background image

A

LL 

I

 

W

ANT FOR 

C

HRISTMAS IS A 

V

AMPIRE

 

 

 

12.

 

- Czy istnieje na to punkt karny? - Toni maszerowała wzdłóż po śniegu, badając 
dziesięciometrowy  ceglany  mur.  Carlos  domagał  się,  aby  skontrolowali 
zewnętrzną część Cienistych Dębów zanim wejdą do holu. Parking dla gości był 
z przodu, dla pracowników na wschodzie, a wejście dla służby kontrolnej z tyłu. 
Teraz  byli  na  stronie  zachodniej,  przemierzając  obszar,  chwalący  się  sporą 
ilością cienistych dębów.

 

Zdała sobie sprawę, że jej pytanie pozostało bez odpowiedzi więc odwróciła się 
na konfrontację z Carlosem.

 

Nie było go.

 

- Carlos? - Kręciła się dookoła, a torebka zsunęła się z ramienia. - Carlos, gdzie 
jesteś?

 

background image

- cśśśśśś, nie tak głośno.

 

Poszła za głosem i dostrzegła go wysoko na dębie, leżącego na grubym konarze, 
który rozciągał się nad murem. Dobry Boże, to musiało być z  pięć metrów nad 
ziemią. - Carlos, co robisz?

 

Złapała oddech, kiedy zeskoczył z drzewa i lekko wylądował na nogach. - Jak to 
zrobiłeś?

 

- Prawdziwe pytanie to dlaczego. - podszedł do niej. - Musiałem zobaczyć przez 
mur.  Jest  tam  wewnętrzny  dziedziniec.  Wszystkie  okoliczne  budynki  otwierają 
się  na  niego.  Myślę,  że  domy  z  numerami  są  oddziałami,  gdzie  przebywają 
pacjenci. Inne budynki wyglądają jak stołówka, sala gimnastyczna i kryty basen. 
To luksusowe miejsce.

 

- Możesz to wszystko powiedzieć z drzewa?

 

-  Tak,  i  nawet  lepiej,  bo  widziałem  kilku  pacjentów  kręcących  się  po  altance  i 
palących. Był z nimi jeden strażnik. - Poszedł w stronę frontowego parkingu.

 

- W czym to ma być pomocne? - Toni podciągnęła swoją torebkę z powrotem na 
ramię i poszła za nim. 

 

-  Wszystkie  informacje  są  pomocne.  Teraz  jako  pierwszy  zajdę  do  holu  i  go 
sprawdzę. Poczekaj tutaj poza zasięgiem kamer nadzorujących.

 

-  Ale…  -  Zatrzymała  się,  kiedy  automatyczne  drzwi  zamknęły  się  za  nim.  - 
Ś

wietnie. Będę tu po prostu czekać na mrozie.

 

Okrężny podjazd do wejścia był okrążony kamiennymi posągami i ośnieżonymi 
ż

ywopłotami  z  bukszpanu.  Widziała  wnętrze  holu  przez  duże  płyty  szklanych 

okien.  Wyglądało  na  ciepłe  i  przytulne  ze  skórzanymi  kanapami  i  fotelami. 
Carlos miał rację co do tego, ze Cieniste Dęby były luksusowym miejscem. 

 

Wyszedł, trzymając kartkę w ręku i spotykając się z nią poza zasięgiem kamer. 
Wepchał świstek do kieszeni skórzanego płaszcza.

 

- Co to było? - zapytała Toni.

 

- Podanie o pracę. A oto plan. Recepcjonistka jest za biurkiem w informacji. Po 
obu  stronach  holu  znajdują  się  dwoje  zamkniętych  drzwi,  prowadzących  na 
wschodnie i zachodnie skrzydło. Tylna ściana holu jest ze szkła z widokiem na 
dziedziniec. Są tam drzwi, ale siedzi przed nimi strażnik.

 

-  Więc  nie  ma  żadnego  sposobu  związanego  z  dziedzińcem?  -  Westchnęła.  - 
Chyba nie ma to znaczenia, skoro oddziały są zamknięte na klucz.

 

background image

-  Dziedziniec  jest  dostępny.  Zapomniałaś  o  dobrej  pozycji  na  zacienionym 
dębie.

