background image

A

LL 

I

 

W

ANT FOR 

C

HRISTMAS IS A 

V

AMPIRE

 

 

 

15.

 

Ian znajdywał pociechę w starych, znanych pieśniach i modlitwach. Przez wieki 
władza  na  świecie  mogła  się  zmienić,  technologia  rozwinąć  się,  śmiertleni 
znajomi  przeminąć,  ale  Msza  święta  pozostała  taka  sama.  Zapach  Bożego 
Narodzenia również pozostał ten sam. Odetchnął głęboko, ciesząc się wspaniałą 
wonią wieńców z jodły i zapalonych świec Adwentowych.

 

Dzisiaj  był  inny  zapach,  taki  który  odwodził  go  od  świątecznych  myśli.  AB+. 
Jego  ulubiony  smak.  Emanował  od  Toni,  która  siedziała  obok  niego  w  tylnym 
rzędzie.  Zdjęła  płaszcz  i  położyła  go  na  kolanach.  Jej  dłonie  były  zaciśnięte 
razem  tak  mocno,  że  kostki  błyszczały  bielą.  Co  takiego  się  stało,  aby 
doprowadzić  ją  do  takiej  desperacji,  że  była  chętna  odsłonić  przed  nim  swoje 
tajemnice?

 

background image

Kiedy  jako  pierwszy  się  obudził  i  zdał  sobie  sprawę,  że  jej  już  nie  było, 
sprawdził na  komputerze  jej  urządzenie  samonamierzające.  Poszła  z  powrotem 
do  tego  szpitala  psychiatrycznego.  Patrząc  na  jej  zaciśnite  dłonie  i  bladą  twarz 
można było wywnioskować, że coś w tym szpitalu ją zmartwiło. Czy to było w 
jakiś sposób połączone z podjęciem przez nią pracy jako strażniczki?

 

Ojciec  Andrew  rozpoczął  kazanie  i  Ian  próbował  skupić  się na  księdzu,  nie  na 
niebiańskim ciele obok niego.

 

-  Jak  wiadomo  nigdy  nie  ujawniam  niczego,  co  usłyszę  podczas  spowiedzi.  - 
zaczął Ojciec Andrew. - Ale chciałbym dziś pomówić o wspólnym wątku, który 
słyszałem  wiele razy i za każdym razem  kiedy tego słucham,  zasmuca  mnie to 
wielce. Wielu z was uważa, że nie zasługuje na szczęście lub miłość. Czujecie, 
ż

e nie jesteście tego warci.

 

Ian usłyszał, że Toni zaczęła gwałtownie oddychać.

 

- Zważywszy na to, że śmiertelny ma jedno krótkie życie, aby doświadczyć żalu, 
-  kontynuował  ksiądz,  -  to  wampiry  mogą  żyć  o  wiele  dłużej  i  męczyć  się 
większą ilością żalu i poczucia winy. Niektórzy z was uważają, że dostali złoty 
medal w byciu niegodnym i że nie ma nadziei dla ich duszy. Boicie się, ze Bóg 
wam  nigdy  nie  wybaczy.  A  ze  względu  na  potępianie  samych  siebie,  nie 
jesteście w stanie wybaczyć wam samym.

 

Toni  przycisnęła  rękę  do  ust.  Ian  zobaczył,  że  jej  powieki  były  zaciśnięte.  Co 
było  nie  tak?  Miał  nadzieję,  że  nie  zamierza  płakać.  Nie  mógł  znieść  widoku 
płaczącej kobiety. 

 

- Znacie swoje grzechy przeszłości, swoje błędy. - powiedział Ojciec Andrew. - 
Ale wiedzcie również to – nadal jesteście dziećmi Boga, a ona was miłuje.

 

Cichy skowyt, który wydobył się z Toni, brzmiał jak stłumione biadolenie.

 

-  Nie  wierzcie,  że  nie  jesteście  godni  miłości,  ponieważ  Bóg  was  kocha.  I  nie 
pozwólcie,  aby  grzechy  przeszłości  was  dręczyły.  Jeśli  Ojciec  może  ci 
przebaczyć, to dlaczego ty nie możesz przebaczyć sam sobie.

 

Toni zerwała się i wybiegła przez tylne drzwi.

 

Ian  gapił  się  na  zamknięte  drzwi.  Cholera  jasna.  Dlaczego  była  taka 
nieszczęśliwa?  Widział  jej  akta.  Miała  tylko  dwadzieścia  cztery  lata.  Jej 
najgorszym  przestępstwem  był  przeklęty  mandat.  Była  aniołem  w  porównaniu 
do cholernych wampirów w tym pokoju, z nim włącznie.

 

Ojciec  Andrew  mówił  dalej  i  nie  wyglądało,  aby  zamierzał  kończyć  w 
najbliższym czasie. A Toni była gdzieś tam i płakała. 

 

background image

Wymknął się przez drzwi a następnie powędrował za dźwiękiem jej szlochania. 
Siedziała w pokoju z żywnością z twarzą ukrytą w dłoniach.

 

- Toni, wszystko w porządku? - Głupie pytanie, zbeształ się. Kobieta płakała. 

