background image

Kate Brian

MEGAN

PRZEWODNIK PO  CHŁOPCACH

Prolog

Megan, musimy porozmawiać.

Megan   Meade   przełknęła   łyk   oranżady   i   wypuściła   słomkę   z   ust.   Serce   jej 

zamarło. Dlaczego rodzice wrócili z bazy tak wcześnie?
-

To mój pierwszy napój gazowany dzisiaj, przysięgam - powiedziała, odwracając się 

do   rodziców   na  skórzanym  fotelu  swojego   ojca.  Ale  kiedy   tylko   na  nich   spojrzała, 
zrozumiała, że nie zamierzają dyskutować o jej dziennej dawce cukru. Chodziło o coś 
dużo poważniejszego.
Rodzice   stali   przed   nią   na   środku   salonu   ich   służbowego   domu,   z   identycznymi 
sztucznymi uśmiechami na twarzach. Byli w mundurach galowych - matka w khaki i w 
ciemnych   rajstopach,   chociaż   temperatura   dochodziła   do   czterdziestu   stopni   w 
teksańskim   cieniu,   ojciec   z   kołnierzem   dopiętym   tak   ciasno,   że   kark   zaczynał   mu 
czerwienieć.
- O Boże - wymamrotała Megan.
Odstawiła   oszronioną   szklankę   i   przygotowała   się   na   najgorsze.   Od   zawsze   była 
dzieciakiem pary wojskowych, więc już się domyślała, co zaraz usłyszy. Mogła tylko 
czepiać się nadziei, że to jednak nieprawda.

- Strzelec,   czas   pakować   ekwipunek   -   oświadczył   tata   z   wymuszonym,   szerokim 

uśmiechem. — Przenosimy się do Korei Południowej.

No i proszę. To uczucie przypominało Megan swobodne spadanie. Jakby wnętrzności 

weszły w stan nieważkości i zaczęły lewitować w jamie brzusznej. Ścisnęła poręcze  
fotela tak mocno, aż kostki jej zbielały. Żeby tylko nie zwymiotować.

- Co? - wykrztusiła. Jej głos dobiegał jak z oddali.
- Sporo   czasu   minęło   od   naszego   ostatniego   przeniesienia,   prawda?   -   powiedział 

ojciec rzeczowo. - To może być ciekawa przygoda.

Przygoda? Testował dzisiaj w bazie maski gazowe, czy co? Jak ktoś mógł wpaść na 

pomysł, że dla niej to będzie przygoda?

Megan przez całe życie kursowała z miejsca na miejsce. Urodziła się w Rammstein, w 

Niemczech, w jednej z największych amerykańskich baz wojskowych w Europie. Kiedy 
miała pięć lat, tuż po tym, jak znalazła pierwszą przyjaciółkę, rodzinę przenie siono do 
Turcji. Po kilku latach spędzonych na grze w piłkę nożną z chłopakami i uczeniu się 

background image

tureckiego od przyjaciółki, Medhy, przyszedł kolejny rozkaz przeniesienia. Wtedy po raz 
pierwszy w życiu Megan wyjechała do kraju, który zaczęła uważać ojczyznę. Przez całe 
gimnazjum się przeprowadzała, z Fort  Carson  w Kolorado  do  Fort  Bragg  w Karolinie 
Północnej, a potem do Fort  Leavenworth  w Kansas. W żadnej z tych baz nie zagrzała 
miejsca na tyle długo, żeby się z kimś naprawdę zaprzyjaźnić.

Dopiero   tutaj,   w   Fort  Hood,  Megan   wreszcie   znalazła   dom.   Przez   całe   dwa   lata 

chodziła do liceum. Grała w szkolnej drużynie piłki nożnej, która zdobyła mistrzostwo 
stanu. Niedawno dostała tymczasowe prawo jazdy. Miała prawdziwą przyjaciółkę, Tracy 
Dale-Franklin.  A   w   tym   roku,   pierwszego   dnia   szkoły,   zamierzała   porozmawiać   z 
Benem   Palmerem. Wreszcie!  Obmyśliła  już  dokładnie,  co  na siebie włoży,  i trzysta 
pięćdziesiąt jeden razy przećwiczyła słowa powitania przed lustrem.  To  miał być Rok 
Megan. Więc dlaczego?

- Megan? Nic nam nie powiesz? - zapytała matka.
Taa, zaraz wam coś powiem, pomyślała Megan, wstając. Odwróciła się plecami do 

rodziców i wyjrzała przez okno, obejmując się ramionami i mnąc w dłoniach brzegi, T-
shirtu. Co za niesprawiedliwość! Megan zawsze przecież była idealną, grzeczną córką. 
Nigdy nie pyskowała. Nigdy nie okazywała rodzicom, że jest przygnębiona albo smutna, 
albo, że uważa którąś z bardzo wielu wprowadzanych przez nich zasad za krzywdzącą. 
Nigdy w życiu nie pozwoliła sobie na nieposłuszeństwo. I jako jedyna spośród uczennic 
nie paradowała po  bazie,  w minispódniczce i koszulce  odsłaniającej  pępek  na wzór 
dyżurnych gwiazd popu. Czy rodzice nie zdawali sobie sprawy, jak im się poszczęściło?

Kiedy Megan z gniewem patrzyła przez okno na idealnie przycięty trawnik i świetnie  

utrzymane klomby, czuła, że zbiera jej się na mdłości. Jakby oddziaływała na nią jakaś 
zewnętrzna siła - wiedziała, że nijak nie zdoła powstrzymać tego, co miało nastąpić.

Odwróciła się i twardym wzrokiem spojrzała na rodziców. Wstrzymała oddech.
- Nie jadę - wypaliła.
Zebrała całą odwagę, żeby wypowiedzieć te dwa - raptem - słowa, a kiedy już raz  

padły, sama nie mogła uwierzyć, że je wymówiła.

Wszyscy zamarli. Megan miała wrażenie, że znalazła się poza własnym ciałem. Tak 

jak w zeszłym roku, kiedy słaniając się na nogach, wracała na ławkę ze wstrząśnieniem 
mózgu w trakcie półfinałowego meczu o mistrzostwo stanu. Niby świadoma tego, co się  
wkoło niej działo, a jakby nieobecna.

- Co proszę? - powiedział ojciec.
- Nie jadę - powtórzyła Megan. - Nie przeniosę się do Korei Południowej. — Nadal 

nie mogła uwierzyć we własne słowa.

Matka i ojciec wymienili spojrzenia. Wydawało się, że oni też uważali, że jej tam  

właściwie nie ma.

-

Przykro mi, Megan. Wiemy, że to dla ciebie trudne - powiedziała matka. - Ale 

będziemy tam tylko dwa lata, a potem i tak wrócisz do kraju na studia.
Dwa lata. Dwa lata? Co za człowiek stawia słowo „tylko" przed słowami „dwa lata"?
-

Nie. Nie jadę - upierała się Megan, z każdą chwilą nabierając odwagi. Dziwiła się, 

że ojciec jeszcze nie zaczął na nią naskakiwać. - Nie możecie mi tego zrobić. To moje  
życie, a ja... Ja chcę je przeżyć tutaj! Z przyjaciółmi! A co z drużyną piłkarską? I... z 
balem maturalnym? I...

background image

Benem Palmerem z cudownymi dołeczkami w policzkach! - zajęczał cichy głos w jej 
głowie.
-Megan...
-

Mam tego dosyć, mamo! Nienawidzę się przenosić. Nie chcę tego robić. Nigdy 

więcej. Dlaczego mnie zmuszacie?
Ojciec   Megan   wziął   głęboki   oddech.   Skrzydełka   nosa   rozszerzyły   się,   kiedy 
wypuszczał powietrze. On i matka znów spojrzeli na siebie, porozumiewając się bez 
słów, co im się często zdarzało.
-

No cóż, jest jeszcze jedno wyjście... - powiedziała matka na koniec.

Megan ledwie śmiała nabierać nadziei.
- Naprawdę?
-

My musimy jechać. "Twój ojciec i ja - stwierdziła matka, okręcając obrączkę na 

palcu. - Ale jeśli naprawdę chcesz zostać...
- Mogę zostać z Trący? - palnęła Megan.
-

Nie... nie - zaprotestował ojciec. - Dale-Franklinowie już mają dość na głowie. 

Wiesz o tym.
Megan wiedziała aż za dobrze. Starszy brat Trący, Joe, skończył liceum i zapisał się do 
Szkoły Morskiej ku wielkiemu niezadowoleniu ojca służącego w wojskach lądowych. 
Po wyjeździe Joego w domu z trzema sypialniami zrobiło się trochę luźniej, ale Trący 
nadal musiała dzielić pokój z siostrą, Brianną,
a starszy z jej dwóch młodszych braci nadal gnieździł się w pokoju w suterenie.

-Więc, co?
-

No   cóż,   wczoraj   wieczorem   tata   rozmawiał   z   Johnem   McGowanem   -   odparła 

matka.
-Johnem   McGowanem?   -   powtórzyła   osłupiała   Megan.   John   McGowan   był   starym 
przyjacielem ojca ze szkoły medycznej.
-

Powiedział, że on i Regina z chęcią zajmą się tobą, kiedy ja i tata będziemy w Korei  

- ciągnęła matka, jakby nieświadoma, że właśnie przyprawiła Megan o zawrót głowy. - 
Nie   sądziliśmy,   że   będziesz   zainteresowana   takim   rozwiązaniem.   Mimo   wszystko 
wyjazd do Korei Południowej to świetna okazja poznania nowej kultury. Jeśli jednak... 
jesteś głęboko przekonana...
-John McGowan - powtórzyła jeszcze raz Megan.
i- Tak, John McGowan - powiedział ojciec beznamiętnie. - Dobrze się czujesz?
Poszaleli? Najpierw chcą ją przenieść na Daleki Wschód, a potem proponują pobyt u 
McGowanów w Bostonie, w Massachusetts? Z tymi wszystkimi...
-Trochę to potrwa, zanim chłopcy się przyzwyczają, ale jestem pewna, że jakoś się 
dogadacie - dodała matka.
Chłopcy?   Umysł   Megan   zalały   liczne   obrazy   szczerbatych   gnojków.   Chłopców   z 
twarzami   wysmarowanymi   lepką   czerwoną   breją   po   lodach   na   patyku.   Małe, 
paciorkowate oczka śmiały się, kiedy zwabili ją za dom, żeby obejrzała ich nowego  
„szczeniaczka". Potem została złapana na lasso i przywiązana do drzewa, żeby wreszcie 
zawisnąć   głową   w  dół  na  gałęzi.  Wredni,  mali  tłusto   włosi  i  chudonodzy   chłopcy.  
Chłopcy z robalami w kieszeniach. Chłopcy, którzy podnosili gumę do żucia z ziemi i 
wkładali ją do ust, i ciągnęli Megan za włosy.

background image

-

Ilu ich tam właściwie było? - spytała Megan i z dreszczem osunęła się na brzeg  

kanapy.
Matka i ojciec zastanowili się nad odpowiedzią.
-

Siedmiu, jak ostatni raz liczyłem - odparł ojciec. - Niezła gromadka.

Tak. Niezła.
Oczywiście, teraz nie są już dzieciakami z brudnymi łapkami, prawda? Większość z nich była  
mniej więcej w tym samym wieku, co ona, a to oznaczało, że teraz są - przełknęła ślinę - nasto-
letnimi chłopakami.
Megan   zaczęła   się   pocić.   Nastolatkowi«   -   jeszcze   gorzej.   Upapranym   błotem   dzieciakom 
przynajmniej mogłaby przywalić po głowie kijem do wifileballu. Właśnie i tak zmusiła tłustego 
Evana   z  włosami   jak   strąki   -  najgorszego   z   całej   bandy   -   żeby   ostatecznie   dał   jej   spokój   po 
incydencie z lassem. Ale nastolatkowie - z nimi nie da sobie rady. Szesnaście lat już stuknęło, a 
ona nadal miała przed sobą perspektywę odbycia pierwszej prawdziwej rozmowy z chłopakiem z 
własnej klasy. Jak tu zamieszkać z siedmioma takimi?

-

No, więc masz wybór - podsumował ojciec. - Albo pojedziesz z nami do Korei, albo zostaniesz  

w Stanach u McGowanów.

-

Muszę się zdecydować w tej chwili? — spytała, Megan.

-

Nie, kochanie, ale już niedługo - powiedziała matka, pochylając się, żeby przeczesać dłonią jej 

jasnorude włosy. - Wyjeżdżamy za kilka dni. - Pocałowała córkę w czoło, a Megan spojrzała matce 
w oczy, równie zielone, jak jej własne, tylko z kilkoma zmarszczkami w kącikach. - Będziemy za  
tobą bardzo tęsknić, jeśli zdecydujesz się zostać.
Megan mechanicznie pokiwała głową.

-

Ale chcemy dla ciebie jak najlepiej, więc poprzemy każdą twoją decyzję - dodała matka.

Megan z trudem przełknęła ślinę. Dziś rano obudziła się z myślą, że nic ważnego nie ma do  
roboty. Musiała tylko przećwiczyć rozmowę z Benem Palmerem i jak zwykle przebiec kilometr. A 
teraz cały świat wywrócił się do góry nogami.

-

Dzięki - mruknęła wreszcie.

Matka uśmiechnęła się, mruganiem odpędzając łzy.

— Zastanów się nad tym i daj nam znać.
Matka i ojciec wyszli z pokoju. Zupełnie sama z siedmioma
chłopakami, a moi rodzice... w Korei. Nagle ucieczka do pracy
w cyrku zaczęła się Megan wydawać całkiem sensownym wyjściem z sytuacji.

Zakręcona: już za tobą tęsknię!!!
Strzelec5525: Trący! Ja jeszcze nie jestem nawet na lotnisku.
Zakręcona: W głowie mi się nie mieści, że mnie tu zostawiasz...
Strzelec5525: Nie z własnego wyboru.
Zakręcona: Napisz mi maila, jak tylko tam dojedziesz! 7 facetów!! Szczęściara.
Strzelec5525: Akurat. Przepadłam. Normalnie przepadłam.
Zakręcona: No cóż... Prawda.
Strzelec5525: Dzięki za wsparcie. Wrrr... JAK JA MAM SOBIE PORADZIĆ???
Zakręcona: Może WRESZCIE nauczysz się stawiać na swoim!!!
Strzelec5525: Ile razy mi to jeszcze powiesz?
Zakręcona: 5.345 654, chyba, że zaczniesz to robić.
Strzelec5525: HEJ! Postawiłam się MAMIE I TACIE!!!

background image

Zakręcona: To już coś. Dobra. Myślałam o chłopakach. Pamiętasz, jak rok temu mój brat miał 

intensywny kurs w Wenezueli?

Strzelec5525: Tam, gdzie go nauczyli mówić po hiszpańsku???
Zakręcona:  Taa!  Jedziesz  na 2 tygodnie,  a oni  mówią tylko  po  hiszpańsku,   wracasz i  mówisz  

biegle.

Strzelec5525:...???
Zakręcona: No cóż, to jak intensywny kurs z facetów!!!
Strzelec5525: No i... co? Mam się intensywnie szkolić z FACETÓW?
Zakręcona: No pewnie! Zobaczysz, o czym gadają, kiedy są sami. jacy są, jak MYŚLĄ!!! A POTEM 

NAPISZESZ PRZEWODNIK PO FACETACH!

Strzelec5525: Pogięło cię.
Zakręcona: MÓWIĘ POWAŻNIE! Możesz złamać szyfr.
Strzelec5525: Faceci: linia awaryjna.
Zakręcona: No, wreszcie zaczynasz czaić! I będziesz mi przesyłać notatki, a ja 
wrzucę je na swoją stronę w sieci. Strzelec5525: Podoba mi się to. Wchodzę.:-) 
Zakręcona: Wiedziałam, że się zgodzisz! Strzelec5525: Życz mi szczęścia!!! Będzie 
mi baaardzo potrzebne.
Zakręcona: Powodzenia! Buziaki! Strzelec5525: Buziaki!

Rozdział 1

Kiedy   Regina   McGowan   podjechała   swoim   srebrnym   volvem   SUV-em   na   podjazd 
wielkiego, zbudowanego w wiejskim stylu domu, Megan zobaczyła wkoło wyłącznie 
chłopaków. Roiło się tam od nich. Siedmiu synów i ojciec biegali, śmiali się i popychali 
na frontowym trawniku. Zajęci byli jakąś brutalną, pełnokontaktową grą. Dzielili się na 
graczy w koszulkach i graczy cholernie dobrze wyglądających bez.

Megan   krew   aż   zapulsowała   w   uszach.   Zapomnijcie   o   wrednych,   roześmianych, 

małych   potworach.   Tych   facetów   dotknęła   boska   dłoń   twórcy   specyfików   na 
doskonałość. Przed oczami migały jej niewyraźne plamy wysportowanych, opalonych 
ciał.  Przez kilka sekund  Megan   nie  mogła wyłowić wzrokiem  żadnego  konkretnego 
osobnika, ale potem jeden z tych bez koszulki zdobył punkt i podskoczył, wyrzucając 
ramiona w powietrze, krzycząc z radości i ściskając piłkę. Na cudownie umięśnionym 
brzuchu widniały krople potu i źdźbła trawy. Od jego uśmiechu Megan przeleciał po  
plecach   dreszcz.   Chłopak   miał   potargane   blond   włosy,   kwadratową   szczękę   i 
najpiękniejsze   mięśnie   ramion,   jakie   Megan   kiedykolwiek   widziała.   Jeden   z   braci 
klepnął go po plecach i wskazał ręką  volvo.  Chłopak obrócił się i spojrzał prosto na 
Megan.

Reszta świata przestała istnieć.
-Jesteśmy na miejscu - oznajmiła Regina, wyłączając silnik. - Megan?
Chłopak uśmiechnął się wolno - pięknie, szczerze, radośnie.
- Megan?
Poczuła dotyk na ramieniu.
-Och!   Hm...   Taa?   -   Megan   z   trudem   oderwała   wzrok   od   Pana   Idealnego   i   się 
zarumieniła.
Brązowe oczy Reginy zamigotały rozbawieniem i współczuciem.

background image

-

Możesz zamieszkać w samochodzie, jeśli chcesz, ale oni i tak znajdą sposób, żeby  

cię dopaść.
-

Och... Hm... - Boże, czy ona mnie właśnie przyłapała na ślinieniu się do jednego ze 

swoich synów? Ohyda!
-

Nie przejmuj się. Obiecali mi, że będą się zachowywać jak najlepiej - powiedziała 

Regina, odpinając pas. Odrzuciła długie ciemne włosy za ramiona i pochyliła się w 
stronę Megan. - Moja rada? Po prostu bądź sobą. I wszystko pójdzie dobrze.
Megan zmusiła się do uśmiechu. Regina zatrzasnęła drzwi samochodu. Bądź sobą. Taa. 
Jasne. W przeszłości akurat dużo mi to dało.
Palce Megan drżały, kiedy sięgała do klamki. Zagryzła po kolei obie wargi, żałując, że 
błyszczyk spakowała do walizki, poprawiła gumkę kucyka i wysiadła z samochodu. Jej 
jasnoniebieska krótka koszulka lekko podjeżdżała w górę przy każdym ruchu, a Megan 
aż za dobrze widziała, że kiedy z Reginą zbliżały się do grupy chłopców, kilka par oczu 
natychmiast skoncentrowało się na obnażonym kawałku jej brzucha. Megan obciągnęła 
koszulkę i skrzyżowała ramiona na piersiach.
-

Megan!   Jak  miło   cię   zobaczyć!   -   powiedział   John,  podchodząc,  żeby   się   z  nią 

przywitać. Potrząsnął dłonią Megan i zrobił krok w tył, żeby się przyjrzeć dziewczynie.
John   był   wysokim   blondynem   z   fryzurą   trochę   przydługą   na   czubku   głowy,   ale 
utrzymywaną   w   miejscu   dzięki   jakiemuś   środkowi   sklejającemu   włosy   w   skorupę. 
Nosił T-shirt Boston Red Socks i długie szorty, a do tego prawie nowe tenisówki Nike. 
Skórę   miał   ogorzałą   i   poznaczoną   zmarszczkami,   ale   wyglądał   raczej   jak   dojrzały 
gwiazdor filmowy niż podstarzały tata.
- Taa... Ja też się cieszę - wymamrotała.
-

Ale się zmieniłaś - powiedział pan McGowan. — Kiedy cię ostatni raz widziałem, 

nie rozstawałaś się z pluszowym misiem, pamiętasz? Jak on się nazywał? Pan Boo? Pan 
Boony? .
Megan oblała się purpurą, kiedy chłopcy złośliwie zachichotali. To się nie mogło dziać. 
To się nie mogło dziać. Pluszowy miś?
-John - odezwała się Regina ostrzegawczo.
-Ja naprawdę... nie pamiętam - skłamała Megan. Wszyscy się na nią gapili.
-

Och, na pewno pamiętasz! Za żadne skarby nie chciałaś się z nim rozstawać! - 

huknął tubalnym głosem John. - Pan Binky? Pan...
- Boogie - poddała się.
Śmiech był ogłuszający.
-

Tak! Pan Boogie! Stale go zmuszałaś, żeby mi dawał buziaki - oświadczył radośnie 

John. - Nadal masz tego pluszaka?
-Hm... nie - skłamała Megan. Pan Boogie tkwił głęboko schowany na dnie walizki.
-

Okay,   chyba   wystarczy   już   tych   wspomnień.   -   Regina   stanęła   obok   męża   i 

szturchnęła go w bok.
-

No, co? Staram się, żeby poczuła się jak w domu - zaprotestował John.

- A może wręcz przeciwnie — mruknęła Regina pod nosem.
Megan gapiła się pod nogi, usiłując zignorować spojrzenie
dziewięciu   par   oczu.   Zwykle   Megan   koncentrowała   na   sobie   uwagę   tylko   wtedy   - 
pomijając rodziców i Trący - kiedy znajdowała się na boisku do piłki nożnej. A takiej 
widowni zawsze była błogo nieświadoma, bo podczas meczu reszta świata rozpływała 

background image

się dla niej w niebycie. Teraz miała wrażenie, że rzuca się w oczy bardziej niż ostra 
wysypka na całym ciele.
-

To ja może zabiorę swoje rzeczy - powiedziała i zawróciła na pięcie. Odwrócona 

plecami do facetów, skrzywiła się z zażenowaniem.  Pan Boogie?  Jakim cudem John 
zapamiętał pana  Boogie'ego?  Otworzyła tylne drzwi SUV-a i zdecydowanym ruchem 
wyciągnęła ze środka plecak i swój kask motocyklowy.
Zatrzasnęła drzwi, obróciła się szybko i... stanęła twarzą w twarz z samym Adonisem.  
Czy raczej twarzą w pierś. Zaskoczona Megan cofnęła się o krok, potknęła i uderzyła 
prosto w bok samochodu.
Au.
- Oj, przepraszam - powiedział.
-

Zero sprawy - stęknęła Megan. O Boże. „Zero problemu" albo „Nie ma sprawy"! 

Czy aż tak trudno sklecić dwa słowa?
-

Przepraszam   za   tatę.   Próbowaliśmy   go   sprzedać,   ale   nikt   nie   był   nim 

zainteresowany. - Uśmiechnął się leniwie. Miał niesamowicie ciepłe brązowe oczy.
Megan, oczywiście, parsknęła śmiechem. Z trudem powstrzymała się przed zatkaniem 
sobie ust dłonią i ucieczką. To było o wiele gorsze niż wszystkie spotkania z Benem 
Palmerem, które do tej pory jej się przytrafiły.
- Pomogę ci z bagażem - zaproponował.
-

Hm. Dzięki. - Megan zeszła mu z drogi i stanęła po przeciwnej stronie bagażnika.

-

Fajny rower - powiedział, spoglądając na srebrno-czarny maverick przymocowany 

do stojaka na dachu. Jeszcze na lotnisku Megan i Regina pozbyły się pogiętego kartonu, 
w którym rower został zapakowany przez linie lotnicze.
-Hm... dzięki - powtórzyła. Zarzuciła plecak na ramiona, a przypięty do niego kask 
obijał jej się o biodro. Otworzyła drzwi bagażnika.
- To wszystko? - spytał.
- Taa - odparła Megan.
-

O rany. Myślałem, że dziewczyny zawsze zabierają za dużo rzeczy.

- Chyba nie jestem dziewczyną - odparła Megan.
Co? Coś ty powiedziała?
Obrzucił ją spojrzeniem od stóp do głów i się uśmiechnął.
- Patrz, a ja bym się nabrał.
Gdyby człowiek mógł się roztopić, Megan tu i teraz zamieniłaby się w kałużę u jego 
stóp. Ten półnagi, seksowny, świetny towar, metr dziewięćdziesiąt wzrostu, właśnie z 
nią flirtował! Z niewygadaną, chłopakowatą i piegowatą Megan Meade!
Wyciągnął z bagażnika siatkowy worek z piłkami i zarzucił go sobie na ramię. Drugą  
ręką złapał ciężką walizkę. Megan zostawił tylko torbę z laptopem i mniejszą walizkę 
pełną staników, majtek i piżam. Chociaż nie miał pojęcia, co jest w środku, Megan była 
zadowolona, że nie musi patrzeć, jak chłopak wnosi do domu jej bieliznę.
-

Przy okazji, jestem Evan - powiedział i zatrzasnął klapę bagażnika.

Megan omal się nie zakrztusiła.
- Nie.
Evan się roześmiał.

background image

-Hm... Tak.
- Ty jesteś Evan?
Tłusty, zasmarkany  Evan  z włosami jak strąki niepostrzeżenie zamienił się w boga o 
filmowej urodzie i olimpijskich proporcjach?
-

Taa, owszem — powiedział, mrużąc oczy. — Czy to nie ty walnęłaś mnie kiedyś 

po głowie kijem do baseballu?
-

Do wiffleballu - poprawiła Evana. - I o ile pamiętam, najpierw ty mnie powiesiłeś 

na drzewie.
-

Ha. Zawsze mi się wydawało, że to był kij do baseballu - stwierdził Evan.

- Jestem potwornie silna - powiedziała.
Jasne. Przestań już gadać. Przestań... już... gadać!
Ale   Evan,   mimo   wszystko,   nadal   się   uśmiechał.   Ruszyli   przez   trawnik   w   stronę  
pozostałych członków rodziny.

-

A więc grasz w piłkę nożną, tak? - zagadnął Evan, kiedy się do nich zbliżali. - To 

dobrze. Musisz być szybka, jeśli chcesz przetrwać w tym tłumie.
Megan   spojrzała   na   młodych   McGowanów,   którzy   zbili   się   teraz   w   stadko. 
Najmniejszy przecisnął się między nogami braci, żeby się dostać do środka gromadki, 
a potem między kolejną parą nóg wydostał się na zewnątrz.
-

Yo! Co znaczy ten „Strzelec"? - zapytał jeden z chłopaków, wyciągając szyję. Miał 

płowe blond włosy, obcięte na Juliusza Cezara, i duży „brylantowy" kolczyk w lewym 
uchu.
Megan popatrzyła na swój czarny kask, jakby zobaczyła go po raz pierwszy w życiu. Z 
tyłu widniał napis w cudzysłowie: Strzelec.
- Och, to moje przezwisko - wyjaśniła Megan.
- Kiepskie - ocenił Młody Cezar.
-

Ona gra w nogę, kretynie - powiedział Evan, stawiając na ziemi torbę z piłkami.

- Evan! Jak się wyrażasz! - skarciła go Regina.
-

Sorry, ale powiedz mu, żeby przestał być dupkiem - odparł Evan.

Megan udało się uśmiechnąć.
-

Sama sobie radzę z wychowaniem dzieci, dziękuję ci uprzejmie - odpaliła Regina 

ze znaczącym uśmieszkiem. Potem podeszła do Młodego Cezara i lekko trzepnęła go 
dłonią w tył głowy.
Chłopcu   wyrwało   się   dramatyczne   „Au!"   Zaczął   energicznie   rozcierać   potylicę, 
wykrzywiając twarz.
-

No, więc, chłopaki, przedstawicie się czy będziecie tu sterczeć jak stado baranów? 

- zapytał ojciec.
Synowie coś mruknęli i rozluźnili zwarte szyki. Jeden z nich wystąpił naprzód. Był 
tylko   trochę   niższy   niż  Evan.  Miał   tak   samo   atletyczną   budowę,   kręcone, 
rozczochrane, ciemnoblond włosy i szaroniebieskie  oczy. Nosił czarną koszulkę ze 
słowem

 SZTUKA wypisanym na piersi czcionką staroświeckiego kroju.

-

Cześć, mam na imię Finn - powiedział. Głos miał łagodny. Machnął dłonią na 

powitanie. - Chyba jesteśmy rówieśnikami. Trzecia, tak?
- Taa - powiedziała Megan.

background image

-

Super - odparł Finn z uśmiechem. - Hm, Evana już poznałaś — dodał, a potem 

zwrócił   się   w   stronę   reszty   klanu.   -   To  Sean.  -   Wskazał   niższego,   mocniej 
zbudowanego faceta z ciemnobrązowymi włosami, lekko zarośniętego.
Mimo   upału  Sean  miał   na   sobie   dżinsy,   a   na   zewnętrznym   prawym   bicepsie 
wytatuowane logo klubu harleyowców. Megan i jej tata w zeszłym roku odnowili dwa 
harleye, a ona niedawno dostała tymczasowe prawo jazdy na motor.  Sean  mógł się 
okazać bratnią duszą, choć na razie minę miał obojętną.
- To Doug - ciągnął Finn, wskazując na Młodego Cezara.
Blondas najwyraźniej uważał siebie za kolejne wcielenie Eminema. Na szyi nosił złoty 
krzyż. Miał szerokie, umięśnione ramiona i, niestety, zaskakująco pulchny brzuszek. 
Megan uśmiechnęła się do niego, ale on odwrócił wzroki cmoknął z niezadowoleniem.
- To jest Miller - powiedział Finn.
Miller miał  po wojskowemu przycięte  blond włosy i T-shirt  New York Yankees  z 
karykaturą głównego zawodnika. Wpatrywał się w ziemię i tylko lekko skinął głową, 
kiedy Finn wypowiedział jego imię.
-

To  łan.   -   Finn   wskazał   pucołowatego   dzieciaka,   który   z   wyglądu   bardzo 

przypominał jej Evana zapamiętanego sprzed siedmiu lat.
- Cześć, łan - powiedziała Megan.
-

Cześć, Strzelec - odparł łan, zarechotał złośliwie i złapał się za brzuch.

O rany. Jest dokładnie taki jak Evan siedem lat temu.
Znikąd nadbiegł najmłodszy z braci, wydając odgłosy przypominające wycie silnika 
samochodu. Wpadł głową prosto na kolana Evana i się roześmiał.

-

A to chuchro to Caleb - wyjaśnił Evan, podnosząc małego, jakby dźwigał worek 

ziemniaków.
Caleb  umościł się wygodnie w ramionach  Evana,  oparł głowę o jego tors i jednym 
ramieniem   objął   brata   za   szyję.   Czubkiem   palca   dotknął   ust,   uśmiechnął   się 
nieśmiało i powiedział:
- Cześć, Megan.
Megan wzięła głęboki oddech.
- Cześć, Caleb.
Trzech z siedmiu. Mogło być gorzej.

background image

Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Tom-i-JeanMeade@yahoo.com
Temat: Aklimatyzacja

Cześć, Mamo i Tato!
Chciałam tylko dać znać, że wszystko w porządku. Na obiad mieliśmy grilla. Zjadłam też sałatkę.  
Przysięgam. Chłopcy przyzwyczajają się do mnie, a John i Regina są naprawdę mili. Nie mogę się 
doczekać,   kiedy  zobaczę   nową  szkołę,   już   za  wami   tęsknię,   ludzie.   Mam   nadzieję,   że   lot  był 
spokojny! Napiszcie mi maila i zadzwońcie, jak tylko będziecie mogli.
Całuję,
Megan

Megan   oparła  się   plecami  o   ścianę,  siedząc   w  oknie   swojej   sypialni,   z   laptopem 
otwartym   na   kolanach.   O   swojej   nowej   kwaterze   mogła   powiedzieć   jedno   -  była 
totalnie   różowa.   Różowe   ściany,   różowa   narzuta   na   łóżko,   różowy   chodnik   w 
kształcie kwiatu na drewnianej podłodze. Regina nawet białą toaletkę przyozdobiła 
kalkomaniami przedstawiającymi duże różowe kwiatki.
Było to przeciwieństwo wszystkich pokojów, w jakich Megan mieszkała do tej pory.
Ktoś energicznie zapukał do drzwi. Regina wsunęła głowę do pokoju. Megan lekko 
się wyprostowała.

- Przyniosłam   ci   ręczniki   -   oznajmiła   pani   domu   z   uśmiechem,   kładąc   różowe 

ręczniki na krawędzi łóżka. Rozejrzała się po pokoju i znieruchomiała, widząc nadal 
nierozpakowane walizki. - Jak ci idzie?

- Dobrze, proszę pani. Dziękuję - odpowiedziała Megan automatycznie. Wiedziała, 

że w końcu zabierze się do rozpakowywania, ale wtedy wszystko nabierze charakteru 
czegoś   nieodwracalnego.   Najpierw   musiała   się   przyzwyczaić.   Przywyknąć   do 
różowego.

- Nie   musisz   mówić   do   mnie   per   pani.   -   Regina   skrzyżowała   ręce   na   piersi   i 

wzruszyła ramionami. - Czuję się wtedy stara.

- Och, dobrze proszę pa... - Megan ugryzła się w język. Cóż, trochę potrwa, zanim się 

przyzwyczai.

- Pomyślałam   sobie,   że   jutro   wieczorem   możemy   pojechać   na   zakupy   - 

zaproponowała  Regina.  - Na pewno musisz  sobie  dokupić jeszcze jakieś  rzeczy do 
szkoły. Nowe ubrania... kosmetyki... może nową torbę?

O rany. Ta kobieta umiera z tęsknoty za damskim towarzystwem.
-Hm...   Okay.   Jasne   -   powiedziała   Megan,   chociaż   miała   już   wszystko,   czego 

potrzebowała.   Nie   przepadała   za   robieniem   zakupów,   czego   królowa   wyprzedaży, 
Trący, nijak nie mogła pojąć, ale zrozumiała, że warto było się zdobyć na poświęcenie, 
kiedy Regina wynagrodziła jej odpowiedź jeszcze szerszym uśmiechem.

- Świetnie! Już wiem, dokąd cię zabrać. W centrum handlowym jest nowe skrzydło, 

a ja od dawna mam ochotę je obejrzeć - powiedziała Regina. - Zjemy coś na mieście i 
zrobimy sobie prawdziwy babski wieczór.

- Dla   mnie   bomba   -   mruknęła   Megan.   Nowe   skrzydło   w   centrum   handlowym? 

Jedzenie na mieście?

background image

-No   to   dobranoc   -   rzuciła   Regina.   -   Daj   mi   znać,   jeśli   będziesz   czegokolwiek 

potrzebować.

- Regino? - odezwała się Megan, zatrzymując ją już w drzwiach. - Czy tu zawsze 

jest... tak cicho?

Kobieta zmarszczyła brwi.
- W zasadzie nigdy. Chyba tobie zawdzięczamy ten chwilowy święty spokój. Moi chłopcy 

pewnie nie bardzo wiedzą, jak się zachowywać, kiedy kręci się tu prawdziwa dziewczyna.

Dokładnie   coś   takiego   chciałam   usłyszeć.   Megan   poczuła   dławiącą   gulę   w   gardle.   Po 

cichym   obiedzie,   w   czasie,   którego   John   i   Regina   odwalali   całą   konwersację,   chłopcy 
zrejterowali do sutereny i od tamtej pory Megan nie widziała ich na oczy. Odbierała to jako 
ewidentne wykluczanie. Nie tęskniła za badawczymi spojrzeniami, ale też nie chciała być 
znienawidzona.

-Mam nadzieję, że nikogo nie... krępuję..
-Daj   spokój   -   Regina   machnęła   ręką.   -   Być   może   po  raz   pierwszy   od   dwudziestu   lat 

prześpię całą noc. Dobranoc, Megan.

Kiedy  drzwi   się  zamknęły,  Megan  westchnęła   i  jeszcze   raz   przeczytała   wiadomość   do 

mamy i taty. „Chłopcy przyzwyczajają się do mnie". Czuła się trochę głupio, że nie mówi 
rodzicom całej prawdy - że chłopcy ją ignorują i są wyraźnie wytrąceni z równowagi jej 
obecnością - ale jaki to by miało sens? Kliknęła: „Wyślij".

Gdzieś   w   domu   zaskrzypiała   deska   w   podłodze   i   trzasnęły   zewnętrzne   drzwi,   potem 

wszędzie   znów   zapadła   cisza.   To   miejsce   zdecydowanie   nie   przypominało   wariatkowa, 
jakiego Megan się spodziewała.

Następnego   ranka   ostrożnie   wyjrzała   ze   swojego   pokoju.   Zza   jednych   z   zamkniętych 

drzwi dobiegała muzyka,  a drzwi do łazienki  po drugiej stronie  pustego korytarza stały  
otworem. Teraz miała szansę.
Ściskając przy piersi rzeczy potrzebne pod prysznicem, wyszła na korytarz... w tym samym 
momencie,   w   którym   ze   swojego   pokoju   wyłonił   się   Finn.   Megan   stanęła   jak   wryta.  
Zmierzwione włosy sterczały mu z tyłu głowy. Miał na sobie przewiewne, spłowiałe szorty i 
biały T-shirt. Więc to w takim stroju sypiają chłopcy.

-

Och... cześć. Wchodzisz? - spytał Finn.

-

Taa, jeśli można - mruknęła Megan. - To znaczy, nie muszę akurat teraz. Nie chcę się 

wcinać.

-

Nie, idź pierwsza - odparł Finn. - Zastukasz do mnie, kiedy skończysz?

Jasne - powiedziała Megan. - Nie ma sprawy.

Po szybkim prysznicu,  w czasie którego usiłowała  nie zastanawiać się nad dziesiątkami 
króciutkich   jasnych   i   ciemnych   włosków,   czepiających   się   każdej   powierzchni,   Megan 
owinęła włosy ręcznikiem i znów ubrała się w piżamę. Miała wrażenie, że w tej chwili coś 
się dzieje na korytarzu.  Wzięła  głęboki  oddech. Czy zawsze będzie się tak bała samego 
chodzenia po tym domu?

Prostując   ramiona,   wyszła   z łazienki  i  jej  bosej  stopy  o mało  nie  przejechał  zdalnie 

sterowany samochód. W ostatniej chwili odskoczyła na bok i patrzyła, jak zabawka pruje 

background image

korytarzem i wjeżdża na prowizoryczną rampę. Oczy Megan rozszerzyły się z przerażenia,  
kiedy zobaczyła, co czekało na samochód przy lądowaniu.

O... mój... Boże!
Zabawka walnęła w pudełko tamponów w pojedynczych opakowaniach. Przy uderzeniu 

rozsypały się po całym korytarzu. Obok Megan pędem przebiegł łan, zaśmiewając się do 
rozpuku i wymachując pilotem. Doug wyszedł ze swojego pokoju sprawdzić, co się dzieje, 
podniósł jeden z tamponów i uśmiechnął się szyderczo.

-

Superchłonne? - zapytał, akurat kiedy z pokojów po przeciwnych stronach korytarza 

wyjrzeli Evan i Finn.

-

Co to znaczy superchłonne? - spytał łan, marszcząc czoło.

-

Nawet nie chcę tego wiedzieć - odparł Doug, rzucając tamponem w stronę Megan.

Złapała  go,  czując, że  temperatura jej ciała mogłaby  wypalić  dziurę w  chodniku.  Doug 
zaśmiał się i ruszył na dół po schodach, a za nim pognał łan.

-

Nie przejmuj się - powiedział Evan z półprzytomnym uśmiechem.

-

Uch... kretynie. - Finn zerknął na bokserki Evana we wzór żab z kreskówki. Rozporek 

bokserek był rozchylony. Finn zerknął na Megan.
Evan zawrócił do pokoju i zamknął za sobą drzwi. Bynajmniej niezawstydzony.

-

Zaraz, ja... pomogę ci to posprzątać. - Finn przykucnął i zebrał kilka tamponów.

-

Nie! - Megan rzuciła się przed siebie, a Finn stracił równowagę i wylądował na tyłku. 

Wyrwała mu z ręki tampony. - Wolałabym nie.

-

Ale ja mogę...

-

Nie.   Poradzę   sobie   -   zawołała   Megan,   niezgrabnie   zbierając   śliskie   opakowania.   - 

Dzięki.

-

Okay - powiedział Finn.

Wstał   i   przez   chwilę   kręcił  się   w   pobliżu,   nie   ułatwiając   sytuacji   zażenowanej   Megan. 
Wreszcie poszedł do łazienki i zatrzasnął drzwi. Megan z trudem powstrzymała łzy. Byli w 
jej pokoju. Grzebali w jej rzeczach. A Evan widział jej tampony.
Trudno sobie wyobrazić gorszy poranek.
Megan weszła do pokoju i rzuciła wszystko na łóżko. .
Dobra, weź się w garść.
Westchnęła i zaczęła ściągać przez głowę górę od piżamy. Nagle dostrzegła kątem oka jakiś 
ruch. Wrzasnęła. Doug i łan siedzieli teraz na dębie na podwórku i przez lornetki patrzyli w 
jej okno.

-

Co wy robicie? - krzyknęła.

Doug zachichotał i pomachał do Megan.
-Jak ci się podoba mój pokój?

-

Twój pokój?

v Hej, nie ma sprawy, będę spał u Milla Ogórasa, skoro mogę sobie oglądać takie widoki - 
odkrzyknął Doug ze śmiechem.
Megan opadła szczęka. Szarpnęła za sznurek koło okna, opuszczając żaluzję.

-

Dzieciaki! Śniadanie! - zawołała Regina z parteru. — Jeśli nie ruszycie tyłków, po 

spóźniacie się!

background image

Oddychaj głęboko. Złapała drewniane krzesło stojące przy biurku, wetknęła je pod klamkę 
drzwi, jak to wiele razy widziała na filmach. Opadła na kolana, otworzyła swoją dużą 
walizkę i nagle się zgarbiła. -Co, u...?
Jej ulubiony biały T-shirt pokrywały purpurowe plamy. Rozłożyła koszulkę. Na trzodzie 
namazano   dwa   wielkie   koła,   każde   z   kropką   w   środku.   Piersi.   Sądząc   po   nieudolnym 
rysunku, autorem był któryś z młodszych chłopców. Podobne bazgroły znajdowały się na 
wszystkich  ulubionych  trzech T-shirtach.  Czy John i Regina  wiedzą,  że ich synowie  to  
wariaci?
Po   prostu   oddychaj.   Wrzuciła   koszulki   do   kosza   obok   biurka.   Włożyła   swoją   szarą 
wojskową  bluzkę, suszarką podsuszyła włosy i spięła je w kucyk. Nagle poczuła, że nie 
może się doczekać, aż pójdzie do szkoły. Musiało tam być o niebo lepiej niż w tym domu.  
Jak w ogóle mogła wczoraj wieczorem pomyśleć, że ten spokój i cisza są niepokojące?
Otworzyła drzwi szafy, żeby wyjąć tenisówki, i cofnęła się zaskoczona. Stał przed nią Caleb, 
z głową owiązaną jej różowym stanikiem tak, że miseczki sterczały jak duże uszy.
-Ale cię przestraszyłem! - Caleb roześmiał się i pokazał jej język.
Serce Megan szybko waliło. Chciała go złapać, ale wymknął się bokiem.

-

Mam twój stanik! Mam twój stanik! - wrzeszczał, podskakując po całym pokoju.

-

Caleb! - ryknęła Megan, rzucając się na chłopca.

Gówniarz okazał się za szybki. Wymknął jej się z rąk, wyszarpał krzesło spod klamki i zwiał. 
Megan pogoniła za nim na schody, ale Caleb usiadł okrakiem na poręczy i śmignął na dół, 
gdzie   zeskoczył,   zanim   Megan   zbiegła   dwa   stopnie.   Odwrócił   się   do   niej,   szeroko 
uśmiechnął i pognał do kuchni.

-

Caleb! Nie! — jęknęła.

Na dole wszyscy pozostali chłopcy gadali, śmiali się i wsuwali śniadanie. Megan rzuciła się 
w dół po schodach i przebiegła przez salon.
Wypadła zza rogu na korytarz w tej samej chwili, gdy Caleb miał już pchnąć wahadłowe  
drzwi do kuchni.

-

Stój! — krzyknęła.

I nagle znikąd pojawił się Sean. Jedna ręką złapał małego facecika w talii i uniósł.

-

Puszczaj! Puszczaj! - wrzeszczał Caleb.

Sean zdarł Calebowi stanik z głowy. Megan stała jak wryta. Po prostu nie miała pojęcia, co 
zrobić.

-

Trudno nad nim zapanować - powiedział Sean. To były pierwsze słowa, jakie usłyszała 

od niego Megan.

-

Taa... Dziękuję - odparła i wzięła od Seana stanik. - Gdyby tam wszedł...

Sean przyglądał jej się przez chwilę. Brązowe włosy sterczały mu na głowie, a pod prawym 
uchem   miał   plamę   czarnozielonkawego   smaru.   Tak   lekko   zaniedbany  Sean  wyglądał 
pociągająco.   Ale   było   w   nim   też   coś   odpychającego.   Może   oceniający   wzrok   i   niemal 
zagadkowy wyraz twarzy, z jakim przyglądał się Megan. Jakby nie był do końca pewien, co  
w ogóle przed sobą ma.
-Taa, no cóż... - mruknął. Potem zawrócił i poszedł przed siebie krótkim korytarzem.
Megan patrzyła, jak otwierał drzwi do garażu. Ostry zapach dymu papierosowego uderzył 
ją w nos i przez chwilę mignął jej widok kilku facetów i dziewczyny rozpartych na starych  

background image

kanapach z salonu. Wszyscy ubrani byli na czarno. W kącie garażu stał zestaw perkusyjny,  
otoczony wzmacniaczami i mikrofonami. Na moment, zanim drzwi się zamknęły, Megan 
zobaczyła   tylny   błotnik   harleya   w   odcieniu   mięty.   Boki   motoru   lśniły,   jakby   niedawno 
został nawoskowany.
Megan oparła się o ścianę i wzięła głęboki oddech. Najwyraźniej chłopak grał w jakiejś 
kapeli.  I   harley   pewnie   należał  do  niego.  Może   któregoś  dnia   zapyta  o  to Seana.   Jeśli  
kiedykolwiek przestanie przeszywać ją wzrokiem.
Na  razie   o  wiele   ważniejszym   zadaniem   było   znaleźć   bezpieczną   skrytkę   dla   staników, 
majtek i tamponów.  Megan zignorowała  burczenie  w brzuchu, zawróciła od wejścia  do 
kuchni i poszła z powrotem na górę.

Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakrę

cona@rockin.com

Temat: Przewodnik po chłopakach

Megan przewodnik po chłopcach Zapis pierwszy

Uwaga nr 1: Kiedy są piękni, wiedzą o tym, że są piękni.
Jak drugi pod względem wieku,  Evan.  Jest w maturalnej klasie. Uosobienie  ideału. On 
doskonale o tym wie. To widać po tym, jak się uśmiecha, kiedy się na niego gapisz. Nie 
żebym się na niego gapiła. Absolutnie. W każdym razie jeszcze za wcześnie, żeby stwierdzić, 
czy to ujemnie wpływa na jego zachowanie (przykład: Mike Blukowsi i jego problem z ego 
rozmiarów obserwatorium astronomicznego).
Uwaga nr 2: Podoba im się ciało.
A zwłaszcza te części, których swoim zdaniem nie powinni oglądać. Na przykład fragment 
między twoją krótką koszulką a paskiem spodni.
Uwaga   nr   3:   Bez   najmniejszego   oporu   wracają   do   spraw,   które   mnie   przyprawiłyby   o 
śmiertelne zażenowanie, gdyby role się odwróciły.
  Na przykład  Evan  bez żenady przypomniał incydent z kijem do wiffleballu.  Gdyby coś 
takiego   przydarzyło   się   mnie,   przy   każdym   gaszeniu   urodzinowych   świeczek   na   torcie 
życzyłabym sobie, żeby wszyscy o tym zapomnieli:
Uwaga nr 4: Oni plotkują.
Uwierzyłabyś? Podsłuchałam, jak na podwórku Finn i  Doug  gadali o jakiejś  Dawn,  która 
rzuciła Simona dla Ricka. Plotkowali chyba przez DWADZIEŚCIA MINUT! Zupełnie jak 
stare   baby.   Pamiętasz?   Takie,   które   kiedyś   robiły   nam   wykład,   że   młode   kobiety   nie 
powinny nosić szortów? Zaraz, dobra, zbaczam z tematu.
Uwaga nr 5: Starsi tak słodko zajmują się młodszymi.
Grali w piłkę, kiedy tu przyjechałam, i Evan pozwalał się blokować Calebowi i łanowi. To 
było taaakie słodkie. **wzdycha**.
Uwaga nr 6: Są hermetyczni.
No   wiesz:   przewracanie   oczami,   tajemnicze   uściski   dłoni,   hermetyczni   w   stylu:   „Nie 
odzywaj   się  do  nas,  chyba że   wiesz  to czy  tamto".  Bardzo  dobrze  wyszkoleni  w  sztuce  
wykluczania.
Uwaga nr 7: Nie mają żadnego szacunku dla czyjejś prywatnej przestrzeni.

background image

Muszę dorobić zamek do drzwi swojego pokoju. NATYCHMIAST.
Uwaga nr 8: Chłopcy są niechlujni.
Nawet mnie nie proś, żebym opisywała  stan łazienki.  Zastanawiam się nad wezwaniem 
służb neutralizujących materiały niebezpieczne. Powaga.
Uwaga nr 9: U nich na dole dzieją się różne dziwne rzeczy.
Taa, chyba jeszcze nie jestem gotowa, żeby ten temat rozwinąć.
Uwaga nr 10: Wiedzą, jak sobie robić wrogów.
Znakomicie.

Rozdział 2

Y

o, pacanie. Suń mi Cocoa PufFs!

- Co do...? Kto wypił cały sok pomarańczowy?

- Kawa gotowa! Kto chce?
Megan weszła do kuchni, rzuciła okiem na cyrk przy stole ze śniadaniem i podeszła do 
Reginy stojącej obok wysepki na środku kuchni, gdzie parzyła się kawa.
-

Dzień dobry, Megan! - powiedziała Regina rześko. Spojrzała na jej strój: wojskowy 

podkoszulek i obszarpane chłopięce dżinsy, i uśmiechnęła się z przymusem. - Widzę, 
że jesteś... na luzie.
-

Tak - odparła Megan. - Mogę sobie trochę nalać? - Wskazała kawę.

-Jasne! Częstuj się - zachęciła Regina. - Jesteś teraz u siebie w domu.
A ja mam wrażenie, że ten dom należy do wariatów przy tamtym stole. Megan sięgnęła 
po dzbanek. Nie mieściło jej się w głowie, że po tym, co młodsi McGowanowie zrobili 
dziś rano, teraz spokojnie chrupią płatki, totalnie bez poczucia winy. I chyba nawet się 
nie martwili, że ona wygada. Może po prostu widzieli, że nie jest skarżypytą.

-Słuchaj, Regino... Czyja naprawdę zajęłam pokój Douga? - spytała Megan, zniżając  
głos.
- A co? Dokucza ci teraz za to? - zaniepokoiła się Regina.
- Nie, tylko... Nie chcę nikomu sprawiać kłopotu.
-

Proszę,   nie   zawracaj   już   sobie   głowy   —   powiedziała   Regina,   dotykając   dłoni 

Megan. Nachyliła się do niej i szepnęła: - A tak między nami, Dougowi należało się 
utarcie nosa.
Megan uśmiechnęła się z zakłopotaniem i nalała sobie kawy do kubka. Miller podszedł 
do matki. Jedno ramię trzymał ściśle przy boku, a drugą dłonią chwycił się za łokieć, 
więc jego ręce tworzyły cyfrę cztery na ciele. Wzrok wbijał w ziemię.

background image

A temu co znowu? Od czasu przyjazdu Megan ani razu nie spojrzał jej w oczy. Megan  
wiedziała,   co   to   znaczy   czuć   się   niezręcznie   przy   obcych,   ale   on   był   mistrzem   w 
okazywaniu tego.
- Cześć, Miller - spróbowała Megan.
Nie odpowiedział. Usiłując stłumić urazę; skupiła się na słodzeniu sobie kawy. Będzie 
musiała po prostu przyjąć do wiadomości, że to nie jest jej najlepszy poranek. Dodała 
do kawy śmietanki i zamieszała.
- To tak nie stoi.
Megan podniosła oczy. Miller intensywnie wpatrywał się w kartonik ze śmietanką i  
ściskał ramię jeszcze bardziej kurczowo niż przedtem. Regina stała teraz odwrócona do 
nich plecami i szukała czegoś w lodówce.
- Co? - zapytała Megan z walącym sercem.
-

To tak nie stoi - powtórzył. Na ułamek sekundy musnął Megan wzrokiem. Wtedy 

po raz pierwszy zobaczyła jego oczy. Jasne, intensywnie niebieskie. - To tak nie stoi - 
powiedział jeszcze raz. - Nie tak stoi.
Puls Megan zwariował.
- Przepraszam... Ale co tak nie stoi?
-

To tak nie stoi — po raz kolejny powtórzył Miller, a jego szyję aż po skronie oblał 

rumieniec. Zaczynał mówić z coraz większym napięciem.
Megan cofnęła się o krok.
- Przepraszam. Ja nie...
-

Miller lubi, żeby wszystkie butelki i kartony stały według wysokości - wyjaśniła 

Regina, kładąc dłonie na ramionach Millera.
Wydawało się, że chłopak trochę się uspokaja pod jej dotykiem.
- To tam nie stoi - wyjaśnił już łagodniejszym tonem.
- Och... okay - powiedziała Megan.
Miała   wrażenie,   że   czuje   pulsowanie   każdej   żyłki,   kiedy   Miller   obserwował   ją 
badawczo.   Rzeczywiście,   wszystkie   rzeczy   na   wysepce   były   ustawione   według 
wielkości: ekspres do kawy, dzbanek z mlekiem, pojemnik z kawą i cukiernica. Megan 
lekko drżącą dłonią ustawiła kartonik ze śmietanką na poprzednim miejscu, między 
pojemnikiem na kawę a cukrem.
Miller uśmiechnął się z satysfakcją.
-

Miller, to jest Megan  - powiedziała Regina, przechylając mu się przez ramię. - 

Pamiętasz,   jak   rozmawialiśmy   o   tym,   że   Megan   przyjedzie   z   nami   zamieszkać? 
Powiedziałeś już „cześć"?
- Cześć - mruknął Miller w stronę podłogi.
- Hej - odparła Megan.
-

Wesz,   że   Joe   DiMaggio   nadal   jest   rekordzistą   Zawodowej   Ligi   Baseballu   za 

największą   liczbę   meczów,   w   których   kolejno   zdobywał   decydujące   punkty,   czyli 
pięćdziesiąt siedem? - zapytał, na moment podnosząc na nią oczy. - Ustanowił go w 
1941 roku, grając w barwach New York Yankees.
Megan znów spojrzała na Reginę, która zrobiła zachęcający gest.
- Naprawdę? — spytała. - Będę musiała sobie zapamiętać.
Miller skinął głową i popatrzył na matkę, a potem znów wbił

background image

wzrok w podłogę i ruszył w stronę stołu ze śniadaniem. Megan nie miała pojęcia, gdzie  
podziać oczy. Co to wszystko znaczyło? I dlaczego tak się przestraszyła?
-

Rodzice nie powiedzieli ci o Millerze? - spytała Regina przyciszonym tonem.

Megan cofnęła się o krok.
- Przepraszam. Ja nie...
-

Miller lubi, żeby wszystkie butelki i kartony stały według wysokości - wyjaśniła 

Regina, kładąc dłonie na ramionach Millera.
Wydawało się, że chłopak trochę się uspokaja pod jej dotykiem.
- To tam nie stoi - wyjaśnił już łagodniejszym tonem.
- Och... okay - powiedziała Megan.
Miała   wrażenie,   że   czuje   pulsowanie   każdej   żyłki,   kiedy   Miller   obserwował   ją  
badawczo.   Rzeczywiście,   wszystkie   rzeczy   na   wysepce   były   ustawione   według 
wielkości: ekspres do kawy, dzbanek z mlekiem, pojemnik z kawą i cukiernica. Megan 
lekko drżącą dłonią ustawiła kartonik ze śmietanką na poprzednim miejscu, między 
pojemnikiem na kawę a cukrem.
Miller uśmiechnął się z satysfakcją.
-

Miller, to jest Megan - powiedziała Regina, przechylając mu się przez ramię. - 

Pamiętasz,   jak   rozmawialiśmy   o   tym,   że   Megan   przyjedzie   z   nami   zamieszkać? 
Powiedziałeś już „cześć"?
- Cześć - mruknął Miller w stronę podłogi.
- Hej - odparła Megan.
-

Wesz,   że   Joe   DiMaggio   nadal   jest   rekordzistą   Zawodowej   Ligi   Baseballu   za 

największą   liczbę   meczów,   w   których   kolejno   zdobywał   decydujące   punkty,   czyli 
pięćdziesiąt siedem? - zapytał, na moment podnosząc na nią oczy. - Ustanowił go w 
1941 roku, grając w barwach New York Yankees.
Megan znów spojrzała na Reginę, która zrobiła zachęcający gest.
- Naprawdę? — spytała. - Będę musiała sobie zapamiętać.
Miller skinął głową i popatrzył na matkę, a potem znów wbił
wzrok w podłogę i ruszył w stronę stołu ze śniadaniem. Megan nie miała pojęcia, gdzie  
podziać oczy. Co to wszystko znaczyło? I dlaczego tak się przestraszyła?

