background image

 
 

Anne Ashley 

 
 
 
 

Podstęp lorda 

Exmountha 

  

 

Tłumaczył 

Wojciech Rusakiewicz 

 
 
 
 
 
 
 

background image

 

ROZDZIAŁ PIERWSZY 
 
 

Wyraźny  brak  entuzjazmu  sprawił,  Ŝe  częściowo  złoŜona 

suknia wyślizgnęła się Robinie z dłoni, a ona zapatrzyła się w 
okno, po ulicy bowiem przejeŜdŜała bardzo elegancka kolaska 
zaprzęŜona w dwa pięknie dobrane gniadosze. 

ZwaŜywszy  na  to,  Ŝe  sezon  oficjalnie  zakończył  się  przed 

tygodniem, Londyn pozostawał jeszcze zaskakująco gwarny, a 
wielu  przyjezdnych  nad  wyraz  opieszale  szykowało  się  do 
powrotu na wieś lub przeprowadzki do nadmorskich kurortów, 
których odwiedzanie latem weszło ostatnio w modę. 

Tak  się  złoŜyło,  Ŝe  Robina  z  wielkim  zadowoleniem 

myślała  o  powrocie  do  domu,  do  hrabstwa  Northampton,  o 
ponownym  odetchnięciu  świeŜym,  wiejskim  powietrzem  i 
zobaczeniu  się  z  ojcem  oraz  siostrami.  Nie  była  jednak  taka 
naiwna,  by  sądzić,  Ŝe  z  dnia  na  dzień  przyzwyczai  się  znowu 
do  zacisza  plebanii  w  Abbot  Quincey  po  spędzeniu  ponad 
trzech  miesięcy  w  stolicy  i  nacieszeniu  się  rozrywkami 
dostępnymi  podczas  sezonu,  który  poczytywała  sobie  za 
całkiem udany.  

Mimo  Ŝe  była  córką  wiejskiego  pastora  i  nie  miała 

znacznego  posagu,  zdołała  zwrócić  na  siebie  uwagę  dwóch 
bardzo zacnych dŜentelmenów, z których obaj - w co ani przez 
chwilę nie wątpiła - byliby bardzo troskliwymi męŜami. Jednak 
wskutek  namów  matki  posłusznie  odrzuciła  oświadczyny  obu 
kandydatów,  Ŝywiąc  nadzieję,  Ŝe  nie  naraŜa  tym  Ŝadnego  z 
nich  na  długotrwały  smutek.  Sama  zresztą  teŜ  swojej  decyzji 
ani trochę nie Ŝałowała. 

Ani 

panu 

Chardowi, 

ani 

wielebnemu 

Simonowi 

Sutherlandowi nie udało się rozpalić tego złudnego płomienia, 
który pragną odkryć w swoim wnętrzu wszystkie młode damy 
o  romantycznym  usposobieniu.  Robina  zakończyła  swój 

background image

 

pierwszy i zapewne jedyny londyński sezon odrobinę bardziej 
doświadczona  i  niewątpliwie  wolna  od  sercowych  udręk. 
Myśląc  o  tym,  mimowolnie  westchnęła.  Wcale  nie  była 
bowiem  pewna,  czy  będzie  mogła  to  samo  powtórzyć  z 
końcem lata. 

Zupełnie  niespodziewanie  doznała  kolejnego  przypływu 

paniki.  Dlaczego,  och,  dlaczego  zdecydowanie  nie  odmówiła, 
gdy pierwszy raz otrzymała tę propozycję? Dlaczego pozwoliła 
się namówić na wyjazd do Brighton z lady Exmouth, skoro w 
głębi  serca  od  samego  początku  wiedziała,  Ŝe  wdowa  w 
rzeczywistości  wcale  nie  potrzebuje  damy  do  towarzystwa, 
lecz szuka potulnej Ŝony dla swojego syna. 

Przerwawszy pakowanie na dobre, Robina bezsilnie opadła 

na łóŜko. Nie pierwszy raz przeklinała swój brak stanowczości. 

Nie  chodziło  o  to,  Ŝe  syn  lady  Exmouth  budzi  w  niej 

niechęć.  Trudno  byłoby  o  twierdzenie  bardziej  odległe  od 
prawdy.  Lord  Exmouth  był  dŜentelmenem  o  bardzo  miłej 
powierzchowności.  MoŜe  nie  typem  zuchwałego  i  zabójczo 
przystojnego  bohatera  tanich  powieści,  ale  atrakcyjności  nie 
moŜna  mu  było  odmówić,  los  bowiem  obdarzył  go  okazałym 
wyglądem  i  posturą  człowieka  szlachetnie  urodzonego.  To,  Ŝe 
skończył juŜ trzydziesty piąty rok Ŝycia, nie było aŜ tak wielką 
wadą,  Robina  wiedziała  bowiem  z  wiarygodnych  źródeł,  Ŝe 
starszych  dŜentelmenów  jest  zazwyczaj  łatwiej  owinąć  sobie 
dookoła małego palca. 

Na  uśmiech  lord  Exmouth  pozwalał  sobie  rzadko,  za  to 

często w jego ładnych, ciemnych oczach pojawiał się cyniczny 
błysk,  często  teŜ  ich  właściciel  pogrąŜał  się  w  głębokim 
milczeniu. Do tego wszystkiego Robina bez wątpienia mogłaby 
się  z  czasem  przyzwyczaić,  wiedziała  jednak,  Ŝe  jeśli 
zdecyduje  się  na  małŜeństwo,  to  nigdy  nie  pogodzi  się  z 
pozycją  drugiej  kobiety  w  Ŝyciu  wybranego  męŜczyzny.  A 
takiego właśnie losu bardzo się obawiała, gdyby nierozwaŜnie 
zgodziła się związać z lordem Danielem Exmouthem. 

background image

 

Smutno  westchnęła,  przypominając  sobie  liczne  pogłoski 

krąŜące na temat przystojnego wdowca. Gdyby choć połowa z 
nich była prawdą, nieszczęsny baron byłby teraz tylko cieniem 
dawnego człowieka. 

 Wiele  osób  twierdziło,  Ŝe  po  śmierci  Ŝony  w  tragicznym 

wypadku  półtora  roku  temu  popadł  w  głęboką  rozpacz.  Inni 
twierdzili, Ŝe poniewaŜ baron akurat sam powoził, gdy powóz 
się  przewrócił,  zabijając  jego  Ŝonę  i  kuzyna  sąsiada,  wyrzuty 
sumienia  przemieniły  go  z  towarzyskiego  człowieka  w 
zgorzkniałego  sceptyka,  który  unika  radości  w  Ŝyciu.  Mimo 
smutnego 

wyrazu 

oczu 

częstego 

przebywania 

dobrowolnym  osamotnieniu  lord  Exmouth  wciąŜ  potrafił  się 
czasem  zdobyć  na  uprzejmość  i  okazać  ujmujące  maniery. 
Niestety,  nie  zmieniało  to  faktu,  Ŝe  panna  czy  wdowa,  która 
zdecydowałaby  się  zostać  jego  drugą  Ŝoną,  zawsze  Ŝyłaby  w 
cieniu pięknej Clarissy. 

Nagłe  pojawienie  się  matki  w  sypialni  połoŜyło  kres  tym 

melancholijnym  rozwaŜaniom.  Robina  machinalnie  wstała,  by 
wrócić do przerwanego pakowania  

- Wielkie nieba, dziecko! Jeszcze nie skończyłaś? Co ty, na 

Boga,  robiłaś  tyle  czasu?  Doskonale  wiesz,  Ŝe  słuŜba  lady 
Exmouth ma przyjechać w południe po twój kufer. 

Robina zerknęła na matkę i nie pierwszy raz poŜałowała, Ŝe 

nie umie lepiej rozpoznawać jej nastrojów, Ton matki wydawał 
się lekko karcący, ale z jej miny nie moŜna było domyślić się 
rozdraŜnienia. 

Czy  ten  moment  był  odpowiedni?  Czy  mogła  liczyć  na 

zrozumienie matki, osoby nie zawsze najprzystępniejszej, jeśli 
zwierzy  się  ze  swoich  złych  przeczuć  co  do  pobytu  w 
Brighton? A moŜe nierozsądnie zwlekała z tą rozmową i było 
juŜ za późno? 

-  Mamo,  zmieniłam  zdanie  w  sprawie  wyjazdu  z  lady 

Exmouth  -  powiedziała  szybko,  Ŝeby  broń  BoŜe  się  nie 

background image

 

rozmyślić. - Zdecydowanie wolałabym wrócić z tobą do Abbot 
Quineey. 

Sekundy  wolno  płynęły  naprzód,  a  Robina  wpatrywała  się 

w twarz matki z nadzieją dostrzeŜenia jakiejkolwiek reakcji na 
to niewczesne wyznanie, ale lady Elizabeth jak zwykle nie dała 
niczego po sobie poznać. 

-  Skąd  ta  nagła  zmiana,  dziecko?  -  Znowu  w  jej 

perfekcyjnie  opanowanym  głosie  zabrzmiała  tylko  ledwo 
zauwaŜalna nuta zniecierpliwienia. - Nie tak dawno skakałaś z 
radości  na  myśl  o  spędzeniu  lata  nad  morzem.  Nikt  w 
najmniejszym  stopniu  nie  wywierał  na  ciebie  nacisków,  kiedy 
złoŜono  ci  tę  propozycję.  Sama  z  własnej  woli  przyjęłaś  to 
jakŜe uprzejme zaproszenie lady Exmouth. 

Temu  Robina  nie  mogła  zaprzeczyć.  Nigdy  nie  ukrywała, 

Ŝ

e  polubiła  lady  Exmouth  od  chwili,  gdy  ją  poznała,  a 

perspektywa przedłuŜenia okresu beztroskich rozrywek o kilka 
tygodni,  spędzonych  w  gościnie  u  tej  przemiłej  i  bardzo 
towarzyskiej  damy,  było  pokusą  nie  do  odparcia  dla  córki 
wiejskiego  pastora,  która  szybko  odkryła  u  siebie  upodobanie 
do światowego Ŝycia. Dopiero po wizycie w hrabstwie Hamp, 
gdzie  uczestniczyła  w  przyjęciu  dla  niewielkiego  grona  osób, 
wydanego z okazji zaręczyn księcia Shambrook z lady Sophią 
Cleeve, naszły ją powaŜne wątpliwości. 

-  A więc nie zobaczymy się aŜ do jesieni -powiedziała jej 

dobra przyjaciółka Sophia, gdy Robina mimochodem wyjawiła 
jej  zamiar  spędzenia  lata  w  Brighton  na  zaproszenie  lady 
Exmouth. 

Stały  właśnie  przed  okazałą  rezydencją  księcia  i 

wymieniały  poŜegnania.  Nagle  w  oczach  Sophii  pokazał  się 
błysk przekory, gdy dodała ciszej: 

-  Czy  wobec  tego  mam  pogratulować  ci  juŜ  teraz,  czy 

poczekać na oficjalne ogłoszenie, ty przebiegła istoto? 

Robina  dobrze  pamiętała,  z  jakim  zdumieniem  popatrzyła 

na przyjaciółkę. 

background image

 

-  Nie  bardzo  cię  rozumiem,  Sophio.  PrzecieŜ  to  tobie 

naleŜy gratulować, a nie mnie. 

-  W  tej  chwili  tak  -  przyznała  rozbawiona.  -  KaŜdy,  kto 

ma  choć  trochę  oleju  w  głowie,  rozumie,  Ŝe  wkrótce  i  ty 
włoŜysz na palec piękny zaręczynowy pierścionek.  - 

Robina  pamiętała  równieŜ  śmiech  przyjaciółki,  który 

poprzedził dalszy ciąg Ŝartobliwej przemowy. 

-  Nie  moŜna  bez  wywołania  rozgłosu  odrzucić  rozsądnej 

propozycji  małŜeństwa,  jeśli  zachęca  się  do  zalotów  pewnego 
dŜentelmena  i  z  podziękowaniem  przyjmuje  zaproszenie  do 
spędzenia  lata  z  matką  tegoŜ  dŜentelmena.  Nie  sądzisz  chyba, 
Ŝ

e  ludzie  nie  umieją  skojarzyć  prostych  faktów.  Wszyscy  juŜ 

wiedzą, Ŝe znalazłaś obiekt uczuć. Sama niedawno zakochałam 
się  jak  szalona,  umiem  więc  dostrzec  oznaki  tego  stanu,  moja 
droga.  Jeśli  wolisz,  Ŝebym  jeszcze  trochę  poczekała,  zamiast 
od  razu  złoŜyć  ci  serdeczne  Ŝyczenia,  to  proszę  bardzo, 
wystarczy, Ŝebyś mi to powiedziała. 

Robinie  z  wraŜenia  odebrało  mowę  i  nie  wyrzekła  ani 

słowa,  dlatego  od  tamtej  pory  była  ofiarą  wyjątkowo 
nieprzychylnych aluzji i najokropniejszych domysłów. 

CzyŜby 

naprawdę 

nasunęła 

lordowi 

Exmouthowi 

przypuszczenie,  Ŝe  jego  oświadczyny  byłyby  miłe  widziane? 
Ostatnimi  czasy  nieustannie  zadawała  sobie  to  samo  pytanie  i 
miała coraz mniej pewności, Ŝe zna na nie odpowiedź. 

Niezaprzeczalnie,  zanim  jeszcze  złoŜyły  z  matką  krótką 

wizytę  w  hrabstwie  Hamp,  ani  razu  nie  odmówiła  lordowi 
Exmouthowi  wspólnego  tańca,  ilekroć  spotykali  się  na 
przyjęciu.  A  to,  jak  nagle  zauwaŜyła,  zdarzało  się  stanowczo 
zbyt  często,  by  widzieć  w  tym  jedynie  dzieło  przypadku. 
Mogła  tylko  się  dziwić  swojej  łatwowierności,  skoro  dotąd 
uwaŜała, Ŝe ich ciągłe spotkania są zrządzeniem losu, a nie -jak 
teraz była skłonna podejrzewać - skutkiem planów obu matek. 

Lady  Exmouth  musiała  sądzić,  Ŝe  cicha,  potulna  córka 

wiejskiego pastora będzie idealną osobą do opieki nad dwiema 

background image

 

wnuczkami pozbawionymi matki i osłodą Ŝycia jej załamanego 
syna,  a  jednocześnie  nie  postawi  w  zamian  zbyt  wielkich 
Ŝą

dań.  Z  duŜą  dozą  prawdopodobieństwa  Robina  mogła 

załoŜyć,  Ŝe  jej  matka  rozumuje  podobnie  i  w  niezbyt  odległej 
przyszłości  oczekuje  bardzo  korzystnych  zaręczyn  swej 
najstarszej córki. 

-  Czy mogę o coś cię spytać, mamo? Czy liczysz na to - 

ciągnęła, nie czekając na odpowiedź - Ŝe lord Exmouth jeszcze 
przed końcem lata poprosi o moją rękę? 

Wyraz  twarzy  lady  Elizabeth  pozostał  nieprzenikniony,  a 

mimo  to  Robina  czuła,  Ŝe  bezceremonialność  tego  pytania 
zmieszała  matkę.  Prawdę  mówiąc,  sama  się  sobie  dziwiła,  Ŝe 
znalazła  dość  odwagi,  by  postawić  tak  jasno  sprawę.  Zasadą 
było,  Ŝe  matkę  traktuje  się  z  największym  szacunkiem,  toteŜ 
Robinie nigdy nie podsunięto myśli, Ŝe moŜna zakwestionować 
decyzję rodzicielki. 

Widocznie  jednak  lady  Elizabeth  nie  poczytała  jej  tego 

pytania 

za 

impertynencję, 

bo 

po 

chwili 

namysłu 

odpowiedziała: 

-  W  kaŜdym  razie  wierzę,  Ŝe  lord  Exmouth  nie  jest  ci 

obojętny,  Robino.  Nie  zaprzeczam,  Ŝe  w  razie  gdyby  poprosił 
cię  o  rękę,  byłabym  zachwycona.  Tak.  To  wspaniała 
perspektywa  małŜeństwa,  o  wiele  lepsza,  niŜbym  się 
spodziewała. Miałabyś na zawołanie powozy, klejnoty i piękne 
stroje. Nie zbywałoby ci na niczym, dziecko. 

Na  niczym  z  wyjątkiem  miłości,  chciała  zripostować 

Robina, ale wytrwała w milczeniu, przyglądając się, jak matka 
z gracją podchodzi do okna. 

-  Na  pewno  rozumiesz  teŜ,  Ŝe  gdybyś  poślubiła 

Exmoutha,  wzrosłyby  szanse  twoich  sióstr  na  znalezienie 
odpowiednich  męŜów.  Naturalnie  to  przypomnienie  wcale  nie 
słuŜy  temu,  abyś  poświęciła  swoje  szczęście  dla  dobra  sióstr. 
Nie  mam  takich  wymagań  wobec  ciebie  i  daleko  mi  do  tego. 
Gdybym  sądziła,  Ŝe  sprzyjasz  juŜ  komuś  innemu,  nie 

background image

 

próbowałabym nawet wysuwać sugestii, Ŝe mogłabyś zacieśnić 
znajomość  z  wdowcem...  Ale  przecieŜ  nie  jesteś  zakochana, 
prawda, Robino? 

-  Nie,  mamo  -  odrzekła  szczerze,  choć  z  nutą 

melancholijnej  zadumy,  którą  czujna  matka  bez  trudu 
wychwyciła. 

Lady Elizabeth odwróciła się plecami do okna i jeszcze raz 

zmierzyła córkę wzrokiem. 

-  Ale  chciałabyś  mieć,  co?  śałujesz,  Ŝe  podczas  sezonu 

nie  poznałaś  ani  jednego  męŜczyzny,  na  widok  którego 
mocniej  zabiłoby  ci  serce.  Rycerza  z  bajki,  w  którym  moŜna 
się  zakochać  od  pierwszego  wejrzenia.  -  Śmiech  lady 
Elizabeth,  choć  nieoczekiwany,  nie  był  pozbawiony  ciepła  i 
wyrozumiałości.  -  Och,  dziecko.  TeŜ  byłam  kiedyś  młoda  i 
pamiętam,  jakie  niemądre  pomysły  przychodzą  do  głowy 
dziewczynie  w  tym  wieku.  Pamiętaj,  moja  droga,  Ŝe  bardzo 
niewiele  panien  naszego  stanu  zawiera  małŜeństwa  z  miłości. 
MoŜe  nawet  to  dobrze...  Bądź  co  bądź,  miłość  jest  luksusem, 
na który stać tylko nielicznych. 

Po chwili milczenia wolno ruszyła ku drzwiom. 
-  Ani  twój  ojciec,  ani  ja  za  nic  nie  próbowalibyśmy  cię 

zmusić  do  małŜeństwa  z  męŜczyzną,  którego  nie  moŜesz 
polubić  i  obdarzyć  szacunkiem.  Wydaje  mi  się  jednak,  moje 
dziecko,  Ŝe  nie  jesteś  obojętna  lordowi  Exmouthowi.  Dlatego 
proszę  cię,  Ŝebyś  dobrze  się  zastanowiła,  zanim  odrzucisz 
oświadczyny, które mogą być twoją jedyną szansą w Ŝyciu na 
wspaniałe zamąŜpójście. 

Patrząc  na  cicho  zamykane  drzwi,  Robina  uświadomiła 

sobie,  Ŝe  w  ciągu  ostatnich  kilku  minut  matka  wyjawiła  jej  o 
sobie więcej niŜ przez wiele lat. 

Bardzo  długo  Ŝyła  w  przeświadczeniu,  Ŝe  małŜeństwo  jej 

rodziców  zostało  zawarte  z  miłości.  Dumna  lady  Elizabeth 
Finedon,  córka  księcia,  postanowiła  poślubić  wielebnego 
Williama  Percevala,  młodszego  syna  zbiedniałego  baroneta. 

background image

 

Trudno  było  doszukiwać  się  innej  oprócz  miłości  przyczyny 
takiego mariaŜu. Robina dopuszczała jednak myśl, Ŝe w miarę 
upływu  lat  musiały  zdarzać  się  chwile,  gdy  matka  Ŝałowała 
pójścia za głosem serca, które wzięło górę nad rozsądkiem. 

Jej  ojciec,  czcigodny  i  bardzo  pryncypialny  człowiek,  nie 

ukrywał bynajmniej, Ŝe nie co innego jak znaczny posag Ŝony 
umoŜliwia rodzinie Ŝycie we względnym dostatku, choć moŜe 
nie  w  luksusie.  Mimo  to  jedynie  dzięki  bardzo  oszczędnemu 
gospodarowaniu  pastor  z  Abbot  Quincey  i  jego  Ŝona  zdołali 
zapewnić swej najstarszej córce sezon w Londynie. 

Robina  wiedziała,  Ŝe  jej  rodzice  mają  powaŜny  zamiar 

stworzenia tej samej moŜliwości jej trzem młodszym siostrom. 
Bliźniaczki,  Edwina  i  Fryderyka,  oczekiwały  debiutu  w 
następnym roku, co naturalnie łączyło się z jeszcze większymi 
wydatkami.  Nic  dziwnego,  Ŝe  lady  Elizabeth  chciała,  by  jej 
najstarsza córka zdąŜyła zawczasu uporządkować sobie Ŝycie. 

Zerknęła  na  zapakowany  do  połowy  kufer  i  ogarnęły  ją 

wyrzuty  sumienia.  Dla  rodziców  sfinansowanie  jej  sezonu  w 
Londynie  wcale  nie  było  łatwe.  Zwłaszcza  matka  przez  wiele 
lat  odmawiała  sobie  niejednego,  byle  tylko  jej  córki  miały 
przynajmniej  niewielki  posag.  Czy  nie  nadszedł  czas,  by 
okazała wdzięczność rodzicom i odwzajemniła się za troskę? 

Podniosła  z  podłogi  wytworną  suknię,  pieczołowicie  ją 

złoŜyła i umieściła na innych juŜ spakowanych strojach. 

 
Pięknie  dobrane  gniadosze,  które  przykuły  uwagę  panny 

Robiny  Perceval,  zatrzymały  się  mniej  więcej  dwadzieścia 
minut  później  przed  domem  na  Curzon  Street.  Stangret  w 
ś

rednim wieku, siedzący obok swojego pana na koźle, ochoczo 

przejął  wodze,  od  dawna  bowiem  nie  widział  tak  urodziwej 
pary  koni,  i  z  dumną  miną  przyjrzał  się,  jak  dość  wybredny 
właściciel gniadoszy zręcznie zeskakuje na ziemię. 

ChociaŜ  juŜ  nie  pierwszej  młodości,  męŜczyzna  był  nadal 

bardzo sprawny fizycznie i wcale nie mniej dziarski niŜ konie, 

background image

 

10

które  kupił  tego  ranka.  Wysoki,  szczupły  i  muskularny  lord 
Exmouth  wciąŜ  zwracał  uwagę  swoim  wyglądem  i  zdaniem 
wielu  wreszcie  zaczął  zdradzać  oznaki  dochodzenia  do  siebie 
po tragicznym ciosie, jaki otrzymał od losu. 

Niektórzy rozumieli sytuację lepiej. Byli to ci, którzy znali 

prawdę, lecz szacunek i oddanie kazały im milczeć. NaleŜał do 
nich wierny Kendall, który śledził wzrokiem pana, znikającego 
w głębi domu. 

Inny  waŜny  przedstawiciel  tej  wzruszająco  lojalnej  grupy 

mieszkańców  domu  czekał  w  sieni,  gotów  wziąć  od  jego 
lordowskiej mości kapelusz i rękawiczki. 

-  Starsza  pani  przekazuje  pozdrowienia,  i  pyta,  czy 

milord  mógłby  poświęcić  jej  kilka  minut  przed  zamknięciem 
się  w  tym  bibliotecznym  więzieniu?  -Kamerdyner  pozwolił 
sobie na wątły uśmiech. - To są słowa starszej pani, nie moje, 
milordzie. 

-  Gdzie jest matka? Ufam, Ŝe juŜ wstała. 
-  Istotnie,  milordzie,  ale  wciąŜ  jest  w  swojej  sypialni.  O 

ile wiem, dogląda pakowania kufrów przed podróŜą.  

Białe, równe zęby błysnęły w pogodnym uśmiechu. 
-  Ani  przez  chwilę  nie  sądziłem,  Stebbings,  Ŝe  matka 

sama zajmuje się pakowaniem - odrzekł lord Exmouth i szybko 
pokonał  dwa  biegi  schodów.  Nie  zauwaŜył  juŜ  tego,  jak 
tłumiony  śmiech  wprawił  w  ruch  przygarbione  ramiona 
kamerdynera. 

Lady Exmouth, wdowę po baronie, która od wielu lat była 

w  średnim  wieku,  znano  z  tego,  Ŝe  nie  lubi  się  przemęczać, 
zwłaszcza  jeśli  moŜe  tego  uniknąć.  Nie  zaskoczyło  więc  jej 
postawnego syna, Ŝe zastał matkę wyciągniętą na szezlongu, z 
jedną  pulchną,  ozdobioną  licznymi  pierścionkami  ręką 
zawieszoną  nad  otwartym  pudełkiem  łakoci,  znajdującym  się 
na podorędziu. 

background image

 

11

Chwilę  potem  ręka  drgnęła  i  znowu  uszczupliła  zawartość 

pudełka,  a  lady  Exmouth  obróciła  głowę,  by  sprawdzić,  kto 
wszedł do pokoju. 

-  Daniel, mój drogi! - Powitała go z wszelkimi oznakami 

zachwytu,  podstawiwszy  mu  do  cmoknięcia  miękki,  róŜowy 
policzek,  i  zastygła  w  oczekiwaniu,  aŜ  syn  dopełni  rytuału.  - 
Powiadomiono  mnie,  Ŝe  wyszedłeś  dzisiaj  z  samego  rana. 
Ufam, Ŝe nie zaniedbałeś śniadania. 

