Artykuły i bibliografia:
Kobiety w mediach społecznościowych cz.1
Płeć piękna jest niewątpliwie kołem napędowym w zasadzie każdego portalu społecznościowego – oraz łakomym kąskiem dla reklamodawców. Jak pokazują badania, są najbardziej aktywne, najchętniej angażują się w dialog z marką i dzielą treściami. To właśnie o uwagę żeńskiej części użytkowników social media specjaliści od marketingu w sieci toczą największą walkę. Dlaczego? Przekonajcie się sami:
W pierwszej części znajdziecie garść statystyk dotyczących obecności kobiet w social media. W drugiej zagłębimy się nieco bardziej w temat i zobaczymy, czego konkretnie szuka płeć piękna w mediach społecznościowych.
Jak pokazują badania, niemal każdy serwis społecznościowy jest dosłownie opanowany przez kobiety. To one stanowią większość użytkowników Facebooka, Twittera czy MySpace:Co ciekawe, jedynym “zmaskulinizowanym” serwisem społecznościowym jest Digg. Nie zaryzykuję wiele, jeśli powiem, że prawdopodobnie bardzo podobną sytuację mamy z polskim Wykopem:
To nie wszystko – kobiety również spędzają o wiele więcej czasu w mediach społecznościowych niż mężczyźni, może to być nawet o 1/3 więcej czasu mężczyzn:
Płeć piękna wygrywa też jeśli chodzi o korzystanie z mediów społecznościowych przez urządzenia mobilne. Ponad 50% wszystkich użytkowników socialmediowych aplikacji mobilnych to kobiety:
Kobiety przebywają na portalach społecznościowych dłużej i chętniej. Ponad 72% amerykańskich kobiet loguje się do Facebooka codziennie, a 80% z nich zostaje fanami konkretnej marki lub firmy. Damski potencjał social media doskonale oddaje ten film:
http://www.youtube.com/watch?v=WN9dwbcgRk0&feature=player_embedded
Studia nad płcią kulturową to dziedzina ściśle współpracująca z badaniami feministycznymi, w której teoria różnicującego odczytania kulturowego tekstów medialnych poczyniła szczególne postępy. Badania nad komunikowaniem, nawet mieszczące się w ramach radykalnego nurtu krytycznego, przez dłuższy czas wydawały się co prawda właściwie "ślepe" na problematykę płci kulturowej (być może problem leżał tu raczej w niechęci do dostrzegania problemu), obecnie jednak można zasadnie mówić o "projekcie feministycznych kulturoznawczych badań nad mediami". Wykracza on znacząco poza pierwotny, ograniczony zakres tematyczny, obejmujący niedostateczną reprezentację kobiet w mediach, stereotypizację i socjalizację do ról płciowych, które to cechy wykazywała w przeszłości i nadal wykazuje większość przekazów medialnych. Zainteresowania tego kierunku współcześnie sięgają również dalej niż zagadnienie treści pornograficznych w mediach, które stanowią problem dla ruchów feministycznych (jak i dla wielu innych), nie tylko dlatego że są obraźliwe i poniżające symbolicznie, ale i dlatego że mogą stanowić bodziec dla gwałtu i przemocy.
Badania nad mediami w kontekście płci kulturowej mają już bardzo duży dorobek. Część tych badań podąża ścieżką wytyczoną przez teorie nawiązujące do klas społecznych i rasy, mają one jednak również wiele innych aspektów. Zaliczają się do nich odniesienia do Freudowskiej teorii psychoanalitycznej, zapoczątkowane przez Jacquesa Lacana i Nancy Chodorow. Koncentrowały się one z początku na roli płci kulturowej w "pozycjonowaniu" widza w relacji do filmowych, telewizyjnych, fotograficznych obrazów kobiety i mężczyzny. Inny kierunek badań skupiał się na roli mediów w transmisji patriarchalnej ideologii miejsca kobiety w społeczeństwie. Obecnie można wskazać wiele punktów zbieżnych z szerszym nurtem studiów feministycznych.
Według Liesbet van Zoonen (1994) większość dawnych badań nad mediami w kontekście teorii płci kulturowej, w tym i teorie psychoanalityczne, co najmniej implicite przyjmowało skutkowy model transmisji, gdzie skutek był bezpośrednią reakcją odbiorcy na bodziec w postaci komunikatu. Van Zoonen sugeruje, że współcześnie pojawił się nowy paradygmat, z istoty swojej kulturalistyczny, który pozwala lepiej zrozumieć, w jaki sposób media są związane z płcią. Rdzeń tej nowej orientacji stanowi idea "płci kulturowej (gender) jako dyskursu, jako zbioru nakładających się na siebie, niekiedy zaś sprzecznych definicji i reguł kulturowych odnoszących się do różnic między płciami". Drugim kamieniem węgielnym jest nacisk na aktywne konstruowanie znaczeń i tożsamości przez "czytelników" tekstów medialnych. Ogólnie rzecz biorąc, według Van Zoonen nowa perspektywa feministycznych badań nad mediami ma odpowiedzieć na następujące pytania:
Jak dyskursy płci kulturowej zakodowane są w tekstach medialnych?
Jak audytoria interpretują teksty medialne zawierające pewną wizję płci kulturowej i jak ich używają?
Jak odbiór audytorium wpływa na konstrukcję płci kulturowej na poziomie tożsamości jednostkowej?
Problem ten dotyczy niemal wszystkich aspektów relacji między kulturą a mediami. Najważniejsze jest zapewne zagadnienie definicji płci kulturowej. Van Zoonen pisze, że jej znaczenie "nie jest nigdy dane, lecz różnicuje się zależnie od konkretnych warunków kulturowych i historycznych (...) i podlega ciągłym konfliktom i negocjacjom dyskursywnym". Do pewnego stopnia sporne jest to, jak oznaczane są różnice i odrębności między płciami. Inny ogólny wymiar konfliktu wiąże się ze zróżnicowaniem wartości przywiązywanej do męskości i kobiecości. Feministyczne podejście do komunikowania masowego otworzyło wiele nowych ścieżek analizy, często lekceważonych w przeszłości. Jedna z nich dotyczy faktu, że wiele tekstów medialnych zawiera głęboko zakorzenioną i trwałą wizję płci kulturowej, wynikającą ze sposobu, w jaki zostały one zakodowane, na ogół zgodnie z poglądami przewidywanej widowni.
Ukierunkowanie treści przekazu z punktu widzenia płci można badać również już na etapie produkcji, jako że większość pracy w zakresie wyboru i produkcji w mediach wykonywana jest przez mężczyzn. Również i w tym kontekście skierowano uwagę na "wiadomości", które długo stanowiły właściwie wyłączną domenę mężczyzn, a ich dominujące formy i przekaz (polityka, gospodarka, sport) zorientowane były raczej na męskich odbiorców. W feministycznej krytyce mediów powraca wątek względnie nikłej obecności kobiet w mediach i spychaniu ich do getta niektórych tematów. Margaret Gallagher (2003) cytuje zakrojone na szeroką skalę badania międzynarodowe (przeprowadzone przez Media Watch w 1995 roku), które wykazały, że zaledwie 17% tematów w wiadomościach dotyczyło kobiet, przy czym w polityce i biznesie odsetek ten był znacznie niższy.
