background image
background image

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment

pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji 

kliknij tutaj

.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora 

sklepu na którym  można

nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji

. Zabronione są

jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej 
od-sprzedaży, zgodnie z 

regulaminem serwisu

.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie

internetowym 

e-booksweb.pl - audiobooki, e-booki

.

background image

Charlaine Harris

Martwy dla świata

Przełożyła Ewa Wojtczak

Wydawnictwo MAG

Warszawa 2012

background image

Tytuł oryginału: 
Dead to the World
 
Copyright © 2004 by Charlaine Harris 
Copyright for the Polish translation © 2010 by Wydawnictwo MAG
 
Redakcja: 
Joanna Figlewska
 
Korekta: 
Urszula Okrzeja
 
Ilustracja na okładce: 
Wojciech Zwoliński
 
Opracowanie graficzne okładki:
Piotr Chyliński
 
Projekt typograficzny, skład i łamanie:
Tomek Laisar Fruń
 
ISBN 978-83-7480-326-7
 
Wydanie II
 
Wydawca:
Wydawnictwo MAG
ul. Krypska 21 m. 63, 04-082 Warszawa
tel./fax 22 813 47 43
e-mail: 

kurz@mag.com.pl

www.mag.com.pl

background image

 
Konwersja: 

NetPress Digital Sp. z o.o.

background image

Chociaż te osoby prawdopodobnie
nigdy nie przeczytają mojej powieści,
dedykuję ją wszystkim trenerom
– bejsbolu, futbolu, siatkówki i piłki nożnej –
którzy pracowali przez wiele lat,
często bez dodatkowego wynagrodzenia,
nakłaniając moje dzieci do uprawiania sportu
i wpajając im zasady gry.
Niech Bóg błogosławi Was wszystkich.
Przyjmijcie podziękowania od jednej z wielu matek
tłoczących  się  na  trybunach  mimo  deszczu,  chłodu,

upału

i natrętnych komarów.
Matka ta zastanawia się jednak,
kto jeszcze może oglądać nocne gry.

background image

Dziękuję  wiccanom,  którzy  odpowiedzieli  na  moje  wezwanie  i

podali  mi  nawet  więcej  informacji,  niż  mogłam  wykorzystać:  Marii
Limie,  Sandilee  Lloyd,  Holly  Nelson,  Jean  Hontz.  I  M.R.  „Murv”
Sellars.  Jestem  dłużna  również  podziękowania  innym  specjalistom  z
różnych  dziedzin:  Kevinowi  Ryerowi,  który  wie  więcej  o  dzikich
świniach niż większość osób o trzymanych w domu zwierzątkach, dr
D.P.  Lyle'owi,  który  chętnie  odpowiadał  mi  na  pytania  dotyczące
kwestii  medycznych,  oraz,  oczywiście,  Doris  Ann  Norris,  chodzącej
encyklopedii gwiazd.

Jeśli  popełniłam  błędy,  wykorzystując  informacje,  którymi  ci

dobrzy  ludzie  podzielili  się  ze  mną,  ze  wszystkich  sił  postaram  się
udowodnić, że nie ma w tych omyłkach mojej winy.

background image

Liścik  znalazłam  na  drzwiach,  gdy  wróciłam  do  domu  z  pracy.

Miałam  tego  dnia  w  „Merlotcie”  zmianę  od  lunchu  do  wczesnego
wieczoru,  ale  że  był  koniec  grudnia,  zmierzch  zapadał  wcześnie.
Widząc  liścik,  wiedziałam,  że  Bill,  kiedyś  mój  chłopak  –  czyli  Bill
Compton,  zwany  przez  większość  stałych  klientów  baru  Wampirem
Billem – zostawił go nie dawniej niż godzinę temu. Bill nie wychodzi
przecież na dwór przed zmrokiem.

Nie  widziałam  go  od  ponad  tygodnia,  a  nie  rozstaliśmy  się  w

przyjaznej  atmosferze.  Gdy  dotknęłam  teraz  koperty  z  moim
imieniem, poczułam się naprawdę kiepsko. Przyszłoby wam do głowy,
że chociaż skończyłam już dwadzieścia sześć lat, nigdy wcześniej nie
miałam „byłego chłopaka”?

Cóż, taka jednak była właśnie prawda.
Normalni  faceci  nie  chcą  się  umawiać  z  takimi  dziwnymi

dziewczynami jak ja. A przecież, odkąd zaczęłam chodzić do szkoły,
ludzie mawiają, że jestem stuknięta.

I mają, niestety, trochę racji.
Nie  powiem,  podczas  mojej  pracy  w  barze  od  czasu  do  czasu

któryś próbuje mnie obmacywać. Mężczyźni upijają się, a ponieważ
wyglądam  nieźle,  zapominają  o  swoich  obawach  związanych  z  moją
reputacją  osoby  dziwacznej  i  o  moim  osobliwym,  stale  obecnym
uśmiechu.

Ale  tylko  Billa  dopuściłam  naprawdę  blisko  do  siebie.  Dlatego

nasze zerwanie tak bardzo mnie zraniło.

Z otwarciem koperty czekałam, aż usiądę przy starym kuchennym

stole o porysowanym blacie. Wciąż miałam na sobie płaszcz, zdjęłam
jedynie rękawiczki.

 
Najdroższa Sookie,
chciałem  przyjść  pomówić  z  Tobą,  kiedy  nieco  wydobrzejesz  po

przykrych wydarzeniach z ostatniego miesiąca.

 
„Przykrych  wydarzeniach”?!  Też  coś!  Sińce  w  końcu  wprawdzie

zbladły,  lecz  kolano  nadal  bolało  mnie  w  chłodne  dni  i
podejrzewałam,  że  już  zawsze  będzie  mi  doskwierało.  Dodam,  że
wszystkie  obrażenia  odniosłam,  ratując  mojego  niewiernego

background image

chłopaka  uwięzionego  przez  grupę  wampirów,  wśród  których
znalazła  się  jego  dawna  flama,  Lorena.  Nie  wiedziałam  jeszcze,
dlaczego  Bill  tak  bardzo  durzył  się  w  owej  Lorenie,  że  natychmiast
odpowiedział na jej wezwanie i udał się do Missisipi.

 
Masz  prawdopodobnie  wiele  pytań  dotyczących  tego,  co  się

zdarzyło.

 
Cholerna racja!
 
Jeśli pragniesz pomówić ze mną osobiście, podejdź do frontowych

drzwi i wpuść mnie.

 
O,  rany!  Tego  nie  przewidziałam.  Rozmyślałam  przez  dobrą

minutę  i  ostatecznie  uznałam,  że  chociaż  nie  ufam  już  Billowi,  nie
wierzę  również,  by  chciał  mnie  skrzywdzić.  Wróciłam  więc  do
frontowych drzwi, otworzyłam je i zawołałam:

– W porządku, wejdź!
Wyłonił  się  z  lasu  otaczającego  polanę,  na  której  stoi  mój  stary

dom. Uprzytomniłam sobie, jak bardzo za nim tęskniłam.

Bill  jest  barczysty,  lecz  szczupły,  dzięki  życiu  spędzonemu  na

uprawie  ziemi  położonej  tuż  obok  mojej.  Z  kolei  latom  żołnierki  w
służbie  konfederacji,  aż  do  śmierci  w  roku  1867,  zawdzięcza
odporność  i  wytrzymałość.  Nos  Bill  ma  prosty  jak  młodzieńcy  na
greckich  wazach,  włosy  ciemnokasztanowe  i  przycięte  tuż  przy
czaszce,  oczy  równie  ciemne.  Wygląda  dokładnie  tak  samo  jak  w
dniu, w którym się poznaliśmy. I zawsze będzie tak wyglądał.

Zanim  przekroczył  próg,  zawahał  się,  lecz  nie  wycofałam

pozwolenia i usunęłam się, aby mógł przejść obok mnie. Wkroczył do
utrzymanego  w  idealnym  porządku  salonu  zastawionego  starymi,
wygodnymi meblami.

– Dziękuję – oznajmił typowym dla siebie chłodnym, opanowanym

głosem,  na  dźwięk  którego  jak  zwykle  zalała  mnie  fala  dzikiego
pożądania.  Ja  i  Bill  mieliśmy  różne  problemy,  ale  w  łóżku  zawsze
było  nam  wspaniale.  –  Chciałem  ci  wszystko  powiedzieć,  zanim

background image

wyjadę.

– A dokąd jedziesz?
Starałam się mówić tak spokojnie jak on.
– Do Peru. Z rozkazów królowej.
– Wciąż pracujesz nad swoją... hmm... bazą danych?
Niemal  nic  nie  wiedziałam  o  komputerach,  Bill  jednak  od

dłuższego czasu intensywnie się uczył, toteż radził sobie świetnie.

–  Tak.  Muszę  przeprowadzić  tam  pewne  badania.  Jeden  bardzo

stary  wampir  z  Limy  jest  wręcz  skarbnicą  wiedzy  o  nieumarłych
zamieszkujących jego kontynent. Spotkam się z nim, a później trochę
pozwiedzam.

Walczyłam  z  impulsem  zaproponowania  mu  butelki  krwi

syntetycznej. Wiedziałam, że gościnność jest cnotą.

