background image
background image

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment

pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji 

kliknij tutaj

.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora 

sklepu na którym  można

nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji

. Zabronione są

jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej 
od-sprzedaży, zgodnie z 

regulaminem serwisu

.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie

internetowym 

e-booksweb.pl - audiobooki, e-booki

.

background image

Charlaine Harris

Martwy i nieobecny

Przełożyła Ewa Wojtczak

Wydawnictwo MAG

Warszawa 2012

background image

Tytuł oryginału: 
Dead and Gone

Copyright © 2009 by Charlaine Harris
Copyright for the Polish translation © 2012 by Wydawnictwo MAG

Redakcja: 
Joanna Figlewska

Korekta: 
Urszula Okrzeja

Ilustracja na okładce: 
Wojciech Zwoliński

Opracowanie graficzne okładki:
Piotr Chyliński

Projekt typograficzny, skład i łamanie:
Tomek Laisar Fruń

ISBN 978-83-7480-331-1

Wydanie II

Wydawca:
Wydawnictwo MAG
ul. Krypska 21 m. 63, 04-082 Warszawa
tel./fax 22 813 47 43
e-mail: 

kurz@mag.com.pl

www.mag.com.pl

background image

Konwersja: 

NetPress Digital Sp. z o.o.

background image

PODZIĘKOWANIA

PODZIĘKOWANIA

Jest wiele osób, które pomogły mi po drodze i dzięki ich pomocy

dotarłam  tu,  gdzie  jestem  dziś.  Chcę  w  tym  miejscu  podziękować
choćby  kilkorgu  z  nich:  obecnym  moderatorkom  mojej  strony
internetowej  (Katie,  Mi  chele,  MariCarmen,  Victorii  i  Kerri),  które
bardzo  ułatwiają  mi  życie;  na  wzmiankę  i  podziękowanie  zasługują
jednak także byłe „opiekunki” strony (Beverly i Debi). A czytelnicy,
którzy 

odwiedzają 

http://www.charlaineharris.com

  i  wpisują

komentarze,  uwagi,  teorie  i  słowa  wsparcia,  zawsze  będą  stanowić
dla mnie źródło inspiracji.

Wspomagane przez kilka osób – a dokładniej przez czworo – Toni

Kelner  i  Dana  Cameron  wciąż  stanowią  dla  mnie  wsparcie,  a  także
zachęcają,  współczują  i  zarażają  entuzjazmem.  Bez  nich  często  nie
wiedziałabym, co zrobić.

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

ROZDZIAŁ PIERWSZY

–  Wampiry  rasy  białej  nigdy  nie  powinny  nosić  ubrań  w  tym

kolorze – oznajmił prezenter telewizyjny. – Sfilmowaliśmy z ukrycia
Devon  Dawn,  która  jest  wampirem  zaledwie  od  dziesięciu  lat,  gdy
ubierała  się  na  nocne  wyjście  na  miasto.  Popatrzcie  na  ten  strój!
Dziewczyna podjęła same niewłaściwe decyzje!

–  Co  ona  sobie  myślała?!  –  wtrąciła  jadowitym  głosem  jego

koleżanka.  –  Wyraźnie  utknęła  w  latach  dziewięćdziesiątych!
Spójrzcie  na  tę  bluzkę,  jeśli  można  tak  nazwać  ten  skrawek
materiału. Skóra Devon aż krzyczy o kolor, a jaki odcień dziewczyna
wybiera?  Kości  słoniowej!  Przez  to  jej  skóra  wygląda  na
przezroczystą.

Przerwałam  wykonywaną  w  tym  momencie  czynność,  czyli

wiązanie  buta,  chciałam  bowiem  zobaczyć,  co  się  zdarzy,  kiedy
dwoje  przedstawicieli  wampirzej  policji  modowej  wtargnie  do  domu
nieszczęsnej  ofiary  –  och,  przepraszam,  chciałam  powiedzieć,
szczęściary  –  która  otrzyma  niezamawianą  stylizację  czy  wręcz
metamorfozę. Na pewno nieszczęsna ucieszy się, gdy odkryje, którzy
przyjaciele nasłali na nią parę „funkcjonariuszy”.

–  Nie  sądzę,  żeby  to  się  dobrze  skończyło  –  zauważyła  Octavia

Fant.

Chociaż  moja  lokatorka  Amelia  Broadway  w  jakimś  sensie

ściągnęła Octavię do mojego domu – opierając się na luźno rzuconym
przeze mnie zaproszeniu, które wypowiedziałam w chwili słabości –
całkiem dobrze się dogadywałyśmy, mieszkając we trzy.

– Devon Dawn, to jest Bev Leveto z programu „Najlepiej ubrany

wampir”,  a  ja  jestem  Todd  Seabrook.  Zadzwoniła  do  nas  twoja
przyjaciółka  Tessa  i  powiedziała  nam,  że  potrzebujesz  pomocy  w
kwestiach  mody!  Potajemnie  filmowaliśmy  cię  przez  ostatnie  dwie
noce  i...  aaach!  –  Blada  ręka  błysnęła  przy  szyi  Todda,  która
zniknęła,  a  po  gardle  pozostał  jedynie  ziejący  na  czerwono  otwór.

background image

Kamera,  jakby  zafascynowana,  na  chwilę  zatrzymała  się  na  tym
widoku, toteż widzieliśmy, jak Todd pada na podłogę, ale już chwilę
później  mogliśmy  zamiast  tego  śledzić  walkę,  która  rozgrywała  się
pomiędzy Devon Dawn i Bev.

– Cholera – mruknęła Amelia. – Wygląda na to, że Bev zwycięży.
– To lepiej w sensie strategicznym – odparłam. – Zauważyłaś, że

pozwoliła, aby Todd przeszedł pierwszy przez drzwi?

– Mam ją, trzymam! – obwieściła triumfalnie Bev. – Devon Dawn,

zanim  Todd  odzyska  mowę,  wspólnie  przejrzymy  twoją  szafę.
Dziewczyna,  która  zamierza  żyć  wiecznie,  nie  może  sobie  pozwolić
na  zły  gust.  Wampiry  nie  powinny  tkwić  w  przeszłości.  Wręcz
przeciwnie, musimy wyprzedzać modę!

–  Ale  ja  lubię  moje  ubrania!  –  zapiszczała  Devon  Dawn.  –  Są

częścią mnie, tego, kim jestem! W dodatku złamałaś mi rękę.

