Courths Mahler Jadwiga Sekrety prowadzą do nikąd

background image

Jadwiga Courths-Mahler

Sekrety prowadzą do nikąd

background image

Liana Reinold objęła wchodzącego i spojrzała na niego wzrokiem

pełnym czułości.

— Wujku Joachimie, kochany wujku Joachimie! Nareszcie jesteś

znowu w domu!

Wuj objął ją równie czułym spojrzeniem, po czym silnie uścisnął.

— Moja mała Liano, czyżbyś się za mną aż tak bardzo stęskniła?

Pani Bartels przyglądała się temu powitaniu ze złośliwym

uśmieszkiem na ustach. Po chwili wyszła z pokoju. Liana spojrzała na

wujka załzawionymi oczami.

— Tym razem nasza rozłąka była dla mnie jeszcze trudniejsza do

wytrzymania niż zazwyczaj. Tak strasznie się cieszę, że znowu jesteś

przy mnie! Jesteś najdroższym mi człowiekiem, jedynym, którego

kocham i który mnie kocha. Zastępujesz mi przecież ojca.

Prawdziwego ojca, gdyby jeszcze żył, nie mogłabym darzyć

głębszym uczuciem.

Twarz prawie pięćdziesięcioletniego mężczyzny wyrażała

głębokie wzruszenie. Mimo wieku zachował szczupłą figurę, a jego

włosy posiwiały jedynie na skroniach. Gładko wygolona twarz i pełne

życia, błyszczące oczy sprawiały, że wyglądał młodziej niż w

rzeczywistości. Nawet jego ruchy zachowały zwinność i elastyczność.

— Bardzo mnie cieszy fakt, że kochasz mnie jak ojca, Liano.

Pozwól mi na zawsze zachować to miejsce w twym sercu. I ja cię

kocham tak, jak ojciec kocha rodzoną córkę.

Liana poprowadziła go do fotela, stojącego w pobliżu okna, sama

usiadła na oparciu, po czym objęła jego ramiona.

background image

— Jak długo zostaniesz tym razem, wujku Joachimie? Mam

nadzieję, że nieco dłużej niż zwykle, nie tylko kilka dni?

— Mogę zostać tylko dziesięć dni, dziecinko, potem znów muszę

wrócić do pracy. Interesy wzywają.

— Tylko dziesięć dni? One strasznie szybko miną. A potem

znowu zostanę sama. Od początku lutego to już cały kwartał, jak

przebywałeś poza domem.

Przycisnął jej delikatne, szczupłe ręce do policzków i zamknął

oczy, przysłuchując się jej dźwięcznemu, młodemu głosikowi. Po

chwili poruszył się odrobinę niespokojnie i zmusił się do lekkiego,

żartobliwego tonu.

— Kochanie, czyżbyś czuła się aż tak strasznie osamotniona?

Czy pani Bartels nie zapewniała ci wystarczająco dużo rozrywek,

które mogłyby rozproszyć nudę?

Liana spojrzała przed siebie i cichutko westchnęła.

— Nie wiem, co to nuda, wujku Joachimie, chociaż brakuje mi

prawdziwego celu w życiu. Zawsze potrafię znaleźć sobie ciekawe

zajęcie. Poza tym pozostaje mi teatr i koncerty... i moje własne

towarzystwo, w którym się nie nudzę. Szczerze mówiąc wolę

przebywać sama niż w towarzystwie pani Bartels. Muszę przyznać, że

z każdym dniem staje się ona coraz uciążliwsza dla mnie, wręcz nie

do wytrzymania — ostatnie słowa wypowiedziała z dziwną

gwałtownością.

Spojrzał na nią zatroskany.

— Nie lubisz jej? Nie jest dla ciebie miła?

background image

Liana skuliła ramiona, jak gdyby nagle przeszedł ją zimny

dreszcz, po czym z zatroskaniem potarła czoło.

— Chciałabym się zmusić do tego, by poczuć do niej choć

odrobinę sympatii, ale od chwili, gdy ją zobaczyłam, nie mogę jej

ścierpieć. Ona z pewnością była dla mnie miła... zbyt miła. Ale

jednocześnie wydawała mi się nieszczera, zachowywała się w

przesadnie przyjacielski i bezpośredni sposób, co od razu mnie do niej

zniechęciło. Ale od twojego ostatniego pobytu w domu odnosi się do

mnie bardzo dziwnie. Robi mi ohydne, frywolne żarty, a gdy proszę,

by przestała, powiedziała, żebym nie udawała świętoszki, bo i tak nikt

mi w to nie uwierzy. Jej zachowanie mogę jedynie określić jako

bezwstydną poufałość.

Do głębi poruszony i zatroskany spojrzał jej w oczy.

— Przerażasz mnie, dziecko!

— Wiedziałam, że cię to zmartwi i dlatego nie wspominałam do

tej pory o tym, co mnie dręczy.

Wuj Joachim zmarszczył czoło. Między oczami pojawiła się mała

trójkątna zmarszczka.

— Nie znam zbyt dobrze pani Bartels. Została mi przedstawiona

jako doskonała opiekunka i dama do towarzystwa. I nigdy nie

zauważyłem twojego niezadowolenia.

— Gdy ty tu jesteś, wujku Joachimie, zapominam o wszystkich

przykrościach. A ona nie była tak niemiła przed twoim ostatnim

pobytem.

— Mogłaś mi jednak o tym napisać.

background image

— To by cię jedynie zaniepokoiło, a nie miałbyś nawet

możliwości, by mi w jakikolwiek sposób pomóc. Poza tym pani

Bartels kontroluje moje listy. Odkryłam to przez przypadek, gdy

ostatnio prawie do połowy otworzyła mój list do ciebie, który

zostawiłam na biurku. Przestraszyła się, gdy niespodziewanie

stanęłam obok niej i z oburzeniem zabrałam jej go z rąk. Gdy ze

złością powiedziałam, że nie życzę sobie, by tak postępowała,

odpowiedziała mi bezwstydnie: „Jako pani opiekunka, muszę

kontrolować, do kogo pani pisze listy miłosne."

— Co za bezczelność! — wykrzyknął hrabia Rastenau.

— To oczywiście była wymówka, wujku Joachimie. Na kopercie

napisałam ogólnie znany adres, który i jej przecież zostawiłeś. Jak

zwykle chciałam go wysłać do twojego bankiera, ponieważ on zawsze

wie, gdzie akurat przebywasz. W żadnym razie zatem nie mogła

nabrać podejrzeń, że jest to list miłosny. Do kogo zresztą miałabym

takie listy pisać? Od tego czasu nie mogę po prostu znieść jej

towarzystwa, a nawet samej jej obecności.

Podszedł do Liany i pogłaskał jej mieniące się, złote włosy.

— Że też nie masz ani matki, ani ojca, moje biedne dziecko! —

powiedział nerwowo.

— Ale mam przecież ciebie, wujku Joachimie.

— Ale ja tak rzadko mogę być przy tobie i nie mogę się tobą

nieustannie opiekować. Dlatego też pozwoliłem ci tak długo zostać na

pensji. Przynajmniej miałem pewność, że tam znajdujesz się w

dobrych rękach, wśród wesołych koleżanek.

background image

— W końcu musiałam jednak opuścić pensję, wujku.

Skończyłam przecież dwadzieścia lat i nie mogłam tam dłużej

przebywać. Wreszcie mogłam wrócić do ciebie.

— Kochanie ty moje! Niestety i teraz nie masz ze mnie zbyt

dużej pociechy. A to, co powiedziałaś mi o pani Bartels, bardzo mnie

zaniepokoiło.

— Wiedziałam o tym. Najchętniej w ogóle bym ci o tym nie

mówiła, ale dzisiaj zmusiła mnie do tego prawie wbrew mojej woli.

— Drogi Boże! To, o czym się dziś dowiedziałem, utwierdza

mnie w przekonaniu, by ją zwolnić. Chciałbym od razu zatrudnić inną

damę do towarzystwa i tym razem będę bardziej ostrożny.

— Kamień spadł mi z serca, możesz mi wierzyć — powiedziała

Liana z ulgą.

Stali przytuleni do siebie, gdy cicho otworzyły się drzwi i weszła

pani Bartels. Była to wytworna kobieta o dziwnych kocich ruchach i

zimnym spojrzeniu nieco wyłupiastych oczu, w których w chwilach,

gdy sądziła, że nikt na nią nie patrzy, pojawiły się fałszywe i

podstępne ogniki. Jej grube wargi sprawiały wrażenie, że jest osobą

zdolną do najbardziej niegodnych czynów. Ukrywała to jednak przez

pełne przesadnej godności zachowanie, co zwodziło ludzi, którzy jej

bliżej nie znali.

Nie została zauważona od razu i stała przez chwilę, przyglądając

się przytulonej do siebie parze z niechętnym uśmiechem. Po chwili

chrząknęła, chcąc zwrócić na siebie uwagę obecnych.

background image

Liana wyrwała się gwałtownie z ramion wujka Joachima,

przestraszona, ponieważ sądziła, że są sami. Pani Bartels na swój

sposób zinterpretowała jej przestrach.

— Przepraszam, jeżeli przeszkadzam — powiedziała z

godnością. — Chciałam jedynie zapytać, czy mam kazać, by

przygotowano obiad?

Hrabia Rastenau zwrócił się ku niej i tym razem nie uszło jego

uwagi, że w jej twarzy czai się fałsz.

— Tak, proszę powiedzieć, by przygotowano obiad —

powiedział bardzo spokojnie.

Liana z niemiłym uczuciem dostrzegła, że pani Bartels za

plecami wujka Joachima posłała jej pogardliwe spojrzenie.

— Cóż, panno Liano, teraz niewątpliwie poprawił się pani

humor, ponieważ pani wuj jest wreszcie w domu? — zapytała.

Nie czekając na odpowiedź Liany zwróciła się do hrabiego.

— Panna Liana czekała na pana z utęsknieniem, panie hrabio.

Wzruszające doprawdy, jak bardzo jest do pana przywiązana.

Rastenau stał się wobec niej nieufny, spojrzał więc na nią

przenikliwie. W pierwszych chwilach pobytu w domu była w

stosunku do niego niezwykle, niemal przesadnie miła i odniósł

wrażenie, że sprawiało jej przyjemność staranie się, by zadowolić jego

gusta i wymagania. Najwyraźniej uważała, iż możliwe jest, że uda jej

się skłonić tego wymagającego pięćdziesięcioletniego mężczyznę do

małżeństwa z nią. Potem prawdopodobnie zrozumiała, że jej starania

są daremne.

background image

Podczas jego ostatniego pobytu w domu, w lutym, jej zachowanie

wobec niego gwałtownie się zmieniło. Zabawna niejednokrotnie

uprzejmość ustąpiła miejsca zimnemu dystansowi. I od tego właśnie

czasu stała się nieprzyjemna i zgryźliwa w stosunku do Liany,

zatruwając jej złośliwymi uwagami całe dnie.

— To uczucie nie jest nie odwzajemnione, pani Bartels. Proszę

więc, niech pani rozkaże przygotować obiad — powiedział z rezerwą

hrabia.

— Proszę o wybaczenie, jeżeli ośmieliłam się w czymś

przeszkodzić.

— W niczym pani nie przeszkodziła — odpowiedział z całym

spokojem hrabia.

Po

tej

wymianie

zdań pani

Bartels

opuściła

pokój,

charakterystycznymi dla siebie kocimi ruchami, które tak bardzo

kłóciły się z jej przysadzistą postawą.

Rastenau ponownie zwrócił się do Liany. W rzeczywistości nie

był on jej wujem, nazywała go tak jednak od zawsze. Ujął jej dłoń.

— Tę kobietę rzeczywiście trudno nazwać miłą. Dopóki

wierzyłem, że jest ona dla ciebie dobrą opiekunką, dopóty starałem się

darzyć ją sympatią. Teraz nie będę już dłużej udawał. Nie przejmuj się

jednak, Liano, nie pozwól, by taka drobnostka zepsuła ci humor.

Zaangażowanie jej było moim poważnym błędem i muszę go

koniecznie jak najszybciej naprawić. Zwolnię ją. Nie pozwolimy

jednak sobie na zmartwienia, będziemy rozkoszować się całym

sercem tymi kilkoma dniami, które mogę spędzić z tobą.

background image

Liana z dziecinną ufnością wsunęła rękę pod jego ramię.

— Wybacz, wujku Joachimie, że się tym przejęłam. Nie pozwolę

popsuć już ani jednej minuty twojego pobytu w domu.

Gdy Liana przed rokiem przyjechała z pensji i wujek Joachim

wprowadził ją do jej pokoi, rozglądała się ze zdziwieniem. On

natomiast zadowolił się jednym z mniejszych pomieszczeń.

— Nie powinieneś tak postępować, wujku Joachimie. Mnie

wystarczyłby mały pokoik i już byłabym szczęśliwa — powiedziała

wtedy.

Wuj Joachim pokiwał jedynie z uśmiechem głową.

— Przecież wiesz, moje dziecko, że ja większość czasu spędzam

poza domem, w podróżach. Wystarczy mi zatem mały pokoik. Zresztą

ten dom jest twoją własnością i bardzo bym się cieszył, gdyby ci się

spodobał.

Zostało tak, jak zarządził.

Liana nie przypuszczała nawet, jakiego rodzaju interesy

zatrzymywały wujka z dala od domu. Gdy chciała kiedyś doprowadzić

do rozmowy na ten temat, wuj starał się jej w wyraźny sposób unikać.

Opowiedział jej pewnego razu, że jej ojciec był jego kolegą z wojska i

najlepszym przyjacielem. Ona nie odczuła boleśnie śmierci rodziców,

była bowiem jeszcze za mała, by zdawać sobie z tego sprawę.

Ale wuj Joachim zawsze starał się być obecny w jej życiu niczym

wierny anioł stróż. Opowiadał jej, jak zabrał ją z ramion matki tuż

przed jej śmiercią. Po jej pogrzebie zawiózł Lianę do Szwajcarii, do

background image

ciotki. I u cioci Lotty została aż do dwunastego roku życia. Potem

zmarła i ciocia.

We wspomnieniach Liana widziała starą i usianą zmarszczkami

twarz kochanej cioci i inną elegancką postać — wujka Joachima,

który kilka razy w roku przyjeżdżał w odwiedziny do małego domku,

wydającego się jeszcze mniejszym w sąsiedztwie przerażających

swym ogromem szwajcarskich Alp.

Jego przyjazdy były dla Liany zawsze wielkim, przepojonym

radością świętem. Opowiadała mu o wszystkim, co wydarzyło się w

jej dziecinnym świecie, a jego oczy wyrażały miłość i dobroć. Za

każdym razem przywoził jej nowe zabawki, obdarowywał ją, starał się

wyczytać z jej oczu każde, nawet najmniejsze życzenie.

Z tego powodu ciotka Lotta nieraz go łajała.

— Rozpieszcza pan dziecko, drogi hrabio. Ona tęskni cały czas

za panem, liczy dni do pańskiego ponownego przyjazdu —

powiedziała mu pewnego razu.

— Wiem o tym i jest to moją jedyną pociechą, ciociu Lotto, bo

nie mogę mieć Liany na stałe przy sobie.

— Dlaczego mnie ze sobą nie weźmiesz, wujku Joachimie? —

zapytała wtedy Liana.

— Bo nie mam dla ciebie domu, moje małe kochanie.

— Chciałabyś zostawić w samotności ciocię Lottę, Liano? —

zapytała, najwidoczniej obrażona, starsza pani.

Liana objęła ją z miłością.

background image

— Ależ, ciociu Lotto, przecież bardzo cię kocham. Wujek

Joachim musiałby zabrać nas obie.

— Ach, ty mała, głupiutka dziewczynko. Wujek Joachim

podróżuje dookoła świata, jednego dnia jest tutaj, drugiego gdzie

indziej. Cóż on miałby począć z dwoma takimi kobietami, jak my?

Liana niezbyt dobrze zrozumiała słowa ciotki, była jednak

świadoma, że wspólne życie z ukochanym wujkiem Joachimem nie

jest możliwe. Poddała się więc losowi, ciesząc się tym bardziej, gdy

od czasu do czasu przyjeżdżał ją odwiedzić.

Gdy miała dwanaście lat, ciocia Lotta zmarła. W ostatniej chwili

przed utratą świadomości wysłała telegram do hrabiego Rastenau,

prosząc go o niezwłoczny przyjazd. Potem przekazała Lianie

medalion z kości słoniowej z wyrzeźbioną różą. W środku znajdowało

się zdjęcie pięknej, młodej kobiety.

— To była twoja matka, Liano. Podarowała mi to zdjęcie i

medalion, gdy wyjeżdżała do Niemiec. Tam poznała twego ojca.

Zatrzymaj to zdjęcie i chroń je. Jesteś bardzo podobna do matki.

Zmarła przed przybyciem hrabiego. Starał się z całych sił

pocieszyć Lianę. Wyglądał na bardzo zmartwionego.

— Pozwól mi jechać z tobą, wujku! — błagała go.

W tym momencie otworzył ort medalion, który wisiał na jej szyi

na czarnym rzemyku. Gdy spojrzał na wizerunek ukochanej kobiety,

w jego oczy wkradł się wyraz zgryzoty. Kurczowo przytulił Lianę do

siebie i ucałował ją.

background image

— To niemożliwe, kochanie... może później, gdy będziesz

starsza. Teraz musisz wyjechać na pensję i pilnie się uczyć. Tam

spotkasz wiele wesołych koleżanek, a ja będę cię odwiedzał, gdy tylko

będę mógł. Jesteś przecież rozsądnym dzieckiem i nie będziesz

sprawiać mi kłopotów i zmartwień.

Z pewnością nie chciała przysparzać ukochanemu wujkowi

zmartwień. Powiedziała jednak:

— Nie chcę wesołych koleżanek, chcę tylko ciebie.

On nie dał się jednak przekonać i umieścił ją na dobrej pensji w

Genewie. Liana szybko się tam zadomowiła i spodobało jej się

towarzystwo innych dziewcząt, miała bowiem towarzyskie i miłe

usposobienie. Nieustannie jednak tęskniła za wujkiem Joachimem.

Wreszcie pewnego dnia spełniło się jej najgorętsze pragnienie. W

dniu dziewiętnastych urodzin otrzymała list od wuja, w którym prosił

ją, by poczekała jeszcze pół roku, potem będzie mógł ją zabrać do

swojego domu. I rzeczywiście sześć miesięcy później przyjechał do

Genewy i zabrał ją z pensji.

Zaprowadził ją do ślicznego, przyjemnego domu, gdzie przyjęła

ją pani Bartels. Od razu wydała jej się nieszczera, ale nie zwracała na

to uwagi, wszystkie troski malały w obliczu radości, jaką odczuwała z

faktu, że wreszcie będzie mogła być z wujkiem Joachimem.

Radość nie trwała jednak długo, gdyż po kilku dniach musiał

ponownie opuścić dom, zostawiając ją samą z panią Bartels. Co

kwartał wracał jednak do domu na osiem, dziesięć dni. Wtedy

poświęcał jej każdą godzinę, każdą minutę.

background image

Nigdy z nią nigdzie nie wychodził. Tłumaczył, że ponieważ musi

nieustannie podróżować po całym niemal świecie, pozostanie z nią w

domu stanowi dla niego przyjemność i odpoczynek. Może wychodzić

przecież z panią Bartels, kiedy tylko zechce.

Liana nigdy nie zastanawiała się nad swymi stosunkami z wujem

Joachimem. Wydawało jej się samo przez się zrozumiałe, że wszystko

od niego dostaje i było dla niej zupełnie naturalne, że może przyjąć od

niego wszystko tak, jak gdyby rzeczywiście był jej ojcem. Dopiero w

ciągu ostatnich trzech miesięcy, pod wpływem osobliwych docinków

pani Bartels, wkradło się do jej serca uczucie niepokoju.

Przed kilkoma, dniami, gdy Liana prosiła, by przestała jej

dokuczać, pani Bartels zmierzyła ją nienawistnym spojrzeniem i

odparła złośliwie:

— Nie rób z siebie takiej świętoszki! Gdyby pani była

rzeczywiście tak dumna, to nie powinna pani pozwolić, by hrabia

Rastenau panią utrzymywał. Nie jesteście przecież w żaden sposób

spokrewnieni. Ja już dobrze wiem, co mam o pani myśleć.

W swojej niewinności i braku doświadczenia Liana nawet nie

przypuszczała, co przewrotna kobieta chciała przez to powiedzieć.

Zaczęła się jednak zastanawiać, czy rzeczywiście powinna

przyjmować od wujka wszystko, czym ją obdarzał, jak gdyby była

jego rodzonym dzieckiem. Postanowiła więc porozmawiać o tym

osobiście z wujkiem Joachimem, gdy wreszcie wróci.

Gdy jednak usiadł przed nią i odczuła jego dobroć i niemal

ojcowską miłość wydała się sobie nierozsądna i milczała. Wszystkie

background image

troski znikały w jego obecności. Czuła się wesoła i radosna,

szczęśliwa w poczuciu pewności, że jest pod jego opieką. Mogła

zresztą odetchnąć z ulgą, gdyż pani Bartels miała zostać zwolniona z

pracy.

Zdarzyło się to kilka dni później. Hrabia Rastenau, Liana i pani

Bartels skończyli właśnie jeść obiad, gdy wuj Joachim zwrócił się ku

Lianie:

— Liano, czy mogłabyś zostawić mnie na parę chwil sam na sam

z panią Bartels, muszę z nią omówić ważną sprawę.

Liana podniosła się niezwłocznie. Wiedziała, o czym będzie

rozmowa, i cieszyła się, że nie musi w niej uczestniczyć. Nie chciała

być obecna przy tym, jak wujek Joachim poinformuje panią Bartels o

zwolnieniu z pracy,

— Później do ciebie dołączę, Liano — zawołał za nią hrabia.

Skinęła mu z uśmiechem i zniknęła za drzwiami.

Przez chwilę przyglądał się jeszcze jej oddalającej sylwetce.

Liana wyrosła na piękność, jej wdzięk i urok budziły w nim ojcowską

dumę. Najchętniej zatrzymałby ją na zawsze u swojego boku.

— Miał mi pan coś do powiedzenia, hrabio? — pani Bartels

wyrwała go z zamyślenia.

Dobroduszny uśmiech zniknął z jego twarzy. Spojrzał na nią

zdecydowanie i chłodno. W ciągu ostatnich kilku dni, pod wpływem

lęków Liany obserwował ją z dużą dozą krytycyzmu. Wynikiem tego

była decyzja o jej zwolnieniu.

background image

— W rzeczy samej, pani Bartels. Muszę panią powiadomić, że

zostałem zmuszony, by panią zwolnić. Bardzo panią proszę, aby

opuściła pani mój dom od pierwszego czerwca.

Pani Bartels gwałtownie się zaczerwieniła. Jej twarz nabrała

złośliwego wyrazu.

— Czyżby panna Liana na mnie naskarżyła, panie hrabio? —

zapytała ze złością.

— Liana nie skarży. Pozostawia to niewychowanym ludziom.

— Pan był przecież, jak dotąd, zadowolony z mojej pracy. Tylko

pannie Lianie nie podobało się, że czasami patrzę jej na ręce. Dlatego

wymaga od pana, by mnie pan zwolnił. Musi pan przyznać, że jestem

niezwykle dyskretna i nie wypowiadam się na temat dziwnych

stosunków, jakie panują w tym domu, chociaż niejeden zapewne

miałby co do nich pewne obiekcje.

— Nie rozumiem, co pani ma na myśli mówiąc „dziwne

stosunki"? — zapytał ostro.

Spojrzała na niego, badając, jak daleko może się posunąć, po

czym powiedziała, kładąc osobliwy nacisk na słowa:

— Wie pan lepiej ode mnie, co oznacza, prowadzić tak zwane

podwójne życie.

Wzdrygnął się, a ona wiedziała, że dotknęła go do żywego, mimo

iż już po chwili odzyskał panowanie nad sobą.

— Podwójne życie? Czy mogłaby pani wyjaśnić, co pani przez to

rozumie?

background image

Jego ożywienie upewniło ją w przekonaniu, że ma go w garści.

Teraz nic nie mogło jej powstrzymać. A ponieważ na początku

wiązała z tym mężczyzną pewne nadzieje, jej w gruncie rzeczy podła

natura nie umiała teraz oprzeć się pokusie, by go poniżyć.

— Czy naprawdę muszę to wyjaśnić? — spytała groźnie.

Wyczuł zbliżające się niebezpieczeństwo i to obudziło w nim

nową energię i zdecydowanie.

— Usilnie o to proszę — odpowiedział szorstko.

— A więc dobrze! Gdy rok temu przyjmował mnie pan do pracy,

powiedział mi pan, że potrzebuje damy do towarzystwa i opiekunki

pana „wychowanicy". Od razu mi to podpadło. Zastanawiałam się, jak

do

tego

doszło,

że

hrabia

Rastenau

ma

wychowanicę

drobnomieszczańskiego pochodzenia i dlaczego jest dla niej taki

czuły. Wydawało mi dziwne że pan zazwyczaj podróżował, spędzając

w domu zaledwie kilka dni w czasie których nigdy pan z panienką

Lianą nie wychodził. Milczałam i nie pozwalałam sobie nawet na

jedno słowo krytyki. Wtedy wierzyłam jeszcze w „wychowanie".

— Proszę kontynuować! — zażądał szorstkim, chrapliwym

głosem.

— Gdy przebywał tu pan ostatnim razem, odwiedziła mnie

zaprzyjaźniona ze mną pani, która akurat tędy przejeżdżała. Tą

kobietą była... dyrektorka szkoły, pani Schwarze z B.

Tym razem hrabia Rastenau utrzymał nerwy na wodzy. Żaden

mięsień nie drgnął w jego twarzy, nie zdradził jakiegokolwiek

poruszenia.

background image

— I cóż dalej? — zapytał ironicznie, ale ona dostrzegła, jak

nabrzmiewają żyły na jego czole.

Odchyliła się na oparcie krzesła, sadowiąc się wygodniej, jak

gdyby chciała rozkoszować się ciekawą zabawą.

— Spotkałam się z moją przyjaciółką w kawiarni. Siedziałyśmy

przy oknie, koło którego akurat pan przechodził, panie hrabio. Moja

przyjaciółka poruszyła się z ożywieniem. „Spójrz — powiedziała —

przecież to hrabia Joachim Rastenau". Nie wiedziała, że zostałam u

pana zatrudniona jako dama do towarzystwa. „Czyżbyś znała

hrabiego?" — zapytałam przezornie.

Moja przyjaciółka przytaknęła z zapałem. „Oczywiście, że go

znam. W naszym miasteczku zna go każde dziecko. Jest bogatym

ordynatem, hrabią Rastenau, który poza zamkiem Rastenau posiada

jeszcze cztery czy pięć olbrzymich majątków ziemskich. Trzy z nich

leżą w naszym najbliższym otoczeniu." Pozwoliłam mojej

przyjaciółce opowiedzieć wszystko, co wiedziała o ordynacie hrabim

Rastenau, nie zdradzając jej, że go znam.

I dowiedziałam się ku mojemu zdziwieniu, że hrabia Joachim

Rastenau bynajmniej nie jest kawalerem, jak sądziłam i w co wierzy

panna Liana, lecz że jest żonaty i ma szesnastoletnią córkę.

Dowiedziałam się, że nie podróżuje, ale mieszka w Rastenau i tylko

czasami pan wyjeżdża... do swego domu w Berlinie, o którym nikt z

pańskiego środowiska nie ma najmniejszego pojęcia. Cóż, panie

hrabio, teraz już pan wie, o czym myślałam, mówiąc o podwójnym

życiu.

background image

Rastenau potrzebował nieco czasu, by odzyskać równowagę.

Został zdemaskowany w najgorszej i nieoczekiwanej chwili, liczył się

jednak z tym wcześniej, że pewnego dnia doprowadzi do tego

niewinny przypadek i był na to przygotowany. Podniósł głowę i

spojrzał szyderczym wzrokiem w pełne napięcia oczy kobiety, która

nie cofnęłaby się przed niczym, by osiągnąć zamierzony cel.

— A więc?... I co dalej? — zapytał z pełną ironii rozwagą.

Zmieszała ją jego pewność siebie. Nie przypuszczała nawet, ile

go kosztowała. Ciągnęła więc z widocznym wahaniem i wzrastającą

niepewnością:

— Domyśla się pan zapewne, panie hrabio, że

z

zainteresowaniem przysłuchiwałam się relacji mojej przyjaciółki.

Wreszcie dowiedziałam się, na czym polegają pańskie dziwne

podróże.

— Niewątpliwie od dawna łamała sobie pani nad tym głowę? —

drwił z niej, zauważywszy, że jego szyderstwa sprawiają, iż pani

Bartels czuje się coraz mniej pewna siebie.

— Oczywiście, niejednokrotnie się nad tym zastanawiałam.

— Nie wiedziałem po prostu, że jestem zobowiązany do

opowiadania pani o moim życiu prywatnym. Chodzi tu jedynie o moje

sprawy rodzinne, które nikogo, poza członkami tejże rodziny, nie

powinny obchodzić. Ponieważ jednak wykazuje pani, jak mi się zdaje,

zbyt duże nimi zainteresowanie, nie pozostaje mi nic innego, jak

zwolnić panią.

background image

Wzdrygnęła się. Po tym, jak dokonała wspomnianego odkrycia,

dotyczącego życia prywatnego hrabiego, miała nadzieję, że ona

zajmie stanowisko osoby mogącej stawiać warunki. Niestety jej

oczekiwania zawiodły.

— Zatem rzeczywiście chce mnie pan zwolnić z pracy, panie

hrabio?

— Ubolewam, że zostałem do tego zmuszony — powiedział z

przekonaniem.

— Świat niewdzięcznością płaci! — powiedziała ze źle ukrywaną

złością.

— Czyżbym był pani jeszcze winny słowa wdzięczności? —

zapytał z uprzejmą pewnością siebie.

— Owszem. Chociażby za to, że nie powiadomiłam panienki

Liany o tym, iż ma pan żonę i dziecko.

Niezauważalne ogniki pojawiły się w jego oczach. Źrenice się

zwęziły. Nie stracił jednak charakterystycznego dla siebie

opanowania, zrozumiał że nie może już dłużej ukrywać prawdy przed

Lianą, musi jej wyjawić swą tajemnicę. Pani Bartels niewątpliwie

zechce się zemścić za zniewagę, której doznała. I zapewne nie zrobi

tego w delikatny sposób. Będzie zatem lepiej, jeżeli osobiście

wszystko Lianie wyjaśni.

Ze spokojem odparł pani Bartels:

— Może jej pani o tym powiedzieć. Najwidoczniej widzi pani

podejrzane tajemnice, nawet tam, gdzie w rzeczywistości nie istnieją.

background image

Panna Liana wie, że jestem żonaty i mam córkę. Nie musi pani czuć

się zatem zobowiązana, by ją o tym powiadomić.

— Dobre sobie!

Nie

wiedział

zbyt

dobrze,

co

chciała

wyrazić

tym

niezrozumiałym okrzykiem. Nie miał już jednak ochoty na dłuższą

rozmowę.

— Wydaje mi się wskazane, by postarała się pani skrócić swój

pobyt w mym domu do minimum.

— Jak pan sobie życzy, panie hrabio. Gdy tylko znajdę jakieś

odpowiednie dla mnie schronienie, opuszczę ten dom — powiedziała

ostro i wyszła z pokoju.

Postanowiła jednak zostać jak najdłużej, przynajmniej do jego

ponownego wyjazdu. Byłby to odpowiedni moment, aby spróbować

zemścić się na Lianie za zniewagę, jakiej doznała. Wydawało jej się to

jednak możliwe dopiero po wyjeździe hrabiego. Gdyby Rastenau

podejrzewał, jakiego rodzaju podejrzenia żywi pani Bartels w swej

podłości, straciłby z pewnością panowanie nad sobą i pod żadnym

pozorem nie pozostawiłby z nią Liany nawet na chwilę.

Po rozstaniu się z damą do towarzystwa pan Rastenau pozostał

jeszcze przez chwilę w pokoju, chodząc niespokojnie tam i z

powrotem. Teraz, gdy wreszcie znalazł się sam, pozwolił opaść

masce, za którą nieustannie chował swe prawdziwe oblicze.

Przystanął na moment i z rozpaczą ukrył twarz w dłoniach. Odetchnął

z trudem, z jego piersi wyrwało się głębokie westchnienie.

background image

Po chwili wyprostował się, rysy jego twarzy przybrały wyraz

zdecydowania. „Muszę to jakoś przetrzymać. Nikt nie może nawet

domyślać się prawdy. Powinienem skrzętnie ukryć tę tajemnicę. Ale

Liana musi się teraz dowiedzieć o tym, co mogłaby jej wyjawić ta

podła, nie cofająca się przed niczym kobieta. Powinna dowiedzieć się

prawdy ode mnie, jedynie ode mnie. I tak ją to, jak sądzę, bardzo

boleśnie zrani" — pomyślał.

Szybkimi, zdecydowanymi krokami wkroczył do salonu Liany.

Stała przy oknie w pozie pełnej oczekiwania. Gdy wszedł, odwróciła

się ku niemu gwałtownie i z ufnością uwiesiła się na jego ramieniu.

— Masz już z głowy tę nieprzyjemną rozmowę, wujku

Joachimie?

— Tak, powiadomiłem panią Bartels, iż zwalniam ją z pracy.

Opuści dom najszybciej, jak to będzie możliwe.

— Jak przyjęła twoją decyzję, wujku Joachimie?

— Była do głębi urażona.

— Mogę to sobie wyobrazić.

— Nie powinniśmy się tym jednak martwić. Musiałem ją

zwolnić, gdyż nie odpowiadała naszym wymaganiom. Będziesz przez

pewien czas musiała zostać sama, aż do chwili, gdy nie znajdę

odpowiedniej zastępczyni. Oczywiście postaram się załatwić to jak

najszybciej. Muszę mieć pewność, że zostawiam cię w dobrych

rękach i pod dobrą opieką.

— Lepiej być samą niż w jej towarzystwie!

background image

— Wierzę ci i, prawdę mówiąc, nie dziwi mnie to wcale. To

kobieta o podłym charakterze, o czym mnie dzisiaj do głębi

przekonała. Nie możesz jednak zostać sama. Postaram się zrobić

wszystko, by jak najszybciej znaleźć odpowiednią damę do

towarzystwa.

— Teraz nie myśl już jednak o tym. Wyglądasz na

zmartwionego, wujku Joachimie. Nie chcę, byś był smutny. Co

mogłabym zrobić, by cię rozweselić? Masz ochotę zapalić papierosa?

Już wszystko przygotowałam. Wiem, że lubisz sobie po obiedzie

zapalić.

— Nie przeszkadza ci dym?

Siadła naprzeciw niego i roześmiała się.

— Na pensji zdarzało nam się od czasu do czasu w tajemnicy

zapalić papierosa. Sprawiało nam to ogromną przyjemność, właściwie

jedynie dlatego, że było to zabronione.

— Może więc zapalisz ze mną?

— Chętnie, z przyjemnością.

Jak zwykle dobrze wychowany, obsłużył najpierw ją, dopiero

potem sam zapalił papierosa. Wyczuł, iż nadszedł najlepszy moment,

by rozpocząć spowiedź. Liana nieświadomie pospieszyła mu z

pomocą.

— Czy wiesz, wujku Joachimie, że dzisiaj przypada rocznica

śmierci cioci Lotty?

background image

— Całkiem o tym zapomniałem. Dobra, kochana ciocia Lotta...

dlaczego umarła tak szybko? Szkoda, że nie żyje? Było ci u niej tak

dobrze.

Objęła jego dłoń i podniosła ją do ust.

— U ciebie jest mi jeszcze lepiej. Myślałam o ostatnich chwilach

życia cioci, kiedy to wręczyła mi ten medalion ze zdjęciem mojej

matki. Czuję się do niego tak przywiązana. Często przyglądałam się

wizerunkowi matki. Wydaje mi się, że jestem do niej bardzo podobna.

— Rzeczywiście, Liano, przypominasz ją z twarzy, sylwetki,

sposobu poruszania się. Czasami zdumiewa mnie to podobieństwo.

Straciłaś matkę o wiele za wcześnie.

— Mam jednak ciebie, wujku Joachimie — jej słowa przepojone

były wzruszającą miłością.

— Matki nikt nigdy nie może ci zastąpić, Liano.

— Byłam jeszcze za mała, gdy umarła, i nie potrafiłam odczuć

ogromnej straty, jaką poniosłam. Poza tym, nawet jeżeli nie jesteś w

stanie zastąpić mi matki, udało ci się zastąpić mi ojca.

Poruszony do głębi, przysunął się do niej.

— Czy nigdy nie odczuwałaś braku ojca?

— Nie, nie dopuściłeś, by do tego doszło.

— Było to moim celem, starałem się zastąpić ci nieżyjącego ojca.

— Dziękuję ci — powiedziała w zamyśleniu — nie potrafię sobie

w ogóle przypomnieć ojca, nie wiem, jak wyglądał, moja pamięć

zachowała jedynie obraz matki.

background image

Wynika to prawdopodobnie z tego, że masz jej zdjęcie, a nie

posiadasz żadnego wizerunku ojca.

— Być może, chyba masz rację. Sądzę jednak, że jest to

spowodowane również tym, że ty zajmujesz w moich myślach miejsce

ojca. Chyba bardzo go kochałeś, prawda?

Pogłaskał ją łagodnie po włosach.

— Bardzo... jak samego siebie.

— Byliście obydwaj oficerami regimentu w czasie wojny?

— Byliśmy nierozłączni i postępowaliśmy identycznie we

wszystkich sytuacjach, jakie przynosiło nam życie.

— To znaczy, że mój ojciec opiekowałby się w ten sam sposób

twoim dzieckiem, gdybyś jakieś pozostawił, jak ty to czynisz ze mną.

— Z pewnością tak właśnie by postąpił.

— I dlatego mogę wszystko, co od ciebie otrzymuję,

przyjmować, nie powinno mnie to martwić?

Z zaskoczeniem ujął jej dłoń.

— Ależ Liano! Cóż za dziwne pomysły przychodzą ci do głowy!

Jestem szczęśliwy, że mogę się tobą opiekować jak moim własnym

dzieckiem.

— Chciałabym jednak móc ci jakoś okazać mą wdzięczność.

— Nie mówmy o tym, nie masz powodów, by być mi za coś

wdzięczną.

Spojrzała na niego z uśmiechem.

— Już ja wiem lepiej.

background image

Jakaż była śliczna! Hrabiemu wyrwało się z piersi głębokie

westchnienie.

— Z dnia na dzień stajesz się coraz bardziej podobna do matki.

— Tak strasznie się z tego cieszę. Ciocia Lotta powiedziała mi

przed śmiercią, że powinnam starać się być podobna do matki. Była

dobra i pełna miłości.

— Jak anioł, moje dziecko. Staraj się do niej upodobnić, ciałem i

duszą — powiedział ze wzruszeniem.

— Dlaczego umarła tak młodo?

Spojrzał w dal przed siebie.

— Była zbyt dobra i delikatna, by mogła żyć na tym świecie. W

tym czasie panowała okropna grypa. Twoja matka nabawiła się

zapalenia płuc i zmarła po kilku dniach.

— Być może przezwyciężyłaby chorobę, gdyby miała chęć do

życia. Wydaje mi się, że tęskniła za ojcem i chciała podążyć w jego

ślady. Mówiłeś mi kiedyś, że kochała go ponad wszystko.

— Tak... bardzo go kochała.

Liana spojrzała na niego. Zawsze gdy mówił o jej matce, miała

wrażenie, że i on musiał ją kochać. Nigdy nie pytała go o to. Uścisnęła

jego dłoń.

— Wujku, chciałabym cię zapytać, dlaczego nigdy się nie

ożeniłeś?

Przez jego twarz przemknął bolesny skurcz. Teraz miał okazję,

by jej wszystko wytłumaczyć. Objął jej dłonie.

background image

— Czy jesteś tego pewna, że nie jestem żonaty? Nigdy tego nie

powiedziałem.

Wzdrygnęła się i spojrzała w jego pełną napięcia twarz.

— Wujku Joachimie? — zapytała krótko.

— Czy sprawiłoby ci ogromny ból, Liano, gdybym powiedział ci,

że jestem żonaty?

Lekko pobladła, jej oddech stał się urywany.

— Czy sprawiłoby mi ból? Nie wiem. Ale to tylko żart z twojej

strony, prawda? — spytała gwałtownie.

— A gdyby to było prawdą, moje dziecko?

— Ach nie... gdzie miałbyś żonę? Przecież nie mógłbyś tego

przede mną przemilczeć.

— Czasami człowiek jest zmuszony, by zachować w tajemnicy

pewne rzeczy, Liano. I gdyby tak było, gdybym został z jakiegoś

powodu zmuszony, by ukryć przed tobą, iż jestem żonaty?

Poderwała się z krzesła i zbliżyła się do niego.

— Wujku Joachimie, masz takie poważne oczy, jak gdyby to, co

mówisz, było prawdą. Powiedz mi w tej chwili, czy to prawda? Jesteś

żonaty? — zapytała niemal bezdźwięcznie.

Przysunął się do niej i objął ją ramieniem w obronnym geście.

— Uspokój się, moje dziecko! Najchętniej na zawsze

zachowałbym przed tobą ten fakt w tajemnicy. To nie ma żadnego

wpływu na nasze wzajemne stosunki. Teraz zostałem jednak

zmuszony, by ci o tym powiedzieć. Zdradził mnie przypadek w czasie

ostatniego tutaj pobytu, dowiedziała się o tym pani Bartels i obawiam

background image

się, że mogłaby ci o tym wiedzieć w bardziej bezwzględny sposób.

Chciała nade mną zatryumfować. By nie dostarczyć jej tej satysfakcji,

ośmieliłem się nawet stwierdzić, że ty od dawna już o tym wiesz. Nie

powinnaś dowiedzieć się tego od kogokolwiek innego, jedynie

bezpośrednio ode mnie. A więc to prawda, moje dziecko, jestem

żonaty.

Schowała twarz w jego ramionach.

— Od kiedy, wujku Joachimie? — zapytała cicho.

— Gdy byłaś w Szwajcarii, u cioci Lotty, jakiś rok od chwili, gdy

cię tam zawiozłem. Ciocia Lotta wiedziała o tym i doradziła mi, bym

nie mówił ci, dlaczego... dlaczego nie mogę zatrzymać cię przy sobie,

dlaczego nie możesz ze mną mieszkać. Myśleliśmy, że będziesz

mogła z nią zostać, a potem nie miałem już dość odwagi, by ci o tym

powiedzieć.

— Ale dlaczego?

— Być może powinienem był to uczynić. Ale dobrze to sobie

przemyślałem, moje dziecko. Gdybym mógł wprowadzić cię do mojej

rodziny, z pewnością już dawno bym to zrobił. Ale... ożeniłem się z

rozsądku, nie z miłości. Nie mogłem oczekiwać od mojej żony, by

przyjęła pod swój dach obce dziecko. A potem nie potrafiłem znaleźć

stosownej chwili, by z nią na ten temat porozmawiać. Tymczasem

niebiosa obdarowały nas córeczką.

Liana w poruszeniu ukryła twarz w dłoniach.

— Masz też córkę, twą własną córkę? — zapytała, lecz głos

niemal odmówił jej posłuszeństwa.

background image

Z miłością starał się odsunąć jej ręce od twarzy.

— Tak, Liano, mam córkę... kochane, młode i nieokrzesane

jeszcze stworzenie. Ma szesnaście lat i możesz mi wierzyć, że jej

pojawienie się na świecie w najmniejszym stopniu nie umniejszyło

miłości, jaką cię darzę. Mam jej w sercu wystarczająco dużo dla was

obu. Strasznie mi przykro, że tak cię to poruszyło. Między nami nic

się jednak nie zmieni.

Spojrzała na niego ze smutkiem.

— A jednak, wujku Joachimie, dla mnie to wiele zmienia, bardzo

wiele — powiedziała.

— Czyżbyś mnie nie kochała?

Rzuciła się w jego ramiona.

— Wiesz przecież, że jesteś najukochańszym z ludzi, których

kiedykolwiek kochałam. Do tej pory sądziłam, że i ja jestem jedynym

człowiekiem, którego możesz kochać. A teraz nagle dowiaduję się, że

muszę się tobą z kimś dzielić.

— Miłości się nie dzieli. Ona się budzi sama z siebie, jeżeli

otwiera się serce dla innych ludzi. Można kochać wielu ludzi. Jeżeli

ojciec ma kilkoro dzieci, czyż nie kocha każdego z nich równą

miłością, z całego serca? Czy zauważyłaś kiedyś, bym kiedykolwiek

pozwolił ci odczuć moją niechęć do ciebie? Kocham dwoje dzieci —

ciebie i moją małą córeczkę. Mam wystarczająco dużo miłości, którą

mogę obdzielić was po równo. Zatem nic nie powinno między nami

ulec zmianie.

background image

— Nie gniewaj się, wujku Joachimie, że robię z tego taką

tragedię. To z pewnością brzydko z mojej strony, że nie potrafię się

cieszyć faktem, iż posiadasz żonę i dziecko. Być może uda mi się tego

nauczyć. Ale teraz… teraz jednakże sprawia mi to ogromny ból...

wiem bowiem, że nie mam już prawa do twojej miłości.

Pogłaskał ją po głowie i starał się osuszyć jej mokre od łez

policzki. Pragnął ją pocieszyć i uspokoić serdecznymi słowami.

Nagle poderwała się niespokojnie.

— Ach, teraz już wiem, na czym polegały twoje podróże. To nie

interesy zatrzymywały cię z dala od domu. I to nie twój dom. Znajduje

się on przy żonie i córce. Do mnie przyjeżdżałeś jedynie w

odwiedziny, prawda? — zapytała niepewnie głosem przepojonym

bólem.

— Tak właśnie jest, moje dziecko. Jestem ordynatem Rastenau i

żyję w tamtejszym zamku. Gdy tylko mogłem się stamtąd wyrwać,

przyjeżdżałem do ciebie, chcąc się upewnić, czy u ciebie wszystko

jest w porządku, czy nie brakuje ci niczego. Moja rodzina nie ma

najmniejszego pojęcia o twoim istnieniu. Pragnąłbym stworzyć ci

prawdziwy dom rodzinny, nie jest to jednak niestety możliwe.

Przyczyną są osobliwe stosunki, w których żyję i których nie potrafię

ci teraz wytłumaczyć. Ale uśmiechnij się Liano! Ciąży mi na sercu

twój smutek. Nie chcesz chyba, bym musiał się martwić z twojego

powodu?

background image

Dzielna dziewczyna próbowała zmusić się do uśmiechu.

Wydawało jej się jednak, że z jej życia zniknęły na zawsze słońce i

radość.

— Daj mi trochę czasu, bym mogła się z tym pogodzić, wujku

Joachimie. Muszę jakoś przeboleć tę stratę. W każdym razie teraz

zrozumiałam, że jestem ci winna tysiąc razy więcej, niż myślałam do

tej pory. Masz przecież wystarczająco dużo zmartwień, troszcząc się o

swoją rodzinę.

— Nie zapominaj, Liano, że posiadam znaczne dochody z mych

włości. Do Rastenau należą przecież jeszcze inne majątki,

przynoszące wystarczająco dużo pieniędzy, bym nie musiał się

martwić. Nie powinnaś sobie tym zaprzątać głowy.

— Ale pieniądze, które na mnie wydajesz, odbierasz swojej

córce. Nazywa się Steffi... to na pewno zdrobnienie od Stefanii?

— Jej matka takie ma imię, przejęła go po niej. Przy chrzcie

nadaliśmy jej imiona Stefania Charlotta. Wołamy na nią jednak po

prostu Steffi.

— Chciałabym ją kiedyś zobaczyć.

Uśmiechnął się i odetchnął z ulgą.

— Chcesz, bym ci pokazał jej zdjęcie? Mam je zawsze przy

sobie.

— Tak, proszę, pokaż mi je!

Wyciągnął fotografię z portfela i podał ją dziewczynie. Było to

amatorskie zdjęcie. Hrabianka Steffi, ubrana w białą sukienkę,

siedziała w rogu stołu pod kwitnącym drzewem. Olbrzymi, letni

background image

kapelusz zsunęła na tył głowy, tak że niczym aureola otaczał jej

prześliczną, brunatną twarzyczkę. W ręku trzymała bukiet kwiatów,

kiwając jak gdyby do fotografa. Jej radosne oczy sprawiły, że Lianie

zrobiło się cieplej na sercu.

— Co za kochane, urocze stworzenie! — wykrzyknęła.

— Jest straszną trzpiotką, ani chwili nie potrafi usiedzieć na

miejscu. Chętniej siedzi na koniu albo drzewie niż w szkolnej ławce.

Nie znosi się uczyć. Ale ma naprawdę dobre, kochające serce. Gdyby

się o tobie dowiedziała, nie dałaby mi chwili spokoju tak długo,

ażbym cię przywiózł do Rastenau. Jakże chętnie opowiedziałbym jej o

tobie, gdybym tylko mógł sobie na to pozwolić.

— Nie powinieneś sobie robić z tego powodu najmniejszych

wyrzutów, bo i tak mam olbrzymi dług wdzięczności w stosunku do

ciebie.

— Dziecinko, cóż ty tak dzisiaj ciągle wspominasz o jakimś

długu wdzięczności?

— Dopiero dziś dowiedziałam się, jak jest on ogromny. Nigdy o

tym nie zapomnę.

Zrozumiał, że musi ją w jakiś sposób uspokoić, by nie zadręczała

się nieustannie podobnymi myślami. Chciał ją wesprzeć, podtrzymać

na duchu, by nie poczuła się zbędnym ciężarem. Przyszedł mu do

głowy doskonały pomysł.

— Jesteś w ogromnym błędzie, Liano. Jakikolwiek dług

wdzięczności z twojej strony nie ma najmniejszej racji bytu. To, że

staram się, by powodziło ci się jak najlepiej, wynika z faktu, że

background image

pamiętam ciągle o twoich rodzicach, wobec których zaciągnąłem

ogromne zobowiązanie. Słyszysz, Liano? To ja miałem u nich dług i

ponieważ oni nie żyją, mogę spłacić go tobie. Nie mieliśmy jeszcze

okazji, by o tym porozmawiać, zresztą do tej pory wydawało mi się to

zbędne. Dzisiaj jednak zmuszasz mnie, bym poruszył ten temat.

Otrzymałaś po rodzicach niewielki majątek, z którego odsetki

wykorzystałem, by opłacić koszty niezbędne do odpowiedniego

wykształcenia. Ten dom natomiast i jego wyposażenie kupiłem za

pieniądze, które pozostawiła ci ciotka Lotta.

Nie powiedział jej o tym, że płacił za utrzymanie jej i cioci Lotty.

Liana spoglądała na niego ze zdziwieniem.

— Nie wiedziałam, że moi rodzice i ciocia pozostawili mi

jakikolwiek majątek.

Hrabia Rastenau zaczerwienił się nieznacznie.

— Nigdy nie poruszaliśmy tego tematu, nie wydawał mi się

szczególnie ważny. Ale gdy mi zaczęłaś wyliczać, ileż to mi jesteś

winna, musiałem wytłumaczyć ci, że bynajmniej nie odbieram mojej

rodzinie ostatniego kawałka chleba, by móc cię utrzymać. W dniu,

gdy uzyskasz pełnoletność, co zresztą niebawem nastąpi, zdałbym ci

oczywiście sprawę, jak wygląda twoja sytuacja finansowa. Nic się

jednak nie stanie, jeżeli dojdzie do tego parę miesięcy wcześniej.

Jeżeli chcesz, już dziś możesz przejąć w swoje ręce zarząd nad twoim

majątkiem.

— Jak sądzę, nie jestem bogatą osobą.

background image

— Cóż, z pewnością nie należysz do grona milionerek, posiadasz

jednak majątek w wysokości około stu tysięcy marek, które ja, jako

twój prawny opiekun, zdeponowałem w banku.

Liana wyczuła w jego głosie nutę niepewności i przyjrzała mu się

badawczo.

— Wujku Joachimie, po raz pierwszy w mym życiu nie mogę

uwierzyć, że to, co mówisz, jest prawdą.

— Ależ Liano! — zawołał z wyrzutem.

— Wybacz mi... nie chcę cię urazić tymi wątpliwościami. Ale

istnieją błędy zrodzone z najszlachetniejszych pobudek. Możesz być

pewien, że wierzę ci. Sądzę jednak, że ów wspomniany przez ciebie

majątek pochodzi z twojej kieszeni. Mówisz tak tylko po to, by

uspokoić moje sumienie, bym nie robiła sobie wyrzutów, że okradam

twoją rodzinę.

Wiedział, że jeżeli nie chce stracić tego, co do tej pory zyskał w

rozmowie, musi zachować pewność siebie. Musiał sprawić, by mu

uwierzyła. Spojrzał na nią z powagą.

— Moje dziecko, czy sądzisz, że mógłbym wziąć na siebie aż

taką odpowiedzialność wobec mojej rodziny, ofiarowując ci lekką

ręką tak pokaźną sumę. Spójrz na mnie, Liano... czy uwierzyłabyś mi,

gdybym dał ci moje słowo honoru?

— Z całą pewnością. Wiem, że jest ono dla ciebie święte.

— A więc dobrze. Daje ci zatem moje słowo honoru, że owe sto

tysięcy marek pozostawił ci twój ojciec i że zdeponowałem je w

banku na jego wyraźne życzenie. Począwszy od dnia, w którym

background image

ukończysz dwadzieścia jeden lat, możesz osobiście podejmować

odsetki naliczane od tej kwoty. Czy to wyjaśnienie cię zadowala?

— Tak, wujku Joachimie, i... i bardzo się cieszę, że posiadam

choć trochę pieniędzy.

— O, nie wątpię, a to dlatego, że z nie wyjaśnionego powodu

czujesz się wobec mnie zobowiązana.

— Czy naprawdę nie potrafisz tego zrozumieć? Tak trudno ci

pojąć, że cieszę się z tego, że posiadam własny majątek?

— Przeciwnie, moje dziecko, doskonale potrafię to zrozumieć. I

dlatego powiedziałem ci o tym już dzisiaj, a nie w dniu twych

dwudziestych pierwszych urodzin. Obiecaj mi jednak, że nie będziesz

sobie utrudniała i tak już niełatwego życia. Trzeba je przyjmować

takim, jakie jest. I dlatego mam nadzieję, że między nami wszystko

pozostanie po staremu.

Z jego oczu wyczytała, jak bardzo się o nią martwi. Dlatego

zmusiła się do uśmiechu, ujęła jego dłoń i położyła ją pieszczotliwie

na swoim policzku.

— Wiem, że chcesz dla mnie jak najlepiej i nic nie potrafi

zachwiać ufności, jaką w tobie pokładam i miłości do ciebie, wujku.

— Szczere dzięki za te słowa. Kocham cię jak własne dziecko.

