Courths Mahler Jadwiga Sekrety prowadzą do nikąd

background image

Jadwiga Coulcmahler

Sekrety prowadzą do nikąd

Liana Reinold objęła wchodzącego i
spojrzała na niego wzrokiem
pełnym czułości.
— Wujku Joachimie, kochany wujku
Joachimie! Nareszcie jesteś
znowu w domu!
Wuj objął ją równie czułym
spojrzeniem, po czym silnie uścisnął.
— Moja mała Liano, czyżbyś się za
mną aż tak bardzo stęskniła?
Pani Bartels przyglądała się temu
powitaniu ze złośliwym uśmiesz-
kiem na ustach. Po chwili wyszła z
pokoju. Liana spojrzała na wujka
załzawionymi oczami.
— Tym razem nasza rozłąka była dla
mnie jeszcze trudniejsza do
wytrzymania niż zazwyczaj. Tak strasznie się
cieszę, że znowu jesteś przy
mnie! Jesteś najdroższym mi człowiekiem,
jedynym, którego kocham
i który mnie kocha. Zastępujesz mi
przecież ojca. Prawdziwego ojca,
gdyby jeszcze żył, nie mogłabym darzyć
głębszym uczuciem.
Twarz prawie pięćdziesięcioletniego
mężczyzny wyrażała głębokie
wzruszenie. Mimo wieku zachował
szczupłą figurę, a jego włosy
posiwiały jedynie na skroniach. Gładko
wygolona twarz i pełne życia,
błyszczące oczy sprawiały, że wyglądał
młodziej niż w rzeczywistości.
Nawet jego ruchy zachowały zwinność i
elastyczność.
— Bardzo mnie cieszy fakt, że kochasz
mnie jak ojca, Liano. Pozwól
mi na zawsze zachować to miejsce w twym
sercu. I ja cię kocham tak, jak
ojciec kocha rodzoną córkę.
Liana poprowadziła go do fotela,
stojącego w pobliżu okna, sama
usiadła na oparciu, po czym objęła jego

background image

ramiona.

— Jak długo zostaniesz tym razem, wujku Joachimie? Mam
nadzieję, że nieco dłużej niż zwykle, nie tylko kilka dni?
— Mogę zostać tylko dziesięć dni, dziecinko, potem znów muszę
wrócić do pracy. Interesy wzywają.
— Tylko dziesięć dni? One strasznie szybko miną. A potem znowu
zostanę sama. Od początku lutego to już cały kwartał, jak przebywałeś
poza domem.
Przycisnął jej delikatne, szczupłe ręce do policzków i zamknął oczy,
przysłuchując się jej dźwięcznemu, młodemu głosikowi. Po chwili
poruszył się odrobinę niespokojnie i zmusił się do lekkiego, żartob-
liwego tonu.
— Kochanie, czyżbyś czuła się aż tak strasznie osamotniona? Czy
pani Bartels nie zapewniała ci wystarczająco dużo rozrywek, które
mogłyby rozproszyć nudę?
Liana spojrzała przed siebie i cichutko westchnęła.
— Nie wiem, co to nuda, wujku Joachimie, chociaż brakuje mi
prawdziwego celu w życiu. Zawsze potrafię znaleźć sobie ciekawe
zajęcie. Poza tym pozostaje mi teatr i koncerty... i moje własne
towarzystwo, w którym się nie nudzę. Szczerze mówiąc wolę przebywać
sama niż w towarzystwie pani Bartels. Muszę przyznać, że z każdym
dniem staje się ona coraz uciążliwsza dla mnie, wręcz nie do wytrzyma-
nia — ostatnie słowa wypowiedziała z dziwną gwałtownością.
Spojrzał na nią zatroskany.
— Nie lubisz jej? Nie jest dla ciebie miła?
Liana skuliła ramiona, jak gdyby nagle przeszedł ją zimny dreszcz,
po czym z zatroskaniem potarła czoło.
— Chciałabym się zmusić do tego, by poczuć do niej choć odrobinę
sympatii, ale od chwili, gdy ją zobaczyłam, nie mogę jej ścierpieć. Ona
z pewnością była dla mnie miła... zbyt miła. Ale jednocześnie wydawała
mi się nieszczera, zachowywała się w przesadnie przyjacielski i bezpo-
średni sposób, co od razu mnie do niej zniechęciło. Ale od twojego
ostatniego pobytu w domu odnosi się do mnie bardzo dziwnie. Robi
mi ohydne, frywolne żarty, a gdy proszę, by przestała, powiedziała,
żebym nie udawała świętoszki, bo i tak nikt mi w to nie uwierzy. Jej
zachowanie mogę jedynie określić jako bezwstydną poufałość.
Do głębi poruszony i zatroskany spojrzał jej w oczy.

_ Przerażasz mnie, dziecko!
_ Wiedziałam, że cię to zmartwi i dlatego nie wspominałam do tej-
pory o tym, co mnie dręczy.
Wui Joachim zmarszczył czoło. Między oczami pojawiła się mała
trójkątna zmarszczka.
_ Nie znam zbyt dobrze pani Bartels. Została mi przedstawiona
jako doskonała opiekunka i dama do towarzystwa. I nigdy nie
zauważyłem twojego niezadowolenia.
_ Gdy ty tu jesteś, wujku Joachimie, zapominam o wszystkich
przykrościach. A ona nie była tak niemiła przed twoim ostatnim

background image

pobytem.
— Mogłaś mi jednak o tym napisać.
— To by cię jedynie zaniepokoiło, a nie miałbyś nawet możliwości,
by mi w jakikolwiek sposób pomóc. Poza tym pani Bartels kontroluje
moje listy. Odkryłam to przez przypadek, gdy ostatnio prawie do
połowy otworzyła mój list do ciebie, który zostawiłam na biurku.
Przestraszyła się, gdy niespodziewanie stanęłam obok niej i z oburze-
niem zabrałam jej go z rąk. Gdy ze złością powiedziałam, że nie życzę
sobie, by tak postępowała, odpowiedziała mi bezwstydnie: „Jako pani
opiekunka, muszę kontrolować, do kogo pani pisze listy miłosne."
— Co za bezczelność! — wykrzyknął hrabia Rastenau.
— To oczywiście była wymówka, wujku Joachimie. Na kopercie
napisałam ogólnie znany adres, który i jej przecież zostawiłeś. Jak
zwykle chciałam go wysłać do twojego bankiera, ponieważ on zawsze
wie, gdzie akurat przebywasz. W żadnym razie zatem nie mogła nabrać
podejrzeń, że jest to list miłosny. Do kogo zresztą miałabym takie listy
pisać? Od tego czasu nie mogę po prostu znieść jej towarzystwa, a nawet
samej jej obecności.
Podszedł do Liany i pogłaskał jej mieniące się, złote włosy.
— Że też nie masz ani matki, ani ojca, moje biedne dziecko!
powiedział nerwowo.
— Ale mam przecież ciebie, wujku Joachimie.
Ale ja tak rzadko mogę być przy tobie i nie mogę się tobą
meustarmie opiekować. Dlatego też pozwoliłem ci tak długo zostać na
Pensji. Przynajmniej miałem pewność, że tam znajdujesz się w dobrych
r?kach, wśród wesołych koleżanek.

— W końcu musiałam jednak opuścić pensje, wujku. Skończyłam
przecież dwadzieścia lat i nie mogłam tam dłużej przebywać. Wreszcie
mogłam wrócić do ciebie.
— Kochanie ty moje! Niestety i teraz nie masz ze mnie zbyt dużej
pociechy. A to, co powiedziałaś mi o pani Bartels, bardzo mnie
zaniepokoiło.
— Wiedziałam o tym. Najchętniej w ogóle bym ci o tym nie mówiła,
ale dzisiaj zmusiła mnie do tego prawie wbrew mojej woli.
— Drogi Boże! To, o czym się dziś dowiedziałem, utwierdza mnie
w przekonaniu, by ją zwolnić. Chciałbym od razu zatrudnić inną damę
do towarzystwa i tym razem będę bardziej ostrożny.
— Kamień spadł mi z serca, możesz mi wierzyć — powiedziała
Liana z ulgą.
Stali przytuleni do siebie, gdy cicho otworzyły się drzwi i weszła pani
Bartels. Była to wytworna kobieta o dziwnych kocich ruchach i zimnym
spojrzeniu nieco wyłupiastych oczu, w których w chwilach, gdy sądziła,
że nikt na nią nie patrzy, pojawiły się fałszywe i podstępne ogniki. Jej
grube wargi sprawiały wrażenie, że jest osobą zdolną do najbardziej
niegodnych czynów. Ukrywała to jednak przez pełne przesadnej
godności zachowanie, co zwodziło ludzi, którzy jej bliżej nie znali.
Nie została zauważona od razu i stała przez chwilę, przyglądając się
przytulonej do siebie parze z niechętnym uśmiechem. Po chwili chrząk-
nęła, chcąc zwrócić na siebie uwagę obecnych.

background image

Liana wyrwała się gwałtownie z ramion wujka Joachima, prze-
straszona, ponieważ sądziła, że są sami. Pani Bartels na swój sposób
zinterpretowała jej przestrach.
— Przepraszam, jeżeli przeszkadzam — powiedziała z godnością.
— Chciałam jedynie zapytać, czy mam kazać, by przygotowano obiad?
Hrabia Rastenau zwrócił się ku niej i tym razem nie uszło jego uwagi,
że w jej twarzy czai się fałsz'.
— Tak, proszę powiedzieć, by przygotowano obiad — powiedział
bardzo spokojnie.
Liana z niemiłym uczuciem dostrzegła, że pani Bartels za plecami
wujka Joachima posłała jej pogardliwe spojrzenie.
— Cóż, panno Liano, teraz niewątpliwie poprawił się pani humor,
ponieważ pani wuj jest wreszcie w domu? — zapytała.

Nie czekając na odpowiedź Liany zwróciła się do hrabiego.
_ Panna Liana czekała na pana z utęsknieniem, panie hrabio.
Wzruszające doprawdy, jak bardzo jest do pana przywiązana.
Rastenau stał się wobec niej nieufny, spojrzał więc na nią
Drzenikliwie. ^ pierwszych chwilach pobytu w domu była w stosunku
do niego niezwykle, niemal przesadnie miła i odniósł wrażenie, że
sprawiało jej przyjemność staranie się, by zadowolić jego gusta
i wymagania. Najwyraźniej uważała, iż możliwe jest, że uda jej się
skłonić tego wymagającego pięćdziesięcioletniego mężczyznę do mał-
żeństwa z nią. Potem prawdopodobnie zrozumiała, że jej starania są
daremne. Podczas jego ostatniego pobytu w domu, w lutym, jej
zachowanie wobec niego gwałtownie się zmieniło. Zabawna niejedno-
krotnie uprzejmość ustąpiła miejsca zimnemu dystansowi. I od tego
właśnie czasu stała się nieprzyjemna i zgryźliwa w stosunku do Liany,
zatruwając jej złośliwymi uwagami całe dnie.
— To uczucie nie jest nie odwzajemnione, pani Bartels. Proszę więc,
niech pani rozkaże przygotować obiad — powiedział z rezerwą hrabia.
— Proszę o wybaczenie, jeżeli ośmieliłam się w czymś przeszkodzić.
— W niczym pani nie przeszkodziła — odpowiedział z całym
spokojem hrabia.
Po tej wymianie zdań pani Bartels opuściła pokój, charakterystycz-
nymi dla siebie kocimi ruchami, które tak bardzo kłóciły się z jej
przysadzistą postawą^.
Rastenau ponownie zwrócił się do Liany. W rzeczywistości nie był
on jej wujem, nazywała go tak jednak od zawsze. Ujął jej dłoń.
— Tę kobietę rzeczywiście trudno nazwać miłą. Dopóki wierzyłem,
ze jest ona dla ciebie dobrą opiekunką, dopóty starałem się darzyć
ją sympatią. Teraz nie będę już dłużej udawał. Nie przejmuj się jednak,
Liano, nie pozwól, by taka drobnostka zepsuła ci humor. Zaangażowa-
nie jej było moim poważnym błędem i muszę go koniecznie jak
najszybciej naprawić. Zwolnię ją. Nie pozwolimy jednak sobie na
zmartwienia, będziemy rozkoszować się całym sercem tymi kilkoma
dniami, które mogę spędzić z tobą.
Liana z dziecinną ufnością wsunęła rękę pod jego ramię.
Wybacz, wujku Joachimie, że się tym przejęłam. Nie pozwolę

background image

Popsuć już ani jednej minuty twojego pobytu w domu.

' Gdy Liana przed rokiem przyjechała z pensji i wujek Joachim
wprowadził ją do jej pokoi, rozglądała się ze zdziwieniem. On natomiast
zadowolił się jednym z mniejszych pomieszczeń.
— Nie powinieneś tak postępować, wujku Joachimie. Mnie wystar-
czyłby mały pokoik i już byłabym szczęśliwa — powiedziała wtedy.
Wuj Joachim pokiwał jedynie z uśmiechem głową.
— Przecież wiesz, moje dziecko, że ja większość czasu spędzam poza
domem, w podróżach. Wystarczy mi zatem mały pokoik. Zresztą ten
dom jest twoją własnością i bardzo bym się cieszył, gdyby ci się
spodobał.
Zostało tak, jak zarządził.
Liana nie przypuszczała nawet, jakiego rodzaju interesy zatrzymy-
wały wujka z dala od domu. Gdy chciała kiedyś doprowadzić do
rozmowy na ten temat, wuj starał się jej w wyraźny sposób unikać.
Opowiedział jej pewnego razu, że jej ojciec był jego kolegą z wojska
i najlepszym przyjacielem. Ona nie odczuła boleśnie śmierci rodziców,
była bowiem jeszcze za mała, by zdawać sobie z tego sprawę. Ale wuj
Joachim zawsze starał się być obecny w jej życiu niczym wierny anioł
stróż. Opowiadał jej, jak zabrał ją z ramion matki tuż przed jej śmiercią.
Po jej pogrzebie zawiózł Lianę do Szwajcarii, do ciotki. I u cioci Lotty
została aż do dwunastego roku życia. Potem zmarła i ciocia.
We wspomnieniach Liana widziała starą i usianą zmarszczkami
twarz kochanej cioci i inną elegancką postać — wujka Joachima, który
kilka razy w roku przyjeżdżał w odwiedziny do małego domku,
wydającego się jeszcze mniejszym w sąsiedztwie przerażających swym
ogromem szwajcarskich Alp. Jego przyjazdy były dla Liany zawsze
wielkim, przepojonym radością świętem. Opowiadała mu o wszystkim,
co wydarzyło się w jej dziecinnym świecie, a jego oczy wyrażały miłość
i dobroć. Za każdym razem przywoził jej nowe zabawki, obdarowywał
ją, starał się wyczytać z jej oczu każde, nawet najmniejsze życzenie.
Z tego powodu ciotka Lotta nieraz go łajała.
— Rozpieszcza pan dziecko, drogi hrabio. Ona tęskni cały czas za
panem, liczy dni do pańskiego ponownego przyjazdu — powiedziała mu
pewnego razu.
— Wiem o tym i jest to moją jedyną pociechą, ciociu Lotto, bo nie
mogę mieć Liany na stałe przy sobie.

__ Dlaczego mnie ze sobą nie weźmiesz, wujku Joachimie? — zapy-
tała wtedy Liana.
_— Bo nie mam dla ciebie domu, moje małe kochanie.
_ Chciałabyś zostawić w samotności ciocię Lottę, Liano? — zapy-
tała, najwidoczniej obrażona, starsza pani.
Liana objęła ją z miłością.
_ Ależ, ciociu Lotto, przecież bardzo cię kocham. Wujek Joachim
musiałby zabrać nas obie.
_ Ach, ty mała, głupiutka dziewczynko. Wujek Joachim podróżuje
dookoła świata, jednego dnia jest tutaj, drugiego gdzie indziej. Cóż on

background image

miałby począć z dwoma takimi kobietami, jak my?
Liana niezbyt dobrze zrozumiała słowa ciotki, była jednak świado-
ma, że wspólne życie z ukochanym wujkiem Joachimem nie jest
możliwe. Poddała się więc losowi, ciesząc się tym bardziej, gdy od czasu
do czasu przyjeżdżał ją odwiedzić.
Gdy miała dwanaście lat, ciocia Lotta zmarła. W ostatniej chwili
przed utratą świadomości wysłała telegram do hrabiego Rastenau,
prosząc go o niezwłoczny przyjazd. Potem przekazała Lianie medalion
z kości słoniowej z wyrzeźbioną różą. W środku znajdowało się zdjęcie
pięknej, młodej kobiety.
— To była twoja matka, Liano. Podarowała mi to zdjęcie i meda-
lion, gdy wyjeżdżała do Niemiec. Tam poznała twego ojca. Zatrzymaj to
zdjęcie i chroń je. Jesteś bardzo podobna do matki.
Zmarła przed przybyciem hrabiego.
Starał się z całych\sił pocieszyć Lianę. Wyglądał na bardzo
zmartwionego.
— Pozwól mi jechać z tobą, wujku! — błagała go.
W tym momencie otworzył ort medalion, który wisiał na jej szyi na
czarnym rzemyku. Gdy spojrzał na wizerunek ukochanej kobiety,
w Jego oczy wkradł się wyraz zgryzoty. Kurczowo przytulił Lianę do
siebie i ucałował ją.
To niemożliwe, kochanie... może później, gdy będziesz
arsza. Teraz musisz wyjechać na pensję i pilnie się uczyć. Tam
spotkasz wiele wesołych koleżanek, a ja będę cię odwiedzał, gdy tylko
e ? mógł. Jesteś przecież rozsądnym dzieckiem i nie będziesz sprawiać
mi kłopotów i zmartwień.

Z pewnością nie chciała przysparzać ukochanemu wujkowi zmart-
wień. Powiedziała jednak:
— Nie chcę wesołych koleżanek, chcę tylko ciebie.
On nie dał się jednak przekonać i umieścił ją na dobrej pensji
w Genewie. Liana szybko się tam zadomowiła i spodobało jej się
towarzystwo innych dziewcząt, miała bowiem towarzyskie i miłe
usposobienie. Nieustannie jednak tęskniła za wujkiem Joachimem.
Wreszcie pewnego dnia spełniło się jej najgorętsze pragnienie.
W dniu dziewiętnastych urodzin otrzymała list od wuja, w którym prosił
ją, by poczekała jeszcze pół roku, potem będzie mógł ją zabrać do
swojego domu. I rzeczywiście sześć miesięcy później przyjechał do
Genewy i zabrał ją z pensji. Zaprowadził ją do ślicznego, przyjemnego
domu, gdzie przyjęła ją pani Bartels. Od razu wydała jej się nieszczera,
ale nie zwracała na to uwagi, wszystkie troski malały w obliczu radości,
jaką odczuwała z faktu, że wreszcie będzie mogła być z wujkiem
Joachimem. Radość nie trwała jednak długo, gdyż po kilku dniach
musiał ponownie opuścić dom, zostawiając ją samą z panią Bartels.
Co kwartał wracał jednak do domu na osiem, dziesięć dni. Wtedy
poświęcał jej każdą godzinę, każdą minutę.
Nigdy z nią nigdzie nie wychodził. Tłumaczył, że ponieważ musi
nieustannie podróżować po całym niemal świecie, pozostanie z nią
w domu stanowi dla niego przyjemność i odpoczynek. Może wychodzić
przecież z panią Bartels, kiedy tylko zechce.

background image

Liana nigdy nie zastanawiała się nad swymi stosunkami z wujem
Joachimem. Wydawało jej się samo przez się zrozumiałe, że wszystko
od niego dostaje i było dla niej zupełnie naturalne, że może przyjąć od
niego wszystko tak, jak gdyby rzeczywiście był jej ojcem. Dopiero
w ciągu ostatnich trzech miesięcy, pod wpływem osobliwych docinków
pani Bartels, wkradło się do jej serca uczucie niepokoju.
Przed kilkoma, dniami, gdy Liana prosiła, by przestała jej doku-
czać, pani Bartels zmierzyła ją nienawistnym spojrzeniem i odparła
złośliwie:
— Nie rób z siebie takiej świętoszki! Gdyby pani była rzeczywiście
tak dumna, to nie powinna pani pozwolić, by hrabia Rastenau panią
utrzymywał. Nie jesteście przecież w żaden sposób spokrewnieni. Ja już
dobrze wiem, co mam o pani myśleć.

w swojej niewinności i braku doświadczenia Liana nawet nie
iszczała, co przewrotna kobieta chciała przez to powiedzieć.
71 zeła się jednak zastanawiać, czy rzeczywiście powinna przyjmować
od wujka wszystko, czym ją obdarzał, jak gdyby była jego rodzonym
d 'eckiem. Postanowiła więc porozmawiać o tym osobiście z wujkiem
Joachimem, gdy wreszcie wróci.
Gdy jednak usiadł przed nią i odczuła jego dobroć i niemal ojcowską
miłość wydała się sobie nierozsądna i milczała. Wszystkie troski znikały
w jego obecności. Czuła się wesoła i radosna, szczęśliwa w poczuciu
pewności, że jest pod jego opieką.
Mogła zresztą odetchnąć z ulgą, gdyż pani Bartels miała zostać
zwolniona z pracy.
Zdarzyło się to kilka dni później. Hrabia Rastenau, Liana i pani
Bartels skończyli właśnie jeść obiad, gdy wuj Joachim zwrócił się ku
Lianie:
— Liano, czy mogłabyś zostawić mnie na parę chwil sam na sam
z panią Bartels, muszę z nią omówić ważną sprawę.
Liana podniosła się niezwłocznie. Wiedziała, o czym będzie roz-
mowa, i cieszyła się, że nie musi w niej uczestniczyć. Nie chciała być
obecna przy tym, jak wujek Joachim poinformuje panią Bartels
o zwolnieniu z pracy,
— Później do ciebie dołączę, Liano — zawołał za nią hrabia. Skinęła
mu z uśmiechem i zniknęła za drzwiami.
Przez chwilę przyglądał się jeszcze jej oddalającej sylwetce. Liana
wyrosła na piękność, jej wdzięk i urok budziły w nim ojcowską dumę.
Najchętniej zatrzymałby ją na zawsze u swojego boku.
Miał mi pan coś do powiedzenia, hrabio? — pani Bartels
wyrwała go z zamyślenia.
obroduszny uśmiech zniknął z jego twarzy. Spojrzał na nią
zdecydowanie i chłodno. W ciągu ostatnich kilku dni, pod wpływem
s ów Liany obserwował ją z dużą dozą krytycyzmu. Wynikiem tego była
Qecyzja o jej zwolnieniu.

10
11

background image

— W rzeczy samej, pani Bartels. Muszę panią powiadomić, że
zostałem zmuszony, by panią zwolnić. Bardzo panią proszę, aby
opuściła pani mój dom od pierwszego czerwca.
Pani Bartels gwałtownie się zaczerwieniła. Jej twarz nabrała złoś-
liwego wyrazu.
— Czyżby panna Liana na mnie naskarżyła, panie hrabio? — zapy-
tała ze złością.
— Liana nie skarży. Pozostawia to niewychowanym ludziom.
— Pan był przecież, jak dotąd, zadowolony z mojej pracy.
Tylko pannie Lianie nie podobało się, że czasami patrzę jej na ręce.
Dlatego wymaga od pana, by mnie pan zwolnił. Musi pan przyznać,
że jestem niezwykle dyskretna i nie wypowiadam się na temat
dziwnych stosunków, jakie panują w tym domu, chociaż niejeden
zapewne miałby co do nich pewne obiekcje.
— Nie rozumiem, co pani ma na myśli mówiąc „dziwne stosunki"?
— zapytał ostro.
Spojrzała na niego, badając, jak daleko może się posunąć, po czym
powiedziała, kładąc osobliwy nacisk na słowa:
— Wie pan lepiej ode mnie, co oznacza, prowadzić tak zwane
podwójne życie.
Wzdrygnął się, a ona wiedziała, że dotknęła go do żywego, mimo iż
już po chwili odzyskał panowanie nad sobą.
— Podwójne życie? Czy mogłaby pani wyjaśnić, co pani przez to
rozumie?
Jego ożywienie upewniło ją w przekonaniu, że ma go w garści. Teraz
nic nie mogło jej powstrzymać. A ponieważ na początku wiązała z tym
mężczyzną pewne nadzieje, jej w gruncie rzeczy podła natura nie umiała
teraz oprzeć się pokusie, by go poniżyć.
— Czy naprawdę muszę to wyjaśnić? — spytała groźnie.
Wyczuł zbliżające się niebezpieczeństwo i to obudziło w nim nową
energię i zdecydowanie.
— Usilnie o to proszę — odpowiedział szorstko.
— A więc dobrze! Gdy rok temu przyjmował mnie pan do pracy,
powiedział mi pan, że potrzebuje damy do towarzystwa i opiekunki
pana „wychowanicy". Od razu mi to podpadło. Zastanawiałam się, jak
do tego doszło, że hrabia Rastenau ma wychowanicę drobnomieszczań-
12

pochodzenia i dlaczego jest dla niej taki czuły. Wydawało mi
ń °wne że pan zazwyczaj podróżował, spędzając w domu zaledwie
klka^dni w czasie których nigdy pan z panienką Lianą nie wychodził.
M'lczałam i nie pozwalałam sobie nawet na jedno słowo krytyki. Wtedy
wierzyłam jeszcze w „wychowanie?".

background image

_ proszę kontynuować! — zażądał szorstkim, chrapliwym gło-
'— Gdy przebywał tu pan ostatnim razem, odwiedziła mnie za-
przyjaźniona ze mną pani, która akurat tędy przejeżdżała. Tą kobietą
była... dyrektorka szkoły, pani Schwarze z B.
Tym razem hrabia Rastenau utrzymał nerwy na wodzy. Żaden
mięsień nie drgnął w jego twarzy, nie zdradził jakiegokolwiek porusze-
nia.
I cóż dalej? — zapytał ironicznie, ale ona dostrzegła, jak
nabrzmiewają żyły na jego czole.
Odchyliła się na oparcie krzesła, sadowiąc się wygodniej, jak gdyby
chciała rozkoszować się ciekawą zabawą.
— Spotkałam się z moją przyjaciółką w kawiarni. Siedziałyśmy
przy oknie, koło którego akurat pan przechodził, panie hrabio. Moja
przyjaciółka poruszyła się z ożywieniem. „Spójrz — powiedziała
— przecież to hrabia Joachim Rastenau". Nie wiedziała, że zostałam
u pana zatrudniona jako dama do towarzystwa. „Czyżbyś znała
hrabiego?" — zapytałam przezornie. Moja przyjaciółka przytaknęła
z zapałem. „Oczywiście, że go znam. W naszym miasteczku zna go każde
dziecko. Jest bogatym ordynatem, hrabią Rastenau, który poza zam-
kiem Rastenau posiada jeszcze cztery czy pięć olbrzymich majątków
ziemskich. Trzy z nich leżą w naszym najbliższym otoczeniu." Po-
zwoliłam mojej przyjaciółce opowiedzieć wszystko, co wiedziała o or-
dynacie hrabim Rastenau, nie zdradzając jej, że go znam. I dowiedzia-
łam się ku mojemu zdziwieniu, że hrabia Joachim Rastenau bynajmniej
nie jest kawalerem, jak sądziłam i w co wierzy panna Liana, lecz że jest
żonaty i ma szesnastoletnią córkę. Dowiedziałam się, że nie podróżuje
p^n' C5Z mieszka w Rastenau i tylko czasami pan wyjeżdża... do swego
" omu w Berlinie, o którym nikt z pańskiego środowiska nie ma
ajrnniejszego pojęcia. Cóż, panie hrabio, teraz już pan wie, o czym
mys.ałam, mówiąc o podwójnym życiu.
13

Rastenau potrzebował nieco czasu, by odzyskać równowagę. Został
zdemaskowany w najgorszej i nieoczekiwanej chwili, liczył się jednak
z tym wcześniej, że pewnego dnia doprowadzi do tego niewinny
przypadek i był na to przygotowany. Podniósł głowę i spojrzał
szyderczym wzrokiem w pełne napięcia oczy kobiety, która nie cofnęła-
by się przed niczym, by osiągnąć zamierzony cel.
— A więc?... I co dalej? — zapytał z pełną ironii rozwagą.
Zmieszała ją jego pewność siebie. Nie przypuszczała nawet, ile go
kosztowała. Ciągnęła więc z widocznym wahaniem i wzrastającą
niepewnością:
— Domyśla się pan zapewne, panie hrabio, że z zainteresowaniem
przysłuchiwałam się relacji mojej przyjaciółki. Wreszcie dowiedziałam
się, na czym polegają pańskie dziwne podróże.
—- Niewątpliwie od dawna łamała sobie pani nad tym głowę?
— drwił z niej, zauważywszy, że jego szyderstwa sprawiają, iż pani
Bartels czuje się coraz mniej pewna siebie.
— Oczywiście, niejednokrotnie się nad tym zastanawiałam.
— Nie wiedziałem po prostu, że jestem zobowiązany do opo-

background image

wiadania pani o moim życiu prywatnym. Chodzi tu jedynie o moje
sprawy rodzinne, które nikogo, poza członkami tejże rodziny, nie
powinny obchodzić. Ponieważ jednak wykazuje pani, jak mi się zdaje,
zbyt duże nimi zainteresowanie, nie pozostaje mi nic innego, jak zwolnić
panią.
Wzdrygnęła się. Po tym, jak dokonała wspomnianego odkrycia,
dotyczącego życia prywatnego hrabiego, miała nadzieję, że ona zajmie
stanowisko osoby mogącej stawiać warunki. Niestety jej oczekiwania
zawiodły.
— Zatem rzeczywiście chce mnie pan zwolnić z pracy, panie hrabio?
— Ubolewam, że zostałem do tego zmuszony — powiedział z prze-
konaniem.
— Świat niewdzięcznością płaci! — powiedziała ze źle ukrywaną
złością.
— Czyżbym był pani jeszcze winny słowa wdzięczności? — zapytał
z uprzejmą pewnością siebie.
— Owszem. Chociażby za to, że nie powiadomiłam panienki Liany
o tym, iż ma pan żonę i dziecko.

• njezauważalne ogniki pojawiły się w jego oczach. Źrenice się
ł Nie stracił jednak charakterystycznego dla siebie opanowania,
iał że nie może już dłużej ukrywać prawdy przed Lianą, musi
ie wyjawić swą tajemnicę. Pani Bartels niewątpliwie zechce
Wf 'cić zniewagę, której doznała. I zapewne nie zrobi tego w delikatny
P ' K Będzie zatem lepiej, jeżeli osobiście wszystko Lianie wyjaśni.
SP Ze spokojem odparł pani Bartels:
_ ]Vtoże jej pani o tym powiedzieć. Najwidoczniej widzi pani
nodejrzane tajemnice, nawet tam, gdzie w rzeczywistości nie istnieją.
Panna Liana wie, że jestem żonaty i mam córkę. Nie musi pani czuć się
zatem zobowiązana, by ją o tym powiadomić.
— Dobre sobie!
Nie wiedział zbyt dobrze, co chciała wyrazić tym niezrozumiałym
okrzykiem. Nie miał już jednak ochoty na dłuższą rozmowę.
— Wydaje mi się wskazane, by postarała się pani skrócić swój pobyt
w mym domu do minimum.
— Jak pan sobie życzy, panie hrabio. Gdy tylko znajdę jakieś
odpowiednie dla mnie schronienie, opuszczę ten dom — powiedziała
ostro i wyszła z pokoju. Postanowiła jednak zostać jak najdłużej,
przynajmniej do jego ponownego wyjazdu. Byłby to odpowiedni
moment, aby spróbować zemścić się na Lianie za zniewagę, jakiej
doznała. Wydawało jej się to jednak możliwe dopiero po wyjeździe
hrabiego.
Gdyby Rastenau podejrzewał, jakiego rodzaju podejrzenia żywi
pani Bartels w swej podłości, straciłby z pewnością panowanie nad sobą
d żadnym pozorem nie pozostawiłby z nią Liany nawet na chwilę.
' jednak, że podążą one w nieco innym kierunku.
ro rozstaniu się z damą do towarzystwa pan Rastenau pozostał
zcze przez chwilę w pokoju, chodząc niespokojnie tam i z powrotem.
eraz, gdy wreszcie znalazł się sam, pozwolił opaść masce, za którą

background image

eustannie chował swe prawdziwe oblicze. Przystanął na moment
°zpaczą ukrył twarz w dłoniach. Odetchnął z trudem, z jego piersi

15
14

wyrwało się głębokie westchnienie. Po chwili wyprostował się, rysy jego
twarzy przybrały wyraz zdecydowania.
„Muszę to jakoś przetrzymać. Nikt nie może nawet domyślać się
prawdy. Powinienem skrzętnie ukryć tę tajemnicę. Ale Liana musi się
teraz dowiedzieć o tym, co mogłaby jej wyjawić ta podła, nie cofająca
się przed niczym kobieta. Powinna dowiedzieć się prawdy ode mnie,
jedynie ode mnie. I tak ją to, jak sądzę, bardzo boleśnie zrani"
— pomyślał.
Szybkimi, zdecydowanymi krokami wkroczył do salonu Liany.
Stała przy oknie w pozie pełnej oczekiwania. Gdy wszedł, odwróciła się
ku niemu gwałtownie i z ufnością uwiesiła się na jego ramieniu.
— Masz już z głowy tę nieprzyjemną rozmowę, wujku Joachimie?
— Tak, powiadomiłem panią Bartels, iż zwalniam ją z pracy.
Opuści dom najszybciej, jak to będzie możliwe.
— Jak przyjęła twoją decyzję, wujku Joachimie?
— Była do głębi urażona.
— Mogę to sobie wyobrazić.
— Nie powinniśmy się tym jednak martwić. Musiałem ją zwolnić,
gdyż nie odpowiadała naszym wymaganiom. Będziesz przez pewien czas
musiała zostać sama, aż do chwili, gdy nie znajdę odpowiedniej
zastępczyni. Oczywiście postaram się załatwić to jak najszybciej. Muszę
mieć pewność, że zostawiam cię w dobrych rękach i pod dobrą opieką.
— Lepiej być samą niż w jej towarzystwie!
— Wierzę ci i, prawdę mówiąc, nie dziwi mnie to wcale. To kobieta
o podłym charakterze, o czym mnie dzisiaj do głębi przekonała. Nie
możesz jednak zostać sama. Postaram się zrobić wszystko, by jak
najszybciej znaleźć odpowiednią damę do towarzystwa.
— Teraz nie myśl już jednak o tym. Wyglądasz na zmartwionego,
- wujku Joachimie. Nie chcę, byś był smutny. Co mogłabym zrobić, by cię
rozweselić? Masz ochotę zapalić papierosa? Już wszystko przygotowa-
łam. Wiem, że lubisz sobie po obiedzie zapalić.
— Nie przeszkadza ci dym?
Siadła naprzeciw niego i roześmiała się.
— Na pensji zdarzało nam się od czasu do czasu w tajemnicy zapalić
papierosa. Sprawiało nam to ogromną przyjemność, właściwie jedynie
dlatego, że było to zabronione.
16

__ Może więc zapalisz ze mną?
__ Chętnie, z przyjemnością.
T k zwykle dobrze wychowany, obsłużył najpierw ją, dopiero potem
•oanflł DO papierosa. Wyczuł, iż nadszedł najlepszy moment, by

background image

sam si?Bu'H " ,, ,. . , . , . - • ,
ocząć spowiedź. Liana nieświadomie pospieszyła mu z pomocą.
r° __ Czy wiesz, wujku Joachimie, że dzisiaj przypada rocznica śmierci
cioci Lotty?
_ Całkiem o tym zapomniałem. Dobra, kochana ciocia Lotta...
dlaczego umarła tak szybko? Szkoda, że nie żyje? Było ci u niej tak dobrze.
Objęła jego dłoń i podniosła ją do ust.
_ U ciebie jest mi jeszcze lepiej. Myślałam o ostatnich chwilach
życia cioci, kiedy to wręczyła mi ten medalion ze zdjęciem mojej matki.
Czuję się do niego tak przywiązana. Często przyglądałam się wizerun-
kowi matki. Wydaje mi się, że jestem do niej bardzo podobna.
— Rzeczywiście, Liano, przypominasz ją z twarzy, sylwetki, sposo-
bu poruszania się. Czasami zdumiewa mnie to podobieństwo. Straciłaś
matkę o wiele za wcześnie.
— Mam jednak ciebie, wujku Joachimie — jej słowa przepojone
były wzruszającą miłością.
— Matki nikt nigdy nie może ci zastąpić, Liano.
— Byłam jeszcze za mała, gdy umarła, i nie potrafiłam odczuć
ogromnej straty, jaką poniosłam. Poza tym, nawet jeżeli nie jesteś
w stanie zastąpić mi matki, udało ci się zastąpić mi ojca.
Poruszony do głębi, przysunął się do niej.
— Czy nigdy nie odczuwałaś braku ojca?
— Nie, nie dopuściłeś, by do tego doszło.
— Było to moim celem, starałem się zastąpić ci nieżyjącego ojca.
Dziękuję ci — powiedziała w zamyśleniu — nie potrafię sobie
w Ogóle przypomnieć ojca, nie wiem, jak wyglądał, moja pamięć
zachowała jedynie obraz matki.
~ Wynika to prawdopodobnie z tego, że masz jej zdjęcie, a nie
Posiadasz żadnego wizerunku ojca.
~ Być może, chyba masz rację. Sądzę jednak, że jest to spowodowa-
również tym, że ty zajmujesz w moich myślach rtagjśąf^jcą. Chyba
bafdzo g0 kochałeś, prawda? />«
Pogłaskał ją łagodnie po włosach.
17
:ty Pro*adzą domlc

— Bardzo... jak samego siebie.
— Byliście obydwaj oficerami regimentu w czasie wojny?
— Byliśmy nierozłączni i postępowaliśmy identycznie we wszyst-
kich sytuacjach, jakie przynosiło nam życie.
— To znaczy, że mój ojciec opiekowałby się w ten sam sposób
twoim dzieckiem, gdybyś jakieś pozostawił, jak ty to czynisz ze
mną.
— Z pewnością tak właśnie by postąpił.
— I dlatego mogę wszystko, co od ciebie otrzymuję, przyjmować,
nie powinno mnie to martwić?
Z zaskoczeniem ujął jej dłoń.
— Ależ Liano! Cóż za dziwne pomysły przychodzą ci do głowy!
Jestem szczęśliwy, że mogę się tobą opiekować jak moim własnym
dzieckiem.

background image

— Chciałabym jednak móc ci jakoś okazać mą wdzięczność.
— Nie mówmy o tym, nie masz powodów, by być mi za coś
wdzięczną.
Spojrzała na niego z uśmiechem.
— Już ja wiem lepiej.
Jakaż była śliczna! Hrabiemu wyrwało się z piersi głębokie wes-
tchnienie.
— Z dnia na dzień stajesz się coraz bardziej podobna do matki.
— Tak strasznie się z tego cieszę. Ciocia Lotta powiedziała mi przed
śmiercią, że powinnam starać się być podobna do matki. Była dobra
i pełna miłości.
— Jak anioł, moje dziecko. Staraj się do niej upodobnić, ciałem
i duszą — powiedział ze wzruszeniem.
— Dlaczego umarła tak młodo?
Spojrzał w dal przed siebie.
— Była zbyt dobra i delikatna, by mogła żyć na tym świecie. W tym
czasie panowała ó*kropna grypa. Twoja matka nabawiła się zapalenia
płuc i zmarła po kilku dniach.
— Być może przezwyciężyłaby chorobę, gdyby miała chęć do życia.
Wydaje mi się, że tęskniła za ojcem i chciała podążyć w jego ślady.
Mówiłeś mi kiedyś, że kochała go ponad wszystko.
— Tak... bardzo go kochała.

spojrzała na niego. Zawsze gdy mówił o jej matce, miała
• ?P i on musiał ją kochać. Nigdy nie pytała go o to. Uścisnęła
wrażenie, K
^°__ Wujku, chciałabym cię zapytać, dlaczego nigdy się nie ożeniłeś?
P zez jego twarz przemknął bolesny skurcz. Teraz miał okazję, by jej
wszystko wytłumaczyć. Objął jej dłonie.
_ CZy jesteś tego pewna, że nie jestem żonaty? Nigdy tego nie
powiedziałem.
Wzdrygnęła się i spojrzała w jego pełną napięcia twarz.
_ Wujku Joachimie? — zapytała krótko.
_ Czy sprawiłoby ci ogromny ból, Liano, gdybym powiedział ci, że
jestem żonaty?
Lekko pobladła, jej oddech stał się urywany.
— Czy sprawiłoby mi ból? Nie wiem. Ale to tylko żart z twojej
strony, prawda? — spytała gwałtownie.
— A gdyby to było prawdą, moje dziecko?
— Ach nie... gdzie miałbyś żonę? Przecież nie mógłbyś tego przede
mną przemilczeć.
— Czasami człowiek jest zmuszony, by zachować w tajemnicy
pewne rzeczy, Liano. I gdyby tak było, gdybym został z jakiegoś
powodu zmuszony, by ukryć przed tobą, iż jestem żonaty?
Poderwała się z krzesła i zbliżyła się do niego.
— Wujku Joachimie, masz takie poważne oczy, jak gdyby to, co
mówisz, było prawdą. Powiedz mi w tej chwili, czy to prawda? Jesteś
żonaty? — zapytała niemal bezdźwięcznie.
Przysunął się do niej i objął ją ramieniem w obronnym geście.

background image

Uspokój się, moje dziecko! Najchętniej na zawsze zachowałbym
przed tobą ten fakt w tajemnicy. To nie ma żadnego wpływu na nasze
Wzajemne stosunki. Teraz zostałem jednak zmuszony, by ci o tym
powiedzieć. Zdradził mnie przypadek w czasie ostatniego tutaj pobytu
wiedziała się o tym pani Bartels i obawiam się, że mogłaby ci o tym
wiedzieć w bardziej bezwzględny sposób. Chciała nade mną tryum-
— C l , y n*e dostarczyć jej tej satysfakcji, ośmieliłem się nawet
0 erdzic, że ty od dawna już o tym wiesz. Nie powinnaś dowiedzieć się
Prą H S^olwiek innego, jedynie bezpośrednio ode mnie. A więc to
Wda' m°Je dziecko, jestem żonaty.

18
19

Schowała twarz w jego ramionach.
— Od kiedy, wujku Joachimie? — zapytała cicho.
— Gdy byłaś w Szwajcarii, u cioci Lotty, jakiś rok od chwili, gdy cię
tam zawiozłem. Ciocia Lotta wiedziała o tym i doradziła mi, bym nie
mówił ci, dlaczego... dlaczego nie mogę zatrzymać cię przy sobie.
dlaczego nie możesz ze mną mieszkać. Myśleliśmy, że będziesz mogła
z nią zostać, a potem nie miałem już dolść odwagi, by ci o tym
powiedzieć.
— Ale dlaczego?
— Być może powinienem był to uczynić. Ale dobrze to sobie
przemyślałem, moje dziecko. Gdybym mógł wprowadzić cię do mojej
rodziny, z pewnością już dawno bym to zrobił. Ale... ożeniłem się
z rozsądku, nie z miłości. Nie mogłem oczekiwać od mojej żony, by
przyjęła pod swój dach obce dziecko. A potem nie potrafiłem znaleźć
stosownej chwili, by z nią na ten temat porozmawiać. Tymczasem
niebiosa obdarowały nas córeczką.
Liana w poruszeniu ukryła twarz w dłoniach.
— Masz też córkę, twą własną córkę? — zapytała, lecz głos niemal
odmówił jej posłuszeństwa.
Z miłością starał się odsunąć jej ręce od twarzy.
— Tak, Liano, mam córkę... kochane, młode i nieokrzesane jeszcze
stworzenie. Ma szesnaście lat i możesz mi wierzyć, że jej pojawienie się
na świecie w najmniejszym stopniu nie umniejszyło miłości, jaką cię
darzę. Mam jej w sercu wystarczająco dużo dla was obu. Strasznie mi
przykro, że tak cię to poruszyło. Między nami nic się jednak nie zmieni.
/ Spojrzała na niego ze smutkiem.
— A jednak, wujku Joachimie, dla mnie to wiele zmienia, bardzo
wiele — powiedziała. (
— Czyżbyś mnie nie kochała?
Rzuciła się w jego ramiona.
— Wiesz prze*cież, że jesteś najukochańszym z ludzi, których
kiedykolwiek kochałam. Do tej pory sądziłam, że i ja jestem jedynym
człowiekiem, którego możesz kochać. A teraz nagle dowiaduję się, że
muszę się tobą z kimś dzielić.
— Miłości się nie dzieli. Ona się budzi sama z siebie, jeżeli otwiera

background image

się serce dla innych ludzi. Można kochać wielu ludzi. Jeżeli ojciec ma

, jeci czyż nie kocha każdego z nich równą miłością, z całego
kilkoro zau\yażyłaś kiedyś, bym kiedykolwiek pozwolił ci odczuć
sefCa ucia do ciebie? Kocham dwoje dzieci — ciebie i moją małą
kra j manl wystarczająco dużo miłości, którą mogę obdzielić was
Zatem nic nie powinno między nami ulec zmianie.
° L- Nie gniewaj się, wujku Joachimie, że robię z tego taką tragedię.
T z pewnością brzydko z mojej strony, że nie potrafię się cieszyć
f Ifteni iż posiadasz żonę i dziecko. Być może uda mi się tego nauczyć.
Ale teraz teraz jednakże sprawia mi to ogromny ból... wiem bowiem,
że nie mam już prawa do twojej miłości.
Pogłaskał ją po głowie i starał się osuszyć jej mokre od łez policzki.
Pragnął ją pocieszyć i uspokoić serdecznymi słowami.
Nagle poderwała się niespokojnie.
— Ach, teraz już wiem, na czym polegały twoje podróże. To nie
interesy zatrzymywały cię z dala od domu. I to nie twój dom. Znajduje
się on przy żonie i córce. Do mnie przyjeżdżałeś jedynie w odwiedziny,
prawda? — zapytała niepewnie głosem przepojonym bólem.
— Tak właśnie jest, moje dziecko. Jestem ordynatem Rastenau
i żyję w tamtejszym zamku. Gdy tylko mogłem się stamtąd wyrwać,
przyjeżdżałem do ciebie, chcąc się upewnić, czy u ciebie wszystko
jest w porządku, czy nie brakuje ci niczego. Moja rodzina nie ma
najmniejszego pojęcia o twoim istnieniu. Pragnąłbym stworzyć ci
prawdziwy dom rodzinny, nie jest to jednak niestety możliwe. Przy-
czyną są osobliwe stosunki, w których żyję i których nie potrafię ci
teraz wytłumaczyć. Ale uśmiechnij się Liano! Ciąży mi na sercu
twój smutek. Nie chcesz chyba, bym musiał się martwić z twojego
powodu?
Dzielna dziewczyna próbowała zmusić się do uśmiechu. Wydawało
JeJ się jednak, że z jej życia zniknęły na zawsze słońce i radość.
dopiero
^aJ mi trochę czasu, bym mogła się z tym pogodzić, wujku
^°!.C Muszę jakoś przeboleć tę stratę. W każdym razie teraz
zrozumiałam, że jestem ci winna tysiąc razy więcej, niż
———————————————————————— ,

~V J

——————,—————————— —————— ——————
.. ———————————————————— ,J
—————————L___ - —————————__,
..__C_____J, —————————————
4 znam do tej pory. Masz przecież wystarczająco dużo zmartwień,
Roszcząc się o swoją rodzinę.
d' h

zapominaj, Liano, że posiadam znaczne dochody z mych

• Uo Rastenau należą przecież jeszcze inne majątki, przynoszące

21

20

background image

wystarczająco dużo pieniędzy, bym nie musiał się martwić. Nie powin-
naś sobie tym zaprzątać głowy.
— Ale pieniądze, które na mnie wydajesz, odbierasz swojej córce.
Nazywa się Steffi... to na pewno zdrobnienie od Stefanii?
— Jej matka takie ma imię, przejęła go po niej. Przy chrzcie
nadaliśmy jej imiona Stefania Charlotta. Wołamy na nią jednak po
prostu Steffi.
— Chciałabym ją kiedyś zobaczyć.
Uśmiechnął się i odetchnął z ulgą.
— Chcesz, bym ci pokazał jej zdjęcie? Mam je zawsze przy sobie.
— Tak, proszę, pokaż mi je!
Wyciągnął fotografię z portfela i podał ją dziewczynie. Było to
amatorskie zdjęcie. Hrabianka Steffi, ubrana w białą sukienkę, siedzia-
ła w rogu stołu pod kwitnącym drzewem. Olbrzymi, letni kapelusz
zsunęła na tył głowy, tak że niczym aureola otaczał jej prześliczną,
brunatną twarzyczkę. W ręku trzymała bukiet kwiatów, kiwając jak
gdyby do fotografa. Jej radosne oczy sprawiły, że Lianie zrobiło się
cieplej na sercu.
— Co za kochane, urocze stworzenie! — wykrzyknęła.
— Jest straszną trzpiotką, ani chwili nie potrafi usiedzieć na
miejscu. Chętniej siedzi na koniu albo drzewie niż w szkolnej ławce.
Nie znosi się uczyć. Ale ma naprawdę dobre, kochające serce. Gdyby się
o tobie dowiedziała, nie dałaby mi chwili spokoju tak długo, ażbym
cię przywiózł do Rastenau. Jakże chętnie opowiedziałbym jej o tobie,
gdybym tylko mógł sobie na to pozwolić.
— Nie powinieneś sobie robić z tego powodu najmniejszych
wyrzutów, bo i tak mam olbrzymi dług wdzięczności w stosunku do
ciebie.
— Dziecinko, cóż ty tak dzisiaj ciągle wspominasz o jakimś długu
wdzięczności?
— Dopiero dziś,dowiedziałam się, jak jest on ogromny. Nigdy o tym
nie zapomnę.
Zrozumiał, że musi ją w jakiś sposób uspokoić, by nie zadręczała
się nieustannie podobnymi myślami. Chciał ją wesprzeć, podtrzymać
na duchu, by nie poczuła się zbędnym ciężarem. Przyszedł mu do
głowy doskonały pomysł.

teś w ogromnym błędzie, Liano. Jakikolwiek dług wdzięczno-
~~ 'ei strony nie ma najmniejszej racji bytu. To, że staram się, by
odziło
najlepiej, wynika z faktu, że pamiętam ciągle
pOW'
P° . , rodzicach, wobec których zaciągnąłem ogromne zobowiąza-
°-tW<U ZYSZ Liano? To ja miałem u nich dług i ponieważ oni nie żyją,
nie' n}acić go tobie. Nie mieliśmy jeszcze okazji, by o tym poroz-
m • ' zresztą do tej pory wydawało mi się to zbędne. Dzisiaj jednak
aśz mnie, bym poruszył ten temat. Otrzymałaś po rodzicach
niewielki majątek, z którego odsetki wykorzystałem, by opłacić koszty

background image

iezbędne do odpowiedniego wykształcenia. Ten dom natomiast i jego
wyposażenie kupiłem za pieniądze, które pozostawiła ci ciotka Lotta.
Nie powiedział jej o tym, że płacił za utrzymanie jej i cioci Lotty.
Liana spoglądała na niego ze zdziwieniem.
_ Nie wiedziałam, że moi rodzice i ciocia pozostawili mi jakikol-
wiek majątek.
Hrabia Rastenau. zaczerwienił się nieznacznie.
— Nigdy nie poruszaliśmy tego tematu, nie wydawał mi się
szczególnie ważny. Ale gdy mi zaczęłaś wyliczać, ileż to mi jesteś winna,
musiałem wytłumaczyć ci, że bynajmniej nie odbieram mojej rodzinie
ostatniego kawałka chleba, by móc cię utrzymać. W dniu, gdy uzyskasz
pełnoletność, co zresztą niebawem nastąpi, zdałbym ci oczywiście
sprawę, jak wygląda twoja sytuacja finansowa. Nic się jednak nie stanie,
jeżeli dojdzie do tego parę miesięcy wcześniej. Jeżeli chcesz, już dziś
możesz przejąć w swoje ręce zarząd nad twoim majątkiem.
— Jak sądzę, nie jestem bogatą osobą.
— Cóż, z pewnością nie należysz do grona milionerek, posiadasz
jednak majątek w wysokości około stu tysięcy marek, które ja, jako twój
prawny opiekun, zdeponowałem w banku.
Liana wyczuła w jego głosie nutę niepewności i przyjrzała mu się
badawczo.
Wujku Joachimie, po raz pierwszy w mym życiu nie mogę
lerzyć, że to, co mówisz, jest prawdą.
Ależ Liano! — zawołał z wyrzutem.
Wybacz mi... nie chcę cię urazić tymi wątpliwościami. Ale istnieją
. a> zrodzone z najszlachetniejszych pobudek. Możesz być pew-
lerzę ci. Sądzę jednak, że ów wspomniany przez ciebie majątek

22
23

pochodzi / twojej kieszeni. Mówisz tak tylko po to, by uspokoić moje
sumienie, bym nie robiła sobie wyrzutów, że okradam twoją rodzinę.
Wiedział, że, jeżeli nie chce stracić tego, co do tej pory zyska}
w rozmowie, musi zachować pewność siebie. Musiał sprawić, by mu
uwierzyła. Spojrzał na nią z powagą.
— Moje dziecko, czy sądzisz, że mógłbym wziąć na siebie aż taką
odpowiedzialność wobec mojej rodziny, ofiarowując ci lekką ręką tak
pokaźną sumę. Spójrz na mnie, Liano... czy uwierzyłabyś mi, gdybym
dał ci moje słowo honoru?
— Z całą pewnością. Wiem, że jest ono dla ciebie święte.
— A więc dobrze. Daje ci zatem moje słowo honoru, że owe sto
tysięcy marek pozostawił ci twój ojciec i że zdeponowałem je w banku na
jego wyraźne życzenie. Począwszy od dnia, w którym ukończysz
dwadzieścia jeden lat, możesz osobiście podejmować odsetki naliczane
od tej kwoty. Czy to wyjaśnienie cię zadowala?
— Tak, wujku Joachimie, i... i bardzo się cieszę, że posiadam choć
trochę pieniędzy.

background image

— O, nie wątpię, a to dlatego, że z nie wyjaśnionego powodu czujesz
się wobec mnie zobowiązana.
— Czy naprawdę nie potrafisz tego zrozumieć? Tak trudno ci pojąć,
że cieszę się z tego, że posiadam własny majątek?
— Przeciwnie, moje dziecko, doskonale potrafię to zrozumieć.
I dlatego powiedziałem ci o tym już dzisiaj, a nie w dniu twych
dwudziestych pierwszych urodzin. Obiecaj mi jednak, że nie będziesz
sobie utrudniała i tak już niełatwego życia. Trzeba je przyjmować takim,
jakie jest. I dlatego mam nadzieję, że między nami wszystko pozostanie
po staremu.
Z jego oczu wyczytała, jak bardzo się o nią martwi. Dlatego zmusiła
się do uśmiechu, ujęła jego dłoń i położyła ją pieszczotliwie na swoim
policzku.
— Wiem, że chcesz dla mnie jak najlepiej i nic nie potrafi zachwiać
ufności, jaką w tobie pokładam i miłości do ciebie, wujku.
— Szczere dzięki za te słowa. Kocham cię jak własne dziecko.
Byłbym doprawdy bardzo nieszczęśliwy, gdybyś przestała mnie kochać
i ufać mi.
— Nigdy do tego nie dojdzie.
24

Wspomniałem o pamiątkach po twoich rodzicach. Wszystkie są
T -e (jia ciebie przechowywane w kopercie, w sejfie bankowym.
specja ^ ^ rzeczy, o których nie powinnaś dowiedzieć się przed
. -miercią. Daj mi słowo, że będziesz respektować moją wolę. Mam
Tu femu poważne powody.
__ Daję ci moje słowo, wujku Joachimie.
_ jutro rano pojedziemy oboje do banku, by przepisać wszystko na
twoje nazwisko. Przy okazji uregulujemy sprawę odsetek od pozo-
stawionego ci majątku, tak abyś w przyszłości sama mogła je podej-
mować Nie będziemy też już nigdy na ten temat rozmawiać. Przez te
narę dni, które możemy spędzić razem, nie chciałbym zajmować się
takimi przyziemnymi drobiazgami.
Dzielnie zdusiła w sobie wszystkie wątpliwości, które ją przytłaczały.
Teraz był z nią wujek i nie chciała myśleć o rzeczach, które rzucały cień
na jej beztroskie dotąd życie i ich wzajemne stosunki.
Rozległo się pukanie do drzwi i pani Bartels, nie czekając na słowa
pozwolenia, weszła do pokoju i spojrzała wyłupiastymi oczami na
obecnych z wyrazem głębokiej i nieprzejednanej nienawiści.
— Chciałam przedstawić panu do zatwierdzenia rachunki domowe,
panie hrabio — powiedziała.
— Proszę położyć na stole, przejrzę je później.
— Zbliża się czas podwieczorku, będzie pan łaskaw zejść do jadalni,
panie hrabio — powiedziała.
Na Lianę w ogóle nie zwracała uwagi, jakby nie było jej wcale
w pokoju.
Ostatnie dni pobytu hrabiego Rastenau minęły niezwykle szybko.
« jednak czas, by pojechać z Lianą do banku. Kazał też
-lc w gazecie ogłoszenie, chcąc jak najszybciej znaleźć zastęp-

background image

pani Bartels, która lepiej wypełniałaby obowiązki damy do
^uwarzystwa i opiekunki Liany. Prosił, by wszystkie ewentualne zgłosze-
"•• jrowac na adres jego bankiera, który miał dostarczyć mu listy.
w ten sposób uniknąć, by listy przychodziły bezpośrednio do
25

Rastenau. Nie spełniła się jego nadzieja, że pani Bartels opuści dom
jeszcze przed jego odjazdem. Był jednak przekonany, że nie odważy się
już nigdy za bardzo zbliżyć do Liany. Nie przejrzał jeszcze na wskroś
całej nikczemności, do której zdolna była ta kobieta.
Obiecał też Lianie, że przyjedzie, by świętować jej dwudzieste
pierwsze urodziny. Jeżeli jednakże nie uda mu się tego zorganizować,
postara się odwiedzić ją wcześniej, by zobaczyć, jak jej się powodzi.
Liana została zatem ponownie sam na sam z panią Bartels. Oprócz
niej w domu była jedynie kucharka i pokojówka.
Jak długo obecny był wuj Joachim, tak długo starała się być dzielna
i nie okazywać swego niepokoju. Jednak po jego wyjeździe zdała sobie
sprawę, że wszystko uległo zmianie i jej stosunki z wujem nie będą już
takie jak wcześniej. Wiedziała bowiem, że istnieją ludzie, którzy są mu
bliżsi niż ona i mają do niego większe prawa. Nie ważyła się już myśleć
o nim jak dawniej, z dziecinną czułością. Miała wrażenie, jak gdyby
okradała tym samym jego żonę i córkę. Liana była dziewczyną
delikatnej i niezwykle subtelnej natury. Dopiero teraz zdała sobie
naprawdę sprawę z tego, iż jest sierotą i nie ma na tym świecie ani
jednego człowieka, do którego miłości miałaby wyłączne i nieza-
przeczalne prawo. Poczuła się samotna i opuszczona jak nigdy dotąd.
Uczucie to pogłębiało jeszcze pełne nienawiści zachowanie pani
Bartels. Jak tylko mogła, starała się unikać jej towarzystwa. Jednak
w zwyczaju tego domu było, że posiłki spożywały razem. A wtedy pani
Bartels uporczywie wpatrywała się w jej twarz pełnymi nienawiści
oczyma, co sprawiało, że Liana przeżywała niesamowite męczarnie.
Dlatego też nie potrafiła niemal niczego przełknąć i czuła się niezwykle
szczęśliwa, gdy ciągnący się, jak jej się wydawało, w nieskończoność
posiłek dobiegał wreszcie końca. Nie chciała też wychodzić z domu,
wiedziała bowiem, że pani Bartels będzie jej towarzyszyć. Dużo zatem
czytała i oddawała się muzyce. Nie mogła jednak śpiewać. Nie była do
tego zdolna w obecnym nastroju.
W tym czasie dok'onała też niemiłego odkrycia. Kucharka i poko-
jówka, które jak dotąd odnosiły się przyjaźnie do niej, zaczęły za-
chowywać się w sposób niezwykle niegrzeczny. Stały się mrukliwe
i przykre, bardzo nieprzyjemnie odpowiadały na jej pytania. Nie
wiedziała, co ma sądzić o ich, tak odmiennym sposobie zachowania.

