HLN CZ-IV R-06, Kozicki Stanisław


Wydawca „MYŚL POLSKA”; 8, Alma Terrace, London, W. 8

Z zasiłkiem Instytutu im. Romana Dmowskiego w St. Zjednoczonych

Do druku przygotowali: Antoni Dargas, Józef Płoski i Hanka Świeżawska

Printed by Gryf Printers (H. C.) Ltd. — 171 Battersea Church Road, London, S. W. 11.

STANISŁAW KOZICKI

HISTORIA LIGI NARODOWEJ

(OKRES 1887 — 1907)

MYŚL POLSKA, LONDYN 1964

CZĘŚĆ IV

DZIAŁALNOŚĆ WYCHOWAWCZO-POLITYCZNA,
OŚWIATOWA I KULTURALNA LIGI NARODOWEJ

ROZDZIAŁ SZÓSTY

TOWARZYSTWO OPIEKI NAD UNITAMI

Gdy powstało Towarzystwo Oświaty Narodowej i rozpoczęło działalność we wszystkich guberniach Królestwa Kongresowego, natrafiło na sprawę unitów zamieszkałych na Podlasiu (powiaty: janowski, włodawski, sokołowski, radzyński i bialski). Zała­twiwszy się z oporem unitów za Bugiem, zajęły się władze ro­syjskie zniszczeniem Unii w Królestwie Kongresowym. W r. 1867 zniesiono katedrę biskupią katolicką w Janowie, a zaraz potem rozpoczęto gwałtowne nawracanie unitów na prawosławie. Okres gwałtów i prześladowań trwał od r. 1867 do 1875. Wywieziono relikwie św. Józefata Kuncewicza z Białej, zabrano obraz Matki Boskiej z Kodnia, usuwano stopniowo znamiona Unii ze świątyń, sprowadzano księży odszczepieńców, zmuszano lud do obrządków prawosławnych.

Ludu na prawosławie nie nawrócono, stworzono jednak wszyst­kie pozory odstępstwa od Unii i ogłoszono w 1875 r., że wszyscy b. unici przeszli na prawosławie. Ustały gwałty i krwawe repre­sje, rozpoczęła natomiast administracja rosyjska pracę syste­matyczną nad zniszczeniem Unii i zrusyfikowaniem ludu. Admi­nistracji pomagali osadzeni na Podlasiu w wielkiej ilości popi prawosławni i klasztory założone w Jabłocznie, Leśnej, Wirowie, Teolinie, Radecznicy i Różanym Stoku. W cerkwiach naśladowano obrządki religijne Kościoła katolickiego, pozakładano bractwa prawosławne i wyposażono je hojnie w środki pieniężne, budo­wano i upiększano cerkwie, zakładano szkoły i ochronki, szpitale, przytułki i czytelnie bezpłatne, przychodzono włościanom z po­mocą w nieszczęśliwych wypadkach, wysyłano pielgrzymki do świętych miejsc w Rosji, stworzono całą literaturę popularną, mającą za zadanie zohydzanie katolicyzmu i polskości, podnoszenie natomiast prawosławia i kultury rosyjskiej.

Wszystkie te zabiegi nie zdołały jednak, mimo trzydziestolet­nich wysiłków (1875—1905), złamać przywiązania ludu unic­kiego do Kościoła katolickiego i do polskości. Cerkwie stały pustkami, mnisi i mniszki byli osamotnieni, lud zaś starał się zaspakajać swe potrzeby religijne według obrządku katolickiego — potajemnie lub też poza granicami państwa rosyjskiego. Księ­ża katoliccy chrzcili, spowiadali, dawali śluby potajemnie, wielu unitów odbywało dalekie i niebez­pieczne podróże do miast i koś­ciołów w Galicji, by tam chrzcić dzieci, brać śluby itd. Zakony osiadłe w Galicji, zwłaszcza Jezuici, wysyłały potajemnie misje na Podlaskie, księża przyjeżdżali w przebraniu, chrzcili, spowia­dali i dawali śluby. I działo się to mimo kar i prześladowań, mimo tego, że ci co byli ochrzczeni po katolicku, lub wzięli ślub po­tajemnie, na pozory byli niechrzczeni lub żyli w związku nie­legalnym, co pociągało za sobą wielkie i nieustające komplika­cje życiowe.