Sytuacja ulega ostatnio zmianie, a jednym z elementów współczesnej krytyki "upadku" mediów informacyjnych stała się rzekomo trywializacja, personalizacja i pogoń za sensacją, które często (zgodnie z dominującymi stereotypami, niezależnie od ich słuszności) traktowane są jako synonimy "feminizacji". Media informacyjne, zarówno telewizja jak i prasa, istotnie aktywnie starają się zainteresować kobiecych odbiorców i prowadzą bardzo ostrą walkę konkurencyjną, w której stawką jest wymykający się masowy odbiorca. Rynek tradycyjnego masowego odbiorcy (męskiego) rozbija się bowiem na wiele mniejszych specjalistycznych rynków niszowych oraz masowo zindywidualizowany internet, przez co tradycyjne media masowe tracą publiczność. Stąd zainteresowanie dotąd nieco zaniedbanym i pomijanym rynkiem kobiet, które w zamyśle miałyby uzupełnić straty odniesione na męskim odbiorcy.
Skierowanie uwagi na konstruowanie płci kulturowej w tekstach medialnych to zaledwie jeden z aspektów wagi tej problematyki dla teorii komunikacji. Badania audytoriów mediów i odbioru przekazów medialnych dowiodły, że istnieją stosunkowo duże różnice między płciami w zakresie sposoby użytkowania mediów i znaczeń wiązanych z tą czynnością. Wiele danych można wyjaśniać różnicami między utrwalonymi wzorcami ról społecznych, typowym codziennym doświadczeniem kobiet i mężczyzn oraz zależnością pomiędzy płcią a dostępnością i sposobem spędzania czasu. Dotyczą one także podziału władzy w rodzinie (kto rządzi w domu pilotem od telewizora) i ogólnie natury relacji między partnerami męskimi a kobiecymi lub między kobietami w szerszej rodzinie. Różne rodzaje przekazów medialnych (jak również ich produkcja i sposób wykorzystania) towarzyszą również wyrażaniu wspólnej tożsamości, której podstawą jest płeć, i z nabywaniem odmiennych przyjemności i znaczeń (mecze piłkarskie lub męskie kino akcji z jednej strony, filmy romantyczne z drugiej strony). Głębsze przyczyny mogą także tkwić w różnicach psychologicznych między mężczyznami a kobietami. Ważne jest jednak, by rozważając te kwestie, wziąć pod wagę ostrzeżenie Van Zoonen, że kontekst zmienia się ciągle i "kody nadające znaczenie znakom kobiecości są specyficzne kulturowo i historycznie, i nigdy nie są spójne i niedwuznaczne".
Orientacja związana z płcią kulturową stawia także pytanie, czy wybór oraz interpretacja mediów mogą stanowić dla kobiet dźwignię zmian lub element oporu w sytuacji społecznej, której struktura wciąż kształtowana jest przede wszystkim przez nierówność. Powoływano się na potencjał opozycyjnego odczytania i oporu, żeby wyjaśnić fakt, iż kobiety wyraźnie uważają za atrakcyjne przekazy medialne zawierające komunikaty o charakterze otwarcie patriarchalnym, i by umożliwić ponowną ocenę pozornego znaczenia tej atrakcyjności. Podsumowując, można powiedzieć, że kultura medialna zawierająca różne perspektywy płci kulturowej wywołuje różne reakcje, niezależnie od przyczyn i form, jakie przyjmuje, różnice płci prowadzą zaś do alternatywnych metod przejmowania znaczenia z mediów. Istnieją także różnice w doborze i kontekstach użycia, które mają szersze implikacje kulturowe i społeczne. Wzrost zainteresowania problematyką płci kulturowej spotkał się z pozytywnym przyjęciem, pojawiły się jednak ostrzeżenia przez przypisywaniem zbyt dużej wagi różnicom między płciami i zakładaniem istnienia i oddziaływania jakiejś istotowej tożsamości płciowej.
Feminizm to projekt polityczny i kulturalny, a feministyczne badania nad mediami z natury rzeczy zostały wplątane w szerszą debatę prowadzoną w ramach kulturalistycznych badań nad mediami, a dotyczącą politycznego znaczenia kultury popularnej (lub jego braku). Jej przyczyną jest w pewnym stopniu ogromna uwaga poświęcana popularnym gatunkom jak opery mydlane lub talk show, zorientowanym na widownię kobiecą. Stanowisko wcześniejszych badaczy w tej kwestii było jasne, zwłaszcza tam gdzie przekaz popularny (romans, bajki dla dzieci, magazyny kobiece) postrzegano jako nośnik stereotypowej, w głównej mierze patriarchalnej oraz konserwatywnej ideologii, ewentualnie jako wsparcie dla męskiej seksualności. Sytuacja w mediach uległa zmianie, więcej jest przekazu z kobietami i o kobietach, bez blokowania kobiecej seksualności. Zmieniły się także badania nad mediami, a to w wyniku "rehabilitacji" popularnych gatunków.
Wciąż jednak istnieje pewne napięcie w związku z pytaniem, w jakim kierunku pójdzie feministyczna teoria i praktyka badawcza w zakresie celów politycznych całego ruchu. Nie wszyscy są przekonani o wadze przemian mediów i nowej teorii kultury popularnej. Na przykład Van Zoonen kładzie nacisk na potrzebę rozróżnienia wiadomości i rozrywki. Jeśli chodzi o te pierwsze, jej zdaniem "całkowicie zasadnie można oczekiwać przyzwoitej, etycznej i mniej więcej adekwatnej reprezentacji polityki i polityków feministycznych w mediach informacyjnych". Nie stosuje jednak tych samych kryteriów w odniesieniu do kultury popularnej, która należy do królestwa "zbiorowych marzeń, fantazji i lęków". Zgadzając się w pewnym zakresie, Joke Hermes (1997) wyraża bardziej pozytywny pogląd na potencjalną rolę kultury popularnej, proponując koncepcję "obywatelstwa kulturowego". Pisze ona:
"Kamieniem węgielnym teorii sfery publicznej jest rozum (...) badania kultury popularnej (którym nadały kierunek postmodernizm i teoria feministyczna) twierdzą, że emocje i uczucia są równie ważne w naszym życiu codziennym. Jeśli można powiedzieć, że w demokracji chodzi o to, że wielu ludzi dyskutuje o tym, w jaki sposób osiągnąć jak najlepsze życie dla jak największej ich liczby, przywiązywanie tak szczególnej wagi do argumentów rozumowych w naszych ujęciach teoretycznych demokracji traci sens. Musimy przeformułować problem obywatelstwa jako obywatelstwa kulturowego i zaakceptować fakt, że ludzie żyjący w demokracji masowej kształtują swoje życie, wykorzystując wiele różnych logik."
Podsumowanie - płeć kulturowa a media masowe:
Media zmarginalizowały kobiety w sferze publicznej.
Media powielają stereotypy ról płciowych.
Produkcja i przekaz medialny są uwarunkowane płciowo.
Odbiór mediów jest uwarunkowany płciowo.
Alternatywa kobieca proponuje alternatywne kryteria jakości.
To, co osobiste, jest też polityczne.