-  Nie,  droga  matko.  Na  pewno  sprawi  ci  przyjemność, 

gdy dowiesz się, Ŝe apetyt niezmiennie mi dopisuje. 

-  Tak,  tak,  masz  to  po  twoim  papie,  zresztą  nie  tylko  to. 

On nie był z tych wybrednych, gdy przychodziło do jedzenia, a 
mimo to nigdy nie miał na sobie ani grama zbędnego tłuszczu. 
- śałośnie westchnęła. - A ja jem jak ptaszek i mam brzuch jak 
kuc szetlandzki. 

-    Ciekawe  dlaczego?  -  mruknął  Daniel,  zerkając  w  stronę 

opróŜnionego  do  połowy  pudełka  łakoci.  Potem  usiadł  na 
krześle niedaleko szezlongu. - Podobno chciałaś mnie widzieć, 
mamo. 

-    CzyŜby?  -  Wydawała  się  zupełnie  zbita  z  tropu,  ale 

Daniel  dobrze  wiedział,  Ŝe  wygląd  matki  bywa  zwodniczy. 
Wprawdzie  ostatnimi  laty  lady  Exmouth  trochę  zgnuśniała  i 
unikała ruchu, jeśli tylko mogła, ale jej zadumane piwne oczy 
dostrzegały  zadziwiająco  duŜo.  -  Ach,  tak!  Miałam  ci 
przypomnieć,  Ŝe  większość  naszych  bagaŜy  odjeŜdŜa  juŜ 
dzisiaj,  bo  doprawdy  nie  potrzeba  nam  całej  piramidy  rzeczy 
do wzięcia, kiedy i my wyruszymy w piątek. 

-  Sądzę, Ŝe Perm jak zwykle wszystkim się zajął i zrobił na 

czas to, co do niego naleŜy. 

-    Ten  twój  osobisty  słuŜący  jest  prawdziwym  skarbem, 

Danielu!  Tak  samo  jak  moja  droga  Pinner!  -  Zwróciła  się  ku 
kobiecie  o  ptasiej  urodzie,  zajętej  składaniem  strojów  i 
rozmieszczaniem  ich  w  pokaźnych  rozmiarów  kufrze,  i 
odprawiła ją prawie niezauwaŜalnym skinieniem głowy. 

background image

 

12

-    Ufam,  Ŝe  cieszysz  się  na  pobyt  w  Brighton,  mój  drogi  - 

odezwała się, gdy zostali sami - i Ŝe z zadowoleniem zniesiesz 
towarzystwo  swojej  słabej,  starej  mamy  jeszcze  przez  kilka 
tygodni.  Muszę  wyznać,  Ŝe  nasz  wspólny  pobyt  w  Londynie 
sprawił mi wiele przyjemności. 

W  oczach  jego  lordowskiej  mości,  bardzo  podobnych 

kolorem i kształtem do oczu matki, pojawił się kpiący błysk. 

-  Nie jesteś ani słaba na umyśle, ani stara, moja droga. A 

ja  nie  jestem  naiwny,  przestań  więc  mnie  zwodzić  i  zadaj 
wreszcie  to  pytanie,  które  masz  na  końcu  swojego 
nieokiełznanego  czasami  języka!  Inaczej  mówiąc,  spytaj  mnie 
wreszcie, czy cieszę się z moŜliwości pogłębienia znajomości z 
panną Perceval. A odpowiedź na twoje pytanie brzmi „tak”. 

Wybuch  radosnego  śmiechu  matki  okazał  się  zaraźliwy  i 

Daniel mimo woli się uśmiechnął. 

-  MoŜe dobrze się stało, Ŝe spodziewam się wielu miłych 

chwil  nad  morzem,  bo  Montague  Merrell  i  w  ogóle  połowa 
moich znajomych stanowczo uwaŜa, Ŝe ta urocza córka pastora 
jest wymarzoną kandydatką na moją Ŝonę. 

-  To  prawda!  -  zgodziła  się  lady  Exmouth,  skwapliwie 

przyłączając  się  do  licznego  chóru  tych,  którzy  w  ostatnich 
tygodniach  zachęcali  przystojnego  barona  do  powaŜnego 
namysłu  nad  ponownym  rzuceniem  się  na  głębokie  wody 
małŜeństwa.  -  Drugiej  tak  uroczej  panny  bez  wątpienia  nie 
spotkasz. 

-  Nie przeczę.  
-  Jest  posłuszna  i  obowiązkowa.  Nie  wtrącałaby  się  do 

twoich przyjemności i nie sprawiałaby ci kłopotów. 

-  Wolałbym nieco lepiej ją poznać, zanim wyraŜę pogląd 

o  niektórych  cechach  jej  charakteru.  Nie  mogę  pozbyć  się 
podejrzenia,  Ŝe  panna  Robina  Perceval  ma  znacznie  bardziej 
Ŝ

ywiołowy temperament, niŜ sądzi większość ludzi. 

Lady Exmouth potraktowała tę uwagę jak krytykę, nie była 

jednak w stu procentach pewna, czy słusznie. Jej syn naleŜał do 

background image

 

13

tych  irytujących  ludzi,  którzy  zawsze  umieli  dobrze  ukrywać 
swoje poglądy i uczucia. Nagłe jednak przez głowę przemknęła 
jej całkiem nowa i do tego niepokojąca myśl. 

-  Mam nadzieję, mój drogi, Ŝe nie oczekujesz zna lezienia 

drugiej Clarissy. To ci się nigdy nie uda. 

Jego lordowska mość przez chwilę przyglądał się matce bez 

słowa, z nieprzeniknioną miną, a potem nagle wstał i podszedł 
do okna. 

-  Zdaję  sobie  sprawę  z  tego,  Ŝe  Clarissa  była  wyjątkową 

istotą - powiedział beznamiętnie, zachowując kamienną twarz. 
-  Równie  pięknej  kobiety  jeszcze  nie  spotkałem  i  wątpię,  czy 
kiedyś spotkam. 

Lady  Exmouth,  po  mistrzowsku  opanowując  łzy, 

popatrzyła  na  syna  z  drugiego  końca  pokoju,  ale  zupełnie  nie 
wiedziała,  co  odpowiedzieć.  Od  dnia  tragedii  Daniel  ani  razu 
nie próbował o tym rozmawiać, w kaŜdym razie na pewno nie 
z nią, a gdy tylko padło imię Clarissy, natychmiast zamykał się 
w sobie i pogrąŜał w Ŝałobie. 

-  Nie  rób  takiej  ponurej  miny,  moja  droga  -  łagodnie 

poradził matce. Odwrócił się akurat w porę, by dostrzec u niej 
ten  sam  grymas,  który  widywał  równieŜ  na  wielu  innych 
twarzach  w  ostatnim  okresie.  -  Nie  przyjechałem  do  Londynu 
w poszukiwaniu lustrzanego odbicia mojej Ŝony. Przyjechałem 
wyłącznie po to, by znaleźć osobę, która chętnie zaopiekuje się 
moimi córkami i będzie dla nich dobra, a przy okazji, owszem, 
w pewnym sensie zajmie miejsce ich zmarłej mamy. 

Jeśli  to  stwierdzenie  miało  uwolnić  lady  Exmouth  od 

niepokoju, to całkiem chybiło celu. 

-  śywiłam  nadzieję,  Ŝe  w  tej  kwestii  liczą  się  równieŜ 

twoje  uczucia,  Danielu,  a  nie  tylko  potrzeby  córek.  Czy 
doprawdy niczego nie czujesz do panny Perceval? 

Zamilkł  na  tak  długo,  Ŝe  juŜ  straciła  nadzieję  na  to,  iŜ 

zaspokoi jej ciekawość. I wtedy nagle powiedział: 

background image

 

14

-  UwaŜam,  Ŝe  Robina  Perceval  jest  jedną  z  najbardziej 

uroczych, układnych i uczciwych panien, jakie znam. Byłbym 
jednak  duŜo  spokojniejszy,  gdybym  był  przekonany,  Ŝe 
przyjęła to zaproszenie do spędzenia lata w Brighton ze szczerą 
ochotą. 

-  Co chcesz przez to powiedzieć, Danielu? 
Lady Exmouth wydawała się tak zdezorientowana, Ŝe omal 

głośno się nie roześmiał. 

 -  Mamo,  zawsze  miałem  wielkie  uznanie  dla  twojej 

bystrości, ale muszę przyznać, Ŝe zdarzały się teŜ sytuacje, gdy 
przedwczesne plany szkodziły twojej jasności sądu. 

-  Ale...  ale...  -  Starszej  pani  na  chwilę  zabrało  słów.  - 

Jestem  pewna,  Ŝe  się  mylisz,  Danielu.  To  dziecko  po  prostu 
skorzystało z okazji dotrzymania mi towarzystwa, gdy tylko ją 
o to poprosiłam. 

-  W  to  nie  wątpię,  matko.  Bardzo  szybko  pojąłem,  Ŝe 

chociaŜ  panna  Perceval  ma  w  swej  naturze  uroczą 
powściągliwość,  to  nie  jest  w  Ŝadnej  mierze  przeciwna 
towarzyskim  uciechom  i  bardzo  dobrze  bawi  się  w  Londynie. 
Jest więc całkiem naturalne, Ŝe chce przedłuŜyć ten okres, jeśli 
nadarza  się  po  temu  sposobność.  Wnoszę  jednak,  Ŝe  umknęła 
twojej  uwagi  pewna  rezerwa  w  zachowaniu,  którą  wyraźnie  u 
niej widzę od powrotu z hrabstwa Hamp. 

Lady Exmouth rzeczywiście niczego nie zauwaŜyła. Bardzo 

była  na  siebie  zła  z  tego  powodu,  gdyŜ  nie  ulegało  dla  niej 
wątpliwości,  Ŝe  Daniel,  obdarzony  wprost  niezwykłą 
spostrzegawczością, nie omylił się ani trochę. 

-  Ciekawe,  co  takiego  mogło  tam  zajść,  Ŝe  zaczęła  mieć 

wątpliwości, czy powinna nam towarzyszyć. 

Syn znowu zmierzył ją kpiącym spojrzeniem. 
-  No, no, matko. CzyŜ to nie oczywiste? Ktoś uświadomił 

jej, czym naprawdę się kierowałaś, występując z zaproszeniem.  

-  Niektórzy  ludzie  są  doprawdy  zupełnie  nietaktowni!  A 

juŜ  wszystko  tak  dobrze  się  układało!  -  Wydawała  się  w  tej 

background image

 

15

chwili  tak  bardzo  zirytowana,  jak  tylko  moŜe  być  zirytowana 
osoba  pogodna  z  natury.  -Danielu,  dlaczego  ludzie  muszą  się 
wtrącać do nie swoich spraw? 

-  To  dziwne,  mamo,  ale  przez  ostatnie  tygodnie  zadaję 

sobie  dokładnie  to  samo  pytanie  -  powiedział  i  przesłał  jej 
uśmiech  naznaczony  zarówno  czułością,  jak  i  irytacją.  - 
Trudno,  stało  się.  Ona  juŜ  wie,  jaki  los  przeznaczyłyście  jej  i 
ty, i jej matka. 

-  Danielu,  to  jest  po  prostu  nieprawda!  -  Udało  jej  się 

wytrzymać spojrzenie syna przez pełne dziesięć sekund, zanim 
urządziła,  pokaz  poprawiania  szala.  -No,  owszem,  gdzieś 
mogłam  niebacznie  wspomnieć,  Ŝe  skoro  okres  oficjalnej 
Ŝ

ałoby dobiegł końca, to pewnie rozwaŜysz, czy  nie poszukać 

drugiej Ŝony. 

Wymownie spojrzał w sufit. 
-  Zaskakujesz mnie! 
-  Lady Elizabeth równieŜ mogła powiedzieć coś o tym, Ŝe 

jej  najstarsza  córką  zdradza  oznaki  silnego  instynktu 
macierzyńskiego, gdyŜ wykazuje niezwykłą wprost cierpliwość 
wobec swoich młodszych sióstr - ciągnęła tak, jakby syn wcale 
jej nie przerwał. - Zapewniam cię jednak, Danielu, Ŝe do głowy 
mi  nie  przyszło,  by  wystąpić  z  sugestią,  Ŝe  panna  Perceval 
byłaby  dla  ciebie  idealną  Ŝoną.  Co  to,  to  nie!  Jesteś  zbyt 
podobny  do  twojego  drogiego  ojca.  Zawsze  chętnie  słuchasz 
innych, ale w końcu i tak robisz po swojemu. 

-  Dobrze,  Ŝe  wreszcie  to  doceniłaś,  mamo,  bo  ułatwiasz 

mi  powiedzenie  tego,  co  zamierzałem.  -WciąŜ  się  uśmiechał, 
nie  ulegało  jednak  wątpliwości,  Ŝe  jego  głos  nabrał  duŜo 
bardziej stanowczego brzmienia.- Od początku miałem szczery 
zamiar  ulec  twoim  namowom  i  towarzyszyć  ci  do  Brighton, 
chociaŜ  naturalnie  wiem,  jaki  cel  naprawdę  ci  przyświeca... 
Nie,  nie,  proszę,  pozwól  mi  łaskawie  dokończyć.  -  Dla 
zaakcentowania  swojej  prośby  uniósł  rękę.  -  Owszem, 
zamierzam  pogłębić  znajomość  z  panną  Perceval,  o  czym  juŜ 

background image

 

16

wspomniałem.  Ona  wydaje  mi  się  bardzo  intrygująca.  Na 
pewno moŜe jeszcze zaskoczyć i mnie, i ciebie. Ale jedno jest 
dla  mnie  pewne.  Panna  Perceval  w  ogóle  nie  myślała  o 
przyjęciu  roli  lady  Exmouth,  póki  ktoś  szczególnie  Ŝyczliwy 
nie  zwrócił  jej  uwagi,  Ŝe  właśnie  taki  los  moŜe  ją  czekać. 
Rzecz  jasna  nie  wykluczam,  Ŝe  w  przyszłości  panna  Perceval 
sama  uzna  to  za  wymarzoną  okazję,  obstaję  jednak  przy  tym, 
Ŝ

eby  to  była  jej  własna  decyzja,  a  nie  twoja  albo  jej  matki... 

Czy wyraŜam się jasno, moja droga? 

-  Tak,  Danielu.  Chcesz,  Ŝebym  stała  z  boku  i  zostawiła 

sprawy ich własnemu biegowi.  

-  Właśnie! 
Starsza  pani  znowu  zainteresowała  się  pysznościami 

znajdującymi się tuŜ przy jej łokciu.  

-  Zgoda,  Danielu.  MoŜesz  zalecać  się  do  panny  Robiny 

Perceval po swojemu, a ja nie będę się do tego wtrącać. 

Daniel  obserwował  spod  przymruŜonych  powiek,  jak 

kolejny lepki przysmak znika między róŜowymi wargami. Miał 
przykre  przeświadczenie,  Ŝe  matka  nie  będzie  w  stanie 
dotrzymać danego słowa. 

 
  

ROZDZIAŁ DRUGI 
 
 

Opierając  się  wygodnie  o  obite  aksamitem  wałki,  lady 

Exmouth obserwowała przez okno powozu mijane krajobrazy i 
wspominała czasy, gdy w niezbyt odległej przeszłości droga do 
Brighton  była  ledwie  widoczna  i  często  nieprzejezdna. 
Wszystko  to,  naturalnie,  szybko  się  zmieniło,  gdy  regent 
odkrył,  Ŝe  powietrze  w  tej  małej  i  niewiele  znaczącej 
miejscowości  korzystnie  wpływa  na  jego  zdrowie.  Brighton 
stało  się  modnym  kurortem  i  teraz  moŜna  było  tam  dojechać 

background image

 

17

wieloma drogami, z których jedną dość powszechnie uwaŜano 
za najnowocześniejszy trakt pocztowy w Anglii. 

Lady 

Exmouth 

bez 

Ŝ

alu 

pozostawiła 

wszystkie 

przygotowania  do  podróŜy  oraz  wybór  trasy  swemu  bardzo 
rzutkiemu  synowi.  Odkąd  Daniel  po  skończeniu  dwudziestu 
jeden lat przejął tytuł barona, przejawiał talent organizacyjny i 
poczucie  odpowiedzialności  zdecydowanie  ponad  swój  wiek. 
Nic dziwnego, Ŝe bardzo niewiele osób wyraŜało wątpliwości, 
gdy  zaledwie  dwa  lata  po  śmierci  ojca  Daniel  ze  spokojem 
ogłosił zamiar poślubienia swojej dziecięcej miłości. 

Jak  piękną  kobietą  była  Clarissa!  -  pomyślała  lady 

Exmouth,  choć  prawdę  mówiąc,  miała  juŜ  kłopoty  z  wiernym 
przywołaniem  obrazu  tej  uroczej  twarzy  w  kształcie  serca, 
otoczonej burzą złocistych pukli, i czystych niebieskich oczu. 

Clarissa,  córka  zuboŜałego  właściciela  ziemskiego, 

niewątpliwie  byłaby  ozdobą  sezonu,  gdyby  jej  ojciec  był  w 
stanie  sfinansować  takie  przedsięwzięcie,  jak  wyjazd  do 
Londynu.  Odkąd  skończyła  szesnaście  lat,  starali  się  o  nią 
kolejno  właściwie  wszyscy  kawalerowie  w  okolicy.  Jednak 
Clarissa  pozostała  wzruszająco  wierna  jedynemu  synowi 
swych  najbliŜszych  sąsiadów.  Oboje  tworzyli  doprawdy 
wymarzoną parę, idealnie dopasowaną pod kaŜdym względem. 
Gdy  rok  po  ślubie  urodziła  się  Hanna,  szczęście  młodych 
wydawało się dopełnione. 

Lady  Exmouth dobrze pamiętała, jak wkrótce po przyjściu 

na świat wnuczki wyraziła chęć zamieszkania w Bath. Protesty 
syna  i  synowej  tak  ją  jednak  wzruszyły,  Ŝe  przebywała  w 
Courtney Place aŜ do narodzenia ich drugiego dziecka trzy lata 
później. Wtedy juŜ nie zdołano jej przekonać do pozostania w 
pięknej  posiadłości  przodków,  w  której  pod  wieloma 
względami czuła się tak, jakby nadal była panią domu. 

Nigdy  jednak  nie  poŜałowała  dokonanego  wyboru.  Bath 

bardzo jej odpowiadało. Nawiązała tam wiele przyjaźni i teraz 

background image

 

18

z  niecierpliwością  czekała,  kiedy  wreszcie  wróci  do  swego 
wygodnego domu przy Camden Place. 

Wiele  naturalnie  zaleŜało  od  biegu  spraw  w  najbliŜszych 

tygodniach.  Lady  Exmouth  nie  zamierzała  bowiem  pozwolić 
swemu  synowi  na  samotny  powrót  do  rodowej  siedziby  z 
końcem  lata  i  dalsze  rozpamiętywanie  straty  uroczej  Clarissy. 
Gdyby  oznaczało  to  dla  niej  zwłokę  w  powrocie  do  Bath  i 
konieczność  dotrzymania  towarzystwa  Danielowi,  to  trudno, 
niech tak będzie! Mimo wszystko nie mogła jednak nie Ŝywić 
nadziei,  Ŝe  wszystko  ułoŜy  się  duŜo  lepiej,  a  jej  syn  wkrótce 
będzie dzielił domostwo z zupełnie inną kobietą. 

Oderwawszy oczy od widoków, lady Exmouth zerknęła na 

swoją  towarzyszkę  podróŜy  eleganckim, 

resorowanym 

powozem.  Młoda  kobieta  siedziała  w  milczeniu  z  głową 
zwróconą ku pejzaŜom po drugiej stronie drogi i wydawało się, 
Ŝ

e jest głęboko pochłonięta własnymi myślami. 

Daniel, demon spostrzegawczości, nie mylił się ani trochę, 

gdy  powiedział,  Ŝe  stało  się  coś,  co  zburzyło  spokój  umysłu 
panny  Robiny  Perceval.  Niewątpliwie  tak  właśnie  było!  Jeśli 
Daniel słusznie odgadł, Ŝe córka pastora jeszcze waha się, czy 
chce  wejść  do  znakomitego  rodu  Courtneyów,  to  byłoby 
doprawdy  wyjątkową  niegodziwością  naciskać  na  tę  przemiłą 
pannę, by podjęła właśnie taką decyzję w ciągu nadchodzących 
tygodni.  

Trudno dociec, jakie postępowanie w takiej sytuacji byłoby 

najlepsze,  pomyślała  lady  Exmouth,  machinalnie  przesuwając 
tam  i  z  powrotem  dłoń  po  fałdzie  spódnicy.  Nie  chciała 
mieszać  się  do  cudzych  spraw  delikatnej  i  osobistej  natury, 
jednak nie zamierzała teŜ pozwolić, by jej syn wszedł w wiek 
ś

redni  jako  samotny  Ŝałobnik,  podczas  gdy  na  wyciągnięcie 

reki jest panna, która moŜe wnieść do jego Ŝycia radość, nawet 
jeśli nieco odbiega od ideału. 

Naturalnie lady Exmouth była rozsądną kobietą i ani przez 

chwilę nie przypuszczała, Ŝe panna Robina Perceval zajmie w 

background image

 

19

sercu Daniela miejsce pięknej Clarissy. Takie nadzieje byłyby 
znacznie  przesadzone.  Niezaprzeczalnie  jednak  Daniel 
dostrzegł  w  córce  pastora  coś,  co  do  niego  przemawiało,  była 
ona  bowiem  jedyną  osobą  płci  Ŝeńskiej,  która  wzbudziła  jego 
zainteresowanie przez prawie cały okres pobytu w stolicy. 

Jeszcze  raz  zerknęła  ukradkiem  w  przeciwległy  kąt.  Tym 

razem  przekonała  się,  Ŝe  patrzy  na  nią  para  niebieskich  oczu 
przypominających 

odcieniem 

oczy 

zmarłej 

baronowej 

Exmouth, lecz zarazem nieporównanie bystrzejszych. 

-  JuŜ  myślałam,  Ŝe  zasnęłaś  -  CóŜ  innego  moŜna  było 

powiedzieć? - W ogóle cię nie słychać. 

-  Nie, milady. Z zachwytu zapomniałam o całym świecie. 

Nigdy  nie  byłam  tak  daleko  na  południu  kraju  i  wszystko 
wydaje mi się nowe i ciekawe.  

ChociaŜ biedaczka najpewniej przeŜywała niemałą rozterkę 

w  związku  z  pobytem  w  Brighton,  nie  pozwalała,  by 
niepokojące myśli zaszkodziły jej manierom. ZauwaŜywszy to, 
lady  Exmouth  dodała  jeszcze  jedną  pozycję  do  długiej  listy 
zalet panny Robiny Perceval. 

-  Pamiętam, moje drogie  dziecko, wcale nie takie dawne 

czasy, kiedy wielu musiało rezygnować z podróŜy w pół drogi 
do  małej  rybackiej  wioski  Brighton.  Ostatnio  weszło  w  modę 
narzekanie  na  regenta,  ale  gdyby  nie  kupił  tego  „małego 
wiejskiego  domku”  na  wybrzeŜu,  to  obawiam  się,  Ŝe  i  ten,  i 
inne  trakty  w  okolicy  na  długo  pozostałyby  błotnistymi, 
nierównymi drogami, często nie do przejechania. Czy ty wiesz, 
ile tu stało porzuconych powozów? 

Najwidoczniej  Robinę  zainteresował  ten  wywód,  bo  na  jej 

ładnej twarzy odmalował się wyraz głębokiej zadumy. 

-  Rzeczywiście,  łatwo  zapominamy,  Ŝe  jeszcze  nie  tak 

dawno podróŜe po kraju były niebezpieczne. W dodatku drogę, 
która  kiedyś  zajmowała  wiele  godzin,  teraz  przebywa  się 
znacznie szybciej. 

background image

 

20

-  I  znacznie  wygodniej  -  dodała  lady  Exmouth.  -

Resorowane powozy mniej rzucają, a podczas podróŜy moŜna 
przystanąć na odpoczynek w licznych zajazdach, 

Chwilę  później  jak  na  zamówienie  ujrzały  przy  drodze 

zajazd  i  ich  powóz  stanął  na  dziedzińcu  bardzo  eleganckiej 
stacji pocztowej. SłuŜba otworzyła drzwi i przystawiła schodki, 
a jego lordowska mość stanął na posterunku, by pomóc swoim 
damom w wysiadaniu. 

-  Jak  to  jest,  mamo  -  spytał,  prowadząc  je  do  wnętrza 

zajazdu - Ŝe dwie damy mogą przejechać tę samą drogę jednym 
powozem,  a  mimo  to  jedna  wygląda  tak  samo  jak  przed 
wyjazdem,  natomiast  druga  bardziej  przypomina  nastroszoną 
kurę, która przez cały dzień obijała się po podwórzu. 

-  Paskudny chłopiec! Nie muszę nawet pytać, która z nas 

powinna twoim zdaniem zadbać o swój wygląd. - Starsza pani 
próbowała udać uraŜoną, ale wypadło to mało przekonująco. - 
Gdzie ta zgrzana kura moŜe się trochę odświeŜyć? 

Daniel  przyzwał  gestem  słuŜącą,  a  Robina,  która  z 

najwyŜszym  trudem  zachowała  powagę,  udała  się  w 
towarzystwie  lady  Exmouth  do  pokoju  na  górę,  Ŝeby  zadbać 
równieŜ o swój wygląd i dokonać niezbędnych poprawek. 

Naturalnie 

nie 

pierwszy 

raz 

słyszała 

Daniela 

wypowiadającego prowokującą uwagę. Lady Exmouth zawsze 
brała docinki syna za dobrą monetę i Robina była nawet nieco 
zazdrosna o szczególną więź łączącą matkę z synem. Nigdy nie 
odwaŜyłaby  się  podobnie  odezwać  do  Ŝadnego  z  rodziców,  a 
na pewno nie do matki, która w odróŜnieniu od lady Exmouth 
była całkiem pozbawiona poczucia humoru. 