Rodzice nie powiedzieli ci o Millerze? - spytała Regina przyciszonym tonem.

Megan z trudem przełknęła ślinę i odstawiła kubek.
-A o co chodzi?
-

On ma zespół Aspergera. To rodzaj autyzmu - wyjaśniła Regina. - Wiesz coś o 

tym?
-

Nie bardzo - przyznała Megan, spoglądając na Millera, który rozmawiał z Finnem. 

— Tb znaczy, słyszałam o autyzmie...
-

Przybiera   rozmaite   formy,   ale   w   sumie   jest   zaburzeniem   funkcjonowania 

społecznego - poinformowała Regina, stając obok Megan. - U Millera chodzi o kilka 
spraw. Po pierwsze, musi mieć wszystko poustawiane tak, jak chce, albo zaczyna się 
denerwować, co przed chwilą sama widziałaś. Po drugie, niezbyt dobrze radzi sobie z 
nowymi znajomościami, ale ciebie najwyraźniej polubił.
- Naprawdę? - spytała Megan.

background image

-

Zazwyczaj nie odzywa się do nowo poznanej osoby co najmniej przez tydzień. Z 

tobą potrwało to tylko od wczoraj do dziś rano - powiedziała Regina. - Po trzecie, jest  
niesamowicie   uzdolniony   matematycznie   i   pamięciowo.   Uwielbia   statystykę. 
Szczególną obsesję ma na punkcie...
-

New York Yankees - dokończyła Megan, patrząc na koszulkę chłopca ze zdjęciem 

Dereka Jetera.
-

Właśnie. — Regina skinęła głową. - Możesz sobie wyobrazić, jak mój mąż, wierny 

fan Red Soksów, przyjmuje fakt, iż jeden z jego synów jest wielbicielem tego imperium  
zła - zachichotała Regina. - W każdym razie, jeśli będziesz miała jakiekolwiek pytania 
na temat aspergera, po prostu daj nam znać. Miller to świetny dzieciak. Wymaga tylko 
nieco więcej uwagi.
- Rozumiem - powiedziała Megan.

Kiedy   Regina   zajęła   się   porządkowaniem   kuchni,   Megan   stanęła   trochę   z   boku, 
drobnymi   łykami   popijając   kawę.   Kiedy   Caleb   kichnął,   Megan   zauważyła   z 
zaskoczeniem, że Doug podtyka mu pod nos serwetkę i pomaga wydmuchać nos. Po -
tem zmierzwił Calebowi włosy i wstał wyrzucić serwetkę do kosza.

Okay, no więc może nie jest wcieleniem diabła. Oczywiście to nie zmieniało faktu, że  
Megan więcej w swoim pokoju żaluzji nie podniesie.
Doug   wziął   ze   stołu   kubek   i   nalał   sobie   trochę   kawy.   Megan   zwróciła   uwagę,   że 
nogawki   jego   dżinsów   były   bogato   ozdobione.   Całe   jedno   udo   pokrywał 
skomplikowany rysunek jakiejś bohaterki anime z bujnymi włosami i wielkim biustem, 
niemal   rozsadzającym   obcisły   kombinezon.   Na   drugiej   nogawce   widniała   postać 
twardziela dzierżącego miecz. Prawdziwe dzieło sztuki, jak na bazgranie długopisem 
po dżinsie:
- Na co się lampisz? - spytał Doug, unosząc brodę.
- Na nic - odpowiedziała Megan odruchowo.
Doug opuścił wzrok na swoje spodnie i uśmiechnął się złośliwie.
-Jara cię taki widok?
-

Sam to narysowałeś? - spytała Megan, usiłując przełamać lody.

-

Nie,  półmózgu,  dałem  jakiemuś wałowi mazać po  moich  spodniach   w zielonej 

szkole - odparł, krzywiąc się.
- Doug! Jak się wyrażasz! - skarciła Regina.
Doug popatrzył na Megan z wyraźną pogardą.
-

Yo, jeśli znajdziesz w pokoju moje stare „Playboye", daj mi cynk. -1 odszedł, nie 

oglądając się za siebie.
-

Doug! Douglasie Arnoldzie McGowanie! Wracaj natychmiast! - zawołała za nim 

Regina. - Przepraszam cię, Megan.
- Nie ma sprawy - wymamrotała Megan.
Kiedy usiadła na końcu stołu i nalała sobie mleka do miseczki z płatkami, z całej siły 
spróbowała   się   uspokoić.   Ze   wszystkich   facetów   w   tym   domu   Doug   wkurzał   ją 
najbardziej. Miała nadzieję, że jeśli ona będzie mu schodziła z drogi, to i on przestanie 
się czepiać.

background image

-

To   wasza   szkoła?   -   spytała   Megan,   wyglądając   przez   tylne   okno   starego,  

pordzewiałego saaba Evana.
Tak jest - odparł Finn. - Liceum Baker w całej swojej krasie.

- Pod wrażeniem? - spytał Evan.
- No cóż, w pewnym sensie - odparła Megan.
Budynek   wyglądał   jak   z   broszury   informacyjnej   Uniwersytetu  Harvarda.  Była   to 

wielka, rozległa budowla z czerwonej cegły, z prawdziwą wieżą zegarową w jednym z 
frontowych   narożników.   Potężne   drzewa   rosły   wzdłuż   alejek   i   ocieniały   cały   teren. 
Dziesiątki błyszczących okien wyglądały na szemrzący strumień, który przecinał tylny  
dziedziniec   koło   boiska   do   piłki   nożnej   ze   świeżo   skoszoną   trawą.   Na   szczycie 
odkrytych   trybun   powiewał   wielki   transparent   z   napisem:  Liceum   Baker:   Kraina 
Żbików.

Gdziekolwiek   Megan   spojrzała,   roiło   się   od   dziewczyn   w   plisowanych 

minispódniczkach.   Piszczały   na   widok   koleżanek   i   ściskały   się,   rozpływając   nad 
wspomnieniami   z   wakacji.   Kilku   facetów   w   rdzawoczerwonych   kurtkach   szkolnej 
reprezentacji pętało się na schodach przed podwójnymi drzwiami, obserwując okolicę. 
Megan ulżyło, kiedy zobaczyła przechodzącą w pobliżu grupkę dziewczyn w dżinsach, z 
których jedna niosła pod pachą piłkę do nogi. Bo przez chwilę już miała wrażenie, że 
zapisała się do Liceum imienia Paris Hilton.

Evan  z piskiem hamulców zaparkował saaba. Megan otworzyła drzwi i zarzuciła na 

ramię niemal pusty plecak. Zabrała ze sobą tylko portfel, jeden zeszyt i korki do piłki 
nożnej, tak na wszelki wypadek, gdyby zdarzyła się okazja wyjść na murawę. Widok 
wyniosłego   gmachu   niemal   zaparł   jej   dech   w   piersiach.   Liceum   w   Teksasie,   gdzie 
poprzednio   chodziła,   było.   parterowym   budynkiem   -   sam   chrom   i  biały   tynk.   A   to 
miejsce wyglądało, jakby w przeszłości wykształciło ojców narodu.

- Chodź - zawołał Finn. - Pokażę ci, gdzie jest sekretariat.
- Dzięki - powiedziała Megan.
- Nie myślałaś chyba, że tak cię porzucimy, co? - spytał  Evan,  cofając się o kilka 

kroków i rzucając jej swój piękny uśmiech.

Megan zauważyła zaciekawione spojrzenia więcej niż tylko kilku dziewczyn, kiedy 

wchodziła na frontowe schody między Evanem a Finnem. Evan przybił piątkę jakiemuś 
chłopakowi.
Koleś   miał   wygląd   środkowego   obrońcy   z   drużyny   futbolu   amerykańskiego.  Evan 
obiecał mu, że zobaczą się na lunchu, a Megan się uśmiechnęła. Zawsze lepiej wchodzić 
do środka w towarzystwie niż samej.

- Hej!  Strickland!  -   zawołał  Evan,  kiedy  znaleźli  się   w  przytulnym   holu,  pełnym 

gablot z trofeami sportowymi. - Czekaj! - Megan  i Finn przystanęli. - Przepraszam, 
muszę lecieć - powiedział do nich Evan. - To na razie. Powodzenia, Strzelec.

Evan  podbiegł   kilka   kroków,   żeby   dogonić   przyjaciół.   Megan   patrzyła   za   nim, 

niezdolna  oderwać   wzroku.  Wszyscy  byli  wysportowani  i  wszyscy  na  nią  spojrzeli, 
kiedy Evan witał się z nimi uściskiem dłoni i waleniem po plecach. Kiedy zauważyła ich 
zainteresowanie, szybko się odwróciła.

- Nie gniewaj się na niego. Przecież musi przywitać się z kumplami - powiedział Finn  

z delikatną nutką sarkazmu.

background image

- Zwycięzcy   w   kategoriach:   Najpopularniejsi...   Najbardziej   Wysportowani... 

Kandydaci do Sukcesu? - spytała Megan.

- We wszystkich razem - odparł Finn.
Kiedy   szli   korytarzami,   Megan   zauważyła,   że   szafki   są   pomalowane   na 

rdzawoczerwony i złoty kolor, a wszędzie wiszą transparenty wzmagające „szkolnego 
ducha". Ulotki porozlepiane na ścianach zachęcały uczniów do najrozmaitszej działal-
ności:   klub   fotograficzny,   hokej   na   trawie,  Amnesty  International.   Do   wyboru,   do 
koloru.

- O, to tu. - Finn przystanął przed masywnymi drewnianymi drzwiami z napisem: 

S

EKRETARIAT

  G

ŁÓWNY

. - Nie daj się zastraszyć starej  Betsy.  To po prostu nieszczęśliwy 

człowiek.

- Dzięki.
- Nie ma sprawy - powiedział Finn z półuśmiechem, zawracając bez pośpiechu. - 

Powodzenia!

Kiedy   Finn   już   poszedł,   Megan   przez   moment   jeszcze   stała   w   holu,   obserwując  

otoczenie.   Jakaś   dziewczyna   z   rudymi   lokami   przeszła   obok   w   towarzystwie 
przyjaciółek i rzuciła Megan zaciekawiony, ale całkiem przyjazny uśmiech.

No to znowu zaczynamy. Nowe miasto. Nowa szkoła. Otoczona przez tysiące obcych 

ludzi mogła albo się załamać, albo spróbować poradzić sobie jak najlepiej.

W   przypływie   nagłej   pewności   siebie   Megan   wyprostowała   się.   Już   wiele   razy 

przedtem przez to przechodziła. Oczywiście, wtedy zawsze miała przy sobie rodziców, 
którzy ją wspierali, kiedy wracała do domu po nieudanym pierwszym dniu szkoły. Teraz 
musiała sama zadbać o siebie. Zawróciła na pięcie i weszła do sekretariatu. Szkoła to 
pestka. Mieszkanie z siedmioma chłopakami - to dopiero wyzwanie.

Trudnym momentem zawsze było wejście do stołówki. W klasach panował odgórny 

podział.   Najlepszym   przyjaciółkom   brakowało   skrzydłowych,   paczki   kumpli   były 
pozbawione  środkowych   napastników.  Ale  w   stołówce  wszystko   wracało  do   normy. 
Każdy dryfował w stronę swojego stołu, a nowy uczeń rzucał się w oczy bardziej niż 
gdziekolwiek indziej.

Megan wkroczyła do stołówki Liceum Baker uzbrojona w tę wiedzę i obładowana 

większą liczbą podręczników, niż powinien dźwigać jakikolwiek człowiek czy juczny 
muł. Szafkę dostała w przeciwległym krańcu budynku, z dala od wszystkich klas, w 
których miała lekcje, więc nie miała czasu niczego tam odłożyć. W głowie huczało jej od 
nazwisk nauczycieli i zadanych prac domowych. Zaczynała zdawać sobie sprawę, że być 
może będzie musiała codziennie dźwigać ze sobą do domu cały ten chłam.

Przystanęła i rozejrzała się dokoła. Z kilkoma dziewczynami zawarła znajomość przed 

południem, ale z żadną nie rozmawiała na tyle długo, żeby przysiąść się do niej do 
stolika,   a   już   z   całą   pewnością   nie   zamierzała   się   narzucać   Dougowi,   Finnowi   czy 
Evanowi.
Ulżyło   jej,   kiedy   zobaczyła,   że   tuż   za   rozgardiaszem   tego   istnego   pola   minowego 
standardowych,   długich   stołów   znajdował   się   spokojny,   niewielki   dziedziniec   pełen 
starych   piknikowych   stolików   i   drewnianych   ławek.   Siedziało   tam   tylko   kilkoro 
odosobnionych samotników. Dla Megan wyglądało to jak sielanka.

background image

Po wybraniu przy bufecie swojsko  wyglądającej kanapki, paczki chipsów i napoju 

gazowanego, Megan wycofała się przez drzwi na dziedziniec i usiadła na ławce przy 
pierwszym z brzegu pustym stole.

Zgarbiona,   z   ciężką   głową,   powoli   odwijała   z   folii   kanapkę.   Wystarczy   tylko,   że  

przetrwa jeszcze kilka lekcji i znajdzie się na boisku do piłki nożnej, gdzie było jej 
właściwe miejsce. Miała tylko nadzieję, że sekretarka dziś rano nie pomyliła się, kiedy  
mówiła   Megan,   że   drużyny   sportowe   nadal   jeszcze   przyjmują   nowych   kandydatów. 
Betsy sprawiała wrażenie osoby, która jedyne, co wie na pewno, to że jest mądrzejsza od 
Megan  i wszystkich  innych  obecnych  w  pomieszczeniu.  Wzdychała,  ilekroć ktoś  jej 
zadał  pytanie,  jakby   pytający  sam  powinien   znać  odpowiedź,  ale   potem  przez   kilka 
minut poszukiwała w papierach właściwej informacji.

- Aha! Mam! - Wyjęła z segregatora na biurku skrawek papieru. - Pani Leonard jest 

trenerką   dziewczęcej   drużyny   piłki   nożnej.   Drużyna   trenuje   już   od   dwudziestego 
sierpnia, ale nowe uczennice nadal są mile widziane na sprawdzianie kwalifikacyjnym. 
Powinny zgłosić się na boisku za szkołą pierwszego dnia zajęć. - Zsunęła okulary na  
czubek nosa i spojrzała na Megan z wyższością. — Mam nadzieję, że zabrałaś ze sobą 
sportowe obuwie, moja droga.

- Nigdy się bez niego nie ruszam z domu — odparła Megan, poklepując swój plecak.
Teraz   korki   przywiązała   do   pętli   na   klapie   plecaka,   żeby   w   środku   zrobić   więcej 

miejsca na liczne książki. Zastanawiała się, czy jakieś dziewczyny z drużyny zauważyły 
na korytarzu te buty - czy wiedziały, że ona się pojawi na treningu. Czy były dobre? Czy 
były za dobre, żeby mogła się dostać do drużyny?

Megan nagie zatęskniła za jedną z niezawodnych, wspierających rozmówek z ojcem. 

Szkoda, że jest o kilka tysięcy kilometrów stąd.
Z trudem przełknęła ślinę. Nie będzie w tej chwili myślała o ro dzicach. Musi jeszcze 
wytrzymać kilka godzin. Nie może się rozklejać.

Drzwi za jej plecami skrzypnęły i na dziedziniec wyszedł Miller, ściskając w rękach 

tacę.   Spojrzenie,   jak   zwykle,   wbijał   w   ziemię.   Ruszył   prosto   do   stolika   w   prawym  
tylnym rogu  dziedzińca, postawił tacę i Usiadł. Z czarnego  plecaka wyjął przenośne 
radio i nasunął słuchawki na uszy. Tak się złożyło, że podniósł oczy i zobaczył, że 
Megan go obserwuje. Przez ułamek sekundy żadne z nich nie drgnęło.

- Cześć, Miller - powiedziała w końcu Megan.
- Yankees  graj¹ swój sto trzydziesty pi¹ty mecz w tym sezonie - odpar³, przekrêci³ 

ga³kê radia, z którego cicho zaskrzecza³ g³os komentatora.

Miller postawił odbiornik na stole i zaczął doprawiać miseczkę zupy solą i pieprzem z 

plastikowych pojemników stojących na blacie. Megan zauważyła, że puszka z oranżadą, 
butelka soku i paczka z chipsami były ustawione na tacy według wielkości. Chłopiec  
wsunął   sól   i   pieprz   między   przekąskę   a   butelkę   soku   i   zadowolony   rozsiadł   się 
wygodniej na ławce.

Zakręcona: Jak to, tam na dole dzieją się różne dziwne rzeczy??? Nie możesz tak 

mnie zostawić bez żadnego wyjaśnienia III

background image

Strzelec5525:0 mój Boże. Dziś rano Evan wyszedł ze swojego pokoju w bokserkach, 
które mu się rozsunęły w rozporku. W bokserkach w żabki! Zakręcona: OCH! 
HAHAHAHAHAHAHA! Ale tego tam nie widziałaś, co?
Strzelec5525: 0 rany! Nie! Nie patrzyłam. Zakręcona: Hej! Mieszkasz teraz w 
Testosteronowie, lepiej się do tego przyzwyczaj!

Rozdział 3

Drużyna piłki nożnej już się zebrała na trybunach. Trenerka - wysoka, muskularna kobieta  
z krótkimi ciemnymi włosami - stała plecami do Megan i przemawiała do zawodniczek. 
Długo .trwał ten spacer przez boisko i zanim Megan zdążyła podejść do trybun, patrzyły na 
nią już wszystkie  dziewczyny. Postawiła  torbę na ziemi obok dolnego stopnia trybun, a 
trenerka przerwała w pół zdania.

-

Na pewno jesteś tą nową dziewczyną, o której tyle słyszałam - powiedziała, zerkając na 

podniszczone korki Megan.

-

Chyba tak - odparła Megan. Najwyraźniej słusznie założyła, że kilka z jej przyszłych 

koleżanek z drużyny zauważy na korytarzu te buty. - Nazywam się Megan Meade.

-

Leonard - przedstawiła się trenerka. - Na jakiej pozycji grasz, Megan?

-

Środkowego napastnika.

Ktoś   parsknął   śmiechem,   za   którym   poszły   następne   salwy   chichotu.   Szepty,   które   się 
zaczęły   po   jej   podejściu,   teraz   się   wzmogły,   a   kilka   dziewczyn   pokręciło   głowami   z 
widocznym politowaniem. Ale trenerka zignorowała zachowanie podopiecznych.

-

Dobrze - powiedziała i skinęła głową. - Dziewczyny, może wznowimy grę i zobaczymy, 

co potrafi Megan? Tina, ty zostajesz na ławce.

Rudowłosa dziewczyna, która uśmiechnęła się do Megan tego ranka, skrzywiła się i. z 

powrotem  usiadła  na   swoim   miejscu,  podczas  gdy  większość   zawodniczek   schodziła  na 
murawę. Tina podała Megan zwiniętą w kłębek czerwoną kamizelkę, którą Megan szybko 
wciągnęła na T-shirt.

background image

-

Dzięki - rzuciła Megan.

-

Taa. Połamania nóg - odparła Tina sarkastycznie.

I już po uśmiechach.
Megan   wybiegła   truchtem   na   boisko   i   dołączyła   do   innych   czerwonych   kamizelek. 

Przywitała   dziewczyny,   stając   na   linii.   Ze   dwie   z   nich   przybiły   jej   piątkę,   ale   się   nie 
przedstawiły.   Na   boisku   wszystkie   interesowały   się   już   wyłącznie   grą.   Megan   to   się  
podobało.

Trenerka   wyszła   na   środek   z   piłką   w   ręku   i   stanęła   między   Megan   a   środkową 

napastniczką przeciwnej drużyny. Ta druga zawodniczka była wysoką, opaloną dziewczyną 
z szerokimi ramionami, wąską talią i zabójczymi nogami. Długie blond włosy, rozjaśnione  
pasemkami,  miała  ściągnięte   w  gruby koński  ogon.   Nosiła   zbyt ostry  makijaż,  ale   z jej 
twardego spojrzenia   Megan wyczytała,   że  to  nie  żadna  Barbie.  Zanosiło  się  na  całkiem 
ciekawy mecz.

Piłka spadła na murawę, rozległ się gwizd, gra się zaczęła. Megan szybko przejęła piłkę i 

ruszyła przez pole przeciwnika. Podała do dziewczyny po prawej i pobiegła przed siebie, 
błyskawicznie  mijając pierwszą z obrończyń,  która aż się przewróciła, usiłując zawrócić. 
Kilka sekund później Megan znów dostała piłkę. Musiała się mocno sprężać, ale sprawnie 
przesłała   ją   dalej   między   nogami   pomocniczki.   Poprowadziła   piłkę   pod   linię   karną, 
wykiwała   kolejną   obrończynię   i   pędem   biegła   do   bramki,   praktycznie   nieatakowana. 
Bramkarka, sądząc po minie,  była  całkowicie  skołowana.  Megan zrobiła zwód  w  lewo i 
strzeliła w prawo. Dziewczyna nie miała najmniejszej szansy.

-

Gol! - zawołała trenerka Leonard, kiedy piłka śmignęła w róg bramki.

Koleżanki z drużyny czerwonych skupiły się wkoło Megan i przybiły jej piątkę. Poszło aż za 
łatwo.   Megan   miała   nadzieję,   że   główna   bramkarka   całej   drużyny   stoi   na   bramce   po 
przeciwnej stronie boiska.

-

Nieźle, Megan! - zawołała Leonard. - A reszta przynosi mi wstyd! Do roboty!

Tym   razem   środkowa   napastniczka   popatrzyła   na   Megan   mocno   spode   łba,   kiedy  
ustawiały się na środkowej linii.

-

Szczęście początkującego! - rzuciła.

Megan ją zignorowała, wiedząc, że błyskotliwą odpowiedź znajdzie za pięć godzin - i to  
taką,   której   nigdy   by   się   nie   odważyła   głośno   wypowiedzieć.   Zamiast   tego   po   prostu 
stratuje tę dziewczynę.
Po   gwizdku   Megan   znów   dorwała   się   do   piłki,   ale   tym   razem   Blondie   odebrała   ją  
sprawnym wymykiem od tyłu. Stało się to tak szybko i niespodziewanie, że Megan aż się 
roześmiała, goniąc za przeciwniczką.

-

Niezły ruch! - zawołała, nadal pod wrażeniem.

-

Lepiej się przyzwyczaj - odparła tamta.

Podała piłkę tuż obok Megan, która o dwie sekundy spóźniła się z blokadą. Partnerka z 
zespołu   poprowadziła   piłkę   w   głąb   pola,   ale   szybko   ją   straciła.   Piłka   poszybowała   w  
powietrze w stronę Megan. Leciała pod idealnym kątem do odbicia na główkę, więc Megan  
wyskoczyła. Ale zanim jeszcze dotknęła czołem skórzanej powierzchni, została potrącona z 
boku - uderzenie całym ciałem potrząsnęło nią gwałtownie i cisnęło o ziemię. Kiedy pod-
niosła wzrok, Blondie była już z piłką w połowie pola.

-

Uważaj j Hailey! - zawołała trenerka.

background image

-

No nieźle - mruknęła Megan pod nosem, kiedy Hailey strzelała gola. - Ktoś tu się nie 

opieprza.

Wiedziała, że akcja Hailey była rażącym faulem, za który w prawdziwym meczu dziewczyna  
zarobiłaby żółtą kartkę, ale Megan podobało się, że blondyna nie boi się grać twardo. Każda 
drużyna potrzebuje takich nieustraszonych zawodniczek. A z tego, co już zobaczyła, Hailey 
miała wszelkie cechy świetnej napastniczki.

Może gra nawet lepiej niż ja. Przyzwyczaiła się do tego, że na boisku jest gwiazdą, ale z tą 

dziewczyną śmiało mogła podzielić się sławą. Miała tylko nadzieję, że pozycja Hailey jako 
środkowej napastniczki nie przeszkodzi jej w dostaniu się do składu.

Kilka minut  później rozległ  się gwizdek  i wszystkie  truchtem opuściły  boisko.  Megan 

podbiegła do Hailey i wyciągnęła do niej rękę.

-

Fajnie  grasz  - powiedziała  z uznaniem.  - Nie  miałam pojęcia,  z której strony  mnie 

zajdziesz.

Hailey popatrzyła na dłoń Megan, jak na brudną szmatę.

-

Taa, jak większość dziewczyn. To dlatego przez trzy wata z rzędu jestem klasyfikowana 

w rankingach stanowych. I nigdy nie odbierzesz mi mojej pozycji.

Zaszokowana   Megan   zwolniła   i   pozwoliła   Hailey   pobiec   przodem,   gdzie   blondynka 

przybiła piątkę Tinie i kilku innym dziewczynom.

-

Nie przejmuj się Hailey. Nikt jej nie lubi.

Inna zawodniczka, dziewczyna, która grała na prawym skrzydle w drużynie czerwonych, 

dogoniła   Megan.   Miała   silną   budowę   ciała.   Większość   jej   długich   do   ramion,   jasnych 
włosów uwolniła się z kucyka i zwisała w strąkach wokół błyszczącej od potu twarzy. Megan 
zauważyła tę dziewczynę już na boisku. To była jedna z szybszych zawodniczek.

-

One też nie? - spytała Megan, spoglądając w stronę kumpelek Hailey.

-

Przekupuje je - zażartowała  blondynka.  - Jako jej siostra odmawiam przyjmowania 

pieniędzy i mówię to, co naprawdę myślę.

-Jesteś jej siostrą? - spytała Megan zaskoczona.

-

Tak,   trudno   uwierzyć.   Jestem   przecież   o   tyle   od   niej   ładniejsza   —   powiedziała 

dziewczyna, komicznie trzepocząc rzęsami. - W każdym razie nazywam się Aimee Farmer. 
Młodsza siostra Hailey „Królowej Wiedźm" Farmer to ja.

-

Aha - powiedziała Megan, wymieniając z nią uścisk dłoni. -Ja jestem Megan.

-Wiem. Dziś po południu miałaś ze mną chemię - oznajmiła Aimee.

-

O Boże. Naprawdę? Przepraszam, nie pamiętam. Byłam w szoku po tym, jak o mało 

nie spaliłam brwi koleżance w czasie eksperymentu.
Aimee parsknęła śmiechem.
-Nie było tak źle. A więc... Świetnie grasz. Gdzie się nauczyłaś?

-

Dorastając,   grałam   ciągle   z   chłopakami   -   wyjaśniła   Megan,   kiedy   dotarły   do   linii 

bocznej, gdzie reszta zawodniczek przyssała się już do butelek z wodą. - A w zeszłym roku 
moja drużyna zdobyła mistrzostwo Teksasu.

-

O rany. Teksas. Duży stan.

-

No, całkiem spory.

-

Dobra, zróbmy teraz kilka ćwiczeń! - zawołała Leonard. - Megan, zajrzyj do mnie po  

treningu. Musimy porozmawiać o twoim miejscu w drużynie.
-Jasne, trenerko.

background image

-

Zdetronizuj moją siostrę, proszę — powiedziała Aimee pod nosem. - Będę cię kochać  

do końca życia.
Megan roześmiała się, wracając z Aimee biegiem na boisko. Znajome, przyjemne ciepło 
ogarnęło ją od stóp do głów. Pomyślała o Trący, przy której po raz ostatni doznała tego  
uczucia. Megan miała wrażenie, że właśnie znalazła pierwszą przyjaciółkę.

-

No cóż, Megan, masz niezaprzeczalny talent, nie muszę ci tego mówić - powiedziała  

trenerka Leonard, kiedy stały w holu na zewnątrz dziewczęcej szatni.

Z włosami nadal wilgotnymi po prysznicu, Megan zaplotła ramiona na piersi i usiłowała 
opanować tremę. Musiała się dostać do tej drużyny. Bez treningów,  ćwiczeń i meczów 
będzie totalnie zagubiona.

-

Ale już jest środkowa napastniczka w składzie i to od trzech lat.

Megan mocniej objęła się ramionami.

-

Mam więc dla ciebie propozycję - mówiła dalej Leonard.

-Jaką.? - spytała Megan z nadzieją.
-Jak by ci się podobało przeniesienie na pozycję lewego napastnika? - spytała trenerka. - 
Ta strona pola jest u nas trochę za słaba i moim zdaniem idealnie byś tam pasowała.
Megan wyszczerzyła wszystkie zęby w szerokim uśmiechu.
-Jasne, trenerko. Zrobię, co się da.

-

Świetnie. - Leonard klepnęła ją po ramieniu. — Cieszę się, że z nami jesteś, Megan. 

Myślę, że z tobą w składzie daleko zajdziemy w tym roku.
- Dzięki.

-

No to do jutra. - Trenerka skinęła Megan głową odeszła.

Tak! Dzięki, dzięki, dzięki!

-

Hej!  Udało   się?   -  spytała   Aimee,   widząc   niedorzeczny   uśmiech   na   twarzy  Megan, 

kiedy wyszła z szatni chwilę później.

-

Taa.   Lewa   napastniczka   -   powiedziała   Megan,   dźwigając   z   ziemi   swój   plecak   z 

książkami.   Wyszła   z   Aimee   na   słońce,   czując   się   lżejsza   od   powietrza.   Dostała   się   do 
drużyny! Jej nowe życie już się oficjalnie zaczęło.
Nie mogła się doczekać, aż wróci do domu i natychmiast opowie o tym mamie i tacie. 
Zaraz, do rodziców to ja zadzwonię, przypomniała sobie Megan ze smutkiem. Przez cały  
dzień jej się to przytrafiało. Trudniej się będzie przyzwyczaić, że są tak daleko. Nie ma  
sprawy. Porozmawiasz z nimi wieczorem. Będzie super.
Och, no  cóż. A już myślałam,  że ego Hailey  trochę bardziej ucierpi. Tak bardzo na  to 
czekałam  — wyznała  Aimee  ze  śmiechem.  - Ale  cieszę  się ze  względu  na ciebie.  Hej... 
podrzucić cię do domu?

-

W sumie byłoby...

Megan urwała na widok zjawiska, które całkowicie odebrało jej mowę. Samochód  Evana 
stał zaparkowany przy krawężniku szkolnego podjazdu, a sam Evan opierał się o błotnik, 
patrząc na wspaniały frontowy trawnik, nie widząc Megan. Skrzyżował nogi w kostkach, a 
jego jasne włosy połyskiwały-w słońcu.
Podniósł oczy, zauważył ją i się uśmiechnął. Przyjechał odebrać ją po treningu. W całym 
życiu Megan nie wydarzyło się nic cudowniejszego.

background image

Ale,   o   Boże.   O   czym   ona   będzie   z   nim   rozmawiać   przez   całą   drogę   do  domu?   Jasne, 
podwiózł ją i dzisiaj rano, ale obok niego siedział Flynn i we dwóch mieli sporo tematów do 
rozmowy. Co ona teraz zrobi? Jak sobie z tym poradzić, żeby nie wyjść na idiotkę?

-

Hej, kochanie! - zawołał Evan. Hę?

Hailey truchtem wyminęła Megan i Aimee, omal nie przewracając własnej siostry, i runęła 
po alejce prosto w ramiona Evana. Podniósł ją, przytulił i obdarzył długim, niemal porno-
graficznym pocałunkiem. Megan nie mogła od nich oderwać oczu.
On   ma   dziewczynę.   Megan   natychmiast   straciła   dobry   humor.   Oczywiście,   że   ma 
dziewczynę. No, popatrz tylko na tego faceta.
Ale czemu to musiała być ta dziewczyna?

-

Moja siostra, specjalistka od publicznego okazywania uczuć - mruknęła pod nosem 

Aimee.

-

Wynajmijcie   sobie   pokój!   —   zawołała   któraś   z   przyjaciółek   Hailey   stojąca   przy 

drzwiach za plecami Megan, wywołując salwę śmiechu pozostałych zawodniczek z drużyny.
Hailey odkleiła się od Evana i rzuciła im wszystkim triumfujący uśmieszek. Wzięła Evana 
za rękę i odciągnęła od samochodu,  żeby wsiąść do środka. Chłopak otworzył przed nią 
drzwi. Hailey, kiedy tylko dotknęła tyłkiem siedzenia, opuściła osłonę przeciwsłoneczną, 
żeby w lusterku sprawdzić makijaż.

-

Hej, Megan. Jedziesz z nami? - zawołał Evan.

Hailey gwałtownie obróciła głowę i spiorunowała Megan wzrokiem.

-

Hm... owszem - odparła Megan, zmuszając się do ruszenia z miejsca. - Do zobaczenia 

jutro - rzuciła do Aimee. Zwinęła wilgotne włosy w prowizoryczny kok i podeszła do samo-
chodu. Evan otworzył przed nią drzwi, ale nawet na niego nie spojrzała, kiedy wsiadała na 
tylne siedzenie. Jak on mógł lubić Hailey Farmer? Przecież miał być ideałem.

-

No i jak ci minął pierwszy dzień? - spytał Evan, wyjeżdżając z parkingu.

-

W porządku — odparła Megan.

-Jak   zawsze,   jak   zawsze   -   powiedziała   jednocześnie   Hailey   i   rzuciła   Megan   zjadliwe  
spojrzenie we wstecznym lusterku.
Evan się roześmiał.

-

W sumie, Hails, pytałem Megan - p 'siedział, biorąc ją za rękę. - Wszyscy wiemy, jak 

tobie poszedł pierwszy dzień.
On i Hailey wymienili spojrzenia i się roześmieli.

-

No cóż, udało jej się dostać do drużyny - zakomunikowała Hailey.

-

Świetnie, Megan. Gratulacje - zawołał przez ramię Evan.

-

Dzięki - powiedziała Megan.

-

No więc, na jakiej pozycji obsadziła cię trenerka? - dodała Hailey. - Wiadomo, że nie  

będziesz grała na środkowej.
Megan spiekła raka i wpatrzyła się w okno.

-

Na   lewym   skrzydle   -   burknęła.   Zobaczyła   we   wstecznym   lusterku   ukradkowy 

uśmieszek Hailey.

-

Och,   lewe   skrzydło   jest   bardzo   ważne   -   stwierdziła   Hailey.   -   Będziesz   moją 

pomocniczką.

background image

Megan przewróciła oczami i zagotowała się w środku. Jak zwykle nie zdobyła się na ciętą 
ripostę, ale w obecności Evana czuła się z tym dziesięć razy gorzej. Dlaczego ona nie umie 
się nikomu postawić?

-

Nie zwracaj uwagi na Hailey - powiedział Evan. - Piłka nożna to jej życie.

Hailey rzuciła Evanowi poirytowane spojrzenie, którego nie zauważył.

-

Gramy na linii ataku dość szybko - rzuciła przez ramię. - Mam nadzieję, że za nami 

nadążysz.

-

Daj spokój, Hails. Leonard nigdy by jej nie wzięła, gdyby nie była dobra - wtrącił Evan.

Megan   chętnie   by   go   ucałowała.   To   znaczy,   gdyby   nie   stały   jej   na   drodze   miliony 
przeszkód, fizycznych i psychicznych.
-Ja nic nie mówię. - Hailey uniosła ręce. - Chciałam tylko ją uprzedzić, to wszystko.

-

Nie  martw  się  o  mnie  -  powiedziała   Megan.  - Moja  drużyna  była  w  zeszłym   roku 

mistrzem stanu.
I masz! Dobrze ci tak! - Uśmiechnęła się triumfalnie.

-

Naprawdę? - spytał Evan, oglądając się do tyłu. - Strzała, to niesamowite.

Uśmiech Megan jeszcze się poszerzył.

-

Strzała? Co za strzała? - spytała Hailey.

-

To przezwisko Megan - wyjaśnił Evan. - Właściwie, Strzelec, ale ja trochę je zmieniłem. 

Moim zdaniem Strzała brzmi bardziej luzacko, nie sądzisz? Zerknął na Megan w lusterku.

-

Zdecydowanie - odparła Megan.

Hailey siedziała sztywno i wpatrywała się za okno, zaciskając zęby.
-Jak to miło, że macie już dla siebie przezwiska.

-

Czyja   tu   słyszę   lekki   sarkazm,  Hails?  -   spytał  Evan  żartobliwie.   Zatrzymał   się   na 

czerwonym świetle, ujął jej dłoń i pocałował.
Hailey przewróciła oczami, ale mimo wszystko się uśmiechnęła.

-

Nie   -   powiedziała.   -   Skądże   znowu.   No   i   jak   ci   poszedł   trening  lacrosse? 

Zakwalifikujecie się do finałów stanowych w tym roku?
- Wiesz, że jest mi to obojętne. - Evan nadal trzymał Hailey za rękę. - Lacrosse to zabawa. 
Jeśli tylko zdołam się dostać do pierwszej piątki hokeja...
-Wiem! Wiem! Uczelnie będą się o ciebie zabijać! - odparła Hailey.
Evan i Hailey dalej gawędzili, a Megan czuła, że jest tu piątym kołem u wozu. Oparła się o 
siedzenie i wyglądała przez okno, zastanawiając się, jak daleko od szkoły stoi dom Hailey.  
Niezależnie,   jak   bardzo   nie   chciała   zostać   sama   w   samochodzie   z  Evanem,  słuchanie 
paplaniny szczęśliwej pary zakochanych było o wiele, wiele gorsze.

Od: Sirzelec5525@yahoo.com
Do: Zakrę

cona@rockin.com

Temat: Przewodnik po chłopcach

Megan przewodnik po chłopcach Zapis drugi

Uwaga nr i: Kiedy na horyzoncie pojawia się jedzenie, chłopcy nie widzą niczego poza nim.

background image

To jak program o lwach i gazelach na Animal Planet. Przed nosem mogłaby im przejść top 
modelka, a oni nie zauważą. No dobra, może i zauważą. Nijak się nie da sprawdzić tej teo -
rii. Ale i tak w najwyższym stopniu koncentrują się na żarciu.
Uwaga nr 2: Łatwo się rozpraszają.
Evan  miał   mnie   oprowadzić   po   szkole,   ale   zobaczył   kilku   kumpli   i   dał   w   długą. 
Zdecydowałam się nie brać tej zniewagi do serca.
Uwaga nr 3: Wiedzą, jak się upozować.
Evan.  Jego samochód. Kilka idealnie rozmieszczonych  promieni słońca. Od niechcenia 
opiera się o wóz. **wzdycha**. j
Uwaga nr 4: Mają dziwaczny gust, jeśli chodzi o kobiety.

Rozdział 4

N

o i jak, dobrze się bawiłaś? - spytała wieczorem Regina, otwierając drzwi.

-

Taa, jeszcze raz dzięki - powiedziała Megan. - Ale naprawdę nie musiałaś kupować mi tych 

wszystkich rzeczy. - W rękach ściskała cztery torby na zakupy pełne ubrań i kosmetyków, bez 
których Regina nie chciała wracać do domu.

-

Nie musiałam, ale chciałam - oznajmiła Regina. - Masz pojęcie, jaka to przyjemność spędzić 

trochę czasu w damskiej części Gap?
Megan się roześmiała.

-

No cóż, wielkie dzięki.

-

Zawsze do usług - powiedziała Regina. - Idę zrobić herbatę. Napijesz się?

-

Nie, teraz pójdę wypakować to wszystko.

-

No to dobranoc, kotku - powiedziała Regina z uśmiechem.

-

Dobranoc.

Megan ruszyła korytarzem w stronę schodów, ale przystanęła, kiedy usłyszała głosy dochodzące z 
sutereny. Brzmiało to tak, jakby Doug wykrzykiwał komentarze do rozgrywki futbolowej  t  gry 
wideo.

-

I Megan przewodnik po chłopcach

  

Patrioci lana przejmują piłkę na swojej własnej linii - 

recytował monotonnie Doug, zniżając głos i idealnie parodiując znanego komentatora sportowego. 
- Czy łan, nasz szóstoklasista karierowicz, który do niedawna sączył soczki owocowe z dziecinnego  
kubeczka z pokrywką, pobije zeszłorocznego mistrza i totalnego połamańca, Millera Killera?

Megan parsknęła śmiechem. To było nawet zabawne. I kto by się spodziewał?

-

A teraz Brady przystaje, żeby podać piłkę... Rozgląda się... Rozgląda...

Kolejne owacje, a potem Megan usłyszała klaśnięcie przybijanych piątek.

-

To niewiarygodne! - krzyczał Doug. - Ianowi przy pierwszej próbie udało się prze-piii-jęęęk-ne 

podanie na aut. Jest tak wyluzowany jak poszewka na kołdrę. Nikt się tego nie spodziewał, a już 
najmniej beznadziejna obrona Millera. Jeśli w ogóle można to nazwać obroną. Au!

Najwyraźniej Miller szturchnął Douga. Należało mu się. Megan się uśmiechnęła. Z jednej strony 

miała ochotę iść na dół i włączyć się do akcji, z drugiej, nie chciała im się narzucać. Zmęczona, z 

background image

nagłym poczuciem osamotnienia, Megan poszła na górę, a za nią niósł się dźwięk hałaśliwych  
rechotów.

-

Regina kupiła ci kosmetyki? - spytała matka przez telefon.

-Wiem, wiem. Mówiłam, żeby tego nie robiła, ale się uparła - odparła Megan, spoglądając na pół 

tuzina kasetek i tubek na swoim biurku, których nigdy nie zamierzała użyć. Po prostu uważała, że  
jej nie pasuje makijaż. Ten jeden jedyny raz, kiedy pozwoliła, żeby Trący ją „lekko podmalowała",  
przeraziła się widokiem swojego wypacykowanego odbicia w lustrze i natychmiast popędziła zmyć 
wszystko z twarzy.

Tylko się nie maluj za mocno - radziła matka. - Jesteś na to za ładna.

-

Dzięki - powiedziała Megan z uśmiechem. Była dumna ze swoich zielonych oczu i gęstych 

jasnorudych   włosów,   ale   przy   zadartym   nosie,   piegach   i   braku   wyraźnie   zarysowanych   kości 
policzkowych wcale nie czuła się „za ładna".

-

No cóż, Reginie na pewno jest miło mieć tam w pobliżu dziewczynę - stwierdziła matka. - Ale  

mówiłam jej, że nie powinna ci niczego kupować.
Megan spojrzała na torby leżące na podłodze. Zawstydziła się.

-

Nie kupiłyśmy aż tak dużo - mruknęła. -1 ona chyba naprawdę dobrze się bawiła. To znaczy, 

bawiłyśmy się - poprawiła się szybko. Dla Megan był to istny maraton zakupowych szaleństw:  
dwie   godziny   odgrywania   modelki   w   centrum   handlowym.   Ale   drożdżówka   z   cynamonem 
zrekompensowała jej wszystko.

-

No dobrze, nie ma sprawy - powiedziała matka.

Megan   się   uśmiechnęła.   Rozmowa   okazała   się   nie   aż  tak   bolesna.   W  pierwszej   chwili,   kiedy 
usłyszała głos matki w słuchawce, coś ją ścisnęło za gardło, ale nie miała ochoty przecisnąć się 
przez kabel telefoniczny na drugą stronę. Odebrała to jako dobry znak. Może już się zaczynała 
przyzwyczajać do tego, że jest sama.
Na  korytarzu  trzasnęły   drzwi;   Megan   drgnęła.   Gdzieś  na   dole   Caleb  i   łan  darli   się   na   siebie 
nawzajem. W pokoju na poddaszu, nad głową Megan, Sean włączył jakiś jękliwy gitarowy kawałek 
i rzucił się na łóżko, aż sprężyny zaskrzypiały, kiedy się na nim mościł.

-

Megan?

-

Przepraszam, mamo. Co mówiłaś? - spytała.

-

Ojciec chce wiedzieć, czy ktokolwiek w nowej drużynie piłkarskiej może dotrzymać ci kroku.

Megan zarumieniła się z radości. A jednocześnie poczuła ogromną tęsknotę. Dałaby wszystko,  
żeby zobaczyć w tej chwili twarz ojca. No dobra, może to rozstanie nie było aż tak łatwe.
-Jedna dziewczyna jest naprawdę niezła - powiedziała. - Koszta też w porządku.

Ktoś zapukał do drzwi pokoju Megan, kiedy matka przekazywała nowiny tacie.

-

Proszę - zawołała Megan.

To był Evan. Oparł się o framugę drzwi, z rękami w kieszeniach. Miał na sobie wytarte bojówki, 
biały T-shirt i idealnie podniszczoną, brązową zamszową kurtkę.

-

Hej - powiedział.

O Adonisie przecudnej urody.

-

Co? Megan? Jesteś tam jeszcze?

-

Mamo, muszę kończyć — powiedziała Megan.

background image

-

Okay, kochanie. Pogadamy niedługo.

-

Dobrze, mamo. Pozdrów ode mnie tatę! - Przerzuciła nogi na drugą stronę łóżka i wstała.

-Cześć! Całuję!
-Ja też!
Rumieniec Megan przybierał coraz głębszy odcień purpury. Skończyła połączenie i rzuciła telefon 
na łóżko.

-

Cześć - powiedziała, odważywszy się rzucić okiem na Evana.'

-Jedziemy z kilkoma facetami do Logan popatrzeć, jak startują samoloty - oznajmił. - Chcesz się 
zabrać z nami?
-Och... hm...
Megan, aż ścisnęło w żołądku ze zdenerwowania, kiedy spojrzała na zegarek, grając na zwłokę. 
Prawdopodobnie Evan pytał ją tylko dlatego, że rodzice kazali mu odnosić się do niej przyjaź nie. 
Poza tym jutro miała szkołę. A jeśli McGowanowie wściekną się na nią za wychodzenie z domu o 
tak   późnej   porze?   Rodzice   kładli   jej   do   głowy   milion   razy,   że   McGowanowie   robią   Megan 
ogromną przysługę. Nie chciała nadużywać dobrej woli uprzejmych gospodarzy. O wiele łatwiej 
byłoby się wykręcić zmęczeniem po dniu w nowej szkole i powiedzieć, że musi iść spać.
-Jest trochę późno. - Och, jak ona nienawidziła tego dziecinnego tonu w swoim głosie.

-

I właśnie dobrze! - odparł. - Chodź. Będzie super. Poznasz moich przyjaciół. Spodobają ci się.

Megan   z   trudem   spojrzała   mu   w   oczy.   Idealna   twarz,   na   której   rzeczywiście   rysowała   się 

nadzieja. Wcale z nią nie pogrywał. Naprawdę chciał, żeby z nimi pojechała.

-

No chodź. Wiem, że tam w środku gdzieś się kryje niegrzeczna dziewczynka. - Evan rzucił jej 

ten swój czarujący uśmiech.

Nie   mógłbyś   się   bardziej   mylić.   Mimo   wszystko   nie   mogła   powstrzymać   się   od   szerokiego 

uśmiechu na te słowa. Czas skończyć z wizerunkiem ciepłej kluchy i zacząć ryzykować. Zobaczyła  
w myślach Bena Palmera - chłopaka, w którym durzyła się przez dwa pełne lata, a nigdy do niego 
nie powiedziała jednego sensownego słowa.

-

Dobrze. - Wstała i złapała z toaletki torebkę. Puls walił jej w uszach tak mocno, że prawie nie  

słyszała, jak mówi: - Wchodzę w to.

Megan przytrzymywała się siedzenia, kiedy samochód podskakiwał na nieutwardzonej drodze, 

wijącej   się   wśród   drzew   w   stronę   szczytu   niewielkiego   wzniesienia.   Denerwowała   się   nie   ze 
względu   na   jazdę   ani   egipskie   ciemności   dokoła,   ale   tymi   dwudziestoma   minutami   urywanej 
rozmowy - pytań Evana i jej głupich, nic nieznaczących odpowiedzi. Nigdy w życiu tak często nie 
słyszała   „nie   wiem"   z   własnych   ust   —   frazy,   którą   powtarzała   tylko   dlatego,   że   wydawała   się 
bezpieczniejsza   niż   próby   znalezienia   ciekawszych   słów.   Megan   nie   mogła   się   doczekać,   aż 
wysiądzie z samochodu.

-A więc... tęsknisz za Teksasem? - Evan dzielnie próbował przerwać milczenie.

-

W

 pewnym sensie — odparła Megan.

-Zostawiłaś tam kogoś? Przyjaciółkę... Chłopaka...? - spytał.
Megan roześmiała się nerwowo.

-

Nie. To znaczy... tak. To znaczy...

-

Przyjaciółkę czy chłopaka?

-

Przyjaciółkę. Tracy - dodała Megan. - Żadnego chłopaka.

background image

-

Aha. To dobrze.

Megan zerknęła na jego profil. Uśmiechał się z zadowoleniem. Megan, przestań. On ma Hailey. 
Piękną, perfekcyjnie wymalowaną, popularną, wysportowaną Hailey. Opanuj się.
Wreszcie dojechali na polanę, gdzie stało już kilka samochodów. Przednie światła saaba objęły 
zaciekawione twarze. Faceci zmrużyli oczy, a potem uśmiechnęli się, kiedy rozpoznali, kto siedzi 
za kierownicą. Hailey odbiegła truchtem od grupy ludzi. Jasne włosy powiewały za nią jak welon.  
Znalazła się przy drzwiach Evana, zanim jeszcze wyłączył silnik.

-

Cześć, kochanie. - Przez otwarte okno chwyciła w dłonie jego twarz i dała mu szybkiego  

całusa w usta.
Megan miała ochotę sama sobie przyłożyć. Kiedy  Evan  wspomniał o spotkaniu z przyjaciółmi, 
myślała, że chodzi o kilku chłopaków. Nawet nie przyszło jej do głowy, że będzie tam Hailey.
Dziewczyna przeniosła wzrok z Evana na Megan.

-

Och. Cześć — powiedziała bezbarwnym tonem.

-

Hej - odparła Megan. - Jak leci?

-

Nieźle - mruknęła Hailey. - A u ciebie?

-

Też nieźle.

No dobra, oddychaj głęboko. Kilkanaście osób kręciło się wkoło saaba i otwarcie przyglądało się  
Megan. Rozpoznała Tinę i jeszcze jedną zawodniczkę z drużyny - ładną, wysoką dziewczynę ze 
Środkowego   Wschodu   z   ciemnymi,   kręconymi   włosa-*   mi.  Evan  i   Hailey   przeszli   dokoła 
samochodu i objęci stanęli po stronie Megan.

-

Ludzie! To jest Megan! - zawołał Evan. - Megan, to są ludzie.

-

Cześć, Megan! - zapiszczeli wszyscy razem, jak przedszkoli laki.

Megan roześmiała się i uniosła rękę.

-

Cześć.

-

Zorganizuję nam po piwie - powiedział Evan do Hailey. - Chcesz jedno? - spytał Megan.

-

Nie, dzięki.

-

Zaraz wracam.  Evan  odbiegł w stronę swoich kumpli, zostawiając Megan i Hailey razem. 

Megan poczuła, że znów jest w stanie oddychać. Rzuciła okiem na Hailey.
Może Hailey dziś po południu po prostu poczuła się zagrożona. Mimo wszystko jesteś przecież 
świetną zawodniczką i dziewczyną, która mieszka pod jednym dachem z jej chłopakiem. Ale wiele 
was łączy. Może jeszcze się z nią dogadasz.
-A więc Hailey, jaki był rekord drużyny w zeszłym roku? - spytała. ,
-Wygrałyśmy więcej meczów, niż przegrałyśmy - odparła Hailey, wciskając dłonie do kieszeni  
obcisłych dżinsów. - A co? Martwisz się, że nie jesteśmy dość dobre dla ciebie?
Megan spojrzała na nią zaskoczona.

-

Nie. Po prostu z tobą rozmawiam.

-

No cóż, dostałyśmy się do rozgrywek hrabstw, ale nie we- szłyśmy do finału - przyznała  

Hailey. - Oczywiście trenerka uważa, że z tobą w składzie w tym roku nam się uda.
| - Dzięki.

-

Powiedziałam: „trenerka uważa".

W tym momencie samolot wzniósł się znad pasa startowego i przeleciał im tuż nad głowami tak 
nisko, że Megan myślała, że maszyna zawadzi podwoziem o drzewa. Ryk był ogłuszający. Megan 
widziała, że Evan i jego kumple wrzeszczą na cały głos, wznosząc wysoko pięści i puszki z piwem, 

background image

ale Wcale ich nie słyszała. Ona też miała ochotę wrzasnąć - na Hailey. Przypomniała sobie słowa 
Tracy,  że ma się postawić i obronić. Skoro zdołała postawić się rodzicom, to na pewno będzie  
umiała się postawić tej dziewczynie. Ale na samą myśl o tym dłonie jej się spociły, a serce zaczęło  
szybko walić.
Muszę jednak, coś zrobić. Megan usiłowała sama sobie dodać otuchy. Wejdzie mi na głowę, jeśli  
nie zaryzykuję, 

;

Kiedy tylko ryk silnika samolotu ucichł, Megan znów odwróciła się do Hailey.

-

Mogę cię o coś zapytać?

-Co?

-

Czyja  ci coś zrobiłam?  Obraziłam  cię?  -  spytała  Megan,   —j Bo  ja tylko   próbuję   jakoś  się 

odnaleźć w nowej szkole, może z kimś zaprzyjaźnić, pograć trochę w piłkę. Ale wydaje mi się, że  
bardzo mnie nie lubisz.

Megan wstrzymała oddech, ledwie wierząc, że wypowiedziała swoje myśli w całkiem składnych 

słowach. Na ułamek sekundy twarz Hailey złagodniała, a Megan zdała sobie sprawę, że to bardzo 
ładna dziewczyna, jeśli nie ma naburmuszonej? miny. Wyglądało nawet, że powie jakieś ludzkie  
słowo. Ale potem Evan oderwał się od tłumku znajomych z piwami w ręku i ruszył z powrotem w 
stronę saaba. Hailey spojrzała na Evana, na Megan i wyciągnęła do niego rękę.

-

Chodź,   kochanie   -   powiedziała,   przytulając   się   do   jego   boku.   -   Znajdziemy   sobie   jakieś 

spokojniejsze miejsce.

-

Super. - Evan wręczył Megan jedno piwo. - Strzała, idź się przedstawić ludziom. Faceci nie 

mogą się doczekać, aż cię poznają - dodał i mrugnął porozumiewawczo.

-Och... no, dobrze.
Patrzyła bezradnie, jak Hailey odciąga  Evana  na bok. Grupa za jej plecami roześmiała się z 

jakiegoś  żartu.   Hailey  obejrzała  się   przez  ramię  i  rzuciła  Megan  zwycięskie  spojrzenie.  Potem 
razem z Evanem znikli między drzewami.

-

No dobra, to co my tu mamy w Bostonie? Drzewa, wodę, Red Soksów, oceanarium...

Megan zerknęła na Darnella Wilcoksa. Odliczał to wszystko na palcach dłoni i właśnie gapił się na  
mały palec, jakby  ten miał mu udzielić podpowiedzi. W drugiej ręce ściskał szyjkę  do połowy 
opróżnionej   butelki   budweisera   -   jak   się   orientowała   Megan,   jego   piątej   czy   szóstej   z   kolei.  
Darnell,  przystojny chłopak w kurtce szkolnej reprezentacji, był kapitanem drużyny futbolu. Na 
początku wieczoru okazał $się bystrym, przyjaznym i zabawnym facetem. Teraz, już ewidentnie 
pijany, nadal wydawał się przyjazny i zabawny, tyle że bystrość umysłu gdzieś się ulotniła.

-

Historia - podsunęła Megan. - Nie zapominaj o historii.

-

Racja! - powiedział Darnell, a jego brązowe oczy zalśniły, kiedy spojrzał na Megan. — No, a  

jaką historię ma Teksas?
Megan oparła się o dach oldskulowej corvetty Darnella i westchnęła.

-

Och, sama nie wiem, mamy Coronado, Alamo... Raz kiedyś ogłosiliśmy niepodległość... - 

powiedziała i zerknęła na niego.
Darnell przyglądał jej się przez chwilę, mrużąc oczy z oszołomionym zaskoczeniem, jakby nagle 
dostrzegł nieziemskie zjawisko.

-

Taa,   no   cóż,   my   mamy   Bostońską   Herbatkę,   Bostońską   Masakrę,   Bostońskich... 

Bostońskich...

background image

-

Red Soksów! — krzyknął ktoś, wywołując w ciemnościach rundę aplauzu.

-

Tak! Dzięki! - powiedział Darnell, unosząc butelkę. - Bostońskich Red Soksów...

-Już ich wymieniłeś. - Megan ziewnęła.

-

Och, przepraszam. - Darnellowi trochę się plątał język. - Nudzę cię?

-

Nie. - Megan pokręciła głową. Był w sumie całkiem zabawny. Tyle tylko, że zrobiło się już 

bardzo późno.

-

Taa... No cóż. Już sam siebie nudzę - powiedział Darnell i rozciągnął się na masce.

Wspólnie gapili się na niebo, po którym przeleciał kolejny samolot. Wszyscy pozostali krzyknęli z  
entuzjazmem, ale Megan zacisnęła mocno oczy i zakryła uszy, chroniąc je przed hałasem.

-

Hej. Dobrze się bawicie? .

Megan otworzyła oczy i zobaczyła przed sobą Evana. Co za| ulga! Nie widziała go od chwili, kiedy 

odszedł z Hailey ponad dwie godziny temu. Teraz wreszcie się stąd wydostanie.