–  Usiądź  –  poprosiłam  i  kiwnęłam  głową  ku  sofie.  Sama

przysiadłam  naprzeciwko,  na  brzeżku  starego  fotela.  Zapadło
milczenie, które jeszcze dotkliwiej uświadomiło mi, jak bardzo jestem
nieszczęśliwa. – Jak miewa się Bubba? – spytałam w końcu.

– Jest teraz w Nowym Orleanie – wyjaśnił Bill. – Królowa lubi mieć

go  przy  sobie  od  czasu  do  czasu,  a  ponieważ  w  ubiegłym  miesiącu
kręcił się tutaj, uznaliśmy, że dobrze będzie wysłać go gdzie indziej.
Niedługo wróci.

Gdybyście  zobaczyli  Bubbę,  na  pewno  byście  go  rozpoznali.

Każdy  zna  jego  twarz.  Niestety,  gdy  zmieniano  go  w  wampira,  nie
wszystko 

poszło 

jak 

trzeba. 

Prawdopodobnie 

nieumarły

przypadkowo  pracujący  w  kostnicy,  kiedy  przywieziono  Bubbę,
powinien po prostu zignorować tlącą się w ciele maleńką iskrę życia.
Ponieważ jednak był wielkim fanem piosenkarza, nie potrafił oprzeć
się pokusie i teraz wampiry z Południa stale przekazują sobie Bubbę,
a równocześnie próbują ukrywać go przed ludźmi.

Znowu  zapadła  cisza.  Wcześniej  planowałam  zdjąć  buty  i  strój

kelnerki,  włożyć  mięciutki  szlafrok  i  oglądać  telewizję  z  kawałkiem
pizzy  „Freschetta”  w  ręku.  To  był  skromny  plan,  lecz  mój  własny.
Zamiast tego tkwiłam na krawędzi fotela i cierpiałam.

– Jeśli masz coś do powiedzenia, lepiej to powiedz – mruknęłam.
Skinął głową.

background image

–  Muszę  ci  wyjaśnić  –  zaczął.  Blade  ręce  ułożył  na  kolanach.  –

Lorena i ja...

Mimowolnie wzdrygnęłam się. Nigdy więcej nie chciałam słyszeć

tego imienia. Bill rzucił mnie przecież właśnie dla niej.

–  Muszę  ci  to  powiedzieć  –  upierał  się  prawie  gniewnym  tonem.

Widział, że się skrzywiłam. – Daj mi szansę.

Po sekundzie machnęłam ręką, pozwalając mu kontynuować.
–  Pojechałem  do  Jackson,  kiedy  mnie  wezwała  –  ciągnął  –

ponieważ nie mogłem się powstrzymać.

Gwałtownie  uniosłam  brwi.  Znałam  podobne  tłumaczenia.  „Och,

nie  mogłem  nad  sobą  zapanować”  albo:  „Wówczas  sądziłem,  że
warto, i nie myślałem o niczym poza własnym rozporkiem”.

–  Bardzo  dawno  temu  byliśmy  kochankami.  Eric  twierdzi,  że

mówił  ci,  jak  bardzo  nietrwałe,  choć  intensywne  są  związki
uczuciowe  między  wampirami.  Nie  powiedział  ci  jednak,  że  właśnie
Lorena mnie stworzyła...

–  Przeciągnęła  cię  na  ciemną  stronę?  –  spytałam,  po  czym

ugryzłam się w język.

To nie był temat do żartów.
– Tak – przyznał Bill poważnie. – A potem zostaliśmy kochankami,

co nieczęsto się zdarza.

– Ale zerwaliście...
–  Tak,  jakieś  osiemdziesiąt  lat  temu  nie  mogliśmy  już  ze  sobą

wytrzymać.  Od  tamtej  pory  nie  widziałem  jej,  chociaż  oczywiście
słyszałem o jej... uczynkach.

– No tak, jasne – odburknęłam.
– Nie mogłem jednak zignorować jej wezwania. Nie da się inaczej.

Gdy stwórca wzywa, trzeba okazać posłuszeństwo – upierał się.

Skinęłam głową, usiłując okazać zrozumienie. Obawiam się, że nie

byłam szczególnie przekonująca.

–  Poleciła  mi  ciebie  opuścić  –  wyjaśnił.  Jego  ciemne  oczy

intensywnie wpatrywały się w moje. – Powiedziała, że cię zabije, jeśli
tego nie zrobię.

Powoli  traciłam  nad  sobą  panowanie.  Usiłując  się  skupić,

przygryzłam wewnętrzną stronę policzka, i to mocno.

background image

– Zdecydowałeś więc sam, co jest najlepsze dla nas obojga.
–  Musiałem  –  nalegał.  –  Musiałem  wykonać  jej  rozkaz.  I

wiedziałem, że potrafiłaby cię skrzywdzić.

– No cóż, miałeś więc rację.
Lorena  rzeczywiście  bardzo  się  starała  mnie  skrzywdzić,  czy

raczej  zabić.  Na  szczęście  dopadłam  ją  pierwsza...  Hmm,  może
miałam szczęście, ale się udało.

– A teraz już mnie nie kochasz – podsumował jedynie z lekką nutą

zapytania w głosie.

Nie przyszła mi do głowy sensowna odpowiedź.
–  Nie  wiem  –  bąknęłam.  –  Nie  sądziłam,  że  zechcesz  do  mnie

wrócić. Ostatecznie... zabiłam twoją... matkę!

W moim tonie również pobrzmiewała lekka nuta zapytania, więcej

jednak było w nim goryczy.

– Zatem musimy dać sobie trochę czasu – ocenił. – Kiedy wrócę,

porozmawiamy znowu... Jeśli się zgodzisz. Całus na pożegnanie?

Wstydzę  się  przyznać,  ale  bardzo  pragnęłam  pocałować  Billa.

Wiem, że to był kiepski pomysł, i nawet samo pragnienie wydawało
mi się niewłaściwe. Staliśmy przez chwilę, a potem szybko musnęłam
ustami  jego  policzek.  Blada  skóra  Billa  lśniła  lekką  poświatą,  która
odróżnia  wampiry  od  ludzi.  Zdumiało  mnie  niegdyś  odkrycie,  że  nie
wszyscy ją widzą.

– Widujesz się z wilkołakiem? – spytał, odwracając się do mnie w

drzwiach.

Odniosłam wrażenie, że spytał odruchowo.
– Z którym? – odparowałam, opierając się pokusie zatrzepotania

rzęsami.  Bill  nie  zasłużył  na  odpowiedź  i  wiedział  o  tym.  –  Kiedy
wracasz? – spytałam z większą werwą, on natomiast spojrzał na mnie
z niejaką zadumą.

– To nie jest pewne. Może za dwa tygodnie – odparł.
–  Możemy  wtedy  porozmawiać  –  powiedziałam.  Popatrzyłam  w

bok. – Chcę ci oddać klucze od twojego domu.

Wyjęłam je z torebki.
–  Nie,  proszę  cię,  zatrzymaj  je  u  siebie  –  powiedział.  –  Może

będziesz musiała wejść podczas mojej nieobecności. Wchodź, ilekroć

background image

zechcesz.  Korespondencję  odbiorę  na  poczcie  po  powrocie,
wszystkie inne sprawy chyba już też załatwiłem.

Czyli  że  byłam  ostatnią  ze  spraw  do  załatwienia.  Przeklęłam  się

za złość, którą poczułam.

–  Mam  nadzieję,  że  bezpiecznie  spędzisz  podróż  –  oznajmiłam

lodowato uprzejmym głosem i zamknęłam za nim drzwi.

Wróciłam  do  sypialni.  Zamierzałam  narzucić  szlafrok  i  oglądać

telewizję. Natychmiast zaczęłam wdrażać w życie ten plan.

A  jednak,  kiedy  wkładałam  do  piekarnika  pizzę,  kilka  razy

musiałam zetrzeć z policzków łzy.

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Przyjęcie noworoczne w barze „U Merlotte'a” wreszcie dobiegło

końca.  Mimo  że  właściciel  baru,  Sam  Merlotte,  poprosił  cały
personel o pomoc na tę noc, pracowałyśmy ostatecznie tylko we trzy
– Holly, Arlene i ja. Charlsie Tooten oświadczyła, że jest za stara, by
znosić  sylwestrowy  bałagan,  Danielle  już  dawno  temu  postanowiła
spędzić  ten  wieczór  z  chłopakiem  na  eleganckim  przyjęciu,  a  nowa
kelnerka miała zacząć pracę dopiero za dwa dni. Sądzę, że Arlene,
Holly i ja potrzebowałyśmy pieniędzy bardziej niż dobrej zabawy.

Zresztą,  ja  osobiście  nie  otrzymałam  żadnych  zaproszeń  na

powitanie  Nowego  Roku.  A  podczas  pracy  w  „Merlotcie”  biorę
przynajmniej udział w świętowaniu. Jestem tam „na swoim miejscu” i
goście mnie akceptują.