 

Usiadła i otarła swoją twarz. - Jestem cała.

 

- Co się stało? Ksiądz cię zmartwił?

 

-  Jestem  pewna,  że  chciał  dobrze.  -  Wstała  i  powęrowała  w  stronę  stołu  z 
jedzeniem dla śmiertelników. - Jestem pewna, ze miał rację z tym wszystkim o 
przebaczeniu, ale…

 

Ian podszedł do niej. - Ale co?

 

- Ja…Ja nigdy nie byłam w stanie sobie wybaczyć.

 

- Kobieto, co ty mogłaś zrobić? Jesteś taka młoda i…niewinna.

 

Odwróciła się do niego, a on skrzywił się na widok jej zapłakanych policzków. - 
Ja…pozwoliłam mojej babci umrzeć.

 

Nie spodziewał się tego. - To musiał być wypadek.

 

- Nie chciałam aby to się stało. - Łzy spływały po jej twarzy. 

 

Nie mógł tego znieść, więc wciągnął ją w ramiona i pogłaskał po plecach. - Co 
się stało?

 

- Byłam w szkole średniej, a wtedy zdrowie mojej babci nie miało się najlepiej. 
Nauczyłam się pracować. Przyzwyczaiłam się sama rano wstawać, robić lunch i 
łapać autobus. Zawsze przytulałam babcię przed odjazdem.

 

Ian zrozumiał, że toni nauczyła się być silna i niezależna w młodym wieku.

 

- Pewnej nocy babcia miała problemy ze snem. Mogłam ją z łatowścią usłyszeć. 
Pewnego  ranka,  kiedy  przyszłam  się  pożegnać,  ona  tak  smacznie  spała.  Nie 
chciałam jej budzić, więc poszłam do szkoły. Ale kiedy wróciłam do domu po 
południu,  ona  nadal  tam  była.  -  Toni  cofnęła  się  i  chwyciła  serwetkę  ze  stołu, 
aby wytrzeć twarz i nadchodzące już nowe łzy. - Umarła, kiedy mnie nie było.

 

- Kochanie, ona zmarła w sposób naturalny. To nie była twoja wina.

 

-  Ale  wiedziałam,  że  źle  się  czuła  poprzedniej  nocy.  Wciąż  myślę  nad  tym  co 
powinnam  wtedy  zrobić  inaczej.  Jeśli  zadzwoniłabym  tego  ranka  pod  911  ona 
może  nadal  by  żyła.  Nawet  moja  matka  powiedziała  mi,  że  źle  wykonałam 
robotę, jeśli tak się nią opiekowałam. Nie pozwoliła mi mieszkać z nimi po tym 
jak babcia umarła. Wysłała mnie do szkoły z internatem.

 

background image

Ian  skrzywił  się.  -  Nie  chciałbym  cię  urazić,  ale  twoja  matka  jest  przeklętym 
osłem.

 

Toni zamrugała.

 

Najwyraźniej  jego  zdanie  ją  zaskoczyło.  -  Możesz  mi  wierzyć.  Jestem  w 
pewnym  sensie  ekspertem  jeśli  chodzi  o  mamy.  Miałam  piętnaście  lat,  kiedy 
zostałem  przemieniony.  Myślałem,  że  mogę  wrócić  do  domu,  ale  moja  matka 
mnie nie przyjęła.

 

Zaczerwienione oczy Toni rozszerzyły się. - Dlaczego?

 

-  Och,  jak  to  ujęła?  Byłem  przerażającą  kreaturą  z  piekła  rodem.  Bała  się,  że 
jestem spragniony i mógłbym zabić moich młodszych braci i siostry.

 

- To śmieszne! Każdy kto cię zna, wie, że nie mógłbyś skrzywdzić nikogo, kogo 
kochasz.

 

Jej  oświadczenie  wypełniło  jego  serce.  Sposób  w  jaki  gniew  z  oburzenia 
zapłonął  w  jej  oczach,  sprawił  że  pomyślał,  iż  nigdy  wcześniej  nie  widział 
kobiety  tak  pięknej.  -  Doceniam  twoją  wiarę  we  mnie.  -  Przybliżył  się.  -  Czy 
teraz już wszystko w porządku?

 

Wydmuchała  nos  w  chusteczki.  -  Tak  myślę.  Jest  mi  naprawdę  przykro  z  tego 
powodu.  Ostatnio  byłam  już  emocjonalnym  wrakiem,  a  ty  widziałeś  mnie  w 
najgorszym momencie.

 

- Nay, myślę, że w najlepszym.

 

Posłała mu wątpliwe spojrzenie. - Z moimi załzawionymi oczami i czerwonym 
nosem?

 

Chciał ją pocałować w te mokre oczy i czerwony nosek.

 

- Właściwie, to odnosiłem się do twojego współczującego serca.

 

Parsknęła.  -  Nie  czyję  się  zbyt  litościwa.  Właśnie  myślałam,  że  twoja  matka 
była przeklętym osłem.

 

Zaśmiał się. - Przynajmniej oboje przeżyliśmy.