^puszczała bowiem, że obydwie pozostawały pod wpływem pani
nie", Liana liczyła już tylko dni, kiedy wreszcie jej „dama do
zystwa" opuści dom, pragnąc z utęsknieniem przyśpieszyć ten
m Wreszcie pewnego dnia pani Bartels w czasie wspólnego obiadu
stwierdziła bezczelnie:
_ Dzięki Bogu, udało mi się nareszcie znaleźć inne miejsce pracy.

background image

Chciałabym jednak, zanim podejmę nowe obowiązki, odpocząć przez
arę dni. Zdecydowałam się opuścić jutro ten dom. Będę niewypowie-
dzianie szczęśliwa, że odetchnę w końcu zdrowym powietrzem.
Liana od dawna już starała się nie przykładać wagi do obraźliwego
tonu, jakim zwracała się do niej pani Bartels. Odetchnęła z ulgą na myśl,
że uwolni się wreszcie od znienawidzonego i uciążliwego do granic
wytrzymałości towarzystwa tej kobiety.
— Może pani odejść, kiedy pani tylko zapragnie. Wuj Joachim
polecił mi, bym wypłaciła pani pensję również za maj, nawet jeśli
zdecydowałaby się pani wcześniej opuścić mój dom.
Pani Bartels spojrzała wzrokiem przepojonym nienawiścią na ślicz-
ną dziewczęcą twarz.
— To jest moje niezaprzeczalne prawo i oczywiście będę wymagać,
by się do niego stosowano. Poza tym może pani przestać odgrywać tę
śmieszną komedię z „wujkiem Joachimem". Czyżby uważała mnie pani
aż za tak głupią? — zapytała ostro.
— Nie*rozumiem, o co pani chodzi. Od pewnego czasu sugeruje mi
pani tak dziwne rzeczy, które nie mieszczą mi się w głowie.
— Nic mnie już nie zdziwi z pani strony. Jest pani przebiegłą
i wyrafinowaną komediantką. Zanim stąd odejdę, muszę pani powie-
ce prawdę. Niech pani nie sądzi, że udało się pani mnie oszukać.
Liana wyprostowała się dumnie.
mnie
Niech pani najpierw dobrze przemyśli słowa, zanim je pani
^ypowie, pani Bartels! Nie pozwolę obrażać ani wujka Joachima, ani
Wypraszam to sobie!
Nie zamydli mi pani oczu swoimi godnymi minkami, nie oszuka
— ^ani'" n*e mnie! I powinna pani wysłuchać tego, co mam do
Czv L 2en*a' Niech pani nie udaje oburzenia, nic to pani nie pomoże,
y aje się pani, że upadliśmy wszyscy na głowy, by nie domyślić

26

27

się, z jakiego powodu hrabia urządził tu to miłe gniazdko i dlaczego
panią utrzymuje? Dobrze wiemy, że jest pani jego kochanką.
Liana wzdrygnęła się jakby pod wpływem niewidzialnego ciosu, p0
czym śmiertelnie pobladła. Z nieopisanym zdumieniem i przerażeniem
spojrzała w oczy przeciwniczki. Przez chwilę walczyła sama z sobą, nie
potrafiła bowiem wydać z siebie głosu, gardło miała jakby zasznurowa-
ne z przerażenia i oburzenia. W końcu jednak udało jej się opanować:
— Cóż za obraza! — wykrzyknęła. — Niech się pani nie waży
podejrzewać hrabiego Rastenau i mnie o tak niesłychane i obrzydliwe
sprawy! Jeśli ja jestem w tej chwili bezbronna wobec pani insynuacji, to
on z pewnością pociągnie panią do odpowiedzialności.
— Tylko nie tak ostro, moja droga! Nie cofnę ani na jotę tego, co
powiedziałam.
Liana podeszła do drzwi, otworzyła je gwałtownym szarpnięciem

background image

i wskazała wymownym ruchem ręki na drzwi.
— Proszę wyjść! — krzyknęła.
— Proszę sobie zaoszczędzić tych teatralnych gestów. Nie robią na
mnie wrażenia.
— Ty podła oszczerczyni! Proszę w tej chwili opuścić mój dom.
Wyślę pani pieniądze do pani pokoju. Proszę mnie wreszcie uwolnić od
pani widoku. Jest on dla mnie nie do zniesienia.
— Proszę, proszę. Pani nie ma tu nic do powiedzenia. Za dom płaci
tak czy tak hrabia Rastenau. Odejdę wtedy, gdy mi to będzie od-
powiadało, powiem więcej: nie opuszczę tego domu wcześniej niż jutro,
tak jak to sobie zaplanowałam. I radzę pani, w pani własnym interesie,
by zwracała się pani do mnie innym tonem. W przeciwnym razie może
mi wpaść do głowy, by poinformować hrabinę Rastenau, że jej
małżonek ukrywa tu swą kochankę. Wtedy to ona do pani zawoła:
„Proszę wyjść!"
Liana oniemiała ze zgrozy. Groźba tej perfidnej kobiety odebrała
jej niemal mowę. C,o się stanie, jeżeli rzeczywiście powiadomi hra-
binę Rastenau o jej obraźliwych, ohydnych i, przede wszystkim,
niezgodnych z prawdą podejrzeniach? Wystarczyłoby, żeby hrabina
dowiedziała się w ogóle o jej istnieniu, by wujek Joachim znalazł się L
w okropnej sytuacji. Do jakiego nieszczęścia mogłoby dojść, gdyby dój j;
uszu hrabiny dotarły te niecne podejrzenia?!
28

może do tego dopuścić! Lepiej przejść najgorsze katusze, byleby
ie zakłócić spokoju ukochanego wujka Joachima.
Niech pani wyjdzie... proszę zostawić mnie samą... nie mogę
ść pani towarzystwa.
_ ^cl^ gdzież podział się pani wyniosły ton? Radzę pani, niech mi
• więcej nie grozi, bo uczynię naprawdę to, co powiedziałam. I niech
pani nie sądzi, że są to jedynie czcze pogróżki.
_ Niech pani się nawet nie waży tego robić! Przede wszystkim
tym, co pani sugeruje, nie ma źdźbła prawdy. Ale hrabia Rastenau
nie powinien mieć z pani powodu najmniejszych nieprzyjemności. Nie
może zakłócić pani spokoju jego rodziny. Byłoby to przestępstwem.
Pani Bartels poczuła, że wyszła zwycięsko z tej potyczki.
_ A zatem obstaje pani przy swoich kłamstwach? Ale mam dla
pani dobrą radę. Niech pani zawróci z drogi, na której się pani znalazła.
Nie prowadzi ona do niczego dobrego. Jeżeli nawet zdecyduję się nie
mówić niczego hrabinie, uczynię to jedynie, by oszczędzić bólu biednej,
oszukiwanej kobiecie. Wyjeżdżam zatem jutro rano. Proszę przesłać
mi pieniądze do mojego pokoju. — Z tymi słowami opuściła pokój,
głośno zamykając za sobą drzwi.
, Liana śledziła ją wzrokiem. Czy to, co przed chwilą przeżyła, miało
miejsce w rzeczywistości? Czy naprawdę musiała wysłuchiwać bez-
wstydnych oskarżeń? Myśli kłębiły się w jej głowie. Co powinna teraz
zrobić?
„Wujku Joachimie!" — westchnęła, chcąc by był przy niej teraz
i pomógł jej w jakikolwiek sposób. Bezradna i zmieszana opadła na

background image

Krzesło, oburzając się w duchu z powodu tak niesprawiedliwych
zarzutów. Czuła się, jak gdyby ziemia usunęła jej się nagle spod nóg
i spadała w głęboką, bezdenną przepaść.
16 wiedziała, jak długo siedziała nieruchomo na krześle. Do
oczywistości przywołało ją dopiero pukanie do drzwi. Wystraszona
niosła się i bezwiednie przetarła pałające oczy. Z przestrachem
, -Za .na ^rzwi> obawiając się, że pani Bartels postanowiła ponownie
«tał flcjej sP°kój. Okazało się jednak, że była to pokojówka, za którą
Ma}a kucharka.
(. ana Próbowała odzyskać równowagę, tym bardziej że obydwie
e Y Przypatrywały jej się z ciekawością.
29

— Czego sobie panie życzą? — spytała ochrypłym głosem.
Kucharka, osoba zuchwała, spojrzała wrogo na bladą twarz Liany
w której odbijały się przeżycia ostatnich paru godzin i zwróciła się
niezdecydowanie do pokojówki, małej, chudej kobiety o ostrych rysach
twarzy, która zdecydowała się odpowiedzieć na pytanie Liany:'
— Chciałam zanieść pieniądze pani Bartels. Poza tym... cóż,
chciałam jeszcze powiedzieć, że, ponieważ jutro jest piętnasty, piętna-
stego następnego miesiąca chciałybyśmy, Berta i ja, odejść z tego domu.
— Dlaczego chcecie zrezygnować z pracy? — zapytała Liana prawie
bezgłośnie.
Kucharka wzruszyła ramionami.
— Potrzebuję po prostu jakiejś odmiany, panienko.
Pokojówka gwałtownie odsunęła ją na stronę.
— Dlaczego nie powiedziałaś prawdy, Berto? Przecież odchodzimy,
bo nie chcemy już więcej służyć u takiej — powiedziała ostro.
Stwierdzenie to dodało Lianie odwagi. Uświadomiła sobie, że nie
może liczyć na pomoc innych, pociechę i równowagę powinno przynieść
jej poczucie własnej niewinności. Z rumieńcami na twarzy i wysoko
uniesioną głową podeszła do biurka, otwarła szufladę i wyciągnęła
z niej, nie licząc, trzy pokaźne garście pieniędzy. Po chwili zastanowienia
przeliczyła je jednak.
— To są pieniądze dla pani Bartels... A to jest dla was, miesięczna
pensja i gotówka na koszty utrzymania na okres do piętnastego
przyszłego miesiąca. Jesteście obydwie zwolnione, od zaraz — powie-
działa spokojnie i spojrzała pewnie i dumnie na obie kobiety.
Wyglądały na nieco zmieszane. Kucharka potarła w zamyśleniu
czoło i z bezradnym wyrazem twarzy zwróciła się do Liany, chcąc się
jakby usprawiedliwić:
— Nic na to nie poradzę, łaskawa panienko. Pani Bartels powie-
działa nam, że kto ma choć odrobinę honoru, nie powinien u panienki
zostać. Anna też mi* mówiła, że powinnam się niezwłocznie zwolnić
razem z nią.
— Nie zatrzymam ani pani, ani Anny — powiedziała zimno Liana.
— Nie zniosę obecności takich służących ani dnia dłużej.
30
— Dobrze, w takim razie zaraz odejdziemy. Chciałybyśmy jednak
najpierw otrzymać zaświadczenia o naszej pracy u pani.