Celem podtrzymania oporu ludności unickiej i zorganizowania akcji polskiej i katolickiej na Podlasiu zostało w sierpniu roku 1905 powołane do życia z inicjatywy Ligi Towarzystwo Opieki nad Unitami. Do grona osób, które do zorganizowania Towa­rzystwa powołano, należeli: Aleksander Zawadzki, Stanisław Kozicki, Michał Arcichowski i inni.

Towarzystwo wydało odezwę, powołało do współpracy człon­ków T.O.N. zamieszkałych na Podlasiu, pozyskało współpracownictwo księży, zajęło się wydawnictwami. Zarząd złożony z kilku­nastu osób działał w Warszawie. Na prowincji najgorliwszymi działaczami byli: Zenobiusz Borkowski, właściciel restauracji w Brześciu Litewskim i Wiktor Walewski, organista w Białej. Brali też udział w tej pracy ziemianie i inteligencja z miast i mia­steczek.

Starano się o to, by ułatwiać opornym wypełnianie obrządków religijnych, dlatego starano się o współdziałanie księży po pa­rafiach na Podlasiu oraz wysyłano misje specjalne z Warszawy — jechali księża potajemnie — odbywały się nabożeństwa, po chatach i po lasach, chrzczono, spowiadano i dawano śluby. Rów­nocześnie szerzono wśród ludu oświatę polską. Zakładano czytelnie, rozdawano pisma legalne i Polaka, urządzano szkółki potajemne itp. Powstały też na Podlasiu liczne koła włościańskie T.O.N., które urządzały zebrania i wiece, prowadziły pracę w gminach, oddziaływały na nauczycieli szkół powszechnych itd. Praca polityczna wzmagała opór przeciw prawosławiu, a wzmo­żony ruch religijny prowadził lud do polskości i budził w nim poczucie społeczne i obowiązki obywatelskie.

W kwietniu 1904 r. zorganizowało Towarzystwo Opieki nad Unitami pielgrzymkę unicką do Rzymu. Chodziło z jednej strony o podtrzymanie oporu unitów, z drugiej zaś o poinformowanie Watykanu zarówno o położeniu unitów jak i o ich wytrwałości i prowadzonej wśród nich pracy. Wyjechało do Rzymu 52 pielgrzymów z ludu i zawiozło adres do Ojca św., na którym było złożonych 56 tysięcy podpisów. Prowadził pielgrzymkę Teofil Waligórski, członek Komitetu Centralnego Ligi Narodowej. Piel­grzymka uzyskała audiencję u Ojca Św. dnia 3 maja. Papież Pius X przyjął ją bardzo życzliwie, przemówił bardzo gorąco i przyrzekł opiekę. Uczestnicy pielgrzymki wynieśli z podróży i pobytu w Rzymie podniosłe wspomnienia, a ich opowiadania dotarły do najdalszych zakątków Podlasia i przyczyniły się zna­komicie do podtrzymania ducha oporu, przywiązania do Kościoła katolickiego i wiary w Polskę.

Ostatnim czynem Towarzystwa Opieki nad Unitami była misja religijna z dnia 30 kwietnia 1905 r. a więc w wilię wydania ukazu tolerancyjnego, który położył kres prześladowaniu unitów.