 

-  Wiesz,  kiedy  pierwszy  raz  cię  spotkałam,  myślałam,  że  jesteś  zupełnie  inny. 
Ż

ywa,  martwy.  -  Wskazała  gestem  na  siebie  a  następnie  na  niego.  - 

Nowoczesna, staroświecki. Inteligentna, nie zbyt mądry.

 

- Słucham?!

 

Uśmiechnęła  się.  -  Żartuję.  Ale  myliłam  się.  Tak  naprawdę  mamy  wiele 
wspólnego.

 

background image

- Masz na myśli nasze bezlitosne matki?

 

- Więcej niż to. Mamy te same obawy i lęki. To, że nie jesteśmy godni. To, ze 
zawiedliśmy kogoś, kogo kochamy. - Jej twarz ponownie pokryła się smutkiem. 

 

Dotknął  jej  twarzy  i  pogładził  kciukiem  wilgotny  policzek.  -  Masz  więcej 
głębokich, mrocznych sekretów do opowiedzenia mi?

 

- Obawiam się, że tak.

 

- Ah, jesteś taka głęboka.

 

- I ciemna. - uśmiechnęła się. - Dziękuję. Teraz czuję się o wiele lepiej.

 

- Powiesz mi teraz swoje pełne imię i nazwisko?

 

Skrzywiła się. - Jest ono zbyt mroczne.

 

-  Kobieto,  nie  może  być  takie  złe.  -  Dotknął  jej  drugiego  policzka,  tak,  że  jej 
twarz była ułożona w jego dłoniach. Mógł usłyszeć jej bicie serca. Przysunął się. 

 

Nie cofnęła się. 

 

Pociągnął  kciukiem  wzdłóż  jej  szczęki.  Jej  usta  lekko  otworzyły  się,  po  czym 
oblizała  wargi.  Ach,  chciał  to  poczuć.  Wsunął  kciuk  na  jej  dolną  wargę  sunąc 
nim po wilgotnej powierzchni. Wzięła ostry wdech.

 

- Twoje oczy są znowu czerone. - szepnęła.

 

- Wiem. - Przysunął się bliżej, tak że jego klatka piersiowa muskała jej.

 

Jej wzrok powędrował do jego ust. Serwetka wyślizgnęła się z jej dłoni i spadła 
na podłogę. Powoli podniosła dłoń, a nastpnie dotknęła dołeczka w jego brodzie. 

 

To  był  prosty  ruch,  ale  zinterpretował  to  jako  zgodę.  Tak  jakby  nacisnęła 
przycisk  z  napisem  tak  i  tylko  to  miało  znaczenie.  Do  diabła  z  zasadami,  do 
diabła z rozsądkiem.

 

Trzymał jej twarz i pocałowal ją lekko raz, dwa. Pochyliła się ku niemu i jego 
pożądanie  dało  upust  dzikiemu,  pożerającemu  pocałunkowi.  Przyciągnął  ją 
bliżej,  nogi  zjechały  z  gruntu.    Owinęła  ramiona  wokół  jego  szyi  i  oddała  mu 
pocałunek.

 

Głód,  który  przechowywał  nocami  został  uwolniony.  Nie  mógł  nasycić  się  jej 
smakiem.  Jej  usta,  jej  język.  Badał  i  przygryzał  jej  wargi.  Była  słodka,  drżała; 
ś

ciskała  go  mocno.  A  on  chciał  więcej.  To  było  tak,  jakby  pragnął  jej  od 

wieków. 

 

background image

Całował  ją  po  szyi,  a  następnie  lekko  łaskotał  językiem  w  drodze  do  jej  ucha. 
Wzdrygnęła się.

 

- Toni. - wyszeptał, po czym wziął jej płatek ucha w usta.

 

Jęknęła i pobiegła palcami przez jego włosy. - Ian.

 

Pogładził rękoma w dół jej pleców, następnie złapał jej pośladki i lekko ścisnął. 
Wracał do jej ust po więcej pocałunków, kiedy usłyszał kogoś odchrząknięcie.

 

Zamarł.  Zamarł  z  rękoma  mocno  osadzonymi  na  pośladkach  Toni.  Nie  za 
dobrze. Spojrzał przez ramię. Connor stał w drzwiach. Odwrócił twarz, ale jego 
szczęka była jak przesunięcie zębami po ziemi. 

 

Ian  puścił  Toni  i  cofnął  się.  Spojrzała  na  niego,  potem  na  Connora  i  szeroko 
otworzyła oczy.

 

Ian odchrząknął. - To była moja wina. Biorę za to pełną odpowiedzialność.

 

- Nie. - Toni szepnęła i potrząsnęła głową. 

 

-  Muszę  z  tobą  zamienić  słówko  na  osobności,  Ian.  -  Connor  odwrócił  się  i 
ruszył przez korytarz.

 

Próbował posłać Toni uspokajający uśmiech. - Zaraz wracam.

 

Nie wyglądała na zbyt uspokojoną. Wybiegł na korytarz, aby dogonić Connora.