background image

Równie dobrze może je wam dać -pani Bartels, a zdaje mi
~~~- \ oiei się z nH rozumiecie niż ze mną. Proszę... oto wasze
sję, ze lep j
PieJWreczyła im pieniądze, zarówno te, będące ich własnością, jak
owiace wynagrodzenie pani Bartels, po czym opuściła pokój.
Później Liana nie mogła sobie przypomnieć, jak spędziła resztę dnia
Nie ściągając nawet ubrania rzuciła się na łóżko i okryła się
szczelnie grubym kocem, gdyż drżała ze zdenerwowania i poruszenia,
wywołanego ostatnimi przejściami. Leżała tak bezsennie parę godzin.
Dopiero nad samym ranem udało jej się zasnąć.
Gdy się obudziła, w domu panowała głęboka cisza. Nie słyszała
zwykłego krzątania się służby. Podniosła się i spojrzała na zegarek. Było
parę minut po dziesiątej. Zmęczonymi, obolałymi oczami rozejrzała
się po pokoju. Wspomnienia wczorajszych przejść napłynęły falą do
jej skołatanej głowy. Zaczęła się uważnie przysłuchiwać. Czy pani
Bartels opuściła już wreszcie jej dom?
Dopiero po dłuższej chwili odważyła się wyjść na korytarz. W domu
panowała niczym nie zmącona cisza. Drzwi, prowadzące do pokoju
pani Bartels, były otwarte na oścież. Nie zostało ani śladu po niej ani
po jej rzeczach.
Liana odetchnęła z ulgą, po czym z wahaniem weszła do jej pokoju.
Na stole leżała wizytówka, na której pani Bartels napisała:
,,Proszę przesyłać ewentualną pocztę do mnie na poste restante do
Berlina."
Lianie wydało się, że dopiero teraz, gdy pani Bartels ostatecznie
opuściła mieszkanie, może swobodniej odetchnąć. Przeszła wolno przez
Puste pokoje. Wszędzie panował idealny porządek.
° powinna teraz robić? Nie miała najmniejszego pojęcia, co teraz
Począć. Czuła się zbyt zmęczona, za bardzo bolała ją głowa, by mogła
c? "ad tym w spokoju zastanowić. Nie potrafiła nawet zebrać myśli.
Wc a S1^ n'emal fizycznie chora. Nie zwróciła nawet uwagi, że od
dob°rajSZeg° °^iadu nie miała nic w ustach. Pomyślała jednak, że
otW u JLJ zr°bi na ból głowy, jeśli wyjdzie na chwilę na spacer, by
tchnać świeżym powietrzem.
31

Bez celu przebiegła kilka ulic, starając się unikać spotkań z ludźmi
Wydawało jej się, że każdy od razu spostrzeże, jak niesłuszne i obraźliwe
zarzuty jej postawiono.
Wszystko zdawało się przemawiać przeciwko niej, nie mógł jej
pomóc nawet wujek Joachim. I jego honor został splamiony bezwstyd-
nymi podejrzeniami podłej kobiety. Myśli kołatały jej w głowie, miała
wrażenie, jakby traciła równowagę, wydawało się, jakby stąpała po
bardzo cienkim lodzie, który w każdej chwili może się załamać. Starała
się jednak nie zwracać na to uwagi.
Co ma robić? Być może i inni ludzie myślą w podobny sposób o jej
stosunkach z wujkiem Joachimem. Wuj wyglądał przecież nadal bardzo
młodo, był energiczny i pełny życia. Być może w tym tkwiła przyczyna

background image

nieufności, z jaką ludzie podchodzili do ich wzajemnych stosunków.
I dlatego... musi się z nim rozstać na zawsze. Nie może dłużej pozostawać
w domu, który dla niej wynajął. Ze względu na jego, ale i swoje dobro
musi zrezygnować z i tak zawsze bardzo krótkich spotkań z nim.
Po tym, jak jej niewinność i szczerość myśli zostały zbrukane przez
nierozumne ataki pani Bartels, postanowiła zacząć działać natychmiast,
nie zwlekając i nie zastanawiając się nad sensem tego, co robi.
Gdy zdała sobie sprawę z bezcelowości spaceru, w nie wyjaśniony
sposób powrócił do niej spokój i jasność myślenia. Do tej pory życie
nie postawiło jej w tak trudnej sytuacji, nie czuła się nigdy zdana na
samą siebie i nie musiała podejmować żadnych trudniejszych życiowych
decyzji. Oszczędzono jej wahań i niepewności. Teraz jednak poczuła, że
sama musi walczyć o swoją przyszłość. Z wdzięcznością i niezmienną,
dziecinną miłością pomyślała o wuju Joachimie.
Nic nie mogło zachwiać zaufania, jakim go darzyła. Tak też
pozostanie, nawet jeśli już nigdy w życiu miałaby go nie zobaczyć.
Postanowiła otwarcie mu o tym wszystkim napisać, co wydarzyło
się w ciągu ostatnich dni i jakie decyzje podjęła. On na pewno ją
zrozumie i zaaprobuje jej postępowanie. Kto jednak mógł być pewny,
że jego wróg mimo wszystko nie zwróci się do hrabiny Rastenau ze
swoimi pełnymi trucizny podejrzeniami? Dlatego też chciała uprzedzić
wujka o ewentualnych nieprzyjemnościach.
Z każdą chwilą, gdy układała sobie po kolei, co powinna zrobić
i dlaczego miała tak postąpić, jej kroki stawały się coraz cięższe. Czuła
32

bardziej zmęczona. Miała wrażenie, że świat wiruje wokół
? C<W ten sposób, sama nie wiedząc kiedy i jak, dotarła nad brzeg
161 Przed sobą dostrzegła schodki z drewnianą poręczą, które
1U1"dziły do małej przystani jachtowej. Niepewnie złapała się poręczy
Pr° ja sję jej mocno, starając się zapobiec upadkowi, kręciło jej
1 • bowiem w głowie i wszystko wirowało przed oczyma. Ze zmęcze-
ni nieruchomo wpatrywała się w lustro wody. Nie zauważyła
wet że postępował za nią nieznany mężczyzna. Zobaczył ją przed
chwilą i od tej pory przyglądał jej się dyskretnie. Jego uwagę
przykuwała jej urocza twarzyczka, na której rysował się niezmierny ból,
oraz smutny wyraz jej brązowych oczu.
Zatrzymał się w pobliżu Liany, która nie zwróciła na niego nawet
najmniejszej uwagi, i obserwował ją ukradkiem, udając, że przygląda się
błyszczącej tafli jeziora.
Zauważył, że Liana kurczowo opiera się o drewnianą poręcz.
Dookoła było pusto, nie widać było nikogo. Tylko daleko od brzegu
pływały pojedyncze jachty i łodzie.
Obcy mężczyzna już zamierzał odejść, ale zatrzymał się z wahaniem.
Nieoczekiwanie wstąpiło w niego życie. Liana Reinold poczuła nagły
zawrót głowy, puściła poręcz i jej ręce zawisły w próżni. Zachwiała
się i byłaby spadła ze stromych schodów, gdyby nie uchroniły jej
silne, męskie ramiona. Obcy mężczyzna złapał ją w ostatniej niemal
chwili. Mocne szarpnięcie, którego nie potrafił uniknąć, starając się ją

background image

uchronić od upadku, sprawiło, że Liana otrząsnęła się z połowicznego
omdlenia i przyszła do siebie, odzyskując na powrót utracone siły.
Spojrzała na twarz nieznajomego smutnymi, pozbawionymi blasku
oczyma. Po chwili opanowała się, wyprostowała i niepewnie oparła się
o drewnianą poręcz.
Przepraszam, lecz dostrzegłem, że traci pani równowagę i chcia-
em zapobiec pani upadkowi — powiedział uprzejmie.
cz> Liany zabłysły nieco jaśniej, straciły dziwny nieobecny
z-1 w zamyśleniu, z rozmarzeniem, prawie z zachwytem, spojrzała
Wv leznaJ°mego. Miał oczy wujka Joachima, tego samego koloru,
glad Zaj^Ce °-°^ro i szlachetność charakteru i tak samo ciepło spo-
c,,., na ma-- Instynktownie wyczuła, że nie należał on do mężczyzn,
S2UkaJacych łatwych przygód.
33
omkąd

— Bardzo panu dziękuję — powiedziała cicho.
— Czy mógłbym pani w czymś jeszcze pomóc? Bardzo proszę, niech
się pani nie krępuje, jestem do pani dyspozycji.
Liana wyprostowała się, chcąc sprawdzić czy ma wystarczająco
dużo sił, by stać, nie opierając się o poręcz. Wczorajsze i dzisiejsze
przejścia, nerwy, bezsenna noc i głód, nie jadła przecież nic od
wczorajszego obiadu, sprawiły, że czuła się niezwykle osłabiona.
Spojrzała na niego bezsilnie.
— Czy mogłabym pana prosić o przywołanie taksówki? Chciała-
bym pojechać do domu — powiedziała cicho, zmieszana swoją słabo-
ścią.
— Oczywiście, z przyjemnością. Pozwoli jednak pani, że zaprowa-
dzę panią do najbliższej ławki, by nie zemdlała pani, gdy udam się po
taksówkę?
Powoli podprowadził ją do ławki i gdy usiadła, pośpieszył zawołać
taksówkę. Po paru minutach wrócił, podjeżdżając zatrzymanym samo-
chodem nie opodal alejki, przy której siedziała.
Troskliwie szedł u jej boku. Pomógł jej wsiąść do taksówki i usłyszał,
jak podaje kierowcy swój adres.
— Czy naprawdę mogę zostawić panią samą? Może siądę koło
kierowcy i odwiozę panią do domu?
Liana potrząsnęła przecząco głową.
— Nie, bardzo panu dziękuję za pomoc.
Wtedy uchylił kapelusz w pożegnalnym geście i odsunął się
samochodu.
Ich oczy ponownie się spotkały i przyglądali się sobie nawzajem,
jakby chcieli dobrze zapamiętać swoje twarze.
Nieznajomy pozostał nieruchomo na ścieżce i spoglądał za odjeż-
dżającym samochodem tak długo, aż nie zniknął mu z oczu za zakrę-
tem. Potem odszedł w przeciwnym kierunku. Po chwili zatrzymał się
przed sanatorium, położonym nie opodal jeziora. Chciał tu odwiedzić
jednego z przyjaciół,'który niedawno spadł z konia, czego wynikiem
było niezwykle skomplikowane złamanie nogi. Przy okazji pobytu
w Berlinie chciał poświęcić poranek, by go znów zobaczyć.

background image

I akurat dzisiaj spotkał swoje przeznaczenie. Młoda kobieta wywar-
ła na nim niezapomniane wrażenie. Sądził jednak, że przeżycie to już
34

kończyło się bezpowrotnie. Nie był mężczyzną szukającym
nlin^ ' 'A i nawet najbrzydszej kobiecie udzieliłby takiej samej pomocy
^ifte?uroczej, pociągającej go dziewczynie.
R ł przekonany, że jest ona jeszcze niedoświadczoną dziewczyną,
w iej sposobie zachowania coś tak czystego i szlachetnego, że nie
'h wał nawet zapamiętać podanego przez nią adresu, by w ten
P <. starać się później w jakiś sposób do niej zbliżyć.
Również Liana myślała nieustannie o rycerskim wybawicielu,
którego oczy spoglądały na nią z wyrazem szczerego współczucia.
Udzielił jej natychmiastowej, naturalnej pomocy, która nie miała
w sobie nic niestosownego. W czasie jazdy do domu siedziała z za-
mkniętymi oczami, starając się z całych sił zachować w pamięci
jego obraz. Widziała go wyraźnie, jakby ciągle stał przed nią. Mógł
mieć niewiele ponad trzydzieści lat. Rysy jego twarzy wyrażały siłę
i energię. Jego jasne oczy silnie kontrastowały z opalenizną, wska-
zującą, iż młody człowiek często przebywał na świeżym powietrzu
i słońcu.
Ledwie weszła do domu, ponownie naszła ją chwila słabości.
Zmusiła się wręcz do zjedzenia czegokolwiek. W lodówce w kuchni
znalazła wystarczająco dużo: zimne mięso, jajka, masło, chleb i wszel-
kiego rodzaju konserwy. Przygotowała sobie z tego pożywny i wzmac-
niający posiłek, do którego wypiła również lampkę wina. Nie po-
stąpiła zbyt mądrze wychodząc na spacer, nic uprzednio nie jedząc.
Gdy posprzątała po posiłku, udała się do salonu, chcąc dokładnie
przemyśleć, jak ma sformułować list do wujka Joachima i o czym mu
dokładnie napisać. Wszystkie pisane przez nią do tej pory listy wysyłała
na adres bankiera wuja Joachima, a on już wiedział, co z nimi dalej
zrobić.
.o Liar>a cieszyła się na myśl, że chyba po raz pierwszy jej list dojdzie do
go r^ nie przeczytany. Mogła napisać o wszystkim, co leżało jej na
u- Tak też chciała uczynić. A wyśle go dopiero wtedy, gdy będzie
°wa opuścić jego dom. Najpierw musiała jednak postanowić, co ma
z s°bą dalej począć.
a Westchnieniem ulgi pomyślała o majątku, jakim dysponuje,
net < Orym wujek Joachim poinformował ją dopiero w czasie swego
°«atniego pobytu.
35

•*•
Nigdy nie miała pojęcia o właściwej roli i wartości pieniędzy i o tym
jak ogromną rolę odgrywają one w życiu człowieka. Musiała się tego
nauczyć dopiero teraz. Ułożenie sobie życia, przy dziesięciu tysiącach
marek rocznego dochodu, nie może być jednak aż tak trudne.
Przede wszystkim miała jeszcze pieniądze w jednej z szuflad biurka
Ubyło ich co prawda znacznie po wypłaceniu pensji pani Bartels

background image

i służbie, sądziła jednak, że wystarczą na przeżycie paru następnych
tygodni.
Myślała o tym, w jaki sposób chciałaby urządzić sobie życie.
Najlepiej byłoby przygotować jakiś ogólny zarys, o którym mogłaby
powiadomić wuja. Nie było to jednak takie proste. Po rozpatrzeniu
i odrzuceniu paru pomysłów z westchnieniem sięgnęła po gazetę.
Przeglądała ją niemal mechanicznie, czytała parę linijek i ponownie
odwracała stronę.
W ten sposób dotarła do części zawierającej liczne ogłoszenia, co
wzbudziło wreszcie jej zainteresowanie. Przyłapała się jednak na tym,
że ich sens nie docierał do niej, mimo iż każde czytała kilkakrotnie.
Postarała się zatem skupić myśli i zmusiła do ponownego przeczytania
strony.
,,Poszukiwana młoda dama do towarzystwa dla panienki z dobrego
domu. Wymagane wykształcenie, uzdolnienia muzyczne i mile usposobie-
nie. Stosunkowo niskie wynagrodzenie zostanie wynagrodzone przyjęciem
do rodziny i pobytem w majątku, znajdującym się w prześlicznej okolicy.
Ewentualne zgłoszenia prosimy kierować na skrytkę pocztową H. B 8.
Kandydatki proszone są o dołączenie zdjęcia i świadectw."
Liana jak zaczarowana wpatrywała się w ogłoszenie. Czy nie byłoby
najlepiej, gdyby rzeczywiście poszukała takiego miejsca pracy, w któ-
ryni spotkałaby się z serdecznością i życzliwością i została przyjęta do
rodziny, jak o tym zapewniano w ogłoszeniu? Przed jego przeczytaniem
zastanawiała się bowiem, czy nie poszukać sobie miejsca w jakimś
dobrym pensjonacie.
Pamiętała, że jedna z jej koleżanek mieszkała ze swoją ciotką w jednym
z genewskich pensjonatów. Liana odwiedziła ją parę razy i rozmawiała
z mieszkającymi tam kobietami. Gorąco zachwalały panujące tam
•36

, . siedziała, że chociaż był to bardzo elegancki pensjonat, to
aru trudem, ale dałaby radę opłacać należność za utrzymanie.
?ZT Hnocześnie postanowiła odpowiedzieć na ogłoszenie z gazety.
, orzecież spróbować, zobaczyć, czy uda jej się to miejsce otrzymać
sprosta powierzonym jej zadaniom. Otrzymała bardzo dobre
' l/ztałcenie i umiała o wiele więcej od swoich szkolnych koleżanek,
vm z przyjaznym uśmiechem zapewniała ją pani Schópfling. Jednak
• pOSiadała żadnych świadectw, poza jednym: świadectwem ukończe-
nia pensji dla dziewcząt. To jednakże było doskonałe i spokojnie mogła
je przesłać, razem ze swym zdjęciem.
Zdecydowana ostatecznie napisała:
Szanowna Pani!
W odpowiedzi na Pani ogłoszenie ośmielam się zgłosić moją kan-
dydaturę na opisane przez Panią miejsce. Mam nie skończone dwadzieścia
jeden lat, jestem sierotą, rozporządzam niewielkim majątkiem, co pozwala
mi zrezygnować z wysokich zarobków.
Siedem lat przebywałam na pensji dla dziewcząt prowadzonej przez
panią Schópfling w Genewie. Mówię płynnie po angielsku i francusku,
śpiewam igram na fortepianie. Mam nadzieję, że i pod innymi względami

background image

udałoby mi się zadowolić Pani wymagania. Ponieważ jednak jak dotąd
nigdy jeszcze nie pracowałam, nie mogę przedstawić Pani moich referencji,
wykazać się mogę jedynie świadectwem ukończenia szkoły, wspomnianej
już przeze mnie pensji dla dziewcząt. Ponieważ jestem sierotą, bardzo
zależy mi na tym, by znaleźć rodzinę. Dołączam też moją fotografię.
roszę o przesłanie odpowiedzi na niżej podany adres i polecam się na
P^yszłość.
Z poważaniem
Liana Reinold
dołączyła adres pensjonatu „Wesemann", w którym zamierzała się
rzymać.
westchnieniem ulgi przeczytała list raz jeszcze.
Potem napisała do hrabiego Rastenau:
37

Mój kochany, najdroższy Wujku Joachimie!
Dzisiaj Twoja mała Liana przychodzi do Ciebie z naprawdę ciężkim
sercem. Od chwili, w której mnie opuściłeś, tak wiele zmieniło się w moim
życiu, że świat wygląda teraz zupełnie inaczej.
Chciałabym na samym początku napisać o najgorszym, co się stało.
Gdy otrzymasz ten list, nie będzie mnie już w domu, który z prawdziwie
ojcowską miłością dla mnie wynająłeś. Muszę ci napisać, jak do tego
doszło, chociaż, możesz mi wierzyć, przychodzi mi to z trudem. Gdybym
jednak to przemilczała, co uczyniłabym chętnie, nie chcąc Cię dener-
wować, mogłoby to mieć bardzo przykre dla Ciebie konsekwencje.
Napełniła mnie grozą i przerażeniem groźba pani Bartels, że może podjąć
pewne kroki. Dlatego chciałabym Cię na wszelki wypadek uprzedzić.
Chciałabym opisać to jak najkrócej, ponieważ to, co zaszło jest tak
obrzydliwe i straszne, że do tej pory na samo wspomnienie czuję się
jak sparaliżowana. Wczoraj pani Bartels oznajmila mi, że postanowila
dzisiaj rano opuścić dom, po czym zaczęła rozwodzić się na temat
mojego prowadzenia się. To, co sugerowała na temat stosunków między
nami, Tobą i mną, jest tak obrzydliwe, że nie chcę Ci tego nawet
powtarzać. Tylko o jednym muszę Ci wspomnieć... nazwala mnie Twoją
kochanką.
Pokazałam jej drzwi i kazałam natychmiast opuścić dom. Wtedy
zagroziła mi, że powiadomi Twoją żonę o swych bezwstydnych podejrze-
niach, które ośmieliła się wypowiedzieć mi prosto w twarz, patrząc mi
w oczy. Spokój i szczęście Twojego małżeństwa zostały zagrożone i ja,
chociaż niewinna, jestem tego powodem. Nie wybaczyłabym sobie nigdy,
gdybyś otrzymał taką zapłatę za dobro, które mnie, sierocie, wyświad-
czyłeś, niczym najbardziej troskliwy ojciec.
Pani Bartels nie zadowoliła się jednakże moim upokorzeniem. Udało
jej się podburzyć przeciwko mnie obydwie służące tak, że poprosiły
o zwolnienie, wyjaśniając to tym, że nie mogą dłużej pracować w ,,takim"
domu. Odeszły wczoraj wieczorem, pani Bartels zaś dzisiaj rano. Teraz
jestem sama w domu.
Początkowo czułam się strasznie, kochany wujku Joachimie. Teraz
jednak uspokoiłam się wreszcie i opanowałam na tyle, że udało mi się
odzyskać jasność myśli. Jedno zrozumiałam: muszę opuścić dom, który

background image

38

' dla mnie w swej niezmierzonej dobroci. Nie mogę dopuścić do
kuPl Lw Joachimie, by inni ludzie nabrali podobnie obrzydliwych
te% '. fi w stosunku do nas. Dlatego nie powinniśmy się już nigdy więcej
P°, „,./ Tak musi się stać, chociaż wiem, mój ukochany, zastępczy ojcze,
zobaczy^- * . .,.,,..
7 holu sprawi Ci moja decyzja. Już po tym, jak powiedziałeś mi, ze masz
' -a własną rodzinę, poczułam, iż utraciłam prawa do Twojej miłości.
Stfasze wzajemne stosunki nigdy nie byłyby już takie jak dawniej,
zwłaszcza po niesprawiedliwym i niegodnym ataku pani Bartels.
Mam nadzieję, że nie będziesz się na mnie gniewał z tego powodu,
iż postanowiłam wziąć mój los we własne ręce? Nie powinieneś też
pomagać mi materialnie. Wszystko sobie dobrze przemyślałam, znajdę
sobie posadę u jednej z rodzin, których córki potrzebują damy do
towarzystwa, albo zajmę się opieką jakiejś staruszki. Wiem, że na pewno
pochwalisz moje zamiary, prawda? Odpowiedziałam już na jedno z ogło-
szeń w gazecie.
Wiem, że najchętniej przyszedłbyś mi teraz z pomocą. Nie powinieneś
tego jednak czynić. Dlatego nie powiem Ci nawet, gdzie mógłbyś mnie
odnaleźć. Nie martw się o mnie, postępuję z rozwagą i rozmysłem.
Zatrzymaj w sercu wspomnienie o Twojej maleńkiej Lianie, zostaw
tam dla mnie choć malutkie miejsce, obok Twojej własnej córki.
Jak tylko spakuję moje rzeczy, udam się do jednego z pensjonatów,
który jest mi dość dobrze znany i zostanę tam, dopóki nie otrzymam gdzieś
stalej posady.
Regularnie będę Ci dawała znać o sobie. Obiecuję Ci to, by Cię choć
trochę uspokoić. Mam jeszcze około stu marek, potem otrzymam odsetki
od mojego majątku. Jak to dobrze, że mi to umożliwiłeś!
Proszę napisz do mnie jak naszybciej, czy jesteś zadowolony ze mnie
i mojej decyzji i czy zechcesz jeszcze wspominać o mnie z Twą zwykłą
ojcowską miłością i dobrocią. Wysyłaj swoje listy na poste restante Berlin
West 50, na moje nazwisko.
alby Bóg, byś został wynagrodzony za swój piękny czyn wobec
° y po Twym najlepszym przyjacielu, której starałeś się zastąpić ojca.
e kiedyś tak szczęśliwie się złoży, że będziemy mogli się jeszcze
czyc. Nigdy nie zapomnę, jak wiele Ci zawdzięczam.
Z miłością i poważaniem
Twoja Liana
39

Po napisaniu tego listu Liana odetchnęła z ulgą. Zrobiło się jej lżej na
sercu, gdy przelała na papier swoje troski i zmartwienia. Ukryła twarz
w dłoniach i długo płakała. Gdy zabrakło jej łez, podniosła się i ze
zdecydowaniem zaczęła pakować swoje rzeczy. Między nimi leżała
jedna z najnowszych fotografii wujka Joachima. Gdy jej spojrzenie
padło na jego twarz, przypomniał jej się znów nieznajomy, młody
mężczyzna., który dzisiejszego poranka z taką troskliwością udzielił jej

background image

pomocy. Przyglądał się jej z identycznym wyrazem twarzy, jak zawsze
czynił to wujek Joachim: ciepło, serdecznie i ze współczuciem.
Pokręciła głową z niezadowoleniem. Cóż ją obchodził ten obcy
człowiek, który jedynie raz przelotnie wkroczył w jej życie i którego
niewątpliwie już nigdy nie spotka?
Układała rzeczy systematycznie, jedną po drugiej. Na szczęście
miała w domu duży kufer podróżny. Po zapakowaniu wszystkich rzeczy
poczuła się prawdziwie zmęczona i ponownie głodna. Poszła więc do
kuchni, przygotowała sobie kolację, do której postanowiła wypić
filiżankę aromatycznej herbaty.
Gdy tak siedziała samotnie w jadalni, ponownie opanowały ją
smutek i żałość. Starała się z nimi walczyć, samotność jednak niezwykle
ją przytłaczała. Tak wyobcowana czuła się tylko jeden jedyny raz
w swym krótkim życiu: pierwsze święta Bożego Narodzenia w tym
domu spędziła w podobnej, męczącej atmosferze. Wujek Joachim
napisał jej wtedy, że jego interesy nie pozwolą mu przyjechać do niej,
by wraz z nią cieszyć się Gwiazdką. Przesłał jej jednak wspaniałe
prezenty, w związku z czym Liana pięknie przyozdobiła choinkę i pod
nią złożyła jego podarunki. Pani Bartels jednakże, wbrew oczeki-
waniom dziewczyny, zaraz po otrzymaniu prezentu udała się do swego
pokoju, Liana natomiast pozostała samotnie przy choince niczym
biedne, osierocone dziecko. Z tęsknotą myślała o wujku Joachimie.
Teraz wiedziała już, że i tamte święta, jak wiele innych, spędził on u boku
swojej szczęśliwej rodźmy.
Próbowała go sobie wyobrazić, jak zasiada teraz w zamku Rastenau,
otoczony przez żonę i kochającą go córkę. Być może i or. je właśnie
kolację. Pod wpływem takich myśli łzy ponownie napłynęły jej do oczu.
Podniosła się więc gwałtownie i poszła do kuchni pozmywać naczynia.
Bardzo ostrożnie, nie miała bowiem w tym wprawy, doprowadziła
/
40

do porządku. Mieszkanie musiało zostać gruntownie po-
>ZyTane. Zamierzała przecież jutro opuścić je na zawsze.
S^ 7anim zasnęła, jej myśli znów powróciły do młodego nieznajomego.
P Hobnie następnego ranka, przy śniadaniu pojawiło się wspomnienie
. jego opalona, bardzo charakterystyczna twarz budziła zaufanie.
Wydawało się jej, że to los zesłał jej tego sympatycznego mężczyznę, by
ocieszył ją w chwili słabości. Przeznaczenie skrzyżowało ich drogi, by
udowodnić Lianie, że dobrzy ludzie istnieją jeszcze na tym świecie.
Po śniadaniu opuściła dom i udała się do pensjonatu „Wesemann".
Mieścił się on w olbrzymim, starym domu w zachodniej części miasta.
Do drzwi wejściowych prowadziły marmurowe schody, pokryte czerwo-
nym chodnikiem na podwyższony parter, na którym znajdował się
pensjonat. Liana zadzwoniła do drzwi i po niedługiej chwili otworzyła
jej sympatyczna pokojówka, ubrana w schludny, biały fartuszek.
— Chciałabym porozmawiać z panią Wesemann — powiedziała
niepewnie Liana.
— Proszę usiąść i chwilę zaczekać. Obecnie pani Wesemann jest

background image

zajęta.
Liana wygodnie usiadła na krześle i zamknęła oczy. Z korytarza,
wiodącego na prawo od drzwi wejściowych, dobiegł do jej uszu szmer
delikatnie otwieranych drzwi. Liana sądziła, że nadchodzi pani Wese-
mann.
W następnej chwili jednak drgnęła zaskoczona. To nie pani Wese-
mann nadchodziła, lecz zbliżał się ku niej młody nieznajomy, który
wczoraj udzielił jej pomocy. I on ją od razu rozpoznał. Przyglądał się
Lianie ze zdziwieniem i zauważył, że jej policzki okryły się ledwo
zauważalnym rumieńcem. Wahał się przez chwilę, nie należał bowiem
o mężczyzn, którzy bezwstydnie wykorzystaliby podobny przypadek,
ym bardziej, iż nie wiedział, czy owo spotkanie sprawiło nieznajomej
równie dużą radość, jak jemu.
Nie potrafił podjąć decyzji i stał niezdecydowany, gdy drzwi
ownie się otworzyły. Wtedy postanowił przywitać ją, ściągając
°wy kapelusz i kłaniając się głęboko. Liana podziękowała skinie-
głowy. Ponownie pojawiła się pokojówka, do której zwrócił się
Ł Pytaniem:
~~ Czy nadeszła dla mnie jakaś poczta?
41

— Nie, listonosza jeszcze nie było.
— Jeżeli ktoś pytałby o mnie, proszę go powiadomić, że najpraw-
dopodobniej nie wrócę aż do wieczora.
Pokojówka otworzyła mu uprzejmie drzwi, po czym zwróciła się do
Liany.
— Pani dyrektor kazała panią poprosić, panienko.
Nieznajomy dosłyszał jeszcze jej słowa. Przez chwile stał nie-
zdecydowany na schodach.
Wydało mu się dziwne, że los ponownie skrzyżował ich drogi, jego
i tej pięknej, młodej dziewczyny, o której od wczorajszego poranka
myślał nieustannie. „Przypadek czy zrządzenie losu?" — pytał samego
siebie.
Zły na siebie zbiegł po schodach i wyszedł z domu.
Jego kroki, im bardziej się oddalał od pensjonatu, stawały się coraz
wolniejsze. Na kolejnym rogu ulicy zatrzymał się i stał tam dopóty,
dopóki młoda kobieta, która wywarła na nim tak głębokie wrażenie, nie
wyszła z domu.
Dopiero gdy zobaczył, że zatrzymuje przejeżdżającą akurat taksów-
kę i odjeżdża, zapalił silnik samochodu i odjechał.
Liana była równie poruszona ponownym spotkaniem. Wszystko
świadczyło o tym, że nieznajomy mieszkał w pensjonacie pani Wese-
mann. „Czy jeszcze go kiedyś zobaczę?" — myślała niespokojnie.
Pani Wesemann, skromna i sympatyczna kobieta, która potrafiła
rozpoznać charakter ludzi od pierwszego spojrzenia jasnych, mądrych
oczu, zaprosiła Lianę do pokoju uprzejmie i niemal przyjacielsko.
— Czym mogę pani służyć?
— Chciałabym przez pewien czas u pani zamieszkać. Moja przyja-
ciółka, panna von Schlicht, wychwalała wspaniałe warunki panujące
w pani pensjonacie. Czy znalazłaby pani wolny pokój dla mnie?

background image

Szybko doszły do porozumienia, tym bardziej że akurat zwolnił się
jeden z pokoi. Liana pojechała zatem do swego dotychczasowego
mieszkania. Tam poprosiła portiera, by pomógł jej znieść na dół kufer
i pozostałe bagaże, a ponieważ ofiarowała mu sowity napiwek, bardzo
starannie i szybko wykonał powierzone mu zadanie.
Liana raz jeszcze przeszła przez pokoje, rozglądając się troskliwie,
czy wszystko jest w porządku, pogłaskała ze smutkiem i czułością
42

no czym szybko wybiegła, zamknęła drzwi i przekazała klucze
poręcze, p
rtierowi-
tego
Wyjeżdżam na dłuższy czas. Bardzo proszę, niech pan strzeże
klucza do chwili, gdy mój wujek przyjedzie, by go odebrać
iedziała.
_. poWl'
Mówiąc to, dokładnie obserwowała twarz portiera i jego małżonki.
M' wiedziała przecież, czy i do nich dotarły obrzydliwe podejrzenia pani
Bartels. Nie wyglądało jednak na to, że do tego doszło; oboje
zachowywali się wobec niej przyjaźnie, podziękowali za wysoki napiwek
j odprowadzili do samochodu.
Liana odetchnęła z ulgą, jak gdyby uwolniła się od przygniatającego
ją ciężaru. Po raz pierwszy w życiu poznała smak porażki. Musiała
uciekać przed opinią publiczną. Spojrzała w górę, na okna, za którymi
znalazła wreszcie własne mieszkanie, własny dom. Niestety jedynie na
rok. Teraz ponownie nie miała się gdzie podziać, nie miała niczego
i nikogo, kogo mogłaby kochać i dla kogo mogłaby żyć. Dokąd teraz
rzuci ją przeznaczenie?
Liana szybko urządziła sobie pokój w pensjonacie, w którym miała
się zatrzymać przez najbliższy czas. Nie rozpakowywała nawet dużej
walizki. Wszystko, co było jej niezbędne do życia, miała przecież
spakowane osobno w dwóch małych walizkach. Postanowiła teraz
poczekać na odpowiedź wujka Joachima.
W pensjonacie pani Wesemann obiad był o pierwszej po południu.
Liana została wprowadzona do jadalni przez samą dyrektorkę. W prze-
locie usłyszała, jak zwraca się ona do pokojówki:
— Pan Greifenberg dzwonił z zawiadomieniem, że zje dzisiaj z nami
obiad. Proszę przygotować dla niego miejsce.
Liana pytała samą siebie, czy ów tajemniczy pan Greifenberg nie jest
przez przypadek jej młodym nieznajomym, którego widziała dzisiej-
szego poranka w holu.
Greifenberg przebywał w pensjonacie, gdyż przyjechał na dłuższy
s do Berlina. Posiłki spożywał jednak zazwyczaj w jednej z licznych
auracji w centrum miasta. Również dzisiaj chciał tak uczynić, co
b] ń ^- zaP°wiedział pokojówce. Jednakże ustawiczne wspomnienie
eJ i pełnej słodyczy twarzy nieznajomej dziewczyny nie pozwoliło
Pozostać z dala od pensjonatu. Z tego też powodu odwołał
43

background image

spotkanie z przyjaciółmi. Nie dawało mu to spokoju, musiał się wreszcie
dowiedzieć, kim jest piękna i tajemnicza nieznajoma i co robi w pensjo-
nacie pani Wesemann. Dlatego też zawiadomił telefonicznie, że tym
razem nie będzie jadł na mieście, lecz zje obiad z innymi gośćmi.
Zanim jednak do tego doszło, zaczął się złościć na samego siebie.
Dlaczego tak go przyciąga perspektywa bliższego poznania młodej
kobiety? Nie potrafił sobie odpowiedzieć na to pytanie, niemniej jednak
punktualnie o godzinie pierwszej zasiadł przy stole w jadalni pensjonatu
„Wesemann".
I teraz szczęście mu sprzyjało. W pensjonacie panował miły zwyczaj,
iż nowo przybyli goście zajmowali miejsce na końcu stołu, po prawej
i lewej ręce pani Wesemann. W ten sposób miała ona możliwość
zapoznania nowicjuszy z ich sąsiadami i pośredniczyła, jeżeli tego sobie
życzono, w rozmowach.
Liana Reinold i Greifenberg byli ostatnimi gośćmi, którzy zgłosili się
do pani Wesemann. Dlatego też zostali posadzeni naprzeciw siebie.
Dzięki temu Greifenberg dowiedział się wreszcie, że jego przepiękna
nieznajoma, która przy tym, trzecim już spotkaniu, zaczerwieniła się
jeszcze mocniej, nazywała się Reinold.
Gdy tylko zauważył, że ich sąsiedzi pogrążyli się w interesującej
rozmowie, zwrócił się do niej półgłosem:
— Nie wiedziałem, czy przypomina sobie jeszcze pani o naszym
wczorajszym spotkaniu i dlatego też nie chciałem o nim wspominać.
Proszę mi jednak wybaczyć, jeśli zachowałem się niezręcznie.
— Pamiętam o troskliwej pomocy, której mi pan udzielił i niepręd-
ko ją zapomnę. Bardzo się cieszę, że mam okazję jeszcze raz panu
z całego serca podziękować.
— Niestety nie mogłem zbyt wiele dla pani uczynić. Mam nadzieję,
że przezwyciężyła pani całkowicie wczorajszą słabość.
— To było tylko chwilowe omdlenie — powiedziała starając się, by
jej głos brzmiał pewnie. Nie umknęło jednak jego uwagi, że rysy jej
twarzy ponownie ściągnęły się w znanym już od wczoraj grymasie bólu.
Miał wielką ochotę dowiedzieć się, jakie zmartwienia tak przy-
gniatają jej serce, był jednak zbyt taktowny, by wspomnieć o tyrn
choć słowo. Pragnął zwrócić jej myśli w inną stronę, zapytał, czy
zna dobrze Berlin.

7aczęli teraz rozmawiać o berlińskich teatrach i koncertach, które
• tu odbywały; w ich oczach dostrzec można było coraz cieplejsze
dośnłejsze błyski, wiedzieli bowiem, że ich przypadkowa, jak dotąd,
znajomość zaczyna się umacniać.
Liana ukradkiem obserwowała jego twarz. Przypominał jej ukocha-
e2o wujka Joachima. Podobieństwo uwidaczniało się nie tylko
w oczach, jak do tej pory sądziła, lecz również w rysach twarzy.
Najdziwniejsze wydawało się jej jednak to, że na czole Greifenberga,
w chwilach gdy je marszczył, tworzyła się ta sama trójkątna bruzda, co
na czole wujka Joachima.
„Wujek Joachim!" — pomyślała. — „Cóż powie, gdy przeczyta jej

background image

list, kiedy jej odpisze i czy w ogóle odpisze?"
Po obiedzie podano kawę. Panowie udali się do przyległego pokoju,
by zapalić papierosa. Niektórzy poderwali się, by wyjść do centrum
— byli przecież w Berlinie, żeby zobaczyć coś nowego, czego nie mają
w swoich okolicach.
Detlev Greifenberg powinien był wyjść, musiał się bowiem spotkać
ze swymi przyjaciółmi. Jednak mimo świadomości, iż nie ma zbyt wiele
czasu, pozostał przy Lianie, chcąc dotrzymać jej towarzystwa przy
poobiedniej kawie. Gdy ją skończyła, udała się do swego pokoju. Wtedy
dopiero oddalił się i postanowił unikać w przyszłości ponownego z nią
spotkania.
„Będzie lepiej i dla niej, i dla mnie, jeżeli już się nie spotkamy. Czar
jej oczu jest prawdziwie niebezpieczny, jeszcze chwila, a nie będę mógł
się od niego uwolnić" — myślał zaniepokojony.
Następnego dnia jednakże ponownie zasiadł przy stole naprzeciwko
niej.
Również Liana zbyt często spoglądała w jego oczy, by zachować
otychczasowy spokój serca. Następnego dnia ich rozmowa nabrała
jeszcze cieplejszych tonów. I trzeciego dnia, gdy Greifenberg ponownie
siadł przy stole, wbrew swemu rozsądkowi, rozmawiali ze sobą
z ożywieniem, jak dwoje dobrych przyjaciół.
Wreszcie nadszedł dzień czwarty. Detlev Greifenberg ponownie
jawił się na obiedzie. Złożył sam sobie gorącą obietnicę, że jest to
ni dzień, gdy pozwala sobie na tak karygodną słabość i ulega
Usie z°baczenia Liany Reinold, która roztacza nad nim niewy-

45
44

tłumaczalną moc. Uważał, że stanowi ona dla niego « zagrożenie
z przyjemnością jednak poddał się raz jeszcze jej urokowi, jsf:l/!Nie spuszczaj
przy tym oczu z jej prześlicznej twarzyczki.
Po obiedzie zbliżył się do niej.
— Pozwoli pani, że się z panią ostatecznie pożegianeam. Dziś po
południu wyjeżdżam z Berlina.
Liana lekko, prawie niezauważalnie pobladła. Poza O tym nic nie
zdradzało, co poczuła po usłyszeniu tej informacji. UprzednLinio mówił jej,
że zamierza pozostać jeszcze trzy, cztery dni w stolicy. M Musiał zatem
zmienić plany.
— A więc opuszcza nas pan już dzisiaj, panie Greibfpberg?
— Tak, otrzymałem telegram, w którym jestem pihijwie wzywany
— powiedział gwałtownie.
— Życzę panu w takim razie szczęśliwej podróży.
Podała mu rękę na pożegnanie, którą on uchwycił mccti.po i podniósł
do ust.
— Bardzo pani dziękuję. Cieszę się, że panią spotkalerl:m i mogłem
dotrzymać pani towarzystwa. Ciekaw jestem, czy drogi na^szego życia
kiedykolwiek się jeszcze przetną.
— Jeśli los tak zechce, panie Greifenberg — odpowiedziała cicho,

background image

prawie niedosłyszalnie.
— Wierzy pani w przeznaczenie i niezmienność losu!
— Czasami odnoszę wrażenie, że całe nasze życie i jego t--°k zapisane
są w jakiejś księdze przeznaczenia.
— Życzę pani w takim razie, by pani los ukazywał ppani zawsze
uśmiechnięte i szczęśliwe oblicze.
— I ja tego panu życzę.
Jeszcze raz uścisnął jej dłoń.
— Nigdy pani nie zapomnę. Do widzenia! — powiedział szybko,
gdyż głos zdawał się odmawiać mu posłuszeństwa. Po chwilki oddalił się
w pośpiechu. »
Gdy znalazł się już w pokoju, gwałtownie zaczął paktować swoje
rzeczy do walizki. Chcąc oszukać samego siebie, zaczął wesoło pogwiz-
dywać. Gdy jednak przygotował już bagaże i zamknął ostatnią walizkę,
gwizdanie zamarło na jego wargach. Z ponuro zmarszczor^ym czołem
podszedł do okna. Nieruchomo wpatrywał się przed siebie, a jego usta
46

iednie, bez udziału jego świadomości wypowiedziały to, co czuł
w głębi serca: . . . Ł.
__ Spogląda się na siebie, poznaje się siebie nawzajem, a gdy się
okocha, nadchodzi chwila rozstania.
Słowa te dotarły do jego świadomości, gdy już zostały wypowiedzia-
ne z wściekłością zaczął krążyć po pokoju.
Pospiesz się wreszcie, mój drogi Detlevie, byś odzyskał jasność
myśli i zwykły ci rozsądek. W przeciwnym razie zwariujesz. I to z tak
głupiego powodu? Ta dziewczyna nie jest dla ciebie, a rozumny człowiek
nie powinien sięgać po rzeczy, które nie leżą w zasięgu jego możliwości.
Koniec i kropka!
Przelotne spojrzenie na zegarek uświadomiło mu, że nadszedł już
najwyższy czas opuścić pensjonat pani Wesemann.
W kilka minut później, mocno zagryzając usta, zbiegł po schodach.
Nie mógł się jednak powstrzymać i spojrzał w górę na okna. Na
szczęście jednak nie dostrzegł złotowłosej dziewczęcej głowy, ukrytej
wstydliwie za zasłoną, skierowanej w stronę ulicy, na której miał się
pojawić.
Liana Reinold chciała rzucić jeszcze ostatnie, pożegnalne spojrzenie
na człowieka, który sprawił, że jej serce po raz pierwszy mocniej zabiło.
Wjej duszy rozbrzmiewały jeszcze jego ostatnie słowa: „Nigdy pani
nie zapomnę." I jej się to nigdy nie uda, była tego pewna. Wydawało jej
się, że uczucie to wzbogaciło jej życie, nadając mu,inną treść i sens.
Zamek Rastenau położony był w przepięknej okolicy, na wzniesie-
niu górującym nad pozostałymi ziemiami.
Początkowo zamek był jedynie niewielką warownią. Jednakże
z kolejnych panów na Rastenau powiększał swoją rodową
rezyaencję, przebudowując i rozbudowując ją. W ten też sposób po
Ptywie kilku wieków niewielka warownia przekształciła się w okazały,
nie wznoszący się nad pozostałymi ziemiami zamek. W otoczeniu
Pięknej przyrody sprawiał niezwykle malownicze wrażenie, choć

background image

r°scił sobie żadnych praw do jakiegoś konkretnego stylu architek-
47

tonicznego, do czego przyczyniły się niezaprzeczalnie wspomniane
liczne przebudowy.
Rastenauowie zaliczali się do tych nielicznych rodów szlachec-
kich, którym na przełomie ostatnich wieków nie tylko udało się
utrzymać swe liczne dobra i majątki, lecz zdołali je jeszcze znacznie
powiększyć. Do hrabstwa Rastenau zostały dołączone znaczne obszary
ziemskie. Posiadłość nie została podzielona, jak to się stało z więk-
szością innych dóbr szlacheckich. Całość majątku dziedziczyli przeważ-
nie pierworodni synowie. Jednak podczas, gdy majątek i dobra nie
uległy upadkowi, wymierał ród Rastenau. Hrabia Joachim nie miał
syna, któremu mógłby przekazać dziedzictwo, żona urodziła mu jedynie
córkę. Poza nim żył już tylko jeden jedyny Rastenau, jego siostrzeniec.
On zostać miał, po śmierci hrabiego Joachima, panem na Rastenau.
Liczył sobie trzydzieści trzy lata i od dwunastego roku życia był sierotą.
Hrabia Joachim przyjął go do swej rodziny i wychowywał wraz z córką
Stefanią.
Steffi, jako dziecko, najchętniej bawiła się z dziećmi ogrodnika,
czterema potężnymi, silnymi blondynami. Biegała z nimi po górze
zamkowej, po ogrodzie, wspinała się na mury, drzewa i wszelakiego
rodzaju ogrodzenia. Kłóciła się z nimi, potem ponownie się godziła
i jeszcze dzisiaj, gdy była już prawie dorosła, chętnie przebywała w ich
towarzystwie. Hrabianka Steffi, mimo swych szesnastu lat, zachowywa-
ła się z dziecinną beztroską.
I dzisiaj siedziała znowu na olbrzymiej czereśni, rosnącej nie opodal
zamkowych murów. To było jej ulubione miejsce, stąd bowiem roztaczał
się przepiękny widok na leżące poniżej ziemie, mogła też spoglądać na
szeroką drogę podjazdową, wiodącą w górę do samego zamku. To też
było jej głównym celem. Kiedyś bowiem tą drogą musiało coś nadjechać
— może szczęście, może książę z bajki, a może... Jan Wachau, jej
najlepszy przyjaciel, z którym od dawna prowadziła wojnę podjazdową,
a który odwiedzał ją stosunkowo często i nie był jej tak całkiem
obojętny.
Dzisiaj jednak nie mogła oczekiwać jego wizyty, od kilku tygodni
leżał bowiem w szpitalu, przykuty do łóżka, czego powodem było
skomplikowane złamanie nogi. Mimo to siedziała na czereśni niespokoj-
nie czegoś oczekując.

Pod drzewem siedziała panna Malwina Riickauf, wychowaw-
i steffi. Dlatego też hrabianka preferowała miejsce na górze,
wiedziała bowiem, że jej wychowaczyni nie będzie jej tam prześladować.
Zdawała sobie jednak sprawę, że zostanie za to ukarana, gdyż panna
Malwina nie uważała za stosowne, by dorastająca panienka wspinała
się na drzewa. Steffi miała jednak inne poglądy na ten temat.
Siedząca pod drzewem panna Riickauf podniesionym głosem
czytała swej podopiecznej biografię Lessinga. Hrabianka przysłuchiwa-
ła jej się niespokojnie, bez należnego skupienia. Po chwili krzyknęła,

background image

spuszczając głowę:
— Moja kochana Malwino, dlaczegóż pani tak krzyczy? Zmęczy
się pani tylko. Niepotrzebnie się pani wysila, czytając mi tę nudną do
granic wytrzymałości biografię świętego Klopstocka.
— Czytam pani biografię Lessinga, hrabianko!
— Tak? Cóż, może wreszcie ustalimy jedną, bardzo ważną rzecz.
Nie mam czasu ani ochoty, by zajmować się podobnymi bzdurami.
Muszę obserwować drogę, gdzie przed wieloma wiekami moi przod-
kowie uprawiali, przynoszący wprawdzie ogromne korzyści, ale nie-
zwykle trudny zawód rozbójników.
— Cóż za niesłychane rzeczy panienka opowiada, hrabianko!
— zawołała wyprowadzona z równowagi panna Riickauf.
— Zgadzam się z panią. I ja sądzę, że było niesłychanie nieuprzejme
ze strony moich przodków, że zakłócali spokój tej pięknej okolicy
swoimi zbójeckimi napadami.
— Natomiast ja uważam, że na naganę zasługuje pani nieuwaga
w czasie zajęć.
— Ach, droga Malwino, nie obchodzi mnie, kiedy żył i cierpiał stary
Klopstock czy jakiś tam Lessing. I tak nic to nie zmieni w moim życiu.
— Musi panienka jednak znać najważniejsze fakty z życia naszych
najsłynniejszych klasyków.
~~ Najważniejsze jest, bym znała przynajmniej ich dzieła. Moje
yjcształcenie ita^ nigdy nie będzie doskonałe, zawsze będzie wykazy-
Wało Pewne braki. „Dzięki Bogu!" — jak stwierdził Jan Wachau.
, ~~_ °an baron nie powinien umacniać jeszcze w pani wro-
neJ chyba niechęci do nauki. Braki w pani wykształceniu są
mestety ogromne.

48
4 Seler,
49
•^ prowadź, donikąd

l
— Malwinko, nie gniewaj się tak strasznie na mnie. „Złość piękno-
ści szkodzi", stanie się pani stara i brzydka. I co powiedziałby na to
nasz młody pastor? Wie pani niewątpliwie, że szuka on żony i ja już
się o to postaram, by wreszcie przejrzał na oczy i dostrzegł, że jest
pani dla niego stworzona i powinien panią wprowadzić na plebanię
jako swoją żonę. On jest czasami tak nieśmiały, że trzeba energicznie
działać za niego. Dobrze się pani czuje?
Panna Ruckauf nerwowo przewracała kartki trzymanej w ręku
książki.
— Hrabianko Steffi, czasami nie zdaje sobie panienka sprawy
z tego, co plecie.
— Ależ nie, zdaję sobie doskonale sprawę. Niech pani odłoży teraz
książkę na bok i pozwoli odpocząć swojemu nadwyrężonemu długim
mówieniem gardłu.
— Mam jednak obowiązek nauczenia panienki czegokolwiek. W tej

background image

chwili powinnyśmy się uczyć historii literatury.
Steffi postanowiła opuścić swe miejsce na drzewie. Osunęła
się, puszczając gałąź. Przez chwilę wydawało się, że zawisła między
niebem a ziemią. Jej szczupłe nogi bujały przez chwilę tuż przed
oczami wystraszonej wychowawczyni, w końcu z wdziękiem opadła na
ziemię.
— Malwinko, ziemia ponownie odzyskała swoją mieszkankę!
— krzyknęła całując zdenerwowaną pannę Ruckauf w zaczerwieniony
lekko policzek.
— Cóż za trzpiotka z panienki! — westchnęła wychowaw-
czyni z udawaną złością, w rzeczywistości bowiem nie potrafiła
długo gniewać się na swoją podopieczną. Po chwili wahania zamknęła
książkę.
Steffi spojrzała na zegarek.
— Drogi Boże, Malwinko! Teraz naprawdę musimy się spieszyć.
Nadeszła wreszcie pora ppsiłku! „Jedzenie jest wspaniałym przeżyciem"
— tak mówi zawsze Jan Wachau.
— Młodej panience jednakże nie przystoją podobne stwierdze-
nia.
— Precz z przestarzałymi konwenansami, kochana Malwinko!
— stwierdziła Steffi, po czym ceremonialnie skłoniła się przed opiekun-
50

__ Marn zaszczyt zaprosić panią na śniadanie. Mama i tata
wnością nas oczekują. Już najwyższy czas! — powiedziała poważnie.
Joachim Rastenau siedział z żoną na tarasie zamkowym. Tam też
kryto do stołu, by zjeść posiłek w blasku słońca.
Hrabina była sympatyczną kobietą, liczącą około czterdziestu
lat Ubierała się gustownie, jej ruchy pełne były godności. Miała
gęste ciemne włosy i świeżą, zdrową cerę. Jej ciemne oczy przypomi-
nały barwą i kształtem oczy córki, nie było w nich jednak wyrazu
zuchwałości i radości, lecz powaga i roztropność, jakie przystoją
dorosłej kobiecie.
— Czy słyszysz naszego kochanego skowronka, Stefanio? — za-
pytał uśmiechając się z rozrzewnieniem hrabia Joachim, gdy dobie-
gły do' ich uszu słowa piosenki śpiewanej dźwięcznym głosem przez
Steffi.
— Nawet gdy się nie widzi naszej kochanej trzpiotki, zawsze można
ją usłyszeć. Steffi jest tak żywa, że napełnia sobą cały zamek.
— Strasznie się cieszę, Stefanio, że pozostawiasz jej tyle swobody!
— W człowieku można zabić jego najlepsze cechy, próbując dopa-
sować go do ogplnie przyjętych szablonów. Przekonały mnie o tym
własne doświadczenia. Po co więc wprowadzać bezmyślną, salonową
tresurę? Samo życie oszlifuje jej bardzo żywy temperament.
— Jest przecież twoją córką, Stefanio — powiedział hrabia ciepło
i serdecznie. '
Zaraz po ślubie stosunki między nimi nie układały się najlepiej. Byli
sobie obojętni. Po pewnym czasie jednak zdziwili się, odkrywszy, że
nie najlepsze pożycie przekształciło się w harmonijny i szczęśliwy

background image

związek. Polegał on na wzajemnym zrozumieniu i zaufaniu, a pojawie-
nie się na świecie wspólnego dziecka zbliżyło ich jeszcze bardziej.
Pożycie małżeńskie było szczęśliwe, bez sprzeczek i niepotrzeb-
nych kłótni. Być może powodem był właśnie fakt, że pobrali się
ozsądku, a nie z płomiennej, lecz przemijającej szybko namiętności.
k legiem lat coraz bardziej się do siebie przywiązywali, nie mogli już
jCz siebie żyć i nie chcieli się wzajemnie ranić. Dlatego też hrabia
im nie miał odwagi powiedzieć o zatajonym przed laty istnieniu
wa vi cnciał niszczyć harmonii swego udanego jak dotąd małżeńst-
usiałby bowiem przyznać się żonie, że miał przed nią tajemnicę,

którą ukrywał latami. Poza tym istniał jeszcze jeden powód zmuszający
go do milczenia. W jego przeszłości było coś, co nie powinno wyjść na
jaw.
Tymczasem na tarasie pojawiła się Steffi w towarzystwie opiekunki.
Gwałtownie, powiewając sukienką, podbiegła do rodziców, objęła ich
serdecznie i pocałowała, najpierw matkę, potem ojca.
— Nie uduś nas przypadkiem! — zażartował hrabia.
Zasiedli do stołu. Służący podał im, oprócz zimnych potraw, ciepłą
jajecznicę.
W trakcie śniadania służący przyniósł pocztę, która nadeszła tego
poranka. Joachim posegregował listy. Przeznaczone dla niego włożył
do kieszeni, by przeczytać je w spokoju po śniadaniu w swoim gabine-
cie. Pozostałe wręczył rodzinie. Hrabina otrzymała pismo od swego
dostawcy, jeden listy zaadresowany był do panny Riickauf. W końcu
w ręce została mu jedna koperta, którą trzymał, uśmiechając się
tajemniczo.
— A do kogo jest ten list? — zapytał córkę.
— Daj mi... och, daj mi go szybko!
Hrabia wręczył jej ze śmiechem kopertę. Spojrzała na nią w po-
śpiechu, chcąc dowiedzieć się, kto jest nadawcą.
— Och, od Detleva — powiedziała odrobinę rozczarowana.
— Nie wiem, kto właściwie mógłby do ciebie pisać, Steffi — zauwa-
żyła matka.
Steffi nie przyznała się, że w najgłębszym zakamarku swojego serca
żywiła nadzieję, że otrzyma list od Jana Wachaua.
— Detlev obiecał mi przecież, że napisze.
Steffi dopiero teraz przeczytała cały adres, jaki podany był na
kopercie i roześmiała się głośno. Pokazała wszystkim, co napisał jej
kuzyn Detlev, swym pewnym, charakterystycznym pismem, po czym
przeczytała na jednym oddechu:
*
„Do rąk szlachetnie urodzonej hrabianki
Stefanii Charlotty Marii
z rodu Rastenau-Greifenberg-Uerzen-Soldenau-Giitershagen
na zamku Rastenau.
Doręczyć do rąk wlasnych adresatki."
52

background image

potem, z braku nożyka do rozcinania kopert, rezolutnie ujęła
'ż z zastawy śniadaniowej i ku zdumieniu panny Ruckauf rozcięła nim
kopertę-
Ze środka wyjęła pokaźnych rozmiarów kartkę, gęsto zapisaną
dużymi drukowanymi literami:
Moja kochana, mała Steffi!
Mężczyźni dotrzymują raz danego slowa. Trzymasz wiośnie w rękach
obiecany list.
' Ponieważ każda chwila mojego pobytu w Berlinie jest niezwykle
kosztowna i powinna zostać wykorzystana, możesz więc sobie wyobrazić,
jak bardzo zależy mi na Twojej miłości i zaufaniu, gdyż zamiast załatwiać
powierzone mi sprawy, spędzam czas na pisaniu do Ciebie tej długiej
epistoły.
Najpierw relacja z powierzonego mi przez Ciebie zadania, które
wykonalem dokładnie według Twoich wskazówek. Rankiem, dzień po
moim przyjeździe, złożyłem wizytę Jankowi Wachau, który leży tu
w pięknym sanatorium. Jest z nim już o wiele lepiej i myślę, iż niebawem
wróci do domu. Jeden z najsłynniejszych chirurgów uporał się już ze
składaniem jego złamanej nogi. Twierdzi też, że można ją całkowicie
wyleczyć i doprowadzić do ,,stanu używalności".*. Ten trzykropek
oznacza małą przerwę, by pozostawić Ci czas na wybuch radości.
Powiedziałem Jankowi, że zagroziłaś mi wypowiedzeniem swojej
przyjaźni, jeżeli go zaraz po moim przyjeździe nie odwiedzę i nie dowiem
się o jego zdrowie. Wiadomość ta niezwykle go ucieszyła. ,,Cóż za
wspaniała dziewczyna!" — powiedział. Mam Cię zatem oficjalnie powia-
domić, że Twoje zainteresowanie i współczucie głęboko go poruszyło
i przesyła Ci za nie serdeczne wyrazy podziękowania. Czuje się dobrze,
tęskni i nie może się już wprost doczekać, kiedy będzie ponownie mógl
skakać z tobą przez rowy i inne przeszkody. Masz trzymać kciuki, by jak
najszybciej mógł wrócić do domu.
t-ncialem jeszcze zawiadomić, że wrócę do Rastenau pod koniec
ygodnia, tak, jak umawiałem się z wujem Joachimem. Poza tą wiadomo-
ltł chciałbym, byś wiedziała, że kupiłem dla Ciebie olbrzymią bombonier-
?: okladnie taką, jaką lubisz? — z Twoimi ulubionymi kandyzowanymi,
53

leśnymi owocami. Będziecie zadowoleni — Ty i Twój tata. Proszę Cięt
pozdrów serdecznie wuja Joachima. Całuję z szacunkiem ręce cioci
Stefanii, a Ciebie ściskam mocno i całuję w zadarty nosek.
Z wyrazami braterskiej miłości
Twój kuzyn Detlev
— No i co, Steffi, dostałaś od Detleva miłe wiadomości? — zapytała
— matka.
Steffi skinęła twierdząco głową, podeszła do matki i objęła ją z miłością.
— O tak, mamo, bardzo miłe. Pomyśl tylko, że noga Jana Wachaua
została dobrze złożona i odzyska w niej niebawem całkowitą władzę.
— Och, to rzeczywiście wspaniała wiadomość! Jak się czuje Janek?
— zapytał hrabia.
— O wiele lepiej. Kazał mi przekazać, że nie może już doczekać się
chwili, kiedy wsiądzie na konia i pomknie ze mną w dal, pokonując rowy

background image

i inne przeszkody.
— Jeszcze, jak sądzę, minie trochę czasu, zanim do tego dojdzie,
Steffi. W końcu jednak nie musicie od razu wybierać najtrudniejszych
dróg. Możecie trochę poczekać ze skakaniem przez przeszkody — za-
uważył Joachim Rastenau.
— Och, tatusiu, Jan na pewno szybko nauczy się ponownie skakać,
prawda?
— O, z pewnością będzie się starał dotrzymać ci kroku, chociaż
może mu się to nie udać z naszą trzpiotką. W końcu ma on już swoje lata
— zażartował hrabia.
— Dwa dni po moich szesnastych urodzinach skończy dwadzieścia
siedem lat.
— W każdym razie uważam, że to bardzo ładnie z twojej strony,
Steffi, że tak bardzo przejmujesz się wypadkiem barona Wachaua.
— Ależ, mamo, to chyba zrozumiałe w przypadku tak sta-
rych i dobrych przyjaciół jak my. On do tej pory mi wypomina, że za
każdym jego pobytem w Rastenau, gdy byłam jeszcze małym dzieckiem
ciągnął mnie za sobą za pieluchę, jak małego psiaka na smyczy. Mógł
znieść moje „towarzystwo", gdyż nie płakałam. Jak mówi, nie może
ścierpieć małych dzieci/z powodu ich nieustannego wrzasku. Zawsze
jednak byliśmy dobrymi przyjaciółmi.
54

Hrabina odgarnęła z czoła córki niesforny lok ciemnych, gęstych
włosów. Zdawała sobie sprawę, jak bardzo Steffi była przywiązana do
młodego barona Wachaua.
_ Czy oprócz tego Detlev napisał jeszcze coś ważnego, Steffi?
— zapytał hrabia.
_ Wraca pod koniec tygodnia, jak się z tobą wcześniej umówił,
tatusiu, i przywiezie wspaniałą bombonierkę z pralinkami nadziewa-
nymi kandyzowanymi owocami.
— No cóż, widzę, że cały jego list zawiera jedynie dobre wiadomo-
ści. Ale teraz i ja chciałbym przeczytać moją poranną pocztę — to
powiedziawszy hrabia wstał od stołu. — Bądź dzisiaj grzeczna, Steffi,
by panna Riickauf nie musiała się na ciebie skarżyć.
— Tatusiu, przecież ona jest ze mnie prawie całkiem zadowolona.
Tylko z czysto pedagogiczno-wychowawczych powodów nie chce tego
po sobie pokazać. Nieraz jednak mamy różne poglądy na tę sprawę,
prawda, droga Malwinko?
— Hrabiankę Steffi rozpiera czasami nadmiar sił witalnych i dlate-
go ma trudności z usiedzeniem choćby przez chwilę na jednym miejscu
— powiedziała pojednawczo wychowawczyni.
— Bardzo ładnie to pani ujęła i dlatego obiecuję dobrowol-
nie, że przez cały tydzień postaram się być wzorową uczennicą.
A zazwyczaj dotrzymuję obietnic, o czym pani powinna już wie-
dzieć. Dzisiaj jest poniedziałek... a więc do następnego poniedział-
ku przeobrażę się w pilną uczennicę, by i pani miała w życiu choć
trochę radości. Teraz jednak muszę niezwłocznie odpowiedzieć na list
Detleva. Jego adres jest jak zwykle taki sam, a on oczywiście podróżuje

background image

incognito.
— Napisz po prostu: Detlev Greifenberg, Berlin West, pensjonat
"Wesemann".
Hrabianka Steffi w zamyśleniu pokiwała twierdząco głową.
Cóż, jeśli i ja będę musiała w przyszłości tyle podróżować, co
etley, też będę to robić incognito. Tytuły są tak przesadnie ceremonial-
Już w domu, a w podróżach jak sądzę stanowią jeszcze większe
Dążenie.
do
°achirn Rastenau udał się do swojego gabinetu, hrabianka Steffi
swojego pokoju, a hrabina pozostała na tarasie, chcąc poroz-
55

mawiać z panną Riickauf o zakończeniu nauki swej córki. Lekcje miały
być kontynuowane jedynie do końca roku.
Joachim zasiadł przy biurku i szybko przejrzał listy. Jako pierwszą
otworzył kopertę z nadrukiem adresu firmy swego bankiera. Tak, jak
przypuszczał, w środku znalazł listy od Liany. Jego twarz rozjaśnił
rzewny uśmiech.
„Moja mała, biedna Liana! Chciałbym wiedzieć, czy bardzo ją
zraniłem wiadomością, że nie jest jedyną bliską mi osobą, że są też inni,
których gorąco kocham" — myślał trochę zatroskany.
Szybko otworzył list i zaczął niecierpliwie czytać. Wkrótce uśmiech
zniknął z jego twarzy, siedział nieruchomo wpatrzony w kartkę papieru,
zapisaną ręką Liany. Gdy przeczytał do końca, odetchnął ciężko
i przycisnął mocno zaciśnięte w pięści dłonie do rozpalonego czoła.
Strasznie poruszyły go informacje przekazane mu w liście przez Lianę.
Po długiej chwili, w czasie której siedział nieruchomo zapatrzony przed
siebie, zerwał się nerwowo z krzesła i zaczai szybko krążyć po pokoju.
„Muszę wreszcie powiedzieć o niej Stefanii, muszę przecież pozwolić
Lianie zamieszkać z nami w Rastenau" — myślał nerwowo, bijąc się
z własnymi myślami.
Zdecydowany, odrzucając wszelkie „za i przeciw", pospieszył do
drzwi. Zanim jednak nacisnął klamkę, zatrzymał się.
— Nie, nie... nie mogę do tego dopuścić — wyszeptał i ukrył twarz
w dłoniach. Po paru minutach ręce mu opadły i rozejrzał się dookoła
zmęczonymi oczami. Ponownie rozpoczął niespokojną wędrówkę po
pokoju. W jego głowie kłębiły się gorączkowe, chaotyczne myśli. Co ma
zrobić, w jaki sposób mógłby pomóc Lianie? Jak ma ją chronić przed
niegodnymi zarzutami podłej kobiety? Czy uwierzą mu, że traktował
Lianę jak swą córkę i obdarzał ją miłością czysto ojcowską i że ona nie
czuła do niego nic poza dziecinnym przywiązaniem do człowieka, który
z całych sił starał się zastąpić jej rodziców?
Najchętniej rzuciłby teraz wszystko i podążył do Liany, by pomóc jej
chociaż ciepłym słowem. Gdybyż tylko wiedział, gdzie można ją znaleźć,
gdzie obecnie przebywa. Ale ona sprytnie przewidziała jego reakcję
i zataiła przed nim adres miejsca, do którego postanowiła się udać.
Ponownie wziął do ręki list Liany i przeczytał go po raz drugi,
spokoniej i z większą uwagą. Liczył, że znajdzie jakiś punkt zaczepie-
56

background image

d którego mógłby zacząć poszukiwania. Liana pisała, że po-
ma' owj}a znaleźć miejsce w jakimś pensjonacie w Berlinie Zachodnim.
S\r i dzielnicy było pełno takich pensjonatów. Kazała mu pisać na
te restante, Berlin West 50. Z jaką rozwagą wszystko zaplanowała,
Vi ciąż jak do tej pory nie podejmowała samodzielnie żadnych decyzji,
daiac się na jego rady i rozporządzenia. Z ciężkim westchnieniem
stwierdził, że niestety musi przyznać jej rację. I on obawiał się, że inni
ludzie mogą z nieufnością i obraźliwymi podejrzeniami przyglądać się
ich wzajemnym stosunkom. Nagle uświadomił sobie, że rzeczywiście
mogli swym zachowaniem potwierdzać owe podejrzenia.
Przeczytał ogłoszenie, które dołączyła do listu. Nic mu ono jednak
nie mówiło. Nie wiedział nic o ogłaszających się ludziach, szukających
towarzystwa dla swoich córek.
Jak dobrze się złożyło, że w czasie jego ostatniego u niej pobytu
powiedział o pieniądzach, które uchronią ją przynajmniej od skrajnej
nędzy.
Usiadł przy biurku. Najważniejsze teraz było, by Liana możliwie
najszybciej dostała od niego wiadomości. Sięgnął po pióro i zaczął pisać:
Moje kochane, najdroższe dziecko!
Moja biedna, mała Liano!
Jak możesz sobie 2 pewnością wyobrazić, Twój list strasznie mną
wstrząsnął i wyprowadził mnie z równowagi. Jednak roztrząsanie i za-
stanawianie się nad podłością ludzką nie przyniesie ani rozwiązania, ani
ulgi. Jest zatem bezcelowe i nie warto zaprzątać sobie tym głowy. Masz
jednak rację, Liano, musimy wziąć pod uwagę opinię ludzi i powinniśmy,
przede wszystkim w Twoim interesie, unikać wszelkich podejrzeń.
Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, ile mnie kosztuje wysiłku,
Powstrzymanie się od odwiedzenia Cię teraz, w tak trudnej dla Ciebie
wili. Chciałbym pospieszyć do Ciebie, by móc Cię pocieszyć i uchronić
P <-e kolejnymi zasadzkami, które niewątpliwie zgotuje Ci jeszcze pełne
poazianek życie. Masz jednak rację, nie powinniśmy się teraz
^ac- Mogłoby to jeszcze pogorszyć Twoją i tak już ciężką sytuację.
j US2ę_ Jednak wiedzieć, gdzie przebywasz. Dlatego proszę Cię, byś
mi Twój adres. Daję Ci moje słowo honoru, że nie będę próbował
57

jest w znacznym stopniu ograniczona. Ja sama mam zbyt dużo pracy
związanej z prowadzeniem domu, a mój mąż, zajęty osobiście zarządem
majątku Brinkenhof, również nie potrafi znaleźć dla niej czasu. Dlatego
musimy zostawiać naszą córkę zdaną na jej własne towarzystwo i obawia-
my się, że zbyt długie przebywanie w samotności spowoduje, iż popadnie
w apatię. Znajdzie Pani u nas milą atmosferę i serdeczne przyjęcie. Moja
córka ma spokojny i miły charakter, a Pani zdjęcie bardzo jej się
spodobało. Nasz majątek leży w przepięknej okolicy, nie opodal jednej
z najsłynniejszych i najpopularniejszych w kraju miejscowości kuracyjnej.
Rozumie się, że otrzyma Pani u nas stale utrzymanie. Czekają już na Panią
dwa przyjemne pokoiki obok pokoi mojej córki. Bardzo proszę niezwłocz-

background image

nie powiadomić mnie o Pani decyzji i wysokości wynagrodzenia, jakiego
Pani oczekuje. Resztę, jak sądzę, uda nam się ustalić bez większych
kłopotów, gdy już Pani będzie u nas.
Z wyrazami szacunku
Ina von Brinken
Brinkenhof
List pani von Brinken bardzo się Lianie spodobał, dlatego też bez
wahania postanowiła przyjąć pracę u niej.
Wysłała do wujka Joachima otrzymany list, do którego dołączyła
kartkę od siebie:

'

Kochany wujku Joachimie!
Proszę, przeczytaj dołączony przeze mnie list pani von Brinken
i napisz, czy i Ty sądzisz, że powinnam przyjąć tę propozycję. Chciałabym
jej napisać, że nie chcę od niej żadnego wynagrodzenia, by w ten sposób
utrzymać swą niezależność. Sądzę, że ją to ucieszy, a i Ty będziesz bardziej
zadowolony. Czekam na Twji niezwłoczną odpowiedź, chciałabym bowiem
jak najszybciej poinformować panią von Brinken o mojej decyzji.
Całuję
Twoja Liana
Zwrotną pocztą otrzymała odpowieź wujka:
60

Kochana Liano!
Kamień spadł mi z serca. Znam rodzinę Brinkenów. Ich dobra leżą
pobliżu jednego z moich majątków, zwanego Greifenberg. Jestem
zaprzyjaźniony z panem Brinkenem, dobrze znam jego żonę i córkę. Są to
prawdziwie sympatyczni ludzie. Ich córka nie jest ladna — prawdę
powiedziawszy to można ją określić jako brzydulę — i częściowo
^paraliżowana w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Ale ma miły charak-
ter. Jestem pewny, że Ci się tam spodoba. Będzie Ci się z nimi dobrze żyło,
a ja będę Cię miał blisko siebie. By dojechać samochodem z Rastenau do
(jreifenbergu wystarczy godzina, a stamtąd Brinkenhof jest odległy
zaledwie o kwadrans. Piszę to na wypadek, gdybyś kiedyś była w potrzebie
i chciała mojej pomocy.
Majątkiem Greifenberg zarządza mój siostrzeniec, ja rzadko tam
bywam. Jeżeli spotkalibyśmy się kiedyś przypadkowo, będziemy zmuszeni
udawać, że się nie znamy, by nie padło na nas kolejne podejrzenie.
Ubolewam nad tym, że nie mogę oficjalnie Cię przedstawić jako mojej
przybranej córki. Mam jednak związane ręce. Dlatego świadomość, że
zamieszkasz w Brinkenhof, jest dla mnie ogromną pociechą. Powiadom
rnnie niezwłocznie, kiedy zamierzasz tam pojechać.
Bóg z Tobą, moje dziecko. Zlikwiduję zatem mieszkanie w Berlinie,
a meble zostawię w depozycie. Należą przecież do Ciebie, zakupiłem je za
Twoje pieniądze. Kwit depozytowy prześlę Ci w następnym liście; być
może pewnego dnia przydadzą Ci się stare meble.
Pozdrawiam Cię i całuję
Twój wujek Joachim.
Liana zapowiedziała więc pani von Brinken, że przyjedzie pod
koniec tygodnia.

background image

Od razu zwróciła jej uwagę kilkakrotnie wspomniana przez wujka
Joachima w jego ostatnim liście nazwa Greifenberg. Do tej pory nie
siedziała, że posiada on taki majątek. Po przeczytaniu listu, przed
jej oczyma pojawiła się ponownie postać pana Detleva Greifenberga.
i^e podejrzewała jednak, że między nazwą majątku a nazwiskiem
deznajomego istnieje tak ścisłe powiązanie. Nie mogła też wiedzieć,
Pan Greifenberg, którego tak przypadkowo poznała, jest siostrzeń-
61

cem wuja Joachima. W przeciwnym razie inaczej patrzyłaby na swój
wyjazd do Brinkenhof.
Po opuszczeniu pensjonatu „Wesemann" hrabia Detlev Greifenberg
zatelegrafował do Rastenau, powiadamiając o swoim wcześniejszym
powrocie.
Gdy wysiadł z pociągu, na stacji, położonej najbliżej posia-
dłości Rastenau, przywitała go Steffi, wychylająca się z eleganckiego
powozu. W rękach trzymała cugle, starając się uspokoić dwa niespokoj-
ne konie, które niecierpliwie przestępowały z nogi na nogę i głośno
parskały, chcąc jakby dać wyraz swemu niezadowoleniu.
— Hallo, Detlev! Pospiesz się wreszcie! Nie mogę już utrzymać tych
rozjuszonych rumaków.
Detlev jednym skokiem znalazł się przy niej i umościł wygodnie
w powozie.
— Cześć, Steffi! Chcesz mi oddać lejce?
Energicznie pokręciła głową.
— Absolutnie nie. Sama dam radę powozić.
— Nie wrzuć mnie jednak do fosy! — zażartował.
Wykrzywiła swą uroczą twarz w pełnym pociechy grymasie.
— Znam się na koniach lepiej niż ty!
— Ho, ho! Jestem zasłużonym kawalerzystą.
— By zrozumieć konie, nie trzeba służyć w kawalerii.
Ucałował ją po bratersku w jej dziecinnie okrągłe policzki.
— Zatrzymaj się! Poczekaj jeszcze dwie minutki, Steffi. Muszę
wziąć mój bagaż, w nim bowiem schowałem bombonierkę dla ciebie.
Hrabianka Steffi zatrzymała konie.
— No to wkładaj ten "kufer!
Detlev skinął na bagażowego, który zgodnie z jego wskazówkami
włożył bagaż do powozu, za co otrzymał spory napiwek.
— No to w drogę, Steffi, pozwól koniom gnać ile sił w no-
gach, w przeciwnym razie będą się niepokoiły. Będziemy pędzić
szybciej niż samochód.

— Na pewno im się to uda. Chciałam przyjechać po ciebie
arnochodem, oczywiście bez kierowcy, ale tata się na to nie zgodził.
— I słusznie postąpił. Wjechałabyś na drzewo i skrzywiła swój i tak
już zadarty nosek.
_ Martw się o swój własny nos, dobrze? Właściwie za karę
powinnam wjechać do najbliższego rowu, żal mi jednak biednych koni.
_ A mnie nie byłoby ci szkoda?

background image

_ Nie za bardzo. Ale czekoladek tak.
_ No oczywiście! Czekoladek! I owoców, Steffi. Tak, teraz jestem
spokojny, nie poświęcisz ich tak bez skrupułów jak twój ojciec.
Steffi rzeczywiście umiała obchodzić się z końmi. Bez zarzutu
kierowała nimi swoimi drobnymi, lecz silnymi rączkami. I mimo iż przez
pierwszy odcinek konie biegły odrobinę nierówno i niespokojnie, teraz
cńętnie i dobrze spełniały powierzone im zadanie.
Obydwoje mieli masę rzeczy do omówienia.
— Jak było w Berlinie, Detlev? Jesteś zadowolony z pobytu
w stolicy? — zapytała Steffi.
— O, tak.
— Dlaczego więc przyjechałeś dwa dni wcześniej niż zamierzałeś?
Westchnął ciężko i w zamyśleniu spojrzał przed siebie.
— Był już najwyższy czas, by się stamtąd wyrwać, Steffi. Berlińskie
powietrze nadmiernie mnie upajało i prawie przestałem nad sobą
panować.
Kątem oka spojrzała na niego badawczo.

4
— Tym bardziej zostałabym tam na dłużej.
— Co słychać w domu? Czy wszystko układa się dobrze?
— Dziękuję, wszystko jest w porządku. Tylko tata od paru dni jest
trochę bardziej nerwowy, nie wiem dlaczego. Mówi, że ma kłopoty
związane z interesami. Poza tym wszystko jest na swoim miejscu.
— Nie doprowadziłaś panny Ruckauf do rozstroju nerwowego?
— zażartował.
— W gruncie rzeczy to wspaniała osoba. Jedyną jej wadą jest to, że
m?czy siebie i mnie wychowawczymi zasadami. „Rozumne kobiety
maJą tylko jedną wadę", jak mawia Jan Wachau.
~~ Cóż... Janek tak powiedział? Hm, już on się na tym na pewno
doskonale zna.

62
63

Steffi skróciła gwałtownie lejce, tak, że konie prawie się zatrzy-
mały.
— Powiedz wreszcie, Detlevie, co u niego słychać? Jak się czuje? Jest
nadal unieruchomiony? Co mówił, gdy go odwiedziłeś?
— Pytasz o za dużo rzeczy naraz. Spróbuję jednak odpowiedzieć ci
wyczerpująco na każde pytanie.
Przysłuchiwała się jego relacji, starając się nie uronić ani jednego
słowa. A gdy wreszcie zamilkł, nie odezwała się i ona. Nie zauważyła
nawet, że przygląda jej się z prawie niedostrzegalnym uśmiechem.
Detlev spojrzał na zamek Rastenau, wznoszący się nad pozostałymi
ziemiami i odcinający się malowniczo od zielonej trawy i pokrytych
lasami wniesień.
' — Czy to nie wspaniały widok, Steffi? Jakżesz piękna jest ta nasza
stara siedziba!

background image

— Serce mi się ściska, gdy widzę Rastenau w blasku słońca, jak
dzisiaj. Ale i Guntershagen, gdzie przyjdzie mi zakończyć życie, też jest
przepiękny.
— Dlaczego chcesz spędzić ostatnie dni w Guntershagen? Chyba
nie dlatego, że zgodnie z naszym rodzinnym, niepisanym prawem
jest to siedziba dla wdów, sierot i starych panien? O, nie sądzę w takim
razie, byś kiedyś tam zamieszkała. Z pewnością pewnego pięknego dnia
wyjdziesz za mąż.
Lekki rumieniec zabarwił jej blade policzki.
— Wykluczone! Nie znajdę nigdy odpowiedniego mężczyzny.
— Nie spiesz się tak, poczekaj... masz jeszcze ładnych kilka lat, by
stracić nadzieję na zamążpójście.
— Myślisz, że mogę mieć jeszcze nadzieję?
— A nawet jeżeli nie uda ci się wyjść za mąż, zostaniesz ze mną
i będziesz mi prowadziła dom.
— Ty przecież też na pewno się ożenisz.
— Nie spieszy mi się'
Powóz przejechał przez bramę wjazdową i zatrzymał się przed
samym wejściem do zamku Rastenau.
Steffi bawiła się pejczem do chwili, w której pojawił się koniuszy,
wyprzągł konie i odprowadził do stajni. Służący, wyjąwszy uprzednio
z powozu bagaże Detleva, podążył do zamku.

Steffi i Detlev weszli do ogromnego holu, w którym mimo upału było
chłodno i przyjemnie. Przez okna wpadały promienie słońca ukazując
przepych kosztownych dywanów. Potężne kolumny podpierały sklepie-
nie sufitu ozdobione kolorowymi malowidłami. Tu wyszedł im na
spotkanie hrabia Joachim. Ucałował córkę i serdecznie przywitał
swojego siostrzeńca.
W pół godziny później w sali jadalnej podano do stołu. Nie zasiadła
przy nim tym razem panna Riickauf, która spożywała posiłki wspólnie
z rodziną hrabiego tylko wtedy, gdy nie było gości. W czasie posiłku
panowała ożywiona dyskusja. Hrabia Detlev miał nowe wiadomości
o licznych znajomych, których wszyscy byli ciekawi.
Również i Detley zauważył, że wuj Joachim wyglądał dziwnie blado;
wydał mu się niespokojny i bardziej nerwowy niż zazwyczaj.
Po obiedzie mężczyźni udali się do pokoju hrabiego Joachima, by
w spokoju zapalić papierosa. Zasiedli w wygodnych fotelach przy
kominku. Jak i pozostałe pokoje w zamku, tak i ten charakteryzował się
komfortowym i gustownym umeblowaniem.
Po chwili milczenia Joachim, badawczo przyglądając się siostrzeń-
cowi, zapytał:
— Jak doszło do tego, że zdecydowałeś się wrócić dwa dni wcześniej
niż zamierzałeś? Co cię do tego skłoniło?
Detlev w zamyśleniu śledził kłęby dymu unoszące się z jego
papierosa, jak gdyby chciał zyskać na czasie. Potem spojrzał na wuja.
Obydwaj zmarszczyli czoła, na których utworzyły się identyczne
trójkątne zmarszczki, kontrastujące z ich szarymi oczami.
— Szczerze mówiąc, wuju Joachimie, mój wyjazd z Berlina bardziej

background image

przypominał ucieczkę. Nie była to przemyślana decyzja.
— Ucieczkę? Przed kim lub przed czym uciekałeś?
Detlev westchnął głęboko.
— Przed samym sobą... lub przed parą przepięknych dziewczęcych
oczu i pełną uroku twarzyczką.
— W zasadzie mężczyźni nie uciekają przed pięknymi kobietami,
Detlevie.
— W zasadzie nie. Ale, wuju Joachimie, nie zależy mi na przygo-
dach z kobietami, nie odpowiada mi styl mężczyzny, szukającego
tatwych znajomości. W sprawach sercowych jestem nieco niezgrabny

64
SSeki
;rety prowadzą donikąd

i dlatego staram się strzec, jak tylko mogę, przed jakimiś głębszymi
uczuciami, tym bardziej że do Rastenau, jeżeli nie chce się stracić praw
do majątku, wprowadzić można jedynie równe rodem kobiety. Już
wcześniej myślałem, że to zarządzenie jest okrutne i bezsensowne. Nie
jesteśmy lepsi od książąt panującej rodziny, nie możemy wybierać
zgodnie z sercem, lecz zgodnie z tradycją.
— Tak już jest, Detlevie — słowom tym towarzyszyło ciężkie
westchnienie, którego hrabia nie umiał powstrzymać.
— Wujku Joachimie, Bogu dzięki, ciebie nie dotknął aż tak bardzo
krzywdzący nakaz tradycji. Przecież i ślepy by zauważył, że poślubiłeś
ciocię Stefanię z głębokiej miłości. Tak udane, pełne harmonii małżeń-
stwo, jak wasze, może się przytrafić tylko ludziom przekonanym
o wzajemnej, dozgonnej miłości.
Hrabia Joachim utkwił wzrok w jakimś niewidocznym punkcie za
oknem.
— Tak ci się wydaje? — zapytał gwałtownie.
Zdumiony Detlev spojrzał na niego badawczo.
— A nie jest tak?
— Masz rację, Detlevie, określając nasze małżeństwo jako pełne
harmonii. Ale nie pobraliśmy się z miłości. Dopiero po kilku nieudanych
latach, licznych kłótniach i nieporozumieniach, nasze dziecko wskazało
nam właściwą drogę do siebie i wzajemnego zrozumienia.
— Nie wiedziałem o tym — powiedział cicho Detlev.
— Tak, tak, mój chłopcze, pewne rzeczy wyglądają całkiem inaczej,
gdy zedrze się z nich wierzchnią warstwę i dotrze do sedna. Ale odeszliśmy
od twojego problemu. Uciekłeś zatem przed piękną dziewczyną?
— Owszem, wydawało mi się, że z każdym dniem staje się dla mnie
i mojej wolności i niezależności coraz większym niebezpieczeństwem.
I dopiero teraz zdałem sobie sprawę, ile w mym rozumowaniu było racji.
Czy wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
Joachim w zamyśleniu spojrzał przed siebie.
— Tak, wierzę... kiedyś... dawno, dawno temu doświadczyłem na
własnej skórze, że istnieje taka właśnie miłość, gorąca, namiętna i... od
pierwszego wejrzenia.

background image

— Ja natomiast sądziłem do tej pory, że dwoje ludzi musi się
najpierw dość dobrze poznać, zanim poczują do siebie coś więcej. Teraz
\
66

v zrozumiałem, że to nieprawda. Myliłem się. Ty byłeś zawsze
Je . najlepszym przyjacielem, prawie ojcem, od kiedy przyjechałem do
m°h'e Jako dwunastoletni chłopiec. Nigdy nie uda mi się odwdzięczyć ci
016 dobro i miłość, jakimi mnie obdarzyłeś.
1 __ przecież to się rozumie samo przez się. Jako zarządca majątku
nawet obowiązek pomagać i wspierać mniej zamożnych członków
rodziny.
__ Może tak, jak robił to twój poprzednik, zanim ty nie zająłeś
jego miejsca? Z tego, co wiem, miał on zwyczaj trzymać twoją głowę
tylko na tyle nad wodą, abyś nie mógł się utopić i robił to tak długo, aż
zmęczyłeś się porządnie ustawicznym wyrywaniem się, by wystawić
głowę i zaczerpnąć odrobinę powietrza. A ty?>Czegoś ty dla mnie nie
uczynił w swej miłości i nieskończonej dobroci! Wychowywałeś mnie
i traktowałeś jak własnego syna. Oddałeś mi nawet w zarząd Greifen-
berg. Ustanowiłeś właścicielem tego majątku i tylko tobie zawdzięczam,
że moje dzieciństwo i młodość upłynęła spokojnie i beztrosko. To
wszystko, jeden Bóg wie, nie było bynajmniej twoim obowiązkiem.
— Nie kłóćmy się na ten temat. Nie jest najprzyjemniejszym
uczuciem świadomość, że opływa się w dostatki, podczas gdy inni ludzie
głodują. Doskonale zresztą wiesz, że mogłem ci bez żalu oddać
Greifenberg, gdyż mam wystarczająco duże dochody z pozostałych
majątków. Poza tym odciążasz mnie znacznie, zajmując się zarządem
Greifenbergu. Jak więc sam widzisz, głównym bodźcem mojego działa-
nia jest egoizm.
Hrabia Detlev ujął jego dłoń.
— Swoimi słowami ostatecznie przekonałeś mnie, że jestem twoim
dobroczyńcą, gdyż przyjmuję dobra, które mi wyświadczasz. Muszę
przyznać, że pod tym względem jesteś osobliwością tego świata,
w którym każdy woli brać niż dawać. Musisz jednak przyjąć słowa mojej
wdzięczności, wuju Joachimie.
— Przestań, zakończmy może ten temat! — powiedział gwałtownie
Joachim.
chciałbv
— No cóż, jak sobie życzysz. Chciałem jednak tylko przez
Powiedzieć, że ufam ci jak najlepszemu przyjacielowi. Dlatego
opowiedzieć ci, co mnie wygnało z Berlina. A może nie
Jesteś tym zainteresowany?
67

— Możesz być pewny, że interesuje mnie wszystko, co ciebie
dotyczy. Poznałeś zatem piękną, młodą damę, która wywarła na tobie
ogromne wrażenie, a która, jak sądzę, nie jest ci równa rodem.
— Tak jest, wujku Joachimie. Ma pochodzenie mieszczańskie
— nazywa się po prostu panna Reinold.

background image

Joachim drgnął, w zaskoczeniu nie potrafiąc zapanować nad
gwałtowną reakcją.
— Reinold?
Siostrzeniec spojrzał na niego przerażony.
— Co ci się stało? Czy powiedziałem coś złego?
— Nie, nic się nie stało... widzę jednak, że twój przypadek jest
beznadziejny, ponieważ w żyłach tej młodej kobiety nie płynie nawet
kropla szlacheckiej krwi.
— Tak, całkowicie beznadziejny — z głębokim westchnieniem
powiedział Detlev. — Dlatego też uciekłem, zanim nie było za późno.
— Jak ją poznałeś?
Detlev opowiedział wyczerpująco o ich pierwszym spotkaniu nad
brzegiem jeziora i o tym, jak niezapomniane i głębokie wrażenie
wywarła na nim jej bezradność, potem o kolejnym spotkaniu w pen-
sjonacie pani Wesemann i o tym, jak stawali się sobie coraz bliżsi,
i o czym rozmawiali.
Joachim przysłuchiwał się w napięciu. Wyraz jego oczu wskazywał,
że głęboko nad czymś rozmyśla: Jakież to dziwne, że jego siostrzeniec
w olbrzymim przecież Berlinie spotkał Lianę, właśnie ją! I że wywarła na
nim aż tak ogromne wrażenie!
— Teraz już wiesz, wuju Joachimie, dlaczego wróciłem do domu
o parę dni wcześniej. Teraz zamierzam wziąć się ostro do pracy
i zapomnieć o przyczynie, która wyprowadziła mnie z równowagi. To
powinno mi pomóc, nie sądzisz?
— Życzę ci, by zaoszczędzone ci zostały udręki nieszczęśliwej
miłości, co mężczyznom naszego pokroju niestety rzadko się udaje.
— Mówisz jakby z własnego doświadczenia, wujku Joachimie.
— Być może nie mylisz się, mój chłopcze. W każdym razie bardzo ci
współczuję i chciałbym móc ci w jakiś sposób pomóc. Teraz chodźmy
jednak do cioci Stefanii i Steffi. I one chcą się nacieszyć twoją
obecnością. — Obaj mężczyźni powrócili do salonu.

Stefania siedziała w fotelu z ręczną robótką i spojrzała na nich
7 lekkim uśmiechem.
Steffi natomiast zdążyła już dokładnie spróbować wszystkich prali-
, QLy tylko zobaczyła kuzyna, podbiegła do niego i uwiesiła się na
jego ramieniu.
J _ Czekoladki są wyśmienite, Detlevie! — pochwaliła.
Spojrzał na nią z góry z dobrotliwym uśmieszkiem.
— Cieszy mnie, że utrafiłem w twoje gusta.
Usiedli w czwórkę przy stole i Steffi ponownie zaczęła opowia-
dać o baronie Wachau. Wszyscy chcieli dowiedzieć się o nim czegoś
nowego.
Detlev rozmyślał nad tym, co powiedział mu Jan Wachau, gdy złożył
mu wizytę w sanatorium. „Gdy Steffi dorośnie i będzie gotowa do
małżeństwa, mój drogi Detlevie, przybędę do Rastenau jako pierwszy
z konkurentów. Los mi ją zesłał i zabiję każdego, kto stanie mi na drodze
do jej ręki. Ma wszystkie te cechy, które posiada kobieta moich marzeń.
Jest młoda, radosna i taka naturalna. Nie porusza się z wystudiowaną

background image

elegancją, jak inne szlachcianki, przypominające bardziej lalki niż
prawdziwego, żywego człowieka. Zawsze gotowa kroczyć przy mnie, na
dobre i na złe. Nie mdleje, gdy zauważy choćby najmniejszą przeszkodę
na sztucznie wygładzonej ścieżce swego życia. Nie, ona jest dzielna
1 odważna. I to mi się w niej właśnie podoba."
Joachim był tego wieczora dziwnie cichy i milczący. Nie zauważył
nawet, że żona raz po raz obrzuca go ukradkowymi spojrzeniami. Nie
Pytała, co go martwi, widziała jednak, że od paru dni coś mu ciąży na
duszy.
On tymczasem krążył jeszcze myślami wokół dzisiejszej rozmowy
2 Detlevem. Cóż za dziwne zrządzenie losu, to ich spotkanie! Bardzo
Poruszył go fakt, że Detlev zakochał się w Lianie. A jeżeli i ona go
Pokochała? Niespokojnie podszedł do otwartego okna. Zapach kwit-
nącego bzu obudził w jego pamięci wspomnienia z odległej, lecz jakże
łownej przeszłości. Jego myśli zwróciły się ku Lianie. Och, jak dobrze
ozumiał Detleva! Liana tak bardzo przypominała swoją matkę,
^spokojnie potarł ręką czoło.
Nagle poczuł, że ktoś gładzi go delikatnie po ramionach; wzdrygnął
> zebrawszy w sobie wszystkie siły, wrócił do rzeczywistości.

68
69

— Wspaniały wieczór, Joachimie — powiedziała jego żona spokoj-
nym, pełnym ciepła i miłości głosem. Instynktownie wyczuwała, że jej
mąż cierpi, i chciała mu okazać, że jest gotowa, by pomóc mu udźwignąć
przytłaczający go ciężar.
Powoli odwrócił się w jej stronę. Jego twarz zaniepokoiła ją swą
bladością, oczy mu płonęły. Och, jak chciałby powiedzieć jej w tej chwili,
co go dręczy już od tylu lat i nie daje ani chwili spokoju! Z pewnością
zrozumiałaby go i... wybaczyła. Nie miał jednak prawa, nie mógł! Nie
może przecież obarczać jej ciężarem, który dla niego samego był trudny
do utrzymania.
Podniósł jej dłoń do ust.
— Masz rację, Stefanio, wieczór jest naprawdę prześliczny. Przy-
prawia o prawdziwy zawrót głowy. Może lepiej będzie, gdy zamkniemy
okno — powiedział.
Wiedziała, że próbuje odwrócić jej uwagę od swojego dziwnego
zachowania, lecz mimo to pomogła mu zamknąć okno.
Steffi tymczasem pogrążona była w żartobliwej rozmowie z kuzy-
nem. Jej śmiech uspokajał chaotyczne myśli i pozwalał mu zapomnieć
o głęboko skrywanej tęsknocie za Lianą.
Po chwili hrabina zwróciła się do córki:
— Myślę, kochana Steffi, że już najwyższy czas, byś udała się do
swojego pokoju i położyła się spać.
— Czy rzeczywiście jest już tak późno?
— Tak, moje dziecko. A młodzi ludzie potrzebują dużo snu. Już
i tak, ze względu na odwiedziny Detleva, siedziałaś z nami o godzinę
dłużej niż zwykle.

background image

— Czuję się jak w wojsku. Wieczorny capstrzyk! No cóż... dob-
ranoc, mamo.
— Dobranoc, moje drogie dziecko.
Podeszła też do ojca, ucałowała go serdecznie, a on czule pogładził jej
okrągłe policzki i lśniące włosy.
Detlevowi z godnością podała rękę.
— Zobaczę cię jeszcze jutro rano, przed twoim wyjazdem do
Greifenbergu?
— Mam nadzieję, że tak, jeżeli nie będziesz zbyt długo spać.
Wyjeżdżam koło dziewiątej.

Och o tej Porze jestem już od dawna na nogach. A zatem,
i miłych snów. Mam nadzieję, że nie przejadłaś się
ii i nie przyśnią ci się kandyzowane koszmary — przekomarzał
L n'ią żartobliwie.
S1? L___ gojeniu żołądkowi nie zaszkodziłyby nawet kamienie, jest
trzymały- Zatem dobranoc i przyjemnych snów.
Wy Pozostali patrzyli z uśmiechem, gdy wychodziła, po czym roz-
wiali jeszcze przez godzinę, zanim zdecydowali się udać na spoczy-
ncłc
Detlev nie położył się od razu do łóżka. Długo siedział przy oknie,
ukryty w swoim pokoju przed ciekawskimi spojrzeniami i palił papiero-
sa Jego myśli uleciały w kierunku Greifenberga. Wróci tam jutro
i podejmie przerwaną pracę. W Berlinie zrelaksował się odrobinę,
z takim też zamiarem tam pojechał, chciał przynajmniej trochę od-
począć przed początkiem sianokosów. I wrócił z przepełnionym miło-
ścią sercem. Nie poradzi sobie z tą miłością tak szybko, jakby chciał. Był
o tym głęboko przekonany.
„Muszę to w sobie zwalczyć. Przecież nie mogła mi panna Reinold
utkwić aż tak głęboko w sercu. Jeżeli nie zobaczę jej przez dwa, trzy
tygodnie, opadnie ze mnie jej czar i urok. Chciałbym tylko wiedzieć,
czy i jej mój nagły wyjazd sprawił taki ból, jak mnie. Przestań wreszcie
o niej myśleć. Detlevie!" — złajał samego siebie. Jego nieposłuszne
myśli ciągle wracały do Liany, jej uroczej, pełnej słodyczy towarzyszki
i uroczych oczu.
Następnego dnia, po śniadaniu Steffi odprowadziła kuzyna do
samochodu, którym miał udać się do Gerifenberga.
. etley serdecznie pożegnał się z wujem i ciocią. Steffi natomiast
wiesiła mu się na szyi i skakała, nie mając dla niego litości.
t~T Cnetniej pojechałabym z tobą do Greifenberga niż została
KifJ',Wlerz m* Detlevie. Zanudzę się tu na śmierć z kochaną Malwinką.
si? znowu zobaczymy?

71
70

— Najpóźniej w niedzielę, o ile nie zjawisz się wcześniej w Greifen-
bergu.

background image

— Zobaczymy, co się da zrobić. Chciałabym ponownie poje-
chać z tobą do S., na koncert. Czy nie moglibyśmy tam pojechać
w niedzielę?
S. było niewielkim kurortem, położonym w pobliżu Greifenbergu.
— Bardzo chętnie, Steffi. Porozmawiamy o tym jeszcze w niedzielę.
— Tak też uczynimy. I nie bój się. Założę moją najbardziej
elegancką sukienkę i obiecuję, że nie przyniosę ci wstydu.
— Jeżeli o mnie chodzi, mogłabyś być ubrana tak jak teraz.
Krytycznie spojrzała na białą sukienkę, okrytą również białym
fartuszkiem.
— No cóż, tu w Rastenau o tak wczesnej porze nikomu nie
przeszkadzają moje domowe sukienki. Gdzie indziej jednak mogłyby się
za bardzo wyróżniać.
— Może masz rację, Steffi... teraz jednak muszę się pospieszyć. Do
zobaczenia!
— Do widzenia, Detlevie! — krzyknęła Steffi biegnąc przez chwilę
przy samochodzie, po czym zwróciła się w stronę ogrodu, gdzie czekała
już na nią panna Riickauf.
Hrabia Joachim pozostał w swojej pracowni i stał obecnie przy
oknie, przyglądając się scenie pożegnalnej. Uważnie śledził zachowanie
siostrzeńca. Ustawicznie myślał o jego wczorajszym wyznaniu.
Gdy po paru dniach otrzymał wiadomość od Liany, że przyjęła
posadę w Brinkenhof, miał uczucie, jakby wyzwał los na pojedynek.
Nie starał się przekonać Liany do zmiany podjętej decyzji, co powinien
był uczynić w interesie Detleva. Zrobił coś wręcz przeciwnego — po-
chwalił Lianę za jej dojrzałe zachowanie.
Po wysłaniu listu do niej, zamyślił się, błądząc nieobecnym wzro-
kiem po położonym za oknem parku. Wreszcie ocknął się, podniósł
dumnie głowę i udał się do biblioteki zamkowej. W przyległym pokoju
znajdowało się tajne archiwum, do którego wszedł zdecydowanym
krokiem. Pozostał tam przez godzinę, przeszukując zachłannie papiery
i akta. Nie znalazł jednak tego, czego szukał. Ostatecznie opuścił
archiwum, nie był jednak zadowolony, a jego napięta twarz wyrażała
ponure zdecydowanie.

rzeczy ich własnemu biegowi. Jeden Bóg wie, dlaczego
Na pewno też skieruje sprawy ku lepszemu."
łączy
A inip iazdy Detlev dotarł do zamku Greifenberg. Nie był on
Po eoQzini J J

. , , • j t

- od Rastenau, jego rozległe ziemie sąsiadowały
, z terenami wchodzącymi w skład majątku Greifenberg.
bOWNiezbyt duży zamek okazał si? przepiękną budowlą, położoną
lowniczo na szczycie wzniesienia, nie tak wysoko jednak jak zamek
Rastenau. Wąska ścieżka wiodła prosto do bramy, przez ruchomy most,
który przed wielu laty służył celom obronnym.
Greifenberg nie był tak przestronny i umeblowany z takim smakiem
i przepychem jak zamek w Rastenau. Przez wiele lat, zanim Detlev się do
niego wprowadził, pozostawał opuszczony, nikt nie chciał w nim

background image

zamieszkać. Hrabia Joachim kazał go jednak odpowiednio przygoto-
wać, umeblował go wygodnie i przytulnie, a potem dopiero wskazał go
na stałą siedzibę swojemu siostrzeńcowi. Stare meble zostały fachowo
odnowione. Dzięki temu pokoje zachowały swój dawny urok. A Det-
levowi niezwykle spodobał się jego nowy dom i tu właśnie czuł się
najlepiej.
Staną} przy oknie i rozejrzał się po znajomej okolicy.
„Wspaniale jest być znowu w domu — pomyślał — naprawdę
wspaniale. Niczego mi nie brakuje poza... poza młodą kobietą,
która dzieliłaby ze mną to wszystko, co mam. Wujek Joachim nie
zdaje sobie sprawy, jakie dał mi bogactwo, przekazując ten majątek
w moje ręce, bym nim zarządzał jako jego właściciel. Jestem na-
prawdę zadowolony i szczęśliwy, że los tak mi sprzyja i nie zamieniłbym
się w tej chwili nawet z królem. Jednego jednak jestem pewny... moje
szczęście nie będzie pełne, dopóki nie wprowadzę do domu... Liany
Reinold."
Gdy spostrzegł, że jego myśli znów wróciły ku niej, postanowił
Przerwać bezczynność, udał się do swego pokoju i przebrał się w strój
0 jazdy konnej. Postanowił zrobić jeszcze przed obiadem małą
Przejażdżkę po ziemiach należących do Greifenbergu, by zobaczyć,
Jakim są stanie i czy w czasie jego nieobecności nie zostały zaniedbane.
s H droc*ze spotkał sąsiada, pana von Brinkena. Przywitali się bardzo
ecznie mocnym uściskiem dłoni. Pan Brinken był właścicielem

72
73

ziemskim, skromnie ubranym, o przyprószonych siwizną włosach
i pełnych dobroci, niebieskich oczach.
— Dzień dobry, drogi hrabio! No i co, udało się panu wrócić
zdrowym z tej świątyni grzechu, jaką jest Berlin? Sądziłem, że planował
pan powrót dopiero na przyszły tydzień.
— Nie dawała mi spokoju tęsknota za domem, panie Brinken. Już
wczoraj byłem w Rastenau i pozostałem tam do dzisiejszego poranka.
— Cieszę się, że pan wrócił. A co nowego słychać w Rastenau? Czy
wszystko po staremu?
— Dzięki Bogu, wszystko dobrze. Tylko wujek Joachim wydaje się
zmęczony i przepracowany.
— Nic dziwnego. Pracuje za dużo, ale też i ma dużo do zrobienia.
Tak olbrzymi majątek jest wspaniałą rzeczą, a bogactwo nie przynosi
wstydu. Chociaż, muszę przyznać, wydaje mi się, że ja jestem w lepszej
sytuacji niż on, mimo że moje dobra nie sięgają dalej niż na wyciągnię-
cie ręki. Ale co mamy robić ze skarbami, które pożerają mole i rdza.
Trzeba się nimi zająć. Na szczęście moja mała, biedna Hania jest tak
mało wymagającym, skromnym stworzeniem, że dla niej wystarczy,
będzie jej aż nadto.
— Jest pan najbogatszym człowiekiem pośród innych bogatych,
panie Brinken. Pańskie zadowolenie z życia i uśmiech na twarzy są
bardziej godne zazdrości niż wszystkie ziemie tego kraju. W Brinkenhof

background image

jest zawsze tak miło i przyjemnie, naprawdę wspaniała atmosfera,
człowiek czuje się jak u siebie w domu.
— Bardzo mnie cieszą pana słowa, hrabio. Tym samym utwier-
dził mnie pan w przekonaniu, że się panu u nas podoba i chętnie pan
z nami przebywa. Proszę zatem przyjść do nas w najbliższym czasie
i proszę się w ogóle częściej pokazywać. Na kiedy mam zatem pana
zapowiedzieć moim damom? Przyda im się trochę rozrywki.
— Jak tylko znajdę parę wolnych chwil. Jak się czuje panienka
Hanna?
— Jak zwykle. Nigdy się przecież na nic nie skarży, jak pan
zresztą dobrze wie. Z wzruszającą cierpliwością przyjmuje swój ciężki
los, wyznaczony jej przez Boga. Nie mówmy zresztą o tym, bo słowa
i tak nic nie zmienią. Ale żona i ja wpadliśmy na doskonały po-
mysł. Postanowiliśmy zatrudnić młodą kobietę, która dotrzymywa-

arzystwa Hannie. Nie chcemy bowiem, by nasza córka dłużej
wała w samotności.
n tak, to naprawdę doskonały pomysł!
Prawda? Że też nie wpadliśmy na to wcześniej! Hanna bardzo się
No ale nie chcę zatrzymywać pana zbyt długo. „Pańskie oko
C1CS^ tuczy!" Ciekaw jestem, jakie będą tegoroczne sianokosy? Nie chcę
jednak zapeszać!
J _ jak dotąd wszystko idzie dobrze. Byle tylko po samym
koszeniu, utrzymała się taka dobra, bezdeszczowa pogoda... Pokażę
się zatem u państwa w ciągu najbliższych dni. Najbardziej pasowałby
mi wieczór.
_ Nam również. A zatem do zobaczenia już wkrótce.
Uścisnęli sobie serdecznie dłonie i rozjechali się każdy w swoją
stronę.
Detlev musiał przejechać przez las, by dotrzeć do bardziej oddalo-
nych pól'i łąk. W czasie przejażdżki jego myśli ponownie podążyły
ku Lianie Reinold. W jego uszach ponownie zabrzmiał jej dźwięczny
głos, przed oczami ujrzał jej uroczą twarz, rozjaśnioną słodkim,
urzekającym uśmiechem. Nie miał wątpliwości, że mimo, iż spędził z nią
zaledwie parę dni, parę wspólnych godzin, chciałby z całego serca, by
została jego żoną.
Niespokojne parskanie konia wyrwało go z pełnych tęsknoty
marzeń. Skręcił gwałtownie cugle, przyśpieszył i w zawrotnym galopie
wyjechał z lasu na pola. Miał tu przecież tyle pracy, która pomoże mu
zapomnieć o niedozwolonych pragnieniach i marzeniach.
dni później po ozdobionej kwiatami werandzie, otacza-
niewielki pałacyk należący do majątku Brinken, przechadzała
ol ,anna Von Brinken, przystając koło każdej donicy i troskliwie
3 ając pielęgnowane rośliny, wyhodowane na jej specjalne życzenie.
na m°8te ich doglądać, chodząc powoli od jednej do drugiej, wsparta
do k °1C u^acn- %ła poważnie sparaliżowana i skazana na kalectwo
nca życia. Przed dwoma laty została najechana przez ciężarówkę,

74

background image

75

a jej stopa wpadła akurat pod jedno z kół. Była tak poważnie
uszkodzona, że postanowiono ją amputować. Jednak jeden z najlep-
szych lekarzy zaprotestował i uratował nogę dziewczynki, która, mimo
iż była zmiażdżona, zrosła się i Hanna mogła chodzić, choć wymagało to
od niej siły i wytrzymałości i było naprawdę męczące.
Hanna nie była ładną dziewczyną. Miała płaskie czoło, zbyt
wystające kości policzkowe i szeroki nos. Usta były trochę za duże,
jednak gdy Hanna się uśmiechała, odsłaniała równe rzędy wspaniałych,
białych zębów. Jej głowę otaczały długie czarne i proste włosy. Nie była
zbyt wysoka i nie posiadała niezbędnego kobietom wdzięku. Jednak,
mimo iż natura potraktowała nieco po macoszemu owo biedne
stworzenie, miała w sobie dwa atrybuty: szczupłe, delikatne ręce
i ciemne, pełne miłości, urzekające oczy.
Słońce zniżało się już ku zachodowi, gdy Hanna zakończyła swoją
pracę. Sięgnęła po kulę i powoli skierowała się do pokoju, by wymyć
ręce i przebrać się. Gdy już się z tym uporała i wyszła z pokoju, spotkała
matkę. Była to skromna i nie najładniejsza kobieta. Od razu uderzało
podobieństwo między nią i córką.
Pani Ina Brinken z czułością objęła ramiona Hani, chcąc pomóc
córce.
— Dokąd chcesz pójść, Haniu?
— Na werandę, jeszcze na chwilkę, mamusiu. Jest jeszcze całkiem
ciepło. Masz dla mnie może chwilkę czasu?
— Tak, kochanie, aż do powrotu taty. Zachowaj cierpliwość,
Haniu, już niedługo będziesz miała koleżankę. Nie będziesz już taka
samotna.
— Strasznie się cieszę na przyjazd panny Reinold, mamusiu. Jej
zdjęcie bardzo mi się podoba.
— Mam nadzieję, że i ona sama spodoba ci się tak bardzo, jak jej
fotografia. No chodź, u§iądź sobie wygodnie tutaj, na fotelu.
Matka chciała przysunąć córce wygodny fotel, choć wiedziała, że
Hanna nie lubi, gdy traktuje się ją jak chorą.
— Mamusiu, ja wolę postać sobie przez chwilę. Ty jednak musis/
czuć się zmęczona — po czym popchnęła matkę delikatnie, ale
stanowczo w kierunku krzesła.
Odwróciła się ku polom.

T tuś wraca! — po chwili jednak z ożywieniem ujęła rękę matki.
Cre jedzie sam, jest z nim hrabia Detlev!
""" l- Dotrzymał więc danego słowa.
On nigdy nie łamie raz złożonej obietnicy.
H Cieszysz się z jego odwiedzin?
u rma nrzytaknęła z głębokim westchnieniem,
rianii" y j

_ _ _

przecież wiesz, mamo — powiedziała spokojnie.
Ta młoda dziewczyna miała niezwykłą siłę ducha i potrafiła

background image

aoanować nad swoimi emocjami. Matka nie powinna zauważyć, jak
mocno bije jej serce na widok Detleva. Nikt zresztą nie powinien zwrócić
na to uwagi, a już z pewnością nie on.
Hanna pokochała go przed dwoma laty, zaraz po tym, jak sprowa-
dził się do Greifenbergu. Był to akurat okres, kiedy stawiała pierwsze
kroki po wypadku. Starała się z całych sił nie okazać i tak już
zmartwionym rodzicom, jak bardzo cierpi. I wtedy pojawił się Detlev.
Słyszał o nieszczęśliwym wypadku i wyraził jej swoje współczucie. Od
tego czasu zaglądał do Brinken coraz' częściej, za każdym razem
przywożąc jej małą niespodziankę. Były to kwiaty, książka lub nowe
nuty, gdyż razem grali na fortepianie. Jednym słowem starał się
poprawić jej sampoczucie i nastawienie do życia.
Wtedy zaczęła się dla niej udręka związana z nieodwzajemnioną
miłością.
„Gdybym nie miała wypadku i była zdrowa — myślała — nie
interesowałby się mną wcale, jestem przecież taka brzydka. Unikałby
nawet przyjazdu do Brinken jak inni młodzi mężczyźni, którzy boją
się chyba, że wiązałabym z nimi jakieś nadzieje. Ponieważ teraz jestem
sparaliżowana, wie, że nigdy nie będę dążyć do tego, by zostać jego żoną.
0 ° jak moje nieszczęście przyniosło mi odrobinę szczęścia. Nie ma
ego złego, co by na dobre nie wyszło?"
nad • *=0 bezinteresownie, nie wiążąc z nim żadnych życzeń ani
Hio Zlei> tal< Jalc kocha się słońce tylko za to, że jest. Tak jak słońce był
dla^J ^osiągalny.
Przyj H° t0 •'e<^na^ JeJ oczy błyszczały niepohamowaną radością z jego
p. . si? cieszę, że znowu nas pan odwiedził!
-iłowałjej r?ke.

77
76

— Pierwsze wolne chwile, jakie udało mi się wygospodarować
należą do pani, panno Hanno. I mam zamiar pozostać tu przez cały
wieczór, pod warunkiem, że matka pani poczęstuje mnie kromką chleba
z masłem i filiżanką herbaty.
— Niech się pan nie martwi, sądzę, że znajdzie się i coś do chleba.
Trzeba umieć cieszyć się z rzadkich świąt. Bo każde pana przybycie jest
dla nas małym świętem — powiedział z zadowoleniem pan von Brinken.
— Mój mąż ma rację, panie hrabio.
— Nie chciałbym jednak sprawiać pani kłopotu swoimi odwiedzi-
nami.
— Ależ nie sprawia mi pan najmniejszego kłopotu! To po prostu
mój mąż nie jest zbyt zadowolony, gdy po całym dniu pracy na dworze
częstuję go chlebem z masłem i herbatą.
Detlev usiadł naprzeciw Hanny, która spoglądała na niego z rado-
ścią. Z szerokiej kieszeni swej kurtki do konnej jazdy wyciągnął książkę.
— To najnowsza powieść pani ulubionej pisarki, panno Hanno.
„To jest coś dla twojej przyjaciółki" — pomyślałem od razu, gdy ją
dostrzegłem na wystawie jednej z berlińskich księgarni. Mam nadzieję,

background image

że czytanie jej dostarczy pani wiele przyjemności.
Hanna z błyszczącymi oczami sięgnęła po książkę.
— Och, tak się cieszę! Jak to miło z pana strony, Detlevie, że pan
o mnie pomyślał. Otworzyła książkę i zauważyła, że na pierwszej stronie
napisał jej dedykację:
„Mojej dzielnej przyjaciółce Hannie, by rozjaśnić najsmutniejsze
godziny jej dnia.
Detlev Rastenau."
Uśmiech rozjaśnił jej twarz. Wyciągnęła do niego rękę.
— Dziękuję, bardzo panu dziękuję, Detlevie, za książkę, za to, że
pan o mnie myślał, a przede wszystkim za dedykację. Bardzo mnie
cieszy, że nazywa mnie pan swoją przyjaciółką.
— Czyżbym się mylił? Nie uważa mnie pani za godnego pani
przyjaźni?
— Och, na Boga, nie! Jestem pana oddaną przyjaciółką. Bardzo
bym chciała móc jakoś pana o tym przekonać.

Brinken przysiadła się do Hanny i hrabiego.
°« ał już pan najnowsze wiadomości, hrabio? Do Hanny
"7~-dfa dama do towarzystwa.
prZyJL Teraz stanę się bardzo dystyngowaną, wytworną panien-
"""• mogącą się obejść bez damy do towarzystwa — zażartowała
ka. nie nw&i *
Mam nadzieję, że pani towarzyszka jest młoda i sympatyczna
• będzie potrafiła panią rozweselić.
__ QWSzem, jest młoda i bardzo ładna. Wybrałam najładniejszą
ośród wszystkich. Otrzymaliśmy bowiem aż dwadzieścia ofert.
_ j z dwudziestu kobiet wybrała pani najładniejszą. To bardzo
obiecujące.
_ Hanna chciała mieć przy sobie ładną dziewczynę — powiedziała
pani Brinken z głębokim westchnieniem.
_ Mama nie bardzo się ze mną zgadza. Najchętniej sprowadziłaby
tu jakąś brzydulę. Ale nawet jeżeli Bóg poskąpił mi urody, nie muszę być
chyba skazana na otaczanie się brzydotą. Chciałabym móc patrzeć na
ładną twarz.
— Kto pani powiedział, że jest pani brzydka?
Spojrzała na niego rozszerzonymi ze zdziwienia oczami.
— Mój najszczerszy przyjaciel — moje lustro.
— I jeżeli ono pani powiedziało, że jest pani brzydka, nie pozostaje
mi nic innego, jak stwierdzić, że jest ono niegodnym kłamcą. Niech pani
dokładnie przyjrzy się swym pięknym oczom, zdrowym, białym zębom
i delikatnym rękom... nie ma w nich nic brzydkiego, tym bardziej że
posiada pani głębokie, kochające i takie dzielne serce.
Bardzo panu dziękuję, Detlevie, bo sprawił pan swymi słowami
ogromną radość mamie. Ona ma straszne pretensje do losu, że obdarzył
Ja tak brzydką córką.
ani v°n Brinken podniosła się i gwałtownie pokręciła głową, chcąc
^przeczyć jej słowom.
tylko...

background image

Q J

. ' **»»* j O J O Włi.1.1*-'

T ł ±1 J \SJ Ł^VLJ4 V+Ui-iW4J.lJ Ł TT W,. ^r
^SMKLl^S »• Łłił-ł
ieH u*13 . ' Powiedziała gwałtownie: — Bardzo przepraszam, muszę
jednak
H zajrzeć do kuchni.
nna Patrzyła na oddalającą się matką ze smutkiem.
mnie jesteś i zawsze będziesz piękna, Haniu, gdybyś
urwała, gdyż głos odmówił jej posłuszeństwa. Opanowała

79
78

— Biedna mama! Bardzo cierpi z mojego powodu, o wiele bardziej
niż ja. Nie chce i nie może uwierzyć, że jestem całkiem zadowolona
z losu, jaki przypadł mi w udziale.
— Zadowolona? Jest pani odważna i bardzo, bardzo dzielna,
Hanno. Podziwiam panią często, gdy stara się pani przekonać rodziców,
że jest pani szczęśliwa, by nie cierpieli jeszcze bardziej. I dlatego też tak
bardzo panią szanuję i jestem bardzo dumny, że darzy mnie pani swoją
przyjaźnią. Jest pani wspaniała.
— Pańskie słowa podnoszą mnie na duchu, Detlevie. Prosię uważać
mnie zawsze za swoją przyjaciółkę. Niech mnie pan nie opuszcza nawet
wtedy, gdy pewnego dnia spotka pan i pokocha jakąś piękną kobietę.
O mnie pańska żona z pewnością nie będzie zazdrosna. To jest dobra
strona mojej brzydoty i kalectwa — powiedziała spokojnie Hanna.
W głębi serca nigdy nie miała nadziei, że spełnią się jej marzenia o tym,
by Detlev obdarzył ją miłością.
— Jeżeli jeszcze raz nazwie pani moją przyjaciółkę Hannę brzydulą,
będę naprawdę zły i nie powrócę już nigdy do pani domu! — powiedział
z wyrzutem.
— O, z pewnością nie chcę się narażać na wybuch pańskiego
gniewu.
— No dobrze, możemy iść na ugodę. A co się tyczy mojej przyszłej
żony, musi być i ona pani oddaną przyjaciółką, w przeciwnym bowiem
razie nigdy nie dojdziemy do porozumienia. Tymczasem jednak nie
myślę jeszcze o małżeństwie.
— Być może stanie się to szybciej, niżby pan sobie tego życzył.
— Nie odpowiada mi ten temat. Czy możemy zmienić go na
jakikolwiek inny? Na przykład poplotkować o pani nowej towarzyszce.
Kiedy przybędzie do Brinken?
— Nie przypuszczał nawet, jak bardzo ten temat związany jest
z poprzednim, którego tak bardzo pragnął uniknąć.
— Jutro w południe' Pochodzi z Berlina. Bardzo się cieszę z jej
przyjazdu i mam nadzieję, że jest równie sympatyczna, jak ładna.
Początkowo nie chciałam, by rodzice angażowali kogoś obcego. Tata
ma wystarczająco dużo kłopotów, by wypłacić wszystkim robotnikom
wynagrodzenia za ich pracę. Rodzice jednak upierali się przy tym

background image

pomyśle. A młoda kobieta, którą zdecydowaliśmy się zatrudnić w ogóle
80

pobierać pensji. Ma swój niewielki majątek i chodzi jej przede
016 ° tkim, by znaleźć u nas dom. Pragnie, byśmy przyjęli ją do naszej
ws^. jeSt sierotą i nie ma nikogo. W każdym razie będę próbować
r° Z1yiaźnić się z nią. Jestem taka szczęśliwa, gdy ktoś znajdzie trochę
walnego czasu i zdecyduje się poświęcić go dla mnie.
_ Bardzo jestem ciekaw, jak wam się będzie razem układać.
__ Możemy siadać do stołu, panie hrabio. Mój mąż nie może się
już doczekać i depcze mi po piętach, marudząc, że jest głodny
_ powiedziała pani von Brinken, która akurat wróciła z kuchni.
W tym też momencie pojawił się pan domu.
_ Jestem głodny jak wilk. Zjadłbym konia z kopytami, gdyby nie
fakt, że i tak nie mamy ich zbyt dużo — stwierdził żartobliwie.
Hanna podniosła się i oparła na ramieniu ojca. Wszyscy udali się do
pięknie urządzonej jadalni.
Przy stole panował niezwykle miły nastrój. Detlev zawsze czuł się
dobrze w kręgu rodziny Brinkenów, która zachowywała się tak
naturalnie, bez wymuszonej grzeczności. Sądził, że nie udają do niego
sympatii, lecz szczerze go lubią.
Po posiłku Hanna i Detlev zasiedli przy fortepianie. Hanna była
prawdziwą artystką.
Tak też minął wieczór. Detlev dziwił się, że aż tak szybko uciekał czas
w towarzystwie tych miłych ludzi.
— Za państwa pozwoleniem pozwolę sobie wkrótce złożyć kolejną
wizytę w waszym domu — powiedział przy pożegnaniu.
Trzymamy pana za słowo, drogi hrabio. Zawsze bardzo się
cieszymy z pańskich wizyt — z tymi słowami pan von Brinken
odprowadził miłego gościa do wyjścia.
Hanna stała przy matce na werandzie i machała mu na pożegna-
odczas powrotnej jazdy do domu, myśli hrabiego Detleva krążyły
wokoł niedawno zakończonej wizyty.
» YC może przy boku takiej kobiety jak Hanna zapomniałbym
sern o Lianie Reinold. W jej obecności zapomina się o wszystkich
lest i7CZn^ck życzeniach. Muszę mieć jednak zdrową żonę, a i Hanna
le, r , d°bra i zasługuje na coś więcej, niż zostać żoną człowieka, który
81
°cha i który stara się przy niej zapomnieć o innej."
donikąd

Natomiast Hanna, zaraz po odjeździe Detleva, udała się do swego
pokoju. Stanęła przy lustrze i obrzuciła się krytycznym spojrzeniem
Po chwili uśmiechnęła się smutno do swego odbicia i skinęła melan-
cholijnie głową.
„Cóż, jak na przyjaciółkę nie jesteś zbyt brzydka, Hanno. Nie
przeszkadza w tym nawet twoja sparaliżowana noga. Przeszkadzają
one jednak w zdobyciu miłości" — pomyślała. — „Czy jednak
pomogłaby mi w czymś uroda? Kto wie, czy i wtedy mógłby mnie

background image

pokochać. A gdybym była ładna, a on i tak by mnie nie kochał, sytuacja
byłaby o tyle gorsza, że jego przyszła żona nie mogłaby ścierpieć jego
przyjaźni do mnie. A bez niej nie potrafiłabym już chyba żyć."
Wzięła do ręki książkę, którą jej przywiózł i ponownie przeczytała
dedykację. „Mojej dzielnej przyjaciółce...", wyszeptała i z uczuciem
przycisnęła książkę do serca.
Pan von Brinken oczekiwał na stacji na przyjazd Liany. Przywitał ją
serdecznie i zaprowadził do powozu, który miał ich zawieźć do domu.
Był poruszony do głębi jej urodą. Przysłana przez nią fotografia
w najmniejszym bowiem stopniu nie oddawała całego jej uroku, jak
i wdzięku całej jej postaci.
Uprzejmie pomógł jej wsiąść do powozu, sam siadł na koźle, by
powozić końmi.
— Za piętnaście minut dojedziemy do celu, panno Reinold. Mam
nadzieję, że miała pani przyjemną podróż i nie czuje się bardzo
zmęczona? — powiedział.
Liana pokręciła przecząco głową, uśmiechając się do niego uprzej-
mie.
— Nie, nie jestem zmęczona, panie von Brinken.
Konie równym kłusem ciągnęły powóz drogą prowadzącą wprost do
Brinkenhof. Liana z zachwytem przyglądała się prześlicznemu krajob-
razowi, ciesząc się, że zamieszka wśród drzew i zieleni.
Była już spokojniejsza. Cieszyło ją, że wujek Joachim poparł jej
decyzję, świadomość ta przynosiła jej ulgę. Miała też poczucie, że jest
82


nie*
• cjloc nie bezpośrednio, ale stara jej się z całych sił pomóc.
' 7e'li nie mogła z nim porozmawiać, wiedziała, że jest blisko
^Terwuje ją, co było dla niej dużą pociechą.
' ° r ła się szczęśliwa, że zdołała wreszcie opuścić Berlin; w stolicy
'ała się nieustannie, że może, choćby przez przypadek, spotkać
° • Bartels. Kobieta ta wydawała się jej uosobieniem wszystkiego
ł e i do tej pory wzdragało się na wspomnienie krzywdy, jaką
/adziła jej „opiekunka". Jadąc do Brinkenhof marzyła jedynie, by
łyskać tam spokój, opiekę i przyjazne przyjęcie.
Pani von Brinken wychodziła akurat z obory, gdzie doglądała
chorej krowy, gdy powóz wjechał na dziedziniec i zatrzymał się przed
wejściem. Podeszła do przybyłych i gdy spojrzała na uroczą i piękną
dziewczęcą twarz, jej serce ścisnął mimowolny dreszcz zazdrości
i bólu. Jak niekorzystnie wyglądać będzie Hanna w obecności tej
przepięknej kobiety! Zauważyła też, że panna Liana ma na sobie
elegancki kostium. Ogólnie nowo przybyła wywarła na niej dobre
wrażenie. Pozdrowiła ją przyjaźnie i poprosiła, by poszła za nią do
pokoju córki. Męża natomiast wysłała do obory, by sam niezwłocznie
przyjrzał się chorej krowie.
Liana przeszła za panią von Brinken przez duże drzwi wejściowe,
długi hol, przyozdobiony wieńcami dożynkowymi z zeszłorocznych

background image

zbiorów i kilka z gustem umeblowanych pokoi.
Hanna, jak zwykle w pogodne, słoneczne dni, siedziała na weran-
dzie, w wiklinowym fotelu. Podniosła się, gdy tylko zauważyła wcho-
dzącą matkę, prowadzącą za sobą Lianę.
Panno Reinold, oto moja córka Hanna — powiedziała pani von
Brinken.
Liana szybko podeszła do Hanny, nie chcąc, by chora wstawała.
~- Proszę, niech się panienka nie podnosi — poprosiła ze szczerą
troską w głosie.
Hanna spojrzała na nią z uśmiechem.
~- Chodzenie nie sprawia mi bólu. Nie poruszam się co prawda
szybko, lecz i tak sprawia mi to ogromną przyjemność. Serdecznie
'4 witam, panno Reinold, bardzo się cieszę, że pani do nas
hof *a' ^cz? Pani * s°bie> by spodobało się pani tutaj, w Brinken-
2 tymi słowami Hanna podała Lianie dłoń.
83

Liana poczuła się wzruszona powitaniem Hanny i jej miłym
sposobem bycia.
— Bardzo pani, dziękuję za miłe przyjęcie, panno Hanno. To, co do
tej pory udało mi się zobaczyć, bardzo mi się podoba. I dom,
i przepiękna okolica.
Pani von Brinken uznała za stosowne wtrącić się do rozmowy:
— Pozwoli pani, panno Reinold, że pokażę pani jej pokój.
Po czym zaprowadziła Lianę na pierwsze piętro, gdzie czekały na
nią ładnie urządzone pokoje. Po chwili wróciła na werandę. Hanna
czekała na nią i gdy tylko zobaczyła matkę,, objęła ją serdecznie. Jej
twarz promieniała szczęściem.
— Och, mamo, co za urzekające stworzenie! Człowiek czuje
się od razu zdrowszy i szczęśliwy, patrząc na tak piękną, pełną uroku
twarz.
Pani von Brinken w jednej chwili zapomniała o wszystkich dotych-
czasowych wątpliwościach. Otwarła serce Lianie, gdyż sama jej obec-
ność sprawiała radość jej córce.
— Jesteś więc zadowolona z twojej damy do towarzystwa?
— Jeżeli jest chociaż w połowie tak dobra i sympatyczna, jak
piękna, to tak. Przecież wiesz, że ładnym ludziom o wiele łatwiej jest
zdobyć moje serce.
— Miejmy zatem nadzieję, że posiada ona wszystkie te zalety,
których od niej oczekujesz, kierując się jedynie jej wyglądem.
Tymczasem Liana przyglądała się swym dwóm pokojom, w których
spędzić miała najbliższe miesiące. W sypialni stały meble z drzewa
wiśniowego. Białe zasłonki opadały w równych falbanach na szyby, co
wyglądało bardzo ładnie i estetycznie.
Mały salonik, urządzony w prawdziwym biedermeierowskim stylu,
podobał się jej jeszcze bardziej. W pokojach czuć było delikatny zapach
lawendy. Na biurku w stylowym wazonie stał bukiet czarnego bzu.
W jednym kącie pokoju stała sofa, a przed nią niewielki stoliczek.
Naprzeciwko znajdowała się niewielka, prześliczna szafka.
Liana była bardzo zadowolona z wyglądu swego nowego „króle-

background image

stwa". Odetchnąwszy z ulgą podeszła do otwartego okna i spojrza-
ła na duży ogród warzywny, za którym rozciągał się las, aż do
widocznych na horyzoncie gór.
84

awa-
noczuła, jak jej duszę ogarnia coraz większy spokój. Wyd
• że po długich latach tułaczki odnalazła wreszcie ojczyznę,
ło jej .' noWał pokój i radość. Tutaj też nie spotka człowieka, który
W A*') w jej sercu niespełnione uczucia. Nieustannie próbowała
° Z ieć o Greifenbergu. Ale jej myśli uparcie do niego powracały,
brzmiały w uszach jego pożegnalne słowa: „Nigdy pani nie
T na nigdy go nie zapomni, nawet tego nie chciała. Myślenie o nim,
wspomnienie jego dobrych oczu, dźwięcznego, męskiego głosu sprawia-
ło jej ogromną przyjemność. Był stale obecny w jej marzeniach,
sprawiając, że nie czuła się już samotna i opuszczona, jak gdyby
rzeczywiście był przy niej i opiekował się nią, tak jak wtedy... nad
jeziorem, gdy ją delikatnie podtrzymał, chroniąc przed nieuniknionym
upadkiem, patrząc przy tym współczująco swymi szarymi, pełnymi
ciepła oczami.
Z lekkim westchnieniem oderwała się od okna, szybko przygotowała
się do obiadu i zeszła na dół.
Kilka minut później Liana siedziała przy stole w otoczeniu rodziny
Brinkenów. Została przez nich tak serdecznie przyjęta, że nie wątpiła, iż
bardzo jej się tu spodoba i pokocha tych dobrych poczciwych ludzi.
Hanna starała się z całych sił sprawić, by nowo przybyła poczuła
się w Brinkenhof jak u siebie w domu. Z niesamowitym wyczuciem
skłoniła Lianę do opowiedzenia o sobie, co dało jej pewne
yobrażenie o jej dotychczasowym życiu. A pani von Brinken stopniało
rce, gdy dowiedziała się, że Liana straciła matkę, mając zaledwie dwa
~~ ° niedawna przebywała więc pani na pensji dla dziewcząt,
^ zonej przez panią Schópfling? — zapytała ze współczuciem.
_ p . a*> proszę pani — odpowiedziała nieco speszona Liana.
rno.,.niewa^ nie miałam domu, pozostałam tam tak długo, jak to było
~~ l nie ma już pani innych krewnych?
85

— Nie, krewnych nie mam już żadnych. Jedyna, jaką miałam
ciocia Lotta, zmarła, gdy miałam dwanaście lat. Przyjaciel moich
rodziców pomagał mi, jak długo tylko mógł. Jednak stosunki
rodzinne nie pozwoliły mu w dalszym ciągu troszczyć się o mnie
A ponieważ nie chcę i nie mogę pozostawać w samotności, szukałam
opieki i miłej rodziny, która zechciałaby mnie przyjąć do swojego
grona — Lianie nie przyszło łatwo opowiedzieć tym dobrym ludziom
o swym życiu. Nie mogła przecież wyjawić im wszystkiego, a nie chciała
kłamać.
— To bardzo rozsądne z pani strony, panno Reinold. Mam
nadzieję, że już niedługo poczuje się pani w Brinkenhof jak w domu.
Postaramy się pani z całego serca pomóc.

background image

Liana spojrzała z wdzięcznością w pełne dobroci oczy pani von
Brinken, która skinęła przyjaźnie, chcąc dodać jej otuchy. Wtedy Liana
uścisnęła jej rękę i podniosła do ust.
— Dziękuję pani serdecznie za dobroć, jaką mi pani okazała.
Po obiedzie Liana i Hanna przeszły na werandę. Obydwie młode
dziewczyny starały się jakoś do siebie zbliżyć, co udało im się po
niedługim czasie. Hanna podziwiała bez odrobiny zazdrości urodę
i elegancję Liany, ta natomiast odkryła, jak wspaniałym i prawym
stworzeniem jest Hanna. Jej sympatię pogłębiało dodatkowo współ-
czucie dla kalectwa Hanny. Otoczyła ją też tak serdeczną i taktowną
troską, że Hanna po raz pierwszy od czasu wypadku pozwalała się
komuś rozpieszczać.
Później poszły na spacer do ogrodu. Zawsze gdy Hanna prze-
chadzała się z obcym człowiekiem, miała wrażenie, że go ogranicza
swym powolnym krokiem. Liana nie pozwoliła jednak, by takie uczucie
się w niej zrodziło, z niezwykłym taktem potrafiła bowiem dostosować
się do tempa Hanny. Czasami zatrzymywała się, by przyjrzeć się
jakiemuś nie znanemu jej dotąd kwiatu, podziwiała otoczenie, które cały
czas zadziwiało ją swoim naturalnym pięknem, opowiadała z ożywie-
niem o Berlinie, jego bogatym życiu kulturalnym z jednej strony,
a wiecznym pośpiechu i ruchu ulicznym z drugiej.
— Czy nie będzie tego pani brakować w naszym spokojnym
Brinkenhof, oddalonym od wszelkich rozrywek, do których jest pani
przyzwyczajona, panno Reinold? — zapytała z niepokojem Hanna.
86

. nje będzie mi tu niczego brakować, w Brinkenhof jest tak
T or7ei wyobrażałam sobie wieś i zadziwiła mnie swoim
inat^fcj j
żalnym dla mieszczuchów pięknem.
niewy°° nasze ziemie są rzeczywiście piękne. I nie leżą aż tak daleko
~~~ świata. W pół godziny samochód dowiedzie panią do S.
0(* rLS nrzeżywa ono niezwykłe ożywienie, jest tam również mnóstwo
k kulturalnych, a ostatnimi czasy, od kiedy taką popularnością
roz , -g cieszyć sporty zimowe i w zimie można tam spotkać wielu
fa,H ' Odbywają się koncerty, czasami przedstawienia teatralne. Utrzy-
— mv też ożywione kontakty z sąsiadami. Mimo to jednak jest tu
mujerny

