“Złość żydowska przeciwko Bogu i bliźniemu” – Mord rytualny. Epizod z przeszłości Lwowa Wydawnictwo ANTYK Marcina Dybowskiego zaprasza do zapoznania się z najnowsza pozycją z serii reprintów starodruków: książką pt “Złośc żydowska”. Księga ta jest reprintem staropolskiego starodruku “Złość żydowska”, który powstał we Lwowie, jako owoc – spisanej przez jezuitę, ks. Gaudentego Pikulskiego – dysputy z roku 1759 roku pomiędzy Żydami kontrtalmudystami a żydowskimi rabinami talmudystami. W Kraju zachowało się już tylko kilka egzemplarzy tej cennej książki. Wydawca starał się na podstawie trzech egzemplarzy i jednego mikrofilmu uzyskać maksymalnie czytelny wydruk, choć nie było to łatwe. Zachowane w Polsce egzemplarze są słabej, jakości. Dla polepszenia czytelności czcionek rozmiar stron został powiększony do formatu A4. Książka obecna jest, więc olbrzymiego formatu prawie 900 stronicowym reprintem pierwotnego dzieła. Być może w przyszłości wydawca zdecyduje się na nowe wydanie, językowo i edytorsko uwspółcześnionej wersji “Złości żydowskiej”. Obecnie jednak tylko w tej formie możemy zapoznać się z przebiegiem tego niezwykłego wydarzenia, które choć doniosłe z punktu widzenia apologetyki, kompletnie poszło w niepamięć. A jest to do tej pory jedyne na świecie udokumentowane starcie pomiędzy Żydami, którzy zdecydowali się przyjąć chrzest, a Żydami, którzy odrzuciwszy Mesjasza postanowili trwać w wyznawaniu takiego rodzaju wiary, który z biegiem czasu skodyfikowany został w postaci Talmudu. Żydzi pragnący przyjęcia Chrztu Świętego, doskonale znający, – jako byli rabini – tajniki talmudyzmu, na światło dzienne wyciągnęli niezmiernie ważne informacje, które do tej pory negowane były przez rabinów żydowskich. Dysputa w 1759 roku, miała charakter dowodzenia, na podstawie Pisma Świętego, iż zapowiedzianym Mesjaszem jest Jezus Chrystus i nie ma innego, ani nie będzie innego Mesjasza. Dyskusja, Żydów krytyków i Żydów obrońców Talmudu, toczyła się wokół siedmiu punktów obustronnie przyjętych, jako podstawę do prowadzenia sporu:
1. Proroctwa wszystkich proroków o przyjściu Mesjasza już się spełniły.
2. Mesjasz był Bóg prawdziwy, któremu imię Adonaj; ten miał ciało nasze i wedle niego cierpiał dla odkupienia i zbawienia naszego.
3. Od przyjścia Mesjasza prawdziwego ofiary i ceremonie ustały.
4. Krzyż św, jest wyrażeniem Trójcy Przenajświętszej i pieczęcią Mesjasza.
5. Każdy człowiek powinien być posłuszny zakonowi Mesjasza, bo w nim zbawienie.
6. Do wiary Mesjasza żaden przyjść nie może, tylko przez chrzest.
7. Talmud naucza, że potrzebna jest krew chrześcijańska, a kto wierzy w talmud, musi jej potrzebować”.
A oto, co na ten temat, a w szczególności punktu siódmego, można przeczytać w opracowaniu z 1899 roku, napisanym przez dr. Aleksandra Czołowatego. Historia dysputy między żydami nad zagadnieniem mordu rytualnego odbyta w katedrze lwowskiej w 1759 roku. Widownią niezwykłego i wyjątkowego zdarzenia w Polsce, był Lwów w roku 1759. Oto 17 lipca tego roku rozpoczęły się tu i to w katedrze łacińskiej publiczne dysputy religijne żydów, które ogólną na się zwróciły uwagę. Spowodowali je Frankiści, sekta żydowska, tak nazwana od swego założyciela, Jakóba Franka, żyda, rodem z Korolówki na Podolu, a którego ojciec Lejba był rabinem w Czerniowcach i Bukareszcie. W czasie pobytu w Turcji, młody Frank, poznawszy mistyczne księgi Wschodu, a zwłaszcza naukę Sabbatajczyków, sekty założonej w XVII w. przez żyda tureckiego Sabbataja Cebi (Szabsa Cwi), uznał się jego duchownym następcą i zaczął szerzyć jego zasady, oparte tylko na Piśmie św. i kabalistycznej księdze “Zoar”, napisanej w XIV w. przez żyda hiszpańskiego, Mojżesza z Leonu. Znajomością tych pism, wymową, sprytem, silną wolą, działał na otoczenie, pozyskiwał słuchaczy, którzy zaczęli go tytułować “najmędrszym z żydów”. Sława jego rosła daleko, doszła i do Polski, gdzie sabbateizm, zwłaszcza na Podolu, wielu tajemnych liczył zwolenników. Zaproszony przez nich, po różnych losach w Turcji, przybył Frank w roku 1755 najpierw do swego rodzinnego miasteczka Korolówki, potem do rwania pod Uścieczkiem i stąd rozpoczął propagandę, która nie pozostała bez rezulatów. Od razu pozyskał licznych, jawnych zwolenników nawet wśród rabinów. Nauka jego zbliżała judaizm do chrystjanizmu, wyrzekał się, bowiem Frank zupełnie talmudu, „jako pełnego błędów i bluźnierstw”, uczył, że Bóg jest jeden we trzech osobach, wierzył, zatem w Trójcę św., a nadto uznawał w Chrystusie Mesjasza. Wystąpienie i nauka Franka, wywołały wśród żydów polskich gorączkowy ruch przeciw “odszczepieńcowi”, który odważył się naruszyć uczucia i wierzenia zawarte w księgach talmudycznych. Ze wszystkich synagog posypały się uroczyste, z całą grozą wschodnią wygłaszane klątwy na kacerzy. Prześladowani fanatycznie przez współplemieńców Frankiści, zwani urzędownie kontratalmudystami, odważyli się na zręczny krok, który zwrócił na nich ogólną uwagę i zapewnił opiekę. Oto, bowiem za radą mistrza postanowili odbyć ze starowiercami, czyli talmudystami publiczne dysputy. Dysputy miały dowieść błędów talmudu. Chodziło tylko o pozwolenie władz. W tym celu, więc wysłali prośby do króla Augusta III i do arcybiskupa lwowskiego Łubieńskiego, że gotowi są przyjąć chrzest po dyspucie, której domagają się “z nieprzyjaciółmi wiary św.” nie z ubóstwa, nie z łakomstwa albo “innych, jakich podejrzanych i zwyczajnych narodowi naszemu przewrotności”, ale dlatego, że mają niemało ukrytych zwolenników, którzy gdy ich nauka będzie uznana przez najwyższą zwierzchność “wyjawią się i zbawienie pożyszczą.” Domagali się także by mogli osiąść w Busku lub Glinianach, bo “nie spodziewamy się, aby odtąd który z naszych miał osiadać w karczmach, przez szynki, posługę pijaństwa i wysączenie krwi chrześcijańskiej szukać chleba sobie do czego talmudystowie przywykli.” Na prośbę tę król nie odpowiedział wcale, a arcybiskup, zostawszy w tym czasie prymasem Królestwa, opuścił Lwów i rozpatrzenie sprawy Frankistów, powierzył ks. Stefanowi Mikulskiemu, który zamianowany został administratorem archidiecezji lwowskiej. Nie tracąc nadziei, udali się do niego wysłańcy sekty i opowiedziawszy całą swą historię i wszystkie swe nieszczęścia i prześladowania, oświadczyli, że przystąpienie do katolicyzmu uważają dla siebie za zbawienie i uczynią to, lecz dopiero po dyspucie “z rabinami” nad następującymi siedmiu punktami:
1. Proroctwa wszystkich proroków o przyjściu Mesjasza już się spełniły.
2. Mesjasz był Bóg prawdziwy, któremu imię Adonaj; ten miał ciało nasze i wedle niego cierpiał dla odkupienia i zbawienia naszego.
3. Od przyjścia Mesjasza prawdziwego ofiary i ceremonie ustały.
4. Krzyż św, jest wyrażeniem Trójcy Przenajświętszej i pieczęcią Mesjasza.
5. Każdy człowiek powinien być posłuszny zakonowi Mesjasza, bo w nim zbawienie.
6. Do wiary Mesjasza żaden przyjść nie może, tylko przez chrzest.
7. Talmud naucza, że potrzebna jest krew chrześcijańska, a kto wierzy w talmud, musi jej potrzebować”.
Administrator archidiecezji ulegając “uprzykrzonym naleganiom” Frankistów, zgodził się na dysputę, choć bardzo niechętnie, gdyż stawiało go to w opozycji ze zdaniem prymasa. Postawił jednak warunki, że delegaci swoim i swoich współwyznawców imieniem dadzą zapewnienie, że zaraz po dysputach chrzest przyjmą, że przed każdą pojedynczą dysputą Frankiści mają swe tezy podlegające dyspucie spisać w polskim i hebrajskim języku i te stronie przeciwnej podać, ta zaś ma na nie odpowiadać na posiedzeniu następnym; wreszcie obie strony mają swe wywody składać na ręce kanonika, wyznaczonego przez konsystorz. Frankiści przyjęli warunki. Temin pierwszej dysputy wyznaczony został na dzień 17 lipca 1759 r. o godzinie l w południe w kościele archikatedralnym we Lwowie, o czym ks. Mikulski rozesłał zawiadomienia do duchowieństwa katolickiego i rabinatów. Nakazywał przytem, aby wszystkie gminy żydowskie całej archidiecezji wysłały do Lwowa swych przedstawicieli, pod karą tysiącatalarów. Szlachta również otrzymała odpowiednie zlecenia, by żydów zmuszać do przyjazdu do Lwowa. Wieść o dyspucie wywarła przygnębiające wrażenie na gminy żydowskie. Zatrwożeni żydzi szukali różnych środków ratunku; udali się z prośbą do prymasa i nuncjusza, by znieśli postanowienie ks. Mikulskiego. Obaj dygnitarze wyrazili administratorowi swe obawy, że dysputy mogą wywołać rozjątrzenie, lecz ten postawił na swoim, bo zresztą było już za późno, aby odwoływać. Na dzień oznaczony musieli zjechać do Lwowa rabini i przybyło ich około czterdziestu. Z samej archidiecezji lwowskiej było ich trzydziestu, reszta z różnych stron Polski. Na mówców wybrali: Chaima Kohena Rapaporta, rabina lwowskiego i zaciętego wroga Frankistów, następnie Beera z Jazłowca, syndyka gmin podolskich, Dawida, rabina ze Stanisławowa i Izraela z Międzyboża, cudotwórcę, cadyka i rabina z Rozdołu, gdzie, jako Baal-Szem założył sektę Chassydów. Ze strony Frankistów przybyło z początku tylko trzynastu przedstawicieli “uczonych i znających język polski”, wśród których najwybitniejszymi byli JehudabenNosenKrysa, nigdyś rabin w Nadwórnie, “przodujący innym mądrością”, Salomon ben Bijasz Szor, syn rabina z Rohatyna i Nachman Szmujłowicz, rabin z Buska. Sam Frank pozostał na razie w okolicy Kamieńca podolskiego. W przeddzień dysputy rabini żydowscy z Rapaportem na czele złożyli wizytę ks. Mikulskiemu; to samo też zrobili i Frankiści. Dnia następnego 17 lipca ruch niezwykły zapanował w całem mieście. Tłumy ciekawych dążyły do katedry, którą otaczały warty garnizonu lwowskiego i pilnowały porządku. Dla wchodzących ustanowiono bilety wejścia, za które pobierano “szóstak bity” z przeznaczeniem całego dochodu na potrzeby ubogich Frankistów. Mnóstwo prałatów, kanoników i innych dygnitarzy zapełniło kościół. Każdy z lwowskich klasztorów przysłał obowiązkowo czterech przedstawicieli. W pośrodku kościoła w dwóch rzędach krzeseł ustawionych “w cyrkuł” zajęli miejsca teologowie, dygnitarze duchowni, “znaczniejsi goście i dystyngowańsze damy”. Wielu dostojników koronnych przybyło umyślnie, by być świadkiem niezwykłego faktu. W ławkach po lewej stronie nawy zasiedli rabini z wyrazem pewnej trwogi na twarzy; na prawo Frankiści. Na krześle wzniesionem “na dwa gradusy” przewodniczył w fioletach sam administrator ks. Mikulski, obok kanclerz konstystorski przy osobnym stoliku spisywał protokół. Wokoło rzesze mieszczeństwa, katolickiego ludu i żydowskiego gminu szczelnie zapełniły kościół. Oczy wszystkich zwracały się na wrogie sobie strony. Posiedzenie zaczęło się o 2 godzinie gorącą przemową ks. Mikulskiego, w której wyłożył powody dysputy i zakończył pochwałą dla jej rzeczników – kontratalmudystów. Badacze życia Franka i jego sekty krótko tylko wspominają o przebiegu lwowskiej dysputy, nie wdając się w jej szczegóły. Nie mamy również zamiaru przedstawiać tu wszystkich jej faz, mianowicie, co do pierwszych sześciu punktów. Dość wspomnieć, że Frankiści wspierani wiedzą teologów, przytaczali na każdy z nich dowody z niemałą erudycją, zaczerpniętą z Pisma św., z ksiąg talmudycznych i z księgi Zoar. Rozbierano szczegółowo każdą z tez. Rabini bronili się jak mogli i umieli. Nie brakło chwil ożywionych i charakterystycznych, lecz w ogóle dysputy przeładowane niezliczonymi cytatami z obu stron i wzajemnemi subtelnemi kwestjami – oddziaływały nużąco na słuchaczów. Na dziesięciu posiedzeniach załatwiono się z pierwszymi sześciu tezami. Pozostała tylko teza siódma, że “talmud naucza, że potrzebna jest krew chrześcijańska, a kto wierzy w talmud, musi jej potrzebować”. Był to niewątpliwie punkt ciężkości całej dysputy, najważniejszy i największy w ogóle budzący interes, tym bardziej, że od wieków niepokojona tą sprawą opinia szerokich warstw, zostawała właśnie pod wrażeniem niedawnego faktu, który zdarzył się w Żytomierzu na Wołyniu w r. 1753. Oto sąd tamtejszy kazał uwięzić 25 żydów pod zarzutem, że roku wspomnianego “w sam wielki piątek, złapawszy dziecię półczwarta roku mające imieniem Stefana Studzieńskiego, syna Adama i Ewy Studzieńskich, w wielką sobotę po sabacie zgromadzeni, okrutnie zamordowali, z każdej żyły i junktury krew wypuszczając przez klocie”. “Po uczynionej pilnie inkwizycji” zbrodnię “prawnie dowiedziono” i wydano wyrok, mocą, którego “z jedenastu żydów żywcem pasy darto, a potem ćwiertowano, trzynastu chrzest św. przyjąwszy, ścięci byli, jeden zaś mniej winny dla świadectwa innym talmudystom przy życiu zachowany został, chrzest św. przyjąwszy”. Ryciny i obrazy przedstawiające zamordowanego chłopca w całej postaci z licznemi ranami na ciele, rozrzucono po całej Polsce i do dziś nie rzadko można je jeszcze spotkać po kościołach i w różnych zbiorach. Wobec rozbudzonych namiętności, z wielką ciekawością oczekiwano niecierpliwie dnia, w którym dalsza miała się odbyć dysputa, zwłaszcza, że na nią przybył do Lwowa sam Frank. Otaczały go tłumy zwolenników z żonami i dziećmi. Wjeżdżał domiasta (25 sierpnia) w karcie poszóstnej, jakby, jaki książę wschodni, ubrany w strój turecki. Obok karety postępowało dwunastu jezdnych, a z tyłu ciągnął się długi szereg wozów i bryk, pełnych jego zwolenników. Ruszył się lud z miasta na przedmieście oglądać to dziwne zjawisko. Żydzi lwowscy natomiast kryli się po domach i zaułkach, obawiając się wzroku cudotwórcy, który ich zdaniem “czarowali ubezwładniał patrzących nań”. Dzień 26 sierpnia przeznaczono na odbycie jedenastej dysputy nad ową siódmą tezą Frankistów. Rabini jednak “obawiając się jej najwięcej” i słusznie, prosili o zwłokę, która “dla różnych wykrętów” przedłużyła się do poniedziałku 10 września. W porządku, jak na poprzednich dysputach, zebrano się i w dniu tym, z tą tylko różnicą, że przybyło kilkunastu Frankistów ze swym mistrzem na czele, a nadto wielu wybitnych żydów z różnych synagog. Natłok ciekawych panował taki, że obszerny kościół archikatedralny nie był w stanie pomieścić wszystkich w swych murach. O godzinie 2 administrator ks. Mikulski zagaił zebranie i wezwał Frankistów, aby przytoczyli dowody na siódmą tezę. Powstał na to tłumacz Frankistów, niejaki Moliwda-Kossakowski i ich imieniem w te słowa odezwał się po polsku:
“Żądanie krwi chrześcijańskiej od pospólstwa talmudystów nie tylko w Królestwie Polskiem, ale i w cudzych krajach jest jawne, wiele, bowiem historji minąwszy w cudzych państwach, tu się w Polsce i Litwie zdarzyło, że talmudystowie niewinną krew chrześcijańską okrutnie wylali i za ten bezbożny uczynek przekonani, w różne czasy dekretami na śmierć osądzeni, zawsze jednak statecznie zapierając się, chcieli się przed światem oczyścić, że to na nich niewinnie chrześcijanie wkładają, powiadają”. “My jednak Boga wszystko widzącego, mającego przyjść sądzić żywych i umarłych, wziąwszy na świadectwo, nie ze złości albo zemsty na onych, ale z miłości Wiary świętej, którą przyjmujemy, tę złość onych talmudystów wydajem światu całemu do wiadomości, bośmy się i sami w młodości naszej u onych tego uczył i”. Te same słowa, będące zarazem przysięgą, powtórzył po hebrajsku Jehuda bez Nosen Krysa, i w tymże języku powtarzał wszystkie następne dowody Moliwdy i pokazywał w talmudzie, cytowane przezeń ustępy. W dowodach owych niejedno może wyda się niejasnem lub naciągniętem, lecz sam fakt, że tu po raz pierwszy z podobnymi dowodami, zaczerpniętymi z talmudu, wystąpili gremialnie i publicznie żydzi przeciw żydom, rabini przeciw rabinom, czyni całą lwowską dysputę nad “mordem rytualnym” tym charakterystyczniejszą i godną uwagi. Nie wchodząc zupełnie w istotną wartość tych dowodów – przedstawiamy rzecz tak jak podają źródła współczesne, przytaczając miejsca charakterystyczne dosłownie, rozwlekłe zaś w streszczeniu. Dowody na poparcie swego twierdzenia przynieśli Frankiści na piśmie zebrane. Czytał je tłumacz wśród ciszy obecnych, a były one następujące:
Księga talmudu zwana Aur ech Chaim Megine Erec tj. ścieżka żyjących, obrona ziemi, której autorem jest rabin Dawid, mówi fol. 242 rozdz. 412; Micwe lachzeur acher jain udym zeycher leydam, co znaczy: przykaż (rabinie) starać się o wino czerwone, pamiątkę krwi. Zaraz potem ten sam autor dodaje: Od reymez leudym zeycher leydam szeochoiu parę szoychet benay Isruel tj. jeszcze mrugam ci, dlaczego pamiątka czerwonej krwi, bo Farao rznął dzieci Izraelitów. Niżej zaś następuje zdanie: Wayhuidne nimneu milayikachjain udym mipney eliloys szeykurym, co znaczy: a teraz opuszczone zażywanie czerwonego wina gdyż fałszywe napaści są. Tekstami przytoczonymi udowadniali Frankiści, że talmud domaga się krwi chrześcijańskiej, gdyż słowa jam udym “rabinowie sekret trzymający tłumaczą wino czerwone”, tymczasem w hebrajskim piśmie tymi samemi literami (aleph, dalet, wow, men) pisze się tak słowo udym tj. czerwony, jak i słowo edym tj. według ks. talmudu Rambam fol. 55 – ten, który pierwszy dzień, czyli niedzielę święci, a zatem chrześcijanin. Oba słowa różnią się tylko u spodu pierwszej litery (aleph) kropkami, czyli akcentami, zwanemi sygiel i kumec, dla których kropek raz czyta się udym to znowu edym. “Trzeba zaś wiedzieć, że talmud księga Aurech Chaim Megine Erec, w której jest rozkaz dla rabinów, aby się starali o czerwone wino na Wielkanoc dwa te słowa podaje bez żadnych kropek, przez co te dwa hebrajskie słowa są obojętne. Wolno je rabinom tłumaczyć przed pospólstwem jam udym tj. wino czerwone a u siebie rozumieć jain edym tj. krew chrześcijańska pod alegorją wina”. Twierdzi autor wspomnainej księgi talmudu, dowodzili Frankiści, że owo niby “czerwone wino” ma być “pamiątką krwi”. Niech nam powiedzą talmudyści, jakiej krwi pamiątką? Jeśli powiedzą, że to jest pamiątka krwi, która była między dziesięciu plagami najpierwszą, czemu nie robią pamiątki wszystkich plag? Jeżeli zaś odpowiedzą nam przytoczonymi słowami rabina Dawida, autora tej księgi: jeszcze ci mrugam, dlaczego czerwonej krwi pamiątka, bo Farao rznął dzieci Izraelitów – niech nam pokażą, gdzie to w Biblii napisano, że Farao rznął dzieci Izraelitów? Niech nam odpowiedzą, dlaczego ten autor tak subtelnie pisze jeszcze ci mrugam. Na co to mruganie? Widocznie, aby był sekret przy rabinach, a pospólstwo, aby rozumiało, że to znaczy czerwone wino. Dlatego to i wymieniony rabin Dawid pisze od reymez tj. jeszcze ci mrugam, czyli sekretnie nadmieniam, abyś się sam domyślał, czego chcę po tobie takowym oka ruszaniem, że słowo owo rabinowie nie za wino czerwone, ale za krew brać i rozumieć mają i jak Farao, (czego lubo nie było) żydowskie, tak oni chrześcijańskie dzieci zabijać powinni. Inaczej jaśniejby i głośno mówiłby o przyczynach tej ceremonii”. “Dlatego też wyrażono w księdze owej, że teraz są napaści, aby tę rzecz robić sekretnie. Gdyby, bowiem nic innego nie znaczyło to słowo tylko wino czerwone – pytać nam onych należy, jakieby były napaści za używanie wina czerwonego? Jeżeli zaś już ten obrządek zarzucony jest dla napaści, na co drukować w talmudzie, żeby się starać o czerwone wino na Wielkanoc, jako pamiątkę krwi?” Na święta Wielkanocne – dowodzili dalej Frankiści – wymyślona jest ceremonia talmudowa, którą obowiązani są zachować wszyscy. Oto pierwszego wieczora świąt stawia się kieliszek wina, w którym każdy przy stole siedzący umaczawszy mały palec prawej ręki, zrzuca z palca spadające krople na ziemię i wspomina dziesięć plag egipskich: 1. dam tj. krew, 2. cefardaia tj. żaby, 3. kinim tj, mszyce, 4. uroiw tj. muchy, 5. dyiwer tj. powietrze, 6. szechin tj. wrzody, 7. burod tj. grad, 8. arby tj. szarańcza, 9. choyszech tj. ciemności, 10. beychoyros tj. zabicie pierworodnych. Ceremonia ta opisana jest w księdze Rambam fol. 40, której autor rabin Juda owe dziesięć plag oznacza “przez rodzaj kabały” trzema słowami hebrajskimi: deycach, eydasz, beyachaw, na które to słowa składają się litery początkowe nazw każdej z plag. “Rabinowie przed prostakami swymi dają do wyrozumienia, że te dziesięć liter nic nie znaczą, tylko dziesięć plag. My zaś – mówili Frankiści – w tych początkowych słowach ich sekret, który oni chowają u siebie i przed pospólstwem tłumią, pokazujem, że ten znak Judy rabina znaczy przez tę kabałę: dam cery chin kiluni ał dyirech szyiusi beyoysoy isz chachumym byiruszulaim tj. krwi potrzebuję wszyscy na ten sposób, jak robili nad tym człowiekiem, mądrzy w Jeruzałem. l dlatego księga Rambam chwali pomienionego Judę, że on tymi literami, które znaczą dziesięć plag, dał znak na krew chrześcijańską”. W księdze Aurech Chaim punkt 460 o pieczeniu macy na pierwszą noc Wielkiejnocy jest napisano: ain luszoin maces micwe waiłoe oifin oiso ał idey akim waiłoe ał idey obeyresz szoyte weykuten, co znaczy nie godzi się miesić macy tej co na micwe i nie godzi się upiec przy cudzym, ani przy głuchym, ani przy głupim, ani przy małym. W inne zaś dnie napisano w tej księdze wolno przy każdym człowieku miesić. Niech nam powiedzą talmudyści, czemu tej pierwszej macy nie wolno miesić i piec przy cudzym, głuchym, głupim i małym? Wiemy, że odpowiedzą, że dlatego nie godzi się miesić macy tej przy tych wspomnianych ludziach (jak tamże pisze), aby nie skisła, bo według przykazania w całą Paschę jeść kwaśnego nie wolno. Pytamy ich, co to za przyczyna, aby od ludzi: cudzego, głuchego, głupiego i małego ciasto kisło? Jeśli odpowiedzą, aby ci ludzie nie zakwasili, alboż nie można od tego ciasta uchronić? A nadto głuchy i głupi tego i nie znają. Dajmy na to, że cudzy i mały może, jaką swawolę uczynić, ale czemu nawet i kłóć macy onym nie pozwalają, gdzieby już żadnej swywoli nie mogli uczynić? Nie wchodząc w żadne wykręty pokazujem, że tamże w tej księdze talmudu pisze: daibui szymer layszem mace, co znaczy, bo powinien strzedz tego imienia macy tj. tego imienia, że ze krwią jest maca, więc strzedz jej potrzeba”. “W księdze Aurechaim puncto 455 napisano; aby pierwszego przedwieczora Wielkiejnocy: nie wylewać wody choćby w nią krew wpadła, gdyby zaś w inne dnie Wielkiejnocy padała krew w wodę to wylewać. Niech nam odpowiedzą – pytali się Frankiści, – dlaczego tej krwi padającej w inne czasy roku chronią się, aby gdy wpadnie, w jakie naczynie z onego nie zażywać, a na przedwieczór Paschy, gdy wpadnie w wodę onej (talmud) wylewać nie każe i pozwala z niej brać do macy, jako niemającą szkodzić?” “W Starym Zakonie krew tak bydlęca jak ptactwa mocno była zakazana i używać jej do jedzenia albo do picia nie godziło się żydom. Księga jednak Rambam część druga rozdział 6. mówi: dam haudym ayn chajuwyn ułów tj. każdej krwi nam nie wolno, kiedy jest krew człowiecza to wolno; w księdze zaś Mesechte Ksubes fol. 60 wyrażono:
Krew, co idą na dwu nogach czysta jest. Niech nam odpowiedzą czyja to krew czysta? Wszak nie ptactwa?” Przytaczali Frankiści na potwierdzenie swego oskarżenia inne jeszce cytaty z talmudu, przysięgając, że “moc jest takich tam przypadków, które dokąd inąd zmierzają niby, ale oni z nich wyrwawszy słówko jedno albo literę sekretną sekretnie tłumaczą na krew chrześcijańską, której na Paschę zawsze potrzebują, chcąc tą krwią zabicie Mesjasza prawdziwego Boga i człowieka zagładzić. My cośmy się uczyli i cośmy wiedzieli bez fałszu samą prawdę odkryliśmy. Resztę zaś z częstych zabicia dzieci chrześcijańskich niewinnych-wiedzieć i poznać może świat cały. My znowu Boga i sąd jego straszny na świadectwo wzywając, wyznajem prawdę, jako wyżej.” Obszerny wywód tej sprawy na piśmie, opatrzywszy licznymi podpisami, złożyli Frankiści do rąk władzy duchownej z żądaniem, aby sądownie zmuszono żydów do przedłożenia urzędowi konsystorskiemu talmudów, a zwłaszcza ksiąg: a) Aurech Chaim Megine Erec, b) Rambam i innych. Oskarżenie Frankistów olbrzmie zrobiło wrażenie na wszystkich. Wśród obecnych żydów wrzało z oburzenia i gniewu “na odszczepieńców”, którym za trzy dni mieli odpowiadać na ciężkie zarzuty. Dnia 13 września przy równie wielkim natłoku ciekawych, powstał rabin lwowski, Chaim Kohen Rapaport imieniem swych wyznawców i w dłuższej przemowie nazwał całe oskarżenie Frankistów aktem złości, zemsty i napaści, wszystkie zarzuty bezpodstawnymi i przeciw prawom natury. Powoływał się na świadectwa Pisma św. i opinie o żydach, wypowiedziane przez Hugona Grotiusa i innych. Zapewniał, że talmud nic złego przeciw chrześcijanom nie nakazuje, zakończył zaś krasomówczym zwrotem do łaski i protekcji ks. administratora Mikulskiego, aby “najgłębszą swojego rozsądku powagą raczył wyrozumieć zarzuty kontra-talmurzystów o krwi chrześcijańskiej przez złe onych wytłumaczenie”. Po tej przemowie zaczął Rapaport czytać “respons” Frankistom na ich zarzuty, w którym wykazywał, że:
Co do kwestyi “czerwonego wina” to talmud przykazuje żydom wypić na Wielkanoc cztery porcye wina, a że w Piśmie św. czerwone wino uznaje się za “najlepsze”, więc tego godzi się używać, jeżeliby zaś białe było lepsze wolno pić i białe. Czyni się zaś to na pamiątkę krwi owej, którą Farao wytaczał z dzieci izraelskich, bo chociaż nie ma tego wyraźnie w Piśmie św. ale jest w tradycyi. Czyni się to także na pamiątkę krwi baranka na Wielkanoc w Egipcie zabitego, którą gdy drzwi pomaszczone były, anioł zabijający pierworodnych, mijał domy Izraelitów. “Terminu mrugam ci nie ma w talmudzie i źle kontratalmudystowie przywiedzione od siebie miejsce tłómaczyli”. Tak samo złą jest explikacja słów udym na edym, które nie oznacza chrześcijanina, lecz Egipcjanina. “A że, jak pisze autor tej księgi, ceremonia ta jest teraz zarzucona dla napaści czerwonego wina, prawda, a iż obrządek zarzucony drukują to dla tych, którzy w inszych znajdują się państwach, w których takowym wymysłom wiary nie dają, jako to w Niemczech, w państwie cesarskim, włoskim i tureckim.” Tłumaczenie jakoby trzy słowa deycach, eydasz, beychaw, złożone z początkowych liter nazw dziesięciu plag, miały oznaczać to, co podają Frankiści jest bezpodstawne. Owe, bowiem trzy słowa ułożył w ten sposób rabin Juda “tylko dla podania lepszej pamięci” dziesięciu plag a nie na oznaczenie krwi chrześcijańskiej. Macy pieczonej na Wielkanoc strzeże się, dlatego, aby przez nieostrożność nie skisła, bo Pismo św. zakazuje spożywać wtedy chleb skisły. Księga zaś Aurech Chaim nie zakazuje przy cudzym, głuchym, głupim i małym, lecz przez cudzego, głuchego, głupiego i małego macę ową miesić i piec. źle, więc Frankiści tłumaczą owe miejsce talmudu i niesłusznie mówią, że to się dzieje dla krwi chrześcijańskiej. Co do zarzutu żeby księga Rambam “pozwalała zażywać krew człowieczą” to jest fałsz, gdyż księga wspomiana przeciwnie mówi o tem. Po powyższej, w streszczeniu podanej odpowiedzi talmudystów, wszczęła się między nimi a Frankistami “żwawa sprzeczka”, co do poruszonych zarzutów, a zwłaszcza o słowo od reymez rj. jeszcze ci mrugam. Talmudyści “upierali się przy tem, że to słowo reymez nie znaczy mrugam ani się powinno tak czytać, ale raczej kry ca. Kontratalmudystwie przeciwnie im dowodzili i publicznie talmud pokazywali do czytania, że nie inaczej w nim stoi tylko od reymez, czego same litery hebrajskie były świadkiem, odmienne od tych, który znaczą kryca. Ale sprzeczka była de lana caprina, ponieważ słowo reymez znaczy mruganie albo sekretny znak okiem, słowo zaś kryca znaczy potajemny znak palcem. Toć czyli ten rabin Dawid w swoim talmudzie dał znak potajemny okiem czyli też palcem dlaczego powinni talmudystowie zażywać czerwonego wina, o to mniejsza. Dosyć, że przez te znaki ukrytą dla rabinów pokazywał tajemnicę”. Podobnie jak Frankiści, złożyli też i rabini swoja obronę na piśmie urzędowi konsystorskiemu. Na obecnych nie zrobiła ona atoli takiego wrażenia jak samo oskarżenie. Uznawano, że była słabą i nie zawierała “dobrego sensu ani należytej odpowiedzi” zwracano zwłaszcza uwagę, że rabini bronili talmudu bądź cytatami z Pisma św., bądź bezwzględnem przeczeniem. Osądzając ich z góry “za przekonanych”, z naprężeniem oczekiwano w tej mierze wyroku władzy duchownej. Powstał w istocie ks. administrator Mikulski i ogłosił zebranym, że co do pierwszych sześciu tez uznaje się talmudystów za przekonanych i pobitych przez Frankistów. Co się zaś tyczy tezy siódmej “o krwi chrześcijańskiej”, za pisemną radą nuncjusza ks. Serra, zostawił ją sobie sąd konsystorski do bliższej jeszcze rozwagi i ostatecznej decyzji i słusznie. Sprawa sama była zbyt drażliwa, roznamiętnienie zbyt wielkie, więc wyrok władzy duchownej uznający słuszność oskarżenia Frankistów, a tem samem prawdziwość wiekowych posądzeń, groził żydom najgorszemi następstwami. Mimo rozczarowania się pod tym względem, oskarżenie Frankistów było wypadkiem dnia, który ogólną na nich zwrócił uwagę. Uroczyste kazanie ks. Konstantego Awedyka, w obecności obu stron, zakończyło lwowskie dysputy, które szerokiego nabrały rozgłosu. W cztery dni później (17 września) sam Frank przyjął chrzest w archikatedrze lwowskiej, a po nim w następnych miesiącach uczyniło to tutaj przeszło pięciuset jego zwolenników, którzy przybrali nazwiska polskie, w znacznej części otrzymali szlachectwo i zostali protoplastami wielu dzisiejszych rodzin. Wśród tego władze duchowne lwowskie nie wydały mimo zapowiedzi żadnego urzędowego wyroku co do sprawy “mordu rytualnego”. Kwestyę tę jednak poruszył wkrótce po dyspucie uczony Bernardyn, lwowskiego zakonu, ks. Gaudenty Pikulski, profesor teologii i mąż “w języku hebrajskim doskonale ćwiczony”, który w całym przez Franka wywołanym ruchu bardzo wybitną odegrał rolę. Jemu też obok ks. Awedyka zawdzięczamy dokładną wiadomość o dysputach lwowskich, a podał ją w osobnem dziele (str. 169-323) na podstawie protokołów “w tych słowach jak było od obydwóch stron na piśmie podane” konsystorzowi lwowskiemu. Dzieło to otrzymało aprobatę władz duchownych iu współczesnych nie małe budziło zainteresowanie. Obok różnorodnych kwestyi religijno-obyczajowych o żydach, poruszonych tu z widoczną erudycją, uczony Bernardyn, nawiązując sprawę do “mordu rytualnego”, kwestyę tę szczegółowemu poddał rozbiorowi. Podtrzymując w pełni oskarżenie Frankistów, dowody ich nowymi starał się poprzeć argumentami, zaczerpniętymi mianowicie z rękopisu niejakiego Serafinowicza, rabina z Brześcia Litewskiego, który w r. 1710 w Żółkwi przyjął chrzest św. i przyznawszy się publicznie, że sam dwukrotnie popełnił na Litwie mord rytualny “opisał wszystkie złości i bluźnierstwa, które żydzi czynią przez cały rok według porządku świąt swoich, z takim dowodem, że i rozdział talmudu i słowa hebrajskie wspomina. Wydane już były te sekreta talmudystów od tegoż samego Serafinowicza do druku, ale ich żydzi wykupiwszy, spalili. Jam tylko – mówi ks. Pikulski – manuskryptu jego dostał od tych, którzy go znali i z nim mówili i opuszczając hebrajskie słowa tylko po polsku wyrażę, co w sobie zamykają”. “Początek męczenia dzieci chrześcijańskich i dostawania krwi ich według świadectwa księgi Zywche Lew rozdz. 3 kar. 25 zaczął się po śmierci Chrystusowej w lat kilkadziesiąt z tej przyczyny”:
“Kiedy po rozkrzewieniu wiary św. chrześcijańskiej poczęli chrześcijanie wzmagać się przeciw żydom i ich potępiać, radzili wspólnie żydzi, jakimby sposobem mogli chrześcijanów ułagodzić i serca ich uczynić miłosierne ku sobie. Udali się tedy do rabina jerozolimskiego, najstarszego ta Irrwdysty imieniem Rawasze. Ten wszystkich sposobów przyrodzonych i przeciwko naturze próbując, jeżeli żarliwość i zawziętość przeciwko żydom mogła być zmiękczona, gdy tego dokazać nie mógł, na koniec udał się do księgi Rambam najsławniejszej między uczonymi żydowskimi. W tej odczytał się, że żadna rzecz szkodliwa nie może być uśmierzoną, tylko przez aplikacyą sympatyczną drugiej rzeczy tego rodzaju, co pomieniony rabin w księdze swojej rozdz. 1. kar. 102 próbując “żydom przełożył, że inaczej płomień zawziętości chrześcijańskiej przeciw nim nie może być zatłumiony tlko krwią wylaną z samychże chrześcijan”. “Od tego czasu zaczęli chwytać dzieci chrześcijańskie i okrutnie mordować, aby krwią ich mogli chrześcijan uczynić sobie łaskawych i miłosiernych i za prawo to sobie postanowili, jako wyraźnie i obszernie to opisuje talmud w ich księdze Zywche Lew”. “Księgi tej nie mogli dostać kontratalmudystowie na ostatnią dysputę, ponieważ ją sami rabini i to nie wszyscy mieć mogą” (str. 314). Ks. Pikulski z księgi owej Zywche Lew przytacza w swem dziele (str. 763-766) słowami Serafinowicza nawet “opisanie bezbożnej ceremonii na rzeź chrześcijańskich dzieci naznaczone”, opisanie tak drastyczne i trudne do prawdy, że ciekawych odsyłamy wprost do źródła. Równie drastycznym jest następny rozdział (str. 771-774) “na co i dlaczego krwi chrześcijańskiej żydzi potrzebują”, na poparcie, czego przytacza z manuskryptu Serafinowicza: “Talmud w księdze Sanhedron rozd. 6 kar. 48 pisze:
“Gdy żydowskie dziecię przychylne jest chrześcijanom, powinniśmy je zabić, bo znak jest, że się nawróci do wiary chrześcijańskiej. Mówią tedy, kiedy nam talmud pozwala własne zabijać dzieci, żeby nie szły do Bogów cudzych, musi nam pozwalać pogańskie zabijać dzieci, aby przez to przysługa była Bogu”. “W tejże księdze Sanhedron rozdz. 7 kar. 2, talmud temi słowy rozkazuje:
gdy chrześcijanin zabije chrześcijanina albo żyd żyda, to powinien być karany śmiercią, ale gdy żyd zabije chrześcijanina, żeby mu nic nie czyniono. Taką sentencję daje rabin Joanesen, rabini zaś konkludują w tymże wierszu: mówisz, że na gardło nie ma być karany, wieżą siedzieć, płacić etc., ale my konkludujemy, że wolno żydowi zabić chrześcijanina i za to nie ma odnieść kary”. “Rabini w tejże księdze rozdz. 7 kar, 630 tak piszą:
który poganin (jakimi nazywają chrześcijanina) zarżnąłby na ofiarę Bogu dziecię swoje, przez to wielkiby uczynił podarunek. Stąd Zywche Lew bierze argument, że oni tak napisali, aby skryto było, że rznąć dzieci chrześcijańskie wielki podarunek Bogu czyni się”. “W tymże rozdziale kar. 508 księga owa mówi: gdy chrześcijanin uczy się talmudu albo Pisma św., powinni go zabić. Stąd argument wziął Zywche Lew, że dzieci zwyczajnie uczą chrześcijanie 10 Bożego przykazania, na którem, że to Pismo zawisło, więc ich trzeba zabijać”. “I druga księga Awoyde Zuro pisze o tem w rozdz. l kar. 3 gdy się chrześcijanin Pisma uczy, powinniśmy go zabić”. “U żydów samo Pismo św. (a nie talmud) pisze się z kropkami, czyli akcentami, których w języku hebrajskim jest dziewięć. Talmudy zaś drukują bez tych kropek, skąd znajduje się w talmudzie wiele obojętnych słów, które inaczej rozumieją rabini, a inaczej ich mogą tłumaczyć pospólstwu, jak im potrzeba dla zachowania sekret u”. “Zapierają się mocno żydzi przeklętej ceremonii zabijania dzieci chrześcijańskich, sami przyznając, że ta złość przeciwko prawu natury i boskiemu, jako się wymawiali na ostatniej dyspucie publicznej we Lwowie r. 1759, gdy im kontratalmudystowie zadawali, że talmud uczy ażeby krwi chrześcijańskiej, co rok potrzebowali na święta Wielkanocne. Ale któżby dał wiarę w tej okoliczności talmudystom, którzy jeżeli w potocznych rzeczach za zwyczaj sobie wzięli kłamać i katolików oszukiwać, dopieroż w zapieraniu się tej złości swojej kryminalnej? Ile, że ta złość potrzebowania krwi chrześcijańskiej jest u samych rabinów w wielkim sekrecie. U prostych i nieuczonych żydów jest nie wiadoma; stąd jednak pewna, że tyle razy i świadectwem dowiedziona i dekretem surowie karana”. Lwowskie dysputy Frankistów i dzieło lwowskiego Bernardyna, wznowiły z całą grozą zarzut wylęgły w średniowiecznej pomorce dziejów, nadały mu znamię wszelkiego prawdopodobieństwa i to tem silniejsze, że właśnie w tym czasie (1760) w sądach grodzkich krasnostawskich toczyła się nowa głośna sprawa o zamordowanie w celach “rytualnych” chłopca Mikołaja Andrzejczuka z Wojsławic, w województwie lubelskim.Po długich dochodzeniach sąd uznał winnymi pięciu żydów, między nimi dwóch rabinów i skazał wszystkich na karę śmierci przez ćwiertowanie, co wykonano. Przypominając tu owe fakty i nie wszystkie cytaty, którymi starano się dowieść istnienie “mordu rytualnego”, czynimy to tylko w tym celu, aby zwrócić uwagę i prosić o naukowe wyjaśnienie tych, którzy głoszą, że “w całej powodzi judaistycznej literatury nie ma choćby jednego zdania, które w najodleglejszy sposób na możliwość czegoś podobnego wskazywało”.
Dr Aleksander Czołowski “Mord rytualny. Epizod z przeszłości Lwowa”, Lwów 1899.
Exodus z policji W tym roku ze służby w policji może odejść nawet 6 tysięcy funkcjonariuszy. Do tej pory mundur zdjęło już prawie 5 tysięcy policjantów Odchodzą najlepsi. Boją się zmian zapowiadanych przez nową ekipę rządową. Policjantów niepokoi niepewny los ustawy emerytalnej wydłużającej czas nabywania uprawnień emerytalnych, a także brak podwyżek pensji. - Jeśli choć jeden funkcjonariusz miałby odejść tylko, dlatego, że sprawa jest niejasna, nieczytelna, a chciałby dłużej pracować, to już jest szkoda dla państwa. Trzeba, bowiem zatrudnić kolejnego policjanta, wyposażyć go, a tego, który odejdzie na emeryturę, utrzymać. Nie mówiąc już o setkach czy tysiącach - mówi Józef Partyka, wiceprzewodniczący Zarządu Głównego Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Policjantów. Funkcjonariusze czekają na kolejne ruchy rządu, ponieważ to, co premier zapowiedział w exposé, jest dla nich nieczytelne. Ci, którzy jeszcze nie odeszli ze służby, mają już przygotowane wypowiedzenia. Złożą je, jeśli rząd nie podejmie dialogu. Nie zamierzają jednak czekać w nieskończoność, czego dowodem jest oficjalne stanowisko Prezydium ZG NSZZ Policjantów z 17 listopada br. skierowane do premiera. "Zwracamy się do Pana wstrząśnięci skalą nienawiści, z jaką policjanci boleśnie zderzyli się 11 listopada 2011 roku, w dniu naszego narodowego święta w Warszawie.[NIC O PROWOKACJACH tajniaków, o udowodnionej przecież współpracy z bandytami.. Wstyd! MD] Przeżycia, których doświadczyli w czasie wielogodzinnych zamieszek na ulicach Warszawy, na placu Konstytucji, na placu na Rozdrożu, gdzie wielu z nich stanęło w obronie ładu państwowego, [sic!! czy tym ludziom potrzeba pomocy psychiatry, czy spowiednika? a NDz nie komentuje! MD] obliguje nas do głośnego wołania o zachowanie praw nabytych, lepsze warunki dla Policji, o lepsze warunki i wyższy poziom szkolenia, o lepsze wyposażenie techniczne, o pełne zatrudnienie, o ludzkie warunki służby i pracy, o godziwe uposażenie pozwalające na godną egzystencję, na życie bez długów, lęku o zarzuty prokuratorskie" - piszą policjanci. "Nie mamy satysfakcji z faktu, że wielokrotnie wzywaliśmy, apelowaliśmy, postulowaliśmy, ostrzegaliśmy przed skutkami wieloletniego, pogłębiającego się z każdym dniem niedoinwestowania Policji i okazywania jawnej pogardy naszym koleżankom i kolegom zmagającym się codziennie nie tylko z trudami służby, lecz także w nie mniejszym stopniu z problemami niskich płac niewystarczających na utrzymanie rodziny. Zwracamy się do Pana po raz kolejny, mamy nadzieję, że tym razem skutecznie" - czytamy w liście. W opinii policjantów, kreowany przez polityków obraz tej grupy pracowniczej, jako pasożytniczej i korzystającej z niezasłużonych przywilejów, jest krzywdzący. - Jeśli nie będzie czytelnego sygnału od władz, że chcą wysłuchać, co mamy do powiedzenia, i jeśli nie pojawi się jakiś konsensus i konkretny zapis w ustawie budżetowej, to do końca lutego 2012 roku kolejne setki czy tysiące funkcjonariuszy złożą raporty o odejście ze służby - tłumaczy Partyka. Józef Partyka nie ma wątpliwości, że jeśli policjanci złożą raporty do końca lutego, to będą mieć rewaloryzację emerytur. - Liczymy na spisanie konkretnej umowy między środowiskiem służb mundurowych a premierem, bo jedynie to może powstrzymać falę odejść funkcjonariuszy - dodaje Partyka.
Dialogu nie będzie? Małgorzata Woźniak, rzecznik prasowy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, przyznaje, że do końca października do Zakładu Emerytalno-Rentowego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych wpłynęło 6918 wniosków o przyznanie emerytur funkcjonariuszom zwolnionym ze służby w Straży Granicznej, Policji Państwowej, Straży Pożarnej, Biurze Ochrony Rządu, Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencji Wywiadu oraz Centralnym Biurze Antykorupcyjnym. Podkreśla też, że nowy minister wie, iż odejścia policjantów to sprawa ważna, ale nie chce rozmawiać o tym z przedstawicielami związków na łamach gazet. - Pan minister sprawę zna, uważa, że jest bardzo ważna. Była ona omawiana między nim, ministrem Rapackim i Andrzejem Matejukiem, komendantem głównym policji. Nie będziemy za pośrednictwem dziennikarzy rozmawiać z przedstawicielami związków. Będzie się to odbywało - jeżeli będzie - w inny sposób. Nie chcemy tego robić za pośrednictwem gazet - powiedziała Woźniak. Resort przywołuje exposé Donalda Tuska, które - jak mówił Partyka - jest dla policjantów nieczytelne. - Premier mówił, że od lipca 2012 roku będą podwyżki dla żołnierzy i policjantów po 300 złotych. Chcę zaznaczyć, że również w projekcie ustawy budżetowej zostały zapisane pieniądze dla policjantów, którzy będą pracować w ramach Euro 2012, czyli na nadgodziny - tłumaczy rzecznik ministerstwa, nie odpowiadając jednak na pytanie, czy resort podejmie rozmowy z Zarządem Głównym NSZZ Policjantów.
- Liczymy na to, że nowy minister spraw wewnętrznych spotka się jak najszybciej z naszym środowiskiem, abyśmy mogli nasze wątpliwości jemu przekazać. Po to, żebyśmy mogli wspólnie - jeśli się da - przeciwdziałać niepokojącym zjawiskom: masowym odejściom ze służby czy przepisom wewnętrznie nas dotyczącym, które chcielibyśmy zmienić. Czekamy na zaproszenie ze strony ministerstwa, chcielibyśmy, bowiem dojść do jakiegoś porozumienia, wypracować jakieś konkretne zasady funkcjonowania - mówi Partyka.
[charakterystyczne, ale i straszne, że oni (Partyka) tylko o podwyżkach i nadgodzinach - a w sprawie najistotniejszej - użycia policjantów PRZECIW NARODOWI -głowa w piasek MD] Mirosław Dakowski
Dosyć pieprzenia i bicia piany!!! Wiem, że prochu nie wymyśliłem; ale do napisania tego napisać zmusił mnie blog xxxx. [blog patriotyczny, zaangażowany, ale nomina sunt odiosa... MD]
Na tym blogu pan xxxx i jego świta zaufanych komentatorów (tzw. klakierów) biją pianę od rana do wieczora. Tematy różne: nacjonalizm, endecy, piłsudczycy, Koneczny i inne. Na delikatne zasugerowanie, że są pieskami, które szczekają, a karawana idzie dalej zostałem wykopany, jako leming, który g... o rozumie. Doszedłem do wniosku, że są w tym kraju lemingi co żywią się g.. wyborczą, tvn, polsatem tvp, rmf, radio z, i innym ścierwem. Z drugiej strony tak jak u np. xxxx są antylemingi, którzy mają anty-świadomość. A mi pozostaje status quo tego co tu jest w naszej Ojczyźnie. Ja mam to w d.... Muszę jutro zatankować samochód, zapłacić ratę w banku, ugotować obiad, zapłacić za prąd budowlany (najdroższy), chociaż się nie buduję, iść do lekarza za 4 lata, bo taka kolejka, tracić czas na mijanie dziur w asfalcie i wiele innych egzystencjalnych rzeczy!!! Co niektórzy znają życiorys Rafała Gan-Ganowicza. To był człowiek czynu a nie pustego pieprzenia. Czas zabrać się za czynny opór (samoobronę) przed niegodziwcami tego państwa, Europy i świata. Przeczytany wcześniej u Pana Mirosława Dakowskiego artykuł o samochodach [por. Może wreszcie bunt użytkowników? I sąsiednie md] to wspaniały początek jak bronić się przed lobby motoryzacyjnym. Przejdźmy do innych dziedzin naszego życia. Postarajmy się wyrwać z tej cholernej matni. Moje propozycje:
1) Zlikwidować konta w bankach i posiadać tylko jedno (to, gdzie kredyt hipoteczny)
2) Kupować produkty u znajomych na wsi poza unijną kontrolą. [Jaja ze wsi są żółte (chyba stąd nazwa żółtko) jak cytryna nie zaś pomarańczowe jak 3PL30051320 , nie wspomnę o kurczaku i świni bez kolczyka]
3) Zlew bardzo ładnie myje się octem
4) Jogurty robi się z kefiru i owoców, a kefir z mleka i kosztuje 400 ml około 1,3zł
Proszę o społeczny czynny sprzeciw (a nie tylko bierny - bo wyłączyłem telewizor, lub nie kupuję gazety). Najlepiej być człowiekiem, istotą rozumną i logicznie myślącą, a nie lemingiem czy anty-lemingiem. Michał Woźniak
Nie wolno badać katastrofy smoleńskiej Piętnastu wybitnych profesorów z polskich uczelni technicznych zwróciło się do 27 szefów polskich jednostek badawczych z prośbą o pomoc w sfinansowaniu konferencji naukowej dotyczącej katastrofy smoleńskiej - podaje portal wPolityce.pl. - Naukowcy chcą wykorzystać osiągnięcia polskiej nauki, by dokładnie zbadać, dlaczego doszło do tak ogromnych zniszczeń Tu-154M. W artykule podała redakcja treść listu napisanego przez profesorów do dyrektora Narodowego Centrum Badań i Rozwoju (NCBiR). Czytamy tu m.in.:
"Tragiczne wydarzenie (...) w dalszym ciągu elektryzuje społeczeństwo z powodu wielu zagadek związanych z mechaniką zniszczenia samolotu Tu-154. Hipotezy dotyczące tego mechanizmu tworzone przez ludzi pozbawionych wykształcenia w dziedzinie mechaniki z jednej strony podnoszą emocje społeczne, z drugiej zaś budzą oburzenie środowiska naukowego ze względu na prymitywizm i sprzeczność z prawami fizyki. (...) Katastrofa smoleńska jest zbyt ważnym wydarzeniem w dziejach kraju, aby pozwolić na kształtowanie jej obrazu w świadomości społecznej przez polityków i propagandzistów w zależności od wyznawanych sympatii politycznych. Niezależnie od przyczyn, jakie do niej doprowadziły, a którymi nauka nie powinna się zajmować, jest to problem naukowy i zadanie dla instytucjonalnej nauki polskiej - zadanie polegające na wyjaśnieniu samego mechanizmu zniszczenia samolotu". Dyrektor NCBiR odmówił realizacji postulatów zgłoszonych przez profesorów, gdyż wychodzi to - jak pisze - poza "kompetencje oraz zakres działania Centrum". Nie można badać katastrofy smoleńskiej. Nie trzeba. Nie wolno. W takim kraju przyszło nam żyć. zygmuntbialas – blog
Exposé krachu gospodarczego Podczas prezentacji nowych ministrów premier Donald Tusk chwalił się: „To najmłodszy rząd po 1989 roku. Z satysfakcją stwierdzam, że jestem jednym z najstarszych jego członków”. Wbrew pozorom nie jest to jednak powód do chwały, bo oznacza, że Polska na czas ogólnoeuropejskiego kryzysu otrzymuje rząd debiutantów, którzy przez najbliższe miesiące będą dopiero uczyli się poruszać po ministerialnych gabinetach. Wygłoszone przez premiera exposé wskazuje, że Polsce grozi głęboka zapaść gospodarcza. Dlatego zapowiedział radykalne zmiany, m.in. ograniczenie ulg prorodzinnych dla średnio zarabiających, podwyższenie niektórych podatków, zwiększenie składki rentowej oraz wprowadzenie rachunkowości dla rolników, co jest zapowiedzią prawdziwej rewolucji dla mieszkańców wsi i groźbą ich gospodarczego wykluczenia. W exposé zabrakło merytorycznych propozycji reform systemowych, które doprowadziłyby do wytworzenia w gospodarce impulsu rozwojowego. Jeszcze kilka tygodni temu rząd głosił, że sytuacja gospodarcza jest stabilna i nie zagrażają nam gwałtowne zmiany.
Rządowa rozgrywka z opozycją w PO Tusk zapowiedział przeprowadzenie wielu skomplikowanych reform gospodarczych, społecznych, zwłaszcza na wsi. Jednak większość nowych ministrów Tuska to debiutanci, gros nie posiada zaplecza politycznego. Wcześniej byli wysokimi urzędnikami (np. Mikołaj Budzanowski, Jacek Cichocki, Marcin Korolec), ale nie byli prominentnymi politykami PO. W ten sposób Tusk odciął swoich partyjnych konkurentów od wpływu na administrację. Przypadek Jarosława Gowina należy zinterpretować, jako próbę uciszenia jednego z liderów partyjnej opozycji z możliwością zdymisjonowania go po jakiejś wpadce. Dzięki temu Tusk uzyskał pełną kontrolę nad debiutantami w rządzie i konkurentami w Platformie, w ten sposób zdominował rząd i Platformę. Świadczy to o podporządkowaniu konstrukcji rządu wewnątrzpartyjnym gierkom w PO. Tymczasem w najbliższych miesiącach szef rządu będzie musiał rozwiązać poważne problemy – kryzys gospodarczy, obniżenie poziomu życia, organizację mistrzostw Euro 2012. Konfliktową sytuacją dla Tuska będą także coraz większe pęknięcia polityczne w obozie obecnej władzy, które mogą spowodować jego rozbicie. Rozstrzygnięcia w tych sferach zdecydują o dalszych losach gabinetu premiera Tuska i ewentualnej zmianie konfiguracji na scenie politycznej.
Krach „zielonej wyspy Europy” Tusk w exposé kontynuował propagandę sukcesu, pochwalił się rzekomymi osiągnięciami rządu w poprzedniej kadencji. Jednak zaproponowane zmiany świadczą o nadchodzącym kryzysie i konieczności zmniejszenia wydatków budżetowych. Premier przyznał zresztą to sam, że 2012 r. „będzie prawdopodobnie najbardziej krytyczny w naszej najnowszej historii”. Przez wiele miesięcy milczał o tej katastrofalnej sytuacji, także w kampanii wyborczej. Negatywne scenariusze i prognozy gospodarcze były przed wyborami przemilczane. Świadczą o tym stary projekt budżetu na 2012 r. oraz deklaracje ministra Jacka Rostowskiego, że w 2012 r. nie będzie podwyżek podatków. Teraz szef rządu zapowiedział m.in. podniesienie składki rentowej o 2 punkty procentowe; zmniejszenie długu publicznego i deficytu budżetowego (do poziomu poniżej 3 proc. w 2012 r., w 2015 r. deficyt ma wynieść 1 proc. PKB). Tusk nie wytłumaczył jednak, w jaki sposób chce doprowadzić do tego poziomu, gdyż podwyższenie podatków nie jest receptą. Zaskakuje zapowiedź zmian w konkordacie i stanowisko, że duchowni powinni uczestniczyć w powszechnym systemie ubezpieczeń. Zapowiedź likwidacji systemu KRUS spowoduje kolejny regres w rolnictwie.
Należy zwrócić uwagę, że rządowy plan reform ratujących finanse „zielonej wyspy Europy” ogranicza się do najłatwiejszych posunięć, tzn. do zwiększenia podatków w przemyśle wydobywczym, podniesienia wieku emerytalnego, wprowadzenia podatku dochodowego w rolnictwie. W exposé zabrakło natomiast propozycji działań prorozwojowych, tworzących nowe miejsca pracy, np. w sektorze technologii informatycznych. Zniesienie symbolicznej ulgi podatkowej za internet, przy braku propozycji innych narzędzi rozwojowych, jest de facto zablokowaniem informatyzacji, zwłaszcza na wsi. W exposé nie znalazła się zapowiedź renegocjacji pakietu klimatycznego.
Gdzie jest 300 miliardów? Obecne plany oszczędności, podwyższenia podatków i obniżenia poziomu życia jaskrawo kontrastują z wcześniejszymi ocenami i propozycjami Platformy. Slogan „zielona wyspy Europy” był tylko wierzchołkiem góry lodowej propagandy sukcesu rządu Tuska. Przez wiele miesięcy słyszeliśmy również o projekcie zrównoważonego budżetu na przyszły rok, stabilnej sytuacji finansów publicznych, systematycznym rozwoju gospodarczym itd. Przypomnijmy sobie tylko niedawny spot wyborczy PO z Donaldem Tuskiem, Radosławem Sikorskim, Januszem Lewandowskim i Jerzym Buzkiem, w którym przekonywano Polaków, że załatwią z Brukseli dodatkowe fundusze europejskie, 300 miliardów złotych. Premier Tusk deklarował wtedy: „Nasza przyszłość zależy od tego, czy wywalczymy te pieniądze. I jak dużo ich wywalczymy. Wszyscy wiemy, że nikt za nas tego nie zrobi”. Sugerowano również, że dzięki tym pieniądzom będzie można zmniejszyć bezrobocie wśród młodzieży nawet o połowę. Wydaje się, że po wyborach wszyscy, zwłaszcza politycy PO, zapomnieli już o tej obietnicy wsparcia z Unii. Po wyborach przedstawiciele rządu nie mówią już o dodatkowych funduszach z Brukseli i obniżeniu bezrobocia, ale o konieczności obniżeniu poziomu życia.
Poziom życia w dół W jednym z wywiadów Dariusz Filar, członek Rady Gospodarczej przy premierze, ujawnił: „Trzeba otwarcie powiedzieć Polakom: jeżeli chcecie nadal żyć w spokoju, to poziom waszego życia trzeba obniżyć przynajmniej o kilka procent. (…) Pomiędzy 5 a 10 procent”. Jednak po exposé Tuska należy zastanowić się, czy to obniżenie poziomu nie będzie większe! Znamienne, że Dariusz Filar wskazywał na zmiany, które obecnie ogłosił Tusk: „Rozpoczęcie procesu podnoszenia wieku emerytalnego, ustabilizowanie systemu rentowego, czyli z powrotem podniesienie składki, żeby ten system nie był deficytowy i finansowany z budżetu państwa. To są emerytury mundurowe, to jest kwestia zniesienia licznych przywilejów podatkowych”. Obecna zmiana przez Tuska oceny sytuacji gospodarczej jest tym bardziej bulwersująca, że musiał on zdawać sobie sprawę z faktu, że trwający od kilku miesięcy kryzys w Europie wywoła negatywne konsekwencje dla Polski. Pomimo tych sygnałów gabinet Tuska przez wiele miesięcy kontynuował propagandę sukcesu i zaniechał wprowadzenia wcześniej niektórych reform.
Pacyfikacja PSL O skali planowanych zmian gospodarczych może świadczyć nagłe usunięcie z resortu pracy minister Jolanty Fedak. Argument, że powodem usunięcia z rządu był jej słaby wynik wyborczy, należy włożyć między bajki, ponieważ wielu ministrów uzyskało gorsze wyniki lub nawet nie stanęło w szranki wyborcze. Nowym ministrem został 30-letni Władysław Kosiniak-Kamysz. Dlatego dymisja minister Fedak oznacza, że nowe założenia polityki finansowej będą restrykcyjne i mogłyby być przez nią oprotestowywane, poprawiane i nowelizowane. Dzięki jej usunięciu premier i resort finansów mogą uzyskać większą swobodę w kształtowaniu polityki społecznej i zmianie jej założeń, likwidacji ulg, szukaniu oszczędności w rezerwach budżetowych i drenażu kieszeni najuboższych. W tej sytuacji objęcie tego resortu przez nowego ministra, bardzo młodego polityka debiutującego w administracji rządowej, wskazuje na podporządkowanie polityki społecznej ministrowi finansów. Jeszcze przed wygłoszeniem exposé pojawiły się informacje o obcinaniu funduszy na szkolenia dla bezrobotnych i ich aktywizację zawodową. Taka zmiana jest porażką polityczną PSL. Świadczy o malejącym wpływie ludowców i prawdopodobnym ultimatum Tuska. W poprzedniej kadencji minister Fedak miała bardzo duże wsparcie Waldemara Pawlaka, nawet w konflikcie z szefem resortu finansów. Dlatego usunięcie z rządu jego protegowanej można wiązać z presją Platformy wobec PSL i swoistym szantażem politycznym – „jak nie PSL, to może lewica”. Faktem jest, że Pawlak wypowiadał się, iż „romanse PO z SLD lub z Ruchem Palikota popsułyby wizerunek Platformy”. Jednak faktem jest również, że PSL nie uzyskało nowych resortów, stracił doświadczoną minister, a umowa koalicyjna, co jest ewenementem, nie została podpisana. Dlatego w tym rozdaniu ludowcy stracili. W dobie rozpoczynającego się kryzysu spada na nich ciężar odpowiedzialności za politykę społeczną w sytuacji wzrastających wpływów Rostowskiego, cięć budżetowych i potencjalnych protestów społecznych. Jednocześnie Tusk zapowiedział wielką reformę podatkową w rolnictwie, co związane będzie ze zmianami społecznymi na wsi.
Lewa noga Belwederu Na mocniejszą pozycję Tuska wpłynęła obecność w Sejmie posłów Palikota. Dzięki nim premier uzyskał możliwość szachowania PSL i eliminowania wpływów ludowców. Kokietowali oni Platformę deklaracjami o konieczności zlikwidowania KRUS, przeprowadzenia reform gospodarczych. Zakulisowa koalicja PO z Palikotem została potwierdzona w czasie wyboru wicemarszałków. To właśnie Tusk przekonywał do głosowana na Wandę Nowicką, jej kandydaturę przegłosowano dzięki „łamaniu kręgosłupów” opornych posłów PO. Jednak należy spodziewać się, że partia Palikota będzie wspierała Tuska jedynie warunkowo, w wybranych sferach. Konkurując z SLD i PO, będzie ukierunkowana na inny ośrodek władzy – prezydenta Bronisława Komorowskiego. Taki sygnał wysłał Janusz Palikot po wygłoszeniu przez prezydenta orędzia na pierwszym posiedzeniu Sejmu. Ocenił, że Komorowski skrytykował rząd, a Tusk wyglądał w czasie tego orędzia jak „zawzięty i wyprowadzony z równowagi człowiek. Miał zaciśnięte usta jak człowiek, który sobie nie radzi”. Według Palikota, prezydent wskazał na słabe punkty Tuska: na „nicnierobienie”, „brak odwagi”, „dreptanie w miejscu” oraz wytknął mu brak zmian w systemie ubezpieczeń społecznych, wydłużenia wieku emerytalnego, problem przygotowania polskiego budżetu do spełnienia kryteriów wejścia do strefy euro. Sympatia Palikota do aktualnego zwierzchnika sił zbrojnych, w kontekście jego dawnych związków w PO, nie dziwi. Jednak tak jawne i demonstracyjne opowiedzenie się po stronie Komorowskiego uczyniło z partii Palikota „lewą nogę” Belwederu. Dlatego stopień poparcia tego ugrupowania dla rządu Tuska będzie wypadkową przyszłych relacji Tuska i Komorowskiego.
