Igranie z zemstą 9 12


Część 9




- Prześpij się trochę, Potter - powiedział Snape z twarzą wtuloną we włosy Harry'ego.

- Ale ja nie jestem zmęczony - odparł chłopak, spoglądając na mężczyznę, po czym ziewnął potężnie.

- Nieznośny dzieciak - wymamrotał mężczyzna. Sięgnął po różdżkę i rzucił na nich szybkie zaklęcie czyszczące. - A czy pomyślałeś o tym, że ja mogę być zmęczony?

Oczy Harry'ego zamknęły się.

- Nie. Ale możemy iść spać. Chociaż to nie moja wina, że jesteś już za stary, aby dotrzymać mi kroku.

Snape parsknął głośno, ale nie skomentował tego. Zgasił światła i owinął ramię wokół pasa Harry'ego, który skulił się przy nim, opierając policzek na jego ciepłej klatce piersiowej.

To był miły dzień. Warzyli eliksir, ćwiczyli zaklęcia obronne i oklumencję, odbyli lekcję obrony, którą wygrał Snape i uprawiali seks. Harry'emu najbardziej podobała się ta ostatnia część. W ogóle nie przeszkadzało mu to, że Snape znowu wygrał obciąganie. Tym razem mężczyzna chciał odebrać swoją nagrodę na górze, w łóżku, a po wszystkim Harry ocierał się o niego tak długo, aż doszedł. A teraz leżeli wygodnie obok siebie i Harry'emu także niezwykle się to podobało.

W pewnym momencie myśli Gryfona przeobraziły się w sny i nagle znalazł się w ich pracowni. Snape był nagi i twardy, a Harry ssał jego penisa. Mężczyzna powiedział mu, że robi to znacznie lepiej niż Voldemort...

Piekący, rozdzierający głowę ból wyrwał go ze snu. Usiadł, dysząc i łapiąc się ręką za czoło. Zapłonęło światło i Harry zobaczył obok siebie Snape'a z grymasem cierpienia na twarzy i przyciśniętym do klatki piersiowej ramieniem.

- Merlinie, to boli - wyjęczał Harry. Doznanie powoli traciło na sile i wypalało się. Blizna nadal pulsowała, ale opuścił ręce i spojrzał na Snape'a.

Jego ramię opadło na pościel, a twarz rozluźniła się i mężczyzna wziął kilka drżących oddechów. Odwzajemnił spojrzenie Harry'ego.

- Coś ci się śniło? Co?

- Ee... nic istotnego.

- Jesteś pewien, Potter? Możliwe, że to był proroczy sen.

Harry zachichotał.

- Śniło mi się, że obciągałem ci w pracowni. I chyba wspomniałeś Vol... jego. To wszystko.

- Ośmielę się stwierdzić, że to jest proroczy sen, chociaż nie taki, który mógłby się do czegoś przydać - odparł Snape i także parsknął.

Harry uśmiechnął się, spojrzał na ciało mężczyzny i zauważył Mroczny Znak na jego ramieniu. Był tak czarny jak jego oczy i kontrastował z jasną skórą. Harry zacisnął usta.

- Czy on cię właśnie wzywał? - zapytał. - Czy musisz teraz iść?

Snape potrzasnął głową.

- Tak, to było wezwanie, ale ja na nie nie odpowiadam.

- Aha. - Słysząc to Harry westchnął z ulgą, ale jednocześnie nie do końca zrozumiał. - Myślałem, że szpiegujesz dla Zakonu.

- To, co robię dla Zakonu, to nie twój interes, Potter - powiedział Snape, a jego głos zabrzmiał chłodno i obco.

- Po prostu się martwiłem - odparł Harry, uciekając wzrokiem.

Mężczyzna westchnął.

- Chodziło mi o to, że będzie dla nas obu bezpieczniej, jeżeli nie dowiesz się, co dokładnie robię. - Pogładził bliznę Harry'ego koniuszkiem palca. - Jesteś zbyt blisko niego.

- Myślisz, że mógłby...?

- Jeżeli kiedykolwiek ponownie odnajdzie drogę do twojego umysłu, wtedy tak, lepiej, żebyś nie wiedział o niektórych rzeczach.

- Rozumiem - powiedział Harry. Ponownie spojrzał na Mroczny Znak. - Mogę go dotknąć?

Snape patrzył na swoją rękę tak, jakby nie należała do niego.

- Chcesz go dotknąć?

- Tak - odparł Harry i nie czekając na zgodę, położył się na brzuchu i przesunął palcami po Mrocznym Znaku. Wyglądał jakby został wypalony na jasnej skórze. Snape wzdrygnął się.

- Czy to boli?

- Nie, po prostu w tej chwili jest bardzo wrażliwy.

Harry podążał palcem wzdłuż kształtu węża.

- Czy kiedykolwiek będzie się go dało usunąć? Czy to tak jak z moją blizną?

Kiedy Mistrz Eliksirów nie odpowiedział, Harry spojrzał w górę. Mężczyzna patrzył na niego tak, jakby Harry właśnie zamienił się w Voldemorta we własnej osobie.

- Co?

- Postaraj się w przyszłości mówić po angielsku.

- Hmm?

- Syczałeś, Potter - powiedział Snape i zabrał swoje ramię z zasięgu rąk Harry'ego.

- Och. - Gryfon zmarszczył brwi. - Mowa węży. Patrzyłem na węża. Przepraszam.

- Tak, no cóż, nie sądzę, aby to był dobry pomysł, żeby przemawiać do Mrocznego Znaku w mowie węży. Kto wie, do czego to może doprowadzić?

- Masz rację. Ale nie potrafię tego kontrolować. Zazwyczaj zaczynam tak mówić, kiedy widzę węża. I nawet nie zauważam, że to robię.

Snape wyglądał na zamyślonego.

- W takim razie sugeruję, abyś zaczął pracować nad zapanowaniem nad tą umiejętnością. Jutro włączymy to do naszych zajęć.

- Czy istnieje cokolwiek, czego nie zamierzasz nauczyć mnie w te wakacje? - zapytał Harry, parskając.

Snape wyglądał śmiertelnie poważnie.

- Nie, ponieważ kończy nam się czas.

- Naprawdę?

- Tak, a tobie kończy się szczęście. W przeciągu ostatnich dwóch lat dwukrotnie stawałeś przed Czarnym Panem i za każdym razem to nie umiejętności, a jedynie niezwykłe szczęście sprawiło, że uszedłeś z tego z życiem. Ale nie będzie ono trwało wiecznie, a więc nadszedł czas na to, abyś opanował umiejętności niezbędne do pokonania go.

Harry przewrócił się na plecy, rozważając słowa mężczyzny.

- Tak, chyba masz rację. Po prostu... myśl o ponownym stawieniu mu czoła jest trochę zniechęcająca.

- Im więcej opanujesz umiejętności, tym mniej zniechęcające to będzie - powiedział Snape i wyciągnął się obok Harry'ego. Przez chwilę zalegała cisza. Harry pogrążył się w myślach o swoich lekcjach i poprzednich starciach z Voldemortem, a Snape pogrążył się we własnych.

- Czy mógłbyś mi o nim opowiedzieć?

- O czym mam ci opowiedzieć?

- O nim. Jaki jest? Jaki był wcześniej? Dlaczego tylu ludzi przyłączyło się do niego? - Widząc wahanie na twarzy mężczyzny dodał: - Nie musisz mówić mi czegoś, czego nie chcesz. Chcę po prostu więcej się o nim dowiedzieć, ponieważ wiem tylko tyle, że zabił moich rodziców i chciał zabić mnie.

- Wydaje się, że to całkiem rozsądna prośba - powiedział Snape. - A więc dobrze. - Harry przewrócił się na bok i podparł głowę ręką. - Kiedy, przed twoim narodzeniem, Czarny Pan rósł w siłę, mówił ludziom to, co chcieli usłyszeć. Musisz wiedzieć, że kilka dekad przed tym grupa czarodziejów zaczęła dążyć do ujawnienia naszego świata. Uważali, że mugole muszą przestać postrzegać magię jako narzędzie diabła. Że muszą skończyć z paleniem czarownic na stosach. Według nich, nasz świat bardzo skorzystałby na współpracy ze światem mugoli. Spora grupa osób, głównie tych czystej krwi, nie zgadzała się z tym. A Czarny Pan z łatwością wykorzystał ich obawy, aby ich zmanipulować i przeciągnąć na swoją stronę. Zaczynał swoją działalność dokładnie jak polityk, do tego niezwykle utalentowany, jeśli ktoś taki w ogóle istnieje. Oczywiście, jeżeli raz przysiągłeś mu lojalność - Snape spojrzał na widniejący na ramieniu Mroczny Znak - musiałeś być mu wierny do końca życia. Większość czarodziejów nie zdawała sobie sprawy z tej maleńkiej części umowy dopóki nie było za późno.

- Tak - przytaknął Harry. - Syriusz mi to powiedział. Regulus chciał odejść i dlatego został zabity.

Twarz mężczyzny napięła się.

- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, Potter. To ja go zabiłem.

Harry miał wrażenie, jakby materac wysunął się spod niego, a on sam spadł na podłogę.

- Syriusz nigdy mi tego nie mówił - wyszeptał.

- Ponieważ nie miał o tym pojęcia. Jestem pewien, że gdyby się dowiedział, żywcem obdarłby mnie ze skóry.

Harry przygryzł wargę.

- Dlaczego go... eee... zabiłeś?

- Mogę cię zapewnić, że nie zgłosiłem się do tego na ochotnika. Czarny Pan wiedział, że wśród jego towarzyszy byli zdrajcy. Podejrzewał mnie, pomimo tego, że wówczas nadal byłem mu lojalny, ale dowiedział się, że Regulus chce odejść. Rozkazał mi go zabić, abym udowodnił swoją lojalność. A więc zrobiłem to.

Harry spojrzał w dół, nie wiedząc już, co myśleć o Snapie, przez co poczuł ukłucie w sercu.

- Daj spokój, Potter. Z pewnością powinieneś już wiedzieć, że bycie Śmierciożercą to nie to samo, co bycie członkiem klubu szachowego. Wszyscy byliśmy zmuszeni do robienia rzeczy, których nie chcieliśmy robić.

- Wiem - odparł Harry, miętosząc w palcach róg poduszki. - Czy to wtedy przyłączyłeś się do Dumbledore'a?

Snape wydał pełne oburzenia sapnięcie.

- Przyłączyłem się? Nie, nigdy nie pobiegłem do Dumbledore'a, aby błagać go o przebaczenie, jeżeli to masz na myśli. Aczkolwiek zacząłem zbierać informacje, które mogłem wygodnie podsunąć Dumbledore'owi i jego poplecznikom. Wiedziałem, że jedynym sposobem na to, aby wyrwać się spod wpływu Czarnego Pana, jest pomóc zwyciężyć ich stronie.

- Naszej stronie - poprawił Harry, posyłając Snape'owi niepewny uśmiech.

- W tamtym czasie wciąż uważałem, że to ich strona. I to zmieniło się dopiero wtedy, kiedy pozbyłeś się Czarnego Pana, a Dumbledore uratował mnie przed Azkabanem i zaoferował mi azyl w Hogwarcie.

- Ale jeżeli on zniknął, to dlaczego nadal potrzebowałeś azylu?

- Ponieważ wielu jego zwolenników wciąż pozostawało na wolności. Wiesz, co się stało z Longbottomami?

Harry przytaknął, przypominając sobie zeszłoroczną wycieczkę do Świętego Munga.

- To wydarzyło się po zniknięciu Czarnego Pana. Jego zwolennicy skupili się na sprowadzeniu go z powrotem i zajęciu się wszystkimi nielojalnymi Śmierciożercami. Ponieważ moja praca jako szpiega była jedynym, co mogło uchronić mnie przed Azkabanem, Dumbledore nie miał wyjścia i musiał publicznie ogłosić moją prawdziwą rolę. I z tego powodu zostałem zmuszony do szukania schronienia w Hogwarcie.

- I zostałeś tam przez lata - zadumał się Harry.

- Istotnie. Dumbledore nie wierzył w to, że Czarny Pan odszedł na dobre. Zgadzałem się z nim i, niestety, mieliśmy rację.

- Ale teraz jesteś po naszej stronie - powiedział Harry z nadzieją w głosie.

Snape przewrócił oczami.

- Sądzę, iż fakt, że leżę z tobą w łóżku i opowiadam ci historyjki na dobranoc, zamiast oddać cię w ręce Czarnego Pana mówi sam za siebie.

Harry parsknął.

- Też tak myślę.

- Czy jest jeszcze coś, co chciałbyś wiedzieć, aby zaspokoić swoją chroniczną ciekawość?

- Jaki on jest jako osoba? Czy wyglądał już jak wąż, kiedy do niego dołączyłeś?

- Nie, kiedy rósł w potęgę, wciąż wyglądał dosyć ludzko. - Snape spojrzał z namysłem na Harry'ego. - Czarny Pan ma okropny charakter, ale nie jest człowiekiem pochopnym,. W zasadzie tylko raz widziałem go działającego pochopnie - wtedy, kiedy próbował dopaść ciebie. I, jak wszyscy doskonale wiemy, skończyło się to jego klęską. Jest inteligentnym człowiekiem i niezwykle potężnym czarodziejem. Wie więcej o magii niż połowa czarodziejskiego świata razem wzięta. Jeżeli jesteś jego faworytem, potrafi być zaskakująco łaskawym mężczyzną. Oczywiście, jeżeli tylko ośmieliłbyś się mu sprzeciwić, pokazałby ci swoje okrucieństwo. A potrafi być naprawdę okrutny.

- Mówisz tak, jakbyś go podziwiał - powiedział Harry z rozdrażnieniem. Snape nie odpowiadał, a jego ciemne oczy były skupione na Harrym. - To prawda - dodał zaskoczony Gryfon. - Podziwiasz go.

- Tak - odparł mężczyzna, kiwając głową. - Podziwiam jego umiejętności jako czarodzieja, a także jego potęgę. Nie podziwiam jednak jego pragnienia rządzenia innymi ani morderczych skłonności.

- Czy to dlatego się do niego przyłączyłeś? Po prostu... wydajesz się zbyt mądry, aby uwierzyć w jego kłamstwa.

- Potter, miałem szesnaście lat, kiedy po raz pierwszy go spotkałem, a siedemnaście, gdy przyjąłem jego Znak. Byłem młody. Nigdy wcześniej nie spotkałem kogoś takiego jak on. Kogoś, kto sprawiał, iż czułem, że zasługuję na życie, które może mi dać. Że zasługuję na jego uwagę. Wierzyłem mu. Tylko o to chodziło.