Byłbym doprawdy bardzo nieszczęśliwy, gdybyś przestała mnie

kochać i ufać mi.

— Nigdy do tego nie dojdzie.

— Wspomniałem o pamiątkach po twoich rodzicach. Wszystkie

są specjalnie dla ciebie przechowywane w kopercie, w sejfie

background image

bankowym. Są to rzeczy, o których nie powinnaś dowiedzieć się przed

moją śmiercią. Daj mi słowo, że będziesz respektować moją wolę.

Mam ku temu poważne powody.

— Daję ci moje słowo, wujku Joachimie.

— Jutro rano pojedziemy oboje do banku, by przepisać wszystko

na twoje nazwisko. Przy okazji uregulujemy sprawę odsetek od

pozostawionego ci majątku, tak abyś w przyszłości sama mogła je

podejmować. Nie będziemy też już nigdy na ten temat rozmawiać.

Przez te parę dni, które możemy spędzić razem, nie chciałbym

zajmować się takimi przyziemnymi drobiazgami.

Dzielnie zdusiła w sobie wszystkie wątpliwości, które ją

przytłaczały. Teraz był z nią wujek i nie chciała myśleć o rzeczach,

które rzucały cień na jej beztroskie dotąd życie i ich wzajemne

stosunki.

Rozległo się pukanie do drzwi i pani Bartels, nie czekając na

słowa pozwolenia, weszła do pokoju i spojrzała wyłupiastymi oczami

na obecnych z wyrazem głębokiej i nieprzejednanej nienawiści.

— Chciałam przedstawić panu do zatwierdzenia rachunki

domowe, panie hrabio — powiedziała.

— Proszę położyć na stole, przejrzę je później.

— Zbliża się czas podwieczorku, będzie pan łaskaw zejść do

jadalni, panie hrabio — powiedziała.

Na Lianę w ogóle nie zwracała uwagi, jakby nie było jej wcale w

pokoju.

background image

Ostatnie dni pobytu hrabiego Rastenau minęły niezwykle szybko.

Znalazł jednak czas, by pojechać z Lianą do banku. Kazał też

zamieścić w gazecie ogłoszenie, chcąc jak najszybciej znaleźć

zastępczynię pani Bartels, która lepiej wypełniałaby obowiązki damy

do towarzystwa i opiekunki Liany. Prosił, by wszystkie ewentualne

zgłoszenia kierować na adres jego bankiera, który miał dostarczyć mu

listy.

Chciał w ten sposób uniknąć, by listy przychodziły bezpośrednio

do Rastenau. Nie spełniła się jego nadzieja, że pani Bartels opuści

dom jeszcze przed jego odjazdem. Był jednak przekonany, że nie

odważy się już nigdy za bardzo zbliżyć do Liany. Nie przejrzał

jeszcze na wskroś całej nikczemności, do której zdolna była ta

kobieta.

Obiecał też Lianie, że przyjedzie, by świętować jej dwudzieste

pierwsze urodziny. Jeżeli jednakże nie uda mu się tego zorganizować,

postara się odwiedzić ją wcześniej, by zobaczyć, jak jej się powodzi.

Liana została zatem ponownie sam na sam z panią Bartels.

Oprócz niej w domu była jedynie kucharka i pokojówka. Jak długo

obecny był wuj Joachim, tak długo starała się być dzielna i nie

okazywać swego niepokoju. Jednak po jego wyjeździe zdała sobie

sprawę, że wszystko uległo zmianie i jej stosunki z wujem nie będą

już takie jak wcześniej.

Wiedziała bowiem, że istnieją ludzie, którzy są mu bliżsi niż ona

i mają do niego większe prawa. Nie ważyła się już myśleć o nim jak

dawniej, z dziecinną czułością. Miała wrażenie, jak gdyby okradała

background image

tym samym jego żonę i córkę. Liana była dziewczyną delikatnej i

niezwykle subtelnej natury. Dopiero teraz zdała sobie naprawdę

sprawę z tego, iż jest sierotą i nie ma na tym świecie ani jednego

człowieka, do którego miłości miałaby wyłączne i niezaprzeczalne

prawo.

Poczuła się samotna i opuszczona jak nigdy dotąd. Uczucie to

pogłębiało jeszcze pełne nienawiści zachowanie pani Bartels. Jak

tylko mogła, starała się unikać jej towarzystwa. Jednak w zwyczaju

tego domu było, że posiłki spożywały razem. A wtedy pani Bartels

uporczywie wpatrywała się w jej twarz pełnymi nienawiści oczyma,

co sprawiało, że Liana przeżywała niesamowite męczarnie.

Dlatego też nie potrafiła niemal niczego przełknąć i czuła się

niezwykle szczęśliwa, gdy ciągnący się, jak jej się wydawało, w

nieskończoność posiłek dobiegał wreszcie końca. Nie chciała też

wychodzić z domu, wiedziała bowiem, że pani Bartels będzie jej

towarzyszyć. Dużo zatem czytała i oddawała się muzyce. Nie mogła

jednak śpiewać. Nie była do tego zdolna w obecnym nastroju.

W tym czasie dokonała też niemiłego odkrycia. Kucharka i

pokojówka, które jak dotąd odnosiły się przyjaźnie do niej, zaczęły

zachowywać się w sposób niezwykle niegrzeczny. Stały się mrukliwe

i przykre, bardzo nieprzyjemnie odpowiadały na jej pytania. Nie

wiedziała, co ma sądzić o ich, tak odmiennym sposobie zachowania.

Nie przypuszczała bowiem, że obydwie pozostawały pod wpływem

pani Bartels.

background image

Liana liczyła już tylko dni, kiedy wreszcie jej „dama do

towarzystwa" opuści dom, pragnąc z utęsknieniem przyśpieszyć ten

dzień. Wreszcie pewnego dnia pani Bartels w czasie wspólnego

obiadu stwierdziła bezczelnie:

— Dzięki Bogu, udało mi się nareszcie znaleźć inne miejsce

pracy. Chciałabym jednak, zanim podejmę nowe obowiązki, odpocząć

przez parę dni. Zdecydowałam się opuścić jutro ten dom. Będę

niewypowiedzianie szczęśliwa, że odetchnę w końcu zdrowym

powietrzem.

Liana od dawna już starała się nie przykładać wagi do

obraźliwego tonu, jakim zwracała się do niej pani Bartels. Odetchnęła

z ulgą na myśl, że uwolni się wreszcie od znienawidzonego i

uciążliwego do granic wytrzymałości towarzystwa tej kobiety.

— Może pani odejść, kiedy pani tylko zapragnie. Wuj Joachim

polecił mi, bym wypłaciła pani pensję również za maj, nawet jeśli

zdecydowałaby się pani wcześniej opuścić mój dom.

Pani Bartels spojrzała wzrokiem przepojonym nienawiścią na

śliczną dziewczęcą twarz.

— To jest moje niezaprzeczalne prawo i oczywiście będę

wymagać, by się do niego stosowano. Poza tym może pani przestać

odgrywać tę śmieszną komedię z „wujkiem Joachimem". Czyżby

uważała mnie pani aż za tak głupią? — zapytała ostro.

— Nie rozumiem, o co pani chodzi. Od pewnego czasu sugeruje

mi pani tak dziwne rzeczy, które nie mieszczą mi się w głowie.

background image

— Nic mnie już nie zdziwi z pani strony. Jest pani przebiegłą i

wyrafinowaną komediantką. Zanim stąd odejdę, muszę pani

powiedzieć prawdę. Niech pani nie sądzi, że udało się pani mnie

oszukać.

Liana wyprostowała się dumnie.

— Niech pani najpierw dobrze przemyśli słowa, zanim je pani

wypowie, pani Bartels! Nie pozwolę obrażać ani wujka Joachima, ani

mnie. Wypraszam to sobie!

— Nie zamydli mi pani oczu swoimi godnymi minkami, nie

oszuka mnie pani! I powinna pani wysłuchać tego, co mam do

powiedzenia! Niech pani nie udaje oburzenia, nic to pani nie pomoże,

wydaje się pani, że upadliśmy wszyscy na głowy, by nie domyślić się,

z jakiego powodu hrabia urządził tu to miłe gniazdko i dlaczego panią

utrzymuje? Dobrze wiemy, że jest pani jego kochanką.

Liana wzdrygnęła się jakby pod wpływem niewidzialnego ciosu,

po czym śmiertelnie pobladła. Z nieopisanym zdumieniem i

przerażeniem spojrzała w oczy przeciwniczki. Przez chwilę walczyła

sama z sobą, nie potrafiła bowiem wydać z siebie głosu, gardło miała

jakby zasznurowane z przerażenia i oburzenia. W końcu jednak udało

jej się opanować:

— Cóż za obraza! — wykrzyknęła. — Niech się pani nie waży

podejrzewać hrabiego Rastenau i mnie o tak niesłychane i obrzydliwe

sprawy! Jeśli ja jestem w tej chwili bezbronna wobec pani insynuacji,

to on z pewnością pociągnie panią do odpowiedzialności.

background image

— Tylko nie tak ostro, moja droga! Nie cofnę ani na jotę tego, co

powiedziałam.

Liana podeszła do drzwi, otworzyła je gwałtownym szarpnięciem

i wskazała wymownym ruchem ręki na drzwi.

— Proszę wyjść! — krzyknęła.

— Proszę sobie zaoszczędzić tych teatralnych gestów. Nie robią

na mnie wrażenia.

— Ty podła oszczerczyni! Proszę w tej chwili opuścić mój dom.

Wyślę pani pieniądze do pani pokoju. Proszę mnie wreszcie uwolnić

od pani widoku. Jest on dla mnie nie do zniesienia.

— Proszę, proszę. Pani nie ma tu nic do powiedzenia. Za dom

płaci tak czy tak hrabia Rastenau. Odejdę wtedy, gdy mi to będzie

odpowiadało, powiem więcej: nie opuszczę tego domu wcześniej niż

jutro, tak jak to sobie zaplanowałam. I radzę pani, w pani własnym

interesie, by zwracała się pani do mnie innym tonem. W przeciwnym

razie może mi wpaść do głowy, by poinformować hrabinę Rastenau,

że jej małżonek ukrywa tu swą kochankę. Wtedy to ona do pani

zawoła: „Proszę wyjść!"

Liana oniemiała ze zgrozy. Groźba tej perfidnej kobiety odebrała

jej niemal mowę. Co się stanie, jeżeli rzeczywiście powiadomi

hrabinę Rastenau o jej obraźliwych, ohydnych i, przede wszystkim,

niezgodnych z prawdą podejrzeniach? Wystarczyłoby, żeby hrabina

dowiedziała się w ogóle o jej istnieniu, by wujek Joachim znalazł się

w okropnej sytuacji. Do jakiego nieszczęścia mogłoby dojść, gdyby

do uszu hrabiny dotarły te niecne podejrzenia?!

background image

Nie może do tego dopuścić! Lepiej przejść najgorsze katusze,

byleby nie zakłócić spokoju ukochanego wujka Joachima.

— Niech pani wyjdzie... proszę zostawić mnie samą... nie mogę

znieść pani towarzystwa.

— A gdzież podział się pani wyniosły ton? Radzę pani, niech mi

więcej nie grozi, bo uczynię naprawdę to, co powiedziałam. I niech

pani nie sądzi, że są to jedynie czcze pogróżki.

— Niech pani się nawet nie waży tego robić! Przede wszystkim

w tym, co pani sugeruje, nie ma źdźbła prawdy. Ale hrabia Rastenau

nie powinien mieć z pani powodu najmniejszych nieprzyjemności.

Nie może zakłócić pani spokoju jego rodziny. Byłoby to

przestępstwem.

Pani Bartels poczuła, że wyszła zwycięsko z tej potyczki.

— A zatem obstaje pani przy swoich kłamstwach? Ale mam dla

pani dobrą radę. Niech pani zawróci z drogi, na której się pani

znalazła. Nie prowadzi ona do niczego dobrego. Jeżeli nawet

zdecyduję się nie mówić niczego hrabinie, uczynię to jedynie, by

oszczędzić bólu biednej, oszukiwanej kobiecie. Wyjeżdżam zatem

jutro rano. Proszę przesłać mi pieniądze do mojego pokoju. — Z tymi

słowami opuściła pokój, głośno zamykając za sobą drzwi.

Liana śledziła ją wzrokiem. Czy to, co przed chwilą przeżyła,

miało miejsce w rzeczywistości? Czy naprawdę musiała wysłuchiwać

bezwstydnych oskarżeń? Myśli kłębiły się w jej głowie. Co powinna

teraz zrobić?

background image

„Wujku Joachimie!" — westchnęła, chcąc by był przy niej teraz i

pomógł jej w jakikolwiek sposób. Bezradna i zmieszana opadła na

krzesło, oburzając się w duchu z powodu tak niesprawiedliwych

zarzutów. Czuła się, jak gdyby ziemia usunęła jej się nagle spod nóg i

spadała w głęboką, bezdenną przepaść.

Nie wiedziała, jak długo siedziała nieruchomo na krześle. Do

rzeczywistości przywołało ją dopiero pukanie do drzwi. Wystraszona

podniosła się i bezwiednie przetarła pałające oczy. Z przestrachem

spojrzała na drzwi obawiając się, że pani Bartels postanowiła

ponownie zakłócić jej spokój. Okazało się jednak, że była to

pokojówka, za którą stała kucharka.

Liana Próbowała odzyskać równowagę, tym bardziej że obydwie

przypatrywały jej się z ciekawością.

— Czego sobie panie życzą? — spytała ochrypłym głosem.

Kucharka, osoba zuchwała, spojrzała wrogo na bladą twarz

Liany, w której odbijały się przeżycia ostatnich paru godzin i zwróciła

się niezdecydowanie do pokojówki, małej, chudej kobiety o ostrych

rysach twarzy, która zdecydowała się odpowiedzieć na pytanie Liany:

— Chciałam zanieść pieniądze pani Bartels. Poza tym... cóż,

chciałam jeszcze powiedzieć, że, ponieważ jutro jest piętnasty,

piętnastego następnego miesiąca chciałybyśmy, Berta i ja, odejść z

tego domu.

— Dlaczego chcecie zrezygnować z pracy? — zapytała Liana

prawie bezgłośnie.

Kucharka wzruszyła ramionami.

background image

— Potrzebuję po prostu jakiejś odmiany, panienko.

Pokojówka gwałtownie odsunęła ją na stronę.

— Dlaczego nie powiedziałaś prawdy, Berto? Przecież

odchodzimy, bo nie chcemy już więcej służyć u takiej — powiedziała

ostro.

Stwierdzenie to dodało Lianie odwagi. Uświadomiła sobie, że nie

może liczyć na pomoc innych, pociechę i równowagę powinno

przynieść jej poczucie własnej niewinności. Z rumieńcami na twarzy i

wysoko uniesioną głową podeszła do biurka, otwarła szufladę i

wyciągnęła z niej, nie licząc, trzy pokaźne garście pieniędzy. Po

chwili zastanowienia przeliczyła je jednak.

— To są pieniądze dla pani Bartels... A to jest dla was,

miesięczna pensja i gotówka na koszty utrzymania na okres do

piętnastego przyszłego miesiąca. Jesteście obydwie zwolnione, od

zaraz — powiedziała spokojnie i spojrzała pewnie i dumnie na obie

kobiety.

Wyglądały na nieco zmieszane. Kucharka potarła w zamyśleniu

czoło i z bezradnym wyrazem twarzy zwróciła się do Liany, chcąc się

jakby usprawiedliwić:

— Nic na to nie poradzę, łaskawa panienko. Pani Bartels

powiedziała nam, że kto ma choć odrobinę honoru, nie powinien u

panienki zostać. Anna też mi mówiła, że powinnam się niezwłocznie

zwolnić razem z nią.

— Nie zatrzymam ani pani, ani Anny — powiedziała zimno

Liana. — Nie zniosę obecności takich służących ani dnia dłużej.

background image

— Dobrze, w takim razie zaraz odejdziemy. Chciałybyśmy

jednak najpierw otrzymać zaświadczenia o naszej pracy u pani.

— Równie dobrze może je wam dać pani Bartels, a zdaje mi się,

że z nią lepiej się rozumiecie niż ze mną. Proszę... oto wasze

pieniądze.

Wręczyła im pieniądze, zarówno te, będące ich własnością, jak

stanowiące wynagrodzenie pani Bartels, po czym opuściła pokój.

Później Liana nie mogła sobie przypomnieć, jak spędziła resztę

dnia. Nie ściągając nawet ubrania rzuciła się na łóżko i okryła się

szczelnie grubym kocem, gdyż drżała ze zdenerwowania i poruszenia,

wywołanego ostatnimi przejściami. Leżała tak bezsennie parę godzin.

Dopiero nad samym ranem udało jej się zasnąć.

Gdy się obudziła, w domu panowała głęboka cisza. Nie słyszała

zwykłego krzątania się służby. Podniosła się i spojrzała na zegarek.

Było parę minut po dziesiątej. Zmęczonymi, obolałymi oczami

rozejrzała się po pokoju. Wspomnienia wczorajszych przejść

napłynęły falą do jej skołatanej głowy. Zaczęła się uważnie

przysłuchiwać. Czy pani Bartels opuściła już wreszcie jej dom?

Dopiero po dłuższej chwili odważyła się wyjść na korytarz. W

domu panowała niczym nie zmącona cisza. Drzwi, prowadzące do

pokoju pani Bartels, były otwarte na oścież. Nie zostało ani śladu po

niej ani po jej rzeczach.

Liana odetchnęła z ulgą, po czym z wahaniem weszła do jej

pokoju. Na stole leżała wizytówka, na której pani Bartels napisała:

background image

,,Proszę przesyłać ewentualną pocztę do mnie na poste restante

do Berlina."

Lianie wydało się, że dopiero teraz, gdy pani Bartels ostatecznie

opuściła mieszkanie, może swobodniej odetchnąć. Przeszła wolno

przez puste pokoje. Wszędzie panował idealny porządek. Co powinna

teraz robić? Nie miała najmniejszego pojęcia, co teraz począć. Czuła

się zbyt zmęczona, za bardzo bolała ją głowa, by mogła się nad tym w

spokoju zastanowić. Nie potrafiła nawet zebrać myśli.

Czuła się niemal fizycznie chora. Nie zwróciła nawet uwagi, że

od wczorajszego obiadu nie miała nic w ustach. Pomyślała jednak, że

dobrze jej zrobi na ból głowy, jeśli wyjdzie na chwilę na spacer, by

odetchnąć świeżym powietrzem.

Bez celu przebiegła kilka ulic, starając się unikać spotkań z

ludźmi. Wydawało jej się, że każdy od razu spostrzeże, jak niesłuszne

i obraźliwe zarzuty jej postawiono. Wszystko zdawało się przemawiać

przeciwko niej, nie mógł jej pomóc nawet wujek Joachim. I jego

honor został splamiony bezwstydnymi podejrzeniami podłej kobiety.

Myśli kołatały jej w głowie, miała wrażenie, jakby traciła równowagę,

wydawało się, jakby stąpała po bardzo cienkim lodzie, który w każdej

chwili może się załamać. Starała się jednak nie zwracać na to uwagi.

Co ma robić? Być może i inni ludzie myślą w podobny sposób o

jej stosunkach z wujkiem Joachimem. Wuj wyglądał przecież nadal

bardzo młodo, był energiczny i pełny życia. Być może w tym tkwiła

przyczyna nieufności, z jaką ludzie podchodzili do ich wzajemnych

stosunków.

background image

I dlatego... musi się z nim rozstać na zawsze. Nie może dłużej

pozostawać w domu, który dla niej wynajął. Ze względu na jego, ale i

swoje dobro musi zrezygnować z i tak zawsze bardzo krótkich

spotkań z nim. Po tym, jak jej niewinność i szczerość myśli zostały

zbrukane przez nierozumne ataki pani Bartels, postanowiła zacząć

działać natychmiast, nie zwlekając i nie zastanawiając się nad sensem

tego, co robi.

Gdy zdała sobie sprawę z bezcelowości spaceru, w nie

wyjaśniony sposób powrócił do niej spokój i jasność myślenia. Do tej

pory życie nie postawiło jej w tak trudnej sytuacji, nie czuła się nigdy

zdana na samą siebie i nie musiała podejmować żadnych

trudniejszych życiowych decyzji. Oszczędzono jej wahań i

niepewności. Teraz jednak poczuła, że sama musi walczyć o swoją

przyszłość.

Z wdzięcznością i niezmienną, dziecinną miłością pomyślała o

wuju Joachimie. Nic nie mogło zachwiać zaufania, jakim go darzyła.

Tak też pozostanie, nawet jeśli już nigdy w życiu miałaby go nie

zobaczyć. Postanowiła otwarcie mu o tym wszystkim napisać, co

wydarzyło się w ciągu ostatnich dni i jakie decyzje podjęła. On na

pewno ją zrozumie i zaaprobuje jej postępowanie. Kto jednak mógł

być pewny, że jego wróg mimo wszystko nie zwróci się do hrabiny

Rastenau ze swoimi pełnymi trucizny podejrzeniami? Dlatego też

chciała uprzedzić wujka o ewentualnych nieprzyjemnościach.

Z każdą chwilą, gdy układała sobie po kolei, co powinna zrobić i

dlaczego miała tak postąpić, jej kroki stawały się coraz cięższe. Czuła

background image

się coraz bardziej zmęczona. Miała wrażenie, że świat wiruje wokół

niej. W ten sposób, sama nie wiedząc kiedy i jak, dotarła nad brzeg

rzeki. Przed sobą dostrzegła schodki z drewnianą poręczą, które

dochodziły do małej przystani jachtowej. Niepewnie złapała się

poręczy trzymając się jej mocno, starając się zapobiec upadkowi,

kręciło jej się bowiem w głowie i wszystko wirowało przed oczyma.

Ze zmęczeniem nieruchomo wpatrywała się w lustro wody. Nie

zauważyła nawet że postępował za nią nieznany mężczyzna. Zobaczył

ją przed chwilą i od tej pory przyglądał jej się dyskretnie. Jego

uwagę przykuwała jej urocza twarzyczka, na której rysował się

niezmierny ból, oraz smutny wyraz jej brązowych oczu.

Zatrzymał się w pobliżu Liany, która nie zwróciła na niego nawet

najmniejszej uwagi, i obserwował ją ukradkiem, udając, że przygląda

się błyszczącej tafli jeziora. Zauważył, że Liana kurczowo opiera się o

drewnianą poręcz. Dookoła było pusto, nie widać było nikogo. Tylko

daleko od brzegu pływały pojedyncze jachty i łodzie.

Obcy mężczyzna już zamierzał odejść, ale zatrzymał się z

wahaniem. Nieoczekiwanie wstąpiło w niego życie. Liana Reinold

poczuła nagły zawrót głowy, puściła poręcz i jej ręce zawisły w

próżni. Zachwiała się i byłaby spadła ze stromych schodów, gdyby nie

uchroniły jej silne, męskie ramiona. Obcy mężczyzna złapał ją w

ostatniej niemal chwili.

Mocne szarpnięcie, którego nie potrafił uniknąć, starając się ją

uchronić od upadku, sprawiło, że Liana otrząsnęła się z połowicznego

omdlenia i przyszła do siebie, odzyskując na powrót utracone siły.

background image

Spojrzała na twarz nieznajomego smutnymi, pozbawionymi blasku

oczyma. Po chwili opanowała się, wyprostowała i niepewnie oparła

się o drewnianą poręcz.

— Przepraszam, lecz dostrzegłem, że traci pani równowagę i

chciałem zapobiec pani upadkowi — powiedział uprzejmie.

Oczy Liany zabłysły nieco jaśniej, straciły dziwny nieobecny

wyraz, w zamyśleniu, z rozmarzeniem, prawie z zachwytem, spojrzała

w oczy nieznajomego. Miał oczy wujka Joachima, tego samego

koloru, znamionujące szlachetność charakteru i tak samo ciepło

spoglądające na nią. Instynktownie wyczuła, że nie należał on do

mężczyzn szukających łatwych przygód.

— Bardzo panu dziękuję — powiedziała cicho.

— Czy mógłbym pani w czymś jeszcze pomóc? Bardzo proszę,

niech się pani nie krępuje, jestem do pani dyspozycji.

Liana wyprostowała się, chcąc sprawdzić czy ma wystarczająco

dużo sił, by stać, nie opierając się o poręcz. Wczorajsze i dzisiejsze

przejścia, nerwy, bezsenna noc i głód, nie jadła przecież nic od

wczorajszego obiadu, sprawiły, że czuła się niezwykle osłabiona.

Spojrzała na niego bezsilnie.

— Czy mogłabym pana prosić o przywołanie taksówki?

Chciałabym pojechać do domu — powiedziała cicho, zmieszana

swoją słabością.

— Oczywiście, z przyjemnością. Pozwoli jednak pani, że

zaprowadzę panią do najbliższej ławki, by nie zemdlała pani, gdy

udam się po taksówkę?

background image

Powoli podprowadził ją do ławki i gdy usiadła, pośpieszył

zawołać taksówkę. Po paru minutach wrócił, podjeżdżając

zatrzymanym samochodem nie opodal alejki, przy której siedziała.

Troskliwie szedł u jej boku. Pomógł jej wsiąść do taksówki i usłyszał,

jak podaje kierowcy swój adres.

— Czy naprawdę mogę zostawić panią samą? Może siądę koło

kierowcy i odwiozę panią do domu?

Liana potrząsnęła przecząco głową.

— Nie, bardzo panu dziękuję za pomoc.

Wtedy uchylił kapelusz w pożegnalnym geście i odsunął się

samochodu. Ich oczy ponownie się spotkały i przyglądali się sobie

nawzajem, jakby chcieli dobrze zapamiętać swoje twarze.

Nieznajomy pozostał nieruchomo na ścieżce i spoglądał za

odjeżdżającym samochodem tak długo, aż nie zniknął mu z oczu za

zakrętem. Potem odszedł w przeciwnym kierunku. Po chwili

zatrzymał się przed sanatorium, położonym nie opodal jeziora. Chciał

tu odwiedzić jednego z przyjaciół, który niedawno spadł z konia,

czego wynikiem było niezwykle skomplikowane złamanie nogi. Przy

okazji pobytu w Berlinie chciał poświęcić poranek, by go znów

zobaczyć.

I akurat dzisiaj spotkał swoje przeznaczenie. Młoda kobieta

wywarła na nim niezapomniane wrażenie. Sądził jednak, że przeżycie

to już kończyło się bezpowrotnie. Nie był mężczyzną szukającym

przygód i nawet najbrzydszej kobiecie udzieliłby takiej samej

pomocy, nie tylko tej uroczej, pociągającej go dziewczynie.

background image

Był przekonany, że jest ona jeszcze niedoświadczoną

dziewczyną, w jej sposobie zachowania coś tak czystego i

szlachetnego, że nie starał nawet zapamiętać podanego przez nią

adresu, by w ten starać się później w jakiś sposób do niej zbliżyć.

Również Liana myślała nieustannie o rycerskim wybawicielu,

którego oczy spoglądały na nią z wyrazem szczerego współczucia.

Udzielił jej natychmiastowej, naturalnej pomocy, która nie miała w

sobie nic niestosownego. W czasie jazdy do domu siedziała z

zamkniętymi oczami, starając się z całych sił zachować w pamięci

jego obraz.

Widziała go wyraźnie, jakby ciągle stał przed nią. Mógł mieć

niewiele ponad trzydzieści lat. Rysy jego twarzy wyrażały siłę i

energię. Jego jasne oczy silnie kontrastowały z opalenizną,

wskazującą, iż młody człowiek często przebywał na świeżym

powietrzu i słońcu.

Ledwie weszła do domu, ponownie naszła ją chwila słabości.

Zmusiła się wręcz do zjedzenia czegokolwiek. W lodówce w kuchni

znalazła wystarczająco dużo: zimne mięso, jajka, masło, chleb i

wszelkiego rodzaju konserwy. Przygotowała sobie z tego pożywny i

wzmacniający posiłek, do którego wypiła również lampkę wina. Nie

postąpiła zbyt mądrze wychodząc na spacer, nic uprzednio nie jedząc.

Gdy posprzątała po posiłku, udała się do salonu, chcąc dokładnie

przemyśleć, jak ma sformułować list do wujka Joachima i o czym mu

dokładnie napisać. Wszystkie pisane przez nią do tej pory listy

background image

wysyłała na adres bankiera wuja Joachima, a on już wiedział, co z

nimi dalej zrobić.

Liana cieszyła się na myśl, że chyba po raz pierwszy jej list

dojdzie do niego nie przeczytany. Mogła napisać o wszystkim, co

leżało jej na sercu. Tak też chciała uczynić. A wyśle go dopiero

wtedy, gdy będzie gotowa opuścić jego dom. Najpierw musiała jednak

postanowić, co ma z sobą dalej począć.

Z westchnieniem ulgi pomyślała o majątku, jakim dysponuje, o

którym wujek Joachim poinformował ją dopiero w czasie swego

ostatniego pobytu. Nigdy nie miała pojęcia o właściwej roli i wartości

pieniędzy i o tym jak ogromną rolę odgrywają one w życiu człowieka.

Musiała się tego nauczyć dopiero teraz. Ułożenie sobie życia, przy

dziesięciu tysiącach marek rocznego dochodu, nie może być jednak aż

tak trudne.

Przede wszystkim miała jeszcze pieniądze w jednej z szuflad

biurka. Ubyło ich co prawda znacznie po wypłaceniu pensji pani

Bartels i służbie, sądziła jednak, że wystarczą na przeżycie paru

następnych tygodni.

Myślała o tym, w jaki sposób chciałaby urządzić sobie życie.

Najlepiej byłoby przygotować jakiś ogólny zarys, o którym mogłaby

powiadomić wuja. Nie było to jednak takie proste. Po rozpatrzeniu i

odrzuceniu paru pomysłów z westchnieniem sięgnęła po gazetę.

Przeglądała ją niemal mechanicznie, czytała parę linijek i ponownie

odwracała stronę.

background image

W ten sposób dotarła do części zawierającej liczne ogłoszenia, co

wzbudziło wreszcie jej zainteresowanie. Przyłapała się jednak na tym,

że ich sens nie docierał do niej, mimo iż każde czytała kilkakrotnie.

Postarała się zatem skupić myśli i zmusiła do ponownego

przeczytania strony.

,,Poszukiwana młoda dama do towarzystwa dla panienki z

dobrego domu. Wymagane wykształcenie, uzdolnienia muzyczne i mile

usposobienie.

Stosunkowo

niskie

wynagrodzenie

zostanie

wynagrodzone przyjęciem do rodziny i pobytem w majątku,

znajdującym się w prześlicznej okolicy. Ewentualne zgłoszenia

prosimy kierować na skrytkę pocztową H. B 8. Kandydatki proszone

są o dołączenie zdjęcia i świadectw."

Liana jak zaczarowana wpatrywała się w ogłoszenie. Czy nie

byłoby najlepiej, gdyby rzeczywiście poszukała takiego miejsca

pracy, w którym spotkałaby się z serdecznością i życzliwością i

została przyjęta do rodziny, jak o tym zapewniano w ogłoszeniu?

Przed jego przeczytaniem zastanawiała się bowiem, czy nie

poszukać sobie miejsca w jakimś dobrym pensjonacie. Pamiętała, że

jedna z jej koleżanek mieszkała ze swoją ciotką w jednym z

genewskich pensjonatów. Liana odwiedziła ją parę razy i rozmawiała

z mieszkającymi tam kobietami. Gorąco zachwalały panujące tam

warunki.

Wiedziała, że chociaż był to bardzo elegancki pensjonat, to z

trudem, ale dałaby radę opłacać należność za utrzymanie.

Jednocześnie postanowiła odpowiedzieć na ogłoszenie z gazety.

background image

Warto przecież spróbować, zobaczyć, czy uda jej się to miejsce

otrzymać, czy sprosta powierzonym jej zadaniom. Otrzymała bardzo

dobre wykształcenie i umiała o wiele więcej od swoich szkolnych

koleżanek, o czym z przyjaznym uśmiechem zapewniała ją pani

Schópfling. Jednak nie posiadała żadnych świadectw, poza jednym:

świadectwem ukończenia pensji dla dziewcząt. To jednakże było

doskonałe i spokojnie mogła je przesłać, razem ze swym zdjęciem.

Zdecydowana ostatecznie napisała:

Szanowna Pani!

W odpowiedzi na Pani ogłoszenie ośmielam się zgłosić moją

kandydaturę na opisane przez Panią miejsce. Mam nie skończone

dwadzieścia jeden lat, jestem sierotą, rozporządzam niewielkim

majątkiem, co pozwala mi zrezygnować z wysokich zarobków.

Siedem lat przebywałam na pensji dla dziewcząt prowadzonej

przez panią Schópfling w Genewie. Mówię płynnie po angielsku i

francusku, śpiewam igram na fortepianie. Mam nadzieję, że i pod

innymi względami udałoby mi się zadowolić Pani wymagania.

Ponieważ jednak jak dotąd nigdy jeszcze nie pracowałam, nie

mogę przedstawić Pani moich referencji, wykazać się mogę jedynie

świadectwem ukończenia szkoły, wspomnianej już przeze mnie pensji

dla dziewcząt. Ponieważ jestem sierotą, bardzo zależy mi na tym, by

znaleźć rodzinę. Dołączam też moją fotografię. Proszę o przesłanie

odpowiedzi na niżej podany adres i polecam się na przyszłość.

Z poważaniem

Liana Reinhold

background image

Potem dołączyła adres pensjonatu „Wesemann", w którym

zamierzała się zatrzymać. Z westchnieniem ulgi przeczytała list raz

jeszcze. Potem napisała do hrabiego Rastenau:

Mój kochany, najdroższy Wujku Joachimie!

Dzisiaj Twoja mała Liana przychodzi do Ciebie z naprawdę

ciężkim sercem. Od chwili, w której mnie opuściłeś, tak wiele zmieniło

się w moim życiu, że świat wygląda teraz zupełnie inaczej.

Chciałabym na samym początku napisać o najgorszym, co się stało.

Gdy otrzymasz ten list, nie będzie mnie już w domu, który z

prawdziwie ojcowską miłością dla mnie wynająłeś.

Muszę ci napisać, jak do tego doszło, chociaż, możesz mi wierzyć,

przychodzi mi to z trudem. Gdybym jednak to przemilczała, co

uczyniłabym chętnie, nie chcąc Cię denerwować, mogłoby to mieć

bardzo przykre dla Ciebie konsekwencje.

Napełniła mnie grozą i przerażeniem groźba pani Bartels, że

może podjąć pewne kroki. Dlatego chciałabym Cię na wszelki

wypadek uprzedzić. Chciałabym opisać to jak najkrócej, ponieważ to,

co zaszło jest tak obrzydliwe i straszne, że do tej pory na samo

wspomnienie czuję się jak sparaliżowana.

Wczoraj pani Bartels oznajmiła mi, że postanowiła dzisiaj rano

opuścić dom, po czym zaczęła rozwodzić się na temat mojego

prowadzenia się. To, co sugerowała na temat stosunków między nami,

Tobą i mną, jest tak obrzydliwe, że nie chcę Ci tego nawet powtarzać.

Tylko o jednym muszę Ci wspomnieć... nazwala mnie Twoją kochanką.

background image

Pokazałam jej drzwi i kazałam natychmiast opuścić dom. Wtedy

zagroziła mi, że powiadomi Twoją żonę o swych bezwstydnych

podejrzeniach, które ośmieliła się wypowiedzieć mi prosto w twarz,

patrząc mi w oczy. Spokój i szczęście Twojego małżeństwa zostały

zagrożone i ja, chociaż niewinna, jestem tego powodem. Nie

wybaczyłabym sobie nigdy, gdybyś otrzymał taką zapłatę za dobro,

które mnie, sierocie, wyświadczyłeś, niczym najbardziej troskliwy

ojciec.

Pani Bartels nie zadowoliła się jednakże moim upokorzeniem.

Udało jej się podburzyć przeciwko mnie obydwie służące tak, że

poprosiły o zwolnienie, wyjaśniając to tym, że nie mogą dłużej

pracować w ,,takim" domu. Odeszły wczoraj wieczorem, pani Bartels

zaś dzisiaj rano. Teraz jestem sama w domu.

Początkowo czułam się strasznie, kochany wujku Joachimie.

Teraz jednak uspokoiłam się wreszcie i opanowałam na tyle, że udało

mi się odzyskać jasność myśli. Jedno zrozumiałam: muszę opuścić

dom, który dla mnie w swej niezmierzonej dobroci. Nie mogę dopuścić

do tego, wujku Joachimie, by inni ludzie nabrali podobnie

obrzydliwych myśli w stosunku do nas.

Dlatego nie powinniśmy się już nigdy więcej spotykać. Tak musi

się stać, chociaż wiem, mój ukochany, zastępczy ojcze, ile bólu sprawi

Ci moja decyzja. Już po tym, jak powiedziałeś mi, że masz własną

rodzinę, poczułam, iż utraciłam prawa do Twojej miłości. Nasze

wzajemne stosunki nigdy nie byłyby już takie jak dawniej, zwłaszcza

po niesprawiedliwym i niegodnym ataku pani Bartels.

background image

Mam nadzieję, że nie będziesz się na mnie gniewał z tego

powodu, iż postanowiłam wziąć mój los we własne ręce? Nie

powinieneś też pomagać mi materialnie. Wszystko sobie dobrze

przemyślałam, znajdę sobie posadę u jednej z rodzin, których córki

potrzebują damy do towarzystwa, albo zajmę się opieką jakiejś

staruszki. Wiem, że na pewno pochwalisz moje zamiary, prawda?

Odpowiedziałam już na jedno z ogłoszeń w gazecie.

Wiem, że najchętniej przyszedłbyś mi teraz z pomocą. Nie

powinieneś tego jednak czynić. Dlatego nie powiem Ci nawet, gdzie

mógłbyś mnie odnaleźć. Nie martw się o mnie, postępuję z rozwagą i

rozmysłem. Zatrzymaj w sercu wspomnienie o Twojej maleńkiej

Lianie, zostaw tam dla mnie choć malutkie miejsce, obok Twojej

własnej córki.

Jak tylko spakuję moje rzeczy, udam się do jednego z

pensjonatów, który jest mi dość dobrze znany i zostanę tam, dopóki

nie otrzymam gdzieś stałej posady. Regularnie będę Ci dawała znać o

sobie. Obiecuję Ci to, by Cię choć trochę uspokoić. Mam jeszcze około

stu marek, potem otrzymam odsetki od mojego majątku. Jak to dobrze,

że mi to umożliwiłeś!

Proszę napisz do mnie jak najszybciej, czy jesteś zadowolony ze

mnie i mojej decyzji i czy zechcesz jeszcze wspominać o mnie z Twą

zwykłą ojcowską miłością i dobrocią. Wysyłaj swoje listy na poste

restante Berlin West 50, na moje nazwisko.

Dałby Bóg, byś został wynagrodzony za swój piękny czyn wobec

córce po Twym najlepszym przyjacielu, której starałeś się zastąpić

background image

ojca. Może kiedyś tak szczęśliwie się złoży, że będziemy mogli się

jeszcze zobaczyć. Nigdy nie zapomnę, jak wiele Ci zawdzięczam.

Z miłością i poważaniem

Twoja Liana

Po napisaniu tego listu Liana odetchnęła z ulgą. Zrobiło się jej

lżej na sercu, gdy przelała na papier swoje troski i zmartwienia.

Ukryła twarz w dłoniach i długo płakała. Gdy zabrakło jej łez,

podniosła się i ze zdecydowaniem zaczęła pakować swoje rzeczy.

Między nimi leżała jedna z najnowszych fotografii wujka Joachima.

Gdy jej spojrzenie padło na jego twarz, przypomniał jej się znów

nieznajomy, młody mężczyzna., który dzisiejszego poranka z taką

troskliwością udzielił jej pomocy. Przyglądał się jej z identycznym

wyrazem twarzy, jak zawsze czynił to wujek Joachim: ciepło,

serdecznie i ze współczuciem.

Pokręciła głową z niezadowoleniem. Cóż ją obchodził ten obcy

człowiek, który jedynie raz przelotnie wkroczył w jej życie i którego

niewątpliwie już nigdy nie spotka?

Układała rzeczy systematycznie, jedną po drugiej. Na szczęście

miała w domu duży kufer podróżny. Po zapakowaniu wszystkich

rzeczy poczuła się prawdziwie zmęczona i ponownie głodna. Poszła

więc do kuchni, przygotowała sobie kolację, do której postanowiła

wypić filiżankę aromatycznej herbaty.

Gdy tak siedziała samotnie w jadalni, ponownie opanowały ją

smutek i żałość. Starała się z nimi walczyć, samotność jednak

niezwykle ją przytłaczała. Tak wyobcowana czuła się tylko jeden

background image

jedyny raz w swym krótkim życiu: pierwsze święta Bożego

Narodzenia w tym domu spędziła w podobnej, męczącej atmosferze.

Wujek Joachim napisał jej wtedy, że jego interesy nie pozwolą mu

przyjechać do niej, by wraz z nią cieszyć się Gwiazdką. Przesłał jej

jednak wspaniałe prezenty, w związku z czym Liana pięknie

przyozdobiła choinkę i pod nią złożyła jego podarunki.

Pani Bartels jednakże, wbrew oczekiwaniom dziewczyny, zaraz

po otrzymaniu prezentu udała się do swego pokoju, Liana natomiast

pozostała samotnie przy choince niczym biedne, osierocone dziecko.

Z tęsknotą myślała o wujku Joachimie.

Teraz wiedziała już, że i tamte święta, jak wiele innych, spędził

on u boku swojej szczęśliwej rodźmy. Próbowała go sobie wyobrazić,

jak zasiada teraz w zamku Rastenau, otoczony przez żonę i kochającą

go córkę. Być może i on je właśnie kolację. Pod wpływem takich

myśli łzy ponownie napłynęły jej do oczu.

Podniosła się więc gwałtownie i poszła do kuchni pozmywać

naczynia. Bardzo ostrożnie, nie miała bowiem w tym wprawy,

doprowadziła wszystko do porządku. Mieszkanie musiało zostać

gruntownie posprzątane. Zamierzała przecież jutro opuścić je na

zawsze.

Zanim zasnęła, jej myśli znów powróciły do młodego

nieznajomego. Podobnie następnego ranka, przy śniadaniu pojawiło

się wspomnienie. Jego opalona, bardzo charakterystyczna twarz

budziła zaufanie. Wydawało się jej, że to los zesłał jej tego

sympatycznego mężczyznę, by pocieszył ją w chwili słabości.

background image

Przeznaczenie skrzyżowało ich drogi, by udowodnić Lianie, że dobrzy

ludzie istnieją jeszcze na tym świecie.

Po śniadaniu opuściła dom i udała się do pensjonatu

„Wesemann". Mieścił się on w olbrzymim, starym domu w zachodniej

części miasta. Do drzwi wejściowych prowadziły marmurowe schody,

pokryte czerwonym chodnikiem na podwyższony parter, na którym

znajdował się pensjonat. Liana zadzwoniła do drzwi i po niedługiej

chwili otworzyła jej sympatyczna pokojówka, ubrana w schludny,

biały fartuszek.

— Chciałabym porozmawiać z panią Wesemann — powiedziała

niepewnie Liana.

— Proszę usiąść i chwilę zaczekać. Obecnie pani Wesemann jest

zajęta.

Liana wygodnie usiadła na krześle i zamknęła oczy. Z korytarza,

wiodącego na prawo od drzwi wejściowych, dobiegł do jej uszu szmer

delikatnie otwieranych drzwi. Liana sądziła, że nadchodzi pani

Wesemann.

W następnej chwili jednak drgnęła zaskoczona. To nie pani

Wesemann nadchodziła, lecz zbliżał się ku niej młody nieznajomy,

który wczoraj udzielił jej pomocy. I on ją od razu rozpoznał.

Przyglądał się Lianie ze zdziwieniem i zauważył, że jej policzki

okryły się ledwo zauważalnym rumieńcem.

Wahał się przez chwilę, nie należał bowiem do mężczyzn, którzy

bezwstydnie wykorzystaliby podobny przypadek, tym bardziej, iż nie

wiedział, czy owo spotkanie sprawiło nieznajomej równie dużą

background image

radość, jak jemu. Nie potrafił podjąć decyzji i stał niezdecydowany,

gdy drzwi ponownie się otworzyły. Wtedy postanowił przywitać ją,

ściągając z głowy kapelusz i kłaniając się głęboko.

Liana podziękowała skinieniem głowy. Ponownie pojawiła się

pokojówka, do której zwrócił się z pytaniem:

— Czy nadeszła dla mnie jakaś poczta?

— Nie, listonosza jeszcze nie było.

— Jeżeli ktoś pytałby o mnie, proszę go powiadomić, że

najprawdopodobniej nie wrócę aż do wieczora.

Pokojówka otworzyła mu uprzejmie drzwi, po czym zwróciła się

do Liany.

— Pani dyrektor kazała panią poprosić, panienko.

Nieznajomy dosłyszał jeszcze jej słowa. Przez chwile stał

niezdecydowany na schodach. Wydało mu się dziwne, że los

ponownie skrzyżował ich drogi, jego i tej pięknej, młodej dziewczyny,

o której od wczorajszego poranka myślał nieustannie. „Przypadek czy

zrządzenie losu?" — pytał samego siebie.

Zły na siebie zbiegł po schodach i wyszedł z domu. Jego kroki,

im bardziej się oddalał od pensjonatu, stawały się coraz wolniejsze.

Na kolejnym rogu ulicy zatrzymał się i stał tam dopóty, dopóki młoda

kobieta, która wywarła na nim tak głębokie wrażenie, nie wyszła z

domu. Dopiero gdy zobaczył, że zatrzymuje przejeżdżającą akurat

taksówkę i odjeżdża, zapalił silnik samochodu i odjechał.

Liana była równie poruszona ponownym spotkaniem. Wszystko

świadczyło o tym, że nieznajomy mieszkał w pensjonacie pani

background image

Wesemann. „Czy jeszcze go kiedyś zobaczę?" — myślała

niespokojnie.

Pani Wesemann, skromna i sympatyczna kobieta, która potrafiła

rozpoznać charakter ludzi od pierwszego spojrzenia jasnych, mądrych

oczu, zaprosiła Lianę do pokoju uprzejmie i niemal przyjacielsko.

— Czym mogę pani służyć?

— Chciałabym przez pewien czas u pani zamieszkać. Moja

przyjaciółka, panna von Schlicht, wychwalała wspaniałe warunki

panujące w pani pensjonacie. Czy znalazłaby pani wolny pokój dla

mnie?

Szybko doszły do porozumienia, tym bardziej że akurat zwolnił

się jeden z pokoi. Liana pojechała zatem do swego dotychczasowego

mieszkania. Tam poprosiła portiera, by pomógł jej znieść na dół kufer

i pozostałe bagaże, a ponieważ ofiarowała mu sowity napiwek, bardzo

starannie i szybko wykonał powierzone mu zadanie.

Liana raz jeszcze przeszła przez pokoje, rozglądając się

troskliwie, czy wszystko jest w porządku, pogłaskała ze smutkiem i

czułością poręcze, po czym szybko wybiegła, zamknęła drzwi i

przekazała klucze portierowi.

— Wyjeżdżam na dłuższy czas. Bardzo proszę, niech pan strzeże

klucza do chwili, gdy mój wujek przyjedzie, by go odebrać —

powiedziała.

Mówiąc to, dokładnie obserwowała twarz portiera i jego

małżonki. Nie wiedziała przecież, czy i do nich dotarły obrzydliwe

podejrzenia pani Bartels. Nie wyglądało jednak na to, że do tego

background image

doszło; oboje zachowywali się wobec niej przyjaźnie, podziękowali za

wysoki napiwek i odprowadzili do samochodu.

Liana odetchnęła z ulgą, jak gdyby uwolniła się od

przygniatającego ją ciężaru. Po raz pierwszy w życiu poznała smak

porażki. Musiała uciekać przed opinią publiczną. Spojrzała w górę, na

okna, za którymi znalazła wreszcie własne mieszkanie, własny dom.

Niestety jedynie na rok. Teraz ponownie nie miała się gdzie podziać,

nie miała niczego i nikogo, kogo mogłaby kochać i dla kogo mogłaby

żyć. Dokąd teraz rzuci ją przeznaczenie?

Liana szybko urządziła sobie pokój w pensjonacie, w którym

miała się zatrzymać przez najbliższy czas. Nie rozpakowywała nawet

dużej walizki. Wszystko, co było jej niezbędne do życia, miała

przecież spakowane osobno w dwóch małych walizkach. Postanowiła

teraz poczekać na odpowiedź wujka Joachima.

W pensjonacie pani Wesemann obiad był o pierwszej po

południu. Liana została wprowadzona do jadalni przez samą

dyrektorkę. W przelocie usłyszała, jak zwraca się ona do pokojówki:

— Pan Greifenberg dzwonił z zawiadomieniem, że zje dzisiaj z

nami obiad. Proszę przygotować dla niego miejsce.

Liana pytała samą siebie, czy ów tajemniczy pan Greifenberg nie

jest przez przypadek jej młodym nieznajomym, którego widziała

dzisiejszego poranka w holu.

Greifenberg przebywał w pensjonacie, gdyż przyjechał na

dłuższy czas do Berlina. Posiłki spożywał jednak zazwyczaj w jednej

z licznych restauracji w centrum miasta. Również dzisiaj chciał tak

background image

uczynić,

co

zapowiedział

pokojówce.

Jednakże

ustawiczne

wspomnienie pięknej i pełnej słodyczy twarzy nieznajomej

dziewczyny nie pozwoliło mu pozostać z dala od pensjonatu. Z tego

też powodu odwołał spotkanie z przyjaciółmi.

Nie dawało mu to spokoju, musiał się wreszcie dowiedzieć, kim

jest piękna i tajemnicza nieznajoma i co robi w pensjonacie pani

Wesemann. Dlatego też zawiadomił telefonicznie, że tym razem nie

będzie jadł na mieście, lecz zje obiad z innymi gośćmi.

Zanim jednak do tego doszło, zaczął się złościć na samego siebie.

Dlaczego tak go przyciąga perspektywa bliższego poznania młodej

kobiety? Nie potrafił sobie odpowiedzieć na to pytanie, niemniej

jednak punktualnie o godzinie pierwszej zasiadł przy stole w jadalni

pensjonatu „Wesemann".

I teraz szczęście mu sprzyjało. W pensjonacie panował miły

zwyczaj, iż nowo przybyli goście zajmowali miejsce na końcu stołu,

po prawej i lewej ręce pani Wesemann. W ten sposób miała ona

możliwość zapoznania nowicjuszy z ich sąsiadami i pośredniczyła,

jeżeli tego sobie życzono, w rozmowach.

Liana Reinold i Greifenberg byli ostatnimi gośćmi, którzy zgłosili

się do pani Wesemann. Dlatego też zostali posadzeni naprzeciw

siebie. Dzięki temu Greifenberg dowiedział się wreszcie, że jego

przepiękna nieznajoma, która przy tym, trzecim już spotkaniu,

zaczerwieniła się jeszcze mocniej, nazywała się Reinold.

Gdy tylko zauważył, że ich sąsiedzi pogrążyli się w interesującej

rozmowie, zwrócił się do niej półgłosem:

background image

— Nie wiedziałem, czy przypomina sobie jeszcze pani o naszym

wczorajszym spotkaniu i dlatego też nie chciałem o nim wspominać.

Proszę mi jednak wybaczyć, jeśli zachowałem się niezręcznie.

— Pamiętam o troskliwej pomocy, której mi pan udzielił i

nieprędko ją zapomnę. Bardzo się cieszę, że mam okazję jeszcze raz

panu z całego serca podziękować.

— Niestety nie mogłem zbyt wiele dla pani uczynić. Mam

nadzieję, że przezwyciężyła pani całkowicie wczorajszą słabość.

— To było tylko chwilowe omdlenie — powiedziała starając się,

by jej głos brzmiał pewnie. Nie umknęło jednak jego uwagi, że rysy

jej twarzy ponownie ściągnęły się w znanym już od wczoraj grymasie

bólu.

Miał wielką ochotę dowiedzieć się, jakie zmartwienia tak

przygniatają jej serce, był jednak zbyt taktowny, by wspomnieć o tym

choć słowo. Pragnął zwrócić jej myśli w inną stronę, zapytał, czy zna

dobrze Berlin. Zaczęli teraz rozmawiać o berlińskich teatrach i

koncertach, które się tu odbywały; w ich oczach dostrzec można było

coraz cieplejsze błyski, wiedzieli bowiem, że ich przypadkowa, jak

dotąd, znajomość zaczyna się umacniać.

Liana ukradkiem obserwowała jego twarz. Przypominał jej

ukochanego wujka Joachima. Podobieństwo uwidaczniało się nie

tylko w oczach, jak do tej pory sądziła, lecz również w rysach twarzy.

Najdziwniejsze wydawało się jej jednak to, że na czole Greifenberga,

w chwilach gdy je marszczył, tworzyła się ta sama trójkątna bruzda,

co na czole wujka Joachima.

background image

„Wujek Joachim!" — pomyślała. — „Cóż powie, gdy przeczyta

jej list, kiedy jej odpisze i czy w ogóle odpisze?"

Po obiedzie podano kawę. Panowie udali się do przyległego

pokoju, by zapalić papierosa. Niektórzy poderwali się, by wyjść do

centrum — byli przecież w Berlinie, żeby zobaczyć coś nowego,

czego nie mają w swoich okolicach.

Detlev Greifenberg powinien był wyjść, musiał się bowiem

spotkać ze swymi przyjaciółmi. Jednak mimo świadomości, iż nie ma

zbyt wiele czasu, pozostał przy Lianie, chcąc dotrzymać jej

towarzystwa przy poobiedniej kawie. Gdy ją skończyła, udała się do

swego pokoju. Wtedy dopiero oddalił się i postanowił unikać w

przyszłości ponownego z nią spotkania. „Będzie lepiej i dla niej, i dla

mnie, jeżeli już się nie spotkamy. Czar jej oczu jest prawdziwie

niebezpieczny, jeszcze chwila, a nie będę mógł się od niego uwolnić"

— myślał zaniepokojony.

Następnego dnia jednakże ponownie zasiadł przy stole

naprzeciwko niej. Również Liana zbyt często spoglądała w jego oczy,

by zachować dotychczasowy spokój serca. Następnego dnia ich

rozmowa nabrała jeszcze cieplejszych tonów. I trzeciego dnia, gdy

Greifenberg ponownie siadł przy stole, wbrew swemu rozsądkowi,

rozmawiali ze sobą z ożywieniem, jak dwoje dobrych przyjaciół.

Wreszcie nadszedł dzień czwarty. Detlev Greifenberg ponownie

zjawił się na obiedzie. Złożył sam sobie gorącą obietnicę, że jest to

ostatni dzień, gdy pozwala sobie na tak karygodną słabość i ulega

pokusie zobaczenia Liany Reinold, która roztacza nad nim

background image

niewytłumaczalną moc. Uważał, że stanowi ona dla niego zagrożenie,

z przyjemnością jednak poddał się raz jeszcze jej urokowi. Nie

spuszczał przy tym oczu z jej prześlicznej twarzyczki.

