background image

UMBERTO ECO 

Interpretacja i nadinterpretacja  

 

Nie jest prawdą, że wszystko jest dozwolone - przynajmniej w dziedzinie interpretacji. W tym 
jednym zdaniu streszcza się przewodnia myśl odczytów Umberto Eco, wygłoszonych w ramach 
Wykładów Tannera w Cambridge w roku 1990. Właśnie one, wraz z referatami trójki innych 
uczestników oraz repliką Eco, składają się na zbiór Interpretacja i nadinterpretacja
Umberto Eco jest dość niezwykłą i wszechstronną postacią. W 1975 zajął w Bolonii pierwszą w 
świecie katedrę semiotyki. Jest autorem licznych prac w tej dziedzinie, ale szerszej publiczności jest 
znany głównie jako powieściopisarz. Dwie powieści - Imię róży oraz Wahadło Foucaulta - sprawiły, 
że Eco stał się postacią szalenie popularną. Również trzecia jego powieść Wyspa dnia poprzedniego 
sprzedała się w niezłym nakładzie. Wywarło to zapewne swój wpływ na wybór człowieka, który 
miał wygłosić Wykłady Tannera. 
W swoich wykładach Eco zajął się tematyką wynikającą z jego zawodowych zainteresowań, lecz 
równocześnie bliską wielu ludziom, którzy o semiotyce nie mają większego pojęcia. Każdy, kto 
czyta książki, staje wobec konieczności ich interpretowania. Pewnie dlatego na wykładach Eco 
dotyczących tego właśnie tematu zjawiło się tak wielu słuchaczy. Pewnie również z tego powodu 
wykłady wywołały tak burzliwą dyskusję. Spróbuję teraz pokrótce zakreślić główne linie sporu. 

II 

W pierwszym wykładzie Eco wskazuje na pewną tendencję do przesadnych interpretacji tekstów. 
Nie sprzeciwia się idei otwartej interpretacji, w której aktywną rolę pełni interpretator czyli 
czytelnik. Zauważa jednak, że w wielu przypadkach dochodzi do przesadnego wykorzystywania 
owej otwartości dzieła i czytelnik przyznaje sobie więcej praw niż ich rzeczywiście posiada. Eco 
zauważa tu analogię pomiędzy zwolennikami interpretacji uzależnionej wyłącznie od czytelnika a 
poglądami średniowiecznych i późniejszych poszukiwaczy wiedzy tajemnej. Wskazuje na wyraźne 
podobieństwa w sposobie traktowania tekstów przez te dwie grupy czytelników. W obu 
przypadkach tekst jest traktowany jako niewyczerpane źródło rozmaitych zależności i wzajemnych 
odniesień. Jest przy tym wiadome, że odnalezienie takich odniesień jest wyłącznie kwestią 
pomysłowości czytelnika. Zakłada się również, że język nie jest w stanie wyrazić ani prawdy ani 
jedynie słusznego znaczenia. Zawsze istnieje możliwość innej interpretacji. Co więcej autor 
sugerujący, że jego dzieło ma jedno znaczenie, po prostu się myli. Przy takim podejściu do tekstu 
konieczna staje się nieustanna podejrzliwość i doszukiwanie się w dosłownie każdym zdaniu 
ukrytego sensu. Oczywiście jeśli ktoś się bardzo postara, to z wielką radością taki sens odnajdzie i 
będzie mógł poszukiwać jeszcze głębszych znaczeń. I tak w nieskończoność. Eco nie neguje 
możliwości interpretowania dowolnego dzieła w nieskończoność. Zauważa jednak, że pewne 
interpretacje wydają się być nieco naciągane czy wręcz paranoidalne. Temat ten rozwija w drugim 
wykładzie. 
Potrafimy interpretować każde dzieło na wiele różnych sposobów i nie mamy możliwości 
wskazania, która interpretacja jest najwłaściwsza. Potrafimy jednak wskazać przypadki gdy 
interpretacja z całą pewnością nie jest prawdziwa. Potrafimy wskazać nadinterpretację, choć nie 
zawsze wiemy dokładnie na jakiej podstawie to robimy. Eco wymienia tu kilka przykładów takich 
przesadzonych interpretacji. Szukając źródła umiejętności odróżniania interpretacji od 

