background image

DIANA BLAYNE

UCZUCIA POWRACAJĄ

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Od samego rana wszystko układało się źle. Dwa najlepsze szkice Keeny Whitman zostały 

zniszczone, kiedy Faye rozlała na nie kawę. Musiała robić wszystko od nowa, a jej klienci bardzo 

niecierpliwili się, że muszą czekać. Spóźniła się na umówiony ze znajomymi lunch, a jakby tego 

było mało, dowiedziała się, że wykroje bluzek, nad którymi pracowała cały zeszły tydzień, muszą 

zostać niezwłocznie poprawione.

Kiedy   wieczorem   znalazła   się   w   swoim   mieszkaniu   na   Manhattanie,   była   zupełnie 

wykończona.   Zrzuciła   z   nóg   pantofle   na   wysokich   obcasach,   wyciągnęła   się   na   przykrytym 

niebieską, aksamitną narzutą tapczanie i westchnęła ciężko. Ile to już czasu minęło od chwili, 

kiedy zaczęła pracę w tym wielkim Domu Mody? Zaczynała od zera, a teraz miała własny dom i 

była jedną z najlepszych projektantek w kraju. Mimo to, nie czuła się w pełni szczęśliwa. Czegoś 

w jej życiu brakowało. Czegoś, co pobudzałoby ją do działania. Keena nie miała nawet pojęcia, co 

to   może   być.   Prawdopodobnie   paskudna   zimowa   pogoda   była   powodem   tej   chandry.   Z 

upragnieniem czekała na wiosnę, na ciepłe promienie słońca i delikatny powiew wiatru. O takiej 

porze roku zawsze czuła się dużo lepiej.

Leżała na plecach i wpatrywała się w sufit. Była szczupłą, zgrabną kobietą, o krótkich 

ciemnych   włosach   i   oczach   tak   zielonych   jak   wiosenna   trawa.   Miała   brzoskwiniową   cerę   i 

idealnie wykrojone usta. Pomimo swoich dwudziestu siedmiu lat, wyglądała bardzo dziewczęco. 

Na pierwszy rzut oka, nikt nie powiedziałby, że ma ogromne doświadczenie życiowe. A przecież 

Nicholas stwierdził, że je ma.

Nicholas.   Zamknęła   oczy   i   uśmiechnęła   się.   De   czasu   już   upłynęło   od   chwili,   kiedy 

Nicholas Coleman zaproponował jej pracę asystentki w swoim Domu Mody? Minęło sześć lat 

Spotkała go zaraz po ukończeniu szkoły. Tak bardzo bała się wtedy potężnego mężczyzny  o 

nazwisku Coleman, którego biuro mieściło się w jednym z drapaczy chmur w Atlancie.

Tydzień   czasu   przygotowywała   się   na   spotkanie   z   tym   człowiekiem.   Straciła   wtedy 

mnóstwo nerwów. Wiedziała, że Coleman szuka nowych talentów, a ona przecież jeszcze nic sobą 

nie reprezentowała.

Do tej pory pamięta, jak bardzo obawiała się tego mężczyzny o poważnej twarzy, który 

zdawał się nigdy nie uśmiechać.

- Pokaż, co potrafisz, kochanie - odezwał się cynicznie. - I nie bój się, nie będę bił.

Drżącymi rękami rozłożyła swoje rysunki na politurowanym blacie biurka i ze ściśniętym 

gardłem czekała na jego reakcję. Jednak ani jego twarz, ani brązowe, głęboko osadzone oczy nie 

wyrażały żadnych uczuć. Pokiwał głową i to było wszystko. Potem okręcił się na obrotowym 

krześle i spojrzał na nią.

- Praktyka?

background image

-   Tylko   tyle,   co   w   szkole.   Mój   ojciec   jest   krawcem   i   często   pomagałam   mu,   gdy 

przyjeżdżałam na ferie do domu...

- Gdzie jest ten dom? - przerwał jej.

- W Ashton.

Skinął głową i poprosił, by kontynuowała, wydawał się jednak nie przejawiać żadnego 

zainteresowania tym, co mówi.

- Od niego też się wiele nauczyłam - wymamrotała. - A projektowanie ubrań zawsze było 

moją największą pasją. Och, panie Coleman, wiem, że potrafię to robić. Proszę tylko dać mi 

szansę. Wiem, że potrafię. - W te słowa włożyła całe swoje serce i młodzieńczy entuzjazm. - 

Wiem, że trzeba ogromnego doświadczenia do tego rodzaju pracy, ale jeśli da pan mi szansę, 

obiecuję, że pana nie zawiodę. Zaprojektuję ciuchy, jakich pan jeszcze nie widział. Będę pracować 

w weekendy, nie chcę żadnych wakacji, ja....

- Miesiąc - wpadł jej w słowo. - Tyle czasu dostanie pani, by udowodnić, co jest warta.

Potem   zaproponował   pensję,   pożegnał   ją   skinieniem   głowy   i   zajął   się   starannie 

poukładanymi  na biurku papierami.  Był żonaty,  ale  po kilku  dniach  pracy Keeny, jego  żona 

zmarła   na   atak   serca.   Byli   małżeństwem   przez   dziesięć   lat.   Wszyscy   bezustannie   o   tym 

rozmawiali, ale dziewczyna nie zwracała uwagi na plotki. Mówiono, że Coleman zdradzał żonę i 

dlatego zachorowała. Keena nie chciała wierzyć, że zdrada małżeńska mogłaby być przyczyną 

ataku serca i ostro odpowiedziała jednej z kobiet, że pan Coleman z pewnością do tego typu 

mężczyzn nie należy. Miała wrażenie, że ten człowiek ma dobre serce. Zresztą, nie trzymałby na 

biurku zdjęcia żony, gdyby jej nie kochał.

Nie wiadomo,  w jaki  sposób  ta niewinna  rozmowa dotarła  do niego. Tydzień  później 

odszukał ją w kantynie podczas przerwy na lunch i poprosił o wyjaśnienia.

- W takich sytuacjach zawsze powstają plotki - powiedziała, trzymając w ręku plastikowy 

kubek z kawą.

Uśmiechnął się, słysząc jej słowa, a Keena pomyślała, że to pierwszy uśmiech po śmierci 

żony.

Pani   Coleman   była   prawdziwą   pięknością.   Miała   długie   blond   włosy   i   filigranową 

sylwetkę. Była zupełnym przeciwieństwem potężnego, ciemnowłosego mężczyzny, jakim był jej 

mąż.   Widać, że  bardzo  cierpiał  po  jej  śmierci.  Jego temperament  powoli  stawał  się  legendą. 

Więcej czasu spędzał w fabryce, niż w biurze, często odwiedzał konkurencyjne firmy. Jasne było, 

że szwankuje mu zdrowie, a organizm domaga się odpoczynku. Włosy zaczęły srebrzyć się na 

skroniach, a pod oczami pokazały się ciemne cienie. Za to interes kwitł coraz piękniej. Ktoś 

powiedział, że pan Coleman już od dawna jest bilionerem. Inny dodał, że ma zamiar stworzyć 

największe w Ameryce imperium i chce przejąć inne firmy. Tylko Keena zdawała się dostrzegać, 

background image

jak bardzo samotny jest ów niezmordowany biznesmen. Pozostali pracownicy mogli myśleć, że 

ich szef ma stalowe zdrowie i nerwy, ale ona była pewna, że tak nie jest. Czasami spotykała go w 

windzie czy w kafeterii, a pewnego razu podszedł do jej stolika w kantynie. Trzymając w ręku 

kubek  kawy, dosiadł  się do stolika,  przy którym  siedziała  z koleżanką, tak  jakby  codziennie 

spotykał się z nimi w tym miejscu.

- Jak idzie panno Przyszła Sławna Projektantko? - zapytał, przesyłając Keenie rozbawione 

spojrzenie.

Keena roześmiała się i stwierdziła, że redaktorzy z „Women's Wear Lady” zabijają się, by 

zrobić z nią wywiad. Dziwiła się bardzo, że o tym nie słyszał.

Margaret szybko dopiła kawę, przeprosiła ich i odeszła.

-   Czy   powiedziałem   coś,   czego   nie   powinienem?   ~   zapytał   Nicholas,   spoglądając   za 

wychodzącą młodą kobietą.

- Tak to już jest, że pracownicy są skrępowani w towarzystwie przełożonych - wyjaśniła 

sucho.

- Ale pani tak się nie czuje.

- Nie - zgodziła się - ale ja zawsze byłam inna niż wszyscy.

Zachichotał i upił łyk kawy.

- A propos', pani wzory zostały zatwierdzone. Ponoć są zupełnie wyjątkowe.

-   Świetnie.   Zaakceptowali   je   pomimo   wysokiej   ceny.   Mam   nadzieję   zarabiać   na   tym 

dziesięć tysięcy dolarów rocznie. Proszę pamiętać, że jeszcze nie pokazałam, co potrafię.

- Tupeciara.

- Taka już jestem.

Potrząsnął głową z udaną desperacją.

- Jest pani niepoprawna.

Przyjrzała się siedzącemu naprzeciwko mężczyźnie. Wyglądał jak prawdziwy biznesmen.

Miał   na   sobie   elegancki   szary   garnitur,   który   opinał   jego   szerokie   barki.   Niemal 

natychmiast spuściła wzrok.

Od tej pory kilkakrotnie zapraszał ją na kawę albo kolację. Zawsze spędzali czas miło 

gawędząc. Pewnego razu zapytała go, czy ma jeszcze jakąś rodzinę. Odpowiedział, że niechętnie 

rozmawia na ten temat.

- To ciągle boli, prawda? - odezwała się cicho. Spojrzał na nią, a jego twarz stężała.

- Przepraszam, ale nie rozumiem. Odważnie zajrzała mu w oczy.

- Tęskni pan za nią.

Miała wrażenie, że czyta w jej myślach, ale po chwili zauważyła, że opuszcza go napięcie.

- Tęsknię za nią jak diabli - przyznał, uśmiechając się nieśmiało. - Była najwspanialszą 

background image

kobietą, jaką kiedykolwiek znałem, i to pod każdym względem. Kochająca, uczciwa i nieśmiała. - 

Westchnął  ciężko,  a jego   twarz  za  chmurzyła  się.  -  Czasami  kobieta  potrafi  jednym   słowem 

doprowadzić   mężczyznę   do   szału.   Ale   Misty   samym   spojrzeniem   sprawiała,   że   czułem   się 

mężczyzną  w  każdym  calu. Pobraliśmy się, ponieważ  trzeba  było  utrzymać  rodzinny interes. 

Dopiero potem desperacko pokochaliśmy się nawzajem. - Spojrzał na Keenę. - Tak, bardzo za nią 

tęsknię. Uśmiechnęła się do niego.

- Ale był pan szczęśliwy. Popatrzył na nią z ukosa.

- Szczęśliwy?

- Są ludzie, którzy przechodzą przez życie w ogóle nie zaznając miłości. Kochać i być 

kochanym... to musi być wspaniałe uczucie - zakończyła nieśmiało. - A pan doznawał tego przez 

dziesięć lat.

Zajrzał jej głęboko w oczy, ale zaraz odwrócił wzrok.

- Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób.

- A powinien pan. - Jej głos był łagodny i cichy. Mężczyzna rozmyślał o tym, co przed 

chwilą usłyszał, a ona zręcznie zmieniła temat opowiadając o zmianach, których dokonała we 

wzorach wykrojów.

Myślała, że to smutne, iż on i Misty nie mieli dzieci. Nie czułby się teraz taki samotny. 

Wiedziała, że jej towarzystwo jest dla niego pewnego rodzaju pociechą. Mieli podobne zdania na 

wiele tematów. Niewiele różnili się też zainteresowaniami. Lubili rozmawiać o balecie, teatrze, 

muzyce klasycznej i sztuce. Był dla niej zarówno mentorem, jak i przyjacielem, opiekunem i 

doradcą.   Nicholas   nigdy   jej   niczego   nie   narzucał,   ale   zawsze   chętnie   służył   swoim 

doświadczeniem. Badawczo przyglądał się każdemu z jej adoratorów i zawsze, bez względu na to, 

czy sobie tego życzyła czy nie, wypowiadał swoje zdanie na ich temat. Jeżeli zmuszona była 

pracować do późna, odwoził ją do domu.

Kiedy doszedł do wniosku, że jest już dostatecznie przygotowana, znalazł jej posadę w 

najlepszym Domu Mody w Nowym Jorku. Dodawał jej odwagi, udzielał poparcia; kiedy trzeba 

było,   beształ   i   straszył,   dopóki   nie   wspięła   się   na   szczyt.   Było   to   bardzo   duże   osiągnięcie, 

zwłaszcza dla córki ubogiego krawca z Ashton w stanie Georgia. Keena nie chciała pamiętać o 

swoim dzieciństwie. Tak naprawdę, Nicholas był jedyną osobą, z którą rozmawiała na ten temat. 

Chyba dlatego, że jest zupełnie wyjątkowy. Był jej jedynym przyjacielem od czasu, kiedy opuściła 

Ashton. Niedługo potem, jak zamieszkała w Nowym Jorku, Nicholas wynajął tam apartament. 

Keena z ulgą przyjęła tę wiadomość.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Zadzwonił telefon, ale kobieta była tak bardzo zatopiona w swoich myślach, że niemal go 

nie słyszała. Zatrudniała Mandy, która zwykle odbierała telefony, parzyła kawę i gotowała posiłki. 

Dzisiaj miała wolny dzień i Keena dopiero po piątym sygnale uświadomiła sobie, że sama musi 

podnieść słuchawkę.

- Hallo? - wymamrotała ziewając.

- Ty też masz dzisiaj zły dzień? - doszedł ją głęboki, rozbawiony głos. - Włóż na siebie coś 

ładnego, bo zabieram cię na obiad do „The Palace”.

Ożywiła się.

- Och, Nicholas, nie byliśmy w tej knajpie od wieków! Serwują tam najwspanialszy mus 

czekoladowy.

- Wystarczy ci pół godziny? - zapytał zniecierpliwiony. - O jedenastej mam samolot do 

Paryża. Nie zostało nam dużo czasu.

- Czy nikt nigdy nie mówił ci, że ludzie, którzy się spieszą, chorują na wrzody żołądka? - 

Keena wydawała się rozdrażniona.

- Nie. Masz pół godziny.

Wpatrywała się w głuchą słuchawkę.

-   Nicholas   jest   taki   zagadkowy   -   mruczała   do   siebie,   zakładając   zieloną,   aksamitną 

sukienkę z głębokim dekoltem w kształcie litery V. Był urodzonym biznesmenem, ale ostatnio 

pracował zbyt ciężko. Rozumiała, że rzucił się w wir pracy po to, by zapomnieć o Misty, Jednak 

zbyt dużo chciał wymazać z pamięci.

Keena była już gotowa i czekała, aż zabrzęczy dzwonek. Natychmiast otworzyła drzwi, a 

kiedy   zobaczyła   Nicholasa   w   stroju   wieczorowym,   jak   zwykle   zaparło   jej   dech   w   piersiach. 

Ciemnooki, ciemnowłosy, o smagłej karnacji - był mężczyzną, o którym mogły marzyć wszystkie 

kobiety. Gdyby Keena nie była uprzedzona do mężczyzn, gdyby potrafiła zapomnieć o fatalnym w 

skutkach romansie, który przeżyła gdy była bardzo młoda, z pewnością zakochałaby się w nim po 

uszy.   Często   widywała   Nicholasa   i   wiedziała,   jakie   wrażenie   robi   na   kobietach.   Może   więc 

dlatego   nie   chciała   ryzykować   dołączenia   do   grona   niewiast,   oczekujących   na   skinienie   ręki 

Nicholasa. Mężczyzna ten tak bardzo przeżywający śmierć swojej żony, nie był zresztą w stanie 

zaangażować się w żaden związek. Keenie natomiast bardzo odpowiadała pozycja przyjaciółki i 

powiernicy Nicholasa. Wolała to, niż być jego zdobyczą na jedną noc.

Spojrzenie przybysza ślizgało się po jej sylwetce, dokonując niedbałej oceny.

- Wspaniale - powiedział, uśmiechając się ironicznie. - Możemy już iść?

- Umieram z głodu - powiedziała, gdy znaleźli się w pustej windzie, a Nicholas nacisnął 

guzik z numerem jeden. - Czuję się tak, jakbym nie jadła od tygodnia.

background image

- Tak też wyglądasz - mruknął nieprzyjemnie. - Dlaczego, do diabła, nie zrezygnujesz z tej 

cholernej diety i nie zaczniesz jeść mięsa?

- I kto to mówi! - Rzuciła mu wyzywające spojrzenie. - Przypomnij sobie, jak nie miałeś 

siły, by wspiąć się na wzgórze.

- Przysunął się bliżej, a oczy mu pociemniały.

- Uważasz, że jestem gruby, tak? - zarzucił jej. Złapał kobietę za ręce i podniósł je do 

swoich ramion. - Dotknij mnie. Sprawdź, czy jest tu chociaż gram tłuszczu.

Ogarnęło   ją   dziwne   wrażenie.   Spodziewała   się   poczuć   w   ustach   smak   wody,   a 

rozkoszowała się wykwintnym winem. Nigdy nie przypuszczała, że pierś i ramiona Nicholasa są 

tak szerokie i wspaniale umięśnione. Odurzył ją zapach tytoniu i dobrej wody kolońskiej. Nigdy 

przedtem nie zauważyła, jak piękne rysy ma jego twarz. Nie przypuszczała, że wpatrywanie się w 

te ciemne oczy może być tak . I ekscytujące. Byłoby bezpieczniej, żeby nigdy o tym się nie 

dowiedziała. Dłonie błądziły po gładkim materiale jego eleganckiej marynarki, zatrzymując się 

tam, gdzie wyczuwała potężne muskuły.

- I co? - zapytał nieco zachrypłym głosem, spoglądając na nią z góry.

- Ty... Nigdy nie myślałam, że jesteś tak wspaniale zbudowany - wyjąkała.

Spojrzeli   sobie   w   oczy,   a   czas   zdawał   się   zatrzymać,   podczas   gdy   oni   doświadczali 

dziwnej, nieznanej dotąd intymności.

Nie od razu uświadomili sobie, że winda zatrzymała się, a drzwi rozsunęły. Oszołomiona 

kobieta niezgrabnie ruszyła w stronę wyjścia. Na zewnątrz czekał na nich biały rolls - royce z 

Jimsonem za kierownicą.

- Dlaczego nigdy nie dajesz kierowcy wolnego dnia? - zapytała, gdy znaleźli się na tylnym 

siedzeniu   oddzielonym   od   kierowcy   szklaną   przegrodą.   Mogli   zachowywać   się   zupełnie 

swobodnie.

- Ostatnio jest mi ciągle potrzebny, bo pracuje dwadzieścia pięć godzin na dobę.

- Nie jestem przyzwyczajona do jeżdżenia takimi samochodami - westchnęła, opierając 

głowę o skórzany podgłówek.

- A co w tym złego?

-   Nic!   Chciałam   powiedzieć,   że   niewielu   ludzi   jeździ   rollsami,   zwłaszcza   białymi.   - 

Roześmiała się.

Usiadł bokiem i położył potężne ramię na oparciu siedzenia. Jego oczy błyszczały, a na 

ustach błąkał się nieznaczny uśmiech.

- Ale co w tym złego? - powtórzył pytanie, cedząc słowa.

Przestraszyła się błysków, które pojawiły się w jego oczach. Dlaczego patrzył na nią w taki 

drapieżny sposób. Co miało znaczyć to ciemne, pełne grozy spojrzenie?

background image

-   O   nic.   Chodzi   o   to,   że   za   każdym   razem,   gdy   nim   jadę,   czuję   się   wyróżniona.   To 

wszystko.

- Powinnaś być wyróżniana, Keeno. - Sposób, w jaki wypowiedział jej imię, przyprawił 

kobietę o dziwne dreszcze.

- Ponieważ jestem sławna i bogata, a każdy w Ashton szczyci się, że Keena Withman 

pochodzi z tego miasta - zakpiła z samej siebie.

Nicholasowi nie podobały się jej słowa. Nie chodzi mi o to, że byłaś małą panną Nikt z 

Ashton.

- Ważne, że wiesz kim jesteś teraz i znasz swoją wartość. A oprócz tego, jesteś piękną 

kobietą.

Gdyby na nią patrzył, zobaczyłby, jak bardzo jest zaskoczona. Keena była wdzięczna za 

ciemność,   która   nagle   zapanowała   w   samochodzie   i   dźwięk   klaksonu,   który   na   chwilę 

zainteresował Nicholasa.

- Cholerne korki - mruknął pod nosem.

Gdy spojrzał na Keenę ponownie, jego twarz miała dziwny wyraz.

- Z pewnością wielu mężczyzn mówiło ci, że jesteś piękna. Obawiam się, że słyszałaś tego 

typu pochlebstwa setki razy.

Omiótł wzrokiem jej zgrabną sylwetkę. W męskich oczach było tyle podziwu i aprobaty, 

że kobieta przestraszyła się nie na żarty. Nicholas nigdy przedtem nie zachowywał się w taki 

sposób.

- Dlaczego tak dziwnie na mnie patrzysz? - wyszeptała nieśmiało.

Zajrzał jej głęboko w oczy.

- Zastanawiam się, jakie to uczucie kochać się z tobą.

Poczuła mrowienie w stopach. Ciśnienie krwi nagle wzrosło. Była zupełnie oszołomiona.

Nicholas   zachichotał.   Keena   poczuła   irytację,   jednak   nie   miała   tyle   śmiałości,   by 

uzewnętrznić swoje uczucia.

- Mój Boże, a co to za reakcja - mruknął, rozpierając się wygodnie na siedzeniu i głośno 

wzdychając. - Chciałem tylko, żebyś zwróciła na mnie uwagę.

Spojrzała na niego.

- Osiągnąłeś swój cel i co dalej?

-   Wracaj   do   teraźniejszości.   Nie   cierpię   użalania   się   nad   sobą.   Mam   dość   własnych 

problemów, nie muszę się cofać do twojej  przeszłości, żeby mieć  ich jeszcze więcej. A jeśli 

chodzi o ten drugi temat, to poczekaj, aż wrócę z Paryża.

- O jakich problemach mówisz? Zacisnął usta.

- Maria.

background image

Maria   była   jego   kochanką.   Zanim   Nicholas   zapoznał   je   ze   sobą,   Keena   wielokrotnie 

czytała   o   ich   związku   w   kronikach   towarzyskich.   Nie   przejmowała   się   tym   jednak.   Był   1 

czterdziestoletnim,   zdrowym,   pełnym   wigoru   mężczyzną,   byłoby   więc   absurdem,   gdyby 

oczekiwała, że do końca życia pozostanie samotny. Pewnego wieczoru, gdy wybrała się z dopiero 

co poznanym młodym, wesołym brunetem do modnej restauracji, dostrzegła ich tańczących w 

przeciwnym   końcu   sali.   Byli   do   siebie   tak   blisko   przytuleni,   że   zrobiło   się   jej   bardzo 

nieprzyjemnie. Poprosiła swojego partnera, by natychmiast odwiózł ją do domu. Nienawidziła 

uczucia zazdrości, które od tamtej pory zaczęło panoszyć się w jej sercu. Robiła wszystko co w jej 

mocy, by ukryć, że dźwięk jej imienia wywołuje w niej agresję.

- Coś nie tak? - Starała się, by jej głos zabrzmiał naturalnie.

- Nie chce uwierzyć, że wszystko skończone - powiedział krótko. - Wydzwania do mnie 

dwa razy dziennie i płacze. Twierdzi, że nie potrafi żyć beze mnie. Beze mnie, mój Boże, ale za to 

z dwoma diamentowymi naszyjnikami, nowym porsche i gronostajowym futrem!

- Może naprawdę brakuje jej ciebie - zasugerowała, siląc się na obiektywizm. Za nic w 

świecie nie przyznałaby się, że poczuła dziwną ulgę.

- Brakuje jej rolls - roysa, kochanie, nie mnie. - Zaśmiał się ponuro.

- Skoro ktoś jest dobry w łóżku... - zaczęła, a jej policzki oblał krwawy rumieniec.

- Rolls czy ja?

- Myślę, że może brakować jej ciepła. - Uśmiechnęła się.

Dojrzała wesołość w jego ciemnych oczach.

- Wyobrażasz sobie, że byłem ciepły?

- Jak piec hutniczy - zażartowała. - Czy wyjeżdżając do Paryża chcesz uciec od Marii?

- To wcale nie jest śmieszne! - powiedział ponuro.

- Wcale nie uważam, że jest. Ale twoje życie prywatne - myślę o kobietach, jest jedną 

wielką przygodą. Moim zdaniem, powinieneś ponumerować swoje partnerki, bo w przeciwnym 

razie nigdy się ich nie doliczysz.

- Cieszę się, że cię to bawi - powiedział zimno.

- Przecież to ty zawsze dokuczasz mi na ten temat.

Zatrzymał na niej swe ciemne oczy.

- Ale ty nie masz życia prywatnego. Przynajmniej, jeżeli chodzi o przygody miłosne.

Zdziwiona podniosła brwi.

- Dlaczego jesteś taki pewien?

- Od dawna cię obserwuję, i to znacznie uważniej, niż przypuszczasz. Wiem, że długo nie 

miałaś nikogo.

- Może i ja powinnam wynająć prywatnego detektywa?

background image

- A co chciałabyś wiedzieć? - Uśmiechnął się złośliwie. - Wal śmiało. Odpowiem na każde 

pytanie.

Poważnie spojrzała na niego.

- Mam ochotę zadać ci pytanie bardzo osobiste. Jestem pewna, że zaczerwienisz się po 

czubki uszu.

- Nawet o tym nie marz, kochanie.

- Założę się, że miażdżysz je w łóżku.

Uniósł brwi w geście wyrażającym zdziwienie.

- Czy, twoim zdaniem, jest tylko jedna pozycja? - zapytał z niewinnym wyrazem twarzy.

Jej twarz oblała się krwawym rumieńcem. Nicholas siedział obok i obserwował ją, śmiejąc 

się cicho, jak gdyby jej zmieszanie budziło w nim radość.

-   Zamiast   do   teatru,   powinienem   zabierać   cię   na   pogadanki   dotyczące   przeszkolenia 

seksualnego. Mam wraże nie, że masz bardzo mało wiadomości na ten temat.

Otworzyła  usta,  by wyrazić  swoje  oburzenie,  ale  delikatnie  podniósł  do ust  jej dłoń  i 

pocałował końce palców. Nie oczekiwała takiego zachowania ze strony mężczyzny. Serce zaczęło 

głucho walić w piersi. Patrzył jej prosto w oczy, przysuwając się bliżej i nie wypuszczając ręki.

Dotknął dłonią Keeny własnego policzka, przez cały czas przyglądając się jej, jakby była 

niezwykle cennym, rzadkim okazem.

- Zwykle  podpieram się na łokciach - szepnął pieszczotliwym  głosem, przyciągając ją 

jeszcze bliżej do siebie. - Żadna z moich partnerek nigdy nie narzekała. Chcesz, żebym ci to 

udowodnił?

Miała wrażenie, że już nigdy nie uda się jej złapać oddechu. Całym ciałem targały dziwne 

dreszcze. Patrzyła na niego i nie miała dość siły, by odwrócić wzrok. Odczuwała leż niepokojący 

strach.

- Ty mały tchórzu. - Zajrzał jej głęboko w oczy, które wyrażały przerażenie ściganego 

zwierzęcia. - Naprawdę tak bardzo się mnie boisz?

Chrząknęła.

- Jestem głodna - skłamała.

- Mnie?

Wyrwała rękę z jego uścisku i spuściła oczy. Obserwowała teraz Nicholasa kątem oka, 

rzucając   krótkie,   nerwowe   spojrzenia   w   jego   stronę.   W   tej   chwili   tak   bardzo   przypominała 

osaczone zwierzątko.

- Nie wygłupiaj się - zachichotał. - Myślisz, że mam zamiar kochać się z tobą na oczach 

Jimsona?

- Jimson robi wszystko, by nie spoglądać w lusterko - powiedziała drżącym głosem. - A to, 

background image

co tu opowiadasz, wcale nie wydaje mi się zabawne.

- Nic na to nie poradzę. Wyglądasz tak słodko, kiedy się złościsz. - Delikatnie dotknął 

ustami jej czoła. - Czy przez te wszystkie lata choć raz zastanowiłaś się, jakim mógłbym być 

kochankiem?

Pochyliła głowę.

- Tak - odparła po długiej chwili milczenia, gdyż po prostu nie potrafiła go okłamywać.

- No i co? - nalegał. - O czym pomyślałaś?

Spojrzała na niego z nieznaną dotąd nieśmiałością.

- Że jesteś ciężki.

Zaśmiał się cicho. - I co jeszcze? Wzruszyła ramionami.

- Czuły - szepnęła, a ich oczy spotkały się. - Cierpliwy. Może trochę brutalny.

- A nie wymagający? - zapytał cicho.

- A jesteś? - Wyrwało się Keenie.

- To zależy od kobiety. Potrafię być cierpliwy. I czuły, kiedy chcę taki być.

- A jaka... jaka powinna być twoja partnerka?

Skupił na niej wzrok, jego oczy pociemniały, a twarz zmieniła się pod wpływem emocji, 

które  opanowały to  potężne  ciało. Keena  czuła,  że  coś ich  łączy,  jakaś  dziwna  nić,  uczucie, 

którego nigdy przedtem nie miała okazji doświadczyć.

- „Palace”, proszę pana - przyjemny głos Jimsona przerwał ich milczącą konwersację, gdy 

zatrzymali się przed drzwiami ekskluzywnej restauracji.

Keena odetchnęła z ulgą, zastanawiając się, co skusiło ją, by zadać tak intymne pytanie.

„Przechodzę chyba trudny wiek” - pomyślała, czekając aż okrąży samochód i otworzy jej 

drzwi.

-   Uważam,   że   powinniśmy   poważnie   porozmawiać   po   moim   powrocie   z   Paryża   - 

powiedział, kiedy wchodzili do środka. - Mam wrażenie, że nam obojgu przyniesie to ogromne 

korzyści.

- Zapewne chcesz, żebym zaprojektowała ci nową garderobę! - wykrzyknęła z udanym 

entuzjazmem. - Coś na czasie, ale eleganckiego zarazem. Musisz przecież wyglądać odpowiednio, 

skoro jeździsz takim samochodem. Szczerze mówiąc, nie wiem, czy podołam, ale...

- Idź w cholerę! - wybuchnął głośnym śmiechem. - Chodźmy coś zjeść, zanim naprawdę 

się do ciebie dobiorę.

Niemożliwością było nie zauważyć, że podczas wykwintnego posiłku, na który składał się 

homar,   maślane   bułki,   sałatka   i   drogie   czerwone   wino,   znacznie   większą   uwagę   Nicholasa 

przykuwała osoba Keeny niż jedzenie.

Zastygła z uniesionym do ust widelcem i spojrzała na niego.

background image

-   Dlaczego   tak   mi   się   przyglądasz?   -   zapytała,   śmiejąc   się   sztucznie.   -   Boisz   się,   że 

ucieknę, ze srebrnymi sztućcami w torebce?

-   Przypominasz   mi   złośliwego   chochlika.   Złośliwa   twarz,   złośliwe,   nieco   skośne   w 

kącikach oczy, tylko te idealnie wykrojone usta trochę mi nie pasują. Dlaczego dopiero teraz to 

zauważyłem?

- Mam dwadzieścia siedem lat i już dawno wyrosłam ze słuchania bajek.

- Dwadzieścia siedem - powtórzył cicho. - Delikatnie dajesz mi do zrozumienia, że jestem 

dwa razy starszy od ciebie.

- Nic nie poradzę, że jesteś taki stary. Wkraczasz w tak zwane złote lata, kiedy kości 

zaczynają trzeszczeć i psuje się wzrok.

- Zamknij się, do cholery! - niemal krzyknął, ale zaraz zapanował nad sobą.

Keena, nie spodziewając się takiej reakcji, zamilkła natychmiast. Bardzo często dokuczała 

Nicholasowi na temat jego wieku. Zawsze się z tego śmiał. Po raz pierwszy uniósł się w jej 

towarzystwie, po raz pierwszy nie podobały się mu jej żarty. Nie miała pojęcia, co się stało. Nie 

chciała doprowadzić go do takiego stanu.

- Nicholas, przecież tylko droczyłam się z tobą - powiedziała miękko.

Jej słowa nie uspokoiły go ani trochę. Podniósł do ust kieliszek wina i jednym haustem 

opróżnił jego zawartość.

- Nicholas, proszę - wyszeptała - nie bądź na mnie zły.

Powoli odstawił kieliszek na blat stolika i spojrzał jej prosto w oczy.

- Mam czterdzieści lat, a nie osiemdziesiąt i wszystkie części mojego ciała są sprawne. 

Jeśli mi nie wierzysz, zapytaj Marię - dodał jadowicie.

Przygryzła   dolną   wargę.   Nie   miała   najmniejszego   zamiaru   go   drażnić.   Zareagował   w 

sposób,   jakiego   zupełnie   nie   oczekiwała.   Ze   zdziwieniem   zdała   sobie   sprawę,   że   jej   oczy 

wypełniają się łzami. Nie płakała już od łat, a teraz łzy spływały jej po policzkach.

Osuszyła   serwetką   oczy   i   omijając   spojrzenie   mężczyzny,   powiedziała   zmienionym 

głosem:

- Jeśli nie masz nic przeciwko temu, to chciałabym już iść. Jestem zmęczona, a jutro czeka 

mnie ciężki dzień.

- Chcesz deser?

Popatrzyła na niego odważnie, ale czuła, że trzęsie się jej podbródek.

- Pod warunkiem, że znajdzie się on na twojej głowie.

Keena   intuicyjnie   wyczuwała,   że   rozbawienie   Nicholasa   walczy   ze   złością.   Szybko 

zapanował nad sobą i rzucił krótko:

- W takim razie chodźmy.

background image

Czekała   przed   restauracją   w   czasie,   gdy   Nicholas   regulował   rachunek.   Starała   się 

zapanować nad targającymi serce emocjami. Zadarła dumnie głowę; za żadne skarby nie chciała 

pokazać Nicholasowi, jak bardzo zabolała ją ta sprzeczka.

- Uważaj, żebyś nie nadwyrężyła szyi.

- Zajmij się lepiej swoim poczuciem humoru. Mam wrażenie, że już zostało nadwyrężone - 

odparowała natychmiast - Jeżeli chcesz się dalej droczyć, to może lepiej będzie, jeżeli wezmę 

taksówkę. Ja osobiście mam już dosyć.

-   Przestań   już   -   powiedział,   gdy   podeszli   do   samochodu,   i   skinął   Jimsonowi   głową. 

Kierowca usiadł za kierownicą i zapuścił silnik, a Nicholas otworzył przed Keena drzwi.

- To nie ja zaczynałam. - Odsunęła się w najdalszy kąt samochodu, robiąc wszystko, by 

nawet go nie dotknąć.

- Przestań się wreszcie dąsać.

- Odczep się! Będę się dąsać, jeżeli będę miała na to ochotę. A ty, jeśli szukasz partnerki, 

to lepiej zwróć się do Marii. Nie mam zamiaru zwabić cię do łóżka i zmuszać, abyś tam został, 

gdy już się mną znudzisz.

- Gdybym znalazł się w twoim łóżku, nie miałabyś pojęcia, co ze mną robić.

Chciała odpowiedzieć mu coś równie nieprzyjemnego, ale była zbyt zmęczona, by podjąć 

ten wysiłek. Ten dzień <xl samego początku był okropny, a z każdą chwilą stawał się coraz 

gorszy. Jej jedyny przyjaciel był na nią wściekły, a ona miała ochotę wyć.

Jechali w milczeniu, aż wreszcie samochód zatrzymał się przed domem Kenny. Kobieta 

miała   zamiar  otworzyć  drzwi,  ale   silna  ręka   Nicholasa   uchwyciła   jej   dłoń,  zanim  zdążyła  to 

zrobić.

-   Nie   w   ten   sposób   -   powiedział.   -   Nie   będę   mógł   wyjechać   do   Europy,   wiedząc   że 

zostawiam cię w takim stanie.

-   Dlaczego   nie?   -   zapytała,   nie   patrząc   na   niego.   -   Nie   raz   byłeś   stroną   w   bardziej 

nieprzyjemnych sytuacjach, a polem śmiałeś się z tego w głos.

- Ale to nie byłaś ty - odparł cicho. - Wtedy nie chodziło o ciebie.

Ton jego głosu, bardziej niż słowa, wpłynął na nią uspokajająco. Powoli odwróciła głowę i 

spojrzała na niego. Był bliżej niż przypuszczała. Ciemne oczy znajdowały się tylko o cal od jej 

twarzy; czuła ciepło jego oddechu. Po jej ciele zaczęły przebiegać delikatne dreszcze.

- Wcale nie uważam, że jesteś stary - szepnęła niespokojnie. Jeszcze nigdy nie znajdowała 

się pod tak ogromnym wpływem tego mężczyzny. - Nigdy nie zwracałam uwagi na różnicę wieku. 

Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Denerwowało ją badawcze spojrzenie Nicholasa.

- Jeżeli chodzi o moją wagę, pieniądze czy temperament, możesz dokuczać mi do woli, ale 

zostaw w spokoju mój wiek.

background image

Z trudem przełknęła ślinę.

- Dobrze, Nicholas. - Wyrwała rękę z jego dłoni, jakby ją parzyła.

- Skontaktuję się z tobą po powrocie. Nie będzie mnie około dwóch tygodni. Tyle zajmie 

mi załatwienie wszystkich spraw, więc nie spodziewaj się mnie przed piętnastym lutego.

