background image

OLA MA KOTA 

Odcinek 5.

Najpierw wybuchła awantura o produkcję tlenu. Tak, Szymon od zeszłego poniedziałku przeprowadza 
różne doświadczenia. Tym razem była to produkcja tlenu. Słoik,  łyżka drożdży, trzy łyżki wody 
utlenionej (najlepiej więcej niż 6%), no i to najważniejsze  – długa zapałka. Weszłam do kuchni 
dokładnie w tym momencie, kiedy zapałka nagle wybuchła jasnym płomieniem. Natychmiast 
ugasiłam pożar  ścierką. Szymon tłumaczył,  że było to niegroźne dla otoczenia doświadczenie 
naukowe, ale ja byłam twarda jak skała: „szlaban na komputer i na TV” . Albo się przesłyszałam, 
albo Szymon mruczał coś pod nosem, że z taką mamą Edison zostałby pewnie hodowcą pomidorów 
i że nie mam żadnego poszanowania dla nauki doświadczalnej itd. To prawda... w kuchni... nie mam. 
Przy kolacji atmosfera była ciężka. Szymon był obrażony, mimo że Adam po zbadaniu faktów wziął 
jego stronę i niby od niechcenia opowiadał anegdotki o niezwykłych uczonych. No dobra, przyznaję, 
trochę zmiękłam. Bardziej martwiła mnie jednak Zuzia. Kręciła głową i krzywiła się na swoją ulubioną 
zapiekankę warzywną. Dziwne.
– Nie jestem głodna i w ogóle chcę już iść spać – powiedziała Zuzia z buzią w podkówkę. 
– Hej... Udawanie chorego przed świętami to moja robota – próbował żartować Adam.
–  Chodź, mój kotku, tylko ty mi zostałeś – Zuzia wzięła kota pod pachę i wyszła. 
Popatrzyliśmy na siebie z Adamem, nic nie rozumiejąc. 
– Zuźka wcale nie jest chora – oznajmił Szymon.
– To co jej jest?

–  Jakiś idiota na podwórku powiedział jej, że nie ma św. Mikołaja. – wyjaśnił nam Szymon. – powiedział, 

że to rodzice czytają nasze listy i kupują prezenty. 

Dobry Boże! Co robić?
Mojemu dziecku świat zawalił się na głowę, a ja o niczym nie wiem. Jak ochronić jej niewinność, jej 
dziecięcy, magiczny świat? Chciałam ją przytulić i zapewniać, że wszystko jest po staremu, ale czy 
na pewno jest po staremu? Jej świat nigdy już nie będzie taki sam. Boże, co robić!?
– Ola, trochę przesadzasz! 

OLA MA KOTA

ODCINEK 4.

background image

OLA MA KOTA 

Odcinek 5.

No nie! Faceci są czasami tak denerwujący, że brak mi słów. Ja przesadzam? Ja? Wewnętrzny świat 
naszego dziecka rozpadł się na dwa, a nowo powstała szczelina ma głębokość Rowu Mariańskiego, 
a on mi mówi, że przesadzam! 
–  Ja wiem, „św. Mikołaj nie istnieje” to przygnębiająca wiadomość, ale wszyscy przez to przeszliśmy 

– ciągnął dalej Adam.

Też mi pocieszenie. 
Po pierwsze – Zuzia ma dopiero 6 lat, po drugie – nie zgadzam 
się,  żeby jakiś sadysta pozbawiał moje dziecko radości i skrócił jej 
dzieciństwo. Na egzystencjalne lęki pt. „Dokąd zmierza świat?” i „Czy 
nasze  życie ma jakiś sens...?” Zuzia ma jeszcze czas. Byłam w tak 
bojowym nastroju, że przegryzłabym linę okrętową. Obmyśliłam cały 
plan, ba! zakrojoną na cały kraj... Europę, a właściwie  świat, akcję: 
„Nie odbierajmy naszym dzieciom dzieciństwa, nie zabij ajmy  św. 
Mikołaja”. Akcja toczyłaby się w mediach w bardzo późnych porach, 
kiedy byłaby pewność,  że wszystkie dzieci śpią. Na pewno takich 
przejętych rodziców jak ja na świecie jest więcej, gdybyśmy się więc 
porozumieli... Pomysły bzykały nad moją  głową jak komary przed 
burzą. Najpierw zaczęlibyśmy od wytłumaczenia tej reszcie ignorantów, 
jak ważna jest świadomość św. Mikołaja. I tu wyobraziłam sobie fi lmowy 

