background image

4 

UCZUCIA POWRACAJĄ 

 

Diana Blayne 

 

background image

Rozdział pierwszy 

Od  samego  rana  wszystko  układało  się  źle.  Dwa  najlepsze  szkice  Keeny  Whitman  zostały 

zniszczone, kiedy Faye rozlała na nie kawę. Musiała robić wszystko od nowa, a jej klienci bardzo 

niecierpliwili się, że muszą czekać. Spóźniła się na umówiony ze znajomymi lunch, a jakby tego 

było mało, dowiedziała się, że wykroje bluzek, nad którymi pracowała cały zeszły tydzień, muszą 

zostać niezwłocznie poprawione. 

Kiedy wieczorem znalazła się w swoim mieszkaniu na Manhattanie, była zupełnie wykończona. 

Zrzuciła z nóg pantofle na wysokich obcasach, wyciągnęła się na przykrytym niebieską, aksamitną 

narzutą tapczanie  i  westchnęła  ciężko.  Ile  to  już  czasu  minęło  od  chwili,  kiedy  zaczęła  pracę  w 

tym wielkim Domu Mody? Zaczynała od zera, a teraz miała własny dom i była jedną z najlepszych 

projektantek  w  kraju.  Mimo  to,  nie  czuła  się  w  pełni  szczęśliwa.  Czegoś  w  jej  życiu  brakowało. 

Czegoś,  co  pobudzałoby  ją  do  działania.  Keena  nie  miała  nawet  pojęcia,  co  to  może  być. 

Prawdopodobnie paskudna zimowa pogoda była powodem tej chandry. Z upragnieniem czekała na 

wiosnę, na ciepłe promienie słońca i delikatny powiew wiatru. O takiej porze roku zawsze czuła się 

dużo lepiej. 

Leżała na plecach i wpatrywała się w sufit. Była szczupłą, zgrabną kobietą, o krótkich ciemnych 

włosach i oczach tak zielonych jak wiosenna trawa. Miała brzoskwiniową cerę i idealnie wykrojone usta. 

Pomimo  swoich dwudziestu siedmiu  lat, wyglądała bardzo dziewczęco. Na pierwszy rzut oka, nikt nie 

powiedziałby, że ma ogromne doświadczenie życiowe. A przecież Nicholas stwierdził, że je ma. 

Nicholas. Zamknęła oczy i uśmiechnęła się. De czasu już upłynęło od chwili, kiedy Nicholas Coleman 

zaproponował  jej  pracę  asystentki  w  swoim  Domu  Mody?  Minęło  sześć  lat  Spotkała  go  zaraz  po 

ukończeniu szkoły. Tak bardzo bała się wtedy potężnego mężczyzny o nazwisku Coleman, którego biuro 

mieściło się w jednym z drapaczy chmur w Atlancie. 

Tydzień czasu przygotowywała się na spotkanie z tym człowiekiem. Straciła wtedy mnóstwo nerwów. 

Wiedziała, że Coleman szuka nowych talentów, a ona przecież jeszcze nic sobą nie reprezentowała. 

Do tej pory pamięta, jak bardzo obawiała się tego mężczyzny o poważnej twarzy, który zdawał się nigdy nie 

uśmiechać. 

-  Pokaż, co potrafisz, kochanie - odezwał się cynicznie.- I nie bój się, nie będę bił. 

Drżącymi  rękami  rozłożyła  swoje  rysunki  na  politurowanym  blacie  biurka  i  ze  ściśniętym  gardłem 

czekała na jego reakcję. Jednak ani jego twarz, ani brązowe, głęboko osadzone oczy nie wyrażały żadnych 

uczuć. Pokiwał głową i to było wszystko. Potem okręcił się na obrotowym krześle i spojrzał na nią. 

-Praktyka? 

-  Tylko tyle, co w szkole. Mój ojciec jest krawcem i często pomagałam mu, gdy przyjeżdżałam na ferie do 

background image

domu... 

-  Gdzie jest ten dom? - przerwał jej. 

-W Ashton. 

Skinął głową i poprosił, by kontynuowała, wydawał się jednak nie przejawiać żadnego zainteresowania 

tym, co mówi. 

-  Od  niego  też  się  wiele  nauczyłam  -  wymamrotała.  -  A  projektowanie  ubrań  zawsze  było  moją 

największą pasją. Och, panie Coleman, wiem, że potrafię to robić. Proszę tylko dać mi szansę. Wiem, że 

potrafię. -  W te słowa włożyła całe swoje serce i młodzieńczy entuzjazm. - Wiem, że trzeba ogromnego 

doświadczenia  do  tego  rodzaju  pracy,  ale  jeśli  da  pan  mi  szansę,  obiecuję,  że  pana  nie  zawiodę. 

Zaprojektuję  ciuchy,  jakich  pan  jeszcze  nie  widział.  Będę  pracować  w  weekendy,  nie  chcę  żadnych 

wakacji, ja.... 

-  Miesiąc - wpadł jej w słowo. - Tyle czasu dostanie pani, by udowodnić, co jest warta. 

Potem zaproponował pensję, pożegnał ją skinieniem głowy i zajął się starannie poukładanymi na biurku 

papierami.  Był  żonaty,  ale  po  kilku  dniach  pracy  Keeny,  jego  żona  zmarła  na  atak  serca.  Byli 

małżeństwem  przez  dziesięć  lat. Wszyscy  bezustannie o tym  rozmawiali,  ale  dziewczyna  nie  zwracała 

uwagi na plotki. Mówiono, że Coleman zdradzał żonę i dlatego zachorowała. Keena nie chciała wierzyć, 

że zdrada małżeńska  mogłaby być przyczyną ataku serca i ostro odpowiedziała  jednej z kobiet, że pan 

Coleman z pewnością do tego typu mężczyzn nie należy. Miała wrażenie, że ten człowiek ma dobre serce. 

Zresztą, nie trzymałby na biurku zdjęcia żony, gdyby jej nie kochał. 

Nie  wiadomo,  w  jaki  sposób  ta  niewinna  rozmowa  dotarła  do  niego.  Tydzień  później  odszukał  ją  w 

kantynie podczas przerwy na lunch i poprosił o wyjaśnienia. 

-  W 

takich 

sytuacjach 

zawsze 

powstają 

plotki 

powie 

działa, trzymając w ręku plastikowy kubek z kawą. 

Uśmiechnął się, słysząc jej słowa, a Keena pomyślała, że to pierwszy uśmiech po śmierci żony. 

Pani  Coleman  była  prawdziwą  pięknością.  Miała  długie  blond  włosy  i  filigranową  sylwetkę.  Była 

zupełnym przeciwieństwem potężnego, ciemnowłosego mężczyzny, jakim był jej mąż. Widać, że bardzo 

cierpiał po jej śmierci. Jego temperament powoli stawał się legendą. Więcej czasu spędzał w fabryce, niż w 

biurze,  często  odwiedzał  konkurencyjne  firmy.  Jasne  było,  że  szwankuje  mu  zdrowie,  a  organizm 

domaga  się  odpoczynku.  Włosy  zaczęły  srebrzyć  się  na  skroniach,  a  pod  oczami  pokazały  się  ciemne 

cienie. Za to interes kwitł coraz piękniej. Ktoś powiedział, że pan Coleman już od dawna jest bilionerem. 

Inny  dodał,  że  ma  zamiar  stworzyć  największe  w  Ameryce  imperium  i chce przejąć  inne  firmy. Tylko 

Keena  zdawała  się  dostrzegać,  jak  bardzo  samotny  jest  ów  niezmordowany  biznesmen.  Pozostali 

pracownicy mogli myśleć, że ich szef ma stalowe zdrowie i nerwy, ale ona była pewna, że tak nie jest. 

Czasami spotykała go w windzie czy w kafeterii, a pewnego razu podszedł do jej stolika w kantynie. 

Trzymając  w  ręku  kubek  kawy,  dosiadł  się  do  stolika,  przy  którym  siedziała  z  koleżanką,  tak  jakby 

background image

codziennie spotykał się z nimi w tym miejscu. 

-  Jak idzie panno Przyszła Sławna Projektantko? - zapytał, przesyłając Keenie rozbawione spojrzenie. 

Keena roześmiała się i stwierdziła, że redaktorzy z „Women's Wear Lady" zabijają się, by zrobić z nią 

wywiad. Dziwiła się bardzo, że o tym nie słyszał. 

Margaret szybko dopiła kawę, przeprosiła ich i odeszła. 

- Czy powiedziałem coś, czego nie powinienem? ~ zapytał Nicholas, spoglądając za wychodzącą młodą 

kobietą. 

- Tak to już jest, że pracownicy są skrępowani w towarzystwie przełożonych - wyjaśniła sucho. 

- Ale pani tak się nie czuje. 

-  Nie - zgodziła się - ale ja zawsze byłam inna niż wszyscy. 

Zachichotał i upił łyk kawy. 

-  A propos', pani wzory zostały zatwierdzone. Ponoć są zupełnie wyjątkowe. 

-  Świetnie. Zaakceptowali je pomimo wysokiej ceny. Mam nadzieję zarabiać na tym dziesięć tysięcy 

dolarów rocznie. Proszę pamiętać, że jeszcze nie pokazałam, co potrafię. 

-Tupeciara. 

-Taka już jestem. 

Potrząsnął głową z udaną desperacją. 

-  Jest pani niepoprawna. 

Przyjrzała się siedzącemu naprzeciwko mężczyźnie. Wyglądał jak prawdziwy biznesmen. 

Miał  na  sobie  elegancki  szary  garnitur,  który  opinał  jego szerokie  barki.  Niemal  natychmiast  spuściła 

wzrok. 

Od  tej  pory  kilkakrotnie  zapraszał  ją  na  kawę  albo  kolację.  Zawsze  spędzali  czas  miło  gawędząc. 

Pewnego razu zapytała go, czy ma jeszcze jakąś rodzinę. Odpowiedział, że niechętnie rozmawia na ten 

temat. 

- To ciągle boli, prawda? - odezwała się cicho. Spojrzał na nią, a jego twarz stężała. 

- Przepraszam, ale nie rozumiem. Odważnie zajrzała mu w oczy. 

- Tęskni pan za nią. 

Miała wrażenie, że czyta w jej myślach, ale po chwili zauważyła, że opuszcza go napięcie. 

-  Tęsknię 

za 

nią 

jak 

diabli 

przyznał, 

uśmiechając 

się 

nieśmiało.  -  Była  najwspanialszą  kobietą,  jaką  kiedykolwiek  znałem,  i  to  pod  każdym  względem. 

Kochająca, uczciwa i nieśmiała. - Westchnął ciężko, a jego twarz za chmurzyła się. - Czasami kobieta 

potrafi  jednym  słowem  doprowadzić  mężczyznę do  szału.  Ale Misty  samym  spojrzeniem  sprawiała,  że 

czułem się mężczyzną w każdym calu. Pobraliśmy się, ponieważ trzeba było utrzymać rodzinny interes. 

Dopiero  potem  desperacko  pokochaliśmy  się  nawzajem.  -  Spojrzał  na  Keenę.  -  Tak,  bardzo  za  nią 

background image

tęsknię. Uśmiechnęła się do niego. 

-  Ale był pan szczęśliwy. Popatrzył na nią z ukosa. 

-  Szczęśliwy? 

-  Są ludzie, którzy przechodzą przez życie w ogóle nie zaznając miłości. Kochać i być kochanym... to 

musi być wspaniałe uczucie - zakończyła nieśmiało. - A pan doznawał tego przez dziesięć lat 

Zajrzał jej głęboko w oczy, ale zaraz odwrócił wzrok. 

-  Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób. 

-  A powinien pan. - Jej głos był łagodny i cichy. Mężczyzna rozmyślał o tym, co przed chwilą usłyszał, 

a ona zręcznie zmieniła temat opowiadając o zmianach, których dokonała we wzorach wykrojów. 

Myślała, że to smutne, iż on i Misty nie mieli dzieci. Nie czułby się teraz taki samotny. Wiedziała, że jej 

towarzystwo jest dla niego pewnego rodzaju pociechą. Mieli podobne zdania na wiele tematów. Niewiele 

różnili się też zainteresowaniami. Lubili rozmawiać o balecie, teatrze, muzyce klasycznej i sztuce. Był dla 

niej zarówno mentorem, jak i przyjacielem, opiekunem i doradcą. Nicholas nigdy jej niczego nie narzucał, 

ale zawsze chętnie służył swoim doświadczeniem. Badawczo przyglądał się każdemu z jej adoratorów i 

zawsze, bez względu na to, czy sobie tego życzyła czy nie, wypowiadał swoje zdanie na ich temat. Jeżeli 

zmuszona była pracować do późna, odwoził ją do domu. 

Kiedy  doszedł  do  wniosku,  że  jest  już  dostatecznie  przygotowana,  znalazł  jej  posadę  w  najlepszym 

Domu Mody w Nowym Jorku. Dodawał jej odwagi, udzielał poparcia; kiedy trzeba było, beształ i straszył, 

dopóki nie wspięła się na szczyt. Było to bardzo duże osiągnięcie, zwłaszcza dla córki ubogiego krawca z 

Ashton w stanie Georgia. Keena nie chciała pamiętać o swoim dzieciństwie. Tak naprawdę, Nicholas był 

jedyną  osobą,  z  którą  rozmawiała  na  ten  temat.  Chyba  dlatego,  że  jest  zupełnie  wyjątkowy.  Był  jej 

jedynym przyjacielem od czasu, kiedy opuściła Ashton. Niedługo potem, jak zamieszkała w Nowym Jorku, 

Nicholas wynajął tam apartament. Keena z ulgą przyjęła tę wiadomość. 

 

 

 

Rozdział drugi 

 

Zadzwonił telefon, ale kobieta  była tak  bardzo zatopiona w  swoich  myślach,  że  niemal  go  nie  słyszała. 

Zatrudniała Mandy, która zwykle odbierała telefony, parzyła kawę i gotowała posiłki. Dzisiaj miała wolny 

dzień i Keena dopiero po piątym sygnale uświadomiła sobie, że sama musi podnieść słuchawkę. 

- Hallo? - wymamrotała ziewając. 

- Ty też masz dzisiaj zły dzień? - doszedł ją głęboki, rozbawiony głos. - Włóż na siebie coś ładnego, bo 

zabieram cię na obiad do „The Palace". 

Ożywiła się. 

background image

- Och, Nicholas, nie byliśmy w tej knajpie od wieków! Serwują tam najwspanialszy mus czekoladowy. 

- Wystarczy ci pół godziny? - zapytał zniecierpliwiony. - O jedenastej  mam  samolot do Paryża. Nie 

zostało nam dużo czasu. 

-  Czy  nikt  nigdy  nie  mówił  ci,  że  ludzie,  którzy  się  spieszą,  chorują  na  wrzody  żołądka?  -  Keena 

wydawała się rozdrażniona. 

-  Nie. Masz pół godziny. 

Wpatrywała się w głuchą słuchawkę. 

Nicholas 

jest 

taki 

zagadkowy 

mruczała 

do 

siebie, 

zakładając  zieloną,  aksamitną  sukienkę  z  głębokim  dekoltem  w  kształcie  litery  V.  Był  urodzonym 

biznesmenem,  ale  ostatnio  pracował  zbyt  ciężko.  Rozumiała,  że  rzucił  się  w  wir  pracy  po  to,  by 

zapomnieć o Misty, Jednak zbyt dużo chciał wymazać z pamięci, 

Keena była już gotowa i czekała, aż zabrzęczy dzwonek. Natychmiast otworzyła drzwi, a kiedy zobaczyła 

Nicholasa w stroju wieczorowym, jak zwykle zaparło jej dech w piersiach. Ciemnooki, ciemnowłosy, 

o smagłej karnacji - był mężczyzną, o którym mogły marzyć wszystkie kobiety. Gdyby Keena nie była 

uprzedzona do mężczyzn, gdyby potrafiła zapomnieć o fatalnym w skutkach romansie, który przeżyła gdy 

była bardzo młoda, z pewnością zakochałaby się w nim po uszy. Często widywała Nicholasa i wiedziała, 

jakie  wrażenie  robi  na  kobietach.  Może  więc  dlatego  nie  chciała  ryzykować  dołączenia  do  grona 

niewiast,  oczekujących  na  skinienie  ręki  Nicholasa.  Mężczyzna  ten  tak  bardzo  przeżywający  śmierć 

swojej  żony,  nie  był  zresztą  w  stanie  zaangażować  się  w  żaden  związek.  Keenie  natomiast  bardzo 

odpowiadała pozycja przyjaciółki i powiernicy Nicholasa. Wolała to, niż być jego zdobyczą na jedną noc. 

Spojrzenie przybysza ślizgało się po jej sylwetce, dokonując niedbałej oceny. 

- Wspaniale - powiedział, uśmiechając się ironicznie. -Możemy już iść? 

- Umieram  z  głodu  -  powiedziała,  gdy  znaleźli  się  w  pustej  windzie,  a  Nicholas  nacisnął  guzik  z 

numerem jeden. -Czuję się tak, jakbym nie jadła od tygodnia. 

- Tak też wyglądasz - mruknął nieprzyjemnie. - Dlaczego, do diabła, nie zrezygnujesz z tej cholernej 

diety i nie zaczniesz jeść mięsa? 

- I  kto  to  mówi!  -  Rzuciła  mu  wyzywające  spojrzenie.  -Przypomnij  sobie,  jak  nie  miałeś  siły,  by 

wspiąć się na wzgórze. 

- Przysunął się bliżej, a oczy mu pociemniały. 

-  Uważasz, 

że 

jestem 

gruby, 

tak? 

zarzucił 

jej. 

Złapał 

kobietę 

za 

ręce 

podniósł 

je 

do 

swoich 

ramion. 

Dotknij 

mnie. Sprawdź, czy jest tu chociaż gram tłuszczu. 

Ogarnęło  ją  dziwne  wrażenie.  Spodziewała  się  poczuć  w  ustach  smak  wody,  a  rozkoszowała  się 

wykwintnym winem. Nigdy nie przypuszczała, że pierś i ramiona Nicholasa są tak szerokie i wspaniale 

umięśnione.  Odurzył  ją  zapach  tytoniu  i  dobrej  wody  kolońskiej.  Nigdy  przedtem  nie  zauważyła,  jak 

background image

piękne  rysy  ma  jego  twarz.  Nie  przypuszczała,  że  wpatrywanie  się  w  te  ciemne  oczy  może  być  tak  . I 

ekscytujące.  Byłoby  bezpieczniej,  żeby  nigdy  o  tym  się  nie  dowiedziała.  Dłonie  błądziły  po  gładkim 

materiale jego eleganckiej marynarki, zatrzymując się tam, gdzie wyczuwała potężne muskuły. 

-I co? - zapytał nieco zachrypłym głosem, spoglądając na nią z góry. 

-  Ty... 

Nigdy 

nie 

myślałam, 

że 

jesteś 

tak 

wspaniale 

zbudowany - wyjąkała. 

Spojrzeli  sobie  w  oczy,  a  czas  zdawał  się  zatrzymać,  podczas  gdy  oni  doświadczali  dziwnej, 

nieznanej dotąd intymności. 

Nie  od  razu  uświadomili  sobie,  że  winda  zatrzymała  się, a  drzwi  rozsunęły.  Oszołomiona  kobieta 

niezgrabnie ruszyła w stronę wyjścia. Na zewnątrz czekał na nich biały rolls-royce  z  Jimsonem  za 

kierownicą. 

-  Dlaczego nigdy nie dajesz kierowcy wolnego dnia? -zapytała, gdy znaleźli się na tylnym siedzeniu 

oddzielonym  od kierowcy szklaną przegrodą. Mogli zachowywać się zupełnie swobodnie. 

-  Ostatnio jest mi ciągle potrzebny, bo pracuje dwadzieścia pięć godzin na dobę. 

-  Nie  jestem  przyzwyczajona  do  jeżdżenia  takimi  samochodami  -  westchnęła,  opierając  głowę  o 

skórzany podgłówek. 

-  A co w tym złego?    

-  Nic! 

Chciałam 

powiedzieć, 

że 

niewielu 

ludzi 

jeździ 

rollsami, zwłaszcza białymi. - Roześmiała się. 

Usiadł bokiem i położył potężne ramię na oparciu siedzenia. Jego oczy błyszczały, a na ustach błąkał się 

nieznaczny uśmiech. 

-  Ale co w tym złego? - powtórzył pytanie, cedząc słowa. 

Przestraszyła się błysków, które pojawiły się w jego oczach. Dlaczego patrzył na nią w taki drapieżny 

sposób. Co miało znaczyć to ciemne, pełne grozy spojrzenie? 

-  O nic. Chodzi o to, że za każdym razem, gdy nim jadę, czuję się wyróżniona. To wszystko. 

-  Powinnaś  być  wyróżniana,  Keeno.  -  Sposób,  w  jaki  wypowiedział  jej  imię,  przyprawił  kobietę  o 

dziwne dreszcze. 

-  Ponieważ jestem sławna i bogata, a każdy w Ashton szczyci się, że Keena Withman pochodzi z tego 

miasta -zakpiła z samej siebie. 

Nicholasowi nie podobały się jej słowa. Nie chodzi mi o to, że byłaś małą panną Nikt z Ashton. 

-  Ważne, że wiesz kim jesteś teraz i znasz swoją wartość. A oprócz tego, jesteś piękną kobietą. 

Gdyby  na  nią  patrzył,  zobaczyłby,  jak  bardzo  jest zaskoczona.  Keena  była wdzięczna  za  ciemność, 

która nagle zapanowała w samochodzie i dźwięk klaksonu, który na chwilę zainteresował Nicholasa. 

-  Cholerne korki - mruknął pod nosem. 

Gdy spojrzał na Keenę ponownie, jego twarz miała dziwny wyraz. 

background image

-  Z  pewnością  wielu  mężczyzn  mówiło  ci,  że  jesteś  piękna.  Obawiam  się,  że  słyszałaś  tego  typu 

pochlebstwa setki razy. 

Omiótł wzrokiem jej zgrabną sylwetkę. W męskich oczach było tyle podziwu i aprobaty, że kobieta 

przestraszyła się nie na żarty. Nicholas nigdy przedtem nie zachowywał się w taki sposób. 

-  Dlaczego tak dziwnie na mnie patrzysz? – wyszeptała nieśmiało. 

Zajrzał jej głęboko w oczy. 

-  Zastanawiam się, jakie to uczucie kochać się z tobą. 

Poczuła mrowienie w stopach. Ciśnienie krwi nagle wzrosło. Była zupełnie oszołomiona. 

Nicholas zachichotał. Keena poczuła irytację, jednak nie miała tyle śmiałości, by uzewnętrznić swoje 

uczucia. 

-  Mój 

Boże, 

co 

to 

za 

reakcja 

mruknął, 

rozpierając 

się 

wygodnie 

na 

siedzeniu 

głośno 

wzdychając. 

Chciałem 

tylko, żebyś zwróciła na mnie uwagę. 

Spojrzała na niego. 

-  Osiągnąłeś swój cel i co dalej? 

-  Wracaj  do  teraźniejszości.  Nie  cierpię  użalania  się  nad sobą.  Mam  dość  własnych  problemów,  nie 

muszę się cofać do twojej przeszłości, żeby mieć ich jeszcze więcej. A jeśli chodzi o ten drugi temat, to 

poczekaj, aż wrócę z Paryża. 

 

-  O jakich problemach mówisz? Zacisnął usta. 

-  Maria. 

Maria  była  jego  kochanką.  Zanim  Nicholas  zapoznał  je  ze  sobą,  Keena  wielokrotnie  czytała  o  ich 

związku w kronikach towarzyskich. Nie przejmowała się tym jednak. Był 1 czterdziestoletnim, zdrowym, 

pełnym  wigoru  mężczyzną, byłoby  więc  absurdem,  gdyby  oczekiwała,  że  do  końca    życia  pozostanie 

samotny.  Pewnego  wieczoru,  gdy  wybrała  się  z  dopiero  co  poznanym  młodym,  wesołym  brunetem do 

modnej  restauracji,  dostrzegła  ich  tańczących  w  przeciwnym  końcu  sali.  Byli  do  siebie  tak  blisko 

przytuleni, że zrobiło się jej bardzo nieprzyjemnie. Poprosiła swojego partnera, by natychmiast odwiózł 

ją do domu. Nienawidziła uczucia zazdrości, które od tamtej pory zaczęło panoszyć się w jej sercu. Robiła 

wszystko co w jej mocy, by ukryć, że dźwięk jej imienia wywołuje w niej agresję. 

- Coś nie tak? - Starała się, by jej głos zabrzmiał naturalnie. 

- Nie chce uwierzyć, że wszystko skończone - powiedział krótko. - Wydzwania do mnie dwa razy 

dziennie  i  płacze.  Twierdzi,  że  nie  potrafi  żyć  beze  mnie.  Beze  mnie,  mój  Boże,  ale  za  to  z  dwoma 

diamentowymi naszyjnikami, nowym porsche i gronostajowym futrem! 

- Może  naprawdę  brakuje  jej  ciebie  -  zasugerowała,  siląc  się  na  obiektywizm.  Za  nic  w  świecie  nie 

przyznałaby się, że poczuła dziwną ulgę. 

background image

- Brakuje jej rolls-roysa, kochanie, nie mnie. - Zaśmiał się ponuro. 

- Skoro ktoś jest dobry w łóżku... - zaczęła, a jej policzki oblał krwawy rumieniec. 

-Rolls czy ja? 

- Myślę, że może brakować jej ciepła. – Uśmiechnęła się. 

Dojrzała wesołość w jego ciemnych oczach. 

- Wyobrażasz sobie, że byłem ciepły? 

- Jak piec hutniczy - zażartowała. - Czy wyjeżdżając do Paryża chcesz uciec od Marii? 

- To wcale nie jest śmieszne! - powiedział ponuro. 

- Wcale nie uważam, że jest. Ale twoje życie prywatne -myślę o kobietach, jest jedną wielką przygodą. 

Moim  zdaniem,  powinieneś  ponumerować  swoje  partnerki,  bo  w  przeciwnym  razie  nigdy  się  ich  nie 

doliczysz. 

- Cieszę się, że cię to bawi - powiedział zimno. 

-  Przecież to ty zawsze dokuczasz mi na ten temat. 

Zatrzymał na niej swe ciemne oczy. 

-  Ale 

ty 

nie 

masz 

życia 

prywatnego. 

Przynajmniej, 

jeżeli 

chodzi o przygody miłosne. 

Zdziwiona podniosła brwi. 

- Dlaczego jesteś taki pewien? 

- Od  dawna  cię  obserwuję,  i  to  znacznie  uważniej,  niż  przypuszczasz.  Wiem,  że  długo  nie  miałaś 

nikogo. 

- Może i ja powinnam wynająć prywatnego detektywa? 

- A co chciałabyś wiedzieć? - Uśmiechnął się złośliwie. - Wal śmiało. Odpowiem na każde pytanie. 

Poważnie spojrzała na niego. 

- Mam ochotę zadać ci pytanie bardzo osobiste. Jestem pewna, że zaczerwienisz się po czubki uszu. 

- Nawet o tym nie marz, kochanie. 

-  Założę się, że miażdżysz je w łóżku. 

Uniósł brwi w geście wyrażającym zdziwienie. 

-  Czy, twoim zdaniem, jest tylko jedna pozycja? - zapytał z niewinnym wyrazem twarzy. 

Jej twarz oblała się krwawym rumieńcem. Nicholas siedział obok i obserwował ją, śmiejąc się cicho, jak 

gdyby jej zmieszanie budziło w nim radość. 

-  Zamiast do teatru, powinienem zabierać cię na pogadanki dotyczące przeszkolenia seksualnego. Mam 

wraże nie, że masz bardzo mało wiadomości na ten temat. 

Otworzyła usta, by wyrazić  swoje oburzenie, ale delikatnie podniósł do ust  jej dłoń  i  pocałował  końce 

palców.  Nie  oczekiwała  takiego  zachowania  ze  strony  mężczyzny.  Serce  zaczęło  głucho  walić  w  piersi. 

Patrzył jej prosto w oczy, przysuwając się bliżej i nie wypuszczając ręki. 

background image

Dotknął dłonią Keeny własnego policzka, przez cały czas przyglądając się jej, jakby była niezwykle 

cennym, rzadkim okazem. 

-  Zwykle podpieram się na łokciach - szepnął pieszczotliwym głosem, przyciągając ją jeszcze bliżej do 

siebie. - 

Żadna z moich partnerek nigdy nie narzekała. Chcesz, żebym ci to udowodnił? 

Miała  wrażenie,  że  już  nigdy  nie  uda  się  jej  złapać  oddechu.  Całym  ciałem  targały  dziwne  dreszcze. 

Patrzyła na niego i nie miała dość siły, by odwrócić wzrok. Odczuwała leż niepokojący strach. 

-  Ty mały tchórzu. - Zajrzał jej głęboko w oczy, które wyrażały przerażenie ściganego zwierzęcia. – 

Naprawdę tak bardzo się mnie boisz? 

Chrząknęła. 

-  Jestem głodna - skłamała. 

-Mnie? 

Wyrwała rękę z jego uścisku i spuściła oczy. Obserwowała teraz Nicholasa kątem oka, rzucając krótkie, 

nerwowe spojrzenia w jego stronę. W tej chwili tak bardzo przypominała osaczone zwierzątko. 

-  Nie wygłupiaj się - zachichotał. - Myślisz, że mam zamiar kochać się z tobą na oczach Jimsona? 

-  Jimson  robi  wszystko,  by  nie  spoglądać  w  lusterko  -powiedziała  drżącym  głosem.  -  A  to,  co  tu 

opowiadasz, wcale nie wydaje mi się zabawne. 

-  Nic na to nie poradzę. Wyglądasz tak słodko, kiedy się złościsz. - Delikatnie dotknął ustami jej czoła. - 

Czy przez te wszystkie lata choć raz zastanowiłaś się, jakim mógłbym być kochankiem? 

Pochyliła głowę. 

-  Tak - odparła po długiej chwili milczenia, gdyż po prostu nie potrafiła go okłamywać. 

-  No i co? - nalegał. - O czym pomyślałaś? 

Spojrzała na niego z nieznaną dotąd nieśmiałością. 

-Że jesteś ciężki. 

Zaśmiał się cicho. -I co jeszcze? Wzruszyła ramionami. 

-  Czuły - szepnęła, a ich oczy spotkały się. - Cierpliwy. Może trochę brutalny. 

-  A nie wymagający? - zapytał cicho. 

-  A jesteś? - Wyrwało się Keenie. 

-  To zależy od kobiety. Potrafię być cierpliwy. I czuły, kiedy chcę taki być. 

-  A jaka... jaka powinna być twoja partnerka? 

Skupił  na  niej  wzrok,  jego  oczy  pociemniały,  a  twarz  zmieniła  się  pod  wpływem  emocji,  które 

opanowały  to  potężne  ciało.  Keena  czuła,  że  coś  ich  łączy,  jakaś  dziwna  nić,  uczucie,  którego  nigdy 

przedtem nie miała okazji doświadczyć. 

-  "Palace", proszę pana - przyjemny głos Jimsona przerwał ich milczącą konwersację, gdy zatrzymali 

się przed drzwiami ekskluzywnej restauracji. 

background image

Keena odetchnęła z ulgą, zastanawiając się, co skusiło ją, by zadać tak intymne pytanie. 

„Przechodzę chyba trudny wiek" - pomyślała, czekając aż okrąży samochód i otworzy jej drzwi. 

Uważam, że powinniśmy poważnie porozmawiać po moim powrocie z Paryża - powiedział, kiedy 

wchodzili do środka. - Mam wrażenie, że nam obojgu przyniesie to ogromne korzyści. 

- Zapewne chcesz, żebym zaprojektowała ci nową garderobę! - wykrzyknęła z udanym entuzjazmem. 

- Coś na czasie, ale eleganckiego zarazem. Musisz przecież wyglądać odpowiednio, skoro jeździsz 

takim samochodem.  Szczerze mówiąc, nie wiem, czy podołam, ale... 

-  Idź 

cholerę! 

wybuchnął 

głośnym 

śmiechem. 

Chodźmy coś zjeść, zanim naprawdę się do ciebie dobiorę. 

Niemożliwością  było  nie  zauważyć,  że  podczas  wykwintnego  posiłku,  na  który  składał  się  homar, 

maślane  bułki, sałatka  i drogie czerwone  wino, znacznie  większą uwagę Nicholasa przykuwała osoba 

Keeny niż jedzenie. 

Zastygła z uniesionym do ust widelcem i spojrzała na niego. 

-  Dlaczego  tak  mi  się  przyglądasz?  -  zapytała,  śmiejąc  się  sztucznie.  -  Boisz  się,  że  ucieknę,  ze 

srebrnymi sztućcami w torebce? 

-  Przypominasz mi złośliwego chochlika. Złośliwa twarz, złośliwe, nieco skośne w kącikach oczy, tylko te 

idealnie wykrojone usta trochę mi nie pasują. Dlaczego dopiero teraz to zauważyłem? 

-  Mam dwadzieścia siedem lat i już dawno wyrosłam ze słuchania bajek. 

-  Dwadzieścia siedem - powtórzył cicho. - Delikatnie dajesz mi do zrozumienia, że jestem dwa razy 

starszy od ciebie. 

-  Nic  nie  poradzę,  że  jesteś  taki  stary.  Wkraczasz  w  tak  zwane  złote  lata,  kiedy  kości  zaczynają 

trzeszczeć i psuje się wzrok. 

-  Zamknij się, do cholery! - niemal krzyknął, ale zaraz zapanował nad sobą. 

Keena, nie spodziewając się takiej reakcji, zamilkła natychmiast. Bardzo często dokuczała Nicholasowi 

na temat jego wieku. Zawsze się z tego śmiał. Po raz pierwszy uniósł się w jej towarzystwie, po raz pierwszy 

nie podobały się mu jej żarty. Nie miała pojęcia, co się stało. Nie chciała doprowadzić go do takiego 

stanu. 

-  Nicholas, przecież tylko droczyłam się z tobą - powiedziała miękko. 

Jej słowa nie uspokoiły go ani trochę. Podniósł do ust kieliszek wina i  jednym haustem opróżnił jego 

zawartość. 

-  Nicholas, proszę - wyszeptała - nie bądź na mnie zły. 

Powoli odstawił kieliszek na blat stolika i spojrzał jej prosto w oczy. 

-  Mam czterdzieści lat, a nie osiemdziesiąt i wszystkie części mojego ciała są sprawne. Jeśli mi nie 

wierzysz, zapytaj Marię- dodał jadowicie. 

Przygryzła dolną wargę. Nie miała najmniejszego zamiaru go drażnić.  Zareagował  w sposób,  jakiego 

background image

zupełnie  nie  oczekiwała.  Ze  zdziwieniem  zdała  sobie  sprawę,  że  jej  oczy  wypełniają  się  łzami.  Nie 

płakała już od łat, a teraz łzy spływały jej po policzkach. 

Osuszyła serwetką oczy i omijając spojrzenie mężczyzny, powiedziała zmienionym głosem: 

-  Jeśli  nie  masz  nic  przeciwko  temu,  to  chciałabym  już  iść.  Jestem  zmęczona,  a  jutro  czeka  mnie 

ciężki dzień. 

-  Chcesz deser? 

Popatrzyła na niego odważnie, ale czuła, że trzęsie się jej podbródek. 

-  Pod warunkiem, że znajdzie się on na twojej głowie. 

Keena intuicyjnie wyczuwała, że rozbawienie Nicholasa walczy ze złością. Szybko zapanował nad 

sobą i rzucił krótko: 

-  W takim razie chodźmy. 

Czekała  przed  restauracją  w  czasie,  gdy  Nicholas  regulował  rachunek.  Starała  się  zapanować  nad 

targającymi serce emocjami. Zadarła dumnie głowę; za żadne skarby nie chciała pokazać Nicholasowi, 

jak bardzo zabolała ją ta sprzeczka. 

-  Uważaj, żebyś nie nadwyrężyła szyi. 

- Zajmij się lepiej swoim poczuciem humoru. Mam wra- żenię, że już zostało nadwyrężone - 

odparowała natychmiast - Jeżeli chcesz się dalej droczyć, to może lepiej będzie, jeżeli wezmę 

taksówkę. Ja osobiście mam już dosyć. 

- Przestań już - powiedział, gdy podeszli do samochodu, i skinął Jimsonowi głową. Kierowca usiadł za 

kierownicą i zapuścił silnik, a Nicholas otworzył przed Keena drzwi. 

- To nie ja zaczynałam. - Odsunęła się w najdalszy kąt samochodu, robiąc wszystko, by nawet go nie 

dotknąć. 

- Przestań się wreszcie dąsać. 

- Odczep  się!  Będę  się  dąsać,  jeżeli  będę  miała  na  to ochotę.  A  ty,  jeśli  szukasz  partnerki,  to  lepiej 

zwróć się do Marii. Nie mam zamiaru zwabić cię do łóżka i zmuszać, abyś tam został, gdy już się mną 

znudzisz. 

- Gdybym znalazł się w twoim łóżku, nie miałabyś pojęcia, co ze mną robić. 

Chciała odpowiedzieć mu coś równie nieprzyjemnego, ale była zbyt zmęczona, by podjąć ten wysiłek. 

Ten dzień <xl samego początku był okropny, a z każdą chwilą stawał się coraz gorszy. Jej jedyny przyjaciel 

był na nią wściekły, a ona miała ochotę wyć. 

Jechali  w  milczeniu,  aż  wreszcie  samochód  zatrzymał  się  przed  domem  Kenny.  Kobieta  miała  zamiar 

otworzyć drzwi, ale silna ręka Nicholasa uchwyciła jej dłoń, zanim zdążyła to zrobić. 

- Nie w ten sposób - powiedział. - Nie będę mógł wyjechać do Europy, wiedząc że zostawiam cię w takim 

stanie. 

- Dlaczego  nie?  -  zapytała,  nie  patrząc  na  niego.  -  Nie  raz  byłeś  stroną  w  bardziej  nieprzyjemnych 

background image

sytuacjach, a polem śmiałeś się z tego w głos. 

- Ale to nie byłaś ty - odparł cicho. - Wtedy nie chodziło o ciebie. 

Ton jego głosu, bardziej niż słowa, wpłynął na nią uspokajająco. Powoli odwróciła głowę i spojrzała na 

niego. Był bliżej niż przypuszczała. Ciemne oczy znajdowały się tylko o cal od jej twarzy; czuła ciepło 

jego oddechu. Po jej ciele zaczęły przebiegać delikatne dreszcze. 

-  Wcale nie uważam, że jesteś stary - szepnęła niespokojnie. Jeszcze nigdy nie znajdowała się pod tak 

ogromnym wpływem tego mężczyzny. - Nigdy nie zwracałam 

uwagi na różnicę wieku. Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Denerwowało ją badawcze 

spojrzenie Nicholasa. 

- Jeżeli chodzi o moją wagę, pieniądze czy temperament, możesz dokuczać mi do woli, ale zostaw w 

spokoju mój wiek. 

Z trudem przełknęła ślinę. 

