ZWIERCIADŁO
55
grudzień 2005
dersen rysuje opozycję między braćmi. Wykształcenie ty-
pu akademickiego, czyli coś, co z jego punktu widzenia
do pełni życia jest kompletnie niepotrzebne, ale daje po-
klask i poczucie ważności, przeciwstawia instynktowi,
naturalności, która poklasku nie szuka.
– Kształcenie się w jakiejś dziedzinie może dać złudne poczucie,
że się nad wszystkim panuje. Mydlimy sobie oczy, że kontrolujemy
życie. Tymczasem jego istota nam umyka.
– Dlatego panicznie boimy się Głupich Jasiów, którzy
nie próbują się niczym zagłuszyć, tylko po prostu żyją.
Odrzucamy ich, bo pokazują nam, jacy moglibyśmy być.
Tata dziedzic najwyraźniej nie chciał pogodzić się z ce-
chami, które reprezentuje Jaś, więc się zidentyfikował ze
starszymi synami, a Jasia skreślił.
– Jaś jest w tym sensie nosicielem odrzuconych, wypartych cech
ojca. Jakie to cechy?
– Spontaniczność, nieprzewidywalność, indywidu-
alizm, otwartość na doświadczenie, poczucie humoru...
Wszystko, czego ojciec w sobie nie akceptuje. Bo środowi-
sko, w jakim żyje, tego nie akceptuje. Więc on sam i jego
starsi synowie dostosowują się do środowiska, ale płacą
za to cenę – nie mają szans na prawdziwe, głębokie życie.
– Co ty mówisz? Przecież ludzie ich podziwiają, szanują, sami
o sobie mają wysokie mniemanie...
– Ale to nie oni zdobywają królewnę, tylko Jaś. Poza
tym nie wyglądają w tej bajce na szczęśliwych. Są cały
czas jak nadmuchani: niesłychanie serio na własny temat.
W diagnostyce psychologicznej to oznacza sztywność. To
neurotycy przewrażliwieni na własnym punkcie. Taki
człowiek myśli, że wszystko, co dotyczy jego samego, jest
największe i najważniejsze na świecie, zasłania mu resz-
tę. Uniemożliwia mu cieszenie się życiem. Bo trzyma go
w pionie obawa, że jak się trąci ten pomnik, który sam so-
bie zbudował, to on się rozleci. Więc musi z całej siły trzy-
mać się go, usztywniać, ponieważ ta sztywność stwarza
jego postać, fasadę, idealne „ja”, czyli twór równie idealny
co nieprawdziwy. Bracia Jasia, choć ponoć tacy wygadani,
głównie milczą, układając sobie w głowie przemowy, zaab-
sorbowani tym, czy dobrze się prezentują.
– A Jasio jest wszędzie, biega po polach, bawi się ze zwierzęta-
mi, wygłupia się i ośmiesza, nie przeszkadza mu, że spadnie mu
– Porozmawiajmy o mężczyznach...
– We mnie też jest ochota, żeby po tylu wątkach ko-
biecych zająć się mężczyznami. Więc rzecz będzie o Głu-
pim Jasiu. Ironia absolutnie niezamierzona: rzeczywiście
jedną z ważniejszych męskich postaci bajkowych jest
ktoś na pierwszy rzut oka zupełnie niemęski, niedojrza-
ły, infantylny.
– Z pewnością nie jest to przystojniak z okładek magazynów, su-
perman, mędrzec ani wojownik. Raczej dziwak przez wszystkich
traktowany z wyższością, politowaniem, wyśmiewany. I to ma być
męski wzór do naśladowania?
– Zacznijmy od tego, że to nie jest jeszcze mężczyzna. To
ktoś na progu. Chłopak. Ale będzie uznany za mężczyznę
przez innych i to za mężczyznę wyjątkowego. Istotą wszyst-
kich baśni o Głupim Jasiu (a znamy ich wiele) jest to, że ich
bohater z całkowitego poniżenia wspina się na absolutny
szczyt. Można powiedzieć, że to taki Kopciuszek męski.
– Przestaje być pośmiewiskiem i popychadłem, zostaje mężem
królewny. Ciekawe odwrócenie ról...
– W „Głupim Jasiu” Andersena, bo na tej bajce się opie-
ramy, to lekceważenie otoczenia posunięte jest do tego
stopnia, że nawet narrator o nim pozornie zapomina, za-
czynając słowami: był sobie dziedzic, który miał dwóch
synów. A potem raptem okazuje się, że jest jeszcze jakiś
trzeci syn, którego ów dziedzic wstydzi się do tego stop-
nia, że z trudem się do niego przyznaje.
– Zakała rodu. Głupek. Czyli kto?