background image

nadinterpretacji Eco wskazuje na coś, co nazywa intencją dzieła (intentio operis). Jest to pojęcie 
dość trudne do zdefiniowania. Eco podkreśla jednak duży związek pomiędzy intencją czytelnika 
(intentio lectoris) i intencją dzieła w procesie interpretacji dzieła. 

  1. Umberto Eco, Nadinterpretowanie tekstów, [w:] Umberto Eco i inni, Interpretacja i 

nadinterpretacja , Wydawnictwo ZNAK, Kraków 1996, str. 64. 

O intencji dzieła można zatem mówić tylko jako o rezultacie domysłu czytelnika. 
Inicjatywa czytelnika polega w gruncie rzeczy na postawieniu domysłu co do intencji 
tekstu. Tekst jest mechanizmem, który ma za zadanie wytworzyć swego modelowego 
czytelnika. [...] Czytelnik empiryczny jest tylko aktorem stawiającym domysły co do 
postulowanego przez tekst rodzaju czytelnika modelowego. Ponieważ intencją tekstu 
jest w gruncie rzeczy wytworzenie Czytelnika Modelowego, który potrafi formułować 
co do niego domysły, inicjatywa czytelnika modelowego polega na wymyśleniu Autora 
Modelowego, który nie jest tożsamy z autorem empirycznym, lecz, w ostatecznym 
obrachunku, z intencją tekstu. Tekst jest zatem czymś więcej niż parametrem 
wykorzystywanym do potwierdzenia interpretacji: tekst jest przedmiotem budowanym 
przez interpretację, która ma postać zamkniętego koła, ponieważ potwierdza się na 
podstawie tego, co sama zbuduje.

Interpretowanie tekstu polega zatem na tym, aby tworzyć hipotezy dotyczące znaczenia tekstu, a 
następnie w oparciu o nie próbować zrozumieć dzieło. Interpretacja tym różni się od 
nadinterpretacji, że niejako pasuje do dzieła. Pozwala zrozumieć całość dzieła i nie stoi w jawnej 
sprzeczności z żadnym fragmentem. Interpretacja musi zachować wewnętrzną spójność dzięki 
czemu harmonijnie współgra z dziełem. Nadinterpretacja z drugiej strony tworzy połączenie, które 
jest wymuszone i wygląda nienaturalnie. Oczywiście to wszystko nie znaczy, że możliwe lub 
konieczne jest odnalezienie interpretacji, która będzie pasowała do tekstu idealnie, która będzie 
jedynie słuszną, najlepszą interpretacją. Tekst równie dobrze może prowadzić do wytworzenia 
czytelnika modelowego, który będzie stawiał wiele różnych hipotez. Przy takim podejściu do 
interpretacji maleje jednak znaczenie autora empirycznego. Jego intencje dotyczące dzieła, 
przestają być istotne dla interpretacji. Stosunkiem autora do działa zajął się Eco w trzecim 
wykładzie. 
Pogląd Eco na stosunek intencji autora (intentio auctoris) do interpretacji nie jest szczególnie 
rewolucyjny. Zgadza się on z poglądem, że intencja autora nie jest podstawą, na której powinno 
budować się interpretację tekstu

. W momencie ukończenia pracy nad dziełem autor traci do niego 

wszelkie szczególne prawa.