Po obiedzie zbliżył się do niej.

— Pozwoli pani, że się z panią ostatecznie pożegnam. Dziś po

południu wyjeżdżam z Berlina.

Liana lekko, prawie niezauważalnie pobladła. Poza tym nic nie

zdradzało, co poczuła po usłyszeniu tej informacji. Uprzednio mówił

jej, że zamierza pozostać jeszcze trzy, cztery dni w stolicy. Musiał

zatem zmienić plany.

— A więc opuszcza nas pan już dzisiaj, panie Greifenberg?

— Tak, otrzymałem telegram, w którym jestem pilnie wzywany

— powiedział gwałtownie.

— Życzę panu w takim razie szczęśliwej podróży.

Podała mu rękę na pożegnanie, którą on uchwycił i podniósł do

ust.

— Bardzo pani dziękuję. Cieszę się, że panią spotkałem i

mogłem dotrzymać pani towarzystwa. Ciekaw jestem, czy drogi

naszego życia kiedykolwiek się jeszcze przetną.

— Jeśli los tak zechce, panie Greifenberg — odpowiedziała

cicho, prawie niedosłyszalnie.

— Wierzy pani w przeznaczenie i niezmienność losu?

— Czasami odnoszę wrażenie, że całe nasze życie i jego tok

zapisane są w jakiejś księdze przeznaczenia.

background image

— Życzę pani w takim razie, by pani los ukazywał pani zawsze

uśmiechnięte i szczęśliwe oblicze.

— I ja tego panu życzę.

Jeszcze raz uścisnął jej dłoń.

— Nigdy pani nie zapomnę. Do widzenia! — powiedział szybko,

gdyż głos zdawał się odmawiać mu posłuszeństwa. Po chwilki oddalił

się w pośpiechu.

Gdy znalazł się już w pokoju, gwałtownie zaczął paktować swoje

rzeczy do walizki. Chcąc oszukać samego siebie, zaczął wesoło

pogwizdywać. Gdy jednak przygotował już bagaże i zamknął ostatnią

walizkę, gwizdanie zamarło na jego wargach. Z ponuro

zmarszczonym czołem podszedł do okna. Nieruchomo wpatrywał się

przed siebie, a jego usta bezwiednie, bez udziału jego świadomości

wypowiedziały to, co czuł w głębi serca:

— Spogląda się na siebie, poznaje się siebie nawzajem, a gdy się

pokocha, nadchodzi chwila rozstania.

Słowa te dotarły do jego świadomości, gdy już zostały

wypowiedziane z wściekłością zaczął krążyć po pokoju. Pospiesz się

wreszcie, mój drogi Detlevie, byś odzyskał jasność myśli i zwykły ci

rozsądek. W przeciwnym razie zwariujesz. I to z tak głupiego

powodu? Ta dziewczyna nie jest dla ciebie, a rozumny człowiek nie

powinien sięgać po rzeczy, które nie leżą w zasięgu jego możliwości.

Koniec i kropka!

Przelotne spojrzenie na zegarek uświadomiło mu, że nadszedł już

najwyższy czas opuścić pensjonat pani Wesemann. W kilka minut

background image

później, mocno zagryzając usta, zbiegł po schodach. Nie mógł się

jednak powstrzymać i spojrzał w górę na okna. Na szczęście jednak

nie dostrzegł złotowłosej dziewczęcej głowy, ukrytej wstydliwie za

zasłoną, skierowanej w stronę ulicy, na której miał się pojawić.

Liana Reinold chciała rzucić jeszcze ostatnie, pożegnalne

spojrzenie na człowieka, który sprawił, że jej serce po raz pierwszy

mocniej zabiło. W jej duszy rozbrzmiewały jeszcze jego ostatnie

słowa: „Nigdy pani nie zapomnę." I jej się to nigdy nie uda, była tego

pewna. Wydawało jej się, że uczucie to wzbogaciło jej życie, nadając

mu inną treść i sens.

Zamek Rastenau położony był w przepięknej okolicy, na

wzniesieniu górującym nad pozostałymi ziemiami. Początkowo

zamek był jedynie niewielką warownią. Jednakże z kolejnych panów

na Rastenau powiększał swoją rodową rezydencję, przebudowując i

rozbudowując ją. W ten też sposób po upływie kilku wieków

niewielka warownia przekształciła się w okazały, nie wznoszący się

nad pozostałymi ziemiami zamek.

W otoczeniu pięknej przyrody sprawiał niezwykle malownicze

wrażenie, choć nie rościł sobie żadnych praw do jakiegoś konkretnego

stylu architektonicznego, do czego przyczyniły się niezaprzeczalnie

wspomniane liczne przebudowy.

Rastenauowie zaliczali się do tych nielicznych rodów

szlacheckich, którym na przełomie ostatnich wieków nie tylko udało

się utrzymać swe liczne dobra i majątki, lecz zdołali je jeszcze

background image

znacznie powiększyć. Do hrabstwa Rastenau zostały dołączone

znaczne obszary ziemskie. Posiadłość nie została podzielona, jak to

się stało z większością innych dóbr szlacheckich. Całość majątku

dziedziczyli przeważnie pierworodni synowie. Jednak podczas, gdy

majątek i dobra nie uległy upadkowi, wymierał ród Rastenau.

Hrabia Joachim nie miał syna, któremu mógłby przekazać

dziedzictwo, żona urodziła mu jedynie córkę. Poza nim żył już tylko

jeden jedyny Rastenau, jego siostrzeniec. On zostać miał, po śmierci

hrabiego Joachima, panem na Rastenau. Liczył sobie trzydzieści trzy

lata i od dwunastego roku życia był sierotą. Hrabia Joachim przyjął go

do swej rodziny i wychowywał wraz z córką Stefanią.

Steffi, jako dziecko, najchętniej bawiła się z dziećmi ogrodnika,

czterema potężnymi, silnymi blondynami. Biegała z nimi po górze

zamkowej, po ogrodzie, wspinała się na mury, drzewa i wszelakiego

rodzaju ogrodzenia. Kłóciła się z nimi, potem ponownie się godziła i

jeszcze dzisiaj, gdy była już prawie dorosła, chętnie przebywała w ich

towarzystwie. Hrabianka Steffi, mimo swych szesnastu lat,

zachowywała się z dziecinną beztroską.

I dzisiaj siedziała znowu na olbrzymiej czereśni, rosnącej nie

opodal zamkowych murów. To było jej ulubione miejsce, stąd

bowiem roztaczał się przepiękny widok na leżące poniżej ziemie,

mogła też spoglądać na szeroką drogę podjazdową, wiodącą w górę

do samego zamku. To też było jej głównym celem. Kiedyś bowiem tą

drogą musiało coś nadjechać — może szczęście, może książę z bajki,

a może... Jan Wachau, jej najlepszy przyjaciel, z którym od dawna

background image

prowadziła wojnę podjazdową, a który odwiedzał ją stosunkowo

często i nie był jej tak całkiem obojętny.

Dzisiaj jednak nie mogła oczekiwać jego wizyty, od kilku

tygodni leżał bowiem w szpitalu, przykuty do łóżka, czego powodem

było skomplikowane złamanie nogi. Mimo to siedziała na czereśni

niespokojnie czegoś oczekując.

Pod

drzewem

siedziała

panna

Malwina

Riickauf,

wychowawczyni Steffi. Dlatego też hrabianka preferowała miejsce na

górze, wiedziała bowiem, że jej wychowawczyni nie będzie jej tam

prześladować. Zdawała sobie jednak sprawę, że zostanie za to

ukarana, gdyż panna Malwina nie uważała za stosowne, by

dorastająca panienka wspinała się na drzewa. Steffi miała jednak inne

poglądy na ten temat.

Siedząca pod drzewem panna Riickauf podniesionym głosem

czytała

swej

podopiecznej

biografię

Lessinga.

Hrabianka

przysłuchiwała jej się niespokojnie, bez należnego skupienia. Po

chwili krzyknęła, spuszczając głowę:

— Moja kochana Malwino, dlaczegóż pani tak krzyczy? Zmęczy

się pani tylko. Niepotrzebnie się pani wysila, czytając mi tę nudną do

granic wytrzymałości biografię świętego Klopstocka.

— Czytam pani biografię Lessinga, hrabianko!

— Tak? Cóż, może wreszcie ustalimy jedną, bardzo ważną rzecz.

Nie mam czasu ani ochoty, by zajmować się podobnymi bzdurami.

Muszę obserwować drogę, gdzie przed wieloma wiekami moi

background image

przodkowie uprawiali, przynoszący wprawdzie ogromne korzyści, ale

niezwykle trudny zawód rozbójników.

— Cóż za niesłychane rzeczy panienka opowiada, hrabianko! —

zawołała wyprowadzona z równowagi panna Riickauf.

— Zgadzam się z panią. I ja sądzę, że było niesłychanie

nieuprzejme ze strony moich przodków, że zakłócali spokój tej

pięknej okolicy swoimi zbójeckimi napadami.

— Natomiast ja uważam, że na naganę zasługuje pani nieuwaga

w czasie zajęć.

— Ach, droga Malwino, nie obchodzi mnie, kiedy żył i cierpiał

stary Klopstock czy jakiś tam Lessing. I tak nic to nie zmieni w moim

życiu.

— Musi panienka jednak znać najważniejsze fakty z życia

naszych najsłynniejszych klasyków.

— Najważniejsze jest, bym znała przynajmniej ich dzieła. Moje

wykształcenie i tak nigdy nie będzie doskonałe, zawsze będzie

wykazywało pewne braki. „Dzięki Bogu!" — jak stwierdził Jan

Wachau.

— Pan baron nie powinien umacniać jeszcze w pani wrodzonej

chyba niechęci do nauki. Braki w pani wykształceniu są niestety

ogromne.

— Malwinko, nie gniewaj się tak strasznie na mnie. „Złość

piękności szkodzi", stanie się pani stara i brzydka. I co powiedziałby

na to nasz młody pastor? Wie pani niewątpliwie, że szuka on żony i ja

już się o to postaram, by wreszcie przejrzał na oczy i dostrzegł, że jest

background image

pani dla niego stworzona i powinien panią wprowadzić na plebanię

jako swoją żonę. On jest czasami tak nieśmiały, że trzeba energicznie

działać za niego. Dobrze się pani czuje?

Panna Ruckauf nerwowo przewracała kartki trzymanej w ręku

książki.

— Hrabianko Steffi, czasami nie zdaje sobie panienka sprawy z

tego, co plecie.

— Ależ nie, zdaję sobie doskonale sprawę. Niech pani odłoży

teraz książkę na bok i pozwoli odpocząć swojemu nadwyrężonemu

długim mówieniem gardłu.

— Mam jednak obowiązek nauczenia panienki czegokolwiek. W

tej chwili powinnyśmy się uczyć historii literatury.

Steffi postanowiła opuścić swe miejsce na drzewie. Osunęła się,

puszczając gałąź. Przez chwilę wydawało się, że zawisła między

niebem a ziemią. Jej szczupłe nogi bujały przez chwilę tuż przed

oczami wystraszonej wychowawczyni, w końcu z wdziękiem opadła

na ziemię.

— Malwinko, ziemia ponownie odzyskała swoją mieszkankę!

— krzyknęła całując zdenerwowaną pannę Ruckauf w zaczerwieniony

lekko policzek.

— Cóż za trzpiotka z panienki! — westchnęła wychowawczyni z

udawaną złością, w rzeczywistości bowiem nie potrafiła długo

gniewać się na swoją podopieczną. Po chwili wahania zamknęła

książkę.

Steffi spojrzała na zegarek.

background image

— Drogi Boże, Malwinko! Teraz naprawdę musimy się spieszyć.

Nadeszła wreszcie pora posiłku! „Jedzenie jest wspaniałym

przeżyciem" — tak mówi zawsze Jan Wachau.

— Młodej panience jednakże nie przystoją podobne stwierdzenia.

— Precz z przestarzałymi konwenansami, kochana Malwinko! —

stwierdziła Steffi, po czym ceremonialnie skłoniła się przed

opiekunką. — Mam zaszczyt zaprosić panią na śniadanie. Mama i tata

z pewnością nas oczekują. Już najwyższy czas! — powiedziała

poważnie.

Joachim Rastenau siedział z żoną na tarasie zamkowym. Tam też

nakryto do stołu, by zjeść posiłek w blasku słońca. Hrabina była

sympatyczną kobietą, liczącą około czterdziestu lat. Ubierała się

gustownie, jej ruchy pełne były godności. Miała gęste ciemne włosy i

świeżą, zdrową cerę. Jej ciemne oczy przypominały barwą i kształtem

oczy córki, nie było w nich jednak wyrazu zuchwałości i radości, lecz

powaga i roztropność, jakie przystoją dorosłej kobiecie.

— Czy słyszysz naszego kochanego skowronka, Stefanio? —

zapytał uśmiechając się z rozrzewnieniem hrabia Joachim, gdy

dobiegły do ich uszu słowa piosenki śpiewanej dźwięcznym głosem

przez Steffi.

— Nawet gdy się nie widzi naszej kochanej trzpiotki, zawsze

można ją usłyszeć. Steffi jest tak żywa, że napełnia sobą cały zamek.

— Strasznie się cieszę, Stefanio, że pozostawiasz jej tyle

swobody!

background image

— W człowieku można zabić jego najlepsze cechy, próbując

dopasować go do ogólnie przyjętych szablonów. Przekonały mnie o

tym własne doświadczenia. Po co więc wprowadzać bezmyślną,

salonową tresurę? Samo życie oszlifuje jej bardzo żywy temperament.

— Jest przecież twoją córką, Stefanio — powiedział hrabia ciepło

i serdecznie.

Zaraz po ślubie stosunki między nimi nie układały się najlepiej.

Byli sobie obojętni. Po pewnym czasie jednak zdziwili się,

odkrywszy, że nie najlepsze pożycie przekształciło się w harmonijny i

szczęśliwy związek. Polegał on na wzajemnym zrozumieniu i

zaufaniu, a pojawienie się na świecie wspólnego dziecka zbliżyło ich

jeszcze bardziej.

Pożycie małżeńskie było szczęśliwe, bez sprzeczek i

niepotrzebnych kłótni. Być może powodem był właśnie fakt, że

pobrali się z rozsądku, a nie z płomiennej, lecz przemijającej szybko

namiętności. Z biegiem lat coraz bardziej się do siebie przywiązywali,

nie mogli już bez siebie żyć i nie chcieli się wzajemnie ranić. Dlatego

też hrabia nie miał odwagi powiedzieć o zatajonym przed laty

istnieniu Liany.

Nie chciał niszczyć harmonii swego udanego jak dotąd

małżeństwa. Musiałby bowiem przyznać się żonie, że miał przed nią

tajemnicę, którą ukrywał latami. Poza tym istniał jeszcze jeden powód

zmuszający go do milczenia. W jego przeszłości było coś, co nie

powinno wyjść na jaw.

background image

Tymczasem na tarasie pojawiła się Steffi w towarzystwie

opiekunki. Gwałtownie, powiewając sukienką, podbiegła do

rodziców, objęła ich serdecznie i pocałowała, najpierw matkę, potem

ojca.

— Nie uduś nas przypadkiem! — zażartował hrabia.

Zasiedli do stołu. Służący podał im, oprócz zimnych potraw,

ciepłą jajecznicę. W trakcie śniadania służący przyniósł pocztę, która

nadeszła tego poranka. Joachim posegregował listy. Przeznaczone dla

niego włożył do kieszeni, by przeczytać je w spokoju po śniadaniu w

swoim gabinecie. Pozostałe wręczył rodzinie. Hrabina otrzymała

pismo od swego dostawcy, jeden listy zaadresowany był do panny

Riickauf. W końcu w ręce została mu jedna koperta, którą trzymał,

uśmiechając się tajemniczo.

— A do kogo jest ten list? — zapytał córkę.

— Daj mi... och, daj mi go szybko!

Hrabia wręczył jej ze śmiechem kopertę. Spojrzała na nią w

pośpiechu, chcąc dowiedzieć się, kto jest nadawcą.

— Och, od Detleva — powiedziała odrobinę rozczarowana.

— Nie wiem, kto właściwie mógłby do ciebie pisać, Steffi —

zauważyła matka.

Steffi nie przyznała się, że w najgłębszym zakamarku swojego

serca żywiła nadzieję, że otrzyma list od Jana Wachaua.

— Detlev obiecał mi przecież, że napisze.

Steffi dopiero teraz przeczytała cały adres, jaki podany był na

kopercie i roześmiała się głośno. Pokazała wszystkim, co napisał jej

background image

kuzyn Detlev, swym pewnym, charakterystycznym pismem, po czym

przeczytała na jednym oddechu:

„Do rąk szlachetnie urodzonej hrabianki

Stefanii Charlotty Marii

z rodu Rastenau-Greifenberg-Uerzen-Soldenau-Giitershagen

na zamku Rastenau.

Doręczyć do rąk własnych adresatki."

Potem, z braku nożyka do rozcinania kopert, rezolutnie ujęła nóż

z zastawy śniadaniowej i ku zdumieniu panny Ruckauf rozcięła nim

kopertę. Ze środka wyjęła pokaźnych rozmiarów kartkę, gęsto

zapisaną dużymi drukowanymi literami:

Moja kochana, mała Steffi!

Mężczyźni dotrzymują raz danego słowa. Trzymasz wiośnie w

rękach obiecany list. Ponieważ każda chwila mojego pobytu w

Berlinie jest niezwykle kosztowna i powinna zostać wykorzystana,

możesz więc sobie wyobrazić, jak bardzo zależy mi na Twojej miłości

i zaufaniu, gdyż zamiast załatwiać powierzone mi sprawy, spędzam

czas na pisaniu do Ciebie tej długiej epistoły.

Najpierw relacja z powierzonego mi przez Ciebie zadania, które

wykonałem dokładnie według Twoich wskazówek. Rankiem, dzień po

moim przyjeździe, złożyłem wizytę Jankowi Wachau, który leży tu w

pięknym sanatorium. Jest z nim już o wiele lepiej i myślę, iż

niebawem wróci do domu. Jeden z najsłynniejszych chirurgów uporał

background image

się już ze składaniem jego złamanej nogi. Twierdzi też, że można ją

całkowicie wyleczyć i doprowadzić do ,,stanu używalności"…

Ten trzykropek oznacza małą przerwę, by pozostawić Ci czas na

wybuch radości. Powiedziałem Jankowi, że zagroziłaś mi

wypowiedzeniem swojej przyjaźni, jeżeli go zaraz po moim

przyjeździe nie odwiedzę i nie dowiem się o jego zdrowie.

Wiadomość ta niezwykle go ucieszyła. ,,Cóż za wspaniała

dziewczyna!" — powiedział.

Mam

Cię

zatem

oficjalnie

powiadomić,

że

Twoje

zainteresowanie i współczucie głęboko go poruszyło i przesyła Ci za

nie serdeczne wyrazy podziękowania. Czuje się dobrze, tęskni i nie

może się już wprost doczekać, kiedy będzie ponownie mógł skakać z

tobą przez rowy i inne przeszkody. Masz trzymać kciuki, by jak

najszybciej mógł wrócić do domu.

Chciałem jeszcze zawiadomić, że wrócę do Rastenau pod koniec

tygodnia, tak, jak umawiałem się z wujem Joachimem. Poza tą

wiadomością chciałbym, byś wiedziała, że kupiłem dla Ciebie

olbrzymią bombonierkę, dokładnie taką, jaką lubisz — z Twoimi

ulubionymi

kandyzowanymi,

leśnymi

owocami.

Będziecie

zadowoleni — Ty i Twój tata. Proszę Cię, pozdrów serdecznie wuja

Joachima. Całuję z szacunkiem ręce cioci Stefanii, a Ciebie ściskam

mocno i całuję w zadarty nosek.

Z wyrazami braterskiej miłości

Twój kuzyn Detlev

background image

— No i co, Steffi, dostałaś od Detleva miłe wiadomości? —

zapytała — matka.

Steffi skinęła twierdząco głową, podeszła do matki i objęła ją z

miłością.

— O tak, mamo, bardzo miłe. Pomyśl tylko, że noga Jana

Wachaua została dobrze złożona i odzyska w niej niebawem

całkowitą władzę.

— Och, to rzeczywiście wspaniała wiadomość! Jak się czuje

Janek? — zapytał hrabia.

— O wiele lepiej. Kazał mi przekazać, że nie może już doczekać

się chwili, kiedy wsiądzie na konia i pomknie ze mną w dal,

pokonując rowy i inne przeszkody.

— Jeszcze, jak sądzę, minie trochę czasu, zanim do tego dojdzie,

Steffi. W końcu jednak nie musicie od razu wybierać najtrudniejszych

dróg. Możecie trochę poczekać ze skakaniem przez przeszkody —

zauważył Joachim Rastenau.

— Och, tatusiu, Jan na pewno szybko nauczy się ponownie

skakać, prawda?

— O, z pewnością będzie się starał dotrzymać ci kroku, chociaż

może mu się to nie udać z naszą trzpiotką. W końcu ma on już swoje

lata — zażartował hrabia.

— Dwa dni po moich szesnastych urodzinach skończy

dwadzieścia siedem lat.

— W każdym razie uważam, że to bardzo ładnie z twojej strony,

Steffi, że tak bardzo przejmujesz się wypadkiem barona Wachaua.

background image

— Ależ, mamo, to chyba zrozumiałe w przypadku tak starych i

dobrych przyjaciół jak my. On do tej pory mi wypomina, że za

każdym jego pobytem w Rastenau, gdy byłam jeszcze małym

dzieckiem ciągnął mnie za sobą za pieluchę, jak małego psiaka na

smyczy. Mógł znieść moje „towarzystwo", gdyż nie płakałam. Jak

mówi, nie może ścierpieć małych dzieci z powodu ich nieustannego

wrzasku. Zawsze jednak byliśmy dobrymi przyjaciółmi.

Hrabina odgarnęła z czoła córki niesforny lok ciemnych, gęstych

włosów. Zdawała sobie sprawę, jak bardzo Steffi była przywiązana do

młodego barona Wachaua.

— Czy oprócz tego Detlev napisał jeszcze coś ważnego, Steffi?

— zapytał hrabia.

— Wraca pod koniec tygodnia, jak się z tobą wcześniej umówił,

tatusiu, i przywiezie wspaniałą bombonierkę z pralinkami

nadziewanymi kandyzowanymi owocami.

— No cóż, widzę, że cały jego list zawiera jedynie dobre

wiadomości. Ale teraz i ja chciałbym przeczytać moją poranną pocztę

— to powiedziawszy hrabia wstał od stołu. — Bądź dzisiaj grzeczna,

Steffi, by panna Riickauf nie musiała się na ciebie skarżyć.

— Tatusiu, przecież ona jest ze mnie prawie całkiem

zadowolona.

Tylko

z

czysto

pedagogiczno-wychowawczych

powodów nie chce tego po sobie pokazać. Nieraz jednak mamy różne

poglądy na tę sprawę, prawda, droga Malwinko?

background image

— Hrabiankę Steffi rozpiera czasami nadmiar sił witalnych i

dlatego ma trudności z usiedzeniem choćby przez chwilę na jednym

miejscu — powiedziała pojednawczo wychowawczyni.

— Bardzo ładnie to pani ujęła i dlatego obiecuję dobrowolnie, że

przez cały tydzień postaram się być wzorową uczennicą. A zazwyczaj

dotrzymuję obietnic, o czym pani powinna już wiedzieć. Dzisiaj jest

poniedziałek... a więc do następnego poniedziałku przeobrażę się w

pilną uczennicę, by i pani miała w życiu choć trochę radości. Teraz

jednak muszę niezwłocznie odpowiedzieć na list Detleva. Jego adres

jest jak zwykle taki sam, a on oczywiście podróżuje incognito.

— Napisz po prostu: Detlev Greifenberg, Berlin West, pensjonat

"Wesemann".

Hrabianka Steffi w zamyśleniu pokiwała twierdząco głową.

— Cóż, jeśli i ja będę musiała w przyszłości tyle podróżować, co

Detlev, też będę to robić incognito. Tytuły są tak przesadnie

ceremonialne już w domu, a w podróżach jak sądzę stanowią jeszcze

większe obciążenie.

Joachim Rastenau udał się do swojego gabinetu, hrabianka Steffi

do swojego pokoju, a hrabina pozostała na tarasie, chcąc porozmawiać

z panną Riickauf o zakończeniu nauki swej córki. Lekcje miały być

kontynuowane jedynie do końca roku. Joachim zasiadł przy biurku i

szybko przejrzał listy. Jako pierwszą otworzył kopertę z nadrukiem

adresu firmy swego bankiera. Tak, jak przypuszczał, w środku znalazł

listy od Liany. Jego twarz rozjaśnił rzewny uśmiech.

background image

„Moja mała, biedna Liana! Chciałbym wiedzieć, czy bardzo ją

zraniłem wiadomością, że nie jest jedyną bliską mi osobą, że są też

inni, których gorąco kocham" — myślał trochę zatroskany.

Szybko otworzył list i zaczął niecierpliwie czytać. Wkrótce

uśmiech zniknął z jego twarzy, siedział nieruchomo wpatrzony w

kartkę papieru, zapisaną ręką Liany. Gdy przeczytał do końca,

odetchnął ciężko i przycisnął mocno zaciśnięte w pięści dłonie do

rozpalonego czoła. Strasznie poruszyły go informacje przekazane mu

w liście przez Lianę.

Po długiej chwili, w czasie której siedział nieruchomo zapatrzony

przed siebie, zerwał się nerwowo z krzesła i zaczął szybko krążyć po

pokoju. „Muszę wreszcie powiedzieć o niej Stefanii, muszę przecież

pozwolić Lianie zamieszkać z nami w Rastenau" — myślał nerwowo,

bijąc się z własnymi myślami. Zdecydowany, odrzucając wszelkie „za

i przeciw", pospieszył do drzwi. Zanim jednak nacisnął klamkę,

zatrzymał się.

— Nie, nie... nie mogę do tego dopuścić — wyszeptał i ukrył

twarz w dłoniach.

Po paru minutach ręce mu opadły i rozejrzał się dookoła

zmęczonymi oczami. Ponownie rozpoczął niespokojną wędrówkę po

pokoju. W jego głowie kłębiły się gorączkowe, chaotyczne myśli. Co

ma zrobić, w jaki sposób mógłby pomóc Lianie? Jak ma ją chronić

przed niegodnymi zarzutami podłej kobiety? Czy uwierzą mu, że

traktował Lianę jak swą córkę i obdarzał ją miłością czysto ojcowską i

background image

że ona nie czuła do niego nic poza dziecinnym przywiązaniem do

człowieka, który z całych sił starał się zastąpić jej rodziców?

Najchętniej rzuciłby teraz wszystko i podążył do Liany, by

pomóc jej chociaż ciepłym słowem. Gdybyż tylko wiedział, gdzie

można ją znaleźć, gdzie obecnie przebywa. Ale ona sprytnie

przewidziała jego reakcję i zataiła przed nim adres miejsca, do

którego postanowiła się udać.

Ponownie wziął do ręki list Liany i przeczytał go po raz drugi,

spokojniej i z większą uwagą. Liczył, że znajdzie jakiś punkt

zaczepienia, od którego mógłby zacząć poszukiwania. Liana pisała, że

postanowiła znaleźć miejsce w jakimś pensjonacie w Berlinie

Zachodnim. W tej dzielnicy było pełno takich pensjonatów. Kazała

mu pisać na poste restante, Berlin West 50. Z jaką rozwagą wszystko

zaplanowała.

Wciąż jak do tej pory nie podejmowała samodzielnie żadnych

decyzji, zdając się na jego rady i rozporządzenia. Z ciężkim

westchnieniem stwierdził, że niestety musi przyznać jej rację. I on

obawiał się, że inni ludzie mogą z nieufnością i obraźliwymi

podejrzeniami przyglądać się ich wzajemnym stosunkom. Nagle

uświadomił sobie, że rzeczywiście mogli swym zachowaniem

potwierdzać owe podejrzenia.

Przeczytał ogłoszenie, które dołączyła do listu. Nic mu ono

jednak nie mówiło. Nie wiedział nic o ogłaszających się ludziach,

szukających towarzystwa dla swoich córek. Jak dobrze się złożyło, że

background image

w czasie jego ostatniego u niej pobytu powiedział o pieniądzach, które

uchronią ją przynajmniej od skrajnej nędzy.

Usiadł przy biurku. Najważniejsze teraz było, by Liana możliwie

najszybciej dostała od niego wiadomości. Sięgnął po pióro i zaczął

pisać:

Moje kochane, najdroższe dziecko! Moja biedna, mała Liano!

Jak możesz sobie z pewnością wyobrazić, Twój list strasznie mną

wstrząsnął i wyprowadził mnie z równowagi. Jednak roztrząsanie i

zastanawianie się nad podłością ludzką nie przyniesie ani

rozwiązania, ani ulgi. Jest zatem bezcelowe i nie warto zaprzątać

sobie tym głowy. Masz jednak rację, Liano, musimy wziąć pod uwagę

opinię ludzi i powinniśmy, przede wszystkim w Twoim interesie,

unikać wszelkich podejrzeń.

Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, ile mnie kosztuje wysiłku

powstrzymanie się od odwiedzenia Cię teraz, w tak trudnej dla Ciebie

chwili. Chciałbym pospieszyć do Ciebie, by móc Cię pocieszyć i

uchronić przed kolejnymi zasadzkami, które niewątpliwie zgotuje Ci

jeszcze pełne niespodzianek życie.

Masz jednak rację, nie powinniśmy się teraz spotykać. Mogłoby

to jeszcze pogorszyć Twoją i tak już ciężką sytuację. Muszę jednak

wiedzieć, gdzie przebywasz. Dlatego proszę Cię, byś podała mi Twój

adres. Daję Ci moje słowo honoru, że nie będę próbował

jest w znacznym stopniu ograniczona. Ja sama mam zbyt dużo pracy

związanej z prowadzeniem domu, a mój mąż, zajęty osobiście

background image

zarządem majątku Brinkenhof, również nie potrafi znaleźć dla niej

czasu. Dlatego musimy zostawiać naszą córkę zdaną na jej własne

towarzystwo i obawiamy się, że zbyt długie przebywanie w samotności

spowoduje, iż popadnie w apatię.

Znajdzie Pani u nas milą atmosferę i serdeczne przyjęcie. Moja

córka ma spokojny i miły charakter, a Pani zdjęcie bardzo jej się

spodobało. Nasz majątek leży w przepięknej okolicy, nie opodal jednej

z najsłynniejszych i najpopularniejszych w kraju miejscowości

kuracyjnej.

Rozumie się, że otrzyma Pani u nas stale utrzymanie. Czekają już

na Panią dwa przyjemne pokoiki obok pokoi mojej córki. Bardzo

proszę niezwłocznie powiadomić mnie o Pani decyzji i wysokości

wynagrodzenia, jakiego Pani oczekuje. Resztę, jak sądzę, uda nam się

ustalić bez większych kłopotów, gdy już Pani będzie u nas.

Z wyrazami szacunku

Ina von Brinken

Brinkenhof

List pani von Brinken bardzo się Lianie spodobał, dlatego też bez

wahania postanowiła przyjąć pracę u niej. Wysłała do wujka Joachima

otrzymany list, do którego dołączyła kartkę od siebie:

Kochany wujku Joachimie!

Proszę, przeczytaj dołączony przeze mnie list pani von Brinken i

napisz, czy i Ty sądzisz, że powinnam przyjąć tę propozycję.

Chciałabym jej napisać, że nie chcę od niej żadnego wynagrodzenia,

by w ten sposób utrzymać swą niezależność. Sądzę, że ją to ucieszy, a i

background image

Ty będziesz bardziej zadowolony. Czekam na Twji niezwłoczną

odpowiedź, chciałabym bowiem jak najszybciej poinformować panią

von Brinken o mojej decyzji.

Całuję

Twoja Liana

Zwrotną pocztą otrzymała odpowiedź wujka:

Kochana Liano!

Kamień spadł mi z serca. Znam rodzinę Brinkenów. Ich dobra

leżą pobliżu jednego z moich majątków, zwanego Greifenberg. Jestem

zaprzyjaźniony z panem Brinkenem, dobrze znam jego żonę i córkę. Są

to prawdziwie sympatyczni ludzie. Ich córka nie jest ładna — prawdę

powiedziawszy to można ją określić jako brzydulę — i częściowo

sparaliżowana w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Ale ma miły

charakter.

Jestem pewny, że Ci się tam spodoba. Będzie Ci się z nimi dobrze

żyło, a ja będę Cię miał blisko siebie. By dojechać samochodem z

Rastenau do Greifenbergu wystarczy godzina, a stamtąd Brinkenhof

jest odległy zaledwie o kwadrans. Piszę to na wypadek, gdybyś kiedyś

była w potrzebie i chciała mojej pomocy.

Majątkiem Greifenberg zarządza mój siostrzeniec, ja rzadko tam

bywam. Jeżeli spotkalibyśmy się kiedyś przypadkowo, będziemy

zmuszeni udawać, że się nie znamy, by nie padło na nas kolejne

podejrzenie. Ubolewam nad tym, że nie mogę oficjalnie Cię

przedstawić jako mojej przybranej córki. Mam jednak związane ręce.

Dlatego świadomość, że zamieszkasz w Brinkenhof, jest dla mnie

background image

ogromną pociechą. Powiadom mnie niezwłocznie, kiedy zamierzasz

tam pojechać.

Bóg z Tobą, moje dziecko. Zlikwiduję zatem mieszkanie w

Berlinie, a meble zostawię w depozycie. Należą przecież do Ciebie,

zakupiłem je za Twoje pieniądze. Kwit depozytowy prześlę Ci w

następnym liście; być może pewnego dnia przydadzą Ci się stare

meble.

Pozdrawiam Cię i całuję

Twój wujek Joachim.

Liana zapowiedziała więc pani von Brinken, że przyjedzie pod

koniec tygodnia. Od razu zwróciła jej uwagę kilkakrotnie wspomniana

przez wujka Joachima w jego ostatnim liście nazwa Greifenberg. Do

tej pory nie wiedziała, że posiada on taki majątek. Po przeczytaniu

listu, przed jej oczyma pojawiła się ponownie postać pana Detleva

Greifenberga.

Nie podejrzewała jednak, że między nazwą majątku a

nazwiskiem nieznajomego istnieje tak ścisłe powiązanie. Nie mogła

też wiedzieć, że pan Greifenberg, którego tak przypadkowo poznała,

jest siostrzeńcem wuja Joachima. W przeciwnym razie inaczej

patrzyłaby na swój wyjazd do Brinkenhof.

Po opuszczeniu pensjonatu „Wesemann" hrabia Detlev

Greifenberg zatelegrafował do Rastenau, powiadamiając o swoim

wcześniejszym powrocie. Gdy wysiadł z pociągu, na stacji, położonej

najbliżej posiadłości Rastenau, przywitała go Steffi, wychylająca się z

eleganckiego powozu. W rękach trzymała cugle, starając się uspokoić

background image

dwa niespokojne konie, które niecierpliwie przestępowały z nogi na

nogę i głośno parskały, chcąc jakby dać wyraz swemu

niezadowoleniu.

— Hallo, Detlev! Pospiesz się wreszcie! Nie mogę już utrzymać

tych rozjuszonych rumaków.

Detlev jednym skokiem znalazł się przy niej i umościł wygodnie

w powozie.

— Cześć, Steffi! Chcesz mi oddać lejce?

Energicznie pokręciła głową.

— Absolutnie nie. Sama dam radę powozić.

— Nie wrzuć mnie jednak do fosy! — zażartował.

Wykrzywiła swą uroczą twarz w pełnym pociechy grymasie.

— Znam się na koniach lepiej niż ty!

— Ho, ho! Jestem zasłużonym kawalerzystą.

— By zrozumieć konie, nie trzeba służyć w kawalerii.

Ucałował ją po bratersku w jej dziecinnie okrągłe policzki.

— Zatrzymaj się! Poczekaj jeszcze dwie minutki, Steffi. Muszę

wziąć mój bagaż, w nim bowiem schowałem bombonierkę dla ciebie.

Hrabianka Steffi zatrzymała konie.

— No to wkładaj ten kufer!

Detlev skinął na bagażowego, który zgodnie z jego wskazówkami

włożył bagaż do powozu, za co otrzymał spory napiwek.

— No to w drogę, Steffi, pozwól koniom gnać ile sił w nogach, w

przeciwnym razie będą się niepokoiły. Będziemy pędzić szybciej niż

samochód.

background image

— Na pewno im się to uda. Chciałam przyjechać po ciebie

samochodem, oczywiście bez kierowcy, ale tata się na to nie zgodził.

— I słusznie postąpił. Wjechałabyś na drzewo i skrzywiła swój i

tak już zadarty nosek.

— Martw się o swój własny nos, dobrze? Właściwie za karę

powinnam wjechać do najbliższego rowu, żal mi jednak biednych

koni.

— A mnie nie byłoby ci szkoda?

— Nie za bardzo. Ale czekoladek tak.

— No oczywiście! Czekoladek! I owoców, Steffi. Tak, teraz

jestem spokojny, nie poświęcisz ich tak bez skrupułów jak twój ojciec.

Steffi rzeczywiście umiała obchodzić się z końmi. Bez zarzutu

kierowała nimi swoimi drobnymi, lecz silnymi rączkami. I mimo iż

przez pierwszy odcinek konie biegły odrobinę nierówno i

niespokojnie, teraz chętnie i dobrze spełniały powierzone im zadanie.

Obydwoje mieli masę rzeczy do omówienia.

— Jak było w Berlinie, Detlev? Jesteś zadowolony z pobytu w

stolicy? — zapytała Steffi.

— O, tak.

— Dlaczego więc przyjechałeś dwa dni wcześniej niż

zamierzałeś?

Westchnął ciężko i w zamyśleniu spojrzał przed siebie.

— Był już najwyższy czas, by się stamtąd wyrwać, Steffi.

Berlińskie powietrze nadmiernie mnie upajało i prawie przestałem nad

sobą panować.

background image

Kątem oka spojrzała na niego badawczo.

— Tym bardziej zostałabym tam na dłużej.

— Co słychać w domu? Czy wszystko układa się dobrze?

— Dziękuję, wszystko jest w porządku. Tylko tata od paru dni

jest trochę bardziej nerwowy, nie wiem dlaczego. Mówi, że ma

kłopoty związane z interesami. Poza tym wszystko jest na swoim

miejscu.

— Nie doprowadziłaś panny Ruckauf do rozstroju nerwowego?

— zażartował.

— W gruncie rzeczy to wspaniała osoba. Jedyną jej wadą jest to,

że męczy siebie i mnie wychowawczymi zasadami. „Rozumne

kobiety mają tylko jedną wadę", jak mawia Jan Wachau.

— Cóż... Janek tak powiedział? Hm, już on się na tym na pewno

doskonale zna.

Steffi skróciła gwałtownie lejce, tak, że konie prawie się

zatrzymały.

— Powiedz wreszcie, Detlevie, co u niego słychać? Jak się czuje?

Jest nadal unieruchomiony? Co mówił, gdy go odwiedziłeś?

— Pytasz o za dużo rzeczy naraz. Spróbuję jednak odpowiedzieć

ci wyczerpująco na każde pytanie.

Przysłuchiwała się jego relacji, starając się nie uronić ani jednego

słowa. A gdy wreszcie zamilkł, nie odezwała się i ona. Nie zauważyła

nawet, że przygląda jej się z prawie niedostrzegalnym uśmiechem.

Detlev spojrzał na zamek Rastenau, wznoszący się nad pozostałymi

background image

ziemiami i odcinający się malowniczo od zielonej trawy i pokrytych

lasami wniesień.

— Czy to nie wspaniały widok, Steffi? Jakżesz piękna jest ta

nasza stara siedziba!

— Serce mi się ściska, gdy widzę Rastenau w blasku słońca, jak

dzisiaj. Ale i Guntershagen, gdzie przyjdzie mi zakończyć życie, też

jest przepiękny.

— Dlaczego chcesz spędzić ostatnie dni w Guntershagen? Chyba

nie dlatego, że zgodnie z naszym rodzinnym, niepisanym prawem jest

to siedziba dla wdów, sierot i starych panien? O, nie sądzę w takim

razie, byś kiedyś tam zamieszkała. Z pewnością pewnego pięknego

dnia wyjdziesz za mąż.

Lekki rumieniec zabarwił jej blade policzki.

— Wykluczone! Nie znajdę nigdy odpowiedniego mężczyzny.

— Nie spiesz się tak, poczekaj... masz jeszcze ładnych kilka lat,

by stracić nadzieję na zamążpójście.

— Myślisz, że mogę mieć jeszcze nadzieję?

— A nawet jeżeli nie uda ci się wyjść za mąż, zostaniesz ze mną i

będziesz mi prowadziła dom.

— Ty przecież też na pewno się ożenisz.

— Nie spieszy mi się.

Powóz przejechał przez bramę wjazdową i zatrzymał się przed

samym wejściem do zamku Rastenau. Steffi bawiła się pejczem do

chwili, w której pojawił się koniuszy, wyprzągł konie i odprowadził

background image

do stajni. Służący, wyjąwszy uprzednio z powozu bagaże Detleva,

podążył do zamku.

Steffi i Detlev weszli do ogromnego holu, w którym mimo upału

było chłodno i przyjemnie. Przez okna wpadały promienie słońca

ukazując przepych kosztownych dywanów. Potężne kolumny

podpierały sklepienie sufitu ozdobione kolorowymi malowidłami. Tu

wyszedł im na spotkanie hrabia Joachim. Ucałował córkę i serdecznie

przywitał swojego siostrzeńca.

W pół godziny później w sali jadalnej podano do stołu. Nie

zasiadła przy nim tym razem panna Riickauf, która spożywała posiłki

wspólnie z rodziną hrabiego tylko wtedy, gdy nie było gości. W czasie

posiłku panowała ożywiona dyskusja. Hrabia Detlev miał nowe

wiadomości o licznych znajomych, których wszyscy byli ciekawi.

Również i Detley zauważył, że wuj Joachim wyglądał dziwnie

blado; wydał mu się niespokojny i bardziej nerwowy niż zazwyczaj.

Po obiedzie mężczyźni udali się do pokoju hrabiego Joachima, by w

spokoju zapalić papierosa. Zasiedli w wygodnych fotelach przy

kominku. Jak i pozostałe pokoje w zamku, tak i ten charakteryzował

się komfortowym i gustownym umeblowaniem.

Po chwili milczenia Joachim, badawczo przyglądając się

siostrzeńcowi, zapytał:

— Jak doszło do tego, że zdecydowałeś się wrócić dwa dni

wcześniej niż zamierzałeś? Co cię do tego skłoniło?

Detlev w zamyśleniu śledził kłęby dymu unoszące się z jego

papierosa, jak gdyby chciał zyskać na czasie. Potem spojrzał na wuja.

background image

Obydwaj zmarszczyli czoła, na których utworzyły się identyczne

trójkątne zmarszczki, kontrastujące z ich szarymi oczami.

— Szczerze mówiąc, wuju Joachimie, mój wyjazd z Berlina

bardziej przypominał ucieczkę. Nie była to przemyślana decyzja.

— Ucieczkę? Przed kim lub przed czym uciekałeś?

Detlev westchnął głęboko.

— Przed samym sobą... lub przed parą przepięknych

dziewczęcych oczu i pełną uroku twarzyczką.

— W zasadzie mężczyźni nie uciekają przed pięknymi kobietami,

Detlevie.

— W zasadzie nie. Ale, wuju Joachimie, nie zależy mi na

przygodach z kobietami, nie odpowiada mi styl mężczyzny,

szukającego łatwych znajomości. W sprawach sercowych jestem

nieco niezgrabny, kobiety prowadzą donikąd i dlatego staram się

strzec, jak tylko mogę, przed jakimiś głębszymi uczuciami, tym

bardziej że do Rastenau, jeżeli nie chce się stracić praw do majątku,

wprowadzić można jedynie równe rodem kobiety. Już wcześniej

myślałem, że to zarządzenie jest okrutne i bezsensowne. Nie jesteśmy

lepsi od książąt panującej rodziny, nie możemy wybierać zgodnie z

sercem, lecz zgodnie z tradycją.

— Tak już jest, Detlevie — słowom tym towarzyszyło ciężkie

westchnienie, którego hrabia nie umiał powstrzymać.

— Wujku Joachimie, Bogu dzięki, ciebie nie dotknął aż tak

bardzo krzywdzący nakaz tradycji. Przecież i ślepy by zauważył, że

poślubiłeś ciocię Stefanię z głębokiej miłości. Tak udane, pełne

background image

harmonii małżeństwo, jak wasze, może się przytrafić tylko ludziom

przekonanym o wzajemnej, dozgonnej miłości.

Hrabia Joachim utkwił wzrok w jakimś niewidocznym punkcie za

oknem.

— Tak ci się wydaje? — zapytał gwałtownie.

Zdumiony Detlev spojrzał na niego badawczo.

— A nie jest tak?

— Masz rację, Detlevie, określając nasze małżeństwo jako pełne

harmonii. Ale nie pobraliśmy się z miłości. Dopiero po kilku

nieudanych latach, licznych kłótniach i nieporozumieniach, nasze

dziecko wskazało nam właściwą drogę do siebie i wzajemnego

zrozumienia.

— Nie wiedziałem o tym — powiedział cicho Detlev.

— Tak, tak, mój chłopcze, pewne rzeczy wyglądają całkiem

inaczej, gdy zedrze się z nich wierzchnią warstwę i dotrze do sedna.

Ale odeszliśmy od twojego problemu. Uciekłeś zatem przed piękną

dziewczyną?

— Owszem, wydawało mi się, że z każdym dniem staje się dla

mnie

i

mojej

wolności

i

niezależności

coraz

większym

niebezpieczeństwem. I dopiero teraz zdałem sobie sprawę, ile w mym

rozumowaniu było racji. Czy wierzysz w miłość od pierwszego

wejrzenia?

Joachim w zamyśleniu spojrzał przed siebie.

background image

— Tak, wierzę... kiedyś... dawno, dawno temu doświadczyłem na

własnej skórze, że istnieje taka właśnie miłość, gorąca, namiętna i...

od pierwszego wejrzenia.

— Ja natomiast sądziłem do tej pory, że dwoje ludzi musi się

najpierw dość dobrze poznać, zanim poczują do siebie coś więcej.

Teraz zrozumiałem, że to nieprawda. Myliłem się. Ty byłeś zawsze

najlepszym przyjacielem, prawie ojcem, od kiedy przyjechałem tu

jako dwunastoletni chłopiec. Nigdy nie uda mi się odwdzięczyć ci za

dobro i miłość, jakimi mnie obdarzyłeś.

— Przecież to się rozumie samo przez się. Jako zarządca majątku

mam nawet obowiązek pomagać i wspierać mniej zamożnych

członków rodziny.

— Może tak, jak robił to twój poprzednik, zanim ty nie zająłeś

jego miejsca? Z tego, co wiem, miał on zwyczaj trzymać twoją głowę

tylko na tyle nad wodą, abyś nie mógł się utopić i robił to tak długo,

aż zmęczyłeś się porządnie ustawicznym wyrywaniem się, by

wystawić głowę i zaczerpnąć odrobinę powietrza. A ty? Czegoś ty dla

mnie nie uczynił w swej miłości i nieskończonej dobroci!

Wychowywałeś mnie i traktowałeś jak własnego syna. Oddałeś mi

nawet w zarząd Greifenberg. Ustanowiłeś właścicielem tego majątku i

tylko tobie zawdzięczam, że moje dzieciństwo i młodość upłynęła

spokojnie i beztrosko. To wszystko, jeden Bóg wie, nie było

bynajmniej twoim obowiązkiem.

— Nie kłóćmy się na ten temat. Nie jest najprzyjemniejszym

uczuciem świadomość, że opływa się w dostatki, podczas gdy inni

background image

ludzie głodują. Doskonale zresztą wiesz, że mogłem ci bez żalu oddać

Greifenberg, gdyż mam wystarczająco duże dochody z pozostałych

majątków. Poza tym odciążasz mnie znacznie, zajmując się zarządem

Greifenbergu. Jak więc sam widzisz, głównym bodźcem mojego

działania jest egoizm.

Hrabia Detlev ujął jego dłoń.

— Swoimi słowami ostatecznie przekonałeś mnie, że jestem

twoim dobroczyńcą, gdyż przyjmuję dobra, które mi wyświadczasz.

Muszę przyznać, że pod tym względem jesteś osobliwością tego

świata, w którym każdy woli brać niż dawać. Musisz jednak przyjąć

słowa mojej wdzięczności, wuju Joachimie.

— Przestań, zakończmy może ten temat! — powiedział

gwałtownie Joachim.

— No cóż, jak sobie życzysz. Chciałem jednak tylko

powiedzieć, że ufam ci jak najlepszemu przyjacielowi. Dlatego

chciałbym opowiedzieć ci, co mnie wygnało z Berlina. A może nie

jesteś tym zainteresowany?

— Możesz być pewny, że interesuje mnie wszystko, co ciebie

dotyczy. Poznałeś zatem piękną, młodą damę, która wywarła na tobie

ogromne wrażenie, a która, jak sądzę, nie jest ci równa rodem.

— Tak jest, wujku Joachimie. Ma pochodzenie mieszczańskie —

nazywa się po prostu panna Reinold.

Joachim drgnął, w zaskoczeniu nie potrafiąc zapanować nad

gwałtowną reakcją.

— Reinold?

background image

Siostrzeniec spojrzał na niego przerażony.

— Co ci się stało? Czy powiedziałem coś złego?

— Nie, nic się nie stało... widzę jednak, że twój przypadek jest

beznadziejny, ponieważ w żyłach tej młodej kobiety nie płynie nawet

kropla szlacheckiej krwi.

— Tak, całkowicie beznadziejny — z głębokim westchnieniem

powiedział Detlev. — Dlatego też uciekłem, zanim nie było za późno.

— Jak ją poznałeś?

Detlev opowiedział wyczerpująco o ich pierwszym spotkaniu nad

brzegiem jeziora i o tym, jak niezapomniane i głębokie wrażenie

wywarła na nim jej bezradność, potem o kolejnym spotkaniu w

pensjonacie pani Wesemann i o tym, jak stawali się sobie coraz bliżsi,

i o czym rozmawiali.

Joachim przysłuchiwał się w napięciu. Wyraz jego oczu

wskazywał, że głęboko nad czymś rozmyśla: Jakież to dziwne, że jego

siostrzeniec w olbrzymim przecież Berlinie spotkał Lianę, właśnie ją!

I że wywarła na nim aż tak ogromne wrażenie!

— Teraz już wiesz, wuju Joachimie, dlaczego wróciłem do domu

o parę dni wcześniej. Teraz zamierzam wziąć się ostro do pracy i

zapomnieć o przyczynie, która wyprowadziła mnie z równowagi. To

powinno mi pomóc, nie sądzisz?

— Życzę ci, by zaoszczędzone ci zostały udręki nieszczęśliwej

miłości, co mężczyznom naszego pokroju niestety rzadko się udaje.

— Mówisz jakby z własnego doświadczenia, wujku Joachimie.

background image

— Być może nie mylisz się, mój chłopcze. W każdym razie

bardzo ci współczuję i chciałbym móc ci w jakiś sposób pomóc. Teraz

chodźmy jednak do cioci Stefanii i Steffi. I one chcą się nacieszyć

twoją obecnością. — Obaj mężczyźni powrócili do salonu.

Stefania siedziała w fotelu z ręczną robótką i spojrzała na nich z

lekkim uśmiechem. Steffi natomiast zdążyła już dokładnie spróbować

wszystkich pralinek. Gdy tylko zobaczyła kuzyna, podbiegła do niego

i uwiesiła się na jego ramieniu.

— Czekoladki są wyśmienite, Detlevie! — pochwaliła.

Spojrzał na nią z góry z dobrotliwym uśmieszkiem.

— Cieszy mnie, że utrafiłem w twoje gusta.

Usiedli w czwórkę przy stole i Steffi ponownie zaczęła

opowiadać o baronie Wachau. Wszyscy chcieli dowiedzieć się o nim

czegoś nowego.

Detlev rozmyślał nad tym, co powiedział mu Jan Wachau, gdy

złożył mu wizytę w sanatorium. „Gdy Steffi dorośnie i będzie gotowa

do małżeństwa, mój drogi Detlevie, przybędę do Rastenau jako

pierwszy z konkurentów. Los mi ją zesłał i zabiję każdego, kto stanie

mi na drodze do jej ręki. Ma wszystkie te cechy, które posiada kobieta

moich marzeń. Jest młoda, radosna i taka naturalna. Nie porusza się z

wystudiowaną elegancją, jak inne szlachcianki, przypominające

bardziej lalki niż prawdziwego, żywego człowieka. Zawsze gotowa

kroczyć przy mnie, na dobre i na złe. Nie mdleje, gdy zauważy

choćby najmniejszą przeszkodę na sztucznie wygładzonej ścieżce

background image

swego życia. Nie, ona jest dzielna i odważna. I to mi się w niej

właśnie podoba."

Joachim był tego wieczora dziwnie cichy i milczący. Nie

zauważył nawet, że żona raz po raz obrzuca go ukradkowymi

spojrzeniami. Nie pytała, co go martwi, widziała jednak, że od paru

dni coś mu ciąży na duszy. On tymczasem krążył jeszcze myślami

wokół dzisiejszej rozmowy z Detlevem. Cóż za dziwne zrządzenie

losu, to ich spotkanie! Bardzo poruszył go fakt, że Detlev zakochał się

w Lianie. A jeżeli i ona go pokochała?

Niespokojnie podszedł do otwartego okna. Zapach kwitnącego

bzu obudził w jego pamięci wspomnienia z odległej, lecz jakże

znamiennej przeszłości. Jego myśli zwróciły się ku Lianie. Och, jak

dobrze rozumiał Detleva! Liana tak bardzo przypominała swoją

matkę.

Niespokojnie potarł ręką czoło.

Nagle poczuł, że ktoś gładzi go delikatnie po ramionach;

wzdrygnął się, zebrawszy w sobie wszystkie siły, wrócił do

rzeczywistości.

— Wspaniały wieczór, Joachimie — powiedziała jego żona

spokojnym, pełnym ciepła i miłości głosem.

Instynktownie wyczuwała, że jej mąż cierpi, i chciała mu okazać,

że jest gotowa, by pomóc mu udźwignąć przytłaczający go ciężar.

Powoli odwrócił się w jej stronę. Jego twarz zaniepokoiła ją swą

bladością, oczy mu płonęły. Och, jak chciałby powiedzieć jej w tej

chwili, co go dręczy już od tylu lat i nie daje ani chwili spokoju! Z

background image

pewnością zrozumiałaby go i... wybaczyła. Nie miał jednak prawa, nie

mógł! Nie może przecież obarczać jej ciężarem, który dla niego

samego był trudny do utrzymania.

