background image

All I Want for Christmas is a Vampire

 

 

 

18.

 

- Carlos. - Toni zerknęła przez jego szerokie ramiona.  - Nic się nie dzieje.

 

-  Kto  to  jest?  -    szepnął  wskazując  głową  w  stronę  ogromnego  mężczyzny  na 
końcu korytarza. 

 

- To mój przełożony, Howard. - Toni odszepnęła.

 

Howard nagle zesztywniał i odwrócił się do nich. Jego nozdrza rozszerzyły się, 
kiedy zagapił się na Carlosa. Pokuśtykał do przodu. - Jesteś Carlos?

 

- Tak. - Przyglądał się uważnie Howardowi.

 

-  Jestem  Howard  Barr.  Możemy  zamienić  słówko  na  osobności?  -  Skinął  na 
biuro bezpieczeństwa.

 

Calos skinął głową i ruszył za nim do pokoju.

 

Co  do  cholery?  Toni  podeszła  do  przodu,  tak,  że  mogła  widzieć  jak  dwaj 
mężczyźni  znikają  w  pokoju.  Howard  był  gejem?  Choć  mogłaby  przysiąc,  że 
reakcja każdego z nich na siebie była raczej bliska podejrzeniu, a nie pożądania.

 

Poszła  korytarzem  w  stronę  biura  bezpieczeństwa.  Cholera,  nie  miała  odwagi 
tam  wkroczyć.  Jej  uwaga  została  na  chwilę  zaabsorbowana  przez  tajmniczy 

background image

pokój  naprzeciw  przedszkola.  Próbowała  przekręcić  klamkę,  ale  bez 
powodzenia. 

 

Czekała  chwilę,  a  potem  drzwi  do  biura  otworzyły  się.  Carlos  wyszedł  z 
zakłopotanym wyrazem twarzy.

 

- Wszystko w porządku? - zapytała.

 

-  Tak  -  Podszedł  do  niej,  niosąc  swojego  laptopa  i  rolkę  papieru  -  Właśnie 
wydarzyło się coś bardzo dziwnego.

 

Toni skrzywiła się. - Nie musisz mi mówić.

 

- Howard po prostu zaoferował mi pracę.

 

- Co? Będziesz pracował jako dzienny strażnik tak jak ja?

 

Carlos skinął głową. - Posiadam pewne…umiejętności, które są wysoko cenione 
w firmie MacKay do spraw Bezpeiczeństwa i Dochodzeń.

 

- Jak sztuki walki?

 

-  To  też.  -  Carlos  przebiegł  dłonią  przez  swoje  długie,  czarne  włosy.  - 
Ostrzegłem  Howarda,  że  zawsze  byłem  włóczykijem,  ale  powiedział,  że  mają 
klientów na całym świecie, którzy potrzebują ochrony i mógłbym przenosić się 
z jednego miejsca na drugie.

 

- Powiedział ci o wampirach? - zapytała szeptem Toni.

 

-  Nie,  nazwał  ich  klientami.  Mam  zamiar  to  rozważyć.  Wynagrodzenie  jest 
wspaniałe, a mam wiele wydatków.

 

- To prawda. - Toni wiedziała, że Carlos wspierał kilka sierot w Brazylii. To był 
jeden z powodów, która na początku przyciągnęły ją i Sabrinę do Carlosa. Płacił 
również  za  ich  edukację  i  wycieczki  badawcze  do  Ameryki  Południowej  i 
Malezji. - Howard jest miłym szefem.  Był kiedyś na lini ataku dla NFL, ale jest 
tak słodki jak misio.

 

Carlos  posłał  jest  ostre  spojrzenie.  -  Tak,  zauważyłem.  Więc  gdzie  możemy 
omówić plany dotyczące Sabriny?

 

Toni poprowadziła go korytarzem, póki nie dostrzegła pokoju konferencyjnego. 
Zajrzała do środka i włączyła swiatło. - Tu to zrobimy.

 

Carlos  wszedł  do  środka  i  od  razu  zaczął  pracować,  włączając  laptopa,  a 
następnie  rozwijając  rulon  białego  papieru.  -  Narysowałem  plan  Cienistych 
Dębów,  więc  Ian będzie  dokładnie  wiedział, gdzie się  teleportować.  -  Postukał 
palcem w prostokąt oznaczony Oddziałem Trzecim.

 

background image

Toni  pochyliła  się  aby  zbadać  plan.  -  To  bardzo  dobre.  -  Carlos  będzie 
wspaniałym  pracownikiem  firmy  MacKay  do  spraw  Bezpieczeństwa  i 
Dochodzeń.

 

-  Menina,  wiem,  że  dokuczałem  ci  na  temat  Iana,  ale  zastanawiam  się,  czy  to 
dobrze  się  z  nim  wiązać.  Nie  zrozum  mnie  źle,  jest  miłym  facetem,  ale  jest 
wampirem.