Pewnie  właśnie  dlatego  starsza  dama  tak  przypadła  jej  do 

serca.  Lady  Exmouth  cechowała  się  wyjątkową  poczciwością, 
uwielbiała  Ŝart  i  śmiech,  lecz  nie  miała  w  sobie  ani  odrobiny 
niefrasobliwości,  aczkolwiek  naleŜało  podejrzewać  ją  o  to,  Ŝe 
niekiedy  celowo  usiłuje  sprawić  wraŜenie  osoby  niezbyt 
rozumnej. 

background image

 

21

Znalazły  wspólny  język  prawie  natychmiast,  toteŜ  Robina 

była  pewna,  Ŝe  towarzystwo  lady  Exmouth  w  najbliŜszych 
tygodniach  dałoby  jej  wiele  przyjemności,  gdyby  nie  myśl  o 
tym,  Ŝe  dama  przeŜyje  przykre  rozczarowanie,  jeśli  pobyt  w 
Brighton  nie  zakończy  się  ogłoszeniem  zaręczyn  jej  syna  z 
córką pastora z Abbot Quincey. 

W  zasadzie  powinno  jej  schlebiać  to,  Ŝe  interesuje  się  nią 

baron  Exmouth,  i  moŜe  nawet  tak  by  było,  gdyby  Robina 
sądziła,  Ŝe  udało  jej  się  zdobyć  uczucie  tego  męŜczyzny. 
Wolała  jednak  nie  ulegać  bezsensownym  złudzeniom.  Raczej 
nie  było  nadziei  na  to,  by  ktokolwiek  zajął  w  jego  sercu 
miejsce zmarłej Ŝony. 

Zdjąwszy czepek, przez chwilę studiowała swoje odbicie w 

lustrze, a przy okazji poprawiła zabłąkany kosmyk. Wyglądała 
całkiem  nie  najgorzej.  Zapewniono  ją  zresztą,  Ŝe  choć  za 
piękność  uwaŜać  się  nie  moŜe,  to  swą  urodą  jest  w  stanie 
zawrócić w głowie niejednemu. Panien o wybitnej urodzie było 
podczas tegorocznego sezonu wystarczająco duŜo, na przykład 
jej  dobra  przyjaciółka  Sophia  Cleeve.  Wydawało  się  zatem 
dość  dziwne,  Ŝe  lord  Exmouth  wykazał  mało  zainteresowania 
tymi pannami, bo przecieŜ powszechnie uwaŜano go za znawcę 
piękna. 

-  Czy coś cię dręczy, dziecko? 
Wyrwana  z  zadumy  Robina  stwierdziła,  Ŝe  skupiło  się  na 

niej badawcze spojrzenie oszukańczo sennych piwnych oczu. 

-  Nie,  właściwie  nie,  milady.  Myślałam  o  pewnych 

osobach,  które  poznałam  podczas  sezonu  w  Londynie. 
Ciekawa jestem, ile z nich pojedzie do Brighton tak jak my. 

Robina  uspokoiła  swoje  sumienie  tłumaczeniem,  Ŝe 

przecieŜ nie całkiem skłamała, a lady Exmouth na szczęście nie 
próbowała kwestionować odpowiedzi. 

-  Nie  zdziwiłoby  mnie,  gdyby  okazało  się,  Ŝe  całkiem 

duŜo.  Na  pewno  cały  krąg  Carlton  House,  w  którym,  jak 
zapewne  wiesz,  obraca  się  najlepszy  przyjaciel  mojego  syna, 

background image

 

22

Montague  Merrell.  Najlepiej  spytajmy  Daniela,  kto  jeszcze 
zamierza pobyć nad morzem. On bez wątpienia oświeci nas w 
tej materii. 

Okazało  się  jednak,  Ŝe  Daniel  nie  moŜe  lub  po  prostu  nie 

chce  tego  zrobić.  Gdy  obie  panie  spotkały  go  kilka  minut 
później w prywatnym saloniku zajazdu, stwierdził: 

-  Dobrze  wiesz,  mamo,  Ŝe  nie  naleŜę  do  otoczenia 

regenta.  Nie  powiem  teŜ,  Ŝebym  był  choć  trochę 
zainteresowany tym, kto będzie w jego świcie tego lata.  

-  Jak  na  młodego  człowieka  uwaŜanego  przez  całe 

dorosłe  Ŝycie  za  jednego  z  dyktatorów  mody  w  towarzystwie, 
wykazujesz  zaskakująco  mało  zainteresowania  tym,  co  dzieje 
się  w  elitarnych  kręgach  -  zauwaŜyła  jego  matka,  z  uznaniem 
mierząc wzrokiem obfity posiłek przygotowany dla nich. 

Daniel  niezwłocznie  dostrzegł  poŜądliwy  błysk  w  jej 

oczach  i  elegancko  odsunął  krzesło,  by  mogła  usiąść.  Jak 
daleko  sięgał  pamięcią,  matka  zawsze  miała  zdrowy  apetyt. 
Wcale  zresztą  nie  uwaŜał  tego  za  niepoŜądaną  cechę,  póki 
jedzenie  nie  stawało  się  dla  kogoś  nieposkromioną 
namiętnością. 

Z  nie  mniejszą  bystrością  dostrzegł  równieŜ,  Ŝe  od  chwili 

wejścia  do  saloniku  panna  Perceval  ani  razu  nie  otworzyła 
swoich  kształtnych  i  zachęcających  do  pocałunków  ust.  Poza 
tym  ostatnio  wydawała  się  mocno  skrępowana  jego 
towarzystwem.  Ten  godzien  poŜałowania  stan  rzeczy  naleŜało 
jak najszybciej zmienić! 

-  Proszę  pozwolić,  Ŝe  nałoŜę  pani  kurczaka,  panno 

Perceval.  -  Nie  dał  jej  okazji  do  sprzeciwu.  -  Musi  pani  być 
głodna po tylu godzinach jazdy. PodróŜe na większe odległości 
często rozbudzają apetyt. 

-  Mój  na  pewno  -  włączyła  się  do  rozmowy  lady 

Exmouth. 

-  To się rozumie samo przez się, mamo. 

background image

 

23

-  Niegrzeczny  chłopiec!  -  skarciła  go  z  uśmiechem.  - 

Twój drogi papa stanowczo za mało bił cię w dzieciństwie. 

Daniel  zauwaŜył,  Ŝe  uroczy,  spontaniczny  uśmiech  panny 

Perceval, wywołany tą Ŝartobliwą wymianą zdań, szybko zgasł. 
Liczył  jednak  na  to,  Ŝe  przywracanie  Robinie  spokoju  ducha 
nie  będzie  trudne.  Miał  nawet  nadzieję  na  pogłębienie 
znajomości, i to jeszcze tego samego dnia. OdwaŜnie postawił 
sobie nowy cel. 

-  Chyba masz rację, mamo. Pozwól mi jednak wspomnieć 

o wybornym pasztecie z dziczyzny przy twoim prawym łokciu, 
poniewaŜ dotąd umknął twojej uwagi. 

-  Dziękuję,  mój  drogi.  -  Porozumiewawczy  uśmiech 

jednoznacznie  dał  mu  do  zrozumienia,  Ŝe  matka  wie,  o  co 
chodzi.  Wyglądało  zresztą  na  to,  Ŝe  cel  został  osiągnięty,  bo 
panna  Perceval  bez  dalszych  zachęt  zaczęła  częstować  się 
rozmaitymi potrawami. 

-  Muszę  powiedzieć,  mój  drogi  chłopcze,  Ŝe  przeszedłeś 

samego siebie. To jest najlepsza przekąska, jaką zdarzyło ci się 
kiedykolwiek  zamówić.  MoŜe  zadowolić  najwybredniejsze 
gusta. 

-  To  nie  moja  zasługa.  -  Daniel  zaskoczył  damy  tym 

wynurzeniem. - Jeśli chcesz wyrazić swoje uznanie, podziękuj 
Kendallowi,  mamo.  To  on  zamówił  ten  późny  lunch  w 
prywatnym  saloniku,  kiedy  przed  dwoma  dniami  załatwiał 
stajnię dla moich gniadoszy. 

-  Czy  zostało  nam  jeszcze  duŜo  drogi  do  przejechania, 

milordzie?  -  spytała  Robina,  uznawszy,  Ŝe  powinna  wreszcie 
wnieść jakiś wkład do rozmowy. 

-  Mamy  przed  sobą  najwyŜej  godzinę  jazdy.  Moje  nowo 

kupione konie poradzą sobie bez wysiłku. 

-  Dumny jesteś, synu, z tego zakupu, czyŜ nie? 
-  Bardzo,  matko!  -  przyznał,  zadowolony  z  siebie.  -  To 

wielka  przyjemność  uprzedzić  samego  księcia.  Dostałem 
informację  z  wiarygodnego  źródła,  Ŝe  Sharnbrook  był  bardzo 

background image

 

24

powaŜnie  nimi  zainteresowany  -  wyjaśnił  w  odpowiedzi  na 
pytające spojrzenia. - Ale za długo się zastanawiał. MoŜe miał 
na  głowie  waŜniejsze  sprawy,  na  przykład  zaręczyny  z 
przyjaciółką panny Perceval. 

-  Prawdę  mówiąc,  dość  bezbarwne  przyjęcie  w 

Sharnbrook  było  dla  mnie  niespodzianką  -  zauwaŜyła  lady 
Exmouth.  -  Zupełnie  nie  rozumiem,  czemu  zaproszono  tak 
mało  gości.  Bądź  co  bądź,  ksiąŜę  ma  reputację  jednego  z 
najbogatszych ludzi w Anglii. Nie wierzę, Ŝeby nie mógł sobie 
pozwolić na nic bardziej wystawnego. Przyjaciel twojego papy, 
Robino,  teŜ  podobno  do  biednych  nie  naleŜy,  więc  doprawdy 
nie  pojmuję,  czemu  nie  uświetniono  tych  zaręczyn  bardziej 
okazale. 

-  Tak  sobie  Ŝyczyli  Sophia  i  Benedykt  -  wytłumaczyła 

Robina.  -  Zresztą  mimo  Ŝe  nie  zjechało  tam  wielu  gości, 
przyjęcie było bardzo udane. 

-  Ja  równieŜ  jestem  zwolennikiem  poglądu,  Ŝe  bardzo 

osobiste  uroczystości  powinny  być  moŜliwie  skromne  i 
nieoficjalne  -  oznajmił  Daniel  ku  zaskoczeniu  matki.  -  Omal 
nie  poczułem  przed  chwilą  wyrzutów  sumienia  z  powodu 
pozbawienia  Sharnbrooka  tych  gniadoszy,  mam  bowiem 
wraŜenie,  Ŝe  wiele  nas  łączy.  To,  Ŝe  ktoś  jest  dobrze 
sytuowany,  nie  oznacza,  Ŝe  ma  obnosić  się  ze  swoim 
bogactwem. 

-  Zaskakujesz  mnie,  synu.  Na  przyjęcie  z  okazji  swoich 

zaręczyn z Clarissą uparłeś się zaprosić połowę hrabstwa. 

Lady Exmouth nie przemyślała tej wypowiedzi, ale prawie 

natychmiast  przeklęła  w  duchu  swoją  głupotę.  Publicznie 
rzadko  zdarzało  jej  się  wspominać  imię  niedawno  zmarłej 
synowej,  a  juŜ  na  pewno  nie  powinna  tego  robić  w  obecności 
panny  Perceval,  która  siedziała  przy  stole  w  milczeniu  i 
zdawała się całkowicie pochłonięta jedzeniem. 

-  Święta  prawda,  mamo  -  szybko  przerwał  niezręczną 

ciszę baron, nie zdradzając bynajmniej zakłopotania draŜliwym 

background image

 

25

tematem.  -  Z  wiekiem  upodobania  się  zmieniają.  Kiedyś  nie 
przyszłoby mi do głowy przejechać otwartym powozem więcej 
niŜ kilka mil, a dziś sprawiło mi to duŜą przyjemność. 

Skierował spojrzenie na Robinę. 
-  MoŜe  uda  mi  się  panią  namówić,  panno  Perceval,  do 

dotrzymania  mi  towarzystwa  przez  pozostałą  część  podróŜy. 
Ś

wieŜe powietrze wydaje mi się zdrowsze niŜ duchota w pudle 

powozu.  Poza  tym  mama  będzie  mogła  zgodnie  ze  swym 
zwyczajem uciąć sobie popołudniową drzemkę, nie naruszając 
zasad dobrego wychowania. 

Robina zawahała się, ale trwało to tylko chwilę. W gruncie 

rzeczy  nie  było  sposobu  na  uniknięcie  towarzystwa  lorda 
Exmoutha  przez  nadchodzące  tygodnie,  równie  dobrze  mogła 
więc wykazać rozsądek i juŜ teraz zacząć przyzwyczajać się do 
jego obecności. 

-  Przyjmuję zaproszenie, milordzie, ja teŜ myślę, Ŝe kilka 

łyków  świeŜego  powietrza  dobrze  mi  zrobi.  -  Obdarzyła  go 
uśmiechem,  w  którym  wstydliwość  mieszała  się,  o  dziwo,  z 
szelmostwem.  –  Wprawdzie  mogę  dojechać  do  celu  nieco 
potargana,  ale  mam  nadzieję,  Ŝe  nie  będę  przypominać 
oszalałej kury. 

Donośny  śmiech  lorda  Exmoutha  pomógł  jej  poczuć  się 

swobodniej do tego stopnia, Ŝe gdy później zajęła miejsce obok 
niego w kolasce, była bardzo zadowolona z jego towarzystwa. 
Nie niepokoiło jej nawet to, Ŝe oddała swoje bezpieczeństwo w 
ręce  człowieka,  który  podobno  właśnie  przez  ryzykowne 
powoŜenie zabił ukochaną Ŝonę. 

Dopiero  gdy  po  przejechaniu  ponad  mili  za  cięŜkim 

powozem,  w  którym  podróŜowała  lady  Exmouth,  Daniel 
skręcił  w  znacznie  węŜszą  drogę  i  zatrzymał  dziarskie 
gniadosze w cieniu przydroŜnych drzew, Robina doświadczyła 
kolejnego ataku paniki, dobrze jej znanej z ostatnich dni. 

-  Panno  Perceval,  miałem  pewien  szczególny  powód, 

prosząc o dotrzymanie  mi towarzystwa  w tej  części podróŜy  - 

background image

 

26

oznajmił,  wpatrując  się  w  pustą  drogę  przed  nimi,  a 
jednocześnie  bez  większego  wysiłku  utrzymując  w  ryzach 
ogniste  konie.  -  Jeśli  moja  matka  będzie  sumiennie  wypełniać 
obowiązki  przyzwoitki,  nie  znajdziemy  wielu  okazji  do 
pozostania  sam  na  sam,  a  chciałbym  pani  coś  powiedzieć, 
zanim rozpoczniemy pobyt w Brighton, który, jak ufam, sprawi 
nam obojgu wiele przyjemności. 

Gdyby  Robina  nie  miała  w  tej  chwili  takiego  wraŜenia, 

jakby powoli zaciskano jej pętlę na szyi, to chętnie wyraziłaby 
swoje  uczucia  głośnym,  przeciągłym  jękiem.  Naturalnie  juŜ 
wcześniej pogodziła się z tym, Ŝe prędzej czy później zostanie 
podniesiona  kwestia  małŜeństwa,  miała  jednak  nadzieję,  Ŝe 
nastąpi  to  później,  co  pozwoli  jej  nacieszyć  się  bez  przeszkód 
przynajmniej  częścią  pobytu  w  Brighton.  Tymczasem  jego 
lordowska  mość  odezwał  się  znowu,  zmuszając  ją  tym  do 
skupienia uwagi. 

-  Oboje  wiemy,  dlaczego  nasze  matki  chciały,  Ŝebyśmy 

spędzili lato razem. I jedna, i druga Ŝywi nadzieję, Ŝe, mówiąc 
współczesnym  i  mało  eleganckim  językiem,  zatańczę  tak,  jak 
mi zagrają. Chcę więc zapewnić panią, Ŝe w obecnej chwili nie 
mam najmniejszego zamiaru prosić o jej rękę. 

Odwróciwszy  głowę,  Daniel  dostrzegł  na  uroczej  twarzy 

Robiny  wyraz  tak  bezgranicznego  zdumienia,  ze  tylko  wielką 
siłą woli zdołał się powstrzymać przed wzięciem jej w ramiona 
i obsypaniem zapierającymi dech w piersiach pocałunkami. 

-  Wydaje  się  pani  nieco  zdziwiona,  panno  Perceval.  - 

Było to nader oględnie powiedziane. Biedaczka wyglądała tak, 
jakby  zaraz  miała  zemdleć.  -Bardzo  przepraszam,  jeśli 
uraziłem panią tak otwartym postawieniem sprawy. 

-  Nic się nie stało, sir - odpowiedziała tak cicho, Ŝe ledwo 

mógł rozróŜnić słowa. 

-  Myślę  jednak,  Ŝe  będzie  nam  łatwiej  pielęgnować  tę 

znajomość, jeśli wyjaśnimy sobie to i owo na samym początku. 
-  Znów  musiał  bardzo  uwaŜać,  tym  razem  jednak  dlatego,  Ŝe 

background image

 

27

omal nie wybuchnął śmiechem. Panna Perceval przyglądała mu 
się  tak,  jak  bezbronny  królik  patrzy  na  atakującego  węŜa.  - 
Zapewne zdaje sobie pani sprawę z tego, Ŝe podczas pobytu w 
Londynie  bardzo  polubiłem  jej  towarzystwo.  Bardzo 
chciałbym, Ŝebyśmy się zaprzyjaźnili. 

-   Hm, tak - odpowiedziała ostroŜnie. 
-  A  skoro  tak,  to  chyba  moŜemy  pozwolić  sobie  na 

wzajemną szczerość, nie powodując tym urazy. 

-  To bardzo... bardzo krzepiące przekonanie, z pewnością. 

-  Głos  Robiny  brzmiał  stopniowo  coraz  mocniej,  choć  przez 
cały czas pobrzmiewała w nim nieufność. 

-  Jak  pani  juŜ  zapewne  odkryła,  moja  droga  matka  i 

większość  moich  przyjaciół  uwaŜa,  Ŝe  najwyŜszy  czas,  abym 
zastanowił się nad powtórnym oŜenkiem. 

Tym razem nie doczekał się odpowiedzi, więc mówił dalej. 
-  O ile wiem, panuje dość powszechna zgoda co do tego, 

Ŝ

e jest pani dla mnie idealną kandydatką na Ŝonę. 

Znowu nie było odpowiedzi. 
-  MoŜliwe,  Ŝe  to  słuszny  pogląd,  ale  zastrzegam  sobie 

prawo  zdecydowania  o  tym  samodzielnie.  Naturalnie  równieŜ 
pani zasługuje na to, by dać jej szansę wyrobienia sobie zdania 
na mój temat w spokoju i bez Ŝadnych nacisków. W obecnych 
okolicznościach  moŜe  to  być  trudne,  gdyŜ  pewna  osoba 
obserwuje  kaŜdy  nasz  ruch  i  z  zapartym  tchem  czeka  na 
ogłoszenie  zaręczyn,  pozostaje  nam  więc  współpraca,  by  tę 
sytuację obrócić na naszą korzyść. 

-  A  jak  mielibyśmy  współpracować,  milordzie?  -Robina 

wydawała się mocno zdezorientowana. 

-  Po  prostu  być  sobą  i  robić  to,  na  co  przyjdzie  nam 

ochota.  Głupio  byłoby  celowo  się  unikać,  skoro  mamy 
mieszkać pod jednym dachem, nie sądzi pani? 

-  Stanowczo tak. 
-  Proponuję  więc,  Ŝebyśmy  dali  światu  do  myślenia  i 

często  pokazywali  się  razem,  a  jednocześnie  nie  odmawiali 

background image

 

28

sobie  przyjemności  dostępnych  innym  ludziom.  Jeśli  pod 
koniec  lata,  gdy  duŜo  lepiej  się  poznamy,  dojdziemy  do 
wniosku, Ŝe pasujemy do siebie, to dobrze, a jeśli nie...   

Ujął  ją  za  rękę  i  poczuł,  Ŝe  smukłe  palce  w  jego  uścisku 

lekko drŜą. 

-  Tak  czy  owak,  dziecko,  chcę,  Ŝeby  decyzja  w  tej 

sprawie naleŜała do nas, do pani i do mnie. Nie do mojej matki, 
nie  wyłącznie  do  mnie  i  nie  do  kogo  innego.  Czy  pani  to 
rozumie? 

Wymagało to od Robiny wielkiego wysiłku woli, udało jej 

się jednak wytrzymać łagodne spojrzenie Daniela. Przy okazji 
dokonała  dość  zaskakującego  odkrycia.  Jego  oczy  w  ciepłym 
odcieniu  brązu  były  upstrzone  urzekającymi  złocistymi 
plamkami. 

-  Tak,  milordzie,  rozumiem...  I  dziękuję  -  powiedziała 

cicho,  całkiem  nieświadoma  tego,  ile  kosztowało  go 
wypowiedzenie  tych  słów.  W  rzeczywistości  bowiem  był  jak 
najdalszy  od  osłabiania  u  niej  poczucia,  Ŝe  jej  obowiązkiem 
jest go poślubić. 

-  Za  co?  -  Uniósł  brwi.  -  Za  zaproponowanie  czegoś,  co 

przyniesie  korzyść  nam  obojgu?  Jeśli  naprawdę  chcesz 
pokazać,  Ŝe  odpowiada  ci  ta  propozycja,  moŜesz  przestać 
tytułować mnie milordem. Mam na imię Daniel. 

- Och, nie mogłabym tak się do pana zwracać. -Wydawała 

się wstrząśnięta tym pomysłem. - Mama za nic by się na to nie 
zgodziła. 

-  Zdanie  mamy  w  tej  sprawie  mało  mnie  interesuje  - 

odparł bezceremonialnie. - Przez następne kilka tygodni będzie 
pani  mieszkać  pod  moim  dachem,  więc  w  dobrze  pojętym 
własnym interesie proszę robić tak, jak jej mówię. 

Roześmiała  się  niepewnie.  Uchodził  za  łagodnego  i 

opiekuńczego  człowieka,  a  jednak  wewnętrzny  głos  -
odpowiadał jej, Ŝe lord Exmouth ma równieŜ mniej pozytywne 
cechy, które mogą się ujawnić, jeśli ktoś postępuje wbrew jego 

background image

 

29

woli. Z pewnością nie obawiał się mówić tego, co myśli, bo o 
tym  juŜ  się  przekonała.  Bardzo  ją  intrygowało,  jakich  odkryć 
dotyczących jego charakteru dokona jeszcze tego dnia. 

-  No  dobrze,  jaskółeczko,  zawrzyjmy  kompromis. 

Prywatnie  będziesz  nazywać  mnie  Danielem,  a  publicznie 
moŜesz zwracać się do mnie, jak chcesz. - Białe zęby zabłysły 
w uśmiechu. - Naturalnie pod warunkiem, Ŝe będzie to zgodne 
z zasadami dobrego wychowania. 

Uścisnął  jej  rękę  i  znów  skupił  uwagę  na  swoich 

gniadoszach. 

-  A  teraz  lepiej  gońmy  moją  drogą  matkę,  bo  inaczej 

gotowa uznać, Ŝe razem zbiegliśmy, by potajemnie wziąć ślub. 

-  Och, to niezmiernie romantyczny pomysł! -wykrzyknęła 

bez  zastanowienia  Robina  i  natychmiast  spłonęła  rumieńcem, 
przekonała  się  bowiem,  Ŝe  lord  Exmouth  zmierzył  ją 
zdziwionym spojrzeniem. 

-  Powiedziałbym  raczej,  Ŝe  niezmiernie  kłopotliwy  - 

sprzeciwił  się  i  powściągnął  konie,  zbliŜali  się  bowiem  do 
wioski.  -  Zwłaszcza  gdyby  podczas  ucieczki  kolaską  nagle 
spadł deszcz. 

-  Zakochani  nie  zwracają  uwagi  na  tak  przyziemne 

sprawy,  jak  pogoda,  kiedy  planują  potajemną  ucieczkę  - 
zwróciła  mu  uwagę  Robina.  Droczenie  się  z  lordem 
Exmouthem było całkiem przyjemne, a najbardziej podobał jej 
się szelmowski błysk, który wtedy pojawiał się w jego oczach. 

-  Ja tam zwróciłbym uwagę - stwierdził. - Ale to dlatego, 

Ŝ

e  jestem  z  natury  praktycznym  człowiekiem  i  obce  mi  są 

szalone pomysły. Poza tym osiągnąwszy szacowny wiek blisko 
trzydziestu  sześciu  lat,  zdąŜyłem  polubić  wygodę  i  jestem  o 
wiele za stary na to, by gnać na złamanie karku Bóg wie gdzie. 
Mogę więc z góry powiedzieć, Ŝe nie przyszłoby mi do głowy 
dokądkolwiek z panią uciekać. 

-  W takim razie postąpił pan bardzo rozsądnie, decydując 

się  zaczekać  z  oświadczynami  -  poinformowała  go 

background image

 

30

prowokująco,  choć  jeszcze  pół  godziny  temu  za  nic  nie 
odezwałaby  się  do  niego  w  ten  sposób.  Teraz  jednak  miała 
poczucie, Ŝe są bliscy nawiązania prawdziwej przyjaźni. - Jest 
dla mnie oczywiste, Ŝe byśmy do siebie nie pasowali. Wiem na 
pewno, Ŝe bardzo podobałby mi się dŜentelmen, który chciałby 
pognać ze mną na złamanie karku Bóg wie gdzie. 

-  Wcale  nie  powiedziałem,  Ŝe  zdecydowałem  się 

zaczekać  z  oświadczynami,  moja  panno  -  poprawił  ją.  - 
Powiedziałem tylko... A to co, u diabła!?  

