

możesz być zła...

- Zła? - odezwała się wreszcie drżącym głosem i podeszła do niego zwinna i skupiona 

jak samica żbika podczas polowania. Popatrzyła mu w twarz. Był tak podobny do ojca, że aż 

odczuła ból. - Zła, Matti? - powtórzyła głosem łagodnym niczym mruczenie kotki, równie 

przerażająco spokojna, jak bywają ostatnie chwile tuż przed burzą śnieżną.

Rozejrzała się wokół, żeby coś chwycić, ale nic jej nie wpadło w oko. Uniosła więc dłoń 

i wymierzyła bratu siarczysty policzek.

- Zła? Najchętniej udusiłabym cię własnymi rękami, ty niecnoto, ty rozpustniku! Ty...

Zabrakło jej powietrza, odetchnęła więc głęboko i usiadła.

Matti nie wyglądał na skruszonego. Skierował ku niej spojrzenie niewinne jak u aniołka, 

a w kącikach ust błąkał mu się uśmieszek, który jeszcze bardziej rozwścieczył Raiję.

Ledwie się opamiętała. I choć nigdy nie wierzyła w skuteczność takich kar, omal nie 

spoliczkowała go ponownie.

Matti spodziewał się kolejnego uderzenia, ale gdy nie nastąpiło, uniósł obie dłonie w 

przepraszającym geście, a uśmiech, jaki skierował do siostry, miał w sobie tyle wdzięku, że 

trudno było mu się oprzeć.

- Zgadzam się z tobą, Raiju. Na pewno masz rację we wszystkim, co powiedziałaś i co 

sobie pomyślałaś. To było nierozsądne z mojej strony... Obiecuję, że więcej się to nie powtórzy.

Raija oniemiała ze zdumienia. Co ten smarkacz sobie wyobraża? Sądzi, że uda mu się 

tak łatwo z tego wymigać?

- Zastaję cię na naszym posłaniu z jedną z tych rozchichotanych dziewek z wioski... I 

myślisz, że wykpisz się uśmieszkiem? Co ci się, u licha, wydaje? Kim ty jesteś?

- Twoim bratem - odrzekł hardo. - Ty w końcu też nie byłaś szczególnie cnotliwa w 

wieku piętnastu lat! Potrafię liczyć, dobrze wiem, ile miałaś lat, kiedy spłodziliście z Mikkalem 

dziecko.

Na te słowa Raija ponownie wymierzyła mu policzek.

- Zmykaj stąd, do diabła z tobą! - krzyczała. - Uciekaj, słyszysz? Nie chcę cię więcej 

widzieć   na   oczy!   Na   pewno   znajdziesz   sobie   inne   miejsce   na   nocleg   u   jakiejś   baby   pod 

background image

pierzyną!

Matti zgarnął pośpiesznie kurtkę, kumagi i wyszedł. Nie padło między nimi ani jedno 

słowo więcej. Raija rzuciła się na skóry, na których przed chwilą baraszkował jej brat z jakąś 

dziewką, i wybuchnęła płaczem. Wszystko układało się nie tak jak powinno.

Matti znalazł Mikkala i Ailo tam, gdzie spodziewał się ich zastać. Mikkal zerknął na 

niego mimochodem i zapytał:

- Nie widziałeś Raiji? Coś długo nie wraca. Chłopak siadł ciężko na pniu i oznajmił:

- Raija mnie wyrzuciła. Wymierzyła mi taki policzek, że aż świsnęło. A właściwie dwa 

policzki! I zabroniła mi się pokazywać na oczy.

Mikkal podniósł wzrok. Ailo także.

- Raija cię uderzyła? - zapytał chłopczyk, marszcząc brwi tak samo jak ojciec. - To 

chyba musiałeś być bardzo niegrzeczny. Mnie Raija jeszcze nigdy nie uderzyła, choć wiele razy 

napsociłem.

Na wyraźne polecenie ojca Ailo odszedł na bok. Naburmuszony, usiadł na pieńku, ale 

nie przestał ciekawie nadstawiać ucha. Dlaczego zawsze, kiedy dorośli zaczynają rozmawiać o 

czymś ważnym, każą dzieciom odejść? To niesprawiedliwe!

- Co zrobiłeś? - Mikkal popatrzył uważnie na Mattiego. - Ailo ma rację, Raija bez 

powodu na nikogo nie podniosłaby ręki...

Chłopak spuścił wzrok i poczerwieniawszy lekko, ściągnął usta. Trudniej przychodziło 

mu   spojrzeć   w   oczy   Mikkalowi   niż   siostrze.   Ale   przecież   musi   pokazać,   że   nie   jest 

smarkaczem. Wiedział, co robi, i poniesie za to odpowiedzialność.

Popatrzył Mikkalowi prosto w twarz i wyznał:

- Raija przyłapała mnie na gorącym uczynku. Zaprosiłem do ziemianki Annę i nie 

trzymaliśmy się bynajmniej tylko za ręce...

Mikkal   zdumiał   się,   ale   nie  doznał   takiego   szoku  jak Raija.   Zauważył,   że  chłopak 

dorasta i jak na swój wiek wygląda dość dojrzale. Z Raiją było podobnie, więc go to nie 

dziwiło. Zresztą już kiedy Matti miał trzynaście lat, odstawał od swych rówieśników.

- Podejrzewam, że nie był to twój pierwszy raz? - zagadnął Mikkal, zachowując spokój. 

Starał   się   spojrzeć  na  sprawę  z  punktu  widzenia   chłopaka.   Raija   przeżyła  szok,   ponieważ 

zobaczyła swojego młodszego brata w sytuacji, w której nigdy go sobie nawet nie wyobrażała.

- Pytasz, czy pierwszy raz w ogóle, czy pierwszy raz na waszym posłaniu?

Mikkal uśmiechnął się pod nosem, zastanawiając się, czy wszyscy chłopcy w tym wieku 

są równie bezczelni.

- Ani jedno, ani drugie - przyznał się Matti. - Nie jestem już dzieckiem, choć Raija 

background image

ciągle mnie tak traktuje. Zresztą ona w moim wieku robiła to samo.

Mikkal nabrał powietrza przez nos i zapytał:

- Powiedziałeś jej to? Wykrzyczałeś jej to w złości? Oczy Mikkala pociemniały i Matti 

dostrzegł w nich gniew.

Przytaknął.

- Wiem, że postąpiłem głupio - dodał szybko. - Ale byłem zły, czułem się idiotycznie. A 

ona pouczała mnie, udając chodzącą niewinność...

Mikkal uśmiechnął się krzywo.

-   Spróbuj   zrozumieć   Raiję   -   poprosił.   -   Jesteś   jej  młodszym  bratem.   Osłupiała,   bo 

pewnie nawet nie pomyślała nigdy, że interesujesz się dziewczętami.

- Powinna wiedzieć - burknął Matti przez zęby. Mikkal zacisnął pięści.

- Nigdy nie próbuj się nawet równać z Raiją. Twoje życie i życie twojej siostry to jak 

niebo i ziemia. Raija nigdy nie prowadziła się lekko. Dorosła szybko dlatego, że musiała. 

Zresztą z dziewczętami jest inaczej, Matti. One nie zawsze mogą wybierać. Jeśli spróbujesz 

spojrzeć na to obiektywnie, na pewno mi przyznasz rację.

Matti przeczesał silną dłonią grzywkę.

- A mam inny wybór? Dobrze, przeproszę Raiję za to, co powiedziałem. No i za to, że 

korzystałem z waszego posłania...

Mikkal nie mógł dłużej powstrzymać się od śmiechu.

- Możesz być pewien, że to ją zdenerwowało równie mocno... Jeśli ją dobrze znam, 

trzepie właśnie futrzane derki...

- Skąd wiesz? Mikkal wykrzywił się.

- Kiedyś już ją widziałem w podobnych okolicznościach, chłopcze. Tyle że wtedy ja 

zbrukałem posłanie...

Matti spojrzał zaciekawiony, ale Mikkal nie zamierzał mu opowiadać szczegółów.

- Czujesz coś do Anny? - zmienił temat Mikkal. - Czy też jest dla ciebie dziewczyną, z 

którą się tylko zabawiłeś.

- Jest słodka... - przeciągał Matti. - Ale nie jestem w niej zakochany, jeśli o to ci chodzi. 

To chyba nie ma sensu, prawda? Skoro zimą mamy wyruszyć do Ruiji, ostatnie, czego mi 

potrzeba, to mieć na głowie dziewczynę.

Mikkal udawał, że kaszle, starając się ukryć uśmiech.

- Więcej dziewczyn uważasz za słodkie? — zapytał. Wiedział, że Matti ma powodzenie 

u dziewcząt.  Ale chłopak był jeszcze taki młody i bezmyślny. Mógł  sobie napytać biedy, 

zwłaszcza że najwyraźniej nie zastanawiał się nad skutkami swego postępowania.

background image

- Chodzi ci o to, czy z innymi także robiłem takie rzeczy? - zapytał Matti bystro i nie 

czekając na potwierdzenie, uśmiechnął się i pokiwał głową.

Mikkal oblał się potem.

- Dużo ich było?

Matti wzruszył ramionami. Nie wypadało mu jednak kłamać Mikkalowi.

- Jeszcze dwie. Ale to nie miało znaczenia.

- Zdajesz sobie sprawę, że z takich zabaw może się począć dziecko? - wycedził Mikkal 

cierpkim tonem.

-   Od   jednego   razu?   Czy   tam   od   dwóch?   -   W   głosie   Mattiego   pobrzmiewało 

niedowierzanie.

Mikkal potrząsnął głową zrezygnowany.

- U licha, co wy, młokosy, macie w tych łepetynach? Co wy w ogóle wiecie? Ja... 

kochałem się z Raiją jeden jedyny raz. I urodziła się dziewczynka o imieniu Maja.

- Jeden raz? - Matti był wyraźnie zaskoczony. Zabawiał się z paroma dziewczynami, 

przekonany, że raz czy dwa nikomu nie może zaszkodzić. Dopiero teraz w pełni pojął gniew 

Raiji. Rzeczywiście, ona najlepiej zdawała sobie sprawę z tego, co może wyniknąć z takich 

igraszek... Matti poczuł nagle, jak ciąży mu ta nowo nabyta mądrość.

- Nie chcę mieć dzieci - rzekł zrozpaczony.

Mikkal nie mógł sobie odmówić przyjemności i postanowił go trochę nastraszyć. Ze 

śmiertelną powagą więc oznajmił:

- W najgorszym wypadku urodzi ci się troje mniej więcej w tym samym czasie.

Matti   dyszał   ciężko   jak   ryba   wyrzucona   na   brzeg,   on   także   obdarzony   był   bogatą 

wyobraźnią. Dopiero po chwili dostrzegł wesołe ogniki w oczach Mikkala i odetchnął z ulgą.

- Żartowałem, ale to nie znaczy, że nie możesz mieć jednego - upomniał Mikkal. - Nie 

zaszkodzi   więc,   jeśli   na   przyszłość   będziesz   uważał.   Przecież   nie   możesz   ciągnąć   każdej 

napotkanej dziewczyny pod derkę tylko dlatego, że bierze cię na nią chęć. Masz dwie zdrowe 

ręce, więc weź się do roboty, chłopie!

Matti   spurpurowiał.   Nikt   jeszcze   nie   wygłosił   mu   takiego   kazania   bez   owijania   w 

bawełnę. I to na taki trudny temat!

- Będę ostrożny - wymamrotał. - Ale nie jestem już dzieckiem...

- Wyjaśnię to Raiji - obiecał Mikkal. - Może uda mi się ją udobruchać. Bo jeśli nie, 

gotowa ruszyć na ciebie z moim nożem. A wówczas możesz być pewien, nie uszy będzie ci 

chciała obciąć...

Nawet Matti się uśmiechnął na ten żart. Czuł, że pomimo wszystko Mikkal trzyma jego 

background image

stronę. To była męska rozmowa!

- Rozmawiałeś z nim - odgadła Raija, kiedy Mikkal wszedł do ziemianki bez Ailo. 

Synek  pod  opieką  Mattiego   został   na  razie   u  jednego  z  wujów  w  wiosce.   -  I  oczywiście 

trzymasz jego stronę. Pojęcia nie masz, co ja zobaczyłam...

Mikkal usiadł spokojnie, zdjął kaftan, czapkę i popatrzył na Raiję wyczekująco.

Zauważył, że płakała, a to znaczyło, że wyrzuciła z siebie najgorszy gniew.

- Widziałaś Mattiego z dziewczyną na naszym posłaniu - oznajmił rzeczowo. - Nie 

trzymali się bynajmniej tylko za ręce... - Mikkal posłużył się określeniem Mattiego, które go tak 

rozbawiło.

- On ma piętnaście lat, Mikkalu.

- Nie jest już dzieckiem - dokończył. - Wygląda na to, że w waszej rodzinie wszyscy 

zostali obdarzeni dużym temperamentem.

Raija popatrzyła na niego z gniewnym niedowierzaniem.

- Po tobie ostatnim spodziewałabym się takiej reakcji! Jak możesz w ogóle porównywać 

mnie z tym żałosnym szczeniakiem?

- Przecież jesteście rodzeństwem - odrzekł Mikkal, wiedząc, że Raija nie posunie się do 

tego, by go uderzyć. Zresztą potrafił ją okiełznać. - Jest pewne podobieństwo - ciągnął. - Matti, 

tak jak i ty, wydoroślał szybciej, niż można się było spodziewać. Nikt z nim nie rozmawiał na te 

tematy, działał po omacku...

Raija roześmiała się.

- Kiedy go nakryłam, nie wydawał się być zagubiony - rzuciła zgryźliwie.

Mikkal   chrząknął.   Czy   nie   mogła   dostrzec   komizmu   całej   tej   sytuacji?   Zapewne 

zaśmiewałaby się do rozpuku, gdyby nie chodziło o jej brata.

- Przecież ona może zajść w ciążę. Mikkal skinął głową.

- Właśnie mu to uświadomiłem. Nie miał pojęcia, że następstwa mogą być tak poważne. 

W ogóle niewiele wiedział o tych sprawach, Raiju. Teraz bardzo żałuje, że robił to pod tym 

dachem i że potem cię jeszcze obraził.

Oczy Raiji nadal ciskały błyskawice.

- Spróbowałby nie żałować, szczeniak jeden... - odgrażała się Raija. - Przecież to jeszcze 

dzieciak, Mikkalu...

Mikkal zbliżył się do niej na klęczkach i ujął jej dłonie. Nie spuszczając z niej wzroku, 

wyznał:

- Kiedy ja miałem piętnaście lat, ty, kochana, miałaś dopiero dziewięć. Dlatego nie 

snułem o tobie podniecających fantazji. Ale zdarzało mi się rozbierać spojrzeniem niektóre 

background image

dziewczęta. I zapewne chętnie bym je przytulił, gdyby tylko zechciały spojrzeć w moją stronę. - 

Westchnął. - Ale najwyraźniej nie byłem taki atrakcyjny w wieku piętnastu lat jak jest twój brat. 

Dziewczyny nie dały mi szansy...

Mikkal zamilkł i uśmiechnął się pod nosem. Po chwili dodał:

- Ale ty, malutka, bardzo szybko dojrzałaś, i jako osiemnastolatek cierpiałem katusze, 

patrząc na ciebie. Byłem przekonany, że umrę, ponieważ myślałem o tobie takie nieprzyzwoite 

rzeczy... To, co się stało między nami, kiedy ukończyłaś piętnaście lat, mogło się stać dużo 

wcześniej, gdybyś była dość dorosła...

- Mówisz, że mogłeś być taki jak Matti? - Raija popatrzyła na niego z niedowierzaniem i 

pokręciła głową. - Nie, ty nigdy nie byłeś taki jak Matti. Kochałeś mnie, Mikkalu. Matti nie 

kocha Anny, właściwie niespecjalnie zwraca na nią uwagę. Czy w ogóle z nią rozmawia? To 

tylko pożądanie, nic więcej. Zabawa. A ja nie chcę, żeby mój brat igrał z ogniem.

Raija mówiła prawdę: dla Mikkala zawsze liczyła się tylko ona, tylko ona sprawiała, że 

wrzała w nim krew.

Matti nie wiedział nic o miłości.

Częstował się tym, na co miał ochotę, a co znajdowało się na wyciągnięcie ręki. Kiedy 

poczuł głód, zaspokajał go.

Nie doznawał żaru tego uczucia, które jest silniejsze niż pożądanie.

- Przyrzekł poskromić nieco chuć - rzekł Mikkal. - Chyba go trochę przestraszyłem tymi 

dziećmi...

Na twarzy Raiji pojawił się grymas.

- Przyprowadź go tu. Wybaczam mu, że powiedział za dużo, ale nie chcę go więcej 

widzieć z jakąś dziewką w naszym posłaniu. Są pewne granice!

Mikkal uśmiechnął się.

- Pośpiesz się i wytrzep dokładnie skóry, kochanie, bo ręce mnie świerzbią...

Wyszedł   pośpiesznie,   nim   zdążyła   cisnąć   w   niego   miską.   Przestała   się   jednak   już 

gniewać, choć dla niej Matti zawsze będzie młodszym bratem. Ale może Mikkal ma rację, 

twierdząc, że Matti szybko dorasta.

Przypilnuje go! Póki stąd nie wyjadą, śledzić będzie każdy krok brata.

Za nic w świecie nie pozwoli, by zniszczył ich dobre imię.

background image

6

Tych   kilka   krótkich   tygodni   jesiennych   obfitowało   w   wiele   zdarzeń,   które,   choć 

rozegrały się w różnych miejscach za kołem polarnym, niedługo miały się spleść w jedną 

całość.

Daleko na północnym wschodzie hucznie fetowano na cześć komendanta, który wydał 

rozkaz spalenia na stosie młodej czarownicy. Uznano go za bohatera i niemal noszono na 

rękach. Zakończenie jego służby zostało uświetnione salwami armatnimi, których huk odbił się 

echem od skalistego lądu.

Sądzono, że po opuszczeniu twierdzy oficer, który według opinii wielu sumiennie i z 

honorem odsłużył kilka lat na północy, powróci wprost na południe do swych rodzinnych stron. 

Ci, którzy na temat służby kapitana Feldta mieli odmienne zdanie, na ogół milczeli, ale wgłębi 

serca cieszyli się, że wyjeżdża, i byli przekonani, że każdy następny komendant okaże się od 

niego lepszy.

Dlatego też nikomu, kto napotkał na płaskowyżu silnie zbudowanego mężczyznę, nie 

przyszło nawet do głowy rozpoznać w nim kapitana z twierdzy Vardohus. Kiedy siedział na 

koźle wozu zaprzężonego w konia, wyglądał jak większość wędrowców.

Mężczyzna ów tymczasem kogoś szukał.

Wzdłuż wybrzeża Finnmarku płynął niezgrabny żaglowiec z wypisanym na burcie obco 

brzmiącym w tych stronach imieniem świętego. Młodego szypra przyciągała na wody Norwegii 

nie tylko okazja zarobku, ale przede wszystkim gorączka, której nie potrafił ugasić. Jedyna 

namiętność, która wypełniała jego puste życie, pozbawione innych radości.

Tylko praca dawała mu zadowolenie, harował więc czasem ciężej niż załoga. Nazywano 

go „Kamienna Twarz” albo „Lodowaty Kapitan”. Oba określenia były trafne.

Zasypiał spokojnie tylko wtedy, kiedy bardzo się zmęczył, ale nic mu się nie śniło.

Kiedy dopadała go bezsenność i dość miał udawania bohatera, pił. Szukał zapomnienia i 

odrobiny   wesołości,   tymczasem   alkohol   przywoływał   wspomnienia,   a   radości   sprawiał 

niewiele. Zawsze jednak była to jakaś rozrywka. Jego załoga oddychała wtedy z ulgą, a za 

plecami słyszał szepty, że Lodowaty Kapitan wreszcie okazał ludzkie uczucia.

On uśmiechał się tylko w stronę fal i skalistego wybrzeża. Gdyby marynarze wiedzieli, 

jak bardzo był ludzki...

Teraz jednak jego życie straciło sens.

W   Tornedalen   pewien   beztroski   młodzieniec   dostał   kosza   od   dziewczyny,   która 

właściwie   go  kochała,   tyle   tylko  że  pozwoliła   matce   zadecydować   o swoim  losie.   Ta   zaś 

background image

wybrała dla córki innego męża przy milczącej aprobacie ojca dziewczyny, który wolał się nie 

wtrącać.

Odrzucony kandydat nie przejął się zbytnio. Bogiem a prawdą spodziewał się odmowy. 

Właściwie wcale nie był do końca przekonany, czy potrafiłby się ustatkować i osiąść w jednym 

miejscu. Wędrówkę miał we krwi, całe życie gdzieś go nosiło.

Nie posiadał wiele i w każdej chwili mógł rzucić wszystko, by ruszyć w drogę. Nigdy 

nie potrzebował więcej niż to, co mógł unieść na plecach.

Życie w znoju i nędzy nie pociągało go. Ponad wszystko cenił sobie wolność, nawet gdy 

przychodziło mu klepać biedę.

Płynął z prądem. Żył pełnią życia, nigdy nie wiedząc, co mu przyniesie jutro.

Jesienią znad Zatoki Botnickiej wyruszyło ku fiordowi na północy wielu wędrowców.

Podążył za nimi, uznał, że tak wielu nie może się mylić. Miał nadzieję, że i on znajdzie 

tam coś cennego.

Mikkal i Raija przygotowywali się do wyprawy.

Mikkal z żalem rozstawał się ze społecznością lapońskiej wioski, gdzie zyskał pozycję i 

poważanie. Tych wartości nie mógł tak po prostu przenieść do wspólnoty w norweskiej tundrze, 

z której się wywodził. Mimo że chętnie zostałby tu na zawsze, zdecydował się wyruszyć w 

drogę ze względu na Raiję, Mattiego i Ailo. A także ze względu na Maję i jej rodzeństwo. Ze 

względu na Reijo, który być może pragnął uwolnić się od odpowiedzialności za dzieci i zacząć 

wreszcie żyć własnym życiem.

Raija czuła, że oto ziszcza się jej marzenie.

Odetchnęła też z ulgą, że wreszcie będzie mogła przestać pilnować na każdym kroku 

Mattiego. Męczyło ją to, ale strasznie się bała, że swoją młodzieńczą przekorą i bezmyślnością 

zniweczy ich plany.

Na szczęście Matti zachowywał się tak jak przystało na chłopca w jego wieku. Nie 

wplątał się w żadne kłopoty.

Nadal uciekali, tyle że teraz gonili marzenie.

Wyprawa na północ szybko straciła w oczach Mattiego ową aurę niezwykłości, z którą 

ją kojarzył.

Niewiele z wielkiej przygody miało bowiem poganianie renifera zaprzężonego w pułki, 

naprzód, wciąż naprzód, pod wiatr. Bolały go plecy, odmroził twarz i policzki.

Matti,   Mikkal   i   Raija   jechali   w   saniach,   częściowo   tylko   przykrytych   skórą.   Ailo 

siedział głęboko i chociaż czasem mu się dłużyło, nie niecierpliwił się. Przywykł do wędrówki. 

Dla tego małego chłopca był to naturalny sposób przemieszczania się.

background image

Matti nauczył się prowadzić pułki dopiero przed rokiem. Nie obyło się bez kpin, bo 

przychodziło mu to z trudem.

Renifer miał całkiem inne usposobienie niż używane w gospodarstwie konie, z którymi 

tak dobrze sobie radził.  Prosta uprząż  rena składała się z rzemienia  nakładanego na szyję 

zwierzęcia tak, żeby końce przechodziły między przednimi jego nogami. Uprząż miała hołoble, 

a pod brzuchem renifera wygięty pałąk. Pojedyncze lejce od lewej strony zwierzęcia służyły do 

kierowania nim w zaprzęgu.

Trzy renifery pociągowe ciągnęły pułki jezdne, jeden pułki kryte, na których leżały 

starannie   zapakowane   zapasy,   a   dwa   kolejne   reny,   zaprzężone   w   szerokie   i   niskie   sanie 

ciężarowe, transportowały złożoną jurtę i żerdzie potrzebne do jej postawienia.

Taką niewielką grupą zdążali w stronę morza. Już po kilku dniach natrafili na ślady 

prowadzące w tym samym kierunku. Wiele grup wędrowało tędy ku nadmorskiej krainie.

Noc   za   nocą   posuwali   się   naprzód.   Starali   się   przeciągać   czas   między   kolejnymi 

postojami   i   zatrzymywali   się   na   odpoczynek,   dopiero   gdy   całkiem   się   rozjaśniało.   Nocą 

temperatura   spadała   i   tworzyła   się   szreń.   Za   dnia   podłoże   rozmiękało   pod   wpływem   sło-

necznych   promieni.   Tarcza   słoneczna   ciągle   jeszcze   pokazywała   się   na  niebie   przez   kilka 

godzin. O tej porze roku warstwa lodu na jeziorkach i stawach, które mijali, była niezbyt gruba.

Mikkal jechał jako pierwszy. Miał doświadczenie i bystry wzrok. Przez całe swoje życie 

obcował z naturą i nauczył się ją rozumieć. Matti podążał tuż za nim. Trzy dodatkowe renifery 

były przywiązane do jego sań. Kolumnę zamykała Raija.

Matti  chętnie  zamieniłby  się   z   siostrą,   bo   pilnowanie   tyłów  było  odpowiedzialnym 

zajęciem, ale Mikkal za nic w świecie nie chciał na to przystać. Miał większe zaufanie do Raiji, 

twierdząc, że powoziła lapońskimi saniami, kiedy Matti był jeszcze smarkaczem.

Młodzieniec jakoś to przełknął, choć jego męska ambicja ucierpiała. Trudno mu było się 

pogodzić z tym, że w tej dziedzinie ustępuje kobiecie.

Starali się jak najrzadziej zatrzymywać na postojach. Uznali, że skoro już zdecydowali 

się na wyprawę, powinna zająć im możliwie najmniej czasu.

-   Potem   pojedziemy   na   wschód,   na   półwysep   Varanger   -   powiedział   Mikkal,   nie 

odrywając wzroku od Raiji. - To daleka droga, a chciałbym dotrzeć na miejsce, nim na dobre 

nastanie zima. Nadał mogę im się tam na coś przydać.

Matti wyczuł, że za tymi słowami coś się kryje, ale nie wiedział co. Nie miał pojęcia, że 

kiedy już dotrą do celu, Raija być może będzie musiała dokonać trudnego wyboru.

Wkrótce zresztą o tym zapomniał. Czy mógł przypuszczać, że Raija i Mikkal liczą się z 

tym, iż nie zawsze będą razem? W jego oczach stanowili jedno. Łączyła ich nieuchwytna, ale 

background image

nierozerwalna więź. Byli tacy zauroczeni sobą! Mattiemu trudno byłoby pojąć, że ktoś lub coś 

zdolne jest tę więź przerwać.

Przykryta   śniegiem   kraina   drżała   z   zimna   pod   kryształowo   czystym   niebem.   Mróz 

przedarł się przez nieboskłon i wczepiwszy się szponami w podłoże, zwyciężył. Od kilku dób 

posuwali się naprzód w porze dnia. Nocą było po prostu za zimno. Lodowaty chłód przenikał 

szybko przez ciepłą zimową odzież, marzły im policzki, palce u rąk i nóg. Bali się ryzykować, 

by nie nabawić się odmrożeń, które paliły równie mocno jak ogień.

Dobrze było wrócić do naturalnego dobowego rytmu. Wprawdzie dni były krótsze, ale 

nadal rozjaśniało się na kilka godzin. Jeszcze trochę czasu miało upłynąć, nim dzień zleje się z 

nocą w jedno.

Raija lubiła barwy tej pory poprzedzającej nastanie długiej zimowej nocy.

Niebo   przypominało   ukwieconą   łąkę   upstrzoną   kolorami   bardziej   wymyślnymi   niż 

paleta jesiennych lasów. Zdawało się parzyć w palce tego, kto wczesnym świtem zbyt długo 

wskazywał na nie, albo zaśmiewało się sinym chłodem wprost w twarz, gdy słońce znikało za 

cienką linią horyzontu, nieco wcześniej niż poprzedniego dnia.

A ciemną jak węgiel nocą niebo skrywało swe tajemnice. Gwiazdy lśniły na niebie 

drwiąco,   jakby   grały  na  nosie  mieszkańcom   skutej   lodem   ziemskiej   skorupy.   W  chwilach 

magicznych   niebo   nagle   zdawało   się   pękać   i   ukazywało   prawdziwą   zimową   niezwykłość: 

polarną zorzę, świetlisty most pomiędzy gwiazdami.  Ślizgała się po sklepieniu niebieskim, 

wyczarowując bajeczną grę kolorów. Była niczym niema muzyka dla zziębniętych ludzkich 

serc.

- Daleko jeszcze? - zapytał Matti, który czuł zmęczenie w każdym skrawku ciała.

Miał już szczerze dosyć bezkresnej białej równiny zlewającej się z niebem.

Mikkal zdobył się na uśmiech. Leżał rozciągnięty wygodnie na posłaniu, oparł głowę na 

zwiniętych skórach i pozwalał ciału leniwie wypoczywać.

- Jeszcze wiele dni - odrzekł rozbawiony. - Gdyby Ruija była tuż za lasem, wszyscy 

mogliby się tam wyprawić. I nie powstałyby wtedy o niej takie tęskne opowieści, mój chłopcze.

Matti wyciągnął się na całą długość.

- Najchętniej zasnąłbym i kazał się obudzić, dopiero gdy dotrzemy na miejsce.

Mikkal zerknął z nadzieją na brata Raiji, ale młodzik pomimo narzekań na zmęczenie 

wyglądał równie rześko jak zwykle. Ailo natomiast ledwie zdążył zjeść, a już spał kamiennym 

snem.

- Stamtąd do Varanger jest równie daleko jak z Finlandii do Ruiji - wtrąciła Raija.

Czesała włosy grzebieniem z kości, który wystrugał dla niej Mikkal. Jej długie kręcone 

background image

włosy  wymagały   regularnego   rozczesywania,   bo  inaczej   natychmiast   tworzyły   się   kołtuny. 

Ponieważ Raija nie należała do osób cierpliwych, ciągle łamała grzebienie.

- Kiedy dotrzemy do fiordu Lyngen, braciszku, będziemy dopiero w połowie drogi.

- Nie nazywaj mnie braciszkiem - westchnął Matti, który przerósł o głowę zarówno 

Raiję, jak i Mikkala. - Czy tamtejsi ludzie ciebie poznają? - zapytał zaciekawiony.

- Wolałabym, żeby mnie nie rozpoznali. - Raija nawinęła na palce pasmo włosów i 

mówiła  dalej,  zamyślona:  - To  dziwne,   chciałabym zobaczyć  tamte strony.  Kiedy stamtąd 

wyjeżdżaliśmy, nienawidziłam tego miejsca, ale teraz, po latach, często nachodzi mnie ochota, 

by wrócić i obejrzeć okolice, w których, nie da się zaprzeczyć, pozostała jakaś cząstka mnie 

samej.

Mikkal milczał. Niechętnie wspominał okolice fiordu Lyngen. Poza tym, że właśnie tam 

Raija oddała mu się po raz pierwszy, nie czuł żadnej więzi z tymi stronami. Raczej przeciwnie. 

Raija   wiele   tam   przecierpiała.   Kto   wie,   czy   teraz   nie   będzie   zmuszony   pozostawić   tam 

ukochanej. Stał się mimowolnie uczestnikiem gry, której wynik trudno przewidzieć. Nawet 

gdyby się nie wiadomo jak starał, nie od tego zależy nagroda... W tej loterii o wszystkim 

zadecyduje maleńka dziewczynka. Mikkal wolał o tym nie myśleć.

Słyszał, jak rodzeństwo rozprawia o górach i morzu, o lasach, polowaniach, ale nie 

przyłączał się do rozmowy. Miał swoje rzeki i jeziora, swoje fiordy i falujące równiny, miał 

swoje lasy, gdzie wyznaczał własne szlaki wędrówki. Nie potrzebował Lyngen.

O wiele więcej przyjemności sprawiało mu obserwowanie Raiji, która mówiła nie tylko 

ustami, jak większość znanych mu ludzi, ale całą sobą.

Gesty wyrażały niemal tyle samo treści, co słowa, a na twarzy malowała się cała gama 

uczuć.   Trzeba   by   wiele   czasu,   by   się   nauczyć   wszystkie   je   rozpoznawać.   Korzystała   ze 

sposobów, które przemawiały do niego.

Mikkal   lubił,   kiedy   Raija   czuła   się   bezpieczna   i   zapominała   o   swoich   ponurych 

przeżyciach, tak jak w tej chwili. W brązowych oczach lśnił spokój, a wokół nich tworzyły się 

cienkie jak pajęcza nić zmarszczki, kiedy uśmiechała się, odsłaniając śnieżnobiałe zęby...

Lubił, gdy włosy Raiji, nie skrępowane ciasnym warkoczem, opadały jej na ramiona.

Wtedy wyglądała na istotę taką, jak chciał, żeby była: wolna, radosna i silna. Że też 

zawsze   w   życiu   odkrywa   zbyt   późno,   to   co   najważniejsze!   Dopiero   teraz   w   pełni   sobie 

uświadomił, że w ciągu dwóch lat spędzonych w Finlandii stracił wiele dni i nocy.

Był zajęty sobą, tym, że odrodził się jako mężczyzna... Zapomniał przy tym poświęcić 

choć trochę czasu na coś równie ważnego, na czułość i ciepło. A teraz pozostało mu może tylko 

kilka tygodni.

background image

Wydało   mu   się   marnotrawstwem   tracić   czas   na   czcze   rozmowy.   Zapragnął   objąć 

ukochaną,   dotykać   jej,   wciągać   w   nozdrza   jej   zapach.   Gdyby   mógł   zanurzyć   twarz   w 

zagłębieniu na jej szyi, nie tęskniłby już za niczym więcej!

Czy ten szczeniak nigdy nie zaśnie?

Mikkal zapragnął Raiji tylko dla siebie.

Głosy rodzeństwa docierały do niego jakby z innego świata.

- Żeby nie to piekielne zimno! - rzucił Matti. Raija roześmiała się perliście.

- Tu naprawdę bywa pięknie, braciszku. Chłód mieni się różnymi barwami. Nigdy nie 

stałeś z zadartą głową wpatrzony w niebo oświetlone zorzą polarną i nie marzyłeś, by ta chwila 

trwała wiecznie?

Matti zaprzeczył. Uważał, że takie fanaberie nie przystoją mężczyźnie.

Mikkal dostrzegł szansę, by wtrącić się do rozmowy, a właściwie żeby ją przerwać.

-   Nie   pamiętam   już,   ile   to   razy   musiałem   ściągać   Raiję   do   jurty!   Czasami   stała 

zapatrzona   na   zorzę,   nie   czując   chłodu   pomimo   cienkiego   ubrania!   Dzieci   nam   omal   nie 

zamarzły...

Raija uśmiechnęła się smutno do wspomnień, mimo że Mikkal mocno przesadził.

Matti przesunął się do otworu wyjściowego i uchylił odrobinę zakrywającą go płachtę. 

Do środka wniknął lodowaty podmuch i momentalnie zrobiło się chłodniej, mimo że spód jurty 

wymoszczony był ciepłymi skórami z reniferów.

- Jeśli masz zamiar wyjść teraz na zewnątrz, siostro, musisz się bardzo ciepło ubrać - 

wzdrygnął   się   Matti.   -   Nawet   gwiazdy   drżą   z   zimna,   za   to   twoja   zorza   polarna   ma   się 

znakomicie.

Mikkal, nie namyślając się wiele, nacisnął czapkę i zarzucił Raiji na ramiona futrzaną 

derkę, którą nakrywali się oboje podczas snu.

Z wysiłkiem stanął na nogach i pociągnął Raiję za sobą. Oczy mu błyszczały.

- Chodź, najdroższa, właściwie nigdy nie oglądaliśmy wspólnie zorzy polarnej, prawda?

Zaskoczona   Raija   przyznała   mu   rację.   Nie   rozumiała   jednak   zupełnie,   co   się   stało 

Mikkalowi. Już dawno nie widziała go tak ożywionego. Nawet w młodzieńczych latach nie 

miał w sobie tyle beztroski. Odkąd go pamięta, zawsze zachowywał się z dorosłą powagą.

- Zimno ci? - zaśmiał się, jakby rzucając wyzwanie. - To ubierz się ciepło.

- Mikkal z pewnością cię rozgrzeje - rzucił Matti z uśmiechem. - Ja podobne szaleństwa 

pozostawiam marzycielom. Rozsądny człowiek w moim wieku nie wychyla nosa w taki ziąb.

-   Smarkacz   w   twoim   wieku   o   tej   porze   powinien   już   spać   -   upomniała   go   Raija. 

Pozwoliła się otulić ciężką, dużą skórą i uśmiechnęła się promiennie do Mikkala. - Ty zawsze 

background image

wymyślisz coś szalonego. Ale ja to uwielbiam!

Jak rozbrykane cielę przemknęła do wyjścia i nim Mikkal zdążył się ruszyć, była już na 

zewnątrz. Mikkal, udając urazę, zamruczał:

- Kto to widział,  Raiju, uciekać od kaleki!  Zawsze brakowało ci ogłady i dobrego 

wychowania. W końcu kulasowi należy się trochę współczucia!

Raija nie słyszała jego słów. Ujrzawszy świetlisty łuk, który zdawał się rozgrzewać 

mroźną noc, stanęła jak zauroczona. Chętnie ogarnęłaby ramionami cały nieboskłon. A już 

najbardziej   marzyło   jej   się   wspiąć   po   drabinie   wprost   na   lśniący   most   zorzy   polarnej. 

Powędrowałaby po nim do krainy marzeń, która rozciąga się zapewne u jego kresu.

Mikkal powoli wyszedł za nią. Poczuł siarczysty mróz. Aż rozdzierało mu nozdrza, 

kiedy nabrał powietrza przez nos. A gdy oddychał przez usta, kłuło go w piersiach.

Stał cicho, żeby nie przeszkadzać Raiji. W niewiele wierzyła ta jego dzika róża, ten 

wyrwany   z   podłoża   górski   kwiat,   lichy   odmieniec,   nie   dopasowany   do   otoczenia.   Ale   w 

oświetlone   zorzą   polarną   niebo   spoglądała   z   nabożeństwem,   traktując   je   jak   największą 

świętość.

Mikkal wsunął gołe dłonie w rękawy kaftana. Nic tak nie rozgrzewa jak ciepło ciała. To 

najlepszy sposób na uniknięcie odmrożeń. Nie należy trzeć, a jedynie dotykać skórą do skóry.

Było zimno, ale na szczęście nie wiało. Mróz bez wiatru dało się jakoś wytrzymać.

Raija ocknęła się i odwróciła do Mikkala.

- Marzniesz, najdroższy. Wybacz, zamyśliłam się - wyznała ze skruchą i podniosła 

ramiona, żeby wpuścić go do malutkiego namiotu, jaki utworzył się z futrzanej derki, w którą 

była opatulona. - Chodź tu, zmieścimy się oboje...

Zachichotała, bo Mikkal nie dał się prosić dwa razy.

- Pod tą skórą zmieściłaby się cala rodzina, chociaż zapomniałam już, że jesteś taki 

szeroki w barach.

Mikkal objął Raiję, przytrzymując brzegi nakrycia.

- Podoba ci się? - zapytał. Pokiwała głową z zapałem.

- To coś zupełnie niezwykłego.

Podniosła twarz ku niebu, a Mikkal popatrzył w tym samym kierunku. Cóż to był za 

widok!   Pasma   fioletu   i   czerwieni   falowały   razem   z   pastelowozielonym   i   bladoniebieskim. 

