KATE BRAIN
PRZEWODNIK PO CHŁOPCACH
Przekład Edyta Jaczewska
PROLOG
- Megan, musimy porozmawiać.
Megan Meade przełknęła łyk oranŜady i wypuściła słomkę z ust. Serce jej zamarło.
Dlaczego rodzice wrócili z bazy tak wcześnie?
- To mój pierwszy napój gazowany dziś ja, przysięgam - powiedziała, odwracając się
do rodziców na skórzanym fotelu swojego ojca. Ale kiedy tylko na nią spojrzała, zrozumiała,
ze nie zamierzają dyskutować o jej dziennej dawce cukru. Chodziło o coś duŜo
powaŜniejszego.
Rodzice stali przed nią na środku salonu ich słuŜbowego domu, z identycznymi
sztucznymi uśmiechami na twarzach.. Byli w mundurach galowych - matka w khaki i
ciemnych rajstopach, chociaŜ temperatura dochodziła do czterdziestu stopni w teksańskim
cieniu, ojciec z kołnierzem dopiętym tak ciasno, Ŝe kar zaczynał mu czerwienić.
- O BoŜe - wymamrotała Megan.
Odstawiła oszronioną szklankę i przygotowała się na najgorsze. OD zawsze była
dzieckiem pary wojskowych, więc juŜ się domyśliła, co zaraz usłyszy. Mogła tylko czepiać
się nadziei, Ŝe to jednak nieprawda.
- Strzelec, czas pakować ekwipunek - oświadczył tata z wymuszonym, szerokim
uśmiechem. - Przenosimy się do Korei Południowej.
No i proszę. To uczucie przypomniało Megan swobodne spadanie. Jakby wnętrzności
weszły w stan niewaŜkości i zaczęły lewitować w jamie brzusznej. Ścisnęła poręcz fotela tak
mocno, aŜ kotki jej zbielały. śeby tylko nie zwymiotować.
- Co? - wykrztusiła. Jej głos dobiegał jak z oddali.
- Sporo czasu minęło od naszego ostatniego przeniesienia, prawda? - powiedział ojciec
rzeczowo. - To moŜe być ciekawa przygoda.
Przygoda? Testował dzisiaj w bazie maski gazowe, czy co? Jak ktoś mógł wpaść na
pomysł, Ŝe dla niej to będzie przygoda?
Megan przez całe Ŝycie kursowała, z miejsca na miejsce. Urodziła się w Rammstein w
Niemczech, w jeden z największych amerykańskich baz wojskowych w Europie. Kiedy miała
pięć lat, tuŜ po tym, jak znalazła pierwszą przyjaciółkę, rodzinę przeniesiono do Turcji. Po
kilku latach spędzonych na grze w piłkę noŜną z chłopakami i uczeniu się tureckiego od
przyjaciółki, Medhy, przyszedł kolejny rozkaz przeniesienia. Wtedy po raz pierwszy w Ŝyciu
Megan wyjechała do który zaczęła uwaŜać ojczyznę. Przez całe gimnazjum się
przeprowadzała, z Fort Carson w Kolorado do Fort Bragg w Karolinie Północnej, a potem do
Fort Leavenworth w Kansas. W Ŝadnej z tych baz nie zagrzała miejsca na tyle długo, Ŝeby się
z kimś naprawdę zaprzyjaźnić.
Dopiero tutaj, w Fort Hood, Megan wreszcie znalazła dom. Przez całe dwa lata
chodziła do liceum. Grała w szkolonej druŜynie piłki noŜnej, która zdobyła mistrzostwo
stanu. Niedawno dostała tymczasowe prawo jazdy. Miała prawdziwą przyjaciółkę. Tracy Dale
- Franklin. A w tym roku, pierwszego dnia szkoły, zamierzała porozmawiać z Benem
Palmerem. Wreszcie!
Obmyśliła juŜ dokładnie, co na siebie włoŜy, i trzysta pięćdziesiąt jeden razy
przećwiczyła słowa powitania przed lustrem. To miał być Rok Megan. Więc dlaczego?
- Megan? Nic nam nie powiesz? - zapytała matka.
Taa, zaraz wam coś powiem, pomyślała Megan, wstając. Odwróciła się plecami do
rodziców i wyjrzała przez okno, obejmując się ramionami i mnąc w dłoniach brzeg T - shirtu.
Co za niesprawiedliwość! Megan zawsze przecieŜ byłą idealną, grzeczną córką. Nigdy nie
pyskowała. Nigdy nie okazywała rodzicom ze jest przygnębiona lub smutna, albo ze uwaŜa
któraś bardzo wielu wprowadzonych przez nich zasad za krzywdzącą. Nigdy w Ŝyciu nie
pozwoliła sobie na nieposłuszeństwo. I jako jedyna spośród uczennic nie paradowała po bazie
w minispódniczce i koszulce odsłaniającej pępek na wzór dyŜurnych gwiazd popu. Czy
rodzice nie zdawali sobie sprawy, jak im się poszczęściło?
Kiedy Megan z gniewem patrzyła przez okno na idealnie przycięty trawnik i świetnie
utrzymane klomby, czuła, Ŝe zbiera jej się na mdłości. Jakby oddziaływała na nią jakaś
zewnętrzna siła - wiedziała, ze nijak nie zdoła powstrzymać tego, co miało nastąpić.
Odwróciła się i twardym wzrokiem spojrzała na rodziców.
Wstrzymała oddech.
- Nie jadę - wypaliła.
Zebrała całą odwagę, Ŝeby wypowiedzieć te dwa - raptem - słowa, a kiedy juŜ padły,
sama nie mogła uwierzyć, Ŝe je wymówiła.
Wszyscy zamarli. Megan miała wraŜenie, ze znalazła się poza własnym ciałem. Tak
jak w zeszłym roku, kiedy słaniając się na nogach, wracała na ławkę ze wstrząśnieniem
mózgu w trakcie półfinałowego meczu o mistrzostwo stanu. Niby świadoma tego, co się
wkoło niej działo, a jakby nieobecna.
- Co proszę? - powiedział ojciec.
- Nie jadę - powtórzyła Megan. - Nie przeniosę się do Korei Południowej. - Nadal nie
mogła uwierzyć we własne słowa.
Matka i ojciec wymienili spojrzenia. Wydawało się, Ŝe oni teŜ uwaŜali, Ŝe jej tam
właściwie nie ma.
- Przykro mi, Megan. Wiemy, Ŝe to dla ciebie trudne - powiedziała matka. - Ale
będziemy tam tylko dwa lata, a potem i tak wrócisz do kraju na studia.
Dwa lata. Dwa lata? Co za człowieka stawia słowo „tylko” przed słowami „dwa lata”?
- Nie. Nie jadę - upierała się Megan, z kaŜdą chwilą nabierając odwagi. Dziwiła się, Ŝe
ojciec jeszcze nie zaczął na nią naskakiwać. - Nie moŜecie mi tego zrobić. To moje Ŝycie, a
ja... Ja chcę je przeŜyć tutaj! Z przyjaciółmi! A co z druŜyną piłkarską? I... z balem
maturalnym? I...
- Megan...
- Mam tego dość, mamo! Nienawidzę się przenosić. Nie chcę tego robić. Nigdy
więcej. Dlaczego mnie zmuszacie?
Ojciec Metan wziął głęboki oddech. Skrzydełka nosa rozszerzyły się, kiedy
wypuszczał powietrze. On i matka znów spojrzeli na siebie, porozumiewając się bez słowa,
co im się często zdarzało.?
- No cóŜ, jest jeszcze jedno wyjście... - powiedziała matka na koniec.
Metan ledwie śmiała nabrać nadziei.
- Naprawdę?
- My musimy jechać. Twój ojciec i ja - stwierdziła matka, okręcając obrączkę na placu
- Ale jeśli naprawdę chcesz zostać...
- Mogę zostać z Tracy? - palnęła Metan.
- Nie... nie - zaprotestował ojciec - Dale - Frannklinowie juŜ mają dość na głowie.
Wiesz o tym.
Megan wiedziała aŜ za dobrze. Starszy brat Tracy, Joe, skończył liceum i zapisał się
do Szkoły Morskiej ku wielkiemu niezadowoleniu ojca słuŜącego w wojsku lądowym. Po
wyjeździe Joego w domu z trzema sypialniami zrobiło się trochę luźniej, ale Tracy nadal
musiała dzielić pokój z siostrą, Brianną, a starszy z jej dwóch młodszych braci nadal gnieździł
się w pokoju w suterenie.
- Więc co?
- No cóŜ, wczoraj wieczorem tara rozmawiał z Jonem McGowanem - odparła matka.
- Johnem McGowanem? - powtórzyła osłupiała Metan. John McGowan był starym
przyjacielem ojca ze szkoły medycznej.
- Powiedział, Ŝe on i Regina z chęcią zajmą się tobą, kiedy ja i tata będziemy w Korei
- ciągnęła matka, jakby nieświadoma Ŝe właśnie przyprawiła Metan o zawrót głowy. - Nie
sądziliśmy, Ŝe będziesz zainteresowana takim rozwiązaniem. Mimo wszystko wyjazd do
Korei Południowej to świetna okazja poznania nowej kultury. Jeśli jednak... jesteś głęboko
przekonana...
- John McGowan - powtórzyła jeszcze raz Metan.
- Tak, John McGowan - powiedział ojciec beznamiętnie - Dobrze się czujesz?
Poszaleli? Naprawdę chcieli ją przenieść na Daleki Wschód, a potem proponują pobyt
u McGowanów w Bostonie, w Massachustts? Z tymi wszystkimi...
- Trochę to potrwa, zanim chłopcy się przyzwyczają, ale jestem pewna, Ŝe jakoś się
dogadacie - dodała matka.
Chłopcy? Umysł Metan zalały liczne obrazy szczerbatych gnojków. Chłopców z
twarzami wysmarowanymi lepką czerwoną breją po lodach na patyku. Małe, paciorkowate
oczka śmiały się, kiedy zwabili ją za dom, Ŝeby obejrzała ich nowego „szczeniaczka”. Potem
została złapana na lasso i przywiązana do drzewa, Ŝeby wreszcie zawisnąć głową w dół na
gałęzi.
Wredni, mali truskawkowi i chudonodzy chłopcy. Chłopcy z robalami w kieszeniach.
Chłopcy, którzy podnosili gumę do Ŝucia z ziemi i wkładali ją do ust i ciągnęli Metan
za włosy.
- Ilu ich tam właściwie było - spytała Metan i z dreszczem osunęła się na brzeg
kanapy.
Matka i ojciec zastanawiali się nad odpowiedzią.
- Siedmiu, jak ostatni raz liczyłem - odparł ojciec - Niezła gromadka.
Tak. Niezła.
Oczywiście, teraz nie są juŜ dzieciakami z brudnymi łapkami, prawda? Większość z
nich była mniej więcej w tym samym wieku, co ona, a to oznaczało, Ŝe teraz są - przełknęła
ślinę - nastoletnimi chłopakami.
Megan zaczęła się pocić. Nastolatkowi - jeszcze gorzej. Upapranym błotem
dzieciakom przynajmniej mogłaby przywalić po głowie kijem do wiffleballu. Właśnie tak
zmusiła tłustego Elana z włosami jak strąki - najgorszego z całej bandy - Ŝeby ostatecznie dał
jej spokój po incydencie z lassem. Ale nastolatkowie - z nimi nie da rady. Szesnaście lat juŜ
stuknęło, a ona nadal miała przed sobą perspektywę odbycia pierwszej prawdziwej rozmowy
z chłopakiem własnej klasy. Jak tu zamieszkać z siedmioma takimi?
- No więc masz wybór - podsumował ojciec - Albo pojedziesz z nami do Korei, albo
zostaniesz w Stanach u McGowanów.
- Muszę się zdecydować w tej chwili? - spytała Megan.
- Nie, kochanie, ale juŜ niedługo - powiedziała matka, pochylając się, Ŝeby przeczesać
dłonią jej jasnorude włosy. - WyjeŜdŜamy za kilka dni. - Pocałowała córkę w czoło, a Megan
spojrzała matce w oczy, równie zielone, jak jej własne, tylko z kilkoma zmarszczkami w
kącikach. - Będziemy za tobą bardzo tęsknić, jeśli zdecydujesz się zostać.
Megan mechaniczne pokiwała głową.
- Ale chcemy dla ciebie jak najlepiej, więc poprzemy kaŜdą twoją decyzję - dodała
matka.
Megan Metan trudem przełknęła ślinę. Dziś rano obudziła się z myślą Ŝe nic waŜnego
nie ma do roboty. Musiała tylko przećwiczyć rozmowę z Benem Palmerem i jak zwykle
przebiec kilometr. A teraz cały świat wywrócił się do góry nogami.
- Dzięki - mruknęła wreszcie.
Matka uśmiechnęła się, mruganiem odpędzając łzy.
- Zastanów się nad tym i daj nam znać.
Matka i ojciec wyszli z pokoju. Zupełnie sama z siedmioma chłopakami, a moi
rodzice... w Korei. Nagle ucieczka do pracy w cyrku zaczęła się Megan wydawać całkiem
sensownym wyjściem z sytuacji.
Zakręcona: JuŜ za tobą tęsknię!!!
Strzelec5525: Tarcy! Ja jeszcze nie jestem nawet na lotnisku.
Zakręcona: W głowie mi się nie mieści, ze mnie tu zostawiasz...
Strzelec5525: Nie z własnego wyboru.
Zakręcona: Napisz mi maila, jak tylko tam dojedziesz! 7 facetów!! Szczęściara.
Sztrzelec5525: Akurat. Przepadłam. Normalnie przepadłam.
Zakręcona: No cóŜ... Prawda.
Strzelec5225: Dzięki za wsparcie. Wit... JAK JA MAM SOBIE PORADZIĆ???
Zakręcona: MoŜe WRESZCIE nauczysz się stawiać na swoim!!!
Strzelec5525: Ile razy mi to jeszcze powiesz?
Zakręcona: 5 345 654, chyba ze zaczniesz to robić.
Strzelec5525: Hej! Postawiłam się MAMIE I TACIE!!!
Zakręcona: To juŜ coś. Dobra. Myślałam o chłopakach. Pamiętasz, jak rok temu mój brat miał
intensywny kurs w Wenezueli?
Strzelec5525:Tam, gdzie go nauczyli mówić po hiszpańsku??
Zakręcona: Taa! Jedziesz na 2 tygodnie, a oni mówią tylko po hiszpańsku, wracasz i mówisz
biegle.
Strzelec5525: ...???
Zakręcona: No cóŜ, to jak intensywny kurs z facetów!!
Strzelec5525: No i... co? Mam się intensywnie szkolić z FACETÓW?
Zakręcona: No pewnie! Zobaczysz, o czym gadają kiedy są sami. Jacy są jak MYŚLĄ!!! A
POTEM NAPISZESZ PRZEWODNIK PO FACETACH!
Strzelec5525: Pogięło cię.
Zakręcona: MÓWIĘ POWAśNIE! MoŜesz złamać szyfr.
Strzelec5525: Faceci: linia awaryjna.
Zakręcona: No, wreszcie zaczynasz czaić! I będziesz mi wysyłać notki, a ja wrzucę je na swoją
stronę w sieci.
Strzelec5525: Podoba mi się to. Wchodzę
Zakręcona: Wiedziałam, ze się zgodzisz!
Strzelec5525: śycz mi szczęścia!!! Będzie mi baaardzo potrzebne.
Zakręcona: Powodzenia! Buziaki!
Strzelec5525: Buziaki!
ROZDZIAŁ 1
Kiedy Regina McGowan podjechałam swoim srebrnym volvem SUV - em na podjazd
wielkiego, zbudowanego w wiejskim stylu domu, Megan zobaczyła wokoło wyłącznie
chłopaków. Roiło się tam od nich. Siedmiu synów i ojciec biegali, śmiali się i popychali na
frontowym trawniku. Zajęci byli jakąś brutalną pełnokontaktową grą. Dzieli się na graczy w
koszulkach i graczy cholernie dobrze wyglądających bez.
Megan krew aŜ zapulsowała w uszach. Zapominając o wrednych, roześmianych,
małych potworach. Tych facetów dotknęła boska dłoń twórcy specyfików na doskonałość.
Przed oczami migały ej niewyraźne lamy wysportowanych opalonych ciał. Przez kilka sekund
Megan nie mogła wyłowić wzrokiem Ŝadnego konkretnego osobnika, ale potem jeden z tych
bez koszulki zdobył punkt i podskoczył, wyrzucając ramiona w powietrze, krzycząc z radości
i ściskając piłkę. Na cudownie umięśnionym brzuchu widniały krople potu i źdźbła trawy. Od
jego uśmiechu Megan przeleciał po plecach dreszcz. Chłopak miał potargane blond włosy,
kwadratową szczękę i najpiękniejsze mięśnie ramion, jakie Megan kiedykolwiek widziała.
Jeden z braci klepnął go po plecach i wskazał ręką volvo. Chłopak obrócił się i
spojrzał prosto na Megan. Reszta świata przestała istnieć.
- Jesteśmy na miejscu - oznajmiła Regina, wyłączając silnik. - Megan?
Poczułam dotyk na ramieniu.
- Och! Hym... taa? - Megan z trudem oderwała wzrok od Pana Idealnego i się
zarumieniła.
Brązowe oczy Reginy zamigotały rozbawieniem i współczuciem.
- MoŜesz zamieszkać w samochodzie, jeśli chcesz, ale oni i tak znajdą sposób, Ŝeby
cię dopaść.
- Och... Hm... - BoŜe, czy ona mnie właśnie przyłapała na ślinieniu się do jednego ze
swoich synów? Ohyda!
- Nie przejmuj się. Obiecali mi, Ŝe będą się zachowywać jak najlepiej - powiedziała
Regina, odpinając pas. Odrzuciła długie ciemne włosy za ramienia i pochyliła się w stronę
Megan. - Moja rada? Po prostu bądź sobą. I wszystko pójdzie dobrze.
Megan zmusiła się do uśmiechu. Regina zatrzasnęła drzwi samochodu. Bądź sobą.
Taaa.
Jasne. W przeszłości akurat duŜo mi to dało. Palce Megan drŜały, kiedy sięgała do
klamki.
Zagryzła po kolei obie wargi, Ŝałując, Ŝe błyszczyk spakowała do walizki, poprawiła
gumkę kucyka i wysiadła z samochodu. Jej jasnoniebieska krótka koszulka lekko podjeŜdŜała
w górę przy kaŜdym ruchu, a Megan aŜ za dobrze wiedziała, ze kiedy z Reginą zbliŜały się do
grupy chłopców, kilka par oczu natychmiast skonwertowało się na obnaŜonym kawałku jej
brzucha.
Megan obciągnęła koszulkę i skrzyŜowała ramiona na piersiach.
- Megan! Jak miło cię zobaczyć! - powiedział John, podchodząc, Ŝeby się z nią
przywitać.
Potrząsnął dłonią Megan i zrobił krok w tył, Ŝeby się przyjrzeć dziewczynie.
John był wysokim blondynem z fryzurą trochę przydługą na czubku głowy, ale
utrzymywaną w miejscu dzięki jakiemuś środkowi sklejającemu włosy w skorupę. Nosił T -
shirt Boston Red Socks i długie szorty, a do tego prawie nowe tenisówki Nike. Skórę miał
ogorzałą i poznaczoną zmarszczkami, ale wyglądał raczej jak dojrzały gwiazdor filmowy niŜ
podstarzały tata.
- Taa... Ja teŜ się cieszę - wymamrotała.
- Ale się zmieniłaś - powiedział pan McGowan - Kiedy cię ostatni raz widziałem, nie
rozstawałaś się z pluszowym misiem, pamiętasz? Jak on się nazywał? Pan Boo? Pan Boony?
Megan oblała się purpurą, kiedy chłopcy złośliwie zachichotali. To się nie mogło
dziać. To się nie mogło dziać. Pluszowy miś?
- John - odezwała się Regona ostrzegawczo.
- Ja naprawdę... nie pamiętam - skłamała Megan. Wszyscy się na nią gapili.
- Och, na pewno pamiętasz! Za Ŝadne skarby nie chciałaś się z nim rozstawać! -
huknął tubalnym głosem John. - Pan Biky? Pan...
- Boogie - poddała się.
Śmiech był ogłuszający.
- Tak! Pan Boogie! Stale go zmuszałaś, Ŝeby mi dawał buziaki. - oświadczył radośnie
John. - Nadal masz tego pluszaka?
- Hym... nie - skłamała Megan. Pan Boogie tkwił głęboko schowany na dnie walizki.
- Okay. Chyba wystarczy juŜ tych wspomnień. - Regina stanęła obok męŜa i
szturchnęła go w bok.
- No co? Staram się, Ŝeby poczuła się jak w domu - zaprotestował John.
- A moŜe wręcz przeciwnie - mruknęła Regina pod nosem.
Megan gapiła się pod nogi, usiłując zignorować spojrzenia dziewięciu par oczu.
Zwykle Megan koncentrowała na sobie uwagę tylko wtedy - pomijając rodziców i Tracy -
kiedy znajdowała się na boisku do piłki noŜnej. A takiej widowni zawsze było błogo
nieświadoma, bo podczas meczu reszta świata rozpływała się dla niej w niebycie. Teraz miała
wraŜenie,, Ŝe rzuca się w oczy bardziej niŜ ostra wysypka na całym ciele.
- To ja moŜe zabiorę swoje rzeczy - powiedziała i zwróciła na pięcie. Odwrócona
plecami do facetów, skrzywiła się z zaŜenowaniem. Pan Boogie? Jakim cudem John
zapamiętał pana Boogie'go? Otworzyła tylne drzwi SUV - a i zdecydowanym ruchem
wyciągnęła ze środka plecak i swój kask motocyklowy. Zatrzasnęła drzwi, obróciła się
szybko i... stanęła twarzą w twarz z samym Adonisem. Czy raczej twarzą w pierś. Zaskoczona
Megan cofnęła się o krok, potknęła i uderzyła prosto w bok samochodu.
Au.
- Oj, przepraszam - powiedział.
- Zero sprawy - stęknęła Megan. O BoŜe. „Zero problemu” albo „Nie ma sprawy”!
Czy aŜ tak trudno sklecić dwa słowa?
- Przepraszam za tatę. Próbowaliśmy go sprzedać, ale nikt nie był nim zainteresowany.
- Uśmiechnął się leniwie. Miał niesamowicie ciepłe brązowe oczy.
Megan, oczywiście, parsknęła śmiechem. Z trudem powstrzymała się przed zatkaniem
sobie ust i ucieczką. To było o wiele gorsze niŜ spotkania z Benem Palmerem, które do tej
pory się jej przytrafiły.
- Pomogę ci z bagaŜem - zaproponował.
- Hm. Dzięki. - Megan zeszła mu z drogi i stanęła po przeciwnej stronie bagaŜnika.
- Fajny rower - powiedział, spoglądając na srebno - czarny maverick przymocowany
do stojaka na dachu. Jeszcze na lotnisku Megan i Regina pozbyły się pogiętego kartonu, w
którym rower został zapakowany przez linie lotnicze.
- Hm... dzięki - powtórzyła. Zarzuciła plecak na ramiona a przypięty do niego kask
obijał jej się o biodro. Otworzyła drzwi bagaŜnika.
- To wszystko? - spytał.
- Taa - odparła Megan.
- O rany. Myślałem, Ŝe dziewczyny zawsze zabierają za duŜo rzeczy.
- Chyba nie jestem dziewczyną - odparła Megan.
Co? Coś ty powiedziała?
Obrzucił ją spojrzeniem od stóp do głów i się uśmiechnął.
- Patrz, a ja bym się nabrał.
Gdyby człowiek mógł się roztopić, Megan tu i teraz zmieniłaby się w kałuŜę u jego
stóp. Ten półnagi, seksowny, świetny towar, metr dziewięćdziesiąt wzrostu, właśnie z nią
filtrował!
Z niewygadaną, chłopakowatą i piegowatą Megan Meade!
Wyciągnął z bagaŜnika siatkowaty worek z piłkami i zarzucił go sobie na ramię.
Drugą ręką złapał cięŜką walizkę. Megan zostawił tylko torba z laptopem i mniejsza walizka
pełna staników, majtek i piŜam. ChociaŜ nie miał pojęcia, co jest w środku, Megan była
zadowolona, Ŝe nie musi patrzeć, jak chłopak wnosi do domu jej bieliznę.
- Przy okazji, jestem Evan - powiedział i zatrzasnął klapę bagaŜnika.
Megan omal się nie zakrztusiła.
- Nie.
Evan się roześmiał.
- Hm... Tak.
- Ty jesteś Evan?
Tłusty, zasmarkany Evan z włosami jak strąki niepostrzeŜenie zamienił się w boga o
filmowej urodzie i olimpijskich proporcjach?
- Tak, owszem - powiedział Evan. - Czy to nie ty walnęłaś mnie kiedyś po głowie
kijem do baseballu?
- Do wiffleballu - poprawiła Evana. - I o ile pamiętam, najpierw ty mnie powiesiłeś na
drzewie.
- Ha. Zawsze mi się wydawało, Ŝe to był kij do baseballu - stwierdził Evan.
- Jestem potwornie silna - powiedziała.
Jasne. Przestań juŜ gadać. Przestań... juŜ... gadać!
Ale Evan, mimo wszystko, nadal się uśmiechał. Ruszyli przez trawnik w stronę
pozostałych członków rodziny.
- A więc grasz w piłkę noŜną tak? - zagadnął Evan, kiedy się do nich zbliŜali. - To
dobrze.
Musisz być szybko, jeśli chcesz przetrwać w tłumie.
Megan spojrzała na młodych McGowanów, którzy zbili się teraz w stado. Najmniejszy
przecisnął się miedzy nogami braci, Ŝeby się dostać do środka gromadki a potem między
kolejną parą nóg wydostać się na zewnątrz.
- Yo! Co znaczy ten „Strzelec”? - zapytał jeden z chłopaków, wyciągając szyję. Miał
płowe blond włosy, obcięte na Juliusza Cezara i duŜy „brylantowy” kolczyk w lewym uchu.
Megan popatrzyła na swój czarny kask, jakby zobaczyła go po raz pierwszy w Ŝyciu.
Z tyłu widniał napis w cudzysłowie: Strzelec.
- Och, to moje przezwisko - wyjaśniła Megan.
- Kiepskie - ocenił Młody Cezar.
- Ona gra w nogę, kretynie - powiedział Evan, stawiając na ziemi torbę z piłkami.
- Evan! Jak się wyraŜasz! - skarciła go Regina.
- Sorry, ale powiedz mu, Ŝeby przestał być dupkiem - odparł Evan.
Megan udało się uśmiechnąć.
- Sama sobie radzę z wychowywaniem dzieci, dziękuje ci uprzejmie - odpaliła Regina
ze znaczącym uśmieszkiem. Potem podeszła do Młodego Cezara i lekko trzepnęła go dłonią
w tył głowy.
Chłopcu wyrwało się dramatyczne „Au!” Zaczął energicznie rozcierać potylicę,
wykrzywiając twarz.
- No więc, chłopaki, przedstawicie się czy będziecie ty sterczeć jak stado baranów? -
zapytał ojciec.
Synowie coś mruknęli i rozluźnili zwarte szyki. Jeden z nich wystąpił naprzód. Był
tylko trochę niŜszy niŜ Evan. Miał tak samo atletyczną budowę, kręcone, rozczochrane,
ciemnoblond włosy i szaroniebieskie oczy. Nosił czarną koszulkę ze słowem SZTUKA
wypisanym na piersi czcionką staroświeckiego kroju.
- Cześć, mam na imię Finn - powiedział. Głos miał łagodny. Machnął dłonią na
powitanie. - Chyba jesteśmy rówieśnikami. Trzecia, tak?
- Taa - powiedziała Megan.
- Super - odparł Finn z uśmiechem. Hm, Evana juŜ poznałaś - dodał, a potem zwrócił
się w stronę reszty klanu. - To Sean. - Wskazał niŜszego, mocniej zbudowanego faceta z
ciemnobrązowymi włosami, lekko zarośniętego.
Mimo upału Sean miał na sobie dŜinsy, a na zewnętrznym prawym bicepsie
wytatuowane logo klubu harleyowców. Megan Metan jej tata w zeszłym roku odnowili dwa
harleye, a ona niedawno dostała tymczasowe prawo jazdy na motor. Sean mógł się okazać
bratnią duszą, choć na razie minę miał obojętną.
- To Doug - ciągnął Finn, wskazując na Młodego Cezara.
Blondas najwyraźniej uwaŜał siebie za kolejne wcielenie Eminema. Na szyi nosił złoty
krzyŜ.
Miał szerokie, umięśnione ramiona i, niestety, zaskakująco pulchny brzuszek. Megan
uśmiechnęła się do niego, ale on odwrócił wzrok i cmoknął z niezadowoleniem.
- To jest Miller - powiedział Finn.
Miller miał po wojskowemu przycięte blond włosy i T - shirt New York Yankees z
karykaturą głównego zawodnika. Wpatrywał się w ziemię i tylko lekko skinął głową, kiedy
Finn wypowiedział jego imię.
- To Ian. - Finn wskazał pucołowatego dzieciaka, który z wyglądu bardzo przypominał
jej Evana zapamiętanego sprzed siedmiu lat.
- Cześć, Ian - powiedziała Megan.
- Cześć, Strzelec - odparł Ian, zarechotał złośliwe i złapał się za brzuch.
O rany. Jest dokładnie taki jak Evan siedem lat temu.
Z nikąd nadbiegł najmłodszy z braci, wydając odgłosy przypominające wycie silnika
samochodu. Wpadł głową psot na kolana Evana i się roześmiał.
- A to chuchro to Caleb - wyjaśnił Evan. podnosząc małego, jakby dźwigał worek
ziemniaków.
Caleb umościł się wygodnie w ramionach Evana, oparł głowę o jego tors i jednym
ramieniem objął brata za szyję. Czubkiem palca dotknął ust, uśmiechnął się nieśmiało i
powiedział:
- Cześć, Megan.
Megan wzięła głęboki oddech.
- Cześć, Caleb.
Trzech z siedmiu. Mogło być gorzej.
Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Tom - i - JeanMeade@yahoo.com
Temat: Aklimatyzacja
Cześć, Mamo i Tato!
Chciałam tylko dać znać, Ŝe wszystko w porządku. Na obiad mieliśmy grilla. Zjadłam teŜ
sałatkę. Przysięgam. Chłopcy przyzwyczajają się do mnie, a John i Regina są naprawdę mili. Nie mogę
się doczekać, kiedy zobaczę nową szkołę. JuŜ za wami tęsknię, ludzie. Mam nadzieję, Ŝe lot był
spokojny! Napiszcie mi maila i zadzwońcie, jak tylko będziecie mogli.
Całuję,
Megan
Megan oparła się plecami o ścianę, siedząc w oknie swojej sypialni, z laptopem
otwartym na kolanach. O swojej nowej kwaterze mogła powiedzieć jedno - była totalnie
róŜowa. RóŜowe ściany, róŜowa narzuta na łóŜko, róŜowy chodnik w kształcie kwiatu na
drewnianej podłodze.
Regina nawet białą toaletkę przyozdobiła kalkomaniami przedstawiającymi duŜe
róŜowe kwiatki.
Było to przeciwieństwo wszystkich pokojów, w jakich Megan mieszkała do tej pory.
Ktoś energicznie zapukał do drzwi. Regina wsunęła głowę do pokoju. Megan lekko się
wyprostowała.
Przyniosłam ci ręczniki - oznajmiła pani domu z uśmiechem, kładąc róŜowe ręczniki
na krawędzi łóŜka. Rozejrzała się po pokoju i znieruchomiała, widząc nadal nierozpakowane
walizki. - Jak ci idzie?
- Dobrze, proszę pani. Dziękuję - odpowiedziała Megan automatycznie. Wiedziała, Ŝe
w końcu zabierze się do rozpakowywania, ale wtedy wszystko nabierze charakteru czegoś
nieodwracalnego. Najpierw musiała się przyzwyczaić. Przywyknąć do róŜowego.
- Nic musisz mówić do mnie per pani. - Regina skrzyŜowała ręce na piersi i wzruszyła
ramionami. - Czuję się wtedy stara.
- Ocli, dobrze proszę pa... - Megan ugryzła się w język. CóŜ. trochę potrwa, zanim się
przyzwyczai.
- Pomyślałam sobie, Ŝe jutro wieczorem moŜemy pojechać na zakupy - zaproponowała
Regina. - Na pewno musisz sobie dokupić jeszcze jakieś rzeczy do szkoły. Nowe ubrania...
kosmetyki... moŜe nową torbę?
O rany. Ta kobieta umiera z tęsknoty za damskim towarzystwem.
- Hm... Okay. Jasne - powiedziała Megan, chociaŜ miała juŜ wszystko, czego
potrzebowała.
Nie przepadała za robieniem zakupów, czego królowa wyprzedaŜy, Trący, nijak nie
mogła pojąć, ale zrozumiała, Ŝe warto było się zdobyć na poświęcenie, kiedy Regina
wynagrodziła jej odpowiedź jeszcze szerszym uśmiechem.
- Świetnie! JuŜ wiem, dokąd cię zabrać. W centrum handlowym jest nowe skrzydło, a
ja od dawna mam ochotę je obejrzeć - powiedziała Regina. - Zjemy coś na mieście i zrobimy
sobie prawdziwy babski wieczór.
- Dla mnie bomba - mruknęła Megan. Nowe skrzydło w centrum handlowym?
Jedzenie na mieście?
- No to dobranoc - rzuciła Regina. - Daj mi znać, jeśli będziesz czegokolwiek
potrzebować.
- Regino? - Odezwała się Megan, zatrzymując ją juŜ w drzwiach. - Czy tu zawsze
jest... tak cicho?
Kobieta zmarszczyła brwi.
- W zasadzie nigdy. Chyba tobie zawdzięczamy ten chwilowy święty spokój. Moi
chłopcy pewnie nie bardzo wiedzą, jak się zachowywać, kiedy kręci się tu prawdziwa
dziewczyna.
Dokładnie coś takiego chciałam usłyszeć. Megan poczuła dławiącą gulę w gardle. Po
cichym obiedzie, w czasie, którego John i Regina odwalali całą konwersację, chłopcy
zrejterowali do sutereny i od tamtej pory Megan nic widziała ich na oczy. Odbierała to jako
ewidentne wykluczanie. Nie tęskniła za badawczymi spojrzeniami, ale teŜ nie chciała być
znienawidzona.
- Mam nadzieję, Ŝe nikogo nie... krępuję.
- Daj spokój. - Regina machnęła ręką. - Być moŜe po raz pierwszy od dwudziestu lat
prześpię całą noc. Dobranoc, Megan.
Kiedy drzwi się zamknęły, Megan westchnęła i jeszcze raz przeczytała wiadomość do
mamy i taty. „Chłopcy przyzwyczajają się do mnie”. Czuła się trochę głupio, Ŝe nie mówi
rodzicom całej prawdy - Ŝe chłopcy ją ignorują i są wyraźnie wytrąceni z równowagi jej
obecnością - ale jaki to by miało sens? Kliknęła: „Wyślij”.
Gdzieś w domu zaskrzypiała deska w podłodze i trzasnęły zewnętrzne drzwi, potem
wszędzie znów zapadła cisza. To miejsce zdecydowanie nic przypominało wariatkowa,
jakiego Megan się spodziewała.
Następnego ranka ostroŜnie wyjrzała ze swojego pokoju. Zza jednych z zamkniętych
drzwi dobiegała muzyka, a drzwi do łazienki po drugiej stronie pustego korytarza stały
otworem.
Teraz miała szansę.
Ściskając przy piersi rzeczy potrzebne pod prysznicem, wyszła na korytarz... w tym
samym momencie, w którym ze swojego pokoju wyłonił się Finn. Megan stanęła jak wryta.
Zmierzwione włosy sterczały mu z tyłu głowy. Miał na sobie przewiewne, spłowiałe
szorty i biały T - shirt. Więc to w takim stroju sypiają chłopcy.
- Och... cześć. Wchodzisz? - spytał Finn.
- Taa, jeśli moŜna - mruknęła Megan. - To znaczy, nic muszę akurat teraz. Nie chcę
się wcinać.
- Nie, idź pierwsza - odparł Finn. - Zastukasz do mnie, kiedy skończysz?
- Jasne - powiedziała Megan. - Nie ma sprawy.
Po szybkim prysznicu, w czasie którego usiłowała nie zastanawiać się nad
dziesiątkami króciutkich jasnych i ciemnych włosków, czepiających się kaŜdej powierzchni,
Megan owinęła włosy ręcznikiem i znów ubrała się w piŜamę. Miała wraŜenie, Ŝe w tej chwili
coś się dzieje na korytarzu. Wzięła głęboki oddech. Czy zawsze będzie się tak bała samego
chodzenia po tym domu?
Prostując ramiona, wyszła z łazienki i jej bosej stopy o mało nie przejechał zdalnie
sterowany samochód. W ostatniej chwili odskoczyła na bok i patrzyła, jak zabawka pruje
korytarzem i wjeŜdŜa na prowizoryczną rampę. Oczy Megan rozszerzyły się z przeraŜenia,
kiedy zobaczyła, co czekało na samochód przy lądowaniu.
O... mój... BoŜe!
Zabawka walnęła w pudełko tamponów w pojedynczych opakowaniach. Przy
uderzeniu rozsypały się po całym korytarzu. Obok Megan pędem przebiegł łan, zaśmiewając
się do rozpuku i wymachując pilotem. Doug wyszedł ze swojego pokoju sprawdzić, co się
dzieje, podniósł jeden z tamponów i uśmiechnął się szyderczo.
- Super chłonne? - zapytał, akurat kiedy z pokojów po przeciwnych stronach korytarza
wyjrzeli Evan i Finn.
- Co to znaczy superchłonne? - spytał Ian, marszcząc czoło.
- Nawet nie chcę tego wiedzieć - odparł Doug, rzucając tamponem w stronę Megan.
Złapała go, czując, ze temperatura jej ciała mogłaby wypalić dziurę w chodniku. Jung
zaśmiał się i ruszył na dół po schodach, a za nim pognał Ian.
- Nie przejmuj się - powiedział Evan z półprzytomnym uśmiechem.
- Uch... kretynie. - Finn zerknął na bokserki Evana we wzór Ŝab z kreskówki.
Rozporek bokserek był rozchylony. Finn zerknął na Megan.
Evan zawrócił do pokoju i zamknął za sobą drzwi. Bynajmniej nie zawstydzony.
- Zaraz, ja... pomogę ci to posprzątać. - Finn przykucnął i zebrał kilka tamponów.
- Nie! - Megan rzuciła się przed siebie, a Finn stracił równowagę i wylądował na
tyłku.
Wyrwała mu z ręki tampony. - Wolałabym nie.
- Ale ja mogę...
- Nie. Poradzę sobie - zawołała Megan, niezgrabnie zbierając śliskie opakowania. -
Dzięki.
- Okay - powiedział Finn.
Wstał i przez chwilę kręcił się w pobliŜu, nie ułatwiając sytuacji zaŜenowanej Megan.
Wreszcie poszedł do łazienki i zatrzasnął drzwi. Megan z trudem powstrzymała łzy.
Byli w jej pokoju. Grzebali w jej rzeczach. A Evan widział jej tampony.
Trudno sobie wyobrazić gorszy poranek.
Megan weszła do pokoju i rzuciła wszystko na łóŜko.
Dobra, weź się w garść.
Westchnęła i zaczęła ściągać przez głowę górę od piŜamy. Nagle dostrzegła kątem oka
jakiś ruch. Wrzasnęła. Doug i Ian siedzieli teraz na dębie na podwórku i przez lornetki
patrzyli w jej okno.
- Co w robicie? - krzyknęła.
Doug zachichotał i pomachał do Megan.
- Jak ci się podoba mój pokój?
- Twój pokój?
- Hej, nie ma sprawy, będę spał u Milla Ogórasa, skoro mogę sobie oglądać takie
widoki - odkrzyknął Doug ze śmiechem.
Megan opadła szczęka. Szarpnęła za sznurki koło okna, opuszczając Ŝaluzję.
- Dzieciaki! Śniadanie! - zawołała Regina z parteru. - Jeśli nie ruszycie tyłków,
poopóźniacie się!
Oddycha głęboko. Złapała drewniane krzesło stojące przy biurku, wetknęła je pod
klamkę drzwi, jak to wiele razy widziała na filmach. Opadła na kolana, otworzyła swoją duŜą
walizkę i nagle się zgarbiła.
- Co, u...?
Jej ulubiony biały T - shirt pokrywały purpurowe plamy. RozłoŜyła koszulkę. Na
przodzie namazano dwa wielkie koła, kaŜde z kropką w środku. Piersi. Sądząc po nieudolnym
rysunku, autorem był któryś z młodszych chłopców. Podobne bazgrały znajdowały się na
wszystkich ulubionych trzech T - shirtach.
Czy John i Regina wiedzą, ze ich synowie to wariaci?
Po prostu oddychaj. Wrzuciła koszulki do kosza obok biurka.
WłoŜyła swoją szarą wojskową bluzkę, suszarką podsuszyła włosy i spięła je w kucyk.
Nagle poczuła, Ŝe nie moŜe się doczekać, aŜ pójdzie do szkoły. Musiało tam być o niebo
lepiej niŜ w tym domu. Jak w ogóle mogła wczoraj wieczorem pomyśleć, Ŝe ten spokój i cisza
są niepokojące?
Otworzyła drzwi szafy, Ŝeby wyjąć tenisówki, i cofnęła się zaskoczona. Stał przed nią
Caleb, z głową owiązaną jej róŜowym stanikiem tak, Ŝe miseczki sterczały jak duŜe uszy.
- Ale cię przestraszyłem! - Caleb roześmiał się i pokazał jej język.
Serce Megan szybko waliło. Chciała go złapać, ale wymknął się bokiem.
- Mam twój stanik! Mam twój stanik! - wrzeszczał, podskakując po całym pokoju.
- Caleb! - ryknęła Megan, rzucając się na chłopca.
Gówniarz okazał się za szybki. Wymknął jej się z rąk, wyszarpał krzesło spod klamki i
zwiał.
Megan pogoniła za nim na schody, ale Caleb usiadł okrakiem na poręczy i śmignął na
dół.
Gdzie zeskoczył, zanim Megan zbiegła dwa stopnie. Odwrócił się do niej, szeroko
uśmiechnął i pognał do kuchni.
- Caleb! Nie! - jęknęła.
Na dole wszyscy pozostali chłopcy gadali, śmiali się i wsuwali śniadanie. Megan
rzuciła się w dół po schodach i przebiega przez salon.
Wypadła zza rogu na korytarz w tej samej chwili, gdy Caleb miał juŜ pchnąć
wahadłowe drzwi do kuchni.
- Stój! - krzyknęła.
I nagle znikąd pojawił się Scan. Jedna ręką złapał małego facecika w talii i uniósł.
- Puszczaj! Puszczaj! - wrzeszczał Caleb.
Scan zdarł Calebowi stanik z głowy. Megan stała jak wryta.
Po prostu nic miała pojęcia, co zrobić.
- Trudno nad nim zapanować - powiedział Scan. To byty pierwsze słowa, jakie
usłyszała od niego Megan.
- Taa... Dziękuję - odparła i wzięła od Seana stanik. - Gdyby tam wszedł...
Sean przyglądał jej się przez chwilę. Brązowe włosy sterczały mu na głowie, a pod
prawym uchem miał plamę czarnozielonkawego smaru. Tak lekko zaniedbany Sean wyglądał
pociągająco. Ale było w nim teŜ coś odpychającego. MoŜe oceniający wzrok i niemal
zagadkowy wyraz twarzy, z jakim przyglądał się Megan.
Jakby nie był do końca pewien, co w ogóle przed sobą ma.
- Taa, no cóŜ... - mruknął. Potem zawrócił i poszedł przed siebie krótkim korytarzem.
Megan patrzyła, jak otwierał drzwi do garaŜu. Ostry zapach dymu papierosowego
uderzył ją w nos i przez chwilę mignął jej widok kilku facetów i dziewczyny rozpartych na
starych kanapach z salonu. Wszyscy ubrani byli na czarno. W kącie garaŜu stał zestaw
perkusyjny, otoczony wzmacniaczami i mikrofonami. Na moment, zanim drzwi się zamknęły,
Megan zobaczyła tylny błotnik harleya w odcieniu mięty. Boki motoru lśniły, jakby niedawno
został nawoskowany.
Megan oparła się o ścianę i wzięła głęboki oddech. Najwyraźniej chłopak grał w
jakiejś kapeli. I harley pewnie naleŜał do niego - Mozę któregoś dnia zapyta o to Seana. Jeśli
kiedykolwiek przestanie przeszywać ją wzrokiem.
Na razie o wiele waŜniejszym zadaniem było znaleźć bezpieczną skrytkę dla staników,
majtek i tamponów. Megan zignorowała burczenie w brzuchu, zawróciła od wejścia do
kuchni i poszła z powrotem na górę.
Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakręcona@rockin.com
Temat: Przewodnik po chłopakach
Megan przewodnik po chłopcach
Zapis pierwszy
Uwaga nr 1: Kiedy są piękni, wiedzą o tym, Ŝe są piękni. Jak drugi pod względem wieku, Evan.
Jest w maturalnej klasie. Uosobienie ideału. On doskonale o tym wie.
To widać po tym, jak się uśmiecha, kiedy się na niego gapisz. Nie Ŝebym się na niego gapiła.
Absolutnie. W kaŜdym razie jeszcze za wcześnie, Ŝeby stwierdzić, czy to ujemnie wpływa na jego
zachowanie (przykład: Mike Blukowsi i jego problem z ego rozmiarów obserwatorium astronomicznego).
Uwaga nr 2: Podoba im się ciało.
A zwłaszcza te części, których swoim zdaniem nie powinni oglądać. Na przykład fragment
między twoją krótką koszulką a paskiem spodni.
Uwaga nr 3: Bez najmniejszego oporu wracają do spraw, które mnie przyprawiłyby o śmiertelne
zaŜenowanie, gdyby role się odwróciły.
Na przykład Evan bez Ŝenady przypomniał incydent z kijem do wiffleballu. Gdyby coś takiego
przydarzyło się mnie, przy kaŜdym gaszeniu urodzinowych świeczek na torcie Ŝyczyłabym sobie, Ŝeby
wszyscy o tym zapomnieli.
Uwaga nr 4: Oni plotkują. Uwierzyłabyś? Podsłuchałam, jak na podwórku Finn i Doug gadali o
jakiejś Dawn, która rzuciła Simona dla Ricka. Plotkowali chyba przez DWADZIEŚCIA MINUT! Zupełnie
jak stare baby. Pamiętasz? Takie, które kiedyś robiły nam wykład, Ŝe młode kobiety nie powinny nosić
szortów? Zaraz, dobra, zbaczam z tematu.
Uwaga nr 5: Starsi tak słodko zajmują się młodszymi. Grali w piłkę, kiedy tu przyjechałam, i
Evan pozwalał się blokować Calebowi i Ianowi. To było taaakie słodkie. **wzdych**.
Uwaga nr 6: Są hermetyczni. No wiesz: przewracanie oczami, tajemnicze uściski dłoni,
hermetyczni w stylu: „Nie odzywaj się do nas, chyba Ŝe wiesz to czy tamto”.
Bardzo dobrze wyszkoleni w sztuce wykluczania.
Uwaga nr 7: Nie mają Ŝadnego szacunku dla czyjejś prywatnej przestrzeni.
Muszę dorobić zamek do drzwi swojego pokoju. NATYCHMIAST.
Uwaga nr 8: Chłopcy są niechlujni. Nawet mnie nie proś, Ŝebym opisywała stan łazienki.
Zastanawiam się nad wezwaniem słuŜb neutralizujących materiały niebezpieczne. Powaga.
Uwaga nr 9: U nich na dole dzieją się róŜne dziwne rzeczy. Taa, chyba jeszcze nie jestem
gotowa, Ŝeby ten temat rozwinąć.
Uwaga nr 10: Wiedzą jak sobie robić wrogów. Znakomicie.
ROZDZIAŁ 2
Yo, pacanie. Sun mi Cocoa Fulls!
- Co do...? Kto wypił cały sok pomarańczowy?
- Kawa gotowa! Kto chce?
Megan weszła do kuchni, rzuciła okiem na cyrk przy stole ze śniadaniem i podeszła do
Reginy stojącej obok wysepki na środku kuchni, gdzie parzyła się kawa.
- Dzień dobry, Megan! - powiedziała Regina rześko. Spojrzała na jej strój: wojskowy
podkoszulek i obszarpane chłopięce dŜinsy, i uśmiechnęła się z przymusem. - Widzę, Ŝe
jesteś... na luzie.
- Tak - odparła Megan. - Mogę sobie trochę nalać? - Wskazała kawę.
- Jasne! Częstuj się - zachęciła Regina. - Jesteś teraz u siebie w domu.
A ja mam wraŜenie, Ŝe ten dom naleŜy do wariatów przy tamtym stole. Megan
sięgnęła po dzbanek. Nie mieściło jej się w głowie, Ŝe po tym, co młodsi McCowanowie
zrobili dziś rano, teraz spokojnie chrupią płatki, totalnie bez poczucia winy. I chyba nawet się
nie martwili, ze ona wygada. MoŜe po prostu widzieli, Ŝe nie jest skarŜypytą.
- Słuchaj, Regino... Czyja naprawdę zajęłam pokój Dong?? - spytała Megan, zniŜając
głos.
- A co? Dokucza ci teraz za to? - zaniepokoiła się Regina.
- Nie. tylko... Nic chcę nikomu sprawiać kłopotu.
- Proszę, nie zawracaj juŜ sobie głowy - powiedziała Regina, dotykając dłoni Megan.
Nachyliła się do niej i szepnęła: A tak między nami, Dongowi naleŜało się utarcie
nosa.
Megan uśmiechnęła się z zakłopotaniem i nalała sobie kawy do kubka. Miller
podszedł do matki. Jedno ramię trzymał ściśle przy boku, a drugą dłonią chwycił się za
łokieć, więc jego ręce tworzyły cyfrę cztery na ciele. Wzrok wbijał w ziemię.
A temu co znowu? Od czasu przyjazdu Megan ani razu nie spojrzał jej w oczy. Megan
wiedziała, co to znaczy czuć się niezręcznie przy obcych, ale on był mistrzem w okazywaniu
tego.
- Cześć, Miller - spróbowała Megan.
Nie odpowiedział. Usiłując stłumić urazę, skupiła się na słodzeniu sobie kawy. Będzie
musiała po prostu przyjąć do wiadomości, Ŝe to nie jest jej najlepszy poranek. Dodała do
kawy śmietanki i zamieszała.
- To tak nie stoi.
Megan podniosła oczy. Miller intensywnie wpatrywał się w kartonik ze śmietanką i
ściskał ramię jeszcze bardziej kurczowo niŜ przedtem. Regina stała teraz odwrócona do nich
plecami i szukała czegoś w lodówce.
- Co? - zapytała Megan z walącym sercem.
- To tak nie stoi - powtórzył. Na ułamek sekundy musnął Megan wzrokiem. Wtedy po
raz pierwszy zobaczyła jego oczy. Jasne, intensywnie niebieskie. - to tak nie stoi - powiedział
jeszcze raz. - Nic tak stoi.
Puls Megan zwariował.
- Przepraszani... Ale co tak nie stoi?
- To tak nie stoi - po raz kolejny powtórzył Miller, a jego szyję aŜ po skronie oblał
rumieniec.
Zaczynał mówić z coraz większym napięciem.
Megan cofnęła się o krok.
- Przepraszam. Ja nie...
- Miller lubi, Ŝeby wszystkie butelki i kartony stały według wysokości - wyjaśniła
Regina, kładąc dłonie na ramionach Millera. Wydawało się, Ŝe chłopak trochę się uspokaja
pod jej dotykiem.
- To tam nie stoi - wyjaśnił juŜ łagodniejszym tonem.
- Och... okay - powiedziała Megan.
Miała wraŜenie, Ŝe czuje pulsowanie kaŜdej Ŝyłki, kiedy Miller obserwował ją
badawczo.
Rzeczywiście, wszystkie rzeczy na wysepce były ustawione według wielkości: ekspres
do kawy, dzbanek z mlekiem, pojemnik z kawą i cukiernica. Megan lekko drŜącą dłonią
ustawiła kartonik ze śmietanką na poprzednim miejscu, między pojemnikiem na kawę a
cukrem.
Miller uśmiechnął się z satysfakcją.
- Miller, to jest Megan - powiedziała Regina, przechylając mu się przez ramię. -
Pamiętasz, jak rozmawialiśmy o tym, Ŝe Megan przyjedzie z nami zamieszkać? Powiedziałeś
juŜ „cześć”?
- Cześć - mruknął Miller w stronę podłogi.
- Hej - odparła Megan.
- Wiesz, Ŝe Joe DiMaggio nadal jest rekordzistą Zawodowej Ligi Baseballu za
największą liczbę meczów, w których kolejno zdobywał decydujące punkty, czyli pięćdziesiąt
siedem? - zapytał, na moment podnosząc na nią oczy. - Ustanowił go w 1941 roku, grając w
barwach New York Yankees.
Megan znów spojrzała na Reginę, która zrobiła zachęcający gest.
- Naprawdę? - spytała. Będę musiała sobie zapamiętać.
Miller skinął głową i popatrzył na matkę, a potem znów wbił wzrok w podłogę i ruszył
w stronę stołu ze śniadaniem. Megan nie miała pojęcia, gdzie podziać oczy. Co to wszystko
znaczyło? I dlaczego tak się przestraszyła?
- Rodzice nie powiedzieli ci o Millerze? - spytała Regina przyciszonym tonem.
Megan z trudem przełknęła ślinę i odstawiła kubek.
- A o co chodzi?
- On ma zespół Aspergera. To rodzaj autyzmu - wyjaśniła Regina. - Wiesz coś o tym?
- Nie bardzo - przyznała Megan, spoglądając na Millera, który rozmawiał z Finnem. -
to znaczy, słyszałam o autyzmie...
- Przybiera rozmaite formy, ale w sumie jest zaburzeniem funkcjonowania
społecznego - poinformowała Regina, stając obok Megan. - U Millera chodzi o kilka spraw.
Po pierwsze, musi mieć wszystko poustawiane tak, jak chce, albo zaczyna się denerwować, co
przed chwilą sama widziałaś. Po drugie, niezbyt dobrze radzi sobie z nowymi znajomościami,
ale ciebie najwyraźniej polubił.
- Naprawdę? - spytała Megan.
Zazwyczaj nic odzywa się do nowo poznanej osoby co najmniej przez tydzień. Z tobą
potrwało to tylko od wczoraj do dziś rano - powiedziała Regina. - Po trzecie, jest
niesamowicie uzdolniony matematycznie i pamięciowo. Uwielbia statystykę.
Szczególną obsesję ma na punkcie...
- New York Yankees - dokończyła Megan, patrząc na koszulkę chłopca ze zdjęciem
Dereka Jetera.