– Ktoś inny niż wszyscy. Dwaj starsi bracia są mądrzy
i wykształceni. Jeden trzy roczniki gazet zna na pamięć,
a drugi umie recytować cały słownik. Już na początku An-
ê
54
ZWIERCIADŁO
grudzień 2005
Pochwała
łupoty
Głupi Jaś, zakała rodziny,
nieobliczalny dziwak,
to, paradoksalnie, jedna
z najważniejszych bajkowych
postaci. Jest prawdziwy,
słucha siebie i innych. Dlatego
to Jaś, a nie jego uczeni
i wygadani bracia, w końcu
zdobywa królewnę. Światu,
który promuje „mądrych”,
„kulturalnych”, „dobrze
wychowanych”, bardzo
potrzeba Głupich Jasiów
g
Z Katarzyną Miller
rozmawia Tatiana Cichocka Ilustracja Joanna Szachowska
TO NIE BAJKA GŁUPI JAŚ
Zd
jęcia:
Xxxxx
Xxxxx
56
ZWIERCIADŁO
grudzień 2005
ZWIERCIADŁO
57
grudzień 2005
– Przyjeżdżają więc ci wszyscy nadęci faceci do naszej królewny, by
się popisać, i oczywiście totalnie głupieją. Ona mówi coś nieoczekiwa-
nego, a oni nie umieją się znaleźć. Chcą wygłosić ułożoną w głowie mo-
wę, prezentując swój pomnik, a wiemy już, że taką konstrukcję wystar-
czy tylko lekko trącić, żeby się rozsypała. I królewna to robi, mówiąc
nagle, że jest tak gorąco, bo piecze młode kurczaki.
– A oni na to: eeeeee... Nie takiej rzeczy się spodziewa-
li po królewnie. Oczekiwali, że ona zapyta, co też pan
wspaniały umie? I on by wyrecytował ten słownik albo
rocznik. A ona powiedziałaby: ojej!, i padła mu w ramiona.
A tu jakaś abstrakcja, bo przecież żadnych kurczaków tam
nie ma ani to nie jest kuchnia...
– Głupi Jaś podejmuje tę grę. Mówi, że ma wronę, którą sobie
przy okazji upiecze. Królewna widzi faceta, który nie zapomniał ję-
zyka w gębie, odpowiada jej dowcipnie i ją zaciekawia.
– Nie dość tego, ośmiela się przyjść ze zdechłą wroną
do królewny.
– Jaś improwizuje, wykorzystując rzeczy, które zebrał po drodze.
Z chodaka robi naczynie do pieczenia wrony, a z błota sos. Nie daje
się królewnie zbić z tropu.
– Oboje się odnajdują w świecie wyobraźni, poczucia
humoru, wolności od stereotypu.
– Zobacz, że porozumienie jest możliwe tylko wtedy, gdy to jest
dialog. On z nią rozmawia, a jego bracia przyszli wygłosić monologi.
– Oni przyszli na rodzaj egzaminu, a Jaś przyjechał
na spotkanie. Bez specjalnych oczekiwań.
– Może tu tkwi odpowiedź na pytanie, dlaczego czasem rozmo-
wa nie zbliża. Niestety, bywa że prezentujemy tylko swoje fasady,
dbając o to, by fajnie wypaść w oczach tej drugiej osoby. Albo
utwierdzić się w przekonaniu, że jesteśmy świetni. Poza tym skon-
centrowanie na sobie nie pozwala skupić się na osobie, z którą się
rozmawia. I mamy dwa monologi, brak kontaktu.
– Niestety, temat „moje idealne ja” jest tylko moim tema-
tem. Nikogo więcej nie obchodzi. Ponieważ innych często
obchodzi jedynie „ich idealne ja”. Takie osoby mogą się na-
wet ze sobą związać. Starsze siostry Kopciuszka pewnie by
się wydały za starszych braci Jasia. I byłoby to koszmarne,
udawane życie. Tak jak część znanych nam małżeństw.
– Jeśliby uznać, że bajka przedstawia aspekty jednej osobowości,
to Głupi Jaś byłby tą częścią człowieka, która jest jego spontaniczno-
ścią, czymś, co nie zawsze da się kontrolować. I to właśnie on, Głupi
Jaś, który na co dzień zbiera razy i jest pośmiewiskiem, zna sposób, by
zdobyć królewnę. Nawet w tej kulturze, która ponoć promuje „mą-
drych”, „kulturalnych”, „dobrze wychowanych”...
– Jaś nie jest w ogóle kulturalny. Przychodzi z wizytą
z błotem w kieszeni. Pewnie nie jest też zbyt czysty...