-Dobrze, Nicholas. - Wyrwała rękę z jego dłoni, jakby ją parzyła. 

- Skontaktuję się z tobą po powrocie. Nie będzie mnie około dwóch tygodni. Tyle zajmie mi 

załatwienie wszystkich spraw, więc nie spodziewaj się mnie przed piętnastym lutego. 

Dwa  tygodnie  bez  niego.  Wiedziała,  że  bez  Nicholasa  zima  będzie  wlokła  się  w  nieskończoność. 

Dopiero  teraz  zdała  sobie  sprawę,  jak  puste  będzie  życie,  gdy  wyjedzie  najlepszy  przyjaciel,  gdy  nie 

będzie jego nieoczekiwanych wizyt i telefonów. Przecież nieraz nie było go w mieście j przez długi czas i 

nigdy nie przejmowała się tym. Lecz nagle zaczęło ją to bardzo obchodzić. Spojrzała na mężczyznę, a jej 

oczy wyrażały nie znane mu dotąd uczucia. 

- Wyglądasz jakoś dziwnie - powiedział. 

-  Od bardzo dawna się nie kłóciliśmy. W zasadzie to chyba nigdy tego nie robiliśmy. - Keena była 

wyraźnie zakłopotana. 

-  Być może dzięki temu poznaliśmy się jeszcze lepiej - I powiedział cicho i spojrzał jej prosto w oczy. 

-  Poznaliśmy się? - szepnęła. 

Jego oddech był krótki i urywany. Spoglądał na jej miękkie usta tak intensywnie, że serce Keeny 

zaczęło tłuc się w piersi jak oszalałe. Niemal czuła jego pocałunek, rozchyliła usta i przymknęła oczy 

pod wpływem palącego spojrzenia Nicholasa. 

Wiesz,  mam  wrażenie,  że  czuję  dotyk  twoich  ust  szepnął  aksamitnym  głosem.  -  Twoje  usta  drżą, 

wyczuwam kształt twoich piersi. 

-  Nicholas! - krzyknęła, z trudem łapiąc oddech. Nie wiedziała czy jest oburzona, czy zawstydzona jego 

słowami. 

Gdyby  Jimson  nie  siedział  na  przednim  siedzeniu  i  nie  udawał,  że  nie  patrzy  w  lusterko,  nie 

przekonywałbym  cię  0  tym  słowami  -  powiedział  ochrypłym  głosem.  -  Rzuciłbym  cię  na  siedzenie  i 

nauczył rzeczy, których twoje ciało nigdy nie doznało. Nigdy nie marzyłaś o takich odczuciach. Wiem, że 

background image

tego chcesz - spojrzał na nią wzrokiem, od

 

którego zrobiło się jej słabo. - Chcesz tego, prawda? 

Drżała na całym ciele. Patrzyła na niego rozszerzonymi oczami. Nienawidziła siebie za własne reakcje, 

nienawidziła Nicholasa za to, że je wywołał. 

Jesteś moim przyjacielem - powiedziała zdławionym głosem. 

-  Będę 

twoim 

kochankiem. 

Pomyśl 

tym, 

gdy 

mnie 

nie 

będzie. 

Szybko wysiadła z samochodu i niemal pobiegła do drzwi swojego domu. Nicholas obserwował ją z 

rozbawieniem.  Jego  oczy  błyszczały  triumfalnie.  Wiedział,  jak  na  nią  działa.  Miał  zbyt  dużo 

doświadczenia, żeby się tego nie domyślać. 

-  Może  nie  będzie  mnie  tutaj,  gdy  wrócisz!  -  krzyknęła,  wykorzystując  ostatnią  szansę,  która 

pozwoliłaby jej zachować szacunek do siebie. 

-  Będziesz! -Powiedziawszy to, zamknął drzwi. 

-  Będziesz szczęśliwy - mruknęła pod nosem, kiedy elegancki rolls rozpłynął się w ciemnościach nocy. 

Wtedy jeszcze nie wiedziała, że te słowa były prorocze. Następnego ranka zadzwonił do Keeny lekarz 

jej ojca. Dowiedziała się, że jej jedynego krewnego znaleziono martwego w łóżku. Ojciec odszedł. 

Przygotowania do pogrzebu i sam jego przebieg spowodowały, że straciła wiele nerwów. Była 

szczęśliwa, kiedy ta smutna ceremonia dobiegła końca. Kilku najbliższych przyjaciół ojca zaprosiła do 

domu na skromny poczęstunek. 

Potem, ze smutnym uśmiechem, przeglądała znalezione w biurku ojca dokumenty. Miała wrażenie, że 

starszy pan spodziewał się śmierci, gdyż wszystko było zostawione w idealnym porządku. 

Wstała od biurka i podeszła do okna. Ojciec nigdy nie chciał przyjąć od niej żadnej pomocy finansowej. 

On i jego córka znaczyli dla siebie bardzo wiele, ale ojciec, podobnie jak Keena, przede wszystkim cenił 

sobie całkowitą niezależność. Potrafił sam zarobić na swoje utrzymanie, a do szczęścia nie 

potrzebował zbyt wiele. Mimo to, bardzo cieszył go sukces córki i często powtarzał Keenie, jak bardzo 

jest z niej dumny. 

Wyjrzała przez okno i zobaczyła wąską drogę prowadzącą do miasteczka. Ilu przyjaciół z lat szkolnych 

poznałoby ją teraz? Jako podlotek była nerwową, bardzo nieśmiałą 1 dziewczyną. Była chuda i 

niezgrabna, a ubrania zawsze wisiały na niej. Rówieśnicy naśmiewali się z Keeny i robili złośliwe uwagi 

na temat jej sposobu ubierania się. Uważali, że porusza się jak pelikan. Nigdy nie lubiła tego miasteczka, i 

tak jak wróbel ucieka przed jastrzębiem, tak ona starała się uciec przed kolegami i koleżankami ze 

szkolnej ławy. 

Alan  Whitman  przeprowadził  się  do  Ashton  z  Miami,  mając  zamiar  otworzyć  swój  własny  interes. 

Jednak  ciężka  choroba  nie  pozwoliła  mu  na  to  przedsięwzięcie.  Co  więcej,  znacznie  uszczupliła  jego 

majątek. Pamiętając, że ma na utrzymaniu córkę, zatrudnił się w tamtejszym zakładzie odzieżowym. Nie 

zarabiał  dużo,  a  musiał  spłacać  raty  za  dom  i  samochód.  Rachunki,  które  wystawiali  lekarze,  z 

background image

czasem opiewały na coraz wyższe sumy. Wreszcie zrozpaczony ojciec zdał sobie sprawę, że już nigdy nie 

uda mu się otworzyć własnego interesu. 

Przez  długi  czas  uczył  się  żyć  z  tą  świadomością  i  wiele  dni  upłynęło,  zanim  w  ich  małym  domku 

ponownie  zabrzmiał  śmiech.  Czasami  przychodziły  mu  do  głowy  różne  pomysły  dotyczące  dawnych 

marzeń, ale szybko dochodził do wniosku, że są absurdalne. 

Keena  westchnęła  ciężko,  myśląc  o tym,  jak  gorzka  może  być  ironia  losu.  Jej  ojciec  do  końca  życia 

pozostał biednym krawcem, a ona sama zaszła tak daleko. Teraz mogła kupować sobie najdroższe jeansy i 

jedwabne  bluzki.  Stać  ją  było  na  prawdziwe  klejnoty.  Uśmiechnęła  się  na  wspomnienie  marzeń  o 

naszyjniku ze sztucznych pereł. 

Ileż  to  czasu  upłynęło  od  ukradkowych  spotkań  w  lesie  z  pierwszym  mężczyzną  jej  życia.  Słodycz 

pierwszych  pocałunków  zaprowadziła  naiwną  dziewczynę  do  mieszkania  jednego  z  kolegów  Jamesa. 

Wysoki,  ciemnowłosy,  niebieskooki  James  Harris,  był  duszą  ich  szkolnego  towarzystwa.  Keena  była 

świadoma, że bardzo trudno jej będzie utrzymać przy sobie takiego chłopaka. Jednak serce nie sługa i 

uczucia zwyciężyły podszepty rozumu. W żaden sposób nie była w stanie zainteresować się kim innym. 

Dlaczego  wtedy  nie  potrafiła  zdać  sobie  sprawy,  że  James  nigdy  nie  miał  najmniejszego  zamiaru  jej 

poślubić? Była tak bardzo zaślepiona własnym uczuciem, że nie widziała nawet tego, że chłopak stara się 

ukrywać przed wszystkimi ich randki. Nigdy nie chciał przyjść do jej domu, rzadko spotykali się, a już 

pod  żadnym  pozorem  nie  chciał  pokazać  się  z  nią  w  miejscu  publicznym.  Większość czasu  spędzali  w 

ustronnym miejscu, na tylnym siedzeniu jego samochodu. 

Pewnego wieczora ich pocałunki były dużo bardziej namiętne niż zazwyczaj i James zasugerował, by 

poszli do 

mieszkania jego przyjaciela i zjedli coś, zanim odwiezie ją do domu. Oboje dobrze wiedzieli, w jakim celu 

tam  jadą.  Byli  świadomi,  że  nie  ma  to  nic  wspólnego  z  jedzeniem. Moda,  naiwna  Keena,  zaślepiona 

pierwszym uczuciem, ufała mu bez granic. 

Myślała, że wszystko będzie tak, jak w romansach, w których się rozczytywała. Oczekiwała czułości 

i  delikatności.  Tymczasem  James,  mimo  że  był  doświadczonym  kochankiem,  pragnął  zaspokoić  tylko 

własne  pożądanie.  Nie  trudził  się  nawet,  by  poznać  jej  młode,  nie  tknięte  jeszcze  ciało.  Był  szybki  i 

oszczędny w słowach i gestach. 

-  Ubieraj się szybko - powiedział, gdy osiągnął już swój cel. 

Keena była zmieszana i sfrustrowana, a przede wszystkim zawstydzona tym, że tak szybko mu uległa. 

Nawet nie patrzył, kiedy się ubierała. 

-  Pospiesz się! - rzucił jej krótko przez ramię. – Za chwilę może się tu zjawić Jack. Udostępnił mi 

mieszkanie tylko na godzinę. 

Ubierała się w pośpiechu, łzy płynęły jej po policzkach, a ciałem targały nerwowe dreszcze. Oczekiwała, 

że  powie  jej  coś  miłego,  ale  z  jego  ust  nie  padło  ani  jedno  czułe  słówko,  którymi  zwykle  raczą  się 

background image

kochankowie. 

Odwiózł ją w pobliże domu i wysadził w odludnym miejscu. 

-  Przykro mi, że wszystko musiało odbyć się tak szybko - powiedział na pożegnanie, uśmiechając się 

sztucznie. Następnym razem będzie lepiej. Postaram się znaleźć inne miejsce. 

Drżącym z rozczarowania głosem poinformowała go, że nie będzie następnego razu. 

-  A czego ty, dziewczyno, oczekiwałaś? Bukietów róż i fajerwerków? Myślałem, że ci na mnie zależy. 

-  Zależy mi - wyszeptała. 

Nie mam zamiaru tolerować twoich fochów, Keeno. W miasteczku jest wiele dziewcząt czekających 

na moje skinienie. - Powiedziawszy to, odjechał. 

Przez kilka następnych tygodni Keena zupełnie nie mogła dojść do siebie. Odetchnęła dopiero wtedy, kiedy 

upewniła się, że nie jest w ciąży. Jednak jej miłość do Jamesa nie zmalała. Wyczekiwała na jego odwiedziny, 

drżała na każdy dźwięk telefonu, ale on nawet nie próbował skontaktować się z nią. Zdesperowana przyjęła 

zaproszenie brata Jamesa, Larrego, na przyjęcie, które miało się odbyć w ich domu. Miała nadzieję, że tam 

go  zobaczy,  a  może  nawet  z  nim  porozmawia.  Przecież  mieli  zamiar  się  pobrać.  James  wspominał  o 

zaręczynach. Może chciał jej tylko dać trochę czasu do namysłu. Z pewnością dlatego właśnie nie dzwonił od 

tak dawna, a wszystkie pogłoski o Jamesie  i Cherrie  były  po prostu zwykłymi  plotkami.  Cóż z tego, że 

Cherrie  była  córką  miejscowego  adwokata?  Cóż  z  tego,  że  była  prześliczną  blondynką?  Tak  naprawdę 

Jamesowi zależało tylko na Keenie. 

Przyjęła zaproszenie Larrego, zastanawiając się, czy chłopak zdaje sobie sprawę z uczucia, jakie ona żywi 

do jego brata. Zaskoczył ją bolesny wyraz jego oczu, kiedy uparła się, by porozmawiać z Jamesem. 

Ubrała się w sukienkę z białej krepy, którą własnoręcznie uszyła. Materiał kupiła  za zarobione podczas 

wakacji pieniądze za pracę w sklepie. Już wtedy miała wspaniałe wyrzucie smaku i sukienka wyglądała 

naprawdę wystrzałowo, nawet na córce biednego krawca. 

Jednak  kiedy  pojawiła  się  na  przyjęciu  u  boku  Larrego,  James  zaszczycił  ją  tylko  przelotnym 

spojrzeniem. Nie przywitał się z nią, ani nie poprosił do tańca. Podobnie zachowali się jego rodzice, jeśli nie 

liczyć chłodnych uśmiechów i nieznacznego skinięcia głowy. 

Stała w pobliżu i dokładnie słyszała rozmowę Larrego i Jamesa. 

-  Czyż Keena nie wygląda dzisiaj jak marzenie? - zapytał Larry. 

-  Nie  zauważyłem.  Dlaczego,  do  diabła,  przywlokłeś  ją  tutaj?  Nasza  matka  może  litować  się  nad 

robotnikami, ale z pewnością nie jest zadowolona, że jej syn spotyka się z córką jednego z nich. - James 

zaśmiał się. 

-  Ale ojciec Keeny jest bardzo miły - bronił się Larry. 

-  Mój Boże, może to i prawda, ale za to jest ponury jak zimowy dzień. A jego koścista córka jest podobna 

do  niego  jak  dwie  krople  wody.  Jest  głupia  i  płaska  jak  deska.  Uwierz  mi,  kochać  się  z  taką...  to 

zupełnie jak z facetem. 

background image

Doskonale wiedziała, że Larry przeżył ogromny szok. 

-  Spałeś z nią? - zapytał, z trudem łapiąc oddech. 

Keena z płaczem wybiegła z przyjęcia. Piechotą dowlokła się do domu i choć było już ciemno, ani 

przez  chwilę  nie  pomyślała  o  niebezpieczeństwie.  Po  głowie  telepały  się  jej  słowa  Jamesa.  Właściwie 

powinna  być  mu wdzięczna. Częściowo dzięki niemu odniosła sukces. Wtedy zdecydowała, że nie  może 

dłużej  zostać  w  tym  miejscu.  Wyjechała,  kontynuowała  naukę,  nigdy  jednak  nie  zapomniała  owej 

tragicznej nocy. Wiele by teraz dała, żeby udowodnić wszystkim dawnym znajomym, że jest kimś więcej, 

niż tylko córką biednego krawca. 

Usłyszała  ciche  trzaśniecie  drzwi.  Weszła  Mandy,  drobna,  niewysoka  kobieta, o  ciemnych  włosach  i 

błyszczących oczach. 

-  Przyniosłam 

ci 

trochę 

kawy. 

Postawiła 

tacę 

na 

niskim 

stoliku. 

Obok 

dzbanka 

kawą 

stał 

talerzyk 

ciasteczkami 

orzechowymi. - Keeno, przecież musisz coś zjeść. 

Kobieta skrzywiła się. 

-  Nie chcę jeść, ale dziękuję za kawę. 

- Jeżeli nadal będziesz pościć, włożę ci odważniki dokieszeni, żeby nie porwał cię wiatr - ostrzegła 

pokojówka. 

- Po co mnie tu trzymasz, skoro nie pozwalasz mi gotować. 

- Ten dom jest taki opustoszały i zaniedbany. – Keena zmieniła temat 

Rozejrzała  się wokoło. Dom  faktycznie  był  niemal ruiną, Zanim  kupił  go  jej  ojciec,  prezentował  się 

wspaniale.  Uchodził  za  piękną  rezydencję.  Nikt  się  o  niego  nie  troszczył,  nie  inwestował  pieniędzy, 

dlatego  teraz  był  w  tak  opłakanym  stanie.  Jeżeli  teraz  Keena  nie  zajmie  się  tym,  wkrótce  z  domu 

pozostaną tylko ruiny. 

- Skontaktowałaś się już z robotnikami? - zapytała Keena, mieszając kawę łyżeczką. 

- Tak. - Twarz Mandy nie wyrażała aprobaty dla poczynań pracodawczyni. - Posłuchaj, wiem że to nie 

mój 

interes, 

ale 

dlaczego 

chcesz 

wpakować 

taką 

ogromną 

sumę 

pieniędzy w tę chałupę? 

Keena odstawiła filiżankę i usiadła na sofie. 

Muszę także odnowić meble. Spróbuj znaleźć dobrego tapicera. 

- Jak długo masz zamiar tu pozostać? - zapytała zaciekawiona Mandy 

Kilka tygodni. - Kobieta roześmiała się, widząc szok malujący się w oczach pokojówki. - Potrzebna mi 

jest przerwa. Mogę równie dobrze wykonywać swoją pracę lulaj. Będę w kontakcie z Ann, da mi znać, 

jeżeli będzie niezbędna moja pomoc. Odpocznę trochę i zajmę się tym domem. 

- Mam nadzieję, że wiesz, co robisz - westchnęła Mandy. To taki rodzaj gry - wyjaśniła Keena 

uśmiechając się. 

background image

- Czy Nicholas także będzie w to grał? 

Keena spojrzała na nią. Nie chciała teraz myśleć o tym mężczyźnie. 

-  On jest moim przyjacielem. Tylko dlatego spotykamy się czasami. 

-  Dwa, trzy razy w tygodniu. On opiekuje się tobą jak matka. 

Keena poruszyła się niespokojnie. 

-  Nick jest dla mnie jak brat Czuje się za mnie odpowiedzialny. 

-  Ładny mi brat. Szkoda, że nie zauważyłaś, jak patrzył na ciebie podczas gwiazdkowego przyjęcia. Nie 

dopuszczał  do  ciebie  żadnego  mężczyzny.  Cały  czas  kręci  się  w  pobliżu,  moja  panno  Niezależna. 

Jestem pewna, że Nicholas nie pozwoli ci spędzić tych kilku tygodni z dala od siebie. 

-  A co on może zrobić?! Zabrać mnie siłą do domu?! 

-  Zobaczysz, że coś wymyśli. 

-  Mandy, dlaczego zawsze martwisz się za mnie? 

Pokojówka uśmiechnęła się szeroko. 

-  Mogłabym być twoją matką. Zobacz, jakie mam siwe włosy. 

Keena roześmiała się i spojrzała na włosy Mandy gęsto poprzetykane nitkami siwizny. 

-  Nie są znowu takie siwe. 

-  Masz zamiar spotkać się z tym Harrisem? - Pokojówka nagle zmrużyła oczy. 

Keena starała się ominąć jej wzrok. 

-  Może. 

-  Wygląda na niezłego gagatka. Nie radzę ci się z nim zbytnio spoufalać. - Wytarła ręce o fartuszek. - 

Wiedz o tym, że wspomnienia są niebezpieczne. Zawsze wydają się lepsze niż teraźniejszość. 

-  Dlatego właśnie tu wróciłam. Chcę stanąć z nimi twarzą w twarz. - Podniosła się. - Nie rozmawiajmy 

więcej na ten temat. - Uśmiechnęła się ciepło. - Mam ochotę na przejażdżkę konną. 

- Mówiłaś mi kiedyś, że wasza posiadłość graniczy z ziemią Harrisów. 

-  To  prawda.  Kiedyś  wydawałam  wszystkie  swoje  oszczędności  na  wypożyczenie  konia.  Czasami 

udawało mi się spotkać w lesie Jamesa Harrisa. Może i dzisiaj będę miała trochę szczęścia. 

* * * 

W lesie było dość zimno i Keena była zadowolona, że Ubrała bryczesy i botki. Na jedwabną bluzkę 

założyła kaszmirowy sweter i tweedową kurtkę, a na ręce miękkie skórzane rękawiczki. 

Jako dziewczyna nigdy nie mogła pozwolić sobie na tego typu ubrania i była dziwnie poruszona, że 

mogła  robić  to  teraz.  Wróciła  pamięcią  do  dni,  kiedy  odbywała  przejażdżkę  z  Jenny,  siostrą  Jamesa. 

Wtedy  zawsze  miała  na  sobie  stare  jeansy  i  zniszczoną  kurtkę,  a  Jenny  naśmiewała  się  z  niej. 

Zatrzymała się nad małym strumyczkiem. Zamknęła oczyrozkoszując się ciszą lasu. Wsłuchała się w 

melodyjny plusk wody  i wystawiła twarz na delikatny powiew wiatru. Otworzyła oczy w momencie, 

background image

gdy  na  horyzoncie  pojawił  się  jeździec.  Duży,  czarny  koń  niósł  na  grzbiecie  przystojnego  mężczyznę  o 

ciemnych włosach, niebieskich oczach i ponurym wyrazie twarzy. Na sweter z wielbłądziej wełny nałożoną 

miał tweedową kurtkę. W dłoni o długich palcach trzymał zapalonego papierosa. 

- Znajduje się pani na cudzym gruncie - odezwał się mężczyzna. - To jest teren prywatny. 

Podniosła brwi, ignorując głuche dudnienie swojego serca, które przypomniało jej, co łączyło ją z tym 

człowiekiem dobre dziesięć lat temu. 

- Jeśli 

chodzi 

ścisłość, 

to 

linia 

graniczna 

jest 

dwa 

kroki 

za 

panem 

odparła 

chłodno. 

Zleciłam 

ponowne 

pomiary 

tej posiadłości kilka dni temu i wyznaczono nowe granice. 

Zmrużonymi oczyma przyglądał się jej zgrabnej sylwetce. 

- Keena? - zapytał głosem, który świadczył, że to spotkanie wydaje się mu niewiarygodne. 

Zatrzymał wzrok na twarzy kobiety, a potem patrzył w jej zielone oczy. Pozwoliła sobie na 

uśmiech. 

- Tak mam na imię. 

- Mój Boże, ależ się zmieniłaś. - Uśmiechnął się nieznacznie. - Ale widzę, że nadal nosisz na co dzień 

swoją najlepszą biżuterię. Cieszę się, że przynajmniej coś pozostało z dawnej Keeny. 

Miała zamiar uderzyć go batem. Z pewnością dawna Keena zrobiłaby to, ale obecna użyła wszystkich 

sił, by się | opanować. 

- Mylisz się, nic już nie pozostało z moich starych przyzwyczajeń - odparła, uśmiechając się gorzko. 

- Naprawdę - mruknął - przykro mi z powodu śmierci twojego ojca. Był dobrym pracownikiem. Z 

pewnością otrzymasz po nim niezłą rentę. Możesz załatwić to osobiście w biurze, jeśli masz ochotę. 

Dostałaś kwiaty, które wysłaliśmy? 

- Były bardzo ładne. Dziękuję. 

- Nadal mieszkasz w Atlancie? - zapytał uprzejmie. 

-  Nie, w Nowym Jorku. 

Skrzywił się. 

-  Paskudne miejsce. Strasznie zanieczyszczone. Osobiście wolę Ashton. 

Przyglądała się mężczyźnie, porównując wspomnienia z rzeczywistością. Zmienił się, wyglądał dużo 

starzej, mniej imponująco, mniej arystokratycznie. 

- Jak się ma Jenny? - zapytała cicho. - Dobrze, dziękuję. Mieszka z mężem i synem w Greenville. Larry 

też się ożenił. Mieszka w Charlestonie. - Słyszałam, że ty i Cherrie pobraliście się. Opuścił głowę. 

- Rozeszliśmy się dwa lata temu. Wzruszyła ramionami. 

- Zdarza się. Spojrzał na nią ponownie, a jego oczy wyrażały zamyślenie. 

- Nie mogę się nadziwić, że jesteś taka zmieniona. Wyglądasz zupełnie inaczej. - Jestem starsza. 

- Wyszłaś za mąż? - zapytał, nie starając się ukryć ciekawości. Potrząsnęła przecząco głową. - Robię 

background image

karierę zawodową. 

- W tekstyliach? - zapytał z nieznacznym uśmiechem na wsiach. Zamilkła na chwilę. 

- Można tak powiedzieć. Zaśmiał się krótko. - Szyjesz, jak przypuszczam. 

- To też. - Poklepała konia po karku. - Muszę już wracać. Miło było cię zobaczyć. - Uśmiechnęła się 

sztucznie. Wpadnę do ciebie, zanim wyjedziesz do Nowego Jorku - powiedział nieoczekiwanie. 

Rozciągnęła usta w jednym ze swoich najładniejszych uśmiechów. 

- Będzie mi bardzo miło. Ale nie musisz się spieszyć. Zostanę tu przez kilka tygodni. Podniósł brwi 

w geście zdziwienia. - A co z twoją pracą? Nie stracisz jej przez to? 

-  Mam wspaniałego, wyrozumiałego szefa. Do zobaczenia. 

Gdy rozmyślała o tym spotkaniu, uśmiechnęła się sama do siebie. Pewnego dnia doszła do wniosku, że w 

Ashton przydałoby się prawdziwe przyjęcie. Przyjęcie na styl nowojorski, z pełną galą. Wtedy pokazałaby 

wszystkim  dawnym  znajomym,  jak  bardzo  zmieniła  się  koścista  córka  biednego  krawca.  Z  pewnością 

poprawiłoby to jej zły nastrój. Ale najpierw trzeba odnowić dom. 

- Chwytasz się wszystkiego naraz - narzekała pewnego ranka Mandy, wskazując na dwóch robotników 

naprawiających sufit w kuchni. - Może mi poradzisz, w jaki sposób mam tu gotować. 

- Zrób  dwa  półmiski  kanapek  -  Kenna  roześmiała  się.  -Może  będą  pracować  szybciej,  kiedy  ich 

nakarmimy. Nie zapomnij o kawie. 

- Ty tu jesteś szefem - westchnęła Mandy i kręcąc głową podeszła do kredensu. 

- Hallo! Proszę pani! Ktoś przyszedł! - zawołał jeden z kręcących się po domu elektryków. 

Kenna miała na sobie obcisłe dżinsy i jasnoniebieską trykotową bluzeczkę, co sprawiało, że wyglądała 

dużo  młodziej  niż  zazwyczaj.  Co  więcej,  czuła  się  dużo  młodziej,  bardziej  zrelaksowana,  bardziej 

kobieco. 

-  Hej, chłopaki! Ten gość przyjechał rolls-royce'em! - zawołał zdziwiony ślusarz. 

Keena zamarła z ręką na klamce. To nie mógł być James o Harris, chociaż to jego właśnie oczekiwała. 

Wprawdzie  Harrisowie  mieli  dużo  pieniędzy,  ale  z  pewnością  nie  było ich  stać  na  kupno rolls-royce'a. 

Znała tylko jednego człowieka, który był właścicielem takiego samochodu. Mimo przepowiedni Mandy, 

nie marzyła nawet, że pojawi się w Ashton. 

Nacisnęła klamkę i otworzyła szeroko drzwi. Na progu stał potężny niczym zapaśnik mężczyzna, a jego 

ciemne oczy wpatrywały się w Keenę. 

- A więc tutaj jesteś - burknął, a jego głos przypomniał kobiecie o ich ostatnim spotkaniu. - Straciłem 

cholernie dużo czasu, żeby cię odnaleźć. Pani Barnes powiedziała, że dzwoniłaś do mnie i dowiadywałaś 

się, czy już wróciłem. Poinformowałaś ją tylko, że wyjeżdżasz do domu, do Georgii. 

- A ty nie pamiętałeś, jak nazywa się moje rodzinne miasto. - Uśmiechnęła się słodko. 

- Georgia to cholerne duży stan - powiedział krótko, spoglądając na robotników, którzy nawet nie 

starali się ukryć, jak bardzo są ciekawi przybysza w szarym garniturze. - Musiałem poszperać w twoich 

background image

aktach. Inaczej nigdy niedowiedziałbym się, jaką nazwę ma to piekielne miasto. 

-  Nie 

pomyślałeś 

tym, 

żeby 

zadzwonić 

do 

mojego 

biura? - zapytała. 

- Wróciłem dopiero wczoraj. W niedzielę, proszę pani, a pani ludzie nie pracują w niedzielę. 

Powoli wciągnęła powietrze do płuc. Jego widok spowodował, że znowu poczuła przyspieszone bicie 

serca. 

- Mój ojciec zmarł - powiedziała cicho. 

- Przykro mi. Czy śmierć nastąpiła nagle? 

- Tak. Zupełnie niespodziewanie. Spojrzała na niego smutnymi oczyma. Tak bardzo chciała znaleźć 

się w silnych ramionach Nicholasa i wypłakać się do woli. 

- Nie pomyślałeś, że chciałam się tu ukryć. - Zaśmiała się ponuro. 

-  Ukryć się? Tutaj? - Spojrzał na robotników. - To po jaką cholerę otoczyłaś się tłumem ludzi? 

- Może wejdziesz? 

- Założę się, że moje towarzystwo ubezpieczeniowe nie pochwaliłoby tego. Ale dla ciebie mogę narazić 

nawet swoje życie - powiedział, spoglądając na stojącego na drabinie ślusarza. 

- Możemy usiąść na ganku, jeśli wolisz - zaproponowała. 

- Pod warunkiem, że zgodzisz się usiąść mi na kolanach i wysłuchać tego, co mam ci do powiedzenia. 

Ale mam lepszy pomysł. Jest tu dość chłodno, a ja nie jestem odpowiednio ubrany. - Złapał ją za ramiona. 

- Wsiądźmy na chwilę do samochodu i porozmawiajmy. 

- Co  za  lubieżna  propozycja  -  mruknęła,  podążając  za  nim  szybkim  krokiem.  -  Zapewne  zamkniesz 

drzwi i będziesz próbował mnie uwieść. 

- Niezły pomysł - zgodził się. - Połóż się na tylnym siedzeniu. 

Usiadł tuż obok niej i objął ramieniem. Z trudem przełknęła ślinę, ale zaraz uspokoiła się, czując bijące 

od niego ciepło. 

- Niezły? 

Prawdę 

mówiąc, 

nigdy 

dotąd 

nie 

składałeś 

mi 

tego typu propozycji. 

Nagle  jego twarz  znalazła  się  tak  blisko  jej  twarzy,  jak  jeszccze  nigdy  przedtem.  Z  łatwością  mogła 

dostrzec sieć drobnych zmarszczek dookoła jego oczu, cień, który rzucały na policzki jego długie, czarne 

rzęsy  i  pięknie  wykrojone  usta.  Czuła  zapach  ciała  Nicholasa  zmieszany  z  zapachem  dobrej  wody 

kolońskiej. 

-  Nigdy dotąd tego nie chciałaś - przypomniał jej. 

Oczy Nicholasa spoczęły na jej bladych, nie pokrytych szminką ustach. Serce Keeny waliło dziko w 

piersi. 

-  Nie  chciałaś  tego  aż  do  pamiętnej  nocy,  kiedy  wyjeżdżałem  do  Paryża.  Myślę,  że  i  dzisiaj  mogę 

zaspokoić twoją ciekawość, moja mała panno Niewinna. Pozwól, że pokażę ci, jak całuję. 

background image

Pochylił się i delikatnie musnął jej usta, zanim zdążyła zaprotestować. Czuły dotyk warg sparaliżował 

jej ciało. 

Silne, białe zęby mężczyzny delikatnie przygryzały usta Keeny, a język wsunął się pod jej górną wargę. 

Kobieta oddychała z trudem, patrzyła prosto w oczy Nicholasa i dostrzegła w nich cienie, jakich nigdy 

przedtem nie udało się jej zauważyć. 

- Smakujesz kawą - powiedział głębokim, zmysłowym głosem. 

-  Piłam...  kawę...  na  śniadanie.    Czy  to  był  jej  głos?  Dlaczego  był  taki  zmieniony  i  drżący.  Miała 

wrażenie, że jej ciało zesztywniało. Czuła się taka spięta. Mimo to czekała na coś. Pragnęła Nicholasa. 

Była zaszokowana swoją reakcją i czuła się głupio, zwłaszcza wtedy, gdy w oczach mężczyzny wyczytała, 

że jest on zupełnie świadomy jej wszystkich uczuć. - A ja zjem ciebie na śniadanie - mruknął. 

Keena czuła, że jego wargi zbliżają się ponownie. - Rozchyl usta- szepnął. - Chyba nie chcesz, żebym cię 

do tego zmusił. 

 - Nicholas? - zdołała wyszeptać jego imię, nim unieruchomił jej usta pocałunkiem. 

Resztki  świadomości  powiedziały  jej,  że  mężczyzna  niemal  przygniótł  ją  swoim  ciałem,  wciskając  w 

miękkie, skórzane obicia siedzenia. 

Usta Nicholasa były twarde, ciepłe i zmysłowo okrutne, a jego język wsuwał się coraz głębiej. Czuła się 

dokładnie tak samo, jak kiedyś na karuzeli. Miała wrażenie, że się unosi, że leci. 

- Och! - jęknęła pod wpływem jego namiętnych pocałunków. 

Jeszcze nigdy przedtem nie czuła tego, co w tej chwili. Wyobrażała sobie, że kruszy się coś w samym 

środku jej serca. 

 

Jedna  z  potężnych  rak  Nicholasa  zacząła  posuwać  się  wzdłuż  jej  ciała  i  zatrzymała  się  na  piersi. 

Delikatnie  pieścił  ją  przez  cienki  materiał  bluzki.  Keena  nie  miała  pojęcia,  że  dotyk  może  być  tak 

przyjemny. Odchyliła głowę i zajrzała mu w oczy. 

-  Nie  nosisz  biustonosza,  prawda? -  zapytał  czule.  –  Nie  potrzebujesz  go,  Keeno.  Twoje  piersi  są 

takie jędrne i miękkie. A pod wpływem mojego dotyku twardnieją i robią się coraz cieplejsze. 

- Nick - szepnęła. Złapała jego rękę i ścisnęła mocno. Była przerażona. - Proszę, nie rób tego. Nick... 

-  W 

taki 

piękny 

sposób 

wymawiasz 

moje 

imię. 

Powtórz 

je jeszcze raz. 

Ciężko  dyszała.  Czuła  się  jak  ryba  pozbawiona  wody.  Nie  mogła  swobodnie  odetchnąć.  Mimo  to 

chciała, żeby nadal ją całował i pieścił. Zawstydzona własnymi myślami, spuściła wzrok. 

- Krępujesz się mnie? - zapytał miękko. - Po tylu latach? 

- Przecież  nigdy  nie  kochaliśmy  się.  -  szepnęła  niespokojnie,  uświadamiając  sobie,  że  jego  ręka  w 

dalszym ciągu spoczywa na jej piersi. 

- Nie powinnaś nazywać tych pieszczot kochaniem się -poprawił kobietę łagodnie, wpatrując się w jej 

przestraszone oczy. - Dlaczego nie chcesz, żebym cię dotykał? 

background image

Oblała się purpurowym rumieńcem. Nienawidziła się za swoją głupotę i brak doświadczenia życiowego. 

- Lubisz to, prawda? - zapytał, dotykając ręką jej ciemnych włosów. 

- Muszę już wracać do domu - oświadczyła. 

-  Poczekaj jeszcze chwilę. Kiedy był pogrzeb? 

-Tydzień temu. 

-  To dlaczego jeszcze tutaj jesteś? - Zmrużył oczy. - Dlaczego? 

Zacisnęła  wargi  w  wąską  linię.  Nie  chciała  teraz  o  tym  rozmawiać.  Mimo  to,  wyjaśniła  mu  tę 

kwestię w kilku krótkich słowach. 

- Chcę wydać przyjęcie. Zaprosiłam już Jamesa Harrisa. Spojrzał na nią, a jego oczy zdawały się płonąć 

dziko. Wiedział, że Keena kiedyś kochała tego człowieka i została przez niego skrzywdzona. Pewnego dnia 

wypiła zbyt dużo whisky na pusty żołądek i wypłakała wszystkie swoje żale na

 

jego ramieniu. Jednak nigdy 

nie dowiedział się dokładnie, jakiego rodzaju krzywdę wyrządził jej Harris. Domyślał się tylko, że był to dla 

niej ogromnie bolesny cios. Jednego był pewien- nigdy nie pozwoli, aby ten mężczyzna skrzywdził  ją 

ponownie. 

-  Jesteś szalona, do diabła, jeśli myślisz, że pozwolę temu draniowi zbliżyć się do ciebie. 

-  Ciekawa  jestem,  co  zamierzasz  zrobić,  Nicholasie  -powiedziała  odważnie,  choć  wcale  się  tak  nie 

czuła. 

Długi,  namiętny  pocałunek  i  dotyk  jego  rąk  spowodował,  że  straciła  resztę  pozostałego  w  jej  sercu 

męstwa. 

- Walczyłem o ciebie tyle łat Opiekowałem się tobą, pomagałem ci. Nie będę teraz spokojnie przyglądał 

się, jak zakładasz sobie pętlę na tę śliczną szyję. - To moja szyja - burknęła. 

Podniósł kciukiem jej brodę, pochylił się i delikatnie pocałował ją w usta. Jego oczy wyrażały ogromną 

żądzę.  Keenę  znowu  przeszyły  dreszcze.  Mężczyzna  z  chłodnym  uśmiechem  przypatrywał  się  jej 

reakcji. 

- Powiedziałem ci, że po powrocie z Paryża zamierzam zostać twoim  kochankiem.  A dzień, w którym 

moja obietnica zostanie spełniona, jest coraz bliżej, kochanie. Bliżej niż ci się wydaje. Dojrzej do tej myśli, 

przyzwyczaj się do niej i bądź gotowa. 

-  Nie jestem jabłkiem - odgryzła się. 

-  Nie, ale jesteś brzoskwinią. - Pocałował ją ponownie. 

-  Jesteś soczystą, słodką, małą brzoskwinią, którą mam zamiar zjeść. Ale najpierw muszę strząsnąć ją z 

drzewa. 

Odsunął się od niej, wysiadł z samochodu i otworzył drzwi po jej stronie. Wysiadła i obserwowała, jak 

siada za kierownicą. 

-  Uważaj, żebyś się nie przeliczył, Nicholasie Coleman! - krzyknęła. Zaśmiał się. 

-  Nie sądzę, kochanie. Niedługo znowu się pokażę. 

background image

Zanim zdążyła mu cokolwiek odpowiedzieć, odjechał, zostawiając ją w chmurze kurzu. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział trzeci 

Mandy przez kuchenne okno obserwowała odjeżdżającego rollsa. 

- Promieniejesz - mruknęła do wchodzącej Keeny. 

- Słucham? - spytała rozkojarzona kobieta, zupełnie nieświadoma tego, że Nicholas potargał jej 

włosy, a jego pocałunki sprawiły, że usta miała mocno czerwone i płonące oczy. 

