HLN CZ-III R-10, Kozicki Stanisław


Wydawca „MYŚL POLSKA”; 8, Alma Terrace, London, W. 8

Z zasiłkiem Instytutu im. Romana Dmowskiego w St. Zjednoczonych

Do druku przygotowali: Antoni Dargas, Józef Płoski i Hanka Świeżawska

Printed by Gryf Printers (H. C.) Ltd. — 171 Battersea Church Road, London, S. W. 11.

STANISŁAW KOZICKI

HISTORIA LIGI NARODOWEJ

(OKRES 1887 — 1907)

MYŚL POLSKA, LONDYN 1964

CZĘŚĆ III

POLITYKA LIGI NARODOWEJ
W OKRESIE 1904—1906

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

WYPADKI OD PAŹDZIERNIKA DO GRUDNIA 1905 ROKU

Lato r. 1905 minęło we względnym spokoju. We wrześniu (19.IX.1905) ukazał się manifest carski, zapowiadający na sty­czeń 1906 r. zwołanie Dumy i określający jej uprawnienia. Rozu­miejąc znaczenie wyborów, które miały się także odbyć w Kró­lestwie, Liga zajęła się pracami przygotowawczymi do akcji wy­borczej.

Tymczasem (5.IX.1905) zawarty został w Portsmouth pokój z Japonią, a stronnictwa opozycyjne i rewolucyjne, niezadowo­lone z manifestu 19 września, który nie dawał Rosji ustroju konstytucyjnego, wznowiły swą działalność, przechodząc do me­tod coraz bardziej radykalnych. Ogłoszono w Rosji polityczny strajk powszechny — stanęły koleje, a za nimi zakłady prze­mysłowe i użyteczności publicznej. Rosja znalazła się nagle w pełni zamętu rewolucyjnego. Stronnictwa socjalistyczne wydały hasło strajku powszechnego w Królestwie. Ruch strajkowy ogar­nął nasz kraj.

Gdy w czasie trwania strajku ogłoszony został 30 paździer­nika manifest, wprowadzający w Rosji rządy konstytucyjne, uznano powszechnie, że było to wynikiem strajku. Na skutek tego zyskały stronnictwa socjalistyczne wielką popularność, a w większości opinii publicznej oceniono walkę polityczną przy pomocy strajków za bardzo skuteczną. Liga Narodowa znalazła się w bardzo trudnym położeniu, bo nawet w jej własnych sze­regach byli tacy, co powzięli wątpliwości co do właściwości sto­sowanych przez nią metod politycznych. Sprowadziło to — czytamy w Sprawozdaniu dla Skarbu Narodowego za r. 1905—1906 — dla naszego kierunku chwilę najtrudniejszą w całym okresie wojny i kryzysu rosyjskiego. Walczyliśmy z ideą 'strajku politycznego', która stała się ogromnie popularną. Rozumowa­nie polityczne uczyło nas, że dezorganizacja życia w Rosji może być presją na rząd, ale w Polsce, gdzie przynosi ona szkody polskiemu społeczeństwu, może ona być dla wrogiego rządu nawet pożądaną. Masy wszakże nie rozumują: widziały one strajk i widziały przy jego końcu zdobycz polityczną i to post hoc w oczach ich stało się propter hoc.

Na wezwanie stronnictw socjalistycznych stanęły koleje, fa­bryki i warsztaty, zniknęły z ulic Warszawy tramwaje i dorożki. Zarządzono wreszcie niewydawanie pism. Wówczas sprzeciwiło się temu zarządzeniu wydawnictwo Gońca, który był orga­nem Stronnictwa Demokratyczno-Narodowego. Odbyło się zebra­nie redaktorów wszystkich pism warszawskich, na którym postanowiono zawiesić wydawanie pism. Redaktorem Gońca był wówczas Bolesław Koskowski; chciał się do tego postanowienia zastosować. Ponieważ było to sprzeczne ze stanowiskiem Ligi wobec strajku politycznego, przyszedł do redakcji Dmowski i oświadczył, że pismo musi wychodzić. Koskowski podał się na­tychmiast do dymisji, redakcję objął jej sekretarz Ludwik Wło-dek, wezwano zecerów, należących do Związku im. Kilińskiego, postawiono straż w bramie domu i numer poranny został wy­drukowany i ukazał się na mieście, co sprawiło przełamanie na­stroju politycznego. Spostrzegli to socjaliści i urządzili napad na wydawnictwo, zastali jednak bramę zamkniętą, a za nią kil­kunastu uzbrojonych robotników, którzy pod kierownictwem członka Ligi, Jerzego Gościckiego, byli przygotowani do obrony. Nastąpiła wymiana strzałów — bez krzywdy zresztą dla nikogo — i napastnicy ustąpili. Przez kilka dni wszakże odbywały się tłumne manifestacje socjalistów i Żydów przed redakcją.

Tymczasem został ogłoszony manifest konstytucyjny 30 paź­dziernika. Władze miejscowe z początku zastosowały dawną me­todę — dnia 1 listopada na Placu Teatralnym odbyła się ma­sakra tłumu, zgromadzonego przez socjalistów. Później wszakże wycofano policję i wojsko z ulic i Warszawa uzyskała po latach wielu zupełną wolność manifestowania swych dążeń i uczuć.