Po konferencji „Kobiety dla Polski – Polska dla kobiet”
Paszkwil to będzie świadomy, celowy i zgodnie z naczelną zasadą paszkwilu - obraźliwy. Przed godziną wróciłam z panelu dyskusyjnego „Wizerunek kobiet w mediach – pomoc czy przeszkoda w aktywizacji publicznej i zawodowej kobiet?” w ramach kongresu „Kobiety dla Polski – Polska dla kobiet”. Zapisałam się, ponieważ dyskusję prowadzić miała prof. Beata Łaciak . Niestety okazało się, że miała ona tylko 8 minut na zagajenie debaty, a całość prowadziła jedna z kobiet, które wyjątkowo mało cenię, mianowicie Agata Młynarska. Po tym żenującym spotkaniu moja niechęć tylko się utrwaliła. Pod jego wpływem doszłam też do następującej konkluzji: wizerunek kobiet w mediach jest taki jak pani Młynarska: wymuskany i przygłupi.
Zacznę od końca, czyli od jakże odkrywczych podsumowań tego konfudującego wydarzenia. Były one typowo Coelhowskie. Kolejne panie na pytanie, jak chciałyby widzieć kobiety w mediach za 20 lat, odpowiadały, że chciałyby, żeby te były sobą, żeby dążyły za swoimi pragnieniami, żeby były szczęśliwe. Jedna tylko Olga Lipińska zdobyła się na mądre słowa, którymi wyrażała to, czego i ja bardzo pragnę, że chciałaby żebyśmy nie pozwały na dyskryminację. Drogie Panie, to już nie ten czas, ze mężczyźni mogą nas zgnoić. Jeśli któryś się odważy, możemy narobić takiego smrodu, że będzie go czuć na drugiej stronie globu. To tylko od nas zależy – jakby mógł powiedzieć Coelho, który jednak truizmami operując coś nam niekiedy uświadamia. Ukoronowaniem całej dyskusji – której przebiegu nie streszczę, bo się nie da, zbyt nieuporządkowana i niemądra była, ale spróbuję co nieco jeszcze o niej napisać – były iście kretyńskie słowa prowadzącej „i pamiętajcie o tym, co powtarzał nam (ktoś tam, nie pamiętam kto, zdaje się, ze jakiś mistrz pani Młynarskiej) KOBIETA JEST NAJLEPSZYM PRZYJACIELEM CZŁOWIEKA”. Nie wyszłam definitywnie jak większość kobiet w połowie spotkania i bardzo żałuję, bo kiedy usłyszałam to podsumowanie włos zjeżył mi się nie tylko na głowie, ale i na całym ciele. Próbowałam potem wziąć nieszczęsną prezenterkę w obronę, sama ze sobą tocząc spór. Jedna „ja” twierdziła, że obstaje przy swoim stanowisku: Agata Młynarska to osoba nie nadająca się do publicznych dysput na poważne tematy. Może co najwyżej prowadzić festyny różnego rodzaju, albo występować w prezentacji kosmetyków. Druga „ja” kłóciła się z tą nietolerancyjną krytykantką stwierdzając, że nie znam kobiety, więc i oceniać nie powinnam. Tutaj pierwsza kategorycznie się nie zgadzała wysuwając postulat możliwości oceny osób publicznych, które jednak są w jakiś sposób opiniotwórcze. Druga potwierdziła to ze zwieszoną głową, ale zaraz podsunęła przewrotne wytłumaczenie użycia tego szowinistycznego cytatu: pani Młynarska użyła doskonałej formuły, jedynej, która mogła podsumować tę śmieszną dyskusję. Bo to, co wszystkie niemal panie wygadywały podczas tego panelu potwierdza słowa mistrza prowadzącej. Jeśli nie potrafimy dyskutować, to nie pchajmy się do roli człowieka. Nic dziwnego, że pozostajemy w charakterze psa (bo równie dobrze można powiedzieć, że pies jest najlepszym przyjacielem człowieka) jeśli zgadzamy się na:
seksistowskie przedstawianie nas w reklamie.
b. kłamliwe ubieranie nas w nimfy, skupione tylko na miłosnych podbojach w serialach
c. marginalizowanie nas w polityce
I wiele innych uwłaczających godności ludzkiej spraw. Przepraszam jeśli mój tok wypowiedzi jest nieco chaotyczny, ale zawsze bardzo intensywnie przezywam dyskusje tyczące się życia kobiet w Polsce. Wyraźnie widzę jak daleko w tyle jesteśmy w stosunku do np. Stanów, które dały nam „Gotowe na wszystko” czy „Seks w wielkim mieście”. Momentami oczywiście wyolbrzymione, stereotypowe w dużej mierze (co nie jest stereotypem? Zdziewając jedną, przyodziewamy inną gębę, ale może warto je zmieniać, dążąc do przodu, poszukując tej najbardziej ludzkiej) pokazują one jednak zupełnie odmienny obraz kobiet, niż te z „M jak miłość” czy innej „Magdy M.” Nie będę tutaj o tym pisała więcej, może przy okazji następnego wpisu do tego wrócę, ale że są znaczne różnice to niezaprzeczalne. Podobnie rzecz się ma w reklamie. Francuska reklama mówi „Jesteś tego warta”, polska pokazuje super mężczyzn, którzy są tak mili, ze kupują kobietom płyn do mycia naczyń (por. reklama Fairy) albo kobiety, które świecą tyłkami na bilboardzie reklamując myjnię samochodową. Jedna z uczestniczek panelu zaproponowała ciekawą rzecz (mało realną, ale podobno, wedle słów tejże kobiety, w niektórych krajach są pewne ustawy regulujące pod tym kątem): ograniczenia prawne w reklamie tj. czego nie można byłoby pokazywać pod groźbą kary, żeby nie obrazić godności ludzkiej, niezależnie od tego czy chodzi o osobę o odmiennym od naszego jakże białego koloru skóry, czy o odmiennych preferencjach seksualnych, od powszechnie dominujących heteroseksualnych (chociaż z moich obserwacji wynika, że za wiodące powinny zostać uznanie zachowania biseksualne, ale to tak na marginesie, także na inną okazję) czy w końcu będące kobietą, która nie będzie wiedziała, że jest czegoś warta póki nie powie basta!
Oprócz kadzenia sobie i autopromocji z panelu nic nie wynikło. Bardzo niewiele konstruktywnych wniosków. Panie próbowały usprawiedliwić taki a nie inny (przyznajmy, że mocno anachronicznego) wizerunek kobiet mediach tym, że:
pewnych rzeczy nie da się przełożyć na polskie realia. Seriale np. pokazują życie Polki takim, jakie ono jest.
takie są potrzeby konsumentów;
kieruje tym wszystkim biznes.
Rękę więc podały sobie panie te biznesy kręcące. Jednak znowu utarła im nosa Olga Lipińska, stwierdzając, że biznes to mogą sobie robić otwierając np. sieć restauracji, telewizja publiczna nie powinna być biznesem, a że jest to tylko i wyłącznie wina mało utalentowanych, żądnych kasy debili (i debilek niestety, jak się okazuje). Doskonale wiem, że nic nie sprzeda się bez odpowiedniej reklamy i niestety komercji, jednak są pewne obszary, które powinny być od niej wolne, takim miejscem powinna być nasza rodzima TV, bądź co bądź wciąż pozostająca niestety przeszkodą w aktywizacji zawodowej kobiet, a to dlatego, że to one same pozwalają siebie gnoić.