- Promieniejesz - powtórzyła Mandy. - Widziałaś się z Nickiem i cała promieniejesz. 

- Widziałam się z nim? - oburzyła się. - Szkoda, że nie widziałaś, jak się zachowywał. - Zachłysnęła 

się  powietrzem.  -  Powinnaś  choć  przez  chwilę  posłuchać  jego  gadaniny.  On  jest  zupełnie 

nieodpowiedzialny. 

- Dlaczego? 

- Nie chce pozwolić, abym została tutaj - wyjaśniła, mrużąc oczy. Założyła ręce i oparła się o stół. - 

Zachowuje  się,  jakby  miał  prawo  rozkazywać  mi.  Ostatnio  coraz  częściej  denerwuje  mnie  jego 

postępowanie. 

- Dobrze się czujesz? 

- Nie. Tak. Sama nie wiem. To jest to, co zawsze lubiłam w tobie najbardziej - konkretne 

odpowiedzi. - Mandy uśmiechnęła się szeroko. 

Keena nie słuchała już słów swojej pokojówki. Podeszła do pracujących w pokoju malarzy. Udawała, że 

obserwuje 

ich poczynania. Była zmieszana jak nigdy dotąd. Czuła sic jak dawna nieśmiała Keena. Jak mogła spojrzeć 

Nicholasowi w oczy, po tym, co z nią robił. Po tym, jak ją całował, po tym, jak ją dotykał. 

Wzdychała  raz  po  raz,  kręcąc  się  bez  celu  po  domu  i  spoglądając  na  wszystko  niewidzącymi, 

rozmarzonymi oczyma. Przez te wszytkie lata Nick nigdy nie zachowywał się w taki sposób. A teraz w ciągu 

background image

tak krótkiego czasu ich wzajemne stosunki uległy całkowitej zmianie. Kiedyś był jej przyjacielem, kim zaś 

był teraz? Powinna to wszystko przemyśleć i ustosunkować się do nowych układów. 

Jakie to wszystko zabawne. Nie potraktowała go serio w tę noc, kiedy wyjeżdżał do Paryża. Śmiać jej się 

chciało, kiedy mówił, że zamierza być jej kochankiem. Rozważając po raz kolejny jego zachowanie, doszła 

do wniosku, że w ten sposób chce jej po prostu dokuczyć. Ale przecież dzisiaj nie żartował. Namiętność 

pocałunków była prawdziwa, a jej piersi naprawdę twardniały pod wpływem dotyku jego rąk. 

Część jej serca, maleńka część, obawiała się Nicholasa. Nie należał do ludzi, którzy angażowali się w 

coś tylko częściowo. Nie spocznie, dopóki Keena nie znajdzie się w jego łóżku. Chciał ją posiąść i tylko 

to  go  zadowoli.  Keena  ogromnie  ceniła  sobie  niezależność.  Nie  była  pewna,  czy  jest  gotowa  z  niej 

zrezygnować.  Pod  tym  względem  jest  podobna  do  swojej  matki,  która  umarła  dając  jej  życie.  Alan 

Whitman zawsze z czułością mówił o dążeniu swojej żony do niezależności. Keena była identyczna. Zbyt 

długo żyła sama dla siebie, żeby teraz porzucić wszystkie swoje ideały. Och, byli w jej życiu mężczyźni - 

czarujący, atrakcyjni, towarzyscy. Ona jednak zawsze starała się trzymać ich na bezpieczny dystans. Już na 

początku znajomości dawała do zrozumienia, że ten romans będzie krótkotrwały. Nie, zupełnie nie była 

przekonana,  czy  byłaby  w  stanie  wytrzymać  z  jednym  mężczyzną  do  końca  życia,  zwłaszcza  z 

mężczyzną typu Nicka. Jednak po dzisiejszym  spotkaniu była świadoma, że to właśnie jego i tylko jego 

pragnęło jej ciało. Ale co z resztą jej jestestwa? Czy będzie próbował namówić ją, by zrezygnowała z pracy? 

A jeżeli zdecyduje się dzielić z nim życie, czy będzie potrafiła w razie czego odejść od niego, 

zanim będzie za późno. 

Bała się go, nie chciała, by zbliżył się do niej zanadto. Całe szczęście, że tak szybko wrócił do Nowego 

Jorku. Ale wiedziała, że nie zrezygnuje ze swego zamiaru. Nie byłby wtedy Nicholasem Calmanem. - 

Ile miałaś lat, jak wyjeżdżałaś z Ashton? - zapytała kilka dni później Mandy, gdy jeździły po mieście 

wypożyczonym samochodem. Keena chciała odwiedzić swoją dawną szkołę, bibliotekę publiczną, w której 

bywała częstym gościem i sieć nowych lepów. 

- Osiemnaście - odpowiedziała kobieta, wracając myślami

 

do wspomnień, które w większości nie były zbyt 

miłe. - Musiałaś bardzo tęsknić za domem. - Mandy uśmiechnęła się, spoglądając na dwóch jadących na 

rowerach chłopców. - To takie śliczne miasteczko - dodała zupełnie bez związku. -Śliczne - powtórzyła 

nieświadomie Keena. Pokojówka spojrzała na nią z niepokojem. - Ostatnio jesteś bardzo milcząca. 

Martwisz się, że Nick nie wraca? 

- Wcale się nie martwię! - oburzyła się. 

-  Nie próbuj się oszukiwać, kochanie. Dla mnie i tak wszystko jest jasne. 

-  Dlaczego miałabym się martwić, że nie przyjeżdża wywracać mojego życia do góry nogami, 

straszyć mnie. 

 Przecież wiesz, że kiedy dostanie to, czego chce, zniknie z mojego życia. On jest taki sam, jak wszyscy 

mężczyźni. 

background image

-  Och, opowiadasz bzdury. 

-  A pomijając wszystko inne, to jest moje życie i nic chcę, żeby ktoś w nie ingerował- dodała ostro, 

niespokojnie wiercąc się za kierownicą. - Będę robiła dokładnie to, na co mam ochotę. 

-  Oczywiście, że tak. 

-  Jeśli mam ochotę odnowić dom i wydać przyjęcie, to jest to moja prywatna sprawa. 

-  Masz rację, kochanie. 

-  A  oprócz  tego,  jeżeli  tak  bardzo  zależy  mu  na  mnie,  dlaczego  do  tej  pory  jeszcze  ani  razu  nie 

zadzwonił? -Zielone oczy Keeny błyszczały złowrogo. - Szkoda mu, czasu na rozmowy telefoniczne ze 

mną. 

-  Zapominasz, że jest bardzo zajętym człowiekiem. 

-  Ja również jestem zajęta. A poza tym jestem jeszcze zła. I on jest przyczyną mojej złości. Nie lubię, 

jak ktoś obiecuje złote góry, a potem nie dotrzymuje przyrzeczeń Zachowuje się jak nastolatek. 

-  Czy starasz się dać mi do zrozumienia, że Nick jest zazdrosny o Jamesa Harrisa? - Mandy próbowała 

ukryć uśmiech. 

-  Nie ma powodu być o niego zazdrosny. James nawet nie zadzwonił, nie wspominając już o złożeniu mi 

wizyty. 

To  również  ją  dręczyło.  Była  bardzo  młoda,  miała  zaledwie  osiemnaście  lat,  kiedy  przypadkowo 

podsłuchała rozmowę Jamesa z bratem. Wtedy właśnie uświadomiła sobie, jak bardzo była głupia, że poszła 

z nim do łóżka. Wtedy to zdała sobie sprawę, jak mało dla niego znaczyła. Była zbyt naiwna, by zrozumieć, 

jak okrutną grę prowadzi jej ukochany. Pojęła to, kiedy było już za późno. Jakaś maleńka jej cząstka nadal 

była  tą  samą  naiwną  Keena,  która  pragnęła  powalić  tego  wysokiego,  błękitnookiego,  zdradliwego  ko-

chanka na kolana. Było coś w jej sercu, czego sama nie była w  stanie zrozumieć,  co potęgowało to 

owo uczucie było zbyt silne, by je zignorować. Nicholas mógł pogodzić się z tym, że James odegrał ważną 

rolę w  jej przeszłości. Była  jednak pewna, że teraz nie będzie  musiał tego

 

robić. Być  może Nick  będzie 

uważał, że to wszystko jest

 

mało ważne. Jednak Keena była innego zdania. Zrobi wszystko, co w jej mocy, 

żeby poniżyć Jamesa Harrisa tak, Jak on kiedyś ją poniżył. Teraz, kiedy osiągnęła w życiu sukces, kiedy 

była  piękną,  pewną  siebie  kobietą,  nie  będzie  zachowywała  się  jak  nieśmiała  nastolatka.  Teraz  James 

będzie  jej  pożądał.  Chciała,  żeby  dowiedział  się,  jaka  naprawdę  jest  Potrzebowała  tego,  żeby  ugasić 

pragnienie,  które  nie  zostało  do końca  zaspokojone.  Musi  udowodnić  sobie  samej,  że  może  go  mieć, 

jeżeli tego zechce. I nikt, nawet

 

Nick, nie zdoła odwieść  jej od tego. Chciała zadzwonić do Jamesa  i 

zaprosić  go  do  siebie,  ale  najpierw  musiała  uspokoić  nerwy.  Wyszła  przed  dom,  żeby  odetchnąć  trochę 

świeżym powietrzem i zastała go stojącego przed furtką. Wyglądał, jakby od dłuższego czasu czekał na nią. 

Miał na sobie drogi tweedowy płaszcz, elegancki sweter i ciemne spodnie. Był przystojny, ale zupełnie nie 

przypominał chłopaka, w którym zakochała się dziesięć lat temu. 

- Jak grochem o ścianę- mruknęła Mandy, spoglądając na rozpromienioną Keenę. 

background image

-  No,  doczekałem  się  wreszcie.  -  James  uśmiechnął  się  szeroko  i  zaczął  wspinać  się  na  stopnie 

prowadzące  do  ganku.  Zupełnie  jak  za  dawnych  czasów. -  Pomyślałem,  że  mogłabyś  zaprosić  mnie  na 

kawę... ale jakoś nie miałem odwagi zapukać do twoich drzwi. Poza tym kręci się tu cały gum robotników - 

dodał po chwili, wskazując głową na przechodzącego właśnie cieślę. 

- Zaadoptowałam ich, są całkowitymi sierotami - powiedziała z poważnym wyrazem twarzy. Odrzucił 

do tyłu głowę i zaśmiał się głośno. Nie za brzmiało to szczerze, ale Keena przyłączyła się. 

- Jones powiedział, że pożyczyłaś mnóstwo pieniędzy na  remont domu. 

Uśmiechnęła się tylko w odpowiedzi. Było ją stać, żeby zapłacić gotówką, ale zdecydowała się pożyczyć 

pieniądze z banku Abrahama Jonesa pod zastaw bezcennej bransolety ze szmaragdami. Wiedziała, że ją 

odzyska, dlatego bez wahania to zrobiła. Teraz była tylko ciekawa, jak potoczy się bieg wypadków. Jak 

zareagują na jej poczynania dawni znajomi? Jak zachowa się James? 

- Zastawiłaś bransoletę - raczej stwierdził niż zapytał, spoglądając na nią jednym ze swoich ulubionych 

spojrzeń. - Jest prawdziwa, prawda? 

- Jak najbardziej. 

-  To prezent? 

-Nie. 

Zmarszczył brwi. 

-  Przepraszam, chyba jestem nietaktowny. Pewnie po-myślisz, że brak mi obycia. 

-  Tak bardzo się tym przejmujesz? - Uśmiechnęła się zalotnie. 

Nagle zobaczyła coś dziwnego w jego oczach, coś łagodnego, czułego, coś, czego nie udało jej się 

zauważyć nigdy przedtem. Podszedł do niej, wyjął ręce z kieszeni luźnych spodni i delikatnie złapał ją 

za ramiona. 

-  Bardzo się zmieniłaś- odezwał się łagodnie. - Zawsze byłaś piękna, ale teraz... 

-  Co teraz, James? - dopytywała się, z trudem łapiąc oddech. 

Otworzył  usta,  by  coś  powiedzieć,  ale  zastygł  w  bezruchu,  nie  mogąc  wydobyć  z  siebie  żadnego 

dźwięku. 

Keena przechyliła głowę i w tej chwili zauważyła nadjeżdżającego rollsa, który łagodnie zatrzymał się 

przed jej 

domem. Po chwili z samochodu wysiadł Nicholas, w jednej ręce trzymając duży skórzany neseser, a w 

drugiej małą walizeczkę. Był ubrany w kosztowny tweedowy garnitur, który podkreślał jego masywną 

sylwetkę. Jeżeli ktoś po-wiedziałby, że wyglądał bogato, użyłby zbyt słabego określenia. Wyglądał 

imponująco. Poruszał się z wielką gracją, a gdy zauważył Jamesa, rzucił mu pogardliwe, wyzywają- 

ce spojrzenie. -Mam nadzieję, że zdążyłaś przygotować dla mnie pokój. Jestem już cholernie zmęczony 

moim londyńskim biurem. Wpatrywała się w niego z otwartymi ze zdziwienia usta mi. 

- Kto to jest? - zapytał chłodno James. 

background image

Kena spojrzała na niego pozbawionym nadziei wzrokiem. Przez krótką chwilę zastanawiała się, czy 

Jamek uwierzyłby, że ten człowiek jest jej agentem ubezpieczeniowym. Zrezygnowała jednak z tego 

naiwnego kłamstewka westchnęła głęboko, wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się przepraszająco. 

- To jest Nicholas - odpowiedziała. - Muszę teraz cię opuścić, ale, proszę, zadzwoń do mnie później. - 

Och... tak, oczywiście - wyjąkał. Keena po raz pierwszy była świadkiem sytuacji, kiedy Jamesowi 

zabrakło słów. Wydawał się dziwić, że jakakolwiek kobieta wybrała towarzystwo innego mężczyzny, mając 

jego w zasięgu ręki. 

Odwróciła się i szybkim krokiem weszła do domu. Co znowu wymyślił Nicholas? Czy naprawdę ma 

zamiar zatrzymać się u niej? 

- A ty gdzie się wybierasz? - zapytała idącego za nią Nicholasa. - Do mojego pokoju. - Ty nie masz w 

tym domu swojego pokoju. 

- Jeszcze nie mam? To zaraz będę miał - powiedziawszy to, podjął wspinaczkę po schodach. 

- To mój dom! - Kobieta podniosła głos. - Nie możesz się tu wprowadzić, nie pytając mnie nawet o 

zgodę! 

 

- Myślisz, że uda ci się mi przeszkodzić? - zapytał uprzejmie, mierząc ją wzrokiem od stóp do głów. Pod 

wpływem tego spojrzenia cofnęła się o kilka kroków. 

- Nie jestem samotna ani bezbronna - wskazała ruchem głowy kręcących się po domu robotników. 

- Czy potrzebuje pani naszej pomocy? - Jeden z malarzy zbliżył się do niej i popatrzył na gościa. 

Nicholas spojrzał na mężczyznę z politowaniem. 

- Mam nadzieję, że jest pan ubezpieczony - odezwał się uprzejmie. 

Robotnik natychmiast wrócił do przerwanej pracy, ze zdwojoną energią. 

- Tak  jak  powiedziałem,  proszę  pani  -  odparł  po  chwili  -  ja  zaoferowałbym  pokój  temu  zmęczonemu 

człowiekowi,  

Keena  rzuciła  mu  piorunujące  spojrzenie  i  przeniosła wzrok na drugiego robotnika, który zsunąwszy 

czapkę na] oczy wydawał się nie zauważać niczego niezwykłego. 

Nicholas uśmiechnął się szeroko i ruszył dalej. 

Zrezygnowana  poszła  za  nim,  mimo  że  trzęsła  się  ze  złości.  Bezsilnie  przypatrywała  się,  jak  zagląda 

kolejno do wszystkich pokoi znajdujących się na piętrze. Wreszcie wybrał jeden i wniósł do środka swoje 

bagaże. 

- Ten będzie dobry - mruknął, rozglądając się dookoła. -Antyczne meble... bardzo ładne. - Podszedł do 

okna. -Śliczny widok. Czy jest tu łazienka? 

- Nie jedna. Na piętrze są aż dwie. Jedna zaraz przy tym pokoju. Ale nie radzę ci się rozgaszczać. Nie 

zostaniesz tutaj! 

Przesunął wzrokiem po jej zgrabnej sylwetce. 

background image

- O mój Boże, jesteś jeszcze piękniejsza, kiedy się tak złościsz

 

i zabierasz do bicia. Chodź tu i przestań 

zaciskać pięści, moja mała złośnico - powiedział głębokim, aksamitnym głosem. 

-Co ty tu w ogóle robisz? - zapytała, czując, że ziemia usuwa się jej spod stóp. Wzruszył 

ramionami. 

- Przecież widzisz. Wprowadzam się. 

- Na długo? - Dopóki znowu nie staniesz się sobą i nie wyzbędziesz 

się tych miłostek. - Spojrzał jej w twarz. - Nie wrócisz do niego, kochanie. Nie pozwolę ci na to. 

Policzki Keeny oblały się szkarłatem. 

- Zupełnie nie wiem, o co ci chodzi. 

- Doskonale wiesz. - Zbliżył się do niej o kilka kroków, a kobieta poruszyła się niespokojnie. - Nie 

panikuj! Nie mam zamiaru zapakować cię do łóżka. Czy znajdzie się jeszcze jeden wolny pokój na mój 

gabinet? 

- Gabinet jest na dole. - Keena wyraźnie wpadała w furię. - Ale jest w nim pełno malarzy. 

- W takim razie niech idą gdzie indziej. Powiesz im to, 

czy sam mam ich wyrzucić? 

- Jutro skończą pracę i będziesz miał ten pokój do swojej dyspozycji - odparła ponuro. - Nicholas, nie 

możesz zostać tutaj. To małe miasteczko. Wszyscy ludzie będą o tym plotkować. Będą myśleć, że jesteś 

moim kochankiem. 

- Może będą mieli rację - zażartował, podchodząc jeszcze bliżej. - Chodź tutaj. 

- Nicholas! - Przywarła plecami do drzwi. Objął Keenę potężnymi ramionami. Jego rozbawione 

oczy rzucały złośliwe błyski, kiedy szeptał jej do ucha jakieś sekretne myśli. 

- Zawstydzona? - mruknął. - Gdy flirtujesz z Harrisem, wcale nie wyglądasz na zawstydzoną. Dlaczego 

nie spróbujesz zachowywać się tak w stosunku do mnie? 

- Wcale z nim nie flirtuję. A skąd wiesz, że to był James? - zapytała zdenerwowana. 

Owionął  ją wspaniały  zapach dobrej  wody kolońskiej. Starała się  nie dostrzegać rozmiaru  i  siły  jego 

ciała. 

- Wyczytałem to z twoich oczu, lisiczko. - Czuła, że  jego wzrok  przeszywają  na  wskroś. -  Być  może 

wydaje  ci  się,  że  odzyskasz  to,  co  utraciłaś  przed  laty.  Szybko  się  jednak  przekonasz,  że  jest  to 

niemożliwe. 

- To moje życie, Nicholas. 

- Zgoda, ale nie pozwolę temu anemicznemu snobowi skrzywdzić cię po raz drugi. 

Drzwi uniemożliwiały jej ucieczkę, nie mogła już cofnąć się dalej. 

-  Doceniam twoją troskę- powiedziała drżącym głosem. 

-  Może jednak będzie lepiej, jeżeli zmienimy temat. Masz zamiar tracić tutaj swój cenny czas? - Nie miała 

odwagi 

spojrzeć 

mu 

oczy. 

Kiedyś 

często 

przypominałeś 

mi, 

że 

background image

jesteś bardzo zajętym człowiekiem. 

Jego twarz wyrażała wyraźne rozbawienie. 

-  Tylko praca, żadnych rozrywek... - mruknął, mrużąc oczy. 

Obserwowała, jak jego twarz przybliża się. Doskonałe zdawała sobie sprawę, co się za chwilę stanie. 

„Nic dziwnego, że zaszedł tak daleko - pomyślała, kiedy usta Nicholasa musnęły jej czoło. - Nie można 

go zatrzymać. Jest jak rozpędzona lokomotywa". 

- Za chwilę wyważysz drzwi. Będzie z korzyścią dla nas obojga, jeżeli zaczniesz przytulać się do mnie. 

- Denerwujesz mnie. 

- Czy aby wiesz, co czujesz? 

Przytulił ją mocno do siebie, a potem wziął na ręce i położył na łóżku. Odczuwała dziwny strach. Jeszcze 

nigdy  dotąd  nie  była  tak  blisko  niego.  Była  przygnieciona  zarówno  jego  ciężarem,  jak  i  osobowością. 

Wprawdzie całował ją namiętnie w samochodzie, ale to, co przeżywała wtedy, w żaden sposób nie może 

się równać z jej obecnymi uczuciami. Nigdy nawet nie marzyła o takich emocjach.  Nicholas utkwił wzrok 

w jej oczach, odczytując w ten sposób, co dzieje się w kobiecym sercu. Drżała pod wpływem dotyku 

jego ciała. Z pewnością musiał to wyczuwać. 

-  Nick...  -  wyszeptała,  a  jej  głos  załamał  się.  -  Jesteś  jak  ogień  -  powiedział  cichym,  stłumionym 

głosem,  kładąc  się  tuż  obok.  -  Czuję,  jak  rozpalam  cię  swoim  dotykiem.  Czuję  płomienie  bijące  z 

twego ciała. Miała wrażenie, że już nigdy nie przestanie się trząść, Dłońmi delikatnie gładziła jego tors 

przez cienki materiał koszuli. Palcami dokładnie wyczuwała każdy mięsień. 

- Nick... - jęknęła. Przymknęła oczy, a jej ciało bezwiednie odpowiadało na pieszczoty mężczyzny. 

Mimowolnie przysunęła się bliżej, Manipulowała przy guzikach koszuli. 

- Rozepnij je, Keeno - wyszeptał. - Dotykaj mnie. Dookoła panowała niczym nie przerywana cisza. 

Patrząc Nicholasowi prosto w oczy, kobieta rozpięła guziki i zaczęła delikatnie gładzić ciepłą, szeroką, 

porośniętą ciemnym włosem pierś. Wtedy poczuła, że i on drży. 

- Jesteś... przypominasz mi... ciepły głaz - wyszeptała niespokojnie. 

- Rozpaliłaś mnie swoim żarem - Nicholas oddychał z trudem, z radością poddając się jej delikatnym 

dłoniom. - Jeszcze nigdy przedtem nie pragnąłem tak dotyku kobiety! Żadna nie działała na mnie w taki 

sposób. 

Głos, który ich doszedł niespodziewanie, zabrzmiał niczym roztrzaskana o podłogę szklanka. 

-  Keeno! Zejdźcie na lunch! - zawołała znajdująca się w holu Mandy. 

Z ust kobiety wydostał się ledwie słyszalny jęk, a jej oczy powiedziały mu, jak bardzo niezadowolona 

jest z nagłego pojawienia się intruza. 

Oddech Nicholasa był przyspieszony. 

-  Będzie jeszcze okazja - powiedział sarkastycznie. 

Zdobyła się na nieznaczne skinienie głowy. Nicholas podniósł się, podszedł do drzwi i otworzył je, 

background image

nim Keena zdążyła go powstrzymać. 

- Co będziemy jedli? - zapytał stojącej na progu Mandy, spokojnie zapinając guziki koszuli. 

Mandy rozpromieniła się na jego widok. 

- To,  co  pan  najbardziej  lubi.  -  Starała  się  ukryć  uśmiech,  widząc  zarumienioną  twarz  i  rozbiegane 

spojrzenie swojej młodej pracodawczyni. - Sznycel, bułeczki domowego wypieku, ziemniaki w potrawce 

i świeżutką szarlotkę. 

- Chyba kiedyś zabiorę cię Keenie - powiedział mężczyzna, mrugając szelmowsko okiem. 

- Nie jestem pewna, czy Mandy by z tobą wytrzymała -mruknęła w odpowiedzi. 

Zachichotał. 

- Nigdy nic nie wiadomo. 

Keena, pragnąc jak najszybciej dojść do siebie, na drżących nogach ruszyła za Mandy do kuchni. Nawet 

nie obejrzała się, czy Nicholas podąży za nią, toteż nie mogła widzieć jego kpiącego spojrzenia. 

Jeszcze tego dnia, w godzinach popołudniowych, zadzwonił James i zaprosił Keenę na kolację. 

- Oczywiście, jeżeli twój gość nie będzie miał nic przeciwko temu - dodał złośliwie. 

Keena  mocniej  zacisnęła  palce  na  słuchawce. -  Mój...  gość  nie  będzie  mi  mówił,  co  mam  robić. 

Nicholas jest tylko dobrym przyjacielem. 

- Skoro tak twierdzisz. Czy odpowiada ci szósta? Myślę, że moglibyśmy pójść do Magnolia Room.  

Doskonale pamiętała tę ekskluzywną restaurację. Przejeżdżała koło niej, gdy skończyła osiemnaście lat i 

wyjeżdziała z Ashton do Atlanty. Bardzo wtedy płakała i przez łzy widziała wizerunek Jamesa, 

gdyż ta właśnie restauracja była jego ulubionym miejscem. - Z przyjemnością - mruknęła. - Zatem 

do zobaczenia o szóstej. James odłożył słuchawkę, a ona ciągle stała i wpatrywała się w swoją, 

zastanawiając się, w jaki sposób zdoła wytłumaczyć to Nicholasowi. Była pewna, że taka wiadomość 

nie wprowadzi go w dobry nastrój. Nicholas dokonał niezbędnych zakupów w miasteczku, a potem 

zamknął się w gabinecie. Keena słyszała, że przez cały czas okupował telefon. W przerwach między 

rozmowami szwendał się po domu, ale kobieta umiejętnie schodziła mu z drogi. Zauważyła, że podobnie 

zachowywali się robotnicy. Wszyscy z daleka obchodzili gabinet, z wyjątkiem Mandy, która co chwilę 

wchodziła tam znosząc Nicholasowi najróżniejsze przysmaki. 

- Ciekawa jestem, dlaczego tak go rozpieszczasz? -zapytała nagle Keena, ale w odpowiedzi uzyskała 

tylko zdziwione spojrzenie, któremu towarzyszyło uniesienie brwi. 

Zeszła na dół na pięć minut przed przybyciem Jamesa. Miała na sobie oryginalną sukienkę, którą 

zaprojektowała dla sławnej aktorki, a potem zadecydowała, że coś błyszczącego będzie bardziej 

odpowiednie dla tego rodzaju klientki. Sukienka była zielona - bardziej oliwkowa niż 

szmaragdowa  -  uszyta  z  miękkiego  aksamitu.  Miała  długie  bufiaste  rękawy,  przedłużony  stan  i  potężny 

dekolt.  Kolor  materiału  doskonale  harmonizował  z  barwą  jej  oczu  i  kontrastował  z  czerwienią  ust  i 

różowymi  policzkami.  Na  ramiona  spływały  świeżo  umyte,  ciemne  kręcone  włosy  Spojrzała  na  siebie 

background image

krytycznie w lustrze jeżeli ten strój nie sprawi, że James zakocha się w niej, to już nic nie będzie w stanie 

tego zrobić. 

-  Wyglądasz czarująco - mruknął stojący w drzwiach gabinetu Nicholas. 

Odwróciła  się  do  niego.  Miał  na  sobie  spodnie  z  tweedowego  garnituru,  ale  zdjął  już  marynarkę; 

jedwabny krawat zwisał luźno na szyi, a guzik przy kołnierzyku koszuli był odpięty. Rzadko kiedy Keena 

miała okazję widzieć go ubranego nieelegancko i na luzie. Włosy były w nieładzie a w prawej ręce widniał 

zapomniany niedopałek papierosa. Ręce świerzbiły ją, by go dotknąć. 

- Wychodzisz? - zapytał miłym głosem. Z trudem przełknęła ślinę. 

- Tak, z Jamesem - odparła sucho. Podniósł jedną brew. 

-Och? 

Zesztywniała, słysząc kpiący ton jego głosu. 

Tylko Nicholas potrafił okazać niesmak pogardę i złośliwość w jednej sekundzie, za pomocą niewinnego 

zdawałoby się, westchnienia. 

-  Zaprosi! mnie na obiad - próbowała się wytłumaczyć 

-  Mam 

nadzieję, 

że 

nie 

zamierzasz 

wrócić 

późno. 

Nie 

cierpię czekać na kogokolwiek. 

- Mam dwadzieścia siedem lat - przypomniała. - Nikt nie musi na mnie czekać, nie wymagam tego nawet 

od Mandy. 

-  Cóż, 

kochanie. 

Pozwól, 

że 

sam 

tym 

zadecyduję. 

Znowu uśmiechnął się złośliwie. 

- Mandy przygotuje ci coś do zjedzenia. 

-  Wiem, mówiła mi już o tym. 

-  Jest już James - mruknęła, kiedy usłyszała silnik zatrzymującego się pod domem samochodu. 

- W takim razie, baw się dobrze. Jeśli będziesz mogła -powiedział, wzruszając ramionami. 

Wszedł do gabinetu i zamknął za sobą drzwi. 

Magnolia  Room  była  jedną z  najlepszych restauracji  w  Ashton. Budynek  był  jasny, przestronny  i 

elegancki. Kiedy dziewięć lat temu Keena znalazła się tam po raz pierwszy, z wrażenia zaparło jej dech 

w  piersiach.  Opowiedziała  o  tym  Jamesowi,  gdy  tylko  usiedli  przy  stoliku.  Jednak  na  bywalczyni 

najbardziej wyszukanych  lokali, w jaką przeobraziła się Keena, ta restauracja nie zrobiła najmniejszego 

wrażenia. Przyczyną niepokoju był towarzyszący jej mężczyzna. 

W chwili, gdy kelner przyniósł menu, James przypatrywał się jej zmienionymi oczyma. Jego spojrzenie 

wyrażało całkowitą aprobatę. 

-  Ależ ty się zmieniłaś - mruknął miękko, a Keena pomyślała, że mimo upływu czasu nadal potrafi być 

bardzo czarujący. 

 

Poczuła na sobie palący wzrok i poczuła dziwne ukłucie w sercu. Jednak nie było to uczucie, którego 

background image

oczekiwała. Nieświadomie chciała, żeby wydarzyło się coś zupełnie niesamowitego. 

Niespokojnie poruszyła się na krześle. Nicholas niejednokrotnie już sprawiał, że czuła się w taki właśnie 

sposób.  Ale  co  on  robi  w  jej  domu?  Jutro  rano  jego  odwiedziny  będą  tematem  plotek  w  całym 

miasteczku,  Keena  nie  przejmowała się plotkami, ale miała plany, których nie uda się jej zrealizować, 

jeżeli nie znajdzie sposobu, by pozbyć się Nicholasa. 

-  Czy powiedziałem coś niewłaściwego? - spytał Jamek zmienionym głosem. 

Zmusiła się do powrotu na ziemię. 

-  Oczywiście, że nie. 

Uśmiechnęła się jednym ze swoich najładniejszych uśmiechów i delikatnie dotknęła jego dłoni. 

-  Rozkoszuję  się  tą  chwilą.  Pamiętasz,  kiedy  otworzono  tę  restaurację?  Mayor  Henderson  przeciął 

wstęgę, a Lieutenant Governor był pierwszym gościem. 

-  On  był  przyjacielem  Maxa  -  wyjaśnił  mężczyzna,  a  Keena  zrozumiała,  że  chodzi  mu  Maxa  Kellsa, 

właściciela tego lokalu. 

-  Powiedz mi, jak miewa się Max? 

Wzruszył ramionami. 

-Przypuszczam, że dobrze. Ostatnio byłem bardzo zajęty i nie miałem czasu go odwiedzić. 

James  wpatrywał  się  w  nią  bezustannie,  odwrócił  wzrok  tylko  na  chwilę,  by  złożyć  kelnerowi 

zamówienie. 

-  Naprawdę,  bardzo  się  zmieniłaś  -  powtórzył  po  raz  kolejny.  -  Aksamitna  suknia,  wyszukane 

zachowanie, elokwencja. Naprawdę zajmujesz się szyciem ciuchów? 

-  Od  tego  zaczynałam.  Teraz  jestem  projektantką  mody.  Projektuję  dla  najbardziej  ekskluzywnych 

domów mody w kraju i za granicą. 

-  To... w takim razie nie jesteś utrzymanką tego pana, którego nazywasz tylko przyjacielem? - zapytał 

bezceremonialnie. 

Ten  problem  wydawałby  się  oczywisty  dla  każdego,  kto  choć  trochę  zna  Keenę.  Jednak  to  pytanie 

przypomniało kobiecie, jak okrutny potrafi być James. 

-  Nie - odpowiedziała chłodno. - Nicholas nie utrzymuje mnie. 

-  Nicholas? 

- Coleman - dodała i podniosła do ust kryształową szklankę. - Z pewnością słyszałeś o fabryce nazwanej 

jego nazwiskiem. Uniósł brwi w geście zdziwienia. - Niezłe towarzystwo. - Mężczyzna uśmiechnął się sztu-

cznie. Zdawał sobie dokładnie sprawę, że chociaż w Ashton uchodził za bogatego człowieka, ów Coleman 

mógł za wszystko co ma, za cały jego majątek, zapłacić od ręki gotówką i w ogóle nie poczuć tego 

wydatku w swoim budżecie. 

- Czy on jest twoim kochankiem? - zapytał niby obojętnieale Keena wiedziała, że zżera go ciekawość. 

Niespokojnie błądził oczyma po jej twarzy i nerwowo bawił się szklanką.  Uśmiechnęła się tylko. - A 

background image

jak się tobie powodzi? - Zupełnie zignorowała jego pytanie. 

Wzruszył ramionami wiedząc, że po tym, co usłyszał o Colemanie, jego własny business z pewnością 

nie wyda się atrakcyjny. 

- Chodzi ci o fabrykę? Cóż, mogłoby być gorzej. A może myślałaś o mnie? - Zaśmiał się cicho. - 

Ostatnio czuję się trochę samotny. 

- Naprawdę? Ja nie mam czasu, by się czuć samotnie. Jestem zawsze bardzo zajęta. 

- Nie masz zamiaru wrócić do Ashton, Keeno? - zapytał niespodziewanie. 

Spojrzała mu prosto w oczy i nagle wróciła pamięć tamtych dni. Czas, kiedy James wyśmiewał się z niej, 

dokuczał. Jego pierwsze pocałunki, długie spacery po lesie. I ten wieczór, kiedy stała się kobietą, jego 

okrutne nieczułe ręce... 

- Wiesz, Keeno, tęskniłem za tobą - powiedział łagodnie, delikatnie głaszcząc jej rękę. 

„Nie wierz w to - upominała samą siebie. - Nie słuchaj tych bzdur". 

Ale wspomnienia były zbyt silne, a James taki przystoi ny. Jak mogła się powstrzymać od słuchania tych 

miłych słów. 

-  Ja... także za tobą tęskniłam - odparła z wahaniem w głosie. 

Stojący  cierpliwie  kelner  zdołał  wreszcie  uchwycić  spojrzenie  Jamesa  i  zaczął  zdejmować  z  tacy 

zamówione dania. 

Były to ostrygi, wyszukana sałatka, filet z soli i grzanki] z masłem. 

James chrząknął, jego twarz zdradzała aż nadto wyraźnie zainteresowanie Keena. Kobieta dostrzegła, że 

patrzy  na  nią  w  zupełnie  nowy,  ekscytujący  sposób.  Uśmiechnęła  się.  Ten  wieczór  był  pełen 

niespodzianek. 

-  Czy nie zechciałabyś po kolacji pojechać nad jezioro. 

Było to jedno z jego ulubionych miejsc. Oczy Keeny bezwiednie spoczęły na jego wargach. Miał 

takie ładne usta. Były zbyt pełne i zbyt ładnie wykrojone, żeby należeć do mężczyzny. Zastanawiała się, co 

czuła, kiedy ją całował. Chciałaby wiedzieć, czy nauczył się być bardziej czuły i cierpliwy w obcowaniu z 

kobietami. Nie wiadomo dlaczego, jej myśli znowu skupiły się na Nicholasie. Przypomniała sobie, jak 

całował ją w samochodzie i zarumieniła się mimowolnie. 

James pomyślał, że stało się tak na skutek jego propozycji i skrzywił usta w wyrażającym pewność siebie 

uśmiechu. 

-I co ty na to? - mruknął, przykładając do ust kieliszek wina. 

-  Hmm... - zaczęła. 

-  Przepraszam - przerwał im kelner - jest telefon do pana. 

James wymamrotał coś pod nosem i wyraźnie niezadowolony wstał od stolika. 

- Przepraszam na moment, kochanie. 

Kochanie! - Nie ma o czym mówić. 

background image

Odprowadziła  go  spojrzeniem  do  miejsca,  gdzie  stał  aparat  telefoniczny.  Obserwowała  jego  szczupłą 

sylwetkę, kiedy prowadził rozmowę, a potem gwałtownie odłożył słuchawkę. Po chwili był już z powrotem 

przy stoliku, a jego twarz wyrażała ogromne zakłopotanie. 

- Musimy, niestety, opuścić lokal. - Zamilkł na chwilę, dopijając wino. - Nie jestem w stanie wyrazić, 

jak bardzo mi przykro. Odwiozę cię do domu. 

- Czy stało się coś złego? - Mają pewne problemy w fabryce. - Westchnął. - Dziwne, nie pamiętam, 

żeby strażnik był przeziębiony. Być może jego głos został zniekształcony na skutek zakłóceń na linii. 

Keenie natychmiast przyszła do głowy pewna mysi. - Czy chodzi ci o to, że mówił niskim, 

zachrypniętym głosem? - zapytała z udaną ciekawością. 

- Dużo niższym niż zazwyczaj - powiedział, regulując rachunek. - Zawsze chciałem zarządzać fabryką. 

Ale gdy po śmierci ojca moje marzenie ziściło się, doszedłem do wniosku, że nie jest to takie proste, jak 

przypuszczałem,  Czasami  żałuję...  -  Wzruszył  ramionami.  -  Nieważne.  Może  to  właśnie  było  mi 

sądzone. - Uśmiechnął się do niej. - Mam nadzieję, że piękna czarodziejka rozwieje zły urok, który 

ktoś na mnie rzucił. 

Odwzajemniła uśmiech i ruszyła za mężczyzną w stronę wyjścia. 

Przez  całą  drogę  rozmyślała  o  tajemniczym  telefonie.  Nie  podzieliła  się  swoimi  podejrzeniami  z 

Jamesem, ale była niemal pewna, że w fabryce zupełnie nic się nie wydarzyło. 

James zatrzymał samochód tuż za eleganckim rolls-royce'em. 

- Może spotkamy się jutro wieczorem? O cholera! Nic, nie mogę. Muszę spotkać się w interesach z 

facetem z Atlanty. Ale zapraszam cię w czwartek na obiad. - W jego głosie słychać było prośbę. 

