background image

 

 

Anne Ashley 

 

Podstęp lorda Exmountha 

 

Tłumaczył Wojciech Rusakiewicz 

 

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY 

Wyraźny  brak  entuzjazmu  sprawił,  że  częściowo  złożona  suknia 

wyślizgnęła się Robinie z dłoni, a ona zapatrzyła się w okno, po ulicy 

bowiem  przejeżdżała  bardzo  elegancka  kolaska  zaprzężona  w  dwa 

pięknie dobrane gniadosze. 

Zważywszy  na  to,  że  sezon  oficjalnie  zakończył  się  przed 

tygodniem,  Londyn  pozostawał  jeszcze  zaskakująco  gwarny,  a  wielu 

przyjezdnych nad wyraz opieszale szykowało się do powrotu na wieś 

lub  przeprowadzki  do  nadmorskich  kurortów,  których  odwiedzanie 

latem weszło ostatnio w modę. 

Tak  się  złożyło,  że  Robina  z  wielkim  zadowoleniem  myślała  o 

powrocie  do  domu,  do  hrabstwa  Northampton,  o  ponownym 

odetchnięciu świeżym, wiejskim powietrzem i zobaczeniu się z ojcem 

oraz  siostrami.  Nie  była  jednak  taka  naiwna,  by  sądzić,  że  z  dnia  na 

dzień przyzwyczai się znowu do zacisza plebanii w Abbot Quincey po 

spędzeniu  ponad  trzech  miesięcy  w  stolicy  i  nacieszeniu  się 

rozrywkami  dostępnymi  podczas  sezonu, który  poczytywała  sobie  za 

całkiem udany. 

Mimo  że  była  córką  wiejskiego  pastora  i  nie  miała  znacznego 

posagu,  zdołała  zwrócić  na  siebie  uwagę  dwóch  bardzo  zacnych 

dżentelmenów,  z  których  obaj  -  w  co  ani  przez  chwilę  nie  wątpiła  - 

byliby  bardzo  troskliwymi  mężami.  Jednak  wskutek  namów  matki 

posłusznie  odrzuciła  oświadczyny  obu  kandydatów,  żywiąc  nadzieję, 

że  nie  naraża  tym  żadnego  z  nich  na  długotrwały  smutek.  Sama 

zresztą też swojej decyzji ani trochę nie żałowała. 

background image

Ani  panu  Chardowi,  ani  wielebnemu  Simonowi  Sutherlandowi 

nie udało się rozpalić tego złudnego płomienia, który pragną odkryć w 

swoim wnętrzu wszystkie młode damy o romantycznym usposobieniu.  

Robina  zakończyła  swój  pierwszy  i  zapewne  jedyny  londyński 

sezon  odrobinę  bardziej  doświadczona  i  niewątpliwie  wolna  od 

sercowych  udręk. Myśląc  o  tym,  mimowolnie  westchnęła.  Wcale  nie 

była bowiem pewna, czy będzie mogła to samo powtórzyć z końcem 

lata. 

Zupełnie  niespodziewanie  doznała  kolejnego  przypływu  paniki. 

Dlaczego,  och,  dlaczego  zdecydowanie  nie  odmówiła,  gdy  pierwszy 

raz  otrzymała  tę  propozycję?  Dlaczego  pozwoliła  się  namówić  na 

wyjazd  do  Brighton  z  lady  Exmouth,  skoro  w  głębi  serca  od  samego 

początku wiedziała, że wdowa w rzeczywistości wcale nie potrzebuje 

damy do towarzystwa, lecz szuka potulnej żony dla swojego syna. 

Przerwawszy  pakowanie  na  dobre,  Robina  bezsilnie  opadła  na 

łóżko.  Nie  pierwszy  raz  przeklinała  swój  brak  stanowczości.  Nie 

chodziło  o  to,  że  syn  lady  Exmouth  budzi  w  niej  niechęć.  Trudno 

byłoby  o  twierdzenie  bardziej  odległe  od  prawdy.  Lord  Exmouth był 

dżentelmenem o bardzo miłej powierzchowności.  

Może  nie  typem  zuchwałego  i  zabójczo  przystojnego  bohatera 

tanich  powieści,  ale  atrakcyjności  nie  można  mu  było  odmówić,  los 

bowiem  obdarzył  go  okazałym  wyglądem  i  posturą  człowieka 

szlachetnie  urodzonego.  To,  że  skończył  już  trzydziesty  piąty  rok 

życia,  nie  było  aż  tak  wielką  wadą,  Robina  wiedziała  bowiem  z 

background image

wiarygodnych  źródeł,  że  starszych  dżentelmenów  jest  zazwyczaj 

łatwiej owinąć sobie dookoła małego palca. 

Na uśmiech lord Exmouth pozwalał  sobie rzadko, za to często w 

jego ładnych, ciemnych oczach pojawiał się cyniczny błysk, często też 

ich  właściciel  pogrążał  się  w  głębokim  milczeniu.  Do  tego 

wszystkiego  Robina  bez  wątpienia  mogłaby  się  z  czasem 

przyzwyczaić, wiedziała jednak, że jeśli zdecyduje się na małżeństwo, 

to nigdy nie pogodzi się z pozycją drugiej kobiety w życiu wybranego 

mężczyzny.  

A  takiego  właśnie  losu  bardzo  się  obawiała,  gdyby  nierozważnie 

zgodziła  się  związać  z  lordem  Danielem  Exmouthem.  Smutno 

westchnęła,  przypominając  sobie  liczne  pogłoski  krążące  na  temat 

przystojnego  wdowca.  Gdyby  choć  połowa  z  nich  była  prawdą, 

nieszczęsny baron byłby teraz tylko cieniem dawnego człowieka. 

Wiele osób twierdziło, że po śmierci żony w tragicznym wypadku 

półtora  roku  temu  popadł  w  głęboką  rozpacz.  Inni  twierdzili,  że 

ponieważ  baron  akurat  sam  powoził,  gdy  powóz  się  przewrócił, 

zabijając  jego  żonę  i  kuzyna  sąsiada,  wyrzuty  sumienia  przemieniły 

go z towarzyskiego człowieka w zgorzkniałego sceptyka, który unika 

radości w życiu.  

Mimo  smutnego  wyrazu  oczu  i  częstego  przebywania  w 

dobrowolnym  osamotnieniu  lord  Exmouth  wciąż  potrafił  się  czasem 

zdobyć  na  uprzejmość  i  okazać  ujmujące  maniery.  Niestety,  nie 

zmieniało  to  faktu,  że  panna  czy  wdowa,  która  zdecydowałaby  się 

zostać jego drugą żoną, zawsze żyłaby w cieniu pięknej Clarissy. 

background image

Nagłe  pojawienie  się  matki  w  sypialni  położyło  kres  tym 

melancholijnym rozważaniom. Robina machinalnie wstała, by wrócić 

do przerwanego pakowania 

- Wielkie nieba, dziecko! Jeszcze nie skończyłaś? Co ty, na Boga, 

robiłaś  tyle  czasu?  Doskonale  wiesz,  że  służba  lady  Exmouth  ma 

przyjechać w południe po twój kufer. 

Robina  zerknęła  na  matkę  i  nie  pierwszy  raz  pożałowała,  że  nie 

umie lepiej rozpoznawać jej nastrojów. Ton matki wydawał się lekko 

karcący, ale z jej miny nie można było domyślić się rozdrażnienia. 

Czy  ten  moment  był  odpowiedni?  Czy  mogła  liczyć  na 

zrozumienie  matki,  osoby  nie  zawsze  najprzystępniejszej,  jeśli 

zwierzy  się  ze  swoich  złych  przeczuć  co  do  pobytu  w  Brighton?  A 

może nierozsądnie zwlekała z tą rozmową i było już za późno? 

- Mamo, zmieniłam zdanie w sprawie wyjazdu z lady Exmouth - 

powiedziała  szybko,  żeby  broń  Boże  się  nie  rozmyślić.  - 

Zdecydowanie wolałabym wrócić z tobą do Abbot Quincey. 

Sekundy  wolno  płynęły  naprzód,  a  Robina  wpatrywała  się  w 

twarz  matki  z  nadzieją  dostrzeżenia  jakiejkolwiek  reakcji  na  to 

niewczesne wyznanie, ale lady Elizabeth jak zwykle nie dała niczego 

po sobie poznać. 

-  Skąd  ta  nagła  zmiana,  dziecko?  -  Znowu  w  jej  perfekcyjnie 

opanowanym  głosie  zabrzmiała  tylko  ledwo  zauważalna  nuta 

zniecierpliwienia.  -  Nie  tak  dawno  skakałaś  z  radości  na  myśl  o 

spędzeniu  lata  nad  morzem.  Nikt  w  najmniejszym  stopniu  nie 

background image

wywierał na ciebie nacisków, kiedy złożono ci tę propozycję. Sama z 

własnej woli przyjęłaś to jakże uprzejme zaproszenie lady Exmouth. 

Temu  Robina  nie  mogła  zaprzeczyć.  Nigdy  nie  ukrywała,  że 

polubiła  lady  Exmouth  od  chwili,  gdy  ją  poznała,  a  perspektywa 

przedłużenia  okresu  beztroskich  rozrywek  o  kilka  tygodni, 

spędzonych  w  gościnie  u  tej  przemiłej  i  bardzo  towarzyskiej  damy, 

było  pokusą  nie  do  odparcia  dla  córki  wiejskiego  pastora,  która 

szybko odkryła u siebie upodobanie do światowego życia.  

Dopiero  po  wizycie  w  hrabstwie  Hamp,  gdzie  uczestniczyła  w 

przyjęciu  dla  niewielkiego  grona  osób,  wydanego  z  okazji  zaręczyn 

księcia  Shambrook  z  lady  Sophią  Cleeve,  naszły  ją  poważne 

wątpliwości. 

- A  więc nie zobaczymy się aż do jesieni - powiedziała jej dobra 

przyjaciółka  Sophia,  gdy  Robina  mimochodem  wyjawiła  jej  zamiar 

spędzenia lata w Brighton na zaproszenie lady Exmouth. 

Stały  właśnie  przed  okazałą  rezydencją  księcia  i  wymieniały 

pożegnania.  Nagle  w  oczach  Sophii  pokazał  się  błysk  przekory,  gdy 

dodała ciszej: 

- Czy wobec tego mam pogratulować ci już teraz, czy poczekać na 

oficjalne ogłoszenie, ty przebiegła istoto? 

Robina  dobrze  pamiętała,  z  jakim  zdumieniem  popatrzyła  na 

przyjaciółkę. 

-  Nie  bardzo  cię  rozumiem,  Sophio.  Przecież  to  tobie  należy 

gratulować, a nie mnie. 

background image

- W tej chwili tak - przyznała rozbawiona. - Każdy, kto ma choć 

trochę  oleju  w  głowie,  rozumie,  że  wkrótce  i  ty  włożysz  na  palec 

piękny zaręczynowy pierścionek. - Robina pamiętała również śmiech 

przyjaciółki, który poprzedził dalszy ciąg żartobliwej przemowy. 

-  Nie  można  bez  wywołania  rozgłosu  odrzucić  rozsądnej 

propozycji  małżeństwa,  jeśli  zachęca  się  do  zalotów  pewnego 

dżentelmena i z podziękowaniem przyjmuje zaproszenie do spędzenia 

lata  z  matką  tegoż  dżentelmena.  Nie  sądzisz  chyba,  że  ludzie  nie 

umieją skojarzyć prostych faktów.  

Wszyscy  już  wiedzą,  że  znalazłaś  obiekt  uczuć.  Sama  niedawno 

zakochałam  się  jak  szalona,  umiem  więc  dostrzec  oznaki  tego  stanu, 

moja droga. Jeśli wolisz, żebym jeszcze trochę poczekała, zamiast od 

razu złożyć ci serdeczne życzenia, to proszę bardzo, wystarczy, żebyś 

mi to powiedziała. 

Robinie  z  wrażenia  odebrało  mowę  i  nie  wyrzekła  ani  słowa, 

dlatego od tamtej pory była ofiarą wyjątkowo nieprzychylnych aluzji i 

najokropniejszych  domysłów.  Czyżby  naprawdę  nasunęła  lordowi 

Exmouthowi  przypuszczenie,  że  jego  oświadczyny  byłyby  miłe 

widziane?  Ostatnimi  czasy  nieustannie  zadawała  sobie  to  samo 

pytanie i miała coraz mniej pewności, że zna na nie odpowiedź. 

Niezaprzeczalnie, zanim jeszcze złożyły z matką krótką wizytę w 

hrabstwie  Hamp,  ani  razu  nie  odmówiła  lordowi  Exmouthowi 

wspólnego  tańca,  ilekroć  spotykali  się  na  przyjęciu.  A  to,  jak  nagle 

zauważyła,  zdarzało  się  stanowczo  zbyt  często,  by  widzieć  w  tym 

jedynie dzieło przypadku. 

background image

Mogła  tylko  się  dziwić  swojej  łatwowierności,  skoro  dotąd 

uważała, że ich ciągłe spotkania są zrządzeniem losu, a nie - jak teraz 

była skłonna podejrzewać - skutkiem planów obu matek. 

Lady Exmouth musiała sądzić, że cicha, potulna córka wiejskiego 

pastora  będzie  idealną  osobą  do  opieki  nad  dwiema  wnuczkami 

pozbawionymi  matki  i  osłodą  życia  jej  załamanego  syna,  a 

jednocześnie nie postawi w zamian zbyt wielkich żądań.  

Z  dużą  dozą  prawdopodobieństwa  Robina  mogła  założyć,  że  jej 

matka  rozumuje  podobnie  i  w  niezbyt  odległej  przyszłości  oczekuje 

bardzo korzystnych zaręczyn swej najstarszej córki. 

- Czy mogę o coś cię spytać, mamo? Czy liczysz na to - ciągnęła, 

nie  czekając  na  odpowiedź  -  że  lord  Exmouth  jeszcze  przed  końcem 

lata poprosi o moją rękę? 

Wyraz twarzy lady Elizabeth pozostał nieprzenikniony, a mimo to 

Robina  czuła,  że  bezceremonialność  tego  pytania  zmieszała  matkę. 

Prawdę mówiąc, sama się sobie dziwiła, że znalazła dość odwagi, by 

postawić  tak  jasno  sprawę.  Zasadą  było,  że  matkę  traktuje  się  z 

największym  szacunkiem,  toteż  Robinie  nigdy  nie  podsunięto  myśli, 

że można zakwestionować decyzję rodzicielki. 

Widocznie jednak lady Elizabeth nie poczytała jej tego pytania za 

impertynencję, bo po chwili namysłu odpowiedziała: 

-  W  każdym  razie  wierzę,  że  lord  Exmouth  nie  jest  ci  obojętny, 

Robino.  Nie  zaprzeczam,  że  w  razie  gdyby  poprosił  cię  o  rękę, 

byłabym zachwycona. Tak. To wspaniała perspektywa małżeństwa, o 

wiele  lepsza,  niżbym  się  spodziewała.  Miałabyś  na  zawołanie 

background image

powozy,  klejnoty  i  piękne  stroje.  Nie  zbywałoby  ci  na  niczym, 

dziecko. 

Na  niczym  z  wyjątkiem  miłości,  chciała  zripostować  Robina,  ale 

wytrwała w milczeniu, przyglądając się, jak matka z gracją podchodzi 

do okna. 

-  Na  pewno  rozumiesz  też,  że  gdybyś  poślubiła  Exmoutha, 

wzrosłyby  szanse  twoich  sióstr  na  znalezienie  odpowiednich  mężów. 

Naturalnie  to  przypomnienie  wcale  nie  służy  temu,  abyś  poświęciła 

swoje  szczęście  dla  dobra  sióstr.  Nie  mam  takich  wymagań  wobec 

ciebie  i  daleko  mi  do  tego.  Gdybym  sądziła,  że  sprzyjasz  już  komuś 

innemu,  nie  próbowałabym  nawet  wysuwać  sugestii,  że  mogłabyś 

zacieśnić znajomość z wdowcem... Ale przecież nie jesteś zakochana, 

prawda, Robino? 

-  Nie,  mamo  -  odrzekła  szczerze,  choć  z  nutą  melancholijnej 

zadumy, którą czujna matka bez trudu wychwyciła. 

Lady  Elizabeth  odwróciła  się  plecami  do  okna  i  jeszcze  raz 

zmierzyła córkę wzrokiem. 

-  Ale  chciałabyś  mieć,  co?  Żałujesz,  że  podczas  sezonu  nie 

poznałaś ani jednego mężczyzny, na widok którego mocniej zabiłoby 

ci  serce.  Rycerza  z  bajki,  w  którym  można  się  zakochać  od 

pierwszego wejrzenia.  

Śmiech  lady  Elizabeth,  choć nieoczekiwany,  nie był  pozbawiony 

ciepła i wyrozumiałości.  

-  Och,  dziecko.  Też  byłam  kiedyś  młoda  i  pamiętam,  jakie 

niemądre  pomysły  przychodzą  do  głowy  dziewczynie  w  tym  wieku. 

background image

Pamiętaj,  moja  droga,  że  bardzo  niewiele  panien  naszego  stanu 

zawiera małżeństwa z miłości. Może nawet to dobrze... Bądź co bądź, 

miłość jest luksusem, na który stać tylko nielicznych. 

Po chwili milczenia wolno ruszyła ku drzwiom. 

- Ani twój ojciec, ani ja za nic nie próbowalibyśmy cię zmusić do 

małżeństwa  z  mężczyzną,  którego  nie  możesz  polubić  i  obdarzyć 

szacunkiem.  Wydaje  mi  się  jednak,  moje  dziecko,  że  nie  jesteś 

obojętna  lordowi  Exmouthowi.  Dlatego  proszę  cię,  żebyś  dobrze  się 

zastanowiła,  zanim  odrzucisz  oświadczyny,  które  mogą  być  twoją 

jedyną szansą w życiu na wspaniałe zamążpójście. 

Patrząc  na  cicho  zamykane  drzwi,  Robina  uświadomiła  sobie,  że 

w  ciągu  ostatnich  kilku  minut  matka  wyjawiła  jej  o  sobie  więcej  niż 

przez wiele lat. Bardzo długo żyła w przeświadczeniu, że małżeństwo 

jej  rodziców  zostało  zawarte  z  miłości.  Dumna  lady  Elizabeth 

Finedon,  córka  księcia,  postanowiła  poślubić  wielebnego  Williama 

Percevala, młodszego syna zbiedniałego baroneta. 

Trudno  było  doszukiwać  się  innej  oprócz  miłości  przyczyny 

takiego mariażu. Robina dopuszczała jednak myśl, że w miarę upływu 

lat musiały zdarzać się chwile, gdy matka żałowała pójścia za głosem 

serca, które wzięło górę nad rozsądkiem. 

Jej ojciec, czcigodny i bardzo pryncypialny człowiek, nie ukrywał 

bynajmniej,  że  nie  co  innego  jak  znaczny  posag  żony  umożliwia 

rodzinie  życie  we  względnym  dostatku,  choć  może  nie  w  luksusie. 

Mimo to jedynie dzięki bardzo oszczędnemu gospodarowaniu pastor z 

background image

Abbot  Quincey  i  jego  żona  zdołali  zapewnić  swej  najstarszej  córce 

sezon w Londynie. 

Robina wiedziała, że jej rodzice mają poważny zamiar stworzenia 

tej  samej  możliwości  jej  trzem  młodszym  siostrom.  Bliźniaczki, 

Edwina  i  Fryderyka,  oczekiwały  debiutu  w  następnym  roku,  co 

naturalnie łączyło się z jeszcze większymi wydatkami. Nic dziwnego, 

że  lady  Elizabeth  chciała,  by  jej  najstarsza  córka  zdążyła  zawczasu 

uporządkować sobie życie. 

Zerknęła  na  zapakowany  do  połowy  kufer  i  ogarnęły  ją  wyrzuty 

sumienia.  Dla  rodziców  sfinansowanie  jej  sezonu  w  Londynie  wcale 

nie  było  łatwe.  Zwłaszcza  matka  przez  wiele  lat  odmawiała  sobie 

niejednego,  byle  tylko  jej  córki  miały  przynajmniej  niewielki  posag. 

Czy  nie  nadszedł  czas,  by  okazała  wdzięczność  rodzicom  i 

odwzajemniła  się  za  troskę?  Podniosła  z  podłogi  wytworną  suknię, 

pieczołowicie  ją  złożyła  i  umieściła  na  innych  już  spakowanych 

strojach.  

Pięknie  dobrane  gniadosze,  które  przykuły  uwagę  panny  Robiny 

Perceval,  zatrzymały  się  mniej  więcej  dwadzieścia  minut  później 

przed  domem  na  Curzon  Street.  Stangret  w  średnim  wieku,  siedzący 

obok  swojego  pana  na  koźle,  ochoczo  przejął  wodze,  od  dawna 

bowiem nie widział tak urodziwej pary koni, i z dumną miną przyjrzał 

się,  jak  dość  wybredny  właściciel  gniadoszy  zręcznie  zeskakuje  na 

ziemię. 

Chociaż już nie pierwszej młodości, mężczyzna był nadal bardzo 

sprawny  fizycznie  i  wcale  nie  mniej  dziarski  niż  konie,  które  kupił 

background image

tego  ranka.  Wysoki,  szczupły  i  muskularny  lord  Exmouth  wciąż 

zwracał  uwagę  swoim  wyglądem  i  zdaniem  wielu  wreszcie  zaczął 

zdradzać  oznaki  dochodzenia  do  siebie  po  tragicznym  ciosie,  jaki 

otrzymał od losu.  

Niektórzy  rozumieli  sytuację  lepiej.  Byli  to  ci,  którzy  znali 

prawdę,  lecz  szacunek  i  oddanie  kazały  im  milczeć.  Należał  do  nich 

wierny  Kendall,  który  śledził  wzrokiem  pana,  znikającego  w  głębi 

domu.  Inny  ważny  przedstawiciel  tej  wzruszająco  lojalnej  grupy 

mieszkańców domu czekał w sieni, gotów  wziąć od jego lordowskiej 

mości kapelusz i rękawiczki. 

- Starsza pani przekazuje pozdrowienia, i pyta, czy milord mógłby 

poświęcić jej kilka minut przed zamknięciem się w tym bibliotecznym 

więzieniu?  -  Kamerdyner  pozwolił  sobie  na  wątły  uśmiech.  -  To  są 

słowa starszej pani, nie moje, milordzie. 

- Gdzie jest matka? Ufam, że już wstała. 

- Istotnie, milordzie, ale wciąż jest w swojej sypialni. O ile wiem, 

dogląda pakowania kufrów przed podróżą.  

Białe, równe zęby błysnęły w pogodnym uśmiechu. 

-  Ani  przez  chwilę  nie  sądziłem,  Stebbings,  że  matka  sama 

zajmuje  się  pakowaniem  -  odrzekł  lord  Exmouth  i  szybko  pokonał 

dwa  biegi  schodów.  Nie  zauważył  już  tego,  jak  tłumiony  śmiech 

wprawił w ruch przygarbione ramiona kamerdynera. 

Lady  Exmouth,  wdowę  po  baronie,  która  od  wielu  lat  była  w 

średnim  wieku,  znano  z  tego,  że  nie  lubi  się  przemęczać,  zwłaszcza 

jeśli może tego uniknąć. Nie zaskoczyło więc jej postawnego syna, że 

background image

zastał  matkę  wyciągniętą  na  szezlongu,  z  jedną  pulchną,  ozdobioną 

licznymi  pierścionkami  ręką  zawieszoną  nad  otwartym  pudełkiem 

łakoci, znajdującym się na podorędziu. 

Chwilę  potem  ręka  drgnęła  i  znowu  uszczupliła  zawartość 

pudełka, a lady Exmouth obróciła głowę, by sprawdzić, kto wszedł do 

pokoju. 

-  Daniel,  mój  drogi!  -  Powitała  go  z  wszelkimi  oznakami 

zachwytu, podstawiwszy mu do cmoknięcia miękki, różowy policzek, 

i  zastygła  w  oczekiwaniu,  aż  syn  dopełni  rytuału.  -  Powiadomiono 

mnie,  że  wyszedłeś  dzisiaj  z  samego  rana.  Ufam,  że  nie  zaniedbałeś 

śniadania. 

-  Nie,  droga  matko.  Na  pewno  sprawi  ci  przyjemność,  gdy 

dowiesz się, że apetyt niezmiennie mi dopisuje. 

-  Tak,  tak,  masz  to  po  twoim  papie,  zresztą  nie  tylko  to.  On  nie 

był  z  tych  wybrednych,  gdy  przychodziło  do  jedzenia,  a  mimo  to 

nigdy  nie  miał  na  sobie  ani  grama  zbędnego  tłuszczu.  -  Żałośnie 

westchnęła. - A ja jem jak ptaszek i mam brzuch jak kuc szetlandzki. 

-  Ciekawe  dlaczego?  -  mruknął  Daniel,  zerkając  w  stronę 

opróżnionego  do  połowy  pudełka  łakoci.  Potem  usiadł  na  krześle 

niedaleko szezlongu. - Podobno chciałaś mnie widzieć, mamo. 

-  Czyżby?  -  Wydawała  się  zupełnie  zbita  z  tropu,  ale  Daniel 

dobrze  wiedział,  że  wygląd  matki  bywa  zwodniczy.  Wprawdzie 

ostatnimi  laty  lady  Exmouth  trochę  zgnuśniała  i  unikała  ruchu,  jeśli 

tylko  mogła,  ale  jej  zadumane  piwne  oczy  dostrzegały  zadziwiająco 

dużo.  -  Ach,  tak!  Miałam  ci  przypomnieć,  że  większość  naszych 

background image

bagaży  odjeżdża  już  dzisiaj,  bo  doprawdy  nie  potrzeba  nam  całej 

piramidy rzeczy do wzięcia, kiedy i my wyruszymy w piątek. 

- Sądzę, że Perm jak zwykle  wszystkim się zajął i zrobił na czas 

to, co do niego należy. 

-  Ten  twój  osobisty  służący  jest  prawdziwym  skarbem,  Danielu! 

Tak samo jak moja droga Pinner! - Zwróciła się ku kobiecie o ptasiej 

urodzie,  zajętej  składaniem  strojów  i  rozmieszczaniem  ich  w 

pokaźnych  rozmiarów  kufrze,  i  odprawiła  ją  prawie  niezauważalnym 

skinieniem głowy. 

-  Ufam,  że  cieszysz  się  na  pobyt  w  Brighton,  mój  drogi  - 

odezwała  się,  gdy  zostali  sami  -  i  że  z  zadowoleniem  zniesiesz 

towarzystwo  swojej  słabej,  starej  mamy  jeszcze  przez  kilka  tygodni. 

Muszę wyznać, że nasz wspólny pobyt  w  Londynie sprawił mi  wiele 

przyjemności. 

W  oczach  jego  lordowskiej  mości,  bardzo  podobnych  kolorem  i 

kształtem do oczu matki, pojawił się kpiący błysk. 

-  Nie  jesteś  ani  słaba  na  umyśle,  ani  stara,  moja  droga.  A  ja  nie 

jestem  naiwny,  przestań  więc  mnie  zwodzić  i  zadaj  wreszcie  to 

pytanie,  które  masz  na  końcu  swojego  nieokiełznanego  czasami 

języka!  Inaczej  mówiąc,  spytaj  mnie  wreszcie,  czy  cieszę  się  z 

możliwości  pogłębienia  znajomości  z  panną  Perceval.  A  odpowiedź 

na twoje pytanie brzmi „tak”. 

Wybuch  radosnego  śmiechu  matki  okazał  się  zaraźliwy  i  Daniel 

mimo woli się uśmiechnął. 

background image

-  Może  dobrze  się  stało,  że  spodziewam  się  wielu  miłych  chwil 

nad  morzem,  bo  Montague  Merrell  i  w  ogóle  połowa  moich 

znajomych  stanowczo  uważa,  że  ta  urocza  córka  pastora  jest 

wymarzoną kandydatką na moją żonę. 

-  To  prawda!  -  zgodziła  się  lady  Exmouth,  skwapliwie 

przyłączając się do licznego chóru tych, którzy w ostatnich tygodniach 

zachęcali przystojnego barona do poważnego namysłu nad ponownym 

rzuceniem  się  na  głębokie  wody  małżeństwa.  -  Drugiej  tak  uroczej 

panny bez wątpienia nie spotkasz. 

- Nie przeczę. 

-  Jest  posłuszna  i  obowiązkowa.  Nie  wtrącałaby  się  do  twoich 

przyjemności i nie sprawiałaby ci kłopotów. 

-  Wolałbym  nieco  lepiej  ją  poznać,  zanim  wyrażę  pogląd  o 

niektórych  cechach  jej  charakteru.  Nie  mogę  pozbyć  się  podejrzenia, 

że  panna  Robina  Perceval  ma  znacznie  bardziej  żywiołowy 

temperament, niż sądzi większość ludzi. 

Lady Exmouth potraktowała tę uwagę jak krytykę, nie była jednak 

w  stu  procentach  pewna,  czy  słusznie.  Jej  syn  należał  do  tych 

irytujących  ludzi,  którzy  zawsze  umieli  dobrze  ukrywać  swoje 

poglądy  i  uczucia.  Nagłe  jednak  przez  głowę  przemknęła  jej  całkiem 

nowa i do tego niepokojąca myśl. 

- Mam nadzieję, mój drogi, że nie oczekujesz znalezienia drugiej 

Clarissy. To ci się nigdy nie uda. 

background image

Jego  lordowska  mość  przez  chwilę  przyglądał  się  matce  bez 

słowa,  z  nieprzeniknioną  miną,  a  potem  nagle  wstał  i  podszedł  do 

okna. 

-  Zdaję  sobie  sprawę  z  tego,  że  Clarissa  była  wyjątkową  istotą  - 

powiedział  beznamiętnie,  zachowując  kamienną  twarz.  -  Równie 

pięknej kobiety jeszcze nie spotkałem i wątpię, czy kiedyś spotkam. 

Lady  Exmouth,  po  mistrzowsku  opanowując  łzy,  popatrzyła  na 

syna  z  drugiego  końca  pokoju,  ale  zupełnie  nie  wiedziała,  co 

odpowiedzieć.  Od  dnia  tragedii  Daniel  ani  razu  nie  próbował  o  tym 

rozmawiać,  w  każdym  razie  na  pewno  nie  z  nią,  a  gdy  tylko  padło 

imię Clarissy, natychmiast zamykał się w sobie i pogrążał w żałobie. 

-  Nie  rób  takiej  ponurej  miny,  moja  droga  -  łagodnie  poradził 

matce. Odwrócił się akurat w porę, by dostrzec u niej ten sam grymas, 

który widywał również na wielu innych twarzach w ostatnim okresie. 

-  Nie  przyjechałem  do  Londynu  w  poszukiwaniu  lustrzanego  odbicia 

mojej  żony.  Przyjechałem  wyłącznie  po  to,  by  znaleźć  osobę,  która 

chętnie zaopiekuje się moimi córkami i będzie dla nich dobra, a przy 

okazji, owszem, w pewnym sensie zajmie miejsce ich zmarłej mamy. 

Jeśli  to  stwierdzenie  miało  uwolnić  lady  Exmouth  od  niepokoju, 

to całkiem chybiło celu. 

-  Żywiłam  nadzieję,  że  w  tej  kwestii  liczą  się  również  twoje 

uczucia,  Danielu,  a  nie  tylko  potrzeby  córek.  Czy  doprawdy  niczego 

nie czujesz do panny Perceval? 

Zamilkł na tak długo, że już straciła nadzieję na to, iż zaspokoi jej 

ciekawość. I wtedy nagle powiedział: 

background image

- Uważam, że Robina Perceval jest jedną z najbardziej uroczych, 

układnych  i  uczciwych  panien,  jakie  znam.  Byłbym  jednak  dużo 

spokojniejszy, gdybym był przekonany, że przyjęła to zaproszenie do 

spędzenia lata w Brighton ze szczerą ochotą. 

- Co chcesz przez to powiedzieć, Danielu? 

Lady  Exmouth  wydawała  się  tak  zdezorientowana,  że  omal 

głośno się nie roześmiał. 

- Mamo, zawsze miałem wielkie uznanie dla twojej bystrości, ale 

muszę przyznać, że zdarzały się też sytuacje, gdy przedwczesne plany 

szkodziły twojej jasności sądu. 

-  Ale...  ale...  -  Starszej  pani  na  chwilę  zabrało  słów.  -  Jestem 

pewna,  że  się  mylisz,  Danielu.  To  dziecko  po  prostu  skorzystało  z 

okazji dotrzymania mi towarzystwa, gdy tylko ją o to poprosiłam. 

-  W  to  nie  wątpię,  matko.  Bardzo  szybko  pojąłem,  że  chociaż 

panna Perceval ma w swej naturze uroczą powściągliwość, to nie jest 

w  żadnej  mierze  przeciwna  towarzyskim  uciechom  i  bardzo  dobrze 

bawi się w Londynie. Jest więc całkiem naturalne, że chce przedłużyć 

ten  okres,  jeśli  nadarza  się  po  temu  sposobność.  Wnoszę  jednak,  że 

umknęła  twojej  uwagi pewna  rezerwa  w  zachowaniu, którą  wyraźnie 

u niej widzę od powrotu z hrabstwa Hamp. 

Lady  Exmouth  rzeczywiście  niczego  nie  zauważyła.  Bardzo  była 

na siebie zła z tego powodu, gdyż nie ulegało dla niej wątpliwości, że 

Daniel,  obdarzony  wprost  niezwykłą  spostrzegawczością,  nie  omylił 

się ani trochę. 

background image

-  Ciekawe,  co  takiego  mogło  tam  zajść,  że  zaczęła  mieć 

wątpliwości, czy powinna nam towarzyszyć. 

Syn znowu zmierzył ją kpiącym spojrzeniem. 

-  No,  no,  matko.  Czyż  to  nie  oczywiste?  Ktoś  uświadomił  jej, 

czym naprawdę się kierowałaś, występując z zaproszeniem. 

-  Niektórzy  ludzie  są  doprawdy  zupełnie  nietaktowni!  A  już 

wszystko  tak  dobrze  się  układało!  -  Wydawała  się  w  tej  chwili  tak 

bardzo  zirytowana,  jak  tylko  może  być  zirytowana  osoba  pogodna  z 

natury.  -  Danielu,  dlaczego  ludzie  muszą  się  wtrącać  do  nie  swoich 

spraw? 

-  To  dziwne,  mamo,  ale  przez  ostatnie  tygodnie  zadaję  sobie 

dokładnie  to  samo  pytanie  -  powiedział  i  przesłał  jej  uśmiech 

naznaczony zarówno czułością, jak i irytacją. - Trudno, stało się. Ona 

już wie, jaki los przeznaczyłyście jej i ty, i jej matka. 

- Danielu, to jest po prostu nieprawda! - Udało jej się wytrzymać 

spojrzenie  syna  przez  pełne  dziesięć  sekund,  zanim  urządziła,  pokaz 

poprawiania  szala.  -  No,  owszem,  gdzieś  mogłam  niebacznie 

wspomnieć, że skoro okres oficjalnej żałoby dobiegł końca, to pewnie 

rozważysz, czy nie poszukać drugiej żony. 

Wymownie spojrzał w sufit. 

- Zaskakujesz mnie! 

-  Lady  Elizabeth  również  mogła  powiedzieć  coś  o  tym,  że  jej 

najstarsza  córką  zdradza  oznaki  silnego  instynktu  macierzyńskiego, 

gdyż  wykazuje  niezwykłą  wprost  cierpliwość  wobec  swoich 

młodszych  sióstr  -  ciągnęła  tak,  jakby  syn  wcale  jej  nie  przerwał.  - 

background image

Zapewniam  cię  jednak,  Danielu,  że  do  głowy  mi  nie  przyszło,  by 

wystąpić z sugestią, że panna Perceval byłaby dla ciebie idealną żoną. 

Co to, to nie! Jesteś zbyt podobny do twojego drogiego ojca. Zawsze 

chętnie słuchasz innych, ale w końcu i tak robisz po swojemu. 

-  Dobrze,  że  wreszcie  to  doceniłaś,  mamo,  bo  ułatwiasz  mi 

powiedzenie tego, co zamierzałem. - Wciąż się uśmiechał, nie ulegało 

jednak  wątpliwości,  że  jego  głos  nabrał  dużo  bardziej  stanowczego 

brzmienia.-  Od  początku  miałem  szczery  zamiar  ulec  twoim 

namowom i towarzyszyć ci do Brighton, chociaż naturalnie wiem, jaki 

cel  naprawdę  ci  przyświeca...  Nie,  nie,  proszę,  pozwól  mi  łaskawie 

dokończyć.  

Dla zaakcentowania swojej prośby uniósł rękę.  

-  Owszem,  zamierzam  pogłębić  znajomość  z  panną  Perceval,  o 

czym  już  wspomniałem.  Ona  wydaje  mi  się  bardzo  intrygująca.  Na 

pewno  może  jeszcze  zaskoczyć  i  mnie,  i  ciebie.  Ale  jedno  jest  dla 

mnie pewne. Panna Perceval w ogóle nie myślała o przyjęciu roli lady 

Exmouth,  póki  ktoś  szczególnie  życzliwy  nie  zwrócił  jej  uwagi,  że 

właśnie taki los może ją czekać. 

Rzecz  jasna  nie  wykluczam,  że  w  przyszłości  panna  Perceval 

sama uzna to za wymarzoną okazję, obstaję jednak przy tym, żeby to 

była jej własna decyzja, a nie twoja albo jej matki... Czy wyrażam się 

jasno, moja droga? 

- Tak, Danielu. Chcesz, żebym stała z boku i zostawiła sprawy ich 

własnemu biegowi. 

- Właśnie! 

background image

Starsza pani znowu zainteresowała się pysznościami znajdującymi 

się tuż przy jej łokciu. 

-  Zgoda,  Danielu. Możesz  zalecać  się  do  panny  Robiny  Perceval 

po swojemu, a ja nie będę się do tego wtrącać. 

Daniel  obserwował  spod  przymrużonych  powiek,  jak  kolejny 

lepki  przysmak  znika  między  różowymi  wargami.  Miał  przykre 

przeświadczenie,  że  matka  nie  będzie  w  stanie  dotrzymać  danego 

słowa. 

 

ROZDZIAŁ DRUGI 

Opierając  się  wygodnie  o  obite  aksamitem  wałki,  lady  Exmouth 

obserwowała  przez  okno  powozu  mijane  krajobrazy  i  wspominała 

czasy,  gdy  w  niezbyt  odległej  przeszłości  droga  do  Brighton  była 

ledwie widoczna i często nieprzejezdna. 

Wszystko  to,  naturalnie,  szybko  się  zmieniło,  gdy  regent  odkrył, 

że powietrze w tej małej i niewiele znaczącej miejscowości korzystnie 

wpływa na jego zdrowie. Brighton stało się modnym kurortem i teraz 

można  było  tam  dojechać  wieloma  drogami,  z  których  jedną  dość 

powszechnie  uważano  za  najnowocześniejszy  trakt  pocztowy  w 

Anglii. 

Lady Exmouth bez żalu pozostawiła wszystkie przygotowania do 

podróży  oraz  wybór  trasy  swemu  bardzo  rzutkiemu  synowi.  Odkąd 

Daniel  po  skończeniu  dwudziestu  jeden  lat  przejął  tytuł  barona, 

przejawiał  talent  organizacyjny  i  poczucie  odpowiedzialności 

zdecydowanie ponad swój wiek. 

background image

Nic  dziwnego,  że  bardzo  niewiele  osób  wyrażało  wątpliwości, 

gdy  zaledwie  dwa  lata  po  śmierci  ojca  Daniel  ze  spokojem  ogłosił 

zamiar poślubienia swojej dziecięcej miłości.  

Jak piękną kobietą była Clarissa! - pomyślała lady Exmouth, choć 

prawdę  mówiąc,  miała  już  kłopoty  z  wiernym  przywołaniem  obrazu 

tej uroczej twarzy w kształcie serca, otoczonej burzą złocistych pukli, 

i czystych niebieskich oczu. 

Clarissa,  córka  zubożałego  właściciela  ziemskiego,  niewątpliwie 

byłaby ozdobą sezonu, gdyby jej ojciec był w stanie sfinansować takie 

przedsięwzięcie, jak wyjazd do Londynu. Odkąd skończyła szesnaście 

lat,  starali  się  o  nią  kolejno  właściwie  wszyscy  kawalerowie  w 

okolicy.  

Jednak  Clarissa  pozostała  wzruszająco  wierna  jedynemu  synowi 

swych  najbliższych  sąsiadów.  Oboje  tworzyli  doprawdy  wymarzoną 

parę, idealnie dopasowaną pod każdym względem. Gdy rok po ślubie 

urodziła się Hanna, szczęście młodych wydawało się dopełnione. 

Lady  Exmouth  dobrze  pamiętała,  jak  wkrótce  po  przyjściu  na 

świat  wnuczki  wyraziła  chęć  zamieszkania  w  Bath.  Protesty  syna  i 

synowej tak ją jednak wzruszyły, że przebywała w Courtney Place aż 

do narodzenia ich drugiego dziecka trzy lata później.  

Wtedy  już  nie  zdołano  jej  przekonać  do  pozostania  w  pięknej 

posiadłości przodków, w której pod wieloma względami czuła się tak, 

jakby  nadal  była  panią  domu.  Nigdy  jednak  nie  pożałowała 

dokonanego  wyboru.  Bath  bardzo  jej  odpowiadało.  Nawiązała  tam 

background image

wiele  przyjaźni  i  teraz  z  niecierpliwością  czekała,  kiedy  wreszcie 

wróci do swego wygodnego domu przy Camden Place. 

Wiele  naturalnie  zależało  od  biegu  spraw  w  najbliższych 

tygodniach.  Lady  Exmouth  nie  zamierzała  bowiem  pozwolić  swemu 

synowi na samotny powrót do rodowej siedziby z końcem lata i dalsze 

rozpamiętywanie straty uroczej Clarissy. Gdyby oznaczało to dla niej 

zwłokę  w  powrocie  do  Bath  i  konieczność  dotrzymania  towarzystwa 

Danielowi, to trudno, niech tak będzie!  

Mimo wszystko nie mogła jednak nie żywić nadziei, że wszystko 

ułoży  się  dużo  lepiej,  a  jej  syn  wkrótce  będzie  dzielił  domostwo  z 

zupełnie inną kobietą. Oderwawszy oczy od widoków, lady Exmouth 

zerknęła  na  swoją  towarzyszkę  podróży  eleganckim,  resorowanym 

powozem. Młoda kobieta siedziała w milczeniu z głową zwróconą ku 

pejzażom  po  drugiej  stronie  drogi  i  wydawało  się,  że  jest  głęboko 

pochłonięta własnymi myślami. 

Daniel,  demon  spostrzegawczości,  nie  mylił  się  ani  trochę,  gdy 

powiedział, że stało się coś, co zburzyło spokój umysłu panny Robiny 

Perceval. Niewątpliwie tak właśnie było! Jeśli Daniel słusznie odgadł, 

że  córka  pastora  jeszcze  waha  się,  czy  chce  wejść  do  znakomitego 

rodu  Courtneyów,  to  byłoby  doprawdy  wyjątkową  niegodziwością 

naciskać  na  tę  przemiłą  pannę,  by  podjęła  właśnie  taką  decyzję  w 

ciągu nadchodzących tygodni. 

Trudno  dociec,  jakie  postępowanie  w  takiej  sytuacji  byłoby 

najlepsze, pomyślała lady Exmouth, machinalnie przesuwając tam i z 

powrotem  dłoń  po  fałdzie  spódnicy.  Nie  chciała  mieszać  się  do 

background image

cudzych spraw delikatnej i osobistej natury, jednak nie zamierzała też 

pozwolić,  by  jej  syn  wszedł  w  wiek  średni  jako  samotny  żałobnik, 

podczas  gdy  na  wyciągnięcie  ręki  jest  panna,  która  może  wnieść  do 

jego życia radość, nawet jeśli nieco odbiega od ideału. 

Naturalnie lady Exmouth była rozsądną kobietą i ani przez chwilę 

nie przypuszczała, że panna Robina Perceval zajmie  w sercu Daniela 

miejsce pięknej Clarissy. Takie nadzieje byłyby znacznie przesadzone. 

Niezaprzeczalnie  jednak  Daniel  dostrzegł  w  córce  pastora  coś,  co  do 

niego  przemawiało,  była  ona  bowiem  jedyną  osobą  płci  żeńskiej, 

która wzbudziła jego zainteresowanie przez prawie cały okres pobytu 

w stolicy. 

Jeszcze  raz  zerknęła  ukradkiem  w  przeciwległy  kąt.  Tym  razem 

przekonała  się,  że  patrzy  na nią para  niebieskich  oczu  przypominają- 

cych  odcieniem  oczy  zmarłej  baronowej  Exmouth,  lecz  zarazem 

nieporównanie bystrzejszych. 

- Już myślałam, że zasnęłaś - Cóż innego można było powiedzieć? 

- W ogóle cię nie słychać. 

-  Nie,  milady.  Z  zachwytu  zapomniałam  o  całym  świecie.  Nigdy 

nie  byłam  tak  daleko  na  południu  kraju  i  wszystko  wydaje  mi  się 

nowe i ciekawe. 

Chociaż  biedaczka  najpewniej  przeżywała  niemałą  rozterkę  w 

związku z pobytem w Brighton, nie pozwalała, by niepokojące myśli 

zaszkodziły  jej  manierom.  Zauważywszy  to,  lady  Exmouth  dodała 

jeszcze jedną pozycję do długiej listy zalet panny Robiny Perceval. 

background image

-  Pamiętam,  moje  drogie  dziecko,  wcale  nie  takie  dawne  czasy, 

kiedy  wielu  musiało  rezygnować  z  podróży  w  pół  drogi  do  małej 

rybackiej  wioski  Brighton.  Ostatnio  weszło  w  modę  narzekanie  na 

regenta,  ale  gdyby  nie  kupił  tego  „małego  wiejskiego  domku”  na 

wybrzeżu,  to  obawiam  się,  że  i  ten, i  inne  trakty  w  okolicy  na  długo 

pozostałyby  błotnistymi,  nierównymi  drogami,  często  nie  do 

przejechania. Czy ty wiesz, ile tu stało porzuconych powozów? 

Najwidoczniej Robinę zainteresował  ten wywód, bo na jej ładnej 

twarzy odmalował się wyraz głębokiej zadumy. 

-  Rzeczywiście,  łatwo  zapominamy,  że  jeszcze  nie  tak  dawno 

podróże po kraju były niebezpieczne. W dodatku drogę, która kiedyś 

zajmowała wiele godzin, teraz przebywa się znacznie szybciej. 

-  I  znacznie  wygodniej  -  dodała  lady  Exmouth.  -  Resorowane 

powozy  mniej  rzucają,  a  podczas  podróży  można  przystanąć  na 

odpoczynek w licznych zajazdach. 

Chwilę później jak na zamówienie ujrzały przy drodze zajazd i ich 

powóz  stanął  na  dziedzińcu  bardzo  eleganckiej  stacji  pocztowej. 

Służba otworzyła drzwi i przystawiła schodki, a jego lordowska mość 

stanął na posterunku, by pomóc swoim damom w wysiadaniu. 

- Jak to jest, mamo - spytał, prowadząc je do wnętrza zajazdu - że 

dwie damy mogą przejechać tę samą drogę jednym powozem, a mimo 

to  jedna  wygląda  tak  samo  jak  przed  wyjazdem,  natomiast  druga 

bardziej  przypomina  nastroszoną  kurę,  która  przez  cały  dzień  obijała 

się po podwórzu. 

background image

- Paskudny chłopiec! Nie muszę nawet pytać, która z nas powinna 

twoim zdaniem zadbać o swój wygląd. - Starsza pani próbowała udać 

urażoną,  ale  wypadło  to  mało  przekonująco.  -  Gdzie  ta  zgrzana  kura 

może się trochę odświeżyć? 

Daniel  przyzwał  gestem  służącą,  a  Robina,  która  z  najwyższym 

trudem  zachowała  powagę,  udała  się  w  towarzystwie  lady  Exmouth 

do  pokoju  na  górę,  żeby  zadbać  również  o  swój  wygląd  i  dokonać 

niezbędnych poprawek. 

Naturalnie  nie  pierwszy  raz  słyszała  Daniela  wypowiadającego 

prowokującą  uwagę.  Lady  Exmouth  zawsze  brała  docinki  syna  za 

dobrą monetę i Robina była nawet nieco zazdrosna o szczególną więź 

łączącą matkę z synem. Nigdy nie odważyłaby się podobnie odezwać 

do żadnego z rodziców, a na pewno nie do matki, która w odróżnieniu 

od lady Exmouth była całkiem pozbawiona poczucia humoru. 

Pewnie  właśnie  dlatego  starsza  dama  tak  przypadła  jej  do  serca. 

Lady  Exmouth  cechowała  się  wyjątkową  poczciwością,  uwielbiała 

żart  i  śmiech,  lecz  nie  miała  w  sobie  ani  odrobiny  niefrasobliwości, 

aczkolwiek  należało  podejrzewać  ją  o  to,  że  niekiedy  celowo  usiłuje 

sprawić wrażenie osoby niezbyt rozumnej. 

Znalazły  wspólny  język  prawie  natychmiast,  toteż  Robina  była 

pewna,  że  towarzystwo  lady  Exmouth  w  najbliższych  tygodniach 

dałoby  jej  wiele  przyjemności,  gdyby  nie  myśl  o  tym,  że  dama 

przeżyje przykre rozczarowanie, jeśli pobyt w Brighton nie zakończy 

się ogłoszeniem zaręczyn jej syna z córką pastora z Abbot Quincey. 

background image

W  zasadzie  powinno  jej  schlebiać  to,  że  interesuje  się  nią  baron 

Exmouth,  i  może  nawet  tak  by  było,  gdyby  Robina  sądziła,  że  udało 

jej  się  zdobyć  uczucie  tego  mężczyzny.  Wolała  jednak  nie  ulegać 

bezsensownym  złudzeniom.  Raczej  nie  było  nadziei  na  to,  by 

ktokolwiek zajął w jego sercu miejsce zmarłej żony. 

Zdjąwszy  czepek,  przez  chwilę  studiowała  swoje  odbicie  w 

lustrze,  a  przy  okazji  poprawiła  zabłąkany  kosmyk.  Wyglądała 

całkiem  nie  najgorzej.  Zapewniono  ją  zresztą,  że  choć  za  piękność 

uważać  się  nie  może,  to  swą  urodą  jest  w  stanie  zawrócić  w  głowie 

niejednemu.  

Panien  o  wybitnej  urodzie  było  podczas  tegorocznego  sezonu 

wystarczająco dużo, na przykład jej dobra przyjaciółka Sophia Cleeve. 

Wydawało  się  zatem  dość  dziwne,  że  lord  Exmouth  wykazał  mało 

zainteresowania tymi pannami, bo przecież powszechnie uważano go 

za znawcę piękna. 

- Czy coś cię dręczy, dziecko? 

Wyrwana  z  zadumy  Robina  stwierdziła,  że  skupiło  się  na  niej 

badawcze spojrzenie oszukańczo sennych piwnych oczu. 

- Nie, właściwie nie, milady. Myślałam o pewnych osobach, które 

poznałam  podczas  sezonu  w  Londynie.  Ciekawa  jestem,  ile  z  nich 

pojedzie do Brighton tak jak my. 

Robina  uspokoiła  swoje  sumienie  tłumaczeniem,  że  przecież  nie 

całkiem  skłamała,  a  lady  Exmouth  na  szczęście  nie  próbowała 

kwestionować odpowiedzi. 

background image

-  Nie  zdziwiłoby  mnie,  gdyby  okazało  się,  że  całkiem  dużo.  Na 

pewno cały krąg Carlton House, w którym, jak zapewne wiesz, obraca 

się  najlepszy  przyjaciel  mojego  syna,  Montague  Merrell.  Najlepiej 

spytajmy  Daniela,  kto  jeszcze  zamierza  pobyć  nad  morzem.  On  bez 

wątpienia oświeci nas w tej materii. 

Okazało  się  jednak,  że  Daniel  nie  może  lub  po  prostu  nie  chce 

tego  zrobić.  Gdy  obie  panie  spotkały  go  kilka  minut  później  w 

prywatnym saloniku zajazdu, stwierdził: 

-  Dobrze  wiesz,  mamo,  że  nie  należę  do  otoczenia  regenta.  Nie 

powiem też, żebym był choć trochę zainteresowany tym, kto będzie w 

jego świcie tego lata. 

-  Jak  na  młodego  człowieka  uważanego  przez  całe  dorosłe  życie 

za  jednego  z  dyktatorów  mody  w  towarzystwie,  wykazujesz 

zaskakująco  mało  zainteresowania  tym,  co  dzieje  się  w  elitarnych 

kręgach - zauważyła jego matka, z uznaniem mierząc wzrokiem obfity 

posiłek przygotowany dla nich. 

Daniel  niezwłocznie  dostrzegł  pożądliwy  błysk  w  jej  oczach  i 

elegancko  odsunął  krzesło,  by  mogła  usiąść.  Jak  daleko  sięgał 

pamięcią,  matka  zawsze  miała  zdrowy  apetyt.  Wcale  zresztą  nie 

uważał  tego  za  niepożądaną  cechę,  póki  jedzenie  nie  stawało  się  dla 

kogoś nieposkromioną namiętnością. 

Z nie mniejszą bystrością dostrzegł również, że od chwili wejścia 

do saloniku panna Perceval ani razu nie otworzyła swoich kształtnych 

i  zachęcających  do  pocałunków  ust. Poza  tym  ostatnio  wydawała  się 

background image

mocno  skrępowana  jego  towarzystwem.  Ten  godzien  pożałowania 

stan rzeczy należało jak najszybciej zmienić! 

- Proszę pozwolić, że nałożę pani kurczaka, panno Perceval. - Nie 

dał jej okazji do sprzeciwu. - Musi pani być głodna po tylu godzinach 

jazdy. Podróże na większe odległości często rozbudzają apetyt. 

- Mój na pewno - włączyła się do rozmowy lady Exmouth. 

- To się rozumie samo przez się, mamo. 

- Niegrzeczny chłopiec! - skarciła go z uśmiechem. - Twój drogi 

papa stanowczo za mało bił cię w dzieciństwie. 

Daniel  zauważył,  że  uroczy,  spontaniczny  uśmiech  panny 

Perceval, wywołany tą żartobliwą wymianą zdań, szybko zgasł. Liczył 

jednak  na  to,  że  przywracanie  Robinie  spokoju  ducha  nie  będzie 

trudne.  Miał  nawet  nadzieję  na  pogłębienie  znajomości,  i  to  jeszcze 

tego samego dnia. Odważnie postawił sobie nowy cel. 

-  Chyba  masz  rację,  mamo.  Pozwól  mi  jednak  wspomnieć  o 

wybornym  pasztecie  z  dziczyzny  przy  twoim  prawym  łokciu, 

ponieważ dotąd umknął twojej uwagi. 

Dziękuję, 

mój 

drogi. 

Porozumiewawczy 

uśmiech 

jednoznacznie dał mu do zrozumienia, że matka wie, o co chodzi.  

Wyglądało  zresztą  na  to,  że  cel  został  osiągnięty,  bo  panna 

Perceval  bez  dalszych  zachęt  zaczęła  częstować  się  rozmaitymi 

potrawami. 

-  Muszę  powiedzieć,  mój  drogi  chłopcze,  że  przeszedłeś  samego 

siebie. To jest najlepsza przekąska, jaką zdarzyło ci się kiedykolwiek 

zamówić. Może zadowolić najwybredniejsze gusta. 

background image

-  To  nie  moja  zasługa.  -  Daniel  zaskoczył  damy  tym 

wynurzeniem.  -  Jeśli  chcesz  wyrazić  swoje  uznanie,  podziękuj 

Kendallowi,  mamo.  To  on  zamówił  ten  późny  lunch  w  prywatnym 

saloniku,  kiedy  przed  dwoma  dniami  załatwiał  stajnię  dla  moich 

gniadoszy. 

- Czy zostało nam jeszcze dużo drogi do przejechania, milordzie? 

- spytała Robina, uznawszy, że powinna wreszcie  wnieść jakiś wkład 

do rozmowy. 

- Mamy przed sobą najwyżej godzinę jazdy. Moje nowo kupione 

konie poradzą sobie bez wysiłku. 

- Dumny jesteś, synu, z tego zakupu, czyż nie? 

-  Bardzo,  matko!  -  przyznał,  zadowolony  z  siebie.  -  To  wielka 

przyjemność  uprzedzić  samego  księcia.  Dostałem  informację  z 

wiarygodnego  źródła,  że  Sharnbrook  był  bardzo  poważnie  nimi 

zainteresowany - wyjaśnił w odpowiedzi na pytające spojrzenia. - Ale 

za długo się zastanawiał. Może miał na głowie ważniejsze sprawy, na 

przykład zaręczyny z przyjaciółką panny Perceval. 