 

-  Nie ugryzłby  mnie.  -  Toni  zaczerwieniał  się  na  wspomnienie ostatniej  nocy  i 
wspaniałego  pocałunku,  wypełniającego  jej  umysł.  -  Przynajmniej  nie  w 
odniesieniu do jedzenia.

 

Carlos zmarszczył brwi. - Po tym jak uratujemy Sabrinę powinnaś rzucić pracę i 
zapomnieć, że wampiry w ogóle istnieją.

 

- To byłoby raczej niegrzeczne, nie sądzisz? Aby po prostu wykorzystać Iana ze 
względu  na  jego  super  umiejętności,  a  następnie  powiedzieć  mu  adios.  Jak 
możesz mi mówić, aby się zwolniła, skoro ty sam planujesz tutaj pracować?

 

- Ty masz specjalne plany razem z Sabriną. Ja nie. Duże znaczenie ma tu też, że 
Ian nie jest z twojego gatunku.

 

Położyła ręce na biodrach.  - Zaskoczyłeś mnie Carlos. Spodziewałam się, że ze 
wszystkich ludzi ty będziesz najbardziej tolerancyjny i wyrozumiały.

 

-  Jestem  tolerancyjny  wobec  wszystkiego  co  chce  robić  ze  sobą  dwójka  ludzi, 
ale on nie jest do końca człowiekiem.

 

- Jest bardziej ludzki niż wszyscy, których znam. I kocham go.

 

- Znasz go dokładnie tydzień.

 

- I w tym czasie wydarzyło się cholernie dużo. - Toni przycisnęła rękę do klatki 
piersiowej. - Stałam się innym człowiekiem. Czuję się, jakbym w końcu w pełni 
dorosła - na kogoś silnego, zdolnego i znającego swoją wartość. Nie jestem już 
dłużej  zranionym  dzieckiem.  I  podoba  mi  się  to  co  się  ze  mną  stało.  Nie  mam 
zamiaru z tego zrezygnować.

 

- Dobrze, więc. - Carlos dotknął jej ramienia. - Cieszę się razem z tobą.

 

Przytuliła  go,  a  następnie  powędrowała  do  okna  aby  podnieść  rolety.  -  Słońce 
zaszło. Pójdę po Iana.

 

- Dobrze. I przebierz się. Cała na czarno. - Carlos przesunął się do laptopa. - Daj 
mi swoją komórkę.

 

- Dlaczego? - Wyjęła ją z kieszeni spodni w kolorze khaki.

 

background image

- Ponieważ potrzebujesz nowego dzwonka. - Wziął jej telefon. - Miłość nie jest 
dla ciebie już dłużej polem bitwy.

 

- Ustaw coś ładnego. - Ostrzegła go, a potem wyszła aby poszukać Iana.

 

Był w srebrnym pokoju, nadal w piżamie, kończąc śniadanie. 

 

Uśmiechnęła się do niego. - Znalazłam twoją notkę. Dzięki za to, że chcesz nam  
pomoc . - Przegrzebała przez walizkę i znalazła jakieś czarne bojówki. - Carlos 
chce abyśmy się ubrali na czarno.

 

Ian podniósł brwi. - Robimy to dzisiaj w nocy?

 

- Tak. Wszystko w porządku?

 

-  Aye.  -  Ian  ustawił  pustą  butelkę  w  zlewie.  -  Powinienem  zostać  tu  większą 
część  nocy  w  wypadku  gdyby  Jędrek  czegoś  próbował,  ale  teleportowanie 
twojej przyjaciółki nie powinno zająć długo.

 

Znalazła czarny T-shirt, ale niestety miał na przodzie białe litery. Jestem szalona 
czy  co?  
Pokazała  go  Ianowi.  -  Idealna  koszulka  na  włamanie  się  do  instytucji 
psychiatrycznej.

 

Zaśmiał  się.  -  Chcesz  być  odpowiednio  ubrana  na  każdą  okazję.  -  Jego  twarz 
spoważniała. - Przepraszam za sposób w jaki zareagowałem poprzedniej nocy.

 

- Nie ma za co przepraszać. Powinnam powiedzieć ci o tym na początku.

 

Jego oczy zabłyszczały. - Przeszłaś długą drogę aby pomóc swojej przyjaciółce. 
Przeżyłaś  brutalny  atak.  Podjęłaś  pracę  z  nieumarłymi  i  jesteś  gotowa  na 
poważne złamanie prawa i włamanie. Taki rodzaj lojalności jest verra rzadki.

 

Jej  oczy  zamgliły  się,  a  serce  urosło  miłością.  -  Mówisz  mi  najcudowniejsze 
rzeczy. - Dzięki niemu zdała sobie sprawę ile była warta.

 

Spojrzał na kamerę nadzorującą, a następnie skinął głową na łazienkę. - Musisz 
zmienić ubrania?

 

- Prawda. - Toni zebrała swoje czarne ubrania i wpadła do łazienki. Zdziwiła się, 
kiedy Ian podążył za nią i zamknął drzwi. - Co… ?