Ze względu na ilość uczestników (około 5.000 osób) była to największa misja na Podlasiu. Wzięło w niej udział dwóch księży z Warszawy, ks. Franciszek Gąsiorowski i ks. Kazimierz Merklejn, oraz grono działaczy politycznych: Aleksander Za­wadzki, Jan Załuska, Michał Arcichowski, Stanisław Kozicki, Wacław Dunin i Józefat Bohuszewicz. W nocy przyjechaliśmy do Białej, tam na stacji czekały furmanki, którymi zawieziono nas do lasu zwanego Sumierz, a będącego częścią lasów Kolembrodzkich i położonego koło wsi Kozły. Przyjechaliśmy do tej wsi nad ranem, odpoczęliśmy krótko w jakiejś chacie, wsiedliśmy znów na wozy i pojechaliśmy na polanę leśną, gdzie był przygoto­wany ołtarz wśród drzew i gdzie zgromadził się kilkutysięczny tłum ludu unickiego. Księża przyjechali wcześniej, zastaliśmy ich już przy pracy: spowiadali, dawali śluby, chrzcili. Ochrzcili około 600 dzieci i około 300 dorosłej młodzieży.

Niezwykły to był widok — tysiące klęczącego ludu, modlącego się z całą żarliwością i zachowującego całkowity spokój, mimo że lada chwila groziło zjawienie się policji i wojska. Było to przedsięwzięcie niebezpieczne i śmiałe zgromadzenie na cały dzień tysięcy ludu z kilku powiatów. Trzeba było wielkiej wy­trwałości i umiejętności, by tak wszystko urządzić, że władze dowiedziały się o misji dopiero po upływie dni kilku. Udane zorganizowanie misji było zasługą działaczy miejscowych, a zwłaszcza głównego agenta Towarzystwa Opieki nad Unitami, Zenobiusza Borkowskiego.

Po nabożeństwie do zgromadzonych przemawiali przyjezdni z Warszawy — Zawadzki, Załuska, Arcichowski i Kozicki, poru­szając zagadnienia polityczne i religijne. Duże wrażenie zrobiło przemówienie Aleksandra Zawadzkiego. Ubrany w burkę z kap­turem, spod którego wysuwała się długa siwiejąca broda, wy­glądał na zakonnika. Zapowiadał rychłe zakończenie prześladowań unitów. Gdy nazajutrz po zgromadzeniu ukazał się ukaz tole­rancyjny, wielu ze słuchaczy uznało mówcę za człowieka natchnio­nego duchem proroczym.

Misja ta zrobiła wielkie wrażenie na całym Podlasiu, prze­szła nieomal do legendy. Opisał ją na podstawie opowiadań Wł. St. Reymont, który miał w niej wziąć udział i któremu w ostatniej chwili okoliczności nie pozwoliły wyjechać z Warszawy.

Dowodem na to, jak ważnym wydarzeniem była ostatnia misja religijno-narodowa na Podlasiu jest, iż po latach dwudziestu pię­ciu — w 1931 r., w tymże Sumierzu odbył się obchód pamiąt­kowy, w którym spośród uczestników misji wzięli udział Michał Arcichowski i Stanisław Kozicki. Zgromadziły się znów ty­siączne tłumy pobożnych, odprawiona została na tym samym miejscu Msza św., potem zaś wygłosili przemówienia Seweryn ks. Czetwertyński, Michał Arcichowski i Stanisław Kozicki. Było to już w wolnej Polsce, gdy prześladowanie unitów nale­żało do historii.

Czterdzieści lat prześladowań Unii na Podlasiu, Kraków 1909.

Odezwa Towarzystwa Opieki nad Unitami, Przegląd Wszech­polski, r. 1903, str. 633.

Sprawozdanie Komitetu Centralnego, r. 1903—1904.