Zamiatałam  strzępki  papieru  i  ponownie  upomniałam  siebie,  że

nie  będę  powtarzać  Samowi,  jak  kiepskim  pomysłem  było  konfetti.
Już wcześniej wszystkie trzy dałyśmy naszemu szefowi to dość jasno
do  zrozumienia,  a  nawet  dobroduszny  Sam  potrafi  się  czasem
zdenerwować.  Tak  czy  owak,  nie  byłoby  w  porządku  zostawienie
tych  śmieci  Terry'emu  Bellefleurowi,  chociaż  do  niego  należało
zamiatanie i mycie podłóg.

Merlotte liczył utarg i pakował pieniądze, które miał zawieźć do

nocnego depozytu. Wyglądał na zmęczonego, lecz zadowolonego.

Otworzył klapkę telefonu komórkowego.
– Kenya? Jesteś gotowa eskortować mnie do banku? W porządku,

widzimy się za minutę przy tylnych drzwiach.

Policjantka Kenya często jeździła z Samem w nocy, szczególnie z

tak dużym utargiem jak dzisiejszy.

Ja  również  cieszyłam  się  z  zarobionych  pieniędzy.  Otrzymałam

dziś spore napiwki, może nawet ze trzysta dolarów albo i więcej. A
potrzebowałam każdego centa. Z przyjemnością myślałam o liczeniu

background image

pieniędzy  po  powrocie  do  domu.  O  ile  będę  miała  jeszcze  dość  sił.
Hałas i chaos imprezy, ciągła bieganina z zamówieniami do barku i
okienka  kuchennego,  straszliwy  nieporządek,  który  musiałyśmy
posprzątać,  stała  kakofonia  myśli  zgromadzonych  osób...  Wszystkie
te  elementy  razem  wzięte  naprawdę  mnie  wyczerpały.  Pod  koniec
przyjęcia  byłam  zbyt  zmęczona,  by  chronić  się  przed  napływem
licznych myśli, więc wiele z nich do mnie dotarło.

Nie jest łatwo być telepatką. Najczęściej wcale nie jest zabawnie.
Tego wieczoru czułam się gorzej niż zazwyczaj. Nie tylko klienci,

niemal  wszyscy  znani  mi  od  wielu  lat,  w  ogóle  się  nie  hamowali,  w
dodatku mnóstwo facetów aż się paliło, by mi powiedzieć o nowinie,
która jakoś do nich dotarła.

–  Słyszałem,  że  twój  chłopak  poleciał  do  Ameryki  Południowej  –

obwieścił  sprzedawca  samochodów,  Chuck  Beecham,  ze  złośliwym
błyskiem w oczach. – Będziesz w domu bez niego okropnie samotna.

– Chcesz zająć jego miejsce, Chuck? – spytał siedzący obok niego

przy barze mężczyzna, po czym obaj zarechotali.

Ach, ta męska solidarność.
–  Nie,  Terrell  –  odparował  sprzedawca.  –  Nie  mam  ochoty  na

wampirze resztki.

– Bądź uprzejmy albo wyjdziesz – powiedziałam spokojnie.
Poczułam  na  plecach  ciepło  czyjegoś  oddechu  i  wiedziałam,  że

ponad moim ramieniem patrzy na nich mój szef, Sam Merlotte.

– Kłopoty? – spytał.
–  Właśnie  zamierzali  mnie  przeprosić  –  wyjaśniłam,  patrząc  w

oczy Chuckowi i Terrellowi.

Obaj spuścili wzrok i zapatrzyli się w kufle z piwem.
–  Wybacz,  Sookie  –  wymamrotał  Chuck,  a  Terrell  pokiwał  głową

na potwierdzenie.

Kiwnęłam im i odwróciłam się, by zrealizować inne zamówienie. A

jednak udało im się mnie zranić.

Co było ich celem.
Aż zabolało mnie serce.
Byłam  pewna,  że  większość  mieszkańców  naszego  luizjańskiego

Bon Temps nie ma pojęcia o mojej „separacji” z Billem. Wampir na

background image

pewno nie miał zwyczaju rozpowiadać o swoich sprawach osobistych,
ja  również  nie.  Arlene  i  Tara  znały  oczywiście  trochę  sytuację,
ponieważ  gdy  dziewczyna  zrywa  z  chłopakiem,  musi  przecież
zwierzyć  się  najlepszym  przyjaciółkom,  nawet  jeśli  musi  pominąć
wszystkie interesujące szczegóły. (Ja na przykład opuściłam fakt, że
zabiłam kobietę, dla której mój wampir mnie zostawił. O mało mi się
nie wyrwało! Naprawdę). Więc każdy, kto mnie powiadamiał, że Bill
wyjechał  z  kraju,  zakładając,  że  jeszcze  o  tym  nie  wiem,  był  po
prostu złośliwy.

Przed  ostatnią  wizytą  Billa  w  moim  domu  widziałam  go  tylko

przez  chwilę,  kiedy  odwiozłam  mu  płyty  i  komputer,  które  u  mnie
ukrył. Pojechałam o zmroku, żeby urządzenie nie stało zbyt długo na
frontowym  ganku,  wyładowałam  cały  sprzęt  umieszczony  w  dużym
wodoodpornym  pudle  i  zostawiłam  przy  drzwiach.  Bill  wyszedł  z
domu akurat, gdy odjeżdżałam, lecz się nie zatrzymałam.

Zła  kobieta  oddałaby  płyty  szefowi  Billa,  Ericowi.  A  wiele

typowych  kobiet  zatrzymałoby  je  u  siebie  wraz  z  komputerem  i
unieważniło zaproszenie dla Billa (i Erica) do wejścia. Powiedziałam
sobie z dumą, że nie jestem ani złą, ani przeciętną kobietą.

Myśląc praktycznie, Bill mógłby po prostu zlecić komuś włamanie

do mojego domu i wyniesienie sprzętu. Nie podejrzewałam go o coś
takiego, wiedziałam jednak, że bardzo potrzebuje tych płyt i bez nich
będzie  miał  kłopoty  ze  swoją  szefową.  Mam  charakterek,  gdy  mnie
ktoś  sprowokuje,  może  nawet  paskudny  charakterek,  nie  jestem
jednak mściwa.

Arlene często mi powtarza, że jestem zbyt miła, co nie może być

dla mnie dobre; a przecież zapewniam ją, że wcale nie jestem taka
sympatyczna. (Tara nigdy mi tego nie mówi. Może zna mnie lepiej?).
Uprzytomniłam  sobie,  że  w  którymś  momencie  tego  szalonego
wieczoru  Arlene  mogła  usłyszeć  o  wyjeździe  Billa.  I  rzeczywiście,
jakieś  dwadzieścia  minut  po  kpinach  Chucka  i  Terrella  przeszła
przez tłumek i poklepała mnie po plecach.

– I tak nie potrzebowałaś tego zimnego drania – stwierdziła. – Co

kiedykolwiek dla ciebie zrobił?

Pokiwałam  słabo  głową,  chcąc  pokazać,  jak  bardzo  doceniam  jej

wsparcie.  Ale  wtedy  goście  z  któregoś  stolika  zamówili  dwa  razy
whisky  z  sokiem,  dwa  piwa  i  gin  z  tonikiem,  toteż  musiałam  się

background image

pospieszyć,  choć  właściwie  chętnie  przerwałam  rozmowę  z
przyjaciółką.  Kiedy  wszakże  postawiłam  napoje  przed  klientami,
zadałam sobie to samo pytanie. Co Bill dla mnie zrobił?

Podałam  dzbany  z  piwem  gościom  przy  dwóch  innych  stolikach  i

dopiero wtedy zabrałam się za podsumowanie.

Bill  pomógł  mi  odkryć  seks,  który  naprawdę  uwielbiałam.

Zapoznał  mnie  również  z  wieloma  innymi  wampirami,  co  z  kolei
wcale  mi  się  nie  podobało.  Uratował  mi  życie,  chociaż,  jak  się  nad
tym 

wszystkim 

dobrze 

zastanowić... 

nie 

groziłoby 

mi

niebezpieczeństwo,  gdybym  nie  spotykała  się  z  Billem.  Zresztą,  ja
również ocaliłam mu tyłek, raz czy dwa, więc nie mam wobec niego
długów.  Nazywał  mnie  wówczas  ukochaną  i  w  owym  czasie  mówił
poważnie.

–  Nic  –  wymamrotałam,  kiedy  wycierałam  rozlaną  piña  coladę  i

wręczyłam  jeden  z  naszych  ostatnich  czystych  ręczników  barowych
kobiecie, która ją wylała, ponieważ sporo płynu nadal znajdowało się
na jej spódnicy. – Kompletnie nic dla mnie nie zrobił.

Uśmiechnęła  się  i  skinęła  głową,  wyraźnie  myśląc,  że  jej

współczuję. Na szczęście dla mnie w lokalu i tak panował zbyt duży
hałas, aby kobieta cokolwiek usłyszała.

Pomyślałam,  że  ucieszę  się,  kiedy  Bill  wróci.  Ostatecznie,  jest

moim  najbliższym  sąsiadem.  Nasze  posiadłości  rozdziela  stary
cmentarz osady, który znajduje się przy gminnej drodze na południe
od Bon Temps. Bez Billa byłam tam całkiem sama.