Podniósł jej dłoń do ust.

— Masz rację, Stefanio, wieczór jest naprawdę prześliczny.

Przyprawia o prawdziwy zawrót głowy. Może lepiej będzie, gdy

zamkniemy okno — powiedział.

Wiedziała, że próbuje odwrócić jej uwagę od swojego dziwnego

zachowania, lecz mimo to pomogła mu zamknąć okno.

Steffi tymczasem pogrążona była w żartobliwej rozmowie z

kuzynem. Jej śmiech uspokajał chaotyczne myśli i pozwalał mu

zapomnieć o głęboko skrywanej tęsknocie za Lianą.

Po chwili hrabina zwróciła się do córki:

— Myślę, kochana Steffi, że już najwyższy czas, byś udała się do

swojego pokoju i położyła się spać.

— Czy rzeczywiście jest już tak późno?

— Tak, moje dziecko. A młodzi ludzie potrzebują dużo snu. Już i

tak, ze względu na odwiedziny Detleva, siedziałaś z nami o godzinę

dłużej niż zwykle.

— Czuję się jak w wojsku. Wieczorny capstrzyk! No cóż...

dobranoc, mamo.

— Dobranoc, moje drogie dziecko.

Podeszła też do ojca, ucałowała go serdecznie, a on czule

pogładził jej okrągłe policzki i lśniące włosy.

Detlevowi z godnością podała rękę.

background image

— Zobaczę cię jeszcze jutro rano, przed twoim wyjazdem do

Greifenbergu?

— Mam nadzieję, że tak, jeżeli nie będziesz zbyt długo spać.

Wyjeżdżam koło dziewiątej.

— Och o tej porze jestem już od dawna na nogach. A zatem,

dobranoc i miłych snów. Mam nadzieję, że nie przejadłaś się

czekoladkami i nie przyśnią ci się kandyzowane koszmary —

przekomarzał się z nią żartobliwie.

— Mojemu żołądkowi nie zaszkodziłyby nawet kamienie, jest

wytrzymały. Zatem dobranoc i przyjemnych snów.

Pozostali patrzyli z uśmiechem, gdy wychodziła, po czym

rozmawiali jeszcze przez godzinę, zanim zdecydowali się udać na

spoczynek. Detlev nie położył się od razu do łóżka. Długo siedział

przy oknie, ukryty w swoim pokoju przed ciekawskimi spojrzeniami i

palił papierosa.

Jego myśli uleciały w kierunku Greifenberga. Wróci tam jutro i

podejmie przerwaną pracę. W Berlinie zrelaksował się odrobinę, z

takim też zamiarem tam pojechał, chciał przynajmniej trochę

odpocząć przed początkiem sianokosów. I wrócił z przepełnionym

miłością sercem. Nie poradzi sobie z tą miłością tak szybko, jakby

chciał. Był o tym głęboko przekonany.

„Muszę to w sobie zwalczyć. Przecież nie mogła mi panna

Reinold utkwić aż tak głęboko w sercu. Jeżeli nie zobaczę jej przez

dwa, trzy tygodnie, opadnie ze mnie jej czar i urok. Chciałbym tylko

wiedzieć, czy i jej mój nagły wyjazd sprawił taki ból, jak mnie.

background image

Przestań wreszcie o niej myśleć. Detlevie!" — złajał samego siebie.

Jego nieposłuszne myśli ciągle wracały do Liany, jej uroczej, pełnej

słodyczy towarzyszki i uroczych oczu.

Następnego dnia, po śniadaniu Steffi odprowadziła kuzyna do

samochodu, którym miał udać się do Gerifenberga. Detlev serdecznie

pożegnał się z wujem i ciocią. Steffi natomiast uwiesiła mu się na szyi

i skakała, nie mając dla niego litości.

— Chętniej pojechałabym z tobą do Greifenberga niż została

tutaj, uwierz mi Detlevie. Zanudzę się tu na śmierć z kochaną

Malwinką. Kiedy się znowu zobaczymy?

— Najpóźniej w niedzielę, o ile nie zjawisz się wcześniej w

Greifenbergu.

— Zobaczymy, co się da zrobić. Chciałabym ponownie pojechać

z tobą do S., na koncert. Czy nie moglibyśmy tam pojechać w

niedzielę?

S.

było

niewielkim

kurortem,

położonym

w

pobliżu

Greifenbergu.

— Bardzo chętnie, Steffi. Porozmawiamy o tym jeszcze w

niedzielę.

— Tak też uczynimy. I nie bój się. Założę moją najbardziej

elegancką sukienkę i obiecuję, że nie przyniosę ci wstydu.

— Jeżeli o mnie chodzi, mogłabyś być ubrana tak jak teraz.

Krytycznie spojrzała na białą sukienkę, okrytą również białym

fartuszkiem.

background image

— No cóż, tu w Rastenau o tak wczesnej porze nikomu nie

przeszkadzają moje domowe sukienki. Gdzie indziej jednak mogłyby

się za bardzo wyróżniać.

— Może masz rację, Steffi... teraz jednak muszę się pospieszyć.

Do zobaczenia!

— Do widzenia, Detlevie! — krzyknęła Steffi biegnąc przez

chwilę przy samochodzie, po czym zwróciła się w stronę ogrodu,

gdzie czekała już na nią panna Riickauf.

Hrabia Joachim pozostał w swojej pracowni i stał obecnie przy

oknie, przyglądając się scenie pożegnalnej. Uważnie śledził

zachowanie siostrzeńca. Ustawicznie myślał o jego wczorajszym

wyznaniu.

Gdy po paru dniach otrzymał wiadomość od Liany, że przyjęła

posadę w Brinkenhof, miał uczucie, jakby wyzwał los na pojedynek.

Nie starał się przekonać Liany do zmiany podjętej decyzji, co

powinien był uczynić w interesie Detleva. Zrobił coś wręcz

przeciwnego — pochwalił Lianę za jej dojrzałe zachowanie.

Po wysłaniu listu do niej, zamyślił się, błądząc nieobecnym

wzrokiem po położonym za oknem parku. Wreszcie ocknął się,

podniósł dumnie głowę i udał się do biblioteki zamkowej. W

przyległym pokoju znajdowało się tajne archiwum, do którego wszedł

zdecydowanym krokiem.

Pozostał tam przez godzinę, przeszukując zachłannie papiery i

akta. Nie znalazł jednak tego, czego szukał. Ostatecznie opuścił

archiwum, nie był jednak zadowolony, a jego napięta twarz wyrażała

background image

ponure zdecydowanie. Pozostawi rzeczy ich własnemu biegowi. Jeden

Bóg wie, dlaczego i na pewno też skieruje sprawy ku lepszemu."

Po godzinie jazdy Detlev dotarł do zamku Greifenberg. Nie był

on bardzo odległy od Rastenau, jego rozległe ziemie sąsiadowały z

terenami wchodzącymi w skład majątku Greifenberg.

Niezbyt duży zamek okazał się przepiękną budowlą, położoną

malowniczo na szczycie wzniesienia, nie tak wysoko jednak jak

zamek Rastenau. Wąska ścieżka wiodła prosto do bramy, przez

ruchomy most, który przed wielu laty służył celom obronnym.

Greifenberg nie był tak przestronny i umeblowany z takim smakiem i

przepychem jak zamek w Rastenau. Przez wiele lat, zanim Detlev się

do niego wprowadził, pozostawał opuszczony, nikt nie chciał w nim

zamieszkać.

Hrabia Joachim kazał go jednak odpowiednio przygotować,

umeblował go wygodnie i przytulnie, a potem dopiero wskazał go na

stałą siedzibę swojemu siostrzeńcowi. Stare meble zostały fachowo

odnowione. Dzięki temu pokoje zachowały swój dawny urok. A

Detlevowi niezwykle spodobał się jego nowy dom i tu właśnie czuł

się najlepiej.

Stanął przy oknie i rozejrzał się po znajomej okolicy. „Wspaniale

jest być znowu w domu — pomyślał — naprawdę wspaniale. Niczego

mi nie brakuje poza... poza młodą kobietą, która dzieliłaby ze mną to

wszystko, co mam. Wujek Joachim nie zdaje sobie sprawy, jakie dał

mi bogactwo, przekazując ten majątek w moje ręce, bym nim

background image

zarządzał jako jego właściciel. Jestem naprawdę zadowolony i

szczęśliwy, że los tak mi sprzyja i nie zamieniłbym się w tej chwili

nawet z królem. Jednego jednak jestem pewny... moje szczęście nie

będzie pełne, dopóki nie wprowadzę do domu... Liany Reinold."

Gdy spostrzegł, że jego myśli znów wróciły ku niej, postanowił

przerwać bezczynność, udał się do swego pokoju i przebrał się w strój

do jazdy konnej. Postanowił zrobić jeszcze przed obiadem małą

przejażdżkę po ziemiach należących do Greifenbergu, by zobaczyć, w

jakim są stanie i czy w czasie jego nieobecności nie zostały

zaniedbane.

Po drodze spotkał sąsiada, pana von Brinkena. Przywitali się

bardzo serdecznie mocnym uściskiem dłoni. Pan Brinken był

właścicielem ziemskim, skromnie ubranym, o przyprószonych

siwizną włosach i pełnych dobroci, niebieskich oczach.

— Dzień dobry, drogi hrabio! No i co, udało się panu wrócić

zdrowym z tej świątyni grzechu, jaką jest Berlin? Sądziłem, że

planował pan powrót dopiero na przyszły tydzień.

— Nie dawała mi spokoju tęsknota za domem, panie Brinken. Już

wczoraj byłem w Rastenau i pozostałem tam do dzisiejszego poranka.

— Cieszę się, że pan wrócił. A co nowego słychać w Rastenau?

Czy wszystko po staremu?

— Dzięki Bogu, wszystko dobrze. Tylko wujek Joachim wydaje

się zmęczony i przepracowany.

— Nic dziwnego. Pracuje za dużo, ale też i ma dużo do zrobienia.

Tak olbrzymi majątek jest wspaniałą rzeczą, a bogactwo nie przynosi

background image

wstydu. Chociaż, muszę przyznać, wydaje mi się, że ja jestem w

lepszej sytuacji niż on, mimo że moje dobra nie sięgają dalej niż na

wyciągnięcie ręki. Ale co mamy robić ze skarbami, które pożerają

mole i rdza. Trzeba się nimi zająć. Na szczęście moja mała, biedna

Hania jest tak mało wymagającym, skromnym stworzeniem, że dla

niej wystarczy, będzie jej aż nadto.

— Jest pan najbogatszym człowiekiem pośród innych bogatych,

panie Brinken. Pańskie zadowolenie z życia i uśmiech na twarzy są

bardziej godne zazdrości niż wszystkie ziemie tego kraju. W

Brinkenhof jest zawsze tak miło i przyjemnie, naprawdę wspaniała

atmosfera, człowiek czuje się jak u siebie w domu.

— Bardzo mnie cieszą pana słowa, hrabio. Tym samym

utwierdził mnie pan w przekonaniu, że się panu u nas podoba i chętnie

pan z nami przebywa. Proszę zatem przyjść do nas w najbliższym

czasie i proszę się w ogóle częściej pokazywać. Na kiedy mam zatem

pana zapowiedzieć moim damom? Przyda im się trochę rozrywki.

— Jak tylko znajdę parę wolnych chwil. Jak się czuje panienka

Hanna?

— Jak zwykle. Nigdy się przecież na nic nie skarży, jak pan

zresztą dobrze wie. Z wzruszającą cierpliwością przyjmuje swój

ciężki los, wyznaczony jej przez Boga. Nie mówmy zresztą o tym, bo

słowa i tak nic nie zmienią. Ale żona i ja wpadliśmy na doskonały

pomysł.

Postanowiliśmy

zatrudnić

młodą

kobietę,

która

dotrzymywałaby towarzystwa Hannie. Nie chcemy bowiem, by nasza

córka dłużej przebywała w samotności.

background image

— Tak, to naprawdę doskonały pomysł!

— Prawda? Że też nie wpadliśmy na to wcześniej! Hanna bardzo

się cieszy. No ale nie chcę zatrzymywać pana zbyt długo. „Pańskie

oko konia tuczy!" Ciekaw jestem, jakie będą tegoroczne sianokosy?

Nie chcę jednak zapeszać!

— Jak dotąd wszystko idzie dobrze. Byle tylko po samym

koszeniu, utrzymała się taka dobra, bezdeszczowa pogoda... Pokażę

się zatem u państwa w ciągu najbliższych dni. Najbardziej pasowałby

mi wieczór.

— Nam również. A zatem do zobaczenia już wkrótce.

Uścisnęli sobie serdecznie dłonie i rozjechali się każdy w swoją

stronę. Detlev musiał przejechać przez las, by dotrzeć do bardziej

oddalonych pól i łąk. W czasie przejażdżki jego myśli ponownie

podążyły ku Lianie Reinold. W jego uszach ponownie zabrzmiał jej

dźwięczny głos, przed oczami ujrzał jej uroczą twarz, rozjaśnioną

słodkim, urzekającym uśmiechem. Nie miał wątpliwości, że mimo, iż

spędził z nią zaledwie parę dni, parę wspólnych godzin, chciałby z

całego serca, by została jego żoną.

Niespokojne parskanie konia wyrwało go z pełnych tęsknoty

marzeń. Skręcił gwałtownie cugle, przyśpieszył i w zawrotnym

galopie wyjechał z lasu na pola. Miał tu przecież tyle pracy, która

pomoże mu zapomnieć o niedozwolonych pragnieniach i marzeniach.

Kilka dni później po ozdobionej kwiatami werandzie, otaczającej

niewielki pałacyk należący do majątku Brinken, przechadzała się

background image

Hanna Von Brinken, przystając koło każdej donicy i troskliwie

doglądając pielęgnowane rośliny, wyhodowane na jej specjalne

życzenie. Mogła ich doglądać, chodząc powoli od jednej do drugiej,

wsparta na kulach. Jej jedna stopa była poważnie sparaliżowana i

Hanna była skazana na kalectwo do końca życia. Przed dwoma laty

została najechana przez ciężarówkę, a jej stopa wpadła akurat pod

jedno z kół.

Była tak poważnie uszkodzona, że postanowiono ją amputować.

Jednak jeden z najlepszych lekarzy zaprotestował i uratował nogę

dziewczynki, która, mimo iż była zmiażdżona, zrosła się i Hanna

mogła chodzić, choć wymagało to od niej siły i wytrzymałości i było

naprawdę męczące.

Hanna nie była ładną dziewczyną. Miała płaskie czoło, zbyt

wystające kości policzkowe i szeroki nos. Usta były trochę za duże,

jednak gdy Hanna się uśmiechała, odsłaniała równe rzędy

wspaniałych, białych zębów. Jej głowę otaczały długie czarne i proste

włosy. Nie była zbyt wysoka i nie posiadała niezbędnego kobietom

wdzięku. Jednak, mimo iż natura potraktowała nieco po macoszemu

owo biedne stworzenie, miała w sobie dwa atrybuty: szczupłe,

delikatne ręce i ciemne, pełne miłości, urzekające oczy.

Słońce zniżało się już ku zachodowi, gdy Hanna zakończyła

swoją pracę. Sięgnęła po kulę i powoli skierowała się do pokoju, by

wymyć ręce i przebrać się. Gdy już się z tym uporała i wyszła z

pokoju, spotkała matkę. Była to skromna i nie najładniejsza kobieta.

Od razu uderzało podobieństwo między nią i córką.

background image

Pani Ina Brinken z czułością objęła ramiona Hani, chcąc pomóc

córce.

— Dokąd chcesz pójść, Haniu?

— Na werandę, jeszcze na chwilkę, mamusiu. Jest jeszcze

całkiem ciepło. Masz dla mnie może chwilkę czasu?

— Tak, kochanie, aż do powrotu taty. Zachowaj cierpliwość,

Haniu, już niedługo będziesz miała koleżankę. Nie będziesz już taka

samotna.

— Strasznie się cieszę na przyjazd panny Reinold, mamusiu. Jej

zdjęcie bardzo mi się podoba.

— Mam nadzieję, że i ona sama spodoba ci się tak bardzo, jak jej

fotografia. No chodź, usiądź sobie wygodnie tutaj, na fotelu.

Matka chciała przysunąć córce wygodny fotel, choć wiedziała, że

Hanna nie lubi, gdy traktuje się ją jak chorą.

— Mamusiu, ja wolę postać sobie przez chwilę. Ty jednak

musisz czuć się zmęczona — po czym popchnęła matkę delikatnie, ale

stanowczo w kierunku krzesła.

Odwróciła się ku polom.

Tatuś wraca! — po chwili jednak z ożywieniem ujęła rękę

matki. — Nie jedzie sam, jest z nim hrabia Detlev! Dotrzymał więc

danego słowa.

— On nigdy nie łamie raz złożonej obietnicy. Cieszysz się z jego

odwiedzin?

Hanna przytaknęła z głębokim westchnieniem.

— Przecież wiesz, mamo — powiedziała spokojnie.

background image

Ta młoda dziewczyna miała niezwykłą siłę ducha i potrafiła

zapanować nad swoimi emocjami. Matka nie powinna zauważyć, jak

mocno bije jej serce na widok Detleva. Nikt zresztą nie powinien

zwrócić na to uwagi, a już z pewnością nie on.

Hanna pokochała go przed dwoma laty, zaraz po tym, jak

sprowadził się do Greifenbergu. Był to akurat okres, kiedy stawiała

pierwsze kroki po wypadku. Starała się z całych sił nie okazać i tak

już zmartwionym rodzicom, jak bardzo cierpi.

I wtedy pojawił się Detlev. Słyszał o nieszczęśliwym wypadku i

wyraził jej swoje współczucie. Od tego czasu zaglądał do Brinken

coraz częściej, za każdym razem przywożąc jej małą niespodziankę.

Były to kwiaty, książka lub nowe nuty, gdyż razem grali na

fortepianie. Jednym słowem starał się poprawić jej samopoczucie i

nastawienie do życia. Wtedy zaczęła się dla niej udręka związana z

nieodwzajemnioną miłością.

„Gdybym nie miała wypadku i była zdrowa — myślała — nie

interesowałby się mną wcale, jestem przecież taka brzydka. Unikałby

nawet przyjazdu do Brinken jak inni młodzi mężczyźni, którzy boją

się chyba, że wiązałabym z nimi jakieś nadzieje. Ponieważ teraz

jestem sparaliżowana, wie, że nigdy nie będę dążyć do tego, by zostać

jego żoną. Oto jak moje nieszczęście przyniosło mi odrobinę

szczęścia. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło?"

Kochała go bezinteresownie, nie wiążąc z nim żadnych życzeń

ani nadziei, tak jak kocha się słońce tylko za to, że jest. Tak jak słońce

background image

był dla niej nieosiągalny. Cieszyła się z jego przyjścia, jej oczy

błyszczały niepohamowaną radością z jego przyjścia.

— Tak się cieszę, że znowu nas pan odwiedził!

Ucałował jej rękę.

— Pierwsze wolne chwile, jakie udało mi się wygospodarować

należą do pani, panno Hanno. I mam zamiar pozostać tu przez cały

wieczór, pod warunkiem, że matka pani poczęstuje mnie kromką

chleba z masłem i filiżanką herbaty.

— Niech się pan nie martwi, sądzę, że znajdzie się i coś do

chleba. Trzeba umieć cieszyć się z rzadkich świąt. Bo każde pana

przybycie jest dla nas małym świętem — powiedział z zadowoleniem

pan von Brinken.

— Mój mąż ma rację, panie hrabio.

— Nie chciałbym jednak sprawiać pani kłopotu swoimi

odwiedzinami.

— Ależ nie sprawia mi pan najmniejszego kłopotu! To po prostu

mój mąż nie jest zbyt zadowolony, gdy po całym dniu pracy na

dworze częstuję go chlebem z masłem i herbatą.

Detlev usiadł naprzeciw Hanny, która spoglądała na niego z

radością. Z szerokiej kieszeni swej kurtki do konnej jazdy wyciągnął

książkę.

— To najnowsza powieść pani ulubionej pisarki, panno Hanno.

„To jest coś dla twojej przyjaciółki" — pomyślałem od razu, gdy ją

dostrzegłem na wystawie jednej z berlińskich księgarni. Mam

nadzieję, że czytanie jej dostarczy pani wiele przyjemności.

background image

Hanna z błyszczącymi oczami sięgnęła po książkę.

— Och, tak się cieszę! Jak to miło z pana strony, Detlevie, że pan

o mnie pomyślał. Otworzyła książkę i zauważyła, że na pierwszej

stronie napisał jej dedykację:

„Mojej dzielnej przyjaciółce Hannie, by rozjaśnić najsmutniejsze

godziny jej dnia. Detlev Rastenau."

Uśmiech rozjaśnił jej twarz. Wyciągnęła do niego rękę.

— Dziękuję, bardzo panu dziękuję, Detlevie, za książkę, za to, że

pan o mnie myślał, a przede wszystkim za dedykację. Bardzo mnie

cieszy, że nazywa mnie pan swoją przyjaciółką.

— Czyżbym się mylił? Nie uważa mnie pani za godnego pani

przyjaźni?

— Och, na Boga, nie! Jestem pana oddaną przyjaciółką. Bardzo

bym chciała móc jakoś pana o tym przekonać.

Pani von Brinken przysiadła się do Hanny i hrabiego.

— Słyszał już pan najnowsze wiadomości, hrabio? Do Hanny

przyjedzie dama do towarzystwa.

— Teraz stanę się bardzo dystyngowaną, wytworną panienką,

nie mogącą się obejść bez damy do towarzystwa — zażartowała

Hanna.

— Mam nadzieję, że pani towarzyszka jest młoda i sympatyczna i

będzie potrafiła panią rozweselić.

— Owszem, jest młoda i bardzo ładna. Wybrałam najładniejszą

spośród wszystkich. Otrzymaliśmy bowiem aż dwadzieścia ofert. I z

dwudziestu kobiet wybrała pani najładniejszą. To bardzo obiecujące.

background image

— Hanna chciała mieć przy sobie ładną dziewczynę —

powiedziała pani Brinken z głębokim westchnieniem.

— Mama nie bardzo się ze mną zgadza. Najchętniej

sprowadziłaby tu jakąś brzydulę. Ale nawet jeżeli Bóg poskąpił mi

urody, nie muszę być chyba skazana na otaczanie się brzydotą.

Chciałabym móc patrzeć na ładną twarz.

— Kto pani powiedział, że jest pani brzydka?

Spojrzała na niego rozszerzonymi ze zdziwienia oczami.

— Mój najszczerszy przyjaciel — moje lustro.

— I jeżeli ono pani powiedziało, że jest pani brzydka, nie

pozostaje mi nic innego, jak stwierdzić, że jest ono niegodnym

kłamcą. Niech pani dokładnie przyjrzy się swym pięknym oczom,

zdrowym, białym zębom i delikatnym rękom... nie ma w nich nic

brzydkiego, tym bardziej że posiada pani głębokie, kochające i takie

dzielne serce.

— Bardzo panu dziękuję, Detlevie, bo sprawił pan swymi

słowami ogromną radość mamie. Ona ma straszne pretensje do losu,

że obdarzył ją tak brzydką córką.

Pani von Brinken podniosła się i gwałtownie pokręciła głową,

chcąc zaprzeczyć jej słowom.

— Dla mnie jesteś zawsze będziesz piękna, Haniu, gdybyś

tylko... urwała, gdyż głos odmówił jej posłuszeństwa. Opanowała się,

po czym powiedziała gwałtownie: — Bardzo przepraszam, muszę

jednak zajrzeć do kuchni.

Hanna patrzyła na oddalającą się matką ze smutkiem.

background image

— Biedna mama! Bardzo cierpi z mojego powodu, o wiele

bardziej niż ja. Nie chce i nie może uwierzyć, że jestem całkiem

zadowolona z losu, jaki przypadł mi w udziale.

— Zadowolona? Jest pani odważna i bardzo, bardzo dzielna,

Hanno. Podziwiam panią często, gdy stara się pani przekonać

rodziców, że jest pani szczęśliwa, by nie cierpieli jeszcze bardziej. I

dlatego też tak bardzo panią szanuję i jestem bardzo dumny, że darzy

mnie pani swoją przyjaźnią. Jest pani wspaniała.

— Pańskie słowa podnoszą mnie na duchu, Detlevie. Proszę

uważać mnie zawsze za swoją przyjaciółkę. Niech mnie pan nie

opuszcza nawet wtedy, gdy pewnego dnia spotka pan i pokocha jakąś

piękną kobietę. O mnie pańska żona z pewnością nie będzie

zazdrosna. To jest dobra strona mojej brzydoty i kalectwa —

powiedziała spokojnie Hanna.

W głębi serca nigdy nie miała nadziei, że spełnią się jej marzenia

o tym, by Detlev obdarzył ją miłością.

— Jeżeli jeszcze raz nazwie pani moją przyjaciółkę Hannę

brzydulą, będę naprawdę zły i nie powrócę już nigdy do pani domu!

— powiedział z wyrzutem.

— O, z pewnością nie chcę się narażać na wybuch pańskiego

gniewu.

— No dobrze, możemy iść na ugodę. A co się tyczy mojej

przyszłej żony, musi być i ona pani oddaną przyjaciółką, w

przeciwnym bowiem razie nigdy nie dojdziemy do porozumienia.

Tymczasem jednak nie myślę jeszcze o małżeństwie.

background image

— Być może stanie się to szybciej, niżby pan sobie tego życzył.

— Nie odpowiada mi ten temat. Czy możemy zmienić go na

jakikolwiek inny? Na przykład poplotkować o pani nowej

towarzyszce. Kiedy przybędzie do Brinken?

— Nie przypuszczał nawet, jak bardzo ten temat związany jest z

poprzednim, którego tak bardzo pragnął uniknąć.

— Jutro w południe. Pochodzi z Berlina. Bardzo się cieszę z jej

przyjazdu i mam nadzieję, że jest równie sympatyczna, jak ładna.

Początkowo nie chciałam, by rodzice angażowali kogoś obcego. Tata

ma wystarczająco dużo kłopotów, by wypłacić wszystkim robotnikom

wynagrodzenia za ich pracę. Rodzice jednak upierali się przy tym

pomyśle. A młoda kobieta, którą zdecydowaliśmy się zatrudnić w

ogóle nie chce pobierać pensji. Ma swój niewielki majątek i chodzi jej

przede wszystkim, by znaleźć u nas dom. Pragnie, byśmy przyjęli ją

do naszej rodziny. Jest sierotą i nie ma nikogo. W każdym razie będę

próbować zaprzyjaźnić się z nią. Jestem taka szczęśliwa, gdy ktoś

znajdzie trochę wolnego czasu i zdecyduje się poświęcić go dla mnie.

— Bardzo jestem ciekaw, jak wam się będzie razem układać.

— Możemy siadać do stołu, panie hrabio. Mój mąż nie może się

już doczekać i depcze mi po piętach, marudząc, że jest głodny —

powiedziała pani von Brinken, która akurat wróciła z kuchni.

W tym też momencie pojawił się pan domu.

— Jestem głodny jak wilk. Zjadłbym konia z kopytami, gdyby

nie fakt, że i tak nie mamy ich zbyt dużo — stwierdził żartobliwie.

background image

Hanna podniosła się i oparła na ramieniu ojca. Wszyscy udali się

do pięknie urządzonej jadalni. Przy stole panował niezwykle miły

nastrój. Detlev zawsze czuł się dobrze w kręgu rodziny Brinkenów,

która zachowywała się tak naturalnie, bez wymuszonej grzeczności.

Sądził, że nie udają do niego sympatii, lecz szczerze go lubią.

Po posiłku Hanna i Detlev zasiedli przy fortepianie. Hanna była

prawdziwą artystką. Tak też minął wieczór. Detlev dziwił się, że aż

tak szybko uciekał czas w towarzystwie tych miłych ludzi.

— Za państwa pozwoleniem pozwolę sobie wkrótce złożyć

kolejną wizytę w waszym domu — powiedział przy pożegnaniu.

— Trzymamy pana za słowo, drogi hrabio. Zawsze bardzo się

cieszymy z pańskich wizyt — z tymi słowami pan von Brinken

odprowadził miłego gościa do wyjścia.

Hanna stała przy matce na werandzie i machała mu na

pożegnanie. Podczas powrotnej jazdy do domu, myśli hrabiego

Detleva krążyły wokół niedawno zakończonej wizyty. „Być może

przy boku takiej kobiety jak Hanna zapomniałbym o Lianie Reinold.

W jej obecności zapomina się o wszystkich bolesnych marzeniach.

Muszę mieć jednak zdrową żonę, a i Hanna jest za dobra, zasługuje na

coś więcej, niż zostać żoną człowieka, który jej nie kocha i stara się

przy niej zapomnieć o innej.

Natomiast Hanna, zaraz po odjeździe Detleva, udała się do swego

pokoju. Stanęła przy lustrze i obrzuciła się krytycznym spojrzeniem.

Po chwili uśmiechnęła się smutno do swego odbicia i skinęła

melancholijnie głową. „Cóż, jak na przyjaciółkę nie jesteś zbyt

background image

brzydka, Hanno. Nie przeszkadza w tym nawet twoja sparaliżowana

noga. Przeszkadzają one jednak w zdobyciu miłości" — pomyślała. —

„Czy jednak pomogłaby mi w czymś uroda? Kto wie, czy i wtedy

mógłby mnie pokochać. A gdybym była ładna, a on i tak by mnie nie

kochał, sytuacja byłaby o tyle gorsza, że jego przyszła żona nie

mogłaby ścierpieć jego przyjaźni do mnie. A bez niej nie potrafiłabym

już chyba żyć."

Wzięła do ręki książkę, którą jej przywiózł i ponownie

przeczytała dedykację. „Mojej dzielnej przyjaciółce...", wyszeptała i z

uczuciem przycisnęła książkę do serca.

Pan von Brinken oczekiwał na stacji na przyjazd Liany. Przywitał

ją serdecznie i zaprowadził do powozu, który miał ich zawieźć do

domu. Był poruszony do głębi jej urodą. Przysłana przez nią

fotografia w najmniejszym bowiem stopniu nie oddawała całego jej

uroku, jak i wdzięku całej jej postaci.

Uprzejmie pomógł jej wsiąść do powozu, sam siadł na koźle, by

powozić końmi.

— Za piętnaście minut dojedziemy do celu, panno Reinold. Mam

nadzieję, że miała pani przyjemną podróż i nie czuje się bardzo

zmęczona? — powiedział.

Liana pokręciła przecząco głową, uśmiechając się do niego

uprzejmie.

— Nie, nie jestem zmęczona, panie von Brinken.

background image

Konie równym kłusem ciągnęły powóz drogą prowadzącą wprost

do Brinkenhof. Liana z zachwytem przyglądała się prześlicznemu

krajobrazowi, ciesząc się, że zamieszka wśród drzew i zieleni. Była

już spokojniejsza. Cieszyło ją, że wujek Joachim poparł jej decyzję,

świadomość ta przynosiła jej ulgę. Miała też poczucie, że choć nie

bezpośrednio, ale stara jej się z całych sił pomóc. Jeśli nie mogła z

nim porozmawiać, wiedziała, że jest blisko i obserwuje ją, co było dla

niej dużą pociechą.

Czuła się szczęśliwa, że zdołała wreszcie opuścić Berlin; w

stolicy bała się nieustannie, że może, choćby przez przypadek, spotkać

panią Bartels. Kobieta ta wydawała się jej uosobieniem wszystkiego

co złe i do tej pory wzdragało się na wspomnienie krzywdy, jaką

wyrządziła jej „opiekunka". Jadąc do Brinkenhof marzyła jedynie, by

odzyskać tam spokój, opiekę i przyjazne przyjęcie.

Pani von Brinken wychodziła akurat z obory, gdzie doglądała

chorej krowy, gdy powóz wjechał na dziedziniec i zatrzymał się przed

wejściem. Podeszła do przybyłych i gdy spojrzała na uroczą i piękną

dziewczęcą twarz, jej serce ścisnął mimowolny dreszcz zazdrości i

bólu. Jak niekorzystnie wyglądać będzie Hanna w obecności tej

przepięknej kobiety! Zauważyła też, że panna Liana ma na sobie

elegancki kostium.

Ogólnie nowo przybyła wywarła na niej dobre wrażenie.

Pozdrowiła ją przyjaźnie i poprosiła, by poszła za nią do pokoju córki.

Męża natomiast wysłała do obory, by sam niezwłocznie przyjrzał się

chorej krowie. Liana przeszła za panią von Brinken przez duże drzwi

background image

wejściowe, długi hol, przyozdobiony wieńcami dożynkowymi z

zeszłorocznych zbiorów i kilka z gustem umeblowanych pokoi.

Hanna, jak zwykle w pogodne, słoneczne dni, siedziała na

werandzie, w wiklinowym fotelu. Podniosła się, gdy tylko zauważyła

wchodzącą matkę, prowadzącą za sobą Lianę.

— Panno Reinold, oto moja córka Hanna — powiedziała pani

von Brinken.

Liana szybko podeszła do Hanny, nie chcąc, by chora wstawała.

— Proszę, niech się panienka nie podnosi — poprosiła ze szczerą

troską w głosie.

Hanna spojrzała na nią z uśmiechem.

— Chodzenie nie sprawia mi bólu. Nie poruszam się co prawda

szybko, lecz i tak sprawia mi to ogromną przyjemność. Serdecznie

witam, panno Reinold, bardzo się cieszę, że pani do nas przyjechała.

Cieszyłabym się, gdyby spodobało się pani tutaj, w Brinkenhof.

Z tymi słowami Hanna podała Lianie dłoń.

Liana poczuła się wzruszona powitaniem Hanny i jej miłym

sposobem bycia.

— Bardzo pani, dziękuję za miłe przyjęcie, panno Hanno. To, co

do tej pory udało mi się zobaczyć, bardzo mi się podoba. I dom, i

przepiękna okolica.

Pani von Brinken uznała za stosowne wtrącić się do rozmowy:

— Pozwoli pani, panno Reinold, że pokażę pani jej pokój.

Po czym zaprowadziła Lianę na pierwsze piętro, gdzie czekały na

nią ładnie urządzone pokoje. Po chwili wróciła na werandę. Hanna

background image

czekała na nią i gdy tylko zobaczyła matkę, objęła ją serdecznie. Jej

twarz promieniała szczęściem.

— Och, mamo, co za urzekające stworzenie! Człowiek czuje się

od razu zdrowszy i szczęśliwy, patrząc na tak piękną, pełną uroku

twarz.

Pani von Brinken w jednej chwili zapomniała o wszystkich

dotychczasowych wątpliwościach. Otwarła serce Lianie, gdyż sama

jej obecność sprawiała radość jej córce.

— Jesteś więc zadowolona z twojej damy do towarzystwa?

— Jeżeli jest chociaż w połowie tak dobra i sympatyczna, jak

piękna, to tak. Przecież wiesz, że ładnym ludziom o wiele łatwiej jest

zdobyć moje serce.

— Miejmy zatem nadzieję, że posiada ona wszystkie te zalety,

których od niej oczekujesz, kierując się jedynie jej wyglądem.

Tymczasem Liana przyglądała się swym dwóm pokojom, w

których spędzić miała najbliższe miesiące. W sypialni stały meble z

drzewa wiśniowego. Białe zasłonki opadały w równych falbanach na

szyby, co wyglądało bardzo ładnie i estetycznie. Mały salonik,

urządzony w prawdziwym biedermeierowskim stylu, podobał się jej

jeszcze bardziej.

W pokojach czuć było delikatny zapach lawendy. Na biurku w

stylowym wazonie stał bukiet czarnego bzu. W jednym kącie pokoju

stała sofa, a przed nią niewielki stoliczek. Naprzeciwko znajdowała

się niewielka, prześliczna szafka.

background image

Liana była bardzo zadowolona z wyglądu swego nowego

„królestwa". Odetchnąwszy z ulgą podeszła do otwartego okna i

spojrzała na duży ogród warzywny, za którym rozciągał się las, aż do

widocznych na horyzoncie gór.

Poczuła, jak jej duszę ogarnia coraz większy spokój. Wydawało

jej się, że po długich latach tułaczki odnalazła wreszcie ojczyznę,

panował pokój i radość. Tutaj też nie spotka człowieka, który zasiał w

jej sercu niespełnione uczucia. Nieustannie próbowała zapomnieć o

Greifenbergu. Ale jej myśli uparcie do niego powracały, brzmiały w

uszach jego pożegnalne słowa: „Nigdy pani nie zapomnę”.

Nigdy go nie zapomni, nawet tego nie chciała. Myślenie o nim,

wspomnienie jego dobrych oczu, dźwięcznego, męskiego głosu

sprawiało jej ogromną przyjemność. Był stale obecny w jej

marzeniach, sprawiając, że nie czuła się już samotna i opuszczona, jak

gdyby rzeczywiście był przy niej i opiekował się nią, tak jak wtedy...

nad jeziorem, gdy ją delikatnie podtrzymał, chroniąc przed

nieuniknionym upadkiem, patrząc przy tym współczująco swymi

szarymi, pełnymi ciepła oczami. Z lekkim westchnieniem oderwała

się od okna, szybko przygotowała się do obiadu i zeszła na dół.

Kilka minut później Liana siedziała przy stole w otoczeniu

rodziny Brinkenów. Została przez nich tak serdecznie przyjęta, że nie

wątpiła, iż bardzo jej się tu spodoba i pokocha tych dobrych

poczciwych ludzi. Hanna starała się z całych sił sprawić, by nowo

przybyła poczuła się w Brinkenhof jak u siebie w domu. Z

niesamowitym wyczuciem skłoniła Lianę do opowiedzenia o sobie, co

background image

dało jej pewne wyobrażenie o jej dotychczasowym życiu. A pani von

Brinken stopniało serce, gdy dowiedziała się, że Liana straciła matkę,

mając zaledwie dwa lata.

— Do niedawna przebywała więc pani na pensji dla dziewcząt,

prowadzonej przez panią Schópfling? — zapytała ze współczuciem.

— Tak, proszę pani — odpowiedziała nieco speszona Liana.

Ponieważ nie miałam domu, pozostałam tam tak długo, jak to było

możliwe.

— I nie ma już pani innych krewnych?

— Nie, krewnych nie mam już żadnych. Jedyna, jaką miałam,

ciocia Lotta, zmarła, gdy miałam dwanaście lat. Przyjaciel moich

rodziców pomagał mi, jak długo tylko mógł. Jednak stosunki rodzinne

nie pozwoliły mu w dalszym ciągu troszczyć się o mnie. A ponieważ

nie chcę i nie mogę pozostawać w samotności, szukałam opieki i miłej

rodziny, która zechciałaby mnie przyjąć do swojego grona — Lianie

nie przyszło łatwo opowiedzieć tym dobrym ludziom o swym życiu.

Nie mogła przecież wyjawić im wszystkiego, a nie chciała kłamać.

— To bardzo rozsądne z pani strony, panno Reinold. Mam

nadzieję, że już niedługo poczuje się pani w Brinkenhof jak w domu.

Postaramy się pani z całego serca pomóc.

Liana spojrzała z wdzięcznością w pełne dobroci oczy pani von

Brinken, która skinęła przyjaźnie, chcąc dodać jej otuchy. Wtedy

Liana uścisnęła jej rękę i podniosła do ust.

— Dziękuję pani serdecznie za dobroć, jaką mi pani okazała.

background image

Po obiedzie Liana i Hanna przeszły na werandę. Obydwie młode

dziewczyny starały się jakoś do siebie zbliżyć, co udało im się po

niedługim czasie. Hanna podziwiała bez odrobiny zazdrości urodę i

elegancję Liany, ta natomiast odkryła, jak wspaniałym i prawym

stworzeniem jest Hanna. Jej sympatię pogłębiało dodatkowo

współczucie dla kalectwa Hanny. Otoczyła ją też tak serdeczną i

taktowną troską, że Hanna po raz pierwszy od czasu wypadku

pozwalała się komuś rozpieszczać.

Później poszły na spacer do ogrodu. Zawsze gdy Hanna

przechadzała się z obcym człowiekiem, miała wrażenie, że go

ogranicza swym powolnym krokiem. Liana nie pozwoliła jednak, by

takie uczucie się w niej zrodziło, z niezwykłym taktem potrafiła

bowiem dostosować się do tempa Hanny. Czasami zatrzymywała się,

by przyjrzeć się jakiemuś nie znanemu jej dotąd kwiatu, podziwiała

otoczenie, które cały czas zadziwiało ją swoim naturalnym pięknem,

opowiadała z ożywieniem o Berlinie, jego bogatym życiu kulturalnym

z jednej strony, a wiecznym pośpiechu i ruchu ulicznym z drugiej.

— Czy nie będzie tego pani brakować w naszym spokojnym

Brinkenhof, oddalonym od wszelkich rozrywek, do których jest pani

przyzwyczajona, panno Reinold? — zapytała z niepokojem Hanna.

— Nie będzie mi tu niczego brakować, w Brinkenhof jest tak

pięknie. Inaczej wyobrażałam sobie wieś i zadziwiła mnie swoim

niewyobrażalnym dla mieszczuchów pięknem.

— Nasze ziemie są rzeczywiście piękne. I nie leżą aż tak daleko

od świata. W pół godziny samochód dowiedzie panią do S. Przeżywa

background image

ono niezwykłe ożywienie, jest tam również mnóstwo wydarzeń

kulturalnych, a ostatnimi czasy, od kiedy taką popularnością zaczęły

się cieszyć sporty zimowe, w zimie można tam spotkać wielu ludzi.

Odbywają

się

koncerty,

czasami

przedstawienia

teatralne.

Utrzymujemy też ożywione kontakty z sąsiadami. Mimo to jednak jest

tu niewątpliwie spokojniej niż w mieście, co z pewnością w

mniejszym lub większym stopniu pani odczuje.

— Chyba jednak bardziej jako zaletę niż wadę. W zeszłym roku

tak często bywałam na koncertach i w teatrach, że przez długi czas nie

będę za nimi tęsknić.

Odkryły, że mają podobny gust i upodobania, co jeszcze bardziej

je do siebie zbliżyło.

Gdy doszły do ogrodzenia, zauważyły czworo dzieci z pobliskiej

wioski z upodobaniem wspinające się na drzewa. Pomachały Hannie

na powitanie. Miała ona zawsze przy sobie pudełko z czekoladkami,

które skwapliwie wykorzystywała przy takich właśnie okazjach. Roz-

dzieliła między jasnowłose dzieci wszystkie cukierki, jakie miała, i z

zadowoleniem spostrzegła, z jaką przyjemnością je zjadają.

— Chyba bardzo kocha pani dzieci, prawda? — zapytała Liana.

— Tak. A szczególnie ta czwórka jest mi bliska. Zdobyłam sobie

prawo do ich miłości.

Po tych słowach z prostotą opowiedziała, jak doszło do wypadku,

w wyniku którego stała się kaleką. Właśnie prostota jej opowiadania

ujęła Lianę najbardziej.

background image

— Och, jakże dumna może być pani, że uratowała pani te

malutkie dzieci!

— Każdy by to zrobił na moim miejscu. Cieszę się tylko, że nie

ucierpiałam niepotrzebnie. Szczerze mówiąc, gdybym wiedziała,

że mój czyn będzie miał konsekwencje, prawdopodobnie nie

zdobyłabym się na to. Nie podejrzewałam, że upadnę i zostanę kaleką

na całe życie. Nie był to więc absolutnie bohaterski wyczyn. Nie

jestem stworzona na bohaterkę. Porozmawiajmy jednak może o czymś

przyjemniejszym.

Liana poczuła w stosunku do Hanny głębokie współczucie,

jakiego dotąd nie odczuwała jeszcze do nikogo innego. Postanowiły

na chwilę przysiąść, by odpocząć, po czym udały się do domu, by

wypić herbatę z rodzicami.

Gdy usiedli już do stołu, Liana z naturalnością, jakby to było

zrozumiałe samo przez się, zaczęła podawać napełnione herbatą

filiżanki. Kazała pani von Brinken usiąść i pozwolić się obsłużyć.

Hanna i jej ojciec bardzo się z tego cieszyli, od dawna bowiem żyli w

przekonaniu, że pani Ina za dużo pracuje.

— Mamusiu, jak to dobrze, że wreszcie możesz przez chwilkę

odpocząć — powiedziała Hanna. Po czym, zwróciwszy się do Liany,

kontynuowała: — Mama ma stanowczo za dużo pracy, panno

Reinold, a ja niestety nie mogę jej za bardzo pomóc.

— Może ja mogłabym pani w czymś pomóc, pani Brinken?

Bardzo chętnie to uczynię, kiedy tylko pani będzie mnie potrzebowała

— powiedziała szybko Liana.

background image

Pani von Brinken przecząco pokręciła głową.

— Nie, nie, dziękuję, poradzę sobie sama z pracą w domu, tym

bardziej że widzę, jak dobrze Hanna czuje się w pani towarzystwie. —

Mimo jej oporu Liana przejęła jednak część jej obowiązków, czemu

pani von Brinken zdecydowanie się sprzeciwiała. Liana wiedziała

bowiem, że i gospodyni potrzebuje od czasu do czasu wolnej chwili

dla siebie, by odpocząć.

Hanna i jej ojciec zauważyli manewr Liany i byli jej za to bardzo

wdzięczni. Wreszcie i sama pani von Brinken spostrzegła, że Liana

upiera się przy tym, by odciążyć ją trochę w pracach domowych i po

części jej uległa.

— Haniu, Liana jest naprawdę wspaniałym stworzeniem —

powiedział po kilku dniach pan von Brinken do swojej córki. —

Wygląda bardzo ładnie i elegancko, jakby była damą, jednak nie

wzdraga się i przed ciężką pracą. Nie pytając, sama wie, w czym

może pomóc. Zanim mama ma czas zaprotestować, jest już po fakcie.

— Masz rację, tatusiu, jak tylko stwierdzi, że ja chwilowo nie

potrzebuję jej towarzystwa, już skrada się za mamą i wyręcza ją w

niektórych pracach. Rzeczywiście jest kochana i powinniśmy być dla

niej mili.

Liana już w pierwszych dniach napisała do wujka Joachima — na

adres jego bankiera w Berlinie — że dotarła do Brinkenhof została

niezwykle miło przyjęta. Czuła się wśród nowej rodziny bardzo

dobrze. Prosiła go, by się o nią nie martwił, ona bowiem jest bardzo

zadowolona ze zmiany, jaka zaszła w jej życiu. Brinkenowie byli

background image

rzeczywiście dobrymi, kochanymi ludźmi, a Hanna — prawdziwym

aniołem.

Od czasu jej przyjazdu Detlev tylko raz przejazdem zawitał do

Brinken, by pozdrowić sąsiadów. Liana akurat była nieobecna,

pojechała bowiem do pobliskiej wsi, by załatwić coś dla pani von

Brinken. W ten sposób młodzi się nie spotkali. I tym razem tak się

dziwnie złożyło, że nie wspomniano jej imienia, tak że Detlev w

dalszym ciągu nie przypuszczał, że kobieta, do której nieustannie

tęsknił, mimo upływu czasu i ciężkiej pracy, po której tak wiele sobie

przecież obiecywał, że pomoże mu o niej zapomnieć, była tak blisko.

Hanna upierała się przy tym, żeby Liana codziennie chodziła na

spacery. Przeznaczyły na to czas przed południem, w którym to Hanna

ćwiczyła, by nie stracić władzy w nogach. W tym więc czasie Liana

była wolna.

Pewnego ranka Liana poszła na spacer do lasu. Było to pod

koniec drugiego tygodnia jej pobytu w Brinkenhof. Las wyglądał

prześlicznie. Korony drzew pokryte zielonymi liśćmi tworzyły dach

przypominający sklepienie świątyni. Po półgodzinie dostrzegła coś, co

sprawiło, że zatrzymała się, nie będąc w stanie zrobić kroku, a z jej ust

wyrwał się okrzyk podziwu. Stała na polanie, a przed nią roztaczał się

widok na położony na wysokim wzniesieniu zamek Greifenberg, ze

swymi strzelniczymi wieżyczkami, błyszczącymi teraz w promieniach

słońca.

— Pięknie... och, jak przepięknie! — krzyknęła oczarowana tym

widokiem Liana.

background image

Podziwiała zamek, ciężko jej było stamtąd odejść, chciała jeszcze

przez chwilę podziwiać i zachować w pamięci jego piękno. Usiadła

więc na przewróconym drzewie i pogrążyła się w myślach.

Oparła ręce na kolanach. Wyglądała przepięknie w delikatnej,

przewiewnej letniej sukience. Włosy, lokami otaczające jej uroczą

twarz, lśniły w promieniach słońca. Stanowiła naprawdę prześliczny

widok — urocza, pełna wdzięku dziewczyna w leśnej świątyni.

Liana podejrzewała, że zamek, który miała przed oczami, to

Greifenberg, niedawno bowiem Hanna opisała go jej ze szczegółami i

wskazała kierunek, w którym był położony. Wiedziała też od wujka

Joachima, że jego posiadłość, Greifenberg, jest położona w pobliżu

Brinkenhof. Gdy więc siedziała teraz spoglądając na zamek,

wydawało jej się, że znajduje się znowu w pobliżu ukochanego wuja.

Czy Rastenau był równie piękną posiadłością? Gdybyż mogła

zobaczyć ją choćby z daleka! „Greifenberg" — powiedziała z

rozmarzeniem w głosie. To nazwisko ciągle brzmiało w jej uszach,

dusza oczarowana była opaloną męską twarzą, a serce przepełnione

tęsknotą za nim. Nie umiała przestać myśleć o panu Greifenbergu, nie

wiedziała nawet, gdzie jej myśli powinny go szukać, co prawdziwie ją

smuciło.

Nie odważyła się zapytać pani Wesemann, gdzie mieszka na stałe

jej były gość. Na co by jej się zresztą przydała ta wiadomość? To było

tylko przypadkowe, przelotne spotkanie, zamienili jedynie parę nic nie

znaczących słów, potem los ponownie ich rozdzielił. Tylko jedno jego

zdanie było ważne: „Nigdy pani nie zapomnę!"

background image

Czy i dla niego rozstanie było tak ciężkie, jak dla niej? Czy myśli

o niej czasem? Dlaczego od razu tak go pokochała? Czy rzeczywiście

dlatego, że przypominał jej wujka Joachima? Miał jego oczy i te same

zmarszczki na czole. Nie potrafiła odpowiedzieć sobie na te pytania,

wiedziała tylko, że nigdy dotąd nie myślała o nikim tyle i nie

odczuwała za nikim takiej tęsknoty, jak właśnie za nim.

„Greifenberg" — powiedziała ponownie. Jakie to dziwne, że

piękny zamek, na który patrzyła, nazywa się tak samo jak on! Będzie

jej ciągle o nim przypominał.

Siedziała tak, pogrążona w myślach, gdy nagle wyrwało ją z

rozmyślań parskanie konia. Miękkie leśne podłoże stłumiło odgłos

zbliżającego się kłusem konia. Wyjechał spośród drzew na polanę tuż

koło niej. Najpierw dostrzegła konia, potem dopiero dosiadającego go

jeźdźca.

Zarówno zaskoczona i jak sparaliżowana spojrzała prosto w

opaloną męską twarz, którą każdego wieczoru widziała przed sobą w

wyobraźni. Detlev dostrzegł ją w tym samym momencie. Drgnął, jak i

ona, gwałtownym ruchem ściągnął cugle. Ich oczy zatonęły w sobie,

nie mogli oderwać od siebie wzroku. Przyglądali się sobie, jak

gdyby pogrążeni we śnie, nie mogąc uwierzyć, zaistnieją w

rzeczywistości. Kapryśny los ponownie złączył ścieżki ich życia.

Dopiero po chwili Detlev odzyskał równowagę, z okrzykiem

zdumienia sprężyście zeskoczył z konia i podszedł do Liany.

background image

— Nie wierzę w leśne elfy i inne zwodnicze stworzenia! W

przeciwnym bowiem razie musiałbym panią uważać za jedną z ich

grona.

W pierwszej chwili Liana zbladła, dopiero potem, ku swemu

zdziwieniu, poczuła, że krew zdradziecko napływa do jej policzków.

— Pan Greifenberg... to... pan? — gwałtownie urwała, po czym

spojrzała ku zamkowi.

W jej głowie powstało nagłe podejrzenie. Jego eleganckie,

dystyngowane zachowanie, podobieństwo do wuja Joachima... Jej

serce zabiło gwałtownie.

Detlev odetchnął głęboko, chcąc opanować i zdusić w sobie

uczucie szczęścia, które nieoczekiwanie zalało jego serce.

— Stoję przed panią jak przed jakimś cudownym zjawiskiem i

cały czas drżę, że może pani zniknąć równie nieoczekiwanie, jak się

pani pojawiła. Ale pani istnieje naprawdę i stoi przede mną.

Przeznaczenie ofiarowało więc nam ponowne spotkanie.

Próbowała odzyskać równowagę i uśmiechnęła się do niego.

— Tak się wydaje. W najśmielszych marzeniach nie

przypuszczałabym, że mogę tu pana spotkać.

— Ja też nie potrafiłbym sobie tego wyobrazić, choć często o

pani myślę. Tak często, że przypuszczałem już w pewnej chwili, gdy

tu panią zobaczyłem, że to moje własne myśli przybrały pani kształt.

Przedtem spotkałem panią nad jeziorem, potem w pensjonacie ... a

teraz tu. W myślach szukałem pani wszędzie... tylko nie w lesie, w

Greifenbergu.

background image

— Czy ten las należy już do Greifenbergu?

— Tak.

— Nie wiedziałam o tym. A jak pan się tu znalazł?

— Nazywam się Detlev Rastenau. Mam jednak prawa do

nazwiska Greifenberg, mieszkam bowiem w zamku o tej samej

nazwie i zarządzam przylegającymi do niego majątkami. W

podróżach więc przybieram nazwisko Greifenberg.

Liana mocno zagryzła wargi. Mężczyzna, którego kochała, był

siostrzeńcem wuja Joachima! Potarła niespokojnie czoło.

— Znajduję się zatem na pańskim gruncie, hrabio Rastenau?

— W zastępstwie mojego wuja jestem panem w Greifenbergu.

Czy jest pani na mnie zła, że gdy się poznaliśmy, występowałem pod

innym nazwiskiem?

— Nie miał pan przecież najmniejszego obowiązku zdradzać mi

swego prawdziwego nazwiska, jeżeli zdecydował się pan występować

przed obcymi jako Greifenberg. Jestem trochę wyprowadzona z

równowagi, spotkaliśmy się tak nieoczekiwanie. — Po czym,

zmuszając się do lekkiego tonu, kontynuowała: — Właśnie

podziwiałam piękno zamku, położonego w tak malowniczej okolicy,

nie przypuszczając nawet, że pan tu mieszka.

— Zagadka mojego pobytu tutaj została rozwiązana. Co jednak

oznacza pani tu obecność?