Dwa   tygodnie   bez   niego.   Wiedziała,   że   bez   Nicholasa   zima   będzie   wlokła   się   w 

nieskończoność. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak puste będzie życie, gdy wyjedzie najlepszy 

przyjaciel, gdy nie będzie jego nieoczekiwanych wizyt i telefonów. Przecież nieraz nie było go w 

mieście j przez długi czas i nigdy nie przejmowała się tym. Lecz nagle zaczęło ją to bardzo 

obchodzić. Spojrzała na mężczyznę, a jej oczy wyrażały nie znane mu dotąd uczucia.

- Wyglądasz jakoś dziwnie - powiedział.

- Od bardzo dawna się nie kłóciliśmy. W zasadzie to chyba nigdy tego nie robiliśmy. - 

Keena była wyraźnie zakłopotana.

- Być może dzięki temu poznaliśmy się jeszcze lepiej - I powiedział cicho i spojrzał jej 

prosto w oczy.

- Poznaliśmy się? - szepnęła.

Jego oddech był krótki i urywany. Spoglądał na jej miękkie usta tak intensywnie, że serce 

Keeny zaczęło  tłuc   się  w   piersi  jak  oszalałe.  Niemal   czuła  jego  pocałunek,  rozchyliła  usta  i 

przymknęła oczy pod wpływem palącego spojrzenia Nicholasa.

Wiesz, mam wrażenie, że czuję dotyk twoich ust szepnął aksamitnym głosem. - Twoje usta 

drżą, wyczuwam kształt twoich piersi.

- Nicholas! - krzyknęła, z trudem łapiąc oddech. Nie wiedziała czy jest oburzona, czy 

zawstydzona jego słowami.

Gdyby Jimson nie siedział na przednim siedzeniu i nie udawał, że nie patrzy w lusterko, 

nie przekonywałbym  cię 0 tym  słowami - powiedział ochrypłym  głosem. - Rzuciłbym  cię na 

siedzenie i nauczył rzeczy, których twoje ciało nigdy nie doznało. Nigdy nie marzyłaś o takich 

odczuciach. Wiem, że tego chcesz - spojrzał na nią wzrokiem, od którego zrobiło się jej słabo. - 

Chcesz tego, prawda?

Drżała na całym ciele. Patrzyła na niego rozszerzonymi oczami. Nienawidziła siebie za 

własne reakcje, nienawidziła Nicholasa za to, że je wywołał.

Jesteś moim przyjacielem - powiedziała zdławionym głosem.

- Będę twoim kochankiem. Pomyśl o tym, gdy mnie nie będzie.

Szybko   wysiadła   z   samochodu   i   niemal   pobiegła   do   drzwi   swojego   domu.   Nicholas 

obserwował ją z rozbawieniem. Jego oczy błyszczały triumfalnie. Wiedział, jak na nią działa. Miał 

zbyt dużo doświadczenia, żeby się tego nie domyślać.

- Może nie będzie mnie tutaj, gdy wrócisz! - krzyknęła, wykorzystując ostatnią szansę, 

background image

która pozwoliłaby jej zachować szacunek do siebie.

- Będziesz! - Powiedziawszy to, zamknął drzwi.

-   Będziesz   szczęśliwy   -   mruknęła   pod   nosem,   kiedy   elegancki   rolls   rozpłynął   się   w 

ciemnościach nocy.

Wtedy jeszcze nie wiedziała, że te słowa były prorocze. Następnego ranka zadzwonił do 

Keeny lekarz jej ojca. Dowiedziała się, że jej jedynego krewnego znaleziono martwego w łóżku. 

Ojciec odszedł.

Przygotowania do pogrzebu i sam jego przebieg spowodowały, że straciła wiele nerwów. 

Była szczęśliwa, kiedy ta smutna ceremonia dobiegła końca. Kilku najbliższych przyjaciół ojca 

zaprosiła do domu na skromny poczęstunek.

Potem, ze smutnym uśmiechem, przeglądała znalezione w biurku ojca dokumenty. Miała 

wrażenie, że starszy pan spodziewał się śmierci, gdyż wszystko było  zostawione w idealnym 

porządku.

Wstała   od   biurka   i   podeszła   do   okna.   Ojciec   nigdy   nie   chciał   przyjąć   od   niej   żadnej 

pomocy finansowej. On i jego córka znaczyli dla siebie bardzo wiele, ale ojciec, podobnie jak 

Keena,   przede   wszystkim   cenił   sobie   całkowitą   niezależność.   Potrafił   sam   zarobić   na   swoje 

utrzymanie, a do szczęścia nie potrzebował zbyt wiele. Mimo to, bardzo cieszył go sukces córki i 

często powtarzał Keenie, jak bardzo jest z niej dumny.

Wyjrzała przez okno i zobaczyła wąską drogę prowadzącą do miasteczka. Ilu przyjaciół z 

lat szkolnych poznałoby ją teraz? Jako podlotek była nerwową, bardzo nieśmiałą 1 dziewczyną. 

Była chuda i niezgrabna, a ubrania zawsze wisiały na niej. Rówieśnicy naśmiewali się z Keeny i 

robili złośliwe uwagi na temat jej sposobu ubierania się. Uważali, że porusza się jak pelikan. 

Nigdy nie lubiła tego miasteczka, i tak jak wróbel ucieka przed jastrzębiem, tak ona starała się 

uciec przed kolegami i koleżankami ze szkolnej ławy.

Alan Whitman przeprowadził się do Ashton z Miami, mając zamiar otworzyć swój własny 

interes.   Jednak  ciężka   choroba   nie   pozwoliła   mu   na  to   przedsięwzięcie.   Co  więcej,   znacznie 

uszczupliła jego majątek. Pamiętając, że ma na utrzymaniu córkę, zatrudnił się w tamtejszym 

zakładzie odzieżowym. Nie zarabiał dużo, a musiał spłacać raty za dom i samochód. Rachunki, 

które wystawiali lekarze, z czasem opiewały na coraz wyższe sumy. Wreszcie zrozpaczony ojciec 

zdał sobie sprawę, że już nigdy nie uda mu się otworzyć własnego interesu.

Przez długi czas uczył się żyć z tą świadomością i wiele dni upłynęło, zanim w ich małym 

domku   ponownie   zabrzmiał   śmiech.   Czasami   przychodziły   mu   do   głowy   różne   pomysły 

dotyczące dawnych marzeń, ale szybko dochodził do wniosku, że są absurdalne.

Keena westchnęła ciężko, myśląc o tym, jak gorzka może być ironia losu. Jej ojciec do 

końca życia pozostał biednym krawcem, a ona sama zaszła tak daleko. Teraz mogła kupować 

background image

sobie najdroższe jeansy i jedwabne bluzki. Stać ją było na prawdziwe klejnoty. Uśmiechnęła się 

na wspomnienie marzeń o naszyjniku ze sztucznych pereł.

Ileż to czasu upłynęło od ukradkowych spotkań w lesie z pierwszym mężczyzną jej życia. 

Słodycz   pierwszych   pocałunków   zaprowadziła   naiwną   dziewczynę   do   mieszkania   jednego   z 

kolegów   Jamesa.   Wysoki,   ciemnowłosy,   niebieskooki   James   Harris,   był   duszą   ich   szkolnego 

towarzystwa. Keena była świadoma, że bardzo trudno jej będzie utrzymać  przy sobie takiego 

chłopaka. Jednak serce nie sługa i uczucia zwyciężyły podszepty rozumu. W żaden sposób nie 

była w stanie zainteresować się kim innym.

Dlaczego wtedy nie potrafiła zdać sobie sprawy, że James nigdy nie miał najmniejszego 

zamiaru jej poślubić? Była tak bardzo zaślepiona własnym uczuciem, że nie widziała nawet tego, 

że chłopak stara się ukrywać przed wszystkimi ich randki. Nigdy nie chciał przyjść do jej domu, 

rzadko   spotykali   się,   a   już   pod   żadnym   pozorem   nie   chciał   pokazać   się   z   nią   w   miejscu 

publicznym.   Większość   czasu   spędzali   w   ustronnym   miejscu,   na   tylnym   siedzeniu   jego 

samochodu.

Pewnego   wieczora   ich   pocałunki   były   dużo   bardziej   namiętne   niż   zazwyczaj   i   James 

zasugerował, by poszli do mieszkania jego przyjaciela i zjedli coś, zanim odwiezie ją do domu. 

Oboje dobrze wiedzieli, w jakim celu tam jadą. Byli świadomi, że nie ma to nic wspólnego z 

jedzeniem. Moda, naiwna Keena, zaślepiona pierwszym uczuciem, ufała mu bez granic.

Myślała,   że   wszystko   będzie   tak,   jak   w   romansach,   w   których   się   rozczytywała. 

Oczekiwała czułości i delikatności. Tymczasem James, mimo że był doświadczonym kochankiem, 

pragnął zaspokoić tylko własne pożądanie. Nie trudził się nawet, by poznać jej młode, nie tknięte 

jeszcze ciało. Był szybki i oszczędny w słowach i gestach.

- Ubieraj się szybko - powiedział, gdy osiągnął już swój cel.

Keena była zmieszana i sfrustrowana, a przede wszystkim zawstydzona tym, że tak szybko 

mu uległa. Nawet nie patrzył, kiedy się ubierała.

-  Pospiesz   się!  -   rzucił   jej   krótko   przez   ramię.   -  Za   chwilę   może   się   tu   zjawić   Jack. 

Udostępnił mi mieszkanie tylko na godzinę.

Ubierała   się   w   pośpiechu,   łzy   płynęły   jej   po   policzkach,   a   ciałem   targały   nerwowe 

dreszcze. Oczekiwała, że powie jej coś miłego, ale z jego ust nie padło ani jedno czułe słówko, 

którymi zwykle raczą się kochankowie.

Odwiózł ją w pobliże domu i wysadził w odludnym miejscu.

- Przykro  mi, że wszystko  musiało odbyć się tak szybko  - powiedział na pożegnanie, 

uśmiechając się sztucznie. - Następnym razem będzie lepiej. Postaram się znaleźć inne miejsce.

Drżącym z rozczarowania głosem poinformowała go, że nie będzie następnego razu.

- A czego ty, dziewczyno, oczekiwałaś? Bukietów róż i fajerwerków? Myślałem, że ci na 

background image

mnie zależy.

- Zależy mi - wyszeptała.

Nie mam zamiaru tolerować twoich fochów, Keeno. W miasteczku jest wiele dziewcząt 

czekających na moje skinienie. - Powiedziawszy to, odjechał.

Przez kilka następnych tygodni Keena zupełnie nie mogła dojść do siebie. Odetchnęła 

dopiero wtedy, kiedy upewniła się, że nie jest w ciąży. Jednak jej miłość do Jamesa nie zmalała. 

Wyczekiwała na jego odwiedziny, drżała na każdy dźwięk telefonu, ale on nawet nie próbował 

skontaktować się z nią. Zdesperowana przyjęła zaproszenie brata Jamesa, Larrego, na przyjęcie, 

które miało się odbyć w ich domu. Miała nadzieję, że tam go zobaczy, a może nawet z nim 

porozmawia. Przecież mieli zamiar się pobrać. James wspominał o zaręczynach. Może chciał jej 

tylko dać trochę czasu do namysłu. Z pewnością dlatego właśnie nie dzwonił od tak dawna, a 

wszystkie pogłoski o Jamesie i Cherrie były po prostu zwykłymi plotkami. Cóż z tego, że Cherrie 

była córką miejscowego adwokata? Cóż z tego, że była prześliczną blondynką? Tak naprawdę 

Jamesowi zależało tylko na Keenie.

Przyjęła zaproszenie Larrego, zastanawiając się, czy chłopak zdaje sobie sprawę z uczucia, 

jakie   ona   żywi   do   jego   brata.   Zaskoczył   ją   bolesny   wyraz   jego   oczu,   kiedy   uparła   się,   by 

porozmawiać z Jamesem.

Ubrała   się   w   sukienkę   z   białej   krepy,   którą   własnoręcznie   uszyła.   Materiał   kupiła   za 

zarobione podczas wakacji pieniądze za pracę w sklepie. Już wtedy miała wspaniałe wyrzucie 

smaku i sukienka wyglądała naprawdę wystrzałowo, nawet na córce biednego krawca.

Jednak   kiedy   pojawiła   się   na   przyjęciu   u   boku   Larrego,   James   zaszczycił   ją   tylko 

przelotnym spojrzeniem. Nie przywitał się z nią, ani nie poprosił do tańca. Podobnie zachowali się 

jego rodzice, jeśli nie liczyć chłodnych uśmiechów i nieznacznego skinięcia głowy.

Stała w pobliżu i dokładnie słyszała rozmowę Larrego i Jamesa.

- Czyż Keena nie wygląda dzisiaj jak marzenie? - zapytał Larry.

- Nie zauważyłem. Dlaczego, do diabła, przywlokłeś ją tutaj? Nasza matka może litować 

się nad robotnikami, ale z pewnością nie jest zadowolona, że jej syn spotyka się z córką jednego z 

nich. - James zaśmiał się.

- Ale ojciec Keeny jest bardzo miły - bronił się Larry.

- Mój Boże, może to i prawda, ale za to jest ponury jak zimowy dzień. A jego koścista 

córka jest podobna do niego jak dwie krople wody. Jest głupia i płaska jak deska. Uwierz mi, 

kochać się z taką... to zupełnie jak z facetem.

Doskonale wiedziała, że Larry przeżył ogromny szok.

- Spałeś z nią? - zapytał, z trudem łapiąc oddech.

Keena z płaczem wybiegła z przyjęcia. Piechotą dowlokła się do domu i choć było już 

background image

ciemno, ani przez chwilę nie pomyślała o niebezpieczeństwie. Po głowie telepały się jej słowa 

Jamesa. Właściwie powinna być mu wdzięczna. Częściowo dzięki niemu odniosła sukces. Wtedy 

zdecydowała, że nie może dłużej zostać w tym miejscu. Wyjechała, kontynuowała naukę, nigdy 

jednak nie zapomniała owej tragicznej nocy. Wiele by teraz dała, żeby udowodnić wszystkim 

dawnym znajomym, że jest kimś więcej, niż tylko córką biednego krawca.

Usłyszała ciche trzaśniecie drzwi. Weszła Mandy, drobna, niewysoka kobieta, o ciemnych 

włosach i błyszczących oczach.

- Przyniosłam ci trochę kawy. - Postawiła tacę na niskim stoliku. Obok dzbanka z kawą 

stał talerzyk z ciasteczkami orzechowymi. - Keeno, przecież musisz coś zjeść.

Kobieta skrzywiła się.

- Nie chcę jeść, ale dziękuję za kawę.

- Jeżeli nadal będziesz pościć, włożę ci odważniki do kieszeni, żeby nie porwał cię wiatr - 

ostrzegła pokojówka.

- Po co mnie tu trzymasz, skoro nie pozwalasz mi gotować.

- Ten dom jest taki opustoszały i zaniedbany. - Keena zmieniła temat.

Rozejrzała   się   wokoło.   Dom   faktycznie   był   niemal   ruiną,   Zanim   kupił   go   jej   ojciec, 

prezentował się wspaniale. Uchodził za piękną rezydencję. Nikt się o niego nie troszczył, nie 

inwestował pieniędzy, dlatego teraz był w tak opłakanym stanie. Jeżeli teraz Keena nie zajmie się 

tym, wkrótce z domu pozostaną tylko ruiny.

- Skontaktowałaś się już z robotnikami? - zapytała Keena, mieszając kawę łyżeczką.

- Tak. - Twarz Mandy nie wyrażała aprobaty dla poczynań pracodawczyni. - Posłuchaj, 

wiem że to nie mój interes, ale dlaczego chcesz wpakować taką ogromną sumę pieniędzy w tę 

chałupę?

Keena odstawiła filiżankę i usiadła na sofie.

Muszę także odnowić meble. Spróbuj znaleźć dobrego tapicera.

- Jak długo masz zamiar tu pozostać? - zapytała zaciekawiona Mandy.

Kilka tygodni. - Kobieta roześmiała się, widząc szok malujący się w oczach pokojówki. - 

Potrzebna mi jest przerwa. Mogę równie dobrze wykonywać swoją pracę lulaj. Będę w kontakcie 

z Ann, da mi znać, jeżeli będzie niezbędna moja pomoc. Odpocznę trochę i zajmę się tym domem.

- Mam nadzieję, że wiesz, co robisz - westchnęła Mandy. To taki rodzaj gry - wyjaśniła 

Keena uśmiechając się.

- Czy Nicholas także będzie w to grał?

Keena spojrzała na nią. Nie chciała teraz myśleć o tym mężczyźnie.

- On jest moim przyjacielem. Tylko dlatego spotykamy się czasami.

- Dwa, trzy razy w tygodniu. On opiekuje się tobą jak matka.

background image

Keena poruszyła się niespokojnie.

- Nick jest dla mnie jak brat Czuje się za mnie odpowiedzialny.

- Ładny mi brat. Szkoda, że nie zauważyłaś, jak patrzył na ciebie podczas gwiazdkowego 

przyjęcia. Nie dopuszczał do ciebie żadnego mężczyzny.  Cały czas kręci się w pobliżu, moja 

panno Niezależna. Jestem pewna, że Nicholas nie pozwoli ci spędzić tych kilku tygodni z dala od 

siebie.

- A co on może zrobić?! Zabrać mnie siłą do domu?!

- Zobaczysz, że coś wymyśli.

- Mandy, dlaczego zawsze martwisz się za mnie?

Pokojówka uśmiechnęła się szeroko.

- Mogłabym być twoją matką. Zobacz, jakie mam siwe włosy.

Keena roześmiała się i spojrzała na włosy Mandy gęsto poprzetykane nitkami siwizny.

- Nie są znowu takie siwe.

- Masz zamiar spotkać się z tym Harrisem? - Pokojówka nagle zmrużyła oczy.

Keena starała się ominąć jej wzrok.

- Może.

- Wygląda na niezłego gagatka. Nie radzę ci się z nim zbytnio spoufalać. - Wytarła ręce o 

fartuszek.   -   Wiedz   o   tym,   że   wspomnienia   są   niebezpieczne.   Zawsze   wydają   się   lepsze   niż 

teraźniejszość.

- Dlatego właśnie tu wróciłam. Chcę stanąć z nimi twarzą w twarz. - Podniosła się. - Nie 

rozmawiajmy więcej na ten temat. - Uśmiechnęła się ciepło. - Mam ochotę na przejażdżkę konną.

- Mówiłaś mi kiedyś, że wasza posiadłość graniczy z ziemią Harrisów.

- To prawda. Kiedyś wydawałam wszystkie swoje oszczędności na wypożyczenie konia. 

Czasami   udawało   mi   się   spotkać   w   lesie   Jamesa   Harrisa.   Może   i   dzisiaj   będę   miała   trochę 

szczęścia.

* * *

W   lesie   było   dość   zimno   i   Keena   była   zadowolona,   że   Ubrała   bryczesy   i   botki.   Na 

jedwabną bluzkę założyła  kaszmirowy sweter i tweedową kurtkę, a na ręce miękkie skórzane 

rękawiczki.

Jako dziewczyna nigdy nie mogła pozwolić sobie na tego typu ubrania i była dziwnie 

poruszona, że mogła robić to teraz. Wróciła pamięcią do dni, kiedy odbywała przejażdżkę z Jenny, 

siostrą Jamesa. Wtedy zawsze miała na sobie stare jeansy i zniszczoną kurtkę, a Jenny naśmiewała 

się z niej. Zatrzymała się nad małym strumyczkiem. Zamknęła oczy, rozkoszując się ciszą lasu. 

Wsłuchała się w melodyjny plusk wody i wystawiła twarz na delikatny powiew wiatru. Otworzyła 

oczy w momencie, gdy na horyzoncie pojawił się jeździec. Duży, czarny koń niósł na grzbiecie 

background image

przystojnego mężczyznę o ciemnych włosach, niebieskich oczach i ponurym wyrazie twarzy. Na 

sweter z wielbłądziej wełny nałożoną miał tweedową kurtkę. W dłoni o długich palcach trzymał 

zapalonego papierosa.

- Znajduje się pani na cudzym gruncie - odezwał się mężczyzna. - To jest teren prywatny.

Podniosła  brwi,  ignorując  głuche  dudnienie  swojego  serca,   które  przypomniało   jej,   co 

łączyło ją z tym człowiekiem dobre dziesięć lat temu.

- Jeśli chodzi o ścisłość, to linia graniczna jest dwa kroki za panem - odparła chłodno. - 

Zleciłam ponowne pomiary tej posiadłości kilka dni temu i wyznaczono nowe granice.

Zmrużonymi oczyma przyglądał się jej zgrabnej sylwetce.

- Keena? - zapytał głosem, który świadczył, że to spotkanie wydaje się mu niewiarygodne.

Zatrzymał wzrok na twarzy kobiety, a potem patrzył w jej zielone oczy. Pozwoliła sobie na 

uśmiech.

- Tak mam na imię.

- Mój Boże, ależ się zmieniłaś. - Uśmiechnął się nieznacznie. - Ale widzę, że nadal nosisz 

na co dzień swoją najlepszą biżuterię. Cieszę się, że przynajmniej coś pozostało z dawnej Keeny.

Miała zamiar uderzyć go batem. Z pewnością dawna Keena zrobiłaby to, ale obecna użyła 

wszystkich sił, by się | opanować.

- Mylisz się, nic już nie pozostało z moich starych przyzwyczajeń - odparła, uśmiechając 

się gorzko.

-   Naprawdę   -   mruknął   -   przykro   mi   z   powodu   śmierci   twojego   ojca.   Był   dobrym 

pracownikiem.   Z   pewnością   otrzymasz   po   nim   niezłą   rentę.   Możesz   załatwić   to   osobiście   w 

biurze, jeśli masz ochotę. Dostałaś kwiaty, które wysłaliśmy?

- Były bardzo ładne. Dziękuję.

- Nadal mieszkasz w Atlancie? - zapytał uprzejmie.

- Nie, w Nowym Jorku.

Skrzywił się.

- Paskudne miejsce. Strasznie zanieczyszczone. Osobiście wolę Ashton.

Przyglądała   się   mężczyźnie,   porównując   wspomnienia   z   rzeczywistością.   Zmienił   się, 

wyglądał dużo starzej, mniej imponująco, mniej arystokratycznie.

- Jak się ma Jenny? - zapytała cicho. - Dobrze, dziękuję. Mieszka z mężem i synem w 

Greenville. Larry też się ożenił. Mieszka w Charlestonie. - Słyszałam, że ty i Cherrie pobraliście 

się. Opuścił głowę.

- Rozeszliśmy się dwa lata temu. Wzruszyła ramionami.

- Zdarza się. Spojrzał na nią ponownie, a jego oczy wyrażały zamyślenie.

- Nie mogę się nadziwić, że jesteś taka zmieniona. Wyglądasz zupełnie inaczej. - Jestem 

background image

starsza.

- Wyszłaś za mąż? - zapytał,  nie starając się ukryć  ciekawości. Potrząsnęła przecząco 

głową. - Robię karierę zawodową.

- W tekstyliach? - zapytał z nieznacznym uśmiechem na wsiach. Zamilkła na chwilę.

- Można tak powiedzieć. Zaśmiał się krótko. - Szyjesz, jak przypuszczam.

- To też. - Poklepała konia po karku. - Muszę już wracać. Miło było  cię zobaczyć.  - 

Uśmiechnęła się sztucznie. Wpadnę do ciebie, zanim wyjedziesz do Nowego Jorku - powiedział 

nieoczekiwanie.

Rozciągnęła usta w jednym ze swoich najładniejszych uśmiechów.

- Będzie mi bardzo miło. Ale nie musisz się spieszyć. Zostanę tu przez kilka tygodni. 

Podniósł brwi w geście zdziwienia. - A co z twoją pracą? Nie stracisz jej przez to?

- Mam wspaniałego, wyrozumiałego szefa. Do zobaczenia.

Gdy rozmyślała o tym spotkaniu, uśmiechnęła się sama do siebie. Pewnego dnia doszła do 

wniosku, że w Ashton przydałoby się prawdziwe przyjęcie. Przyjęcie na styl nowojorski, z pełną 

galą. Wtedy pokazałaby wszystkim dawnym znajomym, jak bardzo zmieniła się koścista córka 

biednego krawca. Z pewnością poprawiłoby to jej zły nastrój. Ale najpierw trzeba odnowić dom.

- Chwytasz się wszystkiego naraz - narzekała pewnego ranka Mandy, wskazując na dwóch 

robotników naprawiających sufit w kuchni. - Może mi poradzisz, w jaki sposób mam tu gotować.

- Zrób dwa półmiski kanapek - Kenna roześmiała się. - Może będą pracować szybciej, 

kiedy ich nakarmimy. Nie zapomnij o kawie.

- Ty tu jesteś szefem - westchnęła Mandy i kręcąc głową podeszła do kredensu.

- Hallo! Proszę pani! Ktoś przyszedł! - zawołał jeden z kręcących się po domu elektryków.

Kenna miała na sobie obcisłe dżinsy i jasnoniebieską trykotową bluzeczkę, co sprawiało, 

że   wyglądała   dużo   młodziej   niż   zazwyczaj.   Co   więcej,   czuła   się   dużo   młodziej,   bardziej 

zrelaksowana, bardziej kobieco.

- Hej, chłopaki! Ten gość przyjechał rolls - royce'em! - zawołał zdziwiony ślusarz.

Keena zamarła z ręką na klamce. To nie mógł być James o Harris, chociaż to jego właśnie 

oczekiwała. Wprawdzie Harrisowie mieli dużo pieniędzy, ale z pewnością nie było ich stać na 

kupno rolls - royce'a. Znała tylko jednego człowieka, który był właścicielem takiego samochodu. 

Mimo przepowiedni Mandy, nie marzyła nawet, że pojawi się w Ashton.

Nacisnęła   klamkę   i   otworzyła   szeroko   drzwi.   Na   progu   stał   potężny   niczym   zapaśnik 

mężczyzna, a jego ciemne oczy wpatrywały się w Keenę.

- A więc tutaj jesteś - burknął, a jego głos przypomniał kobiecie o ich ostatnim spotkaniu. - 

Straciłem cholernie dużo czasu, żeby cię odnaleźć. Pani Barnes powiedziała, że dzwoniłaś do 

mnie i dowiadywałaś się, czy już wróciłem. Poinformowałaś ją tylko, że wyjeżdżasz do domu, do 

background image

Georgii.

- A ty nie pamiętałeś, jak nazywa się moje rodzinne miasto. - Uśmiechnęła się słodko.

- Georgia to cholerne duży stan - powiedział krótko, spoglądając na robotników, którzy 

nawet nie starali się ukryć, jak bardzo są ciekawi przybysza w szarym garniturze. - Musiałem 

poszperać w twoich aktach. Inaczej nigdy nie dowiedziałbym się, jaką nazwę ma to piekielne 

miasto.

- Nie pomyślałeś o tym, żeby zadzwonić do mojego biura? - zapytała.

-   Wróciłem   dopiero   wczoraj.   W   niedzielę,   proszę   pani,   a   pani   ludzie   nie   pracują   w 

niedzielę.

Powoli   wciągnęła   powietrze   do   płuc.   Jego   widok   spowodował,   że   znowu   poczuła 

przyspieszone bicie serca.

- Mój ojciec zmarł - powiedziała cicho.

- Przykro mi. Czy śmierć nastąpiła nagle?

-   Tak.   Zupełnie   niespodziewanie.   Spojrzała   na   niego   smutnymi   oczyma.   Tak   bardzo 

chciała znaleźć się w silnych ramionach Nicholasa i wypłakać się do woli.

- Nie pomyślałeś, że chciałam się tu ukryć. - Zaśmiała się ponuro.

- Ukryć się? Tutaj? - Spojrzał na robotników. - To po jaką cholerę otoczyłaś się tłumem 

ludzi?

- Może wejdziesz?

- Założę się, że moje towarzystwo ubezpieczeniowe nie pochwaliłoby tego. Ale dla ciebie 

mogę narazić nawet swoje życie - powiedział, spoglądając na stojącego na drabinie ślusarza.

- Możemy usiąść na ganku, jeśli wolisz - zaproponowała.

- Pod warunkiem, że zgodzisz się usiąść mi na kolanach i wysłuchać tego, co mam ci do 

powiedzenia. Ale mam lepszy pomysł. Jest tu dość chłodno, a ja nie jestem odpowiednio ubrany. - 

Złapał ją za ramiona. - Wsiądźmy na chwilę do samochodu i porozmawiajmy.

- Co za lubieżna propozycja - mruknęła, podążając za nim szybkim krokiem. - Zapewne 

zamkniesz drzwi i będziesz próbował mnie uwieść.

- Niezły pomysł - zgodził się. - Połóż się na tylnym siedzeniu.

Usiadł tuż obok niej i objął ramieniem. Z trudem przełknęła ślinę, ale zaraz uspokoiła się, 

czując bijące od niego ciepło.

- Niezły? Prawdę mówiąc, nigdy dotąd nie składałeś mi tego typu propozycji.

Nagle jego twarz znalazła się tak blisko jej twarzy, jak jeszcze nigdy przedtem. Z łatwością 

mogła dostrzec sieć drobnych zmarszczek dookoła jego oczu, cień, który rzucały na policzki jego 

długie,   czarne   rzęsy   i   pięknie   wykrojone   usta.   Czuła   zapach   ciała   Nicholasa   zmieszany   z 

zapachem dobrej wody kolońskiej.

background image

- Nigdy dotąd tego nie chciałaś - przypomniał jej.

Oczy   Nicholasa   spoczęły   na   jej   bladych,   nie   pokrytych   szminką   ustach.   Serce   Keeny 

waliło dziko w piersi.

- Nie chciałaś tego aż do pamiętnej nocy, kiedy wyjeżdżałem do Paryża. Myślę, że i dzisiaj 

mogę zaspokoić twoją ciekawość, moja mała panno Niewinna. Pozwól, że pokażę ci, jak całuję.

Pochylił się i delikatnie musnął jej usta, zanim zdążyła zaprotestować. Czuły dotyk warg 

sparaliżował jej ciało.

Silne, białe zęby mężczyzny delikatnie przygryzały usta Keeny, a język wsunął się pod jej 

górną wargę.

Kobieta oddychała z trudem, patrzyła prosto w oczy Nicholasa i dostrzegła w nich cienie, 

jakich nigdy przedtem nie udało się jej zauważyć.

- Smakujesz kawą - powiedział głębokim, zmysłowym głosem.

- Piłam... kawę... na śniadanie. Czy to był jej głos? Dlaczego był taki zmieniony i drżący. 

Miała wrażenie, że jej ciało zesztywniało. Czuła się taka spięta. Mimo to czekała na coś. Pragnęła 

Nicholasa. Była zaszokowana swoją reakcją i czuła się głupio, zwłaszcza wtedy, gdy w oczach 

mężczyzny wyczytała, że jest on zupełnie świadomy jej wszystkich uczuć. - A ja zjem ciebie na 

śniadanie - mruknął.

Keena czuła, że jego wargi zbliżają się ponownie. - Rozchyl usta - szepnął. - Chyba nie 

chcesz, żebym cię do tego zmusił.

- Nicholas? - zdołała wyszeptać jego imię, nim unieruchomił jej usta pocałunkiem.

Resztki świadomości powiedziały jej, że mężczyzna niemal przygniótł ją swoim ciałem, 

wciskając w miękkie, skórzane obicia siedzenia.

Usta Nicholasa były twarde, ciepłe i zmysłowo okrutne, a jego język wsuwał się coraz 

głębiej. Czuła się dokładnie tak samo, jak kiedyś na karuzeli. Miała wrażenie, że się unosi, że leci.

- Och! - jęknęła pod wpływem jego namiętnych pocałunków.

Jeszcze nigdy przedtem nie czuła tego, co w tej chwili. Wyobrażała sobie, że kruszy się 

coś w samym środku jej serca.

Jedna z potężnych rak Nicholasa zaczęła posuwać się wzdłuż jej ciała i zatrzymała się na 

piersi. Delikatnie pieścił ją przez cienki materiał bluzki. Keena nie miała pojęcia, że dotyk może 

być tak przyjemny. Odchyliła głowę i zajrzała mu w oczy.

- Nie nosisz biustonosza, prawda? - zapytał czule. - Nie potrzebujesz go, Keeno. Twoje 

piersi są takie jędrne i miękkie. A pod wpływem mojego dotyku twardnieją i robią się coraz 

cieplejsze.

- Nick - szepnęła. Złapała jego rękę i ścisnęła mocno. Była przerażona. - Proszę, nie rób 

tego. Nick...

background image

- W taki piękny sposób wymawiasz moje imię. Powtórz je jeszcze raz.

Ciężko dyszała. Czuła się jak ryba pozbawiona wody. Nie mogła swobodnie odetchnąć. 

Mimo to chciała, żeby nadal ją całował i pieścił. Zawstydzona własnymi myślami, spuściła wzrok.

- Krępujesz się mnie? - zapytał miękko. - Po tylu latach?

- Przecież nigdy nie kochaliśmy się. - szepnęła niespokojnie, uświadamiając sobie, że jego 

ręka w dalszym ciągu spoczywa na jej piersi.

-   Nie   powinnaś   nazywać   tych   pieszczot   kochaniem   się   -   poprawił   kobietę   łagodnie, 

wpatrując się w jej przestraszone oczy. - Dlaczego nie chcesz, żebym cię dotykał?

Oblała   się   purpurowym   rumieńcem.   Nienawidziła   się   za   swoją   głupotę   i   brak 

doświadczenia życiowego.

- Lubisz to, prawda? - zapytał, dotykając ręką jej ciemnych włosów.

- Muszę już wracać do domu - oświadczyła.

- Poczekaj jeszcze chwilę. Kiedy był pogrzeb?

- Tydzień temu.

- To dlaczego jeszcze tutaj jesteś? - Zmrużył oczy. - Dlaczego?

Zacisnęła wargi w wąską linię. Nie chciała teraz o tym rozmawiać. Mimo to, wyjaśniła mu 

tę kwestię w kilku krótkich słowach.

- Chcę wydać  przyjęcie.  Zaprosiłam już Jamesa Harrisa. Spojrzał na nią, a jego oczy 

zdawały się płonąć dziko. Wiedział, że Keena kiedyś kochała tego człowieka i została przez niego 

skrzywdzona. Pewnego dnia wypiła zbyt dużo whisky na pusty żołądek i wypłakała wszystkie 

swoje żale na jego ramieniu. Jednak nigdy nie dowiedział się dokładnie, jakiego rodzaju krzywdę 

wyrządził jej Harris. Domyślał się tylko, że był to dla niej ogromnie bolesny cios. Jednego był 

pewien - nigdy nie pozwoli, aby ten mężczyzna skrzywdził ją ponownie.

- Jesteś szalona, do diabła, jeśli myślisz, że pozwolę temu draniowi zbliżyć się do ciebie.

- Ciekawa jestem, co zamierzasz zrobić, Nicholasie - powiedziała odważnie, choć wcale 

się tak nie czuła.

Długi, namiętny pocałunek i dotyk jego rąk spowodował, że straciła resztę pozostałego w 

jej sercu męstwa.

-   Walczyłem   o   ciebie   tyle   łat   Opiekowałem   się   tobą,   pomagałem   ci.   Nie   będę   teraz 

spokojnie przyglądał się, jak zakładasz sobie pętlę na tę śliczną szyję. - To moja szyja - burknęła.

Podniósł kciukiem  jej   brodę,  pochylił  się  i  delikatnie  pocałował  ją  w  usta.  Jego oczy 

wyrażały ogromną żądzę. Keenę znowu przeszyły dreszcze. Mężczyzna z chłodnym uśmiechem 

przypatrywał się jej reakcji.

- Powiedziałem  ci, że po powrocie z Paryża  zamierzam  zostać twoim kochankiem. A 

dzień, w którym moja obietnica zostanie spełniona, jest coraz bliżej, kochanie. Bliżej niż ci się 

background image

wydaje. Dojrzej do tej myśli, przyzwyczaj się do niej i bądź gotowa.

- Nie jestem jabłkiem - odgryzła się.

- Nie, ale jesteś brzoskwinią. - Pocałował ją ponownie.

- Jesteś soczystą, słodką, małą brzoskwinią, którą mam zamiar zjeść. Ale najpierw muszę 

strząsnąć ją z drzewa.

Odsunął się od niej, wysiadł z samochodu i otworzył drzwi po jej stronie. Wysiadła i 

obserwowała, jak siada za kierownicą.

- Uważaj, żebyś się nie przeliczył, Nicholasie Coleman! - krzyknęła. Zaśmiał się.

- Nie sądzę, kochanie. Niedługo znowu się pokażę.

Zanim zdążyła mu cokolwiek odpowiedzieć, odjechał, zostawiając ją w chmurze kurzu.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Mandy przez kuchenne okno obserwowała odjeżdżającego rollsa.

- Promieniejesz - mruknęła do wchodzącej Keeny.

-   Słucham?   -   spytała   rozkojarzona   kobieta,   zupełnie   nieświadoma   tego,   że   Nicholas 

potargał jej włosy, a jego pocałunki sprawiły, że usta miała mocno czerwone i płonące oczy.

- Promieniejesz - powtórzyła Mandy. - Widziałaś się z Nickiem i cała promieniejesz.

- Widziałam się z nim? - oburzyła się. - Szkoda, że nie widziałaś, jak się zachowywał. - 

Zachłysnęła  się powietrzem.  - Powinnaś choć przez chwilę posłuchać jego gadaniny. On jest 

zupełnie nieodpowiedzialny.

- Dlaczego?

- Nie chce pozwolić, abym została tutaj - wyjaśniła, mrużąc oczy. Założyła ręce i oparła się 

o stół. - Zachowuje się, jakby miał prawo rozkazywać mi. Ostatnio coraz częściej denerwuje mnie 

jego postępowanie.

- Dobrze się czujesz?

