background image

18 lutego 2004

Laickie państwa wyznaniowe

Moja młodość przypadła na czasy, kiedy noszenie w szkole krzyżyka było patriotyczną i 

antykomunistyczną demonstracją. Jeden z kolegów przypłacił nawet „faszystowski symbol”, jak 
nazwała   pani   dyrektor   wkomponowanego   w   krzyż   orzełka   w   koronie,   kilkoma   miesiącami 
przymusowego pobytu w Białołęce. Trudno, żeby w świetle tych doświadczeń nie czuł sympatii do 
francuskich muzułmanek,  którym  władze ich kraju zakazują noszenia w  szkołach tradycyjnych 
chust. Oczywiście, dla pozoru nowe prawo zabrania noszenia wszelkich symboli religijnych, ale 
jego   antymuzułmański   sens   jest   dla   wszystkich   oczywisty.   I   trudno   oprzeć   się   skojarzeniu   ze 
sposobami, w jaki tłamsiły religię i wolność sumienia najpodlejsze reżimy minionego stulecia.

Zresztą, że zakaz jest podły, to jedna sprawa. Druga natomiast - że to straszna głupota. Z 

jednej   strony,   państwo   francuskie   rozdaje   imigrantom   z   muzułmańskich   krajów   zasiłki   i 
półdarmowe mieszkania, zachęcając ich do wzmożonej rozrodczości, oraz w imię utrzymywania 
pozorów „braku napięć” społecznych zapewnia całkowitą bezkarność młodocianym bandytom z 
przedmieść, jeśli tylko mają oni nieco ciemniejszy odcień skóry. Ta tchórzliwa tolerancja idzie tak 
daleko,   że   Arabowi   bezkarnie   uchodzą   nawet   brutalne   akty   antysemityzmu,   choć   jeszcze   do 
niedawna postępowe elity francuskie nie znały gorszej zbrodni. Z drugiej zaś - zakazując chust, 
niejako   nominują   Francuzi   na   liderów   arabskiej   mniejszości   fundamentalistów.   Muzułmańska 
mniejszość   we   Francji   to   4   mln   ludzi   -   ale   będzie   szybko   rosnąć,   bo   w   przeciwieństwie   do 
rdzennych   mieszkańców   Francji   Arabowie   lubią   mieć   dzieci   i   jak   tylko   mogą,   starają   się 
sprowadzić pozostającą jeszcze za granicą dalszą rodzinę. Co zaś ma znaczenie zasadnicze: od 
pewnego czasu zdecydowanie więcej notuje się wypadków konwersji rodowitych Francuzów na 
islam   niż   odwrotnie.   Francuscy   muzułmanie   po   prostu   przestali   się   asymilować.   Miejscowa 
cywilizacja, która dla ich dziadów była cywilizacją wyższą, młodemu pokoleniu imigrantów wcale 
nie wydaje się atrakcyjna.  Owszem,  należy korzystać  z bogactwa zgromadzonego przez naród, 
który ten kraj zbudował, ale to nie powód, aby czuć się jego częścią.

Te 4 mln francuskich muzułmanów to przeważnie ludzie gorzej wykształceni i sytuowani, 

często   bezrobotni,   żyjący   z   socjalu,   w   osobnych   dzielnicach.   Nie   ma   ludzi   bardziej 
niezadowolonych   niż  tacy,  którzy dostają jakieś   zasiłki  i  subwencje  za  sam  fakt  istnienia  -  to 
prawidłowość potwierdzona wielokrotnie na całym świecie. Nie ma nic bardziej niebezpiecznego 
niż ludzie wiecznie niezadowoleni, którzy widzą na wyciągnięcie ręki cudzy majątek do wzięcia i 
przyzwyczajani   są   do   bezkarności   -   a   jeśli   reakcją   władz   na   powtarzające   się   napady   na 
komisariaty,   z   których   gangi   młodych   Arabów   odbijały   swoich   kolegów   zatrzymywanych   za 
pobicia   czy   kradzieże   w   supermarkecie   był   dyskretnie   wydany   policji   zakaz   dokonywania 
aresztowań w tej grupie etnicznej (!), to przyzwyczajanie do bezkarności jest najdelikatniejszym 
określeniem.  I wreszcie - nie ma  nic bardziej  wybuchowego,  niż kiedy na napięcie  wywołane 
czynnikami socjalnymi nałoży się uzasadniające agresję emocje religijne i etniczne.

Mówiąc krótko - jedną ręką głaszcząc młodych bandytów z przedmieść, a drugą zrywając 

ich siostrom chusty, Żaba (jak to mawiał nieodżałowanej pamięci Janusz Szpotański) sama się prosi 
o   straszne   kłopoty.   Oczywiście,   obsesyjny   antyamerykanizm   Żaby,   jej   coraz   bardziej   wyraźny 
antysemityzm i tchórzliwa ustępliwość wobec islamu sprawiają, że generalnie Francja jest bodaj 
najbardziej przez wyznawców islamu - lubiana spośród wszystkich nie  islamskich krajów. Ale nie 
liczyłbym,  że to jej pomoże, gdy liczebność arabskiej mniejszości i jej oczekiwania przekroczą 
punkt   krytyczny.   Co   odbiło   Żabie?   -   można   by   spytać.   Czy   naprawdę   nikt   tam   nie   myśli   o 
przyszłości? Cóż, francuska lewica (a na    francuskiej scenie politycznej są tylko różne rodzaje 
lewicy)   tak   jak   na   całym   świecie   rozpaczliwie   szuka   zagubionej   tożsamości   .W   chwili,   gdy 
wszystkie tradycyjne lewicowe hasła w dziedzinie „sprawiedliwości społecznej”, „równości szans”, 
„opiekuńczej roli państwa” itd. zostały skompromitowane i zarzucone, pozostaje tylko wojowanie z 
religią. Tak, jak nasi pezetpeerowcy wyżywają się w antyklerykalizmie, tak francuskim na mózg 
pada „laickość” ich republiki. Przy czym „ laickość” pojmowana na ich sposób jest swego rodzaju 
lewicową  religią,  od tradycyjnych  różniącą  się głównie  tym,  że  jest od nich  znacznie  bardziej 
represyjna i nietolerancyjna.


Document Outline