Schetyna na wygnaniu Prezydent będzie dążył do odbudowy swojej „prawej nogi”, zwłaszcza po spacyfikowaniu Grzegorza Schetyny i jego zaplecza. To Schetyna był faworytem Belwederu, w przypadku gorszego wyniku PO miał zastąpić Tuska. Powyborcze gesty premiera i prezydenta – przyjęcie przez Komorowskiego Schetyny, degradacja Schetyny, krytyczne uwagi Komorowskiego itd. – zapowiadają kolejną „szorstką przyjaźń” w polityce. W tej sytuacji reaktywacja w PO silnej frakcji proprezydenckiej wydaje się głównym zadaniem Komorowskiego. W projekcie budowy politycznego zaplecza Belwederu pomocna może być np. „Rzeczpospolita”, która pod nowym kierownictwem dopuściła na łamy np. przedstawiciela Ruchu Palikota Annę Grodzką. Paradoksalnie wyborcze zwycięstwo Tuska może okazać się początkiem jego klęski. Dzięki sukcesowi może sobie pozwolić na dyktat w partii i powołanie ministrów bez politycznego zaplecza. Partyjni konkurenci zostali spacyfikowani lub zajęci konsumpcją „owoców władzy”, ale na jak długo? Zwłaszcza, że pełnia władzy oznacza także pełną odpowiedzialność. Taka sytuacja powoduje, że to głównie Tusk będzie musiał tłumaczyć się za ewentualne porażki, np. kryzys gospodarczy lub błędy w organizacji Euro 2012.
Euro 2012: widmo kompromitacji Prawdziwym skandalem jest, że premier w exposé nie zająknął się o przygotowaniach do Euro 2012. Ta największa impreza sportowa w Europie obnaży rządową propagandę sukcesu. Mistrzostwa piłkarskie mogą okazać się wielką kompromitacją, nie tylko sportową, ale też organizacyjną, techniczną, logistyczną. Nieustannie pojawiają się obawy, zwłaszcza wśród cudzoziemców, o stan polskiej infrastruktury, dróg, infrastruktury kolejowej, zaplecza hotelowego, jakości usług, poziomu bezpieczeństwa. Inwestorzy budujący stadiony przesuwają zakończenie prac, a system komunikacji dla setek tysięcy kibiców znajduje się w powijakach. W Polsce rywalizować będzie osiem reprezentacji narodowych, które rozegrają mecze w Warszawie, Wrocławiu, Poznaniu i Gdańsku. Siłą rzeczy kibice będą musieli poruszać się pomiędzy tymi miastami oraz przemieszczać się na Ukrainę. Tymczasem rząd nie zdąży oddać na czas dróg ekspresowych. Co więcej, w czasie Euro 2012 będą trwać remonty na wielu drogach, a niektóre będą gotowe dopiero w 2013 roku. Dlatego w tym okresie Polskę czeka paraliż komunikacyjny. Również transport kolejowy nie rozładuje zwiększonego ruchu. Brakuje nowoczesnego taboru, a korzystanie z transportu kolejowego przypomina podróż w czasie, gdyż niejednokrotnie czas przejazdu jest dłuższy niż w II RP. Nie można również zapominać o wyzwaniu, jakim jest zapewnienie bezpieczeństwa. Na mistrzostwa przybędzie do Polski wiele rywalizujących ze sobą grup narodowych. Polska policja nie jest wyszkolona i przygotowana do rozładowania takich nastrojów i spokojnego eliminowania z tłumu autentycznych prowodyrów zajść. W działaniach policji przeważają rozwiązania siłowe, rodem ze stanu wojennego, nawet wobec postronnych osób. Wskazują na to prowokacyjne działania policji w czasie Marszu Niepodległości 11 listopada. Co więcej, nie można wykluczyć w czasie trwania mistrzostw celowych prowokacji w celu wywołania zamieszek. Zapowiedź premiera podwyżek dla wojska i służb mundurowych potwierdza prognozy, że rząd obawia się wystąpień społecznych. Z problemem bezpieczeństwa w czasie Euro 2012 wiążą się również zagrożenia terrorystyczne.
Co robić? W sytuacji powyższych zagrożeń gospodarczych, społecznych, politycznych prawica powinna bezkompromisowo punktować wszystkie błędy premiera, pracować nad własnym pakietem reform gospodarczych oraz dążyć do rozbicia spoistości obozu władzy. Bez regularnych spotkań z wyborcami, bez poznania ich problemów (także tych dalekich od wielkiej polityki), bez wsparcia dla lokalnych inicjatyw społecznych prawica nigdy nie zdobędzie władzy. Konieczna jest współpraca ze środowiskami patriotycznymi w celu przeorania świadomości społecznej i przeciwstawienia się kolejnej fali nihilizmu. Piotr Bączek
CBA zatrzymało generała Czempińskiego Centralne Biuro Antykorupcyjne zatrzymało wczoraj generała Gromosława Czempińskiego. Były szef UOP został przewieziony do Katowic i pozostaje do dyspozycji tamtejszej Prokuratury Apelacyjnej - podało TVN24. Rzecznik prasowy CBA Jacek Dobrzyński na antenie TVN24 nie chciał podać żadnych szczegółów. - Zatrzymany został wczoraj. Pozostaje do dyspozycji Prokuratury Apelcyjnej w Katowicach - stwierdził jedynie i odmówił odpowiedzi na pytanie, o jakie zarzuty chodzi. Z kolei z nieoficjalnych informacji „Dziennika Gazety Prawnej” wynika, że śledztwo CBA dotyczy malwersacji finansowych. I niewykluczone są zatrzymania kolejnych znanych publicznie osób. Pojawiła się również nieoficjalna informacja, że chodzi o malwersacje przy prywatyzacji warszawskiego Stoenu i LOT-u. - Generał Gromosław Czempiński został zatrzymany na polecenie Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach w związku z toczącym się w niej śledztwem - potwierdził PAP rzecznik prokuratury Leszek Goławski. Śledczy na razie odmawiają podania jakichkolwiek szczegółów. Prokurator Goławski nie powiedział w związku, z jaką sprawą i pod jakimi zarzutami zatrzymano Czempińskiego. - Informacje na ten temat zostaną podane dopiero po zakończeniu toczących się czynności, co może nastąpić dzisiaj po południu - poinformował rzecznik. Kilka tygodni temu generał Gromosław Czempiński w rozmowie z portalem Niezależna.pl przyznał, że brał udział w zakładaniu Platformy Obywatelskiej. 66-letni Gromosław Czempiński był szefem Urzędu Ochrony Państwa w latach 1993–1996. Obecnie jest generałem brygady w stanie spoczynku.
W 1970 ukończył studia w Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Poznaniu. W 1972 rozpoczął służbę funkcjonariusza wywiadu. Rok później ukończył też Ośrodek Szkolenia Kadr Wywiadu PRL w Starych Kiejkutach. W Ministerstwie Spraw Wewnętrznych pracował od 1970 w Departamencie I. W 1975 został oficjalnie zatrudniony przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych, najpierw w Konsulacie Generalnym w Chicago (1975–1976), później Polskim Przedstawicielstwie przy ONZ w Genewie (1982–1987). W 1990 został zatrudniony w UOP, początkowo, jako zastępca szefa Zarządu Wywiadu UOP, później, jako szef instytucji. Krytycy zarzucali mu zbyt bliskie kontakty ze światem biznesu. Po przejściu w stan spoczynku w kwietniu 1996 założył firmę Doradztwo GC. W następnych latach zasiadał w radach nadzorczych i zarządach różnych przedsiębiorstw (Polskie Zakłady Lotnicze w Mielcu, FORCAN S.A., BRE Bank S.A., WAPARK Sp. z o.o., MOBITEL Sp. z o.o., Szeptel S.A.) i doradzał firmom konsultingowym. Jest współwłaścicielem kilku firm: Quantum Group Sp. z o.o., Doradztwo GC s.c., Dorcel s.c. oraz TTP Sp. z o.o. W 2005 został prezesem Aeroklubu Polskiego.
TVN24.pl
Jak zostać drugą Szwajcarią Kryzys finansowy to także szansa. Szansa na „odzyskanie” banków i zarobienie dla Polski miliardów euro na tych transakcjach – uważa ekonomista Kilka lat temu, jeszcze przed kryzysem, gdy byłem wiceprezesem Narodowego Banku Polskiego, z wizytą w Polsce przebywał wysoki funkcjonariusz Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Znaliśmy się od wielu lat i byliśmy po imieniu. Podczas jednego ze spotkań z jego ust padły następujące słowa: – Krzysztofie, ja tego publicznie nigdy nie powiem, bo jestem wysokim funkcjonariuszem MFW i to jest niezgodne z naszym oficjalnym stanowiskiem, ale uważam, że wyście za dużo tych banków sprzedali inwestorom zagranicznym i że mogą być z tego powodu w przyszłości poważne kłopoty. To jedno krótkie zdanie prowadzi do trzech konstatacji. Po pierwsze, już kilka lat temu wysoko postawione osoby w MFW spodziewały się poważnych problemów w sektorze bankowym, ale nie mówiły o tym głośno, bo nie było na to zgody. Po drugie, oficjalne stanowisko MFW – nazywane w skrócie konsensusem waszyngtońskim, czyli stabilizuj, liberalizuj i prywatyzuj – narobiło szkód na kwoty sięgające bilionów dolarów w skali globalnej. Te straty będą jeszcze wyższe, gdy upadnie Rzym. Po trzecie, w imię bezpieczeństwa finansowego Polski należy dążyć do ograniczenia roli, jaką odgrywa kapitał zagraniczny w polskim sektorze bankowym. Jest to bardzo trudne, bo na razie banki są drogie, a Polska nie jest zasobna w kapitał. Ale powinniśmy się przygotować, bo niedługo może się pojawić okazja do zwiększenia udziału polskiego w sektorze bankowym.
Wszystko na sprzedaż Dlaczego udział kapitału zagranicznego w sektorze bankowym przekraczający 50 procent niesie ze sobą poważne ryzyko (w Polsce wynosi około 75 proc., w wielu innych krajach regionu ponad 90 proc.)
Po pierwsze, nadzór nad bankami, które są własnością banków matek za granicą, jest trudniejszy. Na szczęście polski nadzór finansowy na przestrzeni minionych dwóch dekad okazał się bardzo sprawny.
Po drugie, decyzje biznesowe są w znacznym stopniu podejmowane za granicą. Na przykład kłopoty banku matki mogą prowadzić do zatrzymania akcji kredytowej i zwolnień w banku córce. Albo zarząd grupy podejmuje decyzję, że w skali globalnej nie finansuje danej branży, i jeżeli przypadkiem bank córka jest dużym bankiem w Polsce, to nagle bez powodu pogarszają się warunki finansowania tej branży i jej zdolność do konkurencji z producentami z innych krajów. Po czwarte, polskie banki są lepiej zarządzane od zagranicznych, ale po jakimś czasie matka pijaczka może zrobić nawet z bardzo porządnej córki ladacznicę. Wtedy mądry ojciec rodziny kieruje matkę na odwyk i sam zajmuje się wychowaniem córki, a jak trzeba, znajduje sobie nową żonę, porządną.
Odpowiedziałem na pytanie: dlaczego, teraz warto się zastanowić, kto mógłby przejmować banki córki, kiedy będą wystawiane na sprzedaż. Piszę „kiedy", a nie „czy", ponieważ skala nadchodzącego kryzysu finansowego będzie tak duża, że trzeba przyjąć, że na sprzedaż będzie każdy lub prawie każdy bank w Polsce, który jako właściciela ma bank w Europie Zachodniej. Na razie zarządy w tamtych krajach to dementują, ale za rok, w nowej finansowej rzeczywistości, zmienią zdanie. Zatem kto? Są cztery instytucje finansowe, które mogłyby dokonać takich przejęć: PZU, PKO BP, Getin Holding i BGK. W PZU i PKO BP Skarb Państwa jest dominującym akcjonariuszem (specjalnie nie używam słowa „większościowym", tylko „dominującym", bo de facto decyduje o wszystkim), BGK jest bankiem państwowym, a Getin Holding ma dominującego udziałowca prywatnego, którym jest Leszek Czarnecki. Każda z tych instytucji przy odpowiednim wsparciu państwa, czyli rządu, UOKiK, KNF i NBP, może kupić sprzedawane przez zagranicę spółki córki.
Jakie korzyści możemy odnieść? Przede wszystkim znikną zagrożenia opisane powyżej. Po drugie, nadchodzi nowy okres w rozwoju gospodarczym Polski, okres ekspansji międzynarodowej polskich firm. Budowa dużych grup finansowych może ułatwić to, żeby w każdym kraju, w którym polskie firmy rozpoczynają lub już prowadzą działalność, pojawił się również oddział polskiego banku. Kiedyś napisałem, że Polska mogłaby się stać drugą Szwajcarią. Chodzi o to, że gdy banki w Europie Zachodniej będą padały jak muchy, polski sektor bankowy po raz drugi okaże się relatywnie odporny na kryzys. Piszę „relatywnie", bo przewiduję, że tym razem już nie będzie tak łatwo jak w latach 2008 – 2009. Odporność na kryzys może budzić zaufanie do polskiej bankowości, należy to wypromować, jako markę, jako wartość i spróbować dokonać eksportu tych bezpiecznych usług finansowych. Ważnym krokiem w przekształcaniu Polski w drugą Szwajcarię byłoby „odbicie" banków z rąk inwestorów zagranicznych.
Scenariusze przejęcia Kiedy nadarzy się okazja na „odbicie" banków? W mojej ocenie już niedługo. Przewiduję bankructwo Włoch i Hiszpanii, co spowoduje falę upadków banków w strefie euro i być może poza nią. Rządy będą zmuszone nacjonalizować banki, co w większości przypadków będzie prowadziło do nakazu sprzedaży spółek córek za granicą. Akcje banków mocno spadną, więc będzie można odkupić je dużo taniej niż obecnie. A jednocześnie nie będzie zbyt wielu chętnych do kupna polskich banków córek, bo kłopoty będą miały prawie wszystkie grupy bankowe po obu stronach Oceanu Atlantyckiego. Kupującymi będą tylko instytucje z Azji lub krajów zasobnych w ropę naftową oraz polscy inwestorzy. W takiej sytuacji Unia Europejska nie obrazi się, jeżeli kupującym postawimy takie warunki formalne, że tylko europejscy chętni będą mogli je spełnić. Wtedy polscy inwestorzy przejmą aktywa bankowe w Polsce bardzo tanio. Zacząłem już pisać o tym, jak dokonać tej transakcji. Od wielu miesięcy piszę i mówię publicznie o tym, że NBP, powinien wyłączyć z rezerw dewizowych specjalny subfundusz, który użyczałby pożyczek na transakcje przejęć banków córek przez polskich inwestorów. Uważam, że powinny to być waluty, a nie kredyt refinansowy, ponieważ płatność i tak będzie wymieniona na waluty. Nie bardzo wyobrażam sobie, że kwoty sięgające np. 10 mld euro w krótkim czasie przejdą przez rynek walutowy, czyli sprzedający wymieni złote na waluty, żeby transferować je do swojego kraju. I tak NBP będzie musiał sprzedawać te waluty na rynku, więc na koniec transakcji walut z rezerw ubędzie, a przybędzie aktywów krajowych w postaci udzielonego kredytu refinansowego. W mojej propozycji nie ma problemu wymiany złotego i ryzyka jego silnego osłabienia, a zobowiązanie inwestorów krajowych wobec NBP jest w walutach, co w długim okresie może się okazać tańsze dla kupujących. W każdym razie możliwe są różne metody finansowania tych transakcji, warto już teraz przygotować odpowiednie zmiany w regulacjach, żeby być gotowym, gdy pojawią się okazje. Oczywiście powinny też być prowadzone poufne rozmowy potencjalnych kupujących z rządem, KNF i NBP w celu zbudowania odpowiednich procedur postępowania. Ponadto uważam, że wielkie zagraniczne fundusze private equity nie powinny być częścią tych transakcji, bo wtedy zgarną dużą część wartości związanych z tymi transakcjami. Udział OFE w transakcjach jest możliwy, ale nie kluczowy dla ich sukcesu, ponieważ właściciel powinien być dominujący, a nierozproszony. W zasadzie po ekscesach minionej dekady można powiedzieć, że właściciel rozproszony w bankach to gorzej niż socjalizm.
Miliardy do wzięcia Jakie zagrożenia mogą się pojawić? Podstawowym jest strach sektora publicznego przed podejmowaniem ryzyka. Wielu w tym sektorze chce podejmować decyzje w taki sposób, żeby nie ponosić za nie odpowiedzialności. Trzeba ten problem rozpatrzyć już teraz. Innym ryzykiem jest różnica w kulturze organizacyjnej instytucji z dominującym zaangażowaniem państwa i instytucji prywatnych, co może spowodować olbrzymie problemy przy przejęciu. Ale jest na to sposób: przez dłuższy czas instytucje przejmowana i przejmująca mogą funkcjonować oddzielnie, ponieważ korzyścią z połączenia nie są synergie kosztowe, ale inne korzyści przedstawione w tym artykule. Dlatego na synergie kosztowe będzie można poczekać nawet kilka lat, bo taki okres wystarczy, żeby wypracować wspólną kulturę organizacyjną. Jeśli ktoś nie rozumie, o czym mówię, to proponuję, żeby tak jak ja wybrał się założyć rachunek do oddziału BGK. Olbrzymia pusta sala, miła obsługa, ale reszta jak za króla Ćwieczka, bez Internetu, bez obsługi telefonicznej, z przestarzałymi procedurami. To, po co tam zakładać rachunek, ktoś może zapytać. Na wszelki wypadek, tak odpowiem, a przy okazji dodam, że gdyby BGK przejął jakiś duży polski bank córkę, to przez kilka lat oba banki mogłyby funkcjonować obok siebie, ale np. obsługa rachunków indywidualnych mogłaby być prowadzona w przejętym banku, byłaby obsługa internetowa etc. Innymi słowy ryzyka są zarządzalne. Kryzys finansowy to także szansa. Szansa na „odzyskanie" banków i zarobienie dla Polski miliardów euro na tych transakcjach. Nie pozwólmy, żeby te miliardy znowu przeszły nam koło nosa. Krzysztof Rybiński
Euromatoły Nasila się presja na Europejski Bank Centralny żeby zaczął drukować pieniądze na wielką skalę. Są dziesiątki paneli i wiele artykułów w czołowych gazetach z jednym wnioskiem – drukuj Mario, drukuj. Przykładem może być artykuł wpływowego publicysty Financial Times’a, Martina Wolfa, który w dramatycznych słowach wzywa EBC do działania, a jeśli nie to będą zapamiętani, jako grabarze strefy euro, a przecież tego nie chcą.
Wolf_Merkel_picture_house_of_cards
Polska zadeklarowała, że będzie kiedyś członkiem strefy euro. Ale jeżeli polityka gospodarcza tej unii walutowej ma polegać na drukowaniu pieniędzy na wielką skalę, na finansowaniu deficytów budżetowych nieodpowiedzialnych rządów przez bank centralny, to Polska powinna publicznie zadeklarować, że do takiej strefy euro wchodzić nie zamierza. Czyli zamiast namawiać EBC do drukowania pieniędzy, jak to czyni ostatnio minister Rostowski, Polska powinna stanąć w tym sporze po stronie Niemiec i innych krajów Północy. Radzę uważać na retorykę, bo niechcący możemy się ustawić w jednym szeregu z Węgrami i Grecją. Jest takie powiedzenie, jak nie wiesz, co zrobić, to kup dolary. Ja już dawno kupiłem. Dzisiaj mamy dwie nowe inicjatywy, obie chybione. MFW ogłosił, że będzie miał nową linię kredytową dla rozwiniętych krajów, które przeżywają przejściowe problemy płynnościowe. Hiszpania lub Włochy mogłyby dostać po kilkadziesiąt miliardów euro. To o wiele za mało, a poza tym te kraje nie mają problemów płynnościowych, tylko problem z wypłacalnością na skutek utraty zaufania i nadchodzącej recesji. Druga inicjatywa to pomysł Brukseli, żeby emitować euroobligacje, pomysł trzywariantowy, od razu oprotestowany przez Niemcy. Mechanizm pomysłu Brukseli jest następujący. Ja oszczędzałem całe życie i ciężko pracowałem, a sąsiad hulał, pożyczał i wydawał, a dodatkowo jego dzieci porysowały mój samodód i wybiły mi szyby w oknach. A teraz urzędnik gminy przychodzi do mnie i mówi, że gmina wymyśliła, że ponieważ banki nie chcą pożyczyć sąsiadowi więcej pieniędzy, a on przecież musi jeździć dobrym samochodem i mieszkać wygodnie, to ja będę teraz zmuszony poręczyć jego kredyty. To, co ja sobie pomyślę o takim urzędniku. No właśnie, to samo sobie myślą Niemcy o nowych pomysłach Brukseli.
Krzysztof Rybiński
Kobieta, która pilnuje TVN W aktualnej rozgrywce wokół TVN ważną role odgrywa młoda ładna kobieta, Melissa Laidley, która pilnuje 52% akcji TVN zastawionych za dług ITI, w imieniu obligatariuszy ITI. Melissa Laidley pracuje dla BoNY Mellon Global Corporate Trust w Londynie. Obligatariusze ktorzy pozyczyli wizjonerom z Panamy 260 milionow Euro na astronomiczne 11,25% rocznie, dostali w zastawie 52% akcji TVN zaparkowanych w holenderskiej spolce Polish Television Services BV. Wycena zastawu to okolo 6 PLN za akcje TVN. Czyli 50% mniej niz aktualna wycena TVN na gieldzie. Oczywiscie dla unikniecia problemow zastaw akcji TVN jest nadzorowany przez wyspecjalizowanego powiernika, The Bank of New York Mellon Global Corporate Trust, ktory wykonuje tez, w zaleznosci od potrzeby, okreslone operacje, takie jak:
- bezpieczne przechowywanie powierzonych aktywow
- przelewy
- przygotowywanie raportow
- reprezentowanie obligatariuszy w przypadku niewyplacalnosci podmiotu
- transfer aktywow pomiedzy stronami umowy powierniczej
Tutaj Melissa Laidley ma duze pole do popisu, jako ze wizjonerzy z Panamy chca polaczyc czesc aktywow TVN, czyli platforme "n" z Cyfra Plus, a to oczywiscie wymaga zgody obligatariuszy ITI i nadzoru powiernika. Obligatariusze ITI nie chca oczywiscie, aby zastaw dlugu rozmyl sie lub wymknal im sie z rak przy okazji roznych manewrow finansowych. Niestety nikt nie nagrodzi w Polsce Melissy Laidley jakas statuetka za dokonania i wklad. Tym bardziej, ze Melissa ukonczyla ekskluzywna katolicka szkole w Londynie (Cardinal Pole RC School), nazwana tak dla pamieci kardynala Reginalda Pole, ostatniego katolickiego kardynala Canterbury. Jak wiemy, katolicka edukacja oznacza w Polsce Palikota i Urbana banicje i ostracyzm. Na szczescie Melissa Laidley pilnujeTVN z demokratycznego Londynu.
Stanislas Balcerac
Oszczędności na ulgach na dzieci i waloryzacji emerytur
1. Premier Tusk wygłaszając expose tam gdzie mówił o oszczędnościach nie informował o szczegółach tych pomysłów. Dopiero po kilku dniach po wypowiedziach Ministra Rostowskiego można się zorientować, że rząd Tuska, jeżeli mówi, że coś da obywatelom to tylko mówi, ale jeżeli mówi, że zabierze to jednak zabiera. Wygląda na to, że właśnie dokładnie tak będzie z „modyfikacją” ulg na wychowanie dzieci w podatku dochodowym od osób fizycznych. Obecnie jest tak, że ulga ta wynosi 1120 zł na każde dziecko do 18 roku życia, a jeżeli uczy się lub studiuje to odlicza się ją do 25 roku życia dziecka. Konstrukcja ulgi jest taka, że odlicza się ją od kwoty należnego podatku dochodowego rodziców (rodzica), a więc w pełnej wysokości mogą odliczyć ją tylko ci rodzice, którzy mają odpowiednio wysokie dochody i w związku z tym wysokie kwoty należnego podatku dochodowego. Szczególnie w przypadku rodzin wielodzietnych, a więc tych z trójką i większą ilością dzieci tego rodzaju sytuacje zdarzają się rzadko, więc już obecnie sporo takich rodzin w Polsce mimo istnienia takiej możliwości nie odlicza ulg na dzieci w pełnej wysokości, ponieważ nie ma ich, z czego odliczać. Premier Tusk w swoim expose zaoferował takim rodzinom podwyższenie ulgi na 3 i kolejne dzieci o 50%, a więc do kwoty 1680 zł tyle tylko, że większość rodzin z tego dobrodziejstwa nie skorzysta. Była to, więc szczególnie cyniczna propozycja podwyżki ulgi na wychowanie dzieci dla rodzin wielodzietnych, ze świadomością, że tylko niewiele z nich będzie mogło skorzystać z tego zwiększonego odliczenia. Za to już wiemy, że odebranie ulgi na pierwsze dziecko rodzinom, które mają dochody roczne przekraczające 85 tys. zł będzie dotyczyło około 300 tys rodzin i przyniesie oszczędności budżetowe w wysokości około 400 mln zł. Prawda, że PR-owsko doskonale, podwyższamy ulgi na dzieci w rodzinach wielodzietnych, choć w praktyce rzadko, kto z nich skorzysta, a zabieramy ulgi na pierwsze dziecko w „bogatych” rodzinach, tak jakby na tych dzieciach polskiemu państwu wcale nie zależało. Trzeba przy okazji przypomnieć, że na dzieci rodziców niepłacących podatku dochodowego (bezrobotnych bez prawa do zasiłku, żyjących z pomocy społecznej, a także dzieci rolników) nie ma żadnych ulg, a właśnie te rodziny są najczęściej wielodzietne.
2. Drugim dobrodziejstwem, które ogłosił w expose Premier Tusk było wprowadzenie kwotowej waloryzacji emerytur i rent. Pomysł ten został przyjęty bardzo ciepło, chociaż już raz podczas rządów PiS ustawę o waloryzacji kwotowej rent i emerytur uchwalono. Tyle tylko, że zakwestionował ją Trybunał Konstytucyjny, jako niezgodną z ustawą zasadniczą i wtedy rząd Kaczyńskiego oprócz waloryzacji procentowej zaproponował jednorazowy kwotowy dodatek dla emerytów i rencistów o najniższym poziomie świadczeń. Waloryzację świadczeń emerytalno rentowych przeprowadza się wskaźnikiem inflacji z poprzedniego roku powiększonym o 20% udział we wzroście przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce, czyli za rok ubiegły byłaby to waloryzacja na poziomie około 6%. Okazuje się jednak, że zmiana sposobu waloryzacji wcale nie oznacza, że kwotę przewidzianą na jej przeprowadzenie rozliczy się proporcjonalnie na wszystkich pobierających świadczenia. Rostowski chce oszczędzić na każdym emerycie i renciście około 50 zł miesięcznie i to pozwoli mu zmniejszyć wydatki na waloryzację świadczeń o około 4,5 mld zł rocznie. I znowu PR-owsko pomysł prezentuje się świetnie, każdy emeryt niezależnie od tego, jaką ma kwotę świadczenia, dostanie taką samą kwotę waloryzacji tyle tylko, że jednocześnie złoży się na oszczędności budżetowe, średnio kwotą 600 zł w stosunku rocznym
Zbigniew Kuźmiuk
Podatki: pogłówny i podymny. Nasi pradziadowie też „oleum” w głowie mieli. Żyjemy w kraju, w którym koszt ściągnięcia podatku dochodowego waha się w granicach od 3-5% PKB i w podobnym procencie obciąża kieszenie podatników. Dla wielu drobnych przedsiębiorców faktury od biura rachunkowego są wyższe niż kwoty podatku. Jakoś nad tym absurdem łatwo przechodzimy do porządku dziennego. Jednak, gdy popatrzymy na cyfry obrazujące ten koszt, a nawet biorąc niższą ich wartość to jest to około 45 mld zł. Pieniądze te niby nie znikają, bo swoje rodziny żywi za nie księgową Ania w małej firmie, kontystka Basia w biurze rachunkowym pan Zbysio z Urzędu Skarbowego i mecenas Ixiński z bura doradztwa podatkowego. Zapomniałem jeszcze o takiej kreaturze jak prof. Modzelewski, który w sejmie stworzył sobie podwaliny pod swoją prywatną biznesową posadę Rzecz w tym, czy pani Ania, Basia, pan Zbysio i pan Ixiński nie mogliby w tym czasie robić coś bardziej konkretnego dla naszych przedsiębiorców?. Laureat nagrody Nobla neoinstytucjonalista Douglass C.North grzmiał kiedyś, że nie jest dla kraju obojętne, kto, jaka dziedzina gospodarki, generuje PKB: gospodarka, czy instytucje okołobiznesowe. Już za sam brak rozumienia tej prostej prawdy rząd (nierząd) premiera Tuska powinien być na pal powbijany. Zachęcony notka Aleksandra Pińskiego o podatku pogłównym chciałbym jeszcze poddać pod rozwagę obniżenia tej miesięcznej kwoty 120 zł „pogłównego” i zastąpienia go podatkiem „podymnym”. Dla niewtajemniczonych: „..Podymne, stała danina (podatek) pobierana od każdego domu mieszkalnego.
Podymne wprowadzone zostało w 1629 r. Płacone było przez mieszczan, chłopów i szlachtę. Jej wysokość zależna była od wielkości budynku, jak i miasta. Od 1775 r. pobierano podymne od każdego komina na dachu. Zlikwidowane zostało wraz z upadkiem Rzeczypospolitej.." Nasi pradziadowie też „oleum” w głowie mieli. Jednak czasy inne i drobne modyfikacje by się przydały. Co proponuję, aby nie wyglądało to na kataster a było lekką modyfikacją „pogłównego? „Podymny” płacą tylko i wyłącznie przedsiębiorcy zatrudniający pracowników na umowy (o pracę, zlecenia, o dzieło), nie płaca jej za siebie choćby byli zorganizowani w spółki, klastry, czy spółki właścicielskopracownicze. Krócej: rezygnujesz z tajemnicy biznesowej wobec tych, z którymi współpracujesz (z bydlęcia stajesz się człowiekiem) – państwo daje ci ulgę.