przekaz społeczny nakręcony jak dwuczęściowa reklama czyli „przed” i „po”. Tylko w przeciwieństwie 
do działania szamponu przeciwłupieżowego u nas byłoby odwrotnie. Najpierw widzimy dziecko 
szczęśliwe, bawiące się zabawkami, misie i lale jedzą wspólnie podwieczorek z babeczek z kamyków 
i piasku i tu z offu głos: „to dziecko wierzy, że św. Mikołaj istnieje”, a drugi obraz przedstawiałby 
łobuziaka, misie bez głowy, lalki bez oczu, dziecko ze wzrokiem tępo utkwionym w dal, a z offu głos: 
„to dziecko w nic już nie wierzy”. Do tego wysyłalibyśmy zainteresowanym listę lektur i fi lmów do 
obejrzenia całą rodziną... i byłoby tak jak u Dickensa, że u starych zgredów, fi nansistów, a nawet 
prawników obudziłyby się ciepłe uczucia z dzieciństwa.

Do zamówionego przez Zuzię domku dla lalek i modelu samolotu dla Szymona dokupiłam 

background image

OLA MA KOTA 

Odcinek 5.

ogromną ilość mikołajkowych słodyczy, czyli pierników, czekolad 
i cukierków.
– Chyba nie chcesz dać tego wszystkiego naszym dzieciom? 
– Dlaczego nie?
–  Nie pozwalasz im jeść słodyczy, poza tym po takiej dawce cukru 

nie opanujemy ich do Wielkanocy – próbował ze mną walczyć 
racjonalnymi argumentami Adam. 

Nic z tego. 
– Chcesz uratować dzieciństwo naszej córki czy nie?
–  Olu... czy ty musisz od razu tak dramatycznie na barykadach? Uratować, walczyć... Zuzia ma 

wspaniałe dzieciństwo... 

– Chcesz czy nie?
Oczywiście chciał. Zrobiliśmy tak. Adam zawołał dzieciaki do 
łazienki pod pretekstem: dlaczego szczoteczki do zębów są 
podejrzanie mało używane... a ja w tym czasie pobiegłam do 
ich pokoi i postawiłam prezenty... U Zuzi uchyliłam okno, na 
parapecie było odrobinę śniegu, zgarnęłam go, rozsypałam 
po jej pokoju, zrobiłam mokre ślady. Potem pędem do 
łazienki, żeby zdążyć na koniec dyskusji o szczoteczkach. 
Popisowe ziewanie, no to do łóżek, już późno, jutro ważny 
dzień, może w nocy odwiedzi was św. Mikołaj. Zafurczały 
pięty biegnące do pokoi. Czekaliśmy. Po dwóch minutach 
wrzask. 
–  Mamo, tato! – wielkie oczy Zuzi, rozpalone policzki – Był u 

mnie Mikołaj. Tu... tu... zobaczcie tu... są jeszcze ślady.

W przedszkolu pani Emilka z białą brodą i w mikołajowej czapce wyjaśniła mi, że w tym roku pan 
Zenek się rozchorował i postanowiła sama wręczyć dzieciom symboliczne paczki. 
I ty Brutusie przeciwko mnie! Nie spodziewałam się tego po pani Emilce! 
–  Mamo – Zuzia szła, patrząc na czubki swoich butów – a Kaśka z mojej grupy powiedziała, 

że Mikołaja nie ma, że wczoraj tata nas specjalnie zawołał do łazienki i że to ty w tym czasie dałaś 
nam prezenty.

Ratunku! Jak mam walczyć z całym światem. Jak? 
–  Zuziu... nie bądź niemądra – z tego, co widziałam, dostałaś od św. Mikołaja torbę słodyczy.
Zuzia aż przystanęła.
–  Wyobrażasz sobie, że idę do sklepu i kupuję ci tyle czekolad, ciastek, batoników i cukierków? 

Zastanów się... no przecież to niemożliwe!

Zadałam jej zadanie ponad jej siły. 
– To prawda... to na pewno nie ty.

background image

OLA MA KOTA 

Odcinek 5.