 

W  połowie  drogi  do  przedpokoju,  Connor  otworzył  drzwi  do  Sali 
konferencyjnej. - To zrobimy.

 

Ian  spojrzał  do  tyłu.  Ludzie  wychodzili  z  kaplicy  i  zmierzali  do  pokoju    z 
jedzeniem. Miał nadzieję, że z Toni będzie wszystko w porządku.

 

-  Zamknij  za  sobą  drzwi.  -  Powiedział  cicho  Connor,  kiedy  ruszył  na  koniec 
długiego, konferencyjnego stołu. 

 

Ian wykonał rozkaz. - Proszę cię, abyś nie udzielał nagany Toni. Ja wszcząłęm 
ten…incydent i wezmę za to pełną odpowiedzialność.

 

-  Jak  szlachetnie.  Nie  spodziewałem  się  niczego  innego  po  tobie.  -  Connor 
zatrzymał się na końcu stołu i oparł ręce na oparciu krzesła. - Ale nie urodziłem 
się wczoraj. To było dość oczywiste, że nie była do tego zmuszana.

 

Strzał emocji przeszedł przez Iana i stłumił uśmiech. To prawda – pragnęła tego. 
Więcej niż pragnęła. Oddała mu pocałunek. Jęczała z przyjemności. Chciała go. 
A on chciał krzyczeć z radości.

 

background image

-  Umyślnie  złamała  przepisy.  -  Connor  potarł  czoło.  -  Nie  mam  żadnego 
wyboru, muszę ją zwolnić.

 

- Nie! - Ian podszedł do niego. - Płakała, kiedy ją znalazłem. Była verra smutna 
i wykorzystałem to.

 

-  Ian.  -  Connor  spojrzał  na  niego  surowo.  -  Co  się  z  tobą  ostatnio  dzieje? 
Wróciłeś mniej niż tydzień temu i masz tłum kobiet polujących na ciebie. Setki 
telefonów i e-maili. Dziewczyny koczują na chodniku. Słyszałem, że umówiłeś 
się z pięćdziesięcioma kobietami w jedną noc, a potem był ten wywiad.

 

- To wyszło trochę spod kontroli, ale…

 

- Więcej niż trochę! - Wzrok Connora płonął gniewem. - Nie wystarczą ci setki 
kobiet  rzucających  się  na  ciebie?  Dlaczego  miałbyś  uwieść  jedyną  kobietę, 
której nie możesz mieć? Czy to dlatego, że jest zakazanym owocem?

 

-  Nay.  Strzegłem  haremu  Romana  przez  pięćdziesiąt  lat.  Nigdy  nie  złamałem 
reguły w stosunku do żadnej z nich. Toni jest…inna. Wyjątkowa.

 

- Bezrobotna. - dodał ironicznie Connor.

 

- Nie możesz jej zwolnić. Porezbujemy jej.

 

-  Cholera,  Ian.  -  Connor  wbił  pięść  w  oparcie  krzesła.  -  Jak  możesz  ode  mnie 
oczekiwać, że będę łamał zasady?

 

Ian wziął głęboki oddech. Musiał szybko coś wymyślić, albo Connor usunie jej 
pamięć jeszcze dziś wieczorem. - A co jeśli Malkontenci już wiedzą, że dla nas 
pracuje?  Jeśli  zwolnimy  ją  i  wymażemy  jej  pamięć  to  będzie  całkowicie 
bezbronna wobec ataku.

 

Connor zmarszczył brwi. - Podałeś dobry powód, ale opiera się on na założeniu.

 

- Nie możemy bawić się jej życiem. Wykonuje dla nas znakomitą robotę i może 
nadal to robić. Nie koliduję z jej obowiązkami.

 

Connor  cofnął  się  w  głębokim  zamyśleniu.  -  Zatrudniłem  ją  na  okres  próbny 
dwóch tygodni. Mogę pozwolić pracować jej przez ten czas, dopóki nie podejmę 
ostatecznej decyzji. - Spojrzał na Iana. - Możesz utrzymać ręce z daleka od niej 
przez kolejny tydzień?

 

Nie  był  pewien  co  do  trzydziestu  minut  a  co  dopiero  mówić  o  tygodniu.  - 
Postaram się.

 

- Postarasz? Nie słyszałeś o umiarze, facet?

 

Ian  zacisnął  zęby.  Im  dłużej  wmawiał  sobie,  że  nie  może  mieć  Toni,  tym 
bardziej jej podążał. 

 

background image

Connor westchnął. - Odwlekę moją decyzję przez kolejny tydzień. - Ruszył do 
drzwi. - Tymczasem, jeśli troszczysz się o kobietę, to zostawisz ją do cholery w 
spokoju.

 

- Ja się o nią torszczę, ale…czy ty nie rozumiesz jak się czuję? nigdy nie czułeś 
zapalczywości lub…tęsknoty?

 

Smutne spojrzenie przeszło przez twarz Connora. - Tak, to jest okrutne. Szaleje 
jak pożar, a pozostawia nam nic więcej jak popiół. - Opuścił pokój.