- Nie. Tak. Sama nie wiem. To jest to, co zawsze lubiłam w tobie najbardziej - konkretne 

odpowiedzi. - Mandy uśmiechnęła się szeroko.

Keena   nie   słuchała   już   słów   swojej   pokojówki.   Podeszła   do   pracujących   w   pokoju 

malarzy. Udawała, że obserwuje ich poczynania. Była zmieszana jak nigdy dotąd. Czuła się jak 

dawna nieśmiała Keena. Jak mogła spojrzeć Nicholasowi w oczy, po tym, co z nią robił. Po tym, 

jak ją całował, po tym, jak ją dotykał.

Wzdychała   raz   po   raz,   kręcąc   się   bez   celu   po   domu   i   spoglądając   na   wszystko 

niewidzącymi, rozmarzonymi oczyma. Przez te wszystkie lata Nick nigdy nie zachowywał się w 

taki sposób. A teraz w ciągu tak krótkiego czasu ich wzajemne stosunki uległy całkowitej zmianie. 

Kiedyś był jej przyjacielem, kim zaś był teraz? Powinna to wszystko przemyśleć i ustosunkować 

się do nowych układów.

Jakie   to   wszystko   zabawne.   Nie   potraktowała   go   serio   w   tę   noc,   kiedy   wyjeżdżał   do 

Paryża. Śmiać jej się chciało, kiedy mówił, że zamierza być jej kochankiem. Rozważając po raz 

kolejny jego zachowanie, doszła do wniosku, że w ten sposób chce jej po prostu dokuczyć. Ale 

przecież  dzisiaj nie  żartował.  Namiętność  pocałunków była  prawdziwa, a  jej piersi  naprawdę 

twardniały pod wpływem dotyku jego rąk.

Część   jej   serca,   maleńka   część,   obawiała   się   Nicholasa.   Nie   należał   do   ludzi,   którzy 

angażowali się w coś tylko częściowo. Nie spocznie, dopóki Keena nie znajdzie się w jego łóżku. 

Chciał ją posiąść i tylko to go zadowoli. Keena ogromnie ceniła sobie niezależność. Nie była 

pewna, czy jest gotowa z niej zrezygnować. Pod tym względem jest podobna do swojej matki, 

która umarła dając jej życie. Alan Whitman zawsze z czułością mówił o dążeniu swojej żony do 

background image

niezależności.   Keena   była   identyczna.   Zbyt   długo   żyła   sama   dla   siebie,   żeby   teraz   porzucić 

wszystkie swoje ideały. Och, byli w jej życiu mężczyźni - czarujący, atrakcyjni, towarzyscy. Ona 

jednak zawsze starała się trzymać ich na bezpieczny dystans. Już na początku znajomości dawała 

do zrozumienia, że ten romans będzie krótkotrwały. Nie, zupełnie nie była przekonana, czy byłaby 

w stanie wytrzymać z jednym mężczyzną do końca życia, zwłaszcza z mężczyzną typu Nicka. 

Jednak po dzisiejszym spotkaniu była świadoma, że to właśnie jego i tylko jego pragnęło jej ciało. 

Ale co z resztą jej jestestwa? Czy będzie próbował namówić ją, by zrezygnowała z pracy? A jeżeli 

zdecyduje  się dzielić z nim życie, czy będzie potrafiła w razie czego odejść od niego, zanim 

będzie za późno.

Bała się go, nie chciała, by zbliżył się do niej zanadto. Całe szczęście, że tak szybko wrócił 

do   Nowego   Jorku.   Ale   wiedziała,   że   nie   zrezygnuje   ze   swego   zamiaru.   Nie   byłby   wtedy 

Nicholasem Calmanem. - Ile miałaś lat, jak wyjeżdżałaś z Ashton? - zapytała kilka dni później 

Mandy, gdy jeździły po mieście wypożyczonym samochodem. Keena chciała odwiedzić swoją 

dawną szkołę, bibliotekę publiczną, w której bywała częstym gościem i sieć nowych lepów.

-   Osiemnaście   -   odpowiedziała   kobieta,   wracając   myślami   do   wspomnień,   które   w 

większości nie były zbyt miłe. - Musiałaś bardzo tęsknić za domem. - Mandy uśmiechnęła się, 

spoglądając na dwóch jadących na rowerach chłopców. - To takie śliczne miasteczko - dodała 

zupełnie bez związku. - Śliczne - powtórzyła nieświadomie Keena. Pokojówka spojrzała na nią z 

niepokojem. - Ostatnio jesteś bardzo milcząca. Martwisz się, że Nick nie wraca?

- Wcale się nie martwię! - oburzyła się.

- Nie próbuj się oszukiwać, kochanie. Dla mnie i tak wszystko jest jasne.

- Dlaczego miałabym  się martwić, że nie przyjeżdża  wywracać mojego życia  do góry 

nogami, straszyć mnie.

Przecież wiesz, że kiedy dostanie to, czego chce, zniknie z mojego życia. On jest taki sam, 

jak wszyscy mężczyźni.

- Och, opowiadasz bzdury.

- A pomijając wszystko inne, to jest moje życie i nic chcę, żeby ktoś w nie ingerował - 

dodała ostro, niespokojnie wiercąc się za kierownicą. - Będę robiła dokładnie to, na co mam 

ochotę.

- Oczywiście, że tak.

- Jeśli mam ochotę odnowić dom i wydać przyjęcie, to jest to moja prywatna sprawa.

- Masz rację, kochanie.

- A oprócz tego, jeżeli tak bardzo zależy mu na mnie, dlaczego do tej pory jeszcze ani razu 

nie zadzwonił? - Zielone oczy Keeny błyszczały złowrogo. - Szkoda mu, czasu na rozmowy 

telefoniczne ze mną.

background image

- Zapominasz, że jest bardzo zajętym człowiekiem.

- Ja również jestem zajęta. A poza tym jestem jeszcze zła. I on jest przyczyną mojej złości. 

Nie lubię, jak ktoś obiecuje złote góry, a potem nie dotrzymuje przyrzeczeń Zachowuje się jak 

nastolatek.

- Czy starasz się dać mi do zrozumienia, że Nick jest zazdrosny o Jamesa Harrisa? - 

Mandy próbowała ukryć uśmiech.

- Nie ma powodu być o niego zazdrosny. James nawet nie zadzwonił, nie wspominając już 

o złożeniu mi wizyty.

To   również   ją   dręczyło.   Była   bardzo   młoda,   miała   zaledwie   osiemnaście   lat,   kiedy 

przypadkowo   podsłuchała   rozmowę   Jamesa   z   bratem.   Wtedy   właśnie   uświadomiła   sobie,   jak 

bardzo była głupia, że poszła z nim do łóżka. Wtedy to zdała sobie sprawę, jak mało dla niego 

znaczyła. Była zbyt naiwna, by zrozumieć, jak okrutną grę prowadzi jej ukochany. Pojęła to, kiedy 

było już za późno. Jakaś maleńka jej cząstka nadal była tą samą naiwną Keena, która pragnęła 

powalić tego wysokiego, błękitnookiego, zdradliwego kochanka na kolana. Było coś w jej sercu, 

czego sama nie była w stanie zrozumieć, co potęgowało to owo uczucie było zbyt silne, by je 

zignorować. Nicholas mógł pogodzić się z tym, że James odegrał ważną rolę w jej przeszłości. 

Była jednak pewna, że teraz nie będzie musiał tego robić. Być może Nick będzie uważał, że to 

wszystko jest mało ważne. Jednak Keena była innego zdania. Zrobi wszystko, co w jej mocy, żeby 

poniżyć Jamesa Harrisa tak, Jak on kiedyś ją poniżył. Teraz, kiedy osiągnęła w życiu sukces, 

kiedy była piękną, pewną siebie kobietą, nie będzie zachowywała się jak nieśmiała nastolatka. 

Teraz James będzie jej pożądał. Chciała, żeby dowiedział się, jaka naprawdę jest Potrzebowała 

tego, żeby ugasić pragnienie, które nie zostało do końca zaspokojone. Musi udowodnić sobie 

samej, że może go mieć, jeżeli tego zechce. I nikt, nawet Nick, nie zdoła odwieść jej od tego. 

Chciała zadzwonić  do Jamesa i zaprosić go do siebie,  ale najpierw  musiała  uspokoić nerwy. 

Wyszła  przed  dom, żeby odetchnąć  trochę  świeżym  powietrzem i  zastała go stojącego  przed 

furtką. Wyglądał, jakby od dłuższego czasu czekał na nią. Miał na sobie drogi tweedowy płaszcz, 

elegancki sweter i ciemne spodnie. Był przystojny, ale zupełnie nie przypominał chłopaka, w 

którym zakochała się dziesięć lat temu.

- Jak grochem o ścianę - mruknęła Mandy, spoglądając na rozpromienioną Keenę.

- No, doczekałem się wreszcie. - James uśmiechnął się szeroko i zaczął wspinać się na 

stopnie prowadzące do ganku. Zupełnie jak za dawnych czasów. - Pomyślałem, że mogłabyś 

zaprosić mnie na kawę... ale jakoś nie miałem odwagi zapukać do twoich drzwi. Poza tym kręci 

się tu cały gum robotników - dodał po chwili, wskazując głową na przechodzącego właśnie cieślę.

-   Zaadoptowałam   ich,   są   całkowitymi   sierotami   -   powiedziała   z   poważnym   wyrazem 

twarzy. Odrzucił do tyłu głowę i zaśmiał się głośno. Nie za brzmiało to szczerze, ale Keena 

background image

przyłączyła się.

- Jones powiedział, że pożyczyłaś mnóstwo pieniędzy na remont domu.

Uśmiechnęła   się   tylko   w   odpowiedzi.   Było   ją   stać,   żeby   zapłacić   gotówką,   ale 

zdecydowała się pożyczyć pieniądze z banku Abrahama Jonesa pod zastaw bezcennej bransolety 

ze  szmaragdami.  Wiedziała,  że  ją  odzyska,   dlatego  bez  wahania  to  zrobiła. Teraz   była  tylko 

ciekawa, jak potoczy się bieg wypadków. Jak zareagują na jej poczynania dawni znajomi? Jak 

zachowa się James?

- Zastawiłaś bransoletę - raczej stwierdził niż zapytał, spoglądając na nią jednym ze swoich 

ulubionych spojrzeń. - Jest prawdziwa, prawda?

- Jak najbardziej.

- To prezent?

- Nie.

Zmarszczył brwi.

- Przepraszam, chyba jestem nietaktowny. Pewnie po - myślisz, że brak mi obycia.

- Tak bardzo się tym przejmujesz? - Uśmiechnęła się zalotnie.

Nagle zobaczyła  coś dziwnego w jego oczach, coś łagodnego, czułego, coś, czego nie 

udało jej się zauważyć nigdy przedtem. Podszedł do niej, wyjął ręce z kieszeni luźnych spodni i 

delikatnie złapał ją za ramiona.

- Bardzo się zmieniłaś - odezwał się łagodnie. - Zawsze byłaś piękna, ale teraz...

- Co teraz, James? - dopytywała się, z trudem łapiąc oddech.

Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale zastygł w bezruchu, nie mogąc wydobyć z siebie 

żadnego dźwięku.

Keena przechyliła głowę i w tej chwili zauważyła nadjeżdżającego rollsa, który łagodnie 

zatrzymał się przed jej domem. Po chwili z samochodu wysiadł Nicholas, w jednej ręce trzymając 

duży skórzany neseser, a w drugiej małą walizeczkę. Był ubrany w kosztowny tweedowy garnitur, 

który podkreślał jego masywną sylwetkę. Jeżeli ktoś po - wiedziałby, że wyglądał bogato, użyłby 

zbyt słabego określenia.  Wyglądał  imponująco. Poruszał się z wielką gracją,  a gdy zauważył 

Jamesa, rzucił mu pogardliwe, wyzywające spojrzenie. - Mam nadzieję, że zdążyłaś przygotować 

dla mnie pokój. Jestem już cholernie zmęczony moim londyńskim biurem. Wpatrywała się w 

niego z otwartymi ze zdziwienia usta mi.

- Kto to jest? - zapytał chłodno James.

Kena   spojrzała   na   niego   pozbawionym   nadziei   wzrokiem.   Przez   krótką   chwilę 

zastanawiała się, czy Jamek uwierzyłby,  że ten człowiek jest jej agentem ubezpieczeniowym. 

Zrezygnowała jednak z tego naiwnego kłamstewka westchnęła głęboko, wzruszyła ramionami i 

uśmiechnęła się przepraszająco.

background image

- To jest Nicholas - odpowiedziała. - Muszę teraz cię opuścić, ale, proszę, zadzwoń do 

mnie później. - Och... tak, oczywiście - wyjąkał. Keena po raz pierwszy była świadkiem sytuacji, 

kiedy Jamesowi zabrakło słów. Wydawał się dziwić, że jakakolwiek kobieta wybrała towarzystwo 

innego mężczyzny, mając jego w zasięgu ręki.

Odwróciła się i szybkim krokiem weszła do domu. Co znowu wymyślił Nicholas? Czy 

naprawdę ma zamiar zatrzymać się u niej?

- A ty gdzie się wybierasz? - zapytała idącego za nią Nicholasa. - Do mojego pokoju. - Ty 

nie masz w tym domu swojego pokoju.

-   Jeszcze   nie   mam?   To   zaraz   będę   miał   -   powiedziawszy   to,   podjął   wspinaczkę   po 

schodach.

- To mój dom! - Kobieta podniosła głos. - Nie możesz się tu wprowadzić, nie pytając mnie 

nawet o zgodę!

- Myślisz, że uda ci się mi przeszkodzić? - zapytał uprzejmie, mierząc ją wzrokiem od stóp 

do głów. Pod wpływem tego spojrzenia cofnęła się o kilka kroków.

- Nie jestem samotna ani bezbronna - wskazała ruchem głowy kręcących się po domu 

robotników.

- Czy potrzebuje pani naszej pomocy? - Jeden z malarzy zbliżył się do niej i popatrzył na 

gościa.

Nicholas spojrzał na mężczyznę z politowaniem.

- Mam nadzieję, że jest pan ubezpieczony - odezwał się uprzejmie.

Robotnik natychmiast wrócił do przerwanej pracy, ze zdwojoną energią.

- Tak jak powiedziałem, proszę pani - odparł po chwili - ja zaoferowałbym pokój temu 

zmęczonemu człowiekowi.

Keena rzuciła mu piorunujące spojrzenie i przeniosła wzrok na drugiego robotnika, który 

zsunąwszy czapkę na] oczy wydawał się nie zauważać niczego niezwykłego.

Nicholas uśmiechnął się szeroko i ruszył dalej.

Zrezygnowana poszła za nim, mimo że trzęsła się ze złości. Bezsilnie przypatrywała się, 

jak zagląda kolejno do wszystkich pokoi znajdujących się na piętrze. Wreszcie wybrał jeden i 

wniósł do środka swoje bagaże.

- Ten będzie dobry - mruknął, rozglądając się dookoła. - Antyczne meble... bardzo ładne. - 

Podszedł do okna. - Śliczny widok. Czy jest tu łazienka?

- Nie jedna. Na piętrze są aż dwie. Jedna zaraz przy tym pokoju. Ale nie radzę ci się 

rozgaszczać. Nie zostaniesz tutaj!

Przesunął wzrokiem po jej zgrabnej sylwetce.

- O mój Boże, jesteś jeszcze piękniejsza, kiedy się tak złościsz i zabierasz do bicia. Chodź 

background image

tu i przestań zaciskać pięści, moja mała złośnico - powiedział głębokim, aksamitnym głosem.

- Co ty tu w ogóle robisz? - zapytała, czując, że ziemia usuwa się jej spod stóp. Wzruszył 

ramionami.

- Przecież widzisz. Wprowadzam się.

- Na długo? - Dopóki znowu nie staniesz się sobą i nie wyzbędziesz się tych miłostek. - 

Spojrzał jej w twarz. - Nie wrócisz do niego, kochanie. Nie pozwolę ci na to.

Policzki Keeny oblały się szkarłatem.

- Zupełnie nie wiem, o co ci chodzi.

-   Doskonale   wiesz.   -   Zbliżył   się   do   niej   o   kilka   kroków,   a   kobieta   poruszyła   się 

niespokojnie. - Nie panikuj! Nie mam zamiaru zapakować cię do łóżka. Czy znajdzie się jeszcze 

jeden wolny pokój na mój gabinet?

- Gabinet jest na dole. - Keena wyraźnie wpadała w furię. - Ale jest w nim pełno malarzy.

- W takim razie niech idą gdzie indziej. Powiesz im to, czy sam mam ich wyrzucić?

- Jutro skończą pracę i będziesz miał ten pokój do swojej dyspozycji - odparła ponuro. - 

Nicholas, nie możesz zostać tutaj. To małe miasteczko. Wszyscy ludzie będą o tym plotkować. 

Będą myśleć, że jesteś moim kochankiem.

- Może będą mieli rację - zażartował, podchodząc jeszcze bliżej. - Chodź tutaj.

-   Nicholas!   -   Przywarła   plecami   do   drzwi.   Objął   Keenę   potężnymi   ramionami.   Jego 

rozbawione oczy rzucały złośliwe błyski, kiedy szeptał jej do ucha jakieś sekretne myśli.

-   Zawstydzona?   -   mruknął.   -   Gdy   flirtujesz   z   Harrisem,   wcale   nie   wyglądasz   na 

zawstydzoną. Dlaczego nie spróbujesz zachowywać się tak w stosunku do mnie?

- Wcale z nim nie flirtuję. A skąd wiesz, że to był James? - zapytała zdenerwowana.

Owionął ją wspaniały zapach dobrej wody kolońskiej. Starała się nie dostrzegać rozmiaru i 

siły jego ciała.

- Wyczytałem to z twoich oczu, lisiczko. - Czuła, że jego wzrok przeszywają na wskroś. - 

Być może wydaje ci się, że odzyskasz to, co utraciłaś przed laty. Szybko się jednak przekonasz, że 

jest to niemożliwe.

- To moje życie, Nicholas.

- Zgoda, ale nie pozwolę temu anemicznemu snobowi skrzywdzić cię po raz drugi.

Drzwi uniemożliwiały jej ucieczkę, nie mogła już cofnąć się dalej.

- Doceniam twoją troskę - powiedziała drżącym głosem.

- Może jednak będzie lepiej, jeżeli zmienimy temat. Masz zamiar tracić tutaj swój cenny 

czas? - Nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy. - Kiedyś często przypominałeś mi, że jesteś bardzo 

zajętym człowiekiem.

Jego twarz wyrażała wyraźne rozbawienie.

background image

- Tylko praca, żadnych rozrywek... - mruknął, mrużąc oczy.

Obserwowała, jak jego twarz przybliża się. Doskonałe zdawała sobie sprawę, co się za 

chwilę stanie.

„Nic dziwnego, że zaszedł tak daleko - pomyślała, kiedy usta Nicholasa musnęły jej czoło. 

- Nie można go zatrzymać. Jest jak rozpędzona lokomotywa”.

- Za chwilę wyważysz drzwi. Będzie z korzyścią dla nas obojga, jeżeli zaczniesz przytulać 

się do mnie.

- Denerwujesz mnie.

- Czy aby wiesz, co czujesz?

Przytulił ją mocno do siebie, a potem wziął na ręce i położył na łóżku. Odczuwała dziwny 

strach. Jeszcze nigdy dotąd nie była tak blisko niego. Była przygnieciona zarówno jego ciężarem, 

jak i osobowością. Wprawdzie całował ją namiętnie w samochodzie, ale to, co przeżywała wtedy, 

w żaden sposób nie może się równać z jej obecnymi uczuciami. Nigdy nawet nie marzyła o takich 

emocjach.   Nicholas   utkwił   wzrok   w   jej   oczach,   odczytując   w   ten   sposób,   co   dzieje   się   w 

kobiecym sercu. Drżała pod wpływem dotyku jego ciała. Z pewnością musiał to wyczuwać.

- Nick... - wyszeptała,  a jej głos załamał  się. - Jesteś  jak ogień - powiedział cichym, 

stłumionym   głosem,   kładąc   się   tuż   obok.   -   Czuję,   jak   rozpalam   cię   swoim   dotykiem.   Czuję 

płomienie bijące z twego ciała. Miała wrażenie, że już nigdy nie przestanie się trząść, Dłońmi 

delikatnie gładziła jego tors przez cienki materiał koszuli. Palcami dokładnie wyczuwała każdy 

mięsień.

- Nick... - jęknęła. Przymknęła oczy, a jej ciało bezwiednie odpowiadało na pieszczoty 

mężczyzny. Mimowolnie przysunęła się bliżej, Manipulowała przy guzikach koszuli.

-   Rozepnij   je,   Keeno   -   wyszeptał.   -   Dotykaj   mnie.   Dookoła   panowała   niczym   nie 

przerywana cisza. Patrząc Nicholasowi prosto w oczy, kobieta rozpięła guziki i zaczęła delikatnie 

gładzić ciepłą, szeroką, porośniętą ciemnym włosem pierś. Wtedy poczuła, że i on drży.

- Jesteś... przypominasz mi... ciepły głaz - wyszeptała niespokojnie.

- Rozpaliłaś mnie swoim żarem - Nicholas oddychał z trudem, z radością poddając się jej 

delikatnym   dłoniom. -  Jeszcze   nigdy  przedtem nie   pragnąłem tak   dotyku  kobiety!   Żadna  nie 

działała na mnie w taki sposób.

Głos,   który   ich   doszedł   niespodziewanie,   zabrzmiał   niczym   roztrzaskana   o   podłogę 

szklanka.

- Keeno! Zejdźcie na lunch! - zawołała znajdująca się w holu Mandy.

Z ust kobiety wydostał się ledwie słyszalny jęk, a jej oczy powiedziały mu, jak bardzo 

niezadowolona jest z nagłego pojawienia się intruza.

Oddech Nicholasa był przyspieszony.

background image

- Będzie jeszcze okazja - powiedział sarkastycznie.

Zdobyła się na nieznaczne skinienie głowy. Nicholas podniósł się, podszedł do drzwi i 

otworzył je, nim Keena zdążyła go powstrzymać.

-   Co   będziemy   jedli?   -   zapytał   stojącej   na   progu   Mandy,   spokojnie   zapinając   guziki 

koszuli.

Mandy rozpromieniła się na jego widok.

- To, co pan najbardziej lubi. - Starała się ukryć uśmiech, widząc zarumienioną twarz i 

rozbiegane spojrzenie swojej młodej  pracodawczyni. - Sznycel, bułeczki domowego wypieku, 

ziemniaki w potrawce i świeżutką szarlotkę.

- Chyba kiedyś zabiorę cię Keenie - powiedział mężczyzna, mrugając szelmowsko okiem.

- Nie jestem pewna, czy Mandy by z tobą wytrzymała - mruknęła w odpowiedzi.

Zachichotał.

- Nigdy nic nie wiadomo.

Keena, pragnąc jak najszybciej dojść do siebie, na drżących nogach ruszyła za Mandy do 

kuchni.   Nawet   nie   obejrzała   się,   czy   Nicholas   podąży   za   nią,   toteż   nie   mogła   widzieć   jego 

kpiącego spojrzenia.

Jeszcze tego dnia, w godzinach popołudniowych, zadzwonił James i zaprosił Keenę na 

kolację.

- Oczywiście, jeżeli twój gość nie będzie miał nic przeciwko temu - dodał złośliwie.

Keena mocniej zacisnęła palce na słuchawce. - Mój... gość nie będzie mi mówił, co mam 

robić. Nicholas jest tylko dobrym przyjacielem.

-   Skoro   tak   twierdzisz.   Czy   odpowiada   ci   szósta?   Myślę,   że   moglibyśmy   pójść   do 

Magnolia Room. Doskonale pamiętała tę ekskluzywną restaurację. Przejeżdżała koło niej, gdy 

skończyła osiemnaście lat i wyjeżdżała z Ashton do Atlanty. Bardzo wtedy płakała i przez łzy 

widziała   wizerunek   Jamesa,   gdyż   ta   właśnie   restauracja   była   jego   ulubionym   miejscem.   -   Z 

przyjemnością - mruknęła. - Zatem do zobaczenia o szóstej. James odłożył słuchawkę, a ona 

ciągle stała i wpatrywała się w swoją, zastanawiając się, w jaki sposób zdoła wytłumaczyć to 

Nicholasowi.   Była   pewna,   że   taka   wiadomość   nie   wprowadzi   go   w   dobry   nastrój.   Nicholas 

dokonał niezbędnych zakupów w miasteczku, a potem zamknął się w gabinecie. Keena słyszała, 

że przez cały czas okupował telefon. W przerwach między rozmowami szwendał się po domu, ale 

kobieta umiejętnie schodziła mu z drogi. Zauważyła, że podobnie zachowywali się robotnicy. 

Wszyscy z daleka obchodzili gabinet, z wyjątkiem Mandy, która co chwilę wchodziła tam znosząc 

Nicholasowi najróżniejsze przysmaki.

-   Ciekawa   jestem,   dlaczego   tak   go   rozpieszczasz?   -   zapytała   nagle   Keena,   ale   w 

odpowiedzi uzyskała tylko zdziwione spojrzenie, któremu towarzyszyło uniesienie brwi.

background image

Zeszła na dół na pięć minut przed przybyciem Jamesa. Miała na sobie oryginalną sukienkę, 

którą zaprojektowała dla sławnej aktorki, a potem zadecydowała,  że coś błyszczącego  będzie 

bardziej odpowiednie dla tego rodzaju klientki. Sukienka była zielona - bardziej oliwkowa niż 

szmaragdowa - uszyta z miękkiego aksamitu. Miała długie bufiaste rękawy, przedłużony stan i 

potężny   dekolt.   Kolor   materiału   doskonale   harmonizował   z   barwą   jej   oczu   i   kontrastował   z 

czerwienią ust i różowymi policzkami. Na ramiona spływały świeżo umyte, ciemne kręcone włosy 

Spojrzała na siebie krytycznie w lustrze jeżeli ten strój nie sprawi, że James zakocha się w niej, to 

już nic nie będzie w stanie tego zrobić.

- Wyglądasz czarująco - mruknął stojący w drzwiach gabinetu Nicholas.

Odwróciła  się do niego. Miał na sobie spodnie z tweedowego garnituru,  ale zdjął  już 

marynarkę; jedwabny krawat zwisał luźno na szyi, a guzik przy kołnierzyku koszuli był odpięty. 

Rzadko kiedy Keena miała okazję widzieć go ubranego nieelegancko i na luzie. Włosy były w 

nieładzie a w prawej ręce widniał zapomniany niedopałek papierosa. Ręce świerzbiły ją, by go 

dotknąć.

- Wychodzisz? - zapytał miłym głosem. Z trudem przełknęła ślinę.

- Tak, z Jamesem - odparła sucho. Podniósł jedną brew.

- Och?

Zesztywniała, słysząc kpiący ton jego głosu.

Tylko   Nicholas   potrafił   okazać   niesmak   pogardę   i   złośliwość   w   jednej   sekundzie,   za 

pomocą niewinnego zdawałoby się, westchnienia.

- Zaprosi! mnie na obiad - próbowała się wytłumaczyć.

- Mam nadzieję, że nie zamierzasz wrócić późno. Nie cierpię czekać na kogokolwiek.

-   Mam   dwadzieścia   siedem   lat   -   przypomniała.   -   Nikt   nie   musi   na   mnie   czekać,   nie 

wymagam tego nawet od Mandy.

- Cóż, kochanie. Pozwól, że sam o tym zadecyduję.

Znowu uśmiechnął się złośliwie.

- Mandy przygotuje ci coś do zjedzenia.

- Wiem, mówiła mi już o tym.

-   Jest   już   James   -   mruknęła,   kiedy   usłyszała   silnik   zatrzymującego   się   pod   domem 

samochodu.

- W takim razie, baw się dobrze. Jeśli będziesz mogła - powiedział, wzruszając ramionami.

Wszedł do gabinetu i zamknął za sobą drzwi.

Magnolia   Room   była   jedną   z   najlepszych   restauracji   w   Ashton.   Budynek   był   jasny, 

przestronny i elegancki.  Kiedy dziewięć lat  temu Keena  znalazła  się tam  po raz pierwszy, z 

wrażenia zaparło jej dech w piersiach. Opowiedziała o tym  Jamesowi, gdy tylko usiedli przy 

background image

stoliku. Jednak na bywalczyni najbardziej wyszukanych lokali, w jaką przeobraziła się Keena, ta 

restauracja   nie   zrobiła   najmniejszego   wrażenia.   Przyczyną   niepokoju   był   towarzyszący   jej 

mężczyzna.

W chwili, gdy kelner przyniósł menu, James przypatrywał się jej zmienionymi oczyma. 

Jego spojrzenie wyrażało całkowitą aprobatę.

- Ależ ty się zmieniłaś - mruknął miękko, a Keena pomyślała, że mimo upływu czasu nadal 

potrafi być bardzo czarujący.

Poczuła na sobie palący wzrok i poczuła dziwne ukłucie w sercu. Jednak nie było  to 

uczucie,   którego   oczekiwała.   Nieświadomie   chciała,   żeby   wydarzyło   się   coś   zupełnie 

niesamowitego.

Niespokojnie poruszyła się na krześle. Nicholas niejednokrotnie już sprawiał, że czuła się 

w taki właśnie sposób. Ale co on robi w jej domu? Jutro rano jego odwiedziny będą tematem 

plotek w całym miasteczku, Keena nie przejmowała się plotkami, ale miała plany, których nie uda 

się jej zrealizować, jeżeli nie znajdzie sposobu, by pozbyć się Nicholasa.

- Czy powiedziałem coś niewłaściwego? - spytał Jamek zmienionym głosem.

Zmusiła się do powrotu na ziemię.

- Oczywiście, że nie.

Uśmiechnęła się jednym ze swoich najładniejszych uśmiechów i delikatnie dotknęła jego 

dłoni.

- Rozkoszuję się tą chwilą. Pamiętasz, kiedy otworzono tę restaurację? Mayor Henderson 

przeciął wstęgę, a Lieutenant Governor był pierwszym gościem.

- On był przyjacielem Maxa - wyjaśnił mężczyzna, a Keena zrozumiała, że chodzi mu 

Maxa Kellsa, właściciela tego lokalu.

- Powiedz mi, jak miewa się Max?

Wzruszył ramionami.

- Przypuszczam, że dobrze. Ostatnio byłem bardzo zajęty i nie miałem czasu go odwiedzić.

James   wpatrywał   się   w   nią   bezustannie,   odwrócił   wzrok   tylko   na   chwilę,   by   złożyć 

kelnerowi zamówienie.

-   Naprawdę,   bardzo   się   zmieniłaś   -   powtórzył   po   raz   kolejny.   -   Aksamitna   suknia, 

wyszukane zachowanie, elokwencja. Naprawdę zajmujesz się szyciem ciuchów?

-   Od   tego   zaczynałam.   Teraz   jestem   projektantką   mody.   Projektuję   dla   najbardziej 

ekskluzywnych domów mody w kraju i za granicą.

-   To...   w   takim   razie   nie   jesteś   utrzymanką   tego   pana,   którego   nazywasz   tylko 

przyjacielem? - zapytał bezceremonialnie.

Ten problem wydawałby się oczywisty dla każdego, kto choć trochę zna Keenę. Jednak to 

background image

pytanie przypomniało kobiecie, jak okrutny potrafi być James.

- Nie - odpowiedziała chłodno. - Nicholas nie utrzymuje mnie.

- Nicholas?

- Coleman - dodała i podniosła do ust kryształową szklankę. - Z pewnością słyszałeś o 

fabryce nazwanej jego nazwiskiem. Uniósł brwi w geście zdziwienia. - Niezłe towarzystwo. - 

Mężczyzna   uśmiechnął   się   sztucznie.   Zdawał   sobie   dokładnie   sprawę,   że   chociaż   w   Ashton 

uchodził za bogatego człowieka, ów Coleman mógł za wszystko co ma, za cały jego majątek, 

zapłacić od ręki gotówką i w ogóle nie poczuć tego wydatku w swoim budżecie.

- Czy on jest twoim kochankiem? - zapytał niby obojętnie, ale Keena wiedziała, że zżera 

go   ciekawość.   Niespokojnie   błądził   oczyma   po   jej   twarzy   i   nerwowo   bawił   się   szklanką. 

Uśmiechnęła się tylko. - A jak się tobie powodzi? - Zupełnie zignorowała jego pytanie.

Wzruszył ramionami wiedząc, że po tym, co usłyszał o Colemanie, jego własny business z 

pewnością nie wyda się atrakcyjny.

- Chodzi ci o fabrykę? Cóż, mogłoby być gorzej. A może myślałaś o mnie? - Zaśmiał się 

cicho. - Ostatnio czuję się trochę samotny.

- Naprawdę? Ja nie mam czasu, by się czuć samotnie. Jestem zawsze bardzo zajęta.

- Nie masz zamiaru wrócić do Ashton, Keeno? - zapytał niespodziewanie.

Spojrzała   mu   prosto   w   oczy   i   nagle   wróciła   pamięć   tamtych   dni.   Czas,   kiedy   James 

wyśmiewał się z niej, dokuczał. Jego pierwsze pocałunki, długie spacery po lesie. I ten wieczór, 

kiedy stała się kobietą, jego okrutne nieczułe ręce...

- Wiesz, Keeno, tęskniłem za tobą - powiedział łagodnie, delikatnie głaszcząc jej rękę.

„Nie wierz w to - upominała samą siebie. - Nie słuchaj tych bzdur”.

Ale wspomnienia były zbyt silne, a James taki przystojny. Jak mogła się powstrzymać od 

słuchania tych miłych słów.

- Ja... także za tobą tęskniłam - odparła z wahaniem w głosie.

Stojący cierpliwie kelner zdołał wreszcie uchwycić spojrzenie Jamesa i zaczął zdejmować 

z tacy zamówione dania.

Były to ostrygi, wyszukana sałatka, filet z soli i grzanki] z masłem.

James chrząknął, jego twarz zdradzała aż nadto wyraźnie zainteresowanie Keena. Kobieta 

dostrzegła, że patrzy na nią w zupełnie nowy, ekscytujący sposób. Uśmiechnęła się. Ten wieczór 

był pełen niespodzianek.

- Czy nie zechciałabyś po kolacji pojechać nad jezioro.

Było   to   jedno   z   jego   ulubionych   miejsc.   Oczy   Keeny   bezwiednie   spoczęły   na   jego 

wargach.   Miał   takie   ładne   usta.   Były   zbyt   pełne   i   zbyt   ładnie   wykrojone,   żeby   należeć   do 

mężczyzny. Zastanawiała się, co czuła, kiedy ją całował. Chciałaby wiedzieć, czy nauczył się być 

background image

bardziej czuły i cierpliwy w obcowaniu z kobietami. Nie wiadomo dlaczego, jej myśli znowu 

skupiły się na Nicholasie. Przypomniała sobie, jak całował ją w samochodzie i zarumieniła się 

mimowolnie.

James pomyślał, że stało się tak na skutek jego propozycji i skrzywił usta w wyrażającym 

pewność siebie uśmiechu.

- I co ty na to? - mruknął, przykładając do ust kieliszek wina.

- Hmm... - zaczęła.

- Przepraszam - przerwał im kelner - jest telefon do pana.

James wymamrotał coś pod nosem i wyraźnie niezadowolony wstał od stolika.

- Przepraszam na moment, kochanie.

Kochanie! - Nie ma o czym mówić.

Odprowadziła  go spojrzeniem do miejsca, gdzie stał aparat telefoniczny.  Obserwowała 

jego szczupłą sylwetkę, kiedy prowadził rozmowę, a potem gwałtownie odłożył słuchawkę. Po 

chwili był już z powrotem przy stoliku, a jego twarz wyrażała ogromne zakłopotanie.

- Musimy, niestety, opuścić lokal. - Zamilkł na chwilę, dopijając wino. - Nie jestem w 

stanie wyrazić, jak bardzo mi przykro. Odwiozę cię do domu.

- Czy stało się coś złego? - Mają pewne problemy w fabryce. - Westchnął. - Dziwne, nie 

pamiętam, żeby strażnik był przeziębiony. Być może jego głos został zniekształcony na skutek 

zakłóceń na linii.

Keenie natychmiast przyszła do głowy pewna mysi. - Czy chodzi ci o to, że mówił niskim, 

zachrypniętym głosem? - zapytała z udaną ciekawością.

-   Dużo   niższym   niż   zazwyczaj   -   powiedział,   regulując   rachunek.   -   Zawsze   chciałem 

zarządzać fabryką. Ale gdy po śmierci ojca moje marzenie ziściło się, doszedłem do wniosku, że 

nie jest to takie proste, jak przypuszczałem, Czasami żałuję... - Wzruszył ramionami. - Nieważne. 

Może   to   właśnie   było   mi   sądzone.   -   Uśmiechnął   się   do   niej.   -   Mam   nadzieję,   że   piękna 

czarodziejka rozwieje zły urok, który ktoś na mnie rzucił.

Odwzajemniła uśmiech i ruszyła za mężczyzną w stronę wyjścia.

Przez   całą   drogę   rozmyślała   o   tajemniczym   telefonie.   Nie   podzieliła   się   swoimi 

podejrzeniami z Jamesem, ale była niemal pewna, że w fabryce zupełnie nic się nie wydarzyło.

James zatrzymał samochód tuż za eleganckim rolls - royce'em.

- Może spotkamy się jutro wieczorem? O cholera! Nic, nie mogę. Muszę spotkać się w 

interesach z facetem z Atlanty. Ale zapraszam cię w czwartek na obiad. - W jego głosie słychać 

było prośbę.

- Bardzo chętnie zjem z tobą obiad.

- Przepraszam, że musiałem przerwać spotkanie - mruknął, pochylając się nad nią. Zanim 

background image

jednak zdążył ją pocałować, zapaliła się latarnia oświetlająca ganek. James cofnął się gwałtownie. 