- Bardzo chętnie zjem z tobą obiad. 

-Przepraszam, że musiałem przerwać spotkanie -mruknął, pochylając się nad nią. Zanim jednak zdążył ją 

pocałować, zapaliła się latarnia oświetlająca ganek. James cofnął się gwałtownie. - W takim razie, dobranoc - 

dodał i chrząknął, by ukryć zmieszanie. 

-  Dobranoc - odparła Keena, z trudem ukrywając wściekłość, jąkają ogarnęła. 

Jak tylko znajdzie się w domu, udusi Nicholasa Colemana gołymi rękami. 

- Czy twój gość przyjechał na długo? - zapytał James, spoglądając z niechęcią na rollsa. 

- Nie - odpowiedziała pewnie. Wysiadła z samochodu i pomachała mu ręką na pożegnanie. 

Kiedy znalazła się w domu, jej ciało trzęsło się ze zdenerwowania. Wchodząc po schodach, przeskakiwała 

po dwa stopnie naraz. Jej zielone oczy pałały złowrogim blaskiem.  

Słysząc jej kroki, Mandy uchyliła drzwi swego pokoju.  

- Tak wcześnie? - zapytała, podnosząc brwi. Keena spojrzała na nią. 

- Czy Nicholas dzwonił gdzieś tego wieczora? 

-Tak,  przez  cały  czas  nie  odchodził  od  telefonu.  Przepraszam,  że  zapaliłam  światło  na  ganku,  ale 

usłyszałam samochód i chciałam zobaczyć, kto przyjechał. Nie przypuszczałam,  że  wrócisz  do  domu 

background image

tak szybko... 

Keena w zniecierpliwieniu machnęła tylko ręką. 

- Gdzie jest Nicholas? 

-  Przypuszczam, że na górze. Zdaje się, że napuszczał sobie wody do wanny. 

-  Bez wątpienia szykuje się do łóżka. 

Nie  mówiąc  nic  więcej,  Keena  podała  Mandy  swój  płaszcz  oraz  torebkę  i  podjęła  dalszą  wspinaczkę  po 

schodach. 

-  Tym razem nie ujdzie mu to na sucho. Nie pozwolę, żeby ten tyran miał nade mną kontrolę - zdołała 

jeszcze usłyszeć pokojówka. 

Uśmiechnęła się wyrozumiale i zniknęła w swoim pokoju. 

Keena, bez chwili zastanowienia, otworzyła drzwi do pokoju Nicholasa i pewnym krokiem wmaszerowała 

do środka. 

Zobaczyła stojącego naprzeciw niej Nicholas. Waśnie zajęty  był rozczesywaniem  mokrych po kąpieli 

włosów.  Dopiero  po  chwili  uświadomiła  sobie,  że  jego  potężne,  pokryte  ciemnym  włosem  ciało,  było 

zupełnie nagie. 

 

Rozdział czwarty 

Keena stała jak skamieniała na progu pokoju i bezwiednie wpatrywała się w mężczyznę. 

Uniósł brwi w geście zdziwienia, jakby był zupełnie nieświadomy swojej nagości. 

- Proszę,  wejdź  -  zaprosił  ją,  uśmiechając  się  nieznacznie.  Odłożył  grzebień  i  włączył  elektryczną 

maszynkę do golenia. - Muszę robić to dwa razy dziennie, bo inaczej mógłbym używać twarzy zamiast 

papieru ściernego - skomentował swoje poczynania, przykładając golarkę do brody. - Siadaj i opowiedz mi o 

swojej randce. 

- Och... - usiłowała coś powiedzieć, ale głos uwiązł jej w gardle. 

Nie  była  niewinna,  ale  nigdy  nie  myślała,  że widok nagiego  mężczyzny  może  ją tak oszołomić.  Nie 

mogła oderwać od niego oczu. Nigdy nie zdarzyło się jej nazwać mężczyznę pięknym, ale dla określenia 

urody Nicholasa z pewnością nie znalazłaby innego słowa. Jego potężne, muskularne ciało było idealnie 

zbudowane i nie miało ani grama tłuszczu. 

On także patrzył na nią, a na jego twarzy zakwitł uprzejmy uśmiech. 

-  Jeżeli ja nie jestem zakłopotany, to ty także nie powinnaś czuć się w ten sposób. Siadaj. Jesteś całkowicie 

bezpieczna. 

Podeszła sztywno do krzesła i ciężko na nie opadła. 

-  Ja... chciałam tylko zadać ci jedno pytanie - odezwała 

background image

się zdławionym głosem. 

Przejrzał się w lustrze, gładząc wierzchem dłoni świeżo ogolony policzek. - Słucham. 

- Czy dzwoniłeś do restauracji i powiedziałeś Jamesowi, że w jego fabryce są jakieś kłopoty? - 

wypaliła Keena. 

- A w której restauracji byliście? 

Siłą woli próbowała powstrzymać się od patrzenia na niego. 

-  Zarumieniłaś  się,  wiesz  ó  tym?  Może  wreszcie  uświadomiłaś  sobie,  że  jestem  mężczyzną  i 

zaczniesz traktować naszą znajomość inaczej. 

- Posłuchaj... ja... to jest... 

-O mój Boże, ty naprawdę jesteś zawstydzona. Muszę cię kiedyś zabrać na film porno, może wtedy 

przestaniesz reagować w ten sposób. 

Uśmiechnęła się nieśmiało. - Nie będę oglądać w twoim towarzystwie żadnych filmów. 

Zachichotał, ponownie przeglądając się w lustrze. - Powinnaś się cieszyć, że nie założyłem szlafroka W 

moim wieku nie każdy lubi być oglądany nago. - Nawet przez kobiety? Rzucił Keenie namiętne 

spojrzenie, które przyprawiło ją o przyspieszone bicie serca. - Zależy, jakie kobiety. 

- Chyba nie chcesz przez to powiedzieć... że ja... -zdołała wyjąkać zmieszana kobieta. 

- Nie. Nic podobnego nie miałem na myśli. Mimowolnie znowu przesunęła wzrokiem po jego nagim 

ciele. 

- I 

co, aprobujesz mój wygląd? - zapytał cicho. 

Momentalnie skierowała wzrok w inną stronę, zakłopotana faktem, że tak wiele zachwytu wzbudził w 

niej ten mężczyzna. 

-Przepraszam. Nie miałam zamiaru ci się przyglądać. 

-  Przecież mówiłem, że nie sprawia mi to przykrości. 

Keena kątem oka dostrzegła, że powoli przesuwał się w jej kierunku. Momentalnie zerwała się z 

krzesła. 

Osłupiały Nicholas zatrzymał się w miejscu. Nigdy dotąd nie patrzył na nią w ten sposób. Jego oczy 

wyrażały ogromne pożądanie, ale w tej chwili także błyszczały złowrogo. 

-  Nie zmuszałem cię, byś odwiedzała mnie, gdy jestem nagi. Chyba  lepiej będzie, jeżeli pójdziesz do 

swojego pokoju - powiedział oschle, podchodząc do szafy. Wyjął z niej krótki trykotowy szlafroczek  i 

założył go na siebie. 

-  Przepraszam - powiedziała, świadoma tego, że niepotrzebnie się przestraszyła - Nicholas, nie chciałam 

zachować się w taki sposób, ja... ja... cholera, a czego się spodziewałeś?! Przyznasz, że nie jest to typowa 

sytuacja, w jakiej prowadzi się konwersację. 

-  Zapomnij o tym. 

Wziął do ręki grzebień i przeczesał nim włosy. Jego twarz, pozostała pochmurna i nieprzystępna. 

background image

Stała  pośrodku  jego  pokoju,  nie  bardzo  wiedząc,  jak  powinna  się  teraz  zachować  i  skubała  palcami 

kosztowny materiał swojej sukni. 

-  Nick... - zaczęła, ale zabrakło jej słów, by powiedzieć coś więcej. 

-  Idź już spać, Keena. - Jego głos zabrzmiał obco. 

-  Nie mogę, gdyż wiem, że jesteś na mnie wściekły. Zrozum, spanikowałam. Ale mam świadomość, że 

zachowałam się beznadziejnie głupio. Cieszę się, że nie wyskoczyłam przez okno. 

Miała wrażenie, że nieco się udobruchał. Jego usta najpierw wykrzywiły się w ledwie zauważalnym 

uśmiechu, a potem zachichotał cicho. 

- Jesteśmy na piętrze - przypomniał. - Nawet by mi to przez myśl nie przeszło. Wzruszył 

ramionami. 

- Być może i ja przesadziłem. Ale wiesz przecież, że jestem cholernie drażliwy. 

Powoli zaczynała rozumieć, o co mu chodzi. Wiedziała, że mężczyźni są przewrażliwieni pod pewnymi 

względami jednak dotąd nie miała okazji przekonać się, jak bardzo wrażliwy jest Nick. 

- Nicholas, musisz zdawać sobie sprawę z tego, że jesteś  wspaniałym, przystojnym mężczyzną. 

Rzucił w jej kierunku krótkie spojrzenie.  - W porównaniu z kim? 

- Byłbyś zdziwiony, gdybym ci powiedziała. - Kłamczucha. - Odłożył grzebień i włożył ręce do kieszeni 

szlafroka. - Być może nie jesteś westalką, kochanie, ale jestem cholernie pewny, że nie bardzo masz mnie 

z kim porównać. - Nicholas najwyraźniej wpadł w wisielczy humor. Keena doskonale wiedziała, o czym 

on mówi, ale nie miała zamiaru dać mu satysfakcji i kontynuować tego bezsensownego dialogu. 

Wprawdzie nie znał całej prawdy o niej i Jamesie, ale kiedyś była na tyle głupia, że opowiedziała mu 

fragment tej historii. 

- Dlaczego nigdy nie odpowiadasz na moje pytania? -Wróciła do tego, o czym rozmawiali zaraz po jej 

wtargnięciu

 

do pokoju Nicholasa. - Nawet nie zapytałeś mnie, dlaczego tak wcześnie wróciłam do 

domu! Zamrugał powiekami. - Może choć tym razem oszczędzisz mi swoich opowieści? 

Westchnęła. 

- Nie chcesz wiedzieć, dlaczego tak szybko rozstałam się z Jamesem? 

- Harris nie jest chyba na tyle głupi, żeby ciągnąć cię ze sobą do fabryki, skoro mają tam jakieś kłopoty. 

- Aha! - wykrzyknęła. - A więc to ty dzwoniłeś! 

- Nudziłem się - powiedział, niedbale wzruszając ramionami. - Nie znalazłem tu ciekawego zajęcia. - 

Rozejrzał się po pokoju. - Chociaż mogłem zamiast tego pomalować drzwi. Że też wcześniej nie wpadłem 

na ten genialny pomysł. 

- Równie dobrze mogłeś wrócić do Nowego Jorku -zasugerowała. 

-Zrobiłem sobie wakacje. Należą mi się. Przecież wiesz, jak ciężko ostatnio pracowałem. 

- Tak, wiem. Ale czy nie mógłbyś spędzić swoich wakacji w Acapulco, na Martynice czy Paryżu? 

- Podoba mi się tutaj. 

background image

- Nicholas! - Tupnęła stopą odzianą w elegancki pantofel na wysokim obcasie. - Czy zastanawiałeś się 

nad tym, ile będzie plotek, jeżeli zostaniesz tutaj? James uważa, że powinnam sobie tego oszczędzić. 

- Naprawdę? - zakpił. - A to mnie rozczarował! 

- Obracasz wniwecz moje wszystkie plany! - Oczy Keeny rzucały gniewne błyski. 

- Do diabła! Dzięki tobie moje też zostały pokrzyżowane. 

- Nie  mam  zamiaru,  powtarzam,  nie  mam  zamiaru  wrócić  do  Nowego  Jorku,  zanim  nie  wykończę 

remontu domu i nie wydam przyjęcia. Powiedz mi, czego ty właściwie chcesz, Nicholas. Co usiłujesz w 

ten sposób osiągnąć? 

- Może w ten sposób chcę cię przekonać, żebyś przestała uciekać ode mnie. Myślałaś kiedyś o tym w ten 

sposób? 

Spojrzała na niego 

 -Przecież nie uciekam od ciebie - zaprotestowała. - Kochanie, być może nie zdajesz sobie z tego sprawy, 

ale od czasu, kiedy się poznaliśmy, pozwoliłaś mi się do siebie zbliżyć, a teraz robisz wszystko, by się 

oddalić. - Co ty opowiadasz? Obrócił się, by sięgnąć po papierosy i zapalniczkę. Zapalił i dopiero wtedy 

spojrzał na nią ponownie. Wydmuchnął chmurę niebieskawego dymu. 

-  Czego się boisz, Keeno? Czy twoje doświadczenia związane z seksem są aż tak przykre, że chcesz z 

niego całkowicie zrezygnować. A może obawiasz się, że i ja będę zbyt  brutalny  w  stosunku  do  ciebie. 

Keeno,  uwierz  mi,  z  wyjątkiem  chwil,  kiedy  doprowadzasz  moją  krew  do  wrzenia,  jestem  bardzo 

cierpliwym kochankiem. 

-  Ja... nie boję się ciebie. - Konwersacja zeszła na nie bezpieczne tory. - Nie poganiaj mnie, Nicholas. 

- Nie poganiać cię, na miłość boską, przecież znamy się już sześć lat! - Krzyknął, a oczy błyszczały mu 

groźnie.  -  Świat  jest  pełen  kobiet!  -  wybuchła.  -  Jeżeli  pragniesz  tylko  zaspokoić  swoje  pożądanie, 

jestem pewna, że bez problemu znajdziesz kogoś w miasteczku. 

Wyglądał  tak,  jakby  właśnie  wymierzyła  mu  policzek.  Keena  była  spięta,  jak  chyba  jeszcze  nigdy 

przedtem.  Była  gotowa  uciekać,  gdy  tylko  dostrzeże  najmniejszy  ruch  Nicholasa.  Obserwowała,  jak 

mężczyzna powoli dochodzi do siebie. Odwrócił się od niej i podszedł do łóżka. Nastawił budzik i postawił 

go na stojącym tuż obok stoliku nocnym. 

-  Byliśmy przyjaciółmi przez tak długi czas – odezwał się cichym głosem. - Myślałem, że znasz mnie 

na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nigdy nie pomyślałbym o tobie w ten sposób. 

Kobieta poczuła się osaczona, krwawy rumieniec wystąpił na jej policzki. 

-  Nie chciałam tego powiedzieć. Nick, nie wiem, co się ze mną dzisiaj dzieje, ale nie miałam zamiaru 

powiedzieć  nawet  połowy  tego,  co  usłyszałeś.  Jestem...  chyba  bardzo zdenerwowana  i  to  wszystko. - 

Przesunęła ręką po włosach. - Proszę, zapomnij o tym. 

-  Nie ma o czym mówić. 

Rozwiązał pasek szlafroka, a potem rzucił go na krzesło i wsunął się pod kołdrę. 

background image

-  Kochanie, 

czy 

możesz 

wyłączyć 

światło, 

jak 

będziesz 

wychodziła? - Ziewnął. - Boże, ależ jestem zmęczony. 

Przyglądała  mu  się  badawczym  wzrokiem.  Był  silny  i  potężny,  wyglądał  bardzo  imponująco. 

Zapragnęła nagle znaleźć się w jego łóżku i poczuć męskie ramiona. Miała dzisiaj straszny dzień. Zamiast 

cieszyć się obecnością Nicholasa, starała trzymać się z daleka od niego. A teraz zrobiła mu dziką awanturę, 

bez  żadnej  właściwie  przyczyny.  Przecież  James  Harris  nic  już  nie  znaczył  w  jej  życiu.  Mimo  to, 

dzisiejszego dnia wysunął się na pierwszą pozycję, przed Nicholasa. Boże, usłyszał od niej tyle przykrych 

słów. Nienawidziła się za każde z.nich. 

-  Nick... - wyszeptała drżącymi wargami, a oczy zaszły jej łzami. 

Przyglądał się jej smutnej twarzy i nagle wyciągnął ramiona. 

-  Chodź tu, lisiczko - powiedział czule. 

Szybko podbiegła do łóżka i wtuliła się w potężne ramiona Nicholasa. Jej policzek dotykał nagiej, ciepłej, 

porośniętej ciemnym włosem piersi. Czuła zapach dobrego mydła i drogiej wody kolońskiej. Jeszcze nigdy 

przedtem nie czuła się taka bezpieczna, całkowicie bezpieczna. 

-  Byłam okropna, prawda? Och, Nick, co się ze mną dzieje? - załkała. 

-  Łamie się skorupa, to wszystko - mruknął, uspokajają-co gładząc ją po plecach. 

- Skorupa? - Skorupa, pancerz, powłoka. Nazwij to jak chcesz. Chodzi mi o to, czym otaczałaś się przez 

ostatnie sześć lat -wyjaśnił. - Wiem, że byli jacyś mężczyźni w twoim życiu, ale ładnemu nie pozwoliłaś 

przekroczyć pewnej bariery. Powiedziałbym, że zostałaś nietknięta emocjonalnie. 

Podniosła głowę i spojrzała mu w oczy, ale zaraz potem przeniosła wzrok na stojące przy ścianie krzesło. - 

Nick... 

- Hmm - mruknął. Zagryzła wargę, zastanawiając się, jak wyrazić swoje myśli. Delikatnie pociągnął 

ją za włosy. - Mam wrażenie, że chciałaś mnie o coś zapytać. Zrób to, nie krępuj się. 

- Czy ma znaczenie to, że w moim życiu byli inni mężczyźni? -Dla mnie? Nie. A dlaczego pytasz? Samą nie 

bardzo wiedziała, dlaczego zadała to pytanie. Tym bardziej nie potrafiła wytłumaczyć tego Nicholasowi. 

Czuła tylko, że bardzo duże znaczenie ma dla niej odpowiedź, bez

 

względu na to, że w prawdziwym słowa 

tego znaczeniu, w jej życiu był tylko jeden mężczyzna. 

- Dlaczego nagle zamilkłaś? - Głos Nicholasa zabrzmiał bardzo czule. 

Przesunęła się nieco i pogładziła delikatnie ciemne włosy na jego piersi. 

- Nie potrafię cię rozgryźć. - Wpatrywała się w jego oczy, szukając odpowiedzi na nie zadane pytania, 

ale nie znalazła tam nic, co zaspokoiłoby jej ciekawość. - A co chciałabyś wiedzieć? 

- Nick, pragniesz mnie? - Słowa z trudem przechodziły jej przez gardło. Wyszeptała je niczym 

tajemniczy sekret. Ścisnął mocno jej palce. 

-  Co to za idiotyczne pytanie?! - Zachichotał cicho i Keena pomyślała, że zachowuje się raczej jak 

przyjaciel, którym do tej pory był, niż jak kochanek. 

background image

-  Odpowiedz! - nalegała. 

Westchnął głęboko. 

- Nie mam nastroju do rozmowy na ten temat. Jest już późno, a ja jestem cholernie zmęczony, 

- Zbyt zmęczony, żeby odpowiedzieć na jedno pytanie? - Keena znowu zaczynała się denerwować. 

Podniósł brwi. 

- Panno Whitman - powiedział przyciszonym głosem. - Na to pytanie mógłbym odpowiedzieć w sposób, 

który  zszokowałby  twoją  niewinną  duszę.  -  Zaśmiał  się  ponownie,  widząc  że  na  jej  brzoskwiniowych 

policzkach  pojawia  się  szkarłatny  rumieniec.  -  Widzę,  że  dobrze  mnie  zrozumiałaś.  A  teraz,  jeżeli 

wyczerpałaś  już wszystkie bezsensowne pytania, może zostawiłabyś mnie w spokoju i pozwoliła trochę 

pospać? Twoja obecność, mówiąc szczerze, trochę mnie rozprasza. 

Z gardła Keeny wydostał się dziwny dźwięk, który najprawdopodobniej był śmiechem, choć w ogóle go 

nie przypominał. 

- Czy ty zawsze musisz narzekać? 

Nie  wiadomo  dlaczego,  ale  ostatnie  zdanie  Nicholasa  sprawiło  jej  przyjemność.  Miło  było  mieć 

świadomość, że jej obecność rozprasza kogoś. 

- Chyba, że zechciałabyś zdjąć tę suknię i przedyskutować tę kwestię? - zapytał, mrużąc oczy. 

-  Dlaczego miałabym zdejmować suknię? - zapytała niewinnie, podnosząc się, by zdjąć z siebie ubranie. 

-  Kusisz los, lisiczko - mruknął, podpierając się na łokciu, by móc lepiej się jej przyjrzeć. 

Spojrzała w oczy Nicholasa, ale nie dostrzegła w nich ani krzty rozbawienia. 

- Czy będzie to dla ciebie straszna wiadomość, jeżeli powiem, że chcę się z tobą kochać? 

- Jak na kobietę, która chciała przed chwilą wyskakiwać przez okno, stałaś się nagle cholernie odważna. 

Spuściła głowę. -Jestem trochę zażenowana. 

- Wiem o tym, ale chcę cię uświadomić, że nie doda to uroku żadnemu romansowi - powiedział sucho. – 

Wyrzuć ze swojego serca Harrisa, zanim zaczniesz składać mi jakiekolwiek propozycje, Keena. - W 

jego głosie było wyraźnie słychać groźne nuty. - Albo oddasz mi całą siebie, albo w ogóle z ciebie 

zrezygnuję. Nie chcę się z nikim tobą dzielić. 

Nie  bardzo  wiedziała,  czy  uznać  jego  słowa  za  obrazę,  czy  za  pochlebstwo.  Zaskoczyła  ją  siła 

własnego pożądania. Jeszcze nigdy nie pragnęła tak żadnego mężczyzny. 

- Nie rozumiesz dlaczego spotykam się z Jamesem -zaczęła cichym głosem. 

- Nie? - Oceniał jej szczupłą sylwetkę okiem znawcy. - Rozumiem to lepiej niż sobie wyobrażasz. Nie 

musisz nikomu nic udowadniać, Keeno. Przecież osiągnęłaś już w życiu bardzo dużo. Pomyśl, jak 

daleko zaszłaś. Ale coś w głębi twego serca zmusza cię, żebyś przekonała samą siebie, że możesz 

odnieść jeszcze jeden sukces. I do tego właśnie potrzebny jest ci James Harris. - Przewrócił się na  brzuch 

i objął ramionami poduszkę. - Prowadź swoją grę, kochanie, ale nie oczekuj z mojej strony żadnej 

współpracy. Nie będę udawał, że chcę ci pomóc pogrążyć innego mężczyznę. 

background image

 - Jak śmiesz! - syknęła. 

- Pragniesz mnie? - zapytał krótko. Otworzyła usta, chcąc odpowiedzieć, ale słowa ugrzęzły jej w 

gardle. Czy go pragnęła? Oczywiście, że tak. Pytanie brzmiało tylko, dlaczego. 

-  Kiedy  będziesz  potrafiła  odpowiedzieć  bez  wahania,  przeprowadzimy  długą,  przyjemną  rozmowę- 

powiedział łagodnie. - A teraz idź już do siebie i pozwól mi spać. 

-  Z przyjemnością - obruszyła się i ruszyła w stronę drzwi. 

-Keeno! 

Zatrzymała się z ręką na klamce, ale nie odwróciła głowy. -Tak? 

-  Czy zastanawiałaś się kiedyś nad tym, że jedynym powodem, dla którego pożądasz Harrisa, jest fakt 

że on kiedyś cię porzucił? 

* * * 

Cicho otworzyła drzwi, ale z furią zatrzasnęła je za sobą. 

Mandy zapewne domyślała się, że Keena i Nicholas posprzeczali się poprzedniego wieczora. Nie dawała 

jednak nic po sobie poznać i w milczeniu przygotowywała śniadanie. Robotnicy nie zdążyli jeszcze przyjść i 

dom wydawał się niezwykle cichy. Keena i jej nie proszony gość siedzieli przy stole i nie odzywali się do 

siebie ani słowem. 

Pokojówka  spojrzała  na  Nicholasa  i  wyczytała  w  jego oczach  rozbawienie.  Skończyli  właśnie  jeść 

jajecznicę, wiejską szynkę i chrupiące bułeczki i poprosili o drugi dzbanek kawy. Mandy wyszła, by go 

napełnić, a Nicholas, widząc wyraz twarzy Keeny, roześmiał się głośno. 

Rozparł  się  wygodnie  na  krześle.  Jego  ciemne,  gęste  włosy  były  rozczochrane,  a  oczy  nieco 

zaczerwienione.  Miał  na  sobie  kolorową  koszulkę,  która  kontrastowała  ze  śniadą  cerą  i  ciemnymi 

spodniami, opinającymi umięśnio-ne nogi. Wyglądał tak uroczo, że Keena nie potrafiła się na niego dłużej 

gniewać. 

-  Prawie 

się 

dzisiaj 

nie 

odzywasz 

powiedział. 

Sprawiał 

wrażenie, że jest w znakomitym humorze. 

- Spodziewałeś się, że będę recytować ,Hamleta"? 

- A może w twoim programie artystycznym znalazłby się ul wór zatytułowany „Kocham cię miłością 

prawdziwą"? 

Na twarz wystąpił jej nieznaczny rumieniec, ale szybko opanowała emocje. 

- Nie - odpowiedziała stanowczo. 

- Co nie? 

- Nie kocham cię miłością prawdziwą, czy jakoś tak. 

- Nie bądź taka zblazowana, lisiczko. Bawiła się pustą filiżanką. 

- Miłość jest synonimem namiętności - odparła gorzko. - Postanowiłam, że zrobię wszystko, by pozbyć 

się takich uczuć.

 

Przypuszczam, że zbyt dużo oczekiwałam od męźczyzn. 

background image

-  Mianowicie? 

- Lojalności, kurtuazji, delikatności, taktu. - To chyba jesteś z innej bajki. Spojrzała na 

niego. - W twojej duszy nie ma ani odrobiny poezji. - Prawdopodobnie nie ma. Jestem 

realistą. 

-  A czego oczekujesz od kobiet? 

W jego oczach dojrzała dziwny błysk. Bez wątpienia był on odpowiedzią na jej sarkastyczny ton. 

- Istoty odmiennej płci, jak zapewne podejrzewasz, służą mi tylko do jednego celu. 

Położył swoją serwetkę na stole  i wstał. Podniosła  na  niego

 

oczy, starając się ukryć drżenie warg. 

Przecież  nie  chciała  się  z  nim  sprzeczać.  Ostatnio  jednak  tak  się  dziwnie  składało,  że  każdy  temat 

doprowadzał do kłótni. Nigdy przedtem nie zdarzało się jej walczyć z Nicholasem i wcale nie była pewna, 

czy  się  jej  to  podoba.  Tęskniła  za  dobrym  przyjacielem,  któremu  mogła  się  zwierzyć  ze  wszystkich 

kłopotów. A ten obcy człowiek o kamiennym sercu, który jeszcze przed chwilą siedział po przeciwnej 

stronie stołu, działał jej tylko na nerwy. Czasami nawet zdawał się wyglądać dość niebezpiecznie. 

Mandy  wkroczyła  do  kuchni  z  dzbankiem  kawy  w  ręku zanim  Keena  zdołała  cokolwiek  powiedzieć. 

Spojrzała n ich zagniewane oblicza i domyśliła się wszystkiego. 

-  Czy nie jest jeszcze za wcześnie na słowne utarczki? zwróciła się do milczącego mężczyzny, 

uśmiechając się łagodnie. 

-  Powiedz to lepiej tej pani - wskazał ruchem głowy Keenę i skierował się w stronę drzwi. 

Keena wstała gwałtownie, jej twarz przypominała chmurę gradową, a oczy ciskały błyskawice. Bała 

się, że chwilę wybuchnie głośnym płaczem. 

-  Wybieram się na przejażdżkę. Nie będzie mnie przez pewien czas. 

Mandy spojrzała najpierw na Keenę, potem na znikającego w holu Nicholasa i wreszcie na napełniony 

świeżą kawą dzbanek. Wzruszyła ramionami i nalała sobie filiżankę. 

* * * 

Las  był  cichy  i  spokojny.  Jedynym  odgłosem  dochodzą  cym  uszu  Keeny  był  szept  smukłych  sosen. 

Kobieta czuła, że powoli opuszczają wzburzenie. Wiedziała, że Nicholas celowo droczył się z nią, a mimo to 

trudno jej było opanować zdenerwowanie. W chwilach złości stawał się taki zawzięty, krzywdził ją samym 

spojrzeniem  srogich  oczu,  Mimo,  że  nie  miała  zamiaru  urągać  mu,  zrobiła  to  i  nic  na  to  nie  mogła 

poradzić. 

Usadowiła się wygodniej w siodle i przejechała ręką po gładkiej  sierści zwierzęcia.  Miała  nadzieję, że 

możliwość dotknięcia żywego stworzenia pozwoli jej uspokoić się.  

Był wspaniały dzień, po błękitnym niebie płynęły drobne, postrzępione chmurki. Zacinał ostry lutowy 

wiatr. Brązowa klacz nie była czystej rasy, ale Keena bardzo ją lubiła. Należała do niej już od czterech 

lat, a kobieta ceniła zwierzę. przede wszystkim za łagodność. Jeżdżenie na niej było ogromną przyjemnością. 

Przypomniała  sobie  próbującego  ujeżdżać  konia  Nicholasa  i  roześmiała  się,  zapominając  o  porannej 

background image

sprzeczce. Nagle ciszę zakłócił dziwny odgłos.  Odwróciła  się  i  ujrzała  jadącego w  jej  kierunku Jamesa. 

Uśmiechnęła  się,  zadowolona  z  nieoczekiwanego  spotkania.  Wyglądał  bardzo  przystojnie  w  stroju  do 

konnej jazdy. Jego błękitne oczy błyszczały radośnie. 

- Wstąpiłem po ciebie do domu - odezwał się, zatrzymując swojego konia obok klaczy Keeny. - 

Mandy poinformowała mnie, że znajdę cię w lesie. - Tak? - mruknęła, uśmiechając się zalotnie. 

Pomyślała, że stać ją dzisiaj na wszystko. 

-  Wprawdzie  konieczna  była  drobna  persfazja,  ale  w  koncu  udało  mi  sie  ją  przekonać.  -  Omiótł 

aprobującym wzrokiem jej zgrabną sylwetkę. - Świetnie wyglądasz. 

- Dziękuję, ty też. - Nerwowo poruszyła się w siodle. -Czy udało ci się rozwiązać problem w fabryce? 

Twarz Jamesa zachmurzyła się. 

- To był fałszywy alarm - burknął. -- Pojechałem tam tylko po to, żeby dowiedzieć się, że strażnik jest tak 

samo zdziwiony tą wiadomością, jak ja. To nie on dzwonił. Czy możesz sobie wyobrazić, że są ludzie 

posiadający tak bezsensowne poczucie humoru? 

- Doprawdy, trudno w to uwierzyć. Z trudem powstrzymywała się od wybuchnięcia śmiechem W 

zasadzie nie powinno jej to bawić, ale jak wyobraziła sobie Nicholasa... 

- Na szczęście, nikomu nie stała się żadna krzywda -westchnął, po czym ożywił się nagle i zapytał: - 

Masz  ochotę  na  przejażdżkę  w  moim  towarzystwie?  Przed  południem  mam  ważne  spotkanie,  ale  będę 

bardzo zadowolony, jeżeli zechcesz spędzić ze mną tych parę wolnych chwil. Zamierzam pojechać w 

dół rzeki i z powrotem. 

-  Z przyjemnością - odrzekła. 

Jadąc przy boku wałacha Jamesa, przypomniała sobie, jak dawno temu niemal codziennie odwiedzała te 

lasy tylko po to, by chociaż z daleka ujrzeć ukochanego na koniu Wtedy jej serce było delikatne i kruche, 

a ona tak bardzo pragnęła oddać je Jamesowi. Teraz była starsza i nie poddawała się tak łatwo emocjom. 

Cieszyła się z towarzystwa tego mężczyzny, ale nie chciała już ryzykować ponownego zadurzenia się w nim. 

Z własnego, bolesnego doświadczenia wiedziała, jak okrutne mogą być tego skutki. Nie miała 

najmniejszego zamiaru dawać Jamesowi drugiej szansy. 

Mimowolnie  jej  myśli  skierowały  się ku  Nicholasowi, Oczyma duszy  jeszcze raz ujrzała go nagiego  i 

poczuła,  że  ma  w  głowie  okropny  mętlik.  Jeszcze  nigdy  nie  miała  okazji  oglądania  czegoś  tak 

przerażająceggo  i  pięknego  zarazem,  jak  ciało  Nicholasa.  Nie  spała  spokojnie  tej  nocy,  może  dlatego 

właśnie wstała podenerwowana i popełniła rano ogromną gafę. Jak  mogła zadać mu tak głupie pytanie? 

Wiedziała,  że  jej  zachowanie  było  niewybaczalne.  Kiedy  myślała  o  kobietach  Nicholasa,  wyobrażała 

sobie  zawsze Marię, a świadomość, że ona niejednokrotnie widywała go w  negliżu, doprowadzała  ją do 

furii. Nie mogła wręcz znieść myśli, że Nicholas mógł dotykać inne kobiety. 

- Jesteś dzisiaj  bardzo małomówna - James przerwał  jej rozmyślania,  gdy  dojechali  do  brzegu  rwącej 

rzeki. 

 

background image

- Tak tutaj cicho. Nie jestem przyzwyczajona do takiego spokoju. Żyję w samym sercu wielkiego miasta. 

Spojrzał na nią dziwnie i powiedział: 

- Pewnie zrobiłaś wspaniałą karierę. 

Skinęła potwierdzająco głową. 

- Teraz projektuję ubrania dla prawdziwych bogaczy, a to przynosi niezłe zyski. - Masz własną 

fabrykę? 

-  Nicholas i ja właśnie prowadzimy rozmowy w tej sprawie. Na razie wynajmuję niewielki budynek  i 

zatrudniam kilka szwaczwek. Nicholas posiada kilka fabryk i być może jedną z nich przejmę. 

- Słyszałem o jego fabrykach. Myślisz... hmm..., że chciałby nabyć jeszcze jedną? - zapytał 

niezwykle poważnie i spojrzał jej prosto w oczy. Z uwagą przyjrzała się jego twarzy. - Masz zamiar 

sprzedać swoją? - Ostatnio zastanawiam się nad tym. Czy mogłabyś... hm .. wspomnieć Colemanowi 

o mojej propozycji? „Owszem, jeżeli kiedykolwiek jeszcze będę miała okazję z nim porozmawiać" - 

pomyślała i uśmiechnęła się sztucznie Czy dlatego właśnie James zainteresował się nią ponownie? Czuła, 

że znowu jest tylko przedmiotem, który on chce wykorzystać. Ale tym razem nie będzie się załamywać! 

Tamte o asy dawno minęły. 

- Tak, mogę mu o tym wspomnieć - zaśmiała się krótko. - Czy chcesz, żeby do ciebie zadzwonił? - 

Bardzo proszę. - Przysunął się bliżej i złapał ją za ramiona. 

-  Jesteś taka śliczna - mruknął. 

- I użyteczna - dodała sucho. 

Był tak płytki, że rozszyfrowanie go nie stanowiło żadnego problemu. Zupełnie inny niż Nicholas, który 

nawet po tylu latach znajomości stanowił dla niej zamkniętą książkę. 

Wykrzywił twarz w nieładnym grymasie. - Przecież wiesz, że co innego miałem na myśli - odparł, starając 

się zajrzeć jej w oczy. - Naprawdę... jestem tobą zainteresowany. 

-  A 

dlaczego 

miałbyś 

me 

być? 

Uśmiechnęła 

się 

gorzko 

-Teraz jestem już bogata, sławna i mam świetne kontakty. 

Spojrzał na nią spode łba. Rozszyfrowała go. Był zupełnie inny niż oczekiwała. Wyobrażał sobie, że 

bez trudu owinie ją wokół palca, a tymczasem stało się zupełnie inaczej, a on tego nie lubił. 

- Źle interpretujesz moje słowa. Nawet o tym nie pomyślałem. 

- Nie? - zapytała z wahaniem w głosie. - A o czym pomyślałeś, kochanie? 

-Koteczku... 

Pochylił się nagle i pocałował ją w usta. Jego wargi były ciepłe i miękkie, ale pocałunek nie zrobił na 

Keenie  większego  wrażenia.  Zachowywał  się  identycznie  jak  jej  dawny  osiemnastoletni  kochanek.  Z 

pewnością wtedy drżała w jego ramionach. Teraz była dużo starsza i ten całus był niczym w porównaniu z 

namiętnymi  pocałunkami  Nicholasa.  Była  jednak  pewna,  że  przez  wszystkie  te  lata  James  udoskonalał 

swoje umiejętności. Gdyby pocałunkowi towarzyszyło uczucie, byłoby to dla obojga cudowne przeżycie. 

background image

Mimo  że  mężczyzna  dokładał  wszelkich  starań,  Keena  nie  odwzajemniła  pocałunku.  Odepchnęła  go  od 

siebie, co zezłościło go jeszcze bardziej. Oddech mężczyzny był krótki i urywany, widać było, że poddał 

się namiętności. Z pewnością stracił panowanie nad sobą. Mocno wbił palce w ramię kobiety. 

- Dlaczego jesteś taka chłodna w stosunku do mnie? 

- Spodziewałeś się, że zemdleję z rozkoszy? Nie jestem już naiwną osiemnastolatką. 

- Dobry Boże, wiem o tym - powiedział, zatrzymując spojrzenie na jej piersiach. - Zawsze bardzo cię 

pragnąłem, nawet wtedy, dziewięć lat temu. 

- Zgadzam się, pragnąłeś. Ale było to tylko pożądanie, bez odrobiny głębszego uczucia. 

Uśmiechnął się nieśmiało. - Nie wiem zbyt dużo na temat głębszych uczuć. Lubię kobiety. Lubię 

różnorodność. Nigdy nie myślę o tym, co ty nazwałabyś miłością. 

- Ze mną jest podobnie - odparła. 

Miała wrażenie, że te słowa zirytowały go. Pewnie ciągle miał  nadzieje, że ona nadal żywi do niego 

jakieś uczucie. 

- Może jednak zmienisz zdanie - mruknął. - Spróbujmy jeszcze raz. 

Pozwoliła  pocałować  się  Jamesowi,  ale  dawne  pożądanie  odleciało  gdzieś,  ograniczyło  się  tylko  do 

drobnego  dreszczyku,  który  przeszedł  wzdłuż  kręgosłupa.  Była  zła,  że  nie  potrafi  już  nic  odczuwać. 

Przyciągnęła mężczyznę bliżej siebie, łudząc się, że uda jej się zmusić ciało do przeżycia choć cienia 

rozkoszy. 

Był czuły i delikatny, Keena miała świadomość, że jest dobrym kochankiem, ale w niej zbyt głęboko 

zakorzeniła się pamięć tamtych gorzkich dni. 

Wreszcie odsunął się od kobiety i omiótł wzrokiem jej twarz. 

- Nieźle - mruknął. - Potrzeba nam więcej praktyki. 

Uśmiechnęła się tylko i wzruszyła nieznacznie ramionami. 