– Peru, jak słyszałem – zagaił mój brat Jason.
Obejmował dziewczynę, z którą umówił się na ten wieczór, niską,

szczupłą, ciemnowłosą dwudziestojednolatkę z którejś z okolicznych
miejscowości.  (Wiem,  bo  ją  wylegitymowałam).  Przyjrzałam  jej  się
dokładnie.  Jason  nie  wiedział,  że  dziewczyna  jest  istotą
zmiennokształtną.  Bez  trudu  ich  dostrzegam.  Dziewczyna  była
atrakcyjna,  a  przecież,  gdy  księżyc  jest  w  pełni,  zmienia  się  w  coś
pierzastego  albo  futrzastego.  Zauważyłam,  że  kiedy  Jason  odwrócił
się  do  niej  plecami,  Sam  rzucił  jego  towarzyszce  ostre  spojrzenie,
przypominając,  że  powinna  dobrze  się  sprawować,  ponieważ
przebywa na jego terytorium. Zmiennokształtna popatrzyła na niego
z  zainteresowaniem,  a  potem  odwzajemniła  się  podobnym
spojrzeniem.  Odniosłam  wrażenie,  że  raczej  nie  przemienia  się  w

background image

kotka czy w wiewiórkę.

Chciałam  poczytać  jej  w  myślach,  powstrzymałam  się  jednak,

ponieważ  z  mózgami  zmiennokształtnych  zazwyczaj  nieszczególnie
się to udaje. Ich myśli są częściowo zablokowane i urywane, chociaż
czasem potrafię wychwycić obraz emocji. Podobnie jest w przypadku
wilkołaków.

Merlotte na przykład, gdy księżyc jest jasny i okrąglutki, zmienia

się  w  owczarka  collie.  Czasami  przybiega  aż  do  mojego  domu,  a  ja
karmię  go  resztkami  z  miseczki  i  pozwalam  drzemać  na  tylnym
ganku przy ładnej pogodzie lub – gdy jest brzydka – zapraszam go do
salonu.  Nie  wpuszczam  go  już  do  sypialni,  ponieważ  budzi  się  nagi.
Wygląda  wówczas  naprawdę  apetycznie,  ale  po  prostu  nie  mam
ochoty walczyć z pokusą uwiedzenia własnego szefa.

Dziś księżyc nie był w pełni, więc Jasonowi ze strony dziewczyny

nic nie groziło, postanowiłam więc, że nie zdradzę mu tajemnicy jego
wybranki.  Wszyscy  mamy  sekrety,  jej  był  po  prostu  nieco
barwniejszy.

Poza dziewczyną mojego brata i, oczywiście, Samem, w barze „U

Merlotte'a”  w  to  noworoczne  przyjęcie  dostrzegłam  jeszcze  dwie
istoty  nadnaturalne.  Pierwszą  była  atrakcyjna  kobieta  mierząca  na
pewno  powyżej  metra  osiemdziesiąt,  o  długich  falujących  ciemnych
włosach.  Wystrzałowo  ubrana  w  obcisłą  pomarańczową  sukienkę  z
długim  rękawem,  przyszła  sama  i  rozmawiała  z  każdym  facetem  w
barze.  Nie  wiedziałam,  jakim  jest  stworzeniem,  lecz  z  cech  jej
umysłu  wywnioskowałam,  że  nie  może  być  zwykłym  człowiekiem.
Drugą  istotą  był  nieznany  mi  wampir,  który  przyszedł  z  grupą
młodych  ludzi,  przeważnie  dwudziestokilkulatków.  Nigdy  nie
spotkałam  żadnego  z  nich.  Tylko  spojrzenia  rzucane  z  ukosa  przez
kilku  innych  hulaków  wskazywały  na  obecność  wampira.  Tak,  w
ciągu  tych  paru  lat,  które  minęły  od  Wielkiego  Ujawnienia,  istoty
ludzkie zdecydowanie zmieniły swoje nastawienie do nieumarłych.

Prawie  trzy  lata  temu,  w  noc  Wielkiego  Ujawnienia,  wampiry

wystąpiły w telewizji we wszystkich krajach i oznajmiły, że od dawna
egzystują  wśród  nas.  Tej  nocy  tysiące  osób  zdziwiły  się,  a  wiele
istniejących  wcześniej  hipotez  i  teorii  nieodwracalnie  legło  w
gruzach.

Do wyjścia wampirów z ukrycia przyczynił się japoński wynalazek

background image

w postaci krwi syntetycznej, dzięki której wampiry nie musiały żywić
się  wyłącznie  naszą  krwią.  Od  czasu  Wielkiego  Ujawnienia  w
Stanach Zjednoczonych Wielkiego Ujawnienia Wielkiego Ujawnienia
doszło  do  licznych  zmian  politycznych  i  społecznych  na  wyboistej
drodze  akceptacji  naszych  najnowszych  obywateli,  którzy  tylko
przypadkowo  są  martwi.  Oficjalnie  wampiry  tłumaczą  swój  stan
alergią  na  światło  słoneczne  i  czosnek,  która  powoduje  u  nich
dotkliwe  zmiany  metaboliczne,  ja  jednak  znam  inną  stronę  świata
nieumarłych.  Dostrzegam  obecnie  wiele  rzeczy,  których  większość
osób nigdy nie zobaczy. Spytajcie, czy ta wiedza mnie uszczęśliwiła.

Nie, bynajmniej.
Muszę  jednak  przyznać,  że  świat  wydaje  mi  się  teraz  bardziej

interesujący. Sama jestem osobą nieprzeciętną, więc lepiej się czuję
wśród istot „dziwniejszych”. Niestety, nieobce mi są obecnie również
strach  i  niebezpieczeństwo,  z  czego  nie  jestem  zadowolona.
Widziałam  „prywatne”  oblicze  wampirów,  dowiedziałam  się  też  o
istnieniu 

wilkołaków, 

zmiennokształtnych 

innych 

istot

nadnaturalnych.  Wilkołaki  i  zmiennokształtni  wolą  bowiem
pozostawać  w  ukryciu  –  przynajmniej  na  razie  –  i  biernie
obserwować poczynania wampirów.

O  takich  to  sprawach  rozmyślałam  podczas  zbierania  na  tacę

szklanek  i  kufli,  rozładowywania  i  ładowania  zmywarki.  Pomagałam
naszemu nowemu kucharzowi, Tackowi (który naprawdę nazywa się
Alphonse  Petacki.  Dziwicie  się,  że  woli  przydomek  „Tack”?).  Kiedy
wykonałam  wszystkie  zadania,  które  do  mnie  należały,  i  ten  długi
wieczór  wreszcie  się  kończył,  uściskałam  Arlene  i  życzyłam  jej
szczęśliwego  Nowego  Roku.  Ona  także  mnie  uściskała.  Chłopak
Holly  czekał  na  nią  przy  wejściu  dla  personelu  na  tyłach  budynku,
więc pomachała nam, włożyła płaszcz i pospiesznie wyszła.

– Jakie są wasze nadzieje na nowy rok, moje panie? – spytał Sam.
Do  tego  czasu  przyszła  już  Kenya.  Oparta  o  bar  czekała  na

Merlotte'a.  Była  opanowana,  lecz  czujna.  Kenya  jada  tutaj  dość
regularnie wraz ze swoim partnerem, Kevinem, który jest tak blady i
szczupły,  jak  ona  ciemna  i  zaokrąglona.  Sam  stawiał  krzesła  na
stolikach,  żeby  Terry  Bellefleur,  który  przychodzi  bardzo  wcześnie
rano, mógł od razu zabrać się za mycie podłogi.

–  Zdrowia  i  właściwego  faceta  –  odparowała  Arlene  teatralnie  i

background image

położyła dłoń na sercu.

Roześmialiśmy się. Arlene znalazła już w życiu wielu mężczyzn, a

czterech  z  nich  nawet  poślubiła,  wciąż  jednak  poszukiwała  tego
właściwego.  W  tym  momencie  dotarła  do  mnie  jej  myśl,  że
odpowiednim  kandydatem  mógłby  być  Tack.  Zdumiałam  się,  gdyż
nawet nie zauważyłam, że zwróciła na niego uwagę.

Przyjaciółka natychmiast dostrzegła moje zaskoczenie.
– Sądzisz, że powinnam zrezygnować? – spytała niepewnie.
– Nie, do diabła – odburknęłam od razu, zła na siebie za to, że nie

zapanowałam  nad  miną.  Mogłam  się  tłumaczyć  jedynie  straszliwym
zmęczeniem.  –  To  będzie  ten  rok,  z  całą  pewnością,  Arlene.  –
Uśmiechnęłam się z kolei do jedynej czarnoskórej policjantki w Bon
Temps.  –  Na  pewno  masz  jakieś  życzenie  w  związku  z  nowym
rokiem, Kenya. Albo jakieś postanowienie.

–  Zawsze  życzę  sobie  pokoju  między  mężczyznami  i  kobietami  –

odparła Kenya. – Znacznie ułatwiliby mi w ten sposób pracę. A co do
postanowienia, 

chcę 

wyciskać 

na 

leżąco 

co 

najmniej

stuczterdziestokilową sztangę.

