background image

BENTE PEDERSEN 

ZŁOTY PTAK 

background image

Ida nie należała do ludzi, którzy załamują się z byle powodu. O tym, że życie nie jest 

usłane różami, wiedziała od dawna i nauczyła się przyjmować z podniesionym czołem nawet 

najbardziej bolesne wyroki losu. 

Dawno już nie płakała, teraz jednak łzy same cisnęły jej się do oczu. 

Przemarznięta, targana bezsilną złością, zawiedziona, czuła się tak, jakby wyrósł przed 

nią mur czarnej beznadziei. 

Sedolf  troskliwie  otulił  rozespanego  Mikkala  dodatkowym  przykryciem  ze  skóry. 

Szloch Idy, choć starannie tłumiony, nie pozwalał mu zasnąć. 

Ida nie chciała się przed nim zdradzić swoim smutkiem. 

Zaczynała płakać, dopiero kiedy zdawało jej się, że mąż już śpi... 

Jego Ida. Taka skomplikowana, nieugięta i dumna. Nigdy o nic nie prosiła, nie szukała 

pociechy. Piekielnie uparta jak wszystkie kobiety z jej rodu. 

Sedolf wysunął się ostrożnie spod futrzanego przykrycia. Miał nadzieję, że chłopiec, 

którego  ogrzewał  własnym  ciepłem,  nie  zmarznie.  Szurając,  Sedolf  przemknął  po  suchym 

sianie na posłanie Idy. Położył się przy niej i wziął w objęcia wstrząsane szlochem ciało. W 

odpowiedzi żona wtuliła twarz w jego pierś, ale nawet najlżejszy jęk nie wydobył się z jej ust. 

-  Nie  płacz,  maleńka  -  wyszeptał  łagodnie  i  pogłaskał  ją  po  głowie  osłoniętej  przed 

chłodem chustą. - Przecież nie zostaniemy tu na zawsze. 

-  Zwariuję  -  odpowiedziała  po  chwili  z  gwałtownością  szalejącego  za  ścianą  obory 

wichru,  którego  mroźne  podmuchy,  przenikające  przez  szerokie  szpary  między  deskami, 

odczuwali  aż  nadto  dotkliwie.  -  Zwariuję,  Sedolfie.  Jak  długo  jeszcze  przyjdzie  nam  tutaj 

koczować? 

Przełknął ciężko ślinę. Cóż miał jej odpowiedzieć? Kto może przewidzieć, ile jeszcze 

potrwa ten żywioł? Rozumiał rozpacz Idy. Jemu też minione trzy dni aż nadto dokuczyły. 

- Wcześniej czy później zawierucha musi ustąpić - pocieszył Idę, całując ją w chłodne 

czoło. 

Nie odpowiedziała, a z oczu nieprzerwanie płynęły jej łzy. 

-  Czuję  się  taka  zgnębiona  -  odezwała  się  po  chwili  zmęczonym,  pełnym  rezygnacji 

głosem. - Nie spodziewałam się, że będzie tak trudno... 

Ida  spędziła  większą  część  życia  w  chacie  nad  fiordem.  Nie  raz  widziała  wzburzone 

sztormem morze: zielonoszarą kipiel i spienione grzywy fal o brudnożółtej barwie. Nie miała 

background image

jednak pojęcia, co znaczy zawieja na rozległym, zasypanym śniegiem płaskowyżu, na którym 

człowiek nie ma się gdzie ukryć. Nigdy tego nie doświadczyła. Poza tym nad fiordem nigdy 

nie panował tak siarczysty mróz jak tu na północy Finlandii w lutym. 

Ida  tęskniła  za  Mają  i  Knutem.  Chciała  pojechać  do  Hailuoto  i  spotkać  się  z  nimi. 

Umyśliła sobie, że najlepiej ruszyć, póki jest śnieg, bo saniami zaprzężonymi w konia szybko 

dotrą  na  miejsce.  Sedolf  usiłował  przygotować  ją  na  to,  co  ich  czeka,  ale  Ida,  pod-

ekscytowana, nie chciała go słuchać. 

Dlatego też Sedolf w końcu przestał się sprzeciwiać. 

Już dwa razy wymieniali konia, za każdym razem otrzymując gorszego. Ale przecież 

musieli  posuwać  się  naprzód.  Przed  nimi  ciągnęła  się  daleka  droga  na  południe,  nie  znany, 

choć wyraźnie wytyczony szlak. 

Zamieć  zatrzymała  ich  na  trzy  dni.  Schronienie  znaleźli  w  jednej  z  chałup  stojących 

nieopodal  granicznej  rzeki.  Spodziewali  się,  że  zostaną  przyjęci  tak,  jak  zwykle  gościł 

wędrowców Reijo, zwłaszcza że była to jego ojczyzna. 

Tymczasem  gospodarze  wysłali  ich  na  strych  nad  oborą,  gdzie  zwykle  sypiają 

parobcy. Stał pusty. Sedolf i Ida zapłacili za nocleg i kupili od gospodyni trochę żywności. 

Musiała widzieć, że podróżują z małym dzieckiem, ale mimo to nie zaproponowała im 

noclegu w chacie. Przyszło im się więc zadowolić strychem w oborze, po którym hulał wiatr. 

W  obawie  przed  pożarem  przykazano  im,  by  w  piecu  palili  tylko  rankiem  i  wczesnym 

wieczorem. 

Ida bardzo się zawiodła, natrafiając na bezduszność tam, gdzie spodziewała się ciepła i 

serdeczności. To było dla niej najgorsze. Sedolf, który spotykał w swoim życiu różnych ludzi, 

nie  oczekiwał  zbyt  wiele.  Pozbył  się  złudzeń.  Wiedział,  że  po  niektórych  nie  można 

spodziewać się niczego dobrego. 

-  Niebawem  się  uspokoi  -  starał  się  pocieszyć  Idę.  -  Zdaje  się,  że  wiatr  już  trochę 

zelżał. Nie sądzisz? Posłuchaj! 

Ida nastawiła uszu, a potem, patrząc na męża z powątpiewaniem, potrząsnęła głową i 

dłonią otuloną w rękawicę pogładziła go po policzku. 

-  Taki  jesteś  dobry,  Sedolfie.  Chwytasz  się  każdego  sposobu,  byleby  mnie  tylko 

pocieszyć. 

-  Pamiętaj,  nie  wszyscy  ludzie,  których  spotkamy  na  swej  drodze,  będą  tacy  jak  ci 

tutaj - szepnął Sedolf, jakby podejrzewając, że pomimo paskudnej pogody skąpi i nieżyczliwi 

gospodarze  podsłuchują.  -  Nie  osądzaj  wszystkich  tak  samo!  Nie  wszyscy  Finowie  są 

wyrachowani. Na pewno trafią się wśród nich ludzie gościnni. 

background image

Ida otarła policzki i zaczerwienione oczy. Wargi miała zupełnie białe. 

- Myślę, że do końca podróży pozostało nam niewiele. Za jakiś tydzień będziemy na 

miejscu,  u  Mai  -  dodał.  -  I  jeśli  wierzyć  w  to,  co  opowiadał  Reijo,  niczego  nam  tam  nie 

zabraknie.  Na  pewno  przestaniesz  marznąć,  najesz  się  do  syta  i  włożysz  czyste  i  suche 

ubrania. A spać będziemy pod puchową pierzyną. Czyż nie brzmi to zachęcająco? 

-  Niebiańsko  -  rozmarzyła  się  Ida.  A  po  chwili  dodała:  -  Pewnie  wspominając 

wówczas tych skąpców i krwiopijców, będę się śmiać... 

W  jej  głosie  pobrzmiewały  mściwe  tony.  Ida  w  obliczu  jawnej  nieprawości  nie 

potrafiła zdobyć się na wielkoduszność. Był to jedyny mroczny rys jej osobowości. 

-  Eee,  gdyby  tutejsi  gospodarze  wiedzieli,  jaka  z  ciebie  wielka  pani,  na  pewno 

odstąpiliby swoje łóżka - zażartował Sedolf, rozcierając jej dłonie. 

- Ich łóżka są z pewnością zapchlone - prychnęła Ida pogardliwie. - Brzydziłabym się 

tam położyć, a co dopiero spać! 

-  Nareszcie  -  uśmiechnął  się  i  pocałował  ją.  -  Znów  przypominasz  moją  Idę.  Już  ci 

lepiej? 

Skinęła  głową  i  przytuliła  policzek  do  jego  policzka,  a  potem  na  chwilę  przywarła 

całym ciałem do męża, rozkoszując się jego ciepłem. 

- Ty nigdy nie tracisz animuszu, Sedolfie. Nie pojmuję, jak to robisz. 

Wzruszył ramionami. 

- Ja też nie, ale jakie to ma znaczenie? 

- Wracaj do Mikkala - szepnęła po chwili. - On jest najważniejszy, musimy pilnować, 

ż

eby nie przemarzł. 

Sedolf uścisnął ją i przeniósł się na drugą stronę posłania, tak by dziecko znalazło się 

pośrodku. 

Leżał wsłuchany w odgłosy nocy. Ida niebawem zasnęła, poznawał to po jej równym 

oddechu.  Wichura  tymczasem  naprawdę  z  wolna  traciła  na  sile.  Nim  Sedolfa  zmorzył  sen, 

nabrał przekonania, że jednak się nie mylił. 

Ida obudziła się następnego ranka w zupełnie innym nastroju. Gdzieś zniknęło nocne 

przygnębienie. Słysząc dolatujące z dołu prychanie inwentarza, pomyślała nie bez goryczy, że 

w tej nędznej oborze ciepło utrzymują zwierzęta, a nie lichy piec. 

Ale zaraz wyrzuciła z serca gniew. Mroczne uczucia niczemu nie służą, strofowała się 

w duchu. Nie rozgrzeją nikogo ani nie nakarmią. 

A  jednak  nie  potrafiła  ukryć  złości,  chociaż  zmusiła  się  do  uśmiechu,  zajrzawszy  do 

chaty, by kupić od gospodarzy skopek mleka, czarny chleb i suszone mięso. 

background image

Może  gospodarze  dostrzegli,  że  patrzy  na  nich  z  wyższością,  a  może  wyczuli  w  niej 

ten gniew i dlatego sami odnieśli się do niej niechętnie? 

Była inna niż przechodzący tędy wędrowcy. 

Co prawda wraz z Sedolfem ubrali się na drogę skromnie, żeby nie rzucać się w oczy. 

Wzięli  sanie  podobne  do  tysięcy  innych  sań,  a  i  koń  nie  przyciągał  uwagi.  Nic  więc  nie 

zdradzało ich zamożności. Wzdłuż szlaków prowadzących od morza do krainy lasów i jezior 

napotkać można było wszak ludzi wszelakiego autoramentu. 

Ale Ida mimo to nie wyglądała na wędrowca. 

Miała  w  sobie  coś,  co  zapadało  na  długo  w  pamięć.  Przypominała  postać  wyjętą 

wprost ze świata baśni. Zdawała się równie nierzeczywista jak huldra, która może zwiastować 

zarówno  radość,  jak  głębokie  nieszczęście.  Jak  istota,  która  pozostawia  po  sobie  niezatarty 

ś

lad, choćby tylko lekką stopą przemknęła drogą. 

Podczas długiej podróży Mikkal nie płakał ani nie grymasił. Wpatrywał się jedynie w 

Idę  i  Sedolfa  swymi  dużymi  oczami.  Idzie  wydawało  się  to  gorsze,  niż  gdyby  się  darł 

wniebogłosy.  Zabrać  dziecko  na  taką  wyprawę  było  występkiem  wobec  niego.  A  wszystko 

przez jej upór i bezmyślność. Przestrzegano ją, że luty nie jest dobrą porą na wędrówkę tym 

szlakiem, ale ona nie chciała nikomu wierzyć. 

Sedolf nazwał ją upartą i przemądrzałą. 

Strasznie  się  pokłócili.  Chyba  dopiero  wtedy  Sedolf  poznał  naprawdę,  co  to  znaczy 

płynąca w żyłach żony krew Alatalo. 

-  Pogoda  się  poprawiła  -  rzucił  Sedolf,  gdy  Ida  wróciła  z  żywnością.  W  jego  głosie 

zabrzmiała  ulga.  -  Poświęcimy  jeszcze  parę  miedziaków,  najemy  się  do  syta  i  ruszamy  w 

drogę.  Od  południa  wypogadza  się.  Sprawdziłem  tak  na  wszelki  wypadek  -  dodał  z  uśmie-

chem. 

Spakowanie dobytku nie zabrało im wiele czasu. 

Odjechali,  nie  oglądając  się  za  siebie,  pragnąc  jak  najszybciej  zapomnieć  o  dniach  i 

nocach spędzonych w nędznej oborze. 

Wpatrywali się ponad końskim grzbietem w stronę południa... 

Zima znów obsypała ich bezlitośnie lodowatymi pocałunkami, choć teraz jakby mimo 

wszystko bardziej im sprzyjała. Pod wpływem wiatru i mrozu podłoże stwardniało na kamień. 

Wypogodziło  się.  Chmury  odpłynęły  gdzieś  za  horyzont  i  zniknęły  im  z  oczu.  Niebo 

przybrało barwę lśniącego błękitu, mieniąc się daleko na wschodzie złocistą poświatą. Wokół 

podróżujących rozciągał się monotonny krajobraz spowity w biel i różne niuanse szarości, od 

background image

popielatego woalu po grafitowe odcienie, nieco tylko jaśniejsze od barwy skał w rodzimych 

stronach nad fiordem. 

Ida  przymknęła  powieki  i  przypomniała  sobie  list  napisany  zamaszystym  pismem 

Knuta. Znała go na pamięć. Mogłaby powtórzyć słowo w słowo jego treść. 

Zauważyła, że umieszczona na końcu prośba, by przyjechali, została dopisana później, 

gdy już wysechł atrament w poprzednich linijkach. 

Ida  poczuła  znów  chłodny  ucisk  gdzieś  w  okolicy  żołądka.  Tam  zawsze  lokował  się 

strach,  w  parę  chwil  przemieniając  ją  w  zagubione  dziecko.  Pozbawiał  ją  siły  i  zdolności 

logicznego rozumowania, utrudniając rozsądną ocenę sytuacji. 

Ida czuła, że znalazła się na nieznanym i grząskim gruncie. 

Coś  się  nie  zgadzało.  Knut  wyraźnie  coś  przed  nią  ukrywał,  chociaż  z  pozoru  pisał 

obszernie o wszystkim. 

Dlatego też Ida podświadomie lękała się przybycia na miejsce. 

Mieszkańcy Hailuoto oczekiwali wizyty, choć nie zmieniło to rytmu ich codzienności. 

Zarówno  Maja,  jak  i  Knut,  Anjo  i  Ailo,  którzy  opuścili  Ruiję,  wiedzieli,  że  myśli  podążają 

tym szlakiem znacznie szybciej niż człowiek. 

-  Chyba  nie  ruszą  przed  wiosennym  jarmarkiem  -  uznał  Knut.  -  Choć,  znając  Idę, 

mogę  przypuszczać,  że  nie  zechce  czekać.  Na  szczęście  Sedolf  jest  na  tyle  rozsądny,  by  ją 

powstrzymać. Tylko jemu może się to udać. 

Ailo nie zabierał głosu. Ida nie należała już do niego, dlatego nigdy nie pozwoli sobie 

myśleć  o  niej  inaczej  niż  jak  o  żonie  Sedolfa.  Ma  jeszcze  przed  sobą  parę  tygodni,  by 

przygotować  się  na  to  spotkanie  i  obmyślić  sposób,  jak  ją  zobaczyć,  samemu  pozostając  w 

ukryciu. 

Ida  nie  może  się  o  nim  dowiedzieć.  Ma  teraz  swoje  życie.  Bez  niego.  I  tak  musi 

pozostać. 

On zresztą też zaczął nowe życie. Bez niej. Życie u boku Anny Kajsy, której za nic na 

ś

wiecie nie skrzywdzi. Nawet Ida nie może go do tego nakłonić. 

Przygotowali  się  starannie  na  to,  co  miało  się  zdarzyć.  Próbowali  się  zabezpieczyć 

przed wszystkim, co mogło ich zdradzić. Wszystko omówili. Ustalili, co powiedzą Idzie, jak 

jej to powiedzą i kiedy... 

Nauczyli  dzieci  wołać  do  Ailo:  „wujku”.  Nic  poza  tym.  Przypuszczali  zresztą,  że 

dzieci nie pamiętają jego imienia. Sami między sobą nazywali go „Axel”. W końcu jakoś mąż 

Anny  Kajsy  musi  się  nazywać,  chociaż  podczas  odwiedzin  Idy  i  Sedolfa  miał  się  nie 

pokazywać. 

background image

Kamienny  dom  powinien  pozostać  terenem  zamkniętym.  Wytłumaczą  gościom,  że 

Axel jest kaleką i nie życzy sobie spotykać obcych. Ailo miał pozostać niewidzialny. 

On sam myślał o tym niechętnie, choć równocześnie wzruszenie ściskało go w gardle. 

To  było  silniejsze  od  niego.  Chwilami  gorzko  żałował,  że  w  liście  Knuta  zostało  dopisane 

zaproszenie, kiedy indziej znów aż umierał z niecierpliwości. 

Któregoś wieczoru Knut, Ailo i William, jak to im się często zdarzało, spotkali się w 

przytulnym  pokoju,  który  William  zwykł  nazywać  swoim  biurem.  Siedzieli  w  półmroku 

rozświetlonym  płomykiem  lampki  ustawionej  na  wąskim  stole  pod  ścianą  za  nimi.  Płomyk 

jaśniał podwójnie, odbijając się w zawieszonym nad stołem lustrze. 

Jeszcze  kilka  lat  temu  Knut  i  Ailo  zmrużyliby  pewnie  oczy,  porażeni  przepychem 

otoczenia, pięknem i niepojętą urodą licznych ozdobnych przedmiotów. 

Teraz  nawet  nie  drgnęła  im  brew,  takie  to  stało  się  dla  nich  zwyczajne.  Nawet  nie 

próbowali zastanawiać się nad tym, jak szybko człowiek przywyka do luksusu. 

- Sądzisz, że podołasz temu? - zapytał Knut, obrzucając Ailo badawczym spojrzeniem. 

-  Czy  podołam?  -  powtórzył  Ailo  i  głos  mu  się  załamał.  Chwila  jak  ta  była  niczym 

ukojenie.  Powrotem  do  czasu,  kiedy  wszystko  było  prawdziwe,  gdy  nie  było  miejsca  na 

przemilczenia. - Myślę, że mnie przyjdzie to łatwiej niż wam. To wy staniecie z Idą twarzą w 

twarz. Wy będziecie karmić ją kłamstwami i półprawdami z mojego powodu. Ja będę krył się 

w cieniu, w mroku, za  moją maską... - rzucił Ailo i pogrążył  w zamyśleniu tak częstym dla 

niego po wypadku. Hałaśliwy młodzieniec przemienił się w posępnego mężczyznę. 

Nie  pojmowali,  co  naprawdę  czuje.  Nie  mogli  tego  wiedzieć.  Nawet  Knut,  który 

stracił ukochaną, nie mógł zrozumieć głębi jego niemego smutku. 

A Ailo, mimo że pragnął szczerze wyznać wszystko Knutowi i Williamowi, nie był w 

stanie  wyrazić  tego,  co  przeżywa...  A  przecież  to  jego  najlepsi  przyjaciele.  Ból  żadnemu  z 

nich  nie  był  obcy.  Obaj  wiedzieli,  ile  cierpienia  może  przysporzyć  miłość.  Tylko  że  teraz, 

bezgranicznie szczęśliwi, żyli w swoim zamkniętym świecie. Po prostu. 

Ailo nie potrafił do nich dotrzeć. Był rozdarty sprzecznymi uczuciami. Nawet Maja go 

nie rozumiała, chociaż zawsze tyle ich łączyło. 

Miał  słowa  na  końcu  języka,  ale  za  każdym  razem,  gdy  zamierzał  je  wymówić, 

odkrywał, że nic nie wyrażają. Były takie uładzone, gładkie z wierzchu, bez ostrych kantów... 

Płynęły z ust, nie pozostawiając najmniejszej zadry na języku. Wypowiadając je, nie cierpiał. 

Nie zawierały choćby okruchów prawdy. Bo prawda oznaczała ból. Prawda rozdarłaby go na 

strzępy, zraniłaby też bliskich, którym by ową prawdę oznajmił. A Ailo nie potrafił, nie chciał 

narażać tych, których darzył miłością. 

background image

A przecież kochał Annę Kajsę. 

Dopiero teraz zrozumiał słowa, które często, uśmiechając się lekko, powtarzał Reijo, a 

które  właściwie  wyszły  z  ust  Raiji,  w  prosty  sposób  opisując  jej  życie.  Prawda,  którą  pojął 

Reijo, teraz objawiła się Ailo. 

Istnieje wiele odmian miłości. 

Raija  z  podniesionym  czołem  przyjmowała  kolejne  wyzwania.  Otwierała  ramiona  na 

radość.  Broniła  się  przed  cierpieniem.  Ailo  dobrze  pamiętał  jej  pogodną  twarz,  jej  wesoły 

ś

miech. Pamiętał ciepłe dłonie, delikatne i czułe. Pamiętał żar w jej oczach, kiedy spoglądała 

na Mikkala, harmonię, jaka ich łączyła. Mikkal i Raija - choć przeznaczeni sobie, otrzymali 

od losu tylko krótkie chwile szczęścia, będące wytchnieniem w nieustannej ucieczce. 

Pamiętał, jak się uśmiechała... 

Pogodziła  się  ze  swym  losem.  Zrozumiała,  że  miłość  bywa  różna.  I  dla  wielu  ludzi 

stała się kimś ważnym.  Bo przecież nie on jedyny pamięta jej uśmiech.  Raija na pewno nie 

raz czuła gorycz, ale starannie ją skrywała. Może nawet przed samą sobą. 

Zapamiętał uśmiech... 

- Myślałem o Raiji - odezwał się cicho Ailo, napotkawszy spojrzenie Knuta. 

Twarz Knuta zastygła, mięśnie twarzy naprężyły się pod gładką skórą: 

-  Usiłowałem  ją  sobie  przypomnieć  -  ciągnął  Ailo.  -  I  wydobyłem  z  pamięci 

łagodność, ciepło, uśmiech... 

-  Ja  pamiętam  tylko  jej  plecy  -  odrzekł  Knut.  William  nie  zabierał  głosu.  Wszystko 

zaczęło się od tej kobiety i każda rozmowa jej dzieci sprowadzała się do niej. Mimo że dawno 

temu zniknęła, może już umarła, dla nich wszystkich nadal była żywa, najbliższa. 

William zapragnął spotkać tę kobietę. 

-  Ona  wierzyła  w  miłość  -  ciągnął  Ailo  zachrypniętym  głosem,  pogrążony  we 

wspomnieniach. - Wierzyła, że istnieje wiele rodzajów miłości. Może i my powinniśmy być 

równie otwarci? Może ona w ten sposób koiła ból... 

- By tym większy zadać innym - zauważył Knut, który nie potrafił myśleć o matce bez 

goryczy. Wiele lat musiało upłynąć, by ją na swój sposób zrozumiał, ale nie potrafił wyzbyć 

się  całkiem  owej  niechęci.  Matka  zawodziła  go  przez  całe  życie.  Celowo  albo  wbrew  swej 

woli. Zawsze zostawał na boku, zawsze odwracała się od niego. Nie kochała go dość mocno... 

-  Czy  wy  nigdy  nie  dacie  jej  spokojnie  odejść?  -  zapytał  mąż  Mai,  o  którym  Ailo  i 

Knut, pogrążeni w rozmyślaniach i rozmowie o Raiji, całkiem zapomnieli. 

background image

Spojrzeli  na  Williama.  Znów  byli  braćmi,  jak  wówczas  gdy  w  mrocznej  jurcie 

lapońskiej  zawarli  braterstwo  krwi,  nacinając  ostrzem  noża  skórę,  podkreślając  tym  samym 

więź, która zawiązała się między nimi na długo przedtem. 

-  Czy  nigdy  nie  pozwolicie  jej  umrzeć?  -  powtórzył  William.  -  Maja  także 

przechowuje  w  sobie  ogromne  pokłady  goryczy.  Czasami  mi  mówi,  że  już  zapomniała,  że 

wybaczyła matce. Nawet że ją w pewnym sensie rozumie. A potem znów to do niej powraca i 

znów wszystko się w niej burzy. Ta zgryzota zżera ją od środka. A wszystko dlatego, że nie 

pozwolicie  Raiji  umrzeć.  Przestańcie  tak  pielęgnować  wspomnienia  o  niej  i  codziennie 

obwiniać ją o to wszystko, co zrobiła w młodości, zanim tak naprawdę dorosła. Ile miałeś lat, 

Knut, kiedy twoja matka zniknęła? Pięć, sześć? A ona? Koło dwudziestu, prawda? 

Knut przytaknął. 

-  A  więc  jesteś  teraz  starszy  niż  ona  wówczas  -  ciągnął  William  z  właściwym  sobie 

spokojem. Choć może nie powinno go to obchodzić, chciał w końcu pogrzebać kobietę, która 

byłaby  jego  teściową.  Wiedział,  że  dopóki  wciąż  wkrada  się  do  ich  życia,  dopóty  Maja  nie 

poczuje się prawdziwie wolna. 

- Przecież i ty nie zawsze postępowałeś właściwie, Knut. Nie wszystkie twoje czyny 

zyskałyby uznanie w oczach twoich dzieci - mówił William, mrużąc oczy. - Ailo wspominał 

mi to i owo. Na pewno są sprawy, które najchętniej ukryłbyś przed Karlem i Ailą, prawda? 

Knut kiwnął głową, przypominając sobie chwilę, kiedy razem z Heino i Ailo zadźgali 

człowieka... 

- Wyobraź sobie więc, jak by to było, gdyby twoje własne dzieci potępiły cię za to... 

-  To  nie  to  samo  -  odpowiedział  Knut  dźwięcznym  głosem,  wstając  z  krzesła. 

Wszystko  w  nim  protestowało  przeciwko  takiemu  porównaniu.  Odwrócił  się  plecami  do 

swych towarzyszy. Odsłonił zasłonę w oknie i zapatrzył się w mrok. Przed oczami przesunęło 

się mu cale życie. - Nigdy tego nie zrozumiesz, Williamie - rzekł cicho po chwili. - Choćbyś 

nie  wiem  ile  opowieści  o  niej  usłyszał,  nie  zdołasz  nigdy  tego  pojąć.  Zresztą  my  wszyscy 

jesteśmy  bardzo  rozdarci  w  swoich  uczuciach.  Nigdy  nie  przeżyłeś  tego,  że  ktoś,  kto 

powinien być  ci najbliższy, zdradził cię i porzucił. Najbliższą rodziną dla mnie jest Reijo, z 

którym  nawet  nie  jestem  spokrewniony.  On  jest  ojcem  Idy,  nie  moim.  To  znaczy  nie  jest 

moim  rodzonym  ojcem,  a  jednak  gdy  padają  słowa:  „ojciec,  rodzice,  rodzina”,  to  on 

przychodzi mi na myśl. Jej nigdy tak naprawdę przy mnie nie było. Bo nawet gdy była obecna 

fizycznie, inni wydawali się dla niej ważniejsi. A mimo to jakaś część mnie ją kocha. I nie po-

trafię się z tym pogodzić... 

background image

- Trudno nam pozwolić jej umrzeć - dodał Ailo wyjaśniająco. - Właściwie to Raija nas 

wszystkich  ze  sobą  wiąże.  Bez  niej  nie  bylibyśmy  tacy,  jacy  jesteśmy.  Może  to  i  lepiej,  że 

takich jak ona nie spotyka się często? 

William ich nie rozumiał. Nigdy dotąd nie myślał o tym, że wywodzą się zupełnie z 

innego świata. Teraz jednak uświadomił sobie z całą ostrością, że dorastali w zupełnie innym 

kraju, w innych kulturach, że przynależeli do różnych warstw społecznych. 

Nie  był  to  właściwy  moment,  by  opowiedzieć,  że  i  on  został  zdradzony  w 

dzieciństwie, podobnie jak inni jego rówieśnicy. Wprawdzie wszyscy mieli oboje rodziców, 

ale większość z nich nigdy tak naprawdę nie znała swoich ojców, a dla wielu i matka nie była 

kimś bliskim. 

Ojciec  Williama  właściwie  nie  okazywał  żadnego  zainteresowania  synowi.  Dopiero 

gdy  chłopiec  ukończył  osiem  czy  dziewięć  lat,  uznał,  że  nadeszła  pora,  by  uczynić  z  niego 

mężczyznę, godnego spadkobiercę. William nie pamiętał, by ojciec kiedykolwiek wziął go na 

kolana  czy  nosił  na  rękach.  Nie  potrafił  nawet  sobie  wyobrazić,  że  ojciec  przytula  go  albo 

głaszcze po twarzy. 

Ale  tak  zachowywali  się  wszyscy  mężczyźni  w  kręgach,  z  których  się  wywodził. 

Chyba nie on jeden pragnął zbliżyć się do własnego ojca, poznać go lepiej. Nie tylko on czul 

się odrzucony. 

Ale  o  tym  się  nie  rozmawiało.  Nigdy  nie  wyraził  tego  na  głos.  Nawet  w  myślach  z 

trudem  przychodziło  mu  to  ująć  w  słowa.  Dopiero  gdy  w  jego  życiu  pojawiła  się  Maja, 

uświadomił sobie, że gdyby potrafił nazwać tłumione przez lata uczucia, pozwoliłoby to jemu 

samemu wiele zrozumieć. Tym bardziej że jego problemy zdawały się niczym w porównaniu 

z problemami Mai. 

Córka Raiji wiele go nauczyła. 

- Spośród nas  Ida jest najbardziej zrównoważona - powiedział Knut, uśmiechając się 

półgębkiem.  -  Może  dlatego,  że  jest  bardzo  podobna  do  mamy,  a  równocześnie  miała  to 

szczęście, że jej ojcem jest Reijo. Rodzonym ojcem, więc chyba coś po nim odziedziczyła... 

- I tak krąg się zamyka - rzekł Ailo. - Znów wróciliśmy do Idy. 

Udało mu się wypowiedzieć jej imię i nie ścisnęło go w  gardle. Uniknął  też tonu, w 

którym pobrzmiewałaby miłość. 

- Kiedy Ida tu przyjedzie, poradzę sobie. Sprostam tej próbie. Chcę zobaczyć mojego 

syna. O to tak naprawdę mi chodzi. 

background image

Udało mu się wytrzymać wzrok przyjaciół. Nie umknął przed pełnym powątpiewania 

spojrzeniem  Knuta  i  badawczym  wzrokiem  Williama.  Był  taki  wiarygodny,  że  niemal  ich 

przekonał. Przez chwilę zawstydzili się nawet w duchu, że mu nie dowierzali. 

- Mikkal to moje jedyne dziecko, więcej ich mieć nie będę. Wy obaj jesteście ojcami, 

więc powinniście mnie zrozumieć. Nigdy nie pojadę do Ruiji, moja stopa więcej nie postanie 

w  Varanger  ani  w  Lyngen.  Ailo  syn  Mikkala  umarł  i  pewnie  już  został  zapomniany  w 

tamtych stronach. Ale trawi mnie pragnienie, żeby zobaczyć własnego syna. Jeden jedyny raz 

w życiu. Podołam tej próbie. Ujawniając się, zniszczyłbym życie  Idy, Sedolfa, Anny Kajsy, 

swoje... 

Zamilkł i więcej się nie odezwał. 

Pokiwali  głowami,  choć  tak  naprawdę  nie  czuli  się  do  końca  przekonani.  William 

przypomniał  sobie  słowa  Mai,  gdy  został  napisany  list.  Powiedziała  wówczas  po  cichu  tak, 

ż

eby Ailo nie słyszał: 

- To się musi skończyć katastrofą! 

background image

Płozy  sań  pozostawiały  w  śniegu  głębokie  ślady.  Martwiło  to  zarówno  Idę,  jak  i 

Sedolfa,. ale na szczęście jak dotąd nikt nie zwrócił na to uwagi. 

Dotarli już daleko na południe, powoli zbliżali się do celu. Zima nadal była mroźna i 

mało łaskawa. 

Wieźli ze  sobą  drewniane  słupki  i  dość  skór,  by  postawić  prowizoryczny  namiot.  W 

ostatnim  czasie  bardzo  im  się  przydały,  bo  Ida  po  przymusowym  postoju  u  niegościnnych 

gospodarzy podczas zamieci nabrała zrozumiałej niechęci, by szukać noclegu u obcych ludzi. 

Nie chciała znów przeżywać takiego upokorzenia. 

Co wieczór wyładowywali więc sanie. Zdejmowali ciężką skrzynkę, której zawartość 

mogłaby zaspokoić marzenia niejednego biedaka w stronach, ku którym zmierzali. 

Na  szczęście  nikt  nie  wiedział,  co  ze  sobą  wiozą.  Także  z  tego  powodu  woleli 

nocować w namiocie. 

Ale mróz i przygodni wędrowcy dokuczali im mniej niż atakujące ich z coraz większą 

siłą przygnębienie. 

- Ciągle to samo i to samo - skarżyła się Ida, która nie sądziła, że podróż zabierze im 

tyle  czasu.  Zawsze  taka  dzielna  i  wytrzymała,  teraz  zupełnie  opadła  z  sił.  -  Chyba  do 

ś

rodkowej Finlandii jest niewiele dalej niż z Lyngen na północ. Wydaje mi się jednak, że ta 

podróż trwa wieczność. Mam wrażenie, że nigdy nie dotrzemy do celu... 

Sedolf  napotkał  jej  spojrzenie  i  uspokoił  ją:  -  Na  północ  jechaliśmy  u  początku  lata, 

pogoda  nam  sprzyjała,  było  nas  troje  dorosłych.  Zrozumiałe  więc,  że  nie  odczuwaliśmy  tak 

dotkliwie trudów wyprawy. Dobrze o tym wiesz, kochanie. Ale jeszcze trochę cierpliwości, z 

pewnością już nie jest daleko. Może tydzień, dwa... 

Ida zapatrzyła się w płomyki palącego się u jej stóp ognia. Dla niej tydzień lub dwa w 

tych okolicznościach oznaczały wieczność. Dzień po dniu przemierzali bezkresny płaskowyż. 

Krajobraz  był  taki  monotonny,  miejsca,  które  mijali,  tak  podobne  do  siebie,  że  czasem 

zastanawiała się, czy nie krążą w kółko. Gdyby nie słońce wskazujące im kierunek, już dawno 

straciłaby  pewność,  czy  rzeczywiście  podążają  na  południe,  oddalając  się  coraz  bardziej  od 

ojczystej Ruiji. 

Przejeżdżali przez sosnowe lasy porastające powierzchnie odpowiadające nieraz kilku 

osadom.  Między  strzelistymi  pniami  tworzył  się  ażur,  pozwalający  patrzeć  na  wylot.  Skute 

lodem  jeziora  pokrywała  gruba  warstwa  śniegu.  Mijali  chaty  z  drewnianych  bali,  otoczone 

background image

uprawną ziemią. Gdzieniegdzie zagrody oddzielał jedynie spłachetek ziemi, w innym miejscu 

pola ciągnęły się po horyzont. Tak się objawiała różnica pomiędzy biedotą a bogatymi. 

Przypomniał jej się ojciec, który opowiadał często o swojej ojczyźnie. Jego klarowne 

zielone oczy łagodniały wówczas i przybierały wyraz rozmarzenia. Teraz, przyglądając się z 

bliska  Finlandii,  Ida  z  sentymentem  myślała  o  swojej  rodzinnej  ziemi,  o  kamienistym 

wybrzeżu  i  wyrastających  wprost  z  wody,  pnących  się  ku  niebu  skalistych  szczytach. 

Potrzebowała czegoś, o co mogłaby zahaczyć wzrok, nie przywykła do bezkresu. Tęskniła za 

swoim rodzimym fiordem... 

-  Mikkal  łatwiej  się  przystosował  do  nowych  warunków  niż  ty  -  powiedział  Sedolf, 

zerkając pośpiesznie na śpiące dziecko, a kiedy znów spojrzał na Idę, w jego oczach pojawiło 

się jeszcze więcej czułości. 

W jurcie trochę wiało, ale nie marzli tak bardzo. 

-  Narzekam,  ponieważ  jestem  przemoczona,  brudna  i  ciągle  mi  zimno  -  odparła  Ida, 

podciągnąwszy  kolana  pod  brodę.  -  A  tych  trzech  rzeczy  nie  znoszę.  Gdyby  mama  była 

podobna do mnie, pozostałaby w Tornedalen... 

- To były inne czasy... Sedolf, mimo że nigdy nie spotkał matki Idy, zawsze gotów był 

jej bronić, czego Ida nie mogła zrozumieć. 

Ogień rozgrzał jej stopy i stopniowo ciepło rozeszło się po całym ciele aż po koniuszki 

palców u rąk. Mimo to Ida przysunęła się do męża i wtuliła w jego ramiona, udając, że nadal 

marznie. Tak jakby kiedykolwiek musiała uciekać się do wybiegów, by ją przygarnął. Między 

nimi  panowało  niezwykłe  zrozumienie.  Wystarczyło,  że  jedno  tęskniło  za  bliskością,  by 

drugie  chętnie  spełniało  to  pragnienie.  Bo  za  największą  radość  uważali  uszczęśliwianie 

ukochanej osoby. 

W  oczach  Sedolfa  zapalił  się  osobliwy  błysk.  Ida  podśmiewała  się  z  niego,  że  ma 

wyjątkowe mniemanie o sobie. Ale mawiała to żartobliwie, tak że nie czul się urażony. Bo tak 

naprawdę,  kiedy  ją  obejmował,  w  jego  spojrzeniu  dostrzegała  przede  wszystkim  czułość. 

Wiedziała,  że  na  nikogo  innego  tak  nie  patrzy,  a  jeśli  się  mu  zdarzyło,  to  w  przeszłości. 

Wybrali siebie na przekór zdrowemu rozsądkowi i przestrogom. Zawiązała się pomiędzy nimi 

przyjaźń, która potem przerodziła się w płomienną miłość. Gdyby Sedolf stracił Idę lub ona 

jego, straciliby oparcie w życiu. Nie potrafili sobie tego wyobrazić. 

Rozczesywał palcami jej włosy, które rozpuściła na noc, bo głowa bolała ją, gdy przez 

cały dzień miała je ciasno upięte w kok. Zwykle nosiła je przecież rozpuszczone albo plotła w 

luźny warkocz, ale takie uczesanie nie nadawało się na podróż. 

background image

-  Chciałabym  mieć  z  tobą  dziecko,  Sedolfie  -  odezwała  się  Ida  rozmarzona.  -  Syna 

podobnego do ciebie, który miałby twoje oczy i był obdarzony takim samym urokiem. Który 

już od kołyski jednym uśmiechem podbijałby wszystkie serca... 

- Cała ty - przerwał jej Sedolf sucho. - Myślisz o dziecku, kiedy jeszcze nie dotarliśmy 

do  celu.  Nie  zapominaj,  kochanie,  że  przed  nami  potem  jeszcze  droga  powrotna,  która  nie 

będzie ani odrobinę krótsza! Nie chciałbym jej przemierzać z brzemienną kobietą, nawet jeśli 

oczekiwałaby mojego dziecka. Chyba bym umarł ze strachu! Nie zamierzam ryzykować. 

Leciutko musnął wargami jej czoło i mocniej przygarną! do siebie. 

Jego odmowę przyjęła ze śmiechem. 

-  Słyszałam,  że  kobiety  uciekają  się  do  przeróżnych  wymówek,  żeby  wyłgać  się  od 

miłosnego aktu - żartowała. - Ale żeby mężczyzna odmawiał, to dla mnie nowość. Najgorsze, 

ż

e nie mam o tym komu powiedzieć. W naszych stronach nikt by mi nie uwierzył... 

-  Zapewniam  cię,  kochanie,  że  to  nie  jest  trwałe  postanowienie  -  powiedział  Sedolf, 

przyciskając gorące wargi do jej policzka, a jego cichy śmiech połączył się z jej śmiechem. 

Obejmował  ją  mocno,  ale  nie  przesunął  ręki,  jakby  w  obawie,  że  nie  dotrzyma 

przyrzeczenia. 

-  Prześladuje  mnie  dziwne  uczucie...  -  zaczęła  Ida,  ale  zaraz  poprawiła  się:  - 

...doznanie... 

-  W  twoim  rodzie  każdy  poczytuje  sobie  za  punkt  honoru,  by  doznawać  dziwnych 

uczuć - uśmiechnął się Sedolf dobrodusznie. - Uprzedzam cię jednak,  Ido, że nie zawrócę z 

drogi z tego powodu. Nie teraz, kiedy dotarliśmy już tak blisko. 

-  Śni  mi  się  ptak,  Sedolfie...  Popatrzył  na  nią  przenikliwie,  uważnie  badając  ją 

spojrzeniem.  Pragnął  ochronić  ją  przed  nieznanym  niebezpieczeństwem,  które  czaiło  się  nie 

wiadomo gdzie. 

- Nie mówiłaś o tym wcześniej. Ida pokręciła głową. 

- To tylko sen. To znaczy sen, który śnił mi się już wielokrotnie. 

- Sny odzwierciedlają myśli, które nosisz w sobie - tłumaczył Sedolf. - Sądzę, że to nic 

niepokojącego.  Przeraża  cię  to,  bo  we  śnie  tracisz  nad  nimi  kontrolę  i  nie  możesz  się  przed 

tym obronić. 

Ida właściwie nie zamierzała opowiadać o swoim śnie. Słowa wymknęły jej się same, 

bo nigdy niczego z Sedolfem przed sobą nie ukrywali. 

-  Siedzę  w  domu  ze  szkła  -  zaczęła  -  a  ptak  nadlatuje  i  siada  na  dachu.  Jest  cały  ze 

złota, ale to żywy ptak, duży, podobny do kruka. Ma takie mądre oczy. Czarne, błyszczące jak 

guziki.  Patrzy  na  mnie  i  potrząsa  głową,  i  sprawia  wrażenie,  że  rozumie  moje  myśli.  A  ja 

background image

siedzę  przerażona.  Za  każdym  razem  jest  tak  samo.  Wokół  mnie  kwitną  kwiaty,  ja  jednak 

marznę,  chociaż  musi  być  tam  ciepło,  skoro  rosną  kwiaty.  A  kiedy  ptak  wzbija  się  do  lotu, 

czuję,  że  muszę  ruszyć  za  nim.  Złoty  ptak  chce  mi  coś  powiedzieć,  Sedolfie.  Podążam  za 

nim... 

- W tym miejscu sen się urywa? 

-  Nie  zawsze.  Ida  zamilkła  na  moment.  Byli  z  Sedolfem  sobie  tacy  bliscy. 

Opowiedzieć mu o tym, to tak jakby wypowiedzieć na głos własne myśli. 

-  Ostatnio  sen  nie  urwał  się  w  tym  miejscu.  Spojrzałam  w  górę,  zobaczyłam  niebo  i 

ptaka, który bezszelestnie frunął w powietrzu tuż nad moją głową. Wtedy zorientowałam się, 

ż

e dom nie ma dachu. Ale przecież to nie może być prawdziwy dom, prawda? Cały ze szkła... 

Ida wykrzywiła twarz, przełknęła ślinę i powoli mówiła dalej: 

- Idę za ptakiem. Nie widzę nic prócz niego. Nie wiem, co znajduje się wokół mnie. 

On  leci  nade  mną.  Jego  skrzydła  i  ciało  lśnią.  Oślepia  mnie  swym  blaskiem,  tak  jakby 

specjalnie, żebym nie wiedziała, dokąd mnie wiedzie. Wszystko jest takie nierzeczywiste, ale 

coś w środku mi mówi, że nie śnię, że to dzieje się naprawdę. „To nie sen”, myślę w samym 

ś

rodku  tego  snu,  Sedolfie.  I  wtedy  ptak  znika.  Nie  wiem  gdzie,  po  prostu  znika.  A  na  mnie 

czeka Ailo... 

-  To  okropne  stracić  kogoś  w  taki  niewyjaśniony  sposób,  jak  ty  straciłaś  Ailo  - 

powiedział Sedolf. 

Nic  nie  odrzekła,  ale  poczuła  wdzięczność  dla  Sedolfa,  że  nie  zapytał,  czy  go 

naprawdę kocha. Sprawiłby jej tym zawód. 

- Mam nadzieję, że zdołasz się z tym uporać - westchnął przejęty, obdarzając ją swym 

ciepłem. Pragnął, by poczuła się bezpiecznie. Musiał ją przekonać, że nie jest samotna, że ta 

sprawa w równym stopniu dotyczy jego. 

Tyle już w życiu wycierpiała. 

- Czy to przez ten dziwny sen nie kładziesz się spać? 

Potwierdziła lekkim skinieniem głowy. 

Rzeczywiście  odwlekała  ten  moment  i  kładła  się  dopiero,  gdy  była  już  śmiertelnie 

zmęczona.  Wówczas  zasypiała  jak  kamień.  Nie  męczyły  jej  koszmary,  nie  budziła  się zlana 

potem. 

Sedolf  ucałował  ją  jeszcze  czulej  i  potrząsnął  głową  zmartwiony,  bo  serdecznie  jej 

współczuł. 

- Jeśli mnie potrzebujesz, jestem tu przecież - powiedział cicho. - Nawet  gdy  chodzi 

tylko o sen. Wydawało mi się, że to oczywiste, Ido. Gdybyś się obudziła w nocy i różne takie 

background image

myśli  nie  pozwalały  ci  zasnąć,  potrząśnij  mną.  Moje  ramiona  są  stworzone  do  tego,  by  cię 

obejmować, kochana. 

Popatrzył  na  nią,  na  zmarszczone  brwi,  uparte  spojrzenie  oczu  o  barwie 

brązowozielonej, na wysunięty do przodu podbródek, wyprostowany dumnie kark i pomyślał, 

jak mylące może się okazać pierwsze wrażenie. 

- Ale zdaje się, że poradzisz sobie z tym sama, prawda? 

Odpowiedziała mu niewinnym uśmiechem. W jej oczach pojawiła się wdzięczność za 

to, że zaakceptował także tę stronę jej osobowości i odnosił się doń z szacunkiem, nawet jeśli 

nie wszystko do końca pojmował. 

- Pamiętaj! Nawet najsilniejsi nie zawsze kroczą samotnie - powiedział łagodnie, a po 

chwili dodał zrezygnowany: - Tylko że ty pewnie się nigdy tego nie nauczysz... 

Tej nocy Idzie się nic nie śniło. 

O brzasku pojawili się wędrowcy. Ida z Sedolfem zwykle nie zrywali się tak wcześnie, 

głównie  z  powodu  Mikkala.  Żal  im  było  budzić  dziecko  i  wyjmować  spod  ciepłego  futra 

wprost na trzaskający mróz. Mikkal był dla nich najważniejszy. 

Usłyszawszy głosy ludzi, prychanie konia i ciężki odgłos kopyt, Sedolf zerwał się na 

równe  nogi.  Wychodząc  z  namiotu,  założył  czapkę.  Ida  wystawiła  przez  otwór  jurty  gołą 

głowę wprost na wiatr. Na biodrze oparła dziecko, które pośpiesznie zawinęła szalem. 

Człowiek,  który  zbliżył  się  do  nich,  miał  pooraną  bruzdami  twarz.  Wyglądał  na 

przewodnika  grupy.  Spod  czapki  wystawały  mu  siwe  włosy.  Ubrany  był  w  luźne  okrycie  z 

wilczych skór sięgające po kolana. Pozdrowił ich po fińsku. 

Sedolf z czasem nauczył się trochę rozumieć tę mowę, ale nie potrafił mówić płynnie. 

Odpowiedziała więc Ida. 

-  Możecie  przyłączyć  się  do  nas  -  zagadnął  mężczyzna  pogodnie.  -  Bezpieczniej 

wędrować  w  gromadzie.  Teraz,  gdy  zbliża  się  pora  jarmarku,  pełno  wszędzie  hołoty. 

Jedziemy do Jykea. Trochę jesteśmy spóźnieni, ale powinniśmy dotrzeć tam, zanim skończy 

się targ. Sprzedamy to i owo i zakupimy trochę ryb. 

Ida uśmiechnęła się, ale nie uczyniła zapraszającego gestu. Bez sensu byłoby opóźniać 

tę  grupę,  poza  tym  nie  miała  odwagi  wpuszczać  do  środka  nieznajomych.  Co  prawda 

przykryła  skrzynię  niedbale  skórami,  nim  wyszła  z  namiotu,  ale  ostrożności  nigdy  nie  za 

wiele. 

- Podróżujemy z dzieckiem - wyjaśniła. - Dlatego wolimy jechać sami. 

background image

Mężczyzna  zmrużył  oczy.  Poznał,  że  dziewczyna  dawno  nie  rozmawiała  po  fińsku. 

Niektóre  słowa  brzmiały  trochę  staroświecko  nawet  w  jego  uszach,  choć  nie  był  przecież 

młodzikiem. Mówiła dialektem używanym w Tornedalen w dawnych czasach. 

-  No,  a  poza  tym  jedziemy  w  przeciwnym  kierunku  -  dodała  Ida,  domyślając  się,  co 

oznacza  zmarszczone  czoło  i  badawczy  wzrok.  Nie  chciała  wzbudzać  zbytniego 

zainteresowania. 

Twarz mężczyzny, w której czaiło się pytanie, rozpłynęła się w uśmiechu. Zaśmiał się 

tubalnie, przytłaczając, jak on sam, otwarty biały pejzaż. 

-  W  przeciwnym?  -  zapytał  w  przerwach  między  wybuchami  śmiechu.  -  A  po  co,  u 

diabla, jechać w przeciwną stronę? Chyba nie jesteście Finami? 

Sedolf pokręcił głową. 

- Pochodzimy z Jykea - odparła Ida. - A w pobliżu Oulu mamy rodzinę. Czy to daleko 

stąd? 

- Wieczorem zobaczycie Zatokę Botnicką - zapewni! ich mężczyzna. - Jeszcze dobry 

dzień  drogi.  Przy  odrobinie  szczęścia,  jeśli  wydłużycie  dzienne  odcinki,  za  trzy,  cztery  dni 

będziecie  na  miejscu.  -  I  nadal,  kiwając  głową  z  niedowierzaniem,  powtarzał:  -  Jechać  do 

Finlandii,  mieszkając  w  Jykea,  nad  fiordem,  w  którym  roi  się  od  ryb!  Też  mi  coś! 

Zamierzacie się osiedlić w Finlandii? 

Ida zapewniła, że nie mają takich planów. 

-  Mam  siostrę  i  brata  w  tych  stronach,  a  nie  tak  często  zdarza  się  okazja,  by  się 

spotkać. Raz w życiu powinno się odbyć tę podróż. 

Mężczyzna wpatrywał się w Idę zaintrygowany. 

- Kogoś mi przypominasz - powiedział z ociąganiem. Ida spodziewała się usłyszeć, że 

znal jej matkę. Że i w tych stronach pamiętają Raiję. 

-  Pochodzisz  z  Jykea,  mówisz  po  fińsku...  Czy  twój  ojciec  czasem  nie  nazywa  się 

Reijo Kesaniemi? 

Ida pokiwała głową. 

-  Tak,  powinienem  od  razu  poznać.  Po  oczach!  -  zaśmiał  się.  I  dopiero  teraz  zdjął 

rękawicę i podał jej rękę. - Paava Aapajoki. Tak... Reijo spotykam na każdym jarmarku już od 

wielu lat. Użyczał mi też noclegu. Ale ty pewnie nie pamiętasz, musisz być ta najmłodsza... 

Ida przytaknęła. 

- Tak, jak mogłem nie pamiętać tych rudych włosów - uśmiechnął się. 

Kręcone włosy  Idy szarpane podmuchami wiatru opadały jej na twarz, ale nie mogła 

ich odgarnąć, gdyż miała zajęte obie ręce. 

background image

-  A  więc  twoja  siostra  i  brat  przenieśli  się  do  Finlandii.  Ale  zdaje  się,  że  było  was 

czworo? 

- Tak, wszyscy poza mną wyjechali do Finlandii, ale tylko Maja i Knut osiedlili się tu 

na północy. 

- Maja? - zapytał i znów go olśniło. - Pani na Hailuoto? - powtórzył zdumiony. - Nie 

powiesz mi, że twoja siostra wyszła za mąż za syna starego Runefelta? 

Ida przytaknęła. 

- A niech to, ten Reijo! - wyrwało się Finowi, jakby to było zasługą Reijo. - Już ja go 

wezmę na spytki, kiedy się spotkamy - zakończył stanowczo. 

-  O,  to  nie  wszystko!  -  uśmiechnęła  się  Ida  -  Tata  ożenił  się  ponownie.  Ja  już  nie 

jestem najmłodszym jego dzieckiem. W porze świąt urodził mu się syn. 

Mężczyzna aż otworzył usta ze zdumienia. 

- W jego wieku? - rzekł i zaśmiał się znów tubalnie, a potem zniżył głos i powiedział: 

-  Radziłbym  wam  nie  rozpowiadać  o  krewnych,  póki  nie  dojedziecie  do  Oulu.  Dopiero  tam 

możecie wyjawić, że udajecie się na wyspę. Mąż twojej siostry wplątany był w różne sprawy. 

Musiał  uciekać  za  granicę.  Długo  go  nie  było...  Poza  tym  niebezpiecznie  chwalić  się  boga-

tymi krewnymi. Są tacy, którzy nie cofną się przed niczym, żeby zdobyć trochę grosza. 

Popatrzył znacząco na chłopca. 

Ida i Sedolf zrozumieli, co miał na myśli. 

- Jesteśmy prostymi ludźmi, ale wiemy, że należy zachować ostrożność - odezwała się 

Ida,  obrzucając  Fina  spojrzeniem  stanowczym  jak  spojrzenie  jej  ojca.  -  Maja  nas  oczekuje. 

Chcemy jak najszybciej tam dotrzeć. 

-  Dobrze,  że  macie  się  na  baczności.  Wielka  szkoda,  że  nie  jedziemy  w  tym  samym 

kierunku, bo dla mnie, dziewczę, jesteś jak rodzina. Jak cię zwą? 