– Przecież ci się zrośnie. Słuchaj, nie chcesz chyba być znana jako

mała  wampirzyca,  która  ubiera  się  tandetnie,  prawda?  Nie  chcesz
tkwić w przeszłości!

– Nie, cóż, chyba nie...
– To świetnie! Pozwolę ci teraz wstać. A sądząc po kaszlu Todda,

mój partner bez wątpienia czuje się lepiej.

Wyłączyłam  telewizor  i  zawiązałam  drugi  but,  ale  jeszcze  przez

chwilę  kręciłam  głową,  myśląc  o  tym  nowym  nałogu  Amerykanów,
czyli  wampirzych  reality  show.  Wyjęłam  z  szafy  czerwony  płaszcz.
Jego  widok  przypomniał  mi,  że  ja  również  mam  niejakie,  absolutnie
rzeczywiste,  problemy  związane  z  pewnym  wampirem;  przez  dwa  i
pół  miesiąca  od  przejęcia  wampirzego  królestwa  Luizjana  przez
nieumarłych  z  Nevady,  Eric  Northman  na  okrągło  zajmował  się
utrwalaniem  swej  pozycji  w  nowym  reżimie  i  szacowaniem  resztek,
które pozostały ze starego.

Z tego też względu wciąż odsuwała się w czasie pogawędka, którą

mieliśmy odbyć, a której tematem powinny być „nowe” wspomnienia
Erica  dotyczące  naszego  niezwykłego  i  intensywnie  spędzonego
razem  okresu,  kiedy  Northman  z  powodu  pewnego  zaklęcia
tymczasowo stracił pamięć.

–  Co  zamierzacie  robić  dziś  wieczorem,  gdy  będę  w  pracy?  –

spytałam  Amelię  i  Octavię,  ponieważ  znudziły  mi  się  rozmowy  o

background image

bzdurach.

Włożyłam  płaszcz.  W  północnej  Luizjanie  nie  mamy  mrozów

typowych dla „prawdziwej” Północy, teraz na dworze były zaledwie
cztery  stopnie  Celsjusza,  a  kiedy  wyjdę  z  pracy,  będzie  jeszcze
zimniej.

–  Mnie  zabiera  na  kolację  siostrzenica  z  dziećmi  –  odparła

Octavia.

Obie  z  Amelią  posłałyśmy  sobie  zaskoczone  spojrzenia,  podczas

gdy  starsza  kobieta  nadal  pochylała  głowę  nad  bluzką,  którą
cerowała. Wiedziałam, że Octavia zobaczy się z siostrzenicą po raz
pierwszy, odkąd przeprowadziła się z jej domu do mojego.

–  Sądzę,  że  wraz  z  Trayem  wpadniemy  dziś  do  baru  –  rzuciła

Amelia pośpiesznie, starając się przerwać krótką ciszę.

– Czyli zobaczymy się w „U Merlotte'a”.
Jestem tam barmanką od lat.
Octavia  bąknęła:  „Och,  wzięłam  nitkę  niewłaściwego  koloru”  i

poszła korytarzem do swojego pokoju.

– Przypuszczam, że nie widujesz się już z Pam? – spytałam Amelię.

– Zauważyłam, że ty i Tray spotykacie się regularnie.

Głębiej wsunęłam biały podkoszulek z krótkim rękawem w czarne

spodnie i popatrzyłam w stare lustro wiszące nad gzymsem kominka.
Włosy  już  wcześniej  ściągnęłam  w  zwykły  koński  ogon  stanowiący
moją fryzurę do pracy. Dostrzegłam teraz zabłąkany długi jasny włos
na czerwonym płaszczu i zdjęłam go.

–  Och,  Pam  była  dla  mnie  jedynie  przerywnikiem,  krótką

rozrywką. Jestem pewna, że ona odczuwa to samo. I naprawdę lubię
Traya  –  wyjaśniała  Amelia.  –  Wydaje  mi  się,  że  nie  obchodzą  go
pieniądze  mojego  ojca,  nie  martwi  się,  że  jestem  czarownicą,  a  w
sypialni sprawuje się tak, że ziemia drży. Więc dobrze nam razem.

Uśmiechnęła  się  lubieżnie.  Może  i  wygląda  jak  wysportowana

mamuśka  –  krótkie  lśniące  włosy,  białe  zęby,  jasne  oczy  –  ale
wiedziałam,  że  bardzo  lubi  uprawiać  seks,  i  to  (według  moich
standardów) dość różnorodny.

–  Tray  jest  dobrym  człowiekiem  –  podsumowałam  krótko.  –

Widziałaś go już we wcieleniu wilka?

background image

– Nie, ale z góry się cieszę na to doświadczenie.
Bezwiednie  odczytałam  w  tym  momencie  z  głowy  Amelii,  która

była dla mnie pod tym względem niemal „przezroczysta”, pewną myśl
i szczerze mnie ona zaskoczyła.

– Tak szybko? Ujawnienie?
–  Nie  rób  tego.  –  Amelii  zazwyczaj  nie  przeszkadzały  moje

zdolności telepatyczne, dziś jednak nie miała dla mnie zrozumienia. –
Sama widzisz, że muszę czasami dochowywać sekretów innych osób!

– Wybacz – jęknęłam.
I  było  mi  przykro,  jednocześnie  jednak  ogarnęło  mnie  lekkie

niezadowolenie.  Szczerze  mówiąc,  wolałabym  we  własnym  domu
odprężyć  się  i  zapomnieć  o  blokowaniu  myśli  napływających  od
innych osób. Musiałam to robić każdego dnia pracy w barze, starając
się zapanować nad swoimi zdolnościami.

– Ty mi także – powiedziała natychmiast Amelia. – Słuchaj, muszę

się przygotować do wyjścia. Zobaczymy się później.

Weszła lekko po schodach na piętro, z którego niemal w ogóle nie

korzystałam  do  czasu,  gdy  kilka  miesięcy  temu  przywiozłam  tutaj  z
Nowego  Orleanu  Amelię.  Dzięki  temu  moja  lokatorka  nie
doświadczyła  w  mieście  ataku  Katriny  –  w  przeciwieństwie  do
nieszczęsnej Octavii.

–  Do  widzenia,  Octavio.  Baw  się  dobrze!  –  zawołałam,  po  czym

wyszłam tylnymi drzwiami i skierowałam się do samochodu.