 

Wciągnął  ją  w  ramiona  i  położył  swoje  usta  na  jej.  Jej  ubrania  spadły  na 
podłogę, kiedy zatopiła się z jego pocałunku.

 

Ssał jej dolną wargę, a następnie rozsadził pocałunki po jej szyi. - Potrzebujesz 
pomocy w zdjęciu ubrań?

 

- Jesteś niegrzeczny. - Przesunęła palcami po jego miękkich włosach.

 

background image

Podciągnął  w  górę  jej  koszulkę  polo  i  wsadził  pod  spód  ręce.  -  Pragnę  cię.  - 
Zbadał  małą  lazienkę  swoimi  czerwonymi,  świecącymi  oczami.  -  To  będzie… 
wyzwanie.

 

-  Ian.  -  Położyła  swoje  ręce  na  jego  policzkach.  -  Nie  mamy  teraz  czasu.  I 
naprawdę nie chcę mieć szybkiego numerku w łazience.

 

Uśmiechnął się lekko. - Niezbyt romantycznie, co?

 

Roześmiała  się.  -  Myślę,  że  jesteś  bardzo  romantyczny,  ale  Carlos  czeka  na 
górze, a my mamy zadanie do wykonania.

 

- Rozumiem. - pocałował ją szybko w usta a następnie wyszedł z pokoju.

 

Zmieniła  ubrania,  a  następnie  znalzała  go  kuchni  wciągającego  czarny  sweter 
przez głowę. Miał czarne, skórzane spodnie i wyglądał cudownie niegrzecznie. 
Prawie poprosiła go, aby wrócili z powrotem do łazienki na szybki numerek.

 

- Chodźmy. - Chwyciła swój płaszcz i wzięła windę z Ianem na pierwsze piętro. 
- Przygotowaliśmy dzisiaj salę balową na to wielkie przyjęcie.

 

Skinął głową. - Phineas powiedział, ze nauczy mnie jak się nowocześnie tańczy, 
tak abym mógł to robić z tobą. Znam jedynie menueta, walca i trochę country.

 

Uśmiechnęła się do niego, kiedy wychodzili z windy. - Chcesz ze mną tańczyć?

 

- Aye. Phineas powiedział, że muszę się nauczyć popu.

 

Roześmiała się. - Będziesz tańczył hip-hop w kilcie?

 

- Tak właściwie to będę nosił kostium Mikołaja, razem z dziewięćdziesięcioma 
dziewięcioma innymi mężczyznami.

 

-  Dlaczego  macie  tak  wiele  kostiumów  Świętego?  -  Zwróciła  się  do 
zamkniętego pokoju naprzeciwko gabinetu dentystycznego. - O co chodzi z tymi 
tajnymi przedmiotami Mikołaja?

 

- Gdybym ci powiedział, to nie byłby to sekret.

 

Walnęła go w ramię. - Ja ci powiedziałam swoje.

 

- Nie wszystkie. Nadal nie znam twojego pełnego nazwiska.

 

- Nie widzę powodu, aby ci je ujawnić w tej chwili.

 

- Nie może być takie złe. Ja nazywam się Ian David MacPhie.

 

-  To  dobre  imię.  Łatwo  jest  się  przyznać.  -  Otworzyłą  drzwi  do  sali 
konferencyjnej.

 

background image

- Jesteśmy. Carlos ma wszystko zaplanowane.

 

-  Jestem  przyzwyczajony  robić  własne  plany.  -  Wszedł  do  środka  marszcząc 
brwi. - Dobry wieczór, Carlos.

 

-  Cześć  Ian.  Niezłe  spodnie.  Kocham  skórę.  Twoja  komórka,  Toni.  -  Wsunęła 
swój telefon do kieszeni spodni.

 

Ian badał mapę Cienistych Dębów.

 

-  To  oddział  Trzeci.  -  Carlos  wskazał  na  plan.  -  To  tam  trzymają  Sabrinę. 
Strażnik  jest  tuż  przed  frontowymi  drzwiami,  ale  zobaczyłem  też  tam  tylne 
wyjście. Myślisz, ze dasz radę teleportować się niezauważony?

 

Ian  posłał  mu  łgodne  spojrzenie.  -  Teleportowałem  się  niezauważony  do 
Langley.

 

Carlos podniósł brwi. - Więc biorę to za tak.

 

Toni stłumiła śmiech. Miała nadzieję, że tych dwóch nie będzie konkurować ze 
sobą, kto nasika dalej. 

 

Ian skinął głową. - Zrobię to.

 

- Będę czekać na was w samochodzie. Zaparkuję tutaj lub tutaj. - Carlos wskazał 
parking z przodu i tylne wejście dla obsługi. 

 

- Użyj parkingu. -  powiedział Ian. - Będzie mniej widoczny.

 

- Zgadzam się.

 

Ian spojrzał na niego z ukosa. - Robiłeś już wcześniej coś w tym stylu.

 

Carlos zwinął mapę. - Moje badanie doprowadziły mnie w różne dzienw miejsca 
i sytuacje.

 

- Jakie badania?