-

Możemy   wracać?   -   spytała,   ześlizgując   się   z   maski   samo-4   chodu.   Zerknęła   na   Hailey, 

zauważyła   wyraźną   malinkę   tuż]   obok   jej   obojczyka   i   odwróciła   oczy.   Serce   zabiło   Megan   z 
zazdrości.   Nawet   nie   chciała   sobie   wyobrażać,   gdzie   jeszcze   zbłądziły   usta  Evana.  Ale   teraz, 
oczywiście, nie mogła się powstrzymać, żeby o tym nie myśleć.

-Już? - spytała Hailey, sięgając po rękę  Evana  obiema dłoń-] mi. - Prawie z nikim jeszcze nie 

pogadałam.

Taa? A czyja to wina?
Evan  rzucił Megan błagalne spojrzenie, pod którym straciła; otuchę. Nagle poczuła się jeszcze  

bardziej zmordowana niż

 kil

ka sekund temu.

-

Wiecie co? Nie ma sprawy. - Megan chwyciła Darnella za rękę i podciągnęła półprzytomnego 

chłopaka   do   pozycji   siedzącej.   -   Ten   oto  Darnell  odwiezie   mnie   do   domu.   Możesz   przecież 
prowadzić, Darnell,  prawda? - spytała i walnęła go w piecyk tak mocno, że ześlizgnął się z maski 
samochodu.

Kiedy stanął na ziemi, lekko się zachwiał, ale wyłowił kluczy-] ki z kieszeni kurtki.

-

Assso-lutnie - wybełkotał. - Tyko... Powiedz mi, gdzie mieszz-asz. - Wymierzył kluczykiem w 

zamek drzwi samochodu i trafił w okno.

Megan   uniosła   brwi   i   spojrzała   na  Evana,  a   on   odpowiedział   rozbawionym   spojrzeniem. 

Najwyraźniej   trochę   mu   zaimponowała.   Megan   prawie   nie   wierzyła,   że   się   na   to   zdobyła.   Ze 
naprawdę mu się stawia. Kto by w ogóle pomyślał, że to możliwe?

Oboje wiedzieli, że nie jest na tyle głupia, żeby wsiąść do samochodu z Darnellem. To był tylko 

blef Pozostawało pytanie! co w tej sytuacji zrobi Evan.

Zwrócił się do Hailey.

-

Chyba powinniśmy wracać.

Serce Megan zatrzepotało jak zwycięska flaga na wietrze.
Hailey zrzedła mina, ale dziewczyna szybko się pozbierała.
-Jasne, Pójdę po torbę.

-

A może... podrzuciłabyś do domu Damella?4 spytał Evan, całując Hailey w usta i spoglądając 

na nią z zachwytem,
Wszyscy popatrzyli na zgarbioną sylwetkę Darnella, który obiema rękoma usiłował wprowadzić 
kluczyk do zamka. Znów nie trafił, i -Evan...

-

Hails, mieszkasz dwa domy od niego - upierał się Evan. - A ktoś musi to zrobić.

background image

Hailey obejrzała się na pozostałych, kiedy kolejny samolot wystartował i zagłuszył wszystkie 
dźwięki.

-

Dobra, masz rację. - Westchnęła. Podeszła do Darnella i zarzuciła ramię na jego szerokie 

plecy. - Nie ta strona samochodu, Di.
-Hę? - wymamrotał Darnell. - Ale ja odwożę Megan do domu.

-

Zmiana planów. Teraz ja się tobą zajmę - powiedziała Hailey. - No chodź.

Megan patrzyła, jak Hailey delikatnie prowadzi Darnella na siedzenie pasażera. Evan sięgnął po 
kluczyki i otworzył drzwi. Kazem usadowili potężnego chłopaka w samochodzie. Potem I Hailey 
przesunęła fotel tak, że Darnell nie musiał wbijać kolan w obudowę. Niewiarygodne. W tej samej 
chwili, w której Megan gotowa była uznać, że ta dziewucha to wcielenie zła, ona zaczynała się 
zachowywać jak człowiek.

-

Dobra, to do zobaczenia. - Hailey pocałowała Evana i wsiadła za kierownicę.

-Jedź ostrożnie - poprosił Evan i zarobił na uśmiech swojej  dziewczyny.

-

Cześć, Hailey - zawołała Megan.

I Hailey ruszyła bez słowa, zostawiając Megan i Evana na drodze.

-

Miła osóbka - mruknęła Megan pod nosem.

Evan zerknął na nią z ukosa i zawrócił do swojego samochodu.

-

Chodź. Wracajmy do domu.

-1 jak, twoi rodzice nas zabiją? - spytała Megan, patrząc na; zegarek: kwadrans po pierwszej. — Bo 
moi na pewno by to zro-1 bili.
-Nie martw się. Wszystko jest pod kontrolą— uspokoił ją! Evan.
Wyłączył światła, skręcając  na spokojną ulicę McGowanów. Zaparkował samochód na samym 
skraju podjazdu i zgasił silnik. Rozległo się cykanie setek świerszczy. W domu świeciła się! tylko  
lampa w salonie.

-

Hej - szepnął Evan. - Dobrze się dzisiaj bawiłaś? Megan spojrzała na niego, a serce jej 

gwałtownie załomotało.
Lekko   nachylony,   opierał  się   o   deskę   rozdzielczą.   Z   tak   bliska'   mogła   zobaczyć   zarost,   który 
kiełkował mu na brodzie.

-

Twoi przyjaciele są fajni.

-

Wiedziałem, że ich polubisz — mruknął,  zaglądając  jej w oczy; tak głęboko, że nie mogła 

oderwać spojrzenia. - A oni polubią ciebie.
Megan z trudem przełknęła ślinę.

-

Naprawdę...?

-

No cóż, a jak tu cię nie lubić? - powiedział Evan z uśmiechem.

O Boże, on zamierzał ją pocałować. Tu, na środku podjazdu. A ona tak bardzo, tak bardzo tego 
chciała. Czuła to każdą komórką swojego ciała.
Ale on ma dziewczynę. Hailey to może i suka, ale jest koleżanką z drużyny, i chociaż taka okazja  
jeszcze nigdy wcześniej; się nie nadarzyła, Megan nie była dziewczyną, która kradnie chłopaków 
innym sprzed nosa, nawet paskudnym przeciwniczkom.

-

Dobra, tylko pamiętaj. , .

Megan znieruchomiała.

-

...żeby bardzo cicho zamknąć drzwi - szepnął Evan.

Odwrócił się i wysiadł. Z Megan uszło powietrze.

background image

Wysunęła się z samochodu. Bezszelestnie ruszyła za Evanem
po   podjeździe   i   dokoła   domu.   Poza   świerszczami   słyszała   tylko   własny   oddech.   W   każdej 
sekundzie obawiała się, że nagle otworzy się jakieś okno albo rozbłyśnie światło, ale wszędzie 
panował spokój, Evan chyba naprawdę wiedział, co robi.
Dotarł   do   tylnych   drzwi   i   do   połowy   otworzył   zewnętrzną   ramę   obitą   siatką,   zatrzymując   ją 
czubkiem zamszowego buta.

-

Lekcja numer jeden - szepnął. — Do tego miejsca nie skrzypi.

Megan się uśmiechnęła.
-Jasne.
Wyjął spod słomianki klucz.

-

Lekcja druga: korzystanie z tego klucza jest znacznie bardziej ciche niż wyciąganie z kieszeni 

całego pęku.
Megan wstrzymała oddech, kiedy Evan otwierał drzwi. Z powrotem odłożył klucz pod wycieraczkę 
i skinął głową na znak, żeby Megan poszła przodem. Przez długą chwilę stała bez ruchu, wpatrując 
się w wąskie przejście między Evanem a framugą drzwi.
Musiała obrócić się bokiem, żeby przejść. Kiedy się prześlizgiwała do środka, całym ciałem otarła 
się o Evana. Noga przy nodze, pierś przy piersi, policzek pochylony tuż przy jego nosie... Poczuła 
gorący oddech  Evana  na  swojej  twarzy.  Spodziewała się,  że chłopak trochę  się  odsunie,  żeby 
zrobić dla niej więcej miejsca, ale ani drgnął.
Megan wreszcie dostała się do holu. Uśmiechnęła się, gdy owiało ją chłodne, świeże powietrze  
kuchni, potęgując łaskoczące ciepło, jakie czuła w całym ciele. Evan odwrócił się do niej plecami, 
cicho (domykając drzwi, a potem przekręcił klucz. W domu panowała całkowita cisza.

-

Tylne schody - powiedział cicho.

Jego głos przejął ją dreszczem od stóp do głów. Megan ruszyła za nim na palcach. Zatrzymał się 
przy schodach, żeby puścić dziewczynę przodem. Megan postawiła stopę na pierwszym: stopniu i 
zatrzymała się, zdając sobie sprawę, że powinna coś] powiedzieć. Może nawet zdoła wymyślić 
jakieś fajne zdanie na pożegnanie.
Musiała wykorzystać tę szansę.
Odwróciła się raptownie, a Evan wszedł prosto na nią.

-

Och! - jęknął. Potknął się, cofnął o krok, odzyskując równowagę, i oparł się o ścianę.

Oboje się roześmieli i zakryli usta dłońmi. Megan cieszyła się? tą radosną chwilą z Evanem, sam 
na sam w mrocznym domu,

 j 

w atmosferze czegoś zakazanego.

-

Co? - zapytał, a jego brązowe oczy zalśniły w łagodnym] świetle księżyca. - O co chodzi?

-Ja tylko... chciałam ci podziękować. No wiesz, że mnie dzisiaj ze sobą zabrałeś - powiedziała  
Megan. - To... bardzo' miłe z twojej strony.
Evan uśmiechnął się i zajrzał jej głęboko w oczy. Nachylił się,! a Megan straciła oddech. To było 
właśnie to. To było właśnie to. I nagle nie myślała już o Hailey ani o dwugodzinnej nieobecności 
Evana.  Mogła myśleć tylko  o tym, że naprawdę chce; go pocałować. I że powinna spróbować  
zaczerpnąć trochę tlenu. Jeśli to miał być jej pierwszy pocałunek, nie chciała przy- tym zemdleć. 
Zamrugała i zamknęła oczy, kiedy Evan pochylał się coraz niżej. A potem, leciuteńko, dotknął jej 
policzka.   Poczuła,   że  Evan  się   odsuwa,   i   otworzyła   oczy.   Tuż   przed   nosem;   zobaczyła   jego 
wyciągnięty palec.

-

Rzęsa - szepnął. - Pomyśl jakieś życzenie.

Serce Megan przyspieszyło. Zagryzła wargę, pomyślała życzenie i dmuchnęła.

-

Co tu się dzieje? - Schody zalało światło.

background image

-Tato!

-

Czyja śnię, czy jest po pierwszej w nocy?! - zagrzmiał z góry John. Stal za barierką schodów, 

więc nie mogli go dobrze zobaczyć, ale z samego tonu Megan wywnioskowała, że był strasznie 
wkurzony.

-

Cholera - mruknął pod nosem Evan.

-

Kopiesz sobie jeszcze głębszą mogiłę, synu. - Słowa ojca zabrzmiały naprawdę groźnie.

-

O Boże - szepnęła Megan, zakrywając oczy.

-

Oboje natychmiast do swoich pokojów - powiedział John. - Porozmawiamy o tym jutro.

-

Przepraszam - szepnął bezgłośnie Evan do Megan.

-Już - mruknął John.
Evan minął ją i wbiegł na górę po schodach.

Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakrę

cona@rockin.com

Temat: Przewodnik po chłopcach

Megan przewodnik po chłopcach Zapis trzeci

Uwaga nr 1: Chłopcy są przebiegli.
Evan  zna   masę   trików,   żeby   dostać   się   do   domu,   kiedy   jest   późno   (na   pewno   umierasz   z 
ciekawości, skąd o tym wiem).
Uwaga nr 2: Chłopcy tracą luz, kiedy stają twarzą w twarz z rodzicami.
W domu Evan już nie jest taki sprytny. Oczywiście, może gdyby nie przystanął na schodach, żeby 
zdjąć mi rzęsę z policzka, nigdy byśmy nie dali się przyłapać (ach!!!!).
Uwaga nr 3: Chłopcy myślą tylko o jednym.
Niestety,  Evan  myśli   akurat   nie   O   MNIE   (wielka   szkoda).   Ale,   kto   wie?   Może   jeszcze 
niespodziewanie ten pociąg, wbrew rozkładowi jazdy, zatrzyma się na stacji Meganowo.:)
No dobra. Koniec z metaforami o tej późnej porze.

Rozdział 5

 W środę po treningu Megan znów siedziała w oknie i przeglądała w Google listę stron o 
syndromie Aspergera. 

W sieci znalazła mnóstwo informacji o tym zaburzeniu, o którym 

do wczoraj nic nie słyszała. Kliknęła na pierwszą ze stron i zaczęła czytać.

Na   dole   kapela   Seana   grała   jakiś   niedopracowany   utwór,   który   brzmiał   trochę 

znajomo. Megan  była niespokojna.  W  każdej sekundzie spodziewała się pukania do 
drzwi, a potem surowej nagany.

Syndrom   Aspergera   to   zaburzenie   rozwoju   charakteryzujące   się   stałym 

upośledzeniem   społecznych   interakcji   i   rozwojem   powtarzalnych   schematów 

background image

zainteresowań, zachowań i działań. Tb brzmiało całkiem składnie. Ale co zrobić, żeby  
Miller   poczuł   się   przy   niej   swobodnie?   Przewinęła   opis   przyczyn   i   porównań   z 
autyzmem i wreszcie znalazła fragment, który mógł jej się przydać. Zycie z Aspergerem.

Trzasnęły tylne drzwi. Megan lekko rozsunęła żaluzje, żeby wyjrzeć przez okno. Finn 

przemaszerował przez podwórko i wszedł do szopy na narzędzia po przeciwnej stronie. 
Megan   patrzyła   nadal   i   czekała,   aż   chłopak   wyjdzie,   ciekawa,   czego   mógł   stamtąd 
potrzebować. Czekała. I czekała. Finn się nie pokazywał. Czemu siedział w tej szopie?

-

Mamo! Mamo! Ian usiadł na mojej czapce Patriotów i nie chce mi jej oddać! -  

rozdarł się Caleb na cały regulator.
-

To moja czapka! Nikt nie powiedział, że możesz ją sobie zabrać! - odwrzasnął łan.

-A właśnie że tata mi pozwolił! Mówił, że już z niej wyrosłeś, głupku!
Megan stłumiła śmiech.
-

Ian! Caleb! Do mnie na dół! - ryknął John, przerywając kłótnię. - Zresztą wszyscy 

do salonu! Niech ktoś sprowadzi Finna z podwórka! Mamy rodzinną naradę.
Megan serce zamarło. Zastygła bez ruchu. Może jeśli nie będzie hałasować, zapomną, 
że ona jest tutaj. Chłopcy zaczęli stękać i narzekać, ale sądząc z odgłosów z korytarza, 
schodzili po schodach. Muzyka z garażu ucichła jak nożem uciął, a Miller wyszedł za  
dom przyprowadzić Finna. Najwyraźniej rodzinne narady to była poważna sprawa.
Przez długi, dziwaczny moment Megan otaczała całkowita cisza. A potem się stało.
- Megan? Pozwól tu do nas, proszę! - zawołał John.
Zamknęła oczy. Odstawiła komputer na bok, wzięła głęboki
oddech   i   zeszła   na   parter.   Już   z   góry   schodów   widziała   cały   salon   i   chłopców 
siedzących na kanapach ustawionych w literę U, jak w poczekalni u lekarza.
Spojrzała na  Evana, który  patrzył jej  prosto  w  oczy.  W jakiś sposób   udało  mu  się 
spojrzeniem wyrazić: „Nic nie poradzę".
Megan   zbiegła   po   kilku   ostatnich   stopniach,   czując   na   sobie   wzrok   wszystkich 
chłopców.   Regina   i   John   stali   przed   kominkiem,   twarzami   do   synów.   Na   dużej, 
środkowej kanapie zostało trochę miejsca między Finnem a Dougiem. Szybki rzut oka 
na   pokój   i   Megan   wiedziała,   że   dokładnie   tam   będzie   pasowała   według   wzrostu.  
Najwyraźniej to Miller wyznaczał miejsca do siadania.
- Megan, siądź koło Finna, dobrze? - odezwała się Regina.
-Jasne - odparła, wycierając wewnętrzną stronę dłoni o dżinsy.

Wcisnęła   się   w   ciasną   lukę,   a   Doug   przesadnie   się   odsunął,   kolana   zwracając   w 
przeciwną stronę, żeby żadna część jego ciała nie dotknęła żadnej części jej ciała. Przez 
to musiała się niemal

 i 

przykleić do Finna.

- Przepraszam - powiedziała i się zarumieniła.
Finn odchrząknął.
- Nie ma sprawy - mruknął.
Położył rękę na oparciu kanapy, co dało obojgu odrobinę więcej miejsca. Megan objęła  
się ramionami i ciasno założyła nogę. na nogę, starając się zrobić jak najmniejsza. Miała 
nadzieję, że narada nie potrwa długo, bo nie zamierzała ruszyć ani jednym mięśniem.

background image

-

Dobra, na pewno wszyscy wiemy, czemu tu jesteśmy - zaczął John. - Wasza matka i 

ja zdajemy sobie sprawę, że staracie się, żeby Megan dobrze się u nas poczuła...
Doug wydał pomruk, który usłyszała tylko Megan, a Finn przesunął się nieznacznie, 
wciskając się w oparcie kanapy. Serce

Megan waliło jak karabin maszynowy.

-No   cóż,   mieliśmy   nadzieję,   że   nie   trzeba   będzie   przeprowadzać   tej   rozmowy. 
Myśleliśmy, że można wam, chłopcy, zaufać. Że będziecie świecić przykładem - ciągnął 
John. - Ale zachowanie Evana zeszłego wieczoru zmusza nas do działania.
-

Nieźle, palancie - powiedział Doug, piorunując starszego brata spojrzeniem.

Megan zarumieniła się okropnie. Doug wyjął długopis, ściągnął zębami skuwkę i zaczął 
poprawiać rysunek na dżinsach.
-A zatem, gdyby któryś z was, barany, miał jakieś inne pomysły co do nowej osoby 
mieszkającej   pod   tym   dachem,   mama   i   ja   możemy   wam   powiedzieć   tylko   jedno   - 
grzmiał John. - Dla was Megan nie jest dziewczyną.
. Doug zachichotał, a Megan  usiłowała zapaść się pod kanapę. Wzrok wbiła w sęk 
drewnianej podłogi na środku pokoju.
-

No to czym jest? - zapytał niewinnie Caleb, co rozśmieszyło Douga i kilku innych.

- Caleb - powiedziała Regina z łagodnym wyrzutem. - Twój ojciec próbuje wam 
wytłumaczyć, że dopóki Megan  mieszka z nami, macie ją traktować jak siostrę. 
Jesteście wszyscy rodzeństwem, jasne?
Megan umierała z chęci spojrzenia na Evana. Zamiast tego zerknęła na prawo, na 
lana,   częściowo   przesłoniętego   wielkimi   balonami   z   gumy   do   żucia.   Potem 
przeniosła   wzrok   na   Seana,   który   spoglądał   na   zegarek.   Wreszcie,   z   mocarnym 
wysiłkiem, podniosła oczy na Evana. Patrzył prosto przed siebie, piętami wybijając 
na podłodze nerwowy rytm.
- Megan? - odezwał się John. Odwróciła wzrok i 
spojrzała na Johna. -Tak?
- Rozumiesz? - spytał John.
- Och. Tak, proszę pana. -A reszta? - 
ciągnął John.
-

Taa, łapy precz od Megan. Kapujemy - powiedział Doug. - Możemy już iść?

-

Zaraz! Czy to również dotyczy Caleba? - wtrącił łan i zaczął się zaśmiewać z 

własnego żartu.
-

Bardzo dowcipne, mądralo - skarciła go Regina. - Właśnie zarobiłeś tydzień 

wynoszenia śmieci.
Doug wstał z miejsca.
-Jeszcze nie skończyliśmy - ostrzegł ojciec. Doug opadł z powrotem na kanapę z 

przesadnym westchnieniem.

- Wiem,  że  przyzwyczailiście  się  rządzić  tym   domem,  ale  to   się  teraz  zmieni  - 

przemawiał dalej John podniesionym głosem. - Rodzice Megan powierzyli swoją córkę 
naszej opiece, a to zobowiązuje nas wszystkich. Od tej chwili zaczniecie przestrzegać 
jej   prawa   do   prywatności.   Nie   wolno   wchodzić   do   pokoju   Megan   bez   pozwolenia, 

background image

grzebać w jej rzeczach, a poza tym od teraz obowiązuje zakaz wspinania się na dąb na 
podwórku.

- To nie fair! - zawołał Caleb.
- To  jest drzewo do wspinania! - dodał Ian.

-Już nie - odparł ojciec. - I wprowadzamy godzinę policyjną.
-

Co? To już przegięcie! - wyrwało się Dougowi. -  Sean  nigdy nie miał godziny 

policyjnej!
-

No cóż, sytuacja się zmieniła, odkąd Sean chodził do liceum - wtrąciła Regina.

- Taa, nie było tu Strzelca za strzelca - prychnął Doug.
-

Chcesz przez tydzień wynosić śmieci? - Johnowi zabłysły oczy.

O Boże. Oni mnie za to zabiją. Oni mnie zwyczajnie zabiją.
-

Godzina policyjna wypada o północy - poinformował John, spoglądając surowo na 

każdego z synów po kolei. - I niech wam się nie wydaje, że mama i ja nie będziemy 
tego  egzekwować. Jeśli sądzicie, że już wiecie, co to znaczy szlaban... Tylko mnie  
sprowokujcie. Idą nowe czasy, panowie. Lepiej się z tym pogódźcie.
- Tato! - zaprotestował Evan, pochylając się w przód.
-

Ev, jesteś ostatnią osobą, która powinna ze mną o tym dyskutować - odparł ojciec 

stanowczo.
- No to pięknie - mruknął Doug pod nosem.
Finn klepnął go w potylicę, a Megan modliła się o bezbolesną śmierć. Jeśli ci faceci  
jeszcze dotąd jej nie znienawidzili, teraz na sto procent to się stanie.
-

No dobra, moi drodzy. — Regina klasnęła w dłonie. — Siadamy do stołu.

Tego   wieczoru   Megan   energicznie   wyszorowała   twarz   morelowym   peelingującym 
żelem, który Regina zostawiła dla niej w łazience. Oglądało na to, że Regina nadal  
usiłowała wyrabiać w podopiecznej kobiece cechy, czy Megan się to podoba, czy nie. 
Ale to był najmniejszy z problemów dziewczyny -  Evan  ani razu nie spojrzał w jej 
stronę   podczas   obiadu,  a   Doug  ciągle   ją   kopał   pod   stołem.   A   zawsze,   kiedy   ktoś 
podsuwał Megan półmisek, łan wrzeszczał: „Ręce precz!", i wybuchał śmiechem. Cała 
ta sytuacja była totalnie upokarzająca.
Wszystko   się   ułoży,   tłumaczyła   sobie,   wpatrując   się   we   własne   oczy   w   lustrze. 
Niestety, sama w to nie wierzyła. McGowanowie właśnie zdusili w zarodku szansę na  
zbliżenie się Megan i  Evana,  jakkolwiek ulotna była ta szansa wcześniej. Poza tym 
sprawili, że Doug jeszcze bardziej nie cierpiał uciążliwej współlokatorki - a jeszcze 
wczoraj   uważała,   że   to   już   niemożliwe.   Tyle   dobrego,   że   John,   ponaglany   przez  
Reginę, założył zamki w drzwiach jej pokoju i łazienki. W przeciwnym razie którejś 
nocy mogłaby się obudzić i zobaczyć, jak Doug szykuje się, żeby ją udusić poduszką.
Megan   opłukała  twarz  wodą   i zakręciła  kran.   Hm.   Okay,   to   nawet  całkiem  ładnie 
pachnie. Kiedy zaczęła się wycierać, Usłyszała za ścianą głosy i zastygła w bezruchu. 
Głosy dochodziły z pokoju Evana.
-

No, padaka - szepnął ktoś. - Odkąd to tak im odpaliło z tym przestrzeganiem reguł?

- Możesz zgadywać tylko raz - odparł inny głos.

background image

Megan zadrżała i objęła się ramionami. Podeszła na palcach do sedesu i usiadła na nim, 
żeby posłuchać.
-Jeszcze nie widziałem, żeby mama i tata brali coś aż tak serio - powiedział ktoś inny. 
— Lepiej się, chłopaki, szykować na poważną rozprawę.
-Yo, dom mieliśmy rozpracowany jak ta lala - wtrącił Doug. - Teraz laska to schrzaniła. 
Ja mówię, wymrozić ją, aż pęknie. Tak jej damy czadu, że będzie błagała o bilet do  
Korei.
Megan przełknęła z trudem. Czy nikt się za nią nie wstawi? Finn? Evan? Ktokolwiek?
-

Wiedzieliście, że Yankees wystąpili w trzydziestu siedmiu Mistrzostwach Świata i 

wygrali dwadzieścia sześć razy?
Megan uśmiechnęła się smutno.
- Taa, wiemy, ogórasie - uciął Doug. - Ale kto wygrał w 2004?
- Red Sox, ale...
-

A komu skopali wielkie, grube tyłki, żeby zwyciężyć? - spytał Doug.

- Drużynie Ymkees, ale...
- No to może się po prostu zamknij!
Megan odetchnęła głęboko. Rozwiesiła ręcznik na drążku i powoli, długo przyglądała 
się własnemu odbiciu w lustrze. Gdyby ktoś postawił przed nią takie wyzwanie na 
boisku do piłki nożnej, czekałby ją niezły ubaw. Ale tu... starcie jeden na siedmiu nie 
wróżyło  jej nic dobrego.  Faceci nie  tylko  mieli przewagę  własnego  boiska, ale też 
posługiwali się własnymi sekretnymi regułami. Megan działała po omacku.
Powinnaś  tam   po   prostu   wejść.   Zaskoczyć   ich   na  śmierć.  Powiedzieć,   że   słyszałaś 
wszystko i że nie wygonią cię stąd bez walki. Ale, oczywiście, nie zdobyła się na to.
Kiedy rozmowa w pokoju obok zeszła na tematy sportowe, Megan odwróciła się od 
lustra.   Zaczynała   się   zastanawiać,   czy   zamieszkanie   z   McGowanami   nie   było 
największym błędem jej życia.

Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakrę

cona@rockin.com

Temat: Przewodnik po chłopakach

Megan przewodnik po chłopcach Zapis czwarty

Uwaga nr 1: Chłopcy nie wiedzą, kiedy sobie odpuścić.

background image

Rozdział 6

egan spięła nadal wilgotne włosy w kucyk i naciągnęła na głowę czerwony kaptur 
bluzy.   Słońce   różowiało   na   porannym   niebie,   a   z   pokojów   chłopców   dobiegały 

pierwsze odgłosy porannej krzątaniny. Złapała plecak, włożyła tenisówki i na palcach ruszyła 
w stronę schodów.

M

Kuchnia   była   ciemna   i   cicha.   Megan   odetchnęła   z   ulgą.   Otworzyła   drzwi   spiżarki, 

zaopatrzonej jak schron na wypadek bombardowania. Tuzin pudełek płatków, przynajmniej z 
pięćdziesiąt   puszek   zupy,   rząd   za   rzędem   opakowań   zapiekanki   z   makaronu   z   serem, 
krakersów, ciastek i precelków. Regina i John musieli chyba robić zakupy codziennie, żeby 
wykarmić ten swój mały miot demonów.

Megan przejrzała półki, znalazła otwartą paczkę batonów z chrupkami i wzięła dwa. Potem 

z lodówki porwała napój owocowy i ruszyła do tylnych drzwi. Nie ma to jak śniadanie w tra-
sie.

Jej rower stał obok sześciu innych pod metalowym zadaszeniem, które przedłużało dach 

szopy.   Wsadziła   jeszcze   nieodpakowany   baton   w   zęby,   wyplątała   kierownicę   roweru 
spomiędzy innych i odprowadziła rower na podjazd. Wsunęła butelkę z napojem w uchwyt, 
wskoczyła na siodełko i popedałowała w stronę szkoły.

Miała nadzieję, że po dwóch przejażdżkach na tylnym siedzeniu samochodu Evana, kiedy 
niespecjalnie uważała na drogę, jakoś przypomni sobie, którędy jechać.

Kwadrans   później   Megan   podskoczyła   na   krawężniku   i   przecięła   trawnik,   zmierzając 

prosto w stronę stojaków na rowery pod szkołą. Ludzie już się zjeżdżali i kilka grupek stało 
przed   wejściem,   gadając   albo   przeglądając   nawzajem   swoje   notatki.   Megan   rozerwała 
opakowanie   drugiego   batona   i   pociągnęła   łyk   napoju,   wchodząc   po   schodach.   Czuła   się 
dobrze - była niezależna. Komu potrzebni są chłopcy McGowanów? Mogła sama o siebie 
zadbać.   Wchodząc   na   najwyższy   stopień,   kątem   oka   zauważyła   Hailey   i   kilka   jej 
przyjaciółek. Najwyraźniej ją obserwowały.

-A  więc...  Strzelec  -  zagaiła  Hailey z  uśmiechem.  -  Widzę,   że  już nie  wykorzystujesz 

mojego chłopaka jako szofera.

Megan nie była w nastroju. Przystanęła na długą chwilę i patrzyła Hailey prosto w oczy, 

póki ta wreszcie nie odwróciła wzroku. Potem przyjrzała się po kolei dziewczynom, które za-
śmiały się z żartu Hailey. Dwie nie roześmiały się ani nie zareagowały. Do tych Megan się 
uśmiechnęła, a potem wbiła zęby w baton i wyminęła je, wchodząc do budynku.

Tego  popołudnia  Miller  już  siedział przy  stole   na  dziedzińcu,  kiedy  Megan   wyszła   ze 

swoją tacą. Dowiedziała się z sieci, że jeśli chłopiec ma kiedykolwiek poczuć się przy niej  
swobodnie, musi mu pokazać, że ona tu zostanie - że jest kimś, do kogo będzie musiał się 
przyzwyczaić. Chociaż unikanie pozostałych McGowanów wydawało się niezłym planem, 
jedyny sposób, żeby pomóc Millerowi, wymagał, żeby spędzać z nim trochę czasu. Mogła 
zacząć teraz równie dobrze, jak w każdej innej

chwili.

Nie   chciała   naruszać   prywatnej   przestrzeni   Millera,   więc   usiadła   naprzeciwko   niego,   ale 
najdalej jak się dało. W słuchawkach komentator ogłaszał zdobyty punkt i paplał o sytuacji na 

background image

boisku. Miller podniósł wzrok i przyjrzał się Megan wzrokiem bez wyrazu. Rumieniąc się 
pod jego obojętnym spojrzeniem, opuściła oczy na własną tacę i zaczęła ustawiać przedmioty 
według wielkości. Puszka z oranżadą, jabłko, minibuteleczka keczupu, miseczka z owocami. 
Burgera i frytki trzymała przed sobą. Kiedy skończyła, znów podniosła oczy na Millera, a on  
się uśmiechnął.

Cała twarz chłopca fantastycznie się rozświetliła. Megan odwzajemniła uśmiech, a Miller 
znów zajął się lunchem. Właśnie ugryzła potężny kęs burgera, kiedy jakiś cień padł na tacę z  
posiłkiem. Podniosła oczy i zobaczyła  Evana,  który stał obok stołu. Jeden policzek miała 
wydęty jak Wiewiórka. Złapała serwetkę i zasłoniła usta, przeżuwając.
-Jak leci? - spytał Evan, siadając na sąsiednim krześle. Nie miał torby, książek ani lunchu. - 
Cześć, Mills. - Skinął głową bratu.
Miller nastawił głośniej radio.
-Wiesz, to naprawdę super. Ze z nim tu siedzisz - powiedział Evan.
W promieniach słońca jego brązowe oczy miały niesamowite, złote, połyskujące plamki. Ale 
nie dała się omotać. Stawiła opór.
-

Dlaczego wy z nim nie siadacie? - spytała, rozpierając się na krześle i zaplatając ramiona  

na piersi. Dziwne, ale Evan już jej nie onieśmielał.
-

Wiesz, jak to bywa. - Wzruszył ramionami. — Co się stało dziś rano? Pojechałaś sama.

- Taa - mruknęła Megan oschle. - Pojechałam sama.
Nastąpiła długa cisza. Komentator w radiu obwieścił zdobycie przez kogoś punktu.
-

Słyszałaś   nas  wczoraj  Wieczorem,   prawda?   -  spytał  Evan,  pochylając   się   naprzód   z 

dłońmi zaciśniętymi między kolanami.
Megan rzuciła mu spojrzenie, które mówiło, że słyszała każde słowo. Evan spuścił głowę. - 
Wiesz  co? To  nieważne - powiedziała, biorąc  frytkę.  - Po prostu   będę wam schodzić  z 
drogi... Nikomu nie zamierzam zawracać głowy... I wszyscy zapomnicie, że tam w ogóle 
mieszkam.
- Taa, kiepski pomysł - stwierdził Evan.
- Słucham? - Megan oblała się purpurą.
-

Słuchaj, ignorowanie moich braci to nie jest wyjście - powiedział  Evan.  - Zaufaj mi. 

Mieszkam z nimi trochę dłużej niż ty. Będziesz ich ignorować, to oni mocniej przykręcą 
śrubę.
-Och.
-

No wiesz, nie da się nas ignorować - dodał  Evan.  - W razie gdybyś  nie zauważyła, 

wszędzie nas pełno.
Megan parsknęła śmiechem, a potem spróbowała ukryć zmieszanie, popijając oranżadę.
- Nie możesz im pokazać, że mogą ci wejść na głowę, bo natychmiast to zrobią - doradził  
Evan. - Jedyna rzecz, która na nich działa, to taktyka bezpośredniego ataku.
Megan zagryzła krawędź puszki z oranżadą.
- Megan? Jesteś tam? - Evan pomachał jej dłonią przed oczami.
Pokiwała głową i odstawiła puszkę.
-

Spróbuję - powiedziała ze wzrokiem wbitym w tacę. -tj. Dzięki za radę.

-

Taa, nie ma sprawy - odparł Evan, chwytając frytkę z jej tacy. - Nadal nie mieści mi się 

w głowie, co wyprawiają rodzice. Wiesz, chodziło o tę godzinę policyjną. Założę się, że twoi 
nigdy ci nie wyznaczali godziny powrotu.

background image

Megan wzruszyła ramionami. Jej rodzice nigdy nie musieli wyznaczać takiej godziny. Sama 
zawsze wracała do domu znacznie wcześniej niż jakakolwiek szanująca się nastolatka.
-

Nieważne. Niech to szlag - powiedział Evan. - Sean nigdy  nie miał godziny policyjnej, 

dlaczego   nam   dali   szlaban?   Im   się   wydaje,   że   teraz,   kiedy   tu   jesteś,   to   my   nagle 
potrzebujemy zasad? - Skrzywił się drwiąco i sięgnął po kolejną frytkę. - Nie zamierzam do 
żadnych się stosować.
Puls   Megan   nagle   przyspieszył.   Spojrzała   na   psotny   uśmiech   chłopaka.   Kiedy  Evan 
powiedział, że nie będzie przestrzegał reguł. .. Czy to dotyczyło również zasady: „Ręce precz 
od Megan"?
- Dobre frytki. Wezmę sobie coś do jedzenia— powiedział.
- Och, okay. No to... Do zobaczenia później.
Evan spojrzał na nią z zakłopotaniem.
-

Wezmę sobie coś do zjedzenia - powtórzył, a potem dodał: - wrócę tutaj - mówił powoli, 

jakby zwracał się do kogoś, kto dopiero uczy się angielskiego.
- Och, okay - wymamrotała Megan.
Wyszedł z dziedzińca, a Megan patrzyła za nim z głupkowatym uśmiechem przylepionym do 
twarzy. Evan chciał zjeść z nią lunch. Z własnego wyboru. To musiało coś znaczyć. I jeśli się 
nie myliła, właśnie odbyli normalną rozmowę, przerwaną tylko jednym głupim parsknięciem. 
Ten dzień zdecydowanie się poprawiał.
Kiedy Megan znów zabierała się do jedzenia lunchu, coś we wnętrzu stołówki przykuło jej 
uwagę.   Hailey   właśnie   gapiła   się   na   nią   gniewnie.   Siedziała   przy   stole   na   środku 
pomieszczenia i razem z przyjaciółkami i wszystkie otwarcie piorunowały ją wzrokiem.
Megan  coś ścisnęło w żołądku  i szybko  odwróciła wzrok,  udając, że nic nie zauważyła. 
Niewiarygodne. Dlaczego  Evan w ogóle chodził z kimś tak agresywnym? Wart jest czegoś 
znacznie lepszego. Megan ugryzła spory kęs hamburgera.
Od   tej   pory   wszystkie   chwyty   dozwolone.   Zachichotała   ze   swojej   nagłej   śmiałości, 
wyciągnęła z plecaka szkolne wydanie Hamleta i pochyliła zaczerwienioną twarz nad lekturą.

Słońce prażyło Megan w plecy, kiedy przejęła piłkę przy bocznej linii. Działała na czystej 
adrenalinie.   Krew  spływała   z  rozciętego   kolana,   plamiąc   skarpetę  i  ochraniacz  na  łydce. 
Ramię   miała   pobrudzone   ziemią   i   lada   moment   mogło   jej   zacząć   ciec   z   nosa.   Wiatr 
rozwiewał Megan włosy, kiedy biegła boiskiem.

Ale widziała przed sobą jedynie bramkę. Czuła tylko oddech Hailey na karku. Dziewczyna 
deptała jej po piętach.

Megan szykowała się do podania, ale w ostatniej sekundzie coś zaczepiło o jej kostkę i  

runęła na murawę. Pomogło jej w tym zręczne pchnięcie dłonią między łopatki. Megan aż  
odskoczyła głowa, kiedy resztą ciała uderzyła o ziemię. Bolało jak diabli, ale nie leżała długo. 
Nie miała zamiaru dać się pobić Hailey, nieważne jak nieczysto grałaby ta dziewucha.

-

Hailey! Co ty, do diabła, wyprawiasz? - krzyknęła Ria Wilkins, podając Megan rękę.

Ria była   niską,  mocno  zbudowaną  zawodniczką  obrony.  Ona  i  Aimee przez cały  mecz  

osłaniały tyły Megan. Szybko się zorientowały, że Hailey usiłuje zabić Megan, ile razy ta  
dorywa się do piłki.

- Bo co? - krzyknęła Hailey, zatrzymując się i biorąc piłkę w ręce. - Robię swoje.

background image

- Przestań! Ewidentnie ją popchnęłaś! - zaprotestowałaś Aimee.
-

Dziewczyny, nie ma sprawy — powiedziała Megan, ze świstem wciągając powietrze. - 

Gra była czysta.

-

Nie była, i dobrze o tym wiesz - odparła Ria. - Przepraszam, ale nikt normalny w czasie 

treningów nie fauluje świetnego gracza z własnej drużyny.

- O co ci chodzi, Ria? - Hailey spiorunowała dziewczynę wzrokiem. - Chcesz powiedzieć, 

że nie dbam o tę drużynę? 

- Ty to powiedziałaś, nie ja - odparła Ria, odwzajemniając] gniewne spojrzenie.
Nagle wściekle zagwizdał gwizdek i trenerka Leonard weszła w środek raptownie rosnącego 

kółka.   Megan   stanęła   z   boku   i   grzbietem   dłoni   otarła   nos.   Hailey   była   dzisiaj   bardzo 
agresywna, ale Megan oddawała pięknym za nadobne. W przeciwieństwie do Hailey grała 
czysto, ale Hailey też najadła się sporo trawy. Łokieć miała posiniaczony, a twarz pobrudzoną  
ziemią. To wszystko stanowiło część gry.

-

Dobra,   dziewczyny,   dość   tego.   Chyba   dziś   skończymy   trening   trochę   wcześniej.   - 

Trenerka ogarnęła wszystkie zawodniczki groźnym spojrzeniem. - Podoba mi się energia, 
jaką widzę na boisku, ale... Hailey, Megan, jeśli nie zaczniecie współpracować, i to szybko,  
w   czasie   meczu   sędziowie   odeślą   was   na   ławkę,   zanim   zdążycie   powiedzieć   zero   do 
dziesięciu - dodała, patrząc na obie dziewczyny. - Bez was na boisku nie grozi nam zbyt 
wiele wygranych, więc proponuję, żebyście spróbowały się ze sobą dogadać.
- Tak, trenerko - powiedziała szybko Megan.
- Tak, trenerko - dodała Hailey.
-

Dobrze.   Ale   jeszcze   zanim   pójdziecie   pod   prysznic   -   zwróciła   się   Leonard   do   całej 

drużyny - pragnę przypomnieć, że na naszym ostatnim sobotnim treningu przed meczem z 
Hacketstown   będziemy   wybierać   nowego   kapitana.   -   Więc   się   zastanówcie,   kogo 
chciałybyście widzieć w roli lidera.
Prawie   wszystkie   spojrzały  na   Hailey,   a   ona   najwyraźniej   tego   właśnie   się   spodziewała. 
Megan   wróciła  myślami   do  swojej  drużyny   w   Teksasie   -  w  tym   roku   miała   tam  zostać 
kapitanem.   Wzięła   głęboki   oddech   i   powoli   wypuściła   powietrze,   usiłując   zignorować 
ukłucie żalu w piersi.
- Dobra, teraz pod prysznice - zawołała trenerka.
Grupka się rozeszła i Vithya Jane, dziewczyna, którą Megan
poznała w Logan poprzedniego wieczoru, podeszła i przybiła Jej piątkę.
- Nieźle brykasz po boisku - powiedziała.
-

Dzięki   -   odparła   Megan,   zdziwiona,   że   jakakolwiek   przyjaciółka   Hailey   chciała   jej 

pogratulować.
Vithya   uśmiechnęła   się   i   truchtem   pobiegła   za   Hailey   i   Tiną.   Aimee   i   Ria   z   obu   stron 
oflankowały Megan.
-

Trzeba by opatrzyć kolano. - Ria skrzywiła się, spoglądając na zakrwawioną nogę.

■ Ee, tam - mruknęła Megan. - To moja pierwsza blizna po Walce w barwach Żbików.

Aimee i Ria roześmiały się i we trzy paplały przez całą drogę powrotną do szatni.

Megan   była   pewna,   że  nic   jej  nie   jest,   dopóki   nie   zeskoczyła   z   roweru   na   podjeździe 

McGowanów i nie poczuła, jak bardzo bolą ją mięśnie. Najwyraźniej potrzebowała trochę 

background image

więcej ćwiczeń rozciągających. Hailey dziś naprawdę dała Megan niezłą szkołę. W końcu ta 
dziewczyna   sprawi,   że   Megan   będzie   grać   i   jeszcze   lepiej,   zamiast   znaleźć   się   na   liście  
rannych w akcji.

Tylne drzwi zamknęły się, kiedy Megan obchodziła dom.. Zobaczyła Finna, który przeszedł 

przez podwórko i znów skierował się do szopy. Megan podprowadziła rower pod boczną) 
ścianę i oparła go tam razem z innymi.  Przystanęła na moment, nasłuchując. Nie słyszała 
żadnego dźwięku. Nic. Co on tam robił?

Boże, mam nadzieję, że on nie przegląda stosu „Playboyów"!
Mimo   tej   odrażającej   myśli   nie   mogła   zapanować   nad   ciekawością.   Poza   tym   miała 

przecież przechodzić intensywny kurs.; A jego częścią jest odkrywanie, co robią faceci, kiedy 
są sami w szopie, no nie?

Zbierając   się   na   odwagę,   Megan   otworzyła   drzwi.   Finn   obrócił   się   na   pięcie,   szeroko 

otworzył oczy i nie odrywał od niej? spojrzenia. Ubrany był w niebieską koszulkę z napisem:; 
Grzeczni Chłopcy Gfosują,  poznaczoną śladami palców umazanych fioletową farbą. Włosy 
miał trochę bardziej potargane niż zwykle.

-

O   rany,   całe   życie   przeleciało   mi   przed   oczami   -   wysapał.   Na   śmierć   mnie  

wystraszyłaś.

- Przepraszam - powiedziała Megan.

Miała   przeczucie,   że  powinna   po   prostu   wyjść,   ale   była   za  bardzo   zaskoczona,   żeby   się 
poruszyć.  Finn, dzięki Bogu,  nie robił tam nic zdrożnego. Stał przed sztalugami, z paletą 
malarską i pędzlem w dłoniach. Dokoła  niego,  przy ścianach i na podłodze, piętrzyły  się  
dziesiątki   płócien,   wszystkie   niewykończone.   Żaden   obraz,   jak   widziała,   nie   został 
namalowany do końca.

-

A niech mnie! - Finn zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów. - Wałęsałaś się po kiepskich 

dzielnicach?
Megan spojrzała na ranę na swoim lewym kolanie i siniak, który zaczynał fioletowieć na  
łydce.
-

Nie. Byłam... na treningu - wyjaśniła. - Przepraszam, mam sobie iść?

-

Nie! Nie - Finn wytrzasnął skądś stołek. - Wejdź. Klapnij sobie. Wyglądasz, jakbyś tego 

potrzebowała.
Megan   uśmiechnęła   się   ostrożnie   i   weszła   do   szopy,   bojąc   się   dotknąć   czegokolwiek. 
Prześliznęła się bokiem koło sztalug i usiadła na stołku, który zachwiał się pod jej ciężarem.  
Megan wyrzuciła ramiona na boki, usiłując złapać równowagę, a Finn chwycił ją za rękę.
- Przepraszam. To grat - bąknął.
-

Nie ma sprawy - odparła Megan. Spojrzała na rękę, którą ściskał jej dłoń.

Teraz puścił, odchrząknął i klepnął się w udo.
-

Co, Hailey tak cię urządziła? - Finn zerknął na pokancerowane nogi. Wycisnął trochę 

farby na paletę i pędzlem zmieszał kolory.
- Skąd wiesz? - spytała Megan.
-

Bo znam Hailey - odparł Finn, zdmuchując kosmyk blond włosów, który opadł mu na 

oko. - W drugiej klasie podstawówki na imprezie z okazji czwartego lipca ukradła mi loda i 
we- I tchnęła mnie do głębokiego basenu. Od tego czasu zawsze jej ||ę bałem.
■ Poważnie? - Megan uśmiechnęła się kpiąco.

background image

••• Nigdy nie żartuję na temat lodów - odparł Finn z półuśmiechem.
Megan roześmiała się i zaczęła rozglądać wkoło. Na wpół Wykończony obraz najbliżej niej 
ukazywał parę wdzięcznie złoconych dłoni. Ale palce nie zostały domalowane i kończyły się 
białą plamą. Za nim stał obraz nagiego ramienia i szyi dziewoj czyny, która odwracała się od 
patrzącego, ale jej włosów i rysów| nigdy nie dokończono. W sumie na każdym płótnie były 
fragmenty   postaci   widziane   pod   najrozmaitszymi   kątami,   ale   żaden   obraz   nie   został 
dokończony i nie stanowił tradycyjnego portretu en face.
-

Wiem, co myślisz - powiedział Finn, dotykając pędzlem] płótna, które miał przed sobą. - 

Ten facet nigdy niczego nie kończy.
Megan się zarumieniła.
- Nie... Tylko że...
-Ja właśnie to sobie myślę, ile razy tu wchodzę - ciągnął Finn. - To takie dziwne. Mam 
natchnienie i przychodzę tutaj, gotów natychmiast realizować swoją wizję, ale kiedy już mija 
pierwsza! gorączka, zupełnie nie wiem, co robić dalej. - Finn włożył pędzel do kubka z wodą 
i spojrzał na Megan przez ramię. - No| i jak, bardzo daje ci w kość?
- Kto?
- Hailey - odparł Finn.
Megan uśmiechnęła się złośliwie.
- Nie dzieje się nic, z czym nie mogłabym sobie poradzić, 
Finn odwrócił się od sztalug, żeby się do niej uśmiechnąć. 
- Świetnie - powiedział.
Z jakiegoś powodu to proste słowo przyniosło Megan ulgę Może ze względu na sposób, w 
jaki je wypowiedział. Jakby był z niej dumny. Albo jakby mu zaimponowała. Albo jakby 
wcale Jego to nie dziwiło.
-

Może nawet każę jej zapłacić za tego twojego loda - zażartowała Megan.

-

Nie trzeba. Już wyrosłem z lodów - oznajmił Finn. - Teraz] wolę koktajle mleczne. - 

Wsunął palce za szlufki dżinsów i podciągnął je wysoko. Oboje się roześmieli.
Finn podtrzymywał spojrzenie Megan, póki ona nie odwróciła wzroku. Nagle ogarnęło ją 
przemożne i znajome poczucie, że nie wie, co teraz powiedzieć. Finn wydawał się całkiem 
miłym facetem, ale jak reszta młodszych McGowanów, też brał udział w debacie: jak się  
pozbyć Megan. Czy był dla niej uprzejmy tylko dlatego, że w pobliżu nie kręcił się żaden z 
jego braci? Czy po prostu udawał?
Finn znów odchrząknął i spojrzał na nią spod oka. Megan rozmyślała o tym, co w szkole  
powiedział jej Evan - że najlepiej radzić sobie z jego braćmi, stawiając im czoło. Może gdyby 
to robić z każdym z osobna, byłoby prościej. Poza tym rozmowa z Finnem wydawała się  
dziwnie łatwiejsza niż z kimkolwiek z pozostałych mieszkańców domu.
-

No   więc...   Ja...   Słyszałam,   jak   o   mnie   rozmawialiście   wczoraj   wieczorem   -   zagaiła 

Megan, spoglądając na własne dłonie.
Finn opuścił rękę, w której trzymał pędzel, i spojrzał na Megan, najwyraźniej zażenowany.
- Och, okay. Ty... Dobrze.
- Dobrze? - spytała.
Finn się zarumienił.

background image

-

No tak. Zdarza mi się to czasami. Zamierzałem powiedzieć: „naprawdę?", ale chciałem 

też dodać: „niedobrze"- wyjaśnił, odkładając pędzel i paletę na zabałaganioną półkę. - Po 
prostu miewam takie skróty myślowe.
Megan się uśmiechnęła. Znała to uczucie.
-

A więc... słyszałaś nas... - Finn wepchnął dłonie w kieszenie dżinsów.

-

Taa, no więc... Wszyscy chcecie się mnie pozbyć... - zaczęła Megan.

-

My tylko... W pewnym sensie przyzwyczailiśmy się do tego, jak było przedtem.

-

Rozumiem. Naprawdę - przyznała Megan. - Ale nie wydalę się wam, że dla mnie to też 

jest trudne? Nigdy nie musiałam mieszkać wśród tylu ludzi, moi rodzice wyjechali i, no cóż, 
W razie gdybyś nie zauważył, wy, faceci, jesteście trochę...
- Dominujący? - spytał Finn.

- Dobre słowo - przytaknęła.
-

Słuchaj, wszyscy po prostu potrzebujemy czasu, żeby się przyzwyczaić. - Finn wzruszył 

ramionami. - Spróbuj się tym nie przejmować.
Megan spojrzała Finnowi w szaroniebieskie oczy i uśmiechnęła się lekko.
-A więc... Nie jesteś z nimi.
Finn uśmiechnął się w odpowiedzi. Jemu też, jak Millerowi, w uśmiechu rozjaśniała się cała 
twarz.
-Z tobą jest tutaj.... Powiedzmy... inaczej - stwierdził. - Ale o mnie się nie martw. Ja sobie 
chyba poradzę.
Megan uniosła brwi.
- Och, doprawdy?
-

Taa - odparł spokojnie Finn, patrząc jej prosto w oczy.  Doprawdy.

Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakrę

cona@rockin.com

Temat: Przewodnik po chłopakach

Megan przewodnik po chłopcach Zapis piąty

Uwaga nr 1: Chłopcy nie mają problemu z zabieraniem ci jedzenia z talerza bez 
pytania.
Mówię ci, o WSZYSTKIM decyduje ich żołądek!
Uwaga nr 2: Chłopcy nie zawsze wiedzą, co mówią.
Okazuje się, że Finn potrafi czasem pleść bez sensu, zupełnie jak ja.
Uwaga nr 3: Chłopcy POTRAFIĄ myśleć niezależnie.
Evan  siedział ze mną w czasie lunchu, a Finn totalnie nie zgadza się z planem 
„wymrożenia Megan". Może Doug wcale nie jest mózgiem całej „operacji piekło", 
jak pewnie uważa.

background image

Rozdział 7

egan   odeszła   od   kolejki   przy   bufecie,   z   tacą   i   zwiniętym   egzemplarzem 
„Motocykla",  wystającym  z bocznej kieszeni szerokich  bojówek.  Jeśli znów 

miała siedzieć na zewnątrz w towarzystwie milczącego Millera, to zamierzała zadbać 0 
własną rozrywkę. Była zbyt bystra, żeby liczyć na towarzystwo Evana przez dwa dni z 
rzędu.

M

- Megan! Tutaj!
Aimee   pomachała   do   niej   ze   środka   stołówki.   Megan   zerknęła   na   dziedziniec   i 
zobaczyła, że Miller już jest pogrążony w sprawozdaniu z meczu. Wczoraj nie odezwał 
się do niej ani do Evana ani słowem. Niezależnie, jak bardzo chciała przełamać lody w 
kontaktach   z   Millerem,   uznała,   że   dla   odmiany   dobrze   jej   zrobi   towarzystwo 
dziewczyn. Ruszyła w kierunku Aimee, Rii i ich przyjaciółek.
-

Hej! - Aimee z uśmiechem klapnęła z powrotem na swoje krzesło.

- Cześć - odparła Megan. - Hej, Ria.
-Jak leci? - odezwała się Ria. - Znasz już Jennę i Pearl? - Wskazała na dziewczyny  
siedzące po przeciwnej stronie stołu.
• Tak i nie... Cześć. - Megan wśliznęła się na krzesło obok nowych koleżanek.

Pearl należała do drużyny, więc Megan zdążyła już ją poznać. Miała krótkie jasne 
włosy i okrągłą buzię. Teraz pilnie zajmowała się robieniem bransoletki z kolorowych 
paciorków, której trzymała w pudełku przed sobą. Jenna miała długi ciemny war-
kocz do połowy pleców i nosiła modne lotnicze okulary.
-

Cześć - odezwała się Jenna. - Jesteś ze mną na hiszpańskim, prawda?

-

Szósta lekcja z panią Krantz? - upewniła się Megan. - Tal kobieta chyba za mną 

nie przepada.
-

Dlatego   że   lepiej   znasz   hiszpański   niż   ona   -   powiedziała   Jenna   z   szerokim 

uśmiechem.
-

Moja babcia też miała na imię Pearl - oświadczyła Pearl nizając fioletowy koralik 

na   cienki   sznureczek   obok   przypadkowej   kombinacji   niebieskich,   zielonych   i 
turkusowych.
- Aha - mruknęła Megan. - Fajne. - Wskazała na bransoletkę«
-

Chcesz   taką?   Mogę   ci   zrobić.   Robię   dla   wszystkich   -   po     wiedziała   Pearl   z 

ożywieniem.
Aimee, Ria i Jenna jak na komendę uniosły ręce. Na nada garstkach miały pełno 
koralikowych bransoletek.
- Ona nie usiedzi bezczynnie - wyjaśniła Aimee.
- Naprawdę? Ja jestem taka sama - przyznała Megan.

background image

-

Tak? - Pearl rozjaśniła się cała twarz. - Widzicie? Mówiłam] wam, dziewczyny, że 

nie potrzebuję środka uspokajającego. To całkiem normalne zachowanie. No i jak, 
Megan, chcesz bransoletkę? Bo właśnie wymyśliłam kilka nowych wzorów.
- Taa, jasne. Bardzo - powiedziała Megan.
-

Świetnie! - Pearl sięgnęła za plecami Jenny i postawiła przed Megan pudełko z 

koralikami. - Wybierz kolory.
Megan się roześmiała.
- Okay. A mogę po lunchu?
-Jasne! Oczywiście! — odparła Pearl.
-No więc, Megan, do rzeczy - powiedziała Ria, opierając łokcie na stole. - Jak to się  
stało, że trafiłaś do raju pełnego chłopaków?
Megan ugryzła kanapkę.
-Ja bym tego rajem nie nazwała.
-

O   mój   Boże,   żartujesz   chyba?   Chłopcy   McGowanów...   -   westchnęła   Aimee.   - 

Przecież to jak siły specjalne seksu.
Megan roześmiała się i napiła się oranżady.
- Siły specjalne seksu?
-

No co?! - oburzyła się Aimee. - Nadal w głowie mi się nie mieści, że

:

 moja siostra 

chodzi z jednym z tych przystojniaków.
-

Daj spokój. Kiedy Hailey i Evan raz już zyskali etykietkę najpiękniejszej pary, pod 

koniec   podstawówki,   wszyscy   wiedzieliśmy,   że   wcześniej   czy   później   zaczną 
wymieniać ślinę - powiedziała Ria, zabierając się do makaronu.
- Ria! - zawołały jej przyjaciółki.
- Uh... - Aimee wsadziła sobie palec w gardło.
-

No   i...?   -   zwróciła   się   Ria   do   Megan,   ignorując   koleżanki.   -   Wygrałaś   jakiś 

konkurs, czy co?
-

Nasi rodzice od dawna się przyjaźnią — wyjaśniła Megan, rumieniąc się na myśl o 

pocałunkach  Evana  i   Hailey.   -   Moich   rodziców   przeniesiono   za   ocean,   a   ja   nie 
chciałam   z   nimi   jechać,   więc   McGowanowie   zaproponowali,   że   wezmą   mnie   do 
siebie.
-

O rany. No i jak, widziałaś któregoś z nich nago? - dopytywała Ria.