–  No,  no,  no  –  mruknęła  Arlene.  Jej  pofarbowane  na  rudo  włosy

silnie kontrastowały z naturalnymi rudozłotymi lokami Sama, którego
właśnie na krótko objęła. Merlotte nie był dużo wyższy od niej, tyle
że  Arlene  mierzyła  na  oko  o  pięć  centymetrów  więcej  niż  ja,  czyli
przynajmniej  metr  siedemdziesiąt  trzy.  –  Zamierzam  zrzucić  ze
cztery, pięć kilo, oto moje postanowienie. – Wszyscy wybuchnęliśmy
śmiechem.  Takie  postanowienie  Arlene  wygłaszała  w  sylwestra  od
dobrych  czterech  lat.  –  A  ty,  Sam?  Życzenia?  Postanowienia?  –
spytała.

–  Ja  mam  wszystko,  czego  potrzebuję  –  odrzekł  i  poczułam

emanującą  od  niego  smutną  falę  szczerości.  –  Chcę,  żeby  wszystko
pozostało tak, jak jest. Bar przynosi dochody, lubię swoje podwójne
życie, a ludzie tutaj są tak samo dobrzy jak wszędzie.

Odwróciłam  się,  ukrywając  uśmiech.  Oświadczenie  Sama  było

dość  dwuznaczne.  Chociaż  ludzie  z  Bon  Temps  chyba  rzeczywiście
nie różnili się od mieszkańców innych miejscowości.

– A ty, Sookie? – spytał.
Arlene, Kenya i Sam patrzyli na mnie. Uściskałam znowu Arlene,

background image

ponieważ  ją  lubię.  Jestem  dziesięć  lat  młodsza  –  może  więcej,  bo
chociaż  Arlene  twierdzi,  że  ma  trzydzieści  sześć,  szczerze  w  to
wątpię  –  ale  przyjaźnimy  się,  odkąd  zaczęłyśmy  razem  pracować  u
Merlotte'a, gdy kupił bar, a było to około pięciu lat temu.

– No, dalej – zachęciła mnie.
Sam  objął  mnie  ramieniem.  Kenya  uśmiechnęła  się,  po  czym

odeszła do kuchni zamienić kilka słów z Tackiem.

Działając pod wpływem impulsu, wyznałam im moje życzenie.
– Mam nadzieję, że nikt mnie w tym roku nie pobije – bąknęłam. Z

powodu zmęczenia i późnej godziny zupełnie nie w porę zebrało mi
się na wybuch szczerości. – Nie chcę iść do szpitala. Nie chcę żadnej
pomocy  medycznej  –  kontynuowałam.  Nie  miałam  również  ochoty
znowu  połykać  wampirzej  krwi,  która  szybko  leczy  rany,  lecz
powoduje różne skutki uboczne. – Postanowiłam więc trzymać się z
dala od kłopotów – oznajmiłam stanowczo.

Arlene wyglądała na wstrząśniętą, a Sam... No cóż, nie potrafiłam

odczytać  emocji  Sama.  Ponieważ  jednak  wcześniej  uściskałam  ją,
teraz  objęłam  i  jego.  Poczułam  siłę  i  ciepło  jego  ciała.  Ludzie
uważają, że mój szef jest drobny, dopóki nie zobaczą go bez koszuli
rozładowującego  skrzynie  z  zapasami.  To  naprawdę  silny  i  mocno
zbudowany facet, którego cechuje też wysoka naturalna temperatura
ciała.  Cmoknął  mnie  we  włosy,  a  potem  życzyliśmy  sobie  wszyscy
„Dobrej  nocy”  i  wyszliśmy  tylnymi  drzwiami.  Pikap  Sama  stał
zaparkowany przed jego przyczepą, która znajduje się za barem „U
Merlotte'a”,  prostopadle  do  niego,  dziś  jednak  szef  wsiadł  do
patrolowego  wozu  Kenyi,  gdyż  mieli  jechać  do  banku.  Kenya
odwiezie go do domu i wtedy wreszcie będzie mógł odpocząć. Był na
nogach od wielu godzin, tak jak my wszyscy.

Kiedy  Arlene  i  ja  otworzyłyśmy  drzwi  naszych  samochodów,

zauważyłam, że Tack czeka w starym pikapie. Mogłabym się założyć,
że pojedzie za Arlene do jej domu.

Zawołałyśmy  po  raz  ostatni  „Dobranoc!”  i  rozdzieliłyśmy  się  tej

zimnej luizjańskiej nocy.

I tak zaczął się dla mnie nowy rok.
Skręciłam  w  Hummingbird  Road  i  ruszyłam  do  mojego  domu,

który  znajduje  się  pięć  kilometrów  na  południowy  wschód  od  baru.

background image

Wreszcie  byłam  sama.  Ogarnęła  mnie  ulga  i  powoli  zaczęłam  się
odprężać.  Reflektory  mojego  auta  oświetlały  ściśle  rosnące  sosny,
które stanowiły podstawę przemysłu drzewnego w naszej okolicy.

Noc  była  niezwykle  ciemna  i  chłodna.  Na  gminnych  drogach  nie

ma  oczywiście  latarni  ulicznych.  Nie  widziałam  również  żadnych
stworzeń. Chociaż stale sobie powtarzałam, że powinnam uważać na
jelenie,  które  często  przekraczają  jezdnię,  ledwie  zerkałam  na
drogę.  Myślałam  tylko  o  tym,  żeby  zmyć  makijaż,  włożyć
najcieplejszą koszulę nocną i wślizgnąć się do łóżka.

Nagle  w  światłach  mojego  starego  samochodu  dostrzegłam

poruszającą się postać.

Wstrzymałam oddech, wyrwana z sennej zadumy nad czekającym

mnie ciepłem i ciszą.

To  był  mężczyzna.  Biegł.  O  trzeciej  nad  ranem  pierwszego

stycznia mężczyzna biegł gminną drogą ile sił, jak gdyby przed kimś
uciekał.

Zwolniłam,  próbując  wymyślić,  co  należy  zrobić.  Byłam  samotną

kobietą  i  nie  miałam  przy  sobie  żadnej  broni.  Jeśli  tego  człowieka
ścigało  coś  złego,  może  dopaść  również  mnie.  Z  drugiej  strony,  nie
powinnam  zostawić  kogoś  w  potrzebie,  skoro  mogłam  mu  pomóc.
Zanim  zrównałam  się  z  nieszczęśnikiem,  miałam  dość  czasu,  by  mu
się  przyjrzeć.  Był  wysokim  blondynem,  ubranym  tylko  w  błękitne
dżinsy.  Minęłam  go,  zatrzymałam  samochód,  przechyliłam  się  i
opuściłam szybę od strony pasażera.

– Mogę panu jakoś pomóc?! – zawołałam.
Nie przestając biec, posłał mi przerażone spojrzenie.
W tym momencie zdałam sobie sprawę, kim jest. Wyskoczyłam z

auta i ruszyłam za nim.

– Eric! – krzyknęłam. – To ja!
Obrócił  się  wtedy  i  syknął  na  mnie,  w  pełni  obnażając  kły.

Stanęłam  tak  nagle,  że  aż  się  zachwiałam,  po  czym  wyciągnęłam
przed  siebie  ręce  w  pokojowym  geście.  Oczywiście,  gdyby  Eric
postanowił  mnie  zaatakować,  zginęłabym  w  minutę.  Tak  kończą
czasem dobre samarytanki...

Dlaczego mnie nie rozpoznał? Znaliśmy się już od wielu miesięcy.

Jest  szefem  Billa  w  skomplikowanej  wampirzej  hierarchii,  którą

background image

dopiero  zaczynałam  poznawać,  ważnym  wampirem,  szeryfem  Piątej
Strefy.  Poza  tym,  przystojniak  z  niego  i  potrafi  świetnie  całować,
choć  ta  kwestia  w  tej  sytuacji  nie  bardzo  się  wiąże  z  tematem.
Widziałam  jednak  wysunięte  kły  i  silne  dłonie  wygięte  w  szpony,  co
oznaczało,  że  Eric  jest  gotów  do  ataku,  a  jednocześnie  obawia  się
mnie tak samo mocno jak ja jego. Tak czy owak, na razie się na mnie
nie rzucił.

– Trzymaj się z dala, kobieto – ostrzegł.
Jego głos był zgrzytliwy i ostry, jak gdyby wampira bolało gardło.
– Co tu robisz?
– Ktoś ty?
–  Cholernie  dobrze  wiesz!  Co  ci  się  stało?  Dlaczego  jesteś  tu

pieszo, bez samochodu?

Eric jeździ elegancką corvette, która ogromnie do niego pasuje.
– Znasz mnie? Wiesz, kim jestem?
No  cóż,  tym  pytaniem  wytrącił  mnie  trochę  z  równowagi.

Wnosząc z jego tonu, na pewno nie żartował.

– Oczywiście, że wiem, Ericu – odparłam ostrożnie. – No, chyba że

masz brata bliźniaka. Nie masz, prawda?

– Nie wiem.
Opuścił  gwałtownie  ręce,  cofnął  nieco  kły  i  wyprostował  się,

porzucając  przygarbioną  pozycję.  Odniosłam  wrażenie,  że  zaczyna
mi ufać.

