Igranie z zemstą 1 4 (HPlSS)


Igranie z zemstą


Część 1


Zadziwiająco łatwo było Harry'emu podjąć tę decyzję.

Spędziwszy dwa tygodnie w swojej sypialni na Privet Drive, w czasie których jego jedynym towarzystwem były żal i samotność, postanowił dokonać zemsty.

Potrzebował planu i przez jakiś czas nie potrafił wymyślić niczego, co ukoiłoby ból, który odczuwał, niczego, co zraniłoby tego oślizgłego drania tak bardzo, jak śmierć Syriusza zraniła jego. Dopóki ciotka Petunia nie przyniosła mu kilku starych czasopism, których miał użyć do wyczyszczenia klatki Hedwigi.

Znudzony gapieniem się całymi dniami na cztery ściany, usiadł na łóżku i zaczął kartkować gazety. Jego uwagę przykuł jeden z nagłówków:

"NAUCZYCIEL Z LIVERPOOLU OSKARŻONY O GWAŁT Z POWODU POTAJEMNEGO ZWIĄZKU Z PIĘTNASTOLETNIM UCZNIEM"

To było wyjście idealne. W końcu co mogłoby zranić Snape'a najbardziej? Utrata pozycji w Hogwarcie i zesłanie do Azkabanu.

Harry uśmiechnął się składając gazetę i umieszczając ją na spodzie klatki swojej sowy. Kiedy sześć dni później Lupin i Moody przybyli, aby go zabrać, miał już opracowany cały plan i był przekonany, że nic nie może pójść źle.


***

- Śmiem twierdzić, że niefortunne wydarzenia w Ministerstwie jasno pokazały, dlaczego tak ważne jest to, abyś nauczył się bronić, Harry, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Zatem uważam, że najlepszym wyjściem jest...

Łatwo było nie dopuszczać do siebie pouczającego głosu Dumbledore'a. Harry siedział przy stole kuchennym ze spuszczonym wzrokiem, nie widząc zwężonych oczu starego czarodzieja, współczującego wzroku Lupina ani jadowitego spojrzenia Snape'a. Miał ochotę zerwać się i wrzasnąć na dyrektora, że te niefortunne wypadki nie miałyby miejsca, gdyby Zakon nie trzymał go w nieświadomości. Gdyby Dumbledore wytłumaczył mu, dlaczego musi uczyć się oklumencji. Gdyby Snape go powstrzymał. Gdyby Snape powstrzymał Syriusza.

Ale Harry nie wykrzyczał żadnej z tych rzeczy, nawet jeżeli paliły jego gardło i zasnuwały oczy mgłą. Musiał grać, jeżeli chciał, aby jego plan się powiódł.

Odważył się rzucić szybkie spojrzenie Snape'owi, który stał pod ścianą ze skrzyżowanymi ramionami i wyglądał tak, jakby wolał być torturowany przez Śmierciożerców niż słuchać sugestii Dumbledore'a.

- Jestem świadomy niechęci pomiędzy profesorem Snape'em a tobą, Harry, ale mam nadzieję, że dla dobra twojej edukacji, będziecie w stanie zapomnieć o dzielących was różnicach - powiedział dyrektor i posłał Harry'emu długie, wystudiowane spojrzenie.

Gryfon ukrył twarz w dłoniach, wydał z siebie szloch i upewnił się, że jego ramiona drżą.

- Tak bardzo przepraszam - powiedział łamliwym głosem. - Tak bardzo przepraszam. Wiem, że to wszystko moja wina. Wiem, że Syriusz nadal by żył, gdybym nie... gdybym tylko...

Upewnił się, że Dumbledore nie widzi jego oczu, gdyż w przeciwnym wypadku mógłby zorientować się, że ani jedno jego słowo nie jest szczere, a wtedy wszystko poszłoby na marne.

- Och, Harry, to nie była twoja wina - powiedział Lupin ze współczuciem w głosie. Snape parsknął głośno, a Dumbledore odchrząknął.

- Zrobię wszystko. Nie będę narzekał, będę uczył się bardzo ciężko, aby poznać oklumecję. Przysięgam. - Harry zdjął okulary i wytarł oczy, jak gdyby chciał pozbyć się kilku zabłąkanych łez.

- Jestem gotowy dać ci drugą szansę. Severusie, z pewnością czujesz tak samo - powiedział Dumbledore i rzucił Snape'owi spojrzenie mówiące, że nie przyjmie odmowy.

- Oczywiście, dyrektorze - odparł mężczyzna, chociaż jego zmrużone oczy mówiły co innego.

- Znakomicie. Jutro możesz rozpocząć swoje lekcje, Harry. Profesor Snape przybędzie tutaj wieczorem.

Dumbledore wstał i uśmiechnął się. Snape nie odezwał się, tylko wymaszerował z pokoju, głośno trzaskając za sobą drzwiami.

A Harry poczuł ciepło triumfu, chociaż jego twarz nie zdradzała niczego. Punkt pierwszy jego planu zakończył się powodzeniem. Był tak podekscytowany przedwczesnym poczuciem zwycięstwa, że nie zastanowił się nawet nad tym, dlaczego Snape bez większego oporu zgodził się na warunki Dumbledore'a.


***

Kiedy Snape i Dumbledore wyszli, Lupin napełnił filiżankę Harry'ego i uśmiechnął się do niego ciepło.

- Jest kilka rzeczy, które powinienem ci powiedzieć - rzekł.

Harry wrzucił do herbaty kostkę cukru.

- Tak, profesorze?

- Zwracaj się do mnie Remus.

- W porządku. - Harry chciał jedynie, aby Lupin, albo Remus, pospieszył się. Musiał zająć się następnym punktem swojego planu.

- Dumbledore przeniósł Stworka i Hardodzioba. Pomyślał, że po tym wszystkim, co się wydarzyło, będą czuli się szczęśliwsi w innym miejscu. - Harry uniósł brwi. Miał gdzieś, co stanie się ze Stworkiem, w zasadzie to gdyby został, mógłby go używać jako worka treningowego, ale zrobiło mu się przykro, że nie było już hipogryfa. - A Syriusz zostawił testament - kontynuował Remus łagodnym głosem. Chłopak spuścił wzrok i uderzył stopą w krzesło. - Zostawił ci swój dom i skrytkę w banku.

Harry z determinacją wpatrywał się w filiżankę herbaty.

- Och.

- Harry - powiedział Remus i wyglądał, jakby przez chwilę poszukiwał właściwych słów. - Może powinieneś spróbować porozmawiać z kimś o tym, co się wydarzyło. Nie jesteś jedynym, który stracił kogoś bliskiego.

Harry odsunął krzesło i wstał.

- Nie chcę o tym rozmawiać. Idę do łóżka.

- Dobrze - odparł Remus. W jego głosie zabrzmiała nuta urazy. - Dobranoc.

- Dobranoc. - Harry pospiesznie wyszedł z kuchni. Na szczęście udało mu się powstrzymać przed trzaśnięciem za sobą drzwiami.


***

Harry usiadł na łóżku i potarł niemal niewidoczną bliznę, znajdującą się na wierzchu jego dłoni. To dzięki niej zdecydował, jaki będzie jego następny krok. Perspektywa robienia czegokolwiek erotycznego ze Snape'em była, mówiąc delikatnie, przerażająca, i o wiele prostsze byłoby rozdrażnienie mężczyzny do tego stopnia, aby zaatakował go fizycznie. Ale prawdę mówiąc, Harry nie miał pojęcia, czy jakakolwiek fizyczna napaść ze strony nauczyciela byłaby wystarczającym powodem do tego, aby go zwolnić i zesłać do Azkabanu.

Umbridge z pewnością się tym nie przejmowała.

Harry nie miał możliwości, aby dokładnie sprawdzić przepisy Hogwartu. Normalnie zapytałby Hermionę, ale wiedział, że dziewczyna mogłaby zacząć coś podejrzewać i zadawać pytania, a nie chciał dopuścić do żadnej z tych rzeczy.

I w taki sposób Harry zdecydował, że najlepszym sposobem będzie uwiedzenie Snape'a i wrobienie go w potajemny związek. Miał całkowitą pewność, że to będzie wystarczający powód, aby Dumbledore i Ministerstwo podjęli poważne kroki wobec nauczyciela.

Oczywiście Harry nie był wcale pewien, czy Snape w ogóle interesuje się mężczyznami w taki sposób, nie mówiąc już o piętnastoletnim chłopcu, ale warto było spróbować. Jeżeli to nie zadziała, zawsze będzie mógł spróbować wersji z fizycznym znęcaniem się. Był pewien, że potrafiłby wkurzyć Snape'a do tego stopnia, żeby mężczyzna go uderzył albo nawet pobił. Myślodsiewny Incydent, jak Harry go nazywał, był na to wystarczającym dowodem.

Jednakże to był tylko plan awaryjny. Teraz musiał się skupić na stworzeniu wspomnienia, które mógłby pokazać Snape'owi. Wspomnienia, w którym mężczyzna zobaczy, w jak erotyczny sposób Harry o nim myśli.

Położył się na pościeli i wyciągnął ze spodni wiotkiego penisa. Zaczął go pocierać, powoli, przywołując w głowie obraz czarnych włosów i czarnych oczu. To było takie dziwne - masturbować się z niewyraźnym obrazem Snape'a przed oczami, ale Harry nie mógł zaprzeczyć, że interesował się mężczyznami w taki sposób. Po prostu nigdy nie myślał o Snapie jako o kimś wystarczająco atrakcyjnym, aby o nim fantazjować.

Czarne włosy, czarne oczy, wysoka, szczupła sylwetka i wąskie usta, układające się w szyderczy uśmiech. Harry nadal pocierał, skupiając myśli na zamglonym obrazie mężczyzny i po jakimś czasie poczuł, że penis twardnieje mu w dłoni. Nie był podniecony, już raczej bardzo zdeterminowany, ale to nie miało znaczenia. Jedynym, czego Harry potrzebował, było wspomnienie o nim, zaspokajającym się i myślącym o Snapie.

Idea pchnięcia tego wspomnienia wprost w twarz mężczyzny posłała iskierki podniecenia przez ciało Harry'ego i zaczął pocierać mocniej, szybciej, czując, jak jego oddech przyspiesza.

- Snape... - wyszeptał. Myśl o Snapie słyszącym, jak wypowiada jego imię podczas onanizowania się, podnieciła go jeszcze bardziej. - Cholera, Snape, to takie przyjemne!

Ciężko było nie uśmiechać się, nie chichotać albo nie wybuchnąć śmiechem. Czuł się całkowicie oszołomiony swoim planem, ale jego determinacja okazała się silniejsza niż dziecinne rozbawienie i poczuł pierwsze ukłucia orgazmu.

- Proszę, Snape, na Merlina - wyjęczał, mając nadzieję, że nie przesadził. Nie miał pojęcia, co ludzie mówią do siebie podczas seksu, ale zmysły podpowiadały mu, że coś w tym rodzaju. - Proszę, Snape, chcę dojść...

Penis zadrżał w jego dłoni i Harry wiedział, że jest już blisko. W końcu miał tylko piętnaście lat. Osiągnięcie spełnienia nigdy nie zajmowało mu dużo czasu.

- Tak, właśnie tak! - Jego orgazm już tam był, oczekiwał tuż pod główką penisa i Harry zacisnął zęby. Miał wrażenie, jakby mała część niego, albo jego penisa, odmawiała odczuwania przyjemności z powodu myślenia o Snapie, ale on nalegał. Zaczął obciągać jeszcze mocniej, uderzając piętami w łóżko, podczas gdy jego biodra unosiły się. Drażniące napięcie wzrastało coraz bardziej i bardziej, a Harry zacisnął palce wokół główki penisa i doszedł, dysząc:

- Snape... Cholera, Snape!

Kiedy przyjemność odpłynęła a jego ciało się uspokoiło, Harry wypuścił z dłoni zwiotczałego członka i przez kilka chwil patrzył w sufit. Jego usta ułożyły się w pełen satysfakcji uśmiech. Snape nawet nie domyśla się, co go czeka.


***

Harry był właśnie w salonie, kiedy szorstkie pukanie w drzwi wejściowe obwieściło przybycie Snape'a. Usłyszał kroki Remusa, ciche skrzypienie otwieranych drzwi i oddalające się, przyciszone głosy w korytarzu. Świetnie. Wyglądało na to, że mężczyzna nie był zbyt chętny, aby rozpocząć ten wieczór. W przeciwieństwie do Harry'ego.

Odwróciwszy się tyłem do drzwi, zaczął udawać, że niszczy mały obrazek wiszący nad kominkiem. W końcu grał rolę nadąsanego, rozżalonego nastolatka. Jego planowi wcale by nie pomogło, gdyby Snape zauważył, z jakim zniecierpliwieniem oczekiwał dzisiejszej lekcji oklumencji.

Kilka chwil później, w trakcie których Harry zdołał spłoszyć znajdującego się na obrazie łabędzia, poszturchując go różdżką i robiąc groźne miny, Snape popchnął drzwi i wkroczył do środka. Harry nie odwrócił się aby na niego spojrzeć.

- Lupin uznał za konieczne poinformować mnie, iż niczego jeszcze nie jadłeś tego wieczoru. - Harry spojrzał nad swoim ramieniem i z zaskoczeniem zobaczył, że mężczyzna trzyma tacę z kanapką. - Nie obchodzi mnie, czy tego lata masz zamiar się zagłodzić, ale nie pozwolę ci zemdleć podczas naszych lekcji tylko dlatego, że postanowiłeś zachowywać się jak rozpuszczony bachor. - Snape wyciągnął tacę w stronę Harry'ego, zwężając oczy. - Jedz.

Harry spojrzał z powrotem na pusty obraz. Nie jadł wcześniej, ponieważ był zbyt podekscytowany nadchodzącą lekcją i nie czuł się wcale głodny. Remus puścił mu to płazem, ale wyglądało na to, że Snape nie zamierzał. Wzruszając obojętnie ramionami, chłopak odwrócił się i wziął tacę. Zbadał kanapkę - szynka, z tego co zauważył - i wziął duży kęs.

Smakowała trochę zbyt gorzko, ale Harry chciał mieć to już za sobą i przejść do tej części, w której mógłby rzucić w twarz Snape'a swoje starannie zbudowane wspomnienie, więc wziął kolejny kęs. Snape opadł na jeden z obszernych, skórzanych foteli, oparł się w nim i wyglądało na to, że patrzenie, jak Harry je, sprawiało mu ogromną przyjemność. Jego palce przez cały czas splatały się ze sobą i dotykały wierzchów dłoni.

"Może jednak interesuje się piętnastoletnimi chłopcami" - pomyślał Harry, przełykając. Wziął kolejny kęs. - "To zdecydowanie ułatwiłoby..."

Jego żołądek przeszył ból, który następnie popłynął do gardła i ścisnął płuca. Dłonie zaczęły drżeć i taca upadła na dywan tuż obok stóp.

- Myślę, że szynka jest zepsuta - wydusił z trudem Harry.

- Zapewniam cię, że z szynką jest wszystko w porządku. - Wzrok Snape'a był niewzruszony, ale jego palce poruszały się szybciej, a kostki zbielały.

Harry pomyślał, że zaraz zwymiotuje. Jego żołądek skręcał się. Złapał się za brzuch.

- Ta kanapka była... była...

- Zatruta. - Snape uśmiechnął się kpiąco.

Podłoga usunęła mu się spod stóp i Harry stracił równowagę. Złapał się oparcia krzesła. Jego kolana drżały.

- Co?

- Zatrułem ją - odparł Snape, a jego głos był tak spokojny, jakby zadawał Harry'emu pracę domową.

- Ty... co zrobiłeś? - Harry otworzył usta, ale kolejne szarpnięcie bólu zmusiło go do zamknięcia ich i zaciśnięcia zębów. - Dlaczego? - wydyszał, podczas kiedy niewielka część jego umysłu powiedziała mu, że jeżeli Snape zabije go tu i teraz, z pewnością zostanie zesłany do Azkabanu i plan Harry'ego powiedzie się szybciej, niż przypuszczał. Ale nie mógł się z tym do końca zgodzić. Umieranie nigdy nie było częścią tego planu.

- Ponieważ, panie Potter, uważa się pan za niezwyciężonego. Bo wierzysz, że możesz sam stanąć do walki przeciw grupie niebezpiecznych Śmierciożerców. Myślisz, że możesz ufać wszystkim wokół. Czas, abyś nauczył się, w jakim świecie żyjesz.

- I dlatego mnie otrułeś?

- Nie. Ja tylko zatrułem tę kanapkę. To była twoja decyzja, żeby ją zjeść.

Harry chciał wrzeszczeć na Snape'a za to, że jest takim szalonym draniem, całkowicie zapomniawszy o swojej roli nadąsanego nastolatka. Ale ból stał się już nie do zniesienia i upadł na kolana. Zaczął mieć konwulsje, raz, drugi, i w końcu zwymiotował na dywan.

- Trucizna przedostała się już do twojego organizmu. Radzę podjąć wkrótce jakieś działanie, Potter, inaczej umrzesz w przeciągu kilku godzin.