- W takim razie, dobranoc - dodał i chrząknął, by ukryć zmieszanie.

- Dobranoc - odparła Keena, z trudem ukrywając wściekłość, jąkają ogarnęła.

Jak tylko znajdzie się w domu, udusi Nicholasa Colemana gołymi rękami.

- Czy twój gość przyjechał na długo? - zapytał James, spoglądając z niechęcią na rollsa.

- Nie - odpowiedziała pewnie. Wysiadła z samochodu i pomachała mu ręką na pożegnanie.

Kiedy   znalazła   się   w   domu,   jej   ciało   trzęsło   się   ze   zdenerwowania.   Wchodząc   po 

schodach, przeskakiwała po dwa stopnie naraz. Jej zielone oczy pałały złowrogim blaskiem.

Słysząc jej kroki, Mandy uchyliła drzwi swego pokoju.

- Tak wcześnie? - zapytała, podnosząc brwi. Keena spojrzała na nią.

- Czy Nicholas dzwonił gdzieś tego wieczora?

- Tak, przez cały czas nie odchodził od telefonu. Przepraszam, że zapaliłam światło na 

ganku, ale usłyszałam samochód i chciałam zobaczyć, kto przyjechał. Nie przypuszczałam, że 

wrócisz do domu tak szybko...

Keena w zniecierpliwieniu machnęła tylko ręką.

- Gdzie jest Nicholas?

- Przypuszczam, że na górze. Zdaje się, że napuszczał sobie wody do wanny.

- Bez wątpienia szykuje się do łóżka.

Nie mówiąc nic więcej, Keena podała Mandy swój płaszcz oraz torebkę i podjęła dalszą 

wspinaczkę po schodach.

- Tym  razem nie ujdzie mu to na sucho. Nie pozwolę, żeby ten tyran miał nade mną 

kontrolę - zdołała jeszcze usłyszeć pokojówka.

Uśmiechnęła się wyrozumiale i zniknęła w swoim pokoju.

Keena, bez chwili zastanowienia, otworzyła drzwi do pokoju Nicholasa i pewnym krokiem 

wmaszerowała do środka.

Zobaczyła stojącego naprzeciw niej Nicholas. Waśnie zajęty był rozczesywaniem mokrych 

po kąpieli włosów.  Dopiero po chwili  uświadomiła  sobie, że jego potężne, pokryte  ciemnym 

włosem ciało, było zupełnie nagie.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Keena stała jak skamieniała na progu pokoju i bezwiednie wpatrywała się w mężczyznę.

Uniósł brwi w geście zdziwienia, jakby był zupełnie nieświadomy swojej nagości.

- Proszę, wejdź - zaprosił ją, uśmiechając  się nieznacznie. Odłożył  grzebień i włączył 

elektryczną   maszynkę   do  golenia.   -   Muszę   robić   to   dwa  razy  dziennie,   bo   inaczej   mógłbym 

używać twarzy zamiast papieru ściernego - skomentował swoje poczynania, przykładając golarkę 

do brody. - Siadaj i opowiedz mi o swojej randce.

- Och... - usiłowała coś powiedzieć, ale głos uwiązł jej w gardle.

Nie   była   niewinna,   ale   nigdy   nie   myślała,   że   widok   nagiego   mężczyzny   może   ją   tak 

oszołomić. Nie mogła oderwać od niego oczu. Nigdy nie zdarzyło  się jej nazwać mężczyznę 

pięknym,  ale  dla   określenia   urody  Nicholasa  z   pewnością  nie   znalazłaby   innego  słowa.  Jego 

potężne, muskularne ciało było idealnie zbudowane i nie miało ani grama tłuszczu.

On także patrzył na nią, a na jego twarzy zakwitł uprzejmy uśmiech.

- Jeżeli ja nie jestem zakłopotany, to ty także nie powinnaś czuć się w ten sposób. Siadaj. 

Jesteś całkowicie bezpieczna.

Podeszła sztywno do krzesła i ciężko na nie opadła.

- Ja... chciałam tylko zadać ci jedno pytanie - odezwała się zdławionym głosem.

Przejrzał się w lustrze, gładząc wierzchem dłoni świeżo ogolony policzek. - Słucham.

-  Czy  dzwoniłeś   do   restauracji   i   powiedziałeś   Jamesowi,   że   w   jego   fabryce   są   jakieś 

kłopoty? - wypaliła Keena.

- A w której restauracji byliście?

Siłą woli próbowała powstrzymać się od patrzenia na niego.

- Zarumieniłaś się, wiesz ó tym? Może wreszcie uświadomiłaś sobie, że jestem mężczyzną 

i zaczniesz traktować naszą znajomość inaczej.

- Posłuchaj... ja... to jest...

- O mój Boże, ty naprawdę jesteś zawstydzona. Muszę cię kiedyś zabrać na film porno, 

może wtedy przestaniesz reagować w ten sposób.

Uśmiechnęła się nieśmiało. - Nie będę oglądać w twoim towarzystwie żadnych filmów. 

Zachichotał,   ponownie   przeglądając   się   w   lustrze.   -   Powinnaś   się   cieszyć,   że   nie   założyłem 

szlafroka  W moim  wieku  nie każdy lubi być oglądany nago.  - Nawet  przez  kobiety?  Rzucił 

Keenie namiętne spojrzenie, które przyprawiło ją o przyspieszone bicie serca. - Zależy, jakie 

kobiety.

- Chyba nie chcesz przez to powiedzieć... że ja... - zdołała wyjąkać zmieszana kobieta.

- Nie. Nic podobnego nie miałem na myśli. Mimowolnie znowu przesunęła wzrokiem po 

jego nagim ciele.

background image

- I co, aprobujesz mój wygląd? - zapytał cicho.

Momentalnie skierowała wzrok w inną stronę, zakłopotana faktem, że tak wiele zachwytu 

wzbudził w niej ten mężczyzna.

- Przepraszam. Nie miałam zamiaru ci się przyglądać.

- Przecież mówiłem, że nie sprawia mi to przykrości.

Keena kątem oka dostrzegła, że powoli przesuwał się w jej kierunku. Momentalnie zerwała 

się z krzesła.

Osłupiały Nicholas zatrzymał się w miejscu. Nigdy dotąd nie patrzył na nią w ten sposób. 

Jego oczy wyrażały ogromne pożądanie, ale w tej chwili także błyszczały złowrogo.

- Nie zmuszałem cię, byś odwiedzała mnie, gdy jestem nagi. Chyba lepiej będzie, jeżeli 

pójdziesz   do  swojego   pokoju   -  powiedział   oschle,   podchodząc   do  szafy.   Wyjął   z   niej   krótki 

trykotowy szlafroczek i założył go na siebie.

- Przepraszam - powiedziała, świadoma tego, że niepotrzebnie się przestraszyła - Nicholas, 

nie chciałam zachować się w taki sposób, ja... ja... cholera, a czego się spodziewałeś?! Przyznasz, 

że nie jest to typowa sytuacja, w jakiej prowadzi się konwersację.

- Zapomnij o tym.

Wziął   do   ręki   grzebień   i   przeczesał   nim   włosy.   Jego   twarz,   pozostała   pochmurna   i 

nieprzystępna.

Stała pośrodku jego pokoju, nie bardzo wiedząc, jak powinna się teraz zachować i skubała 

palcami kosztowny materiał swojej sukni.

- Nick... - zaczęła, ale zabrakło jej słów, by powiedzieć coś więcej.

- Idź już spać, Keena. - Jego głos zabrzmiał obco.

- Nie mogę, gdyż wiem, że jesteś na mnie wściekły. Zrozum, spanikowałam. Ale mam 

świadomość, że zachowałam się beznadziejnie głupio. Cieszę się, że nie wyskoczyłam przez okno.

Miała wrażenie, że nieco się udobruchał. Jego usta najpierw wykrzywiły się w ledwie 

zauważalnym uśmiechu, a potem zachichotał cicho.

- Jesteśmy na piętrze - przypomniał. - Nawet by mi to przez myśl nie przeszło. Wzruszył 

ramionami.

- Być może i ja przesadziłem. Ale wiesz przecież, że jestem cholernie drażliwy.

Powoli zaczynała rozumieć, o co mu chodzi. Wiedziała, że mężczyźni są przewrażliwieni 

pod pewnymi względami jednak dotąd nie miała okazji przekonać się, jak bardzo wrażliwy jest 

Nick.

-   Nicholas,   musisz   zdawać   sobie   sprawę   z   tego,   że   jesteś   wspaniałym,   przystojnym 

mężczyzną. Rzucił w jej kierunku krótkie spojrzenie. - W porównaniu z kim?

- Byłbyś zdziwiony, gdybym ci powiedziała. - Kłamczucha. - Odłożył grzebień i włożył 

background image

ręce do kieszeni szlafroka. - Być może nie jesteś westalką, kochanie, ale jestem cholernie pewny, 

że nie bardzo masz mnie z kim porównać. - Nicholas najwyraźniej wpadł w wisielczy humor. 

Keena   doskonale   wiedziała,   o   czym   on   mówi,   ale   nie   miała   zamiaru   dać   mu   satysfakcji   i 

kontynuować tego bezsensownego dialogu. Wprawdzie nie znał całej prawdy o niej i Jamesie, ale 

kiedyś była na tyle głupia, że opowiedziała mu fragment tej historii.

- Dlaczego nigdy nie odpowiadasz na moje pytania? - Wróciła do tego, o czym rozmawiali 

zaraz po jej wtargnięciu do pokoju Nicholasa. - Nawet nie zapytałeś mnie, dlaczego tak wcześnie 

wróciłam   do   domu!   Zamrugał   powiekami.   -   Może   choć   tym   razem   oszczędzisz   mi   swoich 

opowieści?

Westchnęła.

- Nie chcesz wiedzieć, dlaczego tak szybko rozstałam się z Jamesem?

- Harris nie jest chyba na tyle głupi, żeby ciągnąć cię ze sobą do fabryki, skoro mają tam 

jakieś kłopoty.

- Aha! - wykrzyknęła. - A więc to ty dzwoniłeś!

-   Nudziłem   się   -   powiedział,   niedbale   wzruszając   ramionami.   -   Nie   znalazłem   tu 

ciekawego zajęcia. - Rozejrzał się po pokoju. - Chociaż mogłem zamiast tego pomalować drzwi. 

Że też wcześniej nie wpadłem na ten genialny pomysł.

- Równie dobrze mogłeś wrócić do Nowego Jorku - zasugerowała.

- Zrobiłem sobie wakacje. Należą mi się. Przecież wiesz, jak ciężko ostatnio pracowałem.

- Tak, wiem. Ale czy nie mógłbyś spędzić swoich wakacji w Acapulco, na Martynice czy 

Paryżu?

- Podoba mi się tutaj.

- Nicholas! - Tupnęła stopą odzianą w elegancki pantofel na wysokim  obcasie. - Czy 

zastanawiałeś się nad tym, ile będzie plotek, jeżeli zostaniesz tutaj? James uważa, że powinnam 

sobie tego oszczędzić.

- Naprawdę? - zakpił. - A to mnie rozczarował!

- Obracasz wniwecz moje wszystkie plany! - Oczy Keeny rzucały gniewne błyski.

- Do diabła! Dzięki tobie moje też zostały pokrzyżowane.

- Nie mam zamiaru, powtarzam, nie mam zamiaru wrócić do Nowego Jorku, zanim nie 

wykończę   remontu   domu   i   nie   wydam   przyjęcia.   Powiedz   mi,   czego   ty   właściwie   chcesz, 

Nicholas. Co usiłujesz w ten sposób osiągnąć?

- Może w ten sposób chcę cię przekonać, żebyś przestała uciekać ode mnie. Myślałaś 

kiedyś o tym w ten sposób?

Spojrzała na niego.

- Przecież nie uciekam od ciebie - zaprotestowała. - Kochanie, być może nie zdajesz sobie 

background image

z tego sprawy, ale od czasu, kiedy się poznaliśmy, pozwoliłaś mi się do siebie zbliżyć, a teraz 

robisz wszystko,  by się oddalić. - Co ty opowiadasz? Obrócił się, by sięgnąć po papierosy i 

zapalniczkę.   Zapalił   i   dopiero   wtedy   spojrzał   na   nią   ponownie.   Wydmuchnął   chmurę 

niebieskawego dymu.

- Czego się boisz, Keeno? Czy twoje doświadczenia związane z seksem są aż tak przykre, 

że chcesz z niego całkowicie zrezygnować. A może obawiasz się, że i ja będę zbyt brutalny w 

stosunku do ciebie. Keeno, uwierz mi, z wyjątkiem chwil, kiedy doprowadzasz moją krew do 

wrzenia, jestem bardzo cierpliwym kochankiem.

- Ja... nie boję się ciebie. - Konwersacja zeszła na nie bezpieczne tory. - Nie poganiaj mnie, 

Nicholas.

- Nie poganiać cię, na miłość boską, przecież znamy się już sześć lat! - Krzyknął, a oczy 

błyszczały mu groźnie. - Świat jest pełen kobiet! - wybuchła. - Jeżeli pragniesz tylko zaspokoić 

swoje pożądanie, jestem pewna, że bez problemu znajdziesz kogoś w miasteczku.

Wyglądał   tak,   jakby   właśnie   wymierzyła   mu   policzek.   Keena   była   spięta,   jak   chyba 

jeszcze nigdy przedtem. Była gotowa uciekać, gdy tylko dostrzeże najmniejszy ruch Nicholasa. 

Obserwowała, jak mężczyzna powoli dochodzi do siebie. Odwrócił się od niej i podszedł do łóżka. 

Nastawił budzik i postawił go na stojącym tuż obok stoliku nocnym.

- Byliśmy przyjaciółmi przez tak długi czas - odezwał się cichym głosem. - Myślałem, że 

znasz mnie na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nigdy nie pomyślałbym o tobie w ten sposób.

Kobieta poczuła się osaczona, krwawy rumieniec wystąpił na jej policzki.

- Nie chciałam tego powiedzieć. Nick, nie wiem, co się ze mną dzisiaj dzieje, ale nie 

miałam   zamiaru   powiedzieć   nawet   połowy   tego,   co   usłyszałeś.   Jestem...   chyba   bardzo 

zdenerwowana i to wszystko. - Przesunęła ręką po włosach. - Proszę, zapomnij o tym.

- Nie ma o czym mówić.

Rozwiązał pasek szlafroka, a potem rzucił go na krzesło i wsunął się pod kołdrę.

- Kochanie, czy możesz wyłączyć światło, jak będziesz wychodziła? - Ziewnął. - Boże, 

ależ jestem zmęczony.

Przyglądała   mu   się   badawczym   wzrokiem.   Był   silny   i   potężny,   wyglądał   bardzo 

imponująco. Zapragnęła nagle znaleźć się w jego łóżku i poczuć męskie ramiona. Miała dzisiaj 

straszny dzień. Zamiast cieszyć się obecnością Nicholasa, starała trzymać się z daleka od niego. A 

teraz zrobiła mu dziką awanturę, bez żadnej właściwie przyczyny. Przecież James Harris nic już 

nie  znaczył w  jej  życiu.  Mimo to, dzisiejszego  dnia wysunął  się na  pierwszą pozycję,  przed 

Nicholasa. Boże, usłyszał od niej tyle przykrych słów. Nienawidziła się za każde z nich.

- Nick... - wyszeptała drżącymi wargami, a oczy zaszły jej łzami.

Przyglądał się jej smutnej twarzy i nagle wyciągnął ramiona.

background image

- Chodź tu, lisiczko - powiedział czule.

Szybko podbiegła do łóżka i wtuliła się w potężne ramiona Nicholasa. Jej policzek dotykał 

nagiej, ciepłej, porośniętej ciemnym włosem piersi. Czuła zapach dobrego mydła i drogiej wody 

kolońskiej. Jeszcze nigdy przedtem nie czuła się taka bezpieczna, całkowicie bezpieczna.

- Byłam okropna, prawda? Och, Nick, co się ze mną dzieje? - załkała.

- Łamie się skorupa, to wszystko - mruknął, uspokajają - co gładząc ją po plecach.

- Skorupa? - Skorupa, pancerz, powłoka. Nazwij to jak chcesz. Chodzi mi o to, czym 

otaczałaś się przez ostatnie sześć lat - wyjaśnił. - Wiem, że byli jacyś mężczyźni w twoim życiu, 

ale ładnemu nie pozwoliłaś przekroczyć pewnej bariery. Powiedziałbym, że zostałaś nietknięta 

emocjonalnie.

Podniosła głowę i spojrzała mu w oczy, ale zaraz potem przeniosła wzrok na stojące przy 

ścianie krzesło. - Nick...

- Hmm - mruknął. Zagryzła wargę, zastanawiając się, jak wyrazić swoje myśli. Delikatnie 

pociągnął ją za włosy. - Mam wrażenie, że chciałaś mnie o coś zapytać. Zrób to, nie krępuj się.

- Czy ma znaczenie to, że w moim życiu byli inni mężczyźni? - Dla mnie? Nie. A dlaczego 

pytasz?   Samą   nie   bardzo   wiedziała,   dlaczego   zadała   to   pytanie.   Tym   bardziej   nie   potrafiła 

wytłumaczyć tego Nicholasowi. Czuła tylko, że bardzo duże znaczenie ma dla niej odpowiedź, 

bez   względu   na   to,   że   w   prawdziwym   słowa   tego   znaczeniu,   w   jej   życiu   był   tylko   jeden 

mężczyzna.

- Dlaczego nagle zamilkłaś? - Głos Nicholasa zabrzmiał bardzo czule.

Przesunęła się nieco i pogładziła delikatnie ciemne włosy na jego piersi.

- Nie potrafię cię rozgryźć. - Wpatrywała się w jego oczy, szukając odpowiedzi na nie 

zadane   pytania,   ale   nie   znalazła   tam   nic,   co   zaspokoiłoby   jej   ciekawość.   -   A   co   chciałabyś 

wiedzieć?

- Nick, pragniesz mnie? - Słowa z trudem przechodziły jej przez gardło. Wyszeptała je 

niczym tajemniczy sekret. Ścisnął mocno jej palce.

- Co to za idiotyczne pytanie?! - Zachichotał cicho i Keena pomyślała, że zachowuje się 

raczej jak przyjaciel, którym do tej pory był, niż jak kochanek.

- Odpowiedz! - nalegała.

Westchnął głęboko.

-   Nie   mam   nastroju   do   rozmowy   na   ten   temat.   Jest   już   późno,   a   ja   jestem   cholernie 

zmęczony.

- Zbyt  zmęczony,  żeby odpowiedzieć na jedno pytanie?  - Keena znowu zaczynała  się 

denerwować.

Podniósł brwi.

background image

-   Panno   Whitman   -   powiedział   przyciszonym   głosem.   -   Na   to   pytanie   mógłbym 

odpowiedzieć   w   sposób,   który   zszokowałby   twoją   niewinną   duszę.   -   Zaśmiał   się   ponownie, 

widząc   że   na  jej   brzoskwiniowych   policzkach   pojawia   się   szkarłatny  rumieniec.   -   Widzę,   że 

dobrze mnie zrozumiałaś. A teraz, jeżeli wyczerpałaś już wszystkie bezsensowne pytania, może 

zostawiłabyś  mnie   w   spokoju   i  pozwoliła  trochę   pospać?  Twoja   obecność,  mówiąc  szczerze, 

trochę mnie rozprasza.

Z gardła Keeny wydostał się dziwny dźwięk, który najprawdopodobniej był śmiechem, 

choć w ogóle go nie przypominał.

- Czy ty zawsze musisz narzekać?

Nie wiadomo dlaczego, ale ostatnie zdanie Nicholasa sprawiło jej przyjemność. Miło było 

mieć świadomość, że jej obecność rozprasza kogoś.

- Chyba, że zechciałabyś zdjąć tę suknię i przedyskutować tę kwestię? - zapytał, mrużąc 

oczy.

- Dlaczego miałabym zdejmować suknię? - zapytała niewinnie, podnosząc się, by zdjąć z 

siebie ubranie.

- Kusisz los, lisiczko - mruknął, podpierając się na łokciu, by móc lepiej się jej przyjrzeć.

Spojrzała w oczy Nicholasa, ale nie dostrzegła w nich ani krzty rozbawienia.

- Czy będzie to dla ciebie straszna wiadomość, jeżeli powiem, że chcę się z tobą kochać?

-  Jak  na  kobietę,  która   chciała  przed   chwilą   wyskakiwać   przez   okno,  stałaś  się  nagle 

cholernie odważna. Spuściła głowę. - Jestem trochę zażenowana.

- Wiem o tym,  ale chcę cię uświadomić, że nie doda to uroku żadnemu romansowi - 

powiedział sucho. - Wyrzuć ze swojego serca Harrisa, zanim zaczniesz składać mi jakiekolwiek 

propozycje, Keena. - W jego głosie było wyraźnie słychać groźne nuty. - Albo oddasz mi całą 

siebie, albo w ogóle z ciebie zrezygnuję. Nie chcę się z nikim tobą dzielić.

Nie bardzo wiedziała, czy uznać jego słowa za obrazę, czy za pochlebstwo. Zaskoczyła ją 

siła własnego pożądania. Jeszcze nigdy nie pragnęła tak żadnego mężczyzny.

- Nie rozumiesz dlaczego spotykam się z Jamesem - zaczęła cichym głosem.

- Nie? - Oceniał jej szczupłą sylwetkę okiem znawcy. - Rozumiem to lepiej niż sobie 

wyobrażasz. Nie musisz nikomu nic udowadniać, Keeno. Przecież osiągnęłaś już w życiu bardzo 

dużo. Pomyśl, jak daleko zaszłaś. Ale coś w głębi twego serca zmusza cię, żebyś przekonała samą 

siebie, że możesz odnieść jeszcze jeden sukces. I do tego właśnie potrzebny jest ci James Harris. - 

Przewrócił się na brzuch i objął ramionami poduszkę. - Prowadź swoją grę, kochanie, ale nie 

oczekuj z mojej strony żadnej współpracy. Nie będę udawał, że chcę ci pomóc pogrążyć innego 

mężczyznę.

- Jak śmiesz! - syknęła.

background image

-   Pragniesz   mnie?   -   zapytał   krótko.   Otworzyła   usta,   chcąc   odpowiedzieć,   ale   słowa 

ugrzęzły jej w gardle. Czy go pragnęła? Oczywiście, że tak. Pytanie brzmiało tylko, dlaczego.

- Kiedy będziesz potrafiła odpowiedzieć bez wahania, przeprowadzimy długą, przyjemną 

rozmowę - powiedział łagodnie. - A teraz idź już do siebie i pozwól mi spać.

- Z przyjemnością - obruszyła się i ruszyła w stronę drzwi.

- Keeno!

Zatrzymała się z ręką na klamce, ale nie odwróciła głowy. - Tak?

- Czy zastanawiałaś  się  kiedyś   nad tym,  że  jedynym   powodem,  dla  którego  pożądasz 

Harrisa, jest fakt że on kiedyś cię porzucił?

* * *

Cicho otworzyła drzwi, ale z furią zatrzasnęła je za sobą.

Mandy   zapewne   domyślała   się,   że   Keena   i   Nicholas   posprzeczali   się   poprzedniego 

wieczora.   Nie   dawała   jednak   nic   po   sobie   poznać   i   w   milczeniu   przygotowywała   śniadanie. 

Robotnicy   nie   zdążyli   jeszcze   przyjść   i   dom   wydawał   się   niezwykle   cichy.   Keena   i   jej   nie 

proszony gość siedzieli przy stole i nie odzywali się do siebie ani słowem.

Pokojówka   spojrzała   na   Nicholasa   i   wyczytała   w   jego   oczach   rozbawienie.   Skończyli 

właśnie jeść jajecznicę, wiejską szynkę i chrupiące bułeczki i poprosili o drugi dzbanek kawy. 

Mandy wyszła, by go napełnić, a Nicholas, widząc wyraz twarzy Keeny, roześmiał się głośno.

Rozparł się wygodnie na krześle. Jego ciemne, gęste włosy były rozczochrane, a oczy 

nieco zaczerwienione. Miał na sobie kolorową koszulkę, która kontrastowała ze śniadą cerą i 

ciemnymi spodniami, opinającymi umięśnione nogi. Wyglądał tak uroczo, że Keena nie potrafiła 

się na niego dłużej gniewać.

- Prawie się dzisiaj nie odzywasz - powiedział. Sprawiał wrażenie, że jest w znakomitym 

humorze.

- Spodziewałeś się, że będę recytować ,Hamleta”?

- A może w twoim programie artystycznym znalazłby się ul wór zatytułowany „Kocham 

cię miłością prawdziwą”?

Na twarz wystąpił jej nieznaczny rumieniec, ale szybko opanowała emocje.

- Nie - odpowiedziała stanowczo.

- Co nie?

- Nie kocham cię miłością prawdziwą, czy jakoś tak.

- Nie bądź taka zblazowana, lisiczko. Bawiła się pustą filiżanką.

-   Miłość   jest   synonimem   namiętności   -   odparła   gorzko.   -   Postanowiłam,   że   zrobię 

wszystko, by pozbyć się takich uczuć. Przypuszczam, że zbyt dużo oczekiwałam od mężczyzn.

- Mianowicie?

background image

- Lojalności, kurtuazji, delikatności, taktu. - To chyba jesteś z innej bajki. Spojrzała na 

niego. - W twojej duszy nie ma ani odrobiny poezji. - Prawdopodobnie nie ma. Jestem realistą.

- A czego oczekujesz od kobiet?

W   jego   oczach   dojrzała   dziwny   błysk.   Bez   wątpienia   był   on   odpowiedzią   na   jej 

sarkastyczny ton.

- Istoty odmiennej płci, jak zapewne podejrzewasz, służą mi tylko do jednego celu.

Położył swoją serwetkę na stole i wstał. Podniosła na niego oczy, starając się ukryć drżenie 

warg. Przecież nie chciała się z nim sprzeczać. Ostatnio jednak tak się dziwnie składało, że każdy 

temat doprowadzał do kłótni. Nigdy przedtem nie zdarzało się jej walczyć z Nicholasem i wcale 

nie była  pewna, czy się jej to podoba. Tęskniła  za dobrym  przyjacielem, któremu mogła się 

zwierzyć ze wszystkich kłopotów. A ten obcy człowiek o kamiennym sercu, który jeszcze przed 

chwilą siedział po przeciwnej stronie stołu, działał jej tylko na nerwy. Czasami nawet zdawał się 

wyglądać dość niebezpiecznie.

Mandy wkroczyła do kuchni z dzbankiem kawy w ręku zanim Keena zdołała cokolwiek 

powiedzieć. Spojrzała n ich zagniewane oblicza i domyśliła się wszystkiego.

-   Czy   nie   jest   jeszcze   za   wcześnie   na   słowne   utarczki?   zwróciła   się   do   milczącego 

mężczyzny, uśmiechając się łagodnie.

- Powiedz to lepiej tej pani - wskazał ruchem głowy Keenę i skierował się w stronę drzwi.

Keena   wstała   gwałtownie,   jej   twarz   przypominała   chmurę   gradową,   a   oczy   ciskały 

błyskawice. Bała się, że chwilę wybuchnie głośnym płaczem.

- Wybieram się na przejażdżkę. Nie będzie mnie przez pewien czas.

Mandy spojrzała najpierw na Keenę, potem na znikającego w holu Nicholasa i wreszcie na 

napełniony świeżą kawą dzbanek. Wzruszyła ramionami i nalała sobie filiżankę.

* * *

Las   był   cichy   i   spokojny.   Jedynym   odgłosem   dochodzącym   uszu   Keeny   był   szept 

smukłych sosen. Kobieta czuła, że powoli opuszczają wzburzenie. Wiedziała, że Nicholas celowo 

droczył się z nią, a mimo to trudno jej było opanować zdenerwowanie. W chwilach złości stawał 

się taki zawzięty, krzywdził ją samym spojrzeniem srogich oczu, Mimo, że nie miała zamiaru 

urągać mu, zrobiła to i nic na to nie mogła poradzić.

Usadowiła się wygodniej w siodle i przejechała ręką po gładkiej sierści zwierzęcia. Miała 

nadzieję, że możliwość dotknięcia żywego stworzenia pozwoli jej uspokoić się.

Był wspaniały dzień, po błękitnym niebie płynęły drobne, postrzępione chmurki. Zacinał 

ostry lutowy wiatr. Brązowa klacz nie była czystej rasy, ale Keena bardzo ją lubiła. Należała do 

niej już od czterech lat, a kobieta ceniła zwierzę. przede wszystkim za łagodność. Jeżdżenie na 

niej było ogromną przyjemnością. Przypomniała sobie próbującego ujeżdżać konia Nicholasa i 

background image

roześmiała się, zapominając o porannej sprzeczce. Nagle ciszę zakłócił dziwny odgłos. Odwróciła 

się i ujrzała jadącego w jej kierunku Jamesa. Uśmiechnęła się, zadowolona z nieoczekiwanego 

spotkania. Wyglądał bardzo przystojnie w stroju do konnej jazdy. Jego błękitne oczy błyszczały 

radośnie.

- Wstąpiłem po ciebie do domu - odezwał się, zatrzymując swojego konia obok klaczy 

Keeny. - Mandy poinformowała mnie, że znajdę cię w lesie. - Tak? - mruknęła, uśmiechając się 

zalotnie. Pomyślała, że stać ją dzisiaj na wszystko.

- Wprawdzie konieczna była drobna perswazja, ale w końcu udało mi się ją przekonać. - 

Omiótł aprobującym wzrokiem jej zgrabną sylwetkę. - Świetnie wyglądasz.

- Dziękuję, ty też. - Nerwowo poruszyła się w siodle. - Czy udało ci się rozwiązać problem 

w fabryce? Twarz Jamesa zachmurzyła się.

- To był fałszywy alarm - burknął. - - Pojechałem tam tylko po to, żeby dowiedzieć się, że 

strażnik jest tak samo zdziwiony tą wiadomością, jak ja. To nie on dzwonił. Czy możesz sobie 

wyobrazić, że są ludzie posiadający tak bezsensowne poczucie humoru?

-   Doprawdy,   trudno   w   to   uwierzyć.   Z   trudem   powstrzymywała   się   od   wybuchnięcia 

śmiechem W zasadzie nie powinno jej to bawić, ale jak wyobraziła sobie Nicholasa...

- Na szczęście, nikomu nie stała się żadna krzywda - westchnął, po czym ożywił się nagle i 

zapytał:  - Masz ochotę  na przejażdżkę  w moim towarzystwie?  Przed południem mam  ważne 

spotkanie, ale będę bardzo zadowolony, jeżeli zechcesz spędzić ze mną tych parę wolnych chwil. 

Zamierzam pojechać w dół rzeki i z powrotem.

- Z przyjemnością - odrzekła.

Jadąc przy boku wałacha Jamesa, przypomniała sobie, jak dawno temu niemal codziennie 

odwiedzała te lasy tylko po to, by chociaż z daleka ujrzeć ukochanego na koniu Wtedy jej serce 

było delikatne i kruche, a ona tak bardzo pragnęła oddać je Jamesowi. Teraz była starsza i nie 

poddawała się tak łatwo emocjom. Cieszyła się z towarzystwa tego mężczyzny, ale nie chciała już 

ryzykować ponownego zadurzenia się w nim. Z własnego, bolesnego doświadczenia wiedziała, 

jak okrutne mogą być tego skutki. Nie miała najmniejszego zamiaru dawać Jamesowi drugiej 

szansy.

Mimowolnie jej myśli skierowały się ku Nicholasowi, Oczyma duszy jeszcze raz ujrzała 

go nagiego i poczuła, że ma w głowie okropny mętlik. Jeszcze nigdy nie miała okazji oglądania 

czegoś tak przerażającego i pięknego zarazem, jak ciało Nicholasa. Nie spała spokojnie tej nocy, 

może dlatego właśnie wstała podenerwowana i popełniła rano ogromną gafę. Jak mogła zadać mu 

tak głupie pytanie? Wiedziała, że jej zachowanie było niewybaczalne. Kiedy myślała o kobietach 

Nicholasa, wyobrażała sobie zawsze Marię, a świadomość, że ona niejednokrotnie widywała go w 

negliżu, doprowadzała ją do furii. Nie mogła wręcz znieść myśli, że Nicholas mógł dotykać inne 

background image

kobiety.

- Jesteś dzisiaj bardzo małomówna - James przerwał jej rozmyślania, gdy dojechali do 

brzegu rwącej rzeki.

- Tak tutaj cicho. Nie jestem przyzwyczajona do takiego spokoju. Żyję w samym sercu 

wielkiego miasta.

Spojrzał na nią dziwnie i powiedział:

- Pewnie zrobiłaś wspaniałą karierę.

Skinęła potwierdzająco głową.

- Teraz projektuję ubrania dla prawdziwych bogaczy, a to przynosi niezłe zyski. - Masz 

własną fabrykę?

- Nicholas i ja właśnie prowadzimy rozmowy w tej sprawie. Na razie wynajmuję niewielki 

budynek i zatrudniam kilka szwaczek. Nicholas posiada kilka fabryk i być może jedną z nich 

przejmę.

- Słyszałem o jego fabrykach. Myślisz... hmm..., że chciałby nabyć jeszcze jedną? - zapytał 

niezwykle poważnie i spojrzał jej prosto w oczy. Z uwagą przyjrzała się jego twarzy. - Masz 

zamiar sprzedać swoją? - Ostatnio zastanawiam się nad tym. Czy mogłabyś... hm .. wspomnieć 

Colemanowi o mojej propozycji? „Owszem, jeżeli kiedykolwiek jeszcze będę miała okazję z nim 

porozmawiać” - pomyślała i uśmiechnęła się sztucznie Czy dlatego właśnie James zainteresował 

się nią ponownie? Czuła, że znowu jest tylko przedmiotem, który on chce wykorzystać. Ale tym 

razem nie będzie się załamywać! Tamte o asy dawno minęły.

- Tak, mogę mu o tym wspomnieć - zaśmiała się krótko. - Czy chcesz, żeby do ciebie 

zadzwonił? - Bardzo proszę. - Przysunął się bliżej i złapał ją za ramiona.

- Jesteś taka śliczna - mruknął. - I użyteczna - dodała sucho.

Był tak płytki, że rozszyfrowanie go nie stanowiło żadnego problemu. Zupełnie inny niż 

Nicholas, który nawet po tylu latach znajomości stanowił dla niej zamkniętą książkę.

Wykrzywił twarz w nieładnym grymasie. - Przecież wiesz, że co innego miałem na myśli - 

odparł, starając się zajrzeć jej w oczy. - Naprawdę... jestem tobą zainteresowany.

- A dlaczego miałbyś me być? - Uśmiechnęła się gorzko - Teraz jestem już bogata, sławna 

i mam świetne kontakty.

Spojrzał na nią spode łba. Rozszyfrowała go. Był zupełnie inny niż oczekiwała. Wyobrażał 

sobie, że bez trudu owinie ją wokół palca, a tymczasem stało się zupełnie inaczej, a on tego nie 

lubił.

- Źle interpretujesz moje słowa. Nawet o tym nie pomyślałem.

- Nie? - zapytała z wahaniem w głosie. - A o czym pomyślałeś, kochanie?

- Koteczku...

background image

Pochylił się nagle i pocałował ją w usta. Jego wargi były ciepłe i miękkie, ale pocałunek 

nie   zrobił   na   Keenie   większego   wrażenia.   Zachowywał   się   identycznie   jak   jej   dawny 

osiemnastoletni kochanek. Z pewnością wtedy drżała w jego ramionach. Teraz była dużo starsza i 

ten całus był niczym w porównaniu z namiętnymi pocałunkami Nicholasa. Była jednak pewna, że 

przez wszystkie te lata James udoskonalał swoje umiejętności. Gdyby pocałunkowi towarzyszyło 

uczucie, byłoby to dla obojga cudowne przeżycie. Mimo że mężczyzna dokładał wszelkich starań, 

Keena nie odwzajemniła pocałunku. Odepchnęła go od siebie, co zezłościło go jeszcze bardziej. 

Oddech mężczyzny był krótki i urywany, widać było, że poddał się namiętności. Z pewnością 

stracił panowanie nad sobą. Mocno wbił palce w ramię kobiety.

- Dlaczego jesteś taka chłodna w stosunku do mnie?

- Spodziewałeś się, że zemdleję z rozkoszy? Nie jestem już naiwną osiemnastolatką.

- Dobry Boże, wiem o tym - powiedział, zatrzymując spojrzenie na jej piersiach. - Zawsze 

bardzo cię pragnąłem, nawet wtedy, dziewięć lat temu.

- Zgadzam się, pragnąłeś. Ale było to tylko pożądanie, bez odrobiny głębszego uczucia.

Uśmiechnął się nieśmiało. - Nie wiem zbyt dużo na temat głębszych uczuć. Lubię kobiety. 

Lubię różnorodność. Nigdy nie myślę o tym, co ty nazwałabyś miłością.

- Ze mną jest podobnie - odparła.

Miała wrażenie, że te słowa zirytowały go. Pewnie ciągle miał nadzieje, że ona nadal żywi 

do niego jakieś uczucie.

- Może jednak zmienisz zdanie - mruknął. - Spróbujmy jeszcze raz.

Pozwoliła pocałować się Jamesowi, ale dawne pożądanie odleciało gdzieś, ograniczyło się 

tylko do drobnego dreszczyku, który przeszedł wzdłuż kręgosłupa. Była zła, że nie potrafi już nic 

odczuwać.   Przyciągnęła   mężczyznę   bliżej   siebie,   łudząc   się,   że   uda   jej   się   zmusić   ciało   do 

przeżycia choć cienia rozkoszy.

Był czuły i delikatny, Keena miała świadomość, że jest dobrym kochankiem, ale w niej 

zbyt głęboko zakorzeniła się pamięć tamtych gorzkich dni.