– Nie wiesz, czy masz brata?
Miałam w głowie prawdziwy mętlik.
– Nie, nie wiem. Mam na imię Eric?
W świetle reflektorów wyglądał faktycznie żałośnie.
–  No,  no,  no.  –  Nie  udało  mi  się  wymyślić  mądrzejszej  riposty.  –

Nazywasz się obecnie Eric Northman – wyjaśniłam cierpliwie. – Co
tutaj robisz?

– Tego też nie wiem.
Wciąż nie miałam pojęcia, co myśleć.
– Naprawdę? Niczego nie pamiętasz?
Wydawało mi się, że lada chwila uśmiechnie się do mnie, wyjaśni

background image

wszystko,  a  później  roześmieje  się,  pakując  mnie  w  kłopoty,  które
skończą  się  dla  mnie  jak  zwykle...  czyli  kolejnymi  ranami  i
obrażeniami.

– Naprawdę.
Podszedł  krok  bliżej,  a  ja  na  widok  jego  obnażonej  bladej  piersi

zadrżałam i poczułam na skórze gęsią skórkę. Teraz, gdy nie byłam
już  taka  przerażona,  uświadomiłam  sobie,  jak  rozpaczliwie  Eric  się
prezentuje.  Miał  minę,  jakiej  nigdy  wcześniej  nie  widziałam  na  jego
zazwyczaj pewnej siebie twarzy i ten widok z niewiadomego powodu
przyprawił mnie o smutek.

– Wiesz, że jesteś wampirem, prawda? – upewniłam się.
– Tak. – Chyba zaskoczyło go moje stwierdzenie. – A ty nie.
– Nie, ja jestem istotą ludzką i dlatego muszę się upewnić, że mnie

nie skrzywdzisz, choć wiem, że gdybyś chciał, już byś to zrobił. Ale
wierz  mi,  mimo  że  tego  nie  pamiętasz,  jesteśmy  przyjaciółmi...  W
pewnym sensie.

– Nie skrzywdzę cię.
Pomyślałam,  że  prawdopodobnie  tysiące  ludzi  słyszały  wcześniej

dokładnie  takie  samo  zapewnienie  z  ust  Erica,  który  następnie
wgryzał im się w gardła. Prawda jest taka, że gdy wampir przeżyje
pierwszy rok, nie musi już zabijać. Łyczek tutaj, łyk tam i wystarczy.
A  Eric  wyglądał  na  tak  zagubionego,  że  niemal  zapomniałam,  jak
łatwo potrafiłby mnie rozerwać na kawałki gołymi rękoma.

Któregoś  razu  powiedziałam  Billowi,  że  gdyby  Obcy  chcieli

zawładnąć  Ziemią,  bez  trudu  zwiedliby  nas,  przebierając  się  za
śliczne, bezbronne kłapouchy.

– Wsiądź do mojego auta, nim zamarzniesz – zaproponowałam.
Nie  wyzbyłam  się  jeszcze  podejrzeń,  żadna  inna  reakcja  nie

przyszła mi jednak do głowy.

–  Znam  ciebie?  –  spytał,  jak  gdyby  się  wahał,  czy  wsiąść  do

samochodu  z  kimś  tak  groźnym  jak  kobieta  niższa  od  niego  o
dwadzieścia  pięć  centymetrów,  wiele  kilogramów  lżejsza  i  o  kilka
stuleci młodsza.

–  Tak  –  zapewniłam  go.  Nie  potrafiłam  zapanować  nad  lekkim

zniecierpliwieniem.  Nie  czułam  się  dobrze,  ponieważ  ciągle  się
obawiałam, że z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu Eric po

background image

prostu sobie ze mnie żartuje. – No, dalej, mój drogi. Jest mi zimno,
tobie także.

Wprawdzie  wampiry  są  prawdopodobnie  dość  odporne  na

temperaturę,  tym  niemniej  skóra  Erica  naprawdę  wyglądała  na
wyziębioną.  Nieumarły  może  oczywiście  zamarznąć.  Przeżyje  to
(wampiry  przeżyją  niemal  w  każdej  sytuacji),  będzie  to  jednak
zapewne dość bolesne.

– O mój Boże, Ericu, jesteś boso. – Właśnie to zauważyłam.
Wzięłam go za rękę. Nie odsunął się. Pozwolił mi zaprowadzić się

do samochodu i posadzić na miejscu obok kierowcy. Kiedy obeszłam
auto, kazałam mojemu pasażerowi zamknąć okno, a on wypełnił moje
polecenie po kilkuminutowym studiowaniu mechanizmu.

Sięgnęłam na tylne siedzenie po stary koc, który woziłam w zimie

(na  mecze  futbolowe  i  podobne  okazje),  po  czym  owinęłam  nim
Erica.  Nie  dygotał,  ma  się  rozumieć,  ponieważ  był  wampirem,  ja
jednak po prostu nie mogłam dłużej znieść widoku nagiego ciała przy
takiej  pogodzie.  Włączyłam  ogrzewanie  na  cały  regulator,  choć  w
moim starym aucie nie daje to zbyt wiele.

Na  widok  obnażonej  skóra  Erica  nigdy  przedtem  nie  czułam

zimna – wręcz przeciwnie, chociaż nie powiem, żebym widziała zbyt
dużo.  Do  tej  pory  na  tyle  się  już  rozluźniłam,  że  roześmiałam  się
głośno,  myśląc  o  tym,  że  powinnam  ocenzurować  własne  sprośne
myśli.

Popatrzył na mnie z ukosa. Przestraszyłam go.
– Jesteś ostatnią osobą, którą spodziewałabym się tutaj spotkać –

wyjaśniłam. – Chciałeś może zobaczyć się z Billem? Bo Bill wyjechał.

– Bill?
– Wampir, który mieszka w okolicy. Mój były chłopak.
Pokręcił głową. Znowu wyglądał na kompletnie przerażonego.
– Nie wiesz, jak się tu znalazłeś?
Ponownie pokręcił głową.
Bardzo się zmuszałam do intensywnego myślenia. Nie szło mi zbyt

dobrze.  Byłam  naprawdę  wyczerpana.  Chociaż  wcześniej,  na  widok
osobnika  biegnącego  nieoświetloną  drogą  poczułam  napływ
adrenaliny,  teraz  napięcie  znów  opadło  i  ogarnęło  mnie  zmęczenie.

background image

Dotarłam  do  zakrętu,  za  którym  stoi  mój  dom,  i  skręciłam  w  lewo,
przemieszczając  się  wśród  ciemnych  drzew  po  moim  ładnym,
równym podjeździe, za którego renowację zapłacił przecież właśnie
on, Eric.

Może też dlatego zabrałam go i siedział w tym momencie ze mną

w samochodzie, zamiast biec przez noc jak olbrzymi biały królik. Był
inteligentny  –  wiedział,  czego  naprawdę  chcę.  Z  drugiej  strony,
równocześnie,  od  miesięcy  usiłował  zaciągnąć  mnie  do  łóżka.  Ale
zapłacił za podjazd, ponieważ byłam w potrzebie.

–  Jesteśmy  na  miejscu  –  oznajmiłam,  objeżdżając  stary  dom  i

parkując przy tylnym wejściu.

Wyłączyłam  silnik.  Przed  wyjazdem  do  pracy  dziś  po  południu

zostawiłam  zapalone  światła  na  zewnątrz,  więc,  dzięki  Bogu,  nie
tkwiliśmy tu teraz w całkowitych ciemnościach.

– Tutaj mieszkasz?
Rozglądał  się  po  polanie,  na  której  stał  dom,  z  przerażeniem.

Jakby się bał pokonać drogę od auta do drzwi budynku.

–  Tak  –  przyznałam  rozdrażniona.  –  Popatrzył  na  mnie  szeroko

otwartymi  oczyma.  Aż  widziałam  białka  jego  oczu  wokół  błękitnych
tęczówek. – No, chodź – mruknęłam niezbyt subtelnie. Wysiadłam z
samochodu  i  weszłam  po  schodach  na  tylny  ganek,  którego  nie
zamykam, ponieważ... no cóż, po co zamykać siatkowe drzwi, skoro
zamyka  się  drzwi  wewnętrzne?  Przez  chwilę  szukałam  klucza,  w
końcu  otworzyłam  drzwi  i  znalazłam  się  w  oświetlonej  kuchni.  –
Możesz  wejść  –  powiedziałam  Ericowi,  dzięki  czemu  zyskał  prawo
przekroczenia progu.

Wszedł szybko, nadal otulając się kocem.
W  jasnej  kuchni  Eric  prezentował  się  dość  nędznie.  Jego  gołe

stopy krwawiły, czego nie dostrzegłam wcześniej.

– Och, Ericu – jęknęłam ze smutkiem.
Wyjęłam z szafki dużą miskę i nalałam nad zlewem gorącej wody.

Wiedziałam,  że  rany  wampira  zagoją  się  bardzo  szybko,  ale
pragnęłam  zmyć  krew.  Nogawki  niebieskich  dżinsów  były  bardzo
brudne.