- Muszę już wracać - odezwała się po chwili. 

- Zjesz ze mną obiad  jutro wieczorem tak, jak zaplanowaliśmy? - zapytał, a Keenie przez chwilę 

wydawało się, że słyszy w jego głosie jakiś nowy, dotąd nigdy nie zauważony ton. - Żałuję, że muszę 

być dzisiaj na tym spotkaniu w Atlancie... 

- Będę z tym większą niecierpliwością czekała na jutrzejszy dzień. 

Chciała  rozkochać  go  w  sobie;  chciała,  żeby  poczuł,  co  znaczy  usychać  z  miłości  i  wtedy... 

Wiedziała jednak, że James nosi maskę, że w środku jest zupełnie innym mężczyzną. Była ciekawa, 

jaki  jest  naprawdę.  Za  wszelką  cenę chciała  wiedzieć,  czy  sprawdzą  się  jej  podejrzenia.  Miała także 

świadomość, że nie spodoba się to Nickowi. 

„Tak wiele problemów spadło na mnie niespodziewanie" - myślała, wzdychając ciężko. 

Nicholas okazał się człowiekiem gwałtownym, zaborczym, z którym trudno było dojść do porozumienia. 

Doszła także do wniosku, że Jamesa w innych okolicznościach mogłaby polubić. 

background image

Nicholas  był  największą  zagadką,  jaką  napotkała  na  swojej  drodze.  Do  tej  pory  nigdy  nie  przejawiał 

większego zainteresowania jej osobą. Zawsze chciał tylko wiedzieć z kim się spotyka i upewniał się, czy ze 

strony  amanta  nie  grozi  jej  żadne  niebezpieczeństwo.  W  wypadku  Jamesa  zachowywał  się  zupełnie 

inaczej; zupełnie nie potrafiła zrozumieć jego postępowania. Czego on właściwie chciał? Przecież  nie  jej 

ciała. Z zawstydzeniem przypomniała sobie o ofercie, jaką złożyła mu zeszłej nocy. Nawet nie zawahał 

się, nie zastanowił, czy ją przyjąć. Jego odmowa zabolała kobietę dużo bardziej niż przypuszczała. Jakiego 

rodzaju grę prowadzi Nicholas? A może był tylko troskliwy i opiekuńczy i nie chciał, by James skrzywdził 

ją ponownie. 

W  drodze  do  domu  doszła  do  jednego  słusznego  wniosku.  Żałowała,  że  zmuszona  była  wrócić  do 

Georgii. Tak bardzo by chciała, żeby jej ojciec żył jeszcze, wysłuchał jej problemów i pomógł je rozwiązać. 

Ogromnie za nim tęskniła. Ostatnia utarczka z Nicholasem pomogła jej przezwyciężyć smutek. Jak można 

się smucić, skoro jest ktoś, kto bezustannie doprowadza cię do szału. 

Weszła do domu i od razu natknęła się na stojącego w holu Nicholasa. 

- No, jesteś wreszcie - burknął. - Chodź ze mną. 

Prychnęła dumnie, widząc że kieruje się do gabinetu. 

-Nicholas... 

- Nie  mamy zbyt dużo czasu. - Gdy się odwrócił, jego twarz była niezwykle poważna. Keena 

przestraszyła się, ale podążyła za nim. 

-  O co chodzi? - zapytała. 

Włożył  ręce  głęboko  do kieszeni.  Stanął  przy  oknie  i  oświetliły  go  wpadające  do  pokoju  promienie 

słoneczne. 

-  Nie łatwo mi o tym mówić - odezwał się ściszonym głosem. - W twoim biurze wybuchł pożar. 

Niemal wszystko zostało zniszczone. 

 

 

 

Rozdział piąty 

Powoli i z trudnością pojmowała jego słowa. Spojrzała mu w oczy. 

- Wybuchł pożar? -jak echo powtórzyła usłyszane przed chwilą słowa. 

- Tak. Chcesz usiąść? 

Potrząsnęła głową, w jej oczach pojawiła się panika. 

- Ale  ja podpisałam kontrakty.  W  jaki sposób teraz się  z nich wywiążę? Przecież stracę przez to dobrą 

markę! Boże, wszystko było niemal gotowe do odesłania do butików. 

background image

- Spokojnie! Spróbuj się opanować. Może uda się  jeszcze wyjść z tego. Możesz zatrudnić dodatkowe 

szwaczki oraz projektantki i powtórzycie wszystko jeszcze raz. 

Drżała na całym ciele i nerwowo przestępowała z nogi na nogę. 

- Nie  wiem...  naprawdę  nie  wiem,  czy  coś  takiego  może  się  udać.  Do  wiosennej  kolekcji  zostały 

wprowadzone pewne innowacje, których raczej nie będę w stanie odtworzyć. 

Podszedł do Keeny i próbując ją uspokoić, delikatnie posadził na sofie. Uklęknął przed nią na dywanie i 

przyciągnął głowę kobiety do swojego ramienia. 

-  Jestem 

tutaj 

powiedział 

cicho. 

Wszystko 

będzie 

dobrze. 

Jestem 

tobą. 

Nie 

martw 

się 

nic, 

wszystko 

się 

ułoży. 

Mimo że zamknęła oczy, łzy ciekły jej po policzkach. 

Cała jej praca poszła na marne! Jak wiele projektów uda jej się odtworzyć? Dlaczego nie zawiozła ich do 

domu? Dlaczego zabrała je z biura Nicholasa? Tuż przed jej wyjazdem dostarczono nowe bele materiału. 

Czy  one też doszczętnie  spłonęły?  A wszystkie uszyte  już, ekskluzywne ubrania?  Przecież to  była  cała 

wiosenna kolekcja. Pewnie i po niej pozostał tylko popiół. 

Objęła szyję Nicholasa ramionami i przylgnęła doń całym ciałem. Jego bliskość powodowała, że czuła się 

trochę lepiej. 

- Dlaczego? - szepnęła. 

- Zawsze  jest  jakaś  przyczyna,  kochanie.  Ja  zdążyłem  się  już  o  tym  przekonać,  z  czasem  ty  także  to 

zrozumiesz. Musisz się  z tym pogodzić  i  spróbować znaleźć  wyjście z trudnej sytuacji. Jeżeli  będzie 

trzeba, to zaczniesz od początku. 

- Przytul mnie mocniej - szepnęła, przysuwając cię do mężczyzny. 

-  Jeżeli to zrobię, połamię ci kości - zażartował. 

Podniósł się i przyciągnął kobietę do siebie tak blisko, że czuła każdą część jego ciała. 

- Och, Nick, jak dobrze, że jesteś tutaj - szepnęła. - Nie myślałaś tak, wybierając się na przejażdżkę. - 

Proszę cię, nie kłóćmy się teraz. Zupełnie nie mam nastroju do walki. 

- Dlaczego ciągle mi docinasz, Keeno. Dlaczego uczepiłaś się „moich kobiet", jak zwykłaś się wyrażać. 

Już nie pierwszy raz zdarzyło ci się robić te głupie uwagi - powiedział łagodnie. 

Robiło się coraz bardziej niebezpiecznie. Wzruszyła ramionami. - Naprawdę? Nie robiłam tego celowo. 

- Chcesz powiedzieć, że robiłaś mi przykrość nieświadomie? 

Przez  łzy  spojrzała  mu  prosto  w  oczy  i  miała  wrażenie,  że  nigdy  przedtem  nie  przyglądała  mu  się  z 

bliska,  Ostre  rysy  twarzy,  prosty  nos,  głęboko  osadzone,  ciemne  oczy,  zmysłowa  linia  ust.  Kiedy  ich 

spojrzenia spotkały się, przeszedł ją cudowny dreszcz. 

-  Cała się trzęsiesz - mruknął cicho. 

Faktycznie tak było. Pogrążyła się w smutku i rozpaczy, więc nie mogła zauważyć tego wcześniej. 

background image

-  Pocałował cię? - zapytał nagle, mrużąc oczy. 

Potwierdziła skinieniem głowy, uciekając ze spojrzeniem. 

Chłodny wzrok Nicholasa spoczął na jej rozpalonych ustach. -I jak było? Dobrze? Z trudem łapała 

oddech. 

- Przyjemnie - odparła. 

- Czy to samo czujesz, kiedy ja cię całuję? Czy jest ci tylko przyjemnie? 

-Nick... ogień... 

- Pod wpływem nieszczęścia ludzie robią różne niewybaczalne rzeczy - mruknął, przyciskając na moment 

swoje usta do jej warg. 

- Nie wiedziałaś o tym. Obejmij mnie w pasie i przytul mocno. 

Posłuchała  polecenia  bez słowa  sprzeciwu  i  namiętnie oddała pocałunek.  Czuła dotyk  jego potężnego 

ciała i bezwiednie jęknęła z rozkoszy. 

-  Wulkan  -  szepnął  prosto  w  jej  rozchylone  usta.  -  Dobry  Boże,  drżysz  pod  wpływem  moich 

pocałunków. Czujesz moje ciało, Keeno? Czy wiesz, że ono tężeje, gdy cię przytulam do siebie? Czy on 

reaguje podobnie? Czy mogłabyś nas ze sobą porównać? 

Nieświadomie wbijała paznokcie w jego muskularne plecy Nie mogła już stanąć bliżej niego. Poddała się 

czarowi  pocałunków  i  słowa  Nicholasa  niemal  nie  docierały  do  jej  uszu.  Jej  usta  z  rozkoszą  oddawały 

pieszczotę,  spijały  słodycz  warg  Nicholasa  i  ciągle  błagały  o  więcej,  Ręce  mężczyzny  przesuwały  się 

wzdłuż jej bioder. - Odpowiedz. 

- Twoje pocałunki... doprowadzają mnie do szaleństwa - wyszeptała, wpatrując się w jego gorące 

wargi. - Nick, nie przestawaj. 

- Nie czas i miejsce po temu, lisiczko - odparł lakonicznie i pocałował ją jeszcze raz, zanim podniósł 

głowę i westchnął ciężko. Jego oczy były zamglone, a pierś wznosiła się i opadała gwałtownie. 

Wyciągnęła rękę i dotknęła jego foremnego torsu. Pod palcami poczuła miękkość czerwonego 

materiału.  - Nick! 

- Chyba nie chcesz oddać mi się na podłodze? - szepnął z figlarnym błyskiem w oczach. 

Zarumieniła się i szybko opuściła głowę, żeby ukryć to przed Nicholasem. 

- Najpierw interesy, malutka - mruknął, otaczając ją delikatnie ramieniem. - Muszę jeszcze dzisiaj 

lecieć do Nowego Jorku. A ty, jeśli chcesz, możesz także zabrać się moim odrzutowcem. 

- Masz go tutaj?! - wykrzyknęła zdziwiona. - A gdzie, do diabła, mógłbym wylądować? W ogródku 

pełnym różanych krzewów? - Zaśmiał się krótko. - Mark Segars przyleciał dziś rano. Czeka na lotnisku. 

-  W  takim  razie,  będzie  lepiej,  jeżeli  zajmę  się  pakowaniem  -  mruknęła,  wzdychając  ciężko,  gdyż 

przypomniała sobie o eleganckim  biurze, które pewnie  było całe w zgliszczach. - Nick, nie wiesz, czy 

udało się cokolwiek ocalić? 

-  Ann udało się chwycić plik szkiców w momencie, gdy zaczęły zajmować się zasłony - odpowiedział. - 

background image

I  kilka  próbek.  Ale  kiedy  przybyła  straż pożarna  było  już  za  późno,  by  uratować  coś  jeszcze.  Zrobili 

wszystko by nie spalił się cały budynek. Jednak twoje biuro, pomieszczenie dla szwaczek i pracownia zostały 

doszczętnie zniszczone Nie uratował się nawet najmniejszy ścinek materiału 

Pokiwała smutno głową. Zapewne rozpaczałaby bardziej, gdyby straciła rękę. W sercu czuła tępe 

bolesne ukłucie żalu. Dzięki Bogu, ciągle mogła liczyć na Nicholsa. Podniosła głowę i spojrzała na niego 

pozbawionym nadziei wzrokiem. 

-  Pospiesz się - powiedział, popychając ją lekko w kierunku drzwi. - Wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi. 

-  Zawsze to robię. 

-  Czasami zbyt mocno - dodał sucho obserwując jak unika jego spojrzenia. 

Dwie godziny później byli już w drodze do Nowego Jorku. Lecieli prywatnym samolotem Nicholasa. 

Keena siedziała zatopiona w myślach. Jej ręka spoczywała w dużej, ciepłej dłoni mężczyzny. Pomagało jej 

to stawić  czoła przeciwnościom.  On  chyba  także  był  zadowolony  z  tego zbliżenia, gdyż  nie rozluźniał 

uścisku nawet wtedy gdy pił kawę czy palił papierosa. 

„Śmieszne - pomyślała - nigdy nie uważałam Nicholasa za faceta, który może cieszyć się trzymaniem ręki 

kobiety". 

-  Mam nadzieję, że Mandy zorientuje się że wyjechałam - mruknęła. - Nienawidzi, kiedy zostawiam ją 

samą bez uprzedzenia. 

-  Jestem pewien, że wszystko doskonale zorganizuje do chwili twojego przyjazdu. 

Wiem. - Oparła głowę o jego szerokie ramię. - Och, Nick, tak się cieszę, że jesteś przy  mnie sama 

nigdy bym sobie z tym nie poradziła. - Lubię się tobą opiekować, panno Niezależna - szepnął, przytulając 

twarz do jej włosów. - Oczywiście, jeżeli mi na to pozwalasz. Dlaczego nie powiadomiłaś mnie o śmierci 

ojca? 

- Byłeś taki zajęty - odparła wzdychając. - Nigdy nie byłem i nigdy nie będę zbyt zajęty, kiedy mnie 

potrzebujesz. Bądź łaskawa zapisać sobie tę sentencję w widocznym miejscu i odczytuj ją głośno 

przynajmniej dwa razy w tygodniu. Uśmiechnęła się smutno. - Spróbuję. - Spojrzała na niego. - Nick, 

dlaczego jesteś dla mnie taki dobry? - zapytała poważnie. - Zawsze, gdy coś mi nie idzie, zachowujesz 

się tak samo. Wiem, że nie robisz tego, gdyż czujesz się odpowiedzialny za mnie jak ojciec za dziecko, 

ani też dlatego, że mnie pożądasz, Zajrzał jej w oczy. 

- Pragnę cię, w porządku? Wiesz o tym cholernie dobrze. Z trudem przełknęła ślinę. - Nie wykluczam 

niczego.  - Jesteś pewna? 

Prześliznęła spojrzeniem po jego sylwetce. Miał na sobie szary krawat i białą jedwabną koszulę.  - 

Zawsze starasz się kierować moimi krokami. - Jej oddech był nieregularny. Nie chciała odpowiadać na 

podchwytliwe pytania Nicholasa.   -I nie bez powodu. Zmusiła się do spojrzenia mu w oczy. - 

Chodzi o Jamesa? - zapytała, uśmiechając się gorzko.  -Nie tylko. 

- Twoja obecność, rozmowa z tobą wpływa na mnie lepiej niż jakiekolwiek środki uspokajające. 

background image

- Nie mam innego wyjścia. Przy tobie muszę zachowywać się w taki właśnie sposób. Spróbuj teraz 

zasnąć zmęczona, mała dziewczynko. Ja się tobą zaopiekuję. Dopiero wtedy poczuła, jak bardzo jest 

utrudzona i wyczerpana nerwowo. Powieki kleiły się i wiedziała, że zaraz zapadnie w sen. Zdążyła 

pomyśleć jeszcze, że już od bardzo dawna nikt się o nią nie troszczył. 

Zatrzymali się przed apartamentem Keeny, który zwykła nazywać domem. 

Mimo, że była to godzina szczytu i na ulicach panował ogromny ruch, Jimson doskonale radził sobie za 

kierownicą. 

Kobieta czuła się obco w eleganckim wnętrzu mieszkania. Białe zasłony w oknach, miękkie, puszyste 

dywany n podłogach i wyściełane niebieskim pluszem meble. Brakowało jej tu małomiasteczkowej 

atmosfery, brakowało rodzinnego domu. 

-  Co się dzieje? - zapytał Nicholas, który natychmiast wyczuł zmianę jej nastroju. 

-  Przeżywam szok kulturowy - mruknęła pod nosem. 

Zaśmiał się cicho. 

-  W ciągu kilku godzin zamieniłaś sielski spokój na wielkomiejski zgiełk. - Potrząsnął głową. - Teraz 

możesz  sobie  wyobrazić,  co  czuję,  gdy  wracam  do  tego  piekła  po kilku  miesiącach  pobytu  za  granicą. 

Zwłaszcza po wypoczynku na wyspach Bahama. Prawdę mówiąc, jest to jedyne miejsce na ziemi, gdzie 

naprawdę potrafię zapomnieć o cholernych interesach. 

-  Jakoś nie mogę wyobrazić sobie ciebie wypoczywającego. 

Przebrał  się  w  niebieski,  typowy  dla  biznesmena  garnitur.  Wyglądał  zbyt  konwencjonalnie  jak  na 

człowieka nie przestrzegającego żadnych zasad. 

-  Dlaczego tak mi się przyglądasz, kochanie? – zapytał ściszonym głosem. 

Natychmiast spojrzała w inną stronę. 

-  Przepraszam. 

-  Rozbierałaś mnie wzrokiem. 

- Przestań wygadywać głupstwa! - oburzyła się. - Nigdy nie zapomnę, jak świdrowałaś mnie 

wzrokiem zeszłej nocy. Mój Boże, twoje oczy były okrągłe jak spodki. 

- Nicholas! - krzyknęła ostrzegawczo. 

-  Nic  na  to  nie  poradzę  -  odpowiedział  z  dziwnym  błyskiem  w  ciemnych  oczach  i  uśmiechnął  się 

łobuzersko. - Pięknie wyglądasz, jak się złościsz. Nie miała dość silnej woli, by oderwać od niego oczy. 

Przyciągał ją jak magnes. Nie poruszył się nawet, a ona dobrze wiedziała, że zaraz znajdzie się w jego 

objęciach. Tak bardzo chciała znowu poczuć dotyk jego ust, ciepło i siłę potężnego ciała. Na wspomnienie 

przeżywanych  dzięki  Nicholasowi  rozkoszy,  przeszył  ją  cudowny  dreszcz,  a  jej  usta  rozwarły  się  w 

pożądliwym westchnieniu. 

- Mój Boże, tak bardzo cię pragnę - wyszeptał chrapliwie. - Lepiej wyjdźmy stąd, zanim przestanę 

nad sobą panować. 

background image

- Warto byłoby zobaczyć cię w takim stanie - powiedziała, spoglądając na niego namiętnym wzrokiem. 

- Staram się dać ci trochę czasu, głupiutka. A oprócz tego - roześmiał się krótko - zostawiliśmy Jimsona w 

samochodzie. Myślisz, że wypada, abyśmy kazali czekać mu tak długo? Jeszcze zrezygnuje z pracy, a 

gdzie ja znajdę drugiego takiego? 

Wykrzywiła usta w nerwowym uśmiechu. Zawsze żartował, kiedy zamierzała wyznać mu swoje najskrytsze 

uczucia.  Miała  wrażenie,  że  wiedział,  co  się  z  nią  w takich  momentach dzieje i celowo otaczał się tą 

niezrozumiałą dla niej skorupą. 

- Myślisz, że trudno byłoby ci znaleźć kogoś na jego miejsce? - Próbowała się roześmiać. 

- Wiesz przecież, że zdążyłem się już przywiązać do Jimsona. A poza tym jest doskonałym kierowcą. 

-  Szkoda, że nie słyszy teraz twoich słów - powiedziała, kierując się w stronę drzwi. 

-  Często mu to powtarzam. 

Zatrzymała się na chwilę i odwróciła głowę, by spojrzeć 

mu w twarz. 

-  Nicholas,  jeżeli  nie uda  mi  się wywiązać ze wszystkich zobowiązań, załamię się  i  będzie to koniec 

mojej kariery - wyrzuciła z siebie dręczące ją myśli. 

Pogładził ją wierzchem dłoni po zaróżowionym policzku. 

-  Nie  załamiesz  się  i  nie  zrezygnujesz  z  kariery.  Już  ja  tego  dopilnuję.  Chodźmy,  kochanie.  Musisz 

wreszcie zobaczyć, w jakim stanie znajduje się twoje biuro. 

„Kochanie". Pozwoliła mu poprowadzić się korytarzem. Nie mogła się nadziwić, że troska, jaką otaczał ją 

Nicholasa  sprawiała  jej  ogromną  przyjemność,  a  co  ważniejsze  -  dodawała  siły  i  odwagi.  Nawet  nie 

wiedziała, kiedy zapomniała o Jamesie Harrisie. Czuła silny ucisk ręki Nicholasa na swoim ramieniu i tylko 

to w tej chwili miało dla niej znaczenie. 

Ann  Thompson,  ciemnowłosa  asystentka  Keeny,  próbowała  posegregować  ocalałe  szczątki  projektów 

swojej pracodawczyni. 

-  Och, jesteście już! - zawołała, gdy wraz z Nicholasem pojawiła  się  w pokoju. -  Kochanie, doskonale 

wiem co czujesz! Tak mi przykro - powiedziała, podchodząc do przybyłych. 

Keena robiła wszystko co w jej mocy, by się nie rozpłakać. 

-  Trudno się mówi - mruknęła, mrugając szybko powiekami, nie pozwalając łzom płynąć po policzkach. – 

Nie  będzie łatwo, ale musimy przez to przejść. Czeka nas krótki przestój, ale  mam  nadzieję, że szybko się 

pozbieramy. 

-Ale  tyle  pracy  poszło  na  marne-  westchnęła  Ann.  -Zniszczyło  się  tyle  przepięknych  ubrań.  Tak 

niewiele zdołałam  uratować. - Wskazała ręką na biurko, gdzie leżały poukładane żałosne szczątki kilku 

sukien, jakieś paski, guziki i nadpalona spódnica. 

 W powietrzu unosił się jeszcze dym, stoły pokrywała gruba warstwa popiołu, a po kątach walały się 

popalone skrawki materiału. 

background image

-  Głowa  do  góry  -  odezwał  się  Nicholas.  Włożył ręce  głęboko w kieszenie  i  z  nieodgadnionym 

wyrazem  twarzy  rozglądał  się  dookoła. -  Wypożyczę  ci  ludzi

 

i  sprzęt.  Nie  martw  się  już  więcej  o 

doprowadzenie  do  porządku tego  miejsca.  Jutro  rano  zjawią  się  tu  robotnicy:  A  jeśli  potrzebne  jest 

wam biuro, chętnie użyczę swojego. 

-   Tu się na razie nie da pracować - powiedziała Ann, marszcząc nos. - Strasznie czuć spalenizną. - 

Rozejrzała się po pokoju dla szwaczek. - Wysłałam dziewczęta do domu, ale Faye ma przyjść jutro z 

samego rana. Wiesz, Keeno, najgorzej wygląda pracownia. 

-   Powiedz  mi,  jakie  materiały  są  ci  niezbędne  i  gdzie  je  kupić -

 

zwrócił  się  Nicholas  do  Ann,  - 

Postaram się załatwić to na jutrzejsze popołudnie. 

- Och, gdybyś był taki dobry?! - wykrzyknęła rozentuzjazmowana Ann. 

- Ja będę pracować w domu - odezwała się Keena. - Nicholas, dam ci kilka próbnych wykrojów. Czy 

będziesz mógł mi dostarczyć po dwadzieścia tuzinów sukienek i spódnic do końca tego tygodnia? Czy 

może osłabi to twoją produkcję? 

- Myślę, że da się to zrobić. Dlaczego tylko po dwadzieścia tuzinów? 

-  Ponieważ  te  ubrania  są  w  zupełnie  nowym  stylu.  Chcę  najpierw  wysłać  je  do  kilku 

ekskluzywnych  butików  i  sprawdzić,  jak  się  będą  sprzedawać.  Dopiero  potem  zajmę  się  masową 

produkcją. Uśmiechnął się szeroko. 

-  Jesteś niezłą ekonomistką. Szybko się uczysz. Już ci kiedyś to mówiłem, prawda? 

Potwierdziła skinieniem głowy. 

- Tak, zwłaszcza jeżeli uczę się od ciebie. A ty nie jesteś nowicjuszem w tej dziedzinie. 

- Ani w wielu innych - dodał z dziwnym błyskiem w ciemnych, głęboko osadzonych oczach. 

Zaśmiała się sztucznie, chcąc ukryć zmieszanie. 

- A co z ludźmi, którzy byli zatrudnieni w pracowni? -To pytanie w zasadzie nie zostało skierowane do 

nikogo konkretnego. 

- Dam im pracę, dopóki znowu nie będziesz ich potrzebować. - Nicholas miał tę zaletę, że momentalnie 

potrafił rozwiązywać wszystkie problemy. 

Uśmiechnęła się, czując że ubyło jej trochę zmartwień.  

- Czy teraz, gdy załatwiłaś już wszystkie najpilniejsze sprawy, możemy stąd wyjść? - zapytał. - Mam 

jeszcze kilka własnych spraw. 

- Domyślam  się - westchnęła  i  spojrzała  w kierunku zniszczonej pracowni. - O Boże! Dlaczego właśnie 

teraz musiało mnie to spotkać? 

- Strażacy powiedzieli, że ktoś nieświadomie zaprószył ogień. - Ann wzruszyła ramionami. - Zresztą, 

kochanie, nie jest łatwo znaleźć przyczynę nieszczęścia. 

- Tak, to prawda. - Keena podniosła jeden ze swoich nadpalonych projektów i przycisnęła go do piersi. - 

Kiedy przyjdzie Faye, poproś ją, żeby dostarczyła mi wykaz cen które ustaliłyśmy dla wiosennej kolekcji. 

background image

W razie potrzeby wiesz, gdzie mnie znaleźć. 

Ann skinęła głową i otarła spływającą po policzku łzę. 

-  Gdybym tylko wtedy była tutaj... 

Keena otoczyła ją ramieniem. 

- Mogę pogodzić się ze stratą tego wszystkiego, ale 

nigdy nie wybaczyłabym sobie, gdyby tobie stało się coś złego. Cieszmy się, że nie wydarzyło się nic 

gorszego. Ann wzruszyła wątłymi ramionami. 

- Chyba masz rację. Całe szczęście, że jesteśmy ubezpieczeni. 

- O, właśnie... - zaczęła Keena. 

- Zajmę się tym - przerwał jej zniecierpliwiony Nicholas. Cały ten bałagan zaczynał go powoli 

denerwować. - Chodżmy idźmy już, kochanie. 

- Tak jest, wasza wysokość - powiedziała Keena, przeszywając go powłóczystym spojrzeniem. Spojrzał 

na nią zmrużonymi oczyma. 

- Małe impertynenckie stworzonko - mruknął. 

- Nicholas, uważam że nie powinieneś mnie winić. Przecież to ty nauczyłeś mnie takiego zachowania. – 

Odwróciła się, by pomachać stojącej w drzwiach Ann. 

- Nie nauczyłem cię jeszcze wszystkiego - zachichotał. - Przesłała mu złośliwy uśmiech. 

-  A masz taki zamiar? 

- Porozmawiamy kiedyś o tym. 

Ruszyli w stronę samochodu, a chłodny wiatr owiewał im twarze. - Jak już mówiłem, mam do 

załatwienia kilka ważnych spraw. Podrzucę cię do domu w drodze do biura. 

- Nick,  dziękuję. -  Była szczerze wzruszona  i  nie  potrafiła opanować drżenia głosu. -  Może uda  mi  się 

kiedyś  odwdzięczyć  za  to,  co  dla  mnie  zrobiłeś.  -  Nie  jesteś  mi  nic winna,  Keeno. Ruszajmy, "Jest 

najbardziej zagadkowym człowiekiem, jakiego spotkałam w życiu - pomyślała. - Chyba nigdy nie uda mi 

się go rozgryźć". 

Następny tydzień przypominał jazdę na szybkiej karuzeli. Dni zamieniały się w noce, noce w poranki, a 

Keena  nie bardzo zdawała sobie sprawę z upływu czasu. Pracowała niemal przez dwadzieścia cztery 

godziny na dobę, robiąc krótkie przerwy na sen wtedy, kiedy już naprawdę nie mogła utrzymać się na 

nogach. 

Żywiła  się  wyłącznie owocami, ciasteczkami  i  wypijała ogromne  ilości kawy. Godzina po godzinie 

starała  się  odtworzyć  w  pamięci  wszystko  to,  co  zostało  strawione  przez  płomienie.  Cały  pokój  był 

zarzucony kartkami papieru, skrawkami materiału, długopisami, ołówkami i kawałkami kalki. 

Nikt  jej  nie  przeszkadzał.  Wszyscy  współpracownicy Keeny  wiedzieli,  że  jej  umysł  jest  najbardziej 

twórczy  wtedy,  kiedy  przebywa  w  samotności.  Czasami  Nicholas  odważał  się  zakłócić  jej  prywatność. 

Przynosił  wtedy  z  chińskiej  restauracji  ulubione  przysmaki  Keeny.  Cieszył  się,  kiedy  pochłaniała  je  z 

background image

ogromnym apetytem. Pewnego ranka pojawił się już o siódmej rano i własnoręcznie przyrządził wyśmienite 

śniadanie z zakupionych wcześniej produktów. Do mieszkania Keeny dostał się za pomocą własnego klucza i 

obudził śpiącą na puszystym dywanie kobietę dopiero wtedy, kiedy pachnące śniadanie stało już na stole, 

Keena była tak bardzo zmęczona i zdziwiona, że nawet nie potrafiła się gniewać za to wtargnięcie. 

-  Nie jestem niemowlakiem! -protestowała, gdy Nicholas wkładał do jej ust świeże truskawki. 

Z uśmiechem przyglądał się pokrytej rumieńcem zażenowania twarzy kobiety. 

-  Nie - zgodził się. - Ale ty także czasami musisz być rozpieszczana. Jedz. 

Ponownie otworzyła usta. 

-  Smaczne? 

Uśmiechnęła się i podniosła głowę, by móc spojrzeć mu w oczy. 

- Jesteś dla mnie taki dobry, Nicholas. 

- Mam w tym ukryty cel - odparł, podając jej filiżankę kawy ze śmietanką. - Mam zamiar wkrótce cię 

uwieść, a to dobre żarcie jest po to, żeby wprawić cię w dobry nastrój. 

- Jak może ci się to udać, skoro zostałam uprzedzona o twoich zamiarach? 

Jego oczy prześliznęły się po jedwabnym szlafroczku, przewiązanym w talii wąskim paskiem. Potem 

jego wzrok spoczął na rąbku koszuli nocnej wystającej spod szlafroka 

i przesunął się po nagich nogach. 

- Och, chciałem zaczekać aż zaśniesz, a potem posiąść cię na dywanie. - Przecież teraz leżę na 

dywanie - powiedziała, odstawiając filiżankę i układając się wygodniej. - Ale jestem zbyt najedzona, 

żeby figlować. 

Wyciągnął się tuż obok niej. Dzisiaj wyjątkowo nie był ubrany w garnitur, a miał na sobie jasny sweter z 

wielbłądziej wełny i ciemne spodnie. Wyglądał dużo młodziej niż zazwyczaj i Keena miała wrażenie, że 

jest zadowolony i wypoczęty. Czuła ciepło ciała Nicholasa i bezwiednie powędrowała spojrzeniem do jego 

ust. Aż do bólu pragnęła, żeby ją dotknął, żeby ją pocałował. Położył swe szerokie ramiona pod głową, 

przymknął  oczy  i  uśmiechał  się  błogo,  Kobieta  była  niezadowolona,  że  tak  wyraźnie  ignoruje  jej 

towarzystwo. 

- Dobrze się składa, bo ja też ledwie się ruszam z przejedzenia. Napchałem się przed wyjściem z domu. 

Keena przewróciła się na bok i przyglądała się profilowi mężczyzny. 

- Nicholas, skąd pochodzisz? - zapytała nagle. 

Pytanie musiało go zaskoczyć, gdyż upłynęło kilka długich sekund, zanim się odezwał. 

-  Z Charleston. 

-  Ale nie masz charlestońskiego akcentu. 

-  Już mi o tym mówiono. 

-  Mieszkałeś w Atlancie, kiedy się poznaliśmy - przypomniała. 

-  Nigdy nie spytałaś, czy właśnie tam jest mój prawdziwy dom. Skąd to nagłe zainteresowanie? 

background image

Nie wiedziała. Roześmiała się cicho. 

-  Jestem po prostu ciekawa, to wszystko. 

-  Wynajmuję apartament w Atlancie, podobnie jak na Manhattanie i w wielu innych miejscach. Ale moja 

rodzina pochodzi z Charleston. Do tej pory istnieje tam wspaniały dom otoczony potężnymi dębami, a przez 

sam środek ogrodu przepływa rzeka Ashley. 

Przyglądała się jego zamyślonej twarzy. 

-  Czy... czy ty i twoja żona mieszkaliście tam? 

-  Misty  kochała  to  miejsce.  Dopiero  po  jej  śmierci  przeprowadziłem  się  na  stałe  do  mojego  biura  w 

Atlancie. Nie mogłem tam mieszkać, wspomnienia nie dawały mi spokoju. Postanowiłem więc trzymać się z 

daleka od Charleston i rodzinnego domu. 

-  Jestem pewna, że wspomnienia dopadły cię i w Atlancie. 

Uśmiechnął się, nie otwierając oczu. 

-Tak, aż do dnia, gdy poznałem ciebie. Zieloną jak trawa i trzęsącą się ze zdenerwowania. - 

Zachichotał. - Kiedy umarła Misty, nie było nikogo, z kim mógłbym o niej porozmawiać. Wszyscy bali 

się nawet wspomnieć przy mnie jej imię. Byłaś jedyną osobą, która odważyła się poruszyć ten temat. 

-  Musiałeś wtedy bardzo cierpieć. Pamiętam, jaki byłeś smutny. Czy nadal za nią tęsknisz, Nicholas? 

Odwrócił głowę i spojrzał na nią. 

-  Czasami. Coraz rzadziej. Ty pomagasz mi zapomnieć o wszystkim. 

- Ja? - zapytała zdziwiona. 

-  Rozjaśniłaś wszystkie ciemne zakątki mojego życia - powiedział żartobliwie - i od nowa rozpaliłaś 

we mnie ogień pożądania. 

Przeciągnęła się jak kociak przy ciepłym piecu. Przysunęła się bliżej Nicholasa i oparła głowę na jego 

szerokiej piersi. Palcami lewej dłoni zaczęła gładzić miękką wełnę jego swetra. 

- Porozmawiaj ze  mną  jeszcze -  mruknęła. - Opowiedz  mi coś o swojej rodzinie. Czy ktoś z twoich 

bliskich mieszka jeszcze w Charleston? 

- Nikt, o kim musiałbym pamiętać. Moi rodzice nie żyją już od bardzo dawna. Keeno, nie rób tego - 

dodał szybko, ściskając palce, którymi go dotykała. 

Wiedziała, że to jej  bliskość powodowała przyspieszone ruchy klatki piersiowej  mężczyzny. Poczuła  się 

silna, mogąca wiele zdziałać, a co więcej, było jej bardzo przyjemnie. 

- Psujesz mi zabawę - mruknęła. Napięcie kilku ostatnich dni, brak snu i jedzenia, dawały o sobie 

znać. Była ogromnie zmęczona. Przytuliła się do niego mocniej i westchnęła. 

- Nicholas, myślę, że do jutra uda mi się wszystko uporządkować. Potem wracam do Ashton. 

Odetchnął głęboko, a Keena poczuła, jak sztywnieją jego mięśnie. 

- Po co? Dla Harrisa? 

- Dla siebie - odparła. Usiadła gwałtownie i odgarnęła spadające na oczy włosy. - Nawet nie próbuj 

background image

odwodzić mnie od tego. Podjęłam decyzję i nie chcę jej zmieniać. Spojrzał na nią inaczej niż zwykle. 

- Twoim zdaniem, jak długo mogę pozostawać z dala od biura, zanim wszystko, co stworzyłem zostanie 

zrujnowane? - zapytał nieprzyjemnym głosem. 

- Nie musisz ze mną jechać - odparła dokładnie takim samym tonem. 

- Cholera jasna! Pewnie, że nie muszę. Jeżeli uprzesz się, to bez względu na to czy będę tam, czy nie, i tak 

wpadniesz w jego łapy. 

- A jeśli chcę w nie wpaść? - Owinęła się szczelniej szlafrokiem. - Nie jestem twoją własnością. 

Powoli przesunął spojrzeniem po zgrabnej sylwetce Keeny, aż wreszcie jego wzrok spoczął na 

delikatnych rysach jej twarzy. 

-  Czuję się za ciebie odpowiedzialny - powiedział wreszcie. 

Zabolało. Nie potrafiła wytłumaczyć dlaczego, ale słowa Nicholasa ukłuły ją niczym żądło. 

-  Dlaczego? - zapytała drżącymi ustami. – Ponieważ przez tyle długich lat nie potrafiłam zapomnieć o 

tym  mężczyźnie? Dlatego, że umiałam  cię wtedy wysłuchać", gdy  nikt  inny  nie ośmielił  zbliżyć się do 

ciebie? Dziękuję za troskę, panie Coleman, ale proszę nie zawracać sobie głowy jakimiś zobowiązaniami 

w stosunku do mnie. Jestem w stanie sama o siebie zadbać. 

-  A jak masz zamiar to zrobić? - zapytał z chłodną kurtuazją. - Kusząc prowincjonalnego prawnika? 

Oczy Keeny zabłysły złowrogim blaskiem. 

-  On nie jest prowincjonalnym prawnikiem! - wybuchła, 

Podniósł się i sięgnął po papierosa. 

Zamierzasz wyjść za niego za mąż? - zapytał bez ogródek, spoglądając na nią przez smugę 

tytoniowego dymu. Przemierzał właśnie pokój w poszukiwaniu popielniczki. 

- A jeśli nawet, to co ciebie to obchodzi? - Raniła go była zupełnie świadoma, że to robi. 

Zatrzymał się i strzepnął popiół do dużej, kwadratowej, ceramicznej popielniczki. Rzucił jej nie wróżące 

nic  dobrego  spojrzenie,  którego  nie  mogła  nie  zauważyć,  nawet  pomimo  dzielącej  ich  odległości. 

Wyprostował się i oparł o szafę. 

"Jest taki ogromny, ciemny i straszny"- pomyślała bezwiednie Keena. 

-No, dalej! Ulżyj sobie! Powiedz jeszcze coś więcej, a dowiesz się, dlaczego mnie to obchodzi - 

ostrzegł ją cichym, głębokim głosem. Kobieta doskonale wiedziała, że jej gość tłumi w sobie 

agresję. -Trzęsę się ze strachu, Nicholas. 

Czuła, że w tej chwili stacją na wszystko. W dodatku ten mężczyzna doprowadzał ją swoim zachowaniem 

do szału. Posławiła wszystko na jedne szalę. Zaryzykuje i albo wygra, albo straci wszystko. 

