Część 13
- Jeżeli przekonamy dyrektora, że potrzebujesz większej ilości prywatnych lekcji, nie będzie powodu, abyśmy nie mogli dalej spędzać ze sobą czasu, kiedy wrócimy do Hogwartu - oznajmił Snape, stukając palcem w swoją filiżankę herbaty. - Powiesz dyrektorowi, że lekcje obrony są dla ciebie bardzo przydatne i że jeszcze nie do końca jesteś pewien, czy potrafisz używać oklumencji na tyle dobrze, aby czuć się bezpiecznie.
Harry skinął głową. Po powrocie do Hogwartu nadal chciał spotykać się ze Snape'em. Nie potrafił sobie wyobrazić, że po tym, jak spędzili ze sobą połowę wakacji, miałby go już nie widywać.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że musimy być ostrożni? - kontynuował mężczyzna. - Nie wolno ci powiedzieć swoim przyjaciołom o niczym, co razem robiliśmy, zrozumiałeś? Jeżeli ktoś będzie pytał, to powiesz, że znowu bierzesz korepetycje z Eliksirów.
- Dobrze.
- Musisz także zrozumieć, że nie zamierzam traktować cię inaczej niż do tej pory.
Harry uśmiechnął się.
- Teraz jestem już przyzwyczajony do obelg. Wkurza mnie tylko, że nie będę mógł ci się odwdzięczyć.
- Och, ależ oczywiście, że tak. Dzięki temu będę miał możliwość wlepienia ci kilku wygodnych szlabanów - odparł gładko Snape, a jego usta rozciągnęły się w sugestywnym uśmiechu.
- Mam przeczucie, że w tym roku Gryffindor straci wyjątkowo dużo punktów - powiedział Harry i roześmiał się.
- Istotnie.
Harry spojrzał na blat stołu, wciąż chichocząc. Poplamione palce mężczyzny zaciskały się wokół filiżanki. Chłopak popatrzył na swoje własne dłonie. Cztery tygodnie pracy z niektórymi składnikami eliksirów przebarwiło również jego place. Nie przeszkadzało mu to jednak. Dzięki temu wciąż pamiętał o tym, co zmieniło się pomiędzy nim a Mistrzem Eliksirów.
Trzask na korytarzu oznajmił przybycie Dumbledore'a.
- Dzień dobry - powiedział dyrektor radośnie jak zawsze, wchodząc do kuchni. - Nie, nie wstawaj, Severusie. Sam sobie poradzę.
- Dzień dobry, profesorze - odparł Harry, podczas gdy Dumbledore przywołał filiżankę i dołączył do nich przy stole.
- Och, nie ma to jak odrobina herbaty. Nie miałem jeszcze dzisiaj czasu na to, aby usiąść - powiedział, pochylając się w stronę Harry'ego w taki sposób, jakby dzielił z nim jakiś bardzo ważny sekret.
Chłopak uśmiechnął się, ale Snape wyglądał tak, jak gdyby miał ochotę wylać na głowę dyrektora dzbanek herbaty.
Sącząc swój napój, Dumbledore spoglądał raz po raz na Harry'ego i Snape'a, obserwując ich bez pośpiechu.
- Jeszcze tylko dwa dni - odezwał się w końcu. - Pewnie nie możesz się doczekać powrotu do Hogwartu, prawda, Harry?
- Tak, profesorze.
- To dobrze, bardzo dobrze. Myślę, że Severus zażyczy sobie, abym ocenił, jak wiele nauczyłeś się tego lata.
- Istotnie, dyrektorze - odparł Snape, prostując się na krześle. - Chłopak robi postępy, jednakże poprosił o to, aby kontynuować w Hogwarcie lekcje oklumencji. Nie należy również zapomnieć o korepetycjach z Eliksirów, które powinien pobierać. Merlin świadkiem, że naprawdę będzie ich potrzebował, jeśli chce przetrwać w mojej owutemowej klasie.
Dumbledore skinął głową.
- Harry, co o tym myślisz?
Chłopak odchrząknął.
- Zgadzam się z profesorem Snape'em. Wciąż daleko mi do perfekcyjnego opanowania oklumencji, chociaż idzie mi znacznie lepiej. I zgadzam się, że Eliksiry nigdy nie były moją mocną stroną, a naprawdę chciałbym je zdać.
- Nie widzę żadnego problemu. Możecie sami zaplanować wasze prywatne lekcje. Czy masz coś przeciw, Severusie?
Snape przybrał kwaśną minę, ale potrząsnął przecząco głową.
- Wydaje mi się, że moglibyśmy także kontynuować lekcje Obrony. Wygląda na to, że Potter uważa je za pożyteczne.
- Zgadza się.
Usta Dumbledore'a rozciągnęły się w lekkim uśmiechu.
- Sądzę, że nie będzie to potrzebne. Zapewniam cię, że udało mi się znaleźć kompetentnego nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią.
- Kogo pan zatrudnił, dyrektorze? - zapytał Snape tonem, który sugerował, że wcale nie był tego taki pewien.
- Profesora Kruma.
- Kruma? - powtórzył Mistrz Eliksirów.
- Wiktora Kruma? - odezwał się Harry.
Dumbledore radośnie skinął głową, na co Snape przewrócił oczami.
- Widzę, że teraz zacząłeś uciekać się do zatrudniania uczniów.
- Zapewniam cię, Severusie, że profesor Krum jest dostatecznie wykwalifikowany do nauczania tego przedmiotu.
- Powiedziałbym, że nawet za bardzo wykwalifikowany - oznajmił Snape, po czym napił się herbaty. Dumbledore rzucił mu osobliwe spojrzenie, ale mężczyzna zignorował je.
Harry obserwował ich, nie odzywając się. Nie widział żadnego problemu w tym, że będzie ich uczył Krum. To prawda, że był młody, ale jeżeli chodzi o Obronę Przed Czarną Magią to wydawał się być odpowiednim kandydatem na stanowisko nauczyciela.
- Profesor McGonagall poprosiła, żebym cię zapytał, Harry, co sądzisz o tym, by zostać kapitanem drużyny Quidditcha w tym roku?
Oczy chłopaka rozszerzyły się.
- Myślałem, że zostałem zawieszony.
- W takim razie zawieszenie zostało anulowane - odparł Dumbledore, machając z roztargnieniem ręką. - Mam poinformować Minerwę, że przyjąłeś propozycję?
- Oczywiście, profesorze! - Harry rozpromienił się i nawet zdegustowane spojrzenie Snape'a nie potrafiło zgasić jego podekscytowania.
- Czy to już wszystko? - zapytał dyrektor, wypijając resztkę herbaty.
- W zasadzie to jest coś jeszcze, o co chciałbym pana zapytać, profesorze - powiedział Harry. - Przyjaciele pytali mnie, czy mógłbym spotkać się z nimi jutro na Pokątnej, żeby kupić wszystko, czego będę potrzebował do szkoły. Naprawdę bardzo chciałbym pójść.
- Powiedziałem już chłopakowi, że to zbyt niebezpieczne - wtrącił Snape, zanim Dumbledore zdążył odpowiedzieć.
Dyrektor otworzył usta, ale Harry był szybszy:
- A ja powiedziałem profesorowi Snape'owi, że będzie tam cała rodzina Weasleyów, która może mieć mnie na oku.
- Jednak wtedy ja poinformowałem Pottera, że Weasleyowie będą zbyt zajęci próbami zapanowania nad swoim własnym stadem dzieciaków.
- A ja przypomniałem profesorowi Snape'owi, że mógłby ponownie rzucić na mnie zaklęcie maskujące.
- Byłem oczywiście zmuszony, aby poinformować chłopaka, że doświadczeni czarodzieje potrafią bez przeszkód przejrzeć takie zaklęcie.
Dumbledore odchylił się na krześle, obserwując ich utarczkę z radosnym błyskiem w oczach.
- Być może profesor Snape zapomniał o swojej własnej dziedzinie nauki - odparł Harry, szczerząc się. - Zawsze mogę użyć Eliksiru Wielosokowego.
Snape kopnął go pod stołem w goleń.
- Teraz pan widzi, dyrektorze, że Potter desperacko potrzebuje korepetycji z Eliksirów. Nie pamięta nawet, że Eliksir Wielosokowy warzy się przez miesiąc.
Policzki Harry'ego zarumieniły się, kiedy zdał sobie sprawę, że niewiele brakowało, a powiedziałby za dużo.
- Cóż, w takim razie profesor Snape mógłby jutro pójść ze mną i mnie popilnować.
- Ignorancja tego chłopaka wciąż mnie zadziwia. Nie mogę publicznie się z nim pokazywać, o czym doskonale pan wie, dyrektorze.
- Sądzę, że profesor Snape nie jest świadomy tego, w jak prosty sposób można się ukryć - powiedział zadowolony z siebie Harry. - Mógłby przecież pożyczyć moją pelerynę niewidkę.
Snape otworzył usta, aby zaprotestować, lecz po kilku chwilach je zamknął.
- W takim razie załatwione - oznajmił Dumbledore, wstając od stołu. - Severusie, użyjesz peleryny Harry'ego, aby go jutro przypilnować. - Uśmiechnął się do nich obu. - Cieszę się, że udało wam się pokonać dzielące was animozje. Zobaczymy się za dwa dni.
- Do widzenia - powiedział Harry.
- Dyrektorze - pożegnał go Snape, wyglądając na lekko rozdrażnionego.
Kiedy tylko Dumbledore wyszedł, Harry spojrzał na Mistrza Eliksirów i wyszczerzył się.
- Chciałbyś pójść na górę i pokazać mi, jak skutecznie udało nam się pokonać te animozje?
Snape westchnął i posłał mu pełne wyrzutu spojrzenie.
- Najpierw praca, później przyjemności, Potter. Chyba że nie chcesz, aby Lupin wrócił szybciej do zdrowia.
- Racja - odparł Harry. Byli już naprawdę blisko ukończenia zmodyfikowanej mikstury uzdrawiającej. - Przyjemności później. - Po tych słowach wyszedł z kuchni za Snape'em, czując dziwną radość z powodu tego, że mężczyzna pójdzie z nim jutro na ulicę Pokątną.
***
- Twoi przyjaciele nie muszą wiedzieć o mojej obecności - powiedział Snape, kiedy stali na wprost znajdującego się w kuchni kominka. - Nie chcę ryzykować ujawnienia.
- W porządku - odparł Harry i podał mężczyźnie pelerynę niewidkę. Snape wydawał się zadowolony z siebie, kiedy mu ją odbierał.
- Kiedy zniknę, zaczekaj pięć minut, zanim użyjesz sieci Fiuu. Muszę się upewnić, czy Dziurawy Kocioł nie jest naszpikowany jakimiś pułapkami.
- W porządku - powtórzył chłopak. - Zobaczymy się na miejscu. No, może nie dokładnie "zobaczymy".
Snape uśmiechnął się krzywo, po czym zarzucił na siebie pelerynę. Niewidzialna ręka wrzuciła do ognia trochę proszku Fiuu.
- Dziurawy Kocioł!
Harry czekał i czekał, stukając nogą o podłogę, dopóki nie stwierdził, że pięć minut już minęło. Upewnił się, że ma przy sobie różdżkę i sakiewkę z pieniędzmi, a następnie wrzucił do kominka garść proszku i wylądował na podłodze w Dziurawym Kotle. Gospoda była zatłoczona, co sprawiło, że poczuł w żołądku uścisk niepokoju. Jednak wtedy na jego ramieniu spoczęła dłoń, przypominając mu, że nie jest sam.
- Trzy i pół minuty, Potter - wyszeptał mu do ucha Snape. - Czy ty kiedykolwiek nauczysz się przestrzegać najprostszych reguł?
Harry zachichotał w odpowiedzi. Ponownie rozejrzał się po pubie i w rogu pomieszczenia zauważył zbiorowisko rudzielców.
- Ron! Hermiona!
- Harry!
Bardzo szybko został otoczony przyjaciółmi oraz ich rodziną i wszystko znowu wydawało się takie normalne jak zawsze. Jednakże przez cały czas, kiedy przechadzali się wzdłuż ulicy Pokątnej, Harry był świadomy obecności niewidzialnego Snape'a. Okazjonalne muśnięcie palców na ramieniu wciąż mu o tym przypominało.
Jednak jego przyjaciele, nieświadomi tego faktu, gawędzili sobie w najlepsze, nie wiedząc, że najbardziej znienawidzony przez nich nauczyciel słyszy każde ich słowo.
Odwiedzili sklep z akcesoriami do Quidditcha i aptekę, po czym zatrzymali się w nowym sklepie Freda i George'a. W tym momencie Harry mógłby przysiąc, że usłyszał za sobą mamrotanie Snape'a:
- Słodki Merlinie, oszczędź mnie.
Ich ostatnim przystankiem były Esy i Floresy, w których mieli zakupić podręczniki. Kiedy Hermiona zagłębiła się w nowej książce do Transmutacji, a Ron i Ginny zaczęli sprzeczać się ze swoją matką, Harry poczuł na ramieniu dotyk ręki.
- Jeżeli chciałbyś nabyć kilka pożytecznych książek do Eliksirów, sugeruję, abyś udał się na pierwsze piętro - wyszeptał za nim Snape.
Harry skinął głową i wdrapał się po schodach, upewniając się, że nikt za nim nie idzie.
W sekcji Eliksirów nie było nikogo poza nimi, więc Mistrz Eliksirów wskazywał użyteczne podręczniki, wysuwając je o centymetr z szeregu. Harry zbierał je, chodząc za Snape'em po całym dziale.
- Dzięki - powiedział, kiedy miał już naręcze książek.
- Spróbuj przyswoić zawartą w nich wiedzę.
Harry uśmiechnął się szeroko i położył książki na jednym ze służących do czytania stołów, po czym wyciągnął rękę. Wyczuł przed sobą klatkę piersiową mężczyzny i po kilku zgrabnych ruchach znalazł się pod peleryną-niewidką razem ze Snape'em.
- Cześć - powiedział i uśmiechnął się, widząc zaskoczone spojrzenie mężczyzny.
- Panie Potter - zaczął Snape, ale Harry uciszył go przesuwając językiem po jego dolnej wardze.
- No dalej - powiedział Harry bezczelnym tonem. - Wiem, że podoba ci się pomysł molestowania syna Jamesa Pottera pod jego własną peleryną.
Na twarz Snape'a powoli wypłynął krzywy uśmieszek.
- Dziesięć punktów dla Gryffindoru.
Harry pochłonął wargi mężczyzny w wygłodniałym pocałunku, wpychając mu do ust język. Snape przyjął go chętnie i chłopak zawisł na nim, poddając się jego pożądaniu.
Całował się ze Snape'em w publicznym miejscu, podczas gdy jego przyjaciele znajdowali się zaledwie piętro niżej i ta myśl była tak zakazana i przerażająca, że penis Harry'ego zaczął mimowolnie twardnieć. Przycisnął biodra do ciała mężczyzny, który w odpowiedzi zaczął go całować jeszcze mocniej.
- Harry? - Na schodach rozległ się głos Hermiony i dźwięk jej kroków. Harry przerwał pocałunek i, dysząc, wyślizgnął się spod peleryny. - Harry? - zapytała ponownie dziewczyna, wychodząc zza regału. - Wszystko w porządku? Jesteś trochę zarumieniony.
- Ee... - Harry nie miał pojęcia, co powiedzieć. Wzrok przyjaciółki powędrował wzdłuż jego ciała i jej oczy rozszerzyły się. Jego spodnie nie były aż tak szerokie, aby ukryć oczywistą erekcję. Na podłogę na prawo od niego spadła książka i Harry szybko spojrzał w tamtą stronę. Znak nad przejściem pomiędzy regałami kołysał się lekko, tak jakby ktoś przed chwilą w niego uderzył. Na tablicy widniało: "Sekcja dla dorosłych". - Ee... - powtórzył Harry, po czym wskazał w kierunku regałów. - Przejrzałem trochę tych książek.
Hermiona, z oczami błyszczącymi rozbawieniem, zasłoniła dłonią usta i zachichotała.
- Och, Harry, czytałam naprawdę dużo o nastoletnich chłopcach i ich hormonach, ale uważam, że księgarnia to nie jest miejsce na takie rzeczy.