Ida powtórzyła, przedstawiła też Sedolfa. Wątpiła, czy Fin zapamięta jego imię, bo z 

trudem je wymówił. 

Pożegnali  się  i  grupa  wędrowców  podążyła  na  północ.  Sedolf  i  Ida  nie  czekali,  aż 

stracą  ich  z  oczu,  aż  rozmyją  się  w  bieli,  tak  jak  znikały  pozostawione  przez  nich  ślady,  i 

także przygotowali się do drogi. 

- A więc jesteśmy już niedaleko - odezwał się Sedolf, napotykając spojrzenie Idy. Jego 

spokój udzielił się też jej, choć nie pozbyła się całkiem napięcia, jakie odczuwała. Ida już taka 

była. Bardziej kierowała się emocjami niż rozumem. 

Tego dnia ujrzeli Zatokę Botnicką. Ale chyba tylko dlatego, że spotkany w drodze Fin 

uprzedził ich, że są już blisko. Gdyby nie wiedzieli, gdyby się nie spodziewali, nie jechaliby 

background image

tak długo. Pewnie rozbiliby namiot gdzieś po drodze. Ale w tej sytuacji zawzięli się, by do-

trzeć  do  zabudowań  majaczących  w  mroku.  Dopiero  na  miejscu  zrozumieli,  dlaczego  ta 

zagroda z szarymi, ciasnymi budynkami noszącymi ślady wiatru i niepogody zdawała się taka 

nierzeczywista, jakby zasnuta woalem. 

- Chyba tylko my możemy mieć takiego pecha - westchnęła Ida, czując, jak dopada ją 

fala  rezygnacji.  -  Bóg  raczy  wiedzieć,  co  się  stało  z  tutejszymi  mieszkańcami.  Może  i  oni 

wyjechali do Ruiji? 

Mrużąc oczy, spoglądała na chałupę. 

Sedolf bez słowa wysiadł z sań. Był zły, że nie zauważył wcześniej, iż z komina nie 

unosi się dym. Kiedy w zimowy wieczór nie pali się w piecu, znaczy, że dom stoi pusty. 

Sedolf  szarpnął  drzwi  obory.  Zazgrzytały  na  zawiasach,  ale  ustąpiły.  Od  lat  nikt  ich 

nie  otwierał.  W  ciemnym  pomieszczeniu,  w  którym  już  dawno  nie  trzymano  inwentarza, 

unosił się jedynie lekki zapach konia. Ale może tylko mu się zdawało. Może po całym dniu 

siedzenia za końskim zadem nadal czuł w nozdrzach zapach zwierzęcia. 

Wyszedł  i  zamknął  za  sobą  oborę.  Potem  sprawdził  drzwi  do  spiżarni,  też  były 

otwarte. 

-  Myślę,  że  byli  mieszkańcy  nie  mieliby  nic  przeciwko  temu,  żebyśmy  tu 

przenocowali - zwrócił się Sedolf do Idy, która otuliła Mikkala skórą. 

Chłopiec, zmęczony, popłakiwał po długim dniu jazdy. Wystawili jego cierpliwość na 

ciężką próbę, trudno więc się dziwić, że marudził. 

Ida wysiadła z sań. Z dzieckiem na ręku była cięższa, dlatego stąpnąwszy, zapadła się 

w śniegu, na którego powierzchni utworzyła się lodowata skorupa. Ostry kant lodu skaleczył 

jej nogę. Pod grubą wełnianą pończochą poczuła coś ciepłego. Rana krwawiła. Ida jednak, nie 

zważając na to, dotarła do chaty. 

- Skoro znaleźliśmy pustą zagrodę i jak okiem sięgnąć, nie widać ludzi, to, u licha, nie 

będziemy  nocować  w  oborze,  Sedolfie.  Tutejsi  gospodarze  opuścili  to  miejsce.  Któż  więc 

zabroni nam tu się zatrzymać? A gdyby nawet, to już ja z nim sobie pogadam - zakończyła 

stanowczo. 

Drzwi  do  chaty  ustąpiły  bez  trudu,  choć  zawiasy,  dawno  nie  ruszane,  zapiszczały 

ż

ałośnie. 

Ida weszła pierwsza do środka. Sedolf musiał się pochylić i ugiąć kolana, by zmieścić 

się  w  drzwiach.  Powitał  ich  chłód.  Izba  była  nieprzyjemnie  pusta.  Została  tylko  ława  i 

niezgrabne  siedzisko,  no  i  palenisko.  Małe  świetliki  na  jednej  ze  ścian  zakryte  były  od 

zewnątrz. Tych, którzy tu mieszkali, nie stać było na szyby w oknach. 

background image

-  Zaprowadź  konia  do  stajni  -  powiedziała  Ida  do  Sedolfa,  a  usłyszawszy,  że 

wychodzi, posadziła Mikkala na ławie. Sama stanęła pośrodku izby i rozejrzała się dookoła. 

Uświadomiła sobie, że nigdy nie żyła w takiej nędzy. Chata ojca na cyplu składała się z kilku 

izb. Mieli też szyby w oknie. 

Ale to mimo wszystko dom. 

Zastanowiła  się,  kim  byli  jego  mieszkańcy.  Zapewne  żyła  pod  tym  dachem  duża 

rodzina. Los zazwyczaj obdarzał biedaków licznym potomstwem. Może mieszkała z nimi też 

stara babka albo dziadek, którzy pomimo harówki i znoju doczekali podeszłego wieku wśród 

swoich. 

Ida stanęła w drzwiach i wyjrzała na zewnątrz. Sedolf kierował się właśnie z bagażami 

do  środka.  Na  krótką  chwilę  zatrzymał  się  obok  niej,  tak  blisko,  że  dotykali  się  ramionami. 

Popatrzyli na bezkresną białą przestrzeń ciągnącą się daleko, daleko na południe. 

Oboje wiedzieli, że to skuta lodem i zasypana śniegiem Zatoka Botnicka. 

Niedaleko celu. 

Gdy  rozpalili  ogień  w  palenisku,  w  izbie  powoli  nagrzało  się.  Musieli  się  zadowolić 

blaskiem  ognia,  bo  w  chacie  nie  znaleźli  lampy.  Zapewne  mieszkańcy,  opuszczając  to 

miejsce, zabrali ze sobą wszystko, co mogło im się przydać. Stół i ława zostały tylko dlatego, 

ż

e  nie  dało  się  ich  wynieść  przez  niewielki  otwór  drzwi.  Na  pewno  meble  zbito  z  desek 

wewnątrz  chałupy,  kiedy  jeszcze  domownicy  nie  przypuszczali,  że  przyjdzie  im  się  stąd 

wyprowadzić. 

Ida ułożyła Mikkala na wymoszczonej wełnianą derką ławie, wystarczająco szerokiej 

dla  jednej  osoby,  i  otuliła  go  skórami.  Chłopczyk  był  taki  wyczerpany,  że,  pochlipując, 

zasnął. Nie udało im się wmusić w niego jedzenia. Ida poczuła się także zmęczona. 

Zatęskniła za posiłkami spożywanymi w domu, gromadzącymi przy stole wszystkich 

domowników.  Zrozumiała,  że  nie  potrafiłaby  żyć  jak  nomada,  mieć  za  dobytek  to  tylko,  co 

zmieści się na saniach. Nie byłaby dobrą żoną dla Ailo. 

Ailo. 

Znów do niego powróciła myślami. Im bliżej Mai, rym częściej rozmyślała o nim. Nie 

była  już  taka  pewna,  jak  na  początku  podróży,  czy  powinna,  a  jeśli  tak,  to  w  jaki  sposób, 

porozmawiać  z  siostrą  o  Ailo.  Czuła  w  sobie  niepokój,  jakiego  jeszcze  nigdy  nie  do-

ś

wiadczyła. 

Pomogła  Sedolfowi  rozłożyć  posłanie  blisko  paleniska,  by  nie  musieli  wychodzić 

całkiem  spod  ciepłego  przykrycia,  żeby  podłożyć  do  ognia.  A  także,  by  nie  zmarzli  od 

ciągnącego od podłogi chłodu. 

background image

Ida podkuliła kolana pod brodą i zapytała: 

- A gdzie skrzynia? 

- Schowałem pod saniami. Nawet jeśli ktoś ją zobaczy, do głowy mu nie przyjdzie, że 

może być w niej coś cennego. 

Na pewno miał rację. 

- Potrafisz sobie wyobrazić, jak my zdołamy pokonać drogę powrotną? - zapytała Ida, 

wyczerpana  ciężkim  dniem.  -  Jak  my,  na  Boga,  wytrzymamy  te  ciągnące  się  w 

nieskończoność dni i noce? 

- Nie chcesz wracać? - zapytał, otaczając ją ramieniem i wtulając policzek w jej włosy. 

Idzie  przesunęły  się  przed  oczami  zabudowania  w  rodzinnej  osadzie.  Ich  zadbane 

chaty i pola. Poczuła niemal zapach obory. Zastanowiła się, jak Emil i Reijo sobie radzą. Czy 

dopilnują im inwentarza? Czy to nie ponad ich siły? 

- Chcę wrócić - odpowiedziała. 

Tak, Sedolf ma rację, co innego im pozostaje... 

Jednego  byli  pewni:  razem  podołają  wszelkim  przeciwnościom.  Póki  żyją,  wspierać 

się będą we wszystkim. Czy wielu ludzi ma takie poczucie bezpieczeństwa? 

Przytuleni, wsunęli się pod futrzane przykrycie, po czym zasnęli ciasno objęci. 

Ale sny każde z nich miało osobne. 

Idzie  znów  przyśnił  się  złoty  ptak.  Kracząc  ochryple  niczym  kruk,  rozpostarł  lśniące 

skrzydła, które tym razem jej nie oślepiły. Było jakoś inaczej niż zwykle. To był nie znany jej 

sen.  Poczuła  niepokój.  Przewracając  się  niespokojnie  z  boku  na  bok,  uwolniła  się  z  ramion 

Sedolfa i zsunęła się na zimną podłogę. Siadła mokra od potu, nie wiedząc, co się dzieje. Było 

jej zimno. Słyszała złotego ptaka, prześladowcę. 

Ocknęła się gwałtownie i uświadomiła sobie, że to nie kruk, ale odgłosy skradających 

się po śniegu ludzi. 

Pośpiesznie  wsunęła  się  pod  nakrycie  i  potrząsnęła  Sedolfa  lekko  za  ramię.  Na 

szczęście nie spał twardym snem. Obudził się natychmiast i spojrzał na  nią.  Ida zakryła mu 

usta palcem. 

-  Tam  ktoś  jest  -  wyszeptała.  Sedolf  w  jednej  chwili  był  na  nogach,  Ida  zaś  niczym 

zaatakowana wilczyca stanęła przy ławie, gotowa bronić za wszelką cenę swojego dziecka. 

Sedolf założył kurtkę i upewniwszy się, że w pochwie za paskiem ma nóż, popchnął 

nie zamknięte na rygiel drzwi. Wyjrzał w mrok. 

- Kto tu jest? - zapytał głośno, jakby spodziewał się, że ktoś, kto przybył w niecnych 

zamiarach, mu odpowie. 

background image

Ostrożnie,  nasłuchując  każdym  nerwem  swego  ciała,  wyszedł  na  podwórze.  Nie 

wyglądał na takiego, z kim warto zadzierać, zwłaszcza w pojedynkę. 

Ale  intruzi  nie  przyszli  z  gołymi  rękami.  Ciemności  im  sprzyjały.  Sedolf,  który  nie 

zdążył oswoić oczu z mrokiem, nie zauważył poruszających się cieni. 

Nagle w powietrzu rozległ się świst. Coś twardego uderzyło Sedolfa w ramię, a potem 

w tył głowy. 

Padł na ziemię jak nieżywy. 

background image

Ida  nigdy  by  nie  przypuszczała,  że  w  takiej  chwili  zachowa  zimną  krew.  Właśnie 

chciała  wyjść  za  próg,  gdy  jakiś  drewniany  kloc  przeciął  ze  świstem  powietrze  i  uderzył 

wprost  w  Sedolfa.  Usłyszała  głuche  plaśnięcie  i  jęk.  Widząc,  jak  mąż  osuwa  się  na  ziemię, 

zamarła.  Była  pewna,  że  opuścił  ją  na  zawsze,  nie  zdążywszy  wyszeptać  nawet  słowa 

pożegnania. Poczuła w środku lodowatą pustkę. Nagle stało się dla niej jasne, że na Hailuoto 

pojedzie sama. Nie wpadła jednak w panikę. 

W  mroku  rozległy  się  przekleństwa.  Głosy  napastników  brzmiały  młodo,  ale 

wyczuwało  się  w  nich  strach.  Ida  domyśliła  się,  że  to  jacyś  biedacy,  a  nie  bezwzględni 

złoczyńcy.  Zapewne  nie  przewidzieli  takiego  biegu  zdarzeń.  Ale  jakie  to  miało  teraz 

znaczenie, skoro Sedolf leżał bez życia twarzą do ziemi. Z daleka nie było widać, czy krwawi. 

Na  tle  śnieżnej  bieli  odcinała  się  ciemna  sylwetka.  Kunka,  której  nie  zdążył  zapiąć, 

rozpostarła się jak żagiel. Prawa ręka znajdowała się przy biodrze, tuż przy pochewce na nóż. 

Nie zdążył go dobyć. 

Ida wyszła na schody, całkowicie bezbronna, nie miała przy sobie nawet kozika. 

Z mroku wyłoniły się postacie czterech napastników. Czujnie, skradając się jak koty, 

podeszli bliżej. Wyglądali groźnie. 

Ida stała przed nimi, ukrywając w fałdach sukni zaciśnięte dłonie. 

-  Czego  chcecie?  -  zapytała  władczym  tonem,  w  środku  aż  kipiąc  ze  złości.  Mało 

brakowało,  a  rzuciłaby  się  na  nich  z  pięściami.  -  Myślicie,  że  co  my  tu  mamy?  Jesteśmy 

ubodzy tak samo jak wy, co można nam zrabować? Przejeżdżaliśmy tędy i zatrzymaliśmy się 

w tej chacie na noc. Chyba nie uczyniliśmy nic złego? 

-  Biedacy?  -  zapytał  szyderczo  któryś  z  rabusiów,  ale  nie  była  pewna,  który.  - 

Słyszałem, jak mówiłaś, że jesteś siostrą pani na Hailuoto, a ona z pewnością nie należy do 

biedoty. Przeciwnie! 

- Siostra żony Williama Runefelta na pewno nie przybywa z wizytą z pustymi rękami - 

dorzucił drugi. - Coś tu się więc pewnie dla nas znajdzie... 

Napastnicy  przysunęli  się  nieco  bliżej,  jeden  przeszedł  nad  leżącym  nieruchomo 

Sedolfem, mimo to nadal pozostawali dla Idy mrocznymi cieniami. 

- Przyszliście nas okraść - przerwała mu Ida, z trudem hamując wybuch gniewu. - Ale 

nie chce mi się wierzyć, że chcieliście zabić człowieka. 

Odetchnęła głęboko, bo zauważyła, że jej słowa zrobiły na nich wrażenie. 

background image

- Wnieście go do środka! - zarządziła po chwili. Zaśmiali się niepewnie. Nie wiedzieli, 

czego się spodziewać po tej dumnie wyprostowanej kobiecie stojącej w  otwartych drzwiach 

chaty. Długie, rozpuszczone włosy powiewające na wietrze na tle czerwonawozłotej poświaty 

nadawały jej niesamowity wygląd. Poza tym ten władczy głos! 

I czterej uzbrojeni w noże młodzieńcy posłuchali tej drobnej kobiety. 

Dwóch z nich pochyliło się. Obrócili Sedolfa, po czym jeden chwycił go pod pachy, a 

drugi za nogi. 

Ida cofnęła się do izby i stanęła przy ławie. Modliła się w duchu, by Mikkal spokojnie 

spał. Bała się, że jeśli się przebudzi, zachowa gdzieś w zakamarkach pamięci takie mroczne 

wspomnienia. Chciała mu tego oszczędzić. 

Dwaj młodzieńcy weszli do izby i przekonawszy się, że Ida nie ma broni i jest w izbie 

sama,  gwizdnęli  na  kompanów,  którzy  wtaszczyli  bezwładne  ciało  Sedolfa  i  położyli  na 

rozrzuconych skórach przy palenisku. Jeden jakby odruchowo podłożył do ognia. 

A  więc  ktoś  go  wychował  na  dobrego  syna,  przemknęło  Idzie  przez  myśl.  Ktoś 

nauczył, że trzeba pilnować ognia. Nie każda matka ma w synu taką wyrękę. 

Ida mierzyła ich wzrokiem, a oni nie pozostawali jej dłużni. 

Tak, ich głosy nie kłamały. Byli młodzi, mieli nie więcej niż po dwadzieścia lat. Tacy 

zwyczajni... Jak ktoś z sąsiedztwa. W ich oczach jednak Ida dostrzegła coś, co odróżniało ich 

od  tych,  których  znała:  głód,  strach  i  marzenia.  Była  już  na  tyle  dorosła,  by  rozumieć,  iż  to 

bardzo niebezpieczna mieszanka. 

Na  szczęście  po  tylu  dniach  podróży,  po  nocach  w  jurcie,  ona  i  Sedolf  byli  równie 

brudni i obdarci jak ci młodzieńcy. Ida pilnowała tylko, żeby Mikkal był czysty. Nie wzięli ze 

sobą  wielu  ubrań  na  zmianę,  ponieważ  Reijo  radził,  by  zapakowali  wyłącznie  niezbędne 

rzeczy.  Uświadomił  im,  że  to,  co  się  nosi  nad  fiordem  Lyngen,  nie  pasuje  do  salonów  w 

Uleaborg, więc będą musieli i tak sprawić sobie nową odzież na miejscu. Ida poczuła w duchu 

głęboką  wdzięczność  dla  ojca  za  tę  radę.  Jedynie  skrzynia  ze  złotem  mogłaby  ich  zdradzić, 

ale z jakichś powodów Sedolf wyjątkowo nie wniósł jej do izby. 

- Czy wyglądamy na ludzi, którym można coś ukraść? - zapytała i nagle przypomniała 

sobie skórzany mieszek z lapońskim srebrem, dziedzictwo Ailo. Zabrała srebro ze sobą, żeby 

oddać Mai, gdyż czuła, że nie ma do niego prawa. Woreczek schowała wewnątrz śpiworka, w 

którym sypiał Mikkal. 

Teraz ta kryjówka wydała jej się beznadziejna. 

background image

Napastnicy, wyraźnie zbici z tropu, wymienili spojrzenia. Ida mogłaby przysiąc, że nie 

są  to  pospolite  rzezimieszki,  ale  synowie  biedaków.  Zapewne  po  raz  pierwszy  w  życiu 

odważyli się na taki czyn. 

- Sama mówiłaś, że jesteś jej siostrą - odezwał się niepewnie jeden z nich, zerkając co 

chwila  na  leżące  nieruchomo  przy  palenisku  ciało.  -  A  wszyscy  wiedzą,  że  pani  na  Karlsoy 

jest bogata. 

Użył szwedzkiej nazwy wyspy. 

- A ty nigdy nie skłamałeś? - zapytała Ida, udając, że jest zakłopotana. 

Równocześnie umierała  ze strachu o Sedolfa, który leżał tyłem do niej. Nie widziała 

jego twarzy ani rany na głowie. Nie widziała, czy mocno krwawi. Kochała go, wiedziała, że 

nigdy nikogo nie pokocha tak mocno. Był całym jej życiem. Tylko u jego boku mogła sobie 

wyobrazić życie aż do późnej starości. 

-  Na  tym  starym  zrobiło  to  wrażenie  -  dodała.  -  Mieszkam  w  Jykea.  Ta,  którą 

nazywasz  panią  na  Karlsoy,  pochodzi  z  moich  stron.  Znałam  ją.  Czasem  człowiek  lubi 

poudawać kogoś lepszego, szczególnie gdy jest z dala od domu, prawda? Tym bardziej że ona 

także wyrastała w biedzie - dodała, wzruszając ramionami i wykrzywiając twarz w uśmiechu. 

W  duchu  przeprosiła  Reijo  za  te  słowa.  Miała  nadzieję,  że  ojciec  wybaczy  jej,  jeśli  kiedyś 

dane jej będzie opowiedzieć o tej chwili. 

Reijo stworzył przecież rodzeństwu i jej najlepszy dom. Ale wolała nie wyjawiać tego 

nerwowym młodzieńcom, bo skończyłoby się tym, że i ją zdzieliliby w głowę. 

Mikkal spał na szerokiej ławie. 

-  Ona  nie  wygląda  na  siostrę  żony  Williama  Runefelta.  Jest  zbyt  ładna.  Poza  tym  te 

rude włosy... - stwierdził z nagłą pewnością któryś z napastników i zaśmiał się pogardliwie. - 

Wszyscy wiedzą, że młody Runefelt ożenił się z brzydką jak noc Laponką z gór. Niemożliwe, 

by ta była z nią spokrewniona. 

Ida  modliła  się,  żeby  nie  znaleźli  srebra.  Nie  tracąc  jednak  zimnej  krwi,  nakazała 

drżącym z gniewu głosem: 

- Szukajcie! Zdawali się przerażeni. Nerwowo rozejrzeli się po izbie i natknęli na parę 

skórzanych  toreb  i  skrzynek  z  brzozowej  kory,  bagaże,  z  jakimi  bogaci  ludzie  raczej  nie 

podróżują. 

Ida patrząc, jak otwierają torby i grzebią w ich rzeczach, poczuła przypływ nienawiści, 

którą jednak starannie ukryła pod maską obojętności. Wszystko w niej jednak protestowało. 

„Precz z łapami!”, chciała krzyknąć, szczególnie gdy przeszukiwali rzeczy Sedolfa i Mikkala. 

Nie usprawiedliwiało ich w jej oczach nawet to, że drżały im przy tym ręce. 

background image

Pochyliła  się  nad  synkiem.  Uznawszy,  że  nie  może  ryzykować,  iż  napastnicy 

zainteresują się nim, wolała go im sama pokazać. Wzięła na ręce dziecko i otuliła dokładnie 

kocem, tak by nie widać było skórzanego śpiworka. Koc zwisał luźno u dołu. Ida przygarnęła 

chłopca  i  uciszyła  łagodnie.  Pomrugał  powiekami,  ale  nie  obudził  się.  Ida  z  dzieckiem 

przytulonym do piersi wyglądała ciepło i łagodnie, była uosobieniem macierzyństwa.  Kiedy 

już nabrała pewności, że Mikkal śpi spokojnie, podniosła spojrzenie na młodzieńców, którzy 

kończyli przeszukiwać bagaże, i odezwała się hardo: 

- To moje dziecko! Może macie zamiar jeszcze je obszukać? Rozbierzcie i sprawdźcie, 

czy nie ukrywa czegoś cennego! 

Głos zadrżał jej z gniewu. 

Wyciągnęła przed siebie ręce, jakby naprawdę chciała podać im Mikkala. 

Zobaczyła w ich twarzach przerażenie. 

Podziałało, tak jak się spodziewała. 

Młodzieńcy w tym wieku niczego bardziej się nie boją, niż wziąć na ręce dziecko. 

Jeden napastnik podszedł niedbale do ławy, przerzucił jakby od niechcenia leżące tam 

skóry, a potem cofnął się po cichu w obawie, że może zbudzić malucha. 

Ida ufała, że nie pomyliła się co do nich, że w gruncie rzeczy są to porządni chłopcy, 

którzy na co dzień nie napadają na ludzi... 

-  Nic  tu  nie  ma  -  rzucił  jeden  z  nich  na  odchodnym.  Zdawał  się  najbardziej 

przestraszony i co chwila Ida przyłapywała go na tym, że zerka na Sedolfa. - Nic tu nie ma - 

powtórzył. - Udawała przed starym. Wiejmy czym prędzej jak najdalej stąd. Może do Ruiji? 

Cofnęli  się  ku  drzwiom.  Nie  spuszczali  z  Idy  wzroku,  jakby  się  obawiali,  że  coś  im 

może  grozić  z  jej  strony.  Bali  się  bezbronnej  kobiety  z  dzieckiem  na  ręku.  Bali  się  także 

konsekwencji swego czynu. 

Nie mieli odwagi zbliżyć się do wciąż nieruchomo leżącego Sedolfa, by sprawdzić, co 

z nim. Ida natomiast, widząc, że odchodzą, spokojnie podeszła do męża. Nikt jej nie mógł w 

tym przeszkodzić. 

Zatrzymała  się  na  moment  i  popatrzyła  na  młodzieńców  przeciągle.  Wiedziała,  że 

zapamięta ich twarze na całe życie. 

- Jeśli on żyje i wyjdzie z tego, zapomnę o tym, co zrobiliście - powiedziała z chłodną 

rozwagą.  -  Bo  wiem,  że  nigdy  więcej  nie  uczynicie  czegoś  równie  podłego.  Jeśli  jednak 

umrze... to nie uciekniecie przede mną. Odszukam was, a wtedy zapłacicie mi za wszystko... 

Rzucili  się  do  drzwi  i  zniknęli  w  ciemnościach,  nawet  nie  zatrzasnąwszy  za  sobą 

drzwi. Żaden nie odważył się pozostać, by sprawdzić, czy czeka go wyrok czy uniewinnienie. 

background image

Ida usłyszała ich głosy, a potem końskie kopyta i skrzypienie śniegu pod płozami sań. 

Położyła  Mikkala  na  wyłożonej  skórami  podłodze,  otuliwszy  go,  by  nie  zmarzł.  Dziecko 

uśmiechnęło się przez sen. 

Potem uklęknęła przy Sedolfie, odwróciła na bok bezwładne ciało i opuszkami palców 

sprawdziła tętno na szyi. 

Gdy  wyczuła  delikatny  puls,  jej  samej  serce  przestało  na  moment  bić,  a  z  oczu 

popłynęły łzy. 

Objęła męża i szlochając, wtuliła się w zagłębienie na jego szyi. Całowała policzki i 

usta. Po tym wybuchu histerii znów spłynął na nią chłodny spokój. Musiała działać trzeźwo i 

rozważnie. 

Głowa Sedolfa krwawiła, choć nie tak mocno, jak Ida się obawiała. Był nieprzytomny. 

Nie podobało jej się to.  Wyglądał, jakby spał, ale ciało miał zimne. Przypominał Maję,  gdy 

zapadała  w  swoje  dziwne  sny.  Nigdy  nie  potrafili  nazwać  tego  stanu,  kiedy  Maja  jakby 

odpływała od nich i na nic nie reagowała. 

Za nic w świecie nie może stracić Sedolfa! 

Ida  opatrzyła  mu  ranę,  ale  z  braku  wody  nie  przemyła  jej.  Nie  miała  czasu  topić 

ś

niegu. W tej chwili przeklinała w duchu, że nie odziedziczyła zdolności, którymi tak hojnie 

los obdarował jej ród. Co znaczyła wrażliwość na ludzi i ich nastroje w chwili, gdy bardziej 

przydałaby się umiejętność uzdrawiania? 

Nie  było  czasu  na  zwłokę.  Nie  namyślając  się  długo,  ubrała  się  ciepło  i  spakowała 

rozgrzebane  przez  rabusiów  rzeczy.  A  potem  wyszła  i  wyprowadziła  konia  z  obory. 

Współczuła zwierzęciu i serce jej się ściskało, bo przecież ono najbardziej zasłużyło na odpo-

czynek. Sama jednak nie mogła ciągnąć sań. 

Zaprzęgła  konia  i  rzuciła  mu  dwa  worki  z  sianem,  jakie  im  jeszcze  zostały,  żeby  się 

posilił.  Sama  w  tym  czasie  przyniosła  z  chaty  skóry  i  wymościła  nimi  wnętrze  sań.  Potem 

zapakowała bagaże. Ze skrzynią zwlekała. 

Co  prawda  nie  wierzyła  w  to,  że  młodzi  napastnicy  zaczaili  się  gdzieś  w 

ciemnościach, ale wolała zachować czujność. 

Wróciła  do  izby,  żeby  ubrać  Sedolfa.  Spociła  się  cała,  wkładając  po  kolei 

poszczególne części garderoby na bezwładne ciało. Nie mając czasu przejmować się tym, że 

pozapinała  go  krzywo,  ułożyła  go  na  kocu  i  zaparłszy  się  o  nierówną  podłogę,  pociągnęła. 

Ś

ciskała  mocno  brzeg  koca,  aż  przebiła  paznokciami  tkaninę,  ale  udało  jej  się  kawałek 

przesunąć nieprzytomnego męża. 

background image

Pot  zalewał  jej  oczy,  wargi  pogryzła  do  krwi,  ciągnąc  ciężkie  ciało  ku  drzwiom. 

Przeniosła  go  z  trudem  przez  próg,  a  potem  stoczyła  ze  schodów,  ale  choć  trzęsło  nim,  aż 

futrzana czapka zsunęła mu się z głowy i wpadła pod płozy, nie ocknął się. Ciągnęła go dalej, 

póki nie udało jej się ułożyć go w saniach. 

Usłyszawszy  jęk,  Ida  omal  nie  rozpłakała  się  z  radości.  Nie  mogła  jednak  folgować 

emocjom. Musiała być chłodna niczym polarna noc. 

Pochyliła  się  i  zaparła  nogami,  by  podnieść  ciężką  skrzynkę.  Równocześnie  sięgnęła 

spod  sań  czapkę,  starając  się,  by  wyglądało  to  na  jeden  ruch.  Skrzynkę  ukryła  szybko  pod 

skórami, a czapkę założyła Sedolfowi na głowę. Kropelki potu zamarzły jej na skroniach. 

Na końcu przyniosła Mikkala, który na szczęście przespał cały ten koszmar. Ułożyła 

synka w saniach, uważając, by Sedolf nie przydusił chłopca ciężarem własnego ciała. 

Ostatnią czynnością było zgaszenie śniegiem ognia w palenisku. Nie chciała, żeby ta 

chata, w której nie dane  im było znaleźć schronienia, spłonęła z ich winy. Wsiadła do sań i 

chwyciła  lejce.  Szczękając  zębami  z  zimna,  popędziła  konia  na  południe,  w  stronę 

zaśnieżonego  bezkresu,  ku  któremu  spoglądali  wspólnie  z  Sedolfem,  nim  udali  się  na 

spoczynek. 

Tej nocy musiała obejść się bez snu. 

Sedolf  i  Mikkal  byli  najdrożsi  jej  sercu.  Gdyby  straciła  któregoś,  straciłaby  wszelki 

grunt pod nogami. 

Przypomniała  sobie,  co  ojciec  mówił  o  swojej  wyprawie  do  Mai.  Dobrze  pamiętała, 

jak  opisywał  poszczególne  miejsca.  Wiedziała,  że  u  samego  ujścia  rzeki  Tornio  do  Zatoki 

Botnickiej stoi ogromny biały budynek, którego ojciec nie zawahał się porównać do pałacu. 

Tam mieszka teść Mai. 

Niech sobie będzie niczym król w tych stronach, chłodny, władczy, nieprzystępny. 

Ida  nie  miała  wyboru.  Postanowiła  jechać  prosto  do  Tornio  i  zapukać  do  drzwi 

Marcusa Runefelta. 

„Pewnie  uzna,  że  brak  mi  wychowania”.  Była  to  jedna  z  nielicznych  jasnych  myśli, 

kołaczących jej w głowie. Normalnie pewnie nie przywiązywałaby do niej żadnej wagi, teraz 

jednak nie dawała jej spokoju i wciąż powracała. 

Dawno  już  nastał  poranek.  Promienie  słońca  odbijały  się  od  bieli  śniegu  i  raziły  ją, 

niemal  kłuły  w  oczy  złocistym  blaskiem.  Czuła  przeraźliwy  ból  w  plecach,  a  dłonie,  w 

których ściskała lejce, skostniały jej z zimna. Piekły ją uszy, bo chusta zsunęła jej się z głowy 

i nie miała czasu jej poprawić. Na szczęście Mikkal, który przywykł do wędrówki, przespał 

całą  noc  i  ranek.  Ida  martwiła  się  jednak  o  Sedolfa,  który  w  gorączce  majaczył  coś 

background image

niewyraźnie i bez związku. Parę razy otworzył oczy, ale sprawiał wrażenie, jakby nie widział 

Idy. Nie miała czasu do niego przemawiać. Poganiała konia, zmuszając go do wysiłku ponad 

miarę.  Bała  się,  czy  to  wytrzyma,  i  serce  bolało  ją  ze  współczucia  dla  biednego  zwierzęcia. 

Sama też była na skraju wytrzymałości. 

Musiała  jednak  za  wszelką  cenę  dostać  się  nad  skutą  lodem  zatokę,  do  Tornio  i  do 

Marcusa Runefelta. 

Dobrze  wiedziała,  że  nie  pomoże  Sedolfowi,  pukając  do  pierwszych  lepszych  drzwi. 

Tylko  jeden  człowiek  w  tych  stronach  miał  taką  władzę,  by  sprowadzić  lekarza  i  przewieźć 

ich do Mai. 

Ojciec  opisał  posiadłość  Runefelta  tak  dokładnie,  że  kiedy  wreszcie  ujrzała  ją  w 

oddali, miała wrażenie, że już wcześniej widziała to miejsce. 

Niestety, koń okulał i ten ostatni odcinek drogi przyszło im jechać znacznie wolniej. 

Idzie  zdawało  się,  jakby  to  trwało  wieczność.  Kiedy  wreszcie  dotarli  na  miejsce,  nie  mogła 

rozprostować  palców,  żeby  wypuścić  lejce.  Wysiadając  z  sań,  upadła.  Zobaczyła  schody 

prowadzące do budynku i zwątpiła, czy zdoła pokonać tę ostatnią przeszkodę. 

Ale  zacisnęła  zęby.  Z  wielkim  trudem  stanęła  na  nogi  i  ostatkiem  sił  wzięła  na  ręce 

otulonego w skóry Mikkala. Wydawało jej się, że dźwiga ołów. Krok po kroku wspięła się po 

schodach  do  dwuskrzydłowych  pięknie  rzeźbionych  drzwi.  Przemknęło  jej  przez  myśl,  że 

takie  drzwi  to  straszny  zbytek.  Za  pieniądze,  które  na  nie  wydano,  rodziny  komorników 

przeżyłyby wiele miesięcy. 

Ida nie dostrzegła kołatki, a nawet gdyby, nie wiedziałaby, do czego służy. Kręciło jej 

się  w  głowie.  Była  zlana  potem  od  wysiłku  ponad  miarę.  Na  dodatek  od  długiego 

wpatrywania  się  w  biały  bezkres,  odbijający  słoneczne  promienie,  bolały  ją  oczy  i  widziała 

nieostro. 

Oparła się całym ciężarem ciała o masywne drzwi i uchyliła je. Ale kiedy wsuwała się 

do  środka,  popchnęły  ją.  Potknęła  się  i  omal  nie  runęła  na  progu.  Mikkal,  zaklinowany, 

obudził się z krzykiem. 

Ida jak przez mgłę widziała gromadzących się wokół niej ludzi. 

- Żebracy niech ustawiają się przy drzwiach kuchennych - rozległ się władczy głos. 

Ida zmrużyła oczy. To nie był Runefelt, jedynie ktoś z opłacanej przez niego służby. 

Ida uczepiła się klamki niczym tonący brzytwy. Mikkal darł się wniebogłosy. 

- Przecież ona jest zupełnie wycieńczona, biedactwo! - powiedziała pulchna kobieta. - 

I ma małe dziecko. Nie możemy jej wyrzucić z powrotem na mróz... 

background image

-  Te  żebraczki  robią  się  coraz  bardziej  bezczelne  -  odezwał  się  znów  ten  sam 

rozgniewany męski głos. 

Czuła, że ktoś bierze jej z rąk Mikkala, i próbowała uśmiechnąć się z wdzięcznością. 

To była owa pulchna niewiasta, od której pachniało jedzeniem i ciepłem. 

Najwyraźniej Ida trafiła do budynku, gdzie służba przygotowywała posiłki. 

Uchwyciła  się  mocniej  drzwi,  czując,  że  nie  wolno  jej  teraz  zemdleć,  chociaż  w 

oczach wirowały jej świecące kręgi różnej wielkości, a głosy ludzi to cichły, to się wzmagały. 

- Co tu się dzieje? - wdarł się nagle obcy, stanowczy głos. 

Ida  podniosła  wzrok  i  na  schodach  na  piętrze  ujrzała  wysokiego,  postawnego 

mężczyznę o siwych włosach. 

- Marcus Runefelt - wyszeptała. 

Nie  było  w  tym  nic  nadzwyczajnego,  że  miejscowy  magnat  był  powszechnie  znany, 

ale coś w głosie Idy sprawiło, że wszyscy wokół zamilkli. 

- Jestem siostrą Mai - wyjaśniła ledwie słyszalnym głosem. Bliska omdlenia, z trudem 

trzymała  się  na  nogach.  -  Przybywam  z  Jykea,  z  Ruiji.  W  nocy  zostaliśmy  napadnięci.  Mój 

mąż... 

Kiwnęła ku saniom, które mignęły w uchylonych drzwiach. 

- Potrzebna nam pomoc - dorzuciła błagalnie. Nogi się pod nią ugięły i osunęła się na 

kolana. 

-  Wnieście  Sedolfa  do  środka...  Sprowadźcie  doktora...  i  skrzynia...  koniecznie 

przynieście ją pod dach. 

W  szumie  ludzkich  głosów  usłyszała,  jak  ten,  który  nazwał  ją  żebraczką,  mówi 

pogardliwie: 

-  To  oszustka!  Udaje...  każdy  głupiec  by  to  zauważył.  Próbuje  nas  omotać.  Pan  na 

pewno się nie zgodzi... 

-  Popatrzcie  na  jej  twarz  -  powiedział  Marcus  Runefelt,  schodząc  w  dół  dostojnym 

krokiem, jak to miał w zwyczaju. 

Ida puściła klamkę i osunęła się na podłogę. Powieki opadły jej ciężko, przykrywając 

oczy. 

Marcus  Runefelt  wziął  ją  na  ręce  i  zdziwił  się,  że  jest  taka  filigranowa  i  lekka  jak 

dziecko. 

- Wnieście do środka jej męża - nakazał tonem nie znoszącym sprzeciwu. 

Nikt nie zaprotestował. 

Marcus Runefelt nie musiał niczego powtarzać dwa razy. 

background image

- I sprawdźcie, czy na saniach leży ta skrzynia, o której wspomniała. A stajenny niech 

zatroszczy się o konia! 

Wydawszy polecenia, Runefelt wniósł Idę do jednego z salonów i nie zważając na to, 

ż

e  dziewczyna  ma  przemoczone  ubrania,  położył  ją  na  obitej  piękną  tkaniną  sofie.  Okrył 

pledem  nieznajomą  i  przyjrzał  się  jej  uważnie.  Pobladła  twarz  zdradzała  wyczerpanie,  ale 

iskrząco rude włosy lśniły bardziej niż świeżo wyczyszczone miedziane naczynia. 

Takich nigdy jeszcze nie widział. Żona Williama miała czarne włosy. Ogień i smoła. 

Nie,  ta  dziewczyna  nie  kłamała.  Naprawdę  jest  siostrą  jego  synowej.  Jeśli  pominąć 

blizny  na  policzkach  Marii,  podobieństwo  pomiędzy  tymi  dwiema  kobietami  zdawało  się 

uderzające. 

Niezwykła istota. Miała w sobie coś, czego nie spotkał dotąd u żadnej kobiety, a przed 

czym nie potrafił się obronić. 

-  Sprowadźcie  tu  Bergforsa!  -  zarządził,  kiedy  służba  wniosła  do  salonu 

nieprzytomnego mężczyznę. Nie wyglądał najlepiej, ale tliło się w nim życie. 

Marcus  Runefelt  przyjrzał  mu  się  uważnie  i  uznał,  że  pasuje  do  tej  kobiety.  Był 

stosunkowo  młody  i  choć  z  pewnością  nie  wywodził  się  z  wyższych  sfer,  jego  piękne  rysy 

pasowały do oryginalnej urody małżonki. Usta zdradzały silę i zdecydowanie. 

Nie mogłaby trafić na nikogo bardziej odpowiedniego. 

Marcus Runefelt wstał poirytowany. 

To  chyba  pierwsze  objawy  starości,  pomyślał.  Nigdy  nie  był  słaby  ani  czułostkowy, 

nie zamierzał więc tym bardziej teraz się roztkliwiać. 

Ale pomóc człowiekowi w potrzebie to coś zgoła innego. Jakkolwiek na to patrzeć, ci 

ludzie w pewnym sensie należeli do rodziny. 

- Przynieśliśmy skrzynię... 

Marcus Runefelt odwrócił się i chwyciwszy skrzynkę, udawał, że wcale go nie zdziwił 

jej ciężar. Dopiero gdy zamknął za sobą drzwi, ponownie chwycił ją i zważył w rękach. 

W środku coś zadźwięczało słabo, jakby metal obijał się o metal. 

W zamku nie było klucza. Nie przyszłoby mu do głowy, żeby próbować go wyłamać. 

Odstawił skrzynkę na stół, ale nie da się ukryć,  że serce zabiło mu nieco mocniej. Nie miał 

bowiem wątpliwości, jaka jest jej zawartość. 

Nie tak znowu wiele gatunków metali w małej ilości tyle waży. Zresztą zapewne nie 

bez powodu ta kobieta tak martwiła się o skrzynię. 

Wyglądało  na  to,  że  syn  mi  się  wżenił  w  rodzinę  pełną  niespodzianek,  pomyślał  i 

usiadł, postanawiając poczekać na Bergforsa. 

background image

Ida  ocknęła  się  przemoczona  do  suchej  nitki.  Zziębnięta,  szczękała  zębami. 

Usłyszawszy jakieś glosy, otworzyła oczy. Poczuła ostre pieczenie, widziała niewyraźnie, jak 

przez mgłę. Zacisnęła powieki i dopiero po chwili odważyła się je znów podnieść. 

Zobaczyła Sedolfa, a obok niego niewysokiego, tęgawego mężczyznę. Mignęła jej też 

siwa głowa Runefelta. 

Bolały ją ręce. Od dłoni aż po łokcie miała rany, które piekły ją niemiłosiernie, a nadal 

sztywne palce przypominały szpony. 

Usiadła.  Pomrugała  powiekami,  ale  oczy  wciąż  strasznie  ją  szczypały,  a  obraz  się 

zamazywał. 

- A więc obudziłaś się - usłyszała głos Runefelta. 

- Co z Sedolfem, żyje? - zapytała Ida. - A moje dziecko? Gdzie moje dziecko? Gdzie 

Mikkal? 

- Korzysta ze wszystkiego, co najlepsze ma do zaoferowania kuchnia. 

Idzie  zdawało  się,  że  się  uśmiechnął,  mówiąc  te  słowa,  choć  tak  naprawdę  trudno 

sobie wyobrazić uśmiech na ustach tego mężczyzny. 

-  Kucharka  właśnie  go  wykąpała  i  zawinęła  w  miękkie  ręczniki.  Zdaje  się,  że  dla 

pozostałych domowników nie będzie dziś obiadu. 

-  A  Sedolf?  Odpowiedział  jej  ów  tęgawy  mężczyzna,  który,  jak  się  jej  zdawało,  był 

lekarzem. W odróżnieniu od właściciela posiadłości miał głos łagodny i przyjazny. 

-  Silny  uraz  głowy.  Omal  nie  doznał  złamania  czaszki.  Niewiele  brakowało,  a 

zostałabyś wdową. Czy uderzono go czymś ciężkim? 

Ida przełknęła ślinę. Doskonale zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji. 

- Ale wyjdzie z tego - orzekł doktor. - Ma mocny organizm. - A potem, spojrzawszy 

uważnie na Idę, zapytał: - Co się właściwie zdarzyło? 

Ida opowiedziała po kolei o wszystkim, a kiedy zakończyła relację, przez długą chwilę 

trwało milczenie. 

-  Wierzę  ci  tylko  z  jednego  powodu  -  odezwał  się  w  końcu  doktor.  -  Z  tego 

mianowicie, że jesteś siostrą Marii. 

Widząc,  że  Runefelt  przygląda  się  skrzynce,  Ida  szczerze  wyjawiła,  jaka  jest  jej 

zawartość. Nie wspomniała jednak, skąd mają złoto. 

background image

- Postąpiłaś roztropnie - odparł tylko arystokrata, bo rozumiał, że nie ma prawa pytać 

o nic więcej. 

- No cóż, kłopoty to nasza rodzinna specjalność - stwierdziła Ida dźwięcznym głosem. 

Bergfors uśmiechnął się ukradkiem. Nawet gdyby nadal powątpiewali w tożsamość tej 

młodej  kobiety,  po  tych  słowach  porzuciliby  wszelkie  wątpliwości.  Rzeczywiście,  rodzina 

Marii była wyjątkowo barwna. 

Mimowolnie pomyślał o Ailo i poczuł, że serce ściska mu ból. 

Wprawdzie dziewczyna jeszcze nie zdążyła się przedstawić, ale on już znał jej imię. 

-  Muszę  dostać  się  do  Mai  -  oznajmiła  Ida.  Była  przemoczona  do  suchej  nitki. 

Wyglądała  jak  kot,  który  ledwie  uszedł  z  życiem  z  topieli.  Miała  kłopoty  z  widzeniem,  nie 

spała prawie dobę... ale myślała tylko o tym jednym: dojechać do Hailuoto. 

-  Nie  radziłbym  teraz  przewozić  męża  -  ostrzegł  Bergfors.  -  Przy  urazach  głowy  to 

bardzo  ryzykowne.  Nigdy  nie  wiadomo,  co  może  się  zdarzyć.  Zresztą  ty  też  musisz 

odpocząć... 

Popatrzyła na niego swymi brązowozielonymi oczami. Zauważył, że ma przekrwione 

białka.  Choć  nic  o  tym  nie  wspomniała,  podejrzewał,  że  źle  widzi.  Jadąc  nocą,  na  pewno 

musiała mocno wytężać wzrok, a w ciągu dnia oślepiały ją promienie słońca odbijające się od 

bieli śniegu. 

- Nie możemy tutaj zostać - orzekła Ida stanowczo. Bergfors bez trudu rozpoznawał w 

niej teraz bliską krewną żony Williama. 

- Poślemy do Marii posłańca z wiadomością - zaproponował, w ostatniej chwili gryząc 

się w język Niewiele brakowało, a wygadałby się, że trzeba ostrzec Ailo. 

Wiedział  jednak,  że  musi  uprzedzić  mieszkańców  Hailuoto  o  przybyciu  tej 

dziewczyny. To była sprawa życia lub śmierci. 

- Musisz wypocząć - perswadował Bergfors, który potrafił być przekonujący. - Musisz 

się  porządnie  wyspać.  Dziecko  także  potrzebuje  trochę  spokoju.  Poczekajmy,  aż  twój  mąż 

odzyska  przytomność.  Chcę  usłyszeć  z  jego  ust,  jak  się  czuje.  I  wtedy  dopiero  będziecie 

mogli jechać. 

Słowa  doktora  brzmiały  rozsądnie.  Ida  nie  mogła  narażać  Sedolfa,  ryzykować,  by 

przez nią jego stan się pogorszył. 

- Mam kryte sanie  - odezwał się Marcus Runefelt. - Wydam odpowiednie polecenia, 

ż

eby  was  jutro  odwieziono  na  Hailuoto.  Zatoka  Botnicka  pokryta  jest  grubą  warstwą  lodu. 

Bez  obawy  można  przejechać  na  drugą  stronę  nawet  jej  środkiem.  W  ten  sposób  pokonacie 

background image

ten ostatni odcinek szybciej, niż gdybyście jechali wzdłuż brzegu. Zresztą podróż nie powinna 

być dla was męcząca. Sanie pociągną dwa konie, a powozić będzie woźnica. 

Ida mogła powiedzieć Runefeltowi, by nie robił sobie kłopotu z ich powodu, ale tego 

nie  uczyniła.  Nie  była  obłudna  i,  jak  wyczuła,  teść  Mai  to  rozumiał.  Zauważyła  w  jego 

postawie niemy respekt. Zapewne nigdy nie zdobyłby się, by wyrazić to słowami, zresztą Ida 

tego nie oczekiwała. 

-  Rodzinna  przysługa  -  dorzucił  nie  tak  oschle,  jak  by  się  tego  można  po  nim 

spodziewać. 

Ida  pojęła,  że  ten  mężczyzna  i  Maja  zbytnio  różnili  się  charakterami,  by  mogli  się 

polubić. 

-  Zaraz  zajmie  się  tobą  kucharka  -  zadecydował  Bergfors.  -  Zasłużyłaś  na  kąpiel  i 

wygodne łóżko, młoda damo. Masz na imię Ida? 

- Tak, nazywam się Ida Bakken, córka Reijo - potwierdziła. 

- Przyjaźnię się z twoją siostrą - powiedział doktor. - I chociaż nie spotkałem osobiście 

wszystkich członków rodziny, mam wrażenie, że was znam. Maja wiele opowiadała o swoich 

najbliższych. 

Idę korciło, by zapytać go, czego dowiedział się od Mai, ale ugryzła się w język. Nie 

miała prawa dociekać, z czego siostra zwierzyła się przyjacielowi w chwili szczerości. To nie 

jej sprawa. Zresztą Bergfors mógłby się obrazić, gdyby go nakłaniała do wyjawienia tego. 

Ida przespała całą dobę twardym snem. Nic jej się nie śniło. A kiedy się obudziła, w 

pierwszej  chwili  nie  wiedziała,  gdzie  jest. Słyszała  trzask  palącego  się  drewna.  Było  ciepło. 

Czuła się świeża i czysta. 

Z trudem podniosła powieki. Nadal widziała niewyraźnie, ale choć strasznie piekły ją 

oczy, rozejrzała się wokół zaciekawiona. Usiadła na miękkim jak obłok łóżku i nagle wróciła 

jej pamięć. 

Mroźna  noc,  ściśnięte  w  dłoniach  lejce,  strach,  który  wypełniał  każdy  skrawek  jej 

ciała, przenikliwy ziąb... i jedyne pragnienie: dotrzeć do pałacu w Tornio. 

Dojechała. 

Przypomniała  sobie  gorącą  kąpiel,  zapach  mydła,  ale  zupełnie  nie  pamiętała  chwili, 

gdy  wyszła  z  balii  i  ubrała  się.  A  przecież  taką  piękną  nocną  koszulę  ozdobioną  mereżką 

powinna zapamiętać! Popatrzyła na siebie z zachwytem. Niepojęte, że ktoś sypiał w koszuli, 

której uszycie zajęło z pewnością wiele dni. 

Do  pokoju  wkradało  się  światło  dnia.  Ida  nie  miała  pojęcia,  czy  to  jeszcze  ten  sam 

dzień, w którym przybyła, czy może już następny. 

background image

W pomieszczeniu była zupełnie sama. 

Mikkal? Sedolf? 

Wyszła  na  korytarz  w  samej  nocnej  koszuli.  Była  boso,  ale  nie  marzła,  bo  w  całym 

budynku  panowało  przyjemne  ciepło.  Marcus  Runefelt  mógł  sobie  pozwolić  na  opalanie 

wielkiego pałacu. Poza tym nie musiał się sam pochylać, by podłożyć do ognia. 

Ida usłyszała przytłumione głosy dobiegające z końca długiego korytarza. Ruszyła w 

tę stronę. Doszła do schodów, zatrzymała się i nabrała pewności, że głosy  dochodzą z dołu. 

Nagle...  Zacisnęła  z  całej  siły  dłoń  na  poręczy.  Wśród  strzępów  prowadzonej  po  szwedzku 

rozmowy usłyszała głos Sedolfa... 

W jednej chwili zapomniała, że jest w obcym domu. 

Zbiegła po schodach niczym podlotek i wtargnęła przez uchylone drzwi, zza których 

słyszała rozmowę. 

Na  krześle  siedział  Sedolf  ubrany  w  białą,  luźną  koszulę  rozpiętą  pod  szyją  i 

dopasowane na biodrach spodnie. 

Nie widziała nikogo prócz niego. 

Upadła  przed  nim  na  kolana  i  objąwszy  mocno,  rozpłakała  się,  wtulona  w  jego  udo. 

Pogłaskał ją po włosach. 

Ida poczuła się tak, jakby znów wszystko w jej świecie znalazło się na swoim miejscu. 

Speszona,  podniosła  wzrok  i  dopiero  teraz  dostrzegła  Marcusa  Runefelta.  Jego  twarz 

pozostała  niewzruszona,  ale  zmarszczki  w  kącikach  ust  jakby  złagodniały.  Pośpiesznie 

umknął spojrzeniem, ale Idzie zdawało się, że dostrzegła w jego oczach jakiś dziwny błysk. 

Zauważyła  też  doktora  Bergforsa,  który  przyglądał  jej  się,  nie  kryjąc  ciekawości. 

Patrzył  jakoś  dziwnie,  nie  tak,  jak  można  by  się  spodziewać  po  kimś  nieznajomym.  Ale 

przecież  powiedział  wcześniej,  że  odnosi  wrażenie,  jakby  ją  znał,  ponieważ  przyjaźni  się  z 

Mają. 

Nagle  uświadomiła  sobie,  że  ubrana  jest  tylko  w  nocną  koszulę,  w  której  wygląda 

niewinnie  niczym  panna  młoda.  Poczuła  się  trochę  jak  w  nie  swojej  skórze,  bo  przecież 

dawno już przestała być młodziutkim dziewczęciem. 

Mężczyźni siedzieli na krzesłach przy niewielkim stoliku. Ida pozostała u stóp Sedolf 

a,  którego  ręka  tak  przyjemnie  spoczęła  na  jej  ramieniu.  Ciągle  nie  mogła  uwierzyć,  że  to 

naprawdę  on,  choć  czuła  płynące  od  niego  ciepło.  Nie  mogła  oderwać  od  męża  wzroku. 

Kochała go aż do bólu. 

- Przespałaś cały dzień i całą noc, maleńka - uśmiechnął się Sedolf. 

background image

Głowę miał owiniętą bandażem, odcinającym się bielą od jego ciemnych włosów, ale 

twarz była taka jak zwykle, te same oczy i uśmiech. 

