Korzystnych zmian ustrojowych nie zaprowadzi się nigdy bez niebezpieczeństwa, ponieważ olbrzymia większość ludzi nie zgodzi się na ustanowienie nowego prawa dotyczącego nowego ustroju państwa, o ile nie dowiedzie się jej konieczności takiego posunięcia; konieczność taka wywołana być może jedynie grożącym niebezpieczeństwem, a więc zanim udoskonali się ustrój, państwo może niespodziewanie stanąć w obliczu zguby…
Niccolo Machiavelli
Jeżeli powstanie zły system, trudno go potem poprawić. Potężne siły dążą do utrzymania status quo, bez względu na to, czy proponowany system jest sprawny i sensowny.
The State in a Changing World
World Development Report 1997
Przytaczając te dwa fragmenty, pragnę odwołać się do tematu mojej pracy, który nosi tytuł: „ Niefortunne pomysły i błędy legislacyjne na tle współczesnej i historycznej Rzeczpospolitej Polskiej – jednym słowem problemy III RP.”
Postaram się, więc zaprezentować niektóre przepisy oraz proces tworzenia prawa w naszym kraju. Następnie pragnę przedstawić stan faktyczny prowadzący do błędów, pomyłek czy też potyczek w prawie, przytoczyć ich przykłady, a także, na koniec ukazać pewne propozycje stanowienia dobrego prawa w naszym kraju.
W związku z tak postawionym problemem, na początku mojej pracy, dokonam prezentacji pojęć, którymi będę się posługiwać oraz przedstawię pokrótce, czym tak naprawdę jest legislacja. Moje rozważania rozpocznę od wytłumaczenia pojęć: „pomysł” i „błąd”. Pierwsze z nich oznacza znalezienie sposobu na dalsze działanie, np. napisanie tekstu, rozwiązanie problemu. Pojęciami synonimicznymi są: natchnienie, impuls. Dobry pomysł przeważnie poprzedza większe osiągnięcia, ale zły może być tragiczny. Często jednak trudno ocenić pomysł przed realizacją, bywa również, że ocena jest błędna. Odwołując się do słownika języka polskiego, słowo „pomysł” oznacza – umyślnie nacechowane inwencją twórczą, zamierzenie, koncepcję czegoś, plan, projekt jakiegoś działania lub rozwiązania czegoś1.
Drugim pojęciem, kluczowym dla mojej pracy, jest słowo „błąd”. W oparciu o istniejące źródła historyczne, można zauważyć, iż już znane postacie podejmowały próby zdefiniowania go, a także posługiwały się nim. Jedną z takich osób był Sokrates, który twierdził, że: „błąd jest przywilejem filozofów, tylko głupcy nie mylą się nigdy”, natomiast św. Augustyn w oparciu o to słowo, tłumaczył czyny ludzkie mówiąc: „ błądzenie jest rzeczą ludzką, ale dobrowolne trwanie w błędzie jest rzeczą diabelską”. Słownik języka polskiego definiuje je jako mylne mniemanie, niezgodność z istotnym stanem rzeczy, niewłaściwe, nieudane posunięcie, przedsięwzięcie2.
Po zdefiniowaniu tych kluczowych pojęć, warto postawić pytania: czym jest legislacja? Co warunkuje ten proces?
Legislacja - (fr. Législation, z łac. legis latio, legis lationis = wniosek do prawa, od łac. lex, legis prawo + latio przyniesienie) – to proces tworzenia przez organy państwowe i samorządowe aktów prawnych powszechnie obowiązujących na danym terenie. Legislacja utożsamiana jest z kompetencjami parlamentu związanymi z uchwalaniem ustaw. Zgodnie z konstytucją, Sejm rozpatruje przedłożony projekt ustawy, w trzech czytaniach. Podczas pierwszego i drugiego czytania odbywa się dyskusja, w trakcie której posłowie wyrażają swoje opinie oraz zgłaszają poprawki do projektu ustawy. Posłowie mogą również zadecydować o odrzuceniu przedstawionego projektu w całości. Trzecie czytanie poświęcone jest wyłącznie głosowaniu nad projektem. Na tym etapie nie przeprowadza się debaty ani nie można zgłaszać dalszych poprawek. Ustawa uchwalona w trzecim czytaniu zostaje skierowana do Senatu.