Zjeżdżając  długim  podjazdem,  który  prowadził  przez  las  do

Hummingbird Road, zastanawiałam się, jakie szanse na powodzenie
ma  związek  Amelii  i  Traya  Dawsona.  Tray,  wilkołak,  posiadał
warsztat,  w  którym  naprawiał  motocykle,  czasem  wynajmował  się
także  jako  ochroniarz.  Amelia  była  dobrze  zapowiadającą  się
czarownicą,  a  jej  ojciec,  bogacz,  pozostał  niezwykle  majętny  nawet
po  Katrinie.  Nie  dość  bowiem,  że  z  huraganu  ocalała  większość
znajdujących się w jego magazynach materiałów, teraz, po tragedii,
ojciec  Amelii  miał  tyle  zamówień,  że  pracy  wystarczy  mu  na  całe
dziesięciolecia.

Dzięki myśli, którą odczytałam z mózgu lokatorki, wiedziałam, że

dziś jest ta noc! Nie noc, w której Tray poprosi Amelię, żeby za niego
wyszła (czy coś w tym stylu), lecz moment, kiedy ujawni światu swą

background image

prawdziwą  naturę.  Amelia  bowiem,  którą  pociągała  wszelka
egzotyka,  uważała  dwoistość  natury  Traya  za  dodatkową  zaletę
ukochanego.

Weszłam  drzwiami  dla  personelu  i  ruszyłam  prosto  do  biura

Sama.

– Cześć, szefie – zagaiłam, widząc go za biurkiem.
Sam  Merlotte  nienawidzi  pracować  nad  księgami,  a  jednak  tym

się  właśnie  w  tej  chwili  zajmował.  Może  musiał  skupić  umysł  na
czymś konkretnym? Tak czy owak, wyglądał na zmartwionego. Włosy
miał  jeszcze  bardziej  splątane  niż  zwykle;  jasnorude  fale  sterczały
aureolą wokół jego wąskiej twarzy.

– Przygotuj się. To dziś w nocy – oświadczył.
Poczułam  wielką  dumę,  że  powiedział  mi  o  planach

zmiennokształtnych,  a  ponieważ  akurat  o  tym  samym  myślałam,  nie
mogłam się powstrzymać przed uśmiechem.

–  Jestem  gotowa.  Będę  tu.  –  Schowałam  torebkę  w  przepastnej

szufladzie  w  biurku  Sama  i  poszłam  po  fartuszek.  Przejmowałam
zmianę  po  Holly,  gdy  jednak  dowiedziałam  się  od  niej,  co  zamówili
klienci  zajmujący  stoliki  w  naszym  rewirze,  zasugerowałam:  –
Powinnaś pokręcić się w pobliżu dziś wieczorem.

Popatrzyła  na  mnie  ostro.  Holly  ostatnio  zaczęła  zapuszczać

włosy,  więc  farbowane  czarne  końce  wyglądały  jak  zanurzone  w
smole.  Dwa,  trzy  centymetry  od  czaszki  widać  już  było  włosy  w
naturalnym  kolorze,  którym  okazał  się  przyjemny,  jasny  odcień
brązu.  Holly  farbowała  włosy  od  tak  dawna,  że  całkiem  już
zapomniałam o tym naturalnym odcieniu.

– Myślisz, że nie dość długo Hoyt na mnie czeka? – spytała. – On i

mój  mały  doskonale  się  dogadują,  ale  to  przecież  ja  jestem  mamą
Cody'ego.

Hoyt,  kiedyś  najlepszy  kumpel  mojego  brata  Jasona,  teraz

zajmował  się  wyłącznie  Holly  i  jej  synkiem.  I  świata  poza  nimi  nie
widział.

– Powinnaś zostać chociaż na chwilę. – Uniosłam znacząco brwi.
–  Wilkołaki?  –  spytała  Holly,  a  gdy  skinęłam  głową,  jej  rysy

rozjaśnił uśmiech. – O rany! Arlene dostanie szału.

Arlene,  nasza  współpracowniczka  i  niegdysiejsza  przyjaciółka,

background image

zmieniła  się  niestety  pod  wpływem  jednego  ze  swoich  kochanków,
mężczyzny  o  bardzo  radykalnych  poglądach.  Teraz  była  twarda  jak
wódz  Hunów  Attyla,  szczególnie  w  kwestiach  antywampirzych.
Wcześniej przyłączyła się nawet do Bractwa Słońca, które Kościołem
było wyłącznie z nazwy. W chwili obecnej Arlene stała przy jednym z
obsługiwanych  przez  siebie  stołów,  odbywając  poważną  rozmowę
właśnie ze swoim aktualnym facetem, Whitem Spradlinem, oficjałem
Bractwa  Słońca,  który  na  co  dzień  pracował  w  shreveporckim
oddziale firmy Home Depots. Mężczyzna miał znaczną łysinę i dość
wydatny  brzuch,  ale  nie  to  było  dla  mnie  ważne.  Większy  problem
stanowiły  jego  durne  poglądy  polityczne.  Whitowi  towarzyszył
oczywiście  inny  osobnik.  Ludzie  z  Bractwa  Słońca  wyraźnie
przemieszczali się stadami – dokładnie tak jak przedstawiciele innej
mniejszości, która właśnie dziś zostanie im zaprezentowana.

Inny ze stołów zajmował z kolei mój brat, Jason, który siedział z

Melem  Hartem.  Mel  pracuje  w  salonie  samochodowych  części
zamiennych  w  Bon  Temps  i  jest  mniej  więcej  w  wieku  Jasona,  liczy
więc sobie plus minus trzydzieści jeden lat. Szczupły, ale umięśniony,
ma  dość  długie  jasnokasztanowe  włosy,  wąsik  i  brodę  oraz
przyjemną  aparycję.  W  ostatnich  czasach  często  go  widuję  z
Jasonem.  Cóż,  przypuszczam,  że  brat  musiał  sobie  kimś  wypełnić
lukę, jaka pojawiła się w jego życiu po odejściu Hoyta. Bo Jason do
szczęścia potrzebuje stałej obecności bliskiego kolegi. Dziś umówili
się  tutaj  z  dziewczynami  na  podwójną  randkę.  Mel  jest  wprawdzie
rozwiedziony,  ale  Jason  wciąż  nominalnie  pozostaje  mężczyzną
żonatym, więc nie powinien pokazywać się publicznie z inną kobietą.
Wiedziałam  jednak,  że  nikt  w  miasteczku  go  za  to  nie  potępi.  Żonę
Jasona, Crystal, przyłapano przecież wcześniej na zdradzie z jednym
z miejscowych facetów.