- Tak podejrzewam - powiedział Harry, odwracając wzrok. - Wiem, jak to jest myśleć, że nie zasługujesz na to, co masz. Uważałem tak przez długi czas. I czasami nadal tak myślę. Dursleyowie zawsze mi o tym przypominają. - Ostrożnie spojrzał na mężczyznę. - Ty również zawsze mi o tym przypominasz.

- Myślę, że nikt nie zasługuje na los, który przypadł ci w udziale - powiedział Snape i położył rękę na jego biodrze.

- Nie nienawidzisz mnie, prawda? - zapytał Harry, gardząc tym, jak żałośnie zabrzmiał.

- Przez bardzo długi czas uważałem cię za nieposłusznego, rozpuszczonego, aroganckiego dzieciaka. A ty nie dałeś mi żadnego powodu, abym myślał inaczej. - Dłoń Snape'a przesunęła się na jego plecy. - Jednakże teraz okoliczności się zmieniły. Nigdy nie mógłbym dzielić łóżka z kimś, kogo nienawidzę.

- Dzieliłeś łóżko z nim - wyszeptał Harry.

- Nigdy nie powiedziałem, że go nienawidzę, Potter.

- Merlinie, naprawdę jesteś trudny do rozszyfrowania - odparł zirytowany Gryfon.

Mężczyzna roześmiał się i przyciągnął go bliżej.

- I właśnie tak ma pozostać.

- Cóż, cokolwiek robisz, to działa. - Harry przycisnął usta do szyi Snape'a. - Ja również nigdy nie mógłbym dzielić łóżka z kimś, kogo nienawidzę.

- To dobrze. A teraz się prześpij. - Snape zgasił światła, a Harry ułożył się w jego objęciach.

- Wiesz, naprawdę jestem wdzięczny za to, co dla mnie robisz - wyszeptał chłopak, łagodnie całując szyję mężczyzny. - Nigdy nie sądziłem, że cię polubię, ale...

- Och, przymknij się, Potter. To, że cię nie nienawidzę nie oznacza jeszcze, że mam ochotę wysłuchiwać w ciemności zwierzeń dotyczących twojego zauroczenia.

Harry parsknął śmiechem. Uniósł głowę i połączył swoje usta z wargami mężczyzny w delikatnym pocałunku.

- Ja też cię lubię.

Snape wydał z siebie udręczone westchnienie. A następnie pocałował Harry'ego bez pośpiechu i chłopak był pewien, że wyczuwa wargami jego uśmiech.


***

Kiedy następnego poranka Harry wszedł do kuchni, Snape wręczył mu "Proroka Codziennego".

- Wygląda na to, że był wczoraj w wyjątkowo dobrym nastroju - powiedział i powrócił do smażenia jajek na patelni.

Harry spojrzał na tytuł.

"SIEDMIU MUGOLAKÓW ZGINĘŁO W STRASZLIWYM ATAKU: SAMI-WIECIE-KTO WYPOWIADA OTWARTĄ WOJNĘ CZARODZIEJSKIEMU ŚWIATU"

- To tłumaczy, dlaczego bolała mnie blizna - powiedział i odłożył gazetę. Nie miał ochoty czytać artykułu. - Czy ktoś, kogo znamy został zaatakowany?

Snape potrząsnął głową.

- Żaden z obecnych uczniów Hogwartu.

- Cóż, to już coś. - Harry usiadł i westchnął z rezygnacją. - Nie znoszę być tutaj zamknięty.

- I tak nie mógłbyś nic zrobić - odparł Snape. Odwrócił się, oparł o ladę i spojrzał na Harry'ego.

- Ale mimo to i tak czuję, że powinienem coś zrobić.

- Powinieneś ćwiczyć. Powinieneś opanować lekcje. I wtedy, pewnego dnia, będziesz w stanie coś zrobić.

- To naprawdę dziwne, kiedy jesteś taki rozsądny - powiedział Harry i posłał Snape'owi uśmiech. - Chyba wolę, kiedy jesteś podły i wredny.

- W porządku. Jesteś głupim, pozbawionym talentu Gryfonem z niezwykle wyolbrzymionym ego, skoro uważasz, że to do ciebie należy uratowanie świata.

Harry wyszczerzył zęby.

- A ty jesteś uwielbiającym władzę, psychopatycznym Ślizgonem, który ma skłonności do pokrytych łuską fiutów.

Snape parsknął śmiechem.

- Lepiej?

- Tak.

- Jajecznicy?

- Tak, poproszę. Są tosty?

- Będą, jeżeli podniesiesz swój leniwy tyłek i je zrobisz.

Harry wstał, wydymając ironicznie wargi.

- Nie mów niemiłych rzeczy o moim tyłku. Lubisz go.

- Lubię w tobie większość rzeczy, ale to nigdy nie powstrzyma mnie przed obrażaniem cię.

- Coraz lepiej radzisz sobie ze swoimi uczuciami. Wypowiadasz je na głos. - Harry uchylił się, kiedy Snape cisnął w niego kromką chleba. - Chociaż wciąż masz problemy z temperamentem.

- Sugeruję, abyś zabrał się za robienie tostów albo pokażę ci swój temperament, Potter.

- Tak jest, sir. - Harry podszedł do mężczyzny i ignorując jego spojrzenie pocałował go w usta, po czym zaczął robić tosty. - Deprawator nieletnich - wymamrotał, patrząc kątem oka na Snape'a.

Mężczyzna upuścił chochlę, co sprawiło, że Harry wybuchnął zwycięskim śmiechem.

***

- Ostrożnie, Potter - powiedział Snape, kiedy Harry lewitował skorupę ognistego kraba i napełniał Veritaserum drugą fiolkę. Gdy buteleczka była pełna, opuścił skorupę i spojrzał na mężczyznę z wyczekiwaniem.

- Teraz go przetestujemy - oznajmił Mistrz Eliksirów i przez chwilę Harry pomyślał, że chce to zrobić na nim. Ale Snape wyciągnął kawałek pergaminu i wlał na niego trzy krople, więc chłopak oparł się łokciami o stół i przyglądał się w milczeniu, przygryzając dolną wargę. Snape upuścił trzy krople jakiejś niebieskiej mikstury na Veritaserum i Harry zobaczył, jak mokra plama na pergaminie zmienia kolor na różowy. Mężczyzna odetchnął głęboko.

- Co się stało? - zapytał Harry, zdezorientowany.

- Twoje Veritaserum jest odpowiednie.

- Tak! - wrzasnął Gryfon i podskoczył. - Uwarzyłem Veritaserum! Ha! - W przypływie ekscytacji klepnął mężczyznę w ramię.

- Potter! Jesteś w laboratorium eliksirów. Proszę, abyś powstrzymał się od tego dziecięcego zachowania.

- Uwarzyłem Veritaserum! - Harry wrzasnął ponownie, tak jakby Snape nie był tam z nim na każdym etapie przyrządzania eliksiru. - Czy to znaczy, że przyjmiesz mnie do swojej klasy? Uwarzyłem Veritaserum. - Harry wskazał na swój prywatny zestaw eliksirów, w którym znajdowało się już kilka mikstur. - I uwarzyłem też to wszystko.

- Hmm - mruknął mężczyzna zakorkowując jedną z fiolek, po czym schował ją w swoich szatach. - Zobaczymy.

- Och, przestań! Spędziłem tutaj dwa tygodnie. Uwarzyłem wszystko, co mi kazałeś.

- Jednakże udało ci się zrujnować pierwszą porcję eliksiru uzupełniającego krew. - Snape powiedział to takim tonem, jakby był to naprawdę poważny błąd.

- To była twoja wina.

- Co proszę?

- Rozkojarzyłeś mnie. Robiłeś sugestywne ruchy chochlą.

Snape parsknął śmiechem.

- No dobrze. Przyjmę cię do swojej klasy.

- Tak, dziękuję! - Harry zarzucił ramiona na szyję mężczyzny, który musiał cofnąć się o krok, aby złapać równowagę.

- Potter, twój entuzjazm staje się męczący. Panuj nad sobą.

Harry wyszczerzył się i dał mężczyźnie długi, głęboki, pełen wdzięczności pocałunek. Snape pozwolił na to, po czym odwinął jego ramiona ze swojej szyi. Gryfon uśmiechnął się do niego i pomyślał, że ciężko mu uwierzyć w to, że ich dwa wspólne tygodnie dobiegają końca. Remus wróci następnego dnia. Czas, który Harry spędził ze Snape'em minął i stawał się mglistym wspomnieniem lekcji i seksu, a on nauczył się naprawdę wiele na wszystkich tych zajęciach.

Znał o wiele więcej zaklęć obronnych i pomniejszych klątw niż było dostępne w programie Hogwartu. Zrobił naprawdę duże postępy w oklumencji i nareszcie był w stanie trzymać Snape'a z daleka od swojego umysłu. Potrafił warzyć przyzwoite eliksiry i miał godną podziwu ich kolekcję. I stał się ekspertem od obciągania, ponieważ nie udało mu się jeszcze wygrać ani jednej lekcji obrony.

- Napiszę do profesor McGonagall i poinformuję ją o mojej decyzji - powiedział Snape i dodał kolejną fiolkę Veritaserum do należącego do Harry'ego pudełka z eliksirami. - Wysłałeś już do Hogwartu listę swoich owutemowych przedmiotów? - Harry pokiwał głową i zamknął pudełko. Poczuł w piersi przyjemne ciepło. - To dobrze. W takim razie uważam, że nadszedł czas, abym nauczył cię Lustrzanego Zaklęcia Tarczy. Chodź ze mną.

- Podjęcie tej decyzji zajęło ci tylko dwa tygodnie - wymamrotał Harry, ale upewnił się, żeby zabrzmiało to jak drażnienie się.

- I spójrz jak wiele razy mi dzięki temu obciągnąłeś - odparł mężczyzna, uśmiechając się z satysfakcją.

Harry prychnął.

- Po prostu będę myślał o tym jak o kolejnej lekcji, której musiałem się nauczyć.

- Bardzo mądrze. - Snape wszedł po schodach, a Harry podążył za nim.



CDN
_________________

Part 10



- Protego Specularis! - krzyknął Harry, już po raz kolejny tego dnia. Ćwiczył przez całe popołudnie, a także po kolacji, na którą składał się gulasz, ponieważ znowu gotował Snape.

- Jesteś już blisko, ale musisz użyć więcej magii.

- Nie jestem pewien, czy potrafię wykrzesać z siebie więcej - odparł Harry, wzdychając. Snape stanął za nim i położył rękę na jego łokciu.

- Nie napinaj ramienia. To musi pochodzić z twojego wnętrza, a nie tylko z ręki. Spróbuj ponownie.

Harry wziął kilka drżących oddechów i spróbował skoncentrować się na swojej magii, na tym uśpionym wewnątrz niego ogniu.

- Protego Specularis!

Światło słoneczne odbijające się w zwierciadle, pomyślał Harry, zanim otoczyła go ciemność.

- Potter, ocknij się.

- Hmm? - Harry zamrugał i otworzył oczy, zastanawiając się, w jaki sposób przeniósł się z salonu do swojej sypialni. Snape spoglądał na niego, siedząc na brzegu łóżka.

- Rzuciłeś perfekcyjne Lustrzane Zaklęcie Tarczy. Niestety, zbyt dużo cię to kosztowało.

- Zemdlałem? - zapytał zachrypniętym głosem.

- Tak, zemdlałeś. Nie jest to takie niezwykłe, skoro rzuciłeś tyle potężnych zaklęć jednego popołudnia. Lekcję będziemy kontynuować jutro.

- Dobrze - odparł Harry. Nie podobało mu się, jak słabo brzmiał jego głos.

- Jak się czujesz?

- Tak, jakbym rozegrał dziesięć meczów Quidditcha pod rząd. I nie wydaje mi się, abym którykolwiek z nich wygrał...

Snape uśmiechnął się krzywo.

- Rozbierz się. Mam dla ciebie coś, co ci pomoże. - Mężczyzna wstał i wyślizgnął się z pokoju. Harry przez chwilę spoglądał za nim, po czym zabrał się za zdejmowanie ubrań, co w praktyce łatwiej było powiedzieć niż zrobić.

Był już rozebrany do bokserek i skarpetek, kiedy Snape wrócił, trzymając w ręku butelkę z czymś kremowym w środku. Pomógł mu zdjąć ostatnie części garderoby, po czym polecił położyć się na brzuchu.

- Co zamierzasz zrobić? - zapytał Harry, kładąc głowę na swoich ramionach.

- Bądź cicho. - Mężczyzna ponownie usiadł na łóżku i otworzył butelkę. Wylał trochę kremu na dłonie i potarł je razem.

- Och - jęknął Harry, kiedy ręce Snape'a dotknęły jego pleców. - Zimne.

- Bardzo szybko zrobi się gorące. - Mężczyzna położył mu dłonie na ramionach i zaczął wcierać maść w jego mięśnie. I Harry zauważył, że krem naprawdę zrobił się gorący. Miał wrażenie, jakby w jego ciało przesączał się płynny ogień.

- Co to takiego? - wyszeptał, odprężając się pod dotykiem rąk Mistrza Eliksirów, które przesuwały się po jego plecach, masując każdy napotkany skrawek skóry.

- Leczniczy balsam stworzony po to, aby przynosić ulgę przy nadmiernym wyczerpaniu - wytłumaczył Snape swoim pouczającym tonem.

- Merlinie, to jest fantastyczne - wyjęczał Harry. - Tak świetnie posługujesz się dłońmi. Nie przestawaj.

- Nie mam zamiaru - odparł mężczyzna, błądząc palcami po plecach Harry'ego i masując jego skórę i mięśnie zdecydowanymi ruchami.

- Cholera, robię się przez to twardy. - Harry, nie potrafiąc się powstrzymać, potarł swoją rosnącą erekcję o materac...

Snape parsknął i poprowadził swoje dłonie w kierunku jego pośladków.

- Potter, czy ty kiedykolwiek nie jesteś twardy?

- Nie, kiedy dotykasz mnie w taki sposób - odparł Harry, rozsuwając nogi i dając mężczyźnie swobodny dostęp, aby mógł głaskać jego tyłek i zanurzać palce pomiędzy pośladki.