Przyjęty tryb postępowania umożliwia merytoryczną dyskusję oraz wymianę poglądów na temat projektu ustawy na forum plenarnym. W praktyce jednak nie jest możliwe szczegółowe analizowanie projektu przez całą Izbę, a właściwe prace nad ustawą toczą się w komisjach sejmowych. Zadaniem debaty plenarnej jest jedynie ukierunkowanie prac komisji oraz umożliwienie posłom publicznego zaprezentowania własnego zdania na temat omawianego projektu. Komisje sejmowe uczestniczą w procesie legislacyjnym w dwóch etapach: pierwsze czytanie kończy się obligatoryjnym skierowaniem projektu ustawy do właściwych komisji sejmowych. Po zakończeniu drugiego czytania Sejm może ponownie skierować projekt do komisji w celu rozpatrzenia zgłoszonych poprawek. Merytoryczne prace komisji sejmowych stanowią najistotniejszą fazę sejmowego postępowania ustawodawczego. Na tym etapie następuje faktyczne ukształtowanie poszczególnych rozwiązań i postanowień ustawy. Mimo to zagadnienie komisyjnych prac nad projektem ustawy zostało w niewielkim stopniu unormowane i pozostaje niesformalizowane.
Zadaniem komisji jest przygotowanie tekstu projektu ustawy, który stanie się przedmiotem debaty plenarnej oraz głosowania. W tym celu szczegółowo analizuje ona przedłożony projekt pod względem merytorycznym i prawnym. Po zakończeniu prac sporządza sprawozdanie, które przedstawia Sejmowi. W pracach komisji biorą udział posłowie będący jej członkami, przedstawiciele Komisji Ustawodawczej oraz, obligatoryjnie, przedstawiciel wnioskodawcy. W posiedzeniu mogą uczestniczyć posłowie nie należący do komisji, a także osoby, które zostały zaproszone lub otrzymały zgodę przewodniczącego komisji. Ponadto komisja może postanowić, aby w jej obradach uczestniczyli przedstawiciele administracji rządowej. Ponieważ zaledwie garść przepisów reguluje tryb komisyjnych prac nad projektami ustaw, praktycznie wszystkie decyzje należą do komisji. W szczególności może ona przyjąć harmonogram prac nad projektem lub zadecydować o dopuszczeniu do uczestnictwa w swoich posiedzeniach osób trzecich. W praktyce decyzje w jej imieniu często podejmuje przewodniczący lub prezydium. W przypadku sprzeciwu ze strony członków, sprawę rozpatruje cała komisja. Komisyjne prace nad projektem ustawy polegają zwykle na sekwencyjnym badaniu przedstawionego tekstu. Komisja kolejno analizuje i omawia poszczególne zapisy projektu. Posłowie zgłaszają uwagi i propozycje poprawek oraz dyskutują nad przedstawionymi zmianami. Każdy artykuł projektu ustawy musi być omówiony i przegłosowany. Komisja może powołać swego jednego stałego eksperta. Ponadto do rozpatrzenia konkretnej sprawy ma możliwość zaprosić dodatkowych ekspertów. Imienne propozycje zaproszenia ekspertów zgłaszają posłowie. Takie decyzje podejmuje przewodniczący lub prezydium komisji. Zazwyczaj dąży się do ograniczenia liczby ekspertów zapraszanych na posiedzenie do jednej lub dwóch osób. Zakres prac merytorycznych nad projektem ustawy jest w bardzo dużym stopniu uzależniony od czasu przeznaczonego na jego rozpatrywanie. Przepisy nie przewidują żadnego terminu na zakończenie prac nad wniesionym projektem ustawy. Jedynie zasada dyskontynuacji prac Sejmu stanowi, iż projekty ustaw, które nie zostały uchwalone przez Sejm przed upływem kadencji, uznaje się za niebyłe. Niemniej jednak Regulamin Sejmu wprowadza pewne ograniczenia czasowe na wybranych etapach procedury ustawodawczej. Ustawę uchwaloną przez Sejm rozpatruje następnie Senat, który może wnieść do niej poprawki, przyjąć bez zmian lub odrzucić w całości. Jeżeli Senat w ciągu 30 dni nie podejmuje stosownej uchwały, ustawę uznaje się za przyjętą. Natomiast, gdy Senat odrzuci ustawę lub zaproponuje w niej poprawki, Sejm może ich nie przyjąć bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów. Kolejnym etapem jest przedstawienie uchwalonej ustawy do podpisu prezydenta RP. Prezydent ma ściśle określone przez Konstytucję możliwości reakcji na przedstawioną przez Sejm ustawę. Może ją podpisać, skierować do Trybunału Konstytucyjnego lub zawetować. I musi to zrobić w kreślonym czasie Artykuł 1223 mówi, że "Prezydent Rzeczypospolitej podpisuje ustawę w ciągu 21 dni od dnia przedstawienia i zarządza jej ogłoszenie w Dzienniku Ustaw Rzeczypospolitej Polskiej." Gdy prezydent ma wątpliwości co do ustawy może wystąpić do Trybunału Konstytucyjnego z wnioskiem w sprawie zgodności ustawy z Konstytucją. Jednak prezydent nie może odmówić podpisania ustawy, którą Trybunał uznał za zgodną z Ustawą Zasadniczą. Prezydent może też ustawę zawetować i przekazać Sejmowi do ponownego rozpatrzenia. Jednak po ponownym uchwaleniu ustawy przez Sejm, większością 3/5 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów, prezydent w ciągu 7 dni podpisuje ustawę i zarządza jej ogłoszenie w Dzienniku Ustaw.