Ks. Zmogus tak opisuje w Dla Swoich (zeszyt II, r. 1904) w artykule Unici Królestwa Polskiego u stóp Ojca św. przyjęcie piel­grzymki w Rzymie: Dnia 29 kwietnia bieżącego roku około godziny 5-tej z rana, przybyło do Rzymu pięćdziesięciu unitów podlaskich dla złożenia Ojcu świętemu w imieniu swoim i całego zastępu prześlado­wanych za wiarę współbraci swoich, hołdu synowskiej miłości i nie­zachwianej wierności. Byli to sami włościanie, pomiędzy którymi nie­jeden nosił na ciele swoim ślady pęt żelaznych i kozackich nahajek i przybywali z powiatów: bialskiego, biłgorajskiego, hrubieszowskie­go, janowskiego, konstantynowskiego, radzyńskiego, sokołowskiego, tomaszowskiego, włodawskiego i zamojskiego. Wybrało się też było i z innych miejscowości osób z górą pięćdziesiąt, ochotników zaś do drogi chociażby na piechotę, było tysiące, lecz, iż liczniejsza pielgrzymka nie mogłaby się uskutecznić bez obudzenia czujności policji śle­dzącej każdego unitę, ci przeto, jak i wszyscy inni, którzy pozostać musieli w domu, poprzestali na podpisaniu adresu, który przez swych pięćdziesięciu wybrańców miał być doręczony Ojcu św. Podpisów tych w przeciągu krótkiego czasu zebrało się więcej, niż pięćdziesiąt tysięcy... Przybyłych do Rzymu powitał na dworcu kolejowym je­den z dostojników Kościoła i niezwłocznie zaprowadził do znajdują­cej się w pobliżu Bazyliki Marii Większej, gdzie we wspaniałej kaplicy Najświętszego Sakramentu odprawił z nimi krótkie modły dziękczynne za szczęśliwą podróż. Z bazyliki udali się wszyscy do przygotowanego dla siebie mieszkania przy kościele św. Jana i Pawła męczenników na górze Coelio. Tu pokrzepiwszy nieco swe siły za­brali się natychmiast do zwiedzania sławnych bazylik i innych miejsc świętych. Przez cztery dni Rzym patrzył na tych niezwykłych pielgrzymów, przybranych w proste siermięgi, kroczących ulicami miasta w ordynku parami w największym skupieniu ducha, padających na twarz w świątyniach Pańskich, całujących ziemię, wyciągających w górę ramiona i wzywających ze łzami zmiłowania Bożego. Niektórym od ciężkiego ubrania i twardego obuwia mdlały nogi, więc zrzucali obuwie i szli boso, ale zawsze rączo i ochoczo. Dnia 2 maja wieczo­rem wszyscy odbyli spowiedź świętą, a nazajutrz, to jest 3 maja, przystąpili do Stołu Pańskiego. Tego samego dnia po południu miał ich przyjąć Ojciec Święty. Jakoż przed godziną czwartą zebrali się wszyscy w Watykanie w pięknym krużganku, przylegającym do Sali Klementyńskiej, i tu ustawili się jeden koło drugiego w dwóch dłu­gich szeregach. Za szczególnym pozwoleniem towarzyszyło im mnóstwo osób, zwłaszcza duchownych, przybyło też kilku arcybiskupów i pra­łatów. Każdy z pielgrzymów trzymał w ręku rozmaite świętości, które Ojciec św. zwykł był błogosławić, dwóch zaś trzymało nadto wspomnianą wyżej księgę z adresem i podpisami. Około pół do piątej ukazała się biała postać Piusa X. Na widok Ojca św. wszyscy uklękli. Przyjąwszy hołd należny od arcybiskupów i prałatów, Ojciec św., otoczony nimi, począł obchodzić pielgrzymów, dając każdemu do ca­łowania rękę i nogę. Z