background image

10 marca 2004

Witajcie w rynsztoku

Kiedy   w   telewizyjnej   dyskusji   użyłem   pod   adresem   tzw.   Federacyjnego   Klubu 

Parlamentarnego   określenia   „sejmowy   rynsztok”,   moi   rozmówcy   wzdrygnęli   się   na   tak 
niepoprawne   politycznie   sformułowanie   i   zaproponowali   „sejmowy   plankton”.   Kategorycznie 
protestuję: plankton to stworzenia pożyteczne. A ekipa, którą zebrał wokół siebie Jagieliński, to 
zwykle szumowiny i nie ma co bawić się w uprzejmości. Ot, spryciarze, co to wślizgnęli się do 
sejmu cichcem, a potem albo zostali powyrzucani z macierzystych klubów za afery i pijatyki, albo 
sami skusili się na wygodny status „posła niezależnego”, który nic zupełnie nie musi, za nic przed 
nikim nie odpowiada, a co miesiąc inkasuje grube pieniądze z sejmowej kasy. I jeszcze, w miarę 
obrotności, może czerpać dodatkowe dochody z załatwiania różnych drobnych parlamentarnych 
interesików rozmaitym „lobbystom”. Łapiński - morderca państwowej służby zdrowia, Jagiełło - 
protektor mafiosów, Mamiński - odrażający cwaniaczek żerujący na naiwności emeryckiej biedoty, 
pijaczek   Aszkiełowicz...   Żałosne   produkty   chorego,   proporcjonalnego   systemu   wyborczego   i 
powszechnej degrengolady narodu, osobnicy, którzy w każdym normalnym kraju byliby pariasami, 
otoczonymi   powszechną   pogardą   i   przeganianymi   z   każdego   towarzystwa   -   u   nas   wchodzą   z 
fanfarami do koalicji rządowej! Kierownicze gremia rządzącego SLD nie mają nic przeciwko temu. 
15 głosów to 15 głosów, większość sejmowa warta jest ofiarowania Jagielińskiemu wicemarszałka, 
a   jednemu   z   jego   ludzi   teki   ministra.   Mam   nadzieję,   że   będzie   to   teka   ministra   zdrowia   dla 
Łapińskiego, w ostateczności MSW (jeśli Oleksy opuści je na rzecz szefowania SLD) dla Jagiełły. 
Piękna koalicja: SLD-UP-Mętownia!

Boże, co za wstyd być obywatelem takiego państwa...
Ale nie ma się czemu dziwić ani czym oburzać. Miller i jego ekipa doszli do tego etapu, na 

którym mają już głęboko wszelkie pozory. Nikt już nie uwierzy, że są kompetentni, że mają na 
względzie jakiekolwiek wspólne dobro, i oni sami nawet nie oczekują, żeby ktoś uwierzył.

A myślcie sobie o nich, co chcecie, na następną kadencję i tak się nie szykują. Mają jeszcze 

tylko do załatwienia parę interesów. Po pierwsze - wydłużyć do maksimum, jeszcze o 18 miesięcy, 
kadencję   sejmu.   Po   drugie   -   przekształcić   ostatnie   3   tys.   przedsiębiorstw   państwowych   w 
jednoosobowe   spółki   skarbu   państwa   i   obsadzić   ich   zarządy   oraz   rady   nadzorcze.   Po   trzecie, 
położyć wreszcie łapę na rynku farmaceutycznym. Po czwarte do pięćdziesiątego, nachapać się i 
zabezpieczyć  tyły  na wszelkie  inne możliwe  sposoby - na przykład,  przesądzając o lokalizacji 
lotniska na gruntach, które specjalnie w celu odsprzedania ich z grubym zyskiem skarbowi państwa 
zakupili czas jakiś temu Jagieliński i inni spryciarze. A potem niech bierze ten interes, kto chce, 
Rokita, Lepper, Bruksela czy Moskwa, ktokolwiek to będzie, zastanie Polskę po Millerze i SLD w 
takim  stanie   jak  sowieckie  koszary  w  Bornem-Sulinowie  po  odejściu  krasnoj  armii:   odartą   do 
gołych ścian.

Oczywiście,   problem   sejmowej   większości,   który   udało   się   już   Millerowi   załatwić,   to 

jeszcze   nie   wszystko.   Pozostaje   problem   „protestów   społecznych”,   które   niechybnie   będą   się 
mnożyć.

Ale to akurat proste, jak w pysk dał: taka władza bez specjalnego gadania obieca wszystko 

każdemu. Dać nie da, bo nie ma - najwyżej jakąś drobną zaliczkę się wypłaci, żeby zaspokoić 
potrzeby przywódców - ale chętnie podpisze zobowiązanie w imieniu następców. Następcy zaś 
nawet nie zaprotestują, bo chcą wygrać następne wybory.  Ba, sami  jeszcze dołożą obietnic  od 
siebie, jak z tymi kolejarzami, którym sejmowa opozycja lekką rączką obiecała kilkaset milionów, 
nie   troszcząc   się   ani   odrobinę,   że   sama   będzie   musiała   gdzieś   te   pieniądze   znaleźć.   Byle   do 
wyborów... Spieszcie się, rolnicy, górnicy, stoczniowcy i kto tam jeszcze, bo kto pierwszy, ten się 
załapie na więcej, a ostatni zostanie z bezwartościowymi papierami w ręku.

18 miesięcy rządów ludzi, którym jest wszystko jedno, co będzie z tym folwarkiem, jak 

skończy się ich czas dzierżawy. 18 miesięcy rozszabrowywania państwa, decyzyjnego paraliżu i 
związkowych zapustów. Szykuje się niezła zabawa. Niemal dokładnie tak jak za króla Sasa, którego 
epokę - rzecz uwieczniona  w potocznym  języku i przysłowiach - Polactwo przez długie wieki 
wspominało równie czule, jak dziś wspomina dobrobyt i bezpieczeństwo socjalne za Gierka.


Document Outline