Nie robili jeszcze niczego innego poza wzajemnym pieszczeniem się i Snape'em obciągającym Harry'emu aż do wytrysku, podczas gdy chłopak spędził sporo czasu ssąc jego penisa. Mężczyzna często drażnił jego wejście, ale nigdy nie próbował zrobić czegoś więcej, jedynie dotykał i pocierał.

A Harry uwielbiał to uczucie i przez kilka ostatnich dni zastanawiał się, jakby to było poczuć palce Snape'a w swoim wnętrzu. Albo jego penisa.

- Merlinie, tak - wyjęczał, kiedy palec mężczyzny zaczął zataczać niewielkie kręgi wokół jego wejścia. - To takie przyjemne. - Uniósł pośladki, tylko odrobinę, a Snape w odpowiedzi potarł ciasny pierścień mięśni.

Harry spojrzał na niego ponad swoim ramieniem.

- Chciałbyś uprawiać ze mną seks?

- Sądziłem, że to właśnie robiliśmy przez ostatnie dwa tygodnie - odparł Snape, wciąż torturując jego otwór delikatnymi muśnięciami palca.

- Chodziło mi o to, czy chcesz uprawiać ze mną seks tam? Czy chcesz mnie pieprzyć? - Harry poczuł, że się rumieni.

- Tak, Potter. Chcę cię pieprzyć. - Snape przecisnął palec przez napięte mięśnie i wsunął go w Harry'ego aż do kłykcia.

- Na Merlina! - Harry szarpnął biodrami z powodu tego nagłego wtargnięcia. - Chcę, żebyś to zrobił. Chcę, żebyś mnie pieprzył.

- Doprawdy? - Snape zaczął wsuwać i wysuwać palec, coraz szybciej i szybciej. - Czy chcesz, żebym pieprzył cię w taki sposób? Czy chcesz poczuć w sobie mojego penisa?

- Tak! - krzyknął Harry, wypinając biodra w stronę dłoni mężczyzny, pragnąc jeszcze mocniej poczuć w sobie jego palec. To było niesamowite uczucie, kiedy coś dotykało wnętrza jego ciała. - Merlinie, tak!

- Nie ruszaj się. - Snape łagodnie wyjął palec. Harry usłyszał szelest szat, świadczący, że mężczyzna się rozbierał.

- Czy masz pod ręką trochę tego lubrykantu, który uwarzyłeś? - zapytał Snape. Harry poczuł nagie uda mężczyzny ocierające się o jego własne.

- W szafce nocnej - odparł. Czuł, jak serce wali mu w piersi. Nie potrafił uwierzyć, że nareszcie zamierzają to zrobić. Nareszcie pozwoli Snape'owi się wypieprzyć. Z pewnością będzie to najbardziej podniecająca rzecz, jaką kiedykolwiek robił: pozwoli, aby mężczyzna włożył w niego swojego penisa.

I wtedy palec Snape'a powrócił, śliski i gorący, odnalazł jego wejście i wsunął się w niego bez wahania. Harry jęknął i rozsunął nogi nawet szerzej, pragnąc poczuć jeszcze więcej, pragnąc przejść już do tego etapu, w którym Snape wsunie w niego swojego członka.

- Niecierpliwy chłopak - powiedział Snape chrapliwym głosem. - Wprost błagasz o mojego penisa, prawda?

- Tak, proszę - wydyszał Harry i przygryzł wargę, kiedy mężczyzna wsunął w niego drugi palec. Uczucie wypełnienia było cudowne. Dyszał ciężko i miał wrażenie, że jego własny członek zaraz eksploduje. Snape usiadł pomiędzy nogami Harry'ego i skłonił go do uniesienia bioder. Chłopak zrobił to, a mężczyzna wsunął w niego palce głębiej. Jego pchnięcia stawały się coraz szybsze i szybsze. Poruszał dłonią tak długo, aż Harry zaczął sam pieprzyć się na jego palcach.

- Proszę - wyszeptał chłopak. - Proszę. - Wiedział, że Snape uwielbia słuchać jak błaga i, co dziwniejsze, Harry uwielbiał go błagać. - Sprawiasz mi taką przyjemność.

Mężczyzna wydał z siebie gardłowy odgłos aprobaty i wyciągnął palce. Harry spojrzał na niego ponad swoim ramieniem. Snape klęczał za nim, a jego gruby, połyskujący penis skierowany był w stronę jego wejścia.

- Proszę - Harry wyszeptał ponownie, ponaglająco. - Merlinie, chcę cię poczuć w sobie.

Mężczyzna zamknął oczy i wsunął w niego penisa.

- O tak - jęknął Harry, wypinając biodra tak daleko, jak był w stanie. Gdy członek mężczyzny wsunął się o kolejny centymetr, Harry wypiął się jeszcze bardziej. Snape pchnął i po chwili był już w nim cały. - To takie przyjemne. - Harry zacisnął powieki i uniósł biodra jeszcze wyżej, mając nadzieję, że Snape może wejść w niego jeszcze głębiej. - Czuję się taki pełny.

- Czy chcesz, żebym zrobił to mocno, Potter?

- Tak, do cholery.

- Doskonale. - Snape złapał go za biodra i wycofał się, jego penis wysunął się z Harry'ego i kiedy chłopak pomyślał, że zaraz wyjdzie całkowicie, mężczyzna pchnął ponownie.

- Aaa! O cholera!

Snape wydał z siebie głęboki, zwycięski pomruk. Dźwięk ten sprawił, iż Harry zapragnął, aby mężczyzna pieprzył go nawet mocniej. Snape wszedł w niego głęboko, jeszcze raz i jeszcze raz. Harry nigdy jeszcze nie doświadczał czegoś takiego. To było o wiele lepsze niż wszystko, co do tej pory razem robili. Penis mężczyzny był gruby i gorący, wypełniał go i Harry nie chciał, aby kiedykolwiek przestał.

- Dotknij się.

Harry wśliznął jedną rękę pod ciało i złapał swoją erekcję. Próbował dostosować się do rytmu Snape'a, ale mężczyzna wchodził w niego tak mocno i tak szybko, że Harry miał problem z utrzymaniem tempa.

Był już blisko, tak bardzo blisko, a pocierający o jego prostatę członek Snape'a sprawiał, że już niewiele brakowało, aby doszedł.

- Już prawie - wyszeptał bezradnie. Podobało mu się to uczucie, uwielbiał Snape'a sprawującego nad nim kontrolę, biorącego go, wykorzystującego. - Tak blisko. - Otoczył mocniej dłonią swoją erekcję i zacisnął zęby. Jego ciało drżało pod wpływem pchnięć mężczyzny. Snape pieprzył go mocno i Harry doszedł ze stłumionym krzykiem. Z jego penisa wystrzeliły długie strugi spermy i osiadły na pościeli.

Mężczyzna jęknął, a dźwięk ten zabrzmiał tak niesamowicie, iż Harry zadrżał z zachwytu. Snape'owi tak bardzo podobało się pieprzenie go, że aż jęczał. Wypiął biodra jeszcze bardziej, prowokując mężczyznę, by pieprzył go jeszcze mocniej, aby mógł zabrać wszystko to, co jeszcze było do wzięcia. Mężczyzna jęknął ponownie i Harry uśmiechnął się w swoje ramię.

- Tak - wysyczał Snape, zaciskając palce na jego biodrach, wsuwając swoją erekcję najgłębiej, jak mógł. Harry poczuł pulsowanie i został wypełniony spermą mężczyzny, który gwałtownie uderzał w jego biodra.

Snape opadł na niego. Harry uwielbiał to, jak mężczyzna przygniatał go swoim ciężarem, uwielbiał jego przyspieszony oddech na swoim karku i wiotczejącego w nim powoli penisa. Kiedy w końcu udało im się złapać oddech, Snape wyszedł z niego i położył się obok na plecach.

- Merlinie, to było cudowne! - powiedział Harry w taki sposób, jakby komentował swoje pierwsze zwycięstwo w Quidditchu. - Fantastyczne!

Snape wpatrywał się w sufit, na jego twarzy lśniły kropelki potu. Westchnął głęboko.

- Wiesz, Potter, po seksie przyjemnie jest zrelaksować się chwilę w milczeniu, a ty rujnujesz to swoim bezmyślnym paplaniem.

Harry prychnął, przysunął się bliżej do mężczyzny i oparł policzek na jego klatce piersiowej, aby mógł widzieć jego twarz.

- Ale to było naprawdę świetne. Naprawdę, naprawdę świetne. Musimy to robić o wiele częściej.

- Tak często, jak będziemy w stanie - odparł Snape, spoglądając na Harry'ego znad swojego haczykowatego nosa. - Chociaż może powinienem ci przypomnieć, że Lupin wraca jutro, co oznacza, że nie będziemy mieli praktycznie żadnej prywatności.

Twarz Harry'ego posmutniała.

- Wiem. Ale wciąż będziesz mógł uczyć mnie tych wszystkich rzeczy, prawda?

Mężczyzna uniósł rękę i pogładził rozczochrane włosy Harry'ego.

- Tak, nadal będę cię uczył. Są inne sposoby, aby zapewnić nam trochę prywatności. Zaklęcia zamykające i wyciszające. Dodatkowo masz własną fiolkę Wywaru Żywej Śmierci. Jestem pewien, że dasz radę dolać go trochę do wieczornej herbaty Lupina.

Usta Harry'ego rozciągnęły się w uśmiechu

- Już wcześniej o tym myślałeś, prawda?

Snape próbował wyglądać na niewinnego, ale wszystko popsuł krzywy uśmieszek na jego wargach.

- Jestem Ślizgonem, Potter. Lepiej o tym pamiętaj.

- Biedny Remus - powiedział Harry, chociaż wcale tak nie uważał. - Zanim wrócimy do Hogwartu, zostanie napojony każdym możliwym eliksirem nasennym.

Snape roześmiał się i owinął wokół Harry'ego ramię, przyciągając go do swoich ust.

- Nie mam zamiaru kończyć tego w najbliższej przyszłości. - Mężczyzna zaakcentował słowo "tego" pocałunkiem. - Znajdziemy sposób, aby kontynuować nasze prywatne spotkania.

- Mam nadzieje - wyszeptał Harry. - Naprawdę to lubię. - Przycisnął wargi do warg Snape'a i pozwolił, aby mężczyzna drażnił wnętrze jego ust delikatnymi muśnięciami językiem, po czym wtargnął w jego usta i przeciągał pocałunek tak długo, jak mógł.

- Musisz jednak zrozumieć, że kiedy Lupin wróci, nie będę mógł spędzić tutaj więcej, niż kilka dni. To będzie zbyt podejrzane, skoro przed rozpoczynającym się nowym rokiem szkolnym mam mnóstwo pracy w Hogwarcie.

- Rozumiem - odparł Harry i łagodnie pocałował Snape'a w policzek. A więc to była ich ostatnia wspólna noc. Oparł policzek na ramieniu mężczyzny, owinął nogę wokół jego bioder i mocniej zacisnął ramię na jego torsie.

- Prześpij się, Potter - powiedział Snape, gasząc światła.

- Dobrze - wyszeptał Harry. Zamknął oczy, ale był zdeterminowany, by nie zasypiać tak długo, jak będzie w stanie. Chciał czuć przy sobie Snape'a dopóki zmęczony umysł mu na to pozwoli.


***

- Wstawaj, Potter!

Harry obudził się, widząc poruszający się, rozmyty kształt. Snape ubierał się w pośpiechu, a szaty wirowały wokół niego, kiedy szukał guzików.

- Hmm? - Harry spojrzał w okno. Przez szczelinę w zasłonie nie przedostawało się żadne światło. Nie było jeszcze nawet poranka, a Snape zachowywał się jak opętany.

- Wstawaj! Natychmiast!

- Dlaczego? - Harry przetarł ręką oczy, próbując powrócić do rzeczywistości.

- Dumbledore właśnie przybył. I myślę, że jest z nim McGonagall.

- Co? - Harry usiadł błyskawicznie, jego puls przyspieszył od spokojnego do panicznego w czasie krótszym od sekundy. - Skąd się tu wziął?

- Nie mam pojęcia. Jeżeli nas tak zastanie, to mnie powieszą, a więc natychmiast wstawaj i ubieraj się. - Mężczyzna sięgnął po różdżkę i rzucił zaklęcie czyszczące na pościel, po czym zrzucił ją i skierował różdżkę na Harry'ego. Jego magia zdawała się przypalić skórę i przez chwilę chłopak pomyślał, że Snape rzucił na niego jedną z klątw, o których niedawno czytał. Ale okazało się, że to zwykłe, wykonane zbyt entuzjastycznie zaklęcie czyszczące. Kiedy kołdra opadła na niego z powrotem, przechylił się przez krawędź łóżka, aby sięgnąć po swoje bokserki.

- Posłuchaj mnie, Potter - powiedział Snape z naciskiem w głosie. - Nie możesz rozmawiać z dyrektorem o żadnym eliksirze, który uwarzyłeś. I nie wolno ci wspominać o jakiejkolwiek klątwie, którą ćwiczyłeś. A najlepiej, jeżeli w ogóle nie wspomnisz o naszych lekcjach. Jeżeli dyrektor o coś zapyta, pozwól, że ja odpowiem.

Harry otworzył usta, całkiem zdezorientowany, ale zanim zdążył o coś jeszcze zapytać, w korytarzu rozległ się głos.

- Severusie? Jesteś na górze?

Snape przeczesał dłonią włosy, próbując je przygładzić, po czym podszedł do drzwi i otworzył je.

W wejściu stał Dumbledore, a za nim McGonagall.

- Dyrektorze - rzekł Snape i Harry był pod wrażeniem jak wydawał się być spokojny i opanowany. - Usłyszałem, że przybyliście i próbowałem właśnie pogonić chłopaka. Potrafi spać jak zabity.

Mistrz Eliksirów odsunął się od drzwi i Dumbledore oraz McGonagall spojrzeli na Harry'ego, który wciąż siedział na łóżku z bokserkami w rękach.

- Przepraszam - powiedział. - Ubiorę się.

- Czy wydarzyło się coś złego, dyrektorze? - zapytał Snape, krzyżując ramiona. - Nie spodziewałem się wizyty w środku nocy.

- O tak, Severusie. Obawiam się, że stało się coś złego. Ale może omówimy to w kuchni, nad filiżanką herbaty, dobrze? Harry, chciałbym, żebyś do nas dołączył.

- Tak, sir - odparł Harry, spuszczając wzrok. - Bardzo przepraszam. Miałem wyjątkowo męczący dzień i zawsze potrzebuję chwili, żeby dojść do siebie. Profesor Snape przyszedł mnie obudzić tuż przed tym, jak pan zapukał.