 

Co  się  stało  z  Connorem,  że  zrobił  się  takim  pesymistą?  Ian  wiedział,  że 
związek  między  śmiertelnikiem  a  wampirem  rzadko  wychodzi.  Ostatecznie 
zrywają  ze  sobą,  lub  śmiertelnik  zgadza  się  na przemianę.  Shanna  zgodziła  się 
zostać  wampirzycą  w  przyszłości.  Czy  naprawdę  chciał  angażować  Toni  w 
związek, w którym będzie musiał wyssać ją do sucha, aż umrze, aby potem móc 
ją zmienić? 

 

Connor miał rację. Jeśli mu na niej zależy to ją zostawi w spokoju. Pozwoli jej 
odnaleźć  miłość  w  kimś  z  własnego  gatunku.  I  będzie  szukał  prawdziwej 
miłości pośród wampirzyc.

 

 

- Co się stało? - zapytała Shanna. 

 

Toni westchnęła. Wiedziała, że wygląda jak śmieć. Jak u licha Ian mógł uznać ją 
za  atrakcyjną?  Wypełniła  talerz  kostkami  sera,  pałeczkami  marchewek  i 
brokułów,  a  co  do  cholery  będzie  sobie  odmawiać,  oraz  ciasteczkami  z 
czekolady. - Odtwarzam rolę Rudolfa czerwononosego.

 

Shanna podała jej filiżankę ponczu. - Jesteś niezadowolona z pracy tutaj?

 

- Nie - Ugryzła ciasteczko.

 

Sala wspólnoty wypełniała się szybko ludźmi z kościoła. Toni nienawidziła, jak 
wszyscy  patrzyli  na  jej  podpuchnięte,  czerwone  oczy,  ale  nie  chciała  jeszcze 
wybiec. Wciąż musiała pogadać z Ianem. - Mam bliską przyjaciółkę, która jest 
w szpitalu. Właśnie wróciła z odwiedzin u niej i byłam tam taka uśmiechnięta, a 
teraz …

 

- Teraz stres dopadł i ciebie. - zaobserwowała Shanna. - Tak mi przykro. - Jeśli 
potrzebujesz trochę wolnego, jestem pewna, że możemy to załatwić.

 

-  Jesteś  bardzo  miła.  -  Niestety  niedługo  mogła  mieć  bardzo  dużo  wolnego 
czasu.  Connor  prawdopodobnie  miał  zamiar  ją  zwolnić.  Zwolnić  za  to,  że 
pocałowała  wampira.  Kto  wiedział,  że  jej  życie  może  być  tak  ryzykowne?  Ale 
wiedziała, że to wbrew zasadom. 

 

background image

Czy zrobiłaby to ponownie? W mgnieniu oka.

 

To  był  najbardziej  fenomenalny  pocałunek  w  jej  życiu.  Nie  jeden  z  tych 
poprzednich,  podczas  których  przez  cały  czas  zastanawiała  się,  czy  robi  to 
prawidłowo,  lub  pragnęła  jedynie,  aby  facet  umiał  to  robić.  Tutaj  w  ogóle  nie 
było  żadnego  zastanawiania  się.  To  był  rodzaj  pocałunku  o  którym  zawsze 
marzyła.

 

A Ian był romantycznym bohaterem, którego zawsze pragnęła. Silny, ale słodki i 
wrażliwy. Z uroczą mieszaniną dumy i niepewności. wystarczająca odwaga aby 
ją  pocałować  i  ponieść  konsekwencje.  Ekscytujący,  szlachetny,  mądry, 
seksowny – doskonały w każdym calu. Z wyjątkiem jednego. Był wampirem.

 

- Shanna, czy mogę zadać ci osobistę pytanie?

 

- Jasne.

 

- Zastanawiałam się jak…cóż, czy trudno jest być w związku z wampirem?

 

- Ach. - Shanna popiła trochę ponczu. - Przypuszczam, że to zależy od wampira. 
Miałam szczęście z Romanem. - Rozejrzała się po pokoju i toni mogła od razu 
powiedzieć, kiedy wypatrzyła męża. Jej oczy złagodniały.

 

Roman  musiał  poczuć  jej  wzrok,  lub  usłyszeć  swoje  imię,  bo  odwrócił  się  od 
rozmowy z Ojcem Andrew i uśmiechnął się do niej. 

 

- Jest miłością mojego życia. - szepnęła Shanna. - Constantine również. Jestem 
nimi całkowicie zauroczona.

 

- Ale jak znosisz różne godziny?

 

- Tino i ja trzymamy się późnych godzin nocnych. Nie śpimy do pierwszej lub 
do  rana,  więc  możemy  spędzać  czas  razem  z  Romanem.  Potem  zasypiamy 
późnym  rankiem.  Mam  wizyty  dentystyczne  od  trzeciej  po  południu  do 
dziewiątej  wieczorem,  więc  widzę  zarówno  śmiertelników  jak  i  wampiry.  To 
spore  wyzwanie,  pogodzić  karierę  i  rodzinę,  ale  w  ten  sposób  robią  wszystkie 
kobiety, więc nie sądzę, aby moja sytuacja była aż tak dziwna.