Jenna, Aimee i Pearl znieruchomiały, czekając na odpowiedź.
-

Nie,   nągo   nie   -   odparła   Megan.   Rozejrzała   się   i   pochyliła   nad   stołem.   -   Ale 

większość z nich widziałam w bokserkach.
Jenna o mało nie zemdlała z wrażenia.
- O mój Boże. Evan McGowan w bokserkach. Jak wyglądał?
Można się było przestraszyć. Megan wspomniała jego potężna poranną erekcję.
-Dość... ciekawie.
-

Evan  McGowan jest świetny. -  Pearl  przerwała robienie bransoletki i podniosła 

rozmarzony wzrok. - To o nim miałam pierwszy erotyczny sen.
- Naprawdę? - spytała Megan.
-

Chyba my wszystkie - odparła Aimee. - No bo jakżeby inaczej? Wiesz, on tak 

strasznie flirtuje.

background image

Megan   miała   wrażenie,   że   popada   w   stan   nieważkości.   Odłożyła   kanapkę,   nagle 
nabierając ochoty na oranżadę.
- Serio?
-A co, nie zauważyłaś? - spytała Ria. - Ten chłopak będzie] flirtował z każdą, zawsze i 
wszędzie. Nawet z brzydkimi dziew-l czynami.
- Ria! - znów zawołały jej przyjaciółki. - •
Megan z trudem łapała oddech. Oczywiście, że jest strasznym flirciarzem. A tobie się 
wydawało,   że   to   wyjątkowy   faceta   Ale   nawet   myśląc   to,   zdała   sobie   sprawę,   że 
rzeczywiście tak jej się zdawało. Była pewna, że uwagi i uśmiechy Evana coś znaczą. 
Musiały coś znaczyć.
-

No   co?   To   przecież   dobrze,   że   Adonis   flirtuje   z   trollami   sprzeciwiła   się   Ria, 

szeroko otwierając oczy. - To wzmacnia]poczucie własnej wartości.
Okay, zaraz sama sobie przyłożę.
-

Przepraszam. Ria nie zdaje sobie sprawy, że nie wszystkie potrzebujemy uwagi ze 

strony   seksownych   chłopców,   żeby  mieć  poczucie   własnej   wartości   -   powiedziała 
Jenna, poprawiająca okulary na nosie.
Megan przypomniała Sobie, jak rozpierała ją pewność siebie j ile razy  Evan  z nią 
żartował.   Poczuła   ogromne   zawstydzeni«   Jej   matka   feministka   byłaby   naprawdę 
oburzona. Aleja nie potrzebuję jego uwagi. To po prostu... miłe.
-

No cóż, nieważne - powiedziała Aimee. - Chciałabym, żeby]tak nie robił. Hailey 

dostanie przez niego bzika, a to się odbije na mojej rodzinie.
-

Jej się to nie podoba, hę? - spytała Megan, z trudem przełykając.

No pewnie - odparła Aimee, nadziewając na widelec trochę sałaty. - Ona żyje tylko dla 
tego   faceta,   przysięgam.   Mówią   szczerze,   nie   wiem,   o   co   tyle   zamieszania.   Evan 
zachowuje się czasami jak totalny palant i nie jest nawet najseksowniejszy.
- No fakt.'Naj seksowniejszy jest Finn - wtrąciła Ria.
- Tak? - spytała Megan, zadowolona ze zmiany tematu.
-

Bzdura! Evan jest o wiele seksowniejszy od Finna! - stwierdziła Pearl.

-

W sumie chodziło mi właściwie o Millera - powiedziała Aimee.

- Millera? - powtórzyły wszystkie osłupiałe.
Aimee rzuciła okiem na dziedziniec, gdzie Miller rozparł się na krześle,' słuchając 
radia.
-

Nie wiem. Jest w nim coś takiego... - Z zamyśleniem zmrużyła oczy, kiedy mu się 

przyglądała.
- Taa, coś dziwnego - dokończyła Ria.
- Ria! - skarciły ją przyjaciółki.
-

Nie, ja rozumiem - powiedziała Megan, - On jest takim silnym, milczącym typem.

-

No - zgodziła się Aimee, uśmiechając się nieśmiało i prostując na krześle. - Nie 

żebym kiedykolwiek miała się załapać na takiego faceta. Czy w ogóle na faceta.
- Co? - zdziwiła się Megan.
- Przestań. Tylko spójrz na mnie - mruknęła Aimee.
-1 co? Przecież jesteś piękna - powiedziała Megan.

background image

-

Daj sobie spokój, Megan — westchnęła Ria, wymachując widelcem. — Cały czas 

powtarzamy   tej   dziewczynie,   że   z   dwóch   I   farmerek   to   ona   zdecydowanie   lepiej 
wygląda, ale nie chce nam wierzyć.
-

Ręce   mam   grubsze   niż   Hailey   łydki.   -   Aimee   zmarszczyła   brwi.   -   A   zresztą 

zejdźcie już ze mnie, dobra?
Ria   i   Jenna   przewróciły   oczami.   Aimee   miała   szerokie   ramiona,   była   mocno 
umięśniona i może rzeczywiście trochę przy kości, ale nie wyglądała jak spaślak.
Poza tym mnie moja tusza nie przeszkadza. Pewnego dnia Jakiś facet totalnie się we 
mnie zakocha. Tyle że nie w liceum - dodała Aimee. - Chłopcy w liceum są strasznie 
powierzchowni.

- No cóż, może nie wszyscy. - Megan zerknęła na Millera,! a potem pochyliła się nad 

stołem. - Widziałaś kiedyś jego uśmiech? - spytała.

- Chyba nie - odparła Aimee.
- No to tylko poczekaj - powiedziała Megan. - Zaprze ci dech! w piersi.
Aimee przygryzła dolną wargę i znów popatrzyła na Millera! Nagle wyrzucił ręce w 

górę i coś zawołał, strasząc siedzących na dziedzińcu wyznawców stylu goth. Aimee 
roześmiała się] i wróciła do swojej sałatki.

- No cóż,  nieważne.  Nadal  twierdzę,  że  najlepszy jest Finn  Wy,  dziewczyny,   po 

prostu nie macie tak wyrobionego gustuj jak  ja. Mnie się podoba taki uduchowiony,  
smętny typ - wyznała Ria, zerkając nad ramieniem Megan. - Tylko popatrzcie na] tego 
faceta. Te niebieskie oczy, te włosy, jakby przed chwilą wstał] z łóżka. I jak on się  
ubiera. Każdy facet, który może na siebie] wrzucić byle co i nadal wygląda ekstra, ma  
mój głos.

Megan odwróciła się i zobaczyła Finna, który siedział przy  jednym ze stołów przy 

oknie, ubrany w spłowiały czarny] T-shirt, luźne dżinsy i wiecznie poplamione farbą 
buty.   Słońca   wpadało   do   środka   przez   okna   po   jego   lewej   stronie,   rozjaśniając 
ciemnoblond włosy i skupione spojrzenie chłopaka. Otaczała go grupa facetów, którzy 
gadali   jeden   przez   drugiego   i   śmiali   się,   ale   Finn   był   skupiony   na   szkicowniku 
trzymanymi na kolanie. Dłoń szybko poruszała się nad kartką i nawet kiedy] tuż obok 
nosa  Finna   przeleciała   rzucona  przez  kogoś   cząstka]  pomarańczy,   prawie  tego  nie 
zauważył.

-

No, trzeba przyznać, że koncentracja godna podziwu - powiedziała Jenna.

- Taa, ale to ciacho jest stracone. Ma oczy tylko dla jednej dziewczyny - dodała Ria.
- Naprawdę? Dla której? - spytała Megan.

Ria wskazała plastikowym widelcem.
- Dla Kayli Bird.
Wysoka,   smukła   piękność   z   oliwkową   cerą   podpłynęła   do   stołu   Finna,   w   długiej 
spódnicy i czarnych wysokich butach. Opadła na krzesło po przeciwnej stronie stołu i 
odrzuciła za ramiona jasnobrunatne, kędzierzawe włosy. Finn podniósł wzrok i na -
tychmiast zamknął szkicownik.
- Kto to? - spytała Megan.
-

Kayla   Bird,   z   trzeciej   klasy.   Artystka   i   piękność   z   permanentną   opalenizną   - 

wyjaśniła Ria.

background image

-

Ta dziewczyna potrafi pojawić się na miejskim basenie w bikini ze stringami - 

wtrąciła   Aimee.   -   A   to   jest   przecież   Massachusetts.   Kto   zdoła   z   czymś   takim 
konkurować?
Megan wpatrzyła się w plecy Kayli. Tuż obok ramiączka jej białej koszulki widniało 
małe znamię. Na wiotkim nadgarstku miała delikatny, złoty zegarek wyglądający na 
antyk. Wszystko w tej dziewczynie było pełne wdzięku. Nawet kiedy uniosła butelkę z 
wodą, żeby odkręcić zakrętkę, wyglądała jak baletnica.
Megan spojrzała na Finna i zobaczyła, że nie odrywa od niej wzroku. Nie od Kayli, ale  
od   niej.   Megan   zabiło   serce   na   myśl,   że   została   złapana   na   gapieniu   się,   a  Finn  
obrzucił ją zagadkowym spojrzeniem. Pomachał ręką, więc też go pozdrowiła, a po-
tem szybko odwróciła się do swojego stolika. Zgarbiła się na krześle, rumieniąc się 
gwałtownie. Jedyny chłopak McGowanów, który nie uważał jej za dziwadło, a teraz... 
No cóż, już ją będzie uważał za dziwadło.
- Och! Od razu widać, którego z McGowanów lubi Megan.
Ria wskazała na nią palcem. — Ty  jesteś z tych dziewczyn, co
lubią Finna. Wiedziałam, że się dogadamy.
-

Nie, to nieprawda - odparła Megan. - Finn mi się nie podoba.

-

Akurat! Szkoda, że nie widzisz, jak wyglądasz! — powiedziała Ria.

-

Ona ma rację - przyznała rzeczowo Jenna. - Strasznie się rumienisz.

-

No cóż, to u mnie normalne. Ciągle się czerwienię - powiedziała Megan, znów 

siadając prosto i odchrząkując. - Wierz mi. Finn nie jest w  moim typie.
-

Skoro tak twierdzisz - mruknęła Ria, znów wymachująca widelcem.

-

Ha, przynajmniej nie jesteś z tych, którym podoba się  Evan,  bo to już byłaby 

prawdziwa katastrofa - dodała Aimee.
-

Taa   -   powiedziała   Megan,   unikając   wszelkiego   kontaktu;   wzrokowego.   - 

Przynajmniej nie jestem z tych.

lego   popołudnia   Megan   szła   do   szatni   i   czuła,   że   musi   się   wyżyj   na   boisku,   by 
zapomnieć o problemach całego dnia. Na chemii nikt nie chciał być jej partnerem do 
eksperymentów przez ten niefortunny wypadek z pierwszego dnia, a pani Krantz ni 
mniej, ni więcej tylko dała jej burę za to, że poziomem wyprzedza resztę klasy na  
hiszpańskim.  Najwyraźniej  wszystkich   wkoło wytrącała  z  równowagi.  Co ona  niby 
miała zrobić? Zapomnieć, że zna hiszpański? 
Kiedy Megan weszła do sportowego skrzydła szkoły, usłyszała donośne głosy. Ktoś z 
kimś się sprzeczał tuż za kolejnym załomem muru, pod szkolnym sklepikiem. I te 
głosy brzmiały znajomo. Czyżby... Evan?
—. . .wiesz, że nie miałem nic złego na myśli.
-

To nieważne, że ja to wiem. One tego nie wiedzą - odparł głos Hailey. - Połowa 

dziewczyn w tej szkole dziwnie na mnie patrzy. Czy ty w ogóle masz pojęcie, jak ja się 
z tym czuję?
- Nie rozumiem, o co ci chodzi - odezwał się Evan.

background image

-

One uważają, że ci się podobają! - odparła Hailey. - Myślą że są ode mnie lepsze, 

bo z nimi flirtujesz na moich oczach.
Głośne westchnienie. Megan obejrzała się za siebie żeby sprawdzić, czy idzie tu ktoś 
jeszcze, ale korytarz był pusty. Nie miała ochoty dać się złapać na podsłuchiwaniu, ale  
też nie mogła zmusić się do odejścia.

-

Hailey, ja po prostu taki już jestem - tłumaczył Evan. - Lubię ludzi.

- Taa, jasne - powiedziała Hailey ironicznie.
-

No bo tak jest! Wiedziałaś o tym od początku — odparł Evan.  - Daj spokój, nie 

ufasz mi?
-

Oczywiście, że ci ufam - oburzyła się Hailey. - Tylko że... Po prostu... Wyobraź 

sobie, jakbyś się czuł, gdyby wszyscy faceci w szkole mieli ochotę na mnie.
Megan zamrugała. Coś ją ścisnęło za serce. Hailey rzeczywiście wydawała się pod tym 
względem bezbronna. Megan pomyślała o uwadze Pearl, o jej fantazjach seksualnych 
z  Evanem  w   roli   głównej.   Może   to   wcale   nie   taka   łatwa   sprawa   chodzić   z 
najseksowniejszym facetem w szkole.
- A nie mają? - powiedział Evan beztrosko,
Megan przewróciła oczami.
- Evan, ja usiłuję porozmawiać poważnie!
-

Dobrze!   Dobrze!   Co   chcesz,   żebym   zrobił?   Mam   w   ogóle   nie   rozmawiać   z 

dziewczynami? - spytał Evan.
- Niezły pomysł - przyznała Hailey.
Megan szczęka opadła.
- Nie wierzę własnym uszom.
-Ja   też   -   mruknęła   Megan   pod   nosem.   Może   i   związek   Hailey   nie   był   taki 
bezproblemowy, ale nie musiała aż tak kontrolować Evana.
W tym momencie usłyszała, że korytarzem nadchodzi grupka koleżanek z drużyny. 
Rzuciła się naprzód i szarpnęła drzwi do szatni, udając, że dopiero co tam dobiegła. 
Aimee, Ria i kilka innych dziewczyn minęły załom muru, robiąc dość hałasu, żeby 
uciszyć Hailey i Evana.
- Hej! — zawołała Megan. — Gotowe do boju?
-Jak nigdy, choroba - powiedziała Ria. - Mogę udawać, że piłka to twarz naszego 
matematyka?
Megan się roześmiała. Kto wie, co się jeszcze zdarzy między Kvanem a Hailey? Cóż, 
wszystko   jedno.   Wreszcie   zaczynała

 

czuć,   że   należy   do   grupy.   A   jeśli   mogło   się 

zdarzyć coś takiego, to właściwie wszystko było możliwe.

Po treningu Megan siedziała w szatni, a Ria zaplatała jej mokre włosy we francuski 
warkocz.   Megan   przytupywała   i   nie   cierpliwie   spoglądała   na   swój   gruby,   czarny 
plastikowy zegarek. Nowa bransoletka w kolorze rubinowej czerwieni jeździła po ręku 
w górę i w dół przy każdym ruchu.
- Długo jeszcze? - spytała.
-Już prawie skończyłam - odparła Ria.
Aimee wyszła z łazienki i złapała swój plecak.

background image

-

Powinnaś tak je wysuszyć, a potem rozpleść na imprezę wieczorem - powiedziała. 

- Założę się, że twoje włosy będą wyglądać niesamowicie, takie falujące.
Megan przełknęła z trudem, bo zaschło jej w gardle.
-

Imprezę? - spytała, sięgając po butelkę z napojem stojąca między stopami.

-Jeśli będziesz się kręcić, to potrwa jeszcze dłużej - ostrzegła Ria.
-

Dobra - odparła Megan. Może właśnie dlatego nigdy wcześniej nie miała wielu 

przyjaciółek. To całe pindrzenie się po pro-stu do niej nie pasowało.
-

Och,   Taa.   Drużyna   piłki   nożnej   chłopaków   robi   dziś   wieczorem   imprezę   - 

wyjaśniła Aimee. - Myślałam, że ci mówi łam.
-

Powinnaś przyjść - wtrąciła Ria, zaglądając Megan przez ramię. - To pierwsza 

duża impreza roku i zazwyczaj kończy się niezłą awanturą.
-

Poprzednim   razem   przyjechały   gliny   -   dodała   Pearl,   wiążąc   sznurowadła 

tenisówek. -Totalny odlot.
-

Pearl, przecież ciebie tam w ogóle nie było - przypomniała Ria. - "Wyjechałaś w 

odwiedziny do babci.
-

Ale słyszałam, że mieliście niezły ubaw - odparła Pearl, zupełnie niezawstydzona.

Ria wzięła z ławki gumkę do włosów i związała warkocz Megan.
- Proszę. Skończone.
Megan natychmiast zerwała się na nogi.
-

Dzięki. - Chwyciła swoje rzeczy. - No to do zobaczenia wieczorem, dziewczyny.

Zawróciła   do  drzwi  w   tym   samym   momencie,   w  którym   Hailey   z   przyjaciółkami 
wyszły   zza   drugiego   rzędu   szafek.   Hailey   spojrzała   gniewnie   na   Megan.   Megan 
przewróciła oczami i poszła dalej. Hailey rzuciła się do drzwi i w efekcie ich wy-
pchane   sportowe   torby   zderzyły   się,   a   obie   dziewczyny   na   moment   utkwiły   w 
przejściu.
- Ale jesteś uprzejma - odezwała się Hailey.
Megan usiłowała zdobyć się na ripostę, ale wiedziała, że jeśli nawet jakąś wymyśli, 
nie  zdoła wykrztusić ani słowa. Znów przewróciła  oczami  i przepchnęła się przez 
drzwi.
Chociaż raz. Megan wrzała z wściekłości. Chociaż raz naprawdę chciałabym umieć 
stanąć we własnej obronie.
- Megan! Zaczekaj! - zawołała Aimee.
Megan zatrzymała się tuż za drzwiami. Na  dole Evan  znów stał przy samochodzie, 
rozmawiając   z   Darnellem   i   kilkoma   innymi   kumplami,   którzy   właśnie   skończyli 
trening.  Kiedy Megan obejrzała się za siebie, niemal cała drużyna wysypała się z 
budynku.
-

Masz. To adres Christiana Todda. - Aimee wydarła kawałek kartki ze swojego 

zeszytu i wręczyła go Megan. - To tam będzie impreza, ale zadzwoń do mnie, mogę 
cię podrzucić.
-

Wiesz,   Aimee,   nie   sądzę,   żeby   Megan   mogła   się   wybrać   na   tę   imprezę   - 

powiedziała Hailey, podchodząc do nich. - Chyba powinna popracować nad rzutami 
karnymi. Zbliża się mecz.

background image

-

Moje rzuty karne są w porządku - odparła Megan obojętnie.

Daj spokój. Trzy z siedmiu? - parsknęła Hailey, oglądając 

kię

 przez ramię na Deenę, 

bramkarkę. - Trudno uwierzyć, że wygrałaś mistrzostwa stanu z takim celem. A może 
tylko to wymyśliłaś, żeby nam zaimponować?
Megan   poczuła   się   tak,   jakby   ktoś   ją   uderzył.   Kilka   koleżanek   z   drużyny   zaczęło 
szemrać między sobą, inne z zażenowaniem wymieniły spojrzenia.
-

Na twoim miejscu przyjrzałabym się własnym umiejętnościom i przestała czepiać 

się innych - rzuciła Megan i nagle poczuła przypływ adrenaliny. Czy ona naprawdę to 
powiedziała? 
-

Przepraszam bardzo, moje umiejętności są bez zarzutu -odpaliła Hailey.

-

Tak sądzisz? Jakoś tego nie zauważyłam na dzisiejszym treningu.

- Och - westchnęły koleżanki z drużyny.
Serce  Megan tłukło się  w piersi.  Prawie  nie  mogła  uwierzyć że tak  się  postawiła. 
Hailey już miała coś odpowiedzieć, ale nagle wszystkie dziewczyny spojrzały w jakiś 
punkt za plecami Megan. Obejrzała się przez ramię i zobaczyła  Evana,  który poda 
chodził do nich, obracając kluczyki na palcu.
-

Cześć,   Strzała.   Musimy   jechać   -   powiedział,   rzucając   Hailey  ledwie   przelotne 

spojrzenie.
Megan zarumieniła się pod wpływem chwilowego triumfu
- Dokąd? - spytała Hailey.
-

Mamy odebrać obiad dla rodziny - wyjaśnił Evan z irytacja — Mogę cię podrzucić, 

ale najpierw wstąpimy po jedzenie. 
Hailey była wyraźnie wściekła, ale udało jej się zapanować nad tonem głosu.
- Dzięki, nie trzeba - burknęła. - Aimee, jadę z tobą.
-

Och. Okay - powiedziała Aimee i wcisnęła zeszyt do plecaka. - Do zobaczenia  

wieczorem, Megan. - Szybko zerknęła na Evana i odmaszerowała razem z siostrą.
Evan patrzył za nimi ze stoickim spokojem. Megan współ] czuła mu z całego serca, 
chociaż nie wiedziała, co on czuje. Czy był rozczarowany, że Hailey okazywała się 
zazdrosną wariatką? Czy smucił się, że Hailey odeszła? Czy co?

- Chodźmy - powiedział wreszcie i uśmiechnął się z trudem. - Nie chcemy,  żeby  

chuchra nam zgłodniały.

Megan złożyła kartkę z adresem imprezy i wsunęła ją do tylnej kieszeni. Nie mogła 

się   doczekać,   aż   wróci   do   domu   i   dorwie   się   do   kompa.   Megan   Meade   wreszcie 
postawiła się ludziom. Tracy będzie dumna.

Zakręcona: Napyskowałaś Barbie??? Dzielna Megan!!! Strzelec5525: WIEM! JESTEM WIELKA! 
Zakręcona: jeszcze nie widziałam, żebyś była taka dumna z siebie.
Strzelec5525: Naprawdę? A dzisiaj wieczorem idę na imprezę! Zakręcona:!!! McGowanowie 
stworzyli potwora! Strzelec5525: No cóż, CHYBA idę... Zakręcona: TAK! IDZIESZ! Żądam tego 
jako konsultant twojego

intensywnego kursu! Strzelec5525: DOBRA. Dobra, pójdę. 

Zakręcona: I masz się ubrać na różowo! Strzelec5525: Nie przeginaj.

background image

Rozdział 8

Do kogo piszesz SMS-y? - spytał Evan.

- Do przyjaciółki z Teksasu - powiedziała Megan, wyłączyła telefon i schowała go 

do torby. -1 jak... Idziesz dziś na tę imprezę? - spytała, ośmielona zarówno starciem z  
Hailey, jak i wygłupami Tracy.
Zatrzymał się na światłach na skrzyżowaniu i westchnął.
- Taa, chyba tak. A ty?
-

Chyba też - powiedziała Megan, sięgając dłonią do warkocza. — Może być fajnie.  

Poznam trochę nowych ludzi.
Evan zerknął na nią i się uśmiechnął.
- Racja. Powinnaś pójść.
- Tak uważasz? - spytała.
- Absolutnie — odparł Evan. - Będzie świetnie.
Przejechał przez skrzyżowanie. Megan bawiła się nitką zwisającą z jej białego T-shirtu. 
Evan  wybierał się na imprezę.. Chciał, żeby ona też tam była. Wszystko układało się  
cudownie.;
-

No więc, o co poszło między tobą a Hailey tam, pod szkołą? — spytał Evan.

Dobre pytanie.

-

O nic. Miałyśmy po prostu trudny trening. - Zerknęła na niego kątem oka. — A 

między wami wszystko w porządku? Czemu? Mówiła coś? - odpowiedział pytaniem 
Evan, nagle zainteresowany.
-

Nie. Ja tylko... Chyba wyczułam takie fluidy - skłamała Megan.

-Wolałbym w tej chwili nie rozmawiać o Hailey - powiedział Evan. Wjechał na podjazd 
i wcisnął hamulec.
Samochód się zatrzymał, ale serce Megan nadal pracowało na najwyższych obrotach. W 
tym raju definitywnie są kłopoty.
-Trzeba powiedzieć komuś, żeby ściągnął Finna z szopy. -  Evan  sięgnął do tyłu po 
jedzenie.
-Ja pójdę! - Megan wyskoczyła z samochodu.
-

Super! Mną się nie przejmuj. Sam to wszystko zatargam! - zawołał za nią  Evan 

żartobliwie.

background image

Megan   go   zignorowała   i  pobiegła   za   dom.   Czuła   się   lekka.   Zaczynało   ją   ogarniać  
podniecenie na myśl o imprezie. Miała przyjaciółki, z którymi mogła się bawić, a Evan 
i Hailey się rozstawali. Wieczór mógł nieść ze sobą nieskończone możliwości.
Zapukała krótko do drzwi szopy i weszła do środka. Finn zaczął nowy obraz. Na dole 
płótna krzyżowała się para smukłych ramion. Powyżej widniał zarys szczupłej twarzy i 
delikatnej szyi. Nie sposób było nie rozpoznać modelki.
-

Hej - powiedział Finn, oglądając się przez ramię. - Co się dzieje?

-

Kayla Bird, hę? - zagadnęła Megan, ostrożnie siadając na stołku.

Finn przerwał malowanie.
- Skąd znasz Kaylę?
-

Nie znam, ale słyszałam o niej dzisiaj przy lunchu - odparła Megan. - Podoba ci się,  

prawda?
Finn   stanął  do   Megan   plecami  i  obiema dłońmi przeczesał   włosy.  Kiedy  znów   się  
odwrócił, na czole miał błękitną smugę farby, która zlepiła też kosmyk włosów.

-

Nie wiedziałem, że to taka powszechna tajemnica - powiedział.

-

Och, przestań. To się rzuca w oczy. - Megan uniosła wzrok do nieba. - Umówiłeś 

się z nią już?
- Niezupełnie.
- Go to znaczy? - spytała.
- To znaczy, że nie - odparł Finn z cierpkim uśmiechem.
-

No cóż, dziś wieczorem jest duża impreza. Idziesz? - spytała Megan, bawiąc się 

swoją nową bransoletką. - Bo moim zdaniem powinieneś tam zaprosić Kaylę.
Finn obserwował ją przez chwilę, potem zmrużył oczy.
- A tobie co znowu?
Megan się roześmiała.
-

Bo  co? —  spytała,  nagle  zawstydzona.  Potarła kark  i spojrzała na  niego   przez  

rzęsy.
-

Nie, poważnie. Jesteś cała nakręcona. - Finn podszedł do niej o krok. - Masz na coś  

alergię, czy jak?
-

Nie - powiedziała Megan. Ale wiedziała, o co mu chodził Nie zachowywała się jak 

zwykle. Mówiła Finnowi to, co naprawdę myślała. A nawet udzielała mu rad. Trochę 
tak, jak zawsze traktowała ją Trący. Dziwne.
-

Posłuchaj, jestem po prostu w dobrym humorze. - Megan] zsunęła się ze stołka. I 

chyba chciałabym... podzielić się tym z innymi. Idę dziś na imprezę razem z kilkoma 
dziewczynami z drużyny... Moim zdaniem też powinieneś się wybrać.
- I zaprosić Kaylę? - dodał Finn.
-

Czemu nie? Nigdy się nie dowiesz, dopóki nie spróbujesz prawda? — powiedziała 

Megan, ą oczy jej lśniły. Klepnęła Finna po ramieniu, zadziwiająco muskularnym.
Przez długą chwilę patrzył na miejsce, gdzie go dotknęła. ■
- Na pewno wszystko w porządku?
Megan wzruszyła ramionami i wsadziła ręce w kieszenie. S
-

Nigdy nie czułam się lepiej. - Ruszyła do drzwi i przystanęła. - Chodź. Mamy 

chińszczyznę.

background image

Przyjdę za sekundę. - Finn wyjął z kieszeni spodni komórkę, pomachał nią w stronę 
Megan i się uśmiechnął. - Muszę jeszcze zadzwonić.

Megan uśmiechnęła się szeroko i wyszła. Dzisiaj był pierwszy dzień całej reszty jej 
życia.

-

Tak,   tato.   Będę   na   siebie   uważać.   Nie   martw   się   -   powiedziała   Megan   do 

słuchawki,   oglądając   się   przez   ramię   na   kuchnię,   gdzie   cała   reszta   McGowanów 
nakładała obiad na talerze. Doug walczył z Millerem o pojemnik krewetek na ostro, a 
Ian walił o swój talerz pałeczkami jak w bęben.
-

Wiem,   Strzelec   -   odpowiedział   ojciec.   -   I   cieszę   się,   że   bawisz   się   dobrze   i 

znajdujesz przyjaciół. Wygląda na to, że twoje koleżanki są porządnymi dziewczynami.
- Pewnie - odparła Megan z uśmiechem.
- Czy któryś z chłopców Johna idzie z tobą? - spytał tata.
Megan patrzyła, jak Evan nakłada Calebowi kurczaka w sosie
słodko-kwaśnym, serce jej zadrżało.
- Taa. Evan tam będzie. I chyba Finn też.
- Dobrze. Na pewno się tobą zajmą.
-Tato...
-

Nie  żeby  trzeba się  było  tobą  opiekować  -  wycofał  się.  -  Wiesz,  jestem   tylko 

ojcem.
-

Wiem, wiem - odparła, patrząc w podłogę. - Słuchaj, będę kończyć. Siadamy do 

jedzenia.
 — Okay. Baw się dobrze.
-Jasne. Kocham cię - powiedziała Megan.
-Ja ciebie też - odparł ojciec.
Megan odłożyła telefon i usiadła do obiadu. Finn podał jej smażony ryż. Nałożyła 
sobie kopiastą łyżkę.  Przy końcu  stołu  Caleb,  mlaskając,  jadł kluski

  mai  fun,

  a  Ian 

przerwał bębnienie pałeczkami, żeby wreszcie spróbować za ich pomocą coś zjeść. 
Doug  opychał  się  z głową   pochyloną  nad  talerzem,  jakby  brał  udział  w  konkursie 
jedzenia   pierożków   na   czas.  Sean  rozparł   się   na   swoim   krześle,   na  oślep   kierując 
widelec pełen ryżu do ust, bo przy tym nic przerywał lektury jakiejś książki w miękkiej 
okładce.
-

Oranżady, Megan? - spytał John, przesuwając butelkę nad jej szklanką.

-Jasne - odparła z uśmiechem. Mogła tu wypijać do sześciu szklanek dziennie. Istny 
raj.
-

Co robicie dziś wieczorem? — spytała Regina i, poprawiającej spódnicę, usiadła 

koło męża.
-

Imprezka  - powiedział  Doug,  a trochę ryżu  wypadło  mu z ust,  kiedy  podniósł 

głowę.
- To miło. Serwetka, proszę - powiedziała Regina.
Doug przewrócił oczami, a Sean podał mu serwetkę z przeciwnego krańca stołu, ani na 
moment nie podnosząc oczu znad' książki.
- Gdzie ta impreza? - spytał John.

background image

- U Christiana - odparł Evan. - No wiesz, robi ją co roku. 
-

A, impreza u Christiana Todda - mruknęła Regina, nadziewając kawałek brokułu 

na widelec. - Czy w zeszłym roku nieskończyła się interwencją policji?
-

Taa, ale teraz będzie o wiele mniejsza - powiedział Evan. -I Zaprasza tylko ostatnie 

klasy.
- No to dlaczego Doug się wybiera? - zdziwiła się Regina,

 

Wszyscy spojrzeli przez stół na Douga, który przestał zmiatać
jedzenie.
- Mam chody.
Regina pokręciła głową i zerknęła na Megan.
- Ty też idziesz? - spytała.
-

Taa. Zostałam zaproszona przez kilka dziewczyn z drużyny - odparła Megan. - 

Mogłabyś mnie tam podrzucić? Dostałam adres, ale nie mam pojęcia, gdzie to jest.
—Jasne, zawiozę cię - zaoferowała się Regina.
-

Zaraz. Czy to naprawdę konieczne? - wtrącił John, odkład dając widelec. - Jeśli 

Doug i Evan się wybierają, to przecież jeden z nich może podwieźć Megan.
Doug  pozwolił sobie na sarkastyczny, piskliwy śmiech.  Evan  zaczął się wiercić na 
krześle.
- Powiedziałem coś zabawnego? - spiorunowali ich John. 
Doug podniósł oczy na Megan, potem na ojca.

-

Nie. Tylko że mnie wiezie G-Mart i już ma komplet w samochodzie - odparł. - 

Więc padaka, padaka - dodał i znów się roześmiał.
-Cokolwiek to znaczy... - mruknął ojciec. - Finn, ty się wybierasz?
-

Och,   owszem.   Aleja   mam...   tak   jakby   randkę   -   Finn   zerknął   na   Megan   z 

uśmiechem.
Megan ogarnęła fala ciepła. To dzięki niej tak się uśmiechał. No cóż, dzięki niej i Kayli 
Bird.
- Naprawdę? Z kim? - spytała Regina
- Koleś, wreszcie poderwałeś Kaylę? - spytał Evan.
- Taa. Najwyraźniej - odarł Finn i się zarumienił.
-

No i najwyższa pora, facet! - zawołał Evan radośnie. - Ale co się stało, że wreszcie 

nabrałeś jaj, żeby...
- Evan... - uci¹³ ojciec karc¹co, zerkaj¹c na Megan.
-

Przepraszam - powiedział Evan. - Jestem po prostu dumny z młodego. - Podniósł 

rękę, żeby przybić bratu piątkę, a Finn walnął w nią, uśmiechając się szeroko.
-

Okay, więc wygląda na to, Evan, że ty zawieziesz Megan na imprezę i z powrotem 

— oznajmił John, popijając oranżadę.
Evan przestał przeżuwać i spojrzał na Megan. Przewróciło jej się w żołądku.
- W sumie, tato, ja...
-

Masz samochód, więc ją zawieziesz - przerwał ojciec. - Czy to taki problem?

background image

Przy rozgadanym stole zrobiło się nagle ciszej, kiedy wszyscy czekali na odpowiedź 
Evana.  Nawet  Sean  przerwał czytanie,  chociaż  nadal  trzymał  nos  w  książce.  Evan 
wytarł dłonie o dżinsy i przełknął ślinę.
-

Nie, chyba nie - wycedził wreszcie, unikając patrzenia komukolwiek w oczy.

Jedzenie w ustach Megan zamieniło się w mało apetyczną masę. Czemu, Evan  nagle 
zaczął się zachowywać tak dziwnie? Przecież sam chciał, żeby pojechała na imprezę.

-

Dobrze. Aha, wszyscy pamiętają o nowej godzinie policyjnej? -John spojrzał po 

kolei na siedzących za stołem.
-

Tak - wymruczeli jednym głosem Doug, Finn, Evan i Megan.

-Świetnie   -   powiedział  John,  zabierając  się  do   jedzenia.   -  I,   Evan,  odpowiadasz  za 
Megan. Jeśli coś się stanie, masz ją stamtąd zabrać.
Ciekawe. Megan ukryła uśmiech. Teraz, decyzją rodziców Evan nie będzie mógł przez 
cały wieczór odstąpić od niej na krok. Niestety, kiedy zerknęła, żeby sprawdzić jego  
reakcję na tę wiadomość, Evan miał taką minę, jakby właśnie zjadł kawałek nieświeżej 
ryby.   Megan   zmusiła   się,   żeby   wziąć   oddech   chociaż   w   gardle   dusiła   ją   gula  
rozczarowania.
-

Nie ma sprawy - usłyszała własne słowa. - Nie potrzebuję, żeby ktokolwiek...

-

Megan, proszę. Przecież od tego ma się braci, prawda? powiedział John.

Spojrzała przez Finna na Evana. Wcisnął się w krzesło i gapił na własny talerz.
- Taa - wymamrotała. - Chyba tak.
Ale jeśli Evan miał tak się zachowywać przez cały wieczór, to nie była przekonana, czy 
w ogóle chce go mieć przy sobie, j

Tracy  zawsze twierdziła, że najbardziej Megan do twarzy w różowym, a Megan była  
stanowczo   antyróżową   dziewczyną.   Ale   i  tak   w   zeszłym   roku   dostała  od  Tracy  na 
urodziny różowy  T-shirt. Przyjaciółka przysięgała przy tym, że podkoszulek idea- lnie 
pasuje do ciemnozielonej płóciennej spódnicy do kostek, którą Megan miała w swojej 
garderobie.
„To w razie gdybyś kiedykolwiek miała ochotę pójść na całość!" - oznajmiła wtedy 
Tracy.

Kiedy Megan rozplotła warkocz i włosy rozsypały jej się po ramionach wspaniałymi 
falami, uznała, że już prawie idzie na całość, więc ostatecznie, czemu nie? To był nowy 
dom, nowe miasto, nowa grupa przyjaciół. Może czas na nowy wygląd?

A może powinnam jednak pokazać się w kucyku i w bluzie? Zerknęła na Evana, który 
parkował   samochód   za   kilkunastoma   innymi   przed   wielkim   kamiennym   domem 
Christiana Todda. Nie czuła się sobą, co jej jeszcze bardziej utrudniało radzenie sobie z 
nagłym chłodem  Evana.  Kiedy zeszła mu na spotkanie, słowem nie skomentował jej 
fryzury ani stroju. Odkąd wyjechali z domu, prawie się do niej nie odzywał - nawet na 
nią   nie   spojrzał.   Gdyby   mogła   potrzeć   obdarty   schowek   na   rękawiczki   i   wywołać 
stamtąd jakiegoś dżinna, jej jedynym życzeniem byłoby poznać myśli Evana.
Zgasił światła i na moment zapadła cisza. Potem kilka osób przeszło obok samochodu, 
gadając i się śmiejąc. Evan odpiął pas i zwrócił się w stronę Megan.

background image

-

Wiem, że to  głupio  zabrzmi, ale  moim zdaniem  nie powinniśmy  tam wchodzić 

razem - powiedział.
-Hm?
-

Okay, posłuchaj. — Evan odchrząknął. - Uh, no więc Hailey trochę mi dała popalić 

przez ostatnich kilka dni i to wszystko w pewnym sensie przez ciebie.
- Co? - Megan zamrugała gwałtownie.
Evan spojrzał na sufit kabiny i wziął głęboki oddech.
-

No więc tak: Hailey i ja chodzimy ze sobą ponad rok i można by pomyśleć, że to 

już   dość   długo,   żeby   ona,   no   wiesz,   nabrała   do   mnie   zaufania,   ale   odkąd   się   tu 
pojawiłaś, traktuje mnie jak wroga numer jeden.
-

Wydaje mi się, że to mnie nie cierpi - powiedziała Megan, odwracając wzrok.

-

W   każdym   razie   ona   zawsze   bywała   dosyć   zazdrosna.   Ale   twoja   obecność   w 

naszym domu... to dla niej za wiele - dokończył Evan z zakłopotaniem.
- No i...?
A czy to mój problem? Co, u diabła, mam niby zrobić?
-

No więc uważam, że będzie lepiej dla wszystkich, jeśli my nie... Jeśli unikniemy 

dzisiaj jakiejś sceny  - powiedział  Evan  z nadzieją  w głosie.  - Rozumiesz,  o co  mi 
chodzi?

-

Taa, jasne. - Megan usi³owa³a zdobyć się na wspó³czuj¹cy ton.

Zazgrzytała zębami i zacisnęła pięści. Czy on nie widział, jaki tej Hailey odbija? Jak 
mógł się temu tak po prostu poddawać?
I tyle z wieczoru nieskończonych możliwości. Czekał ją za to wieczór niezręcznego 
szwendania się solo.
-

Pewnie myślisz, że jestem totalnym palantem, co? - odezwał się  Evan  smutnym 

tonem.
Megan   musiała   zagryźć   wargę,   żeby   nie   zawołać   na   cały   głos:   „Tak!",   ale   jakoś  
wzruszyło ją to, że liczył się z jej zdaniem. 
Otworzyła drzwi samochodu.
- Wiesz co? To nie ma znaczenia - rzuciła. - Baw się dobrze.
Trzasnęła drzwiami i poszła w górę podjazdu tak szybko, jaki
tylko   pozwalała   wąska   spódnica.   Kilka   osób   wchodziło   właśnie     do   domu.   Przez 
otwarte drzwi z głębi dolatywały śmiechy okrzyki i muzyka. Megan zabiło serce. Nagle  
ogarnęła ją fala takiego zdenerwowania, że aż poczuła mdłości. Ale nie miała zamiaru 
pokazać tego Evanowi. Przełknęła z trudem, wyprostowała się, odrzuciła w tył falujące 
- jak nigdy - włosy i weszła do środka.

Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakrę

cona@rockin.com

Temat: Przewodnik po chłopcach

Megan przewodnik po chłopcach Zapis szósty

Uwaga nr 1: Chłopcy są humorzaści.
Jakby miewali zespół napięcia przed miesiączkowego.
Uwaga nr 2: Chłopcy są kapryśni.

background image

Kapryśni jak Tracy Dale-Franklin w sklepie.
Uwaga nr 3: Chłopców trudno rozszyfrować.
Jakbyśmy jeszcze tego nie wiedziały.

Rozdział 9

O

 mój Boże! Tessa! Przyszłaś!

Megan   weszła   do  holu  i   natychmiast   jakaś  dziewczyna   rzuciła   jej   się   w 

ramiona, obejmując ją zdecydowanie zbyt mocno. Od panny jechało piżmowymi  
perfumami, a jeden z jej sztywnych, jasnych loków wpadł Megan prosto w usta. 
Smak miał kwaśny.

-

Wiedziałam, że przyjdziesz! - krzyknęła dziewczyna prosto do ucha Megan. 

Połowa piwa z jej plastikowego kubka wylała się na podłogę za plecami Megan. - 
A więc mi wybaczyłaś, tak? Bo przysięgam, że nie chciałam go pocałować. Ja 
tylko, no wiesz... Jakoś tak.
Megan językiem wypchnęła z ust włosy dziewczyny. Kilku facetów schodzących 
po schodach z piętra zauważyło to i parsknęło śmiechem.

-

Uh...   Nie   jestem   Tessa   -   powiedziała   Megan,   z   zażenowaniem   poklepując 

dziewczynę po plecach.
Jasnowłosa odsunęła się, przyjrzała się Megan i skrzywiła.

-

No to kto ty, do diabła, jesteś?

-

Uh... Przepraszam - mruknęła Megan.

Prześliznęła się bokiem przez hol i weszła  do pokoju po prawej  stronie, gdzie 
impreza   rozkręciła   się   na   dobre.   Otoczyły   ją   nieznane   osoby,   roześmiane, 
śpiewające, pokrzykujące do siebie przez pokój. Jakaś grupka facetów zmierzyła 
Megan  wzrokiem!  od stóp do głów i naradziła  się między sobą. Najwyraźniej 
zyskała niezły wynik,  bo jeden z nich uniósł brodę i wykonał taka ruch, jakby 
chciał podejść i zagadać. Megan spanikowała i uciekła przez najbliższe drzwi.

W pokoju obok trwały jednocześnie cztery rozgrywki  Jengi  na stole do bilarda 
pokrytym   purpurowym   filcem.   Przynajmniej   ze   dwadzieścia   osób   tłoczyło   się 
wkoło, obserwując grę. Megan przystanęła, kiedy swój ruch wykonał jakiś chudy, 
spocony   facecik.   Wieża   przez   długą   chwilę   chwiała   się,   a   potem   przewróciła, 
rozsypując  dokoła   klocki.  Tłum  krzyczał,   jęczał  i  wskazywał   palcami.  Chłopak 
pokiwał głową, machnął ręką, wziął piwa od swojego kumpla i wypił je trzema 
haustami.

-

Megan! Hej! - Z tłumu wyłonił się Finn. Kędzierzawe włosy miał potargane i 

ubrany   był   w   koszulkę   baseballową   w   kolorze   czerwonego   wina   z   szarymi 
rękawami. Przystanął i przyjrzał się Megan, jakby ją widział po raz pierwszy.  -  
Twoje włosa wyglądają... O rany. Kręcą się.
Megan roześmiała się i poczuła, że się rumieni.
; - Tak, rzeczywiście - powiedziała.

background image

-

Ładnie - stwierdził, kiwając głową z uznaniem.

-

Dzięki.

Finn pociągnął łyk ze swojego kubka.

-

No i gdzie Evan?  Rozejrzał się wkoło.

-

Nie mam pojęcia - odparła Megan. - A gdzie Kayla?

-Och, poszła do łazienki! - wrzasnął Finn, żeby przekrzyczeć tłum kibiców Jengi. - 
Szczerze mówiąc, chyba nie bawi się zbyt dobrze.

-

Co? Czemu? - spytała Megan.

-

Mam wrażenie, że w ogóle nie przepada za imprezami odparł Finn.

-

Przykro mi. Nie wiedziałam. A ja o mało nie wykręciłam ci   ręki, żebyś w  

końcu ją tu zaprosił!
Finn się roześmiał.

-

Nie,   nie   ma   sprawy.   Przynajmniej   wreszcie   to   zrobiłem.   Nie   wiem,   czy 

zauważyłaś, ale nie czuję się swobodnie przy dziewczynach.
Megan się uśmiechnęła.

-

Ale nieważne, chyba urwiemy się stąd wcześniej i pójdziemy gdzieś, gdzie da 

się pogadać. - Finn spojrzał do tyłu, kiedy przy stole bilardowym wybuchła kolejna 
wrzawa.
Nagle w myślach Megan pojawił się obraz Finna zabierającego Kaylę do szopy 
przy domu i pokazującego jej te wszystkie niedokończone malowidła. Ich dwoje, 
sami,   ciemną   nocą.   Kiedy   Megan   skierowała   wzrok   na   profil   Finna,   poczuła 
ukłucie w piersi, ale nie zwróciła na to uwagi.

-

Megan! Tu jesteś! - Ria i Aimee wybiegła z tłumu.

-

Chodź! Wszystkie tańczymy tam z tyłu! - Aimee chwyciła ją za ramię. - O mój 

Boże! Wiedziałam, że twoje włosy będą wyglądały fantastycznie!
Megan się roześmiała.

-

No cóż, chyba pójdę potańczyć - zwróciła się do Finna. - Powodzenia z Kaylą!

Megan   poszła   za   dziewczynami   na   zabudowaną   werandę.   Wiklinowe   meble 
zepchnięto   pod   ściany.   Głośna   hiphopowa   muzyka   dudniła   z   głośników,   a   na 
środku pomieszczenia dziesiątki spoconych tancerzy prezentowały swoje niezbyt 
imponujące układy choreograficzne. Aimee i Ria skoczyły w tłum, gdzie tańczyły 
już Pearl i Jenna. Jenna rozpuściła włosy i Megan po raz pierwszy zobaczyła ją bez 
okularów. Jenna zaplotła ręce na szyi  wysokiego,  smukłego chłopaka z rudymi 
bokobrodami. Trzymał dłonie na jej pośladkach.

-

Kto to? - spytała Megan.

-

Chłopak Jenny, Bobby - wyjaśniła Ria. - Za jakąś godzinę będą się obściskiwać 

w lasku.

-

Słucham? - spytała Megan.

-

Tak jest co roku - dodała Aimee. - Zanim wieczór się skończy,  za domem 

będzie istna orgia.

-O rany. To... ciekawe. - Megan zerknęła przez siatkę na tylne podwórze. 

Była zniesmaczona, ale i zaintrygowana. Usiłowała sobie wyobrazić, ile tam 
jest teraz osób. Z ciężkim sercem zastanawiała się, czy  Evan  i Hailey są już 
wśród nich.

background image

Przecież to już nie ma znaczenia. On jest totalnie pozbawiony jaj. Wyrzucił 

cię z samochodu. Ale nawet kiedy to myślała, wiedziała, że gdyby teraz ją 
objął, przetańczyłaby z nim resztę nocy.

Zaczęła się piosenka Ushera. Aimec wydała tak głośny okrzyk radości, że 

Megan nie zdołała powstrzymać szerokiego uśmiechu.

Dość tego. W końcu to była pierwsza impreza w nowym mieście, z nowymi 

przyjaciółkami. W ogóle jej pierwsza większa prawdziwa impreza. I chociaż 
raz w życiu miała ochotę się wy- luzować. I przestać się zamartwiać, że Evan 
tylko się nią bawił. Nie zamierzała zmarnować nawet jednej sekundy więcej na 
myślenie o nim.

Ria, Aimee i Pearl krzyknęły z radości, kiedy Megan wyrzuciła ręce w górę i 

zaczęła  tańczyć.  Zamknęła oczy i wyobraziła sobie, że znów jest w swoim 
pokoju w Teksasie i tańczy z  Tracy  do muzyki z radia. Kołysała biodrami, 
wymachiwała   włosami  i   pozwoliła   ciału,   żeby  poruszało   się   instynktownie. 
Kiedy  znów   otworzyła   oczy,   pochwyciła  spojrzenie  Pearl.  Uśmiechnęły  się 
obie. Było naprawdę dobrze.

Nie potrzebowała  Evana.  W ogóle żadnego faceta. Sama zaszła tak daleko, 

prawda? Oni tylko ogłupiają. Komu to potrzebne?

Bobby  szepnął   coś   do   ucha   Jenny,   a   ona   uśmiechnęła   się   do   niego 

zachęcająco. Delikatnie wziął ją za rękę i sprowadził z parkietu. Jenna potknęła 
się,   ale   złapała   równowagę   i   roześmiała   się   głośno.   Megan   patrzyła,   jak 
wychodzą przez siatkowe drzwi i idą przez trawnik za domem.

- No i masz! - Ria machnęła dłonią.
Megan stłumiła poczucie tęsknoty.

-

Nie rozumiem. Myślałam, że ona jest... No, nie wiem...

-

Spiętym kujonem? - podsunęła Aimee. - Taa, i właśnie w taki sposób się 

wyluzowuje.

Megan już miała z powrotem spojrzeć na parkiet do tańca, kiedy zauważyła 

przy   drzwiach   znajomą   blondynkę,   Hailey.   Miała   na   sobie   czarny   top   bez 
ramiączek  i   dżinsową   spódnicę,  tak   krótką,  że   mogłaby   służyć  jako   pasek. 
Otaczało   ją   czterech   facetów   z   piwami.   Hailey   pociągnęła   długi   łyk   z 
plastikowego kubka, potem odstawiła naczynie na skraj parapetu i zarzuciła 
ramiona   na   szyję   jednemu   z   chłopaków.   Kubek   przewrócił   się   i   spadł   na 
podłogę, ochlapując im buty piwem. Hailey wybuchnęla śmiechem i aż zawisła 
na partnerze. Była totalnie pijana.

W   tej   samej   chwili   wszedł  Evan.  Serce   Megan   mocno   drgnęło,   kiedy 

zauważyła wyraz jego twarzy. Evan nachylił się do Hailey i coś jej szeptał do 

background image

ucha, ale ona odwracała od niego wzrok. Wreszcie w oczach Hailey zabłysła 
jakaś iskierka. Dziewczyna spojrzała na Evana i wykrzyczała mu coś prosto w 
twarz. Potem pędem wypadła przez drzwi na podwórze za domem, livan oparł 
dłonie na biodrach i wziął kilka głębokich oddechów. Powoli pokręcił głową i 
zawrócił do pokoju bilardowe-

Megan z trudem łapała oddech.

-

Hej! Co się dzieje? - spytała Aimee.

-

Nic! - odkrzyknęła Megan.

Coś ją ścisnęło za serce. Co się stało? Czy Evanowi nic nie jest? Czy teraz 

stąd wyjdzie? Megan poczuła niemal fizyczną potrzebę, żeby pójść za nim. Ale 
nie, wyraźnie dał do zrozumienia, że nie chce jej w pobliżu dzisiaj wieczorem. 
To w ogóle nie jej sprawa. Znów skupiła uwagę na swoich przyjaciółkach i 
zaczęła tańczyć.

Megan   przystanęła   u   szczytu   schodów   i   spojrzała   na   długi   korytarz   pełen 
zamkniętych drzwi. Kręciło się tam kilka osób, niektóre gadały, jakieś pary się 
obściskiwały. Facet w czapeczce

 

baseballowej założonej tył na przód podszedł do 

Megan od tyłu® i objął ją niespodziewanie.

-

Hej, hej, piękna pani! Zgubiłaś się?

Megan odsunęła się i zaplotła ramiona na piersi.

-

Szukam łazienki.

-

No cóż, rozmawiasz z właściwą osobą - oznajmił. - Jestem Christian Todd. To 

moja impreza.

-

Och, cześć! - powiedziała Megan. - A więc. . . gdzie łazienki

-A ty jesteś...?

-

Megan Meade - odparła, cofając się o kolejny krok, kiedy Christian zaczął się 

chwiać na nogach.

-

Nie   żartuj!   To   ty   mieszkasz   u   McGowanów!   Super!   -   Ob-   rzucił   ją 

spojrzeniem od stóp do głów. - Niezła z Ciebie laska
Megan się zarumieniła.

-

Hm... Dzięki. A gdzie łazienka?

-

No dobra, bo nie wytrzymasz. No to chyba naprawdę musisz - powiedział  

Christian. - Tam. - Wskazał niepewnie pierwsze drzwi po lewej.
Megan  odeszła,   jak najszybciej  się   dało.   Otworzyła  drzwi   i  za- marła.  Nie   te 
drzwi. Ciekawy zbieg okoliczności.
Na środku pokoju stało wielkie podwójne łóżko, a na nim leżał Evan McGowan. 
Nogi   trzymał   na   podłodze,   a   dłonie   zwinięte   w   pięści   tuż   przy   skroniach. 
Wpatrywał się w sufit, ale

 I 

usiadł prosto, kiedy drzwi się otworzyły.

-

Cześć - powiedział.

-

Cześć - mruknęła. - Przepraszam, już sobie idę.

background image

-

Czekaj - zawołał Evan, zanim zdążyła zamknąć drzwi. Wejdź.

Serce   Megan   biło   tak   mocno,   jakby   usiłowało   wyrwać   się   z   piersi.   Kiedy 
zamknęła drzwi, pokój pogrążył się niemal w całkowitym mroku. Jedyne światło 
dochodziło od strony latarni oświetlających patio za domem.

-

Długo już tu jesteś? — spytała Megan, nadal stojąc przy drzwiach. Z pół godziny 

- odparł Evan.
-Ja... hm... widziałam ciebie i Hailey - wymamrotała. - Wszystko w porządku?
Evan westchnął głośno.

-

Nie bardzo. Ona usiłuje się na mnie odgrywać. Tam na dole flirtowała z tym 

palantem Mikiem Bagleyem i jego durnowatymi kumplami. A ja przecież nic nie 
zrobiłem.

-

No cóż, była trochę pijana - powiedziała Megan.

Evan zaśmiał się ironicznie.

-

Przestań. Ona robi to specjalnie. I to jest przykre. Kiedy ja flirtuję... jeśli w  

ogóle flirtuję... to nie z premedytacją. Po prostu taki już mam charakter. Jestem 
miłym facetem i dziewczyny mnie lubią. Ale nigdy nie oszukiwałem Hailey. Ani 
razu. A to się chyba liczy.
Znów opadł na łóżko, zakładając skrzyżowane ramiona na czoło. Wydawał się taki 
bezradny. Tak bardzo - cholera - seksowny.
Megan z wahaniem podeszła kilka kroków i usiadła na krawędzi łóżka. Spojrzał na 
nią spod założonych rąk i znów westchnął.

-

Nie powinienem być tu z tobą. Z wielu różnych powodów - odezwał się po  

chwili.
Megan   zagryzła   wargę.   Obróciła   się   twarzą  do   Evana  i   podciągnęła   nogi   pod 
siebie,  choć  nie  było  to łatwe  w wąskiej  spódnicy.  Chłopak spojrzał  na  nią  z 
zaciekawieniem, jakby dopiero zauważył, że ona tam jest.

-

Powiem ci, co myślę. - Megan zerkała na niego w dół. - [ Chcesz wiedzieć?

1

  Proszę, odpowiedz,  że chcesz, bo później już chyba  nie zdobędę się na taką 

otwartość.
Evan usiadł po turecku. Jedno z jego kolan dotknęło kolana Megan.

-

Wal - powiedział.

Moim zdaniem jesteś naprawdę fajnym facetem i świetnym chłopakiem - zaczęła 
Megan. - Może Hailey trochę ci nie ufa,  ale ty zawsze myślisz ojej uczuciach. 
Nawet dzisiaj wieczornej wolałeś się ze mną tu nie pokazywać, bo nie chciałeś, 
żeby   Hailey  zrobiło   się   przykro.   Naprawdę   się   nią   przejmujesz.   A   ona   tobą. 
Wszystko się może jeszcze ułożyć.

Evan  wpatrzył  się w jej oczy. Megan czuła pulsowanie krwi w uszach i gorąco 
spływające   po   całym   ciele.   Twarz   miała   zale-1   dwie   d   kilka   centymetrów   od 
twarzy  Evana  McGowana.   Niej   mogła   oddychać.   Czy   ona   to   sobie   tylko 
wyobrażała? Czy oni się zaczynał pochylać w jej stronę? Czy to możliwe, że za 
chwilę przeżyje swój pierwszy...

-

No, tylko tego jeszcze brakowało!

background image

Otwierające się drzwi z hukiem walnęły o ścianę. Megan az podskoczyła. Hailey 
stała w progu, rozstawiając nogi dla utrzymania równowagi, a top bez rękawów 
zjechał jej niebezpiecznie nisko.
Evan przeniósł wzrok z Megan na Hailey, oczy miał szeroko otwarte.

-

Hailey, wiem, co sobie myślisz...

-

Przychodzę tu, żeby z tobą porozmawiać, a ty siedzisz z nią $50 ciemku? - 

krzyknęła Hailey. - Z nią?

-

My tylko,.. - Megan poczuła piekący wstyd.

-

Daj spokój - przerwał jej Evan.