- A ty? - zapytała. - Wczoraj odzyskałem przytomność - wyjaśnił, rozchylając usta w 

charakterystycznym  uwodzicielskim  uśmiechu,  który,  odkąd  się  poznali,  na  przemian 

irytował  ją  lub  zachwycał.  -  Głowa  mi  pękała.  Nie  pamiętam  zupełnie,  co  się  stało. 

Przypominam sobie tylko, że ułożyliśmy się do snu w opuszczonej chacie, no a obudziłem się 

w zupełnie innym miejscu... 

-  W  takich  przypadkach  utrata  pamięci  nie  jest  czymś  wyjątkowym  -  pośpieszył  z 

fachowym wyjaśnieniem doktor. - Najczęściej pamięć stopniowo powraca. Tylko w skrajnych 

przypadkach następuje całkowita i bezpowrotna amnezja. Przynajmniej tyle mi wiadomo... 

Otworzył drzwi. 

-  Dokonałaś  nie  lada  wyczynu  -  powiedział  Sedolf,  gładząc  Idę  po  karku  i  muskając 

palcami  płatek  jej  ucha.  Ich  spojrzenia  spotkały  się.  Łatwo  zatracali  się  w  sobie  i 

zachowywali się tak, jakby świat poza nimi nie istniał. 

- Zrobiłbyś dla mnie to samo. 

- Ale dla ciebie, maleńka, było to o wiele trudniejsze. 

Ida  nie  odpowiedziała.  Była  bezgranicznie  wdzięczna  losowi,  że  Sedolf  nie  odniósł 

większych obrażeń i jest z nim na tyle dobrze, że może siedzieć. 

-  Trochę  kręci  mi  się  jeszcze  w  głowie  -  wyjaśnił  Sedolf.  -  I  boli  mnie,  szczególnie 

gdy o czymś intensywnie myślę. Nie mogę też za dużo chodzić. Ale siedzę tak jak dawniej... 

Humor  go  jak  zwykle  nie  opuszczał.  Sedolf  wyznawał  zasadę,  że  nie  ma  w  życiu 

wielu spraw tak poważnych, by nie dało się z nich pożartować. 

- Mikkal? Sedolf uśmiechnął się ciepło. 

- Ten mały troll bez reszty oczarował kucharkę, która rozpieszcza go bardziej niż ty w 

największych chwilach słabości. Wyobraź sobie, że odwrócił się plecami do swojego starego 

ojca i wolał przytulić się do tej pulchnej kobiety... 

Sedolf  zwichrzył  Idzie  włosy,  a  ona,  mrugnąwszy  do  niego  porozumiewawczo, 

skwitowała: 

- Cóż, gdybyś miał wybierać, pewnie postąpiłbyś tak samo... 

Bergfors poczuł, jak ściska go w gardle. 

Jeśli  istnieje  prawdziwa  miłość,  to  teraz  był  jej  świadkiem.  Tych  dwoje  dojrzało 

wspólnie do tego uczucia, poznając się dokładnie i osiągając pełną harmonię. 

Idy nie dało się nie lubić, budziła sympatię tak samo jak Sedolf. Byli nierozdzielni. 

background image

Nie  chciałby  za  nic  w  świecie,  by  cokolwiek  stanęło  między  tymi  dwojgiem,  bo 

nieczęsto spotyka się taką miłość. 

Zresztą Ailo pewnie też by tego nie chciał. 

Mimo wszystko to on dokonał wyboru i zadecydował za siebie i za Idę. 

Nigdy  nie  dał  jej  szansy  wypowiedzenia  własnego  sądu.  Musiałby  być  człowiekiem 

pozbawionym serca, żeby ją pytać teraz. 

-  Sanie  są  gotowe  do  drogi,  woźnica  już  czeka  -  oznajmił  Runefelt,  patrząc  gdzieś 

ponad  głowami  swoich  gości.  Wydawało  się,  że  widok  Idy  sprawia  mu  przykrość.  Ida, 

wrażliwa na nastroje, natychmiast to wyczuła. 

-  Najlepiej  wyruszyć  przed  południem.  Wówczas,  jeśli  nie  wydarzy  się  nic 

nieprzewidzianego,  powinniście  dojechać  na  miejsce  przed  nocą.  Po  lodzie  mknie  się 

naprawdę szybko. Pogoda sprzyja... 

- Pojadę z wami - dodał Bergfors. - Nie zostawię przecież pacjenta bez opieki. 

Był to oczywiście tylko pretekst. Tak naprawdę doktora ciekawiło spotkanie rodzinne 

na Hailuoto i nie darowałby sobie, gdyby cokolwiek mu umknęło. Domyślał się, co się teraz 

dzieje na wyspie. Jak wszyscy trwają w nerwowym oczekiwaniu, próbując zachować pozory 

spokoju. 

Ida,  zerkając  na  Marcusa  Runefelta,  z  nabożeństwem  dotknęła  koronek  przy  szyi  i 

jedwabnej tasiemki przewleczonej przez haftowane dziurki. Nigdy nie miała na sobie równie 

delikatnego stroju. Zdawało jej się, że został uszyty z motylich skrzydeł. 

-  Koszula  nocna...  -  powiedziała  znienacka,  przyciągając  tymi  słowami  uwagę 

Runefelta. - ... należała pewnie do pańskiej żony? 

Popatrzył na nią przeciągle, starając się ukryć przed nią swoje uczucia. Nie chciał, by 

udało  jej  się  dostrzec  blask  gdzieś  głęboko  w  jego  oczach.  Teraz  dopiero  zaczął  pojmować, 

dlaczego  od  pierwszego  wejrzenia  nie  polubili  się  z  Mają.  Synowa  była  pierwszą 

niebezpieczną kobietą, którą spotkał na swej drodze. Teraz dołączyła ta druga. 

- Tak - odpowiedział wreszcie cicho. - Moja żona miała ją na sobie w noc poślubną. 

Wstał z krzesła i wyszedł z pokoju. 

Bergfors odprowadził go spojrzeniem, a gdy zamknęły się drzwi, nasłuchiwał odgłosu 

kroków potężnego arystokraty. 

- Zrobiłaś na nim wrażenie, siostro Mai - rzucił doktor po chwili i uśmiechnął się do 

niej  blado.  -  Nie  znacie  go  i  pewnie  niewiele  z  tego  rozumiecie,  ale  ja  jeszcze  nigdy  nie 

widziałem  go  tak  poruszonego.  Przy  Mai  traci  panowanie,  ale  rolę  złośnika  doskonałe  opa-

background image

nował. Gorzej z tą... - Bergfors potrząsnął głową: - Jesteś, Ido, jedyną znaną mi osobą, przy 

której Marcus Runefelt stracił pewność siebie. W obecności innych... 

- Kobiety z rodu Idy tak działają na mężczyzn - wtrącił się Sedolf, nawijając na palec 

rudy  lok,  a  na  jego  ustach  pojawił  się  dumny  uśmiech.  Niewielu  mężów  skwitowałoby  to  z 

takim spokojem, ale Sedolf nie czuł się zagrożony. Oboje z Idą ufali sobie bezgranicznie. 

-  Słyszałem  o  tym  -  mruknął  doktor.  -  Zresztą  widziałem,  co  działo  się  z  Mają.  Nie 

sądziłem jednak, że ktoś jeszcze z członków rodziny posiada ten sam dar, choć w nieco innej 

odmianie. Dar, a może przekleństwo... - dodał. - Bo przecież to również bardzo obciążające, 

prawda? 

Ida przytaknęła. 

- Ciągle nie mogę uwierzyć, że jesteśmy tak blisko, Sedolfie. I tak się boję... 

Ida  dotknęła  męża,  którego  omal  nie  straciła.  Niepojęte,  że  nadal  był  przy  niej. 

Mimowolnie przez cały czas upewniała się, że to on, cały i zdrowy. 

Bergfors  wstał  i  zaczął  przechadzać  się  wokół  pokoju,  nieco  zakłopotany,  że  stał  się 

ś

wiadkiem bardzo intymnej rozmowy, choć był przekonany, że Ida i Sedolf nie robili tego na 

pokaz. 

W jego głowie kłębiły się myśli, których za nic w świecie nie chciał zdradzić. Bał się, 

czy nie dadzą się one wyczytać z jego twarzy. 

Ta  dziewczyna  wyczuwała  wrażenia,  uczucia  i  nastroje.  Może  nie  zauważyłby  tego, 

gdyby nie znał Mai i nie wiedział, jakie drzemią w niej talenty. Ale bogaty w tę wiedzę, uznał 

za naturalne, że siostra Mai także odziedziczyła podobne zdolności po matce. 

Miał  tylko  nadzieję,  że  mieszkańcy  wyspy  zdają  sobie  sprawę  z  możliwości  Idy  i 

wiedzą, co rozpętali, zapraszając ją wraz z mężem. Sedolf wspomniał bowiem, że przybywają 

na zaproszenie. 

-  Nie  mam  powodu  do  lęku  -  ciągnęła  Ida  zamyślona.  -  Ale  im  bliżej  celu,  tym 

większą czuję niechęć. Mam wrażenie, że wyrasta przede mną bardzo wysoka ściana, cala z 

lodu. Mogę przez nią patrzeć, ale nic więcej... Uff, to brzmi idiotycznie - roześmiała się lek-

ceważąco. - Czegóż miałabym się obawiać? - zastanawiała się głośno i tym razem pochwyciła 

wzrok doktora. Popatrzyła na niego badawczo, jakby podejrzewała, że ukrywa przed nią coś 

ważnego. 

-  Jesteś  zmęczona  długą  podróżą,  masz  napięte  nerwy  -  skwitował  z  niezbitą 

pewnością  siebie.  -  Zresztą  o  tej  porze  roku,  moje  dziecko,  zdarzają  się  takie  stany 

przygnębienia.  To,  co  przeżyłaś  w  ostatnich  dniach,  niejednego  by  złamało...  -  Doktor 

background image

rozłożył  ręce  i  dodał:  -  Powinnaś  się  wyłącznie  cieszyć,  bo  na  wyspie  wszyscy  ciebie 

oczekują: twoja siostra, brat, ich rodziny... 

Nie domyślała się, kto jeszcze. 

Uśmiechnął się swym najserdeczniejszym z uśmiechów. Spocił się jednak jak szczur. 

W duchu radował się, że ta dziewczyna nie jest jasnowidzem, choć chętnie poznałby kogoś, 

kto potrafiłby czytać w myślach. 

Ailo, ty draniu! klął w duchu. Czy to ty rozpętałeś to wszystko? 

Ale zaraz pożałował swego gniewu. Nie znał bowiem sympatyczniejszego człowieka 

niż Ailo. Czy można się dziwić, że pojmował sprawiedliwość inaczej niż inni, skoro w jednej 

chwili jego życie zmieniło swój bieg? Czy on, Bergfors, miał prawo go oceniać? 

Ida uśmiechnęła się, najwyraźniej pocieszona jego zapewnieniami, że nie ma powodu 

do obaw. Podniosła wzrok na Sedolfa i powiedziała: 

- W takim razie podążajmy za złotym ptakiem. 

Sedolf zgodnie skinął głową. 

Bergfors  zamarł.  Pamiętał  ozdoby  Ailo,  widział  zresztą  wiele  jego  prac.  Ulubionym 

motywem  Lapończyka  były  ptaki.  Doktor  nigdy  nie  rozumiał  dokładnie,  co  owe  ptaki 

symbolizują, choć domyślał się, że stanowią swoisty amulet. 

Ale za tym chyba kryło się coś więcej... 

Przeraził się. 

W posiadłości Marcusa Runefelta zajęto się nimi bardzo troskliwie. Twierdzić inaczej 

byłoby kłamstwem. Nawet uprano im ubrania i wysuszono na piecach, które grzały przez całą 

noc. 

Kryte  sanie  Runefelta  dobitnie  świadczyły  o  zajmowanej  przez  niego  pozycji.  Sam 

król  by  się  takich  nie  powstydził.  Obszerne,  przestronne,  ze  skórzanymi  siedzeniami  i 

oparciami,  po  obu  stronach  miały  oszklone  okienka,  przez  które  można  było  obserwować 

drogę. 

Ida  aż  się  uśmiechnęła,  kiedy  zobaczyła,  jaka  wygodna  czeka  ich  podróż.  Na  ręku 

trzymała Mikkala otulonego skórzanym śpiworem, choć w tych warunkach ciepłe okrycie nie 

było  takie  ważne  jak  podczas  wcześniejszej  podróży.  Ida  miała  ochotę  roześmiać  się  z 

radości, powstrzymała się jednak z obawy, że mogłaby zostać opacznie zrozumiana. 

Na drogę otrzymali kosz z prowiantem, starannie zapakowany przez kucharkę. Bagaż 

został umieszczony w kufrach na tyle sań. 

background image

Ida przepuściła Sedolfa przodem. Poczekała, aż ustawi w środku skrzynkę ze złotem, a 

potem weszła z Mikkalem. Woreczek ze srebrem Ailo pozostał ukryty w śpiworku Mikkala, 

w bezpiecznej, jak się okazało, kryjówce. 

Lekarz  nie  zabrał  ze  sobą  dużo  rzeczy.  Usiadł  na  siedzeniu  naprzeciwko  nich, 

odwrotnie do kierunku jazdy. 

Podziękowali  gorąco  za  wszystko.  Sam  Runefelt  przyszedł  się  pożegnać,  ale  nie 

prosił,  by  pozdrowili  rodzinę  syna.  Idzie  wydało  się  to  co  najmniej  dziwne.  Nie  potrafiła 

pojąć upartej niechęci tego człowieka do swych najbliższych. 

Podejrzewała,  że  nie  może  darować  synowi  popełnionego  mezaliansu.  Maja  nie  była 

wymarzoną kandydatką na żonę dla jedynego syna. Ida starała się go zrozumieć, mimo to nie 

mieściło jej się w głowie, że przerodziło się to w taką długotrwałą wrogość. 

- Chyba czuje się samotny - odezwała się do Bergforsa, gdy już ruszyli. 

Jej  słowa  całkowicie  zaskoczyły  doktora,  który  zrazu  nawet  nie  zrozumiał,  kogo  Ida 

ma na myśli. 

-  Stary  Runefelt?  Samotny?  -  Długą  chwilę  rozważał  to  w  myślach.  Potem,  mrużąc 

oczy, spojrzał na nią. Pomimo młodego wieku była świetnym obserwatorem. - Całe szczęście, 

ż

e mu tego nie powiedziałaś - rzekł oschle. - Bo pewnie byście musieli iść pieszo do Hailuoto. 

-  Uśmiechnął  się  do  Idy.  -  Runefelt  jest  szczególny,  choć  takich  samotnych  mężczyzn  w 

wielkich  domach  spotyka  się  wielu.  Niektórzy  nawet  mają  rodzinę,  która  zajmuje  część 

pomieszczeń,  tylko  że  oni  zapomnieli,  jak  rozmawiać  z  najbliższymi.  Runefelt  ma  służbę, 

paru znajomych podobnych do niego... i garść wspomnień, coraz bardziej oddalających go od 

rzeczywistości. Tak, to samotny człowiek. Ale taka jest cena władzy. 

- Rozumiem, że może nie lubić Mai... 

-  Łagodnie  to  ujęłaś  -  uznał  doktor,  a  w  jego  oczach  pojawił  się  smutek.  -  Maja  jest 

szczera do bólu i mówi prosto w oczy to, co myśli. Marcus nie przywykł do takich ludzi. A 

już w ogóle nie spotkał chyba nigdy takiej kobiety. Maja wtargnęła do świata mężczyzn. Nie 

rozumiał  tego,  nie  podobało  mu  się  to,  ale  niewiele  mógł  uczynić,  by  temu  przeszkodzić. 

Potem złapała w sieci jego syna, jedynego, drogiego mu syna, z którym wiązał tyle planów. 

Tak  on  to  widzi,  chociaż  prawda,  której  Runefelt  nie  chce  przyjąć  do  wiadomości,  jest 

całkiem inna. William gotów był zabić, byleby tylko dostać Maję. Pobrali się bez zgody ojca. 

Maja otrzymała Hailuoto, no i urodziła Williamowi syna, przedłużenie rodu. Dlatego też stary 

nie może ich tak po prostu odtrącić. Syn Williama jest jego wnukiem. A więzy krwi mają dla 

każdego Runefelta ogromne znaczenie. Maja jest tolerowana tylko ze względu na syna - dodał 

Bergfors ze smutkiem. - Chciał ją przekupić, zanim mały przyszedł na świat. Potem było już 

background image

za  późno.  Runefelt  nie  ocenia  ludzi  na  podstawie  ich  charakteru  i  zachowania,  dla  niego 

ważne jest, jaka płynie w nich krew. 

Ida  przełknęła  ślinę.  Starszy  pan  wydał  się  jej  dość  miły,  chociaż  robił  wrażenie 

despoty i wzbudzał respekt, ale doktor odmalował jej całkiem inny obraz tego człowieka.  Z 

kimś takim nie chciałaby zawrzeć

 

bliższej znajomości. 

-  Najgorsze  jednak  jest  to,  że  Marcus  okazuje  jawnie  swoją  pogardę.  Maja  ma  to  w 

nosie i udaje, że nie obchodzi jej, co o niej sądzi. Williama to boli. Wie, że Maja jest bardzo 

wrażliwa. Ale Marcus nigdy się o tym nie dowie. 

- Tak, Maję łatwo zranić - przyznała Ida. - Bardzo łatwo. Ale ukrywa to starannie. 

Uświadomiła  sobie,  że  życie  siostry  nie  jest  usłane  różami,  mimo  że  otacza  ją 

przepych, o jakim Ida w ogóle nie śniła. Co prawda Reijo starał się na to przygotować córkę, 

Ida jednak nie spodziewała się, że świat Runefeltów i ich świat dzieli tak głęboka przepaść, 

póki nie stanęła u dwuskrzydłowych rzeźbionych drzwi do pałacu w Tornio. 

Przytuliła się do Sedolfa, który trzymał na kolanach Mikkala. Chłopczyk miał wielką 

uciechę, patrząc przez okienko. Rozpłaszczył nos i zaśmiewał się rozbrajająco, gdy na zimnej 

szybie  tworzyła  się  chmurka  z  pary.  Fascynowało  go,  że  jadą  tak  szybko.  Daleko  za  nimi 

pozostał  ląd.  Od  celu  dzielił  ich  raptem  jeden  dzień  drogi.  Na  razie  Hailuoto  pozostawało 

niewidoczne dla oczu. 

Ida  przywołała  z  pamięci  obraz  Mai,  Knuta  i  Anjo.  Tylko  twarzy  małego  Karla  nie 

potrafiła sobie wyobrazić. Malec na pewno się zmienił. Dwojga pozostałych brzdąców nigdy 

jeszcze nie widziała. 

Obcy, niepojęty świat Mai. 

Niebawem  przestąpią  wspólnie  z  Sedolfem  jego  próg.  Ida  lękała  się,  ale  czuła,  że 

postępuje właściwie. 

Była  niemal  pewna,  że  gdyby  mogła  wyjrzeć,  zobaczyłaby  nad  głową  złotego  ptaka, 

wskazującego drogę. 

background image

Tej  nocy  na  Hailuoto  tylko  dzieci  położyły  się  spać.  Dorośli  czuwali  w  pełnym 

napięcia oczekiwaniu. Ailo, bezradny, zlany potem, tłukł się po salonie; nie potrafił usiedzieć 

dłużej na jednym miejscu. 

Wiadomość  przekazana  przez  posłańca  z  Tornio  spadła  na  nich  niczym  grom  z 

jasnego nieba. Nikt nie spodziewał się gości z Lyngen tak wcześnie. Teraz znów godziny do 

ich przyjazdu wlokły się w nieskończoność. 

Siedzieli w milczeniu, niezdolni przełożyć myśli  na słowa. Razem, a mimo to każdy 

pogrążony  we  własnym  świecie.  Ailo  chyba  najbardziej  samotny  ze  wszystkich.  Nie 

przypuszczał, że tak to będzie przeżywał. Pożałował swojej decyzji i gdyby mógł, pewnie by 

ją cofnął, ale na to było już za późno. 

On pierwszy  usłyszał nadjeżdżające sanie.  Zerwał się, chwycił kurtkę zawieszoną na 

oparciu  krzesła  i  pogładził  Annę  Kajsę  po  włosach.  Maja  objęła  go  mocno  i  ucałowała.  W 

tym momencie znowu rozumiał się z nią bez słów. A potem pośpiesznie wybiegł kuchennym 

wyjściem i schował się na tyłach domu blisko pokoi dla służby. Poruszał się po wydeptanych 

w śniegu ścieżkach, tak by jego ślady zginęły wśród innych. 

Stał i czekał. 

Odgłosy  nadjeżdżającego  zaprzęgu  nasilały  się  w  ciemnościach.  Ailo,  zamknięty  na 

inne wrażenia, słyszał parskanie koni tak wyraźnie, że spodziewał się, iż lada chwila wyłonią 

się z mroku. 

- No, to jesteśmy na miejscu! - doleciał go znajomy głos doktora. 

Uśmiechnął się sam do siebie. Bergfors nie mógłby z tego zrezygnować... 

Odgłos  kroków  na  zmarzniętym  podłożu.  Przy  samym  wejściu  było  tak  ślisko,  że 

musieli posypać ścieżkę piaskiem, by nikt nie upadł i nie potłukł się. 

- Nie sądziłam, że dom jest taki duży! Ailo zamknął oczy i oparł się o ścianę. Zapiekły 

go  policzki.  Gorące  łzy  studzone  przez  mroźną  noc  popłynęły  mu  z  oczu.  Ciężko  przełykał 

ś

linę.  Rozpalony  jak  w  gorączce,  zacisnął  pięści.  Dłonie  nie  marzły  mu,  choć  nie  zabrał  z 

domu rękawic. 

Marudny dziecięcy głosik zawołał z lękiem: „mama”. 

Ailo  osunął  się  w  kucki,  nie  będąc  w  stanie  dłużej  utrzymać  się  na  nogach.  Oparł 

czoło o kolana i obejmując je ramionami, ukrył twarz. Zapłakał cicho, by nikt go nie usłyszał, 

a łzy wsiąkały w miękką skórę spodni. 

background image

Zamknął się na odgłosy powitania, z którego sam był wyłączony. 

Dopiero  teraz  tak  naprawdę  dotarło  do  niego,  z  czego  zrezygnował,  dobrowolnie 

skazując Ailo z Ruiji na śmierć, i poczuł ból nie do zniesienia. 

Kiedy dostrzegli majaczące w ciemnościach zarysy budynków i Bergfors oznajmił im, 

ż

e są już prawie na miejscu, Idę jeszcze mocniej ścisnęło w żołądku. 

Jechali  przez  chwilę  wzdłuż  brzegów  wyspy,  a  potem  skręcili  w  głąb  lądu  i  ujrzeli 

rozświetlony gmach. 

Idę przytłoczył ów nowy świat Mai. Ze zdenerwowania z trudem łapała oddech. 

W  ogóle  nie  czuła,  że  ma  zimne  ręce.  Uświadomiła  to  sobie  dopiero,  kiedy  Sedolf, 

który nie wypuszczał jej dłoni, zapytał, czy marznie. 

Sanie  zwolniły.  Ida  oniemiała  z  wrażenia.  Ojciec  powinien  ją  uprzedzić,  że  Maja 

mieszka  teraz  w  pałacu!  W  pewnym  sensie  rozumiała,  dlaczego  Marcus  Runefelt  nie  może 

wybaczyć synowi, że wybrał sobie żonę, która nie należała do ich świata. 

Doktor wysiadł pierwszy. Ida za nim, strasznie zdenerwowana. W otwartych na oścież 

drzwiach  na  tle  złocistego  snopu  światła  zobaczyła  ciemne  sylwetki.  Niemal  fizycznie 

odczuła płynące stamtąd ciepło. Rozpoznała wszystkich, mimo że z miejsca, w którym stała, 

nie byli dokładnie widoczni. Anjo pierwsza zbiegła po schodach... 

- No to jesteśmy na miejscu - powiedział Bergfors nieco zmienionym, jakby odrobinę 

zalęknionym głosem. Ale Ida nie zwróciła na to uwagi, zafrapowana rzędem rozświetlonych 

okien. 

- Nie przypuszczałam, że to taki duży dom! Trzymała na rękach Mikkala, zasłaniając 

się  nim  jak  tarczą.  Dziecko  dopiero  co  się  obudziło  i  było  trochę  marudne.  Najchętniej 

wróciłoby  do  Tornio  do  ciepłej  kuchni,  gdzie  kucharka  więcej  czasu  poświęcała  na 

rozpieszczanie go niż na przygotowywanie posiłków. 

- Mama... - popłakiwał. 

Ida  postąpiła  krok  naprzód.  Słyszała,  że  Sedolf  podąża  za  nią.  Przywróciło  jej  to 

poczucie bezpieczeństwa. Wiedziała, że nie jest sama, bo ma go blisko siebie. 

-  Jesteśmy  już  na  miejscu,  kochanie  -  uspokajała  dziecko.  -  Ciocia  Anjo  jest  tutaj  i 

Karl... 

Ale te imiona nie wywoływały w małym Mikkalu wspomnień. Wiele czasu upłynęło 

od wyjazdu z  Lyngen rodziny Knuta. Dla takiego małego dziecka to niemal wieczność. Był 

zmęczony, zaspany, było mu zimno. Nie rozumiał, że wreszcie dotarli na miejsce i skończyła 

się długa, uciążliwa podróż... 

Rozpłakał się i uchwycił kurczowo szyi Idy. Tylko u mamy czuł się bezpiecznie. 

background image

Ale oto już oboje wpadli w objęcia Anjo, która śmiała się i płakała na przemian, a z jej 

ust płynęły strumieniem fińskie i norweskie słowa, właściwie bez związku, wyrażające jednak 

szczerą radość ze spotkania. 

Kolejna  para  rąk.  Knut  wyściskał  mocno  siostrę  i  zwichrzył  jej  włosy.  Przytulił 

szorstki policzek do jej twarzy. W jego oczach wyczytała, że stęsknił się za nią. 

Porwana przez falę ciepła i czułości, przekazywana z jednych ramion do drugich, nie 

zorientowała się nawet, kiedy znalazła się na szczycie schodów. 

Milo spotkać się z takim przyjęciem! 

Maja,  jak  przystało  na  gospodynię,  powitała  ich  w  drzwiach  wejściowych.  Najpierw 

ś

cisnęła dłoń siostry i dopiero potem chwyciła ją w objęcia i długo nie wypuszczała z ramion. 

Walczyła ze łzami. Z trudem udało jej się nie rozpłakać. 

A potem Ida popatrzyła wprost w przyjazną szczerą twarz. Dostrzegła potężną postać 

równie dominującą jak Marcus Runefelt, ale nie wzbudzającą lęku. Uśmiechając się szeroko 

na powitanie, William rzucił wesoło: 

-  A  więc  to  jest  najmłodsza  siostra  Mai!  Dłoń  Idy  utonęła  w  jego  potężnej  dłoni. 

Pochylił się i ucałował ją. Przy mężu Mai nawet Sedolf wydawał się niepozorny. 

-  Najmłodsza  spośród  rodzeństwa,  pupilek  wszystkich,  co?  -  dodał,  jakby  chciał  się 

przekomarzać. 

- Już nie - odparła ze śmiechem Ida, która od razu go polubiła. 

Zmęczona  podróżą,  obolała,  marzyła,  by  wreszcie  rozprostować  kości.  Ale  czuła  się 

tak,  jakby  znalazła  się  w  domu.  Co  z  tego,  że  budynek  przypominał  pałac,  ważne,  że 

atmosfera była domowa. 

- Dzień przed moimi urodzinami Helena urodziła synka. Przybyło więc nas. Mały ma 

na imię Ivar Antti. 

Musiała się natychmiast podzielić tą najważniejszą nowiną. 

Nie omieszkała przy tym zerknąć z troską na Maję. 

Przez  twarz  siostry  przemknął  lekki  cień,  ale  nic  nie  zmąciło  radości  w  jej  oczach. 

Maja zawsze była skryta i z trudem dało się cokolwiek odgadnąć z jej spojrzenia. 

Ida zauważyła tymczasem talię Mai i ucieszyła się, domyślając się wszystkiego. 

Przyjrzała się Williamowi i stwierdziła, że nie przypomina on ani Simona, ani Heino. 

Był silny i zdecydowany, ale nie odstępował Mai i wodził za nią oczami z miłością. 

Ida przebywała na Hailuoto dopiero od kilku minut, ale już wiedziała, że Mai jeszcze 

nigdy nikt tak nie kochał, a i ona nigdy nie była taka szczęśliwa. 

Zapragnęła raz jeszcze wycałować siostrę i nie omieszkała tego uczynić. 

background image

Wywołało to salwę śmiechu, rozładowując trochę podniosły nastrój chwili. 

Mikkal  miał  już  dosyć  uścisków  i  całusów.  Wyciągnął  ręce  do  Sedolfa,  a  ten  z 

uśmiechem wziął chłopca. 

-  My,  mężczyźni,  musimy  się  trzymać  razem  -  powiedział  z  powagą  i  poprawił 

ciemną, niesforną grzywkę Mikkala. 

Maja  pociągnęła  Idę  w  kierunku  jasnowłosej  dziewczyny,  która  sprawiała  wrażenie, 

jakby chciała się ukryć za zasłoną. 

- To jest Anna Kajsa - przedstawiła ją Maja. - Przyrodnia siostra Williama. Mieszka z 

mężem na wyspie, ale w osobnym domu. 

Ida uścisnęła dłoń dziewczyny, która wydała jej się zbyt młoda na mężatkę, i omal nie 

wyraziła głośno swojej opinii, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język. 

Zastanowiło ją jednak, dlaczego dziewczyna tak badawczo ją lustruje. Dlaczego w jej 

spojrzeniu kryje się coś więcej niż tylko zwykła powaga. 

- Miło cię poznać - powiedziała Ida. Anna Kajsa tylko skinęła głową, ale Ida wytłuma-

czyła sobie, że dziewczyna pewnie jest nieśmiała. 

-  Jej  mąż  jest  inwalidą  -  rzekła  Maja  z  niechęcią,  co  zwróciło  uwagę  Idy.  Maja 

bowiem  zawsze  była  najgorliwszą  obrończynią  słabych  i  pokrzywdzonych  przez  los  i  nigdy 

nie  wyrażała  się  o  nich  źle.  Te  słowa  jednak  wypowiedziała  z  takim  trudem,  jakby  ktoś 

przywiązał jej ołów do języka. 

- Najchętniej trzyma się na uboczu - wyjaśnił William, obejmując jednym ramieniem 

Maję, a drugim siostrę. Dwie kobiety wyglądały niepozornie przy tym silnym i opiekuńczym 

olbrzymie.  -  Chodzi  własnymi  ścieżkami  i  jest  dość  nieufny,  szczególnie  wobec 

nieznajomych... 

Napotkawszy  jego  prostoduszne  spojrzenie,  Ida,  domyśliła  się,  że  to  temat  tabu.  Coś 

jej mówiło, że nie spotkają się z mężem Anny Kajsy. Pozostanie dla nich niewidzialny... 

-  Axel  ma  swoje  powody  -  wtrącił  Knut.  Ida  nie  zamierzała  drążyć  tego  tematu. 

Chodziło wszak o kogoś obcego. Wyspa nie jest jej domem, przybyła tu jedynie w gości. Nie 

miała zamiaru poznawać wszystkich tutejszych tajemnic. 

Przeszli  wszyscy  do  jednego  z  salonów,  w  którym  przy  tak  dużej  gromadce  osób 

zrobiło się tłoczno. Trochę to podbudowało Idę, bo mimowolnie porównała wnętrze salonu z 

izbą w chacie ojca na cyplu. Solidne ściany z bali, wygładzone, ozdabiały misternie złocone 

tapety, które czyniły to przestronne wnętrze przytulnym. 

Czy tata czuł się tu mały i zagubiony? 

Może dlatego tak niewiele opowiadał o wizycie w domu Mai? 

background image

Mikkal zasnął na rękach Sedolfa. Nie zauważył nawet, że Sedolf ostrożnie zdjął mu z 

głowy czapkę, rękawice i grubą kurtkę. 

Mały chłopczyk wkroczył do nowego świata, ale nic go to nie obchodziło. 

- Myślałam, że już nigdy nie dojedziemy - wyznała Ida. - Co rusz wpadałam w panikę. 

Byłam niemal pewna, że zamarzniemy na śmierć, umrzemy z głodu, zabłądzimy albo... 

- Groziło nam jeszcze parę innych niebezpieczeństw, które mogły się narodzić jedynie 

w bujnej wyobraźni Idy - uzupełnił Sedolf żartobliwie. 

- Słyszeliśmy, że zostaliście napadnięci - wtrąciła Maja. 

Sedolf  nadal  miał  głowę  owiniętą  bandażem.  Wyglądało  to  groźnie,  ale  w 

rzeczywistości czuł się nie najgorzej. Dobrze zniósł podróż wygodnymi saniami. 

Ida  skrzywiła  się  na  samo  wspomnienie  feralnej  nocy,  dopiero  teraz  w  pełni  sobie 

uświadamiając grozę sytuacji. 

-  Właściwie  wtedy  nie  tyle  się  przestraszyłam,  co  rozgniewałam.  Ale  jak  teraz 

pomyślę, co się mogło stać, skóra mi cierpnie... 

Knut  patrzył  na  nią  rozbawiony.  Przysiadł  na  oparciu  krzesła,  na  którym  siedziała, 

ż

eby być jak najbliżej swojej ukochanej siostry. Ida, zawsze taka pełna życia! Jak dobrze było 

ją mieć przy sobie. 

- Cala ty! Kto inny wyszedłby z takiej sytuacji obronną ręką? Zawsze powtarzałem, że 

cięty język jest twoją najmocniejszą bronią. 

Spojrzała na niego, ciskając z oczu błyskawice. Ale Sedolf roześmiał się żartobliwie, 

najwyraźniej przyznając Knutowi rację. 

- Gdybym wiedziała, że okażesz się tak niewdzięczny, oddałabym rabusiom ten twój 

skarb - odgryzła się Ida z miną niewiniątka. - Bo to wszystko przez ciebie! 

- Przeze mnie? 

-  Tak,  wzięliśmy  ze  sobą  twoje  złoto,  którego  tak  uporczywie  szukali  ludzie 

naczelnika. Zapomniałeś już? 

Nie, Knut nie zapomniał. Nigdy by się jednak nie spodziewał, że złoto trafi do niego. 

W żartach nazywał je swoim dziedzictwem, ale tak naprawdę uważał, że jest własnością całej 

rodziny i wszystkie dzieci Raiji mają do niego takie samo prawo. 

-  Chyba,  u  diabła,  nie  wzięliście  z  sobą  złota?  -  zapytał.  -  Co  wam,  do  cholery, 

przyszło do głowy? Tak się narażać! Jeszcze się dziwicie, że zostaliście napadnięci i omal nie 

przypłaciliście tego życiem. Do diabła, Sedolf, nie potrafisz tej mojej siostrze wbić do głowy 

trochę rozsądku? 

- Właściwie nie - odparł. 

background image

- Co z niej za baba, jeśli się nie słucha swojego męża? - denerwował się Knut. 

- Wszystko się na szczęście dobrze skończyło - uspokoił go Sedolf. 

Knut potrząsnął głową. 

- Przecież my z Anjo nie cierpimy biedy. 

-  Życie  kosztuje  -  powiedziała  Ida  łagodnie  i  poklepała  brata  po  dłoni.  - 

Podarowaliście  nam  swoje  gospodarstwo,  więc  my  mogliśmy  chyba  też  oddać  wam 

przysługę, prawda? 

- Nawet nie chcę pytać, w jaki sposób odzyskaliście złoto. 

Sedolf  ostrożnie  ułożył  Mikkala  obok  siebie.  Chłopiec  spał  głęboko,  w  ogóle  nie 

przeszkadzał mu szum rozmowy. 

-  Jeszcze  nigdy  nie  słyszałem  o  naczelniku,  który  by  chciał  zwrócić  zagarnięty 

uczciwie bądź nieuczciwie majątek. Ale może kiedyś musi być ten pierwszy raz... 

- Mamy nowego naczelnika - wyjaśniła Ida łagodnie i pogładziła Knuta po policzku. 

Zawsze  spontanicznie  okazywała  swoje  uczucia.  -  Na  pewno  go  pamiętasz.  To  ten,  który 

podczas przeszukiwania domu powstrzymał swojego przełożonego, kiedy tamten rzucił się na 

mnie z pięściami. 

-  Wtedy  kiedy  mu  powiedziałaś  parę  słów  prawdy  -  przypomniał  sobie  Knut, 

obejmując Idę ramieniem. 

- Jednego tylko nie rozumiem. Dlaczego? 

- No cóż, nie on pierwszy uległ urokowi naszej Idy - wyjaśnił Sedolf. 

Może  inni  mężowie  nie  potrafiliby  mówić  o  tym  spokojnie,  ale  Sedolf  nie  pozwolił, 

ż

eby  chwila  zapomnienia  mogła  zniszczyć  wielką  miłość.  Tamto  należało  do  przeszłości. 

Może  wówczas  miało  jakieś  znaczenie.  Ale  nie  zamierzał  tego  wyolbrzymiać.  Po  prostu, 

dwoje ludzi odnalazło się w mroku na wyspie ciepła pod płonącym niebem w mroźną noc. 

Na krótką chwilę. 

Ida, podobnie jak jej matka, była kobietą, z którą spotkanie zmieniało życie każdego 

mężczyzny. 

Knut  przyjął  to  wytłumaczenie  bez  zmrużenia  oka.  Aż  nazbyt  dobrze  znał  swoją 

siostrę,  a  odkąd  poślubił  Anjo,  nauczył  się  rozumieć,  co  kryją  zakamarki  kobiecej  duszy.  Z 

wolna poznawał wszystkie tajemnice, które dotąd były dla niego niejasne. 

Maja  zaprosiła  wszystkich  do  stołu.  Ida  nie  czuła  głodu,  bardziej  napięcie.  Jadła 

jednak,  ponieważ  posiłek  dał  im  trochę  wytchnienia.  Gawędzili  o  tym  i  owym.  Był  to  czas, 

ż

eby rozejrzeć się dookoła, przyjrzeć się nowym twarzom, a także popatrzeć baczniej na tych, 

których, zdawało się, że się zna. 

background image

Przekonała  się,  że  otoczenie  może  zmienić  ludzi.  Przeraziło  ją  to  i  zapragnęła 

natychmiast wrócić do domu. 

A przecież planowała im wszystkim tyle opowiedzieć: Mai, Anjo, Knutowi. 

Tak  bardzo  pragnęła  podzielić  się  swoimi  wspomnieniami.  Wywołała  z  pamięci 

znajome zapachy i dźwięki, żeby ubarwić nimi opis zdarzeń. Chciała umożliwić rodzeństwu 

przeniesienie się wyobraźnią nad fiord, opowiedzieć o wszystkim tak, by im się zdawało, że 

uczestniczyli w tych zdarzeniach. 

Ale  nagle  nabrała  wątpliwości,  czy  w  ogóle  chcieliby  jej  słuchać.  Może  tylko  z 

uprzejmości udawaliby, że ich to interesuje. 

Poza tym nie spodziewała się, że zastanie tu jakichś obcych ludzi. 

Co oni by pojęli, słuchając jej opowieści? Uznaliby zapewne ich życie nad fiordem za 

szare i nudne. 

Myśli  kłębiły  jej  się  w  głowie,  napływały  i  umykały.  Słyszała  szum  głosów,  ale  nie 

rozpoznawała słów. Widziała wesołość na twarzy Sedolfa. Jego śmiech był taki zaraźliwy. On 

się tu czuł jak ryba w wodzie. Cieszyła się, chociaż jej to nie zaskoczyło. Sedolf już taki był 

od zawsze, czuł się swobodnie, gdziekolwiek się znalazł. 

To

 

znalazło  się  przez  moment  w  zasięgu  jej  wzroku.  Leżało  w  cieniu,  dla  innych 

pozostając niewidoczne. Od dłuższej chwili zerkała w tamtą stronę, zrazu dlatego, że poczuła 

lekką satysfakcję, widząc, iż nawet w tym eleganckim świecie nie wszystko jest tak doskonałe 

i nienaganne. Że i tu coś leży porzucone niedbale na podłodze. Ale potem zainteresowało ją, 

co  to  takiego.  Nachyliła  się  i  podniosła  spod  krzesła  Mai  brązowy  kawałek  skóry.  Nie 

przypuszczała, że jest tak bacznie obserwowana. 

Nim  zdążyła  się  wyprostować,  Maja  wyrwała  jej  ów  kawałek  skóry  z  rąk.  Jej 

spojrzenie zdradzało panikę. 

- Przepraszam - wybąkała Ida. Maja schowała nieszczęsny przedmiot za plecami. 

Uśmiechnęła się, ale jej twarz zdawała się spięta, na czole pojawił się pot, a policzki 

spąsowiały.  Ida  nie  mogła  nie  zauważyć  spojrzenia,  jakie  wymieniła  z  Anną  Kajsą,  która 

także była śmiertelnie przerażona. 

- Dzieci strasznie bałaganią - odezwała się pośpiesznie Anjo, ale nawet jej słowa nie 

zabrzmiały szczerze. 

Ida nabrała nagle niejasnego przekonania, że coś się tu przed nią i Sedolfem ukrywa. 

Ż

e  wszyscy  obecni  w  tym  pomieszczeniu  odgrywają  spektakl,  znany  im  samym  tylko  w 

ogólnym zarysie. 

Nieszczerość i obłuda. 

background image

Prysnął gdzieś dobry nastrój. 

- Jestem zmęczona - powiedziała. - Muszę położyć Mikkala. Zresztą ja także chętnie 

się położę. O Sedolfie nie wspomnę, on już dawno powinien spać, z jego głową... 

Wstała,  nie  pozostawiając  gospodarzom  innej  możliwości,  jak  tylko  wskazać  im  ich 

pokoje. 

Choć zdawała sobie sprawę, że to dziecinne, poczuła coś w rodzaju satysfakcji. 

Niech sobie tu siedzą teraz i zachodzą w głowę, co jej się stało. Nie opowie im już nic 

więcej o tym, co słychać w domu. Przynajmniej nie tej nocy. 

-  Dlaczego?  -  pytał  Sedolf,  ułożywszy  się  wygodnie  w  szerokim  łóżku.  Drzwi  do 

pokoju dziecinnego pozostawili otwarte na oścież, ale Mikkal spał tak twardo, że nie bali się, 

ż

e  go  zbudzą.  -  Dlaczego  nagle  odezwałaś  się  takim  lodowatym  głosem,  kochanie?  Nawet 

gdybyś  im  napyskowała,  nie  wydawałabyś  się  taka  odpychająca.  To  zupełnie  do  ciebie 

niepodobne... 

-  Nic  nie  zauważyłeś?  -  zdziwiła  się  Ida,  rozbierając  się.  Zsunęła  suknię,  ale  nie 

podniosła z podłogi. - Naprawdę nie odkryłeś ich kłamstw? 

Sedolf rozłożył ręce. Lubił na nią patrzeć. 

- W każdej rodzinie coś się ukrywa - rzucił lekko. 

- Ale my należymy do rodziny! 

- To niekoniecznie musi mieć związek z nami. - Sedolf trwał przy swoim. - Właściwie 

co to było, to, co podniosłaś z podłogi? 

Ida usiadła przy nim i zamyślona pokręciła głową. 

-  Nie  wiem.  Ale  chyba  coś  ważnego,  skoro  przez  to  powstało  wielkie  zamieszanie. 

Gdy  owo  coś  podniosłam,  wszyscy  wpadli  w  popłoch.  Nigdy  nie  widziałam  Mai  takiej 

purpurowej. Była przerażona, czoło pokryło jej się perlistym potem. Zamyślona nawinęła lok 

na palec. 

- To było ze skóry, tego jestem pewna. Tak, to był kawałek skóry. Ale  co może być 

groźnego w kawałku skóry? Możesz mi to wyjaśnić, Sedolfie? 

Nie umiał jej na to odpowiedzieć. 

-  Będzie  czas,  by  zgłębić  ich  tajemnice  -  uznał.  -  A  może  sami  nam  je  wyjaśnią. 

Myślę,  że  nie  powinnaś  się  gniewać,  kochanie.  Oni  wszyscy  tak  się  ucieszyli  z  twojego 

przyjazdu. Nawet Maja, a przecież ona, jak pamiętam, nigdy nie była nazbyt wylewna. 

Ida wstała bezradna. Skręciła płomień w lampie, tak że wewnątrz okrągłego klosza tlił 

się jedynie maleńki płomyk. Palce mimowolnie dotknęły podstawki lampy. Wyczuła kwiaty, 

background image

kształtem jakby znajome, ale w ciemnościach nie widziała dokładnie. A opuszki palców mogą 

się mylić. 

Rozpięte skrzydło... 

Dwa. 

Serce na moment jej zamarło. Znów dotknęła palcami ptaka i uspokoiła się nieco. 

Fruwające  ptaki  nie  są  przecież  jakimś  wyjątkowym  motywem,  ale  skrzydła  tego 

układały się jakoś inaczej. To nie był jej ptak, złoty ptak. 

To nie był ptak Ailo. 

Ida  podeszła  do  okna,  które  wychodziło  chyba  na  ogród.  Z  boku  widać  stąd  było 

schody wejściowe. 

Dostrzegła dwie kobiety odziane w peleryny, które po chwili zniknęły w mroku. 

Bez  trudu  rozpoznała  Maję.  Każde  spośród  swojego  rodzeństwa  poznałaby  w  każdej 

sytuacji. Druga kobieta była drobniejsza i szczuplejsza. Na pewno nie Anjo. Zapewne siostra 

Williama. 

Pewnie wraca do domu. Mieszka na wyspie, ale nie w tym budynku. 

Ida  pomyślała,  że  ta  jasnowłosa  dziewczyna  o  przerażonym  spojrzeniu  boi  się 

ciemności. A Maja nigdy nie obawiała się mroku. 

Tak, Maja odprowadzała Annę Kajsę do domu. 

Ida stała zapatrzona w mrok, tam gdzie zniknęły kobiety. Coś jej w tym wszystkim nie 

pasowało. 

To  nie  była  kwestia  rozsądku.  Jakieś  niejasne  uczucie,  drżące,  niewypowiedziane. 

Jakaś myśl. 

Opuściła kotarę. 

Narodził się w niej niepokój. Cokolwiek przed nią ukrywają, czuła, że to dotyczy jej. 

- Chodź już, kochanie, połóż się - powiedział Sedolf. 

Zgasiła  lampę  i  wsunęła  się  pod  kołdrę.  Przytuliła  się  do  męża,  ale  niepokój  jej  nie 

opuszczał. 

background image

Ailo nie rozebrał się, kiedy wrócił do siebie. Przysiadł przy palenisku, rozniecił ogień i 

siedział nieruchomo, od czasu do czasu podkładając drewna. 

Ledwie zauważył przybycie Anny Kajsy i Mai.  Nie miał pojęcia, ile czasu upłynęło. 

Nie  wiedział,  czy  mógł  spodziewać  się  ich  wcześniej,  czy  też  powinien  być  zaskoczony,  że 

przyszły dopiero teraz. 

Kobiety  wymieniły  pośpiesznie  zatroskane  spojrzenia.  Obie  bezgranicznie  kochały 

Ailo. 

Maja rzuciła bratu na kolana skórzaną maskę. Popatrzył na nią zdumiony i dopiero po 

chwili uświadomił sobie, że nie zakrył twarzy. 

- Zapomniałeś - oznajmiła Maja głucho. - A Ida ją znalazła. Na szczęście nie zdążyła 

dokładnie obejrzeć. 

Ledwie  opanował  pokusę,  by  przyłożyć  do  policzka  ów  kawałek  skóry,  którego 

dotykała Ida. Ale zdawało mu się, że pali go w dłonie. 

- Ona jest piękna - odezwała się Anna Kajsa martwym głosem. 

-  Ida  zawsze  była  piękna  -  odparł,  siląc  się  na  spokój,  unikając  spojrzenia  zarówno 

Anny Kajsy, jak i Mai. Wiedział, że postępuje słusznie, nie wyjawiając uczuć, jakie zbudziły 

się w nim pod wpływem głosu Idy. Usłyszał go. 

Ale domyślał się, że Maja przejrzała go na wylot. 

Nie po raz pierwszy zresztą. Ale to, co skrywał, przecież nie mogło zranić Mai. 

- Ida jest szczęśliwa. 

Ailo podniósł wzrok i odczytał w oczach Mai wyraźne ostrzeżenie. 

- To dobrze - odpowiedział, ale teraz jego głos zabrzmiał równie słabo jak głos Anny 

Kajsy. 

- A mój syn? Spojrzenie Mai złagodniało. 

- Jest podobny do Idy. Ale chyba najbardziej do mamy. 

- Anjo też tak uważa. 

Serce omal nie wyskoczyło mu z piersi. Najchętniej wybiegłby od razu, żeby zobaczyć 

swojego  syna,  ale  przecież  nie  wolno  mu  zapomnieć,  że  dla  nich  umarł.  A  umarli  nie 

przychodzą  z  wizytą  bladym  świtem.  Umarli  poruszają  się  bezgłośnie  i  przenikają  przez 

zamknięte drzwi. 

- Słyszałem ich - przyznał się i głos uwiązł mu w gardle. Wyznał tylko tyle, ile musiał. 

background image

-  Ida  zauważyła,  że  coś  jest  nie  tak  -  powiedziała  Maja,  pochylając  się  nad  stołem  i 

zaciskając dłonie na jego krawędzi. - Ida wyczuwa wiele rzeczy. Zawsze była wrażliwa, ale 

teraz chyba ta zdolność wyostrzyła się w niej. Wydaje mi się, że jest bardziej świadoma tego, 

co  się  wokół  niej  dzieje.  Pewnie  to  jest  jej  dziedzictwo...  -  Maja  przerwała  i  pośpiesznie 

zmieniła temat: - Reijo ma syna, Ivara Anttiego. 

Ailo  uśmiechnął  się  wbrew  wszystkiemu.  Trudno  mu  było  sobie  wyobrazić  Reijo  w 

roli ojca maleńkiego dziecka. Wydało mu się to jeszcze dziwniejsze niż to, że Reijo ożenił się 

z kobietą młodszą od Idy. 

-  Reijo  zasługuje  na  syna  -  odparł  z  całym  przekonaniem.  -  Reijo  mógłby  mieć 

dziesięciu  synów,  by  całe  dobro,  jakie  nosi  w  sobie,  przeszło  na  kolejne  pokolenie.  Może 

ś

wiat byłby wówczas lepszy? 

-  Ida  nie  wie,  o  co  chodzi  -  Maja  podjęła  na  nowo  przerwany  wątek.  -  Nie  możemy 

pozwolić jej na to, by zaczęła za dużo myśleć, doszukiwać się jakiegoś związku z tobą, Ailo. 

Jutro opowiem jej „prawdę” o twojej śmierci. 

Ailo zdawał sobie sprawę, że Maja zamierza rozwiać wszelkie nadzieje, jakie w nim 

zaświtały.  Wyplenić  jak  chwasty  rodzący  się  pomysł,  by  zobaczyć  Idę,  dotknąć  jej, 

porozmawiać z nią... 

Maja zamierzała zniszczyć to w zarodku. Zanim uczyni coś, czego będzie żałował. 

-  Nie  pozwolę,  by  przez  ciebie  zgasł  uśmiech  na  jej  ustach  -  orzekła  Maja  wprost.  - 

Może sprawiam ci tymi słowami przykrość, Ailo, ale powiem ci szczerze, że ona przy tobie 

nigdy nie była taka piękna. Nie uśmiechała się tak promiennie jak teraz do Sedolfa. Nigdy nie 

była  taka  szczęśliwa.  Nie  pozwolę  nikomu  tego  zniszczyć.  Jeśli  ktokolwiek  w  tej  przeklętej 

rodzinie zasłużył na szczęście, to właśnie Ida. 

- Nie zgaszę uśmiechu na jej ustach - obiecał Ailo. - Idę spać. 

Długo  nie  mógł  zasnąć.  A  kiedy  wreszcie  wyczerpany  zapadł  w  sen,  a  ramię, 

obejmujące Annę Kajsę opadło bezwładnie, nie słyszał już jej tłumionego szlochu. 

-  Po  co  ja  w  ogóle  napisałem  ten  list?  Nie  powinienem  był  tego  robić  -  powiedział 

Knut do Mai, która przemarznięta wróciła od Ailo. Otulona w czarną pelerynę wydawała się 

bledsza niż zwykle. Nie rozebrawszy się, opadła na krzesło. 

Nikt z mieszkańców domu nie położył się jeszcze, zbyt wielkie odczuwali poruszenie. 

- Jest zupełnie rozbity -  stwierdziła Maja. - Nigdy  go jeszcze takiego nie widziałam, 

mimo że ze względu na Annę Kajsę starał się trzymać w ryzach i zachować pozory. 

background image

-  Ailo  jest  bardzo  opanowany  -  odezwał  się  William.  Maja  posłała  mu  wściekłe 

spojrzenie. Kiwnął jej na znak, że wie, o co chodzi. Umówili się wcześniej, że dopóki Ida z 

Sedolfem pozostaną na wyspie, nie będą wymieniać imienia Ailo nawet we własnym gronie. 

- Pewnie masz rację - wtrącił Knut. - Ale chyba sami przed sobą udawaliśmy, że to nie 

będzie  dla  niego  aż  takie  trudne.  Ze  względu  na  Idę  nie  wolno  mu  się  jednak  załamać. 

Cokolwiek się zdarzy, Ida nie może się o niczym dowiedzieć. 

Knut popatrzył na Maję przeciągle. 

- To zupełnie niepodobne do Idy, że o nic nie pytała, gdy zauważyła maskę... 

-  Nie  moja  wina,  że  ją  znalazła!  Co  ja  miałam,  u  diabła,  zrobić  w  tym  momencie? 