 

-  Nadzwyczajnych,  pierwotnych  kultur,  głównie  w  Ameryce  Południowej  i 
południwo-wschodniej  Azji.  -  przesunął  się  do  swojego  laptopa.  -  To  droga, 
którą  zawiozę  nas  do  hotelu.  To  niepozorne  miejsce  w  Queens.  Zapłaciłem 
gotówką z góry.

 

Ian  studiował  to  przez  minutę.  -  Wygląda  dobrze.  Muszę  sprawdzić  tu  kilka 
rzeczy,  więc  pojedziesz  tam  z  Toni.  Potem  ona  zadzwoni  i  teleportuje  się  na 
spotkanie z wami.

 

- Zgoda. - Carlos zamknął laptopa. - Zróbmy to.

 

 

background image

 

 

Pod Cienistymi Dębami, Carlos zaparkował swego Jaguara w ciemnym zaułku. 
Toni zadzwoniła do Iana, po czym zmaterializował się obok niej na parkingu.

 

- Idę z tobą. - powiedziała mu.

 

- Nay. Nie mogę teleportować dwójki ludzi w tym samym czasie.

 

Uparty człowiek. - Więc możesz zrobić dwie tury.

 

Carlos wyszedł od strony kierowcy.  - Co się dzieje?

 

- Toni pragnie postawić się w niebezpieczeństwie. - mruknął Ian.

 

-  Musisz  wziąć  mnie  z  sobą.’’  nalegała  Toni.  -  Jak  inaczej  będziesz  wiedział, 
która to Sabrina?

 

- Oczekuję, że powie mi swoje imię.

 

Toni  posłała  mu  zirytowane  spojrzenie.  -  Może  spać.  A  jeśli  jest  na  nogach, 
może krzyczeć i włączyć alarm. Jeśli tam będę, to mogę ją uspokoić

 

- Myślę, że Toni ma rację. - powiedział Carlos.

 

Toni strzeliła w jego stronę wdzięczny uśmiech.

 

Ian przesunął szczęką. - W porządku.

 

- Uważam, ze łatwiej będzie podejść od zachodu. - zasugerował Carlos.

 

- Sam potrafię zarządzać. - warknął Ian. - Chodź Toni.

 

Kroczyła  obok  niego,  kiedy  przechodzili  przez  parking,  kierując  się  na 
zachodnią stronę szpitala. - Carlos chce tylko pomóc. On naprawdę troszczy się 
o Sabrinę.

 

- I ciebie.

 

Zastanawiała się, czy był zazdrosny. - Jesteśmy tylko dobrymi przyjaciółmi.

 

- Nie chciałem być zrzędą. - mruknął Ian. - Jestem po prostu przyzwyczajony do 
robienia tego typu rzeczy na własną rękę.

 

- Dlaczego?

 

Milczał, kiedy szli wzdłóż zachodniej ściany. W końcu przemówił. - Nigdy nie 
chciałem pracować z innymi, bo traktowali mnie jak dziecko.

 

background image

-  Och.  Przykro  mi.  To  musiało  być  strasznie  frustrujące  aby  wyglądać  na 
piętnaście lat przez taki długi okres.

 

-  Prawie  pięćset  lat.  -  Spojrzał  na  nią.  -  Cieszę  się,  że  nigdy  nie  znałaś  mnie 
kiedy  byłem  dzieckiem.  Widziałaś  mnie  jako  mężczyznę,  mężczyznę,  którym 
się czułem przez te wszystkie lata.

 

- Jesteś wspaniałym facetem, Ian.

 

Wziął  ją  za  rękę.  -  Och,  twoje  biedne  palce  są  zimne.  -  Umieścił  jej  dłoń 
pomiędzy swoimi.

 

-  To  dąb  na  który  Carlos  się  wspinał.  -  Wskazała  swoją  wolną  ręką.  - 
Dziedziniec jest tuż za ścianą.

 

Puścił jej dłoń. - Rzucę na to okiem.

 

Zamrugała, kiedy zaczął wznosić się w górę ściany. 

 

- W porządku. Chodź.  - Wyciągnął lewą rękę w jej kierunku. 

 

- Nie mogę… - Zatrzymała się, kiedy jego ciało opadło kilka metrów. Chwycił 
ją  za  dłoń  i  wciągnął  w  swoje  ramiona.  Potem  zalewitował  z  powrotem  na 
szczyt muru. 

 

Owinęła ramiona wokół jego karku.

 

Jego  zęby  błysnęły  bielą  w  ciemności.  ‘’Nie  musisz  mnie  dusić  kochanie.  Nie 
upuszczę cię.’’

 

-  Przepraszam.  -  Starała  się  zrelaksować.  -  Nie  jestem  przyzwyczajona  do 
latania sześć metrów nad ziemią.

 

- To jest Oddział Trzeci, tak? - Wskazał.

 

Zerknęła aby zobaczyć słabo oświetlone podwórze. - Tak. - Nie ma wątpliwości, 
ż

e mógł widzieć o wiele lepiej od niej.