Taryfa podatku jest prosta: stolica: 100%, miasta wojewódzkie 50%, reszta 20%. I co? I za kilka lat mamy kwitnącą gospodarczo prowincję. Po Warszawie da się wreszcie przejechać. Pracownicy powyżej 60-go roku życia są z tego podatku zwolnieni. I co? I mamy z głowy problem z „50+”
Trzecie dziecko w rodzinie – i tego podatku nie płacimy. I co? I mamy prorodzinnie. Przedsiębiorca swoja zatrudniona kontystkę przyucza do strugania zapałek. Lepsze to niż wypełnianie PiTów. Ile to będzie kosztowało? - Pomyślcie i rozwińcie twórczo. nikander
120 zł miesięcznie wyniósłby podatek pogłówny w Polsce Po wprowadzeniu podatku pogłównego w Polsce podatek dla zarabiających średnią krajową spadłby o połowę. Przychody z podatku PIT to 36 mld zł rocznie. Podatników jest 25 mln. Dzieląc jedno przez drugie łatwo policzyć, że tę samą kwotę można by uzyskać ściągając od każdego 1440 zł rocznie, czyli 120 zł miesięcznie. I maksymalnie tyle wynosiłby podatek pogłówny, gdyby zdecydowano się zastąpić nim PIT. Całym system ściągania PIT-ów (tysiące urzędników i doradców podatkowych, miliony formularzy), utrzymywany jest, zatem tylko po to, żeby od Kowalskiego ściągnąć 100 zł, od Malinowskiego 110 zł a od Nowaka 140 zł. Oczywiście wszystko po to, by było sprawiedliwie społecznie. Ale utrzymywanie podatku PIT dostarcza także wielu dodatkowych atrakcji. Na przykład urzędnicy Izby Skarbowej w Katowicach ustalili ostatnio, że jak pracodawca stawia pracownikom dzbanek z herbatą, nie musi odprowadzać od wartości herbaty podatku PIT. Jeżeli natomiast każdy z pracowników dostanie paczkę z herbatą i sam ją sobie zaparzy to traktuje się to, jako jego dochód i należy zapłacić podatek. Za pracę urzędników, którzy debatują nad tak ważnymi problemami płacimy oczywiście my. PIT po raz pierwszy wprowadzono dopiero w 1798 r. w Wielkiej Brytanii. Jego najwyższa stawka wynosiła wówczas 10 proc. i obejmowała dochody wyższe niż 200 funtów rocznie (średni dochód wynosił wówczas 20 funtów). Później podatek był wielokrotnie znoszony i wprowadzany przy okazji kolejnych wojen, ale zawsze wynosił nie więcej niż kilka procent i obejmował tylko kilka promili najbogatszych ludzi w kraju. Brytyjskim twórcom podatku dochodowego z końca XVIII wieku przez myśl nie przeszło, że mogliby zabierać, co najmniej 18 proc. dochodu obywatelowi, i to każdemu pracującemu. A na koniec ciekawostka. Po wprowadzeniu podatku pogłównego w Polsce podatek dla zarabiających średnią krajową spadłby o połowę. Aleksander Piński
Niesprawiedliwość podatku pogłównego Aleksander Piński w swym najnowszym tekście pisze o sensowności wprowadzenia w Polsce podatku pogłównego. My sądzimy wprost przeciwnie. Jest rzeczą oczywistą, że aparat skarbowy jest przerośnięty, podatki zbyt wysokie a państwo wydaje na rzeczy niepotrzebne i zbędne miliardy złotych z naszych i nie tylko naszych kieszeni, posiłkując się głównie wpływami z VAT i akcyzy. PIT to niewielka kropla w morzu potrzeb, ledwo starczająca obecnie na spłatę odsetek od długu, czyli obsługe zadlużenia krajowego i zagranicznego. Aleksander Piński proponuje by podzielić sumę 36 mld złotych z 2010 r. przez 25 mln podatników. Otrzymamy w ten sposob 120 zł/miesięcznie na osobę w Polsce. Zapominamy chwilowo o skladce zdrowotnej, bo kwota 36 mld obejmuje wpływy wyłącznie z zaliczek na podatek dochodowy po odliczeniu składki. Jak 9 % składka zdrowotna byłaby płacona przy podatku pogłównym o tym nie ma ani słowa. Dla kwoty zaliczki 120 zł składka zdrowotna odliczana tj. 7,75 % wynosi 140 zł a więc faktyczna wysokość podatku wynosi 260 zł. 120 zł trafia do skarbówki, 140 zł do ZUS na konto 73. Zapominamy również chwilowo o osobach prowadzaych własną dzialalność gospodarczą i odprowadzających składki, co miesiąc do Skarbówki. Zapominamy równiez o podatku CIT bo to by było juz śmieszne by banki płaciły 120 zł "pogłównego". W końcu, czym sie różni Firma X od Kowalskiego zarabiającego miliony rocznie i płacącego podatek PIT?
Pytanie pierwsze - czy kwota 36 mld zł (38 w 2011 r.) to kwota właściwa do obliczenia podatku pogłównego? Oczywiście nie, kwota ta obejmuje, bowiem wszystkie ulgi podatkowe w tym przede wszystkim na dzieci i internet, czyli domowe rozrywki, jak również odliczenia dla związkow wyznaniowych czy OPP. Na samych ulgach na dzieci budżet państwa "traci" kilka ładnych milardów. Ogołem istnieje ponad 360 różnorakich ulg podatkowych, przez które budżet traci 60 mld zł i z ktorych korzystają głównie osoby najbogatsze.Czy osoby zarabiającej średnią krajową naprawdę nie stać na utrzymanie dziecka? Nie mówiąc już o osobach zarabiających kilkaset tysięcy zł na miesiąc i więcej.
Po drugie - czu autor zadał sobie trud sprawdzenia, kto zyska a kto straci na jego propozycji? Najwyraźniej nie, bo na propozycji podatku pogłównego zyskają wszystkie osoby zarabiające ponad 2100 zł brutto (1536 zł "na rękę"), stracą wszyscy zarabiający mniej. Osoby najbiedniejsze stracą najwięcej. Pracownik zarabiający 1500 zł brutto zapłaci podatek dwa razy wyższy. Przy propozycji podatku pogłównego linia stawka PIT wydaje się być szczytem wrażliwości społecznej.... Ponadto - samo wprowadzenie podatku pogłownego bynajmniej nie zmniejszy zatrudnienia w urzędach skarbowych - bo co z VAT, dochodami osiąganymi zagranicą, akcyzami i innymi podatkowymi bzdetami. Skarbówki będa musiały dalej istnieć by pobierac pogłówne, kontrolowac jego ściagalność itd. Osobiście jestem zdecydowanie przeciwny takim pomysłom jak pogłówne z prostego powodu. Nie jest rzeczą sprawiedliwą by osoba zarabiająca 1200 zł na rękę placiła tyle samo podatku, co osoba zarabiająca 120.000 zł na rękę.A może jest? Dla mnie nie. Jeżeli chcemy uprościć system podatkowy wprowadźmy jedną stawkę podatku 10 % bez jakichkolwiek ULG - wpływy do budżetu z PIT wzrosną trzykrotnie. Osobną sprawą jest kwestia racjonalizacji wydatków, redukcji deficytu do zera (zakaz zaciągania zobowiązań przez budżet państwa) i szukania przychodow - chociazby przez opodatkowanie transferów zagranicznych, osobną stawkę CIT dla banków czy podatek obrotowy od hipermarketów. Voltar
Pułkownicy awansują. Świat się wali, istne cuda się dzieją. Gromosław Czaempiński zatrzymany przez CBA. Osoba współodpowiedzialna za założenie Platformy Obywatelskiej zatrzymana w związku z malwersacjami finansowymi. Oczywiście nie jest jeszcze jasne, czy sytuacja nie stanowi prostej zagrywki "pod publiczkę", ale wiele znaków na niebie i ziemi zdaje się sugerować, że jednak nie. Dawno nie pisałem o polskich "pułkownikach". W pierwszym artykule na ten temat sugerowałem, że w obliczu zmieniającej się sytuacji gospodarczej i politycznej pułkownicy przygotowują się na zmianę kierownictwa. W dalszych artykułach sugerowałem, że pułkownicy mogli znaleźć wsparcie i złożyć hołd wasalny światowej finansjerze, reprezentowanej w Polsce między innymi przez Janusza Palikota. Dzisiejsze doniesienia o zatrzymaniu Gromosłąwa Czempińskiego są w związku z tym wielce zastanawiające. Dlaczego nie sądzę, żeby było to zwykłe zagranie pod publiczkę? Przyczyn jest wiele. Pierwszą i najistotniejszą jest stosunek mediów internetowych do sprawy. Podczas gdy na Onecie uczyniono z tego najważniejszą informację dnia, podaną w bardzo ogólnikowej formie na WP pojawiła się ona ze sporym opóźnieniem. Na WP nie omieszkano wspomnieć równocześnie o zasługach generała, jak na przykład o osławionej operacji "Samum" oraz o fakcie, że polska chluba narodowa - GROM zyskał swą nazwę właśnie na jego cześć. Każdy bardziej zorientowany wie, że Onet = TVN = ITI, a to nie jest związane z WSI pod karą więzienia i grzywny za zniesławienie, o czym wciąż przekonuje się Stanisław Michalkiewicz. Dla odmiany, WP = Polsat, a ten wcale nie jest związany z SB, (chociaż biorąc pod uwagę dzisiejsze doniesienia jest całkiem prawdopodobne, że to już wolno rozgłaszać). Nie przypuszczam, żeby doniesienia Onetu stanowiły larum. Jest to raczej publiczne ogłoszenie, że rząd walczy z korupcją a dla Donalda Tuska nie ma w Polsce świętych krów. Należy, więc zadać pytanie, czy Donald Tusk poczuł się na tyle silny, by stanąć na jednej nodze? Gromosław Czempiński chwalił się swego czasu, że współtworzył Platformę Obywatelską. Warto przypomnieć, w jakich okolicznościach powstanie to miało miejsce. Po Aferze Rywina pozycja sił postkomunistycznych zdecydowanie zmalała. Kłótnia w rodzinie zagroziła pozycji sił rządzących krajem, całym szczęściem dla tych sił jedyną siłą, która mogła na tym skorzystać byli bracia Kaczyńscy, którzy z niewiadomych przyczyn nie wykorzystali w pełni szansy danej przez okoliczności. Warto, więc się zastanowić nad przyczynami takiego bezspornego precedensu. Wpływy Czempińskiego były wszak ogromne. Więcej światła na całą sprawę rzuca postać Krzysztofa Bondaryka. Obecny szef ABW(następca UOP) został awansowany na generała rok temu. Koniecznie trzeba przypomnieć, że w czasach, gdy Gromosław Czempiński pełnił obowiązki udzielnego władcy UOP, Bondaryk był szefem białostockiego UOPu. Kto, jak kto, ale Krzysztof Bondaryk z całą pewnością zna bardzo wiele sekretów dotyczących ojca chrzestnego GROMu. Tym bardziej zastanawiające jest wyciągnięcie sprawy dopiero teraz. Czy działanie to możemy rozpatrywać w kontekście ostatnich czystek Donalda Tuska w swoim gronie? Myślę, że tak. Myślę, że nadszedł moment przemiany pokoleniowej w polskich służbach. Likwidacja WSI i jej późniejsza reaktywacja stanowiły świetną okazję podarowaną Donaldowi i jego mocodawcom przez Lecha Kaczyńskiego, by dokonać selekcji w służbach wojskowych. Powtórna wygrana w wyborach i poparcie gwarantowane przez układ Merkel-Putin umożliwia premierowi przebudowę drugiej nogi. Nie jest jasne, jak wyglądają układy między światową finansjerą a tandemem Rosja-Niemcy. Wiele osób twierdzi, że to wręcz symbiotyczne połączenie. Jako dowód wskazują niemieckojęzyczne pochodzenie większości najważniejszych rodzin bankierskich. Inne osoby twierdzą, że stosunki te są wrogie, że tandem Rosja-Niemcy i ich plany budowy Wielkiej Europy stanowią kontrpropozycję dla NWO. Odpowiedź na to pytanie zapewne znajdziemy w najbliższych miesiącach w Polsce. Przypuszczam, że w niedługim czasie kolejnych kilku pułkowników zyska szlify generalskie. Pozostaje pytanie, którzy to będą pułkownicy. Słaba Polska jest na rękę zarówno Niemrusowi jak NWO. Różnice w podejściu do kwesii polskiej polegają głównie na pożądanych różnych proporcjach sił rozdzierających Polskę od wewnątrz. Z całą pewnością udzielni lokalni władcy pokroju Gromosława Czempińskiego nie są na rękę ani jednym, ani drugim. Pozostaje nam tylko czujnie obserwować rozwoju sytuacji w kraju. Należy zwracać uwagę, kto obejmie schedę po generale. Biorąc pod uwagę wpływy generała, można się spodziewać zmian na stanowiskach, w radach nadzorczych kilkuset spółek powiązanych z Gromosławem Czempińskim
www.ktokogo.pl/Gromos%C5%82aw_Czempi%C5%84ski
- Spółki powiązane z Gromosławem Od tego, bowiem zależy, w którą stronę podąży świat. Czy w stronę nowej zimnej wojny imperiów z "Wielką Europą" na czele? Czy w stronę pełnej światowej integracji NWO? Czy też będzie miała miejsce ścisła współpraca NWO i Niemrusu w budowie nowego porządku światowego? Odpowiedzi na te pytania znajdziemy w nazwiskach nowo mianowanych "polskich" generałów i prezesów "polskich" spółek. Andarian
"Woda z mózgu. Manipulacja w mediach." — Jak bronić się przed złem Socjalizm, nie mówiąc o komunizmie, ze swojej natury czynią nasz program niemożliwym, ponieważ zawłaszczają wolności człowieka w sensie ekonomicznym, osobistym i politycznym a media są dla nich narzędziem służącym realizacji tego celu. Codziennie mamy nowe przykłady manipulacji w mediach. Coraz więcej dowiadujemy się o niesłychanej wprost manipulacji podczas wydarzeń 11 Listopada. Brały w niej udział wszystkie główne media – zarówno publiczne, jak prywatne. Te, na które płacimy podatki, i te, których usługi wykupujemy osobno. To one demoralizują naszą młodzież, to one nas okłamują w zmowie z tymi, w których interesie jest, byśmy nie mogli nawet dobrze się policzyć. Film o Marszu Niepodległości, w którym morze ludzi płynie przez 20 minut jednego ujęcia, jest tego najlepszym, choć niejedynym dowodem. Z tego wydarzenia główne media nie pokazały ANI SEKUNDY. Dziś trzecia część pracy o tym, jak rozpoznać zło i jak się przed nim bronić. Warto zapamiętać słowa autorów tej pracy:
"Wolność jest kategoria etyczną. Jest dobrem. Brońmy jej." Marek Warecki, Wojciech Warecki Woda z mózgu. Manipulacja w mediach, FRONDA
Zakończenie Wskazywać kłamstwo i zło oznacza egzorcyzmować je, dlatego nie ustawajmy w naszych wysiłkach, bo jak wiadomo nic tak nie pomaga złu jak bezczynność dobrych ludzi. Nasza sytuacja jest niezła, ale nie całkowicie beznadziejna. Trzeba za wszelka cenę podjąć bitwę o media, o świadomość społeczną, tożsamość i historię,. Kultura polska w czasach, kiedy traciliśmy niepodległości, była najsilniejsza i najbardziej prężna, dzięki czemu mogliśmy przetrwać niewolę i zbudować państwo, które pokonało bolszewików. Wiadomo, że na wiek XIX przypadają szczytowe osiągnięcia kultury polskiej. W żadnym innym okresie naród polski nie wydał takich geniuszów pióra jak Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki, Zygmunt Krasiński czy Cyprian Norwid. Nigdy przedtem muzyka polska nie osiągnęła takich poziomów jak w twórczości Fryderyka Chopina, Stanisława Moniuszki i wielu innych kompozytorów, którzy to dziedzictwo artystyczne XIX wieku przenieśli w przyszłość. To samo odnosi się do sztuk plastycznych, malarstwa czy rzeźby: XIX stulecie to wiek Jana Matejki i Artura Grottgera, a na początku wieku XX pojawia się Stanisław Wyspiański, niezwykły, wielostronny geniusz, czy też Jacek Malczewski i inni. Wiek XIX to także wiek pionierski dla polskiego teatru: zapoczątkował go jeszcze Wojciech Bogusławski, a potem został rozwinięty przez wielu innych, zwłaszcza na południu Polski, w Krakowie i we Lwowie, który wówczas należał do Polski. Teatry przeżywały swój złoty okres, dokonywał się rozwój teatru mieszczańskiego i ludowego. Należy też stwierdzić, że ów rozwój kultury duchowej w XIX wieku przygotował Polaków do tego wielkiego wysiłku, który przyniósł narodowi odzyskanie niepodległości. Polska, skreślona z map Europy i świata, w roku 1918 zaistniała na nich z powrotem i od tego czasu istnieje na nich ciągle. Nie zdołało zniszczyć tej obecności nawet szaleństwo nienawiści, które wybuchło na Zachodzie i na Wschodzie w latach 1939-1945. Widać z tego, że w obrębie pojęcia "ojczyzna" zawiera się jakieś głębokie sprzężenie pomiędzy tym, co duchowe, a tym, co materialne, pomiędzy kulturą a ziemią. Ziemia odebrana narodowi przemocą staje się niejako głośnym wołaniem w kierunku "ducha" narodu. Duch narodu się budzi, żyje nowym życiem i z kolei walczy, aby były przywrócone ziemi jej prawa. Wszystko to ujął Norwid w zwięzłej formie, mówiąc o pracy: "(...) Piękno na to jest, by zachwycało do pracy - praca, by się zmartwychwstało." Teraz pod wieloma względami nasza sytuacja jest gorsza, co nie zwalnia nas z obowiązku podjęcia walki o wolności myśli i przeciwstawienie się zalewającą nas powodzią kłamstwa, dezinformacji i manipulacji a także anomii i relatywizmu. Musimy zrobić wszystko, aby być wolni, raz jeszcze przywołajmy słowa Jan Pawła II:
Czym jest ludzka wolność? Odpowiedź znajdujemy już u Arystotelesa. Dla Arystotelesa wolność jest własnością woli, która urzeczywistnia się przez prawdę. Jest zadana człowiekowi. Nie ma wolności bez prawdy. Wolność jest kategorią etyczną. Tego uczy Arystoteles przede wszystkim w swojej Etyce nikomachejskiej, zbudowanej, jako system etyki filozoficznej.
Działanie Doceniając w pełni wysiłki jednostkowe wielu dziennikarzy, (że wymienimy tylko dla przykładu; Stanisława Michalkiewicza, Tomasza Sakiewicza, panów Terlikowskiego i Górnego) i polityków, tylko działanie wespół w zespół może postawić tamę zalewającej nas fali kłamstw i dezinformacji. Składać się powinno z kilku elementów:
Po pierwsze: Zaprowadzenie edukacji medialnej w szkołach, aby już młodzi ludzie poznali mechanizmy i wiedzieli, kto i jak ich może oszukiwać, i byli sami zdolni do wyboru nadawcy w dobrze pojętym swoim interesie. Na pewno nie zaszkodziłby taki przedmiot, jak historia komunizmu.
Po drugie: Powstanie w Internecie i poza nim ośrodków, zajmujących się oceną wiarygodności nadawców i osób publicznych, takich jak: dziennikarze, politycy, celebryci. Niekonieczni muszą z tego płynąć prawne konsekwencje. Dużo ważniejsza jest wiedza o tym, kto jest, kim i co robi(ł). W końcu, jak ktoś chce słuchać bałwana czy manipulatora, nie można mu tego zabronić.
Po trzecie, co wynika z dwóch poprzednich: propagowanie wiedzy o mediach dokładnie tak samo, jak o higienie. Jakie mogą być konsekwencje jedzenia przeterminowanego jedzenia czy niemycia rąk?… Dokładnie takie, jak wysłuchiwanie niektórych programów telewizyjnych czy ekspertów, a być może nawet na dłuższą metę gorsze.
Po czwarte: Naszą główną bronią jest bojkot konsumencki, ponieważ tylko materialne bodźce wobec ludzi złej woli dają szansę obrony przed nimi. Jeżeli staniemy do nich tyłem i nie będziemy oglądać ich programów i kupować reklamowanych przez nich towarów, zyskamy przewagę. Inna sprawa to pytanie: jak wielu odbiorców mass mediów jest gotowa tak uczynić? Niewolniczy system, w jakim żyjemy, uformował niestety mentalność wielu ludzi, którzy mają w pogardzie wolność i liczy się dla nich tylko wygoda i święty spokój. Niemniej, jakkolwiek by było, nie ma powodu z własnej woli dać się ogłupiać przez etatystów, socjalistów i innych istów, zabierających nam wolność polityczną, osobistą i ekonomiczną.
Po piąte: Znakomicie sprzyja naszym celom system polityczny oparty na wolnym rynku, czyli libertarianizm (podkreślmy: w sferze ekonomiczne, nie obyczajowej) Jest to filozofia oraz styl politycznego myślenia, postulujący nieograniczoną swobodę dysponowania własną osobą i własnością pod warunkiem, że postępowanie to nie ogranicza swobody dysponowania swoją osobą i własnością komuś innemu. Zgodnie ze znanym powiedzeniem: Wolność twojej pięści musi być ograniczona bliskością mojego nosa lub Twoja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna moja. Nadto konserwatyzm taki, jak go widział Edmund Burke, czyli taka orientacja polityczna, która bazuje na hasłach obrony istniejącego porządku społeczno-gospodarczego (dotyczyło to XIX wieku oraz zachowywania i umacniania tradycyjnych wartości, takich jak religia (katolicka), naród, państwo, rodzina, hierarchia, autorytet, własność prywatna. Socjalizm, nie mówiąc o komunizmie, ze swojej natury czynią nasz program niemożliwym, ponieważ zawłaszczają wolności człowieka w sensie ekonomicznym, osobistym i politycznym, a media są dla nich narzędziem służącym realizacji tego celu.
Filmy o Marszu (tylko dwa, a jest ich mnóstwo):
http://www.youtube.com/watch?v=8zDBR-ikjIA&feature=youtu.be
http://www.youtube.com/watch?v=tWCXBoodFTk&feature=youtu.be
http://www.niepoprawni.pl/content/widzialem-naziola-czyli-111111-okiem-b...
Ponadto:
Raport o zagrożeniach wolności słowa w Polsce:
http://212.7.212.20/2011/10/raport-o-zagrozeniach-wolnosci-slowa-spjn.pdf
Andy-aandy
Dlaczego Minister Finansów grozi Europie wojną? Czy nie jest to związane z chęcią uniknięcia debaty na temat sytuacji krajowej? Wczoraj byłem zaproszony razem z Marszałkiem Markiem Borowskim do Polsatu na debatę dotyczącą expose Premiera. Niestety mimo prawie półgodzinnego programu nie doszliśmy do spraw polskich i nie omówiliśmy koniecznych działań sanacyjnych, które czekają nasz kraj. Gdyż debatę zdezorganizowała wypowiedz Ministra Finansów, który po raz drugi już w krótkim czasie groził Europie wybuchem wojny, jeśli strefa euro się załamie. Dlatego moje podejrzenie, co do przyczyn wywoływania coraz to bzdurniejszych afer medialnych idą w kierunku podejrzenia, że są one celowym działaniem w celu odciągnięcia uwagi od problemów, z jakimi boryka się polska gospodarka. Jest to działanie szkodliwe, gdyż zamiast przedyskutować konieczne kroki, bezproduktywnie koncentrujemy się na temat problemów zagranicznych. Dla tych wszystkich, którzy są zaniepokojeni kolejną odsłoną kryzysu związaną z dzisiejszą nieudaną aukcją hiszpańskich papierów skarbowych polecam Państwu dwa artykuły Małgorzaty Goss, z moją autoryzowaną wypowiedzią (w szerszej wersji), pierwszy o problemach Hiszpanii, a drugi o zagrożeniach strat związanych z lansowanym wykupem banków zagranicznych:
Hiszpania woła o kroplówkę W związku z dramatyczną sytuacją gospodarczą nowy rząd w Madrycie jest całkowicie zdany na pomoc eurostrefy. Bez tego nawet najbardziej drastyczne cięcia oszczędnościowe nie uratują kraju przed bankructwem. Żeby dotrzymać porozumienia zawartego z Unią, Hiszpania musi już w przyszłym roku obniżyć deficyt budżetowy do 4,4 proc. PKB. Plan oszczędności zakłada obcięcie wydatków publicznych o dalsze 20 mld euro, także wyjątkowo wrażliwych w Hiszpanii wydatków socjalnych. Cięcia dotkną rodziny, bezrobotnych, imigrantów, a nawet uczącą się młodzież. Zasiłki na dzieci, przyznane w związku z zapaścią demograficzną kraju jeszcze za rządów Zapatero, zostały zabrane. Jedyną grupą społeczną, do której kieszeni nowy rząd nie sięgnie, mają być emeryci. Jak będzie w istocie - nie wiadomo. Szanse na to, aby nowy, forsowny program oszczędności zyskał zrozumienie społeczne, wydają się niewielkie. To właśnie w Hiszpanii w maju, w proteście przeciwko bezrobociu i klasie politycznej, narodził się ruch "Oburzonych", który rozlał się z Madrytu na kraje europejskie, a nawet za Atlantyk. Nowy rząd będzie zmuszony szukać dodatkowych dochodów przez szeroko zakrojoną wyprzedaż przedsiębiorstw państwowych. Ustępujący rząd Zapatero podjął m.in. decyzję o sprzedaży pakietów kontrolnych dwóch największych hiszpańskich lotnisk w Madrycie i Barcelonie. Teraz potrzebne będą dalsze decyzje. W tym roku deficyt budżetowy ma zostać obniżony z 9,2 proc. do 6 proc. PKB, jednak cięcia i oszczędności podcięły rozwój gospodarczy kraju, spychając Hiszpanię na krawędź recesji. Bezrobocie wzrosło do prawie 22 proc., bez pracy pozostaje 5 mln osób, przy czym najbardziej dotyka ono ludzi młodych, z których niemal połowa nie może znaleźć zatrudnienia, a reszta pracuje na nisko płatnych kontraktach okresowych. Rząd chce walczyć z bezrobociem metodą deregulacji rynku pracy, ułatwiając zwolnienia pracowników i upowszechniając umowy czasowe. Proponuje też 3 tys. euro dodatku dla małych i średnich przedsiębiorstw, które zatrudnią nowego pracownika. Nowy rząd, szukając sposobów pobudzenia gospodarki, natrafi na liczne przeszkody nie do pokonania. Chodzi przede wszystkim o ciążący nad rynkiem nawis 70 mld euro niespłaconych kredytów hipotecznych. Hiszpanie należą do najbardziej zadłużonych społeczeństw Europy, a 80 proc. tego zadłużenia to właśnie kredyty mieszkaniowe. Ogromna część z nich okazała się dla Hiszpanów nie do udźwignięcia, a w całym kraju straszą osiedla pustych apartamentowców. Ponadto niekorzystna jest struktura gospodarki hiszpańskiej z przewagą rolnictwa, przemysłu lekkiego i samochodowego przy niskim udziale zaawansowanych technologicznie produktów. Z uwagi na brak perspektyw gospodarczych w październiku Agencja Moody´s obniżyła rating Hiszpanii o dwa poziomy, z perspektywą negatywną.
- Przyszłość Hiszpanii zależy w głównej mierze od tego, czy dojdzie do emisji euroobligacji, mniej zaś od wewnętrznych cięć i oszczędnościowych reform. Tylko emisja wspólnych papierów dłużnych eurostrefy gwarantowanych przez rząd niemiecki i wsparta przez EBC będzie w stanie zapewnić temu krajowi płynność - uważa dr Cezary Mech, finansista. - Różnica pomiędzy oprocentowaniem obligacji hiszpańskich a oprocentowaniem obligacji niemieckich zwiększyła się do 5 punktów procentowych. Dane te świadczą o tym, że rynki postrzegają sytuację Hiszpanii, jako bardzo ciężką. [Tuż przed wyborami rentowność hiszpańskich obligacji 10-letnich wzrosła do niemal 7 proc. Dane te świadczą o tym, że rynki postrzegają sytuację Hiszpanii, jako bardzo ciężką. Na to nakłada się coraz wyraźniej widoczna niewydolność całej strefy euro. Prawdopodobieństwo jej rozpadu rynki oceniają na 25 proc. Obecnie krzywa rentowności niemieckich papierów skarbowych 3 miesięcznych/6 miesięcznych ukazuje negatywną rentowność, co może świadczyć o tym, ze rynki rozpoczęły grę na wystąpienie Niemiec z eurostrefy. Mamy obecnie sytuację podobną do tej z tuż przed kryzysu, którą opisywaliśmy w ND w sierpniu 2008r., z tym, że wartość obligacji rządowych na rynku mających rentowność powyżej 150 pb nad bundami, jest obecnie o $1 bln. większa, niż maksimum CDO wtedy] - ocenia Cezary Mech.”
Banki do audytu „Nadzór finansowy, którego szef namawia do "udomowienia" banków w Polsce, powinien najpierw sprawdzić, co kryje się w pozycjach pozabilansowych polskiego sektora bankowego. Mogą się tam ukrywać astronomiczne straty na derywatach, które zagraniczne centrale chętnie przerzucą do Polski Komputerowy wydruk kontraktów na instrumenty pochodne umieszczonych w pozycjach pozabilansowych Banku Pekao SA liczy kilkanaście metrów. Wykaz spoczywa w XX Wydziale Gospodarczym Sądu Okręgowego w Warszawie, złożony na żądanie sądu w sprawie o sygnaturze 323 XXGC 323/09 wytoczonej z powództwa mniejszościowych akcjonariuszy. Nikt dokładnie nie wie, co to za instrumenty i jaka jest ich rynkowa wycena. Lista zawiera sygnatury kontraktów w bankowych księgach i długie rzędy cyfr bez dodatkowych wyjaśnień. O tym, czy te kontrakty na derywatach przyniosą zyski, czy miliardowe straty, dowiemy się dopiero w chwili ich rozliczania. Nie trzeba dodawać, że w obecnych czasach prawdopodobieństwo strat na derywatach graniczy z pewnością. Rynek instrumentów pochodnych, oceniany na 600 bln dolarów, jest dziesięciokrotnie większy niż produkt krajowy brutto całego świata. Kierując się intuicją, można oceniać, że co najmniej 90 proc. derywatów, które krążą w globalnym systemie finansowym i są uznawane za "aktywa", to w istocie śmieciowe papiery bez pokrycia. Niestety, nadzór finansowy z reguły wie o nich niewiele albo zgoła nic. Wartość nominalna derywatów znajduje się w pozycjach pozabilansowych banków, w związku z tym nie zwiększają one zobowiązań bilansowych i nie mają bezpośredniego wpływu na współczynniki wypłacalności. Wycena rynkowa pochodnych została przez bankowców w dużej mierze zarzucona. Zamiast niej straty lub zyski na derywatach odnoszą oni do wewnętrznych modeli opartych na arbitralnych ocenach zarządów banków. W efekcie współczynniki wypłacalności banków pozostają wysokie, aż nagle z dnia na dzień ujawniają się straty. Pamiętamy, jak było z opcjami walutowymi, które zachwiały nawet niektórymi potężnymi spółkami giełdowymi. W Polsce współczynniki wypłacalności instytucji bankowych są znakomite, sięgają z reguły grubo ponad 10 procent. Nie można jednak zapominać, że obok tego oficjalnego nurtu, objętego sprawozdawczością i nadzorem, nadal spokojnie pracuje kasyno.
- Gracze (np. banki, fundusze, inwestorzy indywidualni) obstawiają, że rynek pójdzie w jedną stronę (np. że wzrośnie lub spadnie kurs euro, wartość obligacji danego kraju itp.). Jeśli w chwili zapadania kontraktu okaże się, że dobrze trafili, rozliczają kontrakt z zyskiem. Jeśli jednak rynek poszedł w przeciwną stronę - gracze tracą i muszą zapłacić drugiej stronie kontraktu różnicę, o jaką się pomylili - tłumaczy mechanizm spekulacji Jerzy Bielewicz, szef Stowarzyszenia "Przejrzysty Rynek". - Gracze mogą nie rozliczyć kontraktu, tylko przedłużyć go w nadziei, że ich przewidywania się sprawdzą w kolejnym terminie. Tylko wtedy stawka idzie w górę i muszą wyłożyć wysokie zabezpieczenie - objaśnia finansista. Zabezpieczenia są często tak wysokie, że mogą postawić daną instytucję na skraju bankructwa. To właśnie się zdarzyło ostatnio amerykańskiemu bankowi komercyjnemu - Bank of America, który przejął z bankrutującego Merrill Lynch źle obstawione kontrakty. Musi je obecnie zabezpieczyć kwotą 8 mld dolarów, żeby uniknąć na tę chwilę rozliczenia astronomicznych strat. Bez gwarancji, że uniknie ich w przyszłości. Na rynkach finansowych mówi się, że na tej samej zasadzie, jak zagrał Merrill Lynch z Bank of America - włoski UniCredit mógł przerzucić toksyczne aktywa do swej niemieckiej córki HVB. Jeśli więc włoski holding się rozpadnie i Niemcy będą musieli znacjonalizować HVB - obywatele niemieccy, a nie włoscy pokryją straty. Polska spółka-córka włoskiego UniCredit nie jest jedynym bankiem w Polsce, który posiada derywaty w pozycjach pozabilansowych. - Pekao SA nie jest bynajmniej pod tym względem liderem na polskim rynku - zapewniono nas nieoficjalnie w banku. Jeśli w tej sytuacji z ust prezesa Narodowego Banku Polskiego Marka Belki oraz szefa Komisji Nadzoru Finansowego Andrzeja Jakubiaka pada zapowiedź odkupienia banków-córek od ich zagranicznych banków-matek za pieniądze instytucji publicznych, trzeba przede wszystkim natychmiast sprawdzić, co się w tych bankach kryje. Nie można dopuścić, aby domniemani nabywcy, np. Narodowy Bank Polski, Bankowy Fundusz Gwarancyjny, PKO BP, PZU SA czy też OFE - kupili wraz z bankami udziały w stratach finansowych. Byłoby to równoznaczne z przeniesieniem kryzysu finansowego do Polski i obarczeniem stratami idącymi w setki miliardów euro polskich podatników, przedsiębiorców, depozytariuszy banków oraz emerytów. Populistyczne hasło "udomowienia" banków w wielu wypadkach może okazać się pułapką, która wprowadzi kryzys finansowy do naszych polskich domów.