Pozwolić, by ją dokładnie obejrzała i zorientowała się, co to jest? Pozwolić jej dociekać? Nie 

obchodzi mnie, co ona sobie myśli, póki nie stawia mnie pod ścianą i nie zadaje mi pytań, na 

które nie mogę odpowiedzieć! Zresztą od początku uważałam, że z tym zaproszeniem to głupi 

pomysł.  Doskonale  wiem,  że  Ida  nie  jest  tylko  urodziwą  lalą,  ale  to  bystra  i  mądra 

dziewczyna. Czasem myślę nawet, że z nas wszystkich ona jest najmądrzejsza. A jeśli ktoś z 

was sądził, że Sedolf ma w sobie jedynie urok osobisty, niech czym prędzej uświadomi sobie, 

ż

e to nieprawda. Stąpamy po bardzo kruchym lodzie. I doskonale wiem, czyja to wina. O ile 

pamiętam, tylko ja próbowałam go od tego odwieść. 

Wstała  i  wyszła  gwałtownie,  a  poły  peleryny  załopotały  jak  żagiel  na  wietrze,  gdy 

wchodziła po schodach. 

- Maja ma rację - orzekł William z lekką rezygnacją. - Ona jako jedyna uznała, że to 

idiotyczny  pomysł  sprowadzać  tu  Idę.  Powinniśmy  teraz  się  dokładnie  zastanowić,  ile 

możemy powiedzieć Idzie i w jaki sposób. Może to niedobrze, że Anna Kajsa często tu bywa. 

Trudno jej będzie ukryć zazdrość. 

-  Jemu  także,  kiedy  zobaczy  ich  razem  -  orzekł  Knut  z  miną  proroka,  patrząc  to  na 

Williama, to na Anjo. - Nigdy mu nie powiedziałem tak do końca, jak silny jest związek Idy i 

Sedolfa. O pewnych sprawach nie mówi się najlepszemu przyjacielowi. 

-  Ciekawe,  czy  w  innych  rodzinach  panuje  większa  szczerość  -  rzuciła  z  lekką 

rezygnacją Anjo. - Może niektórzy nie muszą uciekać się do nieuczciwości? 

William pozbawił Anjo złudzeń. 

- Nawet najlepsze rodziny nie są wolne od kłamstw. Wasz problem polega na tym, że 

jesteście  nazbyt  uczciwi,  aby  podtrzymywać  kłamstwo  przy  życiu.  Ailo  jest  teraz  w  szoku, 

stąd jego reakcja. Wcześniej nawet nie mrugnął, wymawiając imię Idy. Po prostu ten przyjazd 

nastąpił  nieoczekiwanie  i  nie  zdążył  się  właściwie  przygotować.  Ale  na  pewno  wszystko 

pójdzie dobrze. On jest rozsądny.  Zresztą, czy ma jakieś inne wyjście? Do cholery, ja także 

background image

przeżyłbym  wstrząs,  gdyby  ojczym  Mai  przybył  tu  razem  z  Heleną,  chociaż  nigdy  jej  nie 

kochałem tak, jak Ailo kochał Idę. Zresztą doskonale rozumiem, że mężczyzna traci dla niej 

głowę i świata poza nią nie widzi. Jest w niej coś takiego, co ma Maja. Gdybym stracił Maję, 

grunt usunąłby mi się spod nóg, nie miałbym po co żyć. Rozumiem Ailo. Musimy mu dać tro-

chę czasu, by to jakoś przetrawił, przełknął. By znów mógł normalnie funkcjonować. Poradzi 

sobie z tym. Po wybuchu beczki z prochem on łatwiej pogodził się ze swym losem niż ja. Nie 

roztkliwia się nad sobą. Ma rzadką umiejętność cieszenia się dniem dzisiejszym. Potrafi żyć 

chwilą. 

- Maja musi opowiedzieć Idzie o tym, jak on umarł - rzekł Knut bezradnie. - I to jak 

najszybciej. 

- Tak, zanim Ida zacznie pytać - dodała Anjo, która czuła niemiły skurcz w żołądku. 

Zawsze bardzo kochała Idę i sprawiało jej przykrość, że oszukuje ją, nawet jeśli robiła to dla 

jej dobra. 

Znów  przyśnił  się  Idzie  ten  sen.  Przestrzeń  wokół  niej  rozświetliły  ptasie  skrzydła. 

Musiała nań spojrzeć. Błyszczące oczy ptaka patrzyły na nią, nakazując, by podążyła za nim. 

Nie była w stanie sprzeciwić się ich woli. 

Pozbawiona głosu, nie mogła uprzedzić nikogo, dokąd idzie, a nikt nie widział, jak się 

oddala. Musiała to zrobić. Sama. 

Ptak,  rozpostarłszy  skrzydła,  unosił  się  na  wietrze,  którego  słaby  powiew  pieścił  jej 

twarz. Ptasie pióra lśniły w promieniach słońca. Nagle bowiem mroźna noc zamieniła się w 

pogodny dzień. Ptak prowadził ją do lasu. Słyszała szum wiatru i szepty w koronach drzew. 

Konary niekiedy wyciągały się ku niej i drapały jej nagie ramiona. Czuła lekkie ukłucia pod 

bosymi stopami, ale musiała iść tam, dokąd prowadził ją ptak. 

On wskazywał jej drogę do prawdy. 

Okrągłymi  czarnymi  oczami  przejrzał  na  wylot  wszelkie  kłamstwa.  Patrzył  w  samo 

jądro prawdy. 

I tam ją zaprowadzi. Ptak stanowił klucz. 

Sedolf obudził się, kiedy poranne gaworzenie Mikkala przemieniło się w niecierpliwy 

krzyk.  Zerwał  się  chyba  nazbyt  gwałtownie,  bo  zakręciło  mu  się  w  głowie  i  ogarnęły  go 

mdłości. Miał wrażenie,  że wszystko poluzowało mu się w czaszce. Musiał na chwilę z po-

wrotem się położyć. Zamknął oczy i zebrał się w sobie. 

Wyciągnął rękę ku Idzie. 

Czy  ta  jego  żona  całkiem  ogłuchła?  Nie  słyszy  dziecka?  Chyba  nie  była  aż  tak 

zmęczona? 

background image

Ale  jego  ręka  natrafiła  na  kołdrę,  odrzuconą  na  bok.  W  poduszce  pozostało  tylko 

zagłębienie. Zresztą była zimna, tak samo jak powietrze w sypialni. 

Sedolf  usiadł.  Przez  chwilę  dwoiło  mu  się  w  oczach,  dlatego  puste  miejsce  w  łożu 

zdawało mu się podwójnie duże. 

Mikkal darł się wniebogłosy. 

Sedolf ubrał się i wziął chłopca, który, gdy tylko wydostał się z łóżeczka, uspokoił się 

i rozejrzał wokół. Wszystko było nowe i bardzo ciekawe. 

Gdzie, u licha, jest Ida? 

Sedolf otworzył drzwi. 

Trzymając na rękach małego chłopca, który wcale nie miał ochoty opuszczać pokoju, 

zszedł na dół. Niepokój w nim narastał. 

Dom trwał pogrążony w ciszy. 

Zajrzał  do  jednego  z  pomieszczeń  na  dole.  W  skromnej  izbie,  mniejszej  niż  ta,  w 

której siedzieli poprzedniego wieczoru, znalazł Maję. 

- Nie widziałaś Idy? 

Maja uniosła brwi pytająco. 

-  Kiedy  się  obudziłem,  nie  było  jej  przy  mnie  -  wyjaśnił  Sedolf.  -  A  nie  założyła 

ubrania... 

Popatrzyli na siebie. 

- Nie mogła wyjść na zewnątrz, skoro się nie ubrała - orzekła Maja, lękając się czegoś 

innego,  niż  lękał  się  Sedolf.  -  Ale  może  lepiej  rozejrzyj  się.  Ja  wezmę  tego  kawalera  do 

mojego synka i zajmę się nimi obu. Zapytam przy okazji Knuta i Anjo, czy nie widzieli Idy. 

Sedolf obrzucił szwagierkę powątpiewającym spojrzeniem. Ida przecież nie wiedziała, 

w jakich pokojach mieszka brat z bratową. 

Ociągał się przez chwilę, po czym wyszedł na dwór. 

Był  wczesny  ranek,  ale  w  powietrzu  wyczuwało  się  łagodny  powiew  wiatru.  Jak 

okiem sięgnąć wszystko pokrywała warstwa śniegu. Drzewa, ogołocone z liści, wyciągały ku 

niebu nagie konary. Nad głową rozległo się skrzeczenie jakiegoś ptaka. 

Zastanawiał się, gdzie szukać Idy, gdy nagle jego wzrok zatrzymał się na niewielkim 

budynku,  od  połowy  oszklonym.  Szyby  pokryte  były  przepięknymi  malowidłami  kwiatów, 

przez które przenikało światło. 

Sedolf  aż  się  wzdrygnął.  Przypomniał  sobie  sen,  opowiedziany  mu  przez  Idę.  Sen  o 

złotym  ptaku,  który  prowadził  ją  do  domu  ze  szkła,  domu,  z  którego  mogła  spoglądać  w 

niebo. Domu, w którym rosły kwiaty, mimo że panowała zima. 

background image

Nie  namyślając  się  dłużej,  pobiegł  wprost  do  altany.  W  uszach  mu  szumiało,  ale  nie 

zważał  na  to.  Na  oblodzonej  ścieżce  nie  widać  było  świeżych  śladów,  z  daleka  trudno  było 

sprawdzić, czy ktoś znajduje się w oszklonym domku. 

Uchylone drzwi. 

Zobaczył  ją  na  ławie  wyłożonej  miękkimi  poduszkami.  W  samej  tylko  koszuli  spała 

skulona na boku, oparłszy policzek na złożonych dłoniach. Twarz miała bladosiną, ale na jej 

ustach gościł uśmiech. 

Sedolf  szarpnął  nią  gwałtownie,  potrząsnął,  nie  zważając  na  to,  że  na  jej  białych 

ramionach odznaczyły się ślady jego palców. 

Pomrugała powiekami, nie przestając się uśmiechać. 

Wyglądała na szczęśliwą. 

Daremnie byłoby próbować ją tu budzić. Bóg raczy wiedzieć, jak długo przebywała w 

chłodnej altanie. Samemu zresztą było mu zimno, bo wyszedł tylko w koszuli. 

Chwycił ją w ramiona i klnąc pod nosem, ruszył biegiem do pałacu, po drodze starając 

się  rozgrzać  jej  przemarznięte  ciało.  Na  szczęście  stopy  owinięte  wełnianymi  onucami  nie 

ś

lizgały mu się na lodzie. 

Sedolf doskonale wiedział, co znowu się śniło Idzie. 

Przeklęty ptak! 

W połowie drogi wybiegł Sedolfowi na spotkanie William i wyciągnął ku niemu ręce. 

Zapewne  Maja  zdążyła  mu  już  o  wszystkim  opowiedzieć.  Sedolf  wiedział,  że  nie  jest  to 

moment, by udawać bohatera, i podał Williamowi Idę. Nieważne, który z nich wniesie ją pod 

dach, byle to uczynić szybko. 

- Wyszła na dwór nie ubrana? 

- Zapewne podczas snu - odparł Sedolf z twarzą pełną zgryzoty. Z jego oczu biła jakaś 

ponura determinacja. - Znalazłem ją tam, w dole... 

Kiwnął głową w stronę oszklonej altany. 

- Co ona tam robiła? Sedolf otworzył drzwi, a William wniósł Idę po schodach. Maja 

ledwie za nimi nadążała. 

-  Przynieś  tę  maść  do  nóg  -  zakomenderował  William.  Maja  posłuchała  go  bez 

najmniejszego sprzeciwu. Owinęli Idę w ciepłe derki, napalili w piecu i przysunęli łóżko jak 

się dało najbliżej pieca. 

-  Często  jej  się  zdarza  lunatykować?  Sedolf  pokręcił  głową,  zgaszony  i  zasępiony. 

Usta zacisnął w wąską kreskę. 

background image

Do pokoju wpadł boso Bergfors, wyraźnie poruszony, pośpiesznie wtykając w spodnie 

nocną koszulę. Zbadał Idę dokładnie i nakazał ponownie zawinąć w futrzane derki. 

-  Pilnujcie,  żeby  miała  ciepło  -  nakazał.  -  Myślę,  że  wszystko  będzie  dobrze,  ale 

pozwólcie jej się wyspać. Musi się rozgrzać, a kiedy się obudzi, należy jej podać coś ciepłego 

do picia. 

Więcej nic nie powiedział, o nic też nie pytał, ale długo przyglądał się Sedolfowi. 

Maja  nie  wtrącała  się.  Wsparta  na  ramieniu  Knuta,  zaklęła  pod  nosem,  chociaż  nie 

robiła tego na co dzień. W nowym świecie nabrała ogłady. Teraz jednak zapomniała się. 

- Co jest, u licha ciężkiego? Idzie nigdy się nie zdarzały podobne rzeczy. Zawsze spała 

twardo jak kamień. Nie poznaję jej. Co się stało? 

Siedzący  na  brzegu  łóżka  Sedolf  poczuł  się  dotknięty.  Miał  wrażenie,  że  wszyscy 

obwiniają go, i aż zagotowało się w nim na te głęboko niesprawiedliwe oskarżenia. 

-  Gdyby  nie  ja,  byłoby  z  nią  o  wiele  gorzej  -  odciął  się,  ale  zaraz  wróciło  mu 

opanowanie.  -  Ida  wiele  przeszła  -  powiedział  już  spokojniej,  wbijając  w  Maję  swe  ciemne 

oczy.  Zależało  mu,  żeby  to  zrozumiała.  -  Strata  Ailo  była  dla  niej  ciężkim  ciosem.  Ty 

powinnaś  to  chyba  najlepiej  rozumieć.  Najgorsze  w  tym  wszystkim  było  to,  że  niczego  tak 

naprawdę  nie  wiedziała.  Kiedy  wreszcie  się  z  tym  uporała  i  nabrała  dystansu,  straciła  małą 

Raiję. Gdybyś ją wtedy zobaczyła, wątpię, czy w ogóle byś ją rozpoznała. Była zupełnie za-

łamana  i  straciła  wolę  życia.  -  Nabrawszy  głęboko  w  płuca  powietrza,  rzucił  ku  żonie 

spojrzenie pełne miłości. Nie było sensu wyjaśniać Mai, jak wiele  Ida dla niego znaczy. To 

nazbyt osobiste. Dotyczyło tylko ich dwojga i nie miał ochoty o tym rozpowiadać. - Ale to nie 

ma związku z wcześniejszymi przeżyciami - dodał po chwili. - Idę prześladują sny, a konkret-

nie  jeden  sen,  który  ciągle  powraca.  Im  bliżej  celu  naszej  podróży,  tym  stawał  się 

intensywniejszy. Śni jej się ptak, który prowadzi ją do prawdy. 

Popatrzył  na  Maję,  która  miała  na  szyi  zloty  wisiorek:  ptaszka  o  rozpiętych 

skrzydłach,  niemal  takiego  samego,  jakiego  miała  Ida,  a  który  złożyła  do  grobu  razem  z 

ciałem małej Raiji. 

-  Ptak  to  nasz  amulet,  przynosi  nam  szczęście  -  odparła  Maja,  ale  w  jej  głosie 

zabrzmiał lęk, co nie uszło uwagi Sedolfa. 

- Ta niepewność ją zadręcza - ciągnął. - Dlatego chciałem, żebyśmy tutaj przyjechali, 

mimo  że  mogłem  ją  próbować  nakłonić,  by  o  wszystkim  zapomniała.  Nie  przypuszczałem 

jednak, że wspomnienia wrócą do niej ze zdwojoną siłą. Jest tak, jakby Ailo ożył dla niej na 

nowo. A według mnie jeden żywy mąż powinien jej wystarczyć. 

W pokoju zapadła cisza. 

background image

- Jak szybko to będzie możliwe, powinnaś, Maju, opowiedzieć Idzie, jak Ailo umarł. 

Jakkolwiek  by  to  było  bolesne  dla  ciebie,  jakkolwiek  drastyczne...  Wiem,  Ailo  był  twoim 

bratem  i  łączyły  was  nierozerwalne  więzy.  Ale  był  on  też  pierwszą  miłością  Idy.  Moim 

zdaniem Ida ma większe prawo niż ty, żeby dowiedzieć się wszystkiego. 

Zaschło  mu  w  ustach  i  w  gardle.  Może  powiedział  za  dużo,  ale  nie  żałował  ani 

jednego słowa. Gdyby było trzeba, powtórzyłby to wszystko jeszcze raz. 

Maja  nie  uciekła  spojrzeniem.  Sedolf  nie  miał  najmniejszego  pojęcia,  jak  celne  były 

jego  słowa.  Jak  niebezpiecznie  bliskie  prawdy.  Sprawił,  że  wszyscy  wpadli  w  popłoch, 

przeczuwając, iż ich przejrzał. 

-  Masz  rację  -  odezwała  się  cicho.  Wiele  ją  kosztowało,  by  głos  jej  nie  zadrżał.  Jak 

dobrze,  że  Knut  otaczał  ją  mocnym  ramieniem.  Nie  była  sama,  razem  wszyscy  to  uknuli, 

nieważne, że czuli się jak ostatni nędznicy.  Żadne jednak nie działało samotnie. - Kiedy się 

obudzi i rozgrzeje, opowiem jej o wszystkim. 

Maja  pierwsza  opuściła  pokój.  Kiedy  pozostali  zeszli  po  schodach,  zdążyła  już 

założyć buty i pelerynę, owinęła głowę szalem. Z oczu wyzierała jej bezradność. 

- Muszę z nim porozmawiać - odezwała się cicho, zwracając się do Williama. 

Pokiwał głową ze zrozumieniem. 

- Nikt nie zauważy twojej nieobecności - dodał Knut. - Anjo przypilnuje dzieci. 

W  kamiennym  domku  unosił  się  dym  z  komina.  Aby  o  tej  porze  roku  utrzymać  w 

pomieszczeniach  odpowiednią  temperaturę,  musieli  palić  na  okrągło  przez  całą  dobę.  Na 

materiał  budowlany  kamień  nadawał  się  bardziej  w  cieplejszych  rejonach  świata  aniżeli  na 

zachodnim wybrzeżu Finlandii. 

Domek, w którym panował miły chłód latem, zimą zamieniał się w lodowatą piwnicę. 

Jednak ani Ailo, ani Anna Kajsa nie chcieli się przenieść do pałacu. 

Drzwi  były  uchylone,  jak  zawsze.  Teraz  Maja  uznała  to  za  przejaw  beztroski.  Oboje 

już wstali. Anna Kajsa zagniatała ciasto na chleb, a Ailo szkicował ptaki, różnej wielkości i w 

różnych pozycjach. 

Większość ptaków miała rozpostarte skrzydła, jakby w popłochu zrywały się do lotu. 

Maja siadła na ławie obok brata. Poznała po jego oczach, że źle spał tej nocy, o ile w 

ogóle zmrużył oko. 

-  Czy  między  tobą  a  Idą  istnieje  więź  podobna  do  tej,  jaka  nas  łączy  ze  sobą?  - 

zapytała. 

Podniósł na nią nic nie rozumiejący wzrok i pokręcił głową. 

- Jesteś tego pewien? - naciskała Maja. Przytaknął. 

background image

- Idę i mnie łączyły innego rodzaju więzi - odrzekł głucho. - Ale dlaczego pytasz? 

Maja opowiedziała. 

Pobladł gwałtownie. Pomarszczona skóra przybrała wszelkie odcienie szarości i żółci, 

co  czyniło  jego  zniszczoną  twarz  jeszcze  bardziej  przerażającą.  Usta  wyglądały  jak 

przypadkowe wycięcie. 

- Śni jej się ptak? 

- Tak powiedział Sedolf. Ptak ma jej wskazać drogę do prawdy. I chyba nie muszę ci 

wyjaśniać, Ailo, o jaką prawdę tu chodzi. 

Przez długą chwilę patrzyli na siebie. 

- Ida nigdy nie posiadała nadprzyrodzonych zdolności - próbował bagatelizować Ailo, 

ale nie zabrzmiało to zbyt przekonująco. 

-  Nie,  Ida  nie  miała  żadnych  nadprzyrodzonych  zdolności  -  ironizowała  Maja.  - 

Oprócz tego, że zawsze była bardzo wrażliwa i rozumiała, co inni czują. W tym zawsze była 

niebezpiecznie dobra. Nie pamiętasz już? 

Pokiwał głową zamyślony. 

- Nie wiem, jak jest z nią teraz - ciągnęła Maja. - Dlatego przyszłam cię zapytać, czy 

masz z nią kontakt. Czy potraficie się porozumiewać siłą myśli? 

- Nie! Przecież już powiedziałem. Ailo zerwał się, węgle i arkusze kartonu spadły na 

podłogę. Miał gwałtowne, niemal gniewne ruchy. 

Anna  Kajsa  skurczyła  się  w  sobie.  Najchętniej  zapadłaby  się  pod  ziemię.  Skoro  nie 

może  usłyszeć  z  ust  Ailo  czegoś,  co  przywróciłoby  jej  wiarę  w  siebie,  wolałaby  nie  istnieć. 

Ailo nie dostrzegał jej rozpaczy, bo myśli miał zaprzątnięte wyłącznie Idą. 

-  Opowiedz  jej,  jak  było  naprawdę  -  zwrócił  się  do  Mai.  -  Do  tego  momentu,  kiedy 

odzyskałem przytomność. Dalej nie wyjaśniaj, powiedz po prostu, że umarłem. 

- Ida na pewno zapyta mnie o grób - rzuciła Maja oschle. 

- Pochowaliście mnie na płaskowyżu, w odludnym miejscu, gdzie hula wiatr. Powiedz 

jej, że zgodnie z moją wolą nie pozostała żadna mogiła ani tablica. Tylko darń. Uwierzy. 

Zamilkł. 

- Nic jej nie będzie? 

- Nie - odparła Maja i wyszła równie gwałtownie, jak się zjawiła. 

Wydawało  im  się,  że  wszystko  pójdzie  gładko  i  nikt  nie  będzie  cierpiał.  Ona  jedna 

przeczuwała kłopoty i od samego początku była przeciwna, by sprowadzać tu Idę. Ale jaka to 

teraz pociecha! 

Otworzyły się głębokie rany, które znów długo będą się zabliźniać. 

background image

-  Nie  wszystko  mogłam  powiedzieć  Reijo  -  wyjaśniła  Maja,  usadowiwszy  się  w 

nogach łoża. 

Przez krótką chwilę obu siostrom wydało się, że przeniosły się w czasie i przestrzeni i 

znów są w chacie na cyplu, gdzie często tak ze sobą rozmawiały. 

Ale teraz mimo wszystko było inaczej. Znajdowały się z dala od rodzinnej chaty, a to, 

co miały sobie do powiedzenia, nie przypominało niewinnych zwierzeń podlotków. 

Były w pokoju same. 

Ida  wprawdzie  zgodziła  się,  żeby  Sedolf  został,  a  i  Maja  zdawała  się  nie  mieć  nic 

przeciwko temu, ale on zdecydował inaczej. 

-  Ida powtórzy mi później, co uzna za stosowne - rzucił. - To nie moja sprawa. Ailo 

był jej mężem, zanim nastał mój czas. 

Siedziały  więc  teraz  naprzeciwko  siebie.  Siostry,  dwie  córki  Raiji.  W  ich  żyłach 

płynęła ta sama krew, choć ojcem jednej był Mikkal, a drugiej Reijo. 

Jedna z nich znała prawdę, druga zaś, pomimo lęku, łaknęła jej. 

- Mów! - nakazała Ida. - Nie odzyskam spokoju, dopóki się nie dowiem. 

-  Ailo  przybył  tu,  ponieważ  go  potrzebowałam  -  zaczęła  Maja.  -  Wezwałam  go, 

wykorzystując łączące nas więzi. Ciągle to sobie wyrzucam. Możesz mnie za to znienawidzić. 

Wiem, że jestem winna temu, co się później stało, i trudno mi z tym żyć. Ale przecież jakoś 

muszę. 

Zrzuciła  buty  i  podciągnęła  kolana  pod  brodę.  Pod  błękitną  suknią  mignęły  cienkie 

pończochy.  W  błękicie  było  Mai  do  twarzy.  Ten  kolor  pasował  do  jej  ciemnych  włosów. 

Czynił ją piękną i niedostępną. 

-  Chyba  moją  także  jest  winą,  że  zaplątał  się  w  szeregi  buntowników  pragnących 

obalić  szwedzkiego  króla  -  mówiła  dalej.  -  Ale  koniecznie  chciał  się  przyłączyć.  Nic  nie 

zapowiadało tragedii, jaka się potem zdarzyła. 

Maja  usiłowała  pochwycić  spojrzenie  siostry.  Nie  było  to  trudne,  gorzej  było 

opowiedzieć  wymyśloną  historyjkę,  tak  by  zabrzmiała  wiarygodnie.  Wpleść  starannie 

kłamstwa do prawdziwych zdarzeń, by Ida w nie uwierzyła. 

-  Mieli  ukraść  proch  ze  statków  należących  do  królewskiej  armii.  Zadanie  z  pozoru 

łatwe.  Ale  coś  nie  poszło  zgodnie  z  planem.  Wiem  tylko  tyle,  co  opowiedział  mi  William  i 

kilku  jeszcze  innych  uczestników  akcji.  Każdy  nosi  w  sobie  tylko  strzępy  prawdy,  każdy 

background image

zapamiętał  to  inaczej.  Podobno  nagle  zapaliła  się  pochodnia,  od  której  błyskawicznie 

rozprzestrzenił  się  ogień,  a  potem  nastąpił  wybuch.  Eksplodowała  beczka  z  prochem,  przy 

której znajdował się Ailo. 

Ida  słuchała  z  zamkniętymi  oczami.  Maja  wiedziała  najlepiej,  że  bujna  wyobraźnia 

potrafi być tyleż przekleństwem, co błogosławieństwem. A ich rodzina została nią aż nazbyt 

hojnie obdarzona. 

Maja  też  widziała  to  wszystko  oczami  wyobraźni.  Niewykluczone,  że  fantazja 

podsuwała jej obrazy znacznie okropniejsze od rzeczywistych. Teraz Ida 

zachowywała się podobnie. Może ona wytworzyła sobie obraz jeszcze straszniejszy. 

Sedolf miał rację, mówiąc, że jeśli ktokolwiek ma prawo znać prawdę, to właśnie Ida. 

Bo to przecież ona najbardziej kochała Ailo. 

-  Uciekając,  zabrali  go  ze  sobą  -  podjęła  na  nowo  Maja.  -  A  statek  wyleciał  w 

powietrze. Wybuchła panika, zrobiło się straszne zamieszanie. Zanim udało im się dopłynąć 

tu  na  wyspę,  minęło  sporo  czasu.  Musieli  się  przekradać  między  szkierami.  Ailo  odniósł 

ciężkie  obrażenia.  Strasznie  krwawił.  Położyliśmy  go  w  tym  pokoju...  Sprowadziliśmy 

Bergforsa. 

Ida otworzyła oczy i popatrzyła na Maję przerażona. 

-  To  ja  tak  zadecydowałam  -  odpowiedziała  Maja,  zanim  siostra  zdążyła  zadać  jej 

pytanie. - Pałac nie jest aż taki duży, wbrew pozorom nie ma tu tylu pokoi, z których można 

korzystać. Nie mam serca z kamienia, nie jestem bezlitosna, przeciwnie, uznałam, że jeśli już 

ktoś ma prawo zamieszkać w tym pokoju, to właśnie ty. 

- On umarł w tym łóżku? Maja pokiwała głową, wytrzymując spojrzenie Idy. 

- Jak mocno był ranny? 

- Gdyby przeżył, czekałoby go straszne życie. 

- Jak to? 

- Stracił wzrok - odpowiedziała Maja. Nie kłamała, nie dopowiedziała jedynie, że po 

pewnym czasie ta dolegliwość ustąpiła. - Miał zmiażdżone ramię i nogę, właściwie cały bok. 

Strasznie krwawił. 

Ida ścisnęła kurczowo dłonie na brzegu łóżka, jakby walczyła o życie. 

- Twarz miał całkowicie zmasakrowaną: krew i żywe mięso. Nigdy nie zapomnę tego 

smrodu. 

Opowiedziała  wszystko  tak  plastycznie  i  przekonująco,  że  Ida  omal  nie 

zwymiotowała. Była blada jak pościel. 

Mai zależało na tym, żeby osiągnąć taki efekt. Na koniec powtórzyła: 

background image

- Czekałoby go straszne życie. 

- Czy to ty powstrzymywałaś szamana? Maja pokiwała głową niechętnie. 

-  Był  umierający  -  wyjaśniła.  Nie  mówiła  całej  prawdy,  ale  i  nie  kłamała.  -  Nie 

chciałam przydawać mu cierpienia. A ty przecież i tak byś nie uwierzyła w jego śmierć, nawet 

gdybyś to usłyszała od szamana, czyż nie? 

Ida powoli pokiwała głową. Rzeczywiście, zaakceptowałaby jedynie odpowiedź, która 

pozwoliłaby  jej  zachować  nadzieję.  Gdyby  szaman  przyniósł  jej  wiadomość  o  śmierci, 

wyśmiałaby go i jego przesądne praktyki. 

- Szaman mówił, że Ailo został naznaczony przez Roto. 

Maja  poczuła  ciarki  na  plecach,  usłyszawszy  słowa  Idy.  Przypomniało  jej  się,  że 

właśnie  takiego  określenia  użył  Ailo,  gdy  wróciła  mu  świadomość.  Nie  mogła  jednak  tego 

powiedzieć siostrze, bo ustalili wcześniej, że nie wyjawią jej, iż Ailo w ogóle odzyskał przy-

tomność. Miała nadzieję, że Ida nie zauważyła, jakie jej słowa zrobiły na niej wrażenie. 

-  Szaman  miał  rację  -  rzekła  tylko.  -  Bo  Ailo  umierał  przez  dwa  tygodnie,  był 

nieprzytomny. Nikt z nas nie wie, co czuł. Wolę myśleć, że nie cierpiał, ale czasami nachodzi 

mnie  zwątpienie.  Czy  rozumiesz  teraz,  dlaczego  nie  mogłam  opowiedzieć  tego  wszystkiego 

Reijo? 

Ida  w  milczeniu  skinęła  głową,  walcząc  z  nachodzącymi  ją  falami  mdłości  i 

fizycznego bólu. 

To wszystko, przez co musiał przejść Ailo, wydało jej się takie nierzeczywiste. Jak to 

możliwe, że nic nie wyczuła, niczego się nie domyśliła, gdy on umierał w takich cierpieniach? 

Pocieszyło ją jedynie, że kiedy pierwszy raz leżała w ramionach Sedolfa, Ailo już nie 

ż

ył.  Nie  złamała  przysięgi  małżeńskiej.  Miała  prawo  być  już  wówczas  z  innym  mężczyzną, 

choć nie była tego świadoma. 

- Gdzie jest jego grób? 

Maja  uśmiechnęła  się  ze  smutkiem.  Gorąco  współczuła  zarówno  Ailo,  jak  i  Idzie. 

Naprawdę wszystko w niej łkało, gdy musiała opowiadać siostrze te kłamstwa. 

-  Znałaś  Ailo  lepiej  niż  ja  -  odezwała  się,  pociągając  nosem.  -  Jak  sądzisz,  gdzie 

chciałby zostać pochowany? 

-  Na  płaskowyżu  -  odparła  Ida.  Maja  pokiwała  głową  i  wytarła  łzy,  które  nie  prze-

stawały jej płynąć z oczu. 

-  Prosił  o  to  jeszcze  na  wraku  w  ostatnich  przebłyskach  świadomości.  Prosił,  by  go 

pochować na bezkresnym płaskowyżu. Nie chciał, by oznaczać jego grób. Pragnął mieć nad 

sobą tylko mech, darń i wrzosy, dziką tundrę i szept wiatru. 

background image

Najgorsze,  że  Ida  jej  wierzyła.  Maja  zapłakała  jeszcze  rozpaczliwiej,  gdy  to  sobie 

uświadomiła. 

Płakały obie, choć każda z innego powodu. Uporały się jednak z tym, czego każda na 

swój sposób tak się obawiała. 

Obie  wiedziały,  że  tego  nie  dało  się  uniknąć.  Dzięki  tej  rozmowie  części  mozaiki 

ułożyły się w jedną całość. 

-  Chcesz  zostać  sama?  -  zapytała  Maja,  podnosząc  się  z  miejsca.  Chciała  jak 

najszybciej umyć twarz, spojrzeć w lustro i nazwać siebie kłamcą. 

Ale  Ida  pokręciła  głową.  Osuszyła  łzy  i  pociągając  nosem,  poprosiła  siostrę,  by 

została. 

- Mam coś - powiedziała, wkładając rękę pod poduszkę. Wyjęła skórzany woreczek. - 

To  srebro  rodowe  Ailo.  Dał  mi  je  Anders.  Uważam,  że  niesłusznie  byłoby,  gdybym 

zatrzymała je dla siebie... 

Ida rozwiązała rzemyk i wysypała zawartość na białą pościel. 

Maja widziała w życiu wiele pięknych ozdób, ale aż westchnęła na widok lapońskiego 

srebra rodowego po babce Mikkala. Srebra, które zostało podzielone... 

- Może brakuje tu paru drobiazgów - mówiła Ida. - I twojej broszki. 

- Nie musiałaś jej odsyłać. Ida odgarnęła lok z czoła. 

-  Nie,  nie  musiałam,  ale  uważałam,  że  powinnam.  To  ty  jesteś  dzieckiem  mamy  i 

Mikkala. On jej podarował tę broszkę w dowód wielkiego uczucia. Poczęłaś się z ich wielkiej 

miłości. 

- Tak, w grzechu... - dodała Maja z goryczą. - To tylko inne określenie. 

Ida pokiwała smutno głową. 

-  Nie  mów  tak!  Uważam,  że  to  coś  pięknego.  Nie  wszyscy  mogą  powiedzieć,  że  są 

owocem gorącej miłości, a ty to wiesz na pewno. Tak więc broszka powinna być twoja. 

- Ale pozostałe srebro należy do ciebie... Ida pokiwała głową. 

-  Jestem  teraz  żoną  Sedolfa,  Maju.  Może  powinnam  przechować  to  srebro  dla 

Mikkala,  ale  gdzieś  głęboko  w  środku  czuję,  że  to  nie  byłoby  słuszne.  Nie  wiem,  czy 

potrafiłby  docenić  jego  prawdziwą  wartość.  Dorastając  nad  fiordem,  nauczy  się  pogardzać 

Lapończykami.  To  bardzo  przykre  i  niesprawiedliwe  wobec  ludu,  z  którego  wywodził  się 

Ailo.  Życzliwego  i  do  wszystkich  nastawionego  przyjaźnie.  Pogładziła  palcami  srebrne 

ozdoby. 

- To prawdziwe dzieła sztuki - powiedziała z rozmarzeniem. - Ty mogłabyś wyłożyć 

je  w  oszklonej  serwantce,  by  twoi  goście  zachwycali  się  ich  pięknem.  Może  wówczas 

background image

zrozumieliby, że ci, którzy je wytworzyli, nie mogą być dzikusami. Ze te wszystkie formy i 

wzory mogła stworzyć tylko ręka artysty. 

- To dlatego rezygnujesz z dziedzictwa Ailo? Naprawdę? 

Ida pokiwała głową. 

-  Wydaje  mi  się,  że  jest  w  tym  jakiś  zamysł,  żeby  srebro  rodowe  znów  zostało 

skompletowane. Mikkal na pewno tego pragnął. Nigdy nie zrezygnował  z mamy. Nigdy nie 

porzucił marzeń, że kiedyś będą razem. Gdyby nie został zabity, na pewno nikt by ich nie roz-

dzielił.  I  wówczas  srebro  rodowe  znów  stanowiłoby  całość.  Ty  jesteś  ich  córką.  Dlatego  u 

ciebie,  nie  u  mnie,  jest  jego  miejsce.  Jestem  wprawdzie  córką  Raiji,  ale  moim  ojcem  jest 

Reijo. Rozumiesz, co mam na myśli? 

- Pragniesz, żeby srebro znów było w komplecie. Dlatego, że mam już broszkę, mam 

teraz wziąć i resztę? 

Ida przytaknęła. 

Maja wpatrywała się w srebro. Nie miała do niego prawa, bo prawowity spadkobierca 

ż

ył. 

-  Mogę  je  przechować  dla  ciebie  -  rzekła  po  chwili.  -  Gdybyś  pożałowała,  że  je 

oddałaś, będziesz mogła je zabrać z powrotem. 

Ida z wyraźną ulgą zebrała srebrne ozdoby do woreczka i położyła na kolanach Mai. 

- Teraz przynajmniej wiem, że jest we właściwych rękach - rzekła. 

Maja uśmiechnęła się ze smutkiem i założyła na nogi bury. 

- Polubiłam twojego męża - dodała  Ida, wywołując rumieniec na twarzy  Mai. - Poza 

wszystkimi innymi walorami wydaje się bardzo miły - ciągnęła niepoprawna Ida. 

-  Rzeczywiście  jest  miły  -  odparła  Maja.  -  William  to  najlepsze,  co  mi  się  w  życiu 

mogło przytrafić. 

-  Myślisz...  -  zaczęła  Ida,  zmieniając  nieoczekiwanie  temat.  -  Czy  sądzisz,  że  on 

cierpiał? Nie mów, że nie wiesz. Nie pytam o to, co wiesz. Ale jak ci się zdaje? 

Ida  popatrzyła  na  Maję  błagalnie  tymi  swoimi  oczami  tak  bardzo  przypominającymi 

oczy Reijo. Mai zdawało się, że przejrzały ją na wylot. 

-  Zrobiłam  dla  niego  wszystko,  co  było  w  mojej  mocy  -  odezwała  się  cicho,  stojąc 

przy  łóżku  dziwnie  zakłopotana.  Przed  oczami  przemknął  jej  obraz  z  tamtych  dni,  kiedy 

klęczała przy Ailo pogrążonym w nieświadomości. Przypomniała sobie targające nią uczucia. 

I  odpływającą  z  niej  energię.  -  Bergfors  też  zrobił  wszystko,  co  mógł...  Ale  na  pewno  nie 

obyło się bez bólu, Ido. Nie zamierzam cię oszukiwać. 

background image

Maja nie była z siebie zadowolona. Zachowała się lojalnie wobec Ailo, który z całego 

rodzeństwa był jej najbliższy, ale nigdy więcej nie zgodzi się odegrać podobnej farsy. Nawet 

dla niego. Spociły jej się dłonie, w których trzymała skórzany woreczek. 

- Czy... czy William może coś mówił, że... że Ailo wspominał mnie, gdy wracała mu 

ś

wiadomość? 

Maja przypomniała sobie, co czuła, kiedy umarł Heino. Rany po jego stracie długo nie 

chciały się zabliźnić. Pamięta, że też chciała wtedy wiedzieć to samo co teraz Ida... 

- A jak sądzisz? Ku komu mógł kierować swe ostatnie myśli? - zapytała. - William, co 

prawda,  nie  opowiedział  mi  dokładnie  o  wszystkim.  Jak  się  możesz  domyślić,  przeżył 

wstrząs. Ale że Ailo do końca myślał o tobie, powtarzał wiele razy - dodała Maja, pragnąc jak 

najszybciej zakończyć rozmowę i wyjść z pokoju. 

Ida  spuściła  wzrok.  Wiele  znaczyły  dla  niej  te  słowa.  Dla  tej  pewności  warto  było 

znieść trudy długiej wyprawy. 

Maja wyszła. 

Sedolfa znalazła u Anjo i Knuta razem z dziećmi. 

Mikkal  dobrze  się  czuł  w  towarzystwie  Karla  i  Henrika.  Na  początku  chował  się 

zawstydzony, ale zaraz po chwili trzej kuzyni bawili się w najlepsze. 

Maja objęła szwagra, przytuliła, ale odsunęła się i powiedziała: 

- Idzie nie mógł się trafić lepszy mąż. 

Sedolf poczuł się trochę zakłopotany. Maja bowiem nigdy nie była wylewna. Należała 

do takiego typu kobiet, których Sedolf nie ośmieliłby się dotknąć. Coś w niej, bynajmniej nie 

blizny na policzkach, trzymało takich jak on na dystans. 

Kobiety  pokroju  Mai  potrzebowały  mężczyzn  podobnych  do  Williama:  silnych, 

pewnych  siebie,  którzy  potrafili  żyć  u  boku  niezwykłej  partnerki.  Takich,  którzy  nigdy  nie 

chowają się w cieniu, ale sami górują nad wszystkimi. 

Sedolf  zdawał  sobie  sprawę  ze  swej  niedoskonałości,  dlatego  tak  go  zaskoczyło 

zachowanie Mai. 

-  Bardzo  ciężko  to  zniosła?  -  zapytał,  czując  się  nagle  jak  młokos.  Rodzeństwo  Idy 

łączyły tak silne więzy, że on sam czuł się wśród nich obco i nic nie mógł na to poradzić. 

W domu nad fiordem był swój. Reijo często mu powtarzał, że stracił córkę, kiedy on, 

Sedolf, ożenił się z Idą, ale za to zyskał syna. 

Tu  odstawał  od  nich.  Miał  wrażenie,  że  może  tylko  popatrzeć  na  obraz  w  złotych 

ramach, na którym oni wszyscy są razem. Najgorsze, że nie wiedział, co z Idą, gdzie jest jej 

miejsce. 

background image

Maja  pokiwała  głową.  Na  jej  pobladłej  twarzy  wyraźniej  niż  zwykle  odcinały  się 

blizny. Sedolf nigdy jej takiej nie widział. Poznał, że płakała. 

Zapytał: 

-  Jak  sądzisz,  potrzebuje  mnie,  czy  jeszcze  przez  jakiś  czas  wystarczą  jej 

wspomnienia? 

Mai  przypomniał  się  Simon,  który  także  miał  takie  chwile  bezgranicznego 

zrozumienia. To ona nigdy nie zdołała zgłębić pokładów jego wrażliwości. To ona nie była w 

stanie go prawdziwie pokochać. 

Ale  Sedolf  różnił  się  od  Simona.  Nie  był  powierzchowny,  a  przy  tym,  na  szczęście, 

uniknął koszmarnych doświadczeń, jakich los nie poskąpił Simonowi. 

-  Przecież  umarli  nie  utulą,  prawda?  -  odpowiedziała.  Zrozumiał.  Maja  patrzyła  za 

nim, a kiedy zamknęły się drzwi, westchnęła. 

- Myślałam, że tego z siebie nie wyduszę - odezwała się po fińsku, cicho, by dzieci nie 

usłyszały.  Nie  była  pewna,  ile  Mikkal  rozumie.  Reijo  na  pewno  mówił  do  niego  po  fińsku. 

Zresztą  dzieci  porozumiewały  się  też  w  tym  języku.  -  Chyba  byłoby  mi  łatwiej,  gdyby  on 

naprawdę nie żył. 

- Uporałam się z tym - oznajmiła Ida Sedolfowi, patrząc mu prosto w oczy. 

Usiadł oparty o wezgłowie łóżka i mocno przygarnął żonę, kładąc dłonie na jej piersi. 

Całując ślady łez na jej policzkach, poczuł w ustach słony smak. 

- To znaczy uporam się - poprawiła się. - Poczułam go tak blisko, że zdawało mi się, 

ż

e mogę go dotknąć. Wszystko mi się przypomniało, wszystko, co nas łączyło. To jakaś część 

mnie, Sedolfie. Ale to nie znaczy, że ty jesteś przez to dla mnie mniej ważny... 

Pocałował skroń, przytuloną do jego policzka. Uśmiechnął się do niej, choć nie mogła 

tego widzieć. 

- Lubiłem Ailo - powiedział. - Pamiętaj, że traktowałem go jak przyjaciela. Doskonale 

wiem, że gdyby żył, dla mnie nie byłoby miejsca w twoim sercu. Pewnie bym cię też w ogóle 

nie pokochał. Na pewno nie bylibyśmy razem. Mówiąc „my”, miałabyś na myśli jego i siebie, 

nie nas oboje, prawda, kochanie? 

- Gdzie ty się nauczyłeś tak ładnie przemawiać? - zaśmiała się przez łzy i przycisnęła 

mocniej jego dłoń do swej piersi. Wargami musnęła jego podbródek. 

- Lata ćwiczeń - odrzekł z uśmiechem, który dostrzegła kącikiem oka. - Zapomniałaś 

już,  Ido  córko  Reijo,  że  zrobiłaś  najgorszą  z  możliwych  partii  nad  fiordem?  Wybrałaś 

mężczyznę,  który  wypróbował  większość  sienników,  szepcząc  kłamstwa  do  ucha  każdej 

kobiecie powyżej piętnastu lat... 

background image

- Przechwalasz się i przechwalasz, aż w końcu sam w to uwierzysz. 

Pociągnęła go za grzywkę i złapała mocno, póki nie poprosił, by puściła. 

- Ciebie? Mam ciebie puścić, Sedolfie? - zapytała niewinnie. - Nigdy. Póki tli się we 

mnie choćby iskierka życia, póki w głowie mam choć trochę rozumu, będę się trzymać ciebie 

ze wszystkich sił

najukochańszy, najmilszy... 

Zamknął  jej  usta  pocałunkiem,  powstrzymując  dalsze  komplementy.  Wsunął  się  pod 

kołdrę  i  delikatnie  przytulił  do  niej  całym  ciałem.  Musnął  wargami  jej  usta,  oczy,  policzki. 

Spijał łzy, póki nie przestały płynąć, a potem całował ich ślady i tak długo okrywał policzki 

pocałunkami, aż przywrócił im rumieńce. Aż w oczach Idy znów zapłonął ogień. 

Dawno ze sobą nie byli tak blisko. Dawno nie kochali się tak swobodnie, nie zważając 

na odgłosy i gwałtowne ruchy. 

Niecierpliwie  odsłaniali  skrywane  długo  ciała.  Pochłaniali  je  wzrokiem,  sycili  się 

nimi, póki nie stały się jednością. Wreszcie oderwali się od siebie i rozkoszowali chwilą, gdy 

za pieszczotę wystarczy spojrzenie. 

Ida  uwielbiała  mu  się  przyglądać.  Twarde  muskuły  napinały  się  i  drgały  pod  skórą 

noszącą ślady letniej opalenizny. Lubiła przekonywać się, jakiego ma przystojnego męża. 

Był  krzepki,  chociaż  wydawał  się  taki  wąski  w  biodrach.  Długie  nogi  'dodatkowo 

czyniły jego sylwetkę szczupłą. Czuła jego siłę. Wiedziała, jak mocno potrafią trzymać jego 

dłonie, jakie potrafią być wymagające. 

Uśmiechnęła się do niego. Oblizała wargi czubkiem języka, a spojrzenie skierowała w 

dół, na płaski brzuch i kępkę ciemnych włosów poniżej pępka. 

Chuchnęła  i  ruchem  dłoni  przesyłając  mu  pocałunek,  niespokojnie  poruszyła  się. 

Leżała jak on rozebrana, ale nie marzła, chociaż jej stopy nadal miały bladosiny odcień. 

Prowadzili  taką  grę.  Czasem  w  ogóle  się  nie  dotykali,  tylko  zanurzając  w  sobie 

bezwstydne spojrzenia, rozpalali zmysły. 

Przez moment skóra na udach i ramionach Idy pokryła się gęsią skórką. Wiedziała, że 

on  to  zauważył.  Zaraz  jednak  zapłonęła,  ogarnęła  ją  fala  gorąca,  a  ciało  nabrało  barwy. 

Dyszała, nie przestając zwilżać czubkiem języka spierzchniętych ust. 

Jej dłonie drżały niecierpliwie z tęsknoty, by dotknąć jego ciała, by poczuć twardość 

jego męskości i otulić ją. Spragniona była jego smaku, głodna... 

Równocześnie wyciągnęli ku sobie ramiona. 

I przytuleni ciasno, stali się jedno. 

Nigdy nie musiał sprawdzać, czy jest już gotowa go przyjąć. Otwierała się przed nim, 

a on odnajdywał ją stęsknioną rozkoszy, gotową dzielić z nim pożądanie. 

background image

Baraszkowali na szerokim łożu między białą kołdrą a czystym prześcieradłem. 

Całowali się namiętnie aż do spełnienia. Aż osiągnęli stan owego „my”, stan, który nie 

był  ani  niebem,  ani  ogniem,  ani  spienioną  falą,  którego  nie  sposób  opisać  jakimikolwiek 

słowami. 

- Nie zamienisz się w lodową księżniczkę, chociaż spacerujesz w samej nocnej koszuli 

po  mrozie  -  uśmiechnął  się  Sedolf,  przeczesując  do  tyłu  mokre  od  potu  włosy.  Nie 

przejmował się wcale, że pomimo młodego wieku tworzą się mu już zakola. 

Usiadł na brzegu łóżka obok Idy i długo się jej przyglądając, pokiwał głową. 

- Nie pojmuję, jak to możliwe, aby kochać kogoś tak mocno jak ja ciebie. Rozumiesz 

coś z tego? 

- Nie wiem, czy chcę tego dociekać - odparła, podciągając kołdrę po samą brodę. 

- Lekarz nakazał, żebyśmy cię rozgrzali. - Sedolf mrugnął ubawiony. - Moim zdaniem 

dobrze się sprawiłem. Ale chyba nie podołam kolejnej rundzie, więc może lepiej załóż coś na 

siebie. Chyba że czekasz na kogoś innego, kto po mnie przejmie kurację? 

Ida pokazała mu język. 

- Rzeczywiście, ptak doprowadził mnie do prawdy - powiedziała. 

Sedolf założył jej przez głowę koszulę nocną i otulił ją ciepłym nakryciem. 

- Odpocznij, kochanie. Zaśnij. A ja sprawdzę tymczasem, czy Maja nadal ma swojego 

ptaka na szyi, czy też może uleciał on na skrzydłach dzisiejszej nocy. 

Ida otworzyła usta, żeby mu coś odpowiedzieć, ale zamknął je pocałunkiem. A kiedy 

już wypuścił ją, jej ciało stało się leniwie ociężałe. Zapadała w sen. I nie pamiętała już, co jest 

takie ważne... 

background image

Maja spotkała się z Ailo w altanie późną nocą. Żadne z nich nie wzięło ze sobą lampy. 

Mrok był im bardziej przyjacielem niż wrogiem. 

Ailo  już  czekał,  gdy  Maja  nadeszła.  Ida  przespała  cały  dzień,  więc  wieczorem  była 

rześka  i  do  późna  siedzieli  wszyscy  razem,  wysłuchując  nowin  z  domu.  Ida  opowiadała  tak 

wyraziście,  że  Maja  miała  wrażenie,  jakby  wszystko  oglądała  sama.  Wczuła  się  we 

wspomnienia  siostry  i  przyswoiła  je  sobie  jak  własne.  W  końcu  zostały  tylko  we  dwie. 

Zwierzyły się sobie z najskrytszych odczuć i myśli. Maja nigdy nie sądziła, że może się nimi 

z  kimś  podzielić.  A  już  najmniej  z  młodszą  siostrą,  piękną,  olśniewającą  Idą,  tryskającą 

humorem i życiem... 

Ida niechętnie udała się do snu. Maja zauważyła, że dla siostry te wspólnie spędzone 

godziny, które je do siebie bardzo zbliżyły, miały wielką wartość. Zdawało jej się, że stały się 

teraz bardziej równorzędnymi partnerkami. 

Ale Maja widziała ograniczenie, którego istnienia Ida się nie domyślała. 

Kłamstwo. 

Ailo bawił się sznurkiem. Dotykał go palcami, jakby był największą świętością. Maja 

odkryła, że to ten sam, którym Ida miała związane włosy, gdy przybyła na wyspę. Pewnie nie 

rozplotła warkocza przed snem... 

-  To  jej  -  powiedziała  krótko,  rzucając  pośpieszne  spojrzenie  w  stronę  pałacu,  który 

trwał  pogrążony  w  ciszy  i  mroku  jak  przed  chwilą,  gdy  go  opuszczała.  -  Doprowadziłeś  do 

tego,  że  przez  moment  wolałam,  żebyś  nie  żył  -  wyznała  Maja,  siadając  obok  brata.  Tak 

blisko,  że  dotykali  się  ramionami.  Potrzebowała  jego  bliskości,  chciała  czuć  przy  sobie 

ż

ywego człowieka. 

- Bywają takie chwile, że i ja marzę o tym samym - odparł Ailo spokojnie. - Nie dalej 

jak tej nocy. Ale już w dzień jest inaczej. Chcę żyć, rozumiesz? Żyć dla mojego syna, nawet 

jeśli będę mógł popatrzeć na niego przez moment. Właśnie robię dla niego klamrę do paska, 

oczywiście w kształcie ptaka. Kiedyś, gdy dorośnie, może będzie mógł ją dostać... 

- Opowiedziałam jej wszystko tak, jak uzgodniliśmy - odezwała się Maja zapatrzona 

w  mrok.  Wydawało  jej  się,  że  śledzi  ją  tysiące  par  oczu,  a  z  ciszy  dobywają  się 

oskarżycielskie szepty: „Jesteś nędzna, podła”, słyszane wyłącznie przez nią. - Płakała przez 

ciebie  -  wyrzuciła  z  siebie  ostrzej  niż  zamierzała.  -  Bolała  nad  swoim  mężem,  który  oddał 

ż

ycie  za  obcy  kraj  i  obcą  sprawę.  Zastanawiała  się,  czy  myślałeś  o  niej  w  swych  ostatnich 

background image

chwilach.  Cierpiała,  wyobraziwszy  sobie  męczarnie,  jakie  przeszedłeś.  Pragnęła  wierzyć,  że 

na łożu śmierci nie czułeś już bólu. Płakała nad twoim bezimiennym grobem, ale uznała, że 

tak  należało  zrobić.  -  Maja  nabrała  powietrza.  -  Powinniśmy  być  dumni,  ty,  bracie,  i  ja. 

Ułożyliśmy wiarygodną historyjkę. 

- Uważa mnie już teraz za zmarłego? 

- Tak, Ailo, dla niej już umarłeś. Czy nie tego właśnie chciałeś? 

- Tak. 

Przyszłość leżała u jego stóp, na dnie nie wiadomo jak wysokiego urwiska. 

Maja opowiedziała mu o srebrze. 

- Jest twoje - zakończyła. - Dopatruję się głębszego sensu w tym, że Ida przekazała je 

mnie. 