Barwy mieszały się ze sobą i rozdzielały, a zorza ciągle zmieniała swój kształt, wyginając się na 

wszystkie   strony.  Światło  pełzało  po  całym  niebie   i  przypominało  niewyobrażalnie   wielką 

klamrę, spinającą niebo z płaskowyżem.

Widział zorzę niezliczoną ilość razy. Zawsze go urzekała, choć nigdy nie wyglądała tak 

background image

samo. Teraz jednak pochłonęła go bez reszty i pojął namiętność, jaką budziła w Raiji. Dotąd nie 

w pełni zdawał sobie z tego sprawę.

Teraz już wiedział.

Niemal wyczuwał ekscytację i uwielbienie, jakie zawładnęły ukochaną.

- Mogłabym tak się wpatrywać w niebo przez całą noc - westchnęła. - Ale przemarzły 

mi stopy.

Mikkal roześmiał się. Otoczył Raiję ramieniem i pociągnął za sobą. Ruch miał ich 

trochę rozgrzać.

- Dlaczego się śmiejesz?

Otarł się policzkiem o jej policzek, a z twarzy rozjaśnionej bladą poświatą zorzy nie 

znikał uśmiech.

- Gdybyś wiedziała, jakie zamiary mną kierowały, kiedy cię wyciągnąłem na dwór, 

pewnie także byś się śmiała.

Zatrzymali się pod osłoną niewielkiego wzniesienia, tuż obok zacisznego miejsca, gdzie 

odpoczywały renifery. Podmuchy mroźnego wichru utworzyły ze zlodowaciałego śniegu niszę, 

w której się można było schronić niczym w grocie.

Mikkal jedną ręką objął Raiję w talii, a drugą przytrzymywał derkę. Patrzył na ukochaną 

z góry, a w jego oczach, choć nie znikały z nich iskierki wesołości, pojawiło się coś nowego, 

głębszego...

Rozchylił wargi i przycisnąwszy Raiję mocniej do piersi, zamknął jej usta namiętnym 

pocałunkiem.

Skóra, którą byli okryci, omal nie ześlizgnęła im się z ramion.

Niechętnie oderwali się od siebie i otulili się szczelniej. Ściskając rogi derki z całych sił, 

aż pobielały im kostki, przylgnęli znowu do siebie.

Wargi   zapłonęły  żarem,   a   w   oczach   rozpaliła   się   taka   namiętność,   że   nawet   zorza 

zdawała się blaknąć ze wstydu.

- Gotów już byłem zdzielić go przez głowę, żeby tylko zasnął - wymamrotał Mikkal 

wtulony twarzą w policzek Raiji, miękki, pachnący i cudownie ciepły pomimo mrozu.

Raija poczuła, jak krew szybciej krąży jej w żyłach, a ciało ogarnia taka gorączka, że 

nawet gdyby Mikkal zrzucił z ramion cieple nakrycie, w jej objęciach byłoby mu cudownie 

ciepło.

- Już nie pamiętam, kiedy byliśmy ze sobą tak naprawdę blisko - wyszeptał. - Ciągle 

tylko dotykam cię po omacku przez sen. Tak dawno nie kochaliśmy się ze sobą na jawie. Odkąd 

opuściliśmy dom twojej matki w Tornedalen, brakowało nam czasu, by cieszyć się sobą i 

background image

uszczęśliwiać siebie nawzajem.

Ukryła twarz w zagłębieniu na jego szyi i poczuła, jak gwałtownie uderza mu puls.

- Ciągle o tobie myślę, chyba od tego oszaleję - wyszeptał chrapliwie. - Siedzę w tych 

przeklętych saniach, wiem, że jesteś daleko za moimi plecami, ale widzę cię wyraźnie. Wydaje 

mi   się,   że   opuszkami   palców   dotykam   twojej   jedwabistej   skóry.   Znam   każdy   łuk,   każde 

zaokrąglenie twojego ciała... Nachodzą mnie tak cudowne marzenia na jawie, rozmyślam, jak 

mógłbym cię uszczęśliwić w swoich ramionach. A potem, kiedy wieczorem kładę się obok 

ciebie na posłaniu, zasypiam z wyczerpania...

Raija zaśmiała się cicho.

- Jeśli miałeś, mój drogi, takie plany, to doprawdy wybrałeś wspaniałe miejsce!

- A cóż w nim złego?

- Nic - odparła z miną niewiniątka, unosząc pięknie zarysowane brwi. - Nic poza tym, że 

śnieg sięga nam po kolana, a ziąb jest taki, że dech zapiera. Nie, kochany Mikkalu, doprawdy 

nic!

-   Śnieg   sięga   ci   tu   do   kolan?   -   zdziwił   się.   -   Zmarzłaś?   Potrząsnęła   głową   i 

przymkąwszy oczy, przytuliła policzek do jego piersi.

- Jest mi cudownie. Grzejesz mocniej niż żar z ogniska. Może masz gorączkę?

Poprawił derkę i rozłożył ją tak, by otulała ich oboje, choć nie przytrzymywał jej za 

brzegi.

Mając obie dłonie wolne, mógł zawojować cały świat, ale teraz marzył tylko o tym, by 

zdobyć Raiję.

Odszukał wargami jej usta i rozchyliwszy je leciutko, poczuł radość, że Raija całuje go z 

namiętnością, o jakiej marzył.

Jej dłoń zabłąkała się pod jego kaftan i leniwie, choć niebezpiecznie długo, gładziła 

muskularne   barki,   zataczając   kółka   w   miejscach,   o   których   wiedziała,   że   są   szczególnie 

wrażliwe.

- Tak strasznie zmarzły mi ręce - mruknęła, kiedy, ciężko dysząc, przerwali pocałunek.

- Mam w sobie mnóstwo ciepła, którym się chętnie z tobą podzielę - wyszeptał Mikkal 

pośpiesznie, za nic w świecie nie chcąc, by cofnęła rękę. - Chociaż moje dłonie także trochę 

zmarzły. A nic nie grzeje lepiej niż rozgrzane ciało...

Ostrożnie poluzował rzemyki na piersi Raiji i wsunął dłoń pod skórzane okrycie.

Zapach jej ciała, kobiecy, zmysłowy, połączony z zapachem skór, uderzył go w nozdrza. 

Miękka i ciepła dłoń ożywiła się. Opuszki palców bawiły się delikatnie krągłą piersią, która pod 

wpływem dotyku drżała i prężyła sutek.

background image

Raija   dotykała   jego   nagiej   skóry   już   obiema   dłońmi.   Jedna   zsunęła   się   w   dół   do 

pośladka.  Tylko  ściągnięty ciasno pasek przeszkadzał  jej  powędrować tam,  gdzie  pragnęła 

najbardziej.

Nie mylił się: Raija była równie podniecona jak on. Ocierała się o niego tak samo 

bezwstydnie jak on przyciskał się do niej.

Musiała czuć, jak bardzo jej pragnie, i nie cofała się przed niczym.

Zdjął dłoń z jej piersi i pochyliwszy się, zaczął pieścić koniuszkiem języka twarde sutki, 

tak jak lubiła najbardziej. Wiedział, że doprowadza ją to do szaleństwa...

Oszołomiony namiętnym pocałunkiem, od którego zawirowało mu w głowie, przesunął 

dłonie w dół i gorączkowo uniósł brzeg spódnicy.

Odpiął swój pasek i aż jęknął z rozkoszy, gdy Raija w obie dłonie ujęła jego pulsującą 

męskość. Był gotów, a jej zapał wzmógł jeszcze jego gwałtowność.

Chciał, musiał jej dotykać...

Palce wśliznęły się pieszczotliwie w najintymniejsze miejsce jej ciała. Poruszali się 

rytmicznie, przepełnieni rozkoszą. Usłyszał jęk wydobywający się z jej ust, a potem chrapliwy 

szept:

- Zabiję cię, jeśli nie zrobisz tego porządnie, kochany.

Przez   moment   przeląkł   się,   że   oboje   upadną   w   śnieg,   który   ugasi   ich   namiętność 

całkiem inaczej, niż tego oboje pragnęli. A potem już przestał myśleć. Chwycił Raiję w swe 

silne ramiona, a ona zacisnęła mu nogi na biodrach.

Wszedł w nią i wczepiając się palcami w jej krągłe pośladki, poruszył biodrami. Raija 

odrzuciła   głowę  do  tyłu   i   wygięła   całe   ciało.   Chwyciła   go   mocniej  i   zaraz   oboje  doznali 

spełnienia. Zorza polarna nad ich głowami drgnęła gwałtownie, jakby poruszona tą samą co oni 

namiętnością.

Leniwe pieszczoty musieli już sobie darować.

- Teraz rzeczywiście szukasz po omacku - zaśmiała się Raija i omal się nie przewróciła, 

kiedy pospiesznie poprawiała na sobie części garderoby.

Roześmiali się oboje ciepło i ufnie, jak kochankowie pewni swojej wzajemnej miłości.

Pomógł jej, ale nie mógł się oprzeć, by nie ucałować jej rozpłomienionych policzków.

- Jesteś szalony, Mikkalu. Kompletny z ciebie wariat! Sądzę, że bardziej jesteś podobny 

do Elle, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.

Mikkal wybuchnął śmiechem.

- Kochasz się w zimową noc i wśród rozkoszy widzisz twarz Elle?

Raija roześmiała się także.

background image

Mikkal objął ją ramieniem i oboje popatrzyli w niebo.

- Teraz i ja uważam, że zorza polarna jest cudowna - rzekł, obdarzając ukochaną jeszcze 

jednym pocałunkiem. - Będą mi się z nią wiązać niezwykłe wspomnienia.

Raija uśmiechnęła się.

- Jeśli mogłabym wybrać, chętnie umarłabym w blasku polarnej zorzy. Czułabym się 

bezpieczna. Tak jakbym trzymała za rękę przyjaciela...

Ale Mikkal nie chciał myśleć o śmierci. Poprowadził Raiję w stronę namiotu.

- Teraz mnie się zrobiło zimno w nogi - wyznał.

Matti, mrużąc oczy, popatrzył na nich zaspany, kiedy roześmiani weszli do środka. 

Kiwając głową z rezygnacją, stwierdził tylko:

-   To   musiała   być   doprawdy   niezwykła   zorza.   Zastanawiałem   się   już,   czy   nie 

powinienem was szukać.

- Powinieneś już spać - upomniał go Mikkal. - Chłopcy w twoim wieku potrzebują dużo 

snu.

Matti posłusznie zamknął oczy. Dopiero kiedy Raija ułożyła się wygodnie na posłaniu, a 

Mikkal rozsiadł się przy palenisku, żeby ogrzać dłonie, Matti przemówił niewinnie:

- Następnym razem poproście, żebym ja wyszedł na dwór. Mogliście zamarznąć od tych 

uciech!

Po czym szybko zamknął oczy i udawał, że śpi kamiennym snem.

Raija zaklęła pod nosem, a Mikkal mruknął sam do siebie:

- Rzeczywiście, uciechy były niezwykłe, ale nie wiem, czy je kiedyś powtórzymy.

background image

7

Rankiem obudziło ich wycie i gwałtowne porywy wichury. Aż trudno było uwierzyć, że 

jeszcze   kilka  godzin   wcześniej   panował  tu taki  spokój.  Lodowate szpony  wiatru  chwytały 

wszystko,   co   znalazło   się   na   drodze,   próbując   to   zgnieść,   poderwać   w   górę   lub   chociaż 

przesunąć.

W palenisku wygasło. Raija, trzęsąc się z zimna, wysunęła się spod derki, żeby rozpalić 

ogień.

Zdawało się, że wieje ze wszystkich stron, mimo że jurta była szczelna. Tak odgłosy 

wichury działały na wyobraźnię.

Ailo przebudził się i przestraszony popatrzył na Raiję. Zwykle starał się zachowywać 

jak dorosły, ale teraz naprawdę się bał. Niepogoda nie wydawała się straszna, kiedy przebywało 

się   w   gromadzie,   oni   jednak   byli   zupełnie   sami.   Ich   jurta   stała   samotnie   wśród   pokrytej 

śniegiem równiny.

Kiedy ogień buzował już w palenisku, Raija wzięła chłopca na ręce i przeniosła na 

posłanie obok śpiącego Mikkala. Sama także, szczękając zębami, wsunęła się pod futrzane 

nakrycie.

Mikkal przebudził się, czując łaskotanie w nozdrza. Nie były to włosy Raiji... Uniósł 

powieki i napotkał wesołe spojrzenie Ailo. Ten mały łobuziak łaskotał ojca miękką sierścią 

wyrwaną z wyprawionej skóry renifera.

Rozbawiony   Mikkal   zwichrzył   czarną   grzywkę   synka.   Ailo   wyrósł   na   wspaniałego 

kompana. Dla ojca było to całkiem nowe doświadczenie.

- Jesteś już na tyle duży, że powinieneś spać sam - rzucił z udawaną surowością.

- Ty także - odciął się Ailo. - Jesteś ode mnie dużo starszy, a ciągle Raija musi z tobą 

spać. Uważam, że to niesprawiedliwe.

Raija zatrzęsła się od tłumionego śmiechu.

Ich wesołe przekomarzanie obudziło Mattiego,  który poderwał się z posłania i nim 

zdążył przetrzeć oczy, był już przy wyjściu.

- Koszmarna pogoda - oznajmił, odsłaniając otwór namiotu.

Sypnęło śniegiem, a podmuch wiatru, który wdarł się do środka, zgasił znów ogień w 

palenisku.

Raija i Mikkal nie musieli wyglądać na zewnątrz, żeby się o tym przekonać. Dobrze 

znali płaskowyż.

- Nie zachowuj się jak głupiec! - warknął Mikkal wściekły.

background image

- Zamarzniemy, Matti! - wtórowała mu Raija. - Zasłoń wejście, zanim będziemy mieć tu 

w środku śniegu po kolana.

Ale Matti stał jak skamieniały. A potem uklęknął i zaczął grzebać w zaspie tuż przy 

wejściu do jurty.

- Co ty robisz? - zapytała Raija, unosząc się na łokciach.

Matti odwrócił się i popatrzył na nich przerażonym wzrokiem.

- Ktoś tu jest. To jakiś mężczyzna... - Usta mu zadrżały i łamiącym się głosem dodał: - 

Nie wiem, czy żyje...

Raija w jednej chwili znalazła się przy bracie. Mikkal także usiłował wstać, ale poczuł 

nagle silny ból, promieniujący od kręgosłupa aż po piętę. Miał wrażenie, że przeszywa go 

tysiące ostrzy.

- Do diabła! Do diabła! - wymamrotał ze złością, opadając na posłanie. - Nie mogę się 

ruszyć!

- Leż! Nie próbuj wstawać! - nakazała mu Raija, nie mając czasu choćby spojrzeć w 

jego stronę.

Gołymi rękami grzebała w śniegu razem z Mattim, usiłując odkopać człowieka, który 

podszedł w nocy pod ich jurtę. Był na wpół przysypany śniegiem.

- Dobrze, że wystawał kawałek jego ubrania - wyjaśniał Matti. - Gdyby nie to, nie 

zauważylibyśmy go, póki byśmy się o niego nie potknęli.

Raija miała skostniałe z zimna ręce. Poruszała sztywno palcami i z trudem je zginała. 

Chwyciła wykopanego spod śniegu mężczyznę pod ramię, Matti pod drugie i razem wciągnęli 

go do środka.

Już miała zasłonić otwór w jurcie, kiedy jej wzrok zatrzymał się na saniach, na których 

wieźli wyposażenie. Jedne były puste, a drugie...

- Matti, na pułkach leży człowiek! Brat natychmiast znalazł się przy niej.

- Przyprowadzę go do namiotu! - rzucił, a gdy chciała mu pomóc, zaprotestował: - 

Poradzę sobie sam! lepiej popatrz, Raiju, co z tym biedakiem, którego odkopaliśmy! - zawołał i 

nie zważając na to, że jest za lekko ubrany, wybiegł w sam środek białego piekła. Parł pod 

wiatr, co chwila grzęznąc w śnieżnych zaspach.

Raija zapomniała o wszystkim, co do tej pory miała mu za złe. Matti okazał się dorosły. 

Miał rację, należało sprawdzić, jak pomóc biedakowi, którego dopiero co wciągnęli do środka.

Uklęknęła   przy   nim   i   ostrożnie   przewróciła   go   na   plecy.   Chociaż   nie   był   mocnej 

budowy, zmarznięty na kamień wydawał się strasznie ciężki.

Był starszy od niej, może nawet starszy od Mikkala. Bladoszara twarz pokryta sinymi 

background image

plamkami sprawiała wrażenie zastygłej maski. Miał zaciśnięte usta, a wargi przymarzły jedna 

do drugiej. Raija wiedziała, że to zły znak. Spróbowała odpiąć mu kurtkę, ale ubranie także 

przymarzło do ciała tego biedaka.

Obmacała   szyję,   szukając   pulsu,   pod   opuszkami   palców   nie   wyczuła   jednak 

najmniejszego drżenia. Mikkal nakazał Ailo odwrócić się do ściany namiotu. Ale ten, jak to 

dziecko, z jeszcze większą ciekawością przyglądał się Raiji i mężczyźnie, który leżał dziwnie 

nieruchomo.

Mikkal dźwignął się na kolana. Zaciskał zęby, aż zgrzytały, żeby nie wyć z bólu.

Podczołgał się do Raiji, która, chwyciwszy nóż, trzęsącymi się rękami rozcinała kurtkę 

obcego, chcąc sprawdzić, czy bije mu serce.

- To zbędne, Raiju - odezwał się Mikkal cicho. - On nie żyje! Zamarzł na śmierć.

Znieruchomiała.   Siedziała   z  nożem  w   dłoni  i   bezwiednie  powiodła   spojrzeniem   po 

twarzy mężczyzny, która nie wyglądała już tak okropnie jak przed chwilą. Wiedziała jednak, że 

ten człowiek nie żyje, choć zrobiłaby wszystko, by to zmienić.

- I to tuż przed naszą jurtą - odezwała się rozdygotana. - Raptem jeden oddech dzielił go 

od ocalenia. Potrafisz to zrozumieć, Mikkalu? Jesteś w stanie to pojąć? Kim jest ten, który 

decyduje, że granica między życiem a śmiercią jest taka cienka?

Mikkal milczał. Nie potrafił tego wyjaśnić. Tak jak i Raija czuł się całkowicie bezsilny.

Do środka znów wdarł się przeraźliwy chłód. Gwałtowny powiew wiatru uderzył z taką 

siłą   w   część   jurty,   gdzie   znajdował   się   otwór   wejściowy,   że   poluzowana   krokiew   trafiła 

Mattiego, który wciągał ośnieżone bezwładne ciało, w tył głowy.

Śmiertelnie   poważny   młodzieniec   wydał   się   nagle   dużo   starszy   niż   poprzedniego 

wieczoru.

Nie mówiąc ani słowa, ostrożnie położył między Raiją a Mikkalem znalezionego na 

saniach mężczyznę.

Raija jęknęła i zmusiła się, by nie zamknąć oczu. Patrzyła na wystające spod czapki 

rudoblond kosmyki, szczupłą twarz pozbawioną uśmiechu, bladosine, lekko rozchylone usta. 

Nic nie rozumiała. Drżąc jak liść osiki, dotknęła go, ale ręce trzęsły jej się tak, że nie potrafiła 

ocenić, czy naprawdę wyczuwa życie pod zziębniętą skórą, czy też daje się zwieść gorącemu 

pragnieniu.

- Okrył się skórami, które zostały na pułkach - odezwał się Matti.

Mikkal przełknął ślinę. To on wyłożył skóry poprzedniego dnia, żeby się przewietrzyły, 

bo trochę cuchnęły.

- Co on, u diabła, robi w tych stronach? - rzucił twardo.

background image

Raija spojrzała na niego, a usta jej drżały.

- Aleksanteri jest niespokojnym duchem. Włóczęgę ma we krwi. Nie potrafi usiedzieć w 

jednym miejscu...

- Żyje - stwierdził Matti i objął ramieniem siostrę. Żal mu się jej zrobiło. Była tak 

zdenerwowana, że nie mogła zapanować nad swym ciałem.

- Co z tym drugim?

- Za późno.

Mikkal przyciągnął skórę i narzucił ją na Fina, z którym połączyło go tyle wspólnych 

przeżyć. Fina, któremu tyle zawdzięczał, choć nigdy go bliżej nie poznał.

- Musi odtajać. Zdejmijmy z niego ubrania, bo zmarznie, mimo że tu ciepło.

- Co z tym drugim? - zapytał Matti.

-   Chyba   będziesz   mi   musiał   pomóc   wstać,   chłopcze   -   odrzekł   Mikkal,   unikając 

bezpośredniej odpowiedzi. - Sam sobie z tym nie poradzisz. Raija zajmie się Santerim.

Matti intuicyjnie wyczuwał, co należy zrobić, choć nie wszystko do końca pojmował.

Upłynęła długa chwila, nim Mikkal stanął na nogi. Powoli, powolutku zmieniał pozycję. 

Nawet kiedy już stał, pochylony, przenosząc ciężar ciała na zdrową nogę, każdy najmniejszy 

ruch sprawiał mu ból, graniczący z torturą.

Ale wytrzymał.

Z pomocą Ailo i Mattiego nałożył ciepły, długi dork. Matti także ciepło się ubrał.

- Czy mogę jechać z wami? - błagał Ailo bezradny, nie chcąc wypuścić ojcowskiej 

dłoni.

Ale Mikkal zdecydowanie odmówił.

- Zostaniesz z Raiją. Ona potrzebuje pomocy. Jesteś mężczyzną, opiekuj się nią podczas 

naszej nieobecności.

Błagalne prośby nie ustały, ale Mikkal pozostał na nie nieczuły.

-   Wyciągnijmy   go   stąd!   -   zarządził   Mikkal,   wskazując   ruchem   głowy   na   otwór 

wyjściowy. - Właściwie sam musisz to zrobić - dodał, uśmiechając się przepraszająco, a na jego 

twarzy pojawił się grymas. - Zawiniemy go w skóry.

Matti pokiwał głową i pociągnął za sobą bezwładne ciało.

Kiedy z odsłoniętego otworu powiał ziąb, Raija ocknęła się z kompletnej niemocy, w 

którą zapadła, zrozumiawszy, że ma przed sobą Aleksanteriego.

- Nigdzie nie pojedziecie! Nie możecie, przecież na wyciągnięcie ręki nic nie widać! 

Nie możecie nam się zgubić!

Mikkal z powagą zatrzymał się na progu.

background image

-   Raiju,   dobrze   wiesz,   dlaczego   musimy   jechać.   To   konieczność.   Nie   możemy   go 

położyć   blisko   namiotu.   Bóg   raczy   wiedzieć,   jak   długo   potrwa   ta   zawieja.   Potrzebujemy 

wszystkich   reniferów,   jakie   są   z   nami.   Ani   jednego   nie   możemy   stracić.   Jest   nas   dwóch 

mężczyzn, w tym jeden półżywy, dziecko i kobieta. Nie mogę ryzykować. Odpowiadam za was 

wszystkich. Nie możemy zwabić tu drapieżników. Nikogo nie możemy stracić.

Raija opuściła wzrok.

Oczywiście, że ma rację, myślała, zaciskając dłonie.

- Bądźcie ostrożni - poprosiła. - I nie podejmujcie zbyt wielkiego ryzyka. Kocham cię, 

Mikkalu!

Posłał jej pełen ciepła uśmiech i pośpiesznie wyszedł. Nawet gdyby nie potrafił tak 

pięknie mówić, jego twarz i tak wyraziłaby, co czuje.

A on nie chciał ryzykować. Nie mógł sobie na to pozwolić.

Nie mógł jej stracić.

Matti,   choć   zapewne   uważał   takie   rozwiązanie   za   zbyt   trudne,   wręcz   brutalne,   nie 

wyraził na głos sprzeciwu.

Ujął tym Mikkala, który pomyślał, że w Mattim drzemią dwie natury.

- Musimy go położyć na pułkach, owinąć w skóry i wywieźć jak najdalej stąd, tak 

daleko, jak tylko starczy nam odwagi.

Matti skinął głową. Jego dłonie poruszały się szybko. Mikkal nie mógł mu wiele pomóc, 

tyle że podtrzymywał martwe ciało, tak żeby Matti mógł je przymocować rzemieniami do sań.

Wiatr trochę zelżał. Mikkal miał nadzieję, że na dłużej. Walczył z bólem, który niemal 

rozrywał   mu   jeden   bok,   ale   udało   mu   się   zaprząc   renifera,   zanim   Matti   uporał   się   z 

umocowaniem ciała zmarłego.

- Jedźmy pod wiatr! - rzucił chłopakowi, kiedy ten wskoczył na szerokie, płaskie pułki. 

Siedział prawie na nieboszczyku, ale nie wpadł w histerię z tego powodu.

Mikkal   poganiał   zwierzę   wprost   w   szalejącą   zawieruchę,   która   zapierała   dech   i 

pozbawiała odwagi.

Wracając, będą na pewno bardziej zmęczeni, a wówczas wiatr w plecy pomoże im, 

zamiast odebrać resztki sił.

Raija znów musiała na nowo rozpalać ogień. Trzęsła się jak galareta i ledwie sobie z 

tym radziła, ale przecież musiała nagrzać pomieszczenie! Jeśli tego nie zrobi, Santeri może jej 

umrzeć na rękach.

Już prawie zrezygnowała, bo w zdenerwowaniu nie mogła poradzić sobie z tą zwykłą, 

zdawałoby się, czynnością, gdy maleńka dłoń dotknęła jej ręki.

background image

Ailo popatrzył na Raiję dużymi oczami, w których dostrzegła podobne jak u Mikkala 

zdecydowanie.

-   Ja   to   zrobię,   Raiju!   -   Siedmioletni   chłopiec   z   całą   powagą   wziął   na   swe   barki 

odpowiedzialność, do jakiej zobowiązał go Mikkal.

Teraz on był tu mężczyzną, zajmie się Raiją, póki nie wróci ojciec.

Raija pokiwała głową i usiadła bez sił. Gryzła kostki dłoni, żeby przywrócić czucie w 

nadal zupełnie skostniałych palcach.

A była na zewnątrz tylko krótką chwilę...

Aleksanteri i jego kompan wędrowali pewnie już długi czas. Raija nie potrafiła sobie 

wyobrazić, że chłód może wniknąć tak głęboko. Nie umiała wywołać w sobie doznań, które 

dałyby się przyrównać cierpieniu zadanemu tym nieszczęśnikom przez lodowate jęzory mrozu.

Od strony paleniska rozległ się trzask ognia. Ailo nie żałował drewna.

Opał   stanowił   kolejny   powód   do   zmartwień.   Gromadzili,   co   tylko   napotkali   na 

postojach. Gałązki, chrust, wszystko, co nadawało się do spalenia.

Zima dopiero się zaczęła i dzięki niezbyt grubej warstwie śniegu udawało się jeszcze 

dokopać do niskich zarośli.

Jeśli   zawieja   nie   ustanie,   zbyt   częste   wychodzenie   na   dwór   graniczyć   będzie   z 

nieodpowiedzialnością.

Mieli   jeszcze   zapas   opału.   Opuszczając   Finlandię,   narąbali   sporo   drewna.   Raija 

wiedziała, że Mikkal pragnie je zachować. Liczył nawet na to, że uda mu się dowieźć drewno 

do Varanger, gdzie było o nie tak trudno. Ale jeśli niepogoda ich tu zatrzyma, przyjdzie im 

zużyć to, co przeznaczyli na czarną godzinę.

- Czy on umrze tak jak tamten? - zapytał Ailo, przytulając się do Raiji.

Raija pokręciła przecząco głową, wyrażając w ten sposób raczej cichą nadzieję aniżeli 

pewność.

Nie miała wszak władzy nad życiem i śmiercią.

Otoczyła Ailo ramieniem. W tej chwili potrzebowała chłopca równie mocno, jak on 

potrzebował jej.

- Ten mężczyzna to Aleksanteri. Będzie żył! Musi żyć!

- Znasz go?

Odgarnęła chłopcu z czoła niesforny kosmyk. Jemu tak samo jak ojcu grzywka za nic w 

świecie nie chciała się porządnie ułożyć.

- Tak, znam. Ty także go spotkałeś, ale to było dość dawno. W Tornedalen. Tam gdzie 

mieszkał Matti, zanim przyłączył się do nas. Tam gdzie i ja mieszkałam bardzo dawno temu, 

background image

kiedy byłam w twoim wieku, mój drogi.

Ailo zmarszczył czoło. Kiedy cofał się myślami w przeszłość, prześladowało go tyle 

okropnych wspomnień! Wiele z nich, głównie te, których bał się najbardziej, celowo ukrył w 

mroku niepamięci.

Podszedł   trochę   bliżej   do   nieprzytomnego   mężczyzny   i   popatrzył   mu   w   twarz. 

Wyglądał, jakby spał. Może to trochę dziwne, ale śpiący ludzie często wyglądają inaczej niż 

zwykle. Ailo uważał, że trudno ich wtedy poznać.

Patrząc na oblicze mężczyzny, doznał olśnienia. Przed oczami przesunęły mu się jakieś 

nieskładne obrazy, które jednak rozumiał teraz lepiej niż wtedy, gdy to wszystko zdarzyło się 

naprawdę.

Siedzi na wozie. Słońce grzeje mocno, na płocie wisi mnóstwo drewnianych krzyży. 

Jest z tatą, Mattim i z jeszcze jednym rudowłosym mężczyzną.

- Wtedy ten okropny człowiek chciał cię skrzywdzić? Unikał stwierdzenia: „chciał cię 

zabić”, mimo że rozumiał, że tak właśnie było.

Raija przytaknęła.

-   On   także   podążał   na   jarmark?   -   zdziwił   się   chłopiec,   porzucając   pośpiesznie 

wspomnienia. Nie lubił rozpamiętywać. O wiele bezpieczniej było rozmawiać o tym, co działo 

się teraz, albo o tym, co ich czekało w przyszłości.

-   Być   może   -   odrzekła,   uświadamiając   sobie,   że   Ailo   pewnie   się   nie   myli.   -   Z 

Aleksanterim nigdy nic nie wiadomo - uśmiechnęła się.

-   Wydaje   mi   się,   że   teraz   lepiej   oddycha.   -   Ailo   nie   odrywał   wzroku   od   twarzy 

nieprzytomnego.

Raija przysunęła się bliżej. Nie była pewna, czy Ailo ma rację, ale starała się z tym nie 

zdradzić.

Ostrożnie wsunęła dłoń pod futrzaną derkę i dotknęła ubrania Aleksanteriego, które nie 

było już takie sztywne od lodu. Zaczynało tajać i zrobiło się wilgotne.

- Pomóż mi przysunąć go bliżej paleniska - poprosiła Ailo.

Pociągnęli bezwładne ciało, ale choć nie silili się na delikatność, Aleksanteri nawet się 

nie poruszył.

Raija przysunęła go do ognia, najbliżej jak to było możliwe, po czym sięgnęła po swą 

jedyną halkę, żeby osuszyć przyjaciela. Poświęciła ją bez żalu. Co tam halka! Nie wiadomo, 

czy w ogóle by się jej przydała! Życie tego mężczyzny znaczy dla niej o wiele więcej niż 

beznadziejne wspomnienia. Najpierw jednak trzeba zdjąć z niego mokre ubrania.

- Pilnuj, żeby ogień nie wygasł - przykazała małemu Ailo. - Musi tu teraz być ciepło... 

background image

jak najcieplej. Inaczej Santeriemu może się jeszcze pogorszyć.

Ailo skinął poważnie głową. Tak, Raija rozumie, że to on jest tu teraz mężczyzną. Ufa 

mu, jemu powierzyła najbardziej odpowiedzialne zadanie. Nie zawiedzie jej. Uczyni, co w jego 

mocy, żeby się z tego wywiązać. Ojciec będzie z niego dumny.

Raija   odsunęła   futrzaną   derkę.   Trudno,   może   przez   moment   będzie   Santeriemu 

chłodniej. Gdyby jednak pozostawiła go w nasiąkającej wilgocią odzieży, nie pomógłby nawet 

ogień buzujący w jurcie. Mokre ubrania wykradłyby nieprzytomnemu każdą odrobinę ciepła, 

niszcząc najmniejszą iskrę życia w półżywym ciele...

Czapkę   zdjęła   bez   większego   trudu,   chociaż   do   lisiego   futra   przymarzły   kosmyki 

włosów.

Zapinaną na guziki kurtkę Raija dobrze pamiętała. Santeri miał ją na sobie, kiedy go 

zobaczyła po raz pierwszy. Bez zbędnych ceregieli przecięła ją pośrodku, bo rozpiąć się jej nie 

dało, a potem już bez trudu rozchyliła poły. Obróciwszy bezwładne ciało na bok, wyjęła jedną 

rękę z rękawa, a potem powtórzyła to samo z drugą.

Dwa wełniane swetry. Ten na wierzchu zupełnie zesztywniał od lodu, ale ten, który 

Santeri miał pod spodem, nie zmarzł, był jedynie mokry. Raija przełykała ciężko ślinę, mocując 

się, by zdjąć oba swetry naraz. Zastanawiała się mimowolnie, komu Santeri zawdzięcza życie.

Czy to ukochana matka wydziergała dla niego ten sweter? Czy któraś z niezliczonej 

rzeszy przyjaciółek?

Kto wie, czy Aleksanteri to pamięta! Raija pomyślała ciepło o tej kobiecie, kimkolwiek 

była, że zadała sobie tyle trudu dla tego niecnoty, który leżał teraz nieruchomo, przemarznięty 

do szpiku kości.

Jego pierś poruszała się słabo w górę i w dół.

Teraz buty.

Rzemyki owinięte wokół łydek napięły się pod wpływem wilgoci.

Raija przecięła je, kalecząc się przy tym. Na szczęście nie zraniła Santeriego. Tylko tego 

brakowało!

Musi działać szybko!

Zdjęła skarpety i westchnęła głośno. Czy ludzie nie rozumieją, że nic nie trzyma ciepła 

lepiej niż turzyca i najlepiej wkładać wyłożone nią buty wprost na bose stopy?

Dwie pary spodni.

Kątem oka dostrzegła, że Ailo przygląda się jej zażenowany.

Ale ona nie czuła wstydu, rozbierając do naga znalezionego w śniegu przyjaciela. Gra 

toczyła się o jego życie. Poza tym znała dobrze to ciało... kiedyś poznała każdy jego skrawek. 

background image

Obejmowała wtedy te ramiona i bezwstydnie raczyła się zarówno ciepłem, jak i sokami życia 

krążącymi w tym szczupłym ciele.

Wycierając   halką   wilgotną   skórę,   dostrzegła   na  obliczu   Santeriego   grymas,   ale   tak 

ulotny, że do końca nie miała pewności, czy nie uległa złudzeniu, bo kiedy w chwilę później 

otulała go dużym futrzanym nakryciem, pozostawał nadal lodowato zimny i nieporuszony. 

Opatuliła   go   po   czubek   nosa.   Widać   było   tylko   zwichrzoną   grzywkę   i   sterczące   na   boki 

jasnorude kosmyki. Odsłoniła mu usta, żeby mógł oddychać.

Nic więcej już nie mogła zrobić. Następny krok należał do Santeriego. Jeśli podejmie 

walkę, wtedy znów mu pomogą.

W milczeniu wpatrywali się w przerażająco blade oblicze. Czekali na cud.

Mikkal przekonał się,  że można zmarznąć, nawet mając na sobie dork, choć nigdy 

wcześniej mu się to nie zdarzyło.

Mimo że jechali teraz z wiatrem, ledwie wytrzymywali lodowate smaganie w plecy. 

Znaleźli się na granicy wytrzymałości. Siedzący obok niego Matti miał równie ściągniętą twarz. 

Zdawało mu się, że już wieczność całą trwa ich walka z żywiołem. Oddalili się trochę bardziej 

od samotnej jurty niż to było bezpieczne.

Zrobili więcej, niż sądzili, że podołają.

Matti zrozumiał powagę sytuacji. Po drodze słyszeli wycie wilków, a te czworonożne 

drapieżniki nigdy nie poruszały się pojedynczo.

Musieli wywieźć trupa jak najdalej. Stanowili nieliczną grupę, a ryzyko, że zwabią 

stado wygłodniałych wilków, było zbyt wielkie.

Gołymi rękoma wykopali w śniegu niewielki dół i zagrzebali zwłoki, licząc, że zawieja 

dokończy za nich. A może spadnie świeży śnieg? Wtedy ciało zostanie jeszcze lepiej ukryte i 

może będzie tak leżeć aż do wiosny.

Mieli taką nadzieję.

Nie rozmawiali ze sobą. Demonstrujący swą moc żywioł skutecznie tłumił wszelkie 

głosy. Milczeli, żeby oszczędzać siły, zresztą byli zgodni w tym, co należało zrobić.

W powrotnej  drodze  Mikkal  kilkakrotnie  przystawał, gdy  tylko dostrzegł  wystające 

spod śniegu gałęzie karłowatej brzozy, i gromadził opał. W jurcie bowiem nie mieli go więcej 

niż na tę jedną noc.

Nie przypuszczali, że przyjdzie im zostać tu dłużej.

Od tego, czy uda im się utrzymać ciepło, zależało ich życie.

Matti także to rozumiał.

Mikkal wyczuł, że chłopak jest bardziej dojrzały, niż przypuszczali z Raiją, i z minuty 

background image

na minutę miał dla niego coraz więcej sympatii i szacunku.

Dostrzegł   w   oddali   zarysy   zarośli.   Dopiero   zapach   dymu   przywiany   przez   wiatr 

uzmysłowił mu, że są na miejscu. Szary cień okazał się ich namiotem.

Matti wyprzągł renifera i podparłszy Mikkala ramieniem, niemal przywlókł go do jurty.

Raija zamrugała powiekami, starając się powstrzymać łzy, kiedy Mikkal wtoczył się do 

środka i opadł bezsilny tuż przy niej.

Matti odwrócił się i wyszedł. Raija już chciała się rzucić za nim, ale Mikkal podniósł 

dłoń i wyszeptał cicho:

- Chrust... Musi przynieść chrust. Zuch chłopak z tego twojego brata! - I zaciskając 

zęby, wystękał: - Pomóż mi zdjąć to wszystko. Okropnie przemarzłem. Najchętniej usiadłbym 

na palenisku.

Ailo i Raija zmagali się ze sztywną od lodu odzieżą Mikkala i namęczyli się niemal tak 

samo jak Raija wcześniej, kiedy rozbierała Aleksanteriego.

Matti poradził sobie sam. Zmęczony opadł na kupkę chrustu, ale widać było, że jest z 

siebie zadowolony.

- Już myślałem, że nie damy rady - przyznał. - Że zostaniemy w tej zawierusze. Jeszcze 

nigdy w życiu tak się nie bałem.

- Mówisz teraz jak mężczyzna - z uznaniem rzucił Mikkal.

Cedził słowa przez zaciśnięte zęby, dotykając swojej chorej nogi. Chłód to najgorsze, na 

co mógł ją narazić. Ale ta wyprawa była konieczna.

Kiedy jednak napotkał surowy wzrok Raiji, dobrze wiedział, wokół czego krążą jej 

myśli. Zapewne już nigdy nie zechce wyjść z nim na dwór, by podziwiać polarną zorzę.

- Co z Aleksanterim?

- Nie wiem - odpowiedziała. - Teraz możemy tylko czekać.

background image

8

Raija nie odeszła od posłania Aleksanteriego. Niczym kwoka przy kurczętach trwała 

przy nim, ani na chwilę nie spuszczając oka z jego twarzy. Aleksanteri dwukrotnie przyszedł jej 

z pomocą, więc nie zawiedzie go teraz, kiedy on jej potrzebuje.