- Tak, wiem - odparł Harry, śmiejąc się. - Ale "on" raczej nigdy mnie nie słucha. - Hermiona roześmiała się jeszcze głośniej i zarumieniła. - Melinie, to takie krępujące - powiedział, ale także nie potrafił przestać się śmiać. To, że został przyłapany przez Hermionę, przekonało jego erekcję do poddania się i opadnięcia. Gryfonka wytarła łzy z oczu, usiłując złapać oddech. Harry był w takim samym stanie.
Kiedy w końcu się uspokoili, chłopak wziął ze stołu swoje książki.
- A co to takiego? - zapytała Hermiona.
- Snape podał mi kilka tytułów, które powinienem kupić - odpowiedział. - To podręczniki do Eliksirów. Powinny pomóc mi przygotować się do owutemów.
- Mogę je obejrzeć?
- Oczywiście. - Harry pozwolił przyjaciółce wybrać ze stosu kilka tomów, które przeglądała, kiedy schodzili po schodach, aby dołączyć do reszty.
- Co takiego zabawnego tam robiliście? - zapytał Ron. - Nawet tutaj słyszałem wasz szaleńczy śmiech.
Hermiona ponownie zaczęła chichotać, a Harry posłał przyjacielowi porozumiewawcze spojrzenie.
- Później ci powiem, stary. To coś, czego nie powinny słyszeć ani twoja mama, ani siostra.
Ron chyba nie miał nic przeciwko, więc Harry podążył do kasy, żeby zapłacić. Kiedy stanął na końcu krótkiej kolejki, poczuł na swoim ramieniu dłoń Snape'a.
- Niezła wymówka - wyszeptał mężczyzna. Harry parsknął w odpowiedzi. - Wystarczy ci pieniędzy, aby za nie zapłacić?
- Tak. - Harry podszedł do kasy, mając nadzieję, że sprzedawca nie zauważy rumieńca zażenowania, który wciąż rozgrzewał jego policzki. Kiedy wszyscy kupili już potrzebne im rzeczy, uznali, że zasłużyli na trochę przyjemności, więc wybrali się do lodziarni Floriana Fortescue. Całą trójką zajęli osobny stolik, poza zasięgiem słuchu reszty rodziny Weasleyów. Harry oblizał się, widząc ogromny, zamówiony przez siebie sorbet. Hermiona przysunęła się bliżej do niego i Rona.
- Harry, myślałeś już nad kontynuowaniem spotkań GD w tym roku? Jestem pewna, że nauczyłeś się tego lata całej masy różnych przydatnych rzeczy, które mógłbyś przekazać reszcie.
- W zasadzie to się nad tym nie zastanawiałem - odparł szczerze Harry. - Ale chyba nie będę miał czasu na te spotkania. Mamy w tym roku lekcje na poziomie owutemowym, jest Quidditch, a ja będę jeszcze brał korepetycje z Eliksirów i pozostałych rzeczy, które trenowałem. - Hermiona zamyśliła się na chwilę. - Na dodatek - kontynuował - Dumbledore powiedział mi, że zatrudnił w tym roku kompetentnego nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią. Myślę, że spotkania GD nie będą już potrzebne.
- Kogo? - zapytał Ron, a Hermiona rzuciła Harry'emu zaciekawione spojrzenie.
- Chyba to ci się nie spodoba, Ron - powiedział Harry przepraszającym tonem - Wiktora Kruma.
- Wiktora?! - krzyknęła Hermiona i natychmiast zasłoniła usta dłonią. - To wspaniale! Nie wspomniał o tym ani słowem w swoich ostatnich listach.
- Może chciał zrobić ci niespodziankę - zastanowił się Harry.
Hermiona uśmiechnęła się promiennie, nie zwracając uwagi na to, że Ron sztyletował ją wzrokiem.
- Cóż, może w końcu zaczniesz spotykać się ze swoim Wikusiem, po tych tonach listów, które pisaliście do siebie w zeszłym roku - powiedział Ron ponuro.
- Nie bądź niedorzeczny, Ron - odparła Hermiona. - Wiktor będzie moim nauczycielem, a ja jego uczennicą. Jeżeli stalibyśmy się dla siebie kimś więcej niż tylko przyjaciółmi, to od razu zostałby zwolniony.
Wyglądało na to, że to podniosło Rona na duchu.
- W takim razie zdecydowanie powinnaś zacząć się z nim spotykać.
Harry'emu nie podobał się kierunek, w którym zmierzała ta rozmowa.
- Hej - zwrócił się do Rona - zawsze mogło być gorzej. - Weasley uniósł brew. - Mógłby to być Snape - powiedział Harry, szczerząc się. Został nagrodzony pstryknięciem w ucho niewidzialnymi palcami.
- Merlinie, jasne - zgodził się rudzielec. - Wyobraź to sobie. W końcu uwolniłem się od tego tłustowłosego drania i jego głupich Eliksirów, a teraz musiałbym spędzić z nim kolejne dwa lata. - Należąca do Rona szklanka dyniowego soku w tajemniczy sposób przewróciła się i wylała na jego kolana. - Do licha, jak to się stało?! - Ron sięgnął po kilka papierowych serwetek, a Harry zaczął się śmiać tak głośno, że musiał złapać się za brzuch.
Kiedy udało mu się odzyskać oddech, skierował rozmowę na tematy niezwiązane ze Snape'em. Nie chciał ryzykować, że Ron skończy z twarzą w swoim sorbecie, jeżeli znowu powie coś nieprzyjemnego o ich byłym nauczycielu.
Harry czuł się przyjemnie zrelaksowany, znowu przebywając w towarzystwie swoich przyjaciół. A myśl, że Snape był przez cały czas przy nim i chronił go, sprawiała, że czuł się jeszcze lepiej. I po raz pierwszy tego lata pomyślał, iż nadchodzący rok może być zdecydowanie najlepszym jak do tej pory.
***
- Harry, poszukajmy wolnego przedziału! - krzyknął do niego Ron z drugiego końca peronu. Harry pomachał mu w odpowiedzi, po czym pożegnał się z Kingsleyem, Moodym i Tonks, którzy bezpiecznie odprowadzili go na dworzec King's Cross po tym, jak Snape przeniósł się tego poranka do Hogwartu za pomocą sieci Fiuu.
- Dzięki - powiedział wszystkim trzem aurorom i pospieszył za Ronem, ciągnąc za sobą kufer i klatkę z Hedwigą.
Hermiona znalazła dla nich wolny przedział, do którego później dołączyli Neville, Ginny i Luna. Kiedy tylko pociąg ruszył ze stacji, zaczęli rozmawiać o wakacjach i nadchodzącym roku szkolnym. I pomimo tego, że było wiele rzeczy, których Harry nie mógł im powiedzieć, przekazał jednak mnóstwo informacji o tym, co porabiał, na przykład jak Snape za każdym razem wygrywał z nim w obronną grę. Oczywiście nie wspomniał o jego nagrodach. Neville wydawał się przerażony myślą o pojedynkowaniu się z Mistrzem Eliksirów, Ron zdegustowany i tylko Hermiona była z niego dumna.
Po mniej więcej godzinie jazdy drzwi do ich przedziału rozsunęły się, ukazując sylwetkę Draco Malfoya, jak zwykle w towarzystwie Crabbe'a i Goyle'a.
- Potter. - Malfoy wypowiedział to słowo w taki sposób, jakby samo w sobie było wystarczającą obelgą.
- Odwal się, Malfoy - odparł Ron, ale Harry podniósł się i zbliżył do Ślizgona.
- Ja się tym zajmę - zwrócił się do przyjaciół i posłał Malfoyowi swój najlepszy krzywy uśmiech. Harry urósł tego lata o kilka centymetrów, więc mógł teraz patrzeć Ślizgonowi prosto w jego srebrne oczy. - Malfoy - powiedział uprzejmie - musiałeś mieć okropne wakacje, skoro twój ojciec nadal siedzi w Azkabanie. Co się stało? Dlaczego Voldemort jeszcze go nie uwolnił? Nie chciałeś upaść przed nim na kolana i pozwolić, aby wepchnął ci w tyłek swojego kutasa?
Malfoy błyskawicznie wyciągnął różdżkę, wyglądając na naprawdę rozwścieczonego, ale Harry natychmiast złapał go za nadgarstek i wykręcił go, przez co różdżka Ślizgona upadła na podłogę. Harry podziękował w myślach Kingsleyowi za to, że nauczył go tej sztuczki. Sięgnął po własną różdżkę i przycisnął jej czubek do gardła chłopaka.
- Zabiję cię, Potter - warknął Ślizgon. - Daję słowo.
- Och, daj sobie spokój, Malfoy - odparł Harry znudzonym tonem. - Pojedynkowałem się z samym Lordem Voldemortem. Dwukrotnie. I przeżyłem, aby o tym opowiedzieć. Czy naprawdę sądzisz, że twoje puste groźby cokolwiek dla mnie znaczą? Sugeruję, abyś sprowadził na ziemię swoje wygórowane ego i wrócił, kiedy będziesz miał już na tyle mocy, by móc spełnić te żałosne słowa.
- Nie masz jaj, żeby rzucić na mnie klątwę, Potter - powiedział Malfoy, chociaż bez różdżki wyglądał na o wiele mniej pewnego siebie.
Harry opuścił swoją.
- Masz rację. Nie zamierzam marnować na ciebie swojej magii. Nie zasługujesz na to. - Ślizgon chciał coś odpowiedzieć, ale Harry mu nie pozwolił. - W zamian zrobię to. - Wziął rozmach i uderzył pięścią prosto w nos Malfoya. Usłyszał satysfakcjonujący chrzęst, po którym Ślizgon zgiął się wpół. Po jego policzkach i ustach spływała krew. - Sądzę, że powinieneś pozwolić, aby ktoś to obejrzał - oświadczył Harry, uśmiechając się szeroko. - Twój nos jest zdecydowanie złamany.
- Brać go! - krzyknął Malfoy.
- Chcecie mnie wypróbować? - Harry zwrócił się do Crabbe'a i Goyle'a, podnosząc różdżkę i pięść.
- Nie - odparł Goyle. - Nie chcemy żadnych kłopotów.
- To dobrze. - Harry wypchnął Ślizgona z przedziału. - W takim razie możecie się od nas odwalić i zabrać ze sobą tego chłopaczka. - Po tych słowach zasunął drzwi prosto przed twarzą Malfoya. - Och, od razu czuję się lepiej - powiedział, odwracając się do przyjaciół. Wszyscy gapili się na niego z szeroko otwartymi oczami i rozchylonymi ustami. - Wspominałem, że Kingsley nauczył mnie tego lata walki wręcz?
Ron ryknął śmiechem, uderzając dłońmi w swoje uda.
- Harry, to było genialne!
- Tak - przyznał chłopak. On również uważał, że to było genialne. Żałował tylko, że Snape tego nie widział. Chociaż Mistrz Eliksirów nie byłby raczej zadowolony z faktu, że zaatakował jednego z jego uczniów.
- Przypomnij mi, żebym cię nie denerwował - powiedział Neville, po czym roześmiał się. Harry potrzasnął głową i usiadł, rozcierając obolałe kostki palców.
- Cholera, Malfoy ma naprawdę twardą czaszkę - rzucił, czym spowodował kolejny napad śmiechu u swoich przyjaciół.
- Harry - zaczęła Hermiona, kiedy już przestała chichotać - mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że on ci tego nie odpuści. Powinieneś mieć w szkole oczy dookoła głowy.
- Och, niech tylko spróbuje coś zrobić - odparł Harry, prychając. - Będę gotowy.
***
Ślizgon spóźnił się na ucztę powitalną. Kiedy wszedł do Wielkiej Sali w połowie kolacji, Harry zauważył, że jego nos jest granatowo-czarny. Pozostali również to dostrzegli i Malfoy został przywitany wybuchem śmiechu dobiegającego od strony stołu Gryfonów. Harry sądził, że zostanie ukarany za ten wybryk, ale ani McGonagall, ani Dumbledore, ani nawet Snape nie odebrali mu żadnych punktów.
Mistrz Eliksirów wspomniał o tym incydencie dopiero następnego wieczoru. Harry przyszedł do niego na pierwsze korepetycje i Snape nalegał, aby poćwiczyli również oklumencję, zanim zaczną w jakikolwiek sposób się zabawiać.
- Wystarczy na dzisiaj - powiedział mężczyzna, kiedy zakończyli trzecią rundę. Harry zdjął okulary i przetarł oczy. Był już wystarczająco dobry w oklumencji, ale nadal go to wykańczało.
- Byłbyś łaskaw opowiedzieć mi, co się wczoraj stało Malfoyowi? - zapytał Snape, przyglądając się swojej różdżce.
- Wpadł na moją pięść - parsknął Harry.
Mężczyzna nie wyglądał na rozbawionego.
- Potter, jeżeli nie chcesz, abym odebrał Gryffindorowi pięćdziesięciu punktów za pobicie jednego z moich uczniów, radzę ci, żebyś powiedział, co zaszło.
Harry wzruszył ramionami i spuścił wzrok.
- Nękał nas w pociągu. Groził, że mnie zabije, wiec go walnąłem. Należało mu się za te wszystkie lata.
- Hmm. - Snape przysiadł na krawędzi biurka. - Nie odbiorę ci punktów, ponieważ Malfoy nie zgłosił tego incydentu, pomimo iż to, co mu się przytrafiło, jest aż nader oczywiste. Wszyscy uczniowie w szkole dzisiaj o tym plotkowali.
- W porządku - odparł Harry.
- Ale nie sądzę, aby Malfoy straszył pustymi groźbami. - Harry spojrzał na Snape'a i zmrużył oczy. - Znasz jego powiązania, Potter. To mało prawdopodobne, aby nie spróbował czegoś ci zrobić w nadziei zaimponowania naszym wspólnym znajomym.
- Żeby wyciągnąć swojego ojca z Azkabanu - zgadywał Harry.
- Prawdopodobnie. Radzę ci, abyś bardzo ostrożnie podchodził w tym roku do Malfoya. - Snape wyprostował się. - Masz minutę, Potter.
Harry zamrugał, zaskoczony.
- Chcesz kontynuować tutaj nasze lekcje obrony?
W odpowiedzi mężczyzna wskazał na drzwi swojego gabinetu.
- Zegar tyka.
- Cholera. - Harry wypadł z pomieszczenia i przez chwilę stał w bezruchu, obmyślając plan. Ponieważ przyszedł tu dzisiaj oficjalnie i nie musiał się przekradać, nie zabrał ze sobą ani peleryny niewidki, ani Mapy Huncwotów.
Skręcił w lewo i wybrał pierwszy korytarz na prawo. Znalazł się w nieznanej sobie części lochów, co nie było takim znowu zaskoczeniem, gdyż Harry nie znał większości ich obszaru. Rzucił na siebie Zaklęcie Lekkich Jak Piórko Stóp i ruszył przed siebie.
Prawdę mówiąc nie starał się za bardzo. Poprzedniej nocy, kiedy spał sam w swoim łóżku w Wieży Gryffindoru, bardzo tęsknił za Snape'em. Chciał nadrobić z nim stracony czas, ale Mistrz Eliksirów jak zwykle wyskoczył ze swoim: "najpierw praca, później przyjemności".
- Drętwota!
Harry nie zauważył Snape'a wyłaniającego się z korytarza na lewo od niego. Upadł na ziemię z głuchym łomotem i pierwszą rzeczą, którą zobaczył po tym, jak mężczyzna zdjął już z niego zaklęcie, był jego pełen dezaprobaty wzrok.
- To było żałosne, Potter.
- Przepraszam, profesorze.
- Wstawaj - rzucił Snape i odwrócił się na pięcie. Harry podniósł się i podążył za nim z powrotem do jego gabinetu. - Nie sądzę, abyś zasłużył dzisiaj na jakąkolwiek nagrodę - powiedział mężczyzna, siadając za biurkiem. - Nie zasłużyłeś nawet na przywilej obciągnięcia mi.
- Ale...
- A poza tym muszę ocenić sprawdziany drugorocznych Puchonów i Krukonów. To mi zajmie cały wieczór. Dobranoc, Potter. - Snape przysunął do siebie stos pergaminów i zanurzył pióro w srebrnym kałamarzu.
- Zrobiłeś drugoklasistom sprawdzian już pierwszego dnia zajęć? - Harry wpatrywał się w mężczyznę z otwartymi ustami.