Snape w odpowiedzi posłał mu szyderczy uśmieszek, tak jakby poranne zwyczaje Harry'ego były dla niego niezwykle odpychające.

- Oczywiście - odparł łagodnie Dumbledore. Rzucił Harry'emu badawcze spojrzenie. - Wszystko w porządku, Harry?

Kiedy chłopak popatrzył w łagodne, błękitne oczy Dumbledore'a, olśniło go To była idealna chwila, żeby wprowadzić w życie ostatni etap planu. Wystarczy jedno słowo, aby Dumbledore podjął działania przeciwko Snape'owi. Do diabła, miał nawet pod ręką Veritaserum, gdyby musiał udowodnić dyrektorowi, co między nimi zaszło.

I jego zemsta dopełni się.

Jednak wtedy spojrzał na Snape'a, który patrzył na niego w taki sposób, jakby był najokropniejszą osobą, jaką kiedykolwiek spotkał i Harry zrozumiał, że nie chce, aby Dumbledore podjął przeciwko niemu jakiekolwiek działania. Nie chciał przestać robić tych wszystkich rzeczy, które do tej pory z nim robił.

Mistrz Eliksirów nauczył go warzyć te wszystkie eliksiry i rzucać te wszystkie zaklęcia. Wziął go do swojego łóżka. Zaufał mu na tyle, że szczerze opowiedział o swojej przeszłości.

Snape sprawił, że Harry poczuł się kompletny, doceniony i ko...

- Potter, odpowiedz dyrektorowi - warknął mężczyzna.

- Hmm? Tak, wszystko w porządku. Dlaczego miałoby nie być? Coś się stało?

McGonagall uśmiechnęła się lekko.

- Lepiej zostawmy pana Pottera, aby mógł się dobudzić i ubrać.

- Spotkamy się w kuchni, Harry - powiedział Dumbledore, posyłając mu dodający otuchy uśmiech. Snape zignorował Harry'ego, opuszczając za nimi z pokój.

Kiedy tylko wyszli, Harry wstał i ubrał się, po czym zszedł na dół i dołączył do swoich nauczycieli. Usiadł obok McGonagall i uprzejmie skinął głową, kiedy Dumbledore zaproponował mu herbatę.

- Harry, coś przydarzyło się Remusowi - powiedział poważnie dyrektor.

Harry, który podniósł właśnie filiżankę do ust, opuścił ją tak szybko, że herbata rozlała się na boki.

- Wszystko z nim dobrze?

- Żyje, chociaż został bardzo ciężko ranny. W tej chwili przebywa w Świętym Mungu pod specjalistyczną opieką.

- Co mu się stało? - Harry czuł, że cała krew odpłynęła z jego twarzy. Najpierw Syriusz, a teraz Remus.

- Został napadnięty, kiedy wracał tutaj. Zakładamy, że stoją za tym Śmierciożercy. Nie udało im się go zabić ani wyciągnąć od niego jakichkolwiek informacji, ale poważnie go zranili. -Harry popatrzył na Snape'a, ale wyraz twarzy mężczyzny był nieodgadniony. Nie odwzajemnił nawet spojrzenia Harry'ego. - Remus spędzi w Świętym Mungu kilka tygodni, dopóki nie wyzdrowieje - kontynuował Dumbledore. Odwrócił się, aby spojrzeć na Snape'a. - Severusie, mam do ciebie prośbę. - Mężczyzna ostentacyjnie wywrócił oczami. - Twoje relacje dotyczące postępów Harry'ego brzmiały bardzo pozytywnie. Chciałbym poprosić cię o to, żebyś pozostał tutaj przez kolejne dwa tygodnie, aby dalej nadzorować jego trening.

- Dyrektorze - rzekł Snape napiętym głosem. - Pomimo iż doceniam pańską wiarę w moje zdolności dydaktyczne, mam w Hogwarcie sprawy, do których chciałbym wrócić. Muszę przygotować zajęcia i wziąć udział w kilku spotkaniach grona nauczycielskiego. Nie mam czasu, żeby niańczyć to dziecko przez kolejne dwa tygodnie.

Harry chciał już rzucić Snape'owi oburzone spojrzenie, ale wtedy zrozumiał, o co mu chodzi. Nie mógł przecież wyglądać na zbyt chętnego do tego, aby pozostać, prawda? To byłoby za bardzo podejrzane. W końcu powinni się nienawidzić.

Harry opadł więc na krzesło i udawał, że jest niepocieszony z powodu tego, że musi spędzić kolejne dwa tygodnie ze Snape'em.

- Severusie, nigdy niczego nie wnosiłeś do spotkań grona pedagogicznego, poza domaganiem się możliwości stosowania surowszych metod na szlabanach - powiedziała McGonagall. Snape rzucił jej szyderczy grymas. - A plany zajęć możesz przygotować tutaj. Jeżeli potrzebujesz czegokolwiek z Hogwartu, dopilnuję, aby ci to dostarczono.

Snape wydał z siebie udręczone westchnienie.

- Doskonale. Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.

- Dziękuję - odparł Dumbledore, uśmiechając się.

- Mogę zobaczyć Remusa? - zapytał Harry. - Czy mógłbym jakoś niedługo odwiedzić go w Świętym Mungu?

Dumbledore potrząsnął głową.

- Obawiam się, że wizyta w Świętym Mungu nie byłaby zbyt bezpieczna, Harry. Voldemort wie o twoich powiązaniach z Remusem. Nie możemy ryzykować, że wpadniemy w zasadzkę.

- Dyrektorze, nie mam zamiaru przez dwa tygodnie wysłuchiwać zrzędzenia chłopaka, że chce się zobaczyć z wilkołakiem. Czy ktokolwiek już wie, że Lupin został przyjęty do Świętego Munga?

Dumbledore ponownie potrząsnął głową.

- Nie, właśnie stamtąd wróciliśmy. Wy dowiedzieliście się o tym jako pierwsi.

- W takim razie, czy możemy? - Snape podniósł się i wygładził szaty. - Mamy środek nocy, a więc szansa, że ktoś nas zobaczy jest niewielka. Przez cały czas nie opuszczę chłopaka ani na krok. Wstawaj, Potter. - Harry podniósł się, powstrzymując pragnienie zarzucenia Snape'owi ramion na szyję z wdzięczności. - Nie ruszaj się, Potter. Nałożę na ciebie drobne zaklęcie maskujące, aby ukryć twoje znaki charakterystyczne. - Snape skierował różdżkę na twarz Harry'ego i wymamrotał zaklęcie. Chłopak poczuł, jak magia łaskocze jego skórę. Nie miał pojęcia, co mężczyzna w nim zmienił, ale ufał mu, że zrobił to dobrze. - Przeniesiemy się razem za pomocą sieci Fiuu. Złap mnie za ramię - powiedział Snape. Harry zacisnął palce na jego rękawie i ścisnął mocno. Mężczyzna obejrzał się przez ramię i rzekł: - Dyrektorze, Minerwo. - Po czym wrzucił do kominka garść proszku. - Święty Mungo!

Po wzbudzającej mdłości podróży wylądowali w jednym z publicznych kominków znajdujących się w głównym holu Świętego Munga. Albo raczej Snape wylądował, bo Harry niemal upadł na tyłek. Na szczęście mężczyzna podtrzymał go za ramię. Recepcja, która wypełniona była tłumem ludzi, kiedy Harry był tutaj ostatnim razem, teraz świeciła pustkami, nie wliczając siedzącej za biurkiem czarownicy.

Harry odzyskał równowagę i spojrzał na mężczyznę.

- Dziękuję

- Bądź cicho. Mówiłem poważnie, nie mam zamiaru wysłuchiwać przez dwa tygodnie twojego skamlenia na temat tego, jak bardzo martwisz się o wilkołaka. - Mistrz Eliksirów strzepnął sadzę ze swoich rękawów. - Mam nadzieje, że w pośpiechu, w jakim się ubierałeś, pamiętałeś o zabraniu różdżki.

Harry parsknął i pokiwał głową.

- Zabrałem nawet lubrykant, chociaż nie mam pojęcia, dlaczego.

Snape uniósł brew i spojrzał na niego z zainteresowaniem, co sprawiło, że Harry zaczął się śmiać jeszcze głośniej.

- Chodź, Potter. Nie traćmy czasu. - Mężczyzna podszedł do biurka, a Harry ruszył tuż za nim.

- Dobry wieczór - rzekł Snape, skinąwszy lekko głową. - Przybyliśmy zobaczyć się z Remusem Lupinem.

Czarownica spojrzała na nich podejrzliwie.

- Jest już dawno po godzinach odwiedzin, proszę pana.

- Obawiam sie, że właśnie został przyjęty.

- Czy jesteście z nim spokrewnieni? Tylko bliscy krewni mogą odwiedzić pacjenta tuż po jego przybyciu tutaj.

Snape westchnął, tak jakby czarownica była naprawdę głupia, skoro ośmieliła się w ogóle zasugerować, że nie jest krewnym.

- Jestem jego bratem. - Złapał Harry'ego za kark i przyciągnął do siebie. - A to jest mój syn. Naprawdę bardzo się niepokoimy.

Czarownica nadal spoglądała na nich podejrzliwie.

- Świetnie. Nazwiska?

- George i Richard Lupin - odparł Snape z kamiennym wyrazem twarzy. Harry zagryzł wargę, aby powstrzymać się od parsknięcia śmiechem.

- Pacjent znajduje się na czwartym piętrze, pokój numer trzy. Proszę zachować ciszę na korytarzach.

- Oczywiście. Dziękujemy. - Snape odciągnął chłopaka od biurka. Harry podejrzewał, że pojadą windą, ale kiedy do niej dotarli, mężczyzna poszedł dalej.

- Nie jedziemy windą? - zapytał zaskoczony.

- Czego uczyłem cię o małych pomieszczeniach tylko z jednym wyjściem?

- Aha.

- Wejdziemy po schodach. - Snape pchnął drzwi wiodące do szerokich schodów pnących się kilka pięter w górę. - Trzymaj się blisko mnie.

Harry wykonał polecenie, ale zanim dotarli na czwarte piętro, miał już lekką zadyszkę. Kiedy minęli zakręt korytarza, ich drogę zagrodził uzdrowiciel.

- Pan Snape?

- Tak?

Uzdrowiciel ściszył głos.

- Dumbledore właśnie się ze mną skontaktował i poinformował mnie o pańskiej wizycie. Proszę tędy.

Harry zastanawiał się, w jaki sposób Dumbledore mógł skontaktować się z uzdrowicielem tak szybko, ale jego myśli rozpierzchły się, kiedy dotarli do pokoju z numerem trzecim. Mężczyzna wszedł do środka jako pierwszy, a Harry niepewnie podążył za nim. Snape zamknął za nimi drzwi.

Znajdowali się w małej, słabo oświetlonej prywatnej sali ze stojącym pod ścianą pojedynczym łóżkiem, w którym leżał wyglądający jak martwy Remus. Harry przełknął ślinę i podszedł bliżej. Twarz Lupina miała dziwnie szary odcień, a jego oddech był płytki.

Uzdrowiciel zaczął opowiadać o klątwach, o których Harry nigdy wcześniej nie słyszał i marzył jedynie o tym, żeby mężczyzna natychmiast się zamknął.

- Zostań tutaj - szepnął mu do ucha Snape. - Porozmawiam z uzdrowicielem za drzwiami.

- Tak, sir - wymamrotał Harry, wdzięczny, że otrzymał choć trochę prywatności. Kiedy obaj wyszli, podszedł jeszcze krok do łóżka. Nie był pewien, co ma zrobić. Nie był nawet pewien, czy Remus go w ogóle słyszy.

- Remus? - zapytał łagodnie. Sięgnął po jego dłoń. Wydawała się bardzo zimna w jego wilgotnej ręce. - Przepraszam, że wrzeszczałem na ciebie tego wieczora, kiedy wyjeżdżałeś. Przepraszam, że się na ciebie gniewałem. Wiem, że zachowałem się dziecinnie. Nie powinienem wyżywać się na tobie.

- Harry? - Głos Remusa był słaby. Mężczyzna nie otworzył oczu, ale przekręcił głowę w jego stronę. - Czy to ty?

- Tak - odparł Harry, ściskając jego dłoń. - Jestem tutaj. Jak się czujesz?

- Okropnie.

Harry parsknął nerwowo.

- I tak też wyglądasz.

Na ustach Remusa pojawił się słaby uśmiech.

- Z pewnością. Jak się tu znalazłeś?

- Snape mnie przyprowadził. Bardzo mi pomógł. Wiele się od niego nauczyłem.

- Cieszę się z tego.

- Potrzebujesz czegoś? - zapytał Harry. - Mogę przysłać ci trochę książek, jeżeli chcesz.

- Byłoby miło. Uzdrowiciel powiedział, że spędzę tutaj kilka tygodni.

- Jakie książki lubisz?

- Mogą być jakiekolwiek.

- Dobrze. Hedwiga będzie ci codziennie przynosiła nową.

Remus uścisnął dłoń Harry'ego, ale jego oczy pozostały zamknięte.

- To byłoby zbyt ryzykowne. Wystarczy jedna w tygodniu.

- W porządku. I czekoladę? Lubisz czekoladę, prawda? Zawsze lepiej się po niej czuję.

Remus uśmiechnął się ponownie.

- Czekolada również brzmi miło. Dziękuję.

Drzwi otworzyły się i do pomieszczenia wszedł Snape.

- No, no Lupin. Wyglądasz fatalnie. Czyżby twoja ostatnia przemiana poszła niezgodnie z planem?

- Nie, Severusie, w rzeczywistości twoi starzy przyjaciele postanowili wykorzystać mnie jako cel do ćwiczeń.

- I widzę, że wykonali świetną robotę.

- Całkowicie się z tobą zgadzam - odparł Remus ze słabym śmiechem.

- Poradzisz sobie? - zapytał Harry, wciąż trzymając Remusa za rękę.

- Według uzdrowicieli, będę mógł wstać i w pełni funkcjonować w przeciągu kilku tygodni.

- Potter, czas na nas - powiedział Snape. Harry skinął mu głową.

- Nie będę mógł cię ponownie odwiedzić. To zbyt niebezpieczne. Ale przyślę ci książki i czekoladę.

- Dziękuję ci, Harry. Cieszę sie, że mnie odwiedziłeś. I tobie także dziękuję, Severusie, za to, że go tutaj przyprowadziłeś.