- Właśnie. - Regina skinęła głową. - MoŜesz sobie wyobrazić, jak mój mąŜ, wierny fan
Red Soksów. przyjmuje fakt, Ŝe jeden z jego synów jest wielbicielem tego imperium zła -
zachichotała Regina. - W kaŜdym razie, jeśli będziesz miała jakiekolwiek pytania na temat
aspergera, po prostu daj nam znać. Miller to świetny dzieciak. Wymaga tylko nieco więcej
uwagi.
- Rozumiem powiedziała - Megan.
Kiedy Regina zajęła się porządkowaniem kuchni, Megan stanęła trochę z boku,
drobnymi łykami popijając kawę. Kiedy Caleb kichnął, Megan zauwaŜyła z zaskoczeniem, Ŝe
Doug podtyka mu pod nos serwetkę i pomaga wydmuchać nos. Potem zmierzwił Calebowi
włosy i wstał wyrzucić serwetkę do kosza.
Okay. no więc moŜe nie jest wcieleniem diabła. Oczywiście to nie zmieniało faktu, Ŝe
Megan więcej w swoim pokoju Ŝaluzji nie podniesie. Doug wziął ze stołu kubek i nalał sobie
trochę kawy. Megan zwróciła uwagę, Ŝe nogawki jego dŜinsów były bogato ozdobiono. Całe
jedno udo pokrywał skomplikowany rysunek jakiejś bohaterki anime z bujnymi włosami i
wielkim biustem, niemal rozsadzającym obcisły kombinezon. Na drugiej nogawce widniała
postać twardziela dzierŜącego miecz. Prawdziwe dzieło sztuki, jak na bazgranie długopisem
po dŜinsie.
- Na co się lampisz? - spytał Doug, unosząc brodę.
- Na nic - odpowiedziała Megan odruchowo.
Doug opuścił wzrok na swoje spodnie i uśmiechnął się złośliwie.
- Jara cię taki widok?
- Sam to narysowałeś? - spytała Megan, usiłując przełamać lody.
- Nie, półmózgu, dałem jakiemuś wałowi mazać po moich spodniach w zielonej szkole
- odparł, krzywiąc się.
- Doug! Jak się wyraŜasz! - skarciła Regina. Doug popatrzył na Megan z wyraźną
pogardą.
- Yo. jeśli znajdziesz w pokoju moje stare „Playboye”, daj mi cynk - I odszedł, nie
oglądając się za siebie.
- Doug! Douglasie Arnoldzie McDowanie! Wracaj natychmiast! zawołała za nim
Regina. - Przepraszam cię, Megan.
- Nie ma sprawy - wymamrotała Megan.
Kiedy usiadła na końcu stołu i nalała sobie mleka do miseczki z płatkami, z całej siły
spróbowała się uspokoić. Ze wszystkich facetów w tym domu Doug wkurzał ją najbardziej.
Miała nadzieję, Ŝe jeśli ona będzie mu schodziła z drogi, to i on przestanie się czepiać.
- To wasza szkoła? - spytała Megan, wyglądając przez tylne okno starego,
pordzewiałego saaba Evana.
- Tak jest - odparł Finn. - Liceum Baker w całej swojej krasie.
- Pod wraŜeniem? - spytał Evan.
- No cóŜ, w pewnym sensie - odparła Megan.
Budynek wyglądał jak z broszury informacyjnej Uniwersytetu Harvarda. Była to
wielka, rozległa budowla z czerwonej cegły, z prawdziwą wieŜą zegarową w jednym z
frontowych naroŜników. PotęŜne drzewa rosły wzdłuŜ alejek i ocieniały cały teren. Dziesiątki
błyszczących okien wyglądały na szemrzący strumień, który przecinał tylny dziedziniec koło
boiska do piłki noŜnej ze świeŜo skoszoną trawą. Na szczycie odkrytych trybun powiewał
wielki transparent z napisem: Liceum Baker: Kraina śbików
Gdziekolwiek Megan spojrzała, roiło się od dziewczyn w plisowanych
minispódniczkach.
Piszczały na widok koleŜanek i ściskały się, rozpływając nad wspomnieniami z
wakacji.
Kilku facetów w rdzawoczerwonych kurtkach szkolnej reprezentacji pętało się na
schodach przed podwójnymi drzwiami, obserwując okolicę. Megan ulŜyło, kiedy zobaczyła
przechodzącą w pobliŜu grupkę dziewczyn w dŜinsach, z których jedna niosła pod pachą
piłkę do nogi. Bo przez chwilę juŜ miała wraŜenie, Ŝe zapisała się do Liceum imienia Paris
Hilton.
Evan z piskiem hamulców zaparkował saaba. Megan otworzyła drzwi i zarzuciła na
ramię niemal pusty plecak. Zabrała ze sobą tylko portfel, jeden zeszyt i korki do piłki noŜnej,
tak na wszelki wypadek, gdyby zdarzyła się okazja wyjść na murawę.
Widok wyniosłego gmachu niemal zaparł jej dech w piersiach. Liceum w Teksasie,
gdzie poprzednio chodziła, było parterowym budynkiem - sam chrom i biały tynk. A to
miejsce wyglądało, jakby w przeszłości wykształciło ojców narodu.
- Chodź - zawołał Finn. - PokaŜę ci, gdzie jest sekretariat.
- Dzięki - powiedziała Megan.
- Nie myślałaś chyba, Ŝe tak cię porzucimy, co? - spytał Evan, cofając się o kilka
kroków i rzucając jej swój piękny uśmiech.
Megan zauwaŜyła zaciekawione spojrzenia więcej niŜ tylko kilku dziewczyn, kiedy
wchodziła na frontowe schody między Evanem a Finnem. Evan przybił piątkę jakiemuś
chłopakowi.
Koleś miał wygląd środkowego obrońcy z druŜyny futbolu amerykańskiego Evan
obiecał mu, Ŝe zobaczą się na lunchu, a Megan się uśmiechnęła. Zawsze lepiej wchodzić do
środka w towarzystwie niŜ samej.
- Hej! Stricklaud! - zawołał Evan, kiedy znaleźli się w przytulnym holu, pełnym gablot
Z trofeami sportowymi. - Czekaj!
- Megan i Finn przystanęli. - Przepraszam, muszę lecieć - powiedział do nich Evan. -
To na razie. Powodzenia. Strzelec.
Evan podbiegł kilka kroków, Ŝeby dogonić przyjaciół. Megan patrzyła za nim,
niezdolna oderwać wzroku. Wszyscy byli wysportowani i wszyscy na nią spojrzeli, kiedy
Evan witał się z nimi uściskiem dłoni i waleniem po plecach. Kiedy zauwaŜyła ich
zainteresowanie, szybko się odwróciła.
- Nie gniewaj się na niego. PrzecieŜ musi przywitać się z kumplami - powiedział Finn
z delikatną nutką sarkazmu.
- Zwycięzcy w kategoriach: Najpopularniejsi... Najbardziej Wysportowani...
Kandydaci do Sukcesu? - spytała Megan.
- We wszystkich razem - odparł Finn.
Kiedy szli korytarzami, Megan zauwaŜyła, Ŝe szafki są pomalowane na
rdzawoczerwony i złoty kolor, a wszędzie wiszą transparenty wzmagające „szkolnego
ducha”. Ulotki porozlepiane na ścianach zachęcały uczniów do najrozmaitszej działalności:
klub fotograficzny, hokej na trawie. Amnesty International. Do wyboru, do koloru.
- O, to tu. - Finn przystanął przed masywnymi drewnianymi drzwiami z napisem:
Sekretariat Główny. - Nie daj się zastraszyć starej Betsy. To po prostu nieszczęśliwy
człowiek.
- Dzięki.
- Nie ma sprawy - powiedział Finn z półuśmiechem, zawracając bez pośpiechu.
Powodzenia!
Kiedy Finn juŜ poszedł, Megan przez moment jeszcze stała w holu, obserwując
otoczenie.
Jakaś dziewczyna z rudymi lokami przeszła obok w towarzystwie przyjaciółek i
rzuciła Megan zaciekawiony, ale całkiem przyjazny uśmiech.
No to znowu zaczynamy. Nowe miasto. Nowa szkoła. Otoczona przez tysiące obcych
ludzi mogła albo się załamać, albo spróbować poradzić sobie jak najlepiej.
W przypływie nagłej pewności siebie Megan wyprostowała się. JuŜ wiele razy
przedtem przez to przechodziła. Oczywiście, wtedy zawsze miała przy sobie rodziców, którzy
ją wspierali, kiedy wracała do domu po nieudanym pierwszym dniu szkoły.
Teraz musiała sama zadbać o siebie. Zawróciła na pięcie i weszła do sekretariatu.
Szkoła to pestka. Mieszkanie z siedmioma chłopakami - to dopiero wyzwanie.
Trudnym momentem zawsze było wejście do stołówki.
W klasach panował odgórny podział. Najlepszym przyjaciółkom brakowało
skrzydłowych, paczki kumpli były pozbawione środkowych napastników. Ale w stołówce
wszystko wracało do normy. KaŜdy dryfował w stronę swojego stołu, a nowy uczeń rzucał się
w oczy bardziej niŜ gdziekolwiek indziej.
Megan wkroczyła do stołówki Liceum Baker uzbrojona w tę wiedzę i obładowana
większą liczbą podręczników, niŜ powinien dźwigać jakikolwiek człowiek czy juczny muł.
Szafkę dostała w przeciwległym krańcu budynku, z dala od wszystkich klas, w których miała
lekcje, więc nie miała czasu niczego tam odłoŜyć. W głowie huczało jej od nazwisk
nauczycieli i zadanych prac domowych. Zaczynała zdawać sobie sprawę, Ŝe być moŜe będzie
musiała codziennie dźwigać ze sobą do domu cały ten chłam.
Przystanęła i rozejrzała się dokoła. Z kilkoma dziewczynami zawarła znajomość przed
południem, ale z Ŝadną nie rozmawiała na tyle długo, Ŝeby przysiąść się do niej do stolika, a
juŜ z całą pewnością nie zamierzała się narzucać Dougowi, Finnowi czy Evanowi.
UlŜyło jej, kiedy zobaczyła, ze tuŜ za rozgardiaszem tego istnego pola minowego
standardowych, długich stołów znajdował się spokojny, niewielki dziedziniec pełen starych
piknikowych stolików i drewnianych ławek. Siedziało tam tylko kilkoro odosobnionych
samotników. Dla Megan wyglądało to jak sielanka.
Po wybraniu przy bufecie swojsko wyglądającej kanapki, paczki chipsów i napoju
gazowanego, Megan wycofała się przez drzwi na dziedziniec i usiadła na ławce przy
pierwszym z brzegu pustym stole.
Zgarbiona, z cięŜką głową, powoli odwijała z folii kanapkę.
Wystarczy tylko, ze przetrwa jeszcze kilka lekcji i znajdzie się na boisku do piłki
noŜnej, gdzie było jej właściwe miejsce. Miała tylko nadzieję, Ŝe sekretarka dziś rano nic
pomyliła się, kiedy mówiła Megan, Ŝe druŜyny sportowe nadal jeszcze przyjmują nowych
kandydatów.
Betsy sprawiała wraŜenie osoby, która jedyne, co wie na pewno, to Ŝe jest mądrzejsza
od Megan i wszystkich innych obecnych w pomieszczeniu. Wzdychała, ilekroć ktoś jej zadał
pytanie, jakby pytający sam powinien znać odpowiedź, ale potem przez kilka minut
poszukiwała w papierach właściwej informacji.
- Aha! Mam! - Wyjęła z segregatora na biurku skrawek papieru. - Pani Leonard jest
trenerką dziewczęcej druŜyny piłki noŜnej. DruŜyna trenuje juŜ od dwudziestego sierpnia, ale
nowe uczennice nadal są mile widziane na sprawdzianie kwalifikacyjnym. Powinny zgłosić
się na boisku za szkołą pierwszego dnia zajęć. - Zsunęła okulary na czubek nosa i spojrzała na
Megan z wyŜszością. - Mam nadzieję, Ŝe zabrałaś ze sobą sportowe obuwie, moja droga.
- Nigdy się bez niego nie ruszam z domu - odparła Megan, poklepując swój plecak.
Teraz korki przywiązała do pętli na klapie plecaka, Ŝeby w środku zrobić więcej
miejsca na liczne ksiąŜki. Zastanawiała się, czy jakieś dziewczyny z druŜyny zauwaŜyły na
korytarzu te buty - czy wiedziały, Ŝe ona się pojawi na treningu. Czy były dobre? Czy były za
dobre, Ŝeby mogła się dostać do druŜyny?
Megan nagłe zatęskniła za jedną z niezawodnych, wspierających rozmówek z ojcem.
Szkoda, Ŝe jest o kilka tysięcy kilometrów stąd.
Z trudem przełknęła ślinę. Nie będzie w tej chwili myślała o rodzicach. Musi jeszcze
wytrzymać kilka godzin. Nie moŜe się rozklejać.
Drzwi za jej plecami skrzypnęły i na dziedziniec wyszedł Miller, ściskając w rękach
tacę.
Spojrzenie, jak zwykłe, wbijali w ziemię. Ruszył prosto do stolika w prawym tylnym
rogu dziedzińca, postawił tacę i usiadł. Z czarnego plecaka wyjął przenośne radio i nasunął
słuchawki na uszy. Tak się złoŜyło, Ŝe poniósł oczy i zobaczył, ze Megan go obserwuje. Przez
ułamek sekundy Ŝadne z nich nie drgnęło.
- Cześć, Miller - powiedziała w końcu Megan.
- Yankees grają swój sto trzydziesty piąty mecz w tym sezonie - odparł, przekręcił
gałkę radia, z którego cicho zaskrzeczał głos komentatora.
Miller postawił odbiornik na stole i zaczął doprawiać miseczkę zupy solą i pieprzem z
plastikowych pojemników stojących na blacie. Megan zauwaŜyła, ze puszka z oranŜadą
butelka soku i paczka z chipsami były ustawione na tacy według wielkości.
Chłopiec wsunął sól i pieprz między przekąskę a butelkę soku i zadowolony rozsiadł
się wygodniej na ławce.
Zakręcona: jak to, tam na dole dzieją się róŜne dziwne rzeczy??? Nie moŜesz tak mnie
zostawić bez Ŝadnego wyjaśnienia!!!
Strzelec5525:0 mój BoŜe. Dziś rano Evan wyszedł ze swojego pokoju w bokserkach, które mu
się rozsunęły w rozporu. W bokserkach w Ŝabki!
Zakręcona: OCH! HAHAHAHAHAHAHA! Ale tego tam nie widziałaś, co?
Strzelec.5525: 0 rany! Nie! Nie patrzyłam.
Zakręcona: Hej! Mieszkasz teraz w Testosteronowie, lepiej się do lego przyzwyczaj!
ROZDZIAŁ 3
DruŜyna piłki noŜnej juŜ się zebrała na trybunach. Trenerka - wysoka, muskularna
kobieta z krótkimi ciemnymi włosami - stała plecami do Megan i przemawiała do
zawodniczek. Długo trwał ten spacer przez boisko i zanim Megan zdąŜyła podejść do trybun,
patrzyły na nią juŜ wszystkie dziewczyny. Postawiła torbę na ziemi obok dolnego stopnia
trybun, a trenerka przerwała w pół zdania.
- Na pewno jesteś tą nową dziewczyną, o której tyle słyszałam - powiedziała, zerkając
na podniszczone korki Megan.
- Chyba tak - odparła Megan. I Najwyraźniej słusznie załoŜyła , Ŝe kilka jej przyszłych
koleŜanek z druŜyny zauwaŜy na korytarzu te buty. - Nazywam Megan Meade.
- Leonard - przedstawiła się trenerka - Na jakiej pozycji grasz, Megan?
- Środkowego napastnika.
Ktoś parsknął śmiechem, za którym poszły następne salwy chichotu. Szepty, które się
zacięły po jej podejściu, teraz się wzmogły, a kilka dziewczyn pokręciło głowami z
widocznym politowaniem: Ale trenerka zignorowała zachowanie podopiecznych.
- Dobrze - powiedziała i skinęła głową. - Dziewczyny, moŜe wznowimy grę i
zobaczymy, co potrafi Megan? Tina, ty zostajesz na ławce.
Rudowłosa dziewczyna, która uśmiechnęła się do Megan tego ranka, skrzywiła się i z
powrotem usiadła na swoim miejscu, podczas gdy większość zawodniczek schodziła na
murawę. Tina podała Megan zwiniętą w kłębek czerwoną kamizelkę, którą Megan szybko
wciągnęła na T - shirt.
- Dzięki - rzuciła Megan.
- Taa. Połamania nóg - odparła Tina sarkastycznie.
I juŜ po uśmiechach.
Megan wybiegła truchtem na boisko i dołączyła do innych czerwonych kamizelek.
Przywitała dziewczyny, stając na linii. Ze dwie z nich przybiły jej piątkę, ale się nie
przedstawiły. Na boisku wszystkie interesowały się juŜ wyłącznie grą. Megan to się podobało.
Trenerka wyszła na środek z piłką w ręku i sunęła między Megan a środkową
napastniczką przeciwnej druŜyny. Ta druga zawodniczka była wysoką, opaloną dziewczyną z
szerokimi ramionami, wąską talią i zabójczymi nogami. Długie blond włosy: rozjaśnione
pasemkami, miała ściągnięte w gruby koński ogon. Nosiła zbyt ostry makijaŜ, ale z jej
twardego spojrzenia Megan wyczytała, Ŝe to nic Ŝadna Barbie. Zanosiło się na całkiem
ciekawy mecz. Piłka spadła na murawę, rozległ się gwizd, gra się zaczęła. Megan szybko
przejęła piłkę i ruszyła przez pole przeciwnika. Podała do dziewczyny po prawej i pobiegła
przed siebie, błyskawicznie mijając pierwszą z obrończyń, która aŜ się przewróciła, usiłując
zawrócić. Kilka sekund później Megan znów dostała piłkę. Musiała się mocno spręŜać, ale
sprawnie przesłała ją dalej między nogami pomocniczki. Poprowadziła piłkę pod linię karną,
wykiwała kolejną obrończynię i pędem biegła do bramki, praktycznie nieatakowana.
Bramkarka, sądząc po minie, była całkowicie skołowana. Megan zrobiła zwód w lewo i
strzeliła w prawo. Dziewczyna nie miała najmniejszej szansy.
- Gol! - zawołała trenerka Leonard, kiedy piłka śmignęła w róg bramki.
KoleŜanki z druŜyny czerwonych skupiły się wkoło Megan i przybiły jej piątkę.
Poszło aŜ za łatwo. Megan miała nadzieję, ze główna bramkarka całej druŜyny stoi na bramce
po przeciwne] stronie boiska.
- Nieźle, Megan! - zawołała Leonard. - A reszta przynosi mi wstyd! Do roboty!
Tym razem środkowa napastniczka popatrzyła na Megan mocno spode łba, kiedy
ustawiały się na środkowej linii.
- Szczęście początkującego! - rzuciła.
Megan ją zignorowała, wiedząc, Ŝe błyskotliwą odpowiedź znajdzie za pięć godzin - i
to taką, której nigdy by się nie odwaŜyła głośno wypowiedzieć. Zamiast tego po prostu
stratuje tę dziewczynę.
Po gwizdku Megan znów dorwała się do piłki, ale tym razem Blondie odebrała ją
sprawnym wmykiem od tyłu. Stało się to tak szybko i niespodziewanie, Ŝe Megan aŜ się
roześmiała, goniąc za przeciwniczką.
- Niezły ruch! - zawołała, nadal pod wraŜeniem.
- Lepiej się przyzwyczaj - odparła tamta.
Podała piłkę tuŜ obok Megan, która o dwie sekundy spóźniła się z blokadą. Partnerka
z zespołu poprowadziła piłkę w głąb pola, ale szybko ją straciła. Piłka poszybowała w
powietrze w stronę Megan, leciała pod idealnym kątem do odbicia na główkę, więc Megan
wyskoczyła. Ale zanim jeszcze dotknęła czołem skórzanej powierzchni, została potrącona z
boku uderzenie całym ciałem potrząsnęło nią gwałtownie i cisnęło o ziemię. Kiedy podniosła
wzrok, Blondie była juŜ z piłką w połowie pola.
- UwaŜaj, Hailey! - zawołała trenerka.
- No nieźle - mruknęła Megan pod nosem, kiedy Hailey strzelała gola. - Ktoś tu się nie
opieprza.
Wiedziała, Ŝe akcja Hailey były raŜącym faulem, za który w prawdziwym meczu
dziewczyna zarobiłaby Ŝółtą kartkę, ale Megan podobało się, Ŝe blondyna nie boi się grać
twardo. KaŜda druŜyna potrzebuje takich nieustraszonych zawodniczek.
A z tego, co juŜ zobaczyła. Hailey miała wszelkie cechy świetnej napastniczki.
MoŜe gra nawet lepiej niŜ ja.
Przyzwyczaiła się do tego, Ŝe na boisku jest gwiazdą, ale z tą dziewczyną śmiało
mogła podzielić się sławą. Miała tylko nadzieję, ze pozycja Hailey jako środkowej
napastniczki nie przeszkodzi jej w dostaniu się do składu.
Kilka minut później rozległ się gwizdek i wszystkie truchtem opuściły boisko. Megan
podbiegła do Hailey i wyciągnęła do niej rękę.
- Fajnie grasz - powiedziała z uznaniem. Nie miałam pojęcia, z której strony mnie
zajdziesz.
Hailey popatrzyła na dłoń Megan, jak na brudną szmatę.
- Taa, jak większość dziewczyn. To dlatego przez trzy lata z rzędu jestem
klasyfikowana w rankingach stanowych. I nigdy nie odbierzesz mi mojej pozycji.
Zaszokowana Megan zwolniła i pozwoliła Hailey pobiec przodem, gdzie blondynka
przybiła piątkę Tinie i kilku innym dziewczynom.
- Nie przejmuj się Hailey. Nikt jej nie lubi. - Inna zawodniczka, dziewczyna, która
grała na prawym skrzydle w druŜynie czerwonych, dogoniła Megan. Miała silną budowę
ciała.
Większość jej długich do ramion, jasnych włosów uwolniła się z kucyka i zwisała w
strąkach wokół błyszczącej od potu twarzy. Megan zauwaŜyła tę dziewczynę juŜ na boisku.
To była jedna z szybszych zawodniczek.
- One teŜ nie? - spytała Megan, spoglądając w stronę kumpelek Hailey.
- Przekupuje je - zaŜartowała blondynka. - Jako jej siostra odmawiam przyjmowania
pieniędzy i mówię to, co naprawdę myślę.
- Jesteś jej siostrą? - spytała Megan zaskoczona.
- Tak, trudno uwierzyć. Jestem przecieŜ o tyle od niej ładniejsza - powiedziała
dziewczyna, komicznie trzepocząc rzęsami. - W kaŜdym razie nazywam się Aimee Farmer.
Młodsza siostra Hailey „Królowej Wiedźm” Farmer to ja.
- Aha - powiedziała Megan, wymieniając z nią uścisk dłoni.
- Ja jestem Megan.
- Wiem. Dziś po południu miałaś ze mną chemię - oznajmiła Aimee.
- O BoŜe Naprawdę? Przepraszam, nie pamiętam. Byłam w szoku po tym, jak o mało
nic spaliłam brwi koleŜance w czasie eksperymentu. - Aimee parsknęła śmiechem.
- Nic było tak źle. A więc... Świetnie grasz. Gdzie się nauczyłaś?
- Dorastając, grałam ciągłe z chłopakami - wyjaśniła Megan, kiedy dotarły do linii
bocznej, gdzie reszta zawodniczek przyssała się juŜ do butelek z wodą. - A w zeszłym roku
moja druŜyna zdobyła mistrzostwo Teksasu.
- O rany. Teksas. DuŜy stan.
- No, całkiem spory.
- Dobra, zróbmy teraz kilka ćwiczeń! - zawołała Leonard. - Megan, zajrzyj do mnie po
treningu. Musimy porozmawiać o twoim miejscu w druŜynie.
- Jasne, trenerko.
- Zdetronizuj moją siostrę, proszę powiedziała Aimee pod nosem. - Będę cię kochać
do końca Ŝycia.
Megan roześmiała się, wracając z Aimee biegiem na boisko. Znajome, przyjemne
ciepło ogarnęło ją od stóp do głów. Pomyślała o Trący, przy której po raz ostatni doznała tego
uczucia. Megan miała wraŜenie, Ŝe właśnie znalazła pierwszą przyjaciółkę.
- No cóŜ, Megan, masz niezaprzeczalny talent, nic muszę ci tego mówić - powiedziała
trenerka Leonard, kiedy stały w holu na zewnątrz dziewczęcej szatni. Z włosami nadał
wilgotnymi po prysznicu, Megan zaplotła ramiona na piersi i usiłowała opanować tremę.
Musiała się dostać do tej druŜyny. Bez treningów, ćwiczeń i meczów będzie totalnie
zagubiona.
- Ale juŜ jest środkowa napastniczka w składzie i to od trzech lat.
Megan mocniej objęła się ramionami.
- Mam więc dla ciebie propozycję - mówiła dalej Leonard.
- Jaką? - spytała Megan z nadzieją.
- Jak by ci się podobało przeniesienie na pozycję lewego napastnika? - spytała
trenerka. - Ta strona pola jest u nas trochę za słaba i moim zdaniem idealnie byś tam
pasowała.
Megan wyszczerzyła wszystkie zęby w szerokim uśmiechu.
- Jasne, trenerko. Zrobię, co się da.
- Świetnie. - Leonard klepnęła ją po ramieniu. - Cieszę się, Ŝe z nami jesteś. Megan.
Myślę, Ŝe z tobą w składzie daleko zajdziemy w tym roku.
- Dzięki.
- No to do jutra. - Trenerka skinęła Megan głową i odeszła.
Tak! Dzięki, dzięki, dzięki!
- Hej! Udało się? - spytała Aimee. widząc niedorzeczny uśmiech na twarzy Megan,
kiedy wyszła z szatni chwilę później.
- Taa. Lewa napastniczka - powiedziała Megan, dźwigając z ziemi swój plecak z
ksiąŜkami.
Wyszła z Aimee na słońce, czując się lŜejsza od powietrza. Dostała się do druŜyny! Jej
nowe Ŝycie juŜ się oficjalnie zaczęło.
Nie mogła się doczekać, aŜ wróci do domu i natychmiast opowie o tym mamie i racie.
Zaraz, do rodziców to ja zadzwonię, przypomniała sobie Megan ze smutkiem. Przez cały
dzień jej się to przytrafiało Trudniej się będzie przyzwyczaić, Ŝe są tak daleko. Nic ma
sprawy.
Porozmawiasz z nimi wieczorem. Będzie super.
- Och, no cóŜ. A juŜ myślałam, Ŝe ego Hailey trochę bardziej ucierpi, lak bardzo na to
czekałam - wyznała Aimee ze śmiechem - Ale cieszę się ze względu na ciebie. Hej...
podrzucić cię do domu?
- W sumie byłoby...
Megan urwała na widok zjawiska, które całkowicie odebrało jej mowę. Samochód
Evana stał zaparkowany przy krawęŜniku szkolnego podjazdu, a sam Evan opierał się o
błotnik, patrząc na wspaniały frontowy trawnik, nie widząc Megan. SkrzyŜował nogi w
kostkach, a jego jasne włosy połyskiwały w słońcu.
Podniósł oczy, zauwaŜył ją i się uśmiechnął. Przyjechał odebrać ją po treningu. W
całym Ŝyciu Megan nic wydarzyło się nic cudowniejszego.
Ale, o BoŜe. O czym ona będzie z nim rozmawiać przez całą drogę do domu? Jasne,
podwiózł ją i dzisiaj rano, ale obok niego siedział Finn i we dwóch mieli sporo tematów do
rozmowy.
Co ona teraz zrobi? Jak sobie z tym poradzić, Ŝeby nie wyjść na idiotkę?
- Hej, kochanie! - zawołał Evan.
Hę?
Hailey truchtem wyminęła Megan i Aimee, omal nie przewracając własnej siostry, i
runęła po alejce prosto w ramiona Evana. Podniósł ją, przytulił i obdarzył długim, niemal
pornograficznym pocałunkiem. Megan nie mogła od nich oderwać oczu.
On ma dziewczynę. Megan natychmiast straciła dobry humor. Oczywiście, Ŝe ma
dziewczynę. No, popatrz tylko na tego faceta.
Ale czemu to musiała być ta dziewczyna?
- Moja siostra, specjalistka od publicznego okazywania uczuć - mruknęła pod nosem
Aimee.
- Wynajmijcie sobie pokój! - zawołała któraś z przyjaciółek Hailey stojąca przy
drzwiach za plecami Megan, wywołując salwę śmiechu pozostałych zawodniczek z druŜyny.
Hailey odkleiła się od Evana i rzuciła im wszystkim triumfujący uśmieszek. Wzięła
Evana za rękę i odciągnęła od samochodu.
- Wiesz, Ŝe jest mi to obojętne. - Evan nadal trzymał Hailey za rękę. - Lacrosse to
zabawa. Jeśli tylko zdołam się dostać do pierwszej piątki hokeja...
- Wiem! Wiem! Uczelnie będą się o ciebie zabijać! - odparła Hailey.
Evan i Hailey dalej gawędzili, a Megan czuła, Ŝe jest tu piątym kołem u wozu. Oparła
się o siedzenie i wyglądała przez okno, zastanawiając się, jak daleko od szkoły stoi dom
Hailey. NiezaleŜnie, jak bardzo nie chciała zostać sama w samochodzie z Evanem, słuchanie
paplaniny szczęśliwej pary zakochanych było o wiele, wiele gorsze.
Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakręcona@rockin.com
Temat: Przewodnik po chłopcach
Megan przewodnik po chłopcach
Zapis drugi
Uwaga nr 1: Kiedy na horyzoncie pojawia się jedzenie, chłopcy nie widzą niczego poza nim.
To jak program o lwach i gazelach na Animal Planet. Przed nosem mogłaby im przejść top
modelka, a oni nie zauwaŜą. No dobra, moŜe i zauwaŜą. Nijak się nie da sprawdzić tej teorii. Ale i tak w
najwyŜszym stopniu koncentrują się na Ŝarciu.
Uwaga nr 2: Łatwo się rozpraszają.
Evan miał mnie oprowadzić po szkole, ale zobaczył kilku kumpli i dał w długą. Zdecydowałam
się nie brać tej zniewagi do serca.
Uwaga nr 3: Wiedzą, jak się upozować.
Evan. Jego samochód. Kilka idealnie rozmieszczonych promieni słońca. Od niechcenia opiera
się o wóz. **wzdych**.
Uwaga nr 4: Mają dziwaczny gust, jeśli chodzi o kobiety.
ROZDZIAŁ 4
- No i jak, dobrze się bawiłaś? - spytała wieczorem Regina, otwierając drzwi.
- Taa, jeszcze raz dzięki - powiedziała Megan. - Ale naprawdę nie musiałaś kupować
mi tych wszystkich rzeczy. - W rękach ściskała cztery torby na zakupy pełne ubrań i
kosmetyków, bez których Regina nie chciała wracać do domu.
- Nie musiałam, ale chciałam - oznajmiła Regina. - Masz pojęcie, jaka to przyjemność
spędzić trochę czasu w damskiej części Gap?
Megan się roześmiała.
- No cóŜ, wielkie dzięki.
- Zawsze do usług - powiedziała Regina. - Idę zrobić herbatę. Napijesz się?
- Nie, teraz pójdę wypakować to wszystko.
- No to dobranoc, kotku - powiedziała Regina z uśmiechem.
- Dobranoc.
Megan ruszyła korytarzem w stronę schodów, ale przystanęła, kiedy usłyszała glosy
dochodzące z sutereny. Brzmiało to tak, jakby Doug wykrzykiwał komentarze do rozgrywki
futbolowej z gry wideo.
- Patrioci Iana przejmują piłkę na swojej własnej linii - recytował monotonnie Dong,
zniŜając głos i idealnie parodiując znanego komentatora sportowego. - Czy Ian, nasz
szóstoklasista karierowicz, który do niedawna sączył soczki owocowe z dziecinnego
kubeczka z pokrywką, pobije zeszłorocznego mistrza i totalnego połamańca, Millera Killera?
Megan parsknęła śmiechem. Tb było nawet zabawne. I kto by się spodziewał?
- A teraz Brady przystaje, Ŝeby podać piłkę... Rozgląda się... Rozgląda...
Kolejne owacje, a potem Megan usłyszała klaśnięcie przybijanych piątek.
- To niewiarygodne! - krzyczał Doug. - łanowi przy pierwszej próbie udało się prze -
piii - jęęęk - ne podanie na aut. Jest tak wyluzowany jak poszewka na kołdrę. Nikt się tego nie
spodziewał, a juŜ najmniej beznadziejna obrona Millera. Jeśli w ogóle moŜna to nazwać
obroną. Au!
Najwyraźniej Miller szturchnął Douga. NaleŜało mu się. Megan się uśmiechnęła. Z
jednej strony miała ochotę iść na dół i włączyć się do akcji, z drugiej, nie chciała im się
narzucać. Zmęczona, z nagłym poczuciem osamotnienia, Megan poszła na górę, a za nią niósł
się dźwięk hałaśliwych rechotów.
- Regina kupiła ci kosmetyki? - spytała matka przez telefon.
- Wiem, wiem. Mówiłam, Ŝeby tego nie robiła, ale się uparła - odparła Megan,
spoglądając na pół tuzina kasetek i tubek na swoim biurku, których nigdy nie zamierzała
uŜyć. Po prostu uwaŜała, Ŝe jej nic pasuje makijaŜ. Ten jeden jedyny raz, kiedy pozwoliła,
Ŝeby Tracy ją „lekko podmalowała”, przeraziła się widokiem swojego wypacykowanego
odbicia w lustrze i natychmiast popędziła zmyć wszystko z twarzy.
- Tylko się nie maluj za mocno - radziła matka. - Jesteś na to za ładna.
- Dzięki - powiedziała Megan z uśmiechem. Była dumna ze swoich zielonych oczu i
gęstych jasnorudych włosów, ale przy zadartym nosie, piegach i braku wyraźnie
zarysowanych kości policzkowych wcale nie czuła się „za ładna”.
- No cóŜ, Reginie na pewno jest miło mieć tam w pobliŜu dziewczynę - stwierdziła
matka. - Ale mówiłam jej, Ŝe nie powinna ci niczego kupować.
Megan spojrzała na torby leŜące na podłodze. Zawstydziła się.
- Nie kupiłyśmy aŜ tak duŜo - mruknęła. - I ona chyba naprawdę dobrze się bawiła. To
znaczy, bawiłyśmy się - poprawiła się szybko. Ola Megan był to istny maraton zakupowych
szaleństw: dwie godziny odgrywania modelki w centrum handlowym. Ale droŜdŜówka z
cynamonem zrekompensowała jej wszystko.
- No dobrze, nie ma sprawy - powiedziała matka.
Megan się uśmiechnęła. Rozmowa okazała się nie aŜ tak bolesna. W pierwszej chwili,
kiedy usłyszała głos matki w słuchawce, coś ją ścisnęło za gardło, ale nic miała ochoty
przecisnąć się przez kabel telefoniczny na drugą stronę. Odebrała to jako dobry znak. MoŜe
juŜ się zaczynała przyzwyczajać do tego, Ŝe jest sama.
Na korytarzu trzasnęły drzwi; Megan drgnęła. Gdzieś na dole Caleb i łan darli się na
siebie nawzajem. W pokoju na poddaszu, nad głową Megan, Sean włączył jakiś jękliwy
gitarowy kawałek i rzucił się na łóŜko, aŜ spręŜyny zaskrzypiały, kiedy się na nim mościł.
- Megan?
- Przepraszam, mamo. Co mówiłaś? - spytała.
- Ojciec chce wiedzieć, czy ktokolwiek w nowej druŜynie piłkarskiej moŜe dotrzymać
ci kroku.
Megan zarumieniła się z radości. A jednocześnie poczuła ogromną tęsknotę. Dałaby
wszystko, Ŝeby zobaczyć w tej chwili twarz ojca. No dobra, moŜe to rozstanie nie było aŜ tak
łatwe.
- Jedna dziewczyna jest naprawdę niezła - powiedziała. - Reszta teŜ w porządku.
Ktoś zapukał do drzwi pokoju Megan, kiedy matka przekazywała nowiny tacie.
- Proszę - zawołała Megan.
To był Evan. Oparł się o framugę drzwi, z rękami w kieszeniach. Miał na sobie
wytarte bojówki, biały T - shirt i idealnie podniszczoną, brązową zamszową kurtkę.
- Hej - powiedział.
O Adonisie przecudnej urody.
- Co? Megan? Jesteś tam jeszcze?
- Mamo, muszę kończyć - powiedziała Megan.
- Okay, kochanie. Pogadamy niedługo.
- Dobrze, mamo. Pozdrów ode mnie tatę! - Przerzuciła nogi na drugą strunę łóŜka i
wstała.
- Cześć! Całuję! - Ja teŜ!
Rumieniec Megan przybierał coraz głębszy odcień purpury. Skończyła połączenie i
rzuciła telefon na łóŜko.
- Cześć - powiedziała, odwaŜywszy się rzucić okiem na Evana. - Jedziemy z kilkoma
facetami do Logan popatrzeć, jak startują samoloty - oznajmił. - Chcesz się zabrać z nami?
- Och... hm...
Megan aŜ ścisnęło w Ŝołądku ze zdenerwowania, kiedy spojrzała na zegarek, grając na
zwłokę. Prawdopodobnie Evan pytał ją tylko dlatego, Ŝe rodzice kazali mu odnosić się do niej
przyjaźnie. Poza tym jutro miała szkołę. A jeśli McCowanowie wściekną się na nią za
wychodzenie z domu o tak późnej porze? Rodzice kładli jej do głowy milion razy, Ŝe
McGowanowie robią Megan ogromną przysługę. Nie chciała naduŜywać dobrej woli uprzej-
mych gospodarzy. O wiele łatwiej byłoby się wykręcić zmęczeniem po dniu w nowej szkole i
powiedzieć, Ŝe musi iść spać.
- Jest trochę późno. - Och, jak ona nienawidziła tego dziecinnego tonu w swoim
glosie.
- I właśnie dobrze! - odparł. - Chodź. Będzie super. Poznasz moich przyjaciół.
Spodobają ci się.
Megan z trudem spojrzała mu w oczy. idealna twarz, na której rzeczywiście rysowała
się nadzieja. Wcale z nią nic pogrywał. Naprawdę chciał, Ŝeby z nimi pojechała.
- No chodź. Wiem, Ŝe tam w środku gdzieś się kryje niegrzeczna dziewczynka. - Evan
rzucił jej ten swój czarujący uśmiech.
Nie mógłbyś się bardziej mylić. Mimo wszystko nie mogła powstrzymać się od
szerokiego uśmiechu na te słowa. Czas skończyć z wizerunkiem ciepłej kluchy i zacząć
ryzykować. Zobaczyła w myślach Bena Palmera - chłopaka, w którym durzyła się przez dwa
pełne lata, a nigdy do niego nie powiedziała jednego sensownego słowa.
- Dobrze. - Wstała i złapała z toaletki torebkę. Puls walił jej w uszach tak mocno, Ŝe
prawie nie słyszała, jak mówi: - Wchodzę w to.
Megan przytrzymywała się siedzenia, kiedy samochód podskakiwał na nieutwardzonej
drodze, wijącej się wśród drzew w stronę szczytu niewielkiego wzniesienia. Denerwowała się
nie ze względu na jazdę ani egipskie ciemności dokoła, ale tymi dwudziestoma minutami
urywanej rozmowy - pytań Evana i jej głupich, nic nieznaczących odpowiedzi. Nigdy w Ŝyciu
tak często nic słyszała „nie wiem” z własnych ust - frazy, którą powtarzała tylko dlatego, Ŝe
wydawała się bezpieczniejsza niŜ próby znalezienia ciekawszych słów. Megan nie mogła się
doczekać, aŜ wysiądzie z samochodu.
- A więc... tęsknisz za Teksasem? - Evan dzielnie próbował przerwać milczenie.
- W pewnym sensie - odparła Megan.
- Zostawiłaś tam kogoś? Przyjaciółkę... Chłopaka...? - spytał. Megan roześmiała się
nerwowo.
- Nie. To znaczy... tak. To znaczy...
- Przyjaciółkę czy chłopaka?
- Przyjaciółkę. Tracy - dodała Megan. - śadnego chłopaka.
- Aha. To dobrze.
Megan zerknęła na jego profil. Uśmiechał się z zadowoleniem. Megan, przestań. On
ma Hailey. Piękną, perfekcyjnie wymalowaną, popularną, wysportowaną Hailey. Opanuj się.
Wreszcie dojechali na polanę, gdzie stało juŜ kilka samochodów. Przednie światła
saaba objęły zaciekawione twarze. Faceci zmruŜyli oczy, a potem uśmiechnęli się, kiedy
rozpoznali, kto siedzi za kierownicą. Hailey odbiegła truchtem od grupy ludzi. Jasne włosy
powiewały za nią jak welon. Znalazła się przy drzwiach Evana, zanim jeszcze wyłączył
silnik.
- Cześć, kochanie. - Przez otwarte okno chwyciła w dłonie jego twarz i dała mu
szybkiego całusa w usta.
Megan miała ochotę sama sobie przyłoŜyć. Kiedy Evan wspomniał o spotkaniu z
przyjaciółmi, myślała, Ŝe chodzi o kilku chłopaków. Nawet nie przyszło jej do głowy, Ŝe
będzie tam Hailey.
Dziewczyna przeniosła wzrok z Evana na Megan.
- Och. Cześć - powiedziała bezbarwnym tonem.
- Hej - odparła Megan. - Jak leci?
- Nieźle - mruknęła Hailey. - A u ciebie?
- TeŜ nieźle.
No dobra, oddychaj głęboko. Kilkanaście osób kręciło się wkoło saaba i otwarcie
przyglądało się Megan. Rozpoznała Tinę i jeszcze jedną zawodniczkę z druŜyny - ładną,
wysoką dziewczynę ze Środkowego Wschodu z ciemnymi, kręconymi włosami. Evan i
Hailey przeszli dokoła samochodu i objęci stanęli po stronie Megan.
- Ludzie! To jest Megan! - zawołał Evan. - Megan, to są ludzie.
- Cześć, Megan! - zapiszczeli wszyscy razem, jak przedszkolaki.
Megan roześmiała się i uniosła rękę.
- Cześć.
- Zorganizuję nam po piwie - powiedział Evan do Hailey. - Chcesz jedno? - spytał
Megan.
- Nic, dzięki.
- Zaraz wracam. Evan odbiegł w stronę swoich kumpli, zostawiając Megan i Hailey
razem. Megan poczuła, Ŝe znów jest w stanie oddychać. Rzuciła okiem na Hailey.
MoŜe Hailey dziś po południu po prostu poczuła się zagroŜona. Mimo wszystko jesteś
przecieŜ świetną zawodniczką i dziewczyną, która mieszka pod jednym dachem z jej chłopa-
kiem. Ale wiele was łączy. MoŜe jeszcze się z nią dogadasz.
- A więc Hailey, jaki był rekord druŜyny w zeszłym roku? - spytała.
- Wygrałyśmy więcej meczów, niŜ przegrałyśmy - odparła Hailey, wciskając dłonie do
kieszeni obcisłych dŜinsów. - A co? Martwisz się, Ŝe nie jesteśmy dość dobre dla ciebie?
Megan spojrzała na nią zaskoczona.
- Nie. Po prostu z tobą rozmawiam.
- No cóŜ, dostałyśmy się do rozgrywek hrabstw, ale nie weszłyśmy do finału -
przyznała Hailey. - Oczywiście trenerka uwaŜa, Ŝe z tobą w składzie w tym roku nam się uda.
- Dzięki.
- Powiedziałam: „trenerka uwaŜa”.
W tym momencie samolot wzniósł się znad pasa startowego i przeleciał im tuŜ nad
głowami tak nisko, Ŝe Megan myślała, Ŝe maszyna zawadzi podwoziem o drzewa. Ryk był
ogłuszający. Megan widziała, Ŝe Evan i jego kumple wrzeszczą na cały głos, wznosząc
wysoko pięści i puszki z piwem, ale wcale ich nie słyszała. Ona teŜ miała ochotę wrzasnąć -
na Hailey. Przypomniała sobie słowa Tracy, Ŝe ma się postawić i obronić. Skoro zdołała
postawić się rodzicom, to na pewno będzie umiała się postawić tej dziewczynie. Ale na samą
myśl o tym dłonie jej się spociły, a serce zaczęło szybko walić.
Muszę jednak coś zrobić. Megan usiłowała sama sobie dodać otuchy. Wejdzie mi na
głowę, jeśli nie zaryzykuję.
Kiedy tylko ryk silnika samolotu ucichł, Megan znów odwróciła się do Hailey.
- Mogę cię o coś zapytać? - Co?
- Czy ja ci coś zrobiłam? Obraziłam cię? - spytała Megan. - Bo ja tylko próbuję jakoś
się odnaleźć w nowej szkole, moŜe z kimś zaprzyjaźnić, pograć trochę w piłkę. Ale wydaje
mi się, Ŝe bardzo mnie nie lubisz.
Megan wstrzymała oddech, ledwie wierząc, Ŝe wypowiedziała swoje myśli w całkiem
składnych słowach. Na ułamek sekundy twarz Hailey złagodniała, a Megan zdała sobie
sprawę, Ŝe to bardzo ładna dziewczyna, jeśli nie ma naburmuszonej miny. Wyglądało nawet,
Ŝe powie jakieś ludzkie słowo. Ale potem Evan oderwał się od tłumku znajomych z piwami w
ręku i ruszył z powrotem w stronę saaba. Hailey spojrzała na Evana, na Megan i wyciągnęła
do niego rękę.
- Chodź, kochanie - powiedziała, przytulając się do jego boku. - Znajdziemy sobie
jakieś spokojniejsze miejsce.
- Super. - Evan wręczył Megan jedno piwo. - Strzała, idź się przedstawić ludziom.
Faceci nie mogą się doczekać, aŜ cię poznają - dodał i mrugnął porozumiewawczo.
- Och... no, dobrze.
Patrzyła bezradnie, jak Hailey odciąga Evana na bok. Grupa za jej plecami roześmiała
się z jakiegoś Ŝartu. Hailey obejrzała się przez ramię i rzuciła Megan zwycięskie spojrzenie.
Potem razem z Evanem znikli między drzewami.
- No dobra, to co my tu mamy w Bostonie? Drzewa, wodę, Red Soksów, oceanarium...
Megan zerknęła na Darnella Wilcoksa. Odliczał to wszystko na palcach dłoni i właśnie
gapił się na mały palec, jakby ten miał mu udzielić podpowiedzi. W drugiej ręce ściskał
szyjkę do połowy opróŜnionej butelki budweisera - jak się orientowała Megan, jego piątej czy
szóstej z kolei. Danieli, przystojny chłopak w kurtce szkolnej reprezentacji, był kapitanem
druŜyny futbolu. Na początku wieczoru okazał się bystrym, przyjaznym i zabawnym facetem.
Teraz, juŜ ewidentnie pijany, nadal wydawał się przyjazny i zabawny, tyle Ŝe bystrość umysłu
gdzieś się ulotniła.
- Historia - podsunęła Megan. - Nie zapominaj o historii.
- Racja! - powiedział Danieli, a jego brązowe oczy zalśniły, kiedy spojrzał na Megan. -
No, a jaką historię ma Teksas?
Megan oparła się o dach oldskulowej corvetty Darnella i westchnęła.
- Och, sama nie wiem, mamy Coronado, Alamo... Raz kiedyś ogłosiliśmy
niepodległość... - powiedziała i zerknęła na niego.
Darnell przyglądał jej się przez chwilę, mruŜąc oczy z oszołomionym zaskoczeniem,
jakby nagle dostrzegł nieziemskie zjawisko.
- Taa, no cóŜ, my mamy Bostońską Herbatkę, Bostońską Masakrę, Bostońskich...
Bostońskich...
- Red Soksów! - krzyknął ktoś, wywołując w ciemnościach rundę aplauzu.
- Tak! Dzięki! - powiedział Darnell, unosząc butelkę, - Bostońskich Red Soksów... -
JuŜ ich wymieniłeś. - Megan ziewnęła.
- Och, przepraszam. - Darnellowi trochę się plątał język. - Nudzę cię?
- Nie. - Megan pokręciła głową. Był w sumie całkiem zabawny. Tyle tylko, Ŝe zrobiło
się juŜ bardzo późno.
- Taa... No cóŜ. JuŜ sam siebie nudzę - powiedział Darnell i rozciągnął się na masce.
Wspólnie gapili się na niebo, po którym przeleciał kolejny samolot. Wszyscy pozostali
krzyknęli z entuzjazmem, ale Megan zacisnęła mocno oczy i zakryła uszy, chroniąc je przed
hałasem.
- Hej. Dobrze się bawicie?
Megan otworzyła oczy i zobaczyła przed sobą Evana. Co za] ulga! Nie widziała go od
chwili, kiedy odszedł z Hailey ponad dwie godziny temu. Teraz wreszcie się stąd wydostanie.
- MoŜemy wracać? - spytała, ześlizgując się z maski samochodu. Zerknęła na Hailey,
zauwaŜyła wyraźną malinkę tuŜ obok jej obojczyka i odwróciła oczy. Serce zabiło Megan z
zazdrości. Nawet nie chciała sobie wyobraŜać, gdzie jeszcze zbłądziły usta Evana. Ale teraz,
oczywiście, nie mogła się powstrzymać, Ŝeby o tym nie myśleć.
- JuŜ? - spytała Hailey, sięgając po rękę Evana obiema dłońmi. - Prawie z nikim
jeszcze nie pogadałam.
Taa? A czyja to wina?
Evan rzucił Megan błagalne spojrzenie, pod którym straciła otuchę. Nagle poczuła się
jeszcze bardziej zmordowana niŜ kilka sekund temu.
- Wiecie co? Nie ma sprawy. - Megan chwyciła Darnella za rękę i podciągnęła
półprzytomnego chłopaka do pozycji siedzącej. - Ten oto Darnell odwiezie mnie do domu.
MoŜesz przecieŜ prowadzić, Darnell, prawda? - spytała i walnęła go w plecy tak mocno, Ŝe
ześlizgnął się z maski samochodu.
Kiedy stanął na ziemi, lekko się zachwiał, ale wyłowił kluczyki z kieszeni kurtki.
- Assso - lutnie - wybełkotał. - Tyko... Powiedz mi, gdzie mieszz - asz. - wymierzył
kluczykiem w zamek drzwi samochodu i trafił w okno.
Megan uniosła brwi i spojrzała na Evana, a on odpowiedział rozbawionym
spojrzeniem. Najwyraźniej trochę mu zaimponowała. Megan prawie nie wierzyła, Ŝe się na to
zdobyła. Ze naprawdę mu się stawia. Kto by w ogóle pomyślał, Ŝe to moŜliwe?
Oboje wiedzieli, Ŝe nie jest na tyle głupia, Ŝeby wsiąść do samochodu z Darnellem. To
był tylko blef Pozostawało pytanie, co w tej sytuacji zrobi Evan.
Zwrócił się do Hailey.
- Chyba powinniśmy wracać.
Serce Megan zatrzepotało jak zwycięska flaga na wietrze. Hailey zrzedła mina, ale
dziewczyna szybko się pozbierała. - Jasne. Pójdę po torbę.
- A moŜe... podrzuciłabyś do domu Darnella? - spytał Evan, całując Hailey w usta i
spoglądając na nią z zachwytem.
Wszyscy popatrzyli na zgarbioną sylwetkę Darnella, który obiema rękoma usiłował
wprowadzić kluczyk do zamka. Znów nie trafił.
- Evan...
- Hails, mieszkasz dwa domy od niego - upierał się Evan. - A ktoś musi to zrobić.
Hailey obejrzała się na pozostałych, kiedy kolejny samolot wystartował i zagłuszył
wszystkie dźwięki.
- Dobra, masz rację. - Westchnęła. Podeszła do Darnella i zarzuciła ramię na jego
szerokie plecy. - Nie ta strona samochodu, Di.
- Hę? - wymamrotał Darnell. - Ale ja odwoŜę Megan do domu.
- Zmiana planów. Teraz ja się tobą zajmę - powiedziała Hailey. - No chodź.
Megan patrzyła, jak Hailey delikatnie prowadzi Darnella na siedzenie pasaŜera. Evan
sięgnął po kluczyki i otworzył drzwi. Razem usadowili potęŜnego chłopaka w samochodzie.
Potem Hailey przesunęła fotel tak, Ŝe Darnell nie musiał wbijać kolan w obudowę.
Niewiarygodne. W tej samej chwili, w której Megan gotowa była uznać, Ŝe ta dziewucha to
wcielenie zła, ona zaczynała się zachowywać jak człowiek.
- Dobra, to do zobaczenia. - Hailey pocałowała Evana i wsiadła za kierownicę.
- Jedź ostroŜnie - poprosił Evan i zarobił na uśmiech swojej dziewczyny.
- Cześć, Hailey - zawołała Megan.
Hailey ruszyła bez słowa, zostawiając Megan i Evana na drodze.
- Miła osóbka - mruknęła Megan pod nosem.
Evan zerknął na nią z ukosa i zawrócił do swojego samochodu.
- Chodź. Wracajmy do domu.
- I jak, twoi rodzice nas zabiją? - spytała Megan, patrząc na zegarek: kwadrans po
pierwszej. - Bo moi na pewno by to zrobili.
- Nie martw się. Wszystko jest pod kontrolą - uspokoił ją Evan.
Wyłączył światła, skręcając na spokojną ulicę McGowanów. Zaparkował samochód na
samym skraju podjazdu i zgasił silnik. Rozległo się cykanie setek świerszczy. W domu
świeciła się tylko lampa w salonie.
- Hej - szepnął Evan. - Dobrze się dzisiaj bawiłaś? Megan spojrzała na niego, a serce
jej gwałtownie załomotało.
Lekko nachylony, opierał się o deskę rozdzielczą. Z tak bliska mogła zobaczyć zarost,
który kiełkował mu na brodzie.
- Twoi przyjaciele są fajni.
- Wiedziałem, Ŝe ich polubisz - mruknął, zaglądając jej w oczy tak głęboko, Ŝe nie
mogła oderwać spojrzenia. - A oni polubią ciebie.
Megan z trudem przełknęła ślinę.
- Naprawdę...?
- No cóŜ, a jak tu cię nie lubić? - powiedział Evan z uśmiechem.
O BoŜe, on zamierzał ją pocałować. Tu, na środku podjazdu. A ona tak bardzo, tak
bardzo tego chciała. Czuła to kaŜdą komórką swojego ciała.
Ale on ma dziewczynę. Hailey to moŜe i suka, ale jest koleŜanką z druŜyny, i chociaŜ
taka okazja jeszcze nigdy wcześniej się nie nadarzyła, Megan nie była dziewczyną, która
kradnie chłopaków innym sprzed nosa, nawet paskudnym przeciwniczkom.