Panna  Perceval  ze  zdumieniem  zatrzymała  wzrok  na 

potęŜnym  męŜczyźnie,  który  okładał  sękatą  laską  osła  i 
wydawał się bardzo zadowolony z siebie, podczas gdy kobieta 
i  dwoje  dzieci  kurczowo  trzymających  się  jej  spódnicy  na 
przemian krzyczeli i błagali męŜczyznę, by przestał. 

Robina  machinalnie  ujęła  wodze,  które  rzucił  jej  lord 

Exmouth,  i  patrzyła,  co  będzie  dalej.  On  tymczasem  podszedł 
do  męŜczyzny,  wyrwał  mu  łaskę,  kilka  razy  grzmotnął  go  po 
szerokich barkach, a w końcu celnie wymierzonym w szczękę 
ciosem pięści powalił na ziemię. 

Ze  sporej  odległości  nie  słyszała  wyraźnie  wymiany  zdań, 

ale  widziała  Ŝywą  gestykulację.  Potem  przewrócony  osiłek 
zaczął,  zdaje  się,  głośno  przeklinać,  a  Daniel  spokojnie  wyjął 
jakiś przedmiot z prawego buta. Zaraz potem sterta garnków i 
patelni  posypała  się  z  grzbietu  osła  na  ziemię.  Tymczasem 
wybuchła  gwałtowna  kłótnia  między  osiłkiem  a  kobietą,  ale 
Daniel znowu interweniował. 

Robinie  trudno  było  bacznie  obserwować  całe  zdarzenie, 

musiała  bowiem  przez,  cały  czas  uspokajać  konie,  spłoszone 
głośnym 

brzękiem 

naczyń. 

Zanim 

opanowała 

konie, 

męŜczyzna  oddalał  się  wiejską  drogą,  dźwigając  na  plecach 
swój  dobytek;  dwoje  dzieci,  które  przestały  płakać,  szło  z 
osłem do zagrody, a Daniel odprowadzał kobietę do chaty. 

background image

 

31

Kilka  minut  później  pojawił  się  z  powrotem  na  dworze. 

Kobieta  dreptała  za  nim,  z  wysiłkiem  starając  się  dotrzymać 
mu kroku, i wylewnie dziękowała. 

-  Nie  ma  za  co,  dobra  kobieto.  Cieszę  się,  Ŝe  mogłem 

pomóc  -  usłyszała  Robina.  W  końcu  lord  Exmouth  uchylił 
kapelusza i szybko wrócił do kolaski. 

-  Serdecznie  przepraszam,  moja  panno!  -Wyraźnie  był 

zatroskany  powstałą  sytuacją.  Szybko  wskoczył  na  kozioł  i 
wziął  od  niej  wodze.  -  Zapewne  myśli  pani  o  mnie  jak 
najgorzej,  poniewaŜ  zostawiłem  ją  w  takich  okolicznościach. 
Mam  jednak  nadzieję,  Ŝe  konie  nie  były  trudne  do 
opanowania? 

-  SkądŜe znowu - zapewniła go. - Kiedy jestem w domu, 

często  powoŜę  jednokonnym  gigiem  papy.  -  ZauwaŜyła,  Ŝe 
kąciki ust podejrzanie mu się unoszą, nie dociekała jednak, co 
go rozbawiło, tylko poprosiła o wyjaśnienie zajścia. 

-  Ze  wstydem  muszę  stwierdzić,  Ŝe  właściwie  wszystko 

pani  widziała,  ale,  niestety,  niewiele  mogłem  zrobić,  Ŝeby  jej 
tego oszczędzić. - Szarpnął wodze i gniadosze ruszyły, znowu 
prowadzone pewną ręką. - Nie jestem z natury gwałtowny, ale 
przyznam,  Ŝe  odczuwam  niemal  patologiczną  nienawiść  do 
ludzi, którzy przejawiają niczym nieuzasadnione okrucieństwo. 
Nie  dość  było  temu  bydlakowi,  Ŝe  codziennie  mijał  obejście 
poprzednich właścicieli, którzy dawniej dbali o osła, to jeszcze 
dręczył dzieci, znęcając się przy nich nad ich ulubieńcem. 

-  To  straszne!  Bardzo  się  cieszę,  Ŝe  połoŜył  pan  temu 

kres. Rozumiem, Ŝe osioł wrócił do poprzednich właścicieli. 

-  Niezupełnie.  -  Uśmiechnął  się  smutno.  –  Teraz  naleŜy 

do mnie. Po rozwaŜeniu sytuacji uznałem, Ŝe takie wyjście jest 
najlepsze. 

Robina  zdołała  zachować  powagę,  ale  nie  było  to  łatwe. 

Najnowszy  nabytek  najwidoczniej  nie  zachwycił  lorda 
Exmoutha, nie mogła więc się powstrzymać, by trochę mu nie 
podokuczać. 

background image

 

32

-  W  Londynie  podczas  sezonu  zaobserwowałam,  Ŝe  są 

dŜentelmeni, których naturę moŜna by nazwać ekscentryczną, i 
właśnie  oni  pozwalają  sobie  od  czasu  do  czasu  na  dość 
dziwaczne  zachowania.  Wnoszę,  Ŝe  nagle  odkrył  pan  u  siebie 
potrzebę posiadania jucznego zwierzęcia. 

-  Widzę u pani silną potrzebę Ŝartowania z innych, moja 

panno.  -  W  spojrzeniu,  którym  ją  zmierzył,  moŜna  było 
zauwaŜyć  i  rozbawienie,  i  lekką  irytację.  -  Ale  mylisz  się,  ty 
prowokująca  istoto!  Takie  stworzenie  nie  jest  mi  do  niczego 
potrzebne.  Jeśli  ośmieli  się  pani  opowiedzieć  komuś  o  tym 
zdarzeniu,  to  marny  jej  los!  Stałbym  się  pośmiewiskiem  i  w 
klubach przez długie tygodnie wytykano by mnie palcami. 

Wcale nie sądziła, by przywiązywał wagę do tego, co mówi 

o  nim  świat,  ale  uroczyście  złoŜyła  obietnicę  milczenia. 
Dopiero potem spytała, po co dokonał tak niezwykłego zakupu. 

-  PoniewaŜ  dowiedziałem  się,  Ŝe  osła  sprzedał  mąŜ 

obibok  tej  nieszczęsnej  kobiety,  i  zaraz  potem  zniknął, 
zostawiając ją z dziećmi na łasce losu. Kobieta od tej pory go 
nie  widziała  i  juŜ  nie  spodziewa  się  zobaczyć.  Zawsze  jednak 
istnieje  moŜliwość,  Ŝe  mąŜ  w  końcu  wróci  i  historia  się 
powtórzy. Kobieta znowu nie będzie miała jak wozić towarów 
na  targ,  a  dzieci  stracą  ulubieńca.  Dla  zapobieŜenia  temu 
niebezpieczeństwu 

wystawiłem 

dokument, 

którym 

stwierdzam, Ŝe jako właściciel zezwalam kobiecie na uŜywanie 
osła  do  dowoŜenia  towarów  na  miejscowy  targ,  zabraniam 
jednak sprzedaŜy zwierzęcia bez mojej pisemnej zgody. 

Jaki  to  dobry  i  wraŜliwy  człowiek,  pomyślała  Robina,  gdy 

wrócili  na  główny  trakt,  a  w  oddali  pojawił  się  zarys  powozu 
lady  Exmouth.  Jej towarzysz  okazał  wielką  szczodrość  wobec 
trojga zupełnie obcych ludzi. 

Odkąd zaproponował jej przyjaźń, znowu mogła cieszyć się 

nadchodzącymi  tygodniami  bez  lęku  o  to,  Ŝe  po  ich  upływie 
będzie musiała mu to wynagrodzić. 

background image

 

33

Zastanawiało  ją  tylko,  dlaczego  nie  czuje  się  szczęśliwa.  I 

skąd właściwie wzięło się w jej sercu nagłe uczucie pustki? 

 
  

ROZDZIAŁ TRZECI 
 
 

Robina, 

wciąŜ 

bardzo 

podekscytowana 

nowym 

doświadczeniem,  jakim  było  dla  niej  codzienne  układanie 
fryzury  przez  zręczną  słuŜącą  lady  Exmouth,  siedziała 
nieruchomo przed toaletką i dumała, jak bardzo zmieniło się jej 
Ŝ

ycie,  odkąd  wyjechała  z  hrabstwa  Northampton  w  pewien 

chłodny dzień na początku marca. 

Jak  na  dziewczynę  ze  wsi,  przyzwyczajoną  bardziej  do 

wygody  niŜ  luksusu  i  do  długich  okresów  samotności, 
poświęcanych  na  rozmyślania  lub  na  róŜne  uŜyteczne  zajęcia 
słuŜące  dobru  bliźnich,  z  zaskakującą  łatwością  przywykła  do 
wyczerpującego  Ŝycia  towarzyskiego,  w  którym  z  zasady 
kaŜdy  troszczył  się  jedynie  o  własne  przyjemności.  Rzecz 
jasna,  podczas  pobytu  w  Londynie  obecność  matki  nieco 
Robinę  ograniczała.  Od  przyjazdu  do  Brighton  nikt  jednak 
niczym  juŜ  jej  nie  krępował.  Przeciwnie,  poczciwa  lady 
Exmouth rozpuszczała ją na kaŜdym kroku, a sekundował jej w 
tym  syn.  Ona  zaś,  o  wstydzie,  cieszyła  się  kaŜdą  chwilą  tej 
rozpusty. 

-  Tak  nie  moŜna,  trzeba  z  tym  skończyć!  -  oznajmiła  z 

determinacją, nawet nie wiedząc, Ŝe głośno dała wyraz swoim 
niepokojom.  Dopiero  gdy  podniosła  głowę,  dostrzegła  w 
lustrze  dość  zdziwioną  minę  słuŜącej,  kobiety  w  średnim 
wieku. 

-  Co się stało, panienko? Czy juŜ nie podoba się panience 

taki  sposób  układania  włosów?  Jeśli  panienka  woli,  zawsze 
moŜemy spróbować czegoś innego. 

background image

 

34

-  Nie,  nie,  Pinner.  Nie  mam  nic  przeciwko  temu,  jak 

układasz mi włosy - pośpiesznie zapewniła ją Robina  

-   Dzięki  Bogu,  panienko!  -  Sumienna  i  bardzo 

kompetentna  słuŜąca  omal  nie  wydała  westchnienia  ulgi.  - 
Przez  chwilę  bałam  się,  Ŝe  panienka  poprosi  mnie  o  obcięcie 
włosów.  A  tego  nie  chciałabym  zrobić  -  oznajmiła,  z 
naboŜeństwem  przesuwając  szczotką  po  długich,  lśniących 
pasmach. - Są piękne. Uwielbiam je układać. Zresztą figury teŜ 
moŜna  panience  pozazdrościć.  Dla  słuŜącej  to  prawdziwa 
gratka  zajmować  się  kimś  takim,  panno  Robino.  Panienka 
wyglądałaby pięknie nawet w kuchennym fartuchu! 

-  To  wyłącznie  twoja  zasługa,  a  nie  moja  -  odparła 

Robina,  desperacko  broniąc  się  przed  ogarniającym  ją 
poczuciem dumy. 

Jej  ojciec,  wielebny  William  Perceval,  zawsze  uwaŜał 

próŜność za jeden z najcięŜszych grzechów, więc na plebanii w 
Abbot  Quincey  rzadko  słyszano  komplementy.  Mimo  to 
Robina,  którą  nauczono,  Ŝe  wewnętrzne  piękno  naleŜy  cenić 
najwyŜej,  ponad  to,  co  powierzchowne  i  złudne,  nie  umiała 
jakoś oprzeć się sile pochwały. 

-  To  na  nic,  Pinner  -  oświadczyła  i  wstała,  gdy  ostatnie 

kosmyki  zostały  przytrzymane  szpilkami.  -  Muszę  spojrzeć 
prawdzie  w  oczy.  JeŜeli  nie  będę  bardziej  powściągliwa,  to 
ulegnę  pod  tym  dachem  całkowitemu  zepsuciu  i  po  powrocie 
do  Abbot  Quincey  nie  przydam  się  juŜ  Ŝadnej  Ŝywej  istocie, 
ani dwu-, ani czworonoŜnej. Do tej pory zawsze bez ociągania 
cerowałam  sobie  suknie  i  układałam  włosy,  teraz  nawet  nie 
myślę o takich zajęciach, tylko siedzę i czekam, aŜ inni zrobią 
to za mnie. Jestem tu rozpieszczana ponad wszelką miarę, a co 
gorsza, bardzo mi się to podoba. Co powiedziałby mój papa? 

W  sypialni  rozległ  się  radosny  chichot  Pinner,  a  Robina 

pomyślała,  Ŝe  śmiech  to  zdrowie,  ale  problem  jest  bardzo 
powaŜny. 

Przystosowała 

się 

do 

beztroskiego 

Ŝ

ycia, 

wypełnionego  jedynie  przyjemnościami,  zupełnie  jakby  była 

background image

 

35

do  niego  stworzona,  ale  to  nie  miało  nic  wspólnego  z 
rzeczywistością.  ChociaŜ  naturalnie  na  plebanii  nie  harowała 
jak  wół,  wymagano  od  niej  jednak  wykonywania  róŜnych 
lŜejszych  prac,  do  których  naleŜało  zajmowanie  się  trzema 
młodszymi siostrami i dawanie im dobrego przykładu, Ŝeby nie 
wpadły w tarapaty. 

Ale dałaby im teraz dobry przykład! Na wargach pojawił jej 

się smutny półuśmiech. Niezaprzeczalnie dobroduszna i trochę 
zgnuśniała  lady  Exmouth  wywierała  na  nią  jak  najgorszy 
wpływ.  Naturalnie  z  czystej  uczciwości  Robina  musiała 
przyznać,  Ŝe  to  przede  wszystkim  ona  ponosi  winę,  nie 
wykazała bowiem dostatecznej siły charakteru, by uchronić się 
przed  upadkiem  w  gorszącą  otchłań  rozpusty.  Częściowo 
usprawiedliwiało  ją  to,  Ŝe  przez  ostatnie  dni  stawiała  czoło 
przewaŜającym  siłom.  Lord  Daniel  równieŜ  namawiał  ją  do 
robienia tego, co sprawia jej przyjemność. 

ChociaŜ  Exmouth  z  góry  określił  swoje  oczekiwania  i 

oświadczył  wprost,  Ŝe  liczy  jedynie  na  przyjaźń,  to  odkąd 
przyjechała  do  Brighton,  zachowywał  się  wobec  niej  bardzo 
opiekuńczo  i  starał  się  odgadywać  wszystkie  jej  potrzeby. 
Bardzo ją to wzruszało. 

Przystanęła  u  podnóŜa  schodów  i  zapatrzyła  się  na  drzwi 

pokoju  śniadaniowego.  Nawet  nie  zdawała  sobie  sprawy  z 
tego, Ŝe wciąŜ się uśmiecha. 

Sugestię Daniela przyjęła entuzjastycznie, ale ku własnemu 

niedowierzaniu  z  czasem  przekonała  się,  Ŝe  wcale  nie  będzie 
jej  łatwo  traktować  go  jak  przyjaciela.  Było  to  tym 
dziwniejsze,  Ŝe  gdy  rozmawiali,  nawet  jeszcze  w  Londynie, 
nigdy nie odczuwała najmniejszego skrępowania. 

Szczególne powołanie jej ojca sprawiło, Ŝe przez całe Ŝycie 

regularnie stykała się z ludźmi pogrąŜonymi w Ŝałobie. Dzięki 
temu  potrafiła  znaleźć  odpowiednie  słowa  dla  Exmoutha,  nie 
groziło im więc krępujące milczenie. Nie oznaczało to jednak, 

background image

 

36

Ŝ

e  z  równą  swobodą  będzie  myślała  o  nawiązaniu  choćby 

odrobinę bliŜszej znajomości. 

Los  nie  obdarzył  jej  braćmi,  miała  więc  poczucie,  Ŝe  w 

zasadzie  nic  nie  wie  o  płci  przeciwnej.  I  chociaŜ  częstymi 
gośćmi  na  plebanii  bywali  jej  kuzyni,  Hugo  i  Lowell,  to  od 
Ŝ

adnego z nich nie dowiedziała się duŜo o działaniu męskiego 

umysłu.  W  dzieciństwie  traktowała  dziesięć  lat  starszego  od 
niej  Hugona  jak  istotę  wyŜszą:  wyrafinowaną  i  dość 
nieprzystępną. Lowell, mający sześć lat mniej niŜ brat, jeszcze 
teraz  wydawał  jej  się  po  prostu  uroczym  nicponiem,  zawsze 
gotowym  do  najwymyślniejszych  figli.  Z  tego  powodu 
mieszkanie  pod  jednym  dachem  z  lordem  Exmouthem  było 
kształcące. 

Szybko odkryła, Ŝe Daniel ma wspaniałe poczucie humoru. 

Bardzo lubił się przekomarzać i cenił sobie błyskotliwe riposty 
w  rozmowie,  lecz  mimo  to  w  niczym  nie  przypominał 
uczniaka.  Przeciwnie!  Był  w  kaŜdym  calu  dŜentelmenem, 
imponującym obyciem i ogładą, aczkolwiek wcale nie sprawiał 
wraŜenia  człowieka,  który  patrzy  na  wszystkich  z  góry. 
Prawdopodobnie  dlatego  pozbyła  się  w  końcu  resztek 
zakłopotania  i  poczuła  w  jego  obecności  całkiem  swobodnie, 
nawet bardziej niŜ w towarzystwie własnego ojca. 

Jednak  gdy  weszła  do  pokoju  śniadaniowego  i  zgodnie  z 

przewidywaniami  zastała  Daniela  przy  stole,  nikt  nie 
domyśliłby  się,  Ŝe  tak  bardzo  powaŜa  swojego  nowego 
przyjaciela.  Na  pewno  nie  zgadłby  tego  sam  Daniel,  który 
szybko zauwaŜył dość zakłopotany wyraz pięknych niebieskich 
oczu. 

-  Co  się  stało,  ptaszyno?  -  Jako  wzorowy  dŜentelmen 

wstał  i  poczekał,  aŜ  Robina  zajmie  miejsce.  -  Czy  miała  pani 
kłopoty ze snem ostatniej nocy? 

-  Jak  mogłabym  mieć  kłopoty  ze  snem,  Danielu,  skoro 

dostałam bez wątpienia najwygodniejsze łóŜko w całym domu? 
-  Nie  okazując  najmniejszego  onieśmielenia,  Robina  nalała 

background image

 

37

sobie  kawy  i  wzięła  ciepłą  bułeczkę  z  masłem.  -  I  właśnie  to 
mnie martwi. Jeśli nie będę ostroŜna, to prawdopodobnie pan i 
pańska matka przyczynicie się do mojego upadku. 

-  Bardzo  kusząca  myśl-  mruknął,  zanim  zdąŜył  się 

powstrzymać.  Na  szczęście  jednak  Robina  chyba  tego  nie 
usłyszała. - Z jakiego właściwie powodu wypadliśmy z mamą z 
łask? 

-  Oboje  rozpieszczacie  mnie  ponad  wszelkie  granice. 

Proszę nie zaprzeczać - zastrzegła, widząc budzący się protest. 
- Pan poświęca mi mnóstwo czasu i dba, Ŝebym się nie nudziła. 
A  co  do  pańskiej  matki...  Och,  Danielu!  Wczoraj  wieczorem 
pańska matka przyszła do mojego pokoju i przyniosła mi swój 
ś

liczny naszyjnik z granatów, a do tego jeszcze kolczyki. - W 

jej  głosie  było  słychać  poruszenie.  -Uparła  się,  Ŝe  da  mi  je  w 
prezencie,  tymczasem  w  mojej  sytuacji  odmowa  przyjęcia 
wyglądałaby  jak  wielka  niewdzięczność.  A  ja  przecieŜ  nie 
jestem niewdzięczna, słowo daję! Ale lady Exmouth naprawdę 
nie powinna mi dawać takich prezentów. 

-  Podzielam  pani  zdanie  -  oznajmił  i  tym  ją  nieco 

zaskoczył, zwłaszcza Ŝe wydawał się poirytowany. 

-  Czy  to  znaczy,  Ŝe  porozmawia  pan  o  mnie  z  mamą?  - 

Miała 

nadzieję, 

Ŝ

nie 

sprowokuje 

ten 

sposób 

nieporozumienia  między  synem  a  matką.  -  Czy  da  jej  pan 
delikatnie  do  zrozumienia,  Ŝe  nie  powinna  tak  mnie 
obdarowywać? 

-  Na  pewno,  dziecinko.  MoŜe  pani  na  mnie  polegać  - 

powiedział i zmarszczył czoło, bo nagle otworzyły się drzwi. - 
O  proszę,  kujmy  Ŝelazo,  póki  gorące  -  dodał,  widząc  lady 
Exmouth,  która  tego  dnia  zeszła  na  śniadanie  wyjątkowo 
wcześnie.  -  Co  ja  słyszę,  mamo!  -  odezwał  się  natychmiast, 
gdy zasiadła naprzeciwko niego przy stole. - Czy mogę spytać, 
dlaczego podarowałaś Robinie sznur granatów? 

-  A  dlaczego  miałam  tego  nie  zrobić,  mój  drogi?  - 

odrzekła  lady  Exmouth,  bynajmniej  niezraŜona  dyktatorskim 

background image

 

38

tonem  syna.  -  Były  moje,  więc  mogłam  nimi  dysponować 
według  woli,  a  na  młodym  ciele  naszyjnik  wygląda  duŜo 
ładniej.  -  ZauwaŜyła  łobuzerski  błysk  w  oczach  Daniela.  -  Co 
się  stało,  synu?  CzyŜbyś  nie  pochwalał  mojego  prezentu  dla 
Robiny? 

-  Właśnie.  Dlaczego  nie  dałaś  jej  rubinów?  -Z  trudem 

powstrzymał wybuch śmiechu, bo Robina głośno upuściła nóŜ 
na stół. - Zawsze uwaŜałem, Ŝe granaty to zwykłe świecidełka. 

-  Mój  drogi,  nie  mogę  jej  podarować  rubinów,  chyba 

wiesz  -  broniła  się  lady  Exmouth.  -  To  są  klejnoty  rodzinne, 
ukryte  bezpiecznie  w  Courtney  Place.  Poza  tym  nie  naleŜą  do 
mnie, więc nie mogę nimi rozporządzać. 

Ignorując 

mordercze 

spojrzenie 

pewnej 

bardzo 

rozzłoszczonej  osoby,  Daniel  rozparł  się  na  krześle  i  przybrał 
taką minę, jakby pracowicie rozwaŜał argument matki. 

-  Po  zastanowieniu  nie  sądzę,  Ŝebym  chciał  dać  naszej 

Robinie rubiny, chyba Ŝe wyjątkowo przypadłyby jej do serca. 
Nie,  przy  takiej  delikatnej  cerze  wolałbym  obejrzeć  ją  w 
szafirach. Jak sądzisz, mamo? 

-  Na  miły  Bóg!  -  Robina  ukryła  twarz  w  dłoniach,  nie 

wiedząc, czy się roześmiać, czy wybuchnąć płaczem.- Poddaję 
się! 

-  MoŜe masz rację, mój drogi - przyznała lady Exmouth, 

w  ogóle  nie  zwracając  uwagi  na  ten  okrzyk.  -  Szafiry 
podkreślają błękit oczu i jasną cerę. ChociaŜ nie spisywałabym 
na  straty  rubinów.  Do  takich  pięknych,  ciemnych  włosów 
równieŜ będą znakomicie pasować. 

Lord  Daniel,  który  znakomicie  bawił  się  kosztem  swego 

miłego gościa, przełknął ostatni kęs śniadania, po czym sięgnął 
po gazetę. 

-  Nawiasem  mówiąc,  mamo,  nasza  droga  panna  Robina 

ma odczucie, Ŝe jest przez nas rozpieszczana i psuta, poniewaŜ 
odnosimy się do niej stanowczo zbyt uprzejmie. Postanowiłem 

background image

 

39

ukrócić  nasze  karygodne  zachowanie  i  w  tym  celu  dziś  po 
ś

niadaniu wezmę pannę Robinę na przejaŜdŜkę kolaską. 

Przelotne  spojrzenie  wystarczyło  lady  Exmouth,  by 

zorientować  się,  Ŝe  panna  rozumie  z  tego  przemówienia  nie 
więcej niŜ ona. 

-  Niewątpliwie  brakuje  mi  bystrości  umysłu,  ale  nie 

umiem pojąć, w jaki sposób przejaŜdŜka otwartym powozikiem 
po mieście moŜe zaŜegnać ten kłopot, mój synu - powiedziała. 

-  Spacerowaliśmy  wczoraj  z  Robiną  po  mieście  i  w 

pewnej chwili naszą uwagę zwrócił widok śmiało poczynającej 
sobie  lady  Claudii  Melrose,  która  znowu  zrobiła  z  siebie 
widowisko.  Siedziała  wysoko  na  koźle  i  powoziła  faetonem. 
Młoda,  tu  obecna  dama  bynajmniej  nie  zgorszyła  się  jednak 
tym  widokiem,  lecz  wręcz  przeciwnie,  wyraziła  podziw  dla 
zręczności i odwagi lady Melrose. Przy okazji wspomniała, Ŝe 
sama  chciałaby  tak  wprawnie  kierować  wyścigowym 
powozem.  Po  przemyśleniu  tego  zdarzenia  postanowiłem  dać 
pannie  Perceval  moŜliwość  skorzystania  z  moich  niemałych 
doświadczeń w tej materii i udzielić jej instruktaŜu. 

Robina  natychmiast  zapomniała  o  swoich  niepokojach  i 

wydała pisk zachwytu. 

-  Naprawdę? Nauczy mnie pan?  
-  Tak, dziecinko, ale tylko dlatego, Ŝe będę miał przy tym 

doskonałą okazję bezlitośnie panią złajać. I biada jej, jeśli moje 
drogocenne gniadosze poniosą jakikolwiek... 