 

- Rozumiem o co ci chodzi. - Toni włożyła kawałek brokułów do ust.

 

- Więc którym wampirkiem jesteś zainteresowana?

 

Prawie się zakrztusiła. Do jej oczu napłynęły łzy i łyknęła trochę ponczu. - Nie 
powiedziałam tego.

 

Shanna uśmiechnęła się. - Nieważne. Myślę, że wiem kto to.

 

background image

-  To  było  pytanie  czysto  hipotetyczne.  -  podkreśliła  Toni.  -  Zastanawiałam  się 
tylko  jak  to  może  działać  u  śmiertelnika  i  wampira,  a  oczywiście  ty  i  roman 
radzicie sobie świetnie, więc zapytałam. To wszystko.

 

- Acha.’’ Shanna puściła jej oczko. - Cóż, hipotetycznie rzecz biorąc, myślę, że 
jest on świetnym facetem i będziesz szalona odrzucając go.

 

Toni zastanawiała się, czy odnosiła się do Iana, ale nie miała odwagi zapytać. - 
Nie  chcę  być  pesymistką,  ale  po  prostu  nie  rozumiem,  jak  może  coś  takiego 
trwać, nie kiedy śmiertelny starzeje się, a wampir pozostaje młody.

 

Shanna skinęła głową. - To była ciężka decyzja i nie było mi ją łatwo podjąć. - 
Potarła ręką nad wybrzuszeniem gdzie rosło jej drugie dziecko. - Zdecydowałam 
się w końcu na przemianę, ale chcę poczekać, aż dzieci trochę podrosną.

 

Toni wzięła oddech. - Staniesz się jedną z nich?

 

Oczy  Shanny  migotały  z  radości.  -  Och,  przerażające!  Wiesz,  że  oni  nie  są 
potworami.  Zdaję  sobie  sprawę,  że  to  może  zająć  trochę  czasu  zanim  to 
zrozumiesz.  Mi  też  to  trochę  zajęło.  Cóż,  jedynie  tydzień.  -  Roześmiała  się.  - 
Zakochałam się w Romanie tak szybko.

 

Toni  mogła  się  o  tego  odnieść.  W  Ianie  było  coś  takiego  szczególnego. 
Intrygował  ją  od  początku.  I  mogła  dostrzec  w  nim  swoje  odbicie.  Gdyby 
występował co rano z czterema postanowieniami, to byłby identyczny jak ona.

 

-  Czuję  się  taka  szczęśliwa  mogąc  być  częścią  ich  świata.  -  kontynuowała 
Shanna. - Mam najlepszego męża i najpiękniejszego, małego chłopczyka…

 

- Nie ma go! - Wiadomość doszła z przedpokoju wraz z dźwiękiem biegnięcia. 
Radinka zatrzymała się przy drzwiach łapiąc powietrze. - Tino! Nie ma go!

 

Roman podszedł do niej. - Nie ma go w pokoiku?

 

-  O  mój  Boże.  -  Shanna  rozlała  poncz,  kiedy  upuściła  kubek.  Podeszła  do 
Radinki. - Co się stało?

 

- Nie wiem. Odwróciłam się na sekundę do niego plecami. Nie…

 

-  Dougal,  Phineas  lećcie  sprawdzić.  -  Roman  zaczął  rozporządzać,  ale  dwójka 
strażników już zniknęła za drzwiami.

 

-  Wezmę  wschodnie  skrzydło.  Ty  przejmij  zachodnie.  -  Dougal  krzyknął  do 
Phineasa. 

 

- Powiedzcie Connorowi! - Roman krzyknął za nimi. - I Howardowi!

 

Wszystkie  inne  wampiry  i  Ojciec  Andrew  wypadli  z  sali  na  pomoc 
poszukiwaniom. 

 

background image

- O  mój Boże. - Shanna chwyciła rękę Romana. - Co jeśli został porwany? Co 
jeśli Malkontenci…

 

Ś

cisnął jej ramię. - Nie będziemy jeszcze panikować. Mógł jedynie lewitować i 

wspiąć się na drzwi.

 

- Powtarzałam mu milion razy aby tego nie robił. - powiedziała Shanna.

 

- Od teraz postawię w pokoiku strażnika. - powiedział Roman cicho. - Sprawdzę 
parking.

 

Shanna zbladła. - Nie idź sam. To może być pułapka.

 

Roman  poleciał  przez  korytarz  krzycząc  za  Connorem.  Shanna  i  Radinka 
kroczyły przez hol wołając Constantina.

 

Fala  paniki  zamroziła  Toni.  Czy  Malkontenci  mogli  porwać  dziecko?  Jeśli 
teleportowali się z Tino, to jak Roman mógł kiedykolwiek go znaleźć? Chciała 
móc  zrobić  coś  aby  pomóc,  ale  nie  wiedziała  co.  Poraz  pierwszy  naparwdę 
chciała być wampirem aby móc szybciej się poruszać i lepiej walczyć. 

 

Podeszła do przodu i stanęła na czymś. To była serwetka, którą upuściła przed 
pocałunkiem z Ianem. Pochyliła się aby ją podnieść i  zauważyła coś dziwnego. 
Obrus został przeniesiony.