– Symbolicznie on niesie ze sobą wszystkie rzeczy, które nasza
kultura odrzuca, czyli zepsute, stare, brudne.
– A co innego robią małe dzieci? Pamiętam, jak jeździ-
łam z moją nianią do jej przyjaciółki na wieś. Była tam
nieuprawiana część ogródka, gdzie się wyrzucało śmieci
– Tak jak Głupi Jaś – on nie uważa się za kogoś wyjątkowego.
– Jaś jest zwyczajny, prosty. A to najtrudniejsza rzecz
pod słońcem. Prostota adekwatna do tego, że deszcz pada,
a słońce świeci. Nic pod publiczkę, wszystko w zgodzie ze
sobą. Świat przez niego przepływa, a on z niego czerpie.
Dlatego nie brzydzi się zdechłą wroną czy błotem, bo one
są dla niego częścią świata. Taką samą jak szyszka czy
diament.
– Czytając, aż się wzdrygnęłam: zdechła wrona – fuj!
– No bo mamusia mówiła: Zostaw to, to jest brudne, za-
razki, okropieństwo.
– Nic dziwnego, to przecież zdechłe zwierzę.
– Śmierć to tabu. Seks to tabu, starość, choroba, natura
to tabu. Ile dzieci widziało trupa? Ilu z nas widziało, jak się
kochają zwierzęta? Rodzą się? Ilu widziało na żywo, jak
jedno zwierzę pożera drugie? Tylko w telewizji. Nie mamy
bladego pojęcia o świecie.
– Więc to, co Jaś ofiarowuje królewnie, to życie do kości,
ze wszystkimi jego aspektami. Proste i naturalne. Co nie znaczy
różowe.
– Tu znów na uznanie zasługuje królewna, która to do-
cenia. Nie brzydzi się zdechłej wrony. Księżniczka
na ziarnku grochu pewnie by zemdlała na taki widok, a ta
się zachwyca i cieszy. Bo w niej też jest żywe, spragnione
wolności wewnętrzne dziecko, a oprócz tego ktoś o wnikli-
wym umyśle. Kiedy Jaś obrzuca dworskich pisarzy błotem,
ona mówi: „Ślicznieś to zrobił. Ja bym tak nie potrafiła, ale
się jeszcze nauczę”. To po prostu antykrólewna. Ktoś tak
odświeżająco bezczelny.
– Oboje są cudownie nonkonformistyczni.
– Z tą bajką kojarzy mi się jeszcze jedno: Wisielec, na-
zywany też Głupcem, w tarocie. Karta, która symbolizuje
początek i koniec drogi człowieka. Oczy niemowlaka,
o których się mówi, że to oczy Buddy, i oczy pogodzonego
ze sobą starego człowieka, który bez oceny, ze zrozumie-
niem patrzy na wszystko, co się dzieje wokół. To jest isto-
ta Głupiego Jasia.
c
i gdzie grzebały kury. Ja z tymi kurami siadałam w pia-
chu i wyciągałam jako trofeum na przykład zardzewiałą
miskę. Miałam poczucie, że znalazłam skarb. Ta miska
służyła do przesypywania piachu, do wkładania, wyjmo-
wania, do robienia sklepu, okrętu, wszystkiego. Teraz,
niestety, nie zachwyciłabym się zardzewiałą miską...
Szkoda, że dla mnie te skarby to już nie skarby. Wtedy by-
łam jakby mądrzejsza...
– Ja staram się tolerować te dziwne przedmioty, które poniewie-
rają się w ilościach hurtowych u mojego syna w pokoju. W głębi du-
szy rozumiem jego przywiązanie do każdego zepsutego długopisu...
– Znaczy, że nie zaprzeczyłaś temu do końca w sobie. Nie
musisz tego kultywować, ale wciąż masz z tym kontakt.
– Co się dzieje, że o tym zapominamy?
– Bardzo chcemy zapomnieć, bo większość ludzi wokół
nas zapomniała albo udaje, że zapomniała. Ci, którzy z sie-
bie zrezygnowali, bardzo pracują na to, żebyś ty też z siebie
zrezygnowała. Tak jest z alkoholikami: kiedy twoi koledzy
piją, to ci nie pozwolą przestać pić. Ludzie mają potrzebę
grupowania się w poczuciu swojej adekwatności. Dobrze
jest pić, dobrze jest zapomnieć o dzieciństwie, mądrze jest
nie przejmować się głupotami, słusznie jest być cwanym
i pozbawionym uczuć itd. Otoczenie, które w dużym stop-
niu poszło w ucieczkę, zaprzeczenie, ulgę, jaką przynosi
niekonfrontowanie się z własnymi przeżyciami, robi dużo,
żebyś ty też to zrobiła. Trzeba siły, żeby się temu oprzeć.