-

Super. No naprawdę, super. Jesteście oboje nie do przebici! - parsknęła Hailey, 

podciągając top tak gwałtownie, że o mało| się nie przewróciła. - Baw się dobrze z 
tą swoją Strzałką.

-

Hailey, zaczekaj!

Evan zeskoczył z łóżka i wybiegł na korytarz. Megan popędziła za nimi, mijając 
rządek gapiów. Hailey rzuciła się po schodach i znikła w salonie w tłumie. Akurat  
wtedy spora grupa zaczęła wchodzić na górę, blokując drogę  Evanowi  i Megan. 
Evan  przepchnął   się   przez   towarzystwo,   ale   było   już   za   późno.   Hailey  znikła. 
Kiedy Megan go dogoniła, stał w holu i próbował złapać oddech.

Evan...

-

Dość tego. Mam już tego wszystkiego dosyć - wysapał. - Wynoszę się stąd.

-

Evan! Zaczekaj! - krzyknê³a Megan.

Ale on wybiegi z domu, nie oglądając się za siebie.

-1 nic? - spytała Aimee, biorąc na kolana obrzeżoną koronkami poduszkę, żeby 

Megan mogła usiąść obok na kanapie.

-

Nic - powiedziała Megan i westchnęła, opadając na aksamitne obicie. Spojrzała 

na dużą, jasnobłękitną rybę w akwarium, która przepłynęła tuż obok jej twarzy, 
wypuszczając   bąbelki   powietrza.   -   Nigdzie   nie   mogę   znaleźć   Finna.   -   Megan 
zmarszczyła brwi i spojrzała na przyjaciółkę. - Nie jesteś wściekła, mam nadzieję?

-

No co ty?! - Aimee położyła policzek na oparciu kanapy.  - Przecież nic nie 

zrobiłaś,   prawda?   To   nie   twoja   wina,   że   Hailey   dostała   szału.   A   poza   tym   ta 
dziewczyna przez całe życie mnie torturowała. Nie zaszkodzi, jak chociaż raz jej  
zrobi się trochę przykro.

-

Dzięki - mruknęła Megan. Mogła sobie poradzić z tym, że znalazła się na ustach  

wszystkich   imprezowiczów,   ale   naprawdę   nie   chciała   stracić   swoich   nowych 
przyjaciółek.

Plotki o tym, co zaszło na piętrze, rozlały się niczym plama ropy i w jednej chwili 

Megan   z   nikomu   nieznanej   dziewczyny   zyskała   status   „dziewczyny,   o   której 
wszyscy mówią". Wszędzie szukała Finna. Może on podrzuciłby ją do domu. Ale 
najwyraźniej razem z Kaylą  znikli  gdzieś,  żeby spokojnie  porozmawiać.  Megan 
chciała już tylko wyjść z imprezy. Nie mogła jednak zadzwonić do McGowanów, 
bo  Evan  wpadłby   w   poważne   tarapaty,   że   zostawił   ją   samej   sobie.   Aimee   już 
wypiła, a Pearl i Ria pojechały z jakimiś facetami po jedzenie. Megan była zdana na 
własne siły.

-

O mój Boże. Dziewczyny!

background image

Jenna zygzakiem weszła do pokoju i padła na kolana przed kanapą. Włosy miała 

totalnie rozczochrane, a sweter krzywo

zapięty. Bobby wsunął się za nią i oparł o ścianę, z półprzytomnymi zamkniętymi 
oczami, bardzo z siebie zadowolony. - Jenna? Co się stało? - zapytała Aimee.

-

Okay, słuchajcie, nie uwierzycie, kogo przed chwilą widziałam rozbierającego 

się do naga w lasku! - powiedziała Jenna. - Zaraz. Zaraz. Muszę najpierw wstać.
Podparła się dłońmi i przewróciła  w tył  na kilku facetów, którzy wchodzili do 
środka. Megan pochyliła się, żeby ją podtrzymać, ale jeden z chłopaków postawił 
Jennę na nogi i potem ruszył w swoją stronę.

-

Kogo? — spytała Aimee.

-

Twoją siostrę. - Jenna wskazała na nią palcem. - I brata jej \ chłopaka!

Megan poczuła nagłe ukłucie paniki i usiadła prosto.

-

Co? - rzuciła ostro Aimee, bardziej trzeźwa niż przez cały] wieczór.

-

Którego? - spytała równie ostro Megan.

-

Tego „gangsta". - Jenna zaniosła się nieopanowanym śmiechem i narysowała 

w powietrzu znak cudzysłowu. - Uwierzyłybyście?

-

Doug? — Megan zaschło w gardle. - Hailey jest tam teraz i uprawia seks z 

Dougiem?,

-

Skandal! — oświadczyła Jenna, wymachując rękami.

Megan z otwartymi ustami gapiła się na Aimee, zaszokować
na. Jak Doug mógł to zrobić Evanowi? Jak Hailey mogła to zrobić Evanowi?

-

Ale się pochrzaniło - wymamrotała Aimee.

-

O  rany!  -  Jenna  chwyciła  się   za  żołądek.   - Ohoho.  -  Nagle  obróciła  się   i 

natychmiast   zwymiotowała   do   wypieszczonego   akwarium   Christiana   Todda.   - 
Och! Ohyda!
-Jenna! W porządku? - Aimee poderwała się na nogi.

-

O mój  Boże  - sapnęła  Jenna,  zakrywając   dłońmi   usta.  - Jak mi  wstyd...   - 

Zawróciła   na   pięcie   i   mijając   swojego   chłopaka,   potykając   się,   pobiegła   do 
łazienki.

-

Nie jest dobrze. - Megan odwróciła się od zmętniałej wody w akwarium. Od 

rewelacji Jenny i jej wymiotów Megan też zaczęło mdlić.

-

Fakt - przyznała Aimee, patrząc śladem Jenny. - Miała mnie odwieźć do domu.

-

Myślę  o Dougu i Hailey - uściśliła Megan.  Położyła  ręce na brzuchu i się 

skrzywiła. - Jak oni mogli zrobić coś takiego?

-

O Boże. Nie mów mi,: że też ci jest niedobrze. - Aimee opadła na kanapę.

Megan odrzuciła głowę do tyłu i zaczęła głęboko oddychać.

-

Nie. Chyba nie puszczę pawia - powiedziała. - Ale nie mogę tego strawić, że  

Doug rozbiera Hailey.
Aimee zbladła.

-

Świetnie. Teraz mnie się zbiera na rzyganie.

-

Nawet się nie dziwisz? - spytała Megan.

-Wierz   mi,   pomieszkasz   z   moją   siostrą   szesnaście   lat   i   przestanie   cię   dziwić 
cokolwiek - powiedziała Aimee.

background image

Bobby przeszedł przez pokój i zatrzymał się przed nimi, z rękoma w kieszeniach.

-

Eee, czy któraś z was jest na tyle trzeźwa, żeby prowadzić? - spytał. - Bo Jenna 

już chyba nie.
Megan westchnęła i zerknęła na zegarek. Zwiesiła głowę z rezygnacją. Była prawie 
za   kwadrans   dwunasta.   Pierwsza   próba   przestrzegania   godziny  policyjnej   i   już 
wpadka. Ten wieczór zdecydowanie należało zakończyć.

-

Mogę prowadzić. - Wstała i wyciągnęła rękę, żeby pomóc Aimee. - Wynośmy 

się stąd do diabła.

-

To ten, na pewno. - Jenna wskazywała niewielki domek, dokładnie taki sam, 

jak cała reszta domków przy ulicy.
Megan   zatrzymała   małego   focusa,   zaciągnęła   ręczny  hamulec   i   wzięła   głęboki 
wdech. Właśnie wybiła północ.
-Jesteś pewna? - spytała.

-Jasne. To przecież mój dom - odparła Jenna. Potem zmrużyła  oczy i spojrzała 
uważniej. - Ale one wszystkie wyglądają tak samo, nie?

-

To   numer   dwadzieścia   dwa   -   powiedziała   Megan,   patrząc   na   skrzynkę 

pocztową.

-

Tak! - Jenna triumfalnie uniosła ramiona. - To tu!

Megan przewróciła oczami i wysiadła z samochodu. Jenna
obeszła forda i stanęła od strony kierowcy.

-

Wielkie  dzięki, Megan. - Jenna padła przyjaciółce w ramiona. Nadal trochę 

pachniała wymiocinami. - Przysięgam, już] nigdy w życiu nie będę piła.

-

Nie ma sprawy. - Megan wstrzymała oddech i lekko odsunęła od siebie Jennę. - 

Idź już do domu. Ja sobie poradzę.

-

Okay. Dzięki raz jeszcze. Pogadamy później - zawołała Jenna.

Megan   patrzyła,   jak   przyjaciółka   podchodzi   niepewnym   krokiem   do   drzwi,   i 
zaczekała, aż Jenna wejdzie do środka. Po temu wzięła głęboki oddech i usiadła na 
tylnym  zderzaku forda, wyciągając z torebki komórkę. We czwartek wieczorem 
Finn   pomógł   jej   wprowadzić   wszystkie   numery   McGowanów,   na   wszelki 
wypadek. Kto by przypuszczał, że przydadzą się aż tak szybko?
Przejrzała spis kontaktów, szukając imienia  Evana.  W końcu znalazła i nacisnęła 
klawisz   połączenia.   Jadąc   przez   miasto   i   rozwożąc   do   domów   Aimee,   potem 
Bobby'ego, potem Jennę, już; trzy razy usiłowała się dodzwonić  do Evana, ale za 
każdym razem łączyła się tylko z pocztą głosową. A teraz znów.

-

Cześć, tu Evan. Zostaw wiadomość, może oddzwonię.  Chichot. Sygnał.

Megan jęknęła i się rozłączyła. Gdyby tak jej nie było żal Evana i gdyby aż tak 
bardzo nie chciała go pocałować, chyba by go w tej chwili udusiła.
Westchnęła i poszukała  innego numeru telefonu. Finn pewnie  już był  w domu, 
przestrzegając godziny powrotu jak grzeczny chłopiec, w myślach przetrawiając 
swoją randkę z Kaylą. Megan miała tylko nadzieję, że rodzice nie będą stali mu 
nad głową, zadając pytania.

Finn odebrał po pierwszym dzwonku.

background image

-

Megan?

-Cześć,  mam  pewien   problem...   - Zmrużonymi   oczami   patrzyła  na   tabliczkę   z 
nazwą ulicy. - Utknęłam na Stony Brôok Road. Odwiozłam kilka osób, a teraz nie 
wiem, jak się dostać do domu.

-

A co z Evanem? - spytał Finn.

-

Wolę nie myśleć. - Megan w tle usłyszała dziewczęcy głos. - To Kayla? Nadal 

jesteście na randce?

-

Taa, w pewnym sensie - mruknął Finn.

-

O Boże, bardzo mi przykro.

-

Przestań. Nie przejmuj się. Zaraz tam będę.

-

Nie chcę ci psuć wieczoru.

-

Dziesięć minut - powiedział Finn. - Nie ruszaj się stamtąd.

Był na miejscu osiem minut później.
Megan opadła na siedzenie pasażera volvo pani McGowan i oparła kolana o deskę 
rozdzielczą.

-

Trudny wieczór?

-

Nawet nie masz pojęcia.

-

No cóż, jeszcze się nie skończył. - Finn zerknął na zegarek.

-

Myślisz, że na nas czekają? - spytała Megan.

-

Pewnie   notują   godziny   powrotu   na   Palm   Pilocie   taty   -   powiedział   Finn, 

wrzucając bieg.
Megan westchnęła i wyjrzała przez okno. Zastanawiała się, czy Doug wrócił już 
do domu. Na samą myśl, że ma go zobaczyć, robiło jej się niedobrze.

-

No  i  jak  ci  się   podobała   pierwsza  impreza  w  Baker?  -  spytał  Finn,  kiedy 

zbliżali się do domu McGowanów. Samochód Evana stał już na podjeździe.

-

Była   zdecydowanie   interesująca   -   odparła   Megan.   -   A   jak   tobie   udała   się 

randka?
Światło na werandzie zapaliło się w tej samej chwili, kiedy Finn sięgał do zamka 
pasa. Megan poczuła mdłości.

-

Może   zachowajmy   tę   historię   na   inną   okazję   -   zaproponował   Finn,   kiedy 

twarz ojca ukazała się w oknie.

-

Taa - powiedziała Megan, szykując się na nieuniknione. —j Chyba tak będzie 

lepiej.

Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakrę

cona@rockin.com

Temat: Przewodnik po chłopakach

Megan przewodnik po chłopcach Zapis siódmy

Uwaga nr 1: Chłopców łatwo zranić.
Nawet  tych, którzy  wydają  się  totalnie  szczęśliwi i pewni siebie,  jakby  to oni 
rządzili tą planetą.
Uwaga nr 2: Kiedy penis rządzi, PENIS RZĄDZI.

background image

Doug przespał się z Hailey. PRZESPAŁ  się  z HAILEY. Nawet nie będę zaczynała 
wyliczać różnych istotnych powodów, dlaczego miałby tego nie zrobić.
Uwaga nr 3: Na chłopców można liczyć.
Finn wybawił mnie z opresji, kiedy nie wiedziałam, jak wrócić do domu. Żeby to 
zrobić, skrócił nawet swoją randkę z Kaylą. Oczywiście, kiedy spojrzysz na Uwagę 
nr 2, zobaczysz, że NIE ZAWSZE można na nich liczyć. Więc tu zrobię pewien do-
pisek.   Na   chłopakach   można   polegać,   dopóki   nie   zaczną   myśleć   penisem. 
Oczywiście,   Finn   miał   akurat   randkę,   więc   pewnie   też   był   w   fazie   myślenia 
penisem.   Teraz   sama   się   już   w   tym   gubię.   Hej,   czy   zauważyłaś   kiedyś,   jak 
śmiesznie   brzmi   słowo   „penis"?   Zwłaszcza   kiedy   je   szybko   powtarzasz   raz   za 
razem...;

Rozdział 10

  sobotę rano Megan siedziała u szczytu zabałaganionego stołu przy śniadaniu, 
sama  i  podenerwowana.  Dokoła  piętrzyły   się  brudne  miseczki  po   płatkach   i 

szklanki z niedopitym sokiem pomarańczowym. Dokończyła pierwszą porcję płatków i 
nałożyła sobie drugą, żeby zabrać na górę do pokoju. Dzisiaj wolała schodzić wszystkim 
z oczu.

W

- Dzień dobry, Megan — powiedziała rześkim tonem Regina, wchodząc do kuchni. -  

Wybierasz się gdzieś?

Megan zastygła w trakcie wstawania z krzesła.
- Zamierzałam wziąć jedzenie do pokoju.
Regina podniosła dzbanek z kawą i przystanęła.
- Aha. Mam nadzieję, że nie unikasz mnie ze względu na to, co zaszło w nocy.

Megan spłonęła rumieńcem na wspomnienie wczorajszej sceny. Ona i Finn siedzieli przy 
tym samym stole. John i Regina spojrzeli na nich z dezaprobatą. I powiedzieli: „macie  
szlaban".   Słowa,   których   jeszcze   nigdy   nie   skierowano   do   Megan.   McGowanowie 
uwzględnili fakt, że Megan spóźniła się, Bo musiała służyć jako awaryjny kierowca, ale 
postanowili, że nie mogą robić wyjątku od reguły. Tak więc Megan i Finn mieli na ten 
tydzień zakaz oglądania telewizji, grania w gry wideo i spotykania się z przyjaciółmi. Na 
szczęście   Megan   nie   lubiła   telewizji   ani   gier   wideo,   a   w   najbliższej   przyszłości 

background image

zamierzała wyrzec się spotkań towarzyskich. Ale i tak bolało ją to, że została ukarana. 
Została ukarana. Ona. Nie sądziła nigdy, że może do tego dojść.

-

Nie unikam cię — powiedziała w końcu Megan. Unikam ; wszystkich innych. - Po 

prostu mam trochę lekcji do odrobienia 
-

Okay, ale najpierw chciałabym z tobą chwilę porozmawiać - Regina podeszła do 

stołu z kubkiem parującej kawy.
Megan zerknęła na drzwi, w stronę wolności. Była już tak blisko
- O czym? - spytała.
Regina przyjrzała jej się, mrużąc oczy w zamyśleniu.
-Wiesz,   wczoraj   wieczorem   wyglądałaś   naprawdę   ładnie   Powinnaś   częściej   nosić 
różowe rzeczy.
- Hm... Dzięki - mruknęła Megan.
-

No cóż, może będziemy spędzać więcej czasu razem? - Regina się uśmiechnęła. — 

Tylko my dwie.
- Och, dobra - wymamrotała Megan.
- W przyszłą sobotę? - podsunęła Regina.
Megan zamrugała.
-

Umówiłam  nas  na  całodniowe  spa.  -   Regina  pociągnęła  łyk  kawy.  -   Na różne 

zabiegi:   oczyszczanie   twarzy,   masaż,   manikiur   i   pedikiur.   Byłam   tam   raz   kiedyś. 
Niesamowicie odprężające.
Mięśnie Megan natychmiast poskręcały się w węzełki. Ma-sęczki, masaże i manikiur?  
Zanosiło się na cały dzień siedzenia bez ruchu. I poddawania się dotykom obcych ludzi. 
Sam pomysł wywoływał u Megan potężny stres.
Poza   tym   w   następną   sobotę   drużyna   miała   całodniowy   trening   -   ostatni   przed 
pierwszym meczem. Będą wtedy wybierać kapitana. To naprawdę bardzo ważne.
- Co o tym myślisz? - spytała Regina.

-Och... hm... - Megan spojrzała na swoje ogryzione paznokcie. - W sumie ja...

Regina była taka podekscytowana i pełna nadziei, a pewnie też gotowa rzucić się do  
stóp Megan i błagać o jeden dzień typowo damskich rozrywek.
Megan nagle przypomniała sobie o wszystkim, co McGowanowie dla niej robią - jak 
wiele im zawdzięcza. A ona już drugi raz ich zawiodła.
-

Świetny pomysł - powiedziała w końcu, zmuszając się do uśmiechu.

Regina uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
-Wspaniale! Zobaczysz, jak się zabawimy!
- Taa - wybąkała Megan. - Nie mogę się doczekać.
-

Wiesz, mam w szafie kilka różowych sweterków. - Możesz je pożyczać, kiedy 

tylko zechcesz - zaproponowała Regina.
- Ależ nie trzeba.
-

Nie, nie! Koniecznie! - zaprotestowała Regina wesoło. - Pójdziemy je przymierzyć? 

Zobaczysz, czy ci pasują.
-Ja naprawdę...
-

Och, przestań być taka grzeczna. Nalegam. - Regina wstała. - Chodź.

Megan powoli podniosła się od stołu i ruszyła za Reginą po schodach. Jeszcze trochę  
różowego. Hura.

background image

- Trzymaj głowę wysoko, głupku. Nie bój się piłki.
Megan  odłożyła podręcznik i wyjrzała przez żaluzję. Na podwórku  pod oknem łan 
przyjął   pozycję   pałkarza,   ściskając   w   dłoniach   kij   do   baseballa   i   ze   skupieniem 
zaciskając usta. Doug stał o kilka metrów dalej, z rękawicą i piłką.
- Okay, gotowy? - krzyknął Doug.
łan pokiwał głową, a Doug rzucił piłkę łukiem w kierunku kija brata, łan zamachnął się  
i odbił piłkę, posyłając ją prosto w głowę Douga. Megan aż sapnęła.
-

Brawo, mistrzu - powiedział Doug z uśmiechem, pocierając czoło.

Ian uśmiechnął się od ucha do ucha, a Megan usiadła w oknie. Facet na podwórku, 
który uczył młodszego  brata trafiać w piłkę, nie mógłby się przespać z dziewczyną 
starszego brata. Owszem, Doug nienawidził Megan, ale na pewno kochał swoich braci. 
Może Jenna po prostu się pomyliła i wcale tego nie widziała?
Megan   nie  mogła już  dłużej usiedzieć w   miejscu.  Wyłączyła  komputer  i  poszła  w  
stronę szopy. Finn siedział tam przynajmniej od godziny. Przyda mu się przerwa.
I Ian, i Doug zamarli, widząc jak Megan wychodzi na podwórko.
- Cześć - zawołała. - Niezłe odbicia.
- Dzięki - odparł Ian.
- Co? O rzucaniu ani słowa? - zapytał Doug.
Megan wzruszyła ramionami i cicho otworzyła drzwi do szopy. Finn ze zmarszczonymi 
brwiami   wpatrywał   się   w   obraz   Kayli   Bird.   Domalował   sporo   włosów   i   zaczął 
szkicować szyję, ale portret nadal nie miał twarzy.
- Cześć - powiedziała miękko.
-

Cześć. - Finn obejrzał się przez ramię, zagryzając trzonek pędzla. - Przyszłaś w  

samą porę.
- Na co? - spytała i wsunęła się do środka.
-

Na   moje   załamanie   nerwowe   —   powiedział   z   cierpkim   uśmiechem.   Odłożył 

pędzel, zasłonił sobie oczy dłońmi i usiadł na starej ławce ogrodowej ustawionej pod 
ścianą. - Jestem beznadziejny. Totalne, całkowite dno.
-

Uuuh... - Megan się skrzywiła. Spojrzała na pozbawioną twarzy Kaylę. Aż dziwnie  

się na to patrzyło.
-Wiesz,   myślałem,   że   po   wczorajszym   wieczorze,   po...   spotkaniu   z   Kaylą   doznam 
olśnienia i może wreszcie to dokończę, ale... - Finn bezradnie uniósł rękę w stronę  
obrazu i westchnął. - Nic się nie pojawiło.
- Więc randka nie była inspirująca?
- Najwyraźniej nie. - Chłopak wytarł dłonie o dżinsy.
-A więc... Co się stało? - spytała Megan, siadając na stołku.
-

Sam nie wiem. Miałem takie wrażenie... - Finn pochylił się i oparł łokcie na udach.  

- Wydawało mi się, że ona patrzy na mnie z góry. Nie bawiła się dobrze na imprezie,  
nie ma sprawy. Pojechaliśmy do kawiarni, żeby pogadać. I wychodzi na to, że Kayla  
zjeździła chyba cały świat. Ciągle mnie pytała, czy byłem tu, czy byłem tam...
- A ty nie byłeś ani tu, ani tam.
-

Ani nigdzie. - Finn uśmiechnął się blado. - Nie da się podróżować po świecie z 

siedmiorgiem dzieci. Trzeba wybierać między Cape Cod a Florydą.

background image

—Jasne - mruknęła Megan. - Powiedziałeś jej to?
-

Taa, nawet zażartowałem na ten temat, ale i tak widziałem, że była rozczarowana - 

odparł Finn. - Patrzyła na mnie jak na trędowatego tylko dlatego, że nigdy nie jeździłem 
na nartach w Alpach ani nie widziałem wieży Eiffla.
- Och, jest przereklamowana - stwierdziła Megan.
- Widziałaś wieżę? - spytał Finn.
- Kiedy byłam mała.
-

No tak, ty też zwiedziłaś cały świat - powiedział Finn. A potem uśmiechnął się 

złośliwie. - Może to ty powinnaś z nią chodzić.
- Chyba nie jest w moim typie.
Finn parsknął śmiechem, a Megan uśmiechnęła się promiennie.
-

No cóż, Kayla z pewnością nie grałaby w piłkę nożną. - Opuścił wzrok i zdjął z 

nogawki dżinsów okruch wyschniętej farby.
Megan wzięła głęboki oddech.
Posłuchaj, Finn, mieszkałam w różnych miejscach i poznałam wiele osób, i wiem, że 
niektórzy zawsze znajdą powód, żeby się czuć lepsi niż wszyscy inni - powiedziała. - I 
chyba Kayla należy do takich ludzi. Ona nie rozumie, że tylko dlatego że macie różne  
doświadczenia   życiowe...   upodobania   i   pasje,  jeszcze   nie   jest   w   niczym   od   ciebie 
lepsza. - Megan przygryzła wargę. - Czy to w ogóle brzmi sensownie?

- Owszem, taa - mruknął Finn.
-

A jeśli jej się wydaje, że jest od ciebie lepsza, to po prostu się myli - oznajmiła 

stanowczo Megan. - I nie jest ciebie warta.
Finn   podniósł  oczy   na  Megan,   a  ona  nagle   poczuła  się   strasznie   skrępowana.   Ale 
wszystko   mówiła   szczerze.   Wiedziała,   że   ma   rację.   Jednak   onieśmielało   ją 
przeszywające spojrzenie Finna.
- Mogę cię namalować? - spytał.
Megan zamrugała.
-

Okay, chociaż to ostatnia rzecz, jaką się spodziewałam od; ciebie usłyszeć.

Finn zdejmował portret Kayli ze sztalug, zanim jeszcze fala gorąca znikła z twarzy 
Megan. Nagle zaczął uwijać się jak w ukropie, czyścił pędzle, wyciskał farby na paletę, 
zwijał w kulki papierowe ręczniki i wrzucał je do przepełnionego kosza stojącego w  
kącie.
- No to jak, mogę? - zapytał.
-

Hm... chyba tak. - Megan już zaczynała czuć się niezręcznie.

Z pewnością nie nadawała się do roli modelki. Nigdy jeszcze nie widziała piegowatej 
dziewczyny   z   szerokimi   ramionami   i   grubawymi   kostkami   u   nóg   na   stronach 
magazynów z modą Tracy. Ani razu.
Finn   zajął   się   ustawianiem   sztalug,   które   stały   zwrócone   do   przeciwległej   ściany.  
Megan zaczęła podnosić się ze stołka.
- Czy mam...?
-

Nie! Nie. Zostań tam, gdzie jesteś. - Finn przestawił sztalugi tyłem do Megan. -  

Tak będzie dobrze. Podoba mi się to światło.
Megan podniosła oczy na świetlik w dachu i niebieskie niebo ponad nim.

background image

-

Będę musiała siedzieć bez ruchu? - spytała. - Nie bardzo: mi to wychodzi.

Finn wyszczerzył zęby i zerknął na nią znad czystego blejtramu.
- Nie martw się. Jakoś sobie poradzimy.
Megan   siedziała   i   patrzyła,   jak   Finn   szkicuje   zarys   jej   portretu;,   lekko   skrobiąc 
ołówkiem po płótnie. Był pogrążony w pracy, skoncentrowany, ale wydawało się, że 
jego ramiona i dłonie poruszają się z własnej woli. Megan zafascynowana obserwowała 
chłopaka. Nawet kiedy podnosił na nią wzrok, nie mogła oderwać od niego oczu. Pod 
jego uważnym Spojrzeniem Megan zrobiło się ciepło. Uniosła kucyk znad karku, żeby 
owiało ją powietrze. Końcówki włosów połaskotały skórę. Megan oddychała szybko i 
płytko.
- W porządku? - zapytał.
Megan natychmiast oblała się rumieńcem i odwróciła oczy.
- Taa, jasne.
- Bo możemy przerwać, jeśli chcesz - zasugerował Finn.
-

Nie, ja... Maluj dalej - wykrztusiła w końcu Megan. Miała wrażenie, że ona sama i  

wszystko   dokoła   jest   naładowane   elektrycznością.   Mogłaby   tak   siedzieć   przez   cały 
dzień.
- Dobrze - powiedział Finn.
W całym ciele Megan czuła przyjemne, ciepłe mrowienie. Przez ułamek sekundy żadne 
z nich się nie ruszało.
Ciszę przerwały krzyki. Megan obróciła głowę w stronę drzwi szopy. Krzyki dobiegały 
z Wnętrza domu, a potem zaczęły się zbliżać. Wreszcie ze skrzypieniem otworzyły się  
tylne drzwi, potem trzasnęły i kłótnia rozległa się z efektem stereo surround.
-

Powiesz mi prawdę? Powiesz mi wreszcie prawdę? - Evan  wciąż wykrzykiwał to 

samo zdanie.
Finn upuścił ołówek i wybiegł z szopy. Megan deptała mu po piętach. Doug i Evan stali 
naprzeciwko siebie na środku podwórza za domem.  Evan  piorunował Douga dzikim 
wzrokiem, patrząc na niego z góry,  a Doug miał twarz pokrytą czerwonymi plamami. 
Stali o milimetry od siebie, Ian uciekł ze sceny awantury.

-

No, mów! Mów, co się stało - powtarzał Evan, popychając Douga obiema rękami.

- Evan! - krzykn¹³ Finn.
-

Sam już wiesz. Czego się mnie czepiasz? - krzyknął Doug, znów podchodząc do 

brata o krok.
-

Bo chcę usłyszeć to od ciebie - odparł  Evan.  - Chcę, żeby] mój młodszy brat 

powiedział mi prosto w oczy, że przeleciał moją dziewczynę. Dlatego.
- Co? - sapnął pod nosem Finn.
W tylnych drzwiach garażu pojawił się Sean. Wycierając upaprane smarem dłonie w 
jeszcze bardziej upapraną smarem szmatę, rzucił Finnowi pytające spojrzenie. Finn 
wzruszył ramionami. Megan poczuła, że robi jej się niedobrze. Najwyraźniej tylko ona  
tu wiedziała, o co chodzi.
-

No dawaj, facet! Mów! - Evan znów zaczął popychać Douga, aż ten potknął się i 

poleciał w tył.

background image

-

Dobra! - wrzasnął  Doug,  uderzając obiema dłońmi  Evana  w pierś, tak że  Evan 

musiał   się   cofnąć   o   kilka   kroków.   -   Dobra!   To   prawda!   Przeleciałem   twoją 
dziewczynę, a kiedy skończyłem, błagała o jeszcze! To chciałeś usłyszeć?
Evan z rykiem rzucił się na Douga, chwycił go i powalił na ziemię. Megan krzyknęła, 
a Finn i Sean ruszyli biegiem rozdzielać walczących. Ale zanim ich dopadli, Evan już 
kilka razy uderzył Douga pięścią w twarz. Kostki dłoni miał zakrwawione. Nos Douga 
spłynął krwią.
-

Człowieku,   zostaw   go!   Puszczaj!   -  Sean  usiłował   złapać!  Evana  za   młócące 

powietrze ręce.
-

Nienawidzę cię, ty mały, wredny, samolubny gnoju! - krzyczał Evan, bijąc Douga 

jak szaleniec. - Rzygać mi się chce na twój widok!
Wreszcie Sean chwycił Evana w podwójnym nelsonie i odciągnął go od Douga. Evan 
kopał i krzyczał przez cały czas. Finn pomógł młodszemu bratu usiąść. Krew była 
wszędzie. Finn zdarł z siebie koszulkę, zwinął ją w kłębek i podetknął pod nos Douga

-

O co chodzi, do diabła? - spytał Finn, usiłując złapać oddech.

- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?! - krzyczał Evan do Douga.
Doug niezgrabnie podniósł się na nogi, przyciskając T-shirt
do twarzy.
- Dupek i hipokryta — syknął w stronę Evana.
—Ja? - krzyknął Evan. - Brykasz się z moją dziewczyną i to ja jestem dupkiem?
-

Byłeś  w sypialni  i lizałeś się z inną  laską, koleś!  - wrzasnął  Doug,  pokazując 

palcem na Megan. - Hailey rzuciła się na mnie, cała zapłakana. Co miałem robić?
- Co?! - wykrztusili w tej samej chwili Evan i Megan.
-

Puszczałeś się, brachu - parsknął Doug, wskazując palcem Evana. — Nie wyżywaj 

się na mnie za kaprysy swojego fiuta.
-

Kto ci to powiedział? - Evan wyrwał się Seanowi i znów podszedł do Douga. - Kto 

ci nagadał, że kręciłem z Megan?
Doug po raz pierwszy stracił trochę ze swojej postawy twardziela.
-

Hailey. Powiedziała, że ją zdradziłeś. Ze między wami wszystko skończone.

Evan wbił oczy w ziemię.
-

Mnie się to w pale nie mieści, cholera - mruknął pod nosem. - W pale mi się to, 

cholera, nie mieści! - krzyknął.
Odwrócił się i rzucił biegiem do samochodu, mijając Megan i Seana. Wszyscy stali. 
Słyszeli,   jak  Evan  odjeżdża,   gniewnie   naciskając   klakson,   i   ruszyli   się   z   miejsca 
dopiero, gdy odgłos silnika zupełnie ucichł.
-To nieprawda - odezwała się wreszcie Megan. - Między Evanem a mną nic nie było. - 
Popatrzyła   Dougowi   w   oczy   i   poczuła   ogromny   smutek.   -   Hailey   cię   okłamała   - 
powiedziała. - Okłamała.
Doug stał bez ruchu z miną tak zdezorientowaną, że Megan prawie zrobiło się go żal.
- Ja nie... nie wiedziałem ... - wykrztusił.

Przez ułamek sekundy Megan widziała w jego oczach bezmierny żal. Doug wiedział, że 
popełnił błąd. Naprawdę wielki błąd. Mocno zacisnął powieki.
- Doug, jestem pewna, że...

background image

-

Pieprzyć to - powiedział głosem stłumionym przez zakrwawiony T-shirt. Potem 

odwrócił się i ruszył biegiem do domu.
Finn wypuścił ze świstem powietrze. Ciężko opadł na fotel i zwiesił głowę.
- Nic ci nie jest? - spytała Megan.
-

Nigdy ich jeszcze takich nie widziałem - mruknął Finn ze ściągniętą twarzą.

- Daj spokój. Na pewno czasami się bijecie.
- Ale nie tak — wtrącił Sean.
Megan z trudem przełknęła ślinę.
- Naprawdę?
-

Mogło dojść do bójki o rozwalony skateboard albo zgubiony kompakt, ale nigdy nie 

było aż tak - jęknął Finn.
- A więc jest źle - podsumowała Megan.
Sean westchnął.
- To mało powiedziane.

Tego  wieczoru Megan  wpatrywała się w piłki ustawione rządkiem na półkach koło 
łóżka.   Układała   je   chronologicznie,   od   pierwszej,   którą   ojciec   kupił   jej   jeszcze   w 
Niemczech,   aż   do   tej   z   zeszłorocznego   półfinałowego   meczu   z   Liceum   Wiliama 
Clementsa. Usiłując zasnąć, Megan rozmyślała o każdej z piłek, wymieniając imiona 
dziewczyn z poszczególnych drużyn. Przeszła wszystkich piętnaście piłek trzy razy z 
rzędu. Najwyraźniej ten sposób nie działał.
Westchnęła i przewróciła się na plecy. Niezależnie od tego, jak się starała odwrócić 
własną uwagę, ciągle miała w głowie scenę z dzisiejszej bójki. Widziała już wiele bójek  
między chłopakami, w swojej dawnej szkole albo w bazie, ale nigdy między dwoma 
osobami, które znała. I nigdy między braćmi.

John zbladł i zaniemówił, kiedy usłyszał o awanturze. Zabrał Douga do szpitala, gdzie  
chłopakowi zbadano nos. Na szczęście nie stało się nic poważnego, ale w czasie obiadu 
Doug siedział posępny i milczący. Evan wrócił dopiero po zmroku. Do nikogo się nie 
odezwał ani słowem i od razu poszedł na górę.
Nagły hałas na podwórzu sprawił, że Megan z bijącym sercem poderwała się na łóżku. 
Podeszła na palcach do okna i wyjrzała. Ktoś był tuż pod jej oknem. Skuliła się za 
zasłoną   i   wyglądała   przez   szczelinę   między   brzegiem   materiału   a   framugą   okna, 
czekając,   aż   wzrok   przywyknie   do   ciemności.   Jakiś   duży   koc   rozłożył   się   jak 
prześcieradło i opadł na ziemię. Nagle wszystko zobaczyła wyraźnie.
To Evan. Rozkładał na ziemi śpiwór.
Megan usiadła w oknie. Nie mogła złapać tchu. Spojrzała na własny wojskowy śpiwór,  
zwinięty w kącie pokoju. Niewiele myśląc, złapała śpiwór i poduszkę, wsunęła klapki i 
cichutko zeszła po schodach.
Evan  podniósł głowę, kiedy usłyszał odgłos otwieranych drzwi. Właśnie wsuwał nogi 
do śpiwora.
- Cześć - powiedział.
-

Cześć. - Podeszła do niego z wahaniem. - Ja... zobaczyłam cię tutaj...

background image

-

Kiedyś całą rodziną robiliśmy to przynajmniej raz do roku Spaliśmy na zewnątrz 

pod gwiazdami. -  Evan  wpatrzył się we wspaniałe nocne niebo. - Pomyślałem, że to 
pewnie jedna z ostatnich ciepłych nocy.
Megan pokiwała głową i zawahała się, niepewna co teraz zrobić.
-

No jak, rozłożysz to czy nie? - zapytał Evan z nieznacznym uśmieszkiem.

Megan rozpostarła śpiwór o metr od Evana. Położyła sobie poduszkę i wsunęła się do 
środka, z przyjemnością czując na nogach dotyk chłodnej bawełny.
-

No więc pojechałem dziś po południu do Hailey - zagadnął Evan.

Megan wstrzymała oddech.
- Naprawdę? Co ci powiedziała?
- Nic. Nie podszedłem do drzwi.
-Aha.
-Ja tego po prostu nie rozumiem. Dlaczego ona powiedziała Dougowi, że ja kręcę z 
tobą? - spytał Evan. - Myślisz, że mogło jej się tak wydawać?
Megan przez chwilę nie była w stanie wydobyć głosu. Czy  Evan  naprawdę szukał 
przekonującej wymówki, żeby wybaczyć Hailey?
- Ja... nie wiem - wymamrotała. - Była bardzo pijana, ale...
-Tak, tak... - Evan znów spojrzał w niebo. - Powiedziała
Dougowi, że między nią a mną już koniec, a przecież takie słowa wcale nie padły. Ona 
po prostu... wymyśliła to sobie.
- Taa. Na to wygląda - przyznała Megan.
Powiedz mu, że to zła dziewczyna. Ze on zasługuje na wiele więcej. Powiedz, żeby po 
prostu o niej wreszcie zapomniał.
-Ja tego zwyczajnie nie rozumiem - powtórzył Evan. - Jak można coś takiego zrobić 
komuś, kogo się kocha? Cóż, najwyraźniej ona ma mnie gdzieś. To teraz oczywiste, 
prawda?
Megan sama nie zdołałaby tego lepiej ująć, więc się nie odzywała.
Wiesz co? Nie chcę już o tym więcej mówić - powiedział Evan. - Porozmawiajmy o 
czymś innym.
- Na przykład?
-

No, nie wiem. Co byś chciała robić Jak skończysz szkołę? - spytał Evan.

- O rany. Hm... Pewnie pójdę na studia... - zaczęła Megan.
- A co byś chciała studiować? - drążył Evan.
-

Nie   wiem   -   odparła   Megan.   -   Już   sam   pomysł   spędzenia   kilku   lat   w   jednym 

miejscu jest dla mnie dość niezwykły.
-

To pewnie niełatwe tak się przeprowadzać z miejsca na miejsce - zauważył Evan.

- Można się przyzwyczaić - odparła odruchowo Megan.

-

No cóż, chciałbym się stąd wynieść. Dokądkolwiek - wyznał  Evan.  - BC i  New 

Hampshire  usiłują   mnie   zwerbować   do   swoich   drużyn   hokejowych,   ale   ja   myślę   o 
Michigan albo Northwestern. Gdzieś przynajmniej o dzień drogi samochodem stąd.
-

Nie chcesz, żeby cię ktokolwiek odwiedzał? - spytała Megan.

-

W tej chwili nie miałbym nic przeciwko temu, żeby nigdy więcej nie oglądać swojej  

rodziny. - Evan zapatrzył się w gwiazdy. - Wiesz, ile razy nauczyciele zwracali się do 

background image

mnie per Sean, Finn albo nawet Miller? Pan Robertson zdecydował się mówić do nas 
wszystkich: McGowan, bo ma już za dużą sklerozę, żeby nas rozróżnić. W tym mieście 
nie   sposób   zachować   własną   niezależną   tożsamość.   Tutaj   jestem   tylko   jednym   z 
chłopaków McGowanów.
Megan spojrzała na niego zaszokowana.
- Na pewno tak nie myślisz — powiedziała.
-

Czasem właśnie tak myślę — odparł i otworzył szerzej oczy. - Tylko zachowaj to 

dla siebie.
- Dobra, nikomu ani słowa — obiecała Megan.
-

W głowie mi się nie mieści, że ci to powiedziałem. - Zakrył oczy dłonią. - Nigdy  

tego nie wyraziłem na głos.
Megan ze wzruszenia prawie nie mogła złapać tchu. Nie wyznał tego nikomu, tylko jej.
-

Bez obaw, naprawdę — zapewniła. — Mimo wszystko uważam, że to nieprawda. 

Każdy wie, kim jesteś.
-

Taa, Hailey właśnie dowiodła, że to prawda. - Evan z posępną miną podparł się na 

łokciu, żeby zajrzeć Megan w twarz. Zerwał garść trawy i wysypał ją z powrotem na 
ziemię. - Cóż, przespała się z Dougiem. Podobno jest we mnie zakochana, a śpi z moim  
młodszym bratem. - Znów opadł na plecy i spojrzał w niebo.
Megan przyglądała się twarzy  Evana,  na wpół skrytej w mroku, na wpół oświetlonej 
rozgwieżdżonym   niebem.   Tak   bardzo   chciała   go   dotknąć   -   przyłożyć   dłoń   do   jego 
policzka i powiedzieć, że

Hailey to idiotka, skoro nie widziała, jaki jest wspaniały. I nikt nie może pomylić Evana 
McGowana z Dougiem czy kimkolwiek innym.
Megan powolutku przesunęła dłoń po trawie, która ich dzieliła. Wstrzymała oddech. 
Nakazywała sobie dotknąć  Evana,  ale nie mogła. W piersi czuła taki ucisk, jakby za 
moment miał eksplodować.
- Wszystko będzie dobrze - szepnęła w końcu.
Evan spojrzał Megan w oczy, a potem na na wpół wyciągniętą rękę. Sięgnął i zahaczył  
małym palcem o mały palec jej dłoni.
- Dzięki - mruknął. - Cieszę się, że tu przyjechałaś.
—Ja też - powiedziała Megan.
Spodziewała się, że on cofnie rękę, ale nie zrobił tego. Położył się na plecach i zamknął 
oczy, nadal z palcem zaciśniętym wokół jej palca. Megan bardzo ostrożnie ułożyła się 
na brzuchu i przycisnęła policzek do poduszki. Zanim się zorientowała, oddech Evana 
przeszedł  w   spokojny,   senny  rytm.  Chłopak   zasnął,   zaledwie  o   metr  od   niej.  Spał, 
chociaż nadal się dotykali. Megan przygryzła wargę i uśmiechnęła się szeroko, patrząc 
na splecione palce.
To była bez wątpienia najważniejsza noc jej życia.

Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakrę

cona@rockin.com

Temat: Przewodnik po chłopcach

background image

Megan przewodnik po chłopcach Zapis ósmy

Uwaga nr 1: Chłopcy potrafią mówić o tym, co naprawdę czu

li

Po prostu musisz się znaleźć we właściwym miejscu i we właściwym czasie. A może być 
tą właściwą osobą.

Rozdział 11

W niedzielne popołudnie Megan była tak podekscytowana, aż prawie podskakiwała na 
krześle przy biurku, surfując po Internecie. Po godzinie szukania informacji na temat 
zespołu Aspergera zdecydowała się przetestować kilka rzeczy, których się dowiedziała. 
I tak nie usiedziałaby w miejscu. Nie zdołałaby też skupić się na lekcjach.
Wyłączyła   laptopa   i   w   podskokach   zbiegła   po   schodach.   Większość   McGowanów, 
włącznie z Evanem, zebrała się w salonie przy telewizorze, oglądając mecz Yankees i 
Red Soksów. Brakowało tylko Douga i Millera. Wszyscy mieli znoszone czapeczki, T-
shirty albo bluzy Red Soksów, a na stoliku do kawy były poustawiane różne przekąski i  
puszki z napojami. Nikt nie odrywał wzroku od telewizora. Megan odczekała, aż trener 
wyszedł na boisko zmienić miotacza, i dopiero wtedy się odezwała.
- Czy któryś z was Widział Millera? - spytała.
Evari obejrzał się przez ramię i uśmiechnął, kiedy ją zobaczył. Odwzajemniła uśmiech.
- Suterena - rzucił krótko John.
-

Nie wolno mu oglądać z nami meczów Red Soksów i Yankees — wyjaśnił Evan. - 

Wiesz, tata mógłby go niechcący zabić.

-

Aha. - Megan rzuciła okiem na Finna, który siedział obok Evana, a potem zerknęła 

na Johna. - Hm... Czy ty nie masz czasem szlabanu na telewizję? - szepnęła, kuląc się  
przy oparciu kanapy.
-

Cśś...   -   powiedział   Finn,   sięgając   po   torebkę   mini   precelków.   -   Tata   jest   tak 

pochłonięty meczem, że jeszcze mnie nie zauważył.
- No ładnie.
-

Hej, to jak, spotkasz się ze mną później w szopie? - spytał Finn z buzią pełną 

precelków.
- Och, jasne - odparła Megan, lekko się rumieniąc.
- A co wy tam we dwójkę robicie? - Evan uniósł brwi.
Megan jeszcze bardziej się zarumieniła.
- Artysta nigdy nie opowiada o swojej pracy - odparł Finn.
-

Chyba raczej: magik nigdy nie zdradza swoich sztuczek - wtrąciła Megan.

-

To jedno i to samo - rzucił Finn, a Megan i Evan spojrzeli na niego jak na wariata. - 

No dobra, niezupełnie to samo - poddał się.

background image

-

A więc ostatnio uważasz się za artystę? - spytał  Evan.  - Zazwyczaj tylko ciągle 

trujesz, że jesteś zupełnie do niczego.
Finn szturchnął Evana w ramię, a ten zaraz mu oddał. Megan przewróciła oczami.
- Na razie, chłopaki.
Zeszła do piwnicy. Miller w koszulce i czapeczce  Yankees,  usadowiony samotnie na 
miękkim   fotelu   wypełnionym   kulkami,   oglądał   ten   sam   mecz,   który   piętro   wyżej 
śledziła reszta rodziny. Megan uderzyła ogromna samotność tej sceny.
-

Cześć, Miller - zawołała, zeskakując z kilku ostatnich stop- ni.

W telewizji leciała akurat reklama, ale Miller nie odrywał oczu od ekranu.
- Grają Yankees.

-

Taa, wiem - odparła. - Mogę pooglądać z tobą? 

Po bardzo długiej pauzie Miller powiedział wreszcie:
- Okay.
Megan   przysunęła  sobie  drugi   miękki  fotel  i  usiadła  obok  Millera.  Leciała  kolejna 
reklama. Był jeszcze czas.
-

Widzisz, miałam nadzieję, że uda nam się pogadać - zaczęła Megan.

Miller przełknął ślinę.
- Ale o co chodzi? - Nadal na nią nie patrzył.
-

Po prostu fajnie byłoby lepiej się poznać - wyjaśniła Megan. -Wiem, że lubisz 

Yankees, ale to wszystko. A ty nie chciałbyś się dowiedzieć czegoś więcej o mnie?
- Chyba tak - przyznał Miller.
-

Okay, no to co mam o sobie powiedzieć? - Megan rozsiadła się wygodniej.

Miller   potarł   dłonią   poręcz   fotela,   wzrok   wbijając   w   podłogę.   Tarł   poręcz   coraz 
szybciej, aż wreszcie twarz mu poczerwieniała. Megan  coś ścisnęło w żołądku, ale 
powiedziała sobie, że musi się wyluzować. W czasopismach przestrzegano, że może się 
zdarzyć coś takiego.
-

Dobra, chyba znam sposób, żebyś mógł mnie spytać, o co chcesz - odezwała się w 

końcu. - Miller?
Znieruchomiał, lekko odwracając od niej twarz pokrytą czerwonymi plamami.
- Taa? ,
-

Może powiedz mi coś o Yankees? Cokolwiek. Lubisz mówić o Yankees, prawda? - 

spytała.
-Taa...
-

No   to   zacznij   mi  o   nich   mówić,   a   potem   o   coś   zapytaj   -   poradziła.   -   Chcesz  

sprawdzić, czy to ci się uda?
- Poradzę sobie.
Megan się uśmiechnęła.
- Dobra, wal.
Miller patrzył na nią przez ułamek sekundy, potem znów wbił wzrok w podłogę.
-

Yankees jako pierwsi cztery razy z rzędu wygrali Mistrzostwa Świata. Czemu tak 

pachniesz? - zapytał.
Megan parsknęła śmiechem. Miller zerknął na nią niepewnie, potem sam się roześmiał.
- To znaczy jak? - zdziwiła się Megan.

background image

-Jak plaża - odparł Miller. - Pachniesz jak moja mama na plaży.
-

Kokos - odparła. - Używam szamponu kokosowego. To niesamowite, że wyczułeś.

Miller uśmiechnął się i pokiwał głową.
- Nieźle. Spróbuj jeszcze raz - zachęciła Megan.
-

Derek Jeter był pierwszym kapitanem Yankees od czasów Trumana Munsona - 

powiedział Miller. - Zostaniesz z nami już na zawsze?
Tym razem Miller patrzył jej prosto w oczy przez kilka dobrych sekund.
-

Nie - odpowiedziała Megan. - Mam nadzieję, że w tym roku i może jeszcze w  

następnym. Przeszkadza ci, że z wami mieszkam?
Miller wzruszył ramionami i wgapił się w telewizor, w którym skończyła się przerwa 
na reklamy.
-

Nie ma sprawy - mruknął z uśmiechem. - Mecz się znów| zaczyna.

Megan nigdy się nie uważała za osobę o skłonnościach do, paranoi, ale wchodząc do 
szkoły w poniedziałek rano, mogłaby przysiąc, że różne grupki dziewczyn śledzą ją  
wzrokiem. Jak tylko się obracała, żeby na nie spojrzeć, głowy trzymały blisko siebie i  
zawzięcie szeptały.
Podeszła do szafki i szybko sprawdziła, czy przypadkiem nie włożyła bojówek na lewą  
stronę.   Nic   z   tego,   wszystko   normalnie.   Może   od   mieszkania   z   chłopakami 
McGowanów popadała w nerwicę lękową. Lekko jej ulżyło, kiedy zobaczyła Pearl i 
Rię kilka szafek dalej.
-

Cześć, dziewczyny - zawołała. - Jak wam minęła reszta weekendu?

Pearl zarumieniła się i przykucnęła, żeby włożyć książki do torby.
- Nieźle - powiedziała.
-

A ciekawe, jak tobie minął weekend - odezwała się Ria, obiema dłońmi chwytając 

za pasek torby.
Coś w tonie tej wypowiedzi sprawiło, że Megan włosy stanęły dęba. A może po prostu 
dlatego, że banda uczniów spojrzała na nią niechętnie, przechodząc korytarzem.
-

Okay... O co chodzi? - spytała Megan. - Zrobiłam coś nie tak?

- Sama mi to powiedz. - Ria popatrzyła na Megan wyczekująco.
-

Musimy lecieć. - Pearl pociągnęła Rię ze rękaw swetra. - Mamy pracę domową do 

przejrzenia, prawda?
- Taa. Na razie - rzuciła Ria lekceważąco.
Z   twarzą   płonącą   rumieńcem   Megan   odwróciła   się   do   swojej   szafki   i   zaczęła 
wprowadzać cyfry szyfru.
-

Cześć.   -   Aimee   podeszła   i   ze   zmęczoną   miną   oparła   się   o   ścianę.   Przeciągle  

westchnęła i wbiła oczy w ziemię.
-

Cześć   -   odparła   Megan,   wyjmując   podręcznik   do   historii.   -   Mogę   cię   o   coś  

zapytać?
-Jasne - mruknęła Aimee.
-

Czy mi się tylko wydaje, czy ludzie dzisiaj są dziwni? - spytała Megan.

-

Taa, no właśnie. - Aimee westchnęła. - Chyba się rozeszło, że ty i Evan jakoś się 

zbliżyliście do siebie w piątek i przez ciebie Evan i Hailey ze sobą zerwali.

background image

-

Co?! - Megan zamrugała gwałtownie. - A kto im to powiedział?

-

Nie mam pojęcia - odparła Aimee. - Ale wszyscy o tym gadają.

-

No i co z tego? Przecież to nie ich sprawa, prawda?! - wściekła się Megan.

-

Słuchaj, Evan i Hailey byli tu jak gwiazdorska para - szepnęła Aimee. - Wszyscy 

ich podziwiali. Jeśli uważają, że on ją z tobą zdradził..:
-Ale tego nie zrobił! - zawołała Megan z szybko walącym sercem. - To ona zdradziła 
jego. Evan i ja nie jesteśmy tu czarnymi charakterami.
Aimee wzruszyła ramionami.
- No cóż, tak...
-

Aimee, między nami nic nie było. - Megan zaczęła ogarniać lekka desperacja.

-

Hej, uwierzyłam ci w piątek i wierzę teraz - powiedziała Aimee, kiedy znów się 

wyprostowały. - To całą resztą szkoły powinnaś się martwić.
-

Oni mnie nic nie obchodzą. - Megan zapięła suwak plecaka. - Ważne, że ty znasz 

prawdę.
Aimee   się   uśmiechnęła.   Rzuciła   Megan   spojrzenie   pełne   współczucia   i   zarazem 
satysfakcji.
- No cóż, ja wiem, jak było.
-1 dobrze. - Megan zatrzasnęła drzwi szafki.
-

Tyle że... Hailey to osoba, w której lepiej nie mieć wroga - powiedziała Aimee, 

kiedy ruszyły korytarzem. - Naprawdę.

-

Cześć,   Miller   -   zawołała   Megan.   Dziesiątki   uczniów   mijały   ją   w   drodze   do 

stołówki.   Wszyscy  musieli  obchodzić  łukiem  Millera,  który  nagle  zatrzymał  się  w 
samym wejściu. - Yankees dziś nie grają, prawda?
- Tak, są w trasie - powiedział Miller.
-

No to może zjemy lunch w środku - zaproponowała Megan. - I tak zanosi się na  

deszcz.
Megan była pewna, że on odmówi. Na coś takiego nie był jeszcze gotowy. Ale chłopak 
zacisnął zęby i pokiwał głową.
-I tak zanosi się na deszcz - powtórzył i ruszył przed siebie, z głową wysoko uniesioną,  
a miną niemal arogancką.

Podszedł   do   pierwszego   z   brzegu   stolika,   odsunął   krzesło   i   usiadł,   torbę   tuląc   na 
kolanach. Megan ledwie wierzyła własnym oczom.
O rany, naprawdę robimy postępy.
Postawiła swój plecak na podłodze przy krześle naprzeciwko Millera.
-

Przynieść   ci   lunch?   -   spytała.   Już   i   tak   wyglądał,   jakby   ledwie   sobie   radził   z 

sytuacją.
-

Tak, poproszę. - Zerknął niepewnie na Megan. - Hamburger, cola bez lodu, ciastko 

z kawałkami czekolady.
Megan uśmiechnęła się szeroko.
- Dla mnie bomba. Zaraz wracam. Nie ruszaj się stąd.
Miller spojrzał w lewo, w prawo, jakby sprawdzał, czy nikt

background image

przy nim nie usiądzie. Megan była całkiem pewna, że chłopak nie ruszy się stamtąd, 
chyba że go ktoś weźmie razem z krzesłem i odniesie na bok. Pobiegła do kolejki przy 
bufecie, co chwila oglądając się przez ramię i sprawdzając, czy Miller nadal tam siedzi. 
Kilka dziewczyn z pierwszej klasy, które zazwyczaj siadały przy stole zawładniętym  
przez Millera, rzuciło na niego okiem i poszło szukać sobie innego miejsca.
Megan   postawiła   tacę   przed   Millerem   i   pozwoliła   mu   zająć   się   jedzeniem. 
Poprzestawiał wszystko tak, jak lubił, a potem spojrzał na swój lunch i westchnął.
- Fajnie tu w środku, prawda? - zagadnęła Megan.
- Głośno.
- Nie tak głośno, jak nastawiasz radio.
Miller się uśmiechnął. Powoli zdjął plecak z kolan i postawił go obok krzesła po prawej  
stronie, tak samo jak Megan po swojej stronie stołu. Ugryzł mały kawałek burgera. Po 
chwili jego nieznaczny uśmiech stał się całkiem szeroki.
Megan żuła frytkę, bardzo z siebie zadowolona, kiedy do środka wszedł Evan. I już po 
zadowoleniu. Szczęki miał mocno zaciśnięte, a oczy zwężone w szparki. Oglądał jak 
człowiek, który ma do spełnienia misję.

Stół Hailey stał w środkowym rzędzie w przedniej części stołówki. Jej przyjaciółki 

umilkły, kiedy zbliżył się tam Evan. Wszyscy albo patrzyli na Evana, żeby zobaczyć, co 
się stanie, albo celowo gapili się we własne jedzenie, żeby udawać brak zainteresowania. 
Evan zatrzymał się przy krześle Hailey. Nie podniosła na niego wzroku.

- Mogę z tobą porozmawiać? - zapytał.
-Jasne. - Hailey odłożyła skórkę chleba na tacę, gdzie leżał   już wydłubany z niego  

miąższ. - Wal śmiało.

- Nie tutaj - powiedział Evan.
Hailey popatrzyła na przyjaciółki, a potem oparła dłonie na blacie i wstała z krzesła.  

Evan  odstąpił na bok, żeby mogła po- prowadzić na dziedziniec. Megan zesztywniała,  
kiedy mijali jej stół, ale żadne z nich nawet na nią nie spojrzało.