Nie  odpowiedział.  Nie  był  w  stanie.  Przeszłość  zakradła  się  nazbyt  blisko.  Niemal 

fizycznie wyczuwał w powietrzu dłonie, próbujące pochwycić go tam, skąd już zniknął. 

-  A  co  z  Anną  Kajsą?  -  zapytała  Maja.  -  Nie  tak  dawno  zapewniałeś  mnie,  że  nie 

chcesz jej skrzywdzić. Zapomniałeś, braciszku? 

- Staram się nie zapomnieć - odpowiedział Ailo. - Ale Annę Kajsę przytłoczyła uroda 

Idy. Chyba jej się wydaje, że zawsze będzie stać w jej cieniu. A ja nie potrafię jej przekonać, 

ż

e  i  ona  jest  piękna.  Pewnie  jest  zbyt  młoda,  żeby  zrozumieć  odkrytą  przez  Raiję  prawdę  o 

miłości... 

- Zapadło ci to w pamięć? Pokiwał głową. 

-  Nie  spodziewałem  się,  że  Raija  ciągle  jeszcze  jest  mi  tak  bliska.  Przez  cały  czas 

kołacze mi w głowie myśl, która stanowiła sens jej życia. Ale ojciec był inny. Miał obsesję na 

jej punkcie i to zaważyło na jego małżeństwie. Nigdy nie chciałem stać się do niego podobny. 

Nie  chciałem  dopuścić  do  tego,  by  moje  serce  pozostało  obojętne  wobec  kogoś,  kto  mnie 

kocha. Ale widać jestem nieodrodnym synem Mikkala. I wygląda na to, że Ida stanie się dla 

mnie tym, kim Raija dla ojca. 

-  Nigdy  nie  pozwolę  ci  wyjawić  jej  prawdy  -  odezwała  się  Maja  twardo.  -  Nigdy! 

Rozumiesz, Ailo? 

Kiwnął głową i wstając z miejsca, rzucił: 

- Idę już, Maju. Anna Kajsa mnie potrzebuje. Nadal mogę być dla niej kimś ważnym, 

na swój sposób. 

Maja  posiedziała  w  altanie  jeszcze  przez  chwilę  po  wyjściu  brata,  a  potem  i  ona 

opuściła szklany pawilon. 

background image

Ida widziała postaci okryte w peleryny. Mroczne cienie w ciemnościach nocy. Wyszły 

z altany, z ukwieconego szklanego domku z jej snów. 

W  jednej  z  postaci,  która  wbiegła  po  schodach  do  pałacu,  rozpoznała  Maję.  Druga 

gdzieś zniknęła. 

Służba nie ubierała się w peleryny. 

Czy Maja ma romans? Spotyka się nocą potajemnie z kochankiem? 

Ta myśl wydała jej się niedorzeczna. Poza tym było zbyt zimno na schadzki. 

Ida odeszła od okna i popatrzyła na pogrążonego w spokojnym śnie Sedolfa. Ogarnęło 

ją poczucie bezradności. 

Daremnie doszukiwała się szczegółów, które być może wcześniej umknęły jej uwagi. 

Nie chciała jednak budzić Sedolfa, choć czuła, że on potrafiłby udzielić jej odpowiedzi. 

Nie miała serca zrywać go w środku nocy. 

To  Anjo  zaproponowała  spacer  wzdłuż  zamarzniętej  plaży,  gdzie  śniegu  leżało 

niewiele  i  nie  było  tak  ślisko,  a  za  dnia,  przynajmniej  przez  kilka  godzin  koło  południa, 

ś

wieciło  złociste  słońce.  Anjo  pragnęła  pokazać  Idzie  okolicę  i  udowodnić,  że  tutejszy 

krajobraz, choć nie tak dziki jak nad fiordem, ma w sobie wiele uroku. Chciała przekonać ją, 

ż

e  w  otwartych  przestrzeniach  także  kryje  się  niezwykła  magia,  a  rozległy  widok  potrafi 

przywrócić spokój rozkołatanym nerwom i pomaga człowiekowi otworzyć się na nowe myśli. 

Oczywiście  o  długiej  wędrówce  nie  było  mowy,  bo  przecież  wzięły  ze  sobą  dzieci. 

Trzech  tryskających  energią  malców,  rozbawionych  i  pełnych  pomysłów.  Żwawo  biegli 

przodem przed swoimi mamami. Drobne stopki pozostawiały ślady na śniegu, zacierane po-

tem przez brzegi długich spódnic. 

Ubrane w granatowe peleryny kobiety gawędziły wesoło i raz po raz rozbrzmiewał ich 

ś

miech. 

Ida wystawiła twarz ku słońcu rozgrzewającemu nieco zimowy chłód i roześmiała się 

dźwięcznie, mówiąc: 

-  Niebo  tutaj  przypomina  ogromną  miskę.  Na  płaskowyżu  też  było  takie.  Może 

polubiłabym bardziej te rozległe pustkowia, gdybym zobaczyła je właśnie zimą? Ten bezkres 

jest oszałamiający. Chociaż mnie jednak bardzo brakuje gór. 

Weszła  na  lód,  żeby  dokładniej  przyjrzeć  się  wyspie.  Nad  nagimi  konarami  drzew 

dostrzegła cienką smużkę dymu. 

- Czy tam mieszka Anna Kajsa? Anjo potwierdziła. 

background image

-  Nie  lubi  mnie?  -  zapytała  Ida  wprost,  choć  taka  bezpośredniość  nie  leżała  w  jej 

naturze. - Kiedy przyjechaliśmy, dziwnie mi się przyglądała. Teraz prawie was nie odwiedza. 

Chyba mnie nie lubi... 

-  Musisz  od  razu  wymyślać  niestworzone  historie,  kiedy  czegoś  nie  rozumiesz?  - 

skarciła ją z matczyną łagodnością Anjo. 

Ida wzruszyła ramionami. 

-  Nie,  ale  jakoś  tak  mnie  to  uderzyło...  -  Ida  patrzyła  to  na  Maję,  to  na  Anjo.  -  Daję 

głowę, że żadna z was nie zaproponuje, byśmy ją odwiedziły. Wiecie dobrze, że nie byłaby 

zadowolona ze spotkania ze mną. 

-  Nie  chodzi  o  Annę  Kajsę,  ale  o  Axela  -  odparła  Maja.  -  Musimy  uszanować  jego 

uczucia. 

Maja nienawidziła w duchu tego imienia, jakie nadali Ailo. Brzydziła się tym, że nadal 

musi  kłamać  i  oszukiwać  Idę,  która  stała  się  dla  niej  kimś  więcej  niż  młodszą  siostrą,  którą 

zawsze starała się trzymać nieco na dystans. 

Odwróciła  się  i  dostrzegła  w  lesie  cień  postaci.  Brązowy  strój  zlewał  się  z  cieniami 

rzucanymi przez drzewa. 

- Wracamy na brzeg - powiedziała i pociągnęła Idę za sobą. Skierowała dzieci bliżej 

plaży,  ale  już  nie  miała  odwagi  odszukać  wzrokiem  Ailo.  Bała  się  zwrócić  uwagę  na  las, 

który  go  ukrywał.  Ale  w  myślach  przywołała  brata:  „Teraz  wszystko  zależy  od  ciebie! 

Przyprowadziłam ci syna!” 

Dni  upływały  mu  monotonnie,  jeden  podobny  do  drugiego.  Ailo  miał  jednak  swoje 

nawyki, które nadawały codzienności sens i zmuszały go do aktywności. Zawsze w południe 

wędrował wzdłuż plaży, odnajdywał piękno w odbijających się od lodowej tafli promieniach 

słońca, szukał kamieni o ciekawych kształtach. W zamarzniętych kałużach podglądał kwiaty. 

Szukał  tropów  pozostawionych  przez  ptaki  tańczące  na  cienkiej  warstwie  śniegu 

pokrywającej lód. 

Gromadził  skrzętnie  w  pamięci  ciekawe  formy  i  wzory,  by  sięgać  po  nie  wówczas, 

gdy opuszczały go pomysły. Przyroda go inspirowała. Natura była odważniejsza niż niektórzy 

artyści, których pracom uważnie się przyjrzał. Przyroda nigdy się nie myliła. 

Rozbawione głosy zaskoczyły go i zbiły niemal z nóg. Poczuł się tak, jakby kopnął go 

w brzuch jednoroczny ren. 

Ailo zdawał sobie sprawę, że kobiety nie zjawiły się tu przypadkowo. Nie był to zbieg 

okoliczności. Maja i Anjo uczyniły to dla niego. 

background image

Schował się za drzewami. Dobrze znał ten las i tę plażę. Wiedział, w którym miejscu 

może stać, by pozostać z dołu niewidoczny, samemu mając najlepszy widok. 

Ida śmiała się jak kiedyś, zdawało mu się, że słyszy plusk i szemranie strumyka. Miała 

w sobie tyle radości życia, tyle chęci do zabawy. 

Zakręciła  się  w  kółko  na  lodzie,  zawirowała,  a  jej  peleryna  rozchyliła  się  niczym 

ż

agiel.  Ze  śmiechem  zsunęła  z  głowy  kaptur.  Promienie  słońca  rozświetliły  jej  miedziane 

włosy. 

Ailo zrobiło się żal Anny Kajsy. 

W  jaki  sposób  ma  ją  przekonać  o  swojej  miłości?  Bo  przecież  ją  kocha,  choć 

równocześnie kocha Idę, tyle że w zupełnie inny sposób. Anna Kajsa rozumie to, a mimo to 

porównuje się z Idą, co jest wobec niej krzywdząco niesprawiedliwe. 

Ida to Ida... 

Kobiety rozmawiały ze sobą, ale nie słyszał ich głosów. Dźwięk nie niósł tak daleko. 

Powinien się cieszyć, bo to oznaczało, że i on pozostawał dla nich niewidoczny. 

Ale Maja spostrzegła jego obecność. 

Domyślił się tego, kiedy zauważył, jak zagania wszystkich bliżej lądu. 

Ailo dopiero teraz zorientował się, że złamał gruby niczym ramię pień brzozy, o który 

się  oparł.  Puścił  go  i  odetchnął  z  drżeniem.  Pod  powiekami  poczuł  pieczenie.  Bał  się 

mrugnąć, żeby nie uronić ani chwili. 

Minęły  zaledwie  trzy  lata.  Trzy  lata.  Szukał  wzrokiem  twarzy  okolonej  rudymi 

włosami,  które  jak  zwykle  zimą  nieco  ściemniały  i  przypominały  barwą  coś  pośredniego 

pomiędzy miedzią, ogniem a nagrzanym słońcem pniem sosny w porze czerwcowych białych 

nocy na wybrzeżu. 

To była Ida. 

Jego Ida? 

Trzy lata mogą zmienić człowieka. Maja wspomniała coś o tym. On był innym Ailo, 

innym niż ten, który wówczas wyjechał z Skibom. Ida też nie była tą samą młodą żoną, którą 

opuszczał. 

Ożenił  się  z  młodą  dziewczyną.  Teraz  spod  kaptura  wychyliła  się  twarz  dorosłej 

kobiety. 

Rozpacz  zamarła  w  nim,  jakby  ostudzona  chłodnym  powietrzem.  Bo  czy  można 

rozpaczać nad kobietą, która żyje pełnią życia? 

Zdołał się opanować i wzrokiem odszukał dzieci. 

background image

Henrik i Karl... Poznał ich po ruchach. Małe stopki stukały o ziemię, jak uderzające w 

szamański bęben pałeczki z kości. 

Znał ich głosy. 

Ale nagle inny radosny głosik doleciał do jego uszu i zabrzmiał niczym muzyka. Pod 

jego wpływem Ailo przeniósł się myślami daleko nad bezkresny płaskowyż. 

Ujrzał przed oczami rozległe równiny  Finnmarku i poczuł wiatr na policzkach. Pierś 

rozsadzała mu dziecięca radość. 

Chłopięcy  głos  brzmiał  zadziwiająco  znajomo.  Przypominał  jego  własny  śmiech  nad 

otwartą krainą na północy. 

Mikkal... 

Stercząca  czarna  grzywka  wystawała  mu  spod  czapki,  na  pewno  równie  sztywna  i 

przekorna jak jego własna. 

Ailo uczepił się brzozowego pnia i przełykając z trudem ślinę, tłumił szloch. 

Szybkie  nóżki,  bystre  ruchy  dziecka,  które  nie  mogło  grzecznie  usiedzieć  w  jednym 

miejscu,  które  biegało  po  wrzosowiskach,  pokonywało  pagórki,  skakało  z  kamienia  na 

kamień nad brzegiem fiordu. 

Rumiane  policzki,  czarne  brwi  przypominające  ptasie  skrzydła,  ładne,  czyste  rysy. 

Podobny do Idy, do Raiji. Nie widział swojego odbicia w rysach tego chłopca, który śmiał się 

jak on, gdy był dzieckiem, i mówił jego chłopięcym głosem. Przynajmniej z daleka nie dopa-

trzył się podobieństwa. Może gdyby spojrzeć z bliska? 

To był wnuk Raiji. 

Syn Idy. 

Mikkal. 

Ojciec  byłby  dumny  i  wzruszony.  Cieszyłby  się,  że  Ida  nazwala  swoje  dziecko  jego 

imieniem. Dzięki temu odrodził się: Mikkal, ten, który kochał wiernie... 

Oddychał  ciężko  przez  usta.  Zapiekły  go  oczy,  pociekły  łzy.  Pożałował,  że  znów 

zostawił w domu maskę, bo policzki pokryte cienką skórą marzły podwójnie. 

Kobiety tymczasem zawróciły.  Anjo wzięła na ręce Karla,  a Henrik i Mikkal zaczęli 

się  ścigać.  Ailo  poczuł,  jak  serce  mu  rośnie,  gdy  jego  synek  wygrał  na  odległość  łokcia. 

Zapewne to uczucie nazywa się ojcowską dumą. 

Tak, Mikkal jest jego synem... 

Otulone w peleryny kobiety zniknęły za cyplem. Ucichły ich głosy. 

Ailo stał nadal wtulony w pień drzewa, dzięki któremu nie upadł. 

Czekał długo, by wreszcie wymknąć się z lasu niczym złodziej i zbiec na plażę. 

background image

Osunął się na kolana przy  śladach stóp. Nie był  w stanie stwierdzić, które dokładnie 

należą  do  Idy,  a  które  do  synka,  wystarczyło  mu  jednak,  że  wiedział,  iż  tędy  oboje 

przechodzili. 

Nie  przebywali  gdzieś  daleko  od  świata,  w  którym  teraz  żył.  Kroczyli  tędy,  po 

ośnieżonej  plaży,  nad  brzegiem  zatoki,  gdzie  codziennie  przychodził.  Pozostawili  wyraźne 

ś

lady, których mógł dotknąć. 

Gołymi rękami gładził odciski stóp w ubitym śniegu i płakał bezgłośnie. 

Anna Kajsa także płakała, kiedy powrócił wreszcie do domu. Siedziała na lawie przy 

kuchennym stole zwinięta w kłębek i nawet nie próbowała ukryć łez. 

- Nie napaliłaś? 

W izbie panował chłód, ogień zgasł na palenisku. 

Milczała, nie przestając szlochać. Ubrana cienko, zapewne zmarzła. 

Ailo drżącymi rękami zdjął i powiesił kurtkę. Powinien przytulić Annę Kajsę, ale nie 

potrafił się na to zdobyć. 

Zerknął ukradkiem na dziewczynę, która  wpatrywała się nieruchomo ponad lasem w 

stronę pałacu. Teraz, poprzez gałęzie drzew pozbawionych liści, widać było lśniący dach. 

Zabrał  się  do  rozpalania  ognia.  Zabrało  mu  to  więcej  czasu  niż  zwykle,  bo  celowo 

przeciągał. 

Kiedy  tak  klęczał  zamyślony  przy  palenisku,  pojawił  mu  się  przed  oczami  obraz  z 

dzieciństwa:  przy  ogniu  w  ciasnej  jurcie  klęczy  barczysty  mężczyzna,  odwrócony  plecami. 

Czarne sztywne włosy opadają mu na kark. Pod brązową skórzaną bluzą, wytartą na łokciach, 

widać napięte mięśnie zdradzające, że mężczyzna stara się trzymać w ryzach. 

Boże, jak dobrze pamięta te plecy! 

I tłumiony szloch matki, zgorzkniałe rysy na pięknej twarzy. Pogłębiające się bruzdy 

w kącikach ust i między oczami. Nie wyrzeźbił ich śmiech, lecz cierpienie. 

Tak właśnie Mikkal odrzucił Siggę. 

Milczeniem zabił tę odrobinę czułości, jaka między nimi kiedyś istniała. 

Pozbawione miłości małżeństwo rodziców... 

Teraz  on  powtarza  to  samo,  mimo  że  Anna  Kajsa  budzi  w  nim  głęboką  czułość. 

Przecież  odczuwa  wobec  niej  coś  na  kształt  miłości...  A  jednak  tak  ciążą  mu  ramiona,  nie 

może ich unieść, by ją przytulić. Ból, drążący go od środka, pozbawił go sił. 

-  Zaraz  zrobi  się  tu  ciepło  -  rzucił  pozornie  lekko.  Gawędził,  nie  mając  odwagi 

spojrzeć jej prosto w twarz. 

Dobry Boże, co się z nim stało? Od kiedy zachowuje się jak tchórz? 

background image

Ogarnięty  popłochem  zostawił  Annę  Kajsę  i  poszedł  do  swojej  pracowni,  w  której 

zwykle  tworzył.  Dziewczyna  dobrze  wiedziała,  że  nie  jest  tam  mile  widziana.  Ailo  nie 

potrzebował więc zamykać drzwi na klucz, bo Anna Kajsa i tak nie przestępowała progu tej 

izby. 

Nie mógł bardziej odizolować jej od siebie jak właśnie w ten sposób. 

Chwycił  swoje  kartony  i  wziął  do  ręki  węgle.  Kilka  złamało  mu  się  w  drżących 

dłoniach, które nazbyt gorliwie przystąpiły do pracy. 

Ale nagle spłynął na niego spokój. Skoncentrował się. Teraz ważne było tylko jedno, 

ż

eby narysować to, co widział. 

Przemykając się nocą przez las, czuł się jak złodziej. Anna Kajsa zasnęła, nim zdążył z 

nią pomówić. Zanim wysłuchał, co ją gnębi. Bał się jej cierpienia, bał się pretensji, bał się, bo 

wiedział, że racja jest po jej stronie. 

Właściwie doznał ulgi, kiedy zobaczył ją śpiącą, ale nie uspokoił wyrzutów sumienia. 

Czuł się jak ostatni nędznik. 

Nic już nie było proste. 

W altanie nie zastał nikogo, czego się zresztą spodziewał. 

Celowo  poczekał,  aż  wieczór  zamieni  się  w  noc.  Odkrył  w  sobie  mroczne  strony, 

przekonał się, że jeśli trzeba, potrafi być wyrachowany. 

Dla niego pałac nie był zamknięty. Klucz wisiał na zewnątrz przy kuchennym wejściu. 

Maja nigdy nie zamknęłaby przed nim drzwi do swojego domu. 

Otworzył je po cichu, nawet nie zachrobotało w  zamku. Odwiesił klucz na miejsce i 

wśliznął się do środka. 

Już od dawna pałac trwał pogrążony w ciemności. Obserwował z daleka, więc dobrze 

o tym wiedział. Upewnił się, że wszyscy udali się na spoczynek. 

Poruszał  się  bezszelestnie  w  uszytych  z  miękkiej  skórki  kumagach  wyściełanych  w 

ś

rodku suchą turzycą, takich jakich używają na płaskowyżu Lapończycy. Był siebie pewien. 

Maja  nie  ukrywała,  które  pokoje  oddała  do  dyspozycji  gościom,  więc  Ailo  dobrze 

wiedział, gdzie śpi Ida, a gdzie jego syn. 

Schody  nie  zdradziły  go.  Pamiętał,  jak  stawiać  stopę  na  każdy  stopień,  żeby  nie 

zatrzeszczał. Niegdyś nie miał sobie równych w tej sztuce. 

Odetchnął jednak, kiedy znalazł się na górze. 

Serce biło mu młotem, dłonie się spociły, ale przełamał się i uspokoił. 

Nie był już tym samym Ailo, który wyjechał z Skibom. 

background image

W  domu  panowała  niezmącona  niczym  cisza.  Równie  cicho  było,  kiedy  przemierzał 

korytarz i kiedy położył dłoń na klamce. Nacisnął ją. 

Drzwi ustąpiły. 

Wyobraził  sobie,  co  by  było,  gdyby  otworzył  złe  drzwi.  Gdyby  zobaczył  Idę  w 

ramionach Sedolf a... Ale nie, na szczęście nie. Znał przecież ten pałac na wylot. 

Drzwi do sypialni Idy i Sedolfa były lekko uchylone, ale przez taką szparę nie mogli 

go zauważyć. 

Zdawało mu się, że od łóżeczka dziecinnego dzielą go milowe kroki. Najtrudniejsze. 

Ale  musiał  zobaczyć  swojego  syna  z  bliska.  Po  to  tu  przyszedł.  Dlatego  zaczaił  się 

nocą. 

Ciemności  nigdy  nie  są  zupełnie  czarne.  Między  zasłonami  przeświecało  szare 

ś

wiatło, oświetlając, jakby specjalnie dla niego, twarz śpiącego dziecka. 

Jego syn. 

Spał  tak  spokojnie.  Ciemne  rzęsy  spoczywały  na  policzkach,  nadal  dziecinnie 

krągłych, chociaż rysy twarzy powoli zaczynały się wyostrzać. Ailo dostrzegł lekko wystające 

kości policzkowe, mocną szczękę, zdecydowany podbródek. Nos... I te brwi, które najbardziej 

wskazywały na pokrewieństwo z rodziną matki. 

Tak smacznie śpi... 

Ailo  nie  mógł  się  oprzeć  pokusie  i  dotknął  grzywki.  Musiał  sam  się  przekonać,  czy 

dziecko odziedziczyło sztywne włosy po nim i jego rodzinie. 

Musiał też pogłaskać go delikatnie po gładkich policzkach. 

Chłopiec poruszył się przez sen. 

Ailo  wycofał  się  z  powrotem  w  mrok.  Zdążył  zamknąć  drzwi,  gdy  nagle  usłyszał  z 

sąsiedniego pokoju głos Idy. Nie zrozumiał, co mówi, ale nie nasłuchiwał dłużej. Na odgłos 

kroków kierujących się  do pokoju dziecka, wycofał się pośpiesznie. Bezszelestnie zbiegł po 

schodach i przemknął do kuchni. Tam czekał. 

Jego serce wcale nie chciało się uspokoić. Odczuwał szczęście, a zarazem ból. Paliły 

go na nowo rozdarte rany. Mimo to czuł bezgraniczną wdzięczność. 

Dotknął własnego dziecka. 

W  kilka  chwil  dom  ożył.  Doszły  go  ściszone  głosy  kobiet,  poznał  tembr  głosu  Idy 

wśród pozostałych. A potem znów zapadła cisza. Maja odnalazła go bez problemu. 

- Co ty, u licha ciężkiego, wyprawiasz? - wyszeptała, nie kryjąc wściekłości. 

Oparła  się  plecami  o  drzwi,  gotowa  własnym  ciałem  bronić  wstępu  do  kuchni 

każdemu, kto by się tu pojawił. 

background image

- Przyrzekłeś trzymać się z boku! Usiadł przy piecu, częściowo ukryty w cieniu. Tam 

zresztą czuł się zwykle najlepiej. 

- Czy nigdy nie postąpiłaś nierozsądnie? Wiedziałaś, że nie powinnaś, a mimo to nie 

mogłaś się oprzeć? 

-  Mało  brakowało,  a  zostałbyś  odkryty.  Czy  to  dla  ciebie  bez  znaczenia?  Boże, 

przecież byłeś przy samych drzwiach, za którymi ona spała! Pomyślałeś o tym? 

- Musiałem zobaczyć małego. 

-  Zdawało  mi  się,  że  go  widziałeś  w  dzień  -  odparła  Maja  ogarnięta  nagłym 

zmęczeniem.  Bolało  ją  całe  ciało.  Bergfors  uprzedzał,  że  napięcie  i  huśtawka  nastrojów, 

nieustanna  czujność  i  wszystkie  zmartwienia  związane  z  całą  tą  sytuacją  mogą  się  odbić 

niekorzystnie na ciąży. A przecież wcześniej już straciła dziecko... 

- Nie wystarczyło mi to - odparł Ailo ze smutkiem. - Musiałem zobaczyć go z bliska... 

Chciałem popatrzeć, czy jest choć trochę do mnie podobny. 

- I co, teraz jesteś zadowolony? 

-  A  czy  to  możliwe?  -  odpowiedział  pytaniem  na  pytanie.  Głos  mu  zadrżał.  -  Czy 

można się nasycić widokiem własnego dziecka, Maju? Ty to potrafisz? 

Milczała.  Bolała  nad  Ailo,  choć  teraz  ją  rozzłościł.  Gniew  wziął  w  niej  górę  nad 

współczuciem. 

-  Ida  powiedziała,  że  słyszała  kogoś  w  pokoiku,  gdzie  śpi  Mikkal.  Słyszała  odgłos 

otwieranych i zamykanych drzwi, a także ciche kroki. Zachowywałeś się cicho, Ailo, ale, jak 

się okazuje, nie dość cicho. Wspólnie z Sedolfem przekonywaliśmy ją, że pewnie jej się coś 

ś

niło, ale nie dała sobie tego do końca wyperswadować. Ida jest jedną z nas, Ailo. I drzemie w 

niej moc być może większa, niż się spodziewaliśmy. Nie zapominaj o tym! 

- Nie przyjdę więcej - obiecał zmęczony i smutny, ale zarazem szczęśliwy. 

Nawet Maja nie mogła go tym razem zrozumieć! 

-  To  najpiękniejsze  dziecko,  jakie  kiedykolwiek  widziałem  -  dodał  tylko.  -  Wybacz 

mi, Maju, ale piękniejszego nie widziałem na oczy... 

Westchnęła  i  odeszła  od  drzwi.  Przytuliła  mocno  swojego  brata,  któremu  przyszło 

dźwigać taki los. Długo nie wypuszczała go z objęć. 

A kiedy wyszedł równie cicho, jak wszedł, zamknęła za nim drzwi. 

Rozpłynął się w mroku. 

background image

Tej nocy Ida więcej nie zmrużyła oka. Leżała w ciemności, wsłuchując się uważnie w 

ciszę, wyczulona na najlżejszy nawet szmer. 

Było pusto i cicho, kiedy wyszła na pogrążony w mroku korytarz. Przekroczyła próg 

pokoju  dziecinnego,  ale  nie  zastała  tam  nikogo.  Na  pozór  'wszystko  wyglądało  zwyczajnie. 

Mikkal  spał  spokojnie  w  łóżeczku.  Tylko  ona  zauważyła,  że  dziecko  leży  na  wznak,  choć 

zwykle zasypiało na boku i w takiej samej pozycji budziło się rano. 

Nie  powiedziała  o  tym  nikomu,  bo  przypuszczała,  że  jej  nie  uwierzą,  uznając  to  za 

niedorzeczne. 

- Przesłyszałaś się - przekonywała Idę Maja. - Nikt z zewnątrz nie mógł się dostać do 

pałacu, a przecież nikomu z domowników nie przyszłoby do głowy zakradać się do Mikkala 

w środku nocy. To zupełnie nierozsądne. 

Maja  zrobiła  się  taka  rozsądna.  A  jednak,  kiedy  jej  się  zdawało,  że  Ida  nie  patrzy, 

nerwowo zerkała w stronę schodów. 

- Coś ci się przyśniło - wtórował Mai Sedolf i przytulił żonę mocniej, jakby uważał, że 

potrzebuje oparcia. 

Ale  Ida  uwolniła  się  z  jego  objęć.  Nie  czuła  się  dobrze  w  roli  uwięzionego  w  klatce 

ptaka. Miała w sobie silne poczucie wolności i niezależności. 

-  Trudno  się  dziwić,  że  po  śmierci  małej  Raiji  wciąż  lękasz  się  o  Mikkala.  Dziwne 

raczej  by  było,  gdybyś  zachowywała  się  inaczej.  Ale  teraz  musiało  ci  się  po  prostu  coś 

przyśnić, kochanie. 

Wszyscy byli tacy pewni swego. 

Mogłaby  jeszcze  zrozumieć,  że  Sedolf  uczepił  się  tego  wyjaśnienia,  ale  Maja,  jej 

zdaniem, zbyt łatwo zgodziła się z taką wersją. Poza tym Maja nie udała się prosto do swojej 

sypialni, ale zeszła na dół i długo tam pozostała. Wróciła potem na piętro sama. Co do tego 

Ida nie miała wątpliwości. Słyszała jej kroki na schodach. 

Nie rozumiejąc nic z tego, poczuła jeszcze większy niepokój. 

O  poranku  dom  ożył.  Z  dołu  doleciały  przytłumione  odgłosy  świadczące  o  tym,  że 

służba  przystąpiła  już  do  codziennych  zajęć.  Ida  wymknęła  się  po  cichu  z  łóżka  i  założyła 

ubranie.  Sedolf  nie  obudził  się.  Pomyślała  z  troską,  że  po  wypadku  nie  śpi  tak  czujnie  jak 

kiedyś. 

background image

Boso,  z  trzewikami  w  rękach  ruszyła  w  stronę  schodów.  Nie  chciała,  żeby  ją  ktoś 

usłyszał ani zobaczył. 

Schodząc,  sprawdzała  dokładnie  każdy  stopień.  Nadeptywała,  starając  się  znaleźć 

miejsce, gdzie nie skrzypiało. Tym sposobem zeszła na sam dół. Zabrało jej to trochę czasu. 

W holu, nie zauważona przez nikogo, postawiła buty, po czym postanowiła spróbować 

wejść bezgłośnie na górę. 

Udało jej się. Ani trochę nie zatrzeszczało. 

Była już prawie na najwyższym stopniu, gdy zobaczyła Williama. Stał oparty o poręcz 

i rozbawiony, przyglądał jej się bacznie. Znów uderzyło Idę jego niezwykłe podobieństwo do 

ojca, czego nie omieszkała od razu powiedzieć. 

-  Po  raz  pierwszy  zobaczyłam  twojego  ojca  właśnie  na  schodach  -  uśmiechnęła  się 

promiennie, świadoma, jak to działa na mężczyzn. - Dzień dobry - dodała, po czym odwróciła 

się i jakby nigdy nic zeszła na dół. 

- Ranny ptaszek z ciebie, Ido - zauważył William, podążając za nią. - Odprawiasz jakiś 

specjalny rytuał, chodząc w górę i w dół na bosaka? 

Ida demonstracyjnie zaczęła zakładać buty. Oparła się na ramieniu szwagra, które jej 

szarmancko podał, by nie straciła równowagi, i wyznała, udając zawstydzoną: 

- Gdybyś się nie zjawił, to Ida córka Reijo zjechałaby po poręczy. 

Miała nadzieję, że da się nabrać. 

Spoglądając to na poręcz, to na Idę, roześmiał się cicho, a potem objął ją ramieniem i 

poprowadził  do  jednego  z  przytulnych  saloników,  gdzie  już  napalono  w  piecu.  Oczywiście, 

wygodnie  było  mieć  służbę,  ale  Ida  odczuwała  z  tego  powodu  lekkie  zażenowanie.  Nie 

uważała się za kogoś lepszego. 

- Powiem ci w tajemnicy, że Maja robi to samo - zwierzył się William w zaufaniu. - 

Tylko, proszę, nie zdradź się przed nią, że ci o tym powiedziałem, bo gotowa mnie ukarać i 

wyrzucić z łóżka przynajmniej na miesiąc... 

Ida  odetchnęła  z  ulgą,  że  udało  jej  się  odwrócić  jego  uwagę.  Mało  brakowało,  a 

przejrzałby ją na wylot. Szybki refleks i bystrość, a do tego trochę fantazji, pomagają jednak 

wybrnąć  z  największych  tarapatów.  Mimo  wszystko  poczuła  się  trochę  nieswojo,  że  potrafi 

kłamać na poczekaniu. 

-  Kiedy  cię  zobaczyłem  po  raz  pierwszy,  wydałaś  mi  się  bardzo  podobna  do  Mai  - 

wyznał  William,  mrużąc  oczy  i  uśmiechając  się  ujmująco.  -  Ale  teraz  nie  pojmuję,  jak 

mogłem się dać zwieść pozorom. Ty jesteś o wiele bardziej spontaniczna niż Maja. 

background image

- Maja nie zawsze miała powody, żeby uśmiechać się do napotkanych na swej drodze 

ludzi  -  skwitowała  Ida  chłodno,  jakby  rozmawiała  z  kimś  postronnym.  Odezwał  się  w  niej 

silny  duch  wspólnoty.  Rodzeństwo  solidarnie  izolowało  wszystkich,  którzy  próbowali 

skrzywdzić  któreś  z  nich.  Dzieci  Raiji  różniły  się  bardzo,  ale  gdy  było  trzeba,  gotowe  były 

pójść za sobą w ogień. 

-  W  mojej  rodzinie  brakuje  takiej  solidarności  -  powiedział  William,  spoglądając 

ciepło na Idę. - Nie stajemy wzajemnie w swojej obronie. Nie przywykłem do tego. 

Przypomniała sobie, że ten mężczyzna szczerze kocha Maję. 

- Naprawdę nie dostrzegasz jej blizn? William pokręcił głową. 

-  Tata  zawsze  przekonywał  Maję,  że  kiedyś  spotka  takiego  mężczyznę,  ale  ona 

uważała, że opowiada jej bajki. Nikt nigdy nie był w niej zakochany, nie marzył o niej, nikt 

nie  poprosił  do  tańca.  No,  chyba  że  jakiś  pijak  albo  stary  dziad.  A  Elise,  nasza  przybrana 

siostra, była najpiękniejszą dziewczyną nad fiordem. Ciężko dorastać w cieniu takiej siostry, 

w  cieniu  matki,  o  której  urodzie  krążyły  legendy.  Maja  nie  miała  szczęśliwej  młodości. 

Trudno to w ogóle nazwać młodością... 

- Znam po części tę historię - odpowiedział William. - Ale cieszę się, że okazałaś mi 

zaufanie. Wiele to dla mnie znaczy, Ido. Poznając rodzinę Mai, dowiaduję się o mojej żonie 

czegoś  nowego.  Zapewne  nigdy  nie  odkryję  wszystkich  niuansów  jej  osobowości,  bo  na  to 

trzeba  by  niejednego  życia.  Wiem  jednak,  że  nie  spotkałem  w  swoim  życiu  bardziej 

fascynującej  kobiety.  Ją  jedyną  mogłem  pokochać.  Czy  w  twoich  rozsądnych  uszach  nie 

brzmi to nazbyt sentymentalnie? 

- Nie jestem znów taka rozsądna - westchnęła Ida. - Bardzo się cieszę, że Maja ciebie 

spotkała. 

- Znałaś jej pierwszych dwóch mężów? Ida uśmiechnęła się. 

-  Nie  wydajesz  mi  się  typem  mężczyzny,  który  za  wszelką  cenę  chciałby  poznać 

przeszłość swojej żony. 

-  Zżera  mnie  ciekawość  -  przyznał.  -  A  Maja  tak  niewiele  wspomina.  Heino  trochę 

znałem, wiem, jakim był mężczyzną, ale o tym pierwszym nic nie słyszałem. 

-  Pierwszym  mężem  Mai  był  kuzyn  Sedolfa.  Niemal  równie  przystojny.  -  Ida 

mrugnęła porozumiewawczo i uśmiechając się,  dodała: - Mężczyźni z tej rodziny obdarzeni 

są  wyjątkowym  urokiem  osobistym.  Beztroski,  lekkomyślny,  właściwie  nigdy  za  nim  nie 

przepadałam,  chociaż  pod  koniec  przekonałam  się,  że  osądzałam  go  nazbyt  surowo.  Jego 

można  było  albo  lubić,  albo  nie  znosić.  Albo  się  ulegało  jego  urokowi,  albo  się  go 

nienawidziło. Tak naprawdę Simon nie był powierzchowny ani z gruntu zły. Udawał tylko, bo 

background image

tak  było  mu  wygodnie.  Ożenił  się  z  Mają,  bo  musiał,  wzbudzając  ogólną  wesołość  wśród 

mieszkańców  osady  nad  fiordem.  Wszyscy  naśmiewali  się,  że  los  pokarał  największego 

podrywacza  taką  brzydką  żoną.  Najsmutniejsze,  że  Maja  szybko  straciła  zainteresowanie 

Simonem, a on tymczasem szczerze się w niej zakochał. Tak jak ty i Heino przestał zauważać 

jej blizny. Szkoda, że za późno. Z Mają już tak jest: Daje wszystko albo nic. 

William  zrozumiał,  że  jego  żona  nigdy  nie  zakochała  się  w  mężczyźnie  po  uszy. 

Wszyscy jej mężowie musieli szukać i wydobyć z niej ciepło. Szukać u niej wzajemności. 

- Niełatwo kochać Maję - mówiła Ida z powagą. - Nawet nam. Ale warta jest tego. 

- Wiem - odpowiedział. - Wiem, Ido. Szczerość między nimi nie była wymuszona ani 

udawana. Pojawiła się znienacka niczym płomienna róża, która rozkwitła na śniegu. 

- Nie chciałabym, byście pomyśleli, że uczepiłam się przeszłości... - zaczęła nagle Ida 

i urwała. Ale napotkawszy zachęcające spojrzenie Williama, zdecydowała się wyznać, co jej 

leży na sercu. - Maja wprawdzie mówiła mi, co się stało na okręcie, ale jej przecież przy tym 

nie  było.  Wolałabym,  żebyś  ty  mi  opowiedział  wszystko,  co  zapamiętałeś.  Ailo  był  moim 

mężem,  wiele  dla  mnie  znaczył.  I  chociaż  nic  już  nie  przywróci  mu  życia,  chciałabym 

dokładnie wiedzieć, jak doszło do tej tragedii. Mam do tego prawo. 

William  popatrzył  na  Idę.  Kiedy  tak  siedziała  z  dumnie  wysuniętym  podbródkiem, 

wyglądała  zupełnie  jak  Maja.  Dwie  siostry,  takie  podobne  zewnętrznie,  a  tak  różniące  się 

charakterami. 

Nie  powinni  byli  pozwolić  Ailo,  by  tak  długo  pozostawiał  ją  w  niepewności. 

Oczywiście, miał rację, twierdząc, że Ida zasługuje na to, co najlepsze. Ale czy on był dla niej 

kimś gorszym? Dla Idy nie uroda liczyła się najbardziej. Ailo jednak, zgorzkniały, powtarzał, 

ż

e przypominaliby razem Piękną i Bestię. Baśń tę usłyszał podczas pobytu w Niemczech i za-

raz doszukał się podobieństwa z własnym życiem. 

Ida miała prawo dowiedzieć się prawdy. William rozumiał to i zgadzał się z nią. Ale 

przecież dał słowo przyjacielowi i przyrzekł Mai. 

Nie może więc opowiedzieć Idzie, co się naprawdę wydarzyło. 

Zaczął  od  tego,  jak  poznali  się  z  Ailo.  Przypomniał  sobie  ich  wspólne  rozmowy,  te 

błahe i te poważne, myśli, jakie razem dzielili. Wspomniał też, co Ailo mówił o niej, o Idzie. 

A  potem  o  okręcie  królewskim  i  o  tajnej  akcji.  O  straszliwej  chwili,  kiedy  wybuchł 

pożar, i o beczkach z prochem, które wyleciały w powietrze. 

Wydawało  mu  się,  że  znów  słyszy  krzyki  rannych,  których  wybuch  rzucił  w  toń,  i 

tych, którzy płonęli jak żywe pochodnie, nie zdążywszy dotrzeć do wody. 

background image

-  Uciekaliśmy,  ratując  własną  skórę,  gdy  żołnierze  z  armii  królewskiej  ruszyli 

szturmem na okręt. Czuliśmy się jak tchórze i zdrajcy - wyznał William i opowiedział Idzie o 

Ailo. - Z ran wystawało mu żywe mięso, bił od niego smród spalonej skóry. Zaciskał zęby z 

bólu w krótkich chwilach przebłysku świadomości. Wszyscy odczuwali ulgę, gdy znów tracił 

przytomność. Baliśmy się, że zostaniemy złapani... 

William starał się wplatać w prawdziwą historię jak najmniej kłamstw. Był szczery na 

tyle, na ile pozwalały mu złożone przyrzeczenia. 

Ida była taką osobą, której chciało się wyznać prawdę, wobec której pragnęło się być 

szczerym. 

-  A  potem...  -  Wzruszył  ramionami.  -  Resztę  opowiedziała  ci  już  pewnie  Maja.  Nie 

uczynię tego lepiej. Ona całkowicie przejęła opiekę nad nim. Śmiertelnie się bałem tkwiącej 

w niej mocy. Nic nie pojmowałem. Bałem się tylko, że ją stracę. Zresztą nadal niewiele z tego 

rozumiem. 

Popatrzył przeciągle na kredowobiałą dziewczynę. 

-  Przedstawiłem  ci  to,  co  widziałem  i  co  zapamiętałem.  To  było  piekło.  Nadal  czuję 

się za wszystko odpowiedzialny. Gdybym wiedział, czym się to skończy, nigdy bym się nie 

zaangażował w ten spisek. Nie przypuszczałem, że w takim stopniu odmieni los tylu ludzi. Bo 

przecież nie tylko ciebie i Ailo dotknęło nieszczęście... Bardzo mi zależy, żebyś wiedziała, że 

nie chciałem tego. Nie mogę cię prosić o to, byś mi wybaczyła. Bo tego nie da się wybaczyć, 

wiedz jednak, że cierpię okrutnie z powodu tej tragedii. 

Ida otarła łzy z policzków. Objęła Williama w pasie i przytuliła twarz do jego czystej 

koszuli. 

-  Dziękuję  -  powiedziała.  -  Nie  musisz  mnie  prosić  o  wybaczenie.  Ailo  nigdy  nie 

uczyniłby  niczego  wbrew  swojej  woli.  Zresztą  czy  my  sami  ponosimy  pełną 

odpowiedzialność za wszystko, co się nam przydarza? Może kieruje tym jakaś wyższa siła? 

Puściła Williama, już jej nie onieśmielał. 

- Nie jestem łatwowierna - przyznała. - Ale czasem myślę sobie, że może nie należy za 

wiele  pytać,  tylko  po  prostu  pogodzić  się  z  tym,  co  zsyła  los.  Uwierzyć,  a  nie  ciągle 

powątpiewać i zadręczać się. Może tkwi w tym jakiś głębszy sens? 

-  Pojmuję,  dlaczego  Ailo  tak  cię  kochał  -  rzekł  William,  głaszcząc  ją  leciutko  po 

policzku. 

-  On  kochał  inną  Idę  -  odparła  ze  smutkiem.  -  Idę,  która  nie  znała  cierpienia.  Nie 

byłam wtedy jeszcze w pełni człowiekiem. Nie wiem, czy by mnie w ogóle poznał, czy byłby 

background image

w  stanie  kochać  mnie  taką,  jaka  teraz  jestem.  Nie  jestem  pewna,  czy  ta  obecna  Ida 

pokochałaby Ailo. 

- Takie myśli do ciebie nie pasują - skwitował krótko William, a jego twarz zamknęła 

się. 

- Nie pasują, to prawda, ale często mnie nachodzą... Zamilkła i oparłszy się o parapet, 

wyjrzała przez okno. Podobnie jak poprzedniego dnia był piękny pogodny poranek. W domu 

nadal panowała cisza. 

- Podoba mi się ta altana - powiedziała, zmieniając temat. - Podoba mi się pomysł, by 

zatrzymać na zimę kawałek ukwieconej łąki. 

- Moja mama właśnie dlatego kazała ją postawić - odparł William wzruszony, że Ida 

to dostrzegła. Maja także od razu uchwyciła ów zamysł i zachwyciła się nim. Przed Mają nikt 

nie  zwrócił  na  to  uwagi.  Może  dlatego,  że  ludzie  z  wyższych  sfer,  z  którymi  wówczas 

obcował, nazbyt często stykali się z przepychem i mieli przez to stępioną wrażliwość. 

-  Mama  po  prostu  chciała  mieć  ogród  także  zimą  -  wyjaśnił  William.  -  Im  jestem 

starszy, tym bardziej ją rozumiem. 

- Pójdę sobie tam teraz na chwilę - oznajmiła Ida. - Ale tym razem ubiorę się ciepło. 

Chcę zobaczyć to miejsce, tak jak widziałam je w moich snach. Sedolf wspominał coś o tym? 

William pokiwał głową. 

- Te sny są częścią czegoś, co akceptuję, choć nie w pełni rozumiem. Przywykliśmy, 

ż

e  w  naszej  rodzinie  każdy  jest  obdarzony  jakimiś  niezwykłymi  zdolnościami.  Takie 

dziedzictwo pozostawiła nam nasza matka, Raija. 

Ida  ubrała  się  i  wyszła  po  cichu,  jakby  potajemnie.  Była  czarująca,  ale  nawet  w 

połowie nie tak intrygująca jak jego Maja. 

Ida  zaglądała  już  do  altany  razem  z  Mają  i  Anjo.  Ujrzała  wówczas  pomieszczenie 

częściowo tylko przeszklone, zupełnie inne niż to, które pojawiało się w jej śnie. Teraz, kiedy 

przyszła  tu  sama,  odniosła  zupełnie  inne  wrażenie.  Na  nowo  ożył  w  niej  ów  tajemniczy 

nastrój ze snu. Magia, piękno. 

Usiadła  na  wąskiej,  wyłożonej  poduszkami  drewnianej  ławie  umieszczonej  we 

wnętrzu altany dookoła  pod ścianą. Dotknęła palcami szyby i chuchnęła.  Szkło zaparowało, 

osłabiając barwy malowideł. 

Nachuchała  ponownie  na  kwiaty  i  przyglądała  im  się  uważnie,  mimowolnie 

wyobrażając sobie ukwieconą łąkę oglądaną przez łzy. 

background image

Z  niezrozumiałych  dla  siebie  powodów  nie  mogła  oderwać  oczu  od  barwnych 

malowideł  na  szkle.  Tak  jakby  należały  do  jej  snu,  którego  nadal  nie  potrafiła  w  pełni 

zrozumieć. 

Ptak miał jej wskazać drogę do prawdy. 

Teraz już ją znała. 

Ale nadal czuła w sercu ból i jakiś niedosyt. Przepełniona wielkim niepokojem, cofała 

się do snu, żeby w nim szukać wyjaśnienia. 

W altanie panował chłód. 

Dla  ptaka  jest  tutaj  za  zimno,  pomyślała,  ale  zaraz  ofuknęła  się  w  duchu.  Rozsądek, 

jakim była obdarzona, podpowiadał jej przecież już dawno, że nie ma żadnego prawdziwego 

ptaka. 

Chodziło o symbol. 

Nie  jest  głupia.  Ten  ptak  miał  w  sobie  tyle  życia  i  tyleż  siły,  co  figury  namalowane 

przez szamana na bębnie czerwoną farbą z kory olszyny. 

To był ptak ze snu, ptak Mikkala, ptak Ailo i po części jej. 

Znak miłości silniejszej niż śmierć. Symbol uczucia, które być może zawiodła. 

Ale  przecież  Ailo  nigdy  by  nie  wymagał  od  niej,  żeby  żyła  samotnie.  Ona  zresztą 

także nie wymagałaby tego od niego. 

Tutaj na wyspie obudziły  się w niej wyrzuty  sumienia, że tak bardzo kocha Sedolfa. 

Gwałtownie  ożyły  wspomnienia.  Czuła  się  nieswojo,  że  nie  pozostała  w  żałobie,  by  nadal 

boleć po stracie męża. 

Nie chciała się tak czuć. Sedolf był wart tego, by go kochała. Był wart więcej niż to, 

co mu ofiarowała. Sedolf był dla niej wszystkim. 

Ida  siedziała  wśród  zatopionych  w  szkle  kwiatów,  pośród  szklanej  łąki.  W  samym 

ś

rodku  zimy  kwitły  kwiaty,  zupełnie  jak  w  lecie.  Tu,  w  szklanym  domku  ze  swojego  snu, 

nabrała  w  pełni  przekonania,  że  kocha  tylko  Sedolfa  i  on  jest  jej  prawdziwym,  właściwym 

mężem. 

Powoli zaczynała być gotowa, by ostatecznie pogrzebać Ailo. 

W końcu. 

Musiała  przybyć  tutaj,  żeby  się  z  tym  uporać.  Trzeba  było  na  nowo  rozerwać  rany  i 

pozwolić im krwawić. Rzeczywiście, konieczne było poczuć ból. 

Z  zachodu  wieje  lekki  wiatr,  pomyślała.  To  będzie  cudowny,  słoneczny  dzień.  Anjo 

ma  rację,  tutejszy  krajobraz  także  jest  piękny.  Przypomina  rozległe,  wielkie  pole.  Daje 

background image

uczucie  przynależności,  mimo  że  człowiek  wśród  owego  bezkresu  czuje  się  całkiem  mały. 

Ale czasami dobrze, by mu o tym przypomnieć. 

Ida trochę zmarzła. O tej porze roku altana nie nadawała się na miejsce zbyt długich 

rozmyślań, pozwalała jednak popatrzeć na odrobinę piękna w samym środku zimy. Latem zaś 

z pewnością stanowiła wspaniałą oprawę wzruszających przeżyć. 

Wstała, ale otulając się szczelniej peleryną, niechcący strąciła z ławki kilka poduszek. 

Nie  mogła  nie  zauważyć  papierowych  arkuszy,  które  wraz  z  poduszkami  spadły  na 

ziemię. 

Ida zapomniała o tym, że przemarzła. Osunęła się z powrotem na ławę i pochyliła się 

nad arkuszami, nie mogąc oderwać od nich wzroku. 

Nie  znalazły  się  tu  przypadkowo.  Ktoś  je  tu  położył  dla  kogoś,  kto  często  bywał  w 

pawilonie. Dla kogoś, kto także cenił sobie barwy lata podczas mroźnej zimy. 

Dla Mai. 

Trzy rysunki... 

Szkice  węglem  na  kremowym  kartonie.  Gdzieniegdzie  mocne,  grube  linie,  całe 

płaszczyzny  pokryte  czernią,  gdzieniegdzie  znów  jasne,  delikatne  kreski,  łagodne  i  cienkie, 

ledwie widoczne muśnięcia. 

Trójka  bawiących  się  na  śniegu  chłopców.  Uśmiechnięte  buzie.  Rozpoznała  je  aż 

nazbyt wyraźnie. 

Trzy  kobiety  na  tle  plaży,  którą  poprzedniego  dnia  zobaczyła  po  raz  pierwszy.  Trzy 

kobiety, które także bez trudu rozpoznała: Anjo pod rękę z Mają, której zaokrąglone kształty 

widoczne były nawet pod peleryną. I ona, Ida, trochę dalej, z boku. Kaptur spadł jej z głowy. 

Artysta uchwycił ją w momencie, gdy kręciła się w kółko. Niesforny lok opadł jej na oczy, a 

usta rozchyliły się w uśmiechu. 

Ida pamiętała tę chwilę. Swój śmiech, Anjo i Maję. Dokładnie tak jak na rysunku. 

Na  ostatnim  kartonie  zobaczyła  swoją  twarz  wykrzywioną  w  bólu,  zalaną  łzami. 

Włosy ciasno uczesane, z grzywką jak zwykle opadającą jej na czoło tuż nad brwiami. 

Twarz wyrażającą rozpacz. 

Ida pośpiesznie złożyła szkice i zwinęła je w ciasny rulon, ale nie stały się przez to ani 

trochę mniej groźne. 

Ktoś  ich  obserwował  poprzedniego  dnia.  Zresztą  przez  cały  czas  pobytu  na  wyspie 

miała jakieś takie niejasne przeczucie. Nie chciała o tym z nikim mówić. Poza tym póki nie 

przebywała sama, nie miało to większego znaczenia. 

Ale okazuje się, że niczego sobie nie wmówiła. 

background image

Nagle  poczuła  się  też  bardziej  pewna  siebie.  Odważyła  się  zaufać  własnym 

przeczuciom. 

Jej portret przeraził ją. Nieznana dłoń uwieczniła na papierze jej uczucia, nie widząc 

ich przecież. Przestraszyła się, że ktoś potrafił dogłębnie wyrazić jej rozpacz. Ale nie chciała 

o tym myśleć. Bardziej bowiem przestraszyła się czegoś innego. To nie zły sen obudził ją w 

nocy. Nie przesłyszała się, jak sugerował Sedolf i jak usiłowała jej wmówić Maja. 

Ktoś wszedł nocą do pałacu i zajrzał do pokoju Mikkala. 

Jak  Maja  mogła  do  tego  dopuścić?  Przecież  jest  jej  siostrą.  Pod  wieloma  względami 

stały się teraz sobie bliższe niż kiedykolwiek. 

Poczuła zamęt w głowie. 

Ida za nic w świecie nie dopuszczała do siebie myśli, że Maja chciałaby ją skrzywdzić. 

Ale szkice były niczym cios wymierzony prosto w serce. Sprawiły, że zwątpiła także w Maję. 

Mogła ufać jedynie sobie i Sedolfowi. 

Na  tej  wyspie  coś  się  działo,  coś  poza  nimi.  Dreszcz  przeszedł  jej  po  plecach,  kiedy 

uświadomiła sobie, że nie może być pewna nawet Knuta ani Anjo. Sprawiło jej to dotkliwy 

ból. Silniejszy niż to, że nie może ufać Mai. 

Co  do  Williama,  zupełnie  straciła  orientację.  Zirytowało  ją  to.  Rankiem  okazał  się 

godnym zaufania mężczyzną, bezgranicznie mu wierzyła. 

Pewnie z powodu jego niekwestionowanego uroku, pomyślała z goryczą. Nadal łatwo 

mnie omamić uśmiechem i oryginalną urodą. 

Zacisnęła zęby i powiedziała do siebie, że nie ma odwagi zaufać nawet Williamowi. 

W tej sytuacji z łatwością podjęła decyzję o powrocie do domu, i to jak  najszybciej. 