Po 20 latach transformacji mamy tysiące możliwości wyboru, ale dyskutantki skupiły się na reklamach, magazynie Viva i serialach. Nikt nie wspomniał o internecie, nikt nie opowiedział o publicystyce. Jesteśmy w czarnej dupie, jakby to mój nie przebierający w słowach kolega ujął. I jeśli nadal toczone będą dyskusje na takim poziomie, spychające w cień osoby naprawdę mające coś mądrego do powiedzenia, a promujące pustaki (następne określenie mojego znajomego) to szczerze wątpię, żeby za kolejne 20 lat kobiety aktywizowały się zawodowo z pomocą ich wizerunku w mediach.
Paszkwil zatem to stał się, ale nie tyle osobisty (wszak panią Agatę moje drugie „ja” wzięło w obronę) co gremialny. Na kobiety w ogóle. Na to, że ciągle się za nie wstydzę. Że wciąż są tak mało lojalne wobec siebie, że powielają najgorsze zachowania mężczyzn, że zamiast mądrości, wrażliwości, ciepła uderzają małością, interesownością, głupotą. Po raz kolejny dyskusję o kwestii kobiet w Polsce toczyły kobiety niekompetentne i miałam wrażenie, że zrzeszone w jakimś lobby, jedna u drugiej kiedyś pracowała, inna u kolejnej na okładkę pozowała. Nic dziwnego, że pod koniec spotkania na sali została garstka kobiet. Ja sama wyszłam w połowie, zdecydowana nie wracać, ale zapaliwszy papierosa wróciłam jednak przyciągana magnetyczną obietnicą Olgi Lipińskiej, która stwierdziła, że jeszcze coś na pewno powie. Nie dane jej było niestety wypowiedzieć się normalnie, bo nastrój na sali przypominał niektóre odcinki jej Kabaretu. Sala Starzyńskiego zmieniła się w ogromny kurnik, w którym gdaczące kury gdakały dla samego gdakania jeno.
Nastała obecnie moda na prowadzenie licznych rozmów, dotyczących udziału kobiet we wszystkich sferach życia publicznego. Temat ten nie ominął również tzw. czwartej władzy, czyli mediów. W tym artykule została zaprezentowana sytuacja polskich kobiet w mediach oraz sposób kreowania w nich wizerunku kobiecości.
Pozycje kobiet we współczesnych mediach można rozpatrywać na dwóch płaszczyznach: czynnej (aktywnej), na której pełnią funkcję dziennikarzy, redaktorów, itd., oraz pasywnej (biernej), na której stanowią treść przekazu medialnego. Istnieje również możliwość skonfrontowania ze sobą pozycji w mediach kobiet względem mężczyzn (Dziemba 2009: 67). Aspekt ten budzi chyba najwięcej kontrowersji i jednocześnie prowadzi do powstawania pewnych stereotypów i uprzedzeń w stosunku do płci pięknej.
O braku kobiet w polskiej telewizji raczej mówić nie możemy. Jednak ich rola wciąż ogranicza się najczęściej do odczytywania wiadomości bądź zapowiadania pogody. Takie dziedziny życia jak sport czy polityka z natury przypisywane są dziennikarzom – mężczyznom. Zdarzają się oczywiście wyjątki, jak np. prowadząca wiadomości sportowe Klaudia Carlos, czy relacjonująca przebieg wydarzeń na arenach politycznych - Katarzyna Kolenda – Zaleska; jednak potwierdzają one tylko regułę.
Dziennikarki telewizyjne są najczęściej kobietami młodymi ( na ogół mieszczą się w przedziale 25 – 40 lat). Zawsze mają idealnie zrobiony makijaż oraz starannie uczesaną fryzurę. Jeśli chodzi o sposób ubierania to związany jest on zazwyczaj z programem, w którym owe panie biorą udział. Jednak zawsze jest to strój typowo kobiecy. W programach o „luźnym” charakterze dominują sukienki, zwiewne bluzki, t-shirty, jeansy, rybaczki, itp. Jeśli chodzi natomiast o programy informacyjne to jak zauważają panie: Anna Twardowska i Eliza Olczyk (2003): "rządzą się [one] surowszymi prawami: prowadzące noszą damskie garnitury bądź garsonki, jednak nie obowiązuje sztywna kolorystyka: biel, czerń, granat, popiel – zdarzają się jaskrawsze kolory".
Kobiety, uczestniczące w programach rozrywkowych emitowanych przez współczesną polską telewizje spełniają przeważnie drugorzędne funkcje. Prowadzącymi różnego rodzaju quizów, teleturniejów, kabaretonów, przeglądów są na ogół mężczyźni, natomiast płeć piękna występuje w roli asystentek. Spowodowane jest to stereotypem inteligentnego, kompetentnego, odpowiedzialnego mężczyzny, który nadal przeciwstawiany jest kobiecie: czułej, gadatliwej i często roztrzepanej (Dziemba 2009:68). W programach rozrywkowych panie mają za zadanie wzbogacenie ogólnego wizerunku, zgodnie z maksymą, mówiącą iż „kobiety łagodzą obyczaje”. W oko potencjalnego widza rzucać mają się: zgrabna figura, pełny uśmiech oraz łagodne i piękne rysy twarzy. Dlatego też kobiety ubierane są w mini – spódniczki, przykrótkie bluzeczki, obcisłe jeansy; podkreślane są ich kobiece kształty. Przykładem mogą być programy typu: „Jaka to melodia?”, „Taniec z gwiazdami”. „You can dance”.
W bardzo popularnych ostatnimi czasy różnego rodzaju serialach i telenowelach dostrzec możemy bogaty wachlarz kobiecych postaci. Kobiety te trudnią się rozmaitymi zawodami, posiadają odmienne statusy ekonomiczne i materialne, cechują je różnorakie sytuacje życiowe. Jednak są pewne aspekty, które je łączą. Dla większości z nich wartością nadrzędną niezmiennie pozostaje rodzina i dom, a przede wszystkim dzieci (Twardowska, Olczyk 2003). Kobiety samotne z wyboru, nie posiadające żadnej rodziny rzadko pojawiają się we współczesnych polskich serialach. Można zauważyć, że mimo popełnianych przez bohaterki licznych błędów i pomyłek, przychodzą momenty, w których zaczynają szukać miłości – swojej drugiej połówki bądź dążą do ustatkowania się. Kobiety w telenowelach bardzo często pokazywane są również przy tzw. pracach domowych. Propagowany jest w ten sposób styl „pani domu”, który w nieco fałszywy sposób uznawany jest za pewien poziom osiągania szczęścia i spokoju. W znanych nam z polskiej telewizji serialach, postacie kobiece są bardzo często wyidealizowane. Bohaterki szukają swojego miejsca na ziemi (czy to w sferze prywatnej, czy zawodowej). Zdarza się, że podejmują decyzje zaskakujące zarówno dla siebie jak i dla rodziny (Twardowska, Olczyk 2003).
Mówiąc o współczesnych mediach nie można pominąć radia, które mimo ogromnego rozwoju coraz bardziej popularnego Internetu wciąż posiada wielu swoich zwolenników. Analizując sytuację kobiet w tej instytucji można wyciągnąć kilka wniosków. Przede wszystkim w radiu kobiety rzadko pełnią role DJ-ów. A jeżeli już się to zdarza to najczęściej spełniają tą funkcję wraz ze współprowadzącym dziennikarzem – mężczyzną. Kobiecy głos w radiu ma głównie na celu odczytanie bieżących wiadomości bądź poprowadzenie audycji na tematy związane ze zdrowiem, urodą, gotowaniem, wychowywaniem dzieci, etc. Obecnie można mówić o pewnego rodzaju dyskryminacji kobiet spikerek w polskim radiu. Przyjęło się już od pewnego czasu, że głos męski jest bardziej brzmiący i łatwiej wpada w ucho przeciętnego słuchacza. Oczywiście jednak ciężko by było się z tym zgodzić, biorąc pod uwagę taki kobiecy głos jak np. Krystyna Czubówna. Czy jest w Polsce drugi tak charakterystyczny i jednocześnie melodyjny głos jak ten?