Patrząc na Snape'a załzawionymi oczami, Harry spróbował podnieść się na nogi, ale miał wrażenie, że całkowicie zdrętwiały.

- Ty... antidotum... już!

Snape wyglądał na rozdrażnionego.

- Tu nie chodzi o to, abym znowu ratował twoją nędzną skórę, Potter, tylko o to, żebyś nauczył się podstawowych zasad przeżycia. Zostałeś otruty. Co powinieneś zrobić? Przerabialiśmy to na zajęciach w zeszłym roku. Podejrzewam, że nawet ty musiałeś zapamiętać chociaż jeden albo dwa sposoby identyfikacji trucizn.

Zaciskając powieki, Harry próbował przypomnieć sobie te lekcje.

- Zaklęcie - wyszeptał. Pamiętał, że było zaklęcie, ale nie mógł sobie przypomnieć inkantacji. Była w jego książce do Eliksirów, ale nie był w stanie się poruszyć, żeby przynieść ją ze swojej sypialni.

Uniósł różdżkę w kierunku drzwi, lecz zanim wypowiedział "Accio", przypomniał sobie coś innego.

- Nie mogę używać magii - powiedział przez zaciśnięte zęby.

- Hmm?

- Nie mogę używać magii. Są wakacje. Ministerstwo może...

- Panie Potter, rozczarowuje mnie pan. Z pewnością te zasady nie odnoszą się do ciebie. Zważywszy na to, że do tej pory nigdy nie miałeś problemu z ich łamaniem.

Harry chciał zabić Snape'a. Pieprzyć jego starannie obmyślony plan! Zabije Snape własnymi rękami. Oczywiście, kiedy tylko znowu będzie mógł oddychać i poruszać się.

- Umierasz - powiedział Snape. W jego głosie zabrzmiała zjadliwa nuta. - Pora na to, abyś dokonał kilku decyzji. Czy twoje życie jest więcej warte, niż reprymenda od Ministerstwa? Tak czy nie?

Wbijając paznokcie w dywan, Harry próbował wziąć głęboki oddech, ale jego płuca odmawiały posłuszeństwa.

- Tak - wysyczał i uniósł różdżkę ponownie. - Accio książka do Eliksirów - powiedział najgłośniej, jak potrafił.

Chwilę później podręcznik wleciał do pokoju i wylądował tuż przed nim. Nie tracąc czasu, otworzył go z rozmachem i zaczął przeglądać w poszukiwaniu rozdziału o truciznach. Kiedy go odnalazł, zaczął szukać w tekście zaklęcia identyfikującego.

Znalazł! Skierował różdżkę w stronę nadgryzionej kanapki i wypowiedział:

- Toxicum Acclaro.

Wokół zatrutego obiektu powinien pojawić się kolorowy dym, barwą odpowiadający kodowi kolorów znajdującemu się w książce. Ale nic się nie wydarzyło.

Harry rzucił zaklęcie ponownie, tym razem głośniej. Kolorowy dym nadal się nie pojawiał. Spróbował jeszcze raz. Nic.

- To nie działa - powiedział, spoglądając z desperacją na Snape'a.

- Jeżeli byś uważał, to wiedziałbyś, że to zaklęcie działa tylko na trucizny, które zostały stworzone przez człowieka.

- Co? - Harry zaczął mieć trudności ze wzrokiem i postać Snape'a rozmywała mu się przed oczami.

- To zaklęcie działa tylko na magiczne mikstury. Jednakże na tym świecie istnieje mnóstwo naturalnych trucizn, które potrafią zadać szybką i bolesną śmierć. Radzę ci czytać dalej, Potter.

Harry trzasnął pięścią w dywan z powodu rozsadzającej go frustracji. Wiedział jednak, że to nie pomoże, więc szybko skupił się ponownie na książce. Po przeszukaniu kilku kolejnych stron, odkrył listę naturalnych trucizn. Mówiła o ich identyfikacji za pomocą zapachu, smaku, struktury i objawów.

Objawami Harry'ego były wymioty, trudności z oddychaniem i zamglony wzrok, ale to odnosiło się do połowy trucizn na stronie. Sięgnął po odrzuconą kanapkę i przysunął ją do nosa.

Pachniała czymś gorzkim, ale również dziwnie znajomym. Migdały. Pachniała migdałami. Harry przesunął palec w dół strony i w końcu odnalazł to, czego szukał.

- Cyjanek. Otrułeś mnie pieprzonym cyjankiem!

- To nie było takie trudne, prawda? - Głos Snape'a był fałszywie pocieszający. Sięgnął do swoich szat i rzucił w kierunku Harry'ego maleńką fiolkę. - Radzę ci to wypić, jeżeli chcesz przeżyć.

Harry wyciągnął zębami korek, przechylił fiolkę i wypił przezroczysty płyn jednym dużym haustem. Ból w jego żołądku i płucach zaczął odpływać w powolnych, zanikających falach i Harry opadł z powrotem na dywan.

- Czego się nauczyłeś, Potter?

- Nigdy ci nie ufać - wyszeptał Harry. Teraz, kiedy panika opuściła już jego umysł, zaczął zastanawiać się, dlaczego, do diabła, Snape pomyślał, że otrucie go będzie dla niego dobrą lekcją.

- Bardzo dobrze. Co jeszcze?

- Nigdy nie jeść niczego, co mi zaproponujesz.

Snape uśmiechnął się krzywo.

- Istotnie. Coś jeszcze?

Harry gapił się w sufit. Miał pustkę w głowie.

- Że powinieneś używać zdrowego rozsądku, zamiast rzucać się głową naprzód, prosto w walkę. Że powinieneś wykorzystywać swoją wiedze, aby zmierzyć się z problemami, które mogą cię spotkać. Że powinieneś przestać polegać na tym, że inni uratują twoje życie. - Snape podniósł się z krzesła. - Wstawaj. Mamy przed sobą lekcję oklumencji.

Ból odszedł, ale Harry czuł się wyczerpany, miał wrażenie, jakby jego nogi zamieniły się w kamień i kręciło mu się w głowie. Nie sądził, aby w najbliższym czasie udało mu się podnieść, a tym bardziej od razu zabrać się do ćwiczenia oklumencji. Przekręcił głowę i spojrzał do góry na Snape'a, którego ciemna sylwetka majaczyła nad nim, niczym cień dementora.

- Jesteś szalony - wyszeptał. - Właśnie mnie otrułeś. Nie mogę w to uwierzyć. Nie możesz tak po prostu...

- Lepiej w to uwierz, Potter - warknął Snape, tracąc cierpliwość. - Pora na to, abyś przyjął odpowiedzialność za swoje czyny. Zatrułem kanapkę. To była twoja decyzja, żeby ją zjeść. Tak samo twoją decyzją było ruszenie do Ministerstwa bez zastanowienia się nad tym, jak wiele osób narazisz na niebezpieczeństwo postępując w ten sposób. Ale nawet śmierć tego zapchlonego kundla niczego cię nie nauczyła, prawda?

Harry gwałtownie poderwał się na nogi, jego gniew był silniejszy od wycieńczonego organizmu.

- Nie waż się tak go nazywać!

Kręciło mu się w głowie i Harry musiał wziąć głęboki oddech, żeby się opanować.

- Będę nazywał tego nieodpowiedzialnego durnia tak, jak zechcę i nie zmusisz mnie, żebym przestał. - Snape uniósł różdżkę, ale Harry nie cofnął się.

- Legilimens!

Obraz Syriusza wpadającego za zasłonę i jego sparaliżowanej szokiem twarzy siłą wysunęły się na przód świadomości Harry'ego i odbiły echem wewnątrz jego czaszki, podczas gdy on sam mógł tylko patrzeć bezradnie, jak mężczyzna spada i spada i spada...

Harry dyszał ciężko, leżąc twarzą do podłogi. Czuł w ustach pył i rozpacz, starał się opanować i zmusić umysł do skupienia na swoim planie, swojej zemście, zamiast pozwalać Snape'owi znieważać się i prowokować. Nie chciał dawać mu takiej przyjemności - zobaczenia go zranionego i wściekłego. To on miał zranić Snape'a, zniszczyć go w chwili, w której najmniej będzie się tego spodziewał.

- Żałosne, Potter.

- Proszę - powiedział, mrugając naprzeciw czarnych butów Snape'a. - Proszę, daj mi minutę. Ćwiczyłem latem, przysięgam. - I nie było to kłamstwo. Ćwiczył. W dodatku tak dużo, iż wątpił, aby Snape wiedział, że celowo ukrywał przed nim najważniejsze wspomnienie ze swego planu.

- Masz trzydzieści sekund.

Harry oparł się czołem o podłogę i wziął kilka drżących oddechów. Odepchnął wspomnienie o Syriuszu - jątrzącą się ranę, która wciąż groziła sparaliżowaniem go - w głąb swojego umysłu i skoncentrował się na planie. Świadomość, że naprawi wszystko, co do tej pory szło źle, spłynęła po nim niczym woda i ochłodziła jego rozpalone ciało i umysł.

- Czas minął - powiedział Snape uderzając różdżką o swoje udo. - Wstawaj.

Pojękując, Harry sięgnął po odrzuconą różdżkę, zmusił się, żeby wstać i przetarł czoło.

- Jestem gotów, sir.

- Legilimens!

I Harry był przygotowany na naparcie umysłu Snape'a, przynajmniej przez kilka chwil. Czując zaciskające się w jego głowie palce, pchnął i skoncentrował wzrok na czarnych oczach mężczyzny. Wtedy jego psychiczna bariera runęła i poczuł czarne spojrzenie Snape'a grożące opanowaniem jego myśli, ale mężczyzna wybrał ten właśnie moment, aby się wycofać. Harry odkrył, że wciąż stoi. Jego nogi drżały i nie mógł złapać tchu.

- Jeszcze raz - powiedział Snape.

Brak zniewagi ze strony Mistrza Eliksirów był niemal jak komplement. Harry parsknął i skinąwszy głową, uniósł różdżkę.

- Legilimens!

Tym razem Snape uderzył mocniej i Harry szybko sięgnął po wspomnienie, którego mógł użyć, aby zablokować swoje pozostałe myśli. Nie chciał, żeby Snape wiedział, iż potrafi blokować go dłużej, niż na to wygląda. Na powierzchnię jego wspomnień wypłynął obraz Umbridge, zmuszającej go do pisania pamiętnych słów, żłobiących krwawą ścieżkę na jego dłoni. Harry użył całej swojej siły, aby utrzymać to wspomnienie na drodze Snape'a, dopóki mężczyzna nie przerwał w końcu ich połączenia.

Patrząc na Snape'a, Gryfon udawał, że jest zaniepokojony tym, co mężczyzna zobaczył, i miał nadzieję, że to uczucie jest widoczne na jego twarzy. Wzrok Snape'a był nieporuszony i jedynie delikatna zmarszczka pomiędzy jego brwiami powiedziała Harry'emu, że mężczyzna aż do tej chwili nie wiedział o technikach, które Umbridge stosowała podczas szlabanów. Nie, żeby Harry podejrzewał, iż Snape się przejmie. Znając go, pewnie pochwalał takie metody.

- Jeszcze raz.

Harry wiedział, że nadszedł już czas na uwolnienie swojego specjalnego wspomnienia. Spuścił wzrok, tak jakby chciał oczyścić swój umysł i wyciągnął na wierzch obraz, pozwalając, aby unosił się na samej krawędzi jego myśli. Skinął Snape'owi głową i spojrzał mu prosto w oczy.

- Legilimens!

Przez krótką chwilę Harry walczył z natarciem Snape'a, więc mężczyzna nie mógł wiedzieć, że to, co pojawi się za chwilę, będzie starannie zaplanowanym działaniem, a nie przypadkowo wyskakującym obrazem. Wziął głęboki oddech i wpuścił Snape'a do swojego umysłu. A następnie cisnął mu w twarz wspomnienie, w którym masturbował się, myśląc o nim. Poczuł zszokowany odwrót Snape'a i w tym cudownym momencie, Harry pchnął. Nie, nie tyle pchnął, co rzucił całą swoją moc w ich połączenie i nagle znalazł się wewnątrz, otoczony obrazami i dźwiękami wspomnień Snape'a.

I tak, jak się spodziewał, umysł mężczyzny wypchnął na powierzchnię te najważniejsze, więc Harry złapał najbliższe.

Snape, młody Snape, być może jako nastolatek, na kolanach, z ustami zaciśniętymi wokół penisa, którego ssał z zapałem. Harry nie widział, do kogo należał ten penis, ale to nie miało znaczenia. Zobaczył już wystarczająco dużo, więc poluzował swój psychiczny uścisk. Silne pchnięcie wyrzuciło go z umysłu mężczyzny i wylądował na czworakach na podłodze.

Dyszał ciężko, nie otwierając oczu. Nie musiał nawet udawać, że się trzęsie, ponieważ manipulowanie umysłem Snape'a w taki sposób kosztowało go całą energię. Czekał na wybuch, co do którego był pewien, że za chwilę nastąpi.

Ale w pokoju panowała cisza, wypełniona jedynie urywanymi oddechami Harry'ego. Trzymając głowę wciąż spuszczoną, podniósł wzrok i spojrzał na Snape'a kątem oka. Mistrz Eliksirów nie wyglądał na rozgniewanego. Tak naprawdę, to na jego twarzy nie było żadnych emocji i Harry odważył się spojrzeć w te czarne oczy. Patrzyły wprost na niego, nie zdradzając niczego, co mężczyzna myśli. Harry ponownie wbił wzrok w podłogę, pamiętając o tym, że ma wyglądać na zawstydzonego całą sytuacją. I prawdę mówiąc, część niego czuła się naprawdę zażenowana tym, że Snape widział go masturbującego się.

- To wszystko na dzisiaj - powiedział Mistrz Eliksirów. Harry ponownie na niego spojrzał, przełykając ślinę. Mężczyzna włożył różdżkę w swe szaty i skinął lekko Harry'emu. - Przybędę jutro wieczorem na kolejną lekcję.

I po tych słowach odwrócił się i wyszedł z pokoju. Jego postawa była opanowana, a krok pewny, tak, jakby nie zobaczył przed chwilą jednego ze swoich uczniów fantazjującego o nim i masturbującego się przy tym. Drzwi zatrzasnęły się i pokój ponownie pogrążył się w ciszy.

Harry wziął głęboki, drżący oddech.

Nie poszło tak, jak to sobie zaplanował, ale rozważając wszystko dokładnie, może to i lepiej, że Snape nie wściekał się i nie wrzeszczał na niego za bycie zidiociałym, opanowanym przez hormony nastolatkiem. Być może to oznaczało, że mężczyźnie podobało się to, co zobaczył w umyśle Harry'ego. Ale przynajmniej uzyskał odpowiedź na jedno pytanie: Snape zdecydowanie wydawał się lubić ssać czyjeś penisy. A to oznaczało, że Harry mógł bez problemu zrealizować swój plan i zmusić go do potajemnego, intymnego związku.

Wzdrygnął się.

Dał sobie kilka chwil na złapanie oddechu, po czym usiadł i zamrugał kilka razy, próbując oczyścić umysł z wciąż utrzymującego się, pulsującego uczucia, jakby ktoś mu w nim grzebał. Następnie wstał powoli i ruszył w stronę sypialni. Czas na kolejny punkt planu.



CDN
_________________------------

Część 2




Gdyby Harry kilka miesięcy wcześniej nie podsłuchał, jak Seamus opowiada o tym Deanowi, nigdy nie domyśliłby się, co oznacza małe, niepozorne ogłoszenie na samym dole trzeciej strony „Proroka Codziennego”.

Dzicy Czarownicy. Przyślij sowę na Ulicę Pokątną 37c, aby otrzymać darmowy katalog.

To była cała treść ogłoszenia i Harry zawsze myślał, że chodzi o jakieś magiczne zoo albo sklep, w którym Hagrid prawdopodobnie zamawiał rzadkie okazy zwierząt. Ale teraz już wiedział, że w rzeczywistości była to firma, zajmująca się sprzedażą każdego rodzaju towarów dla dorosłych. Magazynów, zabawek, książek i wielu innych rzeczy, o ile mógł wierzyć Seamusowi. A Harry bardzo potrzebował literatury na temat gejowskiego seksu, skoro nigdy wcześniej nie miał z nim do czynienia, a planował już niedługo zaciągnąć Snape'a do łóżka.

Próbował nie myśleć o Snapie w swoim łóżku, kiedy pisał krótką notkę z zamówieniem bezpłatnego katalogu. Podpisał się jako "John Travis", ponieważ uważał, że nikt nie powinien wtykać nosa w to, że Harry Potter interesuje się poradnikami na temat seksu.

- Gotowa na wycieczkę? - zapytał Hedwigi. Odhuknęła i Harry przywiązał liścik do jej nóżki, a następnie otworzył okno. - Dostarcz to na Ulicę Pokątną 37c. Prawdopodobnie dadzą ci coś dla mnie w zamian.

Hedwiga zahukała, skubnęła dziobem jego kciuk i pofrunęła w noc. Kiedy Harry zamknął okno, rozległo się pukanie.

- Proszę.

Drzwi otworzyły się i Remus uśmiechnął się do niego.