- Dobra, tylko pamiętaj... Megan znieruchomiała.
- ...Ŝeby bardzo cicho zamknąć drzwi - szepnął Evan. Odwrócił się i wysiadł. Z Megan
uszło powietrze. Wysunęła się z samochodu. Bezszelestnie ruszyła za Evanem po podjeździe i
dokoła domu. Poza świerszczami słyszała tylko własny oddech. W kaŜdej sekundzie obawiała
się, Ŝe nagle otworzy się jakieś okno albo rozbłyśnie światło, ale wszędzie panował spokój.
Evan chyba naprawdę wiedział, co robi.
Dotarł do tylnych drzwi i do połowy otworzył zewnętrzną ramę obitą siatką,
zatrzymując ją czubkiem zamszowego buta.
- Lekcja numer jeden - szepnął. - Do tego miejsca nie skrzypi - Megan się
uśmiechnęła.
- Jasne.
Wyjął spod słomianki klucz.
- Lekcja druga: korzystanie z tego klucza jest znacznie bardziej ciche niŜ wyciąganie z
kieszeni całego pęku.
Megan wstrzymała oddech, kiedy Evan otwierał drzwi. Z powrotem odłoŜył klucz pod
wycieraczkę i skinął głową na znak, Ŝeby Megan poszła przodem. Przez długą chwilę stała
bez ruchu, wpatrując się w wąskie przejście między Evanem a framugą drzwi.
Musiała obrócić się bokiem, Ŝeby przejść. Kiedy się prześlizgiwała do środka, całym
ciałem otarła się o Evana. Noga przy nodze, pierś przy piersi, policzek pochylony tuŜ przy
jego nosie... Poczuła gorący oddech Evana na swojej twarzy. Spodziewała się, Ŝe chłopak
trochę się odsunie, Ŝeby zrobić dla niej więcej miejsca, ale ani drgnął.
Megan wreszcie dostała się do holu. Uśmiechnęła się, gdy owiało ją chłodne, świeŜe
powietrze kuchni, potęgując łaskoczące ciepło, jakie czuła w całym ciele. Evan odwrócił się
do niej plecami, cicho domykając drzwi, a potem przekręcił klucz. W domu panowała
całkowita cisza.
- Tylne schody - powiedział cicho.
Jego głos przejął ją dreszczem od stóp do głów. Megan ruszyła za nim na palcach.
Zatrzymał się przy schodach, Ŝeby puścić dziewczynę przodem. Megan postawiła stopę na
pierwszym stopniu i zatrzymała się, zdając sobie sprawę, Ŝe powinna coś powiedzieć. MoŜe
nawet zdoła wymyślić jakieś fajne zdanie na poŜegnanie.
Musiała wykorzystać tę szansę.
Odwróciła się raptownie, a Evan wszedł prosto na nią.
- Och! - jęknął. Potknął się, cofnął o krok, odzyskując równowagę, i oparł się o ścianę.
Oboje się roześmieli i zakryli usta dłońmi. Megan cieszyła się tą radosną chwilą z
Evanem, sam na sam w mrocznym domu, w atmosferze czegoś zakazanego.
- Co? - zapytał, a jego brązowe oczy zalśniły w łagodnym świetle księŜyca. - O co
chodzi?
- Ja tylko... chciałam ci podziękować. No wiesz, Ŝe mnie dzisiaj ze sobą zabrałeś -
powiedziała Megan. - To... bardzo miłe z twojej strony.
Evan uśmiechnął się i zajrzał jej głęboko w oczy. Nachylił się, a Megan straciła
oddech. To było właśnie to. To było właśnie to. I nagle nie myślała juŜ o Hailey ani o
dwugodzinnej nieobecności Evana. Mogła myśleć tylko o tym, Ŝe naprawdę chce go
pocałować. I Ŝe powinna spróbować zaczerpnąć trochę tlenu. Jeśli to miał być jej pierwszy
pocałunek, nie chciała przy tym zemdleć. Zamrugała i zamknęła oczy, kiedy Evan pochylał
się coraz niŜej. A potem, leciuteńko, dotknął jej policzka. Poczuła, Ŝe Evan się odsuwa, i
otworzyła oczy. TuŜ przed nosem zobaczyła jego wyciągnięty palec.
- Rzęsa - szepnął. - Pomyśl jakieś Ŝyczenie.
Serce Megan przyspieszyło. Zagryzła wargę, pomyślała Ŝyczenie i dmuchnęła.
- Co tu się dzieje? - Schody zalało światło.
- Tato!
- Czy ja śnię, czy jest po pierwszej w nocy?! - zagrzmiał z góry John. Stal za barierką
schodów, więc nie mogli go dobrze zobaczyć, ale z samego tonu Megan wywnioskowała, Ŝe
był strasznie wkurzony.
- Cholera - mruknął pod nosem Evan.
- Kopiesz sobie jeszcze głębszą mogiłę, synu. - Słowa ojca zabrzmiały naprawdę
groźnie.
- O BoŜe - szepnęła Megan, zakrywając oczy.
- Oboje natychmiast do swoich pokojów - powiedział John. - Porozmawiamy o tym
jutro.
- Przepraszam - szepnął bezgłośnie Evan do Megan. - JuŜ - mruknął John.
Evan minął ją i wbiegł na górę po schodach.
Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakręcona@rockin.com
Temat: Przewodnik po chłopcach
Megan przewodnik po chłopcach
Zapis trzeci
Uwaga nr 1: Chłopcy są przebiegli.
Evan zna masę trików, Ŝeby dostać się do domu, kiedy jest późno (na pewno umierasz z
ciekawości, skąd o tym wiem).
Uwaga nr 2: Chłopcy tracą luz, kiedy stają twarzą w twarz z rodzicami.
W domu Evan juŜ nie jest taki sprytny. Oczywiście, moŜe gdyby nie przystanął na schodach,
Ŝeby zdjąć mi rzęsę z policzka, nigdy byśmy nie dali się przyłapać (ach!!!!).
Uwaga nr 3: Chłopcy myślą tylko o jednym.
Niestety, Evan myśli akurat nie O MNIE (wielka szkoda). Ale, kto wie? MoŜe jeszcze
niespodziewanie ten pociąg, wbrew rozkładowi jazdy, zatrzyma się na stacji Metanowo.:)
No dobra. Koniec z metaforami o tej późnej porze.
ROZDZIAŁ 5
W środę po treningu Megan znów siedziała w oknie i przeglądała w Google listę stron
o syndromie Aspergera. W sieci znalazła mnóstwo informacji o tym zaburzeniu, o którym do
wczoraj nic nie słyszała. Kliknęła na pierwszą ze stron i zaczęła czytać.
Na dole kapela Seana grała jakiś niedopracowany utwór, który brzmiał trochę
znajomo. Megan była niespokojna. W kaŜdej sekundzie spodziewała się pukania do drzwi, a
potem surowej nagany.
Syndrom Aspergera to zaburzenie rozwoju charakteryzujące się stałym upośledzeniem
społecznych interakcji i rozwojem powtarzalnych schematów zainteresowań, zachowań i
działań. To brzmiało całkiem składnie. Ale co zrobić, Ŝeby Miller poczuł się przy niej
swobodnie? Przewinęła opis przyczyn i porównań z autyzmem i wreszcie znalazła fragment,
który mógł jej się przydać. śycie z Aspergerem.
Trzasnęły tylne drzwi. Megan lekko rozsunęła Ŝaluzje, Ŝeby wyjrzeć przez okno. Finn
przemaszerował przez podwórko i wszedł do szopy na narzędzia po przeciwnej stronie.
Megan patrzyła nadal i czekała, aŜ chłopak wyjdzie, ciekawa, czego mógł stamtąd
potrzebować. Czekała. I czekała. Finn się nie pokazywał. Czemu siedział w tej szopie?
- Mamo! Mamo! Ian usiadł na mojej czapce Patriotów i nie chce mi jej oddać! -
rozdarł się Caleb na cały regulator.
- To moja czapka! Nikt nie powiedział, Ŝe moŜesz ją sobie zabrać! - odwrzasnął Ian.
- A właśnie Ŝe tata mi pozwolił! Mówił, Ŝe juŜ z niej wyrosłeś, głupku! Megan
stłumiła śmiech.
- Ian! Caleb! Do mnie na dół! - ryknął John, przerywając kłótnie. - Zresztą wszyscy do
salonu! Niech ktoś sprowadzi Finna z podwórka! Mamy rodzinną naradę.
Megan serce zamarło. Zastygła bez ruchu. MoŜe jeśli nie będzie hałasować, zapomną,
Ŝe ona jest tutaj. Chłopcy zaczęli stękać i narzekać, ale sądząc z odgłosów z korytarza,
schodzili po schodach. Muzyka z garaŜu ucichła jak noŜem uciął, a Miller wyszedł za dom
przyprowadzić Finna. Najwyraźniej rodzinne narady to była powaŜna sprawa.
Przez długi, dziwaczny moment Megan otaczała całkowita cisza. A potem się stało.
- Megan? Pozwól tu do nas, proszę! - zawołał John. Zamknęła oczy. Odstawiła
komputer na bok, wzięła głęboki oddech i zeszła na parter. JuŜ z góry schodów widziała cały
salon i chłopców siedzących na kanapach ustawionych w literę U. jak w poczekalni u lekarza.
Spojrzała na Evana, który patrzył jej prosto w oczy. W jakiś sposób udało mu się
spojrzeniem wyrazić: „Nic nie poradzę”.
Megan zbiegła po kilku ostatnich stopniach, czując na sobie wzrok wszystkich
chłopców. Regina i John stali przed kominkiem, twarzami do synów. Na duŜej, środkowej
kanapie zostało trochę miejsca między Finnem a Dougiem. Szybki rzut oka na pokój i Megan
wiedziała, Ŝe dokładnie tam będzie pasowała według wzrostu. Najwyraźniej to Miller
wyznaczał miejsca do siadania.
- Megan, siądź koło Finna, dobrze? - odezwała się Regina. - Jasne - odparła,
wycierając wewnętrzną stronę dłoni o dŜinsy.
Wcisnęła się w ciasną lukę, a Doug przesadnie się odsunął, kolana zwracając w
przeciwną stronę, Ŝeby Ŝadna część jego ciała nie dotknęła Ŝadnej części jej ciała. Przez to
musiała się niemal przykleić do Finna.
- Przepraszam - powiedziała i się zarumieniła. Finn odchrząknął.
- Nie ma sprawy - mruknął.
PołoŜył rękę na oparciu kanapy, co dało obojgu odrobinę więcej miejsca. Megan
objęła się ramionami i ciasno załoŜyła nogę na nogę, starając się zrobić jak najmniejsza.
Miała nadzieję, Ŝe narada nie potrwa długo, bo nie zamierzała ruszyć ani jednym mięśniem.
- Dobra, na pewno wszyscy wiemy, czemu tu jesteśmy - zaczął John. - Wasza matka i
ja zdajemy sobie sprawę, Ŝe staracie się, Ŝeby Megan dobrze się u nas poczuła...
Doug wydał pomruk, który usłyszała tylko Megan, a Finn przesunął się nieznacznie,
wciskając się w oparcie kanapy. Serce Megan waliło jak karabin maszynowy.
- No cóŜ, mieliśmy nadzieję, Ŝe nie trzeba będzie przeprowadzać tej rozmowy.
Myśleliśmy, Ŝe moŜna wam, chłopcy, zaufać. Ze będziecie świecić przykładem - ciągnął
John. - Ale zachowanie Evana zeszłego wieczoru zmusza nas do działania.
- Nieźle, palancie - powiedział Doug, piorunując starszego brata spojrzeniem.
Megan zarumieniła się okropnie. Doug wyjął długopis, ściągnął zębami skuwkę i
zaczął poprawiać rysunek na dŜinsach.
- A zatem, gdyby któryś z was, barany, miał jakieś inne pomysły co do nowej osoby
mieszkającej pod tym dachem, mama i ja moŜemy wam powiedzieć tylko jedno - grzmiał
John. - Dla was Megan nie jest dziewczyną.
Doug zachichotał, a Megan usiłowała zapaść się pod kanapę. Wzrok wbiła w sęk
drewnianej podłogi na środku pokoju.
- No to czym jest? - zapytał niewinnie Caleb, co rozśmieszyło Douga i kilku innych.
- Caleb - powiedziała Regina z łagodnym wyrzutem. - Twój ojciec próbuje wam
wytłumaczyć, Ŝe dopóki Megan mieszka z nami, macie ją traktować jak siostrę. Jesteście
wszyscy rodzeństwem, jasne?
Megan umierała z chęci spojrzenia na Evana. Zamiast tego zerknęła na prawo, na Iana,
częściowo przesłoniętego wielkimi balonami z gumy do Ŝucia. Fotem przeniosła wzrok na
Seana, który spoglądał na zegarek. Wreszcie, z mocarnym wysiłkiem, podniosła oczy na
Evana. Patrzył prosto przed siebie, piętami wybijając na podłodze nerwowy rytm.
- Megan? - odezwał się John. Odwróciła wzrok i spojrzała na Johna. - Tak?
- Rozumiesz? - spytał John.
- Och. Tak, proszę pana.
- A res2ta? - ciągnął John.
- Taa, łapy precz od Megan. Kapujemy - powiedział Doug. - MoŜemy juŜ iść?
- Zaraz! Czy to równieŜ dotyczy Caleba? - wtrącił Ian i zaczął się zaśmiewać z
własnego Ŝartu.
- Bardzo dowcipne, mądralo - skarciła go Regina. - Właśnie zarobiłeś tydzień
wynoszenia śmieci.
Doug wstał z miejsca.
- Jeszcze nie skończyliśmy - ostrzegł ojciec. Doug opadł z powrotem na kanapę z
przesadnym westchnieniem.
- Wiem, Ŝe przyzwyczailiście się rządzić tym domem, ale to się teraz zmieni -
przemawiał dalej John podniesionym głosem. - Rodzice Megan powierzyli swoją córkę naszej
opiece, a to zobowiązuje nas wszystkich. Od tej chwili zaczniecie przestrzegać jej prawa do
prywatności. Nie wolno wchodzić do pokoju Megan bez pozwolenia, grzebać w jej rzeczach,
a poza tym od teraz obowiązuje zakaz wspinania się na dąb na podwórku.
- To nie fair! - zawołał Caleb.
- To jest drzewo do wspinania! - dodał Ian.
- JuŜ nie - odparł ojciec. - F wprowadzamy godzinę policyjną.
- Co? To juŜ przegięcie! - wyrwało się Dougowi. - Sean nigdy nie miał godziny
policyjnej!
- No cóŜ, sytuacja się zmieniła, odkąd Sean chodził do liceum - wtrąciła Regina.
- Taa, nie było tu Strzelca zastrzelca - prychnął Doug. - Chcesz przez tydzień wynosić
śmieci? - Johnowi zabłysły oczy. O BoŜe. Oni mnie za to zabiją. Oni mnie zwyczajnie zabiją.
- Godzina policyjna wypada o północy - poinformował John, spoglądając surowo na
kaŜdego z synów po kolei. - I niech wam się nie wydaje, Ŝe mama i ja nie będziemy tego
egzekwować. Jeśli sądzicie, Ŝe juŜ wiecie, co to znaczy szlaban... Tylko mnie sprowokujcie.
Idą nowe czasy, panowie. Lepiej się z tym pogódźcie.
- Tato! - zaprotestował Evan, pochylając się w przód.
- Ev, jesteś ostatnią osobą, która powinna ze mną o tym dyskutować - odparł ojciec
stanowczo.
- No to pięknie - mruknął Doug pod nosem.
Finn klepnął go w potylicę, a Megan modliła się o bezbolesną śmierć. Jeśli ci faceci
jeszcze dotąd jej nie znienawidzili, teraz na sto procent to się stanie.
- No dobra, moi drodzy. - Regina klasnęła w dłonie. - Siadamy do stołu.
Tego wieczoru Megan energicznie wyszorowała twarz morelowym peelingującym
Ŝelem, który Regina zostawiła dla niej w łazience. Wyglądało na to, Ŝe Regina nadal
usiłowała wyrabiać w podopiecznej kobiece cechy, czy Megan się to podoba, czy nie. Ale to
był najmniejszy z problemów dziewczyny - Evan ani razu nie spojrzał w jej stronę podczas
obiadu, a Doug ciągle ją kopał pod stołem. A zawsze, kiedy ktoś podsuwał Megan półmisek,
Ian wrzeszczał: „Ręce precz!”, i wybuchał śmiechem. Cała ta sytuacja była totalnie
upokarzająca.
Wszystko się ułoŜy, tłumaczyła sobie, wpatrując się we własne oczy w lustrze.
Niestety, sama w to nie wierzyła. McGowanowie właśnie zdusili w zarodku szansę na
zbliŜenie się Megan i Evana, jakkolwiek ulotna była ta szansa wcześniej. Poza tym sprawili,
Ŝe Doug jeszcze bardziej nie cierpiał uciąŜliwej współlokatorki - a jeszcze wczoraj uwaŜała,
Ŝe to juŜ niemoŜliwe. Tyle dobrego, Ŝe John. ponaglany przez Reginę, załoŜył zamki w
drzwiach jej pokoju i łazienki. W przeciwnym razie którejś nocy mogłaby się obudzić i
zobaczyć, jak Doug szykuje się, Ŝeby ją udusić poduszką.
Megan opłukała twarz wodą i zakręciła kran. Um. Okay, to nawet całkiem ładnie
pachnie. Kiedy zaczęła się wycierać, usłyszała za ścianą głosy i zastygła w bezruchu. Głosy
dochodziły z pokoju Evana.
- No, padaka - szepnął ktoś. - Odkąd to tak im odpaliło z tym przestrzeganiem reguł?
- MoŜesz zgadywać tylko raz - odparł inny głos.
Megan zadrŜała i objęła się ramionami. Podeszła na palcach do sedesu i usiadła na
nim, Ŝeby posłuchać.
- Jeszcze nie widziałem, Ŝeby mama i tata brali coś aŜ tak serio - powiedział ktoś inny.
- Lepiej się, chłopaki, szykować na powaŜną rozprawę.
- Yo, dom mieliśmy rozpracowany jak ta lala - wtrącił Doug. - Teraz laska to
schrzaniła. Ja mówię, wymrozić ją, aŜ pęknie. Tak jej damy czadu, Ŝe będzie błagała o bilet
do Korei.
Megan przełknęła z trudem. Czy nikt się za nią nie wstawi? Finn? Evan? Ktokolwiek?
- Wiedzieliście, Ŝe Yankees wystąpili w trzydziestu siedmiu Mistrzostwach Świata i
wygrali dwadzieścia sześć razy?
Megan uśmiechnęła się smutno.
- Taa, wiemy, ogórasie - uciął Doug. - Ale kto wygrał w 2004? - Red Sox, ale...
- A komu skopali wielkie, grube tyłki, Ŝeby zwycięŜyć? - spytał Doug.
- DruŜynie Yankees, ale...
- No to moŜe się po prostu zamknij!
Megan odetchnęła głęboko. Rozwiesiła ręcznik na drąŜku i powoli, długo przyglądała
się własnemu odbiciu w lustrze. Gdyby ktoś postawił przed nią takie wyzwanie na boisku do
piłki noŜnej, czekałby ją niezły ubaw. Ale tu... starcie jeden na siedmiu nie wróŜyło jej nic
dobrego. Faceci nie tylko mieli przewagę własnego boiska, ale teŜ posługiwali się własnymi
sekretnymi regułami. Megan działała po omacku.
Powinnaś tam po prostu wejść. Zaskoczyć ich na śmierć. Powiedzieć, Ŝe słyszałaś
wszystko i Ŝe nie wygonią cię stąd bez walki. Ale, oczywiście, nie zdobyła się na to.
Kiedy rozmowa w pokoju obok zeszła na tematy sportowej Megan odwróciła się od
lustra. Zaczynała się zastanawiać, czy zamieszkanie z McGowanami nie było największym
błędem jej Ŝycia.
Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakręcona@rockin.com
Temat: Przewodnik po chłopakach
Megan przewodnik po chłopcach
Zapis czwarty
Uwaga nr 1: Chłopcy nie wiedzą, kiedy sobie odpuścić.
ROZDZIAŁ 6
Megan spięła nadal wilgotne włosy w kucyk i naciągnęła na głowę czerwony kaptur
bluzy. Słońce róŜowiało na porannym niebie, a z pokojów chłopców dobiegały pierwsze
odgłosy porannej krzątaniny. Złapała plecak, włoŜyła tenisówki i na palcach ruszyła w stronę
schodów.
Kuchnia była ciemna i cicha. Megan odetchnęła z ulgą. Otworzyła drzwi spiŜarki,
zaopatrzonej jak schron na wypadek bombardowania. Tuzin pudełek płatków, przynajmniej z
pięćdziesiąt puszek zupy. rząd za rzędem opakowań zapiekanki z makaronu z serem,
krakersów, ciastek i precelków. Regina i John musieli chyba robić zakupy codziennie, Ŝeby
wykarmić ten swój mały miot demonów.
Megan przejrzała półki, znalazła otwartą paczkę batonów z chrupkami i wzięła dwa.
Potem z lodówki porwała napój owocowy i ruszyła do tylnych drzwi. Nie ma to jak śniadanie
w trasie.
Jej rower stal obok sześciu innych pod metalowym zadaszeniem, które przedłuŜało
dach szopy. Wsadziła jeszcze nieodpakowany baton w zęby, wyplątała kierownicę rowem
spomiędzy innych i odprowadziła rower na podjazd. Wsunęła butelkę z napojem w uchwyt,
wskoczyła na siodełko i popedałowała w stronę szkoły.
Miała nadzieję, Ŝe po dwóch przejaŜdŜkach na tylnym siedzeniu samochodu Evana,
kiedy niespecjalnie uwaŜała na drogę, jakoś przypomni sobie, którędy jechać.
Kwadrans później Megan podskoczyła na krawęŜniku i przecięła trawnik, zmierzając
prosto w stronę stojaków na rowery pod szkołą. Ludzie juŜ się zjeŜdŜali i kilka grupek stało
przed wejściem, gadając albo przeglądając nawzajem swoje notatki. Megan rozerwała
opakowanie drugiego batona i pociągnęła łyk napoju, wchodząc po schodach. Czuła się
dobrze - była niezaleŜna. Komu potrzebni są chłopcy McGowanów? Mogła sama o siebie
zadbać. Wchodząc na najwyŜszy stopień, kątem oka zauwaŜyła Hailey i kilka jej przyjaciółek.
Najwyraźniej ją obserwowały.
- A więc... Strzelec - zagaiła Hailey z uśmiechem. - Widzę, Ŝe juŜ nie wykorzystujesz
mojego chłopaka jako szofera.
Megan nie była w nastroju. Przystanęła na długą chwilę i patrzyła Hailey prosto w
oczy, póki ta wreszcie nie odwróciła wzroku. Potem przyjrzała się po kolei dziewczynom,
które zaśmiały się z Ŝartu Hailey. Dwie nie roześmiały się ani nic zareagowały. Do tych
Megan się uśmiechnęła, a potem wbiła zęby w baton i wyminęła je, wchodząc do budynku.
Tego popołudnia Miller juŜ siedział przy stole na dziedzińcu, kiedy Megan wyszła ze
swoją tacą. Dowiedziała się z sieci, Ŝe jeśli chłopiec ma kiedykolwiek poczuć się przy niej
swobodnie, musi mu pokazać, Ŝe ona tu zostanie - Ŝe jest kimś, do kogo będzie musiał się
przyzwyczaić. ChociaŜ unikanie pozostałych McGowanów wydawało się niezłym planem,
jedyny sposób, Ŝeby pomóc Millerowi, wymagał, Ŝeby spędzać z nim trochę czasu. Mogła
zacząć teraz równie dobrze, jak w kaŜdej innej chwili.
Nie chciała naruszać prywatnej przestrzeni Millera, więc usiadła naprzeciwko niego,
ale najdalej jak się dało. W słuchawkach komentator ogłaszał zdobyty punkt i paplał o
sytuacji na boisku. Miller podniósł wzrok i przyjrzał się Megan wzrokiem bez wyrazu.
Rumieniąc się pod jego obojętnym spojrzeniem, opuściła oczy na własną tacę i zaczęła
ustawiać przedmioty według wielkości. Puszka z oranŜadą, jabłko, minibuteleczka keczupu,
miseczka z owocami. Burgera i frytki trzymała przed sobą. Kiedy skończyła, znów podniosła
oczy na Millera, a on się uśmiechnął.
Cała twarz chłopca fantastycznie się rozświetliła. Megan odwzajemniła uśmiech, a
Miller znów zajął się lunchem. Właśnie ugryzła potęŜny kęs burgera, kiedy jakiś cień padł na
tacę z posiłkiem. Podniosła oczy i zobaczyła Evana, który stał obok stołu. Jeden policzek
miała wydęty jak wiewiórka. Złapała serwetkę i zasłoniła usta, przeŜuwając.
- Jak leci? - spytał Evan. siadając na sąsiednim krześle. Nie miał torby, ksiąŜek ani
lunchu. - Cześć, Mills. - Skinął głową bratu.
Miller nastawił głośniej radio.
- Wiesz, to naprawdę super. śe z nim tu siedzisz - powiedział Evan.
W promieniach słońca jego brązowe oczy miały niesamowite, złote, połyskujące
plamki. Ale nie dała się omotać. Stawiła opór.
- Dlaczego wy z nim nie siadacie? - spytała, rozpierając się na krześle i zaplatając
ramiona na piersi. Dziwne, ale Evan juŜ jej nie onieśmielał.
- Wiesz, jak to bywa. - Wzruszył ramionami. - Co się stało dziś rano? Pojechałaś
sama.
- Taa - mruknęła Megan oschle. - Pojechałam sama. Nastąpiła długa cisza. Komentator
w radiu obwieścił zdobycie przez kogoś punktu.
- Słyszałaś nas wczoraj wieczorem, prawda? - spytał Evan, pochylając się naprzód z
dłońmi zaciśniętymi między kolanami.
Megan rzuciła mu spojrzenie, które mówiło, Ŝe słyszała kaŜde słowo. Evan spuścił
głowę.
- Wiesz co? To niewaŜne - powiedziała, biorąc frytkę. - Po prostu będę wam schodzić
z drogi... Nikomu nie zamierzam zawracać głowy... I wszyscy zapomnicie, Ŝe tam w ogóle
mieszkam.
- Taa, kiepski pomysł - stwierdził Evan.
- Słucham? - Megan oblała się purpurą.
- Słuchaj, ignorowanie moich braci to nie jest wyjście - powiedział Evan. - Zaufaj mi.
Mieszkam z nimi trochę dłuŜej niŜ ty. Będziesz ich ignorować, to oni mocniej przykręcą
śrubę.
- Och.
- No wiesz, nie da się nas ignorować - dodał Evan. - W razie gdybyś nie zauwaŜyła,
wszędzie nas pełno.
Megan parsknęła śmiechem, a potem spróbowała ukryć zmieszanie, popijając
oranŜadę.
- Nie moŜesz im pokazać, Ŝe mogą ci wejść na głowę, bo natychmiast to zrobią -
doradził Evan. - Jedyna rzecz, która na nich działa, to taktyka bezpośredniego ataku.
Megan zagryzła krawędź puszki z oranŜadą.
- Megan? Jesteś tam? - Evan pomachał jej dłonią przed oczami. Pokiwała głową i
odstawiła puszkę.
- Spróbuję - powiedziała ze wzrokiem wbitym w tacę. - Dzięki za radę.
- Taa, nie ma sprawy - odparł Evan, chwytając frytkę z jej tacy. - Nadał nie mieści mi
się w głowie, co wyprawiają rodzice. Wiesz, chodziło o tę godzinę policyjną. ZałoŜę się, Ŝe
twoi nigdy ci nie wyznaczali godziny powrotu.
Megan wzruszyła ramionami. Jej rodzice nigdy nie musieli wyznaczać takiej godziny.
Sama zawsze wracała do domu znacznie wcześniej niŜ jakakolwiek szanująca się nastolatka.
- NiewaŜne. Niech to szlag - powiedział Evan. - Sean nigdy nie miał godziny
policyjnej, dlaczego nam dali szlaban? Im się wydaje, Ŝe teraz, kiedy tu jesteś, to my nagle
potrzebujemy zasad? - Skrzywił się drwiąco i sięgnął po kolejną frytkę. - Nie zamierzam do
Ŝadnych się stosować.
Puls Megan nagle przyspieszył. Spojrzała na psotny uśmiech chłopaka. Kiedy Evan
powiedział, Ŝe nie będzie przestrzegał reguł. - . Czy to dotyczyło równieŜ zasady: „Ręce precz
od Megan”?
- Dobre frytki. Wezmę sobie coś do jedzenia - powiedział.
- Och, okay. No to... Do zobaczenia później. Evan spojrzał na nią z zakłopotaniem.
- Wezmę sobie coś do zjedzenia - powtórzył, a potem dodał: - wrócę tutaj - mówił
powoli, jakby zwracał się do kogoś, kto dopiero uczy się angielskiego.
- Och, okay - wymamrotała Megan.
Wyszedł z dziedzińca, a Megan patrzyła za nim z głupkowatym uśmiechem
przylepionym do twarzy. Evan chciał zjeść z nią lunch. Z własnego wyboru. To musiało coś
znaczyć. I jeśli się nie myliła, właśnie odbyli normalną rozmowę, przerwaną tylko jednym
głupim parsknięciem. Ten dzień zdecydowanie się poprawiał.
Kiedy Megan znów zabierała się do jedzenia lunchu, coś we wnętrzu stołówki
przykuło jej uwagę. Hailey właśnie gapiła się na nią gniewnie. Siedziała przy stole na środku
pomieszczenia i razem z przyjaciółkami i wszystkie otwarcie piorunowały ją wzrokiem.
Megan coś ścisnęło w Ŝołądku i szybko odwróciła wzrok, udając, Ŝe nic nie
zauwaŜyła. Niewiarygodne. Dlaczego Evan w ogóle chodził z kimś tak agresywnym? Wart
jest czegoś znacznie lepszego. Megan ugryzła spory kęs hamburgera.
Od tej pory wszystkie chwyty dozwolone. Zachichotała ze swojej nagłej śmiałości,
wyciągnęła z plecaka szkolne wydanie Hamleta i pochyliła zaczerwienioną twarz nad lekturą.
Słońce praŜyło Megan w plecy, kiedy przejęła piłkę przy bocznej linii. Działała na
czystej adrenalinie. Krew spływała z rozciętego kolana, plamiąc skarpetę i ochraniacz na
łydce. Ramię miała pobrudzone ziemią i lada moment mogło jej zacząć ciec z nosa. Wiatr
rozwiewał Megan włosy, kiedy biegła boiskiem.
Ale widziała przed sobą jedynie bramkę. Czuła tylko oddech Hailey na karku.
Dziewczyna deptała jej po piętach.
Megan szykowała się do podania, ale w ostatniej sekundzie coś zaczepiło o jej kostkę i
runęła na murawę. Pomogło jej w tym zręczne pchnięcie dłonią między łopatki. Megan aŜ
odskoczyła głowa, kiedy resztą ciała uderzyła o ziemię. Bolało jak diabli, ale nie leŜała długo.
Nie miała zamiaru dać się pobić Hailey, niewaŜne jak nieczysto grałaby ta dziewucha.
- Hailey! Co ty, do diabła, wyprawiasz? - krzyknęła Ria Wilkins, podając Megan rękę.
Ria była niską, mocno zbudowaną zawodniczką obrony Ona i Aimee przez cały mecz
osłaniały tyły Megan. Szybko się zorientowały Ŝe Hailey usiłuje zabić Megan, ile razy ta
dorywa się do piłki.
- Bo co? - krzyknęła Hailey, zatrzymując się i biorąc piłkę w ręce. - Robię swoje.
- Przestań! Ewidentnie ją popchnęłaś! - zaprotestowała Aimee.
- Dziewczyny, nie ma sprawy - powiedziała Megan, ze świstem wciągając powietrze. -
Gra była czysta.
- Nie była, i dobrze o tym wiesz - odparła Ria. - Przepraszam, ale nikt normalny w
czasie treningów nie fauluje świetnego gracza z własnej druŜyny.
- O co ci chodzi, Ria? - Hailey spiorunowała dziewczynę wzrokiem. - Chcesz
powiedzieć, Ŝe nie dbam o tę druŜynę?
- Ty (o powiedziałaś, nie ja - odparła Ria, odwzajemniając gniewne spojrzenie.
Nagle wściekle zagwizdał gwizdek i trenerka Leonard weszła w środek raptownie
rosnącego kółka. Megan stanęła z boku i grzbietem dłoni otarła nos. Hailey była dzisiaj
bardzo agresywna, ale Megan oddawała pięknym za nadobne. W przeciwieństwie do Hailey
grała czysto, ale Hailey teŜ najadła się sporo trawy. Łokieć miała posiniaczony, a twarz
pobrudzoną ziemią. To wszystko stanowiło część gry.
- Dobra, dziewczyny, dość tego. Chyba dziś skończymy trening trochę wcześniej. -
Trenerka ogarnęła wszystkie zawodniczki groźnym spojrzeniem. - Podoba mi się energia,
jaką widzę na boisku, ale... Hailey, Megan, jeśli nie zaczniecie współpracować, i to szybko, w
czasie meczu sędziowie odeślą was na ławkę, zanim zdąŜycie powiedzieć zero do dziesięciu -
dodała, patrząc na obie dziewczyny. - Bez was na boisku nie grozi nam zbyt wiele
wygranych, więc proponuję, Ŝebyście spróbowały się ze sobą dogadać.
- Tak, trenerko - powiedziała szybko Megan.
- Tak, trenerko - dodała Hailey.
- Dobrze. Ale jeszcze zanim pójdziecie pod prysznic - zwróciła się Leonard do całej
druŜyny - pragnę przypomnieć, Ŝe na naszym ostatnim sobotnim treningu przed meczem z
Hacketstown będziemy wybierać nowego kapitana. - Więc się zastanówcie, kogo
chciałybyście widzieć w roli lidera.
Prawie wszystkie spojrzały na Hailey, a ona najwyraźniej tego właśnie się
spodziewała. Megan wróciła myślami do swojej druŜyny w Teksasie - w tym roku miała tam
zostać kapitanem. Wzięła głęboki oddech i powoli wypuściła powietrze, usiłując zignorować
ukłucie Ŝalu w piersi.
- Dobra, teraz pod prysznice - zawołała trenerka. Grupka się rozeszła i Vithya Jane,
dziewczyna, którą Megan poznała w Logan poprzedniego wieczoru, podeszła i przybiła jej
piątkę.
- Nieźle brykasz po boisku - powiedziała.
- Dzięki - odparła Megan, zdziwiona, Ŝe jakakolwiek przyjaciółka Hailey chciała jej
pogratulować.
Vithya uśmiechnęła się i truchtem pobiegła za Hailey i Tiną. Aimee i Ria z obu stron
oflankowały Megan.
- Trzeba by opatrzyć kolano. - Ria skrzywiła się, spoglądając na zakrwawioną nogę.
- Ee, tam - mruknęła Megan. - To moja pierwsza blizna po walce w barwach śbików.
Aimee i Ria roześmiały się i we trzy paplały przez całą drogę powrotną do szatni.
Megan była pewna, Ŝe nic jej nie jest, dopóki nie zeskoczyła z roweru na podjeździe
McGowanów i nie poczuła, jak bardzo bolą ją mięśnie. Najwyraźniej potrzebowała trochę
więcej ćwiczeń rozciągających. Hailey dziś naprawdę dała Megan niezłą szkołę. W końcu ta
dziewczyna sprawi, Ŝe Megan będzie grać jeszcze lepiej, zamiast znaleźć się na liście rannych
w akcji.
Tylne drzwi zamknęły się, kiedy Megan obchodziła dom. Zobaczyła Finna, który
przeszedł przez podwórko i znów skierował się do szopy. Megan podprowadziła rower pod
boczną ścianę i oparła go tam razem z innymi. Przystanęła na moment, nasłuchując. Nie
słyszała Ŝadnego dźwięku. Nic. Co on tam robił?
BoŜe, mam nadzieję, Ŝe on nic przegląda stosu „Playboyów”.
Mimo tej odraŜającej myśli nie mogła zapanować nad ciekawością. Poza tym miała
przecieŜ przechodzić intensywny kurs. A jego częścią jest odkrywanie, co robią faceci, kiedy
są sami w szopie, no nie?
Zbierając się na odwagę, Megan otworzyła drzwi. Finn obrócił się na pięcie, szeroko
otworzył oczy i nie odrywał od niej spojrzenia. Ubrany był w niebieską koszulkę z napisem:
Grzeczni Chłopcy Głosują, poznaczoną śladami palców umazanych fioletową farbą. Włosy
miał trochę bardziej potarganej niŜ zwykle.
- O rany, całe Ŝycie przeleciało mi przed oczami - wysapał. - Na śmierć mnie
wystraszyłaś.
- Przepraszam - powiedziała Megan.
Miała przeczucie, Ŝe powinna po prostu wyjść, ale była za bardzo zaskoczona, Ŝeby
się poruszyć. Finn. dzięki Bogu. nie robił tam nic zdroŜnego. Stał przed sztalugami, z paletą
malarską i pędzlem w dłoniach. Dokoła niego, przy ścianach i na podłodze, piętrzyły się
dziesiątki płócien, wszystkie niewykończone. śaden obraz, jak widziała, nie został
namalowany do końca.
- A niech mnie! - Finn zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów. - Wałęsałaś się po
kiepskich dzielnicach?
Megan spojrzała na ranę na swoim lewym kolanie i siniak, który zaczynał fioletowieć
na łydce.
- Nie. Byłam... na treningu - wyjaśniła. - Przepraszam, mam sobie iść?
- Nie! Nie - Finn wytrzasnął skądś stołek. - Wejdź. Klapnij sobie. Wyglądasz, jakbyś
tego potrzebowała.
Megan uśmiechnęła się ostroŜnie i weszła do szopy, bojąc się dotknąć czegokolwiek.
Prześliznęła się bokiem koło sztalug i usiadła na stołku, który zachwiał się pod jej cięŜarem.
Megan wyrzuciła ramiona na boki, usiłując złapać równowagę, a Finn chwycił ją za rękę.
- Przepraszam. To grat - bąknął.
- Nie ma sprawy - odparła Megan. Spojrzała na rękę, którą ściskał jej dłoń.
Teraz puścił, odchrząknął i klepnął się w udo.
- Co, Hailey tak cię urządziła? - Finn zerknął na pokancerowane nogi. Wycisnął trochę
farby na paletę i pędzlem zmieszał kolory.
- Skąd wiesz? - spytała Megan.
- Bo znam Hailey - odparł Finn, zdmuchując kosmyk blond włosów, który opadł mu
na oko. - W drugiej klasie podstawówki na imprezie z okazji czwartego lipca ukradła mi loda
i wepchnęła mnie do głębokiego basenu. Od tego czasu zawsze jej się bałem.
- PowaŜnie? - Megan uśmiechnęła się kpiąco.
- Nigdy nie Ŝartuję na temat lodów - odparł Finn z półuśmiechem.
Megan roześmiała się i zaczęła rozglądać wkoło. Na wpół Wykończony obraz
najbliŜej niej ukazywał parę wdzięcznie złoŜonych dłoni. Ale palce nie zostały domalowane i
kończyły się białą plamą. Za nim stał obraz nagiego ramienia i szyi dziewczyny, która
odwracała się od patrzącego, ale jej włosów i rysów nigdy nie dokończono. W sumie na
kaŜdym płótnie były fragmenty postaci widziane pod najrozmaitszymi kątami, ale Ŝaden
obraz nie został dokończony i nie stanowił tradycyjnego portretu en face.
- Wiem, co myślisz - powiedział Finn, dotykając pędzlem płótna, które miał przed
sobą. - Ten facet nigdy niczego nie kończy.
Megan się zarumieniła.
- Nie... Tylko Ŝe...
- Ja właśnie to sobie myślę, ile razy tu wchodzę - ciągnął Finn. - To takie dziwne.
Mam natchnienie i przychodzę tutaj, gotów natychmiast realizować swoją wizję, ale kiedy juŜ
mija pierwsza gorączka, zupełnie nie wiem, co robić dalej. - Finn włoŜył pędzel do kubka z
wodą i spojrzał na Megan przez ramię. - No i jak, bardzo daje ci w kość?
- Kto?
- Hailey - odparł Finn.
Megan uśmiechnęła się złośliwie.
- Nie dzieje się nic, z czym nie mogłabym sobie poradzić. Finn odwrócił się od
sztalug, Ŝeby się do niej uśmiechnąć.
- Świetnie - powiedział.
Z jakiegoś powodu to proste słowo przyniosło Megan ulgę. MoŜe ze względu na
sposób, w jaki je wypowiedział. Jakby był z niej dumny. Albo jakby mu zaimponowała. Albo
jakby wcale go to nie dziwiło.
- MoŜe nawet kaŜę jej zapłacić za tego twojego loda - zaŜartowała Megan.
- Nie trzeba. JuŜ wyrosłem z lodów - oznajmił Finn. - Teraz wolę koktajle mleczne. -
Wsunął palce za szlufki dŜinsów i podciągnął je wysoko. Oboje się roześmieli.
Finn podtrzymywał spojrzenie Megan, póki ona nie odwróciła wzroku. Nagle ogarnęło
ją przemoŜne i znajome poczucie.
Ŝe nie wie, co teraz powiedzieć. Finn wydawał się całkiem miłym facetem, ale jak
reszta młodszych McGowanów, teŜ brał udział w debacie: jak się pozbyć Megan. Czy był dla
niej uprzejmy tylko dlatego, Ŝe w pobliŜu nie kręcił się Ŝaden z jego braci? Czy po prostu
udawał?
Finn znów odchrząknął i spojrzał na nią spod oka. Megan rozmyślała o tym, co w
szkole powiedział jej Evan - Ŝe najlepiej radzić sobie z jego braćmi, stawiając im czoło. MoŜe
gdyby to robić z kaŜdym z osobna, byłoby prościej. Poza tym rozmowa z Finnem wydawała
się dziwnie łatwiejsza niŜ z kimkolwiek z pozostałych mieszkańców domu.
- No więc... Ja... Słyszałam, jak o mnie rozmawialiście wczoraj wieczorem - zagaiła
Megan, spoglądając na własne dłonie.
Finn opuścił rękę. w której trzymał pędzel, i spojrzał na Megan, najwyraźniej
zaŜenowany.
- Och, okay. Ty... Dobrze.
- Dobrze? - spytała. Finn się zarumienił.
- No tak. Zdarza mi się to czasami. Zamierzałem powiedzieć: „naprawdę?”, ale
chciałem teŜ dodać: „niedobrze” - wyjaśnił, odkładając pędzel i paletę na zabałaganioną
półkę. - Po prostu miewam takie skróty myślowe.
Megan się uśmiechnęła. Znała to uczucie. - A więc... słyszałaś nas... - Finn wepchnął
dłonie w kieszenie dŜinsów.
- Taa. no więc... Wszyscy chcecie się mnie pozbyć... - zaczęła Megan.
- My tylko... W pewnym sensie przyzwyczailiśmy się do tego, jak było przedtem.
- Rozumiem. Naprawdę - przyznała Megan. - Ale nie wydaje się wam. Ŝe dla mnie to
teŜ jest trudne? Nigdy nie musiałam mieszkać wśród tylu ludzi, moi rodzice wyjechali i, no
cóŜ, w razie gdybyś nie zauwaŜył, wy, faceci, jesteście trochę... - Dominujący? - spytał Finn.
- Dobre słowo - przytaknęła.
- Słuchaj, wszyscy po prostu potrzebujemy czasu, Ŝeby się przyzwyczaić. - Finn
wzruszył ramionami. - Spróbuj się tym nie przejmować.
Megan spojrzała Firmowi w szaroniebieskie oczy i uśmiechnęła się lekko.
- A więc... Nie jesteś z nimi.
Finn uśmiechnął się w odpowiedzi. Jemu teŜ, jak Millerowi, w uśmiechu rozjaśniała
się cała twarz.
- Z tobą jest tutaj... Powiedzmy... inaczej - stwierdził. - Ale o mnie się nie martw. Ja
sobie chyba poradzę.
Megan uniosła brwi.
- Och, doprawdy?
- Taa - odparł spokojnie Finn, patrząc jej prosto w oczy. Doprawdy.
Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakręcona@rockin.com
Temat: Przewodnik po chłopakach
Megan przewodnik po chłopcach
Zapis piąty
Uwaga nr 1: Chłopcy nie mają problemu z zabieraniem ci jedzenia z talerza bez pytania.
Mówię ci, o WSZYSTKIM decyduje ich Ŝołądek!
Uwaga nr 2: Chłopcy nie zawsze wiedzą, co mówią.
Okazuje się, Ŝe Finn potrafi czasem pleść bez sensu, zupełnie jak ja.
Uwaga nr 3: Chłopcy POTRAFIĄ myśleć niezaleŜnie.
Evan siedział ze mną w czasie lunchu, a Finn totalnie nie zgadza się z planem „wymroŜenia
Megan”. MoŜe Doug wcale nie jest mózgiem całej „operacji piekło”, jak pewnie uwaŜa.
ROZDZIAŁ 7
Megan odeszła od kolejki przy bufecie, z tacą i zwiniętym egzemplarzem
„Motocykla”, wystającym z bocznej kieszeni szerokich bojówek. Jeśli znów miała siedzieć na
zewnątrz w towarzystwie milczącego Millera, to zamierzała zadbać o własną rozrywkę. Była
zbyt bystra, Ŝeby liczyć na towarzystwo Evana przez dwa dni z rzędu.
- Megan! Tutaj!
Aimee pomachała do niej ze środka stołówki. Megan zerknęła na dziedziniec i
zobaczyła, Ŝe Miller juŜ jest pogrąŜony w sprawozdaniu z meczu. Wczoraj nie odezwał się do
niej ani do Evana ani słowem. NiezaleŜnie, jak bardzo chciała przełamać lody w kontaktach z
Millerem, uznała, Ŝe dla odmiany dobrze jej zrobi towarzystwo dziewczyn. Ruszyła w
kierunku Aimee, Rii i ich przyjaciółek.
- Hej! - Aimee z uśmiechem kłapnęła z powrotem na swoje krzesło.
- Cześć - odparła Megan. - Hej, Ria.
- Jak leci? - odezwała się Ria. - Znasz juŜ Jennę i Pearl? - Wskazała na dziewczyny
siedzące po przeciwnej stronie stołu.
- Tak i nie... Cześć. - Megan wśliznęła się na krzesło obok nowych koleŜanek.
I tarł naleŜała do druŜyny, więc Megan zdąŜyła juŜ ją poznać. Miała krótkie jasne
włosy i okrągłą buzię. Teraz pilnie zajmowała się robieniem bransoletki z kolorowych
paciorków, które trzymała w pudełku przed sobą. Jenna miała długi ciemny warkocz do
połowy pleców i nosiła modne lotnicze okulary.
- Cześć - odezwała się Jenna. - Jesteś ze mną na hiszpańskim, prawda?
- Szósta lekcja z panią Krantz? - upewniła się Megan. - Ta kobieta chyba za mną nie
przepada.
- Dlatego Ŝe lepiej znasz hiszpański niŜ ona - powiedziała Jenna z szerokim
uśmiechem.
- Moja babcia teŜ miała na imię Pearl - oświadczyła Pearl, nizając fioletowy koralik na
cienki sznureczek obok przypadkowej kombinacji niebieskich, zielonych i turkusowych.
- Aha - mruknęła Megan. - Fajne. - Okazała na bransoletkę.
- Chcesz taką? Mogę ci zrobić. Robię dla wszystkich - powiedziała Peral z
oŜywieniem.
Aimee, Kia i Jenna jak na komendę uniosły ręce. Na nadgarstkach miały pełno
koralikowych bransoletek.
- Ona nie usiedzi bezczynnie - wyjaśniła Aimee.
- Naprawdę? Ja jestem taka sama - przyznała Megan.
- Tak? - Pearl rozjaśniła się cała twarz. - Widzicie? Mówiłam wam, dziewczyny, ze
nie potrzebuję środka uspokajającego. To całkiem normalne zachowanie. No i jak, Megan,
chcesz bransoletkę? Bo właśnie wymyśliłam kilka nowych wzorów.
- Taa, jasne. Bardzo - powiedziała Megan.
- Świetnie! - Pearl sięgnęła za plecami Jenny i postawiła przed Megan pudełko z
koralikami. - Wybierz kolory.
Megan się roześmiała.
- Okay. A mogę po lunchu?
- Jasne! Oczywiście! - odparła Pearl.
- No więc, Megan, do rzeczy - powiedziała Ria, opierając łokcie na stole. - Jak to się
stało, Ŝe trafiłaś do raju pełnego chłopaków?
Megan ugryzła kanapkę.
- Ja bym tego rajem nie nazwała.
- O mój BoŜe, Ŝartujesz chyba? Chłopcy McGowanów... - westchnęła Aimee. -
PrzecieŜ to jak siły specjalne seksu.
Megan roześmiała się i napiła się oranŜady.
- Siły specjalne seksu?
- No co?! oburzyła się Aimee. - Nadal w głowie mi się nie mieści, Ŝe moja siostra
chodzi z jednym z tych przystojniaków.
- Daj spokój. Kiedy Hailey i Evan raz juŜ zyskali etykietkę najpiękniejszej pary, pod
koniec podstawówki, wszyscy wiedzieliśmy, Ŝe wcześniej czy później zaczną wymieniać
ślinę - powiedziała Ria, zabierając się do makaronu.
- Ria! - zawołały jej przyjaciółki.
- Uh... Aimee wsadziła sobie palec w gardło.
- No i...? - zwróciła się Ria do Megan, ignorując koleŜanki.
- Wygrałaś jakiś konkurs, czy co?
- Nasi rodzice od dawna się przyjaźnią - wyjaśniła Megan, rumieniąc się na myśl o
pocałunkach Evana i Hailey. - Moich rodziców przeniesiono za ocean, a ja nic chciałam z
nimi jechać, więc McGowanowie zaproponowali, Ŝe wezmą mnie do siebie.
- O rany. No i jak, widziałaś któregoś z nich nago? - dopytywała Ria.
Jenna, Aimee i Pearl znieruchomiały, czekając na odpowiedź.
- Nie, nago nie - odparła Megan. Rozejrzała się i pochyliła nad stołem. - Ale
większość z nich widziałam w bokserkach.
Jenna o mało nie zemdlała z wraŜenia.
- O mój BoŜe. Evan McGowan w bokserkach. Jak wyglądał?
MoŜna się było przestraszyć. Megan wspomniała jego potęŜną poranną erekcję.
- Dość... ciekawe.
- Evan McGowan jest świetny. - Pearl przerwała robienie bransoletki i podniosła
rozmarzony wzrok. - To o mm miałam pierwszy erotyczny sen.
- Naprawie? - spytała Megan.
- Chyba my wszystkie - odparła Aimee. - No bo jakŜeby inaczej? Wiesz, on tak
strasznie flirtuje.
Megan miała wraŜenie, Ŝe popada w stan niewaŜkości. OdłoŜyła kanapkę, nagle
nabierając ochoty na oranŜadę.
- Serio?
- A co, nie zauwaŜyłaś? - spytała Ria. - Ten chłopak będzie flirtował z kaŜdą, zawsze i
wszędzie. Nawet z brzydkimi dziewczynami.
- Ria! - znów zawołały jej przyjaciółki.
Megan z trudem łapała oddech. Oczywiście, Ŝe jest strasznym flirciarzem. A tobie się
wydawało, Ŝe to wyjątkowy facet?
Ale nawet myśląc to, zdała sobie sprawę, Ŝe rzeczywiście tak się zdawało. Była
pewna, Ŝe uwag. i uśmiechy Evana coś znaczą. Musiały coś znaczyć.
- No co? ale przecieŜ dobrze, Ŝe Adonis flirtuje z trollami - sprzeciwiła się Ria,
szeroko otwierając oczy. - To wzmacnia poczucie własnej wartości.
Okay. zaraz sama sobie przyłoŜę.
- Przepraszam Ria nie zdaje sobie sprawy, ze nie wszystkie potrzebujemy uwagi ze
strony seksownych chłopców; Ŝeby mieć poczucie własnej wartości - powiedziała Jenna,
poprawiając okulary na nosie.
Megan przypomniała sobie, jak rozpierała ją pewność siebie, ile razy Evan z nią
Ŝartował.
Poczuła ogromne zawstydzenie.
Jej matka feministka byłaby naprawdę oburzona. Ale ja nie potrzebuję jego uwagi. To
po prostu... miłe.
- No cóŜ, niewaŜne - powiedziała Aimee. - Chciałabym, Ŝeby tak nie robił. Hailey
dostanie przez niego bzika, a to się odbije na mojej rodzinie.
- Jej się to nie podoba, hę? - spytała Megan, z trudem przełykając.
- No pewnie - odparła Aimee, nadziewając na widelec trochę sałaty. - Ona Ŝyje tylko
dla tego faceta, przysięgam. Mówiąc szczerze, nie wiem, o co tyle zamieszania. Evan
zachowuje się czasami jak totalny palant i nie jest nawet najseksowniejszy.
- No fakt. Najseksowniejszy jest Finn wtrąciła Ria.
- Tak? - spytała Megan, zadowolona ze zmiany tematu.
- Bzdura! Evan jest o wiele seksowniejszy od Finna! - stwierdziła Pearl.
- W sumie chodziło mi właściwie o Millera powiedziała Aimee.
- Millera? - powtórzyły wszystkie osłupiałe.
Aimee rzuciła okiem na dziedziniec, gdzie Miller rozparł się na krześle, słuchając
radia..
- Nie wiem. Jest w nim coś takiego. . - Z zamyśleniem zmruŜyła oczy, kiedy mu się
przyglądała.
- Taa, coś dziwnego - dokończyła Ria.
- Ria! - skarciły ją przyjaciółki.
- Nie, ja rozumiem - powiedziała Megan. - On jest takim silnym, milczącym typem.
- No - zgodziła się Aimee, uśmiechając się nieśmiało i prostując na krześle. - Nie
Ŝebym kiedykolwiek miała się załapać na takiego faceta. Czy w ogóle na faceta.
- Co? - zdziwiła się Megan.
- Przestań. Tylko spójrz na mnie - mruknęła Aimee.
- No co. PrzecieŜ jesteś piękna - powiedziała Megan.
- Daj sobie spokój, Megan - westchnęła Ria, wymachując widelcem. - Cały czas
powtarzamy tej dziewczynie, ze z dwóch Farmerek to ona zdecydowanie lepiej wygląda, ale
nie chce nam wierzyć.
- Ręce mam grubsze ni Hailey łydki. - Aimee zmarszczyła brwi - A zresztą zejdźcie
juŜ ze mnie, dobra?
Ria i Jenna przewróciły oczami. Aimee miała szerokie ramiona, była mocno
umięśniona i moŜe rzeczywiście trochę przy kości, ale nie wyglądała jak spaślak.
