O zwierzętach
Kaczka dziwaczka - J. Brzechwa
Nad rzeczką opodal krzaczka
Mieszkała kaczka-dziwaczka,
Lecz zamiast trzymać się rzeczki
Robiła piesze wycieczki.
Raz poszła więc do fryzjera:
"Poproszę o kilo sera!"
Tuż obok była apteka:
"Poproszę mleka pięć deka."
Z apteki poszła do praczki
Kupować pocztowe znaczki.
Gryzły się kaczki okropnie:
"A niech tę kaczkę gęś kopnie!"
Znosiła jaja na twardo
I miała czubek z kokardą,
A przy tym, na przekór kaczkom,
Czesała się wykałaczką.
Kupiła raz maczku paczkę,
By pisać list drobnym maczkiem.
Zjadając tasiemkę starą
Mówiła, że to makaron,
A gdy połknęła dwa złote,
Mówiła, że odda potem.
Martwiły się inne kaczki:
"Co będzie z takiej dziwaczki?"
Aż wreszcie znalazł się kupiec:
"Na obiad można ją upiec!"
Pan kucharz kaczkę starannie
Piekł, jak należy, w brytfannie,
Lecz zdębiał obiad podając,
Bo z kaczki zrobił się zając,
W dodatku cały w buraczkach.
Taka to była dziwaczka!
Motylek - A. Przemyska
Motylek lekki fruwa nad łąką,
w dole są kwiaty, w górze jest słonko.
Fru, fru, fii, fii!-
wesoło, wesoło mu.
Motylek lekki w trawie się błąka,
myśli, że kwiaty to małe słonko.
Fru, fru, fii, fii!-
wesoło, wesoło mu.
Motylek lekki fruwa nad światem,
myśli, że słońce jest dużym kwiatem.
Fru, fru, fii, fii!-
wesoło, wesoło mu.
Kolorowa biedroneczka
jest czerwona jak wstążeczka,
jej brzuszek
jest mięciutki jak kożuszek,
czarne kropki
są wielkości jej stopki
Kiedy nadchodzi wiosna
staje się radosna.
Wskakuje z kwiatka na kwiatek
i wącha każdy ich płatek.
W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie
I Szczebrzeszyn z tego słynie.
Wół go pyta: "Panie chrząszczu,
Po co pan tak brzęczy w gąszczu?"
"Jak to - po co? To jest praca,
Każda praca się opłaca."
"A cóż za to pan dostaje?"
"Też pytanie! Wszystkie gaje,
Wszystkie trzciny po wsze czasy,
Łąki, pola oraz lasy,
Nawet rzeczki, nawet zdroje,
Wszystko to jest właśnie moje!"
Wół pomyślał: "Znakomicie,
Też rozpocznę takie życie."
Wrócił do dom i wesoło
Zaczął brzęczeć pod stodołą
Po wolemu, tęgim basem.
A tu Maciek szedł tymczasem.
Jak nie wrzaśnie: "Cóż to znaczy?
Czemu to się wół prożniaczy?!"
"Jak to? Czyż ja nic nie robię?
Przecież właśnie brzęczę sobie!"
"Ja ci tu pobrzęczę, wole,
Dosyć tego! Jazda w pole!"
I dał taką mu robotę,
Że się wół oblewał potem.
Po robocie pobiegł w gąszcze.
"Już ja to na chrząszczu pomszczę!"
Lecz nie zastał chrząszcza w trzcinie,
Bo chrząszcz właśnie brzęczał w Pszczynie.
Proszę pana, pewna kwoka
Traktowała świat z wysoka
I mówiła z przekonaniem:
"Grunt to dobre wychowanie!"
Zaprosiła raz więc gości,
By nauczyć ich grzeczności.
Pierwszy osioł wszedł, lecz przy tym
W progu garnek stłukł kopytem.
Kwoka wielki krzyk podniosła:
"Widział kto takiego osła?!"
Przyszła krowa. Tuż za progiem
Zbiła szybę lewym rogiem.
Kwoka gniewna i surowa
Zawołała: "A to krowa!"
Przyszła świnia prosto z błota.
Kwoka złości się i miota:
"Co też pani tu wyczynia?
Tak nabłocić! A to świnia!"
Przyszedł baran. Chciał na grzędzie
Siąść cichutko w drugim rzędzie,
Grzęda pękła. Kwoka wściekła
Coś o łbie baranim rzekła
I dodała: "Próżne słowa,
Takich nikt już nie wychowa,
Trudno... Wszyscy się wynoście!"
No i poszli sobie goście.
Czy ta kwoka, proszę pana,
Była dobrze wychowana?
Miauczy kotek: miau!
- Coś ty, kotku, miał?
- Miałem ja miseczkę mleczka,
Teraz pusta już miseczka,
A jeszcze bym chciał.
Wzdycha kotek: o!
- Co ci, kotku, co?
- Śniła mi się wielka rzeka,
Wielka rzeka pełna mleka
Aż po samo dno.
Pisnął kotek: piii...
- Pij, koteczku, pij!
...Skulił ogon, zmrużył ślipie,
Śpi - i we śnie mleczko chlipie,
Bo znów mu się śni.
Były - to dwa kotki: Jeden ładny, lecz z szafek wyjadał łakotki
Drugi brzytki, bury, ale płoszył szczury.
Powiedzcież mi dzieci, którego wolicie?
Burego! Burego! - O dobrze robicie!
Bo ten godzien przychylności
Kto dopełnia powinności
A bardzo nieładnie
Kiedy kotek kradnie
Na Wawelu, proszę pana
Mieszkał smok, co zawsze z rana
Zjadał prosię lub barana.
Przy obiedzie smok połykał cztery kury lub indyka
nadto krowę albo byka.
Nagle raz, przy Wielkim Piątku
Krzyknął Coś tu nie w porządku !
Poczuł wielki ból w żołądku
Potem spuchła mu wątroba, dwa migdały, płuca oba
Jak choroba, to choroba !
Smok pomyślał, proszę, proszę.
Nie mam zdrowia za dwa grosze
Czas już zostać mi jaroszem
i smok biedny od tej pory
By oczyścić krew i pory, jadał marchew,
jadał pory, groch, selery i kapustę
Wszystko z wody i nietłuste,
żeby kiszki były puste.
Tak za roczkiem mijał roczek
Smok nasz stał się jak wymoczek
Wprost nie smok, lecz zwykły smoczek.
Odtąd każda mądra niania
Dziecku daje go do ssania.