-  Prawdę  mówiąc,  dość  bezbarwne  przyjęcie  w  Sharnbrook  było 

dla  mnie  niespodzianką  -  zauważyła  lady  Exmouth.  -  Zupełnie  nie 

rozumiem,  czemu  zaproszono  tak  mało  gości.  Bądź  co  bądź,  książę 

ma  reputację  jednego  z  najbogatszych  ludzi  w  Anglii.  Nie  wierzę, 

żeby nie mógł sobie pozwolić na nic bardziej wystawnego. Przyjaciel 

twojego  papy,  Robino,  też  podobno  do  biednych  nie  należy,  więc 

doprawdy nie pojmuję, czemu nie uświetniono tych zaręczyn bardziej 

okazale. 

background image

-  Tak  sobie  życzyli  Sophia i  Benedykt  -  wytłumaczyła  Robina.  - 

Zresztą  mimo  że  nie  zjechało  tam  wielu  gości, przyjęcie  było  bardzo 

udane. 

-  Ja  również  jestem  zwolennikiem  poglądu,  że  bardzo  osobiste 

uroczystości powinny być możliwie skromne i nieoficjalne - oznajmił 

Daniel  ku  zaskoczeniu  matki.  -  Omal  nie  poczułem  przed  chwilą 

wyrzutów  sumienia  z  powodu  pozbawienia  Sharnbrooka  tych 

gniadoszy, mam bowiem wrażenie, że wiele nas łączy. To, że ktoś jest 

dobrze  sytuowany,  nie  oznacza,  że  ma  obnosić  się  ze  swoim 

bogactwem. 

- Zaskakujesz mnie, synu. Na przyjęcie z okazji swoich zaręczyn 

z Clarissą uparłeś się zaprosić połowę hrabstwa.  

Lady  Exmouth  nie  przemyślała  tej  wypowiedzi,  ale  prawie 

natychmiast  przeklęła  w  duchu  swoją  głupotę.  Publicznie  rzadko 

zdarzało  jej  się  wspominać imię  niedawno  zmarłej  synowej,  a  już  na 

pewno  nie  powinna  tego  robić  w  obecności  panny  Perceval,  która 

siedziała przy stole w milczeniu i zdawała się całkowicie pochłonięta 

jedzeniem. 

- Święta prawda, mamo - szybko przerwał niezręczną ciszę baron, 

nie  zdradzając  bynajmniej  zakłopotania  drażliwym  tematem.  -  Z 

wiekiem  upodobania  się  zmieniają.  Kiedyś  nie  przyszłoby  mi  do 

głowy  przejechać  otwartym  powozem  więcej  niż  kilka  mil,  a  dziś 

sprawiło mi to dużą przyjemność. 

Skierował spojrzenie na Robinę. 

background image

-  Może  uda  mi  się  panią  namówić,  panno  Perceval,  do 

dotrzymania  mi  towarzystwa  przez  pozostałą  część  podróży.  Świeże 

powietrze wydaje mi się zdrowsze niż duchota w pudle powozu. Poza 

tym  mama  będzie  mogła  zgodnie  ze  swym  zwyczajem  uciąć  sobie 

popołudniową drzemkę, nie naruszając zasad dobrego wychowania. 

Robina zawahała się, ale trwało to tylko chwilę. W gruncie rzeczy 

nie  było  sposobu  na  uniknięcie  towarzystwa  lorda  Exmoutha  przez 

nadchodzące tygodnie, równie dobrze mogła więc wykazać rozsądek i 

już teraz zacząć przyzwyczajać się do jego obecności. 

-  Przyjmuję  zaproszenie,  milordzie,  ja  też  myślę,  że  kilka  łyków 

świeżego  powietrza  dobrze  mi  zrobi.  -  Obdarzyła  go  uśmiechem,  w 

którym  wstydliwość  mieszała  się,  o  dziwo,  z  szelmostwem.  - 

Wprawdzie  mogę  dojechać  do  celu  nieco  potargana,  ale  mam 

nadzieję, że nie będę przypominać oszalałej kury. 

Donośny  śmiech  lorda  Exmoutha  pomógł  jej  poczuć  się 

swobodniej do tego stopnia, że gdy później zajęła miejsce obok niego 

w  kolasce,  była  bardzo  zadowolona  z  jego  towarzystwa.  Nie 

niepokoiło  jej  nawet  to,  że  oddała  swoje  bezpieczeństwo  w  ręce 

człowieka,  który  podobno  właśnie  przez  ryzykowne  powożenie  zabił 

ukochaną żonę. 

Dopiero gdy po przejechaniu ponad mili za ciężkim powozem, w 

którym podróżowała lady Exmouth, Daniel skręcił w znacznie węższą 

drogę  i  zatrzymał  dziarskie  gniadosze  w  cieniu  przydrożnych  drzew, 

Robina  doświadczyła  kolejnego  ataku  paniki,  dobrze  jej  znanej  z 

ostatnich dni. 

background image

-  Panno  Perceval,  miałem  pewien  szczególny  powód,  prosząc  o 

dotrzymanie  mi  towarzystwa  w  tej  części  podróży  -  oznajmił, 

wpatrując się w pustą drogę przed nimi, a jednocześnie bez większego 

wysiłku utrzymując w ryzach ogniste konie. - Jeśli moja matka będzie 

sumiennie  wypełniać  obowiązki  przyzwoitki,  nie  znajdziemy  wielu 

okazji  do  pozostania  sam  na  sam,  a  chciałbym  pani  coś  powiedzieć, 

zanim  rozpoczniemy  pobyt  w  Brighton,  który,  jak  ufam,  sprawi  nam 

obojgu wiele przyjemności. 

Gdyby  Robina  nie  miała  w  tej  chwili  takiego  wrażenia,  jakby 

powoli  zaciskano  jej  pętlę  na  szyi,  to  chętnie  wyraziłaby  swoje 

uczucia  głośnym,  przeciągłym  jękiem.  Naturalnie  już  wcześniej 

pogodziła  się  z  tym,  że  prędzej  czy  później  zostanie  podniesiona 

kwestia  małżeństwa,  miała  jednak  nadzieję,  że  nastąpi  to  później,  co 

pozwoli  jej  nacieszyć  się  bez  przeszkód przynajmniej  częścią pobytu 

w  Brighton.  Tymczasem  jego  lordowska  mość  odezwał  się  znowu, 

zmuszając ją tym do skupienia uwagi. 

-  Oboje  wiemy,  dlaczego  nasze  matki  chciały,  żebyśmy  spędzili 

lato razem. I jedna, i druga żywi nadzieję, że, mówiąc współczesnym i 

mało  eleganckim  językiem,  zatańczę  tak,  jak  mi  zagrają.  Chcę  więc 

zapewnić panią, że w obecnej chwili nie mam najmniejszego zamiaru 

prosić o jej rękę. 

Odwróciwszy  głowę,  Daniel  dostrzegł  na  uroczej  twarzy  Robiny 

wyraz tak bezgranicznego zdumienia, że tylko wielką siłą woli zdołał 

się  powstrzymać  przed  wzięciem  jej  w  ramiona  i  obsypaniem 

zapierającymi dech w piersiach pocałunkami. 

background image

-  Wydaje  się  pani  nieco  zdziwiona,  panno  Perceval.  -  Było  to 

nader  oględnie  powiedziane.  Biedaczka  wyglądała  tak,  jakby  zaraz 

miała  zemdleć.  -  Bardzo  przepraszam,  jeśli  uraziłem  panią  tak 

otwartym postawieniem sprawy. 

-  Nic  się  nie  stało,  sir  -  odpowiedziała  tak  cicho,  że  ledwo  mógł 

rozróżnić słowa. 

- Myślę jednak, że będzie nam łatwiej pielęgnować tę znajomość, 

jeśli  wyjaśnimy  sobie  to  i  owo  na  samym  początku.  -  Znów  musiał 

bardzo  uważać,  tym  razem  jednak  dlatego,  że  omal  nie  wybuchnął 

śmiechem.  Panna  Perceval  przyglądała  mu  się  tak,  jak  bezbronny 

królik patrzy na atakującego węża. - Zapewne zdaje sobie pani sprawę 

z  tego,  że  podczas  pobytu  w  Londynie  bardzo  polubiłem  jej 

towarzystwo. Bardzo chciałbym, żebyśmy się zaprzyjaźnili. 

- Hm, tak - odpowiedziała ostrożnie. 

-  A  skoro  tak,  to  chyba  możemy  pozwolić  sobie  na  wzajemną 

szczerość, nie powodując tym urazy. 

- To bardzo... bardzo krzepiące przekonanie, z pewnością. - Głos 

Robiny  brzmiał  stopniowo  coraz  mocniej,  choć  przez  cały  czas 

pobrzmiewała w nim nieufność. 

-  Jak  pani  już  zapewne  odkryła,  moja  droga  matka  i  większość 

moich przyjaciół uważa, że najwyższy czas, abym zastanowił się nad 

powtórnym ożenkiem. 

Tym razem nie doczekał się odpowiedzi, więc mówił dalej. 

-  O  ile  wiem,  panuje  dość  powszechna  zgoda  co  do  tego,  że  jest 

pani dla mnie idealną kandydatką na żonę. 

background image

Znowu nie było odpowiedzi. 

-  Możliwe,  że  to  słuszny  pogląd,  ale  zastrzegam  sobie  prawo 

zdecydowania o tym samodzielnie. Naturalnie również pani zasługuje 

na  to,  by  dać  jej  szansę  wyrobienia  sobie  zdania  na  mój  temat  w 

spokoju  i bez  żadnych  nacisków.  W  obecnych  okolicznościach  może 

to  być  trudne,  gdyż  pewna  osoba  obserwuje  każdy  nasz  ruch  i  z 

zapartym  tchem  czeka  na  ogłoszenie  zaręczyn,  pozostaje  nam  więc 

współpraca, by tę sytuację obrócić na naszą korzyść. 

-  A  jak  mielibyśmy  współpracować,  milordzie?  -  Robina 

wydawała się mocno zdezorientowana. 

-  Po  prostu  być  sobą  i  robić  to,  na  co  przyjdzie  nam  ochota. 

Głupio byłoby celowo się unikać, skoro mamy mieszkać pod jednym 

dachem, nie sądzi pani? 

- Stanowczo tak. 

-  Proponuję  więc,  żebyśmy  dali  światu  do  myślenia  i  często 

pokazywali  się  razem,  a  jednocześnie  nie  odmawiali  sobie 

przyjemności  dostępnych  innym  ludziom.  Jeśli  pod  koniec  lata,  gdy 

dużo  lepiej  się  poznamy,  dojdziemy  do  wniosku,  że  pasujemy  do 

siebie, to dobrze, a jeśli nie... 

Ujął  ją  za  rękę  i  poczuł,  że  smukłe  palce  w  jego  uścisku  lekko 

drżą. 

-  Tak  czy  owak,  dziecko,  chcę,  żeby  decyzja  w  tej  sprawie 

należała do nas, do pani i do mnie. Nie do mojej matki, nie wyłącznie 

do mnie i nie do kogo innego. Czy pani to rozumie? 

background image

Wymagało  to  od  Robiny  wielkiego  wysiłku  woli,  udało  jej  się 

jednak  wytrzymać  łagodne  spojrzenie  Daniela.  Przy  okazji  dokonała 

dość  zaskakującego  odkrycia.  Jego  oczy  w  ciepłym  odcieniu  brązu 

były upstrzone urzekającymi złocistymi plamkami. 

-  Tak,  milordzie,  rozumiem...  I  dziękuję  -  powiedziała  cicho, 

całkiem  nieświadoma  tego,  ile  kosztowało  go  wypowiedzenie  tych 

słów. W rzeczywistości bowiem był jak najdalszy od osłabiania u niej 

poczucia, że jej obowiązkiem jest go poślubić. 

- Za co? - Uniósł brwi. - Za zaproponowanie czegoś, co przyniesie 

korzyść nam obojgu? Jeśli naprawdę chcesz pokazać, że odpowiada ci 

ta  propozycja,  możesz  przestać  tytułować  mnie  milordem.  Mam  na 

imię Daniel. 

-  Och,  nie  mogłabym  tak  się  do  pana  zwracać.  -  Wydawała  się 

wstrząśnięta tym pomysłem. - Mama za nic by się na to nie zgodziła. 

-  Zdanie  mamy  w  tej  sprawie  mało  mnie  interesuje  -  odparł 

bezceremonialnie.  -  Przez  następne  kilka  tygodni  będzie  pani 

mieszkać  pod  moim  dachem,  więc  w  dobrze  pojętym  własnym 

interesie proszę robić tak, jak jej mówię. 

Roześmiała się niepewnie. Uchodził za łagodnego i opiekuńczego 

człowieka,  a  jednak  wewnętrzny  głos  -  odpowiadał  jej,  że  lord 

Exmouth  ma  również  mniej  pozytywne  cechy,  które  mogą  się 

ujawnić,  jeśli  ktoś  postępuje  wbrew  jego  woli.  Z  pewnością  nie 

obawiał się mówić tego, co myśli, bo o tym już się przekonała. Bardzo 

ją  intrygowało,  jakich  odkryć  dotyczących  jego  charakteru  dokona 

jeszcze tego dnia. 

background image

-  No  dobrze,  jaskółeczko,  zawrzyjmy  kompromis.  Prywatnie 

będziesz nazywać mnie Danielem, a publicznie możesz zwracać się do 

mnie, jak chcesz. - Białe zęby zabłysły w uśmiechu. - Naturalnie pod 

warunkiem, że będzie to zgodne z zasadami dobrego wychowania. 

Uścisnął jej rękę i znów skupił uwagę na swoich gniadoszach. 

-  A  teraz  lepiej  gońmy  moją  drogą  matkę,  bo  inaczej  gotowa 

uznać, że razem zbiegliśmy, by potajemnie wziąć ślub. 

-  Och,  to  niezmiernie  romantyczny  pomysł!  -  wykrzyknęła  bez 

zastanowienia  Robina  i  natychmiast  spłonęła  rumieńcem,  przekonała 

się bowiem, że lord Exmouth zmierzył ją zdziwionym spojrzeniem. 

-  Powiedziałbym  raczej,  że  niezmiernie  kłopotliwy  -  sprzeciwił 

się  i  powściągnął  konie,  zbliżali  się  bowiem  do  wioski.  -  Zwłaszcza 

gdyby podczas ucieczki kolaską nagle spadł deszcz. 

-  Zakochani  nie  zwracają  uwagi  na  tak  przyziemne  sprawy,  jak 

pogoda,  kiedy  planują  potajemną  ucieczkę  -  zwróciła  mu  uwagę 

Robina.  

Droczenie  się  z  lordem  Exmouthem  było  całkiem  przyjemne,  a 

najbardziej podobał jej się szelmowski błysk, który wtedy pojawiał się 

w jego oczach. 

-  Ja  tam  zwróciłbym  uwagę  -  stwierdził.  -  Ale  to  dlatego,  że 

jestem  z  natury  praktycznym  człowiekiem  i  obce  mi  są  szalone 

pomysły.  Poza  tym  osiągnąwszy  szacowny  wiek  blisko  trzydziestu 

sześciu lat, zdążyłem polubić wygodę i jestem o wiele za stary na to, 

by  gnać  na  złamanie  karku  Bóg  wie  gdzie.  Mogę  więc  z  góry 

background image

powiedzieć,  że  nie  przyszłoby  mi  do  głowy  dokądkolwiek  z  panią 

uciekać. 

-  W  takim  razie  postąpił  pan  bardzo  rozsądnie,  decydując  się 

zaczekać  z  oświadczynami  -  poinformowała  go  prowokująco,  choć 

jeszcze  pół  godziny  temu  za  nic  nie  odezwałaby  się  do  niego  w  ten 

sposób.  Teraz  jednak  miała  poczucie,  że  są  bliscy  nawiązania 

prawdziwej  przyjaźni.  -  Jest  dla  mnie  oczywiste,  że  byśmy  do  siebie 

nie  pasowali.  Wiem  na  pewno,  że  bardzo  podobałby  mi  się 

dżentelmen, który chciałby pognać ze mną na złamanie karku Bóg wie 

gdzie. 

-  Wcale  nie  powiedziałem,  że  zdecydowałem  się  zaczekać  z 

oświadczynami,  moja panno  - poprawił  ją.  -  Powiedziałem  tylko...  A 

to co, u diabła!? 

Panna  Perceval  ze  zdumieniem  zatrzymała  wzrok  na  potężnym 

mężczyźnie,  który  okładał  sękatą  laską  osła  i  wydawał  się  bardzo 

zadowolony  z  siebie,  podczas  gdy  kobieta  i  dwoje  dzieci  kurczowo 

trzymających  się  jej  spódnicy  na  przemian  krzyczeli  i  błagali 

mężczyznę, by przestał. 

Robina machinalnie ujęła wodze, które rzucił jej lord Exmouth, i 

patrzyła,  co  będzie  dalej.  On  tymczasem  podszedł  do  mężczyzny, 

wyrwał mu laskę, kilka razy grzmotnął go po szerokich barkach, a w 

końcu  celnie  wymierzonym  w  szczękę  ciosem  pięści  powalił  na 

ziemię. 

Ze  sporej  odległości  nie  słyszała  wyraźnie  wymiany  zdań,  ale 

widziała  żywą  gestykulację.  Potem  przewrócony  osiłek  zaczął,  zdaje 

background image

się,  głośno  przeklinać,  a  Daniel  spokojnie  wyjął  jakiś  przedmiot  z 

prawego  buta.  Zaraz  potem  sterta  garnków  i  patelni  posypała  się  z 

grzbietu  osła  na  ziemię.  Tymczasem  wybuchła  gwałtowna  kłótnia 

między osiłkiem a kobietą, ale Daniel znowu interweniował. 

Robinie trudno było bacznie obserwować całe zdarzenie, musiała 

bowiem  przez,  cały  czas  uspokajać  konie,  spłoszone  głośnym 

brzękiem  naczyń.  Zanim  opanowała  konie,  mężczyzna  oddalał  się 

wiejską  drogą,  dźwigając  na  plecach  swój  dobytek;  dwoje  dzieci, 

które przestały płakać, szło z osłem do zagrody, a Daniel odprowadzał 

kobietę do chaty. 

Kilka  minut  później  pojawił  się  z  powrotem  na  dworze.  Kobieta 

dreptała  za  nim,  z  wysiłkiem  starając  się  dotrzymać  mu  kroku,  i 

wylewnie dziękowała. 

-  Nie  ma  za  co,  dobra  kobieto.  Cieszę  się,  że  mogłem  pomóc  - 

usłyszała  Robina.  W  końcu  lord Exmouth uchylił  kapelusza  i  szybko 

wrócił do kolaski. 

- Serdecznie przepraszam, moja panno! - Wyraźnie był zatroskany 

powstałą sytuacją. Szybko wskoczył na kozioł i wziął od niej wodze. - 

Zapewne myśli pani o mnie jak najgorzej, ponieważ zostawiłem ją w 

takich  okolicznościach.  Mam  jednak  nadzieję,  że  konie  nie  były 

trudne do opanowania? 

-  Skądże  znowu  -  zapewniła  go.  -  Kiedy  jestem  w  domu,  często 

powożę  jednokonnym  gigiem  papy.  -  Zauważyła,  że  kąciki  ust 

podejrzanie  mu  się  unoszą,  nie  dociekała  jednak,  co  go  rozbawiło, 

tylko poprosiła o wyjaśnienie zajścia. 

background image

-  Ze  wstydem  muszę  stwierdzić,  że  właściwie  wszystko  pani 

widziała,  ale,  niestety,  niewiele  mogłem  zrobić,  żeby  jej  tego 

oszczędzić.  

Szarpnął  wodze  i  gniadosze  ruszyły,  znowu  prowadzone  pewną 

ręką.  

-  Nie  jestem  z  natury  gwałtowny,  ale  przyznam,  że  odczuwam 

niemal  patologiczną  nienawiść  do  ludzi,  którzy  przejawiają  niczym 

nieuzasadnione  okrucieństwo.  Nie  dość  było  temu  bydlakowi,  że 

codziennie  mijał  obejście  poprzednich  właścicieli,  którzy  dawniej 

dbali o osła, to jeszcze dręczył dzieci, znęcając się przy nich nad ich 

ulubieńcem. 

-  To  straszne!  Bardzo  się  cieszę,  że  położył  pan  temu  kres. 

Rozumiem, że osioł wrócił do poprzednich właścicieli. 

- Niezupełnie. -  Uśmiechnął się smutno. - Teraz należy do mnie. 

Po rozważeniu sytuacji uznałem, że takie wyjście jest najlepsze. 

Robina  zdołała  zachować  powagę,  ale  nie  było  to  łatwe. 

Najnowszy nabytek najwidoczniej nie zachwycił lorda Exmoutha, nie 

mogła więc się powstrzymać, by trochę mu nie podokuczać. 

-  W  Londynie  podczas  sezonu  zaobserwowałam,  że  są 

dżentelmeni,  których  naturę  można  by  nazwać  ekscentryczną,  i 

właśnie  oni  pozwalają  sobie  od  czasu  do  czasu  na  dość  dziwaczne 

zachowania. Wnoszę, że nagle odkrył pan u siebie potrzebę posiadania 

jucznego zwierzęcia. 

- Widzę u pani silną potrzebę żartowania z innych, moja panno. - 

W  spojrzeniu,  którym  ją  zmierzył,  można  było  zauważyć  i 

background image

rozbawienie, i lekką irytację. - Ale mylisz się, ty prowokująca istoto! 

Takie  stworzenie  nie  jest  mi  do  niczego  potrzebne.  Jeśli  ośmieli  się 

pani  opowiedzieć  komuś  o  tym  zdarzeniu,  to  marny  jej  los!  Stałbym 

się  pośmiewiskiem  i  w  klubach  przez  długie  tygodnie  wytykano  by 

mnie palcami. 

Wcale nie sądziła, by przywiązywał wagę do tego, co mówi o nim 

świat,  ale  uroczyście  złożyła  obietnicę  milczenia.  Dopiero  potem 

spytała, po co dokonał tak niezwykłego zakupu. 

-  Ponieważ  dowiedziałem  się,  że  osła  sprzedał  mąż  obibok  tej 

nieszczęsnej kobiety, i zaraz potem zniknął, zostawiając ją z dziećmi 

na łasce losu. Kobieta od tej pory go nie widziała i już nie spodziewa 

się  zobaczyć.  Zawsze  jednak  istnieje  możliwość,  że  mąż  w  końcu 

wróci i historia się powtórzy.  

Kobieta  znowu  nie  będzie  miała  jak  wozić  towarów  na  targ,  a 

dzieci  stracą  ulubieńca.  Dla  zapobieżenia  temu  niebezpieczeństwu 

wystawiłem  dokument,  w  którym  stwierdzam,  że  jako  właściciel 

zezwalam  kobiecie  na  używanie  osła  do  dowożenia  towarów  na 

miejscowy  targ,  zabraniam  jednak  sprzedaży  zwierzęcia  bez  mojej 

pisemnej zgody. 

Jaki to dobry i wrażliwy człowiek, pomyślała Robina, gdy wrócili 

na główny trakt, a w oddali pojawił się zarys powozu lady Exmouth. 

Jej towarzysz okazał wielką szczodrość wobec trojga zupełnie obcych 

ludzi. 

Odkąd  zaproponował  jej  przyjaźń,  znowu  mogła  cieszyć  się 

nadchodzącymi  tygodniami  bez  lęku  o  to,  że  po  ich  upływie  będzie 

background image

musiała mu to wynagrodzić. Zastanawiało ją tylko, dlaczego nie czuje 

się  szczęśliwa.  I  skąd  właściwie  wzięło  się  w  jej  sercu nagłe  uczucie 

pustki? 

 

ROZDZIAŁ TRZECI 

Robina,  wciąż  bardzo  podekscytowana  nowym  doświadczeniem, 

jakim było dla niej codzienne układanie fryzury przez zręczną służącą 

lady  Exmouth,  siedziała  nieruchomo  przed  toaletką  i  dumała,  jak 

bardzo  zmieniło  się  jej  życie,  odkąd  wyjechała  z  hrabstwa 

Northampton w pewien chłodny dzień na początku marca. 

Jak  na  dziewczynę  ze  wsi,  przyzwyczajoną  bardziej  do  wygody 

niż  luksusu  i  do  długich  okresów  samotności,  poświęcanych  na 

rozmyślania  lub  na  różne  użyteczne  zajęcia  służące  dobru bliźnich,  z 

zaskakującą 

łatwością 

przywykła 

do 

wyczerpującego 

życia 

towarzyskiego,  w  którym  z  zasady  każdy  troszczył  się  jedynie  o 

własne przyjemności.  

Rzecz  jasna,  podczas  pobytu  w  Londynie  obecność  matki  nieco 

Robinę ograniczała. Od przyjazdu do Brighton nikt jednak niczym już 

jej nie krępował. Przeciwnie, poczciwa lady Exmouth rozpuszczała ją 

na każdym kroku, a sekundował jej  w tym syn. Ona zaś, o wstydzie, 

cieszyła się każdą chwilą tej rozpusty. 

-  Tak  nie  można,  trzeba  z  tym  skończyć!  -  oznajmiła  z 

determinacją,  nawet  nie  wiedząc,  że  głośno  dała  wyraz  swoim 

niepokojom. Dopiero gdy podniosła głowę, dostrzegła w  lustrze dość 

zdziwioną minę służącej, kobiety w średnim wieku. 

background image

-  Co  się  stało,  panienko?  Czy  już  nie  podoba  się  panience  taki 

sposób  układania  włosów?  Jeśli  panienka  woli,  zawsze  możemy 

spróbować czegoś innego. 

- Nie, nie, Pinner. Nie mam nic przeciwko temu, jak układasz mi 

włosy - pośpiesznie zapewniła ją Robina. 

-  Dzięki  Bogu,  panienko!  -  Sumienna  i  bardzo  kompetentna 

służąca omal nie wydała westchnienia ulgi. - Przez chwilę bałam się, 

że  panienka poprosi  mnie  o  obcięcie  włosów.  A  tego  nie  chciałabym 

zrobić - oznajmiła, z nabożeństwem przesuwając szczotką po długich, 

lśniących pasmach. - Są piękne. Uwielbiam je układać. Zresztą figury 

też  można  panience  pozazdrościć.  Dla  służącej  to  prawdziwa  gratka 

zajmować  się  kimś  takim,  panno  Robino.  Panienka  wyglądałaby 

pięknie nawet w kuchennym fartuchu! 

-  To  wyłącznie  twoja  zasługa,  a  nie  moja  -  odparła  Robina, 

desperacko broniąc się przed ogarniającym ją poczuciem dumy. 

Jej ojciec, wielebny William Perceval, zawsze uważał próżność za 

jeden  z  najcięższych  grzechów,  więc  na  plebanii  w  Abbot  Quincey 

rzadko  słyszano  komplementy.  Mimo  to  Robina,  którą  nauczono,  że 

wewnętrzne  piękno  należy  cenić  najwyżej,  ponad  to,  co 

powierzchowne i złudne, nie umiała jakoś oprzeć się sile pochwały. 

-  To  na  nic,  Pinner  -  oświadczyła  i  wstała,  gdy  ostatnie  kosmyki 

zostały  przytrzymane  szpilkami.  -  Muszę  spojrzeć  prawdzie  w  oczy. 

Jeżeli  nie  będę  bardziej  powściągliwa,  to  ulegnę  pod  tym  dachem 

całkowitemu  zepsuciu  i  po powrocie  do  Abbot  Quincey  nie  przydam 

się już żadnej żywej istocie, ani dwu-, ani czworonożnej.  

background image

Do  tej  pory  zawsze  bez  ociągania  cerowałam  sobie  suknie  i 

układałam  włosy,  teraz  nawet  nie  myślę  o  takich  zajęciach,  tylko 

siedzę  i  czekam,  aż  inni  zrobią  to  za  mnie.  Jestem  tu  rozpieszczana 

ponad  wszelką  miarę,  a  co  gorsza,  bardzo  mi  się  to  podoba.  Co 

powiedziałby mój papa? 

W  sypialni  rozległ  się  radosny  chichot  Pinner,  a  Robina 

pomyślała,  że  śmiech  to  zdrowie,  ale  problem  jest  bardzo  poważny. 

Przystosowała  się  do  beztroskiego  życia,  wypełnionego  jedynie 

przyjemnościami,  zupełnie  jakby  była  do  niego  stworzona,  ale  to  nie 

miało nic wspólnego z rzeczywistością.  

Chociaż  naturalnie  na  plebanii  nie  harowała  jak  wół,  wymagano 

od  niej  jednak  wykonywania  różnych  lżejszych  prac,  do  których 

należało  zajmowanie  się  trzema  młodszymi  siostrami  i  dawanie  im 

dobrego  przykładu,  żeby  nie  wpadły  w  tarapaty.  Ale  dałaby  im  teraz 

dobry  przykład!  Na  wargach  pojawił  jej  się  smutny  półuśmiech. 

Niezaprzeczalnie  dobroduszna  i  trochę  zgnuśniała  lady  Exmouth 

wywierała na nią jak najgorszy wpływ.  

Naturalnie  z  czystej  uczciwości  Robina  musiała  przyznać,  że  to 

przede  wszystkim  ona  ponosi  winę,  nie  wykazała  bowiem 

dostatecznej  siły  charakteru,  by  uchronić  się  przed  upadkiem  w 

gorszącą otchłań rozpusty. Częściowo usprawiedliwiało ją to, że przez 

ostatnie  dni  stawiała  czoło  przeważającym  siłom.  Lord  Daniel 

również namawiał ją do robienia tego, co sprawia jej przyjemność. 

Chociaż Exmouth z góry określił swoje oczekiwania i oświadczył 

wprost,  że  liczy  jedynie  na  przyjaźń,  to  odkąd  przyjechała  do 

background image

Brighton,  zachowywał  się  wobec  niej  bardzo  opiekuńczo  i  starał  się 

odgadywać wszystkie jej potrzeby. Bardzo ją to wzruszało. 

Przystanęła  u  podnóża  schodów  i  zapatrzyła  się  na  drzwi  pokoju 

śniadaniowego. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że  wciąż się 

uśmiecha. Sugestię Daniela przyjęła entuzjastycznie, ale ku własnemu 

niedowierzaniu z czasem przekonała się, że wcale nie będzie jej łatwo 

traktować  go  jak  przyjaciela.  Było  to  tym  dziwniejsze,  że  gdy 

rozmawiali,  nawet  jeszcze  w  Londynie,  nigdy  nie  odczuwała 

najmniejszego skrępowania. 

Szczególne  powołanie  jej  ojca  sprawiło,  że  przez  całe  życie 

regularnie  stykała  się  z  ludźmi  pogrążonymi  w  żałobie.  Dzięki  temu 

potrafiła  znaleźć  odpowiednie  słowa  dla  Exmoutha,  nie  groziło  im 

więc  krępujące  milczenie.  Nie  oznaczało  to  jednak,  że  z  równą 

swobodą  będzie  myślała  o  nawiązaniu  choćby  odrobinę  bliższej 

znajomości. 

Los  nie  obdarzył  jej  braćmi,  miała  więc  poczucie,  że  w  zasadzie 

nic  nie  wie  o  płci  przeciwnej.  I  chociaż  częstymi  gośćmi  na plebanii 

bywali  jej  kuzyni,  Hugo  i  Lowell,  to  od  żadnego  z  nich  nie 

dowiedziała  się  dużo  o  działaniu  męskiego  umysłu.  W  dzieciństwie 

traktowała  dziesięć  lat  starszego  od  niej  Hugona  jak  istotę  wyższą: 

wyrafinowaną i dość nieprzystępną.  

Lowell, mający sześć lat mniej niż brat, jeszcze teraz wydawał jej 

się  po  prostu  uroczym  nicponiem,  zawsze  gotowym  do 

najwymyślniejszych  figli.  Z  tego  powodu  mieszkanie  pod  jednym 

dachem z lordem Exmouthem było kształcące. 

background image

Szybko  odkryła,  że  Daniel  ma  wspaniałe  poczucie  humoru. 

Bardzo  lubił  się  przekomarzać  i  cenił  sobie  błyskotliwe  riposty  w 

rozmowie,  lecz  mimo  to  w  niczym  nie  przypominał  uczniaka. 

Przeciwnie!  Był  w  każdym  calu  dżentelmenem,  imponującym 

obyciem i ogładą, aczkolwiek wcale nie sprawiał wrażenia człowieka, 

który patrzy na wszystkich z góry. 

Prawdopodobnie  dlatego  pozbyła  się  w  końcu  resztek 

zakłopotania  i  poczuła  w  jego  obecności  całkiem  swobodnie,  nawet 

bardziej  niż  w  towarzystwie  własnego  ojca.  Jednak  gdy  weszła  do 

pokoju  śniadaniowego  i  zgodnie  z  przewidywaniami  zastała  Daniela 

przy  stole,  nikt  nie  domyśliłby  się,  że  tak  bardzo  poważa  swojego 

nowego  przyjaciela.  Na  pewno  nie  zgadłby  tego  sam  Daniel,  który 

szybko zauważył dość zakłopotany wyraz pięknych niebieskich oczu. 

-  Co  się  stało,  ptaszyno?  -  Jako  wzorowy  dżentelmen  wstał  i 

poczekał, aż Robina zajmie miejsce. - Czy miała pani kłopoty ze snem 

ostatniej nocy? 

-  Jak  mogłabym  mieć  kłopoty  ze  snem,  Danielu,  skoro  dostałam 

bez wątpienia najwygodniejsze łóżko w całym domu? - Nie okazując 

najmniejszego  onieśmielenia,  Robina  nalała  sobie  kawy  i  wzięła 

ciepłą bułeczkę  z  masłem.  -  I  właśnie  to  mnie  martwi.  Jeśli  nie  będę 

ostrożna,  to prawdopodobnie pan  i pańska  matka przyczynicie  się  do 

mojego upadku. 

- Bardzo kusząca myśl - mruknął, zanim zdążył się powstrzymać. 

Na  szczęście  jednak  Robina  chyba  tego  nie  usłyszała.  -  Z  jakiego 

właściwie powodu wypadliśmy z mamą z łask? 

background image

-  Oboje  rozpieszczacie  mnie  ponad  wszelkie  granice.  Proszę  nie 

zaprzeczać - zastrzegła, widząc budzący się protest. - Pan poświęca mi 

mnóstwo czasu i dba, żebym się nie nudziła. A co do pańskiej matki... 

Och, Danielu! Wczoraj wieczorem pańska matka przyszła do mojego 

pokoju  i  przyniosła  mi  swój  śliczny  naszyjnik  z  granatów,  a  do  tego 

jeszcze kolczyki.  

W jej głosie było słychać poruszenie.  

- Uparła się, że da mi je w prezencie, tymczasem w mojej sytuacji 

odmowa  przyjęcia  wyglądałaby  jak  wielka  niewdzięczność.  A  ja 

przecież  nie  jestem  niewdzięczna,  słowo  daję!  Ale  lady  Exmouth 

naprawdę nie powinna mi dawać takich prezentów. 

-  Podzielam  pani  zdanie  -  oznajmił  i  tym  ją  nieco  zaskoczył, 

zwłaszcza że wydawał się poirytowany. 

-  Czy  to  znaczy,  że  porozmawia  pan  o  mnie  z  mamą?  -  Miała 

nadzieję,  że  nie  sprowokuje  w  ten  sposób  nieporozumienia  między 

synem  a  matką.  -  Czy  da  jej  pan  delikatnie  do  zrozumienia,  że  nie 

powinna tak mnie obdarowywać? 

- Na pewno, dziecinko. Może pani na mnie polegać - powiedział i 

zmarszczył  czoło,  bo  nagle  otworzyły  się  drzwi.  -  O  proszę,  kujmy 

żelazo,  póki  gorące  -  dodał,  widząc  lady  Exmouth,  która  tego  dnia 

zeszła  na  śniadanie  wyjątkowo  wcześnie.  -  Co  ja  słyszę,  mamo!  - 

odezwał się natychmiast, gdy zasiadła naprzeciwko niego przy stole. - 

Czy mogę spytać, dlaczego podarowałaś Robinie sznur granatów? 

-  A  dlaczego  miałam  tego  nie  zrobić,  mój  drogi?  -  odrzekła  lady 

Exmouth,  bynajmniej  niezrażona  dyktatorskim  tonem  syna.  -  Były 

background image

moje, więc mogłam nimi dysponować według woli, a na młodym ciele 

naszyjnik  wygląda  dużo  ładniej.  -  Zauważyła  łobuzerski  błysk  w 

oczach Daniela. - Co się stało, synu? Czyżbyś nie pochwalał mojego 

prezentu dla Robiny? 

-  Właśnie.  Dlaczego  nie  dałaś  jej  rubinów?  -  Z  trudem 

powstrzymał wybuch śmiechu, bo Robina głośno upuściła nóż na stół. 

- Zawsze uważałem, że granaty to zwykłe świecidełka. 

-  Mój  drogi,  nie  mogę  jej  podarować  rubinów,  chyba  wiesz  - 

broniła  się  lady  Exmouth.  -  To  są  klejnoty  rodzinne,  ukryte 

bezpiecznie w Courtney Place. Poza tym nie należą do mnie, więc nie 

mogę nimi rozporządzać. 

Ignorując  mordercze  spojrzenie  pewnej  bardzo  rozzłoszczonej 

osoby,  Daniel  rozparł  się  na  krześle  i  przybrał  taką  minę,  jakby 

pracowicie rozważał argument matki. 

-  Po  zastanowieniu  nie  sądzę,  żebym  chciał  dać  naszej  Robinie 

rubiny, chyba że wyjątkowo przypadłyby jej do serca. Nie, przy takiej 

delikatnej  cerze  wolałbym  obejrzeć  ją  w  szafirach.  Jak  sądzisz, 

mamo? 

-  Na  miły  Bóg!  -  Robina  ukryła  twarz  w  dłoniach,  nie  wiedząc, 

czy się roześmiać, czy wybuchnąć płaczem. - Poddaję się! 

- Może masz rację, mój drogi - przyznała lady Exmouth, w ogóle 

nie zwracając uwagi na ten okrzyk. - Szafiry podkreślają błękit oczu i 

jasną  cerę.  Chociaż  nie  spisywałabym  na  straty  rubinów.  Do  takich 

pięknych, ciemnych włosów również będą znakomicie pasować. 

background image

Lord  Daniel,  który  znakomicie  bawił  się  kosztem  swego  miłego 

gościa, przełknął ostatni kęs śniadania, po czym sięgnął po gazetę. 

-  Nawiasem  mówiąc,  mamo,  nasza  droga  panna  Robina  ma 

odczucie, że jest przez nas rozpieszczana i psuta, ponieważ odnosimy 

się  do  niej  stanowczo  zbyt  uprzejmie.  Postanowiłem  ukrócić  nasze 

karygodne  zachowanie  i  w  tym  celu  dziś  po  śniadaniu  wezmę  pannę 

Robinę na przejażdżkę kolaską. 

Przelotne  spojrzenie  wystarczyło  lady  Exmouth,  by  zorientować 

się, że panna rozumie z tego przemówienia nie więcej niż ona. 

- Niewątpliwie brakuje mi bystrości umysłu, ale nie umiem pojąć, 

w  jaki  sposób  przejażdżka  otwartym  powozikiem  po  mieście  może 

zażegnać ten kłopot, mój synu - powiedziała. 

- Spacerowaliśmy wczoraj z Robiną po mieście i w pewnej chwili 

naszą  uwagę  zwrócił  widok  śmiało  poczynającej  sobie  lady  Claudii 

Melrose,  która  znowu  zrobiła  z  siebie  widowisko.  Siedziała  wysoko 

na koźle i powoziła faetonem. Młoda, tu obecna dama bynajmniej nie 

zgorszyła  się  jednak  tym  widokiem,  lecz  wręcz  przeciwnie,  wyraziła 

podziw dla zręczności i odwagi lady Melrose.  

Przy  okazji  wspomniała,  że  sama  chciałaby  tak  wprawnie 

kierować  wyścigowym  powozem.  Po  przemyśleniu  tego  zdarzenia 

postanowiłem  dać  pannie  Perceval  możliwość  skorzystania  z  moich 

niemałych doświadczeń w tej materii i udzielić jej instruktażu. 

Robina  natychmiast  zapomniała  o  swoich  niepokojach  i  wydała 

pisk zachwytu. 

- Naprawdę? Nauczy mnie pan? 

background image

-  Tak,  dziecinko,  ale  tylko  dlatego,  że  będę  miał  przy  tym 

doskonałą  okazję  bezlitośnie  panią  złajać.  I  biada  jej,  jeśli  moje 

drogocenne gniadosze poniosą jakikolwiek... 

Nagle urwał, bo co innego zaprzątnęło jego uwagę. Przez dłuższą 

chwilę  studiował  gazetę.  Potem  podał  ją  Robinie,  wypielęgnowanym 

palcem wskazując artykuł. 

-  Czy  dobrze  mi  się  wydaje,  że  markiz  Sywell  rozsławił  pani 

rodzinne strony? 

Robina  raptownie  zmieniła  się  na  twarzy.  Trudno  jej  było 

uwierzyć  w  to,  co  przeczytała,  toteż  zwróciła  się  do  Exmoutha, 

szukając u niego potwierdzenia. 

- Wielkie nieba! Czy pana zdaniem to może być prawda? 

-  Często  bywam  bardzo  sceptycznie  nastawiony  do  doniesień  w 

gazetach,  a  zwłaszcza  w  kolumnach  towarzyskich.  Ale  tym  razem 

bardzo wątpię, czy tak szczegółowy opis mógłby ukazać się w druku, 

gdyby nie był prawdziwy. 

- Co się stało, na Boga? - zainteresowała się lady Exmouth. 

-  Markiz  Sywell  nie  żyje.  Służący  znalazł  go  martwego  w 

sypialni, morderca posłużył się brzytwą markiza. Wszędzie było pełno 

krwi. Okropność! 

Robinę  zastanowiło,  że  nie  ma  w  niej  ani  cienia  współczucia. 

Niezaprzeczalnie  markiz  był  okrutnym  i  egoistycznym  człowiekiem, 

który przez całe życie brał, co chciał, nie dbając o uczucia i potrzeby 

innych.  Wśród  mieszkańców  wsi  otaczających  opactwo  Steepwood 

nazwisko Sywella stało się synonimem rozpusty.  

background image

Wielu łudzi pogardzało markizem, a nie lubił go nikt. Ale ani jej, 

ani nikomu z bliskiej rodziny markiz nie wyrządził krzywdy. Powinna 

więc  przynajmniej  trochę  żałować  tego  człowieka,  tymczasem 

pozostała  całkowicie  obojętna  na  jego  los.  Czyżby  kilka  tygodni 

spędzonych  w  Londynie  zmieniło  ją  do  tego  stopnia,  że  przestała  ją 

obchodzić  tragedia  bliźniego,  który  zakończył  życie  w  tak 

przerażających okolicznościach? 

Exmouth,  nie  spuszczający  z  niej  oka,  szybko  zauważył  jej 

zmieszanie. 

- Znałaś go, dziecinko? 

-  Nie.  -  Pokręciła  głową.  -  Wstyd  mi  to  mówić  -  dodała,  zanim 

zdążyła  dobrze  się  nad  tym  zastanowić  -  ale  sądzę,  że  świat  będzie 

lepszy  bez  markiza.  Jeśli  miałabym  komuś  współczuć,  to  raczej 

sprawcy  tego  czynu.  Musiał  wiele  wycierpieć  z  rąk  Sywella,  skoro 

zdecydował się z zemsty popełnić tak okrutną zbrodnię. 

-  To  prawda  -  poparła  ją  bardzo  poruszona  lady  Exmouth.  - 

Prawdopodobnie podejrzanych nie zabraknie. 

- Nie wiedziałem, że tak dobrze go znałaś, mamo. 

- Znaliśmy się tylko trochę, Danielu - sprostowała. - Spotkaliśmy 

się  raz  czy  dwa  wiele  lat  temu.  Już  wtedy  Sywell  miał  zszarganą 

reputację.  Niezaprzeczalnie  był  zresztą  bardzo  konfliktowym 

człowiekiem, który przez całe  życie tylko przysparzał sobie  wrogów. 

Obawiam się, że jest ich więcej, niż było żałobników na pogrzebie. 

-  Możliwe  -  przyznał  Daniel  i  wstał.  -  Co  do  mnie  jednak,  nie 

zamierzam  snuć  domysłów,  który  z  jego  licznych  wrogów  popełnił 

background image

zbrodnię,  jeśli  rzeczywiście  była  to  zbrodnia.  Mam  dużo  ważniejszą 

sprawę na głowie. Muszę wymyślić, jak ugłaskać Kendalla, bo czeka 

go  niemały  wysiłek.  Pewnie  o  tym  nie  wiesz,  mamo  -  ciągnął, 

odnotowawszy  jej  zdziwione  spojrzenie  -  ale  mój  najwierniejszy 

służący  jest  zdeklarowanym  kawalerem,  ma  przeto  ustalone  poglądy 

na płeć piękną.  

Wprawdzie nie można go uznać za absolutnego mizogina, bo raz 

kiedyś  podsłuchano,  jak  wygłosił  dyskretną  pochwałę  pewnej 

amazonki,  niemniej  jednak  jest  dostatecznie  staroświecki,  by 

ubolewać  nad  modnym  ostatnio  wśród  dam  upodobaniem  do 

powożenia. 

-  Czemu  po  prostu  nie  zostawisz  go  w  domu,  wybierając  się  z 

Robiną  na  przejażdżkę?  -  spytała  lady  Exmouth,  nie  pojmując, 

dlaczego syn stwarza zbędne problemy. 

- Ponieważ - odrzekł z kpiącą miną - wprawdzie ty, mamo, odkąd 

jesteśmy  w  Brighton  przykładasz  się  do  obowiązków  przyzwoitki 

wyjątkowo  mało,  ja  jednak  stanowczo  nie  życzę  sobie,  żeby 

nieposzlakowana  reputacja  panny  Perceval  została  narażona  na 

szwank  w  oczach  łatwo  gorszącego  się  towarzystwa,  gdyby  ktoś 

przypadkiem  zauważył  ją  wyjeżdżającą  poza  granice  miasta  tylko  w 

moim towarzystwie. 

Chociaż  to  wyjaśnienie  zdawało  się  satysfakcjonować  lady 

Exmouth,  Robina  nie  była  pewna,  czy  całkiem  rozumie  powody 

ścisłego  trzymania  się  zasad  etykiety.  Nie  mogła  rozstrzygnąć,  czyją 

reputację stara się w ten sposób chronić - jej czy własną. Czy chodziło 

background image

mu  o  to,  by  za  wszelką  cenę  uniknąć  sytuacji,  w  której  małżeństwo 

stałoby się dla niej przymusem? 

A  może  raczej  obawiał  się,  że  gdyby  zrodziły  się  plotki  o  ich 

częstym  przebywaniu  razem,  dla  uchronienia  jej  przed  skandalem 

musiałby  dać  jej  swoje  nazwisko?  Najgorsze,  że  na  myśl  o  drugiej  z 

tych możliwości znowu ogarnęło ją znajome i bardzo przykre uczucie 

pustki. 

Zanim jeszcze  tego  samego  przedpołudnia Robina  zajęła  miejsce 

w  kolasce,  wyraźnie  skłaniała  się  ku  przeświadczeniu,  że  Daniel 

upierał  się  przy  obecności  osoby  trzeciej, mając  na  względzie  przede 

wszystkim  jej  dobro.  Skłaniała  się,  owszem,  ale  nie  była  całkiem 

przekonana.  Postanowiła  jednak,  że  nie  pozwoli,  by  resztki 

wątpliwości  zepsuły  jej  emocjonujące  przeżycie,  jakim  miała  być 

nauka powożenia parą wspaniałych koni. 

Liczne  prace,  które  wykonywała  w  domu  pod  czujnym  okiem 

matki, dobrze przygotowały ją do obecnej sytuacji, więc gdy dojechali 

na  obrzeża  miasta  i  zobaczyli  przed  sobą  zachęcający  wiejski 

krajobraz, z entuzjazmem przejęła wodze od Daniela.  

W  pewnym  momencie  swojego  młodego  życia  nauczyła  się 

ignorować  obawy,  niepowodzenia  i  nawet  krytyczne  opinie  osób 

znających się na rzeczy, jeśli przeszkadzało jej to w dążeniu do czegoś 

nowego. Dlatego i tym razem udało jej się skupić na swoim zadaniu, 

mimo  że  zawczasu  ją  ostrzeżono  przed  małym,  chuderlawym  typem, 

który przycupnął na siedzeniu za jej plecami.  

background image

Bez  wątpienia  śledził  każdy  ruch,  tylko  czekając  na  pretekst  do 

wyrażenia swojego  zdania o wielkich paniach, którym  wydaje się, że 

potrafią powozić, i skwitowania każdego niepowodzenia pogardliwym 

parsknięciem. 

Na  szczęście  żadnego  takiego  odgłosu  nie  usłyszała.  Co  więcej, 

zanim  została  poproszona  o  zatrzymanie  kolaski  w  odpowiednio 

szerokim  miejscu  na drodze,  gdzie  mogły  się  wyminąć  dwa  pojazdy, 

jej nauczyciel tylko raz skorygował niewielki błąd. Nie umiała jednak 

powiedzieć,  dlaczego  gdy  Daniel  na  chwilę  ujął  ją  przy  tej  okazji  za 

ręce, serce nagle zabiło jej znacznie szybciej. 

- To była bardzo udana próba jak na kogoś, kto przedtem powoził 

tylko  jednokonnym  gigiem  -  oznajmił  Daniel,  wydawało  się,  że 

szczerze. - Co ty na to, Kendall? 

Po chwili złowieszczej ciszy rozległ się wyrok: 

- Muszę przyznać, milordzie, że panna Perceval ma dobrą rękę do 

koni. 

-  No,  to  ci  dopiero  pochwała!  -  mruknął  Daniel  tak,  żeby  tylko 

Robina  usłyszała.  A  potem  dodał  głośniej:  -  Czy  chce  pani  powozić 

dalej, czy teraz kolej na mnie? 

Chociaż postępy, jakie uczyniła, sprawiły jej niemałą satysfakcję, 

podobnie jak pochwały, a zwłaszcza powściągliwie wyrażone uznanie 

służącego  lorda  Exmoutha,  to  znała  granice  swoich,  możliwości. 

Ramiona  jej  ciążyły,  a  od  wytężania  uwagi  rozbolała  ją  głowa. 

Chętnie oddała więc wodze w ręce swego nauczyciela. 

background image

-  Czy  chce  pani  wrócić  do  domu,  czy  może  raczej  jeszcze 

rozejrzeć się po okolicy? 

Naturalnie  chętnie  obejrzałaby  coś  więcej,  czuła  jednak,  że  nie 

powinna  nadużywać  wielkoduszności  gospodarza  i  dłużej  zajmować 

jego czasu, wyraziła więc swoje wątpliwości głośno. 

- Zapewniam, że wcale mi się pani nie narzuca - zaprotestował. - 

Gdybym  sam  nie  miał  na  to  ochoty,  nigdy  bym  tego  pani  nie 

zaproponował. 

W  jego  oczach  pojawił  się  błysk,  który  u  dziecka  mógłby 

zwiastować jakiś figiel. 

- Zdaje się, że przejęła pani, ptaszyno, bardzo niewłaściwy pogląd 

na  mój  charakter,  zapewne  od  mojej  drogiej  mamy.  Warto  pamiętać, 

że  rodzice,  którzy  rozpieszczają  dziecko,  często  nie  chcą  dostrzegać 

jego wad. 

-  Czyżby,  milordzie?  -  odrzekła  dość  oschle  Robina.  -  W  takim 

razie  mogę  tylko  powiedzieć,  że  miał  pan  wyjątkowe  szczęście,  bo 

moja  mama,  choć  okazuje  mi  wiele  miłości  i  troski,  nigdy  też  nie 

straci okazji, by wypomnieć mi liczne wady. 

Ponieważ  w  Londynie Daniel nieraz spotkał bardzo pryncypialną 

lady Elizabeth, a przez lata stał się kompetentnym sędzią charakterów, 

wcale  nie  zdziwił  się  tym  niewinnym  zwierzeniem,  wolał  go  jednak 

nie komentować. 

- Tak czy owak, mam również inny ważny powód, by zaspokajać 

każde pani życzenie i każdy kaprys. Spodziewam się, że wyświadczy 

mi pani w zamian wielką łaskę. 

background image

Dostrzegł nieznaczne uniesienie delikatnych brwi. 

-  Bo  widzi  pani,  napisałem  list  do  panny  Halliwell,  guwernantki 

moich  córek.  Zażyczyłem  sobie,  by  przerwały  podróż  po  okolicach 

Lyme  Regis  i  spędziły  z  nami  kilka  dni  w  Brighton.  Moje  córki, 

Hanna  i  Lizzie,  co  roku  latem  spędzają  miesiąc  w  Dorset,  u  ich 

ciotecznej babki, Agaty. To jest najmłodsza siostra mojego ojca, która 

rozpieszcza je na wszystkie możliwe sposoby. 

Uroczy,  spontaniczny  uśmiech,  który  zawsze  odbijał  się  również 

w  oczach  i  od  razu  zwrócił  uwagę  Daniela  na  Robinę,  dodał  teraz 

wdzięku jej kształtnym ustom. 

- Jakże się cieszę! W głębi duszy żywiłam nadzieję, że będę miała 

okazję poznać pańskie córki osobiście. Lady Exmouth opowiadała mi 

o nich tak wiele, że mam wrażenie, jakbym już je trochę znała. 

Daniel  uśmiechnął  się  pod  nosem,  przypomniał  sobie  bowiem 

drugą  myśl  dotyczącą  Robiny,  zapamiętaną  z  Londynu.  Ta  panna 

zawsze  wiedziała,  co  należy  powiedzieć  w  danej  chwili.  Doprawdy 

urocza istota! 

-  Bardzo  miło  mi  to  słyszeć,  ponieważ  miałem  nadzieję,  że 

pomoże mi pani znajdować zajęcia dla córek, póki tutaj będą. Lizzie, 

niestety,  łatwo  poddaje  się  znudzeniu.  Może  popełniłem  gruby  błąd, 

ale od czasu śmierci ich matki okazywałem im obu wiele pobłażania. 

No, i Lizzie niekiedy wystawia opiekunów na ciężką próbę. 

Robina wiedziała już od lady Exmouth, że Daniel jest kochającym 

i wyrozumiałym ojcem. Po raz pierwszy wspomniał o nieżyjącej żonie 

background image

w  jej  obecności.  Najbardziej  zdumiało  ją,  że  w  niskim,  dźwięcznym 

głosie Exmoutha nie było śladu smutku. 

Ukradkiem  przyjrzała  się  jego  męskiemu  profilowi  i  stwierdziła, 

że  chociaż nie  można powiedzieć,  by  się  uśmiechał,  to nie  widać też 

oznak, by wspomnienie żony wytrąciło go z równowagi. 

-  Sama  mam  trzy  młodsze  siostry,  więc  dobrze  wiem,  jak psotne 

potrafią  być  młode  dziewczęta.  Dlatego  chętnie  pomogę,  milordzie  - 

zapewniła go.  

Okazało  się  jednak,  że  obietnica  pomocy  nie  zrobiła  na  nim 

większego wrażenia. Lord Exmouth wydawał się nawet poirytowany. 

Powód jego nagłego rozdrażnienia wkrótce się ujawnił. 

-  Zdawało  mi  się,  Robino,  że  mamy  umowę  i  nie  trzymamy  się 

oficjalnych form, kiedy jesteśmy sami. 

- Umowę mamy - przyznała - ale jeśli wolno mi przypomnieć, nie 

jesteśmy tu sami. Towarzyszy nam Kendall. 

Na jedną krótką chwilę Daniel oderwał wzrok od drogi i przesłał 

jej taksujące spojrzenie spod przymrużonych powiek. 

-  Zaczynam  rozumieć,  że  po  przyjeździe  córek  będę  miał  więcej 

niż  jedną  niesforną  pannę  pod  swoim  dachem.  Dzięki  Bogu,  że 

przynajmniej Hanna zawsze jest grzeczna. 

Robina serdecznie się roześmiała. W dzieciństwie słyszała o sobie 

niejedno,  a  najlepiej  zapamiętała,  że  jest  śliczną,  posłuszną 

dziewczynką. W ostatnich latach to określenie coraz bardziej ją jednak 

irytowało.  Wywoływało  u  niej  takie  wrażenie,  jakby  była  potulną, 

tępą  i  bezwolną  istotą.  Dlatego  uwagę  Daniela  potraktowała  jak 

background image

komplement, a nie krytykę, choć prawdę mówiąc, bardzo wątpiła, czy 

jest to zgodne z intencją Exmoutha. 

Osiągnąwszy stan dogłębnego zadowolenia, ostatnio u niej częsty, 

usiadła  wygodniej  i  zaczęła  z  zainteresowaniem  oglądać  nieznane 

krajobrazy.  Nie  odważyła  się  na  to,  dopóki  sama  powoziła  kolaską, 

teraz  jednak  lord  Daniel  zdawał  się  łączyć  jedno  z  drugim  bez 

najmniejszego  kłopotu.  Musiał  mieć  wiele  doświadczenia  w 

powożeniu,  bo  nie  pozwalał  ognistym  gniadoszom  na  najmniejszą 

samowolę. 