Słyszałam, że Crystal wraz z nienarodzonym dzieckiem Jasona w

łonie  wróciła  do  małej  społeczności  Hotshot  i  obecnie  mieszka  u
krewnych.  (Obojętne,  w  którym  domu  w  Hotshot  wybierze  pokój,  i
tak będzie przebywała u krewnych. Tak, to tego typu miejsce!). Mel
Hart urodził się właśnie w Hotshot, należy jednak do tych rzadkich
członków  stada,  którzy  postanowili  zamieszkać  poza  pumołaczą
osadą.

Ku  swemu  zaskoczeniu  zauważyłam  również  Billa  Comptona,

mojego  byłego  chłopaka.  Towarzyszył  mu  inny  wampir,  imieniem

background image

Clancy.  Wampir  czy  nie,  nie  zaliczyłabym  Clancy'ego  do  swoich
ulubieńców. Na stoliku przed nimi stały butelki po Czystej Krwi. Nie
wydaje  mi  się,  żeby  Clancy  kiedyś  wcześniej  wpadł  się  napić  do
„Merlotte'a”, a już na pewno nie widziałam go tu nigdy z Billem.

– Witam, jeszcze Krwi? – spytałam, uśmiechając się najszerzej jak

potrafię.

To  z  nerwów,  bo  w  pobliżu  Billa  zawsze  robię  się  trochę

niespokojna.

–  Poproszę  –  odparł  Compton  grzecznie,  a  Clancy  bez  słowa

pchnął w moją stronę pustą butelkę.

Weszłam za bar, wyjęłam z lodówki dwie butelki Czystej Krwi i po

zdjęciu  kapsli  włożyłam  obie  do  kuchenki  mikrofalowej.  (Najlepiej
nastawiać  czas  na  piętnaście  sekund).  Potrzasnęłam  delikatnie
ciepłymi  butelkami  i  postawiłam  je  na  tacy  obok  kilku  świeżych
serwetek. Kiedy stawiałam napój przed Billem, dotknął chłodną ręką
mojej dłoni.

–  Jeśli  będziesz  potrzebowała  jakieś  pomocy  w  domu,  proszę,

zadzwoń do mnie.

Wiedziałam,  że  mówi  serio  i  z  życzliwości,  chociaż  z  drugiej

strony,  ta  propozycja  w  jakiś  sposób  podkreślała  mój  obecny  status
kobiety  samotnej,  czyli  nieposiadającej  mężczyzny.  Dom  Comptona
stoi  stosunkowo  blisko  mojego,  to  znaczy  tuż  po  drugiej  stronie
cmentarza, a Bill miał w zwyczaju włóczyć się po nocach, stąd – jak
podejrzewałam – doskonale wiedział, że nie mam obecnie życiowego
partnera.

– Dzięki, Billu – odparłam, zmuszając się do uśmiechu.
Clancy jedynie wyszczerzył szyderczo zęby.
Weszli  Tray  i  Amelia.  Gdy  wilkołak  posadził  przy  stole

towarzyszkę,  poszedł  do  baru,  witając  po  drodze  wszystkich
znajomych.  W  tym  momencie  z  biura  wyszedł  Sam  i  dołączył  do
krzepkiego Traya, który był dobrze ponad dziesięć centymetrów od
niego 

wyższy 

niemal 

dwukrotnie 

potężniejszy. 

Dwaj

zmiennokształtni  uśmiechnęli  się  do  siebie.  Bill  i  Clancy  wzmogli
czujność.

Na  ekranach  telewizorów  zamontowanych  wysoko  w  kilku

miejscach  sali  nastąpiła  właśnie  przerwa  w  nadawanych

background image

wiadomościach  sportowych  i  rozległa  się  seria  dźwięków,  które
powiadomiły  gości  naszego  baru,  że  dzieje  się  coś  niezwykłego.  W
lokalu  stopniowo  zapadała  cisza,  jedynie  tu  i  ówdzie  było  słychać
pojedyncze  rozmowy.  Przez  ekran  przesunął  się  napis:  „Raport
specjalny”,  po  czym  pojawił  się  prezenter  o  krótkich,  postawionych
na żel włosach i stanowczej, a raczej wręcz srogiej minie.

–  Jestem  Matthew  Harrow  –  przedstawił  się  ponurym  tonem.  –

Dzisiejszego  wieczoru  przekażemy  państwu  raport  specjalny.
Podobnie  jak  wszystkie  inne  redakcje  informacyjne  w  całym  kraju,
tak i my, tutaj w studiu w Shreveport mamy gościa.

Kamera  odjechała  i  na  szerszym  planie,  który  się  pojawił,

zobaczyliśmy  towarzyszącą  Matthew  Harrowowi  ładną  kobietę.  Jej
twarz wydała mi się znajoma. Kobieta wprawnym ruchem pomachała
do  kamery.  Miała  na  sobie  muumuu.  Uznałam  tę  długą,  luźną,
różnokolorową  suknię  noszoną  przez  Hawajki  za  dziwny  strój  na
wizytę w telewizji.

–  Oto  Patricia  Crimmins,  która  sprowadziła  się  do  Shreveport

zaledwie kilka tygodni temu. Patty... Mogę mówić do ciebie Patty?

– Wolałabym raczej „Patricio” – odparła brunetka.
Przypomniałam sobie, skąd ją znam. Należała do członków grupy,

którą wchłonęło stado Alcide'a. Kobieta była śliczna jak z obrazka, a
te  części  jej  ciała,  których  nie  skrywało muumuu,  prezentowały  się
szczupło i jędrnie. Patricia obdarzyła Matthew Harrowa uśmiechem.

– Przyszłam tu dziś jako przedstawicielka ludzi, którzy żyją wśród

was  od  wielu  lat.  Ponieważ  przeprowadzony  przez  wampiry  proces
publicznego ujawnienia się okazał się takim sukcesem, uznaliśmy, że
nadszedł czas, abyśmy i my opowiedzieli wam o sobie. Ostatecznie,
wampiry  są  martwe  i  nawet  nie  są  istotami  ludzkimi.  A  my?  My
jesteśmy  zwyczajnymi  osobami,  dokładnie  takimi  samymi  jak  wy
wszyscy... z jedną tylko różnicą.

Sam  podkręcił  głośność.  Ludzie  w  barze  zaczęli  się  obracać  na

krzesłach, ponieważ chcieli zobaczyć, co się dzieje.

Uśmiech  Newmana  stał  się  tak  twardy,  jak  twardy  może  być

uśmiech, i mężczyzna wyraźnie coraz bardziej się denerwował.