Wówczas to wypłynęło na powierzchnię to wszystko, co kryło się dotychczas w podziemiach. Przede wszystkim odkryło się oblicze ruchu socjalistycznego. Ulice Warszawy zapełniły się tłumem, który nie miał charakteru polskiego. Kto widział to opanowanie ulicy warszawskiej przez obce żywioły, ten nie za­pomni nigdy uczuć zgrozy, jakie go musiały opanować. Niepodejrzany o stronniczość świadek, wówczas jeden z wybitnych działaczy Polskiej Partii Socjalistycznej, Michał Sokolnicki, tak opisuje swe wrażenia: Wokoło mnie widziałem przede wszyst­kim zgromadzoną w niewiarygodnych masach ludność Nalewek, Gęsiej i Nowolipek, która, jakby na dane hasło ... przeniosła się w centra Warszawy. W wielu miejscach widziałem dużo Rosjan, wszędzie koło mnie słyszałem żargon żydowski lub mowę rosyj­ską, najmniej języka polskiego. Na dużej przestrzeni, gdzie­kolwiek zwróciłem swe kroki, czy przez Senatorską na Plac Teatralny, czy Trębacką i Krakowskim Przedmieściem koło pom­nika Mickiewicza, blisko kolumny Zygmunta, wszędzie było to samo ... wśród tego ponurego, ciemną masą zalegającego wszy­stko tłumu, ustawiono prowizoryczne mównice, często po prostu wznoszono na rękach jakichś przygodnie wybranych, czy przy­gotowanych z góry mówców i gdziekolwiek taki mówca się uka­zał, skądkolwiek słyszałem przemówienie, nad morzem głów wy­krzykiwano hasła i agitowano słuchaczy — prawie wszędzie po rosyjsku ... Warszawa zobaczyła w dniu 1 listopada socjalizm. Dla wielu socjalistów, dla mnie, między innymi, dzień ten po­został, jak ciemny koszmar ...[1]

Przez ulice przeciągały pochody z czerwonymi sztandarami i ze śpiewami rewolucyjnymi. Pod wieczór wszakże wygląd mia­sta zaczął się zmieniać. Samorzutnie powstawały pochody, śpiewając pieśni patriotyczne, tu i ówdzie zjawiali się na ulicy mówcy, przemawiający w duchu narodowym. Dopiero jednak w dniu następnym, 2 listopada, manifestanci narodowi zyskali przewagę, zjawiły się sztandary z Orłem Białym. Pochody na­rodowe były liczne, dochodziło do starć z socjalistami. Komitet Ligi postanowił zatrzeć wrażenie wyładowania się tendencyj socjalistycznych i zalania Warszawy przez tłum rosyjsko-żydowski przez urządzenie wielkiego pochodu narodowego. Zwołano zebranie członków Ligi do adwokata Wiktora Krypskiego (ul. Nowogrodzka) i omówiono na nim organizację pochodu na nie­dzielę 5 listopada. Natychmiast w nocy zabrali się członkowie Ligi do działania (największą energię wykazał Aleksander Za­wadzki). Pochód zgromadził około 200.000 ludzi, niesiono 37 sztandarów, porządek wzorowy utrzymywali członkowie Naro­dowego Związku Robotniczego i Związku im. Jana Kilińskiego.

Zgromadzono się na Starym Mieście,[2] stamtąd ruszono wą­skimi uliczkami do Miodowej, dalej Krakowskim Przedmieściem. Przed pomnikiem Mickiewicza wygłosili przemówienia Stanisław Libicki i Franciszek Nowodworski, po czym pochód przeszedł Nowym światem, Alejami Ujazdowskimi, Bagatelą, Marszałkow­ską do Placu Ewangelickiego, gdzie się rozwiązał.

Wrażenie pochodu w stolicy było ogromne; Warszawa uka­zała nareszcie prawdziwe swe oblicze — narodowe. Nazajutrz urządziła Liga w sali Resursy Obywatelskiej na Krakowskim przedmieściu wielkie zebranie polityczne dla zapoznania opinii ze swoją pracą i ze swoim programem. Zgromadziło się około tysiąca osób. Przewodniczył Władysław Jabłonowski, przemó­wienie wygłosił Roman Dmowski, po czym uchwalono rezolucję, zawierającą wskazania polityczne co do sposobu walki o zdobycie autonomii dla Królestwa Polskiego.[3]

Pochód narodowy 5-go listopada wykazał, że partie socjali­styczne, których oblicze ujawniło się tak koszmarnie po ogłoszeniu manifestu konstytucyjnego, nie posiadają oparcia w sze­rokiej opinii społeczeństwa. Na pierwszy plan w akcji politycz­nej wysunęło się Stronnictwo Demokratyczno-Narodowe. Mogła więc Liga ująć inicjatywę polityczną w swoje ręce. Pragnąc wyzyskać okazję, wytworzoną przez manifest październikowy, zajęła się Liga zorganizowaniem delegacji do prezesa komitetu ministrów, hr. Wittego, celem postawienia postulatu autonomii i wyrażenia żądania natychmiastowego wprowadzenia języka pol­skiego w szkolnictwie wszystkich stopni. Ta ostatnia sprawa była pilna i ważna, bo Uniwersytet warszawski był zamknięty, a do gimnazjów państwowych uczęszczała bardzo niewielka ilość młodzieży polskiej, dzieci najbiedniejszych rodziców. Dla wybra­nia tej delegacji zaproszono do Pałacu Błękitnego (hr. Zamoyskiego) sto kilkadziesiąt osób z różnych obozów — przybyli na­rodowcy, ugodowcy, postępowcy i bezpartyjni. Zebrani zgodzili się na wysłanie delegacji, lecz jeden z obecnych oświadczył, że zaproponowane zadania delegacji uważa za zbyt skromne i za­proponował, by żądać konstytuanty z powszechnym, równym, tajnym i bezpośrednim głosowaniem. Pomimo opozycji Dmowskiego i innych członków Ligi, obecnych na zebraniu, przyjęto większością głosów tę propozycję. Z tym więc nakazem — pisze Dmowski w Polityce Polskiej — pojechaliśmy, postanawiając go wykonać formalnie, ale w duszy sobie mówiąc, że będziemy uważali za wielki sukces, jeżeli wyrwiemy rządowi na razie szkoły.