Rozliczyć kasyno O wiele korzystniejsze dla Polski niż przejmowanie w kryzysie całych banków będących w rękach zagranicznych jest pozwolenie na ich upadłość i przejęcie ich rynku przez polską instytucję bankową. Oczywiście przy pełnej gwarancji depozytów i pełnej odpowiedzialności zagranicznych central za wygenerowane straty.
- Ustawa powinna pozwalać na niezwłoczny podział upadających banków, aby zdrowe części aktywów bankowych mogły być przejmowane przez PKO BP, resztą zaś powinien się zająć likwidator umiejscowiony w BGK, który występowałby do ich instytucji macierzystych o zrefundowanie strat. Inaczej może dojść do sytuacji, że przejmiemy za symboliczną złotówkę niewydolny bank, a potem na jego uzdrowienie będziemy musieli wyłożyć astronomiczne kwoty - wyjaśnia dr Cezary Mech. Wcześniej jednak nadzór musi zabezpieczyć polskie banki przed podrzucaniem im przez zagraniczne matki toksycznych aktywów do pozycji pozabilansowych. W przeciwnym razie przy upadłości nie będzie, czego zbierać. Organem, który z ustawy jest uprawniony do sprawdzania kondycji finansowej banków w Polsce, jest Komisja Nadzoru Finansowego, która jednak w ocenie wielu ekspertów nie wykazuje dociekliwości, jakiej należałoby wymagać w dzisiejszych trudnych czasach. Dlatego "Nasz Dziennik”, jako medium działające w interesie publicznym zwrócił się do Pekao SA oraz sześciu innych banków o stosowne informacje. Zapytaliśmy Pekao SA, jakiego typu kontrakty na derywaty mieszczą się we wspomnianym wykazie przesłanym do sądu i czy bank dokonuje ich wyceny do rynku (tj. według cen rynkowych) czy też własnych wewnętrznych modeli, (co może zniekształcać wycenę). Analogiczne pytanie zadaliśmy też pozostałym bankom. Spytaliśmy również, jakie dotychczas straty poniósł bank na zakontraktowanych instrumentach pochodnych i jaka jest obecnie jego ekspozycja oraz ryzyko do rynku obligacji i walut europejskich oraz czy w ostatnim roku zażądano od banku dodatkowych zabezpieczeń kontraktów na derywatach. Odpowiedź, jaką otrzymaliśmy już z BRE Banku, jest wymijająca i nie została podpisana przez rzecznika Piotra Rutkowskiego, lecz przez pracownika biura prasowego. "Bank nie ujawnia tego typu danych. Nawiązując do sytuacji w sektorze, to w niedawnym publicznym oświadczeniu Commerzbank zapewnił, że nie ma zamiaru sprzedawać BRE Banku" - odpisał specjalista w zakresie PR Łukasz Myszka.
Niepewnie jak w banku W odróżnieniu od BRE, należącego do niemieckiego Commerzbanku - BGŻ, pozostający w rękach holenderskiego Rabobanku, udzielił szerszej odpowiedzi.
"Z uwagi na problem toksycznych opcji, który miał miejsce na polskim rynku bankowym w latach 2008-2009, bank zaostrzył politykę dotyczącą limitów kontrahentów instytucjonalnych" - napisała Aleksandra Myczkowska, rzecznik BGŻ. Bank limituje poziom transakcji z użyciem pochodnych do faktycznych potrzeb klienta, tak, aby mógł on zabezpieczyć się przed ryzykiem finansowym wynikającym z podstawowej działalności (np. ryzyko kursowe w eksporcie i imporcie), ale bez wchodzenia w "nagą" spekulację. Ścisłe procedury ostrożnościowe i limity oparte na dyrektywie MiFID są stosowane przez BGŻ wobec klientów niefinansowych, którzy mogą nie orientować się w zawiłościach rynku finansowego.
"Po kryzysie opcyjnym tego typu zdarzenia mają charakter incydentalny" - zapewniła Myczkowska. Dodała ponadto, że bank nie posiada rządowych ani korporacyjnych obligacji europejskich, a jego pozycja walutowa jest zamknięta. Bank BGŻ uspokaja, że zabezpieczenia pochodnych na rynku międzybankowym wymieniane są praktycznie codziennie, zarówno w jedną, jak i w drugą stronę, w zależności od wyceny instrumentów. Wreszcie najistotniejsza sprawa - wycena instrumentów. "Dla instrumentów, dla których ceny lub kursy są dostępne, takich jak papiery wartościowe czy kontrakty futures, stosujemy oczywiście ceny rynkowe. Pozostałe kontrakty wyceniane są przy pomocy modeli, ale z wykorzystaniem danych rynkowych takich jak kursy walutowe, stopy procentowe itp." - twierdzi rzecznik BGŻ. To najsłabszy punkt odpowiedzi, ponieważ jak tłumaczą ekonomiści, na tak rozhuśtanych rynkach jak obecnie żaden w praktyce model nie pozwala na wiarygodną wycenę, a zatem nie gwarantuje uniknięcia strat. Pozostałe odpowiedzi jeszcze nie nadeszły. Wiadomo skądinąd, że banki w Polsce mają ogromną ekspozycję, (czyli są bardzo wrażliwe) na zmieniające się kursy walut, ponieważ w ubiegłych latach udzieliły ogromnej ilości kredytów hipotecznych w walutach obcych (franku szwajcarskim, euro, jenach), a także zaciągnęły idące w dziesiątki miliardów euro pożyczki w walutach obcych m.in. od spółek-matek. Dlatego zmuszone są zabezpieczać na bieżąco instrumentami pochodnymi astronomiczne ryzyko walutowe, a dla kredytów na zmienną stopę procentową - ryzyko stóp procentowych (na wypadek podniesienia stóp). Koszty zabezpieczeń potęgują się wraz z rozwojem kryzysu. Zanim decydenci zabiorą się za repolonizację banków, inicjatorzy tej akcji - Komisja Nadzoru Finansowego i Narodowy Bank Polski - muszą przeprowadzić rozpoznanie owej "terra incognita", czyli szczegółowy audyt w pozabilansowych pozycjach polskiego sektora bankowego - derywatach, gwarancjach, akredytywach i innych instrumentach - które mogą rodzić zobowiązania w sytuacji kryzysowej. Przyczyna parcia na repolonizację banków może być prozaiczna - zamiar bankowego lobby i sprzymierzonych z nim decydentów przerzucania tych zobowiązań na polskich podatników.” Małgorzata Goss
Czy dosięgnie nas podatek od bogactwa(katastralny)? Ile na początek mógłby dać dodatkowego dochodu podatek katastralny, to pytanie zadają sobie zapewne rządzący Polską, a my pytamy o to, ile chcą zedrzeć z nas, nasi okupanci. Prace nad wprowadzeniem podatku katastralnego w IIIRP prowadzono od 1994 roku, a dość szczegółowe projekty były przygotowane już w 2003 roku(zapewne chciano nam go wepchnąć razem z wepchnięciem nas do UE, ale się przestraszono i go zaniechano). Wtedy to planowano, by wysokość tego podatku(zapewne na początek) wynosiła od 0.1% podstawy (wartości katastralnej nieruchomości, której zasady ustalania mogą być różne, oparte o: wartość rynkową, wartość czynszową, wartość dochodową, lub wartość ewidencyjną) dla nieruchomości mieszkalnych, do 2% dla nieruchomości związanych z prowadzeniem działalności gospodarczej(wzorowano się tu na doświadczeniach krajów UE, gdzie te wartości oscylują w granicach 0.5% do 1.8%). Jeśli byśmy porównali obecne obciążenia nieruchomości mieszkaniowych obowiązującym podatkiem od nieruchomości, do początkowych planowanych obciążeń podatkiem katastralnym(0.1% wartości), to można oszacować, że na początek nasi okupanci chcieliby podwoić przychody z tego tytułu(podatek od nieruchomości mieszkaniowych za 2010 rok szacuję na ok. 1 mld PLN, a planowany na początek podatek katastralny w wysokości 0.1% wartości nieruchomości, przy szacunkowej wartości tych nieruchomości około 2500 mld PLN, wyniósłby około 2.5 mld PLN). Jak pokazałem na powyższym przykładzie, przynęta dla społeczeństwa w postaci tylko podwojenia przychodów z podatku od nieruchomości(mogli wziąć więcej, a wzięli tylko tyle), byłaby może do przyjęcia na tamte czasy(2004 rok), ale w okresie nadciągającego kryzysu doby obecnej, przyzwolenie na jej wprowadzenie byłoby zdecydowanie mniejsze(o ile byłoby jakiekolwiek). Jakie czynniki hamują w Polsce wprowadzenie podatku katastralnego? Brak przygotowanych narzędzi do jego wymierzania, czy czynniki natury polityczej? Wydaje się jednak, że to drugie. 35stan
...KAT-astralnie w POLAKÓW!!! W Hiszpanii 6 RODZIN!!! Włada prawie całym areałem gruntów rolnych.. W tej kadencji Sejmu 30 % rolników straci ziemię…. Ile Polskich rodzin straci domy i mieszkania? Niestety, – co najmniej 20 % - na początek! Tym razem KAT będzie Polski, topór będzie Polski, spadające głowy TEŻ będą Polskie!!!....
(… podatek katastralny – jeden ze sposobów opodatkowania nieruchomości, w którym wysokość podatku jest uzależniona od wartości katastralnej nieruchomości…) … Przedsięwzięcie dość kosztowne dla państwa, bo trzeba zbudować zintegrowany system informacji o nieruchomościach, co wymaga uzupełnienia i uporządkowania danych w ewidencji gruntów i budynków oraz księgach wieczystych… Jak wielu czytelników zauważyło wydziały ksiąg wieczystych od lat są komputeryzowane, co wielu przyjęło z zadowoleniem ( i słusznie), ale nie o WASZĄ wygodę chodziło … Od wielu lat tylko przelotnie wspominano o podatku katastralnym, temat bardzo rzadko komentowany przez polityków wszystkich opcji, bo?... Nie zagłosują na nas!... Tylko wygłodniali samorządowcy szczególnie dużych miast ( gdzie od kilku lat brakuje w budżetach set - i więcej - milionowych sum) naciskali „Warszawę o jego szybkie wprowadzenie… W dużych miastach głównie rządzi PO, więc do stolicy mają „ bliżej „!... Redukcja długów samorządowych w ich mniemaniu jest możliwa tylko poprzez nowe podatki, a nie przez mądre, przyjazne ludziom i przedsiębiorcom zarządzanie przestrzenią gospodarczo-społeczną podległych im terytoriów… Głupota, nepotyzm, brak kompetencji, rozpoznawanie problemów gospodarczych regionu metodą „na chłopski rozum „, chęć do urwania z tortu własności ogółu kawałka dla siebie doprowadziły do przeogromnych dziur budżetowych - samorządów - praktycznie w całym kraju…, Więc KAT-astrem w Polski łeb i jakoś przeżyjemy! Dla uzmysłowienia sobie skali finansowej tego podatku - absolutnego bandytyzmu i podłości rządzących - przestawię jego wyliczenie:
Na giełdzie pomysłów o jego wysokości mówi się „o 2 % w skali roku:
Np. rolnik – średni – ma 40 ha… wartość hektara ok. 30 tys.zł..podatek 24 tys.zł rocznie + wartość domu, zabudowań i urządzeń trwale z gruntem związanych … podatek 12 tys. zł rocznie, czyli rolnik ma do zapłacenia miesięcznie 3 TYS.ZŁ!!! Nie zapłaci!.. Nie zarobi na niego!.. WYWŁASZCZENIE!!! Powyższe dla rolników o większym areale i na lepszych gruntach z bogatszym zabudowaniem proszę pomnożyć przez trzy… WYWŁASZCZENIE!!!
Właściciel domku na działce 1500 m.kw. w średnim miasteczku … m.kw. 300 zł.. podatek 9 tys.zł rocznie + wartość domku 400 tys.zł.. podatek 8 tys.zł rocznie, czyli ok. 1500 zł podatku miesięcznie… Nie zapłaci!.. Nie wystarcza emerytura dwojga małżonków czy pensja obojgu… WYWŁASZCZENIE!!!
Powyższe w dużym mieście (czy nie daj Bóg w stolicy) proszę pomnożyć, co najmniej przez dwa lub trzy … WYWŁASZCZENIE!!!
Dla wszystkich, którzy posiadają w/w majątek z zaangażowaniem kredytowym to nie tylko wywłaszczenie, ale śmierć finansowa, ponieważ po wyrzuceniu ich z majątku dług ( z narastającymi horrendalnymi karnymi odsetkami) będzie trzeba spłacać mieszkając „ pod mostem „ z zajęciem komorniczym na pensji czy emeryturze do końca życia!!!.. Jakby tego było mało z kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej Bronisława Komorowskiego wyszedł nowy pomysł skrócenia życia i cierpień Polskiej biedy…
OPŁATA URBANISTYCZNA!!!... Zasada i konstrukcja tego podatku jest identyczna jak podatku katastralnego z tym tylko wyjątkiem, że jego wysokość nie posiadałaby żadnego maksymalnego poziomu… Pełna „ wolna amerykanka „, radni samorządowi na swoich zbiórkach podejmowaliby uchwałę, co do jego wysokości limitując go wyłącznie SWOIMI potrzebami!!!... Wspomnę jak przed wyborami podnieśli o kilkaset procent opłaty za przedszkola i gdyby nie interwencja przedwyborcza Tuska luksus odprowadzenia dziecka do przedszkola byłby dla niewielu… Te dwa pomysły WYKOŃCZĄ na dobry początek 20 – 30 % Polaków! A potem jaszcze i jeszcze… Termin ich wprowadzenia? … Ponoć 2012 r… Ponoć wynika to z traktatu akcesyjnego do Unii Europejskiej … Ponoć wprowadzenie ich U Z D R O W I polskie finanse!!! Tylko czy przy uzdrowionych polskich finansach będzie można powiedzieć o uzdrowionym POLSKIM NARODZIE??? Nie Panie Prezydencie! Nie Panie Premierze! Ten artykuł winien mieć tytuł: NIEDOKOŃCZONE KADENCJE!!!
PS: Proszę nie opowiadać bredni, że podatek katastralny jest w wielu krajach Europy! Jest!, Ale obywatele tych państw płacą go, bo?.. Mają kilkaset procent większe pensje, emerytury, i ich nieruchomością są TAŃSZE jak w Polsce!
222 Legionista
Banda nie przebacza Tego samego dnia, kiedy dowiedzieliśmy się, że pobożny poseł Gowin został w marionetkowym rządzie premiera Tuska wyznaczony na ministra sprawiedliwości, banda policjantów, prokuratorów i jakichści cywilów dokonała najścia na posesję rodziny Olewników pod pretekstem poszukiwania dowodów, że zamordowany Krzysztof Olewnik sam upozorował swoje zniknięcie i zamordowanie. Skoro zdecydowano się na taką ostentację, to jest bardzo prawdopodobne, że stosowne dowody zostały już spreparowane i teraz tylko podejmowane są różne próby, jak je najskuteczniej, to znaczy - w najbardziej efektowny sposób „znaleźć”. Rzecz, bowiem w tym, że rodzina Olewników zamiast od razu potulnie przyjąć do wiadomości, że Krzysztofa zamordowali sławni „nieznani sprawcy” - i siedzieć cicho, ciesząc się, że sami żywi i zdrowi - podjęła zuchwałą próbę wyjaśniania sprawy tego morderstwa. W rezultacie trzeba było nie tylko wyznaczyć bezpośrednich sprawców morderstwa, nie tylko doprowadzić do ich skazania przez niezawisłe sądy, nie tylko zorganizować im samobójstwa w monitorowanych przez 24 godziny celach, nie tylko ujawnić okoliczności wskazujące, że policja z wielkim poświęceniem kryła swoich konfidentów, a także - że również w prokuraturach i niezawisłych sądach musi roić się od tajnych współpracowników. Wreszcie doszło do najgorszego - to znaczy - wyznaczenia sejmowej komisji, przed którą musiało zeznawać wiele osób również pragnących zachować anonimowość. „Do czego doszło - żeby szlachtę przed sądy pozywały chłopy!” Więc kiedy już kompromis między poszczególnymi bezpieczniackimi watahami dostał dogadany i można było ogłosić skład marionetkowego rządu premiera Tuska, to teraz „za strach, za smak upokorzenia zapłaci czelna im hołota i będzie dotąd gnić w więzieniach, aż z niej zostanie kupa błota!” SM
Środowisko przyzwoitych się powiększa Wprawdzie człowiek przyzwoity w swoim mniemaniu pozostaje przyzwoity nawet gdyby się stokrotnie ześwinił, podobnie jak czysty typ nordycki i bez mydła jest czysty - ale obserwująca z zewnątrz grono przyzwoitaków publiczność może mieć na ten temat inne zdanie. Przyzwoitość, bowiem jest w cenie - o czym z rozbrajającą szczerością poinformował opinię publiczną Władysław Bartoszewski nie tylko publikując książkę pod charakterystycznym tytułem, że „Warto być przyzwoitym”, ale również - kiedy Niemcy w którymś momencie zapomnieli wynagrodzić go za przyzwoitość - przymawiając się o wynagrodzenie uwagą, że chyba już nie warto być przyzwoitym. Na szczęście Niemcy się tropnęli i miasto Karlsruhe przyznali Władysławowi Bartoszewskiemu nagrodę „Szkła w rozumie” - żeby przyzwoitość nie pozostała bez nagrody. Podobnie panna Szczukówna - naśladując żydowską rewolucyjną jamnicę Różę Luksemburg praktykuje mądrość etapu i nawet, jeśli policja w „Nowym Wspaniałym Świecie” kastety i pałki, na razie jeszcze nie ośmiela się zaliczyć ich do pokojowych akcesoriów demonstracyjnych - ale recydywa żydokomuny przecież dopiero się zaczyna i tylko patrzeć, jak w tej dialektyce się wyćwiczy, zwłaszcza, że - podobniej jak w czasach stalinowskich - oskarżenia o napastliwość i agresję już teraz kierowane są pod adresem ofiar napaści. Więc skoro już ktoś urodził się przyzwoitym, na przykład w porządnej ubeckiej rodzinie, albo nawet się taki nie urodził, ale został na przyzwoitaka awansowany, to jest przyzwoity, żeby tam nie wiem, co. Nic, więc dziwnego, że ciąży ku innym przyzwoitakom, by w ich towarzystwie atmosferą przyzwoitości coraz bardziej nasiąkać - żeby odpowiednio nasiąkając, mógł bez trudu być rozpoznawany, a i rozpoznawać drugiego przyzwoitego po zapachu. Co prawda trzeba mieć do tego specjalnego nosa, ale z tym nie ma problemu, bo jeśli nawet niektórzy przyzwoitakowie takich specjalnych nosów nie mają, to zawsze mogą usłużyć im swoimi nosami najprzyzwoitsi z przyzwoitych? Dzięki temu środowisko ludzi przyzwoitych nie tylko jest zwarte i zdyscyplinowane, niczym stado baranów podążające ku swojemu przeznaczeniu za samcem alfa. W ten oto sposób sprawdza się trafność spostrzeżenia Franciszka de La Rochefoucauld, że każdy jest zadowolony ze swego rozumu. Każdy - a cóż dopiero postępak-przyzwoitak? Ale na tym świecie pełnym złości nie ma rzeczy doskonałych, toteż nawet na kryształowym wizerunku przyzwoitaków pojawiły się rysy. Pierwsze - kiedy okazało się, że - wbrew dotychczasowemu mniemaniu - bycie ubeckim konfidentem wcale przyzwoitości nie przekreśla - zwłaszcza w przypadku przyzwoitości wrodzonej. Jak ktoś wie, że ryby nie należy jadać nożem, to może jeść rybę nawet dwoma nożami. Tak zadecydowały przyzwoitaki - „lecz tymczasem na mieście inne były już treście” i w miejsce dotychczasowego podziwu pojawiło się powątpiewanie. Drugie - kiedy okazało się, że Najprzyzwoitszemu z Przyzwoitych nie tylko śmierdzi z tyłka, ale w dodatku jak gdyby nigdy nic, wraz z nieprzyzwoitymi bierze udział w rozkradaniu nieszczęśliwego kraju. Wprawdzie Najprzyzwoitszy z Przyzwoitych wyjaśniał, że zrobił to dla pozoru, gwoli sprawniejszemu przeprowadzeniu dziennikarskiego śledztwa - ale kiedy podczas przesłuchania przed sejmową komisją śledczą robiło się goręcej - kilkakrotnie musiał chronić się za murami sławnej „tajemnicy dziennikarskiej”. No i wreszcie teraz, kiedy przyzwoici, zdecydowanie wkraczając na drogę nieubłaganego postępu w szlachetnej intencji przerobienia mniej wartościowego narodu tubylczego na swój własny obraz i podobieństwo, to znaczy na europejsów, będących zokcydentalizowaną odmianą starego, poczciwego „człowieka sowieckiego” - na drodze nieubłaganego postępu napotkali nie tylko posła Palikota, ale również cały gabinet osobliwości, z panem Kotlińskim, który - jak wiadomo - „każdy grzech palcem wytknie, zademonstruje, święte pieczęci złamie, powyskrobuje” - i nie tylko współpracuje na niwie dziennikarskiej z szubienicznikiem Grzegorzem Piotrowskim, ale w dodatku po swojemu sflekował „Stokrotkę” - aż Ministerstwo Prawdy musiało rodzinie ex post skorygować życiorysy. Takiego noża ze strony sojusznika i poputczika na drodze nieubłaganego postępu nikt się nie spodziewał - bo co innego prześwietlać rodzinę jakiemuś faszyście, albo, dajmy na to - wstecznikowi, ale nie osobie nie tylko z towarzystwa, ale przecież najprzyzwoitszej w każdym calu! Toteż nawet pani red. Milewicz, która z niejednego komina wygartywała, na widok takiego świętokradztwa aż wydała z siebie zgorszony bek. A ponieważ poseł Palikot nie napiętnował Kotlinskiego dostatecznie ostro, to w imieniu przyzwoitych Wojciech Czuchnowski stawia posłu Palikotu ultimatum. „Palikot powinien pozbyć się Kotlińskiego”, który „z marginesu wszedł do głównego nurtu, zyskując godność posła Rzeczypospolitej”. Łatwo powiedzieć: „pozbyć się” - ale jak? Grzegorz Piotrowski by wiedział: „kamulki do nóg” i po krzyku - ale Grzegorz Piotrowski przecież z Kotlinowskim kolaboruje. Ale to nie jedyna trudność. Roman Kotlinowski rzeczywiście zyskał „godność posła Rzeczypospolitej” - podobnie jak niektórzy inni jego koledzy klubowi - ale dzięki temu właśnie środowisko kryminalistów zyskało wreszcie swoją reprezentację parlamentarną, wypełniając bolesną lukę w naszej młodej demokracji. Co więcej - na drodze nieubłaganego postępu przyzwoici spotkali wreszcie „elementy socjalnie bliskie” - dzięki czemu marsz w kierunku świetlanej przyszłości nabierze stachanowskiego tempa. No dobrze - ale co będzie, jeśli poseł Palikot ultimatum Wojciecha Czuchnowskiego odrzuci? To wtedy będzie nazywany „kolegą z pracy Piotrowskiego”. Jeśli nawet - to cóż właściwie w tym złego? Czyż Grzegorz Piotrowski nie jest przyzwoity? Czyż nie należy do „człowieków honoru” - jak generał Kiszczak? SM
Król jest nagi! Jak powiedział Mark Twain: "Lepiej milczeć i sprawiać wrażenie głupka, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości". Właśnie odezwała się (po raz kolejny) Komisja Europejska i chyba wszystkie wątpliwości zostały rozwiane. "Eksperci" KE prowadzili przez trzy lata badania nad wodą. Brali za nie po 500 euro dziennie, więc jasne, że krótko badać nie mogli. I z badań wyszło, że nie ma dowodu na to, że jeśli umieramy z pragnienia, to napicie się wody nam pomoże! W związku z tym prześwietna Komisja wydała dekret. Jeśli jakiś producent wody ogłosi po 1 grudnia br., że picie wody zapobiega odwodnieniu organizmu, to czekają na niego dwa lata odsiadki i spora grzywna! Od dziesięciu lat tłumaczę wszystkim: te organy unijne to kupa głupków. Wysyła się tam ludzi, których chce się pozbyć z kraju. Czasem na zasłużoną emeryturę. Nikt mi nie wierzy: tam przecież absolwenci trzech fakultetów renomowanych uniwersytetów, a tu jakiś śmieszny facecik w muszce... Jeśli nawet TO nie przekona Państwa, że cała ta "Unia Europejska" to grono kretynów umiejących jedynie brać podwójne diety za przejazdy i wygadywać głupoty. Czy ktokolwiek w Europie słucha przemówień w Parlamencie Europejskim? Ależ nikt! Obrady PE to po prostu zalew bzdur. Członkiem "Komitetu Mędrców" jest w Unii p. Lech Wałęsa!!? To jak w takim razie wyglądają ci, którzy tam nie uchodzą za "mędrców"? Ano tak, jak ci od uznania marchewki za owoc, jak te głupki od wody... A Polacy myślą, że tam siedzą jacyś mądrzy ludzie! W słynnej bajce Krystiana Andersena oszust sprzedał królowi niewidzialne szaty. Czyli nic. I król założył z całym ceremoniałem te "szaty", wyszedł na ulicę i wszyscy podziwiali nowe szaty króla. Tylko jakieś dziecko powiedziało: "Król jest nagi!". I dopiero wtedy wszyscy zaczęli mówić: "Rzeczywiście! On po prostu jest nagi!". Więc ja Państwu mówię: ci federaci z Brukseli to banda durniów (no nie na tyle głupich, by nie brać bardzo wysokich diet). Te wszystkie "wartości europejskie" (jak ONI to nazywają) nie mają nic wspólnego z wartościami, w jakie wierzymy w Europie. To płody chorych umysłów. ONI nam mówią: "Homoseksualizm to normalne zachowanie człowieka". Nie dyskutujmy - ryczmy ze śmiechu! Gdyby to było "normalne" zachowanie, to po trzech pokoleniach z ludzkości zostałoby może parę tysięcy osób... ONI mówią, że mężczyźni i kobiety są równouprawnieni. Kompletna głupota. Nawet setny tenisista świata nie przegra z żadną kobietą. Wśród szachistów w pierwszej setce jest jedna kobieta. O podnoszeniu ciężarów nie ma nawet, co mówić. O jakim "równouprawnieniu" może być mowa?! To bzdura! W Europie wypracowaliśmy liczne przywileje dla płci pięknej, a nie jakieś, tfu, "równouprawnienie". Jak ktoś chce wierzyć tym bałwanom, że homoseksualizm jest normalny, kobiety dorównują mężczyznom, a woda nie gasi pragnienia, to niech wierzy?.. Ale lepiej stuknąć się w główkę! JKM
Handel i biurokracja Wiadomo, dlaczego: po to, by zatrudnić jakichś pociotków polityków, jako urzędników, którzy pojadą do Madras lub do Monachium, zainkasują spore diety, będą przez tydzień żreć, pić i uzgadniać - i uzgodnią te 20 miliardów. Wolnorynkowców, co i raz szokuje coś, co przeciętny zjadacz chleba traktuje, jako coś najzupełniej normalnego. Ot, czytam dziś, że „Indie i Niemcy postawiły sobie ambitne cele. Chcą, by handel dwustronny między państwami osiągnął wartość 20 mld €uro w przyszłym roku”. Ale dlaczego rządy tych republik miałyby chcieć, aby wymiana akurat między nimi miała taka akurat wartość??? Handlarze z obydwu krajów niewątpliwie zawierają między sobą umowy. Zdrowe umowy, na których wszyscy korzystają. Transakcja p.Schultza z p.Bhaghawim nie ma przy tym nic wspólnego z transakcją p.Müllera z p.Śwutrebhą. Dlaczego suma ich transakcji ma być akurat taka, a nie inna? To tak, jakby rodzice mówili: prawy paluszek naszego dziecka powinien w tym roku urosnąć o 1,5 mm – i zatrudnili fachowca, który to mierzy i o ten paluszek dba. By urosnął akurat o tyle. Nie ma to, oczywiście, nic wspólnego ze zdrowym, harmonijnym rozwojem. Ale paranoicy traktowaliby to, jako coś normalnego!!!! Dla nas równie anormalne jest, że ktoś tak traktuje organizm gospodarczy. Wiadomo, dlaczego: po to, by zatrudnić jakichś pociotków polityków, jako urzędników, którzy pojadą do Madras lub do Monachium, zainkasują spore diety, będą przez tydzień żreć, pić i uzgadniać - i uzgodnią te 20 miliardów. A potem jeszcze będą skladać sprawozdania z realizacji tego szczytnego zamierzenia! Ten rekord głupoty będzie trudny do pobicia – tym bardziej, że czas istnienia UE dobiega szczęśliwie końca. JKM
Korwin-Mikke o zamieszaniu wokół ciąży pewnej 16-latki Niejaki {ostpreussen}, komentując mój żartobliwy tekst porównujący małżeństwo homosiów do małżeństwa człowieka z jabłonką, stwierdził: „Panie Januszu! Napisał Pan, że małżeństwo w sensie prawnym ma na celu płodzenie dzieci, a nie zarabianie pieniędzy. Być może jestem ignorantem w tych kwestiach, ale wydaje mi się, że nie ma Pan racji. Małżeństwo (udzielane przez państwo – pomińmy kościelne) ma na celu zapewnienie małżonkowi np. możliwości wspólnego opodatkowania, (czyli płacenia mniejszych podatków)”. Jest to trochę dziwne rozumowanie: gdy wprowadzę dla studentów zniżkę za wstęp na lodowisko, to nie mówię, że ludzie idą na studia po to, by mieć zniżki… Chociaż kto wie? Przy dzisiejszym poziomie studiów… W każdym razie {ostpreussen} pokazuje, jak niebezpieczne są jakiekolwiek ulgi, gdyż powodują nieoptymalne działanie ludzi. Np. idą na lodowisko zamiast pracować… Oczywiście niektórzy twierdzą, że odrywanie ludzi od pracy (lub od internetu) oraz nakłanianie do wzięcia ślubu dla ulgi jest czymś DOBRYM… W szczególności jestem, jak wiadomo, przeciwnikiem tego, by państwo wtrącało się do sfery małżeńskiej. Nie powinny istnieć żadne ulgi podatkowe dla małżeństw (państwo wprowadza je po to, by małżeństwa płodziły mu przyszłych niewolników…), a małżeństwem powinien być urzędowo nazywany związek uznawany za małżeństwo przez którekolwiek z zarejestrowanych w państwie wyznań. A czy w ogóle – pytają anarchiści – istnieje konieczność urzędowego określania kogoś jako małżonka? Chyba tak… Np. bycie małżonkiem zwalnia od obowiązku świadczenia w sądzie przeciwko współmałżonkowi. Poza tym istnieje kwestia wspólnego majątku małżonków (o ile nie została zawarta intercyza). Najważniejsze wszak: małżeństwo jest osobą prawną, mogącą sprzedawać, kupować, posiadać na własność – chodzi o to, by wytworzyć możliwie ścisłą więź między małżonkami. Wszystkie wyznania wywodzące się z Biblii uważają nawet, że małżonkowie „stanowią jedno ciało”. Oczywiście by ta osoba prawna mogła funkcjonować, musi istnieć pojęcie „głowy rodziny”. Żaden sąd nie zarejestrowałby firmy, fundacji czy stowarzyszenia, w którym nie byłoby jasno określone, kto podejmuje decyzje. A tak właśnie jest w małżeństwie – po tym jak Lewica „w imię równouprawnienia” zniosła pojęcie „głowy rodziny”. Zniszczenie rodziny jest wszak jej podstawowym celem strategicznym. Plus oczywiście demoralizacja. Co zobaczymy na najnowszym przykładzie. Obecnie lewicowe media wydziwiają „z troską” nad przypadkiem pewnej panny: „A wydawało się, że Jamie Lynn jest tą lepszą z sióstr Spears. Choć dziewczyna do złudzenia przypomina słynną Britney, jak dotąd brukowce nie zdołały opublikować ani jednego pijackiego zdjęcia 16-latki, a serial „Zoey 101”, w którym gra, jest szczytem przyzwoitości w porównaniu z teledyskiem „Baby One More Time”, który w tym samym wieku nakręciła jej siostra. Jamie Lynn była przykładową nastolatką. No właśnie – była. Na początku grudnia przez media przetoczyła się szokująca wiadomość: Jamie Lynn jest w ciąży! Nastolatka uniknęła balangowych wariactw w stylu Paris Hilton i ominęła grząski temat klinik odwykowych, w którym na dobre utknęła Lindsay Lohan, tylko po to, by wpakować się w przedwczesne macierzyństwo. Publiczność jest w stanie zaakceptować wiele ekstrawagancji w Hollywood. Ale czy przełknie brzuchatą nastolatkę, która stanowi chodzącą promocję inicjacji seksualnej nastoletnich dziewcząt? Z pewnością Jamie Lynn niebezpiecznie zbliżyła się do granicy, po przekroczeniu, której czeka ją już tylko potępienie”. Skąd taka faryzejska troska o młodszą pannę Spears i gotowość Jej potępienia? Ano, dlatego, że dziewczyna nie chciała dziecka zabić – i wraz z jego ojcem, p. Caseyem Aldridgem, „którego poznała w kościele” (o zgrozo!), Planuje „urodzić dziecko i wychować je w konserwatywnej Luizjanie, »aby miało normalne życie«” – napisała dalej p. Monika Hesse w „The Washington Post”. A jeszcze – nie daj Boże! – wezmą ślub… Cóż za zgorszenie dla nastolatek – uczonych, że nie należy chodzić do kościoła, za to trzeba sypiać możliwie wcześnie i z byle, kim, a w razie „wpadki” – skrobanka… Zgorszenie straszne. Ale czym? Zajście w ciążę przed ślubem zdarzało się pannom zawsze, nawet w najbardziej konserwatywnych społeczeństwach. I jakoś sobie z tym radzono. Potępiano albo nie, ale starano się tego nie rozgłaszać – we wspólnym interesie społeczeństwa i panienki. Dziś jest inaczej. Najpierw młodzież demoralizowano – a obecnie przerażona „Administracja Busha zwiększyła niedawno nakłady na program edukacyjny, którego jedynym założeniem jest abstynencja seksualna. Tymczasem po raz pierwszy od 10 lat wzrósł odsetek ciąż wśród nastolatek. Według statystyk National Campaign, jedna na siedem dziewcząt uprawiała seks przed ukończeniem 15 roku życia, a 60 proc. tych, które przeszły inicjację seksualną, twierdzi, że żałuje tego kroku”. Miejmy nadzieję, że dziecko pp. Aldridge będzie urocze, panna Jamie Lynn Spears nie będzie żałowała tego kroku – a media się wreszcie od Niej odczepią. A p. Hesse, – która zresztą pisze chyba w najlepszej wierze – zda sobie sprawę z tego, CZEGO właściwie broni. A tak w ogóle to fakt, że „po raz pierwszy od 10 lat wzrósł odsetek ciąż wśród nastolatek” jest nie tyle przykładem nieskuteczności wtrącania się rządów do spraw wszelkich, z prywatnymi na czele, ile tego, że ludzie coraz mniej chętnie zabijają nienarodzone dzieci – oraz… globalnego ocieplenia. Przy wyższej temperaturze dziewczynki dojrzewają wcześniej – i najwyższa pora na zmianę obyczajów: panny 15- i 16-letnie są już w pełni zdolne do bycia matkami. I obyczaje powinny kierować te dziewczyny nie do kolegiów czy na uniwersytety, – lecz przed ołtarze! W przeciwnym razie Natura będzie ciągnęła je do związków nieformalnych. Bo gdy dziewczyna poczuje Wolę Bożą… A przy okazji: 16-latka łatwo zaakceptuje 27-latka, jako głowę rodziny… I powróci normalność. JKM
Wartość studiów a elektorat Palikota Dawniej – przed wojną i w pierwszych latach powojennych – studia były elitarne. Warunkiem dostania się na studia był dość wysoki poziom intelektualny. Wcale nie finansowy! W 1939 roku studentów było w Polsce 50 tysięcy i utarło się powiedzenie: „Student żebrak, ale pan!” Student nieraz głodował, ale mógł być pewny, że po studiach będzie na starcie zarabiał trzy razy więcej niż średnio kwalifikowany robotnik. Nawet nie, dlatego, że poziom studiów był wysoki, lecz dlatego, że on sam reprezentował wysoki poziom! Natychmiast po wojnie reżym zaczął niszczyć polska naukę – na początek zwiększając trzykrotnie liczbę studentów, co usprawiedliwiano brakiem inżynierów, lekarzy itp., którzy utracili życie bądź wyemigrowali. Sam Katyń, Charków i Miednoje to 20 tysięcy inteligentów! Spowodowało to obniżenie poziomu studiów – również z powodu ograniczeń ideologicznych nakładanych na treści, – ale o dziwo nowo przyjęci, często z „awansu społecznego”, wszelkimi siłami starali się doszlusowywać do elity. Trwało to do 1968 roku. Nie zmieniło tego nawet wprowadzenie „punktów za pochodzenie” przy naborze studentów. Bardzo niewielu studentów przyjmowało postawę lewicową w sensie reżymowym – traktujący serio marksizm to był zupełny margines (o takich pod koniec). Reszta, zwłaszcza arywiści, starała się być bardziej arystokratyczna od arystokratów. W Krakowie, – co wzbudziło oburzenie śp. Władysława Gomułki (ps. „tow. Wiesław”) – odbył się bal studencki, na którym obowiązkowy był… frak! Po 1968 roku nastąpiło załamanie się inteligenckiego etosu. Tępieni wówczas Żydzi, przy wszystkich skłonnościach do zamykania się w dedukcji oraz do postawy lewicowej, reprezentowali wysoki poziom intelektualny. Po Marcu bardzo wielu studentów, widząc, że można wyśmiewać się z profesora-Żyda, potraktowało to, jako przyzwolenie na wyśmiewanie się z intelektu, jako takiego. Jednocześnie rosła liczba studentów, osiągając w 1979 roku przerażającą liczbę 500 tysięcy. Można powiedzieć, że wyższe studia praktycznie – poza (licznymi na szczęście) wyjątkami – przestały istnieć. W stanie wojennym przyszło szczęśliwie otrzeźwienie, – ale niestety po 1989 roku klasa polityczna zaczęła forsować program niszczenia kultury polskiej. Liczba studentów doszła niemal do 2 milionów (!!!). Przy czym – to ważne – nie mieli oni wykładowców przedwojennych, tylko tych z okresu po 1968 roku! Wyjątkowo łatwo było przekonać tych ludzi, że warunkiem otrzymania dobrej oceny nie jest biegłość w rachunku tensorowym, lecz recytowanie sloganów o Unii Europejskiej i prawach człowieka. Te 50 tysięcy studentów przedwojennych to nie była elita; elitą było zapewne 3/4 tej liczby. Ale dominował etos elity. Jeśli więc takich ludzi jest w Polsce 30 tysięcy, to prawie nikt z tych 2 milionów studentów nie mógł się dopasowywać do wartości elity. Będąc na studiach, wśród kolegów nie widział żadnego jej przedstawiciela – a na katedrze widział często pół- albo i ćwierćinteligenta.