Pająk na stare lata był ślepy i głuchy,
Nie mogąc tedy złapać ani jednej muchy,
Z anten swej pajęczyny obwieścił orędzie,
Że zmienił się i odtąd much zjadać nie będzie,
Że pragnąłby swe życie wypełnić czymś wzniosłem
I zająć się, jak inni, uczciwym rzemiosłem,
A więc po prostu szewstwem. Zaś na dowód skruchy
Postanowił za darmo obuć wszystkie muchy.
Niech śmiało przybywają i młode, i stare,
A on, szewskim zwyczajem, zdejmie każdą miarę!
Muchy, słysząc o takiej poprawie pająka,
Przyleciały i jęły pchać się do ogonka.
Podstawiają więc nóżki i wesoło brzęczą,
A pająk je okręca swą nitką pajęczą,
Niby mierzy dokładnie, gdzie stopa, gdzie pięta,
A tymczasem wciąż mocniej głupie muchy pęta.
Muchy patrzą i widzą, że wpadły w pułapkę,
Pająk zaś, który dawno miał już na nie chrapkę,
Pogłaskał się po brzuchu i zjadł obiad suty.
Odtąd mówi się u nas: "Uszyć komuś buty."
Wół
Miał odwieźć do szkoły stół.
Powiada do osła: "Na wieś
Stół ten do szkoły zawieź."
Osioł pomyślał: "O, źle!"
I rzecze do kozła: "Koźle,
Odwieź ten stół, bardzo proszę,
Dostaniesz za to trzy grosze."
Zawołał kozioł barana:
"Odwieź ten stół jutro z rana."
Baran był na podwórku,
Do psa więc powiada: "Burku,
Odwieź, bo mnie nie ochota!"
Pies wezwał do siebie kota
I warknął: "Kocie-ladaco,
Ty zająć się masz tą pracą!"
Kot stołu wieźć nie zamierza,
Przywołał w tym celu jeża.
Jeż myśli: "Gdzie stół, gdzie szkoła?"
Więc szczura do siebie woła
I mówi: "Do pracy, szczurze,
Stół odwieź szybko, a nuże!"
Szczur chciał się myszą wyręczyć,
Lecz mysz nie lubi się męczyć,
Więc rzecze do żaby: "Żabo,
Stół odwieź, bo mnie jest słabo."
Żaba jaszczurkę zoczyła:
"Jaszczurko, bądź taka miła,
Najmocniej proszę cię, zawieź
Stół ten do szkoły na wieś."
Jaszczurka w pobliskich gąszczach
Zdołała dostrzec chrabąszcza:
"Stół odwieź, chrabąszczu drogi,
Bo bardzo bolą mnie nogi."
Lecz chrabąszcz to okaz lenia,
Powiada więc od niechcenia:
"Wiesz, mucho, zamiast tak brzęczeć
Mogłabyś mnie wyręczyć."
Mucha do mrówki powiada:
"Jest to okazja nie lada,
Stół trzeba odwieźć do szkoły.
Ty lubisz takie mozoły."
Mrówka,
Nie mówiąc nikomu ani słówka,
Chociaż nie była zbyt rosła,
Wzięła stół i do szkoły zaniosła
Na wyspach Bergamutach
Podobno jest kot w butach,
Widziano także osła,
Którego mrówka niosła,
Jest kura smograjka
Znosząca złote jajka,
Na dębach rosną jabłka
W gronostajowych czapkach,
Jest i wieloryb stary,
Co nosi okulary,
Uczone są łososie
W pomidorowym sosie
I tresowane szczury
Na szczycie szklanej góry,
Jest słoń z trąbami dwiema
I tylko... wysp tych nie ma.
Kruk i lis - Ignacy Krasicki
Bywa często zwiedzionym,
Kto lubi być chwalonym.
Kruk miał w pysku ser ogromny;
Lis, niby skromny,
Przyszedł do niego i rzekł:
"Miły bracie,
Nie mogę się nacieszyć,
kiedy patrzę na cię!
Cóż to za oczy!
Ich blask aż mroczy!
Czyż można dostać
Takową postać?
A pióra jakie!
Szklniące, jednakie.
A jeśli nie jestem w błędzie,
Pewnie i głos śliczny będzie."
Więc kruk w kantaty; skoro pysk rozdziawił,
Ser wypadł, lis go porwał i kruka zostawił.
Nasza czarna jaskółeczka - Maria Konopnicka
Nasza czarna jaskółeczka
Przyleciała do gniazdeczka
Przez daleki kraj,
Bo w tym gniazdku się rodziła,
Bo tu jest jej strzecha miła,
Bo tu jest jej raj!
A ty, czarna jaskółeczko,
Nosisz piórka na gniazdeczko,
Ścielesz dziatkom je!
Ścielże sobie, ściel, niebogo,
Chłopcy pójdą swoją drogą,
Nie ruszą go, nie!
Konik polny i mrówka - Władysław Noskowski
Niepomny jutra, płochy i swawolny,
Przez całe lato śpiewał konik polny.
Lecz przyszła zima, śniegi, zawieruchy -
Gorzko zapłakał biedaczek.
"Gdybyż choć jaki robaczek.
Gdyby choć skrzydełko muchy
Wpadło mi w łapki... miałbym bal nie lada!"
To myśląc, głodny, zbiera sił ostatki,
Idzie do mrówki sąsiadki
I tak powiada:
"Pożycz mi, proszę, kilka ziarn żyta;
Da Bóg doczekać przyszłego zbioru,
Oddam z procentem - słowo honoru!"
Lecz mrówka skąpa i nieużyta
(Jest to najmniejsza jej wada)
Pyta sąsiada:
"Cóżeś porabiał przez lato,
Gdy żebrzesz w zimowej porze?"
"Śpiewałem sobie." - "Więc za to
Tańcujże teraz, nieboże!"
Pewna żaba
Była słaba
Więc przychodzi do doktora
I powiada, że jest chora.
Doktor włożył okulary,
Bo już był cokolwiek stary,
Potem ją dokładnie zbadał,
No, i wreszcie tak powiada:
"Pani zanadto się poci,
Niech pani unika wilgoci,
Niech pani się czasem nie kąpie,
Niech pani nie siada przy pompie,
Niech pani deszczu unika,
Niech pani nie pływa w strumykach,
Niech pani wody nie pija,
Niech pani kałuże omija,
Niech pani nie myje sie z rana,
Niech pani, pani kochana,
Na siebie chucha i dmucha,
Bo pani musi być sucha!"