— Zaraz to panu wyjaśnię, hrabio Rastenau. Zostałam

zaangażowana w Brinkenhof jako dama do towarzystwa panny Hanny

von Brinken — odpowiedziała spokojnie.

background image

— Ach, więc to pani jest towarzyszką Hanny? Nie mogę wprost

w to uwierzyć!

— Dlaczego wydaje się to panu niemożliwe?

— Gdyby mi powiedziano, że jest pani księżniczką z bajki, nie

miałbym trudności z uwierzeniem. Ale damą do towarzystwa? Tak,

teraz jednak sobie przypominam, że panna Hanna opowiadała mi, że

jej opiekunka przyjęła propozycję tej pracy, by znaleźć rodzinę, która

chętnie przyjęłaby ją do swego grona. Szukała pani opieki miłej

rodziny, ponieważ nie ma już pani krewnych. Zgadza się?

— Niech pan zapomni, hrabio, że jestem młodą dziewczyną.

— Nie zapomnę, nie mógłbym zapomnieć, nawet gdyby...

Urwał nagle, w pół słowa, a ona poruszyła się niespokojnie.

— Muszę wracać do Brinkenhof.

Powoli wyprostował rękę w geście, jak gdyby chciał ją

zatrzymać.

— Proszę, niech pani zaczeka jeszcze chwilę. Może słyszała pani,

że dość często bywam w Brinkenhof. Hanna jest moją przyjaciółką,

od czasu do czasu próbuję ją rozweselić. Zaplanowałem kolejną

wizytę dziś wieczór. Spotkamy się więc raz jeszcze. Jak sobie pani

życzy, bym się wobec niej zachowywał? Czy mogę powołać się na

nasze spotkanie w Berlinie i teraz to niespodziewane, tu w lesie?

Spojrzała na mego niezdecydowana.

— Nie znam jeszcze tej rodziny na tyle dobrze, by wiedzieć, jaka

decyzja będzie właściwsza. Niech mi pan poradzi, co pan uważa w

background image

tym przypadku za stosowne. Wszelkiego rodzaju tajemnice i

niedomówienia nie są mi jednak szczególnie miłe.

Odpowiedział po krótkim namyśle.

— Brinkenowie nie są podejrzliwymi ludźmi, dopatrującymi się

złego w każdej drobnostce. Jeżeli więc nie jest to niemiłe dla pani,

najlepiej będzie, jeżeli opowie im pani zaraz po powrocie do domu o

naszym dzisiejszym spotkaniu i o tym, że poznaliśmy się jeszcze w

Berlinie.

— I mnie się to wydaje najlepszym rozwiązaniem. Zaraz

wszystko opowiem pannie Hannie.

— Niech pani to uczyni — powiedział czule.

— Do widzenia, muszę wracać do domu — rzekła, po czym

zebrała się do odejścia.

Spojrzał na nią prosząco.

— Nie dała mi pani nawet ręki na przywitanie, czy i przy

pożegnaniu nie jestem tego godzien?

Przez chwilę patrzyła na niego z wahaniem. Potem jednak,

zmuszona siłą jego spojrzenia, szybko wyciągnęła dłoń. Detlev czuł,

jak jej drobna rączka drży i ze wzruszeniem podniósł ją do ust.

— A zatem do zobaczenia w Brinkenhof!

Liana odeszła, nie była w stanie odpowiedzieć na jego

pożegnanie. Ten mężczyzna był jej przeznaczeniem, poczuła to

prawie od razu. Jego oczy miały nad nią niewytłumaczalną wprost

władzę. Cofnęła rękę i odeszła szybko stamtąd, nie oglądając się

nawet.

background image

Dopiero gdy zniknęła mu z oczu, Detlev wsiadł na konia i powoli

odjechał. Ponowne spotkanie wywołało w jego sercu burzę uczuć,

które zaniepokoiły go swą siłą.

Detlev nie mógł wprost doczekać się wieczoru, tak bardzo

spieszyło mu się do Brinkenhof, do Liany. Gdy wreszcie nadeszła

upragniona pora i nadjechał na koniu do Brinkenhof, zastał Hannę i

Lianę, siedzące na werandzie.

Pewnym krokiem pośpieszył w ich kierunku. Przez chwilę nie

mógł oderwać błyszczących oczu od nieco pobladłej twarzy Liany.

Mimo to jednak najpierw pozdrowił Hannę.

— Dzień dobry, Hanno. Dobrze się pani czuje?

Z uśmiechem podała mu rękę.

— Dobry wieczór, Detlevie. Czuję się wspaniale. Od kiedy jest z

nami panna Reinold, mam wyłącznie dobre dni. A dzisiaj przychodzi i

pan. Panna Reinold opowiedziała mi już, że jesteście starymi

znajomymi i przy dzisiejszym porannym spotkaniu przeżyliście

niemałe zaskoczenie.

Teraz nadszedł czas, by pozdrowić Lianę, co uczynił uprzejmie,

lecz z dystansem. Nie mógł narażać Liany na jakiekolwiek

nieporozumienia. Potem ponownie zwrócił się ku Hannie.

— Nie wyjawiła mi pani nawet nazwiska nowego mieszkańca

Brinkenhof.

— Gdybym tylko przypuszczała, że pan i panna Reinold

mieszkali w tym samym pensjonacie w Berlinie! Proszę, niech się pan

do nas dosiądzie, Detlevie. Rodzice wkrótce nadejdą.

background image

Zajął wskazane miejsce i zaczęli prowadzić ożywioną dyskusję,

która tylko pozornie była spokojna i beztroska. Liana z całych sił

próbowała zachować równowagę i opanowanie, podobnie jak hrabia.

Hanna, mimo swej przenikliwości, niczego po nich nie dostrzegła.

Dziwiła się jedynie, że Liana nie wywarła na Detlevie takiego

wrażenia, jakiego Hanna się spodziewała.

Gdy nadeszli rodzice Hanny i wszyscy zgromadzeni zasiedli do

stołu, gospodarz domu zwrócił się do Detleva:

— Dzisiejszego wieczoru powinien bawić się pan lepiej niż

zwykle, bo do Brinkenhof wprowadził się prawdziwy słowik. Panna

Reinold już kilkakrotnie czarowała nas swoim przepięknym głosem.

Zaśpiewa nam pani i dzisiejszego wieczora kilka pieśni, panno

Reinold?

— Mogę pani akompaniować, panno Liano. Chcę zasłużyć sobie

na choćby jeden wieniec laurowy — zażartowała Hanna.

Hrabia Detlev zaprowadził ją do fortepianu. Liana szła za nimi

powoli, szukając w nutach odpowiednich na ten wieczór pieśni.

Hrabia Detlev, usadowiwszy wygodnie Hannę, powrócił do

państwa von Brinkenów, którzy zdążyli już wygodnie zasiąść

w fotelach w pełnych wyczekiwania pozach.

Usiadł koło nich i w zamyśleniu spojrzał na dwie dziewczęce

postacie przy fortepianie. Jasna, urocza twarzyczka Liany i ciemna,

charakterystyczna główka Hanny, o nieładnej twarzy, której brzydotę

łagodziły jedynie piękne, ciemne oczy. Nie można było wyobrazić

sobie większego kontrastu od tego, który istniał między tymi dwiema

background image

młodymi kobietami. Obydwie ubrane były w lekkie, przewiewne

sukienki. Liana i w tym prostym ubraniu wydawała się dumna i

dystyngowana niczym królowa.

Spojrzenie Hanny padło na Detleva. I wtedy dostrzegła, z jaką

tęsknotą wodzi oczami za Lianą. Przez chwilę serce ścisnęło jej się

bólem. Szybko jednak minął. Hanna opanowała się i pozostała

spokojna, nie dając niczego po sobie poznać. Jednym spojrzeniem

swej przenikliwej duszy wniknęła w serca młodych. Jedno

wymienione przez Lianę i Detleva spojrzenie zdradziło jej

wystarczająco dużo. W jej sercu zrodziła się troska... nie o siebie, lecz

o szczęście mężczyzny, którego kochała.

Później, podczas pozornie spokojnej rozmowy, uspokoiła się.

Czy nie wyobrażała sobie zbyt wiele? Nie miała przecież żadnych

dowodów, że tych dwoje łączy jakieś uczucie. Przecież Detlev

siedział naprzeciw niej i rozmawiał z ożywieniem, lecz spokojnie tak

jak i z nią. Oczywiście, jego poprzednie spojrzenia, którymi obrzucał

Lianę, zdradzały jego podziw i zachwyt. To nie musi jednak być od

razu wielka i głęboka miłość. Wiedział przecież doskonale, że nie

może poślubić panny Reinold, nie pochodziła ona bowiem ze stanu

szlacheckiego. Powinien więc uważać i trzymać w ryzach swoje serce.

Zachowała się niepoważnie, martwiąc się o niego na zapas i to

najprawdopodobniej niepotrzebnie. Był przecież mężczyzną. A

mężczyźni, tak przynajmniej sądziła Hanna, nie byli tak subtelni i

czuli, jak kobiety; u nich podobne uczucia nie są tak głębokie A

ponieważ Detlev, wydawało się, był we wspaniałym humorze — z

background image

całych sił starał się bowiem sprawiać takie wrażenie — odsunęła od

siebie niepoważne, jak sądziła, urojenia. Mimo to jednak wciąż

powracała do niej ta sama myśl: „On musi być szczęśliwy, tak

szczęśliwy, bym i ja mogła się cieszyć jego radością".

Detlev wspomniał też przy okazji, że za parę dni, w niedzielę,

wybiera się ze swą kuzynką Steffi do S.

— Czy mają państwo ochotę dołączyć się do nas? — zapytał.

Brinkenom spodobała się jego propozycja.

— Musimy przecież pokazać pannie Reinold, że i za tymi górami

żyją ludzie — powiedział pan von Brinken.

Pani von Brinken spojrzała na córkę.

— A ty, Haniu, masz na to ochotę?

— Naturalnie, mamusiu. Wiesz przecież, że jestem otwarta na

tego rodzaju propozycje.

— Dobrze więc, hrabio. Myślę, że najlepiej będzie, gdy spotkamy

się już na miejscu, w S. Tylko dokładnie, gdzie i o której godzinie.

Detlev zastanawiał się przez chwilę.

— Sądzę, że lepiej będzie, jeżeli pojedziemy do S. wszyscy

razem. Steffi może przyjechać z Rastenau samochodem. Zabierze

mnie z Greifenbergu, a po drodze wstąpimy po państwa. Zmieścimy

się bez kłopotów, samochód może pomieścić ponad sześć osób.

— A więc zgoda. Będziemy na pana czekać. O której godzinie

możemy się pana spodziewać?

— Powiedzmy, że około pierwszej. Pójdziemy na koncert, a

potem zjemy wspólnie posiłek w gospodzie „Pod białym jeleniem".

background image

Proszę tylko państwa, byście byli punktualni! Steffi i tak jest strasznie

niecierpliwa.

— Wystarczająco dobrze znamy już hrabiankę Steffi. —

podobają mi się wesołe i pełne życia osóbki. Zawsze się cieszę, gdy ją

widzę — stwierdziła Hanna.

— Rzeczywiście jest wspaniałą dziewczyną. Nic dziwnego, przy

takich rodzicach!

— Ma pan rację, drogi hrabio, obydwoje są wspaniałymi ludźmi

— potwierdziła pani von Brinken.

— Umowa stoi, będę tu ze Steffi o pierwszej, potem pojedziemy.

I będziemy się doskonale bawić, bo w przeciwnym razie Steffi byłaby

strasznie rozczarowana. Czeka już od tak dawna na jakąś rozrywkę.

— Będziemy robić wszystko, Detlevie, poza długimi spacerami

— zażartowała Hanna.

— O, do tego Steffi nie jest aż taka chętna. Chce zobaczyć ludzi,

posłuchać muzyki i przede wszystkim zapomnieć o codziennym,

trochę nudnym życiu. Zatem do zobaczenia w niedzielę o pierwszej!

Liana przysłuchiwała się uważnie rozmowie na temat hrabianki

Steffi i jej rodziców. Przed oczami stanęło jej zdjęcie Steffi, które

pokazał jej pewnego razu wujek Joachim. Cieszyła się na myśl, że

wreszcie pozna hrabiankę, nie potrafiła jednak odpędzić się od

przykrej myśli, co by się stało, gdyby przyjechała ona ze swoimi

rodzicami.

Nie było wykluczone, że pewnego dnia dojdzie do takiego

spotkania. Wtedy będzie zmuszona udawać, że nie zna wujka

background image

Joachima. Pragnęła, by podobne przeżycie zostało jej oszczędzone.

Postanowiła, że następnego ranka napisze do wujka Joachima, że w

najbliższym czasie pozna jego córkę. Czy ucieszy go ta wiadomość?

A co powie na to, gdy się dowie, że ona i Detlev znają się już z

Berlina?

Liana nie wiedziała, czy powinna się cieszyć, czy martwić, że

mężczyzna, który tak szybko zdobył jej serce, mieszka w pobliżu.

Detley Rastenau, siostrzeniec wuja Joachima. Na wspomnienie

spojrzeń, jakimi ją obrzucał, westchnęła, przycisnęła ręce do serca i

zamknęła oczy.

Następnego dnia, wczesnym rankiem napisała list do wujka

Joachima. Powiadomiła go, kiedy i gdzie poznała jego siostrzeńca, po

czym kontynuowała:

A jutro, kochany wujku Joachimie, poznam Twoją córkę,

hrabiankę Steffi. Wybieramy się wszyscy do S. Hrabia Detlev

przyjedzie po nas razem z Twoją córką. Sama nie wiem, co powinnam

o tym wszystkim myśleć, jednocześnie cieszę się, ale i boję.

W Brinkenhof podoba mi się z każdym dniem coraz bardziej.

Brinkenowie są naprawdę wspaniałymi ludźmi i traktują mnie bardziej

jak gościa niż zatrudnioną przez nich damę do towarzystwa. Panna

Hanna jest dla mnie bardzo dobra i czuję się tu prawie jak w domu.

Nie musisz się więc martwić.

Wczoraj rozmawialiśmy o Twoim zamku Rastenau. Wszyscy są

zdania, że jest on bardzo ładny. A Ty jesteś panem tych wszystkich

background image

prześlicznych posiadłości. Wszyscy mówią o Tobie z szacunkiem i

podziwem. Cały czas pytam sama siebie z niepokojem, czy myślisz o

mnie w ten sam sposób, czy nic się między nami nie zmieniło, bo ja

kocham Cię tak samo jak przedtem i nigdy się to nie zmieni. Być może,

przypadek sprawi kiedyś, że zobaczę choć z daleka zamek Rastenau.

Wtedy będę do Ciebie tak długo machać ręką, że nawet jeżeli tego nie

zobaczysz, poczujesz na pewno w sercu moje gorące pozdrowienia.

Być może jutro Twoja córka, po powrocie do domu, będzie ci

opowiadać, że poznała pannę Reinold. Wtedy uśmiechnij się i pomyśl

o mnie. A mnie świadomość, że wspominasz mnie z uśmiechem

naprawdę bardzo ucieszy.

Zanim skończę, chciałabym Ci jeszcze napisać, że hrabia Detlev

ma Twoje oczy i takie jak Ty zmarszczki na czole. Zwróciłam na to

uwagę już w Berlinie, zanim dowiedziałam się, kim jest w

rzeczywistości. Gdy patrzył na mnie, miałam wrażenie, że to ty mi się

przyglądasz. Dlatego też od razu bardzo mi się spodobał i poczułam

do niego niezwykłe zaufanie. On bardzo Cię kocha i szanuje i jest

dobrym, szlachetnym człowiekiem.

Brinkenowie też bardzo go lubią i chętnie widzą go w swoim

pełnym ciepła dla gości domu. Tu chyba zresztą nikt nie czuje się źle i

obco. Teraz jednak muszę kończyć. Pozdrawiam Cię i całuję

Twoja Liana

List ten, zaadresowany jak zwykle do berlińskiego bankiera

wujka Joachima, Liana, schodząc na śniadanie, dołożyła do

przygotowanej już do wysłania poczty. Przy śniadaniu zastała jedynie

background image

Hannę i jej matkę. Pan von Brinken był już od wczesnego ranka na

łąkach; rozpoczęły się sianokosy i miał bardzo dużo pracy.

Pani von Brinken również nie mogła długo pozostać przy stole.

Liana zaproponowała swą pomoc, rezygnując z codziennego,

porannego spaceru. Pani von Brinken chętnie przyjęła jej pomoc, nie

dawała sobie już bowiem sama rady z nagromadzoną pracą, a Liana

była chętna i pilna i wykonywała z radością każdą powierzoną jej

czynność. Niezależnie bowiem, co Liana robiła, jej myśli zwracały się

ku Detlevowi.

W niedzielę pogoda była prześliczna. Służący i dziewczyny

wiejskie, wykonawszy niezbędne prace przy bydle, udali się do

kościoła. Po śniadaniu rodzice Hanny wyszli, a obie młode kobiety

zostały na werandzie. Hanna wyczuła, że nadszedł odpowiedni

moment, by porozmawiać z Lianą o Detlevie.

— Detlev jest następcą swego wuja. Po jego śmierci on przejmie

cały majątek. Hrabia Joachim nie ma męskiego potomka, ma tylko

jedną córkę i dlatego jedynym spadkobiercą jest Detlev. Wszystkie

należące do majątku ordynata Rastenau przejdą w jego ręce. Detlev

jest ostatnim z tego, licznego niegdyś rodu.

Lianie wydawało się, jakby mówiły o kimś innym. Powiedziała

więc spokojnie:

— W takim razie hrabia Detlev będzie właścicielem ogromnego

majątku?

Hanna przytaknęła i z powagą patrząc na Lianę, kontynuowała

swój wywód.

background image

— Dziedzictwo obciążone jest jednak pewnym zastrzeżeniem,

które w tych warunkach będzie mu ciężko spełnić.

— Czy mogę zapytać, cóż to za warunek, tak dla niego

niedogodny?

— Między innymi, jeżeli pewnego dnia postanowi się ożenić, nie

może wybrać żony zgodnie z własną wolą. Przyjęcie dziedzictwa jest

równoznaczne z wypełnieniem zobowiązania, że wybierze sobie na

żonę kobietą równą mu urodzeniem. Musi pochodzić ze szlacheckiego

rodu, jak on sam.

Liany na pozór nie poruszyła ta uwaga.

— Może zatem poślubić jedynie hrabiankę — powiedziała z

udanym spokojem.

— Będzie dla niego tragedią, jeżeli pokocha kobietę niższą mu

pozycją społeczną.

Liana spojrzała na Hannę rozszerzonymi oczami. Instynktownie

wyczuła, że rozmowa ta nie jest przypadkowa. Hanna prowadzi ją

celowo. Poczuła też, że hrabia Detlev nie jest Hannie obojętny.

Spojrzały na siebie, a ich spojrzenie zdradziło, że kochają tego

samego mężczyznę. Odkrycie to, które u innych, bardziej

przyziemnych i niegodnych osób obudziłoby wzajemną zawiść i

wrogość, związało je mocniej, ich wzajemna przyjaźń jeszcze się

pogłębiła.

Liana zastanawiała się, czy Hanna jest równa Detlevowi

urodzeniem i pozycją społeczną. Szybko jednak odrzuciła od siebie tę

myśl. Nie powinno jej interesować, kogo Detlev wprowadzi pewnego

background image

dnia jako żonę do swego domu. Do tej pory nawet się nad tym nie

zastanawiała. Wiedziała tylko, że go kocha i to jej wystarczyło. Dzięki

Hannie i temu, co jej wyjawiła, Liana zrozumiała, że musi uważać, by

nie straciła dla niego całkowicie głowy.

Hanna

była

szczęśliwa,

mogąc

ostrzec

Lianę

przed

niebezpieczeństwem, jakie tkwiło w jej niekontrolowanej miłości do

Detleva, a i Liana czuła głęboką wdzięczność, że Hanna wskazała jej

niebezpieczeństwo, które jej zagrażało. Nie wiedząc nawet o jego

istnieniu, mogłaby popełnić błąd i zaangażować się bezpowrotnie. Nie

chciała się przyznać nawet sama przed sobą, że i tak tkwiła w tym już

bardzo mocno.

O oznaczonym czasie przed dom zajechał duży, elegancki

samochód. Liana przyglądała się jak nadjeżdżał. Stanęła koło Hanny

na werandzie. Wyglądała prześlicznie w swej lekkiej, letniej sukience.

Jak zaczarowana przyglądała się wysiadającej z samochodu

Steffie. Hrabianka miała na sobie prześliczną sukienkę, o krótkiej,

marszczonej spódnicy, na którą zarzuciła przewiewny letni żakiecik w

intensywnie zielonej barwie, z którym silnie kontrastował czerwony

skórzany pasek, którym była spięta, i biały golf pod szyją. Szybko

wbiegła na werandę, przeskakując po dwa stopnie naraz.

— Dzień dobry, Hanno! Przyjechaliśmy na czas! Jesteście gotowi

do wyjazdu? Nie chcę tracić ani minuty z jedynego wolnego dnia, jaki

mi się od dłuższego czasu przytrafił.

Hanna objęła ją serdecznie.

background image

— Dzień dobry, hrabianko! Czuję się doskonale, pani też, co

widać od pierwszej chwili. Jesteśmy gotowi do wyjazdu. Gdzie

zostawiła pani pannę Riickauf?

Oczy Steffi błyszczały energią i poczuciem humoru.

— O, Malwinka siedzi sobie spokojnie w domu, ciesząc się, że

wreszcie może sobie chociaż jeden dzień ode mnie odpocząć.

Zorganizowałam jej na dzisiejszy wieczór zaproszenie na herbatkę do

matki naszego pastora. Strasznie się cieszę, że jedzie pani z nami.

Musimy sobie użyć życia za wszystkie czasy, prawda, panno Hanno?

— Z przyjemnością! Mam nadzieję, że nie będę pani ograniczać

moją sparaliżowaną nogą.

— Proszę nawet o tym nie mówić, Hanno! Przecież będziemy

prawie cały czas jeździć. A S. nie jest aż takie duże. Przespacerujemy

się jedynie wolno po promenadzie, a potem siądziemy sobie w

ogrodzie hotelowym albo na ławce w alei.

— Doskonale. Teraz jednak chciałabym przedstawić pani

naszego nowego członka rodziny. Liano, niech pani do nas podejdzie.

Liana, która do tej pory stała w pewnym oddaleniu, zbliżyła się

do rozmawiających. Steffi przyglądała jej się rozszerzonymi

zachwytem oczami.

Hanna przedstawiła je sobie:

— Panna Steffi Rastenau, największa trzpiotka tego kraju...

panna na Reinold, od dwóch tygodni nasz dobry duszek domowy, a

moja pocieszycielka.

background image

Steffi spojrzała w oczy Liany, która patrzyła na nią ciepło i z

sympatią. Impulsywnie wyciągnęła do niej rękę.

— Jak pięknie przedstawiła panią Hanna! I jaka pani piękna!

Strasznie mi się pani podoba — powiedziała Steffi otwarcie.

Liana szybko uścisnęła jej dłoń. W jej oczach pojawiły się łzy.

— Bardzo mnie cieszy, hrabianko, że się pani podobam.

Podzielam pani odczucia, i pani bardzo mi się podoba.

— Och, niech pani będzie ostrożna w ocenach mnie dotyczących.

Są ludzie, którzy nie potrafią ze mną wytrzymać ani chwili.

— Nie wierzę pani — powiedziała Liana z przekonaniem.

Steffi ujęła Hannę pod rękę i szła z nią, mimo wrodzonej

niecierpliwości, wolno i uważnie do stojącego nieopodal samochodu.

Liana poszła jeszcze po płaszcz i szybko podążyła za nimi. Detlev

tymczasem przywitał się z rodzicami Hanny. Gdy zobaczył zbliżającą

się Lianę, jego oczy rozbłysły radośnie i z niezrozumiałą nadzieją.

Steffi ujęła Lianę za rękę.

— Niech pani podejdzie, panno Reinold, musimy przygotować

pannie Hannie wygodne miejsce.

W czasie tej czynności Steffi paplała nieustannie i wesoło, tak że

Liana, chcąc nie chcąc, musiała się roześmiać.

— Ach, jak pięknie się pani śmieje, panno Reinold. Ludzie,

którzy nie potrafią się szczerze i z całego serca śmiać, mogliby dla

mnie nie istnieć. Sądzę, że zostaniemy dobrymi przyjaciółkami.

Myślę, że nie należy pani do ludzi, którzy przerywają zabawę w

najciekawszym momencie.

background image

— O nie, z całą pewnością nie. I ja lubię się bawić, gdy nadarza

się ku temu okazja.

— Świetnie, bo dzisiaj cały dzień będziemy się bawić.

Hanna usiadła wśród żartów i chichotów umieszczona na

wygodnym miejscu w samochodzie.

— Znowu mnie rozpieszczacie — powiedziała na swój miły,

żartobliwy sposób.

Steffi pocałowała ją w policzek.

— Strasznie się cieszę, kiedy łaskawie godzisz się, by cię

rozpieszczać, Hanno. Obok pani powinna usiąść pani matka. Miejsca

środkowe zajmą nasi mężczyźni. A ja z panną Reinold siądziemy

obok kierowcy.

— Steffi rezolutnie kierowała całym towarzystwem. Nie

przejmowała się tym, że właściwie nie wypada jej tego robić, bo jest

najmłodsza.

— Hrabianko, ma pani zadatki na doskonałego organizatora

imprez — zażartował dobrodusznie pan von Brinken.

Steffi siadła jako ostatnia na uprzednio wybranym przez siebie

miejscu.

— A więc w drogę! — krzyknęła szoferowi.

W czasie jazdy panował doskonały nastrój. Steffi już się o to

postarała. Liana siedziała obok niej z błyszczącymi oczyma. Czuła się

szczęśliwa że córka wuja Joachima jest taka miła i dobra i tak bardzo

jej się podoba. Cieszyła się, że i Steffi najwyraźniej darzy ją sympatią.

background image

Droga wiodła przez przepiękne zagajniki, wśród łąk i pól.

Samochód jechał szybko i po półgodzinie byli już na miejscu. Akurat

gdy przyjechali do S., rozpoczął się koncert. Samochód zatrzymał się

przed hotelem „Pod Białym Jeleniem". Portier pozdrowił ich dobrze

znanym gestem. Detlev poprosił go o przygotowanie stołu na

werandzie.

— Proszę o stolik w kącie, z widokiem na zabytkowe ruiny —

powiedział.

W mieście panował olbrzymi ruch, co z zadowoleniem

stwierdziła Steffi. Kuracjusze, ubrani w świąteczne, letnie toalety,

przechadzali się po promenadzie. Spotkali kilku znajomych, z którymi

zamienili parę słów. Steffi śpiewała pod nosem do akompaniamentu

orkiestry. Nagle drgnęła, a jej twarz zalał ciemny rumieniec. Objęła

Detleva za ramię.

— Detlev, popatrz! Tam jest Jan Wachau ze swoją matką! —

powiedziała z ożywieniem i przejęciem.

Detlev rozejrzał się wokół i dostrzegł młodego, wysmukłego

mężczyznę, kroczącego u boku miłej starszej pani. Szedł naprzeciw

im, podpierając się laską.

Steffi szybko podbiegła do matki i syna.

— Baron Wachau! Dzięki Bogu, że widzę już pana chodzącego o

własnych siłach. Jest więc pan znowu zdrów! — krzyknęła radośnie.

Pobladła nieco ze wzruszenia.

Oczy Wachaua zabłysły.

background image

— Kogóż to widzę? Panienka Zuchwała! Cóż za miła

niespodzianka.

— Jest pan już całkiem zdrów, baronie?

Uśmiechnął się do niej.

— Melduję posłusznie, że jestem już prawie zdrów, potrzebuję

jedynie jeszcze trochę opieki i muszę uważać na tę nieszczęsną nogę.

Ale za trzy, cztery tygodnie przeskoczę wraz z panią wszystkie

przeszkody.

— Ach, jak mnie to cieszy! Kochana pani baronowo, chyba

kamień spadł pani z serca.

Baronowa kiwnęła twierdząco głową, uśmiechając się do Steffi.

— Tak, moje dziecko. Przeżyłam naprawdę ciężki okres, pełen

niepokoju i trosk. Ale co słychać u was w domu? Czy są tu też twoi

rodzice?

— Nie, przyjechałam w towarzystwie Detleva i państwa Brinken.

Ale Janie, od jak dawna pan tu jest?

— Przywiozłam syna z Berlina wczoraj. Powinien odpocząć parę

dni, zanim wrócimy z powrotem do Wachau.

— Miałem nadzieję, Steffi, że panią tu dziś spotkam —

powiedział Jan Wachau, podczas gdy matka oddaliła się, by przywitać

Brinkenów, którzy tymczasem znacznie się do nich zbliżyli.

Steffi zaczerwieniła się prawie niezauważalnie.

— No cóż, ostatecznie mógł pan nas zawiadomić, że pan tu

przebywa.

— Chciałem panią zaskoczyć.

background image

— Niby w jakim celu?

Zaśmiał się i czule na nią spojrzał.

— Chciałem zobaczyć, jakie wrażenie zrobi na pani

niespodziewane spotkanie ze mną.

— Sam widok pana sprawił, że śmiertelnie się przeraziłam —

powiedziała.

— Czyżbym wyglądał aż tak strasznie?

— Niech pan nie opowiada takich bzdur, Janie!

Jego oczy zabłysły.

— Czy mi się wydaje, czy tym razem mówiła pani poważnie? —

zapytał ze śmiechem.

Roześmiała się wraz z nim, potem wskazała na jego nogę.

— Czy w dalszym ciągu sprawia panu ból?

Potrząsnął przecząco głową.

— Nie, teraz już nie.

Pozostali zbliżyli się do nich, witając barona i życząc mu jak

najszybszego powrotu do zdrowia. Pani von Brinken przedstawiła mu

Lianę:

Panna Reinold, nowy członek naszej rodziny. Dotrzymuje

towarzystwa Hannie.

Jan ukłonił się uprzejmie Lianie, a baronowa serdecznie ją

pozdrowiła.

— Czy macie państwo jakieś plany?

background image

— Tak, postanowiliśmy zjeść coś w hotelu. Zarezerwowaliśmy

stolik na werandzie. Pójdziecie państwo z nami? — zapytał pan von

Brinken.

— Z przyjemnością, jeżeli państwo pozwolą.

Udali się więc razem do hotelu. Jan cicho zagadnął Steffi.

— Co słychać nowego od czasu, gdy się widzieliśmy po raz

ostatni? Dużo pani znów napsociła?

— Cóż, mogłabym więcej, gdyby pan tu był — odpowiedziała

bez chwili namysłu.

— Dzięki Bogu, nic się pani nie zmieniła.

— Czyżby obawiał się pan tego?

— Bałem się, że podczas mojej nieobecności przeistoczy się pani

w prawdziwą młodą damę.

Wzruszyła ramionami i odparła z dumą:

— Wypraszam sobie podobne stwierdzenia, mam już prawie

siedemnaście lat.

— Wydaje mi się, że zaledwie osiem dni po naszym wspólnym

przyjęciu urodzinowym, kiedy pani ukończyła szesnaście lat, spadłem

z tego przebrzydłego konia i złamałem sobie nogę.

Na samo wspomnienie tamtego dnia Steffi zbladła.

— Nie chciałabym tego jeszcze raz przeżyć!

— Martwiła się pani o mnie?

— Co za głupie pytanie! — powiedziała gwałtownie,

powstrzymując jednak przepełniające ją uczucia.

— Może być pani ze mną szczera.

background image

— Lepiej niech mi pan powie, jak mogło się coś takiego

przydarzyć akurat Panu, jednemu z najlepszych jeźdźców w tej

okolicy? Czy nie patrzył pan na drogę?

— Doskonała uwaga. Pogrążyłem się w myślach i nie zwracałem

uwagi na drogę. Mój koń od razu to zauważył i obydwaj nie bardzo

wiedzieliśmy, jak przeskoczyć tę przeszkodę, którą zobaczyłem w

ostatniej chwili i nie zdążyłem już odpowiednio zareagować.

Przynajmniej on na tym nie ucierpiał.

— Pan natomiast tak. Czy będzie mógł pan ponownie dosiadać

konia?

— Z pewnością. Mam nadzieję, że już za parę tygodni wszystko

będzie po staremu.

— Czy musi pan zawsze sprawiać wszystkim tyle kłopotu swoją

osobą? Martwiłam się o pana!

Najchętniej wziąłby ją teraz w ramiona i przycisnął do serca.

Była taka kochana.

— To miłe z pani strony, że tak się pani o mnie troszczyła.

— A pan nie martwiłby się o mnie, gdyby mnie przydarzył się

podobny wypadek?

— Z całą pewnością.

— A zatem sam pan widzi. Dzięki Bogu, że wszystko wróciło do

normy. Niech pan pomyśli, co by się stało, gdyby pana nogi nie dało

się wyleczyć?

— Wtedy z pewnością przestałaby mnie pani darzyć swą

przyjaźnią?

background image

— Co za bzdura! Wypłakałabym chyba sobie oczy z żalu nad

panem.

Chwycił jej dłoń i z uczuciem podniósł do ust.

— Hrabianko — powiedział jedynie, nie mogąc opanować

drżenia głosu.

Steffi gwałtownie oderwała się od niego i podbiegła do Liany,

wkładając rękę pod jej ramię.

Hanna von Brinken szła koło Detleva.

— Teraz na szczęście nie jestem jedyną osobą, która nie potrafi

szybko chodzić. Wachau też nie potrafi nadążyć. Proszę mi wierzyć,

że świadomość, iż nie tylko ja jestem osobą narzucającą wszystkim to

żółwie tempo, przynosi mi prawdziwą ulgę.

Spojrzał na nią z dezaprobatą.

— Hanno, cóż za niegodziwe myśli! Niech pani sobie nie

wyobraża, że ogranicza pani kogokolwiek — po czym zwróciwszy się

ku Lianie, rzekł: — Ma pani tu niewdzięczne zadanie do wykonania.

— Cóż to za zadanie?

— Musi pani wybić Hannie z głowy przekonanie, że stanowi dla

ludzi przeszkodę z powodu swojego wolnego kroku. To jest jedyna

choroba, która jej rzeczywiście dokucza.

— O, wiem już coś na ten temat i dokładałam wszelkich starań,

by wpoić jej nieco inne przekonanie.

Hanna z uśmiechem przyglądała się to jednemu, to drugiemu.

— Tak, tak, proszę mnie wreszcie zbesztać i porządnie wyłajać,

wyjdzie mi to tylko na dobre. Jeżeli ktoś jest ze wszystkich stron

background image

otaczany jedynie opieką i troską, w końcu zaczyna czuć współczucie

dla samego siebie. A ja nie potrzebuję litości.

— I nikt też nie lituje się nad panią. Nawet jeżeli pani nogi nie są

tak zwinne, jak nogi zdrowych ludzi, ma pani szeroką wiedzę i czułe

serce. Dzięki temu może pani wygrać każde zawody i triumfować nad

konkurencją — powiedział hrabia.

Hanna oparła dłoń o jego ramię i uśmiechnęła się do niego

dzielnie.

— Potrafi pan zawsze znaleźć dla mnie jakieś pocieszenie, drogi

przyjacielu. Serdecznie panu za to dziękuję.

Liana poczuła, że obecność hrabiego i jego żywe zainteresowanie

sprawiają Hannie przyjemność. Spojrzała Detlevowi prosto w twarz.

Jej oczy napotkały jego spojrzenie. Zawsze, gdy do tego dochodziło,

jego oczy rozbłyskiwały nagłą radością. On jednak nie zdawał sobie z

tego sprawy, był przekonany, że potrafi zapanować nad swoimi

uczuciami.

Tym bardziej czar, jaki rzucała na niego Liana, robił na niego z

godziny na godzinę większe wrażenie. Wciąż powtarzał sobie, że

musi zejść z drogi jej życia. Gdy jednak próbował wprowadzić w czyn

swe zamiary, musiał się cofać. Nie potrafił się z nią rozstać.

Tymczasem doszli do hotelu. Spożyli posiłek w bardzo miłym

gronie. Miejsce koło Steffi zajmował baron Wachau, Detlev usiadł

między Hanną a Lianą, starsza część towarzystwa ulokowała się po

drugiej stronie stołu.

background image

Wszystkie miejsca w ogrodzie i na werandzie były zajęte. Steffi

cieszyła się wszystkim, co ją otaczało — nastrojową muzyką,

elegancko, ubranymi ludźmi, piękną słoneczną pogodą, a przede

wszystkim obecnością Jana Wachaua. Mimo, iż rozmawiała z nim z

niespotykanym ożywieniem — nie widzieli się przecież tak długo —

znalazła jeszcze czas, by poplotkować trochę z Lianą. Była

zachwycona jej urodą i wdziękiem.

— Panna Hanna ma szczęście. Gdybym miała w Rastenau tak

cudowną towarzyszkę jak panna Liana, nie robiłabym ani w połowie

tylu głupstw i psikusów, są one tylko i wyłącznie wynikiem nudy —

powiedziała do barona.

Siedzieli przy posiłku stosunkowo długo. W przyjacielski,

pozbawiony złośliwości sposób rozmawiali o przechodzących koło

nich ludziach. W końcu pani von Brinken zwróciła się do Liany:

— Panno Reinold, powinna pani koniecznie zobaczyć tutejszą

bażanciarnię i wspiąć się do ruin, skąd roztacza się naprawdę

przecudny widok. Bażanciarnia jest oddalona od hotelu o około pół

godziny, a stamtąd jest już tylko dziesięć minut do ruin. Steffi z

pewnością chętnie dotrzyma pani towarzystwa, widzę, że nie może już

usiedzieć na miejscu. Wiem, jakie ma z tym kłopoty, jest przecież

młoda i ma do tego prawo.

Steffi podskoczyła.

— Naturalnie, z przyjemnością dotrzymam towarzystwa pannie

Reinold. Kto jeszcze z nami pójdzie? Staruszków nie będziemy

background image

zanadto obciążać, dla panny Hanny i Jana droga jest zbyt trudna. A

zatem zostajesz już tylko ty, Detlevie. Pójdziesz z nami? No, chodź!

Detlev czekał tylko na podobną okazję.

— Oczywiście, z przyjemnością oddaję się w wasze ręce. Służę

radą i pomocą.

— No cóż, znalazłyśmy wreszcie rycerza. Proszę się pośpieszyć,

panno Liano. Widok, jaki roztacza się z ruin, wynagradza niedługą i

nie aż tak bardzo męczącą drogę.

Liana spojrzała niezdecydowana na Hannę.

— Czy mogę zostawić panią na tak długi czas, panno Hanno?

Hanna przytaknęła z uśmiechem. W rzeczywistości poczuła

bolesny skurcz w sercu. Było jej przykro, że nie może iść na spacer

wraz z Detlevem. Opanowała się jednak dzielnie.

— Z pewnością, panno Liano. A zatem w drogę, do ruin!

Bywałam tam dość często.

Baronowa Wachau przyglądała się z dobrotliwym uśmiechem jej

oddalającej się sylwetce.

— Co to za wspaniała, przepiękna młoda kobieta, droga pani

Brinken.

— Jest naprawdę kochanym stworzeniem i wraz z mężem

cieszymy się bardzo, że zdecydowaliśmy się przyjąć ją do Brinkenhof

— powiedziała pani Brinken. Po czym zaczęła wychwalać Lianę, jej

wdzięk, dobre serce i chęć do pomocy.

background image

Steffi szła trochę z przodu, wyprzedzając pozostałych. Musiała

tak długo siedzieć przy obiedzie w hotelu i teraz czuła

niewypowiedzianą potrzebę ruchu.

Detlev wolno kroczył przy boku Liany. Jego serce biło

niespokojnie i gwałtownie, podobnie działo się z nią.

— Nie powinna się teraz pani za siebie oglądać, dopóki nie

osiągniemy ruin. Wtedy piękny widok, jaki się stamtąd roztacza,

będzie dla pani prawdziwą niespodzianką i zaskoczeniem — poradził.

— Dostosuję się do pana rad.

— Jak się pani podobają nasze strony?

— Tu jest naprawdę wspaniale. Co prawda góry nie są tak

olbrzymie, jak pokryte śniegiem szczyty Alp w Szwajcarii, gdzie

spędziłam moje dzieciństwo. Są jednak o wiele ładniejsze i bliższe

mojemu sercu. Dziwne, ale czuję się bardziej związana z tym

miejscem niż ze Szwajcarią.

— Spędziła pani dzieciństwo w Szwajcarii? Ale jest pani

Niemką?

— Tak, mój ojciec był oficerem armii niemieckiej. Urodziłam się

w Hamburgu. Moja mama miała ciotkę w Szwajcarii, i po śmierci

rodziców mój wujek... — urwała nagle. Niewiele brakowało, a

powiedziałaby: „Wujek Joachim". Ostrożnie ciągnęła więc: —

Przyjaciel rodziców, którego nazywałam wujkiem, zawiózł mnie

właśnie do tej ciotki mojej mamy, mieszkającej w Szwajcarii. U niej

też pozostałam do dwunastych urodzin, kiedy to umieszczono mnie na

pensji dla dziewcząt.

background image

— I teraz jest pani sama?

— Tak, nie mam już nikogo bliskiego.

— I, przepraszam, jeżeli wydam się pani zbyt natarczywy,

dlatego była pani tak smutna tamtego ranka nad jeziorem? Czy może

przytłaczało panią jeszcze inne zmartwienie?

Zaczerwieniła się po korzonki włosów.

— Byłam nieszczęśliwa, gdyż dopiero wtedy uświadomiłam

sobie, jak jestem samotna i że nie mam nikogo, na kim mogłabym się

wesprzeć, kogo mogłabym zapytać o radę. Ale od kiedy mieszkam w

Brinkenhof, wszystko się ułożyło. Tutaj znalazłam dom i przyjazną

atmosferę. Nie sądzę, bym kiedyś zapragnęła opuścić te piękne strony.

— Być może kiedyś, pewnego dnia, gdy zdecyduje się pani wyjść

za mąż — powiedział żarliwie.

— Nie chcę wyjść za mąż nigdy — powiedziała cicho, ale ze

zdecydowaniem.

Wiedziała, że nie chce i nigdy nie będzie należeć do innego

mężczyzny, poza tym, koło którego właśnie szła. A on musiał

poślubić kobietę równą mu urodzeniem.

Odetchnął z trudem.

— Jest pani jeszcze za młoda, by podejmować tak poważne

decyzje.

— Nie, nie jestem zbyt młoda — powiedziała zdecydowanie.

— Jeżeli młodzi ludzie, tak jak pani, podejmują podobnie ważkie,

decydujące o całym życiu decyzje, to mają ku temu zazwyczaj

powody.

background image

Spojrzała na niego i jej oczy napotkały jego niespokojne,

badawcze spojrzenie.

— Jakie powody ma pan na myśli?

— Na przykład... nieszczęśliwa, niespełniona miłość.

— Są i inne powody skłaniające do podjęcia podobnych decyzji,

hrabio Rastenau.

— W tym przypadku nie są one wystarczająco przekonujące. A

pani została stworzona, by być szczęśliwą i uszczęśliwiać innych.

Spojrzała na niego z przerażeniem. Odruchowo przyśpieszyła

kroku, starając się dogonić wyprzedzającą ich znacznie Steffi.

— Niech pan zobaczy, pozostaliśmy daleko w tyle. Hrabiance

udało się nas wyprzedzić o niezły kawałek drogi.

— Chce pani uniknąć odpowiedzi, a ja niestety nie mam prawa,

najmniejszego nawet prawa kontynuowania tego tematu. Nie

powinienem dłużej tego ciągnąć, jestem bowiem hrabią Rastenau —

powiedział z ciężkim westchnieniem, kładąc pełen niechęci nacisk na

swój tytuł.

— Mówi pan to z taką goryczą, jak gdyby tytuł hrabiowski był

dla pana ograniczeniem.

— Bo to jest więzienie, które ogranicza swobodę mych ruchów.

Przekonałem się o tym dopiero niedawno. Chętnie zamieniłbym się z

najprostszym mieszczaninem. Wie pani, dlaczego?

W milczeniu potrząsnęła przecząco głową.

— Chciałbym to pani wytłumaczyć. Być może nie będziemy już

mieli podobnej okazji jak dzisiejsza. Ponieważ powinienem unikać

background image

pani towarzystwa, Liano... właśnie dlatego, że jestem hrabią Rastenau.

Zamieniłbym się z mieszczaninem, gdyż kocham dziewczynę

mieszczańskiego pochodzenia.

Liana śmiertelnie pobladła. Dopiero po chwili zdołała wydusić z

zaciśniętych warg:

— Dlaczego mi pan to mówi? Dlaczego właśnie mnie?

— Bo, gdyby to panią zainteresowało, poczułbym się mimo

wszystko szczęśliwy.

— Już wcześniej wiedziałam o warunkach, jakie musi pan spełnić

jako hrabia Rastenau, Powiedziała mi o tym panna Hanna dzisiaj rano.

— W Berlinie inaczej pani na mnie patrzyła niż dzisiaj —

powiedział przytłumionym głosem, z trudem powstrzymując

wzbierające w nim uczucia. — Dzisiaj unika pani spojrzenia mi w

oczy. A przedwczoraj wieczorem, gdy przy kolacji rozmawialiśmy na

temat małżeństwa, to panna Hanna utrzymywała, że zostanie starą

panną, pani natomiast nie wypowiadała się na ten temat, zachowała

pani milczenie.

— Nie zawsze trzeba wszystkim wyjawiać swoje myśli i zamiary

na przyszłość!

— Niech pani będzie ze mną szczera! Niech pani się przyzna, że

przedwczoraj nie myślała pani o staropanieństwie, błagam panią.

Niech pani powie, że podjęła pani tę decyzję dopiero dziś rano!

— Panie Rastenau, nie mogę panu odpowiedzieć na to pytanie.

Nie chcę kłamać, kłamstwa nie sprawiają mi najmniejszej

background image

przyjemności. Zawsze szukam możliwości ich uniknięcia. A...

prawda... wyznanie prawdy upokorzyłoby mnie.

— Nie będę więc już pytał. Moje serce samo udzieli mi

odpowiedzi na to pytanie. Nie mogłoby być inaczej. Tylko nie wiem,

czy powinienem się cieszyć, czy martwić; teraz zresztą nie mogę

czynić ani tego, ani tego. Jak to dobrze, że od dzieciństwa uczono nas

trudnej umiejętności ukrywania swych uczuć. W przeciwnym razie

bowiem popełniłbym teraz straszne głupstwo. A tak mogę na pozór

spokojnie spacerować u pani boku. Jeżeli ktoś spojrzałby na nas z

boku, pomyślałby, że obojętnie rozmawiamy o pogodzie.

— Bardzo pana proszę, czy nie moglibyśmy porozmawiać na

inny temat?!

— Już za chwilę. Chciałbym pani wyjawić jeszcze jedno, nie

chcę już tego przed panią ukrywać. Wtedy w Berlinie... uciekłem

przed panią. Wyjechałem parę dni wcześniej, niż zamierzałem, gdyż

chciałem uniknąć kolejnego spotkania z panią, obawiając się, że stracę

panowanie nad sobą. Ucieczka na nic się nie zdała — przeznaczenie i

tak mnie dopadło. Mimo to jednak nie chciałem wyjawić pani uczuć,

jakie do pani żywię. Teraz jednak muszę panią ostrzec przed samym

sobą. Jestem tylko człowiekiem i czasami nie panuję nad sobą. Moja

mądra przyjaciółka Hanna rozpoczęła dzisiejszą rozmowę, chcąc też

panią uprzedzić. Być może wyczuła, co do pani czuję, i dlatego

wyjawiła pani, że hrabia Rastenau nie jest wolnym człowiekiem i nie

może rozporządzać własnym losem.

background image

Chłonęła każde jego słowo, starając się je zapamiętać na zawsze.

Równocześnie doznawała dziwnego uczucia, że musi być silna i

panować nad swymi emocjami, nie tylko ze względu na siebie, lecz,

przede wszystkim, na niego.

— Nie istnieją wolni ludzie, którzy nie byliby obciążeni jakimiś

zobowiązaniami. Trzeba zadowolić się tym, co mamy, co leży w

zasięgu naszych możliwości. Nie możemy sięgać po słońce, jest dla

nas nieosiągalne.

— Czy to pani naprawdę wystarcza, czuje się pani zadowolona z

takiego, pełnego bezsensownych ograniczeń życia? Tak łatwo panią

zadowolić? — zapytał gorzko.

— Łatwo? O nie! Ale życie nauczyło mnie już jednego —

powinnam umieć zdobyć się na wyrzeczenia i cieszyć się tym, co

mam, nawet jeśli inni ludzie mają życie usłane różami i nie muszą się

niczym martwić. Samotni ludzie, osieroceni i nie mający krewnych,

przechodzą trudną szkołę życia i nie ma nikogo, kto chciałby im

pomóc.

— Z jaką chęcią pomógłbym pani! Dałbym pani nawet gwiazdkę

z nieba, gdybym mógł. Czy pani tego nie czuje?

Zanim zdążyła mu odpowiedzieć, głos Steffi sprowadził ich z

powrotem na ziemię.

— Hej! Idziecie wreszcie? Poruszacie się tak wolno jak starzy

ludzie! — krzyknęła w ich stronę.

Liana i Detlev zmusili się do wesołego tonu i żartowali razem ze

Steffi. Wspięli się wreszcie ku ruinom, pozostałościom po pięknym,

background image

okazałym niegdyś zamku. Roztaczał się stąd rzeczywiście przepiękny

widok na porośnięte lasem góry i doliny. Młodzi ludzie stanęli koło

siebie w milczeniu i z rozmarzeniem przyglądali się romantycznemu

widokowi.

Po chwili Steffi żwawo wspięła się do środka zamku. Detlev stał

w milczeniu u boku Liany. Nie mogli wydać z siebie nawet

westchnienia, oczarowani otaczającym ich pięknem, bali się spłoszyć

je najmniejszym ruchem. Zalała ich fala niewytłumaczalnego

szczęścia.

Po chwili jednak uleciało ono z ich serc bezpowrotnie. Do uszu

Liany dobiegły ciężkie i pełne bólu westchnienia Detleva, odwróciła

więc ku niemu twarz. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy i zatopili się

w sobie, jak gdyby już nigdy nie mieli się rozłączyć.

Po chwili dobiegł do nich okrzyk Steffi, nawołującej do powrotu.

Ciągnęło ją do Jana Wachaua. Dlatego też i w tę stronę szła o wiele

szybciej niż oni. Detley spojrzał na Lianę. Była blada i poważna. Rysy

jej twarzy zdradzały głęboki smutek.

— Czy gniewa się pani na mnie, że ośmieliłem się powiedzieć

pani, co do niej czuję? — zapytał cicho. — Doprowadziłem do tego,

że jest pani smutna.

— Przeznaczenie nie zawsze spełnia nasze dążenia. Nie możemy

jednak pozwolić, by przygnębiały nas kaprysy losu. Nie możemy

dążyć do niemożliwego. Są i inne wartości, dla których dla których

warto żyć, przynajmniej panu.

background image

— Niech pani nie martwi się o mnie. Muszę sobie sam poradzić,

chociaż świadomość, że i mój los leży pani na sercu jest poniekąd dla

mnie niesłychanie miła. Nie wiem tylko, jak mam pogodzić unikanie

pani z nieuniknionymi przecież spotkaniami z panią w Brinkenhof.

— Muszę w takim razie opuścić Brinkenhof — powiedziała cicho

i ze smutkiem w głosie.

— Nie, za żadne skarby! Jeżeli nie dam rady żyć w pani pobliżu

hamując i nie okazując moich uczuć do pani, jeżeli nie będę umiał

wytrzymać tej sytuacji, to ja opuszczę Greifenberg. Wuj posiada

jeszcze inne dobra. Poproszę go, by pozwolił mi nimi zarządzać. Pani

musi zostać tu, gdzie pani jest. Wiem przynajmniej, że w Brinkenhof

jest pani bezpieczna i otoczona przyjaznymi ludźmi. To stanowi moją

jedyną pociechę i nie pozwolę, by mi pani ją odebrała.

Po tych słowach dogonili Steffi, która od razu uwiesiła się na

ramieniu Detleva. Zakochani nie mogli więc dokończyć przerwanej

rozmowy i nie zamienili już ani słowa do chwili, w której doszli do

hotelu, gdzie oczekiwała ich reszta towarzystwa.

Hanna spojrzała na nich niespokojnie. I nie uszedł jej uwagi

ponury wyraz oczu Detleva, ani ból i smutek zastygły w twarzy Liany.

W czasie ich nieobecności sprzątnięto ze stołu i wniesiono misę z

pierwszymi tegorocznymi owocami leśnymi. Pan von Brinken

własnoręcznie je wymieszał i napełnił naczynia obecnych. Baronowa

Wachau zadrżała lekko, w hotelu panował bowiem lekki chłód, po

czym przywołała kelnera.

background image

— Proszę posłać posłańca do pokoju i przekazać mojej damie do

towarzystwa, by przyniosła mi płaszcz — powiedziała.

Jej słowa nie uszły uwagi pani von Brinken.

— Nie wiedziałam, że towarzyszy tu pani panna Schlegel, droga

baronowo. Przecież zaprosilibyśmy ją już dawno, by usiadła z nami

do stołu.

— Nie, nie towarzyszy mi panna Schlegel, droga pani von

Brinken, niedawno przeprowadziła się do owdowiałej siostry.

Zaangażowałam kogoś innego i najpierw ja sama muszę się do niej

przyzwyczaić.

— Nie dziwię się pani. Panna Schlegel była naprawdę wspaniałą

kobietą, godną zaufania kobietą.

— Tak, bardzo mi jej brakuje i nie potrafię zaprzyjaźnić się z jej

następczynią. Mam nadzieję jednak, że mój brak zaufania minie i uda

nam się zbliżyć do siebie. W każdym jednak razie jest

niesprawiedliwością z mojej strony, że zapomniałam w towarzystwie

o tej biedaczce, która siedzi teraz sama w pokoju. Nie będzie pani

miała nic przeciwko temu, by usiadła z nami?

— Ależ oczywiście, że nie, droga pani baronowo.

W czasie podwieczorku Liana udawała jedynie, że przysłuchuje

się rozmowom, w rzeczywistości bowiem pogrążyła się w swych

niezbyt wesołych myślach. Siedziała tyłem do wyjścia. W pewnej

chwili zauważyła, że baronowa macha komuś na powitanie, nie

obróciła się, dlatego też nie zauważyła skromnej kobiety, która w

odpowiedzi na machanie baronowej zbliżyła się do stołu.

background image

Dostrzegła ją dopiero, gdy baronowa zwróciła się z uprzejmym

pytaniem:

— Pozwolą państwo, że ich przedstawię?

Wtedy Liana drgnęła i lekko pobladła. Jej przerażenie było tak

widoczne, że zwróciło uwagę nie tylko Detleva, ale i Hanny oraz jej

matki, które przyglądały się jej ze zdziwieniem.