Tymczasem ukazem z dnia 10 listopada, ogłoszonym w War­szawie dopiero 12 listopada, zaprowadzono w całym Królestwie stan wojenny, a jednocześnie ogłoszono komunikat urzędowy, w którym pomówiono Polaków o zamiar zbrojnego powstania. Członkowie delegacji dowiedzieli się o tym z gazet na jednej ze stacji pod Petersburgiem. Wobec tego oświadczyła się część delegacji przeciw pójściu do Wittego. Na próżno ja i moi przy­jaciele polityczni — powiada Dmowski — przekładaliśmy, że tym bardziej iść trzeba, że naszym obowiązkiem jest mu po­wiedzieć, co o tym kroku rządu myślimy. Całe trzy dni siedzie­liśmy w Petersburgu i dyskutowaliśmy, pójść, czy nie pójść, w końcu większością głosów zdecydowano wracać do Warszawy bez widzenia Wittego. Przed opuszczeniem Petersburga delegacja ogłosiła w pismach rosyjskich deklarację z datą 8 (21) listopada 1905 r., w której, poddawszy krytyce system rządów rosyjskich w Polsce i przedstawiwszy położenie narodu polskiego, postawiła cztery żądania: 1) przywrócenia Królestwu praw konstytucyj­nych, nadanych manifestem z 30 października, 2) skasowania wszystkich przepisów wyjątkowych, 3) wprowadzenia języka pol­skiego w szkole, sądzie i administracji i 4) powierzenia Polakom zarządu krajem. (Pełny tekst deklaracji podaje prof. A. Ł. Pogodin w książce Glawnyja tieczenja polskoj politiczeskoj myśli 1863—1907, str. 562).

Dmowski został sam w Petersburgu i gdy zamieszkały w Petersburgu Władysław Żukowski zaproponował mu wyrobienie wizyty u Wittego, zgodził się na to. Rozmowa odbyła się w obec­ności Wł. Żukowskiego i Litwinowa-Faleńskiego (późniejszego ministra handlu i przemysłu). Relacje o niej podali obydwaj rozmówcy w swych wspomnieniach.[4] Dmowski na zapytanie Wittego, co trzeba zrobić, żeby zapanował spokój w Królestwie, odpowiedział: Oddać władzę w ręce Polaków. Wyjaśnił dalej, że tylko rząd oparty o społeczeństwo i korzystający z jego współdziałania, może zaprowadzić istotny ład w kraju, wreszcie poddał ostrej krytyce rządy Królestwa, sprawowane przez Rosjan, sta­rając się wykazać, że muszą one nieuchronnie prowadzić do katastrofy. Konkluzją tej rozmowy — kończył Dmowski swe o niej sprawozdanie — konkluzją zamilczaną było, że ani rządy rosyj­skie, ani rządy polskie w kraju polskim, należącym do Rosji, nie są możliwe, że zatem o rozwiązaniu kwestii polskiej w gra­nicach państwa rosyjskiego nie może być mowy. Nie mógł ta­kiej konkluzji zrobić rosyjski prezes ministrów, ja zaś uwa­żałem, że jeszcze nie przyszedł czas na jej wypowiedzenie.

Po wprowadzeniu stanu wojennego zaczęły się w kraju ostre represje nie tylko przeciw socjalistom, lecz także przeciw wszel­kim objawom ruchu narodowego. Dnia 13 listopada zawieszono dziennik Stronnictwa Demokratyczno-Narodowego Goniec Poranny i Wieczorny, dokonano szeregu aresztowań i skazano na więzienie i na banicję z Królestwa setki inteligencji, włościan i robotników, głównie za akcję w sprawie języka pol­skiego w gminie i szkole.

Dnia 1 grudnia stan wojenny został zniesiony. Zawieszone pisma zaczęły wychodzić, uwięzieni i zesłani powracali do domów, lecz nie powróciły już miodowe dni konstytucji, jak się wyraził korespondent warszawski Przeglądu Wszechpolskie­go, a twarda rzeczywistość przypominała znów wszystkim przy każdej okazji, że panowanie nahajki jeszcze się nie skończyło.

Skorzystała ze zniesienia stanu wojennego Liga, by zwołać trzy zjazdy: duchowieństwa, nauczycieli ludowych i włościan.