Wraca żaba od doktora,
Myśli sobie: "Jestem chora,
A doktora chora słucha,
Mam być sucha - będę sucha!"
Leczyła się żaba, leczyła,
Suszyła się długo, suszyła,
Aż wyschła tak, że po troszku
Została z niej garstka proszku.
A doktor drapie się w ucho:
"Nie uszło jej to na sucho!"
Przemówił osioł do róży:
"Tak pani zapach mnie nuży,
A kolce, paniusiu złota,
To jest zwyczajna głupota.
I taka pani pąsowa,
Że boli po prostu głowa.
Niech pani weźmie pokrzywę:
Z niej są korzyści prawdziwe,
Bezwonna jest, no, a przy tym
Zjeść można ją z apetytem.
I każdy osioł to powie:
"Pokrzywa taka - to zdrowie!"
A na róża wyniośle
Odrzecze: "Na szczęście, ośle,
Nie same osły na świecie."
"E, głupstwa paniusia plecie,
Już znam się na tej piosence,
Toć nas jest na świecie więcej!"
Wiewiórka i bóbr - Brzechwa Jan
Była raz wiewiorka mała,
Co skakała i biegała,
Ale zwykły marsz ją nużył,
Unikała więc podróży.
"Droga przecież bywa długa
I wiatr bywa, i szaruga,
Zmarznąć mogę, zmoknąć mogę,
Gdybym miała hulajnogę,
Odbywałabym podróże
Nawet bardzo, bardzo duże,
Lecz niestety, hulajnoga
Jest podobno dosyć droga.
Pójść do bobra nie zawadzi,
Może on mi coś poradzi."
Bóbr powiedział tak: "Do mieszka
Kładź orzeszek do orzeszka,
Potem z mieszkiem idź do Warki,
Gdzie co tydzień są jarmarki.
Tam za twoje oszczędności
Każdy da z pewnością coś ci
I za miesiąc już bez mała
Hulajnogę będziesz miała."
Tak rzekł mądry bóbr. Wiewiórka
W gąszcze leśne dała nurka.
Nikt z was chyba dobrze nie wie,
Co się dzieje w dziupli w drzewie.
Tam wiewiórka właśnie mieszka,
Tam orzeszek do orzeszka
Składa pilnie i w cichości
Liczy swoje oszczędności.
Gdy już miała trzy torebki,
Pewien zając, dosyć krzepki,
Porzuciwszy swoje harce
Pomógł jej. Wiewiórka w Warce
Wszystkie swoje sprawy w sklepie
Załatwiła jak najlepiej.
Teraz jedzie, jedzie drogą,
Jedzie własną hulajnogą
Aż za Kraków, aż za Miechów,
Gdzie jest w lasach moc orzechów.
Wrona i ser - Brzechwa Jan
"Niech mi każdy powie szczerze,
Skąd się wzięły dziury w serze?"
Indyk odrzekł: "Ja właściwie
Sam się temu bardzo dziwię."
Kogut zapiał z galanterią:
"Kto by też brał ser na serio?"
Owca stała zadumana:
"Pójdę, spytam się barana."
Koń odezwał się najprościej:
"Moja rzecz to dziury w moście."
Pies obwąchał ser dokładnie:
"Czuję kota: on tu kradnie!"
Kot udając, że nie słyszy,
Miauknął: "Dziury robią myszy."
Przyleciała wreszcie wrona:
"Sprawa będzie wyjaśniona,
Próbę dziur natychmiast zrobię,
Bo mam świetne czucie w dziobie."
Bada dziury jak należy,
Każdą dziurę w serze mierzy,
Każdą zgłębia i przebiera -
A gdzie ser jest? Nie ma sera!
Indyk zsiniał, owca zbladła:
"Gwałtu! Wrona ser nam zjadła!"
Na to wrona na nich z góry:
"Wam chodziło wszak o dziury.
Wprawdzie ser zużyłam cały,
Ale dziury pozostały!
Bo gdy badam, nic nie gadam,
I co trzeba zjeść, to zjadam.
Trudno. Nikt dziś nie docenia
Prawdziwego poświęcenia!"
Po czym wrona, jak to ona,
Poszła sobie obrażona.
Wielbłąd i hiena - Brzechwa Jan
Jak to czynił wiele razy,
Szedł raz wielbłąd do oazy,
A na grzbiecie niósł swe skarby:
Dwa ogromne, piękne garby.
Zobaczyła go hiena:
"To dopiero śmieszna scena!
Inny już ze wsydu zmarłby,
Gdyby dźwigał aż dwa garby.
Toż pokraka czworonożna,
Pęknąć wprost ze śmiechu można!"
Wielbłąd spuścił tylko oczy,
A hiena za nim kroczy
I wyśmiewa się bez przerwy,
Wielbłądowi szarpiąc nerwy.
To go wreszcie tak zgniewało,
Że zebrawszy siłę całą
Na hienę wpadł, a przy tym
Tylnym kopnął ją kopytem,
Na pustynię dając susa.
- Nie wyśmiewaj się z garbusa!
Wąż - kaligraf - Brzechwa Jan
Daleko, w krainie Goa,
Żył bardzo długo wąż boa,
Który przedziwnym trafem
Był świetnym kaligrafem.
Miał jednak tę naturę,
Że liter nie pisał piórem.
Pióro - rzecz nauczycielska,
On zaś litery niektóre
Tworzył wprost z własnego cielska.
Kiedy więc barana zjadał,
W literę Be się układał,
A kiedy lwa brał na cel,
Zwijał się w literę eL.
Żeby zgruchotać panterę,
Tworzył z siebie Pe literę,
A gdy na szakala szedł,
Skręcał się cały w eS-Zet.
I tylko spotkawszy żyrafę
Popełnił gafę, kiedy gniótł jej grzbiet,
Bo chociaż był kaligrafem,
Nie wiedział, jak kropkę postawić nad Zet.
Tak oto w krainie Goa
Poczynał sobie wąż boa
I sto lat jeszcze przeżyłby chyba,
Lecz go wreszcie myśliwy przydybał.
Wąż nie zdążył poruszyć łbem.
Pif-paf! - i już leżał nieżywy.
Leżał w kształcie litery eM.
Na znak, że go zabił myśliwy.
Szpak i sowa - Brzechwa Jan
Szpak umiał mówić trzy słowa,
Że najmądrzejsza jest sowa.