- Oczywiście. Chciałem zobaczyć ile wiadomości z pierwszego roku zostało po wakacjach w ich mikroskopijnych umysłach.
- Jesteś niemożliwy - powiedział Harry. Snape zignorował go, ale chłopak postanowił, że nie podda się bez walki. - Profesorze, to oczywiste, że zasłużył pan dzisiaj na nagrodę. - Mistrz Eliksirów jednym zamaszystym ruchem pióra skreślił trzy ostatnie akapity, a Harry'emu zrobiło się żal ucznia, który otrzyma ten sprawdzian z powrotem. - Proszę się nie martwić, profesorze - powiedział, podchodząc do biurka. - Nie będę panu przeszkadzał w pracy. - I zanim mężczyzna zdążył zareagować, upadł na kolana i wpełznął pod biurko. Rozchylił nogi Snape'a i zajął się guzikami jego szaty.
Mistrz Eliksirów zaczął mocniej skrobać piórem po pergaminie, ale nie odezwał się ani słowem.
Harry odnalazł w końcu swoją nagrodę - penis Snape'a był na wpół twardy i chłopak poczuł, jak powiększył się, gdy tylko wsunął go do ust.
Skrobanie pióra ustało na kilka sekund, po czym rozległo się ponownie z jeszcze większym zapałem.
Harry zamruczał z wypełnionymi ustami. Uwielbiał smak tego twardego ciała na języku i wargach, a po czterech tygodniach codziennego obciągania, wiedział już doskonale, jak doprowadzić Snape'a do szaleństwa z pragnienia. Polizał główkę gorącej erekcji mężczyzny, drażniąc czubkiem języka najbardziej wrażliwe miejsce członka, po czym wciągnął go w swoje gardło najgłębiej jak potrafił, a jego wargi mocniej zacisnęły się na trzonie.
W gabinecie rozległ się ostry trzask, tak jakby Snape właśnie złamał swoje pióro.
Harry uśmiechnął się, poruszając ustami w górę i w dół po erekcji mężczyzny i pocierając swoje krocze. Jego członek także był już twardy i domagał się uwagi.
Jednak wtedy penis zniknął, a Snape zerwał się na równe nogi.
- Wstawaj, Potter.
Harry wyjrzał spod biurka.
- Co?
- Ściągnij spodnie i pochyl się.
Tego nie trzeba było mu dwa razy powtarzać. Błyskawicznie się podniósł i kiedy mocował się z guzikami swoich dżinsów, nie odrywał od Snape'a wzroku. Mistrz Eliksirów stał za biurkiem w tych swoich czarnych szatach i ze złowrogim, krzywym uśmieszkiem, a spod czarnego materiału wyłaniała się jego nabrzmiała erekcja. Harry jęknął, podniecony tym widokiem.
Kiedy tylko udało mu się w końcu opuścić spodnie i bokserki do kolan, oparł się rekami o krawędź biurka i wystawił w stronę mężczyzny swoje nagie pośladki.
- Proszę - wyszeptał. - Proszę, profesorze.
- Niecierpliwy jak zawsze - odparł Snape, po czym wsunął w jego wejście dwa śliskie palce.
- Merlinie, tak bardzo za tym tęskniłem - wyjęczał Harry, wypychając pośladki w stronę palców mężczyzny.
- Nie minęło nawet trzydzieści sześć godzin od naszego ostatniego pieprzenia, Potter - powiedział Snape takim tonem, jakby jednocześnie wywrócił oczami.
- No właśnie. - Harry próbował sam pieprzyć się na palcach Mistrza Eliksirów. Pragnął czuć więcej, głębiej, mocniej. - Jestem gotowy. Proszę.
- A więc to jest twoja sekretna fantazja, Potter - wyszeptał mężczyzna mrocznym głosem. Wysunął palce z Harry'ego i zastąpił je penisem. - Bycie pieprzonym na biurku w gabinecie swojego Mistrza Eliksirów.
Głos Snape'a mówiącego takie rzeczy w połączeniu z wsuwającym się w niego członkiem sprawił, że ręce Harry'ego zaczęły drzeć, a łokcie ugięły się pod jego ciężarem. Upadł na biurko, zaciskając pięści na pergaminach, podczas gdy Snape mocno w niego wchodził i wychodził.
Snape pieprzył go w swoim gabinecie, a Harry był pochylony nad jego biurkiem, leżąc na stosie sprawdzianów z Eliksirów. Tak bardzo go to podnieciło, że już chyba bardziej się nie dało, a jego penis pulsował, błagając o ukojenie.
- Dotknij mnie, proszę - wyjęczał. - Proszę, profesorze...
Pchnięcia mężczyzny stały się jeszcze mocniejsze, a drewniane biurko, na którym leżał Harry, zaczęło trzeszczeć i skrzypieć. Dłonie Snape'a wbiły się w biodra chłopaka, a kciuki rozszerzyły pośladki i kiedy Harry obejrzał się, zobaczył, że Snape spogląda w dół, obserwując, jak penis wsuwa się i wysuwa z jego otworu.
- O kurwa. - Harry ugryzł się w język, próbując powstrzymać się przed kolejnymi żenującymi dźwiękami i okrzykami, które samowolnie wyrywały mu się z ust. Jeszcze bardziej wypiął się w stronę mężczyzny, mając wrażenie, że Snape próbuje rozerwać go na strzępy, pieprząc go tak mocno, jakby chciał przedrzeć się na wylot przez jego ciało. - O kurwa, tak, właśnie tak, proszę - jęczał, nie potrafiąc już dłużej wytrzymać. - Proszę, dotknij mnie.
Snape wydał z siebie gardłowy śmiech, po czym zwolnił. Z członkiem zatopionym wewnątrz Harry'ego, poruszał biodrami w powolnym, torturującym tempie, a jego jądra raz po raz uderzały w pośladki chłopaka. Ramiona Harry'ego opadły, potrącając kałamarz, który przewrócił się, plamiąc biurko i podłogę czerwonym atramentem.
- Merlinie, przestań w końcu być takim dupkiem i natychmiast mnie dotknij! - krzyknął Harry, desperacko pragnąc ukojenia, kiedy śliski, gorący penis raz po raz się w nim zagłębiał.
- Cóż za wymagania, panie Potter- powiedział Snape w zamyśleniu i wysunął się z Harry'ego bardzo powoli, by gwałtownie wejść w niego z powrotem.
- Merlinie, właśnie tak!
Snape zrobił to jeszcze raz, i jeszcze raz i w momencie, kiedy Harry myślał, że za chwilę oszaleje, mężczyzna sięgnął w końcu w dół i zacisnął dłoń wokół jego zaniedbanej erekcji. Wystarczył zaledwie dotyk palców, aby Harry doszedł.
- O tak, tak, tak! - wykrzyknął, a z jego penisa wytrysnęły perłowo-białe strugi, osiadając na kamiennej podłodze. Snape zwiększył tempo, zakleszczając biodra chłopaka w uścisku swoich dłoni. Harry pozwalał mu się pieprzyć, pozwalał, aby mężczyzna brał to, czego pragnął.
W końcu usłyszał ostry syk, po którym rozległ się głęboki jęk i Snape znieruchomiał, spuszczając się głęboko wewnątrz niego, a jego twarz ściągnęła się w grymasie przyjemności. Jeszcze przez chwilę nie wysuwał penisa, gładząc Harry'ego po biodrach i plecach.
- Merlinie, naprawdę tego potrzebowałem - wydyszał Harry i spojrzał na Snape'a z uśmiechem.
- Hmm - zgodził się Mistrz Eliksirów. Wysunął się z niego i cofnął się o krok, aby chłopak mógł się podnieść.
- Chciałbyś się umyć? - zapytał, zapinając guziki szaty.
- Nie. Wezmę prysznic przed pójściem spać. - Harry sięgnął po spodnie, próbując doprowadzić się do porządku.
Snape spojrzał na zegar.
- Powinieneś już iść. Jest po dziesiątej.
To był ten moment, którego Harry najbardziej nie lubił. Chciał wślizgnąć się do łóżka ze Snape'em i zasnąć, zwinąwszy się w kłębek u jego boku, tak jak robili to w trakcie wakacji.
- Zobaczymy się jutro na zajęciach - powiedział Mistrz Eliksirów, jak gdyby rozumiał, dlaczego Harry tak ociąga się z wyjściem.
- Dobrze. - Chłopak owinął ramiona wokół jego pasa i położył mu policzek na ramieniu. Snape spojrzał na niego, a następnie pocałował go. Harry uśmiechnął się nie odrywając warg i przedłużał pocałunek tak długo, jak mężczyzna na to pozwalał.
Jednak po jakimś czasie Snape cofnął się i Harry zrozumiał wiadomość. Odwrócił się w stronę drzwi.
- Potter. Uważaj na Malfoya - powiedział Mistrz Eliksirów poważnym tonem.
Harry odpowiedział mu krzywym uśmieszkiem.
- Zatrzymaj swoje sentymenty dla kogoś, kto ich potrzebuje.
Snape parsknął i wygonił go z gabinetu machnięciem ręki, a Harry chichotał przez całą drogę do dormitorium.
CDN
_________________
Część 14
Pierwszy tydzień minął na zajęciach, pracach domowych, treningach Quidditcha, korepetycjach z Eliksirów i wiecznie zbyt małej ilości snu. W poniedziałek Harry z przyjaciółmi udał się na kolację do Wielkiej Sali. Kiedy usadowił się już przy stole, do pomieszczenia wleciała Hedwiga, niosąc rolkę pergaminu.
- To dla mnie? Dzięki, mała - powiedział Harry, odwiązując rulonik. Sowa uszczypnęła go przyjaźnie w palec, po czym odfrunęła. - To od Remusa - oznajmił, kiedy otworzył list. - Wczoraj wysłałem do niego Hedwigę z kolejną porcją czekolady.
Drogi Harry,
z przyjemnością mogę Ci powiedzieć, że dzisiaj zostałem wypisany ze Świętego Munga. Książki i czekolada, które przysyłałeś, bardzo pomogła mi wyzdrowieć, tak samo jak eliksir, który uwarzyłeś dla mnie z naszym wspólnym przyjacielem. Bardzo Ci dziękuję. I proszę, podziękuj także Ronowi, Hermionie i Ginny za kartki, w których życzyli mi szybkiego powrotu do zdrowia. Pod koniec tygodnia napiszę do nich osobiście, kiedy tylko na powrót zadomowię się sam wiesz gdzie.
Twój przyjaciel,
Remus
Harry uśmiechnął się.
- Wypuścili go dzisiaj ze Świętego Munga.
- To świetnie - powiedziała Hermiona. Harry podał jej list, żeby sama mogła go przeczytać.
W międzyczasie Ron skierował pełen gniewu wzrok na stół nauczycielski. W przeciągu ostatniego tygodnia robił tak wiele razy. Nawet po pierwszych zajęciach z Obrony Przed Czarną Magią, na której Krum udowodnił, że wie wystarczająco dużo na ten temat, aby być przyzwoitym nauczycielem, Ron nie zaprzestał rzucania mu pełnych nienawiści spojrzeń za każdym razem, kiedy przebywali w Wielkiej Sali.
- Ron? Ron! - Hermiona próbowała zwrócić na siebie jego uwagę. - Lupin jest już w domu.
- Och, to dobrze - odparł rudzielec i powrócił do wgapiania się w Kruma. Dopiero pojawienie się na stole kolacji odciągnęło Rona od jego nowoodkrytej obsesji.
- Umieram z głodu - oświadczył Harry. Sięgnął po nóż i widelec, lecz wtedy ktoś popchnął go nagle od tyłu. Obrócił się i zobaczył stojącego za sobą Malfoya. Ślizgon nie był jednak sam. Otaczali go Crabbe, Goyle, Nott, Zabini, Bulstrode i Parkinson. Malfoy odepchnął Harry'ego na bok i wyrwał list z rąk Hermiony.
- Co my tu mamy, Potter? - Ślizgon podał pergamin Nottowi, a Crabbe i Zabini szturchnęli Rona.
- Twój przyjaciel Remus? - zacytował monotonnie Nott. - A kto to taki, Potter? Twój chłopak, ty mały pedale?
Policzki Harry'ego zapłonęły, za co chłopak przeklął się w myślach. Wziął głęboki oddech, przypominając sobie wszystkie lekcje, podczas których Snape uczył go samokontroli.
- Boisz się pogadać ze mną sam na sam, Malfoy? Czy to dlatego przyprowadziłeś ze sobą całą klasę?
Ślizgon uśmiechnął się do niego szyderczo, jednak w tym momencie na drugim końcu sali ktoś odchrząknął. McGonagall podniosła się ze swojego miejsca i popatrzyła prosto w ich kierunku. Malfoy wziął od Notta list i rzucił go Harry'emu.
- Pamiętaj o mojej obietnicy, bliznowaty - powiedział napiętym głosem, po czym klepnął Harry'ego w głowę, odwrócił się i odszedł. Pozostali Ślizgoni podążyli za nim z powrotem do swojego stołu.
Harry zerknął w stronę nauczycieli i zauważył pytające spojrzenie Snape'a. Chłopak niemal niewidocznie wzruszył ramionami i powrócił do kolacji.
- Mówię ci, Harry, znowu powinieneś mu przywalić - powiedział Ron. Jego policzki płonęły z gniewu. - Może to w końcu czegoś nauczy tę małą fretkę.
- On cię chciał po prostu sprowokować - stwierdziła Hermiona, a Harry pokiwał głową.
- Tak, ale niestety kiepsko mu to wyszło. - Harry zabrał nóż i widelec i zaczął kroić kotleta. Wziął kęs, nie przejmując się jego smakiem. Naprawdę umierał z głodu. Wziął kolejny kęs, potem następny i kiedy zamierzał spróbować ziemniaczanego puree, jego żołądek rozdarła fala straszliwego bólu.
Harry znał to uczucie. Miał już z nim raz do czynienia, gdy Snape uznał, że otrucie go będzie dobrym pomysłem.
Spojrzał na stół nauczycielski, zastanawiając się, czy Mistrz Eliksirów ponownie próbuje dać mu lekcję. I wtedy zapragnął walnąć się w głowę.
Malfoy. Oczywiście.
Snape uniósł brew, ale Harry pokręcił głową na znak, żeby się nie mieszał. Wziął głęboki oddech, spojrzał na swoich przyjaciół i kiedy nie zwracali na niego uwagi, niezauważenie sięgnął po resztę kotleta i wcisnął go do kieszeni.
- Zaraz wrócę - powiedział, zachowując się tak, jak gdyby nic się nie stało. - Zapomniałem czegoś.
Ron i Hermiona wymienili pytające spojrzenia, ale Harry posłał im uspakajający uśmiech. Wstał i wyszedł z Wielkiej Sali tak swobodnie, jak tylko potrafił. Malfoy wyraźnie się na niego gapił, więc Gryfon posłał mu krzywy uśmieszek, tak jakby to on próbował właśnie otruć Ślizgona, a nie na odwrót. Kiedy znalazł się na korytarzu, wyjął z kieszeni kotleta i wyciągnął różdżkę.
-Toxicum Acolaro!
Wokół kawałka mięsa pojawiła się purpurowa mgiełka i dzięki temu, że po akcji Snape'a Harry powtórzył sobie rozdział o truciznach, wiedział już dokładnie, czego użył Malfoy. Sam nawet uwarzył ją podczas wakacji.
Nazywała się Życzenie Śmierci i zawierała akonitynę oraz jad wałęsaka brazylijskiego, który był jednym z najbardziej jadowitych pająków na świecie. Połączenie tych dwóch składników, jak wyjaśnił mu Snape, gwarantowało, że jedynymi objawami zatrucia był ból żołądka i niewielka senność, chociaż trucizna zabijała w ciągu godziny. Właśnie dlatego nosiła taką nazwę. Sprowadzała naprawdę taki rodzaj śmierci, której każdy, w chorym znaczeniu tego słowa, mógłby sobie tylko zażyczyć.
Harry wzdrygnął się, a następnie zmusił do zachowania spokoju. Wiedział, że jeśli będzie podekscytowany, to trucizna znacznie szybciej rozprzestrzeni się po jego ciele, skupił się więc na tym, aby podczas podróży do wieży Gryffindoru oddychać powoli i głęboko.