Świadoma   otaczających   ją   ze   wszystkich   stron   zaciekawionych   spojrzeń,   Megan 

udawała   pochłoniętą   jedzeniem.   Była   przekonana,  że   każdy   w   promieniu   dwóch 
stolików prawdopodobnie czuł gorąco bijące od jej twarzy.

Kiedy   tylko   drzwi   zatrzasnęły   się   za  Evanem  i   Hailey,   paplani-na   wybuchła   ze 

zdwojoną siłą. Chłopcy przy stole obok zaczęli rzucać monetami, zakładając się, czy 
Hailey pierwsza pogoni Evana, czy odwrotnie. Miller po prostu siedział i w skupieniu 
pałaszował lunch.

Megan usiłowała się nie gapić na dziedziniec, ale nie mogła nie zerkać kątem oka. 

Evan gestykulował jak szaleniec, a Hailey' stała bez ruchu z ramionami zaplecionymi na 
piersi. Megan musiała się zdobyć na sporą samokontrolę, żeby powstrzymać uśmiech. 
Teraz  Evan  pewnie mówił Hailey, że doskonale wie o jej kłamstwie. A po rozmowie 
będzie mógł wyjaśnić to nieporozumienie wszystkim swoim przyjaciołom i całej reszcie 
szkoły. Niedługo wszystko między Hailey a Evanem będzie raz na zawsze, bezpowrotnie 
skończone.
Drzwi się otworzyły z nagłym szarpnięciem. Hailey wpadła do środka ze zbolałą miną i 
oczami pełnymi łez. Pobiegła w stronę łazienki, a kilka dziewczyn zerwało się od stolika 

background image

i ruszyło za swoją przyjaciółką. Megan z walącym sercem podniosła wzrok na Evana, 
spodziewając się, że skinie głową albo się chociaż uśmiechnie — da jakiś znak, że jej 
dobre imię zostało oczyszczone. Ale kiedy pochwyciła jego spojrzenie, poczuła się tak, 
jakby w pomieszczeniu nagle zabrakło powietrza.

Evan  patrzył na nią gniewnie. Megan zaczęła wstawać z miejsca, ale w tej samej 

chwili Evan zawrócił i wyszedł na dziedziniec.

Gdy   wieczorem   Megan   weszła   do   swojego   pokoju,   zastała   Caleba   miauczącego   i 

podskakującego na czworakach na jej łóżku. Na podłodze walał się otwarty, całkiem 
nowy   tusz,   najwyraźniej   użyty   do   wymalowania   na   twarzy   chłopca   kocich   wąsów. 
Kiedy  Caleb  ją zobaczył, roześmiał się tylko i nadal podskakiwał. Megan nie była w 
nastroju. Hailey nie pokazała się na treningu. Poza Aimee i Jenną nikt się do niej nie  
odzywał, a trening też nie poszedł najlepiej. Teraz musiała na trzy godziny skupić się 
nad lekcjami, przez cały ten czas zastanawiając się, gdzie jest Evan i co mu chodzi po 
głowie — czemu tak źle ją potraktował podczas lunchu, a potem przez całą resztę dnia  
jej unikał.

- Caleb! Wynocha! - powiedzia³a, nie zamykaj¹c drzwi.
- Miau? - odezwał się i znieruchomiał, chociaż łóżko jeszcze huśtało się pod nim 

przez kilka sekund.

-Wynocha! - krzyknęła.
Caleb  zeskoczył na podłogę, znów stanął na czworakach i zaczął ocierać się głową 

ojej łydki. Potem zmarszczył czoło, leniwie wysunął się na korytarz i „łapą" przymknął 
za sobą drzwi. Megan uśmiechnęła się mimowolnie. Złapała ręcznik i szlafrok. Właśnie 
miała iść pod prysznic, kiedy usłyszała pukanie do drzwi.

-Taa?
- To ja - odezwał się Evan.

Megan szybko rzuciła okiem na lustro, przygładziła włosy i cisnęła swoje rzeczy na 
łóżko. Ręce jej się trzęsły, kiedy sięgała do klamki.
- Cześć - mruknął Evan i wszedł do pokoju.
- Cześć - odparła. - Co się...?
-

Dlaczego to zrobiłaś? - spytał, stając na wprost niej. - Dla- czego, u diabła, tak  

nakłamałaś?
- Co? - spytała osłupiała Megan.
-

Przestań udawać, że nie wiesz, o czym mówię - dodał Evan drwiąco.

-

Uh... Okay. Aleja naprawdę nie wiem - wymamrotała Megan.

-

Daruj sobie te miny niewiniątka - prychnął Evan. - Drugi raz się na to nie nabiorę.

-

Miny niewiniątka? - powtórzyła zupełnie zdezorientowali na.

- Daj spokój. Powiedziałaś Hailey, że coś nas łączy.
Megan poczuła się tak, jakby ktoś jej przywalił w żołądek ki-
jem do baseballu. Bezwładnie usiadła na krawędzi łóżka, bo kolana się pod nią ugięły.
- Co? - zdołała wykrztusić.
-

Opowiadała mi, jak do niej podeszłaś i oznajmiłaś, że powinna się dowiedzieć 

prawdy - wyjaśnił Evan. - Czy ty w ogóle wiesz, co to słowo znaczy?

background image

Megan   zrobiła   kwadratowe   oczy.   On   chyba   mówił   W   obcymi   języku.   Nic   nie 
rozumiała.
-

Evan, ja nie mam zielonego pojęcia, o co chodzi - wycedzi- ³a powoli.

-Już ci wierzę - uciął  Evan.  - Powiedziałaś Hailey, że się z tobą całowałem." Boże! 
Myślałem, że jesteś taka fajna! A ty się zachowujesz jak   psychopatka. Dlaczego to 
zro...?
-

Zaraz, zaraz, zaraz! - Megan  przerwała mu ten potok bzdur drżącym głosem. - 

Zatrzymaj się na sekundkę, dobrze? Ja nic takiego nie zrobiłam!

- Nic takiego nie zrobiłaś - powtórzył Evan ironicznie.
- Nie.
-

A więc chcesz mi wmawiać, że Hailey po prostu sobie to wszystko wymyśliła? - 

spytał Evan. Oczy mu płonęły.
Megan zrobiło się słabo. On jej nie wierzył.
- Chyba tak - powiedziała.
-

Kpisz sobie? Naprawdę zamierzasz wszystkiemu zaprzeczać, patrząc mi w oczy? - 

krzyknął Evan. - Do diabła, niby z jakiego innego powodu Hailey miała przespać się z 
Dougiem?
-

Nie wiem! - odkrzyknęła Megan. - Aleja nawet z nią nie rozmawiałam!

Evan  spojrzał   na   Megan   oczyma   przepełnionymi   żalem,   zmieszaniem   i 
niedowierzaniem.
-

Żałuję, że moi rodzice pozwolili ci tu zamieszkać — powiedział na koniec. - Chcę, 

żebyś się trzymała ode mnie z daleka.
Megan serce rozdzierało się na pół.
-Evan, zaczekaj...
Evan odwrócił się, wyszedł z pokoju i zatrzasnął drzwi przed jej nosem.

Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakrę

cona@rockin.com

 Temat: Przewodnik po 

chłopakach

Megan przewodnik po chłopcach Zapis dziewiąty

Uwaga nr 1: Chłopcy są beznadziejni.

background image

M

Rozdział 12

Megan   wygładziła   przód   ciemnogranatowego   T-shirta   i   wzięła   głęboki   oddech,   żeby 
uspokoić nerwy. Pół nocy nie spała, ale nie czuła zmęczenia. Najwyraźniej adrenalina robiła  
swoje.   Za   każdym   razem,   kiedy   Megan   przypominała   sobie!   jak   Evan   popatrzył   na   nią 
poprzedniego wieczoru, czuła mdłościl
Po prostu powiedz mu, że musisz z nim porozmawiać. Co masz do stracenia?
Ale  nie  chciała  nawet  się  nad  tym  zastanawiać.  W sumie   miała

  j  

do  stracenia  mnóstwo 

rzeczy. Zacisnęła oczy w przypływie panicznego lęku.
Złapała plecak i wyszła na korytarz z wysoko podniesioną głową. W kuchni zastała tylko 
lana i Caleba.
-

Gdzie   się   wszyscy   podziali?   -   spytała   chłopców   wstawiających   swoje   miseczki   po 

płatkach do zlewu.
- Pojechali.
-Jak to: pojechali? - spytała Megan.
-

Do szkoły - odparł łan bezbarwnym tonem. - Chodź, Calleb. Spóźnimy się na autobus.

-

Caleb złapał swój plecak ze Spidermanem i obaj chłopcy ruszyli do wyjścia. Megan 

poszła za nimi i wystawiła głowę za. drzwi. Podjazd był pusty. Nagle poczuła znużenie i 
pustkę, i Okay, nic ma sprawy - mruknęła pod nosem. - Po prostu trochę się spóźnię.
Wyciągnęła z szopy swój rower. Kiedy postawiła go na ziemi, wydał metaliczny odgłos. 
Miał przebite opony. Chłopcy wypowiedzieli jej wojnę.
Megan westchnęła i noga za nogą powlokła się wzdłuż garażu, w stronę ulicy.
- Po prostu bardzo się spóźnię.
- Hej!
Megan zatrzymała się przy końcu podjazdu. Sean stał przy frontowych drzwiach z parującym 
kubkiem   w   ręku.   Miał   na   sobie   czarny   T-shirt   i   dżinsy,   a   brązowe   włosy   jak   zwykle 
nastroszone najeża. Podbródek i policzki pokrywał mu ciemny zarost.
- Cześć - odezwała się niepewnym tonem.
- Idziesz piechotą?
-Na to wygląda - odparła Megan.
- Spóźnisz się.
- Na to wygląda - powtórzyła.
- Podrzucę cię - zaproponował.
- Naprawdę?
Czy do Seana nie dotarła ogólnodomowa akcja wymrażania Megan?
- Idź po kask - powiedział Sean.
Z początku  trochę dziwnie się czuła, siedząc okrakiem na motorze i obejmując Seana, z 
którym zamieniła wszystkiego kilka słów. Ale im dalej odjeżdżali od domu, tym bardziej  
Megan się odprężała i cieszyła przejażdżką. Sean odwalił kawał porządnej roboty  z tym 
motorem. Ledwie dodawał gazu, a i tak słyszała i czuła moc silnika. Skręcił, nie zmniejszając 
prędkości. Megan odruchowo ścisnęła go mocniej.

background image

-

Przepraszam! - wrzasnął Sean. - Nie przywykłem do pasażerów!

-

Nie ma sprawy! - odkrzyknęła Megan. - Ile tu jest amortyzatorów?

- Dwa z przodu i jeden tylny - odparł Sean pochwili wahania.
-

To czuć - stwierdziła Megan. - Pokażesz mi kiedyś dane techniczne?

- Taa. Jasne. - odparł Sean.
-

A z którego roku jest silnik? Dziewięćdziesiąty siódmy Dziewięćdziesiąty ósmy?

-

Dziewięćdziesiąty ósmy.  - Ale włożyłem kilka nowszych  części - odparł Sean jakby 

speszony.
Megan to nie dziwiło. Niewiele dziewczyn znało się na motorach tak jak ona.
Sean zatrzymał harleya przed Liceum Baker. Nieliczni uczniowie jeszcze kręcili się przed 
wejściem,   bezczelnie   ignorując   późną   porę,   a   kilka   osób   pędem   nadbiegało   od   strony 
parkingu  żeby zdążyć przed dzwonkiem.
-

Dzięki wielkie. - Megan zdjęła kask i przełożyła nogę nad tyłem motoru.

- Znasz się na harleyach - stwierdził Sean.
-

Taa, pomagałam tacie wyremontować dwa, w zeszłym roku - pochwaliła się Megan. - 

Oba musiał sprzedać przed wyjazd dem do Korei, ale były naprawdę fajne.
- Umiesz jeździć? - spytał Sean.
-

Mam   tymczasowe   prawko   na   motor   -   powiedziała,   przygładzając   włosy.   -   No   cóż, 

ważne w Teksasie.
Sean pokiwał głową i spojrzał na Megan chyba po raz pierwszy, odkąd go spotkała.
- Zabiorę cię któregoś dnia, przejedziesz się — zaproponował.
- Taa? Nie trzeba...
-

Zabiorę cię któregoś dnia, przejedziesz się - powtórzył Sean z rozbawionym uśmiechem. 

- Lepiej już zmykaj.
Megan się uśmiechnęła.
- No cóż, dzięki raz jeszcze.
Zaczęła wbiegać po schodach w tym samym momencie, kiedy reszta uczniów kręcących się  
przy wejściu też uznała, że już czas wejść do środka.
- Hej! - zawołał Sean, odpalając silnik.
Megan obejrzała się za siebie, wymachując kaskiem trzymanym w ręce.
-

Nie daj się moim braciom - zawołał Sean. - To banda pacanów.

Znów się uśmiechnęła. Sean odjechał pędem.

Miller ruszył się spod ściany przy drzwiach stołówki, kiedy Megan podeszła. Nie mogła się 
już bardziej zdziwić, widząc, że na nią czeka, nawet gdyby stał tam nago.
- Cześć, Miller - powiedziała.
-Cześć - odparł i ruszył za nią do stołówki. - Znów jemy w środku?
Megan przystanęła i się rozejrzała. Ria, Pearl i Jenna już siedziały przy stole. Wszystkie trzy 
przez cały dzień ostentacyjnie ją ignorowały. Finn zajmował miejsce w przeciwległym kącie 
sali   ze   szkicownikiem   otwartym   przed   sobą,   plecami   do   drzwi.   Kilka   koleżanek   Hailey 
gapiło się na nią pogardliwie. Evana nigdzie nie było widać.
-

Czemu Evan McGowan miałby się zadawać akurat z nią, tego już zupełnie nie rozumiem 

- szepnęła głośno jakaś dziewczyna do koleżanki, mijając Megan.

background image

-

Czy ona w ogóle spogląda czasem w lustro? - dorzuciła tamta.

-

Nie, lepiej wyjdźmy na zewnątrz - zwróciła się Megan do Millera. - Dzisiaj jest piękna 

pogoda.
-

Taa. Dzisiaj jest piękna pogoda - powtórzył Miller i pokiwał głową. Poszedł przodem w 

stronę dziedzińca:
Megan i Miller zostawili swoje rzeczy na zewnątrz i wrócili do bufetu. Dwie dziewczyny 
stojące   w   kolejce   przed   Megan   cały   czas   rozmawiały   przyciszonym   tonem,   a   potem 
roześmiały się demonstracyjnie. Megan zapłaciła za lunch i znów wyszła na zewnątrz.
- Po co ci to? - Miller wskazał kask motocyklowy.
-

Och, nie chciał się zmieścić do szafki - wyjaśniła Megan, potrząsając butelką mrożonej  

herbaty. Potem zamilkła i spojrzała na chłopaka z szeroko otwartymi oczami. - Hej! Właśnie  
zadałeś mi pytanie!
Miller zarumienił się i wzruszył ramionami, wbijając wzrok  w tacę.
- Ćwiczyłem.
-

Naprawdę? - Megan przepełniła duma. - Miller! To fantastyczne!

v - Co takiego?
Megan i Miller podnieśli wzrok i zobaczyli Aimee, która stała obok ich stolika ze swoją tacą. 
Megan widziała przyjaciółkę  po] raz pierwszy tego dnia. Aimee miała włosy  podpięte z 
boków spinkami i jasnoniebieską bluzkę, która podkreślała kolor oczu
-

Och... nic, nic. Pracujemy  razem nad pewnym  projektem - wyjaśniła  Megan, trochę 

podenerwowana. Biorąc pod uwagę! że przez cały dzień każdy jej unikał, odebrała to jako 
przyjemną niespodziankę. - A co ty tu robisz?
-

Och,   jest   tak   słonecznie...   Pomyślałam,   że   zobaczę,   jak   się   tutaj   siedzi.   -   Aimee 

rozejrzała się wkoło, jakby nigdy przedtem nie widziała dziedzińca na oczy. - Miłe miejsce.
Megan zrobiło się ciepło na sercu. Wymieniły z Aimee uśmiechy.!
-

To   jak,   można...?   -   spytała   Aimee,   zerkając   na   Millera,   który   pracowicie   ustawiał 

jedzenie na tacy.
-

Miller, czy nie będzie ci przeszkadzało, jeśli Aimee z nami usiądzie? - spytała Megan.

-Aimee? - powtórzył Miller.
- Taa, to moja przyjaciółka, Aimee - powiedziała Megan.
- Cześć - odezwała się Aimee.
- Cześć - odparł Miller, nie podnosząc wzroku.
- Załatwione. Siadaj - szepnęła Megan do dziewczyny.
Kiedy tylko Aimee usiadła, Megan poustawiała wszystko na,
jej tacy we właściwej kolejności. Aimee patrzyła na przyjaciółkę przez chwilę, wzruszyła 
ramionami i sięgnęła po kanapkę.

-

No i jak ci się podoba w nowej szkole? - zapytała Aimee z nutką ironii w głosie.

-

Och, jest po prostu cudownie! - odparła Megan, podchwytując ten ton. - Wszyscy są tu 

tacy mili!
-

No cóż, przynajmniej niektórzy - powiedziała Aimee. - Prawda, Miller?

Chłopak   nie   odpowiedział.   Zacisnął   dłonie   pod   stolikiem   i   wpatrywał   się   w   nietknięte 
jedzenie. Aimee niepewnie zerknęła na przyjaciółkę. Megan odłożyła widelec i odchrząknęła.

background image

-

Hej, Miller, a może zapytasz o coś Aimee? - zaproponowała Megan. - No wiesz, tym 

sposobem z baseballem...
Miller spojrzał na Megan. Miał minę spłoszonego królika w klatce, ale Megan rozpoznała  
ślad nadziei pod tą nerwowością. Miller naprawdę chciał sobie z tym poradzić.
-

No już, spytaj o cokolwiek - zachęciła. - Ona jest naprawdę miła. Przysięgam.

Miller zgarbił się w idealnie okrągłe C, ale był aż sztywny z napięcia. Wpatrując się w blat 
stolika, wziął głęboki oddech.
-

Kapitan   drużyny   New   York   Yankees,   Thurman   Munson,   zginął   w   katastrofie 

samolotowej w 1979 roku - powiedział szybko. - Chodzisz z Megan do klasy?
Aimee miała lekko zdziwioną minę, ale dość prędko wzięła się w garść.
- Hm... taa - odparła.
Megan wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
-

Kapitan   drużyny   New   York   Yankees,   Derek   Jeter,   wygrał   swoją   pierwszą   Złotą  

Rękawicę w 2004. Lubisz baseball? - mówił dalej Miller.
Aimee   roześmiała   się,   spoglądając   pytająco   na   Megan,   ale   przyjaciółka   tylko   wzruszyła 
ramieniem. Aimee po prostu się przekona, że Miller jest taki sam jak wszyscy. Powoli, ale 
systematycznie.
-

W sumie tak - odparła Aimee. - Jestem kibicem Oakland A Może to dziwne, ale mój tata 

dorastał w północnej Kalifornii i...

-

A wiesz, że członek Panteonu Sław, Reggie Jackson, grał dla Oakland A przez dziewięć  

lat? - spytał Miller, po raz pierwszy spoglądając na Aimee.
-

Nie... Tego nie wiedziałam - odparła Aimee z uśmiechem. — Człowiek codziennie się 

uczy czegoś nowego.
Megan też się uśmiechnęła.
- Taa, to prawda - przyznała.

lego wieczoru Megan wyszła ze swojego pokoju, akurat gdy Evan pojawił się u szczytu 
schodów; Oboje przystanęli. Przez ułamek sekundy Megan była pewna, że Evan coś powie, 
ale on ją minął i poszedł do siebie do pokoju. Zatrzasnął drzwi tak mocno, że poczuła wstrząs 
całym ciałem.
Zawróciła na pięcie, zaciskając dłonie w pięści, i gniewnie spojrzała na drzwi do pokoju 
Evana. Miała ochotę walić w nie; tak mocno, aż je wyrwie z futryny. Przecież on miał być 
ideałem.
Na podwórku rozległ się jakiś hałas. Megan podkradła się do końca korytarza, żeby wyjrzeć 
przez okno. Drzwi do szopy właśnie się zamykały.
Finn.
Był tak samo beznadziejny, jak jego brat. On też dzisiaj rano porzucił ją własnemu losowi i  
nawet słowem nie odezwał się na hiszpańskim, chociaż sam nie poradziłby sobie z testem.] 
Megan zawróciła i zbiegła po schodach. Może za bardzo się bała wygarnąć Evanowi, ale  
Finn... Zaraz powie temu chłopakowi co o nim myśli.
-Wszyscy jesteście beznadziejni! - krzyknęła Megan, szarpinięciem otwierając drzwi szopy.
Finn   opuścił   rękę.   Pędzel  zostawił   smugę   pomarańczowej   farby  na   nogawce   dżinsów,   a 
potem upadł na podłogę.

background image

- Słucham? - wymamrotał zdezorientowany chłopak.
- Ty! Jesteś beznadziejny! - gotowała się ze złości Megan.
-Już o tym rozmawialiśmy. Wiem, że jestem do niczego,.
-

Nie chodzi:mi o twoją sztukę. Wy! Wy... faceci! - wrzeszczała Megan. ,

Finn zamrugał.
- No nie, jako facet jestem całkiem w porządku.
-Och, przestań! - Megan stanęła naprzeciwko niego i wyprostowała się. - O Co wam chodzi? 
Powariowaliście? Czy już się tacy urodziliście? A może wasze mózgi są niedotlenione od  
zakładania nelsonów, co?
-

Megan, lepiej sobie usiądź. — Finn ostrożnie wyciągnął ręce w jej stronę. Trzymając ją 

na odległość ramienia, poprowadził do starej ławki i popchnął łagodnie, aż musiała usiąść. - 
A teraz mów. Chodzi o Haileyi Evana?
-

Nie! O ciebie! Zostawiłeś mnie dziś rano - powiedziała Megan. - A w moim rowerze 

były   przebite   opony.   Wy   mi,   cholera,   poprzebijaliście   opony!   Co   to   ma   być?   Szpital 
McGowanów dla niebezpiecznych przestępców?
-

Hej, hej, hej! - wtrącił się Finn. - Po pierwsze, ja cię dzisiaj rano wcale nie zostawiłem. 

Evan mi powiedział, że chcesz pojechać do szkoły na rowerze.
- Taa, jasne - mruknęła Megan.
- Tak powiedział!
-

No cóż, ale ode mnie tego nie usłyszał - odparła Megan, z trudem przełykając ślinę. Na 

samą myśl, że Evan specjalnie wprowadził brata w błąd, wywracał jej się żołądek. — Chyba 
wszyscy w tej okolicy oszukują.
-

Znów   muszę   stanąć   we   własnej   obronie.   -   Finn   wytarł   ręce   w   starą   szmatkę   do 

czyszczenia pędzli i zaplótł ramiona na piersi. - Czyja cię kiedykolwiek okłamałem?
Megan popatrzyła na niego.
-

Nie. A przynajmniej nic o tym nie wiem - mruknęła, odwracając oczy.

-

Okay, to już coś. - Finn podsunął sobie stołek. - A teraz, bądź tak uprzejma i wyjaśnij 

mi, co tak naprawdę zaszło na piątkowej imprezie.

-

O rany. Chyba żartujesz - zawołała z ironią Megan. - Ktoś

 i 

chce usłyszeć moją wersję 

tej historii?
- Tak - odparł Finn. - Ja chcę.
Megan wzięła głęboki oddech i usiadła prosto.
-

Okay, zobaczyłam,

 że

 Hailey i Evan kłócą się ze sobą, a potem Evan poszedł do pokoju 

bilardowego. Po jakimś czasie szukałam łazienki i przez pomyłkę trafiłam do pokoju, gdzie 
na   łóżku   leżał   Evan.   Usiadłam   obok   niego   i   spytałam,   co   się   dzieje.   Po   prostu 
rozmawialiśmy. Nagle do środka wpadła Hailey, zobaczyła nas i dostała szału. Wybiegliśmy 
za nią, ale zniknęła w tłumie. Wtedy Evan wyszedł z imprezy i to wszystko.
- To wszystko - powtórzył Finn.
-Właśnie tak! - potwierdziła Megan, niemal krzycząc. - Godzinę później do Aimee i do mnie 
podeszła Jenna i powiedziała, że przed chwilą widziała, że Doug i Hailey uprawiają seks w 
lasku. Nic więcej nie wiem.

background image

-

Okay,  niech jak sobie wszystko poukładam. Byłaś na łóżku z Evanem... - zaczął od  

początku Finn.
-I   co   z   tego?   -   Megan   przewróciła   oczami.   Zarumieniła   się   -   Siedziałam  tam  całe   pięć 
sekund.
- Więc Hailey niczego nie zobaczyła - stwierdził Finn.
- Nie miała czego.
-

A ty jej nie powiedziałaś, że między tobą a Evanem coś zaszło.

-Nie!
- Wierzę ci - oznajmił Finn i wstał.
-

Naprawdę? - spytała Megan zaskoczona. - Nawet nie chcesz sobie tego przemyśleć?

-A   o   czym   tu   myśleć?   -   Finn   podniósł   z   podłogi   pędzel.   |Jesteś   porządną,   uczciwą  
dziewczyną   i   wyraźnie   się   tym   wszystkim   martwisz.   Evan   i   Hailey   żyją   takimi 
dramatycznymi sytuacjami. Jako ekspert znający wszystkie zainteresowane strony uważam, 
że bez własnej winy, przypadkowo zostałaś wciągnięta przez tajfun zwany „Evan i Hailey". - 
Zanurzył pędzel w wodzie  i pokręcił nim,  oglądając się przez ramię na Megan. - Nadal 
sądzisz, że jestem beznadziejny?

Megan się uśmiechnęła.
-Już trochę mniej.
-

Słuchaj... - Finn westchnął głęboko. - Evan zmieni zdanie.

- Tak myślisz?
- Taa, na pewno.
Megan bardzo chciała uwierzyć Finnowi. Przecież znał Eva- na o wiele lepiej niż ona. Ale 
nadal nie mogła zapomnieć zdesperowanej miny Evana i tego, jak mówił, żeby trzymała się 
od   niego   z   daleka.   Zdecydowanie   nie   wyglądał,   jakby   zamierzał   zmienić   zdanie   w   tej 
sprawie.
-Ale z Dougiem tak ławo nie pójdzie - dorzucił Finn.
Megan głośno wciągnęła powietrze.
-

Wiesz,   co  mnie   dziwi?   Prawie   jestem  w  stanie   zrozumieć,   czemu   Doug   to   zrobił   - 

powiedziała.
-Hę?
-

No bo jeśli najseksowniejsza dziewczyna w szkole rzuca ci się w ramiona i mówi, że 

zerwała ze swoim chłopakiem... A oboje jesteście nieźle pijani...
Finn zmarszczył brwi, odkładając pędzel do wyschnięcia.
- Gadasz jak facet - stwierdził wyraźnie zdziwiony.
-Ja tylko dostrzegam rzeczy oczywiste - odparła.
-

No cóż, posłuchaj, chciałbym tylko,  żebyś wiedziała, że nie wyjechałbym do szkoły 

dziś rano bez ciebie, gdybym nie rozmawiał z Evanem - powiedział Finn.
Zaglądając mu w oczy,  Megan nie mogła  uwierzyć, że choć przez chwilę  podejrzewała  
Finna o tak niegodziwe zachowanie. Finn to przecież Finn.
- Więc jutro zawiozę cię do szkoły - dodał.
-

Nie, dzięki - odparła Megan, myśląc o tym, jak lodowato potraktował ją Evan przed 

chwilą. - Przez jakiś czas będę jeździła rowerem.

- Mówiłaś, że ktoś ci poprzecinał opony - zauważył Finn.

background image

- Racja, muszę to naprawić. - Megan wstała. - Macie pompkę?
-

Gdzieś jest - powiedział Finn. - Pewnie w garażu. Pomogę ci znaleźć.

-

Fajnie. - Megan pierwsza wyszła z szopy. - I jak, kogo powinnam za to obwinie?

-

Za szczeniackie jak na Evana - ocenił Finn, stając z boku, kiedy Megan wyprowadzała 

rower. - Chciałbym też móc powiedzieć, że to zbyt niedojrzałe jak na Douga, ale... kto się na-
bierze? Najlepiej obstawić, że to on albo łan.
Megan westchnęła.
- No cóż, przynajmniej wiem, kim są moi wrogowie.
- I, mam nadzieję, kto jest twoim przyjacielem — dodał Finn.
Jego uśmiech dotknął jakiejś czułej strony w jej duszy. Spuściła oczy i poprowadziła rower  
przez trawnik.
- Dzięki.
Megan i Finn właśnie dochodzili do drzwi garażu, kiedy ich uwagę zwrócił dobiegający z 
ulicy pisk opon. Megan oparła rower  o ścianę. Weszli na podjazd akurat w chwili, gdy Doug 
nurkował   głową   naprzód   na   tylne   siedzenie   odpicowanej   hondy   civic.   Miała   neonowe 
podświetlenie podwozia i felgi, które pewnie kosztowały więcej niż sam samochód. Megan 
zmarszczyła nos, czując dym walący z okien hondy. Kilku pasażerów zaczęło wiwatować i 
coś   krzyczeć,   kiedy   silnik   zaryczał.   Samochód   odjechał.   Mimo   znaku   stopu   poślizgiem 
wszedł w zakręt i zniknął w oddali.
-

Nic dobrego z tego nie będzie - stwierdził Finn, na głos wyrażając to, co pomyślała 

Megan.

-

Na pewno nie chcesz, żeby cię podwieźć, Megan? - spytała Regina następnego ranka, 

chowając portfel i okulary słonecznej do torebki.

Megan siedziała przy śniadaniu naprzeciwko Caleba i lana. Po jej prawej stronie Sean sączył 
kawę i czytał Szklane miasto

Paula Austera. Megan pomyślała, że później sprawdzi w sieci, co to za książka.
-Nie, dzięki, W sumie lubię jeździć na rowerze - powiedziała Megan.
-

Okay.  Ale jak zmienisz  zdanie... - Zerknęła na zegarek i trochę nerwowo  poprawiła 

pasek torebki. - Doug! Jedziemy! Spóźnię się do pracy!
-

Drukuję! Nie wyskakuj z gaci! - odkrzyknął Doug z głębi domu.

Regina spojrzała na Megan.
-

Czy on mi właśnie powiedział, żebym nie wyskakiwała z gaci?

- Chyba tak - odparła Megan i puściła do Reginy oko.
-

Ten chłopak ma szczęście, że go nie wychowuje moja matka - stwierdziła Regina. - 

Wybiłaby mu wszystkie zęby
- Co on tam robi? - spytała Megan.
-Sprawdza   komputerowym   słownikiem   swoje   wypracowanie   o  Szkarłatnej   literze   - 
poinformowała Regina. - Ale i tak powinnam się cieszyć, że w ogóle odrabia lekcje. W 
zeszłym roku wychowawczyni ciągle narzekała, że Doug marnuje swoje zdolności.
- Naprawdę? - spytała Megan.
-Doug jest rodzinnym bystrzakiem - wyjaśnił obojętnym tonem Sean.
-

Nie on jeden - odpaliła Regina, patrząc na Seana znacząco. Złapała kluczyki.

Sean zignorował uwagę matki i nabrał sobie potężną łyżkę musu czekoladowego.

background image

- Doug! - krzyknęła Regina.
-

Cierpliwości, kobieto - wrzasnął Doug, truchtając korytarzem w ich stronę. W porannym 

świetle wyraźnie było widać, że ma podbite oczy. Wcisnął wydruk do torby i mijając matkę, 
wyszedł na werandę, gdzie już czekał Miller.
Regina wzięła głęboki oddech.
-

Boże, daj mi spokój ducha, abym umiała zaakceptować to, czego nie potrafię zmienić... - 

mruknęła i poszła za synem. - Sean! Upewnij się, że chłopcy zdążą na autobus!
-

Na razie - powiedziała Megan. Wstała i wstawiła swoją miseczkę do zlewu.

- Taa - mruknął Sean.
Megan wsiadła na rower i popedałowała do szkoły, myśląc
- wymianie uwag między Seanem a Reginą. Jeśli Doug i Sean rzeczywiście byli rodzinnymi 
bystrzakami, to Megan mogła sobie wyobrazić frustrację ich rodziców. Doug cały czas mazał 
po spodniach i wrednie się zachowywał, a Sean wiecznie grał na gitarze albo zajmował się  
motocyklem.
Kiedy   Megan   mijała   szkolny   parking,   zauważyła   grupkę   osób   stojących   pod   zachodnią 
ścianą Liceum Baker. Zahamowała 
- I

zmrużyła oczy, patrząc pod słońce. Ktoś wymalował mur niebieską i srebrną farbą. 

Z tej odległości nie mogła zobaczyć szczegółów rysunku, ale zajmował niemal całą wolną 
powierzchnię.
-

Co się dzieje? - spytała rudego dzieciaka, który ustawiali obok swój rower.

- Musisz to zobaczyć — odparł. - Cholernie warto.
Megan   zmarszczyła   brwi,   kiedy   dzieciak   ruszył   w   stronę   zbiegowiska.   Zapięła   zamek 
roweru. Nagle ktoś przesłonił słońce. To był Finn. Minę miał marną.
- Co? — spytała.
- Mówiłem ci, że nie będzie z tego nic dobrego.
Megan wstała ogarnięta wielkim niepokojem.  Popatrzyła za   plecy chłopaka, w kierunku 
szkoły.
- O nie... - wymamrotała.
- O tak - mruknął Finn.
Razem wspięli się pod górę i dołączyli do zbiegowiska. Nauczyciele, uczniowie, pracownicy 
administracji, woźni - wszyscy gapili się, śmiali albo kręcili głowami. Wielkimi niebieskim i 
srebrnymi literami wypisano słowa: BAK£R DO Dupy. 
A   pod   spodem   znajdował   się   naprawdę   bardzo   dobry   rysunek   znanej   postaci   anime, 
obsikującej kurtkę reprezentacji Liceum Baker.
- No cóż, mogli narysować coś znacznie gorszego - stwierdziła jakaś dziewczyna stojąca 
przed Finnem.
Kilka osób roześmiało się, a Megan i Finn wymienili spojrzenia. Megan zrozumiała teraz, 
dokąd   Doug   wybrał   się   poprzedniego   wieczoru.   Nie   miała   też   wątpliwości,   że   wszyscy 
uczniowie i nauczyciele szybko zwrócą uwagę na własnoręcznie ozdabiane ubrania Douga.

Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakrę

cona@rockin.com

Temat: Przewodnik po chłopakach

background image

Megan przewodnik po chłopcach Zapis dziesiąty

Uwaga nr 1: Chłopcy mają mocno niedojrzałe sposoby na pokazywanie, co myślą.
Na przykład pozbawiają cię możliwości dojazdu do szkoły. Albo przecinają ci opony 
roweru. Albo malują sprayem graffiti z postaciami, które sikają.
Uwaga nr 2: Chłopcy potrafią cię uspokoić samym tonem głosu.
A przynajmniej Finn to umie.

M

Rozdział 13

Megan musiała w myślach podziękować Dougowi i jego kumplom - ich niepoprawna 
artystyczna demonstracja zdecydowanie odwróciła uwagę od jej rzekomych wybryków 
Przez cały dzień wszyscy mówili wyłącznie o graffiti na murze szkoły. Kto to zrobił? 
Ktoś   z   konkurencyjnej   szkoły?   Jak   im   się   udało   dostać   tak   wysoko?   Wszyscy 
zapomnieli, że Megan Meade w ogóle istnieje.
Na   korytarzach   szumiało   od   plotek,   kiedy   Megan   i   Finn   wy-i   szli   z   klasy   po 
hiszpańskim. Po drugiej stronie korytarza czekała na nich Aimee.
- Co słychać? - spytała Megan.
-

Namierzają   podejrzanych   -   poinformowała   Aimee.   -   Betsy   wyciągnęła   z 

trygonometrii Chada Linusa w samym środku klasówki.
-

O cholera! - Finn stanął jak wryty, kiedy weszli do głównego holu.

- Co? - Megan podążyła za jego wzrokiem.
Kilka   drzwi   dalej   jakiś   wysoki   facet   z   szerokimi  ramionami   kwadratową   szczęką   i 
okularami z grubymi szkłami wprowadzał Douga do któregoś pokoju biurowego. Facet 
wyglądał jak Frankenstein bez kołków w szyi.

- Kto to jest? - spytała Megan.
- Wicedyrektor - odparła Aimee. - Doktor Frank.
-

Żartujesz... - Megan spojrzała z powątpiewaniem na przyjaciółkę.

- A co, nieźle pasuje nazwisko do osoby - wtrącił się Finn.
Doug wbijał wzrok w ziemię, wchodząc do gabinetu. Wyglądał jak dzieciaczek, który 
ze wszystkich sił stara się odgrywać twardziela. Ogarnęło ją współczucie dla Douga,  
ale jednocześnie miała ochotę podejść do niego i dać mu klapsa. Naprawdę uważał, że 
nie zostanie przyłapany?
- Idę tam. - Finn ruszył korytarzem.
- Co? Dlaczego? - spytała Megan. - Co oni teraz zrobią?
-

Nie wiem, ale to mój brat. - Finn wzruszył ramionami. - Może to głupie, ale mam 

taką odruchową potrzebę, żeby pomóc dzieciakowi.
-

Okay, rozumiem. Naprawdę - powiedziała Megan. - Ale to on wymalował mur. 

Może właśnie powinien być ukarany. Sama nie wiem. Może to go nauczy rozumu.
Finn wypuścił powietrze z płuc.
- Megan, nie zrozum mnie źle, ale ty nie znasz całej historii.

background image

-Jakiej całej historii? - spytała Megan.
-

Z Dougiem - wyjaśnił Finn. - To  nie takie proste, jak myślisz. No  bo spróbuj 

dorastać jako brat bliźniak Millera. W dodatku w otoczeniu pięciu innych braci. On nie 
jest złym człowiekiem, rozumiesz? Ale jest...
Megan z wysiłkiem przełknęła ślinę.
- Twoim bratem.
-

Taa - powiedział Finn. - Ja nie twierdzę, że to wszystko usprawiedliwia, naprawdę. 

Bo tak nie jest. Ja tylko mówię, jak to wygląda z jego strony. To nic zabawnego, kiedy 
dzieciak tuż obok ciebie skupia na sobie całą uwagę otoczenia. A przecież nie możesz  
przeciwko temu zaprotestować, bo tamten jest chory.
Megan i Aimee wymieniły spojrzenia.
-

Okay, ale co chcesz tam powiedzieć? - odezwała się w końcu Megan.

Finn odwrócił się i ruszył w stronę drzwi gabinetu. Westchnął i uniósł oczy do nieba.
-

Nie wiem. Może po prostu skłamię, że wczoraj wieczorem Doug był ze mną - 

powiedział.
- Nigdy ci nie uwierzą - stwierdziła Aimee.
-

Ona ma rację - wtrąciła Megan. - Jesteś jego bratem. Po- myślą, że kłamiesz, żeby 

go  wydostać z tarapatów. — Megan zaczęło bić szybciej serce. Przypomniała sobie 
wyraz twarzy Douga po bójce z Evanem. Widziała, jak traktował lana i Caleba Cóż, pod 
przebraniem gangsta krył się całkiem przyzwoity dzieciak. Chyba wystarczyło tylko, 
żeby ktoś to zauważył. - Alej może kupią tę historię ode mnie.
Sięgnęła do klamki drzwi, ale Finn złapał ją za ramię.
Megan...
-

Daj  spokój,  Finn.   Ja  nie  mam  żadnego   powodu,  żeby   go   ochraniać,   prawda?  - 

powiedziała Megan.
Finn się zamyślił.
-Ale ty przecież nie cierpisz Douga. Więc... czemu to robisz?
-

Nazwijmy to zboczeniem - zażartowała. - Nie lubię patrzeć, jak moi przyjaciele się 

martwią.
Finn uśmiechnął się, a Megan serce zabiło.
Otworzyła drzwi i weszła do gabinetu, a potem wystawiła głowę na korytarz.
-

Oczywiście mówiłam o twoim zmartwieniu, nie jego zmartwieniu.

Finn się roześmiał.
- Idź już.
Drzwi   zamknęły   się  za  Megan.   Doug   siedział   pod  ścianą,  na,  starej,   krytej  skajem 
kanapie.   Podniósł   wzrok,   kiedy   Megan]   weszła   do   środka.   Na   kolanach   miał   stos 
książek.  Na każdej było   mnóstwo  jego  oryginalnych  rysunków.  Megan  cmoknęła  z 
niesmakiem i złapała książki, siadając obok niego.

-

Wiesz co, jak na rzekomo bystrego faceta, nie myślisz za szybko - powiedziała  

Megan, rozpinając plecak.
- Co robisz? - spytał Doug.
-Ratuję ci tyłek. - Megan wyjęła kilka własnych, czystych podręczników i położyła 
Dougowi na kolanach, a potem schowała jego książki do swojego  plecaka. - Gdzie 
twoje wypracowanie o Szkarłatnej literze? - spytała.

background image

- Co? Powaliło cię.
- Gdzie je masz? - spytała jeszcze raz Megan.
Chłopak skrzywił się, pochylił i wyciągnął kartki z jednego ze swoich zeszytów. Megan 
ułożyła wydruki na stosie książek, a potem zapięła swój plecak.
Z wewnętrznego gabinetu wyjrzał doktor Frank.
- A to kto? - spytał, patrząc na Megan.
-Jestem tu jako świadek - Megan wstała.
- Nie potrzebuję twojej pomocy, yo! - Doug również wstał.
Megan z ulgą zauważyła, że przynajmniej zostawił swoje pomazane rysunkami spodnie 
w domu. Teraz miał na sobie czyste dżinsy, choć trochę postrzępione.
-

Taa, jasne - mruknęła Megan. Wyciągnęła rękę do doktora Franka, który uścisnął ją 

po chwili totalnego zaskoczenia. - Jestem Megan Meade. Chodzę do Baker od tygodnia 
- dodała. - Wiem, co Doug robił wczoraj wieczorem.
-

Ach tak? - Doktor Frank zaplótł długie ramiona na piersi. - No to wejdźcie.

Megan   z  uśmiechem   przeszła   obok   wicedyrektora,   a   za   nią   kroczył   Doug,   który   - 
całkiem mądrze i po raz pierwszy od chwili, kiedy Megan go poznała - trzymał buzię na 
kłódkę. Gabinet przypominał loch. Ściany pomalowano na szaro, a na biurku paliła się 
tylko lampka ze słabą żarówką. Pionowe żaluzje zostały szczelnie zasunięte, a jedyną 
ozdobą gabinetu był oprawiony w ramki dyplom doktora Franka i plakat z biegaczami 
długodystansowymi podpisany: DYSCYPLINA.
-

Proszę siadać - Doktor Frank wskazał dwa krzesła stojące przed jego metalowym 

biurkiem.

Doug opadł na krzesło. Megan usiadła na skraju drugiego wyprostowana jak struna. 

Jedno wiedziała na pewno - jak rozmawiać z surowymi dorosłymi. W końcu dorastała w 
otoczeniu oficerów armii - taki wicedyrektor to przy nich drobiazg. 

- N a   początku   chciałbym   zaznaczyć,   że   kiedy   zobaczyliśmy   dziś   rano   graffiti 

wykpiwające  Liceum  Baker,  z  góry  założyliśmy,  że  tego  czynu   dokonali  uczniowie 
szkoły rywalizującej z nami. Ale zanim zwrócimy się do władz z prośbą o przejęcie! 
śledztwa,   musimy   się   upewnić,   że   sprawca   nie   chodzi   po   naszych   korytarzach: 
Rozumiecie, jak bardzo byłoby to żenującej

Megan pokiwała głową. Doug zaczął się kręcić na krześle. 
- Panie McGowan, wiem o tym z pewnego  źródła, że... postać ozdabiająca naszą 

ścianę należy do pańskich ulubionych a mówił dalej doktor Frank, zaplatając dłonie na 
brzuchu i wygodniej rozsiadając się w fotelu. - Większość pańskich kolegów już się  
przyznała   do   współudziału.   Nie   jestem   pewien,   czy   znajdzie   się   dla   niego   jakieś 
usprawiedliwienie, panno Meade.

- Facet, daj spokój. Ja nic nie...
- Doug i ja uczyliśmy się razem wczoraj wieczorem. - Megan przerwała chłopakowi, 

zanim   zdążył   palnąć   coś,   czego   później   by   żałował.   -   Pomagałam   mu   napisać 
wypracowanie na temat Szkarłatnej litery. Mój nauczyciel poświęcił w zeszłym roku pół 
semestru   na   tę   lekturę,   więc   znam   ją   na   pamięć.   W   każdym   razie,   siedzieliśmy 
przynajmniej do dwunastej i Doug już prawie zasypiał, kiedy wychodziłam od niego z 
pokoju, więc...

- Pomagała ci w pracy domowej? - zwrócił się doktor Frank; do Douga.

background image

- Tak właśnie powiedziała - odparł Doug wojowniczo.
Megan westchnęła. Naprawdę niczego jej nie ułatwiał.
- Czyja mogę zobaczyć to wypracowanie? - poprosił doktor Frank.

Och! Ja je mam - odparła słodko Megan. - Obiecałam mu, że jeszcze raz przeczytam na 
dużej przerwie. - Wyjęła wydruk z torby i podsunęła doktorowi Frankowi. - Tak przy 
okazji, wypadło świetnie - zwróciła się do Douga.

Chłopak spojrzał na nią, jakby mówiła po chińsku.
Doktor Frank powoli przewracał stronice. Megan wiedziała, że on tylko gra na zwłokę,  
obmyślając następny ruch.
-

A może po prostu próbujesz ochraniać McGowana? - spytał wreszcie doktor Frank.

-Ja? Ochraniać jego? - oburzyła się Megan. - Och, proszę... Po pierwsze, moi rodzice 
służą zawodowo w armii i nauczyli mnie nie oszukiwać zwierzchników - powiedziała 
Megan   poważnie.  Nauczyli  mnie też,   że   zawsze  trzeba  być  lojalnym   wobec  swojej 
jednostki. - Po drugie, nie mam żadnego powodu, żeby ochraniać Douga. Nie cierpimy 
się nawzajem.
- Święta prawda - przyznał Doug.
-Jeśli tak, to czemu pomagałaś mu odrobić lekcje? - spytał doktor Frank. Wyglądał jak 
kot, który właśnie połknął kanarka.
-

No cóż, przecież nie mogę odmówić człowiekowi, który przychodzi do mnie w 

potrzebie, z żałosną miną, prawda? - spytała Megan z pobłażliwym uśmiechem.
Doug przewrócił oczami. Doktor Frank przyglądał się im przez długą chwilę. Wreszcie  
westchnął i oddał wydruk Dougowi.
-

No   cóż,   Douglasie,   żaden   z   kolegów   nie   wspomniał   o   twoim   udziale   w   tym 

incydencie. Ale ja wiem, że uwielbiasz anime... - Doktor Frank pokręcił głową. - Nie 
mam   przeciwko   tobie   żadnych   wyraźnych   dowodów,   więc   nie   mogę   obciążyć   cię 
odpowiedzialnością.
-

To do widzenia. - Doug z hurkotem poderwał się z krzesła i ruszył do drzwi.

-

Ale...! - zawołał za nim doktor Frank, a Doug przystanął. - Chciałbym powierzyć 

tobie i pannie Meade rolę opiekunów grupy Wyznaczonej do usunięcia graffiti.
-

Co? Przecież pan słyszał, że ja nie miałem z tym nic wspólnego. .. — zawołał 

Doug.

-

Nieważne, panie McGowan. I proszę mi wierzyć, jeśli nie chce pan, żebym bardziej 

dogłębnie   zbadał   całą   tę   sprawę,   natychmiast   przyjmie   pan   moją   wspaniałomyślną 
propozycję - powiedział doktor Frank, podnosząc się z fotela; I Megan, i Doug musieli 
zadrzeć wysoko głowy, żeby spojrzeć na wicedyrektora. - Zorganizujcie sobie zespół, a 
administracja przygotuje środki czyszczące, które będą na was czekały dzisiaj zaraz po 
szkole.
- To nie... - zaczął Doug.
-

Oczywiście,   przyjdziemy   -   wtrąciła   natychmiast   Megan,   stając   w   otwartych 

drzwiach. - Miło było pana poznać, panie dyrektorze.
Uśmiechnął się po raz pierwszy, obnażając rząd bardzo dużych, żółtych zębów.
- Mnie też było miło, panno Meade.

background image

- Hej! No i jak poszło?
Finn stał tuż obok drzwi do stołówki, do której Megan weszła w chwilę po swojej 
rozmowie z doktorem Frankiem. Doug wcisnął Megan stos jej książek, odebrał własne i 
szybko poszedł w przeciwną stronę. Nawet nie wykrztusił słowa podziękowania!
-Wykręcił się... chyba - powiedziała Megan.
- Co to znaczy? - spytał Finn.
- No cóż, nie został zawieszony.
Twarz Finna się rozjaśniła.
- Megan, wspaniale! Dzięki wielkie!
-

Taa,   tylko   że   doktor   Frank   nie   uwierzył   nam   do   końca,   więc   jesteśmy   teraz 

odpowiedzialni za akcję usuwania graffiti - dodała Megan. - Musimy zebrać załogę, 
która spotka się dziś po lekcjach.
-

Uuu - Finn zrobił kwaśną minę. - No cóż, przyszłaś we właściwe miejsce.

Rozejrzeli się po stołówce, gdzie setki rówieśników siedziały i jadły, na pewno tylko  
czekając, żeby się zgłosić na ochotnika do zajęć po szkole.
- Trudno, muszę się tym zająć - mruknęła Megan.
- A co z Dougiem? — spytał Finn.
-

Na jego pomoc chyba nie ma co liczyć - odparła Megan, wchodząc do środka. - 

Życz mi powodzenia.
- Powodzenia — powiedział Finn z uśmiechem.
Megan   wiedziała,   że   większość   osób   nadal   nie   miała   najmniejszej   ochoty   z   nią 
rozmawiać ani nawet jej znać, ale nie widziała innego wyjścia. Doktor Frank wydał jej 
się człowiekiem dość zasadniczym. Kto wie, jaka ją czeka kara, jeśli sobie nie poradzi z  
tym   drobnym   zadaniem?   Postanowiła   zacząć   od   swoich   tak   zwanych   przyjaciółek, 
które przynajmniej kiedyś się do niej odzywały.
-

Cześć, dziewczyny. - Wpychając ręce w kieszenie dżinsów, podeszła do stołu od 

strony, gdzie siedziała Ria.
Przez   chwilę   nikt   nie   reagował.   Potem   Jenna   szybko   podniosła   oczy   znad   sałatki  
owocowej i odpowiedziała:
- Cześć.
-

A więc... tak teraz będzie? - spytała Megan. - Rozeszło się kilka plotek i nagle 

jestem jak choroba zakaźna?
Ria westchnęła i przerwała jedzenie. Pearl tylko zrobiła zbolałą minę.
-

No cóż, nieważne. Nie w tej sprawie tu przyszłam. Zbieram grupę ochotników do 

usuwania graffiti dziś po południu. Pomyślałam, że może będziecie chciały się włączyć.
-

Niech zmywają ci, którzy pomazali ścianę - parsknęła Ria. - A może to ty zrobiłaś?

- Nie jestem wandalem - odparła Megan.
- A kim? - rzuciła zawadiacko Ria.
- Ria... — odezwała się cicho Jenna.
-

Nie, nic się nie stało, Jenna. - Megan zaczęło się robić gorąco. - Wiesz co, Ria? Ja 

nie zrobiłam nic z tego, o co jestem posądzana. Ale teraz problem polega na tym, że  
nasza szkoła została zeszpecona, więc trzeba to naprawić. I ja się tym zajmę, chociaż  
jestem tu zaledwie od tygodnia i nie cierpię tej budy.

background image

Ria spuściła wzrok. Wydawała się trochę mniejsza niż przed chwilą.
-

Wierzcie sobie, w co chcecie, na mój temat - dodała Megan. - Ale mam nadzieję, że 

zobaczę was po szkole.
Odwróciła się i podeszła do następnego stolika. Nie chciała]pozwolić, żeby dotknęło ją 
zachowanie   Rii,   ale   w   sumie   była.   zadowolona,   że   tak   się   stało.   Potrzebowała 
przypływu świętego oburzenia, żeby stawić czoło reszcie uczniów.
-Cześć, jestem Megan Meade - zaczęła. - Zbieram grupę; osób, które pomogą mi usunąć 
graffiti...
Ciągnąc swoją mówkę, Megan zauważyła, że w przeciwległym krańcu stołówki Finn 
zwracał się do osób przy stole dla artystycznych typów. Megan pochwyciła spojrzenie 
chłopaki i się uśmiechnęła. Finn odpowiedział uśmiechem.
Megan szybko znów skupiła się na bieżącym Zadaniu. Musiała wykorzystać tę falę 
adrenaliny.

Tego   popołudnia   Megan   zwolniła   się   z   treningu   -   ku   wielkiemu   niezadowoleniu 
Leonard - i poszła pod mur szkoły. Miała tylko nadzieję, że ktokolwiek się tam pojawi. 
Nawet obecność Douga stała pod znakiem zapytania, a w czasie lunchu nikt specjalnie 
nie zwrócił uwagi na prośby.
Megan wyszła zza rogu i oniemiała. Finn stał w środku grupy uczniów, w skład której 
wchodzili Ria, Jenna, Pearl, Aimea i Doug z kilkoma dziewczynami z drużyny piłki 
nożnej.
- Cześć. — Megan podeszła do towarzystwa.
-

Cześć - odparł Finn z uśmiechem. - Właśnie wyjaśniałem wszystkim, co trzeba 

robić.
U jego nóg stał otwarty plastikowy pojemnik z jakąś mazią. Były też pudła okularów 
ochronnych i szpachli. Pięć drabin opierało się o ścianę.
- Kto ci kazał nadzorować tę akcję? - spytała Megan.
-Woźny Steve - odparł Finn, pocierając dłonie. - Nie chciał
na ciebie czekać, więc mi wszystko przekazał. Mówił coś, że to jego wieczór na kręgle,  
nie bardzo pamiętam.

- Okay, no więc co robimy? spytała Megan.
-

Trzeba rozsmarować tę masę po całym napisie i ona ma podobno wessać farbę - 

wyjaśnił   Finn,   przyklękając   i   zakładając   gumowe   rękawice.   -   Kłopot   w   tym,   że 
śmierdzi i mamy uważać, żeby się nią nie wybrudzić.
-

Świetnie.   Widać   szalenie   bezpieczne   zajęcie   -   powiedziała   Megan,   wywołując 

wybuch śmiechu zebranych. - No to do roboty.
Wszyscy  stłoczyli  się wokół pudeł  ze sprzętem ochronnym i  zaczęli się  szykować.  
Megan znalazła się obok Rii. Podała jej rękawice.
- Dzięki - powiedziała Ria.
- Nie ma sprawy - odparła Megan.
-Wiesz, to naprawdę fajne, że się tym zajęłaś - odezwała się Ria, wybierając parę gogli. 
- Przecież jesteś tu nowa...

background image

-

Taa, szczerze mówiąc, nie zgłosiłam się na ochotnika, ale i tak uważam, że to  

ważne.
-

Pewnie. - Ria spojrzała w ziemię, bawiąc się paskiem od gogli. Pokora nie bardzo 

pasowała do tej dziewczyny, więc wywoływała w Megan jeszcze większe wzruszenie. I 
przykro  mi za tych   kilka  ostatnich  dni. Byłam  trochę  wredna. Nie wiem,  dlaczego 
uwierzyłam Hailey.
-Jasne, że wiesz - powiedziała Megan. - Ze strachu. Chodź. Odwalmy tę robotę, zanim 
Leonard nas wszystkie pozabija.
Megan zaczęła się odprężać, kiedy zabrała się do pracy. Wszyscy gawędzili przyjemnie 
i nikt nie mówił o niej ani o Evanie, ani o Hailey. Słońce świeciło, z boisk i sali  
gimnastycznej dobiegały odgłosy różnych treningów. Megan ogarnął spokój.
Właśnie   kończyła   usuwanie   kurtki   reprezentacji,   kiedy   Aimee   podeszła   zamieszać 
środek do usuwania farby.
-

Widziałam   cię   dziś   na   dziedzińcu   z   Millerem   -   zagadnęła   Megan.   - 

Rozmawialiście?
Aimee się zarumieniła.
- Niezupełnie. Po prostu lubię jego towarzystwo.
-

Taa,   dlatego   że   on   nie   miele   ozorem   -   odezwał   się   Doug,   ochlapując   mazią 

fragment ściany. - Umarłabyś z nudów, gdyby zaczął gadać.
-

Nie zwracaj na niego uwagi - powiedziała Megan do Aimee, próbując nie dopuścić  

do siebie gniewu. - On się obraził na cały świat.
- Aha, teraz ci się wydaje, że mnie znasz? - burknął Doug.
-

Taa,   znam   cię   -   odpaliła   Megan.   -   Jesteś   bystry,   dowcipny,   zdolny   i   masz 

fantastyczną rodzinę, ale jedyne, co ci się chce robić, to snuć się po świecie i zgrywać 
ofiarę. To po prostu wkurzające.
O rany.  Skąd  mi się to  wszystko  bierze?  Megan  miała wrażenie, że kiedy  raz już 
zaczęła wyrażać na głos własne myśli, nie jest w stanie przestać.
Twarz Douga przybrała odcień głębokiej purpury.
-

Lepiej się zamknij, suko, bo nie masz pojęcia, o czym gadasz - rzucił.

-Hej! - krzyknął Finn, wchodząc między nich. - Jak t y   j ą  nazwałeś?
-

Słyszałeś - powiedział Doug z twarzą wykrzywioną z wściekłości.