płaczem rzucali się pielgrzymi do stóp i do kolan Jego, obejmowali je ściskali i całowali po wielekroć razy. Ojciec święty z wyrazem głębokiego smutku na twarzy patrzał na te objawy synowskiej miłości, postępował zwolna od jednego do dru­giego, zostawiając każdemu pełną swobodę w ujawnieniu swych uczuć. Przyjął też podany sobie adres i wreszcie stanąwszy na po­czątku szeregów, wypowiedział po włosku następującą przemowę, którą na rozkaz Jego jeden z obecnych arcybiskupów zaraz powtórzył po polsku: 'Miło mi jest bardzo widzieć was tutaj i powitać. Cieszę się z całego serca, żeście tu przybyli ze stron tak dalekich, aby odwiedzić sławne bazyliki rzymskie, uczcić kości męczenników, pomodlić się na grobie Apostołów i złożyć hołd waszej miłości nas­tępcy św. Piotra w mojej osobie. A ta radość moja z oglądania was tym jest większa, im więcej mieliście przeszkód do przezwyciężenia, im więcej trudów musieliście ponieść, aby się dostać do Rzymu, i im piękniejsze złożyliście tu dowody gorącej wiary waszej. Od kilku dni Rzym cały patrzy na was i buduje się głęboką pobożnością waszą. Znane mi są gorące przywiązanie wasze do świętej wiary katolickiej i niczym niezachwiana stateczność w wyznawaniu jej, utrwalajcie w nich wiernie i przekażcie je dzieciom waszym. Wiem ile i jak ciężko cierpieć musicie dla dochowania świętej wiary wa­szej, ale pamiętajcie, że Bóg widzi te wasze cierpienia, liczy je i nie zostawi ich bez nagrody. Tymczasem zaś wiedzcie o tym i za powrotem do domu powtórzcie to wszystkim braciom waszym, że Ojciec święty pamięta o was, że Ojciec św. modli się za was, że Ojciec św. z serca was wszystkich błogosławi i pragnie gorąco spot­kać się z wami w niebie. Błogosławieństwo Boga Wszechmogącego, Ojca i Syna i Ducha Świętego niech zstąpi na was i pozostanie z wami na zawsze'. Wzruszeni do głębi duszy przemową tą pielgrzy­mi poczęli wołać wśród łez i łkania: Niech żyje Ojciec Święty Pius X. Niech żyje Ojciec Święty. A te wołania tak były gorące, tak serdeczne, że sam Ojciec Święty nie mógł powstrzymać wzru­szenia i łzy mu polały się z oczu. Pokłonił się tedy pielgrzymom i odszedł, ale nim wyszedł z tego krużganku, jeszcze dwa razy zwracał się do ukochanych swych dzieci i uprzejmym skinieniem głowy łaskawie ich żegnał. Z Watykanu podążyli wszyscy z towa­rzyszącym im arcybiskupem do Bazyliki św. Piotra, gdzie śpiewa­jąc 'Przed oczy Twoje Panie', udali się najprzód do kaplicy N. Sa­kramentu i tu odmówili kilka pacierzy na podziękowanie Panu Jezusowi za wszystkie łaski odebrane w Rzymie, potem przy śpie­wie 'Serdeczna Matko', poszli do sąsiedniego ołtarza Matki Boskiej i odmówili litanię loretańską, następnie udali się do W. Ołtarza, gdzie przed grobem św. Piotra odmówili pacierze za swoich współbraci, którzy towarzyszyli im w duchu do miasta wiecznego, wy­słuchali pożegnalnej przemowy Arcybiskupa, ucałowali stopę sta­tuy św. Piotra i śpiewając 'Kto się w opiekę', wyszli z Bazyliki. Przed Bazyliką Arcybiskup pożegnał się z nimi i pobłogosławił ich na drogę, w którą ruszyli tego samego dnia w nocy.