Snape wydał z siebie niewyraźny odgłos zdegustowania.

Harry łagodnie wypuścił dłoń Remusa. Nie wiedział, co jeszcze mógłby powiedzieć albo zrobić i po niepotrzebnie długiej chwili wahania pochylił się nad Remusem i pocałował go w policzek. - Mam nadzieję, że już niedługo ci się polepszy.

"Tylko ty mi pozostałeś" - chciał jeszcze powiedzieć, ale zachował to już dla siebie.

Uśmiech Remusa poszerzył się, a Harry odwzajemnił go, nawet jeżeli wiedział, że mężczyzna nie może go zobaczyć, po czym razem ze Snape'em opuścił pomieszczenie.

- To właśnie przekroczyło moją granicę poziomu sentymentalnych bzdur na ten wieczór - powiedział Mistrz Eliksirów, kiedy Harry próbował za nim nadążyć. Rzucił mężczyźnie spojrzenie, ale nie było w nim gniewu. - Uzdrowiciel powiedział mi, że Lupin nie reaguje zbyt dobrze na zwykłe eliksiry uzdrawiające. Jego obecny stan stoi na przeszkodzie jego wyzdrowieniu.

- Myślałem, że wilkołaki zawsze leczą się dosyć szybko?

- Zazwyczaj tak. Ale klątwy, którymi został trafiony, uniemożliwiają jego ciału samodzielną regenerację. Zaproponowałem uzdrowicielowi, że zobaczymy, czy uda nam się dokonać kilku modyfikacji w miksturach.

- Nam?

- Tak. Będziesz mi asystował. To będzie dobra okazja, abyś nauczył się, w jaki sposób różnorodne składniki reagują ze sobą.

I wtedy Harry powiedział coś, czego nigdy nie spodziewał się, że powie w związku z eliksirami:

- Nie mogę się doczekać.


CDN
_________________

Część 11



Po wizycie w szpitalu dotarli do domu szybko i bezpiecznie i, jak gdyby w bezgłośnym porozumieniu, udali się prosto do sypialni Harry'ego. Snape rzucił na drzwi dwa zaklęcia blokujące. Jednym machnięciem różdżki zdjął z chłopaka kamuflaż, po czym zaczął się rozbierać.

Harry poszedł za jego przykładem i także zdjął ubrania, a następnie wślizgnął się nago pod kołdrę. Zawsze spali razem nago i nie widział powodu, aby teraz miało się to zmienić. Snape najwyraźniej podzielał jego zdanie, ponieważ położył się obok niego.

- Prześpij się, Potter - powiedział, układając się wygodnie. Ale Harry nie czuł zmęczenia, gdyż pewna sprawa wciąż nie dawała mu spokoju i nie pozwalała zasnąć.

- Co miałeś na myśli, kiedy powiedziałeś, że nie mogę wspomnieć Dumbledore'owi o tych eliksirach i klątwach?

Mężczyzna przewrócił się na bok, by na niego spojrzeć.

- Myślałem, że to oczywiste. Dyrektor nie wie o tym, że cię ich uczyłem i chciałbym, żeby tak pozostało.

- Co? - Harry wpatrywał się w Snape'a z szeroko otwartymi oczami. - Myślałem, że to właśnie Dumbledore kazał ci mnie ich nauczyć.

- Tak, dyrektor zgodził się na to, abym nauczył cię podstawowych zaklęć obronnych. I wie, że szkoliłem cię z zakresu warzenia eliksirów, abyś był przygotowany do klasy owutemowej. Jednak nie jest świadomy innych tematów znajdujących się w moim prywatnym programie nauczania.

- Ale... - Harry nie był pewien, co chce powiedzieć, ponieważ Snape tą nowiną właśnie wytrącił go z równowagi. - Ale dlaczego?

Mężczyzna przez chwilę milczał.

- Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta, Potter.

- Wypróbuj mnie.

- Nie zgadzam się z decyzją dyrektora, aby trzymać cię w nieświadomości. Uważam, iż ostatni rok dowiódł, że to wybitnie nierozważne postępowanie. Uważam także, że nauczenie cię tych umiejętności jest niezwykle korzystne. Bez nich jesteś po prostu kolejnym uczniem. Z nimi masz moc i wiedzę, aby spróbować pokonać Czarnego Pana.

- Ale dlaczego Dumbledore nie chce, żebym nauczył się tych rzeczy?

- Ponieważ, Potter, im potężniejszy się staniesz, tym trudniej będzie cię kontrolować. A dyrektor lubi mieć nad ludźmi pewien zakres kontroli.

Harry wciąż nie był pewien, o czym mówi Snape. Nie potrafił uwierzyć, że mężczyzna tak łatwo sprzeciwia się woli Dumbledore'a.

- Dyrektor ci ufa.

- Mam tego doskonałą świadomość. Dumbledore wie, kim jestem. Wie także, komu jestem lojalny. To jego decyzja, aby zaufać mi w kwestii twojej prywatnej edukacji.

- A ty go po prostu okłamujesz.

- Czy w takim razie wolałbyś nie posiadać tych umiejętności? Czy wolałbyś siedzieć tylko i czekać na swoją następną konfrontację z Czarnym Panem i mieć nadzieje, że znowu ci się poszczęści? A dojdzie do następnej konfrontacji, Potter, wierz mi. Wolałbyś nie być do niej przygotowanym?

- Nie - westchnął Harry. - Chcę być przygotowany. Po prostu myślałem, że Dumbledore zawsze pragnie tego, co dla mnie najlepsze.

- Robi to, ale na swój własny sposób. Dyrektor wciąż jednak myśli o tobie w kategorii dziecka. Uważa cię za chłopca, który potrzebuje opieki i okazjonalnego przymykania oka, kiedy przychodzi do łamania zasad. Na dodatek waha się, czy dawać ci aż taką władzę.

- A co jest złego we władzy?

- Potrafi być kusząca - powiedział Snape, zniżając głos - Może sprowadzić cię na manowce.

- Nigdzie się nie wybieram - odparł Harry.

Snape uśmiechnął się krzywo.

- Nie pozwoliłbym ci, nawet jeżeli byś chciał.

- To dobrze. - Harry wciąż czuł się odrobinę zszokowany rewelacjami Snape'a, ale rozumiał już motywy mężczyzny. I akceptował je.

- A więc to nasz sekret?

- Tak, Potter. To nasz sekret i ma nim pozostać.

Harry przysunął się bliżej do mężczyzny i położył rękę na jego klatce piersiowej.

- Nasz sekret - wyszeptał i przycisnął wargi do ust Snape'a.

- A teraz nadszedł czas, aby się trochę przespać. - Snape zgasił światła i oplótł Harry'ego ramieniem w pasie. Chłopak zamknął oczy i wypchnął ze swojego umysłu myśli o Dumbledorze, postanawiając skupić się jedynie na fakcie, że on i Snape mają dla siebie kolejne dwa tygodnie. Uśmiechał się, kiedy zmorzył go sen.


***

- Sugeruje, abyś powtórzył dzisiaj ćwiczenia w rzucaniu Lustrzanego Zaklęcia Tarczy, Potter - powiedział Snape, siedząc przy stole w bibliotece.

- Czy mogę wybrać najpierw kilka książek dla Remusa? - zapytał Harry, podchodząc do biblioteczki. - Obiecałem, że mu je wyślę.

- Dobrze. Masz piętnaście minut. - Snape powrócił do książki, którą czytał, a Harry przekrzywił głowę, spoglądając na stojące na półkach tomy.

Nie miał pojęcia, co spodobałoby się Lupinowi. Może coś o Czarnej Magii? W końcu była to dziedzina, w której był ekspertem. Harry znalazł kilka tytułów, które sugerowały taką właśnie tematykę. Jeden z nich wyjątkowo przyciągnął jego uwagę. Otworzył "Czarną Magię do codziennego użytku" i prześledził spis treści. Następnie przekartkował tom, zaciekawiony tym, jaki też rodzaj Czarnej Magii może być stosowany do codziennego użytku. I wtedy to zobaczył, w połowie strony sześćdziesiątej trzeciej. Klątwa Oślepiająca.

Harry bardzo powoli opuścił książkę i spojrzał na Snape'a.

- Uczyłeś mnie Czarnej Magii?

- Hmm? - mruknął mężczyzna, nie podnosząc głowy znad swojej książki.

- Odpowiedz! - krzyknął Harry, podchodząc do stołu. Rzucił "Czarną Magię do codziennego użytku" na blat przed Snape'em. - Zrobiłeś to?

Mistrz Eliksirów podniósł głowę i zmrużył oczy.

- Potter, a myślałeś, że czym jest klątwa, która służy do oślepiania innych? Zwykłym domowym zaklęciem?

Harry'emu zamarł oddech w gardle. Miał ochotę uderzyć Snape'a.

- Uczyłeś mnie Czarnej Magii! Nic dziwnego, że nie chciałeś, żeby Dumbledore się o tym dowiedział.

- Cieszę się, że nareszcie załapałeś, Potter - odparł Snape, a jego swobodny ton doprowadził Harry'ego do jeszcze większej furii.

- Nie mogę w to uwierzyć. Uczyłeś mnie pieprzonej Czarnej Magii! - Harry z frustracji kopnął w nogę od stołu.

- A w czym dokładnie tkwi problem? - zapytał mężczyzna, przekrzywiając głowę.

- To jest Czarna Magia. Nie możesz mnie tego uczyć - powiedział Harry, zastanawiając się, czy Snape tylko udaje durnia, czy naprawdę nie ma pojęcia, o co mu chodzi. Ale to był Snape. On nigdy nie zachowywał się jak dureń.

- Ściga cię oddział Śmierciożerców pragnących zakończyć twój nędzny żywot - odparł Mistrz Eliksirów, a w jego głosie pojawiło się coś nieprzyjemnie ostrego. - I myślisz, że proste Zaklęcie Żądlące albo Zaklęcie Lekkich Jak Piórko Stóp pozwoli ci przeżyć? To oczywiste, że uczyłem cię Czarnej Magii, ty mały głupcze. Oni dokładnie tego użyją przeciwko tobie.

- Ale to jest Czarna Magia! - wrzasnął Harry, tak jakby to wszystko wyjaśniało. - Ciągle tylko gadałeś, jak to może sprawić, iż moja własna magia stanie się niezrównoważona, że to pędząca w dół spirala i co tam jeszcze!

Snape oparł się mocniej na swoim krześle.

- Nie mówiłem nic takiego o Czarnej Magii. Mylisz ją z Mroczną Magią. A to nie jest to samo, Potter.

Harry otworzył usta.

- A co za cholerna różnica? Wiem tylko, że w szkole uczymy się Obrony Przed Czarną Magią. Musi być w niej coś przerażająco złego, skoro musimy nauczyć się przed nią bronić.

- Cała Mroczna Magia to także Czarna Magia, ale nie każde czarnomagiczne zaklęcie jest też zaklęciem mrocznym, Potter.

- To nie ma żadnego sensu! - wrzasnął Harry. Snape przypatrywał mu się beznamiętnym wzrokiem.

- Czarna Magia to zaklęcia i klątwy stworzone, aby zranić przeciwnika, chociaż ich efekty często nie są trwałe. Mroczna Magia to klątwy stworzone po to, aby zadać przeciwnikowi poważne obrażenia, pochłaniają one jednak tak wiele magii, że to prowadzi do rozchwiania umysłu rzucającego. Oto różnica, Potter. - Harry nie mógł uwierzyć w to, co słyszał. Otworzył usta, aby odpowiedzieć, ale nie potrafił nic wymyślić. - Zaklęcia Niewybaczalne są jednocześnie Czarną Magią i Mroczną Magią. Klątwy, których cię uczyłem, to jedynie Czarna Magia - powiedział Snape z nutą zniecierpliwienia w głosie.

- A więc dlaczego uczysz mnie tych klątw? Czy to twój sposób, aby przeciągnąć mnie na ciemną stronę? Chcesz zrobić ze mnie łatwą zdobycz dla Voldemorta? Chcesz rozregulować moją magie? Oczekujesz, że upadnę przed nim na kolana i pozwolę, aby wsadził mi do tyłka swojego fiuta, tak jak ty to zrobiłeś?

Snape podniósł się powoli ze swojego miejsca, wyglądając tak, jakby wynurzył się z otchłani piekieł.

- Nie słyszałeś ani jednego mojego słowa?

- Słyszałem, ale nadal mi się to nie podoba!

Snape zacisnął usta i rzucił Harry'emu jadowite spojrzenie.

- Doskonale. Skoro jesteś tak bardzo przekonany, że zanieczyszczam cię Czarną Magią, dam ci posmak tego, czym naprawdę jest Mroczna Magia. Może wtedy będziesz w stanie zauważyć różnicę.

- Nie zrobię niczego, co mi każesz! Mam tego dosyć!

- Zrobisz to, co mówię, Potter! - Snape wyjął różdżkę i transmutował swoją książkę w kurczaka. Następnie pchnął "Śmiercią przez różdżkę" w stronę Harry'ego i otworzył ją na przypadkowej stronie. - Tutaj. Zaklęcie Gotujące Krew. To będzie odpowiednie. Rzuć je!

- Nie zmusisz mnie!

Usta mężczyzny wykrzywiły się w paskudnym uśmiechu.

- Wierz mi, Potter, że potrafię cię zmusić. Albo natychmiast rzucisz to zaklęcie, albo będę cię trzymał pod Cruciatusem tak długo, jak długo zajmie ci zrozumienie moich pobudek. - Głos Snape'a opadł do ostrego szeptu, co brzmiało znacznie groźniej, niż gdyby krzyczał. Harry poczuł ciarki na plecach. Był całkowicie pewien, że Snape nie jest typem, który rzuca czcze groźby.

- Postradałeś rozum - powiedział, próbując wytrzymać pociemniałe spojrzenie mężczyzny, ale jego wzrok był tak przerażający i obcy, że Harry musiał odwrócić głowę.

- Po prostu daję ci lekcję. Rzuć je!

- Nie!

- Rzuć je albo przysięgam, że nauczę cię znaczenia słowa ból. - Mężczyzna wycelował różdżkę prosto pomiędzy oczy Harry'ego i po raz pierwszy tego lata chłopak zaczął się go naprawdę bać.

- Nie - powiedział łagodniej. Jego dłonie drżały.

- Rzuć je!

- Jesteś szalony - wyszeptał Harry. W oczy zaczęły go kłuć łzy, a w piersi poczuł ostre, palące żądło zawodu - Kompletnie szalony - dodał, ale sięgnął po swoją różdżkę.