Nagle  urwał,  bo  co  innego  zaprzątnęło  jego  uwagę.  Przez 

dłuŜszą  chwilę  studiował  gazetę.  Potem  podał  ją  Robinie, 
wypielęgnowanym palcem wskazując artykuł. 

-  Czy  dobrze  mi  się  wydaje,  Ŝe  markiz  Sywell  rozsławił 

pani rodzinne strony? 

Robina  raptownie  zmieniła  się  na  twarzy.  Trudno  jej  było 

uwierzyć w to, co przeczytała, toteŜ zwróciła się do Exmoutha, 
szukając u niego potwierdzenia. 

-  Wielkie nieba! Czy pana zdaniem to moŜe być prawda? 

background image

 

40

-  Często  bywam  bardzo  sceptycznie  nastawiony  do 

doniesień w gazetach, a zwłaszcza w kolumnach towarzyskich. 
Ale  tym  razem  bardzo  wątpię,  czy  tak  szczegółowy  opis 
mógłby ukazać się w druku, gdyby nie był prawdziwy. 

-  Co  się  stało,  na  Boga?  -  zainteresowała  się  lady 

Exmouth. 

-  Markiz Sywell nie Ŝyje. SłuŜący znalazł go martwego w 

sypialni,  morderca  posłuŜył  się  brzytwą  markiza.  Wszędzie 
było pełno krwi. Okropność! 

Robinę  zastanowiło,  Ŝe  nie  ma  w  niej  ani  cienia 

współczucia. 

Niezaprzeczalnie  markiz  był  okrutnym  i  egoistycznym 

człowiekiem, który przez całe Ŝycie brał, co chciał, nie dbając 
o  uczucia  i  potrzeby  innych.  Wśród  mieszkańców  wsi 
otaczających  opactwo  Steepwood  nazwisko  Sywella  stało  się 
synonimem rozpusty. Wielu łudzi pogardzało markizem, a nie 
lubił go nikt. Ale ani jej, ani nikomu z bliskiej rodziny markiz 
nie  wyrządził  krzywdy.  Powinna  więc  przynajmniej  trochę 
Ŝ

ałować  tego  człowieka,  tymczasem  pozostała  całkowicie 

obojętna  na  jego  los.  CzyŜby  kilka  tygodni  spędzonych  w 
Londynie zmieniło ją do tego stopnia, Ŝe przestała ją obchodzić 
tragedia bliźniego, który zakończył Ŝycie w tak przeraŜających 
okolicznościach? 

Exmouth, nie spuszczający z niej oka, szybko zauwaŜył jej 

zmieszanie. 

-  Znałaś go, dziecinko? 
-  Nie. - Pokręciła  głową.  - Wstyd mi to mówić - dodała, 

zanim  zdąŜyła  dobrze  się  nad  tym  zastanowić  -  ale  sądzę,  Ŝe 
ś

wiat  będzie  lepszy  bez  markiza.  Jeśli  miałabym  komuś 

współczuć,  to  raczej  sprawcy  tego  czynu.  Musiał  wiele 
wycierpieć  z  rąk  Sywella,  skoro  zdecydował  się  z  zemsty 
popełnić tak okrutną zbrodnię. 

-  To prawda - poparła ją bardzo poruszona lady Exmouth. 

- Prawdopodobnie podejrzanych nie zabraknie. 

background image

 

41

-  Nie wiedziałem, Ŝe tak dobrze go znałaś, mamo. 
-  Znaliśmy  się  tylko  trochę,  Danielu  -  sprostowała.  - 

Spotkaliśmy się raz czy dwa wiele lat temu. JuŜ wtedy Sywell 
miał  zszarganą  reputację.  Niezaprzeczalnie  był  zresztą  bardzo 
konfliktowym  człowiekiem,  który  przez  całe  Ŝycie  tylko 
przysparzał sobie wrogów. Obawiam się, Ŝe jest ich więcej, niŜ 
było Ŝałobników na pogrzebie. 

-  MoŜliwe - przyznał Daniel i wstał. - Co do mnie jednak, 

nie zamierzam snuć domysłów, który z jego licznych wrogów 
popełnił  zbrodnię,  jeśli  rzeczywiście  była  to  zbrodnia.  Mam 
duŜo  waŜniejszą  sprawę  na  głowie.  Muszę  wymyślić,  jak 
ugłaskać Kendalla, bo czeka go niemały wysiłek. Pewnie o tym 
nie  wiesz,  mamo  -  ciągnął,  odnotowawszy  jej  zdziwione 
spojrzenie 

ale 

mój 

najwierniejszy 

słuŜący 

jest 

zdeklarowanym  kawalerem,  ma  przeto  ustalone  poglądy  na 
płeć  piękną.  Wprawdzie  nie  moŜna  go  uznać  za  absolutnego 
mizogina,  bo  raz  kiedyś  podsłuchano,  jak  wygłosił  dyskretną 
pochwałę  pewnej  amazonki,  niemniej  jednak  jest  dostatecznie 
staroświecki,  by  ubolewać  nad  modnym  ostatnio  wśród  dam 
upodobaniem do powoŜenia. 

-  Czemu po prostu nie zostawisz go w domu, wybierając 

się  z  Robiną  na  przejaŜdŜkę?  -  spytała  lady  Exmouth,  nie 
pojmując, dlaczego syn stwarza zbędne problemy. 

-  PoniewaŜ  -  odrzekł  z  kpiącą  miną  -  wprawdzie  ty, 

mamo,  odkąd  jesteśmy  w  Brighton  przykładasz  się  do 
obowiązków  przyzwoitki  wyjątkowo  mało,  ja  jednak 
stanowczo  nie  Ŝyczę  sobie,  Ŝeby  nieposzlakowana  reputacja 
panny  Perceval  została  naraŜona  na  szwank  w  oczach  łatwo 
gorszącego  się  towarzystwa,  gdyby  ktoś  przypadkiem 
zauwaŜył  ją  wyjeŜdŜającą  poza  granice  miasta  tylko  w  moim 
towarzystwie. 

ChociaŜ to wyjaśnienie zdawało się satysfakcjonować lady 

Exmouth,  Robina  nie  była  pewna,  czy  całkiem  rozumie 
powody  ścisłego  trzymania  się  zasad  etykiety.  Nie  mogła 

background image

 

42

rozstrzygnąć, czyją reputację stara się w ten sposób chronić -jej 
czy własną. Czy chodziło mu o to, by za wszelką cenę uniknąć 
sytuacji, w której małŜeństwo stałoby się dla niej przymusem? 
A  moŜe  raczej  obawiał  się,  Ŝe  gdyby  zrodziły  się  plotki  o  ich 
częstym  przebywaniu  razem,  dla  uchronienia  jej  przed 
skandalem musiałby dać jej swoje nazwisko? Najgorsze, Ŝe na 
myśl o drugiej z tych moŜliwości znowu ogarnęło ją znajome i 
bardzo przykre uczucie pustki. 

Zanim  jeszcze  tego  samego  przedpołudnia  Robina  zajęła 

miejsce w kolasce, wyraźnie skłaniała się ku przeświadczeniu, 
Ŝ

e  Daniel  upierał  się  przy  obecności  osoby  trzeciej,  mając  na 

względzie przede wszystkim jej dobro. Skłaniała się, owszem, 
ale  nie  była  całkiem  przekonana.  Postanowiła  jednak,  Ŝe  nie 
pozwoli,  by  resztki  wątpliwości  zepsuły  jej  emocjonujące 
przeŜycie, jakim miała być nauka powoŜenia parą wspaniałych 
koni. 

  
Liczne  prace,  które  wykonywała  w  domu  pod  czujnym 

okiem matki, dobrze przygotowały ją do obecnej sytuacji, więc 
gdy  dojechali  na  obrzeŜa  miasta  i  zobaczyli  przed  sobą 
zachęcający  wiejski  krajobraz,  z  entuzjazmem  przejęła  wodze 
od  Daniela.  W  pewnym  momencie  swojego  młodego  Ŝycia 
nauczyła  się  ignorować  obawy,  niepowodzenia  i  nawet 
krytyczne  opinie  osób  znających  się  na  rzeczy,  jeśli 
przeszkadzało  jej  to  w  dąŜeniu  do  czegoś  nowego.  Dlatego  i 
tym  razem  udało  jej  się  skupić  na  swoim  zadaniu,  mimo  Ŝe 
zawczasu  ją  ostrzeŜono  przed  małym,  chuderlawym  typem, 
który  przycupnął  na  siedzeniu  za  jej  plecami.  Bez  wątpienia 
ś

ledził  kaŜdy  ruch,  tylko  czekając  na  pretekst  do  wyraŜenia 

swojego  zdania  o  wielkich  paniach,  którym  wydaje  się,  Ŝe 
potrafią  powozić,  i  skwitowania  kaŜdego  niepowodzenia 
pogardliwym parsknięciem. 

Na  szczęście  Ŝadnego  takiego  odgłosu  nie  usłyszała.  Co 

więcej,  zanim  została  poproszona  o  zatrzymanie  kolaski  w 

background image

 

43

odpowiednio  szerokim  miejscu  na  drodze,  gdzie  mogły  się 
wyminąć  dwa  pojazdy,  jej  nauczyciel  tylko  raz  skorygował 
niewielki  błąd.  Nie  umiała  jednak  powiedzieć,  dlaczego  gdy 
Daniel  na  chwilę  ujął  ją  przy  tej  okazji  za  ręce,  serce  nagle 
zabiło jej znacznie szybciej. 

-  To  była  bardzo  udana  próba  jak  na  kogoś,  kto  przedtem 

powoził  tylko  jednokonnym  gigiem  -  oznajmił  Daniel, 
wydawało się, Ŝe szczerze. - Co ty na to, Kendall? 

Po chwili złowieszczej ciszy rozległ się wyrok: 
-  Muszę przyznać, milordzie, Ŝe panna Perceval ma dobrą 

rękę do koni. 

-  No, to ci dopiero pochwała! - mruknął Daniel tak, Ŝeby 

tylko  Robina  usłyszała.  A  potem  dodał  głośniej:  -  Czy  chce 
pani powozić dalej, czy teraz kolej na mnie? 

ChociaŜ  postępy,  jakie  uczyniła,  sprawiły  jej  niemałą 

satysfakcję, 

podobnie 

jak 

pochwały, 

zwłaszcza 

powściągliwie wyraŜone uznanie słuŜącego lorda Exmoutha, to 
znała  granice  swoich,  moŜliwości.  Ramiona  jej  ciąŜyły,  a  od 
wytęŜania  uwagi  rozbolała  ją  głowa.  Chętnie  oddała  więc 
wodze w ręce swego nauczyciela. 

-  Czy chce pani wrócić do domu, czy moŜe raczej jeszcze 

rozejrzeć się po okolicy? 

Naturalnie chętnie obejrzałaby coś więcej, czuła jednak, Ŝe 

nie  powinna  naduŜywać  wielkoduszności  gospodarza  i  dłuŜej 
zajmować jego czasu, wyraziła więc swoje wątpliwości głośno. 

-  Zapewniam,  Ŝe  wcale  mi  się  pani  nie  narzuca  - 

zaprotestował. - Gdybym sam nie miał na to ochoty, nigdy bym 
tego pani nie zaproponował. 

W  jego  oczach  pojawił  się  błysk,  który  u  dziecka  mógłby 

zwiastować jakiś figiel. 

-  Zdaje  się,  Ŝe  przejęła  pani,  ptaszyno,  bardzo 

niewłaściwy  pogląd  na  mój  charakter,  zapewne  od  mojej 
drogiej 

mamy. 

Warto 

pamiętać, 

Ŝ

rodzice, 

którzy 

rozpieszczają dziecko, często nie chcą dostrzegać jego wad. 

background image

 

44

-  CzyŜby, milordzie? - odrzekła dość oschle Robina. - W 

takim  razie  mogę  tylko  powiedzieć,  Ŝe  miał  pan  wyjątkowe 
szczęście,  bo  moja  mama,  choć  okazuje  mi  wiele  miłości  i 
troski,  nigdy  teŜ  nie  straci  okazji,  by  wypomnieć  mi  liczne 
wady. 

PoniewaŜ  w  Londynie  Daniel  nieraz  spotkał  bardzo 

pryncypialną  lady  Elizabeth,  a  przez  lata  stał  się 
kompetentnym  sędzią  charakterów,  wcale  nie  zdziwił  się  tym 
niewinnym zwierzeniem, wolał go jednak nie komentować. 

-  Tak  czy  owak,  mam  równieŜ  inny  waŜny  powód,  by 

zaspokajać  kaŜde  pani  Ŝyczenie  i  kaŜdy  kaprys.  Spodziewam 
się, Ŝe wyświadczy mi pani w zamian wielką łaskę. 

Dostrzegł nieznaczne uniesienie delikatnych brwi. 
-  Bo  widzi  pani,  napisałem  list  do  panny  Halliwell, 

guwernantki  moich  córek.  ZaŜyczyłem  sobie,  by  przerwały 
podróŜ po okolicach Lyme Regis i spędziły z nami kilka dni w 
Brighton.  Moje  córki,  Hanna  i  Lizzie,  co  roku  latem  spędzają 
miesiąc  w  Dorset,  u  ich  ciotecznej  babki,  Agaty.  To  jest 
najmłodsza  siostra  mojego  ojca,  która  rozpieszcza  je  na 
wszystkie moŜliwe sposoby. 

Uroczy,  spontaniczny  uśmiech,  który  zawsze  odbijał  się 

równieŜ w oczach i od razu zwrócił uwagę Daniela na Robinę, 
dodał teraz wdzięku jej kształtnym ustom. 

-  JakŜe  się  cieszę!  W  głębi  duszy  Ŝywiłam  nadzieję,  Ŝe 

będę  miała  okazję  poznać  pańskie  córki  osobiście.  Lady 
Exmouth  opowiadała  mi  o  nich  tak  wiele,  Ŝe  mam  wraŜenie, 
jakbym juŜ je trochę znała. 

Daniel  uśmiechnął  się  pod  nosem,  przypomniał  sobie 

bowiem  drugą  myśl  dotyczącą  Robiny,  zapamiętaną  z 
Londynu. Ta panna zawsze wiedziała, co naleŜy powiedzieć w 
danej chwili. Doprawdy urocza istota! 

-  Bardzo  miło  mi  to  słyszeć,  poniewaŜ  miałem  nadzieję, 

Ŝ

e  pomoŜe  mi  pani  znajdować  zajęcia  dla  córek,  póki  tutaj 

będą.  Lizzie,  niestety,  łatwo  poddaje  się  znudzeniu.  MoŜe 

background image

 

45

popełniłem  gruby  błąd,  ale  od  czasu  śmierci  ich  matki 
okazywałem  im  obu  wiele  pobłaŜania.  No,  i  Lizzie  niekiedy 
wystawia opiekunów na cięŜką próbę. 

Robina  wiedziała  juŜ  od  lady  Exmouth,  Ŝe  Daniel  jest 

kochającym  i  wyrozumiałym  ojcem.  Po  raz  pierwszy 
wspomniał  o  nieŜyjącej  Ŝonie  w  jej  obecności.  Najbardziej 
zdumiało  ją,  Ŝe  w  niskim,  dźwięcznym  głosie  Exmoutha  nie 
było śladu smutku. 

Ukradkiem  przyjrzała  się  jego  męskiemu  profilowi  i 

stwierdziła,  Ŝe  chociaŜ  nie  moŜna  powiedzieć,  by  się 
uśmiechał,  to  nie  widać  teŜ  oznak,  by  wspomnienie  Ŝony 
wytrąciło go z równowagi. 

-  Sama mam trzy młodsze siostry, więc dobrze wiem, jak 

psotne  potrafią  być  młode  dziewczęta.  Dlatego  chętnie 
pomogę,  milordzie  -  zapewniła  go.  Okazało  się  jednak,  Ŝe 
obietnica pomocy nie zrobiła na nim większego wraŜenia. Lord 
Exmouth wydawał się nawet poirytowany. 

Powód jego nagłego rozdraŜnienia wkrótce się ujawnił. 
-  Zdawało  mi  się,  Robino,  Ŝe  mamy  umowę  i  nie 

trzymamy się oficjalnych form, kiedy jesteśmy sami. 

-  Umowę  mamy  -  przyznała  -  ale  jeśli  wolno  mi 

przypomnieć, nie jesteśmy tu sami. Towarzyszy nam Kendall. 

Na  jedną  krótką  chwilę  Daniel  oderwał  wzrok  od  drogi  i 

przesłał jej taksujące spojrzenie spod przymruŜonych powiek. 

-  Zaczynam rozumieć, Ŝe po przyjeździe córek będę miał 

więcej  niŜ  jedną  niesforną  pannę  pod  swoim  dachem.  Dzięki 
Bogu, Ŝe przynajmniej Hanna zawsze jest grzeczna. 

Robina  serdecznie  się  roześmiała.  W  dzieciństwie  słyszała 

o  sobie  niejedno,  a  najlepiej  zapamiętała,  Ŝe  jest  śliczną, 
posłuszną dziewczynką. W ostatnich latach to określenie coraz 
bardziej  ją  jednak  irytowało.  Wywoływało  u  niej  takie 
wraŜenie,  jakby  była  potulną,  tępą  i  bezwolną  istotą.  Dlatego 
uwagę  Daniela  potraktowała  jak  komplement,  a  nie  krytykę, 

background image

 

46

choć  prawdę  mówiąc,  bardzo  wątpiła,  czy  jest  to  zgodne  z 
intencją Exmoutha. 

Osiągnąwszy stan dogłębnego zadowolenia, ostatnio u niej 

częsty,  usiadła  wygodniej  i  zaczęła  z  zainteresowaniem 
oglądać  nieznane  krajobrazy.  Nie  odwaŜyła  się  na  to,  dopóki 
sama  powoziła  kolaską,  teraz  jednak  lord  Daniel  zdawał  się 
łączyć jedno z drugim bez najmniejszego kłopotu. Musiał mieć 
wiele  doświadczenia  w  powoŜeniu,  bo  nie  pozwalał  ognistym 
gniadoszom na najmniejszą samowolę. 

Wcześniej juŜ kilka razy miała okazję siedzieć obok niego 

na  koźle,  zdąŜyła  się  więc  przekonać,  Ŝe  Exmouth  nie  zwykł 
popisywać  się  swoimi  umiejętnościami.  Nie  próbował  o  włos 
ominąć  przeszkody  ani  wjechać  kolaską  -  między  dwa  inne 
powozy. Wprawdzie ani przez chwilę nie wątpiła, Ŝe potrafiłby 
to  zrobić,  ale  nie  wyobraŜała  sobie,  Ŝeby  chciał  naraŜać 
pasaŜerów  albo  konie.  Chyba  Ŝe  zdarzyłoby  się  coś 
nieprzewidywalnego. W  ten sposób znów wróciła myślami do 
tragicznego  wypadku,  w  którym  mniej  więcej  półtora  roku 
temu zginęła jego Ŝona. 

Nie  była  taka  naiwna,  by  sądzić,  Ŝe  wypadki  spotykają 

tylko  niefrasobliwych  zawadiaków.  Konie  są  nieobliczalne, 
więc  do  wypadku  moŜe  dojść  właściwie  zawsze.  PrzecieŜ  jej 
dobra  przyjaciółka  Sophia  Cleeve,  doskonała  amazonka,  teŜ 
kiedyś  spadła  z  konia.  Nie  ominęło  to  nawet  kuzyna  Hugona, 
któremu w jeździeckim rzemiośle mało kto mógł dorównać.  

Krótko mówiąc, w tarapaty wpadali nawet najlepsi Ale i tak 

trudno  jej  było  uwierzyć  w  to,  Ŝe  śmierć  Ŝony  Daniela  była 
wynikiem  jego  chwilowej  nieuwagi  lub,  co  gorsza, 
zaniedbania. 

Wnet  skarciła  się  ostro  za  te  rozmyślania,  nie  miało 

bowiem  sensu  zgadywać,  co  wtedy  zaszło.  Wiedziała,  Ŝe 
szczegółów tego zdarzenia nie pozna nigdy, choć gdy teraz się 
nad  nim  zastanawiała,  wydawało  jej  się  ono  dziwne.  Lady 
Exmouth wprost uwielbiała swojego syna i nigdy nie trzeba jej 

background image

 

47

było zachęcać do snucia opowieści na jego temat. Czasem przy 
okazji  wymykało  jej  się  coś  mimo  woli.  Z  takich  półsłówek 
wynikało,  Ŝe  lubiła  równieŜ  swoją  synową.  Nie  sposób  było 
jednak  odgadnąć,  czy  sama  nie  wszystko  wiedziała,  czy  teŜ 
ś

mierć  pięknej  Clarissy  wydawała  jej  się  zbyt  bolesnym 

tematem do rozmowy. W kaŜdym razie nigdy nie próbowała go 
podjąć. Robinie i to wydawało się dziwne. 

Ocknąwszy  się  nagłe  z  zadumy,  stwierdziła,  Ŝe  opuścili 

wąską,  krętą  drogę  i  znowu  jadą  traktem,  a  poruszają  się 
znacznie szybciej niŜ poprzednio. Z połoŜenia słońca naleŜało 
wnosić,  Ŝe  Daniel  postanowił  wrócić  do  Brighton  na  lunch. 
Robina  teŜ  zaczynała  juŜ  odczuwać  zainteresowanie  tym,  co 
kucharka dla nich przygotowała, gdy nagle zauwaŜyła z przodu 
duŜe zbiegowisko przy drodze. 

-  Co tam się dzieje, jak pan sądzi? 
-  Pewnie koński jarmark, jeden z tych, które odbywają się 

w  tej  okolicy  co  roku.  NajwaŜniejszy  jest  w  sierpniu.  - 
Exmouth  dostrzegł  wyraz  zainteresowania  w  niebieskich 
oczach Robiny. - Czy chce pani zatrzymać się i popatrzeć? Na 
pewno są równieŜ dodatkowe atrakcje. 

Robina  wprost  uwielbiała  doroczny  jarmark  na  gruntach 

Perceval  Hall,  majątku  jej  wuja  w  hrabstwie  Northampton.  W 
tym roku nie miała szans go obejrzeć, zawsze bowiem odbywał 
się  w  lipcu,  dlatego  uznała,  Ŝe  naleŜy  jej  się  jakaś 
rekompensata.  PoniewaŜ  jednak  zawsze  liczyła  się  z 
potrzebami  innych,  wyraziła  wątpliwość,  czy  mogą  sprawić 
zawód kucharce spóźnieniem na jej wyborny posiłek. 

-  Tym nie musi się pani kłopotać - uspokoił ją Exmouth, 

zręcznie  zjechawszy  z  drogi.  Zaraz  potem  zatrzymał  kolaskę 
pod drzewami. - Przed wyjazdem wyraźnie zapowiedziałem, Ŝe 
trudno przewidzieć, o której godzinie wrócimy. 

-  A  co  z  Kendallem?  -  spytała  Robina,  bez  ociągania 

zsiadłszy  z  kozła,  korzystając  z  pomocy  lorda  Exmoutha. 

background image

 

48

Zwróciła  się  do  słuŜącego,  który  stał  przy  koniach.  -  Nie 
chcecie przyjrzeć się jarmarkowi? 

-  Nie,  dziękuję...  panno  Robino.  Z  przyjemnością 

posiedzę tu w cieniu i zapalę fajkę. 

Daniel zmierzył wzrokiem swojego totumfackiego, a potem 

zdecydowanym  ruchem  połoŜył  dłoń  Robiny  na  swoim 
przedramieniu  i  poprowadził  ją  do  pierwszej  atrakcji 
towarzyszącej  jarmarkowi.  Najprawdopodobniej  Robina  nie 
zdawała sobie sprawy z tego, Ŝe poufałe zachowanie Kendalla 
wcale  nie  świadczy  o  braku  szacunku,  lecz  wręcz  przeciwnie. 
SłuŜący  bez  wątpienia  patrzył  na  nią  z  coraz  większym 
uznaniem. 

-  Zdaje  mi  się,  Ŝe  pani  powoŜenie  dziś  rano  zrobiło  na 

Kendallu  znacznie  większe  wraŜenie,  niŜ  chciałby  się  do  tego 
przyznać  -  powiedział.  A  poza  tym  zawojowała  go  liczeniem 
się z uczuciami innych ludzi, dodał juŜ w myśli. 

-  Muszę  wyznać,  Ŝe  ja  teŜ  byłam  z  siebie  dość 

zadowolona.  -  Uśmiechnęła  się  nieznacznie,  przyszło  jej 
bowiem  do  głowy,  Ŝe  gdyby  słuchał  jej  w  tej  chwili  ojciec, 
zapewne  pochwaliłby  ją  za  szczerość,  lecz  jednocześnie 
skwitowałby  groźnym  zmarszczeniem  czoła  taki  przejaw 
pychy. 

Exmouth  nie  wydawał  się  jednak  dostrzegać  u  niej 

zarozumialstwa,  bo  odpowiedział  jej  ciepłym  uśmiechem 
wyrozumiałego  wujka.  A  uśmiech  miał  ujmujący,  wiedziała  o 
tym  od  pierwszej  chwili  ich  znajomości.  Lubiła  patrzyć  na 
uroczy  dołek  w  mocnym  podbródku  i  bruzdki  przy  kącikach 
piwnych oczu. 

-  Och,  co  tam  -  powiedziała  po  chwili  zaskoczona 

kierunkiem,  w  którym  zabłądziły  jej  myśli.  Mimo  wszystko 
miała  nadzieję,  Ŝe  rumieniec  zalewający  jej  policzki  moŜna 
będzie przypisać ciepłu pogodnego dnia. - Doskonale wiem, Ŝe 
jeszcze  wiele  muszę  się  nauczyć.  PowoŜenie  jednokonnym 

background image

 

49

gigiem  papy,  ciągniętym  przez  starą,  poczciwą  Bessie,  to 
zupełnie co innego niŜ prowadzenie pary narowistych koni. 