Człowiek inteligentny potrafi Gdyby nawet jednak wśród kolegów jednego czy drugiego spotkał, to mógłby go nie zauważyć! Człowiek na ogół dopasowuje się do grupy – a człowiek inteligentny bez problemu potrafi udawać ćwierćinteligenta! Były to grupy mające własną subkulturę. Studenteria zresztą zawsze tworzyła własną subkulturę. Był ona jednak oparta na wartościach wyższych – nawet, jeśli je wyśmiewała. Śpiewano o sobie: „Czy to w Koluszkach, czy to w Bydgoszczy/ Wszystkie świętości taki ci o****y/ Za nic ma ojca, za nic proboszczy…” – jednak wiedziano, że olewa się pewną świętość. Obowiązywał pewien poziom intelektualny. Parodiowano – nieraz nieprzyzwoicie i złośliwie – Mickiewicza czy Słowackiego, ale znano ich utwory na pamięć! Żartowano – nieraz niewybrednie – z Arystotelesa, ale go znano! Typowy w kręgach studenckich żarcik brzmiał np.: „Ludzie dzielą się na 10 kategoryj: na tych, co znają układ dwójkowy – i na tych, którzy go nie znają”. Jeśli ktoś nie rozumiał tego żartu – no cóż… Udawał, że się śmieje, i leciał wieczorem pogłębiać wiedzę. Był też pewien poziom kulturalny. Pijało się nieraz bardzo dużo, – ale wino. Piwo ma trzy razy mniej alkoholu – jednak wymiana zdań przy piwie jest zupełnie inna niż przy winie! Nie wiem, z czego to się bierze – widocznie wino jakoś zobowiązuje, a pyfko nie! W gusty absolwentów takich studiów idealnie trafiało „NIE” wydawane przez p. Jerzego Urbana. Artykuły tam drukowane (czytam je sumiennie!) są na różnym poziomie – czasem bardzo wysokim, czasem miernym, czasem nawet głupawym, (co zresztą wywołuje protesty czytelników!). Ideowo w duchu często socjalistycznym, czasem czysto wolnorynkowym, na ogół jakoś racjonalnym. Dla każdego coś miłego. Wspólnym elementem jest pogarda dla wszelkich wartości – również lewicowych. Słowo „wartość”, jeśli jest używane, to wyłącznie tak, jak ja używam zwrotu „marksista-leninista” – widać, że autor sobie kpi. W szczególności – wręcz z nienawiścią – atakowane są Kościoły. W proporcji do ich liczebności w Polsce. Najczęściej rzymskokatolicki, dużo rzadziej np. mariawici. Za to centralnym punktem odniesienia jest płeć. Używana w „NIE” składnia nie pozwala napisać „od tyłu”; poprawne sformułowanie to „od d**y strony”. Wszystko się ma kojarzyć – i już. I to jest język, jakim mówi subkultura polskich pół- i ćwierćinteligentów. Mają dyplomy rozmaitych uczelni – a mówią językiem knajackim, wyniesionym z domów, gdzie się chowali, i podwórek, na których się bawili. P. Jerzy Urban przez 20 lat ciężko pracował nad tym, by ta subkultura była tolerowana i nawet traktowana, jako normalność. Tryumf WCzc. Janusza Palikota to tryumf pisma „NIE”. Elektorat p. Palikota – to czytelnicy „NIE”. Nie radzę tych ludzi lekceważyć! Mówią językiem knajackim, ale bardzo często poruszają nim ważne treści. Zwrot: „oni rozp***dzielą tym podatkiem całą gospodarkę” jest bardziej wymowny niż 160-stronnicowe opracowanie pt. „Niektóre aspekty wpływu podwyżek niektórych podatków na całokształt systemu gospodarczego” zakończone słowami: „należy oczekiwać obniżki PKB o 27%”. To pierwsze zdanie mógłby wypowiedzieć menel spod budki z piwem – i nikt by się tym nie przejął. To jednak mówią i piszą ludzie, którzy bądź, co bądź spędzili pięć lat na wyższej uczelni. Poziom jej mógł być bardzo niski, – ale zawsze. W tym, więc przypadku za prostackim sformułowaniem kryją się często całkiem poprawne przemyślenia. Dotychczas rządziła Polską „Banda Czworga”. Politycy tej proweniencji mówili językiem „Okrągłego Stołu”, – czyli de facto językiem Unii Demokratycznej. Jarosław Kaczyński może nim mówić inne treści, – ale język pozostaje ten sam. Jest to język polskiego inteligenta po przejściach. Język drętwy. Gdyby nagły cud w gospodarce sprawił, że ten system mógłby nadal trwać, prorokowałbym, że w przyszłości miejsce „Bandy Czworga” zająłby właśnie WCzc. Janusz Palikot. Pół- i ćwierćinteligent wyparłby inteligenta, – bo ten inteligent już bredził. P. Jakusz Palikot mówi językiem zrozumiałym. To jest Młode Centrum przyszłej polskiej sceny politycznej. A co na obrzeżach? Z prawej strony mamy tę część młodzieży, którą p. Cezary Michalski nazwał „pokoleniem JKM” – ludzi o zdrowym rozsądku, niepragnących żadnej opieki społecznej, gotowych w razie potrzeby pomagać, (ale tylko tym, których oni sami uznają za wartych tej pomocy) – prawicowych liberałów. Oni albo zakładają własne firmy, albo pracują (często „na czarno”), albo wyjeżdżają za granicę. To jest potęga, – ale to nie jest całe pokolenie. A co na lewicy? Trzy dni przed Marszem 11 listopada napisałem, – co wydrukował „Dziennik Polski” – tekst „»Czerwone Brygady« na horyzoncie”, który zacytuję in extenso:
„Ponieważ może nie wszyscy wiedzą, czym były »Czerwone Brygady«, zacznę od przypomnienia. Były to podziemne oddziały zbuntowanej młodzieży, jak najbardziej z dyplomami wyższych uczelni. Ci młodzi ludzie mieli nawet pieniądze od rodziców, – ale nie mieli żadnego konkretnego zajęcia. Wzięli się, więc za robienie rewolucji. Trzebaż pecha, że nad piękną rzeką Wołgą istniało wtedy Imperium Zła – a źli imperialiści działali zgodnie z zasadą: »Państwo jest silne, jeśli ma słabych sąsiadów«. Zamiast więc zlikwidować socjalizm i budować potęgę Związku Sowieckiego, zajmowali się głównie eksportem »rewolucji«, – co w praktyce sprowadzało się do zasilania pieniędzmi (nie koniecznie własnymi – np. od piekłoszczyka Kaddafiego też!) takich właśnie młodych zbuntowanych. W Niemczech sfinansowali, – czyli uzbroili w czeski wynalazek, semtex – »Frakcję Armii Czerwonej«, a we Włoszech właśnie »Brigate Rosse«. Zresztą również szkolone przez czeski wywiad. Przyczyną tego zjawiska był względny dobrobyt – i brak zajęcia dla tych młodych ludzi z rozbudzonymi ambicjami. We Włoszech – jak i dzisiaj w Polsce – »walczono z bezrobociem«. Jednak nie drogą obniżania podatków, – co doprowadziłoby do tego, że 3/4 studentów przerwałoby naukę, by zacząć naprawdę dobrze zarabiać, jak np. p. Wiluś Gates w USA. Nie – uważano, że najlepszą drogą do zwalczania bezrobocia jest… zatrzymywanie młodzieży na wyższych uczelniach. Bezrobocie od tego oczywiście rosło, (bo jak ludzie nie zarabiają, to nie kupują – a jak nie kupują, to produkcja spada), ale – co charakterystyczne – taki młody człowiek, który ukończył politologię albo coś na kształt dzisiejszych gender studies, już nie pójdzie na tokarza ani na urzędnika – widzi się co najmniej jako wicepremier! A najprostszą ku temu drogą jest przeprowadzenie rewolucji. Bo jednak nawet w socjalizmie biurokratycznym trzeba się na czymś znać. A oni znali się tylko na rzucaniu sloganami. Dziś »Dziennik Gazeta Prawna« informuje, iż wyższe wykształcenie staje się coraz powszechniejsze – ma je już ponad 26% aktywnych zawodowo Polaków. Efektem tego kretynizmu – poza spadkiem prestiżu wyższego wykształcenia – jest to, że »wielu dyplomowanych zasila szeregi bezrobotnych. Najnowsze dane resortu pracy pokazują, że w końcu września bezrobotnych z wyższym wykształceniem było 213 tys., czyli o ponad 22 tys. więcej niż rok temu. Wśród absolwentów pozostających bez pracy sporo jest ekonomistów, pedagogów, specjalistów od marketingu i handlu, politologów oraz socjologów«. Na szczęście Słowianie mają mniejszy temperament od Włochów, KGB nie istnieje, a śp. Muammar Kaddafi smaży się w piekle. Jednak p.Sławomir Sierakowski i jego »Krytyka Polityczna« mają dzięki temu wielu wiernych wyznawców. A cocktaile Mołotowa są proste i tanie w produkcji”. Było to dość prorocze – w sensie działań „Krytyki Politycznej”, które stały się widoczne po trzech dniach. Lewica – p. Michalski ma rację – jest w Polsce słabsza od Prawicy, – ale jest. I będzie rosnąć w siłę. Starsze pokolenie, kształcone na klasycznych podręcznikach, odchodzi w przeszłość. Razem z podręcznikami zresztą. Sumując: nie jest tak, jak napisał p. Michalski, że „pokolenie JP II zostało zastąpione pokoleniem JKM”. Jest tak, że wśród młodzieży na Prawicy jest „Najwyższy CZAS!”, na Lewicy „Krytyka Polityczna”, a w „bagno” – czy nam się to podoba, czy nie – coraz szerszym frontem wchodzi pokolenie JP III, czyli cotygodniowy dziennik „NIE”. Na krótko. Następne pokolenie już w ogóle nie będzie czytać. Zresztą – do końca d***kracji już bardzo niewiele czasu… JKM
Wampiry w ICH wyobraźni Wyobraźmy sobie, że żyjemy w starym zamku, w którym rządzi bogata ciocia. To znaczy: ona była bogata, gdy jeszcze żył wujek-kapitalista. Wujek umarł – pieniądze się zwolna kończą. Ciocia nade wszystko obawia się wampirów. Wydaje rocznie pięć milionów na jakiegoś hochsztaplera, który za te pieniądze utrzymuje aparaturę odpędzającą wampiry. Machina działa zresztą doskonale: żadnego wampira w zamku nie widać. Niektórzy siostrzeńcy, chcący, by ciocia więcej wydawała na ich żarcie i picie, przebąkują, że tego „wynalazcę” naraił cioci ukochany bratanek, (który dzieli się z oszustem po połowie), – ale ciocia nie chce to tym słyszeć: wierzy bratankowi, a wampirów się boi.... Przejdźmy do rzeczywistości, o ile to jest rzeczywistość… Czasem odnoszę wrażenie, że wszyscy naokoło dotknięci są schizofrenia. Nie chodzi już o to, że nie wie lewica, co czyni prawica, – ale coraz częściej sama Lewica nie wie, co czyni Lewica – a już w ogóle nie wie, po co miałaby robić to, co robi. Oto – na przykład – ONI są w tej chwili w panice: kryzys, trzeba ciąć wydatki, nie ma pieniędzy... Komisja Europejska błaga Chińczyków ludowych, by pożyczyli ze sto miliardów euro – Chińczycy odmawiają. To zaproszono maleńkie emiraty arabskie, by coś pożyczyły. Emirowie nie są jednak idiotami – nie pożyczyli. To Komisja Europejska naciska na nowego szefa Europejskiego Banku Centralnego, by dodrukował duuuużo eurosów. Ten odmawia... (Niestety: niedługo ustąpi – On tylko tak się droczy. Zupełnie jak śp. Lech Kaczyński przed podpisaniem Traktatu Lizbońskiego, który przecież sam zachwalał i negocjował). P. Marian Draghi, nowy prezes EBC udaje, by zyskać zaufanie tych, którzy – jak ja – dodruk pieniądza uważają za kradzież dokonaną ze szczególną zuchwałością – a potem dodrukuje, by zyskać uznanie tych, co nie mają skrupułów przed okradzeniem swoich poddanych zwanych „obywatelami” - że niby potrafią się obejść bez połowy swoich pieniędzy.... Komisja twierdzi, że potrzebuje na gwałt 180 miliardów euro – i nie może ich znaleźć. Próbuje „lewarować” posiadane 400 miliardów, by wykreować z ich pomocą 1 200 miliardów (ryzykowny zabieg – wielcy spekulanci mogą sprawdzić ten bluff). Krótko pisząc: kryzys nadciąga. A jednocześnie ta sama Komisja Europejska chce nadal wydawać 200 mld euro rocznie na „walkę z Globalnym Ociepleniem”!!!! Wyjaśnienie jest proste: rządząca w Brukseli swołocz jakieś 10% tych pieniędzy rozkrada, – więc nie chce pozostać bez środków do życia. Zresztą drobni eurokraci też chcą prosperować: mimo kryzysu właśnie strajkują, domagając się podwyżek swoich ogromnych zresztą pensyj. Bo jak nie, to nie będą IM wypełniać dokumentów niezbędnych w walce z GLOBCIEm! A wiecie Państwo, ile to jest pisaniny? Dotyczy to i nas. „Rząd” JE Donalda Tuska wprawdzie lawiruje, by na tę walkę z wampirami wydawać jak najmniej, – ale jednak wydaje. A skąd bierze pieniądze? Ano podnosi nam akcyzę od benzyny, od prądu elektrycznego, od węgla... Pod naciskiem Komisji Europejskiej. Cóż musi: PRL na ogół ustępowała pod naciskiem Moskwy, choć była jednak suwerennym państwem. Od 1 grudnia 2009 roku III Rzeczpospolita suwerennym państwem już nie jest, – więc Brukseli ustępować MUSI. Poza tymi podwyżkami chce opodatkować stare samochody, szczególnie te z silnikiem Diesla. Ma to być „walka o poprawienie, jakości powietrza”. Oczywiście: zapłacimy za to my wszyscy. Ci, co sami jeżdżą starymi samochodami zapłacą bezpośrednio. Natomiast przedsiębiorcy, którzy rozwozili towary starymi samochodami, albo zamkną firmy – albo podniosą cenę usług – i zapłacimy my wszyscy. A „Rząd” będzie rżnął głupa – obiecując śledztwo, dlaczego „nieoczekiwanie” wzrosły ceny. Normalny człowiek, gdy jest kryzys postanawia nie kupować nowego samochodu i dłużej jeździć starym. Jak widać: schizole rządzący krajami Unii Europejskiej mają o gospodarce odwrotne pojęcie. Cóż: obawa przed wampirami jest szkodliwa... JKM
Naprawa pojęć Jest oczywiste, że Czerwona Hołota rządząca w mediach, w szkołach i na uczelniach dążąc do powszechnego zepsucia zaczyna od popsucia pojęć. Np. słowa "d***kracja" używa, jako synonim pojęcia: "To, co jest dobre". Chiński mędrzec Fū-Zǐ Kǒng, zwany w Polsce Konfucjuszem, zapytany, od czego zacząłby naprawę państwa odpowiedział: "Od naprawy pojęć". Jest, więc zrozumiałe, że Czerwona Hołota rządząca w mediach, w szkołach i na uczelniach, dążąc do powszechnego zepsucia, zaczyna od popsucia pojęć. Np. słowa "d***kracja" używa, jako synonim pojęcia: "To, co jest dobre" Weźmy przykład. Ktoś podszywający się pod p.Jerzego Urbana (po pół wieku czytania Jego tekstów wiem, kiedy pisze coś sam, a kiedy pracują zaŃ murzyni...) walczy w „NIE” z Krzyżem wiszącym w Sejmie pisząc: „Wiszenie jest sprzeczne z konstytucją i konkordatem mówiącym o autonomii państwa wobec Kościoła (i vice versa)”. Cóż: tak rozumując trzeba by stwierdzić, że sprzeczne z konkordatem jest też wiszenie flag państwowych w kościołach. Ale ja nie o tym. Pseudo-Urban imputuje też WCzc.Januszowi Palikotowi myśl: „...ten szczególny krzyż w tym konkretnym miejscu śmierdzi i gryzie demokrację”. Otóż – NIE, proszę „NIE”! Można dyskutować, czy obecność Krzyża sprzeczna jest z Konstytucją czy Konkordatem – a więc: czy narusza reguły nomokracji, rządów Prawa. Natomiast d***kracja polega na tym, że L*d - a raczej: Większość L**u - ma zawsze rację. I jeśli Większość zechce powiesić w Sejmie siedemnaście Krzyży – albo wywiesić w kuluarach zdjęcia pedofilów - to będą one wisiały. Jak najbardziej zgodnie z regułami właśnie d***kracji. Przywróćmy pojęciom właściwy sens. JKM
Korwiniści My, korwiniści, jesteśmy drogowskazami. Jesteśmy po to, by znać cele, by było wiadomo jak jest sensownie, jak byłoby zgodnie z naszymi polskimi, wolnościowymi zasadami. Ja jestem korwninistą. Czyli zwolennikiem Janusza Korwin-Mikke. Nie młodym korwinistą, ale starym. Jego zazwyczaj popiera młodzież, której potem przechodzi - zrażają się nieskutecznością. A ja się nie zrażam. Nie ma się przecież, co dziwić, że w narodzie, który jest od siedemdziesięciu lat intensywnie indoktrynowany różnymi odmianami socjalistycznej ideologii, antysocjalista będzie marginesem. Gdy się jest antysystemowcem trzeba nastawić się na długą, mozolną drogę prowadzącą do obalenia systemu. Trzeba być cierpliwym. Cierpliwym cierpliwością, której wymiar może przekraczać nawet długość ludzkiego życia. To musi być cierpliwość wielopokoleniowa. Uważam, że my, korwiniści, jesteśmy bardzo potrzebni, mimo, że nie mamy szans na prowadzenie realnej polityki we wszechogarniającej demokracji zdominowanej socjalizmem. Skuteczni politycy o poglądach okołokorwinowych, czyli przechodzący od wielu lat z UPR-u do większych partii, którzy są gotowi na kompromisy, na rezygnację z większości tego, co mądre, słuszne i dobre, by zrealizować troszeczkę czegoś sensownego, też są ważni. Ale gdy nas, korwinowców, zabraknie, to oni zapomną o całokształcie tego, co jest mądre, słuszne i dobre! Realizując drobne cele pośrednie zapomną o ostatecznym celu. Już niektórzy zapominają! Więc nie powinno się nas ganić za to, że my chcemy za dużo, że chcieć za dużo, to utopia, że być może ideału nigdy nie osiągniemy, że chcąc za dużo nie osiągniemy nawet kawałeczka. No, ale ktoś o tym ideale musi pamiętać, ktoś go musi przypominać, ktoś go musi opisywać - by inni mogli go powolutku realizować, po kawałku składać. Potrzebni są i teoretycy, i praktycy. My, korwiniści, jesteśmy drogowskazami. Jesteśmy po to, by znać cele, by było wiadomo jak jest sensownie, jak byłoby zgodnie z naszymi polskimi, wolnościowymi zasadami. Wszyscy muszą widzieć ten drogowskaz. Wszyscy żyjący teraz i za kilka pokoleń. Nie wystarczy, więc, że ktoś tam drogowskaz zna - musi go ktoś cały czas serwisować, by był widoczny dla innych - teraz i w przyszłości. Niektórzy krytycy korwinizmu uważają, że jest to zbędne teoretyzowanie, a tymczasem trzeba działać praktycznie, bo Polska traci suwerenność, już niedługo nie będziemy mieć swojego państwa, więc szczegóły dotyczące ustroju, tego czy Polska jest mniej, lub bardziej, socjalistyczna, nie mają znaczenia. Najpierw odzyskajmy niepodległość, a potem będziemy myśleć o ustroju i gospodarce. Tak mówią. Ale nam, korwinistom, żadne resztki suwerenności się nie wymykają, bo my jej od urodzenia w PRL-u nie mamy – wymykają się one jednemu zaborczemu i destrukcyjnemu państwu, obcemu naszej tradycji i cywilizacji, w którym żyjemy, na rzecz większego destrukcyjnego bizantyjskiego państwa zaborczego. Oba państwa, które okupują Polskę, są nam, korwinistom, obce, wrogie, szkodliwe i destrukcyjne, oba chcą nas grabić i wyzyskiwać. Mnie, jako korwinowcowi, nie zależy na utrzymaniu suwerenności któregokolwiek dzisiejszego zaborcy, mi zależy na wskrzeszeniu dawnej, wolnościowej Rzeczpospolitej. My, korwiniści, jesteśmy polskimi patriotami w czystej postaci! My, Polacy, mamy coś, co rzadko występuje w polityce światowej. Mamy tradycje wolnościowego państwa. Nasi przodkowie mieszkali w najbardziej liberalnym i tolerancyjnym państwie świata. Dzięki temu, możemy być jednocześnie konserwatystami i liberałami. No i my, korwiniści, tacy jesteśmy. GPS.65 - Grzegorz P. Świderski
Nadchodzi rrrrreeeecesssjaaaaaa! Dzisiejsze dane powinny przestraszyć każdego. KAŻDEGO!!! Wskaźniki PMI (zapowiadające stan koniunktury w gospodarce w pewnym wyprzedzeniem) kolejny miesiąc pospadały i już teraz nikt nie ma wątpliwości, że w 4 kwartale tego roku strefa euro wejdzie w recesję, na razie taką około 1- procentową. Wskaźniki PMI dla Chin też spadają, a wskaźniki wyprzedzające OECD dla Indii osiągnęły poziom niższy niż podczas globalnej recesji 2008-2009 roku. Łapaczom spadających noży gratuluję odwagi, to mniej więcej taka odwaga jakby posmarować sobie czoło na czerwono i stanąć naprzeciwko byka. Są na to chyba jakieś naukowe, medyczne terminy.