-Czy w ten sposób usidlasz swoje kobiety, Nicholas. - Groźbą? 

Zobaczyła furię w jego ciemnych oczach. 

Zdusił dopiero co zapalonego papierosa w popielniczce ruszył prosto w jej kierunku. Wyraz jego spiętej 

twarzy uwidaczniał chęć zemsty. 

background image

Rozdział szósty 

Serce głucho dudniło jej w piersi, ale nie poruszyła się. 

-  Nie  boję  się  ciebie!  -  powiedziała  pewnym  głosem,  chociaż  odczuwała  ogromną  chęć  ucieczki  przed 

rozwścieczonym mężczyzną. 

Nawet nie raczył jej odpowiedzieć. Jedną ręką objął ją za ramiona, a drugą ujął pod kolana. Niósł ją, jakby 

nie ważyła więcej niż torebka warzyw. Kierował się w dół do holu.  

-  Nicholas... - zaczęła nerwowo. 

-  Zamknij się. 

Pchnięciem ramienia otworzył drzwi jej sypialni. Przeszedł po ciemnoniebieskim dywanie i niemal rzucił 

Keenę  na  wielobarwną  narzutę  przykrywającą  jej  królewskich rozmiarów  łóżko. Stał obok tylko przez 

chwilę potrzebną do zdjęcia swetra. Po chwili leżał już przy niej. Próbowała się podnieść, ale silne ręce 

przytrzymały  jej  nadgarstki  i  osadziły  w  miejscu.  Puścił  ją  dopiero  wtedy,  gdy  zobaczył  panikę  w 

pięknych,  zielonych  oczach.  Leżała  teraz  pozbawiona  oddechu  i  nadziei,  spoglądając  lękliwie  na 

mężczyznę. 

-  Nie jesteś już taka odważna, prawda, lisiczko? - zapytał nieprzyjemnym, wyrażającym złość głosem. - 

No, 

kochanie, 

walcz 

ze 

mną. 

Dlaczego 

nagle 

przestałaś? 

Przecież 

robiłaś to od dnia mego wyjazdu do Paryża. 

Nerwowo oblizała usta. 

- Nie rozumiem. 

- Zachowujesz się jak mała dziewczynka, rzucająca kamieniami w chłopca, który jej się bardzo podoba i 

wykrzykująca przy tym jego imię. Ona jeszcze nie wie, że kiedyś i tak konieczna będzie konfrontacja. - 

Mimo, że głos Nicholasa był opanowany, jego oczy błyszczały groźnie. -Przez cały ten czas starasz się 

zaciągnąć mnie do swojego łóżka. W porządku, jestem tutaj. Co masz więc zamiar ze mną teraz zrobić? 

Zagryzła dolną wargę. 

-  Jeśli  myślisz,  że  o  to  mi  chodzi,  to  jesteś  w  wielkim  błędzie  -  odparła  drżącym  głosem.  -  Jesteś 

zarozumiały... Pochylił się nad nią i zajrzał prosto w oczy. Jego ciepły oddech owiewał twarz Keeny, a 

zmysłowe usta były tak blisko, że dotykały jej warg, gdy mówił. Ciepło bijące z ciała Nicholasa niemal 

parzyło ją. Dziwiła się, że dźwiganie na sobie ciężaru mężczyzny sprawia jej taką przyjemność, Więcej niż 

przyjemność. Było to cudowne uczucie. Gwałtownie przewrócił się na plecy i pociągnął ją za sobą. Teraz 

on  rozkoszował  się  ciężarem  jej  zgrabnego  ciała.  Obie  dłonie  kobiety  przycisnął  do  swej  nagiej, 

porośniętej gęstym, ciemnym włosem piersi. - Nie kłopocz się obrażaniem mnie - wyszeptał. - Zresztą 

cała ta zabawa to twój pomysł. Ja tylko pozwoliłem ci się poprowadzić, lisiczko. 

Jego  dotyk  był  uspokajający.  Pragnęła  tego  od  tak  długiego  czasu,  a  on  teraz  gotowy  był  spełnić  jej 

background image

pragnienie. Jej ręka delikatnie dotykała jego potężnej piersi, palce błądziły wśród porastających ją włosów. 

Nie  mogła  pogodzić  się  z  myślą,  że  wszystkie  uczucia  Nicholasa  są  rezultatem  źle  pojętej 

odpowiedzialności. 

- Mój pomysł?! Jeśli kiedykolwiek chciałabym, byś kochał się ze mną... 

Jego oczy pociemniały, a mięsień na policzku zadrgał nerwowo. 

-  Właśnie  -  przerwał  jej.  -  Zachowałabyś  się  tak,  że  klęczałbym  u  twoich  stóp  i  błagał  o  łaskę  - 

dokończył za nią. - Mój Boże, dlaczego jesteś w tak paskudnym nastroju dzisiejszego ranka? 

-  A w jakim miałabym być, skoro ty... - zamilkła, spuszczając oczy. 

-  Skoro ja co? - zapytał cicho. - Kontynuuj. Nie przerywaj sobie. Skoro ja co? 

-  Nie musisz... czuć się za mnie odpowiedzialny - wydukała zdławionym głosem. 

Klatka piersiowa Nicholasa podnosiła się i opadała powoli. 

-  A więc o to ci chodzi. - Odsunął z jej policzka kosmyk włosów. - Nie lubisz, żeby ktoś się o ciebie 

troszczył? 

Spojrzała mu w oczy, ale zaraz odwróciła wzrok. 

-Nie  jestem  twoją  własnością.  Ja...  nie  lubię...  nie  chcę,  żebyś  traktował  to  jako  zobowiązanie.  - 

Zagryzła wargę, gdyż łzy napłynęły jej do oczu. 

Potężne palce Nicholasa delikatnie pieściły jej szyję. 

-  Robię  to,  co  chcę  robić.  Co  sprawia  mi  przyjemność,  Keeno  -  odparł  cichym,  łagodnym  głosem. - 

Bardzo  lubię troszczyć  się o ciebie, kiedy tego potrzebujesz.  Nigdy  nie  myślałem, że mam wobec ciebie 

jakieś zobowiązania. Zwłaszcza wobec ciebie. 

Podniosła wzrok i spojrzała mu w oczy, ale znalazła tam tylko wyraz rozbawienia. 

-  Miałam  wrażenie,  że  uważasz  inaczej.  Kręcisz  się  wokół  mnie,  bo  jesteś  przekonany,  że  musisz  to 

robić. 

-  Kręcę się wokół ciebie, ponieważ dobrze się czuję w twoim towarzystwie, ponieważ potrafisz ze mną 

rozmawiać. Z moją pozycją i pieniędzmi jest cholernie trudno komuś zaufać. Nie pomyślałaś o tym nigdy? 

Przyglądała się nosowi mężczyzny. Miała wrażenie, że został kiedyś złamany. Nie namyślając się wiele 

wyciągnęła rękę i dotknęła miejsca, gdzie widniało niemal niewidoczne zgrubienie. 

- Nie, nigdy. To znaczy nigdy nie myślałam o twoich pieniądzach. Nick, kiedy został złamany twój 

nos? 

- Podczas służby w marynarce - odrzekł. - Pamiątka mojego niezdyscyplinowania. Nie chciałem 

wykonać do rozkazu. Dlaczego pytasz? Wzruszyła ramionami. 

- Już kiedy cię poznałam, byłeś bardzo bogaty - wyjaśniła. 

- To prawda - przyznał. - Ale ty nigdy nie prosiłaś mnie o nic. Nawet wtedy, kiedy miałaś problemy ze 

spłacaniem swoich rachunków. Oczy Keeny rozszerzyły się ze zdziwienia. - W jaki sposób się o tym 

dowiedziałeś? - Byłem ciekawy i zbierałem wszelkie wiadomości na twój temat. Poruszyła się 

background image

niespokojnie. 

- Co jeszcze udało ci się odkryć? Uśmiechnął się. - To, że zbytnio ufasz ludziom. Mam do ciebie 

słabość, lisiczko, dlatego za twoimi plecami rozprawiłem się z kilkoma panami, którzy wydawali się 

interesować tobą, a których nikt nie uznałby za dżentelmenów. Roześmiała się. - Zawsze robiłeś 

wszystko, żebym straciła co przystojniejszych pracowników - zażartowała, przypominając sobie 

mężczyznę, któremu Nicholas omal nie złamał szczęki. Westchnął ciężko. - Nawet nie wiesz, ile siwych 

włosów mnie to kosztowało. 

-  Spróbujmy odgadnąć, które osiwiały przeze mnie. Może ten? - Wyszukała jeden siwy włos na 

zarośniętej piersi mężczyzny. 

-  Między innymi. - Nerwowo przesunął dłońmi po jej plecach. - Keeno, chcę się z tobą kochać. 

Dojrzała ogromne pożądanie w jego oczach i szybko zatrzepotała rzęsami. Miała wrażenie, że już nigdy 

nie uda jej się złapać oddechu. Czuła, jak wzrasta między nimi napięcie. 

-  Ale... nie chciałeś, kiedy sama ci to zaproponowałam - wyszeptała niepewnie. 

-  Bałaś  się  mnie  wtedy.  Pamiętasz,  jak  zachowałaś  się,  kiedy  ruszyłem  w  twoim  kierunku,  by  wziąć 

szlafrok.  Byłaś  gotowa  wyłamać  drzwi,  byle  tylko  znaleźć  się  w  bezpiecznej  odległości  ode  mnie.  - 

Przesunął  spojrzeniem  po  jej  twarzy.-  Dzisiaj  także  nie  wyglądasz  dużo  spokojniej,  kochanie  -  dodał 

łagodnie. - Gdybyś tylko mogła zobaczyć swoje oczy, gdy niosłem cię tutaj... 

Z trudem przełknęła ślinę. 

-  Byłeś taki zły. 

-A czego się spodziewałaś? Nie lubię mieć rywali. Zwłaszcza, jeżeli ma nim być ktoś taki, jak James 

Harris. Uśmiechnęła się nieznacznie. 

-  A ja nie lubię, jeżeli ktoś mówi, że ma wobec mnie zobowiązania. 

Objął ją mocniej. 

-  Nadal nie odpowiedziałaś na moją prośbę. Pragnę cię, 

Spuściła wzrok i zaczęła przyglądać się masywnej piersi mężczyzny. Ona także go pragnęła, ale nie była 

zaślepiona pożądaniem. Była świadoma konsekwencji, jakie może przynieść chwila uniesienia. Była 

zmieszana, ogromnie zmieszana. Nie mogła sobie wyobrazić, w jaki sposób mogłoby do tego dojść. 

Podniósł kciukiem jej brodę i spojrzał prosto w iskrzące się oczy. 

- Nie zamierzam wpędzić cię w ciążę, jeżeli tego się obawiasz. 

 Zaczerwieniła się po koniuszki uszu. Obserwował jej reakcję z niemałym zdziwieniem. 

- Z jakimi mężczyznami miałaś do czynienia? - zapytał, śmiejąc się sztucznie. - Na Boga, nigdy nie 

rozmawiałaś z nimi o seksie? 

-  Nie  miałam  zbyt  wielu  okazji -  przyznała  otwarcie.  -Zresztą,  po  co  rozmawiać  na  ten  temat? 

Leniwie  pocałował  ją  w  usta,  nie  spodziewając  się,  że  przyniesie  mu  to  tak  cudowne  doznania. 

Całował ją coraz namiętniej, delikatnie gładząc po plecach i zsuwając szlafroczek z ramion. 

background image

- Nick - szepnęła, drżąc pod wpływem dotyku jego gorących ust. 

Ręce Nicholasa delikatnie pieściły piersi Keeny, a jej ciało tężało na skutek pieszczoty. 

- Z tobą czuję się jak niedoświadczony podrostek - wyszeptał jej do ucha. - Mój Boże, starałem się dać ci 

odpowiednią ilość czasu, ale to wszystko dzieje się niezależnie ode mnie. 

 Mimo  to  pieścił  ją  i  całował  z  wprawą  doświadczonego  kochanka.  Keena  jeszcze  nigdy  w  życiu  nie 

odczuwała takich emocji. Miała wrażenie, że płonie od środka. 

- Och, Nick -jęknęła, gdy podniósł głowę, by zajrzeć jej w oczy. 

 Klatka  piersiowa  mężczyzny  unosiła  się,  i  opadała  gwałtownie.  Keena  dotknęła  Nicholasa  opuszkami 

palców i poczuła, że jego ciało zroszone jest potem. Przyglądał się jej z taką ciekawością i pożądaniem, 

jakby  nigdy  dotąd  nie  miał  okazji  zobaczyć  nagiej  kobiety.  Spojrzenie  było  tak  intensywne,  że  Keena 

drżała pod jego wpływem. 

-  Nicholas - szepnęła. 

-  Słucham, kochanie? - zapytał czule. Wyciągnęła dłoń i dotknęła jego poważnej, niemal nigdy nie 

relaksującej się twarzy. 

-  Ja... ja chciałabym... być bliżej ciebie. 

Delikatnie potarł policzkiem o jej dłoń. 

-  Tak? - mruknął. - Czy nie znajdujemy się dość blisko siebie? 

Zsunął Keenę na materac i pochylił się nad nią, podpierając się na łokciach 

-  Nie - szepnęła, gdy zdołała uwolnić swe usta od pocałunku. - Chcę... czuć całego ciebie, Nicholas - 

jęknęła,mając 

świadomość, 

że 

opiera 

się 

na 

niej 

całym 

swym 

cię 

żarem. 

Jej miękkie piersi zostały przygniecione twardym, muskularnym torsem mężczyzny. Wyciągnęła ręce i 

przyciągnęła  go  bliżej  siebie,  jakby  chciała,  by  już  na  zawsze  stanowili  całość.  Tak  bardzo  pragnęła 

zadowolić go, mogłaby dawać z siebie wszystko co najlepsze, byleby tylko rozpalić w nim ogień podobny 

do tego, którym płonęło jej ciało i serce. 

-  Chciałabym... żeby było ci dobrze ze mną - wyszeptała nieśmiało. 

-  Jest mi dobrze - wyznał i pocałunkiem otworzył jej usta. - Mój Boże, twoje usta są tak miękkie. 

Poruszyła  się  pod  nim  niespokojnie.  Twarde  skręcone  włosy  porastające  tors  mężczyzny  drażniły  jej 

delikatnie ciało, przyprawiając o kolejne dreszcze rozkoszy. 

-  Nie jestem zbyt ciężki? - mruknął prosto w jej rozchylone usta. 

-  Nie - wyszeptała, spoglądając mu w oczy. 

Nicholas językiem gładził jej górną wargę. Obserwował reakcje kobiety, jego ciemne oczy były pełne 

pożądania ale i tajemnicy. 

- Czy zawsze patrzysz na kobiety w taki sposób? - zapytała a zaniepokojona, przestając na chwilę gładzić 

jego muskularne plecy. 

 

background image

- Tylko wtedy, kiedy tak cholernie ich pragnę i nie mogę zdobyć od lat. - Naparł na nią mocniej, chcąc 

udowodnić", jak wielkie jest jego pożądanie. - Czujesz, jak bardzo cię pragnę? 

Z  trudem  łapała  oddech,  była  pewna,  że  gdyby  teraz  musiała  się  podnieść,  nie  byłaby  w  stanie 

utrzymać się na nogach. Miała wrażenie, że nigdy nie istnieli oddzielnie, że zawsze stanowili jedność. 

Pocałował ją ponownie. Przypomniała sobie, że w bardzo podobny sposób po raz pierwszy całował ją w 

rollsie. Dotyk Nicholasa sprawiał, że jej ciało pragnęło coraz więcej pieszczot Dopiero teraz dojrzewało w 

niej uczucie prawdziwego pożądania. 

Usłyszała cichy, triumfujący śmiech i niechętnie podniosła

 

powieki. Nicholas zdjął z niej porozpinaną 

już wcześniej koszulę nocną i odrzucił ją gdzieś na środek pokoju. Pod wpływem dotyku jego rąk, jej 

ciało przeszyły miliony rozkosznie kłujących igiełek. Nicholas położył się obok, by dobrze przyjrzeć się jej 

teraz już zupełnie nagiemu ciału. W sypialni nie było zbyt ciepło, toteż rozgrzaną przez mężczyznę Keenę 

omiótł chłód. Pożerał spojrzeniem każdy zakamarek jej ciała. Podążał wzrokiem wzdłuż długich, 

zgrabnych nóg, zatrzymał na krągłych biodrach, a potem przesunął na szczupłą talię i piersi. Nabrała 

pewności, że podobne zainteresowanie okazałby każdy mężczyzna będący teraz na miejscu Nicholasa. 

Chociaż wtedy, wiele lat temu, James Harris zbyt 

bardzo spieszył się z zaspokojeniem swojej żądzy, żeby rzucić choć przelotne spojrzenie na ciało swojej 

partnerki. Wszystko stało się błyskawicznie i w rezultacie Keena wyniosłą

 

z tego zbliżenia tylko upokorzenie, 

wstyd  i zakłopotanie. Nie doznała  ani odrobiny przyjemności.  Ale teraz  było zupełnie  inaczej. Nicholas 

wydawał się stworzony właśnie dla niej. Dziwiła się, że nie odkryła tego dużo wcześniej. Wiedziała, że 

dla niego nie liczy się tylko jej ciało, że nie jest kochanką na jeden raz. Znaczyła dla niego bardzo wiele i z 

łatwością odczytywała to w ciemnych, pożądliwie spoglądających na nią oczach mężczyzny. 

Pochylił się i dotknął ustami płaskiego brzucha Keeny, Powoli przesuwał się w górę, w kierunku piersi, a 

rękoma  głaskał  gładką  skórę.  Pieścił  kobietę  w  zupełnie  nie  znany  jej  sposób,  sprawiał,  że  jej  ciało 

pozostawało drżące i głodne jego dotyku. 

Wplotła  palce  we  włosy  Nicholasa  i  szarpała  je  delikatnie.  Gdy  podniósł  głowę,  by  zbadać  wyraz 

zarumienionej twarzy Keeny, jej oczy były przymknięte. 

-  Nie  wiesz,  jak odwzajemnić  moje  pieszczoty,  prawda?  - zapytał  zmienionym, chrapliwym głosem, 

gdyż jego ciało aż pulsowało pożądaniem. 

Dotknęła ust Nicholasa opuszkami palców i zdziwiła się, że i to sprawiło jej ogromną przyjemność. 

-  Odwzajemnić twoje pieszczoty? - wyszeptała. - Pragnę cię, Nick - dodała czule. - Musisz przecież 

tego się domyślać. 

-  Nie jesteś dziewicą - powiedział, ale zabrzmiało to jak pytanie. 

-Nie. 

-  Cholera,  a  zachowujesz  się  jakbyś  była  –  wyrzucił  z  siebie,  podnosząc  kciukiem  jej  opuszczoną 

głowę. - Powiedziałem ci kiedyś, że nie ma to dla mnie żadnego znaczenia i nadal tak twierdzę. Ale nie 

background image

sprawiasz wrażenia kobiety, która ma jakiekolwiek doświadczenie w tej dziedzinie. Powiedz, jak bardzo 

powinienem być ostrożny?  

Westchnęła cicho. 

- Pierwszy... i jedyny raz... byłam z Jamesem - wyznała zawstydzona. - To było okropne... on spieszył 

się... i... 

- głos Keeny załamał się. 

- Mów dalej - ponaglił, 

- Myślałam, że umrę ze wstydu i upokorzenia, kiedy zrozumiałam, że on nie ma najmniejszego zamiaru 

ożenić się ze mną. Pragnął tylko zaspokoić swoją żądzę. Powiedział, że kochać się ze mną... to tak, 

jakby kochać się z mężczyzną. 

Nicholas  nie  odezwał  się  ani  słowem.  Spoglądał  na  nią,  się  tym  razem  z  jego  oczu  nie  mogła 

wyczytać żadnej myśli. Teraz już wiedział, jaką krzywdę wyrządził Keenie Harris. 

- Nie pogardzaj mną... 

Przerażona własnymi słowami, Keena próbowała się bronić. 

- Pogardzać tobą?! Na Boga, co ty wygadujesz?! - niemal wykrzyknął. Pochylił się i ponownie 

pocałował ją w usta. - Czy zachowuję się, jakbym tobą pogardzał, głuptasku? 

Łzy wolno spływały jej po policzkach. Keena przytuliła się mocno do Nicholasa, a on posadził ją sobie 

na kolanach i próbował uspokoić. Dotyk jego rąk był ciepły i łagodził wszelki ból. Przycisnęła usta do szyi 

mężczyzny. Było jej tak dobrze, gdy czuła jego bliskość, jego zapach. - Nick - wyszeptała. - Słucham, 

kochanie? 

Odsunęła się od niego i spojrzała w oczy. 

- Kochaj mnie. 

Odsunął z jej policzka niesforny kosmyk włosów. Wpatrywał się w jej usta z ogromnym pożądaniem, 

ale nie zrobił żadnego gestu. 

- Co teraz czujesz do Harrisa? - zapytał, a na twarzy Keeny odmalowało się cierpienie. 

- Teraz? - powtórzyła niczym echo. - Ja... właściwie... nie wiem. - Zaczerwieniła się gwałtownie. 

- Czy nie uważasz - powiedział łagodnie - że byłoby lepiej, gdybyś ustaliła swój stosunek do niego, 

zanim posuniemy się dalej? 

Wpatrywała się w jego oczy, chcąc znaleźć odpowiedz, na wszystkie nurtujące ją pytania, ale tym razem 

ich wyraz był nieodgadniony. 

-  Nie pragniesz mnie? - zapytała wreszcie. 

Chwycił jej dłoń i delikatnie, acz stanowczo przesunął w dół swego płaskiego brzucha. Z nieznacznym 

uśmiechem na ustach obserwował, jak jej twarz oblewa się purpurą. 

-  Pragnę  cię.  Ale  nie  mam  zamiaru  zrobić  nic  więcej,  dopóki  nie  odeślesz  go  do  przeszłości.  Tam 

właśnie  jest  jego  miejsce.  Byłaś  wtedy  młodą  dziewczyną,  Keeno -  dodał  poważnie.  -  Łudziłaś  się,  że 

background image

Harris dąży cię szacunkiem, ale tak nie było. Wiem, że wyrządził ci krzywdę, ale to wszystko wydarzyło 

się  tak,  dawno,  że  nie  powinnaś  już  o  tym  pamiętać.  -  Pochylił  głowę  i  złożył  na  jej  ustach  długi  i 

namiętny pocałunek. Uśmiechnął się czując, jak Keena rozchyla wargi w pragnieniu, by był on jeszcze 

głębszy. - Przecież dla mnie i dla ciebie nie ma to żadnego znaczenia. 

Kobieta gorliwie odwzajemniała pocałunki. 

- Nick... - próbowała coś powiedzieć, ale mężczyzna delikatnie przygryzł jej dolną wargę. 

- Dlaczego powiedział, że kochać się z tobą, to tak jakby kochać się z mężczyzną? Byłaś taka chuda? 

-  Miałam  zbyt  mały  biust,  jak  na  jego  wymagania  -  wyjaśniła  słabym  głosem,  w  którym  bez  trudu 

można było usłyszeć gorycz. 

Nicholas spojrzał w dół na jej twarde, sprężyste piersi i delikatnie przesunął językiem po czerwonych 

sutkach. 

- Ty? - zaśmiał się cicho. 

- Och, Nick. Oddychała z trudem, a jej głos i oczy wyrażały najgłębsze emocje. Przylgnęła do niego 

całym ciałem, przytuliła policzek do szerokiej piersi. Czuła się bezpiecznie w otaczających ją silnych 

ramionach. Było wspaniale, gdy duże dłonie Nicholasa gładziły jej nagie plecy. 

- Nienawidzę tego mówić - mruknął - ale nawet w moim wieku nie potrafię trzymać rąk przy sobie, 

gdy na moich kolanach siedzi cudowna, naga brunetką. Może jednak ubierzesz się, a ja w tym czasie 

przygotuję kawę. 

- Wolałabym pofiglować z tobą w łóżku - szepnęła żartobliwie. - Mógłbyś nauczyć mnie, jak należy 

cię pieścić. 

Roześmiał się szczerze. 

 

- Przy najbliższej sposobności. Wyswobodziła się z jego ramion i zsunęła się z kolan na podłogę. 

Czuła się bardzo ważna i szanowana, kiedy Nicholas podał jej szlafroczek. 

- Ubierz się ładnie — poprosił, wciągając na siebie sweter i kierując się ku drzwiom. - Zatrzymał 

się na chwilę, trzymając już rękę na klamce. - Następnym razem nie kuś mnie w ten sposób, nawet 

jeżeli będziesz miała na sobie coś więcej niż piżamę. 

- Pochlebiasz mi, wiesz o tym? - mruknęła, wyjmując z szafy rajstopy i bluzkę. 

- Nie, kochanie - odrzekł cicho. - To nie pochlebstwo, to szczera prawda. 

Zamknął za sobą drzwi, by pozwolić jej spokojnie się ubrać. 

Pięć minut później usiadła się obok niego na sofie. Miała na sobie czarną, jedwabną bluzkę i beżowe 

obcisłe dżinsy. Włosy były wyszczotkowane, delikatny makijaż zdobił jej twarz, a oczy skierowała 

prosto na Nicholasa. Gwizdnął z aprobatą, gdy się jej przyjrzał i powiedział: 

-  Nieźle wyglądasz. 

Podał jej filiżankę kawy i objął ją potężnym ramieniem. 

background image

-  Powiedziałeś mi kiedyś, że lubisz połączenie czarnego koloru z beżowym - rzekła, nie zastanawiając się 

nad tym, co mówi. 

-  Na tobie, tak. - Upił łyk kawy, spoglądając na nią z nad krawędzi filiżanki. Ciągle czuję w ustach twój 

smak -mruknął i uśmiechnął się widząc, że speszona Keena ucieka ze spojrzeniem. - Panno oszukiwaczko - 

zachichotał -myślałem, że jesteś kobietą światową. Oszalałem na twoim punkcie po awanturze, jaką zrobiłaś 

mi w dzień mojego wyjazdu do Paryża. - Podniósł brwi w geście zdziwienia, widząc że Keenę zaszokowały 

te  słowa.  -  Nie  chciałem  ci  dokuczać.  Pamiętam  tylko  ten  wzrok,  którym  mierzyłaś  mnie  w  windzie. 

Zastanawiałem się wtedy, czy zdołasz mi się oprzeć - mówił z rozbawieniem w głosie. - To była tylko gra. 

Nie chodziło mi o nic więcej. A potem... 

Zadzwonił telefon i Nicholasowi nie udało się dokończyć wypowiedzi. Keena podeszła do aparatu, mając 

wrażenie, że jej nogi są z waty. Gra. Okrutna gra, której oboje powinni się wstydzić. Na myśl, że w tej chwili 

Nicholas na pewno jej się przygląda, zrobiło jej się słabo. 

-  Hallo - odezwała się do słuchawki zmienionym głosem. 

-  Czy mogę rozmawiać z panem Nicholasem Colemanem? - usłyszała kulturalny męski głos. 

Wyciągnęła słuchawkę w stronę Nicholasa, usiłując nie patrzeć mu w oczy. 

-  Do ciebie - powiedziała cicho. 

Usiadła z powrotem na sofie i sięgnęła po filiżankę. Miała wrażenie, że nagle opuściły ją wszelkie uczucia. 

Czuła się zupełnie pusta w środku. Niemal nie docierał do niej głęboki, raz ostry, a kiedy indziej pytający 

głos Nicholasa. 

Wreszcie odwiesił słuchawkę i zwrócił się do niej. 

-Na czym to ja skończyłem. 

-Nieważne - odpowiedziała, obrzucając go lodowatym spojrzeniem. - Wychodzisz? Do widzenia. 

- Chciałbym ci coś jeszcze wyjaśnić - odezwał się ściszonym głosem. 

- Jestem bardzo zajęta. Jutro rano zamierzam wyjechać do Ashton, a mam jeszcze mnóstwo pracy do 

zrobienia.  Zmrużył oczy. 

- Przecież nie jedziesz tam sama. - Dlaczego sobie zawracasz tym głowę? - zapytała wyniośle. - Gra 

jest skończona, Nicholas. Nie będę już więcej grała. 

- Ani ja, kochanie - odrzekł czule, uśmiechając się do niej. - Nigdy więcej. 

Spojrzała na niego, czując że znowu robi się jej gorąco. - Dziękuję za śniadanie. - Keena usiłowała być 

chłodna i uprzejma. 

Ruszył w stronę drzwi, ale przystanął w połowie drogi i obejrzał się. Pełnymi tęsknoty oczyma 

popatrzył na jej zgrabną, szczupłą sylwetkę. - A może miałabyś ochotę zobaczyć mój dom w drodze 

do Ashton? To pytanie zaskoczyło ją. 

- Masz na myśli wyjazd do Charleston? Skinął twierdząco głową. 

-  Moglibyśmy  zatrzymać  się  tam  na  kilka  dni.  Chciałbym

 

pokazać  ci  całą  posiadłość.    Chciał 

background image

naprawdę, żeby tam pojechała? A może pragnął odwiedzić duchy swoich bliskich, a jej towarzystwo było 

potrzebne tylko po to, by pamięć o nich stała się łatwiejsza do zniesienia. Keena przestała czuć się pewnie w 

towarzystwie tego mężczyzny. Ze zdziwieniem uświadomiła sobie, że boi się Nicholasa. 

-  Keeno, nie będę już próbował zaciągnąć cię do łóżka - 

powiedział łagodnie, - To już skończone. 

Przypatrywała mu się przez chwilę, po czym skinęła głową. 

-  W porządku. 

-  Jimson  pojawi  się  u  ciebie  o  siódmej  -  powiedział  i  dodał,  idąc  do  drzwi:  -  Chciałbym,  żebyśmy 

wyruszyli wcześnie rano. 

-  Dobrze, będę gotowa. 

Na lotnisku w Charleston czekał na nich czarny, błyszczący lincoln, a tuż obok stał wysoki i dostojny 

Jimson. 

-  Myślisz o wszystkim - pochwaliła Keena, kiedy znaleźli się na tylnym siedzeniu. 

-  Muszę, kochanie - odparł. - Jimsonie, staraj się jechać do domu okrężną drogą. Chcę, żeby panna 

Whitman zobaczyła choć część miasta. 

-  Tak jest. Czy chciałby pan odwiedzić jakieś konkretne miejsca? 

-  Jedź najpierw w dół Meeting Street, a potem skręć w Broad. Potem do Kościoła Św. Filipa i Domu 

Piratów. Dzisiaj nie możemy sobie pozwolić na nic więcej. 

-  Jest jeszcze kilka interesujących miejsc na East Boy i Tradd Street - przypomniał Jimson. 

-  Czas, Jimsonie - westchnął, rozsiadając się wygodniej - czas. 

-  Tak jest - doszła ich cicha odpowiedź. 

Keena spojrzała na Nicholasa pełnym wahania i bojaźni wzrokiem. Mężczyzna opuścił powieki, jego 

twarz poorana była głębokimi bruzdami, a pod oczami widniały ciemne cienie. Widziała Nicholasa już w 

różnym stanie, ale nigdy jeszcze nie wyglądał tak źle, jak tego dnia. 

-  Spałeś choć trochę zeszłej nocy? - zapytała miękko. 

-  W ogóle - odparł. Podniósł powieki i zajrzał jej prosto w oczy. - A ty, Keeno? 

Umknęła ze spojrzeniem, a jej twarz miała nieodgadniony wyraz. 

-  Nigdy  nie  przypuszczałam,  że  rośnie  tu  tak  dużo  palm  -  mruknęła,  przyglądając  się  zabytkowym 

budynkom znajdującym  się  po  obu  stronach  ulicy.  -  Ile  lat  liczy  Charle-  Założono go w 1670 roku - 

wyjaśnił  Nicholas, patrząc  w  ślad  za  jej  spojrzeniem.  Otaczały  ich  wspaniałe  dzieła  architektoniczne 

pochodzące  z  ubiegłych  stuleci.  -  Ale  francuscy  Hugenoci,  którzy  osiedlili  się  tu  dobre  piętnaście  lat 

później,  nadali  styl  temu  miastu.  Mój  przodek,  St.  Juliens,  ufundował  Manteau  Gris.  -  Słucham?  - 

mruknęła,  słysząc  niezrozumiałe  dla  niej  francuskie  słowa.  -  To  taki  budynek  otoczony  ogromną 

plantacją.  Manteau  Gris

 

znaczy  Szara  Peleryna,  ale  wszyscy  mieszkańcy  Charleston  używają 

oryginalnej  nazwy  -  wyjaśnił.  -  Pierwszy  dom  został  wybudowany  w  1769 roku.  Spalono  go  podczas 

background image

rewolucji,  potem  odbudowano,  ale  spłonął  ponownie  w  czasie  wojny  domowej.  -  Zaśmiał  się  cicho.  -

Pewnie oryginalne są tylko fundamenty. 

- Kochasz to miasto, prawda? - zapytała Keena, oczyma wyobraźni widziała dzieje tego budynku. 

- Bardzo. Im jestem starszy, tym częściej uświadamiam sobie, że tutaj tkwią moje korzenie. Popatrz – 

wskazał głową w kierunku okna po jej stronie. - to Kościół pod wezwaniem Świętego Michała. 

Najstarszy w tym mieście. 

- Piękny. 

- Jeżeli pojechalibyśmy w dół tą ulicą, dojechalibyśmy do miejsca nazywanego „South of Broad". To 

najstarsza  część  miasta.  Znajdujące  się  tam  restauracje  serwują  słynną  zupę  z  krabów,  przygotowaną  z 

krabiej ikry, do której je się pieczone ostrygi i małe homary podawane w specjalnym sosie. Będę musiał cię 

tam zabrać któregoś dnia. Jest 

tu tyle interesujących miejsc, że można spędzić bez mała pół dnia na oglądaniu tego wszystkiego, 

-  Z przyjemnością odwiedzę jedną z tych specyficznych restauracji - powiedziała cicho, uśmiechając się 

bardziej do samej siebie niż do swego kompana. - Nick, a co z Fort Sumter i Battery? 

-  Będziemy wracać tamtędy - zapewnił ją. 

Jimson gwałtownie zakręcił w prawo, a kilka minut później w lewo. Dwie przecznice dalej Nicholas 

poprosił go, by zwolnił. 

-  To  Kościół  pod  wezwaniem  Świętego  Filipa,  a  tuż  obok  stoi  tak  zwany  Dom  Piratów.  Kiedy  byłem 

chłopcem, zbierały się tam szumowiny z całego miasta. - Oczy mężczyzny zabłyszczały. -Plotki głoszą, że 

piraci spotykali się tam z najbogatszymi i powszechnie szanowanymi kupcami z Charlestonu i wymieniali 

towary. 

-  Skąd  w  Charleston  wzięli  się  piraci?  -  zdziwiła  się.  -Myślałam,  że  żeglowali  tylko  w  pobliżu 

zachodnich Indii, 

-  Nie  wiem.  Mogę  za  to  powiedzieć,  że  najgorszym  z  nich  był  Stede  Bonnet.  Powieszono  go  w 

1718 roku, a potem jego ciało spalono na bagnach w pobliżu Battcry, Byli także piraci płci żeńskiej, na 

przykład piękna Anno Bonney, córka z nieprawego łoża jednego z irlandzkich kupców. Wyszła za mąż za 

pirata o nazwisku James Bunney, ale po niedługim czasie porzuciła go i zaciągnęła się na statek nazwany 

„Galico Jack Rackham". 

Keena słuchała z szeroko otwartymi oczyma. -I co dalej? - dopytywała się. 

-  W 1720 roku statek został złapany w okolicach Jamajki i całą załogę oddano pod sąd. - Zachichotał cicho, 

dostrzegając wyraz przerażenia na jej twarzy. - Może udało jej się zbiec - mruknął i roześmiał się głośniej, 

gdyż Keena momentalnie rozpogodziła się. 

-  Bardzo chciałabym wejść do środka tego budynku. 

- Teraz jest to hotel - odparł, ale być może uda mi się zorganizować coś ciekawego, gdy następnym 

razem będziesz odwiedzała Charleston. Objedź teraz East Bay  i  Battery, Jimsonie - zwrócił się do 

background image

kierowcy. 

- Tak jest. Fort Sumter, umiejscowiony poza granicami portu, sprawiał wrażenie bardzo spokojnego. 

Keena przyglądała mu się z ciekawością, kiedy jechali wzdłuż Battery. 

- Trudno mi uwierzyć, że kiedykolwiek toczyły się tu bitwy - powiedziała w zamyśleniu. 

- Charleston było miejscem nieustannych walk. W 1780 roku zdobyli go Brytyjczycy, potem został 

bardzo zniszczony w czasie wojny domowej. Opierał się nawałnicom i trzęsieniom ziemi i przetrwał po 

dziś dzień. Nieustępliwy, 

dumny i niepodobny do żadnego z innych miast. Przypuszczam, że właśnie dlatego tak bardzo jest mi 

bliski. 

- Czy są tu organizowane wycieczki, dokładnie w celu zwiedzania miasta? Potwierdził ruchem 

głowy. 

- Każdej wiosny. Niestety, przyjechaliśmy kilka tygodni za wcześnie. Zobacz, a oto mój dom. Manteau 

Gris. Wystarczyło jedno przelotne spojrzenie i Keena wiedziała, że pokocha ten szary budynek całym 

sercem. Stał nieco na uboczu. Zdobiła go wspaniała wieża, a otoczony był potężnymi dębami, drzewami 

magnolii, sosnami i ogromną ilością krzewów. Keena pomyślała, że wspaniałe musi tu być w czasie 

kwitnienia. Ziemię porastała pożółkła trawa. Budynek otaczał pomalowany na szaro płot. 

- Fantastyczny. Dlaczego nie dodałeś, że ta historia dotyczy twojego domu? - Keena była nad wyraz 

zachwycona. 

- Pomyślałem, że w ten sposób wyda ci się bardziej atrakcyjny. - Kto o niego dba?  - 

Państwo 

Collinsowie. Robili to od czasów, gdy byłem jeszcze dzieckiem. 

Zastanawiała się, dlaczego Nicholas ma zawsze nieustępliwy, poważny wyraz twarzy. 

- Jakoś trudno mi wyobrazić sobie ciebie jako nastolatka - mruknęła. 

- Naprawdę? 

- Idę o zakład, że urodziłeś się już dorosły - powiedziała, uśmiechając się nieznacznie. 

- Tak  właśnie  powinno  było  się  stać,  gdyż  moich  rodziców  nigdy  nie  było  w  domu.  Właściwie 

wychowywała mnie pani Collins. 

- A gdzie byli twoi rodzice? 

-  W 

Cannes, 

Szwajcarii, 

Rzymie, 

Paryżu. 

Wszędzie, 

tylko 

nie 

tutaj. 

Cierpieli 

na 

alergię, 

którą 

były 

małe 

dzieci, 

a przede wszystkim unikali mnie. 