Wcześniej  już  kilka  razy  miała  okazję  siedzieć  obok  niego  na 

koźle,  zdążyła się  więc przekonać, że Exmouth nie zwykł popisywać 

się swoimi umiejętnościami. Nie próbował o włos ominąć przeszkody 

ani wjechać kolaską - między dwa inne powozy.  

Wprawdzie  ani  przez  chwilę  nie  wątpiła,  że  potrafiłby  to  zrobić, 

ale  nie  wyobrażała  sobie,  żeby  chciał  narażać  pasażerów  albo  konie. 

Chyba że zdarzyłoby się coś nieprzewidywalnego. W ten sposób znów 

wróciła  myślami  do  tragicznego  wypadku,  w  którym  mniej  więcej 

półtora roku temu zginęła jego żona. 

Nie  była  taka  naiwna,  by  sądzić,  że  wypadki  spotykają  tylko 

niefrasobliwych  zawadiaków.  Konie  są  nieobliczalne,  więc  do 

wypadku  może  dojść  właściwie  zawsze.  Przecież  jej  dobra 

przyjaciółka Sophia Cleeve, doskonała amazonka, też kiedyś spadła z 

konia. Nie ominęło to nawet kuzyna Hugona, któremu w jeździeckim 

rzemiośle mało kto mógł dorównać. 

background image

Krótko  mówiąc,  w  tarapaty  wpadali  nawet  najlepsi  Ale  i  tak 

trudno jej było uwierzyć w to, że śmierć żony Daniela była wynikiem 

jego chwilowej nieuwagi lub, co gorsza, zaniedbania. 

Wnet skarciła się ostro za te rozmyślania, nie miało bowiem sensu 

zgadywać, co wtedy zaszło. Wiedziała, że szczegółów tego zdarzenia 

nie pozna nigdy, choć gdy teraz się  nad nim zastanawiała, wydawało 

jej  się  ono  dziwne.  Lady  Exmouth  wprost  uwielbiała  swojego  syna  i 

nigdy nie trzeba jej było zachęcać do snucia opowieści na jego temat.  

Czasem  przy  okazji  wymykało  jej  się  coś  mimo  woli.  Z  takich 

półsłówek  wynikało,  że  lubiła  również  swoją  synową.  Nie  sposób 

było  jednak  odgadnąć,  czy  sama  nie  wszystko  wiedziała,  czy  też 

śmierć  pięknej  Clarissy  wydawała  jej  się  zbyt  bolesnym  tematem  do 

rozmowy. W każdym razie nigdy nie próbowała go podjąć. Robinie i 

to wydawało się dziwne. 

Ocknąwszy  się  nagłe  z  zadumy,  stwierdziła,  że  opuścili  wąską, 

krętą drogę i znowu jadą traktem, a poruszają się znacznie szybciej niż 

poprzednio. Z położenia słońca należało wnosić, że Daniel postanowił 

wrócić  do  Brighton  na  lunch.  Robina  też  zaczynała  już  odczuwać 

zainteresowanie  tym,  co  kucharka  dla  nich  przygotowała,  gdy  nagle 

zauważyła z przodu duże zbiegowisko przy drodze. 

- Co tam się dzieje, jak pan sądzi? 

-  Pewnie  koński  jarmark,  jeden  z  tych,  które  odbywają  się  w  tej 

okolicy  co  roku.  Najważniejszy  jest  w  sierpniu.  -  Exmouth  dostrzegł 

wyraz zainteresowania w niebieskich oczach Robiny. - Czy chce pani 

zatrzymać się i popatrzeć? Na pewno są również dodatkowe atrakcje. 

background image

Robina wprost uwielbiała doroczny jarmark na gruntach Perceval 

Hall,  majątku  jej  wuja  w  hrabstwie  Northampton.  W  tym  roku  nie 

miała szans go obejrzeć, zawsze bowiem odbywał się w lipcu, dlatego 

uznała, że należy jej się jakaś rekompensata. Ponieważ jednak zawsze 

liczyła  się  z  potrzebami  innych,  wyraziła  wątpliwość,  czy  mogą 

sprawić zawód kucharce spóźnieniem na jej wyborny posiłek. 

- Tym nie musi się pani kłopotać - uspokoił ją Exmouth, zręcznie 

zjechawszy  z  drogi.  Zaraz  potem  zatrzymał  kolaskę  pod  drzewami.  - 

Przed  wyjazdem  wyraźnie  zapowiedziałem,  że  trudno  przewidzieć,  o 

której godzinie wrócimy. 

-  A  co  z  Kendallem?  -  spytała  Robina, bez  ociągania  zsiadłszy  z 

kozła,  korzystając  z  pomocy  lorda  Exmoutha.  Zwróciła  się  do 

służącego,  który  stał  przy  koniach.  -  Nie  chcecie  przyjrzeć  się 

jarmarkowi? 

-  Nie,  dziękuję...  panno  Robino.  Z  przyjemnością  posiedzę  tu  w 

cieniu i zapalę fajkę. 

Daniel  zmierzył  wzrokiem  swojego  totumfackiego,  a  potem 

zdecydowanym ruchem położył dłoń Robiny na swoim przedramieniu 

i poprowadził ją do pierwszej atrakcji towarzyszącej jarmarkowi.  

Najprawdopodobniej Robina nie zdawała sobie sprawy z tego, że 

poufałe  zachowanie  Kendalla  wcale  nie  świadczy  o  braku  szacunku, 

lecz  wręcz  przeciwnie.  Służący  bez  wątpienia  patrzył  na  nią  z  coraz 

większym uznaniem. 

-  Zdaje  mi  się,  że  pani  powożenie  dziś  rano  zrobiło  na  Kendallu 

znacznie  większe  wrażenie,  niż  chciałby  się  do  tego  przyznać  - 

background image

powiedział.  A  poza  tym  zawojowała  go  liczeniem  się  z  uczuciami 

innych ludzi, dodał już w myśli. 

-  Muszę  wyznać,  że  ja  też  byłam  z  siebie  dość  zadowolona.  - 

Uśmiechnęła się nieznacznie, przyszło jej bowiem do głowy, że gdyby 

słuchał  jej  w  tej  chwili  ojciec,  zapewne  pochwaliłby  ją  za  szczerość, 

lecz  jednocześnie  skwitowałby  groźnym  zmarszczeniem  czoła  taki 

przejaw pychy. 

Exmouth  nie  wydawał  się  jednak  dostrzegać  u  niej 

zarozumialstwa, 

bo 

odpowiedział 

jej 

ciepłym 

uśmiechem 

wyrozumiałego wujka. A uśmiech miał ujmujący, wiedziała o tym od 

pierwszej  chwili  ich  znajomości.  Lubiła  patrzyć  na  uroczy  dołek  w 

mocnym podbródku i bruzdki przy kącikach piwnych oczu. 

- Och, co tam - powiedziała po chwili zaskoczona kierunkiem, w 

którym  zabłądziły  jej  myśli.  Mimo  wszystko  miała  nadzieję,  że 

rumieniec  zalewający  jej  policzki  można  będzie  przypisać  ciepłu 

pogodnego  dnia.  -  Doskonale  wiem,  że  jeszcze  wiele  muszę  się 

nauczyć.  Powożenie  jednokonnym  gigiem  papy,  ciągniętym  przez 

starą,  poczciwą  Bessie,  to  zupełnie  co  innego  niż  prowadzenie  pary 

narowistych koni. 

Podczas  gdy  rozmawiali,  bacznie  obserwowała  liczne  towary 

wystawione w kramach na sprzedaż. Nagle przez twarz przemknął jej 

grymas  niechęci.  Daniel  zerknął  w  tę  samą  stronę,  by  sprawdzić,  co 

wywołało  taką  reakcję,  i  dostrzegł  jaskrawy  szyld  zapraszający  ludzi 

do  wejścia  za  parawan  i  obejrzenia  dwugłowego  cielęcia,  trzynogiej 

gęsi oraz kilku innych kuriozów. 

background image

- Widzę, że pani nie lubi takich widowisk. 

-  Wydają  mi  się  obrzydliwe.  Poza  tym  jest  to  niepotrzebne 

okrucieństwo. Niewiele z tych nieszczęsnych stworzeń ma przed sobą 

długie  życie.  Byłoby  o  wiele  bardziej  przyzwoicie  skrócić  ich 

cierpienia  od  razu  przy  urodzeniu.  Chociaż  -  westchnęła  -  czy  mam 

prawo  krytykować?  Nigdy  nie  zaznałam  głodu.  Nie  mogę  potępiać 

biedaka  za  to,  że  chce  zapewnić  jedzenie  swoim  dzieciom,  bez 

względu na to jak obrzydliwych sposobów się ima. 

Uśmiech  szybko  jednak  wrócił  jej  na  twarz  przy  następnej 

atrakcji:  drewnianej  budzie,  w  której  -  jeśli  wierzyć  szyldowi  - 

znajdowała się najgrubsza kobieta świata. Zza parawanu wyszło nagle 

dwóch  wieśniaków.  Wyglądało  na  to,  że  widok  zrobił  na  nich 

niewielkie wrażenie. 

-  Ta,  którą  mieli  w  zeszłym  roku,  była  grubsza  -  zauważył 

donośnym  głosem  wyższy,  dodawszy  sobie  animuszu  potężnym 

haustem z trzymanego kufla. 

-  Ajuści  -  przyznał  drugi.  -  Nie  była  nawet  tak  gruba  jak  twoja 

żona. 

- Nie była i już. Tak samiutko myślałem... Ej, co ty gadasz? - Do 

wyższego dotarły nagle słowa kompana. - Zapamiętaj sobie, że Betsy 

wcale nie jest gruba, tylko po prostu przy kości. - Chwycił drugiego za 

koszulę,  przy  okazji  rozlewając  piwo.  -  Odszczekaj  to,  co 

powiedziałeś! 

Daniel  szybko  odciągnął  swoją  rozbawioną  towarzyszkę,  zanim 

wieśniacy wzięli się do nieuniknionej bitki, spojrzał na jej roześmianą 

background image

twarz i pomyślał, że Robina ma bardzo przewrotne poczucie humoru. 

Podejrzewał to zresztą od samego początku. 

Był  również  przekonany,  że  lady  Elizabeth  Perceval  zaszczepiła 

swej  najstarszej  córce  bardzo  ścisłe  reguły  zachowania,  co  zresztą 

uważał za osiągnięcie godne pochwały. Z doświadczenia wiedział, że 

dzieci trzeba trzymać pod kontrolą i uczyć manier, byle nie przesadzać 

z dyscypliną, bo to groziło zabiciem naturalnej żywiołowości dziecka. 

Oczywiście  nie  posunąłby  się  aż  do  twierdzenia,  że  właśnie  to 

spotkało  Robinę,  żywił  jednak  coraz  mocniejsze  przeświadczenie,  że 

Robinę  wychowano  w  taki  sposób,  by  doskonale  panowała  nad 

swoimi uczuciami i skłonnościami. 

Naturalnie  ślad  tego  musiał  pozostać  na  zawsze,  a  jednak  od 

przyjazdu  do  Brighton  Robina  wyraźnie  się  zmieniła.  Sprawiała 

wrażenie  swobodniejszej  i  bardziej  otwartej.  Daniela  ciekawiło,  ile 

jeszcze  intrygujących  stron  jej  charakteru  ujawni  się  w  najbliższych 

tygodniach. 

Dalej oglądali kramy i różne występy, ale ani żadna z atrakcji, ani 

żaden  z  towarów  nie  był  dotąd  dla  Robiny  dostateczną  pokusą,  by 

sięgnęła  po  sakiewkę  i  rozstała  się  z  drobną  sumą  pieniędzy,  którą 

niewątpliwie miała przy sobie. 

Dopiero  gdy  podeszli  do  jaskrawo  pomalowanego  wozu,  na 

którym  znajdował  się  szyld  zachęcający  do  poznania  swojej 

przyszłości  z  ust  jasnowidzącej  madame  Carlotty,  Robina  zawahała 

się, a na jej twarzy pojawił się na chwilę wyraz rozmarzenia. Szybko 

jednak opanowała słabość i chciała się oddalić. 

background image

-  Niech  pani  wejdzie  -  odezwał  się  Exmouth.  -  Czemu  nie,  jeśli 

ma pani ochotę? 

-  Nie,  nie  powinnam.  Papa  nigdy  by  się  na  to  nie  zgodził.  On 

uważa,  że  wszystkie  wróżki  przepowiadające  przyszłość  to 

szarlatanki. 

- Bez  wątpienia przynajmniej niektóre są szarlatankami - zgodził 

się  Daniel,  wciąż  delikatnie,  lecz  zdecydowanie  zatrzymując  Robinę 

przed  wozem.  -  Ale  ojciec,  który  uczy  córkę  łaciny  i  greki  -  tu 

odwołał  się  do  zaskakującego  odkrycia,  jakiego  dokonał  już  w 

Brighton  -  musi  uważać  ją  za  dostatecznie  rozsądną,  by  sama  mogła 

wyrobić  sobie  pogląd  na  różne  sprawy.  Dlatego  z  pewnością  nie 

odebrałby pani żadnej okazji do wykazania się tą umiejętnością. 

Argument okazał się przekonujący, bo Robina zaczęła się wahać. 

-  Przecież  to  nikomu  nie  szkodzi.  Niech  pani  tam  wejdzie, 

dziecinko - namawiał dalej i Robina wreszcie uległa pokusie. Znalazła 

się  za  zasłoną,  zanim  Exmouth  zdążył  sięgnąć  do  kieszeni  i  zapłacić 

za jej niewinny kaprys. 

Najwidoczniej  Cyganka  była  profesjonalistką  w  każdym  calu  i 

przepowiadała  przyszłość  z  szybkością  błyskawicy,  bo  wkrótce 

Robina znów ukazała się na schodkach wozu. Minę miała nietęgą. 

- Niech będzie to dla mnie lekcja, by w przyszłości słuchać ojca - 

oznajmiła,  gdy  podeszła  do  Exmoutha  i  sama  z  siebie  ujęła  go  pod 

ramię. - Papa miał absolutną rację, jak zwykle.  Głupiec z pieniędzmi 

szybko się rozstaje. 

- Proszę pozwolić, że zapłacę. Przecież to ja panią namówiłem. 

background image

-  Co  to,  to  nie!  -  Zdecydowanym  ruchem  przytrzymała  go  za 

ramię, żeby nie mógł sięgnąć po sakiewkę. - Dostałam nauczkę, żeby 

w przyszłości nie grzeszyć naiwnością. 

- Z pani słów wnoszę, że nie jest zadowolona z tego, co ją czeka. 

-  Przeciwnie,  gdybym  miała  uwierzyć  w  to,  co  właśnie 

usłyszałam,  to  mam przed  sobą  pozazdroszczenia  godną  egzystencję. 

Madame  Carlotta  przepowiedziała  mi  dokładnie  to,  co  każda  panna 

chciałaby usłyszeć. 

- Czyli co? - Nie był w stanie powstrzymać uśmiechu, słysząc jej 

cyniczny ton. 

-  Och,  same  nieprawdopodobne  zdarzenia.  Wkrótce  poznam 

wysokiego,  przystojnego  mężczyznę.  Czekają  mnie  przygody  i 

niebezpieczeństwo,  cokolwiek  by  to  miało  znaczyć.  Nie  wiadomo 

czemu,  madame  Carlotta  nie  chciała  ujawnić  żadnych  szczegółów. 

Zaraz, co ona jeszcze mi powiedziała?  

Ściągnęła brwi.  

- Ach, tak! Za niewiele tygodni zostanę żoną mężczyzny, o jakim 

marzę.  Co  więcej,  w  ciągu  roku  urodzę  pierwszego  z  trzech  synów, 

których będziemy mieli w naszym długim i szczęśliwym pożyciu. 

Daniel odwrócił głowę, żeby ukryć wyraz zachwytu malujący mu 

się  na  twarzy.  Trzech  synów,  na  Boga,  to  jest  coś!  Chętnie 

zadowoliłby nawet jednym. 

 

 

 

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY 

Chociaż  Robina  nieraz  wyrzucała  sobie,  że  zachowała  się 

wyjątkowo  naiwnie,  marnując  cząstkę  swojego  skromnego  dochodu 

na  wróżbę,  to  pod  koniec  drugiego  tygodnia  pobytu  w  Brighton 

zaczęła  powoli  zmieniać  zdanie  i  nawet  zdarzało  jej  się  zastanawiać, 

czy madame Carlotta naprawdę nie ma rzadkiego daru jasnowidzenia. 

Pierwszy  tydzień  okazał  się  dla  niej bardzo  męczący,  w  kurorcie 

zjawiło  się  bowiem  wielu  nowych  przyjezdnych  i  liczba  gości 

składających  wizyty  znacznie  wzrosła.  Przynoszono  również 

niezliczone  zaproszenia,  a  w  środku  tygodnia  lady  Exmouth 

zorganizowała pierwszy z kilku planowanych na lato wieczorków. 

Dama  miała  już  swoje  lata,  dowiodła  jednak,  że  mimo  to  jest au 

courant,  dopilnowała  bowiem,  by  trio  muzyków  wynajętych  na 

wieczorek  zagrało  również  wiązankę  walców.  Chociaż  taniec  ten  nie 

zyskał  jeszcze  powszechnego  uznania,  to  na prywatnych  spotkaniach 

wykonywano go coraz częściej.  

Rzecz jasna, biada debiutantce, która w Londynie odważyłaby się 

wirować w ramionach dżentelmena na balu. Groziłoby jej uznanie za 

osobę występną, a w następstwie tego towarzyski ostracyzm.  

Robina  była  jednak  przekonana,  że  jej  to  niebezpieczeństwo  nie 

grozi. Przez cały sezon w Londynie uchodziła za wzór wszelkich cnót, 

a  jej  szanse  na  ponowne  pojawienie  się  w  stolicy  były  minimalne, 

chyba  że  udałoby  jej  się  dobrze  wyjść  za  mąż.  Dlatego  nie  obawiała 

się,  że  zatańczenie  tego  ryzykownego  tańca  na  prywatnym  przyjęciu 

może zaszkodzić jej reputacji. 

background image

Mimo  to  dobrze  wiedziała,  że  jej  matka,  znacznie  mniej 

elastyczna  i  postępowa  niż  niepoprawna  lady  Exmouth,  surowo 

skarciłaby  ją  za  ten  postępek.  O  dziwo  jednak,  wcale  jej  to  nie 

zniechęciło.  Po  krótkiej  walce  z  sumieniem  przyjęła  zaproszenie 

Daniela,  dżentelmena,  który  -  jak  zdążyła  już  zauważyć  -  miał 

wrodzoną  umiejętność  przekonywania  jej  do  robienia  tego,  czego  w 

swoim przekonaniu stanowczo nie powinna robić. 

W chwili gdy położył kształtną dłoń na jej talii, a drugą delikatnie 

ujął  ją  za  palce,  Robinie  przypomniał  się  ranek,  gdy  odwiedzała  na 

Berkeley  Square  swoją  przyjaciółkę,  lady  Sophię  Cleeve.  Tam 

pierwszy raz widziała, jak tańczy się walca.  

Sophia  zamierzała  poprosić  brata,  żeby  pokazał  jej  kroki. 

Niestety, lord Angmering niespodziewanie wyjechał z miasta, dlatego 

Sophia, która  nigdy  łatwo  się  nie  poddawała,  bez  wahania  zapewniła 

sobie pomoc osobistego stajennego. 

Robinę  nawiedziło  podejrzenie,  że  wbrew  staraniom  o 

zachowanie pozorów przyjaciółka wcale nie jest obojętna na wdzięki 

mężczyzny,  z  którym  wiruje  po  eleganckim  salonie,  i  że  w 

rzeczywistości jest na najlepszej drodze do zakochania się po uszy.  

O tym, że służący okazał się księciem Sharnbrook, wiedzieli tylko 

nieliczni,  a  chociaż  ich  niezwykle  szybkie  zaręczyny  wywołały  w 

towarzystwie duże zdziwienie, to ci, którzy brali udział w niewielkim 

przyjęciu dla  wybranych  gości  w  rodowej  siedzibie  Sharnbrooka, nie 

wątpili ani przez chwilę w miłość łączącą tych dwoje. 

background image

W  duchu  Robina  musiała  jednak  przyznać,  że  wszystko  to  ma 

niewiele  wspólnego  z  przedziwnym  doznaniem,  jakie  nawiedziło  ją, 

gdy wirowała w objęciach Daniela po salonie. Niby powinna była już 

trochę  się  przyzwyczaić  do  fizycznego  kontaktu  ich  ciał,  bo  lord 

Exmouth nigdy nie tracił okazji, by podać jej rękę przy wsiadaniu do 

powozu  i  wysiadaniu.  Ale  to  doświadczenie  wydawało  jej  się  jednak 

całkiem nowe. 

Zanim nadszedł piątkowy wieczór i znowu należało zająć miejsce 

w  wygodnym,  dobrze  resorowanym  powozie,  Robina  zdołała  sobie 

wytłumaczyć,  że  dziwne  trzepotanie  serca  w  piersi  i  przyspieszone 

tętno,  jakie  czuła  ostatnio  na  parkiecie,  były  skutkiem  naturalnego 

zdenerwowania pierwszym walcem tańczonym przez nią publicznie, a 

nie długotrwałej styczności z bardzo męskim partnerem. 

To  wyjaśnienie  wydawało  się  znośne,  ale  nie  wytrzymywało 

naporu faktów. Gdy bowiem wkrótce potem poprosił Robinę do walca 

inny bardzo elegancki i pełen uroku mężczyzna, nie zrobiło to na niej 

najmniejszego wrażenia. Wołała jednak nie rozważać zbyt długo tego 

dziwnego zjawiska i na szczęście udało jej się wyrzucić je z pamięci. 

Tego  wieczoru  oczekiwała  ż  dużą  niecierpliwością.  Spodziewała 

się  dobrej  zabawy  nie  tylko  dlatego,  że  mogła  zacieśnić  stosunki  z 

kilkoma osobami znanymi jej z Londynu, lecz również ze względu na 

lady  Exmouth,  która  miała  po  ponad  dwóch  dekadach  spotkać  się  z 

panią domu, niegdyś jej wypróbowaną przyjaciółką. 

- Czy dobrze mi się zdaje, że lady Phelps ma tylko jednego syna, 

podobnie jak pani? - spytała Robina, gdy rozmowa na chwilę ucichła. 

background image

-  Tak,  moja  droga.  To  jedno  z  wielu  podobieństw  w  naszych 

kolejach  losu.  -  Rozsiadła  się  wygodniej  i  zaczęła  wspominać.  - 

Wyszłyśmy za mąż w odstępie niecałego miesiąca. Obie poślubiłyśmy 

znacznie  starszych  mężczyzn  i  obie  straciłyśmy  ich  prawie  w  tym 

samym czasie.  

Los dał nam tylko po jednym dziecku, z tym że Augusta musiała 

na nie czekać znacznie dłużej niż ja. Nigdy nie miałam okazji poznać 

jej syna Simona, ale słyszałam z wiarygodnych źródeł, że lady Phelps 

go rozpieszcza. 

-  Szczęśliwy  Simon  -  kwaśno  zauważył  Daniel.  -  Ja  byłem  w 

niewiele  lepszej  sytuacji  niż  biedna,  zaniedbana  sierota  niekochana 

przez nikogo. 

-  Tak,  i  obawiam  się,  że  to  widać  -  zripostowała  Robina,  z 

najwyższym  wysiłkiem  zachowując  powagę.  Tymczasem  lady 

Exmouth  skwitowała  wysoce  niestosowną  uwagę  syna  równie 

niestosownym parsknięciem. 

-  Byłeś  do  cna  zepsuty.  Twój  drogi  papa  folgował  ci  we 

wszystkim.  A  ja  przedwcześnie  posiwiałam  z  twojego  powodu,  mój 

chłopcze!  Zawsze  trzymały  się  ciebie  tylko  figle  i  psoty  - 

oświadczyła.  -  Ale  i  tak  wolę,  że  jesteś,  jaki  jesteś,  niż  miałbyś 

przypominać syna Augusty. Wnoszę, że jest on słabym, chorobliwym 

dzieckiem, zawsze cierpiącym na tę czy inną dolegliwość.  

To zapewne było jedną z przyczyn, dla których już się z Augustą 

nie widziałyśmy po jego urodzeniu. To, i naturalnie jej małżeństwo z 

background image

irlandzkim  parem,  które  sprawiło,  że  Augusta  rzadko  bywała  w 

Anglii. 

-  To  wszystko  i  jeszcze  brak  pieniędzy  -  dodał  Daniel,  nie 

pierwszy  raz  w  obecności  Robiny  wykazując  bezkompromisową 

szczerość.  -  Powszechnie  wiadomo,  że  niedawno  zmarły  lord  Phelps 

był  notorycznym  graczem.  Tylko  małżeństwo  z  twoją  przyjaciółką, 

Augustą Davenport, uratowało go od ruiny. 

-  Słusznie  mówisz  -  musiała  przyznać  lady  Exmouth.  -  Z  listów, 

które wymieniałyśmy z Augustą przez lata, wynika jednak, że jej syn 

na  szczęście  nie  odziedziczył  po  ojcu  tej  słabości.  O  ile  wiem, 

większość czasu spędza na malowaniu i pisaniu wierszy. 

Na  Danielu  nie  zrobiło  to  wrażenia,  czemu  zresztą  natychmiast 

dał wyraz. 

-  To  w  dużej  mierze  zasługa  Byrona.  Od  czasów  publikacji 

Wędrówek  Childe  Harolda  każdy  domorosły  rymopis  uważa,  że  jest 

wielkim  poetą.  Przypomnij  sobie  deklamację  tych  banialuków,  które 

musieliśmy  znosić  u  lady  Tufnell.  W  życiu  nie  słyszałem  tylu 

niedorzeczności w ciągu jednego wieczoru. 

-  Nie  było  aż  tak  źle,  Danielu  -  zaprotestowała  lady  Exmouth.  - 

Kłopot  w  tym,  że  całkowicie  brak  ci  romantyzmu.  Jedna  czy  dwie 

deklamacje były bardzo poruszające, czyż nie, Robino? 

-  Niestety,  proszę  pani,  nie  mogę  wyrazić  zdania  na  ten  temat.  - 

Kącik  jej  ust  uniósł  się  prawie  niezauważalnie.  -  Jeśli  pamięć  mi 

służy,  siedziałam  wtedy  obok  pani  syna  i  przez  cały  wieczór  nie 

mogłam się skupić, musiałam bowiem pilnować, żeby nie zasnął. 

background image

Odpowiedzią  na  ten  przytyk  był  grzmiący  śmiech  Daniela, 

ostatnio  słyszany  coraz  częściej,  a  na  lady  Exmouth  działający  jak 

najpiękniejsza muzyka. 

Była  bardzo  zadowolona,  że  zdobyła  się  na  niemały  wysiłek  i 

wbrew  swym  naturalnym  odruchom  nie  przeszkadzała  w  rozwoju 

znajomości  między  Danielem  a  Robiną.  Pochłonięta  tą  myślą, 

odwróciła  się  do  okna.  Ktoś  obserwujący  tych  dwoje  razem,  mógłby 

powziąć przypuszczenie, że połączyła ich piękna więź przyjaźni.  

To  zresztą  istotnie  się  stało.  Łatwo  było  dostrzec,  że  oboje 

szczerze  się  lubią,  nie  było  za  to  między  nimi  ani  śladu  poufałości 

typowej  dla  zakochanych.  Daniel  traktował  Robinę  tak,  jak  mógłby 

traktować  młodszą  siostrę,  a  lady  Exmouth  podejrzewała,  że  z  kolei 

Robina  zaczyna  patrzeć  na  Daniela  jak  na brata,  którego  nie  dane  jej 

było mieć. 

Uśmiechnęła  się  pod  nosem.  Jej  syn,  zgodnie  z  własną  naturą, 

wykazywał  się  wielką  cierpliwością  i  wyrozumiałością  i  bardzo, 

bardzo  ostrożnie  starał  się  o  zdobycie  względów  kobiety,  którą 

pragnął  poślubić.  Lady  Exmouth  nie  miała  już  wątpliwości,  że  syn 

naprawdę  chce  pojąć  za  żonę  tę  córkę  duchownego,  chociaż  nie  do 

końca rozumiała powody jego zdecydowania. 

W odróżnieniu od jego pierwszej żony Robina była bardzo cichą 

panną, która zawsze wydawała się zadowolona, gdy mogła posiedzieć 

z  Danielem  w  salonie  lub  bibliotece,  czytając  książkę.  Była  również 

bystra  i  nie  obawiała  się  wyrażać  poglądów  w  różnych  istotnych 

sprawach.  Przez  ostatnie  dwa  tygodnie  lady  Exmouth  kilkakrotnie 

background image

zastała tych dwoje podczas rozmowy na różne kontrowersyjne tematy. 

Nie  przypominała  sobie,  by  coś  takiego  zdarzało  się  Danielowi  z 

pierwszą żoną. 

Tak, pomyślała, nie ulega wątpliwości, że ci dwoje znakomicie do 

siebie  pasują.  Była  również  pewna,  że  Daniel  ukrywa  głębię  swoich 

uczuć,  chociaż  nie  umiała  ocenić,  czy  doszło  aż  do  tego,  że  wbrew 

wszelkiemu prawdopodobieństwu znowu się zakochał. 

Powóz  przystanął,  kładąc  tym  samym  kres  przyjemnym 

rozważaniom  lady  Exmouth.  Dama  bez  ociągania  wysiadła  i  szybko 

ruszyła  ku  drzwiom  domu,  który  jej  dawno  niewidziana  przyjaciółka 

wynajęła  na  okres  pobytu  w  Brighton.  Z  dużą  radością  oczekiwała 

ponownego spotkania i naturalnie przypuszczała, że zobaczy zupełnie 

inną osobę niż ta, którą zapamiętała. 

Okazało  się  jednak,  że  to  wcale  nie  widok  lady  Phelps,  bladej, 

wychudzonej i w każdym calu wyglądającej na swoje pięćdziesiąt pięć 

lat,  lecz  widok  jasnowłosego  adonisa  wyprostowanego  obok  niej 

niczym żołnierz na warcie omal nie sprawił, że lady Exmouth stanęła 

w drodze do salonu jak wryta. 

Nie  miała  jeszcze  tylu  lat,  by  nie  poznać  się  na  zaletach 

wybitnego przedstawiciela rodzaju męskiego. Spotkała w życiu wielu 

przystojnych dżentelmenów, ale nie przypominała sobie takiego, który 

mógłby  dorównać  młodzieńcowi  pochylającemu  się  właśnie  nad  jej 

wyciągniętą ręką z niewymuszonym wdziękiem. 

background image

Miał  doskonałe  proporcje  ciała  i  rysy  twarzy,  które  mogłyby 

należeć  do  greckiego  posągu.  Doprawdy  niewiele  brakowało  mu  do 

tego, by można było nazwać go pięknym. 

Lady Exmouth próbowała ocenić reakcję swojej protegowanej na 

tak  niezwykły  okaz,  ale  poza  szerszym  niż  zwykle  otwarciem 

przejrzystych,  błękitnych  oczu  po  Robinie  nie  było  widać  innych 

oznak tego, by młodzieniec poruszył jej serce. 

Przyjazd  następnych  gości  skrócił  wymianę  uprzejmości  do 

niezbędnego minimum, wkrótce więc Daniel, kwaśno uśmiechając się 

pod nosem, zaprowadził towarzyszące mu damy w głąb salonu. 

- Wprawdzie pozory często mylą, ale nie przyszłoby mi do głowy, 

że  nasz  młody  gospodarz  niewymownie  cierpi  z  powodu  licznych 

dolegliwości. 

-  Mnie  też  nie  -  zgodziła  się  z  nim  matka.  -  Wręcz  przeciwnie, 

sądziłabym  raczej,  że  tryska  zdrowiem,  w  odróżnieniu  od  swojej 

matki.  Lata  nie  były  łaskawe  dla  biednej  Augusty.  Tak  schudła  i 

zmarniała!  -  Zwróciła  się  do  Robiny.  -  A  tobie  jak  się  zdaje,  moja 

droga? Czy lord Phelps nie wydaje ci się niezwykle przystojny? 

- Och, tak. Poza tym zauważyłam, że nie jest zarozumiały, i to mi 

się podoba. 

Lady  Exmouth  skinęła  głową,  w  duchu  zadowolona  z  tej 

odpowiedzi.  Powinna  była  wiedzieć,  że  rozsądna  panna,  taka  jak 

Robina,  nie  będzie  się  kierować  w  ocenie  tylko  wyglądem 

zewnętrznym. 

- A co ty sądzisz o tym młodym człowieku, Danielu? 

background image

- Obawiam się, mamo, że jestem złym sędzią męskich wdzięków. 

Albo ich braku, co też się zdarza - stwierdził, rozglądając się dookoła. 

-  Ha!  Widzę  wśród  gości  twojego  wiernego  adoratora.  Przepraszam 

bardzo... 

Czyżby  w  jego  głosie  zabrzmiała  nuta  zniecierpliwienia?  Robina 

zastanawiała  się  nad  tym,  obserwując  Exmouth  idącego  przez  salon. 

Była  przekonana,  że  -  jak  każdy  -  również  on  bywa  czasem 

zniecierpliwiony  lub  wręcz  zły,  chociaż  w  okresie  ich  znajomości 

miała niewiele okazji, by zaobserwować u niego takie stany. 

Na  chwilę  skupiła  uwagę  na  tęgawym  baronecie,  którego 

towarzystwa  szukał  Daniel.  Dobry  przyjaciel  regenta  i  długoletni 

członek  tak  zwanego  kręgu  Carlton  House,  sir  Percy  Lovell,  przed 

wieloma laty był ponoć poważnym kandydatem do ręki lady Exmouth 

i pozostał jej wiernym przyjacielem. 

Robina  spotkała  go  kilkakrotnie  w  Londynie,  a  ostatnio  również 

wśród  gości  obecnych  na  środowym  wieczorku  u  lady  Exmouth. 

Całkiem  go  lubiła, nie  zmartwiła  się  więc,  stwierdziwszy,  że  właśnie 

sir  Percy  jest  jej  sąsiadem  przy  suto  zastawionym  stole,  do  którego 

zasiadło  kilkanaścioro  uprzywilejowanych  gości,  zaproszonych  na 

kolację jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem przyjęcia. 

-  Muszę  powiedzieć  -  odezwał  się,  nakładając  sobie  na  talerz 

solidne  porcje  kilku  smakowitych  dań,  które  podano  -  że  Augusta 

bardzo się postarała o bogaty i ciekawy jadłospis. Może zresztą to jej 

wyśmienita kucharka chciała się pochwalić swoimi umiejętnościami. - 

Zerknął  w  stronę  pani  domu.  -  Jeśli  sądzić  po  wyglądzie  poczciwej 

background image

Gussie,  to  jedzenie  już  mało  ją  interesuje.  Przeżyłem  dzisiaj 

prawdziwy  wstrząs  na  jej  widok.  Zaiste  trudno  uwierzyć,  że  w 

młodości  była  pulchnym  kurczaczkiem.  Ale  cóż,  z  czasem  wszyscy 

się zmieniają. 

Robinie  trudno  było  powstrzymać  uśmiech.  Z  zasłyszanych 

opowieści  wiedziała,  że  również  sir  Percy  przez  lata  bardzo  się 

zmienił.  Podobno  w  młodości  należał  do  bardzo  przystojnych 

mężczyzn. Niestety, już nie można było tego o nim powiedzieć.  

Beztroska egzystencja kawalera i niewątpliwa słabość do uroków 

życia  zostawiły  ślad  na  jego  powierzchowności.  Jeśli  wierzyć  lady 

Exmouth,  brzuch  urósł  mu  przynajmniej  dwukrotnie,  a  rumieniec  na 

twarzy świadczył o upodobaniu do dobrego porto i brandy. 

-  Zdaje  mi  się,  że  również  lady  Exmouth  była  poruszona 

wyglądem  lady  Phelps  -  wyjawiła.  -  Ale  jak  sam  pan  powiedział, 

dwadzieścia lat to dość czasu, by się zmienić. 

-  Lavinia  nie  zmieniła  się  tak  bardzo.  Tyle  że  w  ostatnich  latach 

trochę  przytyła.  -  Zerknął  na  swój  pokaźny  brzuch.  -  Ale  kto  nie 

przytył?  -  Skierował  spojrzenie  bystrych  oczu,  których  uwagi  nie 

umykało chyba prawie nic, ku znacznie smuklejszej postaci, siedzącej 

u  szczytu  stołu.  -  Młody  Phelps  też  mnie  trochę  zaskoczył.  Nie 

spodziewałbym  się,  że  Augusta,  która  nawet  w  młodych  latach  nie 

była  pięknością,  i  niedawno  zmarły  lord  Phelps  mogą  postarać  się  o 

tak przystojnego potomka. 

background image

W odróżnieniu od wielu innych obecnych tu młodych dam Robina 

nie spoglądała dotąd zbyt często ku szczytowi stołu, zrobiła to jednak 

teraz. 

-  Bez  wątpienia  tak  przystojnego  mężczyzny  jeszcze  nie 

widziałam - przekazała swoje pierwsze wrażenie. - Na sam jego widok 

każdej  pannie  serce  zaczyna  bić  dwa  razy  szybciej.  Naturalnie  jest 

jeszcze bardzo młody. O ile pamiętam, lady Exmouth mówiła, że ma 

dopiero  dwadzieścia  cztery  lata.  Prawdopodobnie  gdy  zacznie 

rozglądać się za żoną, nie będzie narzekał na brak kandydatek. 

- Hm - zabrzmiało w odpowiedzi, po czym sir Percy upił łyk wina 

z kieliszka. 

- Nie zgadza się pan ze mną? 

-  Zastanawiam  się  tylko,  czy  następna  lady  Phelps  zostanie 

wybrana wyłącznie przez niego. 

Robina  natychmiast  zrozumiała  ukryte  znaczenie.  Chociaż  lady 

Phelps  powitała  ją  bardzo  ciepło,  to  ze  zmatowiałych  oczu 

taksujących  gości  można  było  odczytać  pewne  wyrachowanie. 

Niewykluczone więc, że dość ospałe zachowanie lady Phelps było tak 

samo  zwodnicze  jak  zdziwione,  niemal  dziecięce  spojrzenia  sir 

Percy'ego. 

- Czyżby jakimś trafem sugerował pan, że lord Phelps może czuć 

się  w  obowiązku  uzyskać  zgodę  matki,  zanim  włoży  zaręczynowy 

pierścionek na palec swojej wybranki? 

Sir Percy popatrzył na nią z uznaniem. 

background image

-  Od  pierwszej  chwili  podejrzewałem,  że  bystra  z  pani 

dziewczyna - stwierdził. - Słusznie spostrzeżenie. Właśnie to chciałem 

powiedzieć.  Myślę  również,  że  lady  Phelps  nie  będzie  się  śpieszyć  z 

wyrażeniem zgody. 

Robinie  nie  było  dane  powiedzieć  nic  więcej  na  ten  temat, 

ponieważ jej uwagę zajął sąsiad z drugiej strony, niejaki sir Frederick 

Ainsley,  którego  poznała  tego  wieczoru.  Okazało  się,  że  pan  Ainsley 

liczy na zrobienie kariery w kościele, bez trudu znaleźli więc temat do 

konwersacji  i  sporo  czasu  minęło,  nim  Robina  znów  zwróciła  się  do 

życzliwego  baroneta,  który  akurat  ze  smakiem  pałaszował  świeżutką 

bezę truskawkową, obficie polaną gęstym kremem. 

-  Exmouth  wydaje  się  dość  przygaszony  dziś  wieczorem  - 

zauważył.  

Zaskoczona  przeniosła  wzrok  na  Daniela  i  przekonała  się,  że 

patrzy prosto na nią. Uśmiechnęła się, ale pierwszy raz jej uśmiech nie 

został odwzajemniony. Zaraz potem Daniel odwrócił głowę i zajął się 

energiczną sąsiadką z lewej strony. 

- Wcześniej zachowywał się całkiem zwyczajnie, powiedziałabym 

nawet,  że  jowialnie.  -  Przypomniała  sobie  ich  rozmowę  podczas 

podróży  powozem.  -  Przypuszczam  jednak,  że  czasem  ogarniają  go 

przykre  wspomnienia,  zwłaszcza  przy  takich  okazjach  jak  ta,  bo 

przecież  na  przyjęciach  bez  wątpienia  towarzyszyła  mu  żona.  Nie 

sądzę, żeby można było całkiem się otrząsnąć po takim ciosie, nawet 

jeśli ktoś bardzo się stara. 

background image

-  Może  i  nie  -  przyznał  sir  Percy,  który  właśnie  rozprawił  się  z 

ostatnim  kawałkiem  smakowitej  bezy  i  z  godną  podziwu 

powściągliwością  powstrzymał  się  przed  wzięciem  sobie  dokładki.  - 

W  każdym  razie  Clarissa  była  bardzo  towarzyską  istotą,  znacznie 

bardziej  niż  Exmouth.  Ona  uwielbiała  chodzić  na  bale  i  przyjęcia, 

natomiast Daniel jest najszczęśliwszy w domu, kiedy może zajmować 

się gospodarstwem. 

Sir  Percy  urwał  na  chwilę,  by  pociągnąć  wzmacniający  łyk  z 

kieliszka, po czym podjął te interesujące wynurzenia. 

- O ile pamiętam, pod koniec życia Clarissa coraz częściej bywała 

w Londynie, składała wizyty przyjaciółkom albo ściągała do Brighton, 

a Daniela zostawiała w Courtney Place, żeby później do niej dołączył. 

Z pozorów jednak ich małżeństwo było szczęśliwe. 

Czyżby  w  jego  głosie  usłyszała  powątpiewanie?  Nie,  to 

niemożliwe! 

-  Rozumiem,  że  pan  dobrze  znał  niedawno  zmarłą  panią 

baronową. 

- Jestem przyjacielem Exmouthów od wielu lat, moja droga, więc 

owszem,  znałem  ją  dobrze.  To  był  diament  czystej  wody!  -  Spojrzał 

na  powierzchnię  płynu  pozostającego  w  kieliszku  i  nieznacznie 

zmarszczył  siwe  brwi.  -  Nie  mogę  jednak  pozbyć  się  wrażenia,  że 

Exmouth  porzucił  kawalerski  stan  zdecydowanie  zbyt  młodo.  Miał 

dwadzieścia  trzy  lata,  a  chociaż  zawsze  był  bardzo  zrównoważonym 

młodym  człowiekiem,  dojrzałym  ponad  swój  wiek,  to  przecież  z 

background image

czasem  zmieniamy  się  wszyscy,  nie  tylko  fizycznie,  i  od  tego  nie  da 

się uciec.  

Clarissa  była  niepospolitą  pięknością.  Temu  nie  zaprzeczyłby 

nikt.  Podbiłaby  serce  każdego  młodego  człowieka.  Ale  z  dziełem 

sztuki  jest  tak,  że  właściwie  nie  ma  z  niego  wielkiego  pożytku... 

można  tylko  na  nie  z  podziwem  patrzeć,  jeśli  rozumie  pani,  o  co  mi 

chodzi.  Nie  chcę  przez  to  powiedzieć,  że  Clarissa  była  głupia  - 

zastrzegł się skwapliwie. - Skłamałbym podle. Powiedziałbym, że jej 

zainteresowania  były  dość  ograniczone.  Mimo  wszystko  -  wzruszył 

ramionami - wyglądało jednak na to, że młody Exmouth jest całkiem 

zadowolony z małżeństwa. 

Robina  próbowała  ogarnąć  to,  co  przed  chwilą  usłyszała. 

Tymczasem sir Percy kontynuował: 

-  A  potem  zdarzył  się  wypadek.  Wielka  tragedia,  jak  sama  pani 

zauważyła,  moja  droga.  Ale  coś  w  tym  wszystkim  zawsze  mnie 

zastanawiało... coś mi nie pasowało. 

Robina natychmiast odzyskała zainteresowanie wywodem. 

- Czy pan chce powiedzieć, że był świadkiem wypadku? 

-  Och,  nie!  Przebywałem  w  pobliżu,  gościłem  bowiem  u  sąsiada 

Exmoutha.  Kiedy  dotarła  do  nas  wiadomość,  wskoczyliśmy  do 

powozu  i  szybko  pojechaliśmy  do  Courtney  Place.  Dowiedzieliśmy 

się,  że  Clarissa  nie  żyje,  a  młody  John  Travers,  który  przyjechał  w 

odwiedziny  do  niedaleko  mieszkającej  ciotki,  odniósł  ciężkie  rany. 

Zresztą biedak nie odzyskał przytomności i zmarł następnego ranka. 

background image

Robina  upiła  łyk  ze  swojego  kieliszka  i  ukradkiem  zerknęła  na 

Daniela. Teraz znowu miał na twarzy uśmiech, ten sam, którym często 

ją urzekał, i z zapałem prowadził konwersację z lady Smethurst. 

Gdy  pierwszy  raz  spotkała  Daniela  w  Londynie,  wiadomość  o 

jego  żałobie  naturalnie  ją  zasmuciła  na  tyle,  na  ile  może  zasmucić 

tragiczna  wiadomość  dotycząca  obcego  człowieka.  Teraz  jednak 

Daniel nie był już obcym, lecz drogim jej, wspaniałym towarzyszem, 

którego  przyjaźń  szybko  zaczęła  cenić  ponad  wszystko  inne.  Sama 

myśl, że Daniel może cierpieć, sprawiała jej niewysłowiony ból. 

-  Kiedy  dotarliśmy  do  Courtney  Place,  Daniela  nie  było.  -  Sir 

Percy  powrócił  do  swojej  opowieści,  najwidoczniej  wciąż  tkwiąc  w 

świecie wspomnień. - Powiedziano nam, że znajdziemy go na miejscu 

wypadku,  więc  pojechaliśmy  sprawdzić,  czy  możemy  w  czymś 

pomóc.  -  Pokręcił  głową.  -  To  był  przerażający  widok.  Powóz 

Clarissy,  ten,  który  Daniel  kupił  jej  rok  wcześniej  do  prywatnego 

użytku, leżał rozbity na dnie wąwozu, a obok konie. Daniel musiał je 

dobić, żeby nie cierpiały. 

-  Co  konkretnie  zwróciło  pańską  uwagę  w  tym  wypadku,  sir 

Percy? - spytała Robina, gdy znów zamilkł. 

- Miejsce, moja droga - odrzekł bez wahania. - Wypadek zdarzył 

się  na  przewężeniu  znanym  w  okolicy  pod  nazwą  Przełęczy  Węża. 

Bardzo  jest  tam  malowniczo,  ale  drogi  używa  się  rzadko,  odkąd 

zbudowano nową. Jeszcze jeżdżą tamtędy miejscowi gospodarze, no i 

przybysze szukający pięknych widoków, ale tylko latem. Zimą drogę 

background image

przez  Przełęcz  Węża  trudno  pokonać.  Jest  wąska,  kręta  i  spadzista, 

stąd zresztą nazwa. 

-  I  co  z  tą  przełęczą?  -  przynagliła,  by  zachęcić  sir  Percy'ego  do 

jaśniejszego sformułowania myśli. 

-  Widzi  pani,  moja  droga...  Nieustannie  zadaję  sobie  pytanie, 

dlaczego  trzeźwo  myślący  człowiek,  jakim  jest  Daniel,  wiózł  żonę 

taką  niebezpieczną  drogą.  Poza  tym  dowiedziałem  się  w  swoim 

czasie,  że  wrócił  z  Londynu  zaledwie  godzinę  czy  dwie  przed 

wypadkiem.  Rozważny  człowiek  nie  wybiera  się  na  przejażdżkę,  w 

dodatku po wertepach, kiedy jest zmęczony podróżą z Londynu.  

I jeszcze w dodatku miałby podziwiać widoki? - ciągnął sir Percy 

zniżonym głosem, bo nie chciał, by ich podsłuchano. - Czy zdrowy na 

umyśle  człowiek  wybierze  na  to  paskudny  dzień  w  końcu 

października?  Niech  pani  sama  powie!  Dobrze  pamiętam,  że  przez 

cały  ranek  siąpił  deszcz,  a  chociaż  po  południu  przestało  padać,  to 

dalej było szaro, wilgotno i okropnie.  

Daniel powiedział mi, że to był pomysł młodego Traversa. Ponoć 

młodzieniec  chciał  jak  najwięcej  obejrzeć  przed  powrotem  do 

hrabstwa Derby. No, może i takie wyjaśnienie ujdzie - przyznał. - Ale 

do tej pory nie mogę uwierzyć w to, że Daniel przyjął zakład. 

- Zakład? - powtórzyła Robina zdziwiona. 

- Młody Travers podobno powiedział, że jeśli ktoś dobrze powozi, 

to  potrafi  rozpędzić  konie  przy  każdej  pogodzie.  Exmouthowi 

naturalnie  nie  brak  umiejętności  powożenia,  sama  pani  wie.  - 

Wzruszył  ramionami.  -  Nie  chcę  przez  to  powiedzieć,  że  nigdy  nie 

background image

przyjąłby zakładu. Dżentelmenom czasem się to zdarza. Jednak jestem 

przekonany,  że  nie  naraziłby  życia  koni,  a  tym  bardziej  żony, 

wybierając  taką  niebezpieczną  trasę.  To  mi  wygląda  bardzo 

podejrzanie. 

Rzeczywiście,  przyznała  w  myśli  Robina.  Daniel  nie  dopuściłby 

się  takiej  lekkomyślności,  a  już  na  pewno  nie  dla  wygrania  zakładu. 

Sir  Percy  się  nie  mylił,  ta  wersja  wydarzeń  wydawała  się  mało 

prawdopodobna. 

Tego  samego  wieczoru  po  położeniu  się  do  łóżka  Robina 

zadumała się nad rozmową z sir Percym. Była to bardzo interesująca 

wymiana  zdań  i  dostarczyła  jej  wiele  materiału  do  przemyśleń. 

Naturalnie nie tylko ta część wieczoru była przyjemna, przypomniała 

sobie,  otulając  się  prześcieradłem.  Dobrze  czuła  się  również  w 

towarzystwie  pana  Fredericka  Ainsleya,  z  którym  dwukrotnie 

tańczyła.  

Drobne  rozczarowanie  przeżyła  jedynie  z powodu  Daniela, który 

ani  razu  nie  zaprosił  jej  do  tańca.  Natomiast  zrobił  to  niezwykle 

przystojny  lord  Phelps,  budząc  tym  zazdrość  zaproszonych  panien  w 

salonie i ściągając na nią spojrzenia wszystkich gości. 

Nagle  zmarszczyła  czoło,  porażona  niespodziewaną  myślą. 

Cyganka  na  jarmarku  przepowiedziała  jej  spotkanie  z  przystojnym 

młodym  człowiekiem  w  najbliższej  przyszłości.  I  tak  właśnie  się 

stało!  Najdziwniejsze,  że  gdy  tańczyła  z  lordem  Phelpsem,  w  ogóle 

nie  robiło  to  na  niej  wrażenia.  Czuła  się  zupełnie  inaczej  niż  dwa 

background image

wieczory wcześniej, gdy wirowała w walcu w objęciach Daniela. Było 

to bardzo dziwne! 

 

ROZDZIAŁ PIĄTY 

Następnego  ranka  Robinie  wydawało  się,  że  kołatka  w  ogóle  nie 

milknie.  Pierwszym  gościem  był  pan  Frederick  Ainsley,  który 

przyszedł wyłącznie w tym celu, by zaproponować spacer po parku.  

Normalnie  przyjęłaby  takie  zaproszenie  z  radością,  ale  ponieważ 

była  już  umówiona  z  Danielem  na  przejażdżkę  kolaską,  a  takiej 

atrakcji  nie  wyrzekłaby  się  łatwo  bez  ważnej  przyczyny,  uprzejmie 

odmówiła  panu  Ainsleyowi,  acz  w  zamian  za  to  z  ochotą  przyjęła 

propozycję wspólnej przechadzki następnego popołudnia. 

Gdy  tylko  przemiły  pan  Ainsley  zakończył  wizytę,  przyszła 

gospodyni  poprzedniego  wieczoru  wraz  z  synem.  Okrutne  światło 

dnia  bynajmniej  nie  polepszyło  zmęczonego  wyglądu  lady  Phelps, 

zgoła inaczej rzecz przedstawiała się natomiast z jej jedynakiem. Gdy 

usiadł  na  kanapie  obok  Robiny,  przypominał  złotowłosego  Apolla,  a 

wrażenie  potęgowały  promienie  słońca,  wlewające  się przez  okno  do 

pokoju. 

Daniel,  który  wkrótce  po  śniadaniu  wycofał  się  do  biblioteki  z 

zamiarem  napisania  obszernej  odpowiedzi  na  list  rządcy,  widocznie 

usłyszał  tym  razem  dźwięk  kołatki,  bo  na  chwilę  zawitał  do  gości. 

Konwersacja  zeszła  na  współczesne  mody  w  malarstwie  i  sztuce  w 

ogóle,  który  to  temat,  co  Robina  odkryła  poprzedniego  wieczora, 

background image

bardzo  odpowiadał  lordowi  Phelpsowi,  mającemu  w  tej  materii 

głęboką wiedzę.  

Przy pierwszej nadarzającej się sposobności Daniel spytał jednak 

swego  młodego  gościa,  czy  chciałby  obejrzeć  interesujący  pejzaż, 

wiszący w bibliotece nad kominkiem. Zaproszenie zostało przyjęte ze 

skwapliwością,  chociaż  Robina  nie  miała  pewności,  czy  było  to 

spowodowane  szczerą  chęcią  obejrzenia  obrazu,  czy  może  raczej 

wzmianką  Daniela  o  czymś  mocniejszym  niż  herbata,  którą  właśnie 

podał kamerdyner. 

Lady Exmouth bystro zauważyła ukradkowy uśmiech igrający na 

uroczej twarzy panny, którą już wkrótce miała nadzieję zwać synową, 

toteż bardzo się zainteresowała, co też lęgnie się w tej główce. Milady 

była w każdym calu realistką i świetnie zdawała sobie sprawę z tego, 

że nieoczekiwane wejście na scenę tak przystojnego młodzieńca może 

spowodować nieoczekiwane kłopoty.  

Przeżyła  jednak  niemałą  satysfakcję,  widząc,  że  jej  młoda 

protegowana  nie  wydaje  się  w  najmniejszym  stopniu  zasmucona 

nagłym  usunięciem  tego  adonisa  ze  sfery  jej  wpływów.  W 

odróżnieniu  od  Robiny  lady  Phelps  odprowadziła  dżentelmenów 

wzrokiem,  a  gdy  tylko  drzwi  za  nimi  ostatecznie  się  zamknęły, 

zwróciła  się  do  przyjaciółki  i  złożyła  jej  kondolencje  z  powodu 

odejścia żony Daniela. 

- Co za przerażająca tragedia. Clarissa była taką piękną niewiastą! 

Pamiętam, ile było w niej życia. 

background image

- To prawda - przyznała lady Exmouth, podając gościowi herbatę 

w  porcelanowej  filiżance.  -  Na  szczęście  Daniel  powoli  dochodzi  do 

siebie. Czas spędzony w Londynie bardzo dobrze mu zrobił. 

Lady Phelps zerknęła znacząco w stronę Robiny. 

-  Miło  mi  to  słyszeć.  Daniel  wciąż  jest  stosunkowo  młodym 

człowiekiem,  bo  jeśli  pamięć  mnie  nie  myli,  nie  skończył  jeszcze 

trzydziestu  sześciu  lat.  Nie  można  mu  pozwolić,  by  na  zawsze 

pogrążył się w żałobie. 

Znów  spojrzała  na  Robinę,  tym  razem  znacznie  bardziej 

bezpośrednio. 

- A ty, moja droga, czy jesteś zadowolona z pobytu w Brighton? 

-  Bardzo,  proszę  pani.  Lady  Exmouth  i  jej  syn  są  dla  mnie 

wyjątkowo uprzejmi. 

-  Niedorzeczność,  dziecko!  To  raczej  dla  mnie  twój  pobyt  jest 

wielką radością. Obecność mężczyzn bywa bardzo użyteczna, ale i tak 

potrzebne  jest  również  towarzystwo  osób  tej  samej  płci.  Robina  jest 

najstarszą  córką  lady  Elizabeth  Finedon  i  Williama  Percevala, 

Augusto  -  wyjaśniła  lady  Exmouth,  zakończywszy  rozdzielanie 

herbaty. 

- Ach, tak! Naturalnie. Twój papa jest duchownym, prawda, moja 

droga? 

- Tak, proszę pani. Pastorem w Abbot Quincey. 

-  Jestem  przekonana,  że  zacny  z  niego  człowiek.  Dobrze 

pamiętam  twoją  mamę.  Masz  zapewne  młodsze  rodzeństwo,  jak 

wnoszę. 

background image

- Trzy siostry. 