– Bo to oznacza samotność. Trudno jest wytrwać w świadomym
poczuciu samotności.
– To coś, co ludzi łamie. Ale przecież i tak jesteśmy
samotni. Tylko ludzie nie chcą tej samotności świadomie
przeżywać. Wydaje im się, że jak będą tacy sami jak in-
ni, to poczują się lepiej. Niektórzy samotność traktują
jak dowód swojej wielkości – nikt mnie nie rozumie, nikt
nie jest tak niezwykły i wyjątkowy jak ja – to jednak nie
pomaga na poczucie osamotnienia. To je tylko tłumaczy.
Zgodzić się na samotność bez poczucia wyjątkowości to
jest mądrość.
z głowy korona, bo jej w ogóle nie ma. Jak to się dzieje, że w jednej
rodzinie wyrastają tak różni synowie?
– Nie przypadkiem Jaś jest zawsze najmłodszy. To jest
postać dziecka. Dziecko może się utytłać, wygłupić, zgu-
bić, może się okazać bardzo mądre i bardzo durne jedno-
cześnie... Przynajmniej w niektórych domach. W rodzinie
dzieci mają swoje role. Najstarsze ponosi zwykle koszty,
jakie zapłacili jego rodzice w swoim dzieciństwie, w życiu.
Pierwsze dziecko, kiedy się rodzi, uruchamia w nas
wszystkie nasze niespełnienia. Jest takim papierkiem lak-
musowym, który pokazuje, jak sobie radzimy ze so-
bą. I przez to cierpi.
– Strasznie się tego słucha, kiedy się samemu ma dziecko...
– Jak nie ufasz temu, że masz prawo na dziecko krzyk-
nąć i czegoś mu zabronić bez poczucia winy albo że masz
prawo mu na coś pozwolić i za coś je pochwalić, to znaczy,
że ze sobą masz te same problemy. Ani siebie nie moty-
wujesz, ani sobą dobrze nie kierujesz. Albo odwrotnie: nie
umiesz się powstrzymać od krzyku czy, nie daj Boże,
od bicia. Dziecko pokazuje, kim jesteś i czego się boisz,
z czym nie dajesz sobie rady. Więc ludzie uciekają od tej
prawdy, mówiąc, że to dziecko jest jakieś niegrzeczne,
głupie, zaburzone, trudne. Urodziło się z dziwnymi cecha-
mi, pewnie po tatusiu... albo po mamusi.
– Albo po teściach...
– To na szczęście mija. Przy trzecim dziecku rodzice
zwykle się już tak nie przejmują. Odpuszczają sobie. Po-
przednie jakoś się wychowały, to i to się wychowa. Więc
ono wychowuje się samo. Ma więcej swobody i wychodzi
mu to na dobre. Wieloma rzeczami się tak nie przejmuje,
widzi rzeczy takimi, jakie są.
– Więc kiedy królewna ogłasza konkurs na męża, w którym
od kandydatów wymaga się niezwykłej wymowności, Jaś postana-
wia pojechać do zamku wraz z braćmi, mimo że wcale nie umie
przemawiać. Ojciec próbuje go powstrzymać, żeby mu nie narobił
wstydu. Nie daje mu konia. Niezrażony tym Jaś rusza do zamku
na kozie. Po drodze znajduje dary dla królewny: zdechłą wronę,
zepsuty chodak i pacyny błota. Bracia śmieją się z niego. Kiedy to
czytałam, jego prezenty też wydały mi się co najmniej ekstrawa-
ganckie... Wizja konkurenta na kozie z błotem, zdechłą wroną
i śmieciami w ręku nie jest wizją księcia z bajki. To antywzorzec.
Jak ktoś taki może zdobyć królewnę?
– Pojawia się tu prześliczny wątek, mianowicie z ja-
kąż to królewną mamy do czynienia. To nietuzinkowa
królewna. To jedna z tych bajkowych panienek, które
chcą, by narzeczony czymś się wykazał. Odgadł zagad-
kę, coś przyniósł, wykonał. Zasłużył na jej rękę. To kró-
lewna, która chce czegoś prawdziwego. Chce sprawdzić,
czy ten, kto się ośmiela sięgnąć po nią i jej królestwo,
jest tego godny. Czyli czy jest mądry, dojrzały i NIESTE-
REOTYPOWY. Bo ona sama jest właśnie taka.
TO NIE BAJKA GŁUPI JAŚ
Panicznie
boimy się Głupich Jasiów
,
którzy nie próbują się niczym zagłuszyć,
tylko po prostu żyją. Odrzucamy ich,
bo pokazują nam, jacy moglibyśmy być