 

- Widzisz szary obszar na prawo od budynku? Jest blisko tylnego wejścia. Tam 
się teleportujemy najpierw.

 

-  Dobrze.  -  Trzymała  swoje  nerwy  na  wodzy.  Czarne,  oszałamiające  uczucie 
wessało  ją,  a  następnie  potknęła  się,  kiedy  jej  stopy  wylądowały  na  twardej 
powierzchni.

 

-  Spokojnie.  -  Poprowadził  ją  do  tylnego  wejścia.  Było  oczywiście  zamknięte, 
ale przez okno mogli zobaczyć zwykły korytarz wypełniony drzwiami po każdej 
stronie.  Były  one  otwarte,  a  z  kilku  światło  rozlewało  się  na  lśniącą podłogę z 
linoleum. 

 

background image

Pielęgniarka  szła  korytarzem  w  białych,  sportowych  butach.  -  Ósma.  Zgasić 
ś

wiatła!

 

Ś

wiatła zgasły, pozostawiając korytarz lekko oświetlony awaryjnymi lampkami. 

Pielegniarka  odeszła,  prawdopodobnie  w  kierunku  ich  biura,  przez  główne 
wejście.

 

-  To  muszą  być  sypialnie.  -  szepnął  Ian.  Przyciągnął  ją  do  swojego  boku.  - 
Chodźmy.

 

Ciemność zawirowała wokół niej jeszcze raz, a następnie odnalazła siebie i Iana 
na  korytarzu.  Powietrze  było  gorące  i  duszne.  Wzięła  lewą  stronę  korytarza, 
podczas gdy on prawą. Poruszli się po cichu po podłodze, sprawdzając plakietki 
obok każdych drzwi.

 

Przy  czwartych  drzwiach  dostrzegła  kartkę  z  napisem  Vanderwerth  Sabrina. 
Skinęła  na  Iana  i  oboje  wślizgnęli  się  do  ciemnego  pokoju.  Ledwo  mogła 
dostrzec  podwójne  łóżko  na  platformie.  Nie  było  komody,  tylko  regały  jak  w 
biblioteczce.  Żadnego  miejsca,  aby  cokolwiek  ukryć.  Brak  lamp,  brak  luster. 
Ciało  było  skulone  pod  zwykłym  kocem.  Blond  włosy  Sabriny  błyszczyły 
płasko na poduszce.

 

Toni zgarbiła się przy niej. - Bri, słyszysz mnie? - Dotknęła jej ramienia. 

 

Bri jęknęła. - Zostaw mnie w spokoju, palancie.

 

- Sabrina, to ja, Toni.

 

- Toni? - Przewróciła się na plecy. - Nie możesz być Toni.

 

- Jestem nią. Przyszłam aby cię stąd wydostać.

 

Sabrina przetarła oczy. - Ja tylko śnię. To jedynie urojenia.

 

-  Nie.  -  Toni  chwyciłą  jej  rękę  i  ścisnęła.  -  To  naprawdę  ja.  Teraz  chodź. 
Wychodzimy.

 

Bri starała się usiąść. - Jestem trochę senna. Nie możesz wrócić rankiem?

 

-  Nie,  uciekamy  teraz.  -  Toni  zdała  sobie  sprawę,  ze  jej  przyjaciółka  była  zbyt 
nafaszerowana  lekami  aby  jasno  myśleć.  Umieściła  jej  kapcie  obok  łóżka  i 
wepchnęła na stopy.

 

- To zajmuje zbyt długo. - szepnął Ian. - Po prostu ją chwycę i zniknę.

 

Bri zerknęła na ciemną postać Iana. - Kim jesteś?

 

- On jest przyjacielem. - wyjaśniła Toni. - Pomoże ci uciec.

 

background image

Bri zachichotała. - Uciec? Nie można stąd uciec.

 

- Pośpiesz się. Słyszę, że ktoś nadchodzi.

 

- On tak słodko mówi. -  szepnęła Bri.

 

-  Jest  Szkotem.  -  Toni  postawiła  Bri  na  nogi  i  podprowadziła  do  drzwi.  -  Ian 
zabierze cię pierwszą, a potem wróci po mnie.

 

Bri spojrzała na tylne drzwi. - Nie możemy tędy uciec. Jest zamknięte.

 

- Ian wydostanie cię na zewnątrz. - Toni zdjęła swój płaszcz i nałożyła na Bri. - 
Na zewnątrz jest zimno.

 

-  Sabrino,  masz  gości?  -  Pacjent  poczłapał  w  ich  kierunku.  Jego  piżama  z 
Batmanem  wyblakła  do  ciemno-szarego,  ale  złoty  nietoperz  na  jego  klatce 
piersiowej wciąż świecił.

 

- Cześć, Teddy. - odpowiedziała Bri.

 

Ian jęknął.

 

- Zamierzam uciec. - ogłosiła Bri, a następnie zachichotała.

 

Ian podszedł do Toni i szepnął. - Przypilnuj go. kiedy wrócę usunę mu pamięć.