- Jakże szczęśliwi są twoi rodzice! Mnie Bóg pobłogosławił tylko 

jednym  dzieckiem.  -  Zwróciła  się  do  przyjaciółki.  -  Za  to  mamy 

naprawdę dobre dzieci, czyż nie, Lavinio? 

- Bardzo. A Simon jest w dodatku bardzo przystojny, Augusto. 

Lady Phelps pozwoliła sobie na wątły uśmiech. 

- Niestety, choć przystojny, to słabej konstytucji.  

Po  tym  stwierdzeniu  kącik  ust  lady  Exmouth  niebezpiecznie 

drgnął,  co  nie  uszło  uwagi  Robiny.  Jej  opiekunka  bez  wątpienia 

dzieliła  z  nią  opinię  na  temat  lorda  Phelpsa  i  uważała  go  za  okaz 

zdrowia, na co zresztą wskazywały jego gładka cera, skrzące się oczy 

i masa lśniących, bardzo jasnych pukli. 

Chociaż lady Exmouth z pewnością nie przyznałaby tego wprost, 

Robina  odniosła  nieodparte  wrażenie,  że  spotkanie  po  latach  nie 

całkiem  spełniło  jej  oczekiwania.  Z  półsłówek  wychwyconych  przez 

Robinę  podczas  jazdy  powozem  do  domu  poprzedniego  wieczoru 

wynikało  zupełnie  jednoznacznie,  że  zdaniem  lady  Exmouth  jej 

dawna  przyjaciółka  zmieniła  się  pod  wieloma  względami  nie  do 

poznania, i to bynajmniej nie na lepsze.  

Robina  pamiętała  też  wyraz  twarzy  matki  Daniela,  jaki 

zauważyła,  gdy  ta  siedziała  z  lady  Phelps  przy  deserze,  po  wybornej 

kolacji  podanej  poprzedniego  wieczoru.  W  oczach  damy  majaczył 

ślad zniecierpliwienia i chyba znudzenia.  

Teraz jednak lady Exmouth nie wydawała się znudzona, z trudem 

bowiem powściągała wesołość. 

background image

- Wszystkie dzieci chorują od czasu do czasu - powiedziała. - Nie 

da  się  tego  uniknąć,  Augusto.  Ponadto  jestem  pewna,  że  ostatnio  nie 

masz powodów do troski o Simona. Wygląda bardzo zdrowo. 

-  Och,  moja  droga,  pozory  często  mylą.  On  wcale  nie  jest  taki 

krzepki, jak się zdaje. Poza tym musi udźwignąć na swoich młodych 

ramionach  niemałą  odpowiedzialność.  Nie  jest  tajemnicą,  że  majątek 

przeszedł na jego nazwisko w opłakanym stanie. Na szczęście Simon 

nie  odziedziczył  słabości  swojego  ojca  i  sytuacja  znacznie  się 

polepszyła. - Frasobliwa mina damy została jeszcze zaakcentowana. - 

Wciąż jednak dobry ożenek jest dla Simona koniecznością. 

-  W  takim  razie,  Augusto  -  odrzekła  bezceremonialnie  lady 

Exmouth  -  nie  pojmuję,  co,  u  licha,  sprowadziło  was  tutaj,  do 

Brighton. Naprawdę dobre partie można znaleźć tylko podczas sezonu 

w Londynie. 

Dźwięczny  śmiech  lady  Phelps  zabrzmiał  w  bardzo  wymuszony 

sposób. 

-  Och,  nie,  moja  droga!  Nie  przyjechaliśmy  tutaj  z  nadzieją 

znalezienia  Simonowi  stosownej  żony.  On  wciąż  jeszcze  jest  bardzo 

młody i tymczasem nie  zamierza zakładać rodziny. Naturalnie gdyby 

spotkał odpowiednią pannę i ją pokochał, byłby to szczęśliwy traf, ale 

w  grancie  rzeczy  przyjechaliśmy  tutaj  poszukać  trochę  odmiany,  a 

przy okazji odetchnąć świeżym nadmorskim powietrzem. 

Według  wszelkiego  prawdopodobieństwa  tak  właśnie  było,  bo 

gdyby sądzić po wyglądzie, wdowa, w odróżnieniu od syna, powinna 

podreperować zdrowie w kurorcie. Nawet jednak jeśli doskwierała jej 

background image

słabość fizyczna, to Robina ani przez chwilę nie odniosła wrażenia, by 

damie brakowało ambicji lub, na przykład, sprytu.  

Siłą rzeczy zastanawiała się więc, czy lady Phelps dopuściłaby do 

tego, by przeciekła jej przez chciwe, kościste palce wyśmienita okazja 

zapewnienia synowi bogatej żony, gdyby - rzecz jasna - odpowiednia 

dziedziczka zawitała do Brighton podczas ich pobytu. 

Czy  Simon  Phelps  aprobował  te  plany  co  do  swojej  przyszłości? 

Robina naturalnie nie mogła tego wiedzieć. Jednak w miarę jak mijały 

dni i często spotykała go w towarzystwie - co w takim miasteczku jak 

Brighton było nieuniknione, na wszystkie przyjęcia i bale zapraszano 

tu bowiem tych samych ludzi - wyrobiła sobie pogląd, że jest to nader 

beztroski 

młodzieniec, 

przejawiający 

niewiele 

ambicji 

zainteresowań, które nie dotyczyłyby poezji i sztuki. 

Nigdy  nie  wykazywał  chęci  uczestniczenia  w  jakichkolwiek 

męskich  rozrywkach  na  świeżym  powietrzu  i  wydawał  się  całkiem 

zadowolony z możliwości towarzyszenia matce wszędzie, gdzie tylko 

sobie życzyła. Wieczorami pokazywali się więc w salonach, a za dnia 

składali w miasteczku wizyty jej przyjaciołom.  

Ponieważ  zaś  byli  regularnymi  gośćmi  również  w  domu  lorda 

Exmoutha,  Robina  nie  potrzebowała  długich  obserwacji,  by  nabrać 

przekonania,  że  ich  wizyta  zazwyczaj  zbiegała  się  w  czasie  z 

opuszczeniem  domu  przez  Daniela.  W  następstwie  tego  zaczęła 

widywać Daniela dużo rzadziej niż do tej pory. Niewątpliwie winę za 

to ponosiły właśnie częste odwiedziny lady Phelps.  

background image

Z nadejściem lipca do Brighton  zjechała następna grupa gości, a 

wśród nich również dobrzy znajomi Robiny z hrabstwa Northampton, 

Olivia  Roade  Burton  i  jej  siostra  Beatrice  z  poślubionym  przez  nią 

niedawno czarującym lordem Ravensdenem. Wizyty u Ravensdenów i 

zacieśniająca się przyjaźń z panem Frederickiem Ainsleyem, który  w 

odróżnieniu  od  lorda  Phelpsa  nie  stronił  od  świeżego  powietrza  i 

spacerów, sprawiły, że i Robina często przebywała poza domem. 

Do  Brighton  przybył  również  przyjaciel  Daniela,  Montague 

Merrell,  toteż  naturalną  koleją  rzeczy  Daniel  chętnie  spędzał  z  nim 

czas i poświęcał go typowo męskim sprawom. Łatwo zrozumieć, że z 

tego  powodu  wieczorami  nie  zawsze  mógł  towarzyszyć  matce  i 

Robinie.  Nie  stanowiło  to  szczególnego  problemu,  tyle  że  Robina 

zaczęła tęsknić za Danielem.  

Nie  chciała  się  do  tego  przyznać  nawet  przed  sobą,  póki  nie 

została postawiona w przymusowej sytuacji, gdy pewnego ranka przy 

śniadaniu  Daniel  oznajmił,  iż  przeprowadzi  się  na  pewien  okres  do 

domu Merrella. 

- Wielkie nieba, Danielu, po co? - spytała lady Exmouth, zwięźle 

wyrażając w ten sposób również myśl Robiny.  

- Może wyleciało ci to z pamięci, mamo, ale dziś mają przyjechać 

twoje wnuczki. 

-  I  co  z  tego?  Mamy  dość  miejsca  w  domu,  by  wszystkim  było 

wygodnie.  Absolutnie  nie  widzę  takiej  konieczności,  żebyś  się 

wyprowadzał. 

background image

-  Może  rzeczywiście  -  przyznał,  zerkając  na  Robinę,  która  przez 

cały  czas  pilnie  czytała  list,  położony  przy  talerzu  -  ale  wszystkim 

wam  będzie  dużo  wygodniej,  jeśli  jednak  się  przeniosę.  Poza  tym 

stanowczo  nie  zgadzam  się  na przydzielenie  pannie  Halliwell  pokoju 

na  strychu.  Ona  nieustannie  służy  pocieszeniem  i  wsparciem 

dziewczętom, odkąd zmarła ich matka, nie pozwolę więc traktować jej 

jak  służącej.  Hanna  z  Lizzie  mogą  zamieszkać  w  moim  pokoju,  a 

panna Halliwell w sąsiednim. 

Najwidoczniej lady Exmouth w pełni podzielała względy Daniela 

dla  guwernantki  jego  córek,  gdyż  po  chwilowym  zastanowieniu 

skinęła głową na znak zgody. 

-  Dobrze.  Czyli  wszystko  ustaliliśmy  -  stwierdził  Daniel, 

uznawszy sprawę za zamkniętą, po czym zwrócił się do Robiny, która 

nadal  w  zadumie  śledziła  treść  listu.  -  Jest  pani  dzisiaj  bardzo 

milcząca. Ufam, że nie otrzymała pani złych wiadomości z domu. 

-  Słucham...  ?  Ach,  nie,  skądże.  Tylko  trochę  plotek  i  ploteczek. 

Moja  rodzina  niecierpliwie  oczekuje  przybycia  kuzynki.  Tymczasem 

zresztą kuzynka już zapewne przybyła.  

Robina  zmusiła  się  do  spojrzenia  na  Daniela  z  nadzieją,  że  nie 

widać po niej wielkiego rozczarowania, jakie odczuła na wiadomość o 

jego rychłej wyprowadzce z domu. 

-  Być  może  pamięta  pan,  jak  opowiadałam  mu,  że  mama 

zaproponowała  dach  nad  głową  kuzynce  Deborze  po  tym,  jak  mama 

kuzynki, a moja ciotka Frances, zmarła w ubiegłym roku. Ośmielę się 

wyrazić  przypuszczenie,  że  plebania  nieodwracalnie  się  zmieni,  gdy 

background image

tylko kuzynka rzeczywiście tam zamieszka. Droga Debora zbyt często 

staje się ofiarą nieszczęśliwych wypadków. - Zajrzała do listu. - Poza 

tym  jednak  mama  pisze  tylko,  że  tymczasem  jeszcze  nikogo  nie 

oskarżono o zamordowanie markiza Sywell. 

- Równie dobrze może się okazać, że jest to jedna ze spraw, które 

nigdy  nie  zostają  rozwiązane  -  wyraził  przekonanie  Daniel  po  chwili 

namysłu.  -  Chociaż  z  tego,  co  niedawno  powiedział  mi  Merrell, 

wynika, że regent bardzo chciałby wyjaśnić tę historię.  

Lady Exmouth zmarszczyła czoło. 

-  Dlaczego,  twoim  zdaniem?  Mam  nadzieję,  że  Sywell  nigdy  nie 

był przyjacielem regenta. 

-  O  ile  wiem,  markiz  nie  był  niczyim  przyjacielem  -  odrzekł 

Daniel, dając upust swemu sarkastycznemu poczuciu humoru. - Nie w 

tym  rzecz.  Po  prostu  regent  nie  jest  zadowolony,  gdy  dowiaduje  się, 

że jeden z parów został, hm, zgładzony. Dość było w ostatnich latach 

podobnych incydentów po drugiej stronie Kanału. Nasz przyszły król 

nie życzy sobie nic podobnego u nas i prawdę mówiąc, trudno go o to 

winić.  Po  co  nam  bandy  rewolucjonistów  podrzynające  gardła 

arystokratom? Zawsze mogłaby wtedy przyjść kolej i na mnie! 

-  Jestem  jedyną  osobą,  która  mogłaby  cię  zamordować,  a  to 

dlatego  że  opuszczasz  mnie  w  taki  sposób!  -  odpowiedziała  jego 

matka.  -  Dzięki  Bogu,  że  wciąż  mam  drogą  Robinę  do  towarzystwa. 

Poważnie  zastanawiam  się  nad  tym,  żeby  po  zakończeniu  sezonu 

namówić ją na wspólny powrót do Bath. Mogłaby zamieszkać tam na 

stałe. Jestem przekonana, że ona nigdy by mnie nie opuściła! 

background image

-  Jeśli  nie  będziesz  bardzo  ostrożna,  mamo  -  ostrzegł  ją  Daniel, 

którego  uśmiech  powoli  topniał,  a  spojrzenie  stawało  się  wyjątkowo 

skupione - możesz przypadkiem osiągnąć całkiem odwrotny skutek. 

 

Ponieważ  Daniel  był  zajęty  przenoszeniem  części  swojego 

osobistego  dobytku  do  domu  przyjaciela,  Robina  musiała  z 

konieczności zrezygnować z lekcji powożenia kolaską. 

Pozostała  więc  w  domu  i  razem  z  lady  Exmouth  przyjmowała 

gości,  którzy  przez  ostatnie  przedpołudnia  niezmiennie  napływali 

szerokim  strumieniem.  Po  lunchu  postanowiła  jednak  zaczerpnąć 

świeżego  powietrza,  bardzo  się  więc  ucieszyła,  gdy  akurat  w 

najodpowiedniejszej  chwili  pojawił  się  pan  Frederick  Ainsley  i 

zaproponował jej swoje towarzystwo. 

Pan  Ainsley  był  ledwie  średniego  wzrostu  i  poza  parą  czystych, 

bardzo  bystrych,  szarych  oczu  nie  miał  w  swym  wyglądzie  niczego, 

co  zwracałoby  na  niego  uwagę,  dlatego  z  pewnością  nie  odpowiadał 

gustom dam.  

W  odróżnieniu  od  lorda  Simona  Phelpsa,  który  budził 

powszechne zainteresowanie wszędzie, gdzie się pojawił, pan Ainsley 

mógł  nawet  być  obecny  na  przyjęciu,  a  większość  gości  i  tak  o  tym 

nie  wiedziała.  Mimo  to  Robina  zdecydowanie  przedkładała  jego 

towarzystwo nad towarzystwo przystojnego, młodego lorda. 

Uważała,  że  liczne  zalety  pana  Ainsleya  rekompensują  jego 

niepozorność.  Był  on  pod  każdym  względem  dżentelmenem, 

eleganckim  i  troskliwym.  Umiał  ciekawie  prowadzić  rozmowę  w 

background image

odróżnieniu od Simona Phelpsa, który raz po raz zdawał się odpływać 

w  swój  własny  świat,  pozostawiając  Robinę  z  mocnym 

przeświadczeniem, że nie słyszał ani jednego jej słowa. 

Robina przekonała się, że ilekroć dotrzymuje jej towarzystwa pan 

Ainsley,  czas  upływa  podejrzanie  szybko.  Ten  spacer  nie  był 

wyjątkiem, wróciła więc do domu później, niż zamierzała, i weszła do 

sieni  akurat  w  chwili,  gdy  kamerdyner  dowodził  roznoszeniem 

mnóstwa pozostawionych tam bagaży.  

Pod  wpływem  tego  widoku  zrezygnowała  z  pójścia  na  górę,  aby 

zdjąć  czepek  i  uczesać  włosy,  i  skierowała  się  prosto  do  głównego 

salonu, gdzie zgodnie z oczekiwaniami zastała córki Daniela, siedzące 

razem  z  babką  na  kanapie,  oraz  kobietę  w  prostej,  szarej  sukni, 

zajmującą  fotel  obok.  Obecny  był  również  sam  Daniel.  Natychmiast 

po wejściu Robiny wstał z fotela i powitał ją okrzykiem: 

- Ha, w końcu wraca nasz wędrowiec! 

Można  to  było  odebrać  także  jako  łagodną  przyganę.  Ale  jeśli 

nawet  taki  miał  cel,  to  złagodził  wymowę  swoich  słów  ciepłym 

uśmiechem i przyjaznym gestem zaprosił Robinę bliżej. 

-  Panno  Perceval,  proszę  pozwolić,  że  przedstawię  moje  córki, 

Hannę i Elizabeth. 

Robina  i  jej  trzy  siostry  nie  wyglądały  naturalnie  jednakowo, 

mimo  to  na  pierwszy  rzut  oka  było  widać,  że  są  spokrewnione.  Nie 

powiedziałoby  się  tego  o  dwóch  dziewczętach,  które  stanęły  teraz 

przed  Robina  i  dygnęły.  Nawet  ich  dygi  różniły  się  między  sobą 

zręcznością i elegancją.  

background image

Ciemnowłosa Hanna miała łagodne, piwne oczy i przypominała z 

urody  ojca.  Lizzie  prawdopodobnie  przypominała  swą  piękną  matkę, 

miała  bowiem  jasną  karnację,  niesamowicie  niebieskie  oczy  i 

mnóstwo blond loczków. 

Szybko  okazało  się,  że  różnice  dotyczą  także  charakteru.  Hanna 

wydawała się dorosła jak na swoje dwanaście lat, była cicha i dbała o 

maniery.  Lizzie,  czego  nie  dało  się  ukryć,  miała  niewyczerpaną 

energię  dziewięcioletniego  dziecka  i  była  w  ruchu  praktycznie  bez 

przerwy.  Chcąc  przedstawić  pannę  Halliwell,  ojciec  zdołał  ją  jednak 

bez trudu namówić, żeby jeszcze na chwilę usiadła przy babci. 

Robina  miała  dotąd  nieliczne  kontakty  z  guwernantkami.  Jej 

rodziców  nie  było  stać  na  luksus  zatrudnienia  prywatnego 

nauczyciela, więc ona i siostry zdobywały  wykształcenie na plebanii, 

uczone przez rodziców, którzy byli oczytani i dużo wiedzieli.  

We wsi przez te wszystkie lata może ze dwie guwernantki zostały 

zatrudnione,  a  przyjaciółka  Robiny,  lady  Sophia  Cleeve,  naturalnie 

pobierała nauki u prywatnych nauczycielek, z których wszystkie - jak 

Robina sięgała pamięcią - były dość podobne: chuderlawe, w średnim 

wieku  i  nosiły  okulary.  Panna  Halliwell  nie  pasowała  do  tego 

stereotypu,  na  pewno  nie  skończyła  jeszcze  bowiem  trzydziestu  lat  i 

miała smukłą, kształtną, bardzo atrakcyjną figurę. 

- Zanim pani do nas dołączyła - zwrócił się Daniel do Robiny, gdy 

oboje  usiedli  -  rozmawialiśmy  o  tym,  co  moglibyśmy  wymyślić  na 

jutro, żeby dziewczęta się nie nudziły. Czy ma pani jakiś pomysł? 

background image

-  Jeśli  utrzyma  się  ładna  pogoda  -  odrzekła  po  chwili 

zastanowienia  -  a  wszystko  wskazuje  na  to,  że  tak,  moglibyśmy 

wybrać się gdzieś na piknik. 

Propozycja  zyskała  natychmiastową  aprobatę  obu  dziewcząt,  a 

zwłaszcza Hanny, która bardzo chciała wziąć szkicownik i utrwalić na 

papierze jakiś widok z okolicy. 

-  A  zatem  to  mamy  ustalone  -  powiedział  dobrotliwie  Daniel.  - 

Musimy tylko wybrać miejsce pikniku. Czy w tej kwestii coś się pani 

nasuwa, panno Perceval? 

Robina  wiedziała,  że  oblała  się  rumieńcem,  takie  wrażenie 

wywarł  na  niej  uśmiech  Daniela.  Pozostała  jej  nadzieja,  że  te  kolory 

na  twarzy  będzie  można  przypisać  skutkom  przechadzki,  z  której 

właśnie wróciła. 

-  Kiedy  dawał  mi  pan  pierwszą  lekcję  powożenia  kolaską, 

mijaliśmy bardzo ładny las. Niedaleko tego miejsca, gdzie odbywa się 

targ  -  wyjaśniła,  gdy  Daniel  zmarszczył  czoło.  -  O  ile  pamiętam, 

powiedział  pan,  że  w  pobliżu  są  ruiny  klasztoru,  a  to,  jak  sądzę,  jest 

doskonały obiekt do szkicowania. 

-  A, tak! Już  wiem, co ma pani na myśli. Jeśli dobrze pamiętam, 

po rzeczce zawsze pływa tam kilka par łabędzi. - Została nagrodzona 

kolejnym  ciepłym  uśmiechem.  -  Mądra  z  pani  osóbka,  panno 

Perceval.  Wymyśliła  pani  idealne  miejsce.  Jest  tam  dość  cienia  dla 

mamy,  w  razie  gdyby  zrobiło  się  gorąco,  i  las  dla  tych  spośród  nas, 

którzy będą mieli dość energii na spacer. 

background image

- Uczysz pannę Perceval powozić kolaską, papo? - spytała Hanna. 

Gdy  zmarszczyła  czoło,  jej  podobieństwo  do  ojca  jeszcze  się 

uwidoczniło. - Mamy nigdy nie uczyłeś. 

-  Mama  nigdy  nie  wyrażała  najmniejszego  zainteresowania  taką 

możliwością,  w  odróżnieniu  od  panny  Perceval,  która  nieustannie 

zaskakuje mnie licznymi zainteresowaniami. 

- A mnie też nauczysz, papo? - spytała pełna entuzjazmu Lizzie. 

-  Może.  Ale  musisz  być  trochę  starsza  i  potrafić  spokojnie 

siedzieć  przez  przynajmniej  dwie  minuty  -  zażartował  i  wstał,  bo  do 

pokoju  weszła  pokojówka  z  tacą  z  herbatą.  -  Tymczasem  zostawimy 

babcię,  żeby  mogła  wypić  herbatę,  a  my  wyjdziemy  na  dwór  i  tam 

dostaniemy lody z lemoniadą. 

-  Czy  dobrze  mi  się  zdaje,  że  pani  pochodzi  z  tej  części  kraju, 

panno  Halliwell?  -  spytała  lady  Exmouth,  gdy  jej  syn  z  córkami 

opuścili pokój. 

-  Tak,  proszę  pani,  to  prawda  -  odpowiedziała  z  nieskazitelną 

poprawnością. 

- Wspominała pani, zdaje się, o krewnych wciąż mieszkających w 

okolicy. 

-  Tak,  milady.  Mieszka  tu  mój brat  z  rodziną.  On uczy  w  szkole 

znajdującej się około pięciu mil od Brighton. 

-  W  takim  razie,  moja  droga,  powinnaś  skorzystać  z  okazji  i 

złożyć  mu  wizytę.  Może  nawet  wybierzesz  się  tam  na  cały  dzień 

właśnie  jutro?  -  podsunęła.  -  Mój  syn  na  pewno  nie  będzie  miał  nic 

przeciwko  temu,  żebyś  wzięła  mniejszy  powóz.  Nam  będzie 

background image

wygodniej podróżować w większym. Poza tym Daniel pewnie zechce 

pojechać kolaską. 

Uszczęśliwiona  mina  panny  Halliwell  dowodziła,  że  ta 

wielkoduszna  propozycja  została  przyjęta  z  wdzięcznością.  Nie 

ulegało jednak wątpliwości, że guwernantka nie zwykła zaniedbywać 

swych obowiązków, powiedziała bowiem: 

-  Ale  przecież  jutro  będę  z  pewnością  potrzebna,  żeby  zająć  się 

dziewczętami podczas pikniku. 

-  Jestem  pewna,  że  sobie  poradzimy.  Panna  Perceval  ma  trzy 

młodsze  siostry,  więc  dobrze  umie  zabawiać  młode  damy.  Zatem 

wszystko ustalone. 

Lady Exmouth uśmiechnęła się do Robiny i poprosiła ją o nalanie 

herbaty, a potem znowu zwróciła się do guwernantki. 

-  Powiem  ci  przy  okazji,  moja  droga,  że  łączy  was  z  panną 

Perceval  znacznie  więcej  niż  tylko  umiejętność  opieki  nad 

dziewczętami. Jej ojciec też jest duchownym. 

Konwersacja  w  naturalny  sposób  zeszła  na  pracowite,  lecz 

przyjemne życie na wiejskiej plebanii. Okazało się, że panna Halliwell 

w  dzieciństwie  straciła  matkę  i  musiała  wziąć  na  siebie  obowiązek 

prowadzenia domu. Gdy jej starszy brat się wyprowadził, przyjąwszy 

posadę  nauczyciela,  została  przy  ojcu  i  mieszkała  z  nim  aż  do  jego 

śmierci przed czterema laty. 

Wtedy niemal z dnia na dzień parafia przeszła w inne ręce, a ona 

została bez dachu nad głową. Postanowiła więc iść w ślady brata, a że 

background image

sprzyjało  jej  szczęście,  wkrótce  znalazła  zatrudnienie  u  rodziny 

Exmouthów. 

Po wysłuchaniu tej niedługiej opowieści o losach panny Halliwell 

Robina  zaczęła  chyba  pierwszy  raz  w  pełni  zdawać  sobie  sprawę  z 

tego, jak często uważała, że coś należy jej się od życia, podczas gdy w 

rzeczywistości  była  bardzo  uprzywilejowana  w  porównaniu  z 

wieloma innymi dziećmi duchownych.  

W  odróżnieniu  od  niedawno  zmarłego  pana  Halliwella,  jej  ojca 

było  stać  na  zatrudnienie  służby  do  wykonywania  cięższych  prac 

domowych.  Nikt  nie  kazał  jej  sprzątać,  gotować  ani  rozpalać  ognia. 

Nie miała obowiązku uprawiać warzywnika, aby zaoszczędzić trochę 

pieniędzy. 

Musiała też postawić sobie pytanie, ile córek duchownych mogło 

się poszczycić sezonem w Londynie. Ilu spośród nich zdarzyło się tak 

jak  jej  teraz  siedzieć  w  wytwornym  salonie  i  częstować  obecnych 

herbatą, jakby były paniami domu i miały wszelkie prawo to robić? 

Przystosowała  się  do  tego  uprzywilejowanego  życia  z  taką 

łatwością,  jakby  urodziła  się  arystokratką.  W  gruncie  rzeczy  przez 

ostatnie kilka miesięcy po prostu żyła jak w bajce, był więc najwyższy 

czas skończyć z głupimi rojeniami i spojrzeć prawdzie w oczy.  

Przecież  jeśli  nie  otrzyma  następnych  propozycji  małżeństwa  i 

wróci do Abbot Quincey, to w niezbyt odległej przyszłości sama może 

być zmuszona do szukania posady u jakiejś arystokratycznej rodziny. 

Wszak  nie  mogła  wymagać  od  rodziców,  by  bez  końca  ją 

background image

utrzymywali,  a  to  oznaczało,  że  zapewne  któregoś  dnia  zostanie 

guwernantką. 

Panna  Halliwell,  trzeba  powiedzieć,  wydawała  się  całkiem 

zadowolona  ze  swego  losu.  Ale  ile  guwernantek  miało  szczęście 

znaleźć  zatrudnienie  w  domu  tak  życzliwego  i  opiekuńczego 

dżentelmena,  jak  lord  Exmouth?  Robina  podejrzewała,  że  bardzo 

niewiele. 

 

ROZDZIAŁ SZÓSTY 

Następnego  ranka  w  sieni  zebrała  się  niewielka,  lecz  bardzo 

wesoła  grupa  amatorów  pikniku.  Panna  Halliwell,  przy  pełnym 

poparciu  lorda  Exmoutha,  wyruszyła  godzinę  wcześniej,  by  spędzić 

dzień z bratem i jego rodziną.  

Robina, która już zdążyła zaskarbić sobie sympatię córek Daniela, 

a zwłaszcza  Lizzie, powoli dochodzącej do przekonania, że w pannie 

Perceval  odnalazła  pokrewną  duszę,  z  powodzeniem  rozweselała 

dziewczynki,  opowiadając  im  o  kolejnym  ze  swoich  niezbyt 

chlubnych  dziecięcych  wyczynów,  gdy  drzwi  wejściowe  się 

otworzyły i do domu wszedł Daniel.  

Ku  zaskoczeniu  zebranych  tuż  za  nim  dziarskim  krokiem 

wmaszerował do środka sir Percy Lovell w słomkowym kapeluszu na 

głowie,  ubrany  w  krzykliwą  kamizelkę  w  żółtozielone  paski,  z 

dziwacznie wyglądającą wiązanką kwiatów przy klapie surduta. 

background image

-  Wielkie  nieba!  -  zawołała  lady  Exmouth,  spoglądając  to  na 

kamizelkę, to na kwiaty. - Cóż pana do nas sprowadza, Percy? Chyba 

nie chce pan przyłączyć się do naszego towarzystwa? 

-  Wręcz  przeciwnie  -  zapewnił.  -  Wczoraj  wieczorem,  kiedy 

spotkałem  Exmoutha,  wspomniał  o  małej  przejażdżce.  Uznałem,  że 

takiej okazji nie mogę stracić, więc się wprosiłem. 

Niewątpliwie ani Hanna, ani Lizzie, nie miały nic przeciwko jego 

obecności,  o  czym  świadczyło  entuzjastyczne  powitanie.  Sir  Percy, 

rozpromieniony  niczym  wyrozumiały  wujek,  natychmiast  wręczył 

Hannie  bukiet  i  powiedział  jej,  że  wyrasta  na  diabelnie  urodziwą 

pannę,  po  czym  powiadomił  Lizzie,  że  jest  nieznośnym  kociakiem, 

którego  powinno  się  prowadzać  na  szelkach,  co  przyprawiło  małą  o 

chichot  i  spowodowało,  że  zaczęła  jeszcze  bardziej  obskakiwać  sir 

Percy'ego. 

-  Ma  pan  fatalny  wpływ  na  dzieci,  Percy  -  oświadczyła  lady 

Exmouth  i  zerknęła  karcąco  w  stronę  innej  osoby.  -  Niewątpliwie 

jednak nie jest pan w tym odosobniony. 

Daniel, który polecił lokajowi zmienić zabrudzony chodniczek w 

kolasce, odwrócił się w porę, by usłyszeć tę uwagę. 

- Czyżby?! - Z ukosa zerknął na winowajczynię. 

W  odpowiedzi  otrzymał  jedynie  prowokacyjne  spojrzenie 

niebieskich  oczu,  które  natychmiast  wywołało  na  jego  twarzy  tak 

czuły  uśmiech,  że  sir  Percy  stanął  jak  wryty  i  tylko  zamrugał 

powiekami ze zdumienia. 

background image

Pełne  znaczenie  zdarzenia,  którego  był  świadkiem,  zostało 

przezeń w lot zrozumiane. Dobrze wiedział, gdzie, a ściślej mówiąc z 

kim,  zdaniem  jego  dobrej  przyjaciółki  lady  Exmouth  jej  syn  ma 

szukać w przyszłości szczęścia. Do tej chwili nie zdawał sobie jednak 

sprawy z tego, że zabiegi damy odnoszą bardzo dobre skutki.  

Zerknął w jej kierunku, szukając potwierdzenia swojego wniosku, 

i  zobaczył  wspaniałą  scenę  poszukiwania  czegoś  w  torebce.  Jednak 

niezaprzeczalną  satysfakcję  lady  Exmouth  zdradzały  jej  uniesione 

kąciki ust. 

- Na Jowisza! Tak... no tak. Czy nie powinniśmy już wyruszyć? - 

Zgłosiwszy tę propozycję, jako pierwszy skierował się do wyjścia. 

Obie dziewczynki, co zrozumiałe, chciały jechać kolaską z ojcem. 

Gdy  ten  był  zajęty  lokowaniem  ich  na  siedzeniu,  jego  uwagę 

niespodziewanie zaprzątnął zbliżający się kłusem samotny jeździec. 

W  spojrzeniu,  którym  Daniel  obdarzył  Robinę,  nie  było  tym 

razem  ani  krzty  czułości.  Robina  jednakże  wydawała  się  zaskoczona 

widokiem przybysza nie mniej niż inni, a lady Exmouth czym prędzej 

przejęła  inicjatywę,  aby  jej  syn  pod  wpływem  widocznego 

rozdrażnienia  nie  powiedział  przypadkiem  czegoś,  czego  mógłby 

potem żałować. 

-  O,  dzień  dobry,  lordzie  Phelps  -  powitała  przybysza,  który  w 

końcu  zbliżył  się  do  niewielkiego  orszaku.  -  Ufam,  że  nie  zamierzał 

pan  złożyć  nam  porannej  wizyty,  bo  jak  pan  z  pewnością  zauważył, 

właśnie wyruszamy na małą włóczęgę po okolicy. 

background image

-  Wiem,  milady.  Liczyłem  na  to,  że  uda  mi  się  zdążyć  jeszcze 

przed  wyjazdem.  Dowiedziałem  się  wcześniej  od  matki,  że  ma  się 

odbyć  plener  dla  miłośników  szkicowania,  i  postanowiłem  wziąć  w 

nim udział. Naturalnie jeśli nie ma pani nic przeciwko temu. 

-  Nie,  skądże  -  oznajmiła  lady  Exmouth,  usiłując  wykrzesać  z 

siebie jak najwięcej entuzjazmu. Na wszelki wypadek nieco podniosła 

głos, mając nadzieję, że zagłuszy tym niechętnie mruczącego coś pod 

nosem  sir  Percy'ego.  -  Kucharka  z  pewnością  przygotowała 

dostatecznie obfity prowiant. 

-  Co  panią,  u  licha,  opętało,  Lavinio,  że  pozwoliła  pani  temu 

osobnikowi zabrać się z nami? - spytał stanowczym głosem sir Percy, 

gdy wspiął się do powozu za damami i ostentacyjnie zatrzasnął drzwi, 

żeby  ostatniemu  przybyszowi  nie  wpadło  do  głowy  zrezygnować  z 

wierzchowca  i  zażyczyć  sobie  miejsca  w  pojeździe.  -  To  doprawdy 

impertynencja pojawiać się bez zapowiedzi i w taki sposób wpraszać. 

-  Ucieszne,  że  akurat  od  pana  to  słyszę,  Percy  -  odparła.  -  Pan 

zrobił dokładnie to samo. 

-  Pozwolę  sobie  jednak  dostrzec  dużą  różnicę.  Jestem  od  dawna 

przyjacielem  rodziny.  Wiedziałem,  że  nie  będziecie  mieli  obiekcji 

przeciwko mojemu towarzystwu. 

-  A  co  skłania  pana  do  przypuszczenia,  że  mam  obiekcje 

przeciwko  obecności  lorda  Phelpsa,  który  postąpił  dokładnie  tak 

samo? 

- Pomyślałbym raczej, że to dość oczywiste, moja droga - odrzekł, 

przesyłając znaczące spojrzenie jedynej osobie, zajmującej miejsce na 

background image

siedzeniu naprzeciwko. Ta, od chwili gdy powóz ruszył, niezmiennie 

wyglądała  przez  okno.  -  Daniel  nie  był  zachwycony  powiększeniem 

naszej kompanii. Zauważyłby to nawet głupiec. 

-  Och,  nie  sądzę,  żeby  poważnie  się  temu  sprzeciwiał  -  odparła 

lady  Exmouth,  bynajmniej  nie  starając  się  zniżyć  głosu.  -  Zresztą 

dlaczego  miałby  to  robić, na  miłość boską?  Lord  Phelps  jest  całkiem 

nieszkodliwy, sam pan wie. 

- Może i nieszkodliwy - przyznał, po czym dodał półgłosem: - Ale 

piekielnie przystojny. 

-  Temu  nie  można  zaprzeczyć.  -  Lady  Exmouth  postanowiła 

jednak  dowieść  swojemu  wypróbowanemu  przyjacielowi,  że  jego 

niepokój jest całkowicie bezpodstawny, zwróciła się więc do Robiny: 

-  Moja  droga,  czy  zauważyłaś  minę  Hanny,  gdy  nadjeżdżał  lord 

Phelps? 

Robina nie umiała powściągnąć uśmiechu. 

-  Owszem,  proszę  pani,  i  doprawdy  chciałabym  dostawać  złotą 

gwineę za każdym razem, gdy  widzę u kogoś tę minę. Od czasu gdy 

młody lord przyjechał do Brighton, byłabym już bogatą kobietą! 

-  Ale  nie  przypominam  sobie,  abyś  ty  przypatrywała  się  lordowi 

w ten sposób chociaż raz, odkąd zostaliście sobie przedstawieni. 

W oczach Robiny błysnęły wesołe ogniki. 

-  To  dlatego,  że  zostałam  zawczasu  ostrzeżona.  Cyganka,  jak  się 

okazało,  trafnie  przepowiedziała  mi,  że  poznam  przystojnego 

mężczyznę. 

background image

-  Wielkie  nieba!  -  Lady  Exmouth  objawiła  szczere  zdziwienie  i 

niemałe  zainteresowanie.  -  Nie  wiedziałam,  że  byłaś  u  wróżki, 

dziecko. Kiedy? Czy niedawno? 

-  Tak.  Kiedy  lord  Exmouth  wziął  mnie  na  pierwszą  lekcję 

powożenia  kolaską,  natknęliśmy  się  na  koński  targ  i  postanowiliśmy 

obejrzeć go z bliska. Wróżka była jedną z miejscowych atrakcji. 

- To niezwykle ciekawe, moje dziecko! I czego jeszcze się od niej 

dowiedziałaś? 

Robina  uświadomiła  sobie,  że  ostatnio  podejrzanie  dużo 

zastanawia  się  nad  słowami  Cyganki.  Najprawdopodobniej  w  głębi 

serca  miała  nadzieję,  że  niejedna  z  jej  przepowiedni  się  sprawdzi. 

Myśl o tym, że oczekuje ją beztroskie i szczęśliwe życie, była bardzo 

krzepiąca,  naturalnie  jednak  Robina  ze  wszystkich  sił  starała  się 

zachować rozsądny dystans wobec tych nadziei. 

-  Niewiele,  proszę  pani.  -  Wzruszyła  ramionami.  -  Nie  należy 

traktować cygańskich wróżb zbyt poważnie. 

-  Co  do  przystojnego  mężczyzny  z  pewnością  miała  rację.  Czy 

przypadkiem nie przepowiedziała ci małżeństwa? 

- Phi!  - niezbyt grzecznie przerwał te dociekania sir Percy, czym 

zasłużył  sobie  na  zniecierpliwione  spojrzenie  przyjaciółki.  -  Sama 

dobrze  pani  wie,  że  to  tylko  czcza  gadanina.  A  jeśli  nawet  Cyganka 

przepowiedziała  obecnej  tu  pannie  Robinie  małżeństwo,  to  mam 

wielką nadzieję, że nie z tym bufonem, który jedzie obok. 

Lady  Exmouth  z  największym  wysiłkiem  zdołała  powstrzymać 

wybuch śmiechu. 

background image

-  Jest  pan  nieuprzejmy,  Percy.  Wprawdzie  nie  twierdzę,  że  lord 

Phelps  to  wybitnie  zajmujący  rozmówca,  ale  z  pewnością  nie  można 

uznać go za prostaka. 

-  Na  mnie  sprawia  właśnie  takie  wrażenie.  Czy  kiedykolwiek 

próbowała  pani  prowadzić  konwersację  z  półgłówkiem?  Taki  z  byle 

powodu  zamyka  się  w  swoim  świecie  i  już  go  nie  ma.  -  Wzruszył 

ramionami.  -  Przypuszczam  zresztą,  że  był  zmuszony  do  przyjęcia 

takiej taktyki, żeby odciąć się od swojej matki, choćby tylko duchowo 

- ciągnął, starając się zachować fair wobec lorda. - Ona nie odstępuje 

syna na krok. Ciąga go ze sobą wszędzie. 

- Owszem, też to zauważyłam - musiała przyznać lady Exmouth. 

-  I  powiem  pani  coś jeszcze  -  mówił  coraz  bardziej  zaaferowany 

sir  Percy.  -  Nie  wolno  dać  się  oszukać  tym  zamglonym  oczom 

Augusty.  Ona  jest  chytra  jak  lisica.  A  do  tego  bezwzględna  niczym 

lichwiarz!  Słyszałem  z  dobrego  źródła,  że  przyjechała  do  Brighton 

wyłącznie dlatego, że nie musiała z własnej sakiewki opłacić pobytu. 

Dom wynajęła początkowo jej siostra, ale późną wiosną zaniemogła i 

wtedy  zaproponowała  go  Auguście.  A  ta  naturalnie  skorzystała  z 

okazji. I bez wątpienia nie zapłaciła siostrze ani pensa odstępnego! 

Lady Exmouth nie słyszała tej plotki, ale wcale nie zdziwiłaby się, 

gdyby prawda istotnie tak wyglądała. 

-  Augusta,  niestety,  bardzo  się  zmieniła.  To  już  nie  jest 

przyjaciółka, jaką pamiętam z dawnych lat. 

- Święta prawda. Dlatego musi pani uważać, moja droga - ostrzegł 

ją  sir  Percy.  -  Słyszałem  również  pogłoskę,  że  Augusta  zamierza 

background image

zostać  w  Anglii  aż  do  przyszłego  roku.  Jej  rodzina  nie  ma  już 

posiadłości  w  naszym  kraju,  więc  nie  wykluczam,  że  lady  Phelps 

postanowiła żerować na dawnych przyjaźniach. Jeśli nie zachowa pani 

ostrożności, wprosi się na jesień do Bath i będzie pani skazana na jej 

towarzystwo. 

-  Jeśli  spróbuje,  to  spotka  ją  srogi  zawód  -  oznajmiła  dama.  - 

Tymczasem jeszcze nie jestem zdecydowana. Wprawdzie chciałabym 

z końcem lata wrócić do Bath, ale jest też taka możliwość, że pojadę z 

Danielem do Courtney Place.  

Sir Percy nawet nie starał się ukryć zaskoczenia. 

-  Po  co,  u  licha?  Daniel  już  całkiem  ozdrawiał.  W  tak  dobrej 

dyspozycji nie widziałem go od lat. 

- Naprawdę tak pan sądzi? - Lady Exmouth bardzo wysoko ceniła 

opinię  sir  Percy'ego  na  wszystkie  tematy.  -  Może  wobec  tego  wcale 

nie muszę zastanawiać się nad pobytem w Kencie. 

- Stanowczo nie - zapewnił ją rozmówca. - Po wypadku była inna 

sytuacja.  Wtedy  sam  uważałem,  że  pani  wsparcie  byłoby  mu  bardzo 

potrzebne. Właśnie dlatego pozwoliłem sobie przyjechać po panią do 

Bath. 

- Jestem panu za to dozgonnie wdzięczna, Percy - odpowiedziała, 

przesyłając mu ciepły uśmiech. 

-  Och,  to  nie  był  dla  mnie  żaden  kłopot.  -  Pokręcił  głową,  bo 

obrazy  tamtych  dni  wciąż  składały  się  w  jego  umyśle  na  żywe, 

plastyczne  wspomnienie.  -  Uważam,  że  Exmouth  już  odzyskał  siły  i 

może  sam  decydować  o  swojej  przyszłości,  więc  jeśli  chcesz 

background image

skorzystać  z  mojej  rady,  droga  Lavinio,  pozwól  mu  na  trochę 

samodzielności.  Będzie  ci  za  to  wdzięczny  -  dodał,  mierząc 

przyjaciółkę znaczącym spojrzeniem. 

Robina,  która  w  milczeniu  przysłuchiwała  się  tej  rozmowie, 

podzielała zdanie sir Percy'ego. Wprawdzie nie była tak pewna jak on, 

czy Daniel już doszedł do siebie po stracie żony, ale uważała, że jest 

w  stanie  zająć  się  własnymi  sprawami  bez  pomocy  matki,  mimo  że 

lady Exmouth miała jak najlepsze intencje. 

Na  szczęście  Daniel  dobrze  orientował  się  w  terenie  i  bez  trudu 

znalazł  zakątek  zaproponowany  przez  Robinę.  Skręcił  z  głównego 

traktu,  by  zatrzymać  kolaskę  w  cieniu  potężnego  cisu.  Podczas  gdy 

Robina i lady Exmouth zastanawiały się nad wyborem odpowiedniego 

miejsca  na  rozłożenie  rzeczy,  Daniel  zorganizował  wynoszenie  z 

powozu koców i koszyków z prowiantem.  

Po  rozstawieniu  jedzenia  na  trawie  w  powietrzu  uniósł  się 

smakowity  zapach  pieczonych  kurcząt,  co  natychmiast  obudziło 

apetyt  sir  Percy'ego,  który  bez  ociągania  wyraził  pogląd,  że  należy 

przystąpić  do  badania  zawartości  koszyków,  zanim  szampan 

niestosownie się ogrzeje. 

Ponieważ  nikt  nie  zgłosił  sprzeciwu,  lady  Exmouth  poleciła 

służbie podać jedzenie i napoje. Wszyscy z  wyjątkiem lorda Phelpsa, 

bardzo powściągliwego w zaspokajaniu głodu, z dużym entuzjazmem 

kosztowali kolejne dania przygotowane na tę okazję przez kucharkę.  

Dlatego  nikt  nie  czuł  potem  zbytku  energii  i  gra  w  krykieta, 

zaproponowana wcześniej przez Daniela dla sprawienia przyjemności 

background image

Lizzie,  została  odłożona  na  czas  potrzebny  żołądkom,  aby  poradzić 

sobie z obfitym posiłkiem. 

Hanna,  zachęcona  przykładem  lorda  Phelpsa,  postanowiła 

szkicować.  Uznano,  że  najbardziej  malowniczy  widok  ruin  klasztoru 

rozciąga  się  od  strony  dużego  lasu,  zasłaniającego  znaczną  część 

horyzontu.  Skrajem  lasu  płynęła  zakolami  rzeka,  a  ruiny  znajdowały 

się wśród drzew na drugim jej brzegu. 

Po rozłożeniu koca na bujnej trawie, o kilka jardów od stanowiska 

lorda  Phelpsa,  Robina  usiadła  między  dwiema  dziewczynkami. 

Hannę,  zręczną  rysowniczkę,  bardzo  szybko  pochłonął  temat, 

natomiast  jej  siostra  jeszcze  szybciej  straciła  zainteresowanie 

szkicowaniem, uległa jednak perswazjom i zgodziła się wytrwać przy 

pracy do czasu, aż przyjdzie ojciec. 

Daniel  przystanął,  by  zerknąć  przez  ramię  lordowi  Phelpsowi  i 

odniósł  wystarczająco  korzystne  wrażenie,  by  kilka  razy  z  uznaniem 

skinąć głową. Potem odwrócił się i wolno ruszył ku dziewczętom. 

-  Phelps  niezaprzeczalnie  ma  talent  -  zauważył  półgłosem,  gdy 

podszedł do koca. 

Umiejętności swojej starszej córki również szczodrze wychwalał. 

Zdołał 

nawet 

powiedzieć 

coś 

pochlebnego 

pośpiesznie 

nagryzmolonym szkicu Lizzie, w który autorka włożyła niezbyt wiele 

serca. W końcu stanął przy Robinie. 

- Zastanawiam się, co powiedzieć o tym rysunku - odezwał się w 

końcu, przyjrzawszy się z uwagą ostatniemu dziełu. 

background image

Robina zdołała zapanować nad sobą i dalej rysowała ze skupioną 

miną,  jakby  to  nie  jej  praca  była  właśnie  poddawana  ocenie. 

Szkicowanie  zawsze  było  jej  ulubionym  zajęciem  i  miłym  sposobem 

na spędzenie czasu w smutne, deszczowe dni, gdy nie mogła wyjść z 

domu.  

Wielu ludzi, w tym nawet matka, należąca do surowych krytyków 

tak  zwanych  kobiecych  zajęć,  mówiło  jej,  że  ma  niezaprzeczalny 

talent.  Robina  znała  granice  swoich  zdolności,  wiedziała  jednak 

również,  że  służące  jej  do  rysunków  modele  można  rozpoznać  na 

pierwszy  rzut  oka,  była  więc  przygotowana  na  odparowanie  z 

humorem wszelkich żartobliwych uwag. 

-  Ten...  hm...  obiekt  pośrodku  jest  zapewne  klasztorem...  Tak  - 

mruknął, zwracając głowę w bok - jeśli spojrzy się na niego pod tym 

kątem,  rzeczywiście  przypomina  budynek...  w  każdym  razie  do 

pewnego stopnia. 

- Och, papo! Jesteś wyjątkowo niesprawiedliwy, jeśli stroisz sobie 

takie  żarty  -  oburzyła  się  Hanna.  -  Chciałabym  umieć  szkicować 

choćby w połowie tak zręcznie jak Robina. 

Uniósł brwi. 

- Robina? 

- Uhm... Robina pozwoliła mi mówić do siebie po imieniu. 

- I mnie też, papo - poinformowała go Lizzie, zrywając się z koca 

od  bezpowrotnie  porzuconego  rysunku.  -  Czy  wiesz,  że  ona  ma  trzy 

siostry,  a  papa  dał  im  wszystkim  chłopięce  imiona,  bo  chciał,  żeby 

były chłopcami? 

background image

- Wcale tego nie zrobił, głuptasie - poprawiła ją starsza siostra. - 

On wybierał imiona dla chłopców i zmieniał je, kiedy okazywało się, 

że ma dziewczynki. 

-  Ale  i  tak  chciał  mieć  chłopca.  Robina  tak  powiedziała  - 

zaprotestowała  Lizzie,  po  czym  obdarzyła  ojca  pytającym 

spojrzeniem. - Papo, czy ty też chciałeś, żebyśmy były chłopcami? 

-  Nie,  kochanie.  Byłem  bardzo  szczęśliwy  z  powodu  waszego 

przyjścia na świat. 

Tą  dyplomatyczną  odpowiedzią  zaskarbił  sobie  promienny 

uśmiech młodszej latorośli, która mocno chwyciła go za rękę. 

- Chodź, papo. Zobaczymy, co jest w lesie. 

-  Dobrze,  Lizzie.  Zaraz  z  tobą  pójdę  -  odrzekł,  delikatnie 

uwalniając  rękę  z  uścisku.  -  Ale  najpierw  muszę  dowiedzieć  się,  czy 

twoja  babcia  albo  sir  Percy  nie  chcieliby  nam  towarzyszyć.  Nie 

odchodź nigdzie beze mnie - ostrzegł.  

Lizzie  najwyraźniej  niezbyt  zadowolona,  że  musi  jeszcze 

posiedzieć  w  oczekiwaniu  na  powrót  ojca,  postanowiła  wykorzystać 

zwalone  drzewo,  by  poćwiczyć  równowagę,  chodząc  tam  i  z 

powrotem  po  pniu,  a  Hannie  i  Robinie  dać  możliwość  dalszego 

szkicowania w spokoju. 

- Myślę, że papa zachował się bardzo niegrzecznie, oceniając twój 

rysunek  -  oświadczyła  Hanna,  gdy  lord  Exmouth  oddalił  się  poza 

zasięg  głosu.  -  Nigdy  nie  słyszałam,  żeby  tak  krytykował  rysunki 

mamy,  a  twój  jest  o  niebo  lepszy  od  nich  wszystkich.  -  Nagle 

background image

zmarszczyła  czoło.  -  Mama  nie  lubiła,  kiedy  ludzie  źle  oceniali  jej 

rysunki. 

Nawet  te  nieliczne  wzmianki  o  matce,  które  Robina  dotąd 

usłyszała  od  dziewcząt,  przekonały  ją,  że  obie  darzyły  zmarłą  żonę 

Daniela  głębokim  uczuciem,  a  zwłaszcza  Hanna,  która  pamiętała  ją 

lepiej  niż  Lizzie,  była  bowiem  o  trzy  lata  starsza.  Obie  radziły  sobie 

nadspodziewanie  dobrze  ze  stratą,  jakiej  doznały.  I  obie  były 

wzruszająco przywiązane do ojca. 

Robinie  nawet  nie  przyszło  do  głowy,  że  ostatnia  uwaga  Hanny 

mogła  być  w  zamierzeniu  negatywną  oceną  charakteru  matki. 

Najwyraźniej  jednak  albo  zmarła  lady  Exmouth  nie  ceniła  sobie 

krytycznych  uwag,  albo  nie  lubiła,  kiedy  się  z  nią  przekomarzano. 

Robina była przyzwyczajona i do jednego, i do drugiego, więc wcale 

nie wzięła sobie do serca niepochlebnej opinii Daniela o szkicu. 

- Twój papa bardzo lubi żartować. Z pewnością dokuczanie mi dla 

zabawy sprawia mu przyjemność. 

-  Lizzie  i  mnie  papa  też  dokucza.  -  Hanna  znowu  sposępniała.  - 

Nie  pamiętam,  żeby  dokuczał  w  ten  sposób  mamie.  -  Zerknęła  na 

lorda  Phelpsa,  który  wciąż  w  milczeniu  oddawał  się  pracy.  -  On  jest 

bardzo przystojny, prawda? 

-  Bardzo  -  przyznała  Robina  i  pomyślała,  że  ostatnimi  czasy 

dziewczęta zadziwiająco szybko dorastają.  

Nie  przypominała  sobie,  by  w  wieku  Hanny  zwracała  uwagę  na 

to, czy jakiś dżentelmen jest przystojny. Pamiętała jednak, że oddalała 

background image

się  bez  pozwolenia,  chociaż  stanowczo  jej  tego  zabraniano,  i 

wyglądało na to, że ta mała małpka Lizzie właśnie zrobiła to samo. 

- Widzę, że twoja siostra postanowiła jednak nie czekać na powrót 

ojca  -  powiedziała,  ostrożnie  odkładając  szkicownik  na  koc.  -  Lepiej 

pójdę jej poszukać, żeby nie napytała sobie biedy. 

-  Ona  zawsze  to  robi  -  zrzędliwie  stwierdziła  Hanna.  -  Pójdę  z 

tobą.  Lizzie  prędzej  czy  później  zgubi  się  w  lesie  i  wtedy  dopiero 

pożałuje! 

Weszły  między  drzewa,  ale  nigdzie  nie  było  ani  śladu 

dziewczynki. 

Hanna, 

znająca 

upodobania 

siostry, 

wyraziła 

przypuszczenie, że Lizzie mogła wybrać się nad rzekę. 

- To do niej podobne, bo papa bardzo wyraźnie mówił, że tego nie 

wolno jej robić pod żadnym pozorem. 

Robina z trudem powściągnęła uśmiech. Rozumiała zawstydzenie 

starszej  córki  Daniela.  Sama  miała  przecież  trzy  młodsze  siostry  i 

dobrze  wiedziała,  jak  czasem  potrafią  zaleźć  za  skórę,  lecz  mimo  to 

nigdy  nie  nęciła  jej  rola  skarżypyty.  Nie  wątpiła,  że  pod  tym 

względem Hanna jest do niej podobna. 

-  Wobec  tego  poszukajmy  najpierw  tam  -  zdecydowała  Robina  i 

pierwsza ruszyła przez zarośla. 

Wysoka trawa i paprocie ocierały jej się o spódnice, ale nie było 

sposobu  na  uratowanie  ich  przed  zaplamieniem.  Zresztą  Robina 

bardziej troszczyła się w tej chwili o Lizzie niż o swój wygląd. Doszły 

nad brzeg rzeki, gdzie nie znalazły winowajczyni, na szczęście jednak 

background image

Robina usłyszała  chichot, który  rozległ  się  w  odpowiedzi  na  wołanie 

Hanny. 

-  Jest  nad  rzeką,  tylko  dalej  -  powiedziała,  zlokalizowawszy 

źródło wątłego odgłosu. 

Zachowując  bezpieczną  odległość  od  śliskiego,  spadzistego 

brzegu,  dalej  przedzierały  się  przez  nadbrzeżne  krzaki  i  wreszcie 

dostrzegły  małą.  Wisiała  niczym  małpka  na  wysuniętej  nad  wodę 

gałęzi drzewa, która niebezpiecznie się chyliła pod jej ciężarem. 

-  Natychmiast  wracaj,  Lizzie!  -  zakomenderowała  przestraszona 

Hanna. - Wracaj natychmiast, słyszysz? Bo jak nie, to zawołam papę! 

-  No  dobrze  -  odburknęła,  najwyraźniej  potraktowawszy  groźbę 

siostry poważnie, i już miała powoli przesunąć się w stronę pnia, gdy 

nagle  rozległ  się  głośny  trzask.  Lizzie  z  pluskiem  znikła  w  mętnej 

toni. 

Hanna krzyknęła, ale Robina wiedziała, że nie wolno jej wpaść w 

panikę. Natychmiast wysłała dziewczynkę po ojca.  

Lizzie  wpadła  do  wody  kilka  jardów  od  brzegu.  Nie  było  na  co 

czekać.  Robina,  nie  wahając  się  dłużej,  zdjęła  czepek  i  trzewiki.  Nie 

dalej jak tego ranka zabawiała córki lorda Exmouth opowiadaniami o 

własnych wybrykach z dziecięcych lat, wśród których, jak teraz mogła 

stwierdzić, część zdecydowanie nie stanowiła powodu do dumy.  