Kiedy znalazł się w dormitorium, wyciągnął z kufra swoje pudełko z eliksirami, dotknął go lekko i, myśląc o bazyliszku, wypowiedział hasło:
- Syriusz.
Zdecydował się na hasło w mowie węży, ponieważ to gwarantowało, że nikt w Hogwarcie, poza nim samym, nie będzie w stanie otworzyć pudełka. Przejrzał fiolki z antidotami i odkorkował tę, której potrzebował. Jednak kiedy przyłożył fiolkę do ust, w jego piersi zakołatała nieznaczna nuta paniki. A co jeżeli zrobił coś źle? Jeżeli nieprawidłowo zidentyfikował truciznę?
Nie. Snape nauczył go wszystkiego na tyle dobrze, że nie mógłby popełnić żadnego błędu. Szybko wypił antidotum i oparł się plecami o kufer. Czekał, zagryzając wargę, aż po minucie nieprzyjemnych skurczów żołądka ból w końcu ustąpił.
I po raz pierwszy Harry był wdzięczny Snape'owi za to, że wtedy go otruł. Wątpił, czy gdyby nie tamto doświadczenie w ogóle zorientowałby się, co Malfoy zrobił. Prawdopodobnie pomyślałby, że zjadł coś zepsutego i odczuwając zmęczenie, poszedłby do łóżka.
I umarłby we śnie.
Zatrzasnął pudełko z eliksirami. Malfoy zapłaci za to i Harry już wiedział, w jaki sposób. Wziął swoją torbę i wrzucił do niej pelerynę-niewidkę oraz mapę Huncwotów.
Kiedy szedł z powrotem do Wielkiej Sali, musiał przyznać, że Malfoy obmyślił idealny plan na pozbycie się go. Niewielkie zamieszanie przy stole, wylanie mu na jedzenie trucizny, godzina czekania i Harry Potter jest martwy.
Harry zacisnął zęby, wyprostował ramiona i wszedł do Wielkiej Sali w taki sposób, jakby ktoś wcale nie próbował go przed chwilą uśmiercić. Uśmiechnął się do Rona i Hermiony.
- Zapomniałem torby - powiedział, siadając obok Rona i odpychając od siebie talerz z jedzeniem. - Straciłem apetyt.
I było to prawdą. Mieszanka trucizny i antidotum już tego dopilnowały.
- Wszystko w porządku? - zapytała Hermiona.
- Tak, jasne - odparł Harry. - Dlaczego miałoby nie być? - spojrzał na stół Slytherinu i kiedy zobaczył wbity w siebie wzrok Malfoya, posłał mu promienny uśmiech. Harry ledwie się powstrzymywał, aby nie wybuchnąć głośnym śmiechem, widząc zaskoczony wzrok Ślizgona. Ta mała fretka z pewnością łamie sobie teraz głowę, dlaczego Harry Potter jeszcze nie leży gdzieś martwy.
Pomfrey, Snape, Dumbledore, McGonagall - wszyscy nadal siedzieli przy stole nauczycielskim. Harry wiedział, że Malfoy zastanawia się, jak, na Merlina, udało mu się pokrzyżować jego plan, nie korzystając z ich pomocy. I wtedy Harry uświadomił sobie coś jeszcze.
- Ron? Hermiono? Macie jakieś kłopoty z żołądkiem?
- Co? - Przyjaciel wyglądał na zdziwionego tym pytaniem.
- Pytam poważnie - naciskał Harry. - Bolą was żołądki?
- Nie - odparła Hermiona. Ron także potrząsnął głową.
- To dobrze - odpowiedział Harry i widząc ich podejrzliwe spojrzenia, dodał: - Tak się tylko zastanawiałem.
Nie chciał im mówić, co zrobił Malfoy. W ogóle nikomu nie chciał niczego mówić, a przynajmniej dopóki nie zemści się na tym ślizgońskim gnojku.
Spojrzał na stół nauczycielki. Snape wpatrywał się w niego zmrużonymi oczami i Harry uśmiechnął się do niego w odpowiedzi. Mężczyzna odwrócił głowę, wyglądając na oburzonego.
Kiedy kolacja zbliżała się już ku końcowi, zarówno uczniowie, jak i nauczyciele zaczęli opuszczać Wielką Salę. Harry zaczekał, aż Malfoy wyjdzie, po czym wyciągnął mapę Huncwotów.
- Co robisz? - zapytała Hermiona.
- Sprawdzam coś - odparł Harry. Malfoy skierował się w stronę skrzydła szpitalnego, ale Gryfon dostrzegł też coś innego. - Patrzcie, Krum tu idzie. - To odwróciło uwagę jego przyjaciół. Hermiona zaczęła potrząsać włosami, a Ron mocniej ścisnął trzymany w dłoni widelec. - Muszę coś załatwić - powiedział Harry, podnosząc się z miejsca. - Zobaczymy się później w pokoju wspólnym. - Jednak przyjaciele już go nie słuchali, ponieważ przy stole pojawił się Krum.
Harry pospiesznie opuścił Wielką Salę i kiedy udało mu się znaleźć wolny od uczniów korytarz, wślizgnął się pod pelerynę-niewidkę. Trzymając w reku mapę, udał się do skrzydła szpitalnego. Kropka z napisem Malfoy znajdowała się tuż obok kropki oznaczającej panią Pomfrey i Harry podejrzewał, że Ślizgon poszedł się upewnić, czy z jego wyleczonym nosem jest już wszystko w porządku. Gryfon czekał kilka zakrętów przed skrzydłem szpitalnym i ruszył dopiero, kiedy Ślizgon opuścił gabinet lekarski. Ciesząc się z własnej przebiegłości, rzucił na siebie zaklęcie Lekkich Jak Piórko Stóp i zaczął się przekradać za Malfoyem. Kiedy tylko dostrzegł jego blond czuprynę, wyciągnął różdżkę.
- No, no, Malfoy - powiedział głośno, wyobrażając sobie bazyliszka.
Ślizgon odwrócił się na piętach, wyglądając tak, jakby spodziewał się zobaczyć za sobą olbrzymiego, pełznącego w jego stronę węża.
- Kto to? - zapytał, również wyciągając różdżkę.
- Malfoy, ty niegrzeczny, bardzo niegrzeczny Ślizgonie - wyszeptał Harry. Kiedy mówił, widział w swoim umyśle wyraźny obraz bazyliszka. Malfoy obracał się kilka razy, ale w pobliżu nie było nikogo, poza ukrytym pod swoją peleryną Harrym. - Zasłużyłeś na karę, ty niegrzeczny chłopczyku. - Harry podniósł różdżkę, wciąż skupiając swoje myśli na obrazie bazyliszka. - Occarecare!
Z jego różdżki wystrzelił żółty promień klątwy oślepiającej, a Malfoy upadł na podłogę, wrzeszcząc w niebogłosy.
Harry stał niczym rażony piorunem. Wiedział, że Malfoy zawsze lubił dramatyzować, ale tym razem wyglądało na to, że naprawdę odczuwa ogromny ból. Krzyczał, uderzając nogami w posadzkę i przyciskając dłonie do oczu. Wrzeszczał tak, jakby właśnie oberwał zaklęciem Cruciatus. To nie powinno się wydarzyć, klątwa oślepiająca nie mogła przecież zranić. Harry chciał go tylko przestraszyć.
- Cholera! - przeklął i zerwał z siebie pelerynę. Upadł na kolana obok Malfoya i odciągnął mu ręce od twarzy. Oczy Ślizgona nie tyle były nabiegłe krwią, co nią zalane, a czerwona posoka spływała nawet po jego policzkach. - O kurwa!
Harry zaczął się trząść, nie wiedząc, co zrobić. Mógłby uciec i wtedy nikt by się nie dowiedział, że to on rzucił na Malfoya tę klątwę. Lecz pomimo tego, jak go nienawidził, nie mógłby go tak po prostu zostawić. Musiał przynajmniej zakończyć działanie zaklęcia. Skierował różdżkę na Ślizgona i rzucił:
- Finite Incantatem! - Malfoy jednak nie przestał ani wrzeszczeć, ani rzucać się, jak gdyby w ogóle nie zdawał sobie sprawy z obecności Harry'ego. Gryfon ponownie skierował na niego różdżkę i pomyślał o bazyliszku. - Finite Incantatem!
Nic się nie wydarzyło. Malfoy znowu przycisnął dłonie do oczu, po jego skroniach spływała krew i skapywała na podłogę, a nogi biły powietrze, tak jakby Ślizgon dostał jakiegoś ataku.
- Kurwa, kurwa, kurwa! - Harry wcisnął pelerynę i różdżkę do torby, a następnie potrząsnął chłopakiem za ramię. - Wstawaj, Malfoy! - Wyglądało jednak na to, że Ślizgon nie jest w stanie go usłyszeć. - Draco! Draco! Draco! - Głos Harry'ego przebił się w końcu przez krzyki Malfoya i chłopak zamknął na chwilę usta, co natychmiast wykorzystał Gryfon. - Zabieram cię do skrzydła szpitalnego. Wstań, proszę.
- Potter - wycharczał Malfoy, kiedy Harry go podniósł. - Co... - Jednak Ślizgon urwał i znowu zaczął krzyczeć. Harry owinął rękę wokół jego pasa, zarzucił sobie na szyję jego ramię i zaczął go holować najszybciej jak potrafił. Malfoy z ledwością powłóczył nogami, jego stopy ciągnęły się po posadzce.
Kiedy dotarli do prowadzącego do gabinetu lekarskiego korytarza, Pomfrey spieszyła już w ich stronę.
- Co się dzieje? Słyszałam... - Kiedy tylko zobaczyła, w jakim stanie jest Malfoy, otworzyła ze zdziwienia usta. - Tędy! - Skierowała Harry'ego do szpitala i poprowadziła do pierwszego wolnego łóżka. Gryfon opuścił na materac wciąż rzucającego się Malfoya, starając się to zrobić jak najdelikatniej. - Co mu się stało? - zapytała pielęgniarka, machając różdżką nad Ślizgonem. Spod łóżka wysunęły się więzy, które zacisnęły się na nadgarstkach i kostkach Malfoya, unieruchamiając go.
- To wina klątwy - powiedział Harry drżącym głosem. - Rzuciłem na niego klątwę oślepiającą. To nie powinno się tak skończyć.
Oczy pani Pomfrey zwęziły się i Harry pomyślał, że jeszcze nigdy nie widział jej tak wściekłej.
- Tak, widziałam już kiedyś coś takiego. To Czarna Magia. - Odwróciła się do kilku młodszych uczniów otaczających leżącego obok pacjenta. - Ty biegnij po dyrektora. A ty po profesora Snape'a. - Po tych słowach zwróciła się do Harry'ego. - A pan zostanie tutaj, panie Potter.
Stojący w nogach łóżka Malfoya Harry złapał się za głowę, wplatając palce we włosy. Miał ochotę się rozpłakać.
Pomfrey wlała do gardła Ślizgona cztery różne eliksiry, dzięki czemu przestał się w końcu rzucać i krzyczeć, ale w zamian za to z jego ust zaczął wydobywać się pełen cierpienia jęk. Krwawienie jednak nie ustało i blond włosy w okolicach skroni zabarwiły się na czerwono.
Nagle drzwi otworzyły się z trzaskiem i do środka wpadł Dumbledore. Nie spojrzał ani na Harry'ego ani na Pomfrey, od razu przypadł do łóżka Malfoya i położył dłoń na jego czole, lecz cofnął ją tak gwałtownie, jak gdyby się sparzył. Drzwi ponownie otworzyły się z trzaskiem i do pomieszczenia wbiegł Snape. Spojrzał na Harry'ego, który wzdrygnął się, widząc błysk furii w jego oczach.
- Co się stało? - zapytał Mistrz Eliksirów, okrążając łóżko i zatrzymując się po drugiej stronie, naprzeciwko Dumbledore'a.
- Ja... ja... ja rzuciłem na niego klątwę oślepiającą - powiedział Harry łamiącym się głosem.
- To nie jest rezultat działania klątwy oślepiającej! - warknął Snape i z tonu jego głosu Harry wyczytał, że był naprawdę bardzo zdenerwowany. - Dyrektorze, żądam natychmiastowego wydalenia Pottera ze szkoły!
Nogi Harry'ego ugięły się pod nim i chłopak osunął się na podłogę. Był pewien, że Dumbledore wyrzuci go za to, co zrobił. I nie mógłby nie przyznać mu racji. Zasłużył na to, aby go wyrzucono. Mocniej zacisnął palce we włosach, kołysząc się w przód i w tył.
Dumbledore położył dłoń na jego ramieniu i Harry podniósł głowę, aby na niego spojrzeć. Niebieskie oczy dyrektora pociemniały z gniewu.
- Harry, powiedz mi, jakiego zaklęcia użyłeś na panu Malfoyu.
- Klątwy oślepiającej! - krzyknął Harry, czując, że wpada w panikę. - Przysięgam! - Zsunął torbę z ramienia i wywrócił ją, a następnie trzęsącą się dłonią podał Dumbledore'owi swoją różdżkę.- Błagam, profesorze. Przysięgam, że to była tylko klątwa oślepiająca. Nic takiego nie powinno się wydarzyć.
Dyrektor przyjął różdżkę i skierował ją na jedno z wysokich okien.
-Priori Incantatem.
Strumień żółtego światła, jednak nie tak jasnego jak wcześniej, uderzył w okno i rozpłynął się w powietrzu. Dumbledore spojrzał na twarz Snape'a z niemożliwą do odczytania miną i przez długi czas obaj mężczyźni nie odzywali się ani słowem, co zmartwiło Harry'ego jeszcze bardziej.
- Malfoy otruł mnie podczas kolacji - powiedział Gryfon, sięgając do kieszeni. Podał Snape'owi kawałek kotleta. - Proszę. Użył Życzenia Śmierci. Chciałem mu się po prostu odpłacić. Chciałem go tylko nastraszyć. Klątwa oślepiająca nie powinna ranić.
- Zamknij sie, Potter. - Snape wziął od Harry'ego mięso i wymamrotał zaklęcie identyfikujące. Wokół kotleta pojawiła się purpurowa mgiełka i Snape skinął dyrektorowi głową.
- Poppy - zaczął Dumbledore, ale Pomfrey uciszyła go ruchem ręki.
- Myślę, że uda mi się go uleczyć, dyrektorze - powiedziała. - Niestety zajmie to trochę czasu.
- W takim razie zostawimy cię z nim samą. Severusie, Harry, chciałbym porozmawiać z wami na osobności
Harry przyjął różdżkę z powrotem i wrzucił ją do torby razem z pozostałymi rzeczami. Snape zacisnął dłoń na jego przedramieniu i pociągnął go w górę. Uścisk mężczyzny był silny i bolesny, ale chłopak nawet nie próbował się wyrywać, gdy podążali za Dumbledore'em do jego gabinetu.
Kiedy znaleźli się w środku, dyrektor wskazał na dwa krzesła, a sam zajął miejsce za swoim biurkiem. Harry opadł na jedno z nich, całkowicie wycieńczony i przerażony. Zdjął okulary i potarł oczy.
- Harry, musisz mi dokładnie opowiedzieć, co się wydarzyło - rzekł Dumbledore głosem tak spokojnym i opanowanym jak zawsze, chociaż nie było w nim tym razem żadnej radosnej nuty. - Ale powiedz mi najpierw, gdzie nauczyłeś się klątwy oślepiającej?
Harry zerknął na siedzącego obok Snape'a.
- Ja... ja znalazłem ją w książce w bibliotece na Grimmauld Place - odparł, skupiając wzrok na dyrektorze i upewniając się, że jego umysł jest zamknięty. - Wybierałem książki o Czarnej Magii, które chciałem wysłać Remusowi i przeglądałem je, żeby się upewnić, czy go zainteresują. I w jednej z nich znalazłem tę klątwę.
Dumbledore skinął głową.
- A teraz powiedz mi, co wydarzyło się dzisiaj pomiędzy tobą a panem Malfoyem?
Harry spojrzał na swoje buty i wziął drżący oddech.
- Podczas kolacji Malfoy podszedł do nas i zrobił zamieszanie, wylewając na moje jedzenie Życzenie Śmierci. Nie zauważyłem tego, ale poczułem, kiedy tylko wziąłem kilka kęsów.