- Rzuć je! - Snape brzmiał teraz, o ile to możliwe, jeszcze bardziej przerażająco.

- Cruororis Concoquo!

Kurczak wydał z siebie straszliwy dźwięk - skrzek konającego - kiedy upadł na stół, rzucając się gwałtownie, ale Harry ledwie to usłyszał. Przez jego ciało przepłynęła fala niewiarygodnej ekscytacji, tak jakby zanurkował sto metrów w dół na swojej miotle. Albo jakby miał pięćdziesiąt orgazmów na raz. I to trwało i trwało, sprawiając, że jego powieki trzepotały, a kolana drżały i Harry wiedział bez wątpienia, że nigdy wcześniej, w całym swoim życiu, nie czuł czegoś tak przyjemnego i tak potężnego zarazem.

- Merlinie - wyjęczał i gdyby nie to, że Snape złapał go ramieniem w pasie, upadłby na podłogę.

- Tak właśnie wygląda Mroczna Magia - wyszeptał mężczyzna do jego ucha. Harry zacisnął palce na szacie Snape'a i trzymał się jej rozpaczliwie opadając, opadając i opadając. Zanim w końcu udało mu się odzyskać kontrolę nad swoim umysłem, był już w takim stanie, że ledwie mógł oddychać.

- Merlinie - wyszeptał. - To było... to było... - Ale nie potrafił znaleźć słów, aby opisać tę niesamowitą falę ekscytacji, którą poczuł.

- Tak, wiem - odparł Snape i powiedział to w taki sposób, jakby dokładnie rozumiał, co Harry miał na myśli. - Czy teraz dostrzegasz już różnicę? - Harry pokiwał głową, przytulając ją do torsu mężczyzny. - Czarna Magia nie zmieni tego, kim jesteś, Potter. Mroczna Magia tak. - Snape przesunął dłoń wzdłuż pleców Harry'ego. - To pierwszy i ostatni raz, kiedy jej użyłeś. Spróbuj tego ponownie, a przysięgam, że wykorzystam cię jako cel do ćwiczeń. A kiedy z tobą skończę, powieszę cię jako trofeum na ścianie swojego gabinetu.

- Tak - wyszeptał Harry. - Teraz już rozumiem, jak potrafi być to uzależniające.

Snape poprowadził go do jednego ze skórzanych foteli. Usiadł na nim i przyciągnął Harry'ego na swoje kolana.

- Im częściej będziesz jej używał, tym trudniej będzie przestać.

Harry owinął się wokół torsu mężczyzny, podciągając nogi i spojrzał na Snape'a.

- Czy ty byłeś od niej uzależniony?

- W moim życiu był taki okres, kiedy lubiłem jej używać. Jednak, kiedy przeniosłem się do Hogwartu, zostałem zmuszony zaprzestać praktykowania jej.

- To musiało być trudne - powiedział Harry. Użył Mrocznej Magii tylko raz, ale sama myśl o tym, że już nigdy tego nie poczuje była, delikatnie mówiąc, niezbyt przyjemna.

- I było. - Snape spojrzał na niego, uśmiechając się zaczepnie. - Teraz już wiesz, dlaczego nie jestem najradośniejszą osobą w Hogwarcie.

Harry parsknął śmiechem, który stłumił jednak szybko, chowając twarz w szyi mężczyzny.

- Przepraszam, że w ciebie wątpiłem.

- Cicho. Myślę, że bardziej martwiłoby mnie, gdybyś nie kwestionował tego, że uczę cię Czarnej Magii. - Snape zacisnął mocniej ramię wokół niego i Harry poczuł się podniesiony na duchu.

- Czy to dlatego Dumbledore nigdy nie pozwolił ci nauczać Obrony Przed Czarną Magią? Ponieważ miałeś z nią problemy w przeszłości?

- Nie jesteśmy dzisiaj zbyt bystrzy, co? - powiedział Snape z lekko kpiącym uśmiechem.

- Nie, nie bardzo - odparł szczerze Harry. - Gdybym był bystrzejszy, zrozumiałbym to, co próbowałeś mi wyjaśnić. Ja naprawdę...

Ale nie dokończył, gdyż Snape uciszył go pocałunkiem.


***

Harry ziewnął potężnie. Snape nalegał, aby następnego dnia wstali o siódmej rano, dzięki czemu będą mieć cały dzień, żeby poprawić eliksiry uzdrawiające dla Remusa. Pomimo że Harry bardzo lubił pracować nad eliksirami ze Snape'em, to nie bardzo podobało mu się wstawanie tak wcześnie w czasie wakacji.

- Przestań zachowywać się jak dziecko, Potter. To nie moja wina, że twoi krewni rozpieszczali cię przez całe życie. Z pewnością pozwalali ci całymi dniami wylegiwać się w łóżku, ale tutaj mamy robotę do wykonania.

Po wysłuchiwaniu obraźliwych uwag Snape'a przez niemal trzy tygodnie, Harry już trochę się do nich przyzwyczaił. Kontynuował więc miażdżenie rogu buhorożca i obmyślał ripostę.

- O tak, doskonale wiem, o jaką robotę ci chodzi. Demoralizowanie mojej niewinnej osoby za pomocą Czarnej i Mrocznej Magii. Ciekawi mnie, co by się stało, gdybym powiedział Dumbledore'owi o tych wszystkich rzeczach, których mnie uczyłeś.

Snape uśmiechnął się z rozbawieniem.

- A teraz powtórz to w mowie węży.

Odkąd Harry zobaczył Mroczny Znak Snape'a, mężczyzna często kazał mu wypowiadać różne rzeczy w mowie węży. Na początku, aby to zrobić, musiał patrzeć na obrazek węża, ale teraz wystarczyło, aby o nim pomyślał.

Wciąż jednak potrzebował pomocy Snape'a, który potwierdzał, czy mu się to udaje, ponieważ mowa węży brzmiała dla Harry'ego dokładnie tak samo jak angielski.

Harry wyobraził sobie węża (zazwyczaj był to obraz bazyliszka) i powtórzył to, co powiedział wcześniej, a następnie spojrzał na Snape'a.

- Bardzo dobrze - rzekł mężczyzna i powrócił do mieszania eliksiru, który właśnie przyrządzał.

Nagle w pracowni rozległ się wysoki, brzęczący odgłos, więc Harry poderwał głowę. Nie miał pojęcia, co też to mogło być, ale Snape, słysząc ten dźwięk, cały zesztywniał.

- Jeżeli mógłbyś mi wybaczyć, Potter - powiedział i wyślizgnął się za drzwi.

Harry obserwował, jak wychodzi i zastanawiał się, gdzie też mógł pójść. Brzęczący dźwięk ustał. Może był to jakiś czarodziejski odpowiednik telefonu? Może to Dumbledore chciał porozmawiać ze Snape'em?

Jak zawsze ciekawość Harry'ego została podrażniona i kusiło go, aby wymknąć się za mężczyzną, ale pamiętał jego słowa - że będzie bezpieczniejszy, jeżeli nie dowie się o pewnych sprawach. A Harry ufał Snape'owi. Cóż, w większości. Snape powie mu, jeżeli to będzie coś ważnego, tego był pewien.

Kontynuował więc przygotowywanie składników i starał się nie spoglądać na drzwi co kilka sekund. Po czasie, który wydawał mu się całymi wiekami, ale prawdopodobnie trwał jakieś piętnaście minut, Snape wrócił. Zgasił różdżką ogień pod kociołkiem i spojrzał na Harry'ego.

- Muszę wyjechać - powiedział.

- Nie możesz - odparł Harry. To były pierwsze słowa, które przyszły mu do głowy.

Snape uniósł brew.

- Wyjeżdżam, ale wrócę w przeciągu trzech dni.

- Ale co ze... - Harry zamknął usta. Chciał powiedzieć " ze mną", jednak brzmiałoby to trochę zbyt desperacko. - A co z moimi lekcjami?

- Dumbledore zorganizował zastępstwo na najbliższe dni.

Harry'emu nie podobało się to, co usłyszał. Przypomniał sobie leżącego w szpitalnym łóżku Remusa. Jeżeli Snape wyjedzie, również może zostać zraniony.

- To z powodu jakichś spraw Zakonu, prawda?

- Wiesz, że nie jestem upoważniony do tego, aby ci powiedzieć. Muszę spakować kilka rzeczy.

- Mogę ci pomóc - zaproponował Harry z nadzieją w głosie.

- Nie, ty posprzątasz tutaj. Odłóż składniki. Będziemy kontynuować po moim powrocie. Zaczekasz w kuchni na zastępstwo.

- Ale...

- Potter, przymknij się i rób to, co ci każę. - Głos Snape'a wydawał się nieco rozkojarzony. Mężczyzna rozejrzał się po pomieszczeniu, po czym wyszedł w pośpiechu.

Harry próbował nie zwracać uwagi na uścisk, który czuł w piersi, kiedy chował róg buhorożca z powrotem do swojego pudełka na eliksiry.


***


Teraz, kiedy Harry wiedział, że przez kilka dni nie będzie jadał posiłków ze Snape'em, kuchnia wydawała mu się dziwnie odmieniona. Był wściekły, że mężczyzna wyjeżdża, ale wiedział, że nie może nic na to poradzić. Oczywiście zawsze mógł dostać napadu złości, jednak wątpił, by zrobiło to na Snapie wrażenie. A już z pewnością nie sprawiłoby, że zostanie.

Usiadł przy stole, czując się pokonany i zastanawiając się, od kiedy potrafi w taki sposób panować nad swoimi emocjami.

Mistrz Eliksirów mówił coś o zastępstwie i Harry zastanawiał się nad możliwymi wyborami. Może na parę dni przyjadą do niego Weasleyowie? Nie miałby nic przeciwko temu. A może będzie to ktoś z Zakonu. McGonagall? Nie byłoby tak źle. Mogłaby mu pomóc podciągnąć się z Transmutacji. Moody? Może nie był najlepszym wyborem, ale to auror, a więc prawdopodobnie znał wiele przydatnych zaklęć. Tonks? Cóż, to brzmiało jak dużo zabawy.

Nagle w korytarzu rozległ się odgłos otwieranych i zamykanych drzwi i Harry wyprostował się w swoim krześle. Dobiegły do niego ciężkie kroki. Zdecydowanie nie należały one ani do McGonagall, ani Tonks. Kobiety stąpały dużo lżej. I nie był to też Moody, ponieważ stary auror utykał.

Drzwi kuchenne otworzyły się i stanął w nich Kingsley Shacklebolt, posyłając Harry'emu przyjazny uśmiech.

- Hej, Harry.

- Cześć - odparł chłopak. Nie było tak źle, pomyślał szybko. Kingsley także był aurorem, a to oznaczało mnóstwo możliwości na ciekawe lekcje.

- Zostanę z tobą.

- W porządku. - Harry uśmiechnął się do niego. Mężczyzna nie miał na sobie szat, które nosił w ministerstwie. Zamiast tego ubrany był w dżinsy i biały podkoszulek, a w ręku trzymał dużą torbę. Zauważył, że Harry dziwnie na niego patrzy i roześmiał się.

- Mam wakacje. To jedyny okres w roku, kiedy wolę zakładać mugolskie ubrania.

- Masz ochotę na herbatę? - zapytał Harry. Ale zanim Kingsley zdążył odpowiedzieć, do kuchni wszedł Snape.

- Och, Shacklebolt, jesteś. - Skinął mu głową. - Muszę już wychodzić. Potter, mam do ciebie słówko.

Harry podążył za Snape'em na korytarz. Mężczyzna odwrócił się i spojrzał na niego z powagą.

- Potter, oczekuję, że będziesz się zachowywał. Nie wspominaj Shackleboltowi o rzeczach, na temat których rozmawialiśmy. I trzymaj tego wielkoluda z dala od mojej pracowni. Pamiętam go ze szkoły. W eliksirach jest gorszy nawet od Longbottoma.

- Tak, sir - odparł Harry. Nie wiedział, co jeszcze mógłby powiedzieć.

- Doskonale. W takim razie wychodzę. - Snape chciał się odwrócić, ale Harry złapał go za rękaw. Przycisnął usta do warg mężczyzny w czymś, co najbardziej przypominało desperacki pocałunek.

- Uważaj na siebie - wyszeptał.

- Zachowaj swoje sentymenty dla kogoś, kto ich potrzebuje, Potter. Czy naprawdę sądzisz, że uda ci się pozbyć mnie tak łatwo? To tylko trzy dni, a później wrócę, aby sprawić, że twoje życie stanie się jeszcze bardziej żałosne. - Snape uśmiechnął się złośliwie, a Harry wyszczerzył się w odpowiedzi. Mężczyzna odwrócił się i chwilę później drzwi wyjściowe zamknęły się za nim z głuchym trzaskiem.

Harry wrócił do kuchni zaciskając ręce na ramionach. Nie byłoby dobrze, gdyby Kingsley zauważył, że czuje się przybity wyjazdem Snape'a.

Mężczyzna zaparzył herbatę.

- Cukru i mleka, Harry?

- Tak, poproszę. - Harry usiadł i uśmiechnął się, kiedy Kingsley postawił przed nim filiżankę.

- Minerwa powiedziała mi, że chciałbyś zostać aurorem - rzekł mężczyzna, zajmując miejsce naprzeciw niego.

- Tak - odparł chłopak. Czuł się trochę zażenowany, kiedy przyznawał się prawdziwemu aurorowi do tego, że chciałby pracować w tym samym zawodzie.

- Interesujący wybór. - Kingsley napił się herbaty. - To dobra robota. Trudna, ale dobra.

- Przede mną jeszcze dwa lata szkoły - rzucił Harry, próbując jakoś zbagatelizować swoje zainteresowania. - Ale masz rację, byłoby całkiem ciekawie zostać aurorem.

- Cóż, spędzę z tobą trzy dni. Jeżeli będziesz miał jakieś pytania, to nie krępuj się.

- Dzięki - odparł Harry, upijając łyk herbaty. Kingsley przyglądał mu się przez chwilę, po czym wyciągnął z tylnej kieszeni różdżkę.

- Słyszałem, że trenowałeś tego lata całkiem sporo zaklęć obronnych. Czy zechciałbyś pokazać mi ich trochę w małym pojedynku? - Uśmiech mężczyzny poszerzył się i Harry poczuł się mile podłechtany tym wyzwaniem.

- Jasne - odpowiedział i również sięgnął po różdżkę. - Tutaj?