Nigdy  jednak  nie  żałowała,  że  podczas  swoich  sekretnych 

eskapad  w  młodości  zdobyła  umiejętność  pływania.  Jej  dobra 

przyjaciółka,  lady  Sophia  Cleeve,  nauczyła  się  tego  od  swego 

background image

starszego brata lorda Angmeringa i naturalnie zapragnęła podzielić się 

rzadką wśród dam sprawnością z zaprzyjaźnioną córką pastora.  

Jezioro  na  terenie  obszernego  majątku  rodziny  Cleeve'ów  było 

idealnym  miejscem  do  nauki,  a  Robina  po  przezwyciężeniu 

początkowej niepewności przestała bać się wody i zaskakująco szybko 

doszła do godnych uwagi wyników. Nigdy nie cieszyła się bardziej z 

posiadania  tej  umiejętności  niż  właśnie  teraz,  bo  w  chwili,  gdy 

wskoczyła do wody, potwierdziły się jej najgorsze przeczucia. 

Rzeka  wydawała  się  spokojna,  nurt  miała  leniwy,  ale  pod 

powierzchnią czyhały na nieostrożnych zdradliwe prądy, a, co gorsza, 

plątanina trzcin i innych roślin wodnych stanowiła pułapkę, która nie 

spodziewającej 

się 

niczego 

ofierze 

groziła 

śmiertelnym 

niebezpieczeństwem.  

Robina raz po raz czuła dotyk  zielonych macek, ocierających się 

jej  o  spódnice,  gdy  płynąc,  gorączkowo  szukała  dziewczynki,  która 

chwilę wcześniej ukazała się na powierzchni, krztusząc się i parskając, 

a teraz znów znikła bez śladu. Na szczęście kilka jardów dalej Robina 

dostrzegła duże zagęszczenie bąbelków powietrza, mignęło jej też coś 

niebieskiego. 

Błyskawicznie  dotarła  do  tego  miejsca.  W  mętnej,  zawiesistej 

wodzie  nic  nie  było  widać,  ale  gdy  zanurkowała,  natrafiła  dłonią  na 

tkaninę.  Mocno  trzymając  rękaw  niebieskiej  sukienki  Lizzie, 

wyciągnęła dziewczynkę na powierzchnię.  

Kaszląca,  przerażona  Lizzie  kurczowo  zacisnęła  ręce  na  szyi 

wybawicielki,  przez  co  omal  nie  wciągnęła  ich  obu  ponownie  pod 

background image

wodę.  W  ostatniej  chwili  Robina  zdołała  uwolnić  się  z  uścisku  i 

chwycić dziewczynkę tak, by móc ją doholować do brzegu. 

Walka  z  prądem  i  szarpiącą  się  Lizzie  sprawiła,  że  Robina 

osiągnęła  cel  półżywa.  Nawet  przy  samym  brzegu  nie  miała  jednak 

gruntu  pod  nogami,  a  śliski,  spadzisty  teren  uniemożliwiał  jej 

wydostanie  się  z  koryta  rzeki.  Brakowało  jej  zresztą  siły,  by  tego 

spróbować. Pozostało tylko kurczowo chwycić się sterczącego z ziemi 

korzenia i modlić, by pomoc przyszła w porę. 

Niebiosa  wysłuchały  jej  modlitwy.  Już,  już  wydawało  jej  się,  że 

nie  utrzyma  Lizzie  ani  chwili  dłużej,  gdy  tuż  nad  nią  rozległ  się 

krzepiący  męski  głos  i  mocne  ramię  uwolniło  ją  od  ciężaru,  który 

udało jej się ocalić przed niechybną śmiercią. 

Chwilę  potem  sama  została  wyciągnięta  z  wody.  Z  całej  siły 

przywarła  do  muskularnego  męskiego  torsu,  a  ramionami  oplotła 

wybawicielowi  szyję,  bardzo  podobnie  jak  kilka  minut  wcześniej 

uwiesiła  się  na  niej  Lizzie.  Jej  wybawca  zdawał  się  nie  mieć  nic 

przeciwko  temu,  bo  wcale  nie  próbował  się  uwolnić,  wręcz 

przeciwnie,  szeptał  kojące  słowa,  których  i  tak  nie  była  w  stanie 

zrozumieć, bo pękała jej głowa i wciąż nie mogła złapać tchu. 

Dopiero gdy nieco wyrównała oddech i poczuła, że może ustać na 

własnych  nogach  bez  pomocy,  oswobodziła  się  z  uścisku.  Zaraz 

potem  pojawiła  się  lady  Exmouth  z  kocem,  a  za  nią  zasapany  sir 

Percy.  Dama  bez  chwili  zwłoki  owinęła  wełnianym  kocem 

przerażoną, rozszlochaną Lizzie, zerknęła na Robinę i wydała okrzyk 

przerażenia. 

background image

- Na Jowisza! - mruknął sir Percy, spoglądając w tę samą stronę, 

po czym szybko włożył do oka monokl. 

-  Danielu,  daj  swój  surdut...  szybko  -  zakomenderowała  lady 

Exmouth słabnącym głosem. - Biedaczce na pewno jest zimno. 

Jedno  spojrzenie  na  Robinę  wystarczyło  Danielowi,  by  pojąć 

ogrom  matczynej  trwogi,  i  zrozumieć,  dlaczego  w  spojrzeniu  sir 

Percy'ego  było  tyle  męskiego  entuzjazmu  dla  piękna.  Mokra  suknia 

Robiny przylgnęła do ciała jak druga skóra, zdradzając każdy szczegół 

kobiecej  urody  i  nie  pozostawiając  wyobraźni  patrzącego  żadnego 

poła do popisu. 

Powściągając  chęć  nasycenia  się  tym  widokiem  i  ignorując 

protesty Robiny, która nie chciała przyjąć okrycia, Daniel narzucił jej 

surdut na ramiona, po czym nie tracąc czasu, zajął się winowajczynią 

całego zajścia, które omal nie skończyło się tragicznie. 

Wziął  Lizzie  na  ręce  i  pierwszy  wyszedł  z  lasu,  zostawiwszy 

Robinę pod troskliwą opieką matki. Zanim dama ze swą podopieczną 

również  wyłoniły  się  spomiędzy  drzew,  Robina  zdążyła  zapewnić 

lady  Exmouth,  że  mimo  tej  przygody  nic  jej  nie  jest  poza  kilkoma 

siniakami, zadrapaniem na prawej ręce i lekkim przemarznięciem. 

-  Przynajmniej  z  rozgrzaniem  pani  nie  będziemy  mieli  kłopotu  - 

stwierdził  sir  Percy  i  wielkimi  krokami  przemierzył  łąkę  do  miejsca, 

gdzie  siedział  lord  Phelps.  -  Panna  Perceval  bardziej  potrzebuje  tego 

niż  pan  -  orzekł  zdecydowanie  i  wyciągnął  koc  spod  zaskoczonego 

młodzieńca. 

background image

-  Wielkie  nieba!  -  powiedział  osłupiały  Phelps,  zatrzymując 

wzrok na Robinie. 

Jak  na  kogoś,  kto  najczęściej  zdawał  się  bujać  w  obłokach, 

wykazał  się  tym  razem  zadziwiająco  taksującym  i  przenikliwym 

spojrzeniem. 

-  Czyżby  doszło  do  wypadku?  -  spytał,  dowodząc  tym,  że  od 

czasu,  gdy  rozsiadł  się  na  trawie,  nie  interesowało  go  nic  oprócz 

szkicu. - Czy pani wpadła do rzeki, panno Perceval?  

Sir Percy ostentacyjnie zasłonił sobie oczy. 

- Wielki Boże, miej nas w swojej opiece! - mruknął i nie siląc się 

na wyjaśnienie, odprowadził dość rozbawione damy do powozu. 

Później,  po  zdjęciu  przemoczonej  i  ubłoconej  sukni,  Robina 

mogła  wygrzać  obolałe  ręce  i  nogi  w  aromatycznej  kąpieli.  Pinner, 

która  zawsze  zdradzała  wielką  słabość  do  panienki,  zrzędziła  jak 

matką kwoka.  

Robina  przyjmowała  te  przejawy  nadopiekuńczości  bez 

protestów, ale gdy Pinner, pomógłszy  odzyskać nieskazitelny  wygląd 

bohaterce  dnia,  oznajmiła,  że  wezwano  doktora  i  wkrótce  należy  się 

spodziewać  jego  wizyty,  Robina  uznała,  że  jak  na  jeden  dzień 

wystarczy tej troskliwości. 

- Nie chcę doktora, Pinner. Poza tym oprócz skaleczenia ręki nic 

mi  nie  dolega,  więc  nie  warto  marnować  jego  cennego  czasu  z 

powodu takiego drobiazgu. 

- Pan nalegał, panienko. 

background image

Pierwszy  raz  Pinner  miała  okazję  zobaczyć  w  łagodnych  oczach 

Robiny błysk złości. Jeśli nawet zwykle bardzo zrównoważona córka 

pastora  zamierzała  powiedzieć  coś  niestosownego,  to  w  porę  ugryzła 

się w język, bo drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł pulchny niski 

mężczyzna ze skórzaną torbą. 

Uśmiechając  się  jak  dobrotliwy  wujek,  doktor  wysłuchał 

cierpliwie  zapewnień  Robiny,  że  nic  jej  nie  jest,  po  czym  szybko 

zrobił,  co  należało,  by  po  krótkim  badaniu  potwierdzić,  że  zdrowie 

pacjentki  jest  w  jak  najlepszym  stanie.  Obiecał  też  wkrótce  przysłać 

pomocnika ze słoiczkiem maści do smarowania skaleczonej ręki.  

- Czy miał pan już okazję zbadać pannę Lizzie, doktorze? 

-  Tak,  panienko.  Nic  jej  się  nie  stało.  -  Cmoknął.  -  Naturalnie 

zawsze była bardzo pobudliwym dzieckiem. Tak jak jej droga mama... 

nieustannie w napięciu. Zostawiłem środek uspokajający, żeby łatwiej 

jej było zasnąć dziś wieczorem, a jutro z rana jeszcze ją odwiedzę, ale 

nie przewiduję żadnych komplikacji po tej niefortunnej przygodzie. 

-  Jego  lordowska  mość  bardzo  się  na  nią  gniewał  -  wyjawiła 

Pinner,  gdy  doktor  opuścił  pokój.  -  Podobno  srodze  ją  złajał  i  kazał 

leżeć  w  łóżku do końca dnia. Zagroził też, że jeśli go nie usłucha, to 

natychmiast odeśle ją do Courtney Place. 

- Och, nie - jęknęła Robina, trochę współczując dziewczynce, ale 

Pinner pozostała surowa. 

- Jeśli chce panienka znać moje zdanie, to i tak o wiele za długo 

jej  pobłażano.  Nie  mówię,  że  nie  należało  jej  się  trochę  mniej 

surowości  po  śmierci  matki,  ale  panienka  Lizzie  zawsze  lubiła  być 

background image

niegrzeczna.  Teraz  pan  chyba  wreszcie  zrozumiał,  że  musi  ją  krócej 

trzymać, żeby nie wyrosła na całkiem zepsute dziecko.  

Podsłuchałam,  jak  pan  mówił  do  starszej  pani,  że  gdyby  panna 

Robina nie wyciągnęła panienki z rzeki, to on przybiegłby za późno. - 

Oczy  służącej  zrobiły  się  podejrzanie  wilgotne.  -  Panna  Robina  jest 

prawdziwą bohaterką. 

Bardzo  zakłopotana  tą  niezasłużoną  pochwałą  Robina  usiłowała 

przekonać służącą, że w tym, co zrobiła, nie było nic bohaterskiego, i 

każdy na jej miejscu zachowałby się podobnie, ale Pinner w ogóle nie 

chciała  jej  słuchać.  Z  jej  punktu  widzenia  córka  pastora  była 

niepospolitą  istotą  namaszczoną  przez  samego  Boga,  kimś 

niezwykłym  i  godnym  najwyższego  szacunku,  toteż  żaden  argument 

Robiny po prostu nie mógł do niej trafić. 

Uznawszy,  że  jedynie  upływ  czasu  może  przywrócić  służącej 

nieco  większą  trzeźwość  sądu,  Robina  poszła  do  pokoju  dziewcząt 

sprawdzić,  jak  się  miewa  Lizzie.  Dziewczynka,  przestraszona 

wypadkiem,  była  bardzo  przygaszona  przez  całą  drogę  powrotną  do 

domu.  Robina  nie  sądziła  jednak,  by  tak  niezwykły  dla  Lizzie 

letargiczny stan mógł długo trwać. Nie zdziwiła się więc, odkrywszy, 

że  mała  siedzi  w  łóżku  i  z  wielkim  zainteresowaniem  słucha  bajki, 

czytanej jej przez siostrę. 

Wejście  Robiny  wywołało  dwie  zgoła  różne  reakcje.  Hanna 

zerwała  się  z  krzesła  przy  łóżku  i  szeroko  uśmiechnęła,  zachwycona 

jej  widokiem.  Lizzie,  przesławszy  wybawicielce  spojrzenie  pełne 

background image

winy,  pochyliła  głowę  i  nagle  bardzo  zainteresowała  się  wzorem  na 

pościeli. 

Dzięki  swojej  wiedzy  o  postępowaniu  z  dziewczętami  w  tym 

wieku  Robina  natychmiast  zrozumiała  przyczynę  tego  mało 

entuzjastycznego powitania ze strony młodszej siostry. 

- Nie przyszłam tu, żeby cię łajać - powiedziała. 

Tym  zapewnieniem  wywołała  natychmiastowy  odzew:  dziecko 

szelmowsko się uśmiechnęło i zachichotało. 

-  Czy  nie  było  to  podniecające,  Robino?  Przeżyłyśmy  dzisiaj 

prawdziwą przygodę! 

-  Podniecające?  -  Hanna  zerknęła  na  siostrę  z  irytacją.  -  Mogłaś 

umrzeć, głupia! Wiesz, co papa powiedział. Gdyby nie Robina, już by 

cię tutaj nie było. 

- Eee... wiem - z ociąganiem przyznała Lizzie. - Ale Robina mnie 

uratowała, więc wszystko jest w porządku, prawda? 

Hanna, ku  rozbawieniu  Robiny,  wyciągnęła  błagalnie  ramiona  w 

stronę sufitu. 

-  Poddaję  się!  Jesteś  beznadziejna...  Zupełnie  beznadziejna. 

Przecież  wiesz,  co  zrobi  z  tobą  papa,  jeśli  jeszcze  raz  będziesz 

niegrzeczna  -  przypomniała  jej.  -  A  mówił  poważnie,  bo  był  bardzo 

zły. 

-  Wiem  -  bąknęła  Lizzie,  nerwowo  skubiąc  pościel.  -  Obiecałam 

mu, że już tak nie postąpię. Nie będę zbliżać się do rzeki, dopóki papa 

nie  nauczy  nas  pływać.  -  Spojrzała  z  podnieceniem  na  Robinę,  która 

background image

stanęła  przy  łóżku.  -  Papa  obiecał,  że  kiedy  jesienią  wróci  do  domu, 

nauczy pływać i mnie, i Hannę. Czy ciebie też papa nauczył pływać? 

-  Hm...  niezupełnie  -  wyznała,  zastanawiając  się,  jak 

zareagowałby jej ojciec, gdyby miał kiedykolwiek dowiedzieć się o tej 

niezwykłej  umiejętności  córki.  Bardzo  wątpiła,  czy  wykazałby  tyle 

samo  entuzjazmu,  co  lord  Exmouth.  -  Nie.  Nauczyłam  się  od 

przyjaciółki. 

-  Papa  mówi,  że  dziewczynki  nie  powinny  być  gorsze  od 

chłopców, i sam nie rozumie, dlaczego wcześniej nie przyszło mu do 

głowy,  żeby nauczyć nas pływać - oznajmiła Hanna, która wydawała 

się mniej rozentuzjazmowana tą perspektywą niż młodsza siostra. - Ja 

nie miałabym nic przeciwko tej nauce gdyby... no, gdybyś to ty mnie 

uczyła, Robino - wyznała, lekko się rumieniąc. - Bądź co bądź, to nie 

jest zbyt stosowne, prawda? 

-  Nie  bądź  głupia!  -  parsknęła  Lizzie,  gdy  Robina  z  pełnym 

zrozumieniem  dla  skromności  starszej  dziewczynki  zamierzała 

podsunąć  jej  mysi,  że  gdyby  panna  Halliwell  umiała  pływać,  to 

pewnie  udałoby  się  ją  namówić  na  takie  lekcje.  -  Przecież  papa  w 

ogóle  nie  patrzył  na  Robinę,  kiedy  wyciągnął  ją  z  rzeki  -  ciągnęła 

mała,  niefrasobliwie  ignorując  ostrzegawcze  spojrzenie  siostry.  -  A 

ona wyglądała wtedy tak, jakby nic na sobie nie miała. 

- Lizzie, jak możesz!- skarciła ją surowo Hanna, ale szkoda już się 

stała.  Biedna  Robina  okryła  się  pąsem,  dobrze  bowiem  wiedziała,  że 

Lizzie powiedziała najprawdziwszą prawdę. 

background image

Owszem,  zauważyła  wyraz  nieukrywanego  zachwytu  na  twarzy 

sir  Percy'ego,  wtedy  jednak  sądziła,  że  jest  to  pochwała  za  jej 

dzielność  w  ratowaniu  córki  Daniela.  Ależ  była  naiwna!  Powinna 

pomyśleć,  że  cienka  muślinowa  suknia,  choć  skromna  i  jak 

najbardziej  stosowna  dla  młodej  damy,  po  przemoczeniu  staje  się 

całkiem przezroczysta. 

Przypomniała  sobie  również  co  innego.  Jak  mocno  tulił  ją  do 

siebie Daniel po wyciągnięciu z rzeki i jak sama lgnęła do niego w tej 

cudownej  chwili,  gdy  czuła  się  bezpieczna,  chroniona  i  doceniona. 

Czyżby  trzymając  ją  w  ten  sposób,  chciał  jedynie  ukryć  nieskromny 

stan 

jej 

garderoby? 

To 

przypuszczenie, 

przecież 

całkiem 

prawdopodobne,  o  dziwo,  zakłopotało  ją  znacznie  bardziej  niż 

odkrycie,  że  nieświadomie  wystawiła  swoje  wdzięki  na  widok 

publiczny ku niewątpliwemu zadowoleniu mężczyzn. 

Nagle  uświadomiła  sobie,  że  jest  pod  ostrzałem  dwóch  par 

dziecięcych oczu, postarała się więc zbagatelizować problem i szybko 

zmieniła  temat,  roztaczając  przed  dziewczynkami  plany  różnych 

atrakcji, którymi można by wypełnić ich czas w Brighton.  

Może  nawet  udałoby  jej  się  całkiem  wyrzucić  z  pamięci  ten 

kompromitujący epizod, gdyby nie to, że kilka minut później, gdy po 

opuszczeniu dziecięcego pokoju znalazła się na schodach, stanęła oko 

w oko z Danielem. 

Nie  było  sposobu  na  uniknięcie  spotkania.  Gdyby  odwróciła  się 

do niego plecami i uciekła na górę szukać azylu w swoim pokoju, bez 

wątpienia  wzbudziłaby  u  niego  wręcz  haniebne  domniemania.  Dużo 

background image

lepiej  było  już  stanąć  do  konfrontacji  i  po  prostu  nie  przywiązywać 

nadmiernej wagi do wcześniejszej przygody. 

-  Właśnie  zajrzałam  do  pańskiej  syrenki,  żeby  sprawdzić,  jak  się 

czuje. Zdaje mi się, że kąpiel ani trochę jej nie zaszkodziła. 

-  A  pani?  -  Zatrzymał  się  o  dwa  stopnie  niżej  i  odchyliwszy 

głowę, spojrzał prosto w jej twarz. 

-  Ja  też  czuję  się  dobrze.  W  hrabstwie  Northampton  mieszkają 

zdrowi  ludzie  -  powiedziała  z  wdziękiem.  -  Wszystkie  panny  są 

krzepkie. 

- I odważne - dodał Daniel.  

Ujął jej prawą rękę, lekko drżącą w tym uścisku, i zaczął oglądać 

połamane paznokcie i zadrapania na wierzchu dłoni. Ani przez chwilę 

nie  wątpił,  że  taka  skromna  panna  jak  Robina  wolałaby  raczej 

zapomnieć  o  tym,  co  stało  się  wcześniej.  Musiała  być  czymś 

zakłopotana,  bo  unikała  jego  spojrzenia,  uznał  więc,  że  nie  należy 

przeciągać tego spotkania, i rzekł:  

- Nie mam sposobu, aby odpowiednio wyrazić pani wdzięczność i 

nawet  nie  będę  próbował.  Powiem  tylko,  że  chylę  czoło  przed  pani 

odwagą, ptaszyno. 

Musnął  wargami  wierzch  jej  dłoni,  po  czym  wyminął  Robinę  i 

poszedł na górę. Drugi raz tego dnia zostawił ją bez tchu, we władzy 

jakiejś  tajemniczej,  wielkiej  siły,  która  zmusiła  ją  do  wsparcia  się  na 

poręczy schodów. 

 

 

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY 

Robinie  w  ogóle  nie  przyszło  do  głowy,  że  jakikolwiek  jej  czyn 

może  wywołać  takie  poruszenie.  Szybko  przekonała  się,  że  służba  ją 

rozpieszcza  i  okazuje  jej  wprost  niezwykły  szacunek.  W  jadłospisie 

częściej  pojawiały  się  jej  ulubione  dania,  a  Stebbings  i  Pinner 

nieustannie  przekazywali  jej,  że  kucharka  chce  przygotować  jakiś 

specjał, żeby panna Perceval mogła go skosztować. 

Co  gorsza,  te  niespodziewane  wyrazy  uznania  spotykały  ją  nie 

tylko  ze  strony  domowników.  Wiadomość  o  wypadku  nad  rzeką, 

rozpowszechniona  prawdopodobnie  przez  sir  Percy'ego,  szybko 

rozeszła  się  w  towarzystwie  i  od  tej  pory  dzień  w  dzień  w  domu 

zjawiały  się  tłumy  ciekawskich,  którzy  postanowili  osobiście 

sprawdzić,  czy  w  plotkach  krążących  o  bohaterskim  czynie  panny 

Robiny Perceval jest choć ziarno prawdy. 

We  wszystkich  pokojach  stały  wazony  pełne  kwiatów,  w  tym 

olbrzymi  bukiet  pachnących  białych  lilii,  przysłany  przez  lorda 

Phelpsa i jego matkę. Ilekroć Daniel przechodził przez sień i mijał ten 

bukiet, marszczył czoło, choć nikt nie był pewien, czy przeszkadza mu 

silny zapach kwiatów, czy to, że przysłał je Simon Phelps.  

Robina  pocieszała  się  świadomością,  że  w  końcu  przestanie 

ściągać  na  siebie  powszechną  uwagę,  bo  towarzystwo  z  czasem 

znajdzie  sobie  nowy  obiekt  zainteresowania.  Na  szczęście  wraz 

opuszczeniem przez Hannę i Lizzie Brighton i ich wyjazdem w dalszą 

drogę do Dorset jej przewidywania się sprawdziły. 

background image

Robinie przykro było  żegnać się z siostrami, szczerze je bowiem 

polubiła,  wynagradzała  sobie  jednak  żal  przyjemną  myślą,  że  za  to 

lord  Exmouth  wróci  teraz  do  domu.  Wprawdzie  przebywanie  w 

towarzystwie  Hanny  i  Lizzie  sprawiało  jej  przyjemność,  nie  mogła 

jednak  zaprzeczyć,  że  brakuje  jej  czasu  wspólnie  spędzanego  z 

Danielem, gdy siedzieli obok siebie i czytali albo grali w karty. 

Niestety,  Daniel  wcale  nie  zdradzał  chęci  rychłego  powrotu  do 

domu  i  przynajmniej  na  razie  wydawał  się  całkowicie  zadowolony  z 

pobytu  u  przyjaciela,  Montague  Merrella.  Co  jeszcze  dziwniejsze, 

lady  Exmouth  nie  była  szczególnie  zaniepokojona  ociąganiem  się 

syna. Zresztą zanadto podniecało ją otrzymane zaproszenie na kolację 

w Pawilonie, by zajmowała myśli czymkolwiek innym. 

Przyjazd regenta do Brighton spowodował dalszy napływ gości do 

miasteczka  i  znaczne  wzbogacenie  kalendarza  towarzyskiego. 

Każdego  wieczoru  Robina  spędzała  przynajmniej  godzinę  w  swoim 

pokoju, by przygotować się do kolejnego przyjęcia, a w dniu kolacji w 

Pawilonie Pinner z wyjątkową starannością ułożyła jej włosy i ubrała 

ją w uroczą turkusową jedwabną suknię, którą wcześniej Robina miała 

na sobie tylko raz, podczas zaręczynowego przyjęcia Sophii Cleeve. 

Daniel  uprzejmie  zgodził  się  towarzyszyć  im  na  kolację  i  przez 

całą,  niedługą  zresztą  podróż  powozem  utrzymywał  Robinę  w  stanie 

rozbawienia,  pozwalając  sobie  na  dość  lekceważące  uwagi  o 

niegustownych  upodobaniach  architektonicznych  regenta  i  żałosnych 

przeróbkach, którym Jego Królewska mość wciąż poddaje swój „mały 

domek” nad morzem. 

background image

Mimo  podniecenia  perspektywą  zjedzenia  kolacji  w  Pawilonie 

Robina  nie  mogła  nie  zgodzić  się  z  Danielem.  Wszystkie  sale,  przez 

które  przechodziła  w  słynnej  budowli,  miały  ozdobny  wystrój  i 

kosztowne  umeblowanie,  na  które  nie  szczędzono  pieniędzy. 

Charakter  wnętrz  jednak  nie  pasował  do  wszystkich  gustów,  a  na 

pewno nie do upodobań Robiny. 

Wydawało się, że w słowniku regenta nie ma w ogóle takich słów, 

jak  prostota  i  powściągliwość.  Wszędzie  dookoła,  a  zwłaszcza  w 

jadalni,  gdzie  na  stole  ustawiono  zadziwiającą  liczbę  efektownie 

przybranych dań, były widoczne najrozmaitsze ekstrawagancje. 

W  miarę  upływu  czasu  i  przybywania  kolejnych  gości  w  sali 

bankietowej,  gdzie  tańczono,  panowała  coraz  większa  duchota. 

Robina  zdołała  znaleźć  nieco  chłodniejsze  miejsce  w  kącie  i 

próbowała  się  ukryć  za  ustawioną  tam  rozłożystą  palmą  w  donicy. 

Stąd  przyglądała  się  tłumowi  tańczących,  ubranych  z  niezwykłą 

elegancją w stroje mieniące się od klejnotów. 

Niestety,  jej  myśli,  jak  to  często  ostatnio  bywało,  zbłądziły  i 

zaczęła dumać, co przyniesie jej przyszłość po opuszczeniu Brighton i 

rozstaniu  z  wszystkimi  tutejszymi  wspaniałościami.  Zajęta  tym  nie 

zauważyła zbliżającego się wysokiego, postawnego mężczyzny. 

-  A  to  co  takiego?  -  Na  dźwięk  znajomego,  bardzo  przyjemnego 

głosu,  aż  podskoczyła.  -  Chowanie  się  po  kątach  jest  do  ciebie 

niepodobne. 

-  Wcale  nie  chowam  się  po  kątach,  jak  pan  to  nazwał  -  odparła, 

zastanawiając się, jak długo była obserwowana. - Po prostu staram się 

background image

nie  zwracać  na  siebie  uwagi.  Jest  bardzo  gorąco,  Danielu.  Nie 

chciałam  ryzykować  dalszej  obecności  na  parkiecie,  więc  stanęłam  z 

boku, żeby nie poproszono mnie do tańca. 

Wydał się usatysfakcjonowany tym tłumaczeniem. 

-  Tu  rzeczywiście  jest  duszno.  Może  przejdziemy  do  oranżerii? 

Tam powietrze powinno być trochę przyjemniejsze. 

Tego  nie  trzeba  jej  było  dwa  razy  powtarzać.  Wsparta  na  jego 

ramieniu  pozwoliła  się  zaprowadzić  do  wielkiego  przeszklonego 

pomieszczenia, gdzie było wyraźnie chłodniej i mniej tłoczno, chociaż 

wśród zieleni kryło się kilka par. 

-  O  czym  myślisz?  -  spytał,  gdy  doszli  do  końca  drogi  przez 

oranżerię  i  usiedli  na  dwóch  wiklinowych  krzesłach.  -  Wydajesz  się 

całkiem  pogrążona  w  swoim  świecie.  Czyżby  nie  podobał  ci  się 

królewski przepych? 

- Bardzo mi się podoba, choć jest nieco przytłaczający. 

Odpowiedź padła szybko, ale ponieważ Daniel był już ekspertem 

w  dziedzinie  nastrojów  panny  Perceval,  uznał,  że  zostało  to 

powiedziane  zbyt  machinalnie,  jakby  rozmówczyni  błądziła  myślami 

gdzie indziej. 

- Czy coś cię trapi? - spytał łagodnie, ale tym razem nie doczekał 

się  odpowiedzi.  -  Nie  krępuj  się,  ptaszyno,  przecież  jesteśmy 

przyjaciółmi, czyż nie? A prawdziwi przyjaciele nie powinni obawiać 

się zwierzeń. 

Przyjaciele?  Kiedyś  takie  określenie  byłoby  dla  niej  bardzo 

krzepiące, ale teraz… 

background image

- Myślałam o tym, jak przyjemny jest dla mnie pobyt w Brighton. 

Dziwne, ale czuję się tu o wiele lepiej niż w stolicy. 

Na jego twarzy odmalowało się niedowierzanie. 

- Wybacz mi, że to mówię, ale jeszcze kilka minut temu wcale nie 

wyglądałaś na zadowoloną. 

Nie  mogła  się  nie  uśmiechnąć,  słysząc  tak  szybką  i  szczerą 

odpowiedź. 

- To dlatego, że myślałam również, ile stracę, wracając do Abbot 

Quincey.  -  Mimo  woli  westchnęła.  -  Stanowczo  za  bardzo 

przyzwyczajam się do luksusu, Danielu. Martwi mnie to. 

Przyglądał  jej  się  w  milczeniu,  jego  twarz  przybrała  całkiem 

nieprzenikniony wyraz. 

- Co każe ci sądzić, że musisz zrezygnować z takiego życia? Jeśli 

nie  podoba  ci  się  perspektywa  powrotu  do  hrabstwa  Northampton,  z 

pewnością możesz rozważyć inne możliwości. 

- Na przykład? 

-  Małżeństwo.  -  W  spojrzeniu,  które  jej  przesłał,  było  znacznie 

więcej  niż  szczypta  cynizmu.  -  Przecież  właśnie  z  zamiarem 

znalezienia sobie męża opuściłaś Abbot Quincey. 

Nie  poczuła  się  tym  urażona.  Daniel  z  pewnością  nie  chciałby 

celowo  sprawić  jej  przykrości,  z  zasady  mówił  bez  ogródek,  toteż 

przyzwyczaiła  się  już,  że  niekiedy  jego  uwagi  bywają  dość 

bezceremonialne. 

- W pańskich ustach brzmi to jak coś małostkowego - stwierdziła, 

ale  nie  próbowała  mu  zaprzeczyć.  -  Naturalnie  ma  pan  rację. 

background image

Większość  młodych  kobiet  przyjeżdża  na  sezon  do  Londynu  właśnie 

w  tym  celu.  Ja  miałam  więcej  szczęścia  niż  wiele  spośród  nich. 

Dostałam  dwie  propozycje  małżeństwa,  obie  jednak  bez  żalu 

odrzuciłam. 

Nie  dodała,  że  stało  się  to  z  pełną  aprobatą  jej  matki,  która 

kierowała  się  nadzieją  na  trzecie,  znacznie  bardziej  korzystne 

oświadczyny. 

- Obaj dżentelmeni byli wielkiej zacności, ale nie zaskarbili sobie 

moich uczuć. 

I znów spoczęło na niej przenikliwe spojrzenie piwnych oczu. 

-  A  czy  naprawdę  żaden  odpowiedni  dżentelmen  nie  wzbudził 

pani  zainteresowania  już  po  przyjeździe  do  Brighton?  Na  przykład 

pan  Frederick  Ainsley?  Przez  ostatnie  tygodnie  najwyraźniej  darzy 

panią  względami,  a  pani  również  zdaje  się  nie  unikać  jego 

towarzystwa. 

Niewątpliwie  nie  miała nic przeciwko  spotykaniu pana  Ainsleya. 

Całkiem  go  lubiła,  i  to  od  pierwszej  chwili.  Czy  jednak  byłaby 

zadowolona,  mając  spędzić  z  nim  resztę  życia?  To  już  było  inne 

pytanie. 

Dziwne,  ale  Robina  nigdy  poważnie  nie  rozważała  możliwości 

związania  się  z  Frederickiem  Ainsleyem.  Ani  przez  chwilę  nie 

wątpiła, że pan Ainsley jest kandydatem na troskliwego i kochającego 

męża.  Pod  wieloma  względami  przypominał  jej  ojca.  Obaj  byli 

inteligentni, obaj szczerze oddani swojemu powołaniu.  

background image

Ale  chyba  właśnie  to  było  przyczyną,  że  Robina  nie  zamierzała 

dopuścić  do  zacieśnienia  znajomości  z  panem  Ainsleyem.  Nigdy  nie 

ukrywała,  że  w  Abbot  Quincey  spędziła  bardzo  szczęśliwe 

dzieciństwo. Mimo to nie miała najmniejszej ochoty zmienić w swoim 

życiu jedynie plebanii. 

Coraz bardziej przyzwyczajała się do zupełnie innego stylu życia. 

I to jej się podobało! Naturalnie wcale nie wiązała swojej przyszłości 

wyłącznie z przyjęciami i innymi atrakcjami towarzyskimi. W tym nie 

widziałaby nic pociągającego. 

Chciała  wyjść  za  mąż  i  mieć  dzieci.  Ale  najważniejsze  było  dla 

niej, by poślubić mężczyznę, którego mogłaby kochać i szanować. Jej 

ideał gdzieś już na nią czekał, tego była pewna, a mimo to nie umiała 

go sobie wyobrazić. Obraz tego człowieka, jaki miała w głowie, wciąż 

był zamazany. 

-  Tak,  chciałabym  wyjść  za  mąż,  Danielu.  Zdecyduję  się  na  to 

dopiero  wtedy,  kiedy  spotkam  mężczyznę,  którego  pokocham.  -  A 

więc  zdradziła  swoje  najskrytsze  myśli.  -  Nigdy  nie  zawarłabym 

małżeństwa  tylko  dla  poczucia  bezpieczeństwa  albo  tylko  po  to,  by 

mieć własny dom. 

Roześmiała się dźwięcznie, trochę zakłopotana. 

-  Och,  sama  nie  wiem,  Danielu.  Może  za  wiele  wymagam  od 

życia.  To  prawda,  że  miałam  więcej  szczęścia  niż  wiele  innych 

panien. Tylko że... - Jak to wytłumaczyć? -  W moim życiu nigdy nie 

zdarzyło  się  nic  naprawdę  ekscytującego.  Każda  panna  marzy  o 

background image

spotkaniu  rycerza  z  bajki,  dzielnego  Galahada,  który  ocali  ją  przed 

niebezpieczeństwem, a potem beznadziejnie się w niej zakocha.  

Pan  może  się  śmiać  -  ciągnęła,  gdy  po  tym  wyznaniu  usłyszała 

głośny  wybuch  śmiechu.  -  Pan  jest  mężczyzną  i  bez  wątpienia  miał 

niejedno  ekscytujące  doświadczenie.  Tymczasem  moje  życie  jeszcze 

kilka tygodni temu było zupełnie bezbarwne. 

Daniel  nadal  się  uśmiechał,  ale  gdy  się  odezwał,  nie  ulegało 

wątpliwości, że mówi szczerze i bez ironii. 

- Wydaje mi się, że to rozumiem, ptaszyno. Coś ekscytującego od 

czasu do czasu na pewno nikomu nie zaszkodzi. A więc masz nadzieję 

spotkać swojego sir Lancelota. 

-  Galahada  -  poprawiła  go  zawstydzona,  że  przyznała  się  do  tak 

dziecinnego  marzenia.  -  Ponieważ  jednak  ziszczenie  się  tej  nadziei 

jest mało prawdopodobne, próbuję przyzwyczaić się do myśli, że będę 

wiodła życie guwernantki. 

-  Wielkie  nieba!  To  jednak  dużo  skromniejszy  plan  niż  życie  u 

boku dzielnego rycerza. 

- Owszem - przyznała - ale za to więcej w nim realizmu. 

Daniel  wyjął  jej  z  ręki  wachlarz,  rozłożył  go  i  zaczął  się 

przyglądać delikatnemu rysunkowi przedstawiającemu kwiaty. 

-  Czy  zapomniała  już  pani,  że  mama  proponowała  jej  pobyt  w 

Bath w charakterze damy do towarzystwa? 

Robina  dobrze  pamiętała  tę  rozmowę,  ale  nie  potraktowała  słów 

lady Exmouth poważnie. 

- Pańska matka z pewnością tylko żartowała. 

background image

- Nie sądzę. Ona bardzo panią lubi.  

Wyglądał  tak,  jakby  chciał  powiedzieć  coś  jeszcze,  ale 

najwyraźniej  zmienił  zdanie.  Szybko  oddał  jej  wachlarz,  po  czym 

wstał. 

-  Ma  pani  dość  czasu,  aby  rozważyć  propozycję  mojej  matki. 

Sezon  w  Brighton  trwa  dość  długo.  Tymczasem  możemy  wrócić  na 

salę i dalej się weselić. 

Byli w pół drogi przez oszkloną budowlę, gdy zauważyli, że przy 

drzwiach zaczynają gromadzić się ludzie. Grupka nagle się rozstąpiła i 

do  oranżerii  wszedł  wypróbowany  przyjaciel  Daniela,  Montague 

Merrell,  w  towarzystwie  nie  kogo  innego,  a  samego  regenta.  Robina 

naturalnie  wiedziała,  że  przyjaciel  Daniela  pozostaje  w  przyjaźni  z 

przyszłym królem.  

Tuż  przed  kolacją  widziała,  jak  pan  Merrell  wchodzi  na  salę  w 

grupce  osób  otaczającej  regenta.  Wtedy  nie  miała  szansy  zostać 

przedstawiona  monarsze,  za  to  teraz  nie  mogła  tego  uniknąć.  Regent 

potoczył  wzrokiem  po  oranżerii  i  jego  nalana  twarz  rozjaśniła  się  na 

widok znajomej postaci. 

-  Exmouth,  stary  druhu!  -  Jak  na  dżentelmena  o  tak  obfitych 

kształtach  poruszał  się  z  zaskakującą  lekkością.  -  Tu  obecny  Monty 

poinformował  mnie,  że  znajdujesz  się  wśród  gości.  Jak  to  dobrze 

znowu zobaczyć cię w towarzystwie! 

-  Dziękuję,  sir.  -  Daniel  zauważył,  że  spojrzenie  przyszłego 

monarchy kieruje się na Robinę, więc szybko ją przedstawił. 

background image

Z  gracją  dygnęła  i  poczuła,  jak  jej  dłoń  otaczają  ciepłe,  pulchne 

palce. 

-  Pyszności!  Pyszności!  -  rozpromienił  się  regent,  z  uznaniem 

mierząc ją wzrokiem.  

Robina  poczuła  się  jak  wyjątkowo  smakowity  kąsek  podany  mu 

na talerzu. 

-  Panna  Perceval  przebywa  razem  z  nami  w  Brighton.  Jest  pod 

opieką  mojej  matki  -  wyjaśnił  szybko  Daniel  na  wypadek,  gdyby 

władca miał jeszcze jakieś wątpliwości co do reputacji Robiny. 

-  Wspaniale!  -  Przyszły  król  ostatni  raz  uścisnął  smukłe  palce 

Robiny  i  uwolnił  jej  dłoń..-  A  jak  się  miewa  twoja  droga  matka, 

Exmouth? Ufam, że zdrowie jej dopisuje. 

- O, tak, sir. Jak zawsze. 

-  Wspaniale!  Wspaniale!  -  powiedział  znowu  i  zwrócił  się  do 

Merrella. - Zostawmy, Monty, Exmoutha, niech odprowadzi tę pyszną 

pannę  pod  opiekuńcze  skrzydła  matki,  a  my  chodźmy  poszukać 

Wilmingtona. O ile pamiętam, mówiłeś, że i on tu dziś będzie. 

- Zaiste jest - potwierdził pan Merrell i szelmowsko mrugnąwszy 

okiem do Daniela, wrócił z regentem do sali bankietowej. 

Daniel i Robina ruszyli za nimi w stosownej odległości i po chwili 

znaleźli  lady  Exmouth  wśród  osób  zgromadzonych  w  drugim  końcu 

sali. 

-  Nie  kto  inny  jak  regent  we  własnej  osobie  polecił  mi 

odprowadzić  Robinę  pod  twoją  opiekę  -  oznajmił  Daniel, 

background image

wywabiwszy matkę z kręgu. - Ponieważ nie śmiałbym przeciwstawić 

się woli króla, oto panna Perceval. 

-  Na  Boga,  gdzieś  ty  była,  moje  dziecko?  Ostatnio  gdy  cię 

widziałam, tańczyłaś z lordem Farleyem. 

-  Och,  Robina  tymczasem  awansowała  w  hierarchii  społecznej, 

mamo - odrzekł Daniel, zanim Robina zdążyła powiedzieć cokolwiek 

na  temat  swojej  długiej  nieobecności.  -  Zawarła  znajomość  z  jego 

królewską mością. 

- Naprawdę? - Lady Exmouth spoglądała podniecona to na jedno, 

to  na  drugie.  -  Poznałaś  regenta,  dziecko?  Czy  przedstawiłeś  ją, 

Danielu? Miałam nadzieję, że uda się to zrobić. Co sądzisz o naszym 

przyszłym królu? 

- Dość przytłaczający, proszę pani. 

-  Chcesz  chyba  powiedzieć,  że  ma  nadwagę  -  poprawiła  ją  lady 

Exmouth. 

-  Ostrożnie,  mamo  -  zwrócił  jej  uwagę  syn.  -  Są  tacy,  którzy 

popadli w niełaskę za drobniejsze przewinienia. 

Lady  Exmouth  zamierzała  powiedzieć,  że  wcale  nie  minęła  się  z 

prawdą, gdy do jej uszu dobiegł niegodny damy pisk. Obróciwszy się, 

zobaczyła zmierzającą ku nim żywiołową niewiastę, ubraną w suknię 

koloru bursztynowego.  

-  Wielkie  nieba!  -  zawołała  starsza  pani  i  serdecznie  uściskała 

sprawczynię pisku. - Co ty tu robisz, dziecko? 

- Sądzę, że to samo co ty, ciociu Lavinio. 

background image

Uwolniwszy  się  z  czułego  uścisku,  nowo  przybyła  niewiasta 

zwróciła  się  do  Daniela  i  bezwstydnie  głośno  cmoknęła  go  w 

policzek. 

-  Nie  spodziewałam  się,  że  tu  na  ciebie  wpadnę,  drogi  kuzynie  - 

przyznała, spoglądając na niego ciemnymi oczami, w których skrzyły 

się diabelskie ogniki. - Zawsze myślałam, że masz więcej smaku. Ho, 

ho, aleś się zmienił! 

- A ty najwyraźniej nie, zuchwała kobieto! - odparł z uśmiechem. 

-  I  bądź  grzeczna  przez  chwilę,  to  przedstawię  ci  pannę  Robinę 

Perceval. To jest moja kuzynka, lady Arabella Tolliver, przekleństwo 

mojego życia. 

-  O  ty  paskudniku!  -  Lady  Arabella  Tolliver  ze  śmiechem 

chwyciła dłoń Robiny i uścisnęła ją oburącz. - Jest mi bardzo miło, że 

możemy  się  poznać,  panno  Perceval.  Słyszałam  już  plotki,  że  ciotka 

Lavinia wzięła pod swe opiekuńcze skrzydła bardzo urodziwą pannę. 

-  Zanim  ulegniesz  pokusie  ujawnienia  następnych  plotek  - 

przerwała  jej  starsza  pani  -  powinnyśmy  chyba  znaleźć  sobie  jakiś 

zaciszny kąt, najlepiej taki, gdzie można usiąść. 

Zwróciła się do syna i zdążyła jeszcze dostrzec błysk rozbawienia 

w  jego  oczach,  więc  na  wszelki  wypadek  szybko  poprosiła  go  o 

przyniesienie  napojów.  Potem  bez  dalszych  ceregieli  zaprowadziła 

swoje młode podopieczne w najdalszy kąt sali, gdzie stały trzy wolne 

krzesła. 

background image

-  No  dobrze,  Arabello  -  odezwała  się,  gdy  wszystkie  zajęły 

miejsca - opowiadaj, co cię sprowadza do Brighton. W ostatnim liście 

nie wspominałaś, że zamierzasz tu przyjechać. 

-  Och,  ciociu  Lavinio,  powinnaś  znać  mnie  lepiej  i  wiedzieć,  że 

nigdy  niczego  nie  planuję.  Wszystko  robię  pod  wpływem  impulsu. 

Poza tym dlaczego miałoby mnie tutaj nie być? Moja żałoba dobiegła 

końca  wiele  tygodni  temu.  -  Spojrzała  z  rozmarzeniem  na  spódnice 

swojej uroczej bursztynowej sukni. - Nawet szkoda... Było mi bardzo 

do twarzy w kirze. 

- Doprawdy, Arabello! - skarciła ją ciotka, uważając, żeby się nie 

roześmiać.  -  Co  sobie  ludzie  pomyślą,  gdy  będziesz  opowiadać  takie 

rzeczy? 

Potem  zwróciła  się  do  Robiny,  która  również  przygryzała  wargi, 

żeby nie roześmiać się z gadaniny lady Tolliver. 

- Jeśli jeszcze nie zgadłaś, moja droga, ta zuchwała młoda kobieta 

jest  moją  siostrzenicą,  jedyną  córką  drogiej  Emily,  niech  jej  ziemia 

lekką  będzie.  Moja  siostra  zmarła  przy  drugim  porodzie,  wydając  na 

świat  martwe  dziecko,  dlatego  Arabella  spędziła  wiele  czasu  w 

Courtney  Place.  Myślę,  że  traktuje  to  miejsce  jak  swój  drugi  dom,  a 

Daniela jak brata. 

-  Z  pewnością  traktuję  Courtney  Place  jak  swój  dom,  ciociu,  ale 

czy  kiedykolwiek  uważałam  Daniela  za  brata  -  to  zupełnie  inna 

kwestia. 

Robina wychwyciła ironiczną nutę w tonie lady Tolliver. Trudno 

było  jednak  ocenić,  czy  starsza  pani  odniosła  podobne  wrażenie,  bo 

background image

zaraz  potem  jej  uwagę  przykuł  Daniel  wracający  z  lokajem,  który 

niósł  na  srebrnej  tacy  cztery  kieliszki  szampana.  Gdy  wszyscy 

skosztowali  już  trunku,  Daniel  zwrócił  się  do  kuzynki i  spytał,  gdzie 

się zatrzymała. 

-  Drogi  Roderick  wynajął  dom  na  całe  lato.  Biedak  nawet  nie 

chciał  słyszeć  o  zostawieniu  mnie  na  łasce  losu,  kiedy  fatalnie  się 

przeziębiłam  i  nie  mogłam  potem  dojść  do  siebie.  Zamierzaliśmy 

ściągnąć tu w połowie czerwca, ale udało nam się wyjechać z Devonu 

dopiero przed kilkoma dniami. 

- Ufam, że już w pełni odzyskałaś zdrowie. 

-  Tak,  kuzynie,  i  spieszno  mi  do  nadrobienia  straconego  czasu.  - 

Na  jej  szerokich  ustach  niespodziewanie  wykwitł  uśmiech.  -  O,  jest 

mój drogi Roddy - oznajmiła, spoglądając ku drzwiom. - Idź do niego, 

proszę, i uratuj go ze szponów lorda Crawforda. Nie chcę, żeby dał się 

skusić  temu  niepoprawnemu  hazardziście.  Roddy  nie  ma  pojęcia  o 

grze  w  karty,  więc  nie  chciałabym  się  rano  przekonać,  że  zdążył 

przegrać cały rodzinny majątek. 

Parsknęła  śmiechem,  a  kuzyn  posłusznie  poszedł  spełnić  jej 

życzenie. 

-  To  bardzo  zabawne  mieć  pasierba,  który  jest  prawie 

rówieśnikiem. Większość ludzi, widząc nas razem, myśli, że jesteśmy 

mężem i żoną. 

Robina  zobaczyła,  jak  Daniel  ściska  dłoń  jasnowłosemu 

dżentelmenowi  średniego  wzrostu.  Wcale  jej  nie  zdziwiło,  że  obcy 

biorą lady Tolliver i sir Rodericka za małżeństwo. Bardzo chciała się 

background image

dowiedzieć  czegoś  więcej  o  żywiołowej  kuzynce  Daniela,  ale  tego 

wieczoru  nie  udało  jej  się  już  zdobyć  żadnych  nowych  informacji, 

ponieważ do kręgu przyłączyły się znajome lady Exmouth, a wkrótce 

potem lady Tolliver oddaliła się do innej grupki. 

Przez  resztę  wieczoru  Robina  widziała  ją  jeszcze  tylko 

trzykrotnie.  Za  każdym  razem  Arabella  była  zaborczo  uczepiona 

ramienia  Daniela,  który  wydawał  się  nie  mieć  nic  przeciwko  temu. 

Nawet więcej, sprawiał wrażenie wyjątkowo zadowolonego.  

Robina  pomyślała,  że  radość  Daniela  z  towarzystwa  kuzynki 

powinna  jej  sprawić  przyjemność,  było  jednak  wręcz  przeciwnie. 

Późnym  wieczorem  opuszczała  królewski  Pawilon  w  zdecydowanie 

kiepskim nastroju. 

 

ROZDZIAŁ ÓSMY 

Następnego  ranka  Robina  dostała  list  od  rodziny,  a  w  nim 

potwierdzenie  zaskakującej  nowiny  znalezionej  przez  nią  dwa 

tygodnie wcześniej w gazecie, a dotyczącej zaręczyn kuzynki Hester z 

lordem Dungarranem. Pokręciła głową, wciąż bowiem trudno jej było 

w to uwierzyć. 

-  A  jednak  to  prawda  -  zwróciła  się  do  lady  Exmouth,  która 

siedziała  naprzeciwko  niej  przy  śniadaniu  i  z  pogodną  miną  zjadała 

drugą  pyszną  bułeczkę  z  masłem.  -  Nie  przestaję  się  dziwić.  Hester 

nigdy  nie  przejawiała  najmniejszego  zainteresowania  małżeństwem. 

Jej  pierwszy  sezon  w  Londynie  zakończył  się  fiaskiem  i  całkowicie 

wybił jej z głowy myśli o zamążpójściu. 

background image

- Jak widać nie całkowicie - odparła starsza pani. - Widocznie lord 

Dungarran  skłonił  ją  do  zmiany  zdania,  chociaż  muszę  przyznać,  że 

nie  przypominam  sobie,  by  twoja  kuzynka  zainteresowała  się 

jakimkolwiek  dżentelmenem,  gdy  widywałam  ją  w  Londynie. 

Niektóre  młode  damy  po  prostu  lepiej  skrywają  swoje  uczucia  niż 

inne,  nie  sądzisz?  -  Po  chwili  zastanowienia  lady  Exmouth  uległa 

pokusie i sięgnęła po trzecią bułeczkę. - Czy twoja matka ujawniła w 

liście inne szczegóły związane z zaręczynami? 

Robina  przebiegła  wzrokiem  kartkę  pokrytą  równym,  starannym 

pismem matki. 

- Tylko tyle, że ogłoszono je w dniu jarmarku. Jaka szkoda, że nie 

mogłam  ich  świętować  razem  z  rodziną!  Wuj  James  i ciotka Eleanor 

muszą  być  zachwyceni.  -  Pokręciła  głową  i  uśmiechnęła  się,  coś 

bowiem przyszło jej nagle do głowy. - Czy pani wie, że zanim jeszcze 

opuściłyśmy Northampton - my, czyli lady Sophia Cleeve, Hester i ja 

-  nawet  nie  przyszłoby  mi  do  głowy,  że  jako  jedyna  wrócę  do  domu 

niezaręczona?  Szczerze  mówiąc,  sądziłabym  coś  wręcz  przeciwnego. 

Zdawało  mi  się,  że  tylko  dla  mnie  jednej  sezon  skończy  się 

zaręczynami. 

Lady  Exmouth  zatrzymała  dłoń  trzymającą  filiżankę  w  pół  drogi 

do ust. 

-  Masz  jeszcze  przed  sobą  mnóstwo  czasu,  moja  droga.  Przecież 

według planu wracasz do domu dopiero jesienią. 

-  Dokładnie  to  samo  mówił  Daniel  -  odrzekła  Robina  i  dopiero 

wtedy zorientowała się, co powiedziała.  

background image

Natychmiast dostrzegła wyraz żywego zainteresowania na twarzy 

lady  Exmouth.  Swoboda  i  niefrasobliwość  tej  damy  były  bardzo 

zwodnicze.  Można  było  nabrać  przekonania,  że  starsza  pani 

zazwyczaj  szczęśliwie  przebywa  we  własnym  świecie  i  pozwala,  by 

przyziemne  sprawy  toczyły  się  swoją  drogą.  Tymczasem  w 

rzeczywistości bardzo niewiele umykało jej uwagi. 

-  A  tak,  bo  wspomniałam  mu  wczoraj  wieczorem  -  pośpiesznie 

dodała Robina - że nigdy nie zawarłabym małżeństwa tylko po to, by 

poczuć się bezpiecznie i mieć własny dom. 

- Czy naprawdę powiedziałaś coś takiego mojemu synowi? - Lady 

Exmouth wydawała się szczerze poruszona. - Dobrze, dziecko. 

Robina  spojrzała  na  damę,  dość  zaskoczona  jej  reakcją.  Przecież 

gdyby lady Exmouth nadal żywiła nadzieję na małżeństwo jej syna z 

córką  pastora  z  Abbot  Quincey,  to  z  pewnością  nie  powinna  jej 

ucieszyć  wiadomość,  że  panna,  którą  uważała  za  idealną  kandydatkę 

na  synową,  nie  pozwoli  się  przekonać  do  małżeństwa  z  rozsądku  i 

skusić bogactwem ani tytułem.  

Może  po  przyjeździe  do  Brighton  lady  Exmouth  doszła  do 

wniosku, że jej syn i córka pastora po prostu do siebie nie pasują, więc 

zmieniła zdanie? Robina całkiem niespodziewanie doznała przykrego 

rozczarowania.  Na  wszelki  wypadek  zmieniła  temat  i  zapytała,  czy 

należy się spodziewać wizyty lady Tolliver. 

-  Wielkie  nieba!  Nawet  nie  próbowałabym  przewidywać,  co  ta 

moja  postrzelona  siostrzenica  może  wymyślić.  Ona  zawsze  robi 

wszystko według własnego widzimisię. 

background image

Rozczarowanie  Robiny  szybko  przekształciło  się  w  niechęć,  ni 

stąd, ni zowąd bowiem  wyobraźnia podsunęła jej obraz lady  Tolliver 

uczepionej ramienia Daniela. 

-  Daniel  dał  mi  wyraźnie  do  zrozumienia,  że  bardzo  lubi  swoją 

kuzynkę,  proszę  pani  -  stwierdziła  obojętnym  tonem,  starając  się 

zapanować  nad  emocjami.  -  Oni  są  jak  brat  i  siostra...  prawda?  Tak, 

zdaje się, pani mówiła? 

- Zawsze tak mi się zdawało, ale... Nie wiem, moja droga. - Lady 

Exmouth uśmiechnęła się do jakiegoś swojego wspomnienia. - Kiedyś 

chyba  sądziłam,  że  mogą  być  dobraną  parą.  Arabella  nie  grzeszy 

urodą,  ale  ma  wiele  innych  zalet,  którymi  to  nadrabia.  Jest 

inteligentna,  dowcipna  i  pełna  wigoru.  -  Pokręciła  głową,  a  uśmiech 

szybko znikł jej z twarzy. - Obawiam się jednak, że nijak nie mogłaby 

dorównać  Clarissie,  w  każdym  razie  urodą.  To  zresztą  dotyczy 

większości kobiet. 

O  dziwo,  ta  informacja  wcale  nie  poprawiła  samopoczucia 

Robiny. Z niewyjaśnionego powodu nadal nie umiała zapanować nad 

uczuciem niechęci. Co więcej, zdawało się ono nasilać i obejmowało 

teraz  już  nie  tylko  lady  Tolliver,  lecz  również  niedawno  zmarłą 

Clarissę. 