Podobno rynki się zmówiły i chcą ukarać Niemcy za brak zgody na odpalenie bazooki z pieniędzmi. Prawie nikt nie przyszedł na aukcję 10-letnich bundów oprocentowanych poniżej 2%. Ciekawe gdzie fundusze ulokują pieniądze, w obligacjach greckich oprocentowanych na ponad 20%, czy może na depozytach we francuskim systemie bankowym, który pożyczył upadającemu Rzymowi ponad 400 mld euro. Ale to jeszcze nic. Ciekawie się zrobi dopiero jak recesja się pogłębi na początku przyszłego roku i jak wkrótce potem padnie Rzym. Brukselskie Nerony już tworzą kolejne tomiszcza garbatej poezji białych i zielonych ksiąg na tę okazję. Będzie, co czytać do snu w długie wieczory gospodarczej zimy, która nadchodzi. IPCC zapowiadało, że wahania pogody będą się zwiększały na skutek działaności człowieka, (w co nie bardzo wierzę, że to człowiek), ale wahania w gospodarce będą jeszcze większe niż w naturze, w wyniku połączonej działalności bankowych trolli z zachodu i euromatołów. Na koniec przypomnę. Prawie dwa lata temu mówiłem, zbankrutujcie Grecję i będzie spokój na jakiś czas, który wykorzystacie na reformy. Nikt nie słuchał. Teraz powtarzam, jedynym sposobem na zatrzymanie tej spirali śmierci jest nowe euro. Nikt nie słucha. Piszą dalej swoją poezję sześciopaków. No to jak Rzym upadnie to przynajmniej będzie wiadomo czyja to wina. I jeszcze strajkują w obronie swoich przywilejów urzędniczych!!! To teraz już wiecie jak by wyglądał scenariusz dla globalnej gospodarki, gdyby Lehman Bros nie upadł w 2008 roku, tylko go uratowano. Rok później konałby w konwulsjach cały ogólnoświatowy system bankowy. Jak trzeba rasowemu psu obciąć ogon, to się to robi raz, przy samej dupie, jak jest mały i mało, co czuje? A nie po kawałku, co centymetr, dorosłemu psu, bo to bardzo boli i zakrawa na sadyzm. Rybinski
Eskalacja walki o pokój Wbrew temu, co wydawało się nieuchronne jeszcze na początku lat 90-tych - że mianowicie świat będzie jednobiegunowy politycznie, ze Stanami Zjednoczonymi jako hegemonem i grupą mocarstw regionalnych w drugiej kolejności - ten obraz świata odszedł w przeszłość, chyba już bezpowrotnie. Obecnie świat tkwi w epoce Walczących Cesarstw - że użyjemy tego kwiecistego stylu chińskiego: Cesarstwo Amerykańskie - militarnie bardzo silne, ale już nie hegemon światowy, tworzące się w bólach („w bulu i nadzieji”) Cesarstwo Europejskie, z Niemcami, jako kierownikiem politycznym, Cesarstwo Rosyjskie, Cesarstwo Chińskie i trochę mniejsze, ale też bardzo ambitne Cesarstwo Indyjskie. O co walczą Walczące Cesarstwa? Walczą o nowy podział świata, bo dotychczasowy, którego fundamenty położyli jeszcze 100 lat temu kierownicy Imperium Brytyjskiego, przestał być aktualny. O tej utracie aktualności najlepiej świadczy, zlekceważona zresztą przez Cesarstwo Chińskie, prośba Cesarstwa Europejskiego o wsparcie finansowe. Jeszcze 100 lat temu taka prośba byłaby nie do pomyślenia, nie mówiąc już o odmowie. Ale co to znaczy - „nowy podział świata”? Przede wszystkim - dostęp do surowców strategicznych, które determinują możliwości rozwoju: nośniki energii, rudy metali, surowce dla przemysłu chemicznego i obszary rolnicze. Napięcia na tym tle występowały już w latach 30-tych ub. stulecia, kiedy USA postanowiły blokować Japonii dostęp do źródeł ropy naftowej, aż ta doszła do wniosku, że dla samodzielnego decydowania o swym rozwoju musi wyrąbać sobie dostęp do nich mieczem. Obecnie główną metodą budowania imperiów nie jest wojenna inkorporacja, tylko raczej - pokojowa wasalizacja, ale nie wyklucza to przecież rozwiązań siłowych. W stosunku do dotychczasowych procedur przewidzianych w Karcie ONZ, przełomem stała się ogłoszona 21 września 2002 roku doktryna Busha, na podstawie, której Stany Zjednoczone przyznały sobie prawo „wyprzedzającego uderzenia” na każde państwo, mogące stanowić zagrożenie dla USA. Doktryna wojenna Rosji z 21 kwietnia 2000 r. kładła nacisk na przestrzeganie tych procedur stwierdzając m.in., że próby marginalizacji ONZ i OBWE, a zwłaszcza - podejmowanie akcji wojskowych bez upoważnienia Rady Bezpieczeństwa zagrażają bezpieczeństwu Rosji. Więc teraz, gdy na Morzu Kaspijskim narasta napięcie na tle dostępu do źródeł ropy naftowej, Rosja, powołując się na postępowanie USA w Jugoslawii, Afganistanie, Iraku i Libii, żadnych przeszkód w użyciu siły dla zabezpieczenia swoich interesów nie widzi. Czyżby sprawdzały się przepowiednie Radia Erewań, że na skutek walki o pokój nie pozostanie nawet kamień na kamieniu? SM
Homosie, "geje" i Prawica Wielki etolog, śp.Konrad Lorenz, opisywał homo-związki między gąsiorami - i stwierdził, że jeśli taka para powstanie, to uzyskuje w stadzie przewagę - bo samiec jest silniejszy i madrzejszy od samicy - więc dwa samce to więcej, niż samiec i samica. Feministki zauważają słusznie, że stosunek seksualny uzależnia kobietę od mężczyzny. Mężczyzna - hmmm, hmmm: niewoli(?) kobietę. Podobnie czynią aktywne lesbijki - i z tej racji domagają się równych praw z mężczyznami. Natomiast ten, co okrada zlodzieja jest w tej hierarchii wyżej, niż złodziej - więc ten, kto - hmmm... hmmmm... - mężczyznę uważa się za ważniejszego od mężczyzny. Po tych banalnych uwagach możecie Państwo już spokojnie czytać tekst, do którego prowadzi poniższy link:
http://www.eioba.pl/a/1ty8/nazi-geje
A komentarz jest taki: homosie popierali Hitlera - i zostali oszukani. Popierali bolszewików - i Stalin ich wykończył. Obecnie popierają Unię Europejską... JKM
NOWY WSPANIAŁY ŚWIAT Z BANDYTAMI W TLE „Krytykę Polityczną” zalewają potoki pieniędzy państwowych, Hanna Gronkiewicz- Waltz sprowadzająca do Polski hitlerowców uśmiecha się przed kamerami durnowato – nowa polska „Emilia Plater”, tylko z głową w publicznym wychodku, przekazującą ok. 500 tysięcy złotych Stowarzyszeniu im. Stanisława Brzozowskiego – wydawcę „Krytyki Politycznej” przez minione trzy lata. Dodatkowo za 12 zł/m2 dotuje bandycki lokal „Nowy Wspaniały Świat” w centrum Warszawy. Hojny z naszej kieszeni podatników Bogdan Zdrojewski minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego przekazał w zeszłej kadencji tym zbirom 1.272. 361 PLN. Resort pracy w 2007 przekazał 52.700 PLN, aby się „poprawić” w dwa lata później na 500.000 PLN. Również miejscowe kluby „Krytyki Politycznej” woj. śląskiego, oraz Gdańska, Poznania i Łodzi finansują „Krytykę”. Państwowy Instytut Sztuki Filmowej corocznie przekazuje po kilkadziesiąt tysięcy złotych. Bolszewiccy i neohitlerowscy zadymiarze, wygodni dla rządzących dali znać o sobie 11 listopada 2011 w dniu Święta Niepodległości. Dla nas to nowina, speluna w kawiarni „Nowy Wspaniały Świat” z dynamitem, petardami, coctailami mołotowa i innym łajdactwem terrorystycznym. W centrum Warszawy działa jaczejka bolszewicka skumplowana z ekstremą neohitlerowską z Niemiec, a policja państwowa, służby specjalne, różne bezczelne antypolskie matoły nic o niczym nie wiedzą, tylko walą miliony na utrzymanie antypolskich działań. I tak „Krytyka Polityczna” może realizować swoje bandyckie plany wobec Polski i Narodu Polskiego, bo jesteśmy krajem „demokratycznym” i wsio w poriadku. Takim działaniom przyklaskuje Rosja putinowska i wewnętrzna czerezwyczajka, po naszemu „razwiedka”. My „faszyści” spod znaku Orła Białego i Flagi Państwowej, Żołnierze Wyklęci, Żołnierze Polski Podziemnej, Żołnierze Armii Krajowej, czy też polscy patrioci jesteśmy poniewierani, opluwani i bici przez akcje prowokacyjne policji polskiej i neobolszewików z neohitlerowcami. Komorowski się przygląda bandytom i zapewnia, że zmieni ustawę o manifestacjach – hańbą ze wstydem poniewiera Polską. Polska zniknęła! W miejsce naszej Ojczyzny pojawiła się klika mafijna poniewierająca Narodem. Sześć listów otwartych w obronie „Krytyki Politycznej” w związku z wydarzeniami 11 listopada podpisali twórcy kultury, m.in.:
Andrzej Wajda, Agnieszka Holland, Krystian Lupa, Adam Zagajewski, Tomasz Stańko.
Kto to jest artysta muzyk Tomasz Stańko wszyscy wiedzą. Natomiast nie wiedzą, kim jest Tomasz Stańko prywatnie. Miałem ten wątpliwy „zaszczyt” obserwować go „drzwi w drzwi” przy ul. Pawlikowskiego 3 m. 9 w Krakowie gdzie mieszkałem jeszcze za życia jego wspaniałych patriotycznych rodziców. Ojciec sędzia, matka filolog romanistyki. Pan Tomasz codziennie wracał do rodzicielskiego domu pijany w belę i wówczas rozpoczynały się awantury z rodzicami. Buch tatę w mordę było na porządku dziennym z równoczesnym waleniem matki i kopaniem. Następnie w nocy rozpoczynał na całą kamienicę serenadę symfoniczną na saksofonie do samego rana. Tylko moi rodzice mnie powstrzymywali abym nie interweniował w tych jego zadymiarsko pijackich burdach. Z jego ojcem byłem zaprzyjaźniony przez całe lata, znam to, więc wszystko z przekazu osobistego. Nie obce p. Tomaszowi były również i narkotyki. Obok państwa Stańków mieszkała nasza sąsiadka, osoba chora psychicznie, której mieszkanie wypełniały pod sufit śmieci. Pan Tomasz Stańko walił do jej drzwi niejednokrotnie wyzywając ją wulgarnie. Przychodziła ta pani do mojego ojczyma dr. Tadeusza Nowaka historyka i prawnika żaląc się i prosząc o ratunek. Pan sędzia Stańko zmarł, po latach spotkałem na ulicy panią Stańko i zapytałem ją o syna – odpowiedziała, iż nie ma z nim kontaktu i nie wie gdzie przebywa, żaliła się przede mną na trudne warunki swojego życia. Postawy ludzi broniących jaskini neohitleryzmu i i bolszewizmu, czy podpisujących rezolucje dotyczące wyroków sądów stalinowskich sprowadzają się do takiego samego zła. Przypomnę rezolucję 53 polskich literatów z 1953 roku dotyczącą skazania na śmierć polskich księży. Oto tekst rezolucji:
„W ostatnich dniach toczył się w Krakowie proces grupy szpiegów amerykańskich, powiązanych z krakowską Kurią Metropolitalną. My, zebrani w dniu 8 lutego 1953 r. członkowie Krakowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich, wyrażamy bezwzględne potępienia dla zdrajców Ojczyzny, którzy wykorzystując swe duchowe stanowiska i wpływy na młodzież skupioną w KSM /Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży – dopisek. A.S./, działali wrogo wobec narodu i państwa ludowego, uprawiali za amerykańskie pieniądze szpiegostwo i dywersję. Potępiamy tych dostojników z wyższej hierarchii kościelnej, którzy sprzyjali knowaniom antypolskim i okazywali zdrajcom pomoc, oraz niszczyli cenne zabytki kulturalne. Wobec tych faktów zobowiązujemy się w twórczości swojej jeszcze bardziej bojowo i wnikliwiej niż dotychczas podejmować aktualne problemy walki o socjalizm, ostrzej piętnować wrogów narodu – dla dobra Polski silnej i sprawiedliwej”. Sławomir Mrożek dopisał:
„Nie ma zbrodni, której byśmy się po nich nie mogli spodziewać. Zaciekłość niedobitków będzie tym większa, tym bardziej będą się upodobniać do SS – manów, do „rycerzy płonącego krzyża” – Ku – Klux – Klanu, do brunatnych i czarnych koszul – występując w tym samym co SS – mani, krzyżowcy, koszule i inni falangiści interesie”.
Poza Mrożkiem i Szymborską rezolucję podpisali jeszcze m. In. Adam Włodek / pierwszy mąż Szymborskiej /, Kornel Filipowicz / późniejszy mąż Szymborskiej /, Olgierd Terlecki / konfident SB m.in. w Radiu Wolna Europa /, Bruno Miecugow – ojciec Grzegorza Miecugowa, do dzisiaj prowadzącego wrogą Polsce audycję telewizyjną TVN 24 „Szkło kontaktowe”, Hanna Mortkowicz – Olczakowa – konfidentka SB, Władysław Machejek – naczelny redaktor „Życia Literackiego”- konfident SB, Maciej Słomczyński – konfident SB, Tadeusz Nowak – konfident SB, Tadeusz Kwiatkowski – mąż Haliny Kwiatkowskiej – konfident SB, Jan Błoński – profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego – konfident SB, Henryk Markiewicz – profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego – konfident SB, Stefan Otwinowski, Adam Polewka, Karol Szpalski, Jan Wiktor, Jerzy Zagórski, Marian Zagórski – wszyscy konfidenci SB. We wrześniu 2002 roku Jerzy Korzeń prezes Towarzystwa Pamięci Narodowej im. Pierwszego Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego w imieniu zarządu Głównego Towarzystwa napisał list adresowany do ówczesnego prezydenta m. Krakowa Andrzeja Gołasia. Oto znaczący fragment owego listu:
„Szanowny Panie Prezydencie, nawiązując do pozostającej głęboko w pamięci ostatniej pielgrzymki papieża do Krakowa i jego tradycyjnych spotkań z Krakowianami przed Kurią Metropolitalną przy ul. Franciszkańskiej, przekazuję tekst publikacji prasowej dot. procesu księży z krakowskiej kurii, jaki miał miejsce w Krakowie w styczniu 1953 roku przed komunistycznym sądem wojskowym. Asumptem do przypomnienia tej sprawy jest wydany ostatnio tomik wierszy Wisławy Szymborskiej, zapobiegliwie rozpowszechniany przez poniektóre krakowskie redakcje. Szymborska – obecnie honorowa obywatelka stołeczno – królewskiego miasta Krakowa, odegrała w tych wydarzeniach sprzed pięćdziesięciu laty, swoistą haniebną rolę, podobnie jak kilku innych literatów, wyróżnionych krakowskimi honorami i materialnymi profitami. Rodzi się pytanie, dlaczego przyznaje się honorowe obywatelstwo miasta, oraz przydziela mieszkanie w luksusowych dzielnicach Krakowa ludziom politycznie skompromitowanym, sygnatariuszom zbrodniczej rezolucji z 8 lutego 1953 roku, kto w magistracie z takimi wnioskami w ogóle występuje, opiniuje i kieruje do realizacji? Myślę, że nie będą to pytania retoryczne”. Do listu dołączono materiały prasowe, w których m. in. jest tekst rezolucji podpisanej przez 53 krakowskich literatów w dniu 8 lutego 1952 roku, w kilka dni po wydaniu wyroków śmierci na jednego księdza i dwie osoby świeckie, dożywocia dla innego księdza, pozostali księża otrzymali 8 i 15 letnie wyroki. Obok takich faktów przywołanych nam brutalnie, krakowskie środowisko literackie nie może przejść obojętnie. Nie może kryć głowy w piasek i udawać, że deszcz nie pada. Jak hańba, to hańba, ułomność literatów, jako ludzi małych i koniunkturalnych pozostaje plamą nie do wywabienia w żadnej pralni pisanego słowa. Że niby takie były czasy, że dyktatura, że UB, że partia etc. – takie gadanie nic nie pomoże, zwłaszcza w Krakowie, w którym zobowiązania wobec przeszłości i chwały Najjaśniejszej z natury swojej muszą być klarowne i ponadnormatywne. Kto nie dorósł do wielkości prochów spoczywających w Katedrze – won od pióra. Przynajmniej w takim temacie i w takiej materii”. 17 stycznia 2011 prezydent Bronisław Komorowski uhonorował na Wawelu Orderem Orła Białego Wisławę Szymborską laureatkę literackiej nagrody Nobla i Agnieszkę Holland. Poprzednio z rąk Komorowskiego to najwyższe odznaczenie państwowe otrzymał redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” Adam Michnik. Agnieszka Holland następna obrończyni bestialstwa „Krytyki Politycznej” zwierzyła się expressis verbis we „Wprost” Tomaszowi Lisowi i Piotrowi Najsztubowi:
„Kiedy Stalinowi umarła żona, to on zaczął wielkie czystki” – komentuje zachowanie Jarosława Kaczyńskiego po śmierci jego brata prezydenta Agnieszka Holland. I dalej:
„życie zaczyna się wtedy, kiedy pijany pluszowy miś narzyga do ułożonych w kształcie krzyża puszek po piwie „Lech” w tłumie nienawidzących się nawzajem Polaków. PIS jest sektą zachowującą się sekciarsko. Oni, czyli Jarosław Kaczyński, mają w tej chwili jedyny cel: zawłaszczyć jak najwięcej przestrzeni dla zwłok swojego brata. Już mają Wawel, już mają powstanie warszawskie, teraz chcą mieć Pałac Prezydencki. Za chwilę się okaże, że to nie wystarczy, bo ta bestia jest strasznie żarłoczna. Bo ten zmarły wymaga coraz więcej”. O Jarosławie Kaczyńskim: „on nie jest symbolem, Antygoną; zbolała maska, to jest maska nienawiści i wściekłości, którą widać, jak tylko zdejmie na chwilę maskę poczciwego wujka”- komentuje Holland. I to należy ośmieszać i drwić używając do tego możliwie wszystkich narzędzi – jak np. bezczelnych i obłąkanych sekciarzy pod krzyżem przed Pałacem Prezydenckim. Agnieszka Holland – reżyserka filmowa należy do najbardziej fanatycznych wyrazicielek fobii antyreligijnych i anty patriotycznych. Za „Skokiem rabina” twierdzi, iż patriotyzm jest rasizmem /„GW” wyborcza. pl Tomasz Żuradzki – „Patriotyzm jest jak rasizm”/. Owe fobie Holland łączy z ciągłym tropieniem antysemityzmu, zajadłą nienawiścią i wrogością do wszystkiego, co polskie, łącząc ideologię stalinowską z grubiańskimi atakami na Jarosława Kaczyńskiego i jego partię. Członkini honorowego komitetu kandydata na prezydenta RP Bronisława Komorowskiego, inicjatorka znanego protestu przeciwko budowie w Warszawie pomnika ofiar rzezi wołyńskiej dokonanej na polskiej ludności cywilnej przez ukraińskich nacjonalistów z OUN-UPA. W tekstach wywiadów udzielanych przez Holland stale napotyka się negatywny wizerunek Polaków, jako narodu, niedojrzałego, antysemickiego, ksenofobicznego, przesyconego płytką nierozumną religijnością. Holland kontynuuje metody fanatycznej agitacji komunistycznej swoich rodziców Henryka Hollanda i Ireny Rybczyńskiej – pary stalinowców z zajadłością uczestniczących w bolszewickich nagonkach na nonkonformistycznych naukowców – m.in. w haniebnym donosie na wybitnego polskiego naukowca – profesora Władysława Tatarkiewicza. Rezolucja „53” z 1953 roku popierająca wyroki śmierci na księży katolickich i wydanie wojny Narodowi Polskiemu przez obrońców „Krytyki Politycznej” to bolszewizm, neohitleryzm zmierzające do upadku Polski i polskości z myślą przewodnią Tuska – polskość to nienormalność. Aleksander Szumański
Czy doczekamy się polskiej Frakcji Czerwonej Armii? Działanie kłamstwa podlega podobnemu paradoksowi jak niektórych trucizn. Minimalna dawka jakiejś śmiertelnej substancji może być lekarstwem. Większa porcja jest śmiertelna. Z kłamstwem jest analogicznie – im bardziej wierutne i bezczelne, tym trudniej je zanegować. Kiedy w telewizorze osoba publiczna łże w żywe oczy, przyzwoity człowiek (sądzi według siebie) zaczyna myśleć, że być może jest coś na rzeczy. Przecież taki prominentny polityk nie może tak kłamać, a w dodatku otwarcie, przy masowej widowni! Tak to niestety to działa. Im wyraźniejszy jest ten kontrast pomiędzy powszechnie uznaną wersją a jej twardym zaprzeczeniem, tym mniej wiarygodny – paradoksalnie – staje się prawdziwy stan rzeczy. Na Marsz Niepodległości w Warszawie na zaproszenie koalicji Porozumienie 11 Listopada, w której skład wchodzi Krytyka Polityczna, przybyła liczna grupa niemieckich anarchistów. W trakcie zamieszek, w których najemni bandyci atakowali uczestników marszu z polskimi flagami, Niemcy zbiegli przed policją do lokalu Krytyki Politycznej Nowy Wspaniały Świat. Przemili chłopcy z powyższego zdjęcia zostawili w tym lokalu liczne atrybuty bandyckiego procederu – kastety, pały, gaz łzawiący oraz tym podobne środki, zapewne wspomagające ideę społeczeństwa pozbawionego przemocy. Czyli nowego wspaniałego świata. I po tym wszystkim Porozumienie 11 Listopada bez zmrużenia oka oświadcza, że „sytuacja na Nowym świecie była oczywistą prowokacją nacjonalistów i skrajnej prawicy”. Marsz Niepodległości był legalnym marszem, na który organizatorzy otrzymali wszystkie stosowne zezwolenia od władz miasta. Lewactwo postanowiło marsz zablokować. Pomimo tego miasto wydało również zezwolenie na wiec lewicowców. „Od początku dążyliśmy do blokady pokojowej” – oświadczył Michał Sutowski, prominentny działacz tejże Krytyki Politycznej. Co to niby ma oznaczać? – w gruncie rzeczy Sutowski nie krył, że chce uniemożliwić legalną demonstrację. Mamy, więc legalny marsz i legalną blokadę tego marszu. W tle tego absurdu świecą głupkowato oczami władze Warszawy. W tym przypadku, bowiem bezprawie blokady marszu staje się raczej błahe w porównaniu z bezhołowiem stołecznego ratusza. A może to nie było bezhołowie. Jeśli chodzi o Krytykę Polityczną, to jest ona oczywiście o niebo subtelniejsza od młodego stalinisty Nowickiego (syna starej Nowickiej), który o polskich żołnierzach w Afganistanie pisał: – Niech te parszywe mendy wrócą bez nóg, bez rąk – z pokiereszowana gębą i wydłubanymi oczami. Michał Sutowski, ten, który dokonał wynalazku „pokojowej blokady” legalnego marszu, zachwycał się chłopcami i dziewczynami z Antify, polskiej filii niemieckiej bojówki. A przecież ta niemiecka Antifa to już pośrednia spadkobierczyni morderczej hołoty ze sławetnej Frakcji Czerwonej Armii. Notabene finansowanej za pieniądze enerdowskiej Stasi. Zabójczy proceder lewicowej organizacji terrorystycznej ( w ciągu 20 lat dokonali 34 morderstw politycznych) jest dla Sutowskiego kwestią skuteczności: – (…)terror, to znaczy takie zjawiska jak wspomniane Czerwone Brygady czy Baader-Meinhof – to jest bardzo ważne zjawisko historyczne, które lewica musi przerobić intelektualnie i zrozumiec źródła klęski tych zjawisk, a nawet nie klęski, tylko pewnej przeciwskuteczności politycznej. Lewica przerobiła to intelektualnie i ma efekty. W ciągu czterech ubiegłych lat rząd Tuska, a konkretnie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego (znamienna jest ironia nazwy w tym kontekście) obficie futrowało przedsięwzięcia Krytyki Politycznej. W sumie w czasie ubiegłej kadencji rządu wyasygnowało na lewackie hopsztosy ok. 1 mln 270 tysięcy złotych. Miasto Warszawa rządzone przez polityka rządzącej partii też nie pozostawało w tyle, wspierając jaczejkę absurdalnie niskim czynszem za wynajem lokalu w najatrakcyjniejszym punkcie stolicy. Państwo polskie, a konkretnie ekipa Donalda Tuska, w sprawie środowiska Krytyki Politycznej zachowuje się jak karpie głosujące za przyspieszeniem Świąt Bożego Narodzenia. Seaman
24 listopada 2011 "Kto publicznie nawołuje do wszczęcia wojny napastniczej lub publicznie pochwala wszczęcie lub prowadzenie takiej wojny podlega karze…..”- stwierdza w art.117 par.3 Kodeksu Karnego.. No właśnie! Pan poseł Ludwik Dorn z Prawa i Sprawiedliwości musi uważać, żeby ktoś nie skierował do prokuratury jego wypowiedzi, w której wzywa Polskę do jak najszybszego poparcia planowanego przez Izrael uderzenia na Iran.. Ale chyba nikt się nie odważy, wszak chodzi o Izrael.. Zdaniem pana Ludwika Dorna posła wszystkich kadencji, autora ustawy legalizującej pobieranie z budżetu państwa pieniędzy przez gangi demokratyczne- poparcie” byłoby w interesie Polski” i chodzi o” raczej szybciej niż później”, Izrael, bowiem” musi dokonać uderzenia prewencyjnego”, gdyby potwierdziły się pogłoski o „ zaawansowaniu irańskiego programu” nuklearnego. A jak się nie potwierdzą? To, co robić, panie Ludwiku? Bo w Iraku się nie potwierdziły i Irakijczycy mają teraz demokrację, prawa człowieka i no i Bank Centralny, który w Iraku budował pan profesor Marek Belka.. Amerykanie muszą mieć do niego wielkie zaufanie, bo przecież byle, komu nie powierzyliby takiej misji. Musi to być człowiek naprawdę zaufany.. Bank Centralny jest potrzebny, żeby łatwiej dysponować zasobami finansowymi tubylców, żeby można łatwiej i zdecydowanie dodrukować - jak zabraknie - pieniądza fiducjonarnego bez pokrycia, w czym kolwiek, nie licząc powietrza.. Ciekawe, że pogłoski o tym, że Izrael ma głowice nuklearne - pana posła Ludwika Dorna nie interesują, chociaż nie wolno o tym mówić, a ma ich podobno od, 200 do 400, co mogłoby cały Wschód zamienić w obszar promieniowania. I całą Europę, bo tak naprawdę państwo Izrael należy do Europy(????). Ma specjalne preferencje w handlu z Unią Europejską no i drużyna Izraela bierze udział w rozgrywkach europejskiej piłki nożnej.. No to musi należeć do Europy.. To chyba jasne! Chociaż geograficznie należy do Azji. Wypowiedź pana Ludwika Dorna bardzo dobrze wpisuje się w wypowiedź pani kanclerz Merkel, która dla gazety „Leipziger Volkszeitung” powiedziała: „Nie wykluczam również w sposób zdecydowany rozwiązania wojskowego, aby przeszkodzić Iranowi w zbudowaniu bomby atomowej” I dalej: „Na świecie jest wiele państw, które nie wykluczają z zasadniczych względów opcji wojskowej w sprawie Iranu”(!!!!) A więc wojna! Raczej walka o pokój, ale tak, żeby żadna instalacja nie pozostała nienaruszona, tak jak żaden kamień na kamieniu.. Bo na tym polega wojna o pokój, żeby kamienie poprzestawiać, ale tak, żeby poukładały się według własnego widzi mi się.. Nie mogą leżeć byle jak.. Muszą mieć pewną harmonię i nieprzypadkowość.. Żeby można nimi rzucać w tych, co są bez grzechu.. Na razie nie ma mowy o militarnym udziale Polski w „operacji pokojowej” w Iranie, bo całą- zdolną do użycia armię- mamy w Afganistanie. Ale jak tylko” misja stabilizacyjna” się tam skończy, natychmiast wszystkich można posłać do Iranu. Już stało się tradycją, szastanie miliardami złotych w cudzym interesie, ale pan Ludwik Dorn z Prawa i Sprawiedliwości twierdzi, co innego, że byłoby to w „interesie Polski”. Nie wiem, na czym ten interes miałby polegać? Pan Ludwik tego nie wyjaśnia.. Ale w cieniu wielkiej polityki przemknęła wiadomość, że nawet 650 milionów złotych więcej będą mogły otrzymać media tzw. publiczne, a tak naprawdę polityczne i propagandowe, jeśli demokratyczny parlament uchwali powstający w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji- projekt. W projekcie jest projekt, żebyśmy my, jako podatnicy opłacali abonament, czyli podatek od posiadania telewizora za osoby, które ustawowo są z tego zwolnione.(???) To jak? Te osoby są z tego opłacania zwolnione, czy też nie? Okazuje się, że nie są tak naprawdę zwolnione, bo są opłacane, ale nie przez nich, tylko przez innych, nawet tych, co telewizorów nie posiadają, ale posiadają pralki, od których posiadania na razie podatku nie ma.. W przeszłości może być tak, że będzie podatek od posiadania pralki czy lodówki lub odkurzacza,, tak jak jest od telewizora i jak ktoś będzie miał 75 lat i miał pralkę, to budżet państwa zapłaci za niego podatek od pralki, czyli ci wszyscy, którzy mają pralki ,lodówki i odkurzacze zapłacą podatek za kogoś, kto spełnia kryteria wiekowe. Bo można też wprowadzić kryteria płci.. I powstanie wtedy Krajowa Rada Płci Żeńskiej Odkurzaczy Męskich, Krajowa Rada Płci Męskiej Lodówek Męskich oraz Krajowa Rada Obojga Płci Pralek Obojga Płci... Tyle, że różnica pomiędzy pralkami, lodówkami czy odkurzaczami jest zasadnicza: telewizor zasysa, podobnie jakodkurzacz, uwagę widza urabiając go na modłę tych, którzy mają pieczę na programami lasującymi mózgi.. Trudno przy pomocy programu w pralce urobić kogokolwiek.. Ale programu telewizyjnego- jak najbardziej.. Dlatego okrągłostołowcy trzymają w łapskach tuby propagandowe niwelując nimi różnicę pomiędzy prawdą a kłamstwem- na korzyść kłamstwa - ma się rozumieć.. I jeszcze codziennie mówią, że trzeba oszczędzać, wydając 650 milionów złotych na wspomożenie państwowych środków dezinformacji. Ironia naszego losu polega na tym, że decydenci, żeby nas oszukać i wyprać mózgi, biorą sobie z budżetu państwa pieniądze, żeby ostrze propagandy skierować przeciw nam. I z pieniędzmi się nie liczą - liczy się cel ostateczny. Panowanie nad obywatelskimi umysłami, żeby zawsze i do końca świata oraz o jeden dzień dłużej- wybierały tych samych osobników biesiadujących przy Okrągłym Stole – wraz z generałem Kiszczakiem. No i na razie wybierają, a jak chcieliby wybrać kogoś z innych list - zablokuje się listy.. Żeby wybierający nie mogli wybrać naprawdę.. Niech sobie powybierają naumyślnie.. Ale będzie bardzo przyjemnie na Krakowskim Przedmieściu, przed Pałacem Namiestnikowskim, gdzie władza - oszczędzając bardzo i zdecydowanie - zafunduje sobie dodatkowe oświetlenie za sumę 600 tysięcy złotych, bo mogłaby za 2 miliony, ale jest ”kryzys” i trzeba oszczędzać.. W „kryzysie” trzeba bardzo oszczędzać, żeby nie narazić państwa na dodatkowe długi, bo i tak są one dłuższe niż rozsądek przewiduje. Chwała tym wszystkim, którzy przyczynili się do wydania na oświetlenie Pałacu Namiestnikowskiego-, bo to jest jego właściwa nazwa po przyłączeniu Polski do Unii Europejskiej - tylko 600 000 złotych i ani grosza więcej.. Będzie bardzo przyjemnie sobie pospacerować obok Pałacu podczas zimowych dni, pełnych śniegu i w romantycznej atmosferze śnieżnych płatków spadających na głowy zakochanych.. I dobrze, że nie jest to Pałac Zimowy.. Bo nie wiadomo, co by się stało - historia lubi się powtarzać.. I jak wieść telewizyjna niesie pani posłanka Joanna Mucha, z Platformy Obywatelskiej Unii Europejskiej, obecnie ministerska sportu, w końcu ćwiczyła karate- zaręczyła się(???). Pełnia informacji, żeby człowieka oglądającego wiadomości usatysfakcjonować, powinna zawierać informację, z kim takim zaręczyła się pani posłanka Joanna Mucha.. Ale tego dziennikarze telewizyjni nie podali, nie wiem, dlaczego - w końcu to dobra partia- przyszłościowa. Ja wypełnię te lukę: pani posłanka zaręczyła się z panem Januszem Jankowiakiem, stypendystą Komisji Europejskiej, człekiem wpływowym, kiedyś głównym ekonomistą Westdeutsche Landesbank, wcześniej współpracujący z Centrum Analiz Społeczno –Ekonomicznych, pana profesora Leszka Balcerowicza i jego żony- Ewy Balcerowicz, a w tzw. międzyczasie doradzał panu profesorowi Jerzemu Hausnerowi i panu Donaldowi Tuskowi.. Nie wiem, czy pan Donald Tusk słuchał rad pana Jankowiaka, ale sytuacja kraju jest obrzydliwie niedobra.. Albo pan Jankowiak doradzał, a pan Donald Tusk – nie słuchał.. Telewizja gwoli rzetelności powinna pokazać, z kim się zaręczyła pani Joanna Mucha, za jakimi ustawami głosowała w swojej karierze, no i pokazać te dwoje dzieci i męża, którego zostawiła w Lublinie.. Pilotowała odbieranie władzy rodzicielskiej nad dziećmi, poprzez zakaz dawania dzieciom klapsów, pilotowała ustalenie, na jakiej długości łańcucha wolno trzymać swojego psa. Kombinowała jeszcze w kwestii In vitro, ale na razie projekt został zawieszony. Jestem ciekawy jak była rodzina pani posłanki Joanny Muchy przyjęła zaręczyny, swojej mamy i żony, z innym człowiekiem.?. Jak przyjęły to dzieci, jak przyjął ten fakt – mąż? Cudownie się jest z kimś zaręczyć, nieprawdaż? Wcześniej zaręczała się ze swoim byłym już mężem.. No a teraz wesele będzie na sto fajerek.. Ważne, że nareszcie trafiła na tego właściwego.. Ale często szczęście na pstrym koniu jeździ.. WJR
Granatem i młotem Prezydent Dymitrij Miedwiediew zapowiedział, że wokół zachodniej i południowej granicy Rosji umieszczona zostanie broń ofensywna. Rakiety typu Iskander zostaną umieszczone również na terytorium Obwodu Kaliningradzkiego. W odpowiedzi na brak zgody Waszyngtonu w kwestii dołączenia Rosji do europejskiego systemu obrony przeciwrakietowej, Miedwiediew zapowiedział w środę, że wyda rozkaz Ministerstwu Obrony by ta natychmiast uruchomiła stację radarową w Kaliningradzie. Stwierdził jednak, że Rosja wciąż pozostaje otwarta na dialog ze Stanami Zjednoczonymi i NATO. „Nie zamykamy drzwi na dalszy dialog ze Stanami Zjednoczonymi i Paktem Północnoatlantyckim, ani też na praktyczną współpracę w kwestiach obrony przeciwrakietowej. Droga w tym kierunku zależna jest od stworzenia przejrzystej, odzwierciedlającej nasze interesy podstawy prawnej naszej współpracy” – powiedział Miedwiediew. Kilka dni wcześniej, jeden z wyższych stopniem rosyjskich wojskowych ostrzegł, że na granicy z Europą istnieje niebezpieczeństwo wybuchu wojny nuklearnej. Powiązany z Władymirem Putinem generał Mikołaj Makarow stwierdził, że „w pewnych okolicznościach, lokalne i regionalne konflikty mogą się przekształcić w wojny na dużą skalę z użyciem broni jądrowej włącznie”. Jego zdaniem zagrożenie wynika ze zmiany sojuszy wojskowych w tej części kontynentu i ekspansji NATO na wschód. Mogłoby się wydawać, iż rosyjscy przywódcy mimo wysokich aspiracji politycznych do kreowania światowej rzeczywistości dalej ją rozumieją, jako wybijaną młotem albo bejsbolowa pałką. W miejsce ekonomicznej dominacji, innowacji czy wysokiej techniki wyciągają, jako argument militarny arsenał. Widać brakuje im nie tylko politycznej finezji, ale i zwykłej oryginalności. Ale czy na pewno? Orwellsky
Lider NWO mianowany na premiera Włoch
New World Order Leader Appointed Prime Minister of Italy
http://www.veteranstoday.com/2011/11/20/new-world-order-leader-becomes-prime-minister-of-italy/
Johnny Punish – 20.11.2011, tłumaczenie Ola Gordon
Komisja Trójstronna rządu światowego dostaje swojego człowieka, jako przywódcę Włoch. Przedstawiam Bilderbergera, Goldman Sachsera i nowego premiera Mario Monte. Kochani, jeśli tego jeszcze nie wiecie, czas by dostrzec widoczne znaki. Jesteśmy w samym środku tworzenia rządu światowego. Na dowód – śledźcie poczynania Komisji Trójstronnej. Monte, włoski ekonomista, naukowiec, były minister gospodarki i finansów, teraz jawnie i publicznie wprowadza Włochy do jednego rządu światowego NWO. Jest członkiem prezydium Przyjaciół Europy, wiodącego europejskiego think tanku [zespołu analityków/ekspertów - admin] i był pierwszym przewodniczącym Bruegel, europejskiego think tanku założonego w 2005 roku. Jest europejskim przewodniczącym Komisji Trójstronnej, think tanku założonego w 1973 roku przez Davida Rockefellera. Jest także wiodącym członkiem ekskluzywnej grupy ekonomistów Bilderberg. Jako jeden z głównych oligarchów światowych finansów, Monte był komisarzem europejskim od 1995 do 2004 roku? Był odpowiedzialny za rynek wewnętrzny, usługi, cła i podatki w latach 1995-99 oraz za konkurencję w latach 1999-2004. Był także rektorem i prezesem Uniwersytetu Bocconi. Został mianowany dożywotnim senatorem we włoskim Senacie 9 listopada 2011 r. i wkrótce potem został zaproszony przez prezydenta Giorgio Napolitano do kierowania nowym technokratycznym rządem, w związku z rezygnacją Silvio Berlusconiego. I jeszcze jest ważnym doradcą Goldmana Sachsa. Czujesz to nosem? Większość z nas w świecie Oburzonych wie, że Komisja Trójstronna powstała w 1973 roku po to, żeby zebrać doświadczonych liderów prywatnego sektora do dyskusji na temat problemów globalnych w czasie, kiedy brakowało odpowiedniej komunikacji i współpracy między Europą, Ameryką północną i Azją. Z upływem czasu Komisja rozrosła się, żeby zdobyć więcej członków z krajów w tych regionach i nadal utrzymuje, że badanie i dialog na temat palących problemów stojących przed naszą planetą jest dziś równie ważne, jak w 1973 roku. Problemy i zagrożenia uległy zmianie, ale ich znaczenie wzrosło, choćby ze względu na większe powiązania i współzależności krajów świata, wraz z pełnym przejęciem wcześniej wolnych rządów na świecie. Chociaż jest to bardzo mała grupa i spotyka się tylko kilka razy w roku, Komisja Trójstronna postrzegana jest, jako ta, która pcha w kierunku jednego rządu światowego w ramach jednego systemu finansowego, kontrolowanego przez kilku tych, którzy rządzą światem.