...... . , . , . .. it_

iewątpliwie spokojniej niż w mieście, co z pewnością w mniejszym lub
większym stopniu pani odczuje.
— Chyba jednak bardziej jako zaletę niż wadę. W zeszłym roku tak
często bywałam na koncertach i w teatrach, że przez długi czas nie będę
za nimi tęsknić.
Odkryły, że mają podobny gust i upodobania, co jeszcze bardziej je
do siebie zbliżyło.
Gdy doszły do ogrodzenia, zauważyły czworo dzieci z pobliskiej
wioski z upodobaniem wspinające się na drzewa. Pomachały Hannie
na powitanie. Miała ona zawsze przy sobie pudełko z czekoladkami,
które skwapliwie wykorzystywała przy takich właśnie okazjach. Roz-

background image

dzieliła między jasnowłose dzieci wszystkie cukierki, jakie miała,
i z zadowoleniem spostrzegła, z jaką przyjemnością je zjadają.
— Chyba bardzo kocha pani dzieci, prawda? — zapytała Liana.
- — Tak. A szczególnie ta czwórka jest mi bliska. Zdobyłam sobie
Prawo do ich miłości.
Po tych słowach z prostotą opowiedziała, jak doszło do wypad-
u, w wyniku którego stała się kaleką. Właśnie prostota jej opowiadania
uJ?ła Lianę najbardziej.
~~ Och, jakże dumna może być pani, że uratowała pani te malutkie
dzieci!
~~. Każdy by to zrobił na moim miejscu. Cieszę się tylko, że
j .Clerpiałam niepotrzebnie. Szczerze mówiąc, gdybym wiedzia-
0, e mój czyn będzie miał konsekwencje, prawdopodobnie nie
lek a akym si? na to. Nie podejrzewałam, że upadnę i zostanę ka-
na całe życie. Nie był to więc'absolutnie bohaterski wyczyn. Nie
87

jestem stworzona na bohaterkę. Porozmawiajmy jednak może o czymś
przyjemniejszym.
Liana poczuła w stosunku do Hanny głębokie współczucie, jakiego
dotąd nie odczuwała jeszcze do nikogo innego. Postanowiły na chwile
przysiąść, by odpocząć, po czym udały się do domu, by wypić herbatę
z rodzicami.
Gdy usiedli już do stołu, Liana z naturalnością, jakby to było
zrozumiałe samo przez się, zaczęła podawać napełnione herbatą fili-
żanki. Kazała pani von Brinken usiąść i pozwolić się obsłużyć. Hanna
i jej ojciec bardzo się z tego cieszyli, od dawna bowiem żyli w przekona-
niu, że pani Ina za dużo pracuje.
— Mamusiu, jak to dobrze, że wreszcie możesz przez chwilkę
odpocząć — powiedziała Hanna. Po czym, zwróciwszy się do Liany,
kontynuowała: — Mama ma stanowczo za dużo pracy, panno Reinold,
a ja niestety nie mogę jej za bardzo pomóc.
— Może ja mogłabym pani w czymś pomóc, pani Brinken? Bardzo
chętnie to uczynię, kiedy tylko pani będzie mnie potrzebowała — powie-
działa szybko Liana.
Pani von Brinken przecząco pokręciła głową.
— Nie, nie, dziękuję, poradzę sobie sama z pracą w domu,
tym bardziej że widzę, jak dobrze Hanna czuje się w pani towarzy-
stwie.
— Mimo jej oporu Liana przejęła jednak część jej obowiązków,
czemu pani von Brinken zdecydowanie się sprzeciwiała. Liana wiedziała
bowiem, że i gospodyni potrzebuje od czasu do czasu wolnej chwili dla
siebie, by odpocząć.
Hanna i jej ojciec zauważyli manewr Liany i byli jej za to bardzo
wdzięczni. Wreszcie i sama pani von Brinken spostrzegła, że Liana
upiera się przy tym, by odciążyć ją trochę w pracach domowych i po
części jej uległa.
— Haniu, Liana jest naprawdę wspaniałym stworzeniem — powie-
dział po kilku dniach pan von Brinken do swojej córki. — Wygląda
bardzo ładnie i elegancko, jakby była damą, jednak nie wzdraga się

background image

i przed ciężką pracą. Nie pytając, sama wie, w czym może pomóc. Zanim
mama ma czas zaprotestować, jest już po fakcie.