Damą do towarzystwa baronowej Wachau nie był bowiem nikt

inny, jak panna Bartels, stary wróg Liany. Gdy baronowa przedstawiła

jej Lianę, spojrzała na nią wrogo, jej wzrok wyrażał pragnienie

zemsty. Liana wpatrywała się w jej obraźliwy uśmiech jak

sparaliżowana. Jej serce przepełniał strach, obawa zapierająca dech, w

piersiach przed złem, które ta kobieta mogła jej wyrządzić i którego,

w swej niewinności, nie potrafiła przewidzieć. Najchętniej uciekłaby z

okrzykiem przerażenia poza zasięg jej zimnego, wyzywającego

spojrzenia.

— Ach... panna Reinold — powiedziała pani Bartels, spoglądając

obraźliwie na pobladłą twarz Liany.

Lianie przyszła z pomocą jej wrodzona duma, spojrzała wyniośle

na rozmówczynię. Nikomu za nic na świecie nie uda się zmusić jej, by

zamieniła z tą kobietą choć jedno nic nie znaczące słowo.

— Panie najwidoczniej już się znają — powiedziała spokojnie

pani Wachau. — Kochana pani Bartels, niech więc pani siądzie koło

panny Reinolds.

Pani Bartels wykonała polecenie. Detlev dostrzegł, że na twarzy

Liany pojawił się wyraz skrywanego obrzydzenia i wstrętu.

background image

Zauważył,

jak

podwinęła

fałdy

sukienki,

chcąc

uniknąć

jakiegokolwiek kontaktu z nowo przybyłą kobietą. Z niepokojem

spojrzał w jej zastygłą twarz.

Pani Bartels natomiast sprawiała wrażenie, jak gdyby nie

dostrzegała zachowania Liany.

— Cóż za dziwne spotkanie, panno Reinold. Sądziłam, że

pozostała pani w Berlinie — powiedziała sarkastycznie.

Liana nie chciała rozmawiać z tą kobietą. Poczuła, że w związku

z tym spotkaniem zagraża jej nowe niebezpieczeństwo. Mimo że

obawiała się zdenerwować swą rywalkę, by na nowo nie wzbudzać jej

nienawiści, nie mogła się jednak zmusić do rozpoczęcia z nią

normalnej, towarzyskiej rozmowy, jaką zwykło się prowadzić przy

stole. Nie potrafiła ukryć swej pogardy.

Gdy tylko pani Bartels zajęła wskazane jej miejsce, podniosła się

gwałtownie i podeszła do krzesła Hanny. Wiedziała, że postępuje

niemądrze, nie potrafiła jednak zachować się inaczej.

— Życzy sobie pani czegoś ode mnie, panno Liano? — zapytała

Hanna.

— Chciałabym usiąść tu, przy pani — odpowiedziała prawie

bezgłośnie Liana.

Hanna była osobą domyślną i spostrzegawczą. Zbyt dobrze już

zresztą znała Lianę, by nie wiedzieć, iż musi mieć ona naprawdę

ważkie powody do takiego zachowania. Wymieniła szybkie spojrzenie

z Detlevem, który siedział koło niej. Hrabia podniósł się niezwłocznie

i poszukał wolnego krzesła, które umieścił między swoim a Hanny.

background image

— Liana jak zwykle bardzo przejmuje się swoimi obowiązkami,

Hanno, nie chce zostawiać już pani samej — Detlev próbował przyjść

Lianie z pomocą.

Wiedziała, że popełniła karygodne głupstwo, prowokując niejako

swą rywalkę i przeraziła się jeszcze bardziej.

Pozostali powrócili do przerwanej rozmowy. Baronowa

zauważyła jednak dziwne zachowanie Liany wobec pani Bartels; nie

umiała go sobie wytłumaczyć i pogodzić z dotychczasowym, miłym i

łagodnym postępowaniem młodej dziewczyny. Odruchowo poczuła

wzbierającą niechęć, sama nie wiedziała, dlaczego niechęć ta

skierowana była nie przeciw Lianie, lecz przeciw jej nowej damie do

towarzystwa, pani Bartels.

Pani Bartels przez cały czas obserwowała Lianę, obrzucając ją

pełnymi nienawiści i żądzy zemsty spojrzeniami. Podczas gdy

prowadziła ożywioną dyskusję z baronową i Steffi, starała się ze

wszelkich sił odkryć, jakie stosunki łączą poszczególne osoby i jaką

zajmuje w nich Liana.

Szybko doszła do wniosku, że Liana ma pozycję dzięki państwu

von Brinken, że Steffi jest córką hrabiego Joachima Rastenau, a

przystojny i sympatycznie wyglądający Detlev jego siostrzeńcem.

Majątki Le Rastenau i Greifenberg należą do jednego właściciela i że

Brinkenhóf położone jest w pobliżu tych majątków.

Od razu w swej nad wyraz wyczulonej i zwyrodniałej, jak ona

sama wyobraźni, powiązała te fakty. Była święcie przekonana, że

hrabia Joachim załatwił „swojej kochance" jakąkolwiek posadę, która

background image

sprowadziła ją w jego pobliże, by móc wygodnie i bez podejrzeń

odbywać z nią tajemne, czułe schadzki. I nikt w jej otoczeniu

najwidoczniej nie domyślał się nawet, jak w rzeczywistości kształtują

się stosunki między nimi.

Pani Bartels poczuła się moralnie oburzona i wydawało się, że

jest powołana, by wydobyć na światło dzienne ów „skandal", tym

bardziej że Liana odważyła się zachować tak niegrzecznie wobec niej.

Z pewnością znajdzie się okazja, by zajść jej za skórę i zmusić do

uległości i posłuszeństwa.

Liana natomiast powoli odzyskała panowanie nad sobą. Kto

jednak lepiej ją znał, musiał od razu zauważyć, jak źle się czuje i że

przygniata ją jakiś ogromny ciężar. Detlev i Hanna obserwowali ją z

troską, zaniepokojeni jej zachowaniem, i czuli, że coś ją dręczy od

chwili pojawienia się pani Bartels.

W sercu Detleva zrodziła się wrogość wobec tej kobiety.

Instynktownie wyczuwał, że wstręt Liany miał jakieś konkretne,

głęboko uzasadnione powody. Jakże chętnie poprosiłby ją, by

powierzyła mu swój problem, powiedziała, co ją tak strasznie dręczy,

wiedział jednak, że nie ma prawa do podobnej prośby.

W jej głowie kłębiły się urywane myśli. Co powinna, co mogła

zrobić, aby przeciwdziałać niewątpliwemu atakowi rywalki?

Odpowiedź była krótka: nic. Nie mogła się bronić, nie mogła nic

zrobić. Musiałaby wtedy wyznać, że wuj Joachim wynajął dla niej

mieszkanie od czasu do czasu z nią mieszkał i... że nie jest z nim w

jakikolwiek sposób spokrewniona.

background image

Nie miała prawa dla obrony samej siebie powoływać się na

nazwisko wuja. Nawet gdyby to zrobiła, znalazłaby się w jeszcze

gorszym położeniu. I on nie mógł nikogo zmusić, by uwierzono mu,

że związani byli ze sobą czystym, niewinnym uczuciem, jakie łączyło

ojca i córkę. To, że ukrył przed swoją rodziną ich znajomość, że zataił

nawet jej istnienie, rzucało na nich niekorzystne światło.

Dlaczego wuj Joachim nie powiedział żonie o jej istnieniu? I

dlaczego tak długo ukrywał przed nią, że jest żonaty? Co się kryło za

niedopowiedzeniami tego zwykle tak szczerego i otwartego

człowieka?

Siedziała między Hanną a Detlevem i porażała ją ciągle ta sama

przerażająca myśl: „Twoja przeciwniczka przepędzi cię z

odnalezionej wreszcie oazy spokoju, jaką jest dom rodzinny von

Brinken. Znalazłaś ją z takim trudem, a teraz znowu będziesz

bezdomna. I musisz to znosić bez najmniejszej skargi, jak gdybyś

rzeczywiście była winna. Wszyscy jej uwierzą — Detlev! Detlev

także! — I wszyscy będą tobą gardzić."

Liana drżała i mocno zaciskała usta, powstrzymując się od

okrzyku rozpaczy. Detlev przyglądał jej się z troską i niepokojem.

— Jest pani zimno, panno Reinold? — zapytał.

— Nie... ja... ja po prostu nie czuję się zbyt dobrze.

— Co z panią, Liano? — zapytała zmartwiona Hanna.

— Strasznie boli mnie głowa, panno Hanno. Proszę nie zwracać

na mnie uwagi.

background image

— Zaraz pojedziemy z powrotem do domu — powiedziała

pocieszająco Hanna.

I rzeczywiście po niecałej godzinie zdecydowano się przerwać

rozmowę. Gdy pożegnano się już z baronem i baronową Wachau, pani

Bartels podeszła do Liany. Obrzucając ją nienawistnym spojrzeniem,

szepnęła jej do ucha:

— Bardzo sprytnie to sobie wymyśliliście, romantyczna idylla z

tak zwanym wujkiem. Niech się pani wstydzi! To, co robicie, to po

prostu skandal!

Liana czuła, że gardło ma zasznurowane, nie potrafiła wydać z

siebie ani słowa. Drżąc na całym ciele odwróciła się od rywalki. Pani

Bartels chciała iść za nią, ale wtedy niespodziewanie pojawił się

Detlev, stając u boku Liany w obronnym geście, chcąc służyć jej

pomocą i pociechą, nie odstępując jej ni na krok, aż do chwili, gdy

pani Bartels opuściła hotel.

Gdy szedł u boku Liany do samochodu, powiedział do niej cicho,

tak by inni nie usłyszeli:

— Ta pani Bartels jest z jakiegoś niewyjaśnionego powodu pani

zatwardziałym wrogiem. Jeżeli mogę pani w czymś pomóc, proszę mi

powierzyć swą tajemnicę. Moje życie będzie miało tylko wtedy

jakąkolwiek wartość, jeżeli będę mógł się pani na coś przydać.

— Jeżeli chodzi o tę kobietę, nic i nikt nie jest w stanie mi

pomóc. Od dawna jest moim wrogiem i czuję do niej

nieprzezwyciężony wstręt.

background image

Dłużej nie mogli rozmawiać. Oczekiwano ich już przy

samochodzie. Steffi towarzyszył baron Jan.

— Niech pan da słowo honoru, Janie, że w następnym tygodniu

odwiedzi nas pan w Rastenau! — powiedziała hrabianka z jawnym

żądaniem w głosie.

Baron złożył jej głęboki ukłon, uśmiechając się jednocześnie

żartobliwie.

— Najbardziej honorowe słowo honoru! Przyjadę na pewno.

Najpierw jednak chcę sobie poćwiczyć chodzenie, by móc poruszać

się bez pomocy tej kuli. Bardzo proszę, niech pani powiadomi o moim

zamiarze szanownych rodziców.

Tymczasem Hanna wsiadła do samochodu. Obok niej zajęła

miejsce matka. Steffi, jak zwykle, wsiadła ostatnia i wychylając się

przez okno skinęła głową baronowi Wachau, ponownie życząc mu

zdrowia.

— Niech pan się leczy! Proszę się pośpieszyć! Chcę, by jak

najszybciej stanął pan pewnie na nogach. Do zobaczenia w Rastenau.

Samochód odjechał.

Steffi ufnie wsunęła swą dłoń pod ramię siedzącej koło niej Liany

się do niej.

— Czy nie sądzi pani, panno Reinold, że było to wspaniałe

popołudnie?

Lianę ścisnęło coś w gardle, oczy jej zwilgotniały. Wzruszyło ją

ufne zachowanie Steffi, uścisnęła mocno jej drobną rączkę. Och,

gdyby tak mogła pojechać razem z nią do Rastenau, do wujka

background image

Joachima, by móc mu się rzucić w ramiona i tam szukać pociechy i

ukojenia.

— Tak, było wspaniale — odpowiedziała i przelotnie spojrzała

na Detleva.

— Wydaje mi się jednak, że nie jest już pani tak wesoła i

zadowolona jak dzisiejszego poranka — kontynuowała niezrażona

Steffi.

Swoimi słowami wyraziła opinię pozostałych. Wszystkim

wydawało się, że Liana zmieniła się w ciągu paru ostatnich godzin.

Pani von Brinken spojrzała na nią badawczo.

— Lianę boli głowa — przyszła jej z pomocą Hanna.

— Ból głowy minie bez śladu. Nie powinna pani o nim myśleć —

powiedziała Steffi przyjaźnie i serdecznie.

Nie myśleć o tym! Liana chętnie zapomniałaby o wszystkim, co

ją dręczyło i przyprawiało o ból głowy. Nie chcąc jednak psuć

nastroju pozostałym, opanowała się i zmusiła do żartów i pozornej

beztroski.

— Ty też nie wyglądasz na zbyt zadowolonego, Detlevie —

stwierdziła ze zdziwieniem Steffi.

— Zły jestem, że tak wspaniałe popołudnie, jak dzisiejsze,

musiało tak szybko dobiec końca.

Detlev zapatrzył się przed siebie i pogrążył w niewesołych

myślach. Z każdą chwilą coraz wyraźniej zdawał sobie sprawę, że

powinien unikać kolejnych spotkań z Lianą, tak dla swojego, jak i jej

background image

dobra. I chcąc jak gdyby wyryć sobie w pamięci jej dokładny obraz,

zapatrzył się w jej słodką, bladą twarzyczkę.

— Bardzo się cieszę, że spotkaliśmy barona Wachaua i jego

matkę — powiedziała Steffi.

— Baronowa ma za sobą długie tygodnie przepełnione troskami i

niepokojem. Dobrze ją rozumiem i wiem, co czuła po wypadku syna

— powiedział pan von Brinken. — Jednak jej nowa dama do

towarzystwa bardzo mi się nie podoba. Panna Schlegel była o wiele

sympatyczniejsza — kontynuował.

— Dzięki Bogu, że i pan jej nie polubił! Jest odrażająca. I

wydawało mi się, że gdy tylko się pojawiła, atmosfera od razu się

zmieniła, stała się taka ciężka i naprawdę trudna do wytrzymania —

powiedziała Steffi.

— Doznałem tego samego wrażenia, hrabianko. Cieszę się, że się

zgadzamy w tym względzie — potwierdził pan von Brinken.

— Czy zna pani panią Bartels bliżej, panno Liano? — zapytała

jego małżonka, badawczo przyglądając się pobladłej twarzy

dziewczyny.

Liany pokryła się nagle ciemnymi rumieńcami, zdradzającymi

niezwykłe poruszenie i zdenerwowanie.

— Znam ją niestety bliżej, niż chciałabym ją znać, droga pani

von Brinken. I błagam panią, niech mi pani nie każe wypowiadać się

na temat tej kobiety.

— Wydaje się strasznie wścibską osobą — ponownie doszła do

głosu Steffi. — Starała się wyciągnąć ze mnie wszelkie informacje,

background image

jak sędzia śledczy. Chciała wiedzieć o wszystkim. Wypytywała mnie

nawet o moich rodziców, koniecznie chciała poznać imię mojego

ojca. A już odległość między Rastenau a Brinkenhof wydała jej się tak

ważna, że chciała ustalić ją z dokładnością co do kilometra, jak gdyby

wybierała się na pieszą wędrówkę z jednego majątku do drugiego.

Mam nadzieję, że pani baronowa nie zabierze jej ze sobą na obiecaną

wizytę do Rastenau!

Liana oniemiała przysłuchując się Steffi. Dlaczego jej rywalka

zbierała tak dokładne informacje o ludziach, między którymi

zamieszkała?

— To rzeczywiście bardzo niesympatyczna osoba, której, na

miejscu pani baronowej, nie ścierpiałbym przy sobie ani przez chwilę

— powiedział twardo Detlev.

— Zatem, z tego, co słyszę, ta dobra kobieta nie przypadła

nikomu z nas do gustu, mimo że starała się z całych sił, swą przesadną

łagodnością i udawaną dobrocią, zrobić na nas dobre wrażenie. Jednak

tego typu empatyczne osoby zawsze budziły moją nieufność. Nie chcę

jednak być niesprawiedliwy i cofam ze skruchą ostatnie słowa —

powiedział pan von Brinken.

Tymczasem dojechali do Brinkenhof. Pani von Brinken prosiła

Steffi i Detleva, by pozostali z nimi jeszcze przez pół godzinki. Detlev

jednak odmówił, ku niezadowoleniu Steffi.

— Chciałbym jeszcze odwieźć Steffi do Rastenau. Bardzo więc

proszę o wybaczenie, ale naprawdę nie możemy,

background image

Żegnano ich serdecznie. Gdy Detlev uścisnął rękę Liany, poczuł,

że drży, mimo jej starań, by drżenie to opanować. Wbrew

postanowieniu mocno uścisnął jej dłoń, starając się swym uściskiem

dodać jej siły i otuchy. Obrzucił ją spojrzeniem i jego pełne ciepła i

współczucia oczy zatopiły się w jej oczach pełnych łez. Na jego

twarzy pojawił się wyraz czułości.

Dostrzegła to Hanna. Mimo to pożegnała się z hrabią w swój

zwykły serdeczny sposób. Steffi natomiast ucałowała serdecznie

Hannę, energicznie potrząsnęła ręką pana von Brinken, ucałowała

dłoń jego małżonki, po czym otoczyła ramionami Lianę w

serdecznym, pełnym ciepła uścisku.

— Mam nadzieję, że niedługo ponownie się spotkamy, kochana

panno Reinold! Bardzo panią polubiłam i chciałabym, byśmy jak

najczęściej się spotykały.

Detlev miał ochotę ucałować kuzynkę za te słowa. Liana przez

chwilę mocno przytuliła się do Steffi.

— Dziękuję pani, hrabianko. I mnie jest pani bardzo bliska. Do

zobaczenia, jeżeli Bóg zechce.

— O, on już na pewno pozwoli — zaśmiała się Steffi i wsiadła do

samochodu. Detlev usiadł koło niej i odjeżdżając jeszcze raz

pomachali pozostałym na pożegnanie.

— Chcesz mnie zatem odwieźć do Rastenau, Detlevie? —

zapytała Steffi kuzyna, gdy zostali już sami w samochodzie, kierując

się w stronę domu.

background image

— Tak, Steffi. Muszę omówić bardzo ważną sprawę z twoim

ojcem.

Spojrzała badawczo w jego twarz.

— Dlaczego jesteś taki rozstrojony? Skąd się wziął twój zły

humor, Detlevie? Zwróciłam już wcześniej uwagę, że przez całe

popołudnie byłeś dziwnie milczący. Nie podoba mi się twoje

dzisiejsze zachowanie.

— Akurat ci wierzę, Steffi! Przez całe popołudnie nie miałaś ani

chwili czasu, by uważać na moje zachowanie. Dzieliłaś całe swoje

zainteresowanie tylko między Janka Wachaua i pannę Reinold.

— Oczywiście, oni są najbardziej interesującymi ludźmi z całego

towarzystwa. Detlev, nie wydaje ci się, że Jan Wachau jakoś dziwnie

zmężniał po tym wypadku? Nieszczęście, które przeżył, sprawiło, że

stał się bardziej zdecydowany i pewny siebie.

— Gdyby usłyszał twoje słowa, byłby pewnie zdolny ponownie

złamać sobie tę nieszczęsną nogę, by jeszcze raz usłyszeć podobne

pochlebstwa na swój temat.

— On wcale nie jest taki próżny. A co się tyczy panny Reinold,

jest naprawdę wspaniałym, zachwycającym stworzeniem. Gdybym

była mężczyzną, zakochałabym się w niej bez pamięci i nie potrafiła o

niej zapomnieć.

— A cóż ty możesz wiedzieć o miłości?

— No, nie pozwalaj sobie na zbyt dużo! W końcu nie jestem już

dzieckiem w pieluchach! Nawet jeżeli panna Ruckauf zezwala mi

jedynie czytać książki, w których miłość nie odgrywa najmniejszej

background image

roli, czasem udaje mi się dorwać lekturę, w której ów ważny problem

jest starczający sposób naświetlony. A reszty można się już bez trudu

domyślić. A wracając do panny Reinold, wydaje mi się bardzo

zagadkowe, dlaczego doszło do tego, że przyjęła posadę damy do

towarzystwa; nie bierze żadnego wynagrodzenia, nie potrzebuje zatem

tej pracy. Ona w ogóle nie pasuje do skromnych warunków, jakie

panują w Brinkenhof. Jest o wiele bardziej elegancka i ma w sobie

więcej szlacheckiej godności niż Hanna. Nie wydaje ci się?

— Tak, Steffi, być może jest ona zaczarowaną przez złego

czarnoksiężnika królewną.

— Już nie istnieją niestety zaklęte księżniczki. Ale nie

zdziwiłabym się zbytnio, gdyby mi powiedziano, że jest ona jedną z

ich grona.

— Ja też nie, Steffi. I naprawdę żal mi, że, jak powiedziałaś,

zaczarowane księżniczki nie istnieją już od dawna na tym świecie.

— Co ci dzisiaj jest, Detlevie? Zachowujesz się naprawdę bardzo

dziwnie.

Potarł z zakłopotaniem czoło.

— Nie zwracaj na to uwagi, Steffi. Myślę cały czas o sprawie,

którą muszę z twoim ojcem bardzo poważnie przedyskutować. Nie

daje mi ona spokoju i chciałbym ją raz jeszcze dokładnie przemyśleć.

— Powiedz mi wreszcie prosto z mostu, że nie powinnam dłużej

mówić i pozostawić cię w świętym spokoju. Nie będę ci już

przeszkadzać. Z moich ust nie usłyszysz już ani słowa, aż do

Rastenau.

background image

Zdecydowanie odwróciła się od niego i oparła się o leżącą w

rogu poduszkę. Bez wątpienia naprawdę chciała dotrzymać

postanowienia. Nie udało jej się to jednak. Jej ruchliwa, energiczna

natura zapomniała po chwili o danym przyrzeczeniu.

Detlevowi nie pozostało więc nic innego, jak zapomnieć o

własnych zmartwieniach i wysilić wszystkie swe siły, by dorównać jej

humorem i nie dać po sobie poznać trosk. Mimo że zewnętrznie mu

się to udało, jego myśli krążyły jednak nieustannie wokół tego, o

czym tak niezwłocznie chciał porozmawiać z wujem Joachimem.

Hrabia Joachim ostatnimi czasy poświęcił się nowemu hobby.

Każdą wolną chwilę dnia spędzał w zamkowym archiwum, szperając

wśród zakurzonych półek i systematycznie przeglądając stare papiery,

akta i roczniki. W bibliotece, obok ręcznie pisanych kronik

hrabiowskiego rodu Rastenau, znajdowały się liczne dokumenty,

tajemne pisma i dziwne przesyłki niewiadomego pochodzenia.

Wydawało się jednak, że hrabia Joachim szuka czegoś naprawdę

szczególnego.

Jego żona starała się o nic nie pytać. Od pewnego czasu wydawał

jej się tak rozstrojony i zdenerwowany, że była już pewna, iż dręczy

go naprawdę ciężka troska.

Również i tej niedzieli, kiedy jego córka pojechała do S., zamknął

się na parę godzin w archiwum; po czym wrócił do pokoju z radosną

miną i rozpromienionymi oczami, niczym człowiek, którego rozpiera

ogromna radość.

background image

Gdy spojrzała czule na jego radosną i wreszcie odprężoną twarz,

zbliżył się do niej szybkimi krokami, ujął jej ręce i złożył na nich

gorący pocałunek.

— Jesteś cudowną kobietą, Stefanio. Mimo iż ostatnimi

tygodniami byłem nie do zniesienia, nie usłyszałem od ciebie ani

słowa wyrzutu, z twoich ust nie padła choćby jedna skarga.

— Nie do zniesienia? Ależ skąd! Po prostu martwiłam się o

ciebie. Niepokoiła mnie twoja nerwowość i przygnębienie.

— Każda inna kobieta na twoim miejscu zadręczałaby mnie

nieustannymi pytaniami. Ty tego nie robiłaś. Pozwól mi podziękować

ci za tyle taktu i wyrozumiałości. Coś mnie dręczyło, coś, o czym nie

mogę powiedzieć ci i dzisiaj. Nie dlatego, bym ci nie ufał — wiesz

przecież, że nikomu innemu nie ufam tak bardzo jak tobie — lecz

dlatego, że nie chcę cię obarczać ciężarem, który sam z trudem

dźwigam. Ale teraz wszystko jest już w porządku, wypłynąłem z

powrotem na spokojne wody. Nie musisz się już więc o mnie martwić.

Jeśli będziesz patrzył na mnie tak spokojnie i radośnie, jak w tej

chwili, z pewnością nie będę miała powodów do zmartwień. Kiedy

wreszcie wróci do domu nasza mała trzpiotka? Stęskniłem się już za

nią — powiedział hrabia.

— Mam nadzieję, że już niebawem. Niezadługo zacznie się

zmierzchać — powiedziała z westchnieniem hrabina.

Siedzieli akurat przy kolacji, gdy przed drzwi zajechał samochód.

Parę chwil później do pokoju wpadła Steffi i przywitała się

background image

gwałtownie z rodzicami, ściskając ich i całując, jak gdyby wróciła z

długiej podróży, po kilkumiesięcznym rozstaniu.

— Jak widzicie, nareszcie wróciłam! Czy bardzo za mną

tęskniliście?

— O tak, nasza tęsknota była już nie do wytrzymania. Bardzo się

cieszymy, że jesteś znowu z nami. Kiedy nie ma cię w domu, panuje

w nim przeraźliwa cisza — powiedziała z uśmiechem hrabina.

— Jedliście już kolację?

— Akurat skończyliśmy.

— Och, jaka szkoda! No cóż, w takim razie Detlev będzie musiał

mi dotrzymać towarzystwa. Chodź tu, Detlev, zostało dla nas

wystarczająco dużo jedzenia, a i ty przecież musisz być głodny!

Hrabia Joachim serdecznie uścisnął dłoń siostrzeńca.

— Cóż za niespodziewana radość! Zrobiłeś nam niemałą

niespodziankę, odwożąc Steffi do domu i odwiedzając nas przy

okazji.

Twarz Detleva zdradzała jednak napięcie. Spojrzał niespokojnie

wujowi prosto w oczy.

— Nie byłbym przyjechał, gdybym nie musiał omówić z wujem

pewnej nie cierpiącej zwłoki sprawy, wuju Joachimie. Znajdziesz dla

mnie chwilę czasu?

— Ile tylko zechcesz, drogi chłopcze.

— Pozwolisz, czy moglibyśmy od razu przejść do twojego

gabinetu?

background image

Joachim był przekonany, że wie, co dręczy jego siostrzeńca.

Wsunął więc ręce pod jego ramię i lekko popchnął w kierunku

wyjścia.

— Jestem do twojej dyspozycji, mój kochany Detlevie.

— Mam nadzieję, że wybaczysz mi, ciociu Stefanio, jeżeli porwę

ci na chwilę męża.

— Ależ nic się nie stało. Nie przeszkadzajcie sobie.

— Detlev, przecież od obiadu nic nie jadłeś — powiedziała

zaniepokojona Steffi.

— Nie jestem głodny, Steffi. Tobie jednak życzę smacznego. Ja

zjem po powrocie do Greifenberga.

— Z tobą jest jednak coś nie w porządku, Detlevie.

Hrabia Joachim pogłaskał córkę po pałających, rozgrzanych

policzkach.

— Dobrze się bawiłaś, Steffi?

Uwiesiła mu się na szyi.

— Wspaniale! Mam ci tak dużo do opowiedzenia. Poznałam

dzisiaj pewną młodą kobietę, damę do towarzystwa Hanny von

Brinken. Nazywa się panna Liana Reinold i co z niej za prześliczne i

urocze stworzenie! Chciałbym być kiedyś do niej podobna. Gdybym

miała taką damę do towarzystwa, zdziwilibyście się, jak szybko

nabrałabym ogłady!

Hrabia Joachim mocno przytulił Steffi i serdecznie ucałował ją w

czoło. Potem gwałtownie się odwrócił i ujął Detleva za ramię.

— Chodźmy już, mój chłopcze.

background image

— Usiądź, Detlevie. Na biurku leżą papierosy, poczęstuj się,

jeżeli masz ochotę — powiedział hrabia Joachim, gdy znaleźli się

tylko we dwoje w jego gabinecie.

Detlev podziękował za papierosy i opadł miękko na fotel.

— Nie, nie chcę teraz palić. Najpierw chciałbym ci powiedzieć,

co mnie dręczy.

— Jak sobie życzysz. Mów zatem.

Detlev oparł głowę na rękach i przechylił się nieco do przodu.

Rysy jego twarzy niespokojnie drżały.

— Wuju Joachimie, chciałbym cię bez zbędnych ceregieli prosić

o pewną przysługę. Proszę cię, pozwól mi przenieść się do twojego

majątku w Uerzen. Nie chcę zostać już dłużej w Greifenbergu, lub

może mówiąc precyzyjniej, nie mogę tam dłużej zostać.

Hrabia Joachim podniósł się, zbliżył do siostrzeńca i spojrzał mu

prosto w twarz.

— Uerzen jest o wiele mniejszym majątkiem niż Greifenberg,

Detlevie. Jeżeli spełniłbym twą prośbę, twoja sytuacja materialna

pogorszyłaby się znacznie.

— Jestem tego świadomy, wuju Joachimie. I to, że nadal proszę

cię o tę przysługę, niech będzie dla ciebie dowodem, że nie jest to

zwykły kaprys. Mam poważne powody, które skłoniły mnie do

podjęcia tego postanowienia.

— Chciałbym je poznać. Nie puszczę cię zbyt chętnie w

nieznane. Poza tym Greifenberg ma lepszą pozycję. Jakie więc

powody zmusiły cię do podjęcia tak niekorzystnego kroku?

background image

— Nigdy nie miałem przed tobą żadnych tajemnic. Teraz też nie

będę nic przed tobą ukrywać, chcę byś zrozumiał motywy mojego

postępowania. Na pewno przypominasz sobie, że ostatnim razem,

siedząc w tym właśnie fotelu, opowiedziałem ci, że w czasie mego

pobytu w Berlinie zakochałem się w pewnej młodej i pięknej

kobiecie, co zresztą było powodem mojego wcześniejszego powrotu

ze stolicy.

— Tak, Detlevie... nie zapomniałem ani jednego szczegółu

twojego opowiadania.

— Wierz mi, wuju, dołożyłem wszelkich możliwych starań, by

zapomnieć o tej dziewczynie. Nie udało mi się. A gdy parę dni temu

przejeżdżałem przez las, dostrzegłem tę samą młodą kobietę, przed

którą w takim popłochu uciekałem. Tego, co poczułem w głębi mej

duszy na jej widok, pozwól, nie będę ci opowiadał. Zabrakłoby mi

słów.

Mogę tylko powiedzieć, że w owym momencie byłem tak

szczęśliwy, że zapomniałem o całym świecie. Podjechałem do niej i

rozmawialiśmy przez chwilę, dzięki czemu dowiedziałem się, że

mieszka teraz w Brinkenhof. Jest damą do towarzystwa Hanny.

Wbrew rozsądkowi tego wieczora pojechałem w odwiedziny do

państwa Brinkenów.

I zauważyłem, że i ja nie jestem jej obojętny. Czułem, jak z każdą

chwilą mocniej i głębiej zapadam się w otchłań mojej miłości.

Dzisiejszy dzień też z nią spędziłem, pojechałem razem ze wszystkimi

background image

do S. Po obiedzie poradzono pannie Reinold, by poszła zwiedzić ruiny

starego zamku. Steffi i ja mieliśmy dotrzymać jej towarzystwa.

Steffi jak zwykle pełna życia i energii, wyprzedziła nas o spory

kawałek. Dzięki temu zostaliśmy sami. I... i wtedy powiedziałem jej,

jak bardzo jestem w niej zakochany i jak mi na niej zależy, nie

mogłem jednak ukryć, że ciąży na mnie obowiązek — obowiązek

poślubienia kobiety równej mi stanem. Chciałem ją ostrzec przed sobą

samym.

Joachim ciepło uścisnął ręce swego siostrzeńca, jego oczy

rozbłysły.

— A ona? Jak ona zareagowała? — zapytał poruszony do głębi

hrabia Joachim.

Detlev nerwowo potarł czoło i zapatrzył się przed siebie.

— Przyjęła to, jak przyjmuje się inne zrządzenia kapryśnego

losu: dzielnie i spokojnie. Powiedziała mi, że słyszała już o ciążącym

na mnie obowiązku od panny Hanny von Brinken. Dodała też, że

postanowiła nigdy nie wychodzić za mąż. „Należy ograniczać swe

wymagania wobec życia, cieszyć się tym, co się ma i nie dążyć do

niemożliwego. Życie ma również inne, poza miłością, wartości."

Chciała nawet wyjechać z Brinkenhof, by zejść mi z drogi, byśmy nie

musieli się już więcej spotykać.

Hrabia Joachim przerwał gwałtownie.

— Chciała wyjechać?

— Tak, mimo iż tak się cieszyła, że znalazła wreszcie spokój w

Brinkenhof, które, jak mówi, stało się dla niej prawdziwym domem.

background image

Nie mogę dopuścić do tego, by z mojego powodu opuściła

Brinkenów. Jest taka samotna, nie ma nikogo, kto mógłby się nią

zaopiekować. Dlatego to ja muszę odejść. Z jej powodu mógłbym

bowiem zapomnieć, że należę do rodziny Rastenau i nie mogę

dobrowolnie rozporządzać moim życiem. Pomóż mi, wuju Joachimie,

wyślij mnie jak najdalej stąd, bym mógł uciec przed pokusą, nie wiem

bowiem, jak długo uda mi się jej jeszcze opierać.

Joachim spojrzał Detlevowi prosto w twarz, która mieniła się

powstrzymywanym ożywieniem i podenerwowaniem.

— Więc aż tak bardzo ją kochasz? — zapytał głęboko poruszony

słowami siostrzeńca.

— Tak, wuju Joachimie. Kocham ją bardziej niż moje własne

życie.

— I poślubiłbyś ją, gdyby nie ograniczał cię ciążący na

Rastenauach obowiązek?

— Tak, wujku. I jeżeli jak najszybciej nie oddalę się od niej,

zdecyduję się poślubić ją mimo tego obowiązku, rezygnując tym

samym ze spadku.

— Naprawdę byłbyś do tego zdolny?

— Bóg wie, że nie chciałbym sprawiać ci dodatkowych trosk.

Tyle ci zawdzięczam. Gdybym nie myślał o tobie, dawno już

poślubiłbym Lianę, gdyż jest tego warta, by ponosić dla niej

największe ofiary i wyrzeczenia.

— Mój kochany chłopcze... rozumiem cię bardzo dobrze, lepiej

niż się może wydawać. Już ostatnio, gdy opowiedziałeś mi o swej

background image

spiesznej ucieczce z Berlina, przypuszczałem, jak bardzo poważna jest

ta sprawa. I w ciągu ostatnich dni miałem okazję, by to dokładnie

przemyśleć. Przeklinałem ciążący na nas obowiązek, używając

naprawdę najgorszych wyzwisk. W końcu postanowiłem zaleźć

naszemu wrogowi za skórę. Moje próby przez cały tydzień nie

przynosiły najmniejszych rezultatów. Przeszukałem i przewertowałem

całe archiwum zamkowe. Chciałem znaleźć przyczynę, która leżała u

podstaw nałożonego na nas obowiązku. I znalazłem ją między starymi

dokumentami i kontraktami. I gdy przeczytałem je z uwagą,

dokonałem pewnego dziwnego odkrycia.

— Cóż to za odkrycie?

Hrabia Joachim podniósł się wolno i podszedł do biurka.

— Mam tutaj ten dokument i chciałbym ci go pokazać.

Z jednej z szuflad biurka wyjął stary, pożółkły i pogięty ze

starości dokument. Wygładził go ostrożnie i podał Detlevowi.

— Przeczytaj jedynie zakreślony na czerwono fragment. Dotyczy

on obowiązku, ograniczającego pretendentom do tytułu hrabiego

Rastenau swobodny wybór małżonki. Mogą oni poślubiać jedynie

kobiety wywodzące się ze starych rodów szlacheckich, jeżeli

oczywiście nie chcą stracić swych praw do spadku.

— Wystarczająco dobrze znam to zarządzenie, wujku Joachimie.

— Znasz je tak samo powierzchownie, jak i ja je kiedyś znałem.

Przypominam sobie, że jeszcze jako mały chłopiec, słyszałem, jak mój

ojciec mówił coś o jakiejś klauzuli, która zgodnie z jego wiedzą była

dołączona do zarządzenia. Gdy ostatnio opowiadałeś mi o miłości,

background image

która, jak sądziłeś, nie może zostać spełniona z powodu obowiązku,

coś mi zaświtało w pamięci. Dlatego szukałem tego dokumentu. O tu,

przeczytaj to zdanie — Joachim wskazał Detlevowi odpowiedni ustęp.

Klauzula brzmiała:

„Jeśli hrabia Rastenau zamierza poślubić kobietę, która nie jest

mu równa urodzeniem, lecz pozostali żyjący jeszcze hrabiowie

Rastenau jednomyślnie uznają ją za osobę o nieposzlakowanej opinii

godną wprowadzenia do rodziny, ogranicza się działanie wyżej

przedstawionego zarządzenia i zezwala mu się na poślubienie

wybranej kobiety”.

Detlev aż pobladł z podniecenia. Rozszerzonymi ze zdziwienia

oczami spojrzał na wuja.

— Czy dobrze to zrozumiałeś, Detlevie? Jest napisane czarno na

białym, że od naszej, twojej i mojej, woli zależy ograniczenie

zarządzenia. Jesteśmy ostatnimi z rodu Rastenau. A jeżeli ja wyrażę

zgodę na twoje małżeństwo z panną Lianą Reinold, nikt inny nie

będzie mógł w to ingerować.

Jednym skokiem Detlev znalazł się przy wuju i objął go w geście

głębokiej wdzięczności.

— Wuju Joachimie... wujku Joachimie! Uczynisz to dla mnie?

Zgodzisz się na to małżeństwo?

— Czy możesz mnie zapewnić, że twoja ukochana jest „osobą o

nieposzlakowanej opinii, godną wprowadzenia do rodziny"? —

zapytał hrabia Joachim żartobliwie.

background image

— Ach, wujku Joachimie, zapewniam cię, że i ty uznałbyś ją za

godną nawet królewskiego tronu.

— Wiem, mój chłopcze, że nie pokochałbyś niegodnej twego

uczucia. Również Steffi wydała o niej przychylny sąd. Dlatego w imię

Boga możemy bez przeszkód wcielić w życie wspomnianą klauzulę.

Nie powinieneś być nieszczęśliwy, jeżeli można tego uniknąć.

Detlev uścisnął mocno dłonie wuja.

— Jak mam ci dziękować, jak mogę ci się odwdzięczyć?

— Gdybyś był na moim miejscu, a ja znalazłbym się w podobnej

sytuacji, czy pozwoliłbyś mi, bym był nieszczęśliwy? A może tak jak

ja, zgodziłbyś się zastopować klauzulę, ograniczającą ciężki

obowiązek, jaki na nas spoczywa?

— Postąpiłbym niewątpliwie tak, jak ty, wuju Joachimie.

— A więc sam widzisz! Czy wiesz, mój chłopcze, że gdybym

przed laty znał tę klauzulę, poruszyłbym niebo i ziemię, by uzyskać

zgodę pozostałych hrabiów Rastenau na ślub z niżej ode mnie

urodzoną kobietą. Wtedy jednak żył jeszcze wuj Magnus, jego syn i

ty. I nawet gdybym uzyskał zgodę wujka Magnusa i jego syna, twojej

zgody na pewno nie mógłbym uzyskać.

— Z pewnością nie odmówiłbym ci jej.

Pan Rastenau roześmiał się:

— Nie mój drogi, choćby z tego prostego powodu, że nie umiałeś

jeszcze mówić. Cieszę się, że jestem władny uczynić cię szczęśliwym

przez udzielenie zgody na małżeństwo — uszczęśliwić ciebie i Lianę,

background image

o której wzajemności jesteś przekonany. Moje postępowanie nie jest

zresztą pobawione egoizmu.

— O bardzo chciałbym poznać ten egoizm.

— Być może chcę cię ode mnie uzależnić i zmusić do

wdzięczności? Może nie chcę cię po prostu utracić, bo kocham cię jak

własnego syna. Chciałbym zrobić dla ciebie jak najwięcej.

— Pozwól, że ci podziękuję i wyrażę swą synowską miłość. A

dziewczyna, którą kocham i którą chcę poślubić, też na pewno

obdarzy cię miłością i szacunkiem, jak ja.

— Niech Bóg da, że zawsze będziesz o mnie tak dobrze myślał,

jak teraz. Ja też jestem człowiekiem... zresztą któż z nas jest bez

winy? Nie rozmawiajmy już jednak o tym. Zejdźmy teraz do cioci

Stefani i do Steffi i zostań z nami chociaż godzinkę. Teraz, jak sądzę,

nic cię już nie ciągnie do twojej samotni. Jutro poczynię niezbędne

kroki w celu unieważnienia krzywdzącego zarządzenia.

— Chętnie z wami zostanę, wujku Joachimie. Co prawda teraz

będzie mnie ciągnęło do Birkenhof, by powiedzieć Lianie, że

wszystkie przeszkody, które uniemożliwiały nam osiągnięcie

szczęścia, zostały pokonane.

Joachim wiedział, że los Liany, tak do tej pory dla niej surowy,

zawiedzie ją wreszcie do spokojnego i bezpiecznego portu. Teraz

wszystko powinno się potoczyć szczęśliwie, bez większych kłopotów.

— Idź na kolację, ja zostanę tu jeszcze przez chwilkę i

zabezpieczę dokumenty. Potrzebuję ich jeszcze jutro, by mieć

background image

odpowiednie potwierdzenie mocy. Teraz na pewno odzyskasz wilczy

apetyt — powiedział z uśmiechem hrabia Joachim.

— Jesteś moim najlepszym, najwierniejszym przyjacielem —

oby Bóg wynagrodził ci to, co dla mnie uczyniłeś.

Joachim gwałtownie wyrzucił go za drzwi, które szybko za nim

zamknął. Przez chwilę stał nieruchomo. Potem wziął cenny dokument

i ukrył go w jednej z szuflad biurka, obrzucając go jednak przedtem

przelotnym spojrzeniem.

„Ich szczęście wisi na cienkim włosku. A moje? Boże, wybacz

nam nasze winy" — wyszeptał. Potem powoli zszedł do pozostałych.

Podszedł do żony i objął ją czule.

— Detlev wyjawił mi właśnie swoje plany na przyszłość, na które

z radością przystałem.

— Jakieś nowości, tatusiu? — zapytała Steffi.

— Ogromna i radosna niespodzianka.

— Detlev, czyżbyś się zaręczył albo przynajmniej zakochał?

— Zaręczyć mi się jeszcze nie udało, Steffi, ale nie jest

powiedziane, że to wkrótce nie nastąpi.

Steffi skoczyła na równe nogi, stanęła przed Detlevem i mocno

nim potrząsnęła.

— Nie zastanawiaj się aby zbyt długo! Już najwyższy czas, byś

się zaręczył.

— Toteż mam zamiar jak najszybciej naprawić mój

dotychczasowy błąd.

background image

— Ale jeżeli już musisz się zaręczyć, wybierz sobie przynajmniej

taką narzeczoną, która i mnie się spodoba.

— To akurat mogę ci obiecać.

— Ależ jesteś lekkomyślny! Nie mogę się już wprost doczekać,

jestem taka ciekawa. Nie znam tu w okolicy żadnej młodej damy,

która pasowałaby do Detleva. Hanna von Brinken nie wchodzi

przecież w rachubę.

— Nie, Steffi. I nie łam sobie niepotrzebnie głowy — zażartował

Detlev.

Spojrzała na niego badawczo. Po chwili głębokiego zamyślenia

wykrzyknęła:

— Ha! Już wiem, kto skradł ci serce!

— Zamieniam się w słuch. Któż taki?

— Już po twoim powrocie z Berlina wyczułam coś dziwnego w

twoim zachowaniu.

— Jesteś małą czarownicą! — skinął głową, potwierdzając jej

domysły.

Tymczasem Liana przeżywała najgorsze godziny swego życia. Ze

wszystkich swych sił zmusiła się do opanowania, chcąc sprawiać

pozory osoby odprężonej i wesołej. Dopiero gdy znalazła się sama w

pokoju, zrzuciła z twarzy maskę zadowolenia i odsłoniła a prawdziwe

oblicze. Z ulgą opadła na miękki fotel.

Dzisiejsze popołudnie dostarczyło jej zbyt wiele wrażeń.

Najpierw Hanna zaskoczyła ją swoim wyjaśnieniem, że Detlev może

background image

poślubić jedynie kobietę równą mu urodzeniem, a więc szlachciankę.

Potem spotkanie z córką wuja Joachima. Ledwie zdążyła się nieco

uspokoić, doszło do rozmowy między nią i Detlevem, która

ostatecznie przekonała ją, że jej miłość jest odwzajemniona. I w końcu

spotkanie z jej starą, nieprzejednaną nieprzyjaciółką.

To było najgorsze. Napawało ją przerażeniem podejrzenie, że być

może, z powodu bliskiego sąsiedztwa, będzie zmuszona spotykać się z

nią częściej. Czy pani Bartels i tutaj da wyraz swym oskarżeniom, czy

sprawi, że ludzie, którzy do tej pory ją lubili i których ona zdążyła

pokochać, zaczną przyglądać się jej podejrzliwie?

Liana nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości. Zacznie

od Brinkenów. Najpierw ich zwróci przeciw niej, potem dowie się

Detlev. A wujek Joachim? Jeżeli pani Bartels ośmieli się zakłócić

szczęście i spokój jego rodziny swoimi niecnymi i obraźliwymi

podejrzeniami? Czy nie powinna ostrzec go przed tą kobietą,

poinformować, że przyjęła posadę damy do towarzystwa u pani

baronowej Wachau?

Ze zmęczenia i obezwładniającej ją słabości usiadła za biurkiem,

nie przypuszczała nawet, że w tej samej chwili w Rastenau rozstrzyga

się jej przyszłe życie. Zaczęła pisać pełen niepokoju i troski list:

Kochany, najdroższy wujku Joachimie!

W czasie naszego dzisiejszego pobytu w S. spotkałam panią

Bartels, obecną damę do towarzystwa pani baronowej Wachau. Nadal

jest ona wrogo przeciw nam nastawiona, pragnie się na nas zemścić

background image

za zniewagę, jaką przeżyła w Twoim domu w Berlinie. Obawiam się,

że może odwiedzić Cię w Rastenau, dając wyraz swoim podejrzeniom.

Dzisiaj powiedziała, że specjalnie załatwiłeś mi posadę damy do

towarzystwa u Brinkenów, by sprowadzić mnie, Twoją kochankę, w

swoje pobliże. Kochany, najukochańszy wujku, nie potrafię nawet

wyrazić obawy, jaka ogarnia mnie na myśl o tej kobiecie. Najchętniej

uciekłabym stąd jak najdalej, ile sił w nogach. Boję się też, że będzie

ona próbowała zatruć spokój i szczęście Twojego domu. Zrób

wszystko, co w Twojej mocy, by nie stało się nic złego, by ta podła

kobieta nie dała powodów do cierpienia Twojej żonie i córce.

Gdy pomyślę, że te fałszywe podejrzenia wyjdą na jaw, będę

musiała stanąć twarzą w twarz z ludźmi, którzy byli dla mnie tacy

dobrzy i przyjęli mnie tak serdecznie — Brinkenowie, twoja córka

Steffi i hrabia Detlev... ach wujku Joachimie, chyba wolałabym

umrzeć. W grobie znalazłabym przynajmniej spokój i nie

sprawiałabym nikomu kłopotów moim istnieniem.

Wydaje mi się, jak gdyby obraźliwe podejrzenia tej kobiety już

teraz skradały się ku mnie, niczym obrzydliwy, budzący wstręt gad.

Jak widzisz, dzisiaj nie zasłużyłam sobie na Twoją pochwałę, że jestem

mężną i dzielną osobą. Ale zbyt wiele zwaliło się na moje barki w tak

krótkim czasie. Wiem, że oskarżenia pani Bartels ranią Cię w równym

co mnie stopniu. Musisz więc wiedzieć, że jest ona w Twoim pobliżu.

Nie gniewaj się na mnie, że przesyłam Ci te przygnębiające

wiadomości. Zachowaj o mnie miłe wspomnienia. Serdecznie Cię

pozdrawiam. Twoja Liana

background image

Po skończeniu listu Liana poczuła, że nieco ulżyło jej na sercu.

Długo jednak leżała z otwartymi oczami, przewracając się z boku na

bok, zanim udało jej się wreszcie zasnąć. Mimo trosk marzyła o

mężczyźnie, którego tak kochała i którego, o czym była głęboko

przekonana, nigdy nie poślubi.

Wpatrywała się pałającymi oczami w otaczającą ją ciemność.

I podczas gdy ona pogrążała się w beznadziejności i pustce

swego losu, Detlev z niecierpliwością oczekiwał nadchodzącego dnia,

który, jak sądził, przyniesie mu wymarzone szczęście w ramionach

ukochanej i przeznaczonej przez niebo kobiety.

Tego poranka Detlev obudził się niezwykle wcześnie. Nie mógł

wprost doczekać spotkania z Lianą. Miał nadzieję, że w czasie wizyty

w Brinkenhof uda mu się być z nią choć przez chwilę sam na sam, by

móc jej powiedzieć, że żadne przeszkody nie stoją już na drodze do

ich szczęścia.

Detlev nie dziwił się, że wuj Joachim wyraził swoją zgodę na

małżeństwo z Lianą, mimo iż, jak sądził, nie znał Liany i nie miał

okazji przekonać się o tym, czy rzeczywiście jest „osobą o

nieposzlakowanej opinii, godną wprowadzenia do rodziny", czy

spełnia zatem warunki, od których klauzula uzależniała możliwość

poślubienia kobiety niższej stanem. Taki bowiem sąd wydawał mu się

zrozumiały sam przez się, jak chyba każdemu zakochanemu, który nie

dostrzega wad osoby, którą kocha.

background image

Załatwił kilka koniecznych spraw, po czym pogalopował do

Brinkenhof. Już z daleka zauważył, że Liana i Hanna spacerują wolno

po ogrodzie. Młode kobiety nie zauważyły go. Starając się nie

zwracać na siebie ich uwagi, zeskoczył z konia i poszedł do stajni,

gdzie oddał go w ręce stajennego, by go napoił i rozkulbaczył. Potem

szybkimi krokami poszedł do ogrodu i wyszedł naprzeciw kobietom

uśmiechając się wesoło promieniując wprost skrywanym szczęściem.

Hannie von Brinken kamień spadł z serca, gdy ujrzała, że jest tak

rad i beztroski. Martwiła się bowiem o niego i Lianę.

— Jest pan w drodze już tak wcześnie rano, drogi przyjacielu? —

zapytała Hanna i wyciągnęła rękę na powitanie miłego gościa.

— Muszę prosić o wybaczenie, że składam wizytę tak wcześnie.

Nie mogłem się jednak doczekać chwili, w której mógłbym zapytać,

czy podobała się paniom wczorajsza wycieczka i jak się panie dzisiaj

czują.

Zauważył, że Liana zarumieniła się gwałtownie pod wpływem

jego gorącego spojrzenia. Dostrzegł też na jej twarzy wyraz

skrywanego bólu. „Muszę go przegonić pocałunkami i to jak

najszybciej!" — pomyślał żarliwie.

Dzisiejszego poranka Liana wydawała mu się piękniejsza niż

zwykle. „Cierpiała przeze mnie, muszę jej to wynagrodzić!" — przez

jego głowę przewijały się szalone myśli i zastanawiał się, w jaki

sposób zostać z nią choć przez chwilę sam na sam.

— Proszę pójść z nami do domu, Detlevie. Musi pan zjeść z nami

śniadanie. Jak pan widzi, czujemy się doskonale po wczorajszej

background image

wycieczce — powiedziała Hanna, podczas gdy Detlev witał się z

Lianą i specjalnie dłużej przetrzymał jej drżącą dłoń. — Poza tym,

bardzo się cieszę, widząc pana dzisiaj w tak doskonałym humorze.

Spojrzał Lianie prosto w oczy.

— Ach, Hanno, nawet pani nie przypuszcza, w jak wspaniałym

jestem dziś nastroju! Następnym razem muszą mnie panie odwiedzić

w Greifenbergu. Ach, mam też panie pozdrowić od Steffi i przekazać,

że ma ona nadzieję w niedługim czasie zobaczyć panie w Rastenau.

Panna Reinold też ma być koniecznie obecna. Przyjedzie po panie

samochód wujka, który po zakończeniu wizyty odwiezie panie z

powrotem. Panna Reinold powinna też mieć okazję poznać zamek

Rastenau — mówiąc to, obserwował uważnie Lianę i zauważył jej

nagłe przerażenie.

Powoli szli w stronę domu. Liana prawie się nie odzywała. Myśl,

że Detlev potrafił być tak radosny, sprawiała jej niemal fizyczny ból.

Pod wpływem jej obecnych trosk odczuwała to niejako drwinę z jej

uczuć.

Gdy znaleźli się na werandzie, Hanna przeprosiła ich na chwilę.

— Chciałabym powiedzieć mamie, że złożył nam pan wizytę.

Liana usiłowała ją powstrzymać, chcąc sama poinformować

panią von Brinken, lecz Hanna powiedziała z uśmiechem.

— Przecież wie pani, Liano, że tylko mnie się udaje odciągnąć

mamę od jej porannych zajęć. Pani nawet by nie posłuchała. Zaraz

wrócę.

Detlev odetchnął z ulgą. Wreszcie zostanie z Lianą sam na sam!

background image

— Mój los miał obowiązek podarować mi taką chwilę —

powiedział z radością, patrząc Lianie prosto w oczy.

Odsunęła się, jakby w nieświadomej obronie. Mimo to ujął jej

ręce do ust, całując je raz za razem.

— Och Liano... jestem dziś tak szczęśliwy! Czy nie dostrzegasz

tego, Liano? Moje zachowanie powinno pani podpowiedzieć, że moja

wczorajsza rezygnacja minęła. Nie mam już związanych rąk.

— Co się stało, hrabio Rastenau?

— Wczoraj wydarzyło się dużo, Liano, bardzo dużo. Wszystkie

leżące między nami przeszkody zostały usunięte. Ciążący na mnie

obowiązek, który tak bardzo nas dzielił, może zostać unieważniony.

Nie potrafię wprost wypowiedzieć, jak bardzo panią kocham, Liano...

czy pani o tym nie wie, nie czuje pani tego? I pani odwzajemnia mą

miłość, prawda? Szybką, niech pani powie, zanim ktokolwiek tu

przyjdzie, że mnie pani kocha, niech pani to powie, muszę to usłyszeć

z pani ust. Liano!