- Przeproś, Doug - rozkazał Finn.
- Taa, jasne - mruknął Doug szyderczo.
-

Pogięło cię, facet? - spytał Finn. - Wiesz, że Megan   uratowała ci dzisiaj tyłek. 

Mogli cię znów zawiesić albo wywalić ze szkoły. Powinieneś jej podziękować.
Megan skrzyżowała ramiona na piersi i spojrzała na Douga wyczekująco. Na usta pchał 
jej się uśmiech, ale starała się nad nim zapanować. Finn i Doug patrzyli na siebie, 
podczas gdy wszyscy inni obserwowali ich w napięciu. Wreszcie Doug przerwał impas 
i zerknął na Megan.
-

Dzięki wielkie - powiedział ironicznie. A potem zerwał gumowe rękawice, cisnął  

je pod nogi Megan i odszedł wielkimi krokami.

Finn westchnął, spoglądając za bratem.
- Moi rodzice naprawdę powinni poprzestać na mnie.

background image

Wszyscy wybuchnęli śmiechem i wkrótce znów zabrali się do
pracy.   Megan   skinieniem   głowy   podziękowała   Finnowi,   a   on   podniósł   szpachlę 
porzuconą przez Douga.
-

Naprawdę fajnie, że mu pomogłaś - odezwał się, wycierając szpachlę z trawy i 

ziemi. — Zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak cię potraktował.
-

No   cóż,   niedawno   usłyszałam   kilka   rzeczy,   które   dały   mi   do   myślenia   - 

powiedziała Megan. - Ale nadal uważam, że należy mu się lanie.
-

Ale ty nieźle utarłaś mu nosa - stwierdził Finn. - Chyba się nie spodziewał, że  

usłyszy od ciebie, że jest bystry, dowcipny i zdolny.
- Mówię, co myślę.

Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakrę

cona@rockin.com

Temat: Przewodnik po chłopakach

Megan przewodnik po chłopcach Zapis jedenasty

Uwaga nr 1: Chłopcy są wrażliwi.
Nawet ci, którzy wydają się totalnymi dupkami.
Uwaga nr 2: Chłopcy nie wiedzą, kiedy sobie odpuścić.

Zwłaszcza ci, którzy wydają się totalnymi dupkami.

Rozdział 14

  W  piątek po południu, przy lunchu, Megan i Miller podeszli do stołu, przy którym 
zawsze siadali od czasu usuwania graffiti - stołu Aimee. Spróbowali tego we środę. 
Megan nie wiedziała, jak Miller zareaguje na towarzystwo dwóch nowych osób, ale on 
po prostu usiadł sobie i zjadł lunch w milczeniu. Dzisiaj Aimee, Ria, Pearl i Jenna  
czekały na Megan i Millera Megan widziała, że coś się kroi, bo wszystkie siedziały tam 
tak cicho, z założonymi rękoma i próbowały się nie uśmiechać.
- Okay... co jest? - spytała Megan.
Miller uśmiechnął się od ucha do ucha i dopiero teraz Megan zauważyła, że tace z 
jedzeniem koleżanek zostały uporządkowane dokładnie tak, jak lubił Miller. Wszystko 
stało według wielkości, od lewej do prawej.
Megan postawiła własną tacę na stole i szeroko się uśmiechnęła.
-

Cześć,   Miller   —   zawołała   Aimee   wesoło,   kiedy   siadał   obok   niej,   naprzeciwko 

Megan.
-

Cześć, Aimee - powiedział Miller. Rumieniąc się, zaczął ustawiać rzeczy na swojej 

tacy.

background image

- -Wolne? - Finn właśnie siadał na krześle obok Millera. Miał na sobie jasnoniebieski  
T-shirt, który nadawał jego oczom niesamowity, cudowny kolor. Cześć - powiedziała 
Megan.
- Cześć.
Uśmiech   chłopaka   przypomniał   Megan   o   pewnym   wieczorze,   kiedy   oboje 
odprowadzali jej rower do garażu. Nie wiedziała, dlaczego pomyślała akurat o tamtym 
momencie, ale jakoś drgnęło jej serce. Interesujące.
-

Moje panie. - Finn kiwnął głową wszystkim koleżankom przy stole.

- Mój panie - odparła żartobliwie Ria.
- Co jest, Miller? - spytał Finn.
- To tak nie stoi. — Miller wbijał wzrok w tacę Finna.
- Och, przepraszam. - Finn szybko przestawił jedzenie.
-Jezu, Finn, my już wszystkie opanowałyśmy tę technikę.
Co z tobą? - zażartowała Megan.
-

Ojej, nie wiem, co się ze mną dzieje - odparł Finn lekkim tonem. - Lepiej? - spytał  

Millera.
-

Taa.   To   jest   Aimee.   -   Miller   wskazał   kciukiem   na   Aimee.   -   Moja   nowa 

przyjaciółka.
Dziewczyna aż otworzyła usta ze zdziwienia.
- Cześć - powiedziała do Finna, chociaż już się dobrze znali.
-

Cześć—odparł Finn. - Nie wiedziałem, że masz nową przyjaciółkę, Miller. To 

świetnie.
- Megan też jest moją nową przyjaciółką - dodał Miller.
Finn spojrzał na Megan. Aż promieniał.
- Taa, wiem. To widać.
Megan   nagle   bardzo   się   zainteresowała   własną   sałatką.   Czuła   na   sobie   wzrok 
wszystkich   osób   przy   stole   i   nie   podniosła   głowy,   dopóki   towarzystwo   znów   nie 
zaczęło jeść. Ria pochwyciła wzrok Megan i posłała jej spojrzenie pełne uznania.
- Co? - szepnęła Megan bezgłośnie, marszcząc brwi.
Ria wymownie spojrzała w kierunku Finna, dając do zrozumienia, że on pojawił się tu 
dla Megan. Przyszedł, bo Megan mu się podoba.
Megan przewróciła oczami, pokręciła głową i znów opuściła wzrok na tacę, żeby Ria  
już dała sobie spokój. Wstrzymując oddech, zerknęła na Finna, a on szybko odwrócił 
oczy. Obserwował ją przed chwilą.

Serce Megan zaczęło galopować. Wzięła duży łyk napoju. Nie, ona się wcale Finnowi  

nie podoba. On lubi takie dziewczyny, jak Kayla Bird. Może nie bardzo im wyszło, ale  
Kayla   wyraźnie   była   w   jego   typie,   a   przecież   Megan   w   niczym   nie   przypominała 
wiotkiej baletnicy. Nie, Ria się pomyliła. Na pewno.

Tego popołudnia, po prysznicu, Megan uznała, że pójdzie do szopy i posiedzi sobie z 

Finnem. Może wtedy wyleczy się z obsesji, która jej doskwierała przez cały dzień. Od 
chwili, kiedy Ria zasugerowała, że Megan  podoba się Finnowi - poparła tę sugestię  

background image

konkretnymi przykładami w czasie treningu - Megan ani na chwilę nie mogła przestać 
myśleć o Finnie. Czy ona mu się podobała? A jeśli on jej się spodoba? Co wtedy?

Sama doprowadziła się na skraj szaleństwa i to tylko dlatego, że Ria zasiała jej w  

głowie   ziarenko   wątpliwości.   Wczoraj   wcale   nie   myślała   o   Finnie.   No   cóż,   prawie 
wcale. Musiała z nim posiedzieć i przypomnieć sobie, na czym naprawdę opiera się ich 
znajomość. Są przyjaciółmi. Finn wcale nie traktował jej, jakby była kimś więcej.

Megan zdecydowała zdusić w zarodku tę obsesję, zanim natarczywe myśli wymkną 

się spod kontroli. Zaplotła wilgotne włosy w warkocz i wyszła z domu. Natychmiast 
opuściła ją cała determinacja. Na środku podwórka, głęboko pogrążone w rozmowie, 
stały akurat te dwie osoby, których Megan nie miała najmniejszej ochoty właśnie teraz 
oglądać — Evan i Hailey.

Megan   nie   wierzyła   własnym   oczom.   Jak   to   możliwe,   że   tych   dwoje   ze   sobą 

rozmawia?  Dlaczego   Evan   wybaczył   Hailey  zdradę,  a  nie  wybaczył  Megan  rzeczy, 
których nawet nie zrobiła? Oboje podnieśli wzrok i przywitali ją zimnymi, niechętnymi 
spojrzeniami.

- Idę do środka - oznajmiła Hailey Evanowi. Przeszła obok Megan, ale ani razu nie 

podniosła na nią oczu.

Evan   ruszył   śladem   swojej   tak   zwanej   ukochanej,   po   drodze   piorunując   Megan 
wzrokiem pełnym pogardy.
Dość, Megan nie zamierzała dłużej tego znosić.
-

Nie możesz mi spojrzeć w oczy, co, Hailey? - odezwała się, obracając na pięcie. -  

Nic dziwnego, po tych wszystkich twoich kłamstwach.
Hailey   przystanęła przy  drzwiach,  ale  Evan   obrócił  się  w  stronę Megan.  Oczy   mu 
płonęły.
- Może dasz jej wreszcie święty spokój? - warknął.
-Jesteś jeszcze gorszy niż ona, wiesz? - krzyknęła Megan. -
Hailey   przynajmniej   miała   powód,   żeby   tak   się   zachować.   Nigdy   ani   razu   cię   nie 
okłamałam,   ale   ty,   ot   tak,   zdecydowałeś   się   mi   nie   wierzyć.   Jesteś   tak   totalnie 
ogłupiony.
- Och, przestań! - zawołała Hailey.
-

To twój największy argument? „Och, przestań"? — zaszydziła Megan. - Naprawdę 

zamierzasz udawać, że nie wiesz, co zaszło? Chcesz kłamać mi prosto w twarz? Jesteś 
niesamowita.
Hailey spojrzała na Megan z gniewem, ale w ułamku sekundy spuściła oczy.
-

Zapytaj  ją  -  poleciła   Megan   Evanowi.   -  Zapytaj,  czy  powiedziałam   jej,  że   coś 

między nami zaszło. No, dalej. Chcę zobaczyć, jak wielką jest oszustką.
Evan patrzył na Megan przez długą chwilę, zaciskając szczęki.
Megan czuła się tak, jakby właśnie wstrzyknięto jej truciznę prosto w serce.
-W głowie mi się nie mieści, że zmarnowałam chociaż jedną chwilę swojego czasu na 
myślenie o tobie.
Mijając   Hailey,   Megan   zawróciła   do   domu   i   poszła   do   pokoju.   Była   tak   okropnie 
rozzłoszczona,   że   omal   nie   eksplodowała   ze   zdenerwowania.   Złapała   za   telefon   i 
wykręciła numer Trący. Tylko z nią mogła na ten temat porozmawiać.

background image

- Megan? - odezwała się Trący zaskoczona.

Wiesz co, Trace? Ten intensywny kurs ze znajomości chłopaków naprawdę działa - 
mówiła Megan, spacerując po pokoju. Przystanęła na moment i wyjrzała przez okno: 
Evan siedział teraz na hamaku, z głową w dłoniach. - I wiesz, czego się nauczyłam?
- No, czego? - zapytała Trący.
- Ze faceci są totalnie nic niewarci.

Poczuj, że jesteś w szczęśliwym miejscu, Megan. Znajdź swoje szczęśliwe miejsce...
Lemon, osobista konsultantka kosmetyczna Megan, obłożyła twarz dziewczyny kolejną 
warstwą śmierdzącego, obrzydliwego paskudztwa, wmasowując je w skórę opuszkami 
palców. Wydawało się, że mieszanina pełna jest okruchów szkła. I żwiru. Cokolwiek to  
było, drażniło nie tylko skórę, ale i wszystkie nerwy.
I   jak   to   miało   człowieka   odstresować?   Megan   nadal   była   spięta   po   wczorajszej 
konfrontacji   z   Evanem   i   Hailey.   Tak   bardzo   chciała   się   zrelaksować.   Najlepiej 
aktywnie. A teraz nie dość że musiała leżeć bez ruchu, to jeszcze Lemon zdzierała jej 
skórę z twarzy.
-

Odpręż się, dziewczyno. Jesteś tu po to, żeby się wyluzować - powtarzała Lemon 

nonszalanckim tonem, atakując dłońmi skronie Megan. Nastroszone włosy kosmetyczki 
miały niemal cytrynowy kolor,  zgodnie  z przezwiskiem, a  czerwony kolczyk  w jej 
nosie połyskiwał przy każdym ruchu głowy.
-A czemu myślisz, że nie jestem odprężona?
-

Po pierwsze, cały czas machasz stopą - odparła Lemon z szerokim uśmiechem. - I 

nie jesteś w stanie zamknąć oczu na dłużej niż trzy sekundy.
- I co? Może tak wyglądam, kiedy się relaksuję.
-

Och, kochanie. Mam nadzieję, że nie. - Lemon zmarszczyła brwi ze współczuciem. 

Obrzuciła spojrzeniem całą sylwetkę swojej klientki i się skrzywiła.
- Co? - rzuciła Megan.
- Przestań zaciskać dłonie w pięści, kotku - powiedziała. ?
Megan rozluźniła dłonie. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że je zaciskała, a kiedy już 
rozprostowała palce, poczuła w dłoniach mrowiący ból.
-

Tylko popatrz, co sobie zrobiłaś. - Lemon cmoknęła i uniosła nadgarstek Megan.

We   wnętrzu   obu   dłoni   widniały   cztery   czerwone   ślady   w   kształcie   półksiężyca, 
zostawione przez paznokcie.
Gdzieś w górze rozbrzmiewała melodyjka wygrywana przez krowie dzwonki. Megan 
usiłowała skupić się na melodii. Może jeśli pięć razy z rzędu usłyszy ten regularny 
motyw, okaże się, że można już stąd iść.
-

A teraz wdychaj powietrze nosem, a wydychaj ustami — poinstruowała Lemon, 

przesuwając dłońmi w górę i w dół nad ciałem dziewczyny. - Wdech nosem... I wydech 
ustami.. .
Megan wypełniła polecenie. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Wdech, wydech.
-

Powoli, kotku! Powoli - stopowała Lemon. - Nie biegniesz w maratonie.

Oooch... pobiec w maratonie. Są takie szczęśliwe miejsca na ziemi...

background image

Wyobraziła sobie, jak stopy uderzają rytmicznie o ubitą ziemię, wiatr rozwiewa włosy 
od   szybkiego   biegu,   płuca   płoną,   kiedy   zmusza   się   do   coraz   większego   wysiłku. 
Oczyma duszy Megan zobaczyła biegnących przed nią Hailey i Evana. Wyprzedziła 
ich, widziała zaskoczenie na twarzy Hailey i podziw Eva- na, kiedy wreszcie do niego  
dotarło, o ile lepsza jest Megan od Hailey. Usiłował wymknąć się Hailey i dogonić 
Megan, ale zostawiła go daleko w tyle.
- No, proszę. Uśmiechasz się — powiedziała Lemon.
- Taa. Skończyłyśmy już? - spytała Megan.
Na pewno nie zdoła pozbyć się demonów Hailey i Evana, leżąc na miękkim fotelu z 
paciają  na  twarzy.  Potrzebowała ostrego   treningu.  Chciała wreszcie dać upust temu 
nadmiarowi energii. Musiała się stąd wydostać. Jak najszybciej.

-

No cóż, powinnam to jeszcze zostawić na trzy minuty, ale jeśli czujesz się 

odmłodzona, to wykonałam swoje zadanie stwierdziła Lemon. - Czujesz się 
odmłodzona?
- Nie mam pojęcia - odparła Megan.
- No dobrze. To zmywamy - zawołała radośnie Lemon.
Nareszcie. Koniec koszmaru.
Lemon zmyła twarz Megan ciepłą wodą i podała jej miękki  ręcznik. Jeszcze nic nigdy 
nie sprawiło Megan takiej przyjemności, jak dotyk tego ręcznika. Może rzeczywiście 
czuła się trochę odmłodzona. A może to tylko myśl, że niedługo się stąd  wydostanie, 
sprawiała, że twarz tak przyjemnie mrowiła.
- Dzięki - rzuciła Megan, wychodząc z gabinetu kosmetyczki.
Wróciła do szatni, gdzie razem z Reginą przebrały się wcześniej w firmowe szlafroki. 
Prawie już czuła korki na swoich świeżo wypedikiurowanych stopach. Trening potrwa 
jeszcze z półtorej godziny. Mnóstwo czasu, żeby wyładować agresję.
-

Cześć! - Regina przywitała ją rozanielonym uśmiechem, stając na środku szatni. - 

Gotowa na masaż?
Szczęście Megan wyparowało w mgnieniu oka.
- Na co? — wykrztusiła.
-

Na masaż! - powtórzyła Regina, stając przed Megan. -Wielki finał naszego dnia 

odnowy biologicznej. Zarezerwowałam9 gabinet dla nas obu.
Megan aż oczy zapiekły od powstrzymywanych łez. A była  już tak blisko wolności.
-

Szukamy Megan i Reginy - odezwał się wysoki, muskularny mężczyzna, wsuwając 

głowę do gabinetu. Miał falujące włosy, w stylu z lat 70. i urodę mężczyzn z okładek 
romansów dla pań 
-

To my - zgłosiła się Regina. - Będzie bardzo przyjemnie - szepnęła do Megan, 

kiedy wyszły za mężczyzną na korytarz. Założę się, że po tych wszystkich treningach 
przyda ci się po rządny masaż.
Megan z trudem przełknęła ślinę, kiedy mężczyzna otworzył  przed nimi drzwi do 
niewielkiego gabinetu. Po chwili dołączył 
do   niego   jeszcze   jeden   facet,   równie   wysoki,   tyle   że   Afroamerykanin   i   to   totalnie 
seksowny.   Megan   stanęła   pod   ścianą,   gapiąc   się   na   dwa   stoły   pokryte   białymi 
prześcieradłami.

background image

Proszę, powiedzcie mi, że ci dwaj faceci nie będą nam robić... masażu.
Pierwszy facet przedstawił siebie i kolegę:
-Jestem Corey, a to Ben. Dzisiaj zrobimy wam masaż.
W gabinecie było nieznośnie gorąco, ale Megan i tak zaczęła mocno ściskać szlafrok 
przy szyi.
—Macie panie jakieś kłopotliwe miejsca, którymi powinniśmy się zająć? - spytał Ben.
Czy Megan się tylko wydawało, czy on do niej mrugnął?
- Kłopotliwe miejsca? - pisnęła.
-

No   wiesz,   bolące   albo   zesztywniałe   mięśnie.   Takie   miejsca,   które   wymagają 

szczególnej uwagi - wyjaśnił Ben.
- Och... nie... - wymamrotała Megan.
-Ja nie mam - dodała Regina.
- No dobrze. Wyjdziemy, żeby mogły się panie rozebrać i...
- Co zrobić? - wypaliła Megan.
- Rozebrać - powtórzył Corey.
-

To   znaczy,   mam   zdjąć   ubranie?   Przy   was?   -   Megan   kurczowo   zacisnęła   poły 

szlafroka i cofnęła się o kilka kroków.
- Nie, my na chwilę wyjdziemy z gabinetu - wyjaśnił powoli.
- A kiedy wrócicie, będę naga.
- Możesz zostać w bieliźnie, jeśli wolisz.
- W bieliźnie? Żartujecie? - wyskrzeczała Megan.
-

Megan, nie denerwuj się — powiedziała Regina z lekko wystraszoną miną.

-Jestem spokojna! - krzyknęła Megan. Zaczęła skradać się pod ścianą w stronę wyjścia, 
nadal   ściskając   poły   szlafroka.   -   A   przynajmniej   byłabym   spokojna,   gdybym   teraz 
trenowała.   Ja  się  odprężam,   biegając,   pocąc   się   i  kopiąc   piłkę.   Mnie   nie  relak suje 
ściąganie z, siebie ubrania i pozwalanie, żeby mnie masowali obcy ludzie!

- Megan, ja...
-

Nie, Regino, ja cię naprawdę bardzo przepraszam, ale nie mogę tu zostać - plotła 

dalej   Megan.   -   Wiem,   że   ty   tak   sobie   wyobrażasz   przyjemne   spędzanie   czasu   i   że 
chciałabyś,   żebym   była   jak   córka,   której   nigdy   nie   miałaś,   ale   ja   nie   robię   sobie  
makijażu, nie lubię różowego i żelu do twarzy... No cóż... W sumie lubię żel do twarzy,  
ale to? Wybacz, to koszmar. Muszę spadać.
Popatrzyła na Bena, a on szybko odsunął się od drzwi.
- Dzięki - rzuciła Megan i jak burza wypadła z gabinetu.

Strzelec5525: SOS!
Zakręcona: Gdzie jesteś?
Strzelec5525: W autobusie. Ale nie wiem, czy w dobrym.
Zakręcona:   Uciekasz   stamtąd???   Nie   pozwól,   żeby   Evan   cię   wygonił!!!   Chyba   że 

jedziesz tutaj! Bo jak tak, to zdecydowanie uciekaj!!!

Strzelec5525: Nie. Ja tylko uciekłam z masażu z R.
Zakręcona: Zabrała cię na masaż? Ale ty nie cierpisz, jak cię dotykają obcy ludzie!!!

background image

Strzelec5525: WIEM!!!
Zakręcona: NIE POWIEDZIAŁAŚ JEJ tego?
Strzelec5525:   Właśnie   powiedziałam.   Reginie   i   całemu   salonowi   odnowy 

biologicznej.

Zakręcona: O rany. Jak już eksplodujesz, to eksplodujesz.
Strzelec5525: Zaczynam w to wierzyć.
Zakręcona: I co teraz?
Strzelec5525: Trening nogi. Potem pewnie znów dostanę szlaban.
Zakręcona: Przesyłam ci pozytywne wibracje.
Strzelec5525: Dzięki.:-(Buziaki!

Zakręcona: Buziaki, moja biedna, mała, zagubiona dziewczynko.

Rozdział 15

Ona   mnie   zabije.   Ona   mnie   zamorduje...     Co   prawda   Regina   raczej   nie   wyglądała   na 

mordercę. A jeśliby miała skłonności do przemocy, to na pewno do tej pory już by zrobiła  
komuś krzywdę, mieszkając z ośmioma facetami. Mimo wszystko Megan ciągle słyszała w 
głowie ten refren, a przed oczami miała wyraz twarzy Reginy, stojącej w gabinecie masażu.  
Kobieta   patrzyła   na   Megan   z   dezaprobatą,   zaskoczeniem   i   niepokojem   -   jakby   właśnie 
zaczynała myśleć, że wzięli z mężem pod swój dach typową psychopatkę.

- Meade!   Co   ty   tu   robisz?   -   spytała   trenerka   Leonard,   kiedy   Megan   postawiła   swoją 

sportową torbę przy trybunach. - Myślałam, że masz jakieś rodzinne obowiązki.

- Skończyłam wcześniej - powiedziała Megan, trochę zdyszana po sprincie od stojaków na 

rowery.

- No   cóż,  świetnie   -  powiedziała   trenerka   i   zagwizdała.   -  Vargas!   Meade   wchodzi   za 

ciebie!

Tina Vargas zeszła z boiska i skinęła głową, wbiegającej na murawę zastępczyni. Megan była 
zaskoczona powitaniem ze strony członka kliki Hailey,  ale nie zastanawiała się nad tym. 
Widziała tylko piłkę

.

-

Jesteś!   -   przywitała   przyjaciółkę   Aimee,   kiedy   ustawiały   się   na   linii   przed 

rozpoczęciem rozgrywki. - Wyglądasz bardzo promiennie.

- Najwyraźniej tak działa maseczka ogórkowo-proteinowa - mruknęła Megan.
Piłka poszybowała w powietrze. Megan wskoczyła przed Vithyę, przyjmując piłkę na 

klatkę piersiową i zabierając ją przeciwnej drużynie. Poprowadziła piłkę w głąb pola, 
robiąc unik przed Jessicą Peraitą, która potknęła się, usiłując zmienić kierunek. Potem 
dwie obrończynie zaatakowały ją, a ona podała piłkę Rii. Megan ominęła linię obrony i 
pognała   dalej.   Miała   przed   sobą   czyste   pole   aż   do   bramki,   kiedy   Ria   z   powrotem 
przekazała jej piłkę. Megan spojrzała w lewo, żeby zmylić stojącą na bramce Deenę, a  

background image

potem strzeliła w prawy róg. Deena przewróciła się, piłka wpadła do bramki. Drużyna 
Megan podbiegła, żeby uściskać zdobywczynię gola.

- Świetne zagranie! - zawołała Aimee.
-

Gdzieś ty się podziewała dzisiaj rano? Piłaś napoje energetyzujące? - spytała Ria.

Megan uśmiechnęła się, ale nie odpowiedziała. Podbiegła truchtem z powrotem na 

linię środkową i stanęła naprzeciwko Hailey, bardziej niż gotowa, żeby znów zagrać.  
Zgodnie z przewidywaniem, Hailey nie chciała spojrzeć jej w oczy.

- Dobra, moje panie! Obrona, do roboty! - zawołała trenerka Leonard.
Pearl nadbiegła z piłką  od strony  linii bocznej i  rzuciła  Megan  sekretny uśmiech. 

Megan  odchrząknęła i usiłowała nie zmieniać wyrazu  twarzy. Miło było znów mieć 
przyjaciółki.

Piłka opadła na trawę. Tym razem Hailey była pierwsza. Podryblowała z nią w głąb  

pola. Megan biegła za przeciwniczką. Gorąca krew pulsowała jej w żyłach tak szybko,  
jakby   dziewczyna   wypiła   cały   zapas   kawy   z   automatu   w   drodze   na   trening.   Nie 
zamierzała pozwolić Hailey dostać się na pole karne. Nic z tego. Hailey szykowała się 
do przejścia. Megan zrobiła wślizg dokładnie w chwili, gdy Hailey wykonywała zamach 
przed   kopnięciem.   Korek   Megan   pierwszy   uderzył   w   piłkę,   która   poleciała   daleko, 
prosto pod nogi Lisy Bronson, jej pomocniczki. Lisa miała niemal tak samo zaskoczoną 
minę, jak Hailey, ale szybko się połapała i przejęła piłkę. Megan wstała i pędem po -
biegła przez boisko, ciesząc się uczuciem palenia w płucach i w gardle. Było jej dobrze. 
Po  raz  pierwszy   od  spotkania  z Eva-   nem  i  Hailey  poczuła się  naprawdę  cholernie 
dobrze.

Lisa podała piłkę do Aimee, którą natychmiast zaatakowała Kathy Cash.
- Środek! - krzyknęła Megan. - Środek!
Aimee perfekcyjnie podała do Megan, posyłając piłkę tuż nad głową Kathy. Kątem  

oka widziała nadciągającą pędem Hailey. Megan poprowadziła piłkę na pole karne i 
przygotowała się na zderzenie. Hailey walnęła ją w prawy bok, usiłując odebrać piłkę. 
Megan sapnęła. Z trudem zachowała kontrolę nad sytuacją. Hailey pchała przeciwniczce  
dłoń w twarz, łokieć wbiła jej w żebra. Megan zacisnęła powieki, żeby nie stracić oka. 
Wykopała piłkę, biodrem odepchnęła Hailey i znów spojrzała. Piłka toczyła się kilka 
metrów dalej.

Ria  i Jessica  obie biegły  do  piłki, ale Megan  nadal była najbliżej.  Rzuciła się do 

przodu i wykopała piłkę jak najmocniej w stronę Aimee, przez całą szerokość boiska.  
Aimee zatrzymała piłkę, a Megan pognała w kierunku bramki. Deena skupiła uwagę na 
Aimee. Megan pochwyciła spojrzenie bramkarki, a Aimee przesłała piłkę do Megan. 
Deena zareagowała,  ale za  późno. Megan  podskoczyła i główką   wbiła piłkę w  sam 
środek bramki.

- Cholera! - wrzasnęła Hailey prosto w twarz bramkarki. - Deena! Co ty, do diabła,  

robisz? Myśl trochę!

Deena otrzepała bok z ziemi i powoli odwróciła się plecami do Hailey.
- Nie będziemy wygrywać meczów bez obrony, ludzie! - krzyczała Hailey. - Ona nie 

jest aż tak dobra!

Megan roześmiała się i zawróciła na swoją połowę boiska,

  s totalnie ignorując Hailey. 

Dwa gole w czasie poniżej dwóch  minut to był dla niej rekord. Czuła się świetnie.
Odezwał się gwizdek i trenerka Leonard klasnęła w dłonie, prosząc drużynę o uwagę.

background image

-

Dobra, bierzemy się do roboty! - krzyknęła. - Megan, nieźle się spisałaś. Naprawdę 

pokazałaś, co potrafisz!
- Dzięki - powiedziała Megan.
-

A   teraz,   drużyna,   bardzo   proszę,   zobaczymy,   czy   ktoś   ją   zdoła   zatrzymać!   — 

zawołała trenerka i znów dmuchnęła w gwizdek. - Postarajcie się wreszcie!
Megan podbiegła truchtem na środek pola.
- Do dzieła! - powiedziała Aimee, obejmując ją ramieniem. ;
- Nie ma sprawy - odparła Megan.
Stanęła na linii naprzeciwko Hailey, która po raz pierwszy od kilku dni spojrzała jej w 
oczy.   Megan   uśmiechnęła   się   szeroko,   widząc   pełen   determinacji   grymas 
przeciwniczki. Szykowała się niezła zabawa.

Megan siedziała w kółku koleżanek z drużyny na podłodze głównej sali gimnastycznej.  
Wszędzie na ścianach wisiały zło- to czerwone dyplomy obwieszczające zwycięstwa 
we wszelkiego rodzaju zawodach na poziomie dzielnicy, hrabstwa, a nawet stanu w 
ciągu   ostatnich   kilku   lat.   Megan   spojrzała   na   plakat   z   wynikami   w   piłce   nożnej 
dziewczyn   zawieszony   tuż   nad   zegarem   osłoniętym   siatką.   Ostatnie   mistrzostwa 
hrabstwa wygrały w 1996 roku.
Teraz to się zmieni. Megan czuła się bardzo pewna siebie i dobrze jej z tym było.
-

Dobra, moje panie, wiecie, o co chodzi - powiedziała trenerka Leonard, rozdając 

paski   papieru   i   ołówki.   -   Najpierw   nominujecie   kandydatki,   potem   anonimowo 
głosujecie. Poprosiłam Pearl, żeby przeliczyła głosy, kiedy skończycie. W razie pytań, 
jestem u siebie w gabinecie.

-

Nie chce pani zostać, żeby poobserwować demokratyczną awanturę? - zażartowała 

Ria, wywołując gremialny chichot.
-

Na pewno sobie poradzicie, dziewczyny - odparła trenerka. — Mam do obejrzenia 

kilka   taśm   z  meczów  z  zeszłego   roku.   Niech   nowa   kapitan   zajrzy   do   mnie  przed 
wyjściem. Powodzenia.
Trenerka poszła do gabinetu nauczycieli WF po przeciwnej stronie sali gimnastycznej. 
Kiedy drzwi się za nią zamknęły, Megan rozejrzała się po okręgu. Wszystkie robiły to 
samo. Badały się nawzajem wzrokiem.
-

Okay, zaczynamy od nominacji - powiedziała wreszcie Pearl.

Jessica podniosła rękę.
-

Nominuję Hailey Farmer - powiedziała, zanim ktokolwiek zdążył się odezwać.

A to mi niespodzianka.
- Okay. Hailey, przyjmujesz nominację? - spytała Pearl.
- Tak, przyjmuję - odparła z powagą Hailey.
- Ale to sobie przećwiczyła - szepnęła Ria do ucha Megan.
- Ktoś jeszcze? - ciągnęła Pearl.
Ria usiadła prosto i wyciągnęła rękę w górę. Zawodniczki spojrzały na koleżankę ze 
zdziwieniem.
- Ria? - spytała Pearl.
- Nominuję Megan Meade.

background image

Serce Megan podskoczyło w piersi.
- Co? U wypaliła Hailey. - Czyś ty się czegoś naćpała?
Wszystkie zaczęły mówić jedna przez drugą. Megan podciągnęła kolana pod brodę, 
obejmując  łydki  ramionami.   Kapitan.  Czemu   Ria  miałaby  ją  mianować   do   funkcji 
kapitana drużyny, do której dopiero co dołączyła? Czy mogła to zrobić? Czy Megan w 
ogóle tego chciała?
Megan powoli się uśmiechnęła.
-

Hej, hej, hej - zawołała Ria, wyrzucając, ręce w górę. - Po prostu zagłosujmy, 

dobra? Będzie, co ma być.
Hailey   piorunowała   ją   wzrokiem   z   drugiej   strony   kółka.   Powietrze   było   tak 
nieruchome, że Megan niemal słyszała bicie własnego serca.
-

No cóż, mamy jeszcze jakieś nominacje? - spytała Pearl ostrożnie.

Nadal było cicho.
- Okay, to głosujmy - zadecydowała Pearl.
Hailey naskrobała coś na skrawku papieru, wstała i podała go Pearl. Wróciła spokojnie 
na swoje miejsce w okręgu, usiadła po turecku i podparła się na łokciach. Jedna po 
drugiej,   wszystkie   dziewczyny   oddawały   głosy.   Megan   wpatrywała   się   we   własne 
nazwisko na swoim kawałku papieru.
Kiedy Pearl zebrała już kartki, odeszła od grupy, żeby zrobić podsumowanie. Megan 
nie mogła obserwować procedury, bo Pearl stała za jej plecami.
Wreszcie dziewczyna weszła z powrotem w środek kółka.
- Hm... mamy remis - oznajmiła.
- Chyba żartujesz! - oburzyła się Hailey.
-

Nie... Siedem głosów na siedem - odparła Pearl, spoglądając na rozliczenie.

-

Kto na nią głosował? - Hailey podciągnęła nogi i pochyliła się naprzód. - Pytam 

poważnie. Kto na nią głosował?
- Hm... Ja mam imię - wtrąciła Megan zaskoczona.
-

Nie   zwracam   się   do   ciebie   -   rzuciła   gniewnie   Hailey,   rzucając   Megan   ostre 

spojrzenie.   -   Chcę  wiedzieć,  kto   na  nią  zagłosował   po   tym,   co   zrobiła.   Wszystkie 
wiecie, co zrobiła. Dziewczyny, jestem z wami w tej drużynie od trzech lat, a siedem z 
was zagłosowało na nią?
-Ja tak! - oświadczyła radośnie Ria.
-

Wiemy, że ty tak - warknęła Hailey. - A co z resztą? Za bardzo się boicie, żeby  

przyznać, że głosowałyście na dwulicową dziwkę?
Megan nie mogła już na to dłużej pozwalać. Czy ta dziewczyna zupełnie zwariowała?

- Dobra! Dość tego! - Aimee zerwała się na równe nogi.
- Co ty wyprawiasz? - wrzasnęła Hailey.
-

Daj spokój - powiedziała Aimee, której ręce aż się trzęsły. - Nie mogę spokojnie 

siedzieć, kiedy  ty tak  bezczelnie łżesz.  Megan  nic nie zrobiła,  jasne?  Nie  kręciła z 
Evanem. Nawet ci nie powiedziała, że kręciła z Evanem. Niezależnie jaką wersję tej  
historii słyszałyście, to wszystko nieprawda.
Hailey na chwilę straciła pewność siebie. Nieśmiało rozejrzała się wokół, ale wreszcie 
odzyskała panowanie nad sobą.

background image

- Aimee, siadaj.
-

Nie, nie usiądę. - Aimee uparcie stała z zaciśniętymi powiekami. Postawienie się 

starszej siostrze wymagało od niej wielkiego wysiłku. - Słyszałam, jak mówiłaś Jessice,  
co zrobiłaś. - Aimee rozejrzała się po reszcie dziewczyn z drużyny. - Hailey to sobie  
wszystko wymyśliła. Była pijana i zazdrosna, więc nakłamała Dougowi, że Megan i 
Evan zaczęli ze sobą kręcić. A potem, kiedy już skończyła puszczać się z Dougiem i  
zdała sobie  sprawę, jak się zaplątała, powiedziała  Evanowi o  rzekomej  rozmowie z 
Megan. Ale to kłamstwa. Była zazdrosna o Megan, więc obwiniła ją o wszystko, a tak 
naprawdę Megan nic nie zrobiła.
Dziewczyny spoglądały na Hailey i Aimee zaszokowane. Megan ledwie łapała oddech.
-

Ona plecie bzdury! - Hailey wyprostowała ramiona i zaśmiała się histerycznie. - 

Najwyraźniej ma jakieś załamanie nerwowe.
-

Boże,   stara,   daj   już   sobie   wreszcie   spokój   -   zwróciła   się   Aimee   do   siostry.   - 

Przysięgam, czasem mi trudno uwierzyć, że urodziła nas ta sama matka.
Kilka dziewczyn się roześmiało.
-

Ona   to   wszystko   wymyśliła!   -   zawołała   Hailey.   -   Wy   jej   chyba   nie   wierzycie, 

prawda? Jessica, powiedz coś.
Jessica pobladła i rozejrzała się po koleżankach.
-Ja... uhm...

Kilka innych dziewczyn wymieniło spojrzenia.
-

Moim zdaniem nikt by nie mógł wymyślić takiej historii, Hailey - powiedziała Ria. 

- Poza tobą - dodała pod nosem.
-

Przepraszam,   że   nic   ci   wcześniej   nie   powiedziałam   -   zwróciła   się   Aimee   do 

Mćgan. - Nie wiedziałam, jak się zachować.
-

Nie ma sprawy - wymamrotała Megan z nieznacznym uśmiechem.

Cokolwiek złego narobiła Hailey, nadal była siostrą Aimee. Megan sama stanęła w 
obronie Douga, chociaż wiedziała, że nabroił. Mogła sobie tylko wyobrażać, jak trudno 
było Aimee w ogóle ujawnić prawdę.
-

Moim   zdaniem   powinnyśmy   powtórzyć   głosowane   -   stwierdziła   Deena, 

przerywając znaczące milczenie.
- Co? - Hailey odwróciła się do niej gwałtownie. - Deena!
Ale Deena tylko popatrzyła na nią w milczeniu. Hailey sapnęła z oburzenia i rozejrzała 
się po okręgu. Wszystkie dziewczyny odwracały od niej wzrok. Megan obserwowała 
rywalkę. Hailey została sama. W oczach miała panikę. Przed chwilą cały jej świat  
wywrócił   się   do   góry   nogami.   Nie   tak   dawno   temu   Megan   sama   doświadczyła 
podobnego uczucia.
-

Słuchajcie,   moim   zdaniem   ta   sprawa   nie   powinna   mieć   nic   wspólnego   z 

głosowaniem - powiedziała Megan.
- Hę? y odezwała się Ria.
-

Wybieramy kapitana drużyny - mówiła dalej Megan. — Nie tego, kto z kim kręcił, 

ani kto na ten temat kłamał.
Wszystkie patrzyły na nią przez krótką chwilę.
- Okay, głosujemy jeszcze raz - obwieściła Ria.
-1 tak byśmy musiały - odezwała się Pearl rzeczowo. - Wyszedł remis.

background image

-

Taa, bo połowa z was wyraźnie zwariowała, dziewczyny - rzuciła Hailey. Ale ostre 

słowa kłóciły się z wyrazem jej twarzy. Była blada i przestraszona.
Pearl   obeszła   kółko   dziewczyn   i   rozdała   nowe   paski   papieru.   Powoli   wszystkie 
zawodniczki   zapisały   swoje   głosy.   Serce   podskakiwało   Megan   jak   szalone.   Nie 
wiedziała, czy może mieć nadzieję.

Hailey znów oddała głos jako pierwsza, ale tym razem nie usiadła, kiedy Pearl zliczała  
głosy. Podsumowanie zajęło o połowę mniej czasu niż poprzednio. Megan wstrzymała 
oddech.
-

Ostateczne wyniki: trzy głosy na Hailey, jedenaście na Megan - oznajmiła Pearl. - 

Naszym nowym kapitanem jest Megan Meade.

Megan wyhamowała tuż przed szopą. Pchnęła drzwi małej pracowni Finna, szczerząc 
zęby w szerokim uśmiechu.
- Hej! Co się dzieje? - spytał Finn z uśmiechem.
-

Zostałam  kapitanem!  Jestem  kapitanem!  -   zawołała  Megan  bez   tchu.  Nadal   nie 

całkiem to do niej docierało.
-

Co? Żartujesz chyba! - powiedział Finn. Twarz mu pojaśniała. - Wspaniale!

-

O mój Boże, to było niesamowite! - Megan pociągnęła Finna za rękaw, żeby usiadł  

z nią na ławce. - Najpierw głosowałyśmy i wyszedł remis. Potem Hailey dostała szału. 
Zaczęła   mówić,   że   jestem   straszną   oszustką.   Wtedy   wstała   Aimee   i   powiedziała 
wszystkim, że to Hailey kłamie.
- O rany. Poważnie? - spytał Finn.
-

Taa!   Zrobiła   się   naprawdę   duża   afera   -   ciągnęła   Megan.   -   Ale   potem 

zagłosowałyśmy jeszcze raz i wygrałam! Ciągle w to nie mogę uwierzyć.
- Gratulacje.
-

Dzięki. Nie mogłam się doczekać, aż ci powiem. - Megan uśmiechnęła się do niego  

szeroko. - Szkoda, że nie widziałeś jej miny. Zupełnie jakby...
Megan  przerwała — bo wyraz twarzy Finna nagle się zmienił. Chłopak już się nie 
uśmiechał, wyglądał, jakby wstrzymał oddech.
- Co? — Megan wymamrotała z zamierającym sercem.
Finn uważnie przyglądał się jej rysom od podbródka, przez
kości   policzkowe,   aż   po   płomienne   włosy.   Niespodziewanie  sięgnął   ręką   i   szybko 
przeczesał Megan włosy, odgarniając je z twarzy.
- To - powiedział.
Potem pochylił się i pocałował Megan. Na ułamek sekundy zamarła. Nie miała pojęcia, 
co ze sobą zrobić. Gdzie położyć ręce, czy poruszać ustami, czy nawet oddychać.
Oddaj mu pocałunek, na litość boską!
Z   zawstydzenia,   zaskoczenia   i   radości   zachichotała   cicho.   Szybko   jednak   stłumiła 
śmiech i zrobiła tak, jak sama przykazała. Oddała pocałunek i niezręcznie złapała Finna 
za rękaw. Chłopak ujął dłonią tył jej głowy, a drugą ręką delikatnie dotknął kolana. 
Megan skóra aż zapłonęła. Finn ją całował. Finn ją całował!
Odsunął się, zupełnie niespodziewanie, i zajrzał jej w oczy.
- Nie gniewasz się? - spytał.
Milcząca, oszołomiona Megan bez tchu pokręciła głową. Chciała tylko nadal czuć jego 
wargi na swoich. Uśmiechnął się i znów ją pocałował, a tym razem Megan przysunęła  

background image

do   niego   bliżej.   Nie   mogła   wprost   uwierzyć,   że   to   takie   cudowne.   Czuła   się 
jednocześnie szczęśliwa, podniecona, ożywiona i bezpieczna.
I wtedy ją olśniło: to Finn jest tym jedynym.
Tym,   z   którym   chce   się   dzielić   wielkimi   nowinami,   z   którym   umie   rozmawiać,   o 
którym zawsze myśli, kiedy dzieje się coś dziwnego albo ciekawego. Finn był bystry,  
zabawny, miły i troskliwy.
Dlaczego ja traciłam czas na myślenie o Evanie? Finn lekko obrysował palcem kontur 
jej policzka. Jak mogłam to robić, kiedy cały czas tuż obok miałam Finna?
Chciała tylko być przy nim jak najbliżej. Nagle nie mogła uwierzyć, że tyle czasu szła 
przez życie i nigdy jeszcze czegoś takiego nie poczuła.
Drzwi   za   plecami   Megan   skrzypnęły   ostrzegawczo,   a   Finn   odskoczył   od   niej   tak 
szybko, że omal nie spadła z ławki. Ale  nie dość szybko. Regina stanęła w progu z 
rękoma mocno zaplecionymi na piersiach.

Megan z trudem zaczerpnęła powietrza i spojrzała na Finna, który nisko zwiesił głowę. 

Taa,   Finn   McGowan   był   fantastycznym   facetem.   Ale   teraz   był   również   martwym 
facetem.

Od: 

Strzelec5525@yahoo.com

 Do: Zakrę

cona@rockin.com

 Temat: 0 MÓJ BOŻE, 0 

MÓJ BOŻE, 0 MÓJ BOŻE POCAŁOWAŁAM FINNA! POCAŁOWAŁAM FINNA! 0 MÓJ BOŻE, 
POCAŁOWAŁAM FINNA. GDZIE JESTEŚ!!!???

Rozdział 16

Megan   siedziała   wyprostowana   na   krześle   w   kuchni,   falując   między   ekstazą   a 
przerażeniem. Regina i John w pokoju obok rozmawiali cicho, starając się zdecydować, 
co  z  nią zrobić.  Megan   wiedziała,  że  powinna  wymyślić jakiś  powód,  żeby  jej  nie 
wyrzucili z domu, ale nie mogła zapomnieć o Fin- nie. A za każdym razem, kiedy o nim 
myślała, drżała ze szczęścia.
Nadal czuła muśnięcie palców Finna na swoim policzku. Jego dłoń przeczesującą jej 
włosy. Usta ciągle ją łaskotały od pocałunków.  Patrzył na nią tak, że poczuła się... 
piękna.
Regina   i   John   weszli   do   kuchni,   a   Megan   wyprostowała   się   jeszcze   bardziej. 
Zastanawiała się, czy oni widzą, jak jej drżą wargi. Regina była wykończona, a twarz  
Johna ściągnęła się w wyrazie troski.
- Szczerze mówiąc, Megan, nie wiemy, co zrobić - powiedział wreszcie John, pocierając 
kark. — Znałaś reguły i mieliśmy nadzieję, że ten szlaban z zeszłego tygodnia jakoś na 
ciebie wpłynie, ale najwyraźniej tak się nie stało. No i co dalej?
Megan przyglądała mu się niepewnie.

background image

-

Za   rodzicami   do   kuchni   wszedł   Finn.   Megan   natychmiast   cała   się   rozjaśniła. 

McGowanowie obejrzeli się za siebie. Hej. Wiem, że mi kazaliście zaczekać w pokoju, 
ale muszę coś powiedzieć - odezwał się Finn, wycierając dłonie w nogawki dżinsów.
-

Okay. - Regina miała nadzieję, że syn poda jakieś wyjaśnienie, które wymaże to, co 

przedtem zobaczyła.
Chłopak odchrząknął.
-

To   nie   wina   Megan.   Nie   powinniście   jej   karać,   bo   to   przeze   mnie.   Ja   ją 

pocałowałem, więc cokolwiek zamierzacie zrobić... zróbcie to ze mną.
-

Wszystko fajnie, mały, ale do tanga trzeba dwojga - skomentował John.

-Taa,   ja   wiem,   technicznie   rzecz   biorąc   -   mruknął   Finn.   -   Ale   naprawdę,   Megan  
przecież nawet mi nie oddała pocałunku... prawda?
Finn   mówił,   oblewając   się   rumieńcem   od   strony   szyi.   Spojrzał   na   Megan.   Z 
uniesionymi brwiami czekał, że ona poprze jego historyjkę. Megan nie mogła uwierzyć 
własnym uszom. Czy ona rzeczywiście tak fatalnie całowała, że Finn nawet się nie 
zorientował? Czy tylko był najprzyzwoitszym facetem pod słońcem i starał się ocalić 
jej skórę?
-

Prawda - wybąknęła w końcu. - To się stało jakoś tak nagle. .. - Nie wiedziała, co 

jeszcze powiedzieć, więc urwała w pół zdania.
Regina   i   John   popatrzyli   po   sobie,   porozumiewając   się   bez   słów.   Wreszcie   John  
westchnął. Megan zauważyła, że McGowanom wyraźnie ulżyło.
-

A zatem dobrze. Finn, złamałeś zasady, więc masz szlaban. Znowu - podkreślił 

ojciec. — Chodzisz do szkoły i odrabiasz lekcje, i nic więcej. Przez dwa tygodnie.
- A pracownia? - jęknął Finn.
- Zero malowania - powiedział ojciec. - Jasne?
Przez chwilę Finn stał z taką miną, jakby chciał się spierać, ale potem spojrzał na  
Megan i zwiesił głowę.

- Taa, rozumiem Dobra. Wracaj do swojego pokoju - polecił John.
Finn poszedł na górę. Megan chciała za nim pobiec i mu podziękować, ale uznała, że 
nie wyglądałoby to dobrze.
-John, chciałabym pomówić z Megan sam na sam, jeśli nie masz nic przeciwko temu - 
odezwała się w końcu Regina.
Megan zesztywniała. Nie widziała Reginy od momentu ucieczki z gabinetu odnowy. 
Przy   całym   tym   zamieszaniu   z   całowaniem   na   śmierć   zapomniała   o   porannym 
incydencie.
-Jasne - mruknął John. Zawahał się na moment, chcąc spojrzeć Megan  w oczy, co 
okazało  się niełatwe. -  Powiem  tylko, że przykro  mi z powodu   zachowania moich 
chłopców. Jeśli przez któregokolwiek poczujesz się niezręcznie...
-

O mój Boże, naprawdę nie ma sprawy — jęknęła Megan. Jeszcze tego brakowało, 

żeby John i Regina uznali, że Finn ją wykorzystał.
-Jesteś   pewna?   -   spytał   John.   -   Bo   jeśli   trzeba,   to   ja   nie   będę   miał   problemów   z 
rozwaleniem kilku łbów.
-John... - Regina ze śmiechem położyła mężowi dłoń na plecach. - Idź obejrzeć mecz.
- Tak. Dobrze. - John uśmiechnął się nieśmiało i zniknął.

background image

-

Nie zwracaj na niego uwagi. To przez testosteron - wyjaśniła Regina. — Ale chyba  

przechodzisz właśnie szybkie szkolenie.
-

Taa, chyba tak - przyznała Megan. - W każdym razie na- prawdę mi przykro, że  

dziś rano uciekłam. - Wreszcie się zgarbiła i pochyliła na krześle. - Nie powinnam cię 
zostawiać. Zachowałam się niegrzecznie. Bardzo cię przepraszam.
-

Daj spokój, Megan - Regina opadła na krzesło po drugiej stronie stołu. - Nawet cię  

nie spytałam, czy lubisz spa, zanim zrobiłam rezerwację. Więc to ja przepraszam.
-

Chciałaś być po prostu miła. - Megan dławiło poczucie winy. Wiedziała, że jej  

rodzice byliby mocno rozczarowani, gdyby się dowiedzieli, jak dziś rano potraktowała 
Reginę. - Ale ja nie przepadam za strojeniem się i relaksowaniem w gabinetach odnowy 
- próbowała się wytłumaczyć.

-   Cóż,   przykro   mi,   że   nie   zwróciłam   na   to   uwagi   -   powiedziała   Regina.   Oczy   jej 
złagodniały.   -   Chyba   zbytnio   się   cieszyłam,   że   będę   tu   miała   przy   sobie   jakąś 
dziewczynę...
-A zamiast tego trafił ci się kolejny chłopak - szepnęła Megan, wpatrując się w stół.
-

Nie!   To   nieprawda   -   zaprzeczyła   Regina.   Wzięła   Megan   za   rękę,   zmuszając 

dziewczynę, żeby spojrzała jej w oczy. Zacisnęła palce na dłoni Megan. - Mam tu 
dziewczynę, która wie, kim jest, i naprawdę dobrze sobie z tym radzi.
Megan uśmiechnęła się powoli. Nie mogła wydobyć ani słowa.
-

No cóż... - Regina wreszcie puściła dłoń Megan i wstała. - W tym domu, kiedy ktoś 

zostanie kapitanem drużyny piłki nożnej, może wybrać sobie deser.
- Skąd wiedziałaś? - spytała Megan.
-Wpadłam na Pearl Porcaro i jej mamę w supermarkecie zaraz po waszym treningu - 
wyjaśniła Regina z uśmiechem. - No, to na co masz ochotę?
Megan pomyślała o własnej matce. Nie była świetną kucharką, ale kilka rzeczy umiała 
robić niezwykle smacznie, a jedną z nich Megan lubiła bardziej niż wszystko inne.
- Zabiłabym dla szarlotki - powiedziała Megan.
- Załatwione - odparła Regina.
-

Chyba zadzwonię do rodziców, jeśli można. — Megan wreszcie ruszyła się zza 

stołu.
-

Zmykaj - powiedziała Regina. - Jestem pewna, że chętnie usłyszą dobre nowiny.

Megan   z  nowym   zapasem   energii   pobiegła   na  górę.   Po  tym  wyborze  na  kapitana, 
pocałunku Finna, braku szlabanu i wyznaniu Reginy, naprawdę chciała podzielić się z 
kimś swoją radością. Oczywiście, rodzice usłyszą tylko o jednej z tych czterech rzeczy, 
ale teraz Megan będzie o tym mówić z dziesięć razy większym entuzjazmem.  Kiedy 
tylko Megan odłożyła telefon po rozmowie z rodzicami, rozległo się pukanie do jej 
drzwi.
- To ja, Finn. Mogę wejść? - spytał.
Megan z walącym sercem usiadła na skraju łóżka. Tak. Wejdź.
Przygładziła włosy i pożałowała, że wcześniej nie poszła pod prysznic.
Finn otworzył drzwi na oścież i stanął w wejściu.
- Cześć.
- Cześć.

background image

Był   tak   bardzo,   bardzo   piękny.   Te   czyste   niebieskie   oczy,   puszyste   blond   włosy. 
Wyczuwała jego  zapach - mieszankę aromatu świeżo wypranej bawełny i cierpkiej 
woni farby. Skórę nadal miała ciepłą w tych miejscach, których dotknęły jego dłonie. 
Chciała rzucić się na Finna i znów go całować. Czy on też to czuł?
-

Chciałem tylko zapytać, czy wszystko w porządku? - odezwał się.

-

Taa, oczywiście - odparła Megan. - Dziękuję za... za to, co zrobiłeś na dole. Nie 

musiałeś.
-

No cóż, i tak mam do nadrobienia kilka lektur. - Finn uśmiechnął się lekko.

Megan spojrzała na jego nogi. Stał na linii, która dzieliła ciemniejszą podłogę korytarza 
od jasnej klepki w jej pokoju.
- Może wejdziesz do Środka? - spytała.
Finn zerknął na korytarz.
- Hm... Nie sądzę, żeby to był najlepszy pomysł.
-

Och - westchnęła Megan, zaskoczona siłą własnego rozczarowania. Rozumiała, że 

Finn nie chce narobić jej jeszcze większych kłopotów. Zresztą, to, ostatnia rzecz, na 
którą sami miała ochotę. A może przedostatnia. Bo teraz zaryzykowałaby szlaban na 
resztę roku, żeby tylko znów być przy nim blisko.
Finnowi najwyraźniej nie doskwierało podobne pragnienie. W przeciwnym razie nie 
oparłby się tak łatwo.

- No cóż, chyba lepiej już wrócę do swojej celi.
Megan wstała. Może jeśli do niego podejdzie. Może wtedy on sobie przypomni, jak to 
było, i wyciągnie rękę...
- Okay - powiedziała.
Finn spojrzał jej w oczy. Pocałuj mnie. Megan  usiłowała telepatycznie przesłać mu 
wiadomość. Pocałuj mnie, pocałuj mnie, pocałuj mnie!
-

Hej, Finn! Mam nadzieję, że jesteś u siebie w pokoju, a nie gdzie indziej! - zawołał  

John z parteru.
- Okay - mruknął pod nosem Finn. - No to na razie.
Drzwi do pokoju Megan zatrzasnęły się i Finn zniknął.

Rano  w szkole Megan  weszła do łazienki i - o zgrozo  - natknęła się na Hailey. Z 
zapuchniętej twarzy widać było, że dziewczyna przed chwilą płakała. Teraz pochylała  
się nad umywalką i przeglądała w lustrze, usiłując poprawić eyeliner. Megan stała tam o 
chwilę za długo, wahając się, czy uciec i uniknąć rozmowy, czy zrealizować nowo 
odnalezioną potrzebę bycia twardą. Ale zanim zdołała na cokolwiek się zdecydować, 
Hailey podniosła wzrok, odchrząknęła i powiedziała:
- Cześć.
Megan weszła dalej do środka.
- Nic ci nie jest? - spytała odruchowo.
-

Nie musisz udawać, że cię to obchodzi. - Hailey wrzuciła eyeliner z powrotem do 

małej kosmetyczki. Nie mówiła z ironią ani wojowniczo, była po prostu zmęczona i  
smutna.
- Nie udaję... chyba. - Megan oparła się o umywalkę.

background image

-

No   cóż,   teraz   już   wszyscy   mnie   nienawidzą   -   powiedziała   Hailey   i   wzruszyła 

ramionami. Potrząsnęła głową, szybko pakując do plecaka szczotkę do włosów i lakier. 
—   Nawet   Jessica   nie   chciała   ze   mną   rozmawiać   dziś   rano.   Hipokrytka.   Przecież 
wiedziała, co się działo.
Hailey spojrzała Megan w oczy w lustrze i założyła plecak na i imiona. Wzięła głęboki 
oddech i się odwróciła.

- Słuchaj, ja nawet nie będę próbowała wyjaśniać ci tego wszystkiego - powiedziała. 

Wyglądała bardziej krucho, niż Megan to w ogóle uważała za możliwe. - Tylko że ja go 
naprawdę kocham i nie mogłam sobie wyobrazić, co się stanie, jeśli on... jeśli on...