Trudno, że zima. Zresztą wielu ludzi teraz wędruje. A po zamarzniętym śniegu szybciej dotrą 

do Skibom, niż gdyby mieli ruszyć wraz z wiosennymi roztopami. 

I niech się  Knut roztkliwia, powtarzając o radości ze spotkania i o miłości panującej 

wśród rodzeństwa. 

Pod peleryną Ida przyciskała mocno do piersi rulon. 

Nikomu nie pokaże szkiców. Nawet Sedolfowi. 

Bała się. 

Ale nie da tego po sobie poznać. 

background image

10 

Anna  Kajsa  nie  spała  tej  nocy.  Słyszała,  że  Ailo  krążył  po  domu,  nie  mogąc  sobie 

znaleźć  miejsca,  a  potem  w  ogóle  gdzieś  wyszedł.  Udawała,  że  śpi,  żeby  mu  nie  utrudniać. 

Uniknął w ten sposób tłumaczenia się przed nią. 

Czuwała, póki nie wrócił. Ale on i wtedy się nie położył. Udał się wprost do swojej 

pracowni i nie zważając, że hałasuje, przystąpił do pracy. 

Anna Kajsa nie podejrzewała, że Ailo chce ją zranić. Był zbyt dobry, nie skrzywdziłby 

nikogo. Coś jednak go dręczyło, coś, do czego ona nie miała przystępu. 

Po  odgłosach  dochodzących  z  pracowni  poznała,  że  przygotowuje  formę  na  odlew. 

Już  kiedyś  zrobił  dla  Mai  wisiorek  w  kształcie  ptaszka,  a  dla  niej  bratka.  Nie  miała 

wątpliwości, że teraz powstaje ptak z rozpostartymi skrzydłami. 

Nigdy  nie  rozumiała,  dlaczego  właśnie  ptak  stal  się  jego  ulubionym  motywem. 

Dopiero kiedy zobaczyła Idę... Brwi wygięte jak ptasie skrzydła wyjaśniły jej wszystko. 

Ida była taka piękna, że Annie Kajsie aż zbierało się na płacz. Sama nie była brzydka, 

ale w żaden sposób nie mogła konkurować z porażającą urodą Idy. 

Wiedziała,  że  nie  potrafiłaby  walczyć  wszelkimi  środkami  o  względy  Ailo,  a  w  tej 

sytuacji lepiej było od razu się wycofać. 

Pragnęła  Ailo,  miał  takie  łagodne  dłonie.  Dłonie,  które  niczego  od  niej  nie  żądały. 

Pocieszały jedynie, wspierały i ogrzewały. Ale nie były zachłanne. 

Ailo wyznał jej kiedyś, że chyba nie jest już zdolny kochać się z kobietą. Ostatnio, gdy 

trzymał kobietę w ramionach, czuł jedynie złość i pogardę. 

„Ciebie nie chcę upokorzyć”, powiedział. 

Użył słów, jakie  chciała  usłyszeć.  I  wierzyła mu, póki na własne oczy  nie zobaczyła 

Idy. 

Zrozumiała wówczas tęsknotę, którą ukrył głęboko, samemu nie zdając sobie sprawy, 

jak bardzo jest nadal silna. Serce krwawiło mu z rozdartych na nowo ran. 

Anna Kajsa kochała Ailo takiego, jakim był. Wiedziała, czego się po nim spodziewać. 

On  zresztą  podobnie.  Rozumiał,  że  Anna  Kajsa  prędzej  umrze,  aniżeli  zechce  począć  nowe 

ż

ycie.  Nie  urodzi  mu  syna  ani  córki.  Zresztą  on  tego  od  niej  wcale  nie  żądał,  rozumiejąc  tę 

mroczną stronę jej przeszłości, do której ona sama lękała się wracać. 

background image

Wstała,  ubrała  się  i  umyła.  Ale  nie  miała  ochoty  nic  jeść.  Dziś  znowu  nie.  Jej 

organizm przywykł obywać się bez jedzenia. Kiedyś zdarzało jej się głodować wiele dni pod 

rząd. Potrafiła zamknąć się na własne najbardziej elementarne potrzeby. 

Przestraszona  otworzyła  drzwi  do  pracowni  Ailo,  do  której  nie  wolno  jej  było 

zaglądać. 

Ailo  rzeźbił  w  drewnie.  Oczy  miał  podkrążone,  włosy  sterczały  mu  na  wszystkie 

strony. 

Jak  zawsze  na  jego  widok  poczuła  zalewającą  ją  falę  ciepła.  Przestraszyła  się,  że 

mogłaby  go  stracić.  Miała  ochotę  go  dotknąć,  pogłaskać  po  pomarszczonej  twarzy,  żeby 

zrozumiał, że chce być przy nim, ale zabrakło jej odwagi. 

- Zaharujesz się na śmierć, Ailo! - odezwała się tylko, pozostając przy drzwiach. 

Nie odpowiedział. 

Z  daleka  nie  widziała  dokładnie,  co  rzeźbi,  ale  sądząc  po  wielkości,  nie  była  to 

ozdoba. Poczuła ulgę. Może to głupie z jej strony, ale ucieszyło ją, że Ailo nie robi ozdób dla 

Idy, mimo że myśli ma zaprzątnięte jej osobą. 

- Zdaje się, że i ty niewiele spałaś, prawda? - odezwał się, odkładając nóż i drewno. 

Odsunął  się  trochę,  aby  zrobić  jej  miejsce  obok  siebie,  i  patrząc  w  jej  duże  pytające 

oczy, pokiwał lekko głową. 

Anna Kajsa, przestraszona, przysiadła na samym brzeżku ławy. Bała się nawet głębiej 

odetchnąć. Naciskając klamkę, spodziewała się, że Ailo zerwie się rozgniewany i wypędzi ją 

z pracowni, a on tymczasem poprosił, by usiadła, i objął ramieniem. Nie był nachalny, raczej 

zmęczony i zrezygnowany. Westchnął żałośnie i tak smutno, że Annie Kajsie ze współczucia 

nad nim zebrało się na płacz. 

- Co z nami będzie, Anno Kajso? - odezwał się. - Marny ze mnie mąż. Kiedy widzę, 

jak  cię  krzywdzę,  ogarnia  mnie  przerażenie.  Chyba  nigdy  nie  opowiadałem  ci  o  moich 

rodzicach.  Wspominałem  tylko  o  tym,  jak  silne  uczucie  łączyło  mojego  ojca  z  Raiją.  Nie 

mówiłem jednak, że moja mama także go bardzo kochała, a on nie potrafił tego odwzajemnić. 

Teraz, gdy obserwuję siebie, znów przypomina mi się ojciec. 

I  tak  w  brzasku  wschodzącego  dnia  Ailo  opowiedział  Annie  Kajsie  o  swoich 

rodzicach, o tym, jak jako mały chłopiec, rozdarty między dwojgiem dorosłych, żadnego nie 

miał odwagi obdarzyć w pełni miłością. 

-  Dopiero  Raiję  pokochałem  tak,  jak  powinienem  był  kochać  Siggę.  Raija  troszczyła 

się  o  mnie  bezwarunkowo,  nie  musiałem  się  starać,  by  zasłużyć  na  jej  miłość.  Po  prostu 

akceptowała  mnie  takim,  jakim  byłem.  Ją  pierwszą,  poza  moją  babką,  odważyłem  się 

background image

obdarzyć uczuciem. Tata też mnie na swój sposób kochał, ale zawsze miałem poczucie, że nie 

do  końca  spełniam  jego  oczekiwania.  Dlatego  przyrzekłem  sobie,  że  kiedy  sam  zostanę 

ojcem, obdarzę swoje dzieci bezgraniczną miłością i będę z nimi rozmawiał... 

Ailo  oparł  się  głową  o  jej  głowę.  Anna  Kajsa  zalękniona  zrazu,  że  będzie  jej  czynił 

wyrzuty, uspokoiła się, gdy Ailo cofnął się wspomnieniami do czasów, kiedy jeszcze nie byli 

razem. 

- Pokochałem Idę równie silnym uczuciem. Cóż to była za miłość! Zobaczyłem w niej 

kobietę,  zobaczyłem  matkę  moich  dzieci.  I  chyba  tylko  do  tego  momentu  sięgała  moja 

wyobraźnia - dodał z goryczą. - Bo dzieci, które powinny mówić do mnie: „tato”, nigdy mnie 

nawet nie zobaczą. 

-  Byłeś  w  pałacu?  Poszedłeś  tam  nocą,  żeby  popatrzeć  na  swojego  synka?  -  olśniło 

Annę Kajsę. 

Ailo pokiwał głową. 

-  Widziałem  ich  wczoraj  na  spacerze.  Ale  mi  to  nie  wystarczyło.  Nie  wiem,  jak  w 

ogóle  mogłem  sobie  wyobrażać,  że  zadowoli  mnie  obserwowanie  dziecka  na  odległość. 

Zapragnąłem ze wszystkich sił zobaczyć jego twarz z bliska. Musiałem  go dotknąć.  On jest 

mój, to ciało z mojego ciała, Anno Kajso! Trudno w ogóle opisać, jak silne to uczucie. 

-  Przyrzekłeś...  Ailo  rozpłakał  się  wtulony  w  jej  włosy,  uczepiony  kurczowo  jej 

ramion, ale Anna Kajsa nawet nie jęknęła, by się

 

poskarżyć. Nagle ona stała się

 

opoką. Ailo 

jej  potrzebował,  u  niej  szukał  wsparcia  i  pociechy.  Jak  dobrze  było  coś  dla  niego  znaczyć. 

Być dla niego kimś ważnym! Anna Kajsa poczuła wdzięczność do losu. 

- Przyrzekłem, wiem, co przyrzekłem... - szlochał. - Miałem się trzymać się z daleka. 

Ale to mnie zabija. 

Jego  płacz  z  wolna  zmienił  się  w  bezgłośny  szloch,  a  w  oczach  zabrakło  łez.  Tylko 

ciałem wstrząsały konwulsje. Nie przestając jej obejmować, mówił, zniżając głos do szeptu: 

- Stałem w ciemnym pokoju przy jego łóżeczku, mimo że nie miałem prawa tam być i 

patrzeć na niego. Nie miałem prawa dotknąć tego dziecka, które śmieje się tak samo jak ja w 

dzieciństwie.  Nie  miałem  prawa  pogłaskać  go  po  włosach,  choć  jego  grzywka  jest  równie 

niesforna jak moja. Nigdy nie wezmę go za rękę. Potrafisz pojąć mój ból, Anno? Nie miałem 

pojęcia, że dotknie mnie tak głęboko. Zdawało mi się, że jestem silny i potrafię temu podołać, 

ale to mnie przerosło. Okazuje się, że nie miałem pojęcia, jakie uczucia wzbudza w człowieku 

jego własne dziecko, krew z jego krwi... 

- A co z nią? - zapytała ostrożnie Anna Kajsa, czując się nieco dziwnie, że przypomina 

mu o Idzie. Niepojęte, że do tej pory w ogóle jej nie wspomniał. 

background image

-  Z  Idą?  -  zapytał  Ailo  szczerze  zdumiony.  W  jego  spojrzeniu  nie  tkwił  nawet  cień 

fałszu.  -  Ida  jest  dla  mnie  nieosiągalna  -  odpowiedział  po  chwili  zamyślony,  ale  bez 

zniecierpliwienia w głosie. Długo szukał właściwego słowa, które oddawałoby to, co czuł. - 

Kiedy  zobaczyłem  ją  wczoraj,  przeżyłem  wstrząs  -  przyznał.  -  Poczułem  się  jak  balon,  z 

którego  uszło  całe  powietrze,  jak  ryba  rzucona  na  ląd.  Ale  jakoś  to  przełknąłem.  Dla  niej 

umarłem. Przybyła tu, żeby uporać się ze wspomnieniami i ostatecznie pożegnać się ze mną. I 

chyba tak się stało. Ja mam ciebie, Ida ma Sedolfa. Dla siebie jesteśmy nieosiągalni. 

Właśnie to chciała Anna Kajsa wiedzieć. 

- Omal nie zostałem przyłapany na gorącym uczynku - mówił dalej. - Ida słyszała, że 

ktoś  zaglądał  do  Mikkala,  i  narobiła  rabanu.  Maja  strasznie  mnie  zrugała,  gdy  już  ją 

uspokoiła. 

Anna  Kajsa  przysłuchiwała  się  opowieści  Ailo,  zastanawiając  się  w  duchu,  czy 

potrafiłaby polubić Idę. Właściwie lękała się kobiet takich jak ona: urodziwych, zmysłowych, 

pociągających. Będących całkowitym jej przeciwieństwem. 

Postanowiła jednak, że jeszcze tego dnia uda się do pałacu. 

Co prawda nadal trochę się bala, uznała jednak, że musi bliżej poznać pierwszą żonę 

Ailo,  by  się  przekonać,  jaka  jest  naprawdę.  Czuła,  że  to  jej  obowiązek,  skoro  właśnie  ona, 

Anna Kajsa, jest mu teraz najbliższa. A przez pryzmat wspomnień Ailo nie mogła wyraźnie 

dojrzeć prawdziwej Idy. 

Ailo nie przestawał mówić. Wyrzucił z siebie cały ból, tęsknoty i marzenia, które, jak 

sądził, runęły w gruzy, kiedy stał się mężczyzną w masce. 

Słuchała go i gromadziła chciwie jego słowa, tak jak dzieci gromadzą piękne kamienie 

i rzadkie okazy muszelek. 

Dopiero  przed  samym  południem  pozwolił  jej  odejść.  Ale  najpierw  ujął  w  dłonie  jej 

twarz,  a  kiedy  pocałował  ją  leciutko  w  usta,  Anna  Kajsa  aż  się  zapłoniła.  Pocałunek  był 

delikatny, niemal braterski, pełen szacunku. Tak nikt prócz niego jej nie całował. 

Tylko w jego oczach kryło się takie oddanie. Tak jakby ona, nic nie warta Anna Kajsa, 

zrodzona w grzechu, bękart pozbawiony wszelkich praw, była doskonałym dziełem Stwórcy. 

- Jesteś aniołem, brakuje ci tylko aureoli, Anno Kajso! Jak ty ze mną wytrzymujesz? 

-  Kocham  ciebie  -  odparła  po  prostu.  Ailo  uścisnął  ją.  Jego  uściski  nie  mogły  jej 

skrzywdzić.  Ailo  był  nawet  mniej  groźny  niż  William,  jej  przyrodni  brat,  któremu  jako 

pierwszemu mężczyźnie zaufała. 

background image

Zapędziła go do łóżka, widząc, że głowa opada mu ze zmęczenia. Zasnął, nim zdążyła 

rozwiązać mu tasiemki u kumagów. Przykryła  go i rozczulona pocałowała pokryte bliznami 

policzki, przyrzekając sobie w duchu, że nigdy go nie zrani. 

Potem wyszła na dwór i podążyła wydeptanymi ścieżkami do pałacu. 

Ida  schowała  rysunki  na  dnie  szuflady  w  dużej  komodzie,  która  stała  w  ich  pokoju. 

Dokładnie przykryła je ubraniami, żeby nawet Sedolf ich nie zauważył. Czuła się tak, jakby 

zatrzasnęły się jakieś drzwi w jej sercu. Może Sedolf pomógłby jej w tej ciężkiej chwili, ale 

nie była gotowa na razie dzielić z nim bólu. 

Bezmyślnie  wpatrywała  się  w  lampę,  gdy  nagle  zaintrygowała  ją  jej  rzeźbiona 

podstawa.  Zdjęła  szklany  klosz  i  pogładziła  zdobienia.  Długo  się  przyglądała  motywom 

kwiatów i ptaków. Potem założyła z powrotem klosz i wytarła z palców sadzę. Upewniwszy 

się raz jeszcze, czy nikt nie zauważy rysunków, siadła na brzegu łóżka straszliwie zagubiona. 

Mężczyźni udali się na stały ląd i zabrali ze sobą chłopców. Bergfors zdjął Sedolfowi 

opatrunek  z  głowy.  Rana  zagoiła  się  już  prawie,  a  gdy  Sedolf  zaczesał  włosy  na  prawo,  w 

ogóle nie było jej widać. Zresztą sam powtarzał, że nic już go nie boli. Ale co do tego Ida nie 

była  do  końca  przekonana.  Sedolf  zawsze  udawał  chojraka  i  nie  lubił  przyznawać  się  do 

słabości. Teraz też chyba zanadto się forsował. 

Ida cieszyła się, że Sedolf zabrał Mikkala, bo niepokój, jaki odczuła w nocy, nadal w 

niej tkwił, i to bardziej, niż miała odwagę okazać. 

Zeszła  po  schodach,  odruchowo  stawiając  stopy  w  miejscach,  gdzie  najmniej 

skrzypiało. 

W odpowiednim obuwiu mogłaby się poruszać jeszcze ciszej. 

Jedna myśl nie dawała jej spokoju. Ida odsuwała ją, ale ona natrętnie powracała. 

Z  dużego  salonu  dolatywały  głosy.  Ida  stanęła  pod  drzwiami  i  usłyszała,  jak  Anjo 

przemawia  łagodnie  do  małej  Aili.  Uśmiechnęła  się,  gdy  Anjo  zanuciła  kołysankę,  jedną  z 

tych, które Reijo śpiewał im w dzieciństwie. Ida nadal ją pamiętała słowo w słowo. 

Zresztą tę samą kołysankę śpiewała także Mikkalowi i małej Raiji.... 

Wzruszyło ją, że Anjo i Knut nazwali córeczkę imieniem upamiętniającym Ailo. Ona 

sama nie przekazała dalej jego imienia. Miała z tego powodu wyrzuty sumienia, ale zdawała 

sobie sprawę, że nie byłaby w stanie mieć nowego Ailo. Aby móc żyć, musiała odsunąć go na 

dystans. 

Nikt z tego powodu nie miał prawa jej potępiać. 

Nikt... 

background image

Ida  nie  zajrzała  do  Anjo.  Udała  się  wprost  do  niewielkiego,  skromniej  urządzonego 

pokoju,  który  William  ze  śmiechem  nazwał  własnym  salonem.  Idzie  zależało  na  tym,  by 

dokładnie obejrzeć dwa świeczniki i paterę, które widziała już wcześniej. 

Zamknęła za sobą drzwi, jakby zamierzała zrobić coś nagannego. Zależało jej jednak, 

ż

eby  nie  zauważył  jej  tu  któryś  z  domowników  i  nie  zorientował  się,  jakimi  ścieżkami 

podążają  jej  myśli.  Chwilami  nachodziła  ją  obawa,  że  pogrąża  się  w  szaleństwie.  Przypo-

minało to próbę przejścia suchą stopą przez nieznane grzęzawisko. 

Pozłacana patera stała na stole przy dużym lustrze. Co wieczór napełniano ją różnymi 

przysmakami:  orzechami,  kandyzowanymi  owocami,  słodyczami,  jakich  nad  fiordem  nikt 

nawet na oczy nie widział. 

Ida przez moment zapragnęła, by wszyscy ci, którzy tak naśmiewali się z Mai, wróżąc, 

ż

e zdziwaczeje samotna w chacie nad rzeką, mogli ją teraz zobaczyć. Może byłaby to dla nich 

dobra nauczka, że nie należy tłamsić kogoś tylko dlatego, że różni się od innych. Że czasem 

lepiej trzymać język za zębami. 

Takie i inne myśli kłębiły się jej w głowie, tak naprawdę usiłując zagłuszyć w niej to, 

co bolało najbardziej. Ściskało ją w żołądku, jakby tam miała lodowaty i ciężki kamień. 

Wzięła do ręki paterę. Na błyszczącej powierzchni pozostały ślady palców. Pomyślała, 

ż

e będzie musiała ją wypolerować, żeby czasami ktoś ze służby nie został zganiony za to, że 

nie dopilnował swoich obowiązków. 

Patera była ciężka i zimna. 

Ale oczywiście nie dlatego myśli Idy stały się chłodne i logiczne. 

Chodziło o zdobienia. 

Widziała  je  wcześniej,  ale  patrzyła  na  nie  bezmyślnie.  Dopiero  teraz  przyjrzała  się 

dokładniej kwiatkom moroszki splecionym z listkami dębika. Wystającym liściom szczawiu i 

kłującym  liściom  ostrożenia.  Pulchnym  ukwapom  obok  górskich  fiołków  i  tłustoszy  na 

cienkich  łodyżkach,  które  u  dołu  były  zakończone  ułożonymi  gwiaździście  listkami. 

Drobnym kwiatkom świetlika i przetacznika kwitnącym skromnie w jej rodzimych górach. 

Ida  odstawiła  paterę  i  wzięła  do  ręki  świeczniki  ozdobione  także  motywami 

roślinnymi: wrzośćce i mącznice, dereń i listki górskiej brzozy, i znowu liście dębika... 

A na samej górze, zarówno na paterze, jak i na świecznikach, jak na klarownym niebie 

unosiły się ptaki na rozpostartych skrzydłach. 

Nie miała pojęcia, jak długo stała ze świecznikiem przytulonym do piersi. 

Znalazła się na środku grzęzawiska i nie miała pojęcia, czy w ogóle chce się stamtąd 

wydostać. Akurat w tym momencie najlepiej byłoby dać się pochłonąć i unicestwić. 

background image

Zniknąć... 

Ida  napotkała  swoje  odbicie  w  lustrze.  Staranne  uczesanie  zajęło  jej  sporo  czasu. 

Ciasno zaplotła warkocze i upięła je wokół głowy niczym wianek. Fryzura była pracochłonna, 

zwłaszcza przy takich długich włosach. Ida wyglądała w niej pięknie, ale czesała się tak tylko 

w niedzielę. 

Dziś, choć wypadał zwykły, a nie świąteczny dzień, chciała wyglądać równie pięknie. 

Musiała poza tym zająć czymś ręce i uspokoić myśli. 

Widziała w lustrze swoją bladą twarz. Kiedy była młodsza, szczypała się w policzki, 

by nabrały kolorów. Dorosła Ida tego nie robiła. Wargi jej zadrżały, ale z oczu nie popłynęły 

łzy. Tyle się napłakała, że już ich zabrakło. 

Ida uciekła spojrzeniem. Nie chciała widzieć tego, co odbijało się w jej oczach. 

Co  innego  przelotna  myśl  ukryta  natychmiast  głęboko  w  świadomości,  a  co  innego 

pewność wyzierająca z oczu. 

Lustro jest groźnym elementem wyposażenia domu. 

Ida  wypolerowała  świeczniki  rękawem  sukni,  a  do  patery  użyła  brzegu  spódnicy. 

Odstawiła je z powrotem na miejsce, by nikt się nie domyślił, że były ruszane, a sama osunęła 

się ciężko na krzesło. Podkurczyła nogi, zdjąwszy z nóg trzewiki, żeby ostrym obcasem nie 

poniszczyć halki i strojnej sukni. 

Reijo  rozpoznałby  w  niej  natychmiast  młodziutką  dziewczynę,  która  latem  do  późna 

przesiadywała  w  kuchni  na  lawie  i  usadowiona  w  kącie,  obejmowała  rękoma  podkurczone 

kolana... 

Reijo  na  pewno  siadłby  obok  i  pogłaskał  ją  po  głowie  swoimi  silnymi  dłońmi, 

dającymi poczucie bezpieczeństwa. 

Zatroskany ojciec, na którego w każdej sytuacji mogła liczyć, czekałby cierpliwie. 

W końcu przerwałaby milczenie i opowiedziała mu, co ją gnębi. 

Ida  nie  pamiętała,  by  ojciec  kiedykolwiek  zmuszał  ją,  by  mówiła  więcej  niż  chciała. 

Nigdy  nie  domagał  się,  by  odkryła  przed  nim  coś  poza  tymi  leżącymi  jej  na  sercu 

tajemnicami, które gotowa była przed nim odsłonić. 

Ida zatęskniła za ojcem, bo czuła się teraz równie skrzywdzona i rozżalona, jak kiedyś 

jako młoda dziewczyna. Rany na nowo się otworzyły i krwawiły obficie. 

Boże, jak bardzo tęskniła za ojcem! 

Ale Reijo pozostał nad fiordem w swojej Ruiji. Reijo był w domu daleko stąd. 

Tym razem nie nakłoni jej do zwierzeń. Tym razem Ida nie odsłoni przed nim swojego 

serca. Tym razem może liczyć tylko na siebie. 

background image

Serce jej krwawiło, ale oczy pozostały suche. 

Ida  nie  miała  wątpliwości,  że  złoty  ptak  jeszcze  raz  rozłoży  skrzydła.  Nieprawda,  że 

już odfrunął. Przybędzie i znów popatrzy na nią okrągłymi, czarnymi jak węgiel oczami. 

I tym razem Ida podąży za nim na jawie. 

Wiedziała. 

Czekała. 

background image

11 

Anna Kajsa weszła przez kuchnię tą samą drogą, którą Ailo dostał się nocą do pałacu. 

Wydawało jej się, że tak powinna uczynić. 

W  holu  zatrzymała  się,  jakby  się  ociągając,  ale  zaraz  popchnęła  drzwi  do  salonu. 

Anjo,  która  właśnie  usypiała  małą  Ailę,  pokazała  na  migi,  że  Maja  nie  czuła  się  najlepiej  i 

położyła się. Anna Kajsa skinęła głową na znak, że rozumie, i zamknęła salon. 

Sprawdziła pokój Williama. 

Kiedy weszła do środka, Ida spojrzała na nią, a w jej głowie pojawiła się jedna jedyna 

myśl.  Wypełniła  ją  całą  i  sprawiła,  że  ogarnął  ją  lodowaty  chłód.  W  żołądku  nadal  czuła 

kamień. 

-  Nie  wiedziałam,  że  to  ty  jesteś  złotym  ptakiem  -  wyszeptała  do  Anny  Kajsy,  która 

oparła  się  o  framugę,  nie  wchodząc  głębiej.  Zauważyła,  że  ma  podkrążone  oczy.  Ida 

przypomniała  sobie  dzień  przyjazdu  i  zrozumiała,  dlaczego  Anna  Kajsa  tak  długo  jej  się 

przyglądała przy powitaniu. 

Tym razem jednak przyrodnia siostra Williama nie czuła się gorsza. 

Co  prawda,  uroda  Idy  nie  podlegała  dyskusji.  Nawet  teraz,  kiedy  z  jej  twarzy 

wyzierała przeraźliwa samotność, pierwsza żona Ailo wyglądała pięknie. Anna Kajsa jednak 

nabrała  pewności,  że  Ailo  pokochał  tę  kobietę  nie  dla  jej  urody,  i  przyszło  jej  na  myśl,  że 

właściwie powinno je bardzo wiele łączyć. Coś więcej niż miłość do Ailo. 

-  Niedobrze  jest  budować  życie  na  kłamstwie  -  odezwała  się  cicho.  -  Nawet  jeśli 

zrodziło się z chęci oszczędzenia komuś bólu. 

Ida przytaknęła. 

- Przyszłam, żeby cię poprosić, abyś poszła ze mną. Nie chcę cię zmuszać. Po prostu 

proszę. Do ciebie należy wybór. 

Zamilkła i bez lęku uchwyciła wzrok Idy. 

- Wybór należy do ciebie. Wiesz, co odnajdziesz - dodała mocniejszym głosem. 

Jej głos niósł ku nadziei niczym rozpostarte ptasie skrzydła. 

Ida skinęła głową i wstała pośpiesznie. 

- Muszę się ubrać - rzuciła i dodała: - Nikt nas nie może zobaczyć. 

- Będę czekała przy altanie - powiedziała Anna Kajsa i zniknęła równie cicho, jak się 

pojawiła. 

Nigdy nie robiła wokół siebie zamieszania. 

background image

Ida wyszła na dwór z gołą głową, nie zdążyła zawiązać szala, zapomniała rękawic. 

Wszystko  było  jak  we  śnie.  Zima  wokół,  na  bladobłękitnym  niebie  słońce,  a 

podświetlone  szyby  altany  pokryte  kwiatami  wywoływały  złudzenie  lata.  Kwiaty  na  szkle  - 

dzieło rąk człowieka. 

Ida  mimowolnie  popatrzyła  w  górę,  ale  nie  dostrzegła  lśniących  w  słońcu  piór,  choć 

gdzieś w oddali rozlegało się chrapliwe krakanie kruka. 

Może fruwał tylko w jej wyobraźni? 

Ida  podążała  przez  las  śladem  Anny  Kajsy.  Wiedziała,  że  celem  jest  kamienny  dom, 

ale gdyby spacerowała sama, zapewne zagubiłaby się wśród tych wąskich ścieżek. 

Znalezione w altanie szkice pozwoliły Idzie dopasować wszystkie części układanki. 

Nikt nie narysowałby tak wiernie jej pogrążonej w rozpaczy twarzy, gdyby nie widział 

jej płaczącej. 

Maja nadal nosiła na szyi złoty wisiorek w kształcie ptaka. 

Lampa,  świeczniki,  patera...  wytworzone  ręką  nieznanego  artysty.  Zdobione 

motywami  delikatnych  roślin  z  odległej  północnej  tundry.  Ptaki  unoszące  się  dumnie  na 

skrzydłach, przypominających kształtem brwi. 

I ta nocna wizyta. 

Tylko jeden człowiek mógł zakraść się nocą do pokoju, w którym spał Mikkal. Tylko 

jeden mógł odczuwać równie palącą ciekawość. 

To  odkrycie  sprawiło  jej  ból,  choć  wyjaśniało  wszystkie  ukradkowe  spojrzenia 

wymieniane na jej oczach, urywane zdania i nagłe milczenie. Wyjaśniało wreszcie, dlaczego 

wyczuwała fałsz w opowiedzianych jej historiach. 

Ta myśl niemal rozrywała ją na strzępy. 

Anna Kajsa otworzyła drzwi i puściła Idę przodem do środka. 

Ida od razu poczuła jego zapach. Z wrażenia uchwyciła się stołu, żeby nie upaść. 

Rozejrzała  się  po  niewielkim  pomieszczeniu,  przytulnym  pomimo  szarych 

kamiennych ścian. Na otwartym palenisku palił się ogień. 

Anna Kajsa zdjęła wierzchnie ubranie, powiesiła je i założyła fartuch. 

Przez chwilę stały w milczeniu i patrzyły na siebie. Dwie kobiety, obie - żony Ailo. 

Wreszcie Anna Kajsa skinęła w stronę drzwi. 

- Nie wejdę tam z tobą - oznajmiła. - Nie mogę. 

- Kochasz go? 

background image

Ida  zdawała  sobie  sprawę,  że  pytanie  jest  zbędne.  Bo  to,  co  uczyniła  ta  dziewczyna, 

dowodziło bardziej niż jakiekolwiek słowa, że kocha  go nad życie.  Żeby zdobyć się na taki 

gest, trzeba wielkiej miłości. 

Ale Anna Kajsa odpowiedziała z powagą: 

-  Tak,  kocham  go,  choć  nigdy  nie  widziałam  go  innym  niż  jest  teraz.  Chcę  cię 

uprzedzić, że on nie wygląda tak jak kiedyś. Musiał być bardzo przystojny! Zresztą nadal jest 

piękny,  ale  w  środku.  Nie  wygląda  jednak  tak  samo.  Mówię  ci  to  po  to,  żebyś  nie  doznała 

zbyt wielkiego szoku. 

- A więc to wszystko, co mi opowiadano, nie było kłamstwem? 

Anna Kajsa ze smutkiem pokręciła głową. 

-  Skłamali  tylko,  że  umarł,  ponieważ  ich  o  to  prosił.  Zrobili  to  dla  niego.  Ja  także 

uczyniłabym to samo, gdybym wierzyła, że naprawdę tego chce. 

Więcej nic nie dodała. 

Ida musiała zobaczyć sama. 

Ida nie mogła oprzeć się wrażeniu, że złoty ptak przysiadł na dachu domu i obserwuje 

ją swymi mądrymi, bystrymi oczami. Była niemal pewna, że jeśli nie znajdzie w sobie dość 

siły, by otworzyć dzielące ją od Ailo drzwi, usłyszy krakanie brzmiące jak chrapliwy śmiech. 

Weszła do niewielkiego pomieszczenia o kamiennych ścianach. Zasunięte do połowy 

zasłonki  zakrywały  małe  okno.  Masywne  łoże  z  ciemnego  drewna  wydawało  się 

nieproporcjonalnie duże. Obok stała komoda i piec, w którym rozlegał się lekki trzask. 

Ida  stanęła  w  nogach  łóżka  i  uczepiła  się  drewnianego  oparcia  tak  mocno,  że  aż 

zabolały ją dłonie. 

A więc to prawda. Ailo wstał z martwych dla niej. Niewielu żonom zapewne dane jest 

przeżyć taką chwilę. 

Czas się zatrzymał. 

Patrzyła na niego, ale choć serce rozrywał jej szloch, ani jedna łza nie spłynęła jej po 

policzku. Poznała go, cokolwiek by się stało, zawsze by go poznała. 

Przyglądała  mu  się  w  milczeniu,  ale  pewnie  jej  spojrzenie  go  zbudziło.  Podniósł 

dłonie  do  twarzy,  przetarł  oczy,  a  gdy  je  otworzył  i  zobaczył  Idę,  odezwał  się  dźwięcznym 

głosem: 

-  To  chyba  było  nieuniknione.  A  więc  to  nie  sen.  Nie  rozprysnęła  się  w  drobny 

maczek. 

Usiadł. 

background image

Ida  nadal  stała  w  tym  samym  miejscu,  zaciskając  dłonie  na  oparciu  łóżka.  Ailo 

pomyślał, że ślady jej palców zostawią odcisk w drewnie. 

Patrzyła  szeroko  otwartymi  oczami.  Zauważył,  że  wokół  nich  pojawiła  się  drobna 

siateczka zmarszczek. Uroczych. Zapewne miał swój duży udział w ich powstaniu. Uczesała 

się tak, jak zwykle czesała się na niedzielę. Chyba nie obcinała włosów przez cały ten czas, 

bo  urosły  jej  na  tyle,  że  przybył  jeszcze  jeden  zapleciony  zwój  wokół  głowy.  Dziwne,  jak 

dobrze pamięta się takie drobiazgi. 

- Tak się cieszę, że żyjesz! 

Takie były pierwsze słowa Idy. 

Ailo  zaśmiał  się  zmęczony.  Odsunął  na  bok  przykrycie  i  spuścił  nogi  na  ziemię.  Ida 

zauważyła, że spał w skórzanych spodniach. 

Niech  widzi,  że  nadal  noszę  się  po  lapońsku,  pomyślał,  krzywiąc  się.  Nie  usiłował 

tego ukryć, bo przecież przy jego wyglądzie trudno było odróżnić uśmiech od grymasu. 

-  Nie  powinienem  przychodzić  w  nocy  -  westchnął,  nie  mogąc  oderwać  od  niej 

wzroku. - Wszystko popsułem, ale nie mogłem oprzeć się pokusie... Tyle o nim myślałem... o 

naszym synu. 

- To znaczy, że nie zmieniłeś się. Nadal jesteś wspaniały - powiedziała Ida miękko. W 

tej jednej chwili znów była jego Idą. 

- Nie chciałem, żebyś mnie takim zobaczyła. 

Patrzyła  na  niego,  nie  mrugnąwszy  nawet  powieką.  Anna  Kajsa  ostrzegła  ją,  a  i 

William, jak się teraz przekonała, jej nie okłamał, mówiąc o tragedii. Nie ukrywał, jak bardzo 

Ailo został zmasakrowany. 

Była  więc  przygotowana,  a  to,  że  żył,  złagodziło  szok  spowodowany  wyglądem.  Ida 

pamiętała  go  urodziwego,  Anna  Kajsa  tymczasem  pokochała  okaleczonego,  co  czyniło  jej 

miłość doskonalszą. Ida zapragnęła przekazać Annie Kajsie swoje wspomnienia. 

-  Powiedziałam  wszystkim,  że  mam  największe  prawo,  by  poznać  prawdę  -  rzekła  z 

powagą.  -  A  teraz  to  samo  powtarzam  tobie.  Myślę,  że  powinniśmy  porozmawiać.  Tym 

bardziej że już nie tylko nas dwojga dotyczy ta sprawa. 

Zrozumiał. Ailo zawsze wszystko rozumiał. A w tym przypadku miał więcej czasu niż 

ona, by wszystko dokładnie przemyśleć. 

- Nie mogę rozmawiać z tobą tutaj - odpowiedział. - Tu jest teraz mój dom, Ido. 

Przyjęła jego słowa z szacunkiem, jaki zresztą zawsze wobec niego czuła. Ailo stał się 

innym człowiekiem, ale nie stracił nic ze swojej klasy. 

background image

-  Nie  przeszłabyś  się  razem  ze  mną  wzdłuż  plaży?  -  zapytał.  -  Nie  mam  ochoty 

związać cię,  Ido, z jakimkolwiek miejscem. Na pewno domyślasz się, dlaczego.  Zamierzam 

pozostać  tu  na  resztę  życia.  Nie  chciałbym,  żeby  jakieś  konkretne  miejsce  przypominało  mi 

potem ciebie. Kiedy będzie mi ciężko, lepiej żebym szukał ciepła u otaczających mnie ludzi, a 

nie wracał do przeszłości. 

- Chętnie się z tobą przejdę - odpowiedziała pewnym głosem. 

Ailo zauważył, że głos jej się trochę zmienił, spoważniał. Ida wydoroślała. 

Zawiązał  na  twarzy  maskę.  Ida  poznała  przedmiot,  który  znalazła  pierwszego  dnia,  i 

zrozumiała, dlaczego Maja tak się wtedy zdenerwowała. 

Założył buty, skórzaną kurtkę i czapkę. Był gotowy. 

Ida, uśmiechnąwszy się lekko do Anny Kajsy, wyszła na dwór. Nie słyszała, co Ailo 

powiedział dziewczynie. Może pogłaskał ją po policzku, pocałował ją, przytulił... 

Miała nadzieję, że tak się zachował. 

Zeszli  w  kierunku  plaży  wydeptaną  ścieżką.  Widać  często  tędy  chodził.  Jakże 

znajomo  brzmiał  w  uszach  odgłos  jego  kroków.  Gdy  zamknęła  oczy,  zdawało  jej  się,  że 

przeniosła się w przeszłość. Wystarczyło jednak je otworzyć, by uświadomić sobie, że to nie 

jest takie proste. Rzeczywistość różni się od marzeń. 

Ramię  w  ramię  wędrowali  wzdłuż  brzegu  zmarzniętej  zatoki.  Dzień  był  piękny,  jak 

przewidywała.  Bezchmurne  niebo  lśniło  błękitem,  a  słońce  dawało  przedsmak  wiosennego 

ciepła. 

-  Sądziłeś,  że  nie  podołałabym  temu?  -  zapytała  Ida.  Długo  ważyła  słowa,  nim 

wypowiedziała je na głos. 

Dawna Ida była bardziej spontaniczna. 

- Sądziłeś, że po tym, co się stało, odwrócę się od ciebie? 

-  Nie  -  odpowiedział,  nie  patrząc  na  nią.  -  I  właśnie  to  byłoby  dla  mnie  straszne! 

Byłem  pewien,  że  będziesz  wiernie  trwać  przy  mnie.  Nie  przyszłoby  ci  do  głowy  mnie 

opuścić, gdybym wrócił w takim stanie. Oszczędziłem ci tego. 

- Miałam także prawo decydować... 

-  Czy  nie  jesteś  teraz  szczęśliwa?  -  zapytał,  zatrzymując  się.  Nie  dotykając  Idy, 

sprawił  że  i  ona  stanęła.  Jego  oczy  były  dokładnie  takie,  jak  zapamiętała.  Barwę  miały 

nieokreśloną, zmieniały się nieustannie, ale bił od nich blask. - Maja powiedziała mi, że nigdy 

nie widziała cię równie szczęśliwej. Maja, mimo że taka mi bliska, przysięgała, że Sedolf jest 

dla ciebie lepszy niż ja kiedykolwiek byłem. 

background image

Ida uśmiechnęła się mimowolnie, jak zawsze na dźwięk imienia męża. Poczuła ciepło 

w  sercu.  Nie  wiedziała,  jak  to  wyjaśnić  Ailo,  który  kiedyś  był  miłością  jej  życia.  Jak  łatwo 

uczucia mogą ulec zmianie. 

- Szczęście nie jest dane raz na zawsze - rzekła. - Trzeba nieustannie je pielęgnować, 

chuchać  na  nie.  Tego  nauczył  mnie  Sedolf.  To  prawda,  że  jestem  z  nim  bardzo  szczęśliwa. 

Gdybyś  jednak  wrócił,  moje  życie  ułożyłoby  się  inaczej.  I  nie  sądzę,  że  byłabym  mniej 

szczęśliwa... 

-  Jesteś  zbyt  mądra  -  odparł  jedynie.  -  Za  mądra  dla  mnie.  Chciałem  oszczędzić  ci 

cierpienia. 

On  także  potrzebował  czasu,  aby  odnaleźć  właściwe  słowa.  Dziwne,  bo  przecież  Ida 

była kobietą, której kiedyś mógł powiedzieć wszystko. Nie spodziewał się, że tak trudno mu 

będzie  z  nią  rozmawiać.  Zresztą...  niczego  się  nie  spodziewał,  w  ogóle  nie  oczekiwał,  że 

kiedykolwiek jeszcze spotka się z nią w cztery oczy. 

-  Któregoś  dnia  zapragnęłabyś  mężczyzny  takiego  jak  Sedolf,  ale  nie  opuściłabyś 

mnie.  Byłabyś  lojalna  i  wierna  aż  po  grób.  To  byłoby  dla  mnie  straszne.  Znalazłem 

możliwość, by nam obojgu oszczędzić cierpienia. Nie wierzysz, Ido, ale ja jestem pewien, że 

taka chwila by nadeszła. Pomimo miłości do mnie nie umiałabyś stłumić innej drzemiącej w 

tobie tęsknoty. Nie zniósłbym, gdybym zobaczył ją w twoich oczach... 

- Czy gdybyś wiedział o dzieciach, postąpiłbyś inaczej? 

Ailo  odszedł  na  bok,  gdzie  leżało  powalone  sztormem  drzewo.  Kilkusetletni  żywot 

zakończony  w  ciągu  jednej  nocy.  Usiadł  na  pniu.  Ida,  poprawiwszy  pelerynę,  usadowiła  się 

obok niego. 

Nie spuszczała z niego wzroku. 

- Nie ma sensu o to pytać - odpowiedział niechętnie. 

-  A  więc  byłoby  inaczej  -  stwierdziła  Ida.  -  Szkoda,  że  nie  mogłeś  zobaczyć  małej 

Raiji. Taka była do ciebie podobna. Tata mówił, że przypominała mu twojego ojca. Jak tylko 

się urodziła, wiedzieliśmy, po kim odziedziczyła wygląd. Łatwo było znaleźć dla nich imiona. 

Nie byłam w stanie nazwać Mikkala twoim imieniem. 

A więc i to zostało powiedziane. 

-  Nie  mam  ci  nic  do  zarzucenia  -  odpowiedział  Ailo  cicho.  -  Dla  ciebie  przecież 

wówczas  nie  żyłem.  Skąd  mogłaś  wiedzieć,  że  to  nieprawda?  Nie  mógłbym  mieć  do  ciebie 

pretensji. Zależało mi, żebyś znalazła kogoś, kogo byś pokochała. Nigdy nie chciałem, żebyś 

ż

yła samotnie. Nie jesteś do tego stworzona. Potrzebujesz kogoś, kto by cię przytulił. Kogoś, 

komu mogłabyś także ofiarować część własnej siły. Kogo mogłabyś obdarzyć swoją radością. 

background image

Z początku, gdy o tym myślałem, targała mną ślepa zazdrość. O, jakże daleki byłem wówczas 

od  szlachetności!  Ale  chcę,  żebyś  wiedziała,  że  nie  podjąłem  tej  decyzji  nieświadomie. 

Usiłowałem sobie wyobrazić cię razem z którymś z młodzieńców znad fiordu... 

Zaśmiał się cicho najsmutniejszym śmiechem, jaki Ida kiedykolwiek słyszała. 

- Najlepszy byłby Sedolf, myślałem wówczas. Dlatego też kiedy doszły mnie wieści, 

ż

e jego wybrałaś, poczułem głęboko w sercu głuchy dźwięk... 

- Tak się po prostu stało. 

Nie zapytał kiedy, nie chciał tego wiedzieć. Uderzyło go, że nie ma żadnego prawa, by 

tego dochodzić, bo to nie miało nic wspólnego z ich wspólnym życiem. 

- Krewni z twojej sity są przekonani, że nie żyjesz, że zginąłeś gdzieś na pustkowiu. 

Nakłoniłam szamana, by ciebie szukał. Ale on cię nie znalazł. Powiedział, że potężniejsze siły 

bronią dostępu do ciebie. Mówił też, że jesteś naznaczony przez Roto. 

-  Sam  też  użyłem  tego  określenia.  Bo  to  prawda.  Pozostanę  naznaczony  przez  Roto, 

póki  nie  dopadnie  mnie  śmierć.  Wiedziałem,  że  będziesz  mnie  szukać,  nie  szczędząc 

ś

rodków. I znalazłabyś mnie, gdyby Maja nie była Mają. 

Siedzieli  obok  siebie,  prawie  się  dotykając.  Dwie  istoty:  kobieta  w  nazbyt  strojnej 

sukni  swojej  siostry  i  skromnej  pelerynie,  i  mężczyzna  w  białej  koszuli  z  krochmalonym 

kołnierzem pod znoszoną kurtką ze skóry, w skórzanych spodniach i kumagach, takich jakich 

używano od stuleci wśród jego ludu. 

Dwoje  ludzi  wyrwanych  ze  świata,  w  którym  było  im  dobrze,  ze  świata,  w  którym 

łączyło ich płomienne uczucie. 

Teraz  siedzieli  spięci,  lękając  się,  że  doznają  szkody,  jeśli  któreś  spróbowałby 

pogłaskać to drugie. Wyczuwali siebie i to ich przerażało. 

-  Nie  prosiłem  Anny  Kajsy,  żeby  to  uczyniła.  Ailo  musiał  upewnić  się,  że  Ida  to 

rozumiała. Nie powinna tkwić w przekonaniu, że i to było ukartowane. 

-  Nawet  nie  pomyślałam  o  tym.  -  W  jej  głosie  pojawiło  się  coś  na  kształt  czułości. 

Coś, co tak bardzo przypomniało mu dawną Idę, że aż musiał na nią spojrzeć. Jej oczy miały 

w sobie żar lata, mieniły się zielonością. - Ty po prostu nadal przychodziłbyś nocą, Ailo. Sam 

zadawałbyś  sobie  cierpienie,  aż  w  końcu  byś  tego  nie  zniósł.  Ale  nie  uczyniłbyś  tego,  co 

najprostsze™ - Ida zaśmiała się. - Skąd, na niebiosa, wytrzasnąłeś to imię, Axel? Ailo także 

udało się uśmiechnąć. 

-  Podobne,  prawda?  Miało  brzmieć  podobnie,  by  Karl  i  Henrik  stracili  orientację, 

które jest właściwe. Długo się przygotowywaliśmy na to spotkanie, maleńka... 

- Skończmy tę zabawę w chowanego, Ailo! 

background image

- A możemy? Jak to? - zdumiał się. 

-  Obawiasz  się  reakcji  Sedolfa?  -  spytała.  Usłyszał,  że  jej  głos  nabierał  swoistego 

brzmienia, gdy  wypowiadała to imię. Pamiętał dobrze, że niegdyś jego imię tak brzmiało w 

jej ustach. 

- Przyznasz chyba, że ta sprawa dotyczy także jego. Nie tylko ciebie i mnie, Ido. Sama 

powiedziałaś. Poza tym jest jeszcze nasz syn. 

- Poznasz Mikkala - obiecała Ida, przybierając stanowczy wyraz twarzy. 

- Ale dla niego ojcem jest Sedolf - próbował słabo oponować Ailo. 

- Mikkal wie, że miał innego tatę. Wspólnie z Sedolfem postanowiliśmy, że nie będzie 

dorastał, nie wiedząc o tobie, nie otrzymując w dziedzictwie moich wspomnień o tobie. Nie 

miałeś być zapomniany, Ailo! 

- Zmarli ojcowie nie wstają z grobu. Odrzuciła w tył  głowę. Jak dobrze pamiętał ten 

jej gest. 

Te  pociemniałe  oczy,  nieugięte  spojrzenie.  I  ten  jej  klarowny,  dobitny  głos.  Znów 

serce ścisnęło mu się z żalu. 

- To twój syn, Ailo. On także ma do ciebie prawo! 

I to większe niż ktokolwiek inny. Żałowałam, że cię nigdy nie pozna. Nie żyłeś... Ale 

to, u diabła, pewna różnica w stosunku do tego, co okazało się prawdą. Nie możesz zabronić 

swojemu synowi, by ciebie poznał! Nikogo tym nie skrzywdzisz. 

- Nadal zapominasz o Sedolfie. 

Sam sobie zadawał ból, powtarzając w kółko jego imię. 

Nie byli już parą kochanków. Raz za razem udowadniał to samemu sobie. 

Tak łatwo byłoby zamknąć oczy i o tym zapomnieć. 

Zauważył w twarzy Idy, że i jej nie jest lekko. Tylko dzięki temu powstrzymał się, by 

jej nie objąć i nie przytulić. 

Ale tylko w marzeniach trzy lata rozłąki nie pozostawiają śladu. 

W  końcu  Ida  odważyła  się  wypowiedzieć  na  głos  to,  wokół  czego  cały  czas  krążyli. 

Nabrała powietrza w płuca i uchwyciwszy spojrzenie Ailo, oznajmiła: 

- Oboje wiemy, że między nami nie może znów być tak samo jak kiedyś. 

Ailo skinął lekko głową. 

-  Ujmę  to  bardziej  brutalnie,  Ailo:  nasze  uczucie  umarło.  Pod  tym  względem 

pozostaniesz dla mnie martwy. 

Jego  Ida  rozpłakałaby  się,  wypowiadając  takie  słowa,  ale  ta  nowa,  dorosła  Ida 

nauczyła  się  być  silna.  Upodobniła  się  do  kobiet  tam  na  wybrzeżu:  Stała  się  twarda  na 

background image

zewnątrz, w środku pozostając delikatna i ciepła. Taka, która potrafi spojrzeć prawdzie prosto 

w  oczy.  Stoi  wyprostowana  na  szeroko  rozstawionych  nogach  nawet  przy  największych 

porywach  wiatru.  Nigdy  się  nie  poddaje.  Bystra  i  mądra,  potrafi  znaleźć  wyjście  z  każdej 

najtrudniejszej sytuacji. 

Ailo poczuł, że jest z niej dumny. 

Ból i cierpienie, jakie jej zadał, nie złamały jej, ale ją umocniły. Ida dorosła, stała się 

dojrzalsza niż byłaby, pozostając w związku z nim. 

-  Wiem,  że  nie  mogę  wrócić  do  Lyngen  i  rozpowiedzieć  wszystkim,  że  jednak  nie 

umarłem  -  powiedział  Ailo,  wykrzywiając  kąciki  ust.  -  Nie  zamierzam  też  przenieść  się  do 

twojego  łoża  i  odstawić  Sedolfa  za  drzwi.  Nie  ma  tam  dla  mnie  miejsca.  Ja  mam  swój 

kamienny dom, Annę Kajsę i parę rąk, którymi potrafię tworzyć piękne przedmioty. Zanim tu 

przybyłem, nie miałem o tym pojęcia. Doskonale wiem, że nie może być tak jak kiedyś. 

A  więc  i  to  zostało  wypowiedziane.  Oboje  mieli  pewność,  że  podobnie  odbierają  tę 

sytuację. Ale Ida ujęła to jeszcze dobitniej. 

-  Sedolf  wie,  co  do  niego  czuję.  Wie,  że  należymy  do  siebie.  Ty  nie  zagrażasz 

trwałości  naszego  związku.  On  nigdy  nie  odebrałby  ci  prawa  do  Mikkala.  Nie  odebrałby  ci 

szansy, byś poznał i pokochał twojego syna. 

- Jako wujek Ailo? - zapytał, nie mogąc ukryć goryczy. 

Ida zamrugała powiekami, powstrzymując łzy. 

- Nie mogę mu wszystkiego tłumaczyć. Nie zrozumiałby tego. To nazbyt zawikłane. 

Ale nie będzie nazywał cię wujem. To twój syn i zawsze będziesz jego ojcem. 

Ailo  nie  zamierzał  zmuszać  Idy  do  takiej  deklaracji,  choć  z  pozoru  mogłoby  się  tak 

wydawać.  Ale  nie  przeczył,  że  jej  zapewnienie  sprawiło  mu  ulgę.  Oznaczało  bowiem,  że 

mimo wszystko coś ich nadal łączy. 

Mikkal. 

- Okropnie się zmartwiłem, kiedy dowiedziałem się o malej Raiji... 

- To było straszne - odparła Ida szczerze. - Gdyby nie Sedolf, nie poradziłabym z tym 

sobie. 

Popatrzyła  ku  Finlandii,  gdzieś  w  kierunku  południowego  wschodu,  ku  stałemu 

lądowi. 

-  A  nawet  jeśli  jakoś  bym  to  przeżyła,  bez  niego  stałabym  się  innym  człowiekiem: 

rozgoryczonym, oschłym. Maja ma chyba rację, mówiąc, że pasujemy do siebie z Sedolfem. - 

Zerknęła ku Ailo i dodała: - Nie mówię tego, żeby cię zranić, Ailo, ani umniejszać wartości 

uczucia, jakie nas łączyło. Nie ma naszej winy w tym, co się stało. 

background image

Pokiwał głową zamyślony. 

- Nosisz maskę, żeby ochronić twarz przed mrozem? - zmieniła nieoczekiwanie temat. 

- Nie teraz - odparł zaskoczony tym pytaniem. - Ale podczas trzaskającego mrozu to 

moja dodatkowa warstwa skóry. 

- Mógłbyś ją zdjąć? Zmarszczył czoło, nie pojmując. 

- Dla mnie wyglądasz gorzej w masce niż bez niej - wyjaśniła. - Nie obawiaj się, że 

mnie  przestraszysz,  Ailo.  Wiem,  że  nie  wyglądasz,  jak  kiedyś...  ale  ty  to  ty.  Wolałabym 

widzieć ciebie bez tej maski. 