- Dlaczego nie? - Kingsley podniósł się z miejsca, a Harry podążył za jego przykładem. Stanęli naprzeciwko siebie na dwóch końcach kuchni i chłopak czekał na moment, w którym mężczyzna wykona pierwszy ruch.

Kiedy tylko Kingsley rzucił zaklęcie, Harry wykrzyknął:

- Protego Specularis!

Nawet nie wiedział, jaki czar rzucił na niego mężczyzna, ale nie było mu to potrzebne. Lustrzane Zaklęcie Tarczy potrafiło zatrzymać niemal każde zaklęcie czy klątwę z wyjątkiem Niewybaczalnych.

Kingsley wybuchnął głębokim, niskim śmiechem. Najwyraźniej rzucił na Harry'ego Zaklęcie Żądlące, ale odbiło się ono i uderzyło w niego. Potarł swoje ramię.

- Wygląda na to, że już niewiele mogę cię nauczyć, Harry.

Chłopak uśmiechnął się i przytaknął.

- Snape nauczył mnie tego czaru. Wydaje się być bardzo efektywny.

- To jedno z najbardziej użytecznych zaklęć na polu bitwy. Dobra robota.

Kingsley podszedł do Harry'ego swobodnym krokiem i obejrzał go od dołu do góry.

- Ale wciąż jest jeszcze kilka rzeczy, których mogę cię nauczyć. Na przykład, jeżeli zrobię tak... - Mężczyzna zacisnął swoja wielką dłoń na nadgarstku Harry'ego - ... w jaki sposób powstrzymałbyś mnie przed powaleniem cię?

I zanim Harry zdążył zorientować się, co się dzieje, leżał na podłodze z kolanem mężczyzny wbijającym mu się w klatkę piersiową.

- Ee... nie wiem - odparł zaskoczony. Kingsley uśmiechnął się szeroko i wyciągnął rękę, aby pomóc mu wstać.

- Zawsze istnieje możliwość, że w czasie walki stracisz swoją różdżkę, Harry. A więc ważne jest, żebyś wiedział, jak obronić się przed fizycznym atakiem i w jaki sposób pokonać przeciwnika używając jedynie siły swoich mięśni.

Harry skinął głową. To nawet miało sens, pomyślał.

- Jak się sprawują twoje mięśnie brzucha? - zapytał Kingsley, szturchając Harry'ego w żołądek tak mocno, że ten się cofnął. - Zdecydowanie musisz nad nimi popracować. Te właśnie mięsnie są centralnym punktem twojego ciała. Jeżeli są silne, pomagają ci zachować równowagę. Wiesz, jak się robi pompki i brzuszki?

- Chyba tak - odparł Harry.

- Później je poćwiczymy. Na początek nauczę cię zaklęć amortyzujących - rzekł Kingsley, uśmiechając się szeroko. - Dzięki temu będziemy mogli trenować na sobie nawzajem, nie łamiąc przy tym swoich kości, chociaż nadal będziesz czuł siłę uderzenia. A później nauczę cię, jak spuścić komuś porządny łomot. - Kingsley ściągnął swój podkoszulek i Harry nie potrafił oderwać wzroku od jego torsu. Mężczyzna zdecydowanie miał porządne mięśnie brzucha. W ogóle miał bardzo dużo także innych porządnych mięśni. - Zdejmij koszulę, Harry. Muszę ci pokazać, gdzie dokładnie uderzać. Ludzkie ciało ma kilka słabych punktów, które możesz wykorzystać w czasie walki.

Harry ściągnął koszulę. Pomimo że wciąż czuł żal z powodu wyjazdu Snape'a, zaczął dostrzegać pozytywną stronę spędzenia kilku dni z Kingsleyem. Brutalny trening w jego wykonaniu wydawał się fantastycznym sposobem na to, aby nauczyć się wielu nowych rzeczy.


CDN
_________________

Część 12



Po trzech dniach fizycznego treningu Harry był cały obolały nawet w takich miejscach, o których istnieniu nie miał do tej pory pojęcia. Bolały go podeszwy stóp, stawy kolanowe, a nawet tyłek, chociaż zupełnie inaczej niż wtedy, kiedy Snape wypieprzył go po raz pierwszy. Bolały go łokcie, a także mięśnie brzucha - tak, Harry odkrył, że jednak je posiada.

Wszystko go bolało.

Ale pomimo tego chłopak czuł się bardzo usatysfakcjonowany. Kingsley, który okazał się przemiłym mężczyzną i fantastycznym trenerem, nauczył go wszystkiego, co powinien wiedzieć o zaskakiwaniu przeciwnika podczas walki wręcz. Poddał Harry'ego ostremu reżimowi, codziennie każąc mu ćwiczyć przysiady i pompki, a Gryfon stwierdził, że od tej pory będzie to robił każdego ranka. W ten sposób mógłby wzbogacić swoją chudą sylwetkę o odrobinę muskulatury.

A jutro miał wrócić Snape. Nareszcie.

Pomimo tego, że Harry był zajęty i uczył się wielu pożytecznych rzeczy, wciąż za nim tęsknił. Nawet bardziej, niż się tego spodziewał. Kingsley był miły, zabawny i czarujący, lecz nie był Snape'em. I to nie chodziło tylko o to, że Harry tęsknił za seksem. Tęsknił także za rozmowami, za kpinami, za zniewagami i za tym jedynym w swoim rodzaju milczeniem, którym Snape dawał mu do zrozumienia, że Harry spisał się świetnie.

Usiadł na łóżku i otworzył swój kufer. Zdecydowanie zasługiwał na eliksir leczniczy, który pomógłby mu zasnąć. W tym celu wyjął pudełko z eliksirami i już miał zatrzasnąć wieko kufra, gdy zauważył na jego dnie coś błyszczącego. Sięgnął do środka, aby wyjąć tajemniczy obiekt i niemal upuścił go ponownie, kiedy zobaczył, co to takiego.

Lusterko. Strzaskane lusterko.

Coś ostrego szarpnęło mocno jego wnętrznościami, sprawiając, że się skulił.

Syriusz.

I wtedy chłopak zrozumiał coś, czego nie dostrzegał wcześniej. To nie Snape zabił Syriusza. Zrobił to on, Harry. Z powodu swojej niecierpliwości, uporu, arogancji i głupoty.

Gdyby tylko wrócił do zamku, aby skontaktować się ze Snape'em. Przecież widział, że mężczyzna pracuje dla Zakonu. Albo gdyby chociaż przypomniał sobie o istnieniu lusterka. Syriusz mu je podarował, a on kompletnie o nim zapomniał.

Syriusz byłby z niego dumny, gdyby go teraz widział. Z pewnością byłby dumny ze wszystkich rzeczy, których się Harry nauczył. I zabiłby go za to, że uprawia seks ze Snape'em.

Złapał pierwszą rzecz, która wpadła mu w rękę - swój podręcznik do Eliksirów i cisnął nim o ścianę. Rzucił kolejną książką, później jeszcze jedną, a każda z nich lądowała na jego szafce nocnej, zrzucając na podłogę wszystkie stojące na niej przedmioty.

Rozdzierał go ból, ale zupełnie inny od tego, który odczuwał trenując z Kingsleyem. Nie był to nawet ból podobny do tego, który zadaje Cruciatus. Był to ten rodzaj bólu, który mógł trwać i trwać i nigdy nie zniknąć.

A to przypomniało Harry'emu, jak cudownie się poczuł, kiedy rzucił Zaklęcie Gotujące Krew. Może poczułby się lepiej, gdyby rzucił je ponownie? Nie miałby wtedy wrażenia, że jest taki pusty, winny i nic niewart.

Snape o niczym nie musi się dowiedzieć. Sięgnął po różdżkę...

Drzwi sypialni otworzyły się nagle.

- Wszystko w porządku, Harry? Usłyszałem rumor. - Kingsley popatrzył na niego z ciekawością. - Harry upuścił różdżkę tak, jakby nagle go oparzyła. - Co się stało z twoją dłonią?

Gryfon spojrzał w dół i dopiero teraz zauważył, że jego druga ręka jest zaciśnięta wokół ostrej krawędzi odłamka lusterka. Z pomiędzy palców spływała mu krew.

- Syriusz mi to dał - powiedział łamiącym się głosem. Nagle zauważył, że jego policzki są wilgotne i wytarł je ze złością, nie chcąc, aby Kingsley widział go w takim stanie. Co z niego będzie za auror?

- Chodź tu, Harry. - Mężczyzna kucnął przed nim i wyjął mu z dłoni ostry kawałek, po czym przyłożył do krwawiącej rany chusteczkę. - Usiądźmy. - Zanim Harry zdążył zaprotestować, pokierował go do łóżka, posadził na nim i zajął miejsce obok. - O co chodzi? O Syriusza?

Harry odwrócił wzrok.

- Nie chcę o tym rozmawiać.

- Ale musisz - powiedział Kingsley z takim samym opanowaniem jak zawsze. - Chciałbyś zostać aurorem, prawda? Cóż, to właśnie robią aurorzy. Nazywa się to terapią słowną. Rozmawiamy ze sobą, kiedy wydarzy się coś złego. I sądzę, że powinieneś poddać się tej terapii w związku ze śmiercią Syriusza. - Harry podniósł głowę i spojrzał na mężczyznę z powątpieniem. - Nie myśl, że robię cię w konia, Harry. Mogę równie dobrze poprosić Moody'ego, aby mnie zastąpił, ale wierz mi, ja jestem o wiele lepszym słuchaczem. -Harry parsknął. - Opowiedz mi o tym, co myślałeś, kiedy postanowiłeś wyładować swą frustracje na tych niewinnych podręcznikach.

Wpatrując się w swoją zranioną rękę, Harry westchnął. Krew przesiąkła już przez białą bawełnę. Zacisnął dłoń w pięść.

- Nie powinienem był wyruszyć do Ministerstwa w takim pośpiechu.

Kiedy chłopak zamilkł, Kingsley powiedział łagodnie:

- Mów dalej.

- Gdybym nie pobiegł do Ministerstwa, Syriusz wciąż by żył.

Mężczyzna skinął głową.

- Pozwól, że opowiem ci coś o podejmowaniu decyzji. To bardzo ważna część pracy aurora. Musimy podejmować trudne decyzję i czasami naprawdę ciężko przewidzieć wszystkie konsekwencje.

- Wiem, ale gdybym chociaż chwilę pomyślał...

- Jeszcze nie skończyłem, Harry - przerwał mu Kingsley z niebywałą cierpliwością w głosie. - Proszę, abyś mnie wysłuchał. - Chłopak skinął głową, zagryzając wargę. - A teraz powiedz mi, dlaczego postanowiłeś pójść do Ministerstwa?

- Ponieważ myślałem, że Voldemort schwytał Syriusza - odpowiedział Harry, próbując zrozumieć, do czego zmierza Kingsley. - Jednak gdybym...

- A więc sądziłeś, że Syriusz jest w niebezpieczeństwie. I informacje, które wtedy posiadałeś, kazały ci w to wierzyć. Nie mogłeś wówczas przewidzieć jakichkolwiek konsekwencji. Jak myślisz, co stałoby się z Syriuszem, gdybyś nie zdecydował się na pójście do Ministerstwa?

- Myślałem, że Voldemort chce go zabić. Ale jeśli...

- A więc zdecydowałeś się pójść do Ministerstwa, aby ocalić Syriusza, mam rację?

- Tak sądzę - odparł Harry, wciąż nie będąc pewnym, co mężczyzna ma na myśli.

- Dobrze. A teraz chcę, żebyś to dobrze zapamiętał. Zdecydowałeś się pójść do Ministerstwa, ponieważ na podstawie informacji, które posiadałeś, byłeś przekonany, że jeżeli tego nie zrobisz, to Syriusz zginie.

- Tak.

Kingsley uśmiechnął się do niego.

- A teraz skupmy się na innym elemencie tej układanki. Powiedz mi, kto zadecydował, że Syriusz powinien pójść do Ministerstwa?

- Ee...

- Czy to ty zadecydowałeś o tym, że Syriusz powinien ruszyć ci na ratunek?

- Nie.

- A więc kto to zrobił? - zapytał mężczyzna i to w taki sposób, jakby naprawdę nie znał odpowiedzi. - Dumbledore? Snape? Remus? Ja? Moody?

- Nie - westchnął Harry. - To była decyzja Syriusza.

- Och. - Na twarzy Kingsleya pojawił się lekki uśmiech. - A więc to Syriusz zdecydował, wbrew przestrogom innych, że powinien udać się za tobą. - Harry kiwnął głową. - I wiedział, że jedną z prawdopodobnych konsekwencji tego czynu może być jego śmierć. Podjął tę decyzję świadomie. Na podstawie informacji, które posiadał, mógł przewidzieć, co może się z nim stać. Każdy z nas jest tego świadomy i rozważa taką ewentualność za każdym razem, kiedy stawia czoła wrogowi. - Harry ponownie skinął głową. - Poszedłeś do Ministerstwa, ponieważ sądziłeś, że Syriusz zginie, jeżeli tego nie zrobisz. W tamtej chwili wiedziałeś tylko tą jedną rzecz. A Syriusz poszedł do Ministerstwa, mając o wiele większą świadomość tego, co może mu się przytrafić. Czyja więc decyzja bardziej zaważyła na tym, co wydarzyło się tamtego dnia?

Harry nieświadomie szarpnął róg chusteczki.

- Syriusza - wyszeptał.

- Tak. A kto posłał klątwę, która wyrzuciła Syriusza za zasłonę?

- Bellatriks Lestrange.

- Racja. A teraz powiedz mi, kto w takim razie jest odpowiedzialny za śmierć Syriusza?

- Bellatriks Lestrange.

- Dokładnie - powiedział Kingsley, kładąc rękę na kolanie Harry'ego. - To ona i tylko ona jest odpowiedzialna za to, co się wydarzyło. Wszyscy podejmujemy decyzje, robimy to każdego dnia naszego życia w oparciu o informacje, które posiadamy. Ale jeżeli jakaś decyzja uruchamia serię zdarzeń, które kończą się zupełnie inaczej, niż się tego spodziewaliśmy, to nie oznacza, że z tego powodu jesteśmy odpowiedzialni za czyjąś śmierć. Rozumiesz to, co powiedziałem?

Harry otworzył dłoń, przez co chusteczka upadła na podłogę. Rozcięcie na skórze przestało w końcu krwawić.

- Tak.