 

-  Dobrze.  -  Toni  zapięła  swoją  kurtkę  na  Bri.  -  Nie  bój  się.  Możesz  zaufać 
Ian’owi.

 

Sabrina przestraszyła się, kiedy Ian owinął swoję ramię wokół jej. - Co ty…

 

Zniknęła razem z Ianem.

 

Teddy chwycił powietrze. - O mój Boże!

 

- Nie tak głośno. - szepnęła Toni. - Mogę to wszystko wyjaśnić.

 

-  On  jest  super  bohaterem!  -  zawołał  Teddy.  -  Uratował  ją  za  pomocą  swoich 
super mocy!

 

- Teddy, znowu wyszedłeś z łóżka? - Męski głos odezwał się w oddali.

 

- Cholera, to Bradley. - mruknął Teddy. - Nie musiałbym tak dookoła chodzić, 
gdyby nie był tak…

 

Toni  złapała  Teddy’ego  za  ramiona.  -  Nie  mów  mu,  że  Sabrina  uciekła. 
Rozumiesz?

 

Mrugnął. - Dobrze.

 

background image

Toni  pobiegła  do  pokoju  Sabriny,  wspięła  się  na  łóżko  i  naktyła  kocem  aż  po 
uszy.

 

- Teddy co ty tutaj robisz poza łóżkiem? - Głos Bradleya zabrzmiał bliżej.

 

-  Ja…Ja  widziałem  super  bohatera!  Był  dokładnie  tutaj,  a  następnie  poof! 
Zniknął.

 

- Jesteś popieprzony. - mruknął Bradley. - Wracaj do swojego pokoju.

 

- Nie jestem szalony. - jęknął Teddy. Jego odgłosy kroków oddalały się.

 

Toni odetchnęła z ulgą. Ucieczka Sabrny  nadal była tajemnicą. Zamarła, kiedy 
usyszała dźwięk. Ian tak szybko wrócił? Na jej skórze pojawiła się gęsia skórka, 
kiedy  wszystkie  zmysły  postawiła  na  baczność.  Coś  było  nie  tak.  Odgłosy 
kroków zbliżały się do jej łóżka. Zacisnęła mocno oczy.

 

- Sabrina. - szepnął Bradley i pogładził jej włosy. 

 

Gula  wzrosła  w  gardle  Toni.  O  Boże,  chciała  wyskoczyć  z  łóżka  i  zanurzyć 
pięść  w  jego  gardle.  Ale  nie  śmiała  tego  zrobić.  Nie  mogła  pozwolić  mu  się 
dowiedzieć,  że  Bri  uciekła.  Musiała  zdobyć  trochę  czasu  aby  dać  im  szansę 
ucieczki.

 

Przełknęła ślinę. To dlatego Bri nazwała ją wcześniej  palantem? Bradley musiał 
dotykać jej przedtem, kiedy była wycieńczona lekami.

 

- Sabrina. - Bradley szepnął ponownie.

 

Nastąpił głuchy łoskot i ciało opadło na nią.

 

Toni  wygramoliła  się  z  łóżka,  z  dala  od  ciała  Bradleya.  Był  rozwalony  przez 
całe łóżko, nieprzytomny.

 

Teddy stał tam, trzymając grubą książkę. - Nie lubię go. Jest złym facetem.

 

- Dziękuję ci Teddy.

 

Uśmiechnął się głupkowato. - Nie brałem swoich leków. Wiedziałem, ze muszę 
uważać na tego padalca.

 

Ian pojawił się w pokoju, a jego wzrok spadł na nieprzytomnego pielęgniarza. - 
Co się stało?

 

-  To  długa  historia.’’  powiedziała  Toni.  -  Ale  Teddy  ocalił  mnie  przed 
molestowaniem.

 

Ian podszedł do Bradleya. - Ten mężczyzna wykorzystywał tutejsze kobiety?’’

 

background image

-  Próbował.  -  powiedział  Teddy.  -  To  dlatego  kręcę  się  dookoła  po  korytarzu 
nocami.

 

-  Sukinsyn.  -  Ian  położył  rękę  na  czole  Bradleya.  -  Już.  Będzie  spał  do  ranka. 
Pozwól mu wytłumaczyć jego obecność w łóżku Sabriny.

 

-  Super.  -  wyszeptał  Teddy.  -  Masz  czadowe  super  mocne,  gościu.  Jak  się 
nazywasz?

 

- Ian.

 

Teddy  zmarszczył  brwi.  -  Stary,  musisz  wymyśleć  jakąś  lepszą  ksywkę.  I 
potrzebujesz peleryny.

 

Ian zaśmiał się. - Takiej wampirzej? Mam gdzieś ją schowaną.

 

- To byłoby wspaniałe koleś.

 

Ian podszedł do Teddy’ego. - Teraz muszę wymazać twoją pamięć.

 

Teddy  cofnął  się.  -  Nie!  To  najfajniejsza  rzecz  jaka  mi  się  przytrafiła  od  lat. 
Chcę ją zapamiętać.