- Cześć. Byłem ciekaw, jak poszły ci lekcje z profesorem Snape'em.

- W porządku - odparł Harry, siadając na łóżku.

Początkowo myślał o tym, aby wspomnieć Lupinowi o truciźnie, ponieważ jakaś jego część miała nadzieję, że Remus wścieknie się na mężczyznę i dla dobra Harry'ego uzna, że metody nauczania, jakie stosuje, kończą się kompletnym fiaskiem. Ale później to przemyślał. Nie chciał, żeby ktokolwiek mieszał się pomiędzy niego a Snape'a. Harry zasłużył na to, aby samemu dokonać zemsty.

- Ćwiczyłem przez całe lato, więc kilka razy udało mi się uniemożliwić profesorowi wtargnięcie do mojego umysłu.

- Bardzo się cieszę, Harry. Teraz pójdę już spać, dobranoc.

- Dobranoc - odparł Harry, uśmiechając się. Zaczekał, aż Remus wyjdzie, po czym opadł z westchnieniem na łóżko. Musiał stworzyć nowe wspomnienie na następną lekcję oklumencji, ale był tak zmęczony, że nie mógł poruszyć nawet palcem, więc stwierdził, że może poczekać z tym do jutra.


***


Harry obudził się, słysząc ciche stukanie. Ziewając, wstał z łóżka i otworzył okno, przez które wleciała Hedwiga. Do jej nóżki przywiązana była owinięta w zwykły, brązowy papier paczka. Kiedy uświadomił sobie, że to katalog, od razu poczuł się rozbudzony.

- Dzięki - powiedział i, zanim odebrał paczkę, dał sowie garść przysmaków. Hedwiga usiadła na szczycie klatki, a on wrócił do łóżka, zrywając papier i rzucając go niedbale na podłogę. Okładka wyglądała obiecująco. Na magicznym zdjęciu skąpo odziani mężczyzna i kobieta błądzili rękami po swoich ciałach. Przeglądając gruby katalog doszedł do wniosku, że cała reszta także wygląda obiecująco. Przyrzekł sobie, że już niedługo przejrzy go dokładniej, znacznie dokładniej, ale teraz nie miał na to czasu, ponieważ Remus oczekiwał go na śniadaniu. Szybko przeszedł do "gejowskiego działu" i wziął głęboki oddech, kiedy zobaczył zdjęcia. Tak, widok nagich, całujących się i obmacujących mężczyzn zdecydowanie go podniecał. Może seks z mężczyzną nie będzie jednak taki trudny. Jednak kiedy Harry przypomniał sobie, że owym mężczyzną miał być Snape, przeszedł go dreszcz.

Musiał złożyć zamówienie. Wziął ze stolika pióro oraz atrament i zaczął przeglądać strony z gejowską literaturą. Ostatecznie zamówił dwanaście numerów magazynu zatytułowanego "Wypoleruj Swoją Miotłę", który obiecywał pomocne artykuły, ekscytujące historie i roznegliżowane zdjęcia. Zdecydował się także na dwie książki: "Osiągnij więcej w seksie dzięki magii" oraz "Dobry seks dla homoseksualnych czarodziejów".

Hedwiga przyglądała mu się z wyrzutem, kiedy składał pergamin, przekopywał swój kufer w poszukiwaniu odpowiedniej sumy galeonów i przywiązywał do jej nóżki zamówienie wraz z małą sakiewką pieniędzy.

- Czy możesz zabrać to na ulicę Pokątną 37c? W zamian będą mieli dla mnie paczkę. Dzięki, mała.

Kiedy Hedwiga wyleciała, Harry ukrył katalog w kufrze i ruszył w stronę łazienki. Kiedy pozwolił ciepłej wodzie spływać kaskadą na swoją twarz i ciało, przypomniał sobie, że wciąż musi stworzyć nowe wspomnienie na następną lekcję oklumencji. To nie powinno być zbyt trudne, ponieważ po krótkim przeglądaniu katalogu, jego penis wciąż jeszcze był na wpół twardy. Opierając rękę o wykafelkowaną ścianę, owinął dłoń wokół członka i zaczął go pocierać. Pozwolił swoim myślom odpłynąć do Snape'a i wspomnienia, które zobaczył poprzedniej nocy.

Snape na kolanach, ssący penisa.

Harry jęknął i zaczął mocniej poruszać dłonią, wyobrażając sobie, że mężczyzna ssie jego penisa. I z zaskoczeniem zauważył, że ta myśl podnieciła go. Jego członek drgał i pulsował, kiedy wypychał biodra, wsuwając swoją twardą erekcję w nieistniejące usta.

- Właśnie tak, Snape. Ssij. Ssij mocniej.

Tym razem, mając w głowie realistyczny obraz Mistrza Eliksirów robiącego wszystkie te rzeczy, nie brzmiało to już tak dziwacznie. Wąskie usta zaciśnięte wokół jego twardego penisa. Czarne oczy mężczyzny patrzące w górę, na niego. Język ślizgający się wokół błyszczącej główki członka.

- Cholera, Snape! - wyjęczał i doszedł z taką siłą, że ugięły się pod nim nogi. Z trudem łapiąc oddech i otwierając ostrożnie oczy, wyprostował się i obserwował wodę, zmywającą z niego spermę.

Poszło całkiem nieźle. Harry uśmiechnął się. Nie mógł się doczekać, by zobaczyć, jak zareaguje mężczyzna, kiedy zobaczy to wspomnienie.


***

Remus przygotował wystawne śniadanie, a Harry był tak głodny, że błyskawicznie wyczyścił talerz i z chęcią przyjął dokładkę.

- Musimy o czymś porozmawiać - odezwał się Lupin, gdy chłopak skończył jeść.

- Pozwól mi najpierw pozmywać. - Harry wstał, włożył talerz do zlewu i odkręcił wodę, aby zmyła resztki jedzenia.

- Przecież możesz to zrobić za pomocą magii.

- Nie, nie mogę - odparł Harry i zamarł, kiedy przypomniał sobie, co zrobił poprzedniej nocy. Spojrzał na Remusa przez ramię. - Czy dzisiaj rano były do mnie jakieś sowy z ministerstwa?

Remus potrząsnął głową.

- Dlaczego pytasz? Czekasz na coś?

- Eee... tak. Użyłem wczoraj magii. A nie mogę tego robić podczas wakacji.

Remus zachichotał, sięgnął po różdżkę i rzucił zaklęcie, aby wyczyścić talerze.

- A jak miałbyś ćwiczyć oklumencję, jeżeli nie mógłbyś korzystać z magii?

Harry zmarszczył brwi. Remus miał rację, ale wciąż nie był pewien, co to oznacza.

- Dumbledore upewnił się, że żadne zaklęcie, którego użyjesz w tym domu, nie zostanie wykryte przez ministerstwo - powiedział Remus, uśmiechając się szelmowsko. - Tego lata możesz używać tyle magii, ile tylko zechcesz.

- Co za drań! - burknął Harry, wycierając dłonie w ręcznik, zanim wrócił do stołu.

- O co ci chodzi?

- Nie, nic. Po prostu Snape mi o tym nie powiedział. Jak zawsze okazał się draniem.

- A właśnie, jeśli chodzi o profesora Snape'a... - zaczął Remus i Harry pomyślał, że wygląda na trochę winnego. Nie był wcale pewien, czy spodoba mu się to, co mężczyzna zamierzał mu oznajmić. - Nastąpiła mała zmiana planów. Miałem zostać z tobą podczas wakacji, ponieważ nie mogliśmy znaleźć nikogo, komu praca dla Zakonu pozostawiałaby aż tyle wolnego czasu. Ale wygląda na to, że jeden z członków Zakonu zmienił zdanie wczorajszej nocy i poinformował Dumbledore'a, że z chęcią popilnuje cię przez najbliższe dwa tygodnie. A to oznacza, że ja w tym czasie mogę kontynuować swoje zadanie na kontynencie.

Harry gapił się na Remusa ze ściśniętym z niepokoju żołądkiem.

- To Snape, prawda?

- Profesor Snape - poprawił go mężczyzna z uśmiechem. - Ale masz rację, to właśnie on zgodził się sprawować nad tobą pieczę przez dwa tygodnie. Zjawi się tutaj dzisiaj wieczorem, kiedy będę wyjeżdżał.

- Nie! - Harry wiedział, że spędzenie ze Snape'em dwóch tygodni może pomoc w realizacji jego planu, ale instynktowna reakcja po pięciu latach słuchania drwin mężczyzny była silniejsza. - Nie możesz mi tego zrobić!

- Uspokój się. Profesor Snape jest szanowanym członkiem Zakonu. Będąc tutaj, nauczy cię oklumencji i kilku podstawowych technik obrony, które przedyskutował z Dumbledore'em.

- Czyli powinienem być wdzięczny za to, że ten palant będzie terroryzował mnie przez cale wakacje, tak? - Harry odepchnął krzesło i wbił wzrok w Remusa.

- Powinieneś być wdzięczny za to, że ludzie poświęcają czas, aby nauczyć cię rzeczy, które pewnego dnia mogą ocalić ci życie - odparł Lupin twardym tonem. - Czas, abyś przestał być dzieckiem i zaczął zachowywać się jak dorosły.

Harry nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Remus był po stronie Snape'a, a to oznaczało, że nie był po stronie Harry'ego i nie można było mu ufać.

- Świetnie! - wrzasnął i wymaszerował z kuchni. Dopiero, kiedy znalazł się w pokoju, był w stanie uspokoić się na tyle, aby spojrzeć na swoją sytuację pod innym kątem.

To prawda, że wizja spędzenia dwóch tygodni ze Snape'em kojarzyła mu się z najgorszym koszmarem, ale z drugiej strony dużo łatwiej będzie mu wprowadzić swój plan w życie.

A jego plan, jego zemsta, były najważniejsze.

Harry usiadł na łóżku i westchnął. Może Remus miał rację. Powinien zacząć zachowywać się jak dorosły, jeżeli chce odpłacić się Snape'owi. Wiedział, że Mistrz Eliksirów nie jest głupcem i jeżeli Harry pozwoli, aby kierowały nim emocje, mężczyzna przejrzy zarówno jego, jak i wszystkie jego zamiary.

Dwa tygodnie ze Snape'em. Harry wyobraził sobie wyraz zgrozy na twarzy Rona, kiedy mu o tym powie, i zachichotał. Dwa tygodnie ze Snape'em. Zmarszczył brwi. Mężczyzna poinformował Dumbledore'a, że z chęcią zajmie się Harrym. Zrobił to wczorajszej nocy...

... wczorajszej nocy, tuż po ich lekcji oklumencji. Czy to oznaczało, że spodobało mu się to, co zobaczył? Czy to oznaczało, że był zainteresowanym Harrym Potterem?

Uświadomił sobie, że to całkiem możliwe i miał nadzieję, że Hedwiga szybko wróci z zamówionymi książkami. Podejrzewał, że niedługo będzie ich potrzebował.


***

Kolacja odbyła się w milczącej, napiętej atmosferze. Harry zmusił się, żeby zjeść większość tego, co miał na talerzu. Chciał mieć pewność, że Snape nie będzie miał kolejnej wymówki, aby go otruć. Remus wydawał się zadowolony z tego, że Harry już nie wrzeszczał, nie tupał i w ogóle nie wspominał tematu. Harry także się cieszył, ponieważ wiedział, że potrzebuje energii i koncentracji na nadchodzącą lekcję i nie miał zamiaru tracić ich na bezsensowne dyskusje.

Trzask frontowych drzwi oznajmił przybycie Snape'a. Harry upuścił widelec i westchnął. Chwilę później drzwi otworzyły się i pojawił się w nich Mistrz Eliksirów w otaczającej go glorii czarnych szat. Za nim unosił się duży kufer.

- Zaprowadzić cię do twego pokoju, Severusie? - zapytał uprzejmie Remus.

Snape skrzywił się.

- Nie trzeba. Po prostu powiedz mi, który pokój mam zająć.

- Drugi po prawej.

Mężczyzna obrócił się na piętach i wymaszerował z kuchni. W chwili, kiedy drzwi zatrzasnęły się za nim, Harry spojrzał na Remusa.

- To naprzeciwko mojego pokoju! Nie dość, że muszę mieszkać z nim pod jednym dachem, to na dodatek nie mogę mieć nawet odrobiny prywatności?

Remus, śmiejąc się, pokręcił głową.

- Harry, jestem całkowicie pewien, że profesor Snape nie będzie w najmniejszym stopniu zainteresowany tym, co robisz w zaciszu własnego pokoju. A poza tym, jest nauczycielem i głową domu. Doskonale wie, co chłopcy w twoim wieku wyczyniają nocą w swoich łóżkach.

Na policzki Harry'ego wypłynął wściekły rumieniec i chłopak musiał ukryć twarz w dłoniach.

- Jeżeli zaczniesz teraz opowiadać o pszczółkach i kwiatkach, to przysięgam, że cię przeklnę.

Remus zaczął się śmiać, co wprawiło Harry'ego w jeszcze większe zakłopotanie. Ale zanim zdążył sięgnąć po różdżkę albo rzucić Remusowi jakąś obraźliwą uwagę, drzwi ponownie otworzyły się z rozmachem.

- Potter, czas na naukę oklumencji.

Harry spojrzał na Snape'a, starając się opanować i pamiętać o swoim planie. Nie mógł pozwolić na to, aby młodzieńcze zawstydzenie stanęło pomiędzy nim i należną mu zemstą. Wziął kilka głębokich oddechów, po czym wstał i skinął Snape'owi głową.

- Dobrze, sir.

- Chodź ze mną.

Ignorując uśmiech Remusa, Harry wyszedł za Snape'em z kuchni, pokonał korytarz i dotarł do salonu.

- Wyjmij różdżkę - powiedział mężczyzna, sięgając po własną. Harry zrobił, co mu kazano, w międzyczasie przypatrując się twarzy Snape'a. Miał nadzieję, że dostrzeże na niej cokolwiek, co podpowie mu, jak Snape czuje się po zobaczeniu Harry'ego, ściskającego w dłoni swojego twardego penisa. Ale wyraz twarzy mężczyzny był równie nieprzenikniony jak zawsze, więc Harry rozluźnił się i oczyścił umysł.

- Jestem gotów, profesorze.

- Legilimens!

Pierwsze dwie rundy wyglądały w podobny sposób, jak poprzednio. Harry'emu udało się blokować natarcie Mistrza Eliksirów przez kilka chwil, zanim był zmuszony pokazać mu kilka mało znaczących wspomnień o Dursleyach, aby powstrzymać go przed zobaczeniem reszty. Za drugim razem Harry'emu udało się rzucić na Snape'a zaklęcie żądlące, ale mężczyzna z łatwością zrobił unik, przerywając połączenie.

- Chciałeś rzucić na mnie klątwę, Potter?

Harry spróbował się nie wyszczerzyć.

- Tak, sir.

Snape skinął głową.

- Jeszcze raz.

Harry wyciągnął na wierzch wspomnienie, w którym masturbował się pod prysznicem i skupił się na nim, patrząc mężczyźnie prosto w oczy.

- Jestem gotów, sir.

- Legilimens!

Harry ponownie zablokował go na kilka sekund, zanim stracił kontrolę. Skupił się na wspomnieniu i wypchnął je w stronę Snape'a, który rozluźnił połączenie na tyle, aby Harry mógł w odpowiedzi wtargnąć także do jego umysłu.

Chłopak spodziewał się znaleźć zestaw różnego rodzaju wspomnień, ale w zamian został zmuszony do obejrzenia obrazu, który rzucił w niego Mistrz Eliksirów.

Snape. Leżący na łóżku, odziany w znajome, czarne szaty, odsłonięte dokładnie w takim miejscu, aby ułatwić mu dostęp do twardej erekcji. Snape. Na łóżku. Onanizujący się. Snape i jego ściągnięta w przyjemności twarz. Snape, jęczący: "Potter".

Przez ciało Harry'ego przetoczyła się fala bólu, kiedy poleciał do tyłu i wylądował twardo na tyłku. Potrzebował chwili, aby dojść do siebie i uświadomić sobie, że siedzi na podłodze salonu. Zobaczył niedawne wspomnienie Snape'a. Zobaczył Snape'a, onanizującego się i myślącego przy tym o nim. I ku swemu przerażeniu, poczuł delikatne łaskotanie napływającego podniecenia.

Bardzo powoli spojrzał w górę.

Mistrz Eliksirów stał nad nim ze skrzyżowanymi ramionami i uśmiechał się kpiąco. Harry gapił się na niego z otwartymi ustami, tak, jakby nie mógł nabrać wystarczającej ilości powietrza. Snape właśnie podbił stawkę, czyż nie? Zorientował się, że Harry blefował i wykorzystał jego niedorzeczny plan, aby go upokorzyć.

Ręka zdrętwiała mu i upuścił różdżkę na podłogę.

- Wstawaj, Potter.

Ale dlaczego Snape nie rzucił mu tego prosto w twarz? Dlaczego nie obrażał go i nie naśmiewał się z niego?