- Okay. Rozumiem - mruknęła Megan, ale bez przekonania, bo przecież nigdy sama 

nie   była   zakochana.   Nie   przeżyła   prawdziwej,   odwzajemnionej   miłości.   Nie   miała 
jednak ochoty stać i patrzeć, jak Hailey się rozkleja.

- Nie,   nie   rozumiesz   -   załkała   Hailey.   -   Ja   wcale   nie   jestem   taką   wariatką,   jak 

ostatnio. Tylko że... To wszystko wydawało się wtedy logiczne, wiesz? Pasowało do 
siebie. A teraz... to po prostu bez sensu.

- No   cóż,   chyba   każdy   popełnia   błędy   -   powiedziała   Megan.   Odwróciła   się, 

wyszarpnęła kawałek papierowego ręcznika i podała go Hailey.

Dziewczyna wytarła sobie kącik oka.
- Dlaczego jesteś taka miła? - spytała.
Megan zamrugała.
- Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia.
I wtedy nagle zdarzyło się coś dziwnego - obie się roześmiały. Dla Megan była to 

wyzwalająca   chwila,   kiedy   tak   stała   obok   swojej   zawziętej   przeciwniczki,   która 
usiłowała się nie rozpłakać. Megan chciała tylko, żeby wszystko znów było proste i 
żeby nikt nie cierpiał bez powodu. Poza tym teraz Hailey już mogła sobie zatrzymać 
Evana i przeżywać z nim wiele dramatycznych

chwil. Megan miała dość.

- No cóż, przepraszam. Za wszystko. - Hailey zwinęła ręcznik w kulkę. - Nie masz 

pojęcia, jak mi przykro - dodała gorzko, a Megan zrozumiała, że Hailey myśli teraz o  
Evanie.

Patrząc, jak dziewczyna stara się wziąć w garść, Megan zaczęła jej współczuć. Miała 

przeczucie, że następnych kilka tygodni będzie dla Hailey gorszych niż ostatnie dwa dla 
niej samej.

- Okay. - Megan skinęła głową. - Dzięki.

Hailey wypuściła powietrze z płuc i wrzuciła ręcznik do kosza na śmieci. Trafił prosto 
do środka.
-

Nie mów, że w kosza też grasz - powiedziała lekkim tonem Megan.

Hailey spojrzała na Megan i westchnęła.
- To będzie bardzo długi rok.

Megan  postawiła  tacę z  jedzeniem  na  stoliku  i spojrzała  na  dziedziniec.  Miller jak 
dawniej siedział tam ze słuchawkami na uszach, mrużąc oczy w skupieniu. Megan była 
zdziwiona. Zupełnie jakby wszystkie zrobione przez nich postępy zniknęły.
-

Co jest z Millerem? - spytała Ria, zdejmując torbę przez głowę i siadając przy stole.

- Sama się nad tym zastanawiam - odparła Megan.

background image

-

Mówił coś, że nie wolno mu z tobą siadać - odezwała się Aimee, wstrząsając swój 

sok jabłkowy, i spojrzała na Megan. - O co tu chodzi?
-

Nie wolno mu ze mną siadać? — spytała Megan zmieszana. - Dziwne. Pogadam z 

nim.
-

Powiedz   mu,   że   za   nim   tęsknimy!   -   poprosiła   Pearl,   otwierając   pudełko   z 

koralikami,
Megan miała właśnie wyjść na dziedziniec, kiedy przy drugim końcu stołu pojawiła się 
Hailey z tacą.
- Cześć - powiedziała z przesadnię pogodnym uśmiechem.
- Hm... Cześć — odparła Megan.
- Co jest? - Aimee zmarszczyła brwi.
-Jessica   i   inne   zachowują   się,   jakby   miały   za   chwilę   dostać   okresu,   więc   czy   nie 
mogłabym z wami posiedzieć przez kilka dni - powiedziała Hailey
Wszystkie   dziewczyny   przy   stole   spojrzały   na   Megan,   a   ona   się   zawahała.   Z 
przeprosinami   na   gorąco   w   łazience   mogła   sobie   poradzić.   Jednak   siedzenie   z   tą 
dziewczyną przez cały tydzień przy lunchu to chyba zbyt wiele. Ale jedno spojrzenie na 
niemal desperacką nadzieję w oczach Hailey wystarczyło, żeby opór Megan skruszał. 
"Wyobrażała sobie, jak upokarzające byłoby dla Hailey samotne siedzenie w stołówce.
-Jasne, nie ma sprawy - mruknęła w końcu Megan.
Aimee   wypuściła   zatrzymane   w   płucach   powietrze.   Przez   kilka   chwil   panowało 
milczenie. Megan grzebała widelcem w spaghetti. Przy stole było tak cicho, jakby nikt 
nie oddychał. Ktoś musiał coś wreszcie powiedzieć, inaczej wszystkie by się podusiły.
-

No i jak, gotowe do pierwszego meczu? - odezwała się Aimee.

- Sama wiesz - wtrąciła Ria.
-

One mają w tym roku nową bramkarkę - powiedziała Hailey. - Zielona, ale niezła.

-

Trenerka mówiła, że dziewczyna jest leworęczna, więc pewnie ma słabą prawą 

stronę - wtrąciła Megan. - Trzeba grać na prawo, ile się da.
-

Fajnie, kiedy znacie słabe strony przeciwnika — oświadczyła; Jenna z oczyma 

błyszczącymi za szkłami okularów.
- Hej, Hailey, chcesz bransoletkę? - wypaliła Pearl.
Wszystkie się obróciły, żeby na nią spojrzeć. Wymuszona rozmowa to jedno. Prezenty 
to zupełnie inna sprawa.
- Hm... jasne - powiedziała Hailey.
Schyliła   się   i   rozpięła   małą   kieszonkę   przy   plecaku.   Kiedy   w   niej   grzebała,   Ria 
szturchnęła Pearl w ramię.
- Chcesz robić dla niej biżuterię? - szepnęła Ria.
- Au! No i co z tego? - syknęła Pearl.
- Ta dziewczyna nie zasługuje na prezenty - odparła Ria.
-

No cóż, teraz się już nie wycofam - powiedziała Pearl ze smutną miną.

Megan obserwowała Hailey, która nadal bardzo pilnie czegoś szukała i z pewnością 
słyszała każde wyszeptane słowo.

-Wiecie co, dziewczyny? Nie ma sprawy. Nie potrzebuję więcej biżuterii - oświadczyła 
Hailey,   wyciągając   tubkę   błyszczyku,   a   wraz   z   nią,   niechcący,   małą   plakietkę   z 
czerwonymi literami, złotym obrąbkiem i napisem KAPITAN..

background image

Wszystkie dziewczyny skamieniały. Megan nie mogłaby oderwać oczu, gdyby nawet 
próbowała.
- Co to jest? - wykrztusiła wreszcie.
-

Och, to tylko... Mama dla mnie zrobiła, zanim, no wiesz... - wymamrotała Hailey,  

podnosząc plakietkę. - To na moją kurtkę reprezentacji.
Aimee pokręciła się niepewnie na krześle. Megan miała ochotę zapaść się pod ziemię.
-

Nieważne. Chyba możesz ją sobie teraz wziąć. - Hailey położyła plakietkę przed 

Megan.
Megan nawet nie chciała jej dotykać. Pomyślała o swojej dawnej drużynie w Teksasie i 
o   tym,  jak  była zrozpaczona,  kiedy  zdała  sobie  sprawę,  że  nigdy  nie  zostanie tam 
kapitanem. Mogła sobie tylko wyobrazić; jakby się czuła, gdyby musiała przekazać 
swoją plakietkę komuś innemu. To by jej rozdarło serce.
-

A słyszałyście, że pan McKenna spotyka się z Marcy Sherman? - spytała Ria ni 

stąd, ni zowąd.
- Uh! Obrzydliwość! - zawołała Pearl.
-

Kto to Marcy Sherman? - spytała Megan, zerkając na Hailey, która podniosła oczy 

znad plakietki.
-

Chodziła do naszej szkoły - wyjaśniła Hailey, sięgając po butelkę z wodą. - Jest  

tylko o dwa lata starsza ode mnie.
-

Uh! Okropieństwo - prychnęła Jenna. - Pan McKenna to starzec.

Rozmowa skupiła się na tych dwojgu, a plakietka po prostu leżała na stole i wydawało 
się, że z każdą sekundą rośnie. Megan czekała, żeby Hailey zabrała tę naszywkę, ale 
wiedziała,   że   jeśli   role   by   się   odwróciły,   to   ona   nie   chciałaby,   żeby   cokolwiek 
przypominało jej o straconej funkcji kapitana. Nie przebaczyła Hailey wszystkiego, ale 
i tak współczuła dziewczynie. Dziwne.
Czemu życie nie może być mniej skomplikowane?

Od: Zakrę

cona@rockin.com

 Do: 

Strzelec5525@yahoo.com

 Temat: O MÓJ BOŻE, O 

MÓj BOŻE, O MÓJ BOŻE Pocałowałaś Finna? Nie Evana, tylko FINNA??? KIEDY? DLA-
CZEGO? JAK DŁUGO? JAK MOŻESZ PISAĆ Ml TAKIEGO MAILA I NIE WYJAŚNIĆ 
WSZYSTKIEGO? I zapomnieć o mnie. Gdzie jesteś, DO DIABŁA!??? — Original Message 
— Od: 

Strzelec5525@yahoo.com

 Do: Zakrę

cona@rockin.com

 Temat: O MÓJ BOŻE, O 

MÓJ BOŻE, O MÓJ BOŻE POCAŁOWAŁAM FINNA! POCAŁOWAŁAM FINNA! O MÓJ BOŻE, 
POCAŁOWAŁAM FINNA. GDZIE JESTEŚ!!!???

background image

Rozdział 17

Jesteś tego pewna, Meade? - spytała trenerka Leonard.
-

Tak. Wiem, że to brzmi głupio, ale moim zdaniem robię dobrze.

Ktoś krótko zapukał do gabinetu, potem drzwi się otworzyły. Megan obróciła się, kiedy  
Hailey wsunęła głowę do środka.
-

Dzień dobry. Vithya powiedziała, że chce mnie pani widzieć - odezwała się Hailey. 

A potem zauważyła Megan i przerwała.
- Tak, Farmer. Siadaj - powiedziała trenerka.
Hailey  opadła na krzesło   obok Megan  i ostrożnie położyła kurtkę i dwie  torby na 
podłodze.   Nagle   wydawała   się   mała   i   przestraszona,   jak   dzieciak,   który   czeka   na 
zastrzyk.
-

Okay, Farmer, do rzeczy. Meade właśnie mnie poinformowała, że głosowanie w 

sprawie wyboru kapitana nie odbyło się do końca fair. - Trenerka pochyliła się i oparła 
swoje mocne ręce na biurku.
- Co to znaczy? - spytała Hailey.
-Jak rozumiem, w pierwszym głosowaniu był remis, a na wynik drugiego wpłynęły 
jakieś plotki. - Trenerka spojrzała prosto w oczy Hailey. - Tak było?

- Megan i Hailey popatrzyły na siebie. Taa - przyznała Hailey, nadal zdezorientowana.
Leonard postukała ołówkiem w blat biurka.
-

No  cóż,  z   przykrością   przyznaję,   że   to   się   zdarzało   już   przedtem.   To   znaczy 

czynniki   niezwiązane   z   drużyną   wpływały   na   wynik   głosowania   -   dodała   trenerka, 
prostując się. - Ale po raz pierwszy słyszę, żeby kapitan chciał przekazać swój tytuł  
innemu zawodnikowi.
-

Co? - wykrztusiła Hailey i obróciła się do Megan. - Żartujesz sobie?

-

Nie ma sensu, żebym była kapitanem - wyjaśniła Megan. - Ty zawsze przewodziłaś 

tej drużynie... Gdyby mnie tutaj nie przeniesiono, na pewno wygrałabyś głosowanie.
-

Oszalałaś? Zdajesz sobie sprawę, co robisz? - spytała Hailey.

-Jasne - odparła Megan.
- Nie rozumiem - powiedziała Hailey. - Byłam taka...
Przerwała i obie spojrzały na trenerkę, która najwyraźniej
uważnie słuchała każdego ich słowa.
-Jaka? — spytała Leonard.
-

Nieważne - rzuciła szybko Megan. - Posłuchaj, Hailey, ja nie mówię, że chcę zostać 

twoją najlepszą przyjaciółką, ale po prostu uważam, że powinnaś być kapitanem. Poza  
tym jesteś w klasie maturalnej. To twoja ostatnia szansa.
Hailey zdziwiona osunęła się na oparcie krzesła. Megan zerknęła na trenerkę. Pora, 
żeby do sprawy wtrąciła się osoba reprezentująca władzę.
-

No cóż, zaraz mamy mecz. Trzeba podjęć wiążącą decyzję - powiedziała trenerka, 

składając  jakieś  papiery.   -  Meade,  chociaż zachowałaś  się  szlachetnie,  nie możemy 
zignorować  woli drużyny,  więc zaproponuję  kompromis. Od   tej  pory  obie jesteście 
kapitanami. Myślicie, że dacie sobie z tym radę?

background image

Megan spojrzała na Hailey. Wspólne prowadzenie drużyny z tą dziewczyną przez cały  
sezon? Nie była do końca przekonana, że to się im uda bez walki.
- Brzmi nieźle - powiedziała Hailey ostrożnie.
- Za pierwszym razem był remis - zgodziła się Megan.
-

Dobrze, no to załatwione - oznajmiła trenerka. - A teraz przebierajcie się. Dziś 

musimy skopać tyłek Czarnym Niedźwiedziom.
Megan zebrała swoje rzeczy i pierwsza opuściła gabinet. Kiedy szły do szatni, Hailey 
dogoniła Megan i ruszyła dalej obok niej.
-

Lepiej przygotuj się do tego  meczu, nowicjuszko  - ostrzegła Hailey,  otwierając 

przed Megan drzwi do szatni. Na zewnątrz wydostały się podekscytowane głosy. Hailey 
uśmiechnęła się lekko.
-

Patrz na mnie i się ucz - odpaliła Megan z zarozumiałym uśmiechem. - Patrz i się  

ucz.

Megan wbiegła pędem do domu. Nowiny aż ją rozpierały. Nie tylko zdobyła ostatniego 
gola,   ale   jeszcze   cały   mecz   został   rozegrany   bez   zarzutu.   Totalnie   górowały   nad 
Niedźwiedziami i wszystkie mówiły o tym, że to naprawdę może być ich rok. Hailey i  
Megan poprowadzą drużynę do rozgrywek stanowych. No, może przesada, ale to też  
dodawało Megan skrzydeł.
Z sutereny rozległ się głośny, gremialny jęk. Megan  zbiegła po schodach bez tchu. 
Caleb i łan trzymali konsole, Caleb siedział na kolanach Evana. Doug rozpierał się na 
kanapie pod przeciwległą ścianą, a na drugim krańcu skulił się Miller, pogrążony w 
lekturze „Sporting News". Megan żałowała, że nie ma tu Finna, ale to ją zbiło z tropu  
tylko na moment.
-

Słuchajcie, chłopaki, nie uwierzycie! Właśnie pobiłyśmy Hacketstown cztery do 

zera! - zawołała. - Szkoda, że  tego  nie widzieliście! Poszłyśmy jak burza! Musicie 
kiedyś przyjść na mój mecz. Przysięgam, zobaczycie, jak tworzy się historia.
Nikt nie powiedział ani słowa. Nikt nawet na nią nie spojrzał.
- Halo? Ktoś mnie słyszy? - Megan pomachała ręką.
Miller pochylił głowę niżej nad gazetą. Evan zacisnął szczękę i nie odrywał wzroku od 
telewizora. Caleb zaczął się wiercić, spoglądając to na jednego, to na drugiego brata.
Megan   zrobiło   się   niedobrze.   Oni   ją   ostentacyjnie   ignorowali.   I   na   dodatek   jakoś 
wplątali w to Millera. Dlatego nie było mu wolno siedzieć z nią dzisiaj przy lunchu.  
Najwyraźniej odbyła się kolejna narada i wznowiono akcję wymrażania.
Megan pokręciła głową i opuściła wzrok.
-Jesteście niesamowici, chłopaki. - Westchnęła głośno. - Co tym razem zrobiłam?
- Przez ciebie Finn dostał szlaban - odezwał się wreszcie łan.
-

Taa, a miał mnie nauczyć, jak przejść przez drugi poziom w Halo 2 - poskarżył się 

Caleb.
Megan parsknęła śmiechem.
- Chyba sobie żartujecie.

background image

Ale nikt się nie roześmiał. Megan poczuła żar i gorycz. Jej ożywienie zniknęło 
zmiecione falą furii. • - Zamierzacie obwiniać mnie o wszystko, co się wydarzy w tym 
domu? - spytała.
-

Finn nie zwróciłby uwagi na twoje cycki, gdybyś mu nie podetknęła ich pod nos, ot 

co - warknął Doug.
-

O   mój  Boże!   Więc   waszym   zdaniem   tak   było?   -   spytała   Megan.   -   Uwiodłam  

Finna? No cóż, to mam dla ciebie małą nowinę, dupku, to on pocałował mnie, jasne? 
Boże! Czy żaden  z was nie jest w stanie przyjąć odpowiedzialności za własne po-
stępowanie? Od samego początku, kiedy przekroczyłam próg tego domu, staram się z 
wami zaprzyjaźnić, ale wy jesteście tak cholernie nieprzystępni, że robicie wszystko,  
żebym poczuła się źle. Mam tego powyżej uszu!
-

Oho, uwaga. Mała dziewczynka pokaże nam zaraz atak histerii. - Doug wyrzucił 

ręce w górę.

Caleb i łan roześmieli się, a Megan popatrzyła na Douga przez zmrużone powieki, aż w  
końcu musiał odwrócić wzrok.

-

A wy dwaj się ze mnie nie śmiejcie. - Megan podeszła do lana i Caleba. - Wiecie, 

ile razy mogłabym na was naskarżyć? Wchodziliście do mojego pokoju, niszczyliście 
mi   ubrania,   kradliście   kosmetyki,   poprzecinaliście   opony   roweru.   Aleja   nie   po-
wiedziałam ani słowa. Chroniłam wasze głupie tyłki.
Chłopcy wbili oczy w dywan, a Megan ruszyła dalej.
- Miller. Nawet byś nie mógł pogadać z Aimee, gdyby nie ja.
- Gadasz teraz z dziewczynami, ogórasie? - spytał Doug.
-

A ty, durna pało! — Megan obróciła się gwałtownie do Douga. - Sam wiesz, że 

masz u mnie wielki dług.
-

A co to niby ma znaczyć? - odezwał się po raz pierwszy Evan.

-

Z tobą nawet nie będę zaczynała rozmawiać. - Megan zabłysły oczy. - To nie ja 

przespałam się z twoją dziewczyną, jasne? Więc przestań się na mnie za to wyżywać!
Evan patrzył na nią przez długą chwilę, aż wreszcie poddał się i znów wbił wzrok w 
ekran.
-

Boże, ale jesteście durni. - Megan pokręciła głową. - Nie interesuje was nic poza 

wami samymi. Wcale nie wściekacie się za to, że Finn ma szlaban. Po prostu szukacie 
kolejnej wymówki, bo chcecie się poczuć cholernie męscy, bojkotując mnie. No cóż, 
pozwólcie,   że   wam   coś   powiem,   chłopcy.   W   moich   oczach   nie   wyglądacie   jak 
mężczyźni, ale jak banda rozkapryszonych dzieciaków.
Dougowi zabłysły oczy, a kiedy zobaczył, że Megan widzi, że ubodły go jej słowa,  
zmusił się do śmiechu.
-

Och,   znakomity   argument,   Doug.   Bardzo   dotkliwy.   -   Megan   położyła   dłoń   na 

piersi. - Trafiłeś mnie prosto w serce.
Zostawiając za sobą milczącą grupę, Megan szybko weszła na pierwsze piętro i ruszyła 
do swojego pokoju, a potem zatrzasnęła za sobą drzwi.
W głowie mi się nie mieści, że to zrobiłam.
Na drżących nogach podeszła do łóżka i rzuciła się na materac. W myślach widziała 
gniewny profil Evana, złośliwy grymas Douga, Millera próbującego za wszelką cenę na 

background image

nią nie patrzeć, lana gapiącego się ostentacyjnie w telewizor, Caleba ze skrzywioną 
miną. Ulgę przyćmił teraz wszechogarniający smutek. Pokazali, co naprawdę czują. I 
nieważne, jak bardzo się starała, wszyscy jej nienawidzili. Naprawdę, z całego serca.
- Trudno - powiedziała na głos. - To banda debili.
I co ją obchodzą tacy idioci? Nic.
Megan   wtuliła   twarz   w   poduszkę   i   przez   następne   pół   godziny   ze   wszystkich   sił 
próbowała się nie rozpłakać.

Megan zatrzasnęła książkę do chemii i spojrzała na zegarek. W ciągu ostatniej godziny 
nie nauczyła się niczego. Pomiędzy rozmyślaniem o tym, że Finn  jest tuż obok, w  
sąsiednim pokoju, a ciągłym odtwarzaniem w myślach od nowa awantury z dzisiejszego 
popołudnia, w głowie niewiele miejsca zostawało na okresowy układ pierwiastków.
Obiad minął w pełnym napięcia milczeniu. Megan tylko skubała kurczaka i warzywa na 
swoim talerzu i małymi łykami popijała wodę. Jedzenie w towarzystwie pół tuzina wro-
gów okazało się niemożliwe. Teraz, oczywiście, Megan umierała z głodu.
Złapała   plecak   i   przeszukała   go,   aż   wreszcie   znalazła   snickersa,   którego   kupiła   po 
lunchu. Pochłonęła batona czterema kęsami, ale żołądek nadal bolał - czas wreszcie 
porozmawiać z Finnem.
Na   pewno   słyszał,   co   się   stało   dzisiaj   po   południu.   Jego   bracia   plotkują   bardziej 
zawzięcie niż cała żeńska część Liceum Baker. W sumie Megan trochę się dziwiła, że 
jeszcze do niej nie przyszedł, ale skoro tak, sama do niego pójdzie.
Wyszła na korytarz i zapukała cicho do drzwi Finna.
- Proszę!
Wzięła głęboki oddech i weszła do środka.
- Cześć.
Finn podniósł głowę znad biurka, chyba zaskoczony.
-

Cześć. - Oparł dłonie na udach i spojrzał nad ramieniem Megan w stronę korytarza; 

byli sami.
- O co chodzi? - spytała.
- Naprawdę nie powinnaś tu być - powiedział Finn.
Megan poczuła, że na sercu zaciążył jej wielki kamień.
-Wiem, twoi rodzice są wściekli, ale chyba nie oczekują, że
przestaniemy że sobą rozmawiać?
-Taa...   Nie...   -   Finn   wzruszył   ramionami  i   obrócił   się   na  krześle.   -   Ja   tylko...   Nie 
uważasz, że powinniśmy poczekać, aż wszystko się trochę uspokoi?
-Jakby to się miało kiedykolwiek zdarzyć w tym domu - zażartowała bez przekonania 
Megan. Przełknęła dławiącą ją grudkę i rozejrzała się wkoło niepewnie. Przyszła tu, 
żeby   Finn   ją   uspokoił   i   pocieszył,   tak   jak   zawsze   to   robił.   Ale   teraz   on   zaczy nał 
kluczyć, więc poczuła się tylko gorzej.
-Posłuchaj...  Nie jest mi łatwo...  być w  pobliżu  ciebie -  powiedział Finn, wyraźnie 
unikając wzroku Megan.
- Och, no cóż. Przepraszam. - Megan zaczęła się wycofywać.
- Zaczekaj - zawołał Finn.

background image

Ale ona była niebezpiecznie bliska łez i absolutnie nie zamierzała załamać się na jego 
oczach.
- Nie, już sobie idę - wymamrotała.
Finn przełknął ślinę i miał taką minę, jakby chciał coś powiedzieć. To się naprawdę 
działo. Finn nie chciał mieć z nią nic wspólnego.-Wreszcie wróciła do swojego pokoju, 
ale czuła się jak największa idiotka na świecie, Megan z trudem. Na szczę ście udało jej 
się nie uronić ani jednej łzy. Zamknęła drzwi i złapała klamkę tylko po to, żeby się 
czegoś przytrzymać. Właśnie straciła wszystko, co znała i ceniła. Przecież Finn był 
podobno   jej   przyjacielem.   A   nawet   więcej.   Całował   ją.   Przytulał.   Dawał   poczucie 
bezpieczeństwa.   Tylko   na  nim   nigdy   się  nie  zawiodła.   A  teraz  czuła  się  po  prostu 
porzucona - i totalnie sama.
Złapała   z   biurka   telefon   i   drżącymi   palcami   wybrała   numer.   Nacisnęła   klawisz 
rozmowy i podniosła słuchawkę do ucha,

mocno zamykając oczy. Musiała to zrobić, zanim zmieni zdanie.
- Major Meade, słucham.
W tej samej sekundzie, w której usłyszała głos ojca, nabrała pewności, że robi dobrze. 
Wiedziała, gdzie powinna być.
- Tato? - powiedziała szybko. - Chcę jechać do Korei.

Od: Strzelec5525@yahoo.co1n Do: Zakrę

cona@rockin.com

 Temat: Przewodnik po 

chłopcach

Megan przewodnik po chłopcach Zapis dwunasty

Uwaga nr 1  W ogóle nie wiadomo, o co chodzi tym facetom. Myślałam, że mu się 
podobam, Trace. Naprawdę.

Rozdział 18

background image

Wyjeżdżasz?
Był   wtorek   wieczorem   i   matka   Megan   właśnie   zadzwoniła,   żeby   dać   znać,   że 
zarezerwowała nocny lot na czwartek. A teraz Megan siedziała w kuchni z Reginą i 
Johnem, którzy patrzyli na nią, jakby właśnie oświadczyła, że zmieniła płeć.
-

Rozmawiałam  z rodzicami  i razem   uznaliśmy,  że to  najlepsza  decyzja.  -  Serce 

waliło jej jak młotem. Chciała im powiedzieć jak najmniej. Nie miała zamiaru mówić 
ludziom, którzy okazali jej tyle serca, że to ich synowie ją stąd wygonili.
-Wiemy, że nie było łatwo, Megan, ale nawet jeszcze nie dałaś sobie czasu, żeby się  
naprawdę zadomowić - odezwała się Regina.
-

Ani   nie   dałaś   go   nam   -   dodał   John.   -   Co   możemy   zrobić,   żebyś   się   poczuła 

swobodniej?
-

Nie w tym rzecz - wymamrotała Megan. - Byliście dla mnie przemili, naprawdę. 

Ale ja... tęsknię za rodzicami.
Podała całkiem uczciwy powód. Tyle że pozostałych nie zamierzała wymieniać.
-

Oczywiście, że tęsknisz, kotku - powiedziała Regina. — Ale naprawdę chcesz się 

przenosić do Korei? Kiedy twój ojciec po raz pierwszy do nas dzwonił, mówił, że tak  
stanowczo upierasz się, żeby zostać w Stanach.

Megan z trudem przełknęła ślinę, usiłując nie myśleć nad rzeczami, których jej będzie 

brakowało.   Meczami   z   nową   drużyną,   lunchami   z   Aimee   i   innymi   dziewczynami, 
imprezami,  szkolnymi  balami. Ojciec opowiadał jej o liceum, do którego   musiałaby 
uczęszczać w Korei. To była żeńska szkoła, gdzie obowiązywało noszenie mundurków, 
a regulamin zabraniał noszenia makijażu. Megan zgadywała, że imprez do późnego wie-
czora też tam nie tolerowano.

Oczywiście, po wszystkim co się stało w ciągu ostatnich dwóch tygodni, może tak 

będzie bezpieczniej. Może właśnie potrzebowała strefy wolnej od chłopców.

- Chyba po prostu się pomyliłam - powiedziała Megan. - To za trudne, rozumiecie? 

Przynajmniej kiedy będę z rodzicami, to... sama nie wiem...

Nie miała pojęcia, jak to wyrazić, żeby nie urazić McGowanów. Pragnęła większego  

wsparcia, swojskości, poczucia bezpieczeństwa. Tylko rodzice mogli jej to dać.

Regina i John wymienili długie spojrzenie.
- Możemy coś zrobić, żeby zmienić twoją decyzję? - spytał wreszcie John.
- Nie - powiedziała Megan. - Ale miło wiedzieć, że chcielibyście.
Regina westchnęła i uśmiechnęła się blado.
- No cóż, będziemy za tobą tęsknić — wyznała. - I pamiętaj, że w każdej chwili 

możesz wrócić.

Megan uśmiechnęła się z wdzięcznością. I John, i Regina mieli zmartwione miny, ale 

Megan   wiedziała,  że  w  głębi  ducha  musieli  odczuwać  ulgę.   Jak  zaznaczył Doug  w  
rozmowie   z   braćmi,   chłopcy   mieli   idealnie   rozpracowany   dom.   A   Megan   samym 
pojawieniem   się   tutaj   wszystko   poplątała   i   skomplikowała.   Była   pewna,   że 
McGowanowie trochę tęsknią za powrotem do tego chociażby powierzchownego ładu, 
jaki kiedyś panował w ich życiu.

- Posłuchajcie, czy moglibyśmy nie mówić o tym... wszystkim? - spytała Megan. - To 

tylko utrudni sprawę.

background image

Zwłaszcza że synowie natychmiast urządziliby wielką imprezę zwycięstwa. v
- Naprawdę uważasz, że to w porządku? - zdziwił się John.
-

Chłopcom będzie wszystko jedno, wierzcie mi - powiedziała Megan. - Napiszę im 

maila, obiecuję.
- No cóż, dobrze - zgodził się John.
- Dzięki. - Megan wstała. - To ja zacznę się już pakować.
Poszła na górę. Całe ciało jej ciążyło. Myślała, że poczuje ulgę
po rozmowie z Johnem i Reginą, ale tylko ogarnął ją smutek.
Robisz to, co należy.
Zamknęła cicho drzwi i spojrzała na swoje rzeczy. Czas ruszać w dalszą drogę.

W czwartek wieczorem Megan siedziała na brzegu łóżka, a jej bagaże stały spakowane 
i porządnie ustawione z tyłu na materacu. Stopami nerwowo postukiwała o podłogę. 
Była gotowa już od godziny, a samochód miał przyjechać dopiero za trzy kwadranse. 
John zaproponował, że ją zawiezie na lotnisko, ale odmówiła. Chciała tylko wydostać 
się stąd. Całkowicie zamknąć ten rozdział. Zostawić wszystko za sobą.
Oczywiście teraz, kiedy czas się zbliżał, Megan jasno widziała, że nie uda jej się wyjść 
zupełnie niepostrzeżenie. Wszyscy siedzieli w domu i zajmowali się swoimi zwykłymi, 
codziennymi sprawami. Kiedy Megan zacznie targać bagaże z góry, na pewno kilka 
osób, zwróci na to uwagę.
Będę po prostu musiała sobie z tym poradzić. Niezależnie, co się stanie. Wstała z łóżka 
i zaczęła spacerować po pokoju, uderzając zaciśniętą pięścią o dłoń drugiej ręki. Czuła 
się, jakby zaraz miała stanąć do odpowiedzi przed całą klasą. Nie, sto razy gorzej. Co 
chwila korciło ją, żeby wyjść z pokoju, znaleźć Fin- na, Evana, Douga  albo nawet  
Millera i powiedzieć, co o nich myśli. To była, mimo wszystko, ostatnia okazja. Tylko 
po co?
Megan wyjrzała przez okno. Na podwórzu Evan kołysał się apatycznie na hamaku. Pod 
głowę podłożył sobie jedno ramię
i wpatrywał się w niebo. Sądząc po jego smutnej minie, myślał o Hailey. Megan nagle  
nabrała ochoty, żeby mu przyłożyć. Dwa tygodnie temu, ile razy spotkała Evana, miała 
przed oczami świetnego, przyjaznego faceta o pięknej duszy. Teraz widziała tylko duże 
dziecko.
Evan znał już prawdę. Rozeszła się po całej szkole. Wiedział, że Hailey kłamała. Ale  
czy chociaż przeprosił Megan? Nie. Czy pogodził się z Dougiem? Nie. Zupełnie jakby  
odpowiadała mu rola ofiary.
Tak obserwując Evana, Megan zdała sobie sprawę, że jednak jest pewien powód, dla 
którego warto z nim pogadać. Może znów zacznie przypominać faceta, którego kiedyś 
poznała. Może ona zdoła nim wstrząsnąć i go obudzić.
Nagle zdecydowana, Megan zbiegła po schodach prosto na podwórze. Słońce zaczynało 
właśnie chylić się ku zachodowi, wszystko wkoło nabierało łagodniejszego wyglądu.
-

Muszę z tobą porozmawiać - powiedziała, kiedy Evan usiadł. Obróciła się w stronę 

domu. - Hej, Doug! Znalazłam twojego starego „Playboya"! Jeśli go chcesz odzyskać, 
to czekam na zewnątrz!

background image

Evan zerwał się z hamaka.
- Nie gadam z nim.
-

Owszem, gadasz. - Megan splotła ramiona na piersi. - Nie sądzisz, że jesteś mi  

winien jedną rozmowę?
Evan nie miał odwagi podnieść na nią oczu.
- Taa, może tobie - przyznał w końcu. - Ale nie jemu.
Doug wypadł z domu na podwórze. W tej samej chwili,
w której zauważył Megan i Evana, a przy tym brak „Playboya", zawrócił do środka.
-Wyjeżdżam do Korei - oświadczyła Megan. - Mniej więcej za pół godziny.
Evanowi   opadła  szczęka,   Doug   stanął  jak   wryty.   Obrócił   się   powoli,   z  uśmiechem 
przylepionym do twarzy.
- Nareszcie - powiedział.

- Taa, no cóż, zanim wyjadę, chciałam wam coś powiedzieć, chłopaki — stwierdziła 

Megan.

- Sławetne ostatnie słowa skazańca? - odezwał się Doug ironicznie.
Ale usiadł na skraju fotela na patio, szeroko rozstawiając nogi i spoglądając na nią z 

wyczekiwaniem. Evan też ani drgnął. Megan wzięła głęboki oddech. Miała tylko jedną  
szansę, żeby to zrobić jak trzeba.

- Od małego, zawsze chciałam mieć brata albo siostrę - zaczęła, spoglądając to na 

jednego, to na drugiego z nich. — Myślałam, że to wspaniałe. Mieć kogoś, z kim się 
można wszystkim podzielić, kim  mogłabym się opiekować i na kogo  uważać, a kto 
opiekowałby   się   mną   i   uważał   na   mnie.   Ale   patrząc   na   to,   jak   wy   się   nawzajem 
traktowaliście przez ostatnie dwa tygodnie, sama już nie wiem.

Evan wbił wzrok w ziemię, a Doug przewrócił oczami, ale Megan nie przerwała.
-Żeby pozwolić komuś takiemu jak Hailey Farmer... Żeby coś tak idiotycznego i bez  

znaczenia jak seks po pijaku stanęło między wami... - Westchnęła. - Ta dziewczyna was 
obu okłamała. I jednym, i drugim się zabawiła. A wy jesteście braćmi. Na zawsze. A 
najbardziej dobija mnie... że nie macie nawet pojęcia, jacy z was szczęściarze.

Megan podniosła wzrok. Wyraz twarzy Douga się zmienił. I on, i Evan wpatrywali się 

w nią teraz twardym wzrokiem, jakby ze wszystkich sił próbowali zatrzymać w środku  
to, co naprawdę czuli i myśleli. Megan po raz pierwszy uderzyło podobieństwo tych 
dwóch, tak pozornie różnych facetów. Ten sam upór, ta sama ignorancja i, ewidentnie, 
ten sam gust co do kobiet.
Tak naprawdę to mi was żal, chłopaki. Serio - odezwała się po chwili Megan. - Jesteście 
tak zajęci sobą, że w ogóle nie zdajecie sobie sprawy, jak ranicie najbliższych. Tych, 
którzy   was   naprawdę   kochają.   Albo   mogliby   kochać,   gdybyście   im   dali   szansę   - 
skończyła   Megan,   spoglądając   na   Evana.   Podtrzymała  jego   spojrzenie,   aż   się 
zaczerwieniła z wysiłku; a on wreszcie zamrugał. Obróciła się do Douga.

-Więc sobie nie wyobrażaj, że to twój błyskotliwy plan wy- mrożenia wypędził mnie  

stąd, bo tak nie jest ~ dodała. - Ja po prostu nie mogę znieść towarzystwa ludzi, którzy 
uważają, że wszystko im się należy.

Nie licząc  wieczornych  świergotów  ptaków  na podwórzu,  panowała cisza. Megan 

powiedziała, co miała do powiedzenia, a zdobycie się na taką szczerość podziałało na 

background image

nią   ożywczo.   Miała   wrażenie,   że   teraz   poradzi   sobie   ze   wszystkim.   Ogarnęła   ją 
przemożna ochota porozmawiania z Finnem. Zawróciła i z przyzwyczajenia poszła do 
szopy, nawet się nie zastanawiając, że chłopak miał przecież szlaban na przebywanie w 
swoim ustroniu. Megan  pchnęła drzwi i cały jej świat nagle, ze zgrzytem, stanął w  
miejscu.

Na   sztalugach   dokładnie   naprzeciwko   drzwi   stała   jej   własna   podobizna.   Portret 

namalowany   przez   Finna.   Skończony   do   ostatniej   rzęsy   na   powiece.   Obraz   zaparł 
Megan dech w piersiach.

Powoli   podeszła   do   portretu.   W   niczym   nie   przypominał   wszystkich 

dotychczasowych   dzieł   Finna.   To   był   jedyny   portret   en   face.   I   dobrze   oddawał 
podobieństwo.   Chociaż   wizerunek   był   łagodniejszy.   Ładniejszy.   Bardziej   otwarty. 
Dziewczyna   z   obrazu   uśmiechała   się   porozumiewawczo,   miała   promienistą   cerę,   a 
grupka   piegów   rozsianych   po   całym   nosie   wyglądała   wręcz   rozczulająco.   Ale 
najbardziej niesamowite były oczy. Wirowało w nich co najmniej siedem odcieni zieleni 
i kilka subtelnych złotych plamek. Czy rzeczywiście tak widział ją Finn? Czy naprawdę 
uważał ją za tak... piękną?

Megan dotknęła skraju płótna. Farba była zupełnie sucha.
Kiedy on zdążył to skończyć? Nagle sobie przypomniała, że przez kilka ostatnich dni 

miał szlaban. Musiał się więc jakoś zakradać przez cały tydzień, żeby pracować nad 
obrazem. I skończył go. Wreszcie skończył jakiś obraz. Jej portret.

Na podjeździe rozległ się klakson samochodu. Taksówka już przyjechała. Wcześniej.
Po prostu jedź ! Megan  usiłowała się wewnętrznie zmobilizować. Wynoś się stąd 

wreszcie, do diabła.

Odwróciła się plecami do spojrzenia własnych oczu i wybiegła po rzeczy. Nie mogła 

już znieść tego miejsca. Za dużo zamieszania, za dużo presji, za dużo wszystkiego. Czas 
wracać do świata wolnego od facetów.

- Uwaga, pasażerowie lotu 233 do Los Angeles - zapowiedziała pracownica serwisu 

naziemnego.   -   Zapraszamy   na   pokład   pasażerów   rzędów   od   piętnastego   do 
dwudziestego piątego. Proszę przygotować karty pokładowe.

Megan   wzięła   głęboki   oddech   i   spojrzała   na   dziesiątki   osób   zbierających   bagaż 

podręczny i popędzających dzieci. Już od godziny spoglądała na główny hol terminalu. 
Ku   własnemu   wielkiemu   rozgoryczeniu,   wyobrażała   sobie,   że   zaraz   zobaczy   tam 
znajomą   twarz.   Ze   ktoś,   ktokolwiek,   może   przyjdzie   się   z   nią   pożegnać.   Ale 
najwyraźniej życie nie wzoruje się na filmach. Za niecałe dwadzieścia minut samolot 
wzbije się w powietrze. Wkrótce już nie będzie odwrotu.

Zaciągając paski plecaka na ramionach, wstała i ruszyła do długiej kolejki, która wiła 

się przed bramką pokładową.

Wcale nie masz ochoty się odwracać. Ale mimo wszystko uważała, że to niedobrze, 

że nie pożegnała się z Finnem. Był w domu McGowanów jej najlepszym przyjacielem. 
Powiernikiem. Pierwszym  pocałunkiem. Aż nie wierzyła, że wsiada do samolotu do 
Korei, a nie porozmawiała z Finnem po raz ostatni.

- Hej! Megan! Zaczekaj!

background image

Serce Megan podskoczyło w piersi, kiedy błyskawicznie obejrzała się za siebie. Tam. 

Biegł przez tłum, przepychał się przez ludzi, żeby się do niej dostać. Nigdy w życiu nie  
ucieszyła się niczyim widokiem tak, jak teraz widokiem...

Douga.

-A ty się dokąd, do cholery, wybierasz, yo?

Stanął   przed   nią   i   zgiął   się   wpół.   Pot   spływał   mu   po   skroniach,   kiedy   usiłował 
odzyskać oddech. Megan spojrzała w głąb holu, ale nikt inny nie biegł za Dougiem.
Co, u...?
-Jesteś sam? - spytała.
- Muszę usiąść. - Dougowi aż świszczało w płucach.
Cofnął się i klapnął na najbliższe wolne siedzenie. Megan
wyszła z kolejki. Rozejrzała się po terminalu, podejrzewając, że zaraz znajdzie ukrytą  
kamerę. To musiał być dowcip. Doug za nią gonił?
-

Co ty tu robisz? - zapytała, mrużąc oczy. -I jak przeszedłeś przez kontrolę?

-

Musiałem kupić bilet. Nieźle, co? - Wyciągnął mały folderek American Airlines. - 

Mogę sobie teraz lecieć do Chicago, jeśli będę miał ochotę.
Megan usiadła na krawędzi krzesła tuż obok chłopaka.
- Doug, poważnie. Ja muszę wsiąść do tego samolotu.
-

Chcesz   zwiewać,   twój   interes.   -   Doug   wepchnął   pognieciony   bilet   do   tylnej 

kieszeni dżinsów. - Ale najpierw mnie wysłuchaj.
Megan westchnęła i oparła się o krzesło.
- Okay. Masz pięć minut.
-

Dobra, słuchaj - zaczął Doug. - Kiedy odjechałaś, pogadaliśmy z Evanem po raz 

pierwszy, odkąd zaczęło się to całe gówno. I za niego mówić nie mogę, nie? Aleja? 
Zdałem sobie sprawę, że ostatnio zachowywałem się trochę jak dupek.
- Och, zdałeś sobie sprawę? - powtórzyła szyderczo Megan.
- Daj mi skończyć, kobieto! — zawołał Doug.
Megan nagle zrozumiała, ile wysiłku go kosztowała rozmowa z nią, więc zacisnęła 
wargi.
-

Byłem   na   ciebie   wściekły   od   początku,   bo   mi   odebrałaś   mój   pokój.   Ale 

zastanowiłem się nad tym i wiem już, czemu mnie tak wkurzasz - powiedział Doug.
Megan uniosła brwi.

- No więc czemu?
-Bo pojawiasz się u nas i robisz te rzeczy... no, wiesz... których nie umie zrobić nikt  
inny   -   wysapał   w   końcu   Doug.   Po   raz   pierwszy   patrzył   na   Megan   i   przestał   się  
pilnować.   Nie   krzywił   się   złośliwie,   nie   udawał   twardziela.   Po   prostu   siedział   i 
rozmawiał. - Na przykład sprawiasz, że Miller zaczyna mówić o czymś innym niż o 
baseballu. A łan i Caleb się ciebie boją. A Sean, no wiesz, czasami teraz wychodzi z 
garażu.   A   moja   mama?   Odkąd   zlądowałaś,   to   zupełnie   inna   kobieta.   Jest 
spokojniejsza. .
- Naprawdę?
-

No,   jakby   wyluzowała  ją  obecność  innej   dziewczyny.   Poważnie.   Normalnie  w 

ciągu dwóch tygodni walnęła mnie w łeb raptem z raz - wyznał Doug.
Megan nie udało się powstrzymać uśmiechu.

background image

-

Poza tym to, co dla mnie zrobiłaś... - ciągnął Doug. - To też było całkiem fajne. 

Dalej nie wiem, dlaczego się za mną wstawiłaś.
-

Mam   miękkie   serce   dla   beznadziejnych   przypadków?   -   podsunęła   Megan   i 

wzruszyła ramionami-.
- No, nieważne - powiedział Doug. - Dzięki.
-

Nie ma za co - mruknęła Megan  lekko  wzruszona. ^wyczuła szczerość w tym  

jednym słowie.
-

No   więc,   słuchaj,   nie   możesz   wyjechać.   -   Doug   wyprostował   się   i   obrócił   do 

Megan. - Jeśli znikniesz z horyzontu, Miller się cofnie, a Caleb i łan wejdą nam na 
głowę, Sean znów się zamieni w pustelnika, a Finn...
Serce Megan drgnęło.
- Finn co?
-

Finna to zniszczy. - Doug zajrzał jej w oczy. - Owinęłaś sobie tego faceta wokół 

małego palca, wiesz o tym, prawda?
- Co ty gadasz? - spytała Megan.
-Jak się dowiedział, że wyjeżdżasz, zamknął się w szopie i zabarykadował drzwi. Nikt 
go  od tamtej pory  nie widział -  wyjaśnił Doug.   - Kiedy  wychodzisz, Sean   i Evan 
usiłowali podsadzić
Caleba na dach, żeby zajrzał przez świetlik i sprawdził, czy Finn się tam nie zabił.
Megan z trudem przełknęła ślinę.
- O rany.
Przez kilka chwil siedzieli na plastikowych krzesłach, obserwując, jak kolejka przy 
bramce staje się coraz mniejsza. Megan zastanawiała się nad wszystkim, co usłyszała. 
Czy   to   naprawdę   możliwe,   że   zmieniła   życie   McGowanów   w   takim   stopniu,   jak 
twierdził Doug?  Uważała,  że  tylko   zakłóca im spokój,  ale teraz wydało  jej się,  że  
rzeczywiście kilka rzeczy zdołała zmienić na lepsze.
-Zawsze uważaliśmy, że to świetnie, że nasza mama miała tylko chłopców - wyznał 
Doug,   wyzbywając   się   hiphopowej   pozy.   -   Kto   by   pomyślał,   że   w   gruncie   rzeczy 
potrzeba nam siostry?
Megan opuściła wzrok na swoje dłonie.
-

Och, człowieku! Skopiesz mi wreszcie tłusty tyłek? - spytał Doug.

Megan się roześmiała.
-Nie.
- No to wracasz ze mną, czy jak?
Megan podniosła głowę i westchnęła.
- Mam kilka warunków.
-Wiedziałem. - Doug przewrócił oczami.
-

Po   pierwsze,   nie   zgadzam   się   na  łazienkę   przypominającą   parking   dla   tirów   - 

powiedziała Megan. — Musicie zacząć po sobie sprzątać. Żadnych więcej krwawych 
śladów, włosów i dziwnych plam, których pochodzenia nie chcę się nawet domyślać.
- Dobra, dobra - mruknął Doug. — To wszystko?
-

Raczej nie - powiedziała Megan. - Macie trzymać się z daleka od wszystkich moich 

rzeczy. Włącznie z rowerem.
-Okay...

background image

-1 chcę, żebyście przestali mnie za plecami nazywać Megan Miseczka C.
Dougowi opadła szczęka. Zarumienił się.

- Skąd o tym wiedziałaś??! 
Megan uniosła brwi.
- No dobra, jasne. Wszystko? - stęknął Doug.
- Myślisz, że możesz to dla mnie załatwić? - spytała Megan.
-

No, może będę musiał sprać kilku osobników, ale taa. Nie ma problemu - rzucił 

Doug beztrosko.
- Nikogo nie; pobijesz - zastrzegła Megan.
-

Nie   mów   mi,  jak   mam   wykonywać   swoją   robotę.   —   Doug   komicznie   strzelił 

kłykciami.
-

Okay. - Megan Wstała. Po raz pierwszy od rana poczuła się spokojna. Pewna. - 

Wracam.
-

Dzięki Bogu! - Doug odetchnął z ulgą. - No to wynośmy się stąd-w diabły!

-Ach, zaczekaj! Jeszcze jedno. - Megan zatrzymała chłopaka.
Doug zgarbił się i obrócił do niej.
- Co? Mam ci oddać nerkę?
-

Chcę wziąć udział w następnej grze w ultimate frisbee - zażądała Megan.

Doug uśmiechnął się szeroko.
- Grasz z tymi w koszulkach.
Megan odpowiedziała równie szerokim uśmiechem.
-Jeszcze zobaczymy.

Megan oparła się mocniej plecami o Seana, dodając gazu na jego harleyu. Pędzili Oak  
Street. Wiatr wycisnął jej z oczu łzy, kiedy zapiszczała z wielkiej, wszechogarniającej  
radości. Już prawie zdążyła zapomnieć, jak bardzo lubi jeździć na motorze. Teraz czuła 
się zupełnie, jakby właśnie odzyskała kończynę, której jej brakowało przez ostatnich 
kilka tygodni.
- Dobra! Wracamy  do domu! - zawołał jej do ucha Sean,
Megan zwolniła i wjechała na podjazd McGowanów, Iwan,
Finn, Caleb, łan i Doug przerwali rozgrywkę ultimate frisbee, żeby popatrzeć. Megan  
zeszła z motocykla i zdjęła kask, ocierając twarz i się śmiejąc.

-

Masz wrodzony talent. - Sean obdarzył dziewczynę jednym ze swoich rzadkich 

uśmiechów.
- Dzięki - odparła Megan.
-

W przyszłym tygodniu pójdziemy załatwić ci prawo jazdy ważne w Massachusetts 

— powiedział. - Pogadam też z moim kumplem Deke'em ze złomowiska. Zobaczymy, 
może znajdzie dla ciebie jakiś motor.
-

Naprawdę? - Megan nie wiedziała, co ją zaskoczyło bardziej propozycja Seana czy 

tak długa jak na niego wypowiedź;
- Uwaga na głowy!
Megan złapała w powietrzu frisbee, zanim zdołało wykłuć jej oko.
- Przepraszam!

background image

Evan pomachał ręką, a potem pobiegł na werandę napić się wody z dzbanka. Odezwał 
się   do   Megan   po   raz   pierwszy   od   czasu   swoich   bardzo   nieudanych   przeprosin   w 
czwartkowy wieczór. Po prostu powiedział, że mu przykro. Od tamtego czasu unikał jej 
jak ognia.
Megan popatrzyła za Evanem i zobaczyła, że Aimee i Miller siedzą na frontowych  
stopniach obok przekąsek, obserwując grę. Rzuciła frisbee z powrotem chłopakom i 
pomachała do Aimee, która w odpowiedzi uśmiechnęła się szeroko.
-

Miller i Aimee. Razem w weekend. - Megan aż zagwizdała z podziwu.

- Taa, to po prostu przedziwne - stwierdził Sean, stając obok.
-

Yo! Chcecie zagrać, ofiary? - krzyknął Doug ze środka podwórka.

-

Wchodzimy! - odparła Megan, podbiegając do nich truchtem.

-

Dobra! Ty, ja i Finn przeciwko Evanowi, Seanowi i matołom! - rzucił Doug, kiedy 

Megan stanęła obok.
- Nie jesteśmy  matoły! - zaprotestował łan.
- Taa, i tak sobie dalej wmawiaj - powiedział Doug.
Megan pochyliła się do Finna i Douga.

-

A wiecie, że wy w ogóle nie gracie w ultimate? - spytała. - Sprawdziłam w sieci. 

Robicie to zupełnie na opak.
-

My gramy w stylu McGowanów - oświadczył Doug, kiwając głową zarozumiale.

- Co to znaczy? - spytała Megan.
-

To futbol w połączeniu z frisbee - wyjaśnił Finn. - A na koniec rozgrywki lubimy 

przybijać sobie piątki i dużo szczekać. Nikt nie wie czemu ani skąd to się wzięło, ale po 
prostu tak robimy.
-

Aha - powiedziała Megan z uśmiechem. Miło było znów się znaleźć blisko Finna. I 

normalnie z nim rozmawiać. Oczywiście, nadal się zastanawiała, o czym on myśli.
- No to jaki jest plan gry? - spytała, usiłując się skupić.
Stanęli tak blisko siebie, aż musnęli się ramionami. Puls Megan przyspieszył. Oboje Ż 
Finnem spojrzeli na miejsce, gdzie zetknęły się ich ciała i lekko się od siebie odsunęli. 
Megan wstrzymała oddech.
-

Dobra,   ja  udaję,   że  rzucam   do   Finna  i  podaję  do   Megan   -   powiedział  niczego 

nieświadomy Doug. — Zobaczmy, co potrafisz, Strzelec.
- Taa, taa - odparła drwiąco Megan.
Wszyscy klepnęli się nawzajem w dłonie i podeszli na linię. W tej samej sekundzie, gdy 
Doug złapał frisbee, Megan  skoczyła w prawo, omijając Seana, i pobiegła w stronę 
podjazdu, Ian i Caleb deptali jej po piętach. Odwróciła się i zobaczyła, że Doug na niby  
rzuca frisbee do Finna. Evan skoczył, żeby złapać frisbee w powietrzu, ale krążka tam 
nie było - leciał prosto w ręce Megan.
W wyskoku złapała krążek, ale gdy tylko wylądowała na ziemi, Ian i Caleb złapali ją za 
nogi.
-

Weźcie ich ze mnie! - krzyknęła, wyrywając się chłopakom  i śmiejąc do łez. -  

Zabierzcie ich!

Giń, Strzelec! Giń! - wrzeszczał Ian, trzymając się jej ze wszystkich sił.

Finn podbiegł, a wtedy Megan rzuciła do niego frisbee. Ale chłopak zostawił krążek, a 
złapał Caleba i łaskotał go tak długo, aż ten puścił Megan.
- Faul! To nie fair! - krzyczał Ian.

background image

Caleb   turlał   się   po   trawie,   chichocząc.   Megan   potknęła   się   o   niego   i   przewróciła, 
pociągając za sobą na ziemię Finna. Skłębili się w splątanej masie rąk i nóg, ale Megan 
wiedziała tylko, że leży dokładnie na Finnie mocno przyciśnięta klatką piersiową; jego 
noga znalazła się między jej udami, a jej nadgarstek utkwił pod jego karkiem. Ktoś - 
chyba   Ian   -   siedział   Megan   na   plecach.   Dziewczyna   nie   mogła   się   wyplątać   z 
kłębowiska.
Ale tak naprawdę niezbyt tego chciała.
-

No cóż, nie jest za wygodnie. - Finn roześmiał się, próbując usiąść, - Ian! Złaź z 

Megan!
-

Dobra! —  Ian  posłusznie  odturlał się na bok. Złapał  z  ziemi  frisbee i razem  z 

Calebem pobiegli przez podwórze, triumfalnie niosąc krążek.
Wreszcie Finn zdołał usiąść. Megan przykucnęła tuż obok niego. Oboje z trudem łapali 
oddech. Chociaż to nie gra tak wpłynęła na Megan.
- Nic ci nie jest? - spytał Finn.
-

Nie, a tobie? - Każdym skraweczkiem ciała pragnęła go znów dotknąć.

-

Nic - odpowiedział z bardzo szerokim uśmiechem. Podparł się na rękach i stanął na 

czworakach, z twarzą zaledwie o kilka centymetrów od twarzy Megan.
-

Cieszę się, że zostałaś - szepnął, owiewając ciepłym oddechem jej policzek.

Megan jakoś udało się odpowiedzieć:
-Ja też.
A potem Finn wstał i wrócił na środek podwórza. Przez moment Megan nie była w 
stanie   ruszyć   się   z  miejsca,   ale   zaraz   podszedł   Doug   i  zaoferował   pomoc,   którą   z 
wdzięcznością przyjęła. Jednym szarpnięciem postawił Megan na drżących nogach.
-

No i kto ma teraz zagwozdkę? - zapytał ze złośliwym uśmiechem.

Megan roześmiała się i szturchnęła go w plecy. Wrócili na linię.
-

Koleś! Chcę zrobić wymianę! - krzyknął Doug. - Finn za Seana!

- Zrobione - odparł Evan.
- Przyłóż się do gry - powiedział Doug do Megan.
Megan zbyła go wzruszeniem ramion i stanęła na linii, tym
razem dokładnie naprzeciwko Finna i Evana. Finn uśmiechał się do niej otwarcie, a 
Megan odwzajemniła uśmiech. Serce jej szybko waliło. Ale kiedy spojrzała na Evana, 
totalnie zamarło. Bo przyglądał się jej tym intensywnym spojrzeniem. Przewiercał ją na 
wskroś.   Zupełnie   jak   wtedy,   kiedy   przez   ułamek   sekundy   myślała,   że   chce   ją 
pocałować.
No cóż, to... interesujące.
Doug złapał frisbee. Biorąc głęboki oddech, Megan wskoczyła między Finna a Evana i 
pobiegła w głąb pola. Obaj rzucili się za nią. Frisbee poleciało w powietrze, rysując nad  
głowami chłopców idealny łuk. Wszyscy trzej wyskoczyli i sięgnęli po nie, ale Megan  
była szybsza, wyprzedziła ich i złapała krążek prosto z nieba.

Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakrę

cona@rockin.com

Temat: Przewodnik po chłopcach

background image

Megan przewodnik po chłopcach Zapis trzynasty

Uwaga nr 1: Chłopcy są nieprzewidywalni.

Może to nic nowego, ale zaczynam dochodzić do wniosku, że właśnie to jest w nich 

najfajniejsze.