Podsumowując, proces stanowienia prawa opiera się głownie na wydawaniu ustaw oraz aktów wykonawczych, które są podstawowymi źródłami prawa w Polsce. Proces ustawodawczy składa się z czterech zasadniczych etapów:
- przygotowanie projektu ustawy i wystąpienie z inicjatywą ustawodawczą do parlamentu,
– uchwalenie ustawy przez Sejm,
– rozpatrzenie ustawy przez Senat,
– podpisanie ustawy przez Prezydenta RP.
Warunkiem wejścia w życie ustawy podpisanej przez Prezydenta RP jest jej ogłoszenie w Dzienniku Ustaw RP.
Głównym problemem otaczającej nas rzeczywistości jest stan prawo, gdyż zatraciło ono funkcję motywującą podmioty do nakazanego w normach prawnych zachowań. Wynikiem takiego stanu jest wilka ilość obowiązujących przepisów, ich niespójność, wieloznaczność i niestabilność. Adresat normy prawnej nie jest w stanie zapoznać się z jej treścią, nie jest, więc w stanie, bez pomocy fachowców, określić zakresu swoich praw i obowiązków wynikających z obowiązujących norm.” Problem o tyle nie jest nowy, że już w roku 1022 Prof. Antoni Peretiatkowicz pisał : „ Ustawy administracyjne, uchwalane przez Sejm są tak wadliwe pod względem treści i formy, że wywołują słuszną krytykę w sferach prawniczych. Nie tylko zawierają liczne niekonsekwencje i sprzeczności, ale przy tym obejmują różne przepisy, które są niewykonalne, które nie mogą być wcale zastosowane w życiu. Co gorsza, istnieją sprzeczności nie tylko między poszczególnymi przepisami jednej ustawy, ale również pomiędzy poszczególnymi ustawami” Stan ten znajduje odbicie w badaniach opinii publicznej. Jak wiadomo problem ten istnieje od dłuższego czasu w naszym kraju np. w 2003 roku ponad połowa (51%) Polaków uważała, że w Polsce nie istnieją rządy prawa. Ten potoczny pogląd podzielają również przedstawiciele teorii legislacji - według prof. S. Wronkowskiej do podstawowych wad polskiego prawodawstwa należy zaliczyć nie tylko ogrom unormowań prawnych ale będącą jego rezultatem niestabilność i nieprzejrzystość. Niezależnie od opisanych ogólnych tendencji do jurydyzacji, które w mniejszym lub większym stopniu dotyczą szeregu krajów, w Polsce ze szczególnym natężeniem wystąpiły one po 1989 roku, kiedy to nastąpił dynamiczny wzrost liczby nowych aktów normatywnych.
W 1990 roku liczba nowo-uchwalonych ustaw po raz pierwszy w historii przekroczyła 100 (w 1989 roku było to 98, ale w 1988 – 28, 1987 – 34, 1986 – 18 itd.), by po spadku w połowie lat dziewięćdziesiątych ponownie przekroczyć liczbę 100 w roku 1996 (106 uchwalonych ustaw), a następnie dalej rosnąć, w 1999 roku – 130, w 2000 - 170 , w 2001 -241, w 2002 – 213, w 2003 – 226, w 2004 - 250 uchwalonych ustaw.
Liczne przykłady z ostatnich lat pokazują jednak, że często, mimo formalnie obowiązujących procedur, proces ten bywa chaotyczny i przypadkowy.