rację, tatusiu, jak tylko stwierdzi, że ja chwilowo nie
~~~ . jej towarzystwa, już skrada się za mamą i wyręcza ją
potrze J pracach. Rzeczywiście jest kochana i powinniśmy być dla
w niektóry v
nie\ja a iuż w pierwszych dniach napisała do wujka Joachima — jak
adres jego bankiera w Berlinie — że dotarła do Brinkenhof
ZW^/ ła niezwykle miło przyjęta. Czuła się wśród nowej rodziny bardzo
IA h Prosiła go, by się o nią nie martwił, ona bowiem jest bardzo
zadowolona ze zmiany, jaka zaszła w jej życiu. Brinkenowie byli rzeczywiś-
. dobrymi, kochanymi ludźmi, a Hanna — prawdziwym aniołem.
Od czasu jej przyjazdu Detlev tylko raz przejazdem zawitał
do Brinken, by pozdrowić sąsiadów. Liana akurat była nieobecna,
pojechała bowiem do pobliskiej wsi, by załatwić coś dla pani von
Brinken. W ten sposób młodzi się nie spotkali. I tym razem tak się
dziwnie złożyło, że nie wspomniano jej imienia, tak że Detlev w dalszym
ciągu nie przypuszczał, że kobieta, do której nieustannie tęsknił, mimo
upływu czasu i ciężkiej pracy, po której tak wiele sobie przecież
obiecywał, że pomoże mu o niej zapomnieć, była tak blisko.
Hanna upierała się przy tym, żeby Liana codziennie chodziła na
spacery. Przeznaczyły na to czas przed południem, w którym to Hanna
ćwiczyła, by nie stracić władzy w nogach. W tym więc czasie Liana była
wolna.
Pewnego ranka Liana poszła na spacer do lasu. Było to pod ko-
niec drugiego tygodnia jej pobytu w Brinkenhof. Las wyglądał
prześlicznie. Korony drzew pokryte zielonymi liśćmi tworzyły dach
Przypominający sklepienie świątyni. Po półgodzinie dostrzegła coś, co
prawiło, że zatrzymała się, nie będąc w stanie zrobić kroku, a z jej ust
yrwał się okrzyk podziwu. Stała na polanie, a przed nią roztaczał się
z°ny na wysokim wzniesieniu zamek Greifenberg, ze swymi
_ "!czymi wieżyczkami, błyszczącymi teraz w promieniach słońca.
w iri u- Piknie... och, jak przepięknie! — krzyknęła oczarowana tym
'aołciern Liana.
zamek j"10^ starntąd odejść, chciała jeszcze przez chwilę podziwiać
n> m d ^ zacnować w pamięci jego piękno. Usiadła więc na przewróco-
FZewie i Pogrążyła się w myślach.

89

Oparła ręce na kolanach. Wyglądała przepięknie w delikatnej,
przewiewnej letniej sukience. Włosy, lokami otaczające jej uroczą twarz,
lśniły w promieniach słońca. Stanowiła naprawdę prześliczny widok
— urocza, pełna wdzięku dziewczyna w leśnej świątyni.
Liana podejrzewała, że zamek, który miała przed oczami, to
Greifenberg, niedawno bowiem Hanna opisała go jej ze szczegółami
i wskazała kierunek, w którym był położony. Wiedziała też od wujka

background image

Joachima, że jego posiadłość, Greifenberg, jest położona w pobliżu
Brinkenhof. Gdy więc siedziała teraz spoglądając na zamek, wydawało
jej się, że znajduje się znowu w pobliżu ukochanego wuja.
Czy Rastenau był równie piękną posiadłością? Gdybyż mogła
zobaczyć ją choćby z daleka!
„Greifenberg" — powiedziała z rozmarzeniem w głosie. To nazwis-
ko ciągle brzmiało w jej uszach, dusza oczarowana była opaloną męską
twarzą, a serce przepełnione tęsknotą za nim. Nie umiała przestać
myśleć o panu Greifenbergu, nie wiedziała nawet, gdzie jej myśli
powinny go szukać, co prawdziwie ją smuciło. Nie odważyła się zapytać
pani Wesemann, gdzie mieszka na stałe jej były gość. Na co by jej się
zresztą przydała ta wiadomość? To było tylko przypadkowe, przelotne
spotkanie, zamienili jedynie parę nic nie znaczących słów, potem los
ponownie ich rozdzielił. Tylko jedno jego zdanie było ważne: „Nigdy
pani nie zapomnę!"
Czy i dla niego rozstanie było tak ciężkie, jak dla niej? Czy
myśli o niej czasem? Dlaczego od razu tak go pokochała? Czy
rzeczywiście dlatego, że przypominał jej wujka Joachima? Miał jego
oczy i te same zmarszczki na czole. Nie potrafiła odpowiedzieć sobie
na te pytania, wiedziała tylko, że nigdy dotąd nie myślała o nikim tyle
i nie odczuwała za nikim takiej tęsknoty, jak właśnie za nim.
„Greifenberg" — powiedziała ponownie. Jakie to dziwne, że piękny
zamek, na który patrzyła, nazywa się tak samo jak on! Będzie jej ciągle
o nim przypominał.
Siedziała tak, pogrążona w myślach, gdy nagle wyrwało ją
z rozmyślań parskanie konia. Miękkie leśne podłoże stłumiło
odgłos zbliżającego się kłusem konia. Wyjechał spośród drzew na
polanę tuż koło niej. Najpierw dostrzegła konia, potem dopiero
dosiadającego go jeźdźca.

, zaskoczona i jak sparaliżowana spojrzała prosto w opalo-
• złą męską twarz, którą każdego wieczoru widziała przed sobą
ną'fm; wyobraźni.
Detlev dostrzegł ją w tym samym momencie. Drgnął, jak i ona,
Hownym ruchem ściągnął cugle. Ich oczy zatonęły w sobie,
' ^ mogli oderwać od siebie wzroku. Przyglądali się sobie, jak
"H bv pogrążeni we śnie, nie mogąc uwierzyć, zaistnieją w rzeczywisto-
~ . • kapryśny los ponownie złączył ścieżki ich życia.
Dopiero po chwili Detlev odzyskał równowagę, z okrzykiem
zdumienia sprężyście zeskoczył z konia i podszedł do Liany.
_ Nie wierzę w leśne elfy i inne zwodnicze stworzenia! W przeciw-
nym bowiem razie musiałbym panią uważać za jedną z ich grona.
W pierwszej chwili Liana zbladła, dopiero potem, ku swemu
zdziwieniu, poczuła, że krew zdradziecko napływa do jej policzków.
— Pan Greifenberg... to... pan? — gwałtownie urwała, po czym
spojrzała ku zamkowi. W jej głowie powstało nagłe podejrzenie.
Jego eleganckie, dystyngowane zachowanie, podobieństwo do wuja
Joachima... Jej serce zabiło gwałtownie.
Detlev odetchnął głęboko, chcąc opanować i zdusić w sobie uczucie

background image

szczęścia, które nieoczekiwanie zalało jego serce.
— Stoję przed panią jak przed jakimś cudownym zjawiskiem i cały
czas drżę, że może pani zniknąć równie nieoczekiwanie, jak się pani
pojawiła. Ale pani istnieje naprawdę i stój przede mną. Przeznaczenie
ofiarowało więc nam ponowne spotkanie.
Próbowała odzyskać równowagę i uśmiechnęła się do niego.
Tak się wydaje. W najśmielszych marzeniach nie przypusz-
czałabym, że mogę tu pana spotkać.
raz
Pani
nie
*- ja nie potrafiłbym sobie tego wyobrazić, choć często o pani
. m- Tak często, że przypuszczałem już w pewnej chwili, gdy tu
ra, '^.z°kaczytem, że to moje własne myśli przybrały pani kształt. Po
spotkałem panią nad jeziorem, potem w pensjonacie
ann... a teraz tu. W myślach szukałem pani wszędzie... tylko
w lesie, w Greifenbergu.
V ten las należy już do Greifenbergu?
Tak.
e wiedziałam o tym. A jak pan się tu znalazł?

90
91

— 'Nazywam się Detlev Rastenau. Mam jednak prawa do nazwiska
Greifenberg, mieszkam bowiem w zamku o tej samej nazwie i zarządzam
przylegającymi do niego majątkami. W podróżach więc przybieram
nazwisko Greifenberg.
Liana mocno zagryzła wargi. Mężczyzna, którego kochała, był
siostrzeńcem wuja Joachima! Potarła niespokojnie czoło.
— Znajduję się zatem na pańskim gruncie, hrabio Rastenau?
— W zastępstwie mojego wuja jestem panem w Greifenbergu. Czy
jest pani na mnie zła, że gdy się poznaliśmy, występowałem pod innym
nazwiskiem?
— Nie miał pan przecież najmniejszego obowiązku zdradzać
mi swego prawdziwego nazwiska, jeżeli zdecydował się pan wystę-
pować przed obcymi jako Greifenberg. Jestem trochę wyprowadzona
z równowagi, spotkaliśmy się tak nieoczekiwanie. — Po czym, zmusza-
jąc się do lekkiego tonu, kontynuowała: — Właśnie podziwiałam piękno
zamku, położonego w tak malowniczej okolicy, nie przypuszczając
nawet, że pan tu mieszka.
— Zagadka mojego pobytu tutaj została rozwiązana. Co jednak
oznacza pani tu obecność?
— Zaraz to panu wyjaśnię,, hrabio Rastenau. Zostałam zaan-
gażowana w Brinkenhof jako dama do towarzystwa panny Hanny von
Brinken — odpowiedziała spokojnie.
— Ach, więc to pani jest towarzyszką Hanny? Nie mogę wprost w to
uwierzyć!
— Dlaczego wydaje się to panu niemożliwe?

background image

— Gdyby mi powiedziano, że jest pani księżniczką z bajki, nie
miałbym trudności z uwierzeniem. Ale damą do towarzystwa?
Tak, teraz jednak sobie przypominam, że panna Hanna opowiada-
ła mi, że jej opiekunka przyjęła propozycję tej pracy, by znaleźć
rodzinę, która chętnie przyjęłaby ją do swego grona. Szukała pani
opieki miłej rodziny, ponieważ nie ma już pani krewnych. Zgadza
się?
— Niech pan zapomni, hrabio, że jestem młodą dziewczyną.
— Nie zapomnę, nie mógłbym zapomnieć, nawet gdyby...
Urwał nagle, w pół słowa, a ona poruszyła się niespokojnie.
— Muszę wracać do Brinkenhof.

woli wyprostował rękę w geście, jak gdyby chciał ją za-
M""0
trzyrnac. niech pani zaczeka jeszcze chwilę. Może słyszała pani,
~~>' estó bywam w Brinkenhof. Hanna jest moją przyjaciółką,
ze d°sc czasll <jo czasu próbuję rozweselić. Zaplanowałem kolejną
dziś wieczór. Spotkamy się więc raz jeszcze. Jak sobie pani
bvm się wobec niej zachowywał? Czy mogę powołać się na nasze
C nie w Berlinie i teraz to niespodziewane, tu w lesie?
_/i.KaHic

_

Spojrzała na mego niezdecydowana.
_ jyjjg znam jeszcze tej rodziny na tyle dobrze, by wiedzieć, jaka
decyzja będzie właściwsza. Niech mi pan poradzi, co pan uważa w tym
Drzvpadku za stosowne. Wszelkiego rodzaju tajemnice i niedomówienia
nie są mi jednak szczególnie miłe.
Odpowiedział po krótkim namyśle.
— Brinkenowie nie są podejrzliwymi ludźmi, dopatrującymi się
złego w każdej drobnostce. Jeżeli więc nie jest to niemiłe dla pani,
najlepiej będzie, jeżeli opowie im pani zaraz po powrocie do domu
o naszym dzisiejszym spotkaniu i o tym, że poznaliśmy się jeszcze
w Berlinie.
— I mnie się to wydaje najlepszym rozwiązaniem. Zaraz wszystko
opowiem pannie Hannie.
— Niech pani to uczyni — powiedział czule.
— Do widzenia, muszę wracać do domu — po czym zebrała się do
odejścia.
Spojrzał na nią prosząco.
~ Nie dała mi pani nawet ręki na przywitanie, czy i przy pożeg-
naniu nie jestem tego godzien.
rzeź chwilę patrzyła na niego z wahaniem. Potem jednak, zmuszo-
na silą jeg0 spojrzenia, szybko wyciągnęła dłoń.
e Jev czuł, jak jej drobna rączka drży i ze wzruszeniem podniósł ją
~~ A zatem do zobaczenia w Brinkenhof!
1 odeszła
meżc na ™e ^a w staniL odpowiedzieć na jego pożegnanie. Ten
OCzy °ył Jej przeznaczeniem, poczuła to prawie od razu. Jego
i r>Ha<.„i- na<* n^ niewytłumaczalną wprost władzę. Cofnęła rękę
szybko stamtąd, nie oglądając się nawet.

background image

93
92

iii nadeszli rodzice Hanny i wszyscy zgromadzeni zasiedli do
stołu' 1 i<,rii gospodarz domu zwrócił się do Detleva:
Po koiat-jJ er r

...... ..... ,.

Dzisiejszego wieczoru powinien bawić się pan lepiej mz zwykle,
"7, uj0 bo do Brinkenhof wprowadził się prawdziwy słowik.
''

o^innld iuż kilkakrotnie czarowała nas swoim przepięknym

Panna KCHW* j ...... . ....
r

i. Zaśpiewa nam pani i dzisiejszego wieczora kilka

Dopiero gdy zniknęła mu z oczu, Detlev wsiadł na konia i powoli
odjechał.
Ponowne spotkanie wywołało w jego sercu burzę uczuć, które
zaniepokoiły go swą siłą.
Detlev nie mógł wprost doczekać się wieczoru, tak bardzo spieszyło
mu się do Brinkenhof, do Liany.
Gdy wreszcie nadeszła upragniona pora i nadjechał na koniu do
Brinkenhof, zastał Hannę i Lianę, siedzące na werandzie. Pewnym
krokiem pośpieszył w ich kierunku. Przez chwilę nie mógł oderwać
błyszczących oczu od nieco pobladłej twarzy Liany. Mimo to jednak
najpierw pozdrowił Hannę.
— Dzień dobry, Hanno. Dobrze się pani czuje?
Z uśmiechem podała mu rękę.
— Dobry wieczór, Detlevie. Czuję się wspaniale. Od kiedy jest
z nami panna Reinold, mam wyłącznie dobre dni. A dzisiaj przy-
chodzi i pan. Panna Reinold opowiedziała mi już, że jesteście starymi
znajomymi i przy dzisiejszym porannym spotkaniu przeżyliście niemałe
zaskoczenie.
Teraz nadszedł czas, by pozdrowić Lianę, co uczynił uprzejmie,
lecz z dystansem. Nie mógł narażać Liany na jakiekolwiek nieporozu-
mienia. Potem ponownie zwrócił się ku Hannie.
— Nie wyjawiła mi pani nawet nazwiska nowego mieszkańca
Brinkenhof.
— Gdybym tylko przypuszczała, że pan i panna Reinold mieszkali
w tym samym pensjonacie w Berlinie! Proszę, niech się pan do nas
dosiądzie, Detlevie. Rodzice wkrótce nadejdą.
Zajął wskazane miejsce i zaczęli prowadzić ożywioną dyskusję,
która tylko pozornie była spokojna i beztroska. Liana z całych sił
próbowała zachować równowagę i opanowanie, podobnie jak hrabia.
Hanna, mimo swej przenikliwości, niczego po nich nie dostrzegła.
Dziwiła się jedynie, że Liana nie wywarła na Detlevie takiego wrażenia,
jakiego Hanna się spodziewała.

panno Reinold?
ani akompaniować, panno Liano. Chcę zasłużyć sobie na
choćby jeden wieniec laurowy — zażartowała Hanna.

background image

Hrabia Detlev zaprowadził ją do fortepianu. Liana szła za nimi
woli, szukając w nutach odpowiednich na ten wieczór pieśni.
Hrabia Detlev, usadowiwszy wygodnie Hannę, powrócił do
państwa von Brinkenów, którzy zdążyli już wygodnie zasiąść
w fotelach w pełnych wyczekiwania pozach. Usiadł koło nich
1 w zamyśleniu spojrzał na dwie dziewczęce postacie przy fortepia-
nie. Jasna, urocza twarzyczka Liany i ciemna, charakterystyczna
główka Hanny, o nieładnej twarzy, której brzydotę łagodziły je-
dynie piękne, ciemne oczy. Nie można było wyobrazić sobie większe-
go kontrastu od tego, który istniał między tymi dwiema młodymi
kobietami. Obydwie ubrane były w lekkie, przewiewne sukienki.
Liana i w tym prostym ubraniu wydawała się dumna i dystyngowana
niczym królowa.
Spojrzenie Hanny padło na Detleva. I wtedy dostrzegła, z jaką
tęsknotą wodzi oczami za Lianą. Przez chwilę serce ścisnęło jej się
bólem. Szybko jednak minął. Hanna opanowała się i pozostała
spokojna, nie dając niczego po sobie poznać. Jednym spojrzeniem
swej przenikliwej duszy wniknęła w serca młodych. Jedno wymienione
przez Lianę i Detleva spojrzenie zdradziło jej wystarczająco dużo.
w Jej sercu zrodziła się troska... nie o siebie, lecz o szczęście
mężczyzny, którego kochała.
°zniej, podczas pozornie spokojnej rozmowy, uspokoiła się
ż HC° ^Z^ n'e wy°Drażała sobie zbyt wiele? Nie miała przecież
si H dowodów, że tych dwoje łączy jakieś uczucie. Przecież Detlev
2 j. naPrzeciw niej i rozmawiał z ożywieniem, lecz spokojnie tak
§> Jak' i z nią. Oczywiście, jego poprzednie spojrzenia, którymi

95
94

obrzucał Lianę, zdradzały jego podziw i zachwyt. To nie musi jednak
być od razu wielka i głęboka miłość. Wiedział przecież doskonale, że
nie może poślubić panny Reinold, nie pochodziła ona bowiem ze stanu
szlacheckiego. Powinien więc uważać i trzymać w ryzach swoje serce.
Zachowała się niepoważnie, martwiąc się o niego na zapas i to
najprawdopodobniej niepotrzebnie. Był przecież mężczyzną. A mężczy-
źni, tak przynajmniej sądziła Hanna, nie byli tak subtelni i czuli,
jak kobiety; u nich podobne uczucia nie są tak głębokie A ponie-
waż Detlev, wydawało się, był we wspaniałym humorze — z całych
sił starał się bowiem sprawiać takie wrażenie — odsunęła od siebie
niepoważne, jak sądziła, urojenia. Mimo to jednak wciąż powracała
do niej ta sama myśl: „On musi być szczęśliwy, tak szczęśliwy, bym
i ja mogła się cieszyć jego radością".
Detlev wspomniał też przy okazji, że za parę dni, w niedzielę,
wybiera się ze swą kuzynką Steffi do S.
— Czy mają państwo ochotę dołączyć się do nas? — zapytał.
Brinkenom spodobała się jego propozycja.
— Musimy przecież pokazać pannie Reinold, że i za tymi górami
żyją ludzie — powiedział pan von Brinken.

background image

Pani von Brinken spojrzała na córkę.
— A ty, Haniu, masz na to ochotę?
— Naturalnie, mamusiu. Wiesz przecież, że jestem otwarta na tego
rodzaju propozycje.
— Dobrze więc, hrabio. Myślę, że najlepiej będzie, gdy spotkamy się
już na miejscu, w S. Tylko dokładnie, gdzie i o której godzinie.
Detlev zastanawiał się przez chwilę.
— Sądzę, że lepiej będzie, jeżeli pojedziemy do S. wszyscy razem.
Steffi może przyjechać z Rastenau samochodem. Zabierze mnie z Grei-
fenbergu, a po drodze wstąpimy po państwa. Zmieścimy się bez
kłopotów, samochód może pomieścić ponad sześć osób.
— A więc zgoda.'Będziemy na pana czekać. O której godzinie
możemy się pana spodziewać?
— Powiedzmy, że około pierwszej. Pójdziemy na koncert, a po-
tem zjemy wspólnie posiłek w gospodzie „Pod białym jeleniem".
Proszę tylko państwa, byście byli punktualni! Steffi i tak jest
strasznie niecierpliwa.
96

,. wystarczająco dobrze znamy już hrabiankę Steffi. -
~~~ p dobają mi §i? weso^e i pełne życia osóbki. Zawsze się cieszę,
Hv1a widz? - stwierdziła Hanna,
goy j<ł rzeczywiście jest wspaniałą dziewczyną. Nic dziwnego, przy
takich rodzicach!
1 _ ,yja pan rację, drogi hrabio, obydwoje są wspaniałymi ludźmi
__ potwierdziła pani von Brinken.
__ Umowa stoi, będę tu ze Steffi o pierwszej, potem pojedziemy
A § j będziemy się doskonale bawić, bo w przeciwnym razie Steffi
byłaby strasznie rozczarowana. Czeka już od tak dawna na jakąś
rozrywkę.
_ Będziemy robić wszystko, Detlevie, poza długimi spacerami
_ zażartowała Hanna.
_ O, do tego Steffi nie jest aż taka chętna. Chce zobaczyć
ludzi, posłuchać muzyki i przede wszystkim zapomnieć o codzien-
nym, trochę nudnym życiu. Zatem do zobaczenia w niedzielę o pierw-
szej!
Liana przysłuchiwała się uważnie rozmowie na temat hrabianki
Steffi i jej rodziców. Przed oczami stanęło jej zdjęcie Steffi, które poka-
zał jej pewnego razu wujek Joachim. Cieszyła się na myśl, że wreszcie
pozna hrabiankę, nie potrafiła jednak odpędzić się od przykrej myśli,
co by się stało, gdyby przyjechała ona ze swoimi rodzicami. Nie było
wykluczone, że pewnego dnia dojdzie do takiego spotkania. Wtedy
będzie zmuszona udawać, że nie zna wujka Joachima. Pragnęła, by
podobne przeżycie zostało jej oszczędzone.
Postanowiła, że następnego ranka napisze do wujka Joachima,
ze w najbliższym czasie pozna jego córkę. Czy ucieszy go ta wiado-
m°sc. A co powie na to, gdy się dowie,- że ona i Detlev znają się już
z Berlina?
ama nie wiedziała, czy powinna się cieszyć, czy martwić, że

background image

Ł zyzna, który tak szybko zdobył jej serce, mieszka w pobliżu
• •* ° Detley Rastenau, siostrzeniec wuja Joachima. Na wspomnie-
i 73^1°^^^' Ja^mi J4 obrzucał, westchnęła, przycisnęła ręce do serca
m'" ' oczy.
97
lret> Prowadź, domkąd

Następnego dnia, wczesnym rankiem napisała list do wujka Joachi-
ma. Powiadomiła go, kiedy i gdzie poznała jego siostrzeńca, po czym
kontynuowała:
A jutro, kochany wujku Joachimie, poznam Twoją córkę, hrabiankę
Steffi. Wybieramy się wszyscy do S. Hrabia Detlev przyjedzie po nas
razem z Twoją córką. Sama nie wiem, co powinnam o tym wszystkim
myśleć, jednocześnie cieszę się, ale i boję.
W Bńnkenhof podoba mi się z każdym dniem coraz bardziej.
Brinkenowie są naprawdą wspaniałymi ludźmi i traktują mnie bardziej jak
gościa niż zatrudnioną przez nich damę do towarzystwa. Panna Hanna jest
dla mnie bardzo dobra i czuję się tu prawie jak w domu. Nie musisz się więc
martwić. Wczoraj rozmawialiśmy o Twoim zamku Rastenau. Wszyscy są
zdania, że jest on bardzo ładny. A Ty jesteś panem tych wszystkich
prześlicznych posiadłości. Wszyscy mówią o Tobie z szacunkiem i po-
dziwem. Cały czas pytam sama siebie z niepokojem, czy myślisz o mnie
w ten sam sposób, czy nic się między nami nie zmieniło, boja kocham Cię
tak samo jak przedtem i nigdy się to nie zmieni. Być może, przypadek
sprawi kiedyś, że zobaczę choć z daleka zamek Rastenau. Wtedy będę do
Ciebie tak długo machać ręką, że nawet jeżeli 'tego nie zobaczysz,
poczujesz na pewno w sercu moje gorące pozdrowienia.
Być może jutro Twoja córka, po powrocie do domu, będzie ci
opowiadać, że poznała pannę Reinold. Wtedy uśmiechnij się i pomyśl
o mnie. A mnie świadomość, że wspominasz mnie z uśmiechem naprawdę
bardzo ucieszy.

*

Zanim skończę, chciałabym Ci jeszcze napisać, że hrabia Detlev
ma Twoje oczy i takie jak Ty zmarszczki na czole. Zwróciłam na to uwagę
już w Berlinie, zanim dowiedziałam się, kim jest w rzeczywistości. Gdy
patrzył na mnie, miałam wrażenie, że to ty mi się przyglądasz. Dlatego też
odrazu bardzo misie spodobał i poczułam do niego niezwykłe zaufanie. On
bardzo Cię kocha i szanuje i jest dobrym, szlachetnym człowiekiem.
98

enu,vie też bardzo go lubią i chętnie widzą go w swoim pełnym ciepła
aości domu. Tu chyba zresztą nikt nie czuje się źle i obco.
Teraz jednak muszę kończyć. Pozdrawiam Cię i całuję z dziecięcą
• ---"unkiem.
Twoja Liana
List ten, zaadresowany jak zwykle do berlińskiego bankiera wujka
Joachima, Liana, schodząc na śniadanie, dołożyła do przygotowanej już
do wysłania poczty.
Przy śniadaniu zastała jedynie Hannę i jej matkę. Pan von Brinken
był już od wczesnego ranka na łąkach; rozpoczęły się sianokosy i miał

background image

bardzo dużo pracy.
Pani von Brinken również nie mogła długo pozostać przy stole.
Liana zaproponowała swą pomoc, rezygnując z codziennego, poran-
nego spaceru. Pani von Brinken chętnie przyjęła jej pomoc, nie dawała
sobie już bowiem sama rady z nagromadzoną pracą, a Liana była chętna
i pilna i wykonywała z radością każdą powierzoną jej czynność.
Niezależnie bowiem, co Liana robiła, jej myśli zwracały się ku
Detlevowi.
W niedzielę pogoda była prześliczna. Służący i dziewczyny wiejskie,
wykonawszy niezbędne prace przy bydle, udali się do kościoła.
Po śniadaniu rodzice Hanny wyszli, a obie młode kobiety zostały
na werandzie. Hanna wyczuła, że nadszedł odpowiedni moment, by
porozmawiać z Lianą o Detlevie.
— Detlev jest następcą swego wuja. Po jego śmierci on przejmie
caty majątek. Hrabia Joachim nie ma męskiego potomka, ma tylko
Je "ą córkę i dlatego jedynym spadkobiercą jest Detlev. Wszystkie
należące do majątku ordynata Rastenau przejdą w jego ręce.
3 Detlev jest ostatnim z tego, licznego niegdyś rodu.
snoi,lanie wydawało się, jakby mówiły o kimś innym. Powiedziała więc
^p^Kojme:
majątk takim razie hrabia Detlev będzie właścicielem ogromnego
swój «,nna przytakn?ła i z powagą patrząc na Lianę, kontynuowała
j wywód.
99

l
— Dziedzictwo obciążone jest jednak pewnym zastrzeżeniem, które
w tych warunkach będzie mu ciężko spełnić.
— Czy mogę zapytać, cóż to za warunek, tak dla niego niedogodny?
— Między innymi, jeżeli pewnego dnia postanowi się ożenić, nie może
wybrać żony zgodnie z własną wolą. Przyjęcie dziedzictwa jest równoznacz-
ne z wypełnieniem zobowiązania, że wybierze sobie na żonę kobietą równą
mu urodzeniem. Musi pochodzić ze szlacheckiego rodu, jak on sam.
Liany na pozór nie poruszyła ta uwaga.
— Może zatem poślubić jedynie hrabiankę — powiedziała z uda-
nym spokojem.
— Będzie dla niego tragedią, jeżeli pokocha kobietę niższą mu
pozycją społeczną.
Liana spojrzała na Hannę rozszerzonymi oczami. Instynktownie
wyczuła, że rozmowa ta nie jest przypadkowa. Hanna prowadzi ją
celowo. Poczuła też, że hrabia Detlev nie jest Hannie obojętny.
Spojrzały na siebie, a ich spojrzenie zdradziło, że kochają tego samego
mężczyznę. Odkrycie to, które u innych, bardziej przyziemnych i nie-
godnych osób obudziłoby wzajemną zawiść i wrogość, związało je
mocniej, ich wzajemna przyjaźń jeszcze się pogłębiła.
Liana zastanawiała się, czy Hanna jest równa Detlevowi urodze-
niem i pozycją społeczną. Szybko jednak odrzuciła od siebie tę myśl.
Nie powinno jej interesować, kogo Detlev wprowadzi pewnego dnia
jako żonę do swego domu. Do tej pory nawet się nad tym nie
zastanawiała. Wiedziała tylko, że go kocha i to jej wystarczyło. Dzięki

background image

Hannie i temu, co jej wyjawiła, Liana zrozumiała, że musi uważać, by
nie straciła dla niego całkowicie głowy.
Hanna była szczęśliwa, mogąc ostrzec Lianę przed niebezpieczeń-
stwem, jakie tkwiło w jej niekontrolowanej miłości do Detleva, a i Liana
czuła głęboką wdzięczność, że Hanna wskazała jej niebezpieczeństwo,
które jej zagrażało. Nie wiedząc nawet o jego istnieniu, mogłaby
popełnić błąd i zaangażować się bezpowrotnie. Nie chciała się przyznać
nawet sama przed sobą, że i tak tkwiła w tym już bardzo mocno.
O oznaczonym czasie przed dom zajechał duży, elegancki samo-
chód.
Liana przyglądała się jak nadjeżdżał. Stanęła koło Hanny na
werandzie. Wyglądała prześlicznie w swej lekkiej, letniej sukience.
100

, zaczarowana przyglądała się wysiadającej z samochodu
(f Hrabianka miała na sobie prześliczną sukienkę, o krótkiej
^W szczonej spódnicy, na którą zarzuciła przewiewny letni żakiecik
PomansyWnie zielonej barwie, z którym silnie kontrastował czerwony
°kórzany pasek, którym była spięta, i biały golf pod szyją.
S Szybko wbiegła na werandę, przeskakując po dwa stopnie naraz.
__ Dzień dobry, Hanno! Przyjechaliśmy na czas! Jesteście gotowi
, wyjazdu? Nie chcę tracić ani minuty z jedynego wolnego dnia, jaki
mi się od dłuższego czasu przytrafił.
Hanna objęła ją serdecznie.
__ Dzień dobry, hrabianko! Czuję się doskonale, pani też, co widać
od pierwszej chwili. Jesteśmy gotowi do wyjazdu. Gdzie zostawiła pani
pannę Riickauf?
Oczy Steffi błyszczały energią i poczuciem humoru.
— O, Malwinka siedzi sobie spokojnie w domu, ciesząc się, że
wreszcie może sobie chociaż jeden dzień ode mnie odpocząć. Zor-
ganizowałam jej na dzisiejszy wieczór zaproszenie na herbatkę do matki
naszego pastora. Strasznie się cieszę, że jedzie pani z nami. Musimy
sobie użyć życia za wszystkie czasy, prawda, panno Hanno?
— Z przyjemnością! Mam nadzieję, że nie będę pani ograniczać
moją sparaliżowaną nogą.
— Proszę nawet o tym nie mówić, Hanno! Przecież będziemy pra-
wie cały czas jeździć. A S. nie jest aż takie duże. Przespacerujemy
się jedynie wolno po promenadzie, a potem siądziemy sobie w ogrodzie
hotelowym albo na ławce w alei.
~ Doskonale. Teraz jednak chciałabym przedstawić pani naszego
nowego członka rodziny. Liano, niech pani do nas podejdzie.
Liana, która do tej pory stała w pewnym oddaleniu, zbliżyła się do
rozmawiających. Steffi przyglądała jej się rozszerzonymi zachwytem
oczami.
Hanna przedstawiła je sobie:
~~ Panna Steffi Rastenau, największa trzpiotka tego kraju... panna
na Reinold, od dwóch tygodni nasz dobry duszek domowy, a moja
Pocieszycielka.
etfi spojrzała w oczy Liany, która patrzyła na nią ciepło i z sym-

background image

1 ^- Impulsywnie wyciągnęła do niej rękę.
101

— Jak pięknie przedstawiła panią Hanna! I jaka pani piękna!
Strasznie mi się pani podoba — powiedziała Steffi otwarcie.
Liana szybko uścisnęła jej dłoń. W jej oczach pojawiły się łzy.
— Bardzo mnie cieszy, hrabianko, że się pani podobam. Podzielam
pani odczucia, i pani bardzo mi się podoba.
— Och, niech pani będzie ostrożna w ocenach mnie dotyczących. Są
ludzie, którzy nie potrafią ze mną wytrzymać ani chwili.
— Nie wierzę pani — powiedziała Liana z przekonaniem.
Steffi ujęła Hannę pod rękę i szła z nią, mimo wrodzonej niecierp-
liwości, wolno i uważnie do stojącego nieopodal samochodu.
Liana poszła jeszcze po płaszcz i szybko podążyła za nimi. Detley
tymczasem przywitał się z rodzicami Hanny. Gdy zobaczył zbliżającą
się Lianę, jego oczy rozbłysły radośnie i z niezrozumiałą nadzieją.
Steffi ujęła Lianę za rękę.
— Niech pani podejdzie, panno Reinold, musimy przygotować
pannie Hannie wygodne miejsce.
W czasie tej czynności Steffi paplała nieustannie i wesoło, tak że
Liana, chcąc nie chcąc, musiała się roześmiać.
— Ach, jak pięknie się pani śmieje, panno Reinold. Ludzie, którzy
nie potrafią się szczerze i z całego serca śmiać, mogliby dla mnie nie
istnieć. Sądzę, że zostaniemy dobrymi przyjaciółkami. Myślę, że nie
należy pani do ludzi, którzy przerywają zabawę w najciekawszym
momencie.
— O nie, z całą pewnością nie. I ja lubię się bawić, gdy nadarza się ku
temu okazja.
— Świetnie, bo dzisiaj cały dzień będziemy się bawić.
Hanna usiadła wśród żartów i chichotów umieszczona na wygod-
nym miejscu w samochodzie.
— Znowu mnie rozpieszczacie — powiedziała na swój miły, żartob-
liwy sposób.
Steffi pocałowała ją V policzek.
— Strasznie się cieszę, kiedy łaskawie godzisz się, by cię rozpiesz-
czać, Hanno. Obok pani powinna usiąść pani matka. Miejsca środkowe
zajmą nasi mężczyźni. A ja z panną Reinold siądziemy obok kierowcy.
— Steffi rezolutnie kierowała całym towarzystwem. Nie przejmowała
się tym, że właściwie nie wypada jej tego robić, bo jest najmłodsza.
102

Hrabianko, ma pani zadatki na doskonałego organizatora
",. i^ imprez — zażartował dobrodusznie pan von Brinken.
c ffi siadła jako ostatnia na uprzednio wybranym przez siebie
więc w drogę! — krzyknęła szoferowi.
W czasie jazdy panował doskonały nastrój. Steffi już się o to
postarała.
I lana siedziała obok niej z błyszczącymi oczyma. Czuła się szczęś-
r a że córka wuja Joachima jest taka miła i dobra i tak bardzo jej się

background image

podoba. Cieszyła się, że i Steffi najwyraźniej darzy ją sympatią.
Droga wiodła przez przepiękne zagajniki, wśród łąk i pól. Samochód
jechał szybko i po półgodzinie byli już na miejscu. Akurat gdy
przyjechali do S., rozpoczął się koncert. Samochód zatrzymał się przed
hotelem „Pod Białym Jeleniem". Portier pozdrowił ich dobrze znanym
gestem. Detlev poprosił go o przygotowanie stołu na werandzie.
— Proszę o stolik w kącie, z widokiem na zabytkowe ruiny
— powiedział.
W mieście panował olbrzymi ruch, co z zadowoleniem stwiśrdziła
Steffi. Kuracjusze, ubrani w świąteczne, letnie toalety, przechadzali się
po promenadzie. Spotkali kilku znajomych, z którymi zamienili parę
słów. Steffi śpiewała pod nosem do akompaniamentu orkiestry.
Nagle drgnęła, a jej twarz zalał ciemny rumieniec. Objęła Detleva za
ramię.
— Detley, popatrz! Tam jest Jan Wachau ze swoją matką! — powie-
działa z ożywieniem i przejęciem.
Detley rozejrzał się wokół i dostrzegł młodego, wysmukłego męż-
czyznę, kroczącego u boku miłej starszej pani. Szedł naprzeciw im,
Podpierając się laską.
Steffi szybko podbiegła do matki i syna.
Baron Wachau! Dzięki Bogu, że widzę już pana chodzącego
asnych siłach. Jest więc pan znowu zdrów! — krzyknęła radośnie,
Pobladła nieco ze wzruszenia.
Oczy Wachaua zabłysły.
j ~~^ Kogóż to widzę? Panienka Zuchwała! Cóż za miła niespo-
est pan już całkiem zdrów, baronie?
103

Uśmiechnął się do niej.
— Melduję posłusznie, że jestem już prawie zdrów, potrzebuję
jedynie jeszcze trochę opieki i muszę uważać na tę nieszczęsną nogę. Ale
za trzy, cztery tygodnie przeskoczę wraz z panią wszystkie przeszkody.
— Ach, jak mnie to cieszy! Kochana pani baronowo, chyba kamień V
spadł pani z serca.
Baronowa kiwnęła twierdząco głową, uśmiechając się do Steffi.
— Tak, moje dziecko. Przeżyłam naprawdę ciężki okres, pełen
niepokoju i trosk. Ale co słychać u was w domu? Czy są tu też twoi
rodzice?
— Nie, przyjechałam w towarzystwie Detleva i państwa Brinken.
Ale Janie, od jak dawna pan tu jest?
— Przywiozłam syna z Berlina wczoraj. Powinien odpocząć parę
dni, zanim wrócimy z powrotem do Wachau.
— Miałem nadzieję, Steffi, że panią tu dziś spotkam — powiedział
Jan Wachau, podczas gdy matka oddaliła się, by przywitać Brinkenów,
którzy tymczasem znacznie się do nich zbliżyli.
Steffi zaczerwieniła się prawie niezauważalnie.
— No cóż, ostatecznie mógł pan nas zawiadomić, że pan tu
przebywa.
— Chciałem panią zaskoczyć.
— Niby w jakim celu?

background image

Zaśmiał się i czule na nią spojrzał.
— Chciałem zobaczyć, jakie wrażenie zrobi na pani niespodziewane
spotkanie ze mną.
— Sam widok pana sprawił, że śmiertelnie się przeraziłam — powie-
działa.
— Czyżbym wyglądał aż tak strasznie?
— Niech pan nie opowiada takich bzdur, Janie!
Jego oczy zabłysły.
— Czy mi się wyćlaje, czy tym razem mówiła pani poważnie?
— zapytał ze śmiechem.
Roześmiała się wraz z nim, potem wskazała na jego nogę.
— Czy w dalszym ciągu sprawia panu ból?
Potrząsnął przecząco głową.
— Nie, teraz już nie.
104

tali zbliżyli się do nich, witając barona i życząc mu jak
u „<rn powrotu do zdrowia. Pani von Brinken przedstawiła mu
najszybszego y
' Panna Reinold, nowy członek naszej rodziny. Dotrzymuje
towarzystwa ...
łan ukłoni* się uprzejmie Lianie, a baronowa serdecznie ją po-
zdrowiła.

, . , . ,

— Czy macie państwo jakieś plany?
_ -pak, postanowiliśmy zjeść coś w hotelu. Zarezerwowaliśmy
stolik na werandzie. Pójdziecie państwo z nami? — zapytał pan von
Brinken.
— Z przyjemnością, jeżeli państwo pozwolą.
Udali się więc razem do hotelu. Jan cicho zagadnął Steffi.
— Co słychać nowego od czasu, gdy się widzieliśmy po raz ostatni?
Dużo pani znów napsociła?
— Cóż, mogłabym więcej, gdyby pan tu był — odpowiedziała bez
chwili namysłu.
— Dzięki Bogu, nic się pani nie zmieniła.
— Czyżby obawiał się pan tego?
— Bałem się, że podczas mojej nieobecności przeistoczy się pani
w prawdziwą młodą damę.
Wzruszyła ramionami i odparła z dumą:
— Wypraszam sobie podobne stwierdzenia, mam już prawie sie-
demnaście lat.
— Wydaje mi się, że zaledwie osiem dni po naszym wspólnym
przyjęciu urodzinowym, kiedy pani ukończyła szesnaście lat, spadłem
z tego przebrzydłego konia i złamałem sobie nogę.
Na samo wspomnienie tamtego dnia Steffi zbladła.
~~ Nie chciałabym tego jeszcze raz przeżyć!
Martwiła się pani o mnie?
• ^ Co za głupie pytanie! — powiedziała gwałtownie, powstrzymu-
Jednak przepełniające ją uczucia.
~~~ Może być pani ze mną szczera.

background image

aj, ~~~ Lepiej niech mi pan powie, jak mogło się coś takiego przydarzyć
at Panu, jednemu z najlepszych jeźdźców w tej okolicy? Czy nie
' Pan na drogę?
105

— Doskonała uwaga. Pogrążyłem się w myślach i nie zwracałem
uwagi na drogę. Mój koń od razu to zauważył i obydwaj nie bardzo
wiedzieliśmy, jak przeskoczyć tę przeszkodę, którą zobaczyłem w ostat-
niej chwili i nie zdążyłem już odpowiednio zareagować. Przynajmniej
on na tym nie ucierpiał.
— Pan natomiast tak. Czy będzie mógł pan ponownie dosiadać
konia?
— Z pewnością. Mam nadzieję, że już za parę tygodni wszystko
będzie po staremu.
— Czy musi pan zawsze sprawiać wszystkim tyle kłopotu swoją
osobą? Martwiłam się o pana!
Najchętniej wziąłby ją teraz w ramiona i przycisnął do serca. Była
taka kochana.
— To miłe z pani strony, że tak się pani o mnie troszczyła.
— A pan nie martwiłby się o mnie, gdyby mnie przydarzył się
podobny wypadek?
— Z całą pewnością.
— A zatem sam pan widzi. Dzięki Bogu, że wszystko wróciło do
normy. Niech pan pomyśli, co by się stało, gdyby pana nogi nie dało się
wyleczyć?
— Wtedy z pewnością przestałaby mnie pani darzyć swą przyjaź-
nią?
— Co za bzdura! Wypłakałabym chyba sobie oczy z żalu nad
panem.
Chwycił jej dłoń i z uczuciem podniósł do ust.
— Hrabianko — powiedział jedynie, nie mogąc opanować drżenia
głosu.
Steffi gwałtownie oderwała się od niego i podbiegła do Liany,
wkładając rękę pod jej ramię.
Hanna von Brinken* szła koło Detleva.
— Teraz na szczęście nie jestem jedyną osobą, która nie potrafi
szybko chodzić. Wachau też nie potrafi nadążyć. Proszę mi wierzyć, że
świadomość, iż nie tylko ja jestem osobą narzucającą wszystkim to
żółwie tempo, przynosi mi prawdziwą ulgę.
Spojrzał na nią z dezaprobatą.

H nno, cóż za niegodziwe myśli! Niech pani sobie nie wyobraża,
"""" 'cza pani kogokolwiek — po czym zwróciwszy się ku Lianie,
że °Lr j. — Ma pani tu niewdzięczne zadanie do wykonania,
) za zadanie?
Musi pani wybić Hannie z głowy przekonanie, że stanowi dla
h ludzi przeszkodę z powodu swojego wolnego kroku. To jest
' hh jedyna choroba, która jej rzeczywiście dokucza.
__ O wiem już coś na ten temat i dokładałam wszelkich starań, by

background image

wpoić jej'nieco inne przekonanie.
Hanna z uśmiechem przyglądała się to jednemu, to drugiemu.
— Tak, tak, proszę mnie wreszcie zbesztać i porządnie wyłajać,
wyjdzie mi to tylko na dobre. Jeżeli ktoś jest ze wszystkich stron
otaczany jedynie opieką i troską, w końcu zaczyna czuć współczucie
dla samego siebie. A ja nie potrzebuj^ litości.
— I nikt też nie lituje się nad panią. Nawet jeżeli pani nogi nie są
tak zwinne, jak nogi zdrowych ludzi, ma pani szeroką wiedzę i czułe
serce. Dzięki temu może pani wygrać każde zawody i triumfować nad
konkurencją — powiedział hrabia.
Hanna oparła dłoń o jego ramię i uśmiechnęła się do niego dzielnie.
— Potrafi pan zawsze znaleźć dla mnie jakieś pocieszenie, drogi
przyjacielu. Serdecznie panu za to dziękuję.
Liana poczuła, że obecność hrabiego i jego żywe zainteresowanie
sprawiają Hannie przyjemność. Spojrzała Detlevowi prosto w twarz.
Jej oczy napotkały jego spojrzenie. Zawsze, gdy do tego dochodziło,
jego oczy rozbłyskiwały nagłą radością. On jednak nie zdawał sobie
ego sprawy, był przekonany, że potrafi zapanować nad swoimi
ciami. Tym bardziej czar, jaki rzucała na niego Liana, robił na
godziny na godzinę większe wrażenie. Wciąż powtarzał sobie, że
eJSc z drogi jej życia. Gdy jednak próbował wprowadzić w czyn
amiary, musiał się cofać. Nie potrafił się z nią rozstać.
trn. CZasem doszli do hotelu. Spożyli posiłek w bardzo miłym
Miejsce koło Steffi zajmował baron Wachau, Detlev usiadł
nanną a Lianą, starsza część towarzystwa ulokowała się po
stronie stołu.

106
107

Wszystkie miejsca w ogrodzie i na werandzie były zajęte. Steff|
cieszyła się wszystkim, co ją otaczało — nastrojową muzyką, elegancko,
ubranymi ludźmi, piękną słoneczną pogodą, a przede •wszystkirr,
obecnością Jana Wachaua. Mimo, iż rozmawiała z nim z nlespotyka^
nym ożywieniem — nie widzieli się przecież tak długo —znalazła j eszcz^
czas, by poplotkować trochę z Lianą. Była zachwycona jej urodą
i wdziękiem.
— Panna Hanna ma szczęście. Gdybym miała w Rastenau tak^
cudowną towarzyszkę jak panna Liana, nie robiłabym ani w połowie
tylu głupstw i psikusów, są one tylko i wyłącznie wynikiem nudy
— powiedziała do barona.
Siedzieli przy posiłku stosunkowo długo. W przyjacielski, po-
zbawiony złośliwości sposób rozmawiali o przechodzących koło nich
ludziach. W końcu pani von Brinken zwróciła się do Liany:
— Panno Reinold, powinna pani koniecznie zobaczyć tutejszą
bażanciarnię i wspiąć się do ruin, skąd roztacza się naprawdę przecudny
widok. Bażanciarnia jest oddalona od hotelu o około pół godziny,
a stamtąd jest już tylko dziesięć minut do ruin. Steffi z pewnością chętnie
dotrzyma pani towarzystwa, widzę, że nie może już usiedzieć na miejscu.

background image

Wiem, jakie ma z tym kłopoty, jest przecież młoda i mado tego prawo.
Steffi podskoczyła.
— Naturalnie, z przyjemnością dotrzymam towarzystwa pannie
Reinold. Kto jeszcze z nami pójdzie? Staruszków nie będziemy zanadto
obciążać, dla panny Hanny i Jana droga jest zbyt trudna. A zatem
zostajesz już tylko ty, Detlevie. Pójdziesz z nami? No, chodź!
Detlev czekał tylko na podobną okazję.
— Oczywiście, z przyjemnością oddaję się w wasze ręce. Służę radą
i pomocą.
— No cóż, znalazłyśmy wreszcie rycerza. Proszę się pośpieszyć
panno Liano. Widok, jaki roztacza się z ruin, wynagradza niedługą i nie
aż tak bardzo męczącą drogę.
Liana spojrzała niezdecydowana na Hannę.
— Czy mogę zostawić panią na tak długi czas, panno Hanno?
Hanna przytaknęła z uśmiechem. W rzeczywistości poczuta bolesny
skurcz w sercu. Było jej przykro, że nie może iść na spacer wraz
z Detleyem. Opanowała się jednak dzielnie.

pewnością, panno Liano. A zatem w drogę, do ruin!
waiam tam dość często.
Kiedyś t>yw^mję(jzy Steffi a Detlevem. Baronowa Wachau przyglądała
L!f Trotliwym uśmiechem jej oddalającej się sylwetce.
si? Z r za wspaniała, przepiękna młoda kobieta, droga pani Brinken.
"""" t naprawdę kochanym stworzeniem i wraz z mężem cieszy-
~~~- bardzo, że zdecydowaliśmy się przyjąć ją do Brinkenhof
™^ dowiedziała. Po czym zaczęła wychwalać Lianę, jej wdzięk, dobre
^rce i chęć do pomocy.
Steffi szła trochę z przodu, wyprzedzając pozostałych. Musiała tak
długo siedzieć przy obiedzie w hotelu i teraz czuła niewypowiedzianą
potrzebę ruchu.
Detlev wolno kroczył przy boku Liany. Jego serce biło niespokojnie
i gwałtownie, podobnie działo się z nią.
_ Nie powinna się teraz pani za siebie oglądać, dopóki nie
osiągniemy ruin. Wtedy piękny widok, jaki się stamtąd roztacza, będzie
dla pani prawdziwą niespodzianką i zaskoczeniem — poradził.
— Dostosuję się do pana rad.
— Jak się pani podobają nasze strony?
— Tu jest naprawdę wspaniale. Co prawda góry nie są tak
olbrzymie, jak pokryte śniegiem szczyty Alp w Szwajcarii, gdzie
spędziłam moje dzieciństwo. Są jednak o wiele ładniejsze i bliższe
mojemu sercu. Dziwne, ale czuję się bardziej związana z tym miejscem
niż ze Szwajcarią.
— Spędziła pani dzieciństwo w Szwajcarii? Ale jest pani Niemką?
Tak, mój ojciec był oficerem armii niemieckiej. Urodziłam się
w Hamburgu. Moja mama miała ciotkę w Szwajcarii, i po śmierci
rodziców mój wujek... — urwała nagle. Niewiele brakowało, a po-
'j ZIa*aby: „Wujek Joachim". Ostrożnie ciągnęła więc: — Przyjaciel
. _ICOM, którego nazywałam wujkiem, zawózł mnie właśnie do tej
^ . m°jej mamy, mieszkającej w Szwajcarii. U niej też pozostałam do

background image

d Wunastych urodzin, kiedy to umieszczono mnie na pensji dla
^ l teraz jest pani sama?
alt, nie marą już nikogo bliskiego.

108
109

— I, przepraszam, jeżeli wydam się pani zbyt natarczywy, dlatego
była pani tak smutna tamtego ranka nad jeziorem? Czy może przy-
tłaczało panią jeszcze inne zmartwienie?
Zaczerwieniła się po korzonki włosów.
— Byłam nieszczęśliwa, gdyż dopiero wtedy uświadomiłam
sobie, jak jestem samotna i że nie mam nikogo, na kim mogłabym się
wesprzeć, kogo mogłabym zapytać o radę. Ale od kiedy mieszkam
w Brinkenhof, wszystko się ułożyło. Tutaj znalazłam dom i przyjazną
atmosferę. Nie sądzę, bym kiedyś zapragnęła opuścić te piękne strony.
— Być może kiedyś, pewnego dnia, gdy zdecyduje się pani wyjść za
mąż — powiedział żarliwie.
— Nie chcę wyjść za mąż nigdy — powiedziała cicho, ale ze
zdecydowaniem.
Wiedziała, że nie chce i nigdy nie będzie należeć do innego
mężczyzny, poza tym, koło którego właśnie szła. A on musiał poślubić
kobietę równą mu urodzeniem.
Odetchnął z trudem.
— Jest pani jeszcze za młoda, by podejmować tak poważne decyzje.
— Nie, nie jestem zbyt młoda — powiedziała zdecydowanie.
— Jeżeli młodzi ludzie, tak jak pani, podejmują podobnie
ważkie, decydujące o całym życiu decyzje, to mają ku temu zazwyczaj
powody.
Spojrzała na niego i jej oczy napotkały jego niespokojne, badawcze
spojrzenie.
— Jakie powody ma pan na myśli?
— Na przykład... nieszczęśliwa, niespełniona miłość.
— Są i inne powody skłaniające do podjęcia podobnych decyzji,
hrabio Rastenau.
— W tym przypadku nie są one wystarczająco przekonujące. A pani
została stworzona, by być szczęśliwą i uszczęśliwiać innych.
Spojrzała na niego z przerażeniem. Odruchowo przyśpieszyła kroku,
starając się dogonić wyprzedzającą ich znacznie Steffi.
— Niech pan zobaczy, pozostaliśmy daleko w tyle. Hrabiance udało
się nas wyprzedzić o niezły kawałek drogi.
— Chce pani uniknąć odpowiedzi, a ja niestety nie mam prawa,
najmniejszego nawet prawa kontynuowania tego tematu. Nie powi-
, 110

dłużej tego ciągnąć, jestem bowiem hrabią Rastenau — powie-
1116 ł 7 ciężkim westchnieniem, kładąc pełen niechęci nacisk na swój
^ _1 Mówi pan to z taką goryczą, jak gdyby tytuł hrabiowski był dla

background image

pana ograniczeniem. ' . ^
__ Bo to jest więzienie, które ogranicza swobodę mych ruchów.
p zekonałem się o tym dopiero niedawno. Chętnie zamieniłbym się
z najprostszym mieszczaninem. Wie pani, dlaczego?
\V milczeniu potrząsnęła przecząco głową.
_ Chciałbym to pani wytłumaczyć. Być może nie będziemy już
mieli podobnej okazji jak dzisiejsza. Ponieważ powinienem unikać pani
towarzystwa, Liano... właśnie dlatego, że jestem hrabią Rastenau.
Zamieniłbym się z mieszczaninem, gdyż kocham dziewczynę mieszczań-
skiego pochodzenia.
Liana śmiertelnie pobladła. Dopiero po chwili zdołała wydusić
z zaciśniętych warg:
— Dlaczego mi pan to mówi? Dlaczego właśnie mnie?
— Bo, gdyby to panią zainteresowało, poczułbym się mimo wszyst-
ko szczęśliwy.
— Już wcześniej wiedziałam o warunkach, jakie musi pan spełnić
jako hrabia Rastenau, Powiedziała mi o tym panna Hanna dzisiaj rano.
— W Berlinie inaczej pani na mnie patrzyła niż dzisiaj — powiedział
przytłumionym głosem, z trudem powstrzymując wzbierające w nim
uczucia. — Dzisiaj unika pani spojrzenia mi w oczy. A przedwczoraj
wieczorem, gdy przy kolacji rozmawialiśmy na temat małżeństwa, to
panna Hanna utrzymywała, że zostanie starą panną, pani natomiast
16 wyP°wiadała się na ten temat, zachowała pani milczenie.
Nie zawsze trzeba wszystkim wyjawiać swoje myśli i zamiary na
Przyszłość!
Niech pani będzie ze mną szczera! Niech pani się przyzna, że
pan przedwczoraj nie myślała pani o staropanieństwie, błagam
_J ^ecn Pani powie, że podjęła pani tę decyzję dopiero dziś rano!
Stara . '° Rastenau, nie mogę panu odpowiedzieć na to pytanie.
noscj. . ^ nie kłamać, kłamstwa nie sprawiają mi najmniejszej przyjem-
*yja\vi • f° te§°' §dy mam możliwość ich uniknięcia. A... prawda...
Cnie Prawdy upokorzyłoby mnie.
111

— Nie będę więc już pytał. Moje serce samo udzieli mi od-
powiedzi na to pytanie. Nie mogłoby być inaczej. Tylko nie wiem, czy
powinienem się cieszyć, czy martwić; teraz zresztą nie mogę czynić ani
tego, ani tego. Jak to dobrze, że od dzieciństwa uczono nas trudnej
umiejętności ukrywania swych uczuć. W przeciwnym razie bowiem
popełniłbym teraz straszne głupstwo. A tak mogę na pozór spokojnie
spacerować u pani boku. Jeżeli ktoś spojrzałby na nas z boku,
pomyślałby, że obojętnie rozmawiamy o pogodzie.
— Bardzo pana proszę, czy nie moglibyśmy porozmawiać na inny
temat?!
— Już za chwilę. Chciałbym pani wyjawić jeszcze jedno, nie
chcę już tego przed panią ukrywać. Wtedy w Berlinie... uciekłem przed
panią. Wyjechałem parę dni wcześniej, niż zamierzałem, gdyż chciałem
uniknąć kolejnego spotkania z panią, obawiając się, że stracę panowa-
nie nad sobą. Ucieczka na nic się nie zdała — przeznaczenie i tak
mnie dopadło. Mimo to jednak nie chciałem wyjawić pani uczuć, jakie

background image

do pani żywię. Teraz jednak muszę panią ostrzec przed samym sobą.
Jestem tylko człowiekiem i czasami nie panuję nad sobą. Moja mądra
przyjaciółka Hanna rozpoczęła dzisiejszą rozmowę, chcąc też panią
uprzedzić. Być może wyczuła, co do pani czuję, i dlatego wyjawiła pani,
że hrabia Rastenau nie jest wolnym człowiekiem i nie może roz-
porządzać własnym losem.
Chłonęła każde jego słowo, starając się je zapamiętać na zawsze.
Równocześnie doznawała dziwnego uczucia, że musi być silna i pano-
wać nad swymi emocjami, nie tylko ze względu na siebie, lecz, przede
wszystkim, na niego.
— Nie istnieją wolni ludzie, którzy nie byliby obciążeni jakimiś
zobowiązaniami. Trzeba zadowolić się tym, co mamy, co leży w zasięgu
naszych możliwości. Nie możemy sięgać po słońce, jest dla nas
nieosiągalne.
— Czy to pani naprawdę wystarcza, czuje się pani zadowolona
z takiego, pełnego bezsensownych ograniczeń życia? Tak łatwo panią
zadowolić? — zapytał gorzko.
— Łatwo? O nie! Ale życie nauczyło mnie już jednego — powinnam
umieć zdobyć się na wyrzeczenia i cieszyć się tym, co mam, nawet jeśli
inni ludzie mają życie usłane różami i nie muszą się niczym martwić.
112

camotni ludzie, osieroceni i nie mający krewnych, przechodzą trudną
szkół? życia i nie ma nikogo, kto chciałby im pomóc.
— Z jaką chęcią pomógłbym pani! Dałbym pani nawet gwiazdkę
z nieba, gdybym mógł. Czy pani tego nie czuje?
Zanim zdążyła mu odpowiedzieć, głos Steffi sprowadził ich z po-
wrotem na ziemię.
— Hej! Idziecie wreszcie? Poruszacie się tak wolno jak starzy ludzie!
— krzyknęła w ich stronę.
Liana i Detlev zmusili się do wesołego tonu i żartowali razem
ze Steffi. Wspięli się wreszcie ku ruinom, pozostałościom po
pięknym, okazałym niegdyś zamku. Roztaczał się stąd rzeczywiście
przepiękny widok na porośnięte lasem góry i doliny. Młodzi ludzie
stanęli koło siebie w milczeniu i z rozmarzeniem przyglądali się
romantycznemu widokowi.
Po chwili Steffi żwawo wspięła się do środka zamku. Detlev
stał w milczeniu u boku Liany. Nie mogli wydać z siebie nawet
westchnienia, oczarowani otaczającym ich pięknem, bali się spłoszyć
je najmniejszym ruchem. Zalała ich fala niewytłumaczalnego szczęścia.
Po chwili jednak uleciało ono z ich serc bezpowrotnie.
Do uszu Liany dobiegły ciężkie i pełne bólu westchnienia Detleva,
odwróciła więc ku niemu twarz. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy
i zatopili się w sobie, jak gdyby już nigdy nie mieli się rozłączyć.
Po chwili dobiegł do nich okrzyk Steffi, nawołującej do powrotu.
Ciągnęło ją do Jana Wachaua. Dlatego też i w tę stronę szła o wiele
szybciej niż oni.
Detley spojrzał na Lianę. Była blada i poważna. Rysy jej twarzy
zdradzały głęboki smutek.

background image

~ Czy gniewa się pani na mnie, że ośmieliłem się powiedzieć pani,
° niej czuję? — zapytał cicho. — Doprowadziłem do tego, że jest
Par» smutna.
ma •' n^e ^an' *° Przeznaczenie> które nie zawsze spełnia nasze
losu N*a ^'C mozemy jednak pozwolić, by przygnębiały nas kaprysy
le możemy dążyć do niemożliwego. Są i inne rzeczy, dla których
: tym,
^c, przynajmniej panu.
lecn Pani nie martwi się o mnie. Muszę sobie sam poradzić
' Pfow
CzuJę, chociaż świadomość, że i mój los leży pani na sercu jest
113
donikąd

dla mnie niesłychanie miła. Nie wiem tylko, jak mam pogodzić unikanie
pani z nieuniknionymi przecież spotkaniami z panią w Brinkenhof.
— Muszę w takim razie opuścić Brinkenhof — powiedziała cicho
i ze smutkiem w głosie.
— Nie, za żadne skarby! Jeżeli nie dam rady żyć w pani pobliżu
hamując i nie okazując moich uczuć do pani, jeżeli nie będę umiał
wytrzymać tej sytuacji, to ja opuszczę Greifenberg. Wuj posiada
jeszcze inne dobra. Poproszę go, by pozwolił mi nimi zarządzać. Pani
musi zostać tu, gdzie pani jest. Wiem przynajmniej, że w Brinkenhof
jest pani bezpieczna i otoczona przyjaznymi ludźmi. To stanowi moją
jedyną pociechę i nie pozwolę, by mi pani ją odebrała.
Po tych słowach dogonili Steffi, która od razu uwiesiła się na
ramieniu Detleva. Zakochani nie mogli więc dokończyć przerwanej
rozmowy i nie zamienili już ani słowa do chwili, w której doszli do
hotelu, gdzie oczekiwała ich reszta towarzystwa.
Hanna spojrzała na nich niespokojnie. I nie uszedł jej uwagi ponury
wyraz oczu Detleva, ani ból i smutek zastygły w twarzy Liany.
W czasie ich nieobecności sprzątnięto ze stołu i wniesiono misę
z pierwszymi tegorocznymi owocami leśnymi. Pan von Brinken włas-
noręcznie je wymieszał i napełnił naczynia obecnych.
Baronowa Wachau zadrżała łekko, w hotelu panował bowiem lekki
chłód, po czym przywołała kelnera.
— Proszę posłać posłańca do pokoju i przekazać mojej damie do
towarzystwa, by przyniosła mi płaszcz — powiedziała.
Jej słowa nie uszły uwagi pani von Brinken.
— Nie wiedziałam, że towarzyszy tu pani panna Schlegel, droga
baronowo. Przecież zaprosilibyśmy ją już dawno, by usiadła z nami do
stołu.
— Nie, nie towarzyszy mi panna Schlegel, droga pani von Brinken,
niedawno przeprowadziła się do owdowiałej siostry. Zaangażowałam
kogoś innego i najpierw ja sama muszę się do niej przyzwyczaić.
— Nie dziwię się pani. Panna Schlegel była naprawdę wspaniałą
kobietą, godną zaufania kobietą.
— Tak, bardzo mi jej brakuje i nie potrafię zaprzyjaźnić się
z jej następczynią. Mam nadzieję jednak, że mój brak zaufania
minie i uda nam się zbliżyć do siebie. W każdym jednak razie jest

background image

114

, ^ njesprawiedliwością z mojej strony, że zapomniałam
bardzo towarzystwie o tej biedaczce, która siedzi teraz sama
w Pan • Kfje będzie pani miała nic przeciwko temu, by usiadła z nami
vv pokoju-
^° S ° Ależ oczywiście, że nie, droga pani baronowo.
w asie podwieczorku Liana udawała jedynie, że przysłuchuje się
wom, w rzeczywistości bowiem pogrążyła się w swych niezbyt
fOZ łvch myślach. Siedziała tyłem do wyjścia. W pewnej chwili
W ażyła, że baronowa macha komuś na powitanie, nie obróciła się
. , k piątego też nie zauważyła skromnej kobiety, która w od-
powiedzi na machanie baronowej' zbliżyła się do stołu. Dostrzegła ją
dopiero, gdy baronowa zwróciła się z uprzejmym pytaniem:
_ Pozwolą państwo, że ich przedstawię?
Wtedy Liana drgnęła i lekko pobladła. Jej'przerażenie było tak
widoczne, że zwróciło uwagę nie tylko Detleva, ale i Hanny oraz jej
matki, które przyglądały się jej ze zdziwieniem.
Damą do towarzystwa baronowej Wachau nie był bowiem nikt
inny, jak panna Bartels, stary wróg Liany. Gdy baronowa przedsta-
wiła jej Lianę, spojrzała na nią wrogo, jej wzrok wyrażał pragnienie
zemsty. Liana wpatrywała się w jej obraźliwy uśmiech jak sparali-
żowana. Jej serce przepełniał strach, obawa zapierająca dech,
w piersiach przed złem, które ta kobieta mogła jej wyrządzić i które-
go, w swej niewinności, nie potrafiła przewidzieć. Najchętniej uciekła-
by z okrzykiem przerażenia poza zasięg jej zimnego, wyzywającego
spojrzenia.
Ach... panna Reinold — powiedziała pani Bartels, spoglądając
obraźliwie na pobladłą twarz Liany.
lanie przyszła z pomocą jej wrodzona duma, spojrzała wyniośle na
owczynię. Nikomu za nic na świecie nie uda się zmusić jej, by
_ 'a z tą kobietą choć jedno nic nie znaczące słowo.
ba aille najwidoczniej już się znają — powiedziała spokojnie
Rein IrT^ Kochana pani Bartels, niech więc pani siądzie koło panny
rz> L arte's wykonała polecenie. Detlev dostrzegł, że na twa-
Z\vrócj} y P0Jawił się wyraz skrywanego obrzydzenia i wstrętu.
Wa§e, jak podwinęła fałdy sukienki, chcąc uniknąć jakiego-
115

kolwiek kontaktu z nowo przybyłą kobietą. Z niepokojem spojrzał
w jej zastygłą twarz.
Pani Bartels natomiast sprawiała wrażenie, jak gdyby nie do-
strzegała zachowania Liany.
— Cóż za dziwne spotkanie, panno Reinold. Sądziłam, że pozostała
pani w Berlinie — powiedziała sarkastycznie.
Liana nie chciała rozmawiać z tą kobietą. Poczuła, że w związku
z tym spotkaniem zagraża jej nowe niebezpieczeństwo. Mimo że
obawiała się zdenerwować swą rywalkę, by na nowo nie wzbudzać
jej nienawiści, nie mogła się jednak zmusić do rozpoczęcia z nią

background image

normalnej, towarzyskiej rozmowy, jaką zwykło się prowadzić przy
stole. Nie potrafiła ukryć swej pogardy. Gdy tylko pani Bartels zajęła
wskazane jej miejsce, podniosła się gwałtownie i podeszła do krzesła
Hanny. Wiedziała, że postępuje niemądrze, nie potrafiła jednak za-
chować się inaczej.
— Życzy sobie pani czegoś ode mnie, panno Liano? — zapytała
Hanna.
— Chciałabym usiąść tu, przy pani — odpowiedziała prawie
bezgłośnie Liana.
Hanna była osobą domyślną i spostrzegawczą. Zbyt dobrze już
zresztą znała Lianę, by nie wiedzieć, iż musi mieć ona naprawdę ważkie
powody do takiego zachowania. Wymieniła szybkie spojrzenie z Det-
levem, który siedział koło niej. Hrabia podniósł się niezwłocznie
i poszukał wolnego krzesła, które umieścił między swoim a Hanny.
— Liana jak zwykle bardzo przejmuje się swoimi obowiązkami,
Hanno, nie chce zostawiać już pani samej — Detlev próbował przyjść
Lianie z pomocą.
Wiedziała, że popełniła karygodne głupstwo, prowokując niejako
swą rywalkę i przeraziła się jeszcze bardziej.
Pozostali powrócili do przerwanej rozmowy. Baronowa za-
uważyła jednak dziwne zachowanie Liany wobec pani Bartels; nie
umiała go sobie wytłumaczyć i pogodzić z dotychczasowym, miłym
i łagodnym postępowaniem młodej dziewczyny. Odruchowo poczu-
ła wzbierającą niechęć, sama nie wiedziała, dlaczego niechęć ta skiero-
wana była nie przeciw Lianie, lecz przeciw jej nowej damie do
towarzystwa pani Bartels.