 

Kiedy  wołanie  Constantina  niewyraźnie  wzrastało  w  oddali,  Toni  usłyszała 
cichy  odgłos  płaczu.  Zakręciła  się  na  tył  stołu  i  upadła  na  kolana.  Podniosła 
dolną krawędź obrusu.

 

Constantine  dyszał.  Tulił  swoje  kolana  do  piersi,  a  jego  różowe  policzki  były 
mokre od łez.

 

- Tino. - szepnęła. - Jak się tu dostałeś?

 

- Nie wiem. - Zawodził i zakrył twarz. - Mama będzie na mnie zła.

 

- Kochanie, nie. - Toni wyciągnęła go spod stołu i przytuliła. - Oni są po prostu 
wystraszeni. Musimy im powiedzieć, że jesteś cały.

 

-  Nie!  -  Tino  chwycił  ją  za  ramiona.  -  Mama  powiedziała  mi,  abym  nie 
opuszczał pokoiku. Będzie na mnie zła.

 

-  Ona  tylko  brzmiała  na  zdenerwowaną,  ponieważ  była  przestraszona.  Uwierz 
mi będzie zachwycona wiadomością, że jesteś cały.

 

Pociągnął noskiem. ‘’Nie będzie wściekła?

 

background image

-  Nie  skarbie.  Oni  kochają  cię  bardzo  mocno.  -  Toni  wstała  nadal  trzymając 
chłopczyka  w  ramionach,  a  nastepnie  skierowała  się  na  korytarz.  -  Jest  tutaj! 
Tino jest cały!

 

Wampiry  musiały  usłyszeć  ją  jako  pierwsze,  bo  Dougal  i  Phineas  pojawili  się 
zaraz przy niej. Connor, Ian i Roman stanęli kilka sekund później.

 

- Tatusiu! - Tino sięgnął do Romana który złapał go i mocno uścisnął.

 

Inne  wampiry  powróciły  z  Howardem  Barrem  i  Ojcem  Andrew  dlaeko  w  tyle. 
Pojawiły się okrzyki zachwytu i klepanie po plecach.

 

- Znalazłaś go? - Roman zapytał Toni. - Nie mogę ci bardziej dziękować.

 

- Brawo Toni! - Phineas dał jej piątkę.

 

- Dobra robota. - Connor skinął ku niej.

 

Poczuła jak jej twarz czerwienieje. Czy miał zamiar teraz ją rozgrzać? Spojrzała 
na Iana. Pożądanie migotało w jego oczach po czym obrócił się.

 

- Constantine! - Shanna podbiegła do nich, a następnie dysząca Radinka.

 

Roman  pojawił  się  przy  nich  szybko  i  Shanna  rzuciła  się  na  męża  ściskając 
pomiędzy nimi synka. 

 

- Dzięki Bogu. - Shanna przytuliła go mocno.

 

-  Tak  się  bałam.  -  Oczy  Radinki  były  pełne  łez.  -  Nigdy  bym  sobie  nie 
wybaczyła, gdyby coś ci się stało. - Dotknęła policzka chłopca.

 

Wszyscy powrócili do miejsca gdzie zbierał się tłum. 

 

- Kto go znalazł? - zapytała Shanna. - Gdzie był?

 

-  Toni.’’  odpowiedziało  na  raz  kilka  wampirów,  podczas  gdy  się  do  niej 
uśmiechali.  Jej  serce  wypełniło  się  ciepłem.  Po  raz  pierwszy  w  życiu  poczuła 
jakby należała do całej rodziny.

 

- Och, dziękuję. - Shanna przytuliła ją.

 

- Bał się, że będziesz na niego zła. - szepnęła Toni - Znalazłam go ukrytego pod 
stołem.’’ Skinęła głową w kierunku sali zgromadzeń.

 

- O mój Boże.’’ Shanna zwróciła się w stronę synka. - Jak się tam dostałeś, że 
nikt cię nie widział?

 

- Nie wiem. Mogę dostać ciasteczko?

 

background image

-  Tino.  -  Roman  powiedział  cicho.  -  Powiedziałeś,  że  nie  wyjdziesz  z  pokoiku 
sam.

 

- Ja nie chciałem. - Constantine wytarł nos. - Myślałem tylko o tobie i mamie i 
jak bardzo chciałbym z wami być. potem było tak ciemno, że nic nie widziałem. 
Potem  byłem  za  stołem  i  upadłem  bo  dostałem  zawrotów  głowy.  Następnie 
usłyszałem jak wszyscy krzyczeli i pomyślałem, że jesteście na mnie źli.

 

- O mój Boże. - Shanna przycisnęła rękę do ust. 

 

-  Wszystko  stało  się  czarne?  -  Roman  zapytał  syna.  -  Byłeś  w  pokoiku  a 
następnie nagle pojawiłeś się tu?

 

Kiedy Constantine skinął głową wszyscy wymienili zdziwione spojrzenia.