 

-  Ian.  -  Toni  posłała  mu  spojrzenie  mówiące,  iż  wstawia  się  za  Teddym. 
Rozumiała jak musiał się czuć. Ona również nie chciała stracić swojej pamięci.

 

- Toni, on wie, że pomogliśmy Sabrinie w ucieczce.

 

- Weźcie mnie ze sobą. - Poprosił Teddy.

 

- Nay. - Ian potrząsnął głową.

 

-  Poważnie,  stary.  Jeśli  weźmiecie  mnie  ze  sobą,  to  nie  będę  mógł  nikomu 
powiedzieć,  co  zrobiliście.  Nie  tak,  że  zrobiłbym  to,  ale  oni  mogą  spróbować 
mnie  zahipnotyzować,  lub  coś  takiego.  Nie  jestem  szalony,  wiecie.  Byłem 
jedynie przygnębiony, ponieważ nie miałem niczego do czego mógłbym dążyć, 
a z wami, mogę być naprawdę szczęśliwy.

 

Ian zawahał się. - Kiedy już znasz nasze sekrety, to nie ma odwrotu.

 

- Super.

 

Ian zmarszczył brwi. - Musisz zrozumieć z jakim niebezpeiczeństwem wiąże się 
przebywanie z nami. Jesteśmy w stanie wojny z pewnymi złymi stworzeniami.

 

Teddy potrząsł pięścią. - Super!

 

Ian posłał Toni pytające spojrzenie.

 

Wzruszyła ramionami. - Teddy, wiesz co robisz?

 

background image

-  Nie  jestem  głupi.  -  mruknął.  -  Byłem  szefem  wydziału  matematyki  w 
Akademii St. Bartholomew’s.

 

- Jesteś nauczycielem? - zapytał Ian.

 

-  Tak.  -  Teddy  spojrzał  na  nich  ostrożnie.  -  Czy  to  oznacza,  że  nie  jestem 
wystarczająco fajny, aby trzymać z super bohaterami?

 

-  Tak  właściwie,  to  myślę,  że  jesteś  dokładnie  tym  czego  potrzebujemy.  -  Ian 
skinął na niego aby za nim podążył. - Chodź.

 

-  Super.  -  Teddy  poszedł  za  nim  do  korytarza.  -  Przywiążemy  się  do  statku 
kosmicznego?

 

Toni  wyjrzała  przez  drzwi  i  zobaczyła  jak  się  teleportowali.  Zastanawiała  się, 
dlaczego  Ian  był  zainteresowany  przeszłością  nauczycielską  Teddy’ego.  I  choć 
Teddy  na  pewno  miał  dobre  referencje,  to  wydawał  się  trochę  niedopasowany 
do  rzeczywistości.  Jednak  nie  chciała  wysukiwać  w  nim  mankamentów,  nie 
kiedy uratował ją przez perwersyjnym pielęgniarzem.

 

Bradley  upadła  w  poprzek  łóżka.  Szarpnęła  jego  ciało,  ale  lepiej  dostosować 
pozycję.

 

Zauważyła rzeczy Bri na półkach. Dwa zestawy ubrań i kolejny zestaw piżam. 
Założyła kurtkę Bri, po czym zauważyła kilka sztuk bieliny na kolejnej szafce. 

 

Spojrzała  na  Bradleya  i  dostała  natchnienia.  Następnie  wzięła  jedne  z  majtek 
Sabriny i wsadziła je do ręki mężczyzny. Potem zrobiła to samo z biustonoszem 
Bri,  zapinając  go  wokół  jego  głowy  jak  czapeczkę.  Niech  teraz  spróbuej 
wytłumaczyć się rankiem.

 

Ian pojawił się w pokoju. - Myślę, że Teddy jest nieco rozczarowany siedząc w 
samochodzie,  a  nie  statku  kosmicznym.  -  Spojrzał  na  pielęgniarza.  -  To 
interesujące.

 

- Podoba mi się. - Toni zabrała resztę rzeczy Bri. - Idziemy?’

 

Ian  uśmiechnął  się.  -  Z  tobą  nie  można  się  nudzić  Toni.  -  Przeniósł  ją  na 
parking.

 

Toni otworzyła drzwi Jaguara od strony pasażera i zajrzała do środka. Teddy był 
ś

ciśnięty na małym tylnym siedzeniu z Sabriną. Pochylała się nad nim z oczami 

oklapniętymi od leków.

 

-  Bri,  Carlos  zawiezie  cię  do  hotelu,  gdzie  będziesz  mogła  odpocząć.    - 
Powiedziała jej Toni.

 

Bri zamrugała do niej. - Myślałam, ze jestem w łóżku. Jak się tu znalazłam?

 

background image

-  Wszystko  będzie  w  porządku.  -  zapewniła  Toni.  -  Potrzebujesz  trochę 
odpoczynku. Przyjdę jutro się z tobą zobaczyć.