– Jakie to interesujące, Patricio! A czym jesteś... jesteście?
– Dzięki, że pytasz, Matthew! Osobiście jestem wilkołaczycą.

background image

Mówiąc  to,  Patricia  otoczyła  rękoma  kolano  nogi,  którą  założyła

na  drugą.  Wyglądała  na  kobietę  przedsiębiorczą,  równie  dobrze
mogłaby  sprzedawać  używane  samochody.  Tak,  Alcide  dokonał
dobrego  wyboru.  A  poza  tym,  gdyby  ktoś  ją  zabił  na  miejscu,  w
programie... No cóż, była przecież nowa.

Do  tej  pory  „U  Merlotte'a”  panowała  cisza,  teraz  zagłuszana

jedynie  szeptanymi  informacjami  przekazywanymi  od  stolika  do
stolika. Bill i Clancy podeszli i stanęli przy barze. Zdałam sobie teraz
sprawę,  że  przybyli  do  baru,  by  w  razie  potrzeby  zapewnić  spokój;
prawdopodobnie Sam ich o to poprosił. W tym momencie Tray zaczął
rozpinać  koszulę.  Merlotte  miał  na  sobie  podkoszulek  z  długim
rękawem i szybko zdjął go przez głowę.

–  Twierdzisz,  że  przemieniasz  się  w  wilka,  gdy  księżyc  jest  w

pełni?  –  Matthew  Harrow  zadrżał,  ale  wciąż  bardzo  się  starał
zachować  szczery  uśmiech  i  zainteresowaną  minę.  Nie  wychodziło
mu to zbyt dobrze.

–  I  w  innych  chwilach  –  wyjaśniła  Patricia.  –  Podczas  pełni

księżyca większość z nas po prostu musi się przemieniać, jeśli jednak
jesteśmy  czystej  krwi  łakami,  potrafimy  zmieniać  się  także  o  innej
porze. Istnieje wiele rodzajów łaków, czyli istot zmiennokształtnych,
a  ja  akurat  przemieniam  się  w  wilka.  My,  wilkołaki,  stanowimy
najliczniejszą  grupę  ze  wszystkich  składających  się  na  świat  istot
natury  dwoistej.  Teraz  zamierzam  wszystkim  państwu  pokazać,
jakim  zadziwiającym  procesem  jest  przemiana.  Proszę  się  nie
obawiać, nic mi się nie stanie.

Kobieta zzuła buty, ale nie zdjęła muumuu. Nagle zrozumiałam, że

właśnie  dlatego  włożyła  taki  strój  –  aby  nie  musieć  rozbierać  się
publicznie,  przed  kamerą.  Uklękła  na  podłodze,  po  raz  ostatni
uśmiechnęła  się  i  rozpoczęły  się  u  niej  drgania  poprzedzające
przemianę.  Powietrze  wokół  Patricii  zadrżało  od  magii,  a  wszyscy
siedzący  w  „Merlotcie”  jednym  głosem  wydali  z  siebie  dźwięk
„Ooooooo”.

Gdy  Patricia  zaczęła  przemianę,  w  jej  ślady  natychmiast  poszli

Sam  i  Tray.  Mieli  na  sobie  bieliznę,  której  nie  żal  im  było  podrzeć.
Ludzie w „Merlotcie” nie wiedzieli na co patrzeć – na ładną kobietę
przemieniającą  się  w  stworzenie  z  długimi,  białymi  zębami,  czy  na
spektakl  w  wykonaniu  dwóch  znajomych  mężczyzn,  którzy  robili  to

background image

samo. Ze wszystkich stron baru dobiegły mnie okrzyki, na większość
z  nich  składały  się  słowa  nie  do  powtórzenia  w  kulturalnym
towarzystwie.  Dziewczyna,  z  którą  umówił  się  Jason,  Michele
Schubert, nawet wstała, chcąc lepiej widzieć.

Byłam  z  Sama  ogromnie  dumna.  Takie  ujawnienie  wymagało

mnóstwa odwagi, ponieważ Merlotte prowadził bar, którego dochody
w  dużym  stopniu  zależały  przecież  od  tego,  czy  klienci  lubią  jego
właściciela.

Po  minucie  sytuacja  się  uspokoiła,  a  przemiany  skończyły.  Sam,

należący  do  czystej  krwi  zmiennokształtnych,  przybrał  najbardziej
swojską  ze  swoich  postaci,  czyli  stał  się  owczarkiem  collie.
Przytruchtał  od  razu  do  mnie,  usiadł,  popatrzył  mi  w  oczy  i  wesoło
zaszczekał. Pochyliłam się i pogłaskałam go po głowie. Pies wywiesił
język  i  się  wyszczerzył.  Tray  jako  zwierzę  prezentował  się
oczywiście  znacznie  bardziej  imponująco.  Potężnych  wilków  nie
widuje  się  często  w  naszej  wiejskiej  północnej  Luizjanie.  Spójrzmy
prawdzie w oczy, widok takiego zwierzęcia może przerazić każdego,
toteż  wśród  gości  baru  zapanowało  niespokojne  poruszenie.
Podejrzewam,  że  niektórzy  może  by  się  nawet  zerwali  z  miejsc  i
uciekli  z  „Merlotte'a”,  gdyby  Amelia  nie  kucnęła  w  pewnym
momencie obok Traya i nie objęła ramieniem jego szyi.

–  On  rozumie,  co  mówicie  –  oznajmiła  ludziom  przy  najbliższym

stoliku. Amelia pięknie się uśmiecha, jej uśmiech jest wielki i szczery.
– Hej, Tray, podaj państwu podkładkę pod szklankę.

Wręczyła wilkowi jedną z podkładek z logo baru, a Tray Dawson,

jeden z najbardziej nieprzejednanych wojowników, zarówno w formie
ludzkiej,  jak  i  wilczej,  podbiegł  do  klientki  i  położył  jej  na  kolanach
podkładkę. Kobieta gwałtownie zamrugała, zatrzęsła się lekko, ale w
końcu przemogła się i zachichotała.

Sam polizał mnie po ręce.
– Och, dobry Jezu! – krzyknęła Arlene.
Whit Spradlin i jego towarzysz zerwali się na równe nogi. Mimo

że  kilkoro  gości  wyglądało  na  nieco  poruszonych,  nikt  inny  nie
zareagował w sposób tak gwałtowny.