-   Niesamowite,   że   zbłądził   właśnie   tutaj   -   odezwała   się   zadumana,   a   w   jej   głosie 

pobrzmiewał smutek. - Kiedy pomyśleć, jak rozległy jest płaskowyż... Tyle dróg prowadzi na 

północ...

Mikkal podniósł się, z trudem przyjmując postawę siedzącą.

- Zdaje się, że żywisz głębsze uczucie do tego młodzieńca, prawda? - zapytał cicho.

Raija pokiwała głową.

-   Sądziłem,   że   spośród   tych   dwóch   Finów,   których   spotkałem   w   Vardo,   Petriego 

darzyłaś większym zaufaniem.

- To prawda. Ale bardzo lubię Santeriego, choć lekkoduch z niego i żyje na cudzy koszt. 

Odkąd podrósł i zorientował się, że wystarczy się uśmiechnąć, żeby coś dostać, bez przerwy 

wykorzystuje swój urok osobisty. To bałamut, Mikkalu, ale nie ma w nim krztyny zła. A 

łazęgostwo ma we krwi, tak jak ty wędrówkę. Tyle że on włóczy się bez celu. To niespokojny 

duch, ale jest miły i ma ogromne poczucie humoru.

Można na niego liczyć. Tym, których uważa za swych przyjaciół, bez wahania przyjdzie 

z pomocą. Gotów nawet nadstawić własną głowę. Kocham go za to. Zwyczajnie i po prostu. To 

wszystko.

Mikkal zamilkł. Ten pean na cześć innego mężczyzny nie wzbudził w nim zazdrości, 

chociaż przez moment przemknęła mu myśl, że Aleksanteri Kilpi był dla Raiji kimś więcej niż 

przelotnym znajomym.

Ale to było tak dawno. Było, minęło.

- Santeri jest jak wiatr i nigdy się nie zmieni. On musi żyć!

Wichura nie ustępowała, raczej jeszcze się wzmogła. Na czole Mikkala pojawiły się 

zmarszczki, świadczące o głębokim zatroskaniu.

- Starczy nam opału? - zapytał Matti. Wyprawa z Mikkalem uświadomiła mu, że jest 

przydatny i że może wziąć część odpowiedzialności na swoje barki. Mikkal to doceniał.

Dla  Raiji zawsze  pozostanie  młodszym  bratem, nie ucieknie  od  tego, ale  przyjdzie 

dzień, kiedy Mikkal uzna go za równego sobie.

- Musimy przysunąć pułki z zapasami jedzenia i drewnem do samej jurty - odezwał się 

Mikkal i wstał z ogromnym wysiłkiem. Niechętnie pomyślał, że już do końca życia będzie 

background image

musiał mieć baczenie na tę niesprawną nogę, starać się unikać nadmiernego chłodu i wysiłku...

Matti poruszał się zwinnie jak gronostaj. Na jego ustach błąkał się szyderczy uśmieszek.

-   Widocznie   nie   wszystkie   uciechy   w   blasku   polarnej   zorzy   godne   są   polecenia   - 

żartował sobie z miną niewiniątka, pomagając Mikkalowi założyć długi kaftan.

- Nie wszystkie - przyznał Mikkal, ale nie było mu do śmiechu, gdy pomyślał, że znów 

ma wyjść w tę piekielną białą zawieruchę.

Aleksanteri powoli wracał do siebie. Jego pierś unosiła się już miarowo. Wszystko było 

lepsze niż ta śmiertelnie biała maska i ledwie wyczuwalny oddech.

Raija cierpiała podwójnie właśnie dlatego, że chodziło o mężczyznę, który zawsze miał 

w   sobie   tyle   życia.   Wydawało   jej   się   szczególnie   niesprawiedliwe,   że   to   jemu   przyszło 

balansować gdzieś na granicy życia i śmierci...

Santeri... zawsze taki serdeczny, roześmiany. Prawda, że robił to, na co miał ochotę, nie 

zastanawiając się nad skutkami swoich czynów. Każdemu innemu poczytywałaby to za wadę, 

ale w Aleksanterim ta właśnie cecha wydawała się czarująca.

Kiedyś uważała go za kompletnie nieodpowiedzialnego. Od pierwszej chwili, gdy tylko 

się   spotkali,   nie   przebierał   w   środkach,   by   ją   posiąść.   Tak   też   się   stało.   Zresztą   było   to 

nieuniknione.

Żyła zawieszona w próżni, taka samotna, a on zjawił się jak ożywczy powiew w jej 

życiu. Pociągający i skory do flirtów.

Raija nie miała złudzeń co do jego osoby, ale chciała go, pragnęła.

Dawali i brali na równej stopie. Czerpali rozkosz z uśmiechem na ustach. Santeri nawet 

podczas miłosnego aktu potrafił zanieść się beztroskim śmiechem. Tamtej nocy, ich wspólnej 

nocy, Raija po raz pierwszy w życiu czuła się młoda i nieodpowiedzialna.

Zbyt   wcześnie   musiała   dorosnąć.   Aleksanteri   ofiarował   jej   całe   pokłady   tego,   co 

umknęło jej bezpowrotnie.

Dlatego też nadal go kochała. Dlatego tak chętnie patrzyła mu w oczy.

Ich   związek   zaczął   się   właściwie   od   końca.   Rozpoczęli   od   miłosnych   doznań,   a 

skończyli na przyjaźni.

Teraz wydawał się taki bezbronny, taki młody. Pociągła twarz niczego nie skrywała. 

Odbiły się na niej wyraźne ślady życia, jakie wiódł. Nigdy nie zwierzył się Raiji, dlaczego 

opuścił rodzinny dom. Nie wiedziała nawet, czy był kiedyś szczęśliwy. Ciągle czegoś poszuki-

wał, za czymś gonił. I całą swą energię poświęcał na to, żeby wycisnąć z życia, ile się da, do 

ostatniej kropli...

A teraz życie chce go okpić!

background image

Raija   dotknęła   zapadniętego   policzka,   nadal   chłodniejszego   niż   jej   dłoń.   Jak   on 

wygląda? Nie pamięta go takim wychudzonym.

Dlaczego tu przybył? Co go gnało po bezdrożach ścieżkami wiodącymi ku Ruiji?

Dlaczego los znów ich zetknął? Czy był w tym jakiś głębszy sens?

Aleksanteri należał do przeszłości, stanowił jej barwny element, ale w obecnym życiu 

Raiji nie było dla niego miejsca. Mikkal nigdy by na to nie przystał.

Być może sprawił to dotyk, Raija nie miała pojęcia. Aleksanteri także nie pamiętał 

później, co go zbudziło. Nagle jednak otworzył oczy i nim dostrzegł, kto przy nim czuwa, 

zapytał:

- Raija?

Dziewczyna pochyliła się nad nim i pogłaskała po włosach, a potem położyła swą dłoń 

na chłodnym policzku.

Napotkał jej spojrzenie. Wąskie szparki oczu rozszerzyły się, czoło się wygładziło, a na 

ustach zakwitł radosny uśmiech.

A potem, drżąc na całym ciele, przywarł do niej i z ciężkim westchnieniem przymknął 

powieki. Z trudem uwolnił spod ciepłych futer nagie ramię. Raija nie mogła nie uchwycić jego 

ręki, szukającej po omacku.

Mrugała, żeby się nie rozpłakać. Santeri się obudził! Odzyskał przytomność, rozpoznał 

ją!

Wrócił do życia!

W chwilach takich jak ta łatwo przychodziła jej pokora. Zdawało jej się nawet, że 

mogłaby wierzyć w Boga...

Ocknęła   się   pod   wpływem   gwałtownego   powiewu   od   strony   wejścia.   Do   namiotu 

wślizgnęli się Matti i Mikkal. Nie zdążyła ich uprzedzić, że Aleksanteri odzyskał przytomność, 

gdyż wpatrywała się w jego usta, starając się zrozumieć wydobywające się z nich słowa.

- Traktuj mnie serio - prosił ten największy żartowniś, jakiego znała. - Raiju, Raiju... - 

powtarzał drżącym z namiętności głosem. - Ja nie żartuję, przynajmniej nie zawsze. Chciałem 

być poważny. Tobie się zdaje, że się bawię, że sobie kpię... A ja przez cały czas brałem to na 

poważnie, Raiju. Z tobą wszystko jest inaczej...  Nigdy ci jednak tego nie powiem, nigdy. 

Kocham cię tak jak Petri, równie głęboko, ale ty tylko jemu uwierzyłaś. Santeri to kpiarz, 

jedynie flirtuje, myślałaś... Ale Santeri także nauczył się prawdziwie kochać...

Wielkie nieba! Niech on przestanie! Raija ścisnęła mocniej jego dłoń, aż pobielały mu 

kostki.

Niech niczego więcej nie wyjawia. Wystarczy już to, co powiedział!

background image

Mikkal cisnął ubranie, zaklął pod nosem, bo gwałtowny ruch sprawił mu ból.

- Wraca do życia - zaśmiał się krótko. Już dawno podejrzewał, że Aleksanteriego coś 

łączyło z Raiją, ale nie chciał w to wierzyć.

Aleksanteri   nie   przestawał   majaczyć.   Raija   śmiertelnie   się   obawiała,   że   jego   słowa 

zabrzmią zbyt wyraźnie. Bała się, że powie za dużo.

- Jeszcze jeden - burknął Mikkal, rozcierając dłonie nad ogniem.

Sposępniał, a jego twarz zdawała się być wykuta w kamieniu. Za nic w świecie nie 

chciał zdradzić uczuć, jakie nim targnęły.

- Do diabła, Raiju, ile razy jeszcze usłyszę takie wyznania? Nie wiem, czy zdołam to 

znieść...

- Nic nie wiedziałam - westchnęła Raija. - Po prostu nie miałam pojęcia. Zawsze tylko 

flirtował, żartował sobie ze wszystkiego, nawet z poważnych spraw. Skąd mogłam wiedzieć, że 

przywiązuje do tego wagę? Nigdy się z tym przede mną nie zdradził.

- I tak nie mogliśmy pozwolić mu zamarznąć na śmierć - wtrącił się Matti.

Kiedy Raija i Mikkal sprzeczali się, Matti zawsze trzymał stronę siostry. Więzy krwi 

były silniejsze niż więzy przyjaźni.

Raija ściskała dłoń Santeriego i patrzyła na niego, bo tylko w ten sposób mogła uniknąć 

wzroku Mikkala.

Pierwszy raz go okłamała.

Santeri wyznał jej bowiem swoje uczucia tamtej nocy, kiedy omal nie wyzionął ducha.

Wyznał, że ją kocha.

Sądziłam,   że   mu   to   przeszło,   usprawiedliwiała   się   przed   samą   sobą.   Myślałam,   że 

zapomniał. Miał tak wiele dziewcząt. No i miał poślubić córkę Petriego...

Czy znów stanęła na drodze do czyjegoś szczęścia? Czy jej mroczny cień zniszczył 

przyszłość Santeriego?

Kochany, miły Santeri! Zasługiwał na kobietę, która potrafiłaby go nakłonić, by się 

ustatkował, zwolnił nieco tempo i przestał zbyt intensywnie używać życia.

Raija zdawała sobie sprawę, że ona nie byłaby zdolna odegrać takiej roli wobec żadnego 

mężczyzny. Z Mikkalem byli jakby ulepieni z tej samej gliny. Mikkal nigdy nie zapragnął 

osiąść gdzieś na stałe. Dla niego wędrówka za reniferami, wyznaczona przez zmieniające się 

pory roku, stanowiła istotę egzystencji. Serce biło mu tym samym rytmem, co serce otaczającej 

go przyrody. Raija tęskniła za tym samym.

Zerknęła ukradkiem na ukochanego, który siedział urażony, z posępną twarzą, przez 

cały czas nie spuszczając z niej wzroku. Brwi miał ściągnięte, a oczy przypominały wąskie 

background image

szparki.

Dobrze wiedziała, jakie myśli tłuką mu się po głowie, że nie podoba mu się, iż z takim 

oddaniem opiekuje się Santerim. Przypuszcza, że coś jednak musiało między nimi być: jeśli nie 

płomienna miłość, to przynajmniej mała iskra.

Był zazdrosny...

Ale przecież Raija nie zachęcała Santeriego, nie chciała wcale, by to wszystko tak się 

ułożyło.

To się po prostu stało.

Mikkal połamał z trzaskiem kilka suchych gałęzi i przeniósł ponury wzrok na ogień. 

Jeszcze raz połamał chrust, nim wrzucił go do paleniska.

- Zmarznie, jeśli nie schowa ręki pod futro - oznajmił krótko.

Raija zacisnęła zęby. Była zła na Mikkala, że posądza ją o najgorsze.

Czy nie potrafi sobie wyobrazić, jak ciężko jej było? Nie jest w stanie zdobyć się na 

odrobinę zaufania wobec niej?

Dlaczego dręczy ją i siebie, nie dowierzając szczerości jej wyznań?

Dlaczego powątpiewa w jej miłość?

Ostrożnie jednak rozluźniła uścisk i włożyła rękę Aleksanteriego pod nakrycie.

- Raiju, zostań - majaczył chory.

Mikkal nie pojmuje, ile zawdzięczam temu niefrasobliwemu włóczędze, pomyślała i 

poczuła, jak zadrgały jej kąciki ust. Ile zrobił dla mnie ten chłopiec ukryty w ciele mężczyzny.

Otuliła go starannie, dotykając leciutko palcami jego skóry, i przypomniało jej się, jak 

się kochali.

Obejmowali się i odnajdywali drogę do siebie wśród śmiechu i wesołości.

Powiedział, że jest inna.

Wolała   wierzyć,   że   to   samo   mówił   pozostałym   kobietom,   że   szybko   się   otrząśnie. 

Liczyła, że stanie się dla niego bladym wspomnieniem, do którego niebawem wcale nie zechce 

powracać.

Tak łatwo można było ulec złudzeniu, że Aleksanteri jest beztroskim kpiarzem.

Dlaczego pojawił się tak nieoczekiwanie? Czemu wyznał, że nigdy jej nie zapomniał? 

Ona i Mikkal odnaleźli drogę do siebie. W ich związku pojawiło się coś nowego, większa 

dojrzałość.

Nie potrzebowała echa z przeszłości, które mogło tylko poróżnić ją z ukochanym.

Wydawało jej się to takie... niepotrzebne.

- Pozwól mu zasnąć, Raiju. Niech odpoczywa - odezwał się Mikkal. Na klęczkach 

background image

przysunął się do niej i położył swe duże, bezpieczne dłonie na jej ramionach.

Odchyliła się w tył i nie zważając na to, że ubranie Mikkala ciągle jeszcze nie ogrzało 

się po powrocie z dworu, oparła się o niego. Potrzebowała siły, która z niego emanowała.

- Proszę, nie zadręczaj się niepotrzebnie myślami - szepnęła, nie patrząc na niego. - Nie 

myśl za wiele, nie musisz być...

- ...zazdrosny? - dokończył. Przytaknęła.

- Przecież wiem... - odparł i wtulił twarz w jej włosy. - Wiem o tym, najdroższa. Ale co 

ja na to poradzę, że ciągle jestem takim głupcem. Tak potwornie się przeląkłem, że mógłbym 

cię stracić. Santeri ma w sobie to coś, co ja sam chciałbym mieć. Jest taki pogodny. I ten błysk 

w oku... Jestem o niego zazdrosny mimo woli. Byłbym zazdrosny, nawet gdybym nie usłyszał 

jego słów. Wydaje mi się, że żaden mężczyzna ci się nie oprze. Skoro ja nie potrafię?

Raija uśmiechnęła się na tę wyjątkowo długą jak na Mikkala przemowę, tak szczerą, że 

aż poczuła ciarki na plecach.

Mikkal   nie   zważał   wcale   na   to,   że   Matti   słyszy   jego   słowa.   Ailo   spał   zmęczony 

nadmiarem wrażeń, ale Matti siedział przejęty przy palenisku i zarzekał się w duchu, że nigdy 

się tak nie odsłoni przed żadną kobietą.

Sentymentalne brednie, od których zbierało się na mdłości. Zupełnie jak słodki cukier w 

kostkach.   Kiedyś,   krótko   po   ślubie   matki   z   Akim,   podkradł   kilka   takich   kostek,   ale 

przestępstwo zostało odkryte i spuszczono mu lanie. Lanie jednak było niczym w porównaniu z 

mdłościami, jakie go naszły, gdy położył się spać. W nocy zwymiotował w łóżku, za co został 

znów ukarany.

Od tamtej pory przesadna słodycz była dla niego nie do zniesienia.

Jak Mikkal, taki mądry mężczyzna, mógł powiedzieć coś takiego?

Uwielbiał Raiję, w porządku, pożądał jej tak, że wyciągał ją na trzaskający mróz, by się 

z nią pokochać. To Matti mógł zrozumieć.

Raija była jego siostrą, ale przez większą część życia nie znali się, dlatego nie peszyło 

go, gdy sam przed sobą przyznawał, że piękniejszej od niej istoty nie widział. Nie spotkał 

dziewczyny, która wyglądałaby podobnie...

Rozumiał doskonale, że Mikkal nie potrafi się jej oprzeć, pojmował, dlaczego tak wodzi 

za nią spojrzeniem.

Ale takie przesłodzone słowa o miłości zawstydzały Mattiego. Czuł się idiotycznie i 

głupio za Mikkala.

- Santeri wydobrzeje - orzekł Mikkal. - Jest nas kilkoro, przypilnujemy, czy czegoś nie 

potrzebuje. Nie musisz czuwać przy nim przez cały czas. Miejsca jest dość, możesz usiąść przy 

background image

mnie, jeśli chcesz...

Popatrzyła na niego z lekką ironią, ale przysunęła się bliżej. Nadal jednak nic jej nie 

oddzielało   od   Santeriego.   Pozwoliła   sobie   na   krótki   odpoczynek.   W   duchu   przyznała 

Mikkalowi rację, że powinna się przespać.

- Ciągle komuś muszę ratować życie - westchnęła. - Pomyśl, byłoby całkiem inaczej, 

gdybym się na tym w ogóle nie znała!

Ku zadowoleniu Mattiego odsunęli się trochę od siebie, na tyle że mógł patrzeć w ich 

stronę, nie rumieniąc się. Doprawdy żenowało go, że tych dwoje zapewnia się nieustannie 

nawzajem o swoich uczuciach.

Wiatr nie ustawał, panował straszny ziąb.

Jeśli się jeszcze słyszy, to czy się już umarło?

Jakim cudem jednak ocalałby ze śnieżnej burzy, która nagle wyszczerzyła nad nimi 

ostre kły?

To było prawdziwe piekło przedzierać się naprzód, oddychać albo choćby podnieść 

twarz,   by   sprawdzić,   czy   coś   się   nie   wyłania   przed   nimi.   Białe   piekło...   Całkiem   stracili 

orientację, bo wszystkie ścieżki zostały zasypane. Ze ściśniętym gardłem kroczyli po swoich 

śladach wprost w białą, zamrażającą wszystko na wskroś rzeczywistość, nie mając pewności, 

czy zdołają powrócić.

Szatański pomysł.

W końcu zgubił ślady tego drugiego.

A może to tamten się zgubił, kroczył wszak za nim?

Nie   mógł   wydobyć   z   siebie   głosu.   Zresztą   wszelkie   słowa   zdawały   się   teraz   bez 

znaczenia. Nie potrafił myśleć o nikim innym, tylko o sobie. Toczyła się walka o życie. O jego 

własne życie. W tym zmaganiu każdy daje z siebie wszystko. Należało iść, upadać, pokonywać 

wiatr i zmęczenie, żeby znów stanąć na nogi i znów iść, tylko iść.

Nie ustawać.

Czy miał po co żyć?

Chyba już kiedyś znalazł się w tym samym punkcie?

Zawsze mu się wydawało, że nie czułby żalu, żegnając się z życiem.

Łatwo powiedzieć.

Nie ma nikogo, nikt za nim nie zatęskni. Może jedynie będą się zastanawiać, co się z 

nim stało...

Ale dopiero wraz z nadejściem wiosny.

Przywykli do tego, że był jak wiatr. Zawsze w drodze. W poszukiwaniu czegoś, co 

background image

znajduje się po drugiej stronie lasu.

Nikt się nie dowie, że Aleksanteri Kilpi zmarł podczas śnieżnej burzy w drodze do 

Jykea.

Nikt się nie domyśli, dlaczego tam szedł.

Nawet jeśli ktoś znajdzie jego martwe ciało, nie będzie wiedział, że należało do niego, 

Aleksanteriego Kilpi, kiedy jeszcze żył na tym ziemskim padole.

Raija...

Śnił o niej. Patrzyła na niego łagodnie i klepała po policzku. Żadna inna kobieta nie 

okazała mu takiej czułości.

Wielu się podobał, ale żadna nie miała takich troskliwych dłoni.

Pogłaskała go po włosach, przemawiała do niego.

On także do niej mówił.

Wyznał, że nigdy jej nie zapomniał. Zresztą żaden mężczyzna, który choć raz trzymał ją 

w ramionach, nie był w stanie wyrzucić jej z pamięci. Wiązała go na całe życie.

Powinien o tym wiedzieć.

Miał wiele kobiet, więcej niż by chciał.

Przestał je liczyć, kiedy spotkał ją.

Myślał, że to będzie nic nieznaczący epizod, tylko że w niej odnalazł więcej, niż u 

wszystkich innych kochanek razem wziętych.

Powiedział jej to, wyznał, że zawsze ją będzie kochał. A ona uśmiechała się do niego 

łagodnie.

Pamiętał sen, jaki mu się przyśnił, ten o domu...

Jego ręce walczyły z czymś, coś przeszkadzało mu do niej dotrzeć. Walczył, zmagał się, 

póki nie uwolnił ramion.

- Raiju, Raiju!

Dłonie zaciskały się w powietrzu, żeby ją złapać. Gdzie  ona się podziała?  Czy go 

zostawiła?

Było mu zimno, ale musiał do niej dotrzeć. Usiadł gwałtownie na posłaniu i zmusił się, 

by otworzyć oczy.

Poczuł   dłonie   na   swych   ramionach.   Zobaczył   jakiegoś   nieznajomego   chłopca. 

Nieznajomego, czyżby?

Zresztą, czy miało to jakieś znaczenie? Tylko go to rozdrażniło. Odwrócił twarz i ujrzał 

ją. Jej dłonie poznałby wszędzie, ich dotyk był wyjątkowy.

- Raija! - jęknął i pogładził jej włosy. Nawet w tym śnie przypominały cienki jedwab i 

background image

wydawały się takie nierzeczywiste. - Raiju, nie odchodź ode mnie!

Pokręciła głową. Odsunęła go zdecydowanie, ale ostrożnie, i pomogła mu się położyć.

- Jestem tu, Santeri. Nigdzie nie odchodzę. Westchnął z ulgą. Dobrze było ją znowu 

ujrzeć, ale był taki zmęczony. Tak okropnie zmęczony.

Oczy mu się zamykają...

Ale powinien opowiedzieć jej o swym śnie...

Rozśmieszyło go to: we śnie chce opowiadać inny sen!

Zacisnął palce na jej szczupłej dłoni. Nigdy nie mógł pojąć, skąd się bierze tyle siły w 

tych drobnych dłoniach, w tym drobnym ciele.

- Nie odchodź ode mnie, Raiju - szeptał namiętnie, poruszając spierzchniętymi wargami. 

Był rozpalony gorączką, a równocześnie marzł. Niby niemożliwe, a tak mu się przydarzyło.

Ten sen, zupełnie szalony...

- Dom, Raiju - szeptał. - Dom...

- Tak, Santeri? - usłyszał jej głos dochodzący z oddali, szemrzący niczym wiosenny 

potok.

Powinien   otworzyć   oczy   i   przytulić   ją   mocno,   ale   nie   miał   siły.   Był   tak   strasznie 

zmęczony.

- Dom nad jeziorem, Raiju - wydusił z siebie. - Nasz dom stojący wśród świerków. I 

ziemia, moja i twoja, Raiju. Nasz dom... Zabiorę cię tam, ale najpierw trochę pośpię, chce mi 

się spać...

- Śpij, Santeri, śpij...

Nie słyszał już tych słów, bo pogrążył się w gęstej mgle, w sennym obłoku, który go 

szczelnie otulił. Zdawało mu się, że jest lekki jak piórko, odpłynął i przestał marznąć.

Nic już nie czuł.

Zelżał uścisk i Raija ostrożnie uwolniła swą dłoń.

- Wyjdzie z tego - odezwała się po chwili. Mikkal skinął głową, ale w jego oczach czaił 

się smutek.

- Kiedy leżałem w gorączce, także wiele majaczyłem - rzekł cicho. - Wielu ludziom 

sprawiłem tym ból. Teraz przyszło mi za to zapłacić, zasłużyłem sobie.

-   Ciekawa   jestem,   o   co   mu   chodziło...   -   Raija   obrzuciła   ciepłym   spojrzeniem 

przeraźliwie bladą twarz.

Mikkal poczuł lodowate ukłucie w sercu i chłodniej niż zamierzał, rzekł:

- Przecież to jasne jak słońce, on także ma swoje marzenia. Nigdy nie czyniłaś mu 

nadziei?

background image

Raija pokręciła głową.

Mikkal westchnął i odwrócił wzrok.

Matti położył się na brzuchu. To było jeszcze gorsze niż sentymentalne wyznania. Oni 

albo pożerali się wzrokiem, albo żarli się o każdy drobiazg.

Jeśli tak ma wyglądać związek dwojga ludzi, to nigdy nie pozwoli, by jakaś kobieta 

znaczyła dla niego tak wiele. Lepiej zadowolić się drobnymi miłostkami niż tym, co nazywa się 

wielką miłością.

- Aleksanteri lubi puszczać wodze fantazji i marzyć o tym, co nieosiągalne - wyjaśniła 

Raija. - Ale jeśli może po coś sięgnąć ręką, natychmiast przestaje go to interesować. A ja 

zawsze pozostanę tylko jego marzeniem. Mikkal nie dał się całkiem udobruchać. Być może 

Raija naprawdę wierzy w to, co mówi, ale on jako mężczyzna wie lepiej. Doskonale zdaje sobie 

sprawę, o czym myślą mężczyźni.

Raiji   udało   się   wytrzymać   jego   wojownicze   spojrzenie.   Kiedy   popadał   w   podobny 

nastrój, stawał się bardziej uparty niż narowiste młode samce reniferów podczas rozdzielania 

stada.

- Zanim zaczniesz odgadywać cudze myśli, Mikkalu - rzekła spokojnie - posłuchaj, jakie 

są moje. Wiedz, że moje marzenia dotyczą pięciorga małych istot, Mattiego, jeśli zechce z nami 

zostać, i jeszcze nas dwojga.

I proszę, nie wiń mnie za cudze marzenia, na które nie mam wpływu.

Mikkal rozważył jej słowa i w głębi serca był pewien, że wyznanie Raiji jest szczere.

Owszem, miała innych mężczyzn, ale nie zajmowali w jej sercu takiego miejsca jak on.

Zwichrzył lekko grzywkę Raiji, a jego uśmiech przekonał ukochaną, że już się na nią 

nie gniewa.

- Ciekawe, jak ty byś zareagowała, gdyby inne kobiety zaczęły snuć o mnie senne 

marzenia - zauważył tylko. - Chętnie bym się o tym przekonał.

Raija poruszyła w powietrzu zgiętymi palcami, jakby wydrapywała komuś oczy.

- No właśnie - podsumował Mikkal.

Znowu zapanowała między nimi zgoda. Matti odetchnął z ulgą.

Siedział przed niewielką chatą. Gładka tafla jeziorka lśniła niczym lustro, nie poruszona 

najlżejszym   powiewem   wiatru.   Wciągał   w   nozdrza   zapach   lasu   i   wsłuchiwał   się   w   ciszę. 

Popatrzył na falujące łany zboża o bladozielonej barwie, jak zwykle wczesnym latem, i czuł, że 

wypełnia go szczęście. Ciszę przerwał radosny śmiech dziecka, a dźwięczny głos, który kochał 

ponad wszystko na świecie, odpowiadał na pytanie.

Wystarczyło odwrócić głowę, by ujrzeć tę jedyną, zajrzeć wprost w ukochaną twarz, 

background image

napotkać jej wzrok, a już na pewno by od niego nie odeszła.

Przecież obiecała, że go nie opuści.

Opowiedział  jej o domu, a ona była uszczęśliwiona. Chciała z nim zamieszkać, by 

pomóc mu okiełznać chęć wędrówki, jeśli się pojawi.

Razem mogliby tego dokonać, dla dwojga to drobnostka.

Wystarczyło zamknąć oczy...

Aleksanteri z trudem podniósł powieki. Do diabła, jaki jest zmęczony, ciało mu całkiem 

zdrętwiało!

To nie lato!

Ale przecież ona siedzi obok! Jej włosy lśnią w lichym blasku płomieni z paleniska.

Aleksanteri leżał nieporuszony i chłonął jej obraz spod wpółprzymkniętych powiek.

Raija.

Dziewczyna,   jakby   wyczuwając   jego   wzrok,   zwróciła   ku   niemu   swą   twarz. 

Rozpromieniła się, gdy zauważyła, że się przebudził. Szybko przysunęła się bliżej i nachyliła 

nad nim.

- Dobry  Boże,  jakie  to szczęście   widzieć,   że  wyszedłeś  z tego!  Tak  się bałam,  że 

umrzesz!

Uśmiechnął się blado. Słyszał, że wichura ustąpiła. A więc to nie był sen. Raija była tu 

przez cały czas. Co jeszcze zgadza się z treścią snu?

- Szalała burza śnieżna... - odezwał się słabym głosem, z wysiłkiem wypowiadając 

każde słowo.

- My na czas schroniliśmy się w cieple - wyjaśniła szeptem Raija, żeby nie zbudzić 

pozostałych. - Zawierucha trwała całą noc. A wy doszliście prawie do samej jurty...

- Ten drugi? - Aleksanteri rzucił jej pytające spojrzenie.

- Nie żyje. Musieliśmy go wywieźć stąd jak najdalej. Wilki, rozumiesz...

Santeri skinął głową zafrasowany i rzekł:

- Nie znałem go. Spotkaliśmy się po drodze i wędrowaliśmy razem.

W jego oczach czaiło się pytanie, na które Raija udzieliła odpowiedzi:

- Tak, nadal jestem z Mikkalem. Jest też z nami mój brat i synek Mikkala.

- Mówiłem coś w gorączce?

Pośpiesznie położyła mu dłoń na czole. Domyślił się, że powiedział wszystko.

- To trzymało cię przy życiu, Santeri. Cieszę się, że mogłam dla ciebie coś znaczyć. Nie 

zniosłabym, gdybyś umarł.

- Próbowałem - wyszeptał. - Próbowałem o tobie zapomnieć, ale to niemożliwe.

background image

Położyła mu palec na ustach, ale Santeri był tak słaby, że nawet nie mógł go pocałować.

- Nie myśl o tym i więcej już nic nie mów. Tylko wróć do zdrowia. Mam dla ciebie 

gorącą i pożywną zupę.

Pokiwał głową. Potrzebował tego.

Musi jak najszybciej wyzdrowieć. Nie będzie jej dłużej ciężarem. Nie będzie się musiała 

już o niego martwić.

Raija podtrzymała go przez chwilę i podała miskę z zupą.

Aleksanteri   zorientował   się,   że   senne   marzenia   niewiele   miały   wspólnego   z 

rzeczywistością.

Nie było żadnej chaty nad jeziorkiem. Tylko Raija, owszem, tyle że w całkiem innej 

roli.

- Ależ on musi mnie nienawidzić - mruknął pod nosem, spoglądając na Mikkala. Raija 

przytrzymała Aleksanteriemu kubek i posłała króciutki pocałunek. Pragnęła, żeby go ogrzał, i 

była pewna, że teraz, gdy się już ocknął, dobrze ją zrozumie.

- Tak, jest zazdrosny - zaczęła - ale nienawiść jest mu obca. Kocham go.

Aleksanteri opadł z powrotem na posłanie. Nie mógł oderwać od niej oczu.

- Gdybyś to samo czuła do mnie, także byłbym w stanie wiele znieść.

- Nie powinieneś za dużo myśleć, Santeri. Masz wypocząć, najeść się i odzyskać siły.

- Żebyście się mogli mnie szybko pozbyć?

- Możesz jechać z nami do Jykea - wyrwało się Raiji. Aleksanteri wiedział, że lepsze to 

niż nic.

- Chętnie - odparł i zasnął. Raija zastanawiała się, czy nie popełniła głupstwa.

Myśli kłębiły jej się w głowie, gdy nagle usłyszała głos Mikkala:

- Nie mogłaś mu powiedzieć nic innego. Ale potem będziesz tylko moja.

Wdzięczna wtuliła się w jego ramię i wyszeptała:

- Już jestem i wiesz o tym doskonale.

background image

9

„Sankt Nikołaj” przemierzył długą drogę. Wyruszył z Archangielska leżącego daleko na 

wschodzie i wykorzystując sprzyjające wiatry, ciął fale, kierując się na południowy zachód do 

Malangen.

Po drodze zawijali niemal do każdej zatoczki i fiordu.

Mąkę już sprzedali i zostały im tylko beczki. Na południu jednak, gdzie lasów było pod 

dostatkiem, nikt ich nie kupował. Rosjanie mieli jednak nadzieję, że pozbędą się towaru w 

najdalej na północ wysuniętych zakątkach kraju.

Młody ciemnowłosy szyper mógłby właściwie już wracać z powrotem do domu, ale 

powodowany   sentymentem,   zapragnął   zobaczyć   te   wszystkie   miejsca,   których   nazwy 

zapamiętał z jej opowieści.

Pooddycham tamtejszym powietrzem, a potem zawrócę do Rosji, postanowił.

Do życia wypełnionego pustką.

Od   pamiętnego   rejsu   przed   trzema   laty,   kiedy   jego   brat   stracił   życie,   Jewgienij 

Dymitrowicz Byków właściwie żył w próżni. Ówczesna załoga rozpuściła o nim najgorsze 

plotki, z których trudno było mu się oczyścić. Przez ponad rok nie udawało mu się zebrać 

nowej załogi. Imał się wówczas różnych zajęć. W końcu kupił sobie dwie szkuty, dzięki którym 

stał się zamożny. Niektórzy uważali nawet, że nie uchodzi, by człowiek z taką pozycją sam był 

szyprem na swoich statkach.

Ale dla niego liczyło się tylko morze.

Kochał Aleksieja. Ciągle obwiniał siebie o jego śmierć. Kiedy przebywał na lądzie, 

znajdował pociechę w pielęgnowaniu grobu brata.

Jewgienij miał skłonność do melancholii, zresztą było to u nich rodzinne. Podtrzymywał 

w sobie ten stan, mimo że nie brakowało mu powodów do radości.

Ciemnowłosy,   przystojny,   podobał   się   kobietom.   W   jego   obecności   krew   szybciej 

krążyła   im   w   żyłach.   Miał   nieprzeniknione   spojrzenie.   Jego   oczy,   choć   przyglądały   się 

badawczo i oceniały, nigdy nie zdradzały tego, co naprawdę myśli. W twarzy o grubo ciosanych 

rysach   było   coś   dzikiego.   Przypominał   nieposkromionego   niedźwiedzia   z   bezkresnych 

pustkowi na wschodzie. Rozpacz wyzierająca z jego brązowych oczu wyzwalała w kobietach 

instynkt opiekuńczy. Wyczuwały, że potrzebny mu ktoś, kto by go wsparł, u kogo znalazłby si-

ły i ciepło, przy kim mógłby odpocząć.

Potrzebował kobiety.

Kiedyś kochał, ale doznał strasznego zawodu i przestał ufać wszystkim niewiastom. 

background image

Dopiero ona, piękność z obcego kraju, przywróciła mu wiarę. Udowodniła, że z niektórymi 

kobietami można rozmawiać, że rozumieją. I bywa, że mogą znaczyć tyle co najlepszy kompan. 

A nawet więcej, jeśli odnajdzie się tę właściwą.

Szukał tej jedynej, gdy nachodziło go rozczarowanie.

Szukał, gdy sprawy układały się po jego myśli.

Ale nie znalazł.

Spotykał kobiety, które się z nim we wszystkim zgadzały. Śmiały się, kiedy on się 

śmiał, naśladowały jego gesty i sposób mówienia.

Inne spoglądały na niego głupawo, kiedy proponował im rozmowę, bo potrafiły jedynie 

plotkować. Najwięcej było takich, które miały do zaoferowania jedynie ciało.

Brał je w ramiona i uciekał się do wszystkich tych sztuczek, które przyswoił sobie w 

młodzieńczych latach i w wieku dorosłym. Kłamał równie łatwo, jak się przymyka oczy.

Na początku to działało.

Ale ciało bez duszy staje się niczym innym tylko bezdenną pustką. Wykorzystywał 

kobiety, one wykorzystywały jego... Narastał w nim coraz większy niesmak.

Nadszedł dzień, gdy już miał wszystkiego dość.

Poczuł głęboką niechęć do bezsensownych rozmów, chłodu, nie potrafił siebie dłużej 

oszukiwać, że jest coś pociągającego w kobietach, które wybierał.

Sztuczki przestały działać.

Z ukłuciem w sercu uświadomił sobie, że nie powinien dawać wiary słowom Raiji. 

Może znała siebie, ale nie znała innych kobiet.

Dobrze   mu   się   z   nią   rozmawiało,   nawet   lepiej   niż   z   Aleksiejem.   Między   nim   a 

młodszym bratem bowiem zawsze istniał element męskiej konkurencji.

Z Raiją nie musiał walczyć o prymat, nie musiał udowadniać, że jest lepszy.

Miała szczególny dar rozumienia innych. Bogata wyobraźnia pomagała jej wczuć się w 

to, co jej opowiadano. A przy tym bywała szczera do bólu. Mówiła prawdę, nie owijając w 

bawełnę, nie było w niej jednak cienia złośliwości.

Zawiązała się między nimi przyjaźń.

I chociaż zdarzały się krótkie chwile, kiedy powietrze gęstniało, choć zdawało się to 

fizycznie nie do wytrzymania, nigdy nie pomyślał o niej inaczej. Nie chciał mieszać do tego 

erotyki.

Raija  należała  do Aleksieja,  nawet  po jego  śmierci.  Jewgienij  zaproponował   jej   co 

prawda małżeństwo, ale ona odmówiła.

Dopiero teraz uświadomił sobie, że nie mógł ułożyć sobie życia, ponieważ wspomnienie 

background image

o niej nie dawało mu spokoju.

Przerażały go własne marzenia, w których należała do niego nie tylko duszą, ale i 

ciałem.   Bał   się   zburzyć   to,   co   między   nimi   wydawało   mu   się   najpiękniejsze:   wspaniałą 

przyjaźń.

Powiedziała, że przeznaczone jest jej życie w Ruiji.

Domyślał się, że zatrzymała się w którejś z osad położonych na wybrzeżu, ale szanse, że 

ją odnajdzie, wydawały mu się niewielkie.

Szukał jednak we wszystkich tych miejscach, o których mu opowiadała, a także w 

innych,   bo   przecież   równie   dobrze   mogła   osiąść   nad   jakimś   fiordem,   którego   nigdy   nie 

wymieniła w rozmowie.

Musi ją zobaczyć i przekonać się, czy jej nie wyidealizował, czy to, co zapamiętał, 

chwile niemal magiczne i niezwykłe uczucie bliskości, nie jest wytworem jego wyobraźni.

Musi się przekonać, czy jest jeszcze zdolny do miłości.

Czy jego ciało zareaguje na kobietę, czy też koszmar impotencji prześladować go będzie 

aż do grobu?

Hans Fredrik Feldt pozbył się wozu, bo wzbudzał zbyt duże zainteresowanie, a tego 

chciał uniknąć za wszelką cenę.