Wreszcie odsunął się od kobiety i omiótł wzrokiem jej twarz.

- Nieźle - mruknął. - Potrzeba nam więcej praktyki.

Uśmiechnęła się tylko i wzruszyła nieznacznie ramionami.

- Muszę już wracać - odezwała się po chwili.

- Zjesz ze mną obiad jutro wieczorem tak, jak zaplanowaliśmy? - zapytał, a Keenie przez 

chwilę wydawało się, że słyszy w jego głosie jakiś nowy, dotąd nigdy nie zauważony ton. - 

Żałuję, że muszę być dzisiaj na tym spotkaniu w Atlancie...

- Będę z tym większą niecierpliwością czekała na jutrzejszy dzień.

Chciała rozkochać go w sobie; chciała, żeby poczuł, co znaczy usychać z miłości i wtedy... 

background image

Wiedziała   jednak,   że   James   nosi   maskę,   że   w   środku   jest   zupełnie   innym   mężczyzną.   Była 

ciekawa, jaki jest naprawdę. Za wszelką cenę chciała wiedzieć, czy sprawdzą się jej podejrzenia. 

Miała także świadomość, że nie spodoba się to Nickowi.

„Tak wiele problemów spadło na mnie niespodziewanie” - myślała, wzdychając ciężko.

Nicholas okazał się człowiekiem gwałtownym, zaborczym, z którym trudno było dojść do 

porozumienia. Doszła także do wniosku, że Jamesa w innych okolicznościach mogłaby polubić.

Nicholas był największą zagadką, jaką napotkała na swojej drodze. Do tej pory nigdy nie 

przejawiał większego zainteresowania jej osobą. Zawsze chciał tylko wiedzieć z kim się spotyka i 

upewniał się, czy ze strony amanta nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo. W wypadku Jamesa 

zachowywał się zupełnie inaczej; zupełnie nie potrafiła zrozumieć jego postępowania. Czego on 

właściwie chciał? Przecież nie jej ciała. Z zawstydzeniem przypomniała  sobie o ofercie, jaką 

złożyła mu zeszłej nocy. Nawet nie zawahał się, nie zastanowił, czy ją przyjąć. Jego odmowa 

zabolała kobietę dużo bardziej niż przypuszczała. Jakiego rodzaju grę prowadzi Nicholas? A może 

był tylko troskliwy i opiekuńczy i nie chciał, by James skrzywdził ją ponownie.

W drodze do domu doszła do jednego słusznego wniosku. Żałowała, że zmuszona była 

wrócić do Georgii. Tak bardzo by chciała, żeby jej ojciec żył jeszcze, wysłuchał jej problemów i 

pomógł je rozwiązać. Ogromnie za nim tęskniła. Ostatnia utarczka z Nicholasem pomogła jej 

przezwyciężyć smutek. Jak można się smucić, skoro jest ktoś, kto bezustannie doprowadza cię do 

szału.

Weszła do domu i od razu natknęła się na stojącego w holu Nicholasa.

- No, jesteś wreszcie - burknął. - Chodź ze mną.

Prychnęła dumnie, widząc że kieruje się do gabinetu.

- Nicholas...

- Nie mamy zbyt dużo czasu. - Gdy się odwrócił, jego twarz była niezwykle poważna. 

Keena przestraszyła się, ale podążyła za nim.

- O co chodzi? - zapytała.

Włożył ręce głęboko do kieszeni. Stanął przy oknie i oświetliły go wpadające do pokoju 

promienie słoneczne.

- Nie łatwo mi o tym mówić - odezwał się ściszonym głosem. - W twoim biurze wybuchł 

pożar. Niemal wszystko zostało zniszczone.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Powoli i z trudnością pojmowała jego słowa. Spojrzała mu w oczy.

- Wybuchł pożar? - jak echo powtórzyła usłyszane przed chwilą słowa.

- Tak. Chcesz usiąść?

Potrząsnęła głową, w jej oczach pojawiła się panika.

- Ale ja podpisałam kontrakty. W jaki sposób teraz się z nich wywiążę? Przecież stracę 

przez to dobrą markę! Boże, wszystko było niemal gotowe do odesłania do butików.

- Spokojnie! Spróbuj się opanować. Może uda się jeszcze wyjść z tego. Możesz zatrudnić 

dodatkowe szwaczki oraz projektantki i powtórzycie wszystko jeszcze raz.

Drżała na całym ciele i nerwowo przestępowała z nogi na nogę.

- Nie wiem... naprawdę nie wiem, czy coś takiego może się udać. Do wiosennej kolekcji 

zostały wprowadzone pewne innowacje, których raczej nie będę w stanie odtworzyć.

Podszedł do Keeny i próbując ją uspokoić, delikatnie posadził na sofie. Uklęknął przed nią 

na dywanie i przyciągnął głowę kobiety do swojego ramienia.

- Jestem tutaj - powiedział cicho. - Wszystko będzie dobrze. Jestem z tobą. Nie martw się o 

nic, wszystko się ułoży.

Mimo że zamknęła oczy, łzy ciekły jej po policzkach.

Cała jej praca poszła na marne! Jak wiele projektów uda jej się odtworzyć? Dlaczego nie 

zawiozła   ich   do   domu?   Dlaczego   zabrała   je   z   biura   Nicholasa?   Tuż   przed   jej   wyjazdem 

dostarczono nowe bele materiału. Czy one też doszczętnie spłonęły?  A wszystkie uszyte  już, 

ekskluzywne ubrania? Przecież to była cała wiosenna kolekcja. Pewnie i po niej pozostał tylko 

popiół.

Objęła   szyję   Nicholasa   ramionami   i   przylgnęła   doń   całym   ciałem.   Jego   bliskość 

powodowała, że czuła się trochę lepiej.

- Dlaczego? - szepnęła.

- Zawsze jest jakaś przyczyna, kochanie. Ja zdążyłem się już o tym przekonać, z czasem ty 

także to zrozumiesz. Musisz się z tym pogodzić i spróbować znaleźć wyjście z trudnej sytuacji. 

Jeżeli będzie trzeba, to zaczniesz od początku.

- Przytul mnie mocniej - szepnęła, przysuwając cię do mężczyzny.

- Jeżeli to zrobię, połamię ci kości - zażartował.

Podniósł się i przyciągnął kobietę do siebie tak blisko, że czuła każdą część jego ciała.

- Och, Nick, jak dobrze, że jesteś tutaj - szepnęła. - Nie myślałaś tak, wybierając się na 

przejażdżkę. - Proszę cię, nie kłóćmy się teraz. Zupełnie nie mam nastroju do walki.

- Dlaczego ciągle mi docinasz, Keeno. Dlaczego uczepiłaś się „moich kobiet”, jak zwykłaś 

się wyrażać. Już nie pierwszy raz zdarzyło ci się robić te głupie uwagi - powiedział łagodnie.

background image

Robiło się coraz bardziej niebezpiecznie. Wzruszyła ramionami. - Naprawdę? Nie robiłam 

tego celowo.

- Chcesz powiedzieć, że robiłaś mi przykrość nieświadomie?

Przez łzy spojrzała mu prosto w oczy i miała wrażenie, że nigdy przedtem nie przyglądała 

mu się z bliska, Ostre rysy twarzy, prosty nos, głęboko osadzone, ciemne oczy, zmysłowa linia 

ust. Kiedy ich spojrzenia spotkały się, przeszedł ją cudowny dreszcz.

- Cała się trzęsiesz - mruknął cicho.

Faktycznie tak było. Pogrążyła się w smutku i rozpaczy, więc nie mogła zauważyć tego 

wcześniej.

- Pocałował cię? - zapytał nagle, mrużąc oczy.

Potwierdziła skinieniem głowy, uciekając ze spojrzeniem.

Chłodny wzrok Nicholasa spoczął na jej rozpalonych  ustach. - I jak było?  Dobrze? Z 

trudem łapała oddech.

- Przyjemnie - odparła.

- Czy to samo czujesz, kiedy ja cię całuję? Czy jest ci tylko przyjemnie?

- Nick... ogień...

-   Pod   wpływem   nieszczęścia   ludzie   robią   różne   niewybaczalne   rzeczy   -   mruknął, 

przyciskając na moment swoje usta do jej warg.

- Nie wiedziałaś o tym. Obejmij mnie w pasie i przytul mocno.

Posłuchała polecenia bez słowa sprzeciwu i namiętnie oddała pocałunek. Czuła dotyk jego 

potężnego ciała i bezwiednie jęknęła z rozkoszy.

- Wulkan - szepnął prosto w jej rozchylone usta. - Dobry Boże, drżysz pod wpływem 

moich pocałunków. Czujesz moje ciało, Keeno? Czy wiesz, że ono tężeje, gdy cię przytulam do 

siebie? Czy on reaguje podobnie? Czy mogłabyś nas ze sobą porównać?

Nieświadomie wbijała paznokcie w jego muskularne plecy Nie mogła już stanąć bliżej 

niego. Poddała się czarowi pocałunków i słowa Nicholasa niemal nie docierały do jej uszu. Jej 

usta z rozkoszą oddawały pieszczotę, spijały słodycz warg Nicholasa i ciągle błagały o więcej, 

Ręce mężczyzny przesuwały się wzdłuż jej bioder. - Odpowiedz.

- Twoje pocałunki... doprowadzają mnie do szaleństwa - wyszeptała, wpatrując się w jego 

gorące wargi. - Nick, nie przestawaj.

- Nie czas i miejsce po temu, lisiczko - odparł lakonicznie i pocałował ją jeszcze raz, zanim 

podniósł głowę i westchnął  ciężko. Jego oczy były  zamglone,  a pierś wznosiła się i opadała 

gwałtownie.

Wyciągnęła   rękę   i   dotknęła   jego   foremnego   torsu.   Pod   palcami   poczuła   miękkość 

czerwonego materiału. - Nick!

background image

- Chyba nie chcesz oddać mi się na podłodze? - szepnął z figlarnym błyskiem w oczach.

Zarumieniła się i szybko opuściła głowę, żeby ukryć to przed Nicholasem.

- Najpierw interesy, malutka - mruknął, otaczając ją delikatnie ramieniem. - Muszę jeszcze 

dzisiaj lecieć do Nowego Jorku. A ty, jeśli chcesz, możesz także zabrać się moim odrzutowcem.

- Masz go tutaj?! - wykrzyknęła zdziwiona. - A gdzie, do diabła, mógłbym wylądować? W 

ogródku pełnym różanych krzewów? - Zaśmiał się krótko. - Mark Segars przyleciał dziś rano. 

Czeka na lotnisku.

-   W   takim   razie,   będzie   lepiej,   jeżeli   zajmę   się   pakowaniem   -   mruknęła,   wzdychając 

ciężko, gdyż przypomniała sobie o eleganckim biurze, które pewnie było całe w zgliszczach. - 

Nick, nie wiesz, czy udało się cokolwiek ocalić?

- Ann udało się chwycić plik szkiców w momencie, gdy zaczęły zajmować się zasłony - 

odpowiedział. - I kilka próbek. Ale kiedy przybyła straż pożarna było już za późno, by uratować 

coś jeszcze. Zrobili wszystko by nie spalił się cały budynek. Jednak twoje biuro, pomieszczenie 

dla szwaczek i pracownia zostały doszczętnie zniszczone Nie uratował się nawet najmniejszy 

ścinek materiału.

Pokiwała smutno głową. Zapewne rozpaczałaby bardziej, gdyby straciła rękę. W sercu 

czuła tępe bolesne ukłucie żalu. Dzięki Bogu, ciągle mogła liczyć na Nicholsa. Podniosła głowę i 

spojrzała na niego pozbawionym nadziei wzrokiem.

- Pospiesz się - powiedział, popychając ją lekko w kierunku drzwi. - Wszystko będzie 

dobrze. Zaufaj mi.

- Zawsze to robię.

- Czasami zbyt mocno - dodał sucho obserwując jak unika jego spojrzenia.

Dwie godziny później byli już w drodze do Nowego Jorku. Lecieli prywatnym samolotem 

Nicholasa.  Keena  siedziała  zatopiona   w  myślach.  Jej  ręka   spoczywała  w  dużej,   ciepłej   dłoni 

mężczyzny. Pomagało jej to stawić czoła przeciwnościom. On chyba także był zadowolony z tego 

zbliżenia, gdyż nie rozluźniał uścisku nawet wtedy gdy pił kawę czy palił papierosa.

„Śmieszne - pomyślała - nigdy nie uważałam Nicholasa za faceta, który może cieszyć się 

trzymaniem ręki kobiety”.

- Mam nadzieję, że Mandy zorientuje się że wyjechałam - mruknęła. - Nienawidzi, kiedy 

zostawiam ją samą bez uprzedzenia.

- Jestem pewien, że wszystko doskonale zorganizuje do chwili twojego przyjazdu.

Wiem. - Oparła głowę o jego szerokie ramię. - Och, Nick, tak się cieszę, że jesteś przy 

mnie sama nigdy bym sobie z tym nie poradziła. - Lubię się tobą opiekować, panno Niezależna - 

szepnął, przytulając twarz do jej włosów. - Oczywiście, jeżeli mi na to pozwalasz. Dlaczego nie 

powiadomiłaś mnie o śmierci ojca?

background image

- Byłeś taki zajęty - odparła wzdychając. - Nigdy nie byłem i nigdy nie będę zbyt zajęty, 

kiedy   mnie   potrzebujesz.   Bądź   łaskawa   zapisać   sobie   tę   sentencję   w   widocznym   miejscu   i 

odczytuj ją głośno przynajmniej dwa razy w tygodniu. Uśmiechnęła się smutno. - Spróbuję. - 

Spojrzała na niego. - Nick, dlaczego jesteś dla mnie taki dobry? - zapytała poważnie. - Zawsze, 

gdy coś mi nie idzie, zachowujesz  się tak samo. Wiem, że nie robisz tego, gdyż  czujesz się 

odpowiedzialny za mnie jak ojciec za dziecko, ani też dlatego, że mnie pożądasz, Zajrzał jej w 

oczy.

- Pragnę cię, w porządku? Wiesz o tym cholernie dobrze. Z trudem przełknęła ślinę. - Nie 

wykluczam niczego. - Jesteś pewna?

Prześliznęła spojrzeniem po jego sylwetce. Miał na sobie szary krawat i białą jedwabną 

koszulę. - Zawsze starasz się kierować moimi krokami. - Jej oddech był nieregularny. Nie chciała 

odpowiadać na podchwytliwe pytania Nicholasa. - I nie bez powodu. Zmusiła się do spojrzenia 

mu w oczy. - Chodzi o Jamesa? - zapytała, uśmiechając się gorzko. - Nie tylko.

-   Twoja   obecność,   rozmowa   z   tobą   wpływa   na   mnie   lepiej   niż   jakiekolwiek   środki 

uspokajające.

- Nie mam innego wyjścia. Przy tobie muszę zachowywać  się w taki właśnie sposób. 

Spróbuj   teraz   zasnąć   zmęczona,   mała   dziewczynko.   Ja   się   tobą   zaopiekuję.   Dopiero   wtedy 

poczuła, jak bardzo jest utrudzona i wyczerpana nerwowo. Powieki kleiły się i wiedziała, że zaraz 

zapadnie w sen. Zdążyła pomyśleć jeszcze, że już od bardzo dawna nikt się o nią nie troszczył.

Zatrzymali się przed apartamentem Keeny, który zwykła nazywać domem.

Mimo, że była to godzina szczytu i na ulicach panował ogromny ruch, Jimson doskonale 

radził sobie za kierownicą.

Kobieta   czuła   się   obco   w   eleganckim   wnętrzu   mieszkania.   Białe   zasłony   w   oknach, 

miękkie, puszyste dywany n podłogach i wyściełane niebieskim pluszem meble. Brakowało jej tu 

małomiasteczkowej atmosfery, brakowało rodzinnego domu.

- Co się dzieje? - zapytał Nicholas, który natychmiast wyczuł zmianę jej nastroju.

- Przeżywam szok kulturowy - mruknęła pod nosem.

Zaśmiał się cicho.

- W ciągu kilku godzin zamieniłaś sielski spokój na wielkomiejski zgiełk. - Potrząsnął 

głową. - Teraz możesz sobie wyobrazić, co czuję, gdy wracam do tego piekła po kilku miesiącach 

pobytu   za   granicą.   Zwłaszcza   po   wypoczynku   na   wyspach   Bahama.   Prawdę   mówiąc,   jest   to 

jedyne miejsce na ziemi, gdzie naprawdę potrafię zapomnieć o cholernych interesach.

- Jakoś nie mogę wyobrazić sobie ciebie wypoczywającego.

Przebrał się w niebieski, typowy dla biznesmena garnitur. Wyglądał zbyt konwencjonalnie 

jak na człowieka nie przestrzegającego żadnych zasad.

background image

- Dlaczego tak mi się przyglądasz, kochanie? - zapytał ściszonym głosem.

Natychmiast spojrzała w inną stronę.

- Przepraszam.

- Rozbierałaś mnie wzrokiem.

- Przestań wygadywać głupstwa! - oburzyła się. - Nigdy nie zapomnę, jak świdrowałaś 

mnie wzrokiem zeszłej nocy. Mój Boże, twoje oczy były okrągłe jak spodki.

- Nicholas! - krzyknęła ostrzegawczo.

-   Nic   na   to   nie   poradzę   -   odpowiedział   z   dziwnym   błyskiem   w   ciemnych   oczach   i 

uśmiechnął się łobuzersko. - Pięknie wyglądasz, jak się złościsz. Nie miała dość silnej woli, by 

oderwać od niego oczy. Przyciągał ją jak magnes. Nie poruszył się nawet, a ona dobrze wiedziała, 

że zaraz znajdzie się w jego objęciach. Tak bardzo chciała znowu poczuć dotyk jego ust, ciepło i 

siłę potężnego ciała. Na wspomnienie przeżywanych dzięki Nicholasowi rozkoszy, przeszył ją 

cudowny dreszcz, a jej usta rozwarły się w pożądliwym westchnieniu.

- Mój Boże, tak bardzo cię pragnę - wyszeptał chrapliwie. - Lepiej wyjdźmy stąd, zanim 

przestanę nad sobą panować.

-   Warto   byłoby   zobaczyć   cię   w   takim   stanie   -   powiedziała,   spoglądając   na   niego 

namiętnym wzrokiem.

-   Staram   się   dać   ci   trochę   czasu,   głupiutka.   A   oprócz   tego   -   roześmiał   się   krótko   - 

zostawiliśmy Jimsona w samochodzie. Myślisz, że wypada, abyśmy kazali czekać mu tak długo? 

Jeszcze zrezygnuje z pracy, a gdzie ja znajdę drugiego takiego?

Wykrzywiła usta w nerwowym uśmiechu. Zawsze żartował, kiedy zamierzała wyznać mu 

swoje najskrytsze uczucia. Miała wrażenie, że wiedział, co się z nią w takich momentach dzieje i 

celowo otaczał się tą niezrozumiałą dla niej skorupą.

- Myślisz, że trudno byłoby ci znaleźć kogoś na jego miejsce? - Próbowała się roześmiać.

- Wiesz przecież, że zdążyłem się już przywiązać do Jimsona. A poza tym jest doskonałym 

kierowcą.

- Szkoda, że nie słyszy teraz twoich słów - powiedziała, kierując się w stronę drzwi.

- Często mu to powtarzam.

Zatrzymała się na chwilę i odwróciła głowę, by spojrzeć mu w twarz.

- Nicholas, jeżeli nie uda mi się wywiązać ze wszystkich zobowiązań, załamię się i będzie 

to koniec mojej kariery - wyrzuciła z siebie dręczące ją myśli.

Pogładził ją wierzchem dłoni po zaróżowionym policzku.

- Nie załamiesz się i nie zrezygnujesz z kariery. Już ja tego dopilnuję. Chodźmy, kochanie. 

Musisz wreszcie zobaczyć, w jakim stanie znajduje się twoje biuro.

„Kochanie”. Pozwoliła mu poprowadzić się korytarzem. Nie mogła się nadziwić, że troska, 

background image

jaką otaczał ją Nicholasa sprawiała jej ogromną przyjemność, a co ważniejsze - dodawała siły i 

odwagi.   Nawet   nie   wiedziała,   kiedy   zapomniała   o   Jamesie   Harrisie.   Czuła   silny   ucisk   ręki 

Nicholasa na swoim ramieniu i tylko to w tej chwili miało dla niej znaczenie.

Ann Thompson, ciemnowłosa asystentka Keeny, próbowała posegregować ocalałe szczątki 

projektów swojej pracodawczyni.

- Och, jesteście już! - zawołała, gdy wraz z Nicholasem pojawiła się w pokoju. - Kochanie, 

doskonale wiem co czujesz! Tak mi przykro - powiedziała, podchodząc do przybyłych.

Keena robiła wszystko co w jej mocy, by się nie rozpłakać.

- Trudno się mówi - mruknęła, mrugając szybko powiekami, nie pozwalając łzom płynąć 

po policzkach. - Nie będzie łatwo, ale musimy przez to przejść. Czeka nas krótki przestój, ale 

mam nadzieję, że szybko się pozbieramy.

- Ale tyle pracy poszło na marne - westchnęła Ann. - Zniszczyło się tyle przepięknych 

ubrań.  Tak niewiele  zdołałam uratować.  - Wskazała ręką  na biurko, gdzie  leżały  poukładane 

żałosne szczątki kilku sukien, jakieś paski, guziki i nadpalona spódnica.

W powietrzu unosił się jeszcze dym, stoły pokrywała gruba warstwa popiołu, a po kątach 

walały się popalone skrawki materiału.

-   Głowa   do   góry   -   odezwał   się   Nicholas.   Włożył   ręce   głęboko   w   kieszenie   i   z 

nieodgadnionym wyrazem twarzy rozglądał się dookoła. - Wypożyczę ci ludzi i sprzęt. Nie martw 

się już więcej o doprowadzenie do porządku tego miejsca. Jutro rano zjawią się tu robotnicy: A 

jeśli potrzebne jest wam biuro, chętnie użyczę swojego.

- Tu się na razie nie da pracować - powiedziała Ann, marszcząc nos. - Strasznie czuć 

spalenizną. - Rozejrzała się po pokoju dla szwaczek. - Wysłałam dziewczęta do domu, ale Faye 

ma przyjść jutro z samego rana. Wiesz, Keeno, najgorzej wygląda pracownia.

- Powiedz mi, jakie materiały są ci niezbędne i gdzie je kupić - zwrócił się Nicholas do 

Ann, - Postaram się załatwić to na jutrzejsze popołudnie.

- Och, gdybyś był taki dobry?! - wykrzyknęła rozentuzjazmowana Ann.

- Ja będę pracować w domu - odezwała się Keena. - Nicholas, dam ci kilka próbnych 

wykrojów. Czy będziesz mógł mi dostarczyć po dwadzieścia tuzinów sukienek i spódnic do końca 

tego tygodnia? Czy może osłabi to twoją produkcję?

- Myślę, że da się to zrobić. Dlaczego tylko po dwadzieścia tuzinów?

- Ponieważ te ubrania są w zupełnie nowym  stylu.  Chcę najpierw  wysłać  je do kilku 

ekskluzywnych butików i sprawdzić, jak się będą sprzedawać. Dopiero potem zajmę się masową 

produkcją. Uśmiechnął się szeroko.

- Jesteś niezłą ekonomistką. Szybko się uczysz. Już ci kiedyś to mówiłem, prawda?

Potwierdziła skinieniem głowy.

background image

- Tak, zwłaszcza jeżeli uczę się od ciebie. A ty nie jesteś nowicjuszem w tej dziedzinie.

- Ani w wielu innych  - dodał z dziwnym  błyskiem w ciemnych,  głęboko osadzonych 

oczach.

Zaśmiała się sztucznie, chcąc ukryć zmieszanie.

- A co z ludźmi, którzy byli zatrudnieni w pracowni? - To pytanie w zasadzie nie zostało 

skierowane do nikogo konkretnego.

- Dam im pracę, dopóki znowu nie będziesz ich potrzebować. - Nicholas miał tę zaletę, że 

momentalnie potrafił rozwiązywać wszystkie problemy.

Uśmiechnęła się, czując że ubyło jej trochę zmartwień.

- Czy teraz, gdy załatwiłaś już wszystkie  najpilniejsze sprawy, możemy stąd wyjść? - 

zapytał. - Mam jeszcze kilka własnych spraw.

- Domyślam  się - westchnęła i spojrzała w kierunku zniszczonej pracowni. - O Boże! 

Dlaczego właśnie teraz musiało mnie to spotkać?

- Strażacy powiedzieli, że ktoś nieświadomie zaprószył ogień. - Ann wzruszyła ramionami. 

- Zresztą, kochanie, nie jest łatwo znaleźć przyczynę nieszczęścia.

- Tak, to prawda. - Keena podniosła jeden ze swoich nadpalonych projektów i przycisnęła 

go do piersi. - Kiedy przyjdzie Faye, poproś ją, żeby dostarczyła mi wykaz cen które ustaliłyśmy 

dla wiosennej kolekcji. W razie potrzeby wiesz, gdzie mnie znaleźć.

Ann skinęła głową i otarła spływającą po policzku łzę.

- Gdybym tylko wtedy była tutaj...

Keena otoczyła ją ramieniem.

- Mogę pogodzić się ze stratą tego wszystkiego, ale nigdy nie wybaczyłabym sobie, gdyby 

tobie stało się coś złego. Cieszmy się, że nie wydarzyło się nic gorszego. Ann wzruszyła wątłymi 

ramionami.

- Chyba masz rację. Całe szczęście, że jesteśmy ubezpieczeni.

- O, właśnie... - zaczęła Keena.

- Zajmę się tym - przerwał jej zniecierpliwiony Nicholas. Cały ten bałagan zaczynał go 

powoli denerwować. - Chodźmy idźmy już, kochanie.

-   Tak   jest,   wasza   wysokość   -   powiedziała   Keena,   przeszywając   go   powłóczystym 

spojrzeniem. Spojrzał na nią zmrużonymi oczyma.

- Małe impertynenckie stworzonko - mruknął.

- Nicholas, uważam że nie powinieneś mnie winić. Przecież to ty nauczyłeś mnie takiego 

zachowania. - Odwróciła się, by pomachać stojącej w drzwiach Ann.

- Nie nauczyłem cię jeszcze wszystkiego - zachichotał. - Przesłała mu złośliwy uśmiech.

- A masz taki zamiar?

background image

- Porozmawiamy kiedyś o tym.

Ruszyli w stronę samochodu, a chłodny wiatr owiewał im twarze. - Jak już mówiłem, mam 

do załatwienia kilka ważnych spraw. Podrzucę cię do domu w drodze do biura.

- Nick, dziękuję. - Była szczerze wzruszona i nie potrafiła opanować drżenia głosu. - Może 

uda mi się kiedyś odwdzięczyć za to, co dla mnie zrobiłeś. - Nie jesteś mi nic winna, Keeno. 

Ruszajmy, „Jest najbardziej zagadkowym człowiekiem, jakiego spotkałam w życiu - pomyślała. - 

Chyba nigdy nie uda mi się go rozgryźć”.

Następny tydzień przypominał jazdę na szybkiej karuzeli. Dni zamieniały się w noce, noce 

w poranki, a Keena nie bardzo zdawała sobie sprawę z upływu czasu. Pracowała niemal przez 

dwadzieścia cztery godziny na dobę, robiąc krótkie przerwy na sen wtedy, kiedy już naprawdę nie 

mogła utrzymać się na nogach.

Żywiła się wyłącznie owocami, ciasteczkami i wypijała ogromne ilości kawy. Godzina po 

godzinie starała się odtworzyć w pamięci wszystko to, co zostało strawione przez płomienie. Cały 

pokój był zarzucony kartkami papieru, skrawkami materiału, długopisami, ołówkami i kawałkami 

kalki.

Nikt jej nie przeszkadzał. Wszyscy współpracownicy Keeny wiedzieli, że jej umysł jest 

najbardziej twórczy wtedy, kiedy przebywa w samotności. Czasami Nicholas odważał się zakłócić 

jej prywatność. Przynosił wtedy z chińskiej restauracji ulubione przysmaki Keeny. Cieszył się, 

kiedy pochłaniała je z ogromnym  apetytem.  Pewnego ranka pojawił się już o siódmej rano i 

własnoręcznie   przyrządził   wyśmienite   śniadanie   z   zakupionych   wcześniej   produktów.   Do 

mieszkania Keeny dostał się za pomocą własnego klucza i obudził śpiącą na puszystym dywanie 

kobietę   dopiero   wtedy,   kiedy   pachnące   śniadanie   stało   już   na   stole,   Keena   była   tak   bardzo 

zmęczona i zdziwiona, że nawet nie potrafiła się gniewać za to wtargnięcie.

-   Nie   jestem   niemowlakiem!   -   protestowała,   gdy   Nicholas   wkładał   do   jej   ust   świeże 

truskawki.

Z uśmiechem przyglądał się pokrytej rumieńcem zażenowania twarzy kobiety.

- Nie - zgodził się. - Ale ty także czasami musisz być rozpieszczana. Jedz.

Ponownie otworzyła usta.

- Smaczne?

Uśmiechnęła się i podniosła głowę, by móc spojrzeć mu w oczy.

- Jesteś dla mnie taki dobry, Nicholas.

- Mam w tym ukryty cel - odparł, podając jej filiżankę kawy ze śmietanką. - Mam zamiar 

wkrótce cię uwieść, a to dobre żarcie jest po to, żeby wprawić cię w dobry nastrój.

- Jak może ci się to udać, skoro zostałam uprzedzona o twoich zamiarach?

Jego   oczy   prześliznęły   się   po   jedwabnym   szlafroczku,   przewiązanym   w   talii   wąskim 

background image

paskiem. Potem jego wzrok spoczął na rąbku koszuli nocnej wystającej spod szlafroka i przesunął 

się po nagich nogach.

- Och, chciałem zaczekać aż zaśniesz, a potem posiąść cię na dywanie. - Przecież teraz leżę 

na dywanie - powiedziała, odstawiając  filiżankę i układając się wygodniej.  - Ale jestem zbyt 

najedzona, żeby figlować.

Wyciągnął się tuż obok niej. Dzisiaj wyjątkowo nie był ubrany w garnitur, a miał na sobie 

jasny sweter z wielbłądziej wełny i ciemne spodnie. Wyglądał dużo młodziej niż zazwyczaj i 

Keena miała wrażenie, że jest zadowolony i wypoczęty. Czuła ciepło ciała Nicholasa i bezwiednie 

powędrowała spojrzeniem do jego ust. Aż do bólu pragnęła, żeby ją dotknął, żeby ją pocałował. 

Położył swe szerokie ramiona pod głową, przymknął oczy i uśmiechał się błogo, Kobieta była 

niezadowolona, że tak wyraźnie ignoruje jej towarzystwo.

- Dobrze się składa, bo ja też ledwie się ruszam z przejedzenia. Napchałem się przed 

wyjściem z domu.

Keena przewróciła się na bok i przyglądała się profilowi mężczyzny.

- Nicholas, skąd pochodzisz? - zapytała nagle.

Pytanie musiało go zaskoczyć, gdyż upłynęło kilka długich sekund, zanim się odezwał.

- Z Charleston.

- Ale nie masz charlestońskiego akcentu.

- Już mi o tym mówiono.

- Mieszkałeś w Atlancie, kiedy się poznaliśmy - przypomniała.

-   Nigdy   nie   spytałaś,   czy   właśnie   tam   jest   mój   prawdziwy   dom.   Skąd   to   nagłe 

zainteresowanie?

Nie wiedziała. Roześmiała się cicho.

- Jestem po prostu ciekawa, to wszystko.

-   Wynajmuję   apartament   w   Atlancie,   podobnie   jak   na   Manhattanie   i   w   wielu   innych 

miejscach.  Ale moja rodzina pochodzi z Charleston. Do tej pory istnieje tam wspaniały dom 

otoczony potężnymi dębami, a przez sam środek ogrodu przepływa rzeka Ashley.

Przyglądała się jego zamyślonej twarzy.

- Czy... czy ty i twoja żona mieszkaliście tam?

- Misty kochała to miejsce. Dopiero po jej śmierci przeprowadziłem się na stałe do mojego 

biura w Atlancie. Nie mogłem tam mieszkać, wspomnienia nie dawały mi spokoju. Postanowiłem 

więc trzymać się z daleka od Charleston i rodzinnego domu.

- Jestem pewna, że wspomnienia dopadły cię i w Atlancie.

Uśmiechnął się, nie otwierając oczu.

- Tak, aż do dnia, gdy poznałem ciebie. Zieloną jak trawa i trzęsącą się ze zdenerwowania. 

background image

-  Zachichotał.   - Kiedy  umarła   Misty, nie  było   nikogo,  z  kim  mógłbym  o  niej  porozmawiać. 

Wszyscy bali się nawet wspomnieć przy mnie jej imię. Byłaś jedyną osobą, która odważyła się 

poruszyć ten temat.

- Musiałeś wtedy bardzo cierpieć. Pamiętam, jaki byłeś smutny. Czy nadal za nią tęsknisz, 

Nicholas?

Odwrócił głowę i spojrzał na nią.

- Czasami. Coraz rzadziej. Ty pomagasz mi zapomnieć o wszystkim.

- Ja? - zapytała zdziwiona.

- Rozjaśniłaś wszystkie ciemne zakątki mojego życia - powiedział żartobliwie - i od nowa 

rozpaliłaś we mnie ogień pożądania.

Przeciągnęła się jak kociak przy ciepłym piecu. Przysunęła się bliżej Nicholasa i oparła 

głowę na jego szerokiej piersi. Palcami lewej dłoni zaczęła gładzić miękką wełnę jego swetra.

- Porozmawiaj ze mną jeszcze - mruknęła. - Opowiedz mi coś o swojej rodzinie. Czy ktoś 

z twoich bliskich mieszka jeszcze w Charleston?

- Nikt, o kim musiałbym pamiętać. Moi rodzice nie żyją już od bardzo dawna. Keeno, nie 

rób tego - dodał szybko, ściskając palce, którymi go dotykała.

Wiedziała,   że   to   jej   bliskość   powodowała   przyspieszone   ruchy   klatki   piersiowej 

mężczyzny. Poczuła się silna, mogąca wiele zdziałać, a co więcej, było jej bardzo przyjemnie.

- Psujesz mi zabawę - mruknęła. Napięcie kilku ostatnich dni, brak snu i jedzenia, dawały 

o sobie znać. Była ogromnie zmęczona. Przytuliła się do niego mocniej i westchnęła.

- Nicholas, myślę,  że do jutra  uda mi się wszystko  uporządkować. Potem wracam do 

Ashton.

Odetchnął głęboko, a Keena poczuła, jak sztywnieją jego mięśnie.

- Po co? Dla Harrisa?

- Dla siebie - odparła. Usiadła gwałtownie i odgarnęła spadające na oczy włosy. - Nawet 

nie próbuj odwodzić mnie od tego. Podjęłam decyzję i nie chcę jej zmieniać. Spojrzał na nią 

inaczej niż zwykle.

-   Twoim   zdaniem,   jak   długo   mogę   pozostawać   z   dala   od   biura,   zanim   wszystko,   co 

stworzyłem zostanie zrujnowane? - zapytał nieprzyjemnym głosem.

- Nie musisz ze mną jechać - odparła dokładnie takim samym tonem.

- Cholera jasna! Pewnie, że nie muszę. Jeżeli uprzesz się, to bez względu na to czy będę 

tam, czy nie, i tak wpadniesz w jego łapy.

- A jeśli chcę w nie wpaść? - Owinęła się szczelniej szlafrokiem. - Nie jestem twoją 

własnością.

Powoli   przesunął   spojrzeniem   po   zgrabnej   sylwetce   Keeny,   aż   wreszcie   jego   wzrok 

background image

spoczął na delikatnych rysach jej twarzy.

- Czuję się za ciebie odpowiedzialny - powiedział wreszcie.

Zabolało.   Nie   potrafiła   wytłumaczyć   dlaczego,   ale   słowa   Nicholasa   ukłuły   ją   niczym 

żądło.

- Dlaczego? - zapytała drżącymi ustami. - Ponieważ przez tyle długich lat nie potrafiłam 

zapomnieć o tym  mężczyźnie? Dlatego, że umiałam cię wtedy wysłuchać”, gdy nikt inny nie 

ośmielił zbliżyć się do ciebie? Dziękuję za troskę, panie Coleman, ale proszę nie zawracać sobie 

głowy jakimiś zobowiązaniami w stosunku do mnie. Jestem w stanie sama o siebie zadbać.

- A jak masz zamiar to zrobić? - zapytał z chłodną kurtuazją. - Kusząc prowincjonalnego 

prawnika?

Oczy Keeny zabłysły złowrogim blaskiem.

- On nie jest prowincjonalnym prawnikiem! - wybuchła.

Podniósł się i sięgnął po papierosa.

- Zamierzasz wyjść za niego za mąż? - zapytał bez ogródek, spoglądając na nią przez 

smugę tytoniowego dymu. Przemierzał właśnie pokój w poszukiwaniu popielniczki.

- A jeśli nawet, to co ciebie to obchodzi? - Raniła go była zupełnie świadoma, że to robi.

Zatrzymał się i strzepnął popiół do dużej, kwadratowej, ceramicznej popielniczki. Rzucił 

jej nie wróżące nic dobrego spojrzenie, którego nie mogła nie zauważyć, nawet pomimo dzielącej 

ich odległości. Wyprostował się i oparł o szafę.

„Jest taki ogromny, ciemny i straszny” - pomyślała bezwiednie Keena.

- No, dalej! Ulżyj sobie! Powiedz jeszcze coś więcej, a dowiesz się, dlaczego mnie to 

obchodzi - ostrzegł ją cichym, głębokim głosem. Kobieta doskonale wiedziała, że jej gość tłumi w 

sobie agresję. - Trzęsę się ze strachu, Nicholas.