Harry zacisnął powieki i spróbował się skoncentrować. Jego pierwszym odruchem było myślenie o mężczyźnie jak najgorzej. Tak było zawsze. Ale musiał pamiętać o swoim planie. Skoro Snape nie upokarzał go, to może po prostu podjął wyzwanie? Być może zainteresował się żałosnymi próbami uwodzenia w wykonaniu Harry'ego? Być może jego plan nie zakończył się jednak porażką.

- Potter - powtórzył niecierpliwie Snape, ale zanim Harry zdążył coś powiedzieć albo zrobić, rozległo się pukanie do drzwi. Chwilę później do pokoju wszedł Remus.

- Pomyślałem, że dam wam znać, że wyjeżdżam. Zachowuj się, Harry. Zobaczymy się ponownie za dwa tygodnie. Severusie - Remus skinął uprzejmie głową w stronę Snape'a.

- Lupin - odpowiedział Mistrz Eliksirów, chociaż nie wyglądał ani nie zachowywał się tak samo uprzejmie.

- Pa - zdołał w końcu wydusić Harry tuż przed tym, zanim Remus zamknął za sobą drzwi.

Powoli zaczęło docierać do niego, że teraz został ze Snape'em zupełnie sam. Że był skazany na jego łaskę. Przez dwa tygodnie. Cholera!

Plan! Myśl o planie!

- Sądzę, że wystarczy już oklumencji na dzisiaj - powiedział Snape. - Czas, aby przejść do podstawowych umiejętności obronnych. - Harry, nie potrafiąc powstrzymać ciekawości, spojrzał na mężczyznę. - Jak już rozmawiałem z dyrektorem, musisz nauczyć się samoobrony. Przeznaczymy część czasu na poprawę twoich umiejętności.

Harry pokiwał głową, zaintrygowany. Sięgnął po różdżkę i podniósł się. Lubił obronę, a wiedział, że Snape jest w niej ekspertem.

- Nasze lekcje będą wyglądały następująco: masz minutę, począwszy od tej chwili. Kiedy ona minie, zacznę cię szukać. Gdy cię znajdę, unieruchomię cię w taki sposób, w jaki mi się spodoba. Jeśli ty odnajdziesz mnie pierwszy, w co szczerze wątpię, będziesz mógł użyć przeciwko mnie magii. Czy to jasne?

Harry pokiwał głowę. Brzmiało to jak dziwaczna wersja gry w czarodziejskiego szukanego. Ale musiał przyznać, że wydawało się to o wiele bardziej interesujące, niż lekcje oklumencji.

- Jakiego rodzaju czarów możemy używać, sir?

Usta Snape'a uniosły się nieznacznie w znajomym geście.

- Och, podejrzewam, że możemy wykluczyć Niewybaczalne. Na razie. Wszystko pozostałe jest dozwolone. Masz minutę, Potter. Zaczynając od teraz.

- Teraz?

- Tak. Teraz. Zaczynaj. - Snape niecierpliwym gestem wskazał na drzwi. Harry w końcu załapał i uciekł z pokoju. W korytarzu próbował obmyślić jakiś plan. Musiał ukryć się przed Snape'em i znaleźć sposób, aby zaskoczyć mężczyznę, zanim ten zdąży go zaatakować.

Peleryna! Potrzebował swojej peleryny niewidki!

Wbiegł po schodach do sypialni. Wyciągnął pelerynę z kufra i wśliznął się pod nią, a następnie spróbował obmyślić kolejny krok. Ukrywanie się we własnym pokoju byłoby zbyt oczywiste, więc przebiegł przez korytarz i wszedł do pustej sypialni. Ale kiedy stanął pod ścianą, zastanawiając się, czy minuta już minęła, zorientował się, że jest uwięziony wewnątrz pomieszczenia i nie ma zbytniej możliwości, aby zaskoczyć Snape'a.

Bardzo powoli i tak cicho, jak potrafił, wyjrzał na słabo oświetlony korytarz przez uchylone drzwi. Kiedy upewnił się, że nikogo nie ma, wyszedł na palcach i przywarł plecami do ściany. Rozglądając się wokół za jakimkolwiek śladem obecności mężczyzny, ruszył w kierunku klatki schodowej, trzymając w pogotowiu różdżkę.

Jego uwagę przykuł jakiś ruch, niewyraźny cień. Ale zanim wargi i język zdołały uformować jakieś zaklęcie, pod jego stopą zaskrzypiała deska podłogowa.

- Drętwota! - Głos Snape'a odbił się echem w korytarzu i czerwone światło trafiło Harry'ego prosto w klatkę piersiową. Upadł na podłogę, a obraz przed jego oczami rozmył się.

Kiedy doszedł do siebie, mógł poruszyć głową, ale całe jego ciało nadal było unieruchomione. Snape przykucnął obok niego.

- To, czego, mam nadzieję, nauczyłeś się, Potter, to fakt, że bycie niewidzialnym nie czyni cię niepokonanym. - Snape wsunął czubek różdżki pod krawędź peleryny Harry'ego i zdjął mu ją z twarzy. - Jeżeli będziesz miotał się w popłochu jak horda dzikich hipogryfów, peleryna nie na wiele ci się przyda. - Różdżka Snape'a przesuwała się wzdłuż policzka i szyi Harry'ego, zsuwając z niego pelerynę i odsłaniając coraz więcej i więcej bezwładnego ciała. - Poza tym, jeżeli ktoś pachnie niczym owocowy sad, to także zdradza tym swoje położenie.

Snape przysunął się bliżej, tak blisko, że Harry czuł jego oddech na swoich skroniach. Zanurzył nos w jego włosach i głęboko wciągnął powietrze.

- Mango - powiedział i zabrzmiało to jak wyrzut. Harry zamknął oczy, a przez jego klatkę piersiową przebiegł dreszcz. - Niech mi pan powie, panie Potter, co poinformowało pana o mojej obecności?

Harry odchrząknął i zorientował się, że może mówić.

- Pana cień, sir - odparł. Jego głos był cichy i zachrypnięty.

- Ach, a więc co ci to mówi o Zaklęciu Kameleona?

Harry zmarszczył brwi i zamyślił się na chwilę.

- Maskuje ciało, ale nie sprawia, że stajesz się niewidzialny. Twój cień pozostaje.

Snape skinął głową i wyprostował się.

- Finite Incantatem.

Niewidzialne więzy zniknęły i Harry powoli usiadł.

- To wszystko na dzisiaj. Jutro rano masz czas dla siebie, ponieważ będę zajęty przygotowywaniem porządnej pracowni. Ale oczekuję cię na obiedzie w południe. Po nim będziemy kontynuować lekcje.

- Dobrze, sir - odparł Harry, patrząc jak Snape znika w swoim pokoju. Po minucie siedzenia na podłodze w opustoszałym korytarzu stwierdził, że najlepiej będzie, jeżeli też pójdzie do łóżka.

Kiedy znalazł się już w sypialni, usiadł na posłaniu i zaczął zastanawiać się, co to, do cholery, było. Nauczył się od Snape'a czegoś użytecznego, co było chyba dla niego nawet większym wstrząsem, niż zobaczenie jego erekcji.

Delikatne pohukiwanie wyrwało go z umysłowego otępienia. Zobaczył siedzącą na szczycie klatki Hedwigę. Na biurku czekała na niego duża paczka. Zerwał się, dał jej pół torebki sowich przysmaków i zaniósł przesyłkę do łóżka. Sowa zahukała ponownie i rzuciła długie spojrzenie w stronę otwartego okna.

- Chcesz zapolować? - zapytał Harry, rozrywając pudełko umieszczone pomiędzy swoimi kolanami. - Hedwiga uniosła głowę w odpowiedzi. - W porządku. Nie będę cię już dzisiaj potrzebował. - Sowa zahukała ponownie i wyleciała przez okno, zostawiając Harry'ego, aby badał swój zakup w samotności.

Książki wydawały się interesujące i użyteczne, ale Harry szybko odrzucił je na bok, aby przejść do magazynów. Były dokładnie takie, jak zapewniano w katalogu. Harry położył się na boku, rozkładając przed sobą lutowy numer, i zaczął przeglądać artykuły o łatwym i bezpiecznym seksie analnym, opatrzone fantastycznymi schematami i polecanymi zaklęciami. Zatrzymywał się niezwykle często, aby podziwiać zdjęcia nagich czarodziejów, demonstrujących sztukę gejowskiego seksu, i w niedługim czasie jego penis zaczął się uparcie interesować rzeczami, które Harry oglądał.

Cóż, podejrzewał, że nie ma żadnego powodu, aby nie zająć się tym problemem przed pójściem spać. Spojrzał na drzwi, aby upewnić się, że są zamknięte. Snape nie będzie chyba na tyle nieuprzejmy, aby wejść bez pukania. Taką przynajmniej miał nadzieję.



CDN
_________________

Część 3



Kiedy Harry obudził się następnego dnia, nadal był ubrany, a wokół niego leżały cztery rozłożone numery magazynu "Wypoleruj Swoją Miotłę". Jego obnażony penis był zwiotczały i pokryty plamami spermy. Nie wiedział nawet, kiedy zasnął. Pamiętał tylko, że zajął się swoim problem. Trzy razy pod rząd. Hedwiga już wróciła, ale nie chciała na niego patrzeć. Harry nie mógł jej za to winić. Był wdzięczny, że Snape nie wpadł, aby obudzić go na śniadanie.

Włożył do kufra magazyny i książki i wziął długi, relaksujący prysznic. Kiedy się ubrał, zszedł na dół i usłyszał przytłumione odgłosy dochodzące z piwnicy. Przypomniał sobie, że Snape miał przygotowywać laboratorium. Minął prowadzące na dół drzwi i zszedł do kuchni na filiżankę herbaty i niewielkie śniadanie.

Po skończonym posiłku rzucił proste zaklęcie, aby wyczyścić talerze, jednocześnie myśląc o wczorajszej lekcji obrony. Jeżeli miał być szczery, a zazwyczaj był ze sobą szczery, to musiał przyznać, że podobała mu się. I to bardzo. Podobało mu się używanie podstępów i krzyżowanie różdżek ze Snape'em. Jedyną rzeczą, która go dręczyła, był fakt, że mężczyzna go pokonał. Ambicja Harry'ego wcale nie była z tego zadowolona. Jeżeli chciał wygrać, to wiedział, że musi nauczyć się znacznie więcej niż to, co ćwiczyli podczas spotkań Gwardii Dumbledore'a.

A to zaprowadziło go do jedynego pomieszczenia, którym nie był do tej pory zainteresowany. Do biblioteki rodziny Blacków. Wszedł do obszernego pokoju, w którym półki sięgały od podłogi aż po sufit i uginały się pod ciężarem ogromnej liczby książek na każdy magiczny temat, jaki można sobie wyobrazić. Przejrzał tytuły i wybrał kilka dotyczących zaklęć, uroków, klątw i - Merlinie przebacz! - eliksirów obronnych, a następnie zaniósł je do wielkiego stołu znajdującego się w rogu pomieszczenia.

Pierwsza z książek, które otworzył -"Pomysłowe zaklęcia dla zuchwałych czarodziejów"- okazała się zbyt przerażająca jak na jego gust. Nie miał zamiaru sprawić, aby gałki oczne Snape'a wywróciły się na drugą stronę albo pomniejszyć jego jądra do rozmiaru groszku. Sięgnął po kolejną książkę: "Najpsotniejszy Przewodnik po Magicznych Sztuczkach" i w momencie, kiedy ją otworzył, wstrzymał oddech i poczuł się tak, jakby coś w jego sercu rozdarło się.

Na wewnętrznej stronie okładki widniało znajome pismo: Syriusz Black, ale napis został przekreślony. Pod spodem napisano Regulus Black, ale to słowo także zostało przekreślone. A pod nim znajdowało się:

Reg, ty ośle, trzymaj się z daleka od moich książek, bo inaczej przeklnę twojego kutasa! Syriusz

Harry wpatrywał się w te słowa i po raz pierwszy, od kiedy obmyślił plan, zaczął się zastanawiać, co Syriusz by o tym pomyślał. Co pomyślałby o nim.

Jasne, że Syriusz uwielbiał robić żarty i dokuczać Snape'owi, ale Harry wątpił, czy jego ojciec chrzestny chciał, aby zmarnował mężczyźnie życie. Te wątpliwości gryzły go i sprawiały, że czuł ucisk w piersi, dopóki nie udało mu się zacisnąć zębów i wypchnąć tych myśli z głowy.

Syriusz zginął z winy Snape'a. A skoro Syriusz był jego ojcem chrzestnym, jedynym członkiem rodziny, który mu pozostał, Harry musiał go pomścić. To było oczywiste.

Wyprostował się na krześle, otworzył pierwszy rozdział i zaczął czytać z zainteresowaniem. W taki właśnie sposób spędził cały poranek. Czytał książkę i robił notatki na temat zaklęć, które potrafiły sprawić, aby stopy stały się lekkie jak piórko, co rozwiązałoby jego problem ze skrzypiącymi deskami podłogowymi. Co jakiś czas robił sobie regularne przerwy, które w większości spędzał w swoim pokoju z kolejnym numerem "Wypoleruj Swoją Miotłę" w rękach, ale ostatecznie uznał, że był to bardzo owocny początek dnia.

Kiedy zegar w jadalni obwieścił południe, Harry umierał już z głodu, więc zszedł do kuchni, aby spotkać się ze Snape'em na obiedzie.

Mężczyzna siedział przy stole, trzymając w rękach otwarty magazyn, i całkiem zignorował Harry'ego, skupiając ciemne spojrzenie na stronach. Kiedy chłopak przeszedł przez kuchnię i dotarł do zlewu, zauważył, że magazyn wygląda okropnie znajomo.

Stanął jak wryty, zaledwie kilka kroków od mężczyzny, który nadal na niego nie patrzył.

Snape trzymał czerwcowy numer "Wypoleruj Swoją Miotłę", w którym znajdował się niezwykle interesujący dodatek na temat rimmingu.*

Coś wewnątrz Harry'ego eksplodowało furią i poczuciem zdrady.

- Ty pieprzony draniu! Kto pozwolił ci grzebać w moich rzeczach? W moich osobistych rzeczach! - Nie podnosząc wzroku, Snape delikatnym muśnięciem języka polizał palec wskazujący i przewrócił stronę. - To mój magazyn i nie masz żadnego cholernego prawa, aby naruszać moją prywatność!

- Skończyłeś już? - zapytał mężczyzna, nadal nie odrywając oczu od magazynu.

- Nie! - Harry tupnął nogą z wściekłości i zamachał rękami. - Nie mogę w to uwierzyć. Nie mogę uwierzyć w to, jakim dupkiem jesteś, skoro myślisz, że traktowanie w ten sposób ludzi jest w porządku!

- Jeżeli każdy czarodziej byłby tak naiwny i impulsywny jak pan, panie Potter, Veritaserum stałoby się całkowicie bezużyteczne - powiedział Snape, opuszczają w końcu magazyn i spoglądając na Harry'ego rozbawionym wzrokiem. - Znalazłem ten fragment nowoczesnej literatury w łazience na pierwszym piętrze. Myślałem, że to Lupin go zostawił, chociaż nigdy nie podejrzewałem, że interesuje się takimi gejowskimi rzeczami.

- Kurwa - wysapał Harry, przypominając sobie, że zabrał magazyn ze sobą, kiedy poszedł do łazienki podczas jednej ze swoich wcześniejszych przerw. Czuł, jak jego policzki płoną i nawet, jeżeli miał ochotę uciec do swojego pokoju, jego stopy zdawały się być przyklejone do podłogi.

Snape prychnął.

- Jednakże twój występ ujawnił wszystko, co chciałem wiedzieć o pochodzeniu tych bzdur i nie musiałem tracić energii nawet na jedno pytanie. Miejmy nadzieje, że nigdy nie zostaniesz schwytany, Potter. Wygadałbyś swoje najskrytsze tajemnice zanim jeszcze ktokolwiek zacząłby cię przesłuchiwać.

- Ja... eee ... Nie chciałem nazwać cię...

- Och, przestań się kompromitować, ty głupi dzieciaku. Każde twoje słowo było szczere i jeżeli ukradłbym ten przedmiot z twojego kufra, miałbyś pełne prawo na mnie wrzeszczeć. Ale jak widzisz po raz kolejny pozwoliłeś, aby emocje wzięły nad tobą górę. Czego cię to nauczyło?

Harry zagryzł wargę.

- Że nie powinienem w ten sposób wyskakiwać z domysłami.

- Dokładnie. - Snape powrócił do magazynu i przewrócił kolejną stronę. - Wygląda na to, że to ulubione źródło wiedzy wśród młodzieńców. W ciągu ostatnich lat skonfiskowałem je w Hogwarcie kilka razy. Powiedz, czy zawarte w nim informacje były dla ciebie przydatne?

Policzki Harry'ego stały się niemożliwie rozpalone.

- Cóż... Są tu wykresy. I polecane zaklęcia.

Snape parsknął i przewrócił kolejną stronę.

- Oczywiście nabyłeś to dla polecanych zaklęć. Jak mogłem wcześniej o tym nie pomyśleć?

Stuknięcie w kuchenne okno powstrzymało Harry'ego przed skompromitowaniem się jeszcze bardziej. Duża, szara sowa patrzyła na niego bursztynowymi oczami, wiec Harry poszedł ją wpuścić. Sowa przyniosła adresowany do niego zwój. W rogu widniała urzędowa pieczęć.