Teczka M. Arcichowskiego; Ks. Kazimierz Merklejn, Polska misja na Podlasiu, ABC, nr. 97 z 3.IV.1932, tak opisuje swoje wrażenia: Przyjazd do stacji Białej o 1-szej w nocy. Umyślnie wybrano taki pociąg, gdy cisza panowała na peronie i nawet żan­darmi, stróż czujny, stale coś wietrzący, zasypiał zwykle o tej porze i nie wychodził na peron. Wypadamy z pociągu i przez boczne wejście dostajemy się na dziedziniec dworca, mając lewe ręce obwiązane białą chusteczką. Noc ciemna gwiaździsta. Na jej tle rysuje się postać chłopska, który z lewą ręką, obwiniętą białą chustką siedział w szarej burce na koźle jednokonnej bryczki z nieodzowną dułą, po miejscowemu 'dugą'... Idąc w kierunku umówionego znaku — białej chusteczki na lewej ręce — zwracamy się do woźnicy: 'Do boru'? — 'Nie, do lasu'. — Milcząc siadamy na bryczkę. Trzask z bata. Jedziemy półtorej godziny rozmaitymi dróżkami po lasach, kniejach i piaskach. Nie wiemy na pewno, czy nas wiozą na misję, czy też na stracenie. Cisza. Nie śmiemy z początku rozmawiać. Szum lasu może pochwycić mowę ludzką i zdradzić tajemnicę. Mimo to zaczynają się ciche nieśmiałe szepty, zapytania, potem śmielsze, wreszcie rozwija się przyjacielska po­gawędka. Przyjeżdżamy do wsi. W stodole na sianie ucinamy krótką drzemkę, pełną niepojętych wizji i wrażeń. O świcie się zrywamy. Uderza nas niezwykły hałas: piski i wrzaski niemowląt, jakby prowadzonych na rzeź niewinniątek. To matki przygotowu­jące do chrztu św. przedwcześnie rozbudzone dzieci, zebrane z są­siednich wiosek. Słońce jakby żądne ujrzenia niezwykłej uroczy­stości wychyla się czym prędzej i oblewając bezbrzeżne lasy i pias­ki swym blaskiem rozchyla tarczę w całym majestacie, jako znak radości i zwycięstwa prawdy. Z energią zabieramy się do dzieła: w ciągu żmudnej nieustannej 6-cio godzinnej pracy chrzcimy około 500 dzieci. Potem jedziemy dalej. Za nami biegną dziękczynienia i błogosławieństwo matek. Wokół cisza. Tylko tu i ówdzie ze wszyst­kich stron przesuwają się ludzie gromadkami po 5—6 osób, ście­żynkami poprzez pola i łączki, unikając dróg, jakby na doroczny jarmark lub odpust. Wszystkie gromadki dążą do jednego celu i spotykają się w jednym miejscu, do którego i my jedziemy. To Sumierz, cząstka lasów kolembrodzkich, około wsi Kozły pow. bial­skiego. Oniemieliśmy z podziwu, widząc niezliczone rzesze ludzi całego Podlasia, jakby z ziemi wyrosłe, oraz namiot z przygoto­wanym ołtarzem do sprawowania Mszy św. Jak gdyby las birnamski się ruszył z opisu Szekspira... Dziwną wydawała się Msza św. odprawiana w lesie. Moc niewysłowiona ogarniała czło­wieka, gdy spoglądał na korne modły tysiącznych rzesz żebrzących u Nieba zmiłowania Bożego i końca męki... Podczas Mszy św. drugi ksiądz przygotował kilkudziesięciu dorosłych chłopców i dziewcząt do Pierwszej Spowiedzi i Komunii św. Później dawano śluby, a potem zszeregowanej dorosłej młodzieży w liczbie 300 udzielono Chrztu św. Trwało to do 6-tej popołudniu. W tym czasie działacze świeccy zachęcali unitów w swych mowach do wytrwa­łości i wręcz oświadczyli, że czas już wyjść z podziemi i jawnie żądać od władz moskiewskich pozwolenia na katolicyzm, nie domyślając się wcale, że oto bat moskiewski zawisł w powietrzu bezsilny... Było to w przededniu ogłoszenia wolnościowego ma­nifestu religijnego... Czy to w czasie zbierania podpisów na memoriale do Papieża, czy podczas urządzania owej wielkiej misji — władze rządowe nie wiedziały o niczym, choć wtajemniczani byli wszyscy mieszkańcy Podlasia, nie wyłączając prawosławnych, a pomiędzy nimi nauczycieli, wójtów i sołtysów. Policję zmuszono do milczenia. Obawiając się jedynie popa miejscowego, związano go przed misją wraz z rodziną i osadzono w stodole. Toteż ksiądz w mowie pożegnalnej, wobec skupionej 5.000 rzeszy, podniósł te rysy charakteru i stwierdził, że wiara zbudowana na takim fun­damencie upodabnia ich do pierwszych chrześcijan i jak tamtym, tak i im przyniesie zwycięstwo. Słońce od rana nieustanny świadek dziejowego zdarzenia, rzucało ostatnie błyski poprzez konary drzew i zwolna chyliło się ku zachodowi. Tak się zakończyła wielka i ostat­nia misja na Podlasiu.