Czuła, że w tej  chwili stacją  na wszystko.  W dodatku ten mężczyzna  doprowadzał  ją 

swoim zachowaniem do szału. Postawiła wszystko na jedne szalę. Zaryzykuje i albo wygra, albo 

straci wszystko.

- Czy w ten sposób usidlasz swoje kobiety, Nicholas. - Groźbą?

Zobaczyła furię w jego ciemnych oczach.

Zdusił   dopiero   co   zapalonego   papierosa   w   popielniczce   ruszył   prosto   w   jej   kierunku. 

Wyraz jego spiętej twarzy uwidaczniał chęć zemsty.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Serce głucho dudniło jej w piersi, ale nie poruszyła się.

- Nie boję się ciebie! - powiedziała pewnym głosem, chociaż odczuwała ogromną chęć 

ucieczki przed rozwścieczonym mężczyzną.

Nawet nie raczył jej odpowiedzieć. Jedną ręką objął ją za ramiona, a drugą ujął pod kolana. 

Niósł ją, jakby nie ważyła więcej niż torebka warzyw. Kierował się w dół do holu.

- Nicholas... - zaczęła nerwowo.

- Zamknij się.

Pchnięciem ramienia otworzył drzwi jej sypialni. Przeszedł po ciemnoniebieskim dywanie 

i niemal rzucił Keenę na wielobarwną narzutę przykrywającą jej królewskich rozmiarów łóżko. 

Stał obok tylko przez chwilę potrzebną do zdjęcia swetra. Po chwili leżał już przy niej. Próbowała 

się podnieść, ale silne ręce przytrzymały jej nadgarstki i osadziły w miejscu. Puścił ją dopiero 

wtedy, gdy zobaczył panikę w pięknych, zielonych oczach. Leżała teraz pozbawiona oddechu i 

nadziei, spoglądając lękliwie na mężczyznę.

- Nie jesteś już taka odważna, prawda, lisiczko? - zapytał nieprzyjemnym, wyrażającym 

złość głosem. - No, kochanie, walcz ze mną. Dlaczego nagle przestałaś? Przecież robiłaś to od 

dnia mego wyjazdu do Paryża.

Nerwowo oblizała usta.

- Nie rozumiem.

- Zachowujesz się jak mała dziewczynka, rzucająca kamieniami w chłopca, który jej się 

bardzo podoba i wykrzykująca przy tym jego imię. Ona jeszcze nie wie, że kiedyś i tak konieczna 

będzie konfrontacja. - Mimo, że głos Nicholasa był opanowany, jego oczy błyszczały groźnie. - 

Przez cały ten czas starasz się zaciągnąć mnie do swojego łóżka. W porządku, jestem tutaj. Co 

masz więc zamiar ze mną teraz zrobić? Zagryzła dolną wargę.

- Jeśli myślisz, że o to mi chodzi, to jesteś w wielkim błędzie - odparła drżącym głosem. - 

Jesteś zarozumiały... Pochylił się nad nią i zajrzał prosto w oczy. Jego ciepły oddech owiewał 

twarz Keeny, a zmysłowe usta były tak blisko, że dotykały jej warg, gdy mówił. Ciepło bijące z 

ciała Nicholasa niemal parzyło ją. Dziwiła się, że dźwiganie na sobie ciężaru mężczyzny sprawia 

jej taką przyjemność, Więcej niż przyjemność. Było to cudowne uczucie. Gwałtownie przewrócił 

się na plecy i pociągnął ją za sobą. Teraz on rozkoszował się ciężarem jej zgrabnego ciała. Obie 

dłonie   kobiety  przycisnął   do  swej   nagiej,  porośniętej   gęstym,   ciemnym   włosem   piersi.   -  Nie 

kłopocz się obrażaniem mnie - wyszeptał. - Zresztą cała ta zabawa to twój pomysł.  Ja tylko 

pozwoliłem ci się poprowadzić, lisiczko.

Jego dotyk był uspokajający. Pragnęła tego od tak długiego czasu, a on teraz gotowy był 

spełnić  jej  pragnienie.  Jej   ręka  delikatnie  dotykała  jego  potężnej  piersi,  palce  błądziły   wśród 

background image

porastających ją włosów. Nie mogła pogodzić się z myślą, że wszystkie uczucia Nicholasa są 

rezultatem źle pojętej odpowiedzialności.

- Mój pomysł?! Jeśli kiedykolwiek chciałabym, byś kochał się ze mną...

Jego oczy pociemniały, a mięsień na policzku zadrgał nerwowo.

- Właśnie - przerwał jej. - Zachowałabyś się tak, że klęczałbym u twoich stóp i błagał o 

łaskę - dokończył za nią. - Mój Boże, dlaczego jesteś w tak paskudnym nastroju dzisiejszego 

ranka?

- A w jakim miałabym być, skoro ty... - zamilkła, spuszczając oczy.

- Skoro ja co? - zapytał cicho. - Kontynuuj. Nie przerywaj sobie. Skoro ja co?

- Nie musisz... czuć się za mnie odpowiedzialny - wydukała zdławionym głosem.

Klatka piersiowa Nicholasa podnosiła się i opadała powoli.

- A więc o to ci chodzi. - Odsunął z jej policzka kosmyk włosów. - Nie lubisz, żeby ktoś 

się o ciebie troszczył?

Spojrzała mu w oczy, ale zaraz odwróciła wzrok.

-   Nie   jestem   twoją   własnością.   Ja...   nie   lubię...   nie   chcę,   żebyś   traktował   to   jako 

zobowiązanie. - Zagryzła wargę, gdyż łzy napłynęły jej do oczu.

Potężne palce Nicholasa delikatnie pieściły jej szyję.

- Robię to, co chcę robić. Co sprawia mi przyjemność, Keeno - odparł cichym, łagodnym 

głosem. - Bardzo lubię troszczyć się o ciebie, kiedy tego potrzebujesz. Nigdy nie myślałem, że 

mam wobec ciebie jakieś zobowiązania. Zwłaszcza wobec ciebie.

Podniosła wzrok i spojrzała mu w oczy, ale znalazła tam tylko wyraz rozbawienia.

- Miałam wrażenie, że uważasz inaczej. Kręcisz się wokół mnie, bo jesteś przekonany, że 

musisz to robić.

- Kręcę się wokół ciebie, ponieważ dobrze się czuję w twoim towarzystwie, ponieważ 

potrafisz ze mną rozmawiać. Z moją pozycją i pieniędzmi jest cholernie trudno komuś zaufać. Nie 

pomyślałaś o tym nigdy?

Przyglądała   się   nosowi   mężczyzny.   Miała   wrażenie,   że   został   kiedyś   złamany.   Nie 

namyślając  się wiele  wyciągnęła  rękę i dotknęła miejsca,  gdzie widniało niemal  niewidoczne 

zgrubienie.

- Nie, nigdy. To znaczy nigdy nie myślałam o twoich pieniądzach. Nick, kiedy został 

złamany twój nos?

- Podczas służby w marynarce - odrzekł. - Pamiątka mojego niezdyscyplinowania. Nie 

chciałem wykonać do rozkazu. Dlaczego pytasz? Wzruszyła ramionami.

- Już kiedy cię poznałam, byłeś bardzo bogaty - wyjaśniła.

- To prawda - przyznał. - Ale ty nigdy nie prosiłaś mnie o nic. Nawet wtedy, kiedy miałaś 

background image

problemy ze spłacaniem swoich rachunków. Oczy Keeny rozszerzyły się ze zdziwienia. - W jaki 

sposób się o tym dowiedziałeś? - Byłem ciekawy i zbierałem wszelkie wiadomości na twój temat. 

Poruszyła się niespokojnie.

- Co jeszcze udało ci się odkryć? Uśmiechnął się. - To, że zbytnio ufasz ludziom. Mam do 

ciebie słabość, lisiczko, dlatego za twoimi plecami rozprawiłem się z kilkoma panami, którzy 

wydawali się interesować tobą, a których nikt nie uznałby za dżentelmenów. Roześmiała się. - 

Zawsze   robiłeś   wszystko,   żebym   straciła   co   przystojniejszych   pracowników   -   zażartowała, 

przypominając sobie mężczyznę, któremu Nicholas omal nie złamał szczęki. Westchnął ciężko. - 

Nawet nie wiesz, ile siwych włosów mnie to kosztowało.

- Spróbujmy odgadnąć, które osiwiały przeze mnie. Może ten? - Wyszukała jeden siwy 

włos na zarośniętej piersi mężczyzny.

- Między innymi. - Nerwowo przesunął dłońmi po jej plecach. - Keeno, chcę się z tobą 

kochać.

Dojrzała ogromne pożądanie w jego oczach i szybko zatrzepotała rzęsami. Miała wrażenie, 

że już nigdy nie uda jej się złapać oddechu. Czuła, jak wzrasta między nimi napięcie.

- Ale... nie chciałeś, kiedy sama ci to zaproponowałam - wyszeptała niepewnie.

- Bałaś się mnie wtedy. Pamiętasz, jak zachowałaś się, kiedy ruszyłem w twoim kierunku, 

by wziąć szlafrok. Byłaś gotowa wyłamać drzwi, byle tylko znaleźć się w bezpiecznej odległości 

ode mnie. - Przesunął spojrzeniem po jej twarzy. - Dzisiaj także nie wyglądasz dużo spokojniej, 

kochanie - dodał łagodnie. - Gdybyś tylko mogła zobaczyć swoje oczy, gdy niosłem cię tutaj...

Z trudem przełknęła ślinę.

- Byłeś taki zły.

- A czego się spodziewałaś? Nie lubię mieć rywali. Zwłaszcza, jeżeli ma nim być ktoś taki, 

jak James Harris. Uśmiechnęła się nieznacznie.

- A ja nie lubię, jeżeli ktoś mówi, że ma wobec mnie zobowiązania.

Objął ją mocniej.

- Nadal nie odpowiedziałaś na moją prośbę. Pragnę cię.

Spuściła   wzrok   i   zaczęła   przyglądać   się   masywnej   piersi   mężczyzny.   Ona   także   go 

pragnęła, ale nie była zaślepiona pożądaniem. Była świadoma konsekwencji, jakie może przynieść 

chwila   uniesienia.   Była   zmieszana,   ogromnie   zmieszana.   Nie   mogła   sobie   wyobrazić,   w   jaki 

sposób mogłoby do tego dojść.

Podniósł kciukiem jej brodę i spojrzał prosto w iskrzące się oczy.

- Nie zamierzam wpędzić cię w ciążę, jeżeli tego się obawiasz.

Zaczerwieniła się po koniuszki uszu. Obserwował jej reakcję z niemałym zdziwieniem.

- Z jakimi mężczyznami miałaś do czynienia? - zapytał, śmiejąc się sztucznie. - Na Boga, 

background image

nigdy nie rozmawiałaś z nimi o seksie?

- Nie miałam zbyt wielu okazji - przyznała otwarcie. - Zresztą, po co rozmawiać na ten 

temat? Leniwie pocałował ją w usta, nie spodziewając się, że przyniesie mu to tak cudowne 

doznania. Całował ją coraz namiętniej, delikatnie gładząc po plecach i zsuwając szlafroczek z 

ramion.

- Nick - szepnęła, drżąc pod wpływem dotyku jego gorących ust.

Ręce Nicholasa delikatnie pieściły piersi Keeny, a jej ciało tężało na skutek pieszczoty.

- Z tobą czuję się jak niedoświadczony podrostek - wyszeptał jej do ucha. - Mój Boże, 

starałem się dać ci odpowiednią ilość czasu, ale to wszystko dzieje się niezależnie ode mnie.

Mimo to pieścił ją i całował z wprawą doświadczonego kochanka. Keena jeszcze nigdy w 

życiu nie odczuwała takich emocji. Miała wrażenie, że płonie od środka.

- Och, Nick - jęknęła, gdy podniósł głowę, by zajrzeć jej w oczy.

Klatka piersiowa mężczyzny unosiła się, i opadała gwałtownie. Keena dotknęła Nicholasa 

opuszkami   palców   i   poczuła,   że   jego   ciało   zroszone   jest   potem.   Przyglądał   się   jej   z   taką 

ciekawością i pożądaniem, jakby nigdy dotąd nie miał okazji zobaczyć nagiej kobiety. Spojrzenie 

było tak intensywne, że Keena drżała pod jego wpływem.

- Nicholas - szepnęła.

- Słucham, kochanie? - zapytał czule. Wyciągnęła dłoń i dotknęła jego poważnej, niemal 

nigdy nie relaksującej się twarzy.

- Ja... ja chciałabym... być bliżej ciebie.

Delikatnie potarł policzkiem o jej dłoń.

- Tak? - mruknął. - Czy nie znajdujemy się dość blisko siebie?

Zsunął Keenę na materac i pochylił się nad nią, podpierając się na łokciach.

- Nie - szepnęła, gdy zdołała uwolnić swe usta od pocałunku. - Chcę... czuć całego ciebie, 

Nicholas - jęknęła, mając świadomość, że opiera się na niej całym swym ciężarem.

Jej   miękkie   piersi   zostały   przygniecione   twardym,   muskularnym   torsem   mężczyzny. 

Wyciągnęła ręce i przyciągnęła go bliżej siebie, jakby chciała, by już na zawsze stanowili całość. 

Tak bardzo pragnęła zadowolić go, mogłaby dawać z siebie wszystko co najlepsze, byleby tylko 

rozpalić w nim ogień podobny do tego, którym płonęło jej ciało i serce.

- Chciałabym... żeby było ci dobrze ze mną - wyszeptała nieśmiało.

- Jest mi dobrze - wyznał i pocałunkiem otworzył jej usta. - Mój Boże, twoje usta są tak 

miękkie.

Poruszyła się pod nim niespokojnie. Twarde skręcone włosy porastające tors mężczyzny 

drażniły jej delikatnie ciało, przyprawiając o kolejne dreszcze rozkoszy.

- Nie jestem zbyt ciężki? - mruknął prosto w jej rozchylone usta.

background image

- Nie - wyszeptała, spoglądając mu w oczy.

Nicholas językiem gładził jej górną wargę. Obserwował reakcje kobiety, jego ciemne oczy 

były pełne pożądania ale i tajemnicy.

- Czy zawsze patrzysz na kobiety w taki sposób? - zapytała a zaniepokojona, przestając na 

chwilę gładzić jego muskularne plecy.

- Tylko wtedy, kiedy tak cholernie ich pragnę i nie mogę zdobyć od lat. - Naparł na nią 

mocniej, chcąc udowodnić”, jak wielkie jest jego pożądanie. - Czujesz, jak bardzo cię pragnę?

Z trudem łapała oddech, była pewna, że gdyby teraz musiała się podnieść, nie byłaby w 

stanie   utrzymać   się   na   nogach.   Miała   wrażenie,   że   nigdy   nie   istnieli   oddzielnie,   że   zawsze 

stanowili jedność.

Pocałował ją ponownie. Przypomniała sobie, że w bardzo podobny sposób po raz pierwszy 

całował   ją   w   rollsie.   Dotyk   Nicholasa   sprawiał,   że   jej   ciało   pragnęło   coraz   więcej   pieszczot 

Dopiero teraz dojrzewało w niej uczucie prawdziwego pożądania.

Usłyszała cichy, triumfujący śmiech i niechętnie podniosła powieki. Nicholas zdjął z niej 

porozpinaną już wcześniej koszulę nocną i odrzucił ją gdzieś na środek pokoju. Pod wpływem 

dotyku jego rąk, jej ciało przeszyły miliony rozkosznie kłujących igiełek. Nicholas położył się 

obok, by dobrze przyjrzeć się jej teraz już zupełnie nagiemu ciału. W sypialni nie było zbyt ciepło, 

toteż rozgrzaną przez mężczyznę Keenę omiótł chłód. Pożerał spojrzeniem każdy zakamarek jej 

ciała. Podążał wzrokiem wzdłuż długich, zgrabnych nóg, zatrzymał na krągłych biodrach, a potem 

przesunął   na   szczupłą   talię   i   piersi.   Nabrała   pewności,   że   podobne   zainteresowanie   okazałby 

każdy mężczyzna będący teraz na miejscu Nicholasa. Chociaż wtedy, wiele lat temu, James Harris 

zbyt bardzo spieszył się z zaspokojeniem swojej żądzy, żeby rzucić choć przelotne spojrzenie na 

ciało swojej partnerki. Wszystko stało się błyskawicznie i w rezultacie Keena wyniosłą z tego 

zbliżenia tylko upokorzenie, wstyd i zakłopotanie. Nie doznała ani odrobiny przyjemności. Ale 

teraz było zupełnie inaczej. Nicholas wydawał się stworzony właśnie dla niej. Dziwiła się, że nie 

odkryła tego dużo wcześniej. Wiedziała, że dla niego nie liczy się tylko jej ciało, że nie jest 

kochanką na jeden raz. Znaczyła dla niego bardzo wiele i z łatwością odczytywała to w ciemnych, 

pożądliwie spoglądających na nią oczach mężczyzny.

Pochylił się i dotknął ustami płaskiego brzucha Keeny, Powoli przesuwał się w górę, w 

kierunku piersi, a rękoma głaskał gładką skórę. Pieścił kobietę w zupełnie nie znany jej sposób, 

sprawiał, że jej ciało pozostawało drżące i głodne jego dotyku.

Wplotła palce we włosy Nicholasa i szarpała je delikatnie. Gdy podniósł głowę, by zbadać 

wyraz zarumienionej twarzy Keeny, jej oczy były przymknięte.

-   Nie   wiesz,   jak   odwzajemnić   moje   pieszczoty,   prawda?   -   zapytał   zmienionym, 

chrapliwym głosem, gdyż jego ciało aż pulsowało pożądaniem.

background image

Dotknęła ust Nicholasa opuszkami palców i zdziwiła się, że i to sprawiło jej ogromną 

przyjemność.

- Odwzajemnić twoje pieszczoty? - wyszeptała. - Pragnę cię, Nick - dodała czule. - Musisz 

przecież tego się domyślać.

- Nie jesteś dziewicą - powiedział, ale zabrzmiało to jak pytanie.

- Nie.

- Cholera,  a zachowujesz  się jakbyś  była  - wyrzucił  z siebie,  podnosząc  kciukiem  jej 

opuszczoną głowę. - Powiedziałem ci kiedyś, że nie ma to dla mnie żadnego znaczenia i nadal tak 

twierdzę.   Ale   nie   sprawiasz   wrażenia   kobiety,   która   ma   jakiekolwiek   doświadczenie   w   tej 

dziedzinie. Powiedz, jak bardzo powinienem być ostrożny?

Westchnęła cicho.

- Pierwszy... i jedyny raz... byłam z Jamesem - wyznała zawstydzona. - To było okropne... 

on spieszył się... i...

- głos Keeny załamał się.

- Mów dalej – ponaglił.

-   Myślałam,   że   umrę   ze   wstydu   i   upokorzenia,   kiedy   zrozumiałam,   że   on   nie   ma 

najmniejszego zamiaru ożenić się ze mną. Pragnął tylko zaspokoić swoją żądzę. Powiedział, że 

kochać się ze mną... to tak, jakby kochać się z mężczyzną.

Nicholas nie odezwał się ani słowem. Spoglądał na nią, się tym razem z jego oczu nie 

mogła wyczytać żadnej myśli. Teraz już wiedział, jaką krzywdę wyrządził Keenie Harris.

- Nie pogardzaj mną...

Przerażona własnymi słowami, Keena próbowała się bronić.

- Pogardzać   tobą?!   Na Boga,  co  ty  wygadujesz?!   - niemal  wykrzyknął.  Pochylił   się  i 

ponownie pocałował ją w usta. - Czy zachowuję się, jakbym tobą pogardzał, głuptasku?

Łzy wolno spływały jej po policzkach. Keena przytuliła się mocno do Nicholasa, a on 

posadził ją sobie na kolanach i próbował uspokoić. Dotyk jego rąk był ciepły i łagodził wszelki 

ból.   Przycisnęła   usta   do   szyi   mężczyzny.   Było   jej   tak   dobrze,   gdy  czuła  jego   bliskość,   jego 

zapach. - Nick - wyszeptała. - Słucham, kochanie?

Odsunęła się od niego i spojrzała w oczy.

- Kochaj mnie.

Odsunął z jej policzka niesforny kosmyk włosów. Wpatrywał się w jej usta z ogromnym 

pożądaniem, ale nie zrobił żadnego gestu.

- Co teraz czujesz do Harrisa? - zapytał, a na twarzy Keeny odmalowało się cierpienie.

-  Teraz?  -  powtórzyła   niczym  echo.   -  Ja...  właściwie...  nie   wiem.  -  Zaczerwieniła   się 

gwałtownie.

background image

- Czy nie uważasz - powiedział łagodnie - że byłoby lepiej, gdybyś ustaliła swój stosunek 

do niego, zanim posuniemy się dalej?

Wpatrywała się w jego oczy, chcąc znaleźć odpowiedz, na wszystkie nurtujące ją pytania, 

ale tym razem ich wyraz był nieodgadniony.

- Nie pragniesz mnie? - zapytała wreszcie.

Chwycił jej dłoń i delikatnie, acz stanowczo przesunął w dół swego płaskiego brzucha. Z 

nieznacznym uśmiechem na ustach obserwował, jak jej twarz oblewa się purpurą.

-   Pragnę   cię.   Ale   nie   mam   zamiaru   zrobić   nic   więcej,   dopóki   nie   odeślesz   go   do 

przeszłości.   Tam   właśnie   jest   jego   miejsce.   Byłaś   wtedy   młodą   dziewczyną,   Keeno   -   dodał 

poważnie. - Łudziłaś się, że Harris dąży cię szacunkiem, ale tak nie było. Wiem, że wyrządził ci 

krzywdę,   ale  to  wszystko  wydarzyło  się  tak,  dawno, że  nie   powinnaś  już  o  tym   pamiętać.  - 

Pochylił  głowę i złożył  na jej ustach długi i namiętny pocałunek. Uśmiechnął się czując, jak 

Keena rozchyla wargi w pragnieniu, by był on jeszcze głębszy. - Przecież dla mnie i dla ciebie nie 

ma to żadnego znaczenia.

Kobieta gorliwie odwzajemniała pocałunki.

- Nick... - próbowała coś powiedzieć, ale mężczyzna delikatnie przygryzł jej dolną wargę.

- Dlaczego powiedział, że kochać się z tobą, to tak jakby kochać się z mężczyzną? Byłaś 

taka chuda?

- Miałam zbyt mały biust, jak na jego wymagania - wyjaśniła słabym głosem, w którym 

bez trudu można było usłyszeć gorycz.

Nicholas spojrzał w dół na jej twarde, sprężyste piersi i delikatnie przesunął językiem po 

czerwonych sutkach.

- Ty? - zaśmiał się cicho.

- Och, Nick. Oddychała z trudem, a jej głos i oczy wyrażały najgłębsze emocje. Przylgnęła 

do   niego   całym   ciałem,   przytuliła   policzek   do   szerokiej   piersi.   Czuła   się   bezpiecznie   w 

otaczających ją silnych ramionach. Było wspaniale, gdy duże dłonie Nicholasa gładziły jej nagie 

plecy.

- Nienawidzę tego mówić - mruknął - ale nawet w moim wieku nie potrafię trzymać rąk 

przy sobie, gdy na moich kolanach siedzi cudowna, naga brunetką. Może jednak ubierzesz się, a ja 

w tym czasie przygotuję kawę.

- Wolałabym pofiglować z tobą w łóżku - szepnęła żartobliwie. - Mógłbyś nauczyć mnie, 

jak należy cię pieścić.

Roześmiał się szczerze.

- Przy najbliższej sposobności. Wyswobodziła się z jego ramion i zsunęła się z kolan na 

podłogę. Czuła się bardzo ważna i szanowana, kiedy Nicholas podał jej szlafroczek.

background image

- Ubierz się ładnie - poprosił, wciągając na siebie sweter i kierując się ku drzwiom. - 

Zatrzymał się na chwilę, trzymając już rękę na klamce. - Następnym razem nie kuś mnie w ten 

sposób, nawet jeżeli będziesz miała na sobie coś więcej niż piżamę.

- Pochlebiasz mi, wiesz o tym? - mruknęła, wyjmując z szafy rajstopy i bluzkę.

- Nie, kochanie - odrzekł cicho. - To nie pochlebstwo, to szczera prawda.

Zamknął za sobą drzwi, by pozwolić jej spokojnie się ubrać.

Pięć minut później usiadła się obok niego na sofie. Miała na sobie czarną, jedwabną bluzkę 

i beżowe obcisłe dżinsy. Włosy były wyszczotkowane, delikatny makijaż zdobił jej twarz, a oczy 

skierowała prosto na Nicholasa. Gwizdnął z aprobatą, gdy się jej przyjrzał i powiedział:

.

- Nieźle wyglądasz.

Podał jej filiżankę kawy i objął ją potężnym ramieniem.

- Powiedziałeś mi kiedyś, że lubisz połączenie czarnego koloru z beżowym - rzekła, nie 

zastanawiając się nad tym, co mówi.

- Na tobie, tak. - Upił łyk kawy, spoglądając na nią z nad krawędzi filiżanki. Ciągle czuję 

w ustach twój smak - mruknął i uśmiechnął się widząc, że speszona Keena ucieka ze spojrzeniem. 

- Panno oszukiwaczko - zachichotał - myślałem, że jesteś kobietą światową. Oszalałem na twoim 

punkcie po awanturze, jaką zrobiłaś mi w dzień mojego wyjazdu do Paryża. - Podniósł brwi w 

geście zdziwienia, widząc że Keenę zaszokowały te słowa. - Nie chciałem ci dokuczać. Pamiętam 

tylko ten wzrok, którym mierzyłaś mnie w windzie. Zastanawiałem się wtedy, czy zdołasz mi się 

oprzeć - mówił z rozbawieniem w głosie. - To była tylko gra. Nie chodziło mi o nic więcej. A 

potem...

Zadzwonił telefon i Nicholasowi nie udało się dokończyć wypowiedzi. Keena podeszła do 

aparatu,   mając   wrażenie,   że   jej   nogi   są   z   waty.   Gra.   Okrutna   gra,   której   oboje   powinni   się 

wstydzić. Na myśl, że w tej chwili Nicholas na pewno jej się przygląda, zrobiło jej się słabo.

- Hallo - odezwała się do słuchawki zmienionym głosem.

- Czy mogę rozmawiać z panem Nicholasem Colemanem? - usłyszała kulturalny męski 

głos.

Wyciągnęła słuchawkę w stronę Nicholasa, usiłując nie patrzeć mu w oczy.

- Do ciebie - powiedziała cicho.

Usiadła z powrotem na sofie i sięgnęła po filiżankę. Miała wrażenie, że nagle opuściły ją 

wszelkie uczucia. Czuła się zupełnie pusta w środku. Niemal nie docierał do niej głęboki, raz 

ostry, a kiedy indziej pytający głos Nicholasa.

Wreszcie odwiesił słuchawkę i zwrócił się do niej.

- Na czym to ja skończyłem.

background image

- Nieważne - odpowiedziała, obrzucając go lodowatym spojrzeniem. - Wychodzisz? Do 

widzenia.

- Chciałbym ci coś jeszcze wyjaśnić - odezwał się ściszonym głosem.

-   Jestem   bardzo   zajęta.   Jutro   rano   zamierzam   wyjechać   do   Ashton,   a   mam   jeszcze 

mnóstwo pracy do zrobienia. Zmrużył oczy.

-  Przecież  nie   jedziesz  tam   sama.  -  Dlaczego  sobie   zawracasz   tym  głowę?   -  zapytała 

wyniośle. - Gra jest skończona, Nicholas. Nie będę już więcej grała.

- Ani ja, kochanie - odrzekł czule, uśmiechając się do niej. - Nigdy więcej.

Spojrzała na niego, czując że znowu robi się jej gorąco. - Dziękuję za śniadanie. - Keena 

usiłowała być chłodna i uprzejma.

Ruszył w stronę drzwi, ale przystanął w połowie drogi i obejrzał się. Pełnymi tęsknoty 

oczyma popatrzył na jej zgrabną, szczupłą sylwetkę. - A może miałabyś ochotę zobaczyć mój dom 

w drodze do Ashton? To pytanie zaskoczyło ją.

- Masz na myśli wyjazd do Charleston? Skinął twierdząco głową.

- Moglibyśmy  zatrzymać  się tam na kilka  dni. Chciałbym  pokazać  ci całą posiadłość. 

Chciał naprawdę, żeby tam pojechała? A może pragnął odwiedzić duchy swoich bliskich, a jej 

towarzystwo było potrzebne tylko po to, by pamięć o nich stała się łatwiejsza do zniesienia. Keena 

przestała czuć się pewnie w towarzystwie tego mężczyzny. Ze zdziwieniem uświadomiła sobie, że 

boi się Nicholasa.

- Keeno, nie będę już próbował zaciągnąć cię do łóżka - powiedział łagodnie, - To już 

skończone.

Przypatrywała mu się przez chwilę, po czym skinęła głową.

- W porządku.

- Jimson pojawi się u ciebie o siódmej - powiedział i dodał, idąc do drzwi: - Chciałbym, 

żebyśmy wyruszyli wcześnie rano.

- Dobrze, będę gotowa.

Na lotnisku w Charleston czekał na nich czarny, błyszczący lincoln, a tuż obok stał wysoki 

i dostojny Jimson.

- Myślisz o wszystkim - pochwaliła Keena, kiedy znaleźli się na tylnym siedzeniu.

- Muszę, kochanie - odparł. - Jimsonie, staraj się jechać do domu okrężną drogą. Chcę, 

żeby panna Whitman zobaczyła choć część miasta.

- Tak jest. Czy chciałby pan odwiedzić jakieś konkretne miejsca?

- Jedź najpierw w dół Meeting Street, a potem skręć w Broad. Potem do Kościoła Św. 

Filipa i Domu Piratów. Dzisiaj nie możemy sobie pozwolić na nic więcej.

- Jest jeszcze kilka interesujących miejsc na East Boy i Tradd Street - przypomniał Jimson.

background image

- Czas, Jimsonie - westchnął, rozsiadając się wygodniej - czas.

- Tak jest - doszła ich cicha odpowiedź.

Keena spojrzała na Nicholasa pełnym wahania i bojaźni wzrokiem. Mężczyzna opuścił 

powieki, jego twarz poorana była głębokimi bruzdami, a pod oczami widniały ciemne cienie. 

Widziała Nicholasa już w różnym stanie, ale nigdy jeszcze nie wyglądał tak źle, jak tego dnia.

- Spałeś choć trochę zeszłej nocy? - zapytała miękko.

- W ogóle - odparł. Podniósł powieki i zajrzał jej prosto w oczy. - A ty, Keeno?

Umknęła ze spojrzeniem, a jej twarz miała nieodgadniony wyraz.

- Nigdy nie przypuszczałam,  że rośnie tu tak dużo palm - mruknęła, przyglądając  się 

zabytkowym budynkom znajdującym się po obu stronach ulicy. - Ile lat liczy Charle - Założono 

go w 1670 roku - wyjaśnił Nicholas, patrząc w ślad za jej spojrzeniem. Otaczały ich wspaniałe 

dzieła architektoniczne pochodzące z ubiegłych stuleci. - Ale francuscy Hugenoci, którzy osiedlili 

się tu dobre piętnaście lat później, nadali styl temu miastu. Mój przodek, St. Juliens, ufundował 

Manteau Gris. - Słucham? - mruknęła, słysząc niezrozumiałe dla niej francuskie słowa. - To taki 

budynek   otoczony   ogromną   plantacją.   Manteau   Gris   znaczy   Szara   Peleryna,   ale   wszyscy 

mieszkańcy   Charleston   używają   oryginalnej   nazwy   -   wyjaśnił.   -   Pierwszy   dom   został 

wybudowany   w   1769   roku.   Spalono   go   podczas   rewolucji,   potem   odbudowano,   ale   spłonął 

ponownie   w   czasie   wojny   domowej.   -   Zaśmiał   się   cicho.   -   Pewnie   oryginalne   są   tylko 

fundamenty.

- Kochasz to miasto, prawda? - zapytała Keena, oczyma wyobraźni widziała dzieje tego 

budynku.

-   Bardzo.   Im   jestem   starszy,   tym   częściej   uświadamiam   sobie,   że   tutaj   tkwią   moje 

korzenie. Popatrz - wskazał głową w kierunku okna po jej stronie. - to Kościół pod wezwaniem 

Świętego Michała. Najstarszy w tym mieście.

- Piękny.

- Jeżeli pojechalibyśmy w dół tą ulicą, dojechalibyśmy do miejsca nazywanego „South of 

Broad”. To najstarsza część miasta. Znajdujące się tam restauracje serwują słynną zupę z krabów, 

przygotowaną   z   krabiej   ikry,   do   której   je   się   pieczone   ostrygi   i   małe   homary   podawane   w 

specjalnym sosie. Będę musiał cię tam zabrać któregoś dnia. Jest tu tyle interesujących miejsc, że 

można spędzić bez mała pół dnia na oglądaniu tego wszystkiego.

- Z przyjemnością odwiedzę jedną z tych specyficznych restauracji - powiedziała cicho, 

uśmiechając się bardziej do samej siebie niż do swego kompana. - Nick, a co z Fort Sumter i 

Battery?

- Będziemy wracać tamtędy - zapewnił ją.

Jimson gwałtownie zakręcił w prawo, a kilka minut później w lewo. Dwie przecznice dalej 

background image

Nicholas poprosił go, by zwolnił.

- To Kościół pod wezwaniem Świętego Filipa, a tuż obok stoi tak zwany Dom Piratów. 

Kiedy   byłem   chłopcem,   zbierały   się   tam   szumowiny   z   całego   miasta.   -   Oczy   mężczyzny 

zabłyszczały.   -   Plotki   głoszą,   że   piraci   spotykali   się   tam   z   najbogatszymi   i   powszechnie 

szanowanymi kupcami z Charlestonu i wymieniali towary.

- Skąd w Charleston wzięli się piraci? - zdziwiła się. - Myślałam, że żeglowali tylko w 

pobliżu zachodnich Indii.

- Nie wiem. Mogę za to powiedzieć, że najgorszym z nich był Stede Bonnet. Powieszono 

go w 1718 roku, a potem jego ciało spalono na bagnach w pobliżu Battery, Byli także piraci płci 

żeńskiej,   na   przykład   piękna   Anno   Bonney,   córka   z   nieprawego   łoża   jednego   z   irlandzkich 

kupców. Wyszła za mąż za pirata o nazwisku James Bunney, ale po niedługim czasie porzuciła go 

i zaciągnęła się na statek nazwany „Galico Jack Rackham”.

Keena słuchała z szeroko otwartymi oczyma. - I co dalej? - dopytywała się.

- W 1720 roku statek został złapany w okolicach Jamajki i całą załogę oddano pod sąd. - 

Zachichotał cicho, dostrzegając wyraz przerażenia na jej twarzy. - Może udało jej się zbiec - 

mruknął i roześmiał się głośniej, gdyż Keena momentalnie rozpogodziła się.

- Bardzo chciałabym wejść do środka tego budynku.

- Teraz jest to hotel - odparł, ale być może uda mi się zorganizować coś ciekawego, gdy 

następnym razem będziesz odwiedzała Charleston. Objedź teraz East Bay i Battery, Jimsonie - 

zwrócił się do kierowcy.

- Tak jest. Fort Sumter, umiejscowiony poza granicami portu, sprawiał wrażenie bardzo 

spokojnego. Keena przyglądała mu się z ciekawością, kiedy jechali wzdłuż Battery.

- Trudno mi uwierzyć, że kiedykolwiek toczyły się tu bitwy - powiedziała w zamyśleniu.

- Charleston było  miejscem nieustannych  walk. W 1780 roku zdobyli  go Brytyjczycy, 

potem został bardzo zniszczony w czasie wojny domowej. Opierał się nawałnicom i trzęsieniom 

ziemi i przetrwał po dziś dzień. Nieustępliwy, dumny i niepodobny do żadnego z innych miast. 

Przypuszczam, że właśnie dlatego tak bardzo jest mi bliski.

- Czy są tu organizowane wycieczki, dokładnie w celu zwiedzania miasta? Potwierdził 

ruchem głowy.

- Każdej wiosny. Niestety, przyjechaliśmy kilka tygodni za wcześnie. Zobacz, a oto mój 

dom. Manteau Gris. Wystarczyło jedno przelotne spojrzenie i Keena wiedziała, że pokocha ten 

szary budynek całym sercem. Stał nieco na uboczu. Zdobiła go wspaniała wieża, a otoczony był 

potężnymi dębami, drzewami magnolii, sosnami i ogromną ilością krzewów. Keena pomyślała, że 

wspaniałe musi tu być w czasie kwitnienia. Ziemię porastała pożółkła trawa. Budynek otaczał 

pomalowany na szaro płot.

background image

- Fantastyczny. Dlaczego nie dodałeś, że ta historia dotyczy twojego domu? - Keena była 

nad wyraz zachwycona.

- Pomyślałem, że w ten sposób wyda ci się bardziej atrakcyjny.  - Kto o niego dba? - 

Państwo Collinsowie. Robili to od czasów, gdy byłem jeszcze dzieckiem.

Zastanawiała się, dlaczego Nicholas ma zawsze nieustępliwy, poważny wyraz twarzy.

- Jakoś trudno mi wyobrazić sobie ciebie jako nastolatka - mruknęła.

- Naprawdę?

- Idę o zakład, że urodziłeś się już dorosły - powiedziała, uśmiechając się nieznacznie.

-   Tak   właśnie   powinno   było   się   stać,   gdyż   moich   rodziców   nigdy   nie   było   w   domu. 

Właściwie wychowywała mnie pani Collins.

- A gdzie byli twoi rodzice?