Zjazd duchowieństwa odbył się dnia 12 grudnia 1905 r. w sali Towarzystwa Wioślarskiego na ul. Foksal. Przybyło nań 417 księży z Królestwa i krajów zabranych.[5] Zagaił zebranie kapucyn z Nowego Miasta, ks. Antoni Wysłouch, przewodniczył ks. Marian Fulman (późniejszy biskup lubelski), który powołał na asesorów księży Marjańskiego i Stanisława Wesołowskiego, a na sekretarza ks. Leonarda Szpądrowskiego (wszyscy trzej byli członkami Ligi). Prócz tego przy stole prezydialnym zasiedli:

ks. Kuligowski z diecezji płockiej, ks. Puławski z sandomier­skiego, ks. Jan Gralewski z warszawskiej, ks. Maciejewicz z wi­leńskiej, ks. Sopiński z sejneńskiej, ks. Akko z mohylowskiej i ks. Bliziński z włocławskiej. Referaty wygłosili: ks. Szkopowski — o stanowisku politycznym i obowiązkach obywatelskich du­chowieństwa, ks. Fulman — o potrzebie reformy wychowania, duchowieństwa, ks. Marjański — o stanowisku społecznym du­chowieństwa, ks. Trepkowski — o sprawie usunięcia języka ro­syjskiego z biurowości kościelnej itd. Po referatach uchwalono rezolucje; najważniejszymi politycznie były rezolucje, dotyczące żądania autonomii dla Królestwa i usunięcia języka rosyjskiego z biurowości kościelnej. Zjazd księży wykazał, że duchowieństwo jednoczy się z ruchem narodowym w jego dążeniach politycz­nych i społecznych; był też dla tych, co się orientowali w sto­sunkach, dowodem rozgałęzionych wpływów Ligi w kraju i dob­rych rezultatów jej pracy społecznej i politycznej.

Zjazd nauczycieli szkół powszechnych odbył się w Warszawie, jako XXII zjazd tajnego Towarzystwa Nauczycieli Ludowych Królestwa Polskiego, w dniu 27 listopada 1905 r.[6] Zebrani uchwalili zupełne usunięcie ze szkół ludowych języka rosyjskiego, ignorowanie zarządzeń władz szkolnych i założenie polskiego se­minarium dla przygotowania nauczycieli. Uchwały te wraz z podpisami paruset uczestników zjazdu ogłoszono w Gońcu i in­nych pismach. Nauczyciele, nieobecni na zjeździe, nadsyłali potem do pism swe podpisy pojedynczo lub zbiorowo. Tą drogą zgromadzono pod uchwałami XXII zjazdu przeszło 1.000 pod­pisów. Taki wynik był wobec opinii publicznej stwierdzeniem wyników pracy Stronnictwa Demokratyczno-Narodowego wśród nauczycieli szkół powszechnych, którzy — mimo opieki, jaką ich otaczały władze rosyjskie — okazali się dobrymi i rozumnymi Polakami.

Największe jednak wrażenie zrobił zjazd trzeci, który się od­był w wielkiej sali Filharmonii dnia 17 grudnia — zjazd tysią­ca z górą włościan ze wszystkich powiatów Królestwa Polskiego.[7] Urządziła go Organizacja Narodowa pod kierunkiem Ligi. Po­zwolenie od władz uzyskał Marian Lutosławski. Zebranie trwało od godz. 11 rano do 5 po poł. Salę Filharmonii wypełnili dele­gaci, na galeriach siedzieli zaproszeni goście. Zagaił zebranie Mateusz Manterys z pow. miechowskiego i zaprosił na przewod­niczącego Romana Dmowskiego, który z kolei powołał do pre­zydium: dr Karola Troczewskiego z Kutna, Kazimierza Łazarowicza, ks. Jana Gralewskiego, dr Bronisława Malewskiego z Nałęczowa, Jana Bielawskiego z miechowskiego, Stanisława Kamińskiego z kolskiego, Kazimierza Gładysza z lubelskiego, Józefa Ostrowskiego z opoczyńskiego, Stanisława Sandę z suwalskiego, Zenobiusza Borkowskiego z bialskiego, Matusiaka z kutnowskie­go, Olkowskiego z płockiego, Konstantego Długoborskiego z łomżyńskiego, Tomasza Nocznickiego z grójeckiego. Sekreta­rzami byli: Stanisław Moskalewski (późniejszy wojewoda lubel­ski) i Stanisław Kozicki.

Po licznych przemówieniach, zarówno włościan jak inteligencji, uchwalono rezolucję złożoną z sześciu punktów. Pierwszy z nich zawiera żądanie autonomii, która ma polegać na zasadach nastę­pujących: Wszelkie prawa i przepisy dla kraju stanowi sejm w Warszawie, złożony z przedstawicieli całego narodu, bez wy­łączenia jakiejkolwiek klasy ludności, a więc obrany przez po­wszechne, równe, bezpośrednie i tajne głosowanie wszystkich ziemi polskiej mieszkańców; rząd krajowy składa się z Polaków, a urzędowym językiem w szkole, sądzie, urzędzie — język polski; rząd krajowy jest odpowiedzialny przed sejmem. Ostatni zaś szósty punkt uchwał brzmi jak następuje: Lud polski przez usta swych przedstawicieli na zjeździe włościan Królestwa Pol­skiego stwierdza swoje przywiązanie do wiary św. katolickiej, do swej Ojczyzny polskiej i chce budować przyszłość kraju na za­sadach narodowych i religijnych, przekazanych nam przez ojców naszych.[8]

Nazajutrz po wiecu w Filharmonii odbyło się poufne zebranie włościan, przedstawicieli organizacji z różnych stron kraju w liczbie około 300,[9] na którym przedyskutowano program akcji politycznej i uchwalono zasady Samorządu Narodowego z tym, żeby je natychmiast wcielić w życie. Polegały one na tym, że gminy w kraju organizują się niezależnie od rządu, funkcjonują stałe rady gminne, tworzą się gminne straże bezpieczeństwa, następnie z delegatów od gmin miały powstać rady powiatowe, gubernialne, wreszcie Rada Krajowa. Ogłoszenie stanu wojen­nego nie pozwoliło na wykonanie tego programu.