Dokonując analizy sondaży i badań dotyczących obecnych przepisów oraz stanu prawa w naszym kraju, mogę stwierdzić z całą odpowiedzialnością, iż „bubli prawnych”4 jest niezliczona ilość. Stanowią one, przez swoją nagminność, absurdalny charakter prawa. Niektóre natomiast nadają naszemu życiu wymiar nieco kabaretowy, inne przyprawiają o ból głowy, szczególnie przedsiębiorców. I tak mamy między innymi konieczność przetrzymywania paragonów przez pięć lat, podczas gdy blakną one po roku. Nie ma też wątpliwości, niestety, że listę niemodnych i wybrakowanych przepisów prawnych powiększą obecni parlamentarzyści, gdyż w Polsce mamy niechlubną tradycję, którą podtrzymują poszczególne Sejmy, że najpierw w pośpiechu uchwala się ustawę, a potem w nieskończoność się ją nowelizuje. Przykłady można mnożyć: ustawa o samorządzie, która wprowadziła zamęt z deklaracjami majątkowymi, czy ustawa lustracyjna, którą prezydent po popisaniu od razu przekazał do nowelizacji.
Prawo jest ciągle zmieniane i poprawiane. O tym, że nie jest dobrze, pokazuje chociażby liczba orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego. Warto podkreślić, że zajmuje się on tylko sprawami ważkimi, nie ingeruje w każdym przypadku błędu legislacyjnego, ale wtedy, gdy jest on poważny, niezgodny z konstytucją. I tak w 2007 roku padł rekord ostatnich lat. Trybunał aż 56 razy stwierdził niezgodność przepisów z konstytucją. W roku 2006 takich złych aktów było 48, w 2005 przepisów niekonstytucyjnych - 41. Prawdziwą zmorą dla obywateli są wciąż nowelizowane i poprawiane przepisy. W piątej kadencji Sejmu na 384 uchwalone ustawy, tylko senatorowie (którzy często wyłapują błędy posłów) zgłosili 178 poprawek. Sejm z lat 2001-2005 na blisko 900 ustaw ponad połowę poprawiał, zanim zostały one ogłoszone w Dzienniku Ustaw.
Sytuacja ta wzbudza duże zainteresowanie, zarówno pośród zwykłych szarych obywateli, jaki i osób powszechnie nam znanych. Obecnie możemy zaobserwować, iż bublami prawnymi zajął się poseł Palikot. Sejmowa komisja „Przyjazne Państwo" ruszyła na początku stycznia. Jej przewodniczący, poseł PO obiecywał, że do końca czerwca z przynajmniej stu ustaw usunie przepisy, które utrudniają życie Polakom. Nowelizacje miały ułatwić m.in. budowanie domu, zakładanie działalności gospodarczej i uchwalanie przez gminy planów zagospodarowania przestrzennego. Na razie nie ma żadnej. Mimo tego członkowie partii mówią, iż projekty są, a ich los zależy od tego, jak szybko przejdą przez proces legislacyjny. Może on jednak potrwać, gdyż do marszałka Sejmu trafiło bowiem 47 projektów zmian, ale w biurze analiz sejmowych utknęła setka kolejnych. Jest ich tyle, że jego pracownicy nie wyrabiają się z wydawaniem opinii. Sejm nie był na taką sytuację przygotowany. Prace legislacyjne są zbyt długie, średnio nad jedną ustawą trwają miesiąc. Tak więc pośpiech jest nie wskazany, ponieważ stanowi przyczynę uchwalania niedobrych ustaw, które później uznawane są za niezgodne z konstytucją. Przykładem współczesnego zainteresowania absurdalnymi przepisami może być ogłoszony konkurs przez Komisję Sejmową „Przyjazne Państwo” na najbardziej absurdalny przepis i bubel prawny. Za „wykryte” największe buble prawne przewidziane były nagrody. Sejmowa Komisja, do 30. kwietnia za pośrednictwem strony internetowej, otrzymała 28 tysięcy propozycji zmian w ustawach utrudniających życie gospodarcze i społeczne w naszym kraju. Wśród nich były istne „perełki biurokracji” - zapisane językiem urzędniczej nowomowy, kompletnie niezrozumiałe, źle napisane, wewnętrznie sprzeczne, czy wręcz absurdalnie niemądre przepisy, rozporządzenia i wielkie fragmenty ustaw. Mówiono, że szuka się absurdów, które już nie tylko bolą, ale wręcz śmieszą i kompromitują państwo polskie.