- Poza tym mnie moja tusza nie przeszkadza. Pewnego dnia jakiś facet totalnie się we
mnie zakocha, tyle Ŝe nie w liceum - dodała Aimee. - Chłopcy w liceum są strasznie
powierzchowni.
- No cóŜ, moŜe nie wszyscy. - Megan zerknęła na Millera, a potem pochyliła się nad
stołem. - Widziałaś kiedyś jego uśmiech? - spytała.
- Chyba nic - odparła Aimee.
- No to tylko poczekaj - powiedziała Megan. - Zaprze ci dech w piersi.
Aimee przygryzła dolną wargę i znów popatrzyła na Millera.
Nagle wyrzucił ręce w górę i coś zawołał, strasząc siedzących na dziedzińcu
wyznawców stylu goth. Aimee roześmiała się i wróciła do swojej sałatki.
- No cóŜ, niewaŜne. Nadal twierdzę, Ŝe najlepszy jest Finn.
- Wy, dziewczyny, po prostu nie macie tak wyrobionego gustu jak ja. Mnie się podoba
taki uduchowiony, smętny typ - wyznała Ria, zerkając nad ramieniem Megan. - Tylko
popatrzcie na tego faceta. Te niebieskie oczy, te włosy, jakby przed chwilą wstał z łóŜka. I jak
on się ubiera. KaŜdy facet, który moŜe na siebie wrzucić byle co i nadal wygląda ekstra, ma
mój głos. - Megan odwróciła się i zobaczyła Finna, który siedział przy jednym ze stołów przy
oknie, ubrany w spłowiały czarny T - shirt, luźne dŜinsy i wiecznie poplamione farbą buty.
Słońce wpadało do środka przez okna po jego lewej stronie, rozjaśniając ciemnoblond
włosy i skupione spojrzenie chłopaka. Otaczała go grupa facetów, którzy gadali jeden przez
drugiego i śmiali się, ale Finn był skupiony na szkicowniku trzymanym na kolanie. Dłoń
szybko poruszała się nad kartką i nawet kiedy tuŜ obok nosa Finna przeleciała rzucona przez
kogoś cząstka pomarańczy, prawie tego nie zauwaŜył.
- No, trzeba przyznać, Ŝe koncentracja godna podziwu - powiedziała Jenna.
- Taa, ale to ciacho jest stracone. Ma oczy tylko dla jednej dziewczyny - dodała Ria.
- Naprawdę? Dla której? - spytała Megan.
Ria wskazała plastikowym widelcem.
- Dla Kayli Bird.
Wysoka, smukła piękność z oliwkową cerą podpłynęła do stołu Finna, w długiej
spódnicy i czarnych wysokich butach. Opadła na krzesło po przeciwnej stronie stołu i
odrzuciła za ramiona jasnobrunatne, kędzierzawe włosy. Finn podniósł wzrok i natychmiast
zamknął szkicownik.
- Kto to? - spytała Megan.
- Kayla Birdz z trzeciej klasy. Artystka i piękność z permanentną opalenizną -
wyjaśniła Ria.
- Ta dziewczyna potrafi pojawić się na miejskim basenie w bikini ze stringami -
wtrąciła Aimee. - A to jest przecieŜ Massachusetts. Kto zdoła z czymś takim konkurować?
Megan wpatrzyła się w plecy Kayli. Tuz obok ramiączka jej białej koszulki widniało
małe znamię. Na wiotkim nadgarstku miała delikatny, złoty zegarek wyglądający na antyk.
Wszystko w tej dziewczynie było pełne wdzięku. Nawet, kiedy uniosła butelkę z
wodą, Ŝeby odkręcić zakrętkę, wyglądała jak baletnica. Megan spojrzała na Finna i zobaczyła,
Ŝe nie odrywa od niej wzroku. Nie od Kayli, ale od niej. Megan zabiło serce na mysi, Ŝe
została złapana na gapieniu się, a Finn obrzucił ją zagadkowym spojrzeniem. Pomachał ręką,
więc tez go pozdrowiła, a potem szybko odwróciła się do swojego stolika. Zgarbiła się na
krześle, rumieniąc się gwałtownie. Jedyny chłopak McGowanów, który nie uwaŜał jej za
dziwadło, a teraz... No cóŜ, juŜ ją będzie uwaŜał za dziwadło.
- Och! Od razu widać, którego z McGowanów lubi Megan. - Ria wskazała na nią
palcem. - Ty jesteś z tych dziewczyn, co lubią Finna. Wiedziałam, Ŝe się dogadamy.
- Nie, to nieprawda - odparła Megan. - Finn mi się nie podoba...
- Akurat! Szkoda, Ŝe nic widzisz, jak wyglądasz! - powiedziała Ria.
- Ona ma rację - przyznała rzeczowo Jenna. - Strasznie się rumienisz.
- No cóŜ, to u mnie normalne Ciągle się czerwienię - powiedziała Megan, znów
siadając prosto i odchrząkując. - Wierz mi. Finn nie jest w moim typie.
- Skoro tak twierdzisz - mruknęła Ria wymachując widelcem.
- Ha, przynajmniej nie jesteś z tych, którym podoba się Evan bo to juŜ byłaby
prawdziwa katastrofa - dodała Aimee.
- Taa - powiedziała Megan, unikając wszelkiego kontaktu wzrokowego. -
Przynajmniej nie jestem z tych.
Tego popołudnia Megan szła do szatni i czuła, Ŝe musi się wyŜyć na boisku, by
zapomnieć o problemach całego dnia. Na chemii nikt nie chciał być jej partnerem do
eksperymentów przez ten niefortunny wypadek z pierwszego dnia, a pani Krantz ni mniej, ni
więcej tylko dała jej burę za to, Ŝe poziomem wyprzedza resztę klasy na hiszpańskim.
Najwyraźniej wszystkich wkoło wytrącała z równowagi. Co ona niby miała zrobić?
Zapomnieć, Ŝe zna hiszpański?
Kiedy Megan weszła do sportowego skrzydła szkoły, usłyszała donośne głosy. Ktoś z
kimś się sprzeczał niŜ za kolejnym załomem muru, pod szkolnym sklepikiem. I te głosy
brzmiały znajomo. CzyŜby... Evan ?
- ...wiesz, Ŝe nie miałem nic złego na myśli.
- To niewaŜne, ze ja to wiem. One tego nie wiedzą - odparł glos Hailey. - Połowa
dziewczyn w tej szkole dziwnie na mnie patrzy. Czy ty w ogóle masz pojęcie, jak ja się z tym
czuję?
- Nie rozumiem, o co ci chodzi - odezwał się Evan.
- One uwaŜają, Ŝe ci się podobają! - odparła Hailey. - Myślą, Ŝe są ode mmc lepsze, bo
z nimi flirtujesz na moich oczach. - Głośne westchnienie. Megan obejrzała się za siebie, Ŝeby
sprawdzić, czy idzie tu ktoś jeszcze, ale korytarz był pusty. Nie miała ochoty dać się złapać na
podsłuchiwaniu, ale teŜ nie mogła zmusić się do odejścia.
- Hailey, ja po prostu taki juŜ jestem - tłumaczył Evan. - Lubię ludzi.
- Taa, jasne - powiedziała Hailey ironicznie.
- No bo tak jest! Wiedziałaś o tym od początku - odparł Evan. - Daj spokój, nie ufasz
mi?
- Oczywiście, ze ci ufam - oburzyła się Hailey. - Tylko Ŝe... Po prostu... Wyobraź
sobie, jak byś się czuł, gdyby wszyscy faceci w szkole mieli ochotę na mnie.
Megan zamrugała. Coś ją ścisnęło za serce. Hailey rzeczywiście wydawała się pod
tym względem bezbronna. Megan pomyślała o uwadze Pearl, o jej fantazjach seksualnych z
Evanem w roli głównej. Mozę to wcale nie taka łatwa sprawa chodzie z najseksowniejszym
facetem w szkole.
- A nie mają? - powiedział Evan beztrosko.
Megan przewróciła oczami.
- Evan, ja usiłuję porozmawiać powaŜnie!
- Dobrze! Dobrze! Co chcesz, Ŝebym zrobił? Mam w ogolę nie rozmawiać z
dziewczynami? - spytał Evan.
- Niezły pomysł - przyznała Hailey.
Megan szczęka opadła.
- Nie wierzę własnym uszom.
- Ja teŜ - mruknęła Megan pod nosem. Mozę i związek Hailey nie był taki
bezproblemowy, ale nie musiała aŜ tak kontrolować Evana.
W tym momencie usłyszała, Ŝe korytarzem nadchodzi grupka koleŜanek z druŜyny.
Rzuciła się naprzód i szarpnęła drzwi do szatni, udając, Ŝe dopiero co tam dobiegła. Aimee,
Ria i kilka innych dziewczyn minęły załom muru, robiąc dość hałasu, Ŝeby uciszyć Hailey i
Kvana.
- Hej - zawołała Megan. - Gotowe do boju.
- Jak nigdy, choroba - powiedziała Ria. - Mogę udawać, ze piłka to twarz naszego
matematyka?
Megan się roześmiała. Kto wie, co się jeszcze zdarzy między Evanem a Hailey? CóŜ,
wszystko jedno. Wreszcie zaczynała czuć, Ŝe naleŜy do grupy. A jeśli mogło się zdarzyć coś
takiego, to właściwie wszystko było moŜliwe.
Po treningu Megan siedziała w szatni, a Ria zaplatała jej mokre włosy we francuski
warkocz. Megan przytupywała i niecierpliwie spoglądała na swój gruby, czarny plastikowy
zegarek. Nowa bransoletka w kolorze rubinowej czerwieni jeździła po ręku w górę i w dół
przy kaŜdym ruchu. - Długo jeszcze? - spytała.
- JuŜ prawie skończyłam - odparła Ria.
Aimee wyszła z łazienki i złapała swój plecak.
- Powinnaś tak je wysuszyć, a potem rozpleść na imprezę wieczorem - powiedziała.
ZałoŜę się, ze twoje włosy będą wyglądać niesamowicie, takie falujące.
Megan przełknęła z trudem, bo zaschło jej w gardle.
- Imprezę? - spytała, sięgając po butelkę z napojem stojącą między stopami.
- Jeśli będziesz się kręcić, to potrwa jeszcze dłuŜej - ostrzegła Ria.
- Dobra - odparła Megan. MoŜe właśnie dlatego nigdy wcześniej nie miała wielu
przyjaciółek, ale całe pindrzenie się po prostu do niej nie pasowało.
- Och. Ta... DruŜyna piłki noŜnej chłopaków robi dziś wieczorem imprezę - wyjaśniła
Aimee. - Myślałam, Ŝe ci mówiłam.
- Powinnaś przyjść - wtrąciła Ria, zaglądając Megan przez ramię. - To pierwsza duŜa
impreza roku i zazwyczaj kończy się niezłą awanturą.
- Poprzednim razem przyjechały gliny - dodała Pearl. WiąŜąc sznurowadła tenisówek.
- Totalny odlot.
- Pearl, przecieŜ ciebie tam w ogóle nie było - przypomniała Ria. - Wyjechałaś w
odwiedziny do babci.
- Ale słyszałam, Ŝe mieliście niezły ubaw - odparła Pearl, zupełnie niezawstydzona.
Ria wzięła z ławki gumkę do włosów i związała warkocz Megan.
- Proszę. Skończone.
Megan natychmiast zerwała się na nogi.
- Dzięki. - Chwyciła swoje rzeczy. - No to do zobaczenia wieczorem, dziewczyny.
Zawróciła do drzwi w tym samym momencie, w którym Hailey z przyjaciółkami
wyszły zza drugiego rzędu szatek. Hailey spojrzała gniewnie na Megan. Megan przewróciła
oczami i poszła dalej. Hailey rzuciła się do drzwi i w efekcie ich wypchane sportowe torby
zderzyły się, a obie dziewczyny na moment utkwiły w przejściu.
- Ale jesteś uprzejma - odezwała się Hailey.
Megan usiłowała zdobyć się na ripostę, ale wiedziała, ze jeśli nawet jakąś wymyśli,
nie zdoła wykrztusić ani słowa. Znów przewróciła oczami i przepchnęła się przez drzwi.
ChociaŜ raz. Megan wrzała z wściekłości. ChociaŜ raz naprawdę chciałabym umieć
stanąć we własnej obronie.
- Megan! Zaczekaj! - zawołała Aimee.
Megan zatrzymała się tuŜ za drzwiami. Na dole Evan znów stał przy samochodzie,
rozmawiając z Darnellem i kilkoma, innymi kumplami, którzy właśnie skończyli trening.
Kiedy Megan obejrzała się za siebie, niemal cała druŜyna wysypała się z budynku.
- Masz. To adres Christiana Todda. - Aimee wydarła kawałek kartki ze swojego
zeszytu i wręczyła go Megan. - To tam będzie impreza, ale zadzwoń do mnie, mogę cię
podrzucić.
- Wiesz, Aimee, nie sądzę, Ŝeby Megan mogła się wybrać na tę imprezę - powiedziała
Hailey, podchodząc do nich. - Chyba powinna popracować nad rzutami karnymi. ZbliŜa się
mecz.
- Moje rzuty karne są w porządku - odparta Megan obojętnie.
- Daj spokój. Trzy z siedmiu? - parsknęła Hailey, oglądając się przez ramię na Deenę,
bramkarkę. - Trudno uwierzyć, Ŝe wygrałaś mistrzostwa stanu z takim celem. A moŜe tylko to
wymyśliłaś, Ŝeby nam zaimponować?
Megan poczuła się tak, jakby ktoś ją uderzył. Kilka koleŜanek z druŜyny zaczęło
szemrać między sobą, inne z zaŜenowaniem wymieniły spojrzenia.
- Na twoim miejscu przyjrzałabym się własnym umiejętnościom , przestała czepiać się
innych - rzuciła Megan i nagle poczuła przypływ adrenaliny. Czy ona naprawdę to
powiedziała? - Przepraszam bardzo, moje umiejętności są bez zarzutu - odpaliła Hailey.
- Tak sądzisz? Jakoś tego nie zauwaŜyłam na dzisiejszym treningu.
- Och - westchnęły koleŜanki z druŜyny.
Serce Megan tłukło się w piersi. Prawie nie mogła uwierzyć ze tak się postawiła.
Hailey juŜ miała coś odpowiedzieć, ale nagle wszystkie dziewczyny spojrzały w jakiś punkt
za plecami Megan Obejrzała się przez ramię i zobaczyła Evana, który podchodził do nich,
obracając kluczyki na palcu.
- Cześć, Strzała. Musimy jechać - powiedział, rzucając Hailey ledwie przelotne
spojrzenie.
Megan zarumieniła się pod wpływem chwilowego triumfu.
- Dokąd? - spytała Hailey.
- Mamy odebrać obiad dla rodziny - wyjaśnił Evan z irytacją.
- Mogę cię podrzucić, ale najpierw wstąpimy po jedzenie. - Hailey była wyraźnie
wściekła, ale udało jej się zapanować nad tonem głosu.
- Dzięki, nie trzeba - burknęła. - Aimee, jadę z tobą.
- Och. Okay - powiedziała Aimee i wcisnęła zeszyt do plecaka. - Do zobaczenia
wieczorem, Megan. - Szybko zerknęła na Evana i Odmaszerowała razem z siostrą.
Evan patrzył za nimi ze stoickim spokojem. Megan współczuła mu z całego serca,
chociaŜ nie wiedziała, co on naprawdę czuje. Czy był rozczarowany, Ŝe Hailey okazywała się
zazdrosną wariatką? Czy smucił się, ze Hailey odeszła? Czy co?
- Chodźmy - powiedział wreszcie i uśmiechnął się z trudem.
- Nie chcemy, Ŝeby chuchra nam zgłodniały.
Megan włoŜyła kartkę z adresem imprezy i wsunęła ją do tylnej kieszeni. Nie mogła
się doczekać, aŜ wróci do domin dorwie się do kompa. Megan Meade wreszcie postawiła się
ludziom. Tracy będzie dumna.
Zakręcona: Napyskowałaś Barbie??? Dzielna Megan!!!
Strzelec552ę: WIEM! JESTEM WIELKA!
Zakręcona: Jeszcze nie widziałam, Ŝebyś była taka dumna z siebie.
Strzelec5525: Naprawdę? A dzisiaj wieczorem idę na imprezę!
Zakręcona:!!! McGowanowie stworzyli potwora!
Strzelec5525: No cóŜ, CHYBA idę...
Zakręcona: TAK! IDZIESZ! śądam tego jako konsultant twojego intensywnego kursu!
Strzelec5525: DOBRA. Dobra, pójdę.
Zakręcona: I masz się ubrać na róŜowo!
Strzełec5525: Nie przeginaj.
ROZDZIAŁ 8
- Do kogo piszesz SMS - y? - spytał Evan.
- Do przyjaciółki z Teksasu - powiedziała Megan, wyłączyła telefon i schowała go do
torby. - I jak... Idziesz dziś na tę imprezę? - spytała, ośmielona zarówno starciem z Hailey, jak
i wygłupami Trący. Zatrzymał się na światłach na skrzyŜowaniu i westchnął.
- Taa, chyba tak. A ty?
- Chyba teŜ - powiedziała Megan, sięgając dłonią do warkocza. - MoŜe być fajnie.
Poznam trochę nowych ludzi.
Evan zerknął na nią i się uśmiechnął.
- Racja. Powinnaś pójść.
- Tak uwaŜasz? - spytała.
- Absolutnie - odparł Evan. - Będzie świetnie.
Przejechał przez skrzyŜowanie. Megan bawiła się nitką zwisającą z jej białego T -
shirtu. Evan wybierał się na imprezę. Chciał, Ŝeby ona teŜ tam była. Wszystko układało się
cudownie.
- No więc, o co poszło między tobą a Hailey tam, pod szkołą? - spytał Evan.
Dobre pytanie.
- O nic. Miałyśmy po prostu trudny trening. - Zerknęła na niego kątem oka. - A
między wami wszystko w porządku?
- Czemu? Mówiła coś? - odpowiedział pytaniem Evan, nagle zainteresowany.
- Nie. Ja tylko... Chyba wyczułam takie fluidy - skłamała Megan.
- Wolałbym w tej chwili nie rozmawiać o Hailey - powiedział Evan. Wjechał na
podjazd i wcisnął hamulec.
Samochód się zatrzymał, ale serce Megan nadal pracowało na najwyŜszych obrotach.
W tym raju definitywnie są kłopoty.
- Trzeba powiedzieć komuś, Ŝeby ściągnął Finna z szopy. - Evan sięgnął do tylu po
jedzenie.
- Ja pójdę! - Megan wyskoczyła z samochodu.
- Super! Mną się nie przejmuj. Sam to wszystko zatargam! - zawołał za nią Evan
Ŝartobliwie.
Megan go zignorowała i pobiegła za dom. Czuła się lekka. Zaczynało ją ogarniać
podniecenie na myśl o imprezie. Miała przyjaciółki, z którymi mogła się bawić, a Evan i
Hailey się rozstawali. Wieczór mógł nieść ze sobą nieskończone moŜliwości.
Zapukała krótko do drzwi szopy i weszła do środka. Finn zaczął nowy obraz. Na dole
płótna krzyŜowała się para smukłych ramion. PowyŜej widniał zarys szczupłej twarzy i
delikatnej szyi. Nie sposób było nie rozpoznać modelki.
- Hej - powiedział Finn, oglądając się przez ramię. - Co się dzieje?
- Kayla Bird, hę? - zagadnęła Megan, ostroŜnie siadając na stołku.
Finn przerwał malowanie.
- Skąd znasz Kaylę?
- Nic znam, ale słyszałam o niej dzisiaj przy lunchu - odparła Megan. - Podoba ci się,
prawda?
Finn stanął do Megan plecami i obiema dłońmi przeczesał włosy. Kiedy znów się
odwrócił, na czole miał błękitną smugę farby, która zlepiła teŜ kosmyk włosów.
- Nie wiedziałem, Ŝe to taka powszechna tajemnica - powiedział.
- Och, przestań. To się rzuca w oczy. - Megan uniosła wzrok do nieba. - Umówiłeś się
z nią juŜ?
- Niezupełnie.
- Co to znaczy? - spytała.
- To znaczy, Ŝe nie - odparł Finn z cierpkim uśmiechem.
- No cóŜ, dziś wieczorem jest duŜa impreza. Idziesz? - spytała Megan, bawiąc się
swoją nową bransoletka. - Bo moim zdaniem powinieneś tam zaprosić Kaylę.
Finn obserwował ją przez chwilę, potem zmruŜył oczy.
- A tobie co znowu?
Megan się roześmiała.
- Bo co? - spytała, nagle zawstydzona. Potarła kark i spojrzała na niego przez rzęsy.
- Nie, powaŜnie. Jesteś cała nakręcona. - Finn podszedł do niej o krok. - Masz na coś
alergię, czy jak?
- Nie - powiedziała Megan. Ale wiedziała, o co mu chodzi. Nie zachowywała się jak
zwykle.
Mówiła Finnowi to, co naprawdę myślała. A nawet udzielała mu rad. Trochę tak, jak
zawsze traktowała ją Tracy. Dziwne.
- Posłuchaj, jestem po prostu w dobrym humorze. - Megan zsunęła się ze stołka. - I
chyba chciałabym... podzielić się tym z innymi. Idę dziś na imprezę razem z kilkoma
dziewczynami z druŜyny... Moim zdaniem teŜ powinieneś się wybrać.
- I zaprosić Kaylę? - dodał Finn.
- Czemu nie? Nigdy się nie dowiesz, dopóki nie spróbujesz, prawda? - powiedziała
Megan, a oczy jej lśniły. Klepnęła Finna po ramieniu, zadziwiająco muskularnym.
Przez długą chwilę patrzył na miejsce, gdzie go dotknęła.
- Na pewno wszystko w porządku?
Megan wzruszyła ramionami i wsadziła ręce w kieszenie.
- Nigdy nie czułam się lepiej. - Ruszyła do drzwi i przystanęła. - Chodź. Mamy
chińszczyznę.
- Przyjdę za sekundę. - Finn wyjął z kieszeni spodni komórkę, pomachał nią w stronę
Megan i się uśmiechnął. - Muszę jeszcze zadzwonić.
Megan uśmiechnęła się szeroko i wyszła. Dzisiaj był pierwszy dzień całej reszty jej
Ŝycia.
- Tak, tato. Będę na siebie uwaŜać. Nie martw się - powiedziała Megan do słuchawki,
oglądając się przez ramię na kuchnię, gdzie cała reszta McGowanów nakładała obiad na
talerze. Doug walczył z Millerem o pojemnik krewetek na ostro, a Ian walił o swój talerz
pałeczkami jak w bęben.
- Wiem, Strzelec - odpowiedział ojciec. - I cieszę się, Ŝe bawisz się dobrze i znajdujesz
przyjaciół. Wygląda na to, Ŝe twoje koleŜanki są porządnymi dziewczynami.
- Pewnie - odparła Megan z uśmiechem.
- Czy któryś z chłopców Johna idzie z tobą? - spytał tata. Megan patrzyła, jak Evan
nakłada Calebowi kurczaka w sosie słodko - kwaśnym, serce jej zadrŜało.
- Taa. Evan tam będzie. I chyba Finn teŜ.
- Dobrze. Na pewno się tobą zajmą.
- Tato...
- Nie Ŝeby trzeba się było tobą opiekować - wycofał się. - Wiesz, jestem tylko ojcem.
- Wiem, wiem - odparła, patrząc w podłogę. - Słuchaj, będę kończyć. Siadamy do
jedzenia.
- Okay. Baw się dobrze.
- Jasne. Kocham cię - powiedziała Megan.
- Ja ciebie teŜ - odparł ojciec.
Megan odłoŜyła telefon i usiadła do obiadu. Finn podał jej smaŜony ryŜ. NałoŜyła
sobie kopiastą łyŜkę. Przy końcu stołu Caleb, mlaskając, jadł kluski mai fun, a Ian przerwał
bębnienie pałeczkami, Ŝeby wreszcie spróbować za ich pomocą coś zjeść. Doug opychał się z
głową pochyloną nad talerzem, jakby brał udział w konkursie jedzenia pieroŜków na czas.
Sean rozparł się na swoim krześle, na oślep kierując widelec pełen ryŜu do ust, bo przy
tym nie przerywał lektury jakiejś ksiąŜki w miękkiej okładce.
- OranŜady, Megan? - spytał John. przesuwając butelkę nad jej szklanką.
- Jasne - odparła z uśmiechem. Mogła tu wypijać do sześciu szklanek dziennie. Istny
raj.
- Co robicie dziś wieczorem? - spytała Regina i poprawiając spódnice, usiadła koło
męŜa.
- Imprezka - powiedział Doug, a trochę ryŜu wypadło mu z ust, kiedy podniósł głowę.
- To miło. Serwetka, proszę - powiedziała Regina.
Doug przewrócił oczami, a Sean podał mu serwetkę z przeciwnego krańca stołu, ani
na moment nie podnosząc oczu znad ksiąŜki.
- Gdzie ta impreza? - spytał John.
- U Christiana - odparł Evan. - No wiesz, robi ją co roku.
- A, impreza u Christiana Todda - mruknęła Regina, nadziewając kawałek brokułu na
widelec.
- Czy w zeszłym roku nie skończyła się interwencją policji?
- Taa, ale teraz będzie o wiele mniejsza - powiedział Evan, - Zaprasza tylko ostatnie
klasy.
- No to dlaczego Doug się wybiera? - zdziwiła się Regina, wszyscy spojrzeli przez stół
na Douga, który przestał zmiatać jedzenie.
- Mam chody.
Regina pokręciła głową i zerknęła na Megan.
- Ty teŜ idziesz? - spytała.
- Taa. Zostałam zaproszona przez kilka dziewczyn z druŜyny - odparła Megan. -
Mogłabyś mnie tam podrzucić? Dostałam adres, ale nie mam pojęcia, gdzie to jest.
- Jasne, zawiozę cię - zaoferowała się Regina.
- Zaraz. Czy to naprawdę konieczne? - wtrącił John, odkładając widelec. - Jeśli Doug i
Evan się wybierają, to przecieŜ Ŝaden z nich moŜe podwieźć Megan.
Doug pozwolił sobie na sarkastyczny, piskliwy śmiech. Evan zaczął się wiercić na
krześle.
- Powiedziałem coś zabawnego? - spiorunował ich John. Doug podniósł oczy na
Megan, potem na ojca.
- Nie. Tylko Ŝe mnie wiezie G - Mart i juŜ ma komplet w samochodzie - odparł. -
Więc padaka, padaka - dodał i znów się roześmiał.
- Cokolwiek to znaczy... - mruknął ojciec. - Finn, ty się wybierasz?
- Och, owszem. Ale ja mam... tak jakby randkę - Finn zerkną! na Megan z uśmiechem.
Megan ogarnęła fala ciepła. To dzięki niej tak się uśmiechał. No cóŜ, dzięki niej i
Kayli Bird.
- Naprawdę? Z kim? - spytała Regina.
- Koleś, wreszcie poderwałeś Kaylę? - spytał Evan.
- Taa. Najwyraźniej - odarł Finn i się zarumienił.
- No i najwyŜsza pora, facet! - zawołał Evan radośnie. - Ale co się stało, Ŝe wreszcie
nabrałeś jaj, Ŝeby...
- Evan... - uciął ojciec karcąco, zerkając na Megan.
- Przepraszam - powiedział Evan. - Jestem po prostu dumny z młodego. - Podniósł
rękę, Ŝeby przybić bratu piątkę, a Finn walnął w nią, uśmiechając się szeroko.
- Okay, więc wygląda na to, Evan, Ŝe ty zawieziesz Megan na imprezę i z powrotem -
oznajmił John, popijając oranŜadę.
Evan przestał przeŜuwać i spojrzał na Megan. Przewróciło jej się w Ŝołądku.
- W sumie, tato, ja...
- Masz samochód, więc ją zawieziesz - przerwał ojciec. - Czy to taki problem?
Przy rozgadanym stole zrobiło się nagle ciszej, kiedy wszyscy czekali na odpowiedź
Evana.
Nawet Sean przerwał czytanie, chociaŜ nadal trzyma! nos w ksiąŜce. Evan wytarł
dłonie o dŜinsy i przełknął ślinę.
- Nic, chyba nie - wycedził wreszcie, unikając patrzenia komukolwiek w oczy.
Jedzenie w ustach Megan zamieniło się w mało apetyczną masę. Czemu Evan nagle
zaczął się zachowywać tak dziwnie? PrzecieŜ sam chciał, Ŝeby pojechała na imprezę.
- Dobrze. Aha, wszyscy pamiętają o nowej godzinie policyjnej? - John spojrzał po
kolei na siedzących za stołem.
- Tak - wymruczeli jednym głosem Doug, Finn, Evan i Megan.
- Świetnie - powiedział John, zabierając się do jedzenia. - I, Evan, odpowiadasz za
Megan.
Jeśli coś się stanie, masz ją stamtąd zabrać.
Ciekawe. Megan ukryła uśmiech. Teraz, decyzją rodziców, Evan nie będzie mógł
przez cały wieczór odstąpić od niej m krok. Niestety, kiedy zerknęła, Ŝeby sprawdzić jego
reakcję na tę wiadomość, Evan miał taką minę, jakby właśnie zjadł kawałek nieświeŜej ryby.
Megan zmusiła się, Ŝeby wziąć oddech, chociaŜ w gardle dusiła ją gula rozczarowania.
- Nie ma sprawy - usłyszała własne słowa. - Nie potrzebuję, Ŝeby ktokolwiek...
- Megan, proszę. PrzecieŜ od tego ma się braci, prawda? - powiedział John.
Spojrzała przez Finna na Evana. wcisnął się w krzesło i gapił na własny talerz.
- Taa - wymamrotała. - Chyba tak.
Ale jeśli Evan miał tak się zachowywać przez cały wieczór, to nie była przekonana,
czy w ogóle chce go mieć przy sobie.
Trący zawsze twierdziła, Ŝe najbardziej Megan do twarzy w róŜowym, a Megan była
stanowczo antyróŜową dziewczyną. Ale i tak w zeszłym roku dostała od Trący na urodziny
róŜowy T - shirt. Przyjaciółka przysięgała przy tym, Ŝe podkoszulek idealnie pasuje do
ciemnozielonej płóciennej spódnicy do kostek, którą Megan miała w swojej garderobie.
„To w razie gdybyś kiedykolwiek miała ochotę pójść na całość!” - oznajmiła wtedy
Trący.
Kiedy Megan rozplotła warkocz i włosy rozsypały jej się po ramionach wspaniałymi
falami, uznała, Ŝe juŜ prawie idzie na całość, więc ostatecznie, czemu nie? To był nowy dom,
nowe miasto, nowa grupa przyjaciół. MoŜe czas na nowy wygląd?
A moŜe powinnam jednak pokazać się w kucyku i w bluzie? Zerknęła na Evana, który
parkował samochód za kilkunastoma innymi przed wielkim kamiennym domem Christiana
Todda. Nic czulą się sobą co jej jeszcze bardziej utrudniało radzenie sobie z nagłym chłodem
Evana. Kiedy zeszła mu na spotkanie, słowem nie skomentował jej fryzury ani stroju. Odkąd
wyjechali z domu, prawie się do niej nie odzywał - nawet na nią nie spojrzał. Gdyby mogła
potrzeć obdarty schowek na rękawiczki i wywołać stamtąd jakiegoś dŜina, jej jedynym
Ŝyczeniem byłoby poznać myśli Evana.
Zgasił światła i na moment zapadła cisza. Potem kilka osób przeszło obok samochodu,
gadając i się śmiejąc. Evan odpiął pas i zwrócił się w stronę Megan.
- Wiem, Ŝe to głupio zabrzmi, ale moim zdaniem nic powinniśmy tam wchodzić razem
- powiedział.
- Hm?
- Okay, posłuchaj. - Evan odchrząknął. - Uh, no więc Hailey trochę mi dała popalić
przez ostatnich kilka dni i to wszystko w pewnym sensie przez ciebie.
- Co? - Megan zamrugała gwałtownie.
Evan spojrzał na sufit kabiny i wziął głęboki oddech.
- No więc tak: Hailey i ja chodzimy ze sobą ponad rok i moŜna by pomyśleć, Ŝe to juŜ
dość długo, Ŝeby ona, no wies2, nabrała do mnie zaufania, ale odkąd się tu pojawiłaś, traktuje
mnie jak wroga numer j eden.
- Wydaje mi się, Ŝe to mnie nie cierpi - powiedziała Megan, odwracając wzrok.
- W kaŜdym razie ona zawsze bywała dosyć zazdrosna. Ale twoja obecność w naszym
domu...
to dla niej za wiele - dokończył Evan z zakłopotaniem.
- No i...?
A czy to mój problem? Co, u diabła, mam niby zrobić?
- No więc uwaŜam, Ŝe będzie lepiej dla wszystkich, jeśli my nie... Jeśli unikniemy
dzisiaj jakiejś sceny - powiedział Evan z nadzieją w głosie. - Rozumiesz, o co mi chodzi?
- Taa, jasne. - Megan usiłowała zdobyć się na współczujący ton.
Zazgrzytała zębami i zacisnęła pięści. Czy on nie widział, jak tej Hailey odbija? Jak
mógł się temu tak po prostu poddawać?
I tyle z wieczoru nieskończonych moŜliwości. Czekał ją za to wieczór niezręcznego
szwendania się solo.
- Pewnie myślisz, Ŝe jestem totalnym palantem, co? - odezwał się Evan smutnym
tonem.
Megan musiała zagryźć wargę, Ŝeby nie zawołać na cały głos: „Tak!”, ale jakoś
wzruszyło ją to, Ŝe liczył się z jej zdaniem. Otworzyła drzwi samochodu.
- Wiesz co? To nie ma znaczenia - rzuciła. - Baw się dobrze.
Trzasnęła drzwiami i poszła w górę podjazdu tak szybko, jak tylko pozwalała wąska
spódnica. Kilka osób wchodziło właśnie do domu. Przez otwarte drzwi z głębi dolatywały
śmiechy, okrzyki i muzyka. Megan zabiło serce. Nagle ogarnęła ją fala takiego
zdenerwowania, Ŝe aŜ poczuła mdłości. Ale nic miała zamiaru pokazać tego Evanowi.
Przełknęła z trudem, wyprostowała się, odrzuciła w tył falujące - jak nigdy - włosy i
weszła do środka.
Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakręcona@rockin.com
Temat: Przewodnik po chłopcach Megan przewodnik po chłopcach
Zapis szósty
Uwaga nr 1: Chłopcy są humorzaści. Jakby miewali zespół napięcia przedmiesiączkowego.
Uwaga nr 2: Chłopcy są kapryśni. Kapryśni jak Tracy Dale - Franklin w sklepie.
Uwaga nr 3: Chłopców trudno rozszyfrować, jakbyśmy jeszcze tego nie wiedziały.
ROZDZIAŁ 9
O mój BoŜe! Tessa! Przyszłaś! Megan weszła do holu i natychmiast jakaś dziewczyna
rzuciła jej się w ramiona, obejmując ją zdecydowanie zbyt mocno. Od panny jechało
piŜmowymi perfumami, a jeden z jej sztywnych, jasnych loków wpadł Megan prosto w usta.
Smak miał kwaśny.
- Wiedziałam, Ŝe przyjdziesz! - krzyknęła dziewczyna prosto do ucha Megan. Polowa
piwa z jej plastikowego kubka wylała się na podłogę za plecami Megan. - A więc mi
wybaczyłaś, tak? Bo przysięgam, Ŝe nie chciałam go pocałować. Ja tylko, no wiesz... Jakoś
tak.
Megan językiem wypchnęła z ust włosy dziewczyny. Kilku facetów schodzących po
schodach z piętra zauwaŜyło to i parsknęło śmiechem.
- Uh... Nic jestem Tessa - powiedziała Megan, z zaŜenowaniem poklepując
dziewczynę po plecach.
Jasnowłosa odsunęła się, przyjrzała się Megan i skrzywiła.
- No to kto ty, do diabła, jesteś?
- Uh... Przepraszam - mruknęła Megan.
Prześliznęła się bokiem przez hol i weszła do pokoju po prawej stronie, gdzie impreza
rozkręciła się na dobrej Otoczyły ją nieznane osoby, roześmiane, śpiewające, pokrzykujące do
siebie przez pokój. Jakaś grupka facetów zmierzyła Megan wzrokiem od stóp do głów i
naradziła się między sobą. Najwyraźniej zyskała niezły wynik, bo jeden z nich uniósł brodę i
wykonał taki ruch, jakby chciał podejść i zagadać. Megan spanikowała i uciekła przez
najbliŜsze drzwi.
W pokoju obok trwały jednocześnie cztery rozgrywki Jengi na stole do bilarda
pokrytym purpurowym filcem. Przynajmniej ze dwadzieścia osób tłoczyło się wkoło,
obserwując grę. Megan przystanęła, kiedy swój ruch wykonał jakiś chudy, spocony facecik.
WieŜa przez długą chwilę chwiała się, a potem przewróciła, rozsypując dokoła klocki. Tłum
krzyczał, jęczał i wskazywał palcami. Chłopak pokiwał głową, machnął ręką, wziął piwo od
swojego kumpla i wypił je trzema haustami.
- Megan! Hej! - Z tłumu wyłonił się Finn. Kędzierzawe włosy miał potargane i ubrany
był w koszulkę baseballową w kolorze czerwonego wina z szarymi rękawami. Przystanął i
przyjrzał się Megan, jakby ją widział po raz pierwszy. - Twoje włosy wyglądają... O rany.
Kręcą się.
Megan roześmiała się i poczuła, Ŝe się rumieni.
- Tak, rzeczywiście - powiedziała.
- Ładnie - stwierdził, kiwając głową z uznaniem.
- Dzięki.
Finn pociągnął łyk ze swojego kubka.
- No i gdzie Evan? - Rozejrzał się wkoło.
- Nie mam pojęcia - odparła Megan. - A gdzie Kayla?
- Och, poszła do łazienki! - wrzasnął Finn, Ŝeby przekrzyczeć tłum kibiców Jengi. -
Szczerze mówiąc, chyba nie bawi się zbyt dobrze.
- Co? Czemu? - spytała Megan.
- Mam wraŜenie, Ŝe w ogóle nic przepada za imprezami - odparł Finn.
- Przykro mi. Nie wiedziałam. A ja o mało nie wykręciłam ci ręki, Ŝebyś w końcu ją tu
zaprosił!
Finn się roześmiał.
- Nic. nic ma sprawy. Przynajmniej wreszcie to zrobiłem. Nie wiem, czy zauwaŜyłaś,
ale nie czuję się swobodnie przy dziewczynach.
Megan się uśmiechnęła.
- Ale niewaŜne, chyba urwiemy się stąd wcześniej i pójdziemy gdzieś, gdzie da się
pogadać. - Finn spojrzał do tyłu, kiedy przy stole bilardowym wybuchła kolejna wrzawa.
Nagle w myślach Megan pojawił się obraz Finna zabierającego Kaylę do szopy przy
domu i pokazującego jej te wszystkie niedokończone malowidła. Ich dwoje, sami, ciemną
nocą. Kiedy Megan skierowała wzrok na profil Finna, poczuła ukłucie w piersi, ale nic
zwróciła na to uwagi.
- Megan! Tu jesteś! - Ria i Aimee wybiegła z tłumu. - Chodź! Wszystkie tańczymy
tam z tyłu! - Aimee chwyciła ją za ramię. - O mój BoŜe! Wiedziałam, Ŝe twoje włosy będą
wyglądały fantastycznie! Megan się roześmiała.
- No cóŜ, chyba pójdę potańczyć - zwróciła się do Finna. - Powodzenia z Kaylą!
Megan poszła za dziewczynami na zabudowaną werandę. Wiklinowe meble
zepchnięto pod ściany. Głośna hiphopowa muzyka dudniła z głośników, a na środku
pomieszczenia dziesiątki spoconych tancerzy prezentowały swoje niezbyt imponujące układy
choreograficzne. Aimee i Ria skoczyły w tłum, gdzie tańczyły juŜ Pearl i Jenna. Jenna
rozpuściła włosy i Megan po raz pierwszy zobaczyła ją bez okularów. Jenna zaplotła ręce na
szyi wysokiego, smukłego chłopaka z rudymi bokobrodami. Trzymał dłonie na jej
pośladkach.
- Kto to? - spytała Megan.
- Chłopak Jenny, Bobby - wyjaśniła Ria. - Za jakąś godzinę będą się obściskiwać w
lasku.
- Słucham? - spytała Megan.
- Tak jest co roku - dodała Aimee. - Zanim wieczór się skończy, za domem będzie
istna orgia.
- O rany. To... ciekawe. - Megan zerknęła przez siatkę na tylne podwórze. Była
zniesmaczona, ale i zaintrygowana. Usiłowała sobie wyobrazić, ile tam jest teraz osób. Z
cięŜkim sercem zastanawiała się, czy Evan i Hailey są juŜ wśród nich.
PrzecieŜ to juŜ nic ma znaczenia. On jest totalnie pozbawiony jaj. Wyrzucił cię z
samochodu. Ale nawet kiedy to myślała, wiedziała, Ŝe gdyby teraz ją objął, przetańczyłaby ?
nim resztę nocy.
Zaczęła się piosenka Ushera. Aimee wydała tak głośny okrzyk radości, Ŝe Megan nie
zdołała powstrzymać szerokiego uśmiechu.
Dość tego. W końcu to była pierwsza impreza w nowym mieście, z nowymi
przyjaciółkami. W ogóle jej pierwsza większa prawdziwa impreza. I chociaŜ raz w Ŝyciu
miała ochotę się wyluzować. I przestać się zamartwiać, Ŝe Evan tylko się nią bawił. Nie
zamierzała zmarnować nawet jednej sekundy więcej na myślenie o nim.
Ria, Aimee i Pearl krzyknęły z radości, kiedy Megan wyrzuciła ręce w górę i zaczęła
tańczyć. Zamknęła oczy i wyobraziła sobie, Ŝe znów jest w swoim pokoju w Teksasie i tańczy
i Tracy do muzyki z radia. Kołysała biodrami, wymachiwała włosami i pozwoliła ciału, Ŝeby
poruszało się instynktownie. Kiedy znów otworzyła oczy, pochwyciła spojrzenie Pearl.
Uśmiechnęły się obie. Było naprawdę dobrze.
Nie potrzebowała Evana. W ogóle Ŝadnego faceta. Sama zaszła tak daleko, prawda?
Oni tylko ogłupiają. Komu to potrzebne?
Bobby szepnął coś do ucha Jenny, a ona uśmiechnęła się do niego zachęcająco.
Delikatnie wziął ją za rękę i sprowadził z parkietu. Jenna potknęła się, ale złapała równowagę
i roześmiała się głośno. Megan patrzyła, jak wychodzą przez siatkowe drzwi i idą przez
trawnik za domem.
- No i masz! - Ria machnęła dłonią.
Megan stłumiła poczucie tęsknoty.
- Nie rozumiem. Myślałam, Ŝe ona jest... No, nie wiem...
- Spiętym kujonem? - podsunęła Aimee. - Taa, i właśnie w taki sposób się
wyluzowuje.
Megan juŜ miała z powrotem spojrzeć na parkiet do tańca, kiedy zauwaŜyła przy
drzwiach znajomą blondynkę, Hailey. Miała na sobie czarny top bez ramiączek i dŜinsową
spódnicę, tak krótką, Ŝe mogłaby słuŜyć jako pasek. Otaczało ją czterech facetów z piwami.
Hailey pociągnęła długi łyk z plastikowego kubka, potem odstawiła naczynie na skraj
parapetu i zarzuciła ramiona na szyję jednemu z chłopaków. Kubek przewrócił się i spadł na
podłogę, ochlapując im buty piwem. Hailey wybuchnęła śmiechem i aŜ zawisła na partnerze.
Była totalnie pijana.
W tej samej chwili wszedł Evan. Serce Megan mocno drgnęło, kiedy zauwaŜyła wyraz
jego twarzy. Evan nachylił się do Hailey i coś jej szeptał do ucha, ale ona odwracała od niego
wzrok. Wreszcie w oczach Hailey zabłysła jakaś iskierka. Dziewczyna spojrzała na Evana i
wykrzyczała mu coś prosto w twarz. Potem pędem wypadła przez drzwi na podwórze za
domem. Evan oparł dłonie na biodrach i wziął kilka głębokich oddechów. Powoli pokręcił
głową i zawrócił do pokoju bilardowego.
Megan z trudem łapała oddech.
- Hej! Co się dzieje? - spytała Aimee.
- Nic! - odkrzyknęła Megan.
Coś ją ścisnęło za serce. Co się stało? Czy Evanowi nic nie jest? Czy teraz stąd
wyjdzie? Megan poczuła niemal fizyczną potrzebę, Ŝeby pójść za nim. Ale nie, wyraźnie dał
do zrozumienia, Ŝe nie chce jej w pobliŜu dzisiaj wieczorem. To w ogóle nie jej sprawa. Znów
skupiła uwagę na swoich przyjaciółkach i zaczęła tańczyć.
Megan przystanęła u szczytu schodów i spojrzała na długi korytarz pełen zamkniętych
drzwi. Kręciło się tam kilka osób, niektóre gadały, jakieś pary się obściskiwały. Facet w
czapeczce baseballowej załoŜonej tył na przód podszedł do Megan od tyłu i objął ją
niespodziewanie.
- Hej, hej, piękna pani! Zgubiłaś się?
Megan odsunęła się i zaplotła ramiona na piersi.
- Szukam łazienki.
- No cóŜ, rozmawiasz z właściwą osobą - oznajmił. - Jestem Christian Todd. To moja
impreza.
- Och, cześć! - powiedziała Megan. - A więc... gdzie łazienka? - A ty jesteś...?
- Megan Meade - odparła, cofając się o kolejny krok. kiedy Christian zaczął się chwiać
na nogach.
- Nie Ŝartuj! To ty mieszkasz u McGowanów! Super! - Obrzucił ją spojrzeniem od
stóp do głów. - Niezła z ciebie laska!
Megan się zarumieniła.
- Hm... Dzięki. A gdzie łazienka?
- No dobra, bo nie wytrzymasz. No to chyba naprawdę musisz - powiedział Christian.
- Tam. - Wskazał niepewnie pierwsze drzwi po lewej.
Megan odeszła, jak najszybciej się dało. Otworzyła drzwi i zamarła. Nie te drzwi.
Ciekawy zbieg okoliczności.
Na środku pokoju stało wielkie podwójne łóŜko, a na nim leŜał Evan McGowan. Nogi
trzymał na podłodze, a dłonie zwinięte w pięści tuŜ przy skroniach. Wpatrywał się w sufit, ale
usiadł prosto, kiedy drzwi się otworzyły.
- Cześć - powiedział.
- Cześć - mruknęła. - Przepraszam, juŜ sobie idę.
- Czekaj - zawołał Evan, zanim zdąŜyła zamknąć drzwi. - Wejdź.
Serce Megan biło tak mocno, jakby usiłowało wyrwać się z piersi. Kiedy zamknęła
drzwi, pokój pogrąŜył się niemal w całkowitym mroku. Jedyne światło dochodziło od strony
latarni oświetlających patio za domem.
- Długo juŜ tu jesteś? - spytała Megan, nadal stojąc przy drzwiach.
- Z pół godziny - odparł Evan.
- Ja... hm... widziałam ciebie i Hailey - wymamrotała. - Wszystko w porządku? Evan
westchnął głośno.
- Nie bardzo. Ona usiłuje się na mnie odgrywać. Tam na dole flirtowała z tym
palantem Mikiem Bagleyem i jego durnowatymi kumplami. A ja przecieŜ nic nie zrobiłem.
- No cóŜ, była trochę pijana - powiedziała Megan. Evan zaśmiał się ironicznie.
- Przestań. Ona robi to specjalnie. I to jest przykre. Kiedy ja flirtuję... jeśli w ogóle
flirtuję... to nie z premedytacją. Po prostu taki juŜ mam charakter. Jestem miłym facetem i
dziewczyny mnie lubią. Ale nigdy nie oszukiwałem Hailey. Ani razu. A to się chyba liczy.
Znów opadł na łóŜko, zakładając skrzyŜowane ramiona na czoło. Wydawał się taki
bezradny. Tak bardzo - cholera - seksowny.
Megan z wahaniem podeszła kilka kroków i usiadła na krawędzi łóŜka. Spojrzał na nią
spod załoŜonych rąk i znów westchnął.
- Nie powinienem być tu z tobą. Z wielu róŜnych powodów - odezwał się po chwili.
Megan zagryzła wargę. Obróciła się twarzą do Evana i podciągnęła nogi pod siebie,
choć nie było to łatwe w wąskiej spódnicy. Chłopak spojrzał na nią z zaciekawieniem, jakby
dopiero zauwaŜył, Ŝe ona tam jest.
- Powiem ci, co myślę. - Megan zerkała na niego w dół. - Chcesz wiedzieć?
Proszę, odpowiedz, Ŝe chcesz, bo później juŜ chyba nie zdobędę się na taką otwartość.
Evan usiadł po turecku. Jedno z jego kolan dotknęło kolana Megan.
- Wal - powiedział.
- Moim zdaniem jesteś naprawdę fajnym facetem i świetnym chłopakiem - zaczęła
Megan. - MoŜe Hailey trochę ci nie ufa, ale ty zawsze myślisz o jej uczuciach. Nawet dzisiaj
wieczorem wolałeś się ze mną tu nie pokazywać, bo nie chciałeś, Ŝeby Hailey zrobiło się
przykro. Naprawdę się nią przejmujesz. A ona tobą. Wszystko się moŜe jeszcze ułoŜyć.
Evan wpatrzył się w jej oczy. Megan czuła pulsowanie krwi w uszach i gorąco
spływające po całym ciele. Twarz miała zaledwie o kilka centymetrów od twarzy Evana
McGowana. Nie mogła oddychać. Czy ona to sobie tylko wyobraŜała? Czy on się zaczynał
pochylać w jej stronę? Czy to moŜliwe, Ŝe za chwilę przeŜyje swój pierwszy...
- No, tylko tego jeszcze brakowało!
Otwierające się drzwi z hukiem walnęły o ścianę. Megan aŜ podskoczyła. Hailey stała
w progu, rozstawiając nogi dla utrzymania równowagi, a top bez rękawów zjechał jej
niebezpiecznie nisko.
Evan przeniósł wzrok z Megan na Hailey, oczy miał szeroko otwarte.
- Hailey, wiem, co sobie myślisz...
- Przychodzę tu, Ŝeby z tobą porozmawiać, a ty siedzisz z nią po ciemku? - krzyknęła
Hailey. - Z nią?
- My tylko... - Megan poczuła piekący wstyd.
- Daj spokój - przerwał jej Evan.
- Super. No naprawdę, super. Jesteście oboje nie do przebicia - parsknęła Hailey,
podciągając top tak gwałtownie, Ŝe o mało się nie przewróciła. - Baw się dobrze z tą swoją
Strzałką.
- Hailey, zaczekaj!
Evan zeskoczył z łóŜka i wybiegł na korytarz. Megan popędziła za nimi, mijając
rządek gapiów. Hailey rzuciła się po schodach i znikła w salonie w tłumie. Akurat wtedy
spora grupa zaczęła wchodzić na górę, blokując drogę Evanowi i Megan. Evan przepchnął się
przez towarzystwo, ale było juŜ za późno. Hailey znikła. Kiedy Megan go dogoniła, stał w
holu i próbował złapać oddech.
- Evan...
- Dość tego. Mam juŜ tego wszystkiego dosyć - wysapał. - Wynoszę się stąd.
- Evan! Zaczekaj! - krzyknęła Megan.
Ale on wybiegł z domu, nic oglądając się za siebie.
- I nic? - spytała Aimee, biorąc na kolana obrzeŜoną koronkami poduszkę, Ŝeby
Megan mogła usiąść obok na kanapie.
- Nic - powiedziała Megan i westchnęła, opadając na aksamitne obicie. Spojrzała na
duŜą, Jasnobłękitna rybę w akwarium, która przepłynęła tuŜ obok jej twarzy, wypuszczając
bąbelki powietrza. - Nigdzie nie mogę znaleźć Finna. - Megan zmarszczyła brwi i spojrzała
na przyjaciółkę. - Nie jesteś wściekła, mam nadzieję?
- No co ty?! - Aimee połoŜyła policzek na oparciu kanapy. - PrzecieŜ nic nie zrobiłaś,
prawda? To nie twoja wina, Ŝe Hailey dostała szału. A poza tym ta dziewczyna przez całe
Ŝycic mnie torturowała. Nie zaszkodzi, jak chociaŜ raz jej zrobi się trochę przykro.
- Dzięki - mruknęła Megan. Mogła sobie poradzić z tym, Ŝe znalazła się na ustach
wszystkich imprezowiczów, ale naprawdę nie chciała stracić swoich nowych przyjaciółek.
Plotki o tym, co zaszło na piętrze, rozlały się niczym plama ropy i w jednej chwili
Megan z nikomu nieznanej dziewczyny zyskała status „dziewczyny, o której wszyscy
mówią”. Wszędzie szukała Finna. MoŜe on podrzuciłby ją do domu. Ale najwyraźniej razem
z Kaylą znikli gdzieś, Ŝeby spokojnie porozmawiać. Megan chciała juŜ tylko wyjść z imprezy.
Nie mogła jednak zadzwonić do McGowanów, bo Evan wpadłby w powaŜne tarapaty, Ŝe
zostawił ją samej sobie. Aimee juŜ wypiła, a Pearl i Ria pojechały z jakimiś facetami po
jedzenie. Megan była zdana na własne siły.
- O mój BoŜe. Dziewczyny!
Jenna zygzakiem weszła do pokoju i padła na kolana przed kanapą. Włosy miała
totalnie rozczochrane, a sweter krzywo zapięty. Bobby wsunął się za nią i oparł o ścianę, z
półprzymkniętymi oczami, bardzo z siebie zadowolony. - Jenna? Co się stało? - zapytała
Aimee.
- Okay, słuchajcie, nie uwierzycie, kogo przed chwilą widziałam rozbierającego się do
naga w lasku! - powiedziała Jenna. - Zaraz. Zaraz. Muszę najpierw wstać.
Podparła się dłońmi i przewróciła w tył na kilku facetów, którzy wchodzili do środka.
Megan pochyliła się, Ŝeby ją podtrzymać, ale jeden z chłopaków postawił Jennę na nogi i
potem ruszył w swoją stronę.
- Kogo? - spytała Aimee.
- Twoją siostrę. - Jenna wskazała na nią palcem. - I brata jej chłopaka!
Megan poczuła nagłe ukłucie paniki i usiadła prosto.
- Co? - rzuciła ostro Aimee, bardziej trzeźwa niŜ przez cały wieczór.
- Którego? - spytała równie ostro Megan.
- Tego „gangsta”. - Jenna zaniosła się nieopanowanym śmiechem i narysowała w
powietrzu znak cudzysłowu. - Uwierzyłybyście?
- Doug? - Megan zaschło w gardle. - Hailey jest tam teraz i uprawia seks z Dougiem?
- Skandal! - oświadczyła Jenna, wymachując rękami.