Równie dobrze podróżowało się konno. Kiedy zwierzę było zmęczone, uznawał, że 

trzeba się zatrzymać na nocny odpoczynek. A gdy koń padł, no cóż, dla kogoś, kto ma przy 

sobie trochę grosza, nie stanowiło to problemu.

A on nie należał do tych, którzy rozczulają się z powodu konia.

W porze wielkich jarmarków za kołem polarnym wędrowało wielu ludzi i łatwo było 

wtedy zasięgnąć języka. Wystarczyło odpowiednio zapłacić, by poznać najświeższe nowiny.

- W Alcie trafiłem wreszcie na jej ślad - przemówił kapitan do zwierzęcia. - Znam teraz 

nie tylko jej twarz, ale i dwa nazwiska.

Spotkał ludzi, którzy ją sobie przypomnieli. Jego przyzwoity wygląd, flaszka i garść 

brzęczących monet uczyniły cuda. W Alcie pamiętano czarnowłosą kobietę niezwykłej urody. 

Pamiętano skandal.

Hans Fredrik sądził, że czarownica jest Laponką.

W Alcie utrzymywano stanowczo, że kobieta wywodziła się z Finów.

W księgach parafialnych znalazł zapis:

„Raija   córka   Erika,   z   domu   Alatalo,   urodzona   29   lutego   1710,   zaślubiona   z   Reijo 

Kesaniemi urodzonym 3 czerwca 1708 roku”.

Nauczył się tego na pamięć. A pamięć miał dobrą.

background image

To był dopiero początek. Jeśli będzie trzeba, wygrzebie całą historię jej życia.

Znajdzie ją, Raiję Kesaniemi. I zniszczy.

Nikt nie będzie wystawiał go na pośmiewisko.

A już na pewno nie kobieta!

Pytani przez niego ludzie nie wiedzieli dokładnie, skąd pochodzi ta wiedźma. Jako 

miejsce urodzenia podała Tornedalen, a to rozległy obszar. Zapewniano go jednak, że Raija nie 

przybyła tu bezpośrednio z Finlandii. Wcześniej była żoną jakiegoś Norwega, ale jego imienia 

nikt nie znał. Dowiedział się jedynie, że Finowie najchętniej osiedlają się w okolicach fiordu 

Lyngen i w Alcie.

Dlatego   pojechał   konno   na   południowy   zachód   i   dołączył   do   grupki   tych,   którzy 

podążali na jarmark w Skibotn. Ubrany jak inni, w spodnie i kurtkę z samodziału założoną na 

skórzany   kaftan,   czapkę   ze   skóry   i   sfatygowane   buty,   niczym   się   nie   wyróżniał   wśród 

wędrowców.

Nic w jego wyglądzie nie zdradzało, że był oficerem. Nikomu nie przyszłoby do głowy, 

że   to   on   rozpętał   lawinę   cierpienia,   wznawiając   procesy   czarownic   na   daleko   na   północ 

wysuniętym kawałku lądu.

Uznano go za niezbyt rozmownego kompana, niezbyt też sympatycznego, ale poza tym 

niewiele   można   mu   było   zarzucić.   Miał   śniadą,   dość   charakterystyczną   twarz,   na   której 

malowały się stanowczość i ponure usposobienie.

Niektóre kobiety zgadywały, że doznał zawodu miłosnego, i stąd bruzdy na jego czole i 

surowy,   niemal   rozpaczliwy   wyraz   zielononiebieskich   oczu.   Na   pytania,   skąd   pochodzi, 

odpowiadał, że zewsząd i znikąd. Uwierzyli mu, bo wokół roiło się od tego typu mężczyzn. Był 

do nich podobny. Oni wszyscy wyglądali tak, jakby przed czymś uciekali albo czegoś szukali.

Mężczyźni naznaczeni piętnem: podróżnicy, włóczędzy, wędrowcy...

Ludzie   ich   akceptowali,   choć   dobrze   wiedzieli,   że   znajomość   z   nimi   jest   jedynie 

przelotna.

Minął tydzień, nim odważyli się ruszyć w dalszą drogę. Wprawdzie pogoda poprawiła 

się już po paru dniach, ale Aleksanteri, który bardzo powoli wracał do zdrowia, wstrzymywał 

ich wyjazd. Raija robiła co w jej mocy. Wypróbowała większość ziół, jakie miała przy sobie, 

przez co zapasy, które starczyć miały do lata i jesieni, znacznie się uszczupliły. Ale Santeri, 

mimo że bardzo się starał, ciągle czuł w środku lodowaty chłód. A kiedy na dodatek spuchła mu 

i posiniała stopa, przeraził się, że grozi mu jej utrata. Raija zirytowała się, a Mikkal całkiem 

zamknął w sobie. Poznawał ten odór. Zawładnęły nim wspomnienia, czuł niemal fizyczny ból 

w nodze, w której nic nie powinien czuć.

background image

Na szczęście papka z ziół nałożona pod opatrunek pomogła Santeriemu. Obrzęk ustąpił, 

a wraz z nim i ból. Na dzień przed wznowieniem wyprawy chory po raz pierwszy wstał o 

własnych siłach.

- Nie chciałbym być wam kulą u nogi - mówił. - Gdyby nie to, że jestem całkowicie od 

was   uzależniony,   już   dawno  bym  poprosił,   żebyście   ruszyli   beze   mnie...   -  uśmiechnął   się 

krzywo. - Ale ponieważ tak bardzo kocham siebie, że zamierzam żyć, uczepiłem się was jak 

rzep.

-   Jeśli   ruszymy   za   wcześnie,   będziesz   nam   większą   przeszkodą   -   odparła   Raija 

rzeczowo. - Bo jeśli ci się pogorszy, będziemy zmuszeni znowu zatrzymać się na dłuższy 

postój, a to o wiele większy kłopot. Lepiej poczekać, aż zupełnie wydobrzejesz.

- Wiem, jak ci spieszno do dzieci... - zaczął, ale Raija bezceremonialnie ucięła dyskusję:

- Oczywiście,  że najważniejsze  na  świecie  wydaje  mi  się teraz odnalezienie   moich 

dzieci, ale nie mogę przecież narażać cudzego życia. Nie należę do tych, którzy myślą tylko o 

sobie!

Pierwszego dnia podróży Santeri czuł się okropnie, cierpiał jednak w milczeniu. Leżał w 

pułkach Mikkala, starannie otulony futrami, tak że wystawało mu tylko pół twarzy.

Planowali   pokonać   niezbyt   dużą   odległość,   ale   pogoda   była   wprost   wymarzona: 

wspaniała szreń, bezchmurne niebo i niemal bezwietrznie, dzięki czemu łatwiej znosiło się 

chłód.

Aleksanteri przez całą drogę zapewniał, że nie muszą się o niego martwić, że da sobie 

radę.

Kusiło ich, żeby nadrobić choć trochę stracony na postoju czas.

Kiedy   w   końcu   zdecydowali   się   zatrzymać   na   odpoczynek,   była   już   późna   noc. 

Aleksanteri siadł do posiłku blady jak kreda, a ręce tak mu się trzęsły, że nie mógł utrzymać w 

nich jedzenia.

- Przeforsowałeś się - zmartwiła się Raija. - Naucz się w końcu jednego: musisz nam 

powiedzieć, kiedy nie dajesz rady.

- Świetnie się czułem - bronił się Santeri. - Dopiero kiedy wszedłem do namiotu...

Nie uwierzyli mu.

Ale on obstawał przy swoim. Kompletnie wyczerpany, otulił się futrem i, nim pozostali 

skończyli jeść, zasnął kamiennym snem.

- Już pora spać? - zdziwił się Ailo, który nie czuł jeszcze znużenia.

Z wyraźną ulgą przyjął wyjaśnienie dorosłych, że jeśli nie chce, nie musi się jeszcze 

układać do snu.

background image

- Podziwiam go... - przyznał później Mikkal, gdy razem z Raiją leżeli  przytuleni i 

prowadzili szeptem jedną ze swych długich nocnych rozmów. - Choć wolałbym nie żywić dla 

niego takich uczuć. Ale to silniejsze ode mnie. W tym człowieku drzemią dwie natury. Wi-

działem, jak się męczy, ale nie poskarżył się nawet jednym słowem. Mało kto wytrzymałby na 

jego miejscu.

- Masz rację, to nie jest taki sobie żartowniś - odparła cicho Raija. - Udaje beztroskiego 

wesołka, ale tak naprawdę jest wrażliwy i bystry.

- Sądzisz, że to wszystko jest grą?

Raija wtuliła policzek w ramię ukochanego.

- Nie wszystko, ale większość. Może on sam nawet nie zdaje sobie z tego sprawy?

- Nie wiem, co mam o nim myśleć. Denerwuje mnie, wydaje mi się czasem taki płytki, 

dziecinny... Nawet Matti zachowuje się bardziej dojrzale.

Raija, rozbawiona, pocałowała go w nos.

- Pozwól, że zgadnę, Mikkalu... Jesteś zazdrosny!

- Może... - wymamrotał i musnął wargami kąciki jej ust. - Marzy mi się letni las pełen 

tajemnic. Pagórki pokryte miękkimi kępkami mchu, gdzieniegdzie obsypane liśćmi. Brzozy 

wystawiające ku niebu swe gałęzie. I my, tylko we dwoje! Prócz nas żywej duszy przynajmniej 

w odległości trzech dni wędrówki.

- Nawet nie muszę pytać, co też chciałbyś tam robić - odrzekła szeptem i zaśmiała się 

cicho.

- Czy to źle, że pragnę cię tylko dla siebie? - zapytał, przytulając ją mocniej. - Jestem 

normalnym mężczyzną.

Raija uśmiechnęła się.

Pocałowała go w policzek i ugryzła leciutko w ramię. Mikkal spał zawsze w samych 

kalesonach, z nagim torsem. Ona kładła się tylko w najcieńszej koszuli.

Nie wypuszczając jej ze swych silnych ramion, obrócił się tak, że znalazła się pod nim.

- Jesteś najpiękniejsza na świecie, Raiju - powiedział takim tonem, jakby właśnie to 

odkrył.

Serce zabiło jej mocniej. Z uśmiechem gładziła jego plecy i szeroki tors. Koniuszkami 

palców zakreślała kółka na jego ciele, doprowadzając go do szaleństwa. Płonął.

Powoli pochylił się nad nią i pocałował.

Raija przywarła do niego, spragniona pieszczot. Tęskniła za jego dłońmi, które potrafiły 

pobudzić ją tak, że drżała z pożądania.

Mikkal oderwał się od jej warg i uśmiechnął porozumiewawczo. Nie potrzebowali słów.

background image

Jej ciało tuliło się do jego ciała, za żadne skarby nie chciała utracić tej bliskości.

- Jeszcze obudzimy pozostałych - wyszeptał ostrzegawczo Mikkal.

- Potrafisz na tym poprzestać? - zapytała, a wyzwanie, które usłyszał w jej głosie, tym 

mocniej go podnieciło.

- Nie, skarbie. A ty? Uśmiechnęła się przepełniona miłością.

- Dotykaj mnie - poprosiła. - Pieść mnie, żebym rozpaliła się jak pochodnia. Zamknij 

oczy i wyobraź sobie, że jest lato i leżymy w lesie, o którym tak marzysz. Wyobraź sobie, że 

jesteśmy tu zupełnie sami.

-   Gdybym   to   zrobił,   błagałabyś   mnie,   żebym   się   uspokoił   -   mruknął   cicho.   - 

Podskakiwałabyś nerwowo przy najlżejszym trzasku ognia w palenisku, a gdyby Matti zakasłał 

przez sen, dostałabyś chyba ataku serca...

- To może wybierz trochę łagodniejsze pieszczoty.

- Takie jak te?

Mikkal rozchylił na bok poły cienkiej koszuli, po czym ujął w dłonie miękkie, krągłe 

piersi Raiji. Gładził je, z uśmiechem wpatrując się w twarz ukochanej.

Pokiwała głową w milczeniu.

Jej ciało już całkiem mu się poddało. Mikkal uśmiechał się, odkrywając w sobie całe 

pokłady czułości i miłości do tej jedynej. Nagle wydało mu się, że dotąd jeszcze nigdy nie 

zdołał w pełni wyrazić, jak bardzo ją kocha.

Zbyt mało czynów, bo cóż znaczą słowa...

Nawet miłosny akt bladł w porównaniu z tym ogromem uczuć, jakie nim zawładnęły.

Poruszył   się   i   musnął   leciutko   palcami   twarde   blizny,   z   powodu   których,   co   teraz 

wydawało mu się całkiem niepojęte, omal jej nie odrzucił. Nie mógł znieść ich widoku, bo 

przypominały mu o jej cierpieniu i o okropnościach, przez jakie przeszła. Ale to przecież nadal 

była Raija, jego Mały Kruk, kobieta, którą ukochał ponad wszystko na świecie!

Nadal pożądał tylko jej.

Futro, którym się okrywali, niemal całkiem się z nich zsunęło. Poprawili je, a potem ich 

dłonie znów odnalazły własne ścieżki.

Mikkal   pogładził   lekko   uda   Raiji.   Przyjmowała   jego   pieszczoty   i   nakłaniała   do 

dalszych, coraz śmielszych...

Jęknęła cicho, kiedy poczuła na brzuchu jego męskość. Jej palce wiedziały, czym go 

uradować.

On tymczasem sunął dłońmi w dobrze sobie znane rejony.

Mikkal potrafił swoimi pieszczotami wyzwolić w Raiji nieporównywalny do niczego 

background image

żar.

Gra miłosna innych mężczyzn, których miała, była nierzadko bardziej wyrafinowana, 

jednak uczucie, jakim darzyło się nawzajem tych dwoje, rozpalało silniej niż najwymyślniejsze 

sztuczki miłosne. To do Mikkala tęskniła, jego pożądała, a nie jakiegoś pierwszego lepszego 

kochanka.

- Pragniesz mnie? - zapytał, szepcząc jej miłośnie wprost do ucha, a gdy dotknął go 

leciutko czubkiem języka, gorące prądy rozeszły się po całym jej ciele.

Nic nie mówiąc, uniosła biodra i otworzyła się przed nim.

Czuła, jak drży podniecona i porywa go za sobą, nadając coraz szybszy rytm.

Zanurzając palce w jego czarnych gęstych włosach, przyciskała go mocno i dobrze 

wiedziała, że tak jak i ona bliski jest spełnienia.

Odnalazł jej usta, a od pocałunku, gwałtownego i przepełnionego namiętnością, nad 

którą nie dało się już dłużej zapanować, omal nie spłonęli.

Mikkal objął dłońmi jej krągłe pośladki i poczuł, jak jej uda zamykają się wokół jego 

bioder. Przywarła do niego, jakby chciała się stopić z nim w jedno. Leżał cicho, a ona drżała w 

ekstazie. Jęknęła i pogryzła do krwi jego wargi. Wbiła się palcami w jego ramiona.

Poruszała się jak fale przypływu. Uwielbiał na to patrzeć! Jej ciemne oczy ciemniały 

jeszcze bardziej, a na twarzy malowało się całkowite oddanie.

A on spełnił niemą prośbę ukochanej, aby stali się jedno.

- Mógłbym żyć tą chwilą, póki nie dotrzemy na miejsce - wyszeptał znużony.

Raija pocałowała go lekko w policzek.

- Nie mógłbyś, ja też nie.

Zasnęli nasyceni miłością i szczęściem. Cieleśnie i duchowo zjednoczeni.

Aleksanteri przebudził się i nie mógł już zasnąć. Słyszał ich... Zrozumiał, że z takim 

uczuciem nikt nie może się zmierzyć.

I pożałował, że nie zamarzł na śmierć podczas śnieżnej burzy.

background image

10

Reijo   wiosłował   w   stronę  lądu   spokojnie   i   miarowo.   Knut   i   Maja,   oparci   o  burtę, 

wpatrywali się w wodę. Maja wychylała się nieostrożnie, ale Reijo, zamiast ją nieustannie 

upominać, usiadł tak blisko, żeby zdążyć ją przytrzymać, gdyby okazało się to konieczne. Do 

dziewczynki   nie   docierały   bowiem   żadne   upomnienia,   a   najlepszą   nauczką   był   strach. 

Próbowała wszystkiego, póki nie poparzyła sobie palców. Ale nawet wtedy za nic w świecie nie 

przyznałaby się do tego, że postąpiła źle albo że popełniła błąd.

Po takich niemiłych zdarzeniach stawała się ostrożniejsza, ale nigdy nie ustąpiła.

- Potrzebne nam te ryby? - zapytała, kręcąc się niespokojnie. Z pogardą kopnęła drobne 

dorsze, jakie udało im się złowić.

- Tak - odrzekł Reijo.

- Teraz? Przecież niedługo jarmark. Sprzedasz skóry i będziesz bogaty. Nie będziemy 

wtedy już musieli jeść ryb.

Upodobania kulinarne Mai nie pasowały do ubogiej osady nad fiordem.

- Ryby są smaczne - stwierdził Knut, za co został obdarzony przez siostrę pogardliwym 

spojrzeniem.

- Fuj! - rzekła tylko, a jej twarz przypominała gradową chmurę.

Dobry Boże, pomyślał w duchu Reijo. Jak sobie z tym poradzę? Dzieci dorastają. Są tak 

różne jak ogień i woda. Powinienem traktować je jednakowo, sprawiedliwie. Staram się je 

dobrze wychować, ale z Mają chyba mi się to nie uda. I tak pójdzie własną drogą. Obojętnie, do 

czego będę próbował ją nakłonić. Dobry Boże, pozwól Raiji wrócić. Zachowaj ją przy życiu i 

spraw, by nas odnalazła! Sam nie dam rady. Poza tym chciałbym żyć własnym życiem.

Daleko u wejścia do fiordu Maja dostrzegła niewielki punkt.

- Czy to Rosjanie? - zapytała z cieniem zainteresowania w głosie.

Bywało, że odzywały się w niej wspomnienia z czasu spędzonego na rosyjskim statku z 

żaglami. Jakieś  strzępy zdarzeń, niczym bajka. Dziewczynka sama nie była pewna, czy to 

wszystko   wydarzyło   się   naprawdę.   Czasem   wspominała   mężczyznę,   który   dowodził 

wszystkimi. Mówiła, że był miły, i opowiadała o pięknych przedmiotach, jakie posiadał. A 

potem na długo zapominała o wszystkim...

Niedawno   jednak   do   ich   fiordu   przypłynęły   dwie   rosyjskie   szkuty.   Reijo   kupił   od 

Rosjan mąkę na całą zimę.

Wziął ze sobą Maję, która nie kryła swego rozczarowania. Podstarzali szyprowie, z 

którymi   jej   opiekun   dobijał   handlu,   w   niczym   nie   przypominali   przystojnego   kapitana   ze 

background image

wspomnień.

- Nie ma tu nikogo więcej? - pytała w kółko. - Musi tu być ktoś jeszcze. Może tamten 

schował się gdzieś pod pokładem? Przecież to on wszystkimi dowodzi!

Reijo kosztowało wiele czasu i cierpliwości, żeby wytłumaczyć dziewczynce, że do ich 

wybrzeży przypływa wiele statków i jeszcze więcej rosyjskich marynarzy. Może jej kapitan 

minął ich osadę, nie przybijając do brzegu? Może już przestał przypływać w te strony? A może 

przypłynie kiedy indziej?

Reijo wierzył, że dziewczynka zapomni, ona jednak znowu wpatrywała się tęsknie w 

widoczne w oddali żagle i znów zapytała o to samo:

- Jak myślisz, Reijo, czy to nasz Rosjanin? Nie mógł jej powiedzieć nic poza tym:

- Nie wiem. Zobaczymy, Maju. Zobaczymy. Kiedy wieczorem dzieci ułożyły się do snu, 

wiedział już, że tym razem przypłynęła właściwa szkuta: „Sankt Nikołaj”.

Reijo nie znał rosyjskiego alfabetu, choć słyszał, że nazywany jest cyrylicą, ale poznał 

znaki widniejące na burcie i wiedział, co oznaczają.

Co prawda sama nazwa jeszcze niczego nie dowodziła, bo przeszło połowa rosyjskich 

łodzi, które widział, nosiła nazwę różnych świętych. W głęboko religijnej Rosji wydawało się 

to zupełnie naturalne.

Szczególną popularnością cieszył się opiekun żeglarzy, święty Mikołaj. Właścicielom 

zdawało   się,   że   nazywając   statek   jego   imieniem,   zapewniają   sobie   dodatkową   opiekę   i 

wsparcie.

Dotąd Rosjanie nigdy nie pojawiali się w porze jarmarku. Reijo obawiał się, że ich 

obecność nie zostanie dobrze przyjęta przez kupców z wybrzeża i znad Zatoki Botnickiej, 

którzy obawiali się dodatkowej konkurencji. Nie będą się spokojnie przyglądać zacumowanej w 

fiordzie szkucie, na której Rosjanie zechcą zbijać ceny.

Reijo zadrżał, kiedy przypomniał sobie podobną sytuację w osadzie na wybrzeżu, gdzie 

mieszkali z Raiją Aleksiej został postrzelony właśnie dlatego, że chciano wystraszyć Rosjan i 

nakłonić ich, by wycofali się z handlu. Reijo nie przypuszczał, by to samo mogło powtórzyć się 

tutaj,   jednak   przy   tak   dużym   zbiorowisku   ludzi   wszelkiego   autoramentu   wszystko   było 

możliwe. W najbliższym tygodniu, kiedy trwać tu będzie targ, przybędzie także pastor i ktoś z 

władz.   Żaden   kłopot   rozdmuchać   nienawiść   wobec   obcych.   Reijo   wiedział   to   lepiej   niż 

ktokolwiek inny.

Tutejsi ludzie nadal pamiętali Raiję. Kiedy powrócił z jej dziećmi w te strony, z trudem 

skrywali   złośliwą   satysfakcję.   Żaden   z   mieszkańców   wioski   nie   okazał   nawet   cienia 

współczucia. Nawet wówczas, gdy powiedział im, że Raija nie żyje.

background image

- Jak kto sobie pościele tak się wyśpi - drwili.

Reijo żył jakby w zawieszeniu. Miał swą chatę na przylądku, łódź, dzieci. Czasami 

nachodziła go jednak przemożna ochota, żeby porozmawiać z kimś dorosłym, i wtedy musiał 

wyrwać się z domu...

Zwykle   kończyło   się   na   tym,   że   wypijał   parę   szklaneczek   wódki   w   towarzystwie 

mężczyzn, którzy także potrzebowali wytchnienia.

Nie znajdował jednak u nich zrozumienia. Dlatego właściwie nigdy tak naprawdę nie 

rozmawiali   ze   sobą.   Co   prawda   gawędzili   o   dawnych   obyczajach,   a   ten   i   ów   się   głośno 

przechwalał, ale to Reijo nie wystarczało.

Za każdym razem przeżywał to samo rozczarowanie. Przysięgał sobie, że więcej się to 

nie powtórzy, ale dobrze wiedział, że to nieprawda. Z kobietami w ogóle się nie spotykał.

Wydawało się mu, że już uporał się z rozpaczą po śmierci ukochanej, którą poznał w 

portowym   mieście   na   południu   kraju.   Pamięć   o   niej   nie   sprawiała   mu   już   takiego   bólu. 

Przypominał sobie najpiękniejsze spędzone z nią chwile, ale z czasem nabrał przekonania, że 

mógłby pokochać inną równie gorąco, gdyby tylko trafiła mu się taka szansa.

Trudniej było mu myśleć o Raiji. I to nie dlatego, że kochał ją w ten sam sposób co 

kobietę w Bergen.

Trudno wyrazić, jak bardzo był przywiązany do Raiji. Ta dziewczyna nigdy nie stanie 

się mu obojętna. Bolało go, że nie wie, co się z nią dzieje, że od dwóch lat nie daje znaku życia.

Czasami nachodziła go przemożna chęć, by spakować wszystko i wyjechać razem z 

dziećmi. Gdziekolwiek. Ale nie mógł, bo przecież tutaj Raija będzie ich szukać, kiedy wróci.

Tak bardzo chciał, żeby wróciła, ale wolał nie myśleć, co będzie potem. Nadal byli 

małżeństwem. Wzięli ślub z rozsądku i dla dokumentu, ale ich związek opierał się na głębokiej 

przyjaźni, która, jak mieli nadzieję, nigdy nie wygaśnie.

Dobry Boże, jak bardzo byli krótkowzroczni.

Na szkucie zapaliło się światło.

Ma tam popłynąć? Wejść na pokład i powiedzieć,  że nie chce nic kupić, że szuka 

jedynie szypra o imieniu Jewgienij?

Takich rzeczy się nie robi, nawet jeśli ktoś jest bardzo spragniony kontaktu z innymi 

ludźmi.

Mimo to Reijo wstał jak w amoku i ubrał się szybko w obawie, że może się rozmyślić.

Wytłumaczył sobie, że robi to dla Mai, ale w głębi duszy wiedział, że i dla niego jest to 

równie ważne.

Niebo było pogodne, a morze spokojne. Gwiazdy mrugały ku niemu jak dobre znajome. 

background image

Reijo co noc prowadził długie z nimi rozmowy, po to żeby nie wyjść z wprawy. Pewnie już 

niewiele brakuje, żeby zwariował.

Mówił trzema językami, zawsze przychodziło mu to z łatwością. Nie chciał zatracić tej 

zdolności, a poza tym teraz bardziej niż zwykle tęsknił do rozmowy z człowiekiem z krwi i 

kości.

Jakim był głupcem, rezygnując z Raiji. Przecież Mikkal nie ma do niej prawa. To on, 

Reijo, jest jej mężem, ma na dowód odpowiedni dokument. Pamiętał te noce w jej objęciach: 

jak cudownie było wtulić twarz w jej miękkie piersi i zapomnieć o całym świecie. Co też go 

podkusiło, żeby zrezygnować z Raiji?

Ale przecież, gdyby sytuacja się powtórzyła, uczyniłby to samo.

Nawet zdając sobie już sprawę z tego, jaka go czeka samotność.

Burta żaglowca wyrosła przed nim jak wysoka skała sięgająca niemal do gwiazd.

- Ahoj! - krzyknął, wiedząc, że ktoś na pokładzie pełni wachtę. Zresztą słyszał głosy, 

pojedyncze słowa i śmiech.

Wspólnota.

Kula, jaką czuł w piersiach, zdawała się coraz bardziej mu ciążyć, ciągnęła go w głębię. 

W dół, na samo dno.

Przez reling ktoś się wychylił i oświetlił go blaskiem lampy.

Reijo   nie   przyswoił   sobie   zbyt   wielu   rosyjskich   słówek   w   czasie   gdy   mieszkał   na 

wybrzeżu, ale potrafił się przywitać.

- Zdrawstwujtie - zawołał, starając się, by jego głos zabrzmiał serdecznie. - Jest wasz 

kapitan?

Mężczyzna na górze zmarszczył czoło, ale zaraz na jego twarzy pojawił się uśmiech, a z 

ust popłynął potok słów w niezrozumiałym języku. Marynarz na moment zniknął, po czym 

wychylił się ponownie i spuścił Reijo sznurową drabinkę.

Gestem  pokazał,   żeby   rzucił   mu  linę   cumującą.   Reijo  zrobił,   co   kazał   marynarz,   i 

zręcznie wspiął się po drabince na pokład.

Marynarz przywitał go serdecznie, uścisnął mu dłoń i ucałował w oba policzki.

Reijo uśmiechnął się z równą serdecznością.

Skierowano go do eleganckiej kajuty. Marynarz, gestykulując, wyjaśnił coś siedzącemu 

przy prostym stole mężczyźnie, po czym wycofał się i zamknął za sobą drzwi. Mężczyzna 

spojrzał na przybysza z zainteresowaniem i pozdrowił go po rosyjsku. W jego wzroku czaiło się 

pytanie.

Reijo odpowiedział po lapońsku:

background image

- Zdaje się, że jesteś bratem Aleksieja...

Mężczyzna  skulił   się  na dźwięk  tego  imienia,   a Reijo  uderzyła  nagle  myśl,   że ten 

człowiek wygląda na tak samo zmęczonego i samotnego jak on sam.

- Nazywam się Jewgienij Byków - odrzekł spokojnie. - A ty...?

- Reijo Kesaniemi, mąż Raiji.

Słowa podziałały jak cios pięścią. Rosjanin zapadł się w sobie i przymknął powieki. A 

potem poderwał się z trzęsącymi się rękami.

- Czy ona ma się dobrze? Jak mogłeś ją zostawić?

- Raija mi wybaczyła - uciął Reijo. - Mogę usiąść? Pokiwał głową.

Reijo opadł na stołek po drugiej stronie ławy. Mężczyźni mierzyli się wzrokiem. Nie od 

razu przypadli sobie do gustu.

- Musiałem tu przypłynąć - rzekł Reijo. - Musiałem sprawdzić, czy tym razem to twoja 

szkuta zawinęła do nas.

- Dlaczego?

-   Jestem   to   winien   pewnej   małej   dziewczynce,   która   często   o   tobie   opowiada.   Za 

każdym razem, kiedy przypływają tu rosyjskie statki, ożywają jej wspomnienia. A niewiele 

wydarzeń ze swego krótkiego życia lubi sobie przypominać.

- A Raija?

Reijo, roztrzęsiony, nabrał powietrza w płuca i zacisnął mocno dłonie oparte o blat.

- Nie przybyłbym tu, gdyby była ze mną. Od dwóch lat jestem sam.

- Umarła? - Jewgienij potrząsnął głową z niedowierzaniem. To nie może być prawda, 

przeleciała mu przez głowę gorączkowa myśl. Jakiej nadziei może się uczepić, jeśli jej już nie 

ma? Czy już na zawsze będzie potępiony?

- Myślę, że żyje - odparł Reijo. - Ale musiała uciekać. Została oskarżona o uprawianie 

czarów i groziło jej spalenie na stosie.

Jewgienij wpatrywał się niemo w Reijo, ale w jego spojrzeniu kryło się żądanie, by 

usłyszeć całą prawdę.

Reijo opowiedział wszystko, co wydarzyło się od chwili, kiedy Raija opuściła pokład 

„Sankt Nikołaja” i zeszła na ląd.

- Jest sama? Reijo zaprzeczył.

- Raija nie opowiadała ci o Mikkalu?

Teraz rosyjski szyper pokręcił głową przecząco.

- Mikkal jest ojcem Mai - wyjaśnił Reijo. - I pierwszą miłością Raiji. Zresztą powinien 

pozostać jedyną. Nie mogli o sobie zapomnieć. Raija jest w najlepszych rękach.

background image

- A jeśli ona nigdy nie wróci?

Reijo uśmiechnął się zmęczony i wzruszył ramionami.

- Wróci. Znam dobrze Raiję. Nie porzuci swoich dzieci, a one są u mnie.

Jewgienij wstał i zaczął krążyć po kajucie. Reijo rozejrzał się wokół. Zobaczył piękne 

przedmioty, o których tak chętnie opowiadała Maja, i zrozumiał, że to wnętrze musiało na niej 

zrobić wielkie  wrażenie.  Wszystko  zdawało  się takie  niesamowite,  pochodziło  z  dalekiego 

świata, o którym mogła tylko marzyć. Maja była bardzo wrażliwa na piękno. Reijo nie miał po-

jęcia, po kim to odziedziczyła, Raija bowiem nigdy nie przywiązywała wagi do rzeczy, piękna 

szukała raczej w naturze i w ludziach niż w przedmiotach. A Mikkal nigdy nie troszczył się o 

to, by coś posiadać.

- Dlaczego się tak dla niej poświęcasz? - zapytał Jewgienij z żarem. - Co jest w niej 

takiego, co sprawia, że mężczyźni tracą dla niej głowę? Mój brat mógł mieć każdą kobietę, 

wystarczyło, by skinął palcem, ale on pragnął tylko jej. Oszalał na jej punkcie.

- Raija to Raija - odparł Reijo. - Zresztą ona uczyniłaby dla mnie to samo. Ludziom 

bliskim swemu sercu odda wszystko, zapominając o sobie. Ona nie robi niczego połowicznie i 

jest bezgranicznie uczciwa. To mój najlepszy przyjaciel.

- Przyjaciel? - Jewgienij uniósł w zdumieniu brwi. - A co z miłością?

- Myślałem kiedyś, że kocham Raiję. To prawda, darzę ją ogromnym uczuciem, ale to 

nie jest miłość.

Przez   wiele   lat   wmawiałem   sobie,   że   to   ta   jedyna.   Ponieważ   wszyscy   wokół   ją 

ubóstwiali, ja nie chciałem być gorszy. Trwało to tak długo, póki nie zrozumiałem, że miłość i 

przyjaźń to dwie różne sprawy.

Jewgienij   potrząsnął   głową,   patrząc   z   niedowierzaniem   na   siedzącego   przed   nim 

mężczyznę, który był mężem Raiji, a utrzymywał, że jest jej przyjacielem.

- To prawda, że z nikim nie rozmawiałem tak szczerze jak z nią - przyznał w końcu. - 

Wtedy też nazywałem to przyjaźnią, ale teraz sam nie wiem, jak nazwać moje uczucie do niej.

- Czy przez nią zabiłeś Aleksieja? - zapytał Reijo wprost. Przypomniał sobie, jakie 

opowieści   krążyły   w   osadach   nad   morzem.   Razem   z   Mikkalem   opłynęli   całe   wybrzeże, 

zawijając do każdego fiordu i każdej zatoczki w poszukiwaniu Raiji. Usłyszeli od ludzi, co się 

wydarzyło.

- To był nieszczęśliwy wypadek. - Jewgienij powiedział to z trudem. Nie miał pojęcia, 

skąd ten człowiek wie o tym. On sam nie rozmawiał na ten temat z nikim poza Raiją.

Kiedy powrócił do Archangielska, jego milczenie sprawiło, że napiętnowano go jako 

mordercę, bratobójcę.

background image

- To był wypadek, Aleksiej sam go spowodował. Ale ja ciągle obwiniam siebie o to, co 

się stało... Niekiedy wydaje mi się, że naprawdę mógłbym go zabić. Ciężko nieść takie brzemię.

- Przepraszam, nie powinienem był pytać. Zachowałem się jak gbur. Ale odwykłem od 

ludzi.

- Doskwiera ci samotność? Reijo przytaknął.

- No to jest nas dwóch - uśmiechnął się blado Jewgienij. Coraz bardziej lubił tego Fina, 

jedyną więź łączącą go z Raiją. - Sądziłem, że ona tu jest. Ciągle mam nadzieję, że ją spotkam. 

Nie odzyskam spokoju, póki z nią nie porozmawiam... - Zamilkł, a po chwili podjął na nowo:

- Mam kłopoty. Może mogłaby mi pomóc, nie wiem.

- Jeśli mogę być ci pomocny... Rosjanin pokręcił głową stanowczo.

- Dziękuję, ale nie. Nie podzielę się tym z nikim prócz niej. Nie mogę o tym rozmawiać.

Reijo zaakceptował to.

- Wypijesz ze mną szklaneczkę? - zapytał Jewgienij.

- Jestem samotny, dawno z nikim nie rozmawiałem.

- Tak samo jak i ja - uśmiechnął się Reijo i z namaszczeniem wziął do ręki ciężki 

kielich, który podał mu szyper. Domyślił się, że trzeba go chwycić za cienką nóżkę. Własne 

palce wydały mu się niezgrabne, ale opanował się. Nabożnie spoglądał na maleńkie kwiatki 

szlifowane w szkle. Nie mieściło mu się w głowie, jak można coś takiego zrobić.

Jewgienij nalał rumu.

- Wasz bimber jest lepszy od naszego - uśmiechnął się. - Wymieniamy go na rum.

Przepił do Reijo i wychylił kieliszek. Reijo uczynił to samo. Otoczenie, piękny kielich, 

rum, wszystko to sprawiło, że poczuł się, jakby się znalazł w innym świecie. A tymczasem 

dzieliło go ledwie kilka uderzeń wioseł od chaty na przylądku.

Obudziła się w nim dawna tęsknota za dalekimi stronami, za przygodą, niezwykłymi 

przeżyciami i sprawami, o których nawet nie miał pojęcia.

Gotów był umrzeć, by stać się częścią tego świata.

Wypił do dna. Spojrzał na kajutę przez szlifowane w delikatnym krysztale kwiatki. Tego 

świata dane było jemu - Kwenowi - ledwie zasmakować, tak jak tego złocistego płynu w 

kieliszku.

Tak naprawdę jego miejsce było w zbudowanej z bali chacie. Musiał chwytać za wiosła, 

żeby zarobić na swój powszedni chleb.

Taka była jego codzienność. Zabrakło w niej miejsca dla marzeń.

- Mówiłeś o Mai, prawda? To ona o mnie pyta? Reijo potwierdził.

Rosjanin uśmiechnął się, a jego ponura twarz złagodniała.

background image

-   To   dziwne   dziecko   -   powiedział.   -   Byłem   pewien,   że   mnie   znienawidzi,   a   ona 

tymczasem uznała mnie za dobrego wujaszka. Natomiast nigdy nie zaakceptowała Aleksieja. 

Nie wiedziałem nic o dzieciach. Dzięki niej zrozumiałem, że je lubię. - Na chwilę zapadła cisza, 

a potem Jewgienij mówił dalej: - Marzę o tym, żeby mieć własne dzieci, syna, córkę. Kiedy 

sobie je wyobrażam, mają twarze jej dzieci. Przeraża mnie to.

Reijo nie wiedział, co odpowiedzieć. Bo ten mężczyzna odkrył przed nim najskrytsze 

zakamarki swej duszy. Chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo się odsłonił.

- Maja na pewno się ucieszy, jeśli nas odwiedzisz. Zapewne chętnie też obejrzałaby 

szkutę.

Jewgienij ocknął się z zamyślenia.

- To nie jest ta sama szkuta - rzekł. - Poprzednia nie należała do mnie, ta jest moją 

własnością.   Ale   wyglądają   oczywiście   podobnie.   Urządziłem   tu   wszystko   tak,   żeby   mi 

przypominało tamtą.

Żył wspomnieniami.

Reijo zastanawiał się, czy ten mężczyzna naprawdę kochał Raiję, czy też wspomnienia 

obudziły w nim to chore marzenie o miłości.

Nie mógł jednak o to zapytać.

- Odwiedzę Maję. - Twarz Jewgienija rozjaśnił uśmiech. Teraz widać było, jak bardzo 

jest podobny do Aleksieja. - Odwiedzę dzieciaki i przyniosę im tyle cukierków, że starczy im 

do końca życia. - Roześmiał się na tę myśl. A uchwyciwszy wzrok Reijo, dodał: - Dziękuję, że 

przyszedłeś. Rozmowa z tobą dobrze mi zrobiła. Zyskałem pewność, dzięki tobie mam się na co 

cieszyć.

Jewgienij odprowadził gościa na pokład. Zanim Reijo zszedł po drabince do swej łódki, 

wskazał Rosjaninowi swoją chatę.

Nad samym brzegiem nadal przeważały ziemianki.

- Przyjdę - zapewnił Jewgienij.

Kiedy Reijo wiosłował w stronę lądu, było mu lżej na sercu.

Zrobił to dla Mai, ale równie wiele zyskał sam na tym spotkaniu.

Jewgienij   odwiedził   ich,   jak   obiecał.   Nie   robił   wokół   siebie   szumu.   Mimo   że   był 

właścicielem szkuty i szyprem, sam przypłynął łódką do brzegu.

Reijo nie wspomniał dzieciom o tym, że był na statku. Póki co nie chciał rozbudzać w 

nich nadziei. Co by to było, gdyby Jewgienij nie dotrzymał obietnicy?