- To z Ministerstwa - powiedział Harry, zamykając okno za wylatującym ptakiem.

Snape podniósł wzrok.

- Co piszą?

- Może zorientowali się, że użyłem magii. - Harry usiadł na krześle naprzeciwko Snape'a, czując w żołądku niepokojący uścisk. Rozwinął pergamin i kiedy zobaczył pierwszą linijkę, wiedział już, że to coś znacznie gorszego od zwykłej reprymendy.

Wyniki Standardowych Umiejętności Magicznych H. J. Pottera

- Co to takiego? - zapytał Snape, marszcząc brwi.

- Moje wyniki z sumów - wyszeptał Harry.

Mężczyzna oparł się na krześle i uśmiechnął krzywo.

- Niech się pan nimi podzieli, panie Potter. Z przyjemnością pozwolę, aby nieco rozrywki rozświetliło mój dzień.

Harry spiorunował go wzrokiem, ale to nie podziałało na błyszczącą w oczach Snape'a kpinę. Westchnął i pomyślał, że równie dobrze może przejść przez to już teraz, skoro i tak wiedział, że Snape prędzej czy później to odkryje.

- Astronomia: Zadowalający, Opieka Nad Magicznymi Stworzeniami: Powyżej Oczekiwań, Zaklęcia: Zadowalający, Obrona Przed Czarną Magią: Wybitny - Harry nie potrafił w tym miejscu powstrzymać uśmiechu - Wróżbiarstwo: Zadowalający, Zielarstwo: Powyżej Oczekiwań, Historia Magii: Nędzny, Eliksiry: Powyżej Oczekiwań, Transmutacja: Powyżej Oczekiwań.

- Całkiem przeciętne wyniki - powiedział mężczyzna i powrócił do magazynu, który wciąż trzymał w rękach.

Harry spojrzał na oceny i przypomniał sobie rozmowę z McGonagall na temat zostania aurorem. Jego wyniki były do tego wystarczająco dobre. Z wyjątkiem Eliksirów.

- Profesorze?

- Tak

- Chodzi o moją ocenę z Eliksirów - zaczął Harry, starając się, aby jego głos brzmiał uprzejmie. - Miałem nadzieję, że może przyjąłby mnie pan do swojej klasy w nadchodzącym roku.

- Przyjmuję jedynie uczniów, którzy otrzymali Wybitny. Jestem pewien, że opiekun twojego domu poinformował cię o tym. - Snape nie spojrzał na niego nawet na chwilę i Harry nie mógł uwierzyć, że wolał czytać pornografię, jego pornografię, niż rozmawiać z nim o jego cholernej przyszłości.

- Ale profesorze, myślałem o zostaniu aurorem, a do tego potrzebuję Eliksirów.

- Być może powinieneś pomyśleć o tym wtedy, kiedy uczyłeś się na egzaminy.

Harry zacisnął zęby i bardzo starał się nie stracić nad sobą panowania, które próbowało wyrwać się na wolność z jego klatki piersiowej.

- Ale czy nie ma żadnego sposobu, żebym mógł jakoś poprawić te wyniki?

Snape poderwał głowę i spojrzał na niego wzrokiem tak intensywnym, iż Harry był pewien, że równie dobrze mógł poprosić go, aby ssał jego penisa każdego dnia przez resztę wakacji czy żeby pozwolił mu rzucać na siebie Cruciatusa przynajmniej dwa razy dziennie aż do rozpoczęcia semestru.

- A więc to jest ten moment, w którym powinienem zrobić dla ciebie wyjątek, prawda, Potter?

- Nie, nie wyjątek. Ale jesteś tu i ja też jestem, więc może mógłbyś nauczyć mnie rzeczy, których jeszcze nie rozumiem?

- Jeżeli chciałbym uczyć cię rzeczy, których nie rozumiesz, potrzebowałbym na to przynajmniej dekady.

Harry westchnął z frustracją.

- Wiesz, o co mi chodzi. Sir.

W końcu Snape opuścił magazyn i oparł się na krześle.

- Być może nie zauważyłeś, Potter, ale ja także mam teraz wakacje. Po pierwsze odmawiam spędzenia ich na uczeniu bezczelnego gówniarza, któremu brakuje zarówno dyscypliny, jak i inteligencji, aby dać sobie radę w mojej klasie podczas roku szkolnego. Gdyby nie chodziło o Zakon, nie byłoby mnie teraz nawet w kraju. Spędzałbym moje zasłużone wakacje na odległej plaży, prażąc się w słońcu.

Przed oczami Harry'ego przesunął się zatrważający obraz Snape'a w kąpielówkach i chłopak wydał z siebie nerwowe parsknięcie.

- Ale i tak tu jesteś. I przygotowałeś laboratorium. Mógłbym pomóc, a ty dałbyś mi kilka eliksirów do uwarzenia, i jeżeli pod koniec przyszłego tygodnia nadal nie będę wystarczająco dobry jak na twój gust, po prostu mi to powiesz. Ale proszę, daj mi szansę. Mówimy o mojej przyszłości, profesorze. - Harry spuścił wzrok i zacisnął usta. Nie podobało mu się to, że musiał błagać Snape'a, o wiele bardziej wolał wrzeszczeć na niego za to, jakim był okropnym nauczycielem, ale wiedział, że to do niczego by go nie zaprowadziło. Potrzebował Snape'a, a on cholernie dobrze o tym wiedział.

- Oczekuję całkowitego posłuszeństwa, Potter. Nie będziesz mi się sprzeciwiał, będziesz wykonywał każde moje polecenie i jeżeli dasz sobie radę, to po dwóch tygodniach ocenimy twoje postępy. - Snape pochylił się nad stołem, wbijając w Harry'ego chłodne spojrzenie. - Jeżeli spróbujesz sprzeciwić mi się chociaż raz, zarezerwuję pierwszy świstoklik, który zabierze mnie stąd do jakiegokolwiek najbliższego tropikalnego kurortu i będziesz mógł dalej snuć rozważania na temat swojej przyszłości, ale już beze mnie. Czy to jasne, Potter?

- Absolutnie - odparł Harry i dodał: - Dziękuję, profesorze.

- Radzę ci przygotować posiłek. Za piętnaście minut będziemy kontynuowali lekcje obrony.

- Dobrze - odpowiedział Harry i wstał. Kiedy przechodził obok mężczyzny, zatrzymał się i zebrał w sobie tę resztkę odwagi, która mu została. - Czy mogę dostać z powrotem mój magazyn?

Usta Snape'a wykrzywiły się.

- Myślę, że powinienem to zatrzymać na czas pobytu tutaj. Noce w tym domu potrafią być okropnie chłodne i samotne, nie uważasz? - Snape sięgnął po filiżankę herbaty i wziął niewielki łyk.

Harry zmrużył oczy.

- Jeżeli potrzebuje pan czegoś gorącego i dużego, profesorze, zawsze pozostaje Hardodziob.

Snape wypluł herbatę, a Harry czmychnął do rogu, nie potrafiąc powstrzymać zwycięskiego wybuchu śmiechu.

- Minus pięć punktów dla Gryffindoru za robienie insynuacji dotyczących nauczyciela.

- Są wakacje. Nie sadzę, że może pan odbierać punkty podczas wakacji, profesorze - powiedział Harry, wyciągając z lodówki szynkę i ostentacyjnie ją obwąchując przed położeniem jej na chleb. Z satysfakcją stwierdził, że tym razem nie poczuł żadnego zapachu migdałów.

Snape prychnął.

- W takim razie muszę po prostu zapamiętać wszystkie punkty, których niewątpliwie cię pozbawię, i odebrać je wszystkie natychmiast, kiedy tylko rozpocznie się pierwszy dzień nauki. Znając ciebie dasz mi masę powodów, aby to zrobić, zanim jeszcze postawisz stopę w zamku.

Harry'ego kusiło, aby rzucić mu spojrzenie, ale był zbyt głodny, by się z nim sprzeczać. Zrobił sobie filiżankę herbaty, usiadł przy stole i zabrał się za jedzenie. Nie zważając na konsternację Harry'ego, Snape powrócił do czytania magazynu, tak jakby to było jakieś czasopismo o eliksirach, a nie obleśny poradnik służący do masturbacji.

- Masz minutę - powiedział mężczyzna, kiedy Harry skończył jeść. Chłopak wypił resztkę herbaty, sięgnął po różdżkę i wybiegł z kuchni.

Tym razem miał plan, i to dobry, jak sobie wmawiał. Zatrzasnął kuchenne drzwi i pobiegł, albo, jak to określił Snape, pognał przez korytarz niczym horda dzikich hipogryfów. Kiedy dotarł do drzwi, zawrócił i nie wydając żadnego dźwięku, zakradł się z powrotem do kuchni. Stanął tuż obok drzwi, celując w nie różdżką, aby rzucić zaklęcie na Snape'a natychmiast, gdy ten wyjdzie na zewnątrz.

Uznał, że mężczyzna musi opuścić pomieszczenie, aby go szukać, a więc było to idealne miejsce na zasadzkę.

Czekał, zagryzając niecierpliwie dolną wargę i wpatrując się w drzwi zmrużonymi oczami. Czekał i czekał tak długo, aż upewnił się, że minuta minęła już dawno temu. Dlaczego Snape nie wychodził z kuchni?

Usłyszał, jak za jego plecami ktoś odchrząknął i kiedy się obejrzał, zobaczył stojącego za nim Snape'a z przyklejonym do twarzy uśmiechem satysfakcji.

- Niech to szlag! - jęknął Harry, tuż przed tym, jak uderzył w niego rozbłysk czerwonego światła, który przewrócił go na podłogę.

Kiedy obraz przed jego oczami się wyostrzył, ponownie zorientował się, że jest unieruchomiony, choć mógł poruszać głową i mówić.

- Skąd ty...

- Niektórzy z nas wiedzą, jak się aportować, i niektórzy z nas wiedzą, jak to zrobić, nie wydając przy tym żadnego dźwięku - powiedział Snape, kucając przy Harrym i dźgając go różdżką w kolano. - Dlaczego chciałem aportować się z kuchni?

Harry westchnął.

- Ponieważ te drzwi to jedyne wyjście i ktoś mógłby cię tam bardzo łatwo zaskoczyć.

- Jakże trafnie, Potter.

- Aportowałeś się za moimi plecami? Niczego nie poczułem.

- Nie, aportowałem się do biblioteki.

Harry zmarszczył brwi.

- Użyłeś Zaklęcia Lekkich Jak Piórko Stóp, profesorze? Ponieważ w ogóle nie słyszałem twoich kroków.

Przez moment Snape wyglądał na zaskoczonego, ale szybko to ukrył, marszcząc brwi.

- Czyżbyś znał to zaklęcie? To materiał z siódmego roku.

- Ja... poszukałem trochę w bibliotece dzisiaj rano i natknąłem się na nie. Ale nie miałem jeszcze czasu, aby poćwiczyć. Wygląda na całkiem użyteczne.

- Istotnie. Czego się nauczyłeś?

- Pojedyncze wyjścia łatwo padają celem zasadzek. Powinienem spróbować zaskoczyć wroga od tyłu. I zdecydowanie powinienem poćwiczyć to zaklęcie.

Snape uśmiechnął się krzywo i wstał.

- Finite Incantatem. Uważam, że część popołudnia powinniśmy spędzić w bibliotece.


***

Kiedy już się tam znaleźli, Harry wziął swoje notatki dotyczące Zaklęcia Lekkich Jak Piórko Stóp, usadowił się w jednym ze stojących naprzeciw kominka foteli, i wyciągnął różdżkę.

- Solum Pennatus! - Z determinacją uderzył różdżką w stopy. Poczuł delikatne mrowienie magii wokół palców, ale kiedy tylko zerwał się z fotela, podłoga zaskrzypiała pod jego ciężarem.

- Zaklęcie wymaga lekkiego jak piórko świstu różdżki - powiedział Snape, stojąc tyłem do Harry'ego i przeszukując jedną z półek.

Chłopak westchnął i usiadł ponownie.

- Solum Pennatus! - Przeciął różdżką powietrze tak delikatnie, jak potrafił, i tym razem poczuł o wiele silniejszą magię, która owinęła się wokół jego stóp. Kiedy zeskoczył z fotela, podłoga nie wydała żadnego dźwięku.

- To działa! - Podskakiwał, podskakiwał i podskakiwał tak długo, aż zauważył pełne dezaprobaty spojrzenie Snape'a.

- Mija po dwóch godzinach - powiedział mężczyzna i niecierpliwie machnął ręką. - Rób notatki, Potter. Nie możesz oczekiwać, że twój niedorozwinięty umysł zapamięta to wszystko.

Harry bezgłośnie podszedł do stolika i zanotował sposób machania różdżką i czas trwania zaklęcia. A następnie wziął "Najpsotniejszy Przewodnik Po Magicznych Sztuczkach" i przeszedł do rozdziału siódmego, na którym ostatnio skończył.

- To wygląda na użyteczne zaklęcie - powiedział po jakimś czasie. Snape był nadal zajęty przeszukiwaniem półek, chociaż zdążył uzbierać już spory stos książek, który trzymał w rękach. - Zaklęcie Różdżkolepu.

- Hmm?

- To tak jak te gumki przy okularach, żeby nie ześliznęły się z nosa i nie spadły na podłogę - powiedział Harry i nieświadomie poprawił własne okulary.

Snape uniósł brew i spojrzał na Harry'ego.

- Gumki?

- To taka mugolska rzecz. Nieważne. Ale zaklęcie wydaje się dosyć łatwe.

- Wypróbuj je, jeżeli uważasz, że jest przydatne.

Harry wstał i ujął różdżkę, ale nie miał pojęcia, jak ma ją sam sobie wycelować w dłoń.

- Nakieruj ją na swoje udo. Magia musi wniknąć w twoje ciało. - Snape ponownie odwrócił się do niego plecami i Harry przez moment zastanawiał się, w jaki sposób mężczyzna zauważał jego ignorancję, skoro nawet na niego nie patrzył.

Skierował różdżkę na udo, wziął głęboki oddech, a jego brwi ściągnęły się w koncentracji.

- Adglutino Scipio!

Fala magii popłynęła przez jego ciało i kiedy rozluźnił palce, różdżka tkwiła przyklejona do jego dłoni.

- To działa. Jestem w tym coraz lepszy. - Snape prychnął głośno, ale nie skomentował tego. - To wydaje się bardzo przydatne podczas pojedynku. Nie można niespodziewanie upuścić różdżki - powiedział Harry, potrząsając ręką najmocniej, jak potrafił. Różdżka pozostawała na miejscu. - Dobra, to jak to teraz zdjąć?

- Nie da się.

- Co?

- Nie ma na to przeciwzaklęcia, Potter. Właśnie dlatego to zaklęcie jest niezwykle popularne wśród dzieciaków, którzy chcą sobie nawzajem zrobić kawał. Różdżka będzie przyklejona do twojej dłoni przez mniej więcej godzinę - wyjaśnił Snape, wyglądając na całkiem rozbawionego. - Jednakże przydaje się ono podczas pojedynku, jak już to zauważyłeś, nie jest jednak odporne na zaklęcie rozbrajające rzucone przez twojego przeciwnika.

- I nie mogłeś powiedzieć mi tego, zanim je rzuciłem?

- Musiało mi to wylecieć z pamięci - odparł gładko mężczyzna.

- Świetnie. - Harry usiadł ponownie w fotelu. - Przynajmniej mogę jeszcze czytać.

- Notować, Potter.

Chłopak westchnął i sięgnął lewą ręką po pióro. Zdołał dopisać Zaklęcie Różdżkolepu do swojej listy przydatnych zaklęć nawet w miarę czytelnym pismem.

- Skoro tak nagle zainteresowałeś się czytaniem, sugeruję, abyś przeczytał to. - Mężczyzna rzucił mu ciężką książkę, a Harry spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami.

"Śmierć Zadana Różdżką"

Harry przełknął ślinę.

- Czy to są klątwy, sir?

Snape skinął głową i usiadł w fotelu naprzeciw Harry'ego.

- Nie mam zamiaru uczyć się klątw, profesorze.

- Nie oczekuję, że będziesz je rzucał. W rzeczywistości, jeżeli kiedykolwiek przyłapię cię na rzuceniu któregokolwiek z nich, wydalenie z Hogwartu będzie najmniejszym z twoich problemów. Jednakże powinieneś je poznać, aby zrozumień w końcu, jakie czyhają na ciebie niebezpieczeństwa i dlaczego tak ważne jest, abyś nauczył się samoobrony i że te pozornie proste zaklęcia obronne nie powinny być traktowane tak lekceważąco. A teraz czytaj!

Harry skinął głową i otworzył książkę. Opisy działania klątw były okropne, ale ilustrujące je rysunki przerażały jeszcze bardziej. Był tu cały rozdział poświęcony tylko zaklęciom dotyczącym skóry. Zedrzyj skórę swoich wrogów za pomocą jednej klątwy. Spal ich skórę. Rozpuść ją. Potnij ją.