Megan z otwartymi ustami gapiła się na Aimee, zaszokowana. Jak Doug mógł to
zrobić Evanowi? Jak Hailey mogła to zrobić Evanowi?
- Ale się pochrzaniło - wymamrotała Aimee.
- O rany! - Jenna chwyciła się za Ŝołądek. - Ohoho. - Nagle obróciła się i natychmiast
zwymiotowała do wypieszczonego akwarium Christiana Todda. - Och! Ohyda!
- Jenna! W porządku? - Aimee poderwała się na nogi.
- O mój BoŜe - sapnęła Jenna, zakrywając dłońmi usta. - Jak mi wstyd... - Zawróciła
na pięcie i mijając swojego chłopaka, potykając się, pobiegła do łazienki.
- Nie jest dobrze. - Megan odwróciła się od zmętniałej wody w akwarium. Od
rewelacji Jenny i jej wymiotów Megan teŜ zaczęło mdlić.
- Fakt - przyznała Aimee, patrząc śladem Jenny. - Miała mnie odwieźć do domu.
- Myślę o Dougu i Hailey - uściśliła Megan. PołoŜyła ręce na brzuchu i się skrzywiła. -
Jak oni mogli zrobić coś takiego?
- O BoŜe. Nie mów mi, Ŝe teŜ ci jest niedobrze. - Aimee opadła na kanapę.
Megan odrzuciła głowę do tylu i zaczęła głęboko oddychać.
- Nie. Chyba nie puszczę pawia - powiedziała. - Ale nie mogę tego strawić, Ŝe Doug
rozbiera Hailey.
Aimee zbladła.
- Świetnie. Teraz mnie się zbiera na rzyganie.
- Nawet się nie dziwisz? - spytała Megan.
- Wierz mi, pomieszkasz z moją siostrą szesnaście lat i przestanie cię dziwić
cokolwiek - powiedziała Aimee.
Bobby przeszedł przez pokój i zatrzymał się przed nimi, z rękoma w kieszeniach.
- Eee. czy któraś z was jest na tyle trzeźwa, Ŝeby prowadzić? - spytał. - Bo Jenna juŜ
chyba nie.
Megan westchnęła i zerknęła na zegarek. Zwiesiła głowę z rezygnacją. Była prawie za
kwadrans dwunasta. Pierwsza próba przestrzegania godziny policyjnej i juŜ wpadka. Ten
wieczór zdecydowanie naleŜało zakończyć.
- Mogę prowadzić. - Wstała i wyciągnęła rękę, Ŝeby pomóc Aimee. - Wynośmy się
stąd do diabła.
- To ten, na pewno. - Jenna wskazywała niewielki domek, dokładnie taki sam, jak cała
reszta domków przy ulicy.
Megan zatrzymała małego focusa, zaciągnęła ręczny hamulec i wzięła głęboki wdech.
Właśnie wybiła północ. - Jesteś pewna? - spytała.
- Jasne. To przecieŜ mój dom - odparła Jenna. Potem zmruŜyła oczy i spojrzała
uwaŜniej. - Ale one wszystkie wyglądają tak samo, nie?
- To numer dwadzieścia dwa - powiedziała Megan, patrząc na skrzynkę pocztową.
- Tak! - Jenna triumfalnie uniosła ramiona. - To tu! Megan przewróciła oczami i
wysiadła z samochodu. Jenna obeszła forda i stanęła od strony kierowcy.
- Wielkie dzięki, Megan. - Jenna padła przyjaciółce w ramiona. Nadal trochę pachniała
wymiocinami. - Przysięgam, juŜ nigdy w Ŝyciu nie będę piła.
- Nie ma sprawy. - Megan wstrzymała oddech i lekko odsunęła od siebie Jennę. - Idź
juŜ do domu. Ja sobie poradzę.
- Okay. Dzięki raz jeszcze. Pogadamy później - zawołała Jenna.
Megan patrzyła, jak przyjaciółka podchodzi niepewnym krokiem do drzwi, i
zaczekała, aŜ Jenna wejdzie do środka. Potem wzięła głęboki oddech i usiadła na tylnym
zderzaku forda, wyciągając z torebki komórkę. We czwartek wieczorem Finn pomógł jej
wprowadzić wszystkie numery McGowanów, na wszelki wypadek. Kto by przypuszczał, Ŝe
przydadzą się aŜ tak szybko?
Przejrzała spis kontaktów, szukając imienia Evana. W końcu znalazła i nacisnęła
klawisz połączenia. Jadąc przez miasto i rozwoŜąc do domów Aimee, potem Bobby'ego,
potem Jennę, juŜ trzy razy usiłowała się dodzwonić do Evana, ale za kaŜdym razem łączyła
się tylko z pocztą głosową. A teraz znów.
- Cześć, tu Evan. Zostaw wiadomość, moŜe oddzwonię. - Chichot. Sygnał.
Megan jęknęła i się rozłączyła. Gdyby tak jej nie było Ŝal Evana i gdyby aŜ tak bardzo
nie chciała go pocałować, chyba by go w tej chwili udusiła.
Westchnęła i poszukała innego numeru telefonu. Finn pewnie juŜ był w domu,
przestrzegając godziny powrotu jak grzeczny chłopiec, w myślach przetrawiając swoją randkę
z Kaylą. Megan miała tylko nadzieję, Ŝe rodzice nie będą stali mu nad głową, zadając pytania.
Finn odebrał po pierwszym dzwonku.
- Megan?
- Cześć, mam pewien problem... - ZmruŜonymi oczami patrzyła na tabliczkę z nazwą
ulicy. - Utknęłam na Stony Brook Road. Odwiozłam kilka osób, a teraz nie wiem, jak się
dostać do domu.
- A co z Evanem? - spytał Finn.
- Wolę nie myśleć. - Megan w tle usłyszała dziewczęcy glos. - To Kayla? Nadal
jesteście na randce?
- Taa, w pewnym sensie - mruknął Finn.
- O BoŜe, bardzo mi przykro.
- Przestań. Nie przejmuj się. Zaraz tam będę.
- Nie chcę ci psuć wieczoru.
- Dziesięć minut - powiedział Finn. - Nie ruszaj się stamtąd. Był na miejscu osiem
minut później.
Megan opadła na siedzenie pasaŜera volvo pani McGowan i oparła kolana o deskę
rozdzielczą.
- Trudny wieczór?
- Nawet nie masz pojęcia.
- No cóŜ, jeszcze się nic skończył. - Finn zerknął na zegarek.
- Myślisz, Ŝe na nas czekają? - spytała Megan.
- Pewnie notują godziny powrotu na Palm Pilocie taty - powiedział Finn, wrzucając
bieg.
Megan westchnęła i wyjrzała przez okno. Zastanawiała się, czy Doug wrócił juŜ do
domu. Na samą myśl, Ŝe ma go zobaczyć, robiło jej się niedobrze.
- No i jak ci się podobała pierwsza impreza w Baker? - spytał Finn, kiedy zbliŜali się
do domu McGowanów. Samochód Evana stał juŜ na podjeździe.
- Była zdecydowanie interesująca - odparła Megan. - A jak tobie udała się randka?
Światło na werandzie zapaliło się w tej samej chwili, kiedy Finn sięgał do zamka pasa.
Megan poczuła mdłości.
- MoŜe zachowajmy tę historię na inną okazję - zaproponował Finn, kiedy twarz ojca
ukazała się w oknie.
- Taa - powiedziała Megan, szykując się na nieuniknione. - Chyba tak będzie lepiej.
Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakręcona@rockin.com
Temat: Przewodnik po chłopakach
Megan przewodnik po chłopcach
Zapis siódmy
Uwaga nr 1: Chłopców łatwo zranić.
Nawet tych, którzy wydają się totalnie szczęśliwi i pewni siebie, jakby to oni rządzili tą planetą.
Uwaga nr 2: Kiedy penis rządzi, PENIS RZĄDZI.
Doug przespał się z Hailey. PRZESPAŁ się z HAILEY. Nawet nie będę zaczynała wyliczać
róŜnych istotnych powodów, dlaczego miałby tego nie zrobić.
Uwaga nr 3: Na chłopców moŜna liczyć.
Finn wybawił mnie z opresji, kiedy nie wiedziałam, jak wrócić do domu. śeby to zrobić, skrócił
nawet swoją randkę z Kaylą. Oczywiście, kiedy spojrzysz na Uwagę nr 2, zobaczysz, Ŝe NIE ZAWSZE
moŜna na nich liczyć. Więc tu zrobię pewien dopisek. Na chłopakach moŜna polegać, dopóki nie zaczną
myśleć penisem. Oczywiście, Finn miał akurat randkę, więc pewnie teŜ był w fazie myślenia penisem.
Teraz sama się juŜ w tym gubię. Hej, czy zauwaŜyłaś kiedyś, jak śmiesznie brzmi słowo „penis”?
Zwłaszcza kiedy je szybko powtarzasz raz za razem...
ROZDZIAŁ 10
W sobotę rano Megan siedziała u szczytu zabałaganionego stołu przy śniadaniu, sama
i podenerwowana. Dokoła piętrzyły się brudne miseczki po płatkach i szklanki z niedopitym
sokiem pomarańczowym. Dokończyła pierwszą porcję płatków i nałoŜyła sobie drugą, Ŝeby
zabrać na górę do pokoju. Dzisiaj wolała schodzić wszystkim z oczu.
- Dzień dobry, Megan - powiedziała rześkim tonem Regina, wchodząc do kuchni. -
Wybierasz się gdzieś?
Megan zastygła w trakcie wstawania z krzesła. - Zamierzałam wziąć jedzenie do
pokoju. Regina podniosła dzbanek z kawą i przystanęła.
- Aha. Mam nadzieję, Ŝe nie unikasz mnie ze względu na to, co zaszło w nocy.
Megan spłonęła rumieńcem na wspomnienie wczorajszej sceny. Ona i Finn siedzieli
przy tym samym stole. John i Regina spojrzeli na nich z dezaprobatą. I powiedzieli: „macie
szlaban”. Słowa, których jeszcze nigdy nie skierowano do Megan. McGowanowie
uwzględnili fakt, Ŝe Megan spóźniła się, bo musiała słuŜyć jako awaryjny kierowca, ale
postanowili, Ŝe nie mogą robić wyjątku od reguły. Tak więc Megan i Finn mieli na ten ty-
dzień zakaz oglądania telewizji, grania w gry wideo i spotykania się z przyjaciółmi. Na
szczęście Megan nie lubiła telewizji ani gier wideo, a w najbliŜszej przyszłości zamierzała
wyrzec się spotkań towarzyskich. Ale i tak bolało ją to, Ŝe została ukarana. Została ukarana.
Ona. Nie sądziła nigdy, ze moŜe do tego dojść.
- Nie unikam cię - powiedziała w końcu Megan. Unikam wszystkich innych. - Po
prostu mam trochę lekcji do odrobienia
- Okay, ale najpierw chciałabym z tobą chwilę porozmawiać - Regina podeszła do
stołu z kubkiem parującej kawy.
Megan zerknęła na drzwi, w stronę wolności. Była juŜ tak blisko.
- O czym? - spytała.
Regina przyjrzała jej się, mruŜąc oczy w zamyśleniu.
- Wiesz, wczoraj wieczorem wyglądałaś naprawdę ładnie. Powinnaś częściej nosić
róŜowe rzeczy.
- Hm... Dzięki - mruknęła Megan.
- No cóŜ, moŜe będziemy spędzać więcej czasu razem? - Regina się uśmiechnęła. -
Tylko my dwie.
- Och, dobra - wymamrotała Megan.
- W przyszłą sobotę? - podsunęła Regina.
Megan zamrugała.
- Umówiłam nas na całodniowe spa. - Regina pociągnęła łyk kawy - Na róŜne zabiegi:
oczyszczanie twarzy, masaŜ, manikiur i pedikiur. Byłam tam raz kiedyś.
Niesamowicie odpręŜające.
Mięśnie Megan natychmiast poskręcały się w węzełki. Maseczki, masaŜe i manikiur?
Zanosiło się na cały dzień siedzenia bez ruchu i poddawania się dotykom obcych
ludzi. Sam pomysł wywoływał u Megan potęŜny stres.
Poza tym w następną sobotę druŜyna miała całodniowy trening - ostatni przed
pierwszym meczem. Będą wtedy wybierały kapitana. To naprawdę bardzo waŜne.
- Co o tym myślisz? - spytała Regina.
- Och... hm... - Megan spojrzała na swoje ogryzione paznokcie - W sumie ja...
Regina była taka podekscytowana i pełna nadziei, a pewnie teŜ gotowa rzucić się do
stóp Megan i błagać o jeden dzień typowo damskich rozrywek.
Megan nagle przypomniała sobie o wszystkim, co McGowanowie dla niej robią - jak
wiele im zawdzięcza. A ona juŜ drugi raz ich zawiodła.
- Świetny pomysł - powiedziała w końcu, zmuszając się do uśmiechu.
Regina uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Wspaniale! Zobaczysz, jak się zabawimy!
- Taa - wybąkała Megan. - Nie mogę się doczekać.
- Wiesz, mam w szafie kilka róŜowych sweterków. MoŜesz je poŜyczać, kiedy tylko
zechcesz - zaproponowała Regina.
- AleŜ nie trzeba.
- Nie, nie! Koniecznie! - zaprotestowała Regina wesoło. - Pójdziemy je przymierzyć?
Zobaczysz, czy ci pasują.
- Ja naprawdę...
- Och, przestań być taka grzeczna. Nalegam. - Regina wstała. - Chodź.
Megan powoli podniosła się od stołu i ruszyła za Reginą po schodach. Jeszcze trochę
róŜowego. Hura.
- Trzymaj głowę wysoko, głupku. Nie bój się piłki.
Megan odłoŜyła podręcznik i wyjrzała przez Ŝaluzję Na podwórku pod oknem Ian
przyjął pozycję pałkarza, ściskając w dłoniach kij do baseballa i ze skupieniem zaciskając
usta.
Doug stał o kilka metrów dalej, z rękawicą i piłką.
- Okay, gotowy? - krzyknął Doug.
Ian pokiwał głową, a Doug rzucił piłkę lukiem w kierunku kija brata, łan zamachnął
się i odbił piłkę, posyłając ją prosto w głowę Douga. Megan aŜ sapnęła.
- Brawo, mistrzu - powiedział Doug z uśmiechem, pocierając czoło.
Ian uśmiechnął się od ucha do ucha. a Megan usiadła w oknie, facet na podwórku,
który uczył młodszego brata trafiać w piłkę, nie mógłby się przespać z dziewczyną starszego
brata.
Owszem, Doug nienawidził Megan, ale na pewno kochał swoich braci. MoŜe Jenna po
prostu się pomyliła i wcale tego nie widziała?
Megan nie mogła juŜ dłuŜej usiedzieć w miejscu. Wyłączyła komputer i poszła w
stronę szopy. Finn siedział tam przynajmniej od godziny. Przyda mu się przerwa.
Ian, i Doug zamarli, widząc jak Megan wychodzi na podwórko.
- Cześć - zawołała. - Niezłe odbicia.
- Dzięki - odparł Ian.
- Co? O rzucaniu ani słowa? - zapytał Doug.
Megan wzruszyła ramionami i cicho otworzyła drzwi do szopy. Finn ze
zmarszczonymi brwiami wpatrywał się w obraz Kayli Bird. Domalował sporo włosów i
zaczął szkicować szyję, ale portret nadal nic miał twarzy.
- Cześć - powiedziała miękko.
- Cześć. - Finn obejrzał się przez ramię, zagryzając trzon pędzla. - Przyszłaś w samą
porę.
- Na co? - spytała i wsunęła się do środka.
- Na moje załamanie nerwowe - powiedział z cierpkim uśmiechem. OdłoŜył pędzel,
zasłonił sobie oczy dłońmi i usiadł na starej ławce ogrodowej ustawionej pod ścianą. - Jestem
beznadziejny. Totalne, całkowite dno.
- Uuuh... - Megan się skrzywiła. Spojrzała na pozbawioną twarzy Kaylę. AŜ dziwnie
się na to patrzyło.
- Wiesz, myślałem, Ŝe po wczorajszym wieczorze, po... spotkaniu z Kaylą doznam
olśnienia i moŜe wreszcie to dokończę ale.. - Finn bezradnie uniósł rękę w stronę obrazu i
westchnął - Nic się nic pojawiło.
- Więc randka nie była inspirująca?
- Najwyraźniej nie. - Chłopak wytarł dłonie o dŜinsy.
- A więc... Co się stało? - spytała Megan, siadając na stołku.
- Sam nie wiem. Miałem takie wraŜenie... - Finn pochylił się i oparł łokcie na udach. -
Wydawało mi się, Ŝe ona patrzy na mnie z góry. Nie bawiła się dobrze na imprezie, nie ma
sprawy. Pojechaliśmy do kawiarni, Ŝeby pogadać. I wychodzi na to, Ŝe Kayla zjeździła chyba
cały świat. Ciągle mnie pytała, czy byłem tu, czy byłem tam...
- A ty nie byłeś ani tu, ani tam.
- Ani nigdzie. - Finn uśmiechnął się blado. - Nie da się podróŜować po świecie z
siedmiorgiem dzieci. Trzeba wybierać między Cape Cod a Florydą.
- Jasne - mruknęła Megan. - Powiedziałeś jej to?
- Tta, nawet zaŜartowałem na ten temat, ale i tak widziałem, Ŝe była rozczarowana -
odparł Finn. - Patrzyła na mnie jak na trędowatego tylko dlatego, Ŝe nigdy nie jeździłem na
nartach w Alpach ani nie widziałem wieŜy Eiffla.
- Och. jest przereklamowana - stwierdziła Megan.
- Widziałaś wieŜę? - spytał Finn.
- Kiedy byłam mała.
- No tak, ty teŜ zwiedziłaś cały świat - powiedział Finn. A potem uśmiechnął się
złośliwie. - MoŜe to ty powinnaś n nią chodzić.
- Chyba nic jest w moim typie.
Finn parsknął śmiechem, a Megan uśmiechnęła się promiennie.
- No cóŜ, Kayla z pewnością nic grałaby w piłkę noŜną.
Opuścił wzrok i zdjął z nogawki dŜinsów okruch wyschniętej farby.
Megan wzięła głęboki oddech.
- Posłuchaj. Finn, mieszkałam w róŜnych miejscach i poznałam wiele osób, i wiem, Ŝe
niektórzy zawsze znajdą powód, Ŝeby się czuć lepsi niŜ wszyscy inni - powiedziała. - I
chyba Kayla naleŜy do takich ludzi. Ona nie rozumie, Ŝe tylko dlatego Ŝe macie róŜne
doświadczenia Ŝyciowe... upodobania i pasje, jeszcze nie jest w niczym od ciebie lepsza. -
Megan przegryzła wargę. - Czy to w ogóle brzmi sensownie?
- Owszem, taa - mruknął Finn.
- A jeśli jej się wydaje, Ŝe jest od ciebie lepsza, to po prostu się mli - oznajmiła
stanowczo Megan. - I nic jest ciebie warta.
Finn podniósł oczy na Megan, a ona nagle poczuła się strasznie skrępowana. Ale
wszystko mówiła szczerze. Wiedziała, Ŝe ma rację. Jednak onieśmielało ją przeszywające
spojrzenie Finna.
- Mogę cię namalować? - spytał. Megan zamrugała.
- Okay, chociaŜ to ostatnia rzecz, jaką się spodziewałam od ciebie usłyszeć. Finn
zdejmował portret Kayli ze sztalug, zanim jeszcze fala gorąca znikła z twarzy Megan. Nagle
zaczął uwijać się jak w ukropie, czyścił pędzle, wyciskał farby na paletę, zwijał w kulki
papierowe ręczniki i wrzucał je do przepełnionego kosza stojącego w kącie. - No to jak,
mogę? zapytał.
- Hm... chyba tak. - Megan juŜ zaczynała czuć się niezręcznie.
Z pewnością nie nadawała się do roli modelki. Nigdy jesz nie widziała piegowatej
dziewczyny z szerokimi ramiona i grubawymi kostkami u nóg na stronach magazynów z
modą Trący. Ani razu.
Finn zajął się ustawianiem sztalug, które stały zwrócone do przeciwległej ściany.
Megan zaczęła podnosić się ze Stołka. - Czy mam...?
- Nie! Nie. Zostań tam, gdzie jesteś. - Finn przestawił sztalugi tyłem do Megan. - Tak
będzie dobrze. Podoba mi się to światło.
Megan podniosła oczy na świetlik w dachu i niebieskie niebo ponad nim. - Będę
musiała siedzieć bez ruchu? - spytała. - Nie bardzo mi to wychodzi. Finn wyszczerzył zęby i
zerknął na nią znad czystego blejtramu. - Nie martw się. Jakoś sobie poradzimy.
Megan siedziała i patrzyła, jak Finn szkicuje zarys jej portretu, lekko skrobiąc
ołówkiem po płótnie. Był pogrąŜony w pracy, skoncentrowany, ale wydawało się, Ŝe jego
ramiona i dłonie poruszają się z własnej woli. Megan zafascynowana obserwowała chłopaka.
Nawet kiedy podnosił na nią wzrok, nie mogła oderwać od niego oczu. Pod jego uwaŜnym
spojrzeniem Megan zrobiło się ciepło. Uniosła kucyk znad karku, Ŝeby owiało ją powietrze.
Końcówki włosów połaskotały skórę. Megan oddychała szybko i płytko - W porządku?
zapytał.
Megan natychmiast oblała się rumieńcem i odwróciła oczy. - Taa, jasne. - Bo moŜemy
przerwać, jeśli chcesz - zasugerował Finn.
- Nie, ja... Maluj dniej - wykrztusiła w końcu Megan Miała wraŜenie, Ŝe ona sama i
wszystko dokoła jest naładowane elektrycznością. Mogłaby tak siedzieć przez cały dzień.
- Dobrze - powiedział Finn.
W całym ciele Megan czuła przyjemne, ciepło mrowienie. Przez ułamek sekundy
Ŝadne z nich się nie ruszało. Ciszę przerwały krzyki. Megan obróciła głowę w stronę drzwi
szopy.
Krzyki dobiegały z wnętrza domu, a potem zaczęły się zbliŜać. Wreszcie ze
skrzypieniem otworzyły się tylne drzwi, potem trzasnęły i kłótnia rozległa się z efektem
stereo surround.
- Powiesz mi prawdę? Powiesz mi wreszcie prawdę? Evan wciąŜ wykrzykiwał to
samo zdanie.
Finn upuścił ołówek i wybiegł z szopy. Megan deptała mu po piętach. Doug i Evan
stali naprzeciwko siebie na środku podwórza za domem. Evan piorunował Douga dzikim
wzrokiem, patrząc na niego z góry, a Doug miał twarz pokrytą czerwonymi pianiami. Stali o
milimetry od siebie, Ian uciekł ze sceny awantury.
- No, mów! Mów, co się siało - powtarzał Evan, popychając Douga obiema rękami.
- Evan! - krzyknął Finn.
- Sam juŜ wiesz. Czego się mnie czepiasz? - krzyknął Doug, znów podchodząc do
brata o krok.
- Bo chcę usłyszeć to od ciebie - odparł Evan. - Chcę, Ŝeby mój młodszy brat
powiedział mi prosto w oczy, Ŝe przeleciał moją dziewczynę. Dlatego.
- Co? - sapnął pod nosem Finn.
W tylnych drzwiach garaŜu pojawił się Sean. Wycierając upaprane smarem dłonie w
jeszcze hardziej upapraną smarem szmatę, rzucił Finnowi pytające spojrzenie. Finn wzruszył
ramionami. Megan poczuła, ze robi jej się niedobrze. Najwyraźniej tylko ona tu wiedziała, o
co chodzi.
- No dawaj, facet! Mów! - Evan znów zaczął popychać Douga, aŜ ten potknął się i
poleciał w tył.
- Dobra! - wrzasnął Doug, uderzając obiema dłońmi Evana w pierś, tak Ŝe Evan
musiał się cofnąć o kilka kroków. - Dobra, to prawda! Przeleciałem twoją dziewczynę, a
kiedy skończyłem, błagała o jeszcze! To chciałeś usłyszeć?
Evan z rykiem rzucił się na Douga, chwycił go i powalił na ziemię. Megan krzyknęła,
a Finn i Sean ruszyli biegiem rozdzielać walczących. Ale zanim ich dopadli, Evan juŜ kilka
razy uderzył Douga pięścią w twarz. Kostki dłoni miał zakrwawione. Nos Douga spłynął
krwią.
- Człowieku, zostaw go! Puszczaj! - Sean usiłował złapać Evana za młócące powietrze
ręce.
- Nienawidzę cię, ty mały, wredny, samolubny gnoju! - krzyczał Evan, bijąc Douga
jak szaleniec. - Rzygać mi się chce na twój widok!
Wreszcie Sean chwycił Evana w podwójnym nelsonie i odciągnął go od Douga. Evan
kopał i krzyczał przez cały czas. Finn pomógł młodszemu bratu usiąść. Krew była wszędzie.
Finn zdarł z siebie koszulkę, zwinął ją w kłębek i podetknął pod nos Douga
- O co chodzi, do diabła? - spytał Finn, usiłując złapać oddech.
- Co ty sobie w ogóle wyobraŜasz?! - krzyczał Evan do Douga. Doug niezgrabnie
podniósł się na nogi, przyciskając T - shirt do twarzy.
- Dupek i hipokryta - syknął w stronę Evana.
- Ja? - krzyknął Evan. - Brykasz się z moją dziewczyną i to ja jestem dupkiem?
- Byłeś w sypialni i lizałeś się z inną laską, koleś! - wrzasnął Doug, pokazując palcem
na Megan. - Hailey rzuciła się na mnie, cała zapłakana. Co miałem robie?
- Co?! - wykrztusili w tej samej chwili Evan i Megan.
- Puszczałeś się, brachu - parsknął Doug, wskazując palcem Evana. - Nie wyzywaj się
na mnie za kaprysy swojego fiuta.
- Kto ci to powiedział? - Evan wyrwał się Seanowi i znów podszedł do Douga. - Kto ci
nagadał, Ŝe kręciłem z Megan?
Doug po raz pierwszy stracił trochę ze swojej postawy twardziela.
- Hailey. Powiedziała, Ŝe ją zdradziłeś. Ze między wami wszystko skończone.
Evan wbił oczy w ziemię.
- Mnie się to w pale nie mieści, cholera - mruknął pod nosem. - W pale mi się to,
cholera, nie mieści! - krzyknął.
Odwrócił się i rzucił biegiem do samochodu, mijając Megan i Seana. Wszyscy stali.
Słyszeli, jak Evan odjeŜdŜa, gniewnie naciskając klakson, i ruszyli się z miejsca dopiero, gdy
odgłos silnika zupełnie ucichł.
- To nieprawda - odezwała się wreszcie Megan. - Między Evanem a mną nic nie było.
- Popatrzyła Dougowi w oczy i poczuła ogromny smutek. - Hailey cię okłamała -
powiedziała.
- Okłamała.
Doug stał bez ruchu z miną tak zdezorientowaną, Ŝe Megan prawie zrobiło się go Ŝal.
- Ja nie... nie wiedziałem... - wykrztusił.
Przez ułamek sekundy Megan widziała w jego oczach bezmierny Ŝal. Doug wiedział,
Ŝe popełnił błąd. Naprawdę wielki błąd. Mocno zacisnął powieki.
- Doug, jestem pewna, Ŝe...
- Pieprzyć to - powiedział głosem stłumionym przez zakrwawiony T - shirt. Potem
odwrócił się i ruszył biegiem do domu. Finn wypuścił ze świstem powietrze. CięŜko opadł na
fotel i zwiesił głowę.
- Nic ci nic jest? - spytała Megan.
- Nigdy ich jeszcze takich nie widziałem - mruknął Finn ze ściągniętą twarzą.
- Daj spokój. Na pewno czasami się bijecie.
- Ale nie tak - wtrącił Sean.
Megan z trudem przełknęła ślinę.
- Naprawdę?
- Mogło dojść do bójki o rozwalony skateboard albo zgubiony kompakt, ale nigdy nie
było aŜ tak - jęknął Finn.
- A więc jest źle - podsumowała Megan.
Sean westchnął.
- To mało powiedziane.
Tego wieczoru Megan Wpatrywała się w piłki ustawione rządkiem na półkach koło
łóŜka. Układała je chronologicznie, od pierwszej, którą ojciec kupił jej jeszcze w Niemczech,
aŜ do tej z zeszłorocznego półfinałowego meczu z Liceum Williama Clernentsa. Usiłując
zasnąć, Megan rozmyślała o kaŜdej z piłek, wymieniając imiona dziewczyn z poszczególnych
druŜyn. Przeszła wszystkich piętnaście piłek trzy razy z rzędu. Najwyraźniej ten sposób nie
działał. Westchnęła i przewróciła się na plecy. NiezaleŜnie od tego jak się starała odwrócić
własną uwagę, ciągle miała w głowie, scenę z dzisiejszej bójki. Widziała juŜ wiele bójek
między chłopakami, w swojej dawnej szkole albo w bazie, ale nigdy między dwoma osobami,
które znała i nigdy między braćmi.
John zbladł i zaniemówił, kiedy usłyszał o awanturze. Zabrał Douga do szpitala, gdzie
chłopakowi zbadano nos. Na szczęście nie stało się nic powaŜnego, ale w czasie obiadu Doug
siedział posępny i milczący. Evan wrócił dopiero po zmroku. Do nikogo się nie odezwał ani
słowem i od razu poszedł na górę. Nagły hałas na podwórzu sprawił, Ŝe Megan z bijącym
sercem poderwała się na łóŜku. Podeszła na palcach do okna i wyjrzała. Ktoś był tuŜ pod jej
oknem. Skuliła się za zasłoną i wyglądała przez szczelinę między brzegiem materiału a
framugą okna, czekając, aŜ wzrok przywyknie do ciemności. Jakiś duŜy koc rozłoŜył się jak
prześcieradło i opadł na ziemię. Nagle wszystko zobaczyła wyraźnie. Evan. Rozkładał na
ziemi śpiwór.
Megan usiadła w oknie. Nie mogła złapać tchu. Spojrzała na własny wojskowy
śpiwór, zwinięty w kącie pokoju. Niewiele myśląc, złapała śpiwór i poduszkę, wsunęła klapki
i cichutko zeszła po schodach.
Evan podniósł głowę, kiedy usłyszał odgłos otwieranych drzwi. Właśnie wsuwał nogi
do śpiwora.
- Cześć - powiedział.
- Cześć. - Podeszła do niego z wahaniem. - Ja... zobaczyłam cię tutaj...
- Kiedyś całą rodziną robiliśmy to przynajmniej raz do roku. Spaliśmy na zewnątrz
pod gwiazdami. - Evan wpatrzył się we wspaniałe nocne niebo. - Pomyślałem, Ŝe to pewnie
jedna z ostatnich ciepłych nocy.
Megan pokiwała głową i zawahała się, niepewna co teraz zrobić.
- No jak, rozłoŜysz to czy nie? - zapytał Evan z nieznacznym uśmieszkiem.
Megan rozpostarła śpiwór o metr od Evana. PołoŜyła sobie poduszkę i wsunęła się do
środka, z przyjemnością czując na nogach dotyk chłodnej bawełny.
- No więc pojechałem dziś po południu do Hailey - zagadnął Evan.
Megan wstrzymała oddech.
- Naprawdę? Co ci powiedziała?
- Nic. Nie podszedłem do drzwi.
- Aha.
- Ja tego po prostu nie rozumiem. Dlaczego ona powiedziała Dongowi, Ŝe ja kręcę z
tobą? - spytał Evan. - Myślisz, Ŝe mogło jej się tak wydawać?
Megan przez chwilę nie była w stanie wydobyć głosu. Czy Evan naprawdę szukał
przekonującej wymówki, Ŝeby wybaczyć Haley?
- Ja nie wiem - wymamrotała. - Była bardzo pijana, ale...
- Tak, tak... - Evan znów spojrzał w niebo. - Powiedziała Dougowi, ze między nią a
mną juŜ koniec, a przecieŜ takie słowa wcale nie padły Ona po prostu... wymyśliła to sobie.
- Taa. Na to wygląda - przyznała Megan.
Powiedz mu, Ŝe to zła dziewczyna. Ze on zasługuje na wiele więcej. Powiedz, Ŝeby po
prostu o niej wreszcie zapomniał.
- Ja tego zwyczajnie nie rozumiem - powtórzył Evan - jak moŜna coś takiego zrobić
komuś, kogo się kocha? CóŜ, najwyraźniej ona ma mnie gdzieś. To teraz oczywiste, prawda?
Megan sama nie zdołałaby tego lepiej ująć. więc się nie odzywała.
- Wiesz co? Nie chcę juŜ o tym więcej mówić - powiedział Evan. - Porozmawiajmy o
czymś innym.
- Na przykład?
- No, nie wiem. Co byś chciała robić, jak skończysz szkołę? - spytał Evan.
- O rany Hm... Pewnie pójdę na studia... - zaczęła Megan.
- A co byś chciała studiować? - drąŜył Evan.
- Nie wiem - odparła Megan. - JuŜ sam pomysł spędzenia kilku lat w jednym miejscu
jest dla mnie dość niezwykły.
- To pewnie niełatwe tak się przeprowadzać z miejsca na miejsce - zauwaŜył Evan.
- MoŜna się przyzwyczaić - odparła odruchowo Megan.
- No cóŜ, chciałbym się stąd wynieść. Dokądkolwiek - wyznał Evan. - BC i New I
Tampshire usiłują mnie zwerbować do swoich druŜyn hokejowych, ale ja myślę o Michigan
albo Northwestern. Gdzieś przynajmniej o dzień drogi samochodem stąd.
- Nie chcesz, Ŝeby cię ktokolwiek odwiedzał? - spytała Megan.
- W tej chwili nie miałbym nic przeciwko temu, Ŝeby nigdy więcej nie oglądać swojej
rodziny.
- Evan zapatrzył się w gwiazdy. - Wiesz, ile razy nauczyciele zwracali się do mnie per
Sean, Finn albo nawet Miller? Pan Robertson zdecydował się mówić do nas wszystkich:
McGowan, bo ma juŜ za duŜą sklerozę, Ŝeby nas rozróŜnić. W tym mieście nie sposób
zachować własną niezaleŜną toŜsamość. Tutaj jestem tylko jednym z chłopaków
McGowanów.
Megan spojrzała na mego zaszokowana.
- Na pewno tak nie myślisz - powiedziała.
- Czasem właśnie tak myślę - odparł i otworzył szerzej oczy. - Tylko zachowaj to dla
siebie.
- Dobra, nikomu ani słowa - obiecała Megan.
- W głowie mi się nie mieści, Ŝe ci to powiedziałem. - Zakrył oczy dłonią. - Nigdy
tego nie wyraziłem na głos.
Megan ze wzruszenia prawie nie mogła złapać tchu. Nie wyznał tego nikomu, tylko
jej.
- Bez obaw, naprawdę - zapewniła. - Mimo wszystko uwaŜam, Ŝe to nieprawda. KaŜdy
wie, kim jesteś.
- Taa, Hailey właśnie dowiodła, Ŝe to prawda. - Evan z posępną miną podparł się na
łokciu, Ŝeby zajrzeć Megan w twarz.
Zerwał garść trawy i wysypał ją z powrotem na ziemię. - CóŜ, przespała się z
Dongiem.
Podobno jest we mnie zakochana, a śpi z moim młodszym bratem, - znów opadł na
plecy i spojrzał w niebo.
Megan przyglądała się twarzy Evana, na wpół skrytej w mroku, na wpół oświetlonej
rozgwieŜdŜonym niebem. Tak bardzo chciała go dotknąć - przyłoŜyć dłoń do jego policzka i
powiedzieć, Ŝe Hailey to idiotka, skoro nic widziała, jaki jest wspaniały. I nikt nie moŜe
pomylić Evana McGowana z Dongiem czy kimkolwiek innym.
Megan powolutku przesunęła dłoń po trawie, która ich dzieliła. Wstrzymała oddech.
Nakazywała sobie dotknąć Evana. Ale nie mogła. W piersi czuła taki ucisk, jakby za
moment miał eksplodować.
- Wszystko będzie dobrze - szepnęła w końcu.
Evan spojrzał Megan w oczy, a potem na wpół wyciągnij rękę. Sięgnął i zahaczył
małym palcem o mały palec jej dłoni.
- Dzięki - mruknął. - Cieszę się, Ŝe tu przyjechałaś.
- Ja teŜ - powiedziała Megan.
Spodziewała się, Ŝe on cofnie rękę, ale nie zrobił tego. PołoŜył się na plecach i
zamknął oczy, nadal z palcem zaciśniętym, wokół jej palca. Megan bardzo ostroŜnie ułoŜyła
się na brzuchu i przycisnęła policzek do poduszki. Zanim się zorientowała, oddech Evana
przeszedł w spokojny, senny rytm. Chłopak zasnął, zaledwie o metr od mej. Spał, chociaŜ
nadal się dotykali.
Megan przygryzła wargę i uśmiechnęła się szeroko, patrząc na splecione palce.
To była bez wątpienia najwaŜniejsza noc jej Ŝycia.
Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakręcona@rockin.com
Temat: Przewodnik po chłopcach
Megan przewodnik po chłopcach
Zapis ósmy
Uwaga nr 1: Chłopcy potrafią mówić o tym, co naprawdę czuje Po prostu musisz się znaleźć we
właściwym miejscu i we właściwym czasie. A moŜe być tą właściwą osobą.
ROZDZIAŁ 11
W niedzielne popołudnie Megan była tak podekscytowana, aŜ prawie podskakiwała na
krześle przy biurku, surfując po Internecie. Po godzinie szukania informacji na temat zespołu
Aspergera zdecydowała się przetestować kilka rzeczy, których się dowiedziała. I tak nie
usiedziałaby w miejscu. Nie zdołałaby teŜ skupić się na lekcjach.
Wyłączyła laptopa i w podskokach zbiegła po schodach.
Większość McGowanów, włącznie z Evanem. zebrała się w salonie przy telewizorze,
oglądając mecz Yankees i Red Soksów. Brakowało tylko Douga i Millera. Wszyscy mieli
znoszone czapeczki, T - shirty albo bluzy Red Soksów, a na stoliku do kawy były
poustawiane róŜne przekąski i puszki z napojami. Nikt nie odrywał wzroku od telewizora.
Megan odczekała, aŜ trener wyszedł na boisko zmienić miotacza, i dopiero wtedy się
odezwała.
- Czy któryś z was widział Millera? - spytała.
Evan obejrzał się przez ramię i uśmiechnął, kiedy ją zobaczył.
Odwzajemniła uśmiech.
- Suterena - rzucił krótko John.
- Nie wolno mu oglądać z nami meczów Red Soksów i Yankees - wyjaśnił Evan. -
Wiesz, tata mógłby go niechcący zabić.
- Aha. - Megan rzuciła okiem na Finna, który siedział obok Evana, a potem zerknęła
na Johna.
- Hym... Czy ty nie masz czasem szlabanu na telewizję? - szepnęła, kuląc się przy
oparciu kanapy.
- Cśś... - powiedział Finn, sięgając po torebkę miniprreelków. - Tata jest tak
pochłonięty meczem, Ŝe jeszcze mnie nie zauwaŜył.
- No ładnie.
- Hej, to jak, spotkasz się ze mną później w szopie? - Spytał Finn z buzią pełną
precelków.
- Och, jasne - odparła Megan, lekko się rumieniąc.
- A co wy tam we dwójkę robicie? - Evan uniósł brwi.
Megan jeszcze bardziej się zarumieniła.
- Artysta nigdy nie opowiada o swojej pracy - odparł Finn.
- Chyba raczej: magik nigdy nie zdradza swoich sztuczek - wtrąciła Megan.
- To jedno i to samo - rzucił Finn, a Megan i Evan spojrzeli na niego jak na wariata.
No dobra, niezupełnie to samo - poddał się.
- A więc ostatnio uwaŜasz się za artystę? spytał Evan. - Zazwyczaj tylko ciągle trujesz,
Ŝe jesteś zupełnie do niczego.
Finn szturchnął Evana w ramię, a ten zaraz mu oddał. Megan przewróciła oczami. - Na
razie, chłopaki.
Zeszła do piwnicy. Miller w koszulce i czapeczce Yankees usadowiony samotnie na
miękkim fotelu wypełnionym kulkami, oglądał ten sam mecz, który piętro wyŜej śledziła
reszta rodziny. Megan uderzyła ogromna samotność tej sceny.
- Cześć, Miller - zawołała, zeskakując z kilku ostatnich stopni.
W telewizji leciała akurat reklama, ale Miller nie odrywał oczu od ekranu.
- Grają Yankees.
- Taa, wiem - odparła. - Mogę pooglądać z tobą?
Po bardzo długiej pauzie Miller powiedział wreszcie:
- Okay.
Megan przysunęła sobie drugi miękki fotel i usiadła obok Millera. Leciała kolejna
reklama.
Był jeszcze czas.
- Widzisz, miałam nadzieję, Ŝe uda nam się pogadać - zaczęła Megan.
Miller przełknął ślinę.
- Ale o co chodzi? - Nadal na nią nie patrzył.
- Po prostu fajnie byłoby lepiej się poznać - wyjaśniła Megan. - Wiem, Ŝe lubisz
Yankees, ale to wszystko. A ty nie chciałbyś się dowiedzieć czegoś więcej o mnie?
- Chyba tak - przyznał Miller.
- Okay, no to co mam o sobie powiedzieć? - Megan rozsiadła się wygodniej.
Miller potarł dłonią poręcz fotela, wzrok wbijając w podłogę. Tarł poręcz coraz
szybciej, aŜ wreszcie twarz mu poczerwieniała. Megan coś ścisnęło w Ŝołądku, ale
powiedziała sobie, Ŝe musi się wyluzować. W czasopismach przestrzegano, Ŝe moŜe się
zdarzyć coś takiego.
- Dobra, chyba znam sposób, Ŝebyś mógł mnie spytać, o co chcesz - odezwała się w
końcu. - Miller?
Znieruchomiał, lekko odwracając od niej twarz pokrytą czerwonymi plamami.
- Taa?
- MoŜe powiedz mi coś o Yankees? Cokolwiek. Lubisz mówić o Yankees, prawda? -
spytała.
- Taa...
- No to zacznij mi o nich mówić, a potem o coś zapytaj - poradziła. - Chcesz
sprawdzić, czy to ci się uda?
- Poradzę sobie.
Megan się uśmiechnęła.
- Dobra, wal.
Miller patrzył na nią przez ułamek sekundy, potem znów wbił wzrok w podłogę.
- Yankees jako pierwsi cztery razy z rzędu wygrali Mistrzostwa Świata. Czemu tak
pachniesz? - zapytał.
Megan parsknęła śmieciłem. Miller zerknął na nią niepewnie, potem sam się
roześmiał.
- To znaczy jak? - zdziwiła się Megan.
- Jak plaŜa - odparł Miller. - Pachniesz jak moja mama na plaŜy.
- Kokos - odparła. - UŜywam szamponu kokosowego. To niesamowite, Ŝe wyczułeś.
Miller uśmiechnął się i pokiwał głową.
- Nieźle. Spróbuj jeszcze raz - zachęciła Megan.
- Derek Jeter był pierwszym kapitanem Yankees od czasów Trumaua Munsona -
powiedział Miller. - Zostaniesz z nami juŜ na zawsze?
Tym razem Miller patrzył jej prosto w oczy przez kilka dobrych sekund.
- Nie - odpowiedziała Megan. - Mam nadzieję, Ŝe w tym roku i moŜe jeszcze w
następnym.
Przeszkadza ci, Ŝe z wami mieszkam?
Miller wzruszył ramionami i wgapił się w telewizor, w którym skończyła się przerwa
na reklamy.
- Nie ma sprawy - mruknął z uśmiechem. - Mecz się znów zaczyna.
Megan nigdy się nie uwaŜała za osobę o skłonnościach do paranoi, ale wchodząc do
szkoły w poniedziałek rano, mogłaby przysiąc, Ŝe róŜne grupki dziewczyn śledzą ją
wzrokiem. Jak tylko się obracała, Ŝeby na nie spojrzeć, głowy trzymały blisko siebie i
zawzięcie szeptały. Podeszła do szafki i szybko sprawdziła, czy przypadkiem nie włoŜyła
bojówek na lewą stronę. Nic z tego, wszystko normalnie. MoŜe od mieszkania z chłopakami
McGowanów popadała w nerwicę lękową. Lekko jej ulŜyło, kiedy zobaczyła Pearl i Rię kilka
szafek dalej. - Cześć, dziewczyny - zawołała - Jak wam minęła reszta weekendu? Pearl
zarumieniła się i przykucnęła, Ŝeby włoŜyć ksiąŜki do torby. Nieźle - powiedziała.
- A ciekawe, jak tobie minął weekend - odezwała się Ria, obiema dłońmi chwytając za
pasek torby.
Coś w tonie tej wypowiedzi sprawiło, Ŝe Megan włosy stanęły dęba. A moŜe po prostu
dlatego, Ŝe banda uczniów spojrzała na nią niechętnie, przechodząc korytarzem.
- Okay... O co chodzi? - spytała Megan. - Zrobiłam coś nie tak?
- Sama mi to powiedz. - Ria popatrzyła na Megan wyczekująco.
- Musimy lecieć. - Pearl pociągnęła Rię ze rękaw swetra. - Mamy pracę domową do
przejrzenia, prawda?
- Taa. Na razie - rzuciła Ria lekcewaŜąco.
Z twarzą płonącą rumieńcem Megan odwróciła się do swojej szafki i zaczęła
wprowadzać cyfry szyfru.
- Cześć. Aimee podeszła i ze zmęczoną miną oparła się o ścianę. Przeciągle
westchnęła i wbiła oczy w ziemię.
- Cześć - odparła Megan, wyjmując podręcznik do historii. - Mogę cię o coś zapytać?
- Jasne - mruknęła Aimee.
- Czy mi się tylko wydaje, czy ludzie dzisiaj są dziwni? - spytała Megan.
- Taa, no właśnie. - Aimee westchnęła. - Chyba się rozeszło, Ŝe ty i Evan jakoś się
zbliŜyliście do siebie w piątek i przez ciebie Evan i Hailey ze sobą zerwali.
- Co?! - Megan zamrugała gwałtownie. - A kto im to powiedział?
- Nie mam pojęcia - odparła Aimee. - Ale wszyscy o tym gadają.
- No i co z tego? PrzecieŜ to nic ich sprawa, prawda?! - wściekła się Megan.
- Słuchaj, Evan i Hailey byli tu jak gwiazdorska para - szepnęła Aimee. - Wszyscy ich
podziwiali. Jeśli uwaŜają, Ŝe on ją z tobą zdradził...
- Ale tego nic zrobił! - zawołała Megan z szybko walącym sercem. To ona zdradziła
jego.
Evan i ja nie jesteśmy tu czarnymi charakterami.
Aimee wzruszyła ramionami.
- No cóŜ, tak...
- Aimee, między nami nic nie było. - Megan zaczęła ogarniać lekka desperacja.
- Hej, uwierzyłam ci w piątek i wierzę teraz - powiedziała Aimee, kiedy znów się
wyprostowały. - To całą resztą szkoły powinnaś się martwić.
- Oni mnie nic nie obchodzą. - Megan zapięła suwak plecaka. - WaŜne, Ŝe ty znasz
prawdę.
Aimee się uśmiechnęła. Rzuciła Megan spojrzenie pełne współczucia i zarazem
satysfakcji.
- No cóŜ, ja wiem, jak było.
- I dobrze. - Megan zatrzasnęła drzwi szafki.
- Tyle Ŝe... Hailey to osoba, w której lepiej nie mieć wroga - powiedziała Aimee, kiedy
ruszyły korytarzem. - Naprawdę.
- Cześć, Miller - zawołała Megan. Dziesiątki uczniów mijały ją w drodze do stołówki.
Wszyscy musieli obchodzić łukiem Millera, który nagle zatrzymał się w samym wejściu. -
Yankees dziś nie grają, prawda? - Tak, są w trasie - powiedział Miller.
- No to moŜe zjemy lunch w środku - zaproponowała Megan. - I tak zanosi się na
deszcz. Megan była pewna, Ŝe on odmówi. Na coś takiego nie był jeszcze gotowy. Ale
chłopak zacisnął zęby i pokiwał głową.
- I tak zanosi się na deszcz - powtórzył i ruszył przed siebie, z głową wysoko
uniesioną, a miną niemal arogancką.
Podszedł do pierwszego z brzegu stolika, odsunął krzesło i usiadł, torbę tuląc na
kolanach. Megan ledwie wierzyła własnym oczom. O rany, naprawdę robimy postępy.
Postawiła swój plecak na podłodze przy krześle naprzeciwko Millera. - Przynieść ci
lunch? - spytała. JuŜ i tak wyglądał, jakby ledwie sobie radził z sytuacją. - Tak, poproszę. -
Zerknął niepewnie na Megan. - Hamburger, cola bez lodu, ciastko z kawałkami czekolady.
Megan uśmiechnęła się szeroko. - Dla mnie bomba. Zaraz wracam. Nie ruszaj się stąd.
Miller spojrzał w lewo, w prawo, jakby sprawdzał, czy nikt przy nim nic usiądzie.
Megan była całkiem pewna, Ŝe chłopak nie ruszy się stamtąd, chyba Ŝe go ktoś weźmie razem
z krzesłem i odniesie na bok. Pobiegła do kolejki przy bufecie, co chwila oglądając się przez
ramię i sprawdzając, czy Miller nadal tam siedzi. Kilka dziewczyn z pierwszej klasy, które
zazwyczaj siadały przy stole zawładniętym przez Millera, rzuciło na niego okiem i poszło
szukać sobie innego miejsca.
Megan postawiła tacę przed Millerem i pozwoliła mu zająć się jedzeniem.
Poprzestawiał wszystko tak, jak lubił, a potem spojrzał na swój lunch i westchnął. - Fajnie tu
w środku, prawda? - zagadnęła Megan. - Głośno. - Nie tak głośno, jak nastawiasz radio.
Miller się uśmiechnął. Powoli zdjął plecak z kolan i postawił go obok krzesła po
prawej stronie, tak samo jak Megan po swojej stronie stołu. Ugryzł mały kawałek
hamburgera. Po chwili jego nieznaczny uśmiech stał się całkiem szeroki.
Megan Ŝuła frytkę, bardzo z siebie zadowolona, kiedy do środka wszedł Evan. I juŜ po
zadowoleniu. Szczęki miał mocno zaciśnięte, a oczy zwęŜone w szparki. Wyglądał jak
człowiek, który ma do spełnienia misję.
Stół Hailey stal w środkowym rzędzie w przedniej części stołówki. Jej przyjaciółki
umilkły, kiedy zbliŜył się tam Evan. Wszyscy albo patrzyli na Evana, Ŝeby zobaczyć, co się
stanie, albo celowo gapili się we własne jedzenie, Ŝeby udawać brak zainteresowania. Evan
zatrzymał się przy krześle Hailey. Nie podniosła na niego wzroku.
- Mogę z tobą porozmawiać? - zapytał.
- Jasne. - Hailey odłoŜyła skórkę chleba na tacę, gdzie leŜał juŜ wydłubany z niego
miąŜsz. - Wal śmiało.
- Nie tutaj - powiedział Evan.
Hailey popatrzyła na przyjaciółki, a potem oparła dłonie na blacie i wstała z krzesła.
Evan odstąpił na bok, Ŝeby mogła poprowadzić na dziedziniec. Megan zesztywniała, kiedy
mijali jej stół, ale Ŝadne z nich nawet na nią nie spojrzało.
Świadoma otaczających ją ze wszystkich stron zaciekawionych spojrzeń, Megan
udawała pochłoniętą jedzeniem. Była przekonana, Ŝe kaŜdy w promieniu dwóch stolików
prawdopodobnie czuł gorąco bijące od jej twarzy.
Kiedy tylko drzwi zatrzasnęły się za Evanem i Hailey, paplanina wybuchła ze
zdwojoną siłą.
Chłopcy przy stole obok zaczęli rzucać monetami, zakładając się, czy Hailey pierwsza
pogoni Evana, czy odwrocie. Miller po prostu siedział i w skupieniu pałaszował lunch.
Megan usiłowała się nie gapić na dziedziniec, ale nic mogła nie zerkać kątem oka.
Evan gestykulował jak szaleniec, a Hailey stała bez ruchu z ramionami zaplecionymi na
piersi.
Megan musiała się zdobyć na sporą samokontrolę, Ŝeby powstrzymać uśmiech. Teraz
Evan pewnie mówił Hailey, Ŝe doskonale wie o jej kłamstwie. A po rozmowie będzie mógł
wyjaśnić to nieporozumienie wszystkim swoim przyjaciołom i całej reszcie szkoły. Niedługo
wszystko między Hailey a Evanem będzie raz na zawsze, bezpowrotnie skończone.
Drzwi się otworzyły z nagłym szarpnięciem. Hailey wpadła do środka ze zbolałą miną
i oczami pełnymi łez. Pobiegła w stronę łazienki, a kilka dziewczyn zerwało się od stolika i
ruszyło za swoją przyjaciółką. Megan z walącym sercem podniosła wzrok na Evana,
spodziewając się, ze skinie głową albo się chociaŜ uśmiechnie da jakiś znak, Ŝe jej dobre imię
zostało oczyszczone. Ale kiedy pochwyciła jego spojrzenie, poczuła się tak, jakby w
pomieszczeniu nagle zabrakło powietrza.
Evan patrzył na nią gniewnie. Megan zaczęła wstawać z miejsca, ale w tej samej
chwili Evan zawrócił i wyszedł na dziedziniec.
Gdy wieczorem Megan weszła do swojego pokoju, zastała Caleba miauczącego
czworakach podskakującego na czworakach na jej łóŜku. Na podłodze walał się otwarty,
całkiem nowy tusz, najwyraźniej uŜyty do wymalowania na twarzy chłopca kocich wąsów.
Kiedy Caleb ją zobaczył, roześmiał się tylko i nadal podskakiwał. Megan nie była w nastroju.
Hailey nie pokazała się na treningu. Poza Aimee i Jenną nikt się do niej nie odzywał, a trening
teŜ nie poszedł najlepiej. Teraz musiała na trzy godziny skupić się nad lekcjami, przez cały
ten czas zastanawiając się, gdzie jest Evan i co mu chodzi po głowie - czemu tak źle ją
potraktował podczas lunchu, a potem przez całą resztę dnia jej unikał.
- Caleb! Wynocha! - powiedziała, nie zamykając drzwi.
- Miau? - odezwał się i znieruchomiał, chociaŜ łóŜko jeszcze huśtało się pod nim przez
kilka sekund.
- Wynocha! - krzyknęła.
Caleb zeskoczył na podłogę, znów stanął na czworakach i zaczął ocierać się głową o
jej łydki.
Potem zmarszczył czoło, leniwie wysunął się na korytarz i „łapą” przymknął za sobą
drzwi.
Megan uśmiechnęła się mimowolnie. Złapała ręcznik i szlafrok. Właśnie miała iść pod
prysznic, kiedy usłyszała pukanie do drzwi.