- Skoro pan Malfoy cię otruł, to dlaczego nie przyszedłeś z tym do mnie albo do któregoś innego nauczyciela?
Harry wciąż unikał wzroku Dumbledore'a.
- Ponieważ pomyślałem, że sam sobie poradzę. Podczas wakacji powtarzałem zagadnienia związane z truciznami.
Snape skinął sztywno głową, potwierdzając te informacje.
- Skąd wziąłeś antidotum? - zapytał Dumbledore. - Pytam, ponieważ to pewne, że musiałeś je zażyć, w przeciwnym wypadku nie siedziałbyś teraz tutaj.
Harry przytaknął.
- Profesor Snape pozwolił mi uwarzyć kilka antidotów podczas wakacji, jako część treningu. Zabrałem ze sobą kilka z nich, ponieważ stwierdziłem, że mogą mi się przydać.
- Bardzo dobrze. Nie sądzę, aby było w tym coś złego, zgodzisz się ze mną, Severusie?
Snape ponownie skinął sztywno głową.
- Kontynuuj, Harry.
- Po kolacji poszedłem za Malfoyem. Użyłem peleryny-niewidki, bo chciałem go przestraszyć. A tej klątwy użyłem tylko dlatego, że ją znałem i myślałem, że nie wyrządzi mu ona żadnej krzywdy. Sądziłem, że po prostu oślepi go na jeden dzień. Wydawało mi się to dobrą zemstą za otrucie mnie. Jednak kiedy ją rzuciłem, wszystko poszło nie tak jak powinno. Próbowałem ją zakończyć, ale nie udało mi się, wiec zabrałem Malfoya do szpitala.
- Harry, musisz mi dokładnie powiedzieć, co robiłeś podczas rzucania tej klątwy. O czym myślałeś? Co czułeś?
- Ja... eee... - Harry zamknął usta, wpatrując się w dyrektora rozszerzonymi oczami. - Wypowiedziałem ją w języku węży.
Dumbledore oparł się w swoim krześle, przeczesując palcami długą brodę, a siedzący obok Harry'ego Snape gwałtownie wciągnął powietrze.
- A będzie posiadał moc, której Czarny Pan nie zna - zacytował stary czarodziej w zamyśleniu.
- Oczywiście - wtrącił Snape. - Od początku źle to interpretowaliśmy.
- Co? - zapytał Harry, nie mając pojęcia, o czym mężczyzna mówi.
- Przepowiednię, ty idioto - syknął Snape. - Masz moc, której Czarny Pan nie posiada.
- Mam?
- Harry, kiedy rzuciłeś klątwę oślepiającą w języku węży, znacznie zwiększyłeś jej siłę, a rezultat był o wiele bardziej szkodliwy niż powinien - powiedział Dumbledore. - Powiedz mi, jak się wtedy czułeś?
Harry zacisnął usta. Wiedział, o co próbuje zapytać go dyrektor. Chciał się dowiedzieć, czy przez przypadek nie użył Mrocznej Magii.
- Czułem się tak, jakbym rzucał jakiekolwiek inne zaklęcie, profesorze. Na przykład zaklęcie lewitacji.
Po tej odpowiedzi dyrektor najwyraźniej się zrelaksował.
- A wiec sadzę, że nadszedł czas na omówienie twojej kary.
- Żądam, aby chłopak dostał szlaban. Ze mną. Mam kilka beczek pełnych ropuch, które trzeba wypatroszyć - powiedział Snape, ale nie wydawał się już tak wściekły jak wcześniej.
- Trzy tygodnie szlabanów z profesorem Snape'em - oznajmił Dumbledore.
Harry nie wiedział, co ma o tym myśleć. Nie wiedział nawet, co w tej chwili myśli o nim Snape. Ale przytaknął. Zdawał sobie sprawę, że zasługuje na karę i poczuł ulgę, że dyrektor postanowił go jednak nie wyrzucać. - A Gryffindor traci pięćdziesiąt punktów za używanie w szkole Czarnej Magii - dodał dyrektor, a Harry po raz kolejny przytaknął.
- Przepraszam, profesorze. Przysięgam, że już nigdy więcej tego nie zrobię.
- Severusie, sądzę, że dobrym pomysłem byłoby przetestowanie podczas waszych prywatnych lekcji umiejętności Harry'ego w dziedzinie rzucania zaklęć w języku węży.
- Oczywiście, dyrektorze.
- A teraz, jeżeli możesz nam wybaczyć, Harry, profesor Snape i ja musimy przedyskutować karę dla pana Malfoya.
- Zaczekaj na mnie za drzwiami, Potter. Twój szlaban za chwilę się rozpocznie.
Harry skinął im obu głową, wziął swoją torbę i pospiesznie opuścił gabinet. Kiedy znalazł się na zewnątrz, przywarł plecami do ściany. Wciąż nie był pewien tego, co właściwie się wydarzyło. Wiedział tylko tyle, że naprawdę poważnie zranił innego ucznia i nawet jeżeli tym uczniem był Malfoy, to nienawidził się za to, co zrobił.
Po niekończącym się obwinianiu samego siebie, drzwi otworzyły się i wyszedł z nich Snape. Gestem nakazał Harry'emu, aby poszedł za nim.
- Co się stanie z Malfoyem? - zapytał Harry.
- Cicho bądź, Potter - odparł Snape, więc Harry natychmiast zamknął usta. Szedł za nim bez słowa, aż dotarli do jego gabinetu. Kiedy znaleźli się w środku, Snape podszedł do swojego biurka, lecz przy nim nie usiadł. Wyglądał, jakby nie mógł się zdecydować, co robić. - Chodź za mną - powiedział w końcu, po czym popchnął drzwi prowadzące do wąskiego, ukrytego korytarza. Harry posłuchał, zastanawiając się, dokąd mężczyzna go prowadzi.
Okazało sie, że do swoich prywatnych komnat. Znaleźli się w niewielkim mieszkalnym pomieszczeniu, w którym znajdował się kominek, kanapa, stojące pod ścianą biurko i kilka wypełnionych książkami regałów.
- Siadaj.
Harry opadł na kanapę, opuszczając torbę na podłogę. Snape otworzył drzwiczki niewielkiego kredensu i sięgnął po kieliszek. Spojrzał na Harry'ego i wyjął drugi. Postawił je na małym stoliku do kawy razem z butelką o nieokreślonej zawartości. Napełnił kieliszki i popchnął jeden w stronę Harry'ego.
- Co to jest? - zapytał chłopak. Nie potrafił rozpoznać butelki, a napis na etykiecie był w języku francuskim.
- Koniak - odparł Snape, siadając obok Harry'ego. - Bardzo stara i niezwykle droga butelka koniaku. Prezent od Lucjusza Malfoya. Mam nadzieję, że zrozumiesz ironię. - Snape opróżnił kieliszek i ponownie go napełnił. - Harry wziął niewielki łyk i skrzywił się. Odstawił kieliszek na stolik i spojrzał na siedzącego obok mężczyznę. Snape wyglądał na tak wycieńczonego, jak Harry się czuł. - W normalnych okolicznościach próba zabójstwa zakończyłaby się wydaleniem, jednak dyrektor zdecydował, że Malfoy nadal pozostanie uczniem tej szkoły.
- Dlaczego? - zapytał Harry. Ponownie spróbował alkoholu, który tym razem nie smakował już tak paskudnie. Bardzo przyjemnie rozgrzał go w środku.
- Ponieważ, Potter, obaj wiemy, że jeżeli Malfoy zostanie wydalony, to natychmiast przyłączy się do Czarnego Pana. I Dumbledore również zdaje sobie z tego sprawę.
- Aha.
- Jednakże Malfoy będzie musiał uczestniczyć w szlabanach aż do świąt. Oczywiście, kiedy tylko opuści skrzydło szpitalne.
- Z tobą?
Mistrz Eliksirów potrząsnął głową.
- Z Filchem. I Dumbledore'em.
Harry wypił resztkę koniaku. Jego wzrok stał się nieco rozmyty. Odstawił kieliszek i przysunął się nieco bliżej do mężczyzny.
- Naprawdę przykro mi z powodu tego, co się stało.
Snape również odstawił kieliszek na stół i odwrócił się do Harry'ego.
- Nie masz pojęcia, jak ważne jest to, co się wydarzyło, prawda, Potter? - Chłopak wzruszył ramionami. Snape wziął jego twarz w obie dłonie. - Posiadasz dar, moc, której nie ma żaden inny czarodziej. Potrafisz modyfikować zaklęcia poprzez rzucanie ich w innym języku. Ja tego nie umiem, Dumbledore również. A nawet sam Czarny Pan.
- Ale ja nie miałem pojęcia, co się wydarzy - wyszeptał Harry.
- To nie ma znaczenia. - Snape podniósł się i stanął na wprost kanapy. - Pozwól, że ci to wyjaśnię w ten sposób, Potter. Jestem pewien, że pamiętasz, jak się rzuca Klątwę Gotującą Krew. Proponuje, abyś podczas swojej najbliższej konfrontacji z Czarnym Panem rzucił na niego właśnie ją i abyś zrobił to w mowie węży. Jestem przekonany, że dzięki temu pozbędziemy się problemu, jakim jest Czarny Pan, na dobre. - Harry gapił się na Snape'a bez słowa. - Ta zdolność sprawia, że jesteś prawdopodobnie najpotężniejszym czarodziejem na świecie - powiedział mężczyzna, pochylając się nad nim.
- Nie rozumiem - odparł Gryfon. Nie chciał tego zrozumieć.
- Rzuć zaklęcie lewitacji z języku węży. Ale nie celuj we mnie. - Snape odsunął się na bok. - No dalej.
Harry sięgnął po różdżkę. Oblizał wargi, przełknął ślinę, pomyślał o bazyliszku i skierował różdżkę na butelkę koniaku.
- Wingardium Leviosa.
Butelka wystrzeliła w górę na ponad pół metra i eksplodowała, zasypując wszystko odłamkami szkła i resztkami znajdującego się w niej płynu. Zarówno Snape jak i Harry unieśli ręce, aby się osłonić.
- Miałem zamiar dokończyć dzisiaj ten koniak - powiedział mężczyzna, sprzątając bałagan machnięcie różdżki. - Bardzo dziękuję za pozbawienie mnie możliwości gruntownego upicia się bezcennym trunkiem Lucjusza Malfoya.
Harry zdobył się na niewielki uśmiech.
- Przepraszam.
Snape ponownie usiadł obok niego.
- Czy teraz już widzisz, jak przydatny potrafi być ten dar?
- Tak. - Harry przysunął się jeszcze bliżej, opierając policzek na ramieniu Snape'a. - Więc nie jesteś na mnie zły?
- Zły na ciebie? - Snape wypowiedział to w taki sposób, jakby była to najbardziej absurdalna rzecz, jaką Harry kiedykolwiek zasugerował. - Potter, powinienem całować twoje stopy.
- A może mógłbyś pocałować mnie tutaj? - Harry dotknął palcem swoich warg. Snape spoglądał na niego przez chwilę, a następnie objął go dłonią za szyję i przycisnął wargi do jego ust w długim pocałunku.
Harry wdrapał się na jego kolana i wtulił twarz w jego szyję.
- Ale Vol... Czarny Pan także zna mowę węży.
- Jednak nie potrafi rzucać w niej zaklęć - odparł Snape, gładząc ręką plecy chłopaka. - Zaufaj mi, gdyby to potrafił, zapanowałby nad całą Wielką Brytanią zanim skończylibyśmy rozmawiać.
- Nie chcę tego - wyszeptał Harry. - Nie chcę takiej mocy.
Snape przycisnął usta do jego czoła.
- Ty szlachetny, mały Gryfonie. Ludzie zaprzedaliby swoje dusze, żeby zdobyć taką potęgę. - Uniósł brodę Harry'ego. - Masz moc, aby go zniszczyć. Następnym razem, kiedy staniesz naprzeciw niego, nie będziesz już bezbronny. Zabijesz go.
Harry spuścił wzrok.
- A jak myślisz, co się ze mną stanie, jeżeli użyję Mrocznej Magii w języku węży?
- Radzę, abyś tego nie sprawdzał, dopóki nie staniesz z nim twarzą w twarz.
- Ale co jeśli... jeśli to zmieni mnie... w kogoś takiego jak on?
Snape uśmiechnął się do niego zaczepnie.
- Powiedziałem już, Potter, że ci na to nie pozwolę.
Harry pocałował go, desperacko próbując mu uwierzyć.
CDN
_________________
Część 15
Snape odesłał Harry'ego do Wieży Gryffindoru parę minut po godzinie, po której uczniom nie wolno było znajdować się poza dormitoriami. Chłopak nie pragnął niczego bardziej niż możliwości pozostania ze Snape'em na noc, ale wiedział, że nie ma żadnego sposobu, aby wytłumaczyć, dlaczego uczeń miałby spędzić całą noc ze swoim nauczycielem.
Wracając, nie spieszył się jednak i przez całą drogę próbował przetrawić wszystko, co wydarzyło się dzisiejszego dnia. Ale gdy dotarł w końcu do portretu Grubej Damy, nadal miał w umyśle zamęt i był zbyt wykończony, aby próbować zrozumieć sens tych wydarzeń.
Kiedy wszedł do Pokoju Wspólnego, powitały go pełne niedowierzania okrzyki i zaniepokojone spojrzenia.
- Harry! - Hermiona zerwała się na równe nogi.
- Co się stało, stary? - Ron w momencie znalazł się tuż przed nim. - Ludzie plotkują, że zabiłeś Malfoya!
Harry wpatrywał się w swoich przyjaciół, a wspomnienia powoli napływały do jego zamroczonego umysłu. Krew płynąca z oczu Malfoya. Jego krzyki odbijające się echem od nagich ścian. Ślizgon szarpiący się w jego ramionach. To było zbyt wiele. Harry poczuł, że do oczu napływają mu łzy, odwrócił się więc i wbiegł po schodach do dormitorium.
Zanim przyjaciele go dogonili, udało mu się już otrzeć łzy.
- Harry? - Hermiona podeszła ostrożnie do łóżka, na którym siedział chłopak. Zza jej pleców wychylali się Ginny i Neville.
Ron okrążył łóżko i usiadł na nim obok przyjaciela.
- Co się dzieje, Harry?
Gryfon przywołał przyjaciół gestem, aby usiedli przy nim, odchrząknął i zaczął opowiadać o wszystkim, co się wydarzyło. Oczywiście przekazał im tę samą wersję, którą opowiedział Dumbledore'owi. Wyznał im prawdę o Mrocznej Magii i o tym, co powiedział na ten temat Snape. Bardzo wiele kosztowało go panowanie nad sobą, kiedy opisywał im stan Malfoya, ale na szczęście udało mu się opowiedzieć całą historię nie łamiącym się głosem.
Kiedy skończył, zapadło pełne trwogi milczenie.
- O cholera - wyszeptał Ron. Hermiona sięgnęła po dłoń Harry'ego, a Ginny i Neville nie byli w stanie wypowiedzieć nawet słowa.
- Och, Harry - powiedziała Hermiona, ściskając jego rękę.
- Boję się - wymamrotał Harry i z wściekłością otarł łzy, które ponownie pojawiły mu się w oczach. - Naprawdę się boję.
- Ja również - odparła Hermiona i przyciągnęła go do siebie, przytulając go mocno. Wtulił twarz w jej ramię, mając nadzieję, że przyjaciele nie widzą jego łez.
***
Kiedy następnego popołudnia Harry pchnięciem otworzył drzwi do gabinetu lekarskiego, Malfoy podniósł się na łóżku do pozycji siedzącej. Jego włosy ponownie były jasne, nie było już śladu po szkarłacie, który prześladował Harry'ego przez całą noc, ale oczy chłopaka były ukryte pod grubą warstwą bandaży.
- Kto tam ? - zapytał Malfoy.
Harry podszedł do jego łóżka.
- To ja, Harry.
- Och. Wróciłeś, aby dokończyć dzieła, Potter?
- Nie. Przyniosłem ci trochę czekolady. - Gryfon położył tabliczkę najlepszej ciemnej czekolady z Miodowego Królestwa na stoliku obok łóżka.
- A więc zamierzasz mnie tym razem otruć?
Harry parsknął.
- Nie. Być może cię to zaskoczy, Malfoy, ale na tej planecie jest tylko jedna osoba, którą chciałbym zabić, i nie jesteś nią ty.