- To dobrze. - Kingsley mocniej ścisnął jego kolano. - Jest jeszcze coś, o czym powinieneś wiedzieć. To całkowicie normalne czuć się złym albo zranionym. A jeszcze lepiej, kiedy te uczucia uda ci się w jakiś sposób z siebie wyrzucić. Masz ochotę wdrapać się na dach i trochę sobie pokrzyczeć? Powiedz tylko słowo, a już to robimy. - Harry parsknął i potrząsnął głową. - Masz ochotę na kolejną rundę?

- Jestem zbyt obolały - wyszeptał Harry, czując, jak na policzki wypływa mu rumieniec zażenowania.

Mężczyzna roześmiał się i klepnął go w plecy.

- Jeszcze damy ci wycisk. Lepiej się czujesz?

- Tak - odparł Harry i była to prawda. - Dzięki.

- To należy do obowiązków aurora. Lepiej do tego przywyknij, jeżeli chcesz być jednym z nas - powiedział Kingsley i podniósł się z łóżka. - Dobranoc, Harry.

- Dobranoc.

Kiedy mężczyzna wyszedł, Harry położył się na plecach. Był zmęczony i obolały i nawet jeśli sądził, że będzie zapewne bardzo długo leżał i przetrawiał wszystko, co Kingsley mu powiedział, mylił się, ponieważ zasnął niemal natychmiast.


***

- Dalej, Harry! Stać cię na znacznie więcej! - krzyknął Kingsley, a Harry wydał z siebie pełen rozbawienia pisk. Mężczyzna przyszpilił go do kanapy w salonie. Czekając na powrót Snape'a, auror zaproponował ostatnią lekcję odpierania ataków nieprzyjaciela, na którą Harry przystał z radością. - Użyj nóg!

- Jesteś dwukrotnie większy - wymamrotał Harry w poduszkę, w którą wciśnięta była jego twarz.

- Tu nie chodzi o rozmiar, ale o to, w jaki sposób potrafisz wykorzystać swoje walory.

Drzwi otworzyły się nagle z trzaskiem i Harry wyjrzał ponad oparciem. W wejściu stał Snape.

I wyglądał tak, jakby miał ochotę kogoś zamordować. A Harry miał nawet całkiem słuszne podejrzenia, dlaczego. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak sugestywnie wyglądała cała scena. Leżał na kanapie, z twarzą wciśniętą w poduszkę, a Kingsley przykrywał go swoim ciałem. Na dodatek rozmawiali na temat rozmiarów.

- Potter. Shacklebolt - powiedział Snape tak lodowatym tonem, iż Harry miał wrażenie, że na jego szatach pojawił się szron, po czym odwrócił się na pięcie i wmaszerował po schodach na górę.

- Nie jest zbyt zadowolony z powrotu - rzekł Kingsley, podnosząc się z Harry'ego.

- Sądzę, że to właśnie była jego zadowolona mina - odparł Harry, próbując ukryć skrępowanie.

Mężczyzna roześmiał się.

- Cóż, twój anioł stróż powrócił. Czas na mnie.

- W porządku. - Gdy Kingsley podniósł swoją torbę, Harry odprowadził go do drzwi. - Dzięki - powiedział, ale uznał, że to chyba za mało. - Za wszystko. Naprawdę to doceniam.

- Nie ma za co, Harry. - Auror wyciągnął rękę, którą chłopak uścisnął. - Kontynuuj ćwiczenia.

- Dobrze.

- Do zobaczenia. - Kingsley uśmiechnął się do po raz ostatni, po czym zniknął za drzwiami. Kiedy wyszedł, Harry pozwolił sobie na głębokie westchnienie. Nadszedł czas na stawienie czoła Snape'owi. Nie mógł się doczekać jego powrotu, ale teraz obawiał się rozmowy z nim. Miał tylko nadzieje, że mężczyzna nie jest za bardzo wściekły.

Bardzo powoli wszedł po schodach, próbując po drodze zebrać w sobie odwagę. Kiedy jednak dotarł pod sypialnię Snape'a, wciąż czuł się trochę niepewnie. Zapukał i wszedł.

- Jestem teraz zajęty, Potter. Wyjdź - warknął Snape, wypakowując swój bagaż.

- Nie - odparł Harry, ignorując spojrzenie mężczyzny. - Muszę wyjaśnić ci kilka rzeczy.

- Być może powinieneś podzielić się tymi wyjaśnieniami z Shackleboltem? Nagle wydajecie się być ze sobą niezwykle blisko związani.

Harry zagryzł wargę, aby się nie roześmiać. Snape był zazdrosny. Świadomość tego sprawiła, że miał ochotę krzyczeć z radości, ale opanował się. Snape z pewnością nie doceniłby nagłego wybuchu tak dobrego humoru.

- Nie. Chodzi o wyjaśnienia, których ty powinieneś wysłuchać.

Mistrz Eliksirów wydał z siebie głębokie westchnienie.

- Nie jestem nimi zainteresowany.

- Nic mnie to nie obchodzi - odpowiedział Harry i oparł się o ścianę, krzyżując ramiona. - Po pierwsze, jestem gejem. Prawdziwym gejem.

To wyznanie sprawiło, że Snape uniósł brew.

- Nie marnuj mojego czasu na ogłaszanie rzeczy, o których już wiem.

- Być może ty jesteś tego pewien, ale ja wciąż miałem wątpliwości. Myślałem, że chodzi tylko o ciebie, ale teraz wiem, że nie. - Oczy Snape'a zwęziły się i Harry zdał sobie sprawę, w jaki sposób musiało zabrzmieć to, co właśnie powiedział. - Nic się nie wydarzyło - dodał szybko. - Kingsley jest całkowicie hetero, przynajmniej z tego, co zauważyłem. Ale dzięki twojej nieobecności i dzięki temu, że spędziłem dużo czasu z innym facetem, zrozumiałem, że pociągają mnie wszyscy mężczyźni.

- Gratulację odkrycia. A teraz zejdź mi z oczu.

- Nie, jeszcze nie skończyłem. - Harry wziął głęboki oddech. - Zrozumiałem też, kto jest odpowiedzialny za śmierć Syriusza. - Mistrz Eliksirów przestał się rozpakowywać i spojrzał na Harry'ego ponad swoim ramieniem. - Tą osobą nie jestem ja. Nie jesteś nią też ty. Nie jest nią nawet Dumbledore. Jest nią Bellatriks Lestrange.

- I zrozumienie tego zajęło ci aż osiem tygodni? Twoja niekompetencja mnie zadziwia, Potter.

- Tak, no cóż, przecież mnie znasz. Moje wyolbrzymione ego również. Potrzebowałem chwili, aby się z tego otrząsnąć i zrozumieć, że świat nie kręci się tylko wokół mnie.

To wyznanie sprawiło, że na twarzy Snape'a pojawił się uśmiech, ale mężczyzna szybko odwrócił głowę.

- Skończyłeś już?

- Nie. - Harry podszedł bliżej. - Tęskniłem za tobą.

- Jeżeli zamierzasz marnować mój czas na te sentymentalne bzdury, to rzucę na ciebie klątwę.

Harry usiadł obok Snape'a na łóżku, dzięki czemu mógł go widzieć.

- I nie chodzi tylko o seks, chociaż za nim także okropnie tęskniłem. Chodzi o to, że tęskniłem za tobą.

- Myślę, że nawdychałeś się zbyt dużej ilości oparów podczas pracy nad eliksirami - powiedział Snape, potrząsając głową. - Ale skoro wygląda na to, że i tak nie przestaniesz paplać, to równie dobrze możesz opowiedzieć mi o tym, co robiłeś podczas trzech ostatnich dni. Mam nadzieję, że nie zmarnowałeś całego tego czasu na obściskiwanie się z Shackleboltem.

Harry uśmiechnął się. Merlinie, tak bardzo tęsknił za gadkami Snape'a. Położył się na łóżku, wyciągając ramiona nad głową.

- Spędziłem te dni na zapoznawaniu się z ludzkim ciałem. Kingsley jest w tym ekspertem, a na dodatek lubi robić to mocno. Naprawdę mocno. Musisz zobaczyć siniaki, których mi narobił. Tyłek boli mnie już od naszej pierwszej rundy.

Snape otworzył usta, a szata, którą miał zamiar powiesić w szafie, wypadła mu z rak. Harry wybuchnął śmiechem. Przestał się jednak śmiać, kiedy mężczyzna złapał go za koszulkę na piersi i podciągnął w górę.

- Jakie siniaki? Co ten drań z Ministerstwa ci zrobił? Jeżeli tylko spróbował cię tknąć, to go zabiję!

- Nie! - zaprzeczył Harry, wpatrując się w Snape'a szeroko otwartymi oczami. Czegoś takiego się nie spodziewał. - Nic w tym stylu. Kingsley uczył mnie samoobrony i walki wręcz.

- Nie skrzywdził cię? - zapytał Snape. Jego oczy zmrużyły się, a usta zacisnęły w cienką linię.

- Cóż, w czasie walki wręcz nie da się uniknąć kilku siniaków, ale to część lekcji - powiedział Harry, obawiając się tego, co Snape mógłby zrobić Kingsleyowi.

Mistrz Eliksirów prychnął.

- Czy ten mężczyzna zrobił coś wbrew twojej woli, Potter?

- Nie, naprawdę nie. - Harry opadł z powrotem na łóżko, kiedy Snape puścił jego koszulkę. - Nauczył mnie bardzo przydatnych rzeczy. Przepraszam. Próbowałem się po prostu trochę z tobą podrażnić.

- Nie próbuj drażnić się ze mną odnośnie fizycznego znęcania się. Nie sadzę, aby było w tym cokolwiek zabawnego. - Snape odwrócił się sztywno.

- Przepraszam. Nie pomyślałem o tym. - Harry podniósł się z łóżka i zrobił kilka niepewnych kroków w jego stronę. Chciał powiedzieć tyle rzeczy, ale nie potrafił znaleźć właściwych słów. Zdecydował się więc na to jedno, które Snape naprawdę lubił słyszeć z jego ust. - Proszę - wyszeptał i pogładził ramię mężczyzny. - Proszę.

Snape odwrócił ku niemu twarz, a Harry przeniósł rękę na jego klatkę piersiową. Chwilę później dłoń Snape'a złapała jego własną i Harry wzdrygnął się, czując promieniujące wzdłuż całej ręki ukłucie bólu. Mężczyzna zmrużył oczy i odwrócił dłoń Harry'ego wnętrzem ku sobie. Rozcięcie było długie i zaczerwienione.

- Co się stało?

- Miałem wczoraj mały wypadek - odparł Harry, wzruszając ramionami.

- A ten zidiociały auror nie przejął się uleczeniem tego? - powiedział mężczyzna, sięgając po różdżkę.

- Nie, nie chcę, żeby to zostało wyleczone. - Harry wyszarpnął dłoń z uścisku Snape'a. - Chcę, żeby pozostała blizna. To bardzo ważne.

Nie wydawało się, aby Snape uważał to za coś dziwnego.

- W porządku - powiedział i uniósł rękę, aby objąć Harry'ego za szyję. Pochylił się nad nim, ale chłopak odsunął go od siebie. Pozostała jeszcze jedna rzecz, którą chciał mu powiedzieć.

- Ja... eee... odczuwałem wczoraj pokusę.

- Pokusę? - Głos Snape'a stał się twardszy.

- Pokusę, żeby użyć Mrocznej Magii. - Harry spuścił głowę, ale mężczyzna ujął go za brodę i zmusił do spojrzenia na siebie. - Ale nie zrobiłem tego - dodał szybko.

- Dlaczego ją odczuwałeś?

- Próbowałem zmierzyć się z pewnymi sprawami. Odnośnie Syriusza. I czułem się tak cholernie rozbity... i pomyślałem, że jeżeli użyję Mrocznej Magii, to poczuję się lepiej, ale nie zrobiłem tego.

Snape zacisnął usta i nie odzywał się przez długi czas.

- Zmieniam nasze reguły - powiedział nagle. - Możesz używać tak dużo Mrocznej Magii, jak zechcesz. - Wyciągnął różdżkę Harry'ego z jego kieszeni i wcisnął mu ją w rękę. - Proszę, zaczynaj. - Chłopak wpatrywał się w niego rozszerzonymi oczami, kompletnie nie rozumiejąc, o co mu chodzi. - Ale mogę cię zapewnić, Potter, że jeśli zaczniesz używać Mrocznej Magii, to nigdy go nie pokonasz - powiedział Snape i ponownie przysunął się do Harry'ego, muskając wargami jego policzek. - Jeżeli zaczniesz używać Mrocznej Magii, staniesz się kolejnym Lordem Voldemortem - wyszeptał do jego ucha.

Harry poczuł lodowaty dreszcz przebiegający mu po plecach.

- Nie chcę nim zostać.

- Miejmy nadzieję. Ponieważ zabiję cię, jeżeli tak się stanie - wymruczał Snape, po czym zmiażdżył wargi Harry'ego w mocnym, brutalnym pocałunku. Ich zęby uderzały o siebie, języki ocierały się i splatały, a wargi przyciskały tak mocno, że z pewnością zostaną siniaki.

Przez ciało Harry'ego przebiegła ciepła fala ulgi, kiedy owinął ramiona wokół szyi mężczyzny. Jego różdżka upadła na podłogę. Snape wrócił do niego, żył i nie nienawidził go. Pragnął go, a Harry pragnął go jeszcze bardziej niż kiedykolwiek przedtem.

Odsunął się i spojrzał na zmaltretowane usta mężczyzny.

- Jeżeli kiedykolwiek stanę się taki jak on, również chciałbym, żebyś mnie zabił - powiedział i naprawdę tak myślał.

- Nie pozwolę ci na to - odparł Snape i wyglądało na to, że on także mówi to poważnie.

- To dobrze - powiedział Harry, uśmiechając się. - A teraz mnie zerżnij. Proszę.

Snape w odpowiedzi ponownie pożarł jego usta.


CDN
_________________



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Igranie z zemstą ?łość
Igranie z zemstą 1 4 (HPlSS)
Igranie z zemstą 13 16 epilog
Igranie z zemstą
Igranie z zemstą 5 8
wykład 12 pamięć
Figures for chapter 12
Mechanika techniczna(12)
Socjologia wyklad 12 Organizacja i zarzadzanie
CALC1 L 11 12 Differenial Equations
zaaw wyk ad5a 11 12
budzet ue 11 12
zapotrzebowanie ustroju na skladniki odzywcze 12 01 2009 kurs dla pielegniarek (2)
Stomatologia czesc wykl 12
Etyka 12

więcej podobnych podstron