Przeglądając polską prasę w poszukiwaniu artykułów napisanych przez kobiety można odczuć pewien niedosyt. Płeć piękna rzadko opisuje najistotniejsze dla społeczeństwa wiadomości. Najczęściej zajmuje się rubrykami dotyczącymi zdrowia oraz tematyki społecznej, gdyż jak stwierdza Robert Dziemba (2009:68) "[Kobiety] są uważane za wrażliwsze i bardziej empatyczne". Kobietę dziennikarza najczęściej spotkać możemy w redakcjach frywolnych czasopism dla pań, programów telewizyjnych, poradników, magazynów dla nastolatek, natomiast periodyki poruszające tematykę fachową oraz ważne dla ogółu społeczeństwa informacji zazwyczaj są domeną dziennikarzy - mężczyzn.
Przyjrzeć należy się również wizerunkowi kobiet we współczesnych czasopismach i gazetach. Tu, podobnie jak w rozrywkowych programach telewizyjnych i telenowelach, dominuje „kult kobiecości”. Jednak jak zauważają Daniel Curran i Claire Renzetti, kobiecośc ta jest rozumiana jako: "Narcystyczna orientacja na samą siebie – na swój wygląd zewnętrzny (dążenie do bycia coraz piękniejszą), na sukces zawodowy i osobisty (zdobycie i zatrzymanie przy sobie mężczyzny).
Jaki jest więc prawdziwy wizerunek kobiety w czasopismach i od czego zależy? Po wnikliwej analizie polskiej prasy kolorowej można zauważyć, że prezentowany jest „typ idealny” kobiety. Zależny jest on przede wszystkim od konsumpcyjnych wyborów z zakresu: kariery, stylu życia, wyglądu zewnętrznego (Dziemba 2009:74). Kobieta idealna w każdej sytuacji zachowuje się w niezwykły i wyjątkowy sposób. Nieważne czy jest na koncercie, randce, w teatrze, łóżku, w kościele, pracy , czy w domu, jednak zawsze ma doskonały makijaż i świetnie uczesaną fryzurę. Ubrana jest zgodnie z obecnie panującymi na świecie trendami oraz stosuje kosmetyki tylko „z górnej półki”. Głównym celem kobiet z polskich czasopism jest zdobycie i utrzymanie przy sobie mężczyzny, który jest tak idealny jak ona sama.
Najpopularniejszym obecnie środkiem masowego przekazu jest niewątpliwie Internet. Przypatrując się wizerunkowi kobiet w sieci można stwierdzić, że jest on syntezą oblicza płci pięknej z telewizji, radia i prasy jednocześnie. Konwergencja, czyli przenikanie się mediów jest najprostszym wytłumaczeniem tego zjawiska. Internet jest środkiem masowego przekazu, w którym zarówno możemy obejrzeć dobry film, posłuchać radiowych audycji na żywo, czy spokojnie poczytać bieżącą prasę. A wszystkie kobiety uczestniczące w każdym z mediów z osobna są „skumulowane” w jednym miejscu – Internecie.
Kobiety w polskich mediach na każdym kroku zaznaczają swoją obecność. Coraz więcej jest dziennikarek, prezenterem, redaktorek, itd. Zauważyć można również wzrost udziału płci pięknej w licznych produkcjach telewizyjnych i radiowych. Niemniej jednak kobiety ciągle borykają się z wieloma utrudnieniami i barierami na swoich drogach do kariery. W porównaniu z mężczyznami muszą wkładać dużo więcej siły i zaangażowania, aby udowodnić ile tak naprawdę są warte. Panujące od pokoleń stereotypy, dotyczące kobiet w mediach traktują płeć piękną w sposób instrumentalny. Obserwując tempo, w jakim ta sytuacja zmieniała się na przestrzeni lat można stwierdzić, że tylko naprawdę silne i ambitne kobiety są w stanie zaistnieć w obecnych polskich mediach.
http://temida.free.ngo.pl/rapmedia.htm TO jest mini książka online na ten temat w linku
Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego opublikowało książkę Kobieta i media. Studia z dziejów emancypacji kobiet pod redakcją Piotra Perkowskiego i Tadeusza Stegnera. Jest to pozycja z zakresu historii gender (płci kulturowej). Jest ona efektem współpracy badaczek i badaczy z różnych ośrodków akademickich; ich zadaniem jest rekonstrukcja i interpretacja dziejów kobiet polskich ze szczególnym uwzględnieniem XIX i XX w.
Materiał nadesłany przez Piotra Perkowskiego:
Materiał nadesłany przez Piotra Perkowskiego: W dwóch tekstach otwierających ten zbiór ukazane zostało na przykładzie prasy francuskiej (Rafał Dobek) i brytyjskiej (Iwona Sakowicz), kiełkowanie nowoczesnych postulatów emancypacyjnych w popularnej prasie przeznaczonej dla kobiet i, co zapowiada wiek XX, nieznaczne uniezależnianie się kobiet-redaktorek od wydawców. W „Journal des Dames et des Modes” publikuje się w przeważającej części teksty, które mają zaspokoić zapotrzebowanie kobiet ze sfer wyższych na przydatne im w życiu codziennym informacje. Pół wieku później w nawiązującym do tradycji osiemnastowiecznej „Englishwoman’s Domestic Magazine” wśród porad domowych i informacji o modzie pojawiały się artykuły, których nie powstydziłby się programowo emancypacyjny „Englishwoman’s Review of Social and Industrial Question”. Co charakterystyczne dla tej epoki, wołaniu o prawa polityczne, o reformę prawa cywilnego towarzyszyły tradycyjne, wyobrażenia kobiecości. Tak działo się i w Polsce, gdzie dodatkowo kontekst walki o tożsamość narodową utrudnia kształtowanie się mediów typowo kobiecych. Zaledwie dwuletni epizod z życia Marii Konopnickiej jako naczelnej „Świtu” protegowanej przez wpływowego wydawcę, która starała się akcentować kwestie praw kobiet, zdaje się być dobrym przykładem (Zofia Chyra-Rolicz). Nie szukając daleko, strategia naczelnej „Bluszczu”, Zofii Seidlerowej polegała w znacznej mierze na balansowaniu między konserwatywnymi dążeniami części czytelniczek, i szerzej – ruchu niepodległościowego, a postulatami bojowniczek i fascynacją sufrażyzmem (Teresa Kulak). Nie do przecenienia wydaje się wpływ „Bluszczu” na uzyskanie praw wyborczych dla Polek, a w dwudziestoleciu międzywojennym w zachęcaniu kobiet do aktywności publicznej, w tym społecznikowskiej na łamach tego, ówcześnie o najdłuższej tradycji wydawniczej, periodyku kobiecego (Robert Kotowski). Udział polskich kobiet w mediach międzywojnia, ze szczególnym uwzględnieniem stosunkowo nielicznego kobiecego dziennikarstwa, a w tym dziennikarek radiowych, staje się coraz bardziej widoczny. Mowa tu przede wszystkim o kreowaniu przestrzeni w środkach masowego przekazu, w której twórczyniami materiałów przeznaczonych dla kobiet były w znacznej mierze inne kobiety (Katarzyna Sierakowska). Z kolei z analizy treści ogłoszeń reklamowych w polskiej prasie dwudziestolecia widać jak w soczewce stereotypowy obraz tej płci w przekazie medialnym, rezerwując naczelne miejsca dla mężczyzny głowy rodziny, a dla pań domu, nawet dla tych najlepiej wykształconych, wartości domowe i rodzinne (Agnieszka Janiak-Jasińska). Aspiracje kobiet aktywnych poza polskimi centrami kulturowymi jeszcze mocniej odwoływały się do tradycji wywiedzionej z XIX stulecia, jak można się przekonać na podstawie mazurskiej działalności redaktorskiej Emilii Sukertowej-Biedrawiny (Małgorzata Żuławnik) – i tej społecznikowskiej, patriotycznej, i tej filantropijnej, i misyjnej (ewangelickiej). Obecność kobiet w środkach masowego przekazu niosła za sobą potrzebę zdefiniowania potrzeb kobiecego masowego odbiorcy, a w tym i odwołanie się do stereotypu czułej, wrażliwej kobiety mającego przynajmniej dwóchsetletnią tradycję. Ciekawa jest w tym kontekście historia tzw. prasy zwierzeń (Katarzyna Stańczak-Wiślicz), wynalazku dwudziestowiecznego, który w przeciwieństwie do pierwszych tytułów prasy dla kobiet, adresowany był do tych gorzej wykształconych i sytuowanych. Jest to ślad po dwudziestowiecznej alfabetyzacji, ale i przykład, który wiele mówi o konwencjach, w jakich najlepiej przyjmowano i kupowano historie o „płci słabej”. Notabene, Bernarr Macfadden, wydawca „True Story”, zasłużył się również w kształtowaniu stereotypu „twardej męskości”, będąc protoplastą kulturystyki. W PRL-u wizerunki płci bywały przedmiotem znamiennych manipulacji, naznaczonych ideologią bloku wschodniego. Na łamach organu KC PZPR „Fołks-Sztyme” partia tak sterowała wizerunkami Żydówek, aby aktywnie uczestnicząc w planie sześcioletnim jednocześnie mogły pełnić tradycyjne role (Grzegorz Berendt). Wiele tu zbieżności z położeniem ogółu obywatelek Polski Ludowej, ale i znaczących różnic mających swoje źródło w powojennej słabości tego środowiska i w doświadczeniu Holocaustu. Samo zderzenie konserwatywnego myślenia o sprawach kobiet i kwestiach obyczajowych z oficjalnie ogłoszonym równouprawnieniem w socjalizmie widoczne było również w polskich tekstach poświęconych Skandynawii, które nierzadko więcej mówiły o piszącym dziennikarzu niż o samym obiekcie zainteresowania – szwedzkiej kobiecie (Arnold Kłonczyński). Po doświadczeniu drugiej wojny światowej i po stalinizmie niektórych aspiracji, wytworzonych zgodnie lub wbrew oczekiwaniom rządzących, nie dało się już odwołać. Emancypacyjne postulaty i ambicje kobiet-redaktorek okresu „małej stabilizacji” wynikały i z lepszego wykształcenia, i z konieczności ekonomicznej, ale i ze świadomości zainteresowania tzw. tematyką kobiecą, o czym świadczyły ilości czytelniczek piszących do „Przyjaciółki” i „Kobiety i Życia” (Piotr Perkowski). Interesującym i otwartym pozostaje pytanie, co zmieniło się w sposobie mówienia o kobietach na łamach prasy ogólnopolskiej po transformacji ustrojowej. Analizy dyskursu na temat aborcji, kariery zawodowej, feminizmu i dyskryminacji lat dziewięćdziesiątych XX w. prowadzą do konstatacji o ówczesnych dziennikarskich problemach z wyartykułowaniem i zdefiniowaniem tzw. kwestii kobiecej (Magdalena Dąbrowska). Nieco polemicznie do powyższego stwierdzenia, brzmi ocena, że wizerunki kobiet wśród twórców filmowych, którzy w dorosłe życie wchodzili już w III RP, są autentyczne i nie pozbawione podmiotowości (Krzysztof Kornacki). Z drugiej strony, i tu odnotowuje się nierzadko tradycyjny i dryfujący w stronę, mającego źródła najprawdopodobniej jeszcze w dziewiętnastowiecznym stereotypie i katolickiej ikonologii, pełnego sprzeczności wizerunku świętej, matki i kochanki.
„Kobiety, feminizm i media”, red. Edyta Zierkiewicz i Izabela Kowalczyk (Konsola, 2005). Ten zbiór tekstów jest po części pokłosiem konferencji, która odbyła się w kwietniu 2004 r. w Poznaniu, a częściowo wynikiem selekcji tekstów opublikowanych wcześniej w artmixie i innych czasopismach społeczno-kulturalnych. Pojawiają się tu rozważania dotyczące polityki, feminizmu, mediów i przedstawianych w nich kobiet. Telewizja, radio, prasa mogą być wrogie w stosunku do feministek i nieprzychylne kobietom (mizoginiczne), ale mogą być też użyteczne, przydatne do oporu i subwersji – nawet wobec siebie samych. Rozbudzone feministycznie redaktorki przysparzają – swymi tekstami i audycjami – ruchowi znacznie więcej zwolenniczek niż same feministki mogłyby zdobyć w działaniach bezpośrednich. Publikacja, choć dość obszerna, nie wyczerpuje tego pasjonującego tematu, jednak, mamy nadzieję, że uznana zostanie za interesujący głos w toczącej się od wielu lat dyskusji: jak, i czy w ogóle, feministki mogą/powinny nawiązywać przymierze z mediami i na jakich zasadach? Kobiety, feminizm i media pod red. Edyty Zierkiewicz i Izabeli Kowalczyk Poznań-Wrocław: „Konsola”, 2005 Wprowadzenie. Janusz Gajda rozumie kulturę, jako “treść oraz efekt edukacji szkolnej i pozaszkolnej, jako rzeczywistość stwarzaną przez ludzi, a jednocześnie mającą możliwości kreujące człowieka. Ma jednoczyć ludzi dzięki uniwersalnym wartościom, jako najbardziej humanistycznemu dziedzictwu, zapobiegać konfliktom, uczyć szacunku i tolerancji, ale jednocześnie pielęgnować ich indywidualny rozwój, strzec odrębności narodowej, języka, tradycji, sztuki i obyczaju” [1]. To oczywiście ideał. Rzeczywistość jest zawsze bardziej szara i brutalna, bo prawda jest taka, że kultura zawsze dzieliła ludzi na równych i równiejszych, kogoś wykluczała, a kogoś faworyzowała. Oczywiście nie jest to powód do zaniechania rozwoju kulturalnego, po prostu jak to bywa z każdym ideałem, życie go weryfikuje. Niegdyś oferta kulturalna była dostępna tylko dla mężczyzn najbogatszych, najwięcej znaczących, jednak z czasem warstwy niższe i biedniejsze, w tym kobiety, zaczęły domagać się prawa do wiedzy i sztuki. W dobie komputerów, telewizji i przytłaczającej liczby tytułów prasowych informacja stała się ogólnie dostępna. Z jednej strony każdy może ją zdobyć, z drugiej wymaga ona szybkości i łatwości w odbiorze, co prowadzi do procesu zwanego homogenizacją. W