Mimo  że  jego  słowa  przepojone  były  cynizmem,  Keena  oczami  duszy  zobaczyła  samotnego, 

pozbawionego miłości, czarnowłosego chłopca, który każdą wolną chwilę spędzał w porcie, przyglądając się 

przypływającym i odpływającym statkom i rozmyślał o piratach. 

Wahając, się delikatnie dotknęła palcami wierzchu jego spoczywającej na siedzeniu dłoni. 

Zesztywniał pod wpływem tego dotyku i spojrzał na Keenę ostro, ale jej zrobiło się tylko jeszcze bardziej 

background image

przykro. 

Szybko odwróciła głowę, udając że jest zajęta oglądaniem domu. Była to wspaniała budowla, ozdobiona 

długim portykiem na froncie, a do wejścia prowadziły kamienne stopnie. 

-  W tym domu powinny mieszkać dzieci – powiedziała bezmyślnie. 

Kiedy tylko Jimson przekręcił kluczyk w stacyjce, szarpnięciem otworzył drzwi. Wypadł, nie zawracając 

sobie  głowy  otworzeniem  drzwi  po  stronie  Keeny.  Wiedział,  że  zrobi  to  za  niego  kierowca.  Dopiero 

wtedy zdała sobie sprawę, jak bardzo musiały zranić go jej słowa. 

Przypomniała  sobie  poniewczasie,  że  on  i  jego  żona  nie  mogli  mieć  dzieci.  Nigdy  nie  pomyślała,  by 

zapytać go, dlaczego, pozostawał bezdzietny. Nigdy przedtem nie przytrafiło  się jej tak bardzo skrzywdzić 

człowieka, stuprocentowego mężczyznę, który nie mógł mieć własnych synów ani u córek. 

Wprawdzie  przez  cały  czas  chowała  do  niego  urazę  za  wczorajsze  zachowanie,  ale  nie  miała 

najmniejszego zamiaru odgrywać się, zwłaszcza w taki sposób. Nie bardzo wiedziała, co zrobić, jak się 

zachować,  by  Nicholas  zapomniał  o  tym  nietakcie.  Jednak  on  wyglądał  tak  imponująco  i  tak 

nieprzystępnie, że kobieta bała się odezwać nawet słowem. Po raz pierwszy chciała zbliżyć się do niego 

psychicznie. Pragnęła stanowić część jego życia. 

 

 

Rozdział siódmy 

Keena  stała  w  milczeniu  i  dziwiła  się  własnym  myślom.  Pragnęła  stanowić  część  jego  życia.  Nigdy 

przedtem  nic  podobnego  nie  przyszło  jej  do  głowy.  Zawsze  była  niezależna,  nigdy  nie  potrzebowała 

nikogo  i  niczego.  Wystarczato  jej  własne  towarzystwo,  a  kariera  była  najważniejszą  rzeczą  w  życiu  i 

pochłaniała  wszystkie  myśli  i  marzenia,  Jednak  teraz  odczuwała  głęboką  potrzebę  posiadania  czegoś 

więcej. Chciała mieć swojego mężczyznę, który by ją kochał, wspierał i z którym mogłaby mieć dzieci. 

Zeszłej  nocy,  leżąc  samotnie  w  łóżku,  doszła  do  wniosku,  że  Nicholas  pragnie  jej  tylko  fizycznie. 

Powiedział, że nie zamierza już więcej grać, znowu będą przyjaciółmi, Tylko przyjaciółmi, ponieważ on 

nie może zapomnieć o Misty, a do kobiet jest w stanie żywić tylko pożądanie.  

Weszła  za  Nicholasem  na  ganek,  gdzie  ruchliwa,  wysoka kobieta  wzięła  go  w  objęcia.  Tuż  za  nią  stał 

również wysoki i szczupły mężczyzna, który uśmiechał się serdecznie. 

- Keeno, to Jesse Collins i jego żona, Maude. To oni opiekują się Manteau Gris - dokonał prezentacji 

mężczyzna. 

Drewniane podłogi były nieskazitelnie czyste, a spiralne schody, o których Nicholas kiedyś wspominał, 

były naprawdę oszałamiające. 

Podłogę  głównego  holu  przykrywał  puszysty  perski  dywan  w  kolorze  kremowym,  niebieskim  i 

background image

bordowym. Po lewej stronie znajdowała się ogromna bawialnią, gdzie na podłodze leżały drobne perskie 

dywaniki.  Stylowe  mahoniowe  meble  były  wypolerowane  i  błyszczały  w  promieniach  wpadającego 

przez okno słońca. 

-  Czy  te  meble  pochodzą  z  Zachodnich  Indii?  -  zapytała  cicho  Keena,  przesuwając  wzrokiem  po 

prześwietnych antykach, a zaraz potem skupiając się na dziełach malarstwa wiszących na ścianach. 

-  Ma  pani  bystry  wzrok,  młoda  damo -  zaśmiała  się  pani  Collins,  a  jej  twarz  przybrała  dobrotliwy, 

przyjacielski wyraz. - Ma pani rację. Pierwszy pan Coleman, który zakupił Szarą Pelerynę - spojrzeniem 

przeprosiła Nicholasa za użycie oryginalnej wersji - ożenił się z córką plantatora z Zachodnich Indii, a 

te  meble  były  częścią  jej  wiana.  Jeżeli  pani  zechce,  opowiem  pani  wiele  interesujących  historii  na  ten 

temat. 

-  Ale  najpierw  przynieś  nam  trochę  kawy  -  poprosił  Nicholas,  uśmiechając  się  życzliwie.  -  To  był 

bardzo długi ranek. 

-  A  poprzedniego  dnia  z  pewnością  zapracowywał  się  pan  na  śmierć  -  powiedziała  pani  Collins  z 

naganą  w  głosie.  -  Jedyne,  czego  panu  potrzeba,  to  spędzenie  kilku  tygodni  tutaj,  żebym  mogła 

odpowiednio o pana zadbać. Zrobię trochę kanapek, upiekłam też dla was ciasto. Przypuszcza, że żadne z 

was nie jadło śniadania - powiedziawszy to, wyszła z pokoju i zamknęła za sobą drzwi. 

- Nigdy nie pozwolą mi wydorośleć - powiedział cicho, rozglądając się po pokoju zupełnie tak samo, 

jak przed chwilą robiła to Keena. - Tęskniłem za tym domem. 

Wpatrywała się w odziane w ciemnobrązowy garnitur, szerokie plecy Nicholasa. 

-  Przepraszam cię za to, co powiedziałam. Nie miałam 

nic złego na myśli. 

Spojrzał na nią z ukosa. 

-  Mogłabyś wreszcie przestać przepraszać - warknął. 

Mój Boże, wszystko co robisz, robisz za późno. Wiesz zresztą, że nie działają na mnie twoje docinki. 

Nigdy niedziałały. 

Pozbawiona nadziei na załagodzenie stosunków, Keena wzruszyła ramionami. 

-  Nie chciałabym, żebyś pomyślał... 

Oczy Nicholasa pociemniały. 

- To  Misty  nie  mogła  mieć  dzieci -  powiedział  krótko.  -Nie  ja.  Ręczę,  że  nawet  w  tym  wieku  jestem 

cholernie płodny. Testy nie kłamią. 

- Poddałeś się testom? - zapytała cicho. 

- Musiałem - mruknął, przygładzając włosy nerwowym ruchem ręki - dla własnego spokoju. Musiałem 

wiedzieć. 

Nie wiedziała, co powinna w takiej chwili powiedzieć, nie mogła znaleźć odpowiednich słów. Dziecko z 

pewnością pomogłoby mu ukoić żal po stracie żony. Minęło wprawdzie już sześć lat, ale Keena była 

background image

przekonana, że Nicholas w ciągle bardzo kochał Misty. Czy dlatego właśnie nie był w stanie zapanować 

nad sobą? 

Wyjął z kieszeni pudełko papierosów i zapalił jednego. 

„Kiedyś obiecywał, że rzuci palenie - pomyślała. - Jednak nie uwolnił się od nałogu, nadal pali o wiele za 

dużo". 

Spojrzała w kierunku okna. 

-  Czasami zastanawiałam się, dlaczego ty i Misty nie mieliście dzieci, to wszystko. 

-  Teraz 

już 

wiesz. 

Nie 

dlatego, 

że 

ich 

nie 

chciałem. 

Wręcz przeciwnie, bardzo chciałem. Nadal chcę. 

Podszedł do okna i zapatrzył się na ogołocone z liści gałęzie i szare zimowe niebo. 

Keena  wpatrywała  się  w  podłogę.  Mimowolnie  znowu  rozzłościła  go.  Żałowała,  że  zgodziła  się  na 

przyjazd tutaj. Ta  wizyta kosztowała  ją o wiele  więcej  niż  mogła przypuszczać.  Usłyszała  westchnienie 

Nicholasa i poczuła bolesne ukłucie w okolicy serca. Byli tutaj, sami, w jednym pokoju, dzieliło ich nie 

więcej niż piętnaście stóp odległości, a jednak nie mogli się do siebie zbliżyć. Czy tak miała wyglądać droga 

prowadząca do jej przyszłości? Czy  stracili  nawet przyjaźń, która kiedyś  ich  łączyła? Otworzyła usta, by 

poinformować go, że chciałaby skrócić tę wizytę i jechać prosto do Ashton, ale zanim zdążyła powiedzieć 

cokolwiek, do pokoju weszła pani Collins. Uśmiechała się radośnie, dźwigając ciężką tacę, na której stał 

dzbanek z kawą, talerz kanapek i filiżanki. 

- Proszę bardzo - powiedziała, ostrożnie stawiając tacę na stoliku. - Panie Nicku, proszę postarać się, 

żeby ta młoda dama coś zjadła - poleciła, kierując się w stronę drzwi. - Ona również mogłaby się trochę 

podtuczyć. 

Keena spuściła oczy i zajęła się nalewaniem kawy do filiżanek. Były z bardzo starej, pięknej, chińskiej 

porcelany, ozdobionej różowym ornamentem. 

- Powinnaś czuć się zaszczycona - powiedział Nicholas, sadowiąc się wygodnie w ogromnym fotelu. - 

Pani Collins używa tej zastawy tylko w wyjątkowych okazjach.  - Czuję się tak - zaśmiała się gorzko. - 

Zastanawiam się tylko, czy jestem godna takiego zaszczytu. 

- Ty również potraktowałabyś w taki sposób pewne osoby Na przykład Harrisa, prawda? - zapytał, a usta 

wykrzywił mu złośliwy uśmiech. 

- Prawda - odparła sarkastycznie. 

- Kiedy zamierzasz wydać to przyjęcie nad przyjęciami? - zapytał na pozór niedbale. 

- Mandy miała dzisiaj rozesłać zaproszenia. Nie wiem, na kiedy zamówiła muzyków. 

- Doskonała organizacja. - Upił łyk kawy. 

- Nie wiem, czy zauważyłeś, że jestem kobietą biznesu -przypomniała chłodno. 

- Duży biznes, a bardzo mała kobietka. 

Dopiła kawę nie pozwalając, by dostrzegł, jak bardzo zranił ją tymi słowami. 

background image

-  Jak długo mamy tutaj zostać? 

Odstawił na tacę pustą filiżankę. 

-  Myślałem, że będziesz chciała obejrzeć kilka ciekawych miejsc - powiedział gorzko. 

-  Jeśli  tylko  znajdziesz  trochę  czasu,  żeby  mi  je  pokazać  -  Keena  siliła  się  na  nadzwyczajną 

uprzejmość. 

Niewiele rozmawiali, spacerując po pożółkłej trawie porastającej ogród. Każde z nich udawało, że zajęte 

jest obserwowaniem okolicy. Podziwiali rozłożyste korony dębów, wsłuchiwali się w szept rzeki i 

ocierali się o gałęzie młodych, niewysokich sosen. 

-  Musi... tu być pięknie, gdy wszystko kwitnie - odezwała się wreszcie. 

-  Jest. Azalie, kamelie, derenie, magnolie, róże. Wiosną i wczesnym latem stanowią cudowną symfonię 

kolorów.  

-  Czy twoja żona opiekowała się ogrodem? 

-  Misty była zbyt delikatna do tego typu prac - odparł zwięźle, usiłując zajrzeć jej w oczy. - Dlaczego 

robisz wszystko, by wskrzesić duchy z mojej przeszłości. Boisz się mnie? Nie mam zamiaru ponownie cię 

usidlić! 

 

-  Wiem.  Gra  jest skończona. To była przecież twoja decyzja. - Ku jej własnemu przerażeniu, poczuła 

zbierające się w oczach łzy. 

-  O mój Boże, Keeno! -jęknął, szybko podchodząc do niej. 

Złapał ją za ramiona i przycisnął mocno do siebie. Czuła przyspieszone bicie jego serca na swojej piersi, 

mimo że oddzielało ich od siebie tyle warstw materiału. 

-Możesz sobie wyobrazić, jak czułem się, kiedy powiedziałaś mi o wszystkim - wyszeptał ochrypłym 

głosem, rozdmuchując  jej  włosy. -  Mój  Boże,  kiedy  opuszczałem twój apartament  miałem ochotę 

zabić  Harrisa  własnymi  rękami.  -  Westchnął  ciężko.  -  Oczywiście,  że  nie  spałem.  Jak  mógłbym 

zasnąć? Chciałem, żeby nasze pierwsze zbliżenic było absolutnie idealne. 

Łzy spływały jej strumieniami po policzkach. Teraz nawet nie próbowała ich zahamować. 

- Pragnę cię i wiesz o tym - wyszeptała drżącym głosem. 

-Tak. 

Podniosła głowę i spojrzała mu w oczy. 

- To było takie cudowne. 

- Naprawdę? 

Delikatnie przesunął palcem po jej wargach. - Nawet nie chcę sobie wyobrażać, o ile cudowniej mo-

głoby  być  -  szepnął.  -  Byłaś  wspaniała,  wypełniona  pasją,  pożądaniem  i  chęcią  dawania,  moja 

najdroższa. Niemal doprowadziłaś mnie do szaleństwa. Ale po tym wszystkim nie mogłem od ciebie 

wziąć tego, co chciałaś mi ofiarować... 

background image

Pamięć  tamtych  chwil  sprawiła,  że  dreszcze  znowu  zaczęły  wstrząsać  jej  ciałem.  Spojrzeniem 

powiedziała mu, jak wiele wtedy przeżyła. 

- Pragnę cię - powtórzyła szeptem. - Ja także ciebie pragnę - odparł cicho - ale na razie nie 

możemy posunąć się dalej. Ze złością uderzyła pięścią w jego szeroką pierś. - Nicholas! 

- Powiedz uczciwie, czy naprawdę uważasz, że jesteś przygotowana? - zapytał ochryple. 

Jej zielone oczy były szeroko otwarte i kryło się w nich zażenowanie. Potrząsnął ją za ramiona. 

-  Keeno, seks pociąga za sobą pewien rodzaj odpowiedzialności - tłumaczył jej łagodnie. - Czy 

myślałaś o jakimś zabezpieczeniu? 

Poczuła się nagle bardzo młoda i niedoświadczona. 

-  Niezupełnie. Uśmiechnął się. -Zatem? Spojrzała na niego i zaraz opuściła oczy. 

-  Ty się tym zajmij. Zaśmiał się cicho. Jego oczy błyszczały. 

-  Przy tobie? W jaki sposób, do cholery, miałbym to zrobić? Kiedy wczoraj opuszczałem twoją 

sypialnię, nie wiedziałem nawet, jak się nazywam. Nie wymagaj ode mnie, żebym się kontrolował. Być 

może udałoby mi się to jakiś czas temu, ale na pewno nie teraz. 

Szarpała guzik jego koszuli. 

-  Czyż po dojrzałych mężczyznach nie oczekuje się, że będą bardziej doświadczeni, panie Coleman? 

Jego palce przesuwały się w dół szyi i zbliżały się w okolice piersi. 

-  Nie 

wtedy, 

gdy 

pragną 

oni 

kobiety 

tak, 

jak 

ja 

pragnę 

ciebie - mruknął. - Dlaczego założyłaś biustonosz? 

Serce  biło  jej  jak  oszalałe  i  z  trudem  łapała  oddech.  Jego  palce  sprawiały,  że  doznawała  cudownych 

odczuć, że traciła samokontrolę. Przymknęła oczy i powoli wbijała paznokcie w kark mężczyzny. 

-  Spójrz na mnie - szepnął zdławionym głosem. 

Podniosła w górę zamglone oczy, pozwalając by guzik 

po guziku rozpinał jej bluzkę. Rozchyliła usta, chcąc ułatwić sobie oddychanie i nie czyniła żadnego wysiłku, 

żeby go powstrzymać. 

Ręce Nicholasa sięgnęły do tyłu, żeby odszukać zapięcie biustonosza, ale ona powoli pokręciła głową. 

- Jest z przodu - wyszeptała drżącym głosem, nie spuszczając oczu z jego twarzy. 

- Lubisz być dotykana? -zapytał, gdy wreszcie odnalazł zapięcie. 

- Tylko przez ciebie. Dłonie Nicholasa pieściły Keenę, przenosiły ją w zupełnie inny świat Miała 

wrażenie, że unosi się w powietrzu. Zagryzła do krwi dolną wargę, gdyż miała ochotę krzyczeć z rozkoszy. 

Mimowolnie przymknęła powieki. 

- Kochana, najdroższa - szeptał, pochylając swą ciemną głowę. - Pocałuj mnie. 

Uniosła twarz, a on natarł na jej usta z niepohamowanym pożądaniem. Ciało Keeny drżało jak w gorączce, 

gdy  równie  gorliwie  odwzajemniła  jego  pocałunek.  Jeszcze  nigdy  dotąd  nie  włożyli  w  pieszczotę  tyle 

uczucia,  jeszcze  nigdy  nie  przeżyli  razem  tylu  emocji.  Wreszcie  oderwali  się  od  siebie  i  jeszcze  przez 

background image

długie sekundy mieli trudności ze złapaniem oddechu. 

Nicholas przesunął wzrok na jej nagie piersi. Przez cały czas nie przestawał jej pieścić, a teraz pochylił 

się i zaczął ssać różowe, zesztywniałe sutki. Keena miała wrażenie, że jej ciało płonie ogniem, którego już 

nigdy nie uda się ugasić. 

-Musieliśmy chyba oboje postradać zmysły - szepnął, zapinając jej biustonosz, a zaraz potem bluzkę. - 

Przecież możesz nabawić się zapalenia płuc. 

- Czuję się tak cudownie, kiedy mnie dotykasz - powiedziała z ogromną czułością w drżącym głosie. - 

Uwielbiam, gdy na mnie patrzysz, Nicholas. Nigdy nie pozwolę żadnemu mężczyźnie, żeby dotykał mnie 

w ten sposób. 

- Wiem o tym - powiedział łagodnie. - Keeno, jesteś najpiękniejszym stworzeniem, jakie kiedykolwiek 

widziałem Mój Boże, najchętniej zacałowałbym cię na śmierć. -Przysunął ją do siebie tak mocno, że miała 

problemy z oddychaniem. - Mógłbym kochać się z tobą tu, na gołej ziemi - 

wyznał. 

Boże, 

kobieto, czy wiesz, jak ja się męczę? 

-  Wiem i tak mi przykro. - Delikatnie głaskała pochyloną głowę mężczyzny, próbując uspokoić jego 

rozpalone ciało. - Nicholas, wiesz że możesz mnie mieć - szepnęła prosto do jego ucha. - Teraz, tutaj, na 

stojąco, na leżąco, w jakikolwiek sposób tylko zechcesz. 

-  Tak,  wiem  -  wyszeptał,  a  Keena  zauważyła,  że  zdołał  się  nieco  opanować.  Uścisk  jego  potężnych 

ramion  zelżał  nieznacznie.  -  Zawsze  z  chęcią  oddawałaś  mi  wszystko,  co  miałaś  najlepszego,  wszystko, 

czego tylko potrzebowałem Teraz podobnie jest z sercem, czyż nie mam racji? 

-  Zrobiłabym dla ciebie wszystko. Wszystko na świecie, 

-  Dlaczego? - zapytał cicho i zapatrzył się w głębię jej oczu, czekając na odpowiedź. 

Zamrugała powiekami, wyraźnie zmieszana jego pytaniem. 

-  Ponieważ... zależy mi na tobie - odezwała się wreszcie. - Ponieważ jesteśmy przyjaciółmi. 

-  Czy naprawdę oddałabyś mi się dlatego, że jesteśmy przyjaciółmi? 

-  Zawstydzasz mnie. 

-  Myślę, że zawstydzamy się nawzajem. - Pochylił się i delikatnie musnął jej wargi. Potem zaśmiał się 

cicho i zapytał: - Wyobraź sobie, jak wyglądałaby twoja szykowna garsonka, gdybyśmy kochali się tu, na 

ziemi. Zarumieniła się, ale nie odwróciła oczu. 

-  Coś w stylu Hemingwaya - mruknęła. 

-  Nie mamy tylko śpiwora. 

-  W każdym razie ziemia, na pewno poruszyłaby się dla mnie. - Roześmiała się, by ukryć zażenowanie. 

-  Jestem przekonany, że dla mnie także. - Objął ją za ramiona, ponownie przytulił do siebie i westchnął 

ciężko. 

-  Zorganizuj to cholerne przyjęcie, jeżeli tak bardzo ci na tym zależy, ale pamiętaj, że nie będziesz miała 

Harrisa. Nie teraz. 

background image

Chcąc zirytować go dla zabawy, uśmiechnęła się szeroko i zapytała: 

-Dlaczego nie? Jednak Nicholasowi daleko było do żartów. 

- Ponieważ jesteś moja - odparł cicho. Przyglądała mu się z zaciekawieniem. 

-Nie rozumiem. 

-  Przypomnij  mi,  żebym  ci  to  wyjaśnił,  gdy  doprowadzisz  do  końca  tę  swoją  intrygę,  albo  z  niej 

zrezygnujesz -zbeształ ją łagodnie. - Jakie, do diabła, ma znaczenie to, co wydarzyło się dziewięć lat temu, 

Keeno? To przeszłość, o której powinnaś zapomnieć, włączając w to mężczyznę, bez którego, wydawało 

ci się, nie będziesz mogła żyć. 

- Nick... - próbowała protestować słabym głosem.  - Musimy żyć teraźniejszością. Myślę jednak, że 

powinienem pozwolić ci samodzielnie dojść do tego wniosku. 

Keena odeszła kawałek, a Nicholas zajął się zapalaniem papierosa. 

Wpatrywała się w jego szerokie plecy, dopóki nie zorientowała się, że czeka, by się do niego zbliżyła. 

- Nie rozumiem - powtórzyła. 

- Czego? 

- Ty... pragniesz mnie, ale nie robisz nic w tym kierunku. Jesteśmy przyjaciółmi, ale w zasadzie wcale 

nimi nie jesteśmy. Nick, czego ty ode mnie oczekujesz? Co chcesz, żebym zrobiła? 

- Kochanie, zdziwiłabyś się, gdybym ci powiedział. 

- Już jestem zdziwiona - mruknęła. - Mógłbyś mieć każdą kobietę, którą byś tylko zapragnął... 

- Jesteś jedyną kobietą, która nigdy nie chciała ani mnie - przerwał jej - ani moich pieniędzy. 

- Dlaczego tak uważasz? 

Odwrócił się. 

- Porozmawiamy  o  tym  pewnego  dnia,  kochanie.  Czeka  na  mnie  jeszcze  sporo  pracy,  lepiej  więc 

wracajmy do domu. 

Po kilku wspaniałych dniach pojawili się wreszcie w Ashton. Mandy przywitała ją pocałunkiem. W 

jednej chwili chciała opowiedzieć o wszystkim, co się wydarzyło pod jej nieobecność. Paplała więc o 

wysłanych zaproszeniach, o rachunkach za dekorację, o dowiezieniu odpowiedniej ilości żywności i o 

braku telefonów od niej. 

Mówiłaby pewnie jeszcze dłużej, gdyby nie zauważyła potężnej sylwetki stojącego w holu Nicholasa. 

Zaśmiała się tylko i pobiegła do kuchni. 

-  Masz ochotę na kawę? - zwróciła się do niego Keena. 

Potrząsnął przecząco głową. Jego ręce tkwiły głęboko w kieszeniach. Gdy tak stał przy drzwiach, 

wyglądał bardzo samotnie, zwłaszcza że jego oczy wyrażały ogromny żal i smutek. 

-  Dlaczego nie przyniosłeś swoich walizek? 

-  Właśnie odesłałem je do Nowego Jorku – odparł i uśmiechnął się ponuro. - Nie zostaję. 

Powinna  czuć  się  uszczęśliwiona.  Powinna  krzyczeć  z  radości  i  podskakiwać  do  góry  jak  małe 

background image

dziecko. Jednak zamiast tego odczuwała niepohamowaną potrzebę płaczu. 

-Dlaczego? 

-  Interesy, kochanie. Są rzeczy, których nie mógłbym załatwić, bawiąc tutaj. Czeka mnie podpisanie 

umowy dotyczącej produkcji wyrobów dziewiarskich oraz doprowadzenie do ponownego porozumienia, 

które tak lekkomyślnie zerwaliśmy w Chattanooga i wiele innych spraw tego rodzaju. 

-  Ale powiedziałeś... 

-  Wiem,  co  powiedziałem,  Keeno.  Jesteś  dojrzałą  kobietą.  Nie  mogę  wciąż  chronić  cię  przed 

przeciwnościami  życia,  bez  względu  na  to,  jak  bardzo  bym  chciał.  Jest  takie  uczucie, które nazywamy 

zaufaniem  i  ja  mam  zamiar  mu  się  poddać.  Nadszedł  czas,  żeby  cię  opuścić.  Nadszedł  czas,  żeby 

pozostawić cię samą. 

Miała wrażenie, że jej serce zamieniło się w ciężki kamień. 

 - Nick, nie możesz przecież zrezygnować z przyjęcia -powiedziała płaczliwie. 

Mężczyzna uśmiechnął się krzywo. 

- Wyślij mi zaproszenie. Roześmiała się nerwowo.  - Nick, nie jesteś już na mnie zły, prawda? Nie 

chcesz w ten sposób się ze mną pożegnać... 

Podszedł do niej i obejmując dłońmi talię Keeny przytulił ją mocno do siebie. 

- My nigdy nie będziemy się żegnać. Nasze rozstania będą zawsze krótkotrwałe - powiedział czule. - 

Będziesz  mogła trochę odpocząć ode mnie. Ostatnio bardzo zbliżyliśmy  się do siebie,  ale ty  musisz  być 

pewna swoich uczuć. Mówiłem już ci to kiedyś i teraz powtarzam. Wypraw przyjęcie, jeżeli pozwoli ci to 

zapomnieć  o  Harrisie.  Spędź  z  nim  tyle  czasu,  ile  będzie  ci  potrzeba,  ale  nie  możesz posuwać  się za 

daleko, panno Niezależna - przestrzegł ją, a w jego oczach dojrzała groźbę. - Wiem, że nie zrobisz tego, 

jeżeli mi obiecasz. Dlatego chcę mieć twoje słowo. 

- Mówisz tak, jakbym była twoją własnością - Keena z trudem wymawiała słowa. 

-  Należysz  do  mnie.  Nie  oddam  cię  żadnemu  innemu  mężczyźnie,  dopóki  nie  upewnię  się,  że 

dokonałaś słusznego wyboru. Dlatego musisz mi dać obietnicę. Teraz. 

- W porządku - zgodziła się, nie bardzo wiedząc, dlaczego to robi. Skinął głową. 

-  Jeśli będziesz mnie potrzebować, wiesz, gdzie mnie znaleźć. 

Dłonią wygładziła klapy jego marynarki, dopiero teraz uświadamiając sobie ból rozstania. 

-  Zadzwonisz do mnie? -Nie. 

-  Dlaczego nie? 

-  Będę zajęty. Nie zapomnij o zaproszeniu. 

 

-  Dobrze,  Nicholas.  Bała  się,  że  podczas  tej  rozłąki  będzie  cierpiała  dużo  bardziej  niż  zwykle. 

Telefonował do niej nawet wtedy, kiedy wyjeżdżał za granicę. 

-  Dlaczego się smucisz? Nie chcę widzieć tej smutnej miny. Uśmiechnij się do mnie. 

background image

Podniosła na niego swe posmutniałe oczy. 

-  Nie bardzo mam ochotę na śmiech. Będę za tobą tęsknić. 

Uważnie spojrzał jej w twarz. 

-  Mam taką nadzieję - mruknął. 

-  Pocałujesz mnie na pożegnanie? 

-  Jeśli chcesz, żebym to zrobił. 

-  Nigdy nie myślałam, że zechcesz poddać mnie takiej próbie. 

Zaśmiał się cicho. Keena zamknęła oczy i czekając, aż obejmą ją silne ramiona Nicholasa, uśmiechnęła 

się łagodnie. Chwilę później usłyszała skrzypnięcie otwieranych drzwi. 

Zszokowana otworzyła oczy, ale nie obejrzała się za siebie. Słyszała, że zamknął drzwi. 

-  Nick - szepnęła pełnym bólu głosem. 

Ruszyła za nim, ale był już na dole. Zanim zdążyła zbiec po schodach, Nicholas zapuszczał właśnie silnik 

samochodu. 

Skrzyżowała ręce na piersiach. Nie rozumiała ani siebie, ani Nicholasa, wiedziała tylko, że bardzo cierpi. 

Czuła się samotna i opuszczona, a tego uczucia nie doznała już od 

lat. Była zupełnie bezradna, nie wiedziała, w jaki sposób uda jej się przeżyć bez Nicholasa te kilkanaście 

dni.  A  jeżeli  miało  być  to  rozstanie  na  zawsze?  Może  wszystkie  te  słowa  o  przysłaniu  zaproszenia  na 

przyjęcie i sprawdzianie uczuć były tylko pustymi frazesami? Och, Nicholas! 

 

 

 

Rozdział ósmy 

W ciągu sześciu lat ich znajomości nigdy nie rozstawali się z Nicholasem na tak długo. A teraz nawet 

do niej nie telefonował. Dni mijały, a ona usychała z tęsknoty niczym kwiat bez wody. 

James dotrzymywał jej towarzystwa dwa czy trzy razy w tygodniu, ale nie spostrzegł, że Keena stała 

się mniej komunikatywna. Zresztą, większą przyjemność sprawiało mu mówienie niż słuchanie i nie znał 

Keeny na tyle dobrze, by zorientować się, że dzieje się z nią coś złego. 

Kiedy czuła się samotna, próbowała dodzwonić się do Nicholasa. Jednak w domu nigdy nie mogła go 

zastać, a w biurze poinformowano ją, że jest w rozjazdach i nie zostawił dla niej żadnej wiadomości. Czy po 

tylu latach przyjaźni Nicholas naprawdę zapomniał o niej? Czy przestał się nią interesować? 

-  Ostatnio  bardzo  często  widujesz  się  z  Harrisem  -  skomentowała  Mandy,  kiedy  Keena  czekała  na 

Jamesa. 

Keena tylko wzruszyła ramionami, poprawiając jasnozieloną jedwabną sukienkę, którą założyła specjalnie 

background image

na tę okazję. Była prosto skrojona, ale dość elegancka, by pokazać  się w  niej  w  najlepszej restauracji  w 

Ashton. 

-  Nick 

się 

tym 

nie 

przejmuje 

powiedziała 

gorzko. 

Przez trzy  tygodnie  ani  razu  nie  pofatygował  się,  by  zatelefonować!  Przyjęcie  ma  odbyć  się  w  piątkowy 

wieczór. Zostały tylko dwa dni - dodała. 

-Dostał zaproszenie - mruknęła Mandy. - Żeby mieć pewność, wysłałam je osobiście.  - On nie 

przyjedzie. 

- Nie liczyłabym na to. - Pokojówka z podziwem w oczach popatrzyła na Keenę. - Ślicznie 

wyglądasz. Czy pan Harris docenia twoje starania?   Roześmiała się cicho. 

- Docenia tylko te starania, które tyczą się namowy Nicholasa do kupna jego fabryki. To wszystko. 

On  jest  miłym  mężczyzną,  Mandy.  Może  trochę  nieszczerym  i  dziecinnym,  ale  w  gruncie  rzeczy  bardzo 

miłym. 

-Tylko tyle?  Keena westchnęła. 

 - Tak. Czyż to nie smutne? Przez tyle lat nie mogłam się doczekać, by wrócić do Ashton i odegrać się na 

Jamesie oraz jego przyjaciołach za wszystkie przykrości, jakich od nich doznałam. I wiesz co? Nicholas miał 

rację.  Najbardziej  pociąga  mnie  w  Jamesie  to,  że  nie  mogłam  go  mieć  dziewięć  lat  temu.  Przecież  to 

wydaje się niewiarygodne. 

- A co z Nicholasem? - zapytała łagodnie Mandy. Keena nerwowo skubała palcami rąbek sukienki. 

- Nie obchodzę go wcale. 

- Nie wolno zamykać dzikiego ptaka w klatce - powiedziała zagadkowo. - Trzeba go wypuścić i mieć 

nadzieję, że powróci. Keena spojrzała na nią ze zdziwieniem. 

- Nie wypiłaś czasem za dużo? Zadźwięczał dzwonek u drzwi, a Keena narzuciła na ramiona 

czerwoną kurtkę z lisa i pobiegła je otworzyć. 

„Nicholas bardzo lubił wymyślne i nietypowe stroje" -pomyślała gorzko. 

Pogładziła kołnierz kurtki i przypomniała sobie, jak ostatnio zwykł ją nazywać. Otuliła się szczelniej futrem 

i oczami wyobraźni zobaczyła siebie w nagich ramionach Nicholasa. Niemal czuła przyciśnięte do siebie 

jego muskularne, wspaniałe ciało. Pragnęła go jeszcze bardziej niż przedtem. Pragnęła go pod każdym 

względem. 

* * * 

-  Jesteś dziś bardzo cicha - powiedział James, kiedy kończyli deser i dopijali drugą filiżankę kawy ze 

śmietanką. 

Keena uśmiechnęła się przepraszająco. 

-  Jestem zmęczona. Wiesz, te wszystkie przygotowania do przyjęcia... 

-  Och, tak. - Rozparł się wygodnie na krześle i uśmiechnął. Wyglądał nadzwyczaj elegancko. - Wszyscy 

mówią. tylko o tym. Wyobraź sobie, sławna projektantka mody w towarzystwie szaraków z Ashton. A 

background image

do tego jej wielcy nowojorscy przyjaciele. - Uśmiechnął się szeroko. - Słyszałem, że zaprosiłaś nawet kilka 

gwiazd Brodwayu. 

-  Masz rację - roześmiała się. - Zaprosiłam Betty Sims i Jacka Jacksona - przyznała, wymieniając 

nazwiska dwu sławnych aktorów, którzy byli zarówno jej najlepszymi klientami, jak i przyjaciółmi. - Nie 

wspominając już o Dempie Cashleyu. 

-  Cashley? Czy to ten aktor, który grał... 

-  Ten sam - odparła. - Mam nadzieję, że będzie to królewskie przyjęcie. 

-  Musiało cię to kosztować fortunę! - niemal krzyknął, a Keena miała wrażenie, że widzi w jego oczach 

jednodolarówki. 

Rozparła się na krześle i wzruszyła niedbale ramionami. 

-  Mogę sobie na to pozwolić - mruknęła. 

-  Właśnie  słyszę.  I  widzę.  -  Wykrzywił  usta  w  grymasie,  który  najprawdopodobniej  miał 

oznaczać uśmiech. - Osiągnęłaś niewiarygodny sukces. W ciągu dziewięciu krótkich lat znalazłaś się 

na topie. 

- Zapomniałeś o tej drobnej ilości pracy, którą włożyłam w moją karierę. Potrząsnął głową. 

- Nikt z naszego miasteczka nie pomyślał nawet, że coś takiego może cię spotkać - westchnął. 

- Zwłaszcza ja. Kiedy przypomnę sobie, jakie okropności o tobie wygadywałem... 

- Pamiętam - powiedziała dużo nieprzyjemniej niż zazwyczaj. - Powiedziałeś, że nie należę do tej 

samej  kategorii  ludzi,  co  ty  i  twoi  przyjaciele,  a  twoja  matka  będzie  zgorszona  widząc  mnie  w 

waszym  domu.  Stałam  w  kącie  pokoju  i  doskonale  słyszałam,  co  wtedy  mówiłeś.  Wydawał  się 

całkowicie zszokowany. 

- Nie słyszałaś dalszego ciągu? - zapytał cicho. Spojrzała na niego. 

- Jakiego dalszego ciągu? 

  - Powiedziałem, że moja matka jest straszliwą snobką i że jeżeli usłyszysz od niej coś przykrego 

postaram się, by miała w domu piekło. 

Nie wierzyła własnym uszom. - Ale powiedziałeś także te okropne rzeczy o kochaniu się ze 

mną... 

-  Byłem  wściekły  na  Larrego  za  to,  że  patrzy  na  ciebie  w  taki  sposób  -  odparł  chłodno.  - 

Chciałem  osobiście  zaprosić  cię  na  przyjęcie,  ale  nie  byłem  pewny,  czy  przyjdziesz.  Wiesz, 

jestem  kilka  lat  starszy  od  ciebie  i  zaproszeni  goście  byli  w  moim  wieku...  -  Uśmiechnął  się.  - 

Przyznam,  że  przedtem  nie  traktowałem  cię  poważnie.  Byłaś  tak  słodko  naiwna,  że  dużą 

przyjemność sprawiało mi dokuczanie tobie i włóczenie po różnych odosobnionych miejscach. Ale 

od czasu tej nocy w apartamencie Jacka wszystko się zmieniło. Wtedy zacząłem  myśleć o tobie serio. - 

Zamilkł na chwilę. - Wiesz, że nasz związek nie miałby najmniejszego sensu. Moja matka zniszczyłaby ciebie, 

a ja nie byłem jeszcze finansowo niezależny. To wszystko wyglądało wtedy beznadziejnie i ja wiedziałem o 

background image

tym. Dlatego przerwałem ten romans. A to przyjęcie przyspieszyło bieg wydarzeń. Wyjechałaś z miasta, 

zanim zdążyłem ci cokolwiek wyjaśnić. - James wyglądał jak człowiek zupełnie zbity z tropu. - Szczerze 

mówiąc, to byłem zadowolony, że tak postąpiłaś. Byłem przerażony tym, co się stało. 

- Nigdy  nawet  nie  marzyłam,  że  usłyszę  prawdę  z  twoich  ust-  mruknęła,  zaglądając  w  jego 

niebieskie oczy. 

- Ale tak  się złożyło,  że  usłyszałaś - powiedział  bardzo cicho. - Jesteśmy teraz starsi, bardziej 

dojrzali. Moglibyśmy zacząć wszystko od początku. Nikt już nie będzie nam przeszkadzał. 

„A więc o to właśnie ci chodzi" - powiedziała do siebie w myślach, ale głośno nie odezwała się ani 

słowem, tylko uśmiechnęła się do Jamesa. 