Pliszka siedziała na dębie,
Opowiedziała to ziębie;
Zięba spotkała się z kosem,
Ćwierknęła mu to półgłosem;
Gdy kos się spotkał z jaskółką,
To samo powtarzał w kółko;
Kukułka w rozmowie z wroną
Mówiła to, co mówiono,
A wrona przez całe noce
Opowiadała to sroce.
I tak od słowa do słowa
Orzekła cała dąbrowa,
Że najmądrzejsza jest sowa.
A sowie przykro okropnie:
"Niech tego szpaka gęś kopnie,
Bo szpak popełnia ten błąd, że
Ma mnie za mądrą. A skądże?
Ja się zupełnie nie mądrzę,
Ja jestem głupsza od szpaka,
Przysięgam, że jestem taka!"
A szpak na sowę się gniewa,
Od drzewa lata do drzewa,
Te same słowa powtarza,
Nieszczęsną sowę obraża
I mówi, kiedy ją spotka:
"Udaje głupią. Idiotka!"
Szpak - Brzechwa Jan
Na grabie siedzi szpak
I po polsku mówi tak:
- Stoi w lesie stary grab,
Pod tym grabem leży drab,
Leży drab, a kilka os
Gryzie draba prosto w nos.
Rozgniewany wstaje drab,
Patrzy wkoło, widzi - grab.
A na grabie siedzi szpak
I po polsku mówi tak:
- Stoi w lesie...
Sum - Brzechwa Jan
Mieszkał w Wiśle sum wąsaty,
Znakomity matematyk.
Krzyczał więc na całe skrzele:
"Do mnie, młodzi przyjaciele!
W dni powszednie i w niedziele
Na życzenie mnożę, dzielę,
Odejmuję i dodaję
I pomyłek nie uznję!"
Każdy mógł więc przyjść do suma
I zapytać: jaka suma?
A sum jeden w całej Wiśle
Odpowiadał na to ściśle.
Znała suma cała rzeka,
Więc raz przybył lin z daleka
I powiada: "Drogi panie,
Ja dla pana mam zadanie,
Jeśli pan tak liczyć umie,
Niech pan powie, panie sumie,
Czy pan zdoła w swym pojęciu,
Odjąć zero do dziesięciu?"
Sum uśmiechnął się z przekąsem,
Liczy, liczy coś pod wąsem,
Wąs sumiasty jak u suma,
A sum duma, duma, duma.
"To dopiero mam z tym biedę -
Może dziesięć? Może jeden?"
Upłynęły dwie godziny,
Sum z wysiłku jest już siny.
Myśli, myśli: "To dopiero!
Od dziesięciu odjąć zero?
Żebym miał przynajmniej kredę!
Zaraz, zaraz... Wiem już... Jeden!
Nie! Nie jeden. Dziesięć chyba...
Ach, ten lin! To wstrętna ryba!"
A lin szydzi: "Panie sumie,
W sumie pan niewiele umie!"
Sum ze wstydu schnie i chudnie,
Już mu liczyć coraz trudniej,
A tu minął wieczór cały,
Wszystkie ryby się pospały
I nastało znów południe,
A sum chudnie, chudnie, chudnie...
I nim dni minęło kilka,
Stał się chudy niczym kilka.
Więc opuścił wody słodkie
I za żonę pojął szprotkę.
Stonoga - Brzechwa Jan
Mieszkała stonoga pod Białą,
Bo tak się jej podobało.
Raz przychodzi liścik mały
Do stonogi
Że proszona jest do Białej
Na pierogi.
Ucieszyło to stonogę,
Więc ruszyła szybko w drogę.
Nim zdążyła dojść do Białej,
Nogi jej się poplątały:
Lewa z prawą, przednia z tylną,
Każdej nodze bardzo pilno,
Szósta zdążyć chce za siódmą,
Ale siódmej iść za trudno,
No, bo przed nią stoi ósma,
Która właśnie jakiś guz ma.
Chciała minąć jedenastą,
Poplątała się z piętnastą,
A ta znów z dwudziestą piątą,
Trzydziesta z dziewięćdziesiątą,
A druga z czterdziestą czwartą,
Choć wcale nie było warto.
Stanęła stonoga wśród drogi,
Rozplątać chce sobie nogi;
A w Białej stygną pierogi!
Rozplątała pierwszą, drugą,
Z trzecią trwało bardzo długo,
Zanim doszła do trzydziestej,
Zapomniała o dwudziestej,
Przy czterdziestej już się krząta,
"No, a gdzie jest pięćdziesiąta?"
Sześćdziesiątą nogę beszta:
"Prędzej, prędzej! A gdzie reszta?"
To wszystko tak długo trwało,
Że przez ten czas całą Białą
Przemalowano na zielono,
A do Zielonej stonogi nie proszono.
Sroka - Brzechwa Jan
Siedzi sroka na żerdzi
I twierdzi,
Że cukier jest słony,
Że mrówka jest większa od wrony,
Że woda w morzu jest sucha,
Że wół jest lżejszy niż mucha,
Że mleko jest czerwone,
Że żmija gryzie ogonem,
Że raki rosną na dębie,
Że kowal ogień ma w gębie,
Że najlepiej fruwają krowy,
Że najładniej śpiewają sowy,
Że bocian ma dziób zamiast głowy,
Że lód jest gorący,
Że ryby się pasą na łące,
Że trawa jest blaszana,
Że noc zaczyna się z rana,
Ale nikt tego wszystkiego nie słucha,
Bo wiadomo, że sroka jest kłamczucha.
Sójka - Brzechwa Jan
Wybiera się sójka za morze,
Ale wybrać się nie może.
"Trudno jest się rozstać z krajem,
A ja właśnie się rozstaję."
Poleciała więc na kresy
Pozałatwiać interesy.
Odwiedziła najpierw Szczecin,
Bo tam miała dwoje dzieci,
W Kielcach była dwa tygodnie,
Żeby wyspać się wygodnie,
Jedną noc spędziła w Gdyni
U znajomej gospodyni,
Wpadła także do Pułtuska,
Żeby w Narwi się popluskać,
A z Pułtuska do Torunia,
Gdzie mieszkała jej ciotunia.
Po ciotuni jeszcze sójka
Odwiedziła w Gnieźnie wujka,
Potem matkę, ojca, syna
I kuzyna z Krotoszyna.
Pożegnała się z rodziną,
A tymczasem rok upłynął.
Znów wybiera się za morze,
Ale wybrać się nie może.