Ale  kiedy zobaczył,  że z żaglowca  została  opuszczona na wodę  szalupa,  do której 

wchodzi tylko jeden człowiek, zwołał dzieci.

background image

- Pamiętasz, Maju, jak rozmawialiśmy o rosyjskiej szkucie, która wczoraj wpłynęła od 

fiordu?

Pokiwała głową.

- Wieczorem, kiedy już spaliście, powiosłowałem tam...

- Byłeś na pokładzie? - Knut przybliżył się. - Czemu nie wziąłeś nas ze sobą?

- Było już późno, poza tym  nie wiedziałem,  czy  to ten  sam statek.  -  Reijo  nabrał 

oddechu. Kątem oka dostrzegł, że Jewgienij wciąga łódź na brzeg. - Okazało się, że nie tą 

szkutą płynęliście...

Rozczarowanie niczym woal zamgliło ich oczy.

- Ale za to jest ten sam kapitan - dokończył Reijo. Minęło kilka chwil, zanim to do nich 

dotarło. Ida nic nie rozumiała.

- Kapitan właśnie przyszedł się z wami przywitać.

Przepychali się do drzwi, bo każdy chciał je otworzyć pierwszy, i omal nie przewrócili 

Jewgienija, który właśnie wchodził do izby.

Ukucnął, roześmiany, i pozwolił się wyściskać całej trójce. Elise, trochę zawstydzona, 

pocałowała go szybko, po czym zarumieniona spuściła wzrok.

Reijo przypomniał sobie matkę dziewczynki, Eve, do której Elise coraz bardziej się 

upodabniała. Na pewno wyrośnie na piękną dziewczynę. Czuł, że w przyszłości może się to stać 

przyczyną konfliktów między Mają a jej przybraną siostrą.

Reijo wziął na ręce swoją córkę i podszedł do Rosjanina, który, przemawiając wesoło, 

rozdawał dzieciom torby ze słodyczami, wielkie jak pół worka z mąką. Takie przynajmniej 

wydawały się maluchom.

- Tylko nie zjedzcie wszystkiego na raz - upominał Reijo, choć wiedział, że i tak go nie 

posłuchają.

Domyślał się, że trudno je będzie dziś namówić na kolację i że nie uniknie kłopotów z 

bolącymi brzuchami późnym wieczorem. Otoczyły kołem Jewgienija, póki nie rozdał im toreb z 

cukierkami, a potem wycofały się i ukryły za domem. Usiadły grzecznie i zaspokoiwszy apetyt 

na słodycze, weszły po cichutku do chaty i szybko prześliznęły się do swej izby, w której 

zapadła podejrzana cisza.

Jewgienij chłonął widok roztaczający się z okien. Plaża, rzeka wpływająca do fiordu, 

skały schodzące do wody.

- Tutaj mieszkaliście? - zapytał.

- To dom mojego ojca - wyjaśnił Reijo. - Raija mieszkała kawałek dalej stąd, nad rzeką. 

Chata stała wśród drzew bardziej w głębi lądu. Raija nie lubiła wysokich wzniesień i źle znosiła 

background image

rozkołysane morze.

Jewgienij uśmiechnął się:

- Zdaje się, że na „Sankt Nikołaju” jej to przeszło. Ale rzeczywiście, nie przepadała za 

morzem.

Reijo bez trudu przyszło uwierzyć w jego słowa.

-   Stała   mi   się   jeszcze   bliższa,   kiedy   zobaczyłem   to   miejsce   -   rzekł   Jewgienij 

wyważonym tonem. - Może to zabrzmi trochę niedorzecznie, ale zawsze zdawała mi się taka 

odległa, rozmywała mi się w pamięci. I dlatego nie miałem czym karmić swojej tęsknoty. 

Myślałem wówczas o wszystkich tych miejscach, o których mi opowiadała, i próbowałem je 

sobie   wyobrazić.   Próbowałem   wyobrazić   sobie   jej   życie.   Było   to   prawie   niemożliwe,   ale 

podtrzymywało mnie na duchu, kiedy potrzebowałem otuchy.

Reijo zapragnął ofiarować temu mężczyźnie coś, co nadałoby sens jego życiu. Ale nie 

mógł.

Nie wiedział nawet, czy Raija by potrafiła, choć Jewgienij święcie w to wierzył.

Będzie wierzył dopóty, dopóki Raija nie zniszczy jego marzeń albo ich nie umocni.

Jeśli Jewgienij nigdy nie odnajdzie Raiji, do końca życia tkwić będzie w próżni.

Reijo bliski był zadania Jewgienijowi tego samego pytania, które usłyszał od niego 

poprzedniego wieczoru: Co takiego jest w Raiji, na czym polega ten jej tajemniczy urok?

Ale chyba nikt nie potrafiłby tego wyjaśnić. Zdawał sobie z tego sprawę, choć do końca 

nie był pewien.

Raija była po prostu sobą.

- Zostaniesz tu długo? - zapytał, żeby zmienić temat.

- Nie mamy nic na sprzedaż - uśmiechnął się Jewgienij. - Moi ludzie nie pojmują, 

dlaczego nie wracamy. Są niespokojni, chcą płynąć z powrotem do żon i kochanek.

- Możecie narazić się na kłopoty, jeżeli kupcy pomyślą, że przypłynęliście na jarmark z 

towarami...

Jewgienij pokiwał głową zamyślony.

-   Nie   pomyślałem   o   tym.   Tak,   rzeczywiście,   odpłyniemy,   ale   najpierw   muszę   się 

napatrzeć na to miejsce...

Cokolwiek by Reijo powiedział, nie uśmierzyłoby to i tak cierpienia tego mężczyzny.

- Pokażę dzieciakom „Sankt Nikołaja”. Może im się spodoba.

Reijo przytaknął.

Wizyta Rosjanina stanowiła urozmaicenie szarej codzienności. Dla nich wszystkich.

background image

11

Dotarli do miejsca, gdzie dolina się rozszerzała, i ich oczom ukazał się widok na fiord. 

Na Raiji krajobraz ów wywarł tak silne wrażenie, że odwróciła się gwałtownie i odeszła na bok.

-   Pięknie   tu   -   odezwał   się   Matti.   -   Chociaż   wyobrażałem   sobie   bardziej   otwartą 

przestrzeń. - I rozwarł szeroko ramiona, jakby chciał pokazać, o co mu chodzi.

- Raija zawsze narzekała, że te piętrzące się nad wodą szczyty trzymają ją w żelaznym 

uścisku - uśmiechnął się Mikkal.

- Ale las niczym się nie różni od tego w naszych stronach.

Matti zmrużył oczy i zapatrzył się w zielone pasmo ciągnące się wzdłuż doliny aż po 

sam fiord.

- To sosny - wyjaśnił Mikkal. - Niemal takie same jak w Finlandii. Chyba dlatego fińscy 

przesiedleńcy czują się tu jak w domu, mimo że szczyty zasłaniają widok i nie przepuszczają 

słonecznych promieni.

Aleksanteri także po raz pierwszy znalazł się w tych stronach. Nigdy nie ciągnęło go 

nad fiord Lyngen, bo i cóż miał do roboty w tych stronach. Zresztą nie przepadał za górami.

- Wątpię, czy zasnę tu spokojnie - oznajmił. - Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jakieś 

górskie trolle przez cały czas nie spuszczają nas z oczu...

Raija, zatoczywszy koło, wracała powoli. Podeszła do Mikkala i wsunęła rękę w jego 

dłoń. Już dawno nie czuła się taka bezradna.

Przytłoczyły ją wspomnienia z przeszłości, te dobre i te bolesne. Ożyły w niej na nowo 

z niezwykłą siłą. Nie musiała nawet przymykać oczu, żeby zobaczyć obrazy z czasów, kiedy 

mieszkała w wiosce położonej u stóp gór.

- Raiju, przecież przeżyłaś tu także dobre chwile - pocieszał łagodnie Mikkal, głaszcząc 

ukochaną po włosach i przytulając, jakby chciał ją osłonić. - Bywałaś tu szczęśliwa.

- Ale nie to najbardziej zapada w pamięć - odpowiedziała.

Wszystko w niej protestowało przeciwko temu, by jechać w dół do osady. Bała się nie 

tylko tego, że spotka kogoś znajomego, ale i tego, że zostanie rozpoznana i pojmana przez 

żołnierzy.

Poza tym lękała się spotkania z dziećmi, za którymi tak tęskniła, choć jeszcze większą 

trwogą napełniała ją myśl, że może ich tu nie zastać.

-  One mnie  nie  poznają,  Mikkalu  -  szeptała,  a  z jej  twarzy  wyzierał   strach. -  Nie 

pamiętają mnie!

- Ale Reijo przecież cię nie zapomniał - odparł trzeźwo Mikkal. - A ja przez cały czas 

background image

będę przy tobie. Nie zostawię cię! Nigdy cię nie opuszczę, Mały Kruku. Nic nie może nas 

rozdzielić. Nie zrezygnuję z ciebie.

Słowa ukochanego trochę uspokoiły Raiję, ale strach nadal tkwił w jej sercu jak cierń.

- Myślałem, że Skibotn jest większe - przerwał im Matti, spoglądając w stronę fiordu 

spod przyłożonej do czoła dłoni, a w jego głosie zabrzmiał cień zawodu.

-  To,   co  widzisz,   to  tylko  fragment   osady,   większość   domostw  ciągnie   się   wzdłuż 

fiordu.

- A gdzie ty mieszkałaś, Raiju?

Dziewczyna pociągnęła brata nieco wyżej i wskazując ręką, zapytała:

- Widzisz rzekę? Pokiwał głową.

- Mieszkałam tam, gdzie rzeka tworzy zakole, niemal przy samym ujściu do fiordu. 

Zaraz obok wznosi się strome zbocze, a z drugiej strony rośnie las. Teraz śnieg zakrył wszystko 

i nie widać dokładnie...

Matti uważnie śledził miejsce, które wskazywała drżącą dłonią.

- Widzę jakiś cień...

-   Tak,   tam   na   lewo.   To   jest   chata,   którą   Kalle   zbudował   razem   z   Reijo.   Nie 

przypuszczali nawet, że jeden i drugi będzie w niej gospodarzem. Mieszkają tam teraz pewnie 

jacyś obcy ludzie, zresztą ja także czułam się w niej obco. Wcale mnie tam nie ciągnie.

- A Reijo? Nie wprowadził się tam? - pytał z zapałem Matti. Chciał wiedzieć wszystko, 

co miało jakikolwiek związek z siostrą.

- Reijo z pewnością by tam nie wrócił. - Raija spoglądała w dal i wskazując palcem 

punkt   nad   samym   fiordem,   dodała:   -   Reijo   mieszkał   z   ojcem   na   samym   brzegu.   Widzisz 

wrzynający się w morze przylądek? Antti Kesaniemi wybudował tam pierwszą w osadzie chatę 

z bali. Wielu nie podobało się, że Kwen ma lepszy dom niż miejscowi.

- Chata z bali to przecież żaden zbytek - zdziwił się Matti.

- Dla tych, co mieszkają w ziemiankach, i owszem - wtrącił się Mikkal.

- To co, jedziemy od razu? - dowiadywał się Matti, a w jego głosie wyczuwało się 

zniecierpliwienie. Nie pojmował, dlaczego Raija zwleka. Zauważył jednak, że im bliżej byli 

celu, tym bardziej stawała się niespokojna. Po co przeciągać coś, na co czekało się aż dwa lata? 

zastanawiał się.

- A jeśli wieści o procesie o czary dotarły i tu... - odezwała się Raija. - Jeśli i tu mnie 

szukają?

- Wątpię - orzekł Mikkal. - Vardo leży daleko stąd. Tak daleko nie dotrze żadna plotka.

Raija bała się uwierzyć jego słowom. Oddychała z trudem, a w głowie kołatała jej tylko 

background image

jedna myśl: Tak blisko już... tak blisko...

Strach, wielki i drżący, umiejscowił się w okolicach brzucha. Raija czuła zawroty głowy 

i mdłości.

Tak bardzo się lękała rozczarowania!

Bardzo możliwe, że w osadzie nie ma ani Reijo, ani dzieci.

Jednocześnie jednak trudno jej było sobie wyobrazić, by Reijo powrócił do wioski, 

gdzie prowadzili sklep. W ich domu nad morzem zamieszkał przecież Nils.

Reijo nie czuł się związany z tamtym miejscem. Jego prawdziwy dom, z którym łączyło 

go wiele wspomnień, stal w Skibotn.

Poza tym wiedział, że tutaj Raija będzie go szukać.

Ale może się myli...

Zapragnęła odwlec ten moment, choć odrobinę, tak by jeszcze przez jakiś czas mogła 

żyć nadzieją.

Tak łatwo zniszczyć marzenia, cienkie i kruche jak szkło. Pewność może okazać się 

trudna do zniesienia.

- Mikkalu, nie wiem, czy się odważę...

Przytulił ją mocno do piersi i otoczywszy silnymi ramionami, pochylił się nad nią, jakby 

chciał zasłonić przed całym światem, chłodem i nieprzyjemnym wiatrem. Jakby poza nimi 

dwojgiem nic nie istniało. Wargami dotknął leciutko czoła Raiji, powiódł po łukach brwi i 

skroniach. Poprawił niesforny lok, który opadł jej na oko.

Uspokoiła się i powoli odzyskiwała poczucie bezpieczeństwa. Ukochany upewnił ją, że 

nigdy nie będzie zdana wyłącznie na siebie.

- Jesteś silna, maleńka. Odważysz się, jeśli tylko to sobie postanowisz. Moja Raija 

poradzi sobie ze wszystkim. Nie ugniesz karku, Mały Kruku, nawet jeśli inni, z pozoru silniejsi, 

ulegną.

- Pójdziesz ze mną?

Objął ją, jakby chciał uczynić tak silną i pewną siebie, jak o niej mówił.

- Pójdę z tobą, ale tylko ty możesz uczynić to, co należy.

-   Bardzo   cię   będę   potrzebowała,   Mikkalu   -   rzekła   słabym   głosem.   -   Kiedy   mnie 

trzymasz za rękę, czuję się spokojniejsza.

- Nie jesteś, Raiju, sama. Póki oddycham, zawsze będę przy tobie. Przecież nigdy tak 

naprawdę się nie rozstaliśmy, prawda? Nawet gdy dzieliła nas odległość, żadne z nas nie było 

samo. Póki myśli unoszą się w przestrzeni jak ptaki, nic nie może nas rozłączyć!

Raija wiedziała, że Mikkal ma rację. Gdyby on potrzebował wsparcia, nie zabrakłoby jej 

background image

odwagi. Byłaby dla niego niczym skała. Ale teraz chodziło o nią samą.

Ze zdenerwowania ugięły się pod nią nogi i ścisnęło ją w żołądku.

- Tyle rozmyślałam o tym wszystkim - wyszeptała. - Nocą nie mogłam zmrużyć oka, a 

dziś przez cały dzień nawet nie patrzyłam na drogę. W głowie mam jeden wielki chaos. Tak 

bardzo się boję, Mikkalu. Tak okropnie się lękam, że one mnie nie poznają. Boję się swojej 

reakcji i swoich uczuć. Śmiertelnie lękam się, że...

- ...że zostaniesz odrzucona? Jak dobrze ją rozumiał! Przytaknęła w milczeniu.

Prześladował ją okropny koszmar: że dzieci poznają w niej matkę, ale nie zechcą mieć z 

nią nic wspólnego. Że potraktują ją jak daleką krewną.

- W tej chwili wszystko wydaje ci się straszne, ale kiedy zrobisz pierwszy krok, reszta 

jakoś się ułoży.

Raija zagryzła wargi do bólu.

- Wiem - przyznała w końcu. - Rozum mi to mówi, ale serce ściska mi żelazna obręcz....

Oparła policzek o uszyty ze skóry renifera kaftan Mikkala.  Ciepło miękkiego  futra 

dobrze jej zrobiło. Zapragnęła nagle stać się na powrót beztroskim dzieckiem nad łagodnymi 

brzegami rzeki Torne.

- Coraz lepiej rozumiem mojego ojca - wyznała cicho, a po jej policzkach popłynął 

strumień łez, zrodzonych z lęku i cierpienia. - Przez tyle lat go nienawidziłam. Tyle czasu 

zmarnowałam w dzieciństwie, pielęgnując w sobie nienawiść do niego za to, że mnie odesłał z 

domu. Nie dochodziło do mojej świadomości, że ojciec uczynił to dla mojego dobra. Kierowała 

nim wyłącznie troska o mnie, sam przeżył piekło, mama chyba też. O tym, że cierpiałam, nie 

mógł przecież wiedzieć. On się poświęcił, złożył ofiarę w imię miłości do mnie...

- Nie możesz porównywać...

- Ale porównuję. Zamilkła na chwilę.

- Tak, porównuję, Mikkalu. Bo moje dzieci także nie rozumieją, dlaczego opuściłam je 

na tak długo. Bo i jak mają zrozumieć? Wiedzą tylko jedno, że matki nie ma przy nich. Na 

pewno zastanawiają się, dlaczego, i same szukają wyjaśnienia. Jestem pewna, że w głębi serca 

czują   złość.   To   naturalne   w   takiej   sytuacji.   Nie   chciałabym   ujrzeć   nienawiści   w   oczach 

któregokolwiek   z   moich   dzieci.   Tak   bardzo   je   kocham,   Mikkalu.   Nie   potrafię   żyć   ze 

świadomością, że choć jedno z nich mnie nienawidzi.

- Mały Kruku, jeśli trzeba, człowiek potrafi wiele znieść.

- To samo powiedział mi tata dawno, dawno temu. Dodał też, że kiedyś to zrozumiem.

- One także zrozumieją, kiedy dorosną. Może los ich oszczędzi i nie będą musiały 

uczynić tego, do czego był zmuszony twój ojciec i ty, ale na pewno niejednokrotnie staną przed 

background image

trudnym wyborem. Czasem człowiek musi postąpić wbrew sobie, nawet jeśli serce mu pęka.

- Nigdy nie rozumiałam ojca lepiej niż teraz. Mikkal nie wypuszczał Raiji z ramion. 

Stali ciasno przytuleni, a on czule scałowywał łzy z jej policzków.

- Kiedyś staniemy się, Raiju, prawdziwą rodziną. Obiecuję ci, znajdziemy prawdziwe 

szczęście... - Zmusił usta do uśmiechu. - Nie pamiętasz, że Elle ci to wywróżyła?

Raija pamiętała słowa starej ciotki Mikkala, ale nie była już pewna, czy powinna dawać 

im wiarę.

- Jesteś gotowa pojechać tam teraz?

Mikkal odsunął ukochaną na odległość ramion i popatrzył na nią badawczo. Zauważył, 

jak pociemniały jej oczy, i domyślił się, że nadal trudno jej uczynić ten pierwszy krok.

- Chyba nigdy nie będę gotowa - rzekła, ciężko przełykając ślinę. Za każdym razem, 

gdy rzucała spojrzenie na leżącą nad fiordem osadę, sztywniała.

Matti   i   Aleksanteri   próbowali   ją   zrozumieć,   Ailo   jednak   nie   pojmował,   dlaczego 

zatrzymali się na tak długo w miejscu, które nie nadaje się na obozowisko. Przecież nie rozbiją 

się na wysokim wzgórzu, gdzie hula wiatr.

- Muszę to zrobić - powiedziała wreszcie Raija i uścisnęła dłoń Mikkala, po czym 

niezbyt szybkim krokiem podążyła w stronę pułków.

Czuła w środku, jak cała dygocze. Ręce jej się trzęsły. Zdołała jednak wziąć się w garść.

Żeby tylko dzieci nie odwróciły się od niej! Żeby jej nie odtrąciły!

Więc jednak pisane jej było wrócić w te strony! Kiedy stąd wyjeżdżała, nie spodziewała 

się, że to kiedykolwiek nastąpi. Nawet nie zadała sobie wtedy trudu, by się obejrzeć za siebie, 

przekonana, że Żegna się z tym miejscem na zawsze.

Mikkal zatrzymał się niemal nad samym fiordem, blisko rzeki na płaskiej równinie 

pokrytej teraz warstwą śniegu.

W tej okolicy zimy bywały łagodniejsze, z mniejszą ilością opadów. To chyba jedyna 

zaleta Skibotn, pomyślała Raija.

Nie doceniała tego, kiedy tu zamykał się cały jej świat.

Dom, w którym wówczas mieszkała, znajdował się trochę dalej, na drugim brzegu rzeki, 

ale Raija celowo odwracała wzrok, nie miała ochoty go widzieć.

- Nigdy nie przepadałem za mieszkańcami wsi i zawsze wolałem trzymać się od nich z 

daleka - uśmiechnął się krzywo Mikkal. - Tutaj jest ładnie! Blisko stąd do fiordu, nie na tyle 

jednak, by nas ktoś tu nękał. Nie chodzi o dzisiejszy dzień, ale o kolejne, kiedy na jarmark 

zjadą różni ludzie.

Raija ochoczo przystała na tę propozycję, upatrując w tym szansę, żeby jeszcze trochę 

background image

odwlec moment spotkania z Reijo i dziećmi.

Zdawało   jej   się,   że   stanowczo   zbyt   szybko   uporali   się   z   ustawieniem   jurty, 

zgromadzeniem opału i przygotowaniem posiłku.

Aleksanteri był już bardzo wyczerpany. Kiedy usiłował się uśmiechać, na jego twarzy 

malował się grymas. Matti jednak nie mógł sobie znaleźć miejsca. Dotarł do Ruiji! Ciągnęło go, 

by zobaczyć to wszystko, o czym tyle słyszał. Był żądny nowych wrażeń. Nie miał ochoty 

siedzieć w namiocie, kiedy w pobliżu szykowano się do jarmarku.

Ruszyli więc na dwoje sań: dwaj mężczyźni i drobna kobieta, która im była bliżej celu, 

tym mniej miała odwagi.

- Chyba najpierw pojadę z wami na plac targowy - zagadnęła Mikkal a. - Ktoś musi być 

z Mattim, a ja wolałabym nie iść sama do chaty na przylądku.

Mikkal przejrzał bez trudu, że to tylko wybieg z jej strony. Sparaliżowana strachem, 

próbowała odwlec moment spotkania z dziećmi. Darował sobie jednak pouczenia, że w ten 

sposób, tylko pogarsza sprawę.

-   Nie   zostaniemy   tu   długo   -   uprzedził   ją,   przywiązując   zwierzęta   w   pobliżu   bud 

targowych.

Pokiwała głową, ale Mikkal wcale nie był przekonany, czy naprawdę się z nim zgadza.

Na jarmark przybyło już wiele ludzi. Pierwszego dnia wszyscy krążyli od straganu do 

straganu i oglądali towary. Ale nie było jeszcze tak tłoczno, jak zwykle w porze targów.

Na pewno do wieczora i nazajutrz zjadą się tłumy sprzedających i kupujących. Spotkają 

się znajomi. Zapanuje gwar. Obce zapachy zmieszają się z tymi dobrze znanymi.

Z jarmarkami wiązały się chyba jej najmilsze wspomnienia ze Skibotn.

- O rany! - wymamrotał Matti i całkiem odjęło mu mowę. Rozglądał się zaciekawiony 

na prawo i lewo. - Tu chyba zgromadzono wszystkie cuda świata! - wołał do Raiji i Mikkala.

Raija uśmiechnęła się z lekkim smutkiem.

- Kiedyś też tak sądziłam - powiedziała cicho, gdy Matti znów odłączył się od nich, 

żeby popatrzeć z bliska na te wszystkie niezwykłości.

Nareszcie   coś   interesującego   po   tej   długiej   wyprawie   po   bezkresnym   ośnieżonym 

płaskowyżu, na którym nie było o co zahaczyć spojrzeniem, pomyślał.

- Popatrz, w fiordzie zacumowała szkuta - pokazał ręką Mikkal.

Raija zastygła na moment, ale zaraz się rozluźniła.

- Rosjanie - rzekła niemal zupełnie normalnym głosem, w którym można było wyczuć 

jedynie   leciutkie   drżenie.   -   Tylko   oni   pływają   na   takich   nieforemnych   statkach,   które 

przypominają cielne krowy, czyż nie?

background image

Mikkal roześmiał się wraz z nią i czule ją objął.

- Och, moja ty Raiju, ty masz wyobraźnię! Nigdy bym nie skojarzył statku z cielną 

krową, ale gdy mi to powiedziałaś, widzę wyraźne podobieństwo.

- Tobie także nie brakuje fantazji, w końcu kto pierwszy nazwał mnie Krukiem?

-   Nie   jakimś   zwykłym   krukiem,   tylko   moim   Małym   Krukiem   -   poprawił   ją.   - 

Szczególnym, jedynym w swoim rodzaju. Dla mnie na zawsze pozostaniesz kimś wyjątkowym. 

Nigdy też nie zapomnę tamtej chwili, kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy, ten obraz na 

zawsze   zostanie   w   moim   sercu.   Pamiętam,   byłaś   załamana,   ale   zacisnęłaś   zęby,   a   wiatr 

rozwiewał na wszystkie strony twoje niesforne włosy. Tak, byłaś Małym Krukiem.

- Chyba w niczyich ustach to określenie nie brzmiałoby równie pięknie, niemal jak 

miłosne wyznanie.

- Bo to jest miłosne wyznanie - odparł i pocałował ją w policzek. - Kocham cię, Mały 

Kruku. Nigdy tego nie zapominaj! Cokolwiek by się stało, musisz o tym pamiętać.

-   Nie   wymyśliłam   dla   ciebie   żadnego   specjalnego   imienia,   ale   kocham   cię   równie 

mocno.

Chciała jeszcze coś dodać, ale słowa uwięzły jej w gardle. Ścisnąwszy Mikkala za 

ramię, wyszeptała tylko:

- O Boże, Mikkalu, trzymaj mnie mocno! Spójrz, to Reijo, prawda?

Z początku miał tylko niejasne przeczucie, że ktoś mu się przygląda. Czuł na sobie czyjś 

palący wzrok. Dawno już nikt tak na niego nie patrzył. Tak, to musiała być kobieta.

Skoro  kobiety  nadal  uważają,   że  wart   jest   ich   spojrzenia,   to  chyba  powinno  go  to 

cieszyć!

Odwrócił się i uchwycił jakiś przelotny błysk, ponieważ nie miał odwagi podnieść oczu 

na dłużej niż ułamek sekundy.

Stanął gwałtownie, jakby zatrzymany przez wichurę i rozszalałe morze. Jakby wszystkie 

żywioły sprzysięgły się przeciwko niemu. Jakby nie mógł się wyrwać z sennego koszmaru...

Zobaczył dwoje czarnowłosych ludzi w lapońskich strojach. Stali przytuleni, tacy sobie 

bliscy i patrzyli wprost na niego.

Ona wyglądała jak mała puchata kulka, cala odziana w futra. Nawet na nogach miała 

skórzane spodnie i nakolanniki, które jej sięgały do połowy ud. Spod czapki wystawały czarne, 

długie do ramion włosy.

Reijo widywał ją już w najprzeróżniejszych strojach, ale ten pasował do niej najlepiej. 

Była w nim sobą, wolna i nieujarzmiona. Jedwabne suknie z koronkami i bufiaste rękawy nigdy 

nie odzwierciedlały prawdziwej natury Raiji.

background image

Nie  kochał  jej  tak,  jak mąż powinien  kochać  swoją żonę. Ale  darzył  ją uczuciem, 

którego nie potrafił określić, a którego nikt, poza Raiją, nie był w stanie pojąć.

Dawno temu sama powiedziała, że istnieje wiele rodzajów miłości.

Mikkal wypuścił Raiję z objęć i lekko popchnął w plecy:

- Idź! To Reijo, nic się nie zmienił.

Raija z ociąganiem zrobiła krok naprzód. Niepewnie. Zatrzymała się, ale gdy dostrzegła 

jego twarz, poznała, że on ją kocha równie mocno jak ona jego. Że nie żywi do niej nienawiści.

Rzuciła się ku niemu, a on ruszył ku niej. Spotkali się na skraju targowiska, zasłonięci 

kilkoma budami przed spojrzeniami ciekawskich. Choć wokół kłębił się tłum, oni stali niemal 

zupełnie sami.

Reijo otworzył ramiona i z drżeniem przycisnął ją mocno do piersi. Przez długą chwilę 

nie zwalniał uścisku, ciągle nie dowierzając, że to ona, prawdziwa Raija. Odchylił się w tył i 

popatrzył jej w twarz.

Płakali oboje.

Każde   z   nich   wtuliło   twarz   w   ramię   drugiego   i   przez   długą   chwilę   tak   trwali 

nieporuszeni.

Przywitanie może być równie rozdzierające jak pożegnanie.

- Wróciłaś - odezwał się wreszcie drżącym głosem. Zdjął rękawicę i otarł łzy z jej 

twarzy. - Czy nic ci nie grozi? - wpadła mu do głowy nagła myśl.

Rozejrzał się dookoła, ale nie zauważył niczego podejrzanego.

Mikkal, który podszedł wolno, usłyszał pytanie Reijo.

- Nie wiemy - odpowiedział. - Ale nie mogliśmy dłużej zostać w Finlandii. Raija z 

tęsknoty omal nie oszalała...

Reijo wypuścił Raiję z rąk i uścisnął mocno dłoń przyjaciela.

- Jak dobrze was widzieć - odrzekł, nie kryjąc, jak bardzo wzruszyło i uszczęśliwiło go 

to spotkanie. - Choć z jednej strony trochę się lękam, z drugiej czuję niewypowiedzianą ulgę - 

dodał, obrzucając wzrokiem Raiję. - Ciągle o was myślałem i zastanawiałem się, co się z wami 

dzieje. Czy w ogóle będziecie mogli wrócić.

- Niewiele brakowało - przyznała Raija. - Ale chyba chroni mnie jakaś opiekuńcza dłoń, 

mimo wszystko, bo w końcu wychodzę cało z większości opałów...

Mikkal popatrzył na nią z czułością, a napotkawszy wzrok Reijo, rzekł:

-   Pogawędzimy   później.   Myślę,   że   potrzebujecie   pobyć   chwilę   sami.   Musicie 

porozmawiać...

Reijo spoglądał to na niego, to na Raiję. Na dłużej zatrzymał wzrok na przyjacielu, 

background image

którego nie widział od tamtej pory, kiedy uratowali Raiję przed stosem.

- Czy to nie dotyczy także ciebie, Mikkalu? Przecież wszystko, co wiąże się z Raiją i ze 

mną, łączy się też z twoim życiem. Nie chcę, żebyś stał z boku.

Mikkal potrząsnął głową.

- Raija i ja jesteśmy co do tego zgodni. Ona wie, o czym mówię i co czuję. Zresztą na 

pewno rozumiesz. - Uśmiechnął się i dodał: - Chcę, żebyście mieli dla siebie trochę czasu. Mój 

honor nie pozwala mi zachować się inaczej.

Reijo pojął. Mikkal zawsze był bardzo dumny, niemal tak samo jak Raija, która nie 

chciała się ugiąć ani odrobinę. Jedynie Mikkalowi gotowa była ustąpić.

Przy nim ta harda kobieta stawała się miękka jak wosk.

- Niech będzie - ustąpił Reijo. - Ale odwiedzicie mnie w chacie oboje. Nie zaśniemy 

długo w noc. Przygotuję najlepsze jedzenie i będziemy gawędzić tak długo, póki nie spuchną 

nam szczęki.

Charakterystyczna twarz Mikkala rozjaśniła się w szerokim uśmiechu.

- Pogadamy sobie, Reijo. I zapewniam cię, że nie zasnę pierwszy. - Ręką wskazał 

przejście między budami i dodał: - Pochodzę sobie w pobliżu. Gdzieś tu powinien być Matti. 

Może uda mi się go trochę okiełznać... Raija uśmiechnęła się i wspiąwszy się na palcach, 

pocałowała go leciutko w policzek.

- Nie zajmie nam to wiele czasu, Mikkalu. I pamiętaj, że obiecałeś pójść ze mną.

Pogładził ją delikatnie po twarzy.

Reijo   zwrócił   uwagę   na   niezwykłą   czułość,   z   jaką   to   uczynił.   Nadal   darzyli   się 

płomiennym  uczuciem,   ale  wzajemne zrozumienie  i  dojrzałość  to  było coś  nowego  w  ich 

związku. Wcześniej łączyły ich marzenia i tęsknota przesycona namiętnością. Spotykali się 

ukradkiem, pośpiesznie, nigdy nie mieli dość czasu. Teraz przebywali ze sobą na co dzień przez 

przeszło dwa lata. Szara codzienność potrafi zniszczyć niejeden związek. Albo wzmocnić go 

tysiącem nierozerwalnych nici.

- Nie zapomniałem, kochanie - odrzekł Mikkal cierpliwie, ciepło i łagodnie. - Zawsze 

dotrzymuję słowa.

- Wiem o tym, Mikkalu - ucałowała go raz jeszcze. - Jestem niemądra, tak tylko mi 

przyszło do głowy.

- Zostań tu razem z Reijo, Mały Kruku, mnie zawsze znajdziesz.

Kiwnęła głową i odprowadzała go spojrzeniem, póki nie zniknął jej z oczu. Dopiero 

wówczas odwróciła się do Reijo.

- Między wami nic się nie zmieniło? - zapytał.

background image

-   Właściwie   nie   -   pokręciła   głową.   -   Choć   przez   długi   czas   byliśmy   nierozumni. 

Boczyliśmy się na siebie, trochę kłóciliśmy. Zbyt długo traktowaliśmy nasz związek jako coś 

oczywistego. Ale teraz... - wzięła głębszy wdech i rozpromieniła się. - Teraz, Reijo, jestem 

szczęśliwa. Stanowimy jedno. Nigdy nie odczuwałam takiej harmonii. Właściwie bez żadnego 

specjalnego powodu, po prostu tak jest i już! Dlatego, że on to on, a ja to ja, i dlatego, że 

jesteśmy razem.

- Cieszę się z tego powodu.

Usiedli na jakichś skrzyniach ustawionych za jedną z bud, skąd roztaczał się widok na 

fiord. Po drugiej jego stronie szczyty wznosiły się majestatycznie ku niebu. Patrzyli daleko, tam 

gdzie fiord się kończył, a zaczynało prawdziwe, otwarte wielkie morze.

Raija  dostrzegła  przylądek  i  chłostaną sztormem chatę  z bali  zbudowaną  własnymi 

rękami przez Anttiego Kesaniemi.

- Tak, mieszkam tam - odparł, odczytawszy z jej oczu nieme pytanie. - Mieszkamy.

- Jak one się mają?

Raija pobladła, zacisnęła usta i skrzyżowała ręce na piersi. Palce wpiła w przedramię. 

Strach   sprawił,   że   zasłoniła   się   jak   tarczą   nawet   przed   Reijo,   którego   przecież   darzyła 

niepojętym uczuciem.

- Dobrze - odparł. - Chodzą najedzone, mają w co się ubrać. Mamy dach nad głową. 

Mają wszystko, co mogłem im zapewnić. Kocham je tak...

- ...jak kochałbyś swoje - dokończyła Raija, uśmiechając się blado. - Jedno z nich jest 

twoje.

Reijo rozłożył ręce.

- Dla mnie one wszystkie są moje. Nie potrafię myśleć inaczej. Są takie różne, ale 

wszystkie wspaniałe. Tak to czuję.

Takie wyznanie powinno wywołać radość w jej sercu, ona tymczasem nie mogła pozbyć 

się uczucia goryczy.

Reijo jest cudownym ojcem, pomyślała, ale ja nie zawsze potrafiłam być równie dobrą 

matką.

Prawdę   powiedziawszy,   nie   sprawdziła   się   w   tej   roli.   Popełniła   mnóstwo   błędów, 

sprawiła wiele rozczarowań...

Ale przecież pragnęła dla swych dzieci tego, co najlepsze.

Tylko że one były za małe, żeby to zrozumieć.

Reijo wyczuł jej przygnębienie i domyślił się, co sprawiło, że oczy jej pociemniały i 

zadrżały kąciki ust. Objął ją ramieniem i uścisnął lekko.

background image

- Opowiadałem im o tobie. Nie zapomniały cię, kochana Raiju. Dbałem o to, żeby 

zachowały   wspomnienia.   Tłumaczyłem,   że   nie   opuściłaś   ich   z   własnej   woli,   że   musiałaś 

uciekać, żeby zachować życie. Ze ktoś chciał cię skrzywdzić...

- To brzmi jak bajka - odezwała się Raija ze smutkiem. - Domyślam się, co czują. Ale 

uczynię wszystko co w mojej mocy, żeby odzyskać ich zaufanie. Ich miłość... - Podniosła 

wzrok   i   napotkała   spojrzenie   zielonych   oczu   Reijo,   wokół   których   pojawiła   się   siateczka 

zmarszczek. Poza tym nic się nie zmienił, włosy miał nadal płowe i emanowała zeń ta sama 

dobroć. Nie był chyba już taki załamany. Zapewne otrząsnął się trochę po stracie ukochanej z 

Bergen, dziewczyny, której nie dane było żyć i nadać sens jego życiu.

- Mikkal miał rację, mówiąc, że omal nie oszalałam z tęsknoty. Mało brakowało, bym 

straciła rozum. Przekonałam się, jak cienka jest ta granica. Czułam, że tęsknota zżera mnie od 

środka... Tak się boję, Reijo.

- Musisz dać dzieciom trochę czasu - mówił Reijo, wciąż ją obejmując. - Potrzeba 

będzie więcej niż jeden dzień, nim się przyzwyczają, że wróciłaś. Rozumiesz, co mam na 

myśli?

Raija pokiwała głową.

- Nie zamierzam wtargnąć w ich życie znienacka i wyrwać ich stąd. Bo wiem, że 

mogłyby   mnie   za   to   znienawidzić.   Ale   i   tak   się   lękam.   Nadal   jestem   przewrażliwiona, 

śmiertelnie przeraża mnie myśl, że mogę zostać odtrącona...

- Mówisz o Mai - stwierdził, a Raija nawet nie musiała tego potwierdzać. Reijo znał ją 

dobrze.

- Ona tęskni za tobą chyba najbardziej ze wszystkich - dorzucił po chwili. - Ale za nic w 

świecie   by   się   do   tego   nie   przyznała.   Zmaga   się   ze   swoimi   wspomnieniami.   Wyrosła   na 

osobliwą małą damę, wrażliwą i silną równocześnie. Tak bardzo jest podobna do Mikkala, że to 

aż niesamowite. Ale w środku zupełnie przypomina mi ciebie. Myślę, że byłaś taka sama jako 

mała dziewczynka.

- Odnalazłam moją rodzinę - wtrąciła Raija. - Ojciec nie żyje, a mama ponownie wyszła 

za mąż. A Matti dołączył do nas. Ma teraz piętnaście lat, Reijo. Polubisz go, choć przez niego 

przybył mi niejeden siwy włos...

- Jak tam było?

Raija odparła szczerze:

- Niezbyt dobrze, opowiem ci o wszystkim potem, bo teraz chciałabym się dowiedzieć 

czegoś więcej o naszych dzieciach.

- Elise  jest zupełnie podobna do Evy,  równie cicha jak ona. Rośnie na prawdziwą 

background image

piękność. Już teraz wyczuwam zgrzyty między nią a Mają, która nie lubi,  żeby ktoś inny 

przyciągał większą uwagę niż ona. Elise jest najdokładniejsza i bierze na swoje barki większość 

domowych prac, ona pilnuje pozostałych i poczuwa się do odpowiedzialności za wszystko. 

Ciągle mi się wydaje, że jest zbyt obciążona obowiązkami. To taka mała mateczka... Knut: 

łobuziak, dzikus, wierny sojusznik Mai. Podziwia ją ślepo i próbuje naśladować we wszystkim. 