 W skrajnych przypadkach może się nawet okazać, że autor tworzy 

nadinterpretacje własnego dzieła. Osoba autora empirycznego ma dla interpretacji pewne znaczenie 
tylko w przypadku, gdy chodzi o określenie dostępnego autorowi słownika. Niektóre słowa i frazy 
zmieniają z czasem swe znaczenie. Tworząc interpretację należy brać pod uwagę to, w jakich 
znaczeniach mógł ich używać autor. 
Eco nie chce jednak pozbawić autora całkowicie praw do interpretacji tekstu, zwłaszcza, że sam jest 
pisarzem. Dlatego też daje autorowi prawo do poddania każdej interpretacji krytyce. Jednak ta 
krytyka nie powinna być prowadzona z pozycji autorytetu, lecz z pozycji czytelnika. Autor ma 
prawo, tak jak każdy inny czytelnik, do własnej interpretacji oraz do krytykowania innych 
interpretacji. Jako autor dysponuje często nieznanymi szerzej informacjami, które pozwalają mu 
wskazać błędy w pewnych interpretacjach. Eco wspiera się tu przykładami dotyczącymi znanych 
mu interpretacji dwóch jego własnych powieści: Imienia róży i Wahadła Foucaulta
W trzecim wykładzie Eco wprowadza jeszcze jedno rozróżnienie: pomiędzy interpretacją tekstu a 
jego użyciem. Przy interpretowaniu tekstu konieczne jest uszanowanie zaplecza kulturowego i 
językowego tekstu. Użycia tekstu nie dotyczą już praktycznie żadne ograniczenia. Można na 
przykład użyć tekstów Ewangelii do usprawiedliwienia morderstw, lecz trudno jest nazwać to ich 
interpretacją. Właśnie przeciw temu rozróżnieniu występuje w swoim referacie Richard Rorty. 

background image

W swoim artykule, Kariera pragmatysty, Rorty podkreśla, że nie jest możliwe rozgraniczenie 
interpretacji od użycia tekstu, bo cokolwiek robimy z tekstem - używamy go. Interpretacja jego 
zdaniem jest tylko określeniem pewnego specyficznego sposobu używania tekstu. Rorty nie widzi 
jednak powodu, aby jedne użycia uważać za lepsze i właściwsze niż inne. Krytykuje też podane 
przez Eco sposoby odróżniania interpretacji od nadinterpretacji, która jest tylko użyciem tekstu. 
Zdaniem Rorty'ego spójność tekstu bądź jego interpretacji nie może być takim kryterium, ponieważ 
tekst jako taki nie może być spójny. Spójność tekstu jest czymś, co jest dopiero stworzone przez 
interpretację. Zatem interpretacja jest sensowna i spójna wtedy, gdy zdołamy przekonać 
innych, że tak właśnie jest. Przy odrobinie wysiłku i wyobraźni możemy uzasadnić nawet 
najbardziej wydumaną interpretację i co za tym idzie udowodnić jej sensowność i spójność. 
Rorty stawia pytanie

  2. Richard Rorty, Kariera pragmatysty [w:] Umberto Eco i inni, Interpretacja i 

nadinterpretacja..., str. 95. 

Skoro jednak mamy już to rozróżnienie między spontanicznym, brutalnym i 
nieprzekonującym zastosowaniem obsesji konkretnego czytelnika do interpretacji tekstu 
a rezultatem trzymiesięcznych starań, by zastosowanie to wysubtelnić i uwiarygodnić, 
czy musimy je opisywać w kategoriach pojęcia "intencji tekstu"?

W ten sposób neguje Rorty istnienie kryterium, które istniałoby w tekście, a nie było tylko 
wytworem czytelnika. W swoim referacie Rorty jak się zdaje krytykuje też samą ideę językowego i 
semiotycznego badania tekstów. Pisze, że próba odnalezienia ukrytej struktury tekstu, odkrycia 
działających w nim mechanizmów, jest czymś bezsensownym. Przypomina to bezsensowne próby 
odkrycia ukrytej prawdy i zrozumienia "O  Co  N a p r a  ;w d ę   Biega". Zdaniem Rorty'ego jest to 
podejście identyczne z tym, które Eco wykpiwał w Wahadle Foucaulta i w swym pierwszym 
wykładzie. Tymczasem obcowanie z tekstami nie powinno polegać na poznawaniu o co w nich 
chodzi. Rorty pisze: 