Bill i Clancy obserwowali zachowanie członków Bractwa Słońca z

kamiennymi  wyrazami  twarzy.  Oba  wampiry  były  wyraźnie  gotowe
poradzić sobie z potencjalnymi kłopotami, na szczęście wydawało się,

background image

że  Wielkie  Objawienie  przebiega  całkiem  spokojnie,  stanowiąc
przeciwieństwo 

znacznie 

bardziej 

problematycznej 

nocy

Wampirzego  Wielkiego  Ujawnienia.  Trudno  się  jednak  dziwić,  gdyż
wampirza  rewelacja  stanowiła  pierwszy  z  serii  wstrząsów,  które
społeczność  ludzi  odczuła  w  kolejnych  latach.  Od  tamtego  czasu
nieumarli  stopniowo  stawali  się  nieodłączną  częścią  mieszkańców
Ameryki,  chociaż  ich  status  obywateli  ciągle  w  pewnym  stopniu  był
ograniczony.

Sam  i  Tray  chodzili  teraz  wśród  ludzi,  pozwalając  się  pieścić,

jakby  byli  zwykłymi,  łagodnymi  zwierzakami  domowymi.  Z  kolei
prezenter  wiadomości  na  ekranie  telewizora  wyraźnie  nie  potrafił
patrzeć  bez  lekkiego  dygotu  na  piękną  białą  wilczycę,  w  którą
zmieniła się Patricia.

–  Popatrzcie,  jaki  jest  przerażony,  po  prostu  się  trzęsie!  –

zauważył  D'Eriq,  który  był  kuchcikiem  i  pomocnikiem  kelnera  w
jednym, po czym głośno się roześmiał.

Słysząc te słowa, goście „Merlotte'a” odprężyli się i poczuli dumę.

Przecież  w  porównaniu  ze  spikerem  całkiem  dobrze  znieśli  to
niezwykłe wydarzenie. Dobrze, i z zimną krwią.

– Jak można bać się tak ładnej damy, nawet jeśli zrzuca łaszki? –

mruknął Mel, nowy przyjaciel Jasona.

W  barze  rozległy  się  rechoty  i  napięcie  całkowicie  opadło.

Poczułam ulgę, chociaż pomyślałam, że jest w tym lekka ironia, gdyż
ludziom  pewnie  nie  byłoby  do  śmiechu,  gdyby  to  Jason  i  Mel  się
przemienili.  Obaj  byli  pumołakami  (mimo  że  Jason  nie  potrafi
dokonać kompletnej przemiany).

Tak czy owak, miałam wrażenie, że wszystko będzie dobrze. Bill i

Clancy rozejrzeli się z uwagą, po czym wrócili do swojego stolika.

Whit  i  Arlene,  otoczeni  przez  obywateli,  którzy  właśnie  bez

problemu przełknęli tak potężną rewelację na temat natury własnego
świata,  wyglądali  na  zaszokowanych.  Słyszałam  myśli  Arlene,
wiedziałam więc, że jest dodatkowo zdezorientowana, i nie wie, jak
zareagować. Ostatecznie, Sam był naszym szefem od wielu lat. Jeżeli
chciała  zachować  posadę,  nie  mogła  jawnie  go  skrytykować.  Z
drugiej strony, wyczuwałam w niej strach i coraz mocniej narastający
gniew.  Whit  natomiast,  na  wszystko,  czego  nie  rozumiał,  reagował
zawsze  tak  samo  –  nienawidził  tego,  a  nienawiść  jest  zaraźliwa.

background image

Popatrzył teraz na swego towarzysza od kielicha. Wymienili mroczne
spojrzenia.

W głowie Arlene myśli szalały niczym kulki w maszynie losującej.

Trudno było wskazać tę, która zwycięży.

–  Boże,  połóż  ich  trupem!  –  obwieściła  moja  była  przyjaciółka,

kipiąc z wściekłości.

Czyli że wygrała kulka nienawiści.
– Och, Arlene...! – jęknęło kilka osób, ale wszyscy czekali na ciąg

dalszy.

–  Coś  takiego  godzi  w  Pana  i  jest  sprzeczne  z  naturą  –

kontynuowała  głośnym,  gniewnym  głosem.  Jej  farbowane  na  rudo
włosy  trzęsły  się,  podkreślając  gwałtowność  wypowiedzi.  –  Wy
wszyscy chcecie, żeby wasze dzieci były świadkami czegoś takiego?

–  Nasze  dzieci  zawsze  były  świadkami  czegoś  takiego  –

odparowała Holly równie głośno. – Po prostu o tym nie wiedzieliśmy.
A  jednak  nasze  dzieci  nigdy  nie  doświadczyły  ze  strony  tych  ludzi
niczego złego.

– Bóg ukarze nas, jeśli się z nimi nie rozprawimy – podjęła Arlene i

dramatycznym  gestem  wskazała  na  Traya.  W  tej  chwili  jej  twarz
miała niemal równie ognisty odcień jak włosy, a Whit patrzył na nią z
aprobatą. – Nie rozumiecie?! Wszyscy pójdziemy do piekła, jeżeli nie
uwolnimy świata od takich istot! Popatrzcie, kto tam stoi z zamiarem
utrzymania w ryzach nas, ludzi!

Wycelowała  palcem  w  Billa  i  Clancy'ego,  chociaż  nie  odniosła

spodziewanego  efektu,  gdyż  oba  wampiry  siedziały  teraz  spokojnie
na krzesłach.

Postawiłam  tacę  na  barze  i  zrobiłam  krok  ku  Arlene,  zaciskając

dłonie w pięści.

–  Wszyscy  tu,  w  Bon  Temps,  świetnie  się  dogadujemy  –

oznajmiłam,  starając  się  mówić  spokojnym,  opanowanym  tonem.  –
Chyba tylko ty jedna tak się pieklisz.

Arlene  obrzuciła  piorunującymi  spojrzeniami  ludzi  w  barze,

próbując  przyciągnąć  ich  uwagę.  Wszystkich  znała.  Przeżyła
autentyczny  wstrząs,  uświadomiwszy  sobie,  że  jej  reakcji  nie
podziela więcej osób. Sam podszedł i usiadł przed nią. Uniósł głowę i
wpatrywał się w kobietę pięknymi psimi oczyma.

background image

Zrobiłam  krok  w  stronę  Whita,  ot  tak,  na  wszelki  wypadek.

Mężczyzna zastanawiał się, co robić. Brał pod uwagę skok na Sama.
Ale kto by się do niego przyłączył, żeby pobić owczarka collie? Whit
dostrzegł  absurdalność  tego  pomysłu  i  z  tego  powodu  jeszcze
bardziej znienawidził Merlotte'a.

