background image

Piotrek sobie nie poradzi?

Marcin Markowski 2011-01-03, ostatnia aktualizacja 2011-01-03 09:43:36.0

Uczeń integracyjny nie przygotowuje akademii i nie jest zapraszany na urodziny kolegów z klasy. A nasza 
tolerancja jest tylko na pokaz - wynika z raportu łódzkich socjologów 

W Łodzi jest 14 szkół z klasami integracyjnymi, w których uczniowie zdrowi uczą się z chorymi. Z dziećmi na wózkach, 
cierpiącymi na astmę, cukrzycę, epilepsję, choroby nerek, serca i układu pokarmowego, z wadami kręgosłupa, 
nowotworami, upośledzeniem intelektualnym czy nadpobudliwością psychoruchową. 

W klasie integracyjnej może być maksymalnie 20 uczniów, w tym od trzech do pięciu niepełnosprawnych. To bardzo 
mało, dlatego chore dzieci uczą się też w zwykłych klasach, również w szkołach prywatnych, gdzie trzeba płacić czesne. 

W zeszłym roku na zlecenie urzędu miasta socjolodzy z Uniwersytetu Łódzkiego opracowali i przeanalizowali 883 
ankiety wypełnione przez rodziców zarówno dzieci chorych, jak i zdrowych z klas integracyjnych. 

Rozmowa z dr Grażyną Mikołajczyk-Lerman, Instytut Socjologii UŁ 

Marcin Markowski: Czy klasy integracyjne to coś, co się w edukacji udało? 

Dr Grażyna Mikołajczyk-Lerman: Pomysł był dobry. Niepełnosprawne dziecko ma szanse nauczyć się żyć wśród 
zdrowych dzieci, a na dłuższą metę - poradzić sobie w życiu. Dzieci zdrowe uczą się natomiast dostrzegać 
niepełnosprawnych i rozumieć ich potrzeby. Wydawałoby się, że to świetna lekcja tolerancji. Niestety, tylko w naszej 
wyobraźni. Aż 35 proc. uczniów niepełnosprawnych nie bierze udziału w przygotowaniach szkolnych akademii czy 
wigilii. Jeszcze gorzej jest poza szkołą. Prawie co drugi z nich nie bywa na urodzinach u zdrowych kolegów. Nigdy nie 
towarzyszył zdrowym rówieśnikom w wypadzie do kina czy teatru. Nie był z nimi nawet na spacerze. I na odwrót: zdrowi 
koledzy nie odwiedzają chorych w ich domach, a jeśli już, to od święta. 

Dlaczego?

- W Łodzi jest tylko kilka szkół z klasami integracyjnymi. Uczniowie niepełnosprawni są dowożeni z odległych dzielnic, są 
przez to obcy. Nikt ich nie zna z podwórka, placu zabaw czy z przedszkola. Ale dziecko niepełnosprawne jest obce 
także tam, gdzie mieszka, bo nie chodzi do szkoły rejonowej. To, jak bardzo jest wykluczone, zależy też od typu i 
stopnia schorzenia. Szans na kolegów nie mają dzieci nawet tylko lekko upośledzone intelektualnie. 

Mówi pani o dobrej lekcji tolerancji, a z raportu wynika, że rodzice dzieci zdrowych posyłają je do klas 
integracyjnych z przyziemnych względów. Ponad połowa wybiera je dlatego, że jest w nich mniej uczniów. Co 
piąty przyznaje: "Wybór klasy integracyjnej to przypadek". 

- Gdy robimy badania o partnerstwie w rodzinie i pytamy, kto powinien zmywać, słyszymy: "obydwoje", "ten, kto ma 
akurat czas". Ale gdy zapytamy, kto naprawdę zmywa, odpowiedź brzmi: żona. Podobnie jest z tolerancją. Wiemy, że 
wypada być tolerancyjnym, ale często nam się to nie udaje. Zdarzało się, że w ankietach rodzice pisali, że ich dziecko 
"boi się niepełnosprawnych", a nawet, że "się brzydzi". 

Czy rodzice rozmawiają z dziećmi o ich chorych kolegach? Tak, ale dużo z nich odpowiada: "Rozmawiamy, bo te dzieci 
rozrabiają na lekcjach". 

A to od rodziców zależy najwięcej. Jeśli nie reagują, gdy ktoś na niepełnosprawnego mówi "kaleka" czy "głupek", to 
żadna klasa integracyjna nie pomoże. 

Nauczyciele wypadają w raporcie bardzo dobrze. 

- Rodzice dzieci niepełnosprawnych chwalą ich głównie za pomoc w rozwiązywaniu problemów oraz informowanie o 
postępach i sukcesach dzieci, choć i tu zdarzają się kwiatki. Jeden z nauczycieli nie zabrał na wycieczkę ucznia z 
astmą, twierdząc, że Piotrek sobie nie poradzi. Niby dlaczego?

Dla mnie klasy integracyjne są etapem przejściowym. Jak najszybciej powinno się dostosowywać wszystkie szkoły do 
potrzeb chorych uczniów. Oczywiście, szkoły trzeba wzmocnić specjalistami, ale to się opłaci! Niepełnosprawne dziecko, 
które teraz dostanie wsparcie, kiedyś nie będzie pobierać zasiłku z kieszeni podatnika. 

Na razie jednak nawet klas integracyjnych jest za mało, zwłaszcza w gimnazjach. W Łodzi na jedno miejsce dla 
niepełnosprawnego ucznia przypada czterech chętnych. 

Co się dzieje z tymi trzema?

- Idą do szkoły specjalnej. 

To dobrze czy źle? 

- Rodzice często się cieszą. Mówią: "Dziecko wreszcie nie odstaje, ma kolegów, nawet sukcesy". Ale szkoła specjalna 
to koniec. Zarówno edukacji - po integracyjnym gimnazjum można iść do liceum, a nawet na studia - jak i szans na 
nauczenie się życia wśród ludzi zdrowych. W szkole specjalnej co najwyżej mogą zdobyć zawód i iść do pracy, ale z 
reguły siedzą w domach i coraz bardziej zamykają się w swoim świecie. 

Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl -

http://wyborcza.pl/0,0.html

© Agora SA

Strona 1 z 1

Piotrek sobie nie poradzi?

2011-01-03

http://wyborcza.pl/2029020,75478,8894894.html?sms_code=