Z ziemi Chełmskiej, Warszawa 1910.

W Gazecie Warszawskiej z dnia 29 kwietnia 1930 r. znajdu­jemy taki opis Dwudziestopięciolecia, ostatniej misji na Podlasiu: Z inicjatywy ks. Michała Zawadzkiego, proboszcza parafii Korczówka w pow. bialskim, odbył się w niedzielę ubiegłą uroczysty obchód dwudziestopięciolecia pamiętnej misji, z bliższych i dalszych wsi przybyły tysiączne tłumy pobożnych. W tym samym miejscu co przed lat 25, pod pamiętną sosną, ustawiono znów kaplicę. Z Korczówki w uroczystej procesji przyniesiono relikwię św. Józefata. Z Warszawy przybyli uczestnicy misji pp. Michał Arcichow­ski i senator Kozicki, przyjechał wicemarszałek ks. Czetwertyń­ski, oraz liczni przedstawiciele z sąsiednich miasteczek, Białej, Radzynia itd. Uroczystą Mszę św. odprawił delegat Biskupa Pod­laskiego ks. dziekan Augustynowicz z Międzyrzecza, podniosłe ka­zanie wygłosił ks. proboszcz Zawadzki. Lud zgromadzony modlił sięsłuchał w skupieniu nauki, jak przed 25 laty, a las szumiał ponad głowami zgromadzonych... Po nabożeńswie z improwizo­wanej trybuny przemawiali pp.: ks. Czetwertyński, sen. Kozicki i Arcichowski, oraz miejscowy włościanin Dragas... Około godz. 3-ciej po południu z lasu w Sumierzu różnymi drogami pieszo i koń­mi odpływała fala ludzka we wszystkie strony. Przybyłych z dala gości podejmował obiadem ks. proboszcz Zarębski z Kolembrodów.

Strona 2 z 5



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
HLN CZ-III R-06, Kozicki Stanisław
HLN CZ-IV R-03, Kozicki Stanisław
HLN CZ-IV R-01, Kozicki Stanisław
HLN CZ-IV R-02, Kozicki Stanisław
HLN CZ-IV R-04, Kozicki Stanisław
HLN CZ-IV R-05, Kozicki Stanisław
HLN CZ-III R-06, Kozicki Stanisław
HLN CZ-III R-03, Kozicki Stanisław
HLN CZ-III R-02, Kozicki Stanisław
HLN CZ-III R-04, Kozicki Stanisław
HLN CZ-III R-05, Kozicki Stanisław
HLN CZ-III R-09, Kozicki Stanisław
HLN CZ-III R-12, Kozicki Stanisław
HLN CZ-III R-10, Kozicki Stanisław
HLN CZ-III R-13, Kozicki Stanisław
HLN CZ-III R-07, Kozicki Stanisław
HLN CZ-III R-01, Kozicki Stanisław
HLN CZ-III R-11, Kozicki Stanisław
HLN CZ-III R-08, Kozicki Stanisław

więcej podobnych podstron