- Skoro tak twierdzisz. - Ślizgon przesunął dłoń w stronę stolika, wymacując rękami drogę. Znalazł czekoladę i położył ją na swoich kolanach. Kiedy rozrywał papier, Harry odchrząknął.
- Chciałbym przeprosić za to, co ci zrobiłem.
- Daj spokój, Potter. Próbowałem cię wczoraj otruć. Odwdzięczyłeś mi się. A teraz chcesz mnie przepraszać? Nie bądź mięczakiem.
- Ja... eee... nie chciałem zrobić ci krzywdy. - Harry pociągnął za jeden z guzików swojej szaty. - Jak się czujesz?
- Jakbym przez tydzień był pod wpływem Cruciatusa - powiedział Malfoy i przełamał tabliczkę na pół.
- Och. Ale będziesz widział, prawda?
- Pomfrey chyba tak sądzi - odparł Ślizgon, po czym wepchnął czekoladę do ust. - Przestań być dla mnie taki miły, Potter. To nie jest normalne.
Harry parsknął śmiechem.
- Nie mógłbym się z tobą nie zgodzić.
- A teraz podzielasz moje zdanie. Przestań natychmiast. - Malfoy próbował ukryć uśmiech, wpychając do ust jeszcze większą porcję czekolady.
Harry wyszczerzył się, ale wtedy przypomniał sobie, że chłopak nie może przecież tego zobaczyć.
- Chciałem po prostu coś ci powiedzieć i już mnie nie ma.
- W takim razie wyduś to z siebie.
- Zabiję go, Draco. To wyłącznie twoja decyzja, po której będziesz stronie, kiedy tego dokonam. To tyle. - Harry odwrócił się, aby odejść.
- Potter?
- Tak? - Harry spojrzał na Ślizgona ponad swoim ramieniem.
- Do zobaczenia. Mam nadzieje, że niedługo. - Malfoy potarł palcami bandaż, po czym ułamał kolejny kawałek czekolady.
Harry roześmiał się i kiedy opuścił gabinet lekarski, czuł się o wiele lepiej, niż przez cały dzisiejszy dzień.
***
- Nigdy nie widziałem Zaklęcia Przywołującego o takim działaniu - powiedział Snape, z trudem ukrywając rozbawienie w swoim głosie.
Harry wpatrywał się w rozerwaną książkę.
- Ja też nie. - Uśmiechnął się do mężczyzny.
- Myślę, że już wystarczy na dzisiaj - oznajmił Snape, wskazując gestem w stronę kanapy. Harry schował różdżkę i usiadł, podczas gdy Mistrz Eliksirów przywołał tacę z herbatą.
Spędzili całe trzy tygodnie szlabanów na testowaniu umiejętności Harry'ego pod względem rzucania zaklęć w mowie węży. Trzymali się jedynie zwykłych, prostych zaklęć, ale ich efekty za każdym razem były katastrofalne. Największym problemem było to, że Harry nie miał żadnej kontroli nad rezultatami. To tłumaczyło, dlaczego rzucanie Finite Incantatem w mowie węży nigdy nie rozwiązywało problemu, a jedynie go pogarszało.
Snape na szczęście nie kazał Harry'emu patroszyć ropuch - zachował to dla kilku pechowych trzecioklasistów, którzy wysadzili swoje kociołki podczas zajęć. Harry nie miał oczywiście nic przeciwko temu i cieszył się dodatkowym czasem, który mógł spędzić ze Snape'em.
- Dzięki - powiedział, kiedy mężczyzna postawił przed nim filiżankę herbaty. - Koniec pracy na dzisiaj?
- Tak. - Snape usiadł obok niego i posłał mu lubieżny uśmiech.
Harry zachichotał i przysunął się bliżej. Odnalazł wargami jego wargi, a językiem wśliznął się do ust. Zajęczał i przylgnął do niego jeszcze bardziej, kiedy Snape objął go dłonią za szyję.
- Łóżko? - zapytał mężczyzna, tak jak robił to niemal każdego wieczoru podczas ich szlabanów.
- Tak - odparł Harry, bawiąc się jednym z guzików szaty Snape'a. - Ale chciałbym cię o coś poprosić.
- O co?
- Cóż, do tej pory my zawsze... ty zawsze...
- Wyrzuć to z siebie, Potter.
Harry zagryzł wargę.
- Po prostu zastanawiałem się, czy to ja nie mógłbym czasami... no wiesz, czy mógłbym cię pieprzyć.
Zarówno twarz, jak i spojrzenie Snape'a pozostały nieporuszone.
- To znaczy, lubię, kiedy mnie pieprzysz. Do diabła, kocham to, ale po prostu zastanawiałem się, jakby to było pieprzyć ciebie - wydukał, mając nadzieję, że Snape się na niego nie wścieknie.
Mężczyzna wykrzywił usta.
- Chciałbyś uczynić ze mnie ofiarę eksperymentów dojrzewającego nastolatka?
- Ee...
- To będzie twój pierwszy raz, mam rację?
- Tak.
Snape podniósł się i pociągnął Harry'ego za sobą.
- Dobrze. Zobaczymy, jak daleko uda ci się dotrzeć, zanim padniesz ofiarą przedwczesnej ejakulacji.
Harry nie miał pojęcia, co Snape przed chwilą powiedział, z wyjątkiem tego, że brzmiało to jak pozwolenie. Jego penis natychmiast się tym zainteresował, chociaż chłopak nie podzielał jego entuzjazmu. To prawda, że chciał pieprzyć Snape'a, ale ta myśl wprawiała go w niesamowite wręcz zażenowanie.
- Denerwuję się - powiedział, kiedy znaleźli się już w sypialni.
Mężczyzna parsknął.
- Radzę ci się zamknąć. Znasz mechanizm. A poza tym uważam, że na pewno nie będziesz gorszy od niego.
Harry oparł czoło o tors Snape'a i jęknął:
- Wcale mi tego nie ułatwiasz, wiesz o tym?
- Wiem - odparł Snape z rozbawieniem, a następnie uniósł twarz Harry'ego. - A teraz zamknij się i zerżnij mnie. - Namiętny pocałunek, który nastąpił po tych słowach, sprawił, że Harry zacisnął palce u nóg i zdobył się w końcu na odwagę, aby zacząć rozpinać szaty Snape'a. Mężczyzna odwzajemnił się tym samym i wkrótce po tym Harry poczuł jego dłonie na swojej nagiej klatce piersiowej i ciepłą skórę pod swoimi palcami.
- Łóżko? - zapytał Harry nieco niepewnie. Snape skinął głową i położył się na prześcieradle. Chłopak przyglądał mu się, ślizgając się wzrokiem po nagim, jasnym ciele, twardym penisie wyłaniającym się spośród ciemnych włosów; wpatrując się w czarne, przyglądające mu się intensywnie oczy i długi, przywołujący go palec.
Racja. Harry otrząsnął się i wdrapał na łóżko obok Snape'a. Spodziewał się, że mężczyzna uklęknie tyłem do niego, ponieważ była to jego ulubiona pozycja, kiedy pieprzył Harry'ego. Ale Snape, nadal leżąc na plecach, rozchylił nogi.
- W taki sposób? - zapytał Harry, przesuwając palcem wzdłuż jasnego torsu.
- Tak. Chciałbym widzieć, kto mnie pieprzy.
Oczywiście. Harry wciąż miał problem z zaakceptowaniem tego, że Snape robił to już wcześniej z Voldemortem. Próbował nie myśleć o tym zbyt często, chociaż wyglądało na to, że mężczyzna nie ma z tym żadnego problemu.
- W porządku. - Harry sięgnął po stojącą na szafce nocnej butelkę. Snape uniósł nogi, a Harry wślizgnął się pomiędzy nie, wylewając lubrykant na swoje palce. Mężczyzna robił z nim to samo niezliczoną ilość razy, więc chłopak doskonale wiedział, jak powinno to wyglądać. Dotykanie nawilżonym palcem wejścia Snape'a było naprawdę niesamowitym doświadczeniem. A wśliźnięcie się nim do jego wnętrza jeszcze lepszym.
- Tak - powiedział Snape i uniósł kącik ust. To dodało Harry'emu odwagi i zaczął wsuwać i wysuwać palec z ciała mężczyzny. Wnętrze Snape'a było gorące i ciasne, a myśl o tym, aby zastąpić palec swoim penisem, była prawie niemożliwa do wytrzymania. Jego dłoń drżała, więc dodał kolejny palec w nadziei, że to pomoże.
- Tak - powtórzył mężczyzna, więc Harry zaczął poruszać palcem jeszcze szybciej, tak jak zawsze robił to Snape. Usta mężczyzny otworzyły się, a brwi ściągnęły i Harry zatracił się w tym wyuzdanym wyrazie twarzy, dopóki Snape nie przypomniał mu, że to dopiero początek.
- Jestem gotowy, Potter.
- W porządku - odparł Harry i przysunął się bliżej, wyciągając palec i kilka razy przesuwając dłonią po swojej erekcji. Następnie przycisnął główkę penisa do wejścia mężczyzny i owinął ręce wokół jego kolan. Pchnął raz i kolejny, a wtedy ciało Snape'a otworzyło się i Harry zanurzył się w ciasnym i śliskim, gorącym wnętrzu.
- O cholera - sapnął, pochylając się nad mężczyzną.
Snape wpatrywał się w niego z rozszerzonymi źrenicami, a Harry nie odrywał od niego wzroku, kiedy wysuwał się z niego i wchodził ponownie.
- Och, Merlinie, to takie przyjemne.
- Teraz już wiesz, dlaczego lubię to robić tak często - powiedział Snape głębokim, zachrypniętym głosem. Harry roześmiałby się, gdyby nie to, że był całkowicie obezwładniony świadomością, że jego penis naprawdę zagłębia się w Snapie. Że go pieprzy.
A raczej to Snape pozwala mu się pieprzyć.
- Merlinie, nie sądzę... och, że zdołam wytrzymać - wydyszał Harry, uderzając biodrami coraz mocniej i mocniej, tak jakby działały one z własnej woli. Snape złapał swojego penisa i zaczął go obciągać, a to sprawiło, że Harry zapragnął wchodzić w niego jeszcze mocniej. I tak też uczynił, podczas gdy mężczyzna poruszał biodrami w rytmie uderzeń Harry'ego.
Harry wpatrywał się w oczy Snape'a, pozwalając, aby go przyciągały, wchłaniały, tak samo jak robiły to zawsze, kiedy Harry był bliski orgazmu. Harry pchnął ponownie, tak głęboko, jak potrafił, jego jądra zadrżały i doszedł ze zduszonym jękiem i oczami wciąż wbitymi w źrenice mężczyzny. Jego penis pulsował głęboko wewnątrz Snape'a, wyrzucając z siebie strugi nasienia.
- Och, tak - westchnął Harry. Oparł się rękami po obu stronach ramion Snape'a i patrząc na jego zmrużone oczy, wiedział, że on także jest już blisko. Usłyszał głęboki pomruk, zobaczył usta wykrzywiające się w coś na kształt uśmiechu i Snape doszedł.
Harry czuł się oszołomiony. Żar wewnątrz niego zaczął wrzeć i wypływać przez jego usta.
- Kocham cię - wyszeptał, zanim zdołał się powstrzymać.
Oczy Snape'a rozszerzyły się. Harry'ego również i został wessany do umysłu, który nie należał do niego. Nie wiedział wcześniej o tym połączeniu, ale zobaczył migające mu przed oczami wspomnienia Snape'a. Uchwycił się jednego z obrazów i zobaczył go w kolorze i z dźwiękiem.
- Żądam, aby pozwolił mi pan użyć na chłopaku Veritaserum, dyrektorze - powiedział Snape.
- To naprawdę nie będzie konieczne, Severusie.
- W tej myślodsiewni były obciążające mnie wspomnienia. Chłopak miał wystarczająco dużo czasu, aby je wszystkie obejrzeć. Jeżeli Czarny Pan wejdzie w jego umysł jeszcze chociaż jeden raz i zobaczy... Dyrektorze, wie pan, co mnie czeka, jeżeli on się o tym dowie.
- Jestem tego w pełni świadomy. Jednakże uważam, że nie powinniśmy siłą wyciągać z Harry'ego tych informacji. Sugeruję, abyś po prostu nadal uczył go oklumencji.
- Uczył? Ten chłopak śmiał wtargnąć w moją prywatność! Wolałbym zdać się na łaskę Czarnego Pana, niż kiedykolwiek dać mu jeszcze chociaż jedną lekcję!
- Severusie, proszę, przemyśl to jeszcze. Harry potrzebuje twojego doświadczenia.
- Nie obchodzi mnie, czego potrzebuje ten chłopak, dyrektorze. Miłego dnia.
Harry został wyrzucony z gabinetu Dumbledore'a i znalazł się w salonie na Grimmauld Place. I patrzył sam na siebie.
To była ich pierwsza wakacyjna lekcja oklumencji. Dokładnie ta, podczas której Harry pokazał Snape'owi swoje sfabrykowane wspomnienie. Wydawało mu się, że miało to miejsce wieki temu.
I wtedy to poczuł. Poczuł, jak Snape korzysta z okazji, aby zajrzeć do jego umysłu.
A więc chłopak chce się zabawić. I nie ma pojęcia, że jego umysł będzie dla mnie całkowicie otwarty, kiedy położę na nim swoje ręce. Tak, jestem teraz pewien, że wciąż pozostało jeszcze kilka lekcji, których mógłbym go nauczyć. Dziękuję ci, Harry Potterze, za to, że jesteś takim napalonym małym szczeniakiem.
Harry'emu zabrakło tchu i wtedy znalazł się z powrotem w sypialni mężczyzny. Wpatrywał się w jego twarz i po furii, którą dostrzegł w jego oczach, zrozumiał, które dokładnie wspomnienie Snape zobaczył w jego umyśle. Połączenie działało w obie strony.
- Zejdź ze mnie! - Snape odepchnął Harry'ego tak mocno, że ten poleciał do tyłu i spadł z łóżka. - Uknułeś plan, dzięki któremu zostałbym zwolniony i zesłany do Azkabanu? - Snape krzyczał takim głosem, jakiego Harry nigdy wcześniej nie słyszał. Głosem kogoś, kto został dotkliwie zraniony.
- Wykorzystałeś mnie! - odkrzyknął.
- A czy ty nie wykorzystałeś mnie? - Mężczyzna zerwał się i stanął nad Harrym. - Chciałeś zaryzykować moje życie i życie wszystkich członków Zakonu dla jakiejś żałosnej zemsty. Ty niewdzięczny gnojku!
- Nigdy nie obejrzałem tych wspomnień, a ty posunąłeś się do tego... - Harry wskazał ręką na siebie i Snape'a - ...tylko po to, żeby zajrzeć do mojego umysłu. Wykorzystałeś mnie, do cholery!
- Tak, wykorzystałem cię! - Oczy mężczyzny zmrużyły się, a na jego ustach pojawił się groźny uśmieszek. - Wykorzystałem cię, ponieważ byłeś zbyt głupi, aby zorientować się, że mogę zaglądać wprost do twojego umysłu, kiedy cię pieprzę! Mogłem wyciągnąć z ciebie wspomnienie z tamtego dnia, kiedy wtargnąłeś w moją prywatność i zobaczyć dokładnie to, co ty wtedy zobaczyłeś. To mogło uratować mi życie.
Harry wstał chwiejnie, nie odrywając spojrzenia od Snape'a.
- Nie zamierzałem dokończyć tego planu. Nie po tym... sam już nie wiem, ale nie zamierzałem tego zrobić. Przecież mogłem powiedzieć wszystko Dumbledore'owi wtedy, kiedy wpadł do nas na chwilę, ale nie zrobiłem tego!
- Jak mam ci teraz wierzyć, skoro spędziłeś całe cholerne lato na wrabianiu mnie? - Mężczyzna odwrócił się tyłem do niego. - Wynoś się, Potter, i nie waż się kiedykolwiek tu wracać.
- Wykorzystałeś mnie - powiedział Harry, nienawidząc brzmienia tych słów. Sięgnął po swoje szaty. - Wykorzystałeś mnie.
- Przynajmniej nie zamierzałem wysłać cię do Azkabanu, ty mały popaprańcu!