- W Cannes, Szwajcarii, Rzymie, Paryżu. Wszędzie, tylko nie tutaj. Cierpieli na alergię, 

którą były małe dzieci, a przede wszystkim unikali mnie.

Mimo   że   jego   słowa   przepojone   były   cynizmem,   Keena   oczami   duszy   zobaczyła 

samotnego, pozbawionego miłości, czarnowłosego chłopca, który każdą wolną chwilę spędzał w 

porcie, przyglądając się przypływającym i odpływającym statkom i rozmyślał o piratach.

Wahając, się delikatnie dotknęła palcami wierzchu jego spoczywającej na siedzeniu dłoni.

Zesztywniał pod wpływem tego dotyku i spojrzał na Keenę ostro, ale jej zrobiło się tylko 

jeszcze bardziej przykro.

Szybko   odwróciła   głowę,   udając   że   jest   zajęta   oglądaniem   domu.   Była   to   wspaniała 

budowla, ozdobiona długim portykiem na froncie, a do wejścia prowadziły kamienne stopnie.

- W tym domu powinny mieszkać dzieci - powiedziała bezmyślnie.

Kiedy tylko Jimson przekręcił kluczyk w stacyjce, szarpnięciem otworzył drzwi. Wypadł, 

nie zawracając sobie głowy otworzeniem drzwi po stronie Keeny. Wiedział, że zrobi to za niego 

kierowca. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, jak bardzo musiały zranić go jej słowa.

Przypomniała sobie poniewczasie, że on i jego żona nie mogli mieć dzieci. Nigdy nie 

pomyślała, by zapytać go, dlaczego, pozostawał bezdzietny. Nigdy przedtem nie przytrafiło się jej 

tak bardzo skrzywdzić człowieka, stuprocentowego mężczyznę, który nie mógł mieć własnych 

synów ani u córek.

Wprawdzie przez cały czas chowała do niego urazę za wczorajsze zachowanie, ale nie 

miała najmniejszego zamiaru odgrywać się, zwłaszcza w taki sposób. Nie bardzo wiedziała, co 

zrobić,   jak   się   zachować,   by   Nicholas   zapomniał   o   tym   nietakcie.   Jednak   on   wyglądał   tak 

imponująco i tak nieprzystępnie, że kobieta bała się odezwać nawet słowem. Po raz pierwszy 

chciała zbliżyć się do niego psychicznie. Pragnęła stanowić część jego życia.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Keena stała w milczeniu i dziwiła się własnym myślom. Pragnęła stanowić część jego 

życia. Nigdy przedtem nic podobnego nie przyszło jej do głowy. Zawsze była niezależna, nigdy 

nie   potrzebowała   nikogo   i   niczego.   Wystarczało   jej   własne   towarzystwo,   a   kariera   była 

najważniejszą rzeczą w życiu i pochłaniała wszystkie myśli i marzenia, Jednak teraz odczuwała 

głęboką potrzebę posiadania czegoś więcej. Chciała mieć swojego mężczyznę, który by ją kochał, 

wspierał i z którym mogłaby mieć dzieci.

Zeszłej nocy, leżąc samotnie w łóżku, doszła do wniosku, że Nicholas pragnie jej tylko 

fizycznie.   Powiedział,   że   nie   zamierza   już   więcej   grać,   znowu   będą   przyjaciółmi,   Tylko 

przyjaciółmi, ponieważ on nie może zapomnieć o Misty, a do kobiet jest w stanie żywić tylko 

pożądanie.

Weszła za Nicholasem na ganek, gdzie ruchliwa, wysoka kobieta wzięła go w objęcia. Tuż 

za nią stał również wysoki i szczupły mężczyzna, który uśmiechał się serdecznie.

- Keeno, to Jesse Collins i jego żona, Maude. To oni opiekują się Manteau Gris - dokonał 

prezentacji mężczyzna.

Drewniane   podłogi   były   nieskazitelnie   czyste,   a   spiralne   schody,   o   których   Nicholas 

kiedyś wspominał, były naprawdę oszałamiające.

Podłogę   głównego   holu   przykrywał   puszysty   perski   dywan   w   kolorze   kremowym, 

niebieskim i bordowym. Po lewej stronie znajdowała się ogromna bawialnią, gdzie na podłodze 

leżały drobne perskie dywaniki. Stylowe mahoniowe meble były wypolerowane i błyszczały w 

promieniach wpadającego przez okno słońca.

-   Czy   te   meble   pochodzą   z   Zachodnich   Indii?   -   zapytała   cicho   Keena,   przesuwając 

wzrokiem   po   prześwietnych   antykach,   a   zaraz   potem   skupiając   się   na   dziełach   malarstwa 

wiszących na ścianach.

- Ma pani bystry wzrok, młoda damo - zaśmiała się pani Collins, a jej twarz przybrała 

dobrotliwy, przyjacielski wyraz. - Ma pani rację. Pierwszy pan Coleman, który zakupił Szarą 

Pelerynę - spojrzeniem przeprosiła Nicholasa za użycie oryginalnej wersji - ożenił się z córką 

plantatora z Zachodnich Indii, a te meble były częścią jej wiana. Jeżeli pani zechce, opowiem pani 

wiele interesujących historii na ten temat.

- Ale najpierw przynieś nam trochę kawy - poprosił Nicholas, uśmiechając się życzliwie. - 

To był bardzo długi ranek.

- A poprzedniego dnia z pewnością zapracowywał się pan na śmierć - powiedziała pani 

Collins z naganą w głosie. - Jedyne, czego panu potrzeba, to spędzenie kilku tygodni tutaj, żebym 

mogła   odpowiednio   o   pana   zadbać.   Zrobię   trochę   kanapek,   upiekłam   też   dla   was   ciasto. 

Przypuszcza, że żadne z was nie jadło śniadania - powiedziawszy to, wyszła z pokoju i zamknęła 

background image

za sobą drzwi.

- Nigdy nie pozwolą mi wydorośleć - powiedział cicho, rozglądając się po pokoju zupełnie 

tak samo, jak przed chwilą robiła to Keena. - Tęskniłem za tym domem.

Wpatrywała się w odziane w ciemnobrązowy garnitur, szerokie plecy Nicholasa.

- Przepraszam cię za to, co powiedziałam. Nie miałam nic złego na myśli.

Spojrzał na nią z ukosa.

- Mogłabyś wreszcie przestać przepraszać - warknął. Mój Boże, wszystko co robisz, robisz 

za późno. Wiesz zresztą, że nie działają na mnie twoje docinki. Nigdy nie działały.

Pozbawiona nadziei na załagodzenie stosunków, Keena wzruszyła ramionami.

- Nie chciałabym, żebyś pomyślał...

Oczy Nicholasa pociemniały.

- To Misty nie mogła mieć dzieci - powiedział krótko. - Nie ja. Ręczę, że nawet w tym 

wieku jestem cholernie płodny. Testy nie kłamią.

- Poddałeś się testom? - zapytała cicho.

-   Musiałem   -   mruknął,   przygładzając   włosy   nerwowym   ruchem   ręki   -   dla   własnego 

spokoju. Musiałem wiedzieć.

Nie wiedziała, co powinna w takiej chwili powiedzieć, nie mogła znaleźć odpowiednich 

słów. Dziecko z pewnością pomogłoby mu ukoić żal po stracie żony. Minęło wprawdzie już sześć 

lat, ale Keena była przekonana, że Nicholas w ciągle bardzo kochał Misty. Czy dlatego właśnie 

nie był w stanie zapanować nad sobą?

Wyjął z kieszeni pudełko papierosów i zapalił jednego.

„Kiedyś obiecywał, że rzuci palenie - pomyślała. - Jednak nie uwolnił się od nałogu, nadal 

pali o wiele za dużo”.

Spojrzała w kierunku okna.

- Czasami zastanawiałam się, dlaczego ty i Misty nie mieliście dzieci, to wszystko.

- Teraz już wiesz. Nie dlatego, że ich nie chciałem. Wręcz przeciwnie, bardzo chciałem. 

Nadal chcę.

Podszedł do okna i zapatrzył się na ogołocone z liści gałęzie i szare zimowe niebo.

Keena   wpatrywała   się   w   podłogę.   Mimowolnie   znowu   rozzłościła   go.   Żałowała,   że 

zgodziła się na przyjazd tutaj. Ta wizyta kosztowała ją o wiele więcej niż mogła przypuszczać. 

Usłyszała westchnienie Nicholasa i poczuła bolesne ukłucie w okolicy serca. Byli tutaj, sami, w 

jednym pokoju, dzieliło ich nie więcej niż piętnaście stóp odległości, a jednak nie mogli się do 

siebie zbliżyć. Czy tak miała wyglądać droga prowadząca do jej przyszłości? Czy stracili nawet 

przyjaźń, która kiedyś ich łączyła? Otworzyła usta, by poinformować go, że chciałaby skrócić tę 

wizytę i jechać prosto do Ashton, ale zanim zdążyła powiedzieć cokolwiek, do pokoju weszła pani 

background image

Collins. Uśmiechała się radośnie, dźwigając ciężką tacę, na której stał dzbanek z kawą, talerz 

kanapek i filiżanki.

- Proszę bardzo - powiedziała, ostrożnie stawiając tacę na stoliku. - Panie Nicku, proszę 

postarać się, żeby ta młoda dama coś zjadła - poleciła, kierując się w stronę drzwi. - Ona również 

mogłaby się trochę podtuczyć.

Keena spuściła oczy i zajęła  się nalewaniem  kawy do filiżanek. Były  z bardzo starej, 

pięknej, chińskiej porcelany, ozdobionej różowym ornamentem.

-   Powinnaś   czuć   się   zaszczycona   -   powiedział   Nicholas,   sadowiąc   się   wygodnie   w 

ogromnym fotelu. - Pani Collins używa tej zastawy tylko w wyjątkowych okazjach. - Czuję się tak 

- zaśmiała się gorzko. - Zastanawiam się tylko, czy jestem godna takiego zaszczytu.

- Ty również potraktowałabyś w taki sposób pewne osoby Na przykład Harrisa, prawda? - 

zapytał, a usta wykrzywił mu złośliwy uśmiech.

- Prawda - odparła sarkastycznie.

- Kiedy zamierzasz wydać to przyjęcie nad przyjęciami? - zapytał na pozór niedbale.

- Mandy miała dzisiaj rozesłać zaproszenia. Nie wiem, na kiedy zamówiła muzyków.

- Doskonała organizacja. - Upił łyk kawy.

- Nie wiem, czy zauważyłeś, że jestem kobietą biznesu - przypomniała chłodno.

- Duży biznes, a bardzo mała kobietka.

Dopiła kawę nie pozwalając, by dostrzegł, jak bardzo zranił ją tymi słowami.

- Jak długo mamy tutaj zostać?

Odstawił na tacę pustą filiżankę.

- Myślałem, że będziesz chciała obejrzeć kilka ciekawych miejsc - powiedział gorzko.

- Jeśli tylko znajdziesz trochę czasu, żeby mi je pokazać - Keena siliła się na nadzwyczajną 

uprzejmość.

Niewiele   rozmawiali,   spacerując   po  pożółkłej  trawie  porastającej  ogród.  Każde   z  nich 

udawało, że zajęte jest obserwowaniem okolicy. Podziwiali rozłożyste korony dębów, wsłuchiwali 

się w szept rzeki i ocierali się o gałęzie młodych, niewysokich sosen.

- Musi... tu być pięknie, gdy wszystko kwitnie - odezwała się wreszcie.

-   Jest.   Azalie,   kamelie,   derenie,   magnolie,   róże.   Wiosną   i   wczesnym   latem   stanowią 

cudowną symfonię kolorów.

- Czy twoja żona opiekowała się ogrodem?

- Misty była zbyt delikatna do tego typu prac - odparł zwięźle, usiłując zajrzeć jej w oczy. - 

Dlaczego robisz wszystko, by wskrzesić duchy z mojej przeszłości. Boisz się mnie? Nie mam 

zamiaru ponownie cię usidlić!

-   Wiem.   Gra   jest   skończona.   To   była   przecież   twoja   decyzja.   -   Ku   jej   własnemu 

background image

przerażeniu, poczuła zbierające się w oczach łzy.

- O mój Boże, Keeno! - jęknął, szybko podchodząc do niej.

Złapał ją za ramiona i przycisnął mocno do siebie. Czuła przyspieszone bicie jego serca na 

swojej piersi, mimo że oddzielało ich od siebie tyle warstw materiału.

- Możesz sobie wyobrazić, jak czułem się, kiedy powiedziałaś mi o wszystkim - wyszeptał 

ochrypłym  głosem, rozdmuchując jej włosy. - Mój Boże, kiedy opuszczałem twój apartament 

miałem ochotę zabić Harrisa własnymi rękami. - Westchnął ciężko. - Oczywiście, że nie spałem. 

Jak mógłbym zasnąć? Chciałem, żeby nasze pierwsze zbliżenie było absolutnie idealne.

Łzy spływały jej strumieniami po policzkach. Teraz nawet nie próbowała ich zahamować.

- Pragnę cię i wiesz o tym - wyszeptała drżącym głosem.

- Tak.

Podniosła głowę i spojrzała mu w oczy.

- To było takie cudowne.

- Naprawdę?

Delikatnie przesunął palcem po jej wargach. - Nawet nie chcę sobie wyobrażać,  o ile 

cudowniej mogłoby być  - szepnął. - Byłaś  wspaniała, wypełniona pasją, pożądaniem i chęcią 

dawania, moja najdroższa. Niemal doprowadziłaś mnie do szaleństwa. Ale po tym wszystkim nie 

mogłem od ciebie wziąć tego, co chciałaś mi ofiarować...

Pamięć   tamtych   chwil   sprawiła,   że   dreszcze   znowu   zaczęły   wstrząsać   jej   ciałem. 

Spojrzeniem powiedziała mu, jak wiele wtedy przeżyła.

- Pragnę cię - powtórzyła szeptem. - Ja także ciebie pragnę - odparł cicho - ale na razie nie 

możemy posunąć się dalej. Ze złością uderzyła pięścią w jego szeroką pierś. - Nicholas!

- Powiedz uczciwie, czy naprawdę uważasz, że jesteś przygotowana? - zapytał ochryple.

Jej zielone oczy były szeroko otwarte i kryło się w nich zażenowanie. Potrząsnął ją za 

ramiona.

- Keeno, seks pociąga za sobą pewien rodzaj odpowiedzialności - tłumaczył jej łagodnie. - 

Czy myślałaś o jakimś zabezpieczeniu?

Poczuła się nagle bardzo młoda i niedoświadczona.

- Niezupełnie. Uśmiechnął się. - Zatem? Spojrzała na niego i zaraz opuściła oczy.

- Ty się tym zajmij. Zaśmiał się cicho. Jego oczy błyszczały.

- Przy tobie? W jaki sposób, do cholery, miałbym to zrobić? Kiedy wczoraj opuszczałem 

twoją sypialnię,  nie wiedziałem  nawet, jak się nazywam.  Nie wymagaj  ode mnie, żebym  się 

kontrolował. Być może udałoby mi się to jakiś czas temu, ale na pewno nie teraz.

Szarpała guzik jego koszuli.

- Czyż po dojrzałych mężczyznach nie oczekuje się, że będą bardziej doświadczeni, panie 

background image

Coleman?

Jego palce przesuwały się w dół szyi i zbliżały się w okolice piersi.

- Nie  wtedy,  gdy pragną  oni  kobiety  tak,  jak  ja  pragnę  ciebie  - mruknął.   - Dlaczego 

założyłaś biustonosz?

Serce biło jej jak oszalałe i z trudem łapała oddech. Jego palce sprawiały, że doznawała 

cudownych odczuć, że traciła samokontrolę. Przymknęła oczy i powoli wbijała paznokcie w kark 

mężczyzny.

- Spójrz na mnie - szepnął zdławionym głosem.

Podniosła w górę zamglone  oczy, pozwalając by guzik po guziku rozpinał jej bluzkę. 

Rozchyliła   usta,   chcąc   ułatwić   sobie   oddychanie   i   nie   czyniła   żadnego   wysiłku,   żeby   go 

powstrzymać.

Ręce   Nicholasa  sięgnęły  do  tyłu,   żeby  odszukać   zapięcie   biustonosza,  ale   ona  powoli 

pokręciła głową.

- Jest z przodu - wyszeptała drżącym głosem, nie spuszczając oczu z jego twarzy.

- Lubisz być dotykana? - zapytał, gdy wreszcie odnalazł zapięcie.

- Tylko przez ciebie. Dłonie Nicholasa pieściły Keenę, przenosiły ją w zupełnie inny świat 

Miała wrażenie, że unosi się w powietrzu. Zagryzła  do krwi dolną wargę, gdyż miała ochotę 

krzyczeć z rozkoszy. Mimowolnie przymknęła powieki.

- Kochana, najdroższa - szeptał, pochylając swą ciemną głowę. - Pocałuj mnie.

Uniosła twarz, a on natarł na jej usta z niepohamowanym pożądaniem. Ciało Keeny drżało 

jak   w   gorączce,   gdy   równie   gorliwie   odwzajemniła   jego   pocałunek.   Jeszcze   nigdy   dotąd   nie 

włożyli   w   pieszczotę   tyle   uczucia,   jeszcze   nigdy   nie   przeżyli   razem   tylu   emocji.   Wreszcie 

oderwali się od siebie i jeszcze przez długie sekundy mieli trudności ze złapaniem oddechu.

Nicholas przesunął wzrok na jej nagie piersi. Przez cały czas nie przestawał jej pieścić, a 

teraz pochylił się i zaczął ssać różowe, zesztywniałe sutki. Keena miała wrażenie, że jej ciało 

płonie ogniem, którego już nigdy nie uda się ugasić.

- Musieliśmy chyba oboje postradać zmysły - szepnął, zapinając jej biustonosz, a zaraz 

potem bluzkę. - Przecież możesz nabawić się zapalenia płuc.

- Czuję  się tak cudownie,  kiedy mnie dotykasz  - powiedziała  z ogromną czułością  w 

drżącym   głosie.   -   Uwielbiam,   gdy   na   mnie   patrzysz,   Nicholas.   Nigdy   nie   pozwolę   żadnemu 

mężczyźnie, żeby dotykał mnie w ten sposób.

- Wiem o tym - powiedział łagodnie. - Keeno, jesteś najpiękniejszym stworzeniem, jakie 

kiedykolwiek widziałem Mój Boże, najchętniej zacałowałbym cię na śmierć. - Przysunął ją do 

siebie tak mocno, że miała problemy z oddychaniem. - Mógłbym kochać się z tobą tu, na gołej 

ziemi - wyznał. - O Boże, kobieto, czy wiesz, jak ja się męczę?

background image

- Wiem i tak mi przykro. - Delikatnie głaskała pochyloną głowę mężczyzny,  próbując 

uspokoić jego rozpalone ciało. - Nicholas, wiesz że możesz mnie mieć - szepnęła prosto do jego 

ucha. - Teraz, tutaj, na stojąco, na leżąco, w jakikolwiek sposób tylko zechcesz.

- Tak, wiem - wyszeptał, a Keena zauważyła, że zdołał się nieco opanować. Uścisk jego 

potężnych   ramion   zelżał   nieznacznie.   -   Zawsze   z   chęcią   oddawałaś   mi   wszystko,   co   miałaś 

najlepszego, wszystko, czego tylko potrzebowałem Teraz podobnie jest z sercem, czyż nie mam 

racji?

- Zrobiłabym dla ciebie wszystko. Wszystko na świecie.

- Dlaczego? - zapytał cicho i zapatrzył się w głębię jej oczu, czekając na odpowiedź.

Zamrugała powiekami, wyraźnie zmieszana jego pytaniem.

-   Ponieważ...   zależy   mi   na   tobie   -   odezwała   się   wreszcie.   -   Ponieważ   jesteśmy 

przyjaciółmi.

- Czy naprawdę oddałabyś mi się dlatego, że jesteśmy przyjaciółmi?

- Zawstydzasz mnie.

- Myślę, że zawstydzamy się nawzajem. - Pochylił się i delikatnie musnął jej wargi. Potem 

zaśmiał   się   cicho   i   zapytał:   -   Wyobraź   sobie,   jak   wyglądałaby   twoja   szykowna   garsonka, 

gdybyśmy kochali się tu, na ziemi. Zarumieniła się, ale nie odwróciła oczu.

- Coś w stylu Hemingwaya - mruknęła.

- Nie mamy tylko śpiwora.

- W każdym razie ziemia, na pewno poruszyłaby się dla mnie. - Roześmiała się, by ukryć 

zażenowanie.

- Jestem przekonany, że dla mnie także. - Objął ją za ramiona, ponownie przytulił do siebie 

i westchnął ciężko.

- Zorganizuj to cholerne przyjęcie, jeżeli tak bardzo ci na tym zależy, ale pamiętaj, że nie 

będziesz miała Harrisa. Nie teraz.

Chcąc zirytować go dla zabawy, uśmiechnęła się szeroko i zapytała:

- Dlaczego nie? Jednak Nicholasowi daleko było do żartów.

- Ponieważ jesteś moja - odparł cicho. Przyglądała mu się z zaciekawieniem.

- Nie rozumiem.

- Przypomnij mi, żebym ci to wyjaśnił, gdy doprowadzisz do końca tę swoją intrygę, albo z 

niej zrezygnujesz - zbeształ ją łagodnie. - Jakie, do diabła, ma znaczenie to, co wydarzyło się 

dziewięć   lat   temu,   Keeno?   To   przeszłość,   o   której   powinnaś   zapomnieć,   włączając   w   to 

mężczyznę, bez którego, wydawało ci się, nie będziesz mogła żyć.

- Nick... - próbowała protestować słabym głosem. - Musimy żyć teraźniejszością. Myślę 

jednak, że powinienem pozwolić ci samodzielnie dojść do tego wniosku.

background image

Keena odeszła kawałek, a Nicholas zajął się zapalaniem papierosa.

Wpatrywała się w jego szerokie plecy, dopóki nie zorientowała się, że czeka, by się do 

niego zbliżyła.

- Nie rozumiem - powtórzyła.

- Czego?

- Ty... pragniesz mnie, ale nie robisz nic w tym kierunku. Jesteśmy przyjaciółmi, ale w 

zasadzie wcale nimi nie jesteśmy. Nick, czego ty ode mnie oczekujesz? Co chcesz, żebym zrobiła?

- Kochanie, zdziwiłabyś się, gdybym ci powiedział.

-   Już   jestem   zdziwiona   -   mruknęła.   -   Mógłbyś   mieć   każdą   kobietę,   którą   byś   tylko 

zapragnął...

-   Jesteś   jedyną   kobietą,   która   nigdy   nie   chciała   ani   mnie   -   przerwał   jej   -   ani   moich 

pieniędzy.

- Dlaczego tak uważasz?

Odwrócił się.

- Porozmawiamy o tym pewnego dnia, kochanie. Czeka na mnie jeszcze sporo pracy, lepiej 

więc wracajmy do domu.

Po   kilku   wspaniałych   dniach   pojawili   się   wreszcie   w   Ashton.   Mandy   przywitała   ją 

pocałunkiem.   W   jednej   chwili   chciała   opowiedzieć   o   wszystkim,   co   się   wydarzyło   pod   jej 

nieobecność. Paplała więc o wysłanych zaproszeniach, o rachunkach za dekorację, o dowiezieniu 

odpowiedniej ilości żywności i o braku telefonów od niej.

Mówiłaby pewnie jeszcze dłużej, gdyby nie zauważyła potężnej sylwetki stojącego w holu 

Nicholasa. Zaśmiała się tylko i pobiegła do kuchni.

- Masz ochotę na kawę? - zwróciła się do niego Keena.

Potrząsnął przecząco głową. Jego ręce tkwiły głęboko w kieszeniach. Gdy tak stał przy 

drzwiach, wyglądał bardzo samotnie, zwłaszcza że jego oczy wyrażały ogromny żal i smutek.

- Dlaczego nie przyniosłeś swoich walizek?

- Właśnie odesłałem je do Nowego Jorku - odparł i uśmiechnął się ponuro. - Nie zostaję.

Powinna czuć się uszczęśliwiona. Powinna krzyczeć z radości i podskakiwać do góry jak 

małe dziecko. Jednak zamiast tego odczuwała niepohamowaną potrzebę płaczu.

- Dlaczego?

- Interesy, kochanie. Są rzeczy, których nie mógłbym załatwić, bawiąc tutaj. Czeka mnie 

podpisanie   umowy   dotyczącej   produkcji   wyrobów   dziewiarskich   oraz   doprowadzenie   do 

ponownego   porozumienia,   które   tak   lekkomyślnie   zerwaliśmy   w   Chattanooga   i   wiele   innych 

spraw tego rodzaju.

- Ale powiedziałeś...

background image

- Wiem, co powiedziałem, Keeno. Jesteś dojrzałą kobietą. Nie mogę wciąż chronić cię 

przed przeciwnościami życia, bez względu na to, jak bardzo bym chciał. Jest takie uczucie, które 

nazywamy zaufaniem i ja mam zamiar mu się poddać. Nadszedł czas, żeby cię opuścić. Nadszedł 

czas, żeby pozostawić cię samą.

Miała wrażenie, że jej serce zamieniło się w ciężki kamień.

- Nick, nie możesz przecież zrezygnować z przyjęcia - powiedziała płaczliwie.

Mężczyzna uśmiechnął się krzywo.

- Wyślij mi zaproszenie. Roześmiała się nerwowo. - Nick, nie jesteś już na mnie zły, 

prawda? Nie chcesz w ten sposób się ze mną pożegnać...

Podszedł do niej i obejmując dłońmi talię Keeny przytulił ją mocno do siebie.

-   My   nigdy   nie   będziemy   się   żegnać.   Nasze   rozstania   będą   zawsze   krótkotrwałe   - 

powiedział czule. - Będziesz mogła trochę odpocząć ode mnie. Ostatnio bardzo zbliżyliśmy się do 

siebie, ale ty musisz być pewna swoich uczuć. Mówiłem już ci to kiedyś  i teraz powtarzam. 

Wypraw przyjęcie, jeżeli pozwoli ci to zapomnieć o Harrisie. Spędź z nim tyle czasu, ile będzie ci 

potrzeba, ale nie możesz posuwać się za daleko, panno Niezależna - przestrzegł ją, a w jego 

oczach dojrzała groźbę. - Wiem, że nie zrobisz tego, jeżeli mi obiecasz. Dlatego chcę mieć twoje 

słowo.

- Mówisz tak, jakbym była twoją własnością - Keena z trudem wymawiała słowa.

- Należysz do mnie. Nie oddam cię żadnemu innemu mężczyźnie, dopóki nie upewnię się, 

że dokonałaś słusznego wyboru. Dlatego musisz mi dać obietnicę. Teraz.

- W porządku - zgodziła się, nie bardzo wiedząc, dlaczego to robi. Skinął głową.

- Jeśli będziesz mnie potrzebować, wiesz, gdzie mnie znaleźć.

Dłonią wygładziła klapy jego marynarki, dopiero teraz uświadamiając sobie ból rozstania.

- Zadzwonisz do mnie? - Nie.

- Dlaczego nie?

- Będę zajęty. Nie zapomnij o zaproszeniu.

- Dobrze, Nicholas. Bała się, że podczas tej rozłąki będzie cierpiała dużo bardziej niż 

zwykle. Telefonował do niej nawet wtedy, kiedy wyjeżdżał za granicę.

- Dlaczego się smucisz? Nie chcę widzieć tej smutnej miny. Uśmiechnij się do mnie.

Podniosła na niego swe posmutniałe oczy.

- Nie bardzo mam ochotę na śmiech. Będę za tobą tęsknić.

Uważnie spojrzał jej w twarz.

- Mam taką nadzieję - mruknął.

- Pocałujesz mnie na pożegnanie?

- Jeśli chcesz, żebym to zrobił.

background image

- Nigdy nie myślałam, że zechcesz poddać mnie takiej próbie.

Zaśmiał się cicho. Keena zamknęła oczy i czekając, aż obejmą ją silne ramiona Nicholasa, 

uśmiechnęła się łagodnie. Chwilę później usłyszała skrzypnięcie otwieranych drzwi.

Zszokowana otworzyła oczy, ale nie obejrzała się za siebie. Słyszała, że zamknął drzwi.

- Nick - szepnęła pełnym bólu głosem.

Ruszyła   za   nim,   ale   był   już   na   dole.   Zanim   zdążyła   zbiec   po   schodach,   Nicholas 

zapuszczał właśnie silnik samochodu.

Skrzyżowała ręce na piersiach. Nie rozumiała ani siebie, ani Nicholasa, wiedziała tylko, że 

bardzo cierpi. Czuła się samotna i opuszczona, a tego uczucia nie doznała już od lat. Była zupełnie 

bezradna, nie wiedziała, w jaki sposób uda jej się przeżyć bez Nicholasa te kilkanaście dni. A 

jeżeli miało być to rozstanie na zawsze? Może wszystkie te słowa o przysłaniu zaproszenia na 

przyjęcie i sprawdzianie uczuć były tylko pustymi frazesami? Och, Nicholas!

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

W ciągu sześciu lat ich znajomości nigdy nie rozstawali się z Nicholasem na tak długo. A 

teraz nawet do niej nie telefonował. Dni mijały, a ona usychała z tęsknoty niczym kwiat bez wody.

James dotrzymywał jej towarzystwa dwa czy trzy razy w tygodniu, ale nie spostrzegł, że 

Keena stała się mniej komunikatywna. Zresztą, większą przyjemność sprawiało mu mówienie niż 

słuchanie i nie znał Keeny na tyle dobrze, by zorientować się, że dzieje się z nią coś złego.

Kiedy czuła się samotna, próbowała dodzwonić się do Nicholasa. Jednak w domu nigdy 

nie mogła go zastać, a w biurze poinformowano ją, że jest w rozjazdach i nie zostawił dla niej 

żadnej   wiadomości.   Czy   po   tylu   latach   przyjaźni   Nicholas   naprawdę   zapomniał   o   niej?   Czy 

przestał się nią interesować?

- Ostatnio bardzo często widujesz się z Harrisem - skomentowała Mandy, kiedy Keena 

czekała na Jamesa.

Keena  tylko   wzruszyła  ramionami,  poprawiając  jasnozieloną  jedwabną   sukienkę,  którą 

założyła specjalnie na tę okazję. Była prosto skrojona, ale dość elegancka, by pokazać się w niej w 

najlepszej restauracji w Ashton.

- Nick się tym nie przejmuje - powiedziała gorzko. - Przez trzy tygodnie ani razu nie 

pofatygował się, by zatelefonować! Przyjęcie ma odbyć się w piątkowy wieczór. Zostały tylko 

dwa dni - dodała.

- Dostał zaproszenie - mruknęła Mandy. - Żeby mieć pewność, wysłałam je osobiście. - On 

nie przyjedzie.

- Nie liczyłabym na to. - Pokojówka z podziwem w oczach popatrzyła na Keenę. - Ślicznie 

wyglądasz. Czy pan Harris docenia twoje starania? Roześmiała się cicho.

- Docenia tylko te starania, które tyczą się namowy Nicholasa do kupna jego fabryki. To 

wszystko.   On   jest   miłym   mężczyzną,   Mandy.   Może   trochę   nieszczerym   i   dziecinnym,   ale   w 

gruncie rzeczy bardzo miłym.

- Tylko tyle? Keena westchnęła.

- Tak. Czyż to nie smutne? Przez tyle lat nie mogłam się doczekać, by wrócić do Ashton i 

odegrać się na Jamesie oraz jego przyjaciołach za wszystkie przykrości, jakich od nich doznałam. 

I wiesz co? Nicholas miał rację. Najbardziej pociąga mnie w Jamesie to, że nie mogłam go mieć 

dziewięć lat temu. Przecież to wydaje się niewiarygodne.

- A co z Nicholasem? - zapytała łagodnie Mandy. Keena nerwowo skubała palcami rąbek 

sukienki.

- Nie obchodzę go wcale.

- Nie wolno zamykać  dzikiego ptaka w  klatce - powiedziała  zagadkowo. - Trzeba go 

wypuścić i mieć nadzieję, że powróci. Keena spojrzała na nią ze zdziwieniem.

background image

-  Nie  wypiłaś  czasem  za   dużo?  Zadźwięczał  dzwonek   u  drzwi,  a  Keena   narzuciła  na 

ramiona czerwoną kurtkę z lisa i pobiegła je otworzyć.

„Nicholas bardzo lubił wymyślne i nietypowe stroje” - pomyślała gorzko.

Pogładziła kołnierz kurtki i przypomniała sobie, jak ostatnio zwykł ją nazywać. Otuliła się 

szczelniej futrem i oczami wyobraźni zobaczyła siebie w nagich ramionach Nicholasa. Niemal 

czuła przyciśnięte do siebie jego muskularne, wspaniałe ciało. Pragnęła go jeszcze bardziej niż 

przedtem. Pragnęła go pod każdym względem.

* * *

-   Jesteś   dziś   bardzo   cicha   -   powiedział   James,   kiedy   kończyli   deser   i   dopijali   drugą 

filiżankę kawy ze śmietanką.

Keena uśmiechnęła się przepraszająco.

- Jestem zmęczona. Wiesz, te wszystkie przygotowania do przyjęcia...

-   Och,   tak.   -   Rozparł   się   wygodnie   na   krześle   i   uśmiechnął.   Wyglądał   nadzwyczaj 

elegancko.   -   Wszyscy   mówią.   tylko   o   tym.   Wyobraź   sobie,   sławna   projektantka   mody   w 

towarzystwie szaraków z Ashton. A do tego jej wielcy nowojorscy przyjaciele. - Uśmiechnął się 

szeroko. - Słyszałem, że zaprosiłaś nawet kilka gwiazd Brodwayu.

- Masz  rację  - roześmiała  się. - Zaprosiłam Betty Sims i Jacka Jacksona - przyznała, 

wymieniając nazwiska dwu sławnych aktorów, którzy byli zarówno jej najlepszymi klientami, jak 

i przyjaciółmi. - Nie wspominając już o Dempie Cashleyu.

- Cashley? Czy to ten aktor, który grał...

- Ten sam - odparła. - Mam nadzieję, że będzie to królewskie przyjęcie.

- Musiało cię to kosztować fortunę! - niemal krzyknął, a Keena miała wrażenie, że widzi w 

jego oczach jednodolarówki.

Rozparła się na krześle i wzruszyła niedbale ramionami.

- Mogę sobie na to pozwolić - mruknęła.

- Właśnie słyszę. I widzę. - Wykrzywił usta w grymasie, który najprawdopodobniej miał 

oznaczać uśmiech. - Osiągnęłaś niewiarygodny sukces. W ciągu dziewięciu krótkich lat znalazłaś 

się na topie.

- Zapomniałeś o tej drobnej ilości pracy, którą włożyłam w moją karierę. Potrząsnął głową.

-   Nikt   z   naszego   miasteczka   nie   pomyślał   nawet,   że   coś   takiego   może   cię   spotkać   - 

westchnął. - Zwłaszcza ja. Kiedy przypomnę sobie, jakie okropności o tobie wygadywałem...

- Pamiętam - powiedziała dużo nieprzyjemniej niż zazwyczaj. - Powiedziałeś, że nie należę 

do tej samej kategorii ludzi, co ty i twoi przyjaciele, a twoja matka będzie zgorszona widząc mnie 

w waszym domu. Stałam w kącie pokoju i doskonale słyszałam, co wtedy mówiłeś. Wydawał się 

całkowicie zszokowany.

background image

- Nie słyszałaś dalszego ciągu? - zapytał cicho. Spojrzała na niego.

- Jakiego dalszego ciągu?

- Powiedziałem, że moja matka jest straszliwą snobką i że jeżeli usłyszysz od niej coś 

przykrego postaram się, by miała w domu piekło.

Nie wierzyła własnym uszom. - Ale powiedziałeś także te okropne rzeczy o kochaniu się 

ze mną...

- Byłem wściekły na Larrego za to, że patrzy na ciebie w taki sposób - odparł chłodno. - 

Chciałem osobiście zaprosić cię na przyjęcie, ale nie byłem pewny, czy przyjdziesz. Wiesz, jestem 

kilka lat starszy od ciebie i zaproszeni goście byli w moim wieku... - Uśmiechnął się. - Przyznam, 

że   przedtem   nie   traktowałem   cię   poważnie.   Byłaś   tak   słodko   naiwna,   że   dużą   przyjemność 

sprawiało mi dokuczanie tobie i włóczenie po różnych odosobnionych miejscach. Ale od czasu tej 

nocy   w   apartamencie   Jacka   wszystko   się   zmieniło.   Wtedy   zacząłem   myśleć   o   tobie   serio.   - 

Zamilkł   na   chwilę.   -   Wiesz,   że   nasz   związek   nie   miałby   najmniejszego   sensu.   Moja   matka 

zniszczyłaby ciebie, a ja nie byłem jeszcze finansowo niezależny. To wszystko wyglądało wtedy 

beznadziejnie   i   ja   wiedziałem   o   tym.   Dlatego   przerwałem   ten   romans.   A   to   przyjęcie 

przyspieszyło  bieg wydarzeń. Wyjechałaś  z miasta, zanim zdążyłem  ci cokolwiek wyjaśnić. - 

James wyglądał jak człowiek zupełnie zbity z tropu. - Szczerze mówiąc, to byłem zadowolony, że 

tak postąpiłaś. Byłem przerażony tym, co się stało.

- Nigdy nawet nie marzyłam, że usłyszę prawdę z twoich ust - mruknęła, zaglądając w jego 

niebieskie oczy.

- Ale tak się złożyło,  że usłyszałaś - powiedział bardzo cicho. - Jesteśmy teraz starsi, 

bardziej   dojrzali.   Moglibyśmy   zacząć   wszystko   od   początku.   Nikt   już   nie   będzie   nam 

przeszkadzał.