konsekwencji zalani zostaliśmy bylejakością. Nic nie jest w pełni przeżywane, kontemplowane, wszystko dzieje się na poziomie błyskawicznego katharsis. Szybki płacz, śmiech, chwila złości przy ekranie telewizora i już czujemy się lepiej, ale na krótko. Ludziom zaczyna doskwierać brak wartości stałych, wyższych i ważniejszych. Jak w świecie błyskawicznej miłości, wiecznego poczucia niestałości odnajduje się kobieta? Moim celem nie jest feministyczne narzekanie na mężczyzn i wychwalanie poszkodowanych kobiet. Celem jest ukazanie, jak zmieniła się rola kobiety, jej strona psychologiczna i społeczna. Odkąd świat istnieje rządzą nim mężczyźni. Dawniej kobieta traktowana była na równi z homoseksualistami i innymi niechcianymi “wybrykami” i dlatego początkowo walczyli razem, potem panie wyłoniły się z tej zróżnicowanej grupy i od całkiem niedawna zaczęły wkraczać głębiej i głębiej w miejsca i funkcje pierwotnie zarezerwowane dla mężczyzn. Przez lata kobiety nie były obecne w kulturze wysokiej. “Kobiety nie osiągnęły wielkich sukcesów w sztuce, ponieważ nie tyle brakowało im talentu, ile społecznej, ekonomicznej i kulturowej siły, by być artystkami w zdominowanym przez mężczyzn świecie. Tam gdzie na przekór przeciwnościom tworzyły sztukę, brakowało im siły dyskursu – kapitału kulturowego, by ich wkład został zapamiętany” [2]. Dobrze postrzegane były tylko w domu i dlatego parę z nich zajęło się pisarstwem, jak Georg Eliot (męski pseudonim!). W miarę uzyskiwania praw zaczęły wychodzić z kuchni i pokoi, by pod przekorną nazwą “kobiet złego prowadzenia” pokazać światu swoje zdolności artystyczne. Oczywiście i tak pod nazwą rodzaju męskiego, jak pani fotograf, czy pani architekt, co niewątpliwie przypomina o czasach patriarchatu, z drugiej strony fotografka i architektka nie brzmi najlepiej (często kojarzony jest z wartościowaniem negatywnym). Wychodzą do świata, stają się kobietami samodzielnymi – nikt nie powie “samodzielny mężczyzna” [3]. Ale czy do końca mogą się realizować? Otóż nie. Przykład Manueli Gretkowskiej, swego czasu skandalistki, “oto pojednanie sprzeczności, oto kobieta twórca, artystka [autorka słów zapewne nieświadomie użyła dwóch rodzajów osobowych, męskiego dla “twórca” i żeńskiego dla “artystka”], wraca do miejsca, z którego chciała uciec, wraca do domu naznaczona kobiecością, wraca matką” [4]. Obserwujemy problem, który w psychologii nazwano “podwójnym wiązaniem”. Polega on na istnieniu w jednostce sprzecznych uczuć, dążeń, na dochodzeniu do niej z zewnątrz skrajnie różnych informacji. Kobiety nowoczesne wchodzące po szczeblach kariery: “Anorektyczka Ally [McBeal – L.P.] wciąż się przewraca, albo eksponuje swoją kruchość, jednocześnie odnosząc się do siebie z ironicznym dystansem. Narracja dziennika Bridget [Jones – L.P.] prowadzona jest w tonie: patrzcie, jaką jestem kretynką. Jak widać walkę o społeczny szacunek i sympatię otoczenia kobieta wciąż okupować musi aktami samodeprecjacji. Jestem świetna i wyjątkowa, ale niegroźna i słaba, możesz się ze mnie śmiać, a ja do tego śmiechu się dołączę, a w zamian z przyjemnością oprę się na twoim ramieniu – zdają się mówić współczesne bohaterki popkultury” [5]. Choć niekoniecznie są to wytwory dzisiejszej ery. Schematy o dobrej i nieco głupiutkiej duszyczce przy silnym męskim ramieniu powstały znacznie wcześniej. “Zarówno na ekranie, jak i w prasie filmowej, postacie kobiece oraz odtwarzające je gwiazdy sprowadzono do strywializowanej cielesności, eksponując ich kształtne biusty, długie nogi oraz zgrabne figury” [6]. Dotyczy to również postaci z pozoru aktywnych i niezależnych, jak Lara Croft. Im prostszy schemat, tym lepiej dla odbiorcy. Portret kobiet w kinie, od początku jego istnienia, należał do najbardziej skomercjalizowanych, w przeciwieństwie do dynamicznych postaci męskich. Prędzej czy później kobieta zawsze wyląduje u męskiego boku, zakocha się i będzie marzyła o cichym domku, ogródku i gromadce dzieci, oddaniu im i mężowi, nieważne, jakie wcześniej niebezpieczeństwa przeszła i ile złych charakterów po drodze zlikwidowała. Umberto Eco na przykładzie Bonda wyróżnia dwie podstawowe kategorie bohaterek: kobiety anioła i kobiety czarnego charakteru [7]. Ani jedna, ani druga oczywiście nie zdobędzie serca silnego Jamesa, choć parę razy będziemy ich widzieli w niedwuznacznej scenie. Każda chce mu się oddać, dla niego swe życie zmienić, jednak mimo wszystkich swoich wdzięków i raczej niesfornego charakteru zostaną odrzucone, lub, co gorsza, zabite w akcji. Z kolei prasa i programy telewizyjne proponują model kobiety “silnej, pięknej, zwartej i zawsze gotowej. Dom zbuduje, las zasadzi, tuzin synów sama sobie spłodzi” [8]. W każdej gazecie spotykamy się z ideałami ciała i duszy. Jaką masz być, co jeść, czego nie robić, co mówić i jak wyglądać. Irena Kowalczyk przeprowadziła badanie, z którego wynika, że im bardziej liberalne pismo, tym szczuplejsze kobiety są w nim ukazane. Wiek przedstawianych pań i ich problemów nie przekracza czterdziestego piątego roku życia. To tym młodszym proponuje się kremy i diety, i to u nich zachodzi proces desegregacji ciała. Czytelniczka zaczyna postrzegać siebie jako zbiór klocków, które trzeba nasmarować, wyszczuplić, poprawić. Nawet reklamy powodują wzmocnienie owej segregacji. Izabela Desperak przeprowadziła statystykę. “Kobiety częściej niż mężczyźni, pokazywane są w domu, najczęściej w kuchni, łazience i pokoju dziecinnym. Mężczyźni w domu pokazywani są w sypialni, w swoim gabinecie, na korytarzu, w drodze do wyjścia. […] oprócz reklamowego produktu, atrybutami ról kobiecych bywają: brudne koszule mężów i ubranka dzieci, pralki, ściereczki do kurzu, a także wanny, umywalki i sedesy, deski do krojenia, czajniki, sztućce i talerze, inne urządzenia kuchenne, kredensy, a także ręczniki, szlafroki, kwiaty i wianki, lustra, przybory do makijażu, nożyczki oraz czasopisma kobiece” [9]. Do tego dochodzą wymagania rodziny, tego, co same wyniosły z domu, czego wymaga teściowa, mąż, dzieci, sąsiedzi. Więc ma sprzątać z idealnym manicurem i w szpilkach na idealnie gładkich i