–  Zdejmij  spodnie  –  poleciłam,  wiedząc,  że  i  tak  zamokną,  gdy

będę myła jego stopy.

background image

Eric  nie  łypnął  na  mnie  pożądliwie  ani  w  żaden  inny  sposób  nie

zasugerował,  że  zamyśla  jakiś  podstęp.  Po  prostu  zdjął  dżinsy,  a  ja
rzuciłam  je  na  tylny  ganek,  postanawiając,  że  wypiorę  je  rano.
Usiłowałam nie gapić się na mojego gościa, który miał teraz na sobie
jedwabne  slipki,  zdecydowanie  do  niego  niepasujące.  Dokładnie
mówiąc,  były  jasnoczerwone,  mocno  wycięte  i  bardzo  obcisłe.  No
cóż,  kolejna  duża  niespodzianka.  Wcześniej  widziałam  majtki  Erica
tylko  raz...  czyli  o  jeden  raz  za  dużo!  I  wtedy  nosił  jedwabne
bokserki. Czy mężczyzna może tak bardzo zmienić styl?

Bez  komentarza  czy  śladu  kokieterii  ponownie  okrył  się  kocem.

Hmm...  Byłam  teraz  przekonana,  że  naprawdę  nie  jest  sobą.  Nie
potrzebowałam już więcej dowodów na potwierdzenie tej tezy. Eric
zawsze był dumny – wyglądał świetnie (przystojny, prawie dwa metry
wzrostu, wspaniały; nawet mimo skóry bladej jak marmur) i zawsze
doskonale o tym wiedział.

Wskazałam mu jedno ze stojących przy kuchennym stole krzeseł o

prostych  oparciach.  Posłusznie  wysunął  je  i  usiadł.  Kucnęłam,
postawiłam  miskę  na  podłodze  i  delikatnie  pomogłam  wampirowi
włożyć  stopy  do  wody.  Gdy  ciepło  dotknęło  skóry  Erica,  jęknął.
Sądzę,  że  nawet  nieumarli  czują  różnicę  w  temperaturze.  Wzięłam
spod  zlewu  czysty  ręczniczek  i  trochę  mydła  w  płynie,  po  czym
umyłam  Ericowi  stopy.  Nie  spieszyłam  się,  ponieważ  jednocześnie
próbowałam wymyślić, co robić dalej.

– Byłaś na dworze w nocy – zauważył dziwnie niepewnym tonem.
– Jechałam do domu z pracy, jak widać po moim stroju.
Miałam  na  sobie  zimowy  uniform  kelnerek  z  „Merlotte'a”  –

wsuniętą w czarne spodnie białą bluzkę z długim rękawem, dekoltem
w łódkę i logo baru wyszytym nad lewą piersią.

–  Kobiety  nie  powinny  przebywać  na  dworze  same  tak  późno  w

nocy – oznajmił z dezaprobatą.

– Co ty nie powiesz!
– No tak, kobiety są bardziej narażone na napaść niż mężczyźni,

więc należy je lepiej chronić...

–  Nie  prosiłam,  żebyś  wyjaśniał  mi  zasady,  gdyż  generalnie

zgadzam  się  z  tobą.  Ale  to  są  próżne  marzenia.  Wolałabym  nie
pracować po nocach.

background image

– W takim razie dlaczego pracujesz?
–  Potrzebuję  pieniędzy  –  odparłam.  W  zadumie  wytarłam  rękę,

wyjęłam z kieszeni zwitek banknotów i rzuciłam go na stół. – Jestem
odpowiedzialna  za  ten  dom,  mój  samochód  jest  stary,  muszę  płacić
podatki i ubezpieczenie. Jak wszyscy inni... – dodałam, żeby Eric nie
pomyślał, że przesadnie uskarżam się na swój los. Nie lubię się żalić,
ale przecież spytał.

– Nie ma w twojej rodzinie żadnego mężczyzny?
Tak, tak, od czasu do czasu wampiry myślą w kategoriach czasów,

w których żyły.

– Mam brata, Jasona. Nie pamiętam, czy go poznałeś.
Przecięcie na jego lewej stopie wyglądało szczególnie paskudnie.

Dolałam  do  miski  gorącej  wody,  a  potem  starałam  się  oczyścić
okolice rany z brudu. Eric skrzywił się, kiedy łagodnie tarłam gąbką
miejsca  przy  samej  ranie.  Mniejsze  obrażenia  i  siniaki  znikały  na
moich  oczach.  Za  moimi  plecami  uspokajająco  buczał  grzejnik  na
wodę.

– I twój brat pozwala ci wykonywać taką pracę?
Spróbowałam  sobie  wyobrazić  minę  Jasona,  gdybym  mu

powiedziała,  że  proszę,  aby  utrzymywał  mnie  do  końca  życia,
ponieważ jestem kobietą i nie powinnam pracować poza domem.

– Och, na litość boską, Ericu. – Z niezadowoleniem podniosłam na

niego wzrok. – Jason ma własne problemy.

Na przykład, chroniczny egoizm i latanie za spódniczkami.
Odstawiłam  miskę  z  wodą  na  bok  i  oklepałam  ręcznikiem  czyste

teraz stopy Erica. Wstałam ciężko. Bolały mnie plecy.

–  Słuchaj,  myślę,  że  najlepiej  będzie,  jak  zadzwonię  do  Pam.

Prawdopodobnie wie, co się z tobą dzieje.

– Pam?
Miałam wrażenie, że rozmawiam z irytującym dwulatkiem.
–  Twoja  zastępczyni.  –  Widziałam,  że  zamierza  zadać  kolejne

pytanie.  Szybko  uniosłam  rękę.  –  Nic  nie  mów,  poczekaj  –
poprosiłam. – Zadzwonię do niej i dowiem się, o co chodzi.

– A jeśli zwróciła się przeciwko mnie?
–  Tym  bardziej  musimy  się  tego  dowiedzieć.  Im  szybciej,  tym

background image

lepiej.

Podniosłam  słuchawkę  starego  telefonu,  który  wisiał  na  ścianie

kuchni  przy  końcu  kontuaru.  Pod  telefonem  stał  wysoki  taboret.
Babcia  zawsze  siadywała  na  nim  i  prowadziła  długie  pogawędki.
Stale miała pod ręką notes i ołówek. Nie było dnia, żebym za nią nie
tęskniła.  W  tym  momencie  jednak  nie  miałam  czasu  na  żal  czy
tęsknotę.  Zajrzałam  do  notesu  z  adresami  i  poszukałam  numeru  do
„Fangtasii”,  wampirzego  baru  w  Shreveport,  własności  Erica,  z
której  czerpał  główne  dochody  i  która  służyła  mu  jako  baza  do
prowadzenia  również  innych  interesów,  o  których  niewiele
wiedziałam. Nie miałam pojęcia, czym poza lokalem Eric się zajmuje,
i wcale mnie to nie interesowało.

W  gazecie  wydawanej  w  Shreveport  widziałam  ogłoszenie,  z

którego wynikało, że w „Fangtasii” także zaplanowano na dzisiejszą
noc duże przyjęcie. Reklamowano je hasłem „Zacznijcie kolejny rok
wśród  wampirów!”,  więc  byłam  pewna,  że  ktoś  w  barze  odbierze
telefon.  Oczekując  na  połączenie,  otworzyłam  lodówkę  i  wyjęłam
butelkę  krwi  dla  Erica.  Włożyłam  ją  do  kuchenki  mikrofalowej  i
nastawiłam minutnik. Wampir śledził wzrokiem każdy mój ruch, a w
jego oczach widziałam niepokój.

– „Fangtasia” – odezwał się męski głos z wyraźnym akcentem.
– Chow?
– Tak, czym mogę pani służyć?
W  ułamku  sekundy  przeistoczył  się  w  seksownego  naganiacza  o

uwodzicielskim głosie.

– Mówi Sookie.
–  Ach  tak  –  mruknął  znacznie  naturalniejszym  tonem.  –  Słuchaj,

życzę ci szczęśliwego Nowego Roku, Sook, ale zrozum, jesteśmy tu
trochę zajęci.

– Nikogo wam nie brakuje?
Zapadło długie, ciężkie milczenie.
–  Poczekaj  chwilkę  –  powiedział,  a  potem  w  słuchawce  zapadła

cisza.

– Pam – rzuciła do słuchawki wampirzyca.
Podniosła  ją  bezgłośnie,  toteż  aż  podskoczyłam,  gdy  usłyszałam

background image

imię.

– Nadal masz nad sobą szefa? – spytałam.
Nie  wiedziałam,  jak  dużo  faktów  mogę  zdradzić  przez  telefon.

Chciałam jednak wiedzieć, czy Pam ponosi odpowiedzialność za stan
Erica, czy też nadal pozostaje wobec niego lojalna.

–  Tak,  mam  –  odparła  spokojnie,  rozumiejąc,  o  co  pytam.  –

Jesteśmy... Mamy pewne problemy.

Zastanawiałam się przez chwilę, w końcu jednak byłam pewna, że

dobrze  odczytałam  zawartą  między  wierszami  informację.  Pam
sugerowała, że wciąż jest wierna Ericowi, którego stronnicy znaleźli
się najwyraźniej w niebezpieczeństwie lub sytuacji nadzwyczajnej.