• R rtels przez cały czas obserwowała Lianę, obrzucając ją
• • nawiści i żądzy zemsty spojrzeniami. Podczas gdy prowadzi-
pełnym Ożywioną dyskusję z baronową i Steffi, starała się ze
'a ^° v b sił odkryć, jakie stosunki łączą poszczególne osoby i jaką
wszys. a;muje w nich Liana. Szybko doszła do wniosku, że Liana
pozycję pajistwu von Brinken, że Steffi jest córką hrabiego Joachima
RWstenau, a przystojny i sympatycznie wyglądający Detlev jego sio-
' ni Le Rastenau i Greifenberg należą do jednego właściciela i że
Brfnkenhóf położone jest w pobliżu tych majątków.
Od razu w swej nad wyraz wyczulonej i zwyrodniałej, jak ona
sama wyobraźni, powiązała te fakty. Była święcie przekonana, że
hrabia Joachim załatwił „swojej kochance" jakąkolwiek posadę, która
sprowadziła ją w jego pobliże, by móc wygodnie i bez podejrzeń
odbywać z nią tajemne, czułe schadzki. I nikt w jej otoczeniu najwidocz-
niej nie domyślał się nawet, jak w rzeczywistości kształtują się stosunki
między nimi. Pani Bartels poczuła się moralnie oburzona i wydawało się,
że jest powołana, by wydobyć na światło dzienne ów „skandal", tym
bardziej że Liana odważyła się zachować tak niegrzecznie wobec niej.
Z pewnością znajdzie się okazja, by zajść jej za skórę i zmusić do
uległości i posłuszeństwa.
Liana natomiast powoli odzyskała panowanie nad sobą. Kto jednak
lepiej ją znał, musiał od razu zauważyć, jak źle się czuje i że przygniata

background image

ją jakiś ogromny ciężar. Detlev i Hanna obserwowali ją z troską,
zaniepokojeni jej zachowaniem, i czuli, że coś ją dręczy od chwili
pojawienia się pani Bartels.
w sercu Detleva zrodziła się wrogość wobec tej kobiety. Instynktow-
nie wyczuwał, że wstręt Liany miał jakieś konkretne, głęboko uzasad-
ne powody. Jakże chętnie poprosiłby ją, by powierzyła mu swój
em, powiedziała, co ją tak strasznie dręczy, wiedział jednak, że nie
ma prawa do podobnej prośby.
niLJ mieszka
Jest z
\v n ' i °WlC ^ *an^ kłębiły się urywane myśli. Co powinna, co mogła
Odn 6 ^b1*-'- by przeciwdziałać niewątpliwemu atakowi rywalki?
\wthi ^ '^a krótlta: nic. Nie mogła się bronić, nie mogła nic
Musiałaby wtedy wyznać, że wuj Joachim wynajął dla
od czasu do czasu z nią mieszkał i... że nie
m w jakikolwiek sposób spokrewniona. Nie miała prawa dla

116
117

obrony samej siebie powoływać się na nazwisko wuja. Nawet gdyby to
zrobiła, znalazłaby się w jeszcze gorszym położeniu. I on nie mógł
nikogo zmusić, by uwierzono mu, że związani byli ze sobą czystym,
niewinnym uczuciem, jakie łączyło ojca i córkę. To, że ukrył przed
swoją rodziną ich znajomość, że zataił nawet jej istnienie, rzucało na
nich niekorzystne światło.
Dlaczego wuj Joachim nie powiedział żonie o jej istnieniu? I dlaczego
tak długo ukrywał przed nią, że jest żonaty? Co się kryło za niedopowie-
dzeniami tego zwykle tak szczerego i otwartego człowieka?
Siedziała między Hanną a Detlevem i porażała' ją ciągle ta sama
przerażająca myśl: „Twoja przeciwniczka przepędzi cię z odnalezionej
wreszcie oazy spokoju, jaką jest dom rodzinny von Brinken. Znalazłaś
ją z takim trudem, a teraz znowu będziesz bezdomna. I musisz to znosić
bez najmniejszej skargi, jak gdybyś rzeczywiście była winna. Wszyscy
jej uwierzą — Detlev! Detlev także! — I wszyscy będą tobą gardzić."
Liana drżała i mocno zaciskała usta, powstrzymując się od okrzyku
rozpaczy.
Detlev przyglądał jej się z troską i niepokojem.
— Jest pani zimno, panno Reinold? — zapytał.
— Nie... ja... ja po prostu nie czuję się zbyt dobrze.
— Co z panią, Liano? — zapytała zmartwiona Hanna.
— Strasznie boli mnie głowa, panno Hanno. Proszę nie zwracać na
mnie uwagi.
— Zaraz pojedziemy z powrotem do domu — powiedziała pociesza-
jąco Hanna.
I rzeczywiście po niecałej godzinie zdecydowano się przerwać
rozmowę.
Gdy pożegnano się już z baronem i baronową Wachau, pani Bartels
podeszła do Liany. Obrzucając ją nienawistnym spojrzeniem, szepnęła

background image

jej do ucha:

,

— Bardzo sprytnie to sobie wymyśliliście, romantyczna idylla z tak
zwanym wujkiem. Niech się pani wstydzi! To, co robicie, to po prostu
skandal!
Liana czuła, że gardło ma zasznurowane, nie potrafiła wydać z siebie
ani słowa. Drżąc na całym ciele odwróciła się od rywalki. Pani Bartels
chciała iść za nią, ale wtedy niespodziewanie pojawił się Detlev, stając
118


u boku Liany
w obronnym geście, chcąc służyć jej pomocą i pociechą,
ni na krok, aż do chwili, gdy pani Bartels opuściła
• H szedł u boku Liany do samochodu, powiedział do niej cicho,
tak by inni nie usłyszeli:

, . . , .

Ta oani Bartels jest z jakiegoś niewyjaśnionego powodu pani
rdziałym wrogiem. Jeżeli mogę pani w czymś pomóc, proszę
Z • wierzyć swą tajemnicę. Moje życie będzie miało tylko wtedy
jakąkolwiek wartość, jeżeli będę mógł się pani na coś przydać.
Jeżeli chodzi o tę kobietę, nic i nikt nie jest w stanie mi pomóc. Od
dawna jest moim wrogiem i czuję do niej nieprzezwyciężony wstręt.
Dłużej nie mogli rozmawiać. Oczekiwano ich już przy samochodzie.
Steffi towarzyszył baron Jan.
— Niech pan da słowo honoru, Janie, że w następnym tygodniu
odwiedzi nas pan w Rastenau! — powiedziała hrabianka z jawnym
żądaniem w głosie.
Baron złożył jej głęboki ukłon, uśmiechając się jednocześnie żartob-
liwie.
— Najbardziej honorowe słowo honoru! Przyjadę na pewno.
Najpierw jednak chcę sobie poćwiczyć chodzenie, by móc poruszać się
bez pomocy tej kuli. Bardzo proszę, niech pani powiadomi o moim
zamiarze szanownych rodziców.
Tymczasem Hanna wsiadła do samochodu. Obok niej zajęła miejsce
matka. Steffi, jak zwykle, wsiadła ostatnia i wychylając się przez okno
skinęła głową baronowi Wachau, ponownie życząc mu zdrowia.
~ Niech pan się leczy! Proszę się pośpieszyć! Chcę, by jak
najs7ybciej stanął pan pewnie na nogach. Do zobaczenia w Rastenau.
Samochód odjechał
f , n~,

J

— Czv
i^ufrńe wsunęła swą dłoń pod ramię siedzącej koło niej Liany
się do niej.
nie sądzi pani, panno Reinold, że było to wspaniałe
ścisn }Zy y zwilgotniały. Wzruszyło ją ufne zachowanie Steffi,
i n,a , m°cno jej drobną rączkę. Och, gdyby tak mogła pojechać razem
i tam J^tenau, do wujka Joachima, by móc mu się rzucić w ramiona
Ukać Pociechy i ukojenia.
779

background image

— Tak, było wspaniale — odpowiedziała i przelotnie spojrzała na
Detleva.
— Wydaje mi się jednak, że nie jest już pani tak wesoła i zadowolona
jak dzisiejszego poranka — kontynuowała niezrażona Steffi.
Swoimi słowami wyraziła opinię pozostałych. Wszystkim wydawało
się, że Liana zmieniła się w ciągu paru ostatnich godzin. Pani von
Brinken spojrzała na nią badawczo.
— Lianę boli głowa — przyszła jej z pomocą Hanna.
— Ból głowy minie bez śladu. Nie powinna pani o nim myśleć
— powiedziała Steffi przyjaźnie i serdecznie.
Nie myśleć o tym! Liana chętnie zapomniałaby o wszystkim, co ją
dręczyło i przyprawiało o ból głowy. Nie chcąc jednak psuć nastroju
pozostałym, opanowała się i zmusiła do żartów i pozornej beztroski.
— Ty też nie wyglądasz na zbyt zadowolonego, Detlevie — stwier-
dziła ze zdziwieniem Steffi.
— Zły jestem, że tak wspaniałe popołudnie, jak dzisiejsze, musiało
tak szybko dobiec końca.
Detlev zapatrzył się przed siebie i pogrążył w niewesołych myślach.
Z każdą chwilą coraz wyraźniej zdawał sobie sprawę, że powinien
unikać kolejnych spotkań z Lianą, tak dla swojego, jak i jej dobra.
I chcąc jak gdyby wyryć sobie w pamięci jej dokładny obraz, zapatrzył
się w jej słodką, bladą twarzyczkę.
— Bardzo się cieszę, że spotkaliśmy barona Wachaua i jego matkę
— powiedziała Steffi.
— Baronowa ma za sobą długie tygodnie przepełnione troskami
i niepokojem. Dobrzeją rozumiem i wiem, co czuła po wypadku syna
— powiedział pan von Brinken. — Jednak jej nowa dama do towarzy-
stwa bardzo mi się nie podoba. Panna Schlegel była o wiele sympatycz-
niejsza — kontynuował.
— Dzięki Bogu, że i pan jej nie polubił! Jest odrażająca. I wydawało
mi się, że gdy tylko się pojawiła, atmosfera od razu się zmieniła, stalą się
taka ciężka i naprawdę trudna do wytrzymania — powiedziała Steffi.
— Doznałem tego samego wrażenia, hrabianko. Cieszę się, ze się
zgadzamy w tym względzie — potwierdził pan von Brinken.
— Czy zna pani panią Bartels bliżej, panno Liano? — zapytała jego
małżonka, badawczo przyglądając się pobladłej twarzy dziewczyny.
720

Liany pokryła się nagle ciemnymi rumieńcami, zdradzaj ący-
* 'ezwykłe poruszenie i zdenerwowanie.
ml ^ 7nam ją niestety bliżej, niż chciałabym ją znać, droga pani von
• ~t I błagam panią, niech mi pani nie każe wypowiadać się na
tonat tej kobiety.
__ \Vydaje się strasznie wścibską osobą — ponownie doszła do
gteffi. — Starała się wyciągnąć ze mnie wszelkie informacje,
^. sędzia śledczy. Chciała wiedzieć o wszystkim. Wypytywała
nie nawet o moich rodziców, koniecznie chciała poznać imię
mojego ojca. A już odległość między Rastenau a Brinkenhof wydała
iei się tak ważna, że chciała ustalić ją z dokładnością co do kilometra,

background image

jak gdyby wybierała się na pieszą wędrówkę z jednego majątku do
drugiego. Mam nadzieję, że pani baronowa nie zabierze jej ze sobą na
obiecaną wizytę do Rastenau!
Liana oniemiała przysłuchując się Steffi. Dlaczego jej rywalka zbierała
tak dokładne informacje o ludziach, między którymi zamieszkała?
— To rzeczywiście bardzo niesympatyczna osoba, której, na miejs-
cu pani baronowej, nie ścierpiałbym przy sobie ani przez chwilę
— powiedział twardo Detlev.
* Zatem, z tego, co słyszę ta dobra kobieta nie przypadła nikomu
z nas do gustu, mimo że starała się z całych sił, swą przesadną
łagodnością i udawaną dobrocią, zrobić na nas dobre wrażenie. Jednak
tego typu emfatyczne osoby zawsze budziły moją nieufność. Nie chcę
jednak być niesprawiedliwy i cofam ze skruchą ostatnie słowa — powie-
dział pan von Brinken.
Tymczasem dojechali do Brinkenhof. Pani von Brinken prosiła
e " i Detleva, by pozostali z nimi jeszcze przez pół godzinki.
DeUev jednak odmówił, ku niezadowoleniu Steffi.
Chciałbym jeszcze odwieźć Steffi do Rastenau. Bardzo więc
Pr°szę o wybaczenie, ale naprawdę nie możemy,
że ' °Z^nano ich serdecznie. Gdy Detlev uścisnął rękę Liany, poczuł,
fozs dl na* ^rży> mimo jej starań, by drżenie to opanować. Wbrew
dodać OV^.mocno uścisnął jej dłoń, starając się swym uściskiem
iwspó}Jej si* * otuchy. Obrzucił ją spojrzeniem i jego pełne ciepła
Poiau,iiC2Ucia oczv zatopiły się w jej oczach pełnych łez. Na jego twarzy
*lł się wyraz czułości.
121

Dostrzegła to Hanna. Mimo to pożegnała się z hrabią w swój zwykły
serdeczny sposób. Steffi natomiast ucałowała serdecznie Hannę, energicz-
nie potrząsnęła ręką pana von Brinken, ucałowała dłoń jego małżonki, po
czym otoczyła ramionami Lianę w serdecznym, pełnym ciepła uścisku.
— Mam nadzieję, że niedługo ponownie się spotkamy, kochana
panno Reinold! Bardzo panią polubiłam i chciałabym, byśmy jak
najczęściej się spotykały.
Detlev miał ochotę ucałować kuzynkę za te słowa.
Liana przez chwilę mocno przytuliła się do Steffi.
— Dziękuję pani, hrabianko. I mnie jest pani bardzo bliska. Do
zobaczenia, jeżeli Bóg zechce.
— O, on już na pewno pozwoli — zaśmiała się Steffi i wsiadła do
samochodu. Detlev usiadł koło niej i odjeżdżając jeszcze raz pomachali
pozostałym na pożegnanie.
— Chcesz mnie zatem odwieźć do Rastenau, Detlevie? — zapytała
Steffi kuzyna, gdy zostali już sami w samochodzie, kierując się w stronę
domu.
— Tak, Steffi. Muszę omówić bardzo ważną sprawę z twoim ojcem.
Spojrzała badawczo w jego twarz.
— Dlaczego jesteś taki rozstrojony? Skąd się wziął twój zły humor.
Detlevie? Zwróciłam już wcześniej uwagę, że przez całe popołudnie byłeś
dziwnie milczący. Nie podoba mi się twoje dzisiejsze zachowanie.
— Akurat ci wierzę, Steffi! Przez całe popołudnie nie miałaś ani

background image

chwili czasu, by uważać na moje zachowanie. Dzieliłaś całe swoje
zainteresowanie tylko między Janka Wachaua i pannę Reinold.
— Oczywiście, oni są najbardziej interesującymi ludźmi z całego
towarzystwa. Detlev, nie wydaje ci się, że Jan Wachau jakoś dziwnie
zmężniał po tym wypadku? Nieszczęście, które przeżył, sprawiło, że stał
się bardziej zdecydowany i pewny siebie.
— Gdyby usłyszał twoje słowa, byłby pewnie zdolny ponownie
złamać sobie tę nieszczęsną nogę, by jeszcze raz usłyszeć podobne
pochlebstwa na swój temat.
722

wcale nie jest taki próżny. A co się tyczy panny Reinold,
'de wspaniałym, zachwycającym stworzeniem. Gdybym była
jest napra a|(OCi1ałabyrri się w niej bez pamięci i nie potrafiła o niej
~i^-7r7VZna,
' A i /apofflnieć.
ni
igay v ^ ty możesz wiedzieć o miłości?
~~ N cóż, nie pozwalaj sobie na zbyt dużo! W końcu nie jestem
T • w™ w pieluchach! Nawet jeżeli panna Ruckauf zezwala mi
iuż dziecKici" t-

r i_ -t ' •• • j • • • • 1-

edynie czytać książki, w których miłość me odgrywa najmniejszej roli,
czasem udaje mi się dorwać lekturę, w której ów ważny problem jest
starczający sposób naświetlony. A reszty można się już bez trudu
domyślić. A wracając do panny Reinold, wydaje mi się bardzo
zagadkowe, dlaczego doszło do tego, że przyjęła posadę damy do
towarzystwa; nie bierze żadnego wynagrodzenia, nie potrzebuje
zatem tej pracy. Ona w ogóle nie pasuje do skromnych warunków, jakie
panują w Brinkenhof. Jest o wiele bardziej elegancka i ma w sobie więcej
szlacheckiej godności niż Hanna. Nie wydaje ci się?
— Tak, Steffi, być może jest ona zaczarowaną przez złego czarno-
księżnika królewną.
— Już nie istnieją niestety zaklęte księżniczki. Ale nie zdziwi-
łabym się zbytnio, gdyby mi powiedziano, że jest ona jedną z ich
grona.
Ja też nie, Steffi. I naprawdę żal mi, że, jak powiedziałaś,
zaczarowane księżniczki nie istnieją już od dawna na tym świecie.
— Co ci dzisiaj jest, Detlevie? Zachowujesz się naprawdę bardzo
dziwnie.
z zakłopotaniem czoło.
mus 1L ZWraca-J na to uwagi, Steffi. Myślę cały czas o sprawie, którą
ona s? Z,tW°im °Jcem bardzo poważnie przedyskutować. Nie daje mi
^Pokoju i chciałbym ją raz jeszcze dokładnie przemyśleć,
^reszci W^C pow'e<^z mi wreszcie prosto z mostu, że powinnam
dłużej n m ^ć i pozostawić cię w świętym spokoju. Nie będę ci już
Rastenau — a(Jza*a- Z moich ust nie usłyszysz już ani słowa, aż do
w r°gu n H cy^°wanie odwróciła się od niego i oparła się o leżącą
stano\vien x • ^ez w^tpienia naprawdę chciała dotrzymać po-
2aP°mniala • ^ U(^a^° JeJ si? to jednak. Jej ruchliwa, energiczna natura

background image

2 PO chwili o danym przyrzeczeniu. Detlevowi
nie
123

pozostało więc nic innego, jak zapomnieć o własnych zmartwieniach
i wysilić wszystkie swe siły, by dorównać jej humorem i nie dać po sobie
poznać trosk. Mimo że zewnętrznie mu się to udało, jego myśli krążyły
jednak nieustannie wokół tego, o czym tak niezwłocznie chciał poroz-
mawiać z wujem Joachimem.
Hrabia Joachim ostatnimi czasy poświęcił się nowemu hobby.
Każdą wolną chwilę dnia spędzał w zamkowym archiwum, szperając
wśród zakurzonych półek i systematycznie przeglądając stare papiery,
akta i roczniki. W bibliotece, obok ręcznie pisanych kronik hrabiow-
skiego rodu Rastenau, znajdowały się liczne dokumenty, tajemne pisma
i dziwne przesyłki niewiadomego pochodzenia. Wydawało się jednak,
że hrabia Joachim szuka czegoś naprawdę szczególnego.
Jego żona starała się o nic nie pytać. Od pewnego czasu wydawał
jej się tak rozstrojony i zdenerwowany, że była już pewna, iż dręczy
go naprawdę ciężka troska.
Również i tej niedzieli, kiedy jego córka pojechała do S., zamknął
się na parę godzin w archiwum; po czym wrócił do pokoju z radosną
miną i rozpromienionymi oczami, niczym człowiek, którego rozpiera
ogromna radość.
Gdy spojrzała czule na jego radosną i wreszcie odprężoną twarz,
zbliżył się do niej szybkimi krokami, ujął jej ręce i złożył na nich gorący
pocałunek.
— Jesteś cudowną kobietą, Stefanio. Mimo iż ostatnimi tygodniami
byłem nie do zniesienia, nie usłyszałem od ciebie ani słowa wyrzutu,
z twoich ust nie padła choćby jedna skarga.
— Nie do zniesienia? Ależ skąd! Po prostu martwiłam się o ciebie.
Niepokoiła mnie twoja nerwowość i przygnębienie.
— Każda inna kobieta na twoim miejscu zadręczałaby mnie
nieustannymi pytaniami. Ty tego nie robiłaś. Pozwól mi podziękować
ci za tyle taktu i wyrozumiałości. Coś mnie dręczyło, coś, o czym nie
mogę powiedzieć ci i dzisiaj. Nie dlatego, bym ci nie ufał — wiesz
przecież, że nikomu innemu nie ufam tak bardzo jak tobie — lecz
dlatego, że nie chcę cię obarczać ciężarem, który sam z trudem dźwigam-
Ale teraz wszystko jest już w porządku, wypłynąłem z powrotem na
spokojne wody. Nie musisz się już więc o mnie martwić.

• będziesz patrzył na mnie tak spokojnie i radośnie, jak w tej
' nością nie będę miała powodów do zmartwień,
chwili' z p reszcje wróci do domu nasza mała trzpiotka? Stęskniłem
^ j __ powiedział hrabia.
się już z na(łzieję, że już niebawem. Niezadługo zacznie się zmierz-
7" ftriowiedziała z westchnieniem hrabina.
, jejj akurat przy kolacji, gdy przed drzwi zajechał samochód.
' re chwil później do pokoju wpadła Steffi i przywitała się
gwałtownie z rodzicami, ściskając ich i całując, jak gdyby wróciła

background image

z długiej podróży, po kilkumiesięcznym rozstaniu.
— Jak widzicie, nareszcie wróciłam! Czy bardzo za mną tęskniliście?
— O tak, nasza tęsknota była już nie do wytrzymania. Bardzo się
cieszymy, że jesteś znowu z nami. Kiedy nie ma cię w domu, panuje
w nim przeraźliwa cisza — powiedziała z uśmiechem hrabina.
— Jedliście już kolację?
— Akurat skończyliśmy.
— Och, jaka szkoda! No cóż, w takim razie Detlev będzie musiał mi
dotrzymać towarzystwa. Chodź tu, Detlev, zostało dla nas wystarczają-
co dużo jedzenia, a i ty przecież musisz być głodny!
Hrabia Joachim serdecznie uścisnął dłoń siostrzeńca.
— Cóż za niespodziewana radość! Zrobiłeś nam niemałą nie-
spodziankę, odwożąc Steffi do domu i odwiedzając nas przy okazji.
Twarz Detleva zdradzała jednak napięcie. Spojrzał niespokojnie
wujowi prosto w oczy.
Nie byłbym przyjechał, gdybym nie musiał omówić z wujem
eJ> nie cierpiącej zwłoki sprawy, wuju Joachimie. Znajdziesz dla
mniechwilę czasu?
~ |le tylko zechcesz, drogi chłopcze,
eabin ^ P°zw°hsz> CZY moglibyśmy od razu przejść do twojego
Wsunął • °aL'a"n był przekonany, że wie, co dręczy jego siostrzeńca.
iec reV« pod jego ramię i lekko popchnął w kierunku wyjścia.
— M ^ w'^ Jestem do twojej dyspozycji, mój kochany Detlevie.
na chwil* nadzieję, że wybaczysz mi, ciociu Stefanio, jeżeli porwę ci
uv Winiło

125
124

— Ależ nic się nie stało. Nie przeszkadzajcie sobie.
— Detlev, przecież od obiadu nic nie jadłeś — powiedziała zaniepo-
kojona Steffi.
— Nie jestem głodny, Steffi. Tobie jednak życzę smacznego. Ja zjem
po powrocie do Greifenberga.
— Z tobą jest jednak coś nie w porządku, Detlevie.
Hrabia Joachim pogłaskał córkę po pałających, rozgrzanych poli-
czkach. — Dobrze się bawiłaś, Steffi?
Uwiesiła mu się na szyi.
— Wspaniale! Mam ci tak dużo do opowiedzenia. Poznałam dzisiaj
pewną młodą kobietę, damę do towarzystwa Hanny von Brinken. Nazywa
się panna Liana Reinold i co z niej za prześliczne i urocze stworzenie!
Chciałbym być kiedyś do niej podobna. Gdybym miała taką damę do
towarzystwa, zdziwilibyście się, jak szybko nabrałabym ogłady!
Hrabia Joachim mocno przytulił Steffi i serdecznie ucałował ją
w czoło. Potem gwałtownie się odwrócił i ujął Detleva za ramię.
— Chodźmy już, mój chłopcze.
— Usiądź, Detlevie. Na biurku leżą papierosy, poczęstuj się, jeżeli
masz ochotę — powiedział hrabia Joachim, gdy znaleźli się tylko we
dwoje w jego gabinecie.

background image

Detlev podziękował za papierosy i opadł miękko na fotel.
— Nie, nie chcę teraz palić. Najpierw chciałbym ci powiedzieć, co
mnie dręczy.
— Jak sobie życzysz. Mów zatem.
Detlev oparł głowę na rękach i przechylił się nieco do przodu. Rysy
jego twarzy niespokojnie drżały.
— Wuju Joachimie, chciałbym cię bez zbędnych ceregieli prosić
o pewną przysługę. Proszę cię, pozwól mi przenieść się do twojego
majątku w Uerzen. Nie chcę zostać już dłużej w Greifenbergu, lub może
mówiąc precyzyjniej, nie mogę tam dłużej zostać.
Hrabia Joachim podniósł się, zbliżył do siostrzeńca i spojrzał mu
prosto w twarz.
— Uerzen jest o wiele mniejszym majątkiem niż Greifenberg,
Detlevie. Jeżeli spełniłbym twą prośbę, twoja sytuacja materialna
pogorszyłaby się znacznie.

0 świadomy, wuju Joachimie. I to, że nadal proszę
hig?> niech będzie dla ciebie dowodem, że nie jest to
cię o tę Pr y , mam poważne powody, które skłoniły mnie do
zwykł>' kaprys* ^
podj?cia

poznać. Nie puszczę cię zbyt chętnie w nieznane.

~~~ i ' tak daleko. Poza tym Greifenberg ma lepszą pozycję. Jakie
Uerzen e które zmusiły cię do podjęcia tak niekorzystnego
więc są P°w }i
postan n|e mja}em przed tobą żadnych tajemnic. Teraz też nie
nic przed tobą ukrywać, chcę byś zrozumiał motywy mojego
tenowania. Na pewno przypominasz sobie, że ostatnim razem,
siedząc w tym właśnie fotelu, opowiedziałem ci, że w czasie mego pobytu
w Berlinie zakochałem się w pewnej młodej i pięknej kobiecie, co zresztą
było powodem mojego wcześniejszego powrotu ze stolicy.
_ Tak, Detlevie... nie zapomniałem ani jednego szczegółu twojego
opowiadania.
— Wierz mi, wuju, dołożyłem wszelkich możliwych starań, by
zapomnieć o tej dziewczynie. Nie udało mi się. A gdy parę dni temu
przejeżdżałem przez las, dostrzegłem tę samą młodą kobietę, przed
którą w takim popłochu uciekałem. Tego, co poczułem w głębi mej
duszy na jej widok, pozwól, nie będę ci opowiadał. Zabrakłoby mi słów.
Mogę tylko powiedzieć, że w owym momencie byłem tak szczęśliwy, że
zapomniałem o całym świecie. Podjechałem do niej i rozmawialiśmy
przez chwile, dzięki czemu dowiedziałem się, że mieszka teraz w Brin-
nhof' Jest damą do towarzystwa Hanny. Wbrew rozsądkowi tego
go wieczora pojechałem w odwiedziny do państwa Brinkenów.
Y zauważyłem, że i ja nie jestem jej obojętny. Czułem, jak z każdą
I zn °0raZ ^?kiej i głębiej zapadam się w otchłań mojej miłości.
pojech'r na Z*°^ rozwadze, dzisiejszy dzień też z nią spędziłem.
poszła Sm^ razem d° S- P° obiedzie poradzono pannie Reinold, by
towar?, Zlc rumy starego zamku. Steffi i ja mieliśmy dotrzymać jej
jSttyfl ^ t- CL~ '
o spory k orettl> jak zwykle pełna życia i energii, wyprzedziła nas

background image

JeJ-jakba H ^zięki temu zostaliśmy sami. I... i wtedy powiedziałem
k'01 jestem °-^ ^oc^ani i Jak "^ na meJ zależy, nie mogłem jednak ukryć,
kobiet v -x. 1 ciąży ha mnie obowiązek — obowiązek poślubienia
u stanem. Chciałem ją ostrzec przed sobą samym.

726
727

• Joachim ciepło uścisnął ręce swego siostrzeńca, jego oczy
— A ona? Jak ona zareagowała? — zapytał poruszony do głębi
hrabia Joachim.
Detlev nerwowo potarł czoło i zapatrzył się przed siebie.
— Przyjęła to, jak przyjmuje się inne zrządzenia kapryśnego losuJ
dzielnie i spokojnie. Powiedziała mi, że słyszała już o ciążącym na mniel
obowiązku od panny Hanny von Brinken. Dodała też, że postanowiłaj
nigdy nie wychodzić za mąż. „Należy ograniczać swe wymagania wobec
życia, cieszyć się tym, co się ma i nie dążyć do niemożliwego. Życie ma
również inne, poza miłością, wartości." Chciała nawet wyjechać z Brin-
kenhof, by zejść mi z drogi, byśmy nie musieli się już więcej spotykać.
Hrabia Joachim przerwał gwałtownie.
— Chciała wyjechać?
— Tak, mimo iż tak się cieszyła, że znalazła wreszcie spokój
w Brinkenhof, które, jak mówi, stało się dla niej prawdziwym domem.
Nie mogę dopuścić do tego, by z mojego powodu opuściła Brinkenów.
Jest taka samotna, nie ma nikogo, kto mógłby się nią zaopiekować.
Dlatego to ja muszę odejść. Z jej powodu mógłbym bowiem zapomnieć,
że należę do rodziny Rastenau i nie mogę dobrowolnie rozporządzać
moim życiem. Pomóż mi, wuju Joachimie, wyślij mnie jak najdalej
stąd, bym mógł uciec przed pokusą, nie wiem bowiem, jak długo uda mi
się jej jeszcze opierać.
Joachim spojrzał Detlevowi prosto w twarz, która mieniła się
powstrzymywanym ożywieniem i podenerwowaniem.
— Więc aż tak bardzo ją kochasz? — zapytał głęboko poruszony
słowami siostrzeńca.
— Tak, wuju Joachimie. Kocham ją bardziej niż moje własne życie.
— I poślubiłbyś ją, gdyby nie ograniczał cię ciążący na Rastenauach
obowiązek?
— Tak, wujku. I jeżeli jak najszybciej nie oddalę się od niej,
zdecyduję się poślubić ją mimo 'tego obowiązku, rezygnując tym samym
ze spadku.
— Naprawdę byłbyś do tego zdolny?
— Bóg wie, że nie chciałbym sprawiać ci dodatkowych trosk.
Tyle ci zawdzięczam. Gdybym nie myślał o tobie, dawno już
poślubiłbym Lianę, gdyż jest tego warta, by ponosić dla niej najwię-
ksze ofiary i wyrzeczenia.
128

background image

Mój
j; kochany chłopcze... rozumiem cię bardzo dobrze, lepiej
nuże wydawać. Już ostatnio, gdy opowiedziałeś mi o swej
^ C1 i ucieczce z Berlina, przypuszczałem, jak bardzo poważna jest
spiesznej u
. • ta sprawa. I w ciągu ostatnich dni miałem okazję, by to dokładnie
jue ,,> pr/eklinałem ciążący na nas obowiązek, używając naprawdę
P172 „4i «/vzwisk. W końcu postanowiłem zaleźć naszemu wrogowi za
najgorszy y ,,

t ^ . • - •. • • • i

V Moje próby przez cały tydzień me przynosiły najmniejszych
katów Przeszukałem i przewertowałem całe archiwum zamkowe.
Chciałem znaleźć przyczynę, która leżała u podstaw nałożonego na nas
obowiązku. I znalazłem ją między starymi dokumentami i kontraktami.
I gdy przeczytałem je z uwagą, dokonałem pewnego dziwnego odkrycia.
— Cóż to za odkrycie?
Hrabia Joachim podniósł się wolno i podszedł do biurka.
— Mam tutaj ten dokument i chciałbym ci go pokazać.
Z jednej z szuflad biurka wyjął stary, pożółkły i pogięty ze starości
dokument. Wygładził go ostrożnie i podał Detlevowi.
— Przeczytaj jedynie zakreślony na czerwono fragment. Dotyczy
on obowiązku, ograniczającego pretendentom do tytułu hrabiego
Rastenau swobodny wybór małżonki. Mogą oni poślubiać jedynie
kobiety wywodzące się ze starych rodów szlacheckich, jeżeli oczywiście
me chcą stracić swych praw do spadku.
Wystarczająco dobrze znam to zarządzenie, wujku Joachimie.
Lnasz je tak samo powierzchownie, jak i ja je kiedyś znałem.
zypominam sobie, że jeszcze jako mały chłopiec, słyszałem, jak mój
mi ) K s?°m'nał c°ś o jakiejś klauzuli, która zgodnie z jego wiedzą
Osw . .^dołączona do zarządzenia. Gdy ostatnio opowiadałeś mi
ciąża °^c'> która, jak sądziłeś, nie może zostać spełniona z powodu
szukal r° na t0^e °bowiązku, coś mi zaświtało w pamięci. Dlatego
tp?° dokumentu. O tu, przeczytaj to zdanie — Joachim
levo\vi odpowiedni ustęp,
brzmiała:
je<
omkąd
iest m\i • n hrabia Rastenau zamierza poślubić kobietę, która nie
vna urodzeniem, lecz pozostali żyjący jeszcze hrabiowie
729

Rastenau jednomyślnie uznają ją za osobę o nieposzlakowanej opinii
godną wprowadzenia do rodziny, ogranicza się działanie wyżej przed-
stawionego zarządzenia i zezwala mu się na poślubienie wybranej
kobiety.
Detlev aż pobladł z podniecenia. Rozszerzonymi ze zdziwienia
oczami spojrzał na wuja.
— Czy dobrze to zrozumiałeś, Detlevie? Jest napisane czarno na
białym, że od naszej, twojej i mojej, woli zależy ograniczenie za-
rządzenia. Jesteśmy ostatnimi z rodu Rastenau. A jeżeli ja wyrażę zgodę
na twoje małżeństwo z panną Lianą Reinold, nikt inny nie będzie mógł

background image

w to ingerować.
Jednym skokiem Detlev znalazł się przy wuju i objął go w geście
głębokiej wdzięczności.
— Wuju Joachimie... wujku Joachimie! Uczynisz to dla mnie?
Zgodzisz się na to małżeństwo?
— Czy możesz mnie zapewnić, że twoja ukochana jest „osobą
o nieposzlakowanej opinii, godną wprowadzenia do rodziny"? — zapy-
tał hrabia Joachim żartobliwie.
— Ach, wujku Joachimie, zapewniam cię, że i ty uznałbyś ją za
godną nawet królewskiego tronu.
— Wiem, mój chłopcze, że nie pokochałbyś niegodnej twego
uczucia. Również Steffi wydała o niej przychylny sąd. Dlatego w imię
Boga możemy bez przeszkód wcielić w życie wspomnianą klauzulę. Nie
powinieneś być nieszczęśliwy, jeżeli można tego uniknąć.
Detlev uścisnął mocno dłonie wuja.
— Jak mam ci dziękować, jak mogę ci się odwdzięczyć?
— Gdybyś był na moim miejscu, a ja znalazłbym się w podobnej
sytuacji, czy pozwoliłbyś mi, bym był nieszczęśliwy? A może tak jak ja,
zgodziłbyś się zastopować klauzulę, ograniczającą ciężki obowiązek,
jaki na nas spoczywa?
— Postąpiłbym niewątpliwie tak, jak ty, wuju Joachimie.
— A więc sam widzisz! Czy wiesz, mój chłopcze, że gdybym przed
laty znał tę klauzulę, poruszyłbym niebo i ziemię, by uzyskać zgod?
pozostałych hrabiów Rastenau na ślub z niżej ode mnie urodzoną
kobietą? Wtedy jednak żył jeszcze wuj Magnus, jego syn i ty. I nawet

skał zgodę wujka Magnusa i jego syna, twojej zgody na
ie mógłbym uzyskać.
_____ ewnością nie odmówiłbym ci jej.
7<*&y Pan roześnliał si?-
Nie rnój drogi, choćby z tego prostego powodu, że nie umiałeś
""" mówić. Cieszę się, że jestem władny uczynić cię szczęśliwym przez
•„ 7SOdy na małżeństwo — uszczęśliwić ciebie i Lianę, o której
udzielenie i&" j

...

mności jesteś przekonany. Moje postępowanie nie jest zresztą
pobawione egoizmu.
_ O bardzo chciałbym poznać ten egoizm.
— Być może chcę cię ode mnie uzależnić i zmusić do wdzięczności?
Może nie chcę cię po prostu utracić, bo kocham cię jak własnego syna.
Chciałbym zrobić dla ciebie jak najwięcej.
— Pozwól, że ci podziękuję i wyrażę swą synowską miłość. A dziew-
czyna, którą kocham i którą chcę poślubić, też na pewno obdarzy cię
miłością i szacunkiem, jak ja.
— Niech Bóg da, że zawsze będziesz o mnie tak dobrze myślał,
jak teraz. Ja też jestem człowiekiem... zresztą któż z nas jest bez winy?
Nie rozmawiajmy już jednak o tym. Zejdźmy teraz do cioci Stefani i do
Steffi i zostań z nami chociaż godzinkę. Teraz, jak sądzę, nic cię już nie
ciągnie do twojej samotni. Jutro poczynię niezbędne kroki w celu
unieważnienia krzywdzącego zarządzenia.

background image

— Chętnie z wami zostanę, wujku Joachimie. Co prawda teraz
? ie mnie ciągnęło do BYinkenhof, by powiedzieć Lianie, że wszystkie
P zeszkody, które uniemożliwiały nam osiągnięcie szczęścia, zostały
zawied J°acnim wiedział, że los Liany, tak do tej pory dla niej surowy,
WSZY tl<- ^ Wreszcie do spokojnego i bezpiecznego portu. Teraz
powinno się potoczyć szczęśliwie, bez większych kłopotów.
TH '' — *
dokurn - JUZ' ^et'ev'e- ^a zostanę tu jeszcze przez chwilkę i zabezpieczę
dzenie m«>." ^ otrze^uJ? ich jeszcze jutro, by mieć odpowiednie potwier-
. ^cH)i. Teraz na pewno odzyskasz wilczy apetyt — powie-
pechem hrabia Joachim.

-

_ ,

najlepszym, najwierniejszym przyjacielem — moim

by Bóg wynagrodził ci to, co dla mnie uczyniłeś.

130
131

Joachim gwałtownie wyrzucił go za drzwi, które szybko za nim
zamknął. Przez chwilę stał nieruchomo. Potem wziął cenny dokument
i ukrył go w jednej z szuflad biurka, obrzucając go jednak przedtem
przelotnym spojrzeniem.
„Ich szczęście wisi na cienkim włosku. A moje? Boże, wybacz nam
nasze winy" — wyszeptał. Potem powoli zszedł do pozostałych.
Podszedł do żony i objął ją czule.
— Detlev wyjawił mi właśnie swoje plany na przyszłość, na które
z radością przystałem.
— Jakieś nowości, tatusiu? — zapytała Steffi.
— Ogromna i radosna niespodzianka.
— Detlev, czyżbyś się zaręczył albo przynajmniej zakochał?
— Zaręczyć mi się jeszcze nie udało, Steffi, ale nie jest powiedziane,
że to wkrótce nie nastąpi.
Steffi skoczyła na równe nogi, stanęła przed Detlevem i mocno nim
potrząsnęła.
— Nie zastanawiaj się aby zbyt długo! Już najwyższy czas, byś się
zaręczył.
— Toteż mam zamiar jak najszybciej naprawić mój dotychczasowy
błąd. ,
— Ale jeżeli już musisz się zaręczyć, wybierz sobie przynajmniej
taką narzeczoną, która i mnie się spodoba.
— To akurat mogę ci obiecać.
— Ależ jesteś lekkomyślny! Nie mogę się już wprost doczekać,
jestem taka ciekawa. Nie znam tu w okolicy żadnej młodej damy, która
pasowałaby do Detleva. Hanna von Brinken nie wchodzi przecież
w rachubę.
— Nie, Steffi. I nie łam sobie niepotrzebnie głowy — zażartował
Detlev.
Spojrzała na niego badawczo. Po chwili głębokiego zamyślenia
wykrzyknęła:
— Ha! Już wiem, kto skradł ci serce!

background image

— Zamieniam się w słuch. Któż taki?
— Już po twoim powrocie z Berlina wyczułam coś dziwnego
w twoim zachowaniu.
— Jesteś małą czarownicą! — skinął głową, potwierdzając jej domysty-
132

czasem Liana przeżywała najgorsze godziny swego życia.
Tyffl Lenjem wszystkich swych sił zmusiła się do opanowania,
je sprawiać pozory osoby odprężonej i wesołej. Dopiero gdy
ra^ się sama w pokoju, zrzuciła z twarzy maskę zadowolenia
a prawdziwe oblicze. Z ulgą opadła na miękki fotel.
' ""dzisiejsze popołudnie dostarczyło jej zbyt wiele wrażeń. Zresztą
. . 0 Hanna zaskoczyła ją swoim wyjaśnieniem, że Detlev może
ślubie jedynie kobietę równą mu urodzeniem, a więc szlachciankę.
Potem spotkanie z córką wuja Joachima. Ledwie zdążyła się nieco
uspokoić, doszło do rozmowy między nią i Detlevem, która ostatecznie
rzekonała ją, że jej miłość jest odwzajemniona. I w końcu spotkanie z jej
starą, nieprzejednaną nieprzyjaciółką.
To było najgorsze. Napawało ją przerażeniem podejrzenie, że być
może, z powodu bliskiego sąsiedztwa, będzie zmuszona spotykać się
z nią częściej. Czy pani Bartels i tutaj da wyraz swym oskarżeniom,
czy sprawi, że ludzie, którzy do tej pory ją lubili i których ona
zdążyła pokochać, zaczną przyglądać się jej podejrzliwie? Liana nie
miała co do tego najmniejszych wątpliwości. Zacznie od Brinkenów.
Najpierw ich zwróci przeciw niej, potem dowie się Detlev.
A wujek Joachim? Jeżeli pani Bartels ośmieli się zakłócić szczęście
' spokój jego rodziny swoimi niecnymi i obraźliwymi podejrzeniami?
ZY nie powinna ostrzec go przed tą kobietą, poinformować, że przyjęła
posadę damy do towarzystwa u pani baronowej Wachau?
j^ lm° 2m?czenia i obezwładniającej ją słabości usiadła za biurkiem,
na k Zyf!Uszcza^a nawet, że w tej samej chwili w Rastenau rozstrzyga się
z°arzysć JeJ przyszłe życie.
acz?ła pisać pełen niepokoju i troski list:
Kochany, najdroższy wujku Joachimie!
°becną j naszego dzisiejszego pobytu w S. spotkałam panią Bartels,
lę d° towarzystwa pani baronowej Wachau. Nadal jest ona
133

wrogo przeciw nam nastawiona, pragnie się na nas zemścić za zniewagę
jaką przeżyła w Twoim domu w Berlinie. Obawiam się, że może odwied-\:
Cię w Rastenau, dając wyraz swoim podejrzeniom. Dzisiaj powiedziała, •>
specjalnie załatwiłeś mi posadę damy do towarzystwa u Brinkenów, b\
sprowadzić mnie, Twoją kochankę, w swoje pobliże. Kochany, najuko.
chańszy wujku, nie potrafię nawet wyrazić obawy, jaka ogarnia mnie ns
myśl o tej kobiecie. Najchętniej uciekłabym stąd jak najdalej, ile sil
w nogach. Boję się też, że będzie ona próbowała zatruć spokój i szczęście
Twojego domu. Zrób wszystko, co w Twojej mocy, by nie stało się nic
złego, by ta podła kobieta nie dala powodów do cierpienia Twojej żonie
i córce.

background image

Gdy pomyślę, że te fałszywe podejrzenia wyjdą na jaw, będę musiała
stanąć twarzą w twarz z ludźmi, którzy byli dla mnie tacy dobrzy i przyjęli
mnie tak serdecznie — Brinkenowie, twoja córka Steffi i hrabia Detlev...
ach wujku Joachimie, chyba wolałabym umrzeć.
W grobie znalazłabym przynajmniej spokój i nie sprawiałabym
nikomu kłopotów moim istnieniem. Wydaje mi się, jak gdyby obraźliwe
podejrzenia tej kobiety już teraz skradały się ku mnie, niczym obrzydliwy,
budzący wstręt gad. Jak widzisz, dzisiaj nie zasłużyłam sobie na Twoją
pochwałę, że jestem mężną i dzielną osobą. Ale zbyt wiele zwaliło się na
moje barki w tak krótkim czasie. Wiem, że oskarżenia pani Bartels ranią
Cię w równym co mnie stopniu. Musisz więc wiedzieć, że jest ona w Twoim
pobliżu.
Nie gniewaj się na mnie, że przesyłam Ci te przygnębiające wia-
domości. Zachowaj o mnie miłe wspomnienia. Serdecznie Cię pozdra-
wiam.
Twoja Liana
Po skończeniu listu Liana poczuła, że nieco ulżyło jej na sercu.
Długo jednak leżała z otwartymi oczami, przewracając się z boku na
bok, zanim udało jej się wreszcie zasnąć. Mimo trosk marzyła o męż-
czyźnie, którego tak kochała i którego, o czym była głęboko przekona-
na, nigdy nie poślubi.
Wpatrywała się pałającymi oczami w otaczającą ją ciemność-
I podczas gdy ona pogrążała się w beznadziejności i pustce swego los11-

• rnliwością oczekiwał nadchodzącego dnia, który, jak
petlev z nieC je mu wymarzone szczęście w ramionach ukochanej
sadz*1- Pr^ fflu przez niebo kobiety.
i przezna"
poranka Detlev obudził się niezwykle wcześnie. Nie
aż "wprost doczekać spotkania z Lianą. Miał nadzieję, że
mogl -g^izyty w Brinkenhof uda mu się być z nią choć przez chwilę sam
WCZarńe by móc jej powiedzieć, że żadne przeszkody nie stoją już na
Srodze do ich szczęścia. .
Detlev nie dziwił się, ze wuj Joachim wyraził swoją zgodę na
małżeństwo z Lianą, mimo iż, jak sądził, nie znał Liany i nie miał
okazji przekonać się o tym, czy rzeczywiście jest „osobą o niepo-.
szlakowanej opinii, godną wprowadzenia do rodziny", czy spełnia
zatem warunki, od których klauzula uzależniała możliwość poślubienia
kobiety niższej stanem. Taki bowiem sąd wydawał mu się zrozumiały
sam przez się, jak chyba każdemu zakochanemu, który nie dostrzega
wad osoby, którą kocha.
Załatwił kilka koniecznych spraw, po czym pogalopował do Brin-
kenhof. Już z daleka zauważył, że Liana i Hanna spacerują wolno po
ogrodzie.
Młode kobiety nie zauważyły go. Starając się nie zwracać na siebie
ich uwagi, zeskoczył z konia i poszedł do stajni, gdzie oddał go w ręce
stajennego, by go napoił i rozkulbaczył. Potem szybkimi krokami
P° 'egł do ogrodu i wyszedł naprzeciw kobietom uśmiechając się wesoło
promieniując wprost skrywanym szczęściem,

background image

rad ann'e V°n Brinlcen kamień spadł z serca, gdy ujrzała, że jest tak
^"Y ' °eztroski. Martwiła się bowiem o niego i Lianę.
__ est pan w drodze iuż tak wcześnie rano, drogi przyjacielu?
"PYtsta i
— 'M Wycia^n?ła r?k? na powitanie miłego gościa.
śnie v- UsZ^ Prosić o wybaczenie, że składam wizytę tak wcze-
zaPytać S •mo§łem si? jednak doczekać chwili, w której mógłbym
panie d/ P°dobała się paniom wczorajsza wycieczka i jak się
1SlaJ czują.

735
134

Zauważył, że Liana zarumieniła się gwałtownie pod wpływem jego
gorącego spojrzenia. Dostrzegł też na jej twarzy wyraz skrywanego
bólu.
„Muszę go przegonić pocałunkami i to jak naszybciej!" — pomyślał
żarliwie.
Dzisiejszego poranka Liana wydawała mu się piękniejsza niż zwykle.
„Cierpiała przeze mnie, muszę jej to wynagrodzić!" — przez jego
głowę przewijały się szalone myśli i zastanawiał się, w jaki sposób zostać
z nią choć przez chwilę sam na sam.
— Proszę pójść z nami do domu, Detlevie. Musi pan zjeść z nami
śniadanie. Jak pan widzi, czujemy się doskonale po wczorajszej
wycieczce — powiedziała Hanna, podczas gdy Detlev witał się z Lianą
i specjalnie dłużej przetrzymał jej drżącą dłoń. — Poza tym, bardzo się
cieszę, widząc pana dzisiaj w tak doskonałym humorze.
Spojrzał Lianie prosto w oczy.
— Ach, Hanno, nawet pani nie przypuszcza, w jak wspaniałym
jestem dziś nastroju! Następnym razem muszą mnie panie odwiedzić
w Greifenbergu. Ach, mam też panie pozdrowić od Steffi i przekazać, że
ma ona nadzieję w niedługim czasie zobaczyć panie w Rastenau. Panna
Reinold też ma być koniecznie obecna. Przyjedzie po panie samochód
wujka, który po zakończeniu wizyty odwiezie panie z powrotem. Panna
Reinold powinna też mieć okazję poznać zamek Rastenau — mówiąc to,
obserwował uważnie Lianę i zauważył jej nagłe przerażenie.
Powoli szli w stronę domu. Liana prawie się nie odzywała. Myśl,
Że Detlev potrafił być tak radosny, sprawiała jej niemal fizyczny ból.
Pod wpływem jej obecnych trosk odczuwała to niejako drwinę z jej
uczuć.
Gdy znaleźli się na werandzie, Hanna przeprosiła ich na chwilę.
— Chciałabym powiedzieć mamie, że złożył nam pan wizytę.
Liana usiłowała ją powstrzymać, chcąc sama poinformować panią
von Brinken, lecz Hanna powiedziała z uśmiechem.
— Przecież wie pani, Liano, że tylko mnie się udaje odciągną?
mamę od jej prannych zajęć. Pani nawet by nie posłuchała. Zaraz wrócę.
Detlev odetchnął z ulgą. Wreszcie zostanie z Lianą sam na sarn!
— Mój los miał obowiązek podarować mi taką chwilę — powiedział
z radością, patrząc Lianie prosto w oczy.

background image

136 «

, się, jakby w nieświadomej obronie. Mimo to ujął jej ręce
do ust, całując je raz za razem.
) och Liano... jestem dziś tak szczęśliwy! Czy nie do-
^ ani tego, Liano? Moje zachowanie powinno pani podpowie-
moia wczorajsza rezygnacja minęła. Nie mam już związanych
dziec, zL U1UJ
rą ___ Co się stało, hrabio Rastenau?
__ Wczoraj wydarzyło się dużo, Liano, bardzo dużo. Wszystkie
• 'eiace między nami przeszkody zostały usunięte. Ciążący na mnie
howiązek, który tak bardzo nas dzielił, może zostać unieważniony.
Nie potrafię wprost wypowiedzieć, jak bardzo panią kocham, Liano...
czy pani o tym nie wie, nie czuje pani tego? I pani odwzajemnia mą
miłość, prawda? Szybką, niech pani powie, zanim ktokolwiek tu
przyjdzie, że mnie pani kocha, niech pani to powie, muszę to usłyszeć
z pani ust. Liano!
Ostatnie słowo wypowiedział już niemal z przerażeniem. Widział,
że pod wpływem jego słów Liana gwałtownie pobladła. Cały czas
patrzyła na niego, a jej spojrzenie wyrażało tęsknotę i ból. Nagle
zachwiała się, jak gdyby straciła grunt pod nogami i, zanim zdołał ją
podtrzymać, upadła bezsilnie na stojący obok fotel. Jej twarz była
śmiertelnie blada, oczy zamknięte.
— Co z panią, Liano? Niech mi pani powie, kocha mnie pani? Nie
może pani zostawić mnie bez odpowiedzi — kocha mnie pani? — prawie
wymuszał odpowiedź.
Spojrzała na niego drżąc, ze łzami w oczach.
— Przecież pan wie, Detlevie, kocham pana bardziej niż własne
życie — powiedziała cicho.
Hanna
Po\vir
— Liano! — wykrzyknął radośnie. Miał ochotę wziąć ją w ramiona
szc °Cn° przyc*sn^c do nierówno bijącego, oszalałego nadmiarem
CI^ serca. Powstrzymało go jednak jej spojrzenie.
wraca — wyszeptała.
vmna się dowiedzieć, jak bardzo panią kocham. Ale nie...
nie 2a,,, ^ miec panią tylko dla siebie, choć przez jedną, niczym
oczekiw }COn^ §°dzinę. Liano, jutro rano, o dziesiątej. Będę cię
Słyszysz lfW t^m samym mieJscu, w którym ostatnio się spotkaliśmy.
ochanie? Przyjdziesz? Być może do tego czasu przyjadę tu raz
137

\
jeszcze. Gdyby jednak to się nie udało, zobaczymy się jutro rano.
Powiedz mi, że przyjdziesz!
— Przyjdę — wyszeptała.
Po chwili Hanna weszła na werandę.
Błagalne spojrzenie Liany sprawiło, że Detlev zmusił się do spokoju
i wyszedł Hannie naprzeciw. Chciał zostawić Lianie trochę czasu, by

background image

mogła odzyskać równowagę. f
— Mama przyjdzie tu za chwilkę. Poszła jeszcze tylko do kuchni, by
wydać odpowiednie zarządzenia, dotyczące śniadania.
— Nie jest zła na mnie, że znowu się zjawiłem w Brinkenhof?
Hanna roześmiała się.
— Jest strasznie zła! A oto wraca i tata.
Hanna podeszła do balustrady i pomachała ojcu. W tym czasie
Detlev zdążył raz jeszcze uścisnąć dłoń Liany.
— Siedząc przy stole z Brinkenami i jedząc ze smakiem śniadanie,
opowiedział, głównie w celu uspokojenia i pocieszenia Liany, o tym, że
wczorajszego wieczora długo jeszcze pozostał w Rastenau.
— Mój wujek znalazł bowiem w archiwum zamkowym niezwykle
ciekawy dokument, dotyczący rozporządzenia ustalającego warunki dzie-
dziczenia dóbr należących do Rastenau. Przy okazji odkryliśmy dołą-
czoną do niego klauzulę, której treść do tej pory nie była nam znana.
Te słowa skierowane były przede wszystkim do Liany, co od razu
zrozumiała.
— Czy mógłbym wiedzieć, czego dotyczy owa klauzula, Detlevie?
Interesuję się podobnymi ciekawostkami — zapytał pan domu.
— Wie pan zapewne o tym, że wszyscy hrabiowie z rodu Rastenau,
jeżeli nie chcieli zostać odsunięci od spadku, nie mogli poślubić kobiety
niższej od nich urodzeniem.
— Wiem, wiem, drogi hrabio.
Detlev opowiedział im o treści klauzuli, dołączonej do rozporządze-
nia.

'

Hanna podniosła głowę. W jej oczach pojawił się wyraz zdziwienia
i niepokoju. Potem odezwała się dziwnie brzmiącym głosem:
— Zatem, jeżeli wuj pana zgodzi się na zastosowanie tego dopisku,
może pan poślubić kobietę o niższej od pana pozycji społecznej, nie
tracąc jednocześnie praw do spadku?
138

_ Tak jest, Hanno.
~~j na odchyliła się nieco do tyłu i, czując nagłą słabość, oparła się
CL krzesła. Zrozumiała, jaka była przyczyna jego dzisiejszej
0 P° ' podejrzenie, że Detlev kocha Lianę, zamieniło się w pewność.
ra l mu Bóg przeznaczył szczęście, mnie przypadnie w udziale
". je" — pomyślała z przerażeniem i smutkiem.
ClL Dzielna dziewczyna posiadała umiejętność rezygnacji, siłę ducha,
rakterystyczną dla ludzi, którzy potrafią wyrzec się swego szczęścia
Hl tych, których kochają, i nie mają do życia wygórowanych pretensji.
Snojrzała na Lianę i zauważyła, że z trudem walczy ona z ożywieniem
i przepełniającym jej serce szczęściem.
Detlev nie podejrzewał nawet, ile siły ducha potrzebowała jego
dzielna przyjaciółka, by zwalczyć w sobie ogromny ból, którego, nawet
o tym nie wiedząc, był przyczyną.
Tego dnia nie udało mu się już ponownie zostać sam na sam z Lianą.
Pewny był, że następnego dnia o poranku spotkają się w lesie
i porozmawiają ze sobą bez świadków. Teraz wiedziała już przecież,

background image

że ją kocha i że dzielące ich przeszkody zostały usunięte. I on był
pewny, że Liana odwzajemnia jego miłość. Wkrótce przedstawi ją
Brinkenom jako swoją narzeczoną.
Po śniadaniu pożegnał się z Brinkenami w radosnym nastroju.
— Kiedy nas pan ponownie odwiedzi, drogi hrabio? — zapytał pan
von Brinken.
Detlev zastanowił się przez chwilę. Dzisiejszego dnia miał jeszcze
uzo zajęć i z niechęcią przyznał przed samym sobą, że nie znajdzie już
czasu, by przyjechać do Brinkenhof.
~ Może jutro wieczorem, jeżeli państwo pozwolicie — powiedział
w końcu.
2 przy' • ^rotiowa Wachau odprowadziła syna, po tym jak pożegnał się
tak dłim;^ mi' ^° Je§° P°koju w hotelu. Musiał wreszcie odpocząć po
1 Pełnym wysiłku dniu. Baron Jan nie chciał już co prawda
o
%szeć
ze powinien się oszczędzać i nie przemęczać nadmiernie
139

nadwyrężonej nogi, pozwolił jednak, by matka położyła go do nj^a
i stosunkowo posłusznie poddał się jej zabiegom. Gdy okrywała g0
troskliwie kocem, złapał jej rękę, przycisnął ją do ust, po czym
powiedział z uśmiechem:
— Rozpieszczasz mnie jak małe dziecko, mamo.
Z miłością odgarnęła mu opadające na czoło włosy.
— Dla twojej mamy na zawsze pozostaniesz małym dzieckiem.
Matkom nie podoba się za bardzo, gdy ich dzieci dorastają i stają się
samodzielne. Wolałyby całe życie roztaczać nad nimi opiekę. Pozwól
mi na to, bym się tobą zajęła. Wiem, że już niezadługo mnie opuścisz.
Z pewnością masz już jakieś plany małżeńskie.
Objął ją serdecznie i spojrzał na nią błyszczącymi oczyma.
— Czyżbyś uważała, że jest jeszcze zbyt wcześnie, mamo?
— Nie! Musisz jednak trochę poczekać, aż hrabianka Steffi trochę
dorośnie i dojrzeje do tej poważnej decyzji.
— Poza tym jednak zgadzasz się na moje plany, prawda?
— Całkowicie. Dziewczyny, podobne do Steffi Rastenau, są
zazwyczaj najlepszymi żonami. Poza tym stosunki są nad wyraz
korzystne. Lubię nie tylko ją, ale i jej rodzice wydają mi się dobrymi,
sympatycznymi ludźmi. Możesz być zatem pewny mojego błogo-
sławieństwa.
— Gdy Steffi zamieszka już z nami w Wachau i tobie będzie lżej,
mamo. Będziesz miała kochającą cię córkę i nie będziesz już po-
trzebowała opłacanej damy do towarzystwa. Panna Schlegel była
jeszcze w miarę sympatyczna, ale jej następczyni wydaje mi się bardzo
niemiła. Jak mogłaś ją zaangażować? Przecież ona i tobie się nie podoba,
nie jesteś za bardzo zadowolona z jej towarzystwa.
Baronowa westchnęła ciężko.
— Początkowo wywarła na mnie całkiem dobre wrażenie. Poza
tym miałam tyle zmartwień i trosk z twojego powodu, że nie byłam
specjalnie wybredna. Zresztą była jedyną starszą kobietą, która od-

background image

powiedziała na moje ogłoszenie. Chciałam mieć damę do towarzystwa
mniej więcej w tym samym wieku co ja. W końcu nie może nic na to
poradzić, że przy bliższym poznaniu nie przypadła mi do gustu i dlatego
nie mogę jej ot tak zwolnić. Teraz jednak zostawię cię samego. Może
zdrzemniesz się na chwilę.

-howujesz się, jak gdybym był śmiertelnie chory. Ale dla
IL. mności pozwolę ci się rozpieszczać przez parę dni, potem
wszystko się^ , iwaja z uśmiechem głową i wyszła z pokoju. Chciała
Baronoer z panją Bartels, która oczekiwała na nią w holu
jeszcze P°JSC IW F
hotelowym.
dwie kobiety szły przez chwilę koło siebie nie zamieniwszy
ba ani jednego słowa. Pani Bartels zastanawiała się, jak po-
Z<rowadzić rozmowę, by skierować ją na temat Liany. Z pomocą
przyszła jej sama baronowa.
_ Pani Bartels, zwróciłam uwagę, że panna Reinold w widoczny,
wręcz obraźliwy sposób starała się uniknąć kontaktu z panią. Czy
jej zachowanie ma jakąś realną podstawę. Jaka jest jego przyczyna?
Na pewno musi mieć jakiś powód, gdyż poza tym jednym przypadkiem
zachowuje się uprzejmie i taktownie.
Pani Bartels odetchnęła głęboko, jej oczy zalśniły nienawiścią.
Odpowiedziała jednak w swój zwykły, przesadnie pokorny sposób:
— To szczególnie skomplikowana sytuacja. Panna Reinold ma
jednak ważny powód, by unikać spotkania ze mną.
Baronowa spojrzała na nią z pytaniem w oczach. Miała niepokojące
przeczucia.
— Jak mam to rozumieć?
— Pani baronowo, zastanawiałam się już, jak mam pani o tym
powiedzieć. Przekonałam się, że muszę wyjawić ten sekret w chwili,
gdy ujrzałam przed sobą pannę Reinold. Zauważyłam, że jest pani
zaprzyjaźniona z rodziną von Brinken i powinno pani zależeć na tym,
Y ustrzec ją od złych wpływów niegodnych osób, które podstę-
pem wślizgnęły się do ich domu, najprawdopodobniej z nieczystymi
zamiarami,
~ «>ch wpływów niegodnych osób? Czy pod tym osobliwym
ma pani na myśli pannę Reinold?
śń;larZ Pani Bartels przybrała jeszcze bardziej pokorny, lecz jedno-
zgorszony wyraz, westchnęła przy tym z troską, jak gdyby
lama ból.
do \wt 10SĆ' iż ^J6 na tak zepsutym świecie, sprawiała jej trudny
yirzymaniL

140
141

— Może mi pani wierzyć, pani baronowo, że niechętnie o tyr
mówię. Mam jednak święty obowiązek. By mnie pani dobrze zro

background image

zumiała, muszę się cofnąć nieco w przeszłość. Przed niespełn
rokiem zostałam zatrudniona przez pewnego starszego pana — pozwolę
sobie zatrzymać w tajemnicy nazwisko ze względu na dobro jeg0
rodziny — jako dama do towarzystwa jego bratanicy. Ów pan
zamieszkiwał z nią w pięknie urządzonym mieszkaniu w jednej z dzielnic
Berlina Zachodniego. Niczego nie podejrzewając, z radością przyjęłam
tę posadę. Od razu podpadło mi, że bratanica tego szlachetnie
urodzonego pana nosiła mieszczańskie nazwisko, odnosili się też do
siebie z nadmierną czułością. Wtedy jednak jeszcze niczego nie podej-
rzewałam. Dziwne było również i to, że ów wujek spędzał w domu
jedynie kilka dni, najwyżej tydzień, resztę czasu spędzał podobno
w podróżach w celach handlowych, czego wymagał jego zawód. Listy,
które do niego wysyłałam, adresowane były na adres jego bankiera.
Wszystko to wydawało mi się bardzo dziwne i podejrzane, ale mimo to
nadal wierzyłam w to, że ta dwójka jest blisko spokrewniona. Potem
jednak przez przypadek dowiedziałam się, że ów arystokrata prowadził
tak zwane „podwójne życie". W rzeczywistości wcale nie podróżował,
lecz mieszkał we własnych dobrach. Okazało się, że on, który cały czas
podawał się za kawalera, posiada rodzinę, która nie miała najmniej-
szego pojęcia o istnieniu domniemanej bratanicy. W rzeczywistości nie
był nawet spokrewniony z tą dziewczyną — była ona po prostu jego
kochanką, a tą kochanką jest... panna Reinold. — Pani Bartels
z zadowoleniem zrobiła dłuższą przerwę, by spotęgować jeszcze znacze-
nie swych słów.
— Niemożliwe! Ta młoda, tak miła i sympatycznie wyglądająca
dziewczyna miałaby być aż tak zepsuta?
— Niestety tak właśnie jest, pani baronowo. Naturalnie, gdy si?
o tym dowiedziałam, natychmiast wypowiedziałam pracę. Zanim
jednak do tego doszło, starałam się pannie Reinold przemówić do
sumienia. Zachowała się jednak nad wyraz bezczelnie i zuchwale-
chciała wyrzucić mnie z domu. Dopiero, gdy zagroziłam jej. ze
powiadomię o wszystkim żonę owego pana, spuściła nieco z tonu
i próbowała mnie przejednać łzami. „Wujkowi" powiedziałam prost°
w oczy, że przejrzałam jego podwójne życie i co w związku z tym o

' 'łarn ich dom. Najwidoczniej panna Reinold opuściła go
myśl?- OPUS. p0nieważ i służące wzdragały się przed pracą u takiej
zaraz p° m 'przekonana, że panna Reinold przyjęła posadę w Brin-
osoby Je , w pObliżu swojego „wujka". Jak słyszałam, nie pobiera
kenhot, y pracę. No cóż, nie potrzebuje pieniędzy, jej kochanek
pensji za wnje> jak dotychczas, ponieważ i wcześniej nie liczył się
starając się spełnić każdą jej zachciankę.
R nową wyprowadziły z równowagi zasłyszane wiadomości.
— Drogi Boże, gdyby Brinkenowie tylko przypuszczali! Nie można
tego tak zostawić.
_ j :a tak sądzę, pani baronowo. Powiedziałam, że moim obowiąz-
kiem było położyć kres temu skandalowi. Niech pani z tym zrobi, co
pani uważa za słuszne, może być pani pewna mojego poparcia.
_ Upoważnia mnie pani zatem, bym wykorzystała zawierzone mi

background image

przez panią informacje?
— Oczywiście, pani baronowo, ręczę za prawdziwość moich słów.
— I jest pani pewna, że ów wspomniany przez panią mężczyzna
mieszka gdzieś tu w pobliżu.
— Tak, jestem zupełnie pewna.
— W takim razie muszę go znać.
— Wiem, że pani go zna, pani baronowo. Niejednokrotnie wspomi-
nała pani o nim w moim towarzystwie.
I nie chce pani wyjawić mi jego nazwiska?
Zrobiłabym to, gdybym się nie obawiała, że cały wstyd nie
spadnie potem na jego niewinną rodzinę. Tego chciałabym z całych sił
uniknąć.
ani baronowa nie mogła się pozbyć niemiłego uczucia. Nie należała
1Lm do kobiet, które z przyjemnością raczą się opowieściami
o Podobnych skandalach.
N

godne pochwały, że chce pani oszczędzić spokój tej rodziny.

oszuk !3°Wlec*z'ame szkoda mi żony tego człowieka. Została okropnie
W
u~rono mnie ^ ^° ^ki szkoda. Ale niech pani pomyśli, pani
ni nr, J?' ^by pani była na miejscu tej biedaczki, czy nie wolałaby
'""" prawdy?
2Lczy samej, wymagałabym poznania prawdy.

142
143

— To właśnie chciałam od pani usłyszeć, baronowo. Powiej*
zatem tej biednej, oszukanej kobiecie całą prawdę. Będzie miaja
przynajmniej możliwość odsunięcia męża od tej niegodnej osoby, a ja nie
będę zmuszona podawać do publicznej wiadomości nazwiska tego
człowieka.

\

— Tak będzie chyba najlepiej. Publiczny skandal z pewnością
miałby ogromny wpływ na trwałość tego małżeństwa. Niech pam
jednak spróbuje powiadomić nieszczęsną w jak najdelikatniejszy spo-
sób. Ja natomiast wytłumaczę pani von Brinken, kogo przyjęła pod
swój dach. — Baronowa z troską pokręciła głową. — Że też tak się
można co do kogoś pomylić! Panna Reinold wywarła na mnie tak
dobre wrażenie. Dotrzyma mi pani towarzystwa w czasie mojej
jutrzejszej wizyty w Brinkenhof, by mogła pani potwierdzić prawdę
moich słów. Najprawdopodobniej pani von Brinken zechce skon-
frontować zdanie pani i panny Reinold. — W głosie pani baronowej
można było jeszcze wyczuć lekkie niedowierzanie w prawdziwość
zasłyszanych informacji.
— Oczywiście, pani baronowo, zrobię to bez wahania. Miałam
już zresztą okazję wyrazić pannie Reinold moje oburzenie faktem jej
pobytu w tej okolicy. Oczywiście była przerażona moim widokiem.
Zresztą sama pani zwróciła na to uwagę, droga pani baronowo. Starała
się mnie unikać.
— Sądziłam jednak, że wina takiego zachowania leży po pani

background image

stronie. Dlatego też chciałam panią o to zapytać. Szczerze mówiąc,
cała ta sprawa sprawia mi ogromną przykrość. A zatem jutro po
południu pojedziemy do Brinkenhof.
— Jak pani sobie życzy, pani baronowo. I ja uważam takie wyjście
za najlepsze.
— Chciałam jeszcze panią prosić, by nie wspominała pani nic na
ten temat w obecności mojego syna. Powinnyśmy zachować jak
największą dyskrecję.
— Rozumiem. Piękna panna Reinold okazała się tak niebezpieczni
osobą.
Baronowa spojrzała nieufnie i z urazą na panią Bartels.
— Nie jest niebezpieczna dla mojego syna!
Z twarzy pani Bartels znikł dotychczasowy uśmiech.

wybaczenie, nie miałam na myśli pana barona. Zauwa-
Pr°s - , grabią Rastenau jest podejrzliwie rycerski w stosunku
panny z przerażeniem spojrzała na swą damę do towarzystwa.
^aT\/\'' Boże, hrabia Detlev powinien być ostrożny. Może jednak
~~~' • v Chciałabym wrócić do hotelu, przeszła mi ochota na
zawrócimy-
przechadzkę.
Pani von Brinken zajmowała się właśnie księgami rachunkowymi,
gdy oznajmiono jej przyjazd baronowej Wachau i jej damy do
towarzystwa.
Zdziwiona i mile zaskoczona weszła do pokoju, do którego wprowa-
dzono gości. Serdecznie pozdrowiła baronową, panią Bartels natomiast
uprzejmie, lecz z dystansem.
— Tak się cieszę, droga baronowo, że odwiedziła nas pani tak
szybko! Chciałabym od razu zawołać Hannę.
Pani baronowa przytrzymała ją za rękę.
— Nie, droga pani von Brinken, niech pani chwilę zaczeka. Byłoby
lepiej, gdyby na razie nie wzywała pani córki. Musimy omówić pewną
nieprzyjemną sprawę, która wywoła rumieńce wstydu i na naszych
policzkach.
Zdziwiona i zarazem wystraszona pani von Brinken spojrzała na
baronową Wachau.'
Nie brzmi to zbyt optymistycznie, droga pani baronowo. Cóż
takiego się stało?
~~ Powiodło mnie tu jedynie poczucie obowiązku z powodu
zeJ długoletniej przyjaźni, kochana pani von Brinken. Wczoraj,
nstwa wyjeździe, pani Bartels wyznała mi pewną bardzo nie-
zach "^ rzec?- Zauważyła pani z pewnością wczorajsze dziwne
Bart l aniC Panny Reinold względem mojej damy do towarzystwa, pani
Rzec:
_____ v°n Brinken spojrzała z lekką odrazą na panią Bartels.
zywiście zwróciłam na to uwagę.