zgrabnych nóżkach, nie wspominając już o minimum ośmiu godzinach realizowania się zawodowego. Wszystko to doprowadza do problemów osobowościowych, nerwic, depresji, u młodszych do anoreksji i bulimii. Wielość proponowanych obrazów, a zarazem ich niespójność powoduje szczególnie u dziewcząt powstanie tzw. tożsamości medialnej. “Dziewczęta otrzymują gotowy schemat postępowania, którego przyjęcie pozwala zarówno uniknąć zamętu wynikającego z konieczności zmierzenia się z podstawowymi pytaniami dotyczącymi własnej osoby, jak i zapewnić sobie aprobatę społeczną” [10]. Taka młoda kobieta musi stale dążyć za ideałami, w których została wychowana, które ją otaczają, a każdy z nich jest niejednoznaczny i zmienny. Konflikt tożsamości powoduje straszne choroby typu anoreksja. Wiele chorych dziewczyn twierdzi, że nie jedząc miało nadzieję na nie dorośnięcie. Boją się dojrzewania i chwili, w której będą musiały zadecydować, kim są i którą drogą chcą pójść. Ocenianie własnej wartości poprzez pryzmat ciała jest nagminne u młodych kobiet i z pewnością spowodowane proponowanym im przez mass media i hipermedia stereotypem piękności. Gazety, telewizja, Internet, wszystko mówi – bądź feministką, Matką Polką, business woman, prostytutką, a nade wszystko szanuj siebie i swojego mężczyznę. We wszystkim bądź idealna. “Z jednej strony mamy do czynienia z pochwałą kobiecej niezależności, rozwijania swoich aspiracji, realizowania ambicji zawodowych. […] Z drugiej strony w warstwie wizualnej mamy do czynienia z wzorcem kobiecej urody, który jest ściśle określony, narzuca kobietom twardą dyscyplinę, często nakazuje umartwianie się […]. Wzorzec ten jest trudny, lub wręcz niemożliwy do zrealizowania, powodować może w czytelniczkach poczucie frustracji i rozczarowania” [11]. Jednym z najbardziej radykalnych w tym względzie czasopism, jest “Cosmopolitan”. Gazeta adresowana jest do kobiet poniżej 30 roku życia. W jednym z numerów ogłoszono konkurs: “Jeżeli nie skończyłaś jeszcze 30 lat, prowadzisz własną firmę, dzięki której zarobiłaś już milion złotych i chcesz opowiedzieć nam, jak tego dokonałaś (albo chcesz nam opowiedzieć historie swojej koleżanki) – skontaktuj się z nami”. W zdobyciu pierwszego miliona ma zapewne pomóc artykuł “Magia biurowego Feng Shui”. Różowo-biała okładka krzyczy: “Cosmohit! Aqua Camasutra – chcesz przeżyć gorące lato? Dodaj do seksu trochę... wody”, jest to opowieść o kobiecie, której znudził się “zwykły seks”. “Aby znów mieć na siebie ochotę” – czyli jak “rozgrzać libido do czerwoności”. “Uwolnij swoją głowę!” tytuł obiecuje zmianę tematu, jednak autorka artykułu, Ewa Bitter, ma na myśli pomoc w wyzbyciu się uciążliwych myśli… podczas seksu oczywiście. I jeszcze “3 etapy jego uczucia”, “Tajemnica damsko-męskiej komunikacji” i tak dalej, i do znudzenia, a przecież wymieniłam tylko tytuły z okładki, na której stoi “ideał”, czyli chuda, miło uśmiechnięta kobieta w różowej sukience, dla mężczyzny niezdarna i krucha, to trzydziestoletnia businesswoman, która dawno przekroczyła próg miliona złotych. Kobiety zaczęły świadomie wykorzystywać swoje ciało. “Zyskując swobodę w podejmowaniu pracy zarobkowej, uzyskały większą wolność społeczną i moralną, jeśli chodzi o własną seksualność, czy też zaczęły ją negocjować z konkurencyjnymi dyskursami o płciowości. Nadal silnie skrępowana kobiecością seksualność kobiety stała się jednak aktywna, niezależna, materialna, konsumpcyjna i konsumowana, a także zyskała wymiar rozrywki, przekształcając się zarazem w przyczynę konfliktu, oporu i podziałów” [12]. Niegdyś pornosfera zarezerwowana była tylko dla mężczyzn, teraz wkroczyły w nią i kobiety. Z jednej strony te niezależne, które w pokazywaniu swojego ciała widzą demonstracje siły, z drugiej te tradycyjne, obrończynie wartości, jaką reprezentuje sobą ciało. Te ostatnie dostrzegają w pornografii bezpośrednie zagrożenie dla siebie w postaci gwałtów i molestowania. Postępuje również kryzys męskości. Jedni panowie godzą się na aktywność kobiet, dostrzegają w tym szansę dla siebie, zajęcia się swoim ciałem. Inni nie mogą się z tym pogodzić, co powoduje u nich wzrost agresywności, mówią o tłumieniu swojej męskości kosztem rozwoju kobiet, nie dostrzegają w nich godnego współpracownika. Ostatnio granice zaczęły się przełamywać. Według McNaira żyjemy w kulturze obnażania, gdzie wystawione na pokaz zostały ciała niedoskonałe, codzienne, takie, które przez wcześniejszy system zostałyby uznane za brzydkie, czy wręcz szkaradne. Owe niewypudrowane, niezbudowane na siłowni ciała stworzyły antyruch dla wzoru Barbie. Dumnie pokazują się kobiety w wieku lat pięćdziesięciu i sześćdziesięciu, tworzą nową jakość prawdziwą i naturalną. Tego typu pornografia zaczyna wkraczać do sztuki pod nazwą porno-chic, którego celem “jest przeniesienie transgresyjnych cech pornografii i dotyczących jej tabu na teren produkcji kulturalnej skierowanej do szybkiego odbiorcy, ze świadomością, że publiczność środków przekazu jest dziś trudniej zaszokować niż dawniej (…)” [13]. Obnażają się ludzie zwykli, kobiety z defektami lub o większej, niż wcześniejsze 45 kilo, masie ciała. Nie wstydzą się, dają do zrozumienia, że nie ma ideałów, głośno krzyczą, że nie są rzeczami, ale, że również mogą być obiektem pożądania, że mają prawo do szczęścia z małym biustem i zmarszczkami wokół oczu. Dają nadzieję na powrót do normalności, są przykładem samoakceptacji dla młodszych, oswajają ze starością i niedoskonałością. Ale czy i taki sposób jest zdrowy? Cóż, może jedyny. Kultura masowa zarzuca nas propozycjami. Żeby prawidłowo korzystać z jej różnorodności trzeba być człowiekiem zrównoważonym wewnętrznie. Niestety wielu dorosłych myli rzeczywistość z fantazją, co dopiero dzieci, a to one są najbardziej narażone, w ich przypadku trudno mówić o zachowaniu zdrowego rozsądku. Zarówno dziewczynki jak i chłopcy od wczesnych lat swego życia są napełniani schematami i sloganami, które potem przenoszą do dorosłego życia. My jeszcze możemy się buntować przeciw stereotypom, ale co dalej? [1] J. Gajda, Media w edukacji, Kraków, 2005, s. 17. |
---|