-  To  dziwne,  ale  Arabella  należała  do  nielicznych  osób,  które 

uważały,  że  Daniel  popełnia  błąd,  decydując  się  na  małżeństwo  z 

Clarissą  -  wyjawiła  lady  Exmouth  i  Robina  natychmiast  ponownie 

skupiła  uwagę  na  jej  słowach.  -  Nie  przypuszczam,  żeby  wyznawała 

taki pogląd z zazdrości. Wydawała się szczerze przekonana, że oni nie 

background image

będą  do  siebie  pasować.  Naturalnie  znaleźli  się  też  inni  sceptycy,  na 

przykład mój przyjaciel sir Percy. Oni również wyrażali niepokój, ale 

ich  obiekcje  dotyczyły  przede  wszystkim  zbyt  młodego  wieku 

Daniela. 

-  A  na  czym  polegały  zastrzeżenia  pani  siostrzenicy?  -  zapytała 

Robina,  gdy  dama  znowu  zamilkła  i odbiegła  myślami  daleko.  - Czy 

kiedykolwiek wyjaśniła to wprost? 

-  Nie  przypominam  sobie  tego,  moja  droga.  W  dzieciństwie 

Arabella dużo bawiła się z Clarissą, więc dobrze ją znała. - Wzruszyła 

ramionami.  -  Może  moja  siostrzenica  dostrzegła  w  naturze  Clarissy 

coś,  co  ją  raziło.  Przecież  nikt  nie  jest  doskonały.  Wszyscy  mamy 

swoje słabości i dziwactwa, które innych irytują. 

Była  to  niewątpliwie  prawda.  Robina  szczerze  kochała  swoje 

siostry, nie znaczyło to jednak, że jest ślepa na ich wady, drażniące ją 

w najwyższym stopniu. 

Byłoby interesujące dowiedzieć się, co Arabella zarzucała zmarłej 

żonie Daniela, ale ponieważ jego matka zdawała się tego nie wiedzieć, 

nie  było  sensu  drążyć  tematu.  Robina  znowu  zmieniła  więc  bieg 

rozmowy. 

-  Ze  słów  lady  Tolliver  odniosłam  wczoraj  wrażenie,  że  jej  mąż 

był od niej dużo starszy. 

-  Owszem,  moja  droga.  To  widocznie  musi  być  dziedziczne,  że 

kobiety  w  mojej  rodzinie  wolą  starszych  mężczyzn.  Chyba  już  ci 

wspominałam,  że  ojciec  Daniela  miał  znacznie  więcej  lat  niż  ja. 

background image

Ojciec  Arabelli  również  był  znacznie  starszy  od  mojej  siostry,  no  i 

Arabella też poślubiła dżentelmena, który mógłby być jej ojcem.  

Z uśmiechem pokręciła głową.  

- Muszę wyznać, że zdziwiłam się, gdy siostrzenica zdecydowała 

się  przyjąć  oświadczyny  sir  Henry'ego.  Zawsze  była  pełna  życia, 

wciąż  w  ruchu,  więc  sądziłam,  że  wybierze  sobie  młodego, 

przystojnego  młodzieńca.  Ale  nie,  zdecydowała  się  na  bardzo 

spokojnego  i  zacnego  sir  Henry'ego,  którego  jedyny  syn  był  od  niej 

kilka miesięcy starszy.  

O  dziwo,  Arabella  bardzo  szybko  przywykła  do  małżeńskiego 

życia  i  osiadła  w  hrabstwie  Devon.  Niezależnie  od  tego,  jakie 

wrażenie  mogła  wywrzeć  wczoraj  wieczorem,  była  oddana  sir 

Henry'emu  i  bardzo  przeżyła  jego  śmierć.  Naturalnie  wciąż  jest 

stosunkowo  młodą  kobietą,  więc  być  może  któregoś  dnia  ponownie 

wyjdzie za mąż i urodzi dzieci. Ale wcale nie zdziwiłoby mnie, gdyby 

tak się nie stało.  

Niespodziewanie parsknęła chrapliwym śmiechem.  

-  Nie  wydaje  mi  się  prawdopodobne,  żeby  wielu  dżentelmenów 

miało ochotę godzić się na szaleństwa mojej siostrzenicy. 

Może nie było ich wielu, pomyślała Robina, starając się zagłuszyć 

dużym  łykiem  kawy  smak  goryczy,  który  nagle  poczuła,  ale  jeden 

dżentelmen  wyraźnie  pokazał  poprzedniego  wieczoru,  że  chętnie  by 

tego spróbował. 

W  ramach  pokonywania  nieoczekiwanego  napadu  melancholii, 

jednego  z  tych,  które  dręczyły  ją  ostatnio  coraz  częściej,  Robina 

background image

postanowiła  złożyć  wizytę  swojej  przyjaciółce  Olivii.  Najchętniej 

wybrałaby  się  do  niej  sama,  ponieważ  jednak  wiedziała,  że  takie 

zachowanie  wywołałoby  głębokie  ubolewanie  lady  Exmouth,  która 

mimo swej życzliwości nie aprobowała chodzenia przez młode damy 

samopas po ulicach, poprosiła, służącą Nancy, żeby jej towarzyszyła. 

Weszła do modnego domu, wynajętego przez świeżo upieczonego 

szwagra  Olivii  na  okres  pobytu  rodziny  w  Brighton,  przekonała  się 

jednak,  że  przyjaciółka  wpadła  na  podobny  pomysł  jak  ona  i  wyszła 

na  przechadzkę.  Była  za  to  w  domu  siostra  Olivii,  Beatrice,  i 

ucieszona  niespodziewaną  wizytą  natychmiast  poleciła  podać 

przekąskę do frontowego salonu. 

Przez  pewien  czas  rozmawiały  o  zaskakujących  wydarzeniach, 

jakie w ostatnich tygodniach miały miejsce w hrabstwie Northampton, 

po czym zajęły się aktualniejszymi sprawami, czyli zaręczynami kilku 

ich  wspólnych  znajomych,  między  innymi  dość  niespodziewaną 

nowiną  o  zaręczynach  Hester  Perceval.  Beatrice  podsumowała  tę 

rozmowę  żartobliwą  uwagą,  że  zapewne  wkrótce  również  jej  miły 

gość  stwierdzi,  że  wpadł  w  małżeńskie  sidła,  którą  to  sugestią 

przyprawiła Robinę o bolesne ukłucie w sercu. 

Szybko  zapewniła  gościnną  panią  domu,  że  jak  dotąd  nie  ma 

żadnych  zobowiązań,  więc  prawdopodobnie  należy  się  najpierw 

spodziewać  zaręczyn  Olivii,  co  natychmiast  wywołało  zatroskaną 

minę na twarzy Beatrice, od niedawna lady Ravensden. 

Robina  wiedziała,  że  Beatrice  jest  bystra  i  prawdopodobnie  wie 

równie  dobrze  jak  Robina,  że  Olivia  wykazuje  zainteresowanie 

background image

pewnym  kapitanem  nazwiskiem  Jack  Denning.  Ponieważ  Robina 

miała  już  okazję  kilkakrotnie  spotkać  tego  dżentelmena,  wyrobiła 

sobie  przekonanie,  że  kapitan  jest  interesującym  mężczyzną.  Bez 

wątpienia  był  przystojny  i  na  pewno  spełniał  dziewczęce  marzenia  o 

nieustraszonym bohaterze rodem z książki.  

To nawet skłoniło ją do krótkiej refleksji nad tym, dlaczego  ona, 

Robina, w odróżnieniu od swojej przyjaciółki Olivii w ogóle nie czuje 

pociągu  do  tego  człowieka.  Niezaprzeczalnie  kapitan  roztaczał 

melancholijną aurę. Mówiono o nim, że niekiedy bywa porywczy, a w 

pewnych  kręgach  krążyły  również  plotki  dotyczące  rozdźwięku 

pomiędzy nim a resztą rodziny, co naturalnie mogło przysporzyć trosk 

Beatrice, jeśli sądziła, że jej młodsza siostra obdarzyła tego człowieka 

uczuciem. 

Mimo  że  Robina  uważała  się  za  przyjaciółkę  rodziny  Roade'ów, 

nie  była  to  jej  sprawa,  dlatego  nie  miała  zamiaru  dawać  upustu 

wścibstwu  ani  angażować  się  w  sprawy,  które  jej  nie  dotyczą. 

Taktownie  skierowała  rozmowę  na  mniej  osobiste  tematy,  a  chwilę 

później powiedziała, że musi już iść. 

Chociaż  odrzuciła  uprzejme  zaproszenie  Beatrice,  by  jeszcze 

posiedzieć  i  poczekać  na  powrót  Olivii,  to  nie  wróciła  prosto  do 

domu, lecz poszła naokoło, przez centrum miasta, co bardzo ucieszyło 

młodą służącą. Szybko wyszło na jaw, że Nancy niczego nie lubi tak 

bardzo  jak  oglądania  sklepowych  wystaw.  Szeroko  otwartymi, 

pełnymi podziwu oczami wpatrywała się w pięknie zdobione suknie i 

kunsztowne czepki.  

background image

Robinie trudno było jednak wykrzesać z siebie entuzjazm dla tych 

widoków  i  właśnie  usiłowała  przekonać  swoją  ociągającą  się 

towarzyszkę  do  przyśpieszenia  kroku,  gdy  usłyszała,  że  ktoś  woła  ją 

radosnym,  wibrującym  energią  głosem.  Zaskoczona  stwierdziła,  że 

zaledwie  kilka  jardów  przed  nią  zatrzymuje  się  bardzo  elegancki 

odkryty powozik. 

-  Dzień  dobry,  panno  Perceval  -  powitała  ją  jedyna  w  swoim 

rodzaju i natychmiast rozpoznawalna osoba siedząca w środku. - Czy 

uda  mi  się  namówić  panią na  wspólną  przejażdżkę  po  mieście?  I  tak 

zamierzałam odwiedzić ciotkę Lavinię, więc mogę potem bezpiecznie 

odwieźć panią do domu. 

Odmowa  mogłaby  wydać  się  niegrzeczna.  Ponadto  lady  Tolliver 

sprawiała  wrażenie  szczerze  uradowanej  spotkaniem.  Robina 

żałowała,  że  nie  może  odwzajemnić  się  tym  samym,  bo  przecież 

kuzynka  Daniela  nie  dała  jej  żadnego  powodu  do  okazywania 

niechęci. 

Zaczęło  dokuczać  jej  sumienie,  zdawała  sobie  bowiem  sprawę  z 

tego,  że  pastor  byłby  bardzo  rozczarowany  swoją  najstarszą  córką, 

gdyby przyszło mu do głowy, że może ona darzyć kogoś antypatią bez 

widomego powodu. 

-  Z  chęcią  przyjmuję  zaproszenie  -  odrzekła,  bardzo  starając  się, 

aby ta deklaracja zabrzmiała szczerze, po czym zwróciła się do młodej 

służącej, która powiedziała, że pójdzie dalej pieszo, jeśli panienka nie 

ma nic przeciwko temu. 

background image

-  Zupełnie  jak  moje  służące  -  stwierdziła  Arabella,  poleciwszy 

stangretowi ruszyć. - Wszystkie zdają się czerpać wielką przyjemność 

z  gapienia  się  na  wystawy.  To  zresztą  chyba  jest  zrozumiałe! 

Większość  kobiet  lubi  przyglądać  się  fatałaszkom  i  falbankom.  - 

Nagle  zmrużyła  powieki  i  zmierzyła  swą  towarzyszkę  taksującym 

spojrzeniem. - Ale pani, zdaje się, to nie dotyczy. 

Robina odwzajemniła jej spojrzenie i nagle uświadomiła sobie, że 

lady  Tolliver  łączy  ze  starszą  panią  Exmouth  znacznie  więcej  niż 

tylko  rodzinne  podobieństwo.  Obie  damy  wydawały  się  niezwykle 

spostrzegawcze.  Uznawszy,  że  rozsądnie  będzie  nie  zaprzeczać, 

powiedziała: 

-  Napatrzyłam  się  już  na  wystawy  w  Londynie.  -  Wzruszyła 

ramionami. - Jest bardzo miło mieć i nosić ładne stroje, ale obawiam 

się,  że  należę  do  osób,  dla  których  posiadanie  rzeczy  nie  jest 

najważniejsze, lady Tolliver. 

-  Doprawdy  niezwykła  z  pani  kobieta  -  odrzekła  Arabella,  po 

czym  zaproponowała  rozluźnienie  etykiety.  -  Mam  nadzieję,  że 

zechcesz  mówić  do  mnie  po  imieniu,  bo  co  do  mnie,  zdecydowanie 

mam zamiar nazywać cię Robiną. Nie znoszę zbędnych ceregieli, więc 

możemy rozmawiać z sobą tak, jakbyśmy zamierzały się zaprzyjaźnić, 

nie sądzisz? 

Wziąwszy  milczenie  Robiny  za  przyzwolenie,  Arabella  z 

zainteresowaniem rozejrzała się dookoła. 

-  Wielkie  nieba!  -  zawołała,  dostrzegając  znajomą  postać  w 

mijającym  je  powozie.  -  Czyż  to  nie  lady  Milverton?  Ale  fikuśny 

background image

kapelusz!  -  Szelmowsko  zachichotała  i  znów  skupiła  uwagę  na 

Robinie. - I jak ci się podoba w Brighton? 

-  Bardzo.  Daniel  i  jego  matka  są  dla  mnie  niezwykle  mili, 

poświęcają  mi  wiele  czasu,  abym  się  nie  nudziła.  Daniel  zadał  sobie 

nawet trud nauczenia mnie, jak się powozi. 

Arabella wydawała się pod wrażeniem. 

-  Ho,  ho,  nigdy  dość  zaskoczeń  na  tym  świecie.  Daniel  musi 

doprawdy mieć o tobie bardzo wysokie mniemanie, moja droga, jeśli 

pozwolił  ci  powozić  swoimi  bezcennymi  końmi.  W  przeszłości 

jechałam  z  nim  wiele  razy  i  nigdy  nie  chciał  dać  mi  wodzy  do  ręki. 

Jestem  również  pewna,  że  nigdy  nie  wyróżnił  tym  swojej  żony. 

Naturalnie  Clarissa  wcale  nie  zamierzała  nauczyć  się  panowania  nad 

tymi  dzikimi  stworzeniami  -  dodała.  -  Obawiam  się,  że  miała  dość 

ograniczone zainteresowania. 

W  głosie  Arabelli  zabrzmiała  złośliwa  nuta.  Niby  mówiła  o 

faktach, a jednak coś podszeptywało Robinie, że starsza pani Exmouth 

miała  rację,  gdy  posądzała  Arabellę  o  niezbyt  pochlebną  opinię  na 

temat  zmarłej  Clarissy.  Było  całkiem  możliwe,  że  lady  Tolliver  w 

skrytości  żywiła  nadzieję  na  poślubienie  Daniela,  więc  nienawidziła 

kobiety, która zniweczyła jej ambitny zamiar. 

-  Rozumiem,  że  dobrze  znałaś  zmarłą  żonę  Daniela  - 

zaryzykowała, licząc na dowiedzenie się czegoś więcej. 

-  Ha!  Droga  ciocia  Lavinia  rozmawiała  z  tobą  na  mój  temat, 

prawda?  -  odrzekła  Arabella,  wyginając  pełne  wargi  w  lekko 

ironicznym  uśmiechu.  -  To  do  niej  podobne.  Owszem,  Clarissę 

background image

znałam  bardzo  dobrze.  Często  składałam  jej  wizyty,  ilekroć 

zatrzymywałam się w Courtney Place.  

Wyjątkowo  dobrze  czułyśmy  się  w  swoim  towarzystwie, 

zważywszy  na  to,  jak  mało  miałyśmy  ze  sobą  wspólnego.  Ja  byłam 

chłopczycą,  która  uwielbia  wspinać  się  po  drzewach  i  ściągać  na 

siebie  wszystkie  możliwe  nieszczęścia,  podczas  gdy  droga  Clarissa 

była  przede  wszystkim  wyniosłą  młodą  damą,  której  przyjemność 

sprawiało spędzanie wolnego czasu na szyciu, rysowaniu lub grze na 

fortepianie. 

Na pełnych wargach Arabelli znów pojawił się uśmiech. 

-  Oczywiście  przerastała  mnie  o  głowę  we  wszystkich  tak 

zwanych  kobiecych  zajęciach  -  przyznała  bez  zakłopotania.  -  Ale 

wykazywała też niezwykle mało entuzjazmu do czegokolwiek innego, 

może  z  wyjątkiem  życia  towarzyskiego.  Clarissa  uwielbiała 

znajdować się w centrum uwagi. Trzeba oddać jej sprawiedliwość, że 

nie była próżna, ale ponieważ los obdarzył ją wielką urodą, z czasem 

zapewne  przyzwyczaiła  się  do  tego,  że  jest  obiektem  zachwytu 

wszystkich dżentelmenów. 

Westchnęła i po chwili dodała: 

-  Może  dobrze  się  stało,  że  wtedy  umarła.  Z  czasem  jej  uroda 

niewątpliwie  zbladłaby  i  obawiam  się,  że  Clarissa  zamieniłaby  się  w 

jedną  z  przekwitłych  piękności,  które  spędzają  cały  swój  czas,  leżąc 

na  kanapie  i  wyobrażając  sobie  wszelkie  możliwe  dolegliwości,  a 

przyjemność  czerpią  z  bycia  obskakiwaną  przez  głupawą  damę  do 

towarzystwa. 

background image

Nagle  wybuchnęła  tak  zaraźliwym  śmiechem,  że  Robina  ku 

swemu zdumieniu również zachichotała. 

- Ojej, ależ jadowicie to zabrzmiało. Każdy, kto by mnie słuchał, 

mógłby pomyśleć, że nie lubiłam Clarissy, a trudno bardziej minąć się 

z prawdą. Ona była miła i życzliwa, i naturalnie śliczna. Wcale mnie 

nie  zdziwiło,  że  zauroczyła  Daniela.  Większość  dżentelmenów 

natychmiast  ulegała  jej  czarowi.  Ale  bardzo  mnie  zaskoczyło,  że 

postanowił  ją  poślubić...  Ciekawa  jestem,  ile  czasu  potrzebował,  by 

zrozumieć swój błąd. 

Robina  wlepiła  w  nią  osłupiałe  spojrzenie.  Na  szczęście  uwagę 

Arabelli  znowu  zaprzątnęła  znajoma,  machająca  do  niej  z 

przejeżdżającego  powozu,  a  gdy  lady  Tolliver  z  powrotem  się 

odwróciła, Robina zdążyła się opanować. 

-  Muszę  przyznać,  że  przyjemnie  znowu  zobaczyć  Daniela 

cieszącego  się  życiem.  Nie  byłam  w  stanie  przyjechać  na  pogrzeb 

Clarissy  -  wyjawiła  Arabella,  zerkając  na  swoją  złotą  bransoletkę.  – 

Drogi Henry gasł wtedy w oczach. Nigdy nie zdołał w pełni odzyskać 

sił po ostatnim ataku i zmarł zaledwie kilka miesięcy po Clarissie.  

Daniel  był  na  jego  pogrzebie.  Wstrząsnęła  mną  zmiana,  jaka  w 

nim zaszła. Teraz jednak wydaje się zupełnie innym człowiekiem. Tak 

szczęśliwego  nie  widziałam  go  od  lat  i  cieszę  się  z  tego,  chociaż  nie 

rozumiem,  dlaczego  właściwie  ten  paskudnik  miałby  jeszcze  mnie 

obchodzić! 

Ciemne, figlarnie skrzące się oczy znów zwróciły się ku Robinie. 

background image

-  Pojutrze  ma  zamiar  wyciągnąć  mojego  drogiego  Rodericka  na 

oglądanie  jakiejś  ohydnej  walki  bokserskiej  i  zostawia  mnie  całkiem 

bez opieki. Ponieważ stanowczo nie zamierzam czekać w domu na ich 

powrót, postanowiłam urządzić śniadanie pod gołym niebem w jakimś 

malowniczym  zakątku.  Obiecaj,  proszę,  że  przyłączysz  się  do 

towarzystwa.  Wiem  na  pewno,  że  chcę  lepiej  cię  poznać  i  się  z  tobą 

zaprzyjaźnić. 

Robina  nie  była  przekonana,  czy  kiedykolwiek  uda  im  się 

osiągnąć  taką  zażyłość,  a  poza  tym  czuła,  że  byłoby  rozsądnie 

zachować  pewien  dystans  wobec  lady  Tolliver,  mimo  że 

niezaprzeczalnie  była  ona  przemiłą  kobietą,  której  wrodzoną 

uczciwość Robina mogła tylko podziwiać. 

Tego  wieczoru,  ponownie  zobaczywszy  Arabellę  podczas 

przyjęcia  u  jednej  z  dobrych  znajomych  lady  Exmouth,  Robina 

jeszcze  bardziej  straciła  chęć  na  nawiązanie  bliższych  stosunków  z 

żywiołową wdówką. 

Kiedy  lady  Exmouth  tuż  przed  wyjazdem  na  przyjęcie 

wspomniała  o  liściku,  który  przysłał  jej  syn,  by  przeprosić,  że  nie 

może  im  towarzyszyć  tego  wieczoru,  Robina  uznała  to  za  dziwne 

zdarzenie,  od  dawna  bowiem  uważała  Daniela  za  bardzo  słownego 

człowieka, który zawsze dotrzymuje wcześniejszych obietnic. 

Po  wejściu  do  stylowego  salonu  lady  Maitland  Robina 

natychmiast  jednak  zrozumiała,  dlaczego  tym  razem  Daniel 

postanowił  złamać  przyrzeczenie.  Odprężony  i  zadowolony  stał  w 

grupce otaczającej jego energiczną kuzynkę.  

background image

Ponieważ  wśród  gości  nie  było  ani  śladu  sir  Rodericka,  Robina 

doszła do wniosku, że Arabella poprosiła kuzyna o przysługę, ten zaś 

podjął się towarzyszenia jej na przyjęciu, zapewne z wielką ochotą. 

Robina  poczuła  się  bezsilna  wobec  małostkowej  niechęci,  która 

ponownie się w niej obudziła, i to jeszcze gwałtowniej niż poprzednio. 

Wiedziała,  że  reaguje  jak  rozpieszczone  dziecko,  bo  nie  powinna 

żywić  urazy  do  Daniela,  który  mógł  przecież  towarzyszyć  podczas 

przyjęcia, komu tylko chciał. 

Miała  również  przykrą  świadomość,  że  zazdroszcząc  kuzynce 

spędzanego z nim czasu, przejawia skrajny egoizm, ale z trudnego do 

wytłumaczenia  powodu  nic  nie  mogła  na  to  poradzić.  Starała  się  ze 

wszystkich sił okazać zadowolenie, gdy Daniel wreszcie zauważył ich 

obecność i podszedł je powitać, ale było widać, że jest to wymuszona 

grzeczność.  

Lord  Exmouth  natychmiast  wykrył  fałszywą  nutę  w  jej  głosie  i 

spytał wprost, czy nie czuje się niedysponowana. 

-  To  prawda,  moja droga,  masz  takie  rumieńce  -  włączyła  się  do 

rozmowy  lady  Exmouth,  zanim  Robina  zdążyła  go  zapewnić,  że 

wszystko  jest  w  najlepszym  porządku.  -  Chyba  nie  zaraziłaś  się 

gorączką od lady Phelps, Ta Augusta zrobiła się doprawdy nieznośna! 

Składa wizyty, chociaż nieustannie kicha, a do tego kapie jej z oczu i 

z  nosa!  Wcale  nie  zdziwiłabym  się,  gdybyśmy  obie  musiały  w 

najbliższych dniach położyć się do łóżek. 

Robina  zdawała  sobie  sprawę  z  tego,  że  pozostając  przy  lady 

Exmouth,  może  głupio  zdradzić  się  z  uczuciami,  których  nie  umie 

background image

opanować,  gorączkowo  zaczęła  więc  rozglądać  się  po  salonie  w 

poszukiwaniu drogi ucieczki i na szczęście ją znalazła. 

- O, jest Olivia Roade Burton z siostrą. Złożyłam im rano wizytę, 

ale  niestety  nie  zastałam  Olivii  w  domu.  Bardzo  przepraszam,  ale 

chciałabym  z  nią  zamienić  kilka  słów.  Czy  można?  Dawno  jej  nie 

widziałam. 

- Czy jesteś pewna, mamo, że nic jej nie jest? - spytał Daniel, gdy 

tylko Robina się oddaliła. - Wydaje mi się trochę spięta. 

-  Jeśli  masz  rację,  znaczy  to,  że  w  sprawach  dotyczących  panny 

Perceval  wykazujesz dużo  większą spostrzegawczość ode mnie, synu 

- odpowiedziała, promieniejąc z satysfakcji. - Wcześniej na pewno nic 

jej  nie  było.  Rano  wyszła  do  miasta,  zgodnie  z  tym,  co  mówiła,  a 

potem  przywiozła  ją  do  domu  nasza  droga  Arabella.  Nic 

niepożądanego dzisiaj się nie zdarzyło, mogę cię zapewnić. 

Daniela  to  nie  przekonało.  Zbyt  dobrze  poznał  Robinę  przez 

ostatnie  tygodnie,  by  nie  być  pewnym,  że  zaszło  coś,  co  zburzyło 

spokój  jej  umysłu.  I  o  ile  słusznie  mu  się  zdawało,  Robina 

postanowiła za wszelką cenę zachować to dla siebie. 

Pozostawiwszy  matkę  w  trakcie  ożywionej  rozmowy  ze 

znajomymi,  poszedł  do  pokoju  przeznaczonego  dla  graczy  w  karty  i 

wybrał stolik przy drzwiach, od którego mógł  obserwować, co dzieje 

się w salonie. 

Robinie,  z  racji  jej  urody,  nigdy  nie  brakowało  zaproszeń  do 

tańca,  więc  i  ten  wieczór  nie  stanowił  wyjątku.  Ilekroć  Daniel 

podnosił  wzrok  znad  wachlarzyka  kart,  widział,  jak  Robina  porusza 

background image

się  z  wdziękiem  po  parkiecie.  Pozornie  wydawało  się,  że  jest  bardzo 

rozbawiona,  jego  jednak  nie  zwiodła.  Zauważył,  że  jej  uśmiechom 

brakuje  spontaniczności  i  ciepła,  a  kształtne  ramiona  wydawały  się 

bardziej usztywnione niż zwykle. 

Odrzuciwszy  propozycję  rozegrania  następnej  partii,  wrócił  do 

salonu.  Partner  Robiny  odprowadził  ją  akurat  pod  opiekę  lady 

Exmouth. 

-  Mam  nadzieję,  że  zaszczyci  mnie  pani  ostatnim  tańcem  przed 

kolacją?  -  Podszedł  do  niej  niepostrzeżenie,  więc  aż  się  wzdrygnęła 

zaskoczona.  -  I  naturalnie  pozwoli  się  potem  zaprowadzić  na  małą 

przekąskę. 

Robina uczyniła niemały wysiłek, by ukryć zachwyt. Daniel, choć 

jak  na  człowieka  swojej  postury  tańczył  znakomicie  i  zaskakująco 

lekko  się  poruszał,  pojawiał  się  na  parkiecie  rzadko,  twierdził 

bowiem,  że  skoro  osiągnął  już  poważny  wiek  trzydziestu  sześciu  lat, 

powinien poprzestać na przyglądaniu się zabawie, zamiast samemu w 

niej uczestniczyć. 

To,  że  postanowił  wziąć  na  kolację  ją,  Robinę,  a  nie  swoją 

kuzynkę,  natychmiast  poprawiło  jej  nastrój.  Miała  nadzieję,  że 

zaproszenie  było  wyrazem  tęsknoty  za  jej  towarzystwem,  a  nie 

rekompensatą za to, że zawiódł ją i nie przyszedł z nią na przyjęcie. 

Obdarzyła  Daniela  spontanicznym  uśmiechem,  okazał  się  on 

jednak  niedostatecznie  przekonujący,  by  zatrzymać  go  na  dłużej. 

Wkrótce  Daniel  przyłączył  się  do  grupki  swoich  przyjaciół 

zbierających się koło drzwi. 

background image

Później  tego  wieczoru  Robina kilkakrotnie  złapała  go  na  tym,  że 

spogląda w jej kierunku, ale więcej nie próbował już podejść. Zbliżał 

się czas ostatniego tańca przed kolacją, tymczasem Daniela nawet nie 

było w pobliżu. 

-  Czy  nie  wie  pani  przypadkiem,  gdzie  ukrywa  się  Daniel?  - 

skierowała  pytanie  do  lady  Exmouth,  gdy  na  próżno  omiotła 

wzrokiem  cały  salon  w  poszukiwaniu  jego  wysokiej,  muskularnej 

sylwetki. 

-  Nie,  moja  droga.  Nie  mam  pojęcia,  może  jest  na  dworze  z 

Arabellą. Zdaje mi się, że nieco wcześniej widziałam, jak wychodzili 

na taras. 

Robina zawahała się, ale tylko na chwilę. Bądź co bądź, nic jej nie 

szkodziło  iść  go  poszukać.  Tak  w  każdym  razie  przekonywała  samą 

siebie,  wychodząc  na  zewnątrz  przez  oszklone  drzwi,  które 

przewidująca  pani  domu  poleciła  zostawić  szeroko  otwarte,  żeby 

zapewnić stały dopływ świeżego powietrza do wnętrza domu. 

Zaskoczyło ją, że taras jest pusty. Już miała z powrotem wejść do 

środka,  gdy  z  wonnego  ogrodu  dobiegł  ją  perlisty  kobiecy  śmiech. 

Była w miękkich pantofelkach, więc bezszelestnie przemierzyła taras i 

po czterech kamiennych schodkach zeszła na rozległy trawnik.  

Dwie blisko siebie stojące postaci, rysujące się w świetle księżyca 

zaledwie  kilkanaście  jardów  od  niej,  wydawały  się  całkiem  obojętne 

na jej obecność. Mimo półmroku bez większego trudu poznała obie, i 

to  jeszcze  zanim  bardzo  charakterystyczny  kobiecy  głos,  irytująco 

czysty i donośny, oznajmił: 

background image

-  Och,  Danielu!  Nie  potrafię  ci  powiedzieć,  jak  bardzo  jestem 

szczęśliwa!  I  pomyśleć,  że  po  tylu  latach  wreszcie  nabrałeś  rozumu. 

Mam nadzieję, że tym razem dokonałeś słusznego wyboru. 

Robina  zmartwiała,  przejęta  lodowatym  chłodem.  Może  się 

przesłyszała?  Ale  gdy  spojrzała  i  zobaczyła  Arabellę  obejmującą 

Daniela, który  czule  zamknął  ją  w  uścisku,  zrozumiała,  że  nie  wolno 

jej dłużej ulegać złudzeniom. 

Jeszcze  nigdy  Robina  nie  była  tak  wdzięczna  matce  za  to,  że 

zawsze  wymagała  od  niej  opanowania.  Tego,  co  wszczepiono  jej  w 

dzieciństwie,  nie  dało  się  łatwo  zapomnieć,  i  właśnie  dzięki  temu 

udało  jej  się  stłumić  okrzyk  i  w  milczeniu  odejść  z  wysoko 

podniesioną  głową.  Nie  płakała,  tylko  większa  niż  zwykle  bladość 

wskazywała, że jej samopoczucie jest dalekie od dobrego. 

Brak  rumieńców  nie  uszedł  jednak  uwagi  lady  Exmouth,  gdy  w 

końcu znów przy niej stanęła. 

-  Moja  droga,  czy  jesteś  całkiem  pewna,  że  dobrze  się  czujesz? 

Wyglądasz bardzo blado. 

- Nie czuję się najlepiej, proszę pani - odpowiedziała, zdziwiona, 

że  zabrzmiało  to  tak  naturalnie,  chociaż  słowa  ledwie  przeszły  jej 

przez  gardło.  -  Bardzo  boli  mnie  głowa  i  chyba  powinnam  jak 

najszybciej wrócić do domu. 

Lady  Exmouth  natychmiast  podchwyciła  tę  sugestię.  Ale  gdy 

kilka  minut  później  Robina,  uniknąwszy  spotkania  z  Danielem, 

usiadła  obok  starszej  pani  w  powozie,  miała  bardzo  bolesną 

background image

świadomość,  że  nie  wiadomo,  czy  kiedykolwiek  uda  jej  się  uciec 

przed dręczącym ją poczuciem beznadziejności. 

 

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY 

-  Jestem  ci  wdzięczny  za  wspaniałomyślną  gościnność  i 

niezrównane  męskie  towarzystwo,  ale  myślę,  że  przyszedł  czas  na 

powrót  do  domu  -  oznajmił  nagle  Daniel  przyjacielowi,  gdy 

zatrzymali  się  podczas  przechadzki  po  mieście,  by  obejrzeć  grupę 

kilkunastu łodzi rybackich, wypływających w morze. 

Jaśnie  wielmożny  sir  Montague  Merrell  nie  próbował  skłonić 

Daniela do zmiany zdania. 

- Prawdę mówiąc, sądziłem, że to zrobisz już kilka dni temu. Od 

dość dawna widzę, że zakochałeś się po uszy w tej gołąbeczce. Panna 

Perceval  jest  doprawdy  urocza  i  nie  rozumiem,  czemu  tak  długo 

zwlekałeś z przenosinami. 

-  Ty  lepiej  niż  kto  inny  powinieneś  wiedzieć,  skąd  moja 

ostrożność, Monty. Już kiedyś się zakochałem, pamiętasz? 

Pan  Merrell  bez  trudu  wykrył  w  miłym,  dźwięcznym  głosie 

Daniela  nutę  goryczy  i  przesłał  przyjacielowi  współczujące 

spojrzenie. Ruszyli dalej przed siebie. 

-  Byłeś  wtedy  bardzo  młody,  Danielu  -  zwrócił  uwagę.  - 

Wprawdzie  należałem  w  owym  czasie  do  nielicznych,  którzy 

odradzali  ci  małżeństwo,  ale  wyłącznie  dlatego,  że  wydawało  mi  się 

rozsądne, abyś poczekał jeszcze rok lub dwa lata. Gdy patrzę na to z 

dzisiejszej  perspektywy,  nie  przypominam  sobie  ani  jednego 

background image

mężczyzny,  który  oparłby  się  czarowi  Clarissy.  Możesz  mi  wierzyć, 

że i ja nie byłem w tym wyjątkiem. 

-  Może  nie...  Ale  ty,  mój  drogi  przyjacielu,  przynajmniej  miałeś 

dość rozsądku, by odróżnić zauroczenie od miłości, natomiast ja ... 

Daniel  nie  próbował  dokończyć  tego  zdania.  Nie  było  potrzeby, 

ponieważ  Montague  był  jego  jedynym  powiernikiem.  I  on  jeden 

oprócz  Kendalla  znał  niechlubne  fakty  związane  z  przedwczesnym  i 

nieoczekiwanym odejściem Clarissy. 

Machinalnie wyrównał krok z przyjacielem, gdy skręcili  w jedną 

z  licznych  bocznych  uliczek  Brighton,  na  której  nigdy  przedtem  nie 

był. Wróciło do niego wspomnienie pewnego wieczoru sprzed prawie 

dwóch  lat,  wkrótce  po  pogrzebie.  Siedział  wtedy  w  bibliotece  w 

Courtney  Place  z  Montague  Merrellem  i  poczuł,  że  musi  z  siebie 

wszystko wyrzucić.  

Pierwszy  raz  w  życiu  opowiedział  komuś,  że  jego  małżeństwo 

wcale  nie  było  tak  bardzo  udane,  jak  sądzono.  Kiedy  zrelacjonował 

Merrellowi  szczegóły  śmierci  Clarissy,  przyjaciel  wydawał  się 

wstrząśnięty.  W  swoim  czasie  miał  zastrzeżenia  co  do  tego 

małżeństwa,  ale  potem,  podobnie  jak  wszyscy,  uważał,  że  jest  ono 

szczęśliwe. 

Skręcili w następną nieznaną uliczkę. 

-  Nie  krępuj  się,  Monty.  Czemu  nie  powiesz  „A  nie  mówiłem”? 

Przecież właśnie to chodzi ci teraz po głowie. 

-  Wcale  nie!  -  odparł  Merrell,  a  w  kącikach  jego  ust  pojawił  się 

smutny  uśmieszek.  -  W  gruncie  rzeczy  myślałem  tylko  o  tym,  do 

background image

jakiej  wprawy  doszedłeś  przez  te  lata  w  ukrywaniu  swoich 

prawdziwych  uczuć.  Nie  sądzę,  żeby  było  w  tej  chwili  w  Brighton 

więcej  niż  dziesięć  osób,  które  podejrzewają,  że  twoja  znajomość  z 

panną Robiną Perceval to coś więcej niż zwykła przyjaźń. 

-  Owszem,  w  tym  jestem  dobry  -  przyznał  Daniel  z  niemałą 

satysfakcją. 

Montague przyglądał mu się przez chwilę w milczeniu. Wreszcie 

spytał: 

-  Chyba  nie  masz  żadnych  wątpliwości,  co?  Panna  Robina 

Perceval  jest  absolutnie  urocza.  Już  dawno  temu  w  Londynie 

mówiłem ci, że idealnie nadaje się na twoją żonę. 

-  O  ile  pamiętam,  bardzo  się  starałeś,  żeby  mieć  okazję  do 

wyrobienia sobie takiego poglądu - odparował Daniel, nieraz bowiem 

spotkał  w  Londynie  przyjaciela  rozmawiającego  z  Robiną  w  jakimś 

odludnym  zaciszu.  -  Gdybym  nie  był  całkiem  pewien,  że  taki 

zaprzysięgły  stary  kawaler  nie  stanowi  zagrożenia,  mógłbym  nawet 

wpaść z twojego powodu w szał zazdrości. 

-  Z  tego,  co  zaobserwowałem  przez  ostatnie  tygodnie,  nikt  inny 

również nie stanowi zagrożenia. - Montague kpiąco spojrzał na niego 

z  ukosa.  -  Dlaczego  więc  celowo  powstrzymujesz  się  z  wyrażeniem 

swoich zamiarów wprost? 

-  Ponieważ,  mój  drogi  ciekawski  przyjacielu,  uważałem,  że  nie 

nadszedł jeszcze na to stosowny czas, a kilka tygodni zwłoki niczemu 

nie  zaszkodzi.  Nie  dla  własnego  dobra  -  ciągnął  -  postanowiłem 

poślubić Robinę na długo przed tym, nim opuściliśmy stolicę. 

background image

Znów na jego ustach pojawił, się smutny uśmiech. 

- Gdy pod koniec zeszłego roku pierwszy raz zacząłem rozważać 

sugestię  części  rodziny  i  wielu  przyjaciół,  między  innymi  twoją,  że 

powinienem się ponownie ożenić, myślałem jedynie o moich córkach, 

a  nie  o  sobie.  W  końcu  doszedłem  do  wniosku,  że  jeśli  uda  mi  się 

znaleźć  szlachetnie  urodzoną,  dobrze  wychowaną  kobietę,  która 

troskliwie zajmie się dziewczynkami i odpowiednio poprowadzi dom, 

to  poważnie  zastanowię  się  nad  powtórnym  ożenkiem.  Nie  muszę 

dodawać, że o miłości nawet nie pomyślałem. A potem pojechałem do 

Londynu i poznałem córkę pastora z Abbot Quincey. 

- I natychmiast wszystko się zmieniło - podchwycił Montague, ale 

Daniel, zawsze prawdomówny do przesady, pokręcił głową. 

- Nie. Nie natychmiast. W każdym razie nie przez pierwsze kilka 

tygodni - wyjawił ku zaskoczeniu przyjaciela. - Owszem, polubiłem ją 

od  razu.  Spełniała  wszystkie  warunki,  które  postawiłem,  była  ładna, 

nie  zepsuta  kaprysami  i  pogodna.  Poza  tym  miała  trzy  młodsze 

siostry, 

umiałaby 

więc 

zaopiekować 

się 

dziewczynkami. 

Postanowiłem  lepiej  ją  poznać  i  z  czasem  ku  swemu  zaskoczeniu 

przekonałem  się,  że  zaszło  coś  nieprzewidywalnego.  Polubiłem  ją 

znacznie bardziej...  

Skrzywił się.  

-  Nie,  bądźmy  całkiem  szczerzy...  Ze  zdumieniem  odkryłem,  że 

wbrew  wszelkiemu  prawdopodobieństwu  zakochałem  się  w  pannie 

Robinie  Perceval.  Tym  razem  ujęła  mnie  nie  tylko  miła  twarz. 

Naturalnie  byłem  świadom,  że  chociaż  moja  matka  bardzo  sprzyja 

background image

naszemu  związkowi  i  robi  wszystko  co  może,  żeby  do  niego 

doprowadzić, podobnie zresztą jak matka Robiny, to sama panna... 

-  Nie  żartuj.  Ta  panna  cię  po  prostu  uwielbia  -  zapewnił  go 

Montague,  a  ton  jego  głosu  dowodził,  że  nie  żywi  najmniejszych 

wątpliwości.  -  Ta  urocza  twarzyczka  promienieje,  ilekroć  jesteś  w 

pobliżu. 

Danielowi  złagodniały  rysy,  w  ciemnych  oczach  pojawił  się 

ciepły blask. 

-  Ostatnio  zacząłem  dochodzić  do  przekonania,  że  być  może 

Robina widzi we mnie jednak kogoś więcej niż tylko przyjaciela. 

-  Na  pewno  masz  rację.  Cóż  więc  cię  wstrzymuje,  na  miłość 

boską? 

-  Sam  nie  wiem.  -  Daniel  zdjął  kapelusz  i  ze  zniecierpliwieniem 

przeczesał  włosy,  a  przy  okazji  pierwszy  raz  względnie  przytomnie 

potoczył  wzrokiem  dookoła.  -  Gdzie  my,  u  diabła,  jesteśmy?  - 

Zatrzymał  wzrok  na  gospodzie  u  wylotu  wąskiej  uliczki.  -  Wejdźmy 

tam.  Po  takiej  bezsensownej  włóczędze  człowiekowi  strasznie  chce 

się pić. 

Montague  skrzywił  się  z  niechęcią  i  z  rezygnacją  poszedł  za 

towarzyszem. Gospoda nie była na poziomie, do jakiego przywykł, ale 

piwo miejscowego warzenia okazało się znośne, więc uznał, że może 

spędzić  tu  trochę  czasu  i  zaspokoić  pragnienie.  Usiadłszy  obok 

Daniela  na  surowej  drewnianej  ławie,  szybko  wrócił  do  tematu  ich 

wcześniejszej rozmowy. 

- Jak długo będziesz jeszcze zwlekał z oświadczynami? 

background image

- Wścibski jesteś! - skarcił go Daniel, ale bez urazy.  

Jak  można  było  mieć  pretensje  o  ciekawość  do  kogoś,  kto  tak 

dobrze  życzy,  pozostaje  wzruszająco  lojalny  i  niezmiennie  służy 

wsparciem, gdy tylko jest ono potrzebne? 

-  Jeśli  chcesz  wiedzieć,  to  chciałem  się  oświadczyć  wczoraj 

wieczorem.  -  Nagle  na  czole  pojawił  mu  się  mars.  -  Tyle  że  moja 

matka,  niespodziewanie  dla  mnie,  postanowiła  wcześniej  opuścić 

przyjęcie.  

Spędziłem  trochę  czasu  w  ogrodzie  z  kuzynką  Arabellą,  a  gdy 

wróciłem do salonu, pani domu powiadomiła mnie, że panna Perceval 

nie czuła się najlepiej i moja matka postanowiła odwieźć ją do domu. 

Dziś  rano  zajrzałem  do  nich,  ale  Robina  siedziała  w  swoim  pokoju. 

Matka uważa, że to jakaś gorączka, ale ja nie jestem tego taki pewien.  

Wzruszył ramionami.  

-  Wczoraj  wieczorem  Robina  zachowywała  się  dziwnie,  ale  nie 

powiedziałbym, że jest chora. 

- Pewnie ma jakąś kobiecą niedyspozycję - podsunął Montague. - 

Przypuszczalnie szybko jej to minie. 

Daniel przesłał mu lekko kpiące spojrzenie. 

-  Pozwolę  sobie  spytać,  co  zaprzysięgły  stary  kawaler  może 

wiedzieć o kobiecych niedyspozycjach. 

-  Znacznie  więcej,  niż  sądzisz,  staruszku  -  odparł  Montague, 

uśmiechając  się  pod  nosem.  -  Wprawdzie  szczęśliwie  uniknąłem 

małżeństwa,  ale  mnichem  też  nie  jestem.  Status  kawalera  dobrze  mi 

background image

służy,  za  to  tobie,  przyjacielu,  nie.  I  dlatego  zrób  coś  z  tym!  Takie 

niezdecydowanie jest zupełnie do ciebie niepodobne. 

-  Nie  wątpię  w  głębokość  swoich  uczuć,  Monty  -  zapewnił  go 

Daniel  po  dłuższym  namyśle.  -  Wciąż  jednak  się  zastanawiam,  czy 

jestem właściwym człowiekiem dla mojej ptaszyny, czy mogę dać jej 

szczęście. Wielki Boże, Człowieku! - wykrzyknął, słysząc pogardliwe 

parsknięcie Montague. - Ona jest bliższa wiekiem mojej córce Hannie 

niż mnie. 

- No i co z tego? - odrzekł Montague, któremu różnica wieku nie 

wydawała  się  przeszkodą.  -  Jesteś  w  najpiękniejszym  okresie  życia, 

zdrowy,  krzepki  i  przystojny.  -  Zerknął  dość  krytycznie  na  swój 

zaokrąglający się brzuch. - Muszę przyznać, że wyglądasz dużo lepiej 

ode mnie. 

-  Możliwe,  ale  to  nie  zmienia  faktu,  że  wchodzę  w  wiek  średni. 

Lubię  spokojne  życie,  więc  jak  dla  Robiny  mogę  być  nieco  zbyt 

nieruchawy  i  przywiązany  do  swoich  zwyczajów.  Pod  pewnymi 

względami jesteśmy podobni albo się uzupełniamy; wygląda na to, że 

dzielimy  wiele  upodobań.  Ale  to  nie  zmienia  faktu,  że  ona  jest  dużo 

młodsza  ode  mnie.  Ma  młode  serce,  któremu  potrzeba  od  czasu  do 

czasu jakichś podniet.  

Możesz  mi  wierzyć,  że  tak  jest  -  podkreślił,  gdy  przyjaciel 

przybrał  sceptyczną  minę.  -  Z  pozoru  wydaje  się  bardzo  skromną, 

doskonale  wychowaną  młodą  damą,  ale  za  tą  fasadą  kryją  się  wręcz 

zadziwiające  cechy.  Ona  jest  niezwykle  odważna,  czego  dowiodła, 

background image

ratując  moją  córkę  przed  utonięciem,  za  co  zresztą  pozostanę  jej 

dozgonnym dłużnikiem.  

Zawsze jest chętna do nauki, czym bardzo różni się od większości 

młodych  kobiet  szlachetnego  urodzenia,  które  zadowalają  się 

siedzeniem w salonie przy robótce.  

Urwał  na  chwilę,  przypomniał  sobie  bowiem  pewną  rozmowę  z 

Robiną w wieczór przyjęcia w Pawilonie. 

- Chociaż spędziła na plebanii całkiem szczęśliwe dzieciństwo, to 

brakowało  jej  tam  emocjonujących  przeżyć,  dlatego  ma  w  sobie 

tęsknotę za poznaniem mężczyzny, który mógłby zrekompensować jej 

ten brak w życiu. 

- Dlaczego więc nie będziesz nim ty? - spytał Monty. 

- A jak, u diabła, miałoby to wyglądać? - odparł zniecierpliwiony 

Daniel,  trochę  zanadto  podnosząc przy  tym  głos.  -  Nie  jestem  typem 

zawadiaki. Nie jestem też rycerzem z bajki, który śpieszyłby damie na 

pomoc z drugiego końca świata, nawet gdyby była taka potrzeba, w co 

zresztą szczerze wątpię. 

- Nie sugeruję wcale, żebyś czekał na okazję dowiedzenia swojej 

męskości, tylko żebyś trochę pomógł losowi. 

-  Moim  zdaniem  -  odparł  Daniel,  obrzucając  przyjaciela 

zniecierpliwionym  spojrzeniem  -  to  piwo  domowej  roboty  poszło  ci 

do głowy. 

- Dobre sobie! - Montague wybuchnął śmiechem. - Nie musisz się 

nawet  wysilać.  Każ  komuś  uprowadzić  Robinę,  a  potem  po  rycersku 

wybaw  ją  z  rąk  przestępcy.  Jutro  jest  ku  temu  znakomita  okazja.  - 

background image

Montague  wyraźnie  zapalił  się  do  swojego  pomysłu.  -  Jeśli  pamięć 

mnie nie myli, Robina będzie wśród gości uczestniczących w pikniku 

wydanym  przez  twoją  kuzynkę  w  przyklasztornym  lesie.  Będziesz 

mógł wykazać się rycerskością. 

- W życiu nie słyszałem głupszego pomysłu! - rzekł bez ogródek 

Daniel. - Gdybym nawet poważnie potraktował to, co mówisz, czego 

nie zrobię, chyba nie sądzisz, że wziąłbym udział w takiej awanturze? 

- O człowieku zajęczego serca! 

-  Poza  tym  -  ciągnął  Daniel,  ignorując  krytykę  Montague  -  jest 

bardzo prawdopodobne, że Robina wymówi się od udziału w pikniku. 

A  nawet  jeśli  tam  pojedzie,  to  nie  ma  sposobu,  żebym  do  tej  pory 

zdołał zorganizować jej porwanie. Zresztą nie jestem na tyle głupi, by 

zastanawiać  się  nad  taką niedorzecznością.  -  Wstał.  -  Chodźmy  stąd. 

Ufam, że świeże powietrze pomoże ci odzyskać jasność myślenia. 

Daniel  obrócił  się  do  drzwi  i  wpadł  na  krępego  osobnika,  który 

dotąd  popijał  piwo  przy  sąsiednim  stole.  Przeszył  nieznajomego 

wzrokiem. 

-  Bardzo  przepraszam  waszą  miłość  -  bąknął  tamten  i  szybko 

usunął się z drogi. - Nie zauważyłem. Proszę się nie gniewać. 

-  Nic  się  nie  stało.  To  była  również  moja  wina  -  odrzekł  po 

dżentelmeńsku Daniel. 

Dopiero  później,  po  powrocie  do  domu  Merrella,  zauważył  brak 

zegarka  z  dewizką.  Starając  się  nie  rozpamiętywać  utraty  cennego 

przedmiotu,  ostatniego  prezentu  otrzymanego  od  chorego  już  ojca, 

background image

Daniel udał się z przyjacielem w pewne miejsce, gdzie gra o wysokie 

stawki była na porządku dziennym. 

Pan  Merrell,  w  odróżnieniu  od  Daniela,  nie  znał  większej 

przyjemności, niż zasiąść w towarzystwie podobnych sobie ludzi przy 

zielonym  stoliku,  ze  szklaneczką  dobrej,  starej  brandy  pod  ręką  i 

wachlarzykiem kart w dłoni.  

Zważywszy na to, że miał zwyczaj grywać ostro, było nawet dość 

dziwne,  że  dotąd  fortuna  go  nie  opuściła.  Owszem,  nieraz  zdarzyło 

mu się przegrać duże sumy, ale nigdy się tym szczególnie nie martwił, 

wiedział bowiem, że prędzej czy później kapryśna pani losu znów się 

do niego uśmiechnie. 

Daniel przez pewien czas stał za krzesłem przyjaciela i przyglądał 

się  grze,  a  potem  odszedł  zagrać  ze  znajomym  kilka  rozdań  pikiety. 

Zdecydowanie brakowało mu jednak wiary w opiekuńczą siłę fortuny, 

która  cechowała  Montague,  dlatego  po  półgodzinie  zrezygnował  z 

hazardu i postanowił poszukać matki, która zamierzała tego wieczoru 

pojawić się na przyjęciu w sąsiedztwie. 

Pani  domu,  wieloletnia  przyjaciółka  rodziny,  przyjęła  jego 

niespodziewane  nadejście  z  zachwytem.  Po  krótkiej  wymianie 

uprzejmości Daniel niezwłocznie przystąpił do szukania matki, ale ku 

swemu głębokiemu rozczarowaniu stwierdził, że przyszła na przyjęcie 

sama. 

-  Chociaż  Robina  upierała  się,  że  nie  ma  potrzeby  wzywać 

doktora, to nie czuła się na siłach towarzyszyć mi dzisiaj wieczorem - 

background image

powiedziała  lady  Exmouth.  -  Wydaje  mi  się  jednak,  że  ma  ochotę 

wybrać się jutro rano na piknik. 

-  Jeśli  będzie  dobrze  się  czuła,  to  naturalnie  niech  jedzie,  ale  w 

innym przypadku nie wahaj się wezwać doktora. 

Lady  Exmouth  wychwyciła  znajomą  stanowczą  nutę  w  głosie 

syna. Daniel, podobnie jak jego ojciec, był uroczym, zrównoważonym 

człowiekiem,  ale  umiał  być  bardzo  zdecydowany  i  władczy,  jeśli 

zachodziła taka potrzeba. 

Uśmiechnęła się. 

- A czy na pewno jutro do nas wrócisz, mój drogi? 

-  Tak.  Wydałem  już  polecenie,  żeby  podczas  mojej nieobecności 

przewieziono z powrotem rzeczy. Jak wiesz, umówiłem się na jutro z 

Roderickiem.  Spodziewam  się  wrócić  do  Brighton  wczesnym 

wieczorem. 

Pozwoliwszy  matce  ponownie  zająć  miejsce  w  gronie 

przyjaciółek,  Daniel  obszedł  salon,  kilka  razy  przystanął,  by 

porozmawiać  ze  znajomymi,  ale  nieobecność  Robiny  oznaczała,  że 

nic  go  tu  nie  zatrzymuje,  wkrótce  więc  wyszedł.  Uznał,  że  najlepiej 

będzie wkrótce położyć się spać i wcześnie wstać nazajutrz. 

Odrzuciwszy  propozycję  lokaja,  który  chciał  poszukać  dla  niego 

powozu,  niedługą  drogę  do  domu  Montague  Merrella  pokonał 

spacerem. Stanął u drzwi akurat w chwili, gdy zegar na odległej wieży 

wybijał  godzinę.  Czekając  na  pojawienie  się  kamerdynera,  odniósł 

wrażenie,  że  widzi  postać  kryjącą  się  w  mroku  po  drugiej  stronie 

background image

ulicy.  Zlekceważył  to  jednak  i  natychmiast  po  otwarciu  drzwi 

skierował się do biblioteki, by przed snem wypić łyczek brandy. 

Ledwo  zdążył  sobie  nalać  szklaneczkę  trunku,  gdy  w  sieni 

rozległo  się  stukanie  kołatki.  Była  to  dość  niezwykła  pora  na 

składanie  wizyty,  nie  starał  się  więc  ukryć  zdziwienia,  gdy  chwilę 

potem wszedł służący z wiadomością, że pewien człowiek czeka przy 

drzwiach i chce się z nim zobaczyć. 

- Jaki człowiek? 

Układny kamerdyner pana Merrella głośno parsknął. 

-  Bardzo  zwyczajny,  milordzie.  Był  tu  już  wcześniej,  podczas 

pańskiej  nieobecności.  Bez  wahania  odesłałbym  go  tam,  skąd 

przyszedł,  ale  powiadomił  mnie,  że  jest  w  posiadaniu  pańskiej 

własności. 

- Naprawdę? - Daniel machinalnie skierował myśli ku utraconemu 

zegarkowi. 

-  Według  mojej  wiedzy  tak.  Wprawdzie  tłumaczyłem  mu,  że 

może  bezpiecznie  zostawić  ten  przedmiot  u  mnie,  ale  on  uparcie 

odmawiał. Twierdził, że albo odda to panu osobiście, albo nie odda w 

ogóle. 

- W takim razie lepiej go wprowadź - zgodził się Daniel i chwilę 

potem  do  pokoju  wszedł  krępy  człowieczek  w  znoszonym  surducie, 

mnący w dłoniach dość sfatygowany kapelusz. 

Daniel  miał  dobrą  pamięć  do  twarzy,  natychmiast  więc  poznał 

mężczyznę, z którym po południu zderzył się w gospodzie. 

- A więc spotykamy się znowu, panie...? 

background image

- Higgins, milordzie. Honest* Hector Higgins do usług. 

-  Mam  nadzieję,  Higgins,  że  zasługuje  pan  na  swoje  imię  – 

stwierdził  ironicznie  Daniel,  spoglądając  na  sękate,  spracowane  ręce, 

które  wydawały  się  niezgrabne,  miały  jednak  dość  zręczności,  by 

niepostrzeżenie wyciągnąć coś z cudzej kieszeni. - Jak rozumiem, jest 

pan w posiadaniu przedmiotu stanowiącego moją własność.  

-  To  prawda,  sir.  -  Higgins  sięgnął  do  kieszeni,  wydobył  z  niej 

zegarek i położył go na wyciągniętej dłoni Daniela. 

Ten  obejrzał  szybko  przedmiot  i  z  ulgą  stwierdził,  że  jest 

nieuszkodzony. 