„A   więc   o   to   właśnie   ci   chodzi”   -   powiedziała   do   siebie   w   myślach,   ale   głośno   nie 

odezwała się ani słowem, tylko uśmiechnęła się do Jamesa.

Nie mogła mu powiedzieć, że mężczyzna, z którym jadła obiad w restauracji, nie byłby w 

stanie zająć miejsca młodego chłopaka, którego kochała jako nastolatka. A właściwie, którym była 

zauroczona. Miłość nigdy się nie kończy, a to uczucie dawno przeminęło. Nicholas miał zupełną 

rację. Nicholas...

- Co powiedziałabyś na staromodny pierścionek zaręczynowy?

Zamyśliła się, zanim dała mu odpowiedź.

- Darzę cię ogromną sympatią - zaczęła. - Lubię przebywać w twoim towarzystwie, jestem 

wdzięczna,   że   powiedziałeś   mi   prawdę.   Pamiętaj   jednak,   że   teraz   jesteśmy   zupełnie   innymi 

ludźmi.   Bardzo   się   zmieniłam,   James,   i   nie   będę   usatysfakcjonowana   tym,   co   możesz   mi 

zaofiarować. Nie jestem już naiwną osiemnastolatką - zakończyła smutno. Dorosłam.

background image

Uśmiechnął się żałośnie.

- Szkoda, ale ja również - mruknął. - Byłaś taką śliczną mała dziewczynką. Gdyby tylko...

-   Smutne   słowa,   przyjacielu.   -   Impulsywnie   dotknęła   jego   ręki   i   uśmiechnęła   się.   - 

Naprawdę bardzo cię lubię.

James uśmiechnął się także. - Nie przypuszczałem, że jesteś takim dobrym człowiekiem. 

Masz ochotę na następną filiżankę kawy?

Potwierdziła ruchem głowy. Wszystko jej ułatwił. Odetchnęła z ulgą.

- Masz taki śliczny uśmiech - powiedział zwyczajnie. - Zawsze miałaś. - Skinął ręką na 

kelnera.

Wreszcie nadszedł czas przyjęcia. Keena zaprojektowała sobie nadzwyczajny strój na tę 

okazję. Była  to błękitna sukienka  z szeroką spódnicą obramowaną złotą lamówką i obcisłym 

stanikiem bez ramiączek. Na nagich ramionach miała narzuconą piękną futrzaną etolę, która z 

pewnością kosztowała majątek. Krótko mówiąc, gospodyni przyjęcia wyglądała jak królowa.

Jednak   jej   myśli   w   niczym   nie   przypominały   ani   jej   wyglądu,   ani   sukni.   Cały   czas 

zastanawiała się, czy Nicholas zechce zaszczycić swą obecnością tę małą uroczystość. Na samą 

myśl, że zobaczy go znowu, że znajdzie się w jego ramionach, serce jak oszalałe waliło jej w 

piersi. Tęskniła za nim ogromnie. Nigdy nawet nie przypuszczała, że można tak bardzo tęsknić za 

drugim człowiekiem. Zastanawiała się, jak zdoła przetrwać ten wieczór, jeżeli on się nie pojawi.

Zrobiła   wejście,   gdy   zgromadziła   się   już   ponad   połowa   gości.   Dom   wypełniony   był 

dźwiękami   muzyki   i   śmiechem.   Nowojorska   elita   zmieszała   się   z   małomiasteczkową 

społecznością.   Gwiazdy  Broadwayu   miło  gawędziły  z  gospodyniami  i  robotnikami  z  fabryki. 

Wszyscy wydawali bawić się doskonale.

James   stał   na   pierwszym   stopniu,   kiedy   pojawiła   się   na   półpiętrze.   Uśmiechał   się 

aprobująco. Jednak Keena nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem. Rozglądała się w poszukiwaniu 

górującej   nad   wszystkimi   ciemnej   głowy.   Bardzo   chciała   zobaczyć   wysokiego   mężczyznę   w 

eleganckim, wieczorowym stroju. Niestety nadaremnie. Nicholas nie przybył.

- Dlaczego jesteś taka ponura? - zapytał złośliwie James. - Wyglądasz cudownie, przejrzyj 

się tylko w lustrach.

Nie powiedziała mu, że w ogóle jej to nie obchodzi. Humor nie poprawił się Keenie nawet 

wtedy,   gdy   zobaczyła   wpatrzone   w   siebie   z   zachwytem   i   zazdrością   zarazem   oczy   jednej   z 

najbardziej nielubianych koleżanek ze szkoły średniej. Nagle cała przeszłość przestała się liczyć. 

Ważna była tylko jedna osoba - Nicholas.

Zadowolona była z zespołu, który wynalazła Mandy, Sześciu młodych  chłopców grało 

wszystkie kawałki, które Keena słyszała w najlepszych nowojorskich restauracjach. Nieświadomie 

zwracała   dużo   większą   uwagę   na   muzykę   niż   na   partnerów.   Większość   z   tańczących   z   nią 

background image

mężczyzn najchętniej gruchałoby opowieści o drodze do jej sukcesu, a tym tematem była już 

bardzo znudzona.

James wybawił ją z objęć kiepskiego tancerza, który bezustannie deptał jej po palcach.

- Dzięki - mruknęła słabym głosem. - Moje stopy były poważnie zagrożone.

-   Cała   przyjemność   po   mojej   stronie.   -   Z   uwagą   przyglądał   się   jej   twarzy.   -   Keeno, 

wydajesz się przygnębiona dzisiaj. Mógłbym ci jakoś pomóc?

„Pod   warunkiem,   że   zmienisz   się   w   wysokiego,   ciemnookiego   i   ciemnowłosego 

mężczyznę” - pomyślała, ale nie odezwała się ani słowem.

Uśmiechnęła się tylko i potrząsnęła głową. - Jestem po prostu zmęczona - skłamała. - 

Trudno jest doglądać interesu w Nowym Jorku, gdy przebywa się w Ashton. Mam nadzieję, że 

udało mi się pozałatwiać wszystkie najważniejsze sprawy i będę mogła wreszcie trochę odpocząć.

Będzie mogła odpocząć?! Przyjęcie trwało już od dwóch godzin, a Nicholasa ciągle nie 

było.

Wzięła   z   tacy   od   przechodzącego   kelnera   kolejną   szklankę   whisky   z   wodą   sodową   i 

opróżniła ją dwoma potężnymi łykami. Upłynęło już dość dużo czasu, od kiedy tak dużo piła, ale 

nie zastanawiała się teraz nad tym. Cieszyła się, że po wypiciu trunku poczuła się znacznie lepiej.

Nie wiadomo kiedy znalazła się znowu w ramionach Jamesa. Nie sprzeciwiła się, kiedy 

musnął ustami jej policzek, a potem zanurzył twarz w jej włosach. Przytulił ją mocno do siebie i 

wspólnie poddali się rytmowi powolnego tańca.

Nagle Keena dostrzegła poruszenie w pokoju. Wśród tłumu gości pojawił się Nicholas 

Coleman. Wyglądał bardzo reprezentacyjnie w czarnym wieczorowym garniturze, śnieżnobiałej 

koszuli i jedwabnym krawacie.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Spojrzała na niego z nad ramienia  Jamesa. Jej oczy rozszerzyły  się ze zdziwienia tak 

szeroko, jakby ujrzała ducha skaczącego na skakance.

Ich spojrzenia spotkały się, ale oczy Nicholasa ciskały pioruny.

Odsunęła się nagle od Jamesa i roześmiała się głośno, chcąc w ten sposób zatuszować 

swoje zdenerwowanie. Potężny mężczyzna podążał prosto w ich kierunku.

- Witam, panie Coleman - odezwał się uprzejmie James, uśmiechając się i wyciągając 

dłoń.

Nicholas zupełnie zignorował Harrisa. Jego oczy spoczęły na Keenie.

- Chciałbym z tobą porozmawiać - powiedział krótko.

- Tak... oczywiście - wymamrotała. - James, czy mogę cię na chwilę przeprosić?

- Oczywiście - odparł James oddalając się, by przygotować sobie drinka.

- Cześć, Nicholas - przywitała mężczyznę Keena.

Spoglądała   na   niego   z   zakłopotaniem   w   oczach.   Znowu   miała   przed   sobą   potężnego, 

śniadego człowieka. Miała wrażenie, że wygląda dużo bardziej imponująco niż zazwyczaj. Nie po 

raz pierwszy zauważyła, że często wrze w nim krew francuskich przodków.

- Czy zaprosiłaś tu wszystkich nowojorskich aktorów - zapytał, rozglądając się dookoła.

- Nie, tylko tych najlepszych - odparła z tajemniczym uśmiechem. - Rozłożyła ramiona. - 

Zatańcz ze mną.

- Wolałbym raczej połknąć truciznę.

Jej twarz przybrała tragiczny wyraz. Tygodnie oczekiwania, stania w oknie i wypatrywania 

białego rollsa. Tygodnie podrywania się na każdy dźwięk telefonu z nadzieją, że to będzie on. A 

teraz, kiedy wreszcie się pojawił, słyszy od niego takie słowa.

Odwróciła się i ruszyła wzdłuż holu do pokoju, którego Nicholas używał ostatnio jako 

gabinetu. Przy drzwiach poczekała, aż do niej dołączy. Gdy znaleźli się w środku, usiadła na 

najbliższym krześle.

- Przykro mi, że nie mogę zaproponować ci drinka - odezwała się chłodno - chyba że 

chcesz znowu wmieszać się w ten wielobarwny tłum.

Nicholas drżącą ręką zapalił papierosa. Wydawał się całkowicie skupiony na tej czynności.

- Dobrze się bawisz? - zapytał, rzucając jej krótkie spojrzenie.

- Do momentu twego przyjazdu bardzo dobrze, dziękuję - odparła jadowicie.

Podszedł do okna i zapatrzył się w ciemność. Palił w milczeniu, wsłuchując się w słowa 

modnej piosenki o miłości, której dźwięki dochodziły z salonu. Czuł, jak narasta między nimi 

napięcie.

- Zrealizowałaś swoje marzenia, lisiczko? - zapytał, nie odwracając się do niej.

background image

- Teraz przypominają one raczej koszmar - mruknęła, skubiąc rąbek sukienki. Nagle jej 

oczy zaszły łzami. - Tęskniłam za tobą.

- Właśnie widziałem - odparł sarkastycznie.

Nie mogła znieść jego drwiny i chłodnego spojrzenia.

- Wypiłam niedawno whisky z wodą, a przedtem jeszcze kilka innych drinków. Trochę 

szumi mi w głowie. Chyba możesz to zrozumieć?!

- Dlaczego piłaś?

Kobiecie zabrakło słów. Jak miała wytłumaczyć temu nieznajomemu mężczyźnie, że drink 

miał jej pomóc uśmierzyć tęsknotę i rozczarowanie.

- Przyjechałem tu tylko po to, żeby poinformować cię, że wykupiłem fabrykę Harrisa - 

nadal stał odwrócony do niej plecami - i przepisałem ją na ciebie. Będziecie teraz mieć wspólne 

interesy.

- Ale... w jaki sposób, skoro James ją sprzedał?

- Zarząd nadal pozostaje w jego rękach - wyjaśnił chłodno. - Nie wspominał ci o tym?

Potrząsnęła przecząco głową. Słowa nie były w stanie przejść przez gardło. Czy w ten 

sposób daje do zrozumienia, że nie ma już dla niej miejsca w jego życiu?

- Czy zobaczymy się jeszcze, Nicholas? - zapytała wreszcie z wahaniem w głosie.

Zanim odpowiedział, mocno zaciągnął się papierosem.

- Myślę, że byłoby mądrzej, żebyśmy się więcej nie widywali, Keeno.

Często  śmiała  się   ze  znajomych,   którzy  twierdzili,  że   czuli  się  tak,   jakby mieli   zaraz 

umrzeć. Jednak w tej chwili ona właśnie czuła się podobnie. Nigdy nie myślała, że ktoś będzie w 

stanie zranić ją tak boleśnie. Wydawało jej się, że nie będzie w stanie znieść cierpienia.

Przed oczami wyobraźni przesuwały się obrazy cudownych chwil, które spędzili razem. 

Ciemnowłosy, ciemnooki Nicholas o potężnej piersi gęsto porośniętej ciemnym  włosem. Tym 

razem żegnał się z nią na dobre i nie było rzeczy, którą mogłaby zrobić, czy słów, które mogłaby 

powiedzieć, by zmienić jego decyzję.

Po raz pierwszy zdarzyło się jej mieć rację. Pragnął jej, ale w jego wyobrażeniu miałaby to 

być krótka przygoda. Nie wyszło i dlatego tak szybko chce wyrzucić ją ze swojego życia. Już 

przedtem przypuszczała, że tak wyglądają jego plany, ale wówczas łudziła się jeszcze, że się myli.

Podniosła się. Wyglądała bardzo dostojnie w błękitnym kolorze i była zbyt dumna, by 

spojrzeć mu w oczy i zobaczyć w nich udręczenie.

- Jeśli uważasz, że tak będzie najlepiej - powiedziała smutno. - Dziękuję... za wszystko, 

Nicholas. Mam nadzieję, że będziemy pamiętać tylko przyjemne chwile.

Pokiwał głową.

- Nie wiem, w jaki sposób, skoro było ich tak mało. Mam wrażenie, że nigdy nie spotkało 

background image

nas nic dobrego.

Ich spojrzenia spotkały się, ale Keena szybko odwróciła głowę, by Nicholas nie mógł 

ujrzeć łez napływających jej do oczu.

- Mam nadzieję, że będziesz pamiętał o wysyłaniu mi kartki z życzeniami świątecznymi. - 

Keena   starała   się   kontrolować   swój   głos,   nigdy   nie   wybaczyłaby   sobie,   gdyby   właśnie   teraz 

przybrał piskliwe tony.

- Możesz być spokojna, będę pamiętał.

Ruszyła w stronę drzwi, ale zatrzymała się w połowie drogi.

- Jedź ostrożnie, dobrze? - poprosiła, nie odwracając głowy.

- Mogłabyś się chociaż odwrócić, gdy się ze mną żegnasz powiedział cierpko.

- Obawiam się, że nie mogę tego zrobić - wyszeptała, a pierwsze łzy spłynęły jej po 

policzkach.

Chyba przyjdzie jej teraz wypłakać się na ramieniu Jamesa. Nawet chciała wtulić twarz w 

miękki materiał jego czarnego garnituru. Czekał na nią pod drzwiami gabinetu.

- Co się stało? - zapytał, gdy tylko zatrzasnęła je za sobą.

Nie odpowiedziała. Miała wrażenie, że krwawi jej serce. Dzięki sile woli udało się jej 

jakoś   przetrwać   do   końca   przyjęcia.   Rozmawiała   z   gośćmi,   rozsyłała   uśmiechy,   prawiła 

komplementy,   a   nawet   kilkakrotnie   próbowała   flirtować   z   ubiegającymi   się   o   jej   względy 

mężczyznami. Jednak kiedy zniknął za drzwiami ostatni gość, ciężko opadła na sofę i zalała się 

łzami. Nie musiała już dłużej grać.

Mandy delikatnie głaskała kobietę po włosach i wyszukiwała słowa, które mogłyby ją 

uspokoić. Keena opowiedziała jej o rozmowie z Nicholasem i od nowa wybuchnęła płaczem.

- Powiedziałaś mu, że nie jesteś zainteresowana Jamesem? - zapytała łagodnie Mandy.

- Nie. - Usłyszała ostrą odpowiedź.

- Czy pomyślałaś, co musiał czuć, gdy wszedł do pokoju i zobaczył ciebie tańczącą w 

objęciach Jamesa?

Wzruszyła ramionami.

- Nie mogłam mu tego powiedzieć. Nie po tym, jak kategorycznie usunął mnie ze swojego 

życia. Prawdopodobnie będę teraz musiała związać się z Jamesem. - Otarła łzy wierzchem dłoni. - 

Przynajmniej mam powód, żeby nie wracać do Nowego Jorku. Przeniosę tutaj moje biuro. Ann i 

Faye też wprowadzą się do tego domu...

-  Ty  lubisz   przebywać   tutaj,   kochanie,   ale   im   może   się  to   nie   spodobać   -  upomniała 

Mandy.

Twarz Keeny ponownie się zachmurzyła. - Już nigdy więcej nie chcę widzieć Nicholasa - 

zaszlochała. - Nie mogę! Nie zniosłabym tego, Mandy! Nie mogę!

background image

- Czy aż tak bardzo go nienawidzisz, kochanie?

Kocham go - wyznała Keena, podnosząc na pokojówkę zapłakaną twarz. ~ Odkryłam to 

dopiero w Charleston, ale było już za późno. Mandy, naprawdę go kocham i wszystko co mam, 

nie jest mi droższe od jednej chwili spędzonej z tyra mężczyzną. Wiesz o tym? Wszystkie moje 

pieniądze i sława nie są nic warte, jeżeli nie będę miała Nicholasa.

- Czy mogę coś zasugerować? - zapytała Mandy.

- Nie wiem, czy to ma sens, ale...

- Dlaczego nie pojedziesz do niego i nie powiesz, co czujesz?

- Żeby uspokajająco  poklepał mnie po plecach? - zaszlochała. - Jestem pewna, że tak 

właśnie by zrobił. On czuje się za mnie odpowiedzialny, ale najwyraźniej jest tym coraz bardziej 

zmęczony.

- Czy zdarzyło ci się kiedykolwiek pomyśleć, że Nicholas jest w tobie zakochany?

- Szkoda, że go dzisiaj nie słyszałaś!

- Zadziwiające - westchnęła Mandy - przejechał w nocy dwa tysiące mil do kogoś, kogo 

tak bardzo nienawidzi.

Keena niespokojnie zamrugała powiekami.

- On... przyjechał tylko po to, żeby powiedzieć mi o interesach.

- Równie dobrze mógłby to zrobić przez telefon. Zastanów się, kogo zobaczył, gdy tylko 

pojawił się w drzwiach twojego domu?

Wzruszyła ramionami.

- Mnie. I Jamesa.

- Nick zawsze był chorobliwie o ciebie zazdrosny - przypomniała Mandy. - Być może nie 

zauważyłaś tego, ale ja dokładnie zdawałam sobie sprawę z jego zachowania. Widziałam, jak na 

ciebie patrzył, kochanie. Większość kobiet oddałaby wszystko co ma, za jedno takie spojrzenie, 

jakim Nick obdarzał cię nieustannie. Pomyśl o tym.

Oczy Keeny zaszkliły się, a dolna warga drżała niebezpiecznie.

- Ale co mogę teraz zrobić? Jest już za późno!

-   Och,   nie!   Nie   jest!   Możesz   jeszcze   wszystko   naprawić!   -   Mandy   wstała   i   szybkim 

krokiem   wyszła   z   pokoju.   Kilka   minut   później   Keena   usłyszała,   że   rozmawia   przez   telefon. 

Zadzwoniła w trzy miejsca i po kilku minutach była z powrotem w salonie.

-   Na   lotnisku   czeka   samolot,   którym   polecisz   do   Charlestoa   Tam   wsiądziesz   do 

samochodu, który zawiezie cię do domu Nicholasa. Reszta zależy od ciebie.

- Ale... muszę się przebrać - mruknęła, spoglądając na swoją elegancką sukienkę.

- Nie zawracaj sobie tym głowy. Stracisz tylko cenny czas. Pospiesz się kochanie, Nick 

zatrzymał się w Charleston tylko na noc.

background image

- Ale... trzeba zamówić taksówkę!

- Właśnie nadjechała. - Mandy uśmiechnęła się szeroko i pocałowała Keenę. - Pozdrów 

ode mnie Nicholasa.

Nie zastanawiając  się dłużej,  kobieta narzuciła na  ramiona futrzaną  etolę i ruszyła  do 

drzwi.

* * *

Taksówka   zawiozła   ją   przed   dom   Nicholasa.   Wokoło   było   bardzo   cicho.   Keena 

przezwyciężyła dławiący jej gardło strach i zapukała do drzwi. W najgorszym wypadku Nicholas 

będzie kazał się jej wynosić. W każdym razie musi spróbować. Kochała go i dlatego postara się 

wyzbyć wszelkiej dumy. Inaczej grożą jej długie, samotne lata życia. W tej chwili była w stanie 

ryzykować wszystko, co ma.

Drzwi otworzyła pani Collins ubrana w długi szlafrok. Jej twarz wyrażała zdziwienie, ale i 

radość z widoku Keeny.

- O mój Boże! - wykrzyknęła. - Niech mi jeszcze ktoś powie, że nie wierzy w zbieg 

okoliczności. Panno Keeno, proszę mi przypomnieć, żebym opowiedziała pani, jak pewnej późnej 

nocy pierwszy pan Coleman znalazł swą przyszłą żonę na stopniach domu. Czy przyszła pani 

zobaczyć się z panem Nickiem? - dodała, ściszając głos.

Keena tylko skinęła głową. Miała wrażenie, że serce wyrwie się jej z piersi.

- Czy... on jest tutaj?

- Och, tak. Jest - westchnęła pani Collins. - Przez ostatnie dwie godziny z jego pokoju na 

górze dochodził straszliwy łomot. Jestem pewna, że rzucał ciężkimi przedmiotami. Przyjechał dziś 

w piekielnym nastroju. - Starsza pani zamrugała powiekami. - Mam nadzieję, że uda się pani go 

uspokoić.

- Zrobię wszystko, co w mojej mocy - obiecała Keena.

Zaczęła wspinać się po długich, ciemnych schodach prowadzących do pokoju Nicholasa. 

Czuła, jak z każdym stopniem opuszczają odwaga.

Teraz albo nigdy. A jeśli Mandy myliła się? A jeśli Nicholas celowo powiedział wszystkie 

te straszne słowa? Jeśli nie doceni, jak daleką drogę dla niego przebyła? Przecież on nie należy do 

tego rodzaju mężczyzn, którzy zauważają poświęcenie innych.

Zatrzymała  się przed drzwiami. Przez szparę dojrzała smugę przyciemnionego  światła. 

Słyszała też dźwięki świadczące o tym, że Nicholas nie śpi.

Przecież przybyła tu po to, by z nim porozmawiać. Nie osiągnie zamierzonego celu, jeżeli 

nadal będzie tkwiła w holu. Wzięła głęboki oddech i otworzyła masywne drzwi.

Zanim zdążyła cokolwiek pomyśleć, weszła do środka i zamknęła je za sobą. Dobrze, że 

tak się stało, gdyż na widok wyciągniętego na łóżku nagiego Nicholasa, koniecznie musiała się o 

background image

coś oprzeć. Jego ciemne oczy spoglądały na nią niedowierzająco.

- Mam wrażenie, że weszło ci to w nawyk - powiedział, siląc się na dowcip.

Była tak zakłopotana, że miała trudności z przełykaniem śliny. Zabrakło jej silnej woli, by 

oderwać wzrok od muskularnego ciała mężczyzny.

-   To   nie   moja   wina,   że   nie   nosisz   pidżamy   -   starała   się   potraktować   tę   kwestię 

nonszalancko.

Zaśmiał się krótko.

- Mogę zapytać, co przyniosło cię tutaj w środku nocy? Czy Harris ci już nie wystarcza?

Przez moment miała zamiar unieść się dumą oraz honorem i natychmiast opuścić pokój, 

ale gdy spojrzała w ciemne oczy Nicholasa, odrzuciła tę myśl.

- Nie chcę Jamesa - wyznała cichym głosem.

Uniósł brwi w geście wyrażającym zdziwienie i popatrzył na Keenę.

- Nie? Jakoś nie udało mi się tego zauważyć.

Miała świadomość, że drży jej dolna warga.

-   A   czego   oczekiwałeś,   do   cholery?!   -   wybuchnęła.   Przez   niemal   miesiąc   nie   dajesz 

żadnego znaku życia. Nie raczyłeś nawet zadzwonić, nie wspominając już o odwiedzinach. Nawet 

nie wiesz, ile godzin spędziłam wyglądając przez okno czy oczekując przy telefonie. Wreszcie 

nadszedł   dzień   przyjęcia.   Z   nadzieją   w   sercu   biegłam   do   drzwi   za   każdym   razem,   kiedy 

zadźwięczał dzwonek. Ale ty nie pojawiłeś się. To dlatego... wypiłam trochę za dużo. I... wtedy 

nienawidziłam cię całym sercem.

Nie odezwał się ani słowem, ale podniósł się i stanął tuż obok kobiety.

- Czy... nie masz zamiaru założyć szlafroka? - zapylała drżącym głosem.

- Po co mam się trudzić? I tak musiałbym go zaraz zdjąć.

- A... ale... - Nie zdołała dokończyć, gdyż oplotły ją potężne ramiona Nicholasa. Całym 

ciężarem ciała przy gniótł ją do drzwi.

- Kontynuuj, kochanie - mruknął, obserwując jej reakcję. - To, co mówisz, jest bardzo 

interesujące. Dlaczego tak bardzo chciałaś, żebym pojawił się na przyjęciu?

Nie miała odwagi spojrzeć Nicholasowi w oczy, dlatego skupiła wzrok na jego potężnej 

piersi.

-   A   jakie   to   ma   dla   ciebie   znaczenie?   Przecież   i   tak   jesteś   przekonany,   że   sypiam   z 

Jamesem.

Przysunął się jeszcze bliżej. Mogła teraz dokładnie zobaczyć miejsce, w którym został 

złamany jego nos.

-   Nie   przebyłabyś   z   pośpiechem   tej   ogromnej   odległości,   gdyby   tak   było   -   mruknął, 

wpatrując się w jej miękkie usta.

background image

-   Wyważysz   drzwi,   jeżeli   będziesz   bardziej   na   nie   napierać   -   szepnął   zmysłowo.   - 

Dlaczego nie przestaniesz z sobą walczyć i nie zaczniesz robić tego, na co masz naprawdę ochotę, 

Keeno? Z uwagą przyglądała się jego poważnej twarzy.

- A co ja, według ciebie, chcę robić?

W odpowiedzi złapał jej chłodne, drżące dłonie, położył na swoich wąskich biodrach i 

zaczął przesuwać w górę, aż do piersi.

- To - mruknął, wolno i delikatnie muskając wargami jej usta. - Chcesz mnie dotykać. 

Chcesz leżeć w moich ramionach, chcesz czuć na sobie moje ciało, chcesz mi się oddać. Czy masz 

zamiar powiedzieć, że nie po to tu przyjechałaś?

Łzy napłynęły jej do oczu. Miał rację. Oczywiście, że miał rację. Ale chodziło jej o coś 

więcej, o coś znacznie ważniejszego. Rozluźniła się, czując blisko siebie jego ciało. Pozwoliła, 

aby okrył jej twarz i usta namiętnymi pocałunkami. Pozwoliła, aby język Nicholasa dotykał jej 

zębów i podniebienia, a ciałem targały dreszcze rozkoszy.

Jęknęła czując, że każdy mięsień jej ciała napręża się pod wpływem dotyku ciepłych dłoni 

Nicholasa. Spletli się w uścisku tak mocnym, że nie rozdzielała ich nawet odrobina powietrza.

Przesuwał dłonie wzdłuż jej pleców, przez pośladki, aż do ud. Ugiął nogi w kolanach i 

przycisnął jej biodra do swoich. Oboje oddali się rytmowi miłości, który sprawił, że z ust Keeny 

wyrwał się kolejny nieświadomy dźwięk.

- Obiecaj... że... nie będzie to tylko seks - szepnęła prosto w jego zmysłowo rozchylone 

usta.

- Nie byłby to tylko seks, nawet gdybyś oddała mi się sześć lat temu. - Uniósł na chwilę 

głowę i Keena zobaczyła ogień miłości i pożądania w jego oczach. - Mój Boże, straciłem dla 

ciebie głowę, nie zauważyłaś tego jeszcze? Kiedy wyjeżdżałem do Paryża, myślałem, że prowadzę 

sprytną  grę. Chyba  było mi potrzebne takie przekonanie, bym  mógł odzyskać równowagę po 

nieudanym romansie z Marią. Ale, mój Boże, kochanie, w Paryżu myśl o tobie przez cały czas nie 

dawała mi spokoju. Kiedy wróciłem, i pocałowałem cię po raz pierwszy, zrozumiałem wreszcie, 

co się ze mną dzieje. - Jego dłonie znowu przesunęły się po jej kształtnym ciele. - Pragnąłem cię 

już tego dnia, kiedy się poznaliśmy, ale wtedy nie miałem jeszcze do tego prawa. Potem długo, 

długo nie było okazji, żeby wyjawić ci moje uczucia. I bardzo dobrze, że się tak stało. W tej 

chwili chcę od ciebie cholernie dużo więcej, niż chciałem wtedy od twego młodego, seksownego 

ciała.

- Czego... czego chcesz, Nicholas? - zapytała szeptem, delikatnie gładząc jego muskularny 

tors.

Pochylił głowę i spojrzał jej prosto w oczy, ale Keena dojrzała w źrenicach Nicholasa 

tylko namiętne błyski.

background image

- Chcę, żebyś mi dała dziecko.

Miała wrażenie, że te słowa zapadają jej głęboko w świadomość.

- Dlaczego? - Poruszyła bezgłośnie ustami.

Zaśmiał się krótko.

-   Bo   jestem   w   tobie   do   szaleństwa   zakochany,   moja   rozkoszna   mała   wiedźmo   - 

powiedziawszy to, objął Keenę silnymi ramionami i podniósł do góry z podłogi, rozgniatając jej 

usta w słodkich pocałunkach, - O mój Boże, kocham cię, pragnę cię, potrzebuje cię.  Keeno, 

miałem ochotę zabić Harrisa za to, że trzymał cię w ramionach, że cię dotykał. Nie będę prosić o 

więcej niż możesz mi dać, ale oddaj mi się dziś w nocy. Zostań ze mną.

Łzy  napłynęły   jej  do oczu,  kiedy  odwzajemniała  namiętne   pocałunki. Oddech  kobiety 

stawał się coraz krótszy i urywany.

- To... może zająć trochę więcej czasu niż jedną noc.

- Co? - mruknął, kładąc ją na szorstkim, brązowym prześcieradle.

- Żeby... mieć...

- Mieć dziecko? - szepnął Nicholas, a jego oczy wyrażały czułość, jakiej nigdy dotąd nie 

doznała. Jego ręce delikatnie zdejmowały z niej elegancką sukienkę. Po chwili była już naga, nie 

licząc skromnych majteczek, w które mężczyzna zapatrywał się pożądliwym wzrokiem. - W takim 

razie myślę, że byłoby dobrze, gdybyś mnie poślubiła - mruknął. - Oczywiście po to, żeby nie 

dopuścić, do powstawania plotek.

Objęła ramionami szyję Nicholasa i przyciągnęła go do siebie.

- Jakbyś ty kiedykolwiek przejmował się plotkami - wyszeptała, rozkoszując się dotykiem 

jego dłoni i nieznanym dotąd blaskiem oczu, które cal po calu lustrowały ciało Keeny.

Całe to zdarzenie wydawało się mieć wiele wspólnego z magią. To nie mogło dziać się 

naprawdę!   Od   kiedy   to   marzenia   się   spełniają,   a   bajki   stają   się   rzeczywistością?   Płakała 

przestraszona ogromem miłości, która wypełniała jej serce.

- Och, Nick, zrobię wszystko, co zechcesz - szeptała gorączkowo. - Wszystko. Byłabym 

twoją kochanką, jeżeli nie mogłabym mieć nic więcej. Dam ci dziecko, rezygnując na zawsze ze 

szczupłej figury i nigdy nawet nie wspomnę, że się poświęciłam.

Jego ciemne oczy wpatrywały się w nią przez długą chwilę.

- Nie tak dawno, tu w ogrodzie, powiedziałaś coś bardzo podobnego. Spytałem wtedy, 

dlaczego zrobiłabyś dla mnie wszystko, a ty odpowiedziałaś, że nie wiesz. Czy naprawdę nie 

wiesz, dlaczego?

Delikatnie dotknęła palcami jego ciepłych ust.

- Dlatego, że cię kocham, najdroższy - wyszeptała drżącym  głosem. - Ponieważ jesteś 

całym moim światem, od początku do końca.

background image

Zamknął   oczy,   ale   szybko   podniósł   powieki   pod   wpływem   uporczywego   spojrzenia 

Keeny.

- Bóg jeden wie, czy nie znaczysz dla mnie dużo więcej, kochanie. Jest jeszcze jedna 

rzecz,   o   której   chcę   ci   powiedzieć.   Kochałem   moją   pierwszą   żonę,   ale   zupełnie   inaczej,   niż 

kocham ciebie. Nie zamierzam wskrzeszać duchów, dlatego nie będzie jej między nami. Ani tej 

nocy, ani żadnej innej.

- Kiedy się zorientowałeś, że mnie kochasz?

Uśmiechnął się czule.

- Byłem zupełnie pewien swoich uczuć, gdy po raz pierwszy zobaczyłem, jak flirtujesz z 

Harrisem. Miałem wtedy ochotę stłuc go na kwaśne jabłko. - Jego dłonie znowu przesunęły się 

wzdłuż jej zgrabnego ciała. - Ale na te tematy porozmawiamy później, panno Whitman - szepnął, 

opierając się na niej swym ciężarem. - Teraz potrzebuję twojej absolutnej, niczym nie zakłóconej 

uwagi.

Oddychała coraz szybciej, widząc w jego oczach ciągle narastające pożądanie.

- Nick, czy wystarczy tylko to, że cię kocham? Chciałabym, żeby było ci dobrze, ale tak 

mało wiem...

-   To   nieważne   -   mruknął,   obejmując   ją   mocniej   ramionami   i   całując   wolno,   czule   i 

namiętnie zarazem. - Jedyne, co musisz robić - dodał, ściszając głos do ledwie słyszalnego szeptu 

- to zrelaksować się i wykonywać moje polecenia. Pokażę ci, w jaki sposób zakochany mężczyzna 

wyraża swoją miłość. Będę bardzo delikatny, więc nie musisz się niczego obawiać. Dobrze?

Otoczyła ramionami szyję mężczyzny i z rozkoszą przyjęła na siebie ciężar jego ciała. 

Oddychała   z   trudem,   a   oczy   miała   szeroko   otwarte,   więc   Nicholas   z   łatwością   mógł   z   ich 

wyczytać wszystkie jej uczucia.

-   Nick,   chcę   oddać   ci   wszystko   -   szepnęła,   gdy   całował   ją   w   taki   sposób,   w   takich 

miejscach, że nie marzyła o tym w swoich najbardziej erotycznych fantazjach. - Kochaj mnie.

Zadowolony z siebie zachichotał cicho i wyciągnął rękę, by wyłączyć światło.

* * *

Gdy rankiem podniosła powieki, ujrzała Nicholasa wpatrującego się w jej twarz. Spojrzała 

w jego kochające, ciemne oczy i momentalnie powróciły wspomnienia z minionej nocy. Nicholas 

był cierpliwym i czułym kochankiem, dostarczył Keenie przeżyć, o których nawet nie śmiała śnić. 

Doprowadził do tego, że odczuwała rozkosz niemal graniczącą z bólem. Przypomniała sobie, że w 

nocy, w tamtej pięknej chwili, patrzył na nią tak, jak i teraz. Nie wie, dlaczego wtedy otworzyła 

oczy, ale gdy to zrobiła, zdziwiła się bardzo, widząc skierowany na siebie wzrok Nicholasa. Jego 

twarz wyrażała pożądania, ogniste spojrzenie mówiło o miłość, a potężne ciało było tuż obok.

- Ty... obserwujesz mnie - wyszeptała drżącym głosem, na pół rozbudzona Keena.

background image

Pochylił się i czule, z szacunkiem pocałował ją w usta.

- Musiałem. Byłaś taka piękna. Gdy sobie przypomnę, jak reagowałaś na moją miłość, ten 

cichy krzyk... A blask księżyca rozjaśniał twoją twarz. Będę o tym śnił do końca życia. Keeno, 

byłaś doskonała.

Delikatnie pogładziła jego skronie w miejscu, gdzie były przyprószone siwizną.

-   Ty   również   -   wyszeptała,   uśmiechając   się   nieśmiało.   -   Och,   Nick!   Tak   bardzo   cię 

kocham.

Pochylił się znowu i pocałował jej rozchylone usta.

- Nie bardziej niż ja ciebie - wyszeptał. - Jak wyobrażasz sobie nasz ślub? W kościele z 

fanfarami, czy skromnie w urzędzie?

- Wszystko mi jedno.

- W takim razie w urzędzie - zadecydował. - Chcę, żebyś nosiła na palcu moją obrączkę 

tak szybko, jak to tylko możliwe.

- Nie zmienię zdania - zapewniła go. Kąciki jego ust uniosły się nieznacznie.

- To nie dlatego.

Spojrzała mu w oczy i w zdziwieniu uniosła brwi.

Zachichotał cicho, przesuwając ręką po jej płaskim brzuchu. Pospieszyliśmy się trochę, 

kochanie. A jeżeli jesteś już w ciąży?

Zarumieniła się nieznacznie.

- Boisz się plotek?

-   Mogłyby   wystraszyć   bociana   -   wyszeptał   jej   do   ucha.   -   Poza   tym   jestem 

odpowiedzialnym biznesmenem, filarem społeczeństwa...

-   Łowcą   niewinnych   panienek   -   dodała   złośliwie,   odsuwając   opadające   mu   na   twarz 

ciemne włosy i całując go wolno.

- Ale kochasz mnie. - Uśmiechnął się szeroko.

- Ponad życie. Nawet bardziej - roześmiała się - niż moją cudowną karierę.

- Teraz otwiera się przed tobą nowa kariera - powiedział, przygniatając ją swoim ciałem.

- Hmm? - mruknęła, nie mogąc złapać oddechu. Polegająca na kochaniu mnie - odparł, a 

Keena roześmiała się dźwięcznie.

Nicholas pochylił głowę i stłumił jej śmiech pocałunkiem.