– Jak mogłeś?! – krzyknęła Arlene do Sama. – Okłamywałeś mnie

przez  te  wszystkie  lata!  Sądziłam,  że  jesteś  istotą  ludzką,  a  nie
pieprzonym dziwakiem!

– Sam jest istotą ludzką – wtrąciłam się. – Przybiera tylko czasem

inną... twarz, to wszystko.

–  A  ty!  –  odparowała,  wypluwając  słowa.  –  Jesteś

najdziwaczniejsza, najbardziej nieludzka z nich wszystkich.

– Hej, no – warknął Jason.
Zerwał się teraz na równe nogi, a Mel po chwili wahania dołączył

do  niego.  Dziewczyna,  z  którą  się  umówił,  wyglądała  na  spłoszoną,
chociaż przyjaciółka mojego brata wręcz się uśmiechała.

–  Zostaw  w  spokoju  moją  siostrę.  Wiele  razy  podczas  tych  lat

zajmowała  się  twoimi  dziećmi,  sprzątała  twoją  przyczepę  i  znosiła
twoje humory. Jaka z ciebie przyjaciółka?!

Jason  nie  patrzył  na  mnie.  Zamurowało  mnie  ze  zdziwienia.  Ten

gest  był  bardzo  niepodobny  do  mojego  brata.  Czyżby  Jason  trochę
ostatnio dojrzał?

–  Taka,  która  nie  chce  mieć  nic  wspólnego  z  nienaturalnymi

stworzeniami,  takimi  jak  twoja  siostra  –  odcięła  się  Arlene.
Gwałtownym  ruchem  zerwała  z  siebie  fartuszek  i  powiedziała  do
owczarka:  „Rzucam  tę  robotę!”,  po  czym,  głośno  tupiąc,  ruszyła  do
biura szefa po torebkę.

Może  jedna  czwarta  gości  baru  wyglądała  na  zaniepokojoną  czy

wytrąconą  z  równowagi.  Połowa  osób  była  raczej  zafascynowana
rozgrywającym się dramatem. Pozostała jedna czwarta wyglądała na
niezdecydowaną.  Sam  zaskowyczał  jak  smutny  pies  i  położył  głowę
na  łapach,  przykrywając  nimi  nos.  Rozśmieszyło  to  wielu  ludzi  i
chwila  skrępowania  minęła.  Przyglądałam  się  Whitowi  i  jego
towarzyszowi,  którzy  podnieśli  się  i  ruszyli  do  drzwi.  Gdy  wyszli,
odprężyłam się.

Ot  tak,  na  wszelki  wypadek,  gdyby  Whitowi  odbiło  i  postanowił

background image

przynieść  strzelbę  z  bagażnika,  zerknęłam  znacząco  na  Billa,  który
natychmiast  wyślizgnął  się  na  dwór  za  dwoma  członkami  Bractwa
Słońca.  Po  chwili  wrócił,  dając  mi  znak,  z  którego  wynikało,  że
odjechali.

Od chwili, gdy tylne drzwi z hukiem zamknęły się za Arlene, reszta

wieczoru  minęła  dość  spokojnie.  Sam  i  Tray  oddalili  się  do  biura
Merlotte'a,  gdzie  ponownie  przybrali  ludzkie  postaci  i  włożyli
ubrania, po czym szef wrócił na swoje miejsce za barem, jak gdyby
nic  się  nie  wydarzyło,  a  Tray  usiadł  przy  stoliku  z  Amelią,  która  go
pocałowała. Przez jakiś czas klienci baru trzymali się nieco z dala od
nich  i  wielu  wymieniało  ukradkowe  spojrzenia,  ale  mniej  więcej  po
godzinie  atmosfera  w  barze  „U  Merlotte'a”  chyba  znów  stała  się
raczej  normalna.  Zakasałam  rękawy,  ponieważ  musiałam  teraz
obsłużyć  także  gości  przy  stolikach  w  rewirze  Arlene.  Szczególnie
miła  starałam  się  być  dla  osób,  które  nie  potrafiły  jeszcze
zdecydować,  co  myślą  o  zdarzeniach,  do  których  doszło  tego
wieczoru.

Tej  nocy  ludzie  chyba  naprawdę  dużo  pili.  Może  mieli  obawy  w

kwestii  drugiej  natury  Sama,  ale  zwiększenie  jego  zysków  nie  było
dla  nich  problemem.  W  pewnym  momencie  Bill  przyciągnął  moją
uwagę  i  uniósł  rękę  na  pożegnanie,  po  czym  wraz  z  Clancym
wymknęli się z baru.

Również mój brat próbował parę razy przyciągnąć mój wzrok, a

jego  towarzysz,  Mel,  posyłał  wielkie  uśmiechy  w  moją  stronę.  Mel
jest  wyższy  i  szczuplejszy  od  Jasona,  ale  obu  cechuje  to
optymistyczne spojrzenie typowe dla bezmyślnych mężczyzn, którzy
działają odruchowo i instynktownie. Na rzecz Mela świadczy fakt, że
najwyraźniej  nie  zgadza  się  ze  wszystkim,  co  powie  Jason  (czyli
przeciwnie,  niż  miał  w  zwyczaju  Hoyt).  Mel  wygląda  na
sympatycznego faceta, o ile mogę coś powiedzieć po naszej krótkiej
znajomości;  to,  że  należy  do  nielicznych  pumołaków,  które  nie
mieszkają  w  Hotshot,  również  przemawia  na  jego  korzyść  i  może
nawet  właśnie  dlatego  tak  bardzo  się  zaprzyjaźnili  z  Jasonem.
Przypominali inne pumołaki, ale zarazem jakoś się wyróżniali.

Gdybym kiedyś znów zaczęła rozmawiać z Jasonem, miałabym do

niego  pytanie:  Jak  to  możliwe,  że  w  tak  ważny  dla  wszystkich
wilkołaków  i  zmiennokształtnych  dzień,  mój  brat  nie  skorzystał  z
okazji  znalezienia  się  w  centrum  uwagi?  Jason  bardzo  się  szczyci

background image

nowym statusem. Niestety, został ugryziony, czyli że nie urodził się
łakiem.  W  przeciwieństwie  na  przykład  do  Mela,  nie  posiada
wrodzonej  zdolności  do  przemiany,  ponieważ  zaraził  się  wirusem
(czy czymś), gdy ugryzł go inny pumołak. Z tego też względu podczas
przemiany  wygląda  dziwnie  –  niby  jak  człowiek,  tyle  że  bardzo
owłosiony na całym ciele. Poza tym ma pysk i pazury pumy. Podobno
straszny  widok,  jak  sam  mi  powiedział.  Ale  nie  jest  pięknym
zwierzęciem,  i  to  go  trochę  gryzie.  Mel  z  kolei  jest  czystej  krwi
zmiennokształtnym,  więc  po  przemianie  na  pewno  prezentuje  się
wspaniale i przerażająco.