Wyboru najbardziej absurdalnego przepisu dokonano w drodze głosowania. Tak, więc na pierwszej pozycji uplasował się przepis dotyczący kierowców. Ci, którzy posiadają prawo jazdy kategorii "D", czyli mogą prowadzić autobusy, nie mają prawa kierować samochodem osobowym. Taki przepis, zdaniem komisji „Przyjazne Państwo", jest największym absurdem w polskim prawie. Drugie miejsce w konkursie, Komisja przyznała rozporządzeniu Ministra Infrastruktury dotyczy ono zaświadczeń o nieposiadaniu licencji na usługi transportowe. Jak wyjaśnił poseł Lewicy Marek Wikiński, zgodnie z tym przepisem osoby, które prowadzą działalność gospodarczą i mają samochód ciężarowy, a korzystają z niego tylko na potrzeby własne i firmy, muszą co roku uzyskać w powiecie zaświadczenie o tym, że nie mają licencji na prowadzenie usług transportowych. Takie zaświadczenie kosztuje od 100 do 500 zł, a samo wydanie odpisu to koszt od 20 do 40 zł. Absurdalny przepis, który zajął 3 miejsce, dotyczy rejestracji strony internetowej. Jak powiedział poseł PSL Wiesław Woda, „prawo stanowi, iż każda strona internetowa aktualizowana częściej niż raz w roku, powinna być zarejestrowana w sądzie”. Dodał również, że jest to martwy przepis, który utrudnia wolność obywatela. Komisja „Przyjazne Państwo” zwróciła się do Izby Radców Prawnych o przygotowanie propozycji zmian ustawy o ruchu drogowym i prawie prasowym, z których pochodzą przepisy, zajmujące 1. i 3. miejsce w konkursie. Zostaną one przekazane do Marszałka Sejmu. Jeśli chodzi o absurd numer 2., Komisja proponuje, by zaświadczenie o nieposiadaniu licencji na usługi transportowe zastąpić oświadczeniem obywatela. Taki pomysł poparło Ministerstwo Infrastruktury. Dużą rolę w naszym państwie odgrywają również przepisy, o których zwykło się mówić, że stały się one martwym prawem. Mamy również do czynienia z sytuacjami odwrotnym, kiedy to wskutek czystego przeoczenia, pozostają przy życiu i są stosowane przepisy, których racja bytu już dawno znikła. Jakość polskiego ustawodawstwa wywołuje powszechne zaniepokojenie widoczne zarówno w komentarzach prasowych, w pracach naukowych, jak i w opiniach prawnych ekspertów oraz w ocenach adresatów prawa, w szczególności organizacji biznesowych.
Uważam jednak, że mimo licznych narzekań Polaków, przepisy w naszym kraju nie należą do najgorszych. Świadczyć mogą o tym wymienione przykłady praw w innych państwach.
Myślę również, że Panie i Panowie Parlamentarzyści, zajmujący się pisaniem ustaw, powinni więcej czasu poświęcać na ich przemyślenie oraz zachowywać więcej rozwagi przy ich tworzeniu, w przeciwieństwie do swoich poprzedników. Inaczej nie będziemy mieli wyjścia i przyjdzie czas, kiedy wszyscy dojdziemy do wniosku jednego z posłów znanej partii politycznej, iż: „ polskiego procesu legislacyjnego nie da się poprawić". Staniemy więc przed faktem stosowania absurdalnych przepisów w naszej ojczyźnie...
Nie ulega wątpliwości, że stanowienie prawa, nie jest łatwe w zastosowaniu, a przy tym jego efektywne działanie jest utrudnione z wielu przyczyn. Postaram się jednak przedstawić kilka podstawowych problemów, które moim zdaniem, mają największy wpływ na stanowienie prawa w państwie demokratycznym.
W Polsce obowiązuje tzw. resortowy model tworzenia prawa, który ma swoich zwolenników, jak i przeciwników. Każdy, kto bierze udział w tworzeniu prawa, musi zdawać sobie sprawę z tego, że aby powstał dobry akt normatywny, potrzeba ścisłej współpracy trzech grup ludzi:
polityków, specjalistów w danej dziedzinie, która ma być uregulowana w akcie – tzw. merytorystów oraz zawodowych legislatorów, czyli ludzi, którzy od początku do końca zagwarantują legislacyjną poprawność projektu.
Dobre prawo to prawo spójne, skuteczne, stabilne i komunikatywne – zrozumiałe. Niestety jest inaczej, a stan przedstawia się następująco: występuje nagminna inflacja prawa, czyli prawo tworzone, służące doraźnym interesom. Mamy lawinę nowelizacji (tzw. ustawy śmieciowe, czy nowelizowanie ustaw już w okresie ich vacatio legis), inflacja przejawia się też w zbyt częstym stosowaniu klauzul generalnych, czy w nagminnym różnicowaniu terminów wejścia w życie poszczególnych przepisów ustawy, brakuje często przepisów przejściowych. Występuje także źle funkcjonująca Rada Legislacyjna, do której niestety nie trafiają wszystkie projekty ustaw, a opinia Rady nie jest dla projektodawców wiążąca, nie mówiąc już o często słabej stronie merytorycznej tych opinii oraz braku procedur uniemożliwiających nanoszenie poprawek w ostatniej chwili. Parlamentarzyści traktują instytucję poprawki jako możliwość przemycenia bocznymi drzwiami do projektu ustawy rozwiązań, które odstają od pierwotnych założeń projektodawcy, a służą załatwianiu określonych interesów. Mamy: nadregulację systemu.
