background image

Tłumaczenie: PatiB93        Korekta: ejaaaa 

 

 

 

 

Seaside – 02 – Pull 

 
 

 

 

background image

 

 

 

 

Upadła gwiazda rocka, Demetri Daniels, jest w piekle – znanym także jako Seaside w stanie 

Oregon. Wysłany na odwyk po wypadku, który niemal pozbawił go życia w zeszłym roku, jego 

wytwórnia nie chce niczego więcej, niż tego żeby się nie wychylał, znajdował się z dala od centrum 

uwagi.  

 

  

Podrażniony i samotny bardziej niż kiedykolwiek w swoim życiu, Demetri rozpaczliwie próbuje 

odbudować swoją zszarganą reputację narkomana i gracza, co okazuje się trudne, kiedy poznaje 

Alyssę.  

 

  

Alyssa jest wszystkim, od czego powinien się trzymać z daleka. Jest piękna, inteligentna, ale 

pod tym wszystkim jest także uszkodzona. Jedyną rzeczą, jakiej dowiedział się Dimitri jest to, że dwa 

złamane serca nie stworzą całości.  

 

  

W końcu, musi zdecydować, czy jest w stanie podnieść się z życia, które sam stworzył. 

Obarczony błędami swojej przeszłości, czy wpadnie w ciemność, którą stworzył swoimi wyborami. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

background image

 

Spis treści 

Nie znaleziono żadnych pozycji spisu treści. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

background image

 

PROLOG 

 

 

Śmierć jest wszędzie. Nie możesz przed nią uciec. Nie możesz się przed 

nią ukryć. A dla mnie, z każdą minutą, gdy zdecydowałem się przyjąć ją jako 
nieuniknioną, samoloty mojego wszechświata zostały przesunięte, 
pozostawiając mnie bardziej zdezorientowanego i załamanego, bardziej niż 
byłem kiedykolwiek w swoim życiu.   
 

Dla mnie, śmierć jest ostateczną zdradą. Dla niektórych jest to łatwa 

droga do wyjścia. Nie miałem możliwości, aby dowiedzieć się, jak bardzo zmieni 
się moje życie przez te dwa, krótkie miesiące. Może nie byłem na niego 
przygotowany.  
 

Byłem szczęśliwy w swojej ciemności, przynajmniej tak sobie to 

tłumaczyłem. Ponieważ życie jest okrutne – tak cholernie okrutne, dając mi coś, 
a następnie to odbierając. To jest okrutne, ponieważ w chwili, kiedy czułem się 
w porządku z byciem sparaliżowanym dla świata – on się pojawił.  
 

Moje serce nie było gotowe, aby zostać ponownie poskładane. On to 

zrobił tak czy inaczej.  
 

Moja dusza nie była przygotowana na złamanie. Złamał ją tak czy inaczej.  

 

Moje życie nie było gotowe na spotkanie bratniej duszy. Ukradł ją tak czy 

inaczej.  
 

Wszystko się zmieniło – nawet śmierć.  

 

A wszystko z powodu chłopca, który zakochał się w dziewczynie. 

 

Usiadłem na zimnym asfalcie i wrzasnąłem. Płakałem za siebie. Płakałem 

za niego. Ale przede wszystkim, płakałem za te wszystkie minuty, kiedy mogłem 
oddychać, podczas gdy zasługiwałem na życie bez oddechu. Jak podziękujesz 
komuś, kto uratował Twoje życie? Jak możesz opłakiwać ich w tym samym 
czasie? 
 

Walczyłem z policjantem i wtedy… musiałem umrzeć, ponieważ osoba, 

którą myślałem, że parę minut temu straciłem, stanęła przede mną. 
 

- Demetri? – łapałem z trudem powietrze. 

 

 

 

 

 

background image

 

Rozdział pierwszy 

 

Siedem tygodni wcześniej… 

 

Demetri 

 

 

Westchnąłem po raz dziesiąty, chcąc zdobyć jakąś oznakę 

zainteresowania ze strony Nat. Ale ona była nieruchoma. Jak bardzo gorący 
kamień, który odmawiał połamania.  
 

Trąciłem ją nogą. 

 

Co tylko pogorszyło sytuację. 

 

To było wszystko, co robiłem w ostatnich dniach. Pogarszałem sytuację,  

a następnie czerpałem korzyści z bycia kompletnym idiotą. Może jestem głupi.  
Jestem facetem, pragnącym dziewczynę, która wyraźnie pragnie kogoś innego.  
 

Cholera. Jestem dupkiem numer dwa.  

 

- Nat? – Jeśli ona nie zamierza się poddać, przynajmniej mogę zadać jej 

szczere pytanie. Nigdy nie była typem dziewczyny, która całkowicie mnie 
ignoruje, kiedy zadaję jej pytanie. Po moim ostatnim doświadczeniu bliskiej 
śmierci, kiedy przysięgam, że życie mignęło mi przed oczyma, Nat była o wiele 
milsza w związku z sytuacją  pomiędzy mną, nią i moim bratem. 

 

Szalony dom. 

 

- Słucham, Demetri? Przez ostatnią godzinę wzdychałeś jak jakiś 

zakochany nastolatek. Czego chcesz? 
 

Teraz, kiedy czułem się całkowicie głupio, nie chciałem jej o nic pytać. 

Wiedziałem, że ona powie to mojemu bratu, Alecowi, albo roześmieje mi się  
w twarz.  
 

- Obiecujesz, że nie powiesz Alecowi? 

 

- Jest moim chłopakiem. Kocham go. Mówię mu wszystko.  

 

Cholera.  

 

- Wszystko? 

 

Nat przewróciła swoimi brązowymi oczami i potrząsnęłam blond 

włosami. Nie miała pojęcia, jak piękna była. Może to I dobrze, bo mogłaby się 
stać rozwydrzonym bachorem. Uważa, że zawsze ma rację. 
 

- Tak, Demetri, wszystko. Oprócz momentu, kiedy mama i ja 

opiekowałyśmy się Tobą po wypadku i udawałeś, że upadasz, tylko po to, żeby 
wylądować na mnie.  
 

Szczerzyłem się jak idiota. Nie mogłem nic na to poradzić.   

background image

 

 

- Myślę, że Alec nie był rozbawiony? 

 

- Myślisz? – Odepchnęła mnie i przełączyła kanał.  

 

Cud nad cudami, znajdował się tam mój brat, śpiewający na jakimś 

rozdaniu nagród.  
 

Nat westchnęła.  

 

- Żałuje, że nie pojechałam z nim. 

 

- Nat. – Trąciłem ją nogą. – Wiesz, że on również chciał żebyś tam była. 

Wróci za kilka dni, żeby zabrać Cię do collegu, więc dwoje możecie ruszyć z 
Waszym życiem i zostawić mnie tutaj w piekle. Swoją drogą, dzięki za to. 
 

- Hej. Twój wybór, nie mój. – Uniosła ręce w powietrze i westchnęła. – 

Poza tym, nigdzie w Kalifornii nie było żadnych dobrych ośrodków 
rehabilitacyjnych? Wszyscy bylibyśmy blisko i … 
 

Pokręciłem głową i udało mi się przerwać jej gadkę poprzez machnięcie 

ręką.  
 

- To się nie zdarzy. 

 

- Dlaczego? – Wyglądała na naprawdę wkurzoną, co spowodowało, że 

chciałem sam siebie postrzelić… oczywiście nie  w żaden samobójczy sposób. 
 

- Potrzebujecie czasu razem z dala od wszystkiego, z dala od tego. – 

Wskazałem na siebie i lekko się uśmiechnąłem, nawet jeśli ponowna rozmowa 
o tym, zabija mnie od środka.  
 

W ubiegłym roku Nat zakochała się we mnie i w moim bracie. Ja, będąc 

prawdziwym dupkiem, wiedząc, że Nat czuje coś do Aleca, próbowałem i tak ją 
ukraść. Wciąż nie pogodziłem się z niektórym gównem z mojej przeszłości, co 
prawie zniszczyło moje życie. Obwiniałem o wszystko Aleca i ponownie 
chciałem mieć dziewczynę pierwszy, żeby utrzeć mu nosa. 
 

Ostateczne to mi utarło nosa.  

 

Dosłownie utarło mi nosa w postaci zabójczego wypadku 

samochodowego, z którego cudem uszedłem z życiem ze wszystkimi moimi 
kończynami nienaruszonymi. 
 

Po tym wszystkim, było oczywiste, że Nat kochała mnie, ale nie takim 

rodzajem miłości, za którą mógłbyś zaprzedać swoją duszą lub za nią umrzeć. 
Nie, to był rodzaj miłości podobny do tego jaki dzielisz z gorącą kuzynką albo 
może ze swoją babcią. Kochasz je. Masz nadzieję, że powodzi im się w życiu  
i owszem, mogą świetnie wyglądać (tak dla jasności, w tym momencie mówię  
o kuzynce, nie o babci), ale to wszystko. 
 

Miłość, jaką Nat czuje do Aleca? 

 

Cóż… to był rodzaj miłości ze Zmierzchu. Przykro mi, ale to jedyne 

porównanie, jakie udało mi się od razu wymyśleć, zwłaszcza, biorąc pod uwagę 

background image

 

fakt, że Nat sprawiła, że przeczytałem wszystkie książki.  
 

To było dosłownie jak wstrzymanie oddechu, jeśli nie doświadczyłbym 

takiej miłości. 
 

Miłości, którą doświadcza się tylko raz w życiu.  

 

Miłości, która nie zdarza się dwa razy. To niemożliwe.  

 

- Nat? 

 

- Co? – Wydawała się być mną zirytowana. Czy to było coś nowego? 

 

Odwróciłem się i usiadłem z powrotem.  

 

- Myślisz, że…  

 

Och, człowieku, naprawdę musiałem znaleźć jakiś odpowiednik alkoholu 

albo marihuany, bo wszystkim, czego chciałem w tym momencie, było bycie na 
haju, pijanym lub skok z klifu. Odkąd rzuciłem imprezowanie, czułem się jak 
kompletna dziewczynka. Reklamy o psach sprawiały, że miałem łzy w oczach,  
a w ostatnim tygodniu, widząc starszego człowieka idącego przez ulicę ze swoją 
żoną poklepał jej dłoń, szczerzyłem się jak idiota i gwizdałem przez całą drogę 
do domu. Demetri Daniels nie gwiżdże.  
 

- Wykrztuś to z siebie, Demetri.  

 

- Dobra – mruknąłem i odwróciłem wzrok z dala od niej. Nie mogłem na 

nią patrzeć, jeśli będę o to pytał. – Czy myślisz, że prawdziwa miłość, taka która 
dzielicie z Alecem zdarza się dwa razy? 
 

Nat wyłączyła telewizor. 

 

Cholera. Robiła tak tylko wtedy, kiedy musiała się skoncentrować.  

 

- Demetri, jeśli chodzi o nas… 

 

- Nie! Do diabła, nie! – Nat skrzywiła się. – Nie, to nie tak. To o czym 

myślę, nie ma żadnego związku z nami. Wiem, jak to zabrzmiało. Przepraszam. 
Ja tylko.. nie wiem. Chodzi o to, czy myślisz, że będę miał takie szczęście, aby 
być w stanie zdobyć ponownie to, co Ty masz z Alecem? 
 

- Dlaczego nie byłbyś w stanie? 

 

Spojrzałem na nią. Tak naprawdę spojrzałem na nią. Cholera, ta 

dziewczyna była zbyt urocza. Czy ona była poważna?  
 

- Nat, leczę się z uzależnienia alkoholowego i narkotykowego w wieku 19 

lat. Prawie zginąłem. Ponieważ jestem gwiazdą rocka, miałem jednego, 
prawdziwego przyjaciela – dwóch, jeśli liczyć mojego brata. I, och racja, 
utknąłem w Seaside w Oregonie na następny rok, kiedy Ty wyjedziesz i będziesz 
się świetnie bawiła w LA. Dodaj do tego intensywną psychoterapię na której 
jestem od dwóch lat, bo moja dziewczyna, nie tylko zdradziła mnie z bratem, 
ale zginęła w tragicznym wypadku z ich synem, i yeah… chyba jestem trochę 
pesymistyczny. Być może nieco przygnębiający, ale dalej Nat. Spójrz na mnie! 

background image

 

 

Warga Nat zaczęła drżeć.  

 

Cholera. Sprawiłem, że będzie płakać. 

 

Alec urwie mi jaja. 

 

- Nat, nie to miałem na myśli… - Wyciągnąłem rękę, żeby dotknąć jej 

ramienia, ale ona potrząsnęła głową. Pojedyncza łza poleciała wzdłuż jej 
policzka.  
 

- Demetri, tak mi przykro! 

 

Nienawidziłem, kiedy Nat płakała. Bolało mnie w piersi i wiedziałem, że 

Alec będzie wkurzony, że do tego doprowadziłem. Zawsze do tego 
doprowadzam. Czując się jak kompletny dupek, wciągnąłem ją w ramiona  
i pocieszałem ją.  
 

- Nat, wiesz, że nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. Chciałem chyba, 

żebyś wiedziała, że jest tego więcej we mnie, wiesz? Oczekuję więcej od życia 
niż 12 kroków

1

 I pustej sławy. 

 

Nat pociągnęła nosem i odsunęła się.  

 

- Czy naprawdę tak źle myślisz o sobie? Że byłoby to niemożliwe dla 

dziewczyny, żeby całkowicie się w Tobie zakochała? 
 

Pokręciłem głową.  

 

- To nie takie proste, Nat. Wszyscy mnie kochają. 

 

Uderzyła mnie i roześmiała się, kiedy ocierała łzy.  

 

- Nat – jęknąłem. – To prawda i dobrze o tym wiesz. Ale kto, kiedy 

zobaczy prawdziwego mnie i zakocha się we mnie? Prawdziwym mnie. – 
Chciałem siebie uderzyć.  
 

Dlaczego to takie ważne, aby znaleźć to co mają Nat i Alec? Moje serce 

zacisnęło się w klatce piersiowej. Próbowałem zignorować ból. Mam na myśli, 
że to może być zgaga lub coś innego, tak? To po prostu do bani i szczerze, po 
tym wszystkim, paparazzi przestali obserwować każdy mój ruch, a kiedy Alec 
poleciał do L.A… czułem coś w rodzaju…. samotności. Cholera. Byłem 
dziewczynką.  
 

Nat była cicho. Zagryzła wargę, pociągając nosem.  

 

- Demetri, nikt nie będzie w stanie Ciebie pokochać… 

 

Serce waliło mi głośno w piersi, wiedząc, że jej słowa trafiły do celu. 

Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, ale ona mówiła dalej. 
 

- Nie, dopóki nie nauczysz się kochać siebie samego. Nie, dopóki nie 

nauczysz się wybaczać. Nie możesz prosić kogoś, żeby Cię pokochał, jeśli nawet 
nie kochasz siebie samego.  

                                                           

1

 12 kroków Anonimowych Alkoholików.  

background image

 

 

Natalee Murray, panie i panowie. Najmądrzejsza kobieta na świecie.  

 

- Jesteś pewna, że masz tylko 18 lat? 

 

- Praktycznie 90 – zażartowała i uderzyła mnie w ramię. – Poważnie, 

Demetri. Może masz rację. Może to dobrze, że zostajesz tutaj tego lata. Myślę, 
że będzie dobrze, jeśli się wyluzujesz. Poza tym, mama powiedziała, że masz 
wciąż kilka rzeczy do zrobienia, żeby przejść przez jej program rehabilitacyjny…  

 

Mama Nat jest jednym z najlepszych specjalistą od uzależnień na 

Zachodnim Wybrzeżu. Jakim jestem szczęściarzem, że mieszka w najbardziej 
nudnym miejscu na świecie. Znane także jako stolica toffi.  
 

Jęknąłem.  

 

- Wynudzę się na śmierć. 

 

- Masz Boba! – powiedziała z entuzjazmem, wskazując na mojego 

ochroniarza i niestety, jednego z moich przyjaciół nie licząc Nat i Aleca.  
I ponownie… samotność wokół mnie.  
 

- On jest łysy i ogląda American Idol, aby wypełnić pustkę, która została 

spowodowana przez zabicie zbyt wielu ludzi. 
 

- Słyszałem to – wymamrotał stojący w rogu Bob. 

 

- Nie szeptałem – krzyknąłem. 

 

Bob odchrząknął. 

 

- Przepraszam, Bob – powiedzieliśmy chórem.  

 

Od czasu wypadku, media były nieugięte, dzięki czemu relacja z Bobem 

jest jedyną, w jaką byłem zaangażowany. Niestety, nie mogłem się doczekać 
zobaczenia jego brzydkiej mordy każdego dnia. Oczywiście, może to mieć 
związek z tym, że robi kawę każdego ranka. Można by pomyśleć, że po wypadku 
rzeczy mogły się zmienić. Zamiast tego, nie było dnia, w którym nie słyszałem 
na mój temat nowych historii. Zawsze jest to zabawne, widząc swoje brzydkie 
zdjęcia z nagłówkami, mówiącymi, że jestem pod wpływem narkotyków. To 
prawdziwa samoocena. Jęknąłem w moje ręce. 
 

- Będzie dobrze, Demetri. Obiecuję. 

 

- Co mam zrobić?  

 

Nat roześmiała się.  

 

- Dlaczego nie popracujesz? 

 

- Pracuję. 

 

- Siedziałeś na tyłku od wypadku. Nie napisałeś nawet jednej piosenki, 

nawet melodii. Dlaczego nie znajdziesz pracy? 
 

Bob roześmiał się, patrząc na nas. 

 

Spojrzałem na niego ostrym wzrokiem, zanim odwróciłem się do Nat. 

background image

10 

 

 

- Przykro mi, kochanie, ale nie rozumiem tego słowa.  

 

- Określone godziny, zarabianie pieniędzy, płacenie rachunków. 

 

- Hmm… brzmi to tak strasznie jak prostytucja, a ja nie chcę oddać 

mojego towaru za darmo, jeśli wiesz o co mi chodzi. 
 

Nat jęknęłam i schowała twarz w dłoniach.  

 

Uśmiechnąłem się, bo lubiłem naszą małą wymianę zdań. Nie ma mowy, 

ze będę szukać pracy. 
 

- Mam! – Nat zeskoczyła ze swojego miejsca. – Za mną! 

 

Wbiegła po schodach. 

 

Nie wybrałem się jej śladem.  

 

Hej… prawie umarłem! Wysiłek fizyczny? Co to, to nie. Byłem typem 

faceta, który ma sześciopak bez zbytniego starania się. Jestem pewien, że mam 
jeszcze jeden powód, aby nienawidzić poczty.  
 

Nat wróciła na dół i opadła obok mnie.  

 

- Zamknij oczy. 

 

Spojrzałem na nią. 

 

- Po prostu zrób to! 

 

- Dobra. – Zamknąłem oczy i czekałam, kiedy wkładała mi coś na głowę. 

- Okej, otwórz! 
 

Otworzyłem oczy i powoli podszedłem do lustra w kuchni. Spojrzałem na 

swoje odbicie i zakląłem. Z kolei Nat skakała za mną, a Bob z całych sił starał się 
nie śmiać.  
 

- Co do cholery! Nie! – Wyciągnąłem rękę do daszka czapki, na której 

napisane było Seaside Toffi, ale Nat strąciła moją rękę. 
 

- Będziesz idealny! Zobaczysz! 

 

- Nie, nie będę, ponieważ tego nie zrobię. Nie. – Pokręciłem głową i 

skrzyżowałem ramiona. – Nigdy. 
 

Nat uśmiechnęła się i wyciągnęła telefon.  

 

- Zobaczymy. 

 

- Do kogo dzwonisz? – Starałem się nie pokazać paniki w swoim głosie.  

 

- Do Twojego brata. 

 

- Dlaczego? 

 

- Powiem mu, że namawiałeś mnie na wymycie cię gąbką.

 

 

- Nie zrobisz tego – zakląłem. – Nie zrobisz. 

 

- Zrobię! – Trzymała telefon w górze. – Przyjmij pracę, Demetri. Zdobądź 

przyjaciół. Zacznij żyć. 
 

- Czasami chciałbym, żebyśmy nie byli przyjaciółmi.  

 

Odrzuciła głowę do tyłu i roześmiała się. 

background image

11 

 

 

- Nie. Kochasz mnie, a ja kocham Ciebie. 

 

- I to właśnie wpakowało mnie w tą sytuację – mruknąłem, utrzymując 

wzrok na odbiciu i usiadłem na najbliższe krzesło.  
 

- Tylko pomyśl… – Nat pochyliła się nade mną szepcząc. – Będziesz mógł 

spróbować wszystkich smaków toffi! Bob jest już przy numerze dwieście.  
 

- Cudownie… – Jakie to smutne, że smakowanie toffi miało być 

dodatkiem.  
 

- Och i Demetri? Pan Smith mówi, że ranny ptaszek to szczęśliwy 

pracownik! 

 

 

background image

12 

 

Rozdział drugi 

Demetri  

Zła. 
Złośliwa. 
Manipulująca.
 
szalona – to wszystkie atrybuty Nat.  
 

Jakimś cudem przekonała swojego dawnego szefa, że przyjęcie do pracy 

gwiazdy rocka, śpiewającej na ulicy przyniesie wiele korzyści Seaside Taffy  
i będzie to niemal atrakcja turystyczna.  
 

Alec wcale nie był pomocny. Błagałem. Prosiłem. Zadzwoniłem do 

swojego agenta i powiedziałem mu, że przytyje sto kilogramów od tych 
słodkosci, udusi się cukierkiem toffi, albo umrze na spiączkę cukrzycową.

 

Ale 

oni wszyscy się śmiali. Tak, śmiali się. I powiedzieli, że to jest dobry pomysł.  
 

Nie widziałem w tym nic zabawnego. 

 

I wciąż nie widzę. 

 

Nie, kiedy jechałem do mojej aktualnej pracy mercedesem, który 

kosztuje więcej niż budynek, w którym sprzedawane jest toffi.  
 

Nie, kiedy wysiadam z samochodu, biorąc moją torbę – tak, to moje 

aktualne miejsce pracy – i zawlokłem się na róg ulicy. 
 

Byłem tutaj już około pięciu dni. Pięć dni czystego piekła, z turystami 

unikającymi mnie i paparazzi, którzy szczerzyli się, kiedy udało im się złapać 
moje zdjęcie. Pierwszy dzień nie był taki zły – nikt nie wiedział, że tutaj jestem, 
dzięki ogromnej osłonie. Nie byłem pewien, czy jest to coś za co można być 
wdzięcznym, biorąc pod uwagę satelity, które mogą zrobić zbliżenie na moje 
aktualnie miejsce pobytu, ale nieważne. Drugi dzień był zdecydowanie 
najgorszy. Kamery zjawiały się jak szalone i jestem pewien, że pewna 
dziewczyna starała się przykleić toffi do siebie, żebym dotknął jej bluzki. Nawet 
nie chciałem znać powodu, dlaczego to zrobiła. Ludzie gromadzili się wokół. 
Spodziewali się, że będę śpiewać piosenki, jak zawsze. Chciałem umrzeć. 
Dlaczego nie zginąłem w tym wypadku? 
 

- Seaside Taffy – zacząłem, mój głos się załamał. Nie załamałem się, od 

dwunastego roku życia. Znowu. Chciałem umrzeć. - Mnóstwo zabawy w Twoim 
brzuszku! Yum, yum, yum… - mógłbym przysiąc, że Bob śmieje się parę metrów 
dalej… on nigdy się nie starzeje. – Lody, Toffi, w obfitości! Nie zapomnij 
zatrzymać się w naszym sklepiku! – pokazałem dramatycznie rękami łuk. 
 

Spodziewałem się oklasków, a przynajmniej pewnego rodzaju uznania, że 

dałem najlepszy występ mojego życia.  

background image

13 

 

 

Jednak co dostałem? Jeden samotny oklask. Jedna osoba. Zadrżałem 

myśląc o litościwych oklaskach. To ten rodzaj, na którego myśl drży każdy 
wykonawca. Odwróciłem się. To była dziewczynka. Wyglądała na 
pierwszoroczniaka.  
 

- Chcesz toffi?  

 

Wyciągnąłem kawałek toffi, a jej mama nagle się przeraziła, jakbym 

wyciągnął toffi, aby przyciągnąć jej córkę do mojego samochodu w celu jej 
uprowadzenia. Odeszły szybko, a ja znowu znalazłem się w tłumie ludzi, którzy 
chcieli znajdować się blisko mnie, kiedy potrząsałem moją torbą. 
 

- Seaside Taffy! – tym razem krzyczałem głośniej i wyrzuciłem ręce  

w powietrze. Jak mogłem najlepiej, odkąd było to moje piekło na ziemi przez 
następne kilka miesięcy.  
 

- Seaside Taffy! – znowu wyrzuciłem ręce i kawałek toffi wyleciał mi z ręki 

uderzając prosto w czyjąś głowę.  
 

Świetnie, dodaj napaść do moich akt. 

 

Kiedy osoba się odwróciła, byłem lekko zszokowany, ponieważ będąc 

szczerym, myślałem że uderzyłem w jakiegoś punka. 
 

Nie. W. Tym. Przypadku. 

 

- Poważnie? – Dziewczyna tupnęła na mnie, stojąc całe pięć stóp dalej. 

Miała na sobie kapelusz z napisem „Najlepsze Toffi na świecie”, sweterek 
oversize, legginsy oraz botki. 
 

- Wyślizgnął się – wytłumaczyłem się kiepsko.  

 

Sięgnęła po torbę, a ja odskoczyłem. 

 

- Nikt nie dotyka torby.  

 

Wow. Byłem tak bardzo zawstydzony sobą, że chciałem wskoczyć do 

wiadra i się ukryć. Czy naprawdę byłem tak zaborczy w stosunku do torby? Jak 
jakiś bezdomny mężczyzna w stosunku do swojego wózka? 
 

Dziewczyna ponownie sięgnęła po torbę. 

 

Zerwałem się.  

 

- Jaki masz problem? 

 

- Problem? – powtórzyła, jej brwi podskoczyły do góry. Cholera, ona ma 

bardzo ładne oczy.  
 

Skinąłem. Od wypadku nie napisałem ani jednej cholernej piosenki, więc 

w tym momencie słowa nie były moją najlepszą stroną, a ja bezwstydnie z nią 
flirtowałem.

 

 

 - Mój problem? – Roześmiała się gorzko. – Czy to jest ta chwila, w której 

sławny rockman przyjeżdża do miasta, nasz biznes upada, a Ty nawet nie 
traktujesz tego poważnie! – Położyła ręce na biodrach i patrzała na mnie 

background image

14 

 

groźnie. – A teraz pracujesz na moim skrzyżowaniu! 
 

- Whoa! – roześmiałem się. Nie mogłem nic na to poradzić. – 

Przepraszam. Twoje skrzyżowanie? Co? Jesteś Pretty Woman czy coś w tym 
stylu? 
 

- Czy Ty nazwałeś mnie prostytutką? 

 

Tak. Tak, zrobiłem to.  

 

- Nie. Bardziej call girl. Prostytutki nie ubierają się jak ślepa 

gimnazjalistka. 
 

- Ugh! – Wymachiwała moją torbą tak, że cukierki zaczęły wypadać na 

ziemię. 
 

Zabawne. Skrzyżowałam ramiona i oglądałem ogień, który pojawił się  

w jej oczach. Naprawdę szkoda, że tak strasznie się ubierała i nosiła ten ohydny 
kapelusz. Możliwe, że moja czapka nie wyglądała lepiej, ale wciąż… sprawiałem, 
że wyglądała dobrze.  
 

- Patrz na to. 

 

Alarm. Prawie oczekiwałem, ze ludzie zaczną wychodzić z wykałaczkami 

w ustach i gazetami w rękach, aby oglądać przedstawienie.  
 

Jak do diabła utknąłem w musicalu na Brodwayu? 

 

Odkąd dołączyłem do tego całego Seaside Taffy, a także zobowiązałem 

się do tego jednego.  
 

– Zanotowane. Sklepowa dziewczynko. Zanotowane. A teraz zmykaj 

dalej. – Widzisz? Potrafię bym terytorialny. Jej oczy rozszerzyły się i nagle  
w jednej sekundzie, byłem ponownie zaszokowany tym, jak piękna była.  
Z chrypką i słodkimi małymi krągłościami, przeszła na drugą stronę ulicy do 
konkurencyjnego sklepu z toffi.  
 

Pomachałem w jej kierunku i zacząłem śpiewać od nowa. Tym razem 

dorzucałem parę ruchów z AD2, które mogły mnie doprowadzić do 
wylądowania w więzieniu, gdybym poruszył się pośpiesznie w niewłaściwym 
kierunku. 
 

Trzy godziny później poważnie przemyślałem tę całą pracę. Zaczęło padać 

krótko po tym, jak rozpocząłem swój taniec. Nie było wątpliwości, że ludzi 
myśleli, że to z powodu mojej niezdolności powstrzymania moich bioder  
do ruchu z tą głupią torbą z cukierkami. Świetnie, więc wykonywałem 
deszczowy taniec toffi. Wzdychając, poprawiłem czapkę i próbowałem ochronić 
torbę. Jeśli moją jedyną pracą było sprzedawanie toffi i wpuszczaniu ludzi do 
sklepu, wtedy nie chciałem być jedynym przegranym, który zmoczył toffi  
i jednym machnięciem ręki zamknął najdłużej działający sklep z toffi w Seaside 
w stanie Oregon.  

background image

15 

 

 

Na szczęście, Bob musiał wyczuć moją irytację albo był zmęczony moimi 

wiadomościami, w których prosiłem o parasol. Wiedziałem, ze to było żałosne  
i może trochę śmieszne, ale byłem cały zmoczony. Kierował się w moją stronę, 
a ja wyszedłem mu naprzeciw, aż nagle wskazał na moją klatkę piersiową. Moje 
zęby skrzywiły się, kiedy spojrzałem na moją koszulkę. Z powodzeniem 
pokazywałem każdemu z parą oczu moją obręcz sutkową prześwitującą przez 
obcisłą, przemokniętą koszulkę. Gdyby matka tej dziewczynki przyszła teraz 
byłaby przerażona. I wylądowałbym w więzieniu. Nie dlatego, że miałem 
przekłuty sutek, ale dlatego, że ta dziura była tak zacofana, że kobieta pewnie 
pomyślałaby, że jestem jakimś narkomanem.  
 

Co było tylko częścią prawdy.  

 

W każdym razie, wszystko byłoby lepsze od lejącego deszczu – albo 

Seaside.  
 

Ach, więzenie. Cóż za sen. Przynajmniej jest tam ciepło.  

 

- Moczysz toffi. – Z tyłu mnie rozległ się damski głos.  

 

Powoli się odwróciłem. To była dziewczyna z dużymi oczami.  

 

Jednak teraz miała na sobie delikatny płaszcz przeciwdeszczowy i kalosze.  

 

- Nigdy bym nie zgadł, gdyby nie ty – zadrwiłem. Nie byłem pewien, 

czemu byłem tak zirytowany. Może to z powodu deszczu. Może spowodowało 
to odstawienie leków. Ale byłem wkurzony, że ta sama dziewczyna, która 
werbalnie mnie wcześniej atakowała nie tylko przyszła po więcej, ale nagle 
powiedziała mi coś, co już wiedziałem.  
 

- Nie jestem głupi – powiedziałem, potrząsając głową, próbując ochronić 

torbę moim ciałem. 
 

- Jesteś pewny? – zapytała, składając ramiona. 

 

- Poważnie? Będziesz stać tutaj w deszczu i sprawdzać moją inteligencję? 

 

- To zależy. – Jej wargi złożyły się w cień uśmiechu.  

 

Dobra. Wchodzę w to.  

 

- Od czego, kochanie? 

 

- Będziesz stał tutaj w deszczu czy przesuniesz się kawałeczek, aby stanąć 

pod dachem budynku? 
 

Cholera. Spojrzałem w górę. Oczywiście, że był tutaj dach pod którym 

mogłem się schronić przed deszczem, który padał od dwóch godzin.  
 

Wzruszyłem ramionami, udając nonszalancję.  

 

- Lubię deszcz. 

 

Przygryzła wargi i rozejrzała się wokół. Ludzie chodzili dookoła nas  

z parasolami, wszyscy próbując wchodzić do sklepów, aby zaczekać w nich, aż 
deszcz przestanie padać. Zadrżałem w odpowiedzi i czekałem, aż coś powie.  

background image

16 

 

 

- Wybrałeś odpowiednie miejsce, żeby tutaj być.  

 

Gdyby tylko wiedziałem, że nie miałem żadnego wyboru w tej sprawie.  

 

- Tak, sądzę, że tak. – Poważnie, nigdzie bym nie doszedł z tą dziewczyną.  

Wszystkie sztuczki flirciarskie umarły w wypadku samochodowym, który 
pozostawił mnie bardzo żywym i bardzo przegranym.  
 

Cóż za jasną przyszłość miałem. 

 

Poszedłem pod dach i delikatnie przyciągnąłem ją do siebie. Mogłem 

dostrzec krople wody spadające z moich blond włosów na mój nos.  
 

- Jak masz na imię?  

 

Wzruszyła ramionami.  

 

- To nie jest ważne.  

 

Okej, inna taktyka.  

 

- Skąd ta nagła postawa dobrego samarytanina? 

 

Roześmiała się.  

 

- Ach, więc on czytał Pismo Święte. 

 

- Raz albo dwa. – Uśmiechnąłem się uwodzicielsko. 

 

- W takim razie powinieneś zmienić zdanie o mnie. 

 

- Słucham?  - Miałem wrażenie, że nagle wypadłem z mojej ligi. Nagle, 

bez wyjścia. 
 

- Nie przyszłam Ciebie ratować. 

 

- Więc po prostu tak sobie chodzisz? 

 

Odrzuciła głowę do tyłu i roześmiała się, powodując, że kaptur spadł z jej 

głowy. Złoto – brązowe włosy opadły na jej plecy.  
 

Moje usta otworzyły się. Ona naprawdę była piękną dziewczyną.  

 

- Właściwie… - Położyła rękę na moim ramieniu. – Myślałam o uderzeniu 

Ciebie i przejściu obok.  
 

- I jaki miałby być tego cel? – Uśmiechnąłem się. 

 

- Poczułabym się lepiej.  

 

- I ja bym był pobity na ulicy? Czy moim celem jest śmierć na drodze czy 

coś? 
 

- Huh? – Uniosła brwi. 

 

- Nie oglądasz za dużo telewizji, co? 

 

Wzruszyła ramionami.  

 

- Nie mamy telewizji. 

 

- Internet? – Moje myśli prawie eksplodowały. Jak ona żyła? 

 

- Nie. 

 

- Telefon? -  Chwytałem się jak tonący brzytwy. 

 

- W domu? 

background image

17 

 

 

Pochyliłem się, unosząc brwi jakbym chciał coś powiedzieć.  

 

Znowu zagryzła wargę, kiedy spojrzała w dal, i rozmyślała.  

 

- Myślę, że kiedyś tak. Ale teraz mamy telefony komórkowe.  

 

- Dzięki Bogu! – krzyknąłem zbyt głośno.  

 

Potrząsnęła głową jakbym był najdziwniejszą osobą na planecie.  

 

- Ja, umm… - Przeniosłem torbę na drugie ramię i podrapałem się  

w głowę. – Chodziło mi o… - Program telewizyjny „Biblia” -   Powinnaś być 
wdzięczna lub dziękować za to, że masz dostęp do technologii? – Tak, Demetri, 
ona będzie jeść z Twoich lepkich rąk w ciągu chwili.  
 

- Racja – roześmiała się i odwróciła wzrok. – Cóż, sądzę, że zobaczymy się 

później.  
 

Kiedy odeszła, zatrzymała się i odwróciła.  

 

- Nawiasem mówiąc, naprawdę miałam powód, żeby przyjść tutaj… 

wiesz, nie tylko psychiczne znęcanie się. 
 

- Tak? – Uśmiechnąłem się i mrugnąłem, czekając na nieuniknione. 

 

- Tak. – Skinęła głową i wskazała za mnie. – Twój samochód będzie 

holowany. Jest zaparkowany w miejscu dla niepełnosprawnych.