 

-  Tino,  teleportowałeś  się.  -  Roman  spojrzał  na  wszystkich  i  uśmichnął  się.  - 
Mój syn umie się teleportować!

 

Wampiry zawiwatowały. Toni opadła szczęka. 

 

Shanna złapała powietrze z bladą twarzą. - O Boże, to straszne.

 

- Jesteś na mnie zła, mamusiu?

 

-  Nie,  nie.  -  Przytuliła  go,  a  następnie  posłała  mężowi  znaczące  spojrzenie.  - 
Możesz nauczyć go aby to kontrolował?

 

- Tak. - zapewnił ją Roman. - Wszystko będzie dobrze.

 

-  Chodź.  -  Radinka  przeprowadziła  Shannę  do  sali  zgromadzeń.  -  Sądzę,  że 
lepiej będzie jeśli usiądziesz.

 

Shanna skrzywiła się. - Maluch, który może znikać kiedy tylko zechce?

 

Każdy  znajdował  się  w  sali  wspólnoty  i  Roman  usadowił  synka  obok  Shanny. 
Powrócił  kilka  sekund  później  z  talerzami  pełnymi  jedzenia  dla  obu  z  nich. 
Constantine szczęśliwie zabrał się za ciasteczka. 

 

Radinka rozejrzała się wkoło. - Gdzie jest Gregori?

 

- Nie widziałam go. - odpowiedziała Toni.

 

Radinka oburzyła się. - To łobuziak. powiedział mi, że przyjdzie do kościoła. - 
Pomaszerowała do stołu dla śmiertelnych aby zastawić talerz jedzeniem.

 

Toni skierowała się do Iana. - Czy nadal jestem zatrudniona?

 

Spojrzał w kierunku Connora, który był zajęty składaniem gratulacji Romanowi. 
Aye, jak na razie. Ostateczna decyzja zostanie podjęta w ciągu tygodnia.

 

background image

Toni  westchnęła  z  ulgą.  Tydzień  wystarczy  dla  nich,  aby  uratować  Sanrinę. 
Potem  będzie  nawet  lepiej  jeśli  straci  pracę.  Wciąż  jednak  bała  się  utraty 
pamięci.  Carlos  mógł  przypomnieć  jej  fakty,  ale  nie  mógł  powiedzieć  jak  się 
czuła,  kiedy  mieszkała  z  wampirami.  Zapomni  jak  cudownie  czuła  się  będąc 
częścią ich rodziny. I zapomni wszystko związane z Ianem.

 

- Jeśli stracę pracę, to będę jeszcze mogła jakoś z tym faktem żyć. Ale nie chcę 
aby wykasowano mi pamięć.

 

Ian zmarszczył brwi w stronę swoich butów. - Zrobię dla Ciebie co tylko będę 
mógł. Ale byłoby lepiej dla nas nie zostawać sam na sam.

 

Toni przełknęła ślinę. Wycofywał się. Robił to aby uratować jej pracę? Czy też 
pocałunek nie oznaczał dla niego zbyt wiele? Mogła przysiąc, że było pomiędzy 
nimi mnóstwo pasji. - Wciąż muszę z tobą porozmawiać.

 

Spojrzał  na  Connora.  -  To  nie  jest  dobry  moment.  Ja…obiecałem  Vandzie,  że 
wpadnę dziś wieczorem do klubu.

 

Zacisnęła  zęby.  -  Nadal  szukasz  idealnej  wampirzycy,  która  będzie  dzielić  z 
tobą wieczność?

 

Zaklął pod nosem. - Nigdy cię nie okłamywałem Toni. Od początku mówiłem, 
ż

e chcę wampirzycy.

 

- Jasne. Ponieważ one są lepsze.

 

- Lepiej do mnie pasują. - poprawił ją Ian.

 

-  Dobra.  Ale  wciąż  potrzebuję  pomocy  z  czymś  naprawdę  ważnym.  Kiedy 
znajdziesz  kilka  luk  w  swoim  napiętym  harmonogramie  daj  mi  znać. 
Wymaszerowała  z  pokoju  zanim  poddała  się  chęci  spoliczkowania  jego 
przystojnej twarzy.

 

 

Tłumaczenie by Kattyg 

 

 

background image

Nazwa pliku: 

All I Want for Christmas is a Vampire rozdział 15 PL 

Katalog: 

C:\Documents and Settings\Komputer\Moje dokumenty 

Szablon: 

C:\Documents and Settings\Komputer\Dane 

aplikacji\Microsoft\Szablony\Normal.dotm 

Tytuł: 

 

Temat: 

 

Autor: 

Komputer 

Słowa kluczowe: 

 

Komentarze: 

 

Data utworzenia: 

2010-10-17 15:24:00 

Numer edycji: 

Ostatnio zapisany: 

2010-10-17 15:24:00 

Ostatnio zapisany przez: 

Komputer 

Całkowity czas edycji:  4 minut 
Ostatnio drukowany: 

2010-10-17 15:24:00 

Po ostatnim całkowitym wydruku 
 

Liczba stron: 

14 

 

Liczba wyrazów: 

3 656 (około) 

 

Liczba znaków: 

21 939 (około)