Występuje niesłuszne założenie, że jedynym sposobem rozwiązywania problemów społecznych i gospodarczych jest zmiana prawa, a nie poprawa jego funkcjonowania i egzekucji. Powstaje wiele aktów nie powiązanych z systemem prawnym, ekipy rządowe licytują się aktywnością legislacyjną, nieważna jest jakość przyjętych ustaw, ale ich ilość oraz nadmierny fiskalizm (np. opodatkowanie żywności przekazywanej w formie darowizny), dublowanie się rządowych i poselskich projektów ustaw, wreszcie mamy słabe służby prawne w poszczególnych resortach, co skutkuje coraz częstszą praktyką zamawiania projektów ustaw na zewnątrz (należy zwrócić uwagę na słabość tychże projektów, które przychodzą z renomowanych kancelarii prawniczych za które płaci się grube pieniądze).
Warto zauważyć, że punkt widzenia na prawo radcy prawnego a legislatora jest zupełnie inny. Radca prawny patrzy na prawo z perspektywy możliwości jego zastosowania do określonej sytuacji, do określonego stanu faktycznego, jego rola sprowadza się do wyszukiwania luk prawnych, niejasności, a nierzadko do obchodzenia prawa. Legislator patrzy na tworzone prawo zdecydowanie szerzej, musi przewidzieć, wyobrazić sobie niejako, jak ono będzie funkcjonować. Nie ogranicza się przy tym do konkretnych indywidualnych przypadków i musi ocenić jego przyszłe funkcjonowanie w stosunku do wszystkich podmiotów, do których to prawo jest adresowane. Lekceważąco traktowane są konsultacje społeczne, ocena skutków regulacji czy planowanie legislacyjne, nie mamy uregulowanego statusu legislatora – osoby biorącej udział w tworzeniu prawa, a mamy już jednolite regulacje dotyczące wszystkich zawodów prawniczych, nie wyłączając nawet referendarzy sądowych. Zamiast jednej i spójnej regulacji prawa występuje szereg wielu akt i to różnej rangi.
Bez skutecznego, stabilnego i spójnego prawa zasada demokratycznego państwa prawnego nigdy nie zostanie do końca urzeczywistniona, a Polska nigdy tak naprawdę takim państwem nie będzie…
Tak oto przedstawia się stan faktyczny, do którego jeszcze powrócę, jednak wcześniej pokrótce przedstawię kilka regulacji, dzięki którym, moim zdaniem w mniejszym lub większym stopniu możemy doprowadzić do poprawy stanu naszych przepisów, czyli do tworzenia dobrego prawa. Reforma procesu stanowienia prawa w Polsce mogłaby być najważniejszą reformą, jaką w ostatnich latach przeprowadzono, reforma ta z powodów, o których mówiłam wcześniej, jest niezbędna. Nikt oczywiście nie ma monopolu na wiedzę i mądrość, ale postaram się przedstawić niektóre propozycje poprawy złego stanu rzeczy, który był wcześniej opisywany.
Po pierwsze uważam, że potrzebna jest kompleksowa regulacja – ustawa o tworzeniu prawa, czy też ustawa o jego stanowieniu. Powinna ona zawierać: przepisy określające podmiotowy aspekt tworzenia prawa, udział w nim legislatorów, ich status zawodowy, odpowiedzialność, jednym słowem regulację statusu legislatora, ale bez tworzenia kolejnej korporacji czy samorządu zawodowego. Nie ma wątpliwości, iż dla prawidłowego funkcjonowania mechanizmu tworzenia prawa, konieczne jest równoległe uregulowanie zasad tworzenia prawa oraz kwalifikacji osób za ten proces odpowiadających, następnie określenie jasnych i precyzyjnych reguł tworzenia prawa. Nie mają to być jednak szczegółowe regulacje dotyczące zasad techniki prawodawczej, ale pewne reguły ogólne, które obecnie są rozproszone i bądź to znajdują się w różnych ustawach, bądź stanowią nie budzące wątpliwości zasady, utrwalone w praktyce, czy też wynikające z bogatego orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego. Chodzi tu m.in. o zasadę Lex retro non agit, zasadę obowiązkowego załączania do projektu aktu normatywnego uzasadnienia wraz z oceną skutków regulacji, która obecnie obowiązuje, jednak jest rozproszona w różnych regulacjach, m.in. w Regulaminach Sejmu oraz Senatu, czy też Regulaminie pracy Rady Ministrów. Uważam również, że należy dążyć do ograniczenia ilości wnoszonych do parlamentu przez Radę Ministrów ustaw nowelizujących.