 

Skrzywiła się. - Nie dam rady wdrapać się na drzewo.

 

- Nie będziesz musiała. Ja to zrobię i mam nadzieję, że odwrócę uwagę strażnika 
i  recepcjonistki  w  holu.  Wtedy  sprawdzisz  listę pacjentów,  którą  widziałem  na 
biurku. Kiedy znajdziesz Sabrinę, upewnij się, że masz numer ID. 

 

-  Dobra.  -  Toni  strzepnęła  błoto  i  śnieg  z  butów.  -  Nie  czuję  się  w  pełni 
komfortowo z tymi wszystkimi szpiegowskimi rzeczami. - I jakim cudem Carlos 
był w tym taki dobry? - Więc jak zamierzasz odwrócić ich uwagę?

 

Ponownie za późno. Carlosa już nie było. Pobiegł za róg kompleksu budynków 
kierując się bez wątpienia na jego ulubione drzewo.

 

-  Dobry  Boże.  -  Toni  maszerowała  w  miejscu  aby  ogrzać  stopy.  Da  mu  kilka 
minut  aby  rozpoczął  to  co  planował.  Wypuściła  powietrze  pozwalając  rozejść 
się  chmurze  chłodnych  oparów,  a  następnie  weszła  do  holu.  Czas  na  pokaz. 
Automatyczne  drzwi  zatrzasnęły  się  za  nią  i  recepcjonistka  oraz  strażnik 
spojrzeli na nią jednocześnie. 

 

Było już dawno po godzinach odwiedzin, więc była sama.

 

- W czym mogę pomóc? - zapytała recepcjonistka, studiując ją zza  okularów w 
czarnej oprawie. 

 

Toni  rozejrzała  się  szybko.  Mogła  ledwo  zobaczyć  dziedziniec  przez  okno. 
Altanka  była  słabo  oświetlona,  a  cienie  pacjentów  kręciły  się  w  około.  Ich 
papierosy  świciły  się  lekko  na  pomarańczowo,  za  każdym  razem  jak  się 
zaciągali. 

 

Recepcjonista odchrząknął.

 

- Ach, zastanawiałam się…- Toni podeszła do biurka z informacją i zauważyła 
listę pacjentów przyciśniętą przez łokieć recepcjonistki. - Jak ktoś może dostać 
się do tego szpitala. Mam koleżankę z poważnym problemem.

 

Recepcjonistka spojrzała na nią krzywo. - A co jest dokładnie problemem twojej 
przyjaciółki?

 

Toni zdała sobie sprawę, że kobieta myślała, że mówi o sobie, więc grała dalej. - 
Cóż,  ja…to  znaczy  moja  przyjaciółka  jest  uzależniona  od…seksu.  Mnóstwo 
seksu. Cały czas. Nie może przestać.

 

- Rozumiem. - Recepcjonistka zacisnęła wargi. ‘’Normalnie twój psycholog by 
cię tu skierował. Widziałaś się z nim, prawda? To znaczy, twoja koleżanka.

 

background image

Toni  uśmiechnęła  się  głupkowato.  -  Dobra  masz  mnie.  I  tak,  widziałam  się  z 
terapeutą, ale jego żona przyłapała mnie robiącą mu loda z tyłu jego Hummera, 
więc…

 

Recepcjonistka zdjęła okulary. - miałaś stosunki seksualne ze swoim terapeutą?

 

-  Jasne.  Śpię  ze  wszystkimi  swoimi  psychologami.  Doktorami,  nauczycielami, 
hudraulikami,  facetem  od  gołębi  na  dachu.  -  Gdzie  do  cholery  był  Carlos?  - 
Wiesz, to choroba.

 

Krzyki  nagle  wybuchły  z  dziedzińca  i  strażnik  zerwał  się  na  nogi  aby  wyjrzeć 
przez okno.

 

Recepcjonistka wstała. - Co się dzieje?

 

-  Nie  mogę  powiedzieć.  -  odpowiedział  strażnik  -  Pacjenci  biegają  po  całym 
placu.

 

Przerażenie  i  głośność  krzyków  wzrastały.  Co  do  cholery  robił  Carlos?  Toni 
odskoczyła, kiedy pacjent obił się o płaską nawierzchnię szyby.

 

- Pomocy! - krzyknął. - Wpuść mnie!

 

Strażnik wystuknał coś na klawiaturze aby otworzyć drzwi.

 

- Nie powinieneś wpuszczać ich do holu. - ostrzegła go recepcjonistka.

 

Kobieta rzuciła się na szybę. - Pomocy! To mnie zaatakowało!

 

Strażnik otworzył drzwi i dwóch pacjentów wpadło do środka.

 

-  Patrzcie  co  mi  zrobił!  -  Kobieta  pokazała  kurtkę.  Rękaw  był  rozpruty  tak,  że 
wypadał z niego surowiec. - To potwór! Czarny potwór ze świecącymi oczami!

 

- Doris, zabierz ich do kilniki. - strażnik rozkazał recepcjonistce. Wyjął zza pasa 
paralizator.  -  Nie  martwcie  się  ludzie.  Zajmę  się  tym…potworem.  -  Rzucił 
rozbawione  spojrzenie  na  Doris.  Nie  ulega  wątpliwości,  że  podejrzewał 
pacjentów szpitala o bycie wariatami.

 

Doris  podbiegła  do  pacjentów.  -  Chodźcie.  Tędy.  -  Otworzyła  drzwi  na 
zachodnie skrzydło i wprowadziła ich do środka.

 

Krzyki    na  dziedzińcu  rozlegały  się  w  dalszym  ciągu  i  Toni  zauważyła  cienie 
innych pacjentów biegających w koło i uderzających o drzwi innych budynków. 
Cokolwiek  robił  Carlos,  to  cholernie  każdego  przeraził.  Tymczasem  hol  był 
pusty.  Podbiegła  do  biurka  i  przejrzała  listę  pacjentów.  Na  ostatniej  stronie 
znajdowała się Vanderwerth Sabrina. Oddział trzeci. VS48732.

 

background image

Toni nabazgrała informacje w notatniku, wyrwała stronę i wsadziła do torebki. 
Wybiegła  przez  frontowe  drzwi  i  kiedy  była  w  połowie  drogi  do  samochodu 
Carlosa,  poślizgnęła  się  na  oblodzonym  chodniku,  tak  że  nakryła  się  nogami. 
Wylądowała twardo na  biodrze.

 

-  Owww.  Cholera.  -  Wstała  na  nogi  i  pokuśtykała  do  samochodu.  Sprawdziła 
swoją torebkę, aby upewnić się, że karteczka nadal tam była.

 

Po  długiej,  denerwującej  minucie  dostrzegła  biegnącego  w  jej  stronę  Carlosa. 
Co do cholery? Był na boso z butami w jednej dłoni  i skórzanym płaszczem w 
drugiej.  Jego  czarna  koszula  była  rozpięta  i  trzepotała  dziko  podczas  jego 
sprintu.

 

Przełożył  kurtkę  na  drugie  ramię,  a  następnie  wyciągnął  kluczyki  z  kieszeni 
spodni. Drzwi otworzyły się poprzez kliknięcie na pilocie. 

 

Wrzucił buty i kurtkę na tylne siedzenie. - Zebrałaś informacje?

 

- Tak. - Otworzyła swoje drzwi. - Co ci się stało?

 

- Szybko - Wsunął się na siedzenie kierowcy. - Usłyszałem jak strażnik dzwoni 
na policje.

 

Wspięła się do auta ze swoim obitym biodrem a następnie zapięła się pasami. - 
Co zrobiłeś? Słyszałam straszny krzyk.

 

-  Odwróciłem  uwagę.  -  Cofnął  samochodem  a  następnie  poszusował  w  stronę 
wyjścia.

 

Skupiła wzrok na jego gołej klatce piersiowej i częściowo zapiętych spodniach. 
- O mój Boże. Nie mów mi, że stanąłeś w negliżu.

 

- Coś w tym stylu. - Wyjechał na ulicę. Syrena policyjna zawyła w oddali.

 

-  Wrócimy  jutro,  jak  się  trochę  wszystko  uspokoi.  Godziny  odwiedzin  są  do 
piątej po południu w niedzielę. Wyrobisz się?

 

-  Tak  myślę.  -  Toni  zerknęła  na  dwa  policyjne  wozy  mijające  ich  z  syreną 
alarmową. Spojrzała przez ramię i zobaczyła je wjeżdżające na parking należący 
do  szpitala.  Co  spowodowało,  że  strażnik  zadzwonił  na  policję?  Przypomniała 
sobie  kobietę  z  pociętą  kurtką.  I  jej  desperackie  słowa  –  czarny  potwór  ze 
ś

wiecącymi oczyma.

 

Ukłucie niepokoju zawiązało się w jej brzuchu. Co u licha zrobił Carlos?

 

 

Ian ukrył sześć fiolek leku Romana w bezpiecznym pomieszczeniu piwnicznym 
w  Romatechu  –  pokój  całkowicie  obłożony  srebrem,  tak  aby  wampir  nie  mógł 

background image

się teleportować. Srebrny pokój był wyposażony w oddzielny dopływ powietrza 
i wystarczającą ilość wody, jedzenia oraz butelkowanej krwi, tak aby utrzymać 
ś

miertelnika lub wampira przy życiu przez trzy miesiące. 

 

Tymczasem Connor i Roman upewniali się, że receptura na lek została usunięta 
z wszystkich komputerowych plików. Teraz były jedynie dwa źródła formuły – 
CD w srebrnym pokoju i umysł Romana. Connor chciał wysłać Romana i jego 
rodzinę  w  bezpieczne  miejsce,  ale  sam  zainteresowany  nie  sądził  aby  sytuacja 
była już na tyle poważna. 

 

Ponieważ  Ian  nadal  miał  kilka  dni  wakacji,  Connor  nie  oczekiwał,  że  wampir 
będzie się tu kręcił, więc teleportował się z powrotem do kamienicy.  W biurze 
na  piątym  piętrze  podłączył  się  do  komputera,  aby  wyśledzić  urządzenie  z 
torebki Toni. Przyjrzał się jej lokalizacji. Szpital Psychiatryczny Cieniste Dęby? 
Dlaczego  Carlos  miałby  ją  tam  zabierać?  Światełko  zaczęło  migać.  Byli  w 
ruchu.

 

Jego komórka zadzwoniła i wyjął ją ze swojego sporranu. - Halo?

 

- Ian, tu Vanda. - szepnęła - Chcę abyś przyszedł do klubu, ale nie przez wejście 
i nie do pokoju głównego. Teleportuj się prosto za moim głosem.

 

- Co się stało?

 

- Chodź tu po prostu! - syknęła.

 

-  Dobra.  -  Skupił  się  na  jej  głosie.  Kilka  sekund  później  przybył  do  ciemnego 
pokoju obok Vandy.

 

Rozejrzał  się  dookoła.  Wszędzie  na  podłodze  były  porozrzucane  niskie  stoły, 
poduszki z frędzlami w odcieniach czerwieni, fioletu i jedwabnego złota. Ściany 
były pokryte czerwono – zlotymi zasłonami. Na blatach stołów migotały świece 
włożone  do  szklanych  pojemników  z  mozaiki,  rzucając  snopy  światła  na  całe 
pomieszczenie.  Muzyka  i  jeszcze  więcej  światła  wychodziły  przez  rzeźbione, 
drewniane parawany, które pokrywały jedną część pokoju.  

 

- Co to za miejsce? - wyszeptał.

 

-  To  pokój  dla  VIP-ów.  -  odpowiedziała  Vanda.  -  Ponieważ  należałyśmy  do 
haremu, to pomyślałayśmy, że fajnie byłoby urządzić ten pokój właśnie w takim 
stylu. Parawany składają się, tak że klienci VIP mogą wyglądać poprzez poręcz 
na akcję poniżej. Ale jeśli chcą prywatności, zamykamy parawany.

 

Ian  wyjrzał  przez  dziurę  w  owym  przedmiocie.  I  rzeczywiście,  klub  nocny 
Horny  Devils  był  poniżej.  Przed  sceną  wampirzyce  wesoło  podskakiwały  w 
rytm  muzyki,  podczas  gdy  tancerz  kręcił  się  wokół  w  czarnej,  falującej, 

background image

wampirzej  pelerynie.  Pod  peleryną  był  nagi  z  wyjątkiem  czarnej  muszki  i 
błyszczącego, czerwonego dołu od bikini. 

 

Ian skrzywił się. Dracula przewracałby się teraz w grobie.

 

-  Przy  okazji,  te  wszystkie  dziewczyny  z  dołu  pytały  o  ciebie.  -  powiedziała 
Vanda. - Chcą się z tobą spotkać.

 

- Dlaczego? Więc chcą się ze mnie pośmiać?

 

Vanda  parsknęła.  -  Tak  właściwie,  to  wszytskie  chcą  dostąpić  tego  honoru  i 
odebrać ci dziewictwo.

 

- Cholera jasna. - mruknął - Powiedziałaś im, że spóźniły się około pięćset lat?

 

- Próbowałam, ale one wolą wersję Corky. Podejrzewam, że  według nich, jeśli 
będą twoją pierwszą, to staną się w sławne i da to im trochę czasy antenowego 
w programie Corky.

 

-  Och.  Więc  to  sława,  a  nie  ja  je  przyciągam.  Jest  jakiś  ważny  powód  dla 
którego mnie wezwałaś?

 

- Obawiam się, ze tak. - Vanda wyjrzała przez parawan. ‘’Spójrz na bar.

 

Jego wzrok przesunął się na Corę Lee, której blond głowa znajdowała się obok 
krępego  wampira.  Żołądek  Iana  zakręcił  się,  kiedy  go  rozpoznał.  -  Cholera 
jasna.

 

Vanda spojrzała na niego niespokojnie. - Więc wiesz kim on jest?

 

- Aye. Jędrek Janow. - Ian po raz ostatni widział  morderczego Malkontenta na 
Ukrainie w noc, kiedy razem z Jean-Lucem i innymi pojechali uratować Angusa 
i Emmę. Jędrek był tam z Casimirem, ale kiedy Malkontenci zaczęli przegrywać 
bitwę,  obaj  przenieśli  się  dalej,  pozostawiając  swoich  rosyjskich  kolegów  za 
sobą na pewną śmierć. 

 

Ojciec  Shanny  i  jego  oddział  ‘’Trumna’’  z  CIA  prowadzili  stały  nadzór  nad 
rosyjsko-amerykańskimi wampirami i informowali Connora, kiedy udawało im 
się  założyć  podsłuch  w  złowrogiej  siedzibie.  Niestety  pluskwy  zostały 
zniszczone kilka nocy temu. Jędrek był dokładny. 

 

- Zazwyczaj przesiaduje w Europie Wschodniej. - wyjaśnił Ian. - Ale niedawno 
został  wprowadzony  jako  zarządca  rosyjsko-amerykańskiego  klanu  w 
Brooklynie.

 

- Ale on jest Polakiem. -  zaprotestowała Vanda.

 

- W połowie Polakiem, a w połowie Rosjaninem oraz prawą ręką Casimira. - Ian 
uznał, że Vanda jest tego ciekawa. - Skąd go znasz?

 

background image

Aluzja  bólu  zamigotała  przez  jej  twarz.  -  Powiedzmy,  że  trzymał  naprawdę 
dobrze z nazistami. Jest okrutnym zabójcą i lubi to.

 

-  Jest  przykrywką  Malkontenckiego  chłopaka.  -  Ian  wyjrzał  przez  parawan.  - 
Pije Bleera aby zmylić Corę Lee aby myślała, że jest normalnym wampirem.

 

- Niestety, nie tak trudno jest ją oszukać.

 

Ian wytężył słuch, ale nie mógł usłyszeć cichego głosu Jędrka znad huku głośnej 
muzyki i pisków kobiet. - Muszę wiedzieć co mówi.

 

Vanda zmarszczyła brwi, rozmyślając. - Jeśli tam zejdę rozpozna mnie i…och, 
wiem.  Na  moim  biurku  jest  intercom,  który  łączy  się  z  barem.  Używam  go, 
kiedy muszę porozmawiać z Corą Lee. Tędy.

 

Podeszła  do  drzwi  częściowo  ukrytych  za  przejrzystą,  czerwoną  zasłoną.  Ian 
podążył za nią w dół schodów do jej biura. 

 

- To jest to? - Dotarł do intercomu na biurku. 

 

-  Czekaj.  To  jest  podwójne  połączenie.  -  ostrzegła  go  -  Musimy  być  idealnie 
cicho.

 

Pokiwał głową i nacisnął przycisk palcem.

 

- Więc znasz Iana? - zapytała Cora Lee.

 

- Jasne. - Jędrek odpowiedział fałszywym Brooklyn’skim akcentem. - Nie mogę 
dojść do siebie po tym jak zobaczyłem jak on wygląda.

 

- Wiem! Na początku nawet go nie poznałam. - wyznała Cora Lee. - Nie mogę 
uwierzyć, że tak się postarzał.

 

- I mówisz, że to się stało w Teksasie? - zapytał Jędrek.

 

- Tak powiedział mi Ian.

 

-  Kochanie,  możesz  podać  mi  kolejnego  Bleera?  Ten  napój  jest  fantastyczny. 
Roman jest geniuszem.

 

- Na pewno. Znasz go również?

 

-  A  kto  nie  zna?  Facet  jest  sławny.  -  Jędrek  skomentował  mimochodem.  -  Ale 
wiesz co? On również wygląda nieco starzej.

 

- Tak, nagle posiawiał lekko na skroniach.

 

- Ale on nie podróżował do Teksasu, prawda?

 

background image

-  Nie,  był  tutaj,  kiedy  to  się  stało.  Dobry  Boże,  nie  mogę  sobie  wyobrazić, 
dlaczego ktoś chciałby wyglądać starzej.

 

- Chcieliby, gdyby krył się za tym jakaś naprawdę ważny, tajemniczy zamiar. - 
powiedział Jędrek.

 

Vanda  wciągnęła  powietrze,  a  Ian  potrząsnął  głową,  przypominając  jej,  aby 
zachowywała  się  cicho.  Bez  wątpienia  zrozumiała  powagę  sytuacji.  Jeśli 
Malkontenci  zdobędą  leki  pozwalające  nie  spać  w  ciągu  dnia,  wymordują 
Wampiry, które będą bezradne w ciągu ich śmiertelnego snu.

 

Telefon na biurku Vandy zadzwonił i Ian szybko podniósł palec z przycisku na 
intercomie, aby przerwać połączenie. Vanda skrzywiła się i odebrała telefon. 

 

Ian  ruszył  z  powrotem  na  schody  do  pokoju  dla  VIP-ów  i  wyjrzał  przez 
parawan.  Cora  Lee  musiała  usłyszeć  sygnał,  bo  odebrała  telefon.  Ze 
zdezorientowanym  wyglądem  odłożyła  słuchawkę.  Tymczasem  Jędrek 
skanował  otoczenie,  oczy  miał  zmrużone.  Nie  ulegało  wątpliwości,  że  coś 
podejrzewał.

 

Ian  rozważał  teleportację  w  dół  aby  rzucić  mu  wyzwanie,  ale  zanim  rozważył 
plusy i minusy, Jędrek zniknął.

 

- Co się dzieje? - Vanda wpadła do pokoju.

 

- Zniknął.

 

-  Przeklęty  telefon.  -  mruknęła.  -  To  był  tancerz,  którego  zwolniłam  w 
czwartkową noc. Usłyszał, że Corky planuje mnie pozwać, więc zdecydował, że 
zrobi to samo. Sukinsyn.

 

-  Zdobędę  nazwisko  adwokata  Angusa.  -  zaoferował  Ian.  -  Jest  najlepszy  w 
wampirzym świecie. I narobi kłopotów Corky. Zapłacę za twoje postępowanie. 
Nie możesz ponosić konsekwencji z mojego powodu.