Podczas  gdy  rozmawiali,  bacznie  obserwowała  liczne 

towary wystawione w kramach na sprzedaŜ. Nagle przez twarz 
przemknął  jej  grymas  niechęci.  Daniel  zerknął  w  tę  samą 
stronę,  by  sprawdzić,  co  wywołało  taką  reakcję,  i  dostrzegł 
jaskrawy  szyld  zapraszający  ludzi  do  wejścia  za  parawan  i 
obejrzenia  dwugłowego  cielęcia,  trzynogiej  gęsi  oraz  kilku 
innych kuriozów. 

-  Widzę, Ŝe pani nie lubi takich widowisk. 
-  Wydają  mi  się  obrzydliwe.  Poza  tym  jest  to 

niepotrzebne  okrucieństwo.  Niewiele  z  tych  nieszczęsnych 
stworzeń ma przed sobą długie Ŝycie. Byłoby o wiele bardziej 
przyzwoicie  skrócić  ich  cierpienia  od  razu  przy  urodzeniu. 
ChociaŜ - westchnęła - czy mam prawo krytykować? Nigdy nie 
zaznałam  głodu.  Nie  mogę  potępiać  biedaka  za  to,  Ŝe  chce 
zapewnić  jedzenie  swoim  dzieciom,  bez  względu  na  to  jak 
obrzydliwych sposobów się ima. 

Uśmiech  szybko  jednak  wrócił  jej  na  twarz  przy  następnej 

atrakcji: drewnianej budzie, w której - jeśli wierzyć szyldowi - 
znajdowała  się  najgrubsza  kobieta  świata.  Zza  parawanu 
wyszło  nagle  dwóch  wieśniaków.  Wyglądało  na  to,  Ŝe  widok 
zrobił na nich niewielkie wraŜenie. 

-  Ta,  którą  mieli  w  zeszłym  roku,  była  grubsza  - 

zauwaŜył  donośnym  głosem  wyŜszy,  dodawszy  sobie 
animuszu potęŜnym haustem z trzymanego kufla. 

-  Ajuści - przyznał drugi. - Nie była nawet tak gruba jak 

twoja Ŝona. 

-  Nie  była  i  juŜ.  Tak  samiutko  myślałem...  Ej,  co  ty 

gadasz?  -  Do  wyŜszego  dotarły  nagle  słowa  kompana.  - 
Zapamiętaj sobie, Ŝe Betsy wcale nie jest graba, tylko po prostu 
przy  kości.  -  Chwycił  drugiego  za  koszulę,  przy  okazji 
rozlewając piwo. - Odszczekaj to, co powiedziałeś! 

background image

 

50

Daniel  szybko  odciągnął  swoją  rozbawioną  towarzyszkę, 

zanim  wieśniacy  wzięli  się  do  nieuniknionej  bitki,  spojrzał  na 
jej  roześmianą  twarz  i  pomyślał,  Ŝe  Robina  ma  bardzo 
przewrotne  poczucie  humoru.  Podejrzewał  to  zresztą  od 
samego początku. 

Był  równieŜ  przekonany,  Ŝe  lady  Elizabeth  Perceval 

zaszczepiła  swej  najstarszej  córce  bardzo  ścisłe  reguły 
zachowania, co zresztą uwaŜał za osiągnięcie godne pochwały. 
Z  doświadczenia  wiedział,  Ŝe  dzieci  trzeba  trzymać  pod 
kontrolą  i  uczyć  manier,  byle  nie  przesadzać  z  dyscypliną,  bo 
to  groziło  zabiciem  naturalnej  Ŝywiołowości  dziecka. 
Oczywiście nie posunąłby się aŜ do twierdzenia, Ŝe właśnie to 
spotkało 

Robinę, 

Ŝ

ywił 

jednak 

coraz 

mocniejsze 

przeświadczenie,  Ŝe  Robinę  wychowano  w  taki  sposób,  by 
doskonale  panowała  nad  swoimi  uczuciami  i  skłonnościami. 
Naturalnie  ślad  tego  musiał  pozostać  na  zawsze,  a  jednak  od 
przyjazdu  do  Brighton  Robina  wyraźnie  się  zmieniła. 
Sprawiała wraŜenie swobodniejszej i bardziej otwartej. Daniela 
ciekawiło, ile jeszcze intrygujących stron jej charakteru ujawni 
się w najbliŜszych tygodniach. 

Dalej  oglądali  kramy  i  róŜne  występy,  ale  ani  Ŝadna  z 

atrakcji,  ani  Ŝaden  z  towarów  nie  był  dotąd  dla  Robiny 
dostateczną  pokusą,  by  sięgnęła  po  sakiewkę  i  rozstała  się  z 
drobną  sumą  pieniędzy,  którą  niewątpliwie  miała  przy  sobie. 
Dopiero  gdy  podeszli  do  jaskrawo  pomalowanego  wozu,  na 
którym  znajdował  się  szyld  zachęcający  do  poznania  swojej 
przyszłości  z  ust  jasnowidzącej  madame  Carlotty,  Robina 
zawahała  się,  a  na  jej  twarzy  pojawił  się  na  chwilę  wyraz 
rozmarzenia.  Szybko  jednak  opanowała  słabość  i  chciała  się 
oddalić. 

-  Niech pani wejdzie - odezwał się Exmouth. -Czemu nie, 

jeśli ma pani ochotę? 

background image

 

51

-  Nie, nie powinnam. Papa nigdy by się na to nie zgodził. 

On uwaŜa, Ŝe wszystkie wróŜki przepowiadające przyszłość to 
szarlatanki. 

-  Bez wątpienia przynajmniej niektóre są szarlatankami - 

zgodził  się  Daniel,  wciąŜ  delikatnie,  lecz  zdecydowanie 
zatrzymując  Robinę  przed  wozem.  -Ale  ojciec,  który  uczy 
córkę  łaciny  i  greki  -  tu  odwołał  się  do  zaskakującego 
odkrycia, jakiego dokonał juŜ w Brighton - musi uwaŜać ją za 
dostatecznie rozsądną, by sama mogła wyrobić sobie pogląd na 
róŜne  sprawy.  Dlatego  z  pewnością  nie  odebrałby  pani  Ŝadnej 
okazji do wykazania się tą umiejętnością.  

Argument  okazał  się  przekonujący,  bo  Robina  zaczęła  się 

wahać. 

-  PrzecieŜ  to  nikomu  nie  szkodzi.  Niech  pani  tam 

wejdzie,  dziecinko  -  namawiał  dalej  i  Robina  wreszcie  uległa 
pokusie.  Znalazła  się  za  zasłoną,  zanim  Exmouth  zdąŜył 
sięgnąć do kieszeni i zapłacić za jej niewinny kaprys. 

Najwidoczniej  Cyganka  była  profesjonalistką  w  kaŜdym 

calu  i  przepowiadała  przyszłość  z  szybkością  błyskawicy,  bo 
wkrótce  Robina  znów  ukazała  się  na  schodkach  wozu.  Minę 
miała nietęgą. 

-  Niech  będzie  to  dla  mnie  lekcja,  by  w  przyszłości 

słuchać ojca  - oznajmiła, gdy  podeszła do Exmoutha i sama z 
siebie  ujęła  go  pod  ramię.  -  Papa  miał  absolutną  rację,  jak 
zwykle. Głupiec z pieniędzmi szybko się rozstaje. 

-  Proszę  pozwolić,  Ŝe  zapłacę.  PrzecieŜ  to  ja  panią 

namówiłem. 

-  Co to, to nie! - Zdecydowanym ruchem przytrzymała go 

za  ramię,  Ŝeby  nie  mógł  sięgnąć  po  sakiewkę.  -  Dostałam 
nauczkę, Ŝeby w przyszłości nie grzeszyć naiwnością. 

-  Z pani słów wnoszę, Ŝe nie jest zadowolona z tego, co ją 

czeka. 

-  Przeciwnie,  gdybym  miała  uwierzyć  w  to,  co  właśnie 

usłyszałam,  to  mam  przed  sobą  pozazdroszczenia  godną 

background image

 

52

egzystencję.  Madame  Carlotta  przepowiedziała  mi  dokładnie 
to, co kaŜda panna chciałaby usłyszeć. 

-  Czyli  co?  -  Nie  był  w  stanie  powstrzymać  uśmiechu, 

słysząc jej cyniczny ton. 

-  Och,  same  nieprawdopodobne  zdarzenia.  Wkrótce 

poznam  wysokiego,  przystojnego  męŜczyznę.  Czekają  mnie 
przygody i niebezpieczeństwo, cokolwiek by to miało znaczyć. 
Nie  wiadomo  czemu,  madame  Carlotta  nie  chciała  ujawnić 
Ŝ

adnych  szczegółów.  Zaraz,  co  ona  jeszcze  mi  powiedziała?  - 

Ś

ciągnęła  brwi.  -  Ach,  tak!  Za  niewiele  tygodni  zostanę  Ŝoną 

męŜczyzny,  o  jakim  marzę.  Co  więcej,  w  ciągu  roku  urodzę 
pierwszego z trzech synów, których będziemy mieli w naszym 
długim i szczęśliwym poŜyciu. 

Daniel  odwrócił  głowę,  Ŝeby  ukryć  wyraz  zachwytu 

malujący mu się na twarzy. Trzech synów, na Boga, to jest coś! 
Chętnie zadowoliłby nawet jednym. 

 
  

ROZDZIAŁ CZWARTY 
 
 

ChociaŜ  Robina  nieraz  wyrzucała  sobie,  Ŝe  zachowała  się 

wyjątkowo  naiwnie,  marnując  cząstkę  swojego  skromnego 
dochodu na wróŜbę, to pod koniec drugiego tygodnia pobytu w 
Brighton  zaczęła  powoli  zmieniać  zdanie  i  nawet  zdarzało  jej 
się  zastanawiać,  czy  madame  Carlotta  naprawdę  nie  ma 
rzadkiego daru jasnowidzenia. 

Pierwszy  tydzień  okazał  się  dla  niej  bardzo  męczący,  w 

kurorcie  zjawiło  się  bowiem  wielu  nowych  przyjezdnych  i 
liczba 

gości 

składających 

wizyty 

znacznie 

wzrosła. 

Przynoszono  równieŜ  niezliczone  zaproszenia,  a  w  środku 
tygodnia  lady  Exmouth  zorganizowała  pierwszy  z  kilku 
planowanych na lato wieczorków. 

background image

 

53

Dama  miała  juŜ  swoje  lata,  dowiodła  jednak,  Ŝe  mimo  to 

jest  au  courant,  dopilnowała  bowiem,  by  trio  muzyków 
wynajętych na wieczorek zagrało równieŜ wiązankę walców. 

ChociaŜ  taniec  ten  nie  zyskał  jeszcze  powszechnego 

uznania, to na prywatnych spotkaniach wykonywano  go coraz 
częściej.  Rzecz  jasna,  biada  debiutantce,  która  w  Londynie 
odwaŜyłaby  się  wirować  w  ramionach  dŜentelmena  na  balu. 
Groziłoby jej uznanie za osobę występną, a w następstwie tego 
towarzyski ostracyzm. 

Robina 

była 

jednak 

przekonana, 

Ŝ

jej 

to 

niebezpieczeństwo  nie  grozi.  Przez  cały  sezon  w  Londynie 
uchodziła  za  wzór  wszelkich  cnót,  a  jej  szanse  na  ponowne 
pojawienie się w stolicy były minimalne, chyba Ŝe udałoby jej 
się  dobrze  wyjść  za  mąŜ.  Dlatego  nie  obawiała  się,  Ŝe 
zatańczenie  tego  ryzykownego  tańca  na  prywatnym  przyjęciu 
moŜe zaszkodzić jej reputacji. 

Mimo  to  dobrze  wiedziała,  Ŝe  jej  matka,  znacznie  mniej 

elastyczna i postępowa niŜ niepoprawna lady Exmouth, surowo 
skarciłaby ją za ten postępek. O dziwo jednak, wcale jej to nie 
zniechęciło.  Po  krótkiej  walce  z  sumieniem  przyjęła 
zaproszenie  Daniela,  dŜentelmena,  który  -  jak  zdąŜyła  juŜ 
zauwaŜyć  -  miał  wrodzoną  umiejętność  przekonywania  jej  do 
robienia  tego,  czego  w  swoim  przekonaniu  stanowczo  nie 
powinna robić. 

W  chwili  gdy  połoŜył  kształtną  dłoń  na  jej  talii,  a  drugą 

delikatnie ujął ją za palce, Robinie przypomniał się ranek, gdy 
odwiedzała  na  Berkeley  Square  swoją  przyjaciółkę,  lady 
Sophię  Cleeve.  Tam  pierwszy  raz  widziała,  jak  tańczy  się 
walca.  Sophia  zamierzała  poprosić  brata,  Ŝeby  pokazał  jej 
kroki.  Niestety,    lord  Angmering  niespodziewanie  wyjechał  z 
miasta,  dlatego  Sophia,  która  nigdy  łatwo  się  nie  poddawała, 
bez wahania zapewniła sobie pomoc osobistego stajennego. 

Robinę  nawiedziło  podejrzenie,  Ŝe  wbrew  staraniom  o 

zachowanie  pozorów  przyjaciółka  wcale  nie  jest  obojętna  na 

background image

 

54

wdzięki męŜczyzny, z którym  wiruje po eleganckim salonie, i 
Ŝ

e w rzeczywistości jest na najlepszej drodze do zakochania się 

po  uszy.  O  tym,  Ŝe  słuŜący  okazał  się  księciem  Sharnbrook, 
wiedzieli  tylko  nieliczni,  a  chociaŜ  ich  niezwykle  szybkie 
zaręczyny  wywołały  w  towarzystwie  duŜe  zdziwienie,  to  ci, 
którzy  brali  udział  w  niewielkim  przyjęciu  dla  wybranych 
gości  w  rodowej  siedzibie  Sharnbrooka,  nie  wątpili  ani  przez 
chwilę w miłość łączącą tych dwoje. 

W  duchu  Robina  musiała  jednak  przyznać,  Ŝe  wszystko  to 

ma  niewiele  wspólnego  z  przedziwnym  doznaniem,  jakie 
nawiedziło  ją,  gdy  wirowała  w  objęciach  Daniela  po  salonie. 
Niby powinna była juŜ trochę się przyzwyczaić do fizycznego 
kontaktu  ich  ciał,  bo  lord  Exmouth  nigdy  nie  tracił  okazji,  by 
podać jej rękę przy wsiadaniu do powozu i wysiadaniu. Ale to 
doświadczenie wydawało jej się jednak całkiem nowe. 

Zanim  nadszedł  piątkowy  wieczór  i  znowu  naleŜało  zająć 

miejsce  w  wygodnym,  dobrze  resorowanym  powozie,  Robina 
zdołała  sobie  wytłumaczyć,  Ŝe  dziwne  trzepotanie  serca  w 
piersi  i  przyspieszone  tętno,  jakie  czuła  ostatnio  na  parkiecie, 
były skutkiem naturalnego zdenerwowania pierwszym walcem 
tańczonym  przez  nią  publicznie,  a  nie  długotrwałej  styczności 
z bardzo męskim partnerem. 

To 

wyjaśnienie 

wydawało 

się 

znośne, 

ale 

nie 

wytrzymywało  naporu  faktów.  Gdy  bowiem  wkrótce  potem 
poprosił Robinę do walca inny bardzo elegancki i pełen uroku 
męŜczyzna,  nie  zrobiło  to  na  niej  najmniejszego  wraŜenia. 
Wołała  jednak  nie  rozwaŜać  zbyt  długo  tego  dziwnego 
zjawiska i na szczęście udało jej się wyrzucić je z pamięci. 

Tego  wieczoru  oczekiwała  Ŝ  duŜą  niecierpliwością. 

Spodziewała  się  dobrej  zabawy  nie  tylko  dlatego,  Ŝe  mogła 
zacieśnić stosunki z kilkoma osobami znanymi jej z Londynu, 
lecz  równieŜ  ze  względu  na  lady  Exmouth,  która  miała  po 
ponad  dwóch  dekadach  spotkać  się  z  panią  domu,  niegdyś  jej 
wypróbowaną przyjaciółką. 

background image

 

55

-  Czy  dobrze  mi  się  zdaje,  Ŝe  lady  Phelps  ma  tylko 

jednego  syna,  podobnie  jak  pani?  -  spytała  Robina,  gdy 
rozmowa na chwilę ucichła. 

-  Tak,  moja  droga.  To  jedno  z  wielu  podobieństw  w 

naszych  kolejach  losu.  -  Rozsiadła  się  wygodniej  i  zaczęła 
wspominać.  -  Wyszłyśmy  za  mąŜ  w  odstępie  niecałego 
miesiąca.  Obie  poślubiłyśmy  znacznie  starszych  męŜczyzn  i 
obie straciłyśmy ich prawie w tym samym czasie. Los dał nam 
tylko  po  jednym  dziecku,  z  tym  Ŝe  Augusta  musiała  na  nie 
czekać znacznie dłuŜej niŜ ja. Nigdy nie miałam okazji poznać 
jej syna Simona, ale słyszałam z wiarygodnych źródeł, Ŝe lady 
Phelps go rozpieszcza. 

-  Szczęśliwy  Simon  -  kwaśno  zauwaŜył  Daniel.  -  Ja 

byłem  w  niewiele  lepszej  sytuacji  niŜ  biedna,  zaniedbana 
sierota niekochana przez nikogo. 

-  Tak, i obawiam się, Ŝe to widać - zripostowała Robina, 

z  najwyŜszym  wysiłkiem  zachowując  powagę.  Tymczasem 
lady  Exmouth  skwitowała  wysoce  niestosowną  uwagę  syna 
równie niestosownym parsknięciem. 

-  Byłeś  do  cna  zepsuty.  Twój  drogi  papa  folgował  ci  we 

wszystkim. A ja przedwcześnie posiwiałam z twojego powodu, 
mój chłopcze! Zawsze trzymały się ciebie tylko figle i psoty - 
oświadczyła. - Ale i tak wolę, Ŝe jesteś, jaki jesteś, niŜ miałbyś 
przypominać  syna  Augusty.  Wnoszę,  Ŝe  jest  on  słabym, 
chorobliwym  dzieckiem,  zawsze  cierpiącym  na  tę  czy  inną 
dolegliwość.  To  zapewne  było  jedną  z  przyczyn,  dla  których 
juŜ  się  z  Augustą  nie  widziałyśmy  po  jego  urodzeniu.  To,  i 
naturalnie  jej  małŜeństwo  z  irlandzkim  parem,  które  sprawiło, 
Ŝ

e Augusta rzadko bywała w Anglii. 

-  To  wszystko  i  jeszcze  brak  pieniędzy  .-  dodał  Daniel, 

nie 

pierwszy 

raz 

obecności 

Robiny 

wykazując 

bezkompromisową  szczerość.  -  Powszechnie  wiadomo,  Ŝe 
niedawno zmarły lord Phelps był notorycznym graczem. Tylko 

background image

 

56

małŜeństwo  z  twoją  przyjaciółką,  Augustą  Davenport, 
uratowało go od ruiny.  

-  Słusznie mówisz - musiała przyznać lady Exmouth. - Z 

listów,  które  wymieniałyśmy  z  Augustą  przez  lata,  wynika 
jednak,  Ŝe  jej  syn  na  szczęście  nie  odziedziczył  po  ojcu  tej 
słabości.  O  ile  wiem,  większość  czasu  spędza  na  malowaniu  i 
pisaniu wierszy. 

Na  Danielu  nie  zrobiło  to  wraŜenia,  czemu  zresztą 

natychmiast dał wyraz. 

-  To  w  duŜej  mierze  zasługa  Byrona.  Od  czasów 

publikacji  Wędrówek  Childe  Harolda  kaŜdy  domorosły 
rymopis  uwaŜa,  Ŝe  jest  wielkim  poetą.  Przypomnij  sobie 
deklamację  tych  banialuków,  które  musieliśmy  znosić  u  lady 
Tufnell.  W  Ŝyciu  nie  słyszałem  tylu  niedorzeczności  w  ciągu 
jednego wieczoru. 

-  Nie  było  aŜ  tak  źle,  Danielu  -  zaprotestowała  lady 

Exmouth. - Kłopot w tym, Ŝe całkowicie brak ci romantyzmu. 
Jedna czy dwie deklamacje były bardzo poruszające, czyŜ nie, 
Robino? 

-  Niestety,  proszę  pani,  nie  mogę  wyrazić  zdania  na  ten 

temat. - Kącik jej ust uniósł się prawie niezauwaŜalnie. - Jeśli 
pamięć mi słuŜy, siedziałam wtedy obok pani syna i przez cały 
wieczór  nie  mogłam  się  skupić,  musiałam  bowiem  pilnować, 
Ŝ

eby nie zasnął. 

Odpowiedzią na ten przytyk był  grzmiący śmiech Daniela, 

ostatnio słyszany coraz częściej, a na lady Exmouth działający 
jak najpiękniejsza muzyka. 

Była  bardzo  zadowolona,  Ŝe  zdobyła  się  na  niemały 

wysiłek 

wbrew 

swym 

naturalnym 

odruchom 

nie 

przeszkadzała  w  rozwoju  znajomości  między  Danielem  a 
Robiną. Pochłonięta tą myślą, odwróciła się do okna. 

Ktoś  obserwujący  tych  dwoje  razem,  mógłby  powziąć 

przypuszczenie,  Ŝe  połączyła  ich  piękna  więź  przyjaźni.  To 
zresztą  istotnie  się  stało.  Łatwo  było  dostrzec,  Ŝe  oboje 

background image

 

57

szczerze  się  lubią,  nie  było  za  to  między  nimi  ani  śladu 
poufałości  typowej  dla  zakochanych.  Daniel  traktował  Robinę 
tak,  jak  mógłby  traktować  młodszą  siostrę,  a  lady  Exmouth 
podejrzewała, Ŝe z kolei Robina zaczyna patrzeć na Daniela jak 
na brata, którego nie dane jej było mieć. 

Uśmiechnęła  się  pod  nosem.  Jej  syn,  zgodnie  z  własną 

naturą, wykazywał się wielką cierpliwością i wyrozumiałością 
i  bardzo,  bardzo  ostroŜnie  starał  się  o  zdobycie  względów 
kobiety,  którą  pragnął  poślubić.  Lady  Exmouth  nie  miała  juŜ 
wątpliwości,  Ŝe  syn  naprawdę  chce  pojąć  za  Ŝonę  tę  córkę 
duchownego,  chociaŜ  nie  do  końca  rozumiała  powody  jego 
zdecydowania. 

W odróŜnieniu od jego pierwszej Ŝony Robina była bardzo 

cichą  panną,  która  zawsze  wydawała  się  zadowolona,  gdy 
mogła posiedzieć z Danielem w salonie lub bibliotece, czytając 
ksiąŜkę.  Była  równieŜ  bystra  i  nie  obawiała  się  wyraŜać 
poglądów  w  róŜnych  istotnych  sprawach.  Przez  ostatnie  dwa 
tygodnie  lady  Exmouth  kilkakrotnie  zastała  tych  dwoje 
podczas  rozmowy  na  róŜne  kontrowersyjne  tematy.  Nie 
przypominała  sobie,  by  coś  takiego  zdarzało  się  Danielowi  z 
pierwszą Ŝoną. 

Tak,  pomyślała,  nie  ulega  wątpliwości,  Ŝe  ci  dwoje 

znakomicie  do  siebie  pasują.  Była  równieŜ  pewna,  Ŝe  Daniel 
ukrywa  głębię  swoich  uczuć,  chociaŜ  nie  umiała  ocenić,  czy 
doszło aŜ do tego, Ŝe wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu 
znowu się zakochał. 

Powóz  przystanął,  kładąc  tym  samym  kres  przyjemnym 

rozwaŜaniom  lady  Exmouth.  Dama  bez  ociągania  wysiadła  i 
szybko ruszyła ku drzwiom domu, który jej dawno niewidziana 
przyjaciółka  wynajęła  na  okres  pobytu  w  Brighton.  Z  duŜą 
radością  oczekiwała  ponownego  spotkania  i  naturalnie 
przypuszczała,  Ŝe  zobaczy  zupełnie  inną  osobę  niŜ  ta,  którą 
zapamiętała. 

background image

 

58

Okazało  się  jednak,  Ŝe  to  wcale  nie  widok  lady  Phelps, 

bladej,  wychudzonej  i  w  kaŜdym  calu  wyglądającej  na  swoje 
pięćdziesiąt  pięć  lat,  lecz  widok  jasnowłosego  adonisa 
wyprostowanego obok niej niczym Ŝołnierz na warcie omal nie 
sprawił,  Ŝe  lady  Exmouth  stanęła  w  drodze  do  salonu  jak 
wryta. 

Nie  miała  jeszcze  tylu  lat,  by  nie  poznać  się  na  zaletach 

wybitnego przedstawiciela rodzaju męskiego. Spotkała w Ŝyciu 
wielu przystojnych dŜentelmenów, ale nie przypominała sobie 
takiego, który mógłby dorównać młodzieńcowi pochylającemu 
się  właśnie  nad  jej  wyciągniętą  ręką  z  niewymuszonym 
wdziękiem.  

Miał  doskonałe  proporcje  ciała  i  rysy  twarzy,  które 

mogłyby  naleŜeć  do  greckiego  posągu.  Doprawdy  niewiele 
brakowało mu do tego, by moŜna było nazwać go pięknym. 

Lady 

Exmouth 

próbowała 

ocenić 

reakcję 

swojej 

protegowanej  na  tak  niezwykły  okaz,  ale  poza  szerszym  niŜ 
zwykle  otwarciem  przejrzystych,  błękitnych  oczu  po  Robinie 
nie było widać innych oznak tego, by młodzieniec poruszył jej 
serce. 

Przyjazd następnych gości skrócił wymianę uprzejmości do 

niezbędnego  minimum,  wkrótce  więc  Daniel,  kwaśno 
uśmiechając  się  pod  nosem,  zaprowadził  towarzyszące  mu 
damy w głąb salonu. 