- Taa?
- To ja - odezwał się Evan.
Megan szybko rzuciła okiem na lustro, przygładziła włosy i cisnęła swoje rzeczy na
łóŜko.
Ręce jej się trzęsły, kiedy sięgała do klamki.
- Cześć - mruknął Evan i wszedł do pokoju.
- Cześć - odparła. - Co się... ?
- Dlaczego to zrobiłaś? - spytał, stając na wprost niej. - Dlaczego, u diabła, tak
nakłamałaś?
- Co? - spytała osłupiała Megan.
- Przestań udawać, Ŝe nie wiesz, o czym mówię - dodał Evan drwiąco.
- Uh... Okay. Ale ja naprawdę nie wiem - wymamrotała Megan.
- Daruj sobie te miny niewiniątka - prychnął Evan. - Drugi raz się na to nie nabiorę.
- Miny niewiniątka? - powtórzyła zupełnie zdezorientowana.
- Daj spokój. Powiedziałaś Hailey, Ŝe coś nas łączy.
Megan poczuła się tak, jakby ktoś jej przywalił w Ŝołądek kijem do baseballu.
Bezwładnie usiadła na krawędzi łóŜka, bo kolana się pod nią ugięły.
- Co? - zdołała wykrztusić.
- Opowiadała mi, jak do niej podeszłaś i oznajmiłaś, Ŝe powinna się dowiedzieć
prawdy wyjaśnił Evan. - Czy ty w ogóle wiesz, co to słowo znaczy?
Megan zrobiła kwadratowe oczy. On chyba mówił w obcym języku. Nic nie
rozumiała.
- Evan, ja nie mam zielonego pojęcia, o co chodzi - wycedziła powoli.
- JuŜ ci wierzę - uciął Evan. - Powiedziałaś Hailey, Ŝe się z tobą całowałem. BoŜe!
Myślałem, Ŝe jesteś taka fajna! A ty się zachowujesz jak psychopatka. Dlaczego to zro...?
- Zaraz, zaraz, zaraz! - Megan przerwała mu ten potok bzdur drŜącym głosem. -
Zatrzymaj się na sekundkę, dobrze? Ja nic takiego nie zrobiłam!
- Nic takiego nic zrobiłaś - powtórzył Evan ironicznie.
- Nie.
- A więc chcesz mi wmawiać, Ŝe Hailey po prostu sobie to wszystko wymyśliła? -
spytał Evan.
Oczy mu płonęły.
Megan zrobiło się słabo. On jej nie wierzył.
- Chyba tak - powiedziała.
- Kpisz sobie? Naprawdę zamierzasz wszystkiemu zaprzeczać, patrząc mi w oczy? -
krzyknął Evan. - Do diabła, niby z jakiego innego powodu Hailey miała przespać się z
Dougiem?
- Nie wiem! - odkrzyknęła Megan. - Ale ja nawet z nią nie rozmawiałam!
Evan spojrzał na Megan oczyma przepełnionymi Ŝalem, zmieszaniem i
niedowierzaniem.
- śałuję, Ŝe moi rodzice pozwolili ci tu zamieszkać - powiedział na koniec. - Chcę,
Ŝebyś się trzymała ode mnie z daleka.
Megan serce rozdzierało się na pół.
- Evan, zaczekaj...
Evan odwrócił się, wyszedł z pokoju i zatrzasnął drzwi przed jej nosem.
Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakręcona@rockin.com
Temat: Przewodnik po chłopakach
Megan przewodnik po chłopcach
Zapis dziewiąty
Uwaga nr 1: Chłopcy są beznadziejni.
ROZDZIAŁ 12
Megan wygładziła przód ciemnogranatowego T - shirta i wzięła głęboki oddech, Ŝeby
uspokoić nerwy. Pół nocy nie spała, ale nie czuła zmęczenia. Najwyraźniej adrenalina robiła
swoje. Za kaŜdym razem, kiedy Megan przypominała sobie, jak Evan popatrzył na nią
poprzedniego wieczoru, czuła mdłości.
Po prostu powiedz mu, Ŝe musisz z nim porozmawiać. Co masz do stracenia?
Ale nie chciała nawet się nad tym zastanawiać. W sumie miała do stracenia mnóstwo
rzeczy.
Zacisnęła oczy w przypływie panicznego lęku.
Złapała plecak i wyszła na korytarz z wysoko podniesioną głową. W kuchni zastała
tylko Iana i Caleba.
- Gdzie się wszyscy podziali? - spytała chłopców wstawiających swoje miseczki po
płatkach do zlewu.
- Pojechali.
- Jak to: pojechali? - spytała Megan.
- Do szkoły - odparł łan bezbarwnym tonem. - Chodź, Caleb. Spóźnimy się na
autobus.
Caleb złapał swój plecak ze Spidermanem i obaj chłopcy ruszyli do wyjścia. Megan
poszła za nimi i wystawiła głowę za drzwi. Podjazd był pusty. Nagle poczuła znuŜenie i
pustkę.
- Okay, nie ma sprawy - mruknęła pod nosem. - Po prostu trochę się spóźnię.
Wyciągnęła z szopy swój rower. Kiedy postawiła go na ziemi, wydał metaliczny
odgłos. Miał przebite opony. Chłopcy wypowiedzieli jej wojnę.
Megan westchnęła i noga za nogą powlokła się wzdłuŜ garaŜu, w stronę ulicy.
- Po prostu bardzo się spóźnię.
- Hej!
Megan zatrzymała się przy końcu podjazdu. Sean stał przy frontowych drzwiach z
parującym kubkiem w ręku. Miał na sobie czarny T - shirt i dŜinsy, a brązowe włosy jak
zwykle nastroszone najeŜa. Podbródek i policzki pokrywał mu ciemny zarost.
- Cześć - odezwała się niepewnym tonem.
- Idziesz piechotą?
- Na to wygląda - odparła Megan.
- Spóźnisz się.
- Na to wygląda - powtórzyła.
- Podrzucę cię - zaproponował.
- Naprawdę?
Czy do Seana nie dotarła ogólnodomowa akcja wymraŜania Megan?
- Idź po kask - powiedział Sean.
Z początku trochę dziwnie się czuła, siedząc okrakiem na motorze i obejmując Seana,
z którym zamieniła wszystkiego kilka słów. Ale im dalej odjeŜdŜali od domu, tym bardziej
Megan się odpręŜała i cieszyła przejaŜdŜką. Sean odwalił kawał porządnej roboty z tym
motorem. Ledwie dodawał gazu, a i tak słyszała i czuła moc silnika. Skręcił, nie zmniejszając
prędkości.
Megan odruchowo ścisnęła go mocniej.
- Przepraszam! - wrzasnął Sean. - Nie przywykłem do pasaŜerów!
- Nie ma sprawy! - odkrzyknęła Megan. - Ile tu jest amortyzatorów?
- Dwa z przodu i jeden tylny - odparł Sean po chwili wahania.
- To czuć - stwierdziła Megan. - PokaŜesz mi kiedyś dane techniczne?
- Taa. Jasne. - odparł Sean.
- A z którego roku jest silnik? Dziewięćdziesiąty siódmy? Dziewięćdziesiąty ósmy?
- Dziewięćdziesiąty ósmy. Ale włoŜyłem kilka nowszych części - odparł Sean jakby
speszony.
Megan to nie dziwiło. Niewiele dziewczyn znało się na motorach tak jak ona.
Sean zatrzymał harleya przed Liceum Baker. Nieliczni uczniowie jeszcze kręcili się
przed wejściem, bezczelnie ignorując późną porę, a kilka osób pędem nadbiegało od strony
parkingu Ŝeby zdąŜyć przed dzwonkiem.
- Dzięki wielkie - Megan zdjęła kask i przełoŜyła nogę nad tyłem motoru.
- Znasz się na harleyach - stwierdził Sean.
- Taa, pomagałam tacie wyremontować dwa, w zeszłym roku - pochwaliła się Megan,
- Oba musiał sprzedać przed wyjazdem do Korei, ale były naprawdę fajne.
- Umiesz jeździć? - spytał Sean.
- Mam tymczasowe prawko na motor - powiedziała, przygładzając włosy. - No cóŜ,
waŜne w Teksasie.
Sean pokiwał głową i spojrzał na Megan chyba po raz pierwszy, odkąd go spotkała.
- Zabiorę cię któregoś dnia, przejedziesz się - zaproponował.
- Taa? Nie trzeba...
- Zabiorę cię któregoś dnia, przejedziesz się - powtórzył Sean z rozbawionym
uśmiechem. - Lepiej juŜ zmykaj.
Megan się uśmiechnęła.
- No cóŜ, dzięki raz jeszcze.
Zaczęła wbiegać po schodach w tym samym momencie, kiedy reszta uczniów
kręcących się przy wejściu teŜ uznała, Ŝe juŜ czas wejść do środka.
- Hej! - zawołał Sean, odpalając silnik.
Megan obejrzała się za siebie, wymachując kaskiem trzymanym w ręce.
- Nie daj się moim braciom - zawołał Sean. - To banda pacanów.
Znów się uśmiechnęła. Sean odjechał pędem.
Miller ruszył się spod ściany przy drzwiach stołówki, kiedy Megan podeszła. Nie
mogła się juŜ bardziej zdziwić, widząc, Ŝe na nią czeka, nawet gdyby stał tam nago. - Cześć,
Miller - powiedziała.
- Cześć - odparł i ruszył za nią do stołówki. - Znów jemy w środku?
Megan przystanęła i się rozejrzała. Ria, Pearl i Jenna juŜ siedziały przy stole.
Wszystkie trzy przez cały dzień ostentacyjnie ją ignorowały. Finn zajmował miejsce w
przeciwległym kącie sali ze szkicownikiem otwartym przed sobą, plecami do drzwi. Kilka
koleŜanek Hailey gapiło się na nią pogardliwie. Evana nigdzie nie było widać.
Czemu Evan McGowan miałby się zadawać akurat z nią, tego juŜ zupełnie nic
rozumiem - szepnęła głośno jakaś dziewczyna do koleŜanki, mijając Megan. - Czy ona w
ogóle spogląda czasem w lustro? - dorzuciła tamta.
- Nie, lepiej wyjdźmy na zewnątrz - zwróciła się Megan do Millera. - Dzisiaj jest
piękna pogoda.
- Taa. Dzisiaj jest piękna pogoda - powtórzył Miller i pokiwał głową. Poszedł przodem
w stronę dziedzińca. Megan i Miller zostawili swoje rzeczy na zewnątrz i wrócili do bufetu.
Dwie dziewczyny stojące w kolejce przed Megan cały czas rozmawiały przyciszonym tonem,
a potem roześmiały się demonstracyjnie. Megan zapłaciła za lunch i znów wyszła zewnątrz. -
Po co ci to? - Miller wskazał kask motocyklowy.
- Och, nie chciał się zmieścić do szafki - wyjaśniła Megan potrząsając butelką
mroŜonej herbaty. Potem zamilkła i spojrzała na chłopaka z szeroko otwartymi oczami. - Hej!
Właśni zadałeś mi pytanie!
Miller zarumienił się i wzruszył ramionami, wbijając wzrok w tacę. - Ćwiczyłem.
- Naprawdę? - Megan przepełniła duma. - Miller! To fantastyczne!
- Co takiego?
Megan i Miller podnieśli wzrok i zobaczyli Aimee, która stała obok ich stolika ze
swoją tacą.
Megan widziała przyjaciółkę poraź pierwszy tego dnia. Aimee miała włosy podpięte z
boków spinkami i jasnoniebieską bluzkę, która podkreślała kolor oczu.
- Och... nic, nic. Pracujemy razem nad pewnym projektem - wyjaśniła Megan, trochę
podenerwowana. Biorąc pod uwagę Ŝe przez cały dzień kaŜdy jej unikał, odebrała to jako
przyjemną niespodziankę. - A co ty tu robisz?
- Och, jest tak słonecznie... Pomyślałam, Ŝe zobaczę, jak się tutaj siedzi. - Aimee
rozejrzała się wkoło, jakby nigdy przedtem nie widziała dziedzińca na oczy. - Miłe miejsce.
Megan zrobiło się ciepło na sercu. Wymieniły z Aimee uśmiechy.
- To jak, moŜna...? - spytała Aimee, zerkając na Millera, który pracowicie ustawiał
jedzenie na tacy.
- Miller, czy nie będzie ci przeszkadzało, jeśli Aimee z nami usiądzie? - spytała
Megan.
- Aimee? - powtórzył Miller.
- Taa. to moja przyjaciółka. Aimee - powiedziała Megan.
- Cześć - odezwała się Aimee.
- Cześć - odparł Miller, nie podnosząc wzroku.
- Załatwione. Siadaj - szepnęła Megan do dziewczyny.
Kiedy tylko Aimee usiadła, Megan poustawiała wszystko W na jej tacy we właściwej
kolejności. Aimee patrzyła na przyjaciółkę przez chwilę, wzruszyła ramionami i sięgnęła po
kanapkę.
- No i jak ci się podoba w nowej szkole? - zapytała Aimee z nutką ironii w głosie.
- Och, jest po prostu cudownie! - odparła Megan, podchwytując ten ton. - Wszyscy są
tu tacy mili!
- No cóŜ, przynajmniej niektórzy - powiedziała Aimee. - prawda, Miller?
Chłopak nie odpowiedział. Zacisnął dłonie pod stolikiem i wpatrywał się w nietknięte
jedzenie. Aimee niepewnie zerknęła na przyjaciółkę. Megan odłoŜyła widelec i odchrząknęła.
- Hej, Miller, a moŜe zapytasz o coś Aimee? - zaproponowała Megan. - No wiesz, tym
sposobem z baseballem...
Miller spojrzał na Megan. Miał minę spłoszonego królika w klatce, ale Megan
rozpoznała ślad nadziei pod tą nerwowością. Miller naprawdę chciał sobie z tym poradzić.
- No juŜ, spytaj o cokolwiek - zachęciła. - Ona jest naprawdę mila. Przysięgam.
Miller zgarbił się w idealnie okrągłe C, ale był aŜ sztywny z napięcia. Wpatrując się w
blat stolika, wziął głęboki oddech.
- Kapitan druŜyny New York Yankees, Thurman Munson, zginął w katastrofie
samolotowej w 1979 roku - powiedział szybko. - Chodzisz z Megan do klasy?
Aimee miała lekko zdziwioną minę, ale dość prędko wzięła się w garść.
- Hm... taa - odparła.
Megan wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Kapitan druŜyny New York Yankees, Derek Jeter, wygrał swoją pierwszą Złotą
Rękawicę w 2004. Lubisz baseball? - mówił dalej Miller.
Aimee roześmiała się, spoglądając pytająco na Megan, ale przyjaciółka tylko
wzruszyła ramieniem. Aimee po prostu się przekona, Ŝe Miller jest taki sam jak wszyscy.
Powoli, ale systematycznie.
- W sumie tak - odparła Aimee. - Jestem kibicem Oakland A. MoŜe to dziwne, ale mój
tata dorastał w północnej Kalifornii i...
- A wiesz, Ŝe członek Panteonu Sław, Reggie Jackson, grał dla Oakland A przez
dziewięć lat? - spytał Miller, po raz pierwszy spoglądając na Aimee.
- Nie... Tego nie wiedziałam - odparła Aimee z uśmiechem. - Człowiek codziennie się
uczy czegoś nowego.
Megan teŜ się uśmiechnęła.
- Taa, to prawda - przyznała.
Tego wieczoru Megan wyszła ze swojego pokoju, akurat gdy Evan pojawił się u
szczytu schodów. Oboje przystanęli. Przez ułamek sekundy Megan była pewna, Ŝe Evan coś
powie, ale on ją minął i poszedł do siebie do pokoju. Zatrzasnął drzwi tak mocno, ze poczuła
wstrząs całym ciałem. Zawróciła na pięcie, zaciskając dłonie w pięści, i gniewnie spojrzała na
drzwi do pokoju Evana. Miała ochotę walić w nie tak mocno, aŜ je wyrwie z futryny. PrzecieŜ
on miał być ideałem.
Na podwórku rozległ się jakiś hałas. Megan podkradła się do końca korytarza, Ŝeby
wyjrzeć przez okno. Drzwi do szopy właśnie się zamykały.
Finn był tak samo beznadziejny, jak jego brat. On teŜ dzisiaj rano porzucił ją
własnemu losowi i nawet słowem nie odezwał się na hiszpańskim, chociaŜ sam nie poradziłby
sobie z testem.
Megan zawróciła i zbiegła po schodach. MoŜe za bardzo się bała wygarnąć Evanowi,
ale Finn... Zaraz powie temu chłopakowi, co o nim myśli.
- Wszyscy jesteście beznadziejni! - krzyknęła Megan, szarpnięciem otwierając drzwi
szopy Finn opuścił rękę. Pędzel zostawił smugę pomarańczowej farby na nogawce dŜinsów, a
potem upadł na podłogę.
- Słucham? - wymamrotał zdezorientowany chłopak.
- Ty! Jesteś beznadziejny! - gotowała się ze złości Megan.
- JuŜ o tym rozmawialiśmy. Wiem, ze jestem do niczego.
- Nie chodzi mi o twoją sztukę. Wy! Wy faceci! - wrzeszczała Megan.
Finn zamrugał.
- No niejako facet jestem całkiem w porządku.
- Och, przestań! - Megan stanęła naprzeciwko niego i wyprostowała się. - O co wam
chodzi?
Powariowaliście? Czy juŜ się tacy urodziliście? A moŜe wasze mózgi są niedotlenione
od zakładania nelsonów, co?
- Megan, lepiej sobie usiądź. - Finn ostroŜnie wyciągnął ręce w jej stronę. Trzymając
ją na odległość ramienia, poprowadził do starej ławki i popchnął łagodnie, aŜ musiała usiąść. -
A teraz mów. Chodzi o Hailey i Evana?
N - ie! O ciebie! Zostawiłeś mnie dziś rano - powiedziała Megan. - A w moim rowerze
były przebite opony Wy mi, cholera, poprzebijaliście opony! Co to ma być? Szpital
McGowanów dla niebezpiecznych przestępców?
- Hej, hej, hej! - wtrącił się Finn. - Po pierwsze, ja cię dzisiaj rano wcale nie
zostawiłem. Evan mi powiedział, Ŝe chcesz pojechać do szkoły na rowerze.
- Taa, jasne - mruknęła Megan.
- Tak powiedział!
- No cóŜ, ale ode mnie tego nie usłyszał - odparła Megan, z trudem przełykając ślinę.
Na samą myśl, Ŝe Evan specjalnie wprowadził brata w błąd, wywracał jej się Ŝołądek. -
Chyba wszyscy w tej okolicy oszukują.
- Znów muszę stanąć we własnej obronie. - Finn wytarł ręce w starą szmatkę do
czyszczenia pędzli i zaplótł ramiona na piersi. - Czyja cię kiedykolwiek okłamałem?
Megan popatrzyła na niego.
- Nie. A przynajmniej nic o tym nic wiem - mruknęła, odwracając oczy.
- Okay, to juŜ coś. - Finn podsunął sobie stołek. - A teraz, bądź tak uprzejma i wyjaśnij
mi, co tak naprawdę zaszło na piątkowej imprezie.
- O rany. Chyba Ŝartujesz - zawołała z ironią Megan. - Ktoś chce usłyszeć moją wersję
tej historii?
- Tak - odparł Finn. - Ja chcę.
Megan wzięła głęboki oddech i usiadła prosto.
- Okay zobaczyłam, ze Hailey i Evan kłócą się ze sobą, a potem Evan poszedł do
pokoju bilardowego. Po jakimś czasie szukałam łazienki i przez pomyłkę trafiłam do pokoju,
gdzie na łóŜku leŜał Evan. Usiadłam obok niego i spytałam, co się dzieje Po prostu
rozmawialiśmy.
Nagle do środka wpadła Hailey, zobaczyła nas i dostała szału. Wybiegliśmy za nią, ale
zniknęła w tłumie. Wtedy Evan wyszedł z imprezy i to wszystko.
- To wszystko - powtórzył Finn.
- Właśnie tak! - potwierdziła Megan, niemal krzycząc - Godzinę później do Aimee i
do mnie podeszła Jenna i powiedziała, Ŝe przed chwilą widziała, Ŝe Doug i Hailey uprawiają
seks w lasku. Nic więcej nie wiem.
- Okay, niech jak sobie wszystko poukładam. Byłaś na łóŜku z Evanem... - zaczął od
początku Finn.
- I co z tego? - Megan przewróciła oczami. Zarumieniła się.
- Siedziałam tam całe pięć sekund.
- Więc Hailey niczego nic zobaczyła - stwierdził Finn.
- Nie miała czego.
- A ty jej nie powiedziałaś, ze między tobą a Evanem coś zaszło.
- Nie!
- Wierzę ci - oznajmił Finn i wstał.
- Naprawdę? - spytała Megan zaskoczona. - Nawet nie chcesz sobie tego przemyśleć?
- A o czym ni myśleć? - Finn podniósł z podłogi pędzel - Jesteś porządną, uczciwą
dziewczyną i wyraźnie się tym wszystkim martwisz. Evan i Hailey Ŝyją takimi
dramatycznymi sytuacjami. Jako ekspert znający wszystkie zainteresowane strony uwaŜam,
Ŝe bez własnej winy, przypadkowo zostałaś wciągnięta przez tajfun zwany „Evan i Hailey”.
Zanurzył pędzel w wodzie i pokręcił nim, oglądając się przez ramię na Megan - Nadal
sądzisz, Ŝe jestem beznadziejny?
Megan się uśmiechnęła.
- JuŜ trochę mniej.
- Słuchaj... Finn westchnął głęboko. - Evan zmieni zdanie.
- Tak myślisz?
- Taa, na pewno.
Megan bardzo chciała uwierzyć Finnowi. PrzecieŜ znał Evana o wiele lepiej niŜ ona.
Ale nadal nie mogła zapomnieć zdesperowanej miny Evana i tego, jak mówił, Ŝeby trzymała
się od niego z daleka. Zdecydowanie nie wyglądał, jakby zamierzał zmienić zdanie w tej
sprawie.
- Ale z Dougiem tak łatwo nie pójdzie - dorzucił Finn.
Megan głośno wciągnęła powietrze.
- Wiesz, co mnie dziwi? Prawne jestem w stanie zrozumieć, czemu Doug to zrobił -
powiedziała.
- Hę?
- No bo jeśli najseksowniejsza dziewczyna w szkole rzuca ci się w ramiona i mówi, Ŝe
zerwała ze swoim chłopakiem... A oboje jesteście nieźle pijani...
Finn zmarszczył brwi, odkładając pędzel do wyschnięcia.
- Gadasz jak facet - stwierdził wyraźnie zdziwiony.
- Ja tylko dostrzegam rzeczy oczywiste - odparła.
- No cóŜ, posłuchaj, chciałbym tylko, Ŝebyś wiedziała, Ŝe nie wyjechałbym do szkoły
dziś rano bez ciebie, gdybym nie rozmawiał z Evanem - powiedział Finn.
Zaglądając mu w oczy, Megan nie mogła uwierzyć, Ŝe choć przez chwilę
podejrzewała Finna o tak niegodziwe zachowanie.
Finn to przecieŜ Finn.
- Więc jutro zawiozę cię do szkoły - dodał.
- Nie, dzięki - odparła Megan, myśląc o tym, jak lodowato potraktował ją Evan przed
chwilą.
- Przez jakiś czas będę jeździła rowerem.
- Mówiłaś, Ŝe ktoś ci poprzecinał opony - zauwaŜył Finn.
- Racja, muszę to naprawić. - Megan wstała. - Macie pompkę??
- Gdzieś jest - powiedział Finn. - Pewnie w garaŜu. Pomogę ci znaleźć.
- Fajnie. - Megan pierwsza wyszła z szopy. - I jak, kogo powinnam za to obwinie?
- Za szczeniackie jak na Evana - ocenił Finn, stając z boku kiedy Megan
wyprowadzała rower.
- Chciałbym teŜ móc powiedzieć, Ŝe to zbyt niedojrzałe jak na Douga, ale kto się
nabierze? Najlepiej obstawić, Ŝe to on albo Ian.
Megan westchnęła.
- No cóŜ, przynajmniej wiem, kim są moi wrogowie.
- I, mam nadzieję, kto jest twoim przyjacielem - dodał Finn.
Jego uśmiech dotknął jakiejś czułej strony w jej duszy. Spuściła oczy i poprowadziła
rower przez trawnik.
- Dzięki.
Megan i Finn właśnie dochodzili do drzwi garaŜu, kiedy ich uwagę zwrócił
dobiegający z ulicy pisk opon. Megan oparła rower o ścianę. Weszli na podjazd akurat w
chwili, gdy Doug nurkował głową naprzód na tylne siedzenie odpicowanej hondy civic. Miała
neonowe podświetlenie podwozia i felgi, które pewnie kosztowały więcej niŜ sam samochód.
Megan zmarszczyła nos, czując dym walący z okien hondy. Kilku pasaŜerów zaczęło
wiwatować i coś krzyczeć, kiedy silnik zaryczał. Samochód odjechał. Mimo znaku stopu
poślizgiem wszedł w zakręt i zniknął w oddali. - Nic dobrego z tego nie będzie - stwierdził
Finn, na głos wyraŜając to, co pomyślała Megan.
- Na pewno nie chcesz, Ŝeby cię podwieźć, Megan? - spytała Regina następnego
ranka, chowając portfel i okulary słoneczne do torebki.
Megan siedziała przy śniadaniu naprzeciwko Caleba i Iana.
Po jej prawej stronie Sean sączył kawę i czytał Szklane miasto Paula Austera. Megan
pomyślała, ze później sprawdzi w sieci, co to za ksiąŜka.
- Nie, dzięki. W sumie lubię jeździć na rowerze - powiedziała Megan.
- Okay. Ale jak zmienisz zdanie... - Zerknęła na zegarek i trochę nerwowo poprawiła
pasek torebki. - Doug! Jedziemy! Spóźnię się do pracy!
- Drukuję! Nie wyskakuj z gaci! - odkrzyknął Doug z głębi domu.
Regina spojrzała na Megan.
- Czy on mi właśnie powiedział, Ŝebym nie wyskakiwała z gaci?!
- Chyba tak - odparła Megan i puściła do Reginy oko.
- Ten chłopak ma szczęście, Ŝe go nie wychowuje moja matka - stwierdziła Regina. -
Wybiłaby mu wszystkie zęby.
- Co on tam robi? spytała Megan.
- Sprawdza komputerowym słownikiem swoje wypracowanie o Szkarłatnej literze -
poinformowała Regina. - Ale i tak powinnam się cieszyć, Ŝe w ogóle odrabia lekcje. W
zeszłym roku wychowawczyni ciągle narzekała, Ŝe Doug marnuje swoje zdolności.
- Naprawdę? spytała Megan.
- Doug jest rodzinnym bystrzakiem - wyjaśnił obojętnym tonem Sean.
- Nie on jeden - odpaliła Regina, patrząc na Seana znacząco.
Złapała kluczyki.
Sean zignorował uwagę matki i nabrał sobie potęŜną łyŜkę musu czekoladowego.
- Doug! - krzyknęła Regina.
- Cierpliwości, kobieto - wrzasnął Doug, truchtając korytarzem w ich stronę. W
porannym świetle wyraźnie było widać, Ŝe ma podbite oczy. Wcisnął wydruk do torby i
mijając matkę, wyszedł na werandę, gdzie juŜ czekał Miller.
Regina wzięła głęboki oddech.
- BoŜe, daj mi spokój ducha, abym umiała zaakceptować to, czego nie potrafię
zmienić... - mruknęła i poszła za synem. - Sean! Upewnij się, Ŝe chłopcy zdąŜą na autobus!
- Na razie - powiedziała Megan. Wstała i wstawiła swoją miseczkę do zlewu.
- Taa - mruknął Sean.
Megan wsiadła na rower i popedałowała do szkoły, myśląc o wymianie uwag między
Seanem a Reginą. Jeśli Doug i Sean rzeczywiście byli rodzinnymi bystrzakami, to Megan
mogła sobie wyobrazić frustrację ich rodziców. Doug cały czas mazał po spodniach i wrednie
się zachowywał, a Sean wiecznie grał na gitarze albo zajmował się motocyklem.
Kiedy Megan mijała szkolny parking, zauwaŜyła grupkę osób stojących pod zachodnią
ścianą Liceum Baker. Zahamowała i zmruŜyła oczy, patrząc pod słońce. Ktoś wymalował
mur niebieską i srebrną farbą. Z tej odległości nie mogła zobaczyć szczegółów rysunku, ale
zajmował niemal całą wolną powierzchnię.
- Co się dzieje? - spytała rudego dzieciaka, który ustawił obok swój rower.
- Musisz to zobaczyć - odparł. - Cholernie warto.
Megan zmarszczyła brwi, kiedy dzieciak ruszył w stronę zbiegowiska. Zapięła zamek
roweru.
Nagle ktoś przesłonił słońce.
To był Finn. Minę miał marną.
- Co? - spytała.
- Mówiłem ci, Ŝe nie będzie z tego nic dobrego.
Megan wstała ogarnięta wielkim niepokojem. Popatrzyła za plecy chłopaka, w
kierunku szkoły.
- O nie... - wymamrotała.
- O tak - mruknął Finn.
Razem wspięli się pod górę i dołączyli do zbiegowiska. Nauczyciele, uczniowie,
pracownicy administracji, woźni - wszyscy gapili się, śmiali albo kręcili głowami. Wielkimi
niebieskimi i srebrnymi literami wypisano słowa: BAKER DO DUPY.
A pod spodem znajdował się naprawdę bardzo dobry rysunek znanej postaci aniem,
obsikującej kurtkę reprezentacji Liceum Baker.
- No cóŜ, mogli narysować coś znacznie gorszego - stwierdziła jakaś dziewczyna
stojąca przed Finnem.
Kilka osób roześmiało się, a Megan i Finn wymienili spojrzenia.
Megan zrozumiała teraz, dokąd Doug wybrał się poprzedniego wieczoru. Nie miała
teŜ wątpliwości, Ŝe wszyscy uczniowie i nauczyciele szybko zwrócą uwagę na własnoręcznie
ozdabiane ubrania Douga.
Od: Strzelec5525@yah00.com
Do: Zakręcona@rockin.com
Temat: Przewodnik po chłopakach
Megan przewodnik po chłopcach
Zapis dziesiąty
Uwaga nr 1: Chłopcy mają mocno niedojrzałe sposoby na pokazywanie, co myślą.
Na przykład pozbawiają cię moŜliwości dojazdu do szkoły.
Albo przecinają ci opony roweru. Albo malują sprayem graffiti z postaciami, które sikają.
Uwaga nr 2: Chłopcy potrafią cię uspokoić samym tonem głosu.
A przynajmniej Finn to umie.
ROZDZIAŁ 13
Megan musiała w myślach podziękować Dougowi i jego kumplom - ich niepoprawna
artystyczna demonstracja zdecydowanie odwróciła uwagę od jej rzekomych wybryków. Przez
cały dzień wszyscy mówili wyłącznie o graffiti na murze szkoły. Kto to zrobił? Ktoś z
konkurencyjnej szkoły? Jak im się udało dostać tak wysoko? Wszyscy zapomnieli, Ŝe Megan
Meade w ogóle istnieje.
Na korytarzu szumiało od plotek, kiedy Megan i Finn wyszli z klasy po hiszpańskim.
Po drugiej stronie korytarza czekała na nich Aimee.
- Co słychać? - spytała Megan.
- Namierzają podejrzanych - poinformowała Anemie. - Betsy wyciągnęła z
trygonometrii Chada Linusa w samym środku klasówki.
- O cholera! - Finn stanął jak wryty, kiedy weszli do głównego holu.
- Co? - Megan podąŜyła za jego wzrokiem.
Kilka drzwi dalej jakiś wysoki facet z szerokimi ramionami, kwadratową szczęką i
okularami z grubymi szkłami wprowadzał Douga do któregoś pokoju biurowego. Facet
wglądał jak Frankenstein bez kołków w szyi.
- Kto to jest? - spytała Megan. - Wicedyrektor - odparła Aimee. - Doktor Frank. -
śartujesz... - Megan spojrzała z powątpiewaniem na przyjaciółkę. - A co, nieźle pasuje
nazwisko do osoby - wtrącił się Finn.
Doug wbijał wzrok w ziemię, wchodząc do gabinetu. Wyglądał jak dzieciaczek, który
ze wszystkich sił stara się odgrywać twardziela. Ogarnęło ją współczucie dla Douga, ale
jednocześnie miała ochotę podejść do niego i dać mu klapsa. Naprawdę uwaŜał, Ŝe nie
zostanie przyłapany?
- Idę tam. - Finn ruszył korytarzem.
- Co? Dlaczego? - spytała Megan. - Co oni teraz zrobią?
- Nie wiem, ale to mój brat. - Finn wzruszył ramionami. - MoŜe to głupie, ale mam
taką odruchową potrzebę, Ŝeby pomóc dzieciakowi.
- Okay, rozumiem. Naprawdę - powiedziała Megan. - Ale to on wymalował mur.
MoŜe właśnie powinien być ukarany. Sama nie wiem. Mozę to go nauczy rozumu.
Finn wypuścił powietrze z płuc.
- Megan, nie zrozum mnie źle, ale ty nie znasz całej historii.
- Jakiej całej historii? - spytała Megan.
- Z Dougiem - wyjaśnił Finn. - To nie takie proste, jak myślisz. No bo spróbuj dorastać
jako brat bliźniak Millera. W dodatku w otoczeniu pięciu innych braci. On nie jest złym
człowiekiem, rozumiesz? Ale jest...
Megan z wysiłkiem przełknęła ślinę.
- Twoim bratem.
- Taa - powiedział Finn. - Ja nie twierdzę, Ŝe to wszystko usprawiedliwia, naprawdę.
Bo tak nie jest. Ja tylko mówię. Jak to wygląda z jego strony. To nic zabawnego, kiedy
dzieciak tuŜ obok ciebie skupia na sobie całą uwagę otoczenia. A przecieŜ nie moŜesz
przeciwko temu zaprotestować, bo tamten jest chory.
Megan i Aimee wymieniły spojrzenia.
- Okay, ale co chcesz tam powiedzieć? - odezwała się w końcu Megan.
Finn odwrócił się i ruszył w stronę drzwi gabinetu. Westchnął i uniósł oczy do nieba.
- Nie wiem. MoŜe po prostu skłamię, ze wczoraj wieczorem Doug był ze mną -
powiedział.
- Nigdy ci nie uwierzą - stwierdziła Aimee.
- Ona ma rację - wtrąciła Megan. - Jesteś jego bratem. Pomyślą, Ŝe kłamiesz, Ŝeby go
wydostać z tarapatów. - Megan zaczęło bić szybciej serce. Przypomniała sobie wyraz twarzy
Douga po bójce z Evanem. Widziała, jak traktował Iana i Caleba. CóŜ, pod przebraniem
gangsta krył się całkiem przyzwoity dzieciak. Chyba wystarczyło tylko, Ŝeby ktoś to
zauwaŜył.
- Ale moŜe kupią tę historię ode umie.
Sięgnęła do klamki drzwi, ale Finn złapał ją za ramię.
- Megan...
- Daj spokój, Finn. Ja nie mam Ŝadnego powodu, Ŝeby go ochraniać, prawda? -
powiedziała Megan.
Finn się zamyślił.
- Ale ty przecieŜ nie cierpisz Douga. Więc... czemu to robisz?
- Nazwijmy to zboczeniem - zaŜartowała. - Nie lubię patrzeć, jak moi przyjaciele się
martwią.
Finn uśmiechnął się, a Megan serce zabiło. Otworzyła drzwi i weszła do gabinetu, a
potem wystawiła głowę na korytarz. Oczywiście mówiłam o twoim zmartwieniu, nie jego
zmartwieniu.
Finn się roześmiał.
- Idź juŜ.
Drzwi zamknęły się za Megan. Doug siedział pod ścianą, na starej, krytej skajem
kanapie.
Podniósł wzrok, kiedy Megan weszła do środka. Na kolanach miał stos ksiąŜek. Na
kaŜdej było mnóstwo jego oryginalnych rysunków. Megan cmoknęła z niesmakiem i złapała
ksiąŜki, siadając obok niego.
- Wiesz co, jak na rzekomo bystrego faceta, nie myślisz za szybko - powiedziała
Megan, rozpinając plecak.
- Co robisz? spytał Doug.
- Ratuje ci tyłek. - Megan wyjęła kilka własnych, czystych podręczników i połoŜyła
Dougowi na kolanach, a potem schowała jego ksiąŜki do swojego plecaka. - Gdzie twoje
wypracowanie o Szkarłatnej literze? - spytała.
- Co? Powaliło cię.
- Gdzie je masz? - spytała jeszcze raz Megan.
Chłopak skrzywił się, pochylił i wyciągnął kartki z jednego ze swoich zeszytów.
Megan ułoŜyła wydruki na stosie ksiąŜek, a potem zapięła swój plecak.
Z wewnętrznego gabinetu wyjrzał doktor Frank.
- A to kto? - spytał, patrząc na Megan.
- Jestem tu jako świadek - Megan wstała.
- Nie potrzebuję twojej pomocy, yo! - Doug równieŜ wstał.
Megan z ulgą zauwaŜyła, Ŝe przynajmniej zostawił swoje pomazane rysunkami
spodnie w domu. Teraz miał na sobie czyste dŜinsy, choć trochę postrzępione.
- Taa, jasne - mruknęła Megan. Wyciągnęła rękę do doktora Franka, który uścisnął ją
po chwili totalnego zaskoczenia. - Jestem Megan Meade. Chodzę do Baker od tygodnia -
dodała.
- Wiem, co Doug robił wczoraj wieczorem.
- Ach tak? - Doktor Frank zaplótł długie ramiona na piersi. - No to wejdźcie.
Megan z uśmiechem przeszła obok wicedyrektora, a za nią kroczył Doug, który -
całkiem mądrze i po raz pierwszy od chwili, kiedy Megan go poznała - trzymał buzię na
kłódkę.
Gabinet przypominał loch. Ściany pomalowano na szaro, a na biurku paliła się tylko
lampka ze słabą Ŝarówką. Pionowe Ŝaluzje zostały szczelnie zasunięte, a jedyną ozdobą
gabinetu był oprawiony w ramki dyplom doktora Franka i plakat z biegaczami
długodystansowymi podpisany: DYSCYPLINA.
- Proszę siadać. - Doktor Frank wskazał dwa krzesła stojące przed jego metalowym
biurkiem.
Doug opadł na krzesło. Megan usiadła na skraju drugiego wyprostowana jak struna.
Jedno wiedziała na pewno - jak rozmawiać z surowymi dorosłymi. W końcu dorastała w
otoczeniu oficerów armii - taki wicedyrektor to przy nich drobiazg.
- Na początku chciałbym zaznaczyć, Ŝe kiedy zobaczyliśmy dziś rano graffiti
wykpiwające Liceum Baker, z góry załoŜyliśmy, Ŝe tego czynu dokonali uczniowie szkoły
rywalizują z nami. Ale zanim zwrócimy się do władz z. prośbą o przejęcie śledztwa, musimy
się upewnić, Ŝe sprawca nie chodzi po naszych korytarzach. Rozumiecie, jak bardzo byłoby to
Ŝenujące.
Megan pokiwała głową. Doug zaczął się kręcić na krześle.
- Panie McGowan, wiem o tym z pewnego źródła, Ŝe... postać ozdabiająca naszą
ścianę naleŜy do pańskich ulubionych - mówił dalej doktor Frank, zaplatając dłonie na
brzuchu i wygodniej rozsiadając się w fotelu. - Większość pańskich kolegi, juŜ się przyznała
do współudziału Nie jestem pewien, czy znajdzie się dla niego jakieś usprawiedliwienie,
panno Medea.
- A Facet, daj spokój. Ja nic nie...
- Doug i ja uczyliśmy się razem wczoraj wieczorem. - Megan przerwała chłopakowi,
zanim zdąŜył palnąć coś, czego później by Ŝałował. - Pomagałam mu napisać wypracowanie
na temat Szkarłatnej litery. Mój nauczyciel poświęcił w zeszły roku pół semestru na tę
lekturę, więc znam ją na pamięć. W kaŜdym razie, siedzieliśmy przynajmniej do dwunastej i
Doug juŜ prawie zasypiał, kiedy wychodziłam od niego z pokoju, więc...
- Pomagała ci w pracy domowej? - zwrócił się doktor Frank do Douga.
- Tak właśnie powiedziała - odparł Doug wojowniczo.
Megan westchnęła. Naprawdę niczego jej nic ułatwiał.
- Czy ja mogę zobaczyć to wypracowanie? - poprosił doktor Frank.
- Och! Ja je mam - odparła słodko Megan. - Obiecałam mu, Ŝe jeszcze raz przeczytam
na duŜej przerwie. Wyjęła wydruk z torby i podsunęła doktorowi Franków i. - Tak przy
okazji, wypadło świetnie - zwróciła się do Douga.
Chłopak spojrzał na nią, jakby mówiła po chińsku.
Doktor Frank powoli przewracał stronice. Megan wiedziała, Ŝe on tylko gra na
zwłokę, obmyślając następny ruch.
- A moŜe po prostu próbujesz ochraniać McGowana? - spytał wreszcie doktor Frank.
- Ja? Ochraniać jego? - oburzyła się Megan. - Och, proszę... Po pierwsze, moi rodzice
słuŜą zawodowo w armii i nauczyli mnie nie oszukiwać zwierzchników - powiedziała Megan
powaŜnie. Nauczyli mnie teŜ. Ŝe zawsze trzeba być lojalnym wobec swojej jednostki. - Po
drugie, nie mam Ŝadnego powodu, Ŝeby ochraniać Douga. Nie cierpimy się nawzajem.
- Święta prawda - przyznał Doug.
- Jeśli tak, to czemu pomagałaś mu odrobić lekcje? - spytał doktor Frank. Wyglądał
jak kot, który właśnie połknął kanarka.
- No cóŜ, przecieŜ nie mogę odmówić człowiekowi, który przychodzi do mnie w
potrzebie, z Ŝałosną miną, prawda? - spytała Megan z pobłaŜliwym uśmiechem.
Doug przewrócił oczami. Doktor Frank przyglądał się im przez długą chwilę.
Wreszcie westchnął i oddał wydruk Dougowi.
- No cóŜ, Douglasie, Ŝaden z kolegów nie wspomniał o twoim udziale w tym
incydencie. Ale ja wiem, Ŝe uwielbiasz anime... - Doktor Frank pokręcił głową. - Nie mam
przeciwko tobie Ŝadnych wyraźnych dowodów, więc nic mogę obciąŜyć cię
odpowiedzialnością.
- To do widzenia. - Doug z hurkotem poderwał się z krzesła i ruszył do drzwi.
- Ale...! - zawołał za nim doktor Frank, a Doug przystanął. - Chciałbym powierzyć
tobie i pannie Meade rolę opiekunów grupy wyznaczonej do usunięcia graffiti.
- Co? PrzecieŜ pan słyszał, Ŝe ja nie miałem z tym nic wspólnego - zawołał Doug.
- NiewaŜne, panie McGowan. I proszę mi wierzyć, jeśli nie chce pan, Ŝebym bardziej
dogłębnie zbadał całą tę sprawę, natychmiast przyjmie pan moją wspaniałomyślną propozycję
- powiedział doktor Frank, podnosząc się z fotela. I Megan, i Doug musieli zadrzeć wysoko
głowy, Ŝeby spojrzeć na wicedyrektora.
- Zorganizujcie sobie zespół, a administracja przygotuje środki czyszczące, które będą
na was czekały dzisiaj zaraz po szkole.
- To nie... - zaczął Doug.
- Oczywiście, przyjdziemy - wtrąciła natychmiast Megan, stając w otwartych
drzwiach. - Miło było pana poznać, panie dyrektorze.
Uśmiechnął się po raz pierwszy, obnaŜając rząd bardzo duŜych, Ŝółtych zębów.
- Mnie tez było miło, panno Meade.
- Hej! No i jak poszło?
Finn stał tuŜ obok drzwi do stołówki, do której Megan weszła w chwilę po swojej
rozmowie z doktorem Frankiem. Doug wcisnął Megan stos jej ksiąŜek, odebrał własne i
szybko poszedł w przeciwną stronę. Nawet nie wykrztusił słowa podziękowania.
- Wykręcił się... chyba - powiedziała Megan.
- Co to znaczy? - spytał Finn.
- No cóŜ, nie został zawieszony.
Twarz Finna się rozjaśniła.
- Megan, wspaniale! Dzięki wielkie!
- Taa. tylko Ŝe doktor Frank nie uwierzył nam do końca, więc jesteśmy teraz
odpowiedzialni za akcję usuwania graffiti - dodała Megan Musimy zebrać załogę, która
spotka się dziś po lekcjach.
- Fiuu - Finn zrobił kwaśną minę. - No cóŜ, przyszłaś we właściwe miejsce.
Rozejrzeli się po stołówce, gdzie setki rówieśników siedziały i jadły, na pewno tylko
czekając, Ŝeby się zgłosić na ochotnika do zajęć po szkole.
- Trudno, muszę się tym zająć - mruknęła Megan.
- A co z Dougiem? - spytał Finn.
- Na jego pomoc chyba nic ma co liczyć - odparła Megan, wchodząc do środka. - śycz
mi powodzenia.
- Powodzenia - powiedział Finn z uśmiechem.
Megan wiedziała, Ŝe większość osób nadal nie miała najmniejszej ochoty z nią
rozmawiać ani nawet jej znać, ale nie widziała innego wyjścia. Doktor Frank wydał jej się
człowiekiem dość zasadniczym. Kto wie, jąkają czeka kara, jeśli sobie nie poradzi z tym
drobnym zadaniem?
Postanowiła zacząć od swoich tak zwanych przyjaciółek, które przynajmniej kiedyś
się do niej odzywały.
- Cześć, dziewczyny. - Wpychając ręce w kieszenie dŜinsów, podeszła do stołu od
strony, gdzie siedziała Ria.
Przez chwilę nikt nie reagował. Potem Jenna szybko podniosła oczy znad sałatki
owocowej i odpowiedziała:
- Cześć.
- A więc... tak teraz będzie? - spytała Megan. - Rozeszło się kilka plotek i nagle jestem
jak choroba zakaźna?
Ria westchnęła i przerwała jedzenie. Pearl tylko zrobiła zbolałą minę.
- No cóŜ, niewaŜne. Nie w tej sprawie tu przyszłam. Zbieram grupę ochotników do
usuwania graffiti dziś po południu. Pomyślałam, Ŝe moŜe będziecie chciały się włączyć.
- Niech zmywają ci, którzy pomazali ścianę - parsknęła Ria. - A moŜe to ty zrobiłaś?
- Nie jestem wandalem - odparła Megan.
- A kim? - rzuciła zawadiacko Ria.
- Ria... - odezwała się cicho Jenna.
- Nie, nic się nie stało, Jenna. - Megan zaczęło się robić gorąco. - Wiesz co, Ria? Ja
nie zrobiłam nic z tego, o co jestem posądzana. Ale teraz problem polega na tym, Ŝe nasza
szkoła ostała zeszpecona, więc trzeba to naprawić. I ja się tym zajmę, chociaŜ jestem tu
zaledwie od tygodnia i nie cierpię tej budy.
Ria spuściła wzrok, Wydawała się trochę mniejsza niŜ przed chwilą.
- Wierzcie sobie, w co chcecie, na mój temat - dodała Megan. - Ale mam nadzieję, Ŝe
zobaczę was po szkole.
Odwróciła się i podeszła do następnego stolika. Nie chciała pozwolić, Ŝeby dotknęło ją
zachowanie Rii, ale w sumie była zadowolona, Ŝe tak się stało. Potrzebowała przypływu
świętego oburzenia, Ŝeby stawić czoło reszcie uczniów.
- Cześć, jestem Megan Meade - zaczęła. - Zbieram grupę osób, które pomogą mi
usunąć graffiti...
Ciągnąc swoją mówkę, Megan zauwaŜyła, Ŝe w przeciwległym krańcu stołówki Finn
zwracał się do osób przy stole dla artystycznych typów. Megan pochwyciła spojrzenie chłop:
i się uśmiechnęła. Finn odpowiedział uśmiechem.
Megan szybko znów skupiła się na bieŜącym zadaniu. Musiała wykorzystać tę falę
adrenaliny.
Tego popołudnia Megan zwolniła się z treningu - ku wielkiemu niezadowoleniu
Leonard i poszła pod mur szkoły. Miała tylko nadzieję, Ŝe ktokolwiek się tam pojawi. Nawet
obecność Douga stała pod znakiem zapytania, a w czasie lunchu nikt specjalnie nie zwrócił
uwagi na prośby.
Megan wyszła zza rogu i oniemiała. Finn srał w środku grup: uczniów, w skład której
wchodzili Ria, Jenna, Pearl, Aim i Doug z kilkoma dziewczynami z druŜyny piłki noŜnej.
- Cześć - Megan podeszła do towarzystwa.
- Cześć - odparł Finn z uśmiechem. - Właśnie wyjaśniał wszystkim, co trzeba robić.
U jego nóg stał otwarty plastikowy - pojemnik z jakąś mazią. Były teŜ pudła okularów
ochronnych i szpachli. Pięć drabin opierało się o ścianę.
- Kto ci kazał nadzorować tę akcję? - spytała Megan.
- Woźny Steve - odparł Finn, pocierając dłonie. - Nie chciał na ciebie czekać, więc mi
wszystko przekazał. Mówił coś, Ŝe to jego wieczór na kręgle, nie bardzo pamiętam.
- Okay, no więc co robimy? - spytała Megan.
- Trzeba rozsmarować tę masę po całym napisie i ona ma podobno wessać farbę -
wyjaśnił Finn, przyklękając i zakładając gumowe rękawice. - Kłopot w tym, Ŝe śmierdzi i
marny uwaŜać, Ŝeby się nią nie wybrudzić.
- Świetnie. Widać szalenie bezpieczne zajęcie - powiedziała Megan, wywołując
wybuch śmiechu zebranych. - No to do roboty.
Wszyscy stłoczyli się wokół pudeł ze sprzętem ochronnym i zaczęli się szykować.
Megan znalazła się obok Rii. Podała jej rękawice.
- Dzięki - powiedziała Ria.
- Nie ma sprawy - odparła Megan.
- Wiesz, to naprawdę fajne, Ŝe się tym zajęłaś - odezwała się Ria, wybierając parę
gogli.
PrzecieŜ jesteś ni nowa...
- Taa, szczerze mówiąc, nie zgłosiłam się na ochotnika, ale i tak uwaŜam, Ŝe to waŜne.
- Pewnie. - Ria spojrzała w ziemię, bawiąc się paskiem od gogli. Pokora nie bardzo
pasowała do tej dziewczyny, więc wywoływała w Megan jeszcze większe wzruszenie. - I
przykro mi za tych kilka ostatnich dni. Byłam trochę wredna. Nie wiem, dlaczego uwierzyłam
Hailey.
- Jasne, Ŝe wiesz - powiedziała Megan. - Ze strachu. Chodź. Odwalmy tę robotę,
zanim Leonard nas wszystkie pozabija.
Megan zaczęła się odpręŜać, kiedy zabrała się do pracy. Wszyscy gawędzili
przyjemnie i nikt nie mówił o niej ani o Evanie, ani o Hailey. Słońce świeciło, z boiska i sali
gimnastycznej dobiegały odgłosy róŜnych treningów. Megan ogarnął spokój.
Właśnie kończyła usuwanie kurtki reprezentacji, kiedy Aimee podeszła zamieszać
środek do usuwania farby.
- Widziałam cię dziś na dziedzińcu z Millerem - zagadnęła Megan. - Rozmawialiście?
Aimee się zarumieniła.
- Niezupełnie. Po prostu lubię jego towarzystwo.
- Taa, dlatego Ŝe on nie miele ozorem - odezwał się Doung ochlapując mazią fragment
ściany.
- Umarłabyś z nudów gdyby zaczął gadać.
- Nie zwracaj na niego uwagi - powiedziała Megan do Aimee, próbując nie dopuścić
do siebie gniewu. - On się obraził cały świat.
- Aha, teraz ci się wydaje, Ŝe mnie znasz? - burknął Doug.
- Tak, znam cię - odpaliła Megan. - Jesteś bystry, dowcip zdolny i masz fantastyczną
rodzinę, ale jedyne, co ci się chce robić, to snuć się po świecie i zgrywać ofiarę. To po prosi
wkurzające.
O rany. Skąd mi się to wszystko bierze? Megan miała waŜenie, Ŝe kiedy raz juŜ
zaczęła wyraŜać na głos własne myśli, nie jest w stanie przestać.
Twarz Douga przybrała odcień głębokiej purpury.
- Lepiej się zamknij, suko, bo nie masz pojęcia, o czym gadasz - rzucił.
- Hej! - krzyknął Finn. wchodząc między nich. - Jak ty ją nazwałeś?
- Słyszałeś - powiedział Doug z twarzą wykrzywioną z wściekłości.
- Przeproś, Doug - rozkazał Finn.
- Taa, jasne - mruknął Doug szyderczo.
- Pogięło cię, facet? - spytał Finn. - Wiesz, ze Megan uratowała ci dzisiaj tyłek. Mogli
cię znów zawiesić albo wywalić ze szkoły. Powinieneś jej podziękować.
Megan skrzyŜowała ramiona na piersi i spojrzała na Douga wyczekująco. Na usta
pchał jej się uśmiech, ale starała się nad mm zapanować. Finn i Doug patrzyli na siebie,
podczas gdy wszyscy inni obserwowali ich w napięciu. Peszcie Doug przerwał impas i
zerknął na Megan.
- Dzięki wielkie - powiedział ironicznie. A potem zerwał gumowe rękawice, cisnął je
pod nogi Megan i odszedł wielkimi krokami.
Finn westchnął, spoglądając za bratem.
- Moi rodzice naprawdę powinni poprzestać na mnie.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem i wkrótce znów zabrali się do pracy. Megan
skinieniem głowy podziękowała Finnowi, a on podniósł szpachlę porzuconą przez Douga.
- Naprawdę fajnie, Ŝe mu pomogłaś - odezwał się, wycierając szpachlę z trawy i ziemi.
- Zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak cię potraktował.
- No cóŜ, niedawno usłyszałam kilka rzeczy, które dały mi do myślenia - powiedziała
Megan.
- Ale nadal uwaŜani, Ŝe naleŜy mu się lanie.
- Ale ty nieźle utarłaś mu nosa - stwierdził Finn. - Chyba się nie spodziewał, Ŝe
usłyszy od ciebie, Ŝe jest bystry, dowcipny i zdolny.
- Mówię, co myślę.
Od:Strzelec5525@yahoo.com
Do:Zakręcona@rockin.com
Temat: Przewodnik po chłopakach
Megan przewodnik po chłopcach
Zapis jedenasty
Uwaga nr 1: Chłopcy są wraŜliwi.
Nawet ci, którzy wydają się totalnymi dupkami.