 Szymon zaraz po przyjściu ze szkoły zabrał się za sklejanie swojego modelu samolotu z drugiej wojny 
światowej, a Zuzia była zachwycona domkiem dla lalek. Co prawda, wsadziła tam prawie wszystkie swoje 
lalki, więc zrobił się niezły tłok i domek raczej przypominał poczekalnię dworcową... ale Zuzia utrzymywała, 
że to przyjęcie. Szymon, zerkając na mnie, rzucał dość głośno luźne uwagi, że co prawda model jest OK, 
ale on zamawiał u św. Mikołaja: „Małego chemika”.
– Może św. Mikołaj bał się, że będziesz robił doświadczenia w domu – odpowiedziałam.
– W takim razie mogę Mikołajowi obiecać, że będę ostrożny. 
– Św. Mikołaj weźmie na pewno pod uwagę twoje oświadczenie w przyszłym roku.
– Ale gdyby chciał jeszcze w tym roku uzupełnić swój prezent... to wiem dokładnie, gdzie go można dostać 
– Szymon nie tracił nadziei. I słusznie.

Wieczorem wyszłyśmy na mały spacer. Zuzia nagle stanęła jak wryta. Ulicą szedł św. Mikołaj. Był prawdziwy: 
gruby, stary, miał autentyczną brodę, dzwonek, pusty worek, widać było, że jest zmęczony... długi czerwony 
płaszcz był brudny i mokry od śniegu. Zuzia stała z otwartą buzią, a po chwili podeszła do niego.

– Św. Mikołaju... jesteś prawdziwy?
– Najprawdziwszy.
Poczułam wyraźnie, że św. Mikołaj wypił sobie co nieco na koniec tego pracowitego dnia. 
– W takim razie dziękuję ci za domek dla lalek... jest super – Zuzia ciągnęła dalej.
– Cieszę się.
– Ale zapomniałeś o Gustawie. Nic mu nie przyniosłeś.
– Tak? Kto to jest Gustaw? – św. Mikołaj patrzył na mnie, szukając ratunku.
– Zuziu... św. Mikołaj pewnie bardzo się spieszy – próbowałam coś zrobić... ale kompletnie bez sensu.
–  Gustaw, to nasz kotek... jest z nami od września. Nic już nie masz? – Zuzia wpatrywała się w pusty 

worek.

Św. Mikołaj oparł się o znak drogowy, drapał się w głowę, czapka opadła mu do tyłu, buty miał kompletnie 
przemoczone, rola świętego zaczęła go przerastać. 
–  Kot? Czy kotom też coś przynoszę? – Mikołaj zastanawiał się głośno, na szczęście zauważył mój błagalny 

background image

OLA MA KOTA 

Odcinek 5.

wzrok... – Tak... jeśli kotek będzie grzeczny, przyniosę mu w przyszłym roku jakiś fajny prezent... a teraz 
panie wybaczą... bardzo się spieszę. – Mikołaj ukłonił się i odszedł, lekko chwiejnym krokiem. 

Stałyśmy na ulicy i patrzyłyśmy, jak odchodzi. Zuzia była poważna. Milczała.
Dużo bym dała, żeby wiedzieć, co się działo w głowie mojego dziecka. Prawdziwa gonitwa myśli, prawdziwa 
walka. Prawie słyszałam jej myśli: „To w końcu jak to jest z tym św. Mikołajem, jest czy nie, kto przynosi 
prezenty, on czy rodzice, a jeśli on, to jak zdąży to zrobić w jedną noc itd., itd...”.
–  Mamo, zrobimy tak... – odezwała się w końcu Zuzia – kupimy Guciowi jakąś kocią zabawkę i powiemy 

mu, że spotkałyśmy Mikołaja na ulicy... bo to prawda... powiemy, że kazał go przeprosić, że bardzo się 
spieszył... widziałaś, jakie ten biedny Mikołaj miał buty... zmarznie w nich, zanim wróci do domu... 

– To prawda – przytakiwałam.
– Zwłaszcza że ma dosyć daleko... pod koło polarne – dodała Zuzia. 

 Zawróciłyśmy do sklepu zoologicznego, na szczęście było przed siódmą, zdążymy.