W obecnym stanie, niektóre z ustaw są kilkakrotnie nowelizowane w ciągu jednego roku. Optymalnym rozwiązaniem byłoby przyjęcie zasady, że jedna ustawa może być nowelizowana tylko jeden raz w roku, z tym, że nie byłaby stosowana w przypadku pilnej konieczności nowelizacji danej ustawy, która wynikłaby z potrzeby dostosowania jej do zmienionych w ciągu roku przepisów unijnych.
Na koniec moich propozycji chciałabym zwrócić uwagę na to, iż konieczne jest również wzmocnienie pozycji ustrojowej Prezesa RCL, zwłaszcza w stosunku do poszczególnych ministrów tak, aby możliwe było zupełne wstrzymanie procesu legislacyjnego w odniesieniu do przygotowanych projektów aktów normatywnych, nie spełniających wymogów wynikających z Konstytucji RP, Zasad Techniki Prawodawczej, czy też Regulaminu pracy Rady Ministrów.
Tworzenie dobrego prawa to podejmowanie przez prawodawcę rozstrzygnięć trafnych merytorycznie i wyrażanie ich w sposób precyzyjny i komunikatywny w aktach normatywnych, składających się na przejrzysty i spójny system prawny.
Warto w tym miejscu przytoczyć pracę Dawida Crombie o najgłupszych prawach na świecie - "The World's Stupidest Laws" . Prezentuje on stanowisko osób uważających, iż do stanowienia praw mądrych, nie wystarczy tylko władza. W swojej książce pisze o prawach stanowionych w Europie, jednak najbardziej i ze szczególnym upodobaniem, wyśmiewa przepisy dotyczące Stanów Zjednoczonych i innych krajów zachodnioeuropejskich. Uważam jednak, iż warto zwrócić uwagę na te przepisy choćby dla porównania ich z tworem polskiej legislacji, a także przekonania się, iż polskie przepisy nie powinny uchodzić za najgorsze.
I tak według autora, w stanie Minnesota zabronione jest spanie nago, nie wolno też suszyć na tym samym sznurze bielizny męskiej i damskiej, w Bostonie zabronione jest natomiast całowanie się przed kościołem. David Crombie twierdzi również, że w jednym w stanie miast Idaho, przepisy nakazują policjantowi, który podejrzewa, że jakaś para uprawia seks w samochodzie, postępować według ściśle określonej procedury. Powinien najpierw podjechać od tyłu do tego samochodu, następnie dać sygnał klaksonem albo trzykrotnie sygnał światłami, odczekać dwie minuty i dopiero wtedy wysiąść i podjąć inicjatywę. Wiele przytaczanych w książce przykładów prawa nie śmieszy czytelnika , gdyż są one po prostu częścią mechanizmów państwa totalitarnego, ograniczających prawa jednostki. Przykładem może być chiński przepis zabraniający małżeństwom posiadania więcej niż jednego dziecka. Niekiedy trudno też zrozumieć, dlaczego autor zalicza pewne przepisy do głupich, czy nawet tylko niezwykłych. Czasem są one bardzo stare i mimo nie uchylenia, nie obowiązują, jak np. zakaz wchodzenia członkom brytyjskiego parlamentu do Izby Gmin w pełnej zbroi albo przepis nakazujący każdemu Anglikowi w wieku powyżej czternastu lat ćwiczyć dwie godziny tygodniowo strzelanie z łuku pod nadzorem miejscowego pastora. Niejednokrotnie występują przepisy brzmiące „normalnie”, mimo to śmieszą one autora. Dziwi go m. in. duński obowiązek włączania świateł przez cały czas jazdy samochodem albo sprawdzenie przed jazdą świateł, hamulców itd. i czy pod samochodem nie ukryło się dziecko. Bawi go dziwi to, że w Szwajcarii zabrania się koszenia trawników w niedzielę ze względu na hałas, czy też, że w Holandii prostytutki mają obowiązek płacić podatki od osiągniętych dochodów, a w Londynie nie wolno spać w autobusie miejskim.