-  Wprawdzie pozory często mylą,  ale nie przy-szłoby mi 

do  głowy,  Ŝe  nasz  młody  gospodarz  niewymownie  cierpi  z 
powodu licznych dolegliwości. 

-  Mnie  teŜ  nie  -  zgodziła  się  z  nim  matka.  -Wręcz 

przeciwnie,  sądziłabym  raczej,  Ŝe  tryska  zdrowiem,  w 
odróŜnieniu od swojej matki. Lata nie były łaskawe dla biednej 
Augusty. Tak schudła i zmarniała! - Zwróciła się do Robiny. - 
A tobie jak się zdaje, moja droga? Czy lord Phelps nie wydaje 
ci się niezwykle przystojny? 

background image

 

59

-  Och,  tak.  Poza  tym  zauwaŜyłam,  Ŝe  nie  jest 

zarozumiały, i to mi się podoba. 

Lady  Exmouth  skinęła  głową,  w  duchu  zadowolona  z  tej 

odpowiedzi.  Powinna  była  wiedzieć,  Ŝe  rozsądna  panna,  taka 
jak Robina, nie będzie się kierować w ocenie tylko wyglądem 
zewnętrznym. 

-  A co ty sądzisz o tym młodym człowieku, Danielu? 
-  Obawiam  się,  mamo,  Ŝe  jestem  złym  sędzią  męskich 

wdzięków.  Albo  ich  braku,  co  teŜ  się  zdarza  -  stwierdził, 
rozglądając  się  dookoła.  -  Ha!  Widzę  wśród  gości  twojego 
wiernego adoratora. Przepraszam bardzo... 

CzyŜby  w  jego  głosie  zabrzmiała  nuta  zniecierpliwienia? 

Robina  zastanawiała  się  nad  tym,  obserwując  Exmoutha 
idącego przez salon. Była przekonana, Ŝe - jak kaŜdy - równieŜ 
on  bywa  czasem  zniecierpliwiony  lub  wręcz  zły,  chociaŜ  w 
okresie 

ich 

znajomości 

miała 

niewiele 

okazji, 

by 

zaobserwować u niego takie stany. 

Na  chwilę  skupiła  uwagę  na  tęgawym  baronecie,  którego 

towarzystwa  szukał  Daniel.  Dobry  przyjaciel  regenta  i 
długoletni  członek  tak  zwanego  kręgu  Carl-ton  House,  sir 
Percy  Lovell,  przed  wieloma  laty  był  ponoć  powaŜnym 
kandydatem  do  ręki  lady  Exmouth  i  pozostał  jej  wiernym 
przyjacielem. 

Robina  spotkała  go  kilkakrotnie  w  Londynie,  a  ostatnio 

równieŜ wśród gości obecnych na środowym wieczorku u lady 
Exmouth.  Całkiem  go  lubiła,  nie  zmartwiła  się  więc, 
stwierdziwszy, Ŝe właśnie sir Percy jest jej sąsiadem przy suto 
zastawionym  stole,  do  którego  zasiadło  kilkanaścioro 
uprzywilejowanych  gości,  zaproszonych  na  kolację  jeszcze 
przed oficjalnym rozpoczęciem przyjęcia. 

-  Muszę  powiedzieć  -  odezwał  się,  nakładając  sobie  na 

talerz solidne porcje kilku smakowitych dań, które podano - Ŝe 
Augusta  bardzo  się  postarała  o  bogaty  i  ciekawy  jadłospis. 
MoŜe zresztą to jej wyśmienita kucharka chciała się pochwalić 

background image

 

60

swoimi umiejętnościami. - Zerknął w stronę pani domu. - Jeśli 
sądzić po wyglądzie poczciwej Gussie, to jedzenie juŜ mało ją 
interesuje. PrzeŜyłem dzisiaj prawdziwy  wstrząs  na jej  widok. 
Zaiste  trudno  uwierzyć,  Ŝe  w  młodości  była  pulchnym 
kurczaczkiem. Ale cóŜ, z czasem wszyscy się zmieniają. 

Robinie trudno było powstrzymać uśmiech. Z zasłyszanych 

opowieści wiedziała, Ŝe równieŜ sir Percy przez lata bardzo się 
zmienił.  Podobno  w  młodości  naleŜał  do  bardzo  przystojnych 
męŜczyzn.  Niestety,  juŜ  nie  moŜna  było  tego  o  nim 
powiedzieć.  Beztroska  egzystencja  kawalera  i  niewątpliwa 
słabość 

do 

uroków 

Ŝ

ycia 

zostawiły 

ś

lad 

na 

jego 

powierzchowności.  Jeśli  wierzyć  lady  Exmouth,  brzuch  urósł 
mu przynajmniej dwukrotnie, a rumieniec na twarzy świadczył 
o upodobaniu do dobrego porto i brandy. 

-  Zdaje mi się, Ŝe równieŜ lady Exmouth była poruszona 

wyglądem  lady  Phelps  -  wyjawiła.  -  Ale  jak  sam  pan 
powiedział, dwadzieścia lat to dość czasu, by się zmienić. 

-  Lavinia nie zmieniła się tak bardzo. Tyle Ŝe w ostatnich 

latach trochę przytyła. - Zerknął na swój pokaźny brzuch. - Ale 
kto nie przytył? - Skierował spojrzenie bystrych oczu, których 
uwagi nie umykało chyba prawie nic, ku znacznie smuklejszej 
postaci,  siedzącej  u  szczytu  stołu.  -  Młody  Phelps  teŜ  mnie 
trochę  zaskoczył.  Nie  spodziewałbym  się,  Ŝe  Augusta,  która 
nawet  w  młodych  latach  nie  była  pięknością,  i  niedawno 
zmarły  lord  Phelps  mogą  postarać  się  o  tak  przystojnego 
potomka. 

W odróŜnieniu od wielu innych obecnych tu młodych dam 

Robina  nie  spoglądała  dotąd  zbyt  często  ku  szczytowi  stołu, 
zrobiła to jednak teraz. 

-  Bez  wątpienia  tak  przystojnego  męŜczyzny  jeszcze  nie 

widziałam  -  przekazała  swoje  pierwsze  wraŜenie.  -  Na  sam 
jego widok kaŜdej pannie serce zaczyna bić dwa razy szybciej. 
Naturalnie  jest  jeszcze  bardzo  młody.  O  ile  pamiętam,  lady 
Exmouth  mówiła,  Ŝe  ma  dopiero  dwadzieścia  cztery  lata. 

background image

 

61

Prawdopodobnie gdy zacznie rozglądać się za Ŝoną, nie będzie 
narzekał na brak kandydatek. 

-  Hm - zabrzmiało w odpowiedzi, po czym sir Percy upił 

łyk wina z kieliszka. 

-  Nie zgadza się pan ze mną? 
-  Zastanawiam  się  tylko,  czy  następna  lady  Phelps 

zostanie wybrana wyłącznie przez niego. 

Robina  natychmiast  zrozumiała  ukryte  znaczenie.  ChociaŜ 

lady Phelps powitała ją bardzo ciepło, to ze zmatowiałych oczu 
taksujących gości moŜna było odczytać pewne wyrachowanie. 
Niewykluczone  więc,  Ŝe  dość  ospałe  zachowanie  lady  Phelps 
było  tak  samo  zwodnicze  jak  zdziwione,  niemal  dziecięce 
spojrzenia sir Percy'ego. 

-  CzyŜby  jakimś  trafem  sugerował  pan,  Ŝe  lord  Phelps 

moŜe czuć się w obowiązku uzyskać zgodę matki, zanim włoŜy 
zaręczynowy pierścionek na palec swojej wybranki? 

Sir Percy popatrzył na nią z uznaniem. 
-  Od  pierwszej  chwili  podejrzewałem,  Ŝe  bystra  z  pani 

dziewczyna  -  stwierdził.  -  Słusznie  spostrzeŜenie.  Właśnie  to 
chciałem powiedzieć. Myślę równieŜ, Ŝe lady Phelps nie będzie 
się śpieszyć z wyraŜeniem zgody. 

Robinie nie było dane powiedzieć nic więcej na ten temat, 

poniewaŜ  jej  uwagę  zajął  sąsiad  z  drugiej  strony,  niejaki  sir 
Frederick Ainsley, którego poznała tego wieczoru. 

Okazało  się,  Ŝe  pan  Ainsley  liczy  na  zrobienie  kariery  w 

kościele, bez trudu znaleźli więc temat do konwersacji i sporo 
czasu  minęło,  nim  Robina  znów  zwróciła  się  do  Ŝyczliwego 
baroneta,  który  akurat  ze  smakiem  pałaszował  świeŜutką  bezę 
truskawkową, obficie polaną gęstym kremem. 

-  Exmouth wydaje się dość przygaszony dziś wieczorem - 

zauwaŜył.  Zaskoczona  przeniosła  wzrok  na  Daniela  i 
przekonała się, Ŝe patrzy prosto na nią. 

background image

 

62

Uśmiechnęła  się,  ale  pierwszy  raz  jej  uśmiech  nie  został 

odwzajemniony. Zaraz potem Daniel odwrócił głowę i zajął się 
energiczną sąsiadką z lewej strony. 

-  Wcześniej  zachowywał  się  całkiem  zwyczajnie, 

powiedziałabym nawet, Ŝe jowialnie. - Przypomniała sobie ich 
rozmowę  podczas  podróŜy  powozem.  -  Przypuszczam  jednak, 
Ŝ

e  czasem  ogarniają  go  przykre  wspomnienia,  zwłaszcza  przy 

takich  okazjach  jak  ta,  bo  przecieŜ  na  przyjęciach  bez 
wątpienia towarzyszyła  mu Ŝona. Nie sądzę, Ŝeby moŜna było 
całkiem  się  otrząsnąć  po  takim  ciosie,  nawet  jeśli  ktoś  bardzo 
się stara. 

-  MoŜe i nie - przyznał sir Percy, który właśnie rozprawił 

się z ostatnim kawałkiem smakowitej bezy i z godną podziwu 
powściągliwością  powstrzymał  się  przed  wzięciem  sobie 
dokładki.  -  W  kaŜdym  razie  Clarissa  była  bardzo  towarzyską 
istotą, znacznie bardziej niŜ Exmouth. Ona uwielbiała chodzić 
na  bale  i  przyjęcia,  natomiast  Daniel  jest  najszczęśliwszy  w 
domu, kiedy moŜe zajmować się gospodarstwem. 

Sir Percy urwał na chwilę, by pociągnąć wzmacniający łyk 

z kieliszka, po czym podjął te interesujące wynurzenia. 

-  O  ile  pamiętam,  pod  koniec  Ŝycia  Clarissa  coraz 

częściej  bywała  w  Londynie,  składała  wizyty  przyjaciółkom 
albo  ściągała  do  Brighton,  a  Daniela  zostawiała  w  Courtney 
Place,  Ŝeby  później  do  niej  dołączył.  Z  pozorów  jednak  ich 
małŜeństwo było szczęśliwe.  

CzyŜby  w  jego  głosie  usłyszała  powątpiewanie?  Nie,  to 

niemoŜliwe! 

-  Rozumiem,  Ŝe  pan  dobrze  znał  niedawno  zmarłą  panią 

baronową. 

-  Jestem  przyjacielem  Exmouthów  od  wielu  lat,  moja 

droga, więc owszem, znałem ją dobrze. To był diament czystej 
wody!  -  Spojrzał  na  powierzchnię  płynu  pozostającego  w 
kieliszku  i  nieznacznie  zmarszczył  siwe  brwi.  -  Nie  mogę 
jednak  pozbyć  się  wraŜenia,  Ŝe  Exmouth  porzucił  kawalerski 

background image

 

63

stan  zdecydowanie  zbyt  młodo.  Miał  dwadzieścia  trzy  lata,  a 
chociaŜ  zawsze  był  bardzo  zrównowaŜonym  młodym 
człowiekiem, dojrzałym ponad swój wiek, to przecieŜ z czasem 
zmieniamy się wszyscy, nie tylko fizycznie, i od tego nie da się 
uciec.  Clarissa  była  niepospolitą  pięknością.  Temu  nie 
zaprzeczyłby  nikt.  Podbiłaby  serce  kaŜdego  młodego 
człowieka. Ale z dziełem sztuki jest tak, Ŝe właściwie nie ma z 
niego  wielkiego  poŜytku...  moŜna  tylko  na  nie  z  podziwem 
patrzeć,  jeśli  rozumie  pani,  o  co  mi  chodzi.  Nie chcę  przez  to 
powiedzieć, Ŝe Clarissa była głupia - zastrzegł się skwapliwie. 
-  Skłamałbym  podle.  Powiedziałbym,  Ŝe  jej  zainteresowania 
były dość ograniczone. Mimo wszystko - wzruszył ramionami 
-  wyglądało  jednak  na  to,  Ŝe  młody  Exmouth  jest  całkiem 
zadowolony z małŜeństwa. 

Robina  próbowała  ogarnąć  to,  co  przed  chwilą  usłyszała. 

Tymczasem sir Percy kontynuował: 

-  A  potem  zdarzył  się  wypadek.  Wielka  tragedia,  jak 

sama  pani  zauwaŜyła,  moja  droga.  Ale  coś  w  tym  wszystkim 
zawsze mnie zastanawiało... coś mi nie pasowało. 

Robina natychmiast odzyskała zainteresowanie wywodem. 
-  Czy pan chce powiedzieć, Ŝe był świadkiem wypadku? 
-  Och,  nie!  Przebywałem  w  pobliŜu,  gościłem  bowiem  u 

sąsiada  Exmoutha.  Kiedy  dotarła  do  nas  wiadomość, 
wskoczyliśmy  do  powozu  i  szybko  pojechaliśmy  do  Courtney 
Place. Dowiedzieliśmy się, Ŝe Clarissa nie Ŝyje,  a młody John 
Travers,  który  przyjechał  w  odwiedziny  do  niedaleko 
mieszkającej  ciotki,  odniósł  cięŜkie  rany.  Zresztą  biedak  nie 
odzyskał przytomności i zmarł następnego ranka. 

Robina upiła łyk ze swojego kieliszka i ukradkiem zerknęła 

na  Daniela.  Teraz  znowu  miał  na  twarzy  uśmiech,  ten  sam, 
którym często ją urzekał, i z zapałem prowadził konwersację z 
lady Smethurst. 

Gdy  pierwszy  raz  spotkała  Daniela  w  Londynie, 

wiadomość  o  jego  Ŝałobie  naturalnie  ją  zasmuciła  na  tyle,  na 

background image

 

64

ile  moŜe  zasmucić  tragiczna  wiadomość  dotycząca  obcego 
człowieka. Teraz jednak Daniel nie był juŜ obcym, lecz drogim 
jej, wspaniałym towarzyszem, którego przyjaźń szybko zaczęła 
cenić  ponad  wszystko  inne.  Sama  myśl,  Ŝe  Daniel  moŜe 
cierpieć, sprawiała jej niewysłowiony ból.  

-  Kiedy dotarliśmy do Courtney Place, Daniela nie było. - 

Sir  Percy  powrócił  do  swojej  opowieści,  najwidoczniej  wciąŜ 
tkwiąc  w  świecie  wspomnień.  -Powiedziano  nam,  Ŝe 
znajdziemy  go  na  miejscu  wypadku,  więc  pojechaliśmy 
sprawdzić,  czy  moŜemy  w  czymś  pomóc.  -  Pokręcił  głową.  - 
To  był  przeraŜający  widok.  Powóz  Clarissy,  ten,  który  Daniel 
kupił jej rok wcześniej do prywatnego uŜytku, leŜał rozbity na 
dnie  wąwozu,  a  obok  konie.  Daniel  musiał  je  dobić,  Ŝeby  nie 
cierpiały. 

-  Co konkretnie zwróciło pańską uwagę w tym wypadku, 

sir Percy? - spytała Robina, gdy znów zamilkł. 

-  Miejsce,  moja  droga  -  odrzekł  bez  wahania.  -Wypadek 

zdarzył  się  na  przewęŜeniu  znanym  w  okolicy  pod  nazwą 
Przełęczy WęŜa. Bardzo jest tam malowniczo, ale drogi uŜywa 
się  rzadko,  odkąd  zbudowano  nową.  Jeszcze  jeŜdŜą  tamtędy 
miejscowi  gospodarze,  no  i  przybysze  szukający  pięknych 
widoków,  ale  tylko  latem.  Zimą  drogę  przez  Przełęcz  WęŜa 
trudno  pokonać.  Jest  wąska,  kręta  i  spadzista,  stąd  zresztą 
nazwa. 

-  I  co  z  tą  przełęczą?  -  przynagliła,  by  zachęcić  sir 

Percy'ego do jaśniejszego sformułowania myśli. 

-  Widzi  pani,  moja  droga...  Nieustannie  zadaję  sobie 

pytanie, dlaczego trzeźwo myślący człowiek, jakim jest Daniel, 
wiózł Ŝonę  taką  niebezpieczną  drogą.  Poza  tym  dowiedziałem 
się w swoim czasie, Ŝe wrócił z Londynu zaledwie godzinę czy 
dwie przed wypadkiem. RozwaŜny człowiek nie wybiera się na 
przejaŜdŜkę,  w  dodatku  po  wertepach,  kiedy  jest  zmęczony 
podróŜą  z  Londynu.  I  jeszcze  w  dodatku  miałby  podziwiać 
widoki? - ciągnął sir Percy zniŜonym głosem, bo nie chciał, by 

background image

 

65

ich  podsłuchano.  -  Czy  zdrowy  na  umyśle  człowiek  wybierze 
na to paskudny dzień w końcu października? Niech pani sama 
powie!  Dobrze  pamiętam,  Ŝe  przez  cały  ranek  siąpił  deszcz,  a 
chociaŜ  po  południu  przestało  padać,  to  dalej  było  szaro, 
wilgotno  i  okropnie.  Daniel  powiedział  mi,  Ŝe  to  był  pomysł 
młodego  Traversa.  Ponoć  młodzieniec  chciał  jak  najwięcej 
obejrzeć przed powrotem do hrabstwa Derby. No, moŜe i takie 
wyjaśnienie  ujdzie  -  przyznał.  -  Ale  do  tej  pory  nie  mogę 
uwierzyć w to, Ŝe Daniel przyjął zakład. 

-  Zakład? - powtórzyła Robina zdziwiona. 
-  Młody Travers podobno powiedział, Ŝe jeśli ktoś dobrze 

powozi,  to  potrafi  rozpędzić  konie  przy  kaŜdej  pogodzie. 
Exmouthowi naturalnie nie brak umiejętności powoŜenia, sama 
pani  wie.  -  Wzruszył  ramionami.  -  Nie  chcę  przez  to 
powiedzieć,  Ŝe  nigdy  nie  przyjąłby  zakładu.  DŜentelmenom 
czasem  się  to  zdarza.  Jednak  jestem  przekonany,  Ŝe  nie 
naraziłby  Ŝycia  koni,  a  tym  bardziej  Ŝony,  wybierając  taką 
niebezpieczną trasę. To mi wygląda bardzo podejrzanie. 

Rzeczywiście,  przyznała  w  myśli  Robina.  Daniel  nie 

dopuściłby  się  takiej  lekkomyślności,  a  juŜ  na  pewno  nie  dla 
wygrania zakładu. Sir Percy się nie mylił, ta wersja wydarzeń 
wydawała się mało prawdopodobna. 

Tego  samego  wieczoru  po  połoŜeniu  się  do  łóŜka  Robina 

zadumała  się  nad  rozmową  z  sir  Percym.  Była  to  bardzo 
interesująca wymiana zdań i dostarczyła jej wiele materiału do 
przemyśleń. 

Naturalnie  nie  tylko  ta  część  wieczoru  była  przyjemna, 

przypomniała sobie, otulając się prześcieradłem.  Dobrze czuła 
się  równieŜ  w  towarzystwie  pana  Fredericka  Ainsleya,  z 
którym  dwukrotnie  tańczyła.  Drobne  rozczarowanie  przeŜyła 
jedynie  z  powodu  Daniela,  który  ani  razu  nie  zaprosił  jej  do 
tańca.  Natomiast  zrobił  to  niezwykle  przystojny  lord  Phelps, 
budząc  tym  zazdrość  zaproszonych  panien  w  salonie  i 
ś

ciągając na nią spojrzenia wszystkich gości. 

background image

 

66

Nagle zmarszczyła czoło, poraŜona niespodziewaną myślą. 

Cyganka  na  jarmarku  przepowiedziała  jej  spotkanie  z 
przystojnym młodym człowiekiem w najbliŜszej przyszłości.  I 
tak właśnie się stało! Najdziwniejsze, Ŝe gdy tańczyła z lordem 
Phelpsem,  w  ogóle  nie  robiło  to  na  niej  wraŜenia.  Czuła  się 
zupełnie inaczej niŜ dwa wieczory wcześniej, gdy wirowała w 
walcu w objęciach Daniela. 

Było to bardzo dziwne! 
  
  

ROZDZIAŁ PIĄTY 
 

  
Następnego  ranka  Robinie  wydawało  się,  Ŝe  kołatka  w 

ogóle  nie  milknie.  Pierwszym  gościem  był  pan  Frederick 
Ainsley,  który  przyszedł  wyłącznie  w  tym  celu,  by 
zaproponować  spacer  po  parku.  Normalnie  przyjęłaby  takie 
zaproszenie  z  radością,  ale  poniewaŜ  była  juŜ  umówiona  z 
Danielem  na  przejaŜdŜkę  kolaską,  a  takiej  atrakcji  nie 
wyrzekłaby  się  łatwo  bez  waŜnej  przyczyny,  uprzejmie 
odmówiła  panu  Ainsleyowi,  acz  w  zamian  za  to  z  ochotą 
przyjęła 

propozycję 

wspólnej 

przechadzki 

następnego 

popołudnia. 

Gdy tylko przemiły pan Ainsley zakończył wizytę, przyszła 

gospodyni  poprzedniego  wieczoru  wraz  z  synem.  Okrutne 
ś

wiatło  dnia  bynajmniej  nie  polepszyło  zmęczonego  wyglądu 

lady  Phelps,  zgoła  inaczej  rzecz  przedstawiała  się  natomiast  z 
jej  jedynakiem.  Gdy  usiadł  na  kanapie  obok  Robiny, 
przypominał  złotowłosego  Apolla,  a  wraŜenie  potęgowały 
promienie słońca, wlewające się przez okno do pokoju. 

Daniel,  który  wkrótce  po  śniadaniu  wycofał  się  do 

biblioteki  z  zamiarem  napisania  obszernej  odpowiedzi  na  list 
rządcy,  widocznie  usłyszał  tym  razem  dźwięk  kołatki,  bo  na 
chwilę  zawitał  do  gości.  Konwersacja  zeszła  na  współczesne 

background image

 

67

mody w malarstwie i sztuce w ogóle, który to temat, co Robina 
odkryła  poprzedniego  wieczora,  bardzo  odpowiadał  lordowi 
Phelpsowi,  mającemu  w  tej  materii  głęboką  wiedzę.  Przy 
pierwszej  nadarzającej  się  sposobności  Daniel  spytał  jednak 
swego  młodego  gościa,  czy  chciałby  obejrzeć  interesujący 
pejzaŜ,  wiszący  w  bibliotece  nad  kominkiem.  Zaproszenie 
zostało  przyjęte  ze  skwapliwością,  chociaŜ  Robina  nie  miała 
pewności, czy było to spowodowane szczerą chęcią obejrzenia 
obrazu,  czy  moŜe  raczej  wzmianką  Daniela  o  czymś 
mocniejszym niŜ herbata, którą właśnie podał kamerdyner. 

Lady  Exmouth  bystro  zauwaŜyła  ukradkowy  uśmiech 

igrający  na  uroczej  twarzy  panny,  którą  juŜ  wkrótce  miała 
nadzieję zwać synową, toteŜ bardzo się zainteresowała,  co teŜ 
lęgnie się w tej główce. Milady była w kaŜdym calu realistką i 
ś

wietnie  zdawała  sobie  sprawę  z  tego,  Ŝe  nieoczekiwane 

wejście  na  scenę  tak  przystojnego  młodzieńca  moŜe 
spowodować  nieoczekiwane  kłopoty.  PrzeŜyła  jednak  niemałą 
satysfakcję,  widząc,  Ŝe  jej  młoda  protegowana  nie  wydaje  się 
w  najmniejszym  stopniu  zasmucona  nagłym  usunięciem  tego 
adonisa ze sfery jej wpływów. 

W  odróŜnieniu  od  Robiny  lady  Phelps  odprowadziła 

dŜentelmenów  wzrokiem,  a  gdy  tylko  drzwi  za  nimi 
ostatecznie się zamknęły, zwróciła się do przyjaciółki i złoŜyła 
jej kondolencje z powodu odejścia Ŝony Daniela. 

-  Co  za  przeraŜająca  tragedia.  Clarissa  była  taką  piękną 

niewiastą! Pamiętam, ile było w niej Ŝycia. 

-  To prawda - przyznała lady Exmouth, podając gościowi 

herbatę w porcelanowej filiŜance. - Na szczęście Daniel powoli 
dochodzi do siebie. Czas spędzony w Londynie bardzo dobrze 
mu zrobił. 

Lady Phelps zerknęła znacząco w stronę Robiny. 
-  Miło  mi  to  słyszeć.  Daniel  wciąŜ  jest  stosunkowo 

młodym  człowiekiem,  bo  jeśli  pamięć  mnie  nie  myli,  nie 

background image

 

68

skończył  jeszcze  trzydziestu  sześciu  lat.  Nie  moŜna  mu 
pozwolić, by na zawsze pogrąŜył się w Ŝałobie. 

Znów  spojrzała  na  Robinę,  tym  razem  znacznie  bardziej 

bezpośrednio. 

-  A  ty,  moja  droga,  czy  jesteś  zadowolona  z  pobytu  w 

Brighton? 