  3. Tamże, str. 104. 

Lektura tekstów polega na tym, że czytamy je w świetle innych tekstów, ludzi, obsesji, 
pojedynczych informacji i czegoś tam jeszcze, po czym sprawdzamy, jaki jest efekt. 
Efekt może być zbyt dziwaczny lub idiosynkratyczny [...] może być również 
fascynujący i przekonujący [...] Niekiedy jest tak bardzo fascynujący i przekonujący, że 
ma się złudzenie, iż teraz rozumie się, o co w danym tekście   n a p r a w d ę  ;  chodzi. 
Tymczasem o tym, co fascynuje i przekonuje, przesądzają potrzeby i cele osób, które 
dają się zafascynować i przekonać. Wydaje mi się zatem, że prościej byłoby anulować 
rozróżnienie między użyciem tekstu i interpretacją tekstu, a rozróżniać jedynie między 
użytkami, jakie różni ludzie czynią z tekstu do różnych celów.

Kolejny mówca, Jonathan Culler, polemizuje zarówno z Eco jak i z Rortym. W polemice z Eco 
staje w obronie nadinterpretacji. Twierdzi, że tekst nie powinien ograniczać interpretacji, czyli tego, 
jakie pytania zadajemy tekstowi. Stawianie pytań, które w żaden sposób nie wynikają z tekstu, 
może być równie interesujące. Więcej, interpretacje są z reguły mniej interesujące i nie są w stanie 
pobudzić i zainspirować czytelnika. Nadinterpretacje zaś, te w negatywnym sensie tego słowa, 
zwykle są raczej niedointerpretacjami. Przedstawiają niezupełne i tendencyjne spojrzenie na tekst. 
Aby uniknąć negatywnych skojarzeń wywoływanych przez słowo nadinterpretacja Culler 
proponuje użycie nieco innego rozróżnienia. Zamiast mówić o interpretacji i nadinterpretacji radzi 
mówić o rozumieniu i nadrozumieniuRozumienie tekstu byłoby wtedy zadawaniem tekstowi 
tych pytań, które on niejako wymusza. Inaczej mówiąc byłoby to poszukiwanie intencji dzieła 
z punktu widzenia Modelowego Czytelnika. Natomiast nadrozumienie tekstu to pytanie o to, 
co tekst robi i w jaki sposób; jak odnosi się do innych tekstów i innych praktyk; co ukrywa 
lub tłumi; co prowokuje lub sugeruje.

4

 Ograniczanie interpretacji tekstu wyłącznie do 

background image

poszukiwania intencji tekstu jest szkolnym pójściem na łatwiznę, w rodzaju grzecznego 
odgadywania "o czym chciał powiedzieć pisarz". Teksty zaś należy badać z możliwie wielu 
stron
. Przydatne bywa nie tylko zastanawianie się, "co tekst robi", ale również "jak on to robi". 
Dlatego też Culler ustosunkowuje się dość negatywnie do krytyki analitycznego podejścia do 
tekstów, którą zaprezentował w swoim odczycie Rorty. Zdaniem Cullera jest to ignorowanie 
możliwości poznania zasady funkcjonowania nie tylko konkretnego dzieła, ale i literatury w ogóle. 

  4. Jonathan Culler, W obronie nadinterpretacji, [w:] Umberto Eco i inni, Interpretacja i 

nadinterpretacja..., str. 114. 