- Nie zamierzałem tego zrobić.
- Wynoś się.
Harry nie przejmował się zakładaniem skarpet i bokserek. Wcisnął je do kieszeni, kiedy zakładał szatę. Następnie wsunął stopy do butów i wymaszerował z sypialni. Rozwścieczony Snape podążył za nim.
- Jeżeli kiedykolwiek ośmielisz się powiedzieć o tym komukolwiek, osobiście zaciągnę cię do Czarnego Pana. Czy to zrozumiałe?
Harry przełknął ślinę i skinął głową.
- Nie zamierzałem tego zrobić - odparł cichym, drżącym głosem. - Przysięgam. Proszę.
- Wynoś się!
Harry uciekł. Złapał swoją torbę i wybiegł z pokoju, przez mały korytarz, a następnie z gabinetu Snape'a. Biegł przez całą drogę do Wieży Gryffindoru, ponieważ gdyby się zatrzymał, musiałby się zmierzyć z tym, co właśnie się wydarzyło.
- Harry? Co się stało? - zapytała Hermiona, kiedy chłopak wpadł do Pokoju Wspólnego.
- Nic!
- Harry, o co chodzi? - spróbował jeszcze Ron, ale Harry jedynie wyminął swoich przyjaciół.
- Zostawcie mnie w spokoju - powiedział, wyobrażając sobie bazyliszka. Hermiona zbladła, a Ron cofnął się. Harry prychnął i wbiegł po schodach na górę. Kiedy znalazł się w dormitorium, złapał poduszkę i zaczął nią uderzać w ścianę, dopóki nie rozerwała się i nie wypadły z niej pióra, fruwając po całym pomieszczeniu.
To nie powinno się wydarzyć - powtarzał sobie wciąż i wciąż na nowo. Snape nie powinien się dowiedzieć, a już na pewno nie w taki sposób. I nie powinien był go wykorzystać.
A zrobił to, wykorzystał go.
I Harry mu na to pozwolił.
***
Następnego wieczoru Harry zatrzymał się przed gabinetem Snape'a. Mieli zaplanowaną lekcję oklumencji, ale początkowo chłopak wcale nie miał ochoty tu przychodzić.
Kiedy jednak przemyślał sobie już to wszystko po tym, jak przez godzinę torturował wczoraj poduszkę, doszedł do wniosku, że musi porozmawiać ze Snape'em. Musi porozmawiać z nim o tym wszystkim.
Ponieważ coś w opowieści mężczyzny nie zgadzało się.
Jeżeli Snape go wykorzystał, tak jak twierdził na początku, to dlaczego później nadal go pieprzył? Przypomniał sobie, że mężczyzna chciał widzieć jego oczy podczas kilku pierwszych razów, ale później już nigdy na to nie nalegał.
A więc dlaczego Snape nadal go pieprzył i uczył go tych wszystkich rzeczy, skoro chciał tylko raz zajrzeć do jego umysłu?
To nie miało sensu, a Harry bardzo chciał poznać odpowiedź.
Zapukał do drzwi gabinetu i kiedy nie nadeszła żadna odpowiedź, zapukał po raz kolejny. Znów nic. Pukał i pukał i pukał, ale Snape nie otwierał.
Spróbował pociągnąć za klamkę, ale drzwi były zamknięte.
Pokonany, odwrócił się i wrócił z powrotem do Wieży Gryffindoru. Następnego dnia czekały go Eliksiry i przyrzekł sobie, że po zakończeniu lekcji porozmawia ze Snape'em.
***
Snape był w paskudnym nastroju i wyglądało na to, że uwziął się na Harry'ego jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Uczniowie siedzący w pobliżu szeptali o tym pomiędzy sobą i nawet Malfoy, który kilka dni temu wrócił ze szpitala i widział już normalnie, rzucał mu pytające spojrzenia.
Próbując skoncentrować się na swoim eliksirze, Harry unikał wzroku mężczyzny i nie protestował, kiedy raz za razem odbierał mu punkty. Do tej pory ich liczba wynosiła trzydzieści. Wyglądało na to, że Snape próbuje pobić swój osobisty rekord.
- Napełnijcie butelki, zaopatrzcie je nalepką ze swoim nazwiskiem, zostawcie na moim biurku i wynoście się.
Uczniowie zaczęli pospiesznie wykonywać polecenia, ale Harry robił wszystko tak powoli, że w końcu w opustoszałej klasie został tylko on.
- Powiedziałem, żebyś się wynosił - warknął Mistrz Eliksirów, kiedy Harry podszedł do biurka, aby oddać mu fiolkę.
- Chciałbym z panem porozmawiać, profesorze - odparł Gryfon, mając nadzieję, że w jego głosie nie słychać tego bólu, który odczuwał w środku.
- Nie mam ci nic do powiedzenia. - Snape skrzyżował ramiona, a na jego twarzy pojawił się paskudny, odpychający uśmieszek.
- Ale co z naszymi lekcjami? - zapytał Harry, ponieważ musiał coś powiedzieć, nawet jeżeli w ogóle nie przejmował się tymi lekcjami.
- Potter, nie zostało już nic, czego mógłbym cię nauczyć. Kiedy staniesz naprzeciw Czarnego Pana, rzuć na niego klątwę uśmiercającą w języku węży. A teraz się wynoś.
- Ale muszę z tobą porozmawiać.
- Jedyne, co musisz zrobić, to opuścić moją klasę. - Mężczyzna złapał Harry'ego za ramię i pociągnął go do wyjścia.
- Ale ja cię potrzebuję! - wykrzyczał Harry, kiedy wypadł na korytarz. Snape zatrzasnął mu drzwi przed nosem. Chłopiec westchnął i oparł się czołem o drewnianą powierzchnię. - Nie dokonam tego sam.
Ale drzwi pozostały zamknięte.
CDN
_________________
Część 16
Przez kolejne dwa dni Harry próbował porozmawiać ze Snape'em, ale przez cały czas był ignorowany. Miał już tego dosyć. Gdy wszyscy poszli spać, usiadł na łóżku z Mapą Huncwotów w rękach. Wiedział, że Snape często wybiera się późną nocą na obchód po zamku, w poszukiwaniu niczego niepodejrzewających uczniów, którzy o tej porze powinni być już w łóżkach.
Harry miał nadzieję, że tej nocy mężczyzna także wybierze się na taki obchód.
Kropka oznaczająca Snape'a przez bardzo długi czas przebywała w jego prywatnych kwaterach, ale po pierwszej w nocy przemieściła się w końcu w kierunku jednego z korytarzy. Harry zerwał się z łóżka, złapał torbę i podążył za Snape'em.
I był naprawdę zdeterminowany, aby tym razem wygrać w ich wspólnej grze.
Rzucił na siebie Zaklęcie Lekkich Jak Piórko Stóp, założył pelerynę niewidkę i skupił się na obserwowaniu mapy.
Jeszcze tylko trzy zakręty, dwa zakręty, jeden zakręt... i wtedy dostrzegł znikający za rogiem korytarza skrawek czarnych szat. Przyspieszył i z różdżką w dłoni wyskoczył zza ściany.
- Drętwota!
Snape upadł na podłogę jak kamień.
- Ha! - Chłopak wydał z siebie cichy okrzyk zwycięstwa. Nareszcie udało mu się unieruchomić Snape'a. Ale teraz musi działać szybko, zanim Filch albo Pani Norris postanowią sprawdzić tę część zamku. - Mobilicorpus! - Ruszył przez Hogwart, holując mężczyznę za sobą i uważnie przyglądając się mapie, aby mieć pewność, że nikt ich nie zobaczy. Pokonawszy schody prowadzące do lochów, zatrzymał się przed gabinetem Mistrza Eliksirów.
Drzwi były otwarte. Harry pchnął je i przetransportował mężczyznę do środka, a następnie rzucił najsilniejsze zaklęcie blokujące, jakie znał, chociaż nie użył mowy węży. Nie chciał ryzykować wysadzenia drzwi w powietrze.
Posadził Snape'a na podłodze przy jego biurku, opierając go o nie, po czym wziął głęboki oddech. Wciąż mógł się wycofać. Mógł zostawić go tutaj, a mężczyzna nigdy nie dowiedziałby się, kto rzucił w niego tym zaklęciem.
Ale Harry chciał odpowiedzi, więc otworzył torbę i wyciągnął z niej niewielką fiolkę wypełnioną przezroczystym płynem.
- Torustitum! - Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że znowu rzucił czarnomagiczne zaklęcie. Ale jeżeli powiedziało się 'a', to trzeba powiedzieć 'b'. - Enervate!
- Potter! - warknął Snape, osuwając się na podłogę. Harry złapał go i pomógł mu usiąść, opierając go o biurko.
- Cześć.
- Potter, masz mnie natychmiast uwolnić!
- Nie. - Harry kucnął naprzeciw mężczyzny. - Chcę odpowiedzi, a ty mi ich udzielisz - powiedział, podnosząc fiolkę.
Oczy Snape'a rozszerzyły się.
- Jeżeli spróbujesz tego na mnie użyć, zrobię wszystko, abyś został wyrzucony! I tym razem mówię poważnie, Potter!
- Jeżeli spróbujesz mnie wyrzucić, opowiem wszystko Dumbledore'owi. Słyszysz? Wszystko!
Snape zamknął usta i zmrużył oczy.
- Musimy porozmawiać. I tym razem bez żadnych kłamstw. Otwórz usta. - Harry odkorkował fiolkę i przysunął ją do twarzy mężczyzny. Snape zacisnął usta w cienką linię. - Nie zachowuj się dziecinnie - powiedział Gryfon i ścisnął jego nos. Mistrz Eliksirów wstrzymywał powietrze przez niewiarygodnie długi czas, ale to Harry w końcu zwyciężył. Snape otworzył usta, aby złapać oddech, a wtedy chłopak szybko wlał mu do nich sześć kropli mikstury. - Jesteś oklumentą - powiedział, jak gdyby Snape potrzebował jakiegokolwiek wyjaśnienia. - Jeżeli użyłbym tylko trzech kropli, mógłbyś ukryć prawdę. Dużo czytałem o Veritaserum.
Snape prychnął.
- A skoro ja także jestem oklumentą... - Harry wysunął język i upuścił na niego sześć kropli. Zamknął usta i poczuł rozrastające się w jego klatce piersiowej ciepło. - Myślę, że zaczęło działać. - Mistrz Eliksirów przyglądał mu się szeroko otwartymi oczami. - Powiedziałem ci: żadnych więcej kłamstw. - Harry zamknął fiolkę, wsunął ją do kieszeni i usiadł na podłodze obok mężczyzny. - Chciałem cię wrobić, ponieważ byłem zrozpaczony i uważałem, że Syriusz zginął przez ciebie. Ale w miarę, jak zacząłem cię poznawać i robiliśmy razem te wszystkie rzeczy, zrozumiałem, że nie chcę cię stracić. I teraz nigdy nie doniósłbym na ciebie. Nigdy nie powiedziałbym Dumbledore'owi o niczym. Zależy mi na tobie. - Harry wpatrywał się w podłogę. - Teraz musisz mi uwierzyć.
- Wierzę ci, Potter. - Snape wyglądał na rozzłoszczonego, że to powiedział.
Harry uśmiechnął się do niego.
- Mam do ciebie kilka pytań.
- I jestem przekonany, że zaraz mi je zadasz.
- Tak - roześmiał się Harry. - Po pierwsze, dlaczego wciąż ze mną byłeś? Mogłeś przecież zostawić mnie już po tych kilku pierwszych razach.
Snape zacisnął szczęki.
- Zobaczyłem... że masz potencjał.
- Potencjał do czego?
- Do tego, aby być dobrym czarodziejem. Wiedziałem, że mógłbym nauczyć cię wielu rzeczy. Chciałem, abyś był po mojej stronie.
Harry zamrugał.
- Po twojej stronie?
- Tak, po mojej. Nie Czarnego Pana, nie Dumbledore'a, tylko mojej. Chciałem, abyś był blisko mnie.
- Och. - Harry zamyślił się nad tym. - To dlatego uczyłeś mnie tych wszystkich rzeczy? Tych zaklęć? I dlatego dałeś mi pudełko z eliksirami?
- Tak - odparł Snape. Wyglądał, jakby każde słowo sprawiało mu ból. - Chciałem, abyś uznał, że jestem użyteczny.
- Uważam, że jesteś bardzo użyteczny - odparł Harry. - To znaczy, lubię z tobą przebywać. I chcę być po twojej stronie.
- Czuję się zaszczycony. - I nawet jeżeli Snape powiedział to z sarkazmem, Harry wiedział, że nie mógł kłamać. Rozśmieszyło go to.
Mężczyzna rzucił mu zdegustowane spojrzenie.
- A więc postanowiłeś dalej ze mną być, ponieważ tego chciałeś, prawda? Nie dlatego, że chciałeś mnie wykorzystać.
- Nie... nie jestem pewien, czy cię nie wykorzystałem, Potter. Ale lubię spędzać z tobą czas.
- Chcesz mnie?
- W jakim sensie? - Snape zmarszczył brwi, spoglądając na niego z wyrazem niezrozumienia na twarzy.
- Chcesz uprawiać ze mną seks? - zapytał szybko Harry. Zrozumiał, że musi zadawać konkretniejsze pytania.
- Tak.
- Chcesz spędzać ze mną czas?
- Tak.
- Kochasz mnie?
- Ja... nie.
- Och. - Harry zagryzł wargę i spuścił wzrok, a jego ramiona zgarbiły się.
- Nie jestem pewien - kontynuował mężczyzna - jakie to uczucie.
- Och. - Harry zamyślił się. - Zależy ci na mnie?
- Tak.
- Chciałbyś, aby stało mi się coś złego?
- Nie.
- To mi wystarczy - powiedział i roześmiał się, kiedy Snape spojrzał na niego z zaskoczeniem, a po chwili odchrząknął.
- Czy to, co wtedy powiedziałeś, było prawdą? Czy ty... kochasz mnie?
- T-tak myślę - odparł Harry. Umysł zmuszał go do wypowiadania jedynie prawdy, nieważne, że wolałby powiedzieć coś innego. - Myślę, że na tym polega miłość. Kocham spędzać z tobą czas. Uwielbiam seks z tobą. Kocham słuchać twojego głosu. Uwielbiam to, że kiedy prawisz mi komplementy, brzmi to tak, jakbyś mnie obrażał.
Snape roześmiał się.
- Ja też to uwielbiam.
- Dlaczego wtedy mnie wyrzuciłeś? Dlaczego nie chciałeś ze mną porozmawiać? - zapytał Harry, przysuwając się bliżej do mężczyzny.
- Byłem zły na ciebie. A później na siebie.
- Dlaczego na siebie?
- Ponieważ pozwoliłem ci się za bardzo do siebie zbliżyć. Na tyle blisko, że mogłeś mnie zranić.
- Przepraszam, że cię zraniłem. Nie chciałem tego. Uwierz mi, proszę - powiedział, wpatrując się w Snape'a błagalnym wzrokiem.
- Jak mógłbym ci nie wierzyć, skoro jesteś pod działaniem Veritaserum, ty głupi dzieciaku?
- Możemy po prostu wrócić do tego, co było wcześniej? Możemy znowu być sobie bliscy? Chcesz tego?
- Tak, tak i tak - odpowiedział Snape i przewrócił oczami. Harry dotknął jego dłoni i wtedy przypomniał sobie, że mężczyzna nadal znajduje się pod działaniem klątwy paraliżującej.
- Finite Incantatem - powiedział i machnął różdżką, a Snape rozprostował nogi. - Przepraszam za to, ale chciałem z tobą porozmawiać, a ty mi nie pozwalałeś.
- Wygląda na to, że dobrze cię wyszkoliłem - rzekł mężczyzna, potrząsając głową. - Powinienem był to przewidzieć.
- Bardzo dobrze mnie wyszkoliłeś. - Harry oparł głowę na ramieniu Snape'a. - I jestem ci za to naprawdę wdzięczny.
- Ty głupi Gryfonie - westchnął Snape i przesunął dłonią po udzie chłopaka.
- Możesz mnie obrażać w tym stanie?
- Mogę, jeżeli to, co mówię, jest prawdą - roześmiał się mężczyzna, a ten dźwięk posłał przyjemne drżenie wzdłuż ciała Harry'ego.