145
'onikąd

background image

144

i
— Słyszała też pani zapewne, że pani Bartels i panna Reinold znały
się już wcześniej?
— Oczywiście, odniosłam też wrażenie, że ich znajomość nie
pozostawiła zbyt przyjemnych wspomnień — odpowiedziała pani von
Brinken, nastawiona nieco wrogo do niemiłej jej pani Bartels.
— Dobrze pani zauważyła. A zatem, mówiąc krótko i zwięźle,
muszę panią ostrzec przed panną Reinold, chociaż Bóg mi świadkiem, że
nie łatwo mi to uczynić.
— Ostrzec?! Ostrzec przed Lianą Reinold? O co chodzi? Cóż ona
takiego zrobiła?
— Musi pani wiedzieć, droga przyjaciółko, że panna Reinold jest
kochanką żonatego mężczyzny, mężczyzny z naszej sfery, którego
posiadłości ;znajdują się gdzieś tu w pobliżu. Pani Bartels nie chce
wyjawić jego nazwiska, by uchronić jego rodzinę. Panna Reinold
najprawdopodobniej przyjęła posadę w pani domu, by móc mieszkać
w pobliżu swojego kochanka.
Pani von Brinken bezsilnie opadła na fotel, jak gdyby trafił ją grom.
— To niemożliwe! To nie może być prawdą! Nie można się przecież
aż tak pomylić w ocenie człowieka.
— I ja nie chciałam w to wierzyć. Panna Reinold wywarła na mnie
całkiem inne wrażenie. Pani Bartels złożyła mi jednak takie deklaracje,
że nie mogłam już w to wątpić. Pani Bartels, proszę, niech pani sama
opowie pani von Brinken wszystko, co wie pani na ten temat.
Pani Bartels cieszyła się, że może ponownie opowiedzieć swą
wymyśloną historię, zarzucającą Lianie popełnienie tak niegodnych
czynów. Powtórzyła więc to samo, co wczoraj opowiedziała pani
baronowej — to, w co rzeczywiście sama uwierzyła i co jeszcze dodała
jej własna, nad wyraz wybujała wyobraźnia. Również i teraz przemil-
czała, że owym „wujkiem" był hrabia Joachim Rastenau.
Pani von Brinken przysłuchiwała się oniemiała ze zdumienia. Gdy
relacja, wzmocniona dodatkowo teatralnym sposobem mówienia pani
Bartels, dobiegła końca, pani domu podniosła się i ostrym, badawczym
wzrokiem przyjrzała się pełnej sarkazmu, niemiłej twarzy niedawno
poznanej kobiety.
— Oskarżenie, które zwraca pani przeciwko pannie Reinold, jest
tak ciężkie, że nie tylko ja, ale i sama zainteresowana powinna g°
146

ć Każę ją zawołać i przekażę jej, o co ją pani oskarża. Potem
wyshic ^ stanje / nią twarzą w twarz. Nie wierzę, że ta dziewczyna
niLC P kyć aż tak bezwstydna. Jeżeli nie będzie się potrafiła usprawie-
ffl°g a będę oczywiście zmuszona zwolnić ją.
C'ni Bartels z udaną pokorą schyliła głowę.
Rozumiem pani wątpliwości, szanowna pani. I ja początkowo
ierzyłam, że panna Reinold jest zdolna do podobnych rzeczy.

background image

niech pani postąpi zgodnie z pani przekonaniem, a ja oczywiście
towa jestem powtórzyć moje oskarżenia w obecności panny Reinold.
Pani von Brinken wyszła z pokoju i poleciła służącej, by poszła do
ogrodu i poprosiła pannę Reinold o jak najszybsze przybycie do salonu.
Niczego nie podejrzewając Liana zjawiła się już po chwili.
_ Chciała pani ze mną rozmawiać, pani von Brinken.
„To nie może być prawda! Nie mogę w to uwierzyć!" — pomyślała
z przerażeniem pani von Brinken. Po chwili odezwała się:
— Panno Reinold, odwiedziła nas właśnie pani baronowa Wachau
i jej nowa dama do towarzystwa.
Liana pobladła i mocno ścisnęła poręcz fotela, szukając w niej
podpory.
„A więc o to chodzi!" — pomyślała. Nie potrafiła wydobyć z siebie
ani słowa, wydawało się jej, że ma zasznurowane gardło.
Pani von Brinken czuła, jak narastają w niej wątpliwości. Nieco
twardszym głosem ciągnęła:
— Pani Bartels oskarża panią o bardzo ciężkie przewinienie. Nie
chciałam jednak w nie uwierzyć, nie mogłam pani potępić, nie dając pani
nawet możliwości obrony. Pani oskarżycielka twierdzi, że jest pani
ochanką żonatego mężczyzny, którego posiadłości znajdują się w na-
szej okolicy.
Liana osunęła się, jakby powalona niewidzialnym ciosem, na stojący
totel i ukryła twarz w dłoniach. Wstyd i obawa, co o niej myśli
pani von Brinken odebrała jej wszystkie siły. Wstręt i niechęć, jakie
p w°bec swojej oskarżycielki, wstrząsały jej ciałem.
Za ł n' V°n ^rmken przyglądała się jej z rosnącym przerażeniem.
anie Liany przyjęła jako potwierdzenie jej winy.
w to wi?c Jednak to prawda? Nieszczęsne stworzenie! Nie chciałam
lerzyć, mimo zapewnień tej kobiety. Drogi Boże w niebie, jak to
147

się mogło stać? Pani Bartels nie chce nawet zdradzić nazwiska tego
mężczyzny, by uchronić przed cierpieniem jego niewinną rodzinę
— powiedziała poruszona do głębi i z rozczarowaniem w głosie.
Liana powoli odzyskiwała równowagę. Z całej przemowy pani
von Brinken dotarło do niej jedynie to, że imię wuja Joachima nie
zostało wymienione. Powoli podniosła głowę. Pani von Brinken
przeraziła się wyrazem bólu i cierpienia, widocznym na jej twarzy.
Starając się opanować ze wszystkich sił Liana powiedziała prawie
bezgłośnie.
— I tak by mi pani nie uwierzyła, szanowna pani, nawet gdybym
powiedziała, że obraża się moją cześć i honor. Nie mogę z równą mocą
odeprzeć owego oskarżenia, pozory świadczą przeciw mnie.
W oczach pani von Brinken widać było jeszcze litość, nie było jednak
już w nich wiary.
— Jeżeli jest pani rzeczywiście niewinna, proszę pójść za mną.
W salonie siedzi pani Bartels i jest gotowa powtórzyć ,pani swe zarzuty
prosto w twarz.
Liana wstrząsnęła się z niechęcią. Skrzyżowała ręce na piersiach,
chcąc jakby obronić się przed czymś obrzydliwym. Mocno zagryzła

background image

usta. Było dla niej niemożliwością stanąć przed oskarżycielką, spoj-
rzeć jej w twarz i powiedzieć, że jest oszustką. Być może w złości
wymieniłaby przez przypadek i wbrew woli nazwisko wuja Joachima,
co i tak nic by jej nie pomogło, a jemu mogłoby jedynie zaszkodzić.
Pokręciła głową, odmawiając propozycji pani von Brinken.
— Nie mogę stanąć naprzeciw tej kobiety, nie mam nic na swoje
usprawiedliwienie. I nawet tego nie chcę. Wiem, że muszę opuścić
Brinkenhof. Gdy tylko zobaczyłam ją w S., wiedziałam, obawiałam
się, że zostanę wygoniona i z tego azylu, z tej oazy spokoju. Dziękuj?
pani za wszystko, co pani dla mnie zrobiła, i proszę, niech mi pani
uwierzy, że nie gościła pani w domu osoby tego niegodnej. Jestem
nieszczęśliwa, ale nie poczuwam się do winy.
Pani von Brinken wzruszyła się mimo woli. Było jej tak przykro, że ta
śliczna i kochana dziewczyna zeszła na manowce.
— Sama pani widzi, że nie może pani zostać w Brinkenhof. Musz?
panią prosić, by jeszcze dzisiaj opuściła pani ten dom. Nie mogę pan'
pozwolić na pożegnanie się z moją córką. Proszę, niech się pani od razu
148

wojego pokoju i niezwłocznie spakuje rzeczy. Ile czasu zajmie
Ud przygotowanie się do podróży?
Panj P na podniosła się z trudem i potarła czoło.
JaDwie godziny powinny wystarczyć.
__ Dobrze. Za dwie godziny zatem gotowy będzie powóz, który
dwiezie panią na stację. Tuż przed siódmą odjeżdża pociąg, powinna
Li na niego zdążyć.
Liana schyliła głowę.
— Dziękuję pani. Życzę pani szczęścia, droga pani von Brinken.
__ I ja życzę pani szczęścia... niech Bóg ulituje się nad panią.
Powoli, z trudem stawiając nogi Liana opuściła pokój. Zawlokła się
do swojego pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Potem osunęła się na
ziemię. Była zbyt słaba, by utrzymać się na nogach, lecz mimo wszystko
świadoma swej sytuacji. Nie straciła przytomności, co przyniosłoby jej
z pewnością olbrzymią ulgę, mogłaby bowiem choć przez chwilę
zapomnieć o bólu.
Pani von Brinken odprowadziła ją pełnym bolesnego przygnębienia
wzrokiem aż do chwili, gdy zniknęła za drzwiami. Potem wolno wróciła
do salonu, gdzie oczekiwały ją niespokojne kobiety.
— Panna Reinold nie chce się z panią spotkać, pani Bartels. O mało
co nie zemdlała, gdy powiedziałam jej, o co ją pani oskarża. Muszę
przyznać, że nic mną do tej pory tak nie wstrząsnęło, jak rezygnacja tej
dziewczyny. Twierdziła, że jest niewinna. Nie zdziwiłabym się, gdybym
się dowiedziała, że została po prostu uwiedziona. Nie ma krewnych, żyje
całkiem sama. Kto będzie ją za to sądził?
~~ Rozumiem pani przygnębienie, kochana przyjaciółko. I dla mnie
y a to przyjemna misja. Nikt nie odgrywa radośnie podobnej roli
Powiedziała baronowa.
dom Istocie. Panna Reinold opuści w ciągu dwóch godzin nasz
__]_ le P°2woliłam jej też pożegnać się z moją córką.

background image

Pa ' R1" "^ chciafybyśmy dłużej pani przeszkadzać.
_ ~ artels spojrzała sarkastycznie na panią von Brinken.
k>ło m'ł r°ga ^an'' n'ech mi Pani wierzy, że i dla mnie to spotkanie nie
v°n Brinken spojrzała na nią przenikliwie.
149

,
— Wcale też pani nie zazdroszczę — powiedziała zimno, nje
podając jej nawet ręki na pożegnanie.
Nie wiedziała, dlaczego ta kobieta wydawała jej się tak niemiła. Pani
Bartels nie znalazła więc spodziewanego uznania, mimo iż opuściła pole
walki jako zwycięzca.
Pani von Brinken próbowała najpierw trochę się uspokoić, zanim
zdecydowała się pójść do ogrodu, w którym siedziała jej córka.
Hanna spojrzała na nią radośnie.
— Czyżby Liana zastąpiła cię przy pracy? Wspaniale! To ładnie z jej
strony. Chodź tu, usiądź koło mnie.
Pani von Brinken z głębokim westchnieniem usiadła obok Hanny
i objęła ją ramieniem.
— Haneczko, będziesz musiała się znów obejść bez panny Reinold.
Jeszcze dzisiaj opuści ona nasz dom.
Hanna z przerażeniem spojrzała na matkę.
— Co się stało? Dopiero teraz zauważyłam, że jesteś dziwnie blada
i zmieszana.
— Haneczko, przeszłam naprawdę ciężkie chwile. Sądzę, że powin-
naś wiedzieć, co zaszło. Przyjechała tu baronowa Wachau ze swoją nową
damą do towarzystwa. Ta ostatnia wyznała mi, że panna Reinold nie
jest bez zarzutu, jak nam się początkowo wydawało. Została oskarżona
o tak ciężkie przewinienia, że musiałam ją bezzwłocznie zwolnić.
Hanna drgnęła i pobladła gwałtownie. Pierwsza jej rnyśl dotyczyła
Detleva. Zdecydowanie pokręciła głową w niemym przeczeniu.
— Nie, mamusiu, to nie może być prawdą, oskarżono Lianę
bezpodstawnie! Nie zdziwiło mnie to, pani Bartels wygląda na osobę
zdolną do podobnego zachowania.
— Ależ drogie dziecko, czy sądzisz, że mogłabym potępić pannę
Reinold, nie wysłuchawszy przedtem, co ona ma na ten temat do
powiedzenia? Poprosiłam ją, że jeżeli nie czuje się winna, powinna
stanąć przed panią Bartels i spróbować się wytłumaczyć. Ona jednak nie
zgodziła się na to. Prawie zemdlała, zrezygnowana, nieszczęśliwa, ale nie
niewinna.
Hanna zapatrzyła się przed siebie. Czy Liana była rzeczywiście
winna? Czyżby Detlev zakochał się w osobie tego niegodnej?
150

matkę za ramię i spojrzała na nią prosząc^
•? vań7e zaszła przez przypadek jakaś nieszczęśliwj P *nyłka. Nie
t ć źle o Lianie. Nie mogłaby aż tak się mas* *c. Mamo,
my 'wól mi pójść do niej, pozwól mi z nią por^wiać choć
prósz?, P° .

background image

pfZeZ HS dziecko, będzie lepiej, jeżeli się już z g, więcej nie
C~ v<7 'oszczędź sobie niepotrzebnego wzruszenia. f byś mogła
zobaczysz, zareagowała na moje głowa i ty nie r/f^bys nadal
wi
" jej niewinność. Gdyby mogła się usprawiedli/ ' * pewnością
by HannTmusmła poddać się jej poleceniu. Uczyf* to jednak
z ciężkim sercem. Przygniatała ją troska, jak Detlev zar^g V na to, co
się stało. Wiedziała przecież, jak bardzo kocha on LmJ.
Tymczasem Liana spakowała swoje rzeczy najszy1'0' ja* tyiKo
mogła. Bez większego zainteresowania wrzuciła wszy* 5 co do mej
należało, do walizek. Zazwyczaj dbała o rzeczy, v. razem me
przejmowała się tym, że sukienki z pewnością się ^T- ^ta.- Coz W
obchodziły w tej chwili podobne drobnostki? Cóż >* obchodziło
wszystko inne, poza tym, że bezlitośnie zniesławiono dobre imię
i zarzucono jej publicznie tak obraźliwe podejrzenia.
Cały czas zastanawiała się, jak przekonać jedytf . człowieka,
którego kochała całym sercem i duszą, o swej niewinne^ .. ^-zy nie miał
prawa nawet do słowa wyjaśnienia, po tym, co wyznał -1 Dzisiejszego
ranka?
Jutro rano miała się z nim spotkać w lesie. Miała ea
Jako jego narzeczona, tak jej powiedział. Nie mogłaby/ >k obecnie
stanąć z nim twarzą w twarz, pełna wstydu mimo swej n> *mości. Nie,
nie mogła się z nim zobaczyć.
Ale- ale mogła przecież do niego napisać! Myśl F . >dała jej się
^Jawieniem. Tak, napisze do niego! A gdy opuści ) , Brinkenhof
conajd?le si? z powrotem w Berlinie, poinformuje też V^ Joachima,
Sle '? Stało' również o tym, że kocha Detleva i że na jego P *bę zgodziła
str0n°StaC J6g0 narzecz°ną. Być może wtedy wujek ^ ^ ze swojej
> Postara się przekonać Detleva o jej niewinn^ . Detlev me
„i., nien nią gardzić, nie powinien nawet nnmvśl<5* ^ ofiarował
miłość osobie niegodnej.
757

. nje wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Życie rzucało ją
Pon°w^i1vi<łca na drugie, nie pozwalając nigdzie zapuścić korzeni,
idnego

Szybko spakowała ostatnie rzeczy i zamknęła walizki. Potem siadł
przy biurku i napisała:
Hrabio Rastenau!
Cokolwiek mówiono by Panu o mnie, proszę, niech mi Pan uwierz-o
—jestem niewinna. Mam jednak związane ręce i nie mogę się usprawied-
liwić. Nie napisalabym do Pana tego listu, gdyby mnie Pan nie poprosi
bym jutrzejszego ranka spotkała się z Panem jako Pana narzeczona
Skoro jednak poprosił mnie Pan o rękę, muszę Pana zapewnić, że nie
ofiarował Pan swojej miłości osobie tego niegodnej. Jestem niewinna,
prześladowana przez wrogo wobec mnie nastawione osoby. Przysięgam to
Panu na to, co w mym sercu najcenniejsze — na moją miłość do Pana.
Nawet jeżeli mi Pan uwierzy — czego sobie w głębi duszy życzę i na co
mam nadzieję — nie możemy się już nigdy spotkać. Nie mogę się z Panem

background image

spotkać. Wstydzę się, że obrzucono mnie tak okropnymi oskarżeniami,
przed którymi nie mogłam się niestety obronić.
Niech Bóg Pana prowadzi, będę się modliła o Pańskie szczęście
i spokój. Wszystkiego dobrego.
Pana nieszczęśliwa
Liana Reinold
List ten chciała wrzucić do skrzyni na stacji kolejowej. Detlev
otrzyma go zatem jutro rano, zanim wyjdzie z domu, by pójść na
spotkanie z nią, które nigdy już nie miało dojść do skutku.
Z głębokim westchnieniem Liana podniosła się z krzesła. Uczyniła
przynajmniej coś, by złagodzić cios, który wymierzyła jej rywalka.
Usłyszała, że przed dom zajechał już powóz, który zawieźć miał ją na
stację. Przywołała służącą i poprosiła, by przysłała kogoś, kto pomógłby
jej znieść bagaże.
Potem powoli zeSzła ze schodów, z trudem utrzymując równowag?-
Wyprzedzał ją służący niosący jej bagaże, poza nim nie dostrzegła
nikogo. Weszła do powozu i ciężko opadła na poduszki. Jej twarz była
śmiertelnie blada, Liana nieruchomo wpatrywała się przed siebie.
Niczym wyklęta opuszczała ten dom, który tak kochała i w którym
znalazła długo poszukiwaną oazę spokoju.
152

zje
ego poranka Detlev przeglądał pośpiesznie i jedynie pobież-
, sjaną pocztę. Nie mógł się już doczekać chwili spotkania
nie . jeg0 serce przepełniała tęsknota za nią. Zdziwił się, gdy
zobaczył list zaadresowany jej ręką. Otworzył go niecierpliwie, od-
kładając na bok wszystkie pozostałe. Szybko wyciągnął dokładnie
złożoną kartkę i przeczytał.
Przez chwilę jak sparaliżowany wpatrywał się w zapisaną kartkę
papieru. Nie był w stanie zebrać myśli, przeczytał więc list jeszcze raz.
Potem zerwał się nagle na równe nogi, podbiegł do okna, otworzył je
i zawołał służbę.
Stajenny pośpieszył na wezwanie pana.
— Szybko osiodłać mego konia! Powiedziałem: szybko! — zawołał
nie panując nad sobą Detlev.
W parę minut później galopował już przez lasy w kierunku
Brinkenhof.
Gdy tam przybył, jego koń pokryty był potem, z pyska ciekła mu
piana. Hanna siedziała na werandzie, pogrążona w głębokim Smutku.
Jedno spojrzenie na jego twarz zdradziło jej, że wie już o wyjeździe
Liany. Musiała więc sama go o tym powiadomić.
Detlev zeskoczył z konia i szybkimi krokami wbiegł na werandę.
S2epnąłe
Dzień dobry, Hanno! Przygląda mi się pani z dziwnym ożywie-
'em. Proszę, niech mi pani wybaczy, że ośmieliłem się wtargnąć
waszego domu. Ale pani zawsze była moją najserdeczniejszą
n kt aC1° ' Powinna pani pierwsza dowiedzieć się o czymś, czego
?cze n'e wie. Otóż od wczorajszego poranka liana jest moją

background image

s?prm f311^' ^e miałem okazji porozmawiać z nią dłużej na osobności,
. —tivu, wi?c jCj tylko w przelocie, ze wszysioe uzieiące ims pi^c-
sze°dy Z0stały usunięte. Poprosiłem ją, byśmy spotkali się dzisiej-
ot^go Poranka w lesie. Zgodziła się na to. Jednak zamiast spotkania
rzymałern dzisiaj wiadomość od niej, że musiała wczoraj opuścić
753
w przelocie, że wszystkie dzielące nas prze-

Brinkenhof. Co się stało, Hanno? — mówił szybko i z nienaturalnym
ożywieniem. Z niepokojem przyglądał się Hannie.
Twarz Hanny pobladła, nie zdradziła jednak, że swoimi słowami
sprawił jej olbrzymi ból, który jedynie bardzo dzielne kobiety potrafią
wytrzymać bez słowa skargi. Próbowała zapomnieć o samej sobie i jej
miłości do Detleva. Martwiła się tylko o niego.
— Dokładnie nie wiem, co się wczoraj wydarzyło. Mogę tylko panu
powiedzieć, drogi przyjacielu, że wczoraj po południu przyjechała do
nas pani baronowa Wachau ze swoją nową damą do towarzystwa, panią
Bartels, i bardzo długo rozmawiały z moją mamą.
— Ach, więc atak nastąpił z tej strony?
Hanna potwierdziła skinięciem głowy.
— Pani Bartels oskarżyła o coś Lianę. Nie mogę dokładnie
powiedzieć panu o co, bo jak już wspomniałam, sama dokładnie nie
wiem. Zawołam mamę, ona panu o wszystkim opowie.
Zatrzymał ją jeszcze przez chwilę.
— Niech mi pani powie tylko jedno... Czy Liana rzeczywiście
wyjechała?
Przytaknęła ze smutkiem.
— Tak, Detlevie, jeszcze wczoraj wieczorem. Jestem z tego powodu
bardzo zmartwiona i zaniepokojona. Nie wierzę, że Liana jest winna
zarzucanych jej czynów. Jeżeli pomyliłabym się co do niej, nie mog-
łabym już nigdy nikomu zaufać. Nie mogłam już z nią porozmawiać,
lecz im dłużej nad tym myślę, tym bardziej wydaje mi się niemożliwe,
że jest ona rzeczywiście winna.
Detlev wyciągnął list Liany.
— Niech pani to przeczyta, Hanno. Potem niech pani zawoła pani
mamę. Mam prawo dowiedzieć się całej prawdy na temat tego, co
zaszło, i obowiązek obrony mojej narzeczonej.
Hanna drżącą ręką odebrała od niego list, przeczytała, oddała mu
z powrotem i poważnie spojrzała na Detleva.
— Ona jest niewinna, drogi przyjacielu. Niech pan nie pozwoli
zachwiać w sobie przekonania ojej niewinności, niezależnie od tego, co
pan usłyszy.
Ucałował serdecznie jej delikatną dłoń.
— Dziękuję pani za te słowa, kochana, wierna przyjaciółko.
154

az pójdę zawołać mamę — Hanna wzięła swoją kulę i naj-
""• • 'ak tylko potrafiła, poszła do domu.
szybciej' ^gpokojnie krążył po werandzie, dopóki po kilku minutach

background image

zła Pan' von Brinken. Spojrzała na niego zdziwiona, gdy
1116^naturalnym ożywieniem ujął jej rękę i zapytał:
Z m Szanowna pani, niech mi pani powie, co się stało z Lianą,
dlacTego wyjechała tak nagle?

- , R - v , n

— Skąd pan wie, ze cos się z nią stało i ze opuściła Brinkenhof?
Zamiast wyjaśnienia podał jej list Liany.
__ Proszę, niech pani przeczyta!
Uczyniła to, po czym gwałtownie pobladła.
_ Hrabio Detlevie, czy pan rzeczywiście chciał poślubić Lianę
Reinold? — zapytała tracąc panowanie nad sobą.
_ Nie tylko chciałem, szanowna pani, ale nadal chcę. Traktuję ją
nadal jak moją narzeczoną, niezależnie od tego, co się wczoraj
wydarzyło.
— Drogi hrabio, bardzo proszę, niech pan usiądzie. Musi się pan
wszystkiego dowiedzieć.
— Proszę o całkowitą szczerość.
Pani von Brinken opowiedziała wyczerpująco o wszystkim, co
wydarzyło się poprzedniego dnia. Nie pominęła, ale i nie dodała ani
jednego słowa.
— Bóg wie najlepiej, że jej wczorajsza rezygnacja sprawiła mi
ogromny ból i zawód. Z pewnością jest ona bardziej nieszczęśliwa
niż winna. Nie można jednak wątpić w prawdziwość relacji pani
artels. Dlatego też myślę, że miał pan mimo wszystko szczęście, że
owiedział się pan o tej aferze, zanim oficjalnie ogłosił pan swe
ęczyny z panną Reinold, która niestety nie okazała się godna pana
r„ „ 6V zerwał si? na równe nogi, jego szare oczy wydawały się niemal
głębokie oburzenie.
w

- -" "" pmii opowiedziała, absolutnie nic nie zmienia

mni lm P°stanowieniu. Niezależnie od wszystkiego jedno jest dla
o c7vctPeWne ~~ Liana nie jest zepsutą osobą, jestem przekonany
^JeJ duszy. I moim zadaniem będzie tego dowieść i przekonać
"> jej niewinności.
755

— Być może pana przekonanie będzie zaraźliwe. Nikt nie będzie
się cieszył tak jak ja, jeżeli okaże się, że miał pan słuszność. Ąje
niech się pan nie oszukuje! Gdyby była rzeczywiście niewinna, stanęłaby
spokojnie i z dumą przed jej oskarżycielką i powiedziałaby jej prosto
w oczy: „Pani kłamie, pani mnie obraża!"
— Kto może wiedzieć, czym zostało podyktowane takie, a nie
inne jej zachowanie. Wydaje mi się, że za tym kryje się jakaś
tajemnica i zrobię wszystko, by ją wyjaśnić. Teraz się już pożegnam
nie chciałbym stracić ani chwili. Proszę, niech pani podziękuje Hannie
za jej głęboką wiarę w niewinność mojej narzeczonej.
— Z pewnością to uczynię. Do widzenia zatem i niech Bóg pana
prowadzi!
Hanna obserwowała przez okno, jak odjeżdżał. Wtedy poszła do
matki na werandę. Jej oczy błyszczały i pełne były powstrzymywanych
z trudem łez. Bez zapowiedzi rzuciła się matce na szyję.
— Moja kochana mamo, wierzę jak Detlev, że Liana jest niewinna.

background image

Niech Bóg sprawi, by pewnego dnia ożenił się z nią. Przecież chodzi
o jego szczęście.
Pani von Brinken spojrzała z troską w mieniącą się wzruszeniem
twarz Hanny.
— Hanno, czyżby aż tak bardzo zależało ci na tym, by Detlev był
szczęśliwy?
Hanna spojrzała na matkę poważnie i z rozwagą. Nie powinna się za
żadną cenę domyślić, ile Detlev dla niej znaczył, w przeciwnym razie
zaczęłaby się martwić o nią jeszcze bardziej niż dotychczas.
— Jest przecież moim przyjacielem i jego współczucie i wiara we
mnie pomogły mi przeżyć najgorsze chwile. Mam się więc teraz
spokojnie przyglądać, jak jego szczęście staje pod znakiem zapytania?
— Haneczko, boję się tylko, by nie stał się on dla ciebie kimś
bliższym niż przyjacielem.
— Nie musisz się zamartwiać podobnie niedorzecznymi myślami-
Dobry Bóg wszystko doskonale urządził. Ponieważ poskąpił mi darów
na jednym polu, to znaczy urody, obdarzył mnie czymś w zamian. Tym
wyprzedzam inne piękne dziewczęta, że mogę mieć przyjaciela,
będąc przez nikogo podejrzewana i krytykowana. I chcę cieszyć:
156

• 'a i zrobić wszystko, by jej nie utracić, ponieważ, oprócz waszej
przyja to najpiękniejsza rzecz, jaką zesłało mi niebo. I Detlev
miłości, .^ niojm wiernym przyjacielem. I niech Bóg mu dopomoże,
ZaWS^ ło mu się uratować zagrożone szczęście. A ja chciałabym mieć
b^ U « w tym udział, by móc potem z czystym sercem cieszyć się jego
szczęściem- ...
_ Ponieważ ty nigdy me zaznasz podobnego szczęścia — wes-
tchnęła ze skarg-ą matka
Hanna z miłością pogładziła jej dłonie.
— Ach, mamusiu, nie wmawiaj sobie podobnych bzdur. Czy
kobieta może być szczęśliwa jedynie wtedy, gdy wyjdzie za mąż? Ja
czuję się zadowolona z mego życia. A czymże jest szczęście, jeżeli nie
właśnie zadowoleniem? No, szybko, uśmiechnij się, nie rób takiej
nieszczęśliwej miny. Ciesz się, że przynajmniej żaden mężczyzna nie
odbierze ci twojej córki i nie uprowadzi jej nie wiadomo dokąd. Pomyśl,
mogłabym zakochać się w kimś, kto by mnie unieszczęśliwił. O ile
straszniejszy byłby wtedy mój los!
Matka i córka ucałowały się serdecznie. Hanna z czułością przytuliła
się do matki.
— Nie martw się o mnie, mamusiu. Zdradzę ci teraz coś, o czym na
razie nikomu nie chciałam mówić, nie jestem bowiem jeszcze całkiem
pewna. Mam nadzieję, że w przyszłości mój paraliż zupełnie ustąpi.
Wydaje mi się, że codzienne ćwiczenia gimnastyczne rzeczywiście
wzmocniły moje nogi. Z dnia na dzień czuję się coraz lepiej. Nie trać
zatem nadziei, mamusiu! Popatrz tylko!
I Hanna odłożyła kulę, na której się zwykle opierała, i przeszła przez
werandę bez jakiejkolwiek podpory. W ten sam sposób wróciła do
totela, na którym siedziała matka.

background image

ani von Brinken przyglądała się córce ze wzruszeniem. Od czasu
P^ Ku Hannie ani razu jeszcze nie udał się podobny wyczyn.
Haneczko! Drogi Boże, czy dokonasz cudu? Czyżbyś chciał
«*ić moją córkę?
OPJJ . 1(lzisz, mamusiu? Tak się cieszę! Czuję, że z każdym dniem
Gdy e*)le^' ^°S? poruszać stopą i staje się ona coraz silniejsza,
sprawi-a WfÓci na °biad, podejdę do stołu bez kuli. Jemu też chcę
lc radość.
757

Tego samego ranka Joachim Rastenau wyjął pocztę ze skrzynki
i jak zwykle przeglądał ją przy śniadaniu. Były to prawie same listy
handlowe, dotyczące prowadzonych przez niego interesów. Wśród
nich znalazła się też koperta od jego berlińskiego bankiera. W środku
znajdowały się dwa listy od Liany, jeden napisany w sobotę rano, drugi
w niedzielę wieczorem. Hrabia udał się zatem do swojego gabinetu
by w spokoju je przeczytać.
I hrabina otrzymała list, któremu badawczo się przyglądała, zanim
go otworzyła. Stempel wskazywał, że wysłano go z pobliskiego kurortu
S. Koperta zaadresowana była nie znanym hrabinie charakterem pisma.
Szybko otwarła kopertę i wyjęła z niej drobno zapisaną kartkę
papieru. Od razu spojrzała na koniec i przeczytała podpis nadawcy listu:
„Helena Bartels".
Ze zdziwieniem pokręciła głową. Nie znała kobiety o tym nazwisku.
Bez specjalnego zainteresowania zaczęła czytać. Wkrótce jednak z oży-
wieniem i rosnącym zdenerwowaniem przebiegała linijki. Treść listu
brzmiała bowiem niepokojąco:
Szanowna Hrabino!
f
Niech Pani wybaczy, że jako osoba Pani nieznajoma ośmieliłam się
napisać do Pani te parę słów.
Jestem jednak zobowiązana położyć kres skandalowi i chcąc oszczę-
dzić wstydu Pani rodzinie, zwracam się bezpośrednio do Pani. Niech Pani
postąpi według własnego uznania z wiadomościami, które zmuszona
jestem Pani przekazać.
Proszę mi wybaczyć, jeśli zadam Pani ból tym, co w mym liście
przekażę. Nie mogę jednak już dłużej przyglądać się w milczeniu, jak Pani
jest okłamywana za swoimi plecami. Pani małżonek, hrabia Joachim
Rastenau, ma kochankę. Z pewnością zauważyła Pani, że regularnie,
mniej więcej co kwartal, wyjeżdża x domu, tłumacząc się prawdopodobnie
wyjazdami służbowymi. Czas ten spędzał zazwyczaj u swojej kochanki,
158

• czvny, którą określał jako swoją bratanicę, a której wynajął
młodej aż

^ mieszkanie w jednej z dzielnic Berlina. Podawał się za

i pięknie kochanka nazywa się Liana Reinold. Miałam nie-
kWae. ' stać zatrudniona przez Pani małżonka jako dama do towa-
SZC:ęSwa iego domniemanej bratanicy. Zaraz po tym, gdy zorientowałam
r:^'S \ rzeczywiście kształtują się stosunki między nimi, opuściłam ich

background image

w ' obecnie pracuję u pani baronowej Wachau. Przez przypadek
. j.jaiam się, że Liana Reinold znajduje się obecnie w pobliżu wa-
•, a0 majątku, w Bńnkenhof. Spotkałam ją w niedzielę w towarzystwie
p ni córki i młodego hrabiego Detleva Rastenau. Obydwoje nie mieli
oczywiście pojęcia, z jak niegodną osobą się zadają. Byłam tak oburzona,
że postanowiłam przerwać ów skandal. Dlatego też informuję Panią
o tym.
Jestem gotowa opowiedzieć Pani o pozostałych szczegółach, dlatego
też proszę mną rozporządzać według Pani uznania.
Na koniec chciałam Panią zapewnić, że ze względu na Panią i Pani
córkę, nie wyjawiłam nikomu nazwiska Pani małżonka. Postarałam
się jedynie o to, by panna Reinold natychmiast została usunięta z Bńnken-
hof.
Z wyrazami szacunku
Helena Bartels
Adres zwrotny: Hotel „Pod Białym Jeleniem" w S.
Hrabina Stefania, do głębi poruszona, wypuściła list z ręki i przez
chwilę bezmyślnie wpatrywała się w dal. Potem jednak głęboko
wes chnęła i energicznie potrząsnęła głową, dając wyraz swemu niedo-
wierzaniu.
Nie, nie mógłby mi tego zrobić! To nie może być prawdą.
je m°myslała o tym, jak Steffi z zachwytem opisywała Lianę Reinold.
wzo prz-c'sna-ł ją wtedy czule i powiedział, by starała się naśladować
zawa fC °^e-; damy. Nie, nie mógłby tego uczynić, gdyby to, co
. :o prawdą.
a się zdecydowanie. Natychmiast chciała udać się do
męża i przeczytać mu, co za kłamstwa napisała ta kobieta.
em w r?ku pośpieszyła do domu i wbiegła prawie do gabinetu.
759

Hrabia Joachim skończył właśnie czytać listy Liany i z ostatniego
dowiedział się, że pani Bartels przebywa w S. Wtedy sparaliżowała go
myśl, że przy śniadaniu wręczył swojej żonie list ze stemplem właśnie z S.
Przeszedł go dreszcz przerażenia. Zastanawiał się akurat, co powinien
zrobić, by dowiedzieć się, kto był adresatem tego listu, gdy jego żona
gwałtownie weszła do gabinetu.
Gdy tylko spojrzał na jej pobladłą i niespokojną twarz, nie miał już
żadnych wątpliwości. Wstał z krzesła i z troską wyszedł jej naprzeciw.
— Co mi przyniosłaś, Stefanio?
Pozwoliła się mu wygodnie posadzić w fotelu, czuła bowiem, jak siły
z niej ulatują. l
— Kochany Joachimie... z pewnością nie połączyła nas wzajemna
miłość. Ale szacunek i wzajemne zaufanie sprawiło, że staliśmy się sobie
o wiele bliżsi. Dlatego też, ufając ci w pełni, przyszłam teraz do ciebie.
Otrzymałam właśnie list od zupełnie obcej mi kobiety. Informacje, które
mi przekazała głęboko mną wstrząsnęły. Nie wierzę, że mógłbyś mi
zrobić to, o co oskarża cię ta kobieta. Nie mam jednak stuprocentowej
pewności. Proszę, przeczytaj ten list.
Nie odchodząc od niej, oparł się o blat biurka i z niecierpliwością
przeczytał list. Żyły na jego czole nabrzmiały, w oczach widać było

background image

błyski wściekłości. Gdy hrabina zobaczyła jego rekację, natychmiast się
uspokoiła, od razu zrobiło jej się lżej na sercu.
Gdy skończył czytać, wypuścił list.z ręki i pozwolił mu upaść na
ziemię. Był blady i jego twarz zdradzała zdenerwowanie. Ale spojrzenie,
które skierował na żonę, było pewne i czyste.
— Dziękuję ci, Stefanio, że przyszłaś do mnie z tym listem. Dziękuję
ci za zaufanie. I najpierw powiem ci najważniejsze, na Boga nie, nie
mógłbym ci uczynić tego, co zarzuca mi w liście owa kobieta. Za bardzo
cię szanuję i cenię, za mocno cię kocham, bym był do tego zdolny. Tak,
Stefanio, mogę ci wreszcie otwarcie wyznać, że kocham cię, ciebie
jedyną. Ten list jest 'wytworem chorobliwej zazdrości przepojonej
nienawiścią osoby. Jednak nie wszystko, co w nim napisano, jest
kłamstwem i wymysłem. Dlatego też zmuszony jestem wyznać ci par?
spraw, o których do tej pory nie wiedziałaś. Muszę ci wyznać prawdę.
Spójrz na mnie, Stefanio. Wierzysz mi?
— Ufam ci bardziej niż samej sobie, Joachimie.
160

Ze wzruszeniem przycisnął jej rękę do ust.
\Vyshichaj mnie zatem, Stefanio. Liana Reinold jest moją
ybraną córką, dziewczyną, którą się opiekowałem.
Pr Qp0wiedział żonie wszystko, co do tej pory przed nią ukrywał.
__ i dlaczego nie pozwoliłeś mi wziąć udziału i pomóc ci w tym
dnym, lecz godnym pochwały zadaniu wychowania tej młodej
dziewczyny, Joachimie? — zapytała z powagą hrabina.
— Na to pytanie nie mogę niestety udzielić ci zadowalającej
odpowiedzi. Gdy się pobraliśmy, Liana miała zaledwie trzy latka.
Wtedy byliśmy nastawieni do siebie stosunkowo wrogo, poza tym nie
znałem cię jeszcze tak dobrze, jak dzisiaj. Myślałem, że nie mogę
oczekiwać od ciebie, byś zajęła się wychowaniem jakiegoś obcego ci
dziecka. Gdy Liana ukończyła szkołę i musiała opuścić pensję, wynają-
łem dla niej mieszkanie na moje nazwisko. Ponieważ mogłem z nią być
tylko parę dni w roku, pozwoliłem jej wierzyć, że to moja praca zmusza
mnie do nieustannych podróży. By miała opiekę i towarzystwo,
zaangażowałem panią Bartels. Miałem wrażenie, że to właśnie ona
robiła sobie nadzieje, że kiedyś zostanie hrabiną Rastenau. Gdy
przekonała się, że jej nadzieje są płonne, zaczęła skandalicznie wprost
odnosić się do Liany, mszcząc się na niej za własne nie spełnione
marzenia. Gdy Liana poskarżyła mi się na oburzające zachowanie jej
opiekunki i damy do towarzystwa, zwróciłem wreszcie i ja uwagę na
charakter tej kobiety. Wypowiedziałem jej pracę, za co zrobiła mi
okropną wręcz scenę.
Hrabia Joachim opowiedział, co wydarzyło się później. Potem
z szuflady biurka wyjął listy Liany i podał je żonie.
Możesz przeczytać wszystkie jej listy, Stefanio, i to powinno
ci? przekonać, jak wyglądają stosunki między nami. Daję ci słowo
°ru, ze czuję do Liany miłość czysto ojcowską, a i ona kocha mnie
J^ córka. Czy mi wierzysz?
lerz? ci, Joachimie. Ale wiem też to, czego nie chciałeś mi

background image

__^ Zlec> żeby nie sprawić mi przykrości.
r;o?_CZ,ym ty mowisz? — zapytał cicho.
'lJego dłoń.
którą k' H ?°wiedziałeś mi> ze matką Liany Reinold była kobieta,
ys tak gorąco kochałeś. Tylko tym bowiem mogę sobie
161

wytłumaczyć aż tak żywe zainteresowanie dla tej nieszczęśliwej dziew-
czyny.
Ujął jej rękę i przycisnął do ust. Przez chwilę siedzieli w milczeniu
Potem podniósł głowę i spojrzał na nią. Wyraz jego oczu poruszył ją do
głębi serca.
— Zataiłem to, gdyż nie chciałem sprawiać ci bólu. Tak, Stefanio,
kiedyś kochałem matkę Liany ponad wszystko. Tak bardzo, że byłem
gotów ponieść dla niej każdą ofiarę. Gdy umarła, świat stracił dla
mnie urok, jedynym pocieszeniem było dla mnie jej dziecko. Wybacz mi,
jeżeli to wyznanie sprawiło ci ból.
— Nie mam ci nic do wybaczenia, Joachimie. Gdy się pobiera-
liśmy, powiedzieliśmy sobie otwarcie, że nie możemy nawzajem ob-
darzyć się miłością. A ponieważ nadeszła godzina wyznań i ja chcia-
łabym ci coś powiedzieć. Zanim poznałam ciebie i ja kochałam
kogoś innego... Nazywał się Grzegorz von Yerden i był tak jak i ja
biedny, niczym mysz kościelna. Nie mieliśmy najmniejszej możli-
wości, by się pobrać. Odjechał na południowy wschód. Tam też zginął.
Rok po jego śmierci wyszłam za ciebie za mąż. Cóż, teraz jesteśmy kwita,
Joachimie.
— Moja kochana, najdroższa i jedyna Stefanio! — wyszeptał ze
wzruszeniem.
Chcąc ukryć zmieszanie, powiedziała do niego żartobliwie:
— Będę musiała cię jednak wyłajać za twoją... hm... głupotę. Nie
jest bynajmniej dziwne, że na Lianę spadło tak ciężkie podejrzenie.
Biedne dziecko! Musimy natychmiast sprowadzić ją do Rastenau
i uciszyć te plotki.
— Stefanio, jesteś pewna, że chcesz to uczynić?
— Masz jakieś wątpliwości?
— Podziwiam twoje serce. Nie potrafię wprost zrozumieć, że
wszystko tak dobrze się rozwiązało, dzięki twojej dobroci.
— Och, gdybyś zaufał mi wcześniej! Pomyśl tylko, jak Steffi ucieszy
się, że będzie miała przy sobie uwielbianą i otoczoną podziwem Lian?
Reinold!
— Nie zatrzyma się u nas na długo, Stefanio. I o tym powinnaś si?
dowiedzieć. Detlev bardzo ją kocha i chce się z nią ożenić. O tym właśnie
rozmawialiśmy w niedzielę.