 

- Nie. - Bri starała się usiąść. - Nie zostawiaj mnie. - Jej twarz wykrzywiła się. - 
Myślę, że wariuję. Nie wiem jak się tu dostałam.

 

Toni skrzywiła się. - W porządku. Jadę z wami. Minutka.

 

- Musimy się śpieszyć, menina.’’ ostrzegł ją Carlos.

 

Ian dotknął jej ramienia. - W porządku. Jedź z przyjaciółmi. Możesz zadzwonić 
do mnie później, a ja teleportuję się do ciebie i przeniosę z powrotem do domu.

 

Zarzuciła  mu  ręce  na  szyję  i  ucałowała  go.  -  Jak  ja  ci  kiedykolwiek  się 
odwdzięczę?

 

Uśmiechnął  się.  -  Pomyślę  o  czymś.  Zobaczymy  się  później.  -  Cofnął  się  i 
zniknął.

 

Toni wsiadła do Jaguara. - Jedźmy.

 

- Pocałowałaś tego mężczyznę, Toni? - zapytała Sabrina.

 

-  Jasne,  że  tak.  -  odpowiedział  Teddy.  -  Super  bohaterowie  zawsze  mają 
dziewczynę.

 

 

Jędrek  siedział  przy  biurku  badając  zdjęcie  Romana  Draganestiego  i  jego 
rodziny. Jak człowiek może być tak mądry i głupi jednocześnie? Jego narkotyk 
na  brak  snu  był  wspaniały.  Ale  ten  idiota  użył  go  tylko  po  to  aby  zostać 
opiekunką do dzieci? Gdyby ten kretyn miał choć trochę rozumu, to oddałby ten 
lek  swoim  szkockim  przydupasom,  przy  czym  oni  spędzaliby  dnie  zabijając 
wrogów, którzy bezradnie odpoczywaliby będąc w śmiertelnym śnie. 

 

To  mogło  się  udać. Jędrek  kazał podwoić  liczbę dziennych  strażników.  ale tak 
jak  twarda  była  rosyjska  mafia,  to  tak  samo  nie  lubił  polegać  na  nich  jeśli 
chodziło o bezpieczeństwo. 

 

Jedyne  czego  potrzebował,  to  był  ten  cholerny  narkotyk.  Potem  mógł  spędzić 
kilka  dni  na  zabijaniu  wampirów.  Przerzucił  cały  stos  zdjęć,  rozkoszując  się 
myślą  o  wbiciu  ich  wszystkich  na  pal.  MacKay’a  i  jego  żonę.  Buchanana. 
MacPhie’go.

 

- Mistrzu? - Jurij wszedł do biura, a za nim Stanislav. - Chciałeś nas widzieć?

 

- Musimy zaplanować nasz następny ruch. - ogłosił Jędrek. 

 

background image

-  Jutro  w  nocy  mają  w  Romatechu  ten  swój  Bal  Bożonarodzeniowy.  - 
zasugerował Stanislav.

 

Jędrek  potrząsnął  głową.  -  Zbyt  przewidywalne.  -  Zatrzymał  dłoń  na  zdjęciu 
czarnego wampira. - Pamiętasz go?

 

- Tak. - odpowiedział Stanislav. - Phineas, zdrajca.

 

Jędrek podniósł brwi. - Nie zabiłeś go jeszcze?

 

Stanislav przełknął. - Zrobię to, Mistrzu.

 

-  To  uważaj.  -  Jędrek  wznowił  przerzucanie  zdjęć.  Zatrzymał  się  na  blond 
ś

miertelniczce.  Widział  ją  poprzedniej  nocy  po  wybuchu  bomby.  Biegła  przez 

parking krzycząc imię MacPhie’go. Ziemia była pełna innych rannych, ale ona 
podbiegła prosto do Szkota.

 

- Co robimy dalej? - zapytał Jurij.

 

Jędrek  pogładził  palcem  nad  zdjęciem  blond  śmiertelniczki.  -  Wiem  dokładnie 
jaki ruch wykonamy.

 

 

Tłumaczenie by Kattyg 

 

 

 

 

background image

Nazwa pliku: 

All I Want for Christmas is a Vampire rozdział 18 PL 

Katalog: 

C:\Documents and Settings\Komputer\Moje dokumenty 

Szablon: 

C:\Documents and Settings\Komputer\Dane 

aplikacji\Microsoft\Szablony\Normal.dotm 

Tytuł: 

 

Temat: 

 

Autor: 

Komputer 

Słowa kluczowe: 

 

Komentarze: 

 

Data utworzenia: 

2010-10-24 11:22:00 

Numer edycji: 

Ostatnio zapisany: 

2010-10-24 11:22:00 

Ostatnio zapisany przez: 

Komputer 

Całkowity czas edycji:  2 minut 
Ostatnio drukowany: 

2010-10-24 11:23:00 

Po ostatnim całkowitym wydruku 
 

Liczba stron: 

15 

 

Liczba wyrazów: 

3 511 (około) 

 

Liczba znaków: 

21 071 (około)