Obnażył  przed  nią  twarz.  Ucieszyło  go,  że  ona  nie  ucieka  spojrzeniem  w  bok.  Ona, 

która widziała go, jak dorastał, jak stał się mężczyzną, kiedy był urodziwy. Ale przecież nie z 

powodu  jego  okaleczonej  twarzy  znalazła  się  w  ramionach  innego  mężczyzny.  Nie  wybrała 

innego dlatego, że nie mogła znieść jego wyglądu. 

- Anna Kajsa kocha cię tak, jak ja kiedyś - rzekła. 

- Ona kocha mnie bardziej niż ty kiedyś - poprawił ją Ailo. - Wielu rzeczy nie wiesz o 

niej. I niech tak pozostanie. Może ona sama zechce ci to opowiedzieć. 

Ale  jej  uczucia  są  silniejsze  niż  twoje  czy  moje  w  młodości.  A  ja  może  jeszcze  nie 

dorosłem, żeby umieć je właściwie odwzajemnić? Być mężczyzną, na jakiego zasługuje? Ale 

kocham ją na swój sposób. 

Ida uniosła dłoń i dotknęła jego pomarszczonej twarzy. Uchwycił jej dłoń i ucałował 

mocno. Oboje z trudem powstrzymywali się od płaczu, kapnęło zaledwie kilka łez. 

Potem Ida pochyliła się i dotknęła wargami wąskiej kreski jego ust. 

Poczuła słony smak. 

- Przyjdziesz dziś do domu, Ailo - rzekła stanowczo. - Weźmiesz ze sobą Annę Kajsę i 

przyjdziecie razem za dnia. Oficjalnie, nie ukradkiem, nocną porą. Może inni nie potrafiliby z 

tym żyć, ale my musimy dać sobie radę. Tak już nam było pisane... 

Nadal trzymali się za ręce. 

Przysięgali sobie niegdyś, że są dla siebie stworzeni. Planowali wspólną przyszłość. 

A  teraz  stoją  na  plaży  przy  powalonym  drzewie,  które  przez  setki  lat  wczepiało  się 

korzeniami w grunt, ale uległo sztormowi. 

-  Przyjdę  -  przyrzekł.  -  Tak  nam  się  ułożyło  życie,  Ido.  Rozstali  się  na  ośnieżonej 

plaży. On ruszył w górę w stronę kamiennej chaty. Ida wróciła wzdłuż plaży do pałacu. Nie 

chciała iść wydeptanymi ścieżkami. 

Czasami lepiej je ominąć. Czasami lepiej wybrać własną drogę. 

Ida nadal czuła w piersi ból, ale z ulgą odsunęła kłamstwa. 

background image

Miała nadzieję, że panowie wrócą wcześnie do domu. Musi porozmawiać z Sedolfem 

o kolejnej niespodziance, jaką zgotowało im życie. 

background image

12 

Domownicy  zareagowali  różnie.  Anjo  wystarczyło,  że  spojrzała  na  Idę,  by  natych-

miast się domyślić, skąd wraca. 

Odetchnęła z ulgą i poprosiła o wybaczenie. 

-  To  było  okropne  okłamywać  ciebie  -  wyznała.  Maja  rozszerzyła  oczy,  kiedy  Ida 

opowiedziała jej o wszystkim. 

- Poprosił, żebyś przyszła? 

- Nie on, Anna Kajsa. 

- Może to i lepiej - skwitowała Maja, ale w jej głosie pobrzmiewało niedowierzanie. 

-  Nie  mam  do  nikogo  żalu  -  zapewniła  Ida.  Znów  jednak  między  nią  a  Mają  wyrósł 

mur. Może powinna się wściekać na Maję, żeby sobie ulżyć i oczyścić napiętą atmosferę, ale 

zabrakło jej siły. Czuła się tak, jakby uszła z niej cała energia. Tymczasem to jeszcze nie był 

koniec. 

-  Potrafisz  z  tym  żyć?  -  zapytała  Maja,  przyglądając  się  Idzie  badawczo,  z 

powątpiewaniem. Błysnęła miodowa obwódka wokół źrenicy. 

- Przede mną zapewne jeszcze wiele lat życia - odparła Ida znużona. - To jedno wiem 

na pewno... Na szczęście stąd do Lyngen jest bardzo daleko. 

Anna Kajsa i Ailo przybyli z wizytą, nim mężczyźni z chłopcami wrócili z wycieczki. 

Anjo  długo  wyglądała  przez  okno  w  kierunku,  skąd  mieli  nadejść  wycieczkowicze. 

Przygotowała  sobie,  co  im  powie.  Długo  ćwiczyła  wyraz  twarzy.  Gdy  ich  w  końcu 

wypatrzyła, pobiegła do drzwi i jednym tchem wydobyła z siebie nieskładnie: 

- Oni tu są! Anna Kajsa i Axel! Ida odwiedziła ich dzisiaj... 

- Do diabła! - wyrwało się Knutowi. 

Ruszył  do  środka,  ale  zaraz  cofnął  się  i  położył  Sedolfowi  rękę  na  ramieniu, 

zatrzymując go na chwilę. Ten natychmiast zauważył, że coś jest nie tak. 

- Co z  Idą? - zapytał. Niósł na rękach Mikkala, który przytulił się do niego i zasnął. 

Dla maluchów mijający dzień był ciężki i obfitował w nadmiar wrażeń. 

- Ida chciała ci opowiedzieć o wszystkim sama - wyjaśniła Anjo, ściskając obu rękami 

wolną dłoń Sedolfa. Miała nadzieję, że Sedolf okaże się takim mężczyzną, za jakiego zawsze 

go uważała. - Ida odkryła dzisiaj, że okłamaliśmy was po to, żeby zaoszczędzić wam bólu. 

- A więc jednak przybył złoty ptak i poprowadził ją do prawdy - stwierdził Sedolf z 

zastygłą twarzą i westchnął ciężko. - On nie umarł, prawda? Nigdy o tym nie pomyśleliśmy. 

background image

Knut potwierdził. 

Sedolf wszedł do środka i ruszył zdecydowanym krokiem w kierunku salonu. Anjo, z 

trudem za nim nadążając, nie puszczała jego ręki. 

Otworzyli drzwi. Na sofie obok siebie siedzieli Anna Kajsa i Ailo, a Ida skuliła się na 

krześle obok Mai. Gdy Sedolf stanął kilka kroków od drzwi, w zimowym ubraniu z dzieckiem 

na ręku, Ida w jednej chwili znalazła się przy nim. Prawą ręką objął ją za ramię. 

Jego żona, jego rodzina. Należeli do siebie. 

Nikt tego nie zmieni. Nawet ten, który ożył, gdy kłamstwo zostało zdemaskowane. 

On już dość przysporzył Idzie cierpień. 

Ailo zdarł z twarzy maskę i uchwycił spojrzenie Sedolf a. 

Sedolf mocniej ścisnął Idę. Ona dotknęła lekko jego dłoni. Odwrócił wzrok i popatrzył 

wprost w jej mądre oczy. Serdeczna wspólnota, to nie była poza. 

Mikkal poruszył się przez sen i wtulił się w znajomą pierś. 

- Myśleliśmy, że zginąłeś! - przerwał wreszcie milczenie Sedolf. - Gdybym wiedział, 

ż

e żyjesz, nie ośmieliłbym się nawet marzyć... 

- Wiem. 

Usłyszeć głos Ailo, który, jak sądzili, zgasł na zawsze, było prawdziwym szokiem. 

William tymczasem minął Sedolfa i Idę i podszedł do Mai. 

- To są wyłącznie ich sprawy - usłyszeli, po czym wyprowadził trochę opierającą się 

ż

onę oraz Anjo z pomieszczenia, zamykając za sobą dokładnie drzwi. 

Sedolf usiadł na krześle z Mikkalem na rękach. Ida uczepiła się jego ramienia. 

Jeszcze wyraźniej widać było, jak silna łączy ich więź. 

Ida  miała  wrażenie,  że  ona  i  Ailo  stoją  na  przeciwnych  brzegach  szerokiej  rzeki. 

Widzieli siebie, ale nie miało sensu, by próbowali do siebie dotrzeć. Wiadomo było, że mogą 

się jedynie utopić. 

- Nie pytam dlaczego - odezwał się Sedolf, długo przypatrując się Ailo. 

Uświadomił  sobie,  że  nie  rozpoznałby  swojego  starego  kompana,  gdyby  go  spotkał 

przypadkiem. Minąłby go pewnie, współczując w duchu. Może tylko zastanowiłoby go, co się 

biedakowi stało. Ale ponieważ słyszał te same historie co Ida, zrozumiał. 

- Ida mi potem wszystko opowie - dodał. - Teraz chcę tylko wiedzieć, co dalej. Bo w 

końcu i mnie to dotyczy. Tak przynajmniej czuję... 

Ailo  położył  rękę  na  oparciu  sofy  tuż  za  plecami  Anny  Kajsy,  nie  dotykając  jednak 

siedzącej blisko niego dziewczyny. 

- Ida przyrzekła, że będę mógł poznać mojego syna! 

background image

Sedolf ciągle nie mógł otrząsnąć się z szoku wywołanego widokiem Ailo, wydawało 

mu się dziwne, że słyszy znajomy głos wydobywający się z ust tego monstrum. 

W przebłysku zazdrości wyobraził sobie Idę sam na sam z Ailo pozbawionym twarzy, 

z Ailo w masce, ale zaraz powstrzymał napór takich obrazów. 

- Rozumiem - odpowiedział Sedolf. - Ale ja o to nie pytałem. Sądziliśmy, że umarłeś. 

Twoi  najbliżsi,  którzy  byli  przy  tobie,  zapewniali,  że  nie  żyjesz.  Tak  zaczął  się  nasz,  Idy  i 

mój,  związek.  Ludzie  opowiadali  o  mnie  różne  plotki.  Krążyły  anegdoty,  że  Sedolf  Bakken 

sprawdził sienniki wszystkich młodych kobiet w okolicy. Nigdy jednak nie dałem powodu, by 

ktokolwiek przypuszczał, że uganiam się za mężatkami. Nigdy nie zbliżyłbym się do Idy i nie 

zakochałbym się w niej, gdyby istniał choć cień wątpliwości, że nie leżysz głęboko w ziemi, 

Ailo. 

Przerwał  na  chwilę,  by  zaczerpnąć  tchu.  Ida  uciszyła  go,  wskazując  na  śpiącego 

Mikkala. Bała się, że podniesiony głos Sedolfa obudzi małego. 

- Ida nigdy nie dopuściłaby do siebie innego mężczyzny, gdyby wiedziała, że żyjesz. 

Pojmujesz to? 

Ailo skinął głową. 

Sedolf  zdjął  z  głowy  skórzaną  czapkę  i  cisnąwszy  nią  gwałtownie  o  podłogę,  rzucił 

porywczo: 

- Tymczasem ty nie umarłeś. A to oznacza, że nadal jesteście z Idą małżeństwem. 

Bezwiednie  spojrzał  na  Annę  Kajsę,  która  również  stała  się  mimowolną  ofiarą  tej 

sytuacji, i podobnie jak Ida odgadł od razu, że młoda dziewczyna ubóstwia Ailo. 

- Zarówno Anna Kajsa, jak i ja poślubiliśmy osoby, które nie miały prawa wchodzić w 

związek  małżeński.  Może  jestem  głupi,  ale  taka  sytuacja  wydaje  się  mi  kłopotliwa.  Cóż, 

Sedolfowi Bakkenowi zapewne daleko do doskonałości, ale nie zamierza on żyć w grzechu z 

kobietą, którą kocha i poważa. 

Sedolf  przybrał  podniosły  ton,  dobierając  słowa,  których  Ida  nigdy  wcześniej  nie 

słyszała w jego ustach. Nie podejrzewała nawet, że je zna. 

-  Rozmawialiśmy  z  Idą  trochę...  -  Ailo  także  potrafił  się  wysławiać.  -  Nie  chcemy 

niczego zmieniać. Ida oświadczyła, że dla niej pozostanę martwy. Ale zgadzam się, że istnieje 

niebezpieczeństwo, by kiedyś mogło to wyjść na jaw. Do Lyngen stąd wprawdzie daleko, ale 

plotki czasami gnają szybciej niż końskie kopyta. 

Ailo chwycił  Annę  Kajsę za rękę. Jej blada twarzyczka rozpromieniła się. Kiedy tak 

uśmiechała  się  do  niego,  wydawała  się  piękna.  Jej  policzki  oblały  się  rumieńcem,  a  w 

background image

spojrzeniu  pojawiło  się  zawstydzenie.  Należała  do  tego  typu  kobiet,  które  pięknieją,  gdy 

kochają. 

- Trudno przyrzekać coś - zaczął z ociąganiem. - Ale warto spróbować. W szeregach 

bojowników o wolną Finlandię byli także duchowni. Nie byliby zadowoleni, gdyby prawda o 

mnie  wyszła  na  jaw.  Może  wykorzystamy  to  i  zdobędziemy  dokument,  który  będzie 

stwierdzać, iż Ida i ja rozwiedliśmy się tamtego lata, kiedy zniknąłem. Dzięki temu twój ślub 

z Idą i mój z Anną Kajsą będą prawnie ważne. Ida sprzeciwiła się, wykrzywiając usta. 

-  Coś  ty!  Kwenka  i  Lapończyk  z  gór  rozwiedzeni?  Przecież  to  nonsens!  Chyba 

bylibyśmy pierwsi... Zresztą nawet wśród arystokracji nie ma aż tak wielu rozwodów. 

- Ale takiego dokumentu nikt nie mógłby zakwestionować! - upierał się Ailo. 

-  Załatwiaj!  -  zgodził  się  Sedolf.  -  Zapłacimy  za  to.  Obiecaj  im  złotą  chrzcielnicę  z 

ornamentami... Obiecaj cokolwiek, byleby się zgodzili i dostarczyli potrzebny papier, zanim 

stąd wyjedziemy. 

Sedolf  nie  miał  większych  złudzeń  co  do  ludzi.  Nawet  tych  wywodzących  się  z 

kręgów kościelnych. 

Ailo rozumiał go. Na jego miejscu nie zawahałby się nawet zabić, byleby zdobyć taki 

dokument. Zresztą czuł się w obowiązku przystać na takie rozwiązanie. Miał poczucie winy. 

Może  w  ten  sposób  choć  trochę  wyrówna  rachunki  i  wynagrodzi  Idzie  to,  przez  co  musiała 

przejść. 

Mikkal poruszył się niespokojnie, przebudził się, ale był rozespany. 

Ida wzięła dziecko na ręce i patrzyła to na Sedolfa, to na Ailo. Ailo uścisnął dłoń żony 

i powiedział: 

-  Pomóż,  Anno,  Idzie  położyć  małego.  My  z  Sedolfem  musimy  pogadać  jak 

mężczyzna z mężczyzną. Nie ma sensu tego odwlekać. 

-  O  czym  tu  gadać?  -  rzucił  Sedolf,  zdejmując  kurtkę  pożyczoną  od  Knuta.  Jego 

własna  była  nazbyt  licha,  by  jechać  w  niej  z  wizytą  do  Oulu,  albo  Uleaborg,  jak  oficjalnie 

nazywało się miasto. A sprawiać sobie nową specjalnie na ten jeden dzień, nie miało sensu. 

Nazbyt wytworna, nie pasowałaby nawet na niedzielną mszę w ich parafii w Karnes. 

-  Któż  by  przewidział  tamtej  nocy  po  waszym  ślubie,  kiedy  omal  nie  utopiliście  się, 

jak potoczy się wasze życie. Dobrze, że was wtedy wyłowiliśmy z fiordu... 

- Stare dzieje - westchnął Ailo. 

Zabrzęczały  kieliszki  i  karafka.  Sedolf  nalał  trunku  do  pełna.  Nie  tak  jak  William, 

który  nalewał  zawsze  na  grubość  dwóch  palców,  co  świadczyło,  że  odebrał  dobre 

wychowanie.  Tam,  skąd  pochodził  Sedolf,  rzadko  używano  kieliszków.  A  już  w  ogóle  spo-

background image

radycznie popijano trunek w cudzej izbie. Właściwie tylko wtedy, kiedy kobiety zbierały się, 

ż

eby pomóc przy porodzie, zdarzało się, że mężczyźni zasiadali w kuchni i polewali trunek aż 

po  same  brzegi  do  kubków  bez  ucha.  Potem  mieli  wyrzuty  sumienia,  że  zbyt  mocno  się 

uraczyli w czterech ścianach chaty, spodziewając się, że Bóg, który z góry wszystko dokład-

nie widzi, pokarze ich żoninymi narzekaniami. 

- Ida zrobiła wszystko, żeby cię odnaleźć - rzekł Sedolf. Wziął karafkę z koniakiem i 

usiadł obok Ailo. Napełnił na nowo kieliszki po sam czubek. - Tak jak się pije u nas - rzucił, 

wykrzywiając  twarz  w  grymasie,  ale  zaraz  obejrzał  się  za  siebie  jakby  w  obawie,  że  ściany 

wyrażą swą dezaprobatę dla takiego braku kultury i znajomości dobrego tonu. 

Ailo przeczesał włosy sterczące na wszystkie strony, jedyne, co utwierdzało Sedolfa w 

przekonaniu, że rzeczywiście ma obok siebie męża Idy. 

- Wyglądasz okropnie - powiedział Sedolf szczerze, wychylając kieliszek do połowy. 

- Należysz do grona nielicznych, którzy mi to powiedzieli wprost - odparł Ailo. - To 

prawda, wyglądam okropnie. Ida rozpływałaby się ze współczucia. 

- Trudno byłoby z tym żyć - Sedolf pokiwał głową ze zrozumieniem. 

Ailo popatrzył na niego zdumiony. 

- Naprawdę potrafisz to pojąć? - zapytał. 

-  Gdybym  znalazł  się  na  twoim  miejscu,  też  bym  tak  sobie  pomyślał.  Gdybym, 

oczywiście, nie wiedział o dzieciach.  Ale ja pewnie skończyłbym ze sobą, nie potrafiąc bez 

niej żyć. 

- Myślałem o tym - przyznał Ailo i popatrzył na dłonie, w których trzymał kieliszek. - 

Ale wtedy odkryłem, że potrafię nie tylko rzeźbić w drewnie i w kości, ale także wytwarzać 

różne  piękne  przedmioty.  Robić  odlewy  w  złocie  i  srebrze,  formować  nici  ze  szlachetnych 

metali...  -  Potrząsnął  głową.  -  Trudno  wyjaśnić  radość  tworzenia  komuś,  kto  nigdy  nie  czul 

czegoś  podobnego.  Przypomina  stan,  kiedy  człowiek  jest  na  rauszu.  Bywało,  że  piłem 

tygodniami, ale nie zdarzyło się mi doznawać takiej euforii jak wówczas, kiedy nadaję formę 

ozdobnej misie. 

Zaśmiał się. 

- Pewnie brzmi to niedorzecznie, co? Kto tam, na północy, w ogóle myśli o paterach. 

Kogo  obchodzi  kwiatowy  ornament  na  podstawie  lampy,  gdy  musi  się  martwić  o  to,  żeby 

starczyło  oliwy  do  końca  zimy.  Ale  zapewniam  cię,  to  jest  euforia  większa  niż  ta,  jaką 

czujesz, kochając się z kobietą. Zresztą może jedyna, jaka mi pozostała... 

Usłyszawszy gorycz w jego słowach, Sedolf domyślił się reszty. 

background image

- Dzięki temu ciągle żyję. Tworzenie nadal sprawia mi radość, równocześnie wiem, że 

raduję  innych.  Co  prawda  nie  ludzi  naszego  pokroju,  bo  który  Lapończyk  gromadzi  tyle 

srebra  czy  złota,  który  syn  komornika?  -  Ailo  urwał  i  zmienił  temat:  -  Byłeś  z  nią,  kiedy 

pojechała do mojej sity? 

Sedolf skinął głową i skrzywił się. Wytrzymał jednak spojrzenie Ailo. 

- Tak - przyznał. - To się stało podczas tej wyprawy. Nie będę udawał lepszego, niż 

jestem.  Przeżyłem  wówczas  coś  zbyt  pięknego,  bym  mógł  zrzucać  na  nią  winę. 

Przypuszczam,  że  nigdy  by  do  niczego  między  nami  nie  doszło,  gdybym  nie  był  takim 

uwodzicielem... 

- Nie, ona tak łatwo by ci nie uległa - rzucił Ailo zamyślony i nalał do kieliszków. Po 

chwili dodał: - Nie mam prawa w ogóle o to pytać, nie mam prawa wiedzieć. Męczy mnie to 

jednak, bo ciągle jakaś część mnie nie potrafi się uporać z uczuciem do Idy. Wiem, że nigdy 

już nic między nami nie będzie, ale ona nadal na mnie działa. Ona tego nie chce. Należy do 

tych kobiet, które nie potrafią kochać kilku mężczyzn naraz. Jest wierna aż po grób. 

Zaśmiał się chrapliwie. 

- Zapewne miała straszne wyrzuty sumienia, ponieważ nie do końca była pewna, czy 

zginąłem. 

-  A  co  z  twoim  sumieniem?  -  zdumiał  się  Sedolf.  -  Przecież  przez  te  wszystkie  lata 

musiałeś wiedzieć, co się z nią dzieje. Maja na pewno przekazywała ci wiadomości z domu. 

O  czym  myślałeś,  dowiedziawszy  się  o  dzieciach,  o  nas,  o  tym,  że  Ida  wyszła  ponownie  za 

mąż? 

Ailo miał dwadzieścia cztery lata. Był zaledwie dwa lata starszy od Sedolf a, ale czuł 

się jak stuletni starzec. 

- Pożałowałem swojej decyzji, kiedy dotarła mnie wieść o dzieciach. 

Ailo mówił jakby sam do siebie, nie patrząc na Sedolfa. 

-  Chciałem,  żeby  znalazła  sobie  kogoś  -  rzucił  niemal  opryskliwie.  -  Do  diabła, 

przecież dlatego sam się uśmierciłem! Zmarnowałaby sobie życie, pozostając samotną wdową 

nad fiordem. Co to za życie dla niej? Dla Reijo? On także nigdy nie odzyskałby wolności. Oni 

oboje  na  to  zasłużyli.  -  Im  więcej  mówił,  tym  żałośniej  brzmiał  jego  głos.  -  Miałem  tylko 

nadzieję, że nie wybierze Emila. Oparł kark na oparciu sofy. Skóra na twarzy naprężyła się, 

stając się niemal przezroczysta. Sedolf przez moment przeląkł się, że popęka, ale odetchnął z 

ulgą, że to tylko złudzenie. 

- Przyznaję, że nawet się ucieszyłem, kiedy dowiedziałem się, że wybrała ciebie. Nie 

jesteś do mnie podobny, a o kobietach wiesz tyle, że potrafisz docenić Idę i uszczęśliwić ją. 

background image

Wiedziałem,  że  będziesz  dobrym  ojcem  dla  moich  dzieci...  A  niech  to  diabli  porwą,  byłem 

strasznie zazdrosny, ale też zadowolony. Można być tak piekielnie rozbitym! To jest możliwe. 

Ale  to  zżera  człowieka  od  środka.  W  tym  czasie  zrobiłem  wiele  pięknych  przedmiotów,  na 

wszystkich  znajdziesz  ptaki.  To  ona  była  tym  ptakiem,  i  nadal  nic  się  nie  zmieniło. 

Wytwarzane  przeze  mnie  przedmioty  ozdabiałem  też  motywami  roślin  z  rodzimej  tundry, 

które w kręgach Williama uznawane są za egzotyczne... 

Pokręcił głową. 

- Ida pochowała małą Raiję w wisiorku z ptakiem. Wiesz, ten pierścień na łańcuszku - 

odezwał  się  cicho  Sedolf.  -  Wiele  dla  niej  znaczył.  -  Roześmiał  się.  -  Z  początku  nie  miała 

odwagi go założyć. Bała się, co ludzie powiedzą, gdy zobaczą, że stroi się w biżuterię. Czy to 

nie wystarczająco mówi o niej? 

- Zrobię nowy. - Ailo odstawił na bok kieliszek. - Pozwolisz, żebym jej ofiarował? 

Sedolf także odstawił kieliszek, ale nic nie powiedział. 

- Teraz to co innego. - Ailo zrozumiał po chwili milczenie Sedolfa. - Wtedy nie żyłem, 

a teraz, jak widać, mam się całkiem dobrze, a to pewna różnica. Zamilkli obaj. 

- Przygotowałem formę do odlewu klamry do paska - odezwał się Ailo, chrząknąwszy 

wpierw kilkakrotnie. - Nie zabronisz mi chyba zrobić ozdobnej klamry dla syna. Jakiś spadek 

musi w końcu otrzymać po ojcu. Ma kształt ptaka. Motyw ptaka upodobał sobie mój ojciec, ja 

przejąłem  to  po  nim.  A  mały  Mikkal  jest  moim  synem,  wnukiem  Mikkala.  Nie  możesz  mi 

odmówić tej przyjemności... 

Sedolf pokręcił głową. 

- Nie. Ale Ida jest teraz moją żoną, nie wypada, żeby nosiła na szyi wisiorek od ciebie. 

-  Chciałbym,  żebyś  wyjaśnił  wszystko  Reijo.  -  Głos  Ailo  nabrał  intensywności.  - 

Zaraz  po  moim  ojcu  i  Raiji,  Reijo  cenię  największym  szacunkiem.  Nie  wspominam 

oczywiście Idy, ale ukochana osoba to całkiem co innego... Uczyń mi tę przysługę i wyjaśnij 

mu, czym się kierowałem, dokonując takiego wyboru. Nie chciałbym, żeby mną gardził. A on 

przecież także jest stroną w tej sprawie. Jest ojcem. Łatwo w takim przypadku odwrócić się 

plecami  do  tych,  którzy  skrzywdzili  dziecko.  Chciałbym  nadal  myśleć  o  nim  jak  o 

przyjacielu. 

- Opowiem mu o wszystkim - przyrzekł Sedolf. -  Ida na pewno też, na swój sposób. 

Ona jest wobec ciebie bardzo lojalna. Jak wobec przyjaciela, jako matka twoich dzieci. Nigdy 

nie  powiedziała  złego  słowa  o  tobie.  Niełatwo  było  zdobyć  jej  względy.  Zdarłem  zelówki, 

chodząc  do  niej.  Pierwszy  raz  uległa  mi,  jak  myślę,  z  powodu  tęsknoty  za  tobą.  Ale  potem 

walczyła  odważniej  niż  niejeden  żołnierz  w  pierwszym  szeregu  podczas  ataku  wroga. 

background image

Zaczynałem już powątpiewać, czy kiedykolwiek się ożenię. Bo wiedziałem, że albo to będzie 

ona, albo żadna inna. 

- Tak, ona tak działa na mężczyzn... 

-  A  dzieci  traktowałem  jak  własne.  Sedolf  nalał  resztę  koniaku  Williama  do  kielisz-

ków, rozdzielając sprawiedliwie. 

- Czułem się jak ich ojciec, ale nie tak, by żądać prawa do nich. Rozumiesz? Piekielnie 

trudno  to  wyjaśnić.  Ida  pozwoliła  mi  przyłożyć  ucho  do  swojego  brzucha  zaledwie  kilka 

miesięcy  przed  porodem.  Położyłem  dłoń  na  naciągniętą  skórę  na  jej  brzuchu  i  czułem 

poruszające  się  w  niej  nowe  życie.  Słyszałem  bicie  serduszka,  szybsze  niż  tupot  maleńkich 

stóp. I po takim przeżyciu jej dzieci stały się poniekąd także moje. Czułem się spokrewniony 

z nimi... 

Ailo  słuchał  w  milczeniu.  Tak  blisko  Ida  dopuściła  tego  mężczyznę  już  wtedy,  choć 

trzymała go na dystans. Potrzebowała po prostu kogoś, z kim mogłaby się podzielić radością. 

Mógłby to być on, Ailo. Los jednak zadecydował, że tym kimś został Sedolf. 

To Sedolf miał szczęście poczuć się jak ojciec jego, Ailo, dzieci. 

Sedolf  będzie  pewnie  jeszcze  miał  własne  dzieci.  Córki  z  maleńkim  nosem  Idy, 

ciemnobrązowymi  oczami,  może  z  ciemnowłosą  czuprynką...  rudowłosych  piegowatych 

synów  z  pogardliwym  uśmieszkiem  na  wydatnych  ustach,  charakterystycznych  dla  rodu 

Bakkenów. 

- Zdobędę ten dokument - oznajmił, a wstając z sofy, trochę zachwiał się na nogach. - 

Zrobię to dla Idy i dla Anny Kajsy. 

Sięgnął po skórzaną maskę i zakrył twarz. Zawiązał z tyłu na mocne węzły. 

- Anna Kajsa snuje o mnie romantyczne marzenia. 

I  płacze nad nimi, nade  mną i nad sobą. Jako dziecko została zbrukana i dopiero we 

mnie ujrzała swe wybawienie. Kocham tę dziewczynę na swój sposób, ale ona nie urodzi mi 

synów ani córek. Prędzej by umarła, aniżeli miałaby wydać na świat dziecko. Zresztą ja także 

jako mężczyzna niewiele jestem wart... - Popatrzył na Sedolfa intensywnie i dodał: - Dlatego 

też ten jedyny mój syn jest dla mnie taki ważny. Wiem, że zatroszczysz się o niego, póki nie 

dorośnie.  Wiem,  że  •wychowasz  go  niemal  tak  samo,  jak  ja  bym  go  wychował.  Wiem,  że 

wyrośnie  na  wspaniałego  młodego  człowieka,  takiego  z  którego  byłbym  dumny.  Ale  boli 

mnie,  że  nie  będę  mógł  sam  tego  uczynić.  Ze  nie  będę  mógł  go  poznać  jak  ojciec  syna. 

Jedynego syna. 

- Do diabła, Ailo! Nie doprowadzaj do tego, żebym czuł się jak złodziej! 

Sedolf wstał i położył dłoń na ramieniu przyjaciela. 

background image

- Dzielę łoże i stół z kobietą, którą ty pierwszy wybrałeś. Przytulam ją w nocy, a ona 

zasypia oparta na moim ramienia I nie wypuszczę jej z objęć. Twój synek nazywa mnie tatą. 

Ale nie próbuj grać mi na uczuciach! Nie jestem nędznym złodziejem. Nie ukradłem nikomu 

ani Idy, ani dziecka. Wybrałem kobietę, która sądziła, że ma wolność wyboru. A ona wybrała 

mnie. Nie odczuwam żadnych wyrzutów sumienia. Nadal uważam, że małżeństwo ze mną to 

najlepsze, co mogło jej się zdarzyć. 

Objęli się w braterskim uścisku. 

- Chcesz zobaczyć go teraz? Pewnie już zasnął. Ailo skinął głową oniemiały i poszedł 

za Sedolfem na górę. Bezwiednie stawiał stopy tak, żeby schody nie skrzypiały, ale Sedolf nie 

zwrócił na to uwagi. 

Znaleźli Idę i Annę Kajsę na łóżku. Oparte o drewniane oparcie siedziały pogrążone w 

rozmowie. 

Anna  Kajsa  zarumieniła  się  lekko  na  widok  mężczyzn  i  pewnie  spadłaby  z  łóżka, 

gdyby Sedolf w porę nie złapał ją w pasie. Zapłoniła się jeszcze bardziej. 

Ida spuściła nogi na podłogę i ucałowała dziewczynę serdecznie. 

- Poznałyśmy się trochę już z Anną Kajsą. Okazuje się, że wiele nas łączy... 

Ż

ona Ailo posłała Idzie pełne wdzięczności spojrzenie. Ailo zerknął ukradkiem na Idę 

i zamrugał powiekami, żeby odpędzić napływające łzy, które być może były na miejscu, ale 

nie chciał się do nich przyznać. 

Skierował się do półotwartych drzwi. Za plecami usłyszał kroki Sedolfa, nie Idy. 

W pokoiku było znacznie jaśniej niż poprzedniej nocy, kiedy zajrzał tu po kryjomu. 

Wtedy czaił się jak złodziej, teraz przybył jako ojciec. 

Ailo  ukucnął  przy  łóżeczku.  Jego  twarz  znalazła  się  na  wysokości  twarzy  synka. 

Usłyszał i poczuł na policzku spokojny oddech dziecka. 

Ś

cisnął  dłonie  na  krawędzi  łóżeczka.  Nagle  spłynęły  na  niego  wspomnienia  z 

dzieciństwa, marzenia, nadzieje. Przypomniał sobie ojca, a także ciepłe dłonie Raiji, którymi 

głaskała  go  przed  snem  w  tamtym  szczęśliwym  czasie,  kiedy  przebywali  w  Finlandii. 

Pierwsze uczucia do Idy, jej nieśmiałe spojrzenie, które obiecało wszystko. Wszystkie plany, 

które  legły  w  gruzach  wraz  z  wybuchem  na  okręcie.  Tęsknoty,  które  nosił  w  sobie,  gdy 

dowiedział się o dzieciach, ból po stracie córeczki, nadzieje, jakie wiązał z tym chłopcem... 

Wszystko ułożyło się w całość, przybierając niemal formę modlitwy. 

Oparł czoło o złożone dłonie i zapłakał cicho. Pod maską zrobiło się mokro. 

A  kiedy  wstał,  zobaczył,  że  jest  sam  w  pokoju.  Sam  z  synem.  Sedolf  wyszedł, 

dyskretnie zamykając za sobą drzwi, ofiarując mu te chwile. 

background image

Nogi mu ciążyły. 

Zsunął z twarzy przemoczoną maskę, bo węzły były zbyt ścisłe, żeby je rozwiązać. 

Stał przy łóżeczku, póki nie obeschły mu łzy. Wstąpiły w niego nowe nadzieje. Odkrył 

nagle,  że  chce  mu  się  żyć,  i  to  nie  tylko  po  to,  by  tworzyć.  Nie  tylko  dlatego,  że  coś  jest 

winien Annie Kajsie za jej bezgraniczne oddanie, za jej ciche poświęcenie. 

Pragnął żyć, żeby zobaczyć, jak ten chłopiec dorasta. Chciał go ujrzeć, gdy stanie się 

mężczyzną. 

Pewnego  dnia  usiądzie  z  synem  na  obalonym  drzewie  i  razem  popatrzą  w  dal  ku 

otwartej  przestrzeni,  a  może  ku  innej,  równie  płaskiej  okolicy,  gdzie  można  wędrować  na 

wszystkie  strony  świata.  Wtedy  opowie  mu  o  swoim  życiu,  o  dokonanym  przez  siebie 

wyborze. O tym, jak przypadek rządzi ludzkim życiem. Opowie o tym, co nazywa się losem. 

Porozmawia z synem jak mężczyzna z mężczyzną. Mikkal zrozumie. 

-  Dobranoc,  Mikkalu  synu  Ailo  -  wyszeptał  w  swoim  ojczystym  języku  i  musnął 

palcami dziecięcy policzek, po czym wyszedł, ale nie do Idy i Sedolfa. Wyszedł na korytarz i 

tam czekał, aż Anna Kajsa dołączy do niego. 

Chwycił jej dłoń i uścisnął na znak, że należą do siebie i odtąd naprawdę będą razem. 

- Wracamy do domu? - usłyszał swój głos. 

Anna  Kajsa  przytaknęła.  Oparła  mu  głowę  na  ramieniu  i  wpółobjęci  opuścili  pałac. 

Bliżsi sobie bardziej niż kiedykolwiek. 

Ida uchyliła drzwi do pokoiku synka, Sedolf wziął ją w ramiona i ucałował delikatnie. 

Rozwiązał wstążki i wyjął spinki z misternie upiętej fryzury, korony z warkocza. Płomienne 

włosy  opadły  luźno  na  plecy.  Opuszkami  palców  Sedolf  uciskał  skronie  Idy.  Wiedział,  że 

ś

ciśle  upięta  fryzura  powoduje  u  Idy  ból  głowy.  Nie  tylko  z  przekory  nosiła  włosy 

rozpuszczone. 

- Co czujesz? - zapytał. 

Stali przytuleni na środku pokoju. Ida oparła policzek o jego ramię, jej oddech łaskotał 

go w szyję. 

-  Spotkanie  z  nim  pozwoliło  mi  się  pozbierać.  Tysiąc  razy  zastanawiałam  się,  co  by 

było, gdyby... 

- Ja także - przyznał Sedolf, zanurzając podbródek w jej włosach. - Ale tak bardzo się 

przeląkłem, że mogę cię stracić, kiedy zrozumiałem, kim on jest. Uświadomiłem sobie, że to 

może się stać. 

-  Nie  może  -  odparła  Ida,  ściskając  męża  nieco  mocniej.  -  Mnie  nigdy  nie  stracisz. 

Nigdy! 

background image

- Pamiętam, jak bardzo się kochaliście... Na szyi poczuł jej łzy. Przełknął ciężko ślinę. 

Czuła, że i on płacze, poznawała to po jego głosie, zachrypłym, urywanym. 

-  Kochaliśmy  się  -  powtórzyła  z  naciskiem.  -  Ale  teraz  jesteśmy  my:  tylko  ty  i  ja. 

Jakże  bym  mogła,  Sedolfie,  wymazać  z  pamięci  naszą  miłość,  dla  tego,  co  należy  do 

przeszłości? 

Nie  pojmował,  czym  zasłużył  sobie  na  takie  oddanie,  ale  przyjął  je  z  pokorą  i 

wdzięcznością. 

- Nic nam nie może zagrozić! - powiedziała z przekonaniem. - Nikt nie może zburzyć 

tego, co razem zbudowaliśmy. Kocham cię. 

background image

13 

Nadeszła wiosna. Zatoka Botnicka lśniła skąpana w majowym słońcu. Świat pławił się 

w zieleni, a niebo przybrało barwę błękitu. 

Ida  zatęskniła  za  domem.  Wiedziała,  że  tam  daleko  na  północy  śnieg  nadal  okrywa 

zbocza gór aż po granicę lasów, ale jakie to miało znaczenie? Cóż z tego, że tu wśród zieleni 

traw pojawiły się pierwsze kwiaty? Co z tego, że z południowych ciepłych krajów powróciły 

ptaki,  żeby  na  wyspie  Mai  założyć  gniazda?  Cóż  z  tego,  że  słońce  przygrzewało  mocniej, 

zabarwiając bladą po zimie skórę pierwszą swędzącą opalenizną? 

Nad fiordem zapewne mróz ciągle jeszcze chwytał nocami, ale Ida tęskniła za domem. 

- Powinniście poczekać do lata - radził Knut. - To szaleństwo ruszać w samym środku 

wiosennych  roztopów.  Trudno  się  będzie  wam  przeprawić  przez  rwące  potoki.  Połowa 

północnej Finlandii to podmokłe tereny, łatwo zgubić kierunek i pobłądzić... 

-  Nie  planowaliśmy  zostać  tu  tak  długo  -  odpowiadała  Ida,  która  nie  mogła  się 

doczekać, by zająć ręce pracą. Chciała znów robić coś ważnego, coś, co nadawało życiu sens: 

pomagać przy cieleniu się owiec, wypiekać chleb, palić w piecu, prać ubrania nad rzeką... Nie 

potrafiła siedzieć bezczynnie. 

Razem  z  Knutem  pod  pozorem  łowienia  ryb  wypłynęła  łodzią  na  zatokę.  Tak 

naprawdę  chcieli  trochę  ze  sobą  porozmawiać.  Niedaleko  od  brzegu  zanurzyli  w  wodzie 

krótkie sznurki z przynętą. 

- Jak ty to znosisz? - wyrwało się Idzie. 

-  Co  takiego?  -  spytał  zdziwiony,  poruszając  raz  po  raz  leniwie  wiosłami,  ale 

właściwie nie zważając, że ich znosi. Nie wypłynęli daleko i powrót na wyspę nie zabierze im 

dużo czasu. 

-  No,  takie  próżniacze  życie  -  wyjaśniła  Ida.  -  Czy  o  tym  marzyłeś,  gdy  jako  młody 

chłopak  wyruszyłeś  na  północ  w  poszukiwaniu  złota?  Spodziewałeś  się,  że  tak  potoczą  się 

twoje losy? 

-  Wtedy  nie  wiedziałem,  czego  właściwie  chcę.  -  Knut  przyciągnął  wiosła.  W  jego 

spojrzeniu Ida dostrzegła cień bezradności, którą czuła w sobie. - Chciałem coś mieć, nabrać 

pewności, że jestem coś wart. I wtedy wierzyłem, że złoto mi w tym pomoże. 

- Nie ckni ci się za gospodarstwem? 

background image

-  Chciałbym  tam  dożyć  starości  -  odpowiedział  szczerze.  -  Ale  Anjo  tęskni  do  Alty. 

Długo  tam  mieszkała.  Nic  dziwnego,  że  ciągnie  ją  tam  jak  w  rodzinne  strony.  Alta  byłaby 

dobrym miejscem, by osiąść tam na stałe. 

-  Przecież  kiedyś  będziecie  mogli  wrócić  -  wtrąciła  Ida.  -  Wiesz,  Knut,  jesteśmy 

prostymi  ludźmi.  Choć  byśmy  się  czuli  nie  wiem  jak  bogaci,  to  nie  możemy  się  równać  z 

arystokracją.  W  tym  świecie  liczą  się  nazwiska  rodowe,  koligacje.  Tylko  Mai  udało  się 

przestąpić ten próg. 

-  Maja  przez  cały  czas  płaci  swoją  cenę,  Ido.  Nigdy  nie  stanie  się  jedną  z  nich.  Ty 

wrócisz do domu, do przyjaciół. Maja zaś jest chwastem w tym wypielęgnowanym ogrodzie. 

Najchętniej  by  ją  odsunięto,  jest  tolerowana  wyłącznie  ze  względu  na  arystokratyczny 

rodowód Williama. 

-  Teraz  rozumiesz,  dlaczego  tęsknię  do  domu?  -  powiedziała  Ida,  czując,  jak  po 

plecach przebiega jej dreszcz. 

- Wiesz, ile znaczyły te tygodnie dla Ailo? - zapytał. Rozumiała. Sedolf i Ailo wzięli 

trójkę chłopców na spacer wzdłuż plaży. 

Ailo  żył  każdą  chwilą  spędzoną  razem  z  synem.  Ida  była  niewypowiedzianie 

wdzięczna Sedolfowi, że traktuje to tak naturalnie. Nie miała prawa tego od niego żądać, ale 

on był na tyle wspaniałomyślny, by dzielić te chwile z Ailo, pozostając z nim w przyjaźni. 

- Nigdy tu nie wrócę - oznajmiła Ida. 

-  Ailo  wie  o  tym  -  wyjawił  cicho  brat.  Nad  ich  głowami  na  tle  błękitnego  nieba 

poszybował w powietrzu biały ptak. Zaskrzeczał. 

Obce dźwięki. Obce obrazy. Inne niż w rodzinnych stronach. 

- Tymi dniami będzie się karmił do końca życia. 

-  Czuję  się  jak  nędznik  -  wyznała  Ida  i  odwróciła  się,  pozwalając  wiatrowi  targać 

włosy. Korciło ją, by zamknąć oczy i wrócić w marzeniach do młodości. Kusiło, by udawać, 

ż

e w życiu nie zdarzyło się nic złego. Udawać, że nadal jest promiennie młoda i zakochana, a 

wszystkie jej myśli wędrują ku Ailo. 

Nie powinna mu była pozwolić odjechać samemu, a on nie powinien był odpowiadać 

na nieme wołanie o pomoc. 

Korciło ją, by uciec w marzenia. Rozmyślać o życiu bez bólu i cierpienia, w którym 

panowałoby wieczne szczęście i bliskość, nie zagrożone żadną nagłą katastrofą... 

Ale istniał mężczyzna o imieniu Sedolf, który miał najpiękniejsze brązowe oczy, jakie 

można  sobie  wyobrazić,  mężczyzna,  w  którego  głosie  czuła  tyle  ciepła  i  którego  śmiech 

background image

sprawiał,  że  wszystko  w  niej  śpiewało.  Taki,  który  dowcipkował  w  najmniej  oczekiwanej 

chwili, który potrafił największy smutek obrócić w żart... Sedolf został stworzony dla niej. 

-  Mam  wyrzuty  sumienia  -  powiedziała  Ida.  -  Wiem,  że  to  niemądre,  bo  przecież  w 

tym, co się stało, nie ma mojej winy. Ale czuję, że zdradziłam Ailo, że ograbiłam go... 

- On nie liczył na to, że wszystko na powrót stanie się takie jak dawniej. 

Knut znów wykonał parę ruchów wiosłami. 

-  Ale  to  nie  umarło  w  nim  na  dobre  -  sprzeciwiła  się  Ida  ze  smutkiem.  -  Pamiętam 

swoje  uczucie  do  niego:  takie  szalone,  intensywne  i  wielkie.  Wystarczyło,  że  spojrzał  na 

mnie,  a  ciarki  przebiegały  mi  po  całym  ciele.  Chora  byłam  z  tęsknoty,  gdy  stał  z  dala  ode 

mnie i nie mogłam go dotknąć. Ale ten ogień we mnie wygasł! - Westchnęła. - Wiem, że taki 

stan  nie  trwałby  wiecznie,  bo  przecież  trudno  przez  całe  życie  być  zakochanym  do 

szaleństwa. Ale przecież coś z tego by pozostało... A teraz wydaje mi się taki obcy... 

-  Minęły  trzy  lata,  Ido.  Dla  ciebie  on  umarł.  Odnalazłaś  szczęście  u  boku  innego 

mężczyzny.  To  nie  twoja  wina.  Życie  nie  stoi  w  miejscu.  Ma  wówczas  sens,  kiedy  zamiast 

zamartwiać się wspomnieniami o tych, co na zawsze odeszli, staramy się odnaleźć radość w 

każdym dniu. Byłoby inaczej, gdyby nie decyzja Ailo. On wie, że przegrał swoje prawo, by 

czegokolwiek od ciebie żądać. 

- Dlaczego więc coś nadal każe mu mnie kochać? 

- Dla niego ty nigdy nie umarłaś. Jesteś matką jego dzieci. Pielęgnował wspomnienia 

o  tobie.  Ciągle  myślał  o  Idzie,  którą  zostawił  nad  fiordem.  Nie  o  tej,  która  pod  wpływem 

zdarzeń gwałtownie dorosła. Może tej nowej Idy wcale by nie pokochał tak mocno. Powinnaś 

dać mu szansę i porozmawiać z nim o tym... Ida zanurzyła dłoń w nadal zimnej wodzie. Na 

lato trzeba jeszcze poczekać. 

-  Porozmawiam  -  obiecała.  -  Choć  trochę  się  boję  swojej  reakcji.  Co  będzie,  jeśli 

napadnie na mnie, zarzuci oskarżeniami? Poczuję się bezbronna albo jego zranię. Ten strach 

we mnie jest tak silny, Knut, że pragnę tylko jednego: wrócić do domu. 

-  Ailo  także  się  boi  -  odparł  Knut  i  uśmiechnął  się.  -  Nie  mówię  tego  po  to,  żebyś 

miała  jeszcze  większe  wyrzuty  sumienia,  ale  po  to,  by  ci  uświadomić,  że  z  was  dwojga  ty 

jesteś silniejsza. Jest ci tak dobrze w nowym związku, jak jemu nigdy nie będzie. On i Anna 

Kajsa nie osiągną takiej harmonii jak ty i Sedolf. Wy na pewno będziecie jeszcze mieli dzieci. 

Oni nie. Was dwoje tyle łączy, nawet wyrośliście nad tym samym fiordem. Jesteście do siebie 

podobni.  Natomiast  trudno  sobie  wyobrazić  bardziej  odmienne  osobowości  jak  Ailo  i  Anna 

Kajsa. Poza tym, że oboje zostali mocno okaleczeni. Ty, Ido, masz siłę, której brak Ailo. To 

jeden z najwspanialszych ludzi, jakich znam, ale jego ojcem był Mikkal. Ailo odziedziczył po 

background image

ojcu  jego  słabości.  Gdyby  życie  potoczyło  się  inaczej,  mógłby  je  przezwyciężyć.  Ale  nie 

teraz. Może czujesz się winna, Ido, ponieważ on tak chce? 

- Może? - zastanowiła się. 

Słowa  Knuta  nie  dawały  jej  spokoju.  Kiedy  mężczyźni  wrócili  ze  spaceru,  wzmogła 

czujność. 

Ailo  niósł  Mikkala  na  barana.  Małe  rączki  chłopca  ufnie  spoczywały  w  ogorzałych 

dłoniach.  Mikkal  bez  trudu  zaakceptował  nową  sytuację.  Nie  rozumiał,  że  mali  chłopcy 

rzadko miewają dwóch bliskich mężczyzn: jednego, na którego mówią: „tata”, i drugiego, do 

którego  zwracają  się:  „ojcze”.  Jemu  wystarczało,  że  poświęcają  mu  całą  swoją  uwagę  i 

kochają go. 

Malcy  wrócili  brudni,  zmęczeni  i  szczęśliwi.  Pewnie  szybko  zasną,  pomyślała  Ida, 

pozwalając  Sedolfowi,  by  ją  objął.  Zwykle  unikała  demonstrowania  na  oczach  Ailo,  jak 

wielka zażyłość łączy ją z mężem. Nie potrafiła traktować tej sytuacji równie naturalnie jak 

Sedolf,  który  z  Ailo  zbliżył  się  bardziej  niż  ona.  Spędzali  razem  wiele  czasu,  dużo 

rozmawiali. 

Intrygowało  ją,  o  czym.  Sedolf,  zapytany,  twierdził,  że  nie  o  niej,  nie  miała  więc 

prawa pytać o nic więcej. 

Prosić  Sedolfa,  żeby  przekazał  Ailo,  co  jej  leży  na  sercu,  byłoby  tchórzostwem.  Ida 

nigdy nie umiała ani też nie lubiła wysługiwać się innymi. 

Mikkal wcale nie miał ochoty rozstawać się z Ailo. Ida musiała uciec się do podstępu, 

by wreszcie zechciał przyjść do niej na ręce. O tym, by stanął na własnych nogach, w ogóle 

nie było mowy. 

- Małe nóżki są zmęczone - wyjaśniał z pełnym przekonaniem. - Jak chcesz, zapytaj 

tatę i ojca Ailo. 

Ida nie mogła powstrzymać się od śmiechu. 

- Wierzę ci - zapewniła. - Małe nóżki zapewne za dużo się dziś nabiegały, co? 

Pokiwał głową z powagą. 

- Jutro pójdziemy jeszcze dalej. 

Miał  takie  rumiane  policzki  i  blask  w  oczach.  Zrobiło  jej  się  żal,  że  mała  Raija  nie 

dożyła tej chwili. Cóż, martwych dzieci nie trzeba uszczęśliwiać. One tego już nie potrzebują. 

Ida stała z Mikkalem na korytarzu, niepewna i rozdarta. Sedolf wyczuł to i dyskretnie 

wycofał się do pokoju. Ailo jednak nie dostrzegł tego, że chce mu coś powiedzieć, i musiała 

poprosić, żeby został. 

background image

-  Ailo...  Jego  oczy  szukające  jej,  ale  nie  mające  odwagi,  by  uchwycić  jej  wzrok,  tak 

jak  zaledwie  przed  trzema  laty.  Od  tamtej  pory  nauczył  się,  że  bezpieczniej  prosić,  niż 

przystępować od razu do rzeczy. 

Ale był w tych oczach cień nadziei, który rozrywał zabliźnione rany i sprawiał, że Ida 

czuła się okropnie. 

Nie poznawała go. A przez niego nie poznawała też siebie samej. 

- Muszę z tobą porozmawiać w cztery oczy. Możesz? 

- Dziś? - zdziwił się, marszcząc czoło. Wyglądał na zdumionego. 

Nie rozmawiali na osobności od pamiętnego dnia, gdy zobaczyła go po raz pierwszy. 

Zawsze przebywali w towarzystwie Anny Kajsy i Sedolf a, jakby chronili się grubą warstwą 

lodu. 

Tak bardzo lękali się siebie. 

Ida pokiwała głową. 

- Gdy się ściemni - zdecydował. - I dzieci już zasną. 

-  W  altanie  -  dodała  Ida,  zupełnie  bezwiednie.  Słyszała  swój  głos  jakby  z  zewnątrz. 

Słyszała słowa, których wcale nie miała zamiaru wypowiedzieć. 

Ailo przytaknął, a przez jego zniekształconą twarz przebiegło coś na kształt uśmiechu. 

- W altanie - obiecał. 

Ida poczuła na nowo strach. Na Hailuoto od dawna trwała wiosenna odwilż. 

Warstwa lodu nie była już taka gruba. 

- Co takiego może się zdarzyć? - pytał Sedolf, trzymając Idę w ramionach i wtulając 

twarz w jej włosy. Mikkal dawno już zasnął. Powoli ciemność wieczoru okrywała wyspę, z 

każdą chwilą zatapiając ją coraz bardziej w czarnym mroku nocy. - Czego, na miłość boską, 

się tu bać? - powtórzył. 

Nie wiedziała. 

- Będziesz blisko domu. Jeśli chcesz, otworzę okno i będę nasłuchiwał. Gdybyś mnie 

potrzebowała, wystarczy krzyknąć... 

- To nie to... Przygarnął ją mocniej, by poczuła jego siłę i bijące od niego ciepło. 

- Ailo nie rzuci się na ciebie jak jakiś nieokrzesaniec - uspokajał Idę. 

Nie tego się obawiała. 

- Nie potrzebujesz siedzieć i czuwać przy otwartym oknie - powiedziała tylko, cofając 

spocone dłonie. 

Sedolf, gdyby zauważył, wyśmiałby ją pewnie dobrodusznie. Była teraz taka drażliwa, 

ż

e pewnie i to by ją zraniło. 

background image

-  To  nie  twoja  wina,  Ido  -  zapewnił  Sedolf,  który  rozumiał  więcej,  niż  miał  odwagę 

wyrazić słowami. Wiedział, że nie mogą stąd wyjechać, póki Ida nie upora się do końca z tym 

wszystkim,  co  wiąże  się  z  Ailo.  Zanim  nie  pozbędzie  się  wyrzutów  sumienia,  które  tak  ją 

męczą i niszczą od środka. 

Nie zasługiwała na to. 