Ale równocześnie łatwo go zranić. Chciałby nie tylko dorównać, ale wręcz prześcignąć Maję; 

nie udaje mu się to nigdy. Nie odnajduję w nim podobieństwa do ciebie, za to do złudzenia 

przypomina mi Kallego.

- A Ida?

Reijo rozpromienił się.

- Mały troll - rzekł ciepło. - Tak, tak, po prawdzie serce bije mi dla niej ciut mocniej. 

Jest taka maleńka, ale zgrabniutka. Jako niemowlę zupełnie była podobna do mnie, teraz jednak 

coraz częściej, patrząc na nią, dostrzegam twoją twarz, twoje gesty. Ze wszystkich twoich 

dzieci ona najbardziej przypomina ciebie. Maleńka Raija, tyle że jej włosy mają inną barwę.

- Czy byłbyś w stanie je oddać?

Reijo głęboko odetchnął i cicho wyznał:

- Myślisz, że nie zadawałem sobie tego pytania wielokrotnie? Zmuszanie nas do tego, 

żebyśmy żyli ze sobą, byłoby naigrywaniem się z losu. Żywię do ciebie wielkie uczucie, ale to 

nie jest prawdziwa miłość. Myślę, że z tobą jest podobnie. - Długo spoglądał na Raiję i był pe-

wien, że zrozumiała, zanim jeszcze wymówił te słowa: - Myślę, że uda mi się odnaleźć sens 

życia. Ale żeby tak się stało, muszę stąd wyjechać. Nie zdołam ułożyć sobie życia na nowo, 

jeśli nadal będę mieszkać z tobą i dziećmi. Będę je często odwiedzał, nigdy nie przestanę ich 

kochać,   ale   nie   wiem,   czy   słuszne   byłoby   ulokowanie   w   nich   wszystkich   marzeń.   Mam 

dwadzieścia pięć lat, to jeszcze nie tak wiele. Myślę, że los szykuje coś jeszcze dla Reijo 

Kesaniemi, coś wyłącznie dla niego.

- Rozumiem, że musi upłynąć trochę czasu - rzekła Raija. - Nie zamierzam niczego 

przyśpieszać. Wiem jedynie, że nie wyjadę stąd bez nich.

Reijo wstał i trzymając dłonie Raiji w swoich, popatrzył na nią.

- Uda ci się - rzekł. - Odzyskasz je, one należą przecież do ciebie! Teraz wrócę do chaty 

i przygotuję dzieci na to spotkanie, a wy z Mikkalem przyjdziecie trochę później.

Raija pokiwała głową.

- Znajdę go, dziękuję ci, Reijo, że rozumiesz. Uśmiechnął się szeroko.

- To się chyba nie zmieni. Zawsze będziemy się rozumieć, prawda? Może to także jest 

miłość... - rzucił na odchodnym.

background image

Raija wyszła zza budy. Nie zdawała sobie zupełnie sprawy z tego, że od momentu gdy 

przybyli z Mikkalem na plac targowy, śledzi ją para oczu. Nie miała pojęcia, że jej życie 

właśnie tu i teraz zmieni bieg, gwałtownie i w sposób niezrozumiały dla nikogo.

Raija biegła, przepełniona nadzieją na rychłe szczęście.

background image

12

Wszystkie tropy prowadziły do Lyngen.

Instynkt  także  podpowiadał  mu,  żeby jej  szukać  w rzadko zaludnionej  osadzie nad 

fiordem, do której trzy razy w roku zjeżdżali na jarmark ludzie z różnych stron: z wybrzeża, z 

głębi lądu, a nawet zza granicy. Ściągali tu nie tylko po to, by sprzedać przywiezione towary i 

kupić to, co najpotrzebniejsze, ale także po to, by spotkać znajomych.

Hans   Fredrik   nie   wierzył   swemu   szczęściu,   kiedy   się   dowiedział,   że   właśnie   tutaj 

dorastała.

Miejscowi   nadal   ją   pamiętali.   To,   co   o   niej   opowiadali,   tylko   utwierdziło   go   w 

przekonaniu, że trafnie ją osądził.

Była niebezpieczna. Od dziecka siała niezgodę. Jej mąż nie powrócił z połowów na 

północy. Poróżniła ze sobą ojca i syna. Sprowokowała śmierć...

Ludzie utrzymywali, że nie żyje. Podobno tak rozgłosił Reijo, który wrócił w rodzinne 

strony i mieszkał teraz razem z czwórką dzieci w chacie na przylądku.

Hans   Fredrik   nie   miał   wcześniej   pojęcia   o   dzieciach.   Być   może   ktoś   czegoś   nie 

dopatrzył i informacja o tym nie dotarła do niego.

Ale teraz ta wiadomość mogła mu się przydać.

Pragnął ujrzeć tę czarownicę żywą. Doznałby zawodu, gdyby się okazało, że umarła. To 

tak, jakby zabrać komuś coś sprzed nosa. Jakby wytrącić z ręki najsmaczniejszy kąsek.

Nie mógł się doczekać konfrontacji z wiedźmą. Chciał zmierzyć się z nią i udowodnić, 

że to on ma większą moc. Gdyby nie żyła, nie doszłoby do spotkania, a to oznaczałoby jej 

zwycięstwo.

Oczywiście, pośle ją na śmierć, tak jak sobie zaplanował, ale to on ustali porę.

Postanowił porozmawiać z jej mężem, z Reijo Kesaniemi. Co do tego, że wydusi z 

niego prawdę, nie miał najmniejszych wątpliwości. Ludzie są dziwnie słabi na punkcie swoich 

bachorów. Hans Fredrik nigdy nie potrafił tego zrozumieć.

Wystarczy trochę przycisnąć dzieciaka, a nawet największych uparciuchów skłoni się 

do mówienia.

Szkoda, że nie znał tego szczegółu z jej życia, kiedy więził ją w lochach twierdzy 

Vardohus. Zdusiłby wówczas jej żelazny upór i nie trzeba by było, w trosce o zachowanie 

pozorów, spalić na stosie niewłaściwej kobiety.

Hans Fredrik przyjrzał się dobrze temu Reijo. Poznał, że to twardy orzech do zgryzienia 

- jeśli użyć zwykłych środków. Tacy jak on potrafią wiele znieść. W tym przypadku as w 

background image

rękawie w postaci dzieciaków może się okazać bardzo przydatny.

Nastawił się już na rozmowę z Kesaniemi, gdy nagle okazało się to niepotrzebne.

Ona wcale nie umarła!

Przeciwnie, wyglądała na osobę bardzo żywotną. Przechadzała się po placu targowym w 

objęciach jakiegoś Lapończyka. Świata nie widzieli poza sobą.

Potem spotkali Reijo.

Krew się nie polała i nie wyglądało na to, że się kłócą. Czym innym to wytłumaczyć, 

jak nie czarami? Na ogół mąż i kochanek nie ściskają sobie przyjaźnie dłoni i nie gawędzą ze 

sobą serdecznie!

Obserwował ich, nie mogąc oderwać od niej wzroku. Nie wyglądała jak tamta kobieta, 

którą   wrzucili   do   morza,   nie   przypominała   wychudzonego   dziewczęcia,   które   przypalał 

żelazem, smagał pejczem, rozciągał na kole tortur. Tej, której wymierzał razy, a ona na wrzaski 

i złowrogi szept reagowała jednakowo: pluła mu w twarz i odmawiała zeznań.

Tamta kobieta była dziką, przepełnioną nienawiścią kotką, którą usiłował poskromić.

Ta, którą ujrzał tutaj, sprawiała wrażenie trochę zagubionej, ale pełnej życia, a przy tym 

łagodnej.

- To ona! Tylko że mami ludziom wzrok! - Hans Fredrik Feldt mówił do siebie, ażeby 

nie ulec czarom. - Patrzą na nią i widzą kogoś innego! Jest groźna, bardzo groźna! Ale ja ją 

powstrzymam. I udowodnię, że nikt nie ma prawa wystawiać mnie na pośmiewisko. Nie dam 

się pokonać!

Kiedy rozstała się z mężem i każde ruszyło w swoją stronę, zrozumiał, że nadeszła pora 

działania.

Poczekał, aż Reijo zniknie. Wolał załatwić to bez świadków, gotowych jej przyjść z 

pomocą.

Co prawda ona ma własną broń, ale teraz czary jej nie pomogą, pomyślał i ścisnął 

mocniej strzelbę.

Wychylił się z ukrycia i pobiegł za nią. Śnieg stłumił odgłos jego kroków.

Gdy zorientowała się, że ktoś ją goni, było już za późno.

Ten ktoś zakrył dłonią jej usta i pociągnął za budy, gdzie nie było żywej duszy.

- Dobry Boże - jęknęła Raija bezsilnie.

Kiedy zobaczyła, kto przed nią stoi z wycelowaną strzelbą, wolałaby już nie żyć.

Nie tak miało być!

A   tak   się   cieszyła!   Już   naprawdę   niewiele   dzieliło   ją   od   tego,   by   poczuć   pełnię 

szczęścia...

background image

Zaśmiał się chrapliwie, a oczy zalśniły mu jak wówczas, gdy przypalał ją żelazem. 

Dokładnie to zapamiętała.

- Myślałaś, że ci się uda, Ritvo - Raiju?

Raija wzdrygnęła się i wbiła w niego przerażony wzrok.

Znał jej imię!

- Zdziwiona? - zaśmiał się. - Dowiedziałem się, kim jesteś. Zabrało mi to dwa lata, ale 

poprzysiągłem sobie, że znajdę cię nawet, gdyby mi przyszło poświęcić na to całe życie. Nie 

ma więc o czym mówić. Trzeba przyznać, że sprytnie wymyśliłaś, podając się za Ritvę. Ale i 

tak cię przejrzałem!

Raija nic nie odpowiedziała, usiłując zachować zimną krew.

Tutaj nie może mnie spalić na stosie, pomyślała trzeźwo. Skoro wytrzymałam tortury 

tego potwora, dam sobie radę i teraz.

- Latem posłałem na stos młodą kobietę o imieniu Ritva. Zostało to tak upozorowane, że 

wszyscy myśleli, iż to ty. Zresztą ulepiona była z tej samej gliny. Podczas przesłuchań prawie 

nie krzyczała, a na stosie stała dumna niczym sam diabeł.

Raija pobladła. Coś jakby poluzowało się w jej żołądku, wezbrało niczym wiosenny 

potok niosący szlam...

Nie zdołała przełknąć śliny, nie potrafiła się opanować i zwymiotowała mu wprost pod 

nogi.

Mimo że uznał to za obrazę, mówił dalej. Nie miała wyjścia, musiała go słuchać. Była 

całkowicie w jego mocy...

Trzymał w garści potężną czarownicę.

Zawsze wiedział, że jest od niej silniejszy.

Kobieta, nawet jeśli chroni ją szatan, nigdy nie zdoła zyskać nad nim władzy!

- Wiem o tobie wszystko - słyszała przeciągły, aksamitny głos kapitana. Prychał jak 

zadowolony, syty kocur. - Wiem, że masz męża, dzieci, dowiedziałem się, gdzie mieszkają. I 

nie zawaham się wykorzystać ich do własnych celów. Nie jestem słabeuszem i nie pozwalam, 

żeby uczucia kierowały moim postępowaniem. Znany jestem z bezwzględności. Nikt mnie do-

tąd nie złamał i nikomu nie udało się zrobić rysy na moim wizerunku. I tobie się to też nie uda.

Poczuła, jak ogarnia ją lodowaty strach.

A więc wie o Reijo i o dzieciach. Teraz dopiero stał się rzeczywiście groźny.

Nikt nie ośmieli się tknąć jej dzieci! A szczególnie ten potwór.

- Wszędzie cię znajdę! Nie zaprzestanę poszukiwań, nawet jeśli teraz zdołasz mi się 

wymknąć. Jestem cierpliwy, mogę poświęcić na to nawet całe życie. Mam dość siły, dość 

background image

męskiej odwagi, by temu podołać.

Raija wbiła w niego nienawistne spojrzenie. Z ciemnych oczu posypały się błyskawice.

Nie zdradzi się, że udało mu się ją przerazić!

- Jesteś szaleńcem - cisnęła.

Wymierzył jej siarczysty policzek i zmrużył oczy, które przypominały teraz wąskie 

szparki. Zaciśnięte, drżące wargi aż pobielały.

- Nie ośmielaj się mnie tak nazywać! Nie jestem obłąkany! Słyszysz! Nie chcę tego 

więcej słyszeć! Zamierzałem ci dać trochę czasu, ale sama przyśpieszasz wyrok!

Mikkal   razem   z   Mattim   przechadzali   się   od   straganu   do   straganu.   Wabiły   ich 

różnorodne cuda, ale przez cały czas konsekwentnie opierali się pokusom.

- Jaki jest ten Reijo? - zapytał Matti.

-   Wspaniały   -   odrzekł   Mikkal   bez   namysłu.   -   Zaraz   po   Raiji   i   mojej   rodzinie   to 

człowiek, którego lubię najbardziej. Jest taki, jaki powinien być przyjaciel, jeśli rozumiesz, co 

mam na myśli.

- Rozumiem - odparł Matti. - Choć inne sprawy pozostają dla mnie niejasne.

Mikkal uśmiechnął się lekko.

- Nawet nie staraj się ich pojąć. I nie próbuj oceniać Raiji! Zaakceptuj ją po prostu taką, 

jaka jest. Ona bardzo cię kocha. To, że cię odnalazła, bardzo wiele dla niej znaczy.

Matti zamilkł. Takie rozmowy nie były łatwe dla piętnastoletniego chłopca. Pragnął być 

dorosły, ale krępowało go mówienie o uczuciach. Wydawało mu się to takie mało męskie. Co 

prawda w ustach Mikkala takie słowa nie raziły, ale sam nawet nie chciał próbować.

- Co będzie teraz?

- Musimy zatrzymać się tutaj na parę dni. Raija nie wyjedzie stąd bez dzieci.

- A ty wyjechałbyś bez Raiji?

- Nie, o ile mnie sama o to nie poprosi. Bez niej moje życie traci sens...

Matti   nie   odpowiedział.   Znowu   ten   sam   trudny   temat!   Żeby   przerwać   kłopotliwe 

milczenie, zapytał:

- Nie wydaje ci się, że coś długo jej nie ma? Mikkal pomyślał o tym samym, tym 

bardziej że uświadomił sobie nagle, iż już dobrą chwilę temu widział Reijo oddalającego się w 

kierunku przylądka.

Ścisnęło go w żołądku.

Chyba jest za nerwowy. Co może jej tu grozić... A jeśli?

Musi ukryć swój lęk przed Mattim! Chłopak uważa go za prawdziwego mężczyznę, 

który niczego się nie boi. Zdziwiłby się, jak wiele mu brakuje do takiego ideału.

background image

- Rozejrzyjmy się, trzeba jej poszukać! - rzucił lekko i ruszył tak szybko na skraj placu 

targowego, że Matti musiał podbiec, żeby dotrzymać mu kroku. Nie zdarzało się to na co dzień.

Mikkal  nigdy  nie widział  mężczyzny,  którego Raija nazwała „Potworem z Vardo”. 

Opisała go jednak tak trafnie, że Mikkal od razu go rozpoznał.

Błyskawicznie popchnął Mattiego na bok, żeby chłopak nie został zauważony, i syknął 

przez zaciśnięte zęby:

- Nie wychodź stąd!

Sam zaś skierował swe kroki ku tamtym, jakby nie zauważając broni w ręku obcego 

mężczyzny.

Uczynił to świadomie w imię miłości do Raiji.

Raija nie czuła strachu, kiedy oprawca w nią wycelował. Pomyślała nawet, że jeśli ją 

zastrzeli, przynajmniej dzieci będą bezpieczne. Ich życie było dla niej cenniejsze niż własne.

Skoro już ktoś musi umrzeć, niech to będzie ona.

Oczy kapitana zalśniły groźnym blaskiem. Był bliski spełnienia swojej groźby. Bliski 

wykonania   egzekucji.   Rzuciwszy   mu   w   twarz,   że   jest   szaleńcem,   Raija   dotknęła   czułego 

punktu.

Mikkal pojawił się bezgłośnie. Raija usłyszała cichy niczym tchnienie wiatru szept. 

Dopiero   długo   po   wszystkim   uświadomiła   sobie,   że   Mikkal   wydał   wtedy   komuś   jakieś 

polecenie. Jego pojawienie się kompletnie zaskoczyło Feldta.

Mikkal zlekceważył śmiertelnie niebezpiecznego Potwora z Vardo.

Odrzucił   kij   i   mocno   utykając,   podszedł   do   Raiji.   W   jego   postaci   było   coś 

majestatycznego.

Wyciągnąwszy ręce, odezwał się po lapońsku:

- Chodź, kochanie! Chodź do mnie. On nie może ci nic zrobić.

Feldt, który nie rozumiał po lapońsku, uznał to za kolejny afront.

Raija przesunęła się o krok w stronę Mikkala. Sądziła, że szaleniec zrezygnuje, że przy 

świadku wróci mu rozsądek i uzna swoją porażkę.

Dotknęli się z Mikkalem opuszkami palców. Poczuła ciepło płynące od ukochanego, 

poczuła jego siłę.

- On ci nic nie zrobi - powtarzał Mikkal, jakby zaklinając. Przez cały czas patrzył tylko 

na nią.

Ich dłonie splotły się ze sobą. Mikkal uśmiechnął się, pochylił się nad nią i pocałował.

Raija przymknęła oczy, lękając się patrzeć na Feldta. Być może właśnie pocałunek 

sprowokował wystrzał. Może okazał się iskrą, która wywołała eksplozję w chorym umyśle tego 

background image

mężczyzny.

Feldt  wycelował wprost w okryte skórami plecy i przymknąwszy oczy, nacisnął na 

spust. Miał nadzieję, że zabije ich oboje jednym strzałem. Do rzeczywistości przywrócił go 

przeraźliwy krzyk Raiji.

Nagle zdał sobie sprawę, że jeśli ktoś go tutaj zobaczy, może mieć poważne kłopoty.

Przez kilka sekund patrzył na zamieszanie wywołane strzałem.

- Jeszcze cię znajdę - rzucił z uporem, choć nie był pewien, czy Raija go rozumie. - 

Nawet gdybym miał poświęcić na to całe życie!

A słysząc krzyki i odgłos kroków nadbiegających ludzi, odwrócił się, dosiadł konia i 

zniknął.

Ludzie nie zorientowali się, co naprawdę się wydarzyło, pomyślał.

Ale czuł niedosyt.

Nadejdzie dzień, kiedy zada jej decydujący, śmiertelny cios. Nic już go nie powstrzyma! 

Udowodnił, że ma dość siły, by unicestwić czarownicę. Wiedział już, kim jest, i przekonał ją, 

że gdziekolwiek się znajdzie, nigdzie i nigdy nie zazna spokoju.

Powietrzem   targnął   huk   wystrzału.   Mikkal   drgnął,   odchylił   głowę,   przerywając 

pocałunek, i zesztywniał.

Tylko jęk niedowierzania wydobył się z jego ust.

To ona krzyczała rozdzierająco. I tuliła go mocno, jakby chciała podtrzymać. Mimo to 

osunął się na kolana i upadł, barwiąc śnieg krwią. Raija przez cały czas nie wypuszczała go z 

rąk.

Usłyszała znienawidzony głos, ale nie rozumiała, co do niej mówi. A potem dobiegł ją 

gwar   innych   głosów  i   dostrzegła   zamazane  sylwetki   ludzi.   Wszystko   to  wydawało   jej   się 

nierealne.

W  ramionach   trzymała   człowieka   najdroższego   sercu,   który,   wykrzywiając   dziwnie 

twarz, poruszał pobielałymi wargami, szepcząc:

- Kocham cię, Mały Kruku! - Wbił palce w jej ramiona. - Kocham cię...

Napotkał jej wzrok, widziała, jak walczy. Chwytał się życia, tak jak uczepił się jej. Siłą 

woli, wyłącznie siłą woli...

- Ja także cię kocham, Mikkalu, i zawsze będę kochać tylko ciebie...

- Bądź szczęśliwa... - szepnął i głos mu zamarł. Raija połykała łzy, walcząc z rozpaczą. 

Z całych sil starała się być dzielna, dzielniejsza niż kiedykolwiek. Potrzebował tego.

Przywarła wargami do jego drżących ust i pocałowała go.

Spojrzenie ukochanych oczu napełniło się szczęściem i spokojem.

background image

Nic więcej już nie powiedział. Nie był w stanie nawet poruszyć palcami.

Coraz bardziej bezwładnym ciałem wstrząsnęły drgawki. Raija jednak nie oderwała ust 

od warg Mikkala, póki nie wydał ostatniego tchnienia.

Zgasła ostatnia iskierka w jego spojrzeniu jak gaśnie zalane wodą palenisko.

- Zegnaj, ukochany - wyszeptała. - Zegnaj! Zabrałeś ze sobą światło. Kocham cię, 

Mikkalu, kocham tylko ciebie...

Ale on już nie słyszał jej słów.

Reijo zbliżał się do chaty, kiedy padł strzał. Zatrzymał się gwałtownie.

W tej samej chwili życie na jarmarku zamarło.

Reijo rzucił się biegiem z powrotem, a w głowie kołatała mu tylko jedna myśl: Raija.

Ona zawsze ściągała na siebie nieszczęścia. Lgnęły do niej jak muchy do syropu.

Nie miał nawet cienia wątpliwości, że i tym razem w coś się wplątała.

Nim zdążył dobiec na plac, zauważył uciekającego na koniu mężczyznę. Zwierzę niosło 

go prosto w leśny dukt Jechał tak szybko, że trudno byłoby za nim nadążyć.

Tłum ludzi kłębił się bardziej niż mewy w porze lęgowej.

Reijo przepychał się łokciami, odsuwał, kogo się dało, i kopał w łydki, nie wstydząc się 

wcale swego zachowania.

Za wszelką cenę musiał sprawdzić, co się naprawdę wydarzyło. I stanąć u boku Raiji.

Jacyś znajomi usiłowali go zatrzymać.

- To ona, Reijo, nie umarła! A mówiłeś...

- To Raija, ubrana w strój lapoński, ale to Raija... - powtarzali inni.

I wreszcie ktoś z fałszywym współczuciem zawołał:

- Przepuśćcie go, przepuśćcie męża!

Reijo, choć zabolał go złośliwy ton, nie przestawał myśleć o Raiji.

Była bliska spełnienia marzeń... tylko chwile dzieliły ją od momentu, w którym jej życie 

znów nabrałoby pełnego wymiaru.

Tłum się rozstąpił i Reijo już swobodnie przedostał się na skraj targowiska.

Znalazł się za budami w tym samym miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą rozmawiał z 

Raiją.

Był pewien, że to, co zobaczył, na zawsze zapadnie mu w pamięć.

Czy mógł temu zapobiec? Może to się stało dlatego, że Raija została sama? Dlaczego 

nie odprowadził jej do Mikkala?

Do oczu napłynęły mu łzy, paliły go policzki.

Poczuł się nagle tak, jakby uszła z niego cała energia, ale nogi same poniosły go do 

background image

Raiji, ściskającej odzianą w futra postać.

Opadł przed nią na kolana. Dziewczyna trzymała kurczowo ukochanego, nie czując 

nawet, że palce skostniały jej z zimna, a paznokcie całkiem posiniały. Drobną dłonią, miejscami 

czerwoną, miejscami rdzawobrązową od zakrzepłej krwi, przyciskała plecy Mikkala, gdzie ziała 

okropna rana wielkości pięści.

Oczy Mikkala wpatrywały się nieruchomo w blade niebo.

Raija podniosła zapuchniętą od płaczu twarz i popatrzyła na Reijo przez łzy, które 

spływały jej po policzkach nieprzerwanym strumieniem. Najwyraźniej nie docierało do niej, 

kogo ma przed sobą.

Wszystko i wszyscy zdawali się jej obcy.

Wreszcie   wyrwała   się   z   odrętwienia   i   uświadomiła   sobie,   że   jest   przy   niej   Reijo. 

Miażdżące uczucie kompletnej samotności trochę ustąpiło. Nie widziała, że ludzie tłoczą się, 

ciekawi słów, jakie padną między nią a mężem. Łamiącym się głosem wyrzekła:

- Mikkal... Mikkal nie żyje, Reijo. Nie żyje.

I jeszcze mocniej przytuliła martwe ciało, jakby za nic w świecie nie chciała wypuścić z 

rąk tego, który należał tylko do niej.

Reijo zapłakał tak samo rozpaczliwie jak ona.

Jakże niezrozumiała i niepotrzebna wydała mu się ta śmierć! Okrutny wyrok losu, który 

nie po raz pierwszy tak bezlitośnie obszedł się z Raiją.

A przecież zasłużyła na odrobinę szczęścia, na miłość!

Mikkal, którego życie także nie rozpieszczało, był jeszcze taki młody! Tacy byli teraz 

szczęśliwi!

- To ten Potwór z Vardo - wyszeptała Raija nieswoim głosem. - Celował we mnie... 

mnie powinien zabić. Mnie, nie Mikkala...

Reijo nie mógł znieść spojrzenia martwych oczu.

Drżącymi  rękami,   delikatnie,  zamknął   powieki  zmarłemu,  który  był  mu  taki  bliski. 

Nikogo   tak  dobrze  nie   rozumiał.   Przez   całe  swoje  życie   nie  spotkał   drugiego   mężczyzny, 

którego darzyłby taką przyjaźnią.

Jaki sens miała ta śmierć?

W tym człowieku tkwiło tak wiele dobra, które w pełni ujawniło się dopiero, gdy Raija 

stała się częścią jego codzienności.

Rozmawiali   przed   chwilą   i   patrzył   w   oczy   człowieka   spełnionego,   planującego 

przyszłość...

- Może pozazdrościły go nam anioły - odezwała się Raija cienkim głosem. - Było nam 

background image

tak dobrze... widać mnie szczęście nie jest pisane...

W tłumie znów rozległ się szum. Ludzie rozstąpili się z wyraźną niechęcią.

Na jarmark przybyło kilku ludzi wójta, żeby przypilnować porządku i przestrzegania 

prawa. Bójki i walki na noże były na porządku dziennym podczas targów, gdzie spotykali się 

ludzie ze wschodu i zachodu, ludzie różniący się kulturą, językiem, tradycją. Zbyt często przy 

użyciu   siły   rozwiązywano   nieporozumienia   i   konflikty,   ale   strzelano   rzadko.   Mało   kto   z 

mieszkańców tamtych terenów posiadał broń. Polowali za pomocą sideł i pułapek, nowomodna 

broń do zabijania nie była im potrzebna.

Mężczyzn, którzy wyłonili się z tłumu, otaczała aura władzy i siły.

Ludzie ich znali i woleli schodzić im z drogi.

Strażnicy   porządku,   którzy   niejedno   już   widzieli,   nie   spodziewali   się,   że   ofiarą 

strzelaniny okaże się Lapończyk.

Sądzili, że jakiś kupiec albo szyper wyrównuje porachunki, a w każdym razie ktoś z 

pozycją i majątkiem.

Emocje opadły, kiedy zobaczyli martwe ciało człowieka odzianego w wilczą skórę.

- Co tu się stało? - zapytał jeden ze strażników po norwesku.

Właściwie nie spodziewał się odpowiedzi, bo, jak dobrze wiedział, niewielu spośród 

tych dzikich koczowników znało język norweski.

Tymczasem kobieta, która obejmowała martwe ciało, spojrzała na nich i odpowiedziała 

nienaganną norweszczyzną:

- Został zastrzelony. Nie żyje.

Drugi strażnik prawa przykucnął i obejrzał ranę, głównie z ciekawości. Nieczęsto byli 

świadkami podobnych zdarzeń.

- Strzał w plecy - orzekł.

- Chciał mnie osłonić - powiedziała Raija już wyraźniej.

Łzy ciągle spływały jej po policzkach, ale głos się nie łamał. Być może pogarda, jaką 

dostrzegła w oczach tych stróżów prawa, pomogła jej się wziąć w garść.

Dla nich Mikkal nie był człowiekiem. Traktowali go jak zdechle zwierzę.

Lapończyk to człowiek gorszej kategorii!

Na nią patrzyli podobnie. Nie wiedzieli, z kim mają do czynienia.

- Ta kula była przeznaczona dla mnie, ale on mnie zasłonił.

- A kto strzelał? - usłyszała pogardliwe pytanie. - Zazdrosny rywal?

Raija pokręciła głową ze smutkiem.

- Szaleniec - odrzekła cicho i mocniej chwyciła Mikkala. Gdyby próbowali zabrać jego 

background image

ciało, nie zdołaliby tego uczynić.

Chociaż martwy, nadal należał do niej. Teraz już aniołowie nie muszą jej zazdrościć 

szczęścia.

- Nazywa się Hans Fredrik Feldt, przed paru laty pełnił służbę komendanta w twierdzy 

Vardohus. Nie wiem, co robi teraz, ale nie miał na sobie munduru. Wyglądał jak włóczęga.

Strażnicy mrugnęli do siebie, nawet nie siląc się na zachowanie dyskrecji.

- Komendant, hm? Twierdza Vardohus? A skąd ty możesz wiedzieć takie rzeczy? Kim 

jesteś?

- Nazywam się Raija Kesaniemi - odrzekła bez zająknięcia i dodała twardym głosem: - 

Znam go, poznałam go tam.

Reijo chrząknął, żeby zwrócić na siebie uwagę, i dopiero wówczas ludzie wójta go 

dostrzegli.

- Raija jest moją żoną. Nazywam się Reijo Kesaniemi. Mogę potwierdzić, że kapitan z 

twierdzy Vardohus jest nam dobrze znany. Skoro Raija twierdzi, że go widziała, to na pewno 

się nie myli.

Unieśli brwi. To jest żona tego Kwena? Dziwne. Wyglądało bardziej, jakby była żoną 

zabitego. Ale w takich sprawach łatwo o pomyłkę. Zresztą ci Finowie nie dbają zbytnio o 

moralność. Może są spokrewnieni z Lapończykami?

- A kim on był, u diabła? - zapytał strażnik, wskazując czubkiem buta na Mikkala.

Reijo wstał zagniewany i warknął:

- Trochę szacunku dla zmarłego!

Reijo był dobrze zbudowany, wyglądał na krzepkiego mężczyznę. Ludzie wójta woleli z 

nim nie zadzierać. O Finach krążyło wiele opowieści. Podobno łatwo wpadają w złość. Z takimi 

nigdy nic nie wiadomo.

- Nazywał się Mikkal - dopowiedziała kobieta. - Pehr - Mikkal.

-   To   znaczy   Mikkal   Persen   -   rzekł   strażnik.   Znów   jedno   z   tych   beznadziejnych 

lapońskich   imion.   Te   dzikusy   twierdzą,   że   są   ochrzczeni,   ale   to   tylko   pozory...   Mogliby 

przynajmniej mieć normalne, łatwe do wymówienia dla porządnych ludzi,  imiona. Imiona, 

które coś znaczą.

Raija wykrzywiła twarz w grymasie, doskonale wiedząc, że w Mikkalu reakcja strażnika 

wywołałaby niechęć. Drażniły go wszelkie próby wynaradawiania Lapończyków i narzucania 

im norweszczyzny. Uważał to za przejaw pogardy wobec jego ludu.

Ale jakie to miało teraz znaczenie?

Mogą go sobie nazywać, jak chcą.

background image

- Skąd pochodzi?

- Z Yaranger - odpowiedziała.

- Daleko stamtąd na jarmark...

-   Odprowadzał   mnie  -  skłamała  Raija.   -   Jego   matka  przygarnęła   mnie,   gdy   byłam 

dzieckiem.  Opiekowałam się nią, gdyż od kilku lat  chorowała. Niedawno umarła. A ja tu 

mieszkam...

- To znaczy przybrany brat?

Raija skinęła głową i uśmiechnęła się blado:

- Tak, przybrany brat - powtórzyła.

- Czy ktoś widział, jak to się stało?

Matti wystąpił z tłumu, blady, ledwie trzymając się na nogach. Musiał oprzeć się o 

Raiję.

- Taki młodzik - westchnął jeden ze strażników.

- Matti jest moim bratem - wyjaśniła Raija. - Ma piętnaście lat i nie jest już dzieckiem.

- Co się stało?

Matti, jąkając się, opowiedział wszystko po fińsku. Reijo musiał tłumaczyć.

Mówił, że wraz z Mikkalem zaniepokoili się, dlaczego Raija tak długo nie wraca po 

rozmowie z Reijo. I szukając jej, zobaczyli, że jakiś mężczyzna celuje w nią ze strzelby. Mikkal 

kazał się Mattiemu ukryć, a sam stanął na linii strzału. Obcy strzelił i uciekł.

- O czym rozmawiałaś z tym komendantem?

Strażnicy zwrócili się do Raiji. Pytanie, które zostało skierowane do niej znienacka, 

dosięgnęło   ją   równie   mocno   jak   kula,   która   trafiła   Mikkala.   Raija   odniosła   wrażenie,   że 

strażnicy najchętniej ją obarczyliby winą za wszystko.

- Zeznawałam kiedyś w pewnej sprawie - odparła. - Moje zeznania rzuciły na niego złe 

światło i naraziły na pośmiewisko. Szaleniec nigdy nie zapomina.

- O czym rozmawialiście?

- Ja prawie nic nie mówiłam. On zaś odgrażał się, że mnie zabije. I uczyniłby to, gdyby 

nie wszedł między nas Mikkal. To ja powinnam leżeć martwa, a nie on...

Ludzie wójta nie dowierzali zbytnio historyjce o kapitanie z twierdzy Vardohus. Ktoś 

taki nie włóczy się po kraju i nie nosi w sobie urazy do kobiet wątpliwej reputacji. Nie strzela 

do Lapończyków!

Ale z tłumu odezwały się nagle głosy, że widziano uciekającego na koniu mężczyznę 

chwilę   po   tym,   jak  rozległ   się   strzał.   Niektórzy  już  go  kiedyś   spotkali   w  tych   stronach   i 

twierdzili, że chodził wyprostowany jak żołnierz.

background image

Ktoś inny krzyknął, zagłuszając pozostałych:

- Ten człowiek pytał o Raiję! Strażnicy stracili pewność siebie.

- Będziemy musieli donieść o wszystkim wójtowi, ale najpierw ruszymy w pościg za 

uciekinierem. Na pewno ktoś go widział, w końcu mało kto w tych dniach wyjeżdża ze Skibotn.

- Jest wysoki, ma ciemne falowane włosy i zielono - niebieskie oczy. Prosty nos, mocny 

podbródek. Bije od niego lodowaty chłód. Ten człowiek ma kamień zamiast serca - wyjaśniała 

Raija beznamiętnie. Czuła się martwa, jakby wola życia całkiem w niej wygasła.

- Nikomu  z  was  nie wolno opuszczać  osady  -  nakazali   ludzie  wójta Raiji,  Reijo  i 

Mattiemu.

-   Mieszkamy  na  przylądku   -  wyjaśnił   Reijo,   wskazując   dłonią   swoją  chatę.   -   Tam 

możecie nas znaleźć.

- Ciało zostanie tutaj.

- Nie! - krzyknęła Raija, przytrzymując z całych sił zwłoki Mikkala.

- Weźmiemy je na przylądek - oświadczył Reijo. - Mam stodołę niedaleko domu. Dla 

was to nic nie znaczy, a dla nas bardzo wiele. Zresztą chyba nie powinniśmy zostawiać na 

jarmarku trupa?

Zgodzili się, przekonani słowami Reijo.

I wówczas stało się coś, czego Raija w życiu nie doznała. Mieszkańcy osady otoczyli ją 

kołem.

Obcy  ptak  nagle   stał   się  częścią   wspólnoty,   która   swą   niechęć  zwróciła   przeciwko 

ludziom wójta. Nakłonili ich, by szukali mężczyzny, który strzelał, zabójcy. Potwierdzili jej 

zeznanie i stanęli po jej stronie.

Zaakceptowali   ją,   mimo  że   pojawiła   się   w   osadzie   nieoczekiwanie   i   w   wyjątkowo 

dziwnych okolicznościach.

Tyle lat starała się dopasować do lokalnej społeczności, żyć jak oni. Nie udało jej się i z 

tego powodu bardzo cierpiała.

Teraz wróciła jakby z zaświatów, Reijo powiedział przecież, że jego żona nie żyje. 

Swoje   myśleli   i   nie   przyjęli   równie   gładko   opowiedzianej   przez   nią   historyjki.   Raczej 

przychylali się do tego, że porzuciła męża i dzieci.

Stała się główną atrakcją jarmarku, tuląc w objęciach umierającego kochanka. Zastrzelił 

go obcy, o którym nic nie wiedzieli. Uwierzyli jednak, że jest tak, jak ona mówiła.

Przygarnęli ją do serca.

Zaakceptowali, jakby była jedną z nich.

Reijo wyczuwał płynące z tłumu współczucie dla niej i serce mu krwawiło. Jaka to 

background image

niesprawiedliwość, że dopiero w takich okolicznościach zdobyła ich przychylność!

- Raiju, kochanie, puść Mikkala, nie możesz mu już pomóc - przemawiał łagodnie.

Potrząsnęła głową.

Reijo   położył   ręce   na   jej   ramionach,   zmusił,   by   spojrzała   na   niego.   Dostrzegł   jej 

przerażenie.

- Weźmiemy go na przylądek. Będzie z nami, Raiju. Ale nie możemy mu pomóc, on nie 

żyje.

Popatrzyła rozbieganym wzrokiem. Dłonie, nie czuła własnych dłoni! Ale musi trzymać 

Mikkala, nie może go wypuścić z rąk!

- Niedaleko stąd zostawiliśmy zaprzęg - wtrącił się Matti.

Reijo poprosił go, żeby przyprowadził renifery, a do Raiji rzekł:

-   Musisz   się   trochę  ogrzać,   Raiju.   Nie   możemy   pozwolić,   żebyś   nam  tu  zamarzła. 

Mikkal nigdy by nam tego nie wybaczył.

Rozluźniła się, stopniowo uległa. Dała się przekonać słowom Reijo, zaufała mu.

Pozwoliła podnieść zwłoki Mikkala i położyć je ostrożnie na jednym z pułków.

Wstała   rozdygotana   i   skrzyżowała   ręce   na   piersiach.   Nieprzytomnym   wzrokiem 

spojrzała na dłonie pokryte zastygłą krwią, a gdy uprzytomniła sobie, co to jest, znów ścisnęło 

ją w gardle od tłumionego płaczu.

Powstrzymała jednak łzy, by wylać je w samotności.

- Chodź ze mną, Raiju. - Reijo objął ją, jakby chcąc poprowadzić.

Ale ona stała nieporuszona. Zastanawiała się, co na jej miejscu zrobiłby Mikkal.

- Nie mogę - odrzekła w końcu. - Muszę wracać do obozowiska. Tam został Ailo. Nie 

chcę, żeby dowiedział się o tym, co się stało z jego ojcem, od kogoś obcego.

Pochlipując, wsiadła do sań.

Musi być silna.

Najchętniej załamałaby się i płakała, ale nie było jej wolno. Nie mogła sobie pozwolić 

na słabość.

Teraz na nią spadła odpowiedzialność za dziecko Mikkala.

Napotkawszy wzrok Reijo, wyjaśniła:

- Nie obawiaj się! Nie ucieknę, nie tym razem. Nie mam już dokąd uciec. Zjawię się na 

przylądku, bo przecież tam są wszyscy ci, których kocham. Wszyscy, z wyjątkiem małego 

chłopca, którego muszę przywieźć.

Reijo pokiwał głową, nie mógł jej tego zabronić. Czasem ta drobna kobieta wydawała 

się twarda jak skała, chociaż tuż pod skórą czaiły się lęk i przerażenie.

background image

Ale rzeczywiście na niej spoczywa odpowiedzialność za syna Mikkala. Może to ją jakoś 

pocieszy w smutku.