Ostatnie słowo wypowiedział już niemal z przerażeniem.

Widział, że pod wpływem jego słów Liana gwałtownie pobladła. Cały

czas patrzyła na niego, a jej spojrzenie wyrażało tęsknotę i ból. Nagle

zachwiała się, jak gdyby straciła grunt pod nogami i, zanim zdołał ją

podtrzymać, upadła bezsilnie na stojący obok fotel. Jej twarz była

śmiertelnie blada, oczy zamknięte.

— Co z panią, Liano? Niech mi pani powie, kocha mnie pani?

Nie może pani zostawić mnie bez odpowiedzi — kocha mnie pani? —

prawie wymuszał odpowiedź.

background image

Spojrzała na niego drżąc, ze łzami w oczach.

— Przecież pan wie, Detlevie, kocham pana bardziej niż własne

życie — powiedziała cicho.

— Liano! — wykrzyknął radośnie.

Miał ochotę wziąć ją w ramiona i przycisnąć do nierówno

bijącego, oszalałego nadmiarem szczęścia serca. Powstrzymało go

jednak jej spojrzenie.

— Hanna wraca — wyszeptała.

— Powinna się dowiedzieć, jak bardzo panią kocham. Ale nie...

pragnę mieć panią tylko dla siebie, choć przez jedną, niczym nie

zmąconą godzinę. Liano, jutro rano, o dziesiątej. Będę cię oczekiwał.

Słyszysz? W tym samym miejscu, w którym ostatnio się spotkaliśmy.

Kochanie? Przyjdziesz? Być może do tego czasu przyjadę tu raz

jeszcze. Gdyby jednak to się nie udało, zobaczymy się jutro rano.

Powiedz mi, że przyjdziesz!

— Przyjdę — wyszeptała.

Po chwili Hanna weszła na werandę. Błagalne spojrzenie Liany

sprawiło, że Detlev zmusił się do spokoju i wyszedł Hannie

naprzeciw. Chciał zostawić Lianie trochę czasu, by mogła odzyskać

równowagę.

— Mama przyjdzie tu za chwilkę. Poszła jeszcze tylko do kuchni,

by wydać odpowiednie zarządzenia, dotyczące śniadania.

— Nie jest zła na mnie, że znowu się zjawiłem w Brinkenhof?

Hanna roześmiała się.

— Jest strasznie zła! A oto wraca i tata.

background image

Hanna podeszła do balustrady i pomachała ojcu. W tym czasie

Detlev zdążył raz jeszcze uścisnąć dłoń Liany.

— Siedząc przy stole z Brinkenami i jedząc ze smakiem

śniadanie, opowiedział, głównie w celu uspokojenia i pocieszenia

Liany, o tym, że wczorajszego wieczora długo jeszcze pozostał w

Rastenau.

— Mój wujek znalazł bowiem w archiwum zamkowym

niezwykle ciekawy dokument, dotyczący rozporządzenia ustalającego

warunki dziedziczenia dóbr należących do Rastenau. Przy okazji

odkryliśmy dołączoną do niego klauzulę, której treść do tej pory nie

była nam znana.

Te słowa skierowane były przede wszystkim do Liany, co od razu

zrozumiała.

— Czy mógłbym wiedzieć, czego dotyczy owa klauzula,

Detlevie? Interesuję się podobnymi ciekawostkami — zapytał pan

domu.

— Wie pan zapewne o tym, że wszyscy hrabiowie z rodu

Rastenau, jeżeli nie chcieli zostać odsunięci od spadku, nie mogli

poślubić kobiety niższej od nich urodzeniem.

— Wiem, wiem, drogi hrabio.

Detlev opowiedział im o treści klauzuli, dołączonej do

rozporządzenia. Hanna podniosła głowę. W jej oczach pojawił się

wyraz zdziwienia i niepokoju. Potem odezwała się dziwnie

brzmiącym głosem:

background image

— Zatem, jeżeli wuj pana zgodzi się na zastosowanie tego

dopisku, może pan poślubić kobietę o niższej od pana pozycji

społecznej, nie tracąc jednocześnie praw do spadku?

— Tak jest, Hanno.

Hanna odchyliła się nieco do tyłu i, czując nagłą słabość, oparła

się o poręcz krzesła. Zrozumiała, jaka była przyczyna jego dzisiejszej

wizyty i podejrzenie, że Detlev kocha Lianę, zamieniło się w

pewność.

" Jeśli mu Bóg przeznaczył szczęście, mnie przypadnie w udziale

moje" — pomyślała z przerażeniem i smutkiem. Dzielna dziewczyna

posiadała umiejętność rezygnacji, siłę ducha, charakterystyczną dla

ludzi, którzy potrafią wyrzec się swego szczęścia dla tych, których

kochają, i nie mają do życia wygórowanych pretensji.

Spojrzała na Lianę i zauważyła, że z trudem walczy ona z

ożywieniem i przepełniającym jej serce szczęściem. Detlev nie

podejrzewał nawet, ile siły ducha potrzebowała jego dzielna

przyjaciółka, by zwalczyć w sobie ogromny ból, którego, nawet o tym

nie wiedząc, był przyczyną.

Tego dnia nie udało mu się już ponownie zostać sam na sam z

Lianą. Pewny był, że następnego dnia o poranku spotkają się w lesie i

porozmawiają ze sobą bez świadków. Teraz wiedziała już przecież, że

ją kocha i że dzielące ich przeszkody zostały usunięte. I on był pewny,

że Liana odwzajemnia jego miłość. Wkrótce przedstawi ją Brinkenom

jako swoją narzeczoną. Po śniadaniu pożegnał się z Brinkenami w

radosnym nastroju.

background image

— Kiedy nas pan ponownie odwiedzi, drogi hrabio? — zapytał

pan von Brinken.

Detlev zastanowił się przez chwilę. Dzisiejszego dnia miał

jeszcze dużo zajęć i z niechęcią przyznał przed samym sobą, że nie

znajdzie już czasu, by przyjechać do Brinkenhof.

— Może jutro wieczorem, jeżeli państwo pozwolicie —

powiedział w końcu.

Baronowa Wachau odprowadziła syna, po tym jak pożegnał się z

przyjaciółmi, do jego pokoju w hotelu. Musiał wreszcie odpocząć po

pełnym wysiłku dniu. Baron Jan nie chciał już co prawda słyszeć, że

powinien się oszczędzać i nie przemęczać nadmiernie nadwyrężonej

nogi, pozwolił jednak, by matka położyła go do łóżka i stosunkowo

posłusznie poddał się jej zabiegom. Gdy okrywała go troskliwie

kocem, złapał jej rękę, przycisnął ją do ust, po czym powiedział z

uśmiechem:

— Rozpieszczasz mnie jak małe dziecko, mamo.

Z miłością odgarnęła mu opadające na czoło włosy.

— Dla twojej mamy na zawsze pozostaniesz małym dzieckiem.

Matkom nie podoba się za bardzo, gdy ich dzieci dorastają i stają się

samodzielne. Wolałyby całe życie roztaczać nad nimi opiekę. Pozwól

mi na to, bym się tobą zajęła. Wiem, że już niezadługo mnie opuścisz.

Z pewnością masz już jakieś plany małżeńskie.

Objął ją serdecznie i spojrzał na nią błyszczącymi oczyma.

— Czyżbyś uważała, że jest jeszcze zbyt wcześnie, mamo?

background image

— Nie! Musisz jednak trochę poczekać, aż hrabianka Steffi

trochę dorośnie i dojrzeje do tej poważnej decyzji.

— Poza tym jednak zgadzasz się na moje plany, prawda?

— Całkowicie. Dziewczyny, podobne do Steffi Rastenau, są

zazwyczaj najlepszymi żonami. Poza tym stosunki są nad wyraz

korzystne. Lubię nie tylko ją, ale i jej rodzice wydają mi się dobrymi,

sympatycznymi ludźmi. Możesz być zatem pewny mojego

błogosławieństwa.

— Gdy Steffi zamieszka już z nami w Wachau i tobie będzie lżej,

mamo. Będziesz miała kochającą cię córkę i nie będziesz już

potrzebowała opłacanej damy do towarzystwa. Panna Schlegel była

jeszcze w miarę sympatyczna, ale jej następczyni wydaje mi się

bardzo niemiła. Jak mogłaś ją zaangażować? Przecież ona i tobie się

nie podoba, nie jesteś za bardzo zadowolona z jej towarzystwa.

Baronowa westchnęła ciężko.

— Początkowo wywarła na mnie całkiem dobre wrażenie. Poza

tym miałam tyle zmartwień i trosk z twojego powodu, że nie byłam

specjalnie wybredna. Zresztą była jedyną starszą kobietą, która

odpowiedziała na moje ogłoszenie. Chciałam mieć damę do

towarzystwa mniej więcej w tym samym wieku co ja. W końcu nie

może nic na to poradzić, że przy bliższym poznaniu nie przypadła mi

do gustu i dlatego nie mogę jej ot tak zwolnić. Teraz jednak zostawię

cię samego. Może zdrzemniesz się na chwilę.

background image

— Zachowujesz się, jak gdybym był śmiertelnie chory. Ale dla

przyjemności pozwolę ci się rozpieszczać przez parę dni, potem

wszystko się zmieni.

Baronowa, kiwając z uśmiechem głową i wyszła z pokoju.

Chciała jeszcze porozmawiać z panią Bartels, która oczekiwała na nią

w holu hotelowym.

Dwie kobiety szły przez chwilę koło siebie nie zamieniwszy ze

sobą ani jednego słowa. Pani Bartels zastanawiała się, jak

poprowadzić rozmowę, by skierować ją na temat Liany. Z pomocą

przyszła jej sama baronowa.

— Pani Bartels, zwróciłam uwagę, że panna Reinold w

widoczny, wręcz obraźliwy sposób starała się uniknąć kontaktu z

panią. Czy jej zachowanie ma jakąś realną podstawę. Jaka jest jego

przyczyna? Na pewno musi mieć jakiś powód, gdyż poza tym jednym

przypadkiem zachowuje się uprzejmie i taktownie.

Pani Bartels odetchnęła głęboko, jej oczy zalśniły nienawiścią.

Odpowiedziała jednak w swój zwykły, przesadnie pokorny sposób:

— To szczególnie skomplikowana sytuacja. Panna Reinold ma

jednak ważny powód, by unikać spotkania ze mną.

Baronowa spojrzała na nią z pytaniem w oczach. Miała

niepokojące przeczucia.

— Jak mam to rozumieć?

— Pani baronowo, zastanawiałam się już, jak mam pani o tym

powiedzieć. Przekonałam się, że muszę wyjawić ten sekret w chwili,

gdy ujrzałam przed sobą pannę Reinold. Zauważyłam, że jest pani

background image

zaprzyjaźniona z rodziną von Brinken i powinno pani zależeć na tym,

by ustrzec ją od złych wpływów niegodnych osób, które podstępem

wślizgnęły się do ich domu, najprawdopodobniej z nieczystymi

zamiarami.

— Złych wpływów niegodnych osób? Czy pod tym osobliwym

powiedzeniem ma pani na myśli pannę Reinold?

Pani Bartels przybrała jeszcze bardziej pokorny, lecz

jednoznacznie zgorszony wyraz, westchnęła przy tym z troską, jak

gdyby egzystencja na tak zepsutym świecie, sprawiała jej trudny

wytrzymania ból.

— Może mi pani wierzyć, pani baronowo, że niechętnie o tym

mówię. Mam jednak święty obowiązek. By mnie pani dobrze

zrozumiała, muszę się cofnąć nieco w przeszłość. Przed niespełna

rokiem zostałam zatrudniona przez pewnego starszego pana —

pozwolę sobie zatrzymać w tajemnicy nazwisko ze względu na dobro

jego rodziny — jako dama do towarzystwa jego bratanicy. Ów pan

zamieszkiwał z nią w pięknie urządzonym mieszkaniu w jednej z

dzielnic Berlina Zachodniego.

Niczego nie podejrzewając, z radością przyjęłam tę posadę. Od

razu podpadło mi, że bratanica tego szlachetnie urodzonego pana

nosiła mieszczańskie nazwisko, odnosili się też do siebie z nadmierną

czułością. Wtedy jednak jeszcze niczego nie podejrzewałam. Dziwne

było również i to, że ów wujek spędzał w domu jedynie kilka dni,

najwyżej tydzień, resztę czasu spędzał podobno w podróżach w celach

background image

handlowych, czego wymagał jego zawód. Listy, które do niego

wysyłałam, adresowane były na adres jego bankiera.

Wszystko to wydawało mi się bardzo dziwne i podejrzane, ale

mimo to nadal wierzyłam w to, że ta dwójka jest blisko spokrewniona.

Potem jednak przez przypadek dowiedziałam się, że ów arystokrata

prowadził tak zwane „podwójne życie". W rzeczywistości wcale nie

podróżował, lecz mieszkał we własnych dobrach. Okazało się, że on,

który cały czas podawał się za kawalera, posiada rodzinę, która nie

miała najmniejszego pojęcia o istnieniu domniemanej bratanicy. W

rzeczywistości nie był nawet spokrewniony z tą dziewczyną — była

ona po prostu jego kochanką, a tą kochanką jest... panna Reinold. —

Pani Bartels z zadowoleniem zrobiła dłuższą przerwę, by spotęgować

jeszcze znaczenie swych słów.

— Niemożliwe! Ta młoda, tak miła i sympatycznie wyglądająca

dziewczyna miałaby być aż tak zepsuta?

— Niestety tak właśnie jest, pani baronowo. Naturalnie, gdy się o

tym dowiedziałam, natychmiast wypowiedziałam pracę. Zanim jednak

do tego doszło, starałam się pannie Reinold przemówić do sumienia.

Zachowała się jednak nad wyraz bezczelnie i zuchwale, chciała

wyrzucić mnie z domu. Dopiero, gdy zagroziłam jej, że powiadomię o

wszystkim żonę owego pana, spuściła nieco z tonu i próbowała mnie

przejednać łzami.

„Wujkowi" powiedziałam prosto w oczy, że przejrzałam jego

podwójne życie i w związku z tym opuściłam ich dom. Najwidoczniej

panna Reinold opuściła go zaraz po mnie, ponieważ i służące

background image

wzdragały się przed pracą u takiej osoby. Jestem przekonana, że

panna Reinold przyjęła posadę w Brinkenhof, w pobliżu swojego

„wujka". Jak słyszałam, nie pobiera pensji za pracę. No cóż, nie

potrzebuje pieniędzy, jej kochanek utrzymuje ją jak dotychczas,

ponieważ i wcześniej nie liczył się z pieniędzmi, starając się spełnić

każdą jej zachciankę.

Baronową wyprowadziły z równowagi zasłyszane wiadomości.

— Drogi Boże, gdyby Brinkenowie tylko przypuszczali! Nie

można tego tak zostawić.

— I ja tak sądzę, pani baronowo. Powiedziałam, że moim

obowiązkiem było położyć kres temu skandalowi. Niech pani z tym

zrobi, co pani uważa za słuszne, może być pani pewna mojego

poparcia.

— Upoważnia mnie pani zatem, bym wykorzystała zawierzone

mi przez panią informacje?

— Oczywiście, pani baronowo, ręczę za prawdziwość moich

słów.

— I jest pani pewna, że ów wspomniany przez panią mężczyzna

mieszka gdzieś tu w pobliżu.

— Tak, jestem zupełnie pewna.

— W takim razie muszę go znać.

— Wiem, że pani go zna, pani baronowo. Niejednokrotnie

wspominała pani o nim w moim towarzystwie.

— I nie chce pani wyjawić mi jego nazwiska?

background image

— Zrobiłabym to, gdybym się nie obawiała, że cały wstyd nie

spadnie potem na jego niewinną rodzinę. Tego chciałabym z całych sił

uniknąć.

Pani baronowa nie mogła się pozbyć niemiłego uczucia. Nie

należała do kobiet, które z przyjemnością raczą się opowieściami o

podobnych skandalach.

— To godne pochwały, że chce pani oszczędzić spokój tej

rodziny.

— Zwłaszcza szkoda mi żony tego człowieka. Została okropnie

oszukana. Ale niech pani pomyśli, pani baronowo, gdyby pani była na

miejscu tej biedaczki, czy nie wolałaby pani znać prawdy?

— W rzeczy samej, wymagałabym poznania prawdy.

— To właśnie chciałam od pani usłyszeć, baronowo. Powiemy

zatem tej biednej, oszukanej kobiecie całą prawdę. Będzie miała

przynajmniej możliwość odsunięcia męża od tej niegodnej osoby, a ja

nie będę zmuszona podawać do publicznej wiadomości nazwiska tego

człowieka.

— Tak będzie chyba najlepiej. Publiczny skandal z pewnością

miałby ogromny wpływ na trwałość tego małżeństwa. Niech pani

jednak spróbuje powiadomić nieszczęsną w jak najdelikatniejszy

sposób. Ja natomiast wytłumaczę pani von Brinken, kogo przyjęła pod

swój dach. — Baronowa z troską pokręciła głową. — Że też tak się

można co do kogoś pomylić! Panna Reinold wywarła na mnie tak

dobre wrażenie. Dotrzyma mi pani towarzystwa w czasie mojej

jutrzejszej wizyty w Brinkenhof, by mogła pani potwierdzić prawdę

background image

moich słów. Najprawdopodobniej pani von Brinken zechce

skonfrontować zdanie pani i panny Reinold. — W głosie pani

baronowej można było jeszcze wyczuć lekkie niedowierzanie w

prawdziwość zasłyszanych informacji.

— Oczywiście, pani baronowo, zrobię to bez wahania. Miałam

już zresztą okazję wyrazić pannie Reinold moje oburzenie faktem jej

pobytu w tej okolicy. Oczywiście była przerażona moim widokiem.

Zresztą sama pani zwróciła na to uwagę, droga pani baronowo. Starała

się mnie unikać.

— Sądziłam jednak, że wina takiego zachowania leży po pani

stronie. Dlatego też chciałam panią o to zapytać. Szczerze mówiąc,

cała ta sprawa sprawia mi ogromną przykrość. A zatem jutro po

południu pojedziemy do Brinkenhof.

— Jak pani sobie życzy, pani baronowo. I ja uważam takie

wyjście za najlepsze.

— Chciałam jeszcze panią prosić, by nie wspominała pani nic na

ten temat w obecności mojego syna. Powinnyśmy zachować jak

największą dyskrecję.

— Rozumiem. Piękna panna Reinold okazała się tak

niebezpieczną osobą.

Baronowa spojrzała nieufnie i z urazą na panią Bartels.

— Nie jest niebezpieczna dla mojego syna!

Z twarzy pani Bartels znikł dotychczasowy uśmiech.

background image

— Proszę o wybaczenie, nie miałam na myśli pana barona.

Zauważyłam, że hrabia Rastenau jest podejrzliwie rycerski w

stosunku panny Reinold.

Pani baronowa z przerażeniem spojrzała na swą damę do

towarzystwa.

— Boże, hrabia Detlev powinien być ostrożny. Może jednak

zawrócimy? Chciałabym wrócić do hotelu, przeszła mi ochota na

przechadzkę.

Pani

von

Brinken

zajmowała

się

właśnie

księgami

rachunkowymi, gdy oznajmiono jej przyjazd baronowej Wachau i jej

damy do towarzystwa. Zdziwiona i mile zaskoczona weszła do

pokoju, do którego wprowadzono gości. Serdecznie pozdrowiła

baronową, panią Bartels natomiast uprzejmie, lecz z dystansem.

— Tak się cieszę, droga baronowo, że odwiedziła nas pani tak

szybko! Chciałabym od razu zawołać Hannę.

Pani baronowa przytrzymała ją za rękę.

— Nie, droga pani von Brinken, niech pani chwilę zaczeka.

Byłoby lepiej, gdyby na razie nie wzywała pani córki. Musimy

omówić pewną nieprzyjemną sprawę, która wywoła rumieńce wstydu

na naszych policzkach.

Zdziwiona i zarazem wystraszona pani von Brinken spojrzała na

baronową Wachau.

— Nie brzmi to zbyt optymistycznie, droga pani baronowo. Cóż

takiego się stało?

background image

— Przywiodło mnie tu jedynie poczucie obowiązku z powodu

naszej długoletniej przyjaźni, kochana pani von Brinken. Wczoraj, po

państwa wyjeździe, pani Bartels wyznała mi pewną bardzo

nieprzyjemną rzecz. Zauważyła pani z pewnością wczorajsze dziwne

zachowanie panny Reinold względem mojej damy do towarzystwa,

pani Bartels?

Pani von Brinken spojrzała z lekką odrazą na panią Bartels.

— Oczywiście zwróciłam na to uwagę.

— Słyszała też pani zapewne, że pani Bartels i panna Reinold

znały się już wcześniej?

— Oczywiście, odniosłam też wrażenie, że ich znajomość nie

pozostawiła zbyt przyjemnych wspomnień — odpowiedziała pani von

Brinken, nastawiona nieco wrogo do niemiłej jej pani Bartels.

— Dobrze pani zauważyła. A zatem, mówiąc krótko i zwięźle,

muszę panią ostrzec przed panną Reinold, chociaż Bóg mi świadkiem,

że nie łatwo mi to uczynić.

— Ostrzec?! Ostrzec przed Lianą Reinold? O co chodzi? Cóż ona

takiego zrobiła?

— Musi pani wiedzieć, droga przyjaciółko, że panna Reinold jest

kochanką żonatego mężczyzny, mężczyzny z naszej sfery, którego

posiadłości znajdują się gdzieś tu w pobliżu. Pani Bartels nie chce

wyjawić jego nazwiska, by uchronić jego rodzinę. Panna Reinold

najprawdopodobniej przyjęła posadę w pani domu, by móc mieszkać

w pobliżu swojego kochanka.

background image

Pani von Brinken bezsilnie opadła na fotel, jak gdyby trafił ją

grom.

— To niemożliwe! To nie może być prawdą! Nie można się

przecież aż tak pomylić w ocenie człowieka.

— I ja nie chciałam w to wierzyć. Panna Reinold wywarła na

mnie całkiem inne wrażenie. Pani Bartels złożyła mi jednak takie

deklaracje, że nie mogłam już w to wątpić. Pani Bartels, proszę, niech

pani sama opowie pani von Brinken wszystko, co wie pani na ten

temat.

Pani Bartels cieszyła się, że może ponownie opowiedzieć swą

wymyśloną historię, zarzucającą Lianie popełnienie tak niegodnych

czynów. Powtórzyła więc to samo, co wczoraj opowiedziała pani

baronowej — to, w co rzeczywiście sama uwierzyła i co jeszcze

dodała jej własna, nad wyraz wybujała wyobraźnia. Również i teraz

przemilczała, że owym „wujkiem" był hrabia Joachim Rastenau.

Pani von Brinken przysłuchiwała się oniemiała ze zdumienia.

Gdy relacja, wzmocniona dodatkowo teatralnym sposobem mówienia

pani Bartels, dobiegła końca, pani domu podniosła się i ostrym,

badawczym wzrokiem przyjrzała się pełnej sarkazmu, niemiłej twarzy

niedawno poznanej kobiety.

— Oskarżenie, które zwraca pani przeciwko pannie Reinold, jest

tak ciężkie, że nie tylko ja, ale i sama zainteresowana powinna go

usłyszeć. Każę ją zawołać i przekażę jej, o co ją pani oskarża. Potem

stanie z nią pani twarzą w twarz. Nie wierzę, że ta dziewczyna może

background image

być aż tak bezwstydna. Jeżeli nie będzie się potrafiła usprawiedliwić,

będę oczywiście zmuszona zwolnić ją.

Pani Bartels z udaną pokorą schyliła głowę.

— Rozumiem pani wątpliwości, szanowna pani. I ja początkowo

nie wierzyłam, że panna Reinold jest zdolna do podobnych rzeczy.

Niech pani postąpi zgodnie z pani przekonaniem, a ja oczywiście

gotowa jestem powtórzyć moje oskarżenia w obecności panny

Reinold.

Pani von Brinken wyszła z pokoju i poleciła służącej, by poszła

do ogrodu i poprosiła pannę Reinold o jak najszybsze przybycie do

salonu. Niczego nie podejrzewając Liana zjawiła się już po chwili.

— Chciała pani ze mną rozmawiać, pani von Brinken.

„To nie może być prawda! Nie mogę w to uwierzyć!" —

pomyślała z przerażeniem pani von Brinken. Po chwili odezwała się:

— Panno Reinold, odwiedziła nas właśnie pani baronowa

Wachau i jej nowa dama do towarzystwa.

Liana pobladła i mocno ścisnęła poręcz fotela, szukając w niej

podpory. „A więc o to chodzi!" — pomyślała. Nie potrafiła wydobyć

z siebie ani słowa, wydawało się jej, że ma zasznurowane gardło.

Pani von Brinken czuła, jak narastają w niej wątpliwości. Nieco

twardszym głosem ciągnęła:

— Pani Bartels oskarża panią o bardzo ciężkie przewinienie. Nie

chciałam jednak w nie uwierzyć, nie mogłam pani potępić, nie dając

pani nawet możliwości obrony. Pani oskarżycielka twierdzi, że jest

background image

pani kochanką żonatego mężczyzny, którego posiadłości znajdują się

w naszej okolicy.

Liana osunęła się, jakby powalona niewidzialnym ciosem, na

stojący fotel i ukryła twarz w dłoniach. Wstyd i obawa, co o niej myśli

pani von Brinken odebrała jej wszystkie siły. Wstręt i niechęć, jakie

czuła wobec swojej oskarżycielki, wstrząsały jej ciałem.

Pani von Brinken przyglądała się jej z rosnącym przerażeniem.

— Załamanie Liany przyjęła jako potwierdzenie jej winy.

— Jednak to prawda? Nieszczęsne stworzenie! Nie chciałam w to

uwierzyć, mimo zapewnień tej kobiety. Drogi Boże w niebie, jak to

się mogło stać? Pani Bartels nie chce nawet zdradzić nazwiska tego

mężczyzny, by uchronić przed cierpieniem jego niewinną rodzinę —

powiedziała poruszona do głębi i z rozczarowaniem w głosie.

Liana powoli odzyskiwała równowagę. Z całej przemowy pani

von Brinken dotarło do niej jedynie to, że imię wuja Joachima nie

zostało wymienione. Powoli podniosła głowę. Pani von Brinken

przeraziła się wyrazem bólu i cierpienia, widocznym na jej twarzy.

Starając się opanować ze wszystkich sił Liana powiedziała

prawie bezgłośnie.

— I tak by mi pani nie uwierzyła, szanowna pani, nawet gdybym

powiedziała, że obraża się moją cześć i honor. Nie mogę z równą

mocą odeprzeć owego oskarżenia, pozory świadczą przeciw mnie.

W oczach pani von Brinken widać było jeszcze litość, nie było

jednak już w nich wiary.

background image

— Jeżeli jest pani rzeczywiście niewinna, proszę pójść za mną.

W salonie siedzi pani Bartels i jest gotowa powtórzyć pani swe

zarzuty prosto w twarz.

Liana wstrząsnęła się z niechęcią. Skrzyżowała ręce na piersiach,

chcąc jakby obronić się przed czymś obrzydliwym. Mocno zagryzła

usta. Było dla niej niemożliwością stanąć przed oskarżycielką,

spojrzeć jej w twarz i powiedzieć, że jest oszustką. Być może w złości

wymieniłaby przez przypadek i wbrew woli nazwisko wuja Joachima,

co i tak nic by jej nie pomogło, a jemu mogłoby jedynie zaszkodzić.

Pokręciła głową, odmawiając propozycji pani von Brinken.

— Nie mogę stanąć naprzeciw tej kobiety, nie mam nic na swoje

usprawiedliwienie. I nawet tego nie chcę. Wiem, że muszę opuścić

Brinkenhof. Gdy tylko zobaczyłam ją w S., wiedziałam, obawiałam

się, że zostanę wygoniona i z tego azylu, z tej oazy spokoju. Dziękuję

pani za wszystko, co pani dla mnie zrobiła, i proszę, niech mi pani

uwierzy, że nie gościła pani w domu osoby tego niegodnej. Jestem

nieszczęśliwa, ale nie poczuwam się do winy.

Pani von Brinken wzruszyła się mimo woli. Było jej tak przykro,

że ta śliczna i kochana dziewczyna zeszła na manowce.

— Sama pani widzi, że nie może pani zostać w Brinkenhof.

Muszę panią prosić, by jeszcze dzisiaj opuściła pani ten dom. Nie

mogę pani pozwolić na pożegnanie się z moją córką. Proszę, niech się

pani od razu uda do swojego pokoju i niezwłocznie spakuje rzeczy. Ile

czasu zajmie pani przygotowanie się do podróży?

Liana na podniosła się z trudem i potarła czoło.

background image

— Dwie godziny powinny wystarczyć.

— Dobrze. Za dwie godziny zatem gotowy będzie powóz, który

odwiezie panią na stację. Tuż przed siódmą odjeżdża pociąg, powinna

pani na niego zdążyć.

Liana schyliła głowę.

— Dziękuję pani. Życzę pani szczęścia, droga pani von Brinken.

— I ja życzę pani szczęścia... niech Bóg ulituje się nad panią.

Powoli, z trudem stawiając nogi Liana opuściła pokój. Zawlokła

się do swojego pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Potem osunęła się na

ziemię. Była zbyt słaba, by utrzymać się na nogach, lecz mimo

wszystko świadoma swej sytuacji. Nie straciła przytomności, co

przyniosłoby jej z pewnością olbrzymią ulgę, mogłaby bowiem choć

przez chwilę zapomnieć o bólu.

Pani von Brinken odprowadziła ją pełnym bolesnego

przygnębienia wzrokiem aż do chwili, gdy zniknęła za drzwiami.

Potem wolno wróciła do salonu, gdzie oczekiwały ją niespokojne

kobiety.

— Panna Reinold nie chce się z panią spotkać, pani Bartels. O

mało co nie zemdlała, gdy powiedziałam jej, o co ją pani oskarża.

Muszę przyznać, że nic mną do tej pory tak nie wstrząsnęło, jak

rezygnacja tej dziewczyny. Twierdziła, że jest niewinna. Nie

zdziwiłabym się, gdybym się dowiedziała, że została po prostu

uwiedziona. Nie ma krewnych, żyje całkiem sama. Kto będzie ją za to

sądził?

background image

— Rozumiem pani przygnębienie, kochana przyjaciółko. I dla

mnie była to przyjemna misja.

— Nikt nie odgrywa radośnie podobnej roli — powiedziała

baronowa.

— W istocie. Panna Reinold opuści w ciągu dwóch godzin nasz

dom. Nie pozwoliłam jej też pożegnać się z moją córką.

Pani Wachau powiedziała:

— Nie chciałybyśmy dłużej pani przeszkadzać.

Pani Bartels spojrzała sarkastycznie na panią von Brinken.

— Niech mi pani wierzy, że i dla mnie to spotkanie nie było

przyjemne.

Pani von Brinken spojrzała na nią przenikliwie.

— Wcale też pani nie zazdroszczę — powiedziała zimno, nie

podając jej nawet ręki na pożegnanie.

Nie wiedziała, dlaczego ta kobieta wydawała jej się tak niemiła.

Pani Bartels nie znalazła więc spodziewanego uznania, mimo iż

opuściła pole walki jako zwycięzca.

Pani von Brinken próbowała najpierw trochę się uspokoić, zanim

zdecydowała się pójść do ogrodu, w którym siedziała jej córka.

Hanna spojrzała na nią radośnie.

— Czyżby Liana zastąpiła cię przy pracy? Wspaniale! To ładnie

z jej strony. Chodź tu, usiądź koło mnie.

Pani von Brinken z głębokim westchnieniem usiadła obok Hanny

i objęła ją ramieniem.

background image

— Haneczko, będziesz musiała się znów obejść bez panny

Reinold. Jeszcze dzisiaj opuści ona nasz dom.

Hanna z przerażeniem spojrzała na matkę.

— Co się stało? Dopiero teraz zauważyłam, że jesteś dziwnie

blada i zmieszana.

— Haneczko, przeszłam naprawdę ciężkie chwile. Sądzę, że

powinnaś wiedzieć, co zaszło. Przyjechała tu baronowa Wachau ze

swoją nową damą do towarzystwa. Ta ostatnia wyznała mi, że panna

Reinold nie jest bez zarzutu, jak nam się początkowo wydawało.

Została oskarżona o tak ciężkie przewinienia, że musiałam ją

bezzwłocznie zwolnić.

Hanna drgnęła i pobladła gwałtownie. Pierwsza jej myśl

dotyczyła Detleva. Zdecydowanie pokręciła głową w niemym

przeczeniu.

— Nie, mamusiu, to nie może być prawdą, oskarżono Lianę

bezpodstawnie! Nie zdziwiło mnie to, pani Bartels wygląda na osobę

zdolną do podobnego zachowania.

— Ależ drogie dziecko, czy sądzisz, że mogłabym potępić pannę

Reinold, nie wysłuchawszy przedtem, co ona ma na ten temat do

powiedzenia? Poprosiłam ją, że jeżeli nie czuje się winna, powinna

stanąć przed panią Bartels i spróbować się wytłumaczyć. Ona jednak

nie zgodziła się na to. Prawie zemdlała, zrezygnowana, nieszczęśliwa,

ale nie niewinna.

background image

Hanna zapatrzyła się przed siebie. Czy Liana była rzeczywiście

winna? Czyżby Detlev zakochał się w osobie tego niegodnej? Ujęła

matkę za ramię i spojrzała na nią prosząco:

— Zapewne zaszła przez przypadek jakaś nieszczęśliwa

pomyłka. Nie mówmy źle o Lianie. Nie mogłaby aż tak się nas

oszukać. Mamo, proszę, pozwól mi pójść do niej, pozwól mi z nią

porozmawiać choć przez chwilę.

— Moje dziecko, będzie lepiej, jeżeli się już z nią więcej nie

zobaczysz. Oszczędź sobie niepotrzebnego wzruszenia. Gdybyś mogła

zobaczyć, jak zareagowała na moje głowa i ty nie mogłabyś nadal

wierzyć w jej niewinność. Gdyby mogła się usprawiedliwić, z

pewnością by to zrobiła.

Hanna musiała poddać się jej poleceniu. Uczyniła to jednak z

ciężkim sercem. Przygniatała ją troska, jak Detlev zareaguje na to, co

się stało. Wiedziała przecież, jak bardzo kocha on Lianę.

Tymczasem Liana spakowała swoje rzeczy najszybciej, jak tylko

mogła. Bez większego zainteresowania wrzuciła wszystko, co do niej

należało, do walizek. Zazwyczaj dbała o rzeczy, tym razem nie

przejmowała się tym, że sukienki z pewnością się pogniotą. Cóż ją

obchodziły w tej chwili podobne drobnostki? Cóż ją obchodziło

wszystko inne, poza tym, że bezlitośnie zniesławiono jej dobre imię i

zarzucono jej publicznie tak obraźliwe podejrzenia.

Cały czas zastanawiała się, jak przekonać jedynego człowieka,

którego kochała całym sercem i duszą, o swej niewinności. Czy nie

background image

miał prawa nawet do słowa wyjaśnienia, po tym, co wyznał jej

dzisiejszego ranka?

Jutro rano miała się z nim spotkać w lesie. Miała zostać jego

narzeczoną, tak jej powiedział. Nie mogłaby obecnie stanąć z nim

twarzą w twarz, pełna wstydu mimo swej niewinności. Nie, nie mogła

się z nim zobaczyć.

Ale — ale mogła przecież do niego napisać! Myśl ta wydała jej

się objawieniem. Tak, napisze do niego! A gdy opuści Brinkenhof, co

będzie dalej? Znajdzie się z powrotem w Berlinie, poinformuje też

Joachima, co się stało, również o tym, że kocha Detleva i że na jego

prośbę zgodziła zostać jego narzeczoną. Być może wtedy wujek ze

swojej strony postara się przekonać Detleva o jej niewinności. Detlev

nie powinien nią gardzić, nie powinien nawet pomyśleć, że ofiarował

miłość osobie niegodnej.

Liana nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Życie rzucało ją z

jednego miejsca na drugie, nie pozwalając nigdzie zapuścić korzeni,

Szybko spakowała ostatnie rzeczy i zamknęła walizki. Potem siadła

przy biurku i napisała:

Hrabio Rastenau!

Cokolwiek mówiono by Panu o mnie, proszę, niech mi Pan

uwierzy — jestem niewinna. Mam jednak związane ręce i nie mogę się

usprawiedliwić. Nie napisałabym do Pana tego listu, gdyby mnie Pan

nie poprosi bym jutrzejszego ranka spotkała się z Panem jako Pana

narzeczona.

background image

Skoro jednak poprosił mnie Pan o rękę, muszę Pana zapewnić, że

nie ofiarował Pan swojej miłości osobie tego niegodnej. Jestem

niewinna, prześladowana przez wrogo wobec mnie nastawione osoby.

Przysięgam to Panu na to, co w mym sercu najcenniejsze — na moją

miłość do Pana.

Nawet jeżeli mi Pan uwierzy — czego sobie w głębi duszy życzę i

na co mam nadzieję — nie możemy się już nigdy spotkać. Nie mogę się

z Panem spotkać. Wstydzę się, że obrzucono mnie tak okropnymi

oskarżeniami, przed którymi nie mogłam się niestety obronić.

Niech Bóg Pana prowadzi, będę się modliła o Pańskie szczęście i

spokój. Wszystkiego dobrego.

Pana nieszczęśliwa

Liana Reinold

List ten chciała wrzucić do skrzyni na stacji kolejowej. Detlev

otrzyma go zatem jutro rano, zanim wyjdzie z domu, by pójść na

spotkanie z nią, które nigdy już nie miało dojść do skutku.

Z głębokim westchnieniem Liana podniosła się z krzesła.

Uczyniła przynajmniej coś, by złagodzić cios, który wymierzyła jej

rywalka. Usłyszała, że przed dom zajechał już powóz, który zawieźć

miał ją na stację. Przywołała służącą i poprosiła, by przysłała kogoś,

kto pomógłby jej znieść bagaże.

Potem powoli zeszła ze schodów, z trudem utrzymując

równowagę. Wyprzedzał ją służący niosący jej bagaże, poza nim nie

dostrzegła nikogo. Weszła do powozu i ciężko opadła na poduszki. Jej

twarz była śmiertelnie blada, Liana nieruchomo wpatrywała się przed

background image

siebie. Niczym wyklęta opuszczała ten dom, który tak kochała i w

którym znalazła długo poszukiwaną oazę spokoju.

Tego poranka Detlev przeglądał pośpiesznie i jedynie pobieżnie

poranną pocztę. Nie mógł się już doczekać chwili spotkania z Lianą,

jego serce przepełniała tęsknota za nią. Zdziwił się, gdy zobaczył list

zaadresowany jej ręką. Otworzył go niecierpliwie, odkładając na bok

wszystkie pozostałe. Szybko wyciągnął dokładnie złożoną kartkę i

przeczytał.

Przez chwilę jak sparaliżowany wpatrywał się w zapisaną kartkę

papieru. Nie był w stanie zebrać myśli, przeczytał więc list jeszcze

raz. Potem zerwał się nagle na równe nogi, podbiegł do okna,

otworzył je i zawołał służbę. Stajenny pośpieszył na wezwanie pana.

— Szybko osiodłać mego konia! Powiedziałem: szybko! —

zawołał nie panując nad sobą Detlev.

W parę minut później galopował już przez lasy w kierunku

Brinkenhof. Gdy tam przybył, jego koń pokryty był potem, z pyska

ciekła mu piana.

Hanna siedziała na werandzie, pogrążona w głębokim smutku.

Jedno spojrzenie na jego twarz zdradziło jej, że wie już o wyjeździe

Liany. Musiała więc sama go o tym powiadomić. Detlev zeskoczył z

konia i szybkimi krokami wbiegł na werandę.

Dzień dobry, Hanno! Przygląda mi się pani z dziwnym

ożywieniem. Proszę, niech mi pani wybaczy, że ośmieliłem się

wtargnąć do waszego domu. Ale pani zawsze była moją

background image

najserdeczniejszą przyjaciółką. Powinna pani pierwsza dowiedzieć się

o czymś, czego nikt jeszcze nie wie. Otóż od wczorajszego poranka

Liana jest moją narzeczoną. Nie miałem okazji porozmawiać z nią

dłużej na osobności, powiedziałem więc jej tylko w przelocie, ze

wszystkie dzielące nas przeszkody zostały usunięte. Poprosiłem ją,

byśmy spotkali się dzisiejszego poranka w lesie. Zgodziła się na to.

Jednak zamiast spotkania otrzymałem dzisiaj wiadomość od niej, że

musiała wczoraj opuścić Brinkenhof. Co się stało, Hanno? — mówił

szybko i z nienaturalnym ożywieniem. Z niepokojem przyglądał się

Hannie.

Twarz Hanny pobladła, nie zdradziła jednak, że swoimi słowami

sprawił jej olbrzymi ból, który jedynie bardzo dzielne kobiety potrafią

wytrzymać bez słowa skargi. Próbowała zapomnieć o samej sobie i jej

miłości do Detleva. Martwiła się tylko o niego.

— Dokładnie nie wiem, co się wczoraj wydarzyło. Mogę tylko

panu powiedzieć, drogi przyjacielu, że wczoraj po południu

przyjechała do nas pani baronowa Wachau ze swoją nową damą do

towarzystwa, panią Bartels, i bardzo długo rozmawiały z moją mamą.

— Ach, więc atak nastąpił z tej strony?

Hanna potwierdziła skinięciem głowy.

— Pani Bartels oskarżyła o coś Lianę. Nie mogę dokładnie

powiedzieć panu o co, bo jak już wspomniałam, sama dokładnie nie

wiem. Zawołam mamę, ona panu o wszystkim opowie.

Zatrzymał ją jeszcze przez chwilę.

background image

— Niech mi pani powie tylko jedno... Czy Liana rzeczywiście

wyjechała?

Przytaknęła ze smutkiem.

— Tak, Detlevie, jeszcze wczoraj wieczorem. Jestem z tego

powodu bardzo zmartwiona i zaniepokojona. Nie wierzę, że Liana jest

winna zarzucanych jej czynów. Jeżeli pomyliłabym się co do niej, nie

mogłabym już nigdy nikomu zaufać. Nie mogłam już z nią

porozmawiać, lecz im dłużej nad tym myślę, tym bardziej wydaje mi

się niemożliwe, że jest ona rzeczywiście winna.

Detlev wyciągnął list Liany.

— Niech pani to przeczyta, Hanno. Potem niech pani zawoła pani

mamę. Mam prawo dowiedzieć się całej prawdy na temat tego, co

zaszło, i obowiązek obrony mojej narzeczonej.

Hanna drżącą ręką odebrała od niego list, przeczytała, oddała mu

z powrotem i poważnie spojrzała na Detleva.

— Ona jest niewinna, drogi przyjacielu. Niech pan nie pozwoli

zachwiać w sobie przekonania o jej niewinności, niezależnie od tego,

co pan usłyszy.

Ucałował serdecznie jej delikatną dłoń.

— Dziękuję pani za te słowa, kochana, wierna przyjaciółko.

— Zaraz pójdę zawołać mamę — Hanna wzięła swoją kulę i

najszybciej jak tylko potrafiła, poszła do domu.

Detlev spokojnie krążył po werandzie, dopóki po kilku minutach

nie przyszła pani von Brinken. Spojrzała na niego zdziwiona, gdy z

nienaturalnym ożywieniem ujął jej rękę i zapytał:

background image

— Szanowna pani, niech mi pani powie, co się stało z Lianą,

dlaczego wyjechała tak nagle?

— Skąd pan wie, że coś się z nią stało i że opuściła Brinkenhof?

Zamiast wyjaśnienia podał jej list Liany.

— Proszę, niech pani przeczyta!

Uczyniła to, po czym gwałtownie pobladła.

— Hrabio Detlevie, czy pan rzeczywiście chciał poślubić Lianę

Reinold? — zapytała tracąc panowanie nad sobą.

— Nie tylko chciałem, szanowna pani, ale nadal chcę. Traktuję ją

nadal jak moją narzeczoną, niezależnie od tego, co się wczoraj

wydarzyło.

— Drogi hrabio, bardzo proszę, niech pan usiądzie. Musi się pan

wszystkiego dowiedzieć.

— Proszę o całkowitą szczerość.

Pani von Brinken opowiedziała wyczerpująco o wszystkim, co

wydarzyło się poprzedniego dnia. Nie pominęła, ale i nie dodała ani

jednego słowa.

— Bóg wie najlepiej, że jej wczorajsza rezygnacja sprawiła mi

ogromny ból i zawód. Z pewnością jest ona bardziej nieszczęśliwa niż

winna. Nie można jednak wątpić w prawdziwość relacji pani Bartels.

Dlatego też myślę, że miał pan mimo wszystko szczęście, że

dowiedział się pan o tej aferze, zanim oficjalnie ogłosił pan swe

zaręczyny z panną Reinold, która niestety nie okazała się godna pana

ręki.

background image

Detlev zerwał się na równe nogi, jego szare oczy wydawały się

niemal głębokie oburzenie.

— To, co mi pani opowiedziała, absolutnie nie zmienia mojego

postanowienia. Niezależnie od wszystkiego jedno jest dla mnie

pewne: Liana nie jest zepsutą osobą, jestem przekonany o czystości jej

duszy. I moim zadaniem będzie tego dowieść i przekonać o jej

niewinności.

— Być może pana przekonanie będzie zaraźliwe. Nikt nie będzie

się cieszył tak jak ja, jeżeli okaże się, że miał pan słuszność. Ale niech

się pan nie oszukuje! Gdyby była rzeczywiście niewinna, stanęłaby

spokojnie i z dumą przed jej oskarżycielką i powiedziałaby jej prosto

w oczy: „Pani kłamie, pani mnie obraża!"

— Kto może wiedzieć, czym zostało podyktowane takie, a nie

inne jej zachowanie. Wydaje mi się, że za tym kryje się jakaś

tajemnica i zrobię wszystko, by ją wyjaśnić. Teraz się już pożegnam

nie chciałbym stracić ani chwili. Proszę, niech pani podziękuje Hannie

za jej głęboką wiarę w niewinność mojej narzeczonej.

— Z pewnością to uczynię. Do widzenia zatem i niech Bóg pana

prowadzi!

Hanna obserwowała przez okno, jak odjeżdżał. Wtedy poszła do

matki

na

werandę.

Jej

oczy

błyszczały

i

pełne

były

powstrzymywanych z trudem łez. Bez zapowiedzi rzuciła się matce na

szyję.

background image

— Moja kochana mamo, wierzę jak Detlev, że Liana jest

niewinna. Niech Bóg sprawi, by pewnego dnia ożenił się z nią.

Przecież chodzi o jego szczęście.

Pani von Brinken spojrzała z troską w mieniącą się wzruszeniem

twarz Hanny.

— Hanno, czyżby aż tak bardzo zależało ci na tym, by Detlev był

szczęśliwy?

Hanna spojrzała na matkę poważnie i z rozwagą. Nie powinna się

za żadną cenę domyślić, ile Detlev dla niej znaczył, w przeciwnym

razie zaczęłaby się martwić o nią jeszcze bardziej niż dotychczas.

— Jest przecież moim przyjacielem i jego współczucie i wiara we

mnie pomogły mi przeżyć najgorsze chwile. Mam się więc teraz

spokojnie przyglądać, jak jego szczęście staje pod znakiem zapytania?

— Haneczko, boję się tylko, by nie stał się on dla ciebie kimś

bliższym niż przyjacielem.

— Nie musisz się zamartwiać podobnie niedorzecznymi

myślami. Dobry Bóg wszystko doskonale urządził. Ponieważ poskąpił

mi darów na jednym polu, to znaczy urody, obdarzył mnie czymś w

zamian. Tym wyprzedzam inne piękne dziewczęta, że mogę mieć

przyjaciela, nie będąc przez nikogo podejrzewana i krytykowana. I

chcę się nią cieszyć i zrobić wszystko, by jej nie utracić, ponieważ,

oprócz waszej miłości, to najpiękniejsza rzecz, jaką zesłało mi niebo. I

Detlev jest moim wiernym przyjacielem. I niech Bóg mu dopomoże,

by udało mu się uratować zagrożone szczęście. A ja chciałabym mieć

background image

w tym udział, by móc potem z czystym sercem cieszyć się jego

szczęściem.

— Ponieważ ty nigdy me zaznasz podobnego szczęścia —

westchnęła ze skargą matka

Hanna z miłością pogładziła jej dłonie.

— Ach, mamusiu, nie wmawiaj sobie podobnych bzdur. Czy

kobieta może być szczęśliwa jedynie wtedy, gdy wyjdzie za mąż? Ja

czuję się zadowolona z mego życia. A czymże jest szczęście, jeżeli

nie właśnie zadowoleniem? No, szybko, uśmiechnij się, nie rób takiej

nieszczęśliwej miny. Ciesz się, że przynajmniej żaden mężczyzna nie

odbierze ci twojej córki i nie uprowadzi jej nie wiadomo dokąd.

Pomyśl, mogłabym zakochać się w kimś, kto by mnie unieszczęśliwił.

O ile straszniejszy byłby wtedy mój los!

Matka i córka ucałowały się serdecznie. Hanna z czułością

przytuliła się do matki.

— Nie martw się o mnie, mamusiu. Zdradzę ci teraz coś, o czym

na razie nikomu nie chciałam mówić, nie jestem bowiem jeszcze

całkiem pewna. Mam nadzieję, że w przyszłości mój paraliż zupełnie

ustąpi. Wydaje mi się, że codzienne ćwiczenia gimnastyczne

rzeczywiście wzmocniły moje nogi. Z dnia na dzień czuję się coraz

lepiej. Nie trać zatem nadziei, mamusiu! Popatrz tylko!

I Hanna odłożyła kulę, na której się zwykle opierała, i przeszła

przez werandę bez jakiejkolwiek podpory. W ten sam sposób wróciła

do fotela, na którym siedziała matka.

background image

Pani von Brinken przyglądała się córce ze wzruszeniem. Od

czasu wypadku Hannie ani razu jeszcze nie udał się podobny wyczyn.

— Haneczko! Drogi Boże, czy dokonasz cudu? Czyżbyś chciał

uzdrowić moją córkę?

— Widzisz, mamusiu? Tak się cieszę! Czuję, że z każdym dniem

mogę lepiej poruszać stopą i staje się ona coraz silniejsza. Gdy tato

wróci na obiad, podejdę do stołu bez kuli. Jemu też chcę sprawić

radość.

Tego samego ranka Joachim Rastenau wyjął pocztę ze skrzynki i

jak zwykle przeglądał ją przy śniadaniu. Były to prawie same listy

handlowe, dotyczące prowadzonych przez niego interesów. Wśród

nich znalazła się też koperta od jego berlińskiego bankiera. W środku

znajdowały się dwa listy od Liany, jeden napisany w sobotę rano,

drugi w niedzielę wieczorem. Hrabia udał się zatem do swojego

gabinetu by w spokoju je przeczytać.

I hrabina otrzymała list, któremu badawczo się przyglądała,

zanim go otworzyła. Stempel wskazywał, że wysłano go z pobliskiego

kurortu S. Koperta zaadresowana była nie znanym hrabinie

charakterem pisma. Szybko otwarła kopertę i wyjęła z niej drobno

zapisaną kartkę papieru. Od razu spojrzała na koniec i przeczytała

podpis nadawcy listu:

„Helena Bartels".

Ze zdziwieniem pokręciła głową. Nie znała kobiety o tym

nazwisku. Bez specjalnego zainteresowania zaczęła czytać. Wkrótce

background image

jednak z ożywieniem i rosnącym zdenerwowaniem przebiegała linijki.

Treść listu brzmiała bowiem niepokojąco:

Szanowna Hrabino!

Niech Pani wybaczy, że jako osoba Pani nieznajoma ośmieliłam

się napisać do Pani te parę słów. Jestem jednak zobowiązana położyć

kres skandalowi i chcąc oszczędzić wstydu Pani rodzinie, zwracam się

bezpośrednio do Pani. Niech Pani postąpi według własnego uznania z

wiadomościami, które zmuszona jestem Pani przekazać.

Proszę mi wybaczyć, jeśli zadam Pani ból tym, co w mym liście

przekażę. Nie mogę jednak już dłużej przyglądać się w milczeniu, jak

Pani jest okłamywana za swoimi plecami. Pani małżonek, hrabia

Joachim Rastenau, ma kochankę. Z pewnością zauważyła Pani, że

regularnie, mniej więcej co kwartał, wyjeżdża z domu, tłumacząc się

prawdopodobnie wyjazdami służbowymi.

Czas ten spędzał zazwyczaj u swojej kochanki, dziewczyny, którą

określał jako swoją bratanicę, a której wynajął mieszkanie w jednej z

dzielnic Berlina. Podawał się za kawalera. Młoda i piękna kochanka

nazywa się Liana Reinold. Miałam nieszczęście zostać zatrudniona

przez Pani małżonka jako dama do towarzystwa jego domniemanej

bratanicy.

Zaraz po tym, gdy zorientowałam się, jak rzeczywiście kształtują

się stosunki między nimi, opuściłam ich dom i obecnie pracuję u pani

baronowej Wachau. Przez przypadek dowiedziałam się, że Liana

Reinold znajduje się obecnie w pobliżu waszego majątku, w

Brinkenhof. Spotkałam ją w niedzielę w towarzystwie pani córki i

background image

młodego hrabiego Detleva Rastenau. Obydwoje nie mieli oczywiście

pojęcia, z jak niegodną osobą się zadają. Byłam tak oburzona, że

postanowiłam przerwać ów skandal. Dlatego też informuję Panią o

tym. Jestem gotowa opowiedzieć Pani o pozostałych szczegółach,

dlatego też proszę mną rozporządzać według Pani uznania.

Na koniec chciałam Panią zapewnić, że ze względu na Panią i

Pani córkę, nie wyjawiłam nikomu nazwiska Pani małżonka.

Postarałam się jedynie o to, by panna Reinold natychmiast została

usunięta z Brinkenhof.

Z wyrazami szacunku

Helena Bartels

Adres zwrotny: Hotel „Pod Białym Jeleniem" w S.

Hrabina Stefania, do głębi poruszona, wypuściła list z ręki i przez

chwilę bezmyślnie wpatrywała się w dal. Potem jednak głęboko

westchnęła i energicznie potrząsnęła głową, dając wyraz swemu

niedowierzaniu.

Nie, nie mógłby mi tego zrobić! To nie może być prawdą.

Gdy pomyślała o tym, jak Steffi z zachwytem opisywała Lianę

Reinold. Joachim przycisnął ją wtedy czule i powiedział, by starała się

naśladować zachowanie damy. Nie, nie mógłby tego uczynić, gdyby

to, co napisano w liście było prawdą.

