background image

11 lutego 2004

Taniec z figurami

Zima mija, śnieg topnieje i wyłażą spod niego stare brudy. W polityce podobnie. Póki trwała 

miażdżąca   sondażowa   przewaga   SLD,   opozycja   ograniczała   się   do   zgodnych   postękiwań.   Ledwie 
pojawia   się   perspektywa   powrotu   do   władzy,   rusza   znowu   chocholi   taniec.   Ze   wszystkimi   figurami 
przećwiczonymi w niezliczonych koalicjach i konwentach, w których przez 12 ostatnich lat integrowała 
się polska centroprawica.

Figura   pierwsza:   bronimy   swoich.   Platforma   Obywatelska   sięgnęła   w   sondażach   30   proc., 

zdaniem komentatorów, głównie dzięki działalności Jana Marii Władysława (zaczynam się już w tym 
gubić) Rokity w komisji rywinowej. Jest to kapitał dość chwiejny i można go przegrać w kilka tygodni, 
jeśli JMWR zamierza nadal pokazywać, że - tak samo jak Millerowi - bliższy mu aparat niż wyborcy. 
Układ warszawski jest starszy niż Platforma, urodziła go jeszcze nieboszczka UD, dziedziczyły KLD i 
UW, a jeśli Platformę diabli wezmą, pójdzie choćby do Samoobrony. Jego sprawki są znane od dawna, a 
znalezienie dokumentów z podpisami konkretnych osób i wskazanie, kto na przekrętach zyskał i ile, jest 
już  w   zasięgu  ręki.   Nie  wystarczy   wyrzucenie   z  partii  nikomu  nie   znanej   pani  z   piątego   szeregu  i 
powtarzanie mantry wszystkich aferzystów III RP, iż trwa polityczna nagonka, motywowana frustracją i 
zawiścią.   Jeśli   szef   PO   usiłuje   zbyć   dziennikarzy,   że   to   lokalna   afera   (a   Starachowice   były 
ogólnopolskie), to nie wychodzi na głupka - wychodzi na kogoś gorszego. Jeśli drugi z szefów partii 
plecie,  że on jest  z prowincji i co  się dzieje w  Warszawie,  wiedzieć  nie  musi,  to wszystko  jest  w 
porządku,   pod   warunkiem,   że   jego   nazwisko   zostanie   z   rankingów   prezydenckich   przeniesione   do 
rankingu kandydatów na burmistrza Kościerzyny.

Figura druga: nie jesteście dość nieprzejednani. Z jakiegoś powodu, wbrew wszelkim wynikom 

badań i wyborów, polska prawica uważa, że społeczeństwo składa się z radykałów i premiuje tego, kto 
najgłośniej przeciwstawia się w czambuł wszystkiemu. W istocie jest odwrotnie: przeciętny Polak lubi 
ciepłe kluchy, nie znosi, kiedy politycy się kłócą, chciałby, żeby wszyscy żyli w zgodzie, jeśli już nie 
władza   z   opozycją,   to   przynajmniej   potencjalni   koalicjanci.   Nie   dociera   to   nijak   do   prawicowych 
mózgów, króluje w nich zasada: najważniejsza jest wyrazistość (chętnie nazywana „wiarygodnością”). 
Wyrazistość vel wiarygodność polega na tym, żeby na każdym kroku podkreślać tę kwestię, w której się 
idzie dalej od potencjalnych koalicjantów i żądać od nich, czyniąc z tego warunek współpracy, żeby się 
ugięli i doszlusowali. Dla przykładu - LPR z nikim nie będzie rozmawiać, dopóki nie założy on wora 
pokutnego i nie przeprosi na klęczkach, że dotąd nie był wystarczająco nieprzejednanym wrogiem Unii 
Europejskiej (z jakiegoś powodu LPR nie żąda przeprosin od Papieża, może to niedopatrzenie - zwracam 
uwagę). Jarosław Kaczyński uznał ostatnio za probierz prawicowości pryncypialny sprzeciw wobec planu 
oszczędności   budżetowych   Hausnera   i   na   poszturchiwania   LPR   odpowiedział   zarzutem,   że   tamci 
„rozważają poparcie” dla owego planu, co samo w sobie uważa za zbrodnię. Szereg poważnych ludzi 
znających   sytuację   polskiego   budżetu   i   wiedzących,   jakie   wrażenie   na   rynkach   finansowych   zrobi 
odrzucenie planu Hausnera, jeśli dotąd wahało się, że może jednak polska prawica troszkę zmądrzała, to 
już się nie waha.

Figura trzecia: konkurs cudotwórców. Po Kołodce i Lepperze trudno, co prawda, wymyślać nowe 

cuda,   ale   można   przynajmniej   powtarzać   stare.   Wspomniany   już   Kaczyński   przypomniał   sobie   w 
telewizji   o   rezerwie   rewaluacyjnej   NBP,   -   Giertych   przygotował   projekt   specjalnego   „podatku 
solidarnościowego” od banków ? (co nie przeszkadza mu obiecywać polskim przedsiębiorcom  tanich i 
dostępnych kredytów - gratulacje), nawet Rokita kupił, lepperowską retorykę, że plan Hausnera  „uderza 
w najbiedniejszych”.

Figura czwarta: swoje chłopaki z PSL. W sytuacji, gdy SLD jest wrogiem z tradycji, a reszta 

prawicy - wrogiem faktycznym, pożądanym sojusznikiem nieodmiennie staje się PSL. Oni czegoś nie są 
komunistami,   od   nich   nie   wymaga   się   szacunku   dla   pryncypiów,   nie   przeszkadza   prawicy,   że   PSL 
gotowe jest za stołki zrobić wszystko i każdemu. PSL w sondażach ledwie wchodzi do sejmu, ale łaszenie 
się do zielonego trupa trwa.

Dość wyliczania następnych figur, nasi chłopcy dobrze je znają. Zapomnieli chyba tylko o 

jednym - że figurą, która zawsze ten ich taniec kończy, jest zbiorowe i bolesne klapnięcie na dupę.


Document Outline