Kiedy Harry zaczął czytać rozdział czwarty, poświęcony klątwom dotyczącym krwi, jego różdżka spadła nagle na stolik. Przejrzał opisy jak ugotować czyjąś krew, jak zamienić ją w kwas, przeobrazić w ogień albo zamienić w kamień i wtedy stwierdził, że zobaczył już wystarczająco dużo, jak na swój gust. Zdjął okulary i przetarł oczy.

- Profesorze? - Włożył okulary z powrotem i spojrzał na Snape'a, który czytał antycznie wyglądającą książkę o eliksirach.

- Tak, Potter?

- Znasz którąś z tych klątw?

Snape spojrzał na niego nieodgadnionym wzrokiem.

- Niektóre.

- Och.

- To jest Czarna Magia. Najczarniejsza. Wystarczy, że rzucisz je kilka razy i twoja magia stanie się niezrównoważona, a ty jeszcze bardziej podatny na Czarną Magię. To opadająca w dół spirala i właśnie dlatego nigdy nie powinieneś wypróbowywać żadnej z nich.

- Rzuciłem w Ministerstwie klątwę Cruciatus - powiedział Harry. Snape zmrużył oczy. - Ale nie zadziałało. Nic się nie wydarzyło.

- Podejrzewam, że nie.

- Czy ona jest uzależniająca? Czarna Magia?

Snape zamyślił się na chwilę.

- Myślę, że można tak to nazwać.

- Dobrze, w takim razie pozostanę przy zaklęciach obronnych.

- Całe szczęście. - Snape ponownie zagłębił wzrok w książce, ale po chwili poderwał głowę. - Czy kiedykolwiek rzucałeś Zaklęcie Kameleona, Potter? - Harry potrząsnął głową. - Może powinieneś się go nauczyć, skoro twoja wygodna peleryna nie zawsze może być pod ręką. Wstań. - Harry z entuzjazmem posłuchał Snape'a. Rzucanie zaklęć było o wiele ciekawsze niż czytanie tej książki. - Możesz rzucić je na siebie, ale łatwiej się nauczyć, używając go na kimś innym. Nie ruszaj się. - Snape okrążył stolik, zatrzymał się przed Harrym i stuknął różdżką w czubek jego głowy. - Abstrudo Corpus! - Przez ciało Harry'ego popłynął ten sam zimny strumień, który poczuł w zeszłym roku, kiedy Moody rzucił na niego to zaklęcie. Spojrzał w dół i zobaczył, że jego ciało przybrało taki sam kolor i strukturę jak otoczenie. - Twoja kolej. - Mężczyzna stanął bez ruchu, a Harry wolno podniósł różdżkę. Nie był pewien, jak mocno powinien uderzyć Snape'a w głowę, a nie chciał go rozzłościć, więc zdecydował się na delikatne stuknięcie.

- Abstrudo Corpus!

Na krótką chwilę wokół mężczyzny pojawiło się migoczące światło, po czym zniknęło, ale Snape nadal wyglądał tak samo.

- Jeszcze raz, Potter! I mocniej tym razem. Nie jestem zrobiony ze szkła.

Harry zacisnął zęby i uderzył mężczyznę w czubek głowy.

- Abstrudo Corpus!

Ciało Snape'a wolno przybrało kolory znajdującego się za nim stołu i ściany.

- Lepiej - powiedział mężczyzna, oglądając swoje ręce.

Harry wyszczerzył się i cofnął, po czym przeszedł przez pokój, a jego cień podążył za nim.

- Teraz mnie widzisz - powiedział, po czym przycisnął się do ściany, stając całkowicie nieruchomo. - A teraz nie.

- Nie, ale wciąż czuję zapach twojego okropnego szamponu. - Głos Snape'a zabrzmiał gdzieś po prawej stronie od Harry'ego. Zorientował się, że mężczyzna stoi obok jednej z biblioteczek.

- Czy istnieje coś, co może zamaskować mój zapach? - zapytał Harry, rozdrażniony tym, że Snape znowu wspomniał o jego szamponie.

- Finite Incantatem - rzucił Mistrz Eliksirów i ciało chłopaka powróciło do normalności. Harry oddał przysługę, kiedy w końcu udało mu się zlokalizować mężczyznę, który wydawał się dobrze bawić, krążąc wokół niego przez kilka chwil.

- Przeczytaj to - powiedział Snape, wskazując na książkę o eliksirach, którą Harry wybrał dzisiejszego poranka. - Nauczysz się z niej, że istnieje mikstura, która maskuje ludzki zapach.

- Czy mogę ją uwarzyć?

- Bardzo w to wątpię. Jednakże, jeżeli chciałeś zapytać "Czy mógłbym ją uwarzyć, profesorze Snape?", wtedy odpowiedź brzmi "tak". Możesz spróbować jutro. A teraz weź te książki. - Snape przesunął w jego stronę stos, który zebrał. - I zejdź mi z oczu. Mam dosyć twojego towarzystwa na resztę popołudnia.

Harry przewrócił oczami i wykonał polecenie.

- Kolacja jest o siódmej. Po niej będziemy kontynuować twoje lekcje oklumencji.

- Ty gotujesz? - zapytał Harry, całkowicie zaskoczony.

Snape zmrużył oczy.

- Na wypadek, gdybyś zapomniał, Potter, jestem Mistrzem Eliksirów. Potrafię uwarzyć najbardziej złożone trucizny. Jestem pewien, że dam radę przygotować coś tak trywialnego jak posiłek.

Harry zacisnął usta, aby powstrzymać się od prychnięcia, i pokiwał głową.

- Tak, profesorze. Do zobaczenia o siódmej.

Ruszył w stronę sypialni, zaciekawiony książkami, które dał mu Snape, ale nie aż tak bardzo, aby zrezygnować z kilku minut przyjemnie spędzonego czasu z listopadowym numerem "Wypoleruj Swoją Miotłę".


***

Za dziesięć siódma głód wygonił Harry'ego z pokoju. Kiedy wszedł do kuchni, zobaczył Snape'a mieszającego w ogromnym, stojącym na piecu garnku.

- Czy znalazłeś eliksir, o którym rozmawialiśmy dzisiejszego popołudnia?

- Tak, profesorze - odparł Harry, siadając przy stole. Ostatnie dwie godziny spędził na czytaniu książki o eliksirach obronnych. - Wygląda na skomplikowany.

- Bo jest skomplikowany. - Snape nałożył potrawę na dwa talerze. - Nie ma go nawet w szkolnym programie nauczania, ponieważ używany jest tylko do skradania się w bardzo ekstremalnych sytuacjach. Ale w twoim przypadku warto, abyś go znał.

Harry obserwował, jak Snape niesie dwa parujące talerze, kładzie je na stole i siada po jego prawej stronie.

- A teraz jedz.

Spoglądając raz na potrawę, raz na Snape'a, Harry wyciągnął różdżkę.

- Toxicum Acclaro!

Wokół jego posiłku nie pojawiła się żadna kolorowa mgiełka, więc Harry zanurzył łyżkę, nabrał trochę potrawy i przysunął do nosa, aby ją powąchać. Snape obserwował go w ciszy, ale wyglądał bardziej na zadowolonego, niż rozdrażnionego.

- Pachnie jak marchewka i mięso, a więc podejrzewam, że jest bezpieczne - powiedział i wziął kęs.

- I takie jest - potwierdził Snape, a po namyśle dodał - Oczywiście jad kobry plującej nie ma smaku i jest bezwonny, a podany w odpowiedniej ilości potrafi uśmiercić dorosłego człowieka w przeciągu dwudziestu minut. - Harry zakrztusił się i posłał Snape'owi mordercze spojrzenie. - Jednakże to byłoby raczej łatwe do przewidzenia, gdybym próbował po raz drugi cię otruć, nie sądzisz? - Snape wziął mały kęs, pogryzł dokładnie i przełknął. - A poza tym otrucie cię za pierwszym razem miało na celu nauczenie cię ostrożności i większego zwracania uwagi na otoczenie i twoje własne reakcje. I mogę stwierdzić, że dobrze pojąłeś tę lekcję, ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu. Nie podejrzewałem, że cokolwiek potrafiłoby się przebić przez twoją twardą czaszkę tylko po jednym podejściu.

Harry zamyślił się na chwilę i doszedł do wniosku, że w ten sposób Snape chciał powiedzieć, że jego potrawa jest bezpieczna do spożycia. Przełknął jedzenie i zjadł kilka kolejnych łyżek.

- Całkiem dobre. Chociaż przydałoby się trochę więcej pieprzu - powiedział Harry, uśmiechając się uprzejmie. Wiedział, że komplementowanie kucharza należało do dobrych manier.

- Nie, nie przydałoby się. Jedzenie mocno przyprawionych potraw ma wpływ na zmysł węchu, a ja go potrzebuję, aby być perfekcyjnym w swojej dziedzinie pracy.

- Och, nie pomyślałem o tym.

- Nie dziwi mnie to.

Harry prychnął i kontynuowali posiłek w milczeniu. Kiedy skończyli, chłopak rzucił zaklęcie czyszczące, a następnie przenieśli się do salonu na lekcję oklumencji.

Kiedy Harry wszedł za mężczyzną do pomieszczenia, zorientował się, że nie przygotował dla niego żadnego nowego wspomnienia. Tak naprawdę, to przez cały dzień w ogóle nawet nie pomyślał o swoim planie. Był zbyt zajęty nauką. Hermiona byłaby z niego dumna, jak pomyślał z cichym parsknięciem.

- Wyjmij różdżkę, Potter.

Podczas dwóch pierwszych rund Harry'emu udawało się blokować Snape'a dłużej, niż wczorajszego dnia i był nawet w stanie utrzymać się na nogach.

I nadszedł czas na trzecią rundę, a Harry wiedział, że podczas wcześniejszych lekcji zawsze pokazywał wtedy Snape'owi swoje nieprzyzwoite wspomnienia. Czy mężczyzna oczekiwał, że zrobi to ponownie? Czy Snape stworzył nowe wspomnienie, aby pokazać je Harry'emu?

- Gotów, Potter? - Wzrok Snape'a był nieodgadniony, ale Harry widział, jak kąciki jego ust drżą.

- Jeszcze sekunda. - Harry przeszukał pamięć i wyciągnął z niej moment z dzisiejszego popołudnia, kiedy masturbował się, a obok niego leżała książka o eliksirach. Stwierdził, że to będzie ciekawy szczegół dla Snape'a.

- Jestem gotowy, profesorze.

- Legilimes!

Harry blokował Snape'a tak długo, jak potrafił, a następnie wypchnął wybrane przez siebie wspomnienie. Natychmiast odnalazł drogę do umysłu Snape'a, gdzie czekało na niego nowe wspomnienie. Snape, leżący na łóżku w znajomym miejscu. Na Grimmuald Place, jak skonstatował Harry. Snape, leżący na łóżku, w jednej dłoni zaciskający twardego penisa, a w drugiej trzymający skonfiskowany numer "Wypoleruj Swoją Miotłę".

Snape, dotykający swojego masywnego penisa i oglądający zdjęcia mężczyzny liżącego tyłek innego mężczyzny.

Po delikatnym wypchnięciu Harry znalazł się z powrotem w salonie i z satysfakcją stwierdził, że nadal stoi.

Snape masturbował się w tym domu. Dzisiejszego popołudnia. Czy poszedł do swojego pokoju tuż po Harrym? Czy masturbowali się w oddzielnych pokojach w tym samym czasie?

Ta myśl posłała gorący dreszcz wzdłuż ciała Harry'ego, który w końcu odważył się spojrzeć na mężczyznę.

Snape obserwował go z uniesioną brwią, a jego wargi powoli ułożyły się w krzywy uśmieszek. A Harry nie potrafił się powstrzymać, aby nie odpowiedzieć uśmiechem.

- Interesujące artykuły - powiedział gładko Snape.

- Tak. Cieszę się, że magazyn ci się przydał - odparł niepewnie Harry.

- O tak, nawet bardzo.

W pomieszczeniu zrobiło się nagle niezwykle gorąco i Harry musiał poluzować kołnierzyk. Paliły go uszy, a jego policzki płonęły i nie miał pojęcia, co jeszcze mógłby powiedzieć albo zrobić. Snape wiedział i wydawał się być zainteresowany i Harry miał problem z przypomnieniem sobie, dlaczego to było takie ważne, aby Snape był zainteresowany, ponieważ ten fakt był sam w sobie niezwykle ekscytujący.

- Masz minutę, Potter.

- Co? - Harry przez moment wpatrywał się w mężczyznę, zanim przypomniał sobie, co to oznaczało. - A tak, racja. Cholera. - Wybiegł z pomieszczenia i kiedy znalazł się w korytarzu, rzucił na siebie Zaklęcie Lekkich Jak Piórko Stóp, a następnie wbiegł po schodach.

Złapał swoją pelerynę niewidkę, wśliznął się pod nią i zajął pozycję pod ścianą, w korytarzu. Czekał, licząc w myślach mijające sekundy.

I wtedy wszystko pogrążyło się w absolutnej ciemności.

Zanim zdołał się powstrzymać, wydał z siebie zaskoczone westchnienie. Trzy sekundy później jego peleryna została ściągnięta i poczuł dłoń, zaciskającą się wokół jego nadgarstka z siłą imadła, zmuszając go tym do upuszczenia różdżki. Został przyciśnięty do ściany przez mocno napierające na niego ciało i całkowicie pozbawiony możliwości ruchu.

- Jesteś zbyt przewidywalny, Potter - aksamitny głos wyszeptał tuż przy jego uchu.

Harry przełknął ślinę.

- Jak ty... ee... - Nie był w stanie dokończyć zdania, ponieważ czucie przyciskającego się do niego ciała Snape'a było zbyt rozpraszające. Jego umysł przestał funkcjonować, a penis przejął kontrolę, pulsując, ku przerażeniu Harry'ego, w niezwykle interesujący sposób.

- Poszedłeś po swoją pelerynę, a to było łatwe do przewidzenia. I polegałeś jedynie na swoim wzroku - powiedział Snape. Jego gorący oddech muskał szyję Harry'ego. - Kiedy odebrałem ci możliwość widzenia, stałeś się bezbronną, łatwą zdobyczą.

- Ale nie mogłeś mnie zobaczyć.

- Za to słyszałem twój oddech. I wyczułem cię. - Nos Snape'a musnął włosy Harry'ego.

Chłopak uderzył głowę o ścianę, próbując się cofnąć. Znowu przegrał, a to ogromnie go irytowało.

- Wkurza mnie, że możesz mnie wyczuć tylko dlatego, iż każdego dnia biorę prysznic. Wiesz, ty nie do końca pachniesz różami.

Snape parsknął. Zabrzmiało to niezwykle intensywnie w otaczającej Harry'ego ciemności.

- To jest właśnie twój problem, Potter. Nie wiesz, jak pachnę. Ja zapamiętałem twój zapach już bardzo dawno temu. Nawet pomimo twojego denerwującego szamponu, potrafię odnaleźć cię wyłącznie po zapachu.

- A więc czego powinienem się nauczyć? Twojego zapachu?

Zaciskająca się na jego nadgarstku dłoń zniknęła i ręka Harry'ego opadła na ramię mężczyzny.

- Powinieneś zapamiętać mój zapach. Powiedz mi, jak pachnę.

Harry powoli wysunął swoją twarz. Czubkiem nosa dotknął ciepłej skóry na szyi mężczyzny i poczuł ostre włoski drażniące jego czoło. Musnął wargami tkaninę na ramieniu Snape'a i pozostawił je tam, kiedy wciągał powietrze.

- Pachniesz jak klasa do Eliksirów.

- Dalej, Potter. Stać cię na więcej.

Wstrzymując oddech, przesunął nosem po ramieniu mężczyzny i ponownie dotknął jego szyi. Wziął głęboki wdech.

- Dym - wyszeptał i nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, mocniej zacisnął palce wokół jego ramienia.

- Tak. Co jeszcze?

Ponownie nabrał powietrza, jeszcze mocniej wciskając twarz w zagłębienie na szyi Snape'a. Jego usta przyciskały się do delikatnej skóry.

- Coś... świeżego... cytryna.

- Mydło - odparł mężczyzna i Harry poczuł dotyk ust na swoich skroniach.

- I coś... intensywnego... piżmowego.

- Mój własny zapach. Zapamiętaj go.

Harry oparł policzek na ramieniu mężczyzny i wdychał, wdychał, wdychał tak długo, aż wydawało mu się, że całe jego ciało przeniknęło zapachem Snape'a. Nie mógł się poruszyć, nie chciał się poruszyć, mógł tylko opierać się o mężczyznę, czując się całkowicie bezbronnym w otaczającej go ciemności i oszołomionym przyciskającym się do niego ciałem, tak blisko, tak blisko.

- Czy teraz rozumiesz jak ważne są twoje zmysły? Jest ich więcej, znacznie więcej, niż tylko wzrok.

- Tak.

- Jest słuch. - Głos Snape'a połaskotał ucho Harry'ego. - Jest zapach. - Nos mężczyzny musnął jego szyję. - I jest dotyk. - Poczuł pieszczące jego policzek palce Snape'a i szarpnął się, zaskoczony tym nagłym doznaniem.