Członkowie z Polski:
Jerzy Baczyński – red. naczelny pisma „Polityka”
Marek Belka – prezes NBP
Jerzy Koźmiński – szef Polsko-Anmerykańskiej Fundacji Wolności
Andrzej Olechowski – b. minister spraw zagranicznych i finansów
Wanda Rapaczynski – Agora
Tomasz Sielicki – wiceszef Sygnity
Sławomir S. Sikora – dyr. wyk. Citigroup, Bank Handlowy
http://www.trilateral.org/go.cfm?do=Page.View&pid=11
W UE możliwa jest już tylko większa centralizacja Kryzys gospodarczy w Europie wyraźnie pokazuje, że Unia Europejska nie jest w stanie sprostać współczesnym wyzwaniom ekonomicznym. Musi postawić na centralizację władzy a to może doprowadzić do całkowitego pozbawienia suwerenności jej członków – wynika z raportu Joseph Frarh G2 Bulletin. Kryzys w Europie pogłębia się wskutek wycofywania się inwestorów z takich miejsc jak Włochy, Grecja czy Hiszpania. Powoduje to niemożność zaciągnięcia przez rządy tych państw kredytów na spłatę zobowiązań. Nie ma również wystarczającej ilości kapitału, pozwalającego w przyszłym roku spłacić pożyczki zaciągnięte przez rządy w latach poprzednich. Analitycy uważają, że w strukturze Unii Europejskiej, jeśli ma ona przetrwać, muszą nastąpić dramatyczne zmiany, inaczej nigdy nie będzie w stanie sprostać konkurencji gospodarki USA i dynamicznie rozwijających się gospodarek państw azjatyckich. Według ekspertów przygotowujących raport, UE stoi przed koniecznością zwiększenia stopnia centralizacji władzy. Konieczne staje się stworzenie scentralizowanego parlamentu, reprezentującego poszczególne państwa członkowskie, które będą musiały zrezygnować z suwerenności narodowej, aby stworzyć to, co przywołując system federacyjny USA sprowadzać się będzie do Stanów Zjednoczonych Europy. (sic!) „Stara Unia” jest gotowa, by dokonać centralizacji władzy, wynika z raportu. Bogatsze północne kraje już teraz dyktują państwom przeżywającym kryzys warunki, zgodnie, z którymi muszą postępować, jeśli zależy im na dalszej pomocy. W tej chwili, biorąc pod uwagę stopień współzależności krajów w strukturach unijnych, jest już za późno, by pójść w kierunku poluzowania więzi i izolacji niektórych z nich. Konieczna staje się dalsza integracja, która będzie polegała na rozszerzaniu uprawnień centralnego rządu.(sic!) Są analitycy, którzy twierdzą, że Europa znajduje się dziś w podobnym położeniu jak Stany Zjednoczone, gdy były konfederacją przed 1787 r., zanim konstytucja Stanów Zjednoczonych ustanowiła system federalny. W późniejszych latach konfederacja składała się z 13 suwerennych stanów na czele z Kongresem, który miał pewne uprawnienia w sprawach zagranicznych. Mógł on pożyczać pieniądze, dostarczać pocztę i miał pełną kontrolę nad sprawami Indian. Nie mógł jednak egzekwować swoich uprawnień do czasu ratyfikowania przez 13 stanów konstytucji USA. Dlatego – zdaniem niektórych analityków – również w Europie będzie musiała powstać centralna instytucja na wzór Kongresu. Charles Grant z centrum Reform Europejskich twierdzi, że powstanie demokratyczna zjednoczona Europa, w której obywatele różnych państw głosować będą bezpośrednio na komisarzy europejskich, podobnie jak w USA wybiera się przedstawicielido Senatu i Izby Reprezentantów.
Źródło: WorldNetDaily.com, AS.
Prawicowy ekstremizm w Europie groźniejszy od terroryzmu Przytaczając ostatnie zeznania Andersa Behringa Breivika CNN przypomniał w niedzielę wieczorem w programie GPS, że w Europie groźniejsi od islamistów są prawicowi ekstremiści. Opinię podziela "Foreign Affairs"; ponad 99 proc. zamachów w UE organizują ekstremiści. W późnym niedzielnym programie CNN pod tytułem Global Public Square (GPS) Fareed Zakaria, redaktor naczelny międzynarodowego wydania "Newsweeka", przypomniał o toczących się w Oslo przesłuchaniach Breivika. Sprawca masakry na norweskiej wyspie Utoya podaje się za "templariusza" i twierdzi, że jest niewinny, ponieważ walczył z "organizacjami szerzącymi ideologię nienawiści (...), wspierającymi wielokulturowość". Zdaniem Zakarii rasistowski i skrajnie prawicowy ruch "Rycerzy Templariuszy" to zaledwie jeden odłam z wielu ekstremistycznych, przeważnie ultraprawicowych organizacji w Europie, które stanowią większe zagrożenie niż wojujący islamiści. Podczas niedawnego przesłuchania przed sądem Breivik oznajmił, że jest "wojskowym przywódcą (...) Rycerzy Templariuszy Norwegii". Global Public Square podał dane dotyczące zamachów zorganizowanych w Europie w 2009 i 2010 roku, powołując się na raport UE o Sytuacji Terroryzmu w Unii. W 2009 z 294 ataków terrorystycznych przeprowadzonych w Europie tylko jeden zorganizowany był przez islamistów. To mniej niż jedna trzecia procenta - podkreśla Zakaria. W następnym roku w Europie było 249 ataków terrorystycznych, z których trzy były dziełem islamistów. Najwięcej zamachów zorganizowały organizacje separatystyczne. Muzułmanie stanowią zaledwie 3 proc. europejskiej populacji - przypomina Global Public Square; do 2025 roku będzie ich między 5 a 8 proc. i w tym momencie przestanie wzrastać ich procentowy udział w populacji Europy. "Ale to nie zmienia gniewnego (nastawienia), nienawiści i przemocy" - podkreśla Zakaria, podczas gdy tragedia w "Norwegii powinna zwrócić naszą uwagę na spory problem, jakim są inne źródła terroryzmu na Zachodzie". Na kod moralny templariuszy powołują się kuriozalnie nie tylko prawicowe, przeważnie rasistowskie organizacje w Europie, ale nawet gang narkotykowy w Meksyku, który nazwał się po prostu: "Rycerze Templariusze" - pisze Zakaria na stronach internetowych CNN - co ma podkreślać, że gang ten żyje wedle religijnego kodu moralnego. Niepokojom Zakarii wtóruje w poniedziałek "International Herald Tribune", który za przejaw wpływów prawicowego ekstremizmu uznaje niedawne ostrzelanie Białego Domu. Ekstremista, który ostrzelał Biały Dom to 21-letni Oscar Ramiro Ortega-Hernandez; przejechał on 11 listopada koło siedziby prezydenta i ostrzelał ją z karabinu AK-47. Federalni prokuratorzy oskarżają Hernandeza o próbą zabicia prezydenta USA Baracka Obamy. Według znajomych Ortegi-Hernandeza chciał on zabić prezydenta, ponieważ uznał go za "Antychrysta"; inspiracją dla osobliwego ekstremizmu Hernandeza był obejrzany ze znajomymi w internecie antyrządowy film nakręcony przez radykalnego konserwatystę i twórcę teorii spiskowych Alexa Jonesa pod tytułem "The Obama Deception". Rodzina zamachowca uważa, że niedoszły zabójca oszalał i tłumaczy, że zapewne nie chciał on naprawdę zastrzelić prezydenta, ale pragnął dostępu "do szerszej publiczności". Miesięcznik "Foreign Affairs" publikuje tekst Andrei Mammone, specjalistki od historii współczesnej z Kingston University w Londynie. Zdaniem autorki w Europie ignorowano od lat niebezpieczne trendy: rośnięcie w siłę rasistowskich ultraprawicowych organizacji, ruchów antyimigranckich, czy wręcz neofaszyzmu. "Te organizacje dzielą wspólną wizję +czystej+ Europy, która wyklucza imigrantów" - pisze "Foreign Affairs", dodając, że nawet teraz, po masakrze Breivika i jego publicznych deklaracjach, problem ekstremistycznych trendów w Europie pozostaje niezrozumiany. "Początkowo wielu komentatorów nie mogło uwierzyć w (zamach) radykalnego prawicowca na istniejący porządek" - pisze "Foreign Affairs", podczas gdy "w istocie Breivik reprezentuje skrajna formę paneuropejskich ruchów prawicowych, które istnieją od kilku dekad" - wyjaśnia Andrea Mammone. "FA" podkreśla: "Dzisiejsza europejska skrajna prawica uznaje Europę za bastion białej cywilizacji. Dla niej globalizacja, imigracja i Islam (...) grożą całej tej białej cywilizacji. Wszyscy (przybysze) są wrogami, bo zagrażają +czystości+ kulturowej kontynentu i jego kulturze". "Europa z trudem walczy o integrację imigrantów i przetrwanie wspólnej waluty" - przypomina "FA" i zwraca uwagę, że kolejnym problemem dla wspólnoty zrodzonej z woli budowania braterstwa krajów, które toczyły krwawe wojny, jest rośnięcie w siłę "ewidentnie antydemokratycznych i rasistowskich ideologii (...) skrajnej prawicy". Również Zakaria zwraca uwagę, że rosnące znaczenie takich grup jak "Rycerze Templariusze", na których w swych "bełkotliwych manifestach" powoływał się Breivik, jest oznaką "zapominania" powodów, dla których poprzednie pokolenie walczyło o integrację Europy. Dwa lata temu Breivik kontaktował się z organizacjami antyislamskimi w Wielkiej Brytanii. W internecie miał się chwalić, że namawiał je, by poprzez prowokację doprowadziły "młodzież dżihadu" do "przesadnej reakcji". "Kilka razy dyskutowałem z SIOE (Stop the Islamification of Europe) i English Defence League (EDL) i radziłem im, by (...) sprowokowały młodzież dżihadu/radykalnych marksistów do przesadnej reakcji, co udało się już kilka razy" - pisał. 22 lipca Breivik zastrzelił na wyspie Utoya 69 uczestników obozu młodzieżówki Partii Pracy. Wcześniej zdetonował ukryte w samochodzie materiały wybuchowe, zabijając w centrum Oslo osiem osób. W lipcu europejska agencja policyjna Europol z siedzibą w Hadze utworzyła centrum operacyjne, złożone z około 50 ekspertów wywiadu, śledczych, specjalistów ds. materiałów wybuchowych i terroryzmu. Europol chce po zamachach w Norwegii przygotować "dokładny i aktualizowany portret prawicowego ekstremizmu w Europie, a zwłaszcza w Europie Północnej". PAP
MEMENTO! CZY TYLKO DLA ANGELI? Frau Merkel została dziś przykładnie ukarana przez „rynki finansowe”. Jej sprzeciw wobec drukowania euro spowodował, że z oferowanych przez rząd niemiecki obligacji wartości 6 mld euro nabywców znalazły jedynie obligacje o wartości niecałych 4 mld euro. Ups…! Gospodarka niemiecka jest w dalszym ciągu w stanie dużo lepszym niż w państwach, które ostatnio bez większych problemów plasowały na rynku swoje obligacje. A zatem to nie obawy „inwestorów” o stan niemieckiej gospodarki powstrzymały ich od zakupów. To „rynki finansowe” postanowiły pokazać „Ange”, kto tu tak naprawdę rządzi. Co się może stać?
1) Albo „Ange” ulegnie i potulnie pozwoli EBC drukować euro, które następnie zostaną przeznaczone na zakup niemieckich obligacji, albo
2) Niemcy zagrożą powrotem do marki i to „rynki finansowe” potulnie wykupią niemieckie obligacje bo uznają, że jeszcze za wcześnie na rozwiązania siłowe, albo
3) Niemcy jednak wyjdą ze strefy euro – co jednak wydaje się rozwiązaniem najmniej prawdopodobnym.
Jedno jest pewne – tak jak było na pewno już nie będzie. A jak będzie? Coraz częściej nachodzi mnie myśl, że albo rządy „fachowców” z Goldman Sachs (Papademos, Monti) będą krokiem do rządu „generałów” – bez względu na to, czy generałowie będą rządzili z „tylnego siedzenia” czy w końcu sami się przesiądą za kierownicę, albo wrócimy do gospodarki wolnorynkowej, w której nie decyduje interes „rynków finansowych” tylko naprawdę niewidzialna ręka w postaci wypadkowego interesu setek milionów przedsiębiorców. Jak się tak nie stanie czeka nas „długa zima” - jak w niedawnym przeboju z HBO „Walka o tron”. Gwiazdowski
Krach obligacji w Niemczech Wśród komentarzy pojawiają się głosy o absolutnej katastrofie. Skoro Niemcy mają problemy z emisją własnych papierów dłużnych, to sytuacja innych państw euro jest beznadziejna. Kryzys zadłużeniowy dotarł do rdzenia Unii Europejskiej. Na dzisiejszym przetargu rządowi niemieckiemu nie udało się sprzedać aż 35 % obligacji 10-letnich. Niemcy próbowali je zbyć z bardzo niską rentownością licząc na bonusy wynikające z pozycji bezpiecznej przystani. Przeliczyli się. Rentowność nie tylko nie spadła na rynku pierwotnym, ale po fiasku aukcji wzrosła na rynku wtórnym do 2 %. Wśród komentarzy pojawiają się głosy o absolutnej katastrofie. Skoro Niemcy mają problemy z emisją własnych papierów dłużnych, to sytuacja innych państw strefy euro jest beznadziejna. Indeks cen CDSów (ubezpieczenie od ryzyka niewypłacalności) The Markit iTraxx SovX Western Europe dla 15 krajów Unii wzrósł do najwyższego poziomu w historii. Establishmentowi Unii pozostało tylko drukowanie euro przez Europejski Bank Centralny, co prowadzi do wzrostu inflacji. Kryzys przyspiesza.
Dziennikarze punktują kłamstwa mediów 11.11.11 Znaczna część mediów marginalnie relacjonowała lub też całkowicie zignorowała skalę patriotycznej manifestacji oraz jej przebieg, budując relacje jedynie wokół starć demonstrantów z policją. Starcia pokazywano i komentowano jednostronnie.
OŚWIADCZENIE Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w sprawie relacji medialnych 11 listopada 2011 r.
Czas, jaki upłynął od wydarzeń z 11 listopada, pozwala na nabranie dystansu i rzetelną ocenę tego, jak swoją misję wypełniły tego dnia media. Ocena taka jest możliwa, dzięki postawie całej rzeszy dziennikarzy obywatelskich, którzy stworzyli w sieci bogatą dokumentację, przede wszystkim filmową. Zestawienie jej z relacjami mediów elektronicznych, zarówno komercyjnych, jak i publicznych, nie pozostawia wątpliwości, że miliony widzów otrzymały tego dnia fałszywy obraz wydarzeń. Znaczna część mediów marginalnie relacjonowała lub też całkowicie zignorowała skalę patriotycznej manifestacji oraz jej przebieg, budując relacje jedynie wokół starć demonstrantów z policją. Nawet to założenie nie zostało jednak zrealizowane z należytą starannością. Starcia pokazywano i komentowano jednostronnie. W relacjach nie uwzględniono ewidentnych błędów służb zabezpieczających ani nie zadawano pytań o możliwość celowego prowokowania i zamieszek. Nie robiono tego także i wtedy, gdy zdjęcia potwierdzające uchybienia organizacyjne i przypadki nasuwające podejrzenia o prowokację były już powszechnie dostępne w internecie. Uważamy, iż tego typu praktyki, z jakimi mieliśmy do czynienia w ostatnich tygodniach, są głęboko szkodliwe dla dziennikarstwa i całości komunikacji społecznej w naszym kraju, podważają, bowiem zaufanie do profesjonalizmu i rzetelności dziennikarzy, wzmacniają negatywne stereotypy i pogłębiają podziały społeczne. Warszawa, 23 listopada 2011 r.
Krzysztof Skowroński, Prezes SDP Agnieszka Romaszewska-Guzy, Wiceprezes SDP Piotr Legutko, Wiceprezes SDP
Inflacja-klęska NBP i RPP Władze monetarne w Polsce tracą kontrolę nad złotym i inflacją. Czy świadomie? W dniu 22 listopada 2011 r. Narodowy Bank Polski opublikował dane o inflacji bazowej za październik 2011 r. Inflacja bazowa to wzrost cen towarów i usług konsumpcyjnych po wyłączeniu niektórych grup towarów (np. paliwa, żywność). Uważa się, że inflacja bazowa, jako niezakłócona szokami zewnętrznymi (np. wzrost cen paliw na skutek zmian cen na rynkach światowych i kursów walutowych) lepiej obrazuje efekty polityki pieniężnej. W październiku 2011 r. wszystkie wskaźniki inflacji bazowej wzrosły. W szczególności inflacja po wyłączeniu cen energii i żywności wzrosła z 2,6 % we wrześniu do 2,8 % w październiku 2011 r. Tym samym nie sposób zrzucić winy za wzrost cen na czynniki zewnętrzne. Inflacja bez wyłączeń wyniosła w październiku 2011 r. aż 4,3 % w stosunku do października 2010 r. Cel inflacyjny ustalony przez Radę Polityki Pieniężnej (2,5 %) został przekroczony ponad 1,7 raza. Władze monetarne w Polsce tracą kontrolę nad złotym i inflacją. Czy świadomie? Nie można wykluczyć, że rozpuszczenie inflacji ma na celu obłożenie Polaków niekonstytucyjnym podatkiem inflacyjnym (przepadek realnej wartości np. oszczędności w bankach) lub opóźnienie krachu na rynku nieruchomości (powstrzymywanie nominalnego spadku cen przy dynamizacji ich spadku realnego). Tomasz Urbaś
Rozbiory czy kondominium? Wielu zaniepokojonych rodaków uważa, że sytuacja w Polsce jest przedrozbiorowa. Moim zdaniem to przesada. Zresztą, będzie okazja, żeby przekonać się, czy mamy do czynienia z rozkładem państwa. Jeśli tak, to jak dalece jest zaawansowany. Poznamy to po reakcji władz na wydarzenia wokół Marszu Niepodległości.
Podział terytorium kraju jest wykluczony. Raczej grozi nam kondominium niemiecko-rosyjskie, ale nie rozbiory. Nie będzie to alarmujące wydarzenie. Nic w rodzaju formalnego porozumienia mocarstw na wzór paktu Ribbentrop–Mołotow. Będzie to pełzające, z dnia na dzień niewidoczne uzależnienie i podział stref wpływów. Rosja weźmie przemysł naftowy a Niemcy prasę. Zresztą prasę już wzięły ich koncerny Axel Springer, Bauer, Gruner&Jaahr, Polskapresse. 11 listopada przekroczyliśmy drugi, symboliczny próg upadania państwa. Pierwszym była katastrofa smoleńska i posmoleńska, jak Rafał Ziemkiewicz określił oddanie Rosjanom śledztwa. Potem nastąpiło zohydzanie żałobników, rozpaczliwa obrona krzyża pod pałacem prezydenckim i wymuszanie przy tej okazji przyjaźni polsko-rosyjskiej przez środowisko „Gazety Wyborczej”. Smoleńsk to był siarczysty policzek dla Polaków. Przyszła pora na drugi, od drugiej metropolii kondominium w budowie nad Wisłą: sprowadzeni z Niemiec anarchiści sprofanowali Święto Niepodległości – razem ze środowiskiem „Krytyki Politycznej” popieranym znowu przez „Gazetę Wyborczą”. Niemieccy anarchiści spychający z ulic stolicy wojskową paradę historyczną rzucili jawną obelgę. Czy był to świadomy zamiar naszego poniżenia, czy drzemiący pod progiem rozumu intelektualistów „Krytyki Politycznej”, którzy ich popierają? Sprawa nie jest tak oczywista w wypadku samej idei oprotestowania Marszu krajowymi siłami. Blokada legalnego zgromadzenia publicznego jest bezprawna i musi być ukarana. Ale protest przeciw Marszowi to trochę inna historia. Marsz Niepodległości nie jest tak niewinny, za jaki podają go organizatorzy. Marsz stworzyli radykałowie o poglądach narodowych. W roku ubiegłym stołeczne wydanie „Gazety Wyborczej” wezwało, więc do nielegalnej blokady Marszu i wykorzystało w niej krajowe bojówki lewaków. Władze nie odważyły się wtedy na ukaranie „Gazety” i skupionego wokół niej środowiska za łamanie prawa, gdyż jest bardzo wpływowe w politycznym zapleczu rządu. Dlatego ośmielone bezkarnością, posunęło się w tym roku dalej ściągając bojówki z Niemiec. W internecie widać wymowne scenki, jak bandyci biją Polaków w święto narodowe na ulicach ich własnej stolicy za to, że niosą polską flagę. W lokalu redakcji „Krytyki Politycznej” znaleziono następnego dnia kastety, pałki i pojemniki z gazem łzawiącym. Redakcja się do nich nie przyznaje. Jeśli to prawda, to należały do gości redakcyjnych. Ściśle biorąc, niemieckie bojówki zostały zaproszone przez skrajnie lewicowe ugrupowanie Porozumienie 11 Listopada, gdzie czołową rolę gra „Krytyka Polityczna”. A więc odpowiada, co najmniej pośrednio za wyczyny niemieckich anarchistów. Obok Uniwersytetu Warszawskiego powstaje wywrotowa jaczejka. To tak, jakby umieścić bombę z opóźnionym zapłonem przy zbiorniku z benzyną. Studenci zawsze służą za paliwo rewolucji. W tym wypadku jest to rewolucja antynarodowa. Wróg nie stoi u bram. Wróg już wszedł do miasta. Przykre i niebezpieczne, gdy wrogiem własnego państwa może stać się skołowana młodzież. Co robić? Budzić świadomość zagrożenia. Tegoroczny Marsz Niepodległości to nie była defilada zwycięstwa sprzed 93 lat, kiedy powstała Polska Odrodzona. To jest dopiero walka o zwycięstwo instynktu samozachowawczego narodu. Dlatego stworzoną przez radykałów ideę Marszu podjęli szanowani obywatele, uczeni i publicyści oburzeni pogardą dla polskości. Jest to mimowolna zasługa „Gazety Wyborczej”, że marginesowa demonstracja stała się w tym roku najważniejszym wydarzeniem Święta Niepodległości. Wydarzeniem niestety zbyt burzliwym. Na wiadomość, że do Warszawy wybierają się niemieccy anarchiści, zmobilizowali się polscy kibice i dołączyli do pochodu. Trudno teraz ocenić, ilu w tym tłumie było prowokatorów, a ilu zwykłych chuliganów. Wszakże bijatyki stanowiły skrajne ubocze Marszu. Szacunki liczebności pochodu sięgają od 20 tysięcy do 93 tysięcy – tyle wyliczył Romuald Szeremietiew, były wiceminister obrony narodowej, na podstawie zapisów wideo. Dokładną liczbę powinna podać policja, ale elita władzy chyba znów się przestraszyła własnego narodu. TVN i TVP Info ciągle pokazują te same zdjęcia bijatyk i rozruchów, a nigdy radosnych ludzi, gdy na czele pochodu płynęła wielka biało-czerwona flaga niesiona przez Polaków dumnych ze swego święta. Rozbiory, pełzające kondominium, czy jeszcze nie zginęła? Przekonamy się po reakcji władz na tę napaść.
Krzysztof Kłopotowski
Antyterrorystyczne manipulacje statystyczne Zamach Breivika brutalnie obudził tych, którzy nieświadomi byli, że agresywna ideologia multikulturalizmu i nasilające się działania islamistów spotkają się z reakcją skrajnej prawicy. Teraz jednak media idą dalej „Prawicowy ekstremizm w Europie groźniejszy od terroryzmu”, zatytułowała informację PAP „Gazeta Wyborcza”. Treść artykułu wyjaśnia dziwne na pierwszy rzut oka pomieszanie pojęć i próbę porównania zagrożenia ze strony ideologii (skrajna prawica) z zagrożeniem ze strony metod działania (terroryzm). „W Europie groźniejsi od islamistów są prawicowi ekstremiści”, stwierdził naczelny Newsweeka Fareed Zakaria. Co takiego zmieniło – w tak krótkim czasie – postrzeganie naszego kontynentu, poza szokiem w reakcji na zamachy z Oslo? Zakaria powołuje się na dwa rodzaje danych statystycznych. Pierwszy z nich to przywoływane również przez Pankowskiego w rozmowie z Żakowskim statystyki Europolu pokazujące, że znacznie więcej dokonano zamachów terrorystycznych o motywacji prawicowej niż islamistycznych. To jest nieprawda! Sam Europol podaje, że ataków terrorystycznych motywowanych skrajnie prawicową ideologią w 2010 roku nie było. Publicyści wyciągają pochopne wnioski z analiz Europolu i lekką ręką ataki separatystyczne w długotrwałych i wieloletnich konfliktach (Irlandia Północna, kraj Basków) zaliczają do ataków prawicowych, by poprzeć swoją tezę o wzroście zagrożenia tym rodzajem ekstremizmu. Czy zatem autorzy zaliczyliby PPS Piłsudskiego do skrajnej prawicy? I co z teorią o wzroście ekstremizmu, skoro konflikty w tych obszarach trwają od dekad? Co więcej, jeżeli założymy, że państwa Europy Zachodniej stanowią obszar rządów prawa, gdzie nie aresztuje się z reguły ludzi bezpodstawnie, to obraz będzie odwrotny. Aresztowań osób podejrzanych o islamski terroryzm było 179, co znacznie przewyższa liczbę aresztowań wobec skrajnej prawicy, równą 1. Co ciekawe, aresztowano też – dla porównania 34 skrajnych lewicowców. I jak to mówią Anglicy, last but not least – rzecznik Europolu Svenn Kragh Pedersen po zamachach w Norwegii informował prasę, że mimo wszystko nie należy bagatelizować zagrożenia islamskim terroryzmem. Dodawał, że taki rodzaj przemocy jak akt terrorystyczny wobec masy ludzi nie należy do typowego modus operandi neonazistów, którzy raczej posługują się porwaniami czy podpaleniami. Drugą swoją liczbową manipulacje Zakaria opiera na procencie muzułmańskiej populacji w Europie, który wynosi 3% w skali całego kontynentu. Dlaczego najpierw rozmawiamy o skali przestępstw w samej tylko Europie Zachodniej, a już liczbę muzułmanów odnosimy do całej Europy? Przede wszystkim, „The Daily Telegrach” podaje inną średnią dla Unii Europejskiej, (jeżeli mamy mówić o spójnym obszarze) – 5%, za to w najliczniejszych krajach Europy Zachodniej liczebnośc muzułmanów wygląda inaczej: Francja: 10%, Wielka Brytania: 4%), Niemcy; 4-5%. Natomiast przewidywania są różne: jedni, jak Zakaria, twierdzą, że populacja muzułmanów wzrośnie do 8% populacji europejskiej i na tym się zatrzyma, inni, jak „The Telegrach” odają na 2050 rok prognozę 20%. Trudno zweryfikować dzisiaj te prognozy, jednak Zakaria opiera swoje przewidywania wyłącznie na spadającej dzietności wśród kolejnych pokoleń imigrantów, natomiast zupełnie pomija kolejne nawoływania europejskich ministrów pracy i polityki socjalnej o zwiększenie imigracji. Pomija też wzrost nielegalnej imigracji spowodowanej Arabską Wiosną – a kłopoty z nią związane mogą szybko się nie skończyć, skoro nikt z racjonalnie myślących analityków nie oczekuje szybkiej poprawy sytuacji gospodarczej w regionie, a polityczna także pozostaje niewyjaśniona. Istotnym błędem popełnianym przez Zakarię i to nie po raz pierwszy, jest również odnoszenie problemu tylko do zamachów dokonywanych przez skrajne ugrupowania posługujące się przemocą. Zakaria nie porusza w ogóle kwestii islamizmu nieposługującego się przemocą, którego dążenia są jednak antydemokratyczne; podobnie zresztą rzecz ma się z zagrożeniem po stronie skrajnej prawicy. Nie dalej jak rok temu Zakaria bronił imama Feisala Abdula Raufa, który przewodził inicjatywie budowy meczetu przy Ground Zero w Nowym Jorku. W jego obronie oddał nawet nagrodę przyznaną mu przed laty przez żydowską organizację Anti Defamtaion League, która była krytyczna wobec islamskiego projektu w Ground Zero. Rauf, któremu wyciągano związki z organizacjami podejrzanymi o finansowanie terroryzmu, brak jednoznacznej krytyki Hamasu czy inne wypowiedzi dyskredytujące go, jako osobę umiarkowaną, dla Zakarii pozostał reformatorem. Negowanie wzrostu zagrożenia ze strony skrajnej prawicy w dobie kryzysu zarówno ekonomicznego, jak i politycznego i społecznego, byłoby naiwnością. Niemniej jednak nie należy go wyolbrzymiać, dodatkowo jeszcze deprecjonując zagrożenie ze strony islamizmu. Redaktor naczelny Newsweeka nie tylko w tym celu nagina dane statystyczne, ale także w ogóle zdaje się nie dostrzegać problemu w rozwoju ruchów niedemokratycznych, które – chociaż nie posługują się przemocą – za ideał obierają jednak państwo oparte na prawie szariatu.(p) Jan Wójcik
KOMENTARZ BIBUŁY: Wobec całego powyższego wywodu i manipulacji medialnych dokonywanej przez kryptożydowskie i żydokomunistyczne media (sic! – nazywajmy rzeczy po imieniu!), należy dodać jedno ważne sprostowanie, a mianowicie to, że ruchy i osoby określane przez te media mianem “prawicowych” – jak np. neonaziści – są najczęściej po prostu ruchami socjalistycznymi, popłuczynami socjalistyczego przywódcy Adolfa Hitlera. Wrzucanie wszystkich niewygodnych do jednego worka z demonicznym napisem “prawica”, jest wygodnym narzędziem dyskredytacji przeciwnika – no, ale w tego rodzaju manipulacjach pewne grupy celują od tysiącleci.
Za: EuroIslam (23 listopada 2011)