Może  pumołaki  poproszono,  żeby  się  na  razie  przyczaiły,  bo

wielkie  koty  są  po  prostu  zbyt  straszne.  Gdyby  w  barze  zjawiło  się
nagle zwierzę tak duże i niebezpieczne jak puma, klienci prawie na
pewno  zareagowaliby  dość  histerycznie.  Chociaż  niewiele  potrafię
wyczytać  z  mózgów  istot  zmiennokształtnych,  u  obu  pumołaków
wyczuwałam  rozczarowanie.  Jestem  przekonana,  że  taką  decyzję
podjął za nich Calvin Norris, jako przywódca pumołaczego stada.

Dobry ruch, Calvinie, pomyślałam.
Pomagałam trochę przy barze, a później poszłam do biura Sama

po  torebkę.  Uściskałam  mojego  szefa  serdecznie.  Wyglądał  na
zmęczonego, ale szczęśliwego.

– Czujesz się tak dobrze, jak wyglądasz? – spytałam.
–  Tak.  Wreszcie  mogłem  ujawnić  swoją  prawdziwą  naturę.  To

daje  poczucie  swobody.  Moja  mama  zarzekała  się,  że  wyzna
wszystko  jeszcze  dziś  wieczór  mojemu  ojczymowi.  Właśnie  czekam
na wieści od niej.

Jak  na  zawołanie,  zadzwonił  telefon.  Podnosząc  słuchawkę,  Sam

wciąż się uśmiechał.

–  Mamusia?  –  spytał.  Potem  wyraz  jego  twarzy  zmienił  się

całkowicie, jakby czyjaś ręka starła mu poprzednią minę. – Don? Co
zrobiłeś?!

Opadłam  na  krzesło  przy  biurku  i  czekałam.  Był  tam  też  Tray,

który przyszedł zamienić ostatnie kilka słów z Samem; towarzyszyła
mu Amelia. Oboje stali sztywno w progu, z obawą oczekując nowin.

– O mój Boże – jęknął Sam. – Przyjadę najszybciej, jak będę mógł.

Wyruszę  jeszcze  tej  nocy.  –  Bardzo  delikatnym  ruchem  odłożył

background image

słuchawkę.  –  Don  strzelił  do  mojej  mamy  –  wyjaśnił.  –  Przemieniła
się, a wtedy wycelował do niej ze strzelby.

Nigdy  wcześniej  nie  widziałam,  żeby  Sam  wyglądał  na  tak

zdenerwowanego.

– Zabił ją? – szepnęłam, bojąc się usłyszeć odpowiedź.
–  Nie  –  odparł.  –  Żyje,  ale  trafiła  do  szpitala  z  pogruchotanym

obojczykiem  i  raną  postrzałową  przy  lewym  barku.  O  mało  nie
umarła. Gdyby nie skoczyła...

– Tak mi przykro – bąknęła Amelia.
– Jak mogę pomóc? – spytałam.
–  Prowadź  bar  podczas  mojej  nieobecności  –  odrzekł,  otrząsając

się  z  szoku.  –  Zadzwoń  do  Terry'ego.  On  i  Tray  niech  ustalą
harmonogram  pracy  za  barem.  Tray,  kiedy  wrócę,  zapłacę  ci  za
wszystko.  Sookie,  plan  pracy  kelnerek  jest  na  ścianie  za  barem.
Znajdź kogoś, kto przejmie obowiązki Arlene, bardzo cię o to proszę.

–  Jasne,  Sam  –  powiedziałam.  –  Potrzebujesz  pomocy  w

pakowaniu?  Mogę  zatankować  dla  ciebie  pikapa  albo  zrobić  coś
jeszcze?

–  Nie,  nie,  dzięki,  z  tym  sobie  poradzę.  Masz  klucz  do  mojej

przyczepy,  możesz  więc  czasem  podlać  moje  kwiaty.  Sądzę,  że
wyjeżdżam tylko na parę dni, ale nigdy nic nie wiadomo.

–  Oczywiście,  Sam.  Nie  martw  się.  Informuj  nas  o  wszystkim  na

bieżąco.

Rozeszliśmy  się,  żeby  Sam  mógł  pójść  do  przyczepy  i  zacząć  się

pakować. Mieszkalna przyczepa Merlotte'a stoi tuż za barem, więc
przynajmniej nie miał daleko.

Jadąc  do  domu,  próbowałam  sobie  wyobrazić,  z  jakiego  powodu

ojczym  Sama  tak  zareagował.  Tak  bardzo  przeraził  się  odkryciem
drugiej natury żony, że dostał szału? A może przemieniła się w innym
pomieszczeniu,  podeszła  do  niego  jako  zwierzę  i  przestraszyła  go?
Cóż, po prostu nie potrafiłam uwierzyć, że można świadomie strzelić
do  kogoś,  kogo  się  kocha,  kogoś,  z  kim  się  mieszka  od  lat,  tylko
dlatego, że ta osoba posiada cechy, których się wcześniej nie znało.
Może  Don  drugie  „ja”  żony  uznał  za  swoistą  zdradę?  A  może  nie
spodobało  mu  się,  że  ukrywała  swoją  drugą  naturę.  Gdybym
spojrzała na jego czyn w ten sposób, w pewnym sensie potrafiłabym

background image

go zrozumieć.

Wszyscy  ludzie  mają  sekrety,  a  ja  dziwnym  zrządzeniem  losu

znam większość z nich. Telepaci nie mają zabawnego życia. Często
słyszę  o  wielu  nieprzyjemnych,  smutnych,  obrzydliwych  lub  błahych
sprawach, które ludzie pragną ukryć przed innymi, żeby się dobrze
prezentować w ich oczach.

background image

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment

pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji 

kliknij tutaj

.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora 

sklepu na którym  można

nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji

. Zabronione są

jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej 
od-sprzedaży, zgodnie z 

regulaminem serwisu

.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie

internetowym 

e-booksweb.pl - audiobooki, e-booki

.