Trzeba się cofnąć myślą do początków wieku XX, trzeba sobie zdać sprawę z tego, że lud wiejski w Królestwie milczał i w Życiu politycznym jawnym nie brał żadnego udziału, by zrozumieć, jaką rewelacją dla opinii publicznej był zjazd tysiąca przed­stawicieli włościaństwa, na którym kilkunastu mówców-włościan ujawniło głębokie uczucia narodowe i zdrowy rozum polityczny masy włościańskiej. Pochód narodowy 5 listopada i zjazd chłopski 17 grudnia — oto dwa wydarzenia polityczne z końca 1905 roku, które przekonały społeczeństwo o doniosłości pracy wychowaw­czej, dokonanej przez Ligę i o powszechności uczuć patriotycz­nych w kraju. Uczucia te tkwiły głęboko w duszy ludowej, były wynikiem historycznego rozwoju Polski, czynem politycznym było oparcie się na nich i zorganizowanie pełnego i głośnego ich wyrazu.

Partie socjalistyczne straciły poparcie w społeczeństwie, gdy po manifeście październikowym wyszły z podziemi i dały się poznać ogółowi — spostrzeżono, że wodzą w nich rej żywioły obce. Ostateczną ich kompromitacją było powołanie narodu do powstania w grudniu r. 1905,[10] które nie wywarło żadnego skutku. Nad polityką ugodową wypadki przeszły już dawno do porządku dziennego. Kierownictwo polityką narodową przeszło w ręce kierującej ruchem narodowym Ligi. Ujawniło się to w ca­łej pełni przy wyborach do pierwszej Dumy, które odbyły się w pierwszej połowie r. 1906.

----------

[1] Michał Sokolnicki, Czternaście lat, Warszawa 1936, str. 198.

[2] Przegląd Wszechpolski, r. 1905, str. 934.

[3] W Listach Warszawskich Przeglądu Wszechpolskiego (r. 1905, str. 931) znajdujemy taki tekst uchwały zebrania w Resursie: 1. Uzyskanie praw obywatelskich powinno skupić działanie całego narodu polskiego około pracy nad zdobyciem praw narodowych, niezależnie od kierunku, jaki przybierze walka wewnętrzna w Rosji. 2. Głównym celem polityki narodowej w obecnej dobie jest osiągnięcie Sejmu w Warszawie, autonomii ustawodawczej, administracyjnej i finansowej Królestwa Polskiego, opartej na osobnej kon­stytucji z osobnym Sejmem w Warszawie i zapewnienie ludności pol­skiej na Litwie i Rusi należnych jej praw narodowych. 3. Kon­stytucja Królestwa winna być oparta na powołaniu najszerszych warstw ludowych do samodzielnego stanowienia o sprawach nasze­go kraju. 4. Nie wyrzekając się żadnych sposobów i dróg działa­nia, odpowiadających warunkom chwili i siłom narodu, stronnictwo dążyć będzie do zużytkowania w pełnej mierze zdobyczy prawno­politycznych i rozszerzania ich przez samoistną akcję narodową. 5. Stronnictwo weźmie udział w Izbie państwowej rosyjskiej dla obrony praw i interesów narodu polskiego i zdobycia autonomii Kró­lestwa. 6. Polityka polska winna być prowadzona samodzielnie i mieć na celu wyłącznie interesy narodowe, wobec tego nie może ulegać ani względom na interesy państwa, ani uzależnić swej tak­tyki od akcji rewolucyjnej rosyjskiej. 7. W celu skupienia wszyst­kich sił narodu do walki o zdobycze polityczno-prawne i jednoczesnej ochrony naszego społeczeństwa od anarchii wewnętrznej uznajemy konieczność zespolenia wszystkich żywiołów narodowych w jednej organizacji politycznej.

[4] Dmowski podał treść swej rozmowy z Wittem w felietonie Dwie rozmowy, zamieszczonym w Gazecie Polskiej (rok 1907, nr. 30). Rozmowa odbyła się w obecności dwóch osób — Władysława Żukow­skiego i Litwinowa-Faleńskiego.

— Niech mi Pan powie otwarcie, co Pan myśli o stanie rzeczy w Królestwie Polskim — rzekł hr. Witte.

Wspomniałem o najświeższych faktach, związanych z zaprowadze­niem stanu wojennego.

Stan wojenny — przerwał hr. Witte — jest wszędzie jednako­wy. Zaprowadziliśmy go nie tylko w Polsce.

Wyliczył miejscowości, w których wówczas stan wojenny panował.

Nie moją jest rzeczą — odrzekłem — oceniać czy jest on po­trzebny w innych miejscowościach państwa, ani wypowiadać poglą­dy, jak tym państwem należy rządzić. Mówię o Polsce, gdzie jest on niepotrzebny i do niczego nie prowadzi. Przytoczyłem argumen­ty na poparcie mojego twierdzenia. Rząd — dodałem — może być okrutnym, jeżeli uważa, że mu to jest potrzebne. Nie wolno wszakże żadnemu rządowi być jednocześnie okrutnym i śmiesznym, bo taka pozycja zarówno rządowi jak społeczeństwu przynosi tylko szkodę.

Jakiż Pan wyciąga wniosek? — zapytał hr. Witte głosem w którym brzmiała pewna irytacja — jakie są konkretne środki do wyjścia z tego położenia?

Kwestia polska — odrzekłem — stanęła na porządku dziennym i nie ma siły, która by ją z niego mogła usunąć. Nie załatwią jej żadne półśrodki, żadne cząstkowe, drobne reformy.

Chce Pan pewnie powiedzieć, że wam potrzebna autonomia? — rzekł hr. Witte z intonacją, mającą oddać pewne znudzenie tym wyrazem.