-  Bardzo, proszę pani. Lady Exmouth i jej syn są dla mnie 

wyjątkowo uprzejmi. 

-  Niedorzeczność, dziecko! To raczej dla mnie twój pobyt 

jest  wielką  radością.  Obecność  męŜczyzn  bywa  bardzo 
uŜyteczna,  ale  i  tak  potrzebne  jest  równieŜ  towarzystwo  osób 
tej  samej  płci.  Robina  jest  najstarszą  córką  lady  Elizabeth 
Finedon  i  Williama  Percevala,  Augusto  -  wyjaśniła  lady 
Exmouth, zakończywszy rozdzielanie herbaty. 

-  Ach,  tak!  Naturalnie.  Twój  papa  jest  duchownym, 

prawda, moja droga? 

-  Tak, proszę pani. Pastorem w Abbot Quincey. 
-  Jestem  przekonana,  Ŝe  zacny  z  niego  człowiek.  Dobrze 

pamiętam  twoją  mamę.  Masz  zapewne  młodsze  rodzeństwo, 
jak wnoszę. 

-   Trzy siostry. 
-  JakŜe  szczęśliwi  są  twoi  rodzice!  Mnie  Bóg 

pobłogosławił  tylko  jednym  dzieckiem.  -  Zwróciła  się  do 
przyjaciółki.  -  Za  to  mamy  naprawdę  dobre  dzieci,  czyŜ  nie, 
Lavinio? 

-  Bardzo.  A  Simon  jest  w  dodatku  bardzo  przystojny, 

Augusto. 

Lady Phelps pozwoliła sobie na wątły uśmiech. 
-  Niestety, choć przystojny, to słabej konstytucji. 
Po 

tym 

stwierdzeniu 

kącik 

ust 

lady 

Exmouth 

niebezpiecznie  drgnął,  co  nie  uszło  uwagi  Robiny.  Jej 
opiekunka  bez  wątpienia  dzieliła  z  nią  opinię  na  temat  lorda 
Phelpsa  i  uwaŜała  go  za  okaz  zdrowia,  na  co  zresztą 

background image

 

69

wskazywały  jego  gładka  cera,  skrzące  się  oczy  i  masa 
lśniących, bardzo jasnych pukli. 

ChociaŜ  lady  Exmouth  z  pewnością  nie  przyznałaby  tego 

wprost,  Robina  odniosła  nieodparte  wraŜenie,  Ŝe  spotkanie  po 
latach  nie  całkiem  spełniło  jej  oczekiwania.  Z  półsłówek 
wychwyconych  przez  Robinę  podczas  jazdy  powozem  do 
domu 

poprzedniego 

wieczoru 

wynikało 

zupełnie 

jednoznacznie,  Ŝe  zdaniem  lady  Exmouth  jej  dawna 
przyjaciółka  zmieniła  się  pod  wieloma  względami  nie  do 
poznania,  i  to  bynajmniej  nie  na  lepsze.  Robina  pamiętała  teŜ 
wyraz twarzy matki Daniela, jaki zauwaŜyła, gdy ta siedziała z 
lady  Phelps  przy  deserze,  po  wybornej  kolacji  podanej 
poprzedniego  wieczoru.  W  oczach  damy  majaczył  ślad 
zniecierpliwienia i chyba znudzenia. 

Teraz  jednak  lady  Exmouth  nie  wydawała  się  znudzona,  z 

trudem bowiem powściągała wesołość. 

-  Wszystkie  dzieci  chorują  od  czasu  do  czasu  -

powiedziała.  -  Nie  da  się  tego  uniknąć,  Augusto.  Ponadto 
jestem  pewna,  Ŝe  ostatnio  nie  masz  powodów  do  troski  o 
Simona. Wygląda bardzo zdrowo. 

-  Och, moja droga, pozory często mylą. On wcale nie jest 

taki krzepki, jak się zdaje. Poza tym musi udźwignąć na swoich 
młodych  ramionach  niemałą  odpowiedzialność.  Nie  jest 
tajemnicą,  Ŝe  majątek  przeszedł  na  jego  nazwisko  w 
opłakanym  stanie.  Na  szczęście  Simon  nie  odziedziczył 
słabości  swojego  ojca  i  sytuacja  znacznie  się  polepszyła.  - 
Frasobliwa mina damy została jeszcze zaakcentowana. - WciąŜ 
jednak dobry oŜenek jest dla Simona koniecznością. 

-  W  takim  razie,  Augusto  -  odrzekła  bezceremonialnie 

lady Exmouth - nie pojmuję, co, u licha, sprowadziło was tutaj, 
do  Brighton.  Naprawdę  dobre  partie  moŜna  znaleźć  tylko 
podczas sezonu w Londynie. 

Dźwięczny  śmiech  lady  Phelps  zabrzmiał  w  bardzo 

wymuszony sposób. 

background image

 

70

-  Och,  nie,  moja  droga!  Nie  przyjechaliśmy  tutaj  z 

nadzieją  znalezienia  Simonowi  stosownej  Ŝony.  On  wciąŜ 
jeszcze  jest  bardzo  młody  i  tymczasem  nie  zamierza  zakładać 
rodziny.  Naturalnie  gdyby  spotkał  odpowiednią  pannę  i  ją 
pokochał,  byłby  to  szczęśliwy  traf,  ale  w  grancie  rzeczy 
przyjechaliśmy  tutaj  poszukać  trochę  odmiany,  a  przy  okazji 
odetchnąć świeŜym nadmorskim powietrzem. 

Według wszelkiego prawdopodobieństwa tak właśnie było, 

bo gdyby sądzić po wyglądzie, wdowa, w odróŜnieniu od syna, 
powinna podreperować zdrowie w kurorcie. Nawet jednak jeśli 
doskwierała  jej  słabość  fizyczna,  to  Robina  ani  przez  chwilę 
nie  odniosła  wraŜenia,  by  damie  brakowało  ambicji  lub,  na 
przykład,  sprytu.  Siłą  rzeczy  zastanawiała  się  więc,  czy  lady 
Phelps  dopuściłaby  do  tego,  by  przeciekła  jej  przez  chciwe, 
kościste  palce  wyśmienita  okazja  zapewnienia  synowi  bogatej 
Ŝ

ony,  gdyby  -  rzecz  jasna  -  odpowiednia  dziedziczka  zawitała 

do Brighton podczas ich pobytu. 

Czy  Simon  Phelps  aprobował  te  plany  co  do  swojej 

przyszłości?  Robina  naturalnie  nie  mogła  tego  wiedzieć. 
Jednak  w  miarę  jak  mijały  dni  i  często  spotykała  go  w 
towarzystwie  -  co  w  takim  miasteczku  jak  Brighton  było 
nieuniknione,  na  wszystkie  przyjęcia  i  bale  zapraszano  tu 
bowiem  tych  samych  ludzi  -  wyrobiła  sobie  pogląd,  Ŝe  jest  to 
nader  beztroski  młodzieniec,  przejawiający  niewiele  ambicji  i 
zainteresowań, które nie dotyczyłyby poezji i sztuki.  

Nigdy 

nie 

wykazywał 

chęci 

uczestniczenia 

jakichkolwiek  męskich  rozrywkach  na  świeŜym  powietrzu  i 
wydawał się całkiem zadowolony z moŜliwości towarzyszenia 
matce  wszędzie,  gdzie  tylko  sobie  Ŝyczyła.  Wieczorami 
pokazywali  się  więc  w  salonach,  a  za  dnia  składali  w 
miasteczku  wizyty  jej  przyjaciołom.  PoniewaŜ  zaś  byli 
regularnymi gośćmi równieŜ w domu lorda Exmoutha, Robina 
nie  potrzebowała  długich  obserwacji,  by  nabrać  przekonania, 

background image

 

71

Ŝ

e ich wizyta zazwyczaj zbiegała się w czasie z opuszczeniem 

domu przez Daniela. 

W następstwie tego zaczęła widywać Daniela duŜo rzadziej 

niŜ  do  tej  pory.  Niewątpliwie  winę  za  to  ponosiły    właśnie 
częste odwiedziny lady Phelps. Z nadejściem lipca do Brighton 
zjechała  następna  grupa  gości,  a  wśród  nich  równieŜ  dobrzy 
znajomi Robiny z hrabstwa Northampton, Olivia Roade Burton 
i  jej  siostra  Beatrice  z  poślubionym  przez  nią  niedawno 
czarującym  lordem  Ravensdenem.  Wizyty  u  Ravensdenów  i 
zacieśniająca  się  przyjaźń  z  panem  Frederickiem  Ainsleyem, 
który  w  odróŜnieniu  od  lorda  Phelpsa  nie  stronił  od  świeŜego 
powietrza i spacerów, sprawiły, Ŝe i Robina często przebywała 
poza domem. 

Do Brighton przybył równieŜ przyjaciel Daniela, Montague 

Merrell, toteŜ naturalną koleją rzeczy Daniel chętnie spędzał z 
nim  czas  i  poświęcał  go  typowo  męskim  sprawom.  Łatwo 
zrozumieć,  Ŝe  z  tego  powodu  wieczorami  nie  zawsze  mógł 
towarzyszyć  matce  i  Robinie.  Nie  stanowiło  to  szczególnego 
problemu,  tyle  Ŝe  Robina  zaczęła  tęsknić  za  Danielem.  Nie 
chciała się do tego przyznać nawet przed sobą, póki nie została 
postawiona w przymusowej sytuacji,  gdy pewnego ranka przy 
ś

niadaniu  Daniel  oznajmił,  iŜ  przeprowadzi  się  na  pewien 

okres do domu Merrella. 

-  Wielkie nieba, Danielu, po co? - spytała lady Exmouth, 

zwięźle wyraŜając w ten sposób równieŜ myśl Robiny. 

-  MoŜe  wyleciało  ci  to  z  pamięci,  mamo,  ale  dziś  mają 

przyjechać twoje wnuczki. 

-  I co z tego? Mamy dość miejsca w domu, by wszystkim 

było  wygodnie.  Absolutnie  nie  widzę  takiej  konieczności, 
Ŝ

ebyś się wyprowadzał. 

-  MoŜe rzeczywiście - przyznał, zerkając na Robinę, która 

przez  cały  czas  pilnie  czytała  list,  połoŜony  przy  talerzu  -  ale 
wszystkim  wam  będzie  duŜo  wygodniej,  jeśli  jednak  się 
przeniosę.  Poza  tym  stanowczo  nie  zgadzam  się  na 

background image

 

72

przydzielenie  pannie  Halliwell  pokoju  na  strychu.  Ona 
nieustannie  słuŜy  pocieszeniem  i  wsparciem  dziewczętom, 
odkąd  zmarła  ich  matka,  nie  pozwolę  więc  traktować  jej  jak 
słuŜącej.  Hanna  z  Lizzie  mogą  zamieszkać  w  moim  pokoju,  a 
panna Halliwell w sąsiednim. 

Najwidoczniej  lady  Exmouth  w  pełni  podzielała  względy 

Daniela  dla  guwernantki  jego  córek,  gdyŜ  po  chwilowym 
zastanowieniu skinęła głową na znak zgody. 

-  Dobrze. Czyli wszystko ustaliliśmy - stwierdził Daniel, 

uznawszy  sprawę  za  zamkniętą,  po  czym  zwrócił  się  do 
Robiny,  która  nadal  w  zadumie  śledziła  treść  listu.  -  Jest  pani 
dzisiaj  bardzo  milcząca.  Ufam,  Ŝe  nie  otrzymała  pani  złych 
wiadomości z domu. 

-  Słucham...  ?  Ach,  nie,  skądŜe.  Tylko  trochę  plotek  i 

ploteczek.  Moja  rodzina  niecierpliwie  oczekuje  przybycia 
kuzynki. Tymczasem zresztą kuzynka juŜ zapewne przybyła. 

Robina zmusiła się do spojrzenia na Daniela z nadzieją, Ŝe 

nie  widać  po  niej  wielkiego  rozczarowania,  jakie  odczuła  na 
wiadomość o jego rychłej wyprowadzce z domu. 

-  Być moŜe pamięta pan, jak opowiadałam mu, Ŝe mama 

zaproponowała  dach  nad  głową  kuzynce  Deborze  po  tym,  jak 
mama  kuzynki,  a  moja  ciotka  Frances,  zmarła  w  ubiegłym 
roku.  Ośmielę  się  wyrazić  przypuszczenie,  Ŝe  plebania 
nieodwracalnie  się  zmieni,  gdy  tylko  kuzynka  rzeczywiście 
tam  zamieszka.  Droga  Debora  zbyt  często  staje  się  ofiarą 
nieszczęśliwych  wypadków.  -  Zajrzała  do  listu.  -  Poza  tym 
jednak  mama  pisze  tylko,  Ŝe  tymczasem  jeszcze  nikogo  nie 
oskarŜono o zamordowanie markiza Sywell. 

-  Równie  dobrze  moŜe  się  okazać,  Ŝe  jest  to  jedna  ze 

spraw,  które  nigdy  nie  zostają  rozwiązane  -  wyraził 
przekonanie  Daniel  po  chwili  namysłu.  –  ChociaŜ  z  tego,  co 
niedawno  powiedział  mi  Merrell,  wynika,  Ŝe  regent  bardzo 
chciałby  wyjaśnić  tę  historię.  Lady  Exmouth  zmarszczyła 
czoło. 

background image

 

73

-  Dlaczego,  twoim  zdaniem?  Mam  nadzieję,  Ŝe  Sywell 

nigdy nie był przyjacielem regenta. 

-  O  ile  wiem,  markiz  nie  był  niczyim  przyjacielem  - 

odrzekł  Daniel,  dając  upust  swemu  sarkastycznemu  poczuciu 
humoru.  -  Nie  w  tym  rzecz.  Po  prostu  regent  nie  jest 
zadowolony,  gdy  dowiaduje  się,  Ŝe  jeden  z  parów  został,  hm, 
zgładzony.  Dość  było  w  ostatnich  latach  podobnych 
incydentów  po  drugiej  stronie  Kanału.  Nasz  przyszły  król  nie 
Ŝ

yczy sobie nic podobnego u nas i prawdę mówiąc, trudno go o 

to  winić.  Po  co  nam  bandy  rewolucjonistów  podrzynające 
gardła arystokratom? Zawsze mogłaby wtedy przyjść kolej i na 
mnie! 

-  Jestem jedyną osobą, która mogłaby cię zamordować, a 

to dlatego Ŝe opuszczasz mnie w taki sposób! - odpowiedziała 
jego  matka,  -  Dzięki  Bogu,  Ŝe  wciąŜ  mam  drogą  Robinę  do 
towarzystwa.  PowaŜnie  zastanawiam  się  nad  tym,  Ŝeby  po 
zakończeniu  sezonu  namówić  ją  na  wspólny  powrót  do  Bath. 
Mogłaby  zamieszkać  tam  na  stałe.  Jestem  przekonana,  Ŝe  ona 
nigdy by mnie nie opuściła! 

-  Jeśli  nie  będziesz  bardzo  ostroŜna,  mamo  -ostrzegł  ją 

Daniel,  którego  uśmiech  powoli  topniał,  a  spojrzenie  stawało 
się  wyjątkowo  skupione  -  moŜesz  przypadkiem  osiągnąć 
całkiem odwrotny skutek. 

  
PoniewaŜ  Daniel  był  zajęty  przenoszeniem  części  swojego 

osobistego  dobytku  do  domu  przyjaciela,  Robina  musiała  z 
konieczności  zrezygnować  z  lekcji  powoŜenia  kolaską. 
Pozostała więc w domu i razem z lady Exmouth przyjmowała 
gości,  którzy  przez  ostatnie  przedpołudnia  niezmiennie 
napływali  szerokim  strumieniem.  Po  lunchu  postanowiła 
jednak  zaczerpnąć  świeŜego  powietrza,  bardzo  się  więc 
ucieszyła, gdy akurat w najodpowiedniejszej chwili pojawił się 
pan Frederick Ainsley i zaproponował jej swoje towarzystwo. 

background image

 

74

Pan  Ainsley  był  ledwie  średniego  wzrostu  i  poza  parą 

czystych,  bardzo  bystrych,  szarych  oczu  nie  miał  w  swym 
wyglądzie  niczego,  co  zwracałoby  na  niego  uwagę,  dlatego  z 
pewnością  nie  odpowiadał  gustom  dam.  W  odróŜnieniu  od 
lorda 

Simona 

Phelpsa, 

który 

budził 

powszechne 

zainteresowanie wszędzie, gdzie się pojawił, pan Ainsley mógł 
nawet być obecny na przyjęciu, a większość gości i tak o tym 
nie  wiedziała.  Mimo  to  Robina  zdecydowanie  przedkładała 
jego  towarzystwo  nad  towarzystwo  przystojnego,  młodego 
lorda. 

UwaŜała, Ŝe liczne zalety pana Ainsleya rekompensują jego 

niepozorność.  Był  on  pod  kaŜdym  względem  dŜentelmenem, 
eleganckim i troskliwym. Umiał ciekawie prowadzić rozmowę 
w odróŜnieniu od Simona Phelpsa, który raz po raz zdawał się 
odpływać  w  swój  własny  świat,  pozostawiając  Robinę  z 
mocnym  przeświadczeniem,  Ŝe  nie  słyszał  ani  jednego  jej 
słowa. 

Robina  przekonała  się,  Ŝe  ilekroć  dotrzymuje  jej 

towarzystwa  pan  Ainsley,  czas  upływa  podejrzanie  szybko. 
Ten spacer nie był wyjątkiem, wróciła  więc do domu później, 
niŜ  zamierzała,  i  weszła  do  sieni  akurat  w  chwili,  gdy 
kamerdyner dowodził roznoszeniem mnóstwa pozostawionych 
tam  bagaŜy.  Pod  wpływem  tego  widoku  zrezygnowała  z 
pójścia na górę, aby zdjąć czepek i uczesać włosy, i skierowała 
się prosto do głównego salonu, gdzie zgodnie z oczekiwaniami 
zastała córki Daniela, siedzące razem z babką na kanapie, oraz 
kobietę w prostej, szarej sukni, zajmującą fotel obok. 

Obecny  był  równieŜ  sam  Daniel.  Natychmiast  po  wejściu 

Robiny wstał z fotela i powitał ją okrzykiem: 

-  Ha, w końcu wraca nasz wędrowiec! 
MoŜna  to  było  odebrać  takŜe  jako  łagodną  przyganę.  Ale 

jeśli  nawet  taki  miał  cel,  to  złagodził  wymowę  swoich  słów 
ciepłym  uśmiechem  i  przyjaznym  gestem  zaprosił  Robinę 
bliŜej. 

background image

 

75

-  Panno  Perceval,  proszę  pozwolić,  Ŝe  przedstawię  moje 

córki, Hannę i Elizabeth. 

Robina  i  jej  trzy  siostry  nie  wyglądały  naturalnie 

jednakowo,  mimo  to  na  pierwszy  rzut  oka  było  widać,  Ŝe  są 
spokrewnione.  Nie  powiedziałoby  się  tego  o  dwóch 
dziewczętach,  które  stanęły  teraz  przed  Robina  i  dygnęły. 
Nawet  ich  dygi  róŜniły  się  między  sobą  zręcznością  i 
elegancją.  Ciemnowłosa  Hanna  miała  łagodne,  piwne  oczy  i 
przypominała 

urody 

ojca. 

Lizzie 

prawdopodobnie 

przypominała swą piękną matkę, miała bowiem jasną karnację, 
niesamowicie niebieskie oczy i mnóstwo blond loczków. 

Szybko  okazało  się,  Ŝe  róŜnice  dotyczą  takŜe  charakteru. 

Hanna  wydawała  się  dorosła  jak  na  swoje  dwanaście  lat,  była 
cicha i dbała o maniery. Lizzie, czego nie dało się ukryć, miała 
niewyczerpaną  energię  dziewięcioletniego  dziecka  i  była  w 
ruchu  praktycznie  bez  przerwy.  Chcąc  przedstawić  pannę 
Halliwell,  ojciec  zdołał  ją  jednak  bez  trudu  namówić,  Ŝeby 
jeszcze na chwilę usiadła przy babci. 

Robina  miała  dotąd  nieliczne  kontakty  z  guwernantkami. 

Jej  rodziców  nie  było  stać  na  luksus  zatrudnienia  prywatnego 
nauczyciela,  więc  ona  i  siostry  zdobywały  wykształcenie  na 
plebanii,  uczone  przez  rodziców,  którzy  byli  oczytani  i  duŜo 
wiedzieli.  We  wsi  przez  te  wszystkie  lata  moŜe  ze  dwie 
guwernantki  zostały  zatrudnione,  a  przyjaciółka  Robiny,  lady 
Sophia  Cleeve,  naturalnie  pobierała  nauki  u  prywatnych 
nauczycielek,  z  których  wszystkie  -  jak  Robina  sięgała 
pamięcią - były dość podobne: chuderlawe, w średnim wieku i 
nosiły  okulary.  Panna  Halliwell  nie  pasowała  do  tego 
stereotypu, na pewno nie skończyła jeszcze bowiem trzydziestu 
lat i miała smukłą, kształtną, bardzo atrakcyjną figurę. 

-   Zanim  pani  do  nas  dołączyła  -  zwrócił  się  Daniel  do 

Robiny,  gdy  oboje  usiedli  -  rozmawialiśmy  o  tym,  co 
moglibyśmy  wymyślić  na  jutro,  Ŝeby  dziewczęta  się  nie 
nudziły. Czy ma pani jakiś pomysł? 

background image

 

76

-  Jeśli  utrzyma  się  ładna  pogoda  -  odrzekła  po  chwili 

zastanowienia - a wszystko wskazuje na to, Ŝe tak, moglibyśmy 
wybrać się gdzieś na piknik. 

Propozycja 

zyskała 

natychmiastową 

aprobatę 

obu 

dziewcząt,  a  zwłaszcza  Hanny,  która  bardzo  chciała  wziąć 
szkicownik i utrwalić na papierze jakiś widok z okolicy. 

-  A  zatem  to  mamy  ustalone  -  powiedział  dobrotliwie 

Daniel.  -  Musimy  tylko  wybrać  miejsce  pikniku.  Czy  w  tej 
kwestii coś się pani nasuwa, panno Perceval? 

Robina wiedziała, Ŝe oblała się rumieńcem, takie wraŜenie 

wywarł  na  niej  uśmiech  Daniela.  Pozostała  jej  nadzieja,  Ŝe  te 
kolory  na  twarzy  będzie  moŜna  przypisać  skutkom 
przechadzki, z której właśnie wróciła. 

-  Kiedy dawał mi pan pierwszą lekcję powoŜenia kolaską, 

mijaliśmy  bardzo  ładny  las.  Niedaleko  tego  miejsca,  gdzie 
odbywa się targ - wyjaśniła, gdy Daniel zmarszczył czoło. - O 
ile pamiętam, powiedział pan, Ŝe w pobliŜu są ruiny klasztoru, 
a to, jak sądzę, jest doskonały obiekt do szkicowania. 

-  A,  tak!  JuŜ  wiem,  co  ma  pani  na  myśli.  Jeśli  dobrze 

pamiętam,  po  rzeczce  zawsze  pływa  tam  kilka  par  łabędzi.  - 
Została  nagrodzona  kolejnym  ciepłym  uśmiechem.  -  Mądra  z 
pani osóbka, panno Perceval. Wymyśliła pani idealne miejsce. 
Jest  tam  dość  cienia  dla  mamy,  w  razie  gdyby  zrobiło  się 
gorąco,  i  las  dla  tych  spośród  nas,  którzy  będą  mieli  dość 
energii na spacer. 

-  Uczysz pannę Perceval powozić kolaską, papo? - spytała 

Hanna.  Gdy  zmarszczyła  czoło,  jej  podobieństwo  do  ojca 
jeszcze się uwidoczniło. – Mamy nigdy nie uczyłeś. 

-  Mama 

nigdy 

nie 

wyraŜała 

najmniejszego 

zainteresowania  taką  moŜliwością,  w  odróŜnieniu  od  panny 
Perceval,  która  nieustannie  zaskakuje  mnie  licznymi 
zainteresowaniami. 

-  A mnie teŜ nauczysz, papo? - spytała pełna entuzjazmu 

Lizzie. 

background image

 

77

-  MoŜe.  Ale  musisz  być  trochę  starsza  i  potrafić 

spokojnie  siedzieć  przez  przynajmniej  dwie  minuty  - 
zaŜartował  i  wstał,  bo  do  pokoju  weszła  pokojówka  z  tacą  z 
herbatą.  -  Tymczasem  zostawimy  babcię,  Ŝeby  mogła  wypić 
herbatę,  a  my  wyjdziemy  na  dwór  i  tam  dostaniemy  lody  z 
lemoniadą. 

-  Czy  dobrze  mi  się  zdaje,  Ŝe  pani  pochodzi  z  tej  części 

kraju,  panno  Halliwell? -  spytała  lady  Exmouth, gdy  jej  syn  z 
córkami opuścili pokój. 

-  Tak,  proszę  pani,  to  prawda  -  odpowiedziała  z 

nieskazitelną poprawnością. 

-  Wspominała  pani,  zdaje  się,  o  krewnych  wciąŜ 

mieszkających w okolicy. 

-  Tak, milady. Mieszka tu mój brat z rodziną. On uczy w 

szkole znajdującej się około pięciu mil od Brighton. 

-  W  takim  razie,  moja  droga,  powinnaś  skorzystać  z 

okazji i złoŜyć mu wizytę. MoŜe nawet wybierzesz się tam na 
cały dzień właśnie jutro? - podsunęła. -Mój syn  na pewno nie 
będzie miał nic przeciwko temu, Ŝebyś wzięła mniejszy powóz. 
Nam  będzie  wygodniej  podróŜować  w  większym.  Poza  tym 
Daniel pewnie zechce pojechać kolaską. 

Uszczęśliwiona  mina  panny  Halliwell  dowodziła,  Ŝe  ta 

wielkoduszna propozycja została przyjęta z wdