background image

Tłumaczenie: PatiB93        Korekta: ejaaaa 

 

 

 

 

Seaside – 02 – Pull 

 
 

 

 

background image

 

 

 

 

Upadła gwiazda rocka, Demetri Daniels, jest w piekle – znanym także jako Seaside w stanie 

Oregon. Wysłany na odwyk po wypadku, który niemal pozbawił go życia w zeszłym roku, jego 

wytwórnia nie chce niczego więcej, niż tego żeby się nie wychylał, znajdował się z dala od centrum 

uwagi.  

 

  

Podrażniony i samotny bardziej niż kiedykolwiek w swoim życiu, Demetri rozpaczliwie próbuje 

odbudować swoją zszarganą reputację narkomana i gracza, co okazuje się trudne, kiedy poznaje 

Alyssę.  

 

  

Alyssa jest wszystkim, od czego powinien się trzymać z daleka. Jest piękna, inteligentna, ale 

pod tym wszystkim jest także uszkodzona. Jedyną rzeczą, jakiej dowiedział się Dimitri jest to, że dwa 

złamane serca nie stworzą całości.  

 

  

W końcu, musi zdecydować, czy jest w stanie podnieść się z życia, które sam stworzył. 

Obarczony błędami swojej przeszłości, czy wpadnie w ciemność, którą stworzył swoimi wyborami. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

background image

 

SPIS TREŚCI 

 

PROLOG ..........................................................................................................................................4 

ROZDZIAŁ PIERWSZY .......................................................................................................................5 

ROZDZIAŁ DRUGI ........................................................................................................................... 12 

ROZDZIAŁ TRZECI .......................................................................................................................... 18 

ROZDZIAŁ CZWARTY ...................................................................................................................... 24 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

background image

 

PROLOG 

 

 

Śmierć jest wszędzie. Nie możesz przed nią uciec. Nie możesz się przed 

nią ukryć. A dla mnie, z każdą minutą, gdy zdecydowałem się przyjąć ją jako 
nieuniknioną, samoloty mojego wszechświata zostały przesunięte, 
pozostawiając mnie bardziej zdezorientowanego i załamanego, bardziej niż 
byłem kiedykolwiek w swoim życiu.   
 

Dla mnie, śmierć jest ostateczną zdradą. Dla niektórych jest to łatwa 

droga do wyjścia. Nie miałem możliwości, aby dowiedzieć się, jak bardzo zmieni 
się moje życie przez te dwa, krótkie miesiące. Może nie byłem na niego 
przygotowany.  
 

Byłem szczęśliwy w swojej ciemności, przynajmniej tak sobie to 

tłumaczyłem. Ponieważ życie jest okrutne – tak cholernie okrutne, dając mi coś, 
a następnie to odbierając. To jest okrutne, ponieważ w chwili, kiedy czułem się 
w porządku z byciem sparaliżowanym dla świata – on się pojawił.  
 

Moje serce nie było gotowe, aby zostać ponownie poskładane. On to 

zrobił tak czy inaczej.  
 

Moja dusza nie była przygotowana na złamanie. Złamał ją tak czy inaczej.  

 

Moje życie nie było gotowe na spotkanie bratniej duszy. Ukradł ją tak czy 

inaczej.  
 

Wszystko się zmieniło – nawet śmierć.  

 

A wszystko z powodu chłopca, który zakochał się w dziewczynie. 

 

Usiadłem na zimnym asfalcie i wrzasnąłem. Płakałem za siebie. Płakałem 

za niego. Ale przede wszystkim, płakałem za te wszystkie minuty, kiedy mogłem 
oddychać, podczas gdy zasługiwałem na życie bez oddechu. Jak podziękujesz 
komuś, kto uratował Twoje życie? Jak możesz opłakiwać ich w tym samym 
czasie? 
 

Walczyłem z policjantem i wtedy… musiałem umrzeć, ponieważ osoba, 

którą myślałem, że parę minut temu straciłem, stanęła przede mną. 
 

- Demetri? – łapałem z trudem powietrze. 

 

 

 

 

 

 

background image

 

ROZDZIAŁ PIERWSZY 

 

Siedem tygodni wcześniej… 

 

Demetri 

 

 

Westchnąłem po raz dziesiąty, chcąc zdobyć jakąś oznakę 

zainteresowania ze strony Nat. Ale ona była nieruchoma. Jak bardzo gorący 
kamień, który odmawiał połamania.  
 

Trąciłem ją nogą. 

 

Co tylko pogorszyło sytuację. 

 

To było wszystko, co robiłem w ostatnich dniach. Pogarszałem sytuację,  

a następnie czerpałem korzyści z bycia kompletnym idiotą. Może jestem głupi.  
Jestem facetem, pragnącym dziewczynę, która wyraźnie pragnie kogoś innego.  
 

Cholera. Jestem dupkiem numer dwa.  

 

- Nat? – Jeśli ona nie zamierza się poddać, przynajmniej mogę zadać jej 

szczere pytanie. Nigdy nie była typem dziewczyny, która całkowicie mnie 
ignoruje, kiedy zadaję jej pytanie. Po moim ostatnim doświadczeniu bliskiej 
śmierci, kiedy przysięgam, że życie mignęło mi przed oczyma, Nat była o wiele 
milsza w związku z sytuacją  pomiędzy mną, nią i moim bratem. 

 

Szalony dom. 

 

- Słucham, Demetri? Przez ostatnią godzinę wzdychałeś jak jakiś 

zakochany nastolatek. Czego chcesz? 
 

Teraz, kiedy czułem się całkowicie głupio, nie chciałem jej o nic pytać. 

Wiedziałem, że ona powie to mojemu bratu, Alecowi, albo roześmieje mi się  
w twarz.  
 

- Obiecujesz, że nie powiesz Alecowi? 

 

- Jest moim chłopakiem. Kocham go. Mówię mu wszystko.  

 

Cholera.  

 

- Wszystko? 

 

Nat przewróciła swoimi brązowymi oczami i potrząsnęłam blond 

włosami. Nie miała pojęcia, jak piękna była. Może to I dobrze, bo mogłaby się 
stać rozwydrzonym bachorem. Uważa, że zawsze ma rację. 
 

- Tak, Demetri, wszystko. Oprócz momentu, kiedy mama i ja 

opiekowałyśmy się Tobą po wypadku i udawałeś, że upadasz, tylko po to, żeby 
wylądować na mnie.  
 

Szczerzyłem się jak idiota. Nie mogłem nic na to poradzić.   

 

- Myślę, że Alec nie był rozbawiony? 

background image

 

 

- Myślisz? – Odepchnęła mnie i przełączyła kanał.  

 

Cud nad cudami, znajdował się tam mój brat, śpiewający na jakimś 

rozdaniu nagród.  
 

Nat westchnęła.  

 

- Żałuje, że nie pojechałam z nim. 

 

- Nat. – Trąciłem ją nogą. – Wiesz, że on również chciał żebyś tam była. 

Wróci za kilka dni, żeby zabrać Cię do collegu, więc dwoje możecie ruszyć z 
Waszym życiem i zostawić mnie tutaj w piekle. Swoją drogą, dzięki za to. 
 

- Hej. Twój wybór, nie mój. – Uniosła ręce w powietrze i westchnęła. – 

Poza tym, nigdzie w Kalifornii nie było żadnych dobrych ośrodków 
rehabilitacyjnych? Wszyscy bylibyśmy blisko i … 
 

Pokręciłem głową i udało mi się przerwać jej gadkę poprzez machnięcie 

ręką.  
 

- To się nie zdarzy. 

 

- Dlaczego? – Wyglądała na naprawdę wkurzoną, co spowodowało, że 

chciałem sam siebie postrzelić… oczywiście nie  w żaden samobójczy sposób. 
 

- Potrzebujecie czasu razem z dala od wszystkiego, z dala od tego. – 

Wskazałem na siebie i lekko się uśmiechnąłem, nawet jeśli ponowna rozmowa 
o tym, zabija mnie od środka.  
 

W ubiegłym roku Nat zakochała się we mnie i w moim bracie. Ja, będąc 

prawdziwym dupkiem, wiedząc, że Nat czuje coś do Aleca, próbowałem i tak ją 
ukraść. Wciąż nie pogodziłem się z niektórym gównem z mojej przeszłości, co 
prawie zniszczyło moje życie. Obwiniałem o wszystko Aleca i ponownie 
chciałem mieć dziewczynę pierwszy, żeby utrzeć mu nosa. 
 

Ostateczne to mi utarło nosa.  

 

Dosłownie utarło mi nosa w postaci zabójczego wypadku 

samochodowego, z którego cudem uszedłem z życiem ze wszystkimi moimi 
kończynami nienaruszonymi. 
 

Po tym wszystkim, było oczywiste, że Nat kochała mnie, ale nie takim 

rodzajem miłości, za którą mógłbyś zaprzedać swoją duszą lub za nią umrzeć. 
Nie, to był rodzaj miłości podobny do tego jaki dzielisz z gorącą kuzynką albo 
może ze swoją babcią. Kochasz je. Masz nadzieję, że powodzi im się w życiu  
i owszem, mogą świetnie wyglądać (tak dla jasności, w tym momencie mówię  
o kuzynce, nie o babci), ale to wszystko. 
 

Miłość, jaką Nat czuje do Aleca? 

 

Cóż… to był rodzaj miłości ze Zmierzchu. Przykro mi, ale to jedyne 

porównanie, jakie udało mi się od razu wymyśleć, zwłaszcza, biorąc pod uwagę 
fakt, że Nat sprawiła, że przeczytałem wszystkie książki.  

background image

 

 

To było dosłownie jak wstrzymanie oddechu, jeśli nie doświadczyłbym 

takiej miłości. 
 

Miłości, którą doświadcza się tylko raz w życiu.  

 

Miłości, która nie zdarza się dwa razy. To niemożliwe.  

 

- Nat? 

 

- Co? – Wydawała się być mną zirytowana. Czy to było coś nowego? 

 

Odwróciłem się i usiadłem z powrotem.  

 

- Myślisz, że…  

 

Och, człowieku, naprawdę musiałem znaleźć jakiś odpowiednik alkoholu 

albo marihuany, bo wszystkim, czego chciałem w tym momencie, było bycie na 
haju, pijanym lub skok z klifu. Odkąd rzuciłem imprezowanie, czułem się jak 
kompletna dziewczynka. Reklamy o psach sprawiały, że miałem łzy w oczach,  
a w ostatnim tygodniu, widząc starszego człowieka idącego przez ulicę ze swoją 
żoną poklepał jej dłoń, szczerzyłem się jak idiota i gwizdałem przez całą drogę 
do domu. Demetri Daniels nie gwiżdże.  
 

- Wykrztuś to z siebie, Demetri.  

 

- Dobra – mruknąłem i odwróciłem wzrok z dala od niej. Nie mogłem na 

nią patrzeć, jeśli będę o to pytał. – Czy myślisz, że prawdziwa miłość, taka która 
dzielicie z Alecem zdarza się dwa razy? 
 

Nat wyłączyła telewizor. 

 

Cholera. Robiła tak tylko wtedy, kiedy musiała się skoncentrować.  

 

- Demetri, jeśli chodzi o nas… 

 

- Nie! Do diabła, nie! – Nat skrzywiła się. – Nie, to nie tak. To o czym 

myślę, nie ma żadnego związku z nami. Wiem, jak to zabrzmiało. Przepraszam. 
Ja tylko.. nie wiem. Chodzi o to, czy myślisz, że będę miał takie szczęście, aby 
być w stanie zdobyć ponownie to, co Ty masz z Alecem? 
 

- Dlaczego nie byłbyś w stanie? 

 

Spojrzałem na nią. Tak naprawdę spojrzałem na nią. Cholera, ta 

dziewczyna była zbyt urocza. Czy ona była poważna?  
 

- Nat, leczę się z uzależnienia alkoholowego i narkotykowego w wieku 19 

lat. Prawie zginąłem. Ponieważ jestem gwiazdą rocka, miałem jednego, 
prawdziwego przyjaciela – dwóch, jeśli liczyć mojego brata. I, och racja, 
utknąłem w Seaside w Oregonie na następny rok, kiedy Ty wyjedziesz i będziesz 
się świetnie bawiła w LA. Dodaj do tego intensywną psychoterapię na której 
jestem od dwóch lat, bo moja dziewczyna, nie tylko zdradziła mnie z bratem, 
ale zginęła w tragicznym wypadku z ich synem, i yeah… chyba jestem trochę 
pesymistyczny. Być może nieco przygnębiający, ale dalej Nat. Spójrz na mnie! 
 

Warga Nat zaczęła drżeć.  

background image

 

 

Cholera. Sprawiłem, że będzie płakać. 

 

Alec urwie mi jaja. 

 

- Nat, nie to miałem na myśli… - Wyciągnąłem rękę, żeby dotknąć jej 

ramienia, ale ona potrząsnęła głową. Pojedyncza łza poleciała wzdłuż jej 
policzka.  
 

- Demetri, tak mi przykro! 

 

Nienawidziłem, kiedy Nat płakała. Bolało mnie w piersi i wiedziałem, że 

Alec będzie wkurzony, że do tego doprowadziłem. Zawsze do tego 
doprowadzam. Czując się jak kompletny dupek, wciągnąłem ją w ramiona  
i pocieszałem ją.  
 

- Nat, wiesz, że nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. Chciałem chyba, 

żebyś wiedziała, że jest tego więcej we mnie, wiesz? Oczekuję więcej od życia 
niż 12 kroków

1

 I pustej sławy. 

 

Nat pociągnęła nosem i odsunęła się.  

 

- Czy naprawdę tak źle myślisz o sobie? Że byłoby to niemożliwe dla 

dziewczyny, żeby całkowicie się w Tobie zakochała? 
 

Pokręciłem głową.  

 

- To nie takie proste, Nat. Wszyscy mnie kochają. 

 

Uderzyła mnie i roześmiała się, kiedy ocierała łzy.  

 

- Nat – jęknąłem. – To prawda i dobrze o tym wiesz. Ale kto, kiedy 

zobaczy prawdziwego mnie i zakocha się we mnie? Prawdziwym mnie. – 
Chciałem siebie uderzyć.  
 

Dlaczego to takie ważne, aby znaleźć to co mają Nat i Alec? Moje serce 

zacisnęło się w klatce piersiowej. Próbowałem zignorować ból. Mam na myśli, 
że to może być zgaga lub coś innego, tak? To po prostu do bani i szczerze, po 
tym wszystkim, paparazzi przestali obserwować każdy mój ruch, a kiedy Alec 
poleciał do L.A… czułem coś w rodzaju…. samotności. Cholera. Byłem 
dziewczynką.  
 

Nat była cicho. Zagryzła wargę, pociągając nosem.  

 

- Demetri, nikt nie będzie w stanie Ciebie pokochać… 

 

Serce waliło mi głośno w piersi, wiedząc, że jej słowa trafiły do celu. 

Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, ale ona mówiła dalej. 
 

- Nie, dopóki nie nauczysz się kochać siebie samego. Nie, dopóki nie 

nauczysz się wybaczać. Nie możesz prosić kogoś, żeby Cię pokochał, jeśli nawet 
nie kochasz siebie samego.  
 

Natalee Murray, panie i panowie. Najmądrzejsza kobieta na świecie.  

                                                             

1

 12 kroków Anonimowych Alkoholików.  

background image

 

 

- Jesteś pewna, że masz tylko 18 lat? 

 

- Praktycznie 90 – zażartowała i uderzyła mnie w ramię. – Poważnie, 

Demetri. Może masz rację. Może to dobrze, że zostajesz tutaj tego lata. Myślę, 
że będzie dobrze, jeśli się wyluzujesz. Poza tym, mama powiedziała, że masz 
wciąż kilka rzeczy do zrobienia, żeby przejść przez jej program rehabilitacyjny…  

 

Mama Nat jest jednym z najlepszych specjalistą od uzależnień na 

Zachodnim Wybrzeżu. Jakim jestem szczęściarzem, że mieszka w najbardziej 
nudnym miejscu na świecie. Znane także jako stolica toffi.  
 

Jęknąłem.  

 

- Wynudzę się na śmierć. 

 

- Masz Boba! – powiedziała z entuzjazmem, wskazując na mojego 

ochroniarza i niestety, jednego z moich przyjaciół nie licząc Nat i Aleca.  
I ponownie… samotność wokół mnie.  
 

- On jest łysy i ogląda American Idol, aby wypełnić pustkę, która została 

spowodowana przez zabicie zbyt wielu ludzi. 
 

- Słyszałem to – wymamrotał stojący w rogu Bob. 

 

- Nie szeptałem – krzyknąłem. 

 

Bob odchrząknął. 

 

- Przepraszam, Bob – powiedzieliśmy chórem.  

 

Od czasu wypadku, media były nieugięte, dzięki czemu relacja z Bobem 

jest jedyną, w jaką byłem zaangażowany. Niestety, nie mogłem się doczekać 
zobaczenia jego brzydkiej mordy każdego dnia. Oczywiście, może to mieć 
związek z tym, że robi kawę każdego ranka. Można by pomyśleć, że po wypadku 
rzeczy mogły się zmienić. Zamiast tego, nie było dnia, w którym nie słyszałem 
na mój temat nowych historii. Zawsze jest to zabawne, widząc swoje brzydkie 
zdjęcia z nagłówkami, mówiącymi, że jestem pod wpływem narkotyków. To 
prawdziwa samoocena. Jęknąłem w moje ręce. 
 

- Będzie dobrze, Demetri. Obiecuję. 

 

- Co mam zrobić?  

 

Nat roześmiała się.  

 

- Dlaczego nie popracujesz? 

 

- Pracuję. 

 

- Siedziałeś na tyłku od wypadku. Nie napisałeś nawet jednej piosenki, 

nawet melodii. Dlaczego nie znajdziesz pracy? 
 

Bob roześmiał się, patrząc na nas. 

 

Spojrzałem na niego ostrym wzrokiem, zanim odwróciłem się do Nat. 

 

- Przykro mi, kochanie, ale nie rozumiem tego słowa.  

background image

10 

 

 

- Określone godziny, zarabianie pieniędzy, płacenie rachunków. 

 

- Hmm… brzmi to tak strasznie jak prostytucja, a ja nie chcę oddać 

mojego towaru za darmo, jeśli wiesz o co mi chodzi. 
 

Nat jęknęłam i schowała twarz w dłoniach.  

 

Uśmiechnąłem się, bo lubiłem naszą małą wymianę zdań. Nie ma mowy, 

ze będę szukać pracy. 
 

- Mam! – Nat zeskoczyła ze swojego miejsca. – Za mną! 

 

Wbiegła po schodach. 

 

Nie wybrałem się jej śladem.  

 

Hej… prawie umarłem! Wysiłek fizyczny? Co to, to nie. Byłem typem 

faceta, który ma sześciopak bez zbytniego starania się. Jestem pewien, że mam 
jeszcze jeden powód, aby nienawidzić poczty.  
 

Nat wróciła na dół i opadła obok mnie.  

 

- Zamknij oczy. 

 

Spojrzałem na nią. 

 

- Po prostu zrób to! 

 

- Dobra. – Zamknąłem oczy i czekałam, kiedy wkładała mi coś na głowę. 

- Okej, otwórz! 
 

Otworzyłem oczy i powoli podszedłem do lustra w kuchni. Spojrzałem na 

swoje odbicie i zakląłem. Z kolei Nat skakała za mną, a Bob z całych sił starał się 
nie śmiać.  
 

- Co do cholery! Nie! – Wyciągnąłem rękę do daszka czapki, na której 

napisane było Seaside Toffi, ale Nat strąciła moją rękę. 
 

- Będziesz idealny! Zobaczysz! 

 

- Nie, nie będę, ponieważ tego nie zrobię. Nie. – Pokręciłem głową i 

skrzyżowałem ramiona. – Nigdy. 
 

Nat uśmiechnęła się i wyciągnęła telefon.  

 

- Zobaczymy. 

 

- Do kogo dzwonisz? – Starałem się nie pokazać paniki w swoim głosie.  

 

- Do Twojego brata. 

 

- Dlaczego? 

 

- Powiem mu, że namawiałeś mnie na wymycie cię gąbką.

 

 

- Nie zrobisz tego – zakląłem. – Nie zrobisz. 

 

- Zrobię! – Trzymała telefon w górze. – Przyjmij pracę, Demetri. Zdobądź 

przyjaciół. Zacznij żyć. 
 

- Czasami chciałbym, żebyśmy nie byli przyjaciółmi.  

 

Odrzuciła głowę do tyłu i roześmiała się. 

 

- Nie. Kochasz mnie, a ja kocham Ciebie. 

background image

11 

 

 

- I to właśnie wpakowało mnie w tą sytuację – mruknąłem, utrzymując 

wzrok na odbiciu i usiadłem na najbliższe krzesło.  
 

- Tylko pomyśl… – Nat pochyliła się nade mną szepcząc. – Będziesz mógł 

spróbować wszystkich smaków toffi! Bob jest już przy numerze dwieście.  
 

- Cudownie… – Jakie to smutne, że smakowanie toffi miało być 

dodatkiem.  
 

- Och i Demetri? Pan Smith mówi, że ranny ptaszek to szczęśliwy 

pracownik! 

 

 

background image

12 

 

ROZDZIAŁ DRUGI 

 

 

Demetri  

Zła. 
Złośliwa. 
Manipulująca.
 
szalona – to wszystkie atrybuty Nat.  
 

Jakimś cudem przekonała swojego dawnego szefa, że przyjęcie do pracy 

gwiazdy rocka, śpiewającej na ulicy przyniesie wiele korzyści Seaside Taffy  
i będzie to niemal atrakcja turystyczna.  
 

Alec wcale nie był pomocny. Błagałem. Prosiłem. Zadzwoniłem do 

swojego agenta i powiedziałem mu, że przytyje sto kilogramów od tych 
słodkosci, udusi się cukierkiem toffi, albo umrze na spiączkę cukrzycową.

 

Ale 

oni wszyscy się śmiali. Tak, śmiali się. I powiedzieli, że to jest dobry pomysł.  
 

Nie widziałem w tym nic zabawnego. 

 

I wciąż nie widzę. 

 

Nie, kiedy jechałem do mojej aktualnej pracy mercedesem, który 

kosztuje więcej niż budynek, w którym sprzedawane jest toffi.  
 

Nie, kiedy wysiadam z samochodu, biorąc moją torbę – tak, to moje 

aktualne miejsce pracy – i zawlokłem się na róg ulicy. 
 

Byłem tutaj już około pięciu dni. Pięć dni czystego piekła, z turystami 

unikającymi mnie i paparazzi, którzy szczerzyli się, kiedy udało im się złapać 
moje zdjęcie. Pierwszy dzień nie był taki zły – nikt nie wiedział, że tutaj jestem, 
dzięki ogromnej osłonie. Nie byłem pewien, czy jest to coś za co można być 
wdzięcznym, biorąc pod uwagę satelity, które mogą zrobić zbliżenie na moje 
aktualnie miejsce pobytu, ale nieważne. Drugi dzień był zdecydowanie 
najgorszy. Kamery zjawiały się jak szalone i jestem pewien, że pewna 
dziewczyna starała się przykleić toffi do siebie, żebym dotknął jej bluzki. Nawet 
nie chciałem znać powodu, dlaczego to zrobiła. Ludzie gromadzili się wokół. 
Spodziewali się, że będę śpiewać piosenki, jak zawsze. Chciałem umrzeć. 
Dlaczego nie zginąłem w tym wypadku? 
 

- Seaside Taffy – zacząłem, mój głos się załamał. Nie załamałem się, od 

dwunastego roku życia. Znowu. Chciałem umrzeć. - Mnóstwo zabawy w Twoim 
brzuszku! Yum, yum, yum… - mógłbym przysiąc, że Bob śmieje się parę metrów 
dalej… on nigdy się nie starzeje. – Lody, Toffi, w obfitości! Nie zapomnij 
zatrzymać się w naszym sklepiku! – pokazałem dramatycznie rękami łuk. 

background image

13 

 

 

Spodziewałem się oklasków, a przynajmniej pewnego rodzaju uznania, że 

dałem najlepszy występ mojego życia.  
 

Jednak co dostałem? Jeden samotny oklask. Jedna osoba. Zadrżałem 

myśląc o litościwych oklaskach. To ten rodzaj, na którego myśl drży każdy 
wykonawca. Odwróciłem się. To była dziewczynka. Wyglądała na 
pierwszoroczniaka.  
 

- Chcesz toffi?  

 

Wyciągnąłem kawałek toffi, a jej mama nagle się przeraziła, jakbym 

wyciągnął toffi, aby przyciągnąć jej córkę do mojego samochodu w celu jej 
uprowadzenia. Odeszły szybko, a ja znowu znalazłem się w tłumie ludzi, którzy 
chcieli znajdować się blisko mnie, kiedy potrząsałem moją torbą. 
 

- Seaside Taffy! – tym razem krzyczałem głośniej i wyrzuciłem ręce  

w powietrze. Jak mogłem najlepiej, odkąd było to moje piekło na ziemi przez 
następne kilka miesięcy.  
 

- Seaside Taffy! – znowu wyrzuciłem ręce i kawałek toffi wyleciał mi z ręki 

uderzając prosto w czyjąś głowę.  
 

Świetnie, dodaj napaść do moich akt. 

 

Kiedy osoba się odwróciła, byłem lekko zszokowany, ponieważ będąc 

szczerym, myślałem że uderzyłem w jakiegoś punka. 
 

Nie. W. Tym. Przypadku. 

 

- Poważnie? – Dziewczyna tupnęła na mnie, stojąc całe pięć stóp dalej. 

Miała na sobie kapelusz z napisem „Najlepsze Toffi na świecie”, sweterek 
oversize, legginsy oraz botki. 
 

- Wyślizgnął się – wytłumaczyłem się kiepsko.  

 

Sięgnęła po torbę, a ja odskoczyłem. 

 

- Nikt nie dotyka torby.  

 

Wow. Byłem tak bardzo zawstydzony sobą, że chciałem wskoczyć do 

wiadra i się ukryć. Czy naprawdę byłem tak zaborczy w stosunku do torby? Jak 
jakiś bezdomny mężczyzna w stosunku do swojego wózka? 
 

Dziewczyna ponownie sięgnęła po torbę. 

 

Zerwałem się.  

 

- Jaki masz problem? 

 

- Problem? – powtórzyła, jej brwi podskoczyły do góry. Cholera, ona ma 

bardzo ładne oczy.  
 

Skinąłem. Od wypadku nie napisałem ani jednej cholernej piosenki, więc 

w tym momencie słowa nie były moją najlepszą stroną, a ja bezwstydnie z nią 
flirtowałem.

 

 

 - Mój problem? – Roześmiała się gorzko. – Czy to jest ta chwila, w której 

background image

14 

 

sławny rockman przyjeżdża do miasta, nasz biznes upada, a Ty nawet nie 
traktujesz tego poważnie! – Położyła ręce na biodrach i patrzała na mnie 
groźnie. – A teraz pracujesz na moim skrzyżowaniu! 
 

- Whoa! – roześmiałem się. Nie mogłem nic na to poradzić. – 

Przepraszam. Twoje skrzyżowanie? Co? Jesteś Pretty Woman czy coś w tym 
stylu? 
 

- Czy Ty nazwałeś mnie prostytutką? 

 

Tak. Tak, zrobiłem to.  

 

- Nie. Bardziej call girl. Prostytutki nie ubierają się jak ślepa 

gimnazjalistka. 
 

- Ugh! – Wymachiwała moją torbą tak, że cukierki zaczęły wypadać na 

ziemię. 
 

Zabawne. Skrzyżowałam ramiona i oglądałem ogień, który pojawił się  

w jej oczach. Naprawdę szkoda, że tak strasznie się ubierała i nosiła ten ohydny 
kapelusz. Możliwe, że moja czapka nie wyglądała lepiej, ale wciąż… sprawiałem, 
że wyglądała dobrze.  
 

- Patrz na to. 

 

Alarm. Prawie oczekiwałem, ze ludzie zaczną wychodzić z wykałaczkami 

w ustach i gazetami w rękach, aby oglądać przedstawienie.  
 

Jak do diabła utknąłem w musicalu na Brodwayu? 

 

Odkąd dołączyłem do tego całego Seaside Taffy, a także zobowiązałem 

się do tego jednego.  
 

– Zanotowane. Sklepowa dziewczynko. Zanotowane. A teraz zmykaj 

dalej. – Widzisz? Potrafię bym terytorialny. Jej oczy rozszerzyły się i nagle  
w jednej sekundzie, byłem ponownie zaszokowany tym, jak piękna była.  
Z chrypką i słodkimi małymi krągłościami, przeszła na drugą stronę ulicy do 
konkurencyjnego sklepu z toffi.  
 

Pomachałem w jej kierunku i zacząłem śpiewać od nowa. Tym razem 

dorzucałem parę ruchów z AD2, które mogły mnie doprowadzić do 
wylądowania w więzieniu, gdybym poruszył się pośpiesznie w niewłaściwym 
kierunku. 
 

Trzy godziny później poważnie przemyślałem tę całą pracę. Zaczęło padać 

krótko po tym, jak rozpocząłem swój taniec. Nie było wątpliwości, że ludzi 
myśleli, że to z powodu mojej niezdolności powstrzymania moich bioder  
do ruchu z tą głupią torbą z cukierkami. Świetnie, więc wykonywałem 
deszczowy taniec toffi. Wzdychając, poprawiłem czapkę i próbowałem ochronić 
torbę. Jeśli moją jedyną pracą było sprzedawanie toffi i wpuszczaniu ludzi do 
sklepu, wtedy nie chciałem być jedynym przegranym, który zmoczył toffi  

background image

15 

 

i jednym machnięciem ręki zamknął najdłużej działający sklep z toffi w Seaside 
w stanie Oregon.  
 

Na szczęście, Bob musiał wyczuć moją irytację albo był zmęczony moimi 

wiadomościami, w których prosiłem o parasol. Wiedziałem, ze to było żałosne  
i może trochę śmieszne, ale byłem cały zmoczony. Kierował się w moją stronę, 
a ja wyszedłem mu naprzeciw, aż nagle wskazał na moją klatkę piersiową. Moje 
zęby skrzywiły się, kiedy spojrzałem na moją koszulkę. Z powodzeniem 
pokazywałem każdemu z parą oczu moją obręcz sutkową prześwitującą przez 
obcisłą, przemokniętą koszulkę. Gdyby matka tej dziewczynki przyszła teraz 
byłaby przerażona. I wylądowałbym w więzieniu. Nie dlatego, że miałem 
przekłuty sutek, ale dlatego, że ta dziura była tak zacofana, że kobieta pewnie 
pomyślałaby, że jestem jakimś narkomanem.  
 

Co było tylko częścią prawdy.  

 

W każdym razie, wszystko byłoby lepsze od lejącego deszczu – albo 

Seaside.  
 

Ach, więzenie. Cóż za sen. Przynajmniej jest tam ciepło.  

 

- Moczysz toffi. – Z tyłu mnie rozległ się damski głos.  

 

Powoli się odwróciłem. To była dziewczyna z dużymi oczami.  

 

Jednak teraz miała na sobie delikatny płaszcz przeciwdeszczowy i kalosze.  

 

- Nigdy bym nie zgadł, gdyby nie ty – zadrwiłem. Nie byłem pewien, 

czemu byłem tak zirytowany. Może to z powodu deszczu. Może spowodowało 
to odstawienie leków. Ale byłem wkurzony, że ta sama dziewczyna, która 
werbalnie mnie wcześniej atakowała nie tylko przyszła po więcej, ale nagle 
powiedziała mi coś, co już wiedziałem.  
 

- Nie jestem głupi – powiedziałem, potrząsając głową, próbując ochronić 

torbę moim ciałem. 
 

- Jesteś pewny? – zapytała, składając ramiona. 

 

- Poważnie? Będziesz stać tutaj w deszczu i sprawdzać moją inteligencję? 

 

- To zależy. – Jej wargi złożyły się w cień uśmiechu.  

 

Dobra. Wchodzę w to.  

 

- Od czego, kochanie? 

 

- Będziesz stał tutaj w deszczu czy przesuniesz się kawałeczek, aby stanąć 

pod dachem budynku? 
 

Cholera. Spojrzałem w górę. Oczywiście, że był tutaj dach pod którym 

mogłem się schronić przed deszczem, który padał od dwóch godzin.  
 

Wzruszyłem ramionami, udając nonszalancję.  

 

- Lubię deszcz. 

 

Przygryzła wargi i rozejrzała się wokół. Ludzie chodzili dookoła nas  

background image

16 

 

z parasolami, wszyscy próbując wchodzić do sklepów, aby zaczekać w nich, aż 
deszcz przestanie padać. Zadrżałem w odpowiedzi i czekałem, aż coś powie.  
 

- Wybrałeś odpowiednie miejsce, żeby tutaj być.  

 

Gdyby tylko wiedziałem, że nie miałem żadnego wyboru w tej sprawie.  

 

- Tak, sądzę, że tak. – Poważnie, nigdzie bym nie doszedł z tą dziewczyną.  

Wszystkie sztuczki flirciarskie umarły w wypadku samochodowym, który 
pozostawił mnie bardzo żywym i bardzo przegranym.  
 

Cóż za jasną przyszłość miałem. 

 

Poszedłem pod dach i delikatnie przyciągnąłem ją do siebie. Mogłem 

dostrzec krople wody spadające z moich blond włosów na mój nos.  
 

- Jak masz na imię?  

 

Wzruszyła ramionami.  

 

- To nie jest ważne.  

 

Okej, inna taktyka.  

 

- Skąd ta nagła postawa dobrego samarytanina? 

 

Roześmiała się.  

 

- Ach, więc on czytał Pismo Święte. 

 

- Raz albo dwa. – Uśmiechnąłem się uwodzicielsko. 

 

- W takim razie powinieneś zmienić zdanie o mnie. 

 

- Słucham?  - Miałem wrażenie, że nagle wypadłem z mojej ligi. Nagle, 

bez wyjścia. 
 

- Nie przyszłam Ciebie ratować. 

 

- Więc po prostu tak sobie chodzisz? 

 

Odrzuciła głowę do tyłu i roześmiała się, powodując, że kaptur spadł z jej 

głowy. Złoto – brązowe włosy opadły na jej plecy.  
 

Moje usta otworzyły się. Ona naprawdę była piękną dziewczyną.  

 

- Właściwie… - Położyła rękę na moim ramieniu. – Myślałam o uderzeniu 

Ciebie i przejściu obok.  
 

- I jaki miałby być tego cel? – Uśmiechnąłem się. 

 

- Poczułabym się lepiej.  

 

- I ja bym był pobity na ulicy? Czy moim celem jest śmierć na drodze czy 

coś? 
 

- Huh? – Uniosła brwi. 

 

- Nie oglądasz za dużo telewizji, co? 

 

Wzruszyła ramionami.  

 

- Nie mamy telewizji. 

 

- Internet? – Moje myśli prawie eksplodowały. Jak ona żyła? 

 

- Nie. 

background image

17 

 

 

- Telefon? -  Chwytałem się jak tonący brzytwy. 

 

- W domu? 

 

Pochyliłem się, unosząc brwi jakbym chciał coś powiedzieć.  

 

Znowu zagryzła wargę, kiedy spojrzała w dal, i rozmyślała.  

 

- Myślę, że kiedyś tak. Ale teraz mamy telefony komórkowe.  

 

- Dzięki Bogu! – krzyknąłem zbyt głośno.  

 

Potrząsnęła głową jakbym był najdziwniejszą osobą na planecie.  

 

- Ja, umm… - Przeniosłem torbę na drugie ramię i podrapałem się  

w głowę. – Chodziło mi o… - Program telewizyjny „Biblia” -   Powinnaś być 
wdzięczna lub dziękować za to, że masz dostęp do technologii? – Tak, Demetri, 
ona będzie jeść z Twoich lepkich rąk w ciągu chwili.  
 

- Racja – roześmiała się i odwróciła wzrok. – Cóż, sądzę, że zobaczymy się 

później.  
 

Kiedy odeszła, zatrzymała się i odwróciła.  

 

- Nawiasem mówiąc, naprawdę miałam powód, żeby przyjść tutaj… 

wiesz, nie tylko psychiczne znęcanie się. 
 

- Tak? – Uśmiechnąłem się i mrugnąłem, czekając na nieuniknione. 

 

- Tak. – Skinęła głową i wskazała za mnie. – Twój samochód będzie 

holowany. Jest zaparkowany w miejscu dla niepełnosprawnych. 

 

 

background image

18 

 

ROZDZIAŁ TRZECI 

 

Alyssa 

 

 

To było trudniejsze niż myślałam. Mam na myśli rozmowę z nim. Będąc 

szczerą, nie miałam pojęcia jak bardzo sławny był dopóki jakieś dziewczyny,  
z którymi ukończyłam szkołę, pobiegły do sklepu i zaczęły chichotać jak jakieś 
małe dzieci. Kiedyś byłam taka sama. 
 

Od momentu wypadku dwa lata temu, zamknęłam się na wszystko. 

Jakbym była cieniem poruszającym się mechanicznie. Próbując uśmiechać się  
w odpowiednich momentach i śmiać się, kiedy oczekiwano tego ode mnie. 
Byłam najlepszym pracownikiem o jakiego mogli prosić moi rodzice. Pierwsza 
przychodziłam, ostatnia wychodziłam. Pierwsza, aby zastąpić kogoś innego. 
Nawet szkołę ukończyłam wcześniej, więc nie musiałam być dłużej wokół ludzi, 
którzy pamiętali. Kiedy planujesz przyszłość, Bóg śmieje się w twarz i robi zgoła 
inaczej. Moi rodzice mówili, że to nie była wina Boga – powiedzieli także, że to 
nie była moja wina.  
 

Czy to spowodował Brady?  

 

Wsunęłam dłonie do kieszeni i pobiegłam do sklepu. Deszcz zawsze mnie 

przygnębiał. To znaczyło, że żyję w najgorszym miejscu na naszej planecie. 
Gdybym potrzebowała rozweselenia, musiałabym pójść się opalać, dzięki 
fałszywemu światłu słonecznemu. W ostatnie święta Bożego Narodzenia moi 
rodzice zamontowali specjalne światełka w moim pokoju, żebym uśmiechała się 
częściej. Od tamtego dnia uśmiechałam się jeszcze mniej. 
 

Cóż, do momentu sprzed pięciu dni.  

 

Kiedy ta idiotyczna gwiazda rocka stała na ulicy i śpiewała o Toffi,  

a potem zaczął poruszać swoimi biodrami do rytmu wybijanego w jego głowie, 
chciałam nazwać go idiotą, ale nie mogłam oderwać od niego wzroku. Coś  
w nim było magnetycznego – co powinno być pierwszym powodem do 
odejścia.  
 

Brady też miał ten magnetyzm. Był idealny, charyzmatyczny, gwiazda 

drużyny piłkarskiej. I spojrzenie, w którym widziałam miłość.  
 

Rok po szkole średniej, wciąż mieszkająca z rodzicami i niezdolnością do 

jazdy gdziekolwiek, oddalonego więcej niż godzinę drogi ze strachu, że będę 
miała atak paniki i zginę.  
 

Zadzwonił dzwonek. Ten idiota rozpoczął pracę dzisiaj i nasza sprzedaż 

background image

19 

 

nie mogła być gorsza. Był takim widowiskiem, że nawet ludzie, którzy nie znali 
jego muzyki chcieli sprawdzić sklep z toffi. Co było świetne dla naszych 
konkurentów, okropne dla nas. To nie tak, jakbym znalazła po prostu sławną 
osobę i błagała ją do założenia jednej z naszych firmowych koszulek  
i sprzedawaniu toffi ludziom.  
 

Co on do cholery robił?  Obserwowałam go, kiedy plotkował jak starą 

babą. 
 

Czy ten facet nie miał za grosz wstydu? Umrę, zanim pozwolę, aby coś się 

stało z głównym źródłem dochodu moich rodziców i z chęcią wezmę 
Demetriego ze mną. I tak nie miałam nic lepszego do roboty. Popychając drzwi 
do lady, podeszłam do stolika i podniosłam moją komórkę. Dziesięć 
nieodebranych połączeń.  
 

- Cholera. – Szybko przewijałam nieodebrane połączenia. To była pani 

Murray, mój doradca. Spojrzałam na zegar na ścianie. – Cholera – powiedziałam 
ponownie, biorąc kluczyki i pobiegłam do drzwi. 
 

- Tato! Spóźnię się na spotkanie! 

 

Wyszedł z tylnego pokoju.  

 

- Ok, okej, kochanie. Chcesz, abym Ciebie podwiózł? - Jego oczy na krótko 

spotkały moje zanim spojrzał na ziemię. Wiedział, jak niekomfortowe były dla 
mnie samochody po tym wszystkim co się wydarzyło.  
 

- Um, nie. Dam sobie radę. To tylko kilka kilometrów. Kocham Cię! 

 

Usłyszałam go mówiącego, żebym byłam ostrożna, kiedy wybiegałam 

przez drzwi. 

 

***

 

 

 

Wbiegłam do dużego domu na plaży i praktycznie uderzyłam w drzwi 

mojego doradcy. 
 

- Alyssa! Martwiłam się, że nie przyjdziesz. – Pani Murray miała blisko 

pięćdziesięciu lat i nosiła okulary, które opadały na jej nos. Brązowe włosy 
miała zawsze związane w koka i zawsze ubierała się, jakby robiła to  
w pośpiechu. Właściwe to wszystko robiła, jakby żyła w pośpiechu. Tak jak 
słuchanie i rozmowa, które były częścią jej pracy. Wyobrażałam sobie, że 
prawdopodobnie pracowałaby we śnie, gdyby mogła.  
 

Posłałam jej mały uśmiech.  

 

- Tak, cóż, jestem tutaj. 

background image

20 

 

 

Jeśli bym się nie pokazała, powiedziałaby moim rodzicom, a wtedy 

pewnie sądziliby, że popełniłam samobójstwo bez żadnego powodu. 
 

Przynajmniej się martwiła. To nie tak, że mogłaby tak założyć tylko na 

podstawie tego, że się nie pojawiłam. Ale ostatnim razem, kiedy nie przyszłam 
na spotkanie… cóż, powiedzmy, że rodzice znaleźli mnie w łazience, patrzącą się 
na butelkę z ibuprofenem i odebrali wszystko opatrznie. Powiedziałam im, że 
boli mnie głowa, ale to był dokładnie ten moment, kiedy tata poprosił mnie, 
żebym otworzyła dłoń. Przysięgam, że butelka się przewróciła i chciałam włożyć 
tabletki z powrotem. Ale oni mi nie uwierzyli.  
 

Nikt tego nie zrobił. Historia mojego życia. 

 

Zapach miętowej herbaty powitał mnie, kiedy weszłam do małego biura  

i zajęłam miejsce na skórzanej kanapie. Pani Murray stworzyła tu niesamowitą 
atmosferę. Mogłam prawie zapomnieć, że była psychiatrą, a ja byłam tam, żeby 
powiedzieć jej moje najgłębsze tajemnice i uczucia – prawie. 
 

- Więc. – Opadła na skórzany fotel naprzeciwko mnie i wyjęła notatnik. – 

Niedługo druga rocznica wypadku.  
 

Chciałam odpowiedzieć jej zgryźliwie. Na przykład: Halo? Żyję w 

koszmarze. Uwierz mi, wiem dokładnie, co to za dzień. Wiem, jak dawno temu 
wycofałam się i nawet jeśli mogłabym zapomnieć, koszmary ciągle 
przypominały mi o piekle, w którym żyje każdego dnia.
 
 

- Tak. – Zdołałam wzruszyć ramionami nonszalancko. Powinnam być 

aktorką. Z szybkim uśmiechem, oparłam się znowu o kanapę i odetchnęłam, 
wiedząc, o co zapyta teraz. 
 

- I jak się z tym czujesz? 

 

- Jak się czuję? – powtórzyłam, czując znajomy gniew przebijający się 

przez klatkę piersiową. – Czuję się fan-potwor-stycznie. Nauczyłam się wiele  
o sobie w ciągu tych dwóch lat. Zamierzam wziąć akwarele, aby podzielić się 
uczuciami. I mam nadzieję, że później tego popołudnia będę swawolnie biegać 
po plaży i chichotać dopóki nie upadnę na kolana i uściskam syrenę, która 
dołączy do mnie na piasku. 
 

- Sarkazm. – Pani Murray zanotowała coś w zeszycie i znów zerknęła na 

mnie. – Dobrze. Przynajmniej nie ukrywasz gniewu w środku. Coś jeszcze? 
 

Krople potu leciały mi po mojej szyi, kiedy próbowałam utrzymać emocje 

na wodzy. Moje oczy patrzały na ziemię, a mój oddech stawał się coraz płytszy. 
 

- Nienawidzę tego.  

 

- Już przez to przechodziłyśmy, Alyssa. – Pani Murray westchnęła. – 

Wiem, że nienawidzisz tutaj być, ale czy naprawdę uważasz, że najlepszą rzeczą 
dla Ciebie jest ucieczka od aktualnej sytuacji? Więc co? Uciekasz, zamiast stawić 

background image

21 

 

czoła obawom? Twoim lękom? Powiedz mi, jak mogę tobie pomóc, a zrobię to, 
Alyssa. 
 

Przygryzłam wargę i założyłam włosy za ucho. Gryzienie wargi było moim 

nerwowym nawykiem, który rozwijał się, kiedy powstrzymywałam się od 
mówienia zbyt dużo albo płaczu. Częściej działo się to w ciągu ostatnich paru 
dni.  
 

- Posłuchaj, Alyssa. – Pani Murray postawiła tablet na stole obok niej  

i pochyliła się. – Stworzę na wakacje grupę żałobną. Naprawdę chcę żebyś 
przemyślała uczęszczanie na nią.  
 

- Nie zamierzasz mnie zmusić? – odwarknęłam. Nie chciałam, żeby 

zabrzmiało to tak surowo, ale chciałam się bronić, ponieważ wiedziałam, że 
jedyny sposób, żeby zadowolić rodziców to przyjście tutaj. Będąc szczerą, 
wiedziałam również, że nie byłabym tutaj jeśli nie wsiadłabym do tej 
ciężarówki. 
 

Byłam im to winna. 

 

Podobnie jak Brademu. 

 

- Pomyślę nad tym – wymamrotałam.  

 

Pani Murray uśmiechnęła się.  

 

- Myślę, że naprawdę to polubisz, Alyssa. Będą tutaj inne osoby w twoim 

wieku. Grupy wsparcia oferują właśnie to – wsparcie. Kiedy ostatni raz 
wychodziłaś z przyjaciółmi? Albo do kina? 
 

- Pracuję. – Wzruszyłam ramionami. 

 

Podniosła brew i chwyciła swój notatnik, żeby coś w nim zapisać.  

 

- Dobrze, więc pracujesz 24/7, nie możesz prowadzić dalej niż 15 

kilometrów poza miasto i myślisz, że wszystko w porządku? 
 

Moje oczy błysnęły na nią, a zaraz potem wróciły na ziemię, a ja 

przełknęłam powoli.  
 

-Wiem, że nie jest w porządku. 

 

- Mów dalej. 

 

- To po prostu… nie wiem czy kiedykolwiek będzie w porządku. Czuję się 

złamana. 
 

Cholera. Teraz zaczęłam płakać, a nienawidziłam płaczu. Nienawidziłam 

poczucia jakiejkolwiek słabości. 
 

- Jakie to uczucie, Alyssa? 

 

- Jakie to uczucie? – Roześmiałam się gorzko i zacisnęłam ręce razem. – 

To jak piekło. Czuję, że już nigdy nie będę normalna. Każdej nocy przeżywam od 
nowa wypadek i każdej nocy jest to samo. Potrzebuję każdej uncji energii, którą 
mam, żeby powstrzymać się od płaczu, kiedy myję zęby. Nie mogę nawet 

background image

22 

 

zmusić się do słuchania muzyki, bo to mi go przypomina. Nie mogę wsiąść do 
ciężarówki. Za każdym razem kiedy słyszę mecz piłki nożnej, prawie mam 
załamanie. Więc tak, tak czuję się załamanym. Kiedy nie potrafisz nawet 
normalnie funkcjonować w normalnym świecie. Kiedy nie możesz oddychać bez 
bólu w klatce piersiowej.  
 

W pokoju było cicho z wyjątkiem mojego urywanego oddechu. Pani 

Murray zanotowała kilka rzeczy, a potem spojrzała na mnie. 
 

- Wow, Alyssa. Jestem z ciebie dumna za bycie dzielną na tyle, żeby się 

tym podzielić. Zdajesz sobie sprawę, że nigdy wcześniej nie rozmawiałyśmy  
o twoich lękach? Tylko o twoim lęku związanym z dłuższymi podróżami. 
Naprawdę myślę, że robisz postęp.  
 

- Dobrze. – wymamrotałam, czując się wyczerpana. 

 

- I… - Napisała jeszcze parę rzeczy. – Ze względu, że się spóźniłaś musimy 

skończyć za chwilę. Mam kolejnego klienta za kilka minut. Ale Alyssa, naprawdę 
chcę żebyś przemyślała grupę wsparcia. Pierwsze spotkanie odbędzie się za 
tydzień w sobotę. – Wyjęła małą żółtą ulotkę. Fakt, że znajdowali się na niej 
uśmiechnięci ludzie nie zrobił nic, co złagodziłoby moje obawy, że to był zły 
pomysł. Miejsce spotkania to TBD. W tym momencie brakowało mi siły, żeby 
się spierać, więc wsunęłam ją do mojej torby, zanim podziękowałam i wyszłam 
z biura.  
 

Potrzebując ucieczki, natknęłam się na drzwi otworzyłam je. 

 

- Whoa. – Silne ramiona objęły mnie, żeby mnie podtrzymać. 

 

Rozpoznałam ten głos. Powoli, podniosłam wzrok i napotkałam 

przerażone spojrzenie Demetriego.  
 

Podskoczyłam.  

 

- Prześladujesz mnie? 

 

- Jesteś sławna? – oświadczył. Zbyt pochopnie, mogłabym dodać.  

 

- Oczywiście, że nie, biorąc pod uwagę, że mam pokorę.  

 

Uśmiechnął się.  

 

- Mała dziewczynka ma pazurki.  

 

Przewróciłam oczami i usiłowałam go wyminąć, ale znowu chwycił mnie 

za ramię.  
 

- Sądzę, że tak brzmi pytanie. Prześladujesz mnie? 

 

Przewracając oczami, zacisnęłam zęby i oderwałam się od jego dotyku.  

 

- Tak, gwiazdo rocka. Kocham Cię. Chcę być matką twoich dzieci. Rysuję 

serduszka wokół twojego imienia i dzisiaj, kiedy wrócę do domu, mam nadzieję, 
że stworzę zaklęcie, które sprawi, że mnie pokochasz. 
 

Uśmiechnął się i jego dołeczki obramowały jego zbyt idealną twarz. Nie 

background image

23 

 

mogłam oderwać od niego wzroku, mimo, że mój umysł krzyczał, że mam to 
zrobić. 
 

- Jesteś zabójcza dla mojego ego. 

 

- Ktoś musi. 

 

- Touche. – Jego oczy przechodziły z moich ust, z powrotem do twarzy.  

 

- Czy mogę teraz iść? – Odepchnęłam się od niego. W końcu mnie 

wypuścił, ale uczucie jego dotyku pozostało.  
 

- Jak masz na imię? – krzyknął za mną. 

 

- To nie jest twój biznes – powiedziałam nie odwracając się. Samochód 

ryknął do życia, a ja byłam zamroczona. Przyznam się, że spojrzałam w lusterko 
wsteczne… raz czy dwa. Każda żyjąca, czy oddychająca dziewczyna by to zrobiła. 
Był bogiem wśród chłopców, ale wiedział o tym. Jego lekkomyślny styl życia 
byłby jak moja trucizna albo narkotyk.  
 

Trzymanie się z dala od niego było konieczne. Musiałam się ochronić za 

wszelką cenę. 

 

 

 

 

background image

24 

 

ROZDZIAŁ CZWARTY 

 

Demetri 

 

 

Cholera, ta dziewczyna była trudna do rozgryzienia i wrogo nastawiona. 

W jednej minucie myślałem, że flirtujemy, a w następnej wyglądała jakby 
chciała odciąć mi jaja, niż powiedzieć do mnie kolejne słowo. Nigdy nie 
twierdziłem, że jestem najmądrzejszym facetem, jeśli chodzi o płeć przeciwną, 
ale wydawało mi się, że mnie lubi, aż nagle jakby nacisnąć przycisk, stała się 
inna.  
 

Wzruszyłem ramionami i poszedłem do gabinetu pani Murray. Było to 

znajome dla mnie miejsce przez ostatni rok odkąd była odpowiedzialna, za 
danie mi możliwości przejścia przez dwanaście kroków programu bez skoczenia 
na główkę do oceanu.  
 

- Demetri, jesteś wcześniej. – Pani Murray powiedziała z sarkazmem.  

 

Okej, dobra. Rzadko pojawiałem się wcześniej.  

 

Cholera, założę się, że spóźniłem się nawet podczas moich narodzin. Ale 

w mojej obronie, cała ta sprawa z pracą, musiałem zmienić mój zwyczajowy 
harmonogram.  
 

Zacząłem wstawać o 7, jeść lunch o 12 jak większość normalnych ludzi  

i chodzić spać o przyzwoitej godzinie, aby nie zasnąć przed rozpoczęciem pracę. 
Najwyraźniej był to dobry pomysł biorąc pod uwagę cały ten dramat, który miał 
miejsce dzisiaj w sklepie z toffi. Żyłem zgodnie z nowym harmonogramem 
dopiero kilka dni i stawałem się coraz bardziej szalony z nudy. Wiecie, ten typ 
szaleńca, gdzie ślina wypływa z jego buzi i myśli, że koty mówią do niego. 
 

- Usiądź. – Pani Murray wskazała na zwykłą kanapę. Roześmiałem się  

i usiadłem na podłodze - jak zwykle. 
 

Coś w siedzeniu na kanapie sprawiało, że czułem się niekomfortowo. 

 

Jestem pewien, że jest to wygodna kanapa – w końcu była skórzana, ale 

to sprawiało, że cała ta sytuacja wydawała się nazbyt realna. Jeśli usiadłbym na 
kanapie, znaczyłoby to, że jestem na terapii. Jeśli usiądę na ziemi, mogłem 
przekonać siebie, że odwiedzam dom Nat. Przez większość czasu wychodziłem 
do kuchni podczas sesji, żeby złapać jakiś popcorn i wodę, a następnie 
wracałem i wyrzucałem moje żale. Zawsze tak było.  
 

Na szczęście, pani Murray to nie przeszkadzało, tak długo jak trzymałem 

się z dala od kłopotów i rzeczywiście uczestniczyłem w naszych sesjach. 

background image

25 

 

 

Oparłem się o kanapę i westchnąłem, przeczesując ręką moje wciąż 

wilgotne włosy.  
 

- Jak w pracy? – spytała pani Murray, kiedy zajęła miejsce i chwyciła swój 

notatnik.  
 

- Cóż, zobaczmy. – Strzeliłem kostkami i się roześmiałem. – Śpiewałem 

piosenkę o toffi na ulicy jak jakaś płatna dziwka, a moje auto niemal nie zostało 
odholowane. – Zakończyłem z uśmiechem i czekałem, kiedy ona skończyła 
pisać.  
 

- Więc jest dobrze?  

 

- Nie zostałem jeszcze aresztowany z powodu publicznego zatrucia lub 

sprzedaży narkotyków dzieciom. Więc idzie dobrze.  
 

- Dwa sarkastyczne spotkania z rzędu. Jakim cudem mam takie szczęście? 

– wymamrotała pani Murray zza notatnika. Nie sądzę, że chciała żebym 
usłyszał. 
 

- Co to było? – nachyliłem bliżej ucho. – Nie narzekasz na swojego 

ulubionego klienta, prawda? 
 

Pani Murray przewróciła oczami. Roześmiałem się na jej wyraz twarzy. 

Obecnie znała mnie lepiej nawet niż Alec. Powiedziałem jej wszystko. Pomógł 
fakt, że jej córka była moją najlepszą przyjaciółką, nawet jeśli sprawiało to, że 
Alec przez większość czasu chciał mnie uderzyć.  
 

- Więc, ta praca w sklepie z toffi… czujesz, ze utrzymuje Ciebie z dala od 

kłopotów? 
 

Pochyliłem się do przodu.  

 

- To głupie pytanie.  

 

- Przepraszam? – Uniosła brwi. 

 

- Spójrz – odchrząknąłem. – Pytanie mnie, czy utrzymuje mnie to z dala 

od kłopotów jest jak pytanie dziecka, czy szkoła powstrzymuje go od dołączenia 
do gangu. Albo czy dołączenie do drużyny piłkarskiej powstrzymuje od brania 
narkotyków lub przedmałżeńskiego seksu. Pozostawanie z dala od kłopotów nie 
ma nic wspólnego z trzymaniem rąk bezczynnie – odchrząknąłem.  
 

Pani Murray zapisała kilka rzeczy.  

 

- Teraz mnie zaintrygowałeś, Demetri. Co to ma wspólnego? 

 

Wzruszyłem ramionami.  

 

- Nazwij mnie dziwnym, ale nie sądzę, że rozdawanie dzieciom 

prezerwatyw powstrzyma je od uprawiania seksu. Także, rodzice którzy 
pozwalają pić swoim dzieciom w domu nie zapobiegną piciu prze nich 
nielegalnych drinków. A utrzymywanie mnie zajętego nie powstrzyma mnie 
przed zrobieniem czegoś głupiego. 

background image

26 

 

 

- Więc, co powstrzyma? 

 

Uśmiechnąłem się.  

 

- To wszystko sprowadza się do mojej samokontroli i do mojego 

pragnienia bycia lepszym człowiekiem. Okupowanie mojego czasu mnóstwem 
pracy irytuje mnie. Jeśli mam zamiar zrobić coś głupiego albo jakieś dziecko 
chce zrobić coś głupiego, tylko czekają, kiedy będą mieli sposobny czas na 
zrobienie tego. Po treningu czy po szkole. Tak czy inaczej, odpowiadając na 
twoje wcześniejsze pytanie, praca sprawia, że chcę popełnić samobójstwo  
i mam na myśli najbardziej sarkastyczny sposób. 
 

Odetchnąłem i ponownie strzeliłem kostkami.  

 

- Połowę czasu chciałbym być naćpany, drugą połowę pijany, co 

sprawiłoby, że chociaż przez godzinę nie myślałbym o tych rzeczach, a w tej 
samej godzinie wszystko, o czym mogę myśleć to fakt, że jedyna kobieta, którą 
naprawdę kochałem nie żyje, a ja mogłem ją uratować. 
 

Oczy pani Murray rozszerzyły się.  

 

Nie chciałem tak wiele powiedzieć. 

 

Winnemu był fakt, że moja głowa była wciąż czysta. Byłem coraz bardziej 

szczery na temat moich emocji. Nie mogłem pojąć, czy to znaczyło, że jestem 
słaby, czy zawsze byłem takim facetem, po prostu nie wiedziałem.  
 

Cisza była ogłuszająca. Odchrząknąłem.  

 

- Mam zamiar pójść zrobić popcorn, mogę? 

 

Pani Murray skinęła głową.  

 

Wstałem na nogi i prawie wybiegłem z małego biura do kuchni. W ciągu 

kilku sekund poczułem, że mogę znowu oddychać, ale to nie zmieniło faktu, że 
po prostu przyznałem, nie tylko mojemu terapeucie, ale także sobie, jak bardzo 
popieprzony jestem.  
 

Parę minut później miałem popcorn i sodę. Zerknąłem na drzwi biura  

i wziąłem głęboki oddech, modląc się do Boga, żeby nie chciała rozmawiać  
o moich uczuciach. Było cicho, kiedy wszedłem. Pani Murray siedziała ze 
skrzyżowanymi nogami czekając na mnie. Opadłem na ziemię i włożyłem do 
buzi trochę popcornu.  
 

- Mamy jeszcze 15 minut do końca sesji, Demetri.  

 

Zawsze to robiła, głównie dlatego, że za pierwszym razem, kiedy 

mieliśmy sesję, co pięć minut pytałem jak dużo czasu zostało do końca. Teraz 
mi to po prostu powiedziała, więc nie mogłem jej przerwać.  
 

- Okej. – Popijałem słodką sodę. To było niczym piwo. Sprawiło to, że mój 

żołądek był prawie chory, ale odkąd postanowiłem wyjść ze wszystkich moich 
uzależnień potrzebowałem czegoś do picia, co nie było dla mnie złe – nie, że 

background image

27 

 

wysoka ilość syropu kukurydzianego była dobra, ale wciąż. Moja obsesja na 
punkcie Starbucks’u również wzrosła w ciągu ostatniego roku. Był to jedyny 
sposób na zachowanie pragnienia. Mogłem pić sodę po popołudniu, 
wieczorem, a rano piłem co najmniej trzy kubki kawy. Dodałem bezalkoholową 
Kahluę

2

 żeby było jak należy. Utrzymywanie moich palców zajętymi, kiedy 

wszystkim czego chciałem był papieros, też było problemem. W wieku 
dziewiętnastu lat, nie było to nielegalne, ale palenie w moim przypadku szło  
w parze z piciem. Jeśli miałem jedno, chciałem drugie, więc musiałem wszystko 
odciąć z mojego życia.  
 

Nat zasugerowała lukrecję. Czasami pomagało. Przez większość czasu 

czułem się jakbym uderzał głową w ścianę.  
 

- Demetri, czy Ty mnie słyszysz? 

 

- Hmm? – Moja głowa poderwała się. Sięgnąłem po więcej popcornu, ale 

miska była pusta. Naprawdę musiałem zacząć biegać albo robić coś, co 
odciągnie mnie od jedzenia ze stresu.  
 

Pani Murray odłożyła notatnik.  

 

- Myślę, że zrobiliśmy dzisiaj duży postęp, Demetri. – odchrząknęłam. – 

Myślę też, że masz rację.  
 

- Słucham? – wybełkotałem.  

 

- To, co powiedziałeś o ludziach dokonujących wyboru. Myślę, że Ty byłeś 

w tym miejscu. To bardzo mądre przemyślenia, jak na tak młody wiek. 
 

- Mam dziewiętnaście lat – warknąłem.  

 

Jej uśmiech był protekcjonalny. Ten uśmiech, który dajesz dziecku, kiedy 

ono podnosi ręce do góry i mówi: Mam już pięć lat.  
 

Zamknąłem oczy i oparłem głowę o zimną skórzaną kanapę.  

 

- Tak, to prawda – zgodziła się. – Myślę, że był byś dobrym liderem grupy, 

Demetri.  
 

Czy ona była naćpana? 

 

- Um, wiesz, że mój brat i ja jesteśmy w zespole, a ja jestem wokalistą? – 

Spojrzałem na nią jakby straciła rozum. 
 

- Wiem – mrugnęła. – Mam na myśli lidera w grupie wsparcia.  

 

Roześmiałem się. Nic nie mogłem na to poradzić.  

 

- Myślę, że jestem zbyt popieprzony, żeby prowadzić kogokolwiek w tej 

chwili.  

                                                             

2

 Kahlúa (Kahlua) – słodki likier kawowy wytwarzany w Meksyku. Smak wyraźnie odmienny od innych likierów 

kawowych. Zawiera 20% alkoholu. Bardzo często podawany jako składnik drinka Black Russian oraz White 
Russian (drink wielokrotnie spożywany przez Jeffa Bridgesa w roli Jeffreya "The Dude" Lebowskiego w 
kultowym filmie braci Coen pt. Big Lebowski) (żródło: wikipedia). 

background image

28 

 

 

- To właśnie dlatego jesteś idealny. – Stanęła i otarła ręce o spódnicę. – 

Reszta grupy będzie powiązana z tobą i myślę, że jesteś gotowy na następny 
krok. – Westchnęła i spojrzała prosto w moje oczy. – Demetri, czy mogę być  
z tobą szczera? 
 

- Czyż nie zawsze jesteś? 

 

Podała mi rękę. Górowałem nad nią, kiedy zdjęła swoje okulary i wytarła 

je o koszulkę.  
 

- Nie sądzę, że zaczniesz robić postęp dopóki nie zaczniesz się uzdrawiać  

i uważam, że nie zaczniesz się uzdrawiać, jeśli nie pogodzisz się ze swoją stratą. 
Myślę, że potrzebujesz być wśród ludzi, którzy rozumieją twój smutek. Może 
razem możecie przez to przejść. Poza tym, jestem naturalnym liderem, który 
sprawia, że jesteś najpotężniejszym człowiekiem w pokoju albo najbardziej 
niebezpieczniejszym.  
 

- Dlaczego najbardziej niebezpieczniejszym? – Zmarszczyłem brwi  

i włożyłem ręce do kieszeni. Pani Murray założyła swoje okulary.  
 

- Ponieważ, możesz doprowadzić ludzi do sukcesu, albo możesz sprawić, 

że upadną razem z tobą. 
 

- Tak, jak Alec sprowadził mnie do narkotyków i alkoholu? 

 

Skinęła głową i skrzywiła się.  

 

- Tak. Chociaż, kiedy przypominasz mi takie rzeczy, sprawiasz, że mama, 

którą jestem chce sprawdzić jego i Nat. 
 

- Nat jest w porządku. – Przewróciłem oczami.  

 

- Racja. – Poklepała mnie po ramieniu i zaprowadziła do drzwi. – Po 

prostu o tym pomyśl, okej? – Wcisnęła mi w rękę mały, żółty papierek. Czy to 
oznaczało, że muszę to przeczytać?
 Wsadziłem go do kieszeni.  
 

- Dobrze. Nat jest w domu? 

 

Pani Murray przechyliła głowę.  

 

- Nie powiedziała ci? 

 

- Czego? 

 

- Jeden z występów został odwołany, więc Nat wyleciała wcześniej, żeby 

być z Alecem. 
 

- Och. – Ukłucie rozczarowania zacisnęło się w mojej piersi, irytując mnie 

niesamowicie.  
 

- Demetri? 

 

- Tak? – Odwróciłem się. 

 

- Musisz znaleźć przyjaciół. 

 

Znaleźć? Sprawiło, że brzmiało to jak w grze Gdzie jest Waldo? Cholera.  

background image

29 

 

W tej chwili czułem się jak Waldo, ale w tym mieście nie ma normalnych ludzi. 
Większość z nich imprezowała. Jak człowiek może znaleźć przyjaciół bez 
imprezowania? Roześmiałem się i wzruszyłem ramionami.  
 

- Historia mojego życia. Dam ci znać, jak idą poszukiwania następnym 

razem, kiedy jestem poza domem, śpiewając piosenkę o toffi. 
 

- Okej. – Uśmiechnęła się ciepło, a ja opuściłem dom.  

Ciepłe letnie powietrze rozwiewało włosy na moje czoło. Wyciągnąłem telefon  
i wysłałem grupową wiadomość do Nat i Aleca: 

Pieprzcie się oboje. Nienawidzę was. I jestem zmęczony moimi sesjami 
terapeutycznymi. Ssiecie. Oboje.  
Ps. Trzymałem dziś w ustach trzy cukierki toffi. Rekord! 

 

Wskoczyłem do samochodu. W ciągu kilku sekund rozbrzmiał dźwięk 

telefonu. Spojrzałem na dół, a tam pojawiło się zdjęcie Aleca i Nat ze smutnymi 
minami, a pod tym zdjęciem napisali: 

Kochamy Ciebie. Przestań zachowywać się jak dziecko. Może jak zjesz toffi  
z alkoholem przestaniesz być taką dziewczynką. Żartuję. Pozostań czysty! 
 
 

- W porządku. – potarłem oczy i uruchomiłem silnik, wtedy 

przypomniałem sobie, że mieszkam obok. Co do cholery? Może traciłem zdrowy 
rozsądek. Ostatnim miejscem, w którym chciałem być to pusty dom. Bob może 
być wkurzony, biorąc pod uwagę, że był jak moja opiekunka. Chciałem wyjść. 
Gdziekolwiek. Uruchomiłem samochód i skierowałem się w stronę centrum. 

 

 


Document Outline