-  Wygląda  na  to,  Higgins,  że  jestem  pańskim  dłużnikiem.  A 

przynajmniej  byłbym,  gdybym  nie  miał  pewności,  że  zręcznie 

wyciągnął  mi  pan  ten  zegarek  z  kieszeni  kamizelki  podczas  naszego 

krótkiego, hm, spotkania w tawernie. 

Na  ogorzałej  twarzy  tamtego  pojawił  się  natychmiast  wyraz 

najwyższej ostrożności. 

-  Jak  to,  wasza  miłość?  Gdybym  zwinął  ten  zegarek,  to  przecież 

nie oddawałbym go teraz, prawda? 

- Mógłby pan to zrobić z nadzieją osiągnięcia większej korzyści z 

nagrody  niż  ze  sprzedaży  tego  przedmiotu,  co  wydaje  się  tym 

logiczniejsze,  że  na  kopercie  jest  wygrawerowane  moje  imię  i 

nazwisko. 

 

* Honest (j. ang.) - uczciwy, prawy 

 

background image

-  Phi!  Łatwo  można  je  zdrapać  i  koniec  -  odparł  Higgins,  który 

najwidoczniej postanowił, że nie pozwoli zbić się z pantałyku. - Poza 

tym  nie  przyniosłem  go  tutaj  dla  nagrody.  Jestem  uczciwym 

człowiekiem. Nie zawsze byłem, wstyd mi przyznać, ale teraz jestem, 

odkąd poznałem moją Dorę. 

Daniel  nie  mógł  się  nie  uśmiechnąć,  słysząc  to  niezgrabne 

wyznanie. Był już nawet skłonny okazać mężczyźnie wielkoduszność 

i  pozwolić  sobie  na  zwątpienie  w  słuszność  swojego  przekonania  o 

sposobie utraty zegarka. 

- Skoro tak, Higgins, skoro nie chce pan przyjąć nagrody, to mogę 

przynajmniej panu zaproponować drinka dla wynagrodzenia kłopotu. - 

Odwrócił się do karafek stojących na tacy. - Czy może być brandy? 

- Wasza miłość jest bardzo gościnny. Może być, może. 

Uśmiechając się mimo przeczucia, że w zamian za zwrot zegarka 

Higgins  zażąda  jakiejś  rekompensaty,  Daniel  napełnił  szklaneczkę  i 

podał trunek niespodziewanemu gościowi. 

- Niech pan usiądzie, Higgins, i opowie mi o sobie.  Z czego pan 

żyje? 

- Jestem woźnicą, proszę pana. Od dziesięciu lat jeżdżę własnym 

powozem.  -  Pociągnął  nosem  i  wytarł  go  wierzchem  dłoni.  -  Ech, 

rozklekotała  się  ta  drynda,  a  i  moja  stara  szkapa  nie  jest  taka  jak 

dawniej. - Ze smutkiem pokręcił głową. - Blisko jej już do rzeźni. 

-  To  bardzo  przykre  -  przyznał  lord  Exmouth,  zastanawiając  się, 

co go opętało, że pozwolił temu osobnikowi się rozgościć. 

background image

- O, tak, proszę pana. Nie jest łatwo być uczciwym człowiekiem. 

Panowie  nie  lubią  pokazywać  się  w  odrapanym  powozie,  takim  jak 

mój,  a  jeśli  nie  ma  się  wielu  pasażerów  w  ciągu  dnia,  nie  ma 

pieniędzy na naprawy. 

-  Współczuję  panu,  Higgins  -  odrzekł  Daniel,  zastanawiając  się, 

kiedy  zdesperowany  woźnica  odkryje  prawdziwy  powód  swojej 

wizyty. 

-  Wiedziałem,  że  pan  będzie  mi  współczuł.  -  Nie  odrywając 

wzroku  od  twarzy  Daniela,  przełknął  jednym  haustem  zawartość 

szklaneczki. - Ja też mam miękkie serce i dlatego współczuję panu. 

Daniel upił łyk brandy. 

- Przykro mi bardzo, Higgins, ale nie rozumiem. 

-  Nieodżałowana  miłość,  proszę  pana,  może  zrobić  straszne 

rzeczy z człowiekiem. 

-  Jestem  pewien,  że  ma  pan  rację  -  odrzekł  Daniel,  dzielnie 

powściągając  chichot.  -  Chodziło  panu  chyba  o  nieodwzajemnioną 

miłość. 

-  O,  tak.  Ale  proszę  się  nie  martwić.  Hector  Higgins  śpieszy 

waszej miłości na pomoc. 

Daniel uznał, że się przesłyszał. 

-  Przepraszam,  Higgins,  ale  znowu  niezupełnie  rozumiem.  Nie 

potrzebuję niczyjej pomocy. 

-  No,  no, nie  musi  pan  się  wstydzić  swoich  uczuć.  To  się  zdarza 

każdemu.  Mnie  się  zdarzyło  kiedyś,  a  panu  teraz.  Rzecz  jasna,  nie 

chcę  się  wtrącać,  ale  niechcący  podsłuchałem  pana  rozmowę  z 

background image

przyjacielem  Pod  Koroną  i  wiem,  że  jestem  właśnie  człowiekiem, 

jakiego pan szuka. 

-  A  czym  niby  może  mi  pan  służyć,  Higgins?  -  spytał  Daniel  z 

widocznym znużeniem. 

-  Jak  to?  Naturalnie  mogę  porwać  pannę!  Znam  tę  okolicę  jak 

własną  kieszeń.  Nie  ma  nic  prostszego!  Schowam  się  jutro  w  lesie  i 

poczekam  na  okazję,  potem  złapię  pannę  i  wsadzę  do  swojego 

powozu.  Wtedy  pan  nadjedzie,  wymachując  pistoletem,  na  wszelki 

wypadek rozładowanym - ciągnął ze śmiertelną powagą. - Jeszcze by 

pan  wystraszył  moją  szkapę,  a  ona  już  ma  swoje  lata.  Mogłaby  tego 

nie  wytrzymać.  -  Przerwał  i  omiótł  spojrzeniem  pełnym  nadziei  swą 

pustą szklaneczkę. - I co, wasza miłość? 

Daniel  przyglądał  mu  się  przez  chwilę  w  milczeniu  tak,  jakby 

patrzył na niedorozwinięte dziecko. 

-  Myślę,  Higgins,  że  postradał  pan  zmysły.  Nawet  gdyby  pański 

plan  nie  był  w  najwyższym  stopniu  niedorzeczny,  to  nigdy  nie 

popełniłbym  tak  haniebnego  czynu,  jak  uprowadzenie  i  śmiertelne 

wystraszenie  młodej  kobiety.  Co  więcej,  mój  przyjaciel,  którego 

podsłuchał  pan  dziś  wieczorem,  ma  naturę  żartownisia  i  właśnie  ta 

część  jego  natury  wzięła  górę  w  tawernie.  Nie  znaczy  to  jednak,  że 

jego  bezsensowny  pomysł  można  traktować  poważnie.  Osobiście 

mam znacznie lepszy plan, a mianowicie obaj powinniśmy iść spać. 

Jednym  zręcznym  ruchem  Daniel  wstał  i  wyjął  bardzo 

rozczarowanemu przybyszowi pustą szklaneczkę z ręki. 

background image

-  Życzę  dobrej  nocy,  Higgins…  I  niech  pan  się  cieszy,  że 

postanowiłem  nie  interesować  się  więcej  sprawą  celowego 

przywłaszczenia mojego zegarka. 

Lady  Exmouth  dobrze  wiedziała,  że  nieodłączną  częścią 

charakteru jej syna, ujawniającą się od czasu do czasu, jest niezłomny 

upór.  Stało  się  to  jasne  właśnie  teraz.  Higgins  otworzył  usta,  by  coś 

powiedzieć,  ale  uznał  widocznie,  że  nie  byłoby  to  rozsądne,  bo 

niepocieszony odszedł do drzwi. 

-  Proszę  się  nie  gniewać,  wasza  miłość  -  bąknął  przez  ramię,  a 

potem  dzielnie  opierając  się  pokusie  zdzielenia  kamerdynera  w 

żałosny, długi nos, bez ociągania opuścił dom. 

Życie  bywa  okrutne,  uznał,  wlokąc  się  w  stronę  domu.  Oto  on, 

przyzwoity człowiek, tydzień w tydzień, rok w rok wykonuje uczciwą 

pracę.  I  po  co?  Ledwie  może  związać  koniec  z  końcem.  Znacznie 

lepiej prosperowałby, gdyby wrócił do dawnej specjalności... Ale nie, 

obiecał Dorze, że kradzieże raz na zawsze się skończyły. Odciął się od 

tamtego  życia,  gdy  wyjechał  z  Londynu,  i  tak  naprawdę  wcale  nie 

chciał znowu wejść na drogę przestępstwa. 

Naturalnie mógłby, gdyby naszła go taka głupia chęć. Palce wciąż 

miał  sprawne  i  bez  trudu  potrafił  wyjąć  zegarek  z  kieszonki  cudzej 

kamizelki.  Pomyślał  o  tym  z  ponurą  satysfakcją.  Rzecz  jasna,  wcale 

nie zamierzał zatrzymać tego zegarka. To w ogóle nie przyszło mu do 

głowy.  Ale  skoro  sprawy  potoczyły  się  w  taki  sposób,  może 

rozsądniej  byłoby  jednak  zachować  cenny  przedmiot.  Bądź  co  bądź, 

co mu po dobrych chęciach? Nic, po prostu nic! 

background image

-  Niech  to  -  mruknął  pod  nosem,  przechodząc  przez  ulicę  do 

tawerny. Zostało mu przynajmniej tyle drobnych w kieszeni, by mógł 

utopić smutki w solidnym kuflu piwa. 

„Pod  Koroną”  było  tego  wieczoru  wyjątkowo  cicho  i  spokojnie, 

co pasowało do podłego nastroju Higginsa. Łatwo  znalazł  wolny stół 

w  kącie,  gdzie  mógł  dalej  posępnie  i  bez  przeszkód  rozmyślać  nad 

niewdzięcznością  losu,  ten jednak  nawet  tu  nie  był  dość  łaskawy,  by 

zapewnić mu krótki okres wytęsknionej samotności.  

Ledwie bowiem Higgins zajął miejsce na ławie, gdy naprzeciwko 

niego  rozsiedli  się  bez  zaproszenia  mężczyzna  o  ostrych  rysach, 

noszący  jaskrawoczerwoną  chustkę  nieudolnie  zawiązaną  na  szyi,  i 

niechlujna, gruba kobieta w głęboko wyciętej sukni. 

-  Co  z  tobą,  Hectorze,  mój  stary  przyjacielu?  To  do  ciebie 

niepodobne,  żeby  chować  się  po  kątach.  Miałeś  zły  dzień,  co?  - 

Mężczyzna  rozciągnął  cienkie  wargi  w  nieprzyjemnym  uśmiechu, 

który  odsłonił  popsute  zęby.  -  Ja  tam  nie  narzekam,  mój  był  dobry. 

Mówiłem  ci  już  nieraz,  stary  przyjacielu,  że  powinniśmy  połączyć 

siły. 

-  A  ja  mówiłem  ci  nieraz,  Jack,  że  dawno  zerwałem  z  takim 

życiem. 

-  I  co  z  tego  masz?  -  Mężczyzna  znów  zaprezentował  zepsute 

zęby. -  Tylko pracujesz od rana do nocy?  Założę się,  że nawet ci nie 

starczy na drugi kufel piwa. 

Była  to  prawda,  ale  Higgins  nie  zamierzał  tego  potwierdzić,  a 

zwłaszcza 

nie 

przed 

pozbawionym 

skrupułów 

drobnym 

background image

złodziejaszkiem Jackiem Sharpe'em, któremu było zupełnie  wszystko 

jedno,  w  jaki  sposób  położy  swoje  łapska  na  pieniądzach.  Kiedy 

przychodziła posucha, nie wstydził się wysyłać swojej przyjaciółki na 

ulicę i żyć z jej zarobków. 

-  Właściwie  nie  wiem,  dlaczego  jeszcze  chcę  z  tobą  gadać;  - 

odezwał  się  znowu  Jack.  -  Niewiele  już  mi  po  tobie.  Jesteś  stary  i 

niezdarny. 

-  Też  coś!  -  Higgins  tym  razem  pozwolił  się  sprowokować.  - 

Wiedz,  że  właśnie  dzisiaj  zwinąłem  fikuśny  kieszonkowy  zegarek. 

Przeskoczył  z  kamizelki  wielkiego  pana  do  mojej  kieszeni,  a  on  nic 

nie zauważył. 

-  Aha!  -  Jack  wyraźnie  mu  nie  dowierzał.  -  A  gdzie  jest  ten 

zegarek? Pokaż. 

-  Już  go  nie  mam  -  bąknął  Higgins  i  trochę  się  zaczerwienił.  - 

Zwróciłem. 

- Co takiego?! - Sharpe i jego towarzyszka ryknęli śmiechem, co 

jeszcze bardziej zakłopotało Higginsa. 

Rozejrzał się bardzo niepewnie dookoła. 

- Ciszej! - syknął. - Nie chcę, żeby wszyscy to usłyszeli. 

-  Boisz  się,  że  żoneczka  byłaby  zła,  gdyby  dowiedziała  się,  jak 

próbujesz  starych  sztuczek?  -  drażniła  się  z  nim  kobieta,  a  Higgins 

spojrzał na nią z niechęcią. 

- Zamknij się, Molly! - nakazał jej Jack już zupełnie poważnie. - 

To  jest  dawny  Hector,  on  nie  kantuje.  On  naprawdę  zwinął  ten 

zegarek. Nie kapuję tylko, dlaczego go zwrócił. 

background image

Zmieszany 

Higgins 

zaczął 

niezbornie 

tłumaczyć 

swoje 

zamierzenia.  Opowiedział  więc  o  podsłuchanej  rozmowie  i  tym,  co 

zaszło potem. 

Jack chłonął każdy szczegół. 

-  Czyli  poszedłeś  do  tego  lorda  Exmoutha  i  miałeś  nadzieję,  że 

zgodzi się na twój plan, a on cię wyrzucił na zbity pysk, tak? 

-  Nie  od  razu  -  odparł  Higgins.  -  Powiedziałem  ci,  że  najpierw 

byłem w jego domu i dowiedziałem się od pomywaczki, że on tam nie 

mieszka,  tylko  jego  matka  i  ta  panna,  która  mu  się  podoba.  A  on 

zatrzymał  się  u  przyjaciela.  No,  więc  poszedłem  tam  i  za  drugim 

razem był i mnie przyjął. 

- Szkoda, że propozycja go nie zainteresowała - zauważył Jack ku 

wielkiemu rozbawieniu jego towarzyszki. 

-  Mnie  to  nie  dziwi!  -  parsknęła.  -  Jeśli  temu  wielkiemu  panu 

dziewczyna podoba się tak, jak mówi Hector, to nigdy się nie zgodzi, 

żeby ktoś ją porwał jakąś rozklekotaną dryndą. Sama kiedyś jechałam 

tym  klekotem,  więc  wiem,  jak  to  jest.  Wróciłam  z  pogrzebu 

szwagierki cała poobijana. Siniak na siniaku. 

- Zamknij się, kobieto - burknął Jack. - Idź i przynieś nam jeszcze 

coś  do  picia.  -  Rzucił  jej  monetę  i  poczekał,  aż  odejdzie,  po  czym 

zwrócił się znowu do Hectora: - I mówisz, że ta panna, co podoba się 

lordowi Exmouthowi, będzie jutro w lesie koło klasztoru? 

-  Już  to  mówiłem,  nie?  -  Higgins  spojrzał  podejrzliwie  na 

rozmówcę. - A czemu tak cię to interesuje? 

background image

-  Bez  specjalnego  powodu.  Szkoda, że  temu  wielkiemu  panu nie 

spodobał się twój pomysł. Może mógłbym ci pomóc. 

Jak dla Higginsa tego dnia zdarzyło się już wystarczająco dużo, a 

poza tym miał dość obecnego towarzystwa, więc szybko dopił piwo i 

wstał. 

- Dzięki, ale obejdę się bez twojej pomocy, Jack. 

-  O!  Hector  poszedł?  -  zdziwiła  się  Molly,  gdy  wróciła  z 

napitkami. - Co tam, zaraz wypiję jego dżin. Niewdzięczny kundel. 

- Nic nie będziesz piła! - Jack wyrwał jej naczynie z ręki. - Musisz 

być rano świeża i dobrze kojarzyć. Mam dla ciebie robotę. 

- Tak? - Zerknęła na niego nieufnie. - Jaką? 

-  Staniesz  na  czujce  pod  domem  tego  Exmoutha.  Jeśli  panna 

pojedzie do lasu, chcę o tym wiedzieć. 

-  Ale  ja  nawet  nie  wiem,  jak  ona  wygląda  -  zwróciła  mu  uwagę 

Molly,  mało  zachwycona  perspektywą  wczesnego  wstawania.  -  I  nie 

wiem, gdzie mieszka. 

-  Łatwo  się  dowiesz.  -  Przez  chwilę  dumał.  -  Słyszałaś,  co 

powiedział  Higgins.  Poza  służbą  w  domu  jest  tylko  stara  matka 

Exmoutha i ta panna. Poczekasz na czujce przed domem. 

- I co dalej? 

- Twój brat mieszka przy lesie, niedaleko ruin klasztoru, nie? 

- Ano mieszka. I co z tego? 

Jack rozparł się na ławie. 

- Powiem ci rano, kiedy wszystko domyśle sobie do końca. 

 

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY 

Lady  Exmouth  promieniała  z  radości,  przyglądając  się  Robinie, 

która  schodziła  po  schodach.  W  niebieskiej  sukni  spacerowej  i 

dopasowanej  kolorystycznie  pelerynie  panna  wyglądała  wprost 

urzekająco.  

Szkoda  tylko,  że  Daniel  nie  mógł  obejrzeć  tego  ujmującego 

występu.  Delikatna  twarz  w  modnym  czepku,  z  szaroniebieskimi 

tasiemkami  tworzącymi  figlarną  kokardę  pod  uroczym,  drobnym 

podbródkiem mogła zmiękczyć serce najtwardszego mężczyzny. 

Naturalnie  nie  wydawało  jej  się  dłużej,  by  Daniel  potrzebował 

dodatkowych  namów  do  uznania  Robiny  za  idealną  kandydatkę  na 

żonę.  Jeśli  jej  pogląd  na  tę  kwestię  nie  był  całkowicie  błędny,  to  ten 

wstrętny  chłopiec  podjął  ostateczną  decyzję  już  przed  kilkoma 

tygodniami, mimo że bardzo starał się to ukryć.  

A  gdyby  potrzebowała  dalszych  świadectw  określających  stan 

jego  umysłu,  to  zdradził  się  poprzedniego  wieczoru.  Lady  Exmouth 

myślała  z  niemałą  satysfakcją  o  tym,  że  nawet  obecność  Arabelli  nie 

skłoniła  go  do  pozostania  na  przyjęciu.  Gdyby  była  tam  Robina, 

sprawy przedstawiałyby się zgoła inaczej! 

-  Gzy  jesteś  całkiem  pewna,  moja  droga,  że  masz  ochotę  jechać 

dzisiaj na piknik? - spytała, gdy Robina do niej podeszła. Wprawdzie 

panna  wydawała  się  w  pełni  sił,  była  jednak  odrobinę  bledsza,  niżby 

życzyła  sobie  lady  Exmouth.  -  Jeszcze  nie  jest  za  późno  na  zmianę 

zdania - zapewniła ją. - Arabella to zrozumie. 

background image

-  Nie,  nie.  Całkiem  dobrze  się  czuję.  -  Robina  skupiła  się  na 

wygładzaniu  fałdy  na  jednej  z  rękawiczek.  -  Nie  mam  pojęcia,  co 

mnie naszło. Rzadko zapadam na migrenę. 

-  Cieszmy  się,  że  nie  było  to  nic  gorszego  niż  uporczywy  ból 

głowy,  który  nie  chciał  minąć.  Gdybyś  zaraziła  się  gorączką  od  lady 

Phelps,  mogłabyś  trafić  do  łóżka  na  wiele  dni.  O  ile  wiem,  biedna 

Augusta wciąż jeszcze nie wstaje. Co naturalnie oznacza, że będziemy 

pozbawieni towarzystwa jej syna podczas dzisiejszego śniadania. 

Robina usłyszała nutę ulgi w głosie  lady Exmouth, ale doszła do 

wniosku,  że  nie  należy  o  tym  mówić,  spytała  więc  tylko,  kto  jeszcze 

jedzie tego ranka do lasu. 

-  Nie  do  końca  wiem,  moja  droga.  Na  pewno  kilkoro  naszych 

wspólnych  znajomych.  Arabella  zaprosiła  sir  Percy'ego  Lovella,  ale 

miał  już  inne  zobowiązania.  Zdaje  się,  że  zaprosiła  również  sir 

Fredericka Ainsleya, lecz i on był zmuszony odmówić. Dzisiaj nie ma 

go  w  mieście,  bo  wyjechał  w  odwiedziny  do  chorego  kuzyna.  - 

Pokręciła  głowę.  -  Trudno  jest  zorganizować  piknik  z  takim  małym 

wyprzedzeniem, ale jestem pewna, że  Arabella namówi przynajmniej 

kilka  osób.  -  Lady  Exmouth  uniosła  rękę,  odzianą  w  fioletową 

rękawiczkę. - Oho! Zdaje się, że o wilku mowa. 

Jak  się  okazało,  słuch  jej  nie  mylił.  Gdy  lokaj  otworzył  drzwi, 

zobaczyły  Arabellę  wysiadającą  z  eleganckiego  odkrytego  powozu 

Tolliverów, który właśnie zajechał przed dom. 

background image

-  Nie  musisz  zadawać  sobie  tyle  trudu  -  zawołała  lady  Exmouth, 

schodząc na ulicę, by przywitać kuzynkę. - Jesteśmy gotowi, możemy 

więc zaraz wyruszyć, jeśli nie masz nic przeciwko temu. 

- Wspaniale! Zawsze ceniłam punktualność! - oznajmiła Arabella 

i  wróciła  do  powozu.  -  O,  jest  Robina!  Cieszę  się,  że  czujesz  się  na 

siłach  dotrzymać  nam  towarzystwa.  Obawiam  się,  że  jesteśmy 

najmłodsze  w tej kompanii, musimy  trzymać się razem - dodała, gdy 

Robina  podeszła  do  powozu.  -  Trochę  mnie  dziwi,  że  tak  niewielu 

młodych ludzi zgodziło się przyjąć moje zaproszenie. Wygląda na to, 

że śniadanie na trawie jest atrakcyjne raczej dla starszego pokolenia. 

- Prawdę mówiąc, przypuszczałam, że zorganizowanie pikniku w 

takim  pośpiechu  może  sprawić  ci  nieco  kłopotów  -  powiedziała  lady 

Exmouth,  sadowiąc  się  na  ławie  obok  siostrzenicy.  -  Ostatnio  ludzie 

mają  zwyczaj  planować  zajęcia  z  dużym  wyprzedzeniem.  Zwłaszcza 

na  wieczór  trudno  jest  zebrać  towarzystwo.  Nawet  przyjaciele 

wymawiają się wcześniej podjętymi zobowiązaniami. 

-  Właśnie  z  tego  powodu  postanowiłam  nie  wydawać  proszonej 

kolacji - odrzekła Arabella, a jej uwagę zwróciła nagle samotna postać 

po drugiej stronie ulicy. 

- Co za brak wychowania! - stwierdziła. - Odkąd tu przyjechałam, 

ta młoda kobieta bez przerwy patrzy w naszą stronę. - Szybko jednak 

odzyskała poczucie humoru i wybuchnęła śmiechem. - Mam nadzieję, 

że nie czeka na Daniela. Musiałaby tam stać jeszcze bardzo długo. 

Lady Exmouth zerknęła na drugą stronę ulicy i głośno parsknęła. 

background image

- Muszę ci powiedzieć, że mój syn nie zadaje się z osobami tego... 

tego pokroju. 

- Nie bądź naiwna, ciociu! - W oczach Arabelli znów pojawił się 

figlarny  błysk.  -  Clarissa  nie  żyje  prawie  od  dwóch  lat...  Chociaż 

rzeczywiście  się  nie  mylisz  -  podjęła  po  namyśle.  -  Daniel  ma  za 

dobry gust, żeby zadawać się z osobą tak podłego stanu. Może zresztą 

po prostu dba o zdrowie. 

Lekko  poklepała  stangreta  parasolką po  ramieniu,  dając  mu  znak 

do odjazdu, i powóz potoczył się po ulicy. Uwagi Robiny nie uszło, że 

nieznajoma kobieta bacznie obserwuje ich odjazd ze swojego miejsca. 

Robina  nie  była  aż  tak  naiwna,  by  nie  zrozumieć  aluzji  lady 

Tolliver.  Podczas  pobytu  w  stolicy  szybko  odkryła,  że  dżentelmeni  - 

zarówno owdowiali, jak i żonaci - często utrzymują również kochanki.  

Nie  wiedziała,  czy  Daniel  postępuje  podobnie,  ale  w  gruncie 

rzeczy  jakie  to  mogło  mieć  dla  niej  znaczenie?  Przecież  to  nie  jej 

sprawa,  powtarzała  sobie  uparcie.  Owszem,  interesowałoby  ją  to  na 

miejscu  Arabelli,  ale  przyszła  żona Daniela  wydawała  się  całkowicie 

nie przywiązywać do tego wagi. Dziwne! 

- Jesteś dzisiaj małomówna. 

Niespodziewana 

uwaga 

wyrwała 

Robinę 

zamyślenia. 

Stwierdziła, że lady Tolliver przygląda jej się z uwagą. 

-  Mam  nadzieję,  że  nie  jedziesz  dzisiaj  z  nami  tylko  z  powodu 

namów cioci? 

- Och, nie! - zapewniła ją Robina, siląc się na uśmiech. - Po prostu 

myślałam o niebieskich migdałach. 

background image

Nie  była  jednak  w  stanie  znieść  przenikliwego  spojrzenia 

ciemnych  oczu,  zbyt  przypominających  oczy  Daniela,  zerknęła  więc 

do góry i przekonała się, że niebo jest zupełnie bezchmurne. 

- Zdaje się, że pogoda ci sprzyja. Zapowiada się następny piękny 

dzień. 

- To prawda - przyznała Arabella. -  Mam nadzieję, że nie będzie 

również  zbyt  ciepło.  Mniejsza  o  to.  -  Wzruszyła  ramionami.  -  W 

przyklasztornym lesie i tak jest dużo cienia. 

- Szkoda, że nie urządziłaś pikniku gdzie indziej - włączyła się do 

rozmowy  lady  Exmouth.  -  Mam  złe  wspomnienia  związane  z  tym 

sielskim miejscem.  

Arabella roześmiała się serdecznie. 

-  Och,  wiem.  Daniel  mi  o  tym  opowiedział.  Co  za  małpka  z  tej 

Lizzie!  Zupełnie  niepodobna  do  matki.  Pewnie  więcej  odziedziczyła 

po naszych przodkach. 

Lady  Exmouth  cmoknęła  kilka  razy  i  zmierzyła  swoją  ulubioną 

siostrzenicę  karcącym  spojrzeniem,  Arabella  postarała  się  więc 

przybrać bardzo skruszoną minę. 

-  Masz  rację,  ciociu.  Zachowałam  się  bardzo  nietaktownie, 

żartując z poważnej sprawy. Daniel, jak wiem, był bardzo poruszony 

tym  zdarzeniem.  -  Znowu  spojrzała  na  Robinę.  -  I  jest  ci  dozgonnie 

wdzięczny,  moja  droga.  Nie  kryje,  że  ma  wobec  ciebie  dług  nie  do 

spłacenia. 

Może Arabella nie zauważyła smutku, który zagościł przez chwilę 

nieuwagi  w  niebieskich  oczach  Robiny,  dojrzała  go  jednak  lady 

background image

Exmouth,  a  spostrzeżenie  to  wzbudziło  w  niej  wątpliwość,  czy  jej 

protegowana  czuje  się  całkiem  zdrowa,  czy  tylko  stara  się  stworzyć 

takie pozory.  

Arabella  była  przemiła,  ale  zdarzało  jej  się  niekiedy  wykazać 

brakiem taktu, no i mogła czasem być dość przytłaczająca, zwłaszcza 

dla tych, którzy nie dorównywali jej wigorem. 

Celowo  zajęła  więc  siostrzenicę  konwersacją,  pytając,  czego 

należy  się  spodziewać  w  jadłospisie  śniadania.  Robina  starała  się  od 

czasu  do  czasu  włączyć  do  rozmowy,  ale  lady  Exmouth  wyczuwała, 

że robi to bez przekonania. Coraz bardziej dochodziła do wniosku, że 

Robina wolałaby pozostać w domu. 

Na  szczęście,  gdy  dotarły  na  znajome  miejsce,  gdzie  zaczęli  się 

już  gromadzić  pozostali  goście,  napięcie  Robiny,  związane  ze 

staraniami, by zachowywać się jak najswobodniej, zelżało.  

Poza  tym  wreszcie  udało  jej  się  bez  zwracania  na  siebie  uwagi 

uwolnić  się  od  towarzystwa  Arabelli.  Dzięki  temu  zdołała  się  nawet 

zmusić  do  zjedzenia  kilku  smakołyków  przygotowanych  przez 

znakomitą kucharkę lady Tolliver.  

Przy  pierwszej  nadarzającej  się  okazji  oddaliła  się  jednak  od  tej 

nielicznej części grupy, która nie zapadła w drzemkę, znużona upałem 

i  skutkami  picia  schłodzonego  szampana.  Wreszcie  mogła  poszukać 

wytęsknionej samotności. 

Upewniwszy  się,  że  nikt  inny  nie  wziął  z  niej  przykładu  i  nie 

podąża za nią na przechadzkę, Robina weszła głębiej między drzewa. 

Wiedziała,  że  dalej  w  lewo  płynie  rzeka,  ale  nie  zamierzała  tam 

background image

skręcać. Obraz tamtego dnia, o wiele szczęśliwszego niż obecny, zbyt 

mocno wrył jej się w pamięć. 

Szyderczy  głos  podszeptywał,  że  wkrótce  nie  zostanie  jej  nic 

więcej oprócz wspomnień i bolesnej świadomości, że wszystko mogło 

potoczyć się inaczej, gdyby przez tyle tygodni nie pozostała obojętna 

na skłonności swego serca. 

Rozwiązała  kokardę  i  zdjąwszy  czepek,  zaczęła  nim  bezmyślnie 

kołysać.  Wciąż  zagłębiała  się  w  las,  nie  chciała bowiem  zbyt  szybko 

pożegnać  się  z  samotnością.  Naturalnie  gdy  wyrażała  zgodę,  aby 

towarzyszyć  lady  Exmouth  na  pikniku,  wiedziała,  że  obecność 

Arabelli będzie dla niej trudna do zniesienia. Nie wiedziała jednak, że 

aż tak trudna.  

Ale  jaki  miała  wybór?  Nie  mogła  bez  końca  ukrywać  się  w 

sypialni  i  płakać,  gdy  tylko  była  pewna,  że  nikt  akurat  jej  nie 

przeszkodzi.  Poza  tym  tego  wieczoru  miał  wrócić  do  domu  Daniel  i 

prędzej  czy  później  musiała  stanąć  z  nim  twarzą  w  twarz,  chociaż 

mogło się to okazać niezwykle nieprzyjemne. 

Nie,  pomyślała  zasmucona,  nie  ma  dla  niej  łatwych  rozwiązań. 

Następne  dni,  zanim  uda  jej  się  znaleźć  pretekst,  aby  wrócić  do 

hrabstwa  Northampton,  będą  bolesne.  Już  ten  dzień  dostarczył  jej 

przykrych  przeżyć.  Uprzejme  traktowanie  kogoś,  do  kogo  czuje  się 

urazę, stanowi nie lada zadanie, jednak wiedziała, że nie mogłaby się 

zdobyć na prawdziwą nienawiść czy nawet niechęć do Arabelli.  

background image

Jak  mogła  mieć  do  lady  Tolliver  pretensje  o  jej  uczucie  do 

Daniela?  Przecież  każda  kobieta  chciałaby  poślubić  takiego 

wspaniałego mężczyznę. 

Dziwne  wydawało  jej  się  tylko  to,  że  nikt  nie  mówi  głośno  o 

zbliżającym  się  ślubie.  Ze  zmarszczonym  czołem  zaczęła  rozważać 

ten  problem.  Naturalnie  mogły  być  powody,  dla  których  Arabella  i 

Daniel  nie  podawali  swoich  zaręczyn  do  wiadomości  publicznej,  na 

przykład  jeśli  Daniel  chciał  najpierw  powiedzieć  o  swoim  zamiarze 

córkom i czekał na ich powrót z Dorset.  

Utrzymywanie  sekretu  przed  lady  Exmouth  wydawało  się  mimo 

wszystko  bardzo  dziwne.  Robina  była  przekonana,  że  matka  Daniela 

nic nie wie  o jego  zamiarze rychłego ożenku. Co więcej, po Arabelli 

też  nie  było  widać,  aby  oczekiwała  wkrótce  tak  radosnego 

wydarzenia. Robina nic z tego wszystkiego nie rozumiała. 

Z zamyślenia wyrwał ją odgłos kroków. A więc jednak ktoś za nią 

poszedł.  Odwróciła  się,  żeby  sprawdzić,  kogo  z  gości  lady  Tolliver 

będzie miała za towarzysza przechadzki. 

 

Odłożywszy książkę, Daniel zerknął na zegarek i przekonał się, że 

brakuje  kilku  minut  do  siódmej.  Śniadanie  na  trawie  zajęło  matce  i 

Robinie  podejrzanie  dużo  czasu.  Uważał  zresztą,  że  nazwa 

„śniadanie”  dla  posiłku  jedzonego  wczesnym  popołudniem  jest 

absurdalna.  Wsunął  zegarek  z  powrotem  do  kieszonki  i  znowu  wziął 

się do czytania. 

background image

Otworzyły się drzwi i wszedł kamerdyner z karafką i kieliszkiem, 

które ustawił tuż obok łokcia lorda Exmoutha. 

- Czy wasza lordowska mość jeszcze sobie czegoś życzy?  

-  Nie  sądzę.  Dziękuję,  Stebbings...  Albo  poczekaj.  -  Służący 

przystanął w pół drogi do drzwi. - O której godzinie milady wyjechała 

z domu? 

- Niedługo przed południem, sir. 

- Czy wspominała, że może późno wrócić? 

- Nie, milordzie. Czy mam polecić, żeby kolację podać później? 

-  Tak,  to chyba  rozsądny  pomysł.  Powiedz  kucharce,  że  zjemy  o 

dziewiątej. 

Maszcząc  czoło,  Daniel  sięgnął  po  burgunda  i  nalał  sobie 

kieliszek.  To  było  zupełnie  niepodobne  do  jego  matki,  żeby  nie 

uprzedzić  służby  o  możliwości  późnego  powrotu.  Co  ją,  u  licha, 

zatrzymało?  Nawet  jeśli  straciła  rachubę  czasu,  to  przecież  w 

śniadaniu  uczestniczyli  również  inni  goście,  którzy  mogli  ją 

przywrócić do rzeczywistości, a zwłaszcza Robina. W odróżnieniu od 

innych znanych mu kobiet, była bardzo punktualna. 

Uśmiechając się pod nosem, rozsiadł się wygodniej i dalej sączył 

wino,  kontemplując  połysk  swoich  butów  z  cholewami.  Dobrze  było 

znaleźć  się  znowu  w  domu.  Owszem,  bardzo  mu  było  przyjemnie  w 

towarzystwie  Monty'ego,  ale  brakowało  mu  Robiny,  jego  ptaszyny, 

brakowało mu jej nawet bardziej, niżby chciał się do tego przyznać. 

Robina  była  doprawdy  niezwykłą  kobietą!  Nigdy  nie 

podejrzewałby,  że  córka  wiejskiego  pastora,  która  -  jak  sama 

background image

przyznała  -  odebrała  dość  ograniczoną  i  bardzo  konwencjonalną 

edukację,  stanie  się  wybranką  jego  serca.  Bardzo  go  zdziwiło 

odkrycie, jak wiele mają ze sobą wspólnego.  

Na  wargach  znów  pojawił  mu  się  mimowolny  uśmiech.  I 

pomyśleć, że gdy pierwszy raz  rozważał pomysł ponownego ożenku, 

za jedyny cel stawiał sobie znalezienie odpowiedniej matki dla córek, 

a tymczasem los dał mu towarzyszkę życia, bez której teraz trudno już 

byłoby mu się obejść. 

Nagłe  zamieszanie  w  sieni  przerwało  mu  zadumę.  Do  pokoju 

wpadła matka, zupełnie nie dbająca o godny krok, za nią zaś kuzynka 

Arabella, która wydawała się podejrzanie blada, a w oczach nie miała 

ani śladu figlarnych ogników. 

-  Och,  Danielu,  dzięki  Bogu,  że  jesteś!  -  Lady  Exmouth  prawie 

rzuciła  mu  się  w  ramiona.  -  To  wszystko  przeze  mnie.  Przyjmuję  na 

siebie  całą  winę.  Nie  powinnam  była  brać  jej  z  sobą.  Jak  tylko 

wyjechałyśmy, od razu wiedziałam, że to biedne dziecko nie powinno 

nigdzie ruszać się z domu.  

- Spokojnie, ciociu Lavinio. Nie  wolno ci się tak gorączkować. - 

Arabella  objęła  ją  i  zaprowadziła  na  kanapę.  -  Jestem  pewna,  że 

znajdzie się zupełnie zwyczajne wyjaśnienie tej sytuacji - powiedziała 

tonem,  w  którym  zdaniem  Daniela  zdecydowanie  brakowało 

przekonania. 

- Gdzie jest Robina? - spytał. 

-  Właśnie  w  tym  rzecz,  Danielu.  Nie  wiemy  -  odrzekła,  siląc  się 

na spokój Arabella. - Robina znikła. 

background image

Przeniósł wzrok ze szlochającej matki na kuzynkę, starając się nie 

zdradzić z niepokojem. 

- Chyba powinnyście mi wytłumaczyć, co tam zaszło. 

- Ciocia Lavinia powiedziała świętą  prawdę -  zaczęła  Arabella. - 

Robina  wydawała  się  dzisiaj  wyjątkowo  zasępiona.  -  Wzruszyła 

ramionami. - Myślałam, że może brakuje jej rówieśników na pikniku i 

trochę się nudzi. To zresztą nie byłoby dziwne.  Gdy  większość gości 

po  posiłku  zdecydowała  się  na  drzemkę,  sama  pożałowałam,  że 

urządziłam  to  śniadanie.  Bardzo  mnie  kusiło,  żeby  pójść  za  Robiną, 

kiedy  zauważyłam,  że  znika  w  lesie.  -  Zerknęła  na  lekko  zgnieciony 

czepek z niebieskim wykończeniem, trzymany przez siebie w dłoni. - 

Teraz naturalnie nie mogę sobie wybaczyć, że tak nie postąpiłam. 

-  Zatem  Robina  nie  wróciła,  a  wy  naturalnie  zaczęłyście  jej 

szukać. 

Arabella  przyjrzała  się,  jak  Daniel  spokojnie  sięga  po  kieliszek 

wina.  Sprawiał  takie  wrażenie,  jakby  to  wszystko  nic  go  nie 

obchodziło. Znała go zbyt dobrze, by pozwolić się zwieść, podziwiała 

jednak  jego  opanowanie,  którym  w  trudnych  chwilach  zawsze 

imponował. 

-  Początkowo  myślałam,  że  po  prostu  straciła poczucie  czasu.  W 

dzieciństwie  uwielbiałam  chodzić  po  lesie  w  okolicach  Courtney 

Place  i  też  często  spóźniałam  się  na  posiłki.  Dopiero  kiedy  goście 

zaczęli  się  rozjeżdżać,  ogarnął  mnie  niepokój.  Kilkoro  spośród  nich 

zaofiarowało  się,  że  zostanie  i  pomoże  w  poszukiwaniach,  ale 

zapewniłam ich, że nie ma takiej potrzeby. - Przez chwilę przyglądała 

background image

się Danielowi w milczeniu. - Pomyślałam sobie, że z twojego punktu 

widzenia  byłoby  lepiej,  gdyby  o  zniknięciu  Robiny  nie  wiedziano  w 

całym Brighton.  

Spojrzał na nią z uznaniem. 

-  Postąpiłaś  bardzo  rozsądnie,  Bello.  Rzeczywiście,  wolałbym, 

żeby miłośniczki plotek nie ostrzyły sobie na niej języków. 

-  Tak  też  sądziłam.  Dlatego  po  odjeździe  wszystkich  kazałam 

służbie dokładnie przeczesać las. Mój lokaj znalazł to. 

Podała mu czepek z oderwaną tasiemką i częściowym odciskiem 

podeszwy. 

- Przyszło mi do głowy, że może zdarzył jej się jakiś wypadek, na 

przykład  skręciła  nogę.  Wysłałam  lokaja  również  do  pobliskiej  wsi, 

żeby spytał, czy nikt nie szukał tam pomocy, ale… 

Spojrzała na niego z głęboką troską. 

-  Och,  Danielu,  nie  uważam  się  za  osobę  przesadnie  ulegającą 

panice, ale jestem bliska myśli, że Robinę porwano. 

Lady  Exmouth,  która  do  tej  pory  panowała  nad  sobą,  raptownie 

podniosła głowę. 

- To niedorzeczność, Arabello! Kto, u licha, chciałby porwać takie 

słodkie,  kochane  dziecko?  Poza  tym  kto  oprócz  zaproszonych  gości 

mógł wiedzieć, że wybieramy się dzisiaj do lasu? 

- No właśnie kto? - podchwycił Daniel, mrużąc oczy. 

Nagle obrócił się na pięcie i wielkimi krokami podszedł do drzwi. 

- Stebbings! - zawołał. - Niech w stajni natychmiast przygotują mi 

kolaskę! 

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY 

Robina  spojrzała  w  brudne  okienko  i  stwierdziła,  że  na  dworze 

szybko  zapada  zmierzch.  Jak  długo  już  leżała,  związana  jak  kurczak 

do pieczenia? Przede wszystkim zaś po co porwano ją i uwięziono  w 

tej brudnej i ciasnej graciarni? 

Wszystko  stało  się  tak  szybko.  Szła  przez  las,  myśląc  o  swoich 

sprawach,  i  nagle  napadło  ją  dwóch  obcych  mężczyzn.  Nie  zdążyła 

nawet krzyknąć, bo jeden chwycił ją za ramiona i związał jej ręce za 

plecami, a drugi wepchnął do ust ohydną szmatę. Potem nasadzili jej 

na  głowę  cuchnącą  siatkę  i  jeden  z  nich  miał  czelność  przerzucić  ją 

sobie  przez  ramię,  jakby  była  workiem,  by  wkrótce  potem  bez 

ceregieli zwalić ją na wózek. 

Jeśli sądzić po wstrząsach, jakie musiała ścierpieć, jechali bardzo 

nierównym  traktem.  Zdawało  jej  się,  że  trwa  to  wieki,  choć 

prawdopodobnie  pokonali  nie  więcej  niż  trzy  mile.  Potem  wniesiono 

ją  w  ten  sam  haniebny  sposób  po  dwóch  biegach  schodów  i 

przywiązano do pryczy w zatęchłej klitce. 

Marszcząc  czoło,  rozejrzała  się  dookoła.  Co  to,  u  licha,  za 

miejsce? Gdzie ją przetrzymywano? I po co? 

Głosy  i  stukot  kroków  na  schodach  przerwały  jej  niepokojące 

rozmyślania.  Chwilę  później  rozległ  się  trzask  odsuwanego  rygla, 

drzwi  się  otworzyły  i  na  stryszek  weszli  dwaj  porywacze,  a  za  nimi 

niechlujna kobieta, którą Robina bez wątpienia gdzieś już widziała. 

-  Na  miłość  boską,  Jack!  -  wykrzyknęła  kobieta,  przesyłając 

Robinie  współczujące  spojrzenie.  -  Po  coś  ją  tak  związał?  - 

background image

Odstawiwszy  tacę  na  drewnianą  skrzynię  przy  pryczy,  zaczęła 

rozplątywać sznur krępujący Robinie nogi w kostkach. - Jak, u diabła, 

ona ma stąd waszym zdaniem uciec? 

- To nie ja - odburknął niższy z mężczyzn. - Tę robotę zostawiłem 

twojemu bratu. 

Kobieta  zerknęła  zniecierpliwiona  na  drugiego  mężczyznę,  który 

stał oparty o ścianę i patrzył na łóżko z lubieżnym błyskiem w oczach. 

- Ona nie jest ptakiem, Ben. Nie wyfrunie przez okno. 

-  Nie  chciałem  ryzykować.  Smakowity  kąsek  nie  może  nam  się 

wyślizgnąć z rąk. - Lubieżny uśmiech stał się bardziej ostentacyjny. - 

Nieczęsto mam okazję pogłaskać taką elegancką panienkę. 

-  Trzymaj  swoje  brudne  łapska  przy  sobie,  Ben  -  ostrzegła 

kobieta,  zdająca  sobie  doskonale  sprawę  z  tego,  w  jakim  kierunku 

zmierzają  myśli  brata.  -  Włos  jej  nie  może  spaść  z  głowy.  Tak  się 

umówiliśmy. 

- To prawda - przyszedł jej w sukurs Jack, podchodząc do pryczy, 

by rozplatać więzy na nadgarstkach Robiny. - Mamy dostać pieniądze 

i tyle. 

Robina,  wysłuchawszy  tej  krótkiej  wymiany  zdań,  mogła 

wreszcie  usiąść  i  wyjąć  z  ust  szmatę.  A  więc  trzymano  ją  tu  dla 

okupu.  Ale  dlaczego  właśnie  ją?  Czy  padła  ofiarą  niefortunnego 

zbiegu okoliczności, czy może porywacze wybrali właśnie ją celowo? 

Mężczyzn  z  pewnością  nie  znała,  ale  kobiecie  przyjrzała  się 

uważniej. Podobnie jak Daniel miała dobrą pamięć do twarzy, szybko 

więc przypomniała sobie, gdzie ją wcześniej widziała. 

background image

- Pani stała dzisiaj rano na ulicy i obserwowała dom. 

Kobieta nie próbowała zaprzeczyć. 

- Pewnie. Musiałam dopilnować, żeby ucapić kogo trzeba, wiesz, 

kochaniutka.  Myślę,  że  lord  Exmouth  dobrze  zapłaci  za  twój 

bezpieczny powrót. 

- A dlaczego miałby zapłacić? - spytała ostrożnie Robina. 

Skoro chodziło im o okup, to z pewnością postąpiliby rozsądniej, 

gdyby porwali lady Exmouth. 

-  Nie  próbuj  z  nami  sztuczek.  -  Mężczyzna,  zwany  Jackiem, 

roześmiał się pogardliwie. - I tak wiemy, że ten bogaty pan chce się z 

tobą ożenić. 

A  więc  tu  był  pies  pogrzebany!  Gdyby  jej  pozycja  nie  była  tak 

rozpaczliwa,  może  nawet  uznałaby  tę  sytuację  za  zabawną.  Głupcy 

uprowadzili  nie  tę  kobietę,  którą  należało.  Powinni  byli  wybrać 

Arabellę.  Naturalnie  mimo  to  nie  wątpiła,  że  Daniel  spełni  żądania 

tych łotrów, byle tylko zapewnić jej bezpieczny powrót do domu. 

Wbrew  rozsądkowi  to  jednak  rozzłościło  ją  jeszcze  bardziej.  Po 

co  Daniel  miał  rezygnować  z,  być  może,  całkiem  pokaźnej  sumy 

pieniędzy  tylko  dlatego,  że  nierozsądnie  zachciało  jej  się  spacerować 

po  lesie?  Gdyby  nie  zachowała  się  lekkomyślnie,  nie  wpadłaby  w 

tarapaty.  Skoro  jednak  sama  była  sobie  winna,  do  niej  należało 

znalezienie drogi wyjścia. Niestety, nie było to łatwe. 

Przez  chwilę  przyglądała  się  każdemu  z  porywaczy  po  kolei. 

Odrobinę  dłużej  zatrzymała  wzrok  na  mężczyźnie  z  lubieżnym 

błyskiem w głęboko osadzonych oczach. 

background image

-  Pewnie  ma  pan  rację  -  powiedziała  w  końcu,  powstrzymując 

wybuch złości. - Naturalnie pod warunkiem, że nic mi się nie stanie... 

zupełnie nic. 

Kobieta bez trudu zrozumiała, o co chodzi. Rozciągnęła wargi  w 

pogardliwym uśmiechu. 

-  Ty  nic  się  nie  martw  moim  bratem,  kochaniutka.  On  będzie 

grzeczny... póki i ty będziesz grzeczna. Zjedz teraz swoją kolację jak 

należy i zostawimy cię samą do rana. 

Robina  zerknęła  na  gęsty  rosół  z  wielkim  okami  tłuszczu  na 

powierzchni  i  uznała,  że  lepiej  spróbuje  chleba,  który,  choć  nieco 

zakalcowaty, przynajmniej był świeżo upieczony. 

- A co zamierzacie zrobić ze mną jutro, jeśli wolno spytać? 

-  O,  pannica  jest  ciekawska  -  stwierdził  Jack.  -  Napiszesz  list  do 

swojego  lorda.  Jeśli  wszystko  pójdzie  gładko,  to  jutro  wieczorem 

będziesz z powrotem leżeć w swoim ślicznym łóżeczku. 

- Albo w łóżeczku jego lordowskiej mości - zarechotał ten drugi, 

po czym zwrócił się do siostry: - Nie rozumiem, dlaczego nie możemy 

tego  załatwić  dziś  wieczorem.  Mówiłem  ci  już,  Moll,  że  nie  podoba 

mi się pomysł z trzymaniem jej tutaj. 

- Nie rozumiem, co ci to przeszkadza? - Siostra spojrzała na niego 

gniewnie. - Przecież nikt tu nie przychodzi. I nic dziwnego. Po śmierci 

Betsy  doprowadziłeś  dom  do  kompletnej  ruiny,  Ben.  -  Wprawdzie 

Molly  nie  była  wzorem  czystości,  ale  nawet  ona  czuła  odrazę  do 

brudu  panującego  dookoła.  -  Poza  tym  powiedziałam  ci  już,  że  nie 

zamierzam  tłuc  się  po  nocy  do  miasta.  Jeśli  jego  lordowska  mość 

background image

poczeka, to może chętniej rozstanie się z pieniędzmi. Niech się trochę 

podręczy. 

Zadowolona z siebie zwróciła się do Robiny. 

- Wrąbałaś wszystko, kochaniutka? To dobrze. Teraz Jack zwiąże 

ci  ręce.  Ale  nóg  nie  trzeba.  Nie  sądzę,  żebyś  próbowała  uciec  przez 

okno. W dół można spadać i spadać. 

Posłusznie  założywszy  ręce  na  plecy,  Robina  gorączkowo 

rozmyślała. Jeśli zamierzała uciec, musiała to zrobić przed świtem. 

-  Skoro...  skoro  mam  tu  zostać  całą  noc,  to  czy  nie  mogłabym 

przynajmniej  dostać  świecy?  Niedługo  zapadnie  zmrok,  a 

przysięgłabym, że wcześniej widziałam, jak coś wystawia głowę z tej 

dziury w kącie. 

-  Ha!  -  szczeknął  Jack,  bezlitośnie  krępując  jej  nadgarstki.  - 

Mogłaś widzieć, to pewne. Tu jest mnóstwo szczurów. - Zawahał się. 

- Ale świecę możemy jej dać. Co ty na to, Molly? 

Molly tylko wzruszyła ramionami, po czym zabrała tacę i wyszła 

z  poddasza.  Jej  brat  omiótł  kształtną  figurę  Robiny  jeszcze  jednym 

natarczywym  spojrzeniem  i  wziął  przykład  z  siostry.  Jack  również 

wyszedł,  ale  po  chwili  wrócił  z  zapaloną  świecą,  którą  postawił  na 

skrzyni obok pryczy. Nie odezwał się więcej i szybko znikł, starannie 

zamykając za sobą drzwi. 

Robina usłyszała odgłos zasuwanego rygla.  

Uznała,  że  przynajmniej  ma  trochę  czasu  na  obmyślenie  planu 

ucieczki.  Była  zdecydowana  nie  poddawać  się  rozpaczy  i  nie 

background image

załamywać  w  trudnym  położeniu.  Rozsądek  nakazywał  poczekać  w 

bezruchu przynajmniej godzinę.  

Wszyscy  w  domu  musieli  zasnąć.  Zresztą  sądząc  po  silnym 

zapachu dżinu, sączącym się na stryszek, należało się tego spodziewać 

znacznie wcześniej. Tymczasem należało jedynie pokonać znużenie i 

ból nadgarstków, sznur bowiem dotkliwie ocierał jej skórę. 

Spojrzała w brudne okienko i przeciągle westchnęła. Która mogła 

być  godzina?  Dziewiąta,  może  dziesiąta.  Długo  już  siedziała 

uwięziona. Mimo woli zaczęła się zastanawiać, co w tym czasie robią 

pewne znane jej osoby. 

Biedna  lady  Exmouth  na  pewno  odchodziła  od  zmysłów  ze 

zmartwienia. Do tej pory niewątpliwie zakończono poszukiwania. Nie 

należało  wykluczyć,  że  lady  Exmouth  zawiadomiła  władze,  chociaż 

bardziej prawdopodobne było, że wróciła do Brighton szukać pomocy 

u Daniela. On na pewno jak zwykle wykaże się rozsądkiem i zapanuje 

nad sytuacją. Zawiadomi władze, jeśli nie zrobiła tego jego matka, a o 

świcie zorganizuje dalsze poszukiwania w lesie i okolicy. Tymczasem 

jednak… 

Oczy  zaszły  jej  mgłą  od  łez,  które  usiłowała  powstrzymać. 

Potoczyła  wzrokiem  po  stryszku  pełnym  kurzu,  przed  oczami  miała 

jednak  bibliotekę  w  Brighton  i  Daniela,  który  zamartwia  się  o  jej 

bezpieczeństwo, ale zachowuje pozory spokoju i jak zwykle siedzi  w 

swoim ulubionym fotelu. 

Byłoby dla Robiny niemałym zaskoczeniem, gdyby wiedziała, że 

dokładnie  w  tej  -  samej  chwili  Daniel  bynajmniej  nie  siedział 

background image

wygodnie wśród półek z książkami, lecz z zaciętą twarzą poganiał na 

złamanie  karku  konie  ciągnące  jego  kolaskę.  Gnał  przez  miasto  z 

zamiarem odszukania pewnego woźnicy. 

Kendall,  zajmujący  miejsce  obok  niego,  zerkał  na  pana  z  troską. 

Nigdy  jeszcze  nie  widział  jego  lordowskiej  mości  w  takim  gniewie, 

nawet  tamtego  strasznego  dnia  przed  prawie  dwoma  laty,  kiedy  pan 

również  pędził  jak  szalony  traktem  po  zboczu  wzgórza,  niedaleko 

Courtney Place.  

Służący  zreflektował  się.  Tylko  on  sam  i  najbliższy  przyjaciel 

lorda Exmoutha wiedzieli, co zaszło w dniu śmierci milady. Niektóre 

osoby  być  może  domyślały  się,  ale  o  ile  Kendallowi  było  wiadomo, 

żadna z nich nie zdradziła jego lordowskiej mości i nie puściła pary z 

ust. 

- Czy milord na pewno nie chce, żebym przejął wodze? - spytał z 

niepokojem,  gdy  Daniel  bardzo  ryzykownie  wyprzedził  wolniej 

jadący powóz. 

Rozbawił Daniela. 

- Boisz się, Kendall? Myślałem, że masz znacznie więcej zaufania 

do  moich  umiejętności.  Popatrz,  do  zdrapania  farby  z  tamtego  pudła 

sporo mi jeszcze brakowało. 

-  Nie  o  to  chodzi  -  skwapliwie  zapewnił  go  totumfacki.  -  Ale 

chciałbym, żeby było ze mnie więcej pożytku. 

Kendall  doskonale  wiedział,  jaki  jest  cel  ich  nocnej  wyprawy 

ulicami  Brighton,  i  tak  jak  wszyscy  bardzo  się  martwił 

niespodziewanym zniknięciem panny Perceval. 

background image

-  Nie  mam  pojęcia,  jak  wygląda  ten  woźnica  i  jego  powóz. 

Gdybym  przejął  wodze,  pan  mógłby  spokojnie  rozejrzeć  się  za  tym 

człowiekiem. 

-  Dziękuję  za  propozycję,  Kendall,  ale  sam  widzę,  że  szukam 

wiatru  w  polu.  Rozsądniej  było  poczekać  ,,Pod  Koroną”.  Może  w 

końcu  tam  go  zastanę  albo  przynajmniej  uda  mi  się  porozmawiać  z 

karczmarzem. 

Z  tymi  słowami  skręcił  w  następną  przecznicę  i  znów  skierował 

się do gospody, którą odwiedzili już wcześniej. 