- Tęskniłem za tobą - wyszeptał.
- Ja za tobą również - odparł Snape i nabrał powietrza. - Nie chciałem tego powiedzieć.
Harry zgiął się wpół, śmiejąc się do rozpuku.
- To takie zabawne. Powinniśmy robić to częściej.
- Jeszcze czego. Skonfiskuję twoje Veritaserum przy pierwszej nadarzającej się okazji - oświadczył Snape, ale uśmiechnął się przy tym.
- Nie pozwolę ci na to.
- Wiem. - Mężczyzna spojrzał na niego. - I co ja mam teraz z tobą zrobić?
- Dokładnie to samo, co robiłeś do tej pory - odparł Harry i przycisnął wargi do ust Snape'a. - Po prostu chcę być z tobą. I chcę, żebyś zawsze był przy mnie.
- Jestem przy tobie, Harry.
- Nie, przez ostatnie trzy dni cię nie było. I nazwałeś mnie Harry.
- Byłem zły, ale jednak nie pozwoliłem ci się wpakować w żadne poważne tarapaty. I przecież tak właśnie masz na imię, prawda?
Harry uśmiechnął się.
- Zgadza się, tak mam na imię. Dlaczego nie nazywasz mnie tak częściej?
- Nigdy mnie o to nie prosiłeś. - Mężczyzna wzruszył ramionami. - Nie sądziłem, że to dla ciebie ważne.
- To nie takie ważne. Ale cieszyłbym się, gdybyś od tej pory nazywał mnie tak zawsze, kiedy będziemy razem. Czy ja mogę mówić do ciebie Severus?
- Możesz, Harry. - Snape posłał mu krzywy uśmieszek. - Ale jeśli chociaż raz spróbujesz nazwać mnie tak w klasie, to będziesz patroszył ropuchy.
Harry roześmiał się i szturchnął kolanem nogę mężczyzny.
- Dzięki tobie jestem szczęśliwy.
- I nawzajem.
- Myślę, że naprawdę cię kocham - wyszeptał Harry i pocałował mężczyznę w policzek.
- Ja... ty sprawiasz, że czuję ciepło. Ogólnie rzecz biorąc. - Chłopak parsknął śmiechem, a Snape westchnął. - Cóż, to prawda.
Przez jakiś czas Harry nie odzywał się, po prostu chłonąc obecność siedzącego obok mężczyzny.
- Naprawdę myślisz, że zabiję Voldemorta?
- Tak, jeżeli użyjesz mowy węży.
Harry zacisnął wargi, spoglądając na Snape'a.
- Przypominam ci Voldemorta?
Snape zmarszczył brwi.
- W niektórych aspektach tak. Ale lubię cię o wiele bardziej, niż kiedykolwiek lubiłem Czarnego Pana. No i jesteś od niego o wiele przystojniejszy.
- Severusie, widziałem Voldemorta z bliska. Nawet ty jesteś od niego przystojniejszy - odparł Harry, chichocząc.
- Uważasz, że jestem brzydki? - zapytał Snape nieco niepewnie.
Harry spojrzał na jego twarz.
- Nie. Kiedyś tak myślałem, ale teraz już nie. Uwielbiam twoje oczy. Masz naprawdę cholernie intensywne spojrzenie.
- Lubię, kiedy się w nie wpatrujesz. Mam wtedy wrażenie, że widzisz tylko mnie i nic poza tym. - Snape spuścił wzrok, a na jego policzkach pojawił się lekki rumieniec.
Harry uśmiechnął się i ponownie pocałował go w policzek.
- Lubisz potężnych czarodziejów, prawda?
Snape poderwał głowę i spojrzał na niego, zwężając oczy.
- Podziwiam potęgę. Zawsze ją podziwiałem.
- Boję się tego. Boję się tego, co ta moc może ze mną zrobić - wyszeptał Harry. Snape przyciągnął go bliżej do siebie. - Jak myślisz, co się ze mną stanie, jeżeli rzucę jakieś czarnomagiczne zaklęcie w mowie węży?
- Nie jestem pewien.
- Myślisz, że aby zabić Voldemorta, muszę to zrobić?
- Tak - westchnął mężczyzna. - Ale to tylko twoja decyzja. Ty podejmujesz ryzyko, więc tylko ty masz prawo zadecydować, czy chcesz tego dokonać, czy nie.
- A co, jeżeli zmieni mnie to w kogoś takiego jak on? Co wtedy zrobisz?
Snape wziął w dłonie twarz Harry'ego i spojrzał w jego oczy.
- Nie pozwolę ci się zmienić w niego. Już ci to mówiłem i mówiłem to poważnie. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby powstrzymać cię przed pójściem w jego ślady. Obiecuję.
- Dziękuje - odparł Harry i przycisnął wargi do ust Snape'a. - Potrzebuje cię. Nie dokonam tego sam.
- Jestem przy tobie, Harry. - Mężczyzna pogłębił pocałunek, a chłopak owinął ramiona wokół jego szyi. Mruczał cicho w usta mężczyzny, a kiedy Snape się odsunął, ogarnęło go dojmujące poczucie straty.
- Jest druga w nocy. Potrzebujesz snu. Ja również.
- Racja - odparł Harry. - Możemy umówić się na jutrzejszy wieczór? Na ćwiczenia i seks?
Mężczyzna parsknął śmiechem.
- Mówię poważnie - odparł Harry, chichocząc. Snape podniósł się i pociągnął go za sobą.
- Tak, możemy zobaczyć się jutro wieczorem. Przyjdź do mojego gabinetu po kolacji. - Mężczyzna pocałował Harry'ego po raz ostatni i odsunął się.
- Jeszcze jedno - powiedział chłopak, pozwalając, aby jego usta rozciągnęły się w uśmiechu. - Wygrałem.
- Co?
- Zasłużyłem na nagrodę.
Mistrz Eliksirów uśmiechnął się i pokręcił głową.
- Jutro, Harry. Obiecuję, że dam ci taką rozkosz, jakiej nigdy nie zapomnisz. Teraz naprawdę nie jestem w nastroju. Veritaserum zniszczyło moje libido.
- Cholera, powinienem był o tym pomyśleć, zanim cię nim napoiłem - odparł chłopak i podniósł torbę, a następnie odblokował drzwi machnięciem różdżki. - W takim razie zobaczymy się jutro. I będziemy się wtedy kochać.
- Niewątpliwie - oznajmił Snape i odwzajemnił jego uśmiech.
Harry biegł przez całą drogę do Wieży Gryffindoru. Tak długo, jak był przy nim Snape, wiedział, że kiedy nadejdzie czas, podejmie właściwą decyzję. A Snape nie pozwoli mu stać się kimś innym, niż powinien.
***
EPILOG
Psy wybiegły mu na spotkanie, szczekając i witając się z brązowym koniem znajdującym się na pastwisku.
Ale Harry nie widział brązu. Widział jedynie zieleń trawy pod końskimi kopytami.
Całymi dniami widział niemal tylko zieleń. W nocy śnił o zielonym świetle, które wypełniało go tak, jak nigdy nie był w stanie wypełnić go penis Snape'a. Ale kiedy czuł w sobie erekcję mężczyzny i kiedy dochodził, świetliste rozbłyski, które widział pod swoimi zamkniętymi powiekami, zawsze były zielone.
Bruno, olbrzymi bernardyn Harry'ego, szturchnął go pyskiem w nogi. Chłopak uśmiechnął się do niego i podążył za nim do stodoły, skąd zabrał paszę, aby nakarmić kury, kaczki, kozy i owce.
Harry miał wiele zwierząt. Severus mówił, że dobrze to na niego wpływa. Zajmowanie się nimi pochłaniało mu całe dnie. Karmił je, zbierał jajka, opiekował się nimi, czyścił je i rozmawiał z nimi.
Lubił zwierzęta, ale tak naprawdę chciał mieć węża. Albo dwa. A może trzy. Ale Severus mu nie pozwalał.
Należący do Harry'ego border collie o imieniu Elmo przegonił kury na drugą stronę zagrody, dzięki czemu chłopak zebrał jajka. Włożył je do koszyka, a kiedy skończył, ostrożnie zamknął za sobą furtkę. Następnie przegonił charta o imieniu Nelly i wrzucił stóg siana do ogrodzenia dla kóz i owiec.
Trawa była tak soczyście zielona. Ściany w Świętym Mungo również były zielone, ale nie tak jasne, jak lubił. A lubił bardzo jasny odcień zieleni.
Bruno szturchnął go w udo i Harry uśmiechnął się do niego, po czym ruszył za nim do zagrody Carlosa.
- Masz ochotę na przejażdżkę? - zapytał konia. - Ja mam. - Carlos zarżał w odpowiedzi, kiwając łbem.
Harry wziął ze stodoły siodło i kiedy przygotował już Carlosa do drogi, odwrócił się do Bruna.
- Ty zostajesz tutaj.
Bruno nigdy nie mógł za nimi nadążyć, dlatego zawsze zostawał w domu, aby dotrzymać towarzystwa Severusowi. I nawet jeżeli mężczyzna nazywał go olbrzymim, śliniącym się kundlem, Harry wiedział, że tak naprawdę go lubi.
Chłopak wdrapał się na Carlosa i zagwizdał, aby dać znać Elmo i Nelly, że jest gotowy. Oba psy wyruszyły przodem, a Carlos pogalopował za nimi. Harry uśmiechnął się, czując wiatr na twarzy i widząc całą tą otaczającą go zieleń.
Wiosną Szkocja była naprawdę zielona.
Harry wiedział, że mógłby tak jechać godzinami i nie spotkałby ani jednego żywego ducha. Tu, gdzie mieszkał, nie było żadnych mugoli. Czarodziejów także. W szczególności ich.
Elmo i Nelly biegli przed siebie, Carlos galopował, a Harry uśmiechał się i zastanawiał, czy gdyby jechał tak przez długi czas, to czy udałoby mu się kiedyś spotkać jakichś czarodziejów.
Miał nadzieję, że pewnego dnia mu się uda.
Ale po dwóch godzinach Carlos zatrzymał się. Elmo i Nelly, ze zwisającymi z pysków językami, okrążyły konia.
- Czas wracać? - zapytał. Starał się, aby w jego głosie nie pobrzmiewało zbyt duże rozczarowanie. Carlos zarżał i chłopak poklepał go po szyi. - W porządku. Wracamy.
I tak zrobili. Elmo i Nelly biegli, Carlos galopował, a Harry uśmiechał się, rozkoszując się wiatrem i zielenią. Kiedy wrócili do gospodarstwa, Bruno wybiegł im na spotkanie i Harry uściskał go mocno, po czym zaprowadził Carlosa z powrotem do zagrody. Upewnił się, że koń ma wodę oraz siano, po czym odniósł siodło do stodoły.
Pamiętał o tym, aby zabrać ze sobą jajka do domu. Harry lubił swój dom. Był mały i przyjemnie pachniał, dymem i cytrynami. I Severus również w nim mieszkał. Harry przekroczył próg czerwonych frontowych drzwi - nie przepadał za tym kolorem, ale Severus na niego nalegał - i poszedł poszukać mężczyzny.
Ale kiedy sprawdził kuchnię, przypomniał sobie, że Severusa miało nie być przez cały dzień. Pojechał do Hogwartu w jakichś sprawach.
- Niedługo wróci, prawda? - zapytał Bruna, który w odpowiedzi przycisnął swój wilgotny nos do jego ręki. - W porządku. Zaparzę herbatę.
Zapalił zapałką płomień na kuchence, po czym napełnił czajnik wodą z kranu, wrzucił torebkę herbaty do niebieskiego imbryka - Harry nie przepadał za tym kolorem, ale Severus go lubił - i czekał, aż woda się zagotuje. Kiedy tylko napełnił imbryk gorącą wodą, drzwi wejściowe otworzyły się na chwilę, po czym zamknęły.
Elmo i Nelly zerwały się, szczekając i pobiegły powitać Severusa. Harry podążył za nimi, a Bruno niecałe dwa kroki z tyłu.
- Cześć - powiedział Harry. - Właśnie zaparzyłem herbatę. Jak ci minął dzień?
- Okropnie - odparł Severus, odwieszając płaszcz. Ułożył go na oparciu jednego ze znajdujących się w jadalni krzeseł. - Dumbledore jest tak wścibski jak zawsze, a Draco jest zdecydowanie zbyt miły dla swoich uczniów. Trzy eksplodujące kociołki podczas jednych zajęć, dobrze mu tak. A Lupin przesyła pozdrowienia. Uparł się, że przyjdzie w niedzielę na obiad.
Ale Harry słyszał jedynie połowę tego, co mówił Severus. Ponieważ tam, w kieszeni jego płaszcza tkwiła różdżka. Rączka wystawała jedynie na centymetr z czarnego materiału.
Harry rzucił się w jej kierunku, ale Bruno złapał go zębami za spodnie, ciągnąc go w drugą stronę, a Elmo i Nelly błyskawicznie znaleźli się przed Harrym, odsłaniając kły i warcząc.
- Nie! - krzyknął chłopak, wymachując rękami niczym szponami. - Potrzebuję jej!
Lecz wtedy Severus zamknął go w swoich ramionach i Harry miał uzasadnione podejrzenia, że mężczyzna pobierał lekcje u Kingsleya.
- Proszę - skamlał. - Proszę, proszę, proszę.
- Nie, Harry - powiedział Severus i przycisnął wargi do jego skroni. - Spójrz na mnie. - Harry posłuchał. Oczy Severusa były takie czarne, a czerń była jedynym kolorem, poza zielenią, który lubił.
- Przepraszam - wyszeptał i czule pocałował mężczyznę w policzek. - Tak bardzo przepraszam.
- To był mój błąd. - Severus wypuścił go z uścisku i poklepał Bruna po łbie, a następnie odwrócił się i Harry obserwował, jak mężczyzna wyciąga różdżkę ze swojego płaszcza. Bruno wciąż trzymał w zębach jego spodnie i kiedy tylko Harry próbował zrobić krok w stronę Severusa, Elmo i Nelly warczeli na niego.
Mężczyzna wrzucił różdżkę do drewnianego pudełka stojącego obok drzwi wejściowych. Każdy, kto ich odwiedzał, musiał wrzucić tam swoją różdżkę i niezależnie od tego, jak wiele razy Harry próbował je otworzyć, pudełko zawsze pozostawało dla niego zamknięte.
- Mówiłeś chyba, że zaparzyłeś herbatę? - zapytał Severus, a Bruno w końcu wypuścił z zębów spodnie chłopaka.
- Tak! - Kiedy Harry odwrócił się w stronę kuchni, Severus przesunął dłonią po twarzy w pełnym zmęczenia geście.
Chłopak ostrożnie przyniósł do stołu tacę z imbrykiem i kubkami. Napełnił oba naczynia i usiadł na kanapie obok Severusa. Bruno położył swój wielki łeb na jego kolanie, wpatrując się w niego pełnym miłości wzrokiem. Nelly uparła się, aby położyć się na kanapie obok mężczyzny, a Elmo zwinął się w kłębek pod nogami Harry'ego.
- Jak ci minął dzień? - zapytał Severus, głaszcząc smukły łeb Nelly.
Harry spojrzał na siedzącego obok mężczyznę. Kiedy Severus był przy nim, wszystko wydawało się o wiele prostsze.
- Cholera - powiedział, kiedy dotarło do niego, co zrobił. - Przepraszam.
- Już dobrze - powiedział Severus i pocałował go w usta.
- Wiesz, że tak naprawdę nie chciałem tego zrobić, prawda? - zapytał Harry, obawiając się, że Severus go znienawidzi za te niekontrolowane ataki. - Naprawdę nie chciałem, ale czasami to jest takie trudne.
- Wiem.
- Cieszę się, że mi na to nie pozwoliłeś - powiedział i faktycznie tak myślał. - Naprawdę się cieszę.
- Przecież ci to obiecałem, czyż nie tak?
- Tak - odrzekł Harry i oparł policzek na ramieniu mężczyzny. - Obiecałeś.
I Severus dotrzymywał słowa każdego dnia, od kiedy Harry zabił Voldemorta najpotężniejszą klątwą uśmiercającą, jaką czarodziejski świat kiedykolwiek widział.
Ale były takie dni, kiedy Harry wolałby nigdy tego nie dokonać.
KONIEC
_________________