– Jest tutaj – oświadczyłam.
Pam doceniała zwięzłość.
– Żyje?
– Tak.
– Ranny?
– Ma coś z pamięcią.
Długa pauza.
– Stanowi dla ciebie zagrożenie?
Nie  sądzę,  żeby  obchodził  ją  mój  los.  Z  jej  perspektywy  pewnie

Eric  mógłby  się  na  mnie  rzucić  i  nawet  wyssać  ze  mnie  całą  krew.
Raczej,  jak  mniemam,  zastanawiała  się,  czy  zdołam  przetrzymać  u
siebie jej szefa do momentu jej przyjazdu.

–  W  tej  chwili  raczej  nie  –  odrzekłam.  –  Naprawdę  niewiele

pamięta.

–  Jak  ja  nienawidzę  tych  cholernych  czarownic!  –  odparowała.  –

Ludzie mieli rację, gdy chcieli je wszystkie spalić na stosach.

Ponieważ  ci  sami  ludzie,  którzy  palili  na  stosach  czarownice,

równie chętnie zatopiliby kołki w sercach wampirów, jej uwaga nieco
mnie  rozbawiła  –  ale  tylko  trochę,  zważywszy  późną  porę.
Natychmiast  zresztą  zapomniałam,  że  wspomniała  o  czarownicach.
Ziewnęłam.

– Przyjedziemy jutro w nocy – zapewniła mnie w końcu. – Możesz

go  przenocować  przez  jeden  dzień?  Do  świtu  zostały  zaledwie

background image

niecałe cztery godziny. Masz u siebie bezpieczną kryjówkę?

– Tak. Ale przyjedźcie tutaj natychmiast po zmroku, słyszysz? Nie

mam  ochoty  znowu  wplątywać  się  w  jakieś  wasze  gówniane
problemy!

Zazwyczaj nie mówię tak otwarcie, ale, jak wspomniałam, miałam

za sobą naprawdę długą i ciężką noc.

– Zjawimy się.
Rozłączyłyśmy  się  jednocześnie.  Eric  utkwił  we  mnie  spojrzenie

nieruchomych  błękitnych  oczu.  Blond  włosy  miał  splątane  i  w
nieładzie.  Jego  włosy  są  dokładnie  w  tym  samym  odcieniu  co  moje,
oboje  mamy  również  niebieskie  oczy,  na  tym  jednak  podobieństwa
się kończą.

Miałam  ochotę  go  uczesać,  lecz  byłam  na  to  po  prostu  zbyt

zmęczona.

–  No  dobra,  zawrzyjmy  umowę  –  oznajmiłam.  –  Zostaniesz  tutaj

przez resztę nocy i cały jutrzejszy dzień, a jutro późnym wieczorem
Pam  i  inni  przyjadą  i  cię  stąd  zabiorą.  Wtedy  dowiesz  się,  co  ci  się
przydarzyło.

– Nie pozwolisz nikomu tutaj wejść? – spytał.
Zauważyłam,  że  dopił  krew  i  nie  wygląda  już  na  tak

wymizerowanego jak wcześniej. Ucieszyło mnie to.

– Ericu, zrobię co w mojej mocy, by zapewnić ci bezpieczeństwo –

zapewniłam  go  łagodnie.  Przetarłam  oczy.  Obawiałam  się,  że  za
chwilę zasnę na stojąco. – Chodź – poprosiłam i wzięłam go za rękę.

Drugą  ręką  mocno  przytrzymywał  koc.  I  tak  ruszyliśmy

korytarzem,  ja  i  śnieżnobiały  olbrzym  w  tycich  czerwonych
majteczkach.

Mój  stary  dom,  choć  rozbudowywany,  pozostał  skromną  wiejską

siedzibą.  Piętro  dodano  na  przełomie  wieków  dziewiętnastego  i
dwudziestego, toteż na górze mieszczą się dwie dodatkowe sypialnie
i  poddasze  z  osobnym  wejściem,  rzadko  tam  jednak  wchodzę,
szczególnie że odcięłam elektryczność, dzięki czemu oszczędzam na
opłatach  za  prąd.  Na  parterze  znajdują  się  również  dwie  sypialnie,
mniejsza, w której sypiałam za życia babci, oraz, po drugiej stronie
korytarza, większa, do której wprowadziłam się tuż po pogrzebie. W
mniejszej sypialni Bill zbudował sobie kryjówkę. Wprowadziłam tam

background image

Erica, włączyłam światło i upewniłam się, że zasłony są zasunięte, a
żaluzje  zamknięte.  Potem  otworzyłam  drzwi  szafy,  usunęłam
wszystko  z  podłogi  i  odgarnęłam  dywanik,  który  przykrywał
utworzoną  w  niej  klapę.  Poniżej  mieściła  się  niewielka  przestrzeń,
którą Bill przygotował sobie kilka miesięcy temu, dzięki czemu mógł
zostawać u mnie na dzień lub chować się tutaj, gdy w jego własnym
domu mogło nie być bezpiecznie. Bill miał zapewne więcej kryjówek,
o których nie wiedziałam. Gdybym była wampirem (Boże broń!), bez
wątpienia postępowałabym podobnie.

Porzuciłam myśli o Billu i pokazałam niespodziewanemu gościowi,

jak należy zamykać klapę od dołu, tak by dywanik opadał od razu na
swoje miejsce.

–  Kiedy  wstanę  rano,  włożę  te  wszystkie  rzeczy  z  powrotem,  a

wtedy  dno  szafy  będzie  wyglądało  naturalnie  –  wyjaśniłam  i
uśmiechnęłam się do niego krzepiąco.

– Mam tam teraz wejść? – spytał.
Eric, który pyta mnie, co robić! Świat naprawdę stanął na głowie.
–  Nie  –  odparłam,  próbując  zachować  powagę.  Zresztą,  nie

potrafiłam w tym momencie myśleć o niczym innym niż moje łóżko. –
Nie  musisz.  Wejdź  tam  tylko  przed  wschodem  słońca.  Chyba  nie
przegapisz  świtu,  prawda?  To  znaczy...  nie  zaśniesz  i  nie  obudzisz
się w biały dzień?

Zastanawiał  się  przez  moment  nad  odpowiedzią,  w  końcu

potrząsnął głową.

–  Nie  –  odparł.  –  Wiem,  że  do  tego  nie  dojdzie.  Mogę  zostać  w

pokoju z tobą?

O  Boże,  te  oczy  szczeniaczka  w  twarzy  starożytnego  wikinga

mierzącego  metr  dziewięćdziesiąt  pięć.  Po  prostu  miałam  dość.
Brakowało  mi  energii,  nawet  żeby  się  roześmiać,  więc  tylko
zachichotałam niewesoło.

–  No  to  chodźmy  –  szepnęłam  głosem,  który  zawodził  mnie  tak

samo jak nogi.

Wyłączyłam  światło  w  mniejszej  sypialni,  przeszłam  przez

korytarz  i  pstryknęłam  przycisk  w  moim  pokoju,  żółto-białym,
czystym  i  ciepłym.  Odsunęłam  narzutę,  koc  i  kołdrę.  Podczas  gdy
Eric  siedział  bezradnie  w  fotelu  po  drugiej  stronie  łóżka,  zdjęłam

background image

buty i skarpetki, wyjęłam koszulę nocną z szuflady i oddaliłam się do
łazienki.  Umyłam  zęby  i  twarz,  i  wyszłam  po  dziesięciu  minutach
ubrana w bardzo starą koszulę nocną z mięciutkiej kremowej flaneli
w  niebieskie  kwiatki.  Tasiemki  koszuli  poplątały  się,  a  marszczenie
na dole wyglądało marnie, ale po prostu ją uwielbiałam. Gdy zgasiłam
światło,  przypomniałam  sobie,  że  włosy  wciąż  mam  związane  w
koński  ogon,  więc  zdjęłam  gumkę,  która  trzymała  kitkę,  i
potrząsnęłam  głową,  żeby  rozpuścić  włosy.  Pomasowałam  skórę
głowy i błogo westchnęłam.

Kiedy  wspięłam  się  na  wysokie  stare  łóżko,  mój  wielki

prześladowca  zrobił  to  samo.  Czyżbym  mu  pozwoliła  położyć  się
obok siebie? No cóż, wsuwając się pod kołdrę i koc, zdecydowałam,
że jestem po prostu zmęczona i nie obchodzą mnie żadne potencjalne
plany Erica wobec mnie.

– Kobieto?
– Hmm...?
– Jak się zwiesz?
– Sookie. Sookie Stackhouse.
– Dziękuję ci, Sookie.
– Proszę bardzo, Ericu.
Ponieważ  wydawał  się  taki  zagubiony  (przecież  Eric,  którego

znałam,  zawsze  uważał,  że  wszyscy  powinni  mu  usługiwać),
poszukałam pod okryciem jego ręki i położyłam na niej dłoń. Wampir
odwrócił rękę i jego palce zacisnęły się na moich.

I chociaż nie sądziłam, że jest to możliwe, zasnęłam, trzymając się

za ręce z wampirem.

background image

Przypisy niedostępne w wersji demonstracyjnej

background image

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment

pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji 

kliknij tutaj

.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora 

sklepu na którym  można

nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji

. Zabronione są

jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej 
od-sprzedaży, zgodnie z 

regulaminem serwisu

.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie

internetowym 

e-booksweb.pl - audiobooki, e-booki

.