Myśli sobie: "Nie zaszkodzi
Po zakupy wpaść do Łodzi."
Kupowała w Łodzi jaja,
Targowała się do maja,
Poleciała do Pabianic,
Dała dziesięć groszy za nic,
A że już nie miała więcej,
Więc siedziała pięć miesięcy.
"Teraz - rzekła - czas za morze!"
Ale wybrać się nie może.
Posiedziała w Częstochowie,
W Jędrzejowie i w Miechowie,
Odwiedziła Katowice [Mysłowice],
Cieszyn, Trzyniec, Wadowice,
Potem jeszcze z lotu ptaka
Obejrzała miasto Kraka:
Wawel, Kopiec, Sukiennice,
Piękne place i ulice.
"Jeszcze wpadnę do Rogowa,
Wtedy będę już gotowa."
Przesiedziała tam do września,
Bo ją prosił o to chrześniak.
Odwiedziła w Gdańsku stryja,
A tu trzeci rok już mija.
Znów wybiera się za morze,
Ale wybrać się nie może.
"Trzeba lecieć do Warszawy,
Pozałatwiać wszystkie sprawy,
Paszport, wizy i dewizy,
Kupić kufry i walizy."
Poleciała, lecz pod Grójcem
Znów się żal zrobiło sójce.
"Nic nie stracę, gdy w Warszawie
Dłużej dzień czy dwa zabawię."
Zabawiła tydzień cały,
Miesiąc, kwartał, trzy kwartały,
Gdy już rok przebyła w mieście,
Pomyślała sobie wreszcie:
"Kto chce zwiedzać obce kraje,
Niechaj zwiedza. Ja - zostaję."
Sowa - Brzechwa Jan
Na południe od Rogowa
Mieszka w leśnej dziupli sowa,
Która całą noc, do rana,
Tkwi nad książką, zaczytana.
Nie podoba się to sroce:
"Pani czyta całe noce,
Zamiast się pokrzepić drzemką,
Pani czyta wciąż po ciemku.
Czyta się, gdy światło świeci,
To zły przykład jest dla dzieci!"
Ale sowa, mądry ptak,
Odpowiada na to tak:
"U-hu, u-hu, u-hu,
Nie brzęcz mi przy uchu,
Jestem sowa płowa,
Sowa mądra głowa,
Badam dzieje pól i łąk,
Jeszcze mam czterdzieści ksiąg."
Dzięcioł, znany weterynarz,
Rzekł: "Ty sobie źle poczynasz,
To niezdrowo, daję słowo,
To niezdrowo, moja sowo,
Dawno przecież zapadł zmrok,
Strasznie sobie psujesz wzrok,
Jak oślepniesz - będzie bieda,
Nikt ci nowych oczu nie da,
Nie pomoże i poradnia,
Czytać chcesz, to czytaj za dnia!"
Ale sowa, mądry ptak,
Odpowiada na to tak:
"U-hu, u-hu, u-hu,
Zmiataj, łapiduchu,
Jestem sowa płowa,
Sowa mądra głowa,
Trudno, niech się ściemnia w krąg,
Jeszcze mam czterdzieści ksiąg."
Na południe od Rogowa
Mieszka w leśnej dziupli sowa.
Wzrok straciła całkowicie,
Zmarnowała sobie życie;
Kiedy sroka leci w pole,
Pyta: "Czy to ty, dzięciole?"
Kiedy dzięcioł mknie wysoko,
Woła: "Dokąd lecisz, sroko?"
Przeczytała ksiąg czterdzieści,
Dowiedziała się z ich treści,
Że kto czyta, gdy jest mrok,
Może łatwo stracić wzrok.
Smok - Brzechwa Jan
Na Wawelu, proszę pana,
Mieszkał smok, co zawsze z rana
Zjadał prosię lub barana.
Przy obiedzie smok połykał
Cztery kury lub indyka,
Nadto krowę albo byka.
Nagle raz, przy Wielkim Piątku,
Krzyknął: "Coś tu nie w porządku!"
Poczuł wielki ból w żołądku,
Potem spuchła mu wątroba,
Dwa migdały, płuca oba,
Jak choroba, to choroba!
Smok pomyślał: "Proszę, proszę,
Nie mam zdrowia za dwa grosze,
Czas już zostać mi jaroszem."
I smok biedny od tej pory,
By oczyścić krew i pory,
Jadał marchew, jadał pory,
Groch, selery i kapustę,
Wszystko z wody i nietłuste,
Żeby kiszki były puste.
Tak za roczkiem mijał roczek,
Smok nasz stał się jak wymoczek,
Wprost nie smok, lecz zwykły smoczek.
Odtąd każda mądra niania
Dziecku daje go do ssania.
Rak - Brzechwa Jan
Na półmisku leży rak,
A półmisek mówi tak:
"Cóż to właściwie znaczy,
Panie raku?
Pan wcale mówić nie raczy,
Panie raku,
Pan jest cały czerwony jak rak,
Panie raku,
Jakżeż można zaperzać się tak,
Panie raku?
Pan jest okropnie zagniewany,
Panie raku,
Pan jest w gorącej wodzie kąpany,
Panie raku!"
Psie smutki - Brzechwa Jan
Na brzegu błękitnej rzeczki
Mieszkają małe smuteczki.
Ten pierwszy jest z tego powodu,
Że nie wolno wchodzić do ogrodu,
Drugi - że woda nie chce być sucha,
Trzeci - że mucha wleciała do ucha,
A jeszcze, że kot musi drapać,
Że kura nie daje się złapać,
Że nie można gryźć w nogę sąsiada
I że z nieba kiełbasa nie spada,
A ostatni smuteczek jest o to,
Że człowiek jedzie, a piesek musi biec piechotą.
Lecz wystarczy pieskowi dać mleczko
I już nie ma smuteczków nad rzeczką.
Nietoperze - Brzechwa Jan
Gdy już noc odetchnie szerzej
Ponad dachy, ponad wieże
Lecą czarne nietoperze
W nieprzejrzaną mgłę.
I na złość wszelkiemu lichu
Gdzieś po ciemku, gdzieś na strychu
Wywołują wciąż po cichu
Swoje czary złe.
Jak nietoperze
Mamy nocne sekrety,
Jak nietoperze
Słuchamy wielkomiejskich ech.
W nocy dziwnej atmosferze,
Gdzie rozkoszy księżyc strzeże,
Krążą ludzie-nietoperze
Pijąc słodki grzech.