 

-  Ale  to  ja  jestem  tą,  która  ją  zaatakowała.  -  Vanda  przeciągnęła  dłonią  przez 
swoje  sterczące  włosy.  -  I  teraz  mamy  jeszcze  ten  bałagan  z  Jędrkiem  Janow. 
Nie  zaprzestanie,  póki  nie  dowie  się,  co  spowodowało,  że  tak  urosłeś.  I  jęli 
dostanie lek w swoje ręce…

 

- Wiem. Pozabija nas we śnie.

 

Vanda przycisnęła rękę do czoła. - To wszystko moja wina. Sprawiłam, że stałeś 
się  zbyt  sławny  i  teraz  stawia  cię  to  w  niebezpieczeństwie.  Jędrek  będzie  na 
ciebie polował. On…on…

 

- Będę cały.

 

background image

- Ale ja to totalnie schrzaniłam. - zapłakała. - Jesteś dla mnie jak jeden z moich 
młodszych braci. A straciłam ich wszystkich. Nie zniosę również twojej straty, 
nie kiedy to wszystko jest z mojej winy.’’

 

-  cśśśśś  -  Wciągnął  ją  w  ramiona  i  poklepał  po  plecach.  -  Nie  obwiniam  cię, 
Vanda. Kierowałaś się głosem serca. Ale byłbym wdzięczny, gdybyś przekazała 
Corze Lee i Lady Pameli, aby trzymały swoje cholerne buzie na kłódkę.

 

- Powiem, powiem. - Vanda cofnęła się i pociągnęła nosem. - I będę próbowała 
znaleźć ci idealną partnerkę. Zrobię listę wszystkich dziewczyn, które chcą się z 
tobą spotkać i porozmawiam z nimi osobiście, aby wykluczyć te, które chcą być 
jedynie sławne.

 

Ian zorientował się, że była ich masa, ale nie chciał bagatelizować oferty Vandy. 
- Byłoby super. Dzięki.

 

Zacisnęła swoje powieki. - Chcę abyś był szczęśliwy Ian. I bezpieczny. - Kiedy 
otworzyła  swoje  oczy  błyszczał  w  nich  gniew.  -  Boże  dopomóż  mi,  jeśli  ten 
Jędrek skrzywdzi…

 

- Vanda obiecaj mi, że nic nie zorbisz w sprawie Jędrka Janowa. Zostaw to mi i 
Connorowi.

 

Odetchnęła.  -  Dobrze,  ale  obiecaj,  że  będziesz  ostrożny.  Będzie  chciał 
odpowiedzi, a ty jesteś jedynym, który je posiada.

 

- Wiem. - Ian zdał sobie sprawę, że Jędrek mógł na niego właśnie teraz polować. 
I  pierwszym  miejscem,  które  by  przeszukał  jest  kamienica  Romana.  ‘’Muszę 
skorzystać z twojego komputera.

 

Popędził  po  schodach  do  biura  Vandy  i  aktywował  dostęp  do  urządzenia 
samonamierzającego  w  torebce  Toni.  Była  z  powrotem  w  kamienicy.  Całkiem 
sama.

 

Ż

ołądek  Iana  przewrócił  się.  Toni,  pomyślał,  tuż  przed  tym  jak  się 

przeteleportował.

 

 

Tłumaczenie by Kattyg 

 

 

 

 

background image

 

 

 

background image

Nazwa pliku: 

All I Want for Christmas is a Vampire rozdział 12 PL 

Katalog: 

C:\Documents and Settings\Komputer\Moje dokumenty 

Szablon: 

C:\Documents and Settings\Komputer\Dane 

aplikacji\Microsoft\Szablony\Normal.dotm 

Tytuł: 

 

Temat: 

 

Autor: 

Komputer 

Słowa kluczowe: 

 

Komentarze: 

 

Data utworzenia: 

2010-10-07 17:18:00 

Numer edycji: 

Ostatnio zapisany: 

2010-10-07 17:18:00 

Ostatnio zapisany przez: 

Komputer 

Całkowity czas edycji:  0 minut 
Ostatnio drukowany: 

2010-10-08 12:27:00 

Po ostatnim całkowitym wydruku 
 

Liczba stron: 

11 

 

Liczba wyrazów: 

2 602 (około) 

 

Liczba znaków: 

15 618 (około)