Nie tylko chcę to powiedzieć, ale jestem pewny, że autonomię prędzej czy później zdobędziemy. Jest ona jedynym istotnym roz­wiązaniem kwestii polskiej w państwie rosyjskim.

Ale Pan rozumie, że o tym nie może być teraz mowy. Zasadnicze rozstrzygnięcie sprawy ustroju Królestwa Polskiego — musi należeć do Dumy. Idzie o to — co teraz, w tej chwili trzeba by zro­bić, żeby społeczeństwo polskie zadowolnić i mieć spokój w kraju?

To, co teraz się w Królestwie dzieje — odrzekłem — jest wytworem czterdziestoletnich rządów w kraju, sprawowanych bez udzia­łu społeczeństwa, wbrew jego woli, jego interesom, jego najistotniej­szym potrzebom, bez elementarnej znajomości tych potrzeb, bez naj­mniejszej chęci ich zaspokojenia. Nie można usunąć zła, utrzymując jego źródła. Jeśli idzie o natychmiastowy środek skuteczny, to jedy­nym wyjściem jest — stworzenie tymczasowego stanu rzeczy, nie pociągającego zasadniczej zmiany ustroju, ale stanowiącego przejś­cie do autonomii, przez powołanie zarządu kraju z łona społeczeń­stwa polskiego.

To niemożliwe.

Dlaczego? spytałem.

Jakże Pan chce, ażeby w kraju, gdzie konsystuje trzecia część armii rosyjskiej oddano władzę i komendę nad wojskiem w ręce Polaka. Niech by był nawet najpewniejszy człowiek. Oto na przy­kład generał S., Polak, bardzo zacny człowiek, ale czyżby to było możliwe, żeby mu oddać naczelną władzę wojskową w Polsce?

Ja nie mówię o władzy wojskowej, jeno o cywilnej. Wojskowa może zostać w rękach rosyjskich.

No to by natychmiast nastąpił konflikt między władzą cywilną a wojskową.

To by zależało wyłącznie od zachowania się władzy wojskowej.

Ale cóż by powiedziała na to opinia rosyjska?

W tę sprawę trudno mi tu wchodzić — odrzekłem — ja mó­wię o tym, co jest potrzebnym dla kraju, dla uczynienia normalnym jego stosunku do państwa, co stanowi wyjście z trudnego położenia w Polsce.

Ale takie rzeczy nigdy nie bywały.

Przeciwnie, bywały odrzekłem, mając na myśli stosunki austriackie. Witte zastanowił się chwilę i nic nie odpowiedział. Ko­rzystając z chwili przerwy, postanowiłem nawrócić rozmowę na szer­sze tory i postawić kwestię bardziej zasadniczo.

Polaków — rzekłem — nie można stawiać na równi z roz­maitymiinorodcamipaństwa rosyjskiego, co do których uważa się za maksimum ustępstw tolerancję religijną i uznanie narzecza miejscowegow podrzędnych funkcjach społecznego życia. Polacy są w całym tego słowa znaczeniu narodem, posiadającym całą odręb­ną organizację swego życia, będącą rezultatem odrębnego, niezależ­nego od wieków istnienia państwowego. Ich język i kultura stoją na równi z językiem i kulturą narodów niezawisłych, ich odrębny ustrój społeczny nie da się wtłoczyć w formy obce narzucone z zewnątrz i wszelkie próby w tym kierunku muszą mieć za skutek tylko dezorganizację życia społecznego. Polska musi mieć ustrój po­lityczny, będący wytworem samego społeczeństwa, musi mieć we własnym języku zaspakajane wszystkie potrzeby życia społecznego zaczynając od najniższych, a kończąc na najwyższych, musi być rządzona przez ludzi, którzy wyrośli z tego społeczeństwa, rozumieją jego ustrój i potrzeby i dbają o jego przyszłość. Jest po prostu nieużyteczną dla nikogo potwornością, ażeby taki naród zmuszony był kształcić swe młode pokolenie w obcych szkołach, utrzymywać stosunki z władzami miejscowymi w obcym języku, szukać spra­wiedliwości u sędziów, którzy nie rozumieją jego mowy, którym obce są jego pojęcia prawne.

O, to są właściwie rzeczy dziś konkretne, to są sprawy do dys­kusji — rzekł Witte, sprowadzając rozmowę z gruntu ogólnego. — Zgadzam się, że naród polski musi mieć możność rozwijania swej kultury, pielęgnowania swoich ideałów, że mu potrzeba polskiej szkoły, że powinien mieć prawo załatwiania spraw publicznych w swoim języku, utrzymywania w nim stosunków z władzami. Do tego można dążyć, ale nie można żądać wszystkiego od razu. I dążyć trzeba na właściwej drodze. Na drodze rewolucyjnej do niczego nie dojdziecie...

Chcąc się dowiedzieć, co minister rozumie przez tę drogę rewo­lucyjną, słuchałem dalej.

Wy wypowiadacie — mówi — wojnę rządowi. Liczycie na to, że Rosja jest osłabiona. Ale to jeszcze nie powiedziane, że się ona nie skupi, nie pokaże swej siły. Opieracie się na opinii rosyjskiej — była to aluzja widoczna do sprawy komunikatu rządowego, który cała niemal opinia rosyjska przyjęła była nader nieprzyjaźnie ku wielkiemu zakłopotaniu Wittego — ale ta opinia już dwa razy w waszej historii, w r. 1830 i 63, przeciw wam się opowiedziała. Ona się teraz odwróci...