Unikając ludzkich sideł,
Na bezszumnych błonach skrzydeł
Lecą w mrok na kształt straszydeł
W księżycowy mrok.
I znikają w nocnej ciszy
Ni to ptaki ni to myszy,
Gdzie już nikt ich nie dosłyszy,
Gdzie nie dojrzy wzrok.
Jak nietoperze
Mamy nocne sekrety,
Jak nietoperze
Słuchamy wielkomiejskich ech.
W nocy dziwnej atmosferze,
Gdzie rozkoszy księżyc strzeże,
Krążą ludzie-nietoperze
Pijąc słodki grzech.
Mysz i nietoperz - Brzechwa Jan
Nie każdy przyrodniczym zjawiskom dowierza.
Mała myszka ujrzała w nocy nietoperza;
Ze strachu więc do nory fiknęła koziołka
Wołając: "Mamo, mamo, widziałam aniołka!"
Muł i nosorożec - Brzechwa Jan
Muł parał się krytyką. Kto zna świat zwierzęcy,
Wie, że takich krytyków można spotkać więcej.
Otóż ów muł ujrzawszy nosorożca w zoo
Powiedział znacząco: "Oo!
Czy gdzieś w życiu zdarza to się,
Żeby jakieś stworzenie miało róg na nosie?
To jest czysty formalizm! To jest wprost okropne,
Zaraz o tym artykuł do "Przeglądu" kropnę!"
A na to odpowiedzią! smętnie nosorożec:
"O, niemądre stworzenie! Jeśli pragniesz orzec,
Czy nosorożec w życiu zdarza się, czy nie,
Zapytaj o to nie siebie, lecz mnie."
Muł - Brzechwa Jan
Był sobie pewien muł.
Najlepiej muł się czuł,
Gdy stojąc przed wieczorem
Nad stawem lub jeziorem
Oglądał swe odbicie
I wołał: "Czy widzicie?
Wprost oczom swym nie wierzę,
Żem takie piękne zwierzę!
Ten łeb, jak kocham mamę!
A uszy? Uszy same,
Powiedzcie, co są warte!
Nie! Nie chcę być lampartem,
Niedźwiedziem ani lwem,
Bo teraz wreszcie wiem,
Że każde mądre zwierzę
Na króla mnie wybierze!"
Muł odtąd należycie
Oglądał swe odbicie.
Z odbicia taki czar bił,
Że muł się nad nim garbił,
I garbił, i pochylał,
I pysznił się co chwila:
"Dopiero tu poczułem,
Jak dobrze jest być mułem!"
Krakały wokół wrony:
"Popatrzcie, muł zgarbiony!"
Gil ćwierknął: "Powiem coś ci:
Trzeba się trzymać prościej!"
Koń doń przemówił czule:
"Po co się garbisz, mule?
Szacunku nie zaskarbi
Ten, kto się stale garbi."
Muł wierzgnął opryskliwie:
"Ogromnie wam się dziwię,
To bardzo brzydki nałóg
Udzielać innym nauk,
Sam jestem dosyć kuty!"
I garbił się dopóty,
Aż w końcu już wyglądał
Jak młodszy brat wielbłąda.
A wielbłąd, chyba wiecie,
Ma duży garb na grzbiecie,
Wielbłąda żadne zwierzę
Na króla nie wybierze.
Kukułka i jaskółka - Brzechwa Jan
Kukułka namówiła raz pewną jaskółkę,
Żeby zawarła z nią autorską spółkę.
Podrzuciła jej tedy jajko swe do gniazdka,
Mówiąc: "Wysiedź je. Będzie powiastka."
Wylęgło się więc pisklę i w puchu podściółki
Czubek w czubek podobne było do kukułki.
Jaskółce na ten widok z żalu pękło serce,
A kukułka, lecąc w knieję,
Powiedziała: "Patrzcie, tak się zawsze dzieje,
Gdy świetny temat dać byle fuszerce!"
Krokodyl - Brzechwa Jan
Opowiem wam bajkę o krokodylu:
Przed laty tylu a tylu
Żył pewien krokodyl w Nilu.
Raz w miejscu upatrzonym
Zabił człowieka ogonem,
Ale zżarł tylko połowę,
A więc kończyny i głowę,
Tułów natomiast zakopał roztropnie
I powiedział: "To jutro się opchnie."
Bierzcie z niego przykład, dzieci,
Nie zjadajcie wszystkiego jak leci,
Lecz przy kąsku najsmaczniejszym
Pomyślcie o dniu jutrzejszym.
Kaczki - Brzechwa Jan
Po podwórku chodzą kaczki,
Wszystkie bose nieboraczki,
A w dodatku nieodziane,
To są rzeczy niesłychane!
Choć serdaczek, choć kubraczek
Mógłby znaleźć się dla kaczek,
A na nogi - jakieś kapce,
A na głowy choć po czapce,
Bo to zima akurat,
Chwycił mróz i śnieg już spadł.
Poszły kaczki do krawcowej:
"Chcemy mieć kubraczki nowe,
Zimno wszystkim nam szalenie,
Pani przyjmie zamówienie.
Lecz uwzględnić pani raczy,
Że to ma być fason kaczy.
Tu zakładka, a tu szlaczek,
To jest coś w sam raz dla kaczek,
Krój warszawski, bądź co bądź,
Zechce pani miarę zdjąć."
Potem kaczki na Królewskiej
Odszukały zakład szewski
I już pierwsza kaczka kwacze:
"Pan nam zrobi kapce kacze,
Takie małe, zgrabne kapce,
By na małej kaczej łapce
Należycie się trzymały
I na sprzączki zapinały."
Odrzekł szewc, bo nie był leń:
"Zrobię kapce w jeden dzień."
Już nazajutrz poszły kaczki
Do krawcowej po kubraczki
I po kapce na Królewską,
Ale wpadły w pasję szewską:
Szewc zażądał pięć tysięcy,
A krawcowa jeszcze więcej.
"Bez pieniędzy, drogie panie,
Dzisiaj nic się nie dostanie.
Zapytajcie zręsztą dam,
One to potwierdzą wam."
Kaczki kwaczą i tłumaczą:
"Pieniądz nie jest rzeczą kaczą,
Żadna z nas się nie bogaci,
Nam za jajka nikt nie płaci."
Ale na to szewc z krawcową
Powtórzyli słowo w słowo
To co przedtem: "Drogie panie,
Darmo nic się nie dostanie."