Uwaga nr 2: Chłopcy nie wiedzą kiedy sobie odpuścić.
Zwłaszcza ci, którzy wydają się totalnymi dupkami.
ROZDZIAŁ 14
W piątek po południu, przy lunchu, Megan i Miller podeszli do stołu, przy którym
zawsze siadali od czasu usuwania graffiti - stołu Aimee. Spróbowali tego we środę. Megan
nie wiedziała, jak Miller zareaguje na towarzystwo dwóch nowych osób, ale on po prostu
usiadł sobie i zjadł lunch w milczeniu. Dzisiaj Aimee, Ria, Pearl i Jenna czekały na Megan i
Millera. Megan widziała, Ŝe coś się kroi, bo wszystkie siedziały tam tak cicho, z załoŜonymi
rękoma i próbowały się nie uśmiechać.
- Okay... co jest? - spytała Megan.
Miller uśmiechnął się od ucha do ucha i dopiero teraz Megan zauwaŜyła, Ŝe tace z
jedzeniem koleŜanek zostały uporządkowane dokładnie tak, jak lubił Miller. Wszystko stało
według wielkości, od lewej do prawej.
Megan postawiła własną tacę na stole i szeroko się uśmiechnęła.
- Cześć, Miller - zawołała Aimee wesoło, kiedy siadał obok niej, naprzeciwko Megan.
- Cześć, Aimee - powiedział Miller. Rumieniąc się, zaczął ustawiać rzeczy na swojej
tacy.
- Wolne? - Finn właśnie siadał na krześle obok Millera. Miał na sobie jasnoniebieski T
- shirt, który nadawał jego oczom niesamowity, cudowny kolor.
- Cześć - powiedziała Megan.
- Cześć.
Uśmiech chłopaka przypomniał Megan o pewnym wieczorze, kiedy oboje
odprowadzali jej rower do garaŜu. Nie wiedziała, dlaczego pomyślała akurat o tamtym
momencie, ale jakoś drgnęło jej serce. Interesujące.
- Moje panie. - Finn kiwnął głową wszystkim koleŜankom przy stole.
- Mój panie - odparła Ŝartobliwie Ria.
- Co jest, Miller? - spytał Finn.
- To tak nie stoi. - Miller wbijał wzrok w tacę Finna.
- Och, przepraszam. - Finn szybko przestawił jedzenie. - Jezu, Finn, my juŜ wszystkie
opanowałyśmy tę technikę.
Co z tobą? - zaŜartowała Megan.
- Ojej, nie wiem, co się ze mną dzieje - odparł Finn lekkim tonem. - Lepiej? - spytał
Millera.
- Taa. To jest Aimee. - Miller wskazał kciukiem na Aimee. - Moja nowa przyjaciółka.
Dziewczyna aŜ otworzyła usta ze zdziwienia.
- Cześć - powiedziała do Finna, chociaŜ juŜ się dobrze znali.
- Cześć - odparł Finn. - Nie wiedziałem, Ŝe masz nową przyjaciółkę, Miller. To
świetnie.
- Megan teŜ jest moją nową przyjaciółką - dodał Miller. Finn spojrzał na Megan. AŜ
promieniał.
- Taa, wiem. To widać.
Megan nagle bardzo się zainteresowała własną sałatką. Czuła na sobie wzrok
wszystkich osób przy stole i nie podniosła głowy, dopóki towarzystwo znów nie zaczęło jeść.
Ria pochwyciła wzrok Megan i posłała jej spojrzenie pełne uznania.
- Co? - szepnęła Megan bezgłośnie, marszcząc brwi.
Ria wymownie spojrzała w kierunku Finna, dając do zrozumienia, Ŝe on pojawił się tu
dla Megan. Przyszedł, bo Megan mu się podoba.
Megan przewróciła oczami, pokręciła głową i znów opuściła wzrok na tacę, Ŝeby Ria
juŜ dała sobie spokój. Wstrzymując oddech, zerknęła na Finna, a on szybko odwrócił oczy.
Obserwował ją przed chwilą.
Serce Megan zaczęło galopować. Wzięła duŜy łyk napoju. Nie, ona się wcale Finnowi
nie podoba. On lubi takie dziewczyny, jak Kayla Bird. MoŜe nie bardzo im wyszło, ale Kayla
wyraźnie była w jego typie, a przecieŜ Megan w niczym nie przypominała wiotkiej baletnicy.
Nie, Ria się pomyliła. Na pewno.
Tego popołudnia, po prysznicu, Megan uznała, Ŝe pójdzie do szopy i posiedzi sobie z
Finnem. MoŜe wtedy wyleczy się z obsesji, która jej doskwierała przez cały dzień. Od chwili,
kiedy Ria zasugerowała, Ŝe Megan podoba się Finnowi - poparła tę sugestię konkretnymi
przykładami w czasie treningu - Megan ani na chwilę nie mogła przestać myśleć o Finnie.
Czy ona mu się podobała? A jeśli on jej się spodoba? Co wtedy?
Sama doprowadziła się na skraj szaleństwa i to tylko dlatego, Ŝe Ria zasiała jej w
głowie ziarenko wątpliwości. Wczoraj wcale nie myślała o Finnie. No cóŜ, prawie wcale.
Musiała z nim po siedzieć i przypomnieć sobie, na czym naprawdę opiera się ich znajomość.
Są przyjaciółmi. Finn wcale nie traktował jej, jakby była kimś więcej.
Megan zdecydowała zdusić w zarodku tę obsesję, zanim natarczywe myśli wymkną
się spod kontroli. Zaplotła wilgotne włosy w warkocz i wyszła z domu. Natychmiast opuściła
ją cała determinacja. Na środku podwórka, głęboko pogrąŜone w rozmowie, stały akurat te
dwie osoby, których Megan nie miała najmniejszej ochoty właśnie teraz oglądać - Evan i
Hailey.
Megan nie wierzyła własnym oczom. Jak to moŜliwe, Ŝe tych dwoje ze sobą
rozmawia? Dlaczego Evan wybaczył Hailey zdradę, a nie wybaczył Megan rzeczy, których
nawet nie zrobiła? Oboje podnieśli wzrok i przywitali ją zimnymi, niechętnymi spojrzeniami.
- Idę do środka - oznajmiła Hailey Evanowi. Przeszła obok Megan, ale ani razu nie
podniosła na nią oczu.
Evan ruszył śladem swojej tak zwanej ukochanej, po drodze piorunując Megan
wzrokiem pełnym pogardy. Dość, Megan nie zamierzała dłuŜej tego znosić.
- Nie moŜesz mi spojrzeć w oczy, co, Hailey? - odezwała się, obracając na pięcie. -
Nic dziwnego, po tych wszystkich twoich kłamstwach.
Hailey przystanęła przy drzwiach, ale Evan obrócił się w stronę Megan. Oczy mu
płonęły.
- MoŜe dasz jej wreszcie święty spokój? - warknął. - Jesteś jeszcze gorszy niŜ ona,
wiesz? - krzyknęła Megan. - Hailey przynajmniej miała powód, Ŝeby tak się zachować. Nigdy
ani razu cię nie okłamałam, ale ty, ot tak, zdecydowałeś się mi nie wierzyć. Jesteś tak totalnie
ogłupiony.
- Och, przestań! - zawołała Hailey.
- To twój największy argument? „Och, przestań”? - zaszydziła Megan. - Naprawdę
zamierzasz udawać, Ŝe nie wiesz, co zaszło? Chcesz kłamać mi prosto w twarz? Jesteś
niesamowita.
Hailey spojrzała na Megan z gniewem, ale w ułamku sekundy spuściła oczy.
- Zapytaj ją - poleciła Megan Evanowi. - Zapytaj, czy powiedziałam jej, Ŝe coś między
nami zaszło. No, dalej. Chcę zobaczyć, jak wielką jest oszustką.
Evan patrzył na Megan przez długą chwilę, zaciskając szczęki.
Megan czuła się tak, jakby właśnie wstrzyknięto jej truciznę prosto w serce.
- W głowie mi się nie mieści, Ŝe zmarnowałam chociaŜ jedną chwilę swojego czasu na
myślenie o tobie.
Mijając Hailey, Megan zawróciła do domu i poszła do pokoju. Była tak okropnie
rozzłoszczona, Ŝe omal nie eksplodowała ze zdenerwowania. Złapała za telefon i wykręciła
numer Tracy. Tylko z nią mogła na ten temat porozmawiać.
- Megan? - odezwała się Tracy zaskoczona.
- Wiesz co, Trace? Ten intensywny kurs ze znajomości chłopaków naprawdę działa -
mówiła Megan, spacerując po pokoju.
Przystanęła na moment i wyjrzała przez okno: Evan siedział teraz na hamaku, z głową
w dłoniach. - I wiesz, czego się nauczyłam?
- No, czego? - zapytała Tracy.
- Ze faceci są totalnie nic niewarci.
Poczuj, Ŝe jesteś w szczęśliwym miejscu, Megan. Znajdź swoje szczęśliwe miejsce...
Lemon, osobista konsultantka kosmetyczna Megan, obłoŜyła twarz dziewczyny
kolejną warstwą śmierdzącego, obrzydliwego paskudztwa, wmasowując je w skórę
opuszkami palców. Wydawało się, Ŝe mieszanina pełna jest okruchów szkła. I Ŝwiru.
Cokolwiek to było, draŜniło nie tylko skórę, ale i wszystkie nerwy.
I jak to miało człowieka odstresować? Megan nadal była spięta po wczorajszej
konfrontacji z Evanem i Hailey. Tak bardzo chciała się zrelaksować. Najlepiej aktywnie. A
teraz nie dość Ŝe musiała leŜeć bez ruchu, to jeszcze Lemon zdzierała jej skórę z twarzy.
- OdpręŜ się, dziewczyno. Jesteś tu po to, Ŝeby się wyluzować - powtarzała Lemon
nonszalanckim tonem, atakując dłońmi skronie Megan. Nastroszone włosy kosmetyczki miały
niemal cytrynowy kolor, zgodnie z przezwiskiem, a czerwony kolczyk w jej nosie połyskiwał
przy kaŜdym ruchu głowy.
- A czemu myślisz, Ŝe nie jestem odpręŜona?
- Po pierwsze, cały czas machasz stopą - odparła Lemon z szerokim uśmiechem. - I nie
jesteś w stanie zamknąć oczu na dłuŜej niŜ trzy sekundy.
- I co? MoŜe tak wyglądam, kiedy się relaksuję.
- Och, kochanie. Mam nadzieję, Ŝe nie. - Lemon zmarszczyła brwi ze współczuciem.
Obrzuciła spojrzeniem całą sylwetkę swojej klientki i się skrzywiła.
- Co? - rzuciła Megan.
- Przestań zaciskać dłonie w pięści, kotku - powiedziała.
Megan rozluźniła dłonie. Nawet nie zdawała sobie sprawy, Ŝe je zaciskała, a kiedy juŜ
rozprostowała palce, poczuła w dłoniach mrowiący ból.
- Tylko popatrz, co sobie zrobiłaś. - Lemon cmoknęła i uniosła nadgarstek Megan.
We wnętrzu obu dłoni widniały cztery czerwone ślady w kształcie półksięŜyca,
zostawione przez paznokcie.
Gdzieś w górze rozbrzmiewała melodyjka wygrywana przez krowie dzwonki. Megan
usiłowała skupić się na melodii. MoŜe jeśli pięć razy z rzędu usłyszy ten regularny motyw,
okaŜe się, Ŝe moŜna juŜ stąd iść.
- A teraz wdychaj powietrze nosem, a wydychaj ustami - poinstruowała Lemon,
przesuwając dłońmi w górę i w dół nad ciałem dziewczyny. - Wdech nosem... I wydech
ustami...
Megan wypełniła polecenie. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Wdech, wydech.
- Powoli, kotku! Powoli - stopowała Lemon. - Nie biegniesz w maratonie.
Oooch... pobiec w maratonie. Są takie szczęśliwe miejsca na ziemi...
Wyobraziła sobie, jak stopy uderzają rytmicznie o ubitą ziemię, wiatr rozwiewa włosy
od szybkiego biegu, płuca płoną, kiedy zmusza się do coraz większego wysiłku. Oczyma
duszy Megan zobaczyła biegnących przed nią Hailey i Evana. Wyprzedziła ich, widziała
zaskoczenie na twarzy Hailey i podziw Evana, kiedy wreszcie do niego dotarło, o ile lepsza
jest Megan od Hailey. Usiłował wymknąć się Hailey i dogonić Megan, ale zostawiła go
daleko w tyle.
- No, proszę. Uśmiechasz się - powiedziała Lemon.
- Taa. Skończyłyśmy juŜ? - spytała Megan.
Na pewno nie zdoła pozbyć się demonów Hailey i Evana, leŜąc na miękkim fotelu z
paciają na twarzy. Potrzebowała ostrego treningu. Chciała wreszcie dać upust temu
nadmiarowi energii. Musiała się stąd wydostać. Jak najszybciej.
- No cóŜ, powinnam to jeszcze zostawić na trzy minuty, ale jeśli czujesz się
odmłodzona, to wykonałam swoje zadanie - stwierdziła Lemon. - Czujesz się odmłodzona?
- Nie mam pojęcia - odparła Megan.
- No dobrze. To zmywamy - zawołała radośnie Lemon. Nareszcie. Koniec koszmaru.
Lemon zmyła twarz Megan ciepłą wodą i podała jej miękki ręcznik. Jeszcze nic nigdy
nie sprawiło Megan takiej przyjemności, jak dotyk tego ręcznika. MoŜe rzeczywiście czuła
się trochę odmłodzona. A moŜe to tylko myśl, Ŝe niedługo się stąd wydostanie, sprawiała, Ŝe
twarz tak przyjemnie mrowiła.
- Dzięki - rzuciła Megan, wychodząc z gabinetu kosmetyczki. Wróciła do szatni, gdzie
razem z Reginą przebrały się wcześniej w firmowe szlafroki. Prawie juŜ czuła korki na
swoich świeŜo wypedikiurowanych stopach. Trening potrwa jeszcze z półtorej godziny.
Mnóstwo czasu, Ŝeby wyładować agresję.
- Cześć! - Regina przywitała ją rozanielonym uśmiechem, stając na środku szatni. -
Gotowa na masaŜ?
Szczęście Megan wyparowało w mgnieniu oka.
- Na co? - wykrztusiła.
- Na masaŜ! - powtórzyła Regina, stając przed Megan. - Wielki finał naszego dnia
odnowy biologicznej. Zarezerwowałam gabinet dla nas obu.
Megan aŜ oczy zapiekły od powstrzymywanych łez. A była juŜ tak blisko wolności.
- Szukamy Megan i Reginy - odezwał się wysoki, muskularny męŜczyzna, wsuwając
głowę do gabinetu. Miał falujące włosy, w stylu z lat 70. i urodę męŜczyzn z okładek
romansów dla pań.
- To my - zgłosiła się Regina. - Będzie bardzo przyjemnie - szepnęła do Megan, kiedy
wyszły za męŜczyzną na korytarz. - ZałoŜę się, Ŝe po tych wszystkich treningach przyda ci się
porządny masaŜ.
Megan z trudem przełknęła ślinę, kiedy męŜczyzna otworzył przed nimi drzwi do
niewielkiego gabinetu. Po chwili dołączył do niego jeszcze jeden facet, równie wysoki, tyle
Ŝe Afroamerykanin i to totalnie seksowny. Megan stanęła pod ścianą, gapiąc się na dwa stoły
pokryte białymi prześcieradłami.
Proszę, powiedzcie mi, Ŝe ci dwaj faceci nie będą nam robić... masaŜu.
Pierwszy facet przedstawił siebie i kolegę:
- Jestem Corey, a to Ben. Dzisiaj zrobimy wam masaŜ.
W gabinecie było nieznośnie gorąco, ale Megan i tak zaczęła mocno ściskać szlafrok
przy szyi.
- Macie panie jakieś kłopotliwe miejsca, którymi powinniśmy się zająć? - spytał Ben.
Czy Megan się tylko wydawało, czy on do niej mrugnął?
- Kłopotliwe miejsca? - pisnęła.
- No wiesz, bolące albo zesztywniałe mięśnie. Takie miejsca, które wymagają
szczególnej uwagi - wyjaśnił Ben.
- Och... nie... - wymamrotała Megan. - Ja nie mam - dodała Regina.
- No dobrze. Wyjdziemy, Ŝeby mogły się panie rozebrać i...
- Co zrobić? - wypaliła Megan.
- Rozebrać - powtórzył Corey.
- To znaczy, mam zdjąć ubranie? Przy was? - Megan kurczowo zacisnęła poły
szlafroka i cofnęła się o kilka kroków.
- Nie, my na chwilę wyjdziemy z gabinetu - wyjaśnił powoli.
- A kiedy wrócicie, będę naga.
- MoŜesz zostać w bieliźnie, jeśli wolisz.
- W bieliźnie? śartujecie? - wyskrzeczała Megan.
- Megan, nie denerwuj się - powiedziała Regina z lekko wystraszoną miną.
- Jestem spokojna! - krzyknęła Megan. Zaczęła skradać się pod ścianą w stronę
wyjścia, nadal ściskając poły szlafroka. - A przynajmniej byłabym spokojna, gdybym teraz
trenowała. Ja się odpręŜam, biegając, pocąc się i kopiąc piłkę. Mnie nie relaksuje ściąganie z
siebie ubrania i pozwalanie, Ŝeby mnie masowali obcy ludzie!
- Megan, ja...
- Nie, Regino, ja cię naprawdę bardzo przepraszam, ale nie mogę tu zostać - plotła
dalej Megan. - Wiem, Ŝe ty tak sobie wyobraŜasz przyjemne spędzanie czasu i Ŝe chciałabyś,
Ŝebym była jak córka, której nigdy nie miałaś, ale ja nie robię sobie makijaŜu, nie lubię
róŜowego i Ŝelu do twarzy... No cóŜ... W sumie lubię Ŝel do twarzy ale to? Wybacz, to
koszmar. Muszę spadać.
Popatrzyła na Bena, a on szybko odsunął się od drzwi.
- Dzięki - rzuciła Megan i jak burza wypadła z gabinetu.
Strzelec5525: SOS!
Zakręcona: Gdzie jesteś?
Strzelec5525: W autobusie. Ale nie wiem, czy w dobrym.
Zakręcona: Uciekasz stamtąd??? Nie pozwól, Ŝeby Evan cię wygonił!!! Chyba Ŝe jedziesz tutaj!
Bo jak tak, to zdecydowanie uciekaj!!!
Strzelec5525: Nie. Ja tylko uciekłam z masaŜu z R.
Zakręcona: Zabrała cię na masaŜ? Ale ty nie cierpisz, jak cię dotykają obcy ludzie!!!
Strzelec5525: WIEM!!!
Zakręcona: NIE POWIEDZIAŁAŚ JEJ tego?
Strzelec5525: Właśnie powiedziałam. Reginie i całemu salonowi odnowy biologicznej.
Zakręcona: O rany. jak juŜ eksplodujesz, to eksplodujesz.
Strzelec5525: Zaczynam w to wierzyć.
Zakręcona: I co teraz?
Strzelec5525: Trening nogi. Potem pewnie znów dostanę szlaban.
Zakręcona: Przesyłam ci pozytywane wibracje.
Strzelec5525: Dzięki.: - (Buziaki!
Zakręcona: Buziaki, moja biedna, mała, zagubiona dziewczynko.
ROZDZIAŁ 15
Ona mnie zabije. Ona mnie zamorduje... Co prawda Regina raczej nie wyglądała na
mordercę. A jeśliby miała skłonności do przemocy, to na pewno do tej pory juŜ by zrobiła
komuś krzywdę, mieszkając z ośmioma facetami. Mimo wszystko Megan ciągle słyszała w
głowie ten refren, a przed oczami miała wyraz twarzy Reginy, stojącej w gabinecie masaŜu.
Kobieta patrzyła na Megan z dezaprobatą, zaskoczeniem i niepokojem - jakby właśnie
zaczynała myśleć, Ŝe wzięli z męŜem pod swój dach typową psychopatkę.
- Meade! Co ty tu robisz? - spytała trenerka Leonard, kiedy Megan postawiła swoją
sportową torbę przy trybunach. - Myślałam, Ŝe masz jakieś rodzinne obowiązki.
- Skończyłam wcześniej - powiedziała Megan, trochę zdyszana po sprincie od
stojaków na rowery.
- No cóŜ, świetnie - powiedziała trenerka i zagwizdała. - Vargas! Meade wchodzi za
ciebie!
Tina Vargas zeszła z boiska i skinęła głową wbiegającej na murawę zastępczyni.
Megan była zaskoczona powitaniem ze strony członka kliki Hailey, ale nie zastanawiała się
nad tym. Widziała tylko piłkę.
- Jesteś! - przywitała przyjaciółkę Aimee, kiedy ustawiały się na linii przed
rozpoczęciem rozgrywki. - Wyglądasz bardzo promiennie.
- Najwyraźniej tak działa maseczka ogórkowo - proteinowa - mruknęła Megan.
Piłka poszybowała w powietrze. Megan wskoczyła przed Vithyę, przyjmując piłkę na
klatkę piersiową i zabierając ją przeciwnej druŜynie. Poprowadziła piłkę w głąb pola, robiąc
unik przed Jessicą Peraitą, która potknęła się, usiłując zmienić kierunek. Potem dwie
obrończynie zaatakowały ją, a ona podała piłkę Rii. Megan ominęła linię obrony i pognała
dalej. Miała przed sobą czyste pole aŜ do bramki, kiedy Ria z powrotem przekazała jej piłkę.
Megan spojrzała w lewo, Ŝeby zmylić stojącą na bramce Deenę, a potem strzeliła w prawy
róg. Deena przewróciła się, piłka wpadła do bramki. DruŜyna Megan podbiegła, Ŝeby
uściskać zdobywczynię gola.
- Świetne zagranie! - zawołała Aimee.
- Gdzieś ty się podziewała dzisiaj rano? Piłaś napoje energetyzujące? - spytała Ria.
Megan uśmiechnęła się, ale nie odpowiedziała. Podbiegła truchtem z powrotem na
linię środkową i stanęła naprzeciwko] Hailey, bardziej niŜ gotowa, Ŝeby znów zagrać.
Zgodnie z przewidywaniem, Hailey nie chciała spojrzeć jej w oczy.
- Dobra, moje panie! Obrona, do roboty! - zawołała trenerką Leonard.
Pearl nadbiegła z piłką od strony linii bocznej i rzuciła Megan sekretny uśmiech.
Megan odchrząknęła i usiłowała nie zmieniać wyrazu twarzy. Miło było znów mieć
przyjaciółki.
Piłka opadła na trawę. Tym razem Hailey była pierwsza. Podryblowała z nią w głąb
pola. Megan biegła za przeciwniczką. Gorąca krew pulsowała jej w Ŝyłach tak szybko, jakby
dziewczyna wypiła cały zapas kawy z automatu w drodze na trening. Nie zamierzała
pozwolić Hailey dostać się na pole karne. Nic z tego.
Hailey szykowała się do przejścia. Megan zrobiła wślizg dokładnie w chwili, gdy
Hailey wykonywała zamach przed kopnięciem. Korek Megan pierwszy uderzył w piłkę, która
poleciała daleko, prosto pod nogi Lisy Bronson, jej pomocniczki. Lisa miała niemal tak samo
zaskoczoną minę, jak Hailey, ale szybko się połapała i przejęła piłkę. Megan wstała i pędem
pobiegła przez boisko, ciesząc się uczuciem palenia w płucach i w gardle. Było jej dobrze. Po
raz pierwszy od spotkania z Evanem i Hailey poczuła się naprawdę cholernie dobrze.
Lisa podała piłkę do Aimee, którą natychmiast zaatakowała Kathy Cash.
- Środek! - krzyknęła Megan. - Środek!
Aimee perfekcyjnie podała do Megan, posyłając piłkę tuŜ nad głową Kathy. Kątem
oka widziała nadciągającą pędem Hailey. Megan poprowadziła piłkę na pole karne i
przygotowała się na zderzenie. Hailey walnęła ją w prawy bok, usiłując odebrać piłkę. Megan
sapnęła. Z trudem zachowała kontrolę nad sytuacją. Hailey pchała przeciwniczce dłoń w
twarz, łokieć wbiła jej w Ŝebra. Megan zacisnęła powieki, Ŝeby nie stracić oka. Wykopała
piłkę, biodrem odepchnęła Hailey i znów spojrzała. Piłka toczyła się kilka metrów dalej.
Ria i Jessica obie biegły do piłki, ale Megan nadal była najbliŜej. Rzuciła się do
przodu i wykopała piłkę jak najmocniej w stronę Aimee, przez całą szerokość boiska. Aimee
zatrzymała piłkę, a Megan pognała w kierunku bramki. Deena skupiła uwagę na Aimee.
Megan pochwyciła spojrzenie bramkarki, a Aimee przesłała piłkę do Megan. Deena
zareagowała, ale za późno. Megan podskoczyła i główką wbiła piłkę w sam środek bramki.
- Cholera! - wrzasnęła Hailey prosto w twarz bramkarki. - Deena! Co ty, do diabła,
robisz? Myśl trochę!
Deena otrzepała bok z ziemi i powoli odwróciła się plecami do Hailey.
- Nie będziemy wygrywać meczów bez obrony, ludzie! - krzyczała Hailey. - Ona nie
jest aŜ tak dobra!
Megan roześmiała się i zawróciła na swoją połowę boiska, totalnie ignorując Hailey.
Dwa gole w czasie poniŜej dwóch minut to był dla niej rekord. Czuła się świetnie.
Odezwał się gwizdek i trenerka Leonard klasnęła w dłonie, prosząc druŜynę o uwagę.
- Dobra, bierzemy się do roboty! - krzyknęła. - Megan, nieźle się spisałaś. Naprawdę
pokazałaś, co potrafisz!
- Dzięki - powiedziała Megan.
- A teraz, druŜyna, bardzo proszę, zobaczymy, czy ktoś ją zdoła zatrzymać! - zawołała
trenerka i znów dmuchnęła w gwizdek. - Postarajcie się wreszcie!
Megan podbiegła truchtem na środek pola.
- Do dzieła! - powiedziała Aimee, obejmując ją ramieniem.
- Nie ma sprawy - odparła Megan.
Stanęła na linii naprzeciwko Hailey, która po raz pierwszy od kilku dni spojrzała jej w
oczy. Megan uśmiechnęła się szeroko, widząc pełen determinacji grymas przeciwniczki.
Szykowała się niezła zabawa.
Megan siedziała w kółku koleŜanek z druŜyny na podłodze głównej sali
gimnastycznej. Wszędzie na ścianach wisiały złoto - czerwone dyplomy obwieszczające
zwycięstwa we wszelkiego rodzaju zawodach na poziomie dzielnicy, hrabstwa, a nawet stanu
w ciągu ostatnich kilku lat. Megan spojrzała na plakat z wynikami w piłce noŜnej dziewczyn
zawieszony tuŜ nad zegarem osłoniętym siatką. Ostatnie mistrzostwa hrabstwa wygrały w
1996 roku.
Teraz to się zmieni. Megan czuła się bardzo pewna siebie i dobrze jej z tym było.
- Dobra, moje panie, wiecie, o co chodzi - powiedziała trenerka Leonard, rozdając
paski papieru i ołówki. - Najpierw nominujecie kandydatki, potem anonimowo głosujecie.
Poprosiłam Pearl, Ŝeby przeliczyła głosy, kiedy skończycie. W razie pytań, jestem u siebie w
gabinecie.
- Nie chce pani zostać, Ŝeby poobserwować demokratyczną awanturę? - zaŜartowała
Ria, wywołując gremialny chichot.
- Na pewno sobie poradzicie, dziewczyny - odparła trenerka. - Mam do obejrzenia
kilka taśm z meczów z zeszłego roku. Niech nowa kapitan zajrzy do mnie przed wyjściem.
Powodzenia.
Trenerka poszła do gabinetu nauczycieli WF po przeciwnej stronie sali gimnastycznej.
Kiedy drzwi się za nią zamknęły, Megan rozejrzała się po okręgu. Wszystkie robiły to samo.
Badały się nawzajem wzrokiem.
- Okay, zaczynamy od nominacji - powiedziała wreszcie Pearl.
Jessica podniosła rękę.
- Nominuję Hailey Farmer - powiedziała, zanim Jakkolwiek zdąŜył się odezwać.
A to mi niespodzianka.
- Okay. Hailey, przyjmujesz nominację? - spytała Pearl.
- Tak, przyjmuję - odparła z powagą Hailey.
- Ale to sobie przećwiczyła - szepnęła Ria do ucha Megan.
- Ktoś jeszcze? - ciągnęła Pearl.
Ria usiadła prosto i wyciągnęła rękę w górę. Zawodniczki spojrzały na koleŜankę ze
zdziwieniem.
- Ria? - spytała Pearl.
- Nominuję Megan Meade. Serce Megan podskoczyło w piersi.
- Co? - wypaliła Hailey. - Czyś ty się czegoś naćpała?
Wszystkie zaczęły mówić jedna przez drugą. Megan podciągnęła kolana pod brodę,
obejmując łydki ramionami. Kapitan. Czemu Ria miałaby ją mianować do funkcji kapitana
druŜyny, do której dopiero co dołączyła? Czy mogła to zrobić? Czy Megan w ogóle tego
chciała?
Megan powoli się uśmiechnęła.
- Hej, hej, hej! - zawołała Ria, wyrzucając ręce w górę. - Po prostu zagłosujmy, dobra?
Będzie, co ma być.
Hailey piorunowała ją wzrokiem z drugiej strony kółka. Powietrze było tak
nieruchome, Ŝe Megan niemal słyszała bicie własnego serca.
- No cóŜ, mamy jeszcze jakieś nominacje? - spytała Pearl ostroŜnie.
Nadal było cicho.
- Okay, to głosujmy - zadecydowała Pearl.
Hailey naskrobała coś na skrawku papieru, wstała i podała go Pearl. Wróciła spokojnie
na swoje miejsce w okręgu, usiadła po turecku i podparła się na łokciach. Jedna po drugiej,
wszystkie dziewczyny oddawały głosy. Megan wpatrywała się we własne nazwisko na swoim
kawałku papieru.
Kiedy Pearl zebrała juŜ kartki, odeszła od grupy, Ŝeby zrobić podsumowanie. Megan
nie mogła obserwować procedury, bo Pearl stała za jej plecami.
Wreszcie dziewczyna weszła z powrotem w środek kółka.
- Hm... mamy remis - oznajmiła.
- Chyba Ŝartujesz! - oburzyła się Hailey.
- Nie... Siedem głosów na siedem - odparła Pearl, spoglądając na rozliczenie.
- Kto na nią głosował? - Hailey podciągnęła nogi i pochyliła się naprzód. - Pytam
powaŜnie. Kto na nią głosował?
- Hm... Ja mam imię - wtrąciła Megan zaskoczona.
- Nie zwracam się do ciebie - rzuciła gniewnie Hailey, rzucając Megan ostre
spojrzenie. - Chcę wiedzieć, kto na nią zagłosował po tym, co zrobiła. Wszystkie wiecie, co
zrobiła. Dziewczyny, jestem z wami w tej druŜynie od trzech lat, a siedem z was zagłosowało
na nią?
- Ja tak! - oświadczyła radośnie Ria.
- „wiemy, Ŝe ty tak - warknęła Hailey. - A co z resztą? Za bardzo się boicie, Ŝeby
przyznać, Ŝe głosowałyście na dwulicową dziwkę?
Megan nie mogła juŜ na to dłuŜej pozwalać. Czy ta dziewczyna zupełnie zwariowała?
- Dobra! Dość tego! - Aimee zerwała się na równe nogi.
- Co ty wyprawiasz? - wrzasnęła Hailey.
- Daj spokój - powiedziała Aimee, której ręce aŜ się trzęsły. - Nie mogę spokojnie
siedzieć, kiedy ty tak bezczelnie łŜesz. Megan nic nie zrobiła, jasne? Nie kręciła z Evanem.
Nawet ci nie powiedziała, Ŝe kręciła z Evanem. NiezaleŜnie jaką wersję tej historii
słyszałyście, to wszystko nieprawda.
Hailey na chwilę straciła pewność siebie. Nieśmiało rozejrzała się wokół, ale wreszcie
odzyskała panowanie nad sobą.
- Aimee, siadaj.
- Nie, nie usiądę. - Aimee uparcie stała z zaciśniętymi powiekami. Postawienie się
starszej siostrze wymagało od niej wielkiego wysiłku. - Słyszałam, jak mówiłaś Jessice, co
zrobiłaś. - Aimee rozejrzała się po reszcie dziewczyn z druŜyny. - Hailey to sobie wszystko
wymyśliła. Była pijana i zazdrosna, więc nakłamała Dougowi, Ŝe Megan i Evan zaczęli ze
sobą kręcić. A potem, kiedy juŜ skończyła puszczać się z Dougiem i zdała sobie sprawę, jak
się zaplątała, powiedziała Evanowi o rzekomej rozmowie z Megan. Ale to kłamstwa. Była
zazdrosna o Megan, więc obwiniła ją o wszystko, a tak naprawdę Megan nic nie zrobiła.
Dziewczyny spoglądały na Hailey i Aimee zaszokowane. Megan ledwie łapała
oddech.
- Ona plecie bzdury! - Hailey wyprostowała ramiona i zaśmiała się histerycznie. -
Najwyraźniej ma jakieś załamanie nerwowe.
- BoŜe, stara, daj juŜ sobie wreszcie spokój - zwróciła się Aimee do siostry. -
Przysięgam, czasem mi trudno uwierzyć, Ŝe urodziła nas ta sama matka.
Kilka dziewczyn się roześmiało.
- Ona to wszystko wymyśliła! - zawołała Hailey. - Wy jej chyba nie wierzycie,
prawda? Jessica, powiedz coś.
Jessica pobladła i rozejrzała się po koleŜankach. - Ja... uhm...
Kilka innych dziewczyn wymieniło spojrzenia.
- Moim zdaniem nikt by nie mógł wymyślić takiej historii, Hailey - powiedziała Ria. -
Poza tobą - dodała pod nosem.
- Przepraszam, Ŝe nic ci wcześniej nie powiedziałam - zwróciła się Aimee do Megan. -
Nie wiedziałam, jak się zachować.|
- Nie ma sprawy - wymamrotała Megan z nieznacznym uśmiechem.
Cokolwiek złego narobiła Hailey, nadal była siostrą Aimee. Megan sama stanęła w
obronie Douga, chociaŜ wiedziała, Ŝe nabroił. Mogła sobie tylko wyobraŜać, jak trudno było
Aimee w ogóle ujawnić prawdę.
- Moim zdaniem powinnyśmy powtórzyć głosowanie - stwierdziła Deena, przerywając
znaczące milczenie.
- Co? - Hailey odwróciła się do niej gwałtownie. - Deena!
Ale Deena tylko popatrzyła na nią w milczeniu. Hailey sapnęła z oburzenia i
rozejrzała się po okręgu. Wszystkie dziewczyny odwracały od niej wzrok. Megan
obserwowała rywalkę. Hailey została sama. W oczach miała panikę. Przed chwilą cały jej
świat wywrócił się do góry nogami. Nie tak dawno temu Megan sama doświadczyła
podobnego uczucia.
- Słuchajcie, moim zdaniem ta sprawa nie powinna mieć nic wspólnego z
głosowaniem - powiedziała Megan.
- Hę? - odezwała się Ria.
- Wybieramy kapitana druŜyny - mówiła dalej Megan. - Nie tego, kto z kim kręcił, ani
kto na ten temat kłamał. Wszystkie patrzyły na nią przez krótką chwilę.
- Okay, głosujemy jeszcze raz - obwieściła Ria.
- I tak byśmy musiały - odezwała się Pearl rzeczowo. - Wyszedł remis.
- Taa, bo połowa z was wyraźnie zwariowała, dziewczyny - rzuciła Hailey. Ale ostre
słowa kłóciły się z wyrazem jej twarzy. Była blada i przestraszona.
Pearl obeszła kółko dziewczyn i rozdała nowe paski papieru. Powoli wszystkie
zawodniczki zapisały swoje głosy. Serce podskakiwało Megan jak szalone. Nie wiedziała, czy
moŜe mieć nadzieję.
Hailey znów oddała głos jako pierwsza, ale tym razem nie usiadła, kiedy Pearl zliczała
głosy. Podsumowanie zajęło o połowę mniej czasu niŜ poprzednio. Megan wstrzymała
oddech.
- Ostateczne wyniki: trzy głosy na Hailey, jedenaście na Megan - oznajmiła Pearl. -
Naszym nowym kapitanem jest Megan Meade.
Megan wyhamowała tuŜ przed szopą. Pchnęła drzwi małej pracowni Finna, szczerząc
zęby w szerokim uśmiechu.
- Hej! Co się dzieje? - spytał Finn z uśmiechem.
- Zostałam kapitanem! Jestem kapitanem! - zawołała Megan bez tchu. Nadal nie
całkiem to do niej docierało.
- Co? śartujesz chyba! - powiedział Finn. Twarz mu pojaśniała. - Wspaniale!
- O mój BoŜe, to było niesamowite! - Megan pociągnęła Finna za rękaw, Ŝeby usiadł z
nią na ławce. - Najpierw głosowałyśmy i wyszedł remis. Potem Hailey dostała szału. Zaczęła
mówić, Ŝe jestem straszną oszustką. Wtedy wstała Aimee i powiedziała wszystkim, Ŝe to
Hailey kłamie.
- O rany. PowaŜnie? - spytał Finn.
- Taa! Zrobiła się naprawdę duŜa afera - ciągnęła Megan. - Ale potem
zagłosowałyśmy jeszcze raz i wygrałam! Ciągle w to nie mogę uwierzyć.
- Gratulacje.
- Dzięki. Nie mogłam się doczekać, aŜ ci powiem. - Megan uśmiechnęła się do niego
szeroko. - Szkoda, Ŝe nie widziałeś jej miny. Zupełnie jakby...
Megan przerwała - bo wyraz twarzy Finna nagle się zmienił. Chłopak juŜ się nie
uśmiechał. Wyglądał, jakby wstrzymał oddech.
i Co? - Megan wymamrotała z zamierającym sercem.
Finn uwaŜnie przyglądał się jej rysom od podbródka, przez kości policzkowe, aŜ po
płomienne włosy. Niespodziewanie sięgnął ręką i szybko przeczesał Megan włosy,
odgarniając je z twarzy.
- To - powiedział.
Potem pochylił się i pocałował Megan. Na ułamek sekundy zamarła. Nie miała
pojęcia, co ze sobą zrobić. Gdzie połoŜyć ręce, czy poruszać ustami, czy nawet oddychać.
Oddaj mu pocałunek, na litość boską!
Z zawstydzenia, zaskoczenia i radości zachichotała cicho. Szybko jednak stłumiła
śmiech i zrobiła tak, jak sama przykazała. Oddała pocałunek i niezręcznie złapała Finna za
rękaw. Chłopak ujął dłonią tył jej głowy, a drugą ręką delikatnie dotknął kolana. Megan skóra
aŜ zapłonęła. Finn ją całował. Finn ją całował!
Odsunął się, zupełnie niespodziewanie, i zajrzał jej w oczy.
- Nie gniewasz się? - spytał.
Milcząca, oszołomiona Megan bez tchu pokręciła głową. Chciała tylko nadal czuć
jego wargi na swoich. Uśmiechnął się i znów ją pocałował, a tym razem Megan przysunęła do
niego bliŜej. Nie mogła wprost uwierzyć, Ŝe to takie cudowne. Czuła się jednocześnie
szczęśliwa, podniecona, oŜywiona i bezpieczna.
I wtedy ją olśniło: to Finn jest tym jedynym.
Tym, z którym chce się dzielić wielkimi nowinami, z którym umie rozmawiać, o
którym zawsze myśli, kiedy dzieje się coś dziwnego albo ciekawego. Finn był bystry,
zabawny, miły i troskliwy.
Dlaczego ja traciłam czas na myślenie o Evanie? Finn lekko obrysował palcem kontur
jej policzka. Jak mogłam to robić, kiedy cały czas tuŜ obok miałam Finna?
Chciała tylko być przy nim jak najbliŜej. Nagle nie mogła uwierzyć, Ŝe tyle czasu szła
przez Ŝycie i nigdy jeszcze czegoś takiego nie poczuła.
Drzwi za plecami Megan skrzypnęły ostrzegawczo, a Finn odskoczył od niej tak
szybko, Ŝe omal nie spadła z ławki, Ale nie dość szybko. Regina stanęła w progu z rękoma
mocno zaplecionymi na piersiach.
Megan z trudem zaczerpnęła powietrza i spojrzała na Finna, który nisko zwiesił
głowę. Taa, Finn McGowan był fantastycznym facetem. Ale teraz był równieŜ martwym
facetem.
Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakręcona@rockin.com
Temat: O MÓJ BOśE, O MÓJ BOśE, O MÓJ BOśE POCAŁOWAŁAM FINNA!
POCAŁOWAŁAM FINNA! O MÓJ BOśE, POCAŁOWAŁAM FINNA. GDZIE JESTEŚ!!!???
ROZDZIAŁ 16
Megan siedziała wyprostowana na krześle w kuchni, falując między ekstazą a
przeraŜeniem. Regina i John w pokoju obok rozmawiali cicho, starając się zdecydować, co z
nią zrobić. Megan wiedziała, Ŝe powinna wymyślić jakiś powód, Ŝeby jej nie wyrzucili z
domu, ale nie mogła zapomnieć o Finnie. A za kaŜdym razem, kiedy o nim myślała, drŜała ze
szczęścia.
Nadal czuła muśnięcie palców Finna na swoim policzku. Jego dłoń przeczesującą jej
włosy. Usta ciągle ją łaskotały od pocałunków. Patrzył na nią tak, Ŝe poczuła się... piękna.
Regina i John weszli do kuchni, a Megan wyprostowała się jeszcze bardziej.
Zastanawiała się, czy oni widzą, jak jej drŜą wargi. Regina była wykończona, a twarz Johna
ściągnęła się w wyrazie troski.
- Szczerze mówiąc, Megan, nie wiemy, co zrobić - powiedział wreszcie John,
pocierając kark, - Znałaś reguły i mieliśmy nadzieję, Ŝe ten szlaban z zeszłego tygodnia jakoś
na ciebie wpłynie, ale najwyraźniej tak się nie stało. No i co dalej?
Megan przyglądała mu się niepewnie.
Za rodzicami do kuchni wszedł Finn. Megan natychmiast cała się rozjaśniła.
McGowanowie obejrzeli się za siebie.
- Hej. Wiem, Ŝe mi kazaliście zaczekać w pokoju, ale muszę coś powiedzieć - odezwał
się Finn, wycierając dłonie w nogawki dŜinsów.
- Okay. - Regina miała nadzieję, Ŝe syn poda jakieś wyjaśnienie, które wymaŜe to, co
przedtem zobaczyła.
Chłopak odchrząknął.
- To nie wina Megan. Nie powinniście jej karać, bo to przeze mnie. Ja ją pocałowałem,
więc cokolwiek zamierzacie zrobić... zróbcie to ze mną.
- Wszystko fajnie, mały, ale do tanga trzeba dwojga - skomentował John.
- Taa, ja wiem, technicznie rzecz biorąc - mruknął Finn. - Ale naprawdę, Megan
przecieŜ nawet mi nie oddała pocałunku... prawda?
Finn mówił, oblewając się rumieńcem od strony szyi. Spojrzał na Megan. Z
uniesionymi brwiami czekał, Ŝe ona poprze jego historyjkę. Megan nie mogła uwierzyć
własnym uszom. Czy ona rzeczywiście tak fatalnie całowała, Ŝe Finn nawet się nie
zorientował? Czy tylko był najprzyzwoitszym facetem pod słońcem i starał się ocalić jej
skórę?
- Prawda - wybąknęła w końcu. - To się stało jakoś tak nagle. .. - Nie wiedziała, co
jeszcze powiedzieć, więc urwała w pół zdania.
Regina i John popatrzyli po sobie, porozumiewając się bez słów. Wreszcie John
westchnął. Megan zauwaŜyła, Ŝe McGowanom wyraźnie ulŜyło.
- A zatem dobrze. Finn, złamałeś zasady, więc masz szlaban. Znowu - podkreślił
ojciec. - Chodzisz do szkoły i odrabiasz lekcje, i nic więcej. Przez dwa tygodnie.
- A pracownia? - jęknął Finn.
- Zero malowania - powiedział ojciec. - Jasne?
Przez chwilę Finn stał z taką miną, jakby chciał się spierać, ale potem spojrzała na
Megan i zwiesił głowę.
- Taa, rozumiem.
- Dobra. Wracaj do swojego pokoju - polecił John.
Finn poszedł na górę. Megan chciała za nim pobiec i mu podziękować, ale uznała, Ŝe
nie wyglądałoby to dobrze.
- John, chciałabym pomówić z Megan sam na sam, jeśli nie masz nic przeciwko temu -
odezwała się w końcu Regina.
Megan zesztywniała. Nie widziała Reginy od momentu ucieczki z gabinetu odnowy.
Przy całym tym zamieszaniu z całowaniem na śmierć zapomniała o porannym incydencie.
- Jasne - mruknął John. Zawahał się na moment, chcąc spojrzeć Megan w oczy, co
okazało się niełatwe. - Powiem tylko, Ŝe przykro mi z powodu zachowania moich chłopców.
Jeśli przez któregokolwiek poczujesz się niezręcznie...
- O mój BoŜe, naprawdę nie ma sprawy - jęknęła Megan. Jeszcze tego brakowało,
Ŝeby John i Regina uznali, Ŝe Finn ją wykorzystał.
- Jesteś pewna? - spytał John. - Bo jeśli trzeba, to ja nie będę miał problemów z
rozwaleniem kilku łbów.
- John... - Regina ze śmiechem połoŜyła męŜowi dłoń na plecach. - Idź obejrzeć mecz.
- Tak. Dobrze. - John uśmiechnął się nieśmiało i zniknął.
- Nie zwracaj na niego uwagi. To przez testosteron - wyjaśniła] Regina. - Ale chyba
przechodzisz właśnie szybkie szkolenie.
- Taa, chyba tak - przyznała Megan. - W kaŜdym razie naprawdę mi przykro, Ŝe dziś
rano uciekłam. - Wreszcie się zgarbiła i pochyliła na krześle. - Nie powinnam cię zostawiać.
Zachowałam się niegrzecznie. Bardzo cię przepraszam.
- Daj spokój, Megan - Regina opadła na krzesło po drugiej stronie stołu. - Nawet cię
nie spytałam, czy lubisz spa, zanim zrobiłam rezerwację. Więc to ja przepraszam.
- Chciałaś być po prostu miła. - Megan dławiło poczucie winy. Wiedziała, Ŝe jej
rodzice byliby mocno rozczarowani, gdyby się dowiedzieli, jak dziś rano potraktowała
Reginę. - Ale ja nic przepadam za strojeniem się i relaksowaniem w gabinetach odnowy -
próbowała się wytłumaczyć.
- CóŜ, przykro mi, Ŝe nie zwróciłam na to uwagi - powiedziała Regina. Oczy jej
złagodniały. - Chyba zbytnio się cieszyłam, Ŝe będę tu miała przy sobie jakąś dziewczynę...
- A zamiast tego trafił ci się kolejny chłopak - szepnęła Megan, wpatrując się w stół.
- Nie! To nieprawda - zaprzeczyła Regina. Wzięła Megan za rękę, zmuszając
dziewczynę, Ŝeby spojrzała jej w oczy. Zacisnęła palce na dłoni Megan. - Mam tu
dziewczynę, która wie, kim jest, i naprawdę dobrze sobie z tym radzi.
Megan uśmiechnęła się powoli. Nie mogła wydobyć ani słowa.
- No cóŜ... - Regina wreszcie puściła dłoń Megan i wstała. - W tym domu, kiedy ktoś
zostanie kapitanem druŜyny piłki noŜnej, moŜe wybrać sobie deser.
- Skąd wiedziałaś? - spytała Megan.
- Wpadłam na Pearl Porcaro i jej mamę w supermarkecie zaraz po waszym treningu -
wyjaśniła Regina z uśmiechem. - No, to na co masz ochotę?
Megan pomyślała o własnej matce. Nie była świetną kucharką, ale kilka rzeczy umiała
robić niezwykle smacznie, a jedną z nich Megan lubiła bardziej niŜ wszystko inne.
- Zabiłabym dla szarlotki - powiedziała Megan.
- Załatwione - odparła Regina.
- Chyba zadzwonię do rodziców, jeśli moŜna. - Megan wreszcie ruszyła się zza stołu.
- Zmykaj - powiedziała Regina. - Jestem pewna, Ŝe chętnie usłyszą dobre nowiny.
Megan z nowym zapasem energii pobiegła na górę. Po tym wyborze na kapitana,
pocałunku Finna, braku szlabanu i wyznaniu Reginy, naprawdę chciała podzielić się z kimś
swoją radością. Oczywiście, rodzice usłyszą tylko o jednej z tych czterech rzeczy, ale teraz
Megan będzie o tym mówić z dziesięć razy większym entuzjazmem.
Kiedy tylko Megan odłoŜyła telefon po rozmowie z rodzicami, rozległo się pukanie do
jej drzwi.
- To ja, Finn. Mogę wejść? - spytał.
Megan z walącym sercem usiadła na skraju łóŜka.
- Tak. Wejdź.
Przygładziła włosy i poŜałowała, Ŝe wcześniej nie poszła pod prysznic. Finn otworzył
drzwi na ościeŜ i stanął w wejściu.
- Cześć.
- Cześć.
Był tak bardzo, bardzo piękny. Te czyste niebieskie oczy, puszyste blond włosy.
Wyczuwała jego zapach - mieszankę aromatu świeŜo wypranej bawełny i cierpkiej woni
farby. Skórę nadal miała ciepłą w tych miejscach, których dotknęły jego dłonie. Chciała
rzucić się na Finna i znów go całować. Czy on teŜ to czuł?
- Chciałem tylko zapytać, czy wszystko w porządku? - odezwał się.
- Taa, oczywiście - odparła Megan. - Dziękuję za... za to, co zrobiłeś na dole. Nie
musiałeś.
- No cóŜ, i tak mam do nadrobienia kilka lektur. - Finn uśmiechnął się lekko.
Megan spojrzała na jego nogi. Stał na linii, która dzieliła ciemniejszą podłogę
korytarza od jasnej klepki w jej pokoju.
- MoŜe wejdziesz do środka? - spytała. Finn zerknął na korytarz.
- Hm... Nie sądzę, Ŝeby to był najlepszy pomysł.
- Och - westchnęła Megan, zaskoczona siłą własnego rozczarowania. Rozumiała, Ŝe
Finn nie chce narobić jej jeszcze większych kłopotów. Zresztą, to, ostatnia rzecz, na którą
sama miała ochotę. A moŜe przedostatnia. Bo teraz zaryzykowałaby szlaban na resztę roku,
Ŝeby tylko znów być przy nim blisko.
Finnowi najwyraźniej nie doskwierało podobne pragnienia W przeciwnym razie nie
oparłby się tak łatwo.
- No cóŜ, chyba lepiej juŜ wrócę do swojej celi.
Megan wstała. MoŜe jeśli do niego podejdzie. MoŜe wtedy on sobie przypomni, jak to
było, i wyciągnie rękę...
- Okay - powiedziała.
Finn spojrzał jej w oczy. Pocałuj mnie. Megan usiłowała telepatycznie przesłać mu
wiadomość. Pocałuj mnie, pocałuj mnie, pocałuj mnie!
- Hej, Finn! Mam nadzieję, Ŝe jesteś u siebie w pokoju, a nie gdzie indziej! - zawołał
John z parteru.
- Okay - mruknął pod nosem Finn. - No to na razie. Drzwi do pokoju Megan
zatrzasnęły się i Finn zniknął.
Rano w szkole Megan weszła do łazienki i - o zgrozo - natknęła się na Hailey. Z
zapuchniętej twarzy widać było, Ŝe dziewczyna przed chwilą płakała. Teraz pochylała się nad
umywalką i przeglądała w lustrze, usiłując poprawić eyeliner. Megan stała tam o chwilę za
długo, wahając się, czy uciec i uniknąć rozmowy, czy zrealizować nowo odnalezioną potrzebę
bycia twardą. Ale zanim zdołała na cokolwiek się zdecydować, Hailey podniosła wzrok,
odchrząknęła i powiedziała:
- Cześć.
Megan weszła dalej do środka.
- Nic ci nie jest? - spytała odruchowo.
- Nie musisz udawać, Ŝe cię to obchodzi. - Hailey wrzuciła eyeliner z powrotem do
małej kosmetyczki. Nie mówiła z ironią ani wojowniczo, była po prostu zmęczona i smutna.
- Nie udaję... chyba. - Megan oparła się o umywalkę.
- No cóŜ, teraz juŜ wszyscy mnie nienawidzą - powiedziała Hailey i wzruszyła
ramionami. Potrząsnęła głową, szybko pakując do plecaka szczotkę do włosów i lakier. -
Nawet Jessica nie chciała ze mną rozmawiać dziś rano. Hipokrytka. PrzecieŜ wiedziała, co się
działo.
Hailey spojrzała Megan w oczy w lustrze i załoŜyła plecak na ramiona. Wzięła głęboki
oddech i się odwróciła.
- Słuchaj, ja nawet nie będę próbowała wyjaśniać ci tego wszystkiego - powiedziała.
Wyglądała bardziej krucho, niŜ Megan to w ogóle uwaŜała za moŜliwe. - Tylko Ŝe ja go
naprawdę kocham i nie mogłam sobie wyobrazić, co się stanie, jeśli on... jeśli on...
- Okay. Rozumiem - mruknęła Megan, ale bez przekonania, bo przecieŜ nigdy sama
nie była zakochana. Nie przeŜyła prawdziwej, odwzajemnionej miłości. Nie miała jednak
ochoty stać i patrzeć, jak Hailey się rozkleja.
- Nie, nie rozumiesz - załkała Hailey. - Ja wcale nie jestem taką wariatką, jak ostatnio.
Tylko Ŝe... To wszystko wydawało się wtedy logiczne, wiesz? Pasowało do siebie. A teraz...
to po prostu bez sensu.
- No cóŜ, chyba kaŜdy popełnia błędy - powiedziała Megan. Odwróciła się,
wyszarpnęła kawałek papierowego ręcznika i podała go Hailey.
Dziewczyna wytarła sobie kącik oka.
- Dlaczego jesteś taka miła? - spytała. Megan zamrugała.
- Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. I wtedy nagle zdarzyło się coś dziwnego - obie
się roześmiały.
Dla Megan była to wyzwalająca chwila, kiedy tak stała obok swojej zawziętej
przeciwniczki, która usiłowała się nie rozpłakać. Megan chciała tylko, Ŝeby wszystko znów
było proste i Ŝeby nikt nie cierpiał bez powodu. Poza tym teraz Hailey juŜ mogła sobie
zatrzymać Evana i przeŜywać z nim wiele dramatycznych chwil. Megan miała dość.