Słowa te były dla mnie potwierdzeniem, że na to właśnie odwró­cenie opinii rosyjskiej był obliczony słynny komunikat rządowy. Nie obliczono się wszakże wówczas z momentem psychologicznym i zro­biono fiasko.

Jeżeli pójdziecie po drodze rewolucyjnej mówi dalej — jeśli doprowadzicie w kraju do przelania krwi rosyjskiej, to Rosja srodze wam za to zapłaci, tak jak poprzednio już płaciła.

Nie wiedziałem czy te słowa są dla galerii rosyjskiej, czy dla pol­skiej — zdaje się, że dla jednej i dla drugiej.

Rewolucję — odrzekłem — burzycielstwo, niszczenie podstaw bytu rządu społecznego nie my prowadzimy. My tych podstaw zmu­szeni jesteśmy bronić wbrew tym, którzy z urzędu mają być stróża­mi porządku. Jeżeli kto reprezentuje w tym kraju ideę ładu społecznego, to właśnie społeczeństwo polskie. Tylko przeciw niemu z dwóch stron prowadzona jest walka, która paraliżuje jego siły. Gdyby ono miało ręce rozwiązane, w kraju tym panowałby porzą­dek i szłaby twórcza praca społeczna.

Ja to rozumiem rzekł Witte, dając nowy zwrot swym enucjacjom. Królestwo Polskie znajduje się w fatalnym położe­niu: rozwój socjalizmu, wpływy rewolucyjne w Rosji, wielka liczba Żydów, którzy idą za prądami skrajnymi... Wszystko to utrudnia położenie społeczeństwa polskiego i nadaje zachowaniu się kraju charakter odmienny od tego, czego ono pragnie.

A nade wszystko system rządów — wtrąciłem.

System — rzekł Witte — musi ulec zmianom, muszą nastąpić reformy, które uważam za konieczne. Stanowisko moje nie jest wcale nieżyczliwe dla Polaków i nigdy takim nie było. Za czasów mej służby na kolejach łączyły mnie z kolegami Polakami najlepsze stosunki. Trzeba, moim zdaniem, żeby Polacy mieli możność roz­wijania swej kultury, pielęgnowania swych narodowych ideałów, kształcenia swych dzieci po polsku, komunikowania się z władzami w tym języku ...

Czekałem milcząc, co usłyszę dalej.

— Polacy ciągnął dalej prezes ministrów — powinni iść do poprawy swego położenia drogą legalną. Za odpowiednią akcję z wa­szej strony uważałbym wysłanie dziś deputacji z adresem do Ko­rony. Po tym akcie nastąpiłyby poważniejsze ustępstwa, które by nam pozwoliły dociągnąć do Dumy.

Nie sądzę — odrzekłem — ażeby o tym mogła być mowa ... Witte powstał. Zrobiłem to samo, zabierając się do pożegnania ministra.

— Jeszcze raz — rzekł — powtarzam Panu, com powiedział. Ro­zumiem, że w dwudziestym stuleciu niemożliwe jest to, co było przedtem, że Polacy muszą mieć możność rozwijania swego narodo­wego życia, muszą mieć szkoły polskie, uprawnienie języka polskiego w stosunkach z władzami, szeroki samorząd wreszcie...

Z jednym dodatkiem, ekscelencjo — wtrąciłem.

Z jakim?

Że kraj z tak odrębnym życiem kulturalno-narodowym, z tak skomplikowanym, a samoistnym życiem społecznym, musi mieć odręb­ny ustrój polityczny i może być skutecznie rządzony tylko przez ludzi, należących do miejscowego społeczeństwa.

Może Pan ma słuszność — rzekł Witte — ale takie rzeczy nie przychodzą od razu.

Na tym rozmowa się skończyła.

Krótkie streszczenie rozmowy powyższej podaje Dmowski w Poli­tyce polskiej (Pisma, wydanie Gmachowskiego, Częstochowa 1937, tom V, str. 79), a w odsyłaczu (str. 81) wypowiada takie uwagi: Około tej rozmowy z Wittem lewica nasza usiłowała wytworzyć legendę... Stale powtarzano, żem po pierwsze obiecał Wittemu wyrżnąć socjalistów w Polsce, po wtóre zaś, że Witte nie traktował tej rozmowy na serio i żartował sobie z niej ... Nie odpowiadałem na to, bo mnie nie wiele obchodziło, co o mnie piszą. Dziś, gdy ukazały się pamiętniki Wittego, każdy może wiedzieć, że nie byłem u niego ani w celu kupienia sobie władzy, ani w celu zapłacenia za nią wyrżnięciem socjalistów, że wreszcie byłem jedynym Pola­kiem, który, jak sam Witte to przyznaje, powiedział mu w owym momencie coś sensownego i że cała legenda była złośliwym kłam­stwem ...