Podniosła się zdecydowanie. Natychmiast chciała udać się do

męża i przeczytać mu, co za kłamstwa napisała ta kobieta. Z listem w

ręku pośpieszyła do domu i wbiegła prawie do gabinetu.

background image

Hrabia Joachim skończył właśnie czytać listy Liany i z ostatniego

dowiedział się, że pani Bartels przebywa w S. Wtedy sparaliżowała go

myśl, że przy śniadaniu wręczył swojej żonie list ze stemplem właśnie

z S. Przeszedł go dreszcz przerażenia. Zastanawiał się akurat, co

powinien zrobić, by dowiedzieć się, kto był adresatem tego listu, gdy

jego żona gwałtownie weszła do gabinetu.

Gdy tylko spojrzał na jej pobladłą i niespokojną twarz, nie miał

już żadnych wątpliwości. Wstał z krzesła i z troską wyszedł jej

naprzeciw.

— Co mi przyniosłaś, Stefanio?

Pozwoliła się mu wygodnie posadzić w fotelu, czuła bowiem, jak

siły z niej ulatują.

— Kochany Joachimie... z pewnością nie połączyła nas

wzajemna miłość. Ale szacunek i wzajemne zaufanie sprawiło, że

staliśmy się sobie o wiele bliżsi. Dlatego też, ufając ci w pełni,

przyszłam teraz do ciebie. Otrzymałam właśnie list od zupełnie obcej

mi kobiety. Informacje, które mi przekazała głęboko mną wstrząsnęły.

Nie wierzę, że mógłbyś mi zrobić to, o co oskarża cię ta kobieta. Nie

mam jednak stuprocentowej pewności. Proszę, przeczytaj ten list.

Nie odchodząc od niej, oparł się o blat biurka i z niecierpliwością

przeczytał list. Żyły na jego czole nabrzmiały, w oczach widać było

błyski wściekłości. Gdy hrabina zobaczyła jego reakcję, natychmiast

się uspokoiła, od razu zrobiło jej się lżej na sercu. Gdy skończył

czytać, wypuścił list z ręki i pozwolił mu upaść na ziemię. Był blady i

background image

jego twarz zdradzała zdenerwowanie. Ale spojrzenie, które skierował

na żonę, było pewne i czyste.

— Dziękuję ci, Stefanio, że przyszłaś do mnie z tym listem.

Dziękuję ci za zaufanie. I najpierw powiem ci najważniejsze, na Boga

nie, nie mógłbym ci uczynić tego, co zarzuca mi w liście owa kobieta.

Za bardzo cię szanuję i cenię, za mocno cię kocham, bym był do tego

zdolny. Tak, Stefanio, mogę ci wreszcie otwarcie wyznać, że kocham

cię, ciebie jedyną. Ten list jest wytworem chorobliwej zazdrości

przepojonej nienawiścią osoby. Jednak nie wszystko, co w nim

napisano, jest kłamstwem i wymysłem. Dlatego też zmuszony jestem

wyznać ci parę spraw, o których do tej pory nie wiedziałaś. Muszę ci

wyznać prawdę. Spójrz na mnie, Stefanio. Wierzysz mi?

— Ufam ci bardziej niż samej sobie, Joachimie.

Ze wzruszeniem przycisnął jej rękę do ust.

— Wysłuchaj mnie zatem, Stefanio. Liana Reinold jest moją

przybraną córką, dziewczyną, którą się opiekowałem.

Opowiedział żonie wszystko, co do tej pory przed nią ukrywał.

— Dlaczego nie pozwoliłeś mi wziąć udziału i pomóc ci w tym

trudnym, lecz godnym pochwały zadaniu wychowania tej młodej

dziewczyny, Joachimie? — zapytała z powagą hrabina.

— Na to pytanie nie mogę niestety udzielić ci zadowalającej

odpowiedzi. Gdy się pobraliśmy, Liana miała zaledwie trzy latka.

Wtedy byliśmy nastawieni do siebie stosunkowo wrogo, poza tym nie

znałem cię jeszcze tak dobrze, jak dzisiaj. Myślałem, że nie mogę

oczekiwać od ciebie, byś zajęła się wychowaniem jakiegoś obcego ci

background image

dziecka. Gdy Liana ukończyła szkołę i musiała opuścić pensję,

wynająłem dla niej mieszkanie na moje nazwisko. Ponieważ mogłem

z nią być tylko parę dni w roku, pozwoliłem jej wierzyć, że to moja

praca zmusza mnie do nieustannych podróży.

By miała opiekę i towarzystwo, zaangażowałem panią Bartels.

Miałem wrażenie, że to właśnie ona robiła sobie nadzieje, że kiedyś

zostanie hrabiną Rastenau. Gdy przekonała się, że jej nadzieje są

płonne, zaczęła skandalicznie wprost odnosić się do Liany, mszcząc

się na niej za własne nie spełnione marzenia. Gdy Liana poskarżyła mi

się na oburzające zachowanie jej opiekunki i damy do towarzystwa,

zwróciłem wreszcie i ja uwagę na charakter tej kobiety.

Wypowiedziałem jej pracę, za co zrobiła mi okropną wręcz scenę.

Hrabia Joachim opowiedział, co wydarzyło się później. Potem z

szuflady biurka wyjął listy Liany i podał je żonie.

— Możesz przeczytać wszystkie jej listy, Stefanio, i to powinno

cię przekonać, jak wyglądają stosunki między nami. Daję ci słowo

honoru, że czuję do Liany miłość czysto ojcowską, a i ona kocha mnie

jak córka. Czy mi wierzysz?

— Wierzę ci, Joachimie. Ale wiem też to, czego nie chciałeś mi

powiedzieć, żeby nie sprawić mi przykrości.

— O czym ty mówisz? — zapytał cicho.

Ujęła jego dłoń.

— Nie powiedziałeś mi, że matką Liany Reinold była kobieta,

którą kiedyś tak gorąco kochałeś. Tylko tym bowiem mogę sobie

background image

wytłumaczyć aż tak żywe zainteresowanie dla tej nieszczęśliwej

dziewczyny.

Ujął jej rękę i przycisnął do ust. Przez chwilę siedzieli w

milczeniu. Potem podniósł głowę i spojrzał na nią. Wyraz jego oczu

poruszył ją do głębi serca.

— Zataiłem to, gdyż nie chciałem sprawiać ci bólu. Tak,

Stefanio, kiedyś kochałem matkę Liany ponad wszystko. Tak bardzo,

że byłem gotów ponieść dla niej każdą ofiarę. Gdy umarła, świat

stracił dla mnie urok, jedynym pocieszeniem było dla mnie jej

dziecko. Wybacz mi, jeżeli to wyznanie sprawiło ci ból.

— Nie mam ci nic do wybaczenia, Joachimie. Gdy się

pobieraliśmy, powiedzieliśmy sobie otwarcie, że nie możemy

nawzajem obdarzyć się miłością. A ponieważ nadeszła godzina

wyznań i ja chciałabym ci coś powiedzieć. Zanim poznałam ciebie i ja

kochałam kogoś innego... Nazywał się Grzegorz von Yerden i był tak

jak i ja biedny, niczym mysz kościelna. Nie mieliśmy najmniejszej

możliwości, by się pobrać. Odjechał na południowy wschód. Tam też

zginął. Rok po jego śmierci wyszłam za ciebie za mąż. Cóż, teraz

jesteśmy kwita, Joachimie.

— Moja kochana, najdroższa i jedyna Stefanio! — wyszeptał ze

wzruszeniem.

Chcąc ukryć zmieszanie, powiedziała do niego żartobliwie:

— Będę musiała cię jednak wyłajać za twoją... hm... głupotę. Nie

jest bynajmniej dziwne, że na Lianę spadło tak ciężkie podejrzenie.

background image

Biedne dziecko! Musimy natychmiast sprowadzić ją do Rastenau i

uciszyć te plotki.

— Stefanio, jesteś pewna, że chcesz to uczynić?

— Masz jakieś wątpliwości?

— Podziwiam twoje serce. Nie potrafię wprost zrozumieć, że

wszystko tak dobrze się rozwiązało, dzięki twojej dobroci.

— Och, gdybyś zaufał mi wcześniej! Pomyśl tylko, jak Steffi

ucieszy się, że będzie miała przy sobie uwielbianą i otoczoną

podziwem Lianę Reinold!

— Nie zatrzyma się u nas na długo, Stefanio. I o tym powinnaś

się dowiedzieć. Detlev bardzo ją kocha i chce się z nią ożenić. O tym

właśnie rozmawialiśmy w niedzielę.

— Ależ Joachimie... przecież może poślubić jedynie kobietę

wywodzącą się jak on, ze szlachty.

Otoczywszy ją ramieniem opowiedział jej o klauzuli dołączonej

do rozporządzenia i o tym, o czym rozmawiali w niedzielę z

Detlevem.

— Zatem, czy Detlev wie, że znasz Lianę? — zapytała hrabina.

— Nie, jeszcze nic o tym nie wie. Chciałem najpierw gruntownie

wszystko przemyśleć i postanowiłem, że powiem wam o tym, gdy

spotkamy się kiedyś we trójkę. Cóż, w zaistniałych okolicznościach

dowie się o tym nieco później niż ty.

Hrabina w zamyśleniu zapatrzyła się przed siebie. Pogładziła

delikatnie czoło męża.

background image

— Czy nie czujesz się lepiej teraz, gdy wyznałeś mi wszystko, co

leżało ci na sercu?

Joachim miał jednak jeszcze jedną tajemnicę, jedyną, o której nie

powinna się nigdy dowiedzieć. Tak chętnie uwolniłby się od jej

przytłaczającego ciężaru. Nie mógł jednak tego uczynić.

— Tak, masz rację, Stefanio, czuję się o wiele lepiej. Dziękuję ci

za zrozumienie i wybaczenie mi mych błędów. A teraz, proszę cię,

weź ze sobą listy Liany i przeczytaj je.

— Wierzę ci i bez tego.

— Mimo to chciałbym, abyś je przeczytała. W ten sposób

najlepiej uda ci się poznać Lianę, a także to, co mnie z nią łączy.

— Dobrze, przeczytam je zatem z przyjemnością — przycisnęła

listy do piersi.

W tym momencie usłyszeli hałas nadjeżdżającego samochodu.

Podeszli do okna. Z samochodu wyskoczył Detlev.

— Najlepiej by było, gdybyś chwilowo zostawiła nas samych,

Stefanio. Z pewnością chce powiedzieć mi coś szczególnego. Proszę,

gdy będziemy rozmawiali, przeczytaj listy Liany. I jeszcze raz

chciałbym ci podziękować za twoją dobroć.

— Nie wyolbrzymiaj aż tak bardzo mojej wielkoduszności.

Wydaje mi się, że to, co zrobiłam, jest zrozumiałe samo przez się.

Zawołaj mnie, gdy będziesz czegoś potrzebował.

Przyszedł służący, by zameldować, że hrabia Detlev chciałby

rozmawiać z wujem.

background image

Hrabia od razu zauważył, że siostrzeniec jest do granic

ostateczności wzburzony.

— Co się stało, Detlevie?

— Kochany wujku, stało się coś naprawdę strasznego. Liana

Reinold wyjechała! W Brinkenhof z dnia na dzień wypowiedziano jej

pracę. Jej stara nieprzyjaciółka oskarżyła ją o popełnienie niegodnych

czynów. Proszę cię, przeczytaj ten list, który do mnie napisała, potem

opowiem ci resztę. Przyjechałem, by poprosić cię o dłuższy urlop,

chciałbym bowiem odnaleźć Lianę i wyjaśnić całą tę dziwną sprawę.

Proszę, nie myśl źle o Lianie z powodu tego kłamliwego oskarżenia.

Ręczę za jej niewinność i czystość.

Hrabia wyjął list z rąk Detleva i przeczytał go z powagą. Gdy

jednak dowiedział się, że Liana opuściła już Brinkenhof, odczuł

przerażenie i przygnębienie.

— Opowiedz mi o wszystkim, co wiesz, mój chłopcze —

poprosił cicho.

Detley rozpoczął nerwową i nieco nieskładną opowieść, a hrabia

Joachim słuchał go w napięciu. Jego twarz tężała coraz bardziej.

Dopiero teraz zrozumiał, że może oczyścić honor Liany podając do

wiadomości publicznej wszystkie tajemnice swego życia, które do tej

pory starannie ukrywał.

Przede wszystkim Detlev powinien poznać prawdę, dowiedzieć

się o tym, co najchętniej wymazałby z pamięci: największy i

najcięższy grzech jego życia, który już dawno byłby zdradził, gdyby

nie myśl o rodzinie. Teraz jednak nadszedł czas, by wyznać wszystko

background image

do końca. Nie może poświęcać szczęścia, a być może i życia Liany,

by chronić żonę i Steffi. O sobie nawet nie pomyślał.

— Najpierw chcę odszukać Lianę, wujku Joachimie. A gdy już ją

odnajdę, musi mi o wszystkim opowiedzieć, bym mógł udowodnić jej

niewinność — zakończył Detlev swoją opowieść.

— Kochany Detlevie, nie będziesz musiał długo szukać prawdy.

Znajdziesz ją tutaj, u mnie w domu. Mężczyzna, którego domniemaną

kochanką miała być Liana Reinold, siedzi naprzeciw ciebie. Ja nim

jestem — powiedział twardo i spokojnie, mimo iż jego twarz była

śmiertelnie blada.

— Ty, wujku Joachimie?

— Tak, mój chłopcze. Pani Bartels poinformowała moją żonę o

swoich obrzydliwych podejrzeniach. Stefania otrzymała dzisiaj list, w

którym oskarża mnie i Lianę o te same czyny, o których od niej

słyszałeś. Mamy właśnie za sobą długą rozmowę. Stefania w swoim

pokoju czyta listy Liany do mnie. Wyjaśniłem jej, że Liana Reinold

jest moją przybraną córką, dzieckiem kobiety, którą kochałem przed

laty i którą odebrała mi śmierć, rok przed moim ślubem z ciocią

Stefanią.

— Ach, dzięki Bogu! Wiedziałem, że to nieprawda, że to tylko

ohydne oszczerstwa. Teraz jednak wszystko jest w porządku.

Hrabia Joachim pokręcił przecząco głową.

— Niestety nie, mój chłopcze. Takim wytłumaczeniem

zadowolisz się ty i ciocia Stefania, ale nie obcy ludzie. Ta plotka

zatoczyła już dość szerokie kręgi, a zawarte w niej oskarżenia na

background image

długo utkwiły w pamięci ludzkiej i zawsze będą się im kojarzyć z

osobą Liany. Jest jednak sposób, by oczyścić jej honor i wybić im z

głów, że między nami istniały jakieś nieczyste stosunki. Jestem

zmuszony skorzystać z tego środka. Muszę ci jednak najpierw

wszystko dokładnie wytłumaczyć, byś dobrze mnie zrozumiał,

Detlevie. Powinno to zostać moją, tajemnicą aż do śmierci, sytuacja

wszakże zmusza mnie do wyznania ci tego, zresztą być może będzie

mi lżej na sercu, gdy poznasz całą prawdę.

Wziąłem na swe barki okropną winę, a właściwie nie na moje,

lecz kobiety, którą tak bardzo kochałem. Ale podejdź tu, usiądź

wygodnie koło mnie i wysłuchaj mojej spowiedzi.

Usiedli koło siebie. Hrabia Joachim przez długą chwilę

wpatrywał się w jakiś niewidzialny punkt przed sobą. Potem

rozpoczął opowieść, jego głos łamał się ze wzruszenia.

— Przypominasz sobie zapewne, Detlevie, jak ostatnio

powiedziałem, że i ja byłbym szczęśliwy jak ty, gdybym przed

dwudziestu

laty

mógł

zawiesić

działanie

rozporządzenia,

nakładającego poślubienia kobiety równej nam urodzeniem, jak twoim

wypadku. Byłem wtedy w bardzo ciężkiej sytuacji. Ówczesny

dziedzic i władca hrabstwa Rastenau, hrabia Magnus, dawał mi

dodatkowe pieniądze, które zasilały mnie finansowo. Z pieniędzmi.

które otrzymywałem w wojsku i przysyłanymi przez Magnusa, ledwie

wiązałem koniec z końcem.

Wtedy poznałem Dorę Reinold, przepiękną, kochaną i

wzruszającą osóbkę, w której zakochałem się bez pamięci. Liana jest

background image

jej niemal lustrzanym odbiciem, przypomina matkę i urodą, i cechami

charakteru. Dora była biedna jak ja. Nic dziwnego, i ona była sierotą.

Bardzo ją kochałem, nawet dzisiaj nie potrafię opisać głębi mego

uczucia, a ona je odwzajemniała. Nie mieliśmy jednak najmniejszej

nadziei na wspólne życie. Gdybym bowiem zrezygnował z prawa do

spadku, z czego byśmy żyli?

W tym czasie nagle, w dziwny sposób stałem się dziedzicem. W

jednej chwili z biedaka zmieniłem się w bogatego człowieka, miałem

ogromne dochody i mogłem poślubić ubogą dziewczynę, pod jednym

wszakże warunkiem — musiała być szlachcianką.

Łamałem sobie głowę, chcąc znaleźć jakieś sensowne

rozwiązanie. Mówiąc krótko, nie będę teraz opowiadał ci wszystkich

szczegółów, skłoniłem Dorę, by wyjechała do Anglii, tam się ze mną

spotkała i wzięliśmy ślub w tajemnicy, by nie dowiedział się o tym

nikt w Niemczech. Tak, Detlevie, Dora Reinold była moją żoną. Po

krótkim czasie, jaki spędziliśmy razem w Anglii, załatwiłem mojej

żonie papiery na nazwisko pani Dory Reinold, podczas gdy w

rzeczywistości była już hrabiną Rastenau.

Nikt o tym nie wiedział i nigdy się nie dowiedział, poza jej starą

ciotką Lottą. Świadectwo naszego ślubu leży schowane w jednym z

berlińskich banków. Po mojej śmierci powinna go otrzymać moja

córka Liana.

Detlev zerwał się na równe nogi. Złapał Joachima za ramiona i

silnie nim potrząsnął.

background image

— Wujku Joachimie... Liana jest twoją córką? — nie mógł

powstrzymać krzyku.

Tylko to do niego dotarło z całej przemowy wujka. To było dla

niego najważniejsze.

— Tak, jest moją córką z pierwszego małżeństwa, nie ma o tym

jednak najmniejszego pojęcia. Z jakim trudem przychodziło mi

ukrywanie tego przed nią, wiem tylko ja i Bóg. Ale i jej nie mogłem o

tym powiedzieć, musiałbym bowiem wyznać, dlaczego nie mogę

uznać jej za własne dziecko. Po śmierci Dory zawiozłem Lianę do

ciotki Lotty, do Szwajcarii. I wtedy ożeniłem się po raz drugi. Nikt nie

dowiedział się nigdy, że wcześniej byłem już związany małżeństwem.

Jak spełniałem swoje ojcowskie obowiązki względem Liany,

opowiem ci innym razem. Jeszcze tylko jedno: ową panią Bartels

zaangażowałem, by zapewnić mojej córce opiekę i towarzystwo, nie

mogłem przebywać z nią zbyt długo, zazwyczaj raz w roku.

Ta kobieta o wybujałej wyobraźni dostrzegła coś dziwnego w

naszym zachowaniu. A teraz moja córka cierpi przeze mnie. Joachim

opowiedział siostrzeńcowi, jak bardzo pani Bartels obraziła Lianę,

która ze strachu i przerażenia nie wiedziała, co ma ze sobą począć.

Udała się więc do pensjonatu pani Wesemann, a potem los przywiódł

ją do Brinkenhof.

— Teraz możesz sobie wyobrazić — kontynuował — co czułem,

gdy opowiedziałeś mi o waszym spotkaniu w Berlinie i gdy wyznałeś,

jak bardzo ją kochasz. Gorączkowo szukałem jakiegoś sposobu,

możliwości zapewnienia wam szczęścia. Nawet gdybym ci

background image

powiedział, że Liana jest moją córką, nie zmieniłoby to faktu, że nie

jest ci równa urodzeniem i pozycją społeczną. Dzięki Bogu znalazłem

klauzulę, która wskazała mi najlepsze wyjście. Wtedy pomyślałem

sobie, że wszystko jest na najlepszej drodze.

Od tej chwili wszystko znów uległo przerażającym zmianom.

Trzeba oczyścić honor Liany. A teraz stoję przed tobą jako twój

dłużnik, Detlevie. W rzeczywistości to ty jesteś obecnie zarządcą i

jedynym właścicielem majątku należącego do hrabstwa Rastenau. Ja

przez moje pierwsze małżeństwo utraciłem prawo do dziedziczenia.

Wybacz mi, że tak długo cię oszukiwałem. Wierz mi, ciężko to

odpokutowałem. Teraz jednak przekazuję ci twoje prawa, prosząc cię

tylko o jedno: nie pozwól cierpieć mojej żonie i Steffi, one nic nie

zawiniły!

— Wujku Joachimie, wiesz przecież, że obydwaj uchyliliśmy

tego bezsensownego rozporządzenia o warunkach dziedziczenia. To,

co mnie obowiązuje, jest ważne i względem ciebie. Nawet gdybym

odebrać teraz dziedzictwo, w czym by mi to dopomogło? Zresztą przy

utrzymaniu mocy wiążącej rozporządzenia, nie jestem pewien, jak

postąpiłbym na twoim miejscu, gdybym nie potrafił znaleźć innej

drogi wyjścia. Być może dokładnie tak jak ty. Jak potoczyłoby się

moje życie z Lianą? To ja jestem twoim dłużnikiem. To ty otoczyłeś

mnie opieką po śmierci moich rodziców, starałeś się zastąpić mi ojca.

Zresztą nie ma człowieka bez winy. A ty ciężko odpokutowałeś za

swoje grzechy. Majątek przynosi wystarczająco duży dochód, by

utrzymać nas wszystkich i zapewnić nam więcej niż w rzeczywistości

background image

potrzebujemy. Nie jesteś mi nic winny. Natomiast ja jestem ci dłużny

gorące słowa podziękowania za to, że ożeniłeś się z Dorą Reinold.

Oddasz mi rękę twojej córki, przez co uczynisz mnie bogatszym niż

tysiąc właścicieli takich majątków jak Rastenau.

— Mój chłopcze, mój kochany chłopcze! Jak mam ci

podziękować za twoje zrozumienie, za wyrozumiałość? Tak się

cieszę, że nie potępiasz mnie za to, co uczyniłem w przeszłości.

— Nawet o tym nie mów. Na pewno strasznie cierpiałeś. Teraz

musimy zapomnieć o smutkach i strapieniach. Pani Bartels chciała ci

dokuczyć i dostarczyć ci nowych cierpień. Przez przypadek jednak

udało jej się sprawić wiele dobrego. Do pełnego szczęścia brakuje mi

już tylko jednego — chciałbym jak najszybciej odnaleźć moją Lianę.

— W tym akurat mogę ci, dzięki Bogu, bardzo szybko pomóc.

Liana jest w Berlinie w pensjonacie pani Wesemann i czeka na

wiadomość ode mnie.

— Bogu niech będą dzięki! Wreszcie i ona zostanie uwolniona od

wszelkich trosk i strapień i odnajdzie swój dom, z którego już nikt jej

nie wygoni.

— Tak, Bogu niech będą dzięki, Detlevie! Chodźmy teraz do

cioci Stefanii. I ona powinna usłyszeć ostatnią część mojej spowiedzi.

Dałby Bóg, by mi wybaczyła jeszcze i to.

Bez ogródek wyjaśnił żonie to, co przed chwilą opowiedział

Detlevowi. Gdy skończył, hrabina potarła delikatnie jego czoło. Nigdy

nie miała zamiaru udawać nieprzejednanej żony, trzymającej męża

pod pantoflem.

background image

— Mój biedny Joachimie! Przy twoim charakterze czyn ten

musiał niesłychanie obciążać twe sumienie. Na pewno dręczyło cię

nieustanne poczucie winy.

To była jedyna odpowiedź i reakcja na jego zwierzenia. Po tylu

latach ludzie ci otwarli wreszcie przed sobą swoje serca. Przyrzekli

sobie od tej pory nie mieć już nigdy przed sobą jakichkolwiek

tajemnic.

Stefania zwróciła się do Detleva z pełnym wzruszenia

uśmiechem:

— Chciałabym osobiście przyprowadzić do ciebie twoją

narzeczoną, Detlevie. Jest córką Joachima, a więc i moją, siostrą

naszej córki. Musicie mi na to pozwolić. Chciałabym osobiście

spotkać się z Lianą, jako jej przybrana, lecz kochająca matka i

przekazać jej dobre wiadomości. Jeszcze dzisiaj wyjadę do Berlina.

Roześmiała się, a w jej głosie zabrzmiała nutka szczęścia. Po

chwili jednak spoważniała i powiedziała z przekonaniem:

— Wy natomiast macie inne zadanie. Trzeba ostatecznie oczyścić

Lianę z zarzutów. Pojedziecie zatem do Brinkenhof i do S., by

opowiedzieć o wszystkim państwu von Brinken i baronowej Wachau.

Pani Bartels też powinna zostać o tym natychmiastowo

powiadomiona. Spróbujcie ją jak najbardziej nastraszyć, niech się

trochę podenerwuje za karę za to, co zrobiła biednej, niewinnej

Lianie, za to, że napędziła jej tyle strachu i wypędziła z jedynego

miejsca, gdzie nieszczęśliwa dziewczyna mogła się zatrzymać.

background image

W pośpiechu przygotowali się do drogi. Gdy byli już gotowi, do

ich uszu dobiegł wysoki, dziewczęcy głos. To Steffi wołała ich z

dworu.

— Wraca nasza mała trzpiotka, Joachimie. Do odjazdu została mi

jeszcze godzina. Chciałabym ją wykorzystać na wytłumaczenie jej w

jak najbardziej oględny sposób, że ma siostrę. Bardzo was proszę,

byście byli przy tym obecni, byście wiedzieli, co jej powiedziałam i w

jaki sposób jej to wytłumaczyłam.

Chwilę później Steffi weszła do pokoju.

— Ach, więc tu jesteście!

— A ty, mała dzikusko, co ty tu robisz? Wydaje mi się, że

powinnaś mieć jeszcze zajęcia z panną Ruckauf? Czyżbym się myliła?

— Panna Riickauf może zostać zwolniona — odpowiedziała

Steffi ze śmiechem. — Nie chcę się już uczyć.

— Tym razem wstawię się za tobą, Steffi — powiedział ze

śmiechem Detlev.

— Niech ci to Bóg wynagrodzi, Detlevie — z wdzięcznością

odpowiedziała dziewczyna.

— A zatem... drogi wujku, kochana ciociu, nie zmuszajcie już

więcej waszej córki do nauki. Samo życie nauczy ją tego, co powinna

jeszcze wiedzieć.

— Dobrze, dobrze, ale co stanie się z panną Ruckauf?

Steffi zaśmiała się nieco zuchwale.

— O, już ja się o nią wspaniale zatroszczę. Ożenię ją z naszym

młodym pastorem.

background image

— Jak chcesz to zrobić, Steffi? — zapytał z zainteresowaniem

hrabia Detlev.

— W bardzo prosty sposób. Oni obydwoje kochają się w sobie

już od dawna. Ale do tej pory nie mieli okazji porozmawiać ze sobą

sam na sam. Właśnie powiedziałam pastorowi, że muszę na chwilkę

odejść i poprosiłam go, by poczekał na mnie w towarzystwie panny

Ruckauf. Jestem pewna, że nie będą zawiedzeni, jeżeli pojawię się po

dłuższej niż przewidziana chwili.

— Ależ Steffi! Cóż ty wyprawiasz? — powiedziała ze

zgorszeniem matka, podczas gdy dwaj panowie nie potrafili ukryć

pełnego rozbawienia uśmiechu.

Steffi aż promieniała z zadowolenia.

— Ach, kochana, najdroższa mamusiu! Oni dręczyliby się w ten

sposób przez całą wieczność. Są tacy nieśmiali. Poza tym dzięki temu

nie musimy się już martwić i łamać sobie głowy, co stanie się z panną

Ruckauf, gdy przestanie troszczyć się o moją edukację.

— Moja perełko, chodź do taty, muszę cię ucałować w sam

czubek twojego zadartego noska — powiedział ojciec, szczerze

rozbawiony jej opowieścią.

— Detlevie, przypominam ci, że obiecałeś mi jakąś radosną

niespodziankę. Właśnie po to tu przybiegłam. No, mów więc

wreszcie! Jestem pewna, że chodzi o twoje zaręczyny, ciekawam

tylko, kim jest szczęśliwa wybranka.

— Właśnie chciałam z tobą porozmawiać akurat na ten temat,

moje dziecko. A zatem... Detlev zaręczył się z twoją siostrą, kochanie.

background image

— Ależ mamusiu! Przecież ja nie mam siostry!

— Nieprawda, Steffi. Masz siostrę. Wierz mi jednak, mieliśmy

powody, by zachować to w tajemnicy przed tobą, moje kochanie.

— Ach, nie żartujcie sobie ze mnie!

— Broń nas Panie Boże przed takimi żartami. Do dzisiaj

musieliśmy ukryć przed tobą fakt, że twój tatuś, zanim ożenił się ze

miał już inną żonę. Kobieta ta zmarła po niedługim czasie od ich

ślubu lecz zostawiła mu maleńką córeczkę. Jest ona twoją siostrą. Czy

nie cieszy cię fakt posiadania starszego rodzeństwa?

— Ach, tatusiu! Przecież wiesz, że zawsze marzyłam o siostrze!

— I dlatego w naszym domu zamieszka teraz twoja śliczna i

kochana siostra. Sama zresztą tak ją oceniłaś, Steffi. Uważałaś, że jest

piękna i dobra. — Matka ponownie doszła do głosu. Miałaś już

bowiem okazję ją poznać, zanim zostałaś o tym uprzedzona. Poznałaś

ją w niedzielę, w Brinkenhof. Twoja siostra to nikt inny jak Liana

Reinold.

— Mamo, teraz naprawdę odebrało mi głos!

— Założę się, Steffi, że nie potrwa to nawet pięciu minut —

zażartował Detlev.

Oczywiście miał rację. Steffi radośnie objęła matkę i ojca, omal

ich nie dusząc.

— Czy to rzeczywiście prawda?! Wspaniała Liana Reinold moją

siostrą?! Nie naigrawacie się przez przypadek z mojej naiwności?

— Dziecko, z podobnych spraw nie należy żartować. Liana jest

twoją siostrą. A niedługo zostanie również żoną Detleva.

background image

Załkała lekko. Wydawało jej się, że coś stanęło jej w gardle, oczy

jej zwilgotniały.

— Pozwólcie mi zastanowić się nad tym przez pięć minut —

powiedziała.

— Wiecie co? Pojadę teraz do Brinkenhof i przywiozę Lianę. Co

ona jeszcze tam robi?

— Liany nie ma już w Brinkenhof. Wyjechała do Berlina. Ja tam

jadę południowym pociągiem, by ją przywieźć do nas do domu. Jutro

o tej porze będę z Lianą z powrotem. Ty tymczasem możesz

pomyśleć, w którym pokoju zamieszka.

— Przygotuję prawdziwe przyjęcie z okazji jej przyjazdu. Dasz

mi wolną rękę w jego przygotowaniu, mamo?

Hrabina roześmiała się radośnie i odgarnęła z czoła córki

opadające niesforne loki.

— Pozwalam ci na wszystko, co chcesz. Mam nadzieję, że

pokażesz, co potrafisz.

— Jeszcze was zadziwię! I, mamo, gdy Detlev i Liana będą się

zaręczać, będę już wtedy wreszcie prawdziwą młodą damą, prawda,

mamusiu?

Obaj hrabiowie Rastenau, po odwiezieniu pani Stefanii na

dworzec, udali się do Brinkenhof.

— Ależ wspaniała niespodzianka! Tak rzadko odwiedza nas pan

w Brinkenhof, drogi hrabio! Serdecznie panów witamy — gorąco

powitał ich pan von Brinken.

background image

— Nie przyjechaliśmy do państwa przypadkowo, musimy

porozmawiać o pewnej ważnej sprawie.

— Nie popełnię omyłki, twierdząc, że panów odwiedziny są

ściśle związane z wczorajszym pobytem tu hrabiego Detleva, prawda?

— Pozwoli pan, że opowiem od razu o wszystkim, w obecności

panny Hanny?

Hanna czytała w błyszczących szczęściem oczach Detleva jak w

otwartej księdze i ukradkowo przycisnęła dłoń do nierówno bijącego

serca. Po chwili zwróciła się ku niemu, dzielnie kryjąc ból za

radosnym uśmiechem.

— Mam nadzieję, że uwolnił się już pan od wszelkich trosk i

utrapień, drogi przyjacielu.

— Tak, Hanno. Powiedziałem zresztą, jak głęboko wierzyła pani

w niewinność mojej narzeczonej. I wuj chce pani za to serdecznie

podziękować.

— Dziękuję pani z całego serca. Liana została fałszywie

oskarżona i zniesławiona. To ja jestem tym „domniemanym

wujkiem", którego pani Bartels podejrzewała o utrzymywanie tak

haniebnych stosunków z Lianą.

Hrabia Joachim Reynolds wytłumaczył dokładnie, jak w

rzeczywistości kształtowały się stosunki między nimi.

Brinkenowie byli zdumieni zasłyszanymi informacjami. Pierwsza

opamiętała się Hanna i serdecznie uścisnęła Detlevowi dłoń.

— Niech Bogu niech będą dzięki! My obydwoje wierzyliśmy w

jej niewinność, drogi przyjacielu.

background image

Zaraz po obiedzie panowie Rastenau zakończyli wizytę w

Brinkenhof chcieli bowiem jeszcze zdążyć do S. Tam kazali

zameldować się u baronowej Wachau i wytłumaczyli jej, na czym

polegało nieporozumienie. Gdy hrabia Joachim poprosił, by wezwano

panią Bartels, pani baronowa zgodziła się bez wahania.

— Oczywiście, drogi hrabio. Powinni panowie udzielić jej niezłej

lekcji, zasłużyła na to. Postanowiłam zresztą niezwłocznie ją zwolnić.

Wezwano panią Bartels. Gdy weszła do pokoju i spostrzegła

gości, straciła pewność siebie. Szybko jednak opanowała się i

przybrała bojową minę.

Hrabia Joachim wyszedł jej nieco naprzeciw i poważnie spojrzał

w jej, trochę rozszerzone strachem, oczy.

— Pani Bartels, opowiadała pani niestworzone, a zarazem

obraźliwe plotki na temat stosunków panujących między mną a Lianą

Reinold. Nie oszczędziła ich pani nawet mojej żonie. Nie będę mówił,

co myślę o pani postępowaniu.

Pani Bartels wyprostowała się wojowniczo.

— Uczyniłam to, co było moim obowiązkiem.

— Chciałbym panią zatem pokrótce poinformować, chcąc

uniknąć kolejnych fałszywych oskarżeń z pani strony, że Liana

Reinold jest moją córką z pierwszego małżeństwa. Chciałbym też

uczulić panią na to, że przypadku kolejnych nieprzyjemności,

wywołanych przez panią, zostanie pani dotkliwie ukarana.

Pani Bartels wydukała zmieszana i przerażona:

background image

— Proszę o wybaczenie. Robiłam to z jak najszlachetniejszych

pobudek.

W tym momencie baronowa wmieszała się do rozmowy.

— Jest pani osobą o bardzo niebezpiecznym charakterze, pani

Bartels, dlatego muszę panią prosić, by niezwłocznie zrezygnowała

pani z pracy u mnie. Może pani natychmiast wrócić do pokoju i

spakować swoje rzeczy.

Tak zakończyła się mało owocna misja pani Bartels.

W chwilę potem baron Jan wrócił ze spaceru do domu.

Dowiedział się o tym, co zaszło, i poczuł się głęboko poruszony.

— Och, jak to dobrze, że wreszcie pozbyłaś się tej osoby, mamo!

Była doprawdy nie do zniesienia — powiedział z zadowoleniem.

Hrabia Joachim przekazał mu pozdrowienia od Steffi i

opowiedział, śmiejąc się serdecznie, o jej ostatnim wybryku, mającym

na celu zaręczenie jej nauczycielki.

— Na zaręczyny Liany i Detleva przyjadą do Rastenau wszyscy

nasi znajomi i przyjaciele. Przy tej okazji chciałbym zapoznać z nimi

nie tylko moją „starą", ale i „nową" córkę. A Steffi tak energicznie

sprzeciwiła się dalszemu wychowywaniu, że od tej pory musimy

traktować ją jak dojrzałą, młodą damę.

Baron Jan przytaknął energicznie.

— Moim zdaniem słusznie. Bardzo mnie cieszy, że się państwo

na to zdecydowali.

background image

— Obawiam się jednak, że nasza mała trzpiotka jeszcze kilka

ładnych razy wypadnie z upragnionej roli młodej i dobrze ułożonej

młodej damy.

— Dzięki Bogu, że nie poddała się okropnym szablonom

wychowawczym, uczącym jedynie konwenansów i zabraniających

naturalnych, szczerych ludzkich odruchów! — powiedział z zapałem

baron Jan.

Jego matka i hrabia Joachim spojrzeli na siebie ukradkowo. Ich

spojrzenia wyrażały delikatne rozbawienie.

Gdy po godzinie obydwaj panowie Rastenau zdecydowali się

wracać do domu, Jan wręczył im bukiet róż, do którego dołączony był

list.

— Drogi Detlevie, czy byłbyś tak uprzejmy i wręczył Steffi te

róże i list, dołączając jeszcze serdeczne pozdrowienia ode mnie?

— Załatwione, Janie.

Dotrzymał słowa i zaraz po przybyciu do Rastenau przekazał

Steffi i list, i róże.

Zaczerwieniona Steffi niecierpliwie otwarła kopertę, z której

wyjęła wizytówkę barona Wahaua na której napisał:

Serdeczne życzenia szczęścia i powodzenia z okazji wkroczenia

do kręgu dorosłych.

Z poważaniem

Jan Wachau

background image

Liana przyjechała do Berlina w nastroju dalekim od szczęścia. W

pensjonacie pani Wesemann otrzymała ten sam pokój, w którym już

kiedyś spędziła kilka dni. Jej serce przepełniały troski i przytłaczający

smutek. Brakowało już jej wszelkiej nadziei. Nie była nawet w stanie

rozpakować swych walizek. Nie miała na nic ani ochoty, ani siły.

Jej myśli nieprzerwanie powracały do przeżytych dni, zwracając

się raz ku Greifenberg, raz ku Rastenau. Co zrobią obaj mężczyźni,

którzy stanowili treść jej życia, nadając mu jakikolwiek sens, których

gorąco kochała, każdego w inny sposób?

Nie potrafiła znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Czuła się

opuszczona i zagubiona w nie znanym jej świecie, nie wiedziała, co

ma ze sobą zrobić. Była jednak tak zmęczona po nie przespanej nocy,

że, mimo zmartwień, zamknęły jej się oczy i zapadła w niespokojny

sen.

Obudziło ją pukanie do drzwi. Z przerażeniem zerwała się.

— Przepraszam panienko, że przeszkadzam, ale jakaś pani chce z

panią rozmawiać.

Przestraszyła się śmiertelnie. Była już tak zrezygnowana, że

niespodziewane odwiedziny kojarzyły jej się jedynie z nowymi

nieprzyjemnościami.

— Jaka pani? — zapytała nieprzytomnie.

— Starsza kobieta. Zaraz po przybyciu zapytała, czy pani tu

mieszka. A teraz przysłała mnie do panienki, bym zapytała się, czy

zgodzi się pani na rozmowę z nią. Jest jedną z rodziny Rastenau.

background image

Liana poderwała się. Wuj Joachim — czyżby przesyłał jej jakąś

informację?

— Niech pani ją poprosi — powiedziała z nagłym ożywieniem.

Służąca wpuściła do pokoju elegancką i sympatycznie

wyglądającą kobietę. Liana nie znała jej.

— Co panią do mnie sprowadza? — zapytała grzecznie Liana,

wskazując jednocześnie krzesło, by gość mógł usiąść.

Hrabina Stefania nie skorzystała jednak z jej zaproszenia. Szybko

podeszła do Liany i ujęła jej dłoń.

— Moje biedne, kochane dziecko! Przyjechałam tu po ciebie, by

zawieźć cię do Rastenau, gdzie znajduje się twój dom i twoja rodzina.

— Ależ... droga pani! Kim pani jest?

— Kim jestem? Od dzisiaj twoją matką, moje kochane dziecko,

oczywiście, jeżeli wyrazisz na to zgodę. Jestem żoną Joachima

Rastenau.

Liana drgnęła i cofnęła się o krok, jednak hrabina nie pozwoliła

jej się oddalić. Bez zwłoki wzięła ją w ramiona i przycisnęła do swego

pełnego dobroci i miłości serca.

— Moja mała, biedna Liano, jaką krzywdę uczyniła ci ta kobieta!

Teraz jednak musisz o wszystkim zapomnieć. Mam dla ciebie

wspaniałą niespodziankę. Czy wiesz, z czym do ciebie przyjechałam?

Lianie wydawało się, że śni, że daleka jest od rzeczywistości.

— Nie, nie wiem, mam tylko dziwne wrażenie, jak gdyby otwarło

się przede mną niebo.

background image

— A więc uważaj, Liano. Przywiozłam ci wiadomość, że czeka

na ciebie twój ojciec, twoja młodsza siostra, narzeczony, ja jako twoja

matka, i dom rodzinny. Co na to powiesz?

Liana ukryła twarz w ramionach hrabiny i gorąco płakała, a wraz

ze łzami opuścił ją dotychczasowy lęk i niepewność. Zrobiło jej się

lżej na sercu.

Hrabina uspokajająco gładziła ją po głowie.

— Musisz jednak najpierw czegoś się dowiedzieć, Liano. Otóż

mężczyzna, którego od zawsze nazywałaś wujkiem Joachimem, w

rzeczywistości jest... twoim ojcem.

— Moim ojcem? Moim ojcem? — Liana nie mogła powstrzymać

okrzyku zdumienia.

— Nie nazywasz się Liana Reinold, jesteś hrabianką Lianą

Rastenau.

— Drogi Boże! Czy to możliwe, że to, co pani mówi, jest

prawdą? — zapytała wstrząśnięta.

— Wszystko ci zaraz wytłumaczę. — Stefania ponownie

przytuliła Lianę do siebie i wyjaśniła jej, dlaczego jej życie wyglądało

tak, a nie inaczej.

Obydwie kobiety długo jeszcze siedziały, serdecznie objęte jak

matka i córka, i czuły, że z każdą wspólnie spędzoną chwilą stają się

sobie coraz bliższe.

Po pewnym czasie Liana ucałowała impulsywnie hrabinę.

background image

— Moja droga, kochana mamo, tak strasznie cię kocham i

chciałabym ci się z całego serca odwdzięczyć za dobroć, jaką mi

okazałaś!

Od wyjazdu matki Steffi poświęciła się wytężonej i gorączkowej

pracy. Niecierpliwie dyrygowała służącymi, również panna Riickauf

musiała uczestniczyć w przygotowaniach na przyjęcie Liany.

— Niech pani splecie girlandy, ułoży bufety kwiatów i włoży je

do wazonów, Malwinko. Nie nadaje się pani do bardziej prozaicznej

pracy. Szczęśliwi narzeczeni nie potrafią myśleć o bardziej

przyziemnych sprawach - powiedziała Steffi.

Kazała przynieść kolejne kosze kwiatów, a najpiękniejszymi

różami przyozdobiła pokój liany. Joachim z uśmiechem rozrzewnienia

pozwalał jej na wszystko i godził się na każdy, coraz najbardziej

szalony, pomysł.

W pokoju, w którym zamieszkać miała Liana, na kominku

ustawiła zdjęcia; swoje, rodziców i Detleva. Zdjęcie Detleva

przystroiła pączkami róż.

Detlev tego ranka ponownie udał się do Greifenbergu. Ledwie

wrócił do Rastenau, Steffi porwała go do pokoju Liany i postawiła go

przed obramowanym pączkami róż zdjęciem.

— Spójrz na to, Detlevie! Jak ci się podoba?

— Sądzę, że w różowym kolorze wyjątkowo mi do twarzy —

zażartował Detlev.

background image

— Ty... lepiej się z tego nie śmiej! To bardzo poważna sprawa.

Przyozdobiłam twoje zdjęcie różami oczywiście tylko po to, by

Lianie, nie tobie, zrobić przyjemność — pogrążona w marzeniach

Steffi jeszcze przez chwilę w milczeniu przyglądała się różom, po

czym wydała z siebie głębokie westchnienie. — Ach, Detlevie, jak to

musi być cudownie być zaręczonym.

Przyjacielskim gestem wsunął jej rękę pod ramię.

— Nie martw się, Steffi. I ty się wkrótce z pewnością zaręczysz.

Jesteś już przecież dorosła.

— Czy ja wiem, czy ktoś w ogóle polubi kiedykolwiek takiego

okropnego trzpiota, jak ja, którym, jak sądzę, już na zawsze zostanę?

— Jan Wachau powiedział wczoraj, gdy rozmawialiśmy o tobie,

że ma cichą nadzieję, że nigdy nie stracisz swojej naturalności. Jestem

pewien, że on nie spojrzałby nawet na dobrze wychowaną, trzymającą

się sztywno narzuconych konwenansów damę. Podobają mu się

kobiety właśnie takie jak ty.

Kilka minut później Liana padła w objęcia ojca. Hrabina Stefania

taktownie wyprowadziła córkę i Detleva do innego pokoju.

— I na was przyjdzie kolej w odpowiednim momencie —

powiedziała z dobrotliwym uśmiechem.

Ojciec i córka nie mieli już sobie wiele do wyjaśniania. Hrabina

wytłumaczyła Lianie wszystko bardzo dokładnie i drobiazgowo.

Patrzyli więc sobie w oczy i przytulali się do siebie.

— Zawsze kochałam cię jak ojca — powiedziała cicho Liana.

background image

— Moje dziecko, moje kochane dziecko, wreszcie mogę otwarcie

cię nazywać — szeptał ze wzruszeniem Joachim.

Dopiero po długiej chwili wypuścił córkę z objęć. Zawołał Steffi,

przedstawił jej Lianę jako siostrę. Młode kobiety ze wzruszeniem

padły sobie w ramiona.

Steffi myślała jednak o Detlevie, który czekał obok w pokoju,

chodząc niespokojnie z jednego kąta w drugi, jak dzikie zwierzę

trzymane na uwięzi. Dlatego też raz jeszcze serdecznie ucałowała

Lianę, potem podeszła do ojca i wsunęła rękę pod jego ramię.

— Cóż, tato, teraz kolej na Detleva — powiedziała i pociągnęła

go za sobą, wyprowadzając z pokoju.

Liana stała z podniesioną głową, piękniejsza i bardziej urocza niż

zwykle. Detlev szybko do niej podszedł i ujął jej drżące ręce.

— Liano... czy już wszystko w porządku? Czy chcesz wyjść za

mnie i być moją już na zawsze? — zapytał z niepowstrzymaną

czułością i spojrzał na nią tęsknym wzrokiem.

Spojrzała na niego błyszczącymi oczyma.

— Kocham cię, Detlevie. Nie potrafię nawet wypowiedzieć, jak

bardzo, i z radością złożę mój los i moje szczęście w twoje ręce.

Wtedy przyciągnął ją do siebie, a ich usta odnalazły się w

pierwszym pocałunku.

Po długiej chwili wypuścił ją, zaczerwienioną i zmieszaną, ze

swych objęć i rozejrzał się, gdzie są pozostali. Ale znajdowali się sami

w pokoju.

background image

— Czy teraz czujesz się wreszcie szczęśliwa, kochanie moje? —

zapytał czule.

— Jestem tak szczęśliwa i tak bogata twoją miłością, że

zaczynam się obawiać. Mam teraz zbyt dużo do stracenia.

— Nie obawiaj się niczego, kochanie. Już i tak zbyt dużo miałaś

trosk i zmartwień w swym życiu.

Liana przez chwilę stała z zamkniętymi oczyma, nie potrafiąc

wydobyć z siebie ani słowa. Dopiero po dłuższym czasie otwarła oczy

i powiedziała radośnie:

— Boże, proszę cię, nie odbieraj mi nigdy szczęścia, które mi

teraz ofiarowałeś i za które ci z całego serca dziękuję!

W czasie przyjęcia zaręczynowego nikt nie przypuszczał, jaką

walkę stoczyć musiała ze sobą Hanna: walkę z własnym sercem.

Życzyła Lianie szczęścia i w życzeniach tych nie było zazdrości.

Wiedziała bowiem, że jest ono również szczęściem ukochanego

Detleva.

Resztę lata, jesień i zimę Liana pozostała na zamku Rastenau.

Była szczęśliwym, kochanym i otaczanym opieką dzieckiem. Jednak

już na święta wielkanocne Detlev zabrał ją do Greifenbergu. I tak

okres narzeczeństwa wydał mu się zbyt długi, nie chciał jednak od

razu odbierać wujowi Joachimowi ledwie odzyskanej córki.

Ślub połączył ich na zawsze, od tej pory wiedzieli, że już nic ich

nie rozdzieli.

background image

Steffi, w ciągu ostatnich paru miesięcy ciągłego przebywania z

ukochaną siostrą, która była dla niej niedoścignionym wzorem,

zmieniła się w prawdziwą młodą damę, nie tracąc jednak nic ze swej

naturalności. W czasie ślubu siostry wyglądała prześlicznie, na co

zwrócił przede wszystkim uwagę młody baron Wachau, który nie

spuszczał z niej oczu.

„Liana wyjedzie teraz z Detlevem w podróż poślubną, a nawet

gdy już powrócą, zamieszkają w Greifenbergu i nie będę już mogła

codziennie się z nią spotykać — myślała ze smutkiem Steffi. — W

Rastenau będzie teraz tak smutno, o wiele smutniej niż przed

przybyciem Liany. Wtedy przynajmniej Detlev częściej się pojawiał."

Steffi rozejrzała się dookoła i zauważyła, że Jan Wachau

rozmawia z jakąś młodą kobietą, która wyraźnie stara się go

oczarować swymi pięknymi oczami. Wtedy dopiero zdała sobie

sprawę, jak bardzo kocha barona Wachaua. Miłość przepełniała jej

duszę, lecz jednocześnie pojawiło się w niej uczucie okropnej

zazdrości. Jak ta nieznajoma kobieta śmiała się na niego patrzeć w ten

sposób?!

Zazdrość, strach, cierpienie. Steffi znalazła jakiś spokojny,

schowany przed ludzkimi spojrzeniami zakątek, opadła na stojące tam

krzesło, oparła ręce na jego poręczy i ukryła w nich zapłakaną twarz.

Jednakże baron Jan, który mimo pozornie ożywionej pogawędki nie

spuszczał jej z oczu, podążył za nią. Nigdy nie widział jeszcze

płaczącej Steffi.

background image

— Dlaczego pani płacze? — zapytał wyprowadzony z

równowagi, nie bardzo wiedząc, jak powinien się zachować.

Przestraszyła się, gdy tak niespodziewanie koło niej stanął.

— Ja wcale nie płaczę — powiedziała przekornie i zaczęła

ukradkowo szukać chusteczki, by obetrzeć łzy.

W najlepszej wierze chciał jej w tym pomóc. Sprzeciwiła się

jednak gwałtownie.

— Co za bzdura! Płakałam tylko dlatego, że Liana wyjeżdża i ja

znowu zostanę sama.

— Wcale nie z tego powodu pani płakała, hrabianko. Niech mi

pani powie prawdę, jak zawsze. Co takiego zrobiłem, że aż zaczęła

pani płakać?

Łzy ponownie napłynęły jej do oczu. I zła na samą siebie,

napadła na niego:

— Niech mnie pan zostawi w spokoju, niech pan wraca do panny

von Hagen, z którą tak miło się panu gawędziło!

Nagle schwycił ją za ręce i powoli do siebie przyciągnął.

— Ach, jest pani zazdrosna! — ucieszył się.

Rozzłoszczona Steffi starała się wyzwolić z jego uścisku. On

jednak trzymał ją mocno i przyciągał do siebie bliżej i bliżej.

— Nie, wyrywanie na nic ci się nie zda. Musisz mnie

wysłuchać... wreszcie cię złapałem i już nigdy cię nie wypuszczę,

słyszysz? Już nigdy. — Roześmiał się i przytulił ją mocno do siebie.

— A teraz powtarzaj za mną!

— Co mam powtarzać?

background image

— Uważaj. Powiedz: Mój kochany Janie, chcę zostać twoją

żoną.

— Nie, nigdy w życiu! — zawołała poruszona do głębi.

— Tak, powtórz szybko.

— Nie mogę.

Wtedy delikatnie ujął jej głowę w swoje ręce i gorąco pocałował

ją w usta.

— Teraz już możesz. A może jeszcze nie? W takim razie muszę

cię jeszcze raz pocałować.

— W takim razie poddaję się! — krzyknęła.

Jednak pocałował ją jeszcze raz i jeszcze raz. Początkowo

opierała się, potem jednak poddała się jego woli i... oddała mu

pocałunek.

Po długiej chwili powiedziała posłusznie.

— Chcę zostać twoją żoną.

Dopiero wtedy poczuł się usatysfakcjonowany.

W tej samej chwili Liana i Detlev opuszczali zamek, by udać się

w podróż poślubną. W jednym z okien sali balowej stała Hanna i

długo patrzyła swymi ciemnymi oczami za oddalającym się powozem.

W duszy modliła się o szczęście dla człowieka, którego kochała, nie

pragnąc niczego w zamian. Troszeczkę było jej żal, dzielnie jednak

zdusiła w sobie to uczucie.

„Nie wszyscy ludzie mogą być szczęśliwi. Lepiej, że to mnie

ominęło szczęście, a nie jego" — pomyślała.

I ta myśl zwyciężyła ból i cierpienie.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Courths Mahler Jadwiga Sekrety prowadzą do nikąd
Courths Mahler Jadwiga Przez cierpienie do szczęścia
Courths Mahler Jadwiga Przez cierpienie do szczescia
Courths Mahler Jadwiga I będę ci wierna aż do śmierci
Courths Mahler Jadwiga Do ostatniej chwili (I będę ci wierna aż do śmierci)
Courths Mahler Jadwiga I będę ci wierna aż do śmierci(1)
Courths Mahler Jadwiga Desperacki krok [Moje serce należy do ciebie]
Courths Mahler Jadwiga I będę ci wierna aż do śmierci
Courths Mahler Jadwiga Wojenna zona
Courths Mahler Jadwiga Dzieci szczęścia
Courths Mahler Jadwiga Gdyby życzenia zabijały
Courths Mahler Jadwiga Zagadka w jej życiu
Courths Mahler Jadwiga Odzyskany Klejnot
Courths Mahler Jadwiga Tajemnica rubinowego pierścienia (Zbrodnia na zamku Truenfelds)(Gryzelda)
Courths Mahler Jadwiga Sprzedane dusze
Courths Mahler Jadwiga Zareczynowy naszyjnik
Courths Mahler Jadwiga Zakładniczka

więcej podobnych podstron