Szczególną uwagę zwraca jednak lokalny przepis z Allentown w Pensylwanii, nakazujący sprawdzenie ulicznych hydrantów na godzinę przed każdym pożarem. Jeden z przykładów budzi także skojarzenia z niedawną nowelizacją naszej ustawy o wychodzeniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi. Odnosi się to do obowiązującego w St. Louis w stanie Missouri zakazu picia piwa przez osobę siedzącą na krawężniku. Otóż według nowego brzmienia polskiej ustawy (art.14 ust 2a ): „Zabrania się spożywania napojów alkoholowych na ulicach, placach i w parkach, z wyjątkiem miejsc przeznaczonych do ich spożycia na miejscu, w punktach sprzedaży tych napojów". Naruszenie tego zakazu jest karane kara grzywną do 5 tyś. złotych. Sens tego przepisu łatwo odgadnąć. Ustawodawca rozumował, jak sędzia, w ten sposób: „Ci którzy piją alkohol na ulicy, placach i w parkach, zachowują się głośno są wulgarni i agresywni, zakłócają ciszę i porządek. Spokojni obywatele boją się nawet przechodzić obok nich. Trzeba, więc takim sytuacjom zapobiegać i zabronić samego picia alkoholu w miejscach publicznych". To jednak rozumowanie i jego rezultat ma jednak tę wadę, że nie odróżnia tych, którzy spokojnie piją sobie piwo na ławeczce w parku, od tych którzy zakłócają spokój i porządek w miejscach publicznych. Czy rzeczywiście trzeba na nich nasyłać policję i karać grzywną? Stosując ten przepis konsekwentnie, trzeba by interweniować w całej masie incydentów, na które czasami nie warto tracić czasu. Policja zamiast tego mogłaby zajmować się czymś ważniejszym, nie mówiąc już o sądach, do których te sprawy trafiają . Tak, więc od czasów starożytnych wiadomo, że łatwo tworzyć prawo, bo do tego wystarczy mieć władzę. Trudniej jednak tworzyć prawa mądre, gdyż do tego potrzebny jest już rozum.
Po zaprezentowaniu tych absurdalnych przepisów, pragnę także przytoczyć ranking najbardziej niedorzecznych 5 przepisów, który sporządziło Brytyjskie Towarzystwo Prawnicze. Ankietowani wskazali m.in. na:
Miejsce 5. Szkockie prawo nakazuje: musisz wpuścić do domu każdego, kto do Ciebie zapuka i powie, że... chce skorzystać z toalety. Przyznało 4% głosów.
Miejsce 4. Jedzenie słodkich pasztecików w Boże Narodzenie jest zakazane! Przepis ten został wprowadzony przez Olivera Cromwella w XVII w. Brytyjczycy przyznali temu prawu 5% głosów. Co ciekawe, prawie połowa badanych przyznała, że regularnie łamie ten przepis.
Miejsce 3. W Liverpoolu prawo do paradowania topless przysługuje – z nieznanych powodów – jedynie... sprzedawczyniom w sklepie z tropikalnymi rybkami. 6% Brytyjczyków uznało ten przepis za najbardziej absurdalny.
Miejsce 2. Każdy, kto naklei na kopercie znaczek z królową do góry nogami będzie oskarżony o... zdradę stanu! Chwila nieuwagi i można zostać uznanym za zdrajcę kraju... 7% głosów.
Miejsce 1. Zdecydowanie zwyciężył przepis, który mówi, że zakazuje się zgonu w gmachu parlamentu! Najbardziej absurdalne prawo w Wielkiej Brytanii uzyskało 27% głosów.
Z przytoczonego materiału widać, że nie tylko my borykamy się z absurdalnymi przepisami.
Kończąc, pragnę przytoczyć fragment bajki o prawach której autorem jest Jan Sztaudynger. Na pewno dla niektórych słowo „bajka może wywoływać uśmiech na twarzy, mimo tego uważam, że zasługuję ona na szczególną uwagę. Utwór ten jest bardzo bogaty pod względem treści, gdyż odzwierciedla niejedną sytuację z naszego codziennego życia, a zarazem skłania wielu ludzi do refleksji odnośnie zajmowanych pozycji w kraju, które są wynikiem stanowionego prawa. Tak, więc chodzi tu głównie o ustalenia: jakie prawo przysługuje danej jednostce? Czy jest ono dobre ? Czy bywa przestrzegane ?
„ Postanowiono w lesie wreszcie wydać prawa,
Co może robić niedźwiedź, co lis, co trawa.
Uradzono przepisy, nowele ustawy,
Osobno dla niedźwiedzi, dla lisów, dla trawy.
A potem prawodawcy, co prawa wydali,
Schodzili w bok przed misiem,
A trawę deptali…”