Witte w swych pamiętnikach (Wspomnienia, r. 1922, tom II, str. 143) pisze o rozmowie z Dmowskim co następuje: W odpowiedzi ma pytania moje oświadczył, że rozumie dobrze, że odłączenie Polski od Rosji jest nieosiągalnym marzeniem, które może wywołać tylko dużo złej krwi, że zdaje sobie także sprawę z tego, iż rząd nie może nie zastosować zdecydowanych zarządzeń przeciw ekscesom, które mają miejsce w guberniach nadwiślańskich, iż nie można dopusz­czać do codziennych zabójstw politycznych, potem zaś powiedział w przybliżeniu co następuje: 'Komuż jednak zawdzięczamy taki stan rzeczy? Wyłącznie porządkom rosyjskim i rosyjskiej kulturze; dla­tego to Polacy pragną jak najbardziej od was się odłączyć. Sprawa robotnicza istnieje od dawna w Królestwie Polskim wraz ze wszyst­kimi skrajnościami, lecz rozwijała się ewolucyjnie, podobnie jak wszędzie na Zachodzie. Skąd się wzięła zaraza? Od was, Rosjan. Po pogromie żydowskim urządzonym przez Plewego w Kiszyniowie i powtarzających się pogromach dalszych za zezwoleniem organów rządowych, wielka ilość Żydów, rzemieślników i robotników przyszła z Rosji do Królestwa Polskiego, gdzie stosunek do Żydów jest bardziej ludzki, niż u was. Przynieśli oni ze sobą w środowisko robotnicze anarchizm wojujący i metody walki bombami i brauningami. Wasi Żydzi rosyjscy, którzy zjawili się u nas, zarazili naszych Żydów, tak jak zwierz dziki zaraża swą dzikością zwierzęta do­mowe, a u was nie mogą oni nie być dzikimi, bo wy nie uznajecie w nich kompleksu uczuć natury ludzkiej. Szkoły nasze są wszystkie zarażone propagandą polityczną i socjalistyczną w sosie rosyjskim. Skądże to do nas przyszło? Od was, od waszych metod szkolnych, od waszych nauczycieli, od waszych profesorów. Dzieci nasze powa­żają swoich rodziców, swoją rodzinę i w ogóle starszych, swój język. Dzieci nasze pochylają się z czcią przed boskością swej religii, przed świętością jej dogmatów, przed doskonałością swego języka, swej kultury, swej literatury, a dlatego i swej historii i wierzą w potęgę swego narodu, wierzą, że jeszcze Polska nie zginęła. Dopóki nie przyszło wam do głowy rusyfikowanie naszych szkół, zalewać je studentami spośród seminarzystów pochodzących z gubernii rosyjskich i nauczycielami z burs, którzy woleli służyć Ma­monie niż Bogu, dopóty we wszystkich naszych szkołach dzieci się uczyły, a szkoły te podtrzymywały w nich te uczucia i tradycje, które tworzą silny naród, lecz jak zaczęliście ich rusyfikować toście ich zdemoralizowali, znihilizowail, zdemokratyzowali, systematycznie podkopując i wyrywając z umysłów i serc naszych dzieci to, co nazywacie duchem polskim. Wzamian za to niceście im nie dali i nic nie dajecie prócz religijnego, państwowego i politycznego nihilizmu rosyjskiego... Koniec końcem przekonywał mnie, że wszystko to są to rzeczy dawne, że gdy będą wprowadzone w życie zasady ogłoszone w manifeście z dnia 17 pźadziernika, to porządki rosyjskie się zmienią (Daj Boże...), że społeczeństwo polskie to rozumie i że trzeba wejść na drogę pojednania i zacząć od zdjęcia stanu wojennego.

[5] Teczka ks. Kazimierza Merklejna.

[6] Przegląd Wszechpolski, r. 1924: artykuł Michała Arcichowskiego Towarzystwo nauczycieli ludowych Królestwa Polskiego, str. 736.

[7] Przegląd Wszechpolski, r. 1905, str. 939.

[8] Goniec, grudzień 1905 r.

[9] Sprawozdanie Komitetu Centralnego, r. 1905—1906.

[10] Hasło do rewolucji dała Polska Partia Socjalistyczna w odez­wie, wydrukowanej w nr. 67 Robotnika z dnia 26 grudnia 1905 r. Rewolucja nie wybuchła. Tylko w okręgu ostrowieckim wzięto to wezwanie na serio — powstała tam głośna republika ostrowiecka z prezydentem Ignacym Boernerem (późniejszym ministrem pocz­ty) na czele, Prędko zlikwidowała ją policja rosyjska. Na ogół biorąc — pisze L. Wasilewski (Zarys dziejów PPS, str. 172) — całe przedsięwzięcie skończyło się wielkim niepowodzeniem, okrutny­mi represjami władz i rozgoryczeniem wśród towarzyszy partyj­nych. Inny pisarz socjalistyczny, J. Grabiec, powiada krótko (Dzieje współczesne, część II, str. 147): Koniec roku 1905 zaznaczył się ostateczną kompromitacją socjalistów, którzy na hasło z Rosji po­wołali naród do powstania, oczywiście bez żadnego skutku.

Strona 2 z 8



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
HLN CZ-III R-06, Kozicki Stanisław
HLN CZ-III R-03, Kozicki Stanisław
HLN CZ-III R-02, Kozicki Stanisław
HLN CZ-III R-04, Kozicki Stanisław
HLN CZ-III R-05, Kozicki Stanisław
HLN CZ-III R-09, Kozicki Stanisław
HLN CZ-III R-12, Kozicki Stanisław
HLN CZ-III R-13, Kozicki Stanisław
HLN CZ-III R-07, Kozicki Stanisław
HLN CZ-III R-01, Kozicki Stanisław
HLN CZ-III R-11, Kozicki Stanisław
HLN CZ-III R-08, Kozicki Stanisław
HLN CZ-III R-06, Kozicki Stanisław
HLN CZ-IV R-03, Kozicki Stanisław
HLN CZ-IV R-01, Kozicki Stanisław
HLN CZ-IV R-02, Kozicki Stanisław
HLN CZ-IV R-04, Kozicki Stanisław
HLN CZ-IV R-06, Kozicki Stanisław
HLN CZ-IV R-05, Kozicki Stanisław

więcej podobnych podstron