Ależ Joachimie... przecież może poślubić jedynie kobietę wywo-
:Tsięjak on, ze szlachty.
n czywszy ją ramieniem opowiedział jej o klauzuli dołączonej do
dzenia i o tym, o czym rozmawiali w niedzielę z Detlevem.
zar J^ /-zy L)etlev wie, że znasz Lianę? — zapytała hrabina.

background image

__ Nie jeszcze nic o tym nie wie. Chciałem najpierw gruntownie
ystko przemyśleć i postanowiłem, że powiem wam o tym, gdy
tkamy się kiedyś we trójkę. Cóż, w zaistniałych okolicznościach
dowie się o tym nieco później niż ty.
Hrabina w zamyśleniu zapatrzyła się przed siebie. Pogładziła
delikatnie czoło męża.
— Czy nie czujesz się lepiej teraz, gdy wyznałeś mi wszystko, co
leżało ci na sercu?
Joachim miał jednak jeszcze jedną tajemnicę, jedyną, o której nie
powinna się nigdy dowiedzieć. Tak chętnie uwolniłby się od jej
przytłaczającego ciężaru. Nie mógł jednak tego uczynić.
— Tak, masz rację, Stefanio, czuję się o wiele lepiej. Dziękuję ci za
zrozumienie i wybaczenie mi mych błędów. A teraz, proszę cię, weź ze
sobą listy Liany i przeczytaj je.
— Wierzę ci i bez tego.
— Mimo to chciałbym, abyś je przeczytała. W ten sposób najlepiej
uda ci się poznać Lianę, a także to, co mnie z nią łączy.
— Dobrze, przeczytam je zatem z przyjemnością — przycisnęła listy
do piersi.
W tym momencie usłyszeli hałas nadjeżdżającego samochodu.
Podeszli do okna. Z samochodu wyskoczył Detlev.
Najlepiej by było, gdybyś chwilowo zostawiła nas samych,
e amo. Z pewnością chce powiedzieć mi coś szczególnego. Proszę,
ch ^^ ^ będziemy rozmawiali, przeczytaj listy Liany. I jeszcze raz
c>aj)ym ci podziękować za twoją dobroć.
^. . le wyolbrzymiaj aż tak bardzo mojej wielkoduszności. Wydaje
gd\ K HC t0' C° zr°biłam> Jest zrozumiałe samo przez się. Zawołaj mnie,
— ?aziesz czegoś potrzebował.
chcialb\ ' Przyszedł służący, by zameldować, że hrabia Detlev
- r°zmawiać z wujem.

163
162

Hrabia od razu zauważył, że siostrzeniec jest do granic ostateczność'
wzburzony.
— Co się stało, Detlevie?
— Kochany wujku, stało się coś naprawdę strasznego. Liana
Reinold wyjechała! W Brinkenhof z dnia na dzień wypowiedziano jei
pracę. Jej stara nieprzyjaciółka oskarżyła ją o popełnienie niegodnych
czynów. Proszę cię, przeczytaj ten list, który do mnie napisała, potem
opowiem ci resztę. Przyjechałem, by poprosić cię o dłuższy urlop
chciałbym bowiem odnaleźć Lianę i wyjaśnić całą tę dziwną sprawę
Proszę, nie myśl źle o Lianie z powodu tego kłamliwego oskarżenia
Ręczę za jej niewinność i czystość.
Hrabia wyjął list z rąk Detleva i przeczytał go z powagą. Gdy jednak
dowiedział się, że Liana opuściła już Brinkenhof, odczuł przerażenie
i przygnębienie.
— Opowiedz mi o wszystkim, co wiesz, mój chłopcze — poprosił

background image

cicho.
Detley rozpoczął nerwową i nieco nieskładną opowieść, a hrabia
Joachim słuchał go w napięciu. Jego twarz tężała coraz bardziej.
Dopiero teraz zrozumiał, że może oczyścić honor. Liany podając
do wiadomości publicznej wszystkie tajemnice swego życia, które do
tej pory starannie ukrywał. Przede wszystkim Detlev powinien po-
znać prawdę, dowiedzieć się o tym, co najchętniej wymazałby z pa-
mięci: największy i najcięższy grzech jego życia, który już dawno
byłby zdradził, gdyby nie myśl o rodzinie. Teraz jednak nadszedł
czas, by wyznać wszystko do końca. Nie może poświęcać szczęścia,
a być może i życia Liany, by chronić żonę i Steffi. O sobie nawet nie
pomyślał.
— Najpierw chcę odszukać Lianę, wujku Joachimie. A gdy już ją
odnajdę, musi mi o wszystkim opowiedzieć, bym mógł udowodnić jej
niewinności — zakończył Detlev swoją opowieść.
— Kochany Detlevie, nie będziesz musiał długo szukać prawdy.
Znajdziesz ją tutaj, u mnie w domu. Mężczyzna, którego domniemaną
kochanką miała być Liana Reinold, siedzi naprzeciw ciebie. Ja nim
jestem — powiedział twardo i spokojnie, mimo iż jego twarz była
śmiertelnie blada.
— Ty, wujku Joachimie?

T k rnój chłopcze. Pani Bartels poinformowała moją żonę
"• h obrzydliwych podejrzeniach. Stefania otrzymała dzisiaj list
0 S*° • w którym oskarża mnie i Lianę o te same czyny, o których
Od niej, .e^zjajeL Mamy właśnie za sobą długą rozmowę., Stefania
ml P w swoim pokoju i czyta listy Liany do mnie. Wyjaśniłem
Jes . Liana Reinold jest moją przybraną córką, dzieckiem kobiety,
jeJ' kochałem przed laty i którą odebrała mi śmierć, rok przed moim
ślubem z ciocią Stefanią.
_ Ąch5 dzięki Bogu! Wiedziałem, że to nieprawda, ze to tylko
ohydne oszczerstwa. Teraz jednak wszystko jest w porządku.
Hrabia Joachim pokręcił przecząco głową.
_ Niestety nie, mój chłopcze. Takim wytłumaczeniem zadowo-
lisz się ty i ciocia Stefania, ale nie obcy ludzie. Ta plotka zatoczyła już
dość szerokie kręgi, a zawarte w niej oskarżenia na długo utkwiły
w pamięci ludzkiej i zawsze będą się im kojarzyć z osobą Liany. Jest
jednak sposób, by oczyścić jej honor i wybić im z głów, żerni ędzy nami
istniały jakieś nieczyste stosunki. Jestem zmuszony skorzys-tać z tego
środka. Muszę ci jednak najpierw wszystko dokładnie wytłumaczyć,
byś dobrze mnie zrozumiał, Detlevie. Powinno to zostać moją, tajemnicą
aż do śmierci, sytuacja wszakże zmusza mnie do wyznania ci tego,
zresztą być może będzie mi lżej na sercu, gdy poznasz catą prawdę.
Wziąłem na swe barki okropną winę, a właściwie nie na moje, lecz
kobiety, którą tak bardzo kochałem. Ale podejdź tu, usiądź; wygodnie
koło mnie i wysłuchaj mojej spowiedzi.
Usiedli koło siebie. Hrabia Joachim przez długą chwilę -wpatrywał
S1? w jakiś niewidzialny punkt przed sobą. Potem rozpoczął opowieść,
jegojłos łamał się ze wzruszenia.

background image

stu
na
Jednak
n>ch
dzi ł ypominasz sobie zapewne, Detlevie, jak ostatnio powie-
C1> ze i ja byłbym szczęśliwy jak ty, gdybym przećl dwudzie-
óeł zawiesić działanie rozporządzenia, nakładającego
poślubienia kobiety równej nam urodzeniem, jak
twoim wypadku. Byłem wtedy w bardzo ciężkiej
*czesny dziedzic i władca hrabstwa Rastenau, hrabia
| mi dodatkowe pieniądze, które zasilały mnie finansowo.
J otrzymywałem w wojsku i pieniędz y przysyła-
'iego Magnusa, ledwie wiązałem koniec z końcem.

165
164

Wtedy poznałem Dorę Reinold, przepiękną, kochaną i wzruszająca
osóbkę, w której zakochałem się bez pamięci. Liana jest jej niemal
lustrzanym odbiciem, przypomina matkę i urodą, i cechami charakteru
Dora była biedna jak ja. Nic dziwnego, i ona była sierotą. Bardzo ja
kochałem, nawet dzisiaj nie potrafię opisać głębi mego uczucia, a ona
je odwzajemniała. Nie mieliśmy jednak najmniejszej nadziei na wspólne
życie. Gdybym bowiem zrezygnował z prawa do spadku, z czego byśmy
żyli?
W tym czasie nagle, w dziwny sposób stałem się dziedzicem. W jednej
chwili z biedaka zmieniłem się w bogatego człowieka, miałem ogromne
dochody i mogłem poślubić ubogą dziewczynę, pod jednym wszakże
warunkiem — musiała być szlachcianką.
Łamałem sobie głowę, chcąc znaleźć jakieś sensowne rozwiązanie.
Mówiąc krótko, nie będę teraz opowiadał ci wszystkich szczegółów,
skłoniłem Dorę, by wyjechała do Anglii, tam się ze mną spotkała
i wzięliśmy ślub w tajemnicy, by nie dowiedział się o tym nikt
w Niemczech. Tak, Detlevie, Dora Reinold była moją żoną. Po krótkim
czasie, jaki spędziliśmy razem w Anglii, załatwiłem mojej żonie
papiery na nazwisko pani Dory Reinold, podczas gdy w rzeczywistości
była już hrabiną Rastenau. Nikt o tym nie1 wiedział i nigdy się nie
dowiedział, poza jej starą ciotką Lotta. Świadectwo naszego ślubu leży
schowane w jednym z berlińskich banków. Po mojej śmierci powinna go
otrzymać moja córka Liana.
Detlev zerwał się na równe nogi. Złapał Joachima za ramiona i silnie
nim potrząsnął.
,— Wujku 'Joachimie... Liana jest twoją córką? — nie mógł po-
wstrzymać krzyku.
Tylko to do niego dotarło z całej przemowy wujka. To było dla niego
najważniejsze.
— Tak, jest moją córką z pierwszego małżeństwa, nie ma o tym
jednak najmniejszego pojęcia. Z jakim trudem przychodziło mi
ukrywanie tego przed nią, wiem tylko ja i Bóg. Ale i jej nie mogłem

background image

o tym powiedzieć, musiałbym bowiem wyznać, dlaczego nie mog?
uznać jej za własne dziecko. Po śmierci Dory zawiozłem Lianę do
ciotki Lotty, do Szwajcarii. I wtedy ożeniłem się po raz drugi. Nikt
nie dowiedział się nigdy, że wcześniej byłem już związany małżen-
166

k spełniałem swoje ojcowskie obowiązki względem Liany,
ci innym razem. Jeszcze tylko jedno: ową panią Bartels
opowiefflwajenlj by zapewnić mojej córce opiekę i towarzystwo,
zaanga ^^ ^ mogłem przebywać z nią zbyt długo, zazwyczaj
P°nie , j w roku. Ta kobieta o wybujałej wyobraźni dostrzegła coś
wneeo w naszym zachowaniu. A teraz moja córka cierpi przeze
l achim opowiedział siostrzeńcowi, jak bardzo pani Bartels obraziła
. która ze strachu i przerażenia nie wiedziała, co ma ze sobą
czać Udała się więc do pensjonatu pani Wesemann, a potem los
przywiódł ją do Brinkenhof.
_ Teraz możesz sobie wyobrazić — kontynuował — co czułem,
gdy opowiedziałeś mi o waszym spotkaniu w Berlinie i gdy wyzna-
łeś, jak bardzo ją kochasz. Gorączkowo szukałem jakiegoś sposobu,
możliwości zapewnienia wam szczęścia. Nawet gdybym ci powie-
dział, że Liana jest moją córką, nie zmieniłoby to faktu, że nie jest ci
równa urodzeniem i pozycją społeczną. Dzięki Bogu znalazłem klauzu-
le, która wskazała mi najlepsze wyjście. Wtedy pomyślałem sobie, że
wszystko jest na najlepszej drodze. Od tej chwili wszystko znów uległo
przerażającym zmianom. Trzeba oczyścić honor Liany. A teraz stoję
przed tobą jako twój dłużnik, Detlevie. W rzeczywistości to ty jesteś
obecnie zarządcą i jedynym właścicielem majątku należącego do
hrabstwa Rastenau. Ja przez moje pierwsze małżeństwo utraciłem
prawo do dziedziczenia. Wybacz mi, że tak długo cię oszukiwałem.
ierz mi, ciężko to odpokutowałem. Teraz jednak przekazuję ci twoje
prawa, prosząc cię tylko o jedno: nie pozwól cierpieć mojej żonie i Steffi,
°ne nic nie zawiniły!
Wujku Joachimie, wiesz przecież, że obydwaj uchyliliśmy
dzi ^c^ tego bezsensownego rozporządzenia o warunkach dzie-
gdvh mnie obowiązuje, jest ważne i względem ciebie. Nawet
gdvbv' CuCla' °b.kć teraz dziedzictwo, w czym by mi to dopomogło,
Zreszt slawał przy utrzymaniu mocy wiążącej rozporządzenia,
me Pot ":Jesterri pewien, jak postąpiłbym na twoim miejscu, gdybym
jak t\ 0- ' • znalLźć innej drogi wyjścia. Być może dokładnie tak
°tocz\}ej '. m s*? z Lianą. To ja jestem twoim dłużnikiem. A ty
nie °pieką po śmierci moich rodziców, starałeś się zastąpić
167

mi ojca. Zresztą nie ma człowieka bez winy. A ty ciężko odpokutował •
za swoje grzechy. Majątek przynosi wystarczająco duży dochód K
utrzymać nas wszystkich i zapewnić nam więcej niż w rzeczywistość1
potrzebujemy. Nie jesteś mi nic winny. Natomiast ja jestem ci dłużn
gorące słowa podziękowania za to, że ożeniłeś się z Dorą Reinold
Oddasz mi rękę twojej córki, przez co uczynisz mnie bogatszym ni?

background image

tysiąc właścicieli takich majątków jak Rastenau.
— Mój chłopcze, mój kochany chłopcze! Jak mam ci podziękować
za twoje zrozumienie, za wyrozumiałość? Tak się cieszę, że nie potępiasz
mnie za to, co uczyniłem w przeszłości.
— Nawet o tym nie mów. Na pewno strasznie cierpiałeś. Teraz
musimy zapomnieć o smutkach i strapieniach. Pani Bartels chcia-
ła ci dokuczyć i dostarczyć ci nowych cierpień. Przez przypadek
jednak udało jej się sprawić wiele dobrego. Do pełnego szczęścia
brakuje mi już tylko jednego — chciałbym jak najszybciej odnaleźć
moją Lianę.
— W tym akurat mogę ci, dzięki Bogu, bardzo szybko pomóc.
Liana jest w Berlinie w pensjonacie pani Wesemann i czeka na
wiadomość ode mnie.
— Bogu niech będą dzięki! Wreszcie i ona zostanie uwolniona od
wszelkich trosk i strapień i odnajdzie swój dom, z którego już nikt jej nie
wygoni.
— Tak, Bogu niech będą dzięki, Detlevie! Chodźmy teraz do cioci
Stefanii. I ona powinna usłyszeć ostatnią część mojej spowiedzi. Dalby
Bóg, by mi wybaczyła jeszcze i to.
Bez ogródek wyjaśnił żonie to, co przed chwilą 'opowiedział Det-
levowi.
Gdy skończył, hrabina potarła delikatnie jego czoło. Nigdy nie miała
zamiaru udawać nieprzejednanej żony, trzymającej męża pod panto-
flem. »
— Mój biedny Joachimie! Przy twoim charakterze czyn ten musiał
niesłychanie obciążać twe sumienie. Na pewno dręczyło cię nieustanne
poczucie winy.
To była jedyna odpowiedź i reakcja na jego zwierzenia. P°
tylu latach ludzie ci otwarli wreszcie przed sobą swoje serca. Przy'
168

A tń oory nie mieć już nigdy przed sobą jakichkolwiek
rzekli sobie od tej v
tajemnic- cofania wytłumaczyła Detlevowi z pełnym wzruszenia
TT,ohina Siei"*
uśmiecflcja}abym osobiście przyprowadzić do ciebie twoją na-
~~~ netlevie. Jest córką Joachima, a więc i moją, siostrą naszej
rzeczoną,^ ^usicie mj na to pozwolić. Chciałabym osobiście spotkać
ma 6\ ana jako jej przybrana, lecz kochająca matka i przekazać jej
dobre wiadomości. Jeszcze dzisiaj wyjadę do Berlina.
Roześmiała się, a w jej głosie zabrzmiała nutka szczęścia. Po chwili
jednak spoważniała i powiedziała z przekonaniem:
_ Wy natomiast macie inne zadanie. Trzeba ostatecznie Oczyścić
Lianę z zarzutów. Pojedziecie zatem do Brinkenhof i do S., by
opowiedzieć o wszystkim państwu von Brinken i baronowej Wachau.
Pani Bartels też powinna zostać o tym natychmiastowo powiado-
miona. Spróbujcie ją jak najbardziej nastraszyć, niech się trochę
podenerwuje za karę za to, co zrobiła biednej, niewinnej Lianie, za to,
że napędziła jej tyle strachu i wypędziła z jedynego miejsca, gdzie

background image

nieszczęśliwa dziewczyna mogła się zatrzymać.
W pośpiechu przygotowali się do drogi. Gdy byli już gotowi,
do ich uszu dobiegł wysoki, dziewczęcy głos. To Steffi wołała ich
z dworu.
— Wraca nasza mała trzpiotka, Joachimie. Do odjazdu została
mi jeszcze godzina. Chciałabym ją wykorzystać na wytłumaczenie
tętn w jak najbardziej oględny sposób, że ma siostrę. Bardzo was
proszę, byście byli przy tym obecni, byście wiedzieli, co jej powiedziałam
1 W J?kl sP°sób jej to wytłumaczyłam.
Jwilę później Steffi weszła do pokoju.
^ Ach, więc tu jesteście!
mieć °^a mała dzilcusko, co ty tu robisz? Wydaje mi się, że powinnaś
jeszcze zajęcia z panną Ruckauf? Czyżbym się myliła?
nna Riickauf może zostać zwolniona — odpowiedziała
się już uczyć.
Tym
śmiechem r> Tazem wstawię się za tobą, Steffi — powiedział ze
J^l UPtli^Tr
169
Nie ch a ^ednocze^nie matkę i ojca i spojrzała na nich prosząco.

— Niech ci to Bóg wynagrodzi, Detlevie — z wdzięcznością
odpowiedziała dziewczyna.
1 — A zatem... drogi wujku, kochana ciociu, nie zmuszajcie już więcej
waszej córki do nauki. Samo życie nauczy ją tego, co powinna jeszcze
wiedzieć.
— Dobrze, dobrze, ale co stanie się z panną Ruckauf?
Steffi zaśmiała się nieco zuchwale.
— O, już ja się o nią wspaniale zatroszczę. Ożenię ją z naszym
młodym pastorem.
— Jak chcesz to zrobić, Steffi? — zapytał z zainteresowaniem hrabia
Detlev.
— W bardzo prosty sposób. Oni obydwoje kochają się w sobie
już od dawna. Ale do tej pory nie mieli okazji porozmawiać ze sobą
sam na sam. Właśnie powiedziałam pastorowi, że muszę na chwilkę
odejść i poprosiłam go, by poczekał na mnie w towarzystwie panny
Ruckauf. Jestem pewna, że nie będą zawiedzeni, jeżeli pojawię się po
dłuższej niż przewidziana chwili.
— Ależ Steffi! Cóż ty wyprawiasz? — powiedziała ze zgorszeniem
matka, podczas gdy dwaj panowie nie potrafili ukryć pełnego rozbawie-
nia uśmiechu.
Steffi aż promieniała z zadowolenia.
— Ach, kochana, najdroższa mamusiu! Oni dręczyliby się w ten
sposób przez całą wieczność. Są tacy nieśmiali. Poza tym dzięki temu
nie musimy się już martwić i łamać sobie głowy, co stanie się z panną
Ruckauf, gdy przestanie troszczyć się o moją edukację.
— Moja perełko, chodź do taty, muszę cię ucałować w sam czubek
twojego zadartego noska — powiedział ojciec, szczerze rozbawiony jej
opowieścią.
— Detlevie, przypominam ci, że obiecałeś mi jakąś radosną nie-

background image

spodziankę. Właśnie po to tu przybiegłam. No, mów więc wreszcie!
Jestem pewna, że chodzi o twoje zaręczyny, ciekawam tylko, kim jest
szczęśliwa wybranka.
— Właśnie chciałam z tobą porozmawiać akurat na ten temat,
moje dziecko. A zatem... Detlev zaręczył się z twoją siostrą, kocha-
nie.
— Ależ mamusiu! Przecież ja nie mam siostry!

Nieprawda, Steffi. Masz siostrę. Wierz mi jednak, mieliśmy
powody, by zachować to w tajemnicy przed tobą, moje
_ Ach, nie żartujcie sobie ze mnie!
__ Broń nas Panie Boże przed takimi żartami. Do dzisiaj
'eliśmy ukryć przed tobą fakt, że twój tatuś, zanim ożenił się ze
miał już inną żonę. Kobieta ta zmarła po niedługim czasie od ich
'lubu lecz zostawiła mu maleńką córeczkę. Jest ona twoją siostrą. Czy
nie cieszy cię fakt posiadania starszego rodzeństwa?
— Ach, tatusiu! Przecież wiesz, że zawsze marzyłam o siostrze!
— I dlatego w naszym domu zamieszka teraz twoja śliczna i kocha-
na siostra. Sama zresztą tak ją oceniłaś, Steffi. Uważałaś, że jest piękna
i dobra. — Matka ponownie doszła do głosu. Miałaś już bowiem okazję
ją poznać, zanim zostałaś o tym uprzedzona. Poznałaś ją w niedzielę,
w Brinkenhof. Twoja siostra to nikt inny jak Liana Reinold.
— Mamo, teraz naprawdę odebrało mi głos!
— Założę się, Steffi, że nie potrwa to nawet pięciu minut — zażar-
tował Detlev.
Oczywiście miał rację. Steffi radośnie objęła matkę i ojca, omal ich
nie dusząc.
— Czy to rzeczywiście prawda?! Wspaniała Liana Reinold
moją siostrą?! Nie naigrawacie się przez przypadek z mojej naiwnej
jest
Detleva.
—-Dziecko, z podobnych spraw nie należy żartować. Liana
twoją siostrą. A niedługo zostanie również żoną
oczv T. -iZałkaJa lekko. Wydawało jej się, że coś stanęło jej w gardle,
y ^Ugotniały.
działa. — vj°lc'e mi zastanowić się nad tym przez pięć minut — powie-
ki,, leCle co? p°Jadę teraz do Brinkenhof i przywiozę Lianę. Co
""le jeszcze tam robi?
możesz
!Ja tam jadę y nie ma Juz w Brinkenhof. Wyjechała do Berlina.
Jutr° o tej dniowym pociągiem, by ją przywieźć do nas do domu.
^'eć, w v*6 -^ z Lianą z powrotem. Ty tymczasem
Kt°rym pokoju zamieszka.

777
770

background image

— Przygotuję prawdziwe przyjęcie z okazji jej przyjazdu. Dasz mi
wolną rękę w jego przygotowaniu, mamo?
Hrabina roześmiała się radośnie i odgarnęła z czoła córki opadające
niesforne loki.
— Pozwalam ci na wszystko, co chcesz. Mam nadzieję, że pokażesz,
co potrafisz.
— Jeszcze was zadziwię! I, mamo, gdy Detlev i Liana będą się
zaręczać, będę już wtedy wreszcie prawdziwą młodą damą, prawda,
mamusiu?
Obaj hrabiowie Rastenau, po odwiezieniu pani Stefanii na dworzec,
udali się do Brinkenhof.
— Ależ wspaniała niespodzianka! Tak rzadko odwiedza nas pan
w Brinkenhof, drogi hrabio! Serdecznie panów witamy — gorąco
powitał ich pan von Brinken.
— Nie przyjechaliśmy do państwa przypadkowo, musimy poroz-
mawiać o pewnej ważnej sprawie.
— Nie popełnię omyłki, twierdząc, że panów odwiedziny są ściśle
związane z wczorajszym pobytem tu hrabiego Detleva, prawda?
— Pozwoli pan, że opowiem od razu o wszystkim, w obecności
panny Hanny?
Hanna czytała w błyszczących szczęściem oczach Detleva jak
w otwartej księdze i ukradkowo przycisnęła dłoń do nierówno bijącego
serca. Po chwili zwróciła się ku niemu, dzielnie kryjąc ból za radosnym
uśmiechem.
— Mam nadzieję, że uwolnił się już pan od wszelkich trosk
i utrapień, drogi przyjacielu.
— Tak, Hanno. Powfedziałem zresztą, jak głęboko wierzyła pani
w niewinność mojej narzeczonej. I wuj chce pani za to serdecznie
podziękować.
— Dziękuję pani z całego serca. Liana została fałszywie oskarżona
i zniesławiona. To ja jestem tym „domniemanym wujkiem", którego
pani Bartels podejrzewała o utrzymywanie tak haniebnych stosunków
772


w
Reinold — hrabia Joachim wytłumaczył dokładnie, jak
Lia zywistości kształtowały się stosunki między nimi.
r7R ' kenowie byli zdumieni zasłyszanymi informacjami. Pierwsza
'etała się Hanna i serdecznie uścisnęła Detlevowi dłoń.
°pa™ Bogu niech będą dzięki! My obydwoje wierzyliśmy w jej
niewinność, drogi przyjacielu.
Zaraz po obiedzie panowie Rastenau zakończyli wizytę w Brinken-
hof chcieli bowiem jeszcze zdążyć do S. Tam kazali zameldować się
u baronowej Wachau i wytłumaczyli jej, na czym polegało nieporozu-
mienie.
Gdy hrabia Joachim poprosił, by wezwano panią Bartels, pani
baronowa zgodziła się bez wahania.
_ Oczywiście, drogi hrabio. Powinni panowie udzielić jej niezłej

background image

lekcji, zasłużyła na to. Postanowiłam zresztą niezwłocznie ją zwolnić.
Wezwano panią Bartels. Gdy weszła do pokoju i spostrzegła gości,
straciła pewność siebie. Szybko jednak opanowała się i przybrała
bojową minę.
Hrabia Joachim wyszedł jej nieco naprzeciw i poważnie spojrzał
w jej, trochę rozszerzone strachem, oczy.
— Pani Bartels, opowiadała pani niestworzone, a zarazem obraź-
liwe plotki na temat stosunków panujących między mną a Lianą
Reinold. Nie oszczędziła ich pani nawet mojej żonie. Nie będę mówił, co
myślę o pani postępowaniu.
Pani Bartels wyprostowała się wojowniczo.
Uczyniłam to, co było moim obowiązkiem.
— Chciałbym panią zatem pokrótce poinformować, chcąc uniknąć
kolejnych fałszywych oskarżeń z pani strony, że Liana Reinold jest moją
córką z pierwszego małżeństwa. Chciałbym też uczulić panią na to, że
przypadku kolejnych nieprzyjemności, wywołanych przez panią,
zostanie pani dotkliwie ukarana.
Jini Bartels wydukała zmieszana i przerażona:
pobud kr°SZę ° wybaczenie- Robiłam to z jak najszlachetniejszych
— 7^ ™omencie baronowa wmieszała się do rozmowy.
i osobą o bardzo niebezpiecznym charakterze, pani
!go muszę panią prosić, by niezwłocznie zrezygno-
173

wała pani z pracy u mnie. Może pani natychmiast wrócić do pokoju
i spakować swoje rzeczy.
Tak zakończyła się mało owocna misja pani Bartels.
W chwilę potem baron Jan wrócił ze spaceru do domu. Dowiedział
się o tym, co zaszło, i poczuł się głęboko poruszony.
— Och, jak to dobrze, że wreszcie pozbyłaś się tej osoby, mamo!
Była doprawdy nie do zniesienia — powiedział z zadowoleniem.
Hrabia Joachim przekazał mu pozdrowienia od Steffi i opowiedział,
śmiejąc się serdecznie, o jej ostatnim wybryku, mającym na celu
zaręczenie jej nauczycielki.
— Na zaręczyny Liany i Detleva przyjadą do Rastenau wszyscy
nasi znajomi i przyjaciele. Przy tej okazji chciałbym zapoznać z nimi nie
tylko moją „starą", ale i „nową" córkę. A Steffi tak energicznie
sprzeciwiła się dalszemu wychowywaniu, że od tej pory musimy
traktować ją jak dojrzałą, młodą damę.
Baron Jan przytaknął energicznie.
— Moim zdaniem słusznie. Bardzo mnie cieszy, że się państwo na to
zdecydowali.
— Obawiam się jednak, że nasza mała trzpiotka jeszcze kilka
ładnych razy wypadnie z upragnionej roli młodej i dobrze ułożonej
młodej damy.
— Dzięki Bogu, że nie poddała się okropnym szablonom wy-
chowawczym, uczącym jedynie konwenansów i zabraniających natural-
nych, szczerych ludzkich odruchów! — powiedział z zapałem baron Jan.
Jego matka i hrabia Joachim spojrzeli na siebie ukradkowo. Ich
spojrzenia wyrażały delikatne rozbawienie.

background image

Gdy po godzinie obydwaj panowie Rastenau zdecydowali się
wracać do domu, Jan wręczył im bukiet róż, do którego dołączony by}
list.
— Drogi Detlevie, czy byłbyś tak uprzejmy i wręczył Steffi te róże
i list, dołączając jeszcze serdeczne pozdrowienia ode mnie?
— Załatwione, Janie.
Dotrzymał słowa i zaraz po przybyciu do Rastenau przekazał
Steffi i list, i róże.
174

• a Steffi niecierpliwie otwarła kopertę, z której wyjęła
Zaczerwieniona hau^ na której napisał:
izvtówkę barona
wizy
• «,„ifl szczęścia i powodzenia z okazji wkroczenia do
Serdeczne życzeniu
kręgu dorosłych.
Z poważaniem
Jan Wachau
Liana przyjechała do Berlina w nastroju dalekim od szczęścia.
W pensjonacie pani Wesemann otrzymała ten sam pokój, w którym już
kiedyś spędziła kilka dni.
Jej serce przepełniały troski i przytłaczający smutek. Brakowało
już jej wszelkiej nadziei. Nie była nawet w stanie rozpakować
swych walizek. Nie miała na nic ani ochoty, ani siły. Jej myśli
nieprzerwanie powracały do przeżytych dni, zwracając się raz ku
Greifenberg, raz ku Rastenau. Co zrobią obaj mężczyźni, którzy
stanowili treść jej życia, nadając mu jakikolwiek sens, których gorąco
kochała, każdego'w inny sposób?
Nie potrafiła znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Czuła się opuszczo-
na i zagubiona w nie znanym jej świecie, nie wiedziała, co ma ze sobą
zrobić. Była jednak tak zmęczona po nie przespanej nocy, że, mimo
zmartwień, zamknęły jej się oczy i zapadła w niespokojny sen.
,,~ ^budziło ją pukanie do drzwi. Z przerażeniem zerwała się
7 na rzePraszam panienko, że przeszkadzam, ale jakaś pani chce
^dn>ą rozmawiać.
nowana ? a' Przestraszyła się śmiertelnie. Była już tak zrezyg-
mi nienr niesP0(iziewane odwiedziny kojarzyły jej się jedynie z nowy-
— Pa Jomn°ŚCiami-
— fa, ' 7~ zaPytała nieprzytomnie.
C2> Pani tu ^ starsza kobieta. Zaraz po przybyciu zapytała,
eszka. A teraz przysłała mnie do panienki, bym zapy-
175

tała się, czy zgodzi się pani na rozmowę z nią. Jest jedną z rodziny
Rastenau.
Liana poderwała się. Wuj Joachim — czyżby przesyłał jej jakąś
informację?
— Niech pani ją poprosi — powiedziała z nagłym ożywieniem.

background image

Służąca wpuściła do pokoju elegancką i sympatycznie wyglądającą
kobietę. Liana nie znała jej.
— Co panią do mnie sprowadza? — zapytała grzecznie Liana,
wskazując jednocześnie krzesło, by gość mógł usiąść.
Hrabina Stefania nie skorzystała jednak z jej zaproszenia. Szybko
podeszła do Liany i ujęła jej dłoń.
— Moje biedne, kochane dziecko! Przyjechałam tu po ciebie,
by zawieźć cię do Rastenau, gdzie znajduje się twój dom i twoja
rodzina.
— Ależ... droga pani! Kim pani jest?
— Kim jestem? Od dzisiaj twoją matką, moje kochane dzie-
cko, oczywiście, jeżeli wyrazisz na to zgodę. Jestem żoną Joachima
Rastenau.
Liana drgnęła i cofnęła się o krok, jednak hrabina nie pozwoliła jej
się oddalić. Bez zwłoki wzięła ją w ramiona i przycisnęła do swego
pełnego dobroci i miłości serca.
— Moja mała, biedna Liano, jaką krzywdę uczyniła ci ta kobieta!
Teraz jednak musisz o wszystkim zapomnieć. Mam dla ciebie wspaniałą
niespodziankę. Czy wiesz, z czym do ciebie przyjechałam?
Lianie wydawało się, że śni, że daleka jest od rzeczywistości.
— Nie, nie wiem, mam tylko dziwne wrażenie, jak gdyby otwarło się
przede mną niebo.
— A więc uważaj, Liano. Przywiozłam ci wiadomość, że czeka na
ciebie twój ojciec, twoja młodsza siostra, narzeczony, ja; jako twoja
matka, i dom rodzinny. Co na to powiesz?
Liana ukryła twarz w ramionach hrabiny i gorąco płakała, a wraz ze
łzami opuścił ją dotychczasowy lęk i niepewność. Zrobiło jej się lżej na
sercu.
Hrabina uspokajająco gładziła ją po głowie.
176

— Musisz jedu^ n^jpietvv czegoś się ' dowiedzieć, Liano. Otóż
mężczyzna, którego od z^WS!e ^zywałaś wujkiem Joachimem, w rze-
czywistości jest... t\v0jm ^jcem.
— Moim ojcem? Moim «jcejn? — Liarrfia me mogła powstrzymać
okrzyku zdumienia.
— Nie nazywa^ sie Liąa B.einold, jegsteś hrabianką Lianą Ras-
tenau.
— Drogi Boże! czy to niożiiwe, że to, eco pani mówi, jest prawdą?
— zapytała wstrząśnięta.
— Wszystko ci 2araz wyt|uroaczę. — StUfania ponownie przytuliła
Lianę do siebie i \vyjaśniła jt]> dlaczego jej życie wyglądało tak, a nie
inaczej.
Obydwie kobiety długo Jeszcze siedziały, • serdecznie objęte jak matka
i córka, i czuły, że 2 każdą, Vvs,pólnie spędzoną chwilą stają się sobie
coraz bliższe.
Po pewnym czasie Liana ucałowała impulsywnie hrabinę.
— Moja droga, kochanamamo, tak strgasznie cię kocham i chciała-
bym ci się z całego serca odwdzięczyć za d ,obroć, jaką mi okazałaś!

background image

Od wyjazdu matki Steffj poświęciła si ę wytężonej i gorączkowej
pracy. Niecierpliwie dyrygo^ła służącymi, również panna Riickauf
musiała uczestniczyć w przygotowaniach r#a przyjęcie Liany.
— Niech pani Splecie gi%rtdy, ułoży bufety kwiatów i włoży je do
wazonów, Malwinko, Nie nadaje się pani dc? bardziej prozaicznej pracy.
Szczęśliwi narzeczeni nie potrafią myśleć o bardziej przyziemnych
sprawach - powijała Sttffj.
Kazała przynieść kosze Kejne kwiatów, a najpiękniejszymi różami
P^ozdobiła pokój liany.
się n J°veC Z uśmieclietti rozrzewnienia pozwalał jej na wszystko i godził
Na K*' chof*y najbardziej szalony, pomysł.
°mrku stojącym w^pg^oju, w którym zamieszkać miała Liana,
ijęcia; svvoje, rodzicaw i L>etleva. Zdjęcie Detleva
pączkami róż.
177

Detlev tego ranka ponownie udał się do Greifenbergu. Ledwie
wrócił do Rastenau, Steffi porwała go do pokoju Liany i postawiła go
przed obramowanym pączkami róż zdjęciem.
— Spójrz na to, Detlevie! Jak ci się podoba?
— Sądzę, że w różowym kolorze wyjątkowo mi do twarzy — zażar-
tował Detlev.
— Ty... lepiej się z tego nie śmiej! To bardzo poważna sprawa.
Przyozdobiłam twoje zdjęcie różami oczywiście tylko po to, by Lianie, nie
tobie, zrobić przyjemność — pogrążona w marzeniach Steffi jeszcze przez
chwilę w milczeniu przyglądała się różom, po czym wydała z siebie głębokie
westchnienie. — Ach, Detlevie, jak to musi być cudownie być zaręczonym.
Przyjacielskim gestem wsunął jej rękę pod ramię.
— Nie martw się, Steffi. I ty się wkrótce z pewnością zaręczysz.
Jesteś już przecież dorosła.
— Czy ja wiem, czy ktoś w ogóle polubi kiedykolwiek takiego
okropnego trzpiota, jak ja, którym, jak sądzę, już na zawsze zostanę?
— Jan Wachau powiedział wczoraj, gdy rozmawialiśmy o tobie,
że ma cichą nadzieję, że nigdy nie stracisz swojej naturalności.
Jestem pewien, że on nie spojrzałby nawet na dobrze wychowaną,
trzymającą się sztywno narzuconych konwenansów damę. Podobają
mu się kobiety właśnie takie jak ty.
Kilka minut później Liana padła w objęcia ojca.
Hrabina Stefania taktownie wyprowadziła córkę i Detleva do
innego pokoju.
— I na was przyjdzie kolej w odpowiednim momencie — powiedzia-
ła z dobrotliwym uśmiechem.
Ojciec i córka nie mieli już sobie wiele do wyjaśniania. Hrabina
wytłumaczyła Lianie wszystko bardzo dokładnie i drobiazgowo. Pa-
trzyli więc sobie w oczy i przytulali się do siebie.
— Zawsze kochałam tię jak ojca — powiedziała cicho Liana.
— Moje dziecko, moje kochane dziecko, wreszcie mogę otwarcie
cię nazywać — szeptał ze wzruszeniem Joachim.
Dopiero po długiej chwili wypuścił córkę z objęć. Zawołał Steffi
\tawił jej Lianę jako siostrę. Młode kobiety ze wzruszeniem padły

background image

178

Steffi myślała jednak o Detlevie, który czekał obok w pokoju,
chodząc niespokojnie z jednego kąta ^ drugi, jak dzikie zwierzę
trzymane na uwięzi.
Dlatego też raz jeszcze serdecznie ucałowa}a Liane; podem podeszła
do ojca i wsunęła rękę pod jego rami?-
— Cóż, tato, teraz kolej na Detleva -— powiedziała i pociągnęła go
za sobą, wyprowadzając z pokoju.
Liana stała z podniesioną głową, piękniejsza i bardziej urocza niż
zwykle. Detlev szybko do niej podszedł j ują} jej drżące ręce.
— Liano... czy już wszystko w porządku? Czy chcesz wyjść za mnie
i być moją już na zawsze? — zapytał z niepowstrzymaną czułością
i spojrzał na nią tęsknym wzrokiem.
Spojrzała na niego błyszczącymi oc2;yma
— Kocham cię, Detlevie. Nie potraf,e nawet wypowiedzieć, jak
bardzo, i z radością złożę mój los i moje szczęście w twoje ręce.
Wtedy przyciągnął ją do siebie, a ich \ista odnalazły się w pierwszym
pocałunku.
Po długiej chwili wypuścił ją, zaczerwienioną i zmieszaną, ze swych
objęć i rozejrzał się, gdzie są pozostali. Ale znajdowali się sami w pokoju.
— Czy teraz czujesz się wreszcie szczęśliwa, kochanie moje? — za-
pytał czule.
— Jestem tak szczęśliwa i tak bogata twoją miłością, że zaczynam
się obawiać. Mam teraz zbyt dużo do stracenia.
— Nie obawiaj się niczego, kochanie. juz i tak zbyt dużo miałaś
trosk i zmartwień w swym życiu.
— Liana przez chwilę stała z zamkniętymi oczyma, nie potrafiąc
wydobyć z siebie ani słowa. Dopiero po dłuższym czasie otwarła oczy
i powiedziała radośnie:
Boże, proszę cię, nie odbieraj mi nigdy szczęścia, które mi teraz
ofiarowałeś i za które ci z całego serca dziękuję!
^ czasie przyjęcia zaręczynowego nikt nie przypuszczał, jaką walkę
°czyc musiała ze sobą Hanna: walk? z \vłasnym sercem. Życzyła Lianie
179

szczęścia i w życzeniach tych nie było zazdrości. Wiedziała bowiem, że
jest ono również szczęściem ukochanego Detleva.
Resztę lata, jesień i zimę Liana pozostała na zamku Rastenau. Była
szczęśliwym, kochanym i otaczanym opieką dzieckiem.
Jednak już na święta wielkanocne Detlev zabrał ją do
Greifenbergu. I tak okres narzeczeństwa wydał mu się zbyt długi,
nie chciał jednak od razu odbierać wujowi Joachimowi ledwie odzys-
kanej córki.
Ślub połączył ich na zawsze, od tej pory wiedzieli, że już nic ich nie
rozdzieli.
Steffi, w ciągu ostatnich paru miesięcy ciągłego przebywania
z ukochaną siostrą, która była dla niej niedoścignionym wzorem,
zmieniła się w prawdziwą młodą damę, nie tracąc jednak nic ze swej

background image

naturalności. W czasie ślubu siostry wyglądała prześlicznie, na co
zwrócił przede wszystkim uwagę młody baron Wachau, który nie
spuszczał z niej oczu.
„Liana wyjedzie teraz z Detlevem w podróż poślubną, a nawet
gdy już powrócą, zamieszkają w Greifenbergu i nie będę już mogła
codziennie się z nią spotykać — myślała ze smutkiem Steffi. — W Ras-
tenau będzie teraz tak smutno, o wiele smutniej niż przed przybyciem
Liany. Wtedy przynajmniej Detlev częściej się pojawiał."
Steffi rozejrzała się dookoła i zauważyła, że Jan Wachau roz-
mawia z jakąś młodą kobietą, która wyraźnie stara się go oczarować
swymi pięknymi oczami. Wtedy dopiero zdała sobie sprawę, jak
bardzo kocha barona Wachaua. Miłość przepełniała jej duszę, lecz
jednocześnie pojawiło się w niej uczucie okropnej zazdrości. Jak ta
nieznajoma kobieta śmiała się na niego patrzeć w ten sposób?!
Zazdrość, strach, cierpienie. Steffi znalazła jakiś spokojny, schowany
przed ludzkimi spojrzeniami zakątek, opadła na stojące tam krzesło,
oparła ręce na jego poręczy i ukryła w nich zapłakaną twarz.
Jednakże baron Jan, który mimo pozornie ożywionej pogawędki
nie spuszczał jej z oczu, podążył za nią. Nigdy nie widział jeszcze
płaczącej Steffi.
— Dlaczego pani płacze? — zapytał wyprowadzony z równowagi,
nie bardzo wiedząc, jak powinien się zachować.
Przestraszyła się, gdy tak niespodziewanie koło niej stanął.
180

— Ja wcale nie płaczę — powiedziała przekornie i zaczęła ukrad-
kowo szukać chusteczki, by obetrzeć łzy.
W najlepszej wierze chciał jej w tym pomóc.
Sprzeciwiła się jednak gwałtownie.
— Co za bzdura! Płakałam tylko dlatego, że Liana wyjeżdża i ja
znowu zostanę sama.
— Wcale nie z tego powodu pani płakała, hrabianko. Niech mi pani
powie prawdę, jak zawsze. Co takiego zrobiłem, że aż zaczęła pani
płakać?
Łzy ponownie napłynęły jej do oczu. I zła na samą siebie, napadła na
niego:
— Niech mnie pan zostawi w spokoju, niech pan wraca do panny
von Hagen, z którą tak miło się panu gawędziło!
Nagle schwycił ją za ręce i powoli do siebie przyciągnął. x
— Ach, jest pani zazdrosna! — ucieszył się.
Rozzłoszczona Steffi starała się wyzwolić z jego uścisku. On jednak
trzymał ją mocno i przyciągał do siebie bliżej i bliżej.
— Nie, wyrywanie na nic ci się nie zda. Musisz mnie wysłuchać...
wreszcie cię złapałem i już nigdy cię nie wypuszczę, słyszysz? Już nigdy.
— Roześmiał się i przytulił ją mocno do siebie. — A teraz powtarzaj za
mną!
— Co mam powtarzać?
— Uważaj. Powiedz: Mój kochany Janie, chcę zostać twoją
żoną.

background image

— Nie, nigdy w życiu! — zawołała poruszona do głębi.
— Tak, powtórz szybko.
— Nie mogę.
Wtedy delikatnie ujął jej głowę w swoje ręce i gorąco pocałował ją
w usta.
— Teraz już możesz. A może jeszcze nie? W takim razie muszę cię
jeszcze raz pocałować.
~~ W takim razie poddaję się! — krzyknęła.
n Jednak pocałował ją jeszcze raz i jeszcze raz. Początkowo
r^Ul s^> Potem jednak poddała się jego woli i... oddała mu
pocałunek.
ugiej chwili powiedziała posłusznie.
181

^

— Chcę zostać twoją żoną.
Dopiero wtedy poczuł się usatysfakcjonowany.
W tej samej chwili Liana i Detlev opuszczali zamek, by udać się
w podróż poślubną.
W jednym z okien sali balowej stała Hanna i długo patrzyła swymi
ciemnymi oczami za oddalającym się powozem. W duszy modliła się
o szczęście dla człowieka, którego kochała, nie pragnąc niczego
w zamian. Troszeczkę było jej żal, dzielnie jednak zdusiła w sobie to
uczucie.
„Nie wszyscy ludzie mogą być szczęśliwi. Lepiej, że to mnie ominęło
szczęście, a nie jego" — pomyślała.
I ta myśl zwyciężyła ból i cierpienie.

Drogie Czytelniczki
Informujemy, że z myślą o Was
kontynuować będziemy wydawanie
powieści
Jadwigi Courths-Mahler
W najbliższym czasie, proponujemy dwa tytuły:
• Córka praczki
• Szczęście było blisko
a po nich:
• Do ostatniej chwili
• Podróż poślubna


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Courths Mahler Jadwiga Sekrety prowadzą do nikąd
Courths Mahler Jadwiga Przez cierpienie do szczęścia
Courths Mahler Jadwiga Przez cierpienie do szczescia
Courths Mahler Jadwiga I będę ci wierna aż do śmierci
Courths Mahler Jadwiga Do ostatniej chwili (I będę ci wierna aż do śmierci)
Courths Mahler Jadwiga I będę ci wierna aż do śmierci(1)
Courths Mahler Jadwiga Desperacki krok [Moje serce należy do ciebie]
Courths Mahler Jadwiga I będę ci wierna aż do śmierci
Courths Mahler Jadwiga Wojenna zona
Courths Mahler Jadwiga Dzieci szczęścia
Courths Mahler Jadwiga Gdyby życzenia zabijały
Courths Mahler Jadwiga Zagadka w jej życiu
Courths Mahler Jadwiga Odzyskany Klejnot
Courths Mahler Jadwiga Tajemnica rubinowego pierścienia (Zbrodnia na zamku Truenfelds)(Gryzelda)
Courths Mahler Jadwiga Sprzedane dusze
Courths Mahler Jadwiga Zareczynowy naszyjnik
Courths Mahler Jadwiga Zakładniczka

więcej podobnych podstron