-  Ciekawe,  jakie  ciemne  interesy  zajmują  teraz  tego  szelmę 

karczmarza, że zostawił gospodę w rękach brata? 

Daniel zerknął kpiąco na służącego. 

-  A  jak  sądzisz,  człowieku?  Jeśli  tylko  na  czymś  się  znam,  to 

karczmarz  troszczy  się  o  uzupełnienie  zapasów  brandy  i  rumu  z 

zaufanego źródła. 

- Ma pan na myśli przemyt? 

-  Wcale  by  mnie  to  nie  zdziwiło.  Na  wybrzeżu  mnóstwo  ludzi 

zajmuje  się  przemytem.  Straż  stoi  na  straconej  pozycji  i  moim 

zdaniem będzie tak dopóty, dopóki nie zmieni się prawo. 

Tymczasem  dotarli  „Pod  Koronę”.  Daniel  bez  ociągania  oddał 

wodze  Kendallowi  i  wszedł  do  gospody,  by  przekonać  się,  że 

właściciel jeszcze nie wrócił. Zrozumiał, że dalsze wypytywanie brata 

o  cokolwiek  po  prostu  nie  ma  sensu.  Mężczyzna  oświadczył 

stanowczo, że w gospodzie pomaga rzadko i niektórych miejscowych 

background image

zna jedynie z twarzy, dlatego nie potrafi powiedzieć, czy był już tego 

wieczoru ktoś o nazwisku Higgins. 

Daniel  szybko  zdecydował,  że  pozostaje  mu  tylko  poczekać  na 

powrót  właściciela  i  mieć  nadzieję,  że  ten  dobrze  zna  woźnicę. 

Zamówił  kufel  piwa  i  właśnie  niósł  go  do  stołu  w  kącie,  gdy  drzwi 

gospody  się  otworzyły  i  do  środka  spokojnie  wszedł  poszukiwany 

przez niego człowiek. 

W pierwszym  odruchu chciał skoczyć woźnicy do  gardła, ale się 

powstrzymał. Higgins nie wyglądał na kogoś, kto wkrótce spodziewa 

się  otrzymania  pokaźnej  sumy  pieniędzy.  Przeciwnie,  minę  miał 

ponurą  i  wydawał  się  głęboko  rozczarowany  życiem.  Co  więcej, 

czekając przy szynkwasie na nalanie piwa, rozejrzał się po gospodzie i 

na  widok  swego  niedoszłego  pracodawcy  wcale  nie  okazał  strachu, 

lecz raczej zaskoczenie. 

Daniel  zaczął  się  zastanawiać,  czy  to  możliwe,  że  pomylił  się  w 

ocenie Higginsa. Czyżby mężczyzna niczego nie wiedział o zniknięciu 

Robiny  ?  No  cóż,  byłby  to  bardzo  dziwny  zbieg  okoliczności,  gdyby 

akurat  dzień  po  tym,  jak  Higgins  proponował  jej  porwanie,  panna 

znikła  z  całkiem  innego  powodu.  Tymczasem  woźnica  podszedł 

uśmiechnięty do jego stołu. 

-  Witam  waszą  miłość!  Nie  spodziewałem  się  spotkać  tu  pana 

znowu. Zasmakowało tutejsze piwo, hę? Nie ma w tym nic złego. Tu 

rzeczywiście dobrze je warzą. 

- Owszem. Usiądzie pan, Higgins? 

background image

Woźnica bez wahania skorzystał z zaproszenia, co tylko umocniło 

Daniela  w  przeświadczeniu,  że  człowiek  ten  jest  zupełnie  niewinny. 

Musiał jednak zdobyć pewność. 

-  A  więc  co  sprowadza  waszą  miłość  z  powrotem  na  taki  koniec 

świata? - Higgins wydawał się całkiem spokojny. - Ludzie wysokiego 

stanu  nie  bywają  w  tej  karczmie  często.  Naturalnie  każdy  może  tu 

przyjść, czemu nie? I zawsze miło spotkać kogoś życzliwego. 

Daniel  oparł  się  wygodnie,  zmierzył  wzrokiem  zawartość  kufla  i 

w końcu powiedział: 

-  W  gruncie  rzeczy  przyszedłem,  żeby  z  panem  porozmawiać, 

Higgins. 

Zdumienie woźnicy nie mogło być udawane. 

-  Ze  mną?  Po  co,  wasza  miłość?  -  spytał,  po  chwili  zaś  na  jego 

zniszczonej,  ogorzałej  twarzy  pojawił  się  wyraz  wątłej  nadziei.  - 

Czyżby  pan  przemyślał  sprawę,  o  której  mówiliśmy  poprzedniego 

wieczoru? 

Uśmiech Daniela nie był przyjacielski. 

-  Proszę  mi  wierzyć,  Higgins,  że  od  kilku  godzin  nie  myślę  o 

niczym  innym.  -  Pochylił  się  i  przeszył  rozmówcę  spojrzeniem.  -  Bo 

widzi  pan,  pannę  Perceval  naprawdę  porwano,  a  w  każdym  razie  jej 

tajemnicze zniknięcie nosi wszelkie cechy porwania. 

Daniel  patrzył,  jak  twarz  pokryta  szczeciniastym  zarostem 

przybiera  wyraz  niedowierzania.  Woźnica  wytrzeszczył  na  niego 

oczy.  Albo był  wyjątkowo utalentowanym aktorem, albo naprawdę o 

background image

niczym  nie  wiedział.  Daniel  musiał  teraz  zdecydować,  którą  z  tych 

wersji uznać za prawdziwą. 

-  Niech  pan  posłucha,  Higgins  -  podjął,  wpatrując  się  w  niego 

uważnie. - Bardzo niewiele osób wiedziało, że panna Perceval będzie 

na pikniku w lesie przy ruinach klasztoru. Należy do nich dama, która 

urządziła piknik, moja matka, ja sam... No, i pan. 

Woźnica od razu zrozumiał, o co chodzi. 

-  Chyba  wasza  miłość  nie  sądzi,  że  mam  coś  wspólnego  ze 

zniknięciem tej panny? 

- Właśnie staram się to ustalić - gładko odpowiedział Daniel. 

-  Przysięgam  na  życie  mojej  Dory,  wasza  miłość,  że  nigdy  w 

życiu nawet nie spojrzałem na tę dziewkę... chciałem powiedzieć „na 

tę damę”. Poza tym cały dzień byłem w mieście. Mnóstwo ludzi może 

o tym zaświadczyć. 

- Nie twierdzę, że pan osobiście brał udział w porwaniu, Higgins - 

zapewnił  go  Daniel,  który  pozbył  się  już  wszelkich  wątpliwości.  - 

Chcę  się  teraz  dowiedzieć,  czy  wspominał  pan  komuś  o  pikniku,  na 

którym miała być panna Perceval? 

- Nie. Po co, u diabła, miałbym...? - Nagłe zamilknięcie i głęboki 

namysł woźnicy były nader wymowne. 

- A więc komuś pan o tym wspomniał - ponaglił Daniel Higginsa, 

który zapatrzył się w swój kufel. 

- No tak. Na to wygląda - przyznał w końcu. - Brat Molly Turpin 

mieszka  na  skraju  tego  lasu.  Wiozłem  ją  tam  parę  miesięcy  temu, 

kiedy umarła jej szwagierka. Bardzo ją rozzłościło, że nie została dla 

background image

niej nawet perłowa broszka, która zawsze jej się podobała. Ale to nic 

dziwnego.  Brat  Molly  na  pewno  dawno  już  sprzedał  tę  broszkę  i 

wydał pieniądze na dżin - dodał po chwili zastanowienia. - Ben Turpin 

to zły człowiek. Zrobiłby prawie wszystko za dżin i pieniądze. 

-  Nawet  porwał  młodą  kobietę  i  przetrzymywał  ją  dla  okupu?  - 

podsunął Daniel, a Higgins spojrzał na niego z powagą. 

-  Nie  powiem  „tak”  i  nie  powiem  „nie”,  ale  to  podejrzane,  że 

opowiedziałem Molly i temu jej oberwanemu przyjacielowi o tym, jak 

byłem  u  waszej  miłości,  a  zaraz  następnego  dnia  panna  znikła.  - 

Wydawał  się  bardzo  zawstydzony.  -  Nie  chciałbym,  żeby  przez  mój 

długi język stała się pannie jakaś krzywda. 

Daniel wolał nawet nie dopuszczać do siebie takiej myśli. 

-  Czy  pan  wie,  gdzie  znaleźć  tych  ludzi?  To  znaczy  Molly  i  jej 

przyjaciela? Czy mieszkają tu w okolicy? 

- Niedaleko mnie. - Higgins nagle się ożywił. Wychylił duszkiem 

resztę  piwa  i  energicznie  wstał  od  stołu.  -  Jeśli  można,  pójdę  z 

milordem. Znam tych ludzi i znacznie łatwiej mi będzie czegoś się od 

nich dowiedzieć. 

Daniel skwapliwie przyjął propozycję pomocy. Szybko wrócił do 

kolaski  i  wkrótce  znalazł  się  w  ciasno  zabudowanym  rejonie.  Zaczął 

rozumieć,  dlaczego  człowiek,  siedzący  obok  niego  na  ławie,  tak 

rozpaczliwie  szuka  możliwości  zarobku  i  polepszenia  sobie  bytu. 

Dzielnicę, w której mieszkał woźnica, zajmowała biedota. 

background image

Higgins  polecił  zatrzymać  kolaskę  przed  wyjątkowo  nędznym 

domostwem,  zeskoczył  z  siedzenia  i  znikł  w  wąskiej  uliczce.  Parę 

minut później wrócił z bardzo poważną miną. 

-  Jacka  ani  Molly  nie  ma.  Nikt  ich  nie  widział  od  rana,  a  to 

niezwykłe.  Jack  Sharpe...  hm,  można  powiedzieć,  że  ma  najwięcej 

pracy nocą, więc za dnia siedzi albo w gospodzie, albo w domu. 

-  Rozumiem  -  odrzekł  Daniel,  pojąwszy  natychmiast,  jaką 

profesję  uprawia  Jack  Sharpe.  Opadły  go  jak  najgorsze  obawy. 

Świadomość, że Robina mogła wpaść w ręce bezwzględnego rabusia i 

jego  kochanki,  była  dlań  przerażająca,  ale  jak  zwykle  trudno  byłoby 

się  tego  domyślić  z  wyrazu  jego  twarzy.  -  Wygląda  na  to,  że  muszę 

złożyć  wizytę  temu  Turpinowi.  Czy  pan  wie,  gdzie  on  mieszka, 

Higgins? 

-  Byłem  tam  tylko  raz,  tak  jak  mówiłem,  ale  na  pewno  trafię, 

nawet po ciemku. Mogę pojechać z milordem i pokazać drogę. Tylko 

proszę zaczekać, żebym mógł wpaść na chwilę do domu i powiedzieć 

mojej Dorze, że mam jeszcze robotę, bo inaczej będzie się martwiła. 

Poczekawszy,  aż  woźnica  wejdzie  do  domu,  który  z  zewnątrz 

wyglądał  nieco  lepiej  niż  pozostałe  w  okolicy,  Daniel  zwrócił  się  do 

swojego totumfackiego, siedzącego z tyłu kolaski. 

-  Chcę,  żebyś  wrócił  do  domu.  Powiadom  lady  Exmouth,  że 

wyjechałem  z  miasta.  Do  mojego  powrotu  niech  nie  podejmuje 

żadnych kroków. Mogę wrócić nawet dopiero rano. 

Chociaż  Kendall  posłusznie  zeskoczył  z  kozła,  wydawał  się 

zaniepokojony. 

background image

- Czy na pewno milord nie chce, żebym z nim pojechał? Wygląda 

na to, że szubrawców może być kilku. - Zerknął przez ramię. - Czy na 

pewno można zaufać temu woźnicy, milordzie? 

Daniel uśmiechnął się, wzruszony troską o jego bezpieczeństwo. 

-  Przyznaję,  Kendall,  że  jeśli  chodzi  o  mojego  osobistego 

służącego,  zdarzało  mi  się  popełniać błędy  w  ocenie,  ale  w  ostatnich 

latach  moje  sądy  osiągnęły  znacznie  większą  doskonałość.  I  jestem 

pewien,  że  również  moje  zaufanie  do  pana  Higginsa  nie  okaże  się 

pomyłką. 

 

W  świetle  coraz  krótszej  świecy  Robina  obejrzała  poparzone 

nadgarstki. Przepaliła więzy, ale pieczenie, które musiała teraz znieść, 

wydawało jej się dość wysoką ceną za to osiągnięcie. Udało jej się też 

otworzyć  okno.  Gdyby  mogła  przynajmniej  zejść  na  dół  po  bluszczu 

porastającym  ścianę,  jej  sytuacja  byłaby  znacznie  lepsza.  Mimo 

wszystko nie traciła jednak nadziei. 

Postanowiła jeszcze raz ocenić możliwość ucieczki przez okno za 

mniej  więcej  godzinę,  gdy  zbliżający  się  świt  zapewni  jej  dość 

światła.  Bluszcz  wydawał  się  całkiem  solidny,  ale  musiała  się 

upewnić, czy  wytrzyma jej ciężar.  Ze  zwichniętą kostką nie zaszłaby 

daleko. 

Poza tym, naturalnie, mogła próbować jedynie ucieczki normalną 

drogą, czyli drzwiami. Zerknęła na solidne polano, które znalazła pod 

pryczą  i  odłożyła  na  skrzynię,  żeby  mieć  je  pod  ręką.  Fizyczna 

przemoc w każdej postaci wydawała jej się odrażająca, ale w obecnej 

background image

sytuacji  nie  wolno  jej  było  okazywać  słabości  ducha.  W  razie 

konieczności  musiała  być  przygotowana  do  użycia  tego  oręża, 

należało  jednak  poczekać,  aż  ktoś  odrygluje  drzwi  z  zewnątrz. 

Tymczasem i tak miała zajęcie. 

Znów usiadła na nierównym materacu i oderwawszy dwa wąskie 

paski  koronki  z  halki,  zaczęła  bandażować  sobie  nadgarstek.  Nagle 

usłyszała pod oknem szelest, a potem coś jakby chrząknięcie. Chwilę 

potem ku swemu przerażeniu ujrzała na parapecie dwie mocne dłonie. 

Stłumiła krzyk i skoczyła ku oknu. 

-  Kto  tam?!  -  spytała,  obawiając  się,  że  może  to  być  obleśny 

właściciel  domu,  który  postanowił  złożyć  jej  wizytę,  korzystając  ze 

snu towarzyszy. Poważnie zastanawiała się, czy nie przytrzasnąć tych 

rąk oknem, gdy usłyszała rozbawiony, znajomy i jakże miły jej sercu 

głos: 

-  A  kogo,  u  licha,  się  spodziewasz,  najmilsza?  Sir  Galahad 

przyszedł  cię  ocalić...  Co  więcej,  sir  Galahad  jest  już  stanowczo  za 

stary na takie wyczyny. 

Gdy  tylko  Daniel  znalazł  się  na  stryszku,  Robina  wydała 

zduszony  okrzyk,  a  może  szloch,  i  rzuciła  mu  się  w  ramiona,  a  on 

przytulił  ją  i  zaczął  szeptać  kojące  słowa.  Serce  biło  mu  jak  szalone, 

oddychał chrapliwie, ale nie było to spowodowane jedynie wysiłkiem, 

jaki musiał włożyć we wspinaczkę. 

- Niech no na ciebie popatrzę. - Odsunął ją od siebie, pogłaskał po 

ramionach i ujął jej dłonie. Zauważył, że drgnęła. - Co się stało? Czy 

jesteś ranna? 

background image

-  To  tylko  nadgarstki.  Właśnie  chciałam  je  zabandażować.  -  Nie 

mogła się nie uśmiechnąć, słysząc stłumione przekleństwo Daniela. - 

Nie  martw  się,  sama  to  sobie  zrobiłam.  Musiałam  przepalić  sznurek, 

którym mnie związali - wyjaśniła cicho. 

-  Te  dranie  cię  związały?  -  Bez  dalszych  komentarzy  sięgnął  po 

drugi  pasek  koronki  i  z  zaskakującą  łagodnością  opatrzył  jej  rękę.  - 

Czy wiesz, ilu ich jest? 

- Troje... To znaczy ja widziałam troje - poprawiła się. - Kobietę i 

dwóch mężczyzn. 

Daniel  sprawnie  zawiązał  improwizowany  bandaż,  a  Robina 

wciąż nie mogła uwierzyć, że jest przy niej. 

- Danielu, jak udało ci się mnie odnaleźć? 

-  To  długa  i  skomplikowana  historia,  najmilsza  -  odrzekł  z 

uśmiechem. 

- I dlatego nie opowiesz mi jej teraz. Rozumiem. 

Wyjrzała ostrożnie przez okno. Wyglądało na to, że do ziemi jest 

daleko.  Znów  musiała  sobie  powtórzyć,  że  to  nie  czas  na  strach. 

Zresztą jeśli Danielowi udało się tędy  wspiąć, to z pewnością zejście 

też było możliwe. 

- Kto schodzi pierwszy, ja czy ty? - spytała, cofnąwszy głowę.  

W odpowiedzi ujrzała przeczący gest Daniela. 

- Ani jedno, ani drugie, moja droga. - Daniel podszedł do drzwi i 

naparł na nie ramieniem, żeby sprawdzić siłę rygla. - Obawiam się, że 

podczas  wspinaczki  zniszczyłem  dużą  część  tego  pnącza.  To  cud,  że 

background image

w  ogóle  do  ciebie  dotarłem  -  wyznał  z  brutalną  szczerością.  - 

Schodzenia już bym nie zaryzykował. 

Rozczarowana, lecz nie załamana Robina popatrzyła na drzwi. 

- To znaczy, że musimy zastosować mój plan numer dwa. 

Daniel,  oczarowany  tym  rzeczowym  podejściem  do  zagadnienia, 

uśmiechnął się jeszcze szerzej. Cóż za niezwykła kobieta! Większość 

dam  uległaby  atakowi  histerii,  gdyby  musiała  przejść  choć  połowę 

tego,  co  stało  się  tego  dnia  udziałem  Robiny.  Porwano  ją,  związano, 

zamknięto  na  wiele  godzin  na  obskurnym  stryszku.  A  tymczasem 

oprócz  tego,  że  była  brudna,  rozczochrana  i  miała  poparzone  ręce, 

sprawiała wrażenie osoby w całkiem dobrej kondycji. 

- Widzę, że już rozważałaś możliwości ucieczki. 

-  Owszem  -  przyznała  ostrożnie  -  chociaż  nie  doszłam  do 

najlepszych  wyników.  -  Zerknęła  na  skrzynię.  -  Przynajmniej 

znalazłam coś, co nadaje się na broń. 

-  I  naprawdę  chciałaś  jej  użyć?  -  spytał,  nagle  zmarszczywszy 

czoło. 

- Mogłabym być zmuszona. 

Nie usłyszała odpowiedzi, więc podniosła głowę i stwierdziła, że 

Daniel  przygląda  jej  się  zamyślony.  Wydawał  się  czymś  bardzo 

zatroskany. 

- Co się stało, Danielu? 

- Nic... Zupełnie nic - odrzekł nieprzekonująco. 

Nagle  podszedł  do  okna  i  znów  ją  zaskoczył,  wyjął  bowiem  z 

kieszeni chustkę do nosa i kilka razy nią machnął. 

background image

- Komu dajesz sygnały? Czy jest z tobą Kendall? 

-  Nie,  moja  droga.  Zostawiłem  kolaskę  wraz  z  parą  koni  pod 

opieką  niejakiego  Hectora  Higginsa,  o  którym  wkrótce  ci  opowiem. 

Tymczasem jednak chciałbym wiedzieć, czy cała ta trójka zbirów jest 

jeszcze w domu. 

- Tak sądzę, ale nie mogę być tego pewna. Od dłuższego czasu nie 

słyszałam  żadnych  odgłosów  na  dole,  więc  pewnie  zasnęli...  albo  są 

pijani. 

-  To  możliwe.  W  każdym  razie  mam  nadzieję,  że  do  rana  nie 

odkryją mojej obecności. 

Najwidoczniej  Daniel  miał  swoje  powody,  chociaż  Robina  nie 

mogła ich pojąć. 

-  A  czy  ten  pan  Higgins  nie  może  zaalarmować  władz  i 

powiedzieć, gdzie jesteśmy? 

-  Naturalnie  mógłby,  ale  zdecydowanie  wolę,  żeby  został  tutaj  z 

kolaską i czekał na dalsze instrukcje. Tak mu zresztą poleciłem, dając 

sygnał chustką. - Dostrzegł jej zdziwioną minę. - Muszę dbać o twoje 

dobre  imię,  moja  droga.  Im  mniej  ludzi  wie  o  tej  eskapadzie,  tym 

lepiej. 

Uśmiechnęła  się  do  niego,  widział  jednak,  że  wciąż  coś  ją 

intryguje. 

- Zaufaj mi, ptaszynko. Uwierz, że  mam na względzie  wyłącznie 

twoje dobro. 

Robina  uświadomiła  sobie,  że  chcąc  natychmiast  uciekać, 

zachowuje się bardzo samolubnie, i przestała nalegać. Daniel odszukał 

background image

ją,  nadstawiając  karku,  i  był  gotów  do  dalszych  poświęceń.  Czego 

jeszcze mogłaby od niego żądać? 

Nagle  poczuła,  że  nie  jest  w  stanie  dłużej  wytrzymać  spojrzenia 

tych zatroskanych piwnych oczu, więc odwróciła głowę. Dlaczego od 

razu nie poznała się na Danielu? Dlaczego potrzebowała aż tyle czasu, 

by  zrozumieć,  że  ten  życzliwy,  zrównoważony  mężczyzna  jest 

wcieleniem  jej  marzeń?  Dostała  swoją  szansę  i...  lekkomyślnie  ją 

odrzuciła. A teraz było już za późno! 

-  Myślę,  że  powinniśmy  się  usadowić  tak,  by  było  nam  jak 

najwygodniej doczekać rana. 

Ta praktyczna sugestia przerwała, przynajmniej na razie, sercowe 

rozterki  Robiny.  Spojrzała  na  Daniela,  który  obmacywał  materac  i 

krzywił się niemiłosiernie na jego nierówności. 

-  Chodź...  Chodź,  usiądź  obok  mnie,  to  opowiem  ci  wszystko  o 

moim  nowym  przyjacielu,  Honeście  Hectorze  Higginsie.  -  Daniel 

wyciągnął  ku  niej  rękę,  a  Robina  po  krótkim  wahaniu  skorzystała  z 

zaproszenia. 

Daniel  celowo  rozwlekał  swoją  opowieść,  aż  wreszcie  z 

zadowoleniem  stwierdził,  że  Robinie  kleją  się  oczy.  Chwilę  potem 

szepnęła do niego sennie: 

- Nie rozumiem tylko, dlaczego pan Merrell zaproponował, żebyś 

mnie porwał. 

Daniel uśmiechnął się pod nosem i objął smukłe ramiona Robiny, 

która przytuliła się do niego. 

background image

-  Myślę,  że  byłoby  rozsądnie  poczekać  z  wyjaśnieniem  tego  do 

rana, najmilsza. 

 

ROZDZIAŁ  DWUNASTY 

Daniel zerknął w okno. Nastał ranek, a on wciąż nie wiedział, czy 

podjął  słuszną  decyzję,  postanawiając  spędzić  noc  w  tym  miejscu. 

Było  jednak  za  późno,  by  cokolwiek  zmienić.  Z  tą  myślą  przeniósł 

wzrok na istotę, która skazała go na wiele godzin duchowych rozterek. 

Robina nadal  smacznie  spała,  opierając  się  na  jego  ramieniu.  On 

za to, dręczony wyrzutami sumienia, prawie nie zmrużył oka. Byłoby 

dużo prościej spróbować ucieczki w nocy. Mógł wybrać inny sygnał i 

polecić Higginsowi, by zostawił kolaskę. 

Woźnica  bez  trudu  włamałby  się  do  domu,  wykorzystując 

umiejętności  nabyte  w  młodych  latach.  Wszedłby  na  stryszek, 

odryglował  drzwi,  po  czym,  przy  odrobinie  szczęścia,  wszyscy  troje 

opuściliby  ten  dom  niezauważeni  przez  szubrawców.  Ale  nie, 

pomyślał  Daniel.  Pokusa  okazała  się  zbyt  silna,  zdecydował  więc 

inaczej. 

W  chwili  gdy  Robina  wspomniała,  że  jest  gotowa  poczekać  z 

ucieczką do rana, przyszło mu do głowy, że jeśli spędzą tu razem noc, 

może  potem  uda  mu  się namówić  ją do  małżeństwa.  Dżentelmen  nie 

powinien  stosować  takich  podstępów,  to  musiał  przyznać,  ale 

przynajmniej  powstrzymał  się  przed  zastosowaniem  tak  haniebnego 

środka,  jak  uwiedzenie  Robiny,  a  w  ciągu  ostatnich  godzin 

zastanawiał się nad tym wiele razy. 

background image

Nawet  go  dziwiło,  że  zdołał  wykazać  tyle  opanowania.  Tuląc  do 

siebie  smukłe,  zgrabne  ciało,  czując  przez  koszulę  dotyk  jędrnych, 

młodych piersi, zadawał sobie rozkoszne cierpienie, ale konsekwencje 

niespełnienia  wydawały  mu  się  zbyt  wielką  karą.  Wyrok  losu, 

pomyślał.  Gdyby  nie  był  absolutnie  pewny,  że  zaznają  z  Robiną 

wielkiego  szczęścia  w  małżeństwie,  może  nie  posunąłby  się  aż  tak 

daleko, żeby ją przekonać. 

Robina  widocznie  intuicyjnie  wyczuła  jego  myśli  i  chciała  go 

ukarać  za  podstępny  zamiar  jeszcze  większym  cierpieniem,  bo 

przesunęła mu dłoń po torsie i zatrzymała ją na brzuchu. 

- Tylko spokojnie - mruknął do siebie Daniel i przytrzymał dłoń, 

broniąc się przed niewinnym, lecz jakże urzekającym ruchem palców. 

Krótki  kontakt  ich  rąk  zakłócił  spokój  Robiny.  Poruszyła 

powiekami,  a  Daniel  z  zachwytem  popatrzył  na  jej  długie  rzęsy, 

których delikatne muśnięcia niepokoiły go przez całą noc. 

-  Wszystko  w  porządku,  Danielu.  Trzymam  je  -  szepnęła 

nieoczekiwanie. 

- Słucham, najdroższa? 

Powieki jej się uniosły i Robina spojrzała na niego z uśmiechem. 

-  Konie,  Danielu.  Bo...  -  Zamrugała  jeszcze  kilka  razy  i  nagle 

wyprostowała  się  bardzo  zmieszana.  -  Śniło  mi  się,  że  jedziemy 

kolaską.  -  Rozejrzała  się  dookoła.  Wyraz  zmieszania  znikł,  a  jego 

miejsce zajęło zdziwienie. - Wielkie nieba, już rano! 

-  Spałaś  w  moich  ramionach  całą  noc,  ptaszyno.  -  Jakiś  diabeł 

podszepnął mu te słowa, gdy nieco się od niego odsunęła. 

background image

-  Dobry  Boże!  -  Zarumieniła  się  tak  uroczo,  że  Daniel  musiał 

bardzo się starać, by znowu nie pochwycić jej w ramiona. - Ostatnie, 

co  pamiętam,  to  jak  opowiadał  mi  pan...  opowiadał  mi  pan  o  swoim 

znajomym,  niejakim  Higginsie.  Nie  było  w  tym  za  wiele  sensu, 

chociaż  obawiam  się,  że  ze  zmęczenia  nie  mogłam  odpowiednio  się 

skupić. 

- To możliwe. - Rozprostował obolałe plecy i wstał. - Niestety, nie 

ma  teraz  czasu  na  dalsze  wyjaśnienia.  Muszę  wykorzystać  szansę 

bezpiecznego  dowiezienia  pani  do  domu,  zanim  całe  towarzystwo 

obecne w Brighton zacznie spacerować po ulicach. 

-  Która  jest  godzina?  -  Spojrzała  na  Daniela,  próbującego 

doprowadzić się do porządku po całej nocy spędzonej w niewygodnej 

pozie. 

-  Zostawiłem  zegarek  pod  opieką  Higginsa,  mogę  więc  tylko 

zgadywać, ale sądzę, że około szóstej. 

- W takim razie nasi znajomi z dołu na pewno jeszcze nie wstali - 

stwierdziła Robina. - A przynajmniej - dodała po chwili nasłuchiwania 

- nie dają znaku życia. 

-  Na  pewno  niedługo  się  zbudzą.  -  Z  wyrazem  determinacji  na 

twarzy Daniel chwycił za sękate polano i zaczął nim walić w drzwi. - 

Niech  pani  pokrzyczy  trochę,  najmilsza.  Nie  chcę,  żeby  zbyt  szybko 

dowiedzieli się o mojej obecności. 

Robina machinalnie spełniła polecenie. Wzięła od niego polano i 

dalej bębniła nim w drzwi, krzycząc wniebogłosy.  

Wreszcie usłyszeli na schodach ciężkie kroki. 

background image

-  O  co  chodzi?  Po  co  ten  rwetes?  -  dobiegł  ich  ochrypły, 

zirytowany  głos.  Musiał  należeć  do  obleśnego  brata  Molly,  który 

przyszedł zbadać sytuację. 

Robina  zerknęła  na  Daniela,  który  ustawił  się  pod  ścianą  tak,  by 

wchodzący  zbir  go  nie  zobaczył.  Intuicyjnie  odgadła,  co  ma  dalej 

robić. 

- Wypuśćcie mnie stąd natychmiast, słyszycie?!  Wypuśćcie mnie 

albo  ogłuchniecie  od  moich  wrzasków!  -  Musiało  to  zabrzmieć 

przekonująco,  bo  rygiel  został  odsunięty,  drzwi  się  otworzyły  i 

odrażający właściciel zaniedbanego domu wszedł na stryszek.  

Robina na wszelki wypadek cofnęła się kilka kroków, przez cały 

czas trzymając polano w pogotowiu. 

-  Kto  cię  rozwiązał?!  -  burknął  tamten,  zbliżył  się  o  krok  i 

wyciągnął tłustą dłoń, żeby odebrać jej broń. - Ej, lepiej mi to daj. 

- Obawiam się, że nic z tego.  Ale masz tu coś, co ci się należy  - 

odezwał  się  Daniel,  a  gdy  Ben  się  odwrócił,  wymierzył  mu  solidny 

cios w obwisłą szczękę. Siła uderzenia powaliła Bena na podłogę.  

-  Chodź,  najmilsza,  nie  ma  czasu  do  stracenia!  -  Chwyciwszy 

zaskoczoną  Robinę  za  rękę,  Daniel  wyciągnął  ją  na  korytarz  i 

zaryglował za sobą drzwi. - Przepraszam, że musiałaś być świadkiem 

takiej sceny. 

-  Och,  Danielu,  nie  musisz  mnie  przepraszać.  Zresztą  już 

widziałam  cię  w  podobnej  sytuacji  -  przypomniała  mu  z  błyskiem  w 

oczach. 

background image

-  Ależ  z  ciebie  groźna  kobieta.  Nigdy  nie  przestaniesz  mnie 

zaskakiwać.  Teraz  szybko!  Musimy  zniknąć  z  tego  okropnego 

miejsca. 

Bardzo  zadowolona  z  nieoczekiwanych  komplementów  Robina 

ruszyła  za  nim  zatęchłym  korytarzykiem  do  wąskich  schodów.  W 

obszernych spódnicach nie bardzo mogła nadążyć, tymczasem Daniel 

pokonywał  już  następny  odcinek  korytarzyka,  gdzie  zwolnił  i  zaczął 

posuwać się naprzód z dużą ostrożnością.  

Wtem  za jego plecami uchyliły się drzwi. Zanim Robina zdążyła 

wydać  ostrzegawczy  okrzyk,  wypadła  z  nich  Molly  i  jak  kocica 

rzuciła się na Daniela z pazurami, głośno sycząc.  

Wcześniej  Robina  zastanawiała  się,  czy  miałaby  odwagę  użyć 

swojego  oręża.  Teraz  nadeszła  chwila,  by  się  o  tym  przekonać.  Nie 

dbając  o  własne  bezpieczeństwo,  pokonała  biegiem  ostatnie  schody, 

zamachnęła  się  i  opuściła  polano  na  ramiona  kobiety  uczepionej 

Daniela.  Rozległ  się  głośny  okrzyk,  Molly  puściła  swoją  ofiarę  i 

upadła skulona przy ścianie. 

Z twarzą wykrzywioną z bólu trzymała się za ramię i histerycznie 

szlochała.  Daniel  bez  współczucia  obejrzał  się  za  nią,  a  wtedy 

zagrodził im drogę trzeci porywacz. W ręce trzymał nóż. 

- Myślałeś, że uwolnisz dziewczynę, co? - zarechotał Jack.  

Nie wydawał się szczególnie zainteresowany tym, kogo ma przed 

sobą. Wystarczała mu świadomość, że obcy chciał go pozbawić źródła 

łatwego dochodu. Uniósł uzbrojoną rękę. 

- Zobaczymy, co teraz zrobisz. 

background image

-  Zobaczymy  -  odparł  Daniel  i  szybkim  ruchem  wyciągnął  z 

kieszeni pistolet. Strzał padł, zanim Jack zdążył zrobić dwa kroki.  

Robina,  widząc  nóż  wysuwający  się  z  nagle  zwiotczałej  dłoni, 

pomyślała, że sama nie wie, który z czynów Daniela budzi jej większy 

podziw.  Czy  to,  że  potrafił  powalić  jednym  ciosem  krzepkiego, 

rosłego mężczyznę, czy to, że tak celnie strzela.  

Ani  przez  chwilę  nie  podejrzewała,  że  chciał  zadać  śmiertelną 

ranę  opryszkowi  imieniem  Jack,  który,  kuśtykając,  w  popłochu 

oddalał  się  korytarzykiem.  Wyglądało  na  to,  że  Daniel  osiągnął  cel. 

Już nikt nie stał im na drodze. 

-  Chodź,  najmilsza.  -  Daniel  znowu  chwycił  Robinę  za  rękę, 

stanęła  bowiem  zapatrzona  w  niego  z  podziwem.  -  Najwyższy  czas 

wyjść z tej złodziejskiej nory. 

-  Przecież...  przecież  nie  możemy  ich  tak  zostawić  - 

zaprotestowała,  ale  Daniel  siłą  pociągnął  ją  za  sobą.  Chwilę  potem 

owionęło ich rześkie powietrze poranka. 

-  Nie  mam  zamiaru  więcej  się  nimi  przejmować  -  oświadczył 

beztroskim  tonem,  prowadząc  ją  zachwaszczoną  alejką.  -  Nikomu  z 

tych  opryszków  nic  się  nie  stało.  Niech  się  cieszą,  że  nie  wniosę 

przeciwko nim oskarżenia. 

Robina  zmierzyła  go  wzrokiem,  bynajmniej  nieprzekonana,  czy 

rozsądnie  jest  zostawić  sprawy  w  takim  stanie.  Nie  była  mściwa  i 

najchętniej  szybko  zapomniałaby  o  przykrych  przeżyciach,  ale  nie 

mogła pozbyć się niepokoju. 

background image

Skoro  Daniel  zniweczył  tamtym  obwiesiom  plan  łatwego 

zdobycia pieniędzy, to czy w bliższej lub dalszej przyszłości nie będą 

próbowali  się  odegrać?  Po  chwili  zastanowienia  głośno  wyraziła  tę 

wątpliwość. 

- Niby mogliby, ale nie sądzę, żeby przyszło im to do głowy.  To 

nie są bezwzględni zbrodniarze, tylko drobne złodziejaszki, których -

jeśli sądzić po wyglądzie - fortuna nie rozpieszcza. Poza tym nie chcę, 

żeby  rozeszła  się  wiadomość  o  twojej  przygodzie.  No  i  należy 

pamiętać  o  interesach  innych  osób.  Wprawdzie  nie  przypuszczam, 

żeby  ta  trójka  jeszcze  próbowała  sprawiać  mi  kłopoty,  ale  mój 

przyjaciel Higgins mógłby mieć mniej szczęścia, gdyby wyszła na jaw 

jego rola w tej sprawie. 

Daniel doprowadził ją na polanę osłoniętą gęstymi zaroślami. 

- A oto i pan Higgins pilnujący kolaski. Tak jak obiecał. 

Robina  z  radością  zawarła  nową  znajomość.  To  przecież  właśnie 

ten 

człowiek 

umożliwił 

Danielowi 

dokonanie 

prawdziwie 

romantycznego  i  bohaterskiego  czynu.  Wciąż  tylko  nie  rozumiała, 

dlaczego  poczciwemu  panu  Higginsowi  zdawało  się,  że  Daniel 

mógłby chcieć ją porwać. 

Wkrótce kolaska toczyła się w stronę Brighton. Na szczęście o tak 

wczesnej  porze  na  trakcie  było  bardzo  niewielu  podróżnych.  Robina 

mogła  nieco  doprowadzić  do  porządku  swój  wygląd,  a  jednocześnie 

słuchała,  jak  Daniel  składa  sprawozdanie  panu  Higginsowi,  który 

chętnie ustąpił jej swojego miejsca i usiadł z tyłu. 

background image

Jechali  szybko  do  chwili,  gdy  Daniel  niespodziewanie  zatrzymał 

kolaskę. 

-  Tu  nasze  drogi  się  rozchodzą  -  oznajmił,  zwracając  się  do 

Higginsa,  który  wprawdzie  wydawał  się  nie  mniej  zaskoczony  tym 

zdarzeniem  niż  Robina,  lecz  posłusznie  zeskoczył  na  ziemię.  - 

Gromadzą  się  już  pierwsi  handlarze  na  końskim  targu.  Za  dwie 

godziny  będzie  tam  tłoczno.  Niech  pan  skorzysta  z  wczesnego 

przyjazdu,  Higgins,  i  dobrze  przyjrzy  się  zwierzętom  przed 

dokonaniem wyboru.  

Cisnął woźnicy pękatą sakiewkę. 

-  W  środku  znajdzie  pan  dość  pieniędzy,  żeby  kupić  dobrego 

konia i naprawić powóz albo po prostu postarać się o nowszy. Zanim 

się  pożegnamy  -  Daniel  uśmiechnął  się,  widząc  nabożny  zachwyt  na 

twarzy Higginsa - poproszę jeszcze o zwrot mojego zegarka. 

To  przypomnienie  otrzeźwiło  woźnicę.  Ze  śmiechem  oddał 

Danielowi  zegarek,  serdecznie  podziękował  za  szczodrość  i  dziarsko 

oddalił się w stronę końskiego targu. 

-  Skoro  zostaliśmy  sami  -  odezwał  się  Daniel,  gdy  gniadosze 

znowu  ruszyły  -  to  musimy  ustalić  kilka  kwestii  przed  powrotem  do 

domu. 

Robina  instynktownie  sięgnęła  do  włosów  związanych  wstążką 

oderwaną od sukni. 

-  Wiem,  że  muszę  wyglądać  jak  straszydło,  ale  niewiele  więcej 

mogę zrobić. 

background image

- Wygląd w ogóle mnie nie niepokoi - zapewnił ją Daniel. - Za to 

martwię  się  o  twoją  reputację.  Spędziłaś  całą  noc  w  moim 

towarzystwie.  Dla  ochrony  dobrego  imienia  mam  więc  zaszczyt 

zaproponować małżeństwo. 

Zapadło długie milczenie. 

- Nie! 

Daniel nie spodziewał się, że jego oświadczyny zostaną przyjęte z 

wielkim entuzjazmem, musiał też przyznać; że nie ubrał ich w zgrabną 

formę,  ale  gwałtowność  odmowy  po  prostu  go  zdumiała.  Jeszcze  raz 

powściągnął konie, a gdy zwrócił się do Robiny, stwierdził, że patrzy 

prosto przed siebie i ma zaciętą minę. 

-  Nie  dąsaj  się,  najmilsza.  Tak dobrze  umiemy  się  porozumieć.  - 

Sięgnął po jej rękę i zatrzymał w dłoni, mimo że Robina usiłowała ją 

uwolnić. - Nie rozumiem, dlaczego nie podoba ci się myśl, że chcę cię 

poślubić - ciągnął, starając się nie zdradzić z tym, jak głęboko uraziła 

go odmowa. Po prostu nie mógł uwierzyć... za nic nie uwierzyłby, że 

jest kimś zupełnie obojętnym dla Robiny. - Na pewno będziesz mogła 

znieść takiego męża jak ja. 

-  Nawet  gdybym  mogła,  nie  jestem  tak  okrutna,  żeby  wykradać 

cię Arabelli - szepnęła tak cicho, że Daniel nie był pewien, czy się nie 

przesłyszał. 

- Arabelli? Czy tak powiedziałaś? A co ona ma wspólnego z tym 

wszystkim? 

Robina  odwróciła  się  do  niego.  Jej  twarz  wyrażała  jednocześnie 

oburzenie i zdumienie. 

background image

-  Myślę,  że  bardzo  dużo!  Przecież  to  z  nią  w  rzeczywistości 

chcesz się ożenić! 

-  Ożenić  się  z  Arabellą?  -  Tym  razem  Daniel  zdumiał  się  nie  na 

żarty.  -  Skąd,  na  Boga,  to  przypuszczenie,  że  chcę  ożenić  się  z 

kuzynką? 

- Podsłuchałam was w ogrodzie na przyjęciu u Maitlandów. 

Wyrwało jej się to, zanim zrozumiała, co mówi. Trudno, stało się. 

Daniel  zadumał  się  na chwilę,  a  potem  spojrzał  na nią,  wciąż  jednak 

zdawał się widzieć przed oczami co innego. 

-  Nie  wiem,  co  zrozumiałaś  z  tej  podsłuchanej  rozmowy, 

najmilsza,  ale  o  ile  dobrze  pamiętam,  tamtego  wieczoru  zwierzyłem 

się  Arabelli  z  zamiaru  powtórnego  ożenku.  Co  więcej,  planowałem 

tego  samego  wieczoru  oświadczyć  się  damie,  która  podbiła  moje 

serce.  Arabella  bardzo  się  ucieszyła  i  z  całego  serca  poparła  mój 

wybór.  Niestety,  moje  plany  zniweczył  nie  kto  inny,  jak  przyszła 

oblubienica we własnej osobie.  

Nagle zmienił ton i powiedział z łagodnym wyrzutem:  

-  Ze  znanych  tylko  sobie  powodów,  które  jednak  mam  nadzieję 

kiedyś  poznać,  panna  opuściła  przyjęcie  przed  czasem  i  od  tej  pory 

uparcie  się  przede  mną  ukrywała,  pozbawiając  mnie  zupełnie 

możliwości cieszenia się jej widokiem. I tak było aż do ostatniej nocy. 

Robina  patrzyła  na  niego  zachwycona.  Czułość,  którą  często 

widywała w jego oczach, znów tam zagościła i potwierdzała szczerość 

każdego  słowa.  Wydawało  się  to  niewiarygodne,  ale  było  widać,  że 

background image

Daniel  kocha  ją  nie  mniej  niż  ona  jego.  W  tej  chwili  olśniewającego 

szczęścia nie mogła zebrać myśli, powiedziała więc tylko: 

- Och. 

Daniel  jednakże  wydawał  się  dokładnie  wiedzieć,  co  robić  w  tej 

sytuacji,  żeby  rozwiać  wszelkie  wątpliwości,  które  mogłaby  jeszcze 

żywić jego wybranka. Objął ją i zachłannie pocałował. 

To  pierwsze  doświadczenie  męskiej  namiętności  pozostawiło 

Robinę  bez  tchu,  ale  z  entuzjastycznym  nastawieniem  do  dalszych 

prób. Oparła mu głowę na ramieniu. 

-  Ojej,  Danielu,  taka  jestem  głupia  -  wyznała.  Nie  umiała 

zapanować nad łzami szczęścia, które potoczyły jej się po policzkach. 

- Dopiero kiedy zaczęło mi się wydawać, że chcesz poślubić Arabellę, 

zrozumiałam,  jak  bardzo  cię  kocham.  Ale  nawet  nie  przemknęło  mi 

przez  myśl,  że  możesz  odwzajemniać  to  uczucie.  -  Przypadkowo 

musnęła  rzęsami  jego  policzek  i  poczuła,  że  silne  ramię  obejmuje  ją 

mocniej. - Bardzo dobrze skrywałeś je przede mną. 

-  Był  ku  temu  ważny  powód  -  odrzekł  z  ociąganiem,  lekko  ją 

odsunąwszy,  by  dobrze  widzieć  jej  twarz.  -  Chociaż  po  pobycie  w 

Londynie  zdecydowałem,  że  jesteś  idealną  kandydatką  na  żonę, 

miałem  poczucie,  że  byłoby  z  mojej  strony  nieuczciwością  skłaniać 

cię  do  przyjęcia  niechcianych  oświadczyn.  Wydawało  mi  się,  że 

potrzebujesz czasu, aby mnie lepiej poznać. 

Bez  wątpienia  była  to  prawda,  ale  nawet  teraz,  po  kilku  dniach 

rozpaczy, Robinie trudno było uwierzyć, że kiedykolwiek mogła mieć 

wątpliwości, czy należy przyjąć oświadczyny lorda Exmoutha. 

background image

-  Zawsze  cię  lubiłam,  Danielu,  polubiłam  od  pierwszej  chwili. 

Szybko  odkryłam,  że  wyjątkowo  dobrze  czuję  się  w  twoim 

towarzystwie.  Tylko  że...  -  Urwała,  pełna  wahań,  czy  powinna  mu 

wyjawić  swoje  początkowe  obiekcje.  Ale  jeśli  chciała,  żeby  ją 

zrozumiał,  musiała  być  z  nim  całkowicie  szczera.  -  Myślałam,  że 

nigdy  nie  będziesz  mógł  mnie  pokochać.  Ani  mnie,  ani  żadnej  innej 

kobiety... Po tym, co się stało... 

- To znaczy po śmierci Clarissy - dokończył za nią, gdy zabrakło 

jej odwagi. 

Zerknął  na  jej  smukłą  dłoń  i  ujął  ją  czule,  przeklinając  w  duchu 

swoją  głupotę.  Byli  do  siebie  pod  tyloma  względami  podobni,  a 

jednak  okazał  się  prawdziwym  głupcem.  Nie  domyślił  się,  że  jego 

droga Robina obawia się życia w cieniu Clarissy. 

- Powinienem był już dawno powiedzieć ci prawdę, ale - wzruszył 

ramionami  -  jakoś  nigdy  nie  było  odpowiedniej  chwili.  A  prawda, 

najmilsza, jest taka, że o Clarissie zbyt często ostatnio nie myślałem. 

Uśmiechnął się, widząc wyraz jej niebieskich oczu. 

- Zaskoczona? Tak, naturalnie. Podobnie jak wszyscy, sądziłaś, że 

kochałem żonę szaleńczo i po jej śmierci nie mogłem otrząsnąć się z 

rozpaczy.  Właśnie  na  tym  mi  zależało,  najmilsza.  Z  prawdą  jednak 

niewiele to miało wspólnego.  

Wciąż trzymając jej rękę, zaczął nerwowo przesuwać kciukiem po 

gładkiej  skórze,  tam  i  z  powrotem.  Wbił  wzrok  w  pustą  drogę  przed 

nimi. 

background image

- Kiedy poślubiłem Clarissę, byłem bardzo młody i dość uparty... 

może nawet arogancki. Od dnia śmierci ojca zarządzałem majątkiem, 

powodziło  mi  się  dobrze,  uważałem  więc,  że  mam  wszelkie  prawo 

podejmować  własne  decyzje,  nie  licząc  się  z  opiniami  innych.  Pod 

wieloma  względami  byłem  chyba  bardzo  dojrzały  jak  na  swoje  lata: 

odpowiedzialny,  wiarygodny.  Ale  emocjonalnie  pozostałem  dużo 

młodszy.  Potem  szybko  zorientowałem  się,  że  wziąłem  zwykłe 

zauroczenie za miłość. 

To  wyznanie  było  tak  zaskakujące,  że  Robina  zupełnie  nie 

wiedziała,  co  powiedzieć.  Wydawało  jej  się  jednak,  że  Daniel 

oczekuje odpowiedzi. 

-  Chyba  nie  byłeś  nieszczęśliwy  w  małżeństwie,  Danielu?  - 

zapytała po chwili głębokiego namysłu. 

-  Nie,  tak  bym  tego  nie  nazwał  -  zapewnił  ją  skwapliwie.  -  Po 

urodzeniu  Lizzie  zrozumiałem,  że  się  zmieniłem,  dojrzałem,  jeśli 

wolisz, podczas gdy moja żona pozostała takim samym dzieckiem jak 

przedtem.  Po  prostu  mieliśmy  ze  sobą  niewiele  wspólnego.  W  miarę 

upływu  lat  różnice  między  nami  stawały  się  coraz  wyraźniejsze, 

dlatego coraz bardziej oddalaliśmy się od siebie.  

Nie  aż  tak,  by  rozpocząć  życie  w  separacji,  ale  niewątpliwie 

spędzaliśmy  razem  coraz  mniej  czasu.  Nie  protestowałem,  gdy 

Clarissa  wybierała  się  do  Londynu  albo  do  naszego  domu  tutaj,  w 

Brighton  -  ciągnął.  -  Nawet  ją  do  tego  zachęcałem.  Nie  myślałem  o 

tym,  że  pewnego  dnia  Clarissa  może  zwrócić  się  ku  innemu  w 

poszukiwaniu komplementów i uwagi.  

background image

Dżentelmen,  którego  zainteresowała  swoją  osobą,  nazywał  się 

John  Travers.  Pan  Travers  miał  ciotkę,  starą  pannę,  która  mieszkała 

niedaleko Courtney Place, co naturalnie okazało się bardzo korzystne 

dla nich obojga. Wydajesz się wstrząśnięta - stwierdził, gdy nagle na 

nią  spojrzał.  -  Tak,  moja  żona  miała  kochanka.  I  prawdę  mówiąc, 

najmilsza,  długo  podejrzewałem  taki  stan  rzeczy,  ale  nie  zrobiłem 

niczego, by  go zmienić. To chyba dostatecznie świadczy o  rozpadzie 

naszego związku.  

Któregoś  dnia  wróciłem  do  naszego  domu  w  Londynie  i 

przekonałem  się,  że  jest  prawie  pusty.  Córka  jednego  z  moich 

dzierżawców  brała  tego  dnia  ślub  i  Clarissa  pozwoliła  służbie  wziąć 

udział  w  uroczystości.  Został  tylko  kamerdyner,  który  poinformował 

mnie,  że  godzinę  temu  moja  żona  w  towarzystwie  pana  Traversa 

wyjechała z wizytą do jego ciotki.  

Uśmiech Daniela był bardzo cyniczny.  

-  Clarissa  regularnie  odwiedzała  tę  damę,  więc  nie  zrobiło  to  na 

mnie  żadnego  wrażenia, póki  Kendall,  towarzyszący  mi  w  wojażach, 

nie  powiedział,  że  stajenny,  który  normalnie  woził  moją  żonę,  jest 

razem  ze  wszystkimi na weselu, a koń pana Traversa został  w stajni. 

To  mnie  zaintrygowało.  Skąd  taki  pośpiech,  że  Travers  uznał  za 

stosowne samemu powozić, zamiast poczekać na powrót stajennego? 

- To znaczy, że wcale nie jesteś odpowiedzialny za śmierć żony - 

szepnęła Robina. 

-  Nie  powoziłem  wtedy,  to  prawda.  Na  koźle  siedział  Travers. 

Głupiec  wybrał  drogę  zboczem  wzgórza  prawdopodobnie  po  to,  by 

background image

uniknąć spotkania ze mną. Ale i tak czuję się częściowo winny temu, 

co się stało. 

-  Dlaczego,  Danielu?  -  Robina  nie  mogła  tego  zrozumieć.  - 

Przecież wtedy nawet cię tam nie było. 

Odpowiedział jej smutnym uśmiechem. 

-  Ale  gdybym  był,  najmilsza,  Clarissa  żyłaby  do  dziś.  Gdybym 

poświęcał  jej  więcej  czasu  i  nie  zajmował  się  wyłącznie  swoimi 

sprawami,  nie  szukałaby  pocieszenia  u  pana  Johna  Traversa.  W 

każdym  razie  gdy  pojechaliśmy  z  Kendallem  na  miejsce  wypadku  i 

obejrzałem  rozbity  powóz,  natychmiast  zrozumiałem,  że  Clarissa 

postanowiła mnie opuścić.  

Poleciłem Kendallowi wrócić do domu z bagażem mojej żony, by 

ludzie  sądzili,  że  planowała  tylko  wizytę  u  ciotki  Traversa,  chociaż 

sam ani przez chwilę nie miałem wątpliwości co do jej rzeczywistych 

zamiarów.  Poleciłem  też  Kendallowi  mówić,  że  wróciłem  do  domu 

jeszcze przed wyjazdem Clarissy i że to ja powoziłem. 

-  Nie  chciałeś,  żeby  ludzie  dowiedzieli  się  prawdy  -  zgadła 

Robina, gdy znowu zamilkł. - Chyba mogę to zrozumieć, Danielu. 

-  Nie  chodziło  mi  tak  bardzo  o  siebie,  najmilsza,  chociaż 

przyznaję,  że  moja  duma  bardzo  ucierpiała,  gdy  przekonałem  się,  że 

Clarissa  woli  Traversa  niż  mnie.  Podejmując  decyzję,  myślałem 

przede  wszystkim o córkach. Nie chciałem, żeby dobre imię Clarissy 

ucierpiało  ani  by  dzieci  dowiedziały  się,  że  mama  zamierzała  je 

opuścić.  

background image

Wszyscy,  nie  wykluczając  mojej  matki,  uważali,  że  miałem 

bardzo  udane  małżeństwo,  a  ja  podtrzymywałem  to  przekonanie. 

Prawdę znali tylko Kendall, mój kamerdyner, i mój przyjaciel Merrell, 

który  tego  dnia  przyjechał  ze  mną  z  Londynu...  A  teraz  znasz  ją 

jeszcze ty. 

-  I  nikt nigdy  jej  ode  mnie nie pozna  -  zapewniła,  szczęśliwa,  że 

Daniel postanowił obdarzyć ją zaufaniem 

- W to nie wątpię. - Znów spojrzał na Robinę z wielką czułością i 

ją  pocałował.  -  I  pomyśleć,  że  w  końcu  za  namową  przyjaciół 

postanowiłem  dla  dobra  córek  ożenić  się  ponownie.  Pojechałem  do 

Londynu  i  znalazłem  tam  uroczą,  posłuszną  pannę,  córkę  pastora  z 

Abbot Quincey. No, może nie tak bardzo posłuszną, skoro uważała, że 

o  wyborze  męża  powinna  zdecydować  ona  sama,  a  nie  jej  matka  - 

zażartował  -  ale  w  każdym  razie  była  to  dla  mnie  wymarzona 

kandydatka. 

-  Tak  bardzo  się  cieszę,  że  mój  przyszły  mąż  jest  gotów  przyjąć 

mnie  ze  wszystkimi  moimi  wadami  -  odrzekła,  starając  się  utrzymać 

pogodny nastrój. 

- Czy chcesz powiedzieć, że mnie poślubisz, i to wkrótce? 

- Tak szybko, jak tylko sobie życzysz, najmilszy. - Roześmiała się 

wesoło. - Zobaczysz, jaka umiem być posłuszna, kiedy chcę. 

- Miejmy nadzieję, że po weselu też  zechcesz mi tego dowieść. - 

Nagle spoważniał. - Wiesz, Clarissa i ja mieliśmy olbrzymie wesele w 

Londynie.  Wolałbym  tego  nie  powtarzać.  Wystarczy  skromna 

uroczystość  dla  rodziny  i  przyjaciół,  a  ślub  moglibyśmy  wziąć  w 

background image

kaplicy  w  Courtney  Place.  Gdyby  twój  ojciec  się  zgodził,  to  mógłby 

poprowadzić ceremonię. 

- Moim zdaniem to znakomity plan. 

- Ślub odbędzie się szybko. Czy się na to zgadzasz? 

- Tak szybko, jak sobie życzysz - zapewniła go jeszcze raz. 

-  Wobec  tego  nie  odwlekajmy  przygotowań.  Może  zapomniałaś 

już, co ci niedawno przepowiedziała Cyganka? - Niechętnie puścił jej 

rękę i skoncentrował się na powożeniu. - Nasze pierwsze dziecko ma 

się  urodzić  w  ciągu  roku.  Zresztą  gdy  pomyślę  o  tym,  co  czuję, 

wydaje  mi  się  to  bardzo  prawdopodobne.  Teraz  więc  na  wszelki 

wypadek oddam cię szybko pod opiekuńcze skrzydła mojej matki. 

Robina odsunęła się od niego na przyzwoitą odległość. 

- W tej kwestii twoja niezbyt posłuszna przyszła żona całkowicie 

się z tobą zgadza, najmilszy.