- Dobrze, jedź - rzekł do niej. - Wiem, że wrócisz.

background image

13

Rześkie powietrze chłodziło jej zapłakaną twarz, przynosząc ulgę. Raija poganiała ostro 

biedne   zwierzę   w   nadziei,   że   lodowate   tchnienie   wiatru   ostudzi   zapuchnięte   policzki   i 

zaczerwienione oczy, ukoi smutek i złagodzi cierpienie.

- Długo was nie było - rzucił Aleksanteri, kiedy weszła do namiotu.

Stanąwszy przed nim twarzą w twarz pożałowała, że nie poprosiła Reijo, by przyjechał 

razem z nią. Potrzebowała kogoś, kto by ją wsparł w tej trudnej chwili.

Ale przecież Reijo i tak nie mógłby jej towarzyszyć, bo dzieci przeraziłyby się, gdyby 

ktoś obcy zajechał do obejścia ze zwłokami mężczyzny na saniach.

W palenisku trzaskał ogień, a Ailo bawił się, podśpiewując sobie pod nosem coś, co 

miało przypominać dorosły jojk.

O mój Boże, jak tu przytulnie!

Już nigdy więcej w tej jurcie nie będzie tak jak w domu! I w żadnym innym miejscu.

Raija czulą domowe ciepło tylko wówczas, gdy leżała w ramionach Mikkala, ale on już 

nie mógł jej przygarnąć.

Była więc bezdomna.

Straciła wszystko.

- A gdzie pozostali? Czy coś się stało? - Aleksanteri wyczuł, że coś jest nie tak jak 

powinno.

- Musimy złożyć jurtę - rzuciła Raija krótko i odwróciła się do niego plecami.

- A tata i Matti nie przyjadą? - był ciekaw Ailo. Raija pokręciła głową.

-   Spakujemy   wszystko.   Zamieszkamy   w   chacie.   Aleksanteri   nie   dał   się   oszukać. 

Podszedł do niej i zmusił, by popatrzyła mu w oczy.

- O czym ty mówisz, Raiju? Dlaczego Matti i Mikkal nie przyjadą? Dlaczego płakałaś?

Raija wyrwała mu się i pochyliwszy głowę, wybuchnęła głośnym szlochem, mimo że 

przyrzekła sobie, że powie im o śmierci Mikkala w sposób godny.

- Co jest, Raiju? Coś cię zasmuciło?

Raija objęła mocno Ailo i przymknąwszy oczy, uścisnęła go mocniej niż zwykle. Potem 

przełknęła ślinę, wzięła się w garść i nie wypuszczając chłopca z objęć, powiedziała:

- Jesteś już dużym chłopcem, Ailo. Słyszałeś o śmierci. Ailo pokiwał głową poważnie.

- Tak, moja mama umarła.

- Twój tata także umarł, maleńki przyjacielu.

-   Nie!   To   nieprawda,   kłamiesz!   Tata   nie   umarł!   -   krzyknął   Ailo,   uderzając   Raiję 

background image

piąstkami.

Wymachiwał rękami, póki nie opadł z sił.

- Tata nie umarł - powtarzał drżącym głosem, wtulając się w Raiję. - Nie umarł.

Raija głaskała sterczącą czarną czuprynę.

- Tak bardzo bym pragnęła, żebyś miał rację - szeptała. - Ale on umarł na moich 

rękach...

-   Co   się   stało?   -   dopytywał   się   Aleksanteri,   stojąc   bezsilnie   obok   pogrążonych   w 

rozpaczy przyjaciół, dla których Mikkal był jedyną opoką. Ręce opadły mu ciężko. Nie potrafił 

ich pocieszyć.

- Potwór z Vardo - wyjaśniła Raija sucho. - Celował we mnie, a Mikkal stanął między 

nami i kula trafiła go w plecy.

Ailo szlochał rozdzierająco, przytulony do piersi Raiji.

- Jeszcze mam na rękach jego krew... - Raija wyciągnęła dłonie do Aleksanteriego.

Ailo nie słyszał, walczył ze łzami i ze straszliwym cierpieniem, jakie nim zawładnęło. 

Ciągle nie mógł uwierzyć w przerażające nowiny.

Na jego oczach umarła mama, nie umiał wyobrazić sobie ojca padającego od kuli.

Tata nie może umrzeć.

Tata nie żyje.

Raija powiedziała, że umarł, Raija rozpacza tak samo jak on...

Płakali oboje, wtuleni w siebie. Nic nie mówili, tylko szlochali tak, że serce pękało.

Wiedzieli, że muszą się uporać z rozpaczą, ale pewne było, że bez Mikkala ich życie już 

nigdy nie będzie takie jak dotąd.

Dopiero późnym popołudniem złożyli namiot i zapakowali na pułki cały dobytek.

Raija i Ailo dotykali delikatnie wszystkiego, co należało do Mikkala. Raija postanowiła, 

że   żaden   z   wyrzeźbionych   przez   niego   przedmiotów   nie   zostanie   sprzedany.   Ani   na   tym 

jarmarku, ani na żadnym innym.

Kiedy ruszyli w stronę fiordu, Ailo przytulił się mocno do niej. Była teraz dla niego 

jedynym oparciem.

Wiele   czasu  upłynęło  od  rozstania  z  babką  Ravną.   Chłopiec   pamiętał   ją,   ale   Raija 

znaczyła dla niego teraz więcej.

Razem z Raiją i z tatą tworzyli rodzinę. A tata nie żyje.

Raija dobrze wiedziała, co czuje syn Mikkala. I nie miała wątpliwości, że to dziecko jest 

tak samo jej dzieckiem, jak czwórka mieszkająca na przylądku.

- Mama wraca, będzie tu dzisiaj, już niebawem - powiedział Reijo do Mai i Knuta, 

background image

którzy wybiegli  z chaty i  nim  Reijo zdążył  im przeszkodzić,  zobaczyli  leżące  na pułkach 

zwłoki.

- To Mikkal - rozpoznała Maja. - Nie żyje? Naprawdę, jesteś pewien?

Dopiero później Reijo uświadomił sobie, że w głosie dziewczynki pobrzmiewała radość.

I Maja, która zaciekle upierała się, że mama nigdy nie wróci, nagle zmieniła zdanie.

-   Może   jednak   wróci   -   powiedziała,   zmrużywszy   oczy.   Reijo   poczuł,   jak   dreszcz 

przebiegł mu po plecach.

Nagle uderzyło go, jak bardzo Maja jest podobna do Mikkala. Nie potrafiłby wyjaśnić, 

dlaczego tak mocno ścisnęło mu się serce.

Maja pobiegła do alkierza i przebrała się w swoją najładniejszą sukienkę: błękitną ze 

stójką i marszczoną od karczku. Dziewczynka uważała, że w niej wygląda najpiękniej.

Reijo modlił się w duchu, żeby Raija zwróciła na to uwagę.

- Może teraz już przyjdzie - powtórzyła Maja, zasiadając przy oknie wychodzącym na 

las. Było to jedyne okno z szybą w całym domu. U biedaków nie spotykało się takich zbytków. 

Reijo nie miał pojęcia, skąd ojciec wziął szybę, ale od kiedy pamiętał, zawsze była w tym 

oknie.

Reijo wiedział, że Maja domyśla się, kim Mikkal był dla Raiji, i zazdrość zatruwała jej 

małe serce. Nienawidziła Mikkala, bo wydawało jej się, że matka bardziej od niej kocha tego 

obcego mężczyznę.

Reijo zapragnął nagle cofnąć czas i uczynić wszystko, by Maja pokochała Mikkala. 

Łatwiej przyszłoby jej się pogodzić z tym, że był jej ojcem, o czym z pewnością kiedyś się 

dowie.

Wreszcie Raija przyjechała. Była zmęczona, zapłakana, brudna. A za rękę trzymała 

małego chłopca.

Maja,   która   już   miała   rzucić   się   matce   na   powitanie,   zatrzymała   się   gwałtownie   i 

wczepiła paznokciami w dużą dłoń Reijo.

Spojrzeniem   przygwoździła   chłopca,   który   nie   chciał   puścić   Raiji.   Wydał   jej   się 

znajomy, ale nie pamiętała, gdzie go spotkała.

Jakim prawem tak trzyma jej mamę, czyżby nie miał swojej?

Raija przesunęła się, żeby zrobić miejsce wchodzącemu mężczyźnie. Reijo pomyślał, że 

skądś go zna.

- Tak, to ja - uśmiechnął się Aleksanteri niepewnie. - Gdyby nie oni, zamarzłbym. 

Uratowali mnie od śmierci, ale przez to opóźnili trochę przyjazd. - Rozłożył dłonie w geście 

zakłopotania i dodał: - To niezrozumiałe i bezsensowne!

background image

Reijo pokiwał głową ponuro.

Raija zdjęła kaftan i po lapońsku poprosiła Ailo, żeby też się rozebrał.

Zabrzmiało to intymnie, tak jak mama powinna przemawiać do dziecka.

Reijo był pewien, że nie uszło to uwagi  Mai.  I na nic już się nie zdało,  że Raija 

niepewnie   podeszła   kilka   kroków   i   uklęknęła   przed   gromadką,   która   otoczyła   Reijo. 

Wyciągnęła do nich zmarzniętą dłoń i leciutko pogładziła maluchy po policzkach. Ale uczyniła 

to niepewnie, inaczej niż wtedy, gdy trzymała za rękę czarnowłosego chłopca.

Zauważyli różnicę.

Raija   najchętniej   przytuliłaby   je   wszystkie   naraz,   ale   nie   zmieściłyby   się   w   jej 

ramionach.

Musiała więc zadowolić się tym, żeby przywitać się z nimi po kolei.

Ida wstydziła się i trochę lękała obcej pani. Nie pozwoliła się nawet pogłaskać po 

pucołowatych policzkach i szybko odwróciła się do Reijo, który wziął ją na ręce, widząc, że jest 

bliska płaczu. Zarzuciła ojcu na szyję tłuściutkie ramionka, nie spuszczając jednak z oczu Raiji.

Ida była zbyt mała, żeby pamiętać mamę. Ida jej nie znała.

Raija zamrugała powiekami, chociaż przecież spodziewała się tego.

Elise, płacząc i śmiejąc się na przemian, w ogóle nie chciała puścić Raiji.

- Wiedziałam, że wrócisz - szeptała jej do ucha, tak żeby nikt inny nie słyszał. - Maja 

powtarzała, że nigdy nie wrócisz, ale ja jej nie wierzyłam.

Raija ucałowała ją w czoło. Reijo miał rację, pomyślała, patrząc na dziewczynkę przez 

wilgotne rzęsy. Elise zupełnie przypominała Eve. Wykapana matka.

Wyrośnie na prawdziwą piękność. Już teraz wyróżniała się urodą.

-   Jesteś   śliczna,   maleńka   -   mruknęła   Raija   zduszonym   głosem,   bez   najmniejszego 

zamiaru ujmowania czegoś pozostałym dzieciom.

Knut nie chciał ucałować matki. Cofnął się i popatrzył na nią wzrokiem Kallego.

- Jesteś moją mamą? - zapytał.

Raija pokiwała głową, bo żadne słowo nie przechodziło jej przez gardło.

- Zostaniesz? Raija przytaknęła.

- Dlaczego cię tak długo nie było?

- Nie mogłam przyjechać. Reijo wam to tłumaczył. Kocham was wszystkich i nie było 

dnia, bym o was nie myślała.

Knut pokiwał głową z powagą dorosłego mężczyzny.

- To dobrze, że wróciłaś.

Maja...   została   jeszcze   tylko   Maja,   która   spoglądała   na   nią   pociemniałym, 

background image

odpychającym wzrokiem. Miała rysy twarzy Mikkala i jego uśmiech. Maja, córka Mikkala.

Ale   dziewczynka,   która   wystroiła   się   w   swoją   najładniejszą   sukienkę,   rozplotła 

warkocz, rozpuściła i wyszczotkowała włosy, doznała rozczarowania.

- Nie lubię cię - powiedziała.

Raija   obawiała   się   właśnie   takiej   reakcji.   W   tej   chwili   najbardziej   potrzebowała 

wsparcia Mikkala.

Odszukała   wzrokiem   spojrzenie   córki   i   drżącym   głosem,   siląc   się   na   spokój, 

powiedziała:

- Mam nadzieję, że kiedyś zmienisz zdanie, Maju.

Bo ja cię bardzo kocham i bardzo bym pragnęła, żebyś ty też mnie kochała.

Maja skrzywiła twarz i oparła się o Reijo.

- Kto to jest? - skinęła głową w stronę Ailo, który przytulał się do Mattiego. Chłopiec 

poczuł się niepewnie, kiedy Raija zajęła się dziećmi. Czyżby już go nie chciała? Może ją także 

straci?

- Ailo jest waszym nowym bratem.

- Nie potrzebujemy więcej braci.

- Jego tatą był Mikkal. - Raiji zadrżał głos, gdy wypowiadała imię ukochanego. - Teraz 

Ailo nie ma nikogo na świecie prócz nas.

- Nie potrzebujemy go - upierała się Maja.

- Ale Ailo potrzebuje was - wtrącił się Reijo. - I potrzebuje Raiji.

Maja zamilkła. Nigdy nie przeciwstawiała się Reijo, choć nie zawsze się z nim zgadzała. 

Nie bez zainteresowania zerknęła w stronę chłopca. Wydawało jej się, że jest w tym samym 

wieku co ona.

- Przecież on nie potrafi nawet porządnie mówić - prychnęła.

- Mówi po lapońsku i po fińsku - powiedziała Raija. - Ty także znasz fiński.

Maja pokiwała głową, zapomniawszy, że postanowiła we wszystkim sprzeciwiać się 

mamie. Puściła dłoń Reijo i podeszła do wujka, który też niewiele mówił, i do tego obcego 

chłopca, żeby mu się przyjrzeć.

Raija niepewnie wyciągnęła palec do Idy. Pamiętała, że jako dziecko uwielbiała się 

przeglądać w stawach i kałużach i widziała wówczas odbicie takiej samej twarzyczki jak ta, 

którą miała przed sobą.

Ida naprawdę była do niej podobna, choć jako niemowlę wypisz wymaluj przypominała 

Reijo.

Maleństwo nie chwyciło palca matki. Wygięło usteczka w podkówkę, ale nie rozpłakało 

background image

się, tylko jeszcze mocniej objęło Reijo za szyję.

Raija z ciężkim sercem usiadła obok przyjaciela. Nie mogła się napatrzyć na dzieci, bez 

których przyszło jej żyć tyle lat. Ileż to razy marzyła o tym, jak je wyściska!

- To musi trochę potrwać - westchnęła cicho, napotkawszy pełen zrozumienia wzrok 

Reijo.

- Wszystko będzie dobrze - odparł.

W sercu Raiji także zakiełkowała nadzieja, kiedy usłyszała, jak Maja rozmawia z Ailo.

- Mój tata też umarł - mówiła. - Na początku jest trochę smutno, ale potem wszystko 

mija. Kochałeś swojego tatę?

Ailo pokiwał głową. Powoli wysunął się z rąk Mattiego i usiadł na podłodze obok Mai. 

Dzieci popatrzyły na siebie i wbrew wszelkim oczekiwaniom polubiły się.

Raiji głos uwiązł w gardle, bo niczego bardziej nie pragnęła.

Mam   nadzieję,   że   to   widzisz,   Mikkalu,   powiedziała   w   myślach.   Bardzo   by   cię   to 

uradowało.

Raija już nie płakała. Ukryła uczucia głęboko przed światem. Nie chciała, żeby dzieci 

widziały jej rozpacz. Spośród nich tylko Ailo rozumiał, jak bardzo tęskni za Mikkalem i jak 

wielka jest jej żałoba. Dla pozostałych była mamą, która powróciła do domu. Nie rozumiały, 

dlaczego jej tak długo nie było, i obserwowały Raiję czujnie, jakby obawiały się ją za bardzo 

polubić. Bo może znowu od nich odjedzie, a wtedy będzie im jeszcze ciężej na sercu? Lepiej 

być ostrożnym.

A na zewnątrz leżał martwy Mikkal z wielką dziurą w plecach. Najchętniej poszłaby do 

niego, siedziała przy nim, dotykała jego zimnego ciała i płakała nad tym, że jest taki samotny.

Powstrzymywał ją jedynie wzrok Reijo. Jakimś sposobem czytał w jej myślach i w jego 

oczach dostrzegała prośbę, żeby została w izbie, bo i tak nic nie może zrobić dla Mikkala.

Miał oczywiście rację, i rozum mówił jej to samo, tyle że ona rzadko kierowała się w 

życiu rozsądkiem.

Wiedziała, że Mikkal nie żyje, całą sobą o tym wiedziała, ale pragnęła przytulić się do 

niego. To on był sensem jej życia! Czuła się tak, jakby runęły podstawy jej egzystencji. Nie 

miała pojęcia, czy potrafi istnieć bez niego.

Ida, nim poszła spać, odważyła się postawić trzy kroczki dzielące ją od bezpiecznych 

kolan Reijo do nieznajomej pani w dziwnych ubraniach.

Dotknęła pośpiesznie Raiji i zmarszczywszy nosek, szybko cofnęła rączkę.

Raija nie mogła się powstrzymać od uśmiechu.

- Zdaje się, że nie pachnę zbyt ładnie!

background image

- Nastawię wody - oznajmił Reijo. - Gorąca kąpiel dobrze ci zrobi.

Skinęła głową z wdzięcznością. Co prawda nie da się zmyć z siebie smutku i cierpienia, 

ale może kąpiel ją trochę uspokoi i uczyni senną.

Może dzięki temu odpocznie nocą?

Dzieci były już zmęczone. Ida i Knut jako pierwsi poszli spać. Elise siedziała cicho jak 

myszka i nie spuszczała wzroku z Raiji. Jej oddanie graniczyło z uwielbieniem. Ledwie omiotła 

spojrzeniem Mattiego i Aleksanteriego. Dla niej byli tylko dwoma panami, którzy przybyli w 

towarzystwie Raiji. Gdyby poproszono ją, by ich opisała, nie potrafiłaby. Elise patrzyła tylko na 

Raiję.

Nie chciała pójść spać, póki przybrana matka się nie położy. Najchętniej zasnęłaby 

przytulona, trzymając ją za rękę. Ale kiedy Reijo posłał wszystkie dzieci do łóżka, posłuchała 

go, na dobranoc raz jeszcze mocno ściskając i całując Raiję.

- Tak bardzo cię kocham, Raiju... mamo - wyszeptała i już jej nie było.

Ailo także przyszedł ją pocałować. Tulił się do niej długo i zapytał w końcu cichutko:

- Czy ja mogę się bawić, mimo że tata umarł?

- Oczywiście, kochanie. Tata cieszył się zawsze, kiedy byłeś radosny. Nie musisz czuć z 

tego powodu wyrzutów sumienia.

Chłopcu wyraźnie ulżyło. Pełen wdzięczności zeskoczył z kolan Raiji i pobiegł za Mają, 

która wyściskała tylko Reijo, nie wykazując najmniejszego zainteresowania matką.

Raija nie potrafiła ukryć zawodu, bo ponad wszystko pragnęła odzyskać miłość tego 

dziecka poczętego z wielkiej miłości.

Z  wolna  w  chacie   ucichło.   Dorośli   posilali   się  w  milczeniu.  Raiji   trzęsły  się   ręce. 

Zauważyła, że Matti miał ten sam kłopot.

- Co teraz zrobimy? - zapytał zachrypniętym głosem.

- Nie chcę tutaj zostać - odpowiedziała zamyślona. - Nigdy nie zamierzałam wrócić tu 

na stałe. Wspomnienia stąd są ciągle zbyt żywe...

- A mnie się zdaje, że teraz tutaj jesteś tak samo bezpieczna jak gdziekolwiek indziej. 

Przynajmniej na razie. Bo nie sądzę, żeby on odważył się tu wrócić.

- Owszem, wróci za jakiś czas. Uparł się, żeby mnie zabić, i od tego nie odstąpi. To 

zemsta za to, że wtedy wymknęłam mu się z rąk.

- Jak on ciebie znalazł? - Reijo potrząsał głową, nie pojmując tego, co się stało. - Czy to 

przypadek?

-   Wiedział,   jak   się   nazywam,   chociaż   w   Vardo   znał   mnie   jako   Ritvę.   Nigdy   nie 

zdradziłam   mu  swojego   prawdziwego   imienia.   Nie   mam   pojęcia,   jak   się   tego   dowiedział. 

background image

Wiedział też o dzieciach i na pewno o tobie. Ciarki mi przechodzą po plecach, kiedy sobie o 

tym pomyślę. Potwornie się boję!

Reijo   zadrżał.   Zmarszczywszy   czoło,   przypomniał   sobie   nagle,   jak   na   placu   ktoś 

krzyknął, że jakiś mężczyzna pytał o Raiję...

- Że też musieliście wrócić akurat teraz!

Oczy Raiji pociemniały jak dwa czarne stawy bez dna.

- Myślisz, że się tym nie zadręczam? Ale to na nic. Bo przyjechaliśmy! Mikkal nie żyje. 

I choćbym czuła nie wiem jak wielkie wyrzuty sumienia, nie zmienię tego, co się stało.

Reijo też o tym wiedział.

- Jakie były dla was te ostatnie lata? - zapytał. - Jak odnaleźliście Mattiego? No i w jaki 

sposób ten człowiek spotkał się z wami? - Kiwnął głową w stronę Aleksanteriego.

Opowiadanie przyniosło Raiji ulgę. Oddaliła się myślami od strasznej chwili, kiedy 

usłyszała wystrzał, a Mikkal osunął się w jej ramionach.

Z radością przypomniała sobie o tym, jak dobrze było im razem. Wspomnienia okazały 

się prawdziwym ukojeniem dla jej skołatanych nerwów.

- Na półwyspie Varanger nie masz czego szukać - oznajmił Reijo, kiedy skończyła 

mówić. - Tam jest rodzina Ailo, nie twoja. A Ravna już mocno posunęła się w latach...

Raija poczuła się rozdarta.

- Nie chcę pogrzebać tutaj Mikkala. Był dzieckiem natury i na płaskowyżu czuł się 

najszczęśliwszy. A te góry trzymają każdego w żelaznym uścisku. Poza tym Ravna ma prawo 

wiedzieć, co się stało z jej synem, powinna też zobaczyć się z Ailo.

- Nie pozwolę ci jechać samej. Nie o tej porze roku. Już kiedyś byłem w drodze podczas 

śnieżnych zamieci i robi mi się zimno na samo wspomnienie.

- Nie mogę cię prosić, Reijo, żebyś jechał ze mną.

- Ale przecież oni i tak nie pogrzebią go przed nastaniem wiosny. Płaskowyż jest teraz 

skuty lodem. Przetrzymamy tutaj ciało, póki nie zrobi się cieplej.

To, co mówił, miało sens.

Mikkal zostanie pochowany w ziemi, którą kochał i na której żył, tam gdzie czuł się 

szczęśliwy.

- Nadal jesteś moją żoną - przypomniał Reijo, jakby Raija mogła o tym zapomnieć.

Popatrzyła na  niego,  usiłując  odgadnąć  jego  myśli,  ale   Reijo  potrafił  jak nikt   inny 

spoglądać nieprzeniknionym wzrokiem, a jego twarz skrywała wszelkie tajemnice.

- Nie mogę cię do niczego zmusić, ale mamy dokument na to, że stanowimy rodzinę. 

Oboje znamy dobrze siebie nawzajem. Oboje też kochamy dzieci. I już kiedyś wspieraliśmy się 

background image

wzajemnie w codziennych trudach. Wiemy, czego możemy się po sobie spodziewać. Będziemy 

strzec się kapitana z Vardo. Jeśli będzie trzeba, uczynię dla ciebie to samo, co Mikkal.

Raija spuściła wzrok.

Nie pozwoli na to, by Reijo poświęcił dla niej życie. Już dość ludzi miała na sumieniu.

- Matti i Aleksanteri oczywiście także zostaną z nami, o ile zechcą. Zimą przydadzą się 

dodatkowe ręce do pracy.

- I więcej gąb do nakarmienia - wtrącił Aleksanteri.

- Oboje z Raiją zawdzięczamy ci tak wiele, że właściwie jesteś dla nas jak rodzina - 

odparł Reijo z powagą. - Ludziom we wsi powiemy, że jesteś kuzynem Raiji.

Aleksanteri skrzywił się i stwierdził:

- Rzeczywiście, z czasem stosunki rodzinne trochę się skomplikowały...

- Chyba zostaniemy - uznała Raija. - Co z moją kąpielą?

Reijo wstał.

- Naniosę tyle śniegu, ile zdołamy zagrzać. Balię ustawimy w mojej izbie. Możesz tam 

spać. My, chłopy, prześpimy się w kuchni. Potrzebujesz snu bardziej niż ktokolwiek z nas.

Raija uścisnęła mu dłoń.

- Nie znam kobiety, która miałaby takiego dobrego męża jak ja - rzekła miękko. - Jesteś 

moim najlepszym przyjacielem.

- Zasłużyłaś na więcej - odparł Reijo, a na jego twarzy odmalowało się cierpienie. 

Potem wyszedł przygotować Raiji kąpiel.

background image

14

Gorąca kąpiel wydała się Raiji prawdziwym błogosławieństwem. Siedziała w wielkiej 

drewnianej   balii,   zanurzona   po   samą   szyję   w   wodzie,   która   przelewała   się   przy   każdym 

gwałtowniejszym ruchu.

Doprawdy,   Reijo   nie   poskąpił   jej   wody,   wraz   z   Santerim   i   Mattim   nanieśli   wiele 

kubłów, nim napełnili balię po brzegi.

Po paru tygodniach podróży, podczas której nie było warunków do porządnego mycia, 

kąpiel w parującej wodzie wydała się Raiji cudownie oczyszczająca, tak ciało, jak i duszę.

Reijo przyniósł Raiji kawałek mydła własnej roboty i wychodząc z izby, powiedział:

- Nie oszczędzaj! Uspokój się i pozwól, by ogarnęło cię zmęczenie. W nocy powinnaś 

spać. Nie chcę, żeby dręczyły cię koszmary. Nie wolno ci płakać ani robić sobie wyrzutów. 

Żadne z nas nie mogło zapobiec śmierci Mikkala! Winę za to, że nie żyje, ponosi jedynie ten, 

kto go zastrzelił. Mikkal chciał cię ocalić. Nie zważał na nic, bo dla niego najważniejsze było 

twoje dobro. Byłaś jego sercu najdroższa.

Raija uwolniła trzymane na uwięzi myśli. Czuła się taka rozdarta! Coś w niej krzyczało, 

że postępuje podle, pławiąc się w gorącej wodzie, podczas gdy martwe ciało Mikkala leży na 

mrozie.

Czy jej rozpacz jest szczera, skoro równocześnie potrafi odczuwać radość z tego, że 

zażywa cudownej kąpieli?

Ale przecież żelazna rozpacz ściska jej serce, a oczy pieką od łez, które wylała, i od 

tych, których zabrakło, choć ciągle chciało jej się płakać.

Coś jej mówiło, że go zawiodła, ponieważ nie zanosi się płaczem, a z drugiej strony 

wiedziała, że ogromu żałoby nie da się zmierzyć ilością wylanych łez.

Mikkal  już nigdy  do  niej   nie  przemówi!  Nigdy   nie  uśmiechnie  się,  mrużąc  oczy i 

błyskając zębami. Nigdy już nie usłyszy jego głosu, nie zobaczy gestów, które ją tak rozczulały. 

Nigdy nie schowa dłoni w jego mocnych, dobrych dłoniach. Nigdy więcej nie przytuli się do 

jego policzka, żeby odzyskać siłę i spokój. Nigdy więcej jego usta nie dotkną jej warg. Ich ciała 

nie stopią się w jedno, by zaznać radości i spełnienia.

Nigdy więcej...

„Nigdy”.   To   jedno   słowo   niczym   ostry   nóż   brutalnie   przecięło   teraźniejszość   i 

przyszłość. Co ono ze sobą niesie, Raija uświadamiała sobie coraz wyraźniej.

Powoli pojmowała, że „nigdy” znaczy tyle samo co „wieczność”.

Na tak długo została oddzielona od Mikkala, który w krótkiej chwili stał się jedynie 

background image

wspomnieniem z przeszłości.

Od tej pory będzie sama.

„Sama”. To słowo miało równie przerażający wydźwięk jak słowo „nigdy” i ten sam 

gorzki smak.

Bywała samotna w swym życiu. Nigdy jednak nie czuła się tak beznadziejnie sama jak 

teraz.

Mikkal nie żyje.

Odszedł na zawsze. Na całą wieczność. Już więcej go nie zobaczy, nie obejmie.

Byli tak blisko osiągnięcia pełnej harmonii, tego, co zwie się szczęściem.

Znów została ograbiona, odebrano jej szansę, kiedy się tego najmniej spodziewała.

Czekają ją teraz długie, samotne lata bez cienia nadziei.

Powinniśmy umrzeć razem! kołatała jej w głowie uporczywa myśl.

Sama jednak nie miała odwagi ze sobą skończyć ani udać się na poszukiwanie tego 

mężczyzny, który chętnie zrobiłby to za nią.

Nadal tliła się w niej wola walki. Nie chciała się poddać. Mikkal zawsze powtarzał, że 

jest uparta i potrafi się dopasować do każdych warunków, niczym górskie kwiaty, które tak 

kochał.

Udowodni więc, że nadal drzemie w niej to, co tak podziwiał! Podźwignie się jak owe 

kwiaty po największej wichurze, wniknie korzeniami w skalisty grunt i znajdzie niezbędny do 

życia   pokarm.  Odnowi  siły  i   rosnąć  będzie   z  uporem,   a  potem  podniesie  głowę   i  pokaże 

wszystkim odwagę i niezłomność.

Ale czy zdoła zachować godność, czy też da się złamać jak trzcina?

Raija pocierała skórę, aż zrobiła się ognistoczerwona, a błogie ciepło rozeszło się po 

całym ciele. Potem umyła włosy, co sprawiło jej przyjemność, jakiej od dawna nie czuła, i 

szybko wyszła z balii.

W porównaniu z gorącą kąpielą powietrze w izbie wydawało się chłodne. Wytarła się do 

sucha i założyła pożyczoną od Reijo koszulę oraz za szerokie dla niej spodnie, które musiała 

związać w pasie rzemieniem, żeby nie opadły.

Zmyła z siebie brud z podróży, ślady krwi i wyrzuty sumienia.

Ale nie rozpacz! Kochała Mikkala wielką miłością. Nadal był dla niej wszystkim, mimo 

że wiedziała, iż leży martwy. Uczuć nie da się przeciąć równie łatwo jak nici życia. Raija 

potrzebowała czasu, żeby uporać się z cierpieniem i smutkiem. Żałoby nie można zrzucić jak 

brudnych ubrań, których nie chce się dłużej nosić.

To musi potrwać.

background image

Boso wkroczyła do kuchni. Choć od podłogi ciągnęło, w pomieszczeniu było ciepło. 

Usiadła na ławie, która służyła jako dodatkowe miejsce do spania, i podwinęła nogi.

- Wyglądasz lepiej - uznał Reijo. - Potrzebowałaś tego, Raiju.

Raija rozczesywała mokre włosy, rozdzielała loki i wygładzała je grzebieniem.

- Jestem przerażona - wyznała. - Dopiero teraz w pełni zrozumiałam, co się naprawdę 

stało. Nie docierało do mnie dość jasno, że Mikkal zniknął z mojego życia na zawsze. Że nic 

już tego nie odmieni.

- Jeśli może cię to w jakiś sposób pocieszyć, to wiedz, że zawsze będę przy tobie - 

zapewnił Reijo, siadając obok na tej samej ławie.

Aleksanteri   i   Matti   położyli   się   już.   W   chacie   panowała   cisza   przerywana   jedynie 

przyciszonymi głosami małżonków i trzaskaniem ognia w palenisku.

- Oczywiście, że to dla mnie pociecha. - Raija chwyciła go za rękę. - Ale był tylko jeden 

Mikkal, a on umarł. I nikt go nie zastąpi.

-   To   samo   przeżywałem   po   powrocie   z   Bergen.   Najchętniej   sam   bym   umarł.   Ale 

brakowało   mi   odwagi.   Omal   nie   pogrążyłem   się   całkiem   we   własnej   rozpaczy.   Wszystko 

straciło dla mnie sens.

- Czy już ci przeszło? Zapomniałeś o niej? - zapytała Raija.

- Zapomniałem? - Reijo pokręcił głową. - Nigdy nie zapomnę. Człowiek z czasem 

nabiera dystansu, a to całkiem co innego. Chyba już pogodziłem się z jej stratą i gotów byłbym 

rozpocząć nowe życie. Może nawet mógłbym kogoś pokochać. Zdaję sobie sprawę, że to nie 

byłoby to samo, ale myślę, że gdybym tylko dał sobie szansę, mógłbym przeżyć jeszcze coś 

pięknego.

- Coś na kształt miłości - przerwała mu Raija, powtarzając słowa, którymi określali 

uczucie,  jakie ich  łączyło. Po chwili  dodała niechętnie: - Nie  wiem,  czy pozwoliłabym ci 

zbliżyć się do siebie. Brak mi odwagi, Reijo. Zbyt wiele dla mnie znaczysz. Nie mogę cię 

stracić.

- Przecież układało nam się dosyć dobrze. Pokiwała głową.

- Właśnie, dosyć, trafnie to ująłeś. Tak do końca nigdy między nami nie istniała pełna 

harmonia. Zresztą po powrocie z Bergen sam to zrozumiałeś. Coś na kształt miłości... Wątpię, 

czy potrafilibyśmy się tym zadowolić do końca swoich dni.

- A jeśli poza tym nie ma nic innego? - zapytał. - Jeśli tylko taką namiastkę można 

otrzymać od losu?

- To już wolę żyć bez miłości - odrzekła drżącym głosem. - Kiedyś potrafiłam znaleźć 

radość w ramionach innych mężczyzn. Ale teraz, kiedy Mikkal nie żyje, czułabym się, jakbym 

background image

bluźniła, jakbym bezcześciła pamięć o nim. Po tym cudownym, nie mającym sobie równych 

związku nie mogłabym być teraz blisko z nikim innym.

Reijo pogładził palcem jej policzek. Pozwoliła mu na to.

W tej pieszczocie nie było żadnego erotycznego podtekstu. Jedynie sympatia, ciepło, 

przyjaźń.

- Przystanę na twoje warunki - rzekł. - Musisz mi tylko obiecać, że będziesz wobec 

mnie szczera.

- Nie mogę się na to zgodzić - odparła. - Nie chcę po raz kolejny stanąć ci na drodze do 

spełnienia twoich marzeń. Wiem, że mógłbyś założyć normalną rodzinę.

- A może mnie jest przeznaczone życie z tobą? Skrzywiła się.

- Nie wierzę w to, Reijo. Uważam, że zasłużyłeś na więcej.

- Myślę to samo o tobie, Raiju, maleńka. - W smutnym spojrzeniu, jakie napotkała, 

dostrzegła powagę. - Ale tak się nie dzieje. Zasługujesz, by żyć jak bogini.

- A może boginie wcale nie mają tak dobrze? - zakpiła ponuro.

Uśmiechnęli się do siebie. Właściwie powiedzieli już sobie wszystko i mogliby położyć 

się spać, ale żal im było tego uczucia wspólnoty.

Lękali się też nocnych koszmarów.

Drzemali, kiedy rozległo się lekkie pukanie do drzwi.

Reijo zerwał się na równe nogi, ale zaraz opanował strach.

- Przecież ten Potwór z Vardo nie pukałby - uspokajał Raiję, która skuliła się w sobie, 

jakby chciała się stać niewidoczna.

Po chwili zastanowienia przyznała mu rację.

Reijo otworzył.

W drzwiach stal rybak z wioski. Raija pamiętała go jak przez mgłę z czasów, kiedy 

mieszkała w osadzie. Przez kilka sezonów pływał w załodze Kristiana Elvejorda, jej pierwszego 

teścia, ale nigdy nie poznała go bliżej.

-   Trochę   późno   na   wizytę   -   powiedział   rybak   niepewnie,   ze   spuszczoną   głową.   - 

Uważałem jednak,   że   muszę  tu  przyjść.  -  W  końcu  odważył   się  spojrzeć   w  oczy  Reijo  i 

wyjaśnił: - Nie mogłem usiedzieć spokojnie w chacie, tłumacząc sobie, że na pewno uprzedzi 

was ktoś inny.

Raija   poczuła,   jak   ogarnia   ją   lodowaty   chłód.   Ale   nie   za   przyczyną   chwilowego 

przeciągu, który owionął jej bose stopy. Chłód pojawił się w środku, tak jakby krew zastygła jej 

w żyłach. Z trudem oddychała. Domyśliła się, że nie odsłoniło się przed nią jeszcze całe oblicze 

nieszczęścia.

background image

Śmierć Mikkala to nie wszystko.

Jeszcze nie całkiem została zgnębiona.

- Mów! - poprosił Reijo.

- Późnym wieczorem wrócili do osady ludzie wójta - zaczął rybak. - Raija jest jedną z 

nas. Powinniśmy chronić swoich, ale co my możemy? Nikt nie odważy się sprzeciwić władzy... 

- Nabrał powietrza i ciągnął: - Z nimi przybył ktoś jeszcze, podobno także strażnik. Ale wielu z 

nas, mnie także, ten mężczyzna wydał się dziwnie znajomy. - Rybak napotkał wzrok Raiji. - To 

ten sam, który pytał o ciebie przed kilkoma dniami, ten, który... Słyszałem, jak opisywałaś 

zabójcę... Wrócił bez konia, ale ma ciemne, układające się w fale włosy i oczy przypominające 

rozbite bryłki lodu. Nie śmieje się.  Ma wojskowe maniery. Stawia szybkie  kroki,  wysoki, 

dobrze zbudowany. Jest w nim coś takiego, co sprawia, że ze strachu oblewam się zimnym 

potem.

- Gdzie on jest?

Rybak popatrzył na Reijo, a na jego twarzy odmalowała się bezsilność.

- Pije razem z ludźmi wójta w jednej z bud, gdzie sprzedają alkohol. Śmieją się i 

gawędzą jak starzy znajomi. Uważamy, że to hańba. Nie można bratać się z kimś, kto zabił 

człowieka. Lapończycy to też ludzie.

-   Dziękuję,   że   to   mówisz   -   wtrąciła   Raija.   -   Większość   nazywa   ich   dzikusami. 

Przywróciłeś mi wiarę w ludzi.

- Grozi ci niebezpieczeństwo - rzekł Reijo, zaciskając usta w białą kreskę. - Dziękuję ci, 

Oskarze, że przyszedłeś. Gdyby nie ty, byłoby z nami krucho.

- Tak właśnie myślałem. Teraz wracam do mojej chaty. Jestem tchórzem. Nie chcę, 

żeby ktoś się dowiedział, że u was byłem. W naszej osadzie jeszcze nigdy nie było strzelaniny. 

Na wszystkich padł blady strach. Ludzie pozamykali się w czterech ścianach i wolą udawać, że 

nic nie widzą.

- Jestem ci wdzięczna za to, że zachowałeś się inaczej - powiedziała Raija. - Być może 

uratowałeś mi życie, cokolwiek ono jest warte.

Gdy Oskar wyszedł, zrobiło się cicho.

- Znów muszę uciekać - westchnęła Raija. - Nienawidzę już samej myśli o tym, żeby w 

środku zimy ciągnąć dzieci w drogę.

Mąż objął ją ramieniem i wpatrywał się razem z nią w ogień, w nicość.

- Widzisz, Reijo, ludzie wójta zbratali się z zabójcą. Co nam, biedakom, do ludzi ze sfer 

władzy. Oni stoją ponad prawem.