Z tej przyczyny kaczy ród
Jest ubrany tak jak wprzód,
A tu zima akurat,
Chwycił mróz i śnieg już spadł.
Jeż, który zaspał - Brzechwa Jan
Na czubku sosny rozsiadł się szczygieł
I tak wydziwiał: - O, ile igieł!
Jak dużo igieł! Cóż to za wygląd?
Szkoda, że nie ma tu moich szczygląt,
Uśmiałyby się do łez na pewno
Widząc igłami pokryte drewno.
Odrzekła sosna: - Nie dotkniesz nas tym.
Sosna jest przecież drzewem iglastym;
Każde iglaste drzewo ma igły,
A to dla szczygłów twór niedościgły.
Część tej rozmowy podsłuchał jeż,
Pomyślał sobie: "Mam igły też,
Innymi słowy, jestem iglasty."
Podreptał szybko przez mchy i chwasty
Wołając: - Patrzcie, igły mi rosną,
Nie chcę być jeżem, stanę się sosną!
Już wiem, co zrobię: pobiegnę w puszczę
I tam korzenie w ziemię zapuszczę.
Niebawem w lesie zaczął ryć norę
W głąb gdzie sięgają korzenie spore,
Lecz gdy się zarył po czubek głowy,
Ziewnął i zapadł w swój sen zimowy.
Spał, aż się wreszcie zbudził na wiosnę.
Pomyślał: "Pewno wysoko rosnę..."
Wyszedł odetchnąć powietrzem świeżym.
A szczygieł szydzi: - Furt jesteś jeżem,
Jeżem - nie sosną! Zaspałeś trochę...
Jeśli chcesz piąć się, to nie bądź śpiochem.
Jeż - Brzechwa Jan
Idzie jeż, idzie jeż,
Może ciebie pokłuć też!
Pyta wróbel: "Panie jeżu,
Co to pan ma na kołnierzu?"
"Mam ja igły, ostre igły,
Bo mnie wróble nie ostrzygły!"
Idzie jeż, idzie jeż,
Może ciebie pokłuć też!
Zoczył jeża młody szczygieł:
"Po co panu tyle igieł?"
"Mam ja igły, ostre igły,
Żeby kłuć niegrzeczne szczygły!"
Sroka też ma kłopot świeży:
"Po co pan się tak najeżył?"
"Mam ja igły, ostre igły,
Będę z igieł robił widły!"
Wzięła sroka nogi za pas:
"Tyle wideł! Taki zapas!"
W dziesięć chwil już była na wsi:
"Ludzie moi najłaskawsi,
Otwierajcie drzwi sosnowe,
Dostaniecie widły nowe!"
Każda kokoszka jąka się troszkę,
c łatwo sprawdzić mając kokoszkę.
Kiedy kokoszka robi pierożki
i chce zaprosić na nie kumoszki,
to zaraz głośno gdacze kumoszkom:
- Chodź na pierożki ko – ko – koszko!
Gdy na ból głowy cierpią kokoszki
do aptekarza idą po proszki
i gdaczą kiedy proszki kupują:
- Ile te proszki ko – ko – kosztują?
Wszystkie kokoszki robią zakupy
wszystkie kupują koper do zupy,
a potem gdacze kokoszek szereg:
- Mam w ko – ko – koszu ko – ko – koperek!
Kiedyś na koncert poszły kokoszki
i podziwiały anielskie rożki,
a potem wszystkie dawały słowo,
że rożki grały ko – koncertowo!
Bardzo się lubią stroić kokoszki,
więc w kołnierzyki wpinają broszki
i zapewniają: - Proszę nam wierzyć,
że broszka zdobi ko – ko – kołnierzyk.
Jedna kokoszka była w komisie.
Komis po nocach do dziś jej śni się,
i marzy by jej w prezencie dali
z ko – komisu sznur ko – korali.
Każdy kogucik dla swej kokoszki
przynosi co dzień pachnące groszki,
a ona gdacze: - Włóż groszki w wodę
ozdobię nimi ko – ko – komodę.
Pyta kokoszka, gdy syn kokoszki
pobrudzi śpioszki albo pończoszki:
- Ko – ko – kogutku, co ty wyczyniasz,
że tak się smolisz jak ko – kominiarz?
Kiedy kokoszka jest listonoszką,
roznosi listy innym kokoszkom
i gdacze patrząc na listów sterty:
- Mam w swojej torbie ko – ko – koperty.
wszedł pewien słoń do sklepu z porcelaną.
ekspedienci
Wrzeszczeli jak najęci:
- Panie słoniu! Niech pan się tu nie kręci.
Ale słoń wszedł
bez względu na swą tuszę.
Ukłonił się sprzedawcom kapeluszem
i powiedział:
- Proszę o ciszę.
O! Przepraszam.
Strąciłem kieliszek.
I powiedział:
- Niechże pan ochłonie.
O! Przepraszam.
Już po wazonie.
I powiedział:
- Ja na pół chwileczki.
O! Przepraszam za te spodeczki.
W końcu wybąkał stroskany:
- Proszę o dwie tony miałkiej porcelany.
I zapłacił.
I wyniósł na grzbiecie
trzy kosze.
A w nich cały sklep
utarty na proszek.
Żaby mają zachrypnięte głosy,
bo na łąkach za dużo rosy,
bo w bajorku za zimno jeszcze,
bo padają za chłodne deszcze.
Siedzą żaby w wilgotnym błotku
bez deszczowych płaszczyków, bez botków,
przemakają od głowy po piętę –
i dlatego są zachrypnięte.
Baran, baran, beee...
czego tutaj chcesz?
Chcę się bawić w chowanego,
lecz brakuje mi kolegów,
może ktoś z was chce
grać z baranem – beee...
Baran, baran, beee...
z kim się bawić chcesz?
Chcę się bawić z dziewczynkami,
chcę pobiegać z chłopakami,
teraz kryjesz ty,
zmykaj już za drzwi!
Baran, baran, beee...
może schowasz się?
Gdy doliczę do dziesięciu,
zniknę z oczu wszystkim dzieciom,
więc szukajcie mnie,
gdy ukryję się.
Baran, baran, beee...
gdzie schowałeś się?
Już w książeczce jestem teraz,
tu zostanę. Do widzenia!
- Czy spotkamy się?
- Oczywiście! Beee...
Mole foce zjadły futro.
„W czym na spacer wyjdę jutro?”
Poszła foka do oposa:
:Jestem naga, jestem bosa,
Co ja teraz, biedna, pocznę?