I wtedy wszystko zniknęło, ponieważ mężczyzna cofnął się i Harry został pozbawiony ciepła i oparcia.

- To wszystko na dzisiaj. Jutro o dziesiątej rano dołączysz do mnie w laboratorium, aby mi asystować, tak jak ustaliliśmy to dzisiejszego popołudnia.

Światło powróciło i Harry zamrugał, widząc plecy Snape'a znikające w pokoju. Wziął kilka głębokich oddechów, po czym podniósł pelerynę i różdżkę i wszedł do swojego własnego pokoju. Czuł się oszołomiony i nie był pewien, co się właśnie wydarzyło. Jedyną rzeczą, której był pewien, była ta, że miał pełną erekcję, która potrzebowała natychmiastowego działania.



CDN


* rimming - lizanie odbytu
_________________

Część 4



Kiedy Harry zszedł następnego ranka na śniadanie, był bardzo zdenerwowany. Miał żołądek skręcony w supeł, a serce nie chciało się uspokoić. Leżąc w łóżku, masturbował się, odtwarzając ich intymne spotkanie w ciemnym korytarzu wciąż i wciąż od nowa, dopóki nie osiągnął spełnienia. A później śnił o tym. Śnił o zapachu Snape'a, o jego dotyku i o tym, jak ocierał się o niego, dopóki nie doszedł. Obudził się z lepkimi bokserkami.

A teraz musiał stawić mężczyźnie czoła. Ale był dzielny, a przynajmniej tak sobie wmawiał, więc wszedł do kuchni z wysoko uniesioną głową i żołądkiem w okolicach butów. Pomieszczenie jednak okazało się puste. Przygotował sobie kanapkę i wmusił ją w siebie, dzięki czemu jego żołądek chociaż trochę się uspokoił.

Następnie ruszył do piwnicy, zbierając w sobie te resztki odwagi, które mu jeszcze pozostały, i zapukał dwa razy do drzwi.

- Wejść.

Harry zrobił to, po czym zszedł po schodach i znalazł się w pomieszczeniu wypełnionym dwoma stołami, kilkoma kociołkami i Snape'em.

- Dzień dobry, sir - powiedział, patrząc wszędzie, tylko nie na mężczyznę.

- Przyniosłeś swoją książkę?

- Tak. - Podniósł ją do góry. O tym jeszcze pamiętał, pomimo tego, jaki był rozproszony.

- Potrzebne składniki znajdziesz po swojej prawej stronie. Będziesz warzył tę miksturę przez cały poranek, a następnie musisz dusić ją na wolnym ogniu przez kilka godzin. Sugeruję, abyś wykorzystał ten czas na znalezienie zaklęcia widzenia w ciemności, które znajduje się w jednej z twoich książek.

- Tak, profesorze. - Harry otworzył książkę na właściwej stronie i zaczął miażdżyć suszone pykostrąki. Pył z moździerza uniósł się w górę i podrażnił go w nos, więc szybko odwrócił głowę i kichnął.

- Potter.

- Tak? - Harry przetarł nos i spojrzał na stojącego przy drugim stole Snape'a.

- Wypróbuj zaklęcie Contego Pulvis. To otoczy barierą ochronną twój moździerz.

Harry rzucił zaklęcie krótkim machnięciem różdżki.

- Dzięki.

- To materiał z trzeciego roku - powiedział mężczyzna, prychając. - Powinieneś już to umieć.

Czując się jak idiota, Harry powrócił do pykostrąków. Kątem oka zobaczył, jak Snape podrywa głowę.

- Spodziewasz się dzisiaj towarzystwa, Potter?

- Nie.

- Bo ktoś właśnie aktywował naszą sieć Fiuu.

- Może Dumbledore...

- Nie. - Snape sięgnął po różdżkę, a Harry poszedł za jego przykładem. - Stań za mną.

Czując nerwowe skurcze żołądka, wyszedł za Snape'em z piwnicy. Kiedy znaleźli się w korytarzu, usłyszeli dochodzące z kuchni hałasy. Harry wychylił się zza pleców Snape'a, aby coś zobaczyć, ale ramię mężczyzny zmusiło go do cofnięcia się. Ostrożnie podeszli pod kuchenne drzwi. Kiedy się przy nich znaleźli, usłyszeli kilka rozmawiających ze sobą głosów.

- Brzmią jak Weasleyowie - wyszeptał Harry.

Snape spojrzał na niego tak, jakby to była jego wina, że nagle mają kuchnię pełną niespodziewanych gości. W odpowiedzi Harry wzruszył ramionami.

Drzwi otworzyły się i Harry spojrzał wprost w twarz pana Weasleya.

- Tutaj jesteś. Wszystkiego najlepszego, Harry.

Harry zamrugał, zaskoczony.

- Masz dzisiaj urodziny? - zapytał Snape przez zaciśnięte zęby.

- Ee... Zapomniałem, że to dzisiaj, sir.

- I uznałeś za konieczne zaproszenie tych ludzi bez poinformowania mnie o tym?

- Nie bądź dla niego taki ostry, Severusie - powiedział pan Weasley, cofając się o krok w głąb kuchni. - Harry nie wiedział, że zamierzamy urządzić mu przyjęcie-niespodziankę. Wejdźcie obaj. Mamy tort.

Harry zobaczył stojących w kuchni Rona, Hermionę, Ginny, bliźniaków i panią Weasley. Był nawet Bill, który uśmiechnął się do niego szeroko.

- Wszystkiego najlepszego, Harry - powiedzieli chórem.

- Przyjęcie-niespodzianka? - zapytał Snape, wyraźnie zdenerwowany.

- O niczym nie wiedziałem, sir. Naprawdę. Nigdy wcześniej nie robili mi przyjęć-niespodzianek. - Harry oderwał wzrok od Snape'a i spojrzał na wszystkich zebranych, uśmiechając się do nich. - Dzięki.

Pan Weasley zaprosił ich do środka, chociaż Snape wydawał się znacznie mniej chętny niż Harry do znalezienia się w pomieszczeniu wypełnionym Weasleyami. Harry zauważył duży, stojący na stole tort ze świeczkami. Z szesnastoma, jak przypuszczał. Ale zauważył także kilka opartych o ścianę kufrów. Ostre wciągnięcie powietrza powiedziało mu, że Snape również je zauważył.

- Co to ma znaczyć? - Wskazał na walizki.

Pani Weasley wyglądała na nieco rozdrażnioną.

- To nasze rzeczy osobiste. Zostaniemy tutaj na resztę wakacji.

- Nie zrobicie tego! - ryknął Snape. Harry wzdrygnął się, słysząc eksplozję wściekłości w głosie mężczyzny.

- Severusie! - pani Weasley wyglądała na rozgniewaną, ale nie mogła dorównać morderczemu spojrzeniu, które wbijał w nią Snape. - Dumbledore powiedział nam, że jesteście tutaj sami. Harry potrzebuje opieki. I swoich przyjaciół.

- Chłopak nie potrzebuje rozpieszczania go! To samo tyczy się stada rozpraszających go nastolatków! Jedyne, czego potrzebuje, to nauczenie się rzeczy, które pozwolą mu przeżyć!

- Jakie masz prawo do decydowania o tym, co Harry...

- Nie, jakie ty masz prawo? - wrzasnął Snape. - Dumbledore umieścił chłopca pod moją opieką i ja będę decydował o tym, co jest dla niego dobre. A ty w żaden sposób nie możesz ingerować w moje sposoby nauczania ani kwestionować moich decyzji!

Pani Weasley wyglądała tak, jakby chciała rozerwać Snape'a na kawałki, a Snape wyglądał jak ktoś, kto jest bardzo bliski użycia jednego albo dwóch zaklęć Niewybaczalnych.

Harry czuł się rozdarty. Cieszył się, że widział swoich przyjaciół i był szczęśliwy, że pamiętali o jego urodzinach, skoro on sam o nich zapomniał. Ale wiedział również, że jeżeli oni i ich rodzina tutaj zostaną, będzie miał znacznie mniej energii na odbywanie lekcji ze Snape'em. Decyzja była łatwa i, co dziwniejsze, jego plan w ogóle na niej nie zaważył.

- Przestańcie, proszę! - Harry wziął głęboki oddech, spoglądając raz na Snape'a, raz na panią Weasley. - Snape ma rację - powiedział, ignorując urażone spojrzenie pani Weasley. - Profesor Snape ma rację. Przez kilka ostatnich dni uczył mnie obrony i oklumencji i zrobiłem naprawdę duże postępy. Nie możemy pozwolić sobie na jakiekolwiek rozpraszanie. Ale bardzo cieszę się z przyjęcia urodzinowego.

W pomieszczeniu zaległa napięta cisza, dopóki pan Weasley nie odchrząknął.

- W takim razie postanowione. Zostaniemy na twoim przyjęciu, a później wrócimy do domu.

Harry spojrzał na Snape'a, który niemal niewidocznie skinął głową.

- Dzięki - powiedział Harry.

- Ale - zaczęła pani Weasley - jesteś całkiem sam w tym dużym, starym domu.

- Nie jestem sam.

Pani Weasley przytuliła go mocno.

- Ale czy dasz sobie radę?

- Tak, dam sobie radę. Uczę się wielu rzeczy. Przydatnych rzeczy. - Harry usłyszał prychnięcie Snape'a. Uwolnił się z uścisku pani Weasley i uśmiechnął do niej. - Naprawdę nic mi nie będzie.

- Potter, proszę na słówko. - Harry podążył za Snape'em w stronę kuchennych drzwi. - Zezwalam na przyjęcie, ponieważ to wydaje sie niemożliwe, aby pozbyć się tych ludzi, skoro już tutaj są. Ale wieczorem oczekuję cię z powrotem w moim laboratorium. Zrozumiałeś?

Harry skinął głową, ale kiedy zorientował się, że Snape chce wyjść, dodał:

- Sir, dlaczego nie mógłby pan zostać chwilę?

- Proszę?

- Jest ciasto i herbata. - Harry uśmiechnął się do niego, przechylając głowę. - To moje urodziny. Byłbym wdzięczny, gdyby zechciał pan zostać.

Snape skrzywił się, ale po chwili skinął głową.

- Świetnie. Jeżeli pragniesz, abym swą słoneczną osobowością rozświetlił twoje przyjęcie, to niech tak będzie.

Harry parsknął i odwrócił się do przyjaciół.

- Harry, chodź już. Czas na zdmuchnięcie świeczek - powiedział Ron, klepiąc go w plecy. - Co u ciebie?

- W porządku - odparł, podziwiając kolorowy tort, zanim pochylił się nad nim. Dmuchnął z całej siły, ale płomienie nawet nie drgnęły. Usłyszał chichot bliźniaków, po czym pani Weasley wyciągnęła różdżkę i zgasiła za niego świeczki.

- Wszystkiego najlepszego z okazji szesnastych urodzin, Harry - powiedziała Hermiona, uśmiechając się.

Harry rozejrzał się po pomieszczeniu, czując w sobie ciepło i radość.


***


Po tym jak pani Weasley zaserwowała tort i herbatę, dorośli czarodzieje usiedli przy jednym końcu stołu, a Harry i jego przyjaciele przy drugim, więc mogli ze sobą porozmawiać. Przedyskutowali wyniki sumów, omówili postępy, jakie Fred i George osiągnęli ze swoim sklepem, a Harry wysłuchał kilku zabawnych opowieści o życiu w Norze tego lata. Następnie konwersacja skierowała się w stronę Snape'a - tematu, który Fred, George i Ron wydawali się wyjątkowo lubić. Ginny i Hermiona przeważnie się nie odzywały, więc Harry słuchał przyjaciół i zerkał na Snape'a. Mężczyzna siedział po drugiej stronie stołu, pomiędzy Billem i panem Weasleyem i sączył herbatę, słuchając z uniesioną brwią tego, co opowiadał mu Bill.

- To musi być okropne, być tutaj zamkniętym z tym oślizgłym draniem - powiedział George.

- Taa, kiedy Dumbledore powiedział to mamie, natychmiast kazała nam się pakować. Myślę, że bała się, że on cię zabiję albo coś w tym stylu - dodał Ron.

Harry wzruszył ramionami, wpatrując się w trzymaną w rękach pustą filiżankę.

- Nie jest tak źle.

- A teraz musisz z nim spędzać nawet swoją cholerną imprezę urodzinową - powiedział Fred.

- Tak naprawdę, to poprosiłem go, żeby został. Pracowaliśmy...

- Stary, chyba rozumiesz, że masz wyjątkową okazję, aby zemścić się za cały Gryffindor, prawda? - zapytał George.

Harry spojrzał na niego ze zdziwieniem.

- Utknąłeś ze Snape'em. Możesz sabotować każdy eliksir, który będzie próbował uwarzyć - wyszeptał Fred. - Mamy nawet nowy produkt, który chyba ci się spodoba. Będzie idealny, aby zrobić nim kawał Snape'owi i...

- Posłuchajcie - rzekł Harry, zaciskając zęby. - Snape uczy mnie rzeczy, które muszę umieć. Nie mam zamiaru sabotować niczego, co robi.

Ron patrzył na niego zaszokowany.

- Ale Harry, ten drań przez pięć lat traktował cię jak gówno.

- To prawda, ale tego lata jest w porządku. - Harry wzruszył ramionami. Nienawidził nie zgadzać się z przyjaciółmi, ale cała ta rozmowa denerwowała go i sprawiała, że czuł się niekomfortowo. Chciał, żeby natychmiast przestali.

- Czego cię uczy? - zapytała Hermiona, najwyraźniej pragnąc zmienić temat rozmowy.

- Pożytecznych rzeczy. Zaklęć obronnych, podchodów, oklumencji... i zgodził się podszkolić mnie w Eliksirach.

- W Eliksirach? - Ron zrobił taką minę, jakby to słowo pozostawiło nieprzyjemny posmak w jego ustach.

- Harry, kogo obchodzą Eliksiry? - zapytał George.

- To po prostu szkolne bzdury. Poza tym, my możemy nauczyć cię wszystkich magicznych sztuczek, które powinieneś znać - odezwał się Fred, poklepując Harry'ego po kolanie. - Mówię ci, to jest idealna okazja, aby chociaż trochę zatruć Snape'owi życie...

- Zamknijcie się! - Harry zerwał się z krzesła, które przewróciło się na podłogę. - Której części "gdzieś tam jest Czarny Pan i on chce mnie zabić" nie rozumiecie? - Przyjaciele patrzyli na niego zaszokowani, ale Harry jeszcze nie skończył. - Której części "muszę nauczyć się rzeczy, które pozwolą mi przeżyć" nie rozumiecie? Której części "Snape zrezygnował ze swoich pieprzonych wakacji, żeby mi pomóc" nie rozumiecie? Ile jeszcze osób musi zginąć, żebyście uświadomili sobie, że to nie jest jakaś głupia gra? Gdybym chociaż część z tych rzeczy potraktował poważniej w czerwcu, mój ojciec chrzestny nadal by żył! A teraz oczekujecie ode mnie...

Dym. Cytryna. Ciężki aromat piżma.

Harry spojrzał ponad swoim ramieniem i zobaczył stojącego za nim Snape'a.

- Skończyłeś już, Potter?

Chłopak oblizał wargi i przełknął ślinę. Poczuł nagłą suchość w ustach.

- Tak. Tak myślę.

- To dobrze. - Snape postawił krzesło Harry'ego, położył dłoń na jego ramieniu i posadził go na nim z powrotem. A następnie spojrzał zmrużonymi oczami na jego przyjaciół. - Radzę wam, półgłówki, wziąć na poważnie to, co wasz przyjaciel właśnie powiedział i przestać czynić jego życie jeszcze trudniejszym, niż jest w tej chwili.

Nie podnosząc wzroku, Harry obrócił twarz ku dłoni Snape'a i wziął cichy wdech.

Dym. Cytryna. Ciężki aromat piżma. Z powodów, których nie rozumiał, zapach mężczyzny tak blisko niego uspakajał go, więc odetchnął ponownie, a jego puls powoli zaczął wracać do normy.

- Potter, mam kilka eliksirów, które potrzebują uwagi. Spędzę resztę dnia w laboratorium.

- Tak, sir.

Dłoń Snape'a ześliznęła się z jego ramienia i Harry nie podnosił wzroku, dopóki nie usłyszał, jak kuchenne drzwi otwierają się i zamykają. Dopiero wtedy spojrzał na przyjaciół.

- Do licha! - powiedział Ron, cały blady.

- Harry, chciałbyś otworzyć prezenty? - zapytała Ginny, uśmiechając się do niego promiennie. - Masz, zacznij od mojego.

Gryfon przyjął niewielką paczuszkę.

- Dziękuje.

***

Weasleyowie zostali aż do późnego popołudnia i ku uldze Harry'ego, jego przyjaciele nie podjęli już ponownie tematu Snape'a. Zamiast tego, skupili się na błahych sprawach, takich jak quidditch i nadchodzący rok szkolny, a Harry dobrze się bawił. Kiedy goście wyjechali, zaniósł prezenty do swojego pokoju. Otrzymał dużą paczkę z wyrobami bliźniaków, mnóstwo słodyczy i czekolady, domowej roboty biszkopty i dwie książki: o quidditchu od Hermiony i o magicznych stworzeniach od Billa.