- Oskarżą ciebie o zamordowanie Mikkala - stwierdził ponuro Reijo.

background image

- I wtedy kapitan Feldt dostanie mnie w swoje ręce. Może tak będzie najlepiej dla 

wszystkich? - dokończyła Raija zmęczonym głosem. - Zbiorą dowody przeciwko mnie, opłacą 

kilku świadków i wtedy Potwór z Vardo wyjmie asa z rękawa i oznajmi wszem i wobec, że 

naprawdę jestem czarownicą. Stos dla Raiji.

- Czy skrzywdziłby dzieci, gdybyś zniknęła?

- Nie sądzę. Nie wysila się niepotrzebnie. On chce zniszczyć mnie. Nie wie, że ty 

pomogłeś mi uciec z Vardo, a dziś być może nie widział cię dokładnie.

- Ale nie zawahałby się posłużyć się dziećmi przeciwko tobie?

-   Bez   wątpienia.   Jest   pozbawiony   wszelkich   uczuć.   Na   moim   ciele   pozostały   tego 

niezbite dowody.

Reijo oparł się o zimną ścianę, starając się zebrać myśli, a potem objął mocniej Raiję i 

rzekł:

- Jesteś najodważniejszą osobą, jaką znam...

- Nie jestem tego pewna, ale wydaje mi się, że pragnę ocalić życie. Masz jakiś pomysł?

- Tak mi się zdaje - odrzekł powoli, z ociąganiem. Jakby wbrew sobie. - Nienawidzę 

siebie za to, że ci to proponuję. Nie widzę jednak innego ratunku. Pragnę, żebyś żyła, a poza 

tym nie chcę narażać dzieci.

- Czy to coś niebezpiecznego?

- Raczej samotnego. Raija prychnęła.

- Już jestem samotna, czuję się tak, jakbym wpadła w pustkę.

- Zauważyłaś szkutę zacumowaną w fiordzie?

- Tak, jeszcze jeden „Sankt Nikołaj”. Ci Rosjanie nie mają fantazji - rzuciła szyderczo, 

ale zaraz rozszerzyła oczy ze zdumienia. - Chcesz, żebym popłynęła z Ruskimi? Oni nie wezmą 

kobiety na pokład!

- Kapitanem szkuty jest brat Aleksieja.

- Jewgienij? - Raija zamilkła na długą chwilę, ważąc wszystkie za i przeciw. Wiedziała, 

że nie liczy się to, na co ma ochotę, ale to, co się stanie, jeśli stąd nie ucieknie. - Być może 

nieprzypadkowo Jewgienij przypłynął tutaj i zarzucił kotwicę u brzegu - wyrzekła w końcu. - 

Może to przeznaczenie.

- Zapewne tak - przyznał Reijo, przemilczając wszystko, co mu wyznał Rosjanin. Sam 

jej się zwierzy, jeśli będzie chciał, pomyślał.

- To mój ratunek, jedyny ratunek... - powtarzała.

- Na to wygląda.

- Przecież będę mogła wrócić. On przypływa tutaj raz do roku. Rok to nie wieczność...

background image

Reijo nic nie odpowiedział. Rzucił ten pomysł, choć wszystko w nim protestowało. Im 

bardziej Raija przychylała się, by go zaakceptować, tym goręcej go nienawidził.

Rosja leży tak daleko!

Dzieci miały na nowo przywyknąć do mamy.

Synowi Mikkala potrzebny jest ktoś bliski.

Ale przecież jeśli zostanie, mogą ją zabić albo wykorzystać dzieci, by ją zniszczyć.

Dzieciom trzeba za wszelką cenę oszczędzić cierpień. Nic im się nie może stać!

-  Wrócisz  za  rok,   na jesieni  -  odparł   chrapliwie.   - To  długi   czas,   ale  przecież  nie 

rozstajemy się na zawsze. Sama mówiłaś przed chwilą, że po stracie Mikkala zrozumiałaś, co 

zawierają w sobie słowa „na zawsze”. Ale my cię nie stracimy, Raiju! Nie możemy cię stracić!

- Ty tutaj zostaniesz? - upewniała się.

-   Ruszę   do   Varanger   na   przedwiośniu,   Mikkal   zostanie   pochowany   w   ukochanej 

tundrze. Ale przed zimą wrócimy i będziemy na ciebie czekać.

Raija nabrała powietrza w płuca.

- Wygląda na to, że nie mam wyboru - odezwała się cienkim głosem.

Reijo najchętniej sam by się rozpłakał. Ale wiedział, że to jedyne rozwiązanie.

- Przebiorę się - zdecydowała Raija. - Obawiam się, że niewiele moich ubrań nadaje się 

na statek. Cóż, wezmę te, które mam.

Reijo wszedł za nią do alkierza. Widział ją nagą nie raz i zawsze krew mu się burzyła w 

takich chwilach. Ale teraz nie było między nimi żadnego napięcia.

Raija zdjęła rzeczy należące do Reijo i założyła odświętną bluzkę i spódnicę.

- Mało praktyczne - zmartwiła się, pokazując, jak cienka jest tkanina. - Ale to jedyny nie 

lapoński strój, jaki posiadam. Nie wiem, jak zareagowałaby załoga, gdybym założyła skórzany 

kaftan.

- Weź ze sobą futro - doradził Reijo. - Na północnym wschodzie panują także chłody, 

choć to już Rosja.

Raija spakowała niewiele rzeczy, jakby chciała mieć do czego wracać.

- Jewgienij na pewno kupi mi jakieś sukno. Nie będę miała wiele do roboty, więc 

równie dobrze mogę nauczyć się szyć.

Potem wyjęła srebrną broszkę od Mikkala i podała ją Reijo. Nie chciał jej przyjąć, ale 

Raija uparcie obstawała przy swoim.

- Przecież to najdroższa rzecz, jaką posiadasz! - protestował.

- To dla Mai, pamiątka po ojcu. Gdyby coś mi się stało, nie miałaby po nim nic. 

Przechowaj dla mnie, Reijo, tę broszkę, bardzo cię proszę. Oddasz mi, kiedy wrócę. A jeśli nie 

background image

wrócę...

- Nie wolno ci tak mówić! - przerwał jej Reijo gwałtownie. - Wrócisz! Ale zrobię, jak 

zechcesz.

- ...jeśli nie wrócę, broszkę dasz Mai. Reijo zamilkł, a ona mówiła dalej:

-   Cały   komplet   srebra   zaręczynowego   Ravna   przechowuje   dla   Ailo,   żeby   mógł   je 

ofiarować   swojej   wybrance.   Ale   tę   broszkę   Mikkal   zabrał   z   kompletu   i   podarował   mnie. 

Dlatego nie oddawaj jej Ravnie. Mikkal by sobie tego nie życzył.

- Nie masz nic po nim...

-   Owszem   -   uśmiechnęła   się   i   pokazała   cienki   rzemyk   z   misternie   wyrzeźbionym 

krukiem. - Mikkal zrobił go specjalnie dla mnie. Nikt nigdy nie da mi piękniejszej ozdoby. 

Będę ją nosić na szyi do samej śmierci... - Raija przełknęła ślinę i dodała: - Mikkal też ma na 

szyi skórzany woreczek...

- ...z kosmykiem twoich włosów - dokończył za nią Reijo. - Pochowamy go z nim, moja 

Raiju.

- Dziękuję - wyszeptała. Więcej nie musiała mówić. Zapakowała wszystko w niewielki 

węzełek i zakłopotana, rozejrzała się wokół.

- A miałam tej nocy spać - odezwała się z goryczą.

- Rzadko kiedy sprawy się toczą tak, jak oczekujemy. Mam tylko nadzieję, że nie czynię 

tego na próżno. Chciałabym zobaczyć dzieci...

Reijo milczał.

- Ale wiem, że nie powinnam. - Ustąpiła, blada i spięta. - Czy mógłbyś im opowiedzieć 

bajeczkę, dlaczego ich mama tym razem uciekła?

Pokiwał głową. Dobry Boże, jak go ściska w gardle!

- Dobrze się nimi opiekuj! Zrób to dla mnie. Wiem, że nie muszę cię o to prosić. I 

spróbuj im wytłumaczyć, że mama je bardzo kocha, ale właściwie nie powinna być mamą. Nie 

powinnam mieć dzieci...

- Nie mów tak! Gdybyś tylko mogła zostać, byłabyś wspaniałą matką.

- Tak, gdybym mogła - potwierdziła smutno. - Moje życie składa się z samych jeśli i 

gdyby... Zaopiekuj się  Ailo!  Ten biedaczek  straci  wszystko. Powinnam go wziąć  ze sobą, 

powinnam zabrać całą gromadkę...

- U mnie będą bezpieczne. Niewiadomo, co czekałoby je za granicą. - Reijo oceniał 

trzeźwo sytuację. - Ty, Raiju, poradzisz sobie. Zawsze wychodzisz cało z najgorszych opałów.

- Tak, czepiam się życia - zaśmiała się głucho.

- Jakże bym pragnął, by istniało jakieś inne wyjście - powtarzał w kółko Reijo.

background image

- Nie wiń siebie, że wpadłeś na taki pomysł - prosiła Raija. - Nie ma innego sposobu. 

Uratowałeś moje nędzne życie. Powinnam ci za to podziękować, ale sama nie wiem, czy ono 

jest jeszcze coś warte dla kogoś prócz mnie samej.

- Znaczysz wiele dla wielu osób. Dla mnie jesteś bardzo ważna.

Reijo   objął   ją   i   pocałował   delikatnie   w   oba   policzki.   Kiedyś   tyle   wystarczyło,   by 

zapłonął z pożądania. Ale to było dawno temu.

- Jesteś gotowa? - zapytał. - Popłyniemy łodzią na „Sankt Nikołaja”. Byłem tam, dużo 

rozmawiałem z Jewgienijem. Nawet się ze sobą zaprzyjaźniliśmy. Wiele mówił o tobie. Dzieci 

też odwiedziły go na szkucie. Maja ciągle o nim opowiada...

- Tak, zastąpił jej ciebie - rzekła Raija i zebrawszy się na odwagę, dodała zdumiewająco 

zdecydowanym głosem: - Zaprowadź mnie tam, Reijo! Zabierz mnie stąd, zanim się rozmyślę.

background image

15

Reijo z ciężkim sercem kroczył drogą prowadzącą z chaty na brzeg. Za nim, trzymając 

lampę, szła Raija. Wsiadła do lodzi, którą zepchnął na wodę.

W fiordzie nadal cumował „Sankt Nikołaj” z Archangielska.

Reijo trochę się dziwił, że Jewgienij jeszcze nie odpłynął. Czyżby szósty zmysł nakazał 

mu pozostać? Może wyczuł, że Raija jest blisko.

Noc dopiero co zapadła, ale zachmurzone niebo wydawało się czarniejsze niż zwykle. 

Ani jedna gwiazda nie rozjaśniała mroku i księżyc także nie zdołał się przebić przez chmury.

Z placu targowego dochodziły odgłosy rozmów i śmiech. Większość straganów już 

zamknięto, ale ludzie, którzy przybyli na jarmark, rozłożyli się wokół placu, a w niektórych 

budach kupcy nadal handlowali wódką. O tej porze zresztą mieli najwięcej klientów.

Gdyby nie Oskar, ani Raiji, ani Reijo nie przyszłoby nawet do głowy, kto tam się teraz 

bawi z innymi.

Raija patrzyła na blade światełko w oknie chaty Reijo.

- Dopiero co wróciłam do domu - odezwała się smutno.

Od dawna nie nazwala Skibotn swoim domem, ale Reijo udał, że nie zwrócił na to 

uwagi. Ukrył tylko te słowa głęboko w sercu.

- Nie uścisnęłam go po raz ostatni... - westchnęła, wpatrując się w gęsty mrok.

- I tak by nie poczuł. Zrozum, jego już nie ma, umarł. Dla niego już nie ma znaczenia, 

czy jesteś blisko, czy daleko. On nie żyje, Raiju - tłumaczył Reijo.

- To znaczy, że nie wierzysz?

Mocno poruszając wiosłami, odrzekł zamyślony:

- Czy wierzę w życie po śmierci? Nie, chyba już nie. Sądzę raczej, że każdy z nas ma do 

wypełnienia pewne zadanie w czasie, który mu tu na ziemi został dany. Potem jest już za późno. 

Jakoś nie potrafię pocieszać się tym, że po śmierci spotkam bliskich, którzy wcześniej umarli i 

za którymi tęsknię.

- Ja też w nic nie wierzyłam, nie miałam takiej potrzeby. Dopiero teraz pragnęłabym 

ufać, że spotkam jeszcze Mikkala. Ale nie chcę umierać, więc tak do końca chyba nie potrafię 

uwierzyć w życie po śmierci. Nigdy nie byłam zbyt wierząca. Może dlatego życie tak mi się 

ciągle komplikowało.

- Nie powinnaś się zadręczać takimi myślami - uznał. - Życie jest takie, jakie jest.

Dopływali do szkuty. Potężna czarna burta wyrosła tuż przed nimi, z góry doleciała ich 

nastrojowa rosyjska pieśń.

background image

- Pewnie marynarze siedzą na pokładzie i śpiewem umilają sobie czas - powiedziała 

Raija i przypomniała sobie chwile spędzone na pokładzie poprzedniego „Sankt Nikołaja”. - Czy 

załoga nadal żyje w takich okropnych warunkach?

- Nie wiem - przyznał Reijo. - Nie zastanawiałem się nad tym, kiedy tu byłem. Wydaje 

mi się jednak, że spośród szyprów, u których pływali, Jewgienij nie jest najgorszy.

Raija   nie   odezwała   się.   Poprzednio   także   słyszała,   że   załoga   ma   dobre   warunki, 

tymczasem  ona miała zupełnie inne zdanie na ten  temat. Pamiętała,  jak  różniła  się kajuta 

kapitana od wspólnego pomieszczenia dla marynarzy tuż pod pokładem. Jaka była różnica mię-

dzy tym, co gotowała sobie załoga, a tym co jadał kapitan i jego goście.

Wszyscy   jednak   przywykli   do   ciężkiego   życia   na   statku   i   nikt   się   nad   tym   nie 

zastanawiał. Odkąd żeglowano, zawsze tak było.

Ciężko walczyć z głęboko zakorzenionymi przyzwyczajeniami.

- Ahoj! - zawołał Reijo, kiedy podpłynęli do burty tak blisko, że mogli dotknąć jej ręką.

Ktoś   na   górze   wychylił   się   i   oświetlił   ich   lampą.   Marynarz   uśmiechnął   się, 

rozpoznawszy Reijo, i spuścił mu sznurową drabinkę.

Reijo rzucił na górę linę, żeby przycumować łódkę. Nie zamierzał od razu wracać do 

chaty.

- Wchodź pierwsza - nakazał Raiji. - Ja wezmę twój węzełek i wejdę za tobą. Nie 

będziemy się przecież żegnać na łódce w chłodzie i mroku nocy.

Raija chwyciła za linki. Od rozhuśtanych fal uderzających z pluskiem o burtę robiło jej 

się niedobrze. Spojrzała w dół na poruszającą się czarną otchłań.

Nadal lękała się morza. Z zamkniętymi oczami zaczęła się wspinać. Wyczuwała ręką 

linkę, potem chwytała ją mocno, stawiała krok i dopiero wtedy przenosiła wyżej drugą rękę. I 

tak na przemian, aż doszła do krawędzi burty.

Otworzyła oczy i zauważyła zdumione spojrzenia marynarzy, którzy najwyraźniej nie 

spodziewali się ujrzeć kobiety. Chętne dłonie pomogły jej dostać się na deski pokładu. Raija, 

choć nie rozumiała ich języka, z tonu wypowiadanych słów i rzucanych jej ukradkiem spojrzeń 

domyślała się, o czym mówią.

Tuż za nią wyłonił się Reijo, ale jemu nie poświęcono tyle uwagi i musiał sam sobie 

poradzić.

Przywitał krótko załogę i, nie zważając na ciekawe spojrzenia i szepty, poprowadził 

Raiję za łokieć na dół do kajuty szypra.

Zapukał trzy razy. Zza drzwi usłyszeli niski głos Jewgienija, który po rosyjsku zaprosił 

ich do środka.

background image

Reijo przepuścił przodem Raiję.

Jewgienij siedział w głębi kabiny, gdzie nie sięgało liche światełko olejowej lampki. 

Reijo poczuł jednak, jak nastrój w pomieszczeniu ulega zmianie, kiedy Jewgienij rozpoznał 

Raiję.

Podeszła do niego powoli i ująwszy za ręce, zgodnie z rosyjskim zwyczajem pocałowała 

go w oba policzki.

- Dobry wieczór, Jewgieniju Byków - powiedziała. - Nie przypuszczałam, że się jeszcze 

kiedyś spotkamy.

Jewgienij ściskał dłonie Raiji i przypatrywał się jej dokładnie, jakby chciał sprawdzić, 

czy rzeczywiście wygląda tak, jak ją zapamiętał. Czy jest taka, o jakiej marzył.

Pachniała latem, lśniące włosy wydały mu się jeszcze czarniejsze, a oczy ciemniejsze. 

Bardzo blada, miała sińce pod oczami, ale była to ta sama Raija.

- Jesteś ciągle piękna, Raiju, pewnie nigdy się nie zmienisz - rzekł.

- Owszem, zmieniłam się - odpowiedziała mu smutnym głosem. - Tylko że to jest 

niewidoczne dla oczu.

Jewgienij przypomniał sobie, co Reijo opowiadał o jej życiu, i z żarem rzucił:

- Powinnaś była wtedy popłynąć ze mną na wschód! Źle uczyniłem, pozwalając ci zejść 

na ląd. Ponoszę winę za to, co się stało.

Uśmiechnęła się słabo i cofnęła ręce.

- Nikt nie jest winien, Jewgieniju. Tak się po prostu zdarzyło. Na szczęście wyszłam z 

tego cało. I stoję tu dzisiaj przed tobą... - urwała i nabrawszy powietrza w płuca, mówiła dalej, 

nie spuszczając z niego wzroku: - Potrzebuję twojej pomocy. Muszę prosić cię o więcej, niż 

śmiem.

- To Reijo nie może ci pomóc? - zdziwił się Jewgienij, nie pojmując zachowania Fina, 

który, oparty o drzwi kajuty z rękami skrzyżowanymi na piersiach, milczał, przez cały czas 

jakoś dziwnie im się przyglądając.

- Akurat w tej chwili tylko w tobie nadzieja - odparła Raija. - Zresztą to właśnie Reijo 

wpadł na ten pomysł.

- Wysyłasz ją do mnie? - zdumiał się Jewgienij. Reijo tylko skinął głową.

- W osadzie jest człowiek, który torturował mnie w twierdzy Vardohus - wyjaśniła 

Raija. - Chce mnie zabić. Dziś zastrzelił Mikkala...

Jewgienij  usiadł  ciężko. Reijo opowiadał  mu o Mikkalu...  Słyszał o strzelaninie  na 

jarmarku, ale nawet do głowy mu nie przyszło, że zamieszana jest w to Raija.

- Nie mogę jej ukryć - tłumaczył Reijo. - Ten mężczyzna ma za sobą ludzi wójta, którzy 

background image

reprezentują władzę. Raija, pozostając tutaj, naraża na niebezpieczeństwo nie tylko siebie, ale i 

dzieci. Jeśli odjedzie tak daleko, że nie zdołają jej dosięgnąć, dzieci przestaną mieć dla nich 

wartość jako narzędzie szantażu. Wówczas będą bezpieczne. Razem z Raiją uznaliśmy, że to 

najlepsze wyjście. Jeśli zgodzisz się ją zabrać do Rosji, ufam, że zadbasz o nią. Za rok na 

jesieni będzie mogła już bezpiecznie tu wrócić. Przypływacie w te strony raz do roku, prawda?

Jewgienij pokiwał głową twierdząco, a w jego głowie kłębiły się różnorakie myśli. Nie 

mógł pojąć, że Reijo, mimo że wie o jego uczuciach do Raiji, ryzykuje i powierza mu ją, jakby 

na przekór wszystkiemu, o czym usłyszał.

- Zrobisz to dla mnie? - prosiła Raija. - Wiem, że proszę o wiele. Już kiedyś przecież 

miałeś przeze mnie kłopoty. - Z goryczą dodała: - Przeze mnie zginął twój brat.

Twarz Jewgienija stężała.

- Aleksiej sam spowodował swoją śmierć - przerwał jej gwałtownie. - Ty nie miałaś z 

tym nic wspólnego. A ja także jestem twoim dłużnikiem. Nie zapominaj, że podpaliłem twój 

sklep.

- I tak handel nie szedł mi wtedy najlepiej - stwierdziła oschle.

- Twojemu życiu zagraża niebezpieczeństwo. Jesteś moim przyjacielem, a ja nigdy nie 

zawodzę przyjaciół.

- Musisz odpłynąć jeszcze tej nocy - odezwał się Reijo. - Bo jutro rano może być za 

późno.

Jewgienij zrozumiał powagę sytuacji. Nie mieli czasu do stracenia.

- Możemy od razu podnosić kotwicę. Nie puściłem nikogo z załogi na ląd. Słyszeliśmy 

o strzelaninie i uznałem, że tak będzie bezpieczniej. Nie przyjęto nas tu zbyt serdecznie...

- Akurat wieje korzystny wiatr. Nim się rozwidni, zdążycie wypłynąć na otwarte morze 

- stwierdził Reijo, któremu nieobce było żeglowanie. Wypływał wszak na połowy łodzią na 

sześć przedziałów wiosłowych, pływał handlowymi łodziami do kupieckiego portu Bergen.

Jewgienij popatrzył na nich przeciągle. I zapragnął stać się częścią tej wspólnoty, którą 

tworzyli. Raiję i jego łączyło zaufanie, ale przyjaźń, jaką związani byli Raija i Reijo, była 

zupełnie innego rodzaju, mało komu z ludzi dane jest przeżyć coś podobnego. Tych dwoje 

rozumiało się bez słów. Gotowi byli wiele poświęcić dla siebie nawzajem i troszczyli się o 

siebie bezgranicznie.

Mimo  że   jak  twierdził   Reijo,   nie   było   między   nimi   miłości   w  pełnym  tego   słowa 

znaczeniu.

Jewgienij nie potrafił pojąć, że istnieje mężczyzna, który nie pożąda Raiji. On sam nie 

zwariował tylko dzięki temu, że nie przestawał o niej marzyć.

background image

Z pewnością powoli postradałby zmysły, gdyby nie marzenia.

A teraz została mu powierzona.

Ledwie powstrzymywał drżenie w spiętym ciele, a w jego sercu zakiełkowała nadzieja.

Przypomniał sobie, jak niemal zaraz po śmierci Aleksieja coś między nimi zaiskrzyło.

Wystarczyło, by zrobił pierwszy krok. Ona patrzyła na niego jak na mężczyznę i chciała 

go, ale on jej nie pragnął, wtedy jeszcze nie. Dopiero kiedy kolejny raz nie sprawdził się jako 

mężczyzna i został napiętnowany jako impotent, dopiero wtedy pomyślał o niej.

Marzenia uratowały go przed szaleństwem.

Bo kiedy przywoływał jej obraz, męskość go nie zawodziła.

Ale nie sprawdzało się to, gdy trzymał w ramionach inną kobietę.

Tylko w całkowitej samotności był gotów i płonąc z pożądania, sam musiał szukać 

spełnienia.

Ocknąwszy   się,   Jewgienij   oblał   się   rumieńcem,   mimo   że   jego   goście   nie   mogli 

wiedzieć, jakie myśli chodziły mu po głowie. Nie powinien łudzić się nadzieją.

Przecież ona należała do innego mężczyzny i kochała go. A teraz, kiedy został zabity, 

prawo do niej miał Reijo. Jakkolwiek by na to patrzeć, nadal byli małżeństwem. Biedacy nie 

mogą uzyskać rozwodu, tylko bogaczom udaje się wykupić od przysięgi na wierność aż po 

grób.

Mimo   wszystko   nie   potrafił   opanować   drżenia   warg,   niecierpliwego   pieczenia   w 

opuszkach palców i we wnętrzu dłoni. Po raz pierwszy od długiego czasu czuł, że żyje każdą 

cząstką swego ciała.

- Powiadomię załogę, że odpływamy - powiedział władczym tonem, jak przystało na 

kapitana. Założył kurtkę i zapiął guziki długimi, mocnymi palcami.

- Pożegnaj się z Raiją, nie będę nad wami stał - rzucił krótko, gdy Reijo odsunął się, 

żeby go przepuścić.

I wyszedł.

Ta chwila zdawała się tak intensywna.

Zawsze mieli mało czasu. Coś, co mogło oznaczać dla nich początek nowego, legło w 

gruzach. Reijo już nawet nie chciał o tym myśleć.

Był pewien tylko jednego: jutrzejszy dzień będzie dla niego straszny.

Ale ją czeka coś gorszego: wyjazd w nieznane.

- Nie pojmuję, co się z nami dzieje - próbował się roześmiać.

- A ja już przestałam się zastanawiać - odparła Raija. - Wszystko straciło sens, kiedy 

Mikkal   umarł   na   moich   rękach.   Czułam   na   ustach   jego   ostatnie   tchnienie.   Próbowałam 

background image

przywrócić go do życia, ale nadaremnie. I zdaje mi się, że cały świat wokół mnie runął. Chociaż 

to wszystko zdarzyło się dzisiaj, mnie się zdaje, jakby od tej pory minęła wieczność.

- Rok szybko minie - powiedział Reijo, nieporadnie próbując ułatwić pożegnanie.

Ale nie pomogło.

Oboje wiedzieli, że rok może dłużyć się w nieskończoność.

- Sądziłam, że dzięki dzieciom odnajdę sens życia. One by wypełniły mi dni. Byłabym 

dla kogoś ważna, miałabym jakiś cel. Nie chcę być tylko dekoracją.

To słowo przyswoiła sobie w Alcie. Ole Edvard przywiązywał dużą uwagę do tego, 

żeby   miała   klasę.   Ingerował   nawet   w   jej   sposób   wysławiania   się,   wzbogacał   jej   język   w 

wyszukane sformułowania, o których zwykli ludzie nie mieli pojęcia.

- Mam w sobie coś więcej prócz urody!

- Oczywiście. Nie zważaj na to, co mówią inni. Jesteś wrażliwą, cudowną kobietą, 

Raiju. Wspaniałym człowiekiem. Tylu ludzi obdarzyło cię uczuciem głębszym, niż można to 

sobie wyobrazić. Kochamy cię, najdroższa, nie tylko ze względu na twoją urodę. Uważamy, że 

to, co najpiękniejsze w tobie, jest niewidoczne dla oczu.

Raija ukryła twarz na jego piersi i pozwoliła, by ją otoczył ramionami.

- Tak bardzo bym pragnęła zostać z wami, Reijo. Czuję się jak ostatni nędznik. Ciągle 

sprawiam dzieciom zawód, znikając z ich życia. Gdybym wiedziała, że tak się sprawy potoczą, 

nie pokazałabym się im na oczy. Przeżyłabym piekło, ale im byłoby lżej. Co one sobie pomyślą, 

Reijo? Teraz naprawdę mnie znienawidzą!

-   Nie   pozwolę,   żeby   ciebie   znienawidziły   -   mówił   Reijo,   głaszcząc   delikatnie   jej 

jedwabiste   włosy.   Ileż   to   marzeń   snuł   o   tych   kruczoczarnych   lokach,   kiedy   był   jeszcze 

młokosem! Nie potrafił wtedy odróżnić zauroczenia od prawdziwej miłości. Ale gdyby nie to, 

nie trzymałby może jej teraz w ramionach. Kto wie, jak potoczyłyby się jego losy.

Nigdy się tego nie dowie.

Lepiej w ogóle o tym nie myśleć.

- Pozdrów Mattiego i Aleksanteriego. Spróbuj wytłumaczyć wszystko mojemu bratu. 

Jemu także sprawiam zawód. Dopiero co go odnalazłam. Mogliśmy mieć cudowne dzieciństwo, 

a tymczasem spędziliśmy ze sobą tylko ostatnie dwa lata, i to ciągle w drodze.

- Zaopiekuję się nimi wszystkimi - obiecał Reijo. - Matti jest już niemal dorosły. Ty w 

jego wieku byłaś już prawie mężatką.

- On za bardzo interesuje się dziewczętami. Trzymaj go krótko. Nie chciałabym, żeby 

przez własną głupotę zniszczył sobie życie. Wystarczy, że ja to uczyniłam. Czuję się, jakby 

oplatały mnie wodorosty albo jakbym grzęzła w bagnie. Tak bardzo pragnę zostać z wami, że 

background image

nawet nie jestem w stanie tego wyrazić, a tymczasem okoliczności zmuszają mnie, żebym wy-

jechała od was tak daleko.

- Tylko na jeden rok - powtórzył Reijo. - Jeden jedyny rok, maleńka. Jesteś silna, 

wytrzymasz. Będzie Triy na ciebie czekać. A potem już zawsze będziesz im mamą. Będę za 

tobą tęsknił, tęsknił za tą cudowną wspólnotą, jaka nas łączy...

- Reijo... - Raija spoważniała. - Jeżeli spotkasz kobietę, którą pokochasz prawdziwą 

miłością, nie rezygnuj z mojego powodu. Nie zniosłabym myśli, że stanęłam na drodze do 

twojego szczęścia. Zbyt wiele dla mnie znaczysz.

- Nigdy nie stałaś mi w drodze do czegokolwiek, Raiju.

Całował ją długo, przysięgając sobie, że ta kobieta musi żyć.

- Postaraj się dobrze wykorzystać ten czas... - zawahał się, nie wiedząc, czy powinien o 

tym mówić. Uznał jednak, że musi ją uprzedzić. - Wydaje mi się, że Jewgienij ma jakieś 

kłopoty. Nie wiem dokładnie jakie, ale czymś się gryzie. Znasz go lepiej niż ja, może będziesz 

mogła mu pomóc. Zawsze potrafiłaś rozmawiać z ludźmi. Potrafiłaś wysłuchać...

- Tak, potrafiłam rozwiązywać cudze problemy, gorzej z własnymi - odparła z goryczą 

w głosie.

- Postaraj się coś zrobić dla niego.

- Uczyniłabym to, nawet gdybyś mnie nie poprosił. - Zwichrzyła mu włosy. - Mój Boże, 

Reijo, zawsze brakuje nam czasu. Czy to jakaś klątwa wisi nad nami? Nade mną? Czasem tak 

myślę.

- Nie, to nie klątwa. Tylko kręta i o wiele trudniejsza ścieżka losu niż te, które zostały 

przydzielone innym ludziom. Ale musisz nią kroczyć, Raiju, bo to twoje życie.

Ucałował ją w oba policzki, a potem uniósł palcem podbródek i musnął leciutko jej 

wargi.

-   Do   zobaczenia,   Raiju.   Będę   liczył   dni   do   następnej   jesieni.   Gdy   tylko   ujrzę 

wpływającą do fiordu szkutę, zepchnę łódź na wodę i popłynę wam na spotkanie.

- Na ile cię znam, jestem pewna, że tak zrobisz. Raija otarła łzy i jeszcze raz ucałowała 

męża, a potem popchnęła do drzwi.

- Idź już! Nienawidzę pożegnań. Zawsze mi się wydaje, że już nigdy nie ujrzę tych, 

których żegnam. Moje życie składa się z samych pożegnań... Idź, Reijo. Kocham cię.

- Ja też cię kocham, wszyscy ciebie kochamy i będziemy za tobą tęsknić każdego dnia.

- Lepiej nie mów już nic więcej - pociągnęła nosem i znów otarła łzy. - Idź, zanim się 

całkiem rozpłaczę!

Reijo popatrzył na nią długo i cicho zamknął za sobą drzwi.

background image

Czuł się dokładnie tak jak ona... Jakby już nigdy więcej nie mieli się zobaczyć.

Ale przecież tylko rok dzieli ich od jesieni.

Rok to nie wieczność.

Na pokładzie panowało ożywienie. Załoga już wspinała się na maszty, żeby rozwinąć 

żagle.

Reijo, przechodząc przez burtę, kiwnął do Jewgienija i poprosił:

- Uważaj na nią. Ona bardzo wiele znaczy nie tylko dla mnie.

Nie usłyszał odpowiedzi, ale był pewien, że Raija znalazła się w dobrych rękach.

Kiedy Reijo wrócił do chaty, Matti nie spał.

- Gdzie, do diabła, zniknęliście? - zapytał chłopak. - Gdzie Raija? Budzę się, a was nie 

ma. Cierpiałem prawdziwe katusze, ale nie miałem odwagi budzić Aleksanteriego. Nic by to nie 

dało...

Reijo zdjął z siebie wierzchnie ubrania i usiadł ciężko na lawie, gdzie jeszcze niedawno 

siedział razem z Raiją.

- Ktoś z wioski ostrzegł nas - zaczął, westchnąwszy ciężko. - Kapitan z Vardo wrócił z 

ludźmi wójta. Piją razem i dobrze się bawią. Raija znalazła się w niebezpieczeństwie.

- Gdzie ona jest?

Reijo wyjrzał  przez  okno. Na  szkucie   paliło  się  wiele  lamp.  O ile  dobrze  widział, 

marynarze podnosili właśnie kotwicę.

- Musiałem ją ukryć, bo kapitan nie zawahałby się skrzywdzić dzieci, żeby ją zniszczyć. 

Jesteś na tyle dorosły, że musisz to rozumieć. Raija nigdy w życiu nie naraziłaby swoich dzieci.

- Gdzie ona jest?

Reijo kiwnął w stronę okna. Matti popatrzył w mrok, ale nic nie widział. Nic poza 

rosyjską szkutą, na której rozwijano żagle. Matti nie widział dobrze załogi, ale zdziwiło go, 

dlaczego robią to o tej porze: w samym środku nocy.

Nagle go olśniło.

- Raija płynie do Rosji. Kapitan jest jej starym znajomym - potwierdził Reijo.

-   Kochanek?   -   wybuchnął   Matti   i   pożałował   w   tej   samej   chwili   swoich   słów. 

Zawstydzony spuścił głowę.

- Nie sądzę - odparł spokojnie Reijo. - Raija ma także przyjaciół. Być może nie zawsze 

żyła jak Bóg przykazał, ale nigdy nie straciła poczucia własnej godności. Robiła to, co musiała, 

ani mniej, ani więcej. Nie masz prawa jej osądzać. Ona bardzo cię kocha, Matti, bardzo...

- Wiem, przepraszam, nie myślałem tak. Reijo popatrzył na chłopca, na brata Raiji.

- Nadał mamy kłopot - rzekł.

background image

Matti spojrzał na niego, nic nie rozumiejąc.

- Kłopot z tobą - wyjaśnił Reijo. - Opowiedziałeś ludziom wójta, kto zastrzelił Mikkala. 

Byłeś świadkiem. A teraz, kiedy Raija zniknęła, pozostajesz jedynym świadkiem.

Matti poczuł, jak ogarnia go strach.

- Przypuszczam, że wszystko przekręcą i będą chcieli udowodnić, że to Raija zabiła 

Mikkala, a wówczas ty staniesz się dla nich bardzo niewygodny. Przynajmniej dopóki jesteś w 

osadzie.

- Ukryłeś Raiję, więc może...

- Niestety, na śniegu zostają ślady, a ciebie łatwo zauważyć. Brązowe oczy i blond 

włosy to rzadkość w tych stronach.

Popatrzył na Mattiego przeciągle.

-  Zdaje  się,  że  na  pułkach  zostało  jeszcze   trochę  ubrań...  Mógłbyś   przebrać  się  za 

Lapończyka. Znam paru Lapończyków, którzy przybyli na jarmark. Myślę, że zgodziliby się, 

żebyś pobył z nimi dzień, może dwa. Ale musisz udawać dziewczynę...

- Dziewczynę? - krzyknął Matti. - Nie ma mowy! Mogę założyć ubrania Mikkala, ale 

nigdy w życiu nie przebiorę się za dziewczynę!

-   Ale   to   będzie   podwójne   przebranie,   nie   rozumiesz?   Oni   będą   szukać   młodego 

chłopaka, którego widzieli tylko przez krótką chwilę. Wyglądałeś niepozornie, byłeś blady. Nie 

przyjdzie im do głowy patrzeć na dziewczęta.

Reijo nie dodał, że Matti ma dziewczęce rysy twarzy i w odpowiednim stroju przy 

niezbyt dobrym świetle bez trudu zostanie uznany za dorodną dziewkę.

- Powinienem także popłynąć z Ruskimi - mruknął Matti pod nosem, ale Reijo wyczuł, 

że przestał się opierać.

- Raiji nie dałoby się przebrać - rzekł. - Ktoś, kto ją raz widział, nigdy jej nie zapomni. 

Zaprowadzę cię do Lapończyków od razu. Weź ze sobą to wszystko, co byś wziął, gdybyś 

wybierał się do Rosji.

Matti niechętnie zrobił, co mu Reijo przykazał.

Przybyli wczesnym rankiem. Dwaj ludzie wójta.

- Gdzie twoja żona? - zapytali Reijo.

Ten wzruszył tylko ramionami i popatrzył na nich pociemniałym wzrokiem.

- A skąd mam to wiedzieć? Ona zawsze chadza własnymi ścieżkami.

Przeszukali dokładnie izby. Szarpali drzwi i sprawdzali skrupulatnie wszystko, choć 

sami rozumieli, że trudno jej byłoby się ukryć w skrzyni na ubrania.

- Znaleźliście tego mężczyznę, który strzelał? - zapytał Reijo.

background image

- Chodzi właśnie o to, że to wcale nie on zabił Lapończyka. Ale za to widział dokładnie, 

jak strzelała twoja żona.

Reijo udawał zdziwienie.

- Ale przecież Raija i Matti mówili...

- Właśnie, gdzie chłopak? - przerwał mu strażnik. Reijo znów wzruszył ramionami.

- Nie wiem.

- Ty coś ukrywasz, a to niemądrze z twojej strony. Możemy cię zaaresztować jako 

współwinnego, jeśli coś przed nami zataisz.

- Obudziłem się w nocy - zaczął Reijo niechętnie, tak jak mężczyzna, który wolałby nie 

mówić o tym, że żona go okłamała i od niego uciekła. - Wtedy już ich obojga nie było.

- Kiedy w nocy?

- Nie jestem pewien - mówił Reijo. Trzeba było wyciągać  z niego każde słowo. - 

Wydaje mi się, że wtedy, kiedy Ruscy podnosili kotwicę.

Dwaj mężczyźni wymienili spojrzenia. Reijo udawał, że nic nie rozumie.

- Po raz pierwszy cię zostawiła? - zapytali z udawaną troską.

- Nie - przyznał, patrząc w bok. - Ale nie wierzę, żeby mogła kogoś zabić.

Roześmiali się mu prosto w twarz, a potem wyszli.

Szukali jej przez cały dzień, ale nie znaleźli i zanim jarmark dobiegł końca, razem z 

Hansem Fredrikiem Feldtem opuścili wioskę.

Matti mógł przebrać się we własne ubrania.

A Reijo powiedział Aleksanteriemu i dzieciom prawdę.

Dorośli uwierzyli mu, Ailo i Elise także.

Maja nie chciała uwierzyć i nie pozwoliła też na to Knutowi.

Ida była zbyt mała, żeby pamiętać mamę, która tylko ją lekko pogłaskała.

A   Raija   tymczasem   znajdowała   się   już   na  otwartym   morzu,   w   drodze   na   wschód. 

Płynęła ku nowemu życiu, którego nawet nie mogła sobie wyobrazić.

- Rok to nie wieczność - szeptała do samej siebie. - Tylko jeden rok, do jesieni. Rok to 

nie znaczy na zawsze.