Daj choć futro zeszłoroczne.”
Opos tylko drzwi zatrzasnął:
„Każdy nosi odzież własną!”
Poszła foka między bobry:
:Może będzie kto tak dobry
I ponosić futro da mi?
Futro przecież się nie splami.”
Bobry rzekły na to: „Foko,
Bieda u nas jest w tym roku,
Może jednak ci niedźwiedzie
Dopomogą w twojej biedzie.”
Ale niedźwiedź tylko mlasnął:
„Każdy nosi odzież własną!”
Poszła foka do borsuka:
„Może pan mi coś wyszuka?”
Borsuk zmierzył ją z wysoka:
„Z pani jest po prostu – foka!”
Nie pomogły również lisy –
Lis przeważnie sam jest łysy.
Nie zastała gronostajów,
Szenszyl kazał przyjść jej w maju,
Jeszcze gorzej poszło z lutrą,
Skunks miał w pralni swoje futro.
Poszła foka w złym humorze:
„Nikt mi, widzę, nie pomoże.”
Pozbierała na dnie szafki
Zniszczonego futra skrawki
I zaniosła do kuśnierza.
Kuśnierz mierzy i przymierza,
Poupinał skrawki modnie,
Potem szył przez dwa tygodnie,
Lecz by dziury zaszyć w futrze,
Musiał futro zrobić krótsze.
Jak tu foka z złość nie wpadnie:
„Ależ mnie pan ubrał ładnie!
Przód jest krótszy o trzy cale,
Moich rąk nie widać wcale,
Pan mi zeszył nogi obie,
Co ja teraz, biedna, zrobię?”
Kuśnierz zmrużył jedno oko:
„Trudno. Będzie pani foką.”
Odtąd foka nieszczęśliwa
Już nie chodzi, tylko pływa.
Hipopotam – J. Brzechwa
Zachwycony jej powabem
Hipopotam błagał żabę:
„Zostań żoną moją, co tam,
Jestem wprawdzie hipopotam,
Kilogramów ważę z tysiąc,
Ale za to mogę przysiąc,
Że wzór męża znajdziesz we mnie
I że ze mną żyć przyjemnie.
Czuję w sobie wielki zapał,
Będę ci motylki łapał
I na grzbiecie, jak w karecie,
Będę woził cię po świecie,
A gdy jazda już cię znuży,
Wrócisz znowu do kałuży.
Krótko mówiąc – twoją wolę
Zawsze chętnie zadowolę,
Każdy rozkaz spełnię ściśle.
Co ty na to?”
„Właśnie myślę...
Dobre chęci twoje cenię,
A więc – owszem. Mam życzenie...”
„Jakie, powiedz? Powiedz szybko,
Moja żabko, moja rybko,
I nie krępuj się zupełnie,
Twe życzenie każde spełnię,
Nawet całkiem niedościgłe...”
:Dobrze, proszę: nawlecz igłę!”
Kolczasty jeżyk – D. Gellner
To jest jeżyk. Mały jeżyk.
Jeżyk z kolców ma kołnierzyk.
Z kolców płaszczyk, z kolców szalik,
tylko nosek jak koralik.
Patrzcie!
Jeżyk wlazł pod krzaczek
i kolczasty zdjął plecaczek.
A z plecaczka raz, dwa, trzy
wyjął trzy kolczaste sny.
Miś - Cz. Janczarski
Siedział miś pod sosną, mruczał
i zwierzęta tak pouczał:
„idzie zima, sen zimowy
jest krzepiący, smaczny, zdrowy”.
Ten słuchał, ów słuchał,
śpią zwierzęta na poduchach.
Miś położył łeb na łapie,
w legowisku ciepłym chrapie.
Jeż w kotlince śpi, niebożę,
borsuk usnął w ciemnej norze,
ziewnął szczerze – już śpi smacznie,
wkrótce pewnie chrapać zacznie.
Żaby w mule śpią w strumyku.
Chudy komar już nie bzyka,
w starym dębie śpi w szczelinie.
zbudzi się, gdy zima minie.
„Wiewióreczka”
1. Sąsiadeczko, wiewióreczko,
co masz oczki czarne.
Nie bójże się, pokaż w lesie,
gdzie masz swą spiżarnię.
Wszędzie mam, tu i tam,
czego chcecie, to wam dam.
Fik – myk! Hyc – hyc!
Czego chcecie, to wam dam.
2. Sąsiadeczko, wiewióreczko,
co masz rude łapki,
jeśli łaska, sypnij z góry
orzeszków do czapki.
Dałabym nawet sześć,
lecz co w zimie będę jeść?
Fik – myk! Hyc – hyc!
Był orzeszek, nie ma nic!
3. Sąsiadeczko, wiewióreczko,
co masz rudy pyszczek,
tu na ziemię rzuć uprzejmie
kilka ładnych szyszek.
Szyszki masz tu i tam,
wejdź na sosnę, urwij sam.
Fik – myk! Hyc – hyc!
Były szyszki, nie ma nic!
"Kogucik" I. Salach
Już kogucik na ręczniku
zapiał kukuryku!
Czy umyłeś dobrze ręce?
Brudu nie chcę na ręczniku!
Zęby umyj po śniadaniu,
po zabawie ręce.
Brudnych dzieci tu w przedszkolu
nie chcę widzieć więcej!
"Żabka" I. Salach
Po zielonej łące
skacze żabka mała
już bociana zobaczyła
w stawie się schowała.
A jej koleżanka
od samego ranka
lubi wspinać się po drzewach
tak jak nasza Ewa.
"Zając"
1.Nasz szaraczek zając
przykicał w Wielkanoc.
Długie uszka, uszka miał
i koszyczek pełen jaj.
Długie uszka, uszka miał
i koszyczek pełen jaj.
2. Spytał: gdzie jest kurka
co ma złote piórka?
I poprosił: Kurko ma,
daj mi jajka, jaka dwa
I poprosił kurko ma,
daj mi jajka, jajka dwa.
"Bociek"
1. Kle, kle, boćku, kle, kle,
witaj nam bocianie!
Łąka ci szykuje, łąka ci szykuje
żabki na śniadanie.
2. Kle, kle, boćku, kle, kle,
usiądź na stodole.
Chłopcy ci zrobili, chłopcy ci zrobili
gniazdo w starym kole.
3. Kle, kle, boćku, kle, kle,
witamy cię radzi.
Gdy zza morza wracasz,
gdy zza morza wracasz,
wiosnę nam sprowadzasz.