- No cóŜ, przepraszam. Za wszystko. - Hailey zwinęła ręcznik w kulkę. - Nie masz
pojęcia, jak mi przykro - dodała gorzko, a Megan zrozumiała, Ŝe Hailey myśli teraz o Evanie.
Patrząc, jak dziewczyna stara się wziąć w garść, Megan zaczęła jej współczuć. Miała
przeczucie, Ŝe następnych kilka tygodni będzie dla Hailey gorszych niŜ ostatnie dwa dla niej
samej.
- Okay. - Megan skinęła głową. - Dzięki.
Hailey wypuściła powietrze z płuc i wrzuciła ręcznik do kosza na śmieci. Trafił prosto
do środka.
- Nie mów, Ŝe w kosza teŜ grasz - powiedziała lekkim tonem Megan.
Hailey spojrzała na Megan i westchnęła.
- To będzie bardzo długi rok.
Megan postawiła tacę z jedzeniem na stoliku i spojrzała na dziedziniec. Miller jak
dawniej siedział tam ze słuchawkami na uszach, mruŜąc oczy w skupieniu. Megan była
zdziwiona. Zupełnie jakby wszystkie zrobione przez nich postępy zniknęły.
- Co jest z Millerem? - spytała Ria, zdejmując torbę przez głowę i siadając przy stole.
- Sama się nad tym zastanawiam - odparła Megan.
- Mówił coś, Ŝe nie wolno mu z tobą siadać - odezwała się Aimee, wstrząsając swój
sok jabłkowy, i spojrzała na Megan. - O co tu chodzi?
- Nie wolno mu ze mną siadać? - spytała Megan zmieszana. - Dziwne. Pogadam z
nim.
- Powiedz mu, Ŝe za nim tęsknimy! - poprosiła Pearl, otwierając pudełko z koralikami.
Megan miała właśnie wyjść na dziedziniec, kiedy przy drugim końcu stołu pojawiła
się Hailey z tacą.
- Cześć - powiedziała z przesadnie pogodnym uśmiechem.
- Hm... Cześć - odparła Megan.
- Co jest? - Aimee zmarszczyła brwi.
- Jessica i inne zachowują się, jakby miały za chwilę dostać okresu, więc czy nie
mogłabym z wami posiedzieć przez kilka dni - powiedziała Hailey.
Wszystkie dziewczyny przy stole spojrzały na Megan, a ona się zawahała. Z
przeprosinami na gorąco w łazience mogła sobie poradzić. Jednak siedzenie z tą dziewczyną
przez cały tydzień przy lunchu to chyba zbyt wiele. Ale jedno spojrzenie na niemal
desperacką nadzieję w oczach Hailey wystarczyło, Ŝeby opór Megan skruszał. WyobraŜała
sobie, jak upokarzające byłoby dla Hailey samotne siedzenie w stołówce.
- Jasne, nie ma sprawy - mruknęła w końcu Megan.
Aimee wypuściła zatrzymane w płucach powietrze. Przez kilka chwil panowało
milczenie. Megan grzebała widelcem w spaghetti. Przy stole było tak cicho, jakby nikt nie
oddychał. Ktoś musiał coś wreszcie powiedzieć, inaczej wszystkie by się podusiły.
- No i jak, gotowe do pierwszego meczu? - odezwała się Aimee.
- Sama wiesz - wtrąciła Ria.
- One mają w tym roku nową bramkarkę - powiedziała Hailey. - Zielona, ale niezła.
- Trenerka mówiła, Ŝe dziewczyna jest leworęczna, więc pewnie ma słabą prawą
stronę - wtrąciła Megan. - Trzeba grać na prawo, ile się da.
- Fajnie, kiedy znacie słabe strony przeciwnika - oświadczyła Jenna z oczyma
błyszczącymi za szkłami okularów.
- Hej, Hailey, chcesz bransoletkę? - wypaliła Pearl. Wszystkie się obróciły, Ŝeby na
nią spojrzeć. Wymuszona rozmowa to jedno. Prezenty to zupełnie inna sprawa.
- Hm... jasne - powiedziała Hailey.
Schyliła się i rozpięła małą kieszonkę przy plecaku. Kiedy w niej grzebała, Ria
szturchnęła Pearl w ramię.
- Chcesz robić dla niej biŜuterię? - szepnęła Ria.
- Au! No i co z tego? - syknęła Pearl.
- Ta dziewczyna nie zasługuje na prezenty - odparła Ria.
- No cóŜ, teraz się juŜ nie wycofam - powiedziała Pearl ze smutną miną.
Megan obserwowała Hailey, która nadal bardzo pilnie czegoś szukała i z pewnością
słyszała kaŜde wyszeptane słowo.
- Wiecie co, dziewczyny? Nie ma sprawy. Nie potrzebuję więcej biŜuterii -
oświadczyła Hailey, wyciągając tubkę błyszczyku, a wraz z nią, niechcący, małą plakietkę z
czerwonymi literami, złotym obrąbkiem i napisem KAPITAN..
Wszystkie dziewczyny skamieniały. Megan nie mogłaby oderwać oczu, gdyby nawet
próbowała.
- Co to jest? - wykrztusiła wreszcie.
- Och, to tylko... Mama dla mnie zrobiła, zanim, no wiesz... - wymamrotała Hailey,
podnosząc plakietkę. - To na moją kurtkę reprezentacji.
Aimee pokręciła się niepewnie na krześle. Megan miała ochotę zapaść się pod ziemię.
- NiewaŜne. Chyba moŜesz ją sobie teraz wziąć. - Hailey połoŜyła plakietkę przed
Megan.
Megan nawet nie chciała jej dotykać. Pomyślała o swojej dawnej druŜynie w Teksasie
i o tym, jak była zrozpaczona, kiedy zdała sobie sprawę, Ŝe nigdy nie zostanie tam kapitanem.
Mogła sobie tylko wyobrazić, jakby się czuła, gdyby musiała przekazać swoją plakietkę
komuś innemu. To by jej rozdarło serce.
- A słyszałyście, Ŝe pan McKenna spotyka się z Marcy Sherman? - spytała Ria ni stąd,
ni zowąd.
- Uh! Obrzydliwość! - zawołała Pearl.
- Kto to Marcy Sherman? - spytała Megan, zerkając na Hailey, która podniosła oczy
znad plakietki.
- Chodziła do naszej szkoły - wyjaśniła Hailey, sięgając po butelkę z wodą. - Jest tylko
o dwa lata starsza ode mnie.
- Uh! Okropieństwo - prychnęła Jenna. - Pan McKenna to starzec.
Rozmowa skupiła się na tych dwojgu, a plakietka po prostu leŜała na stole i wydawało
się, Ŝe z kaŜdą sekundą rośnie. Megan czekała, Ŝeby Hailey zabrała tę naszywkę, ale
wiedziała, Ŝe jeśli role by się odwróciły, to ona nie chciałaby, Ŝeby cokolwiek przypominało
jej o straconej funkcji kapitana. Nie przebaczyła Hailey wszystkiego, ale i tak współczuła
dziewczynie. Dziwne.
Czemu Ŝycie nie moŜe być mniej skomplikowane?
Od: Zakręcona@rockin.com
Do: Strzelec5525@yahoo.com
Temat: O MÓJ BOśE, O MÓJ BOśE, O MÓJ BOśE
Pocałowałaś Finna? Nie Evana, tylko FINNA??? KIEDY? DLACZEGO? JAK DŁUGO? JAK
MOśESZ PISAĆ Ml TAKIEGO MAILA I NIE WYJAŚNIĆ WSZYSTKIEGO? I zapomnieć o mnie. Gdzie
jesteś, DO DIABŁA!???
- Original Message -
Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakręcona@rockin.com
Temat: O MÓJ BOśE, O MÓJ BOśE, O MÓJ BOśE
POCAŁOWAŁAM FINNA! POCAŁOWAŁAM FINNA! O MÓJ BOśE, POCAŁOWAŁAM FINNA.
GDZIE JESTEŚ!!!???
ROZDZIAŁ 17
Jesteś tego pewna, Meade? - spytała trenerka Leonard. - Tak. Wiem, Ŝe to brzmi
głupio, ale moim zdaniem robię dobrze.
Ktoś krótko zapukał do gabinetu, potem drzwi się otworzyły. Megan obróciła się,
kiedy Hailey wsunęła głowę do środka.
- Dzień dobry. Vithya powiedziała, Ŝe chce mnie pani widzieć - odezwała się Hailey.
A potem zauwaŜyła Megan i przerwała.
- Tak, Farmer. Siadaj - powiedziała trenerka.
Hailey opadła na krzesło obok Megan i ostroŜnie połoŜyła kurtkę i dwie torby na
podłodze. Nagle wydawała się mała i przestraszona, jak dzieciak, który czeka na zastrzyk.
- Okay, Farmer, do rzeczy. Meade właśnie mnie poinformowała, Ŝe głosowanie w
sprawie wyboru kapitana nie odbyło się do końca fair. - Trenerka pochyliła się i oparła swoje
mocne ręce na biurku.
- Co to znaczy? - spytała Hailey.
- Jak rozumiem, w pierwszym głosowaniu był remis, a na wynik drugiego wpłynęły
jakieś plotki. - Trenerka spojrzała prosto w oczy Hailey, - Tak było?
Megan i Hailey popatrzyły na siebie.
- Taa - przyznała Hailey, nadal zdezorientowana. Leonard postukała ołówkiem w blat
biurka.
- No cóŜ, z przykrością przyznaję, Ŝe to się zdarzało juŜ przedtem. To znaczy czynniki
niezwiązane z druŜyną wpływały na wynik głosowania - dodała trenerka, prostując się. - Ale
po raz pierwszy słyszę, Ŝeby kapitan chciał przekazać swój tytuł innemu zawodnikowi.
- Co? - wykrztusiła Hailey i obróciła się do Megan. - śartujesz sobie?
- Nie ma sensu, Ŝebym była kapitanem - wyjaśniła Megan. - Ty zawsze przewodziłaś
tej druŜynie... Gdyby mnie tutaj nie przeniesiono, na pewno wygrałabyś głosowanie.
- Oszalałaś? Zdajesz sobie sprawę, co robisz? - spytała Hailey.
- Jasne - odparła Megan.
- Nie rozumiem - powiedziała Hailey. - Byłam taka... Przerwała i obie spojrzały na
trenerkę, która najwyraźniej uwaŜnie słuchała kaŜdego ich słowa. - Jaka? - spytała Leonard.
- NiewaŜne - rzuciła szybko Megan. - Posłuchaj, Hailey, ja nie mówię, Ŝe chcę zostać
twoją najlepszą przyjaciółką, ale po prostu uwaŜam, Ŝe powinnaś być kapitanem. Poza tym
jesteś w klasie maturalnej. To twoja ostatnia szansa.
Hailey zdziwiona osunęła się na oparcie krzesła. Megan zerknęła na trenerkę. Pora,
Ŝeby do sprawy wtrąciła się osoba reprezentująca władzę.
- No cóŜ, zaraz mamy mecz. Trzeba podjęć wiąŜącą decyzję - powiedziała trenerka,
składając jakieś papiery. - Meade, chociaŜ zachowałaś się szlachetnie, nie moŜemy
zignorować woli druŜyny, więc zaproponuję kompromis. Od tej pory obie jesteście
kapitanami. Myślicie, Ŝe dacie sobie z tym radę?
Megan spojrzała na Hailey. Wspólne prowadzenie druŜyny z tą dziewczyną przez cały
sezon? Nie była do końca przekonana, Ŝe to się im uda bez walki.
- Brzmi nieźle - powiedziała Hailey ostroŜnie.
- Za pierwszym razem był remis - zgodziła się Megan.
- Dobrze, no to załatwione - oznajmiła trenerka. - A teraz przebierajcie się. Dziś
musimy skopać tyłek Czarnym Niedźwiedziom.
Megan zebrała swoje rzeczy i pierwsza opuściła gabinet. Kiedy szły do szatni, Hailey
dogoniła Megan i ruszyła dalej obok niej.
- Lepiej przygotuj się do tego meczu, nowicjuszko - ostrzegła Hailey, otwierając przed
Megan drzwi do szatni. Na zewnątrz wydostały się podekscytowane głosy. Hailey
uśmiechnęła się lekko.
- Patrz na mnie i się ucz - odpaliła Megan z zarozumiałym uśmiechem. - Patrz i się
ucz.
Megan wbiegła pędem do domu. Nowiny aŜ ją rozpierały. Nie tylko zdobyła
ostatniego gola, ale jeszcze cały mecz został rozegrany bez zarzutu. Totalnie górowały nad
Niedźwiedziami i wszystkie mówiły o tym, Ŝe to naprawdę moŜe być ich rok. Hailey i Megan
poprowadzą druŜynę do rozgrywek stanowych. No, moŜe przesada, ale to teŜ dodawało
Megan skrzydeł.
Z sutereny rozległ się głośny, gremialny jęk. Megan zbiegła po schodach bez tchu.
Caleb i Ian trzymali konsole, Caleb siedział na kolanach Evana. Doug rozpierał się na kanapie
pod przeciwległą ścianą, a na drugim krańcu skulił się Miller, pogrąŜony w lekturze „Sporting
News”. Megan Ŝałowała, Ŝe nie ma tu Finna, ale to ją zbiło z tropu tylko na moment.
- Słuchajcie, chłopaki, nie uwierzycie! Właśnie pobiłyśmy Hacketstown cztery do
zera! - zawołała. - Szkoda, Ŝe tego nie widzieliście! Poszłyśmy jak burza! Musicie kiedyś
przyjść na mój mecz. Przysięgam, zobaczycie, jak tworzy się historia.
Nikt nie powiedział ani słowa. Nikt nawet na nią nie spojrzał.
- Halo? Ktoś mnie słyszy? - Megan pomachała ręką.
Miller pochylił głowę niŜej nad gazetą. Evan zacisnął szczękę i nie odrywał wzroku od
telewizora. Caleb zaczął się wiercić, spoglądając to na jednego, to na drugiego brata.
Megan zrobiło się niedobrze. Oni ją ostentacyjnie ignorowali. I na dodatek jakoś
wplątali w to Millera. Dlatego nie było mu wolno siedzieć z nią dzisiaj przy lunchu.
Najwyraźniej odbyła się kolejna narada i wznowiono akcję wymraŜania.
Megan pokręciła głową i opuściła wzrok.
- Jesteście niesamowici, chłopaki. - Westchnęła głośno. - Co tym razem zrobiłam?
- Przez ciebie Finn dostał szlaban - odezwał się wreszcie Ian.
- Taa, a miał mnie nauczyć, jak przejść przez drugi poziom w Halo 2 - poskarŜył się
Caleb.
Megan parsknęła śmiechem.
- Chyba sobie Ŝartujecie.
Ale nikt się nie roześmiał. Megan poczuła Ŝar i gorycz. Jej oŜywienie zniknęło
zmiecione falą furii.
- Zamierzacie obwiniać mnie o wszystko, co się wydarzy w tym domu? - spytała.
- Finn nie zwróciłby uwagi na twoje cycki, gdybyś mu nie podetknęła ich pod nos, ot
co - warknął Doug.
- O mój BoŜe! Więc waszym zdaniem tak było? - spytała Megan. - Uwiodłam Finna?
No cóŜ, to mam dla ciebie małą nowinę, dupku, to on pocałował mnie, jasne? BoŜe! Czy
Ŝaden z was nie jest w stanie przyjąć odpowiedzialności za własne postępowanie? Od samego
początku, kiedy przekroczyłam próg tego domu, staram się z wami zaprzyjaźnić, ale wy
jesteście tak cholernie nieprzystępni, Ŝe robicie wszystko, Ŝebym poczuła się źle. Mam tego
powyŜej uszu!
- Oho, uwaga. Mała dziewczynka pokaŜe nam zaraz atak histerii. - Doug wyrzucił ręce
w górę.
Caleb i Ian roześmieli się, a Megan popatrzyła na Douga przez zmruŜone powieki, aŜ
w końcu musiał odwrócić wzrok.
- A wy dwaj się ze mnie nie śmiejcie. - Megan podeszła do Iana i Caleba. - Wiecie, ile
razy mogłabym na was naskarŜyć? Wchodziliście do mojego pokoju, niszczyliście mi
ubrania, kradliście kosmetyki, poprzecinaliście opony roweru. Ale ja nie powiedziałam ani
słowa. Chroniłam wasze głupie tyłki.
Chłopcy wbili oczy w dywan, a Megan ruszyła dalej.
- Miller. Nawet byś nie mógł pogadać z Aimee, gdyby nie ja.
- Gadasz teraz z dziewczynami, ogórasie? - spytał Doug.
- A ty, durna pało! - Megan obróciła się gwałtownie do Douga. - Sam wiesz, Ŝe masz u
mnie wielki dług.
- A co to niby ma znaczyć? - odezwał się po raz pierwszy Evan.
- Z tobą nawet nie będę zaczynała rozmawiać. - Megan zabłysły oczy. - To nie ja
przespałam się z twoją dziewczyną, jasne? Więc przestań się na mnie za to wyŜywać!
Evan patrzył na nią przez długą chwilę, aŜ wreszcie poddał się i znów wbił wzrok w
ekran.
- BoŜe, ale jesteście durni. - Megan pokręciła głową. - Nie interesuje was nic poza
wami samymi. Wcale nie wściekacie się za to, Ŝe Finn ma szlaban. Po prostu szukacie
kolejnej wymówki, bo chcecie się poczuć cholernie męscy, bojkotując mnie. No cóŜ,
pozwólcie, Ŝe wam coś powiem, chłopcy. W moich oczach nie wyglądacie jak męŜczyźni, ale
jak banda rozkapryszonych dzieciaków.
Dougowi zabłysły oczy, a kiedy zobaczył, Ŝe Megan widzi, Ŝe ubodły go jej słowa,
zmusił się do śmiechu.
- Och, znakomity argument, Doug. Bardzo dotkliwy. - Megan połoŜyła dłoń na piersi.
- Trafiłeś mnie prosto w serce.
Zostawiając za sobą milczącą grupę, Megan szybko weszła na pierwsze piętro i
ruszyła do swojego pokoju, a potem zatrzasnęła za sobą drzwi.
W głowie mi się nie mieści, Ŝe to zrobiłam.
Na drŜących nogach podeszła do łóŜka i rzuciła się na materac. W myślach widziała
gniewny profil Evana, złośliwy grymas Douga, Millera próbującego za wszelką cenę na nią
nie patrzeć, Iana gapiącego się ostentacyjnie w telewizor, Caleba ze skrzywioną miną. Ulgę
przyćmił teraz wszechogarniający smutek. Pokazali, co naprawdę czują. I niewaŜne, jak
bardzo się starała, wszyscy jej nienawidzili. Naprawdę, z całego serca.
- Trudno - powiedziała na głos. - To banda debili. I co ją obchodzą tacy idioci? Nic.
Megan wtuliła twarz w poduszkę i przez następne pół godziny ze wszystkich sił
próbowała się nie rozpłakać.
Megan zatrzasnęła ksiąŜkę do chemii i spojrzała na zegarek. W ciągu ostatniej godziny
nie nauczyła się niczego. Pomiędzy rozmyślaniem o tym, Ŝe Finn jest tuŜ obok, w sąsiednim
pokoju, a ciągłym odtwarzaniem w myślach od nowa awantury z dzisiejszego popołudnia, w
głowie niewiele miejsca zostawało na okresowy układ pierwiastków.
Obiad minął w pełnym napięcia milczeniu. Megan tylko skubała kurczaka i warzywa
na swoim talerzu i małymi łykami popijała wodę. Jedzenie w towarzystwie pół tuzina wro-
gów okazało się niemoŜliwe. Teraz, oczywiście, Megan umierała z głodu.
Złapała plecak i przeszukała go, aŜ wreszcie znalazła snickersa, którego kupiła po
lunchu. Pochłonęła batona czterema kęsami, ale Ŝołądek nadal bolał - czas wreszcie
porozmawiać z Finnem.
Na pewno słyszał, co się stało dzisiaj po południu. Jego bracia plotkują bardziej
zawzięcie niŜ cała Ŝeńska część Liceum Baker. W sumie Megan trochę się dziwiła, Ŝe jeszcze
do niej nie przyszedł, ale skoro tak, sama do niego pójdzie.
Wyszła na korytarz i zapukała cicho do drzwi Finna.
- Proszę!
Wzięła głęboki oddech i weszła do środka.
- Cześć.
Finn podniósł głowę znad biurka, chyba zaskoczony.
- Cześć. - Oparł dłonie na udach i spojrzał nad ramieniem Megan w stronę korytarza;
byli sami.
- O co chodzi? - spytała.
- Naprawdę nie powinnaś tu być - powiedział Finn. Megan poczuła, Ŝe na sercu
zaciąŜył jej wielki kamień. - Wiem, twoi rodzice są wściekli, ale chyba nie oczekują, Ŝe
przestaniemy ze sobą rozmawiać?
- Taa... Nie... - Finn wzruszył ramionami i obrócił się na krześle. - Ja tylko... Nie
uwaŜasz, Ŝe powinniśmy poczekać, aŜ wszystko się trochę uspokoi?
- Jakby to się miało kiedykolwiek zdarzyć w tym domu - zaŜartowała bez przekonania
Megan. Przełknęła dławiącą ją grudkę i rozejrzała się wkoło niepewnie. Przyszła tu, Ŝeby
Finn ją uspokoił i pocieszył, tak jak zawsze to robił. Ale teraz on zaczynał kluczyć, więc
poczuła się tylko gorzej.
- Posłuchaj... Nie jest mi łatwo... być w pobliŜu ciebie - powiedział Finn, wyraźnie
unikając wzroku Megan.
- Och, no cóŜ. Przepraszam. - Megan zaczęła się wycofywać.
- Zaczekaj - zawołał Finn.
Ale ona była niebezpiecznie bliska łez i absolutnie nie zamierzała załamać się na jego
oczach.
- Nie, juŜ sobie idę - wymamrotała.
Finn przełknął ślinę i miał taką minę, jakby chciał coś powiedzieć. To się naprawdę
działo. Finn nie chciał mieć z nią nic wspólnego. - Wreszcie wróciła do swojego pokoju, ale
czuła się jak największa idiotka na świecie, Megan z trudem. Na szczęście udało jej się nie
uronić ani jednej łzy. Zamknęła drzwi i złapała klamkę tylko po to, Ŝeby się czegoś
przytrzymać. Właśnie straciła wszystko, co znała i ceniła. PrzecieŜ Finn był podobno jej
przyjacielem. A nawet więcej. Całował ją. Przytulał. Dawał poczucie bezpieczeństwa. Tylko
na nim nigdy się nie zawiodła. A teraz czuła się po prostu porzucona - i totalnie sama.
Złapała z biurka telefon i drŜącymi palcami wybrała numer. Nacisnęła klawisz
rozmowy i podniosła słuchawkę do ucha, mocno zamykając oczy. Musiała to zrobić, zanim
zmieni zdanie.
- Major Meade, słucham.
W tej samej sekundzie, w której usłyszała głos ojca, nabrała pewności, Ŝe robi dobrze.
Wiedziała, gdzie powinna być.
- Tato? - powiedziała szybko. - Chcę jechać do Korei.
Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakręcona@rockin.com
Temat: Przewodnik po chłopcach
Megan przewodnik po chłopcach
Zapis dwunasty
Uwaga nr 1: W ogóle nie wiadomo, o co chodzi tym facetom. Myślałam, Ŝe mu się podobam,
Trace. Naprawdę.
ROZDZIAŁ 18
WyjeŜdŜasz? Był wtorek wieczorem i matka Megan właśnie zadzwoniła, Ŝeby dać
znać, Ŝe zarezerwowała nocny lot na czwartek. A teraz Megan siedziała w kuchni z Reginą i
Johnem, którzy patrzyli na nią, jakby właśnie oświadczyła, Ŝe zmieniła płeć.
- Rozmawiałam z rodzicami i razem uznaliśmy Ŝe to najlepsza decyzja. - Serce waliło
jej jak młotem. Chciała im powiedzieć jak najmniej. Nie miała zamiaru mówić ludziom,
którzy okazali jej tyle serca, Ŝe to ich synowie ją stąd wygonili.
- Wiemy, Ŝe nie było łatwo, Megan, ale nawet jeszcze nie dałaś sobie czasu, Ŝeby się
naprawdę zadomowić - odezwała się Regina.
- Ani nie dałaś go nam - dodał John. - Co moŜemy zrobić, Ŝebyś się poczuła
swobodniej?
- Nie w tym rzecz - wymamrotała Megan. - Byliście dla mnie przemili, naprawdę. Ale
ja... tęsknię za rodzicami.
Podała całkiem uczciwy powód. Tyle Ŝe pozostałych nie zamierzała wymieniać.
- Oczywiście, Ŝe tęsknisz, kotku - powiedziała Regina. - Ale naprawdę chcesz się
przenosić do Korei? Kiedy twój ojciec po raz pierwszy do nas dzwonił, mówił, Ŝe tak
stanowczo upierasz się, Ŝeby zostać w Stanach.
Megan z trudem przełknęła ślinę, usiłując nie myśleć nad rzeczami, których jej będzie
brakowało. Meczami z nową druŜyną, lunchami z Aimee i innymi dziewczynami, imprezami,
szkolnymi balami. Ojciec opowiadał jej o liceum, do którego musiałaby uczęszczać w Korei.
To była Ŝeńska szkoła, gdzie obowiązywało noszenie mundurków, a regulamin zabraniał
noszenia makijaŜu. Megan zgadywała, Ŝe imprez do późnego wieczora teŜ tam nie
tolerowano.
Oczywiście, po wszystkim co się stało w ciągu ostatnich dwóch tygodni, moŜe tak
będzie bezpieczniej. MoŜe właśnie potrzebowała strefy wolnej od chłopców.
- Chyba po prostu się pomyliłam - powiedziała Megan. - To za trudne, rozumiecie?
Przynajmniej kiedy będę z rodzicami, to... sama nie wiem...
Nie miała pojęcia, jak to wyrazić, Ŝeby nie urazić McGowanów. Pragnęła większego
wsparcia, swojskości, poczucia bezpieczeństwa. Tylko rodzice mogli jej to dać.
Regina i John wymienili długie spojrzenie.
- MoŜemy coś zrobić, Ŝeby zmienić twoją decyzję? - spytał wreszcie John.
- Nie - powiedziała Megan. - Ale miło wiedzieć, Ŝe chcielibyście.
Regina westchnęła i uśmiechnęła się blado.
- No cóŜ, będziemy za tobą tęsknić - wyznała. - I pamiętaj, Ŝe w kaŜdej chwili moŜesz
wrócić.
Megan uśmiechnęła się z wdzięcznością. I John, i Regina mieli zmartwione miny, ale
Megan wiedziała, Ŝe w głębi ducha musieli odczuwać ulgę. Jak zaznaczył Doug w rozmowie
z braćmi, chłopcy mieli idealnie rozpracowany dom. A Megan samym pojawieniem się tutaj
wszystko poplątała i skomplikowała. Była pewna, Ŝe McGowanowie trochę tęsknią za
powrotem do tego chociaŜby powierzchownego ładu, jaki kiedyś panował w ich Ŝyciu.
- Posłuchajcie, czy moglibyśmy nie mówić o tym... wszystkim? - spytała Megan. - To
tylko utrudni sprawę.
Zwłaszcza Ŝe synowie natychmiast urządziliby wielką imprezę zwycięstwa.
- Naprawdę uwaŜasz, Ŝe to w porządku? - zdziwił się John.
- Chłopcom będzie wszystko jedno, wierzcie mi - powiedziała Megan. - Napiszę im
maila, obiecuję.
- No cóŜ, dobrze - zgodził się John.
- Dzięki. - Megan wstała. - To ja zacznę się juŜ pakować. Poszła na górę. Całe ciało jej
ciąŜyło. Myślała, Ŝe poczuje ulgę po rozmowie z Johnem i Reginą, ale tylko ogarnął ją
smutek.
Robisz to, co naleŜy.
Zamknęła cicho drzwi i spojrzała na swoje rzeczy. Czas ruszać w dalszą drogę.
W czwartek wieczorem Megan siedziała na brzegu łóŜka, a jej bagaŜe stały spakowane
i porządnie ustawione z tyłu na materacu. Stopami nerwowo postukiwała o podłogę. Była
gotowa juŜ od godziny, a samochód miał przyjechać dopiero za trzy kwadranse. John
zaproponował, Ŝe ją zawiezie na lotnisko, ale odmówiła. Chciała tylko wydostać się stąd.
Całkowicie zamknąć ten rozdział. Zostawić wszystko za sobą.
Oczywiście teraz, kiedy czas się zbliŜał, Megan jasno widziała, Ŝe nie uda jej się wyjść
zupełnie niepostrzeŜenie. Wszyscy siedzieli w domu i zajmowali się swoimi zwykłymi,
codziennymi sprawami. Kiedy Megan zacznie targać bagaŜe z góry, na pewno kilka osób
zwróci na to uwagę.
Będę po prostu musiała sobie z tym poradzić. NiezaleŜnie, co się stanie. Wstała z
łóŜka i zaczęła spacerować po pokoju, uderzając zaciśniętą pięścią o dłoń drugiej ręki. Czuła
się, jakby zaraz miała stanąć do odpowiedzi przed całą klasą. Nie, sto razy gorzej. Co chwila
korciło ją, Ŝeby wyjść z pokoju, znaleźć Finna, Evana, Douga albo nawet Millera i
powiedzieć, co o nich myśli. To była, mimo wszystko, ostatnia okazja. Tylko po co?
Megan wyjrzała przez okno. Na podwórzu Evan kołysał się apatycznie na hamaku.
Pod głowę podłoŜył sobie jedno ramię i wpatrywał się w niebo. Sądząc po jego smutnej
minie, myślał o Hailey. Megan nagle nabrała ochoty, Ŝeby mu przyłoŜyć. Dwa tygodnie temu,
ile razy spotkała Evana, miała przed oczami świetnego, przyjaznego faceta o pięknej duszy.
Teraz widziała tylko duŜe dziecko.
Evan znał juŜ prawdę. Rozeszła się po całej szkole. „Wiedział, Ŝe Hailey kłamała. Ale
czy chociaŜ przeprosił Megan? Nie. Czy pogodził się z Dougiem? Nie. Zupełnie jakby
odpowiadała mu rola ofiary.
Tak obserwując Evana, Megan zdała sobie sprawę, Ŝe jednak jest pewien powód, dla
którego warto z nim pogadać. MoŜe znów zacznie przypominać faceta, którego kiedyś
poznała. MoŜe ona zdoła nim wstrząsnąć i go obudzić.
Nagle zdecydowana, Megan zbiegła po schodach prosto na podwórze. Słońce
zaczynało właśnie chylić się ku zachodowi, wszystko wkoło nabierało łagodniejszego
wyglądu.
- Muszę z tobą porozmawiać - powiedziała, kiedy Evan usiadł. Obróciła się w stronę
domu. - Hej, Doug! Znalazłam twojego starego „Playboya”! Jeśli go chcesz odzyskać, to cze-
kam na zewnątrz!
Evan zerwał się z hamaka.
- Nie gadam z nim.
- Owszem, gadasz. - Megan splotła ramiona na piersi. - Nie sądzisz, Ŝe jesteś mi
winien jedną rozmowę?
Evan nie miał odwagi podnieść na nią oczu.
- Taa, moŜe tobie - przyznał w końcu. - Ale nie jemu. Doug wypadł z domu na
podwórze. W tej samej chwili, w której zauwaŜył Megan i Evana, a przy tym brak
„Playboya”, zawrócił do środka.
- WyjeŜdŜam do Korei - oświadczyła Megan. - Mniej więcej za pół godziny.
Evanowi opadła szczęka, Doug stanął jak wryty. Obrócił się powoli, z uśmiechem
przylepionym do twarzy.
- Nareszcie - powiedział.
- Taa, no cóŜ, zanim wyjadę, chciałam wam coś powiedzieć, chłopaki - stwierdziła
Megan.
- Sławetne ostatnie słowa skazańca? - odezwał się Doug ironicznie.
Ale usiadł na skraju fotela na patio, szeroko rozstawiając nogi i spoglądając na nią z
wyczekiwaniem. Evan teŜ ani drgnął. Megan wzięła głęboki oddech. Miała tylko jedną
szansę, Ŝeby to zrobić jak trzeba.
- Od małego, zawsze chciałam mieć brata albo siostrę - zaczęła, spoglądając to na
jednego, to na drugiego z nich. - Myślałam, Ŝe to wspaniałe. Mieć kogoś, z kim się moŜna
wszystkim podzielić, kim mogłabym się opiekować i na kogo uwaŜać, a kto opiekowałby się
mną i uwaŜał na mnie. Ale patrząc na to, jak wy się nawzajem traktowaliście przez ostatnie
dwa tygodnie, sama juŜ nie wiem.
Evan wbił wzrok w ziemię, a Doug przewrócił oczami, ale Megan nie przerwała.
- śeby pozwolić komuś takiemu jak Hailey Farmer... śeby coś tak idiotycznego i bez
znaczenia jak seks po pijaku stanęło między wami... - Westchnęła. - Ta dziewczyna was obu
okłamała. I jednym, i drugim się zabawiła. A wy jesteście braćmi. Na zawsze. A najbardziej
dobija mnie... Ŝe nie macie nawet pojęcia, jacy z was szczęściarze.
Megan podniosła wzrok. Wyraz twarzy Douga się zmienił. I on, i Evan wpatrywali się
w nią teraz twardym wzrokiem, jakby ze wszystkich sił próbowali zatrzymać w środku to, co
naprawdę czuli i myśleli. Megan po raz pierwszy uderzyło podobieństwo tych dwóch, tak
pozornie róŜnych facetów. Ten sam upór, ta sama ignorancja i, ewidentnie, ten sam gust co do
kobiet.
- Tak naprawdę to mi was Ŝal, chłopaki. Serio - odezwała się po chwili Megan. -
Jesteście tak zajęci sobą, Ŝe w ogóle nie zdajecie sobie sprawy, jak ranicie najbliŜszych. Tych,
którzy was naprawdę kochają. Albo mogliby kochać, gdybyście im dali szansę - skończyła
Megan, spoglądając na Evana. Podtrzymała jego spojrzenie, aŜ się zaczerwieniła z wysiłku, a
on wreszcie zamrugał. Obróciła się do Douga.
- Więc sobie nie wyobraŜaj, Ŝe to twój błyskotliwy plan wymroŜenia wypędził mnie
stąd, bo tak nie jest - dodała. - Ja po prostu nie mogę znieść towarzystwa ludzi, którzy
uwaŜają, Ŝe wszystko im się naleŜy.
Nie licząc wieczornych świergotów ptaków na podwórzu, panowała cisza. Megan
powiedziała, co miała do powiedzenia, a zdobycie się na taką szczerość podziałało na nią
oŜywczo. Miała wraŜenie, Ŝe teraz poradzi sobie ze wszystkim. Ogarnęła ją przemoŜna ochota
porozmawiania z Finnem. Zawróciła i z przyzwyczajenia poszła do szopy, nawet się nie
zastanawiając, Ŝe chłopak miał przecieŜ szlaban na przebywanie w swoim ustroniu. Megan
pchnęła drzwi i cały jej świat nagle, ze zgrzytem, stanął w miejscu.
Na sztalugach dokładnie naprzeciwko drzwi stała jej własna podobizna. Portret
namalowany przez Finna. Skończony do ostatniej rzęsy na powiece. Obraz zaparł Megan
dech w piersiach.
Powoli podeszła do portretu. W niczym nie przypominał wszystkich dotychczasowych
dzieł Finna. To był jedyny portret en face. I dobrze oddawał podobieństwo. ChociaŜ
wizerunek był łagodniejszy. Ładniejszy. Bardziej otwarty. Dziewczyna z obrazu uśmiechała
się porozumiewawczo, miała promienistą cerę, a grupka piegów rozsianych po całym nosie
wyglądała wręcz rozczulająco. Ale najbardziej niesamowite były oczy. Wirowało w nich co
najmniej siedem odcieni zieleni i kilka subtelnych złotych plamek. Czy rzeczywiście tak
widział ją Finn? Czy naprawdę uwaŜał ją za tak... piękną?
Megan dotknęła skraju płótna. Farba była zupełnie sucha.
Kiedy on zdąŜył to skończyć? Nagle sobie przypomniała, Ŝe przez kilka ostatnich dni
miał szlaban. Musiał się więc jakoś zakradać przez cały tydzień, Ŝeby pracować nad obrazem.
I skończył go. Wreszcie skończył jakiś obraz. Jej portret.
Na podjeździe rozległ się klakson samochodu. Taksówka juŜ przyjechała. Wcześniej.
Po prostu jedź! Megan usiłowała się wewnętrznie zmobilizować. Wynoś się stąd
wreszcie, do diabła.
Odwróciła się plecami do spojrzenia własnych oczu i wybiegła po rzeczy. Nie mogła
juŜ znieść tego miejsca. Za duŜo zamieszania, za duŜo presji, za duŜo wszystkiego. Czas
wracać do świata wolnego od facetów.
- Uwaga, pasaŜerowie lotu 233 do Los Angeles - zapowiedziała pracownica serwisu
naziemnego. - Zapraszamy na pokład pasaŜerów rzędów od piętnastego do dwudziestego
piątego. Proszę przygotować karty pokładowe.
Megan wzięła głęboki oddech i spojrzała na dziesiątki osób zbierających bagaŜ
podręczny i popędzających dzieci. JuŜ od godziny spoglądała na główny hol terminalu. Ku
własnemu wielkiemu rozgoryczeniu, wyobraŜała sobie, Ŝe zaraz zobaczy tam znajomą twarz.
Ze ktoś, ktokolwiek, moŜe przyjdzie się z nią poŜegnać. Ale najwyraźniej Ŝycie nie wzoruje
się na filmach. Za niecałe dwadzieścia minut samolot wzbije się w powietrze. Wkrótce juŜ nie
będzie odwrotu.
Zaciągając paski plecaka na ramionach, wstała i ruszyła do długiej kolejki, która wiła
się przed bramką pokładową.
Wcale nie masz ochoty się odwracać. Ale mimo wszystko uwaŜała, Ŝe to niedobrze, Ŝe
nie poŜegnała się z Finnem. Był w domu McGowanów jej najlepszym przyjacielem. Powier-
nikiem. Pierwszym pocałunkiem. AŜ nie wierzyła, Ŝe wsiada do samolotu do Korei, a nie
porozmawiała z Finnem po raz ostatni.
- Hej! Megan! Zaczekaj!
Serce Megan podskoczyło w piersi, kiedy błyskawicznie obejrzała się za siebie. Tam.
Biegł przez tłum, przepychał się przez ludzi, Ŝeby się do niej dostać. Nigdy w Ŝyciu nie
ucieszyła się niczyim widokiem tak, jak teraz widokiem...
Douga.
- A ty się dokąd, do cholery, wybierasz, yo?
Stanął przed nią i zgiął się wpół. Pot spływał mu po skroniach, kiedy usiłował
odzyskać oddech. Megan spojrzała w głąb holu, ale nikt inny nie biegł za Dougiem.
Co, u...?
- Jesteś sam? - spytała.
- Muszę usiąść. - Dougowi aŜ świszczało w płucach. Cofnął się i klapnął na najbliŜsze
wolne siedzenie. Megan wyszła z kolejki. Rozejrzała się po terminalu, podejrzewając, Ŝe
zaraz znajdzie ukrytą kamerę. To musiał być dowcip. Doug za nią gonił?
- Co ty tu robisz? - zapytała, mruŜąc oczy. - I jak przeszedłeś przez kontrolę?
- Musiałem kupić bilet. Nieźle, co? - Wyciągnął mały folderek American Airlines. -
Mogę sobie teraz lecieć do Chicago, jeśli będę miał ochotę.
Megan usiadła na krawędzi krzesła tuŜ obok chłopaka.
- Doug, powaŜnie. Ja muszę wsiąść do tego samolotu.
- Chcesz zwiewać, twój interes. - Doug wepchnął pognieciony bilet do tylnej kieszeni
dŜinsów. - Ale najpierw mnie wysłuchaj.
Megan westchnęła i oparła się o krzesło.
- Okay. Masz pięć minut.
- Dobra, słuchaj - zaczął Doug. - Kiedy odjechałaś, pogadaliśmy z Evanem po raz
pierwszy, odkąd zaczęło się to całe gówno. I za niego mówić nie mogę, nie? Ale ja? Zdałem
sobie sprawę, Ŝe ostatnio zachowywałem się trochę jak dupek.
- Och, zdałeś sobie sprawę? - powtórzyła szyderczo Megan.
- Daj mi skończyć, kobieto! - zawołał Doug.
Megan nagle zrozumiała, ile wysiłku go kosztowała rozmowa z nią, więc zacisnęła
wargi.
- Byłem na ciebie wściekły od początku, bo mi odebrałaś mój pokój. Ale
zastanowiłem się nad tym i wiem juŜ, czemu mnie tak wkurzasz - powiedział Doug.
Megan uniosła brwi.
- No więc czemu?
- Bo pojawiasz się u nas i robisz te rzeczy... no, wiesz... których nie umie zrobić nikt
inny - wysapał w końcu Doug. Po raz pierwszy patrzył na Megan i przestał się pilnować. Nie
krzywił się złośliwie, nie udawał twardziela. Po prostu siedział i rozmawiał. - Na przykład
sprawiasz, Ŝe Miller zaczyna mówić o czymś innym niŜ o baseballu. A Ian i Caleb się ciebie
boją. A Sean, no wiesz, czasami teraz wychodzi z garaŜu. A moja mama? Odkąd zładowałaś,
to zupełnie inna kobieta. Jest spokojniejsza. .
- Naprawdę?
- No, jakby wyluzowała ją obecność innej dziewczyny. PowaŜnie. Normalnie w ciągu
dwóch tygodni walnęła mnie w łeb raptem z raz - wyznał Doug.
Megan nie udało się powstrzymać uśmiechu.
- Poza tym to, co dla mnie zrobiłaś... - ciągnął Doug. - To teŜ było całkiem fajne. Dalej
nie wiem, dlaczego się za mną wstawiłaś.
- Mam miękkie serce dla beznadziejnych przypadków? - podsunęła Megan i wzruszyła
ramionami.
- No, niewaŜne - powiedział Doug. - Dzięki.
- Nie ma za co - mruknęła Megan lekko wzruszona. Wyczuła szczerość w tym jednym
słowie.
- No więc, słuchaj, nie moŜesz wyjechać. - Doug wyprostował się i obrócił do Megan.
- Jeśli znikniesz z horyzontu, Miller się cofnie, a Caleb i Ian wejdą nam na głowę, Sean znów
się zamieni w pustelnika, a Finn...
Serce Megan drgnęło.
- Finn co?
- Finna to zniszczy. - Doug zajrzał jej w oczy. - Owinęłaś sobie tego faceta wokół
małego palca, wiesz o tym, prawda?
- Co ty gadasz? - spytała Megan.
- Jak się dowiedział, Ŝe wyjeŜdŜasz, zamknął się w szopie i zabarykadował drzwi. Nikt
go od tamtej pory nie widział - wyjaśnił Doug. - Kiedy wychodzisz, Sean i Evan usiłowali
podsadzić Caleba na dach, Ŝeby zajrzał przez świetlik i sprawdził, czy Finn się tam nie zabił.
Megan z trudem przełknęła ślinę.
- O rany.
Przez kilka chwil siedzieli na plastikowych krzesłach, obserwując, jak kolejka przy
bramce staje się coraz mniejsza. Megan zastanawiała się nad wszystkim, co usłyszała. Czy to
naprawdę moŜliwe, Ŝe zmieniła Ŝycie McGowanów w takim stopniu, jak twierdził Doug?
UwaŜała, Ŝe tylko zakłóca im spokój, ale teraz wydało jej się, Ŝe rzeczywiście kilka rzeczy
zdołała zmienić na lepsze.
- Zawsze uwaŜaliśmy, Ŝe to świetnie, Ŝe nasza mama miała tylko chłopców - wyznał
Doug, wyzbywając się hiphopowej pozy. - Kto by pomyślał, Ŝe w gruncie rzeczy potrzeba
nam siostry?
Megan opuściła wzrok na swoje dłonie.
- Och, człowieku! Skopiesz mi wreszcie tłusty tyłek? - spytał Doug.
Megan się roześmiała. - Nie.
- No to wracasz ze mną, czy jak? Megan podniosła głowę i westchnęła.
- Mam kilka warunków.
- Wiedziałem. - Doug przewrócił oczami.
- Po pierwsze, nie zgadzam się na łazienkę przypominającą parking dla tirów -
powiedziała Megan. - Musicie zacząć po sobie sprzątać. śadnych więcej krwawych śladów,
włosów i dziwnych plam, których pochodzenia nie chcę się nawet domyślać.
- Dobra, dobra - mruknął Doug. - To wszystko?
- Raczej nie - powiedziała Megan. - Macie trzymać się z daleka od wszystkich moich
rzeczy. Włącznie z rowerem.
- Okay...
- I chcę, Ŝebyście przestali mnie za plecami nazywać Megan Miseczka C. Dougowi
opadła szczęka. Zarumienił się.
- Skąd o tym wiedziałaś? Megan uniosła brwi.
- No dobra, jasne. Wszystko? - stęknął Doug.
- Myślisz, Ŝe moŜesz to dla mnie załatwić? - spytała Megan.
- No, moŜe będę musiał sprać kilku osobników, ale taa. Nie ma problemu - rzucił
Doug beztrosko.
- Nikogo nie pobijesz - zastrzegła Megan.
- Nie mów mi, jak mam wykonywać swoją robotę. - Doug komicznie strzelił
kłykciami.
- Okay. - Megan wstała. Po raz pierwszy od rana poczuła się spokojna. Pewna. -
Wracam.
- Dzięki Bogu! - Doug odetchnął z ulgą. - No to wynośmy się stąd w diabły!
- Ach, zaczekaj! Jeszcze jedno. - Megan zatrzymała chłopaka. Doug zgarbił się i
obrócił do niej.
- Co? Mam ci oddać nerkę?
- Chcę wziąć udział w następnej grze w ultimate frisbee - zaŜądała Megan.
Doug uśmiechnął się szeroko.
- Grasz z tymi w koszulkach.
Megan odpowiedziała równie szerokim uśmiechem. - Jeszcze zobaczymy.
Megan oparła się mocniej plecami o Seana, dodając gazu na jego harleyu. Pędzili Oak
Street. Wiatr wycisnął jej z oczu łzy, kiedy zapiszczała z wielkiej, wszechogarniającej
radości. JuŜ prawie zdąŜyła zapomnieć, jak bardzo lubi jeździć na motorze. Teraz czuła się
zupełnie, jakby właśnie odzyskała kończynę, której jej brakowało przez ostatnich kilka
tygodni.
- Dobra! Wracamy do domu! - zawołał jej do ucha Sean. Megan zwolniła i wjechała
na podjazd McGowanów Evan,.
Finn, Caleb, Ian i Doug przerwali rozgrywkę ultimate frisbee, Ŝeby popatrzeć. Megan
zeszła z motocykla i zdjęła kask, ocierając twarz i się śmiejąc.
- Masz wrodzony talent. - Sean obdarzył dziewczynę jednym ze swoich rzadkich
uśmiechów.
- Dzięki - odparła Megan.
- W przyszłym tygodniu pójdziemy załatwić ci prawo jazdy waŜne w Massachusetts -
powiedział. - Pogadam teŜ z moim kumplem Deke'em ze złomowiska. Zobaczymy, moŜe
znajdzie dla ciebie jakiś motor.
- Naprawdę? - Megan nie wiedziała, co ją zaskoczyło bardziej: propozycja Seana czy
tak długa jak na niego wypowiedź;
- Uwaga na głowy!
Megan złapała w powietrzu frisbee, zanim zdołało wykłuć jej oko.
- Przepraszam!
Evan pomachał ręką, a potem pobiegł na werandę napić się wody z dzbanka. Odezwał
się do Megan po raz pierwszy od czasu swoich bardzo nieudanych przeprosin w czwartkowy
wieczór. Po prostu powiedział, Ŝe mu przykro. Od tamtego czasu unikał jej jak ognia.
Megan popatrzyła za Evanem i zobaczyła, Ŝe Aimee i Miller siedzą na frontowych
stopniach obok przekąsek, obserwując grę. Rzuciła frisbee z powrotem chłopakom i
pomachała do Aimee, która w odpowiedzi uśmiechnęła się szeroko.
- Miller i Aimee. Razem w weekend. - Megan aŜ zagwizdała z podziwu.
- Taa, to po prostu przedziwne - stwierdził Sean, stając obok.
- Yo! Chcecie zagrać, ofiary? - krzyknął Doug ze środka podwórka.
- Wchodzimy! - odparła Megan, podbiegając do nich truchtem.
- Dobra! Ty, ja i Finn przeciwko Evanowi, Seanowi i matołom! - rzucił Doug, kiedy
Megan stanęła obok.
- Nie jesteśmy matoły! - zaprotestował Ian.
- Taa, i tak sobie dalej wmawiaj - powiedział Doug. Megan pochyliła się do Finna i
Douga.
- A wiecie, Ŝe wy w ogóle nie gracie w ultimate? - spytała. - Sprawdziłam w sieci.
Robicie to zupełnie na opak.
- My gramy w stylu McGowanów - oświadczył Doug, kiwając głową zarozumiale.
- Co to znaczy? - spytała Megan.
- To futbol w połączeniu z frisbee - wyjaśnił Finn. - A na koniec rozgrywki lubimy
przybijać sobie piątki i duŜo szczekać. Nikt nie wie czemu ani skąd to się wzięło, ale po
prostu tak robimy.
- Aha - powiedziała Megan z uśmiechem. Miło było znów się znaleźć blisko Finna. I
normalnie z nim rozmawiać. Oczywiście, nadal się zastanawiała, o czym on myśli.
- No to jaki jest plan gry? - spytała, usiłując się skupić.
Stanęli tak blisko siebie, aŜ musnęli się ramionami. Puls Megan przyspieszył. Oboje ś
Finnem spojrzeli na miejsce, gdzie zetknęły się ich ciała i lekko się od siebie odsunęli. Megan
wstrzymała oddech.
- Dobra, ja udaję, Ŝe rzucam do Finna i podaję do Megan - powiedział niczego
nieświadomy Doug. - Zobaczmy, co potrafisz, Strzelec.
- Taa, taa - odparła drwiąco Megan.
Wszyscy klepnęli się nawzajem w dłonie i podeszli na linię. W tej samej sekundzie,
gdy Doug złapał frisbee, Megan skoczyła w prawo, omijając Seana, i pobiegła w stronę
podjazdu, Ian i Caleb deptali jej po piętach. Odwróciła się i zobaczyła, Ŝe Doug na niby rzuca
frisbee do Finna. Evan skoczył, Ŝeby złapać frisbee w powietrzu, ale krąŜka tam nie było -
leciał prosto w ręce Megan.
W wyskoku złapała krąŜek, ale gdy tylko wylądowała na ziemi, Ian i Caleb złapali ją
za nogi.
- Weźcie ich ze mnie! - krzyknęła, wyrywając się chłopakom i śmiejąc do łez. -
Zabierzcie ich!
- Giń, Strzelec! Giń! - wrzeszczał Ian, trzymając się jej ze wszystkich sił.
Finn podbiegł, a wtedy Megan rzuciła do niego frisbee. Ale chłopak zostawił krąŜek, a
złapał Caleba i łaskotał go tak długo, aŜ ten puścił Megan.
- Faul! To nie fair! - krzyczał Ian.
Caleb turlał się po trawie, chichocząc. Megan potknęła się o niego i przewróciła,
pociągając za sobą na ziemię Finna. Skłębili się w splątanej masie rąk i nóg, ale Megan
wiedziała tylko, Ŝe leŜy dokładnie na Finnie mocno przyciśnięta klatką piersiową; jego noga
znalazła się między jej udami, a jej nadgarstek utkwił pod jego karkiem. Ktoś - chyba Ian -
siedział Megan na plecach. Dziewczyna nie mogła się wyplątać z kłębowiska.
Ale tak naprawdę niezbyt tego chciała.
- No cóŜ, nie jest za wygodnie. - Finn roześmiał się, próbując usiąść. - Ian! Złaź z
Megan!
- Dobra! - Ian posłusznie odturlał się na bok. Złapał z ziemi frisbee i razem z Calebem
pobiegli przez podwórze, triumfalnie niosąc krąŜek.
Wreszcie Finn zdołał usiąść. Megan przykucnęła tuŜ obok niego. Oboje z trudem
łapali oddech. ChociaŜ to nie gra tak wpłynęła na Megan.
- Nic ci nie jest? - spytał Finn.
- Nie, a tobie? - KaŜdym skraweczkiem ciała pragnęła go znów dotknąć.
- Nic - odpowiedział z bardzo szerokim uśmiechem. Podparł się na rękach i stanął na
czworakach, z twarzą zaledwie o kilka centymetrów od twarzy Megan.
- Cieszę się, Ŝe zostałaś - szepnął, owiewając ciepłym oddechem jej policzek.
Megan jakoś udało się odpowiedzieć:
- Ja teŜ.
A potem Finn wstał i wrócił na środek podwórza. Przez moment Megan nie była w
stanie ruszyć się z miejsca, ale zaraz podszedł Doug i zaoferował pomoc, którą z
wdzięcznością przyjęła. Jednym szarpnięciem postawił Megan na drŜących nogach.
- No i kto ma teraz zagwozdkę? - zapytał ze złośliwym uśmiechem.
Megan roześmiała się i szturchnęła go w plecy. Wrócili na linię.
- Koleś! Chcę zrobić wymianę! - krzyknął Doug. - Finn za Seana!
- Zrobione - odparł Evan.
- PrzyłóŜ się do gry - powiedział Doug do Megan. Megan zbyła go wzruszeniem
ramion i stanęła na linii, tym razem dokładnie naprzeciwko Finna i Evana. Finn uśmiechał się
do niej otwarcie, a Megan odwzajemniła uśmiech. Serce jej szybko waliło. Ale kiedy
spojrzała na Evana, totalnie zamarło. Bo przyglądał się jej tym intensywnym spojrzeniem.
Przewiercał ją na wskroś. Zupełnie jak wtedy, kiedy przez ułamek sekundy myślała, Ŝe chce
ją pocałować.
No cóŜ, to... interesujące.
Doug złapał frisbee. Biorąc głęboki oddech, Megan wskoczyła między Finna a Evana i
pobiegła w głąb pola. Obaj rzucili się za nią. Frisbee poleciało w powietrze, rysując nad
głowami chłopców idealny łuk. Wszyscy trzej wyskoczyli i sięgnęli po nie, ale Megan była
szybsza, wyprzedziła ich i złapała krąŜek prosto z nieba.
Od: Strzelec5525@yahoo.com
Do: Zakręcona@rockin.com
Temat: Przewodnik po chłopcach
Megan przewodnik po chłopcach
Zapis trzynasty
Uwaga nr 1: Chłopcy są nieprzewidywalni. MoŜe to nic nowego, ale zaczynam dochodzić do
wniosku, Ŝe właśnie to jest w nich najfajniejsze.