Ailo zresztą też tego nie chciał. 

Oboje  cierpieli.  Byli  jak  porażeni.  Nie  dostrzegali,  że  ranią  tym  swoich  obecnych 

małżonków. Nie potrafili zrzucić ciężaru z serca nawet dla dobra tych, których kochali. 

Musieli jednak w końcu sami uporać się ze swymi uczuciami i ostatecznie odciąć się 

od przeszłości. 

Sedolf niemal wyrzucił Idę z domu wprost w czarną czeluść nocy. 

Otulił ją dużym wełnianym szalem. Na dworze nie było tak zimno. Położywszy dłonie 

na jej ramionach i patrząc na nią z powagą, rzekł: 

-  Przestań  się  zadręczać,  Ido.  Kocham  cię  niezależnie  od  wszystkiego.  Idź  tam  i 

porozmawiaj z nim! Powiedz, co masz do powiedzenia, zrób, co trzeba, i nie lękaj się, jak to 

wygląda z zewnątrz. Wyrzuć z siebie to, co cię gnębi, to, co także dotyczy mnie. Nie rań go 

po to, by ranić. Ale jeśli będziesz musiała, to trudno... 

Ailo stał odwrócony plecami do pałacu. Nie mógł widzieć, jak nadchodzi, nic też nie 

mógłby uczynić, gdyby w ogóle nie przyszła. Po chrzęście kamyków poznał, że się jednak nie 

rozmyśliła. 

Nie odwrócił się, kiedy nacisnęła klamkę, a potem starannie zamknęła za sobą drzwi, 

jakby ich oboje chciała zamknąć wewnątrz altany. 

Chwilę  trwało,  nim  przyzwyczaiła  wzrok  do  ciemności.  Najpierw  dostrzegła  biały 

kołnierz i mankiety, potem kapelusz na stole. 

Ida  spodziewała  się  spotkać  Ailo,  do  którego  przywykła.  Niewiele  różniącego  się  od 

mężczyzny,  którego  pożegnała  w  Skibom,  nim  wyruszył  na  płaskowyż.  Objuczonego 

skórzanymi torbami pełnymi złota przeznaczonego dla swoich współbraci. Mężczyznę, który 

miał po nią wrócić. Ubranego w skórzane spodnie i skórzany kaftan, w miękkich kumagach, 

mężczyznę, którego włosy i ubrania przesiąknięte były zapachem dymu z ogniska. Zresztą na 

wyspie Ailo nadal ubierał się podobnie: w miękkie spodnie ze skóry, skórzane buty do kolan i 

w starą znoszoną kurtkę. 

Był podobny do Ailo syna Mikkala. 

Teraz  jednak,  gdy  się  odwrócił,  ledwie  go  poznała.  Na  śnieżnobiałą  koszulę  miał 

założoną  kamizelę,  a  na  to  zarzucony  surdut  sięgający  do  połowy  ud,  rozszerzony  od  pasa. 

background image

Obcisłe  spodnie  wsunął  do  wysokich  butów  z  wywiniętą  cholewką.  Pachniał  skórą.  Włosy 

zaczesał do tyłu, twarz zakrył maską. 

Przełknęła  ślinę.  Brakowało  mu  tylko  blond  peruki.  Jeśli  zależało  mu,  żeby  pokazać 

jej zupełnie obcego Ailo, to odniósł zamierzony skutek. 

Ida, choć bardzo dbała o czystość, nagle poczuła się nieświeżo w sukni, którą miała na 

sobie także poprzedniego dnia. 

- Przyszłaś. 

Kiwnęła głową w milczeniu i nagle poczuła w duchu złość na samą siebie. 

Nie  da  się  zaślepić  olśniewającą  powierzchownością!  Wystarczająco  często 

podglądała ptasie gniazda, by wiedzieć, że pisklęta nie są tak samo upstrzone jak skorupy jaj. 

-  Mam  nadzieję,  że  nie  czekałeś  długo  -  odparła.  Jak  obco  brzmiały  wymienione 

uprzejmości. Usiedli ciężko na ławie. Ailo wyjął z surduta jakiś dokument i położył na stole. 

-  Nie  udało  mi  się  uzyskać  rozwodu  -  powiedział.  -  Duchowny,  z  którym  to 

załatwiałem, był nazbyt pryncypialny. Ale oto papier potwierdzający mój zgon. Tyle udało mi 

się  załatwić.  Tylko  nie  mów  o  tym  Annie  Kajsie.  Niech  myśli,  że  wszystko  jest  tak,  jak 

miałem nadzieję załatwić. 

Ida nie zapytała, od jak dawna ma ten dokument. Nie dociekała też, czy specjalnie go 

schował, by jak najdłużej zatrzymać ją i Mikkala na wyspie. 

-  Co  do  mnie  czujesz,  Ailo?  -  zapytała  zamiast  tego.  Na  takie  pytanie  nie  był 

przygotowany. 

- Byłaś moją żoną - odpowiedział, gdy się opanował, starannie dobierając słowa. - No 

i jesteś matką Mikkala. 

Oboje  doskonale  zdawali  sobie  sprawę,  że  nie  wyjaśnił  niczego  poza  tym,  co  było 

najzupełniej oczywiste. 

- Nadal mnie kochasz? 

Odwrócił się do niej gwałtownie. Uniósł ręce, jakby chciał ją chwycić w ramiona, ale 

nim jej dotknął, opuścił, je. 

-  O  co  ci  chodzi?  -  zapytał  porywczo.  -  Zamierzasz  mnie  upokorzyć,  a  potem 

podeptać?  -  Opanował  się.  -  Jesteś  żoną  Sedolfa.  Akceptuję  to.  Nie  pytaj  mnie  więc  o  nic 

więcej. Ja jestem mężem Anny Kajsy i kocham ją. 

-  Na  swój  sposób?  -  zapytała  Ida  niewinnie,  ale  w  jej  głosie  pobrzmiewał  obcy  ton, 

jakby była zła na niego. 

Nie rozumiał, o co jej chodzi. 

background image

-  Tak,  na  swój  sposób  -  odparł  ze  złością,  wyraźnie  się  broniąc.  Gotów  uderzyć 

pierwszy, gdyby uznał, że jest atakowany. 

-  Czy  podczas  wypadku  odniosłeś  takie  rany,  że  nie  możesz...  kochać  się  z  kobietą? 

Czy może ja jestem ci przeszkodą? 

Zapadła cisza. 

Ailo oparł się o ścianę. Tył głowy wsparł o ramę dużego okna ozdobionego barwnymi 

kwiatami, które w mroku przybrały różne odcienie szarości. 

- No cóż, spodnie się na mnie nie paliły - odrzekł w końcu z największą niechęcią. - 

Twoja osoba nie ma z tym nic wspólnego.  Do diabła,  Ido, co cię to w ogóle obchodzi? Nie 

masz prawa... 

-  ...zadawać  tobie  takich  pytań?  -  odetchnęła  z  drżeniem.  -  Owszem,  u  licha,  mam 

prawo! Skoro ty dajesz mi do zrozumienia, że jestem wszystkiemu winna, to ja mam wszelkie 

prawo poznać całą prawdę! 

- Nigdy nawet słowem nie wspomniałem... 

-  Nie,  słowem  nie  -  przyznała  Ida,  kładąc  chłodną  dłoń  na  jego  ściśniętej  pięści,  od 

której biło gorąco. - Ale myślisz tak, czuję to. Czuję twoje ukradkowe spojrzenia i poematy, 

jakie lęgną się w twojej głowie. Chyba nie zaprzeczysz? 

Ida  nie  miała  pojęcia,  skąd  bierze  się  u  niej  taki  spokój,  jak  udało  jej  się  ostudzić 

emocje. To się stało jakby poza nią. 

-  Po  tym  wypadku  miałem  kobiety  -  rzucił  zmęczony,  strasznie  wyczerpany.  -  Ale 

gardziłem nimi, najchętniej bym je zabił. Tyle nagromadziło się we mnie nienawiści. Później 

nie było wcale lepiej. Przepełniała mnie przeraźliwa, martwa pustka. Potem pustkę zastąpiło 

cierpienie. Straciłem ochotę na kobiety, Ido. Nie potrzebuję ich w taki sposób. Mogę się bez 

nich obyć i mimo to żyć pełnowartościowym życiem. 

Ida może by uwierzyła w te słowa, gdyby dotyczyły innej osoby, nie Ailo. 

-  Anna  Kajsa  i  ja  pod  tym  względem  pasujemy  do  siebie  -  zapewnił  zraniony  do 

ż

ywego, udając, że się śmieje. - Ona, skrzywdzona i zbrukana, i ja, impotent. 

Ida  wiedziała  o  Annie  Kajsie.  Żona  Ailo  bezbarwnym  głosem  z  twarzą  pozbawioną 

wyrazu  opowiedziała  Idzie  o  swoim  dzieciństwie,  młodości,  o  całym  swoim  życiu  w 

cierpieniu, strachu i poniżeniu. 

- Sam nie wierzysz, w to co mówisz - rzuciła hardo. - Tak naprawdę wydaje ci się, że 

prócz mnie nie potrafisz się kochać z żadną inną kobietą. 

-  Przyszłaś  tu,  żeby  przekonać  mnie,  że  z  tobą  mogę?  -  zapytał  równie 

bezceremonialnie. - Czyżby żona Sedolfa przybyła tu, by się ze mną przespać? 

background image

Ida pokręciła głową. 

- Dobrze wiesz, Ailo, że nie potrafiłabym. A ty nie jesteś takim prostakiem, by mnie 

do tego nakłaniać. Nigdy  nie byłeś. Nie  chcę jednak, żebyś przez resztę życia  chował się  w 

skorupie cierpienia. Bo wierzę, że potrafisz żyć pełnią życia. 

Ida  nic  nie  wspomniała  o  swojej  rozmowie  z  doktorem  Bergforsem,  który  ostatnio 

gościł na wyspie, ani o tym, jakie jest jego zdanie na ten temat. Uznała, że Ailo nie musi znać 

wszystkich szczegółów. 

- Dlaczego więc nie mieliśmy odwagi porozmawiać ze sobą szczerze? - zapytała. 

-  Zabliźnione  rany  na  nowo  zaczęłyby  krwawić  -  odparł  głosem  pozbawionym 

wyrazu, przygotowany na takie pytanie. 

- A może obawialiśmy się, że osoby, które zachowaliśmy w pamięci, nie są już takie 

same jak dawniej? - drążyła Ida i sama sobie na to odpowiedziała: - Ja się bałam ujrzeć twoją 

gorycz.  Śmiertelnie  się  lękałam  spotkać  zgorzkniałego  Ailo.  Nie  chcę  wracać  do  domu  z 

przekonaniem, że cię unieszczęśliwiłam. Chcę, żebyś żył szczęśliwie, Ailo. 

Zaśmiał się chrapliwie. 

- Szczęśliwie? - powtórzył, wpatrując się w Idę. - Szczęśliwie, Ido córko Reijo? 

Potrząsnął  głową,  ale  przestał  się  śmiać.  Ten  pozbawiony  radości  śmiech  drażnił  jej 

uszy i sprawiał ból większy niż to wszystko, co do tej pory zostało powiedziane. 

- Zawsze byłaś obdarzona fantazją, moja droga. Zostawmy lepiej tę sprawę. 

-  Owszem,  mam  bogatą  wyobraźnię  -  zareagowała  z  wyjątkowym  jak  na  siebie 

spokojem,  bo  gwałtowne  słowa,  jak  zrozumiała,  bardzo  go  raniły.  -  Ale  mam  coś  jeszcze. 

Coś, z czego nie zdawałam sobie sprawy, póki cię nie straciłam. Może byłam zbyt młoda, by 

to odkryć, a może po prostu zbyt mało wycierpiałam, by dostrzec łzy u innych ludzi. Żeby to 

zrozumieć, trzeba samemu coś przeżyć. Nikt ci tego nie jest w stanie wytłumaczyć. O tym, że 

jestem obdarzona wyjątkowym darem, powiedział mi noaida z twojej sity, a taki był przy tym 

uroczysty, że nie wyśmiałam go, choć bardzo mnie rozbawił... 

Ailo mimowolnie także się uśmiechnął, przypomniawszy sobie szamana,  którego tak 

trafnie opisała Ida. 

-  Powiedział,  że  drzemią  we  mnie  zdolności,  których  istnienia  wcale  się  nie 

domyślam.  Z  czasem  pojęłam,  o  czym  mówił.  Bo  ja  naprawdę  wyczuwam  nastroje, 

wyczuwam,  co  tkwi  w  drugim  człowieku.  Nie  znaczy  to,  że  potrafię  czytać  w  cudzych 

myślach,  nie.  Po  prostu  jestem  wrażliwa  na  uczucia  tak  jak  inni  na  zapachy.  W  twoim 

przypadku jest mi o tyle łatwiej, że znałam cię kiedyś lepiej niż kogokolwiek innego. 

background image

- Ja zaś widzę cię, jak byłaś młodziutka - odezwał się chrapliwie. - Widzę ciebie taką, 

jaka byłaś, gdy cię pokochałem... gdy ty mnie pokochałaś. 

- Czy wyglądam tak samo? - zapytała Ida głosem kobiety, której nie znał. 

- Tak. 

- Miałeś odwagę mi się przyjrzeć? - zdziwiła się. 

-  Wyglądasz  wciąż  tak  samo  -  zapewnił  i  dodał:  -  Nie  myśl,  że  mówię  tak,  by  ci 

pochlebiać.  Może  gdy  o  tobie  rozmyślałem,  brałem  pod  uwagę,  że  dorosłaś,  dlatego  teraz 

wydaje mi się, że wyglądasz jak wtedy... - Jego śmiech zazgrzytał wśród szklanych ukwieco-

nych  ścian.  -  Nie  będę  cię  pytał,  czy  ja  także  wyglądam  jak  kiedyś,  bo  nigdy  nie  umiałaś 

kłamać. 

- A może przez te lata nauczyłam się? - odpowiedziała cicho. - Może życie mnie do 

tego  zmusiło?  Nie  jestem  tą  Idą,  od  której  odjechałeś.  Zmieniłam  się  nie  tylko  dlatego,  że 

przestałam cię kochać.  Nie dlatego, że pokochałam Sedolfa.  Zmieniłam się z tysiąca innych 

powodów. Przede wszystkim dlatego, że żyłam bez ciebie. 

- Ja nie przestałem cię kochać - wyznał Ailo wreszcie. - Może także się zmieniłem... 

tak, na pewno się zmieniłem. Ale nie przestałem cię kochać. 

- Mnie? - zapytała Ida, modląc się w duchu, żeby teraz nie opuściła jej odwaga. Udało 

jej  się  w  końcu  sprowokować  szczerą  rozmowę,  mimo  że  rany  nadal  piekły.  Taka  chwila 

mogła się nie powtórzyć. - Czy może kochasz marzenie o mnie? 

Z  bólem  uświadomił  sobie,  że  ma  rację.  Nie  wiadomo,  czy  zdołałby  do  tego  dojść 

sam, gdyby go nie zmusiła do spojrzenia w głąb siebie. Anna Kajsa może dostrzegała to, ale 

ona nie byłaby w stanie zadać mu cierpienia, jakie wiązało się z samopoznaniem. 

- Ciebie tu nie było... 

Właśnie,  miała  Ida  na  końcu  języka,  ale  powstrzymała  się.  Nie  prosiła  go  o  tę 

rozmowę,  żeby  go  zranić.  Nie  o  to  chodziło.  Ludzie,  których  łączyło  tak  wielkie  uczucie, 

powinni umieć rozmawiać ze sobą, nie zadając sobie bólu. 

- Marzyłeś o tym, żeby się ze mną kochać? - spytała. 

Ailo wyprostował się i popatrzył na nią. Pamiętał, że zawsze była bezpośrednia, nigdy 

jednak do tego stopnia obcesowa. 

- Marzyłeś? 

- Oczywiście! 

- Podnieca cię to? Budzi twoją męskość? 

- Kobieto, do licha, o co pytasz? Odwrócił się, uciekając wzrokiem. 

background image

- Nie potrzebujesz mi odpowiadać - rzekła drżącym głosem. - Chcę, żebyś sam sobie 

odpowiedział na to pytanie, żebyś się zdobył na szczerość wobec samego siebie. 

Cisza. 

Zdawało  się,  że  powietrze  wokół  nich  zgęstniało.  Cóż  w  ogóle  można  rzec  w  takiej 

chwili? 

Ida nieoczekiwanie objęła Ailo ramionami. Chciał ją odepchnąć, ale przytrzymała go 

mocno.  Zesztywniał.  Niechętny.  Długo  walczył  ze  sobą,  nie  chcąc  ulec  pokusie,  wreszcie 

przesunął dłonie po szczupłej talii Idy i splótł za jej plecami. 

- Czego ty chcesz ode mnie, kobieto? - zapytał. 

- Pocałuj mnie! - poprosiła stanowczo. 

- Czym? - zaśmiał się głucho, niepewnie. Ida pochyliła wargi i wzdrygnęła się lekko, 

kiedy dotknęła tego, co pozostało z jego ust. 

Przypomniała  sobie  pocałunki  z  młodości,  które  wprawiały  ją  w  oszołomienie,  w 

których najchętniej utopiłaby się. 

Pocałowała  go  intensywnie.  W  myślach  stała  się  na  powrót  Idą  sprzed  lat.  Tą,  która 

całym sercem kochała chłopca imieniem Ailo. 

Długo nie wypuszczała go z objęć. 

Wreszcie  ją  odsunął  i  dysząc  ciężko,  oparł  stopę  o  ławkę  i  oparł  czoło  o  kolano. 

Dopiero gdy złapał równy oddech, odezwał się. 

Idzie było to na rękę, bo i jej niełatwo było uciszyć oszalałe bicie serca. Ciemności i 

wspomnienia bywają niebezpieczną pułapką. Reakcje ciała kłócą się czasem z rzeczywistymi 

uczuciami. 

-  Przekonałaś  mnie  -  rzekł  w  końcu,  z  trudem  odzyskując  głos.  -  Może  ty  także 

nauczyłaś się lepiej kłamać. Cóż, zaczynam ci powoli wierzyć. W każdym razie znakomicie 

udawałaś... 

- Rozumiesz dlaczego? - zapytała Ida, nie będąc w stanie spojrzeć mu w twarz. 

Tak naprawdę wcale nie była z siebie taka dumna. 

- Chyba się domyślam. Nie wiem, czy masz rację. Być może rzeczywiście przeszkodą 

są mi wspomnienia, może gniew, a może gorycz... 

- Spróbujesz to przezwyciężyć? - zapytała Ida. - Zrób to dla Anny Kajsy! 

Nie rozumiał. 

- Ona jest kobietą - wyjaśniła. - Zbrukaną, wykorzystaną i upokorzoną. Może jednak 

miłość czułego mężczyzny wróci jej poczucie bezpieczeństwa. Może i ona nauczy się czerpać 

radość z cielesnej bliskości. 

background image

Ailo  nic  nie  powiedział,  nie  był  w  stanie.  Ida  miała  niezwykłą  zdolność  zadziwiania 

ludzi. Jako osoba dorosła bardziej nawet niż jako podlotek, najmłodsza spośród rodzeństwa w 

chacie na cyplu. 

Ile naprawdę wiedziała, a ile się domyśliła, wolał nie zgadywać. 

-  Nie  mógłbym  cię  teraz  posiąść  -  przyznał  powoli.  Dziwne,  ale  musiał  jej  to 

powiedzieć. Bo to, co się stało, zupełnie odbiegało od marzeń, jakie snuł. Od obrazów, jakie 

podsuwała mu wyobraźnia. Czegoś całkiem innego spodziewał się po chwili, w której mógłby 

ją trzymać w ramionach. 

Czegoś zupełnie innego. 

-  Zapaliło się i zgasło -  ciągnął. - Jak sucha kora na wilgotnej  gałęzi. Spłonęła tylko 

zewnętrzna warstwa. 

- ...a ogień zgasł - dokończyła Ida z głębokim smutkiem. 

- To koniec naszej miłości. 

Gdyby ktoś starał się mu to na siłę wyperswadować, nie uwierzyłby. Zaakceptował to 

tylko dlatego, że sam doświadczył. 

-  Nie  bez  bólu  przyznaję  ci  rację  -  rzekła  Ida.  Dopiero  teraz  zauważył,  że  płakała. 

Przez  cały  czas  tak  bardzo  był  zaabsorbowany  sobą,  tak  głęboko  wniknął  w  siebie,  że  nie 

dostrzegł, jak Ida to przeżywa. 

Gładząc  palcem  delikatną  skórę  wokół  oczu  Idy,  wytarł  łzy.  Żartobliwie  złapał  ją  za 

nos. Dawno temu, kiedy ich uczucie dopiero się budziło i wszystko było dla nich takie nowe, 

właśnie tak często żartowali. 

Najpierw osuszyli sobie nawzajem twarze z łez, a potem uściskali się mocno. 

-  Niektórych  rzeczy  nigdy  się  nie  zapomni  -  powiedział  Ailo  z  uśmiechem.  -  Nie 

płacz, Ido. Byłem ślepy i pielęgnowałem w sobie cierpienie. Ale to minie... 

Spojrzeli na siebie. Siedzieli, trzymając się za ręce, i płakali oboje, ale w końcu płacz 

zamienił  się  w  śmiech.  A  kiedy  wreszcie  uwolnili  dłonie,  oboje  wiedzieli  na  pewno,  że  to 

koniec. Dla obojga było to ciężkim przeżyciem, ale pogodzili się z tym. 

Cierpieli, ale chyba dopiero teraz byli gotowi znów żyć naprawdę szczęśliwie. 

background image

14 

Powrót do domu trwał równie długo jak wyprawa do Finlandii. Mieszkańcy Hailuoto 

uczynili, co w ich mocy, by im pomóc. 

Do  traktów  na  północ  od  Ylitornio  dotarli  wozem  powożonym  przez  woźnicę,  dalej 

Ida,  Sedolf  i  Mikkal  musieli  już  sobie  radzić  sami.  William  zatroszczył  się  o  trzy  konie  dla 

nich: dwóch dosiadali, a jeden dźwigał bagaże. Wóz w tamtych stronach pozbawionych dróg 

na niewiele by się zdał. 

Cierpliwie  poczekali,  aż  na  dobre  zagości  lato.  Ruszając  wcześniej,  ryzykowali,  że 

utopią się gdzieś na rozmokłych bagnistych łąkach na pustkowiu. Zwyciężył więc rozsądek. 

W  drodze  powrotnej  na  szczęście  nie  musieli  walczyć  ze  śnieżnymi  zawieruchami  i 

mrozem. Nie potrzebowali też prosić się o dach nad głową. W rozstawianym na noc namiocie 

było  im  przytulnie  jak  w  domu.  Oczywiście  bez  wygód,  do  jakich  przywykli  przez  ostatnie 

miesiące, ale zarazem oczyszczające. 

Najbardziej  im  jednak  dokuczały  komary  i  niezliczone  ilości  owadów,  których  nazw 

nawet nie potrafili wymienić. Mimo że nastała pora białych nocy, wieczorami ściemniało się 

od gęstego roju owadów. 

Kierując  się  na  północ,  mijali  lasy  sosnowe,  które  zdawały  się  nie  mieć  kresu,  lasy 

liściaste tak gęste, że trzeba je było omijać szerokim łukiem. Potoki i strumyki płynęły wartko 

w miejscach, które zimą tworzyły nieogarnioną białą płaszczyznę. 

-  Każda  pora  roku  ma  swój  urok  -  stwierdził  Sedolf,  kiedy  po  całym  dniu  okrążania 

trzęsawiska, białego od kwitnących teraz moroszek, znaleźli miejsce na postój. 

Ida  jednak  nie  dostrzegała  uroku  w  dniu,  który  minął.  Zaciskała  zęby  aż  zgrzytało, 

ż

eby  się  nie  rozpłakać.  Zadziwiające,  jak  człowiek  może  się  nauczyć  powstrzymywać  łzy. 

Wystarczy trochę poćwiczyć. 

Właściwie nie wiedzieli, kiedy znaleźli się na ojczystej ziemi. Wytyczone daleko stąd, 

w  stolicy  Danii,  graniczne  linie  na  mapie,  na  rozległym  pustkowiu  były  praktycznie 

niezauważalne. 

Trwający wiele lat spór o Finnmark został ostatecznie rozwiązany w 1751 roku. 

Pomiędzy  Szwecją  a  monarchią  duńsko  -  norweską  długo  toczyły  się  rokowania 

dotyczące  prawa  do  ziem  na  północy.  W  każdej  ze  stolic  całkowicie  odmiennie 

interpretowano  kwestie  graniczne.  Ziemię  niczyją  na  północ  od  Torne,  Japońskie  pastwiska 

Kemi,  a  także  te  na  południe  od  wybrzeża  oceanu  oba  królestwa  traktowały  jako  swoją 

background image

własność. Niektórzy mieszkańcy tamtych stron doświadczyli nie raz, że mają dwóch królów - 

tak im przynajmniej tłumaczyli nękający ich poborcy podatkowi. 

Trudno  jednak  było  wytyczyć  granice  tam,  gdzie  kończyły  się  rzeki,  które  mogły 

stanowić naturalną linię graniczną. 

Sytuacja  kształtowała  się  tak,  że  Szwedzi  wytyczali  własną  granicę,  a  poddani 

monarchy  duńskiego  swoją.  Szwecja  próbowała  udowodnić  swoje  prawo  do  morza.  Został 

odgrzebany stary traktat z Danią z 1613 roku, z którego zapisów wynikało, że Dania zrzekła 

się  na  rzecz  Szwecji  trzydziestokilometrowego  odcinka  wybrzeża  pomiędzy  Tysfjord  i 

Varanger. 

Ale Dania nie zamierzała oddać ani piędzi swego terytorium na północy. Szwecja pod 

ż

adnym pozorem nie mogła uzyskać dostępu do morza. 

Finnmark stanowił terytorium duńsko - norweskie. 

Królestwo  Danii  i  Norwegii  wygrało  wszystkie  swoje  żądania  w  sprawach 

granicznych w Finnmarku. Szwecja nie zdobyła dostępu do morza. 

Państwo  szwedzkie  zrezygnowało  z  żądań  granicznych  na  terenach  północy,  o  które 

przez stulecia toczyło spory i wojny z Danią. 

W 1751 roku został podpisany traktat, w którym ostatecznie ustalono granice między 

Szwecją a monarchią duńsko - norweską. 

Pozostała kwestia granicy wschodniej, ale ani król duński, ani monarcha szwedzki nie 

chcieli irytować potężnego sąsiada na wschodzie. 

Nie od razu wzniesiono słupy graniczne. Planowano, że roboty rozpoczną się w rok po 

zawarciu traktatu i potrwają około siedmiu lat. 

Tymczasem  wytyczanie  granicy  ciągnęło  się  lat  piętnaście  i  zostało  zakończone 

dopiero w 1767 roku. W tym czasie zresztą powstało dwadzieścia siedem różnych map tego 

obszaru. 

Ale zwykły, przeciętny człowiek wędrujący po tym pustkowiu nie zauważał żadnych 

granic.  Czuł  się  częścią  rozległej  północnej  krainy  porośniętej  wrzośćcem,  pokrytej 

trzęsawiskami,  urozmaiconej  jeziorkami,  górami  i  lasami.  Spotykani  po  drodze  wędrowcy 

mówili różnymi językami, ale nikomu to nie przeszkadzało. 

Dopiero kiedy oczom Idy i Sedolf a ukazały się góry, domyślili się, że dotarli już do 

Norwegii.  Byli  pewni,  że  w  dole  pomiędzy  wzniesieniami  leży  fiord.  Mimo  że  nastała  pora 

nocy, zdecydowali się kontynuować wędrówkę, póki starczy im sił. Postanowili rozbić obóz 

dopiero, gdy już będą bardzo zmęczeni. 

background image

Idzie serce mocniej zabiło na myśl, że wnet znów poczuje w nozdrzach zapach słonej 

wody. A kiedy słońce zabarwiło różowoczerwonym blaskiem szczyty, odniosła wrażenie, że 

chwyciła w dłonie kawałek nieba. 

Uklęknęła  we  wrzosach  i  zapłakała  nad  tym  najbardziej  swojskim  ze  wszystkich 

ś

wiateł. Mikkal stracił orientację, kiedy jest dzień, a kiedy  noc.  Biegał dookoła roześmiany, 

pragnąc się podzielić wszystkim, co nowe, z Karlem i Henrikiem, a także z ojcem Ailo. 

Wokół niego wznosiły się ciemne skaliste szczyty. Rzeka spływała urwistym stromym 

zboczem  ku  fiordowi.  Skąd  mógł  wiedzieć,  że  tu  zaczyna  się  dom?  Tak  długo  bawili  na 

Hailuoto, że przywykł do tamtych okolic. 

Ida płakała wzruszona słońcem białej nocy, płakała ogarnięta żałością, że Mikkal już 

nie podzieli się wszystkimi nowinami z Ailo, płakała wreszcie nad samym Ailo, a także nad 

tymi, których zostawili w Finlandii, a których już pewnie nigdy nie zobaczą. 

U kresu tej podróży ogarnął Idę straszliwy smutek. 

- Nie płacz, kochana - żartował Sedolf. - Fiord jest wystarczająco słony. 

Usiadł przy niej na niewielkim pagórku. Zerwał parę wrzosów i pełną garść borówek. 

Przygryzając  swojską  łodyżkę,  popatrzył  na  żonę  z  lekkim  uśmiechem  i  dodał  na  wpół 

ż

artobliwie: 

- Pomyśl lepiej, że już koniec tej laby. Teraz przyjdzie ci samej szorować do białości 

podłogi.  I  to  na  kolanach,  które  odzwyczaiły  się  od  klęczenia  na  deskach  i  zrobiły  bardzo 

delikatne. Obawiam się, że zetrą się do krwi! Poza tym czeka cię znów codzienny obrządek, 

znów  włosy  przejdą  ci  zapachem  gnoju,  bo  jak  zwykle  zawieruszy  ci  się  gdzieś  chustka  na 

głowę.  Będziesz  się  zrywać  w  przeraźliwie  chłodne  poranki,  by  napalić  w  piecu.  Czeka  nas 

całkiem  nowe  życie  różniące  się  zasadniczo  od  leniuchowania  na  wyspie,  do  którego  nas 

chcieli przyzwyczaić. Prawda? 

Złapał ją za rękę i przyłożył do swojego zarośniętego policzka. 

- Skóra jak jedwab, co? - uśmiechnął się i pocałował jej dłoń, tak jak mężczyźni witają 

kobiety w świecie Mai. Spojrzał na nią uwodzicielsko, jakby chciał przeciągnąć tę chwilę, po 

czym cmoknął i dodał: - Nikt by nie pomyślał, że jesteś wieśniaczką z Ruiji. Ale nie martw 

się, mój aniele, wszystko wróci do normy. Tydzień w domu i znów twoje ręce będą czerwone 

i spierzchnięte jak u każdej porządnej gospodyni! 

Ida nie potrafiła powstrzymać się od śmiechu. 

Łzy  przestały  jej  płynąć.  Sedolf  zawsze  wiedział,  jak  odgonić  ponure  myśli  żony  i 

sprawić, by pogodniej spojrzała na świat. 

background image

- Zatrzymamy się tu na noc? - zapytał. - Czy jedziemy dalej, by jak najprędzej położyć 

się w łożu, do którego już od zimy tak tęsknię? 

Ida  nie  miała  żadnych  wątpliwości,  dokonując  wyboru.  Do  domu  wprawdzie  mieli 

jeszcze kawałek drogi, jej jednak zdawało się tak blisko, że szkoda było czasu na rozbijanie 

obozu. 

- Zjemy tutaj, a potem ruszymy w dalszą drogę - zadecydowała. 

Sedolf bynajmniej nie zamierzał protestować. Dlatego też, kiedy już zjedli ugotowaną 

na  mięsie  zupę  i  przegryźli  pajdami  czarnego  chleba  grubo  posmarowanymi  masłem, 

skierowali się w dół ciasną doliną w stronę fiordu Lyngen. 

Do domu. 

Idzie wszystko śpiewało w duszy. 

Nad ranem zobaczyli swoje gospodarstwo, znajomą chatę i krowy pasące się na łące. 

Sedolf wiózł przed sobą na siodle śpiącego chłopca. Juczny koń kroczył niespiesznie za nimi. 

Jechali  powoli,  pozwalając  zwierzętom  decydować  o  tempie.  Przecież  bez  nich  nie 

daliby rady. Tyle zdążyli się nauczyć podczas zimowej wyprawy do Finlandii. 

Ida  nie  miała  cierpliwości  czekać,  aż  koń  leniwie  doczłapie  na  miejsce.  Nie  mogła 

usiedzieć  na  końskim  grzbiecie  i  obserwować  ze  spokojem  powiększające  się  w  oczach 

zabudowania. 

Puściła  więc  konia  luzem,  bez  obawy  że  ucieknie.  Była  pewna,  że  podąży  za 

pozostałymi. Zwierzęta czuły, że gdy tylko dotrą do zabudowań, otrzymają wodę i poskubią 

sobie zielonej trawy. 

Sama  zaś  ruszyła  biegiem,  z  przyjemnością  rozprostowując  nogi  po  długiej  jeździe. 

Znów mknęła przez łąki i swojskie pagórki porośnięte trawą. 

Poczuła  w  nozdrzach  znajomy  zapach  sosny,  żywiczną  woń  wiecznie  zielonego 

drzewa, które w poszukiwaniu wody zapuściło głęboko korzenie. 

Nawet  sobie  nie  uświadamiała,  jak  bardzo  tęskniła  do  widoku  i  zapachu  sosen 

porastających płaski teren nad rzeką uchodzącą do fiordu. Teraz, gdy ujrzała swojski obrazek 

po tak długiej nieobecności, serce ścisnęło się jej ze wzruszenia. 

Biegła  co  sil  w  nogach,  czując  w  ustach  smak  krwi.  Po  wielu  dniach  spędzonych  na 

końskim grzbiecie jej ciało było zmęczone. Była śpiąca po całym dniu i nocy jazdy właściwie 

bez  odpoczynku.  Poza  tym  zaczął  jej  doskwierać  głód.  Ale  jakież  to  wszystko  miało  zna-

czenie w porównaniu z tym, że wróciła do domu? 

Czuła wzruszenie, stawiając stopy na własnej ziemi. Ogarnął ją nastrój niemal równie 

podniosły jak w kościele. 

background image

Zauważyła,  że  drzwi  do  obory  są  otwarte,  więc  by  nie  tracić  czasu,  tak  samo  jak 

wówczas,  gdy  była  małą  dziewczynką,  nie  otworzyła  furtki,  lecz  przeskoczyła  przez  płot. 

Podwinęła spódnicę aż do bioder i bardziej  czuła, niż słyszała śmiech Sedolfa. Mogła sobie 

wyobrazić, jak sobie z niej pokpiwa. 

„Ido,  takie  zachowanie  nie  uchodzi  w  kręgach  fińsko  -  szwedzkiej  arystokracji! 

Wytworna młoda dama przeskakuje przez płot? A fe!” 

I miałby oczywiście rację. 

Z  pewnością  nie  umiałaby  się  zachować  na  salonach.  Szybko  zdemaskowano  by  ją 

jako siostrę nieokrzesanej żony Williama Runefelta. 

Nie była stworzona do wystawnego życia. 

Boże,  naprawdę  jestem  w  domu,  pomyślała  Ida,  czując  znajomy  zapach  obory  i 

zapach zwierząt. 

-  Tato!  -  wykrzyknęła  radośnie  zupełnie  jak  wtedy,  gdy  była  małą  dziewczynką  i 

biegła  na  łeb  na  szyję  na  cypel,  żeby  opowiedzieć  okrooopnie  ważne  nowiny.  -  Tato, 

wróciliśmy! 

Reijo Kesaniemi wybiegł nie mniej raptownie i w otwartych drzwiach obory porwał w 

ramiona swoją córkę, nie dowierzając, że ściska w objęciach tę, którą karmił i wychowywał, 

odkąd skończyła roczek. 

-  Boże  drogi,  Ido,  czy  to  naprawdę  ty?  Odsunął  ją  na  odległość  ramion,  żeby 

dokładnie jej się przyjrzeć, ale i tak niewiele widział przez zasłonę łez. On, stary chłop, stał 

na  widoku  w  biały  dzień  i  płakał!  Ida  przytuliła  twarz  do  policzka  ojca  i  osuszyła  łzy.  I 

roześmiała się tak, jak tylko jego córka potrafi. 

- Jesteśmy w domu, tato. Wróciliśmy na dobre, rozumiesz? Wydaje mi się, że już dość 

się naoglądałam świata. 

Ona też pociągała nosem. Pozwoliła, by objął ją ramieniem, i powoli ruszyli w stronę 

płotu, tam zamierzając poczekać na Sedolfa i Mikkala. 

- Jak oni się miewają w Finlandii? - zapytał Reijo, choć zwykle czekał, by dzieci same 

opowiedziały mu to, co chciał wiedzieć. I zwykle tak się działo. 

-  Dobrze  im,  tato!  -  westchnęła  Ida.  -  Ale  wiodą  próżniacze  życie.  Ja  bym  się  nie 

nadawała. Odkryłam, że brakowało mi nawet czyszczenia ryb. Uwierzyłbyś w to? 

Roześmiał się pogodnie. Dobrze pamiętał, jak przez wszystkie lata kręciła nosem na to 

zajęcie. 

Konie były coraz bliżej gospodarstwa. 

Sedolf pokiwał do nich. 

background image

Reijo  tak  się  cieszył,  że  ich  znowu  widzi.  Tak  za  nimi  tęsknił.  Byli  ostatnimi  z 

rodziny, którzy wiązali go z przeszłością. 

Nie chciał, by jego życie z Raiją poszło całkiem w zapomnienie. Było mu co prawda 

teraz bardzo dobrze, był wolny, ale nie chciał zapomnieć tego, co minęło. 

Nikt z tych, z którymi dzielił życie, nie zasłużył na zapomnienie. 

- A jak się ma Helena i Ivar? 

- Malec jest gruby jak kulka - zaśmiał się Reijo, ale w jego głosie pobrzmiewała duma. 

Przez  moment  trudno  było  Idzie  wyobrazić  sobie  go  jako  ojca  maleńkiego  dziecka. 

Policzyła  szybko,  że  przed  miesiącem,  w  czerwcu,  skończył  czterdzieści  trzy  lata. 

Równocześnie  wiedziała,  że  chyba  nie  ma  równie  wspaniałych  ojców  jak  on.  Przypomniało 

jej się, jak, dumny i szczęśliwy, pierwszy raz trzymał synka w ramionach. 

To było takie wzruszające. 

Teraz promieniał nie mniejszą dumą. 

-  Mówię  Helenie,  że  daje  dziecku  za  dużo  jedzenia,  ale  ona  mnie  wyzywa,  że  chcę 

zagłodzić jej syna. Te kobiety! 

Znów  roześmiał  się  pogodnie.  Ida  uwielbiała  jego  śmiech.  Zdała  sobie  sprawę,  że 

tęskniła za nim przez cały czas pobytu w Finlandii. 

-  Maja  ma  się  dobrze  -  powiedziała  cicho,  bo  dobrze  wiedziała,  że  Reijo  przede 

wszystkim o Maję się troszczy. Ona zajmowała w jego sercu szczególne miejsce. Czasami Ida 

zastanawiała się, jak bardzo szczególne, ale o to nigdy go nie pytała. Zbyt mocno szanowała 

ojca, by wdzierać się z butami w jego życie. 

-  Niebawem  Williamowi  i  Mai  urodzi  się  drugie  dziecko.  Maja  jest  już  dość  gruba. 

Mały  Henrik  jest  oczkiem  w  głowie,  nie  do  wiary,  że  mniej  więcej  za  miesiąc  będzie  już 

starszym bratem... 

Oparła  się  o  płot  i  pokręciła  głową.  Byli  tak  daleko  od  Hailuoto.  Wszystko,  co  tam 

stanowiło codzienność, wydawało się teraz takie obce i niepojęte. 

-  William  nosi  Maję  dosłownie  na  rękach.  Mówię  ci,  tato,  jeśli  ona  nie  zacznie  się 

trochę sama ruszać, to utyje. Naprawdę. Ani trochę nie przesadzam. On ją ubóstwia. U - bóst - 

wia! Nie spotkałam jeszcze mężczyzny, który byłby tak zapatrzony we własną żonę! 

-  Wydaje  mi  się,  że  właśnie  takiego  męża  potrzebowała  Maja  -  odparł  cicho  Reijo 

zmienionym głosem. - Polubiłaś go? 

Ida pokiwała głową. 

background image

-  Williama  nie  można  nie  lubić.  Jest  niczym  skała:  bezpieczny,  duży  i  silny.  Ma  się 

wrażenie, że można na niego liczyć we wszystkim. Jestem pewna, że gdyby Maja zażyczyła 

sobie gwiazdki z nieba, znalazłby sposób, by ją dla niej zdobyć. 

Nabrała powietrza w płuca. Sedolf był już blisko, a ona chciała powiedzieć ojcu to, co 

najważniejsze, zanim nadjedzie. 

Dokładnie  ze  szczegółami  powie  mu  o  wszystkim  później.  Wówczas  dobrze  będzie 

mieć obok Sedolfa, żeby przytrzymał ją za rękę i był jej wsparciem. By  uzupełnił to, co jej 

samej trudno będzie rzec. Ale uprzedzić o tym musi, póki są sami. 

-  Knut  ma  się  dobrze  -  odezwała  się  piskliwie.  Ojciec  popatrzył  na  nią  uważniej. 

Domyślił się, że coś ją dręczy, że w Finlandii nie wszystko było tak, jak się spodziewała. Ale 

nie pytał. 

-  Knut  i  Anjo  marzą,  żeby  osiąść  na  stale  w  Alcie.  Ale  to  będzie  dla  nich  trudne, 

dopóki ten niegodziwiec żyje... 

Reijo wiedział oczywiście, dlaczego Knut z rodziną nie mogą wrócić do Alty. 

-  Karl  strasznie  przypomina  Knuta,  gdy  był  mały.  A  mała  Aila  jest  taka  słodka,  że 

chciałoby  się  ją  zjeść.  Nazwali  ją  tak  dla  upamiętnienia  Ailo.  Uważam,  że  to  piękne  z  ich 

strony... 

Reijo przytaknął i już nie odrywał wzroku od córki. 

Ida była całkiem blada, ale oczy jej pociemniały. Dyszała ciężko, jakby gotowała się 

do czegoś trudnego, czegoś bolesnego... 

- Maja nie opowiedziała ci całej prawdy o Ailo - rzekła ochrypłym głosem. 

Kiedy  już  te  słowa  przeszły  jej  przez  gardło,  z  resztą  poszło  już  łatwiej.  Najtrudniej 

było zacząć... Reijo mocniej ścisnął ramiona Idy. 

- Tak właśnie sądziłem... Maja nigdy nie potrafiła mi kłamać. Wiedziałem, że coś jest 

nie tak. Że coś się w tym wszystkim nie zgadza. Nie podobało mi się to. O ile straszniejsza 

okazała się prawda? 

Ida  nabrała  powietrza.  Musiała  jeszcze  raz  na  niego  spojrzeć,  zanim  zaczęła 

opowiadać. 

Nigdy  by  się  tego  nie  domyślił.  Jej  miły  i  dobry  ojciec  odznaczał  się  często  taką 

naiwnością... 

Był taki łatwowierny, jeśli chodzi o mroczne strony życia. Zresztą nawet ona i Sedolf 

do końca nie mieli odwagi uwierzyć w to, co okazało się prawdą. 

-  To  zabrzmi  jak  baśń,  tato.  Można  by  ją  nazwać:  „Mężczyzna  w  masce”.  Ale  to 

najprawdziwsza prawda. 

background image

Reijo popatrzył na nią przeciągle. Nigdy Idy takiej nie widział. 

- A więc on wcale nie umarł? 

- Jak się domyśliłeś? - Ida wpatrywała się w niego zaskoczona. 

Wzruszył ramionami. 

-  Twój  stary  ojciec  żyje  trochę  na  tym  świecie.  Widziałem  już  i  słyszałem  to  i  owo, 

sporo  rozmyślałem.  Niewiele  więc  rzeczy  może  mnie  zadziwić.  -  I  ukołysał  Idę  tak  jak 

wówczas, gdy była dzieckiem. - Jak on się czuje? - zapytał spokojnie. - Dobrze mu tam? 

Bardzo  jest  okaleczony?  Na  twarzy?  Wspomniałaś  coś  o  masce  -  wyjaśnił,  nie 

przestając na nią patrzeć pytająco. 

Sedolf  był  już  tymczasem  u  płotu.  Ida  ucieszyła  się,  że  zdoła  chwilę  ochłonąć. 

Potrzebowała  tej  chwili.  Niepojęte,  że  ojciec  przyjął  to  z  takim  opanowaniem.  Nie 

spodziewała się tego. 

Reijo puścił Idę i zdjął z konia śpiącego wnuka. Chłopiec tylko pomrugał oczami, ale 

nie dał po sobie poznać zaskoczenia, że to dziadek go trzyma w ramionach. 

- Witajcie w domu! - zwrócił się Reijo do Sedolfa i uśmiechnął się do córki. 

-  Jedźmy  na  cypel.  Obrządek  zrobiony.  Nie  mogę  się  doczekać,  kiedy  opowiesz  mi, 

Ido, tę twoją baśń o mężczyźnie w masce. 

background image

POSŁOWIE 

Zdeterminowani,  żeglowali  od  wielu  tygodni.  Doświadczony  Oleg  i  Michaił, 

najmłodszy spośród wszystkich szyprów, jakich Oleg kiedykolwiek spotkał na pokładzie. 

Chłopak  miał  niespełna  siedemnaście  lat  i  mleko  pod  nosem.  Oleg  rozumiał  tych 

marynarzy, którzy odmówili udziału w rejsie. Nie dziwił się także tym, którzy, choć pozostali, 

mruczeli z dezaprobatą, że taki młodzik pełni tak odpowiedzialne zadanie. 

Właśnie z tego powodu Oleg postanowił płynąć razem z nim. Oficjalnie jako sternik, 

ale tak naprawdę jako kapitan. 

Robił to ze względu na Jewgienija, swojego długoletniego przyjaciela. Uważał, że jest 

mu  to  winien.  Poczuwał  się  do  opieki  nad  chłopcem,  który  stracił  ojca.  Był  gotów  także 

przytrzymać go w cuglach, gdy zajdzie taka potrzeba. 

Michaił nie był całkiem zielony. Dużo pływał razem z ojcem. Od maleńkości bawił się 

w porcie, a o statkach wiedział więcej niż większość jego rówieśników. Dorastał wśród nich. 

A jeszcze zanim nauczył się mówić, słyszał słowa i terminy żeglarskie. 

Urodził się, by zostać kapitanem. 

Tyle  że  powszechnie  sądzono,  iż  po  kolei  przejdzie  poszczególne  szczeble 

wtajemniczenia, a dowodzić statkami będzie już jako doświadczony młody człowiek. 

Tymczasem on, niespełna siedemnastoletni, stał się właścicielem floty. 

A  tego  rejsu  nie  dał  sobie  wybić  z  głowy.  Oleg  próbował  nakłonić  Raiję,  by 

wyperswadowała synowi, ale ona uparła się tak samo jak on. 

Oleg zrozumiał, dlaczego, kiedy okazało się, że i ona ma zamiar popłynąć. 

Nie była to zwykła wyprawa po ryby wzdłuż wybrzeża północnej Norwegii. 

Przyczyny tkwiły głębiej. 

Michaił musiał tam płynąć. 

Raija musiała. 

I Oleg nie mógł im w tym przeszkodzić. Poza tym nie był pewien, czy tego chciał. 

Wydawało  mu  się,  że  Raija  ma  prawo  wrócić  i  odnaleźć  to,  co  pozostawiła  przed 

wielu  laty,  po  to,  żeby  zebrać  fragmenty  swojego  życia  w  całość.  Nikomu  nie  można 

odmówić prawa do przeszłości. 

Jewgienij umarł, więc jemu już to nie mogło zaszkodzić. Przeżył takie życie, o jakim 

marzył. Przeżył je z jedyną kobietą, której pragnął, i uszczęśliwił ją. Mieli razem dziecko. 

background image

Wczesnym  rankiem,  właściwie  jeszcze  w  nocy,  skierowali  statek  w  stronę  fiordu.  O 

tej  porze  roku  tu,  daleko  za  kołem  polarnym,  mrok  w  ogóle  nie  zapadał.  Nocą  tarcza 

słoneczna  pochylała  się  tylko  nieco  nad  horyzontem,  wysyłając  różową  poświatę,  by  zaraz 

unieść się wyżej na nieboskłonie i rozbłysnąć intensywniej, co przypominało perlisty śmiech 

ś

wiatła. 

Koło południa ich oczom ukazały się strome skały schodzące wprost do wody. Tylko 

nad samym brzegiem, u stóp gór, ciągnął się pas ziemi. Tam osiedlili się ludzie. Widać było 

ich darniowe chałupy i chaty z bali, a także łodzie leżące na kamienistym nabrzeżu. 

Oleg odnalazł Raiję przy  relingu, niemal na samym dziobie. Nie miał teraz czasu na 

pogawędkę, ale coś go do niej ciągnęło. 

Nadal  była  piękną  kobietą.  Zimą  skończyła  czterdzieści  jeden  lat.  Życia  nie  miała 

najłatwiejszego.  Gdy  się  jej  uważniej  przyjrzeć,  dało  się  dostrzec  wokół  oczu  i  ust  drobne 

zmarszczki. 

Na czole pojawiły się pierwsze bruzdy od zmartwień. 

Ale włosy nadal miała kruczoczarne. A oczy błyszczały jak rozżarzone węgle. 

Rozwiązała węzeł na karku i pozwoliła wiatrowi targać długimi do pasa włosami. 

Z  daleka  można  ją  było  wziąć  za  młodą  dziewczynę.  Co  prawda  jej  ciało  wraz  z 

upływem  lat  nabrało  pełniejszych  kształtów,  ale  po  nagłej  śmierci  Jewgienija,  która  nią 

bardzo wstrząsnęła, zeszczuplała. 

Stała się jakby kimś innym. 

Wyczuwało się w niej coś obcego. 

Ale co, Oleg zrozumiał dopiero teraz. Wcześniej nie był w stanie tego określić. 

Uderzyło  go,  jak  bardzo  przypomina  mu  kobietę,  którą  wzięli  na  pokład  owej 

pamiętnej zimowej nocy przed wielu, wielu laty właśnie w tym fiordzie. 

Oleg domyślił się, że do Raiji powróciły wspomnienia. 

- Byłaś tu już kiedyś - odezwał się cicho, przystanąwszy obok niej. 

-  Wiem  -  odparła.  Nie  widział  jej  twarzy,  bo  przysłaniały  ją  ciemne  loki,  które 

zdawały się żyć własnym życiem. 

- Obiecałem Jewgienijowi, że nigdy ci tego nie wyjawię. 

Raija spojrzała na niego. W jej ciemnych głębokich oczach nie dostrzegł oskarżenia. 

- Uważam, że powinieneś dotrzymać słowa,  Oleg! - powiedziała, zaczesując za uszy 

najbardziej niesforne loki. - Teraz to już bez znaczenia. 

Uśmiechnęła  się  tak,  jak  tylko  ona  potrafiła.  Jej  uśmiech  wnikał  do  najgłębszych 

zakamarków duszy. 

background image

- Pamiętam to, co powinnam - dodała, wpatrując się w głąb fiordu. - Nikt mi nie musi 

niczego przypominać. 

Oleg także pamiętał. 

-  Zawsze  nienawidziłam  tych  gór  -  rzekła  cicho,  niemal  ze  zdumieniem.  -  A  teraz 

czuję się tak, jakbym wróciła do domu. Czy to nie dziwne? 

Oleg milczał. Nie był w stanie nic mówić.  Głos  uwiązł mu w gardle. Poczuł się tak, 

jakby  uczynił  jej  wielką  krzywdę.  Za  późno  było  błagać  o  wybaczenie.  Nawet  gdyby  o  to 

poprosił, ona pewnie tylko zwróciłaby ku niemu swoje ciemne, bystre oczy, a układając usta 

w czerwony kwiat, zapytałaby: „Za co mnie przepraszasz?”. 

Raija  zawsze  różniła  się  od  kobiet,  które  znał.  Zapragnął,  by  była  tu  teraz  z  nimi 

Tonią. Ona potrafiłaby zrozumieć Raiję. 

Ale Raija była jedyną kobietą na pokładzie. Marynarze przywykli, że kapitan czasem 

zabiera  w  rejs  żonę.  Żaden  jednak  nie  stanąłby  na  pokładzie,  gdyby  na  statku  znalazło  się 

więcej kobiet. Marynarze są bardzo przesądni. 

Im dalej wpływali w głąb fiordu Lyngen, tym większa fala wspomnień zalewała Raiję. 

Rozpoznała szczyty, przypomniały się jej nawet ich nazwy. Wiedziała także, jak nazywają się 

poszczególne osady wzdłuż fiordu. Znała wszystkie, po obu jego stronach. 

Wpłynęli najdalej, jak się dało, i spuścili kotwicę. 

Przyszedł Michaił i stanął obok matki, która przez cały dzień obserwowała fiord z tego 

miejsca  na  pokładzie.  Widziała  cypel  najpierw  w  wyobraźni,  a  potem  zobaczyła  na  własne 

oczy  stojącą  na  jego  krańcu  chatę  z  drewnianych  bali.  Dobry  Boże,  jaka  wydała  się  jej  nie-

wielka!  Ale  pamiętała,  jak  było  w  niej  przytulnie.  Z  komina  unosiła  się  łukiem  ku  niebu 

cienka  smużka  dyma  Na  samym  brzegu,  tuż  przy  szopie,  leżała  łódź.  Stamtąd  do  chaty, 

niczym brązowa wstążka wśród zielonej trawy, pięła się wąska wydeptana ścieżka. 

Oczy Raiji zasnuły się woalem łez. 

Poczuła na ramieniu dłoń syna. 

-  To  tutaj  -  powiedziała  pewnym  głosem.  -  Spuść  na  wodę  łódź,  Michaił.  Jestem  na 

miejscu.