Był wykończony i naprawdę chciał się zdrzemnąć, ale pomyślał, że Snape nie byłby zachwycony, gdyby wylegiwał się w łóżku w ciągu dnia. A więc poprzestał na kąpieli. Mistrz Eliksirów nie powinien być chyba zły na niego za to, że dba o swoją higienę osobistą, stwierdził, podążając do łazienki. Wylegując się przez jakiś czas w wannie, Harry pozwolił swoim myślom dryfować od urodzinowego przyjęcia do Snape'a i ich lekcji. I wtedy dostrzegł coś na podstawce. Należąca do Snape'a kostka mydła o cytrynowym zapachu. Nie potrafiąc się powstrzymać, wziął ją do ręki i namydlił się nią, wdychając ten nowy, choć już znajomy zapach. Zastanawiał się, czy mężczyzna to zauważy, a jeżeli tak, to czy powie coś na ten temat. Niemal pragnął, aby tak się stało.

Ubrał się i zszedł na dół w poszukiwaniu Snape'a. Znalazł go w piwnicy, mieszającego w dużym, parującym kociołku.

- Zakładam, że twoi przyjaciele już poszli?

- Tak, sir - odparł Harry, zajmując miejsce przy stole do pracy. - Będę teraz kontynuował warzenie tego eliksiru.

- Zostaw to. Ta mikstura potrzebuje zbyt dużo czasu, aby ją uwarzyć. Możesz dokończyć ją jutro. - Snape wytarł dłonie w ręcznik i wskazał na kawałek pergaminu. - W zamian uwarzysz to. - Harry spojrzał na listę ingrediencji i sposób przyrządzania mikstury, zapisane kanciastym pismem Snape'a.

- Co to za eliksir?

- Nie zadawaj głupich pytań, tylko bierz się do pracy!

Spoglądając na nauczyciela, Harry zastanawiał się, co tym razem zrobił źle. Może mężczyzna wciąż był na niego zły za to, że miał urodziny?

Wzruszył ramionami, po czym postawił kociołek nad ogniem i zaczął wybierać odpowiednie składniki spośród wielu fiolek i butelek znajdujących się na jego stole.

Zdeterminowany, aby nie zawalić pierwszej mikstury, którą Snape kazał mu uwarzyć, Harry siekał, miażdżył, odmierzał, mieszał i dwa razy wszystko sprawdzał. Snape nie odzywał się, zajęty dwoma kociołkami po swojej stronie pomieszczenia, a Harry nie zwracał na niego uwagi, zbyt zajęty własnym eliksirem.

Po niemal dwóch godzinach, podczas których Harry wykonał każdy punkt instrukcji, z ciekawością zajrzał do swojego kociołka. Przezroczysta mikstura wydawała się raczej oślizgła i chłopak zastanawiał się, czy na pewno powinna tak wyglądać.

Odchrząknął i powiedział:

- Myślę, że skończyłem, sir.

- Myślisz, że skończyłeś czy skończyłeś?

Harry sapnął.

- Skończyłem.

- Znakomicie. Zdejmij ją z ognia i rzuć zaklęcie chłodzące.

Gryfon zrobił, co mu kazano i starał się nie być spięty, kiedy mężczyzna pojawił się za nim.

- Interesujący wybór mydła, Potter. - Snape spojrzał na niego z góry ostrym wzrokiem i Harry poczuł, jak na jego policzki wypływa rumieniec.

- Pomyślałem, że miło pachnie.

- Hmm. - Snape przysunął się bliżej, dotykając chłopaka ramieniem, i musnął ustami i nosem jego włosy. - Jest zdecydowanie lepszy niż ten zapach sacharyny, którym emanowałeś przez kilka ostatnich dni.

- Po prostu staram się być mniej przewidywalny - powiedział Harry. To była pierwsza rzecz, która mu przyszła do głowy, ponieważ tak naprawdę nie miał pojęcia, dlaczego użył mydła Snape'a.

Mężczyzna nie komentował już dalej i pochylił się, aby sprawdzić eliksir. Oglądał go pod różnymi kątami, podniósł chochlę i obserwował jak mikstura powoli przelewa się z powrotem do kociołka, aż w końcu nabrał trochę na łyżkę i przecierał ją pomiędzy kciukiem i palcem wskazującym.

- Gratulacje, Potter. Uwarzyłeś niemal perfekcyjny lubrykant.

Harry nie był pewien, co zaszokowało go bardziej. Snape komplementujący jego eliksir czy fakt, że mężczyzna kazał mu uwarzyć lubrykant.

- Chociaż konsystencja pozostawia wiele do życzenia. Sugeruję, aby gotować łodygi mniszka lekarskiego kilka minut dłużej.

- Tak, sir.

- Notuj!

Harry złapał najbliższe pióro i dopisał na pergaminie sugestie Snape'a.

- A teraz... Dobry warzyciel testuje swoje eliksiry - powiedział Snape, odwracając się do Harry'ego. - Czy potrafisz wskazać przeznaczenie tej mikstury?

- Ee...

- Nie mamy całego wieczoru. Z pewnością musiałeś nauczyć się czegoś z tych magazynów, którymi zaczytywałeś się z taką uwagą.

Policzki Harry'ego płonęły. Rozejrzał się po pokoju i nagle dotarło do niego, jak niewielka była piwnica i jak blisko stał Snape.

- To jest... ee... Używane czasami przy seksie. Tak myślę.

- Bardzo dobrze. Ta mikstura to mój własny przepis. To nie tylko lubrykant. Pomaga także spotęgować doznania. Daje wyjątkową przyjemność, kiedy używa się jej podczas masturbacji. Jak myślisz, w jaki sposób powinieneś ją przetestować? - Snape przekrzywił głowę, patrząc na Harry'ego wyzywająco.

Harry nie był pewien, co mężczyzna właśnie powiedział. Wiedział tylko, że każde słowo trafiało wprost do jego członka. Przestąpił z nogi na nogę.

- Zabrać trochę ze sobą do sypialni?

- Hmm. - Snape wyglądał, jakby rozważał tę odpowiedź, stukając palcem w swoje wargi. - Ale wtedy nie będę mógł ocenić wyników twojej pracy. Tak nie może być. Będziesz musiał przetestować ją tutaj.

Harry rozdziawił usta.

- Chcesz, żebym to... tutaj?

- No dalej, Potter. Przecież widziałem to wszystko już wcześniej. - Czarne oczy Snape'a zamigotały i Harry zaczął mieć trudności z oddychaniem.

Gapił się na mężczyznę, a w jego głowie dzwoniło kilka alarmów ostrzegawczych. W końcu to był Snape, a on w przeszłości uwielbiał upokarzać Harry'ego.

- Postaraj się zachować dojrzale. - Snape przysunął się bliżej. - Po tym, co razem dzieliliśmy... - Dotknął palcem skroni Harry'ego - ...zdecydowanie powinien być już pomiędzy nami pewien poziom zrozumienia. - Harry oblizał wargi i przypomniał sobie swój plan. Wiedział, że to idealna okazja. Umożliwi mu zemstę, której pragnął tak bardzo. Wszystko naprawi. A poza tym głos Snape'a był tak blisko i sprawiał, że czuł łaskotanie na skórze, a włoski na jego karku stanęły, kiedy przez ciało przepłynął przyjemny dreszcz. - To tylko maleńki krok od oglądania tego w twoim umyśle... - Snape zacisnął palce wokół nadgarstka Harry'ego i podniósł jego prawą dłoń - ...do zobaczenia tego tutaj. Czy jesteś wystarczająco odważny, aby wykonać ten krok, Potter? - Snape zanurzył dłoń Harry'ego w przezroczystym lubrykancie.

Kiedy Harry poczuł eliksir na swojej skórze, efekt był niezwykły. Sprawił, że jego penis stwardniał jeszcze bardziej. Spojrzał w oczy Snape'a, próbując dostrzec w nich kpinę, ale nie zobaczył jej. Mężczyzna wyglądał na całkowicie poważnego, a chłopak był zbyt podniecony, by się nad tym zastanawiać.

- Odpręż się. - Snape zaczął go delikatnie popychać, aż Harry poczuł za plecami ścianę. - I pokaż mi teraz to, czym kusiłeś mnie przez kilka ostatnich dni.

To była najbardziej surrealistyczna rzecz, jakiej Harry kiedykolwiek doświadczył. Bez wątpienia była najbardziej podniecająca. Snape chciał obserwować jak Harry się dotyka, jak się zadowala. Nawet jeśli to nie całkiem pasowało do jego planu, to Harry nie potrafił się z tym nie zgodzić. Pomysł, aby opuścić spodnie i masturbować się na oczach Snape'a rozpalał go i doprowadził do tego, że niemal doszedł tu i teraz.

- Dobrze. - Oparł się o ścianę, nie spoglądając na Snape'a, który stał zaledwie dwa kroki od niego. Rozsunął zamek i chciał wyciągnąć lewą ręką swoją erekcję, ale Snape przeszkodził mu.

- Opuść spodnie. Chyba nie chcesz ich zabrudzić? - Przełykając ślinę, Harry odpiął guzik i zsunął spodnie i bokserki aż do kostek. - I podwiń bluzkę. Muszę mieć dobry widok, aby móc ocenić twoje zdolności.

Harry wykonał polecenie i spojrzał na Snape'a, wiedząc, że stoi przed nim całkowicie odsłonięty, pół-nagi, z pełną erekcją i napiętymi jądrami. Zacisnął palce i poczuł na skórze śliski lubrykant.

- Zazwyczaj nie używam tego typu rzeczy - powiedział, ponieważ pomyślał, że warto byłoby o tym wspomnieć na wypadek, gdyby coś zrobił źle.

- To nie jest niezbędne do tego, aby się zaspokoić, ale jestem przekonany, że uznasz to za inspirujące doświadczenie.

- Racja. - Harry owinął palce wokół swojego twardego penisa i oparł głowę o ścianę tak, aby mógł patrzeć na Snape'a spod przymrużonych powiek. Przesunął dłonią po członku i sapnął z powodu intensywności doznania. Znacznie intensywniejszego, niż kiedy dotykał się normalnie. - O tak, teraz już rozumiem, o czym mówiłeś.

- Nie spiesz się. Chyba nie chcesz zakończyć doświadczenia zbyt szybko? - Snape stał ze skrzyżowanymi na piersi ramionami, opierając się o stół, a jego zmrużone oczy ślizgały się po ciele Harry'ego.

Gryfon zaczął pocierać szybciej, oblizując wargi i starając się powstrzymać swoje biodra przed podrygiwaniem. Snape obserwował, jak się masturbuje. Mężczyzna widział to już wcześniej w jego wspomnieniach, ale teraz... teraz to było prawdziwe.

Harry przyspieszył, zacisnął dłoń wokół główki penisa, kciukiem pocierając jego czubek i podrażniając nacięcie. Oddech miał głęboki i świszczący. Tak bardzo chciałby zobaczyć Snape'a robiącego to samo, dokładnie tak, jak robili to w swoich wspomnieniach.

- Sir?

- Hmm?

- Może... - Harry przełknął i na chwilę spowolnił ruchy swojej dłoni, aby mógł skoncentrować się na tym, co mówił - ...może sam powinien pan przetestować eliksir? Znaczy, to pan jest ekspertem. Może robię coś źle, ale skąd mogę to wiedzieć?

Usta Snape'a rozciągnęły się w dzikim uśmiechu.

- Cóż za niewiarygodnie inteligentna sugestia, Potter.

- Dzięki - wydyszał Harry, z trudem powstrzymując się od pełnego samozadowolenia uśmiechu.

Palce Snape odnalazły guziki i zaczęły je rozpinać, aż zewnętrzna część ubrania rozsunęła się, odsłaniając czarną koszulę i spodnie. Mężczyzna zsunął je tylko odrobinę, tak, aby mógł wyjąć swojego masywnego penisa i ciężkie jądra. Harry musiał zagryźć wargę, aby powstrzymać się od jęczenia na sam ich widok.

Merlinie, to było prawdziwe. Stali z wyeksponowanymi penisami i dotykali się. Do diabła, jeżeli Harry pochyliłby się do przodu i wyciągnął rękę, mógłby dosięgnąć Snape'a. Blisko, intymnie, choć wciąż pod kontrolą, dokładnie tak, jak wszystko związane z obecnością Snape'a przez ostatnie kilka dni.

Mężczyzna nabrał nieco lubrykantu i owinął dłoń wokół swojego penisa z taką precyzją, jakby trzymał chochlę, którą mieszał eliksir. Jego ruchy były podobne, nie tak pospieszne jak Harry'ego, ale ostrożne, opanowane, tak jakby obawiał się temu poddać.

Harry zaczął naśladować sposób, w jaki Snape trzymał nadgarstek i poruszał dłonią, aż w końcu masturbował się w wystarczająco odmienny sposób, aby mógł sobie wyobrażać, że to Snape go pieści. Zastanawiał się, jaki w dotyku był penis mężczyzny, o ile cięższy od jego własnego, gdyby zważył go w dłoni. Wyraz twarzy Snape'a nie zdradzał ani odrobiny przyjemności, z wyjątkiem drżenia w kącikach ust i zmarszczki pomiędzy brwiami.

Ale kiedy Harry spojrzał w jego oczy, zobaczył, że całe podniecenie skumulowało się właśnie w nich. Czarne oczy, źrenice rozszerzone tak bardzo, że przypominały płonące jeziora, skupione na Harrym.

To zbyt wiele. Pod Harrym ugięły się kolana, jądra skurczyły się a sperma wystrzeliła z intensywnością wzmocnioną eliksirem i pokryła jego skórę.

- Cholera, o cholera! - wydyszał Harry, zatapiając się w tych płonących oczach, podczas gdy nasienie przeciekało mu przez palce i kapało na podłogę.

Snape pozostał nieruchomy i cichy, ale jego dłoń zaczęła poruszać się szybciej i szybciej, tak jakby już nie chodziło o przyrządzanie eliksiru, tylko o rzucanie klątw z zamiarem schwytania i zabicia. Harry nie potrafił oderwać wzroku od penisa Snape'a, od jego ciemnej i błyszczącej główki. Jeszcze jedno pociągnięcie, kolejne i sperma mężczyzny wytrysnęła, ale Harry szybko przeniósł wzrok na jego twarz.

Oczy Snape'a przypominały wąskie szpary i wciąż wpatrywały się w Harry'ego, a usta wykrzywiły się w coś, co na każdej innej twarzy można by uznać za szczery uśmiech, ale na twarzy Snape'a wyglądało to wyjątkowo.

Harry wypuścił z dłoni swojego zwiotczałego penisa, podobnie zrobił Snape.

- To bardzo przyjemny eliksir - wyszeptał Harry, zagryzając dolną wargę.

Mężczyzna uśmiechnął się krzywo i skinął głową.

- Wydaje się być... bardziej niż zadowalający.

- Niezwykle wysoka ocena - powiedział Harry, mając nadzieję, że Snape rozumie aluzję.

- Istotnie.

Harry zamilkł, nie będąc pewnym, co jeszcze mógłby powiedzieć. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie robił i nie wiedział, czy powinien teraz wykonać jakiś gest.

- To wszystko na dzisiejszy wieczór - powiedział Snape swoim zwyczajowym tonem, co wprawiło Harry'ego w konsternację. Z pewnością coś się właśnie pomiędzy nimi zmieniło.

- Bądź tutaj jutro o dziesiątej. - Snape podciągnął spodnie.

- Tak, sir. - Harry poszedł za jego przykładem, ale najpierw rzucił na siebie szybkie zaklęcie czyszczące. Kiedy był już ubrany, przemknął obok Snape'a w stronę drzwi, nie odważając się na niego spojrzeć.

- Potter?

Harry zatrzymał się z dłonią na klamce, odwrócił głowę i spojrzał na mężczyznę przez ramię.

- Tak, sir?

- Wszystkiego najlepszego. - Snape brzmiał na rozbawionego i to sprawiło, że Harry poczuł ciepło wewnątrz siebie.

- Dzięki. - Harry opuścił piwnicę. Stopy miał lekkie jak piórko, ale głowa ciążyła mu od pytań, na które nie znał odpowiedzi. Potrzebował czasu, aby przemyśleć to, co właśnie się wydarzyło. I musiał pamiętać o swoim planie. Kiedy leżał już w łóżku, wpatrując się w sufit, wiedział tylko tyle, że sen nie przyjdzie do niego dzisiaj zbyt szybko.



CDN
_________________



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Igranie z zemstą ?łość
Igranie z zemstą 13 16 epilog
Igranie z zemstą
Igranie z zemstą 5 8
Igranie z zemstą 9 12
Zemsta, krótkie streszczenia lektur
ZEMSTA LOGOPEDY, pedagogika
ZEMSTA, Polonistyka, Romantyzm
Sprawozdanie 7 Brociek Zemsta
ABY 0009 X Wing 8 Zemsta Isard
Fredro Zemsta
zemsta, 2, AKT DRUGI
Zemsta streszczenie
A Fredro Zemsta
A Fredro Zemsta
comikowa zemsta WRAAA
Zemsta
Zemsta

więcej podobnych podstron