Nie mogła mu powiedzieć, że mężczyzna, z którym jadła obiad w restauracji, nie byłby w stanie zająć 

miejsca młodego chłopaka, którego kochała jako nastolatka. A właściwie, którym była zauroczona. Miłość 

nigdy się nie kończy, a to uczucie dawno przeminęło. Nicholas miał zupełną rację. Nicholas... 

- Co powiedziałabyś na staromodny pierścionek zaręczynowy? 

Zamyśliła się, zanim dała mu odpowiedź. 

- Darzę cię ogromną sympatią - zaczęła. - Lubię przebywać w twoim towarzystwie, jestem wdzięczna, że 

powiedziałeś mi prawdę. Pamiętaj jednak, że teraz jesteśmy zupełnie innymi ludźmi. Bardzo się 

zmieniłam, James, i nie będę usatysfakcjonowana tym, co możesz mi zaofiarować. Nie jestem już naiwną 

osiemnastolatką - zakończyła smutno. Dorosłam. 

Uśmiechnął się żałośnie. 

- Szkoda, ale ja również - mruknął. - Byłaś taką śliczną mała dziewczynką. Gdyby tylko... 

- Smutne słowa, przyjacielu. - Impulsywnie dotknęła jego ręki i uśmiechnęła się. - Naprawdę bardzo 

cię lubię. 

James uśmiechnął się także.  - Nie przypuszczałem, że jesteś takim dobrym człowiekiem. Masz 

ochotę na następną filiżankę kawy? 

Potwierdziła ruchem głowy. Wszystko jej ułatwił. Odetchnęła z ulgą. 

 - Masz taki śliczny uśmiech - powiedział zwyczajnie. -Zawsze miałaś. - Skinął ręką na kelnera. 

Wreszcie nadszedł czas przyjęcia. Keena zaprojektowała sobie nadzwyczajny strój na tę okazję. Była to 

błękitna sukienka z szeroką spódnicą obramowaną złotą lamówką i obcisłym stanikiem bez ramiączek. Na 

nagich ramionach  miała  narzuconą piękną  futrzaną etolę, która z pewnością kosztowała  majątek. Krótko 

mówiąc, gospodyni przyjęcia wyglądała jak królowa. 

Jednak jej myśli w niczym nie przypominały ani jej wyglądu, ani sukni. Cały czas zastanawiała się, czy 

Nicholas zechce zaszczycić swą obecnością tę małą uroczystość. Na samą myśl, że zobaczy go znowu, że 

znajdzie się w  jego ramionach,  serce  jak oszalałe  waliło  jej  w piersi. Tęskniła  za nim ogromnie. Nigdy 

nawet nie przypuszczała, że można tak bardzo tęsknić za drugim człowiekiem. Zastanawiała się, jak zdoła 

przetrwać ten wieczór, jeżeli on się nie pojawi. 

background image

Zrobiła wejście, gdy zgromadziła się już ponad połowa gości. Dom wypełniony był dźwiękami muzyki i 

śmiechem. Nowojorska elita zmieszała się z małomiasteczkową  społecznością. Gwiazdy Broadwayu miło 

gawędziły z gospodyniami i robotnikami z fabryki. Wszyscy wydawali bawić się doskonale. 

James stał na pierwszym stopniu, kiedy pojawiła się na półpiętrze. Uśmiechał się aprobująco. Jednak 

Keena nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem. Rozglądała się w poszukiwaniu górującej nad wszystkimi 

ciemnej głowy. Bardzo chciała zobaczyć wysokiego mężczyznę w eleganckim, wieczorowym stroju. 

Niestety nadaremnie. Nicholas nie przybył. 

- Dlaczego 

jesteś 

taka 

ponura? 

zapytał 

złośliwie 

James. 

- Wyglądasz cudownie, przejrzyj się tylko w lustrach. 

Nie powiedziała mu, że w ogóle jej to nie obchodzi. Humor  nie poprawił się Keenie nawet wtedy, gdy 

zobaczyła  wpatrzone  w  siebie  z  zachwytem  i  zazdrością  zarazem oczy  jednej  z  najbardziej  nielubianych 

koleżanek ze szkoły średniej. Nagle cała przeszłość przestała się liczyć. Ważna była tylko jedna osoba - 

Nicholas. 

Zadowolona  była  z  zespołu,  który  wynalazła  Mandy,  Sześciu  młodych  chłopców  grało  wszystkie 

kawałki,  które  Keena  słyszała  w  najlepszych  nowojorskich  restauracjach.  Nieświadomie  zwracała  dużo 

większą  uwagę  na  muzykę  niż  na  partnerów.  Większość  z  tańczących  z  nią  mężczyzn  najchętniej 

gruchałoby opowieści o drodze do jej sukcesu, a tym tematem była już bardzo znudzona. 

James wybawił ją z objęć kiepskiego tancerza, który bezustannie deptał jej po palcach. 

- Dzięki - mruknęła słabym głosem. - Moje stopy były poważnie zagrożone. 

- Cała  przyjemność  po  mojej  stronie.  -  Z  uwagą  przyglądał  się  jej  twarzy.  -  Keeno,  wydajesz  się 

przygnębiona dzisiaj. Mógłbym ci jakoś pomóc? 

"Pod warunkiem, że zmienisz się w wysokiego, ciemnookiego i ciemnowłosego mężczyznę" - pomyślała, 

ale nie odezwała się ani słowem. 

Uśmiechnęła  się  tylko  i  potrząsnęła  głową.  -  Jestem  po  prostu  zmęczona  -  skłamała.  -  Trudno  jest 

doglądać  interesu  w  Nowym  Jorku,  gdy  przebywa  się  w  Ashton.  Mam  nadzieję,  że  udało  mi  się 

pozałatwiać wszystkie najważniejsze sprawy i będę mogła wreszcie trochę odpocząć. 

Będzie mogła odpocząć?! Przyjęcie trwało już od dwóch godzin, a Nicholasa ciągle nie było. 

Wzięła z tacy od przechodzącego kelnera kolejną szklankę whisky z wodą sodową i opróżniła ją dwoma 

potężnymi łykami. Upłynęło już dość dużo czasu, od kiedy tak dużo piła, ale nie zastanawiała się teraz nad 

tym. Cieszyła się, że po wypiciu trunku poczuła się znacznie lepiej. 

Nie wiadomo kiedy znalazła się znowu w ramionach Jamesa. Nie sprzeciwiła się, kiedy musnął ustami 

jej policzek,  a potem zanurzył twarz  w  jej  włosach.  Przytulił  ją mocno do siebie  i wspólnie poddali się 

rytmowi powolnego tańca. 

Nagle Keena dostrzegła poruszenie w pokoju. Wśród tłumu gości pojawił się Nicholas Coleman. Wyglądał 

bardzo reprezentacyjnie w czarnym wieczorowym garniturze, śnieżnobiałej koszuli i jedwabnym krawacie. 

background image

 

 

 

Rozdział dziewiąty 

Spojrzała na niego z nad ramienia Jamesa. Jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia tak szeroko, jakby 

ujrzała ducha skaczącego na skakance. 

Ich spojrzenia spotkały się, ale oczy Nicholasa ciskały pioruny. 

Odsunęła  się  nagle  od  Jamesa  i  roześmiała  się  głośno,  chcąc  w  ten  sposób  zatuszować  swoje 

zdenerwowanie. Potężny mężczyzna podążał prosto w ich kierunku. 

-  Witam, 

panie 

Coleman 

odezwał 

się 

uprzejmie 

James, 

uśmiechając się i wyciągając dłoń. 

Nicholas zupełnie zignorował Harrisa. Jego oczy spoczęły na Keenie. 

- Chciałbym z tobą porozmawiać - powiedział krótko. 

- Tak... oczywiście - wymamrotała. - James, czy mogę cię na chwilę przeprosić? 

- Oczywiście - odparł James oddalając się, by przygotować sobie drinka. 

-  Cześć, Nicholas - przywitała mężczyznę Keena. 

Spoglądała na niego z zakłopotaniem w oczach. Znowu miała przed sobą potężnego, śniadego 

człowieka. Miała wrażenie, że wygląda dużo bardziej imponująco niż zazwyczaj. Nie po raz pierwszy 

zauważyła, że często wrze w nim krew francuskich przodków. 

-  Czy zaprosiłaś tu wszystkich nowojorskich aktorów -zapytał, rozglądając się dookoła. 

-  Nie, tylko tych najlepszych - odparła z tajemniczym uśmiechem. - Rozłożyła ramiona. - Zatańcz ze 

mną. 

-  Wolałbym raczej połknąć truciznę. 

Jej twarz przybrała tragiczny wyraz. Tygodnie oczekiwania, stania w oknie i wypatrywania białego rollsa. 

Tygodnie podrywania się na każdy dźwięk telefonu z nadzieją, że to będzie on. A teraz, kiedy wreszcie się 

pojawił, słyszy od niego takie słowa. 

Odwróciła się  i ruszyła  wzdłuż  holu do pokoju, którego Nicholas  używał ostatnio  jako gabinetu. Przy 

drzwiach poczekała, aż do niej dołączy. Gdy znaleźli się w środku, usiadła na najbliższym krześle.  

-  Przykro mi, że nie  mogę zaproponować ci drinka - odezwała się chłodno - chyba że chcesz znowu 

wmieszać się w ten wielobarwny tłum. 

Nicholas drżącą ręką zapalił papierosa. Wydawał się całkowicie skupiony na tej czynności. 

-Dobrze się bawisz? - zapytał, rzucając jej krótkie spojrzenie. 

- Do momentu twego przyjazdu bardzo dobrze, dziękuję 

background image

- odparła jadowicie. 

Podszedł do okna i zapatrzył się w ciemność. Palił w milczeniu, wsłuchując się w słowa modnej 

piosenki o miłości, której dźwięki dochodziły z salonu. Czuł, jak narasta między nimi napięcie. 

- Zrealizowałaś swoje marzenia, lisiczko? - zapytał, nie odwracając się do niej. 

- Teraz  przypominają  one  raczej  koszmar  -  mruknęła,  skubiąc  rąbek  sukienki.  Nagle  jej  oczy  zaszły 

łzami. -Tęskniłam za tobą. 

- Właśnie widziałem - odparł sarkastycznie. 

Nie mogła znieść jego drwiny i chłodnego spojrzenia. 

- Wypiłam  niedawno  whisky  z  wodą,  a  przedtem  jeszcze  kilka  innych  drinków.  Trochę  szumi  mi  w 

głowie. Chyba możesz to zrozumieć?! 

- Dlaczego piłaś? 

Kobiecie zabrakło słów. Jak miała wytłumaczyć temu nieznajomemu mężczyźnie, że drink miał jej 

pomóc uśmierzyć tęsknotę i rozczarowanie. 

- Przyjechałem  tu  tylko  po  to,  żeby  poinformować  cię,  że  wykupiłem  fabrykę  Harrisa  -  nadal  stał 

odwrócony do niej plecami - i przepisałem ją na ciebie. Będziecie teraz mieć wspólne interesy. 

- Ale... w jaki sposób, skoro James ją sprzedał? 

- Zarząd nadal pozostaje w jego rękach - wyjaśnił chłodno. - Nie wspominał ci o tym? 

Potrząsnęła przecząco głową. Słowa nie były w stanie przejść przez gardło. Czy w ten sposób daje do 

zrozumienia, że nie ma już dla niej miejsca w jego życiu? 

- Czy zobaczymy się jeszcze, Nicholas? - zapytała wreszcie z wahaniem w głosie. 

Zanim odpowiedział, mocno zaciągnął się papierosem. 

-  Myślę, 

że 

byłoby 

mądrzej, 

żebyśmy 

się 

więcej 

nie 

widywali, Keeno. 

Często śmiała się ze znajomych, którzy twierdzili, że czuli się tak, jakby mieli zaraz umrzeć. Jednak w tej 

chwili ona właśnie czuła się podobnie. Nigdy  nie  myślała, że ktoś będzie w stanie zranić  ją tak boleśnie. 

Wydawało jej się, że nie będzie w stanie znieść cierpienia. 

Przed oczami wyobraźni przesuwały się obrazy cudownych chwil, które spędzili razem. Ciemnowłosy, 

ciemnooki Nicholas o potężnej piersi gęsto porośniętej ciemnym włosem. Tym razem żegnał się z nią na 

dobre  i  nie  było rzeczy, którą mogłaby zrobić, czy słów, które mogłaby powiedzieć,  by  zmienić  jego 

decyzję. 

Po raz pierwszy zdarzyło się jej mieć rację. Pragnął jej, ale w jego wyobrażeniu miałaby to być krótka 

przygoda. Nie wyszło i dlatego tak szybko chce wyrzucić ją ze swojego życia. Już przedtem przypuszczała, 

że tak wyglądają jego plany, ale wówczas łudziła się jeszcze, że się myli. 

Podniosła się. Wyglądała bardzo dostojnie w błękitnym kolorze i była zbyt dumna, by spojrzeć  mu w 

oczy i zobaczyć w nich udręczenie. 

background image

-  Jeśli  uważasz,  że  tak  będzie  najlepiej  –  powiedziała  smutno.  -  Dziękuję...  za  wszystko,  Nicholas. 

Mam nadzieję, że będziemy pamiętać tylko przyjemne chwile. 

Pokiwał głową. 

-  Nie 

wiem, 

jaki 

sposób, 

skoro 

było 

ich 

tak 

mało. 

Mam wrażenie, że nigdy nie spotkało nas nic dobrego. 

Ich  spojrzenia  spotkały  się,  ale  Keena  szybko  odwróciła  głowę,  by  Nicholas  nie  mógł  ujrzeć  łez 

napływających jej do oczu. 

-  Mam nadzieję, że będziesz pamiętał o wysyłaniu mi kartki z życzeniami świątecznymi. - Keena starała 

się kontrolować swój głos, nigdy nie wybaczyłaby sobie, gdyby właśnie teraz przybrał piskliwe tony. 

-  Możesz być spokojna, będę pamiętał. 

Ruszyła w stronę drzwi, ale zatrzymała się w połowie drogi. 

-  Jedź ostrożnie, dobrze? - poprosiła, nie odwracając głowy. 

- Mogłabyś się chociaż odwrócić, gdy się ze mną żegnasz 

powiedział cierpko. 

- Obawiam się, że nie mogę tego zrobić - wyszeptała, a pierwsze łzy spłynęły jej po policzkach. 

Chyba przyjdzie jej teraz wypłakać się na ramieniu Jamesa. Nawet chciała wtulić twarz w miękki materiał 

jego czarnego garnituru. Czekał na nią pod drzwiami gabinetu. 

- Co się stało? -zapytał, gdy tylko zatrzasnęła je za sobą. 

Nie odpowiedziała. Miała wrażenie, że krwawi jej serce. Dzięki sile woli udało się jej jakoś przetrwać do 

końca przyjęcia. Rozmawiała z gośćmi, rozsyłała uśmiechy, prawiła komplementy, a  nawet kilkakrotnie 

próbowała  flirtować  z  ubiegającymi  się  o  jej  względy  mężczyznami.  Jcdnak  kiedy  zniknął  za  drzwiami 

ostatni gość, ciężko opadła na sofę i zalała się łzami. Nie musiała już dłużej grać. 

Mandy delikatnie głaskała kobietę po włosach i wyszukiwała słowa, które mogłyby ją uspokoić. Keena 

opowiedziała jej o rozmowie z Nicholasem i od nowa wybuchnęła płaczem. 

- Powiedziałaś mu, że nie jesteś zainteresowana Jamesem? - zapytała łagodnie Mandy. 

- Nie. - Usłyszała ostrą odpowiedź. 

- Czy pomyślałaś, co musiał czuć, gdy wszedł do pokoju i zobaczył ciebie tańczącą w objęciach Jamesa? 

Wzruszyła ramionami. 

-  Nie 

mogłam 

mu 

tego 

powiedzieć. 

Nie 

po 

tym, 

jak 

kategorycznie usunął mnie ze swojego życia. Prawdopo dobnie będę teraz musiała związać się z Jamesem. – 

Otarła 

łzy 

wierzchem 

dłoni. 

-Przynajmniej 

mam 

powód, 

żeby 

nie 

wracać do Nowego Jorku. Przeniosę tutaj moje biuro. Ann i Faye też wprowadzą się do tego domu... 

-  Ty lubisz przebywać tutaj, kochanie, ale im może się to nie spodobać - upomniała Mandy. 

Twarz Keeny ponownie się zachmurzyła. - Już nigdy więcej nie chcę widzieć Nicholasa - 

zaszlochała. - Nie mogę! Nie zniosłabym tego, Mandy! Nie mogę! 

background image

- Czy aż tak bardzo go nienawidzisz, kochanie? 

Kocham  go  -  wyznała  Keena,  podnosząc  na  pokojówkę  zapłakaną  twarz.  ~  Odkryłam  to  dopiero  w 

Charleston, ale było już za późno. Mandy, naprawdę go kocham i wszystko co mam, nie jest mi droższe od 

jednej chwili spędzonej z tyra mężczyzną. Wiesz o tym? Wszystkie moje pieniądze i sława nie są nic warte, 

jeżeli nie będę miała Nicholasa. 

- Czy mogę coś zasugerować? - zapytała Mandy. 

- Nie wiem, czy to ma sens, ale... 

- Dlaczego nie pojedziesz do niego i nie powiesz, co czujesz? 

- Żeby uspokajająco poklepał mnie po plecach? - zaszlochała. - Jestem pewna, że tak właśnie by zrobił. 

On czuje się za mnie odpowiedzialny, ale najwyraźniej jest tym coraz bardziej zmęczony. 

- Czy zdarzyło ci się kiedykolwiek pomyśleć, że Nicholas jest w tobie zakochany? 

- Szkoda, że go dzisiaj nie słyszałaś! 

- Zadziwiające  -  westchnęła  Mandy  -  przejechał  w  nocy  dwa  tysiące  mil  do  kogoś,  kogo  tak  bardzo 

nienawidzi. 

Keena niespokojnie zamrugała powiekami. 

- On... przyjechał tylko po to, żeby powiedzieć mi o interesach. 

- Równie dobrze mógłby to zrobić przez telefon. Zastanów się, kogo zobaczył, gdy tylko pojawił się w 

drzwiach twojego domu? 

Wzruszyła ramionami. 

- Mnie. I Jamesa. 

- Nick zawsze był chorobliwie o ciebie zazdrosny -przypomniała Mandy. - Być może nie zauważyłaś 

tego,  ale  ja  dokładnie  zdawałam  sobie  sprawę  z  jego  zachowania.  Widziałam,  jak  na  ciebie  patrzył, 

kochanie. Większość kobiet oddałaby wszystko co ma, za jedno takie spojrzenie, jakim Nick obdarzał cię 

nieustannie. Pomyśl o tym. 

Oczy Keeny zaszkliły się, a dolna warga drżała niebezpiecznie. 

- Ale co mogę teraz zrobić? Jest już za późno! 

- Och, nie! Nie jest! Możesz jeszcze wszystko naprawić! 

- Mandy wstała i szybkim krokiem wyszła z pokoju. Kilka minut później Keena usłyszała, że rozmawia 

przez telefon. Zadzwoniła w trzy miejsca i po kilku minutach była z powrotem w salonie. 

- Na lotnisku czeka samolot, którym polecisz do Charlestoa Tam wsiądziesz do samochodu, który zawiezie 

cię do domu Nicholasa. Reszta zależy od ciebie. 

- Ale... muszę się przebrać - mruknęła, spoglądając na swoją elegancką sukienkę. 

- Nie zawracaj sobie tym głowy. Stracisz tylko cenny czas. Pospiesz się kochanie, Nick zatrzymał się w 

Charleston tylko na noc. 

background image

- Ale... trzeba zamówić taksówkę! 

- Właśnie  nadjechała.  -  Mandy  uśmiechnęła  się  szeroko  i  pocałowała  Keenę.  -  Pozdrów  ode  mnie 

Nicholasa. 

Nie zastanawiając się dłużej, kobieta narzuciła na ramiona futrzaną etolę i ruszyła do drzwi. 

* * * 

Taksówka  zawiozła  ją  przed  dom  Nicholasa.  Wokoło  było  bardzo  cicho.  Keena  przezwyciężyła 

dławiący  jej  gardło  strach  i  zapukała  do  drzwi.  W  najgorszym  wypadku  Nicholas  będzie  kazał  się  jej 

wynosić.  W  każdym  razie  musi  spróbować.  Kochała  go  i  dlatego  postara  się  wyzbyć wszelkiej  dumy. 

Inaczej grożą jej długie, samotne lata życia. W tej chwili była w stanie ryzykować wszystko, co ma. 

Drzwi  otworzyła  pani  Collins  ubrana  w  długi  szlafrok. Jej  twarz  wyrażała  zdziwienie,  ale  i  radość  z 

widoku Keeny. 

-  O mój Boże! - wykrzyknęła. - Niech mi jeszcze ktoś powie, że nie wierzy w zbieg okoliczności. Panno 

Keeno, proszę mi przypomnieć, żebym opowiedziała pani, jak pewnej późnej nocy pierwszy pan 

Coleman znalazł swą przyszłą żonę na stopniach domu. Czy przyszła pani zobaczyć się z panem Nickiem? 

- dodała, ściszając głos. 

Keena tylko skinęła głową. Miała wrażenie, że serce wyrwie się jej z piersi. 

-Czy... on jest tutaj? 

-  Och,  tak.  Jest  -  westchnęła  pani  Collins.  -  Przez  ostatnie  dwie  godziny  z  jego  pokoju  na  górze 

dochodził straszliwy łomot. Jestem pewna, że rzucał ciężkimi przedmiotami. Przyjechał dziś w piekielnym 

nastroju. - Starsza pani zamrugała powiekami. - Mam nadzieję, że uda się pani go uspokoić. 

-  Zrobię wszystko, co w mojej mocy - obiecała Keena. 

Zaczęła  wspinać  się  po  długich,  ciemnych  schodach  prowadzących  do  pokoju  Nicholasa.  Czuła,  jak  z 

każdym stopniem opuszczają odwaga. 

Teraz albo nigdy. A jeśli Mandy myliła się? A jeśli Nicholas celowo powiedział wszystkie te straszne 

słowa?  Jeśli  nie  doceni,  jak  daleką  drogę  dla  niego  przebyła?  Przecież  on  nie  należy  do  tego  rodzaju 

mężczyzn, którzy zauważają poświęcenie innych. 

Zatrzymała  się  przed  drzwiami.  Przez  szparę dojrzała smugę  przyciemnionego  światła.  Słyszała  też 

dźwięki świadczące o tym, że Nicholas nie śpi. 

Przecież  przybyła  tu  po  to,  by  z  nim  porozmawiać.  Nie  osiągnie  zamierzonego  celu,  jeżeli  nadal 

będzie tkwiła w holu. Wzięła głęboki oddech i otworzyła masywne drzwi. 

Zanim zdążyła cokolwiek pomyśleć, weszła do środka i zamknęła je za sobą. Dobrze, że tak się stało, 

gdyż na widok wyciągniętego na łóżku nagiego Nicholasa, koniecznie musiała się o coś oprzeć. Jego ciemne 

oczy spoglądały na nią niedowierzająco. 

-  Mam wrażenie, że weszło ci to w nawyk - powiedział, siląc się na dowcip. 

Była  tak  zakłopotana,  że  miała  trudności  z  przełykaniem  śliny.  Zabrakło  jej  silnej  woli,  by  oderwać 

background image

wzrok od muskularnego ciała mężczyzny. 

-  To nie moja wina, że nie nosisz pidżamy - starała się potraktować tę kwestię nonszalancko. 

Zaśmiał się krótko. 

-  Mogę 

zapytać, 

co 

przyniosło 

cię 

tutaj 

środku 

nocy? 

Czy Harris ci już nie wystarcza? 

Przez moment miała zamiar unieść się dumą oraz honorem i natychmiast opuścić pokój, ale gdy spojrzała 

w ciemne oczy Nicholasa, odrzuciła tę myśl. 

-  Nie chcę Jamesa - wyznała cichym głosem. 

Uniósł brwi w geście wyrażającym zdziwienie i popatrzył na Keenę. 

-  Nie? Jakoś nie udało mi się tego zauważyć. 

Miała świadomość, że drży jej dolna warga. 

-  A 

czego 

oczekiwałeś, 

do 

cholery?! 

wybuchnęła. 

Przez niemal miesiąc nie dajesz żadnego znaku życia. Nie raczyłeś nawet zadzwonić, nie wspominając już o 

odwiedzinach. Nawet nie wiesz, ile godzin spędziłam wyglądając przez okno czy oczekując przy telefonie. 

Wreszcie 

nadszedł 

dzień 

przyjęcia. 

nadzieją 

sercu 

biegłam 

do 

drzwi za każdym razem, kiedy zadźwięczał dzwonek. Ale ty nie pojawiłeś się. To dlatego... wypiłam trochę 

za dużo. I... wtedy nienawidziłam cię całym sercem. 

Nie odezwał się ani słowem, ale podniósł się i stanął tuż obok kobiety. 

-  Czy... nie masz zamiaru założyć szlafroka? – zapylała drżącym głosem. 

-Po co mam się trudzić? I tak musiałbym go zaraz zdjąć. 

-  A... ale... - Nie zdołała dokończyć, gdyż oplotły ją potężne ramiona Nicholasa. Całym ciężarem ciała 

przy gniótł ją do drzwi. 

-  Kontynuuj, 

kochanie 

mruknął, 

obserwując 

jej 

re 

akcję. 

-To, 

co 

mówisz, 

jest 

bardzo 

interesujące. 

Dlaczego 

tak bardzo chciałaś, żebym pojawił się na przyjęciu? 

Nie miała odwagi spojrzeć Nicholasowi w oczy, dlatego skupiła wzrok na jego potężnej piersi. 

-  A 

jakie 

to 

ma 

dla 

ciebie 

znaczenie? 

Przecież 

tak 

jesteś 

przekonany, że sypiam z Jamesem. 

Przysunął się jeszcze bliżej. Mogła teraz dokładnie zobaczyć miejsce, w którym został złamany jego nos. 

-  Nie 

przebyłabyś 

pośpiechem 

tej 

ogromnej 

odległości, 

gdyby tak było - mruknął, wpatrując się w jej miękkie usta. 

- Wyważysz drzwi, jeżeli będziesz bardziej na nie napierać - szepnął zmysłowo. - Dlaczego nie 

przestaniesz z sobą walczyć i nie zaczniesz robić tego, na co masz naprawdę ochotę, Keeno? Z uwagą 

przyglądała się jego poważnej twarzy. 

-  A co ja, według ciebie, chcę robić? 

background image

W odpowiedzi złapał jej chłodne, drżące dłonie, położył na swoich wąskich biodrach i zaczął przesuwać w 

górę, aż do piersi. 

-  To 

mruknął, 

wolno 

delikatnie 

muskając 

wargami 

jej 

usta. 

Chcesz 

mnie 

dotykać. 

Chcesz 

leżeć 

moich 

ramio 

nach, 

chcesz 

czuć 

na 

sobie 

moje 

ciało, 

chcesz 

mi 

się 

oddać. 

Czy masz zamiar powiedzieć, że nie po to tu przyjechałaś? 

Łzy napłynęły jej do oczu. Miał rację. Oczywiście, że miał rację. Ale chodziło jej o coś więcej, o coś 

znacznie ważniejszego. Rozluźniła się, czując blisko siebie jego ciało. Pozwoliła, aby okrył jej twarz i 

usta namiętnymi pocałunkami. Pozwoliła, aby język Nicholasa dotykał jej zębów i podniebienia, a ciałem 

targały dreszcze rozkoszy. 

Jęknęła czując, że każdy mięsień jej ciała napręża się pod wpływem dotyku ciepłych dłoni Nicholasa. 

Spletli się w uścisku tak mocnym, że nie rozdzielała ich nawet odrobina powietrza. 

Przesuwał dłonie wzdłuż  jej pleców, przez pośladki,  aż do ud. Ugiął  nogi w kolanach  i  przycisnął  jej 

biodra  do  swoich.  Oboje  oddali  się  rytmowi  miłości,  który  sprawił, że z ust  Keeny wyrwał  się  kolejny 

nieświadomy dźwięk. 

-  Obiecaj... że... nie będzie to tylko seks - szepnęła prosto w jego zmysłowo rozchylone usta. 

-  Nie byłby to tylko seks, nawet gdybyś oddała mi się sześć lat temu. - Uniósł na chwilę głowę i Keena 

zobaczyła  ogień  miłości  i  pożądania  w  jego  oczach.  -  Mój  Boże,  straciłem  dla  ciebie  głowę,  nie 

zauważyłaś tego jeszcze? Kiedy wyjeżdżałem do Paryża, myślałem, że prowadzę sprytną grę. Chyba było 

mi potrzebne takie przekonanie, bym mógł odzyskać równowagę po nieudanym romansie z Marią. Ale, 

mój Boże, kochanie, w Paryżu myśl o tobie przez cały czas  nie dawała  mi spokoju. Kiedy wróciłem,  i 

pocałowałem  cię  po  raz  pierwszy,  zrozumiałem  wreszcie,  co  się  ze  mną  dzieje.  -  Jego  dłonie  znowu 

przesunęły się po jej kształtnym ciele. - Pragnąłem cię już tego dnia, kiedy się poznaliśmy, ale wtedy nie 

miałem jeszcze do tego prawa. Potem długo, długo nie było okazji, żeby wyjawić ci moje uczucia. I bardzo 

dobrze, że się tak stało. W tej chwili chcę od ciebie cholernie dużo więcej, niż chciałem wtedy od twego 

młodego, seksownego ciała. 

-  Czego... czego chcesz, Nicholas? - zapytała szeptem, delikatnie gładząc jego muskularny tors. 

Pochylił głowę i spojrzał  jej prosto w oczy, ale Keena dojrzała w źrenicach Nicholasa tylko namiętne 

błyski. 

-  Chcę, żebyś mi dała dziecko. 

Miała wrażenie, że te słowa zapadają jej głęboko w świadomość. 

-  Dlaczego? - Poruszyła bezgłośnie ustami. 

Zaśmiał się krótko. 

-  Bo jestem w tobie do szaleństwa zakochany, moja rozkoszna mała wiedźmo - powiedziawszy to, objął 

Keenę silnymi ramionami i podniósł do góry z podłogi, rozgniatając jej usta w słodkich pocałunkach, - O 

background image

mój Boże, kocham cię, pragnę cię, potrzebuje cię. Keeno, miałem ochotę zabić Harrisa za to, że trzymał cię 

w ramionach, że cię dotykał. Nie będę prosić o więcej niż możesz mi dać, ale oddaj mi się dziś w nocy. 

Zostań ze mną. 

Łzy napłynęły jej do oczu, kiedy odwzajemniała namiętne pocałunki. Oddech kobiety stawał się coraz 

krótszy i urywany. 

- To... może zająć trochę więcej czasu niż jedną noc. 

- Co? - mruknął, kładąc ją na szorstkim, brązowym prześcieradle. 

-Żeby... mieć... 

- Mieć dziecko? - szepnął Nicholas, a jego oczy wyrażały czułość, jakiej nigdy dotąd nie doznała. Jego 

ręce 

delikatnie 

zdejmowały 

niej 

elegancką 

sukienkę. 

Po 

chwili 

była  już  naga,  nie  licząc  skromnych  majteczek,  w  które  mężczyzna  zapatrywał  się  pożądliwym 

wzrokiem. – W takim razie myślę, że byłoby dobrze, gdybyś mnie poślubiła - mruknął. - Oczywiście po 

to, żeby nie dopuścić, do powstawania plotek. 

Objęła ramionami szyję Nicholasa i przyciągnęła go do siebie. 

-  Jakbyś 

ty 

kiedykolwiek 

przejmował 

się 

plotkami 

wyszeptała,  rozkoszując  się  dotykiem  jego  dłoni  i  nieznanym  dotąd  blaskiem  oczu,  które  cal  po  calu 

lustrowały ciało Keeny. 

Całe to zdarzenie wydawało się mieć wiele wspólnego z magią. To nie mogło dziać się naprawdę! Od 

kiedy to marzenia się spełniają, a bajki stają się rzeczywistością? Płakała przestraszona ogromem miłości, 

która wypełniała jej serce. 

-  Och, 

Nick, 

zrobię 

wszystko, 

co 

zechcesz 

szeptała 

gorączkowo. - Wszystko. Byłabym twoją kochanką, jeżeli nie mogłabym mieć nic więcej. Dam ci dziecko, 

rezygnując na zawsze ze szczupłej figury i nigdy nawet nie wspomnę, że się poświęciłam. 

Jego ciemne oczy wpatrywały się w nią przez długą chwilę. 

-  Nie 

tak 

dawno, 

tu 

ogrodzie, 

powiedziałaś 

coś 

bardzo 

podobnego. 

Spytałem 

wtedy, 

dlaczego 

zrobiłabyś 

dla 

mnie 

wszystko, 

ty 

odpowiedziałaś, 

że 

nie 

wiesz. 

Czy 

naprawdę 

nie wiesz, dlaczego? 

Delikatnie dotknęła palcami jego ciepłych ust. 

-  Dlatego, że cię kocham, najdroższy - wyszeptała drżącym głosem. - Ponieważ jesteś całym moim 

światem, od początku do końca. 

Zamknął oczy, ale szybko podniósł powieki pod wpływem uporczywego spojrzenia Keeny. 

-  Bóg jeden wie, czy nie znaczysz dla mnie dużo więcej, kochanie. Jest jeszcze jedna rzecz, o której chcę 

ci  powiedzieć.  Kochałem  moją  pierwszą  żonę,  ale  zupełnie  inaczej,  niż  kocham  ciebie.  Nie  zamierzam 

wskrzeszać duchów, dlatego nie będzie jej między nami. Ani tej nocy, ani żadnej innej. 

background image

-  Kiedy się zorientowałeś, że mnie kochasz? 

Uśmiechnął się czule. 

-  Byłem zupełnie pewien swoich uczuć, gdy po raz pierwszy  zobaczyłem,  jak  flirtujesz z Harrisem. 

Miałem  wtedy  ochotę  stłuc  go  na  kwaśne  jabłko.  -  Jego  dłonie  znowu  przesunęły  się  wzdłuż  jej 

zgrabnego ciała. - Ale na te tematy porozmawiamy później, panno Whitman - szepnął, opierając się na 

niej swym ciężarem. - Teraz potrzebuję twojej absolutnej, niczym nie zakłóconej uwagi. 

Oddychała coraz szybciej, widząc w jego oczach ciągle narastające pożądanie. 

-  Nick, czy wystarczy tylko to, że cię kocham? Chciałabym, żeby było ci dobrze, ale tak mało wiem... 

-  To nieważne - mruknął, obejmując ją mocniej ramionami i całując wolno, czule i namiętnie zarazem. - 

Jedyne,  co  musisz  robić  -  dodał,  ściszając  głos  do  ledwie  słyszalnego  szeptu  -  to  zrelaksować  się  i 

wykonywać moje polecenia. Pokażę ci, w jaki sposób zakochany mężczyzna wyraża swoją miłość. Będę 

bardzo delikatny, więc nie musisz się niczego obawiać. Dobrze? 

Otoczyła  ramionami  szyję  mężczyzny  i  z  rozkoszą  przyjęła  na  siebie  ciężar  jego  ciała.  Oddychała  z 

trudem, a oczy miała szeroko otwarte, więc Nicholas z łatwością mógł z ich wyczytać wszystkie jej 

uczucia. 

- Nick, chcę oddać ci wszystko - szepnęła, gdy całował ją w taki sposób, w takich miejscach, że nie 

marzyła o tym w swoich najbardziej erotycznych fantazjach. - Kochaj mnie. 

Zadowolony z siebie zachichotał cicho i wyciągnął rękę, by wyłączyć światło. 

* * * 

Gdy  rankiem  podniosła  powieki,  ujrzała  Nicholasa  wpatrującego  się  w  jej  twarz.  Spojrzała  w  jego 

kochające, ciemne oczy i momentalnie powróciły wspomnienia z minionej nocy. Nicholas był cierpliwym 

i czułym kochankiem, dostarczył Keenie przeżyć, o których nawet nie śmiała śnić. Doprowadził do tego, 

że odczuwała rozkosz niemal graniczącą z bólem. Przypomniała sobie, że w nocy, w tamtej pięknej chwili, 

patrzył  na  nią  tak,  jak  i  teraz. Nie  wie,  dlaczego  wtedy  otworzyła  oczy,  ale  gdy  to  zrobiła, zdziwiła  się 

bardzo, widząc skierowany na siebie wzrok Nicholasa. Jego twarz wyrażała pożądania, ogniste spojrzenie 

mówiło o miłość, a potężne ciało było tuż obok. 

-  Ty... obserwujesz mnie - wyszeptała drżącym głosem, na pół rozbudzona Keena. 

Pochylił się i czule, z szacunkiem pocałował ją w usta. 

-  Musiałem. Byłaś taka piękna. Gdy sobie przypomnę, jak reagowałaś na moją miłość, ten cichy krzyk... 

A blask księżyca rozjaśniał twoją twarz. Będę o tym śnił do końca życia. Keeno, byłaś doskonała. 

Delikatnie pogładziła jego skronie w miejscu, gdzie były przyprószone siwizną. 

-  Ty 

również 

wyszeptała, 

uśmiechając 

się 

nieśmiało. 

Och, Nick! Tak bardzo cię kocham. 

Pochylił się znowu i pocałował jej rozchylone usta. 

-  Nie bardziej niż ja ciebie - wyszeptał. - Jak wyobrażasz sobie nasz ślub? W kościele z fanfarami, czy 

background image

skromnie w urzędzie? 

-  Wszystko mi jedno. 

-  W takim razie w urzędzie - zadecydował. - Chcę, żebyś nosiła na palcu moją obrączkę tak szybko, 

jak to tylko możliwe. 

 

-  Nie zmienię zdania - zapewniła go. Kąciki jego ust uniosły się nieznacznie. 

-  To nie dlatego. 

Spojrzała mu w oczy i w zdziwieniu uniosła brwi. 

Zachichotał cicho, przesuwając ręką po jej płaskim brzuchu. Pospieszyliśmy się trochę, kochanie. A jeżeli 

jesteś już w ciąży? 

Zarumieniła się nieznacznie. 

-  Boisz się plotek? 

-  Mogłyby  wystraszyć  bociana  -  wyszeptał  jej  do  ucha.  -  Poza  tym  jestem  odpowiedzialnym 

biznesmenem, filarem społeczeństwa... 

-  Łowcą  niewinnych  panienek  -  dodała  złośliwie,  odsuwając  opadające  mu  na  twarz  ciemne  włosy  i 

całując go wolno. 

-  Ale kochasz mnie. - Uśmiechnął się szeroko. 

-  Ponad życie. Nawet bardziej - roześmiała się - niż moją cudowną karierę. 

- Teraz otwiera się przed tobą nowa kariera - powiedział, przygniatając ją swoim ciałem. 

-  Hmm? - mruknęła, nie mogąc złapać oddechu. 

Polegająca na kochaniu mnie - odparł, a Keena roześmiała się dźwięcznie. 

Nicholas pochylił głowę i stłumił jej śmiech pocałunkiem.