Ostatni referat, autorstwa Christine Brooke - Rose, koncentruje się na pewnym typie powieści, które 
autorka nazywa historiami palimpsestowymi. Są to powieści, których akcja (zwykle mniej lub 
bardziej fikcyjna) jest osadzona w rzeczywistości historycznej, lecz często jest to historia nieco 
zniekształcona bądź przekształcona. Powieści te często na nowo interpretują historię, patrzą od 
nowa na religijność i duchowość człowieka. Tak jest w przypadku Szatańskich wersetów Salmana 
Rushdiego, czy choćby powieści Umberto Eco. Zwłaszcza w Wahadle Foucaulta tego ostatniego 
mamy do czynienia z dość nowatorską interpretacją historii. Rzeczywistość tych powieści jest 
przesunięta jakby bliżej fantastyki, historie są często nieortodoksyjnie przedstawiane, co czyni je 
dość niezwykłymi. Często zdarza się, że pojawiają się w nich elementy magiczne lub też 
sprawiające wrażenie magicznych. Dzięki temu powieści tego typu najlepiej realizują swój cel, 
którym według autorki jest: 

  5. Christine Brooke-Rose, Historia palimpsestowa, [w:] Umberto Eco i inni, Interpretacja i 

nadinterpretacja..., str. 134. 

[...] osiągnięcie tego, co tylko powieść potrafi osiągnąć, a co w adaptacji kinowej, 
teatralnej czy telewizyjnej uległoby znacznemu spłaszczeniu czy zredukowaniu [...] 
zadaniem powieści, w przeciwieństwie do historii, jest rozciągnąć nasze horyzonty 
intelektualne, duchowe i imaginacyjne do granic wytrzymałości.

Trudno odmówić jej racji w tym punkcie. Zagadnienie to, jakkolwiek bardzo interesujące, wymyka 
się jednak poza główny nurt dyskusji.  

W swojej replice, która zamyka zbiór, Eco podtrzymuje większość swoich twierdzeń. Nadal 
utrzymuje, że tekst zawiera coś, co pozwala nam rozpoznać jego nadinterpretacje. Nawet jeśli, jak 
twierdził Rorty, coś takiego nie jest zawarte w samym tekście, lecz w relacji tekst - czytelnik. 
Wszak nie ma tu znaczenia czy mówimy o czymś co istnieje samoistnie w tekście, czy też mówimy 
o relacji. To istnieje. Eco broni także, znów przed atakami Rorty'ego, potrzeby poznawania języka. 
Nie tylko pozwala to pisarzom lepiej pisać, ale również pozwala w całkiem nowy sposób spojrzeć 
na pewne teksty i poczuć pewien specyficzny rodzaj satysfakcji. Wspominając własną fascynację 
powieścią Gerarda de Nervala Sylvie, Eco pisze: 

  6. Umberto Eco, Replika, [w:] Umberto Eco i inni, Interpretacja i nadinterpretacja...,str. 144. 

[...] nie zadowoliła mnie przyjemność, której doświadczałem jako zauroczony czytelnik: 
chciałem również doświadczyć przyjemności zrozumienia, w jaki sposób tekst 
wytwarza efekt mgły, który tak mnie cieszył.

Eco krytykuje również twierdzenie Rorty'ego, iż nie ma lepszych i gorszych interpretacji. Po 
pierwsze, niektóre interpretacje są bardziej zgrabne od innych i jakby więcej wnoszą, co 
usprawiedliwia nazywanie ich lepszymi. Po drugie, gdyby wszystkie interpretacje były prawdziwe, 
oznaczałoby to również, że wszystkie są fałszywe. To zaś prostą drogą prowadzi do stwierdzenia, że 
interpretacje jako takie nie podlegają ocenie i weryfikacji, bo nie ma powodu, aby słuchać opinii 
kogokolwiek innego i zmieniać własne zdanie. To zaś prowadzi do uznania bezcelowości wszelkich 
dyskusji. Zgodzenie się na istnienie lepszych i gorszych interpretacji pozwala zaś wygłaszać 
autorytatywne twierdzenia na temat przeróżnych utworów, ale pozwala też takim twierdzeniom się 

background image

sprzeciwiać. Właśnie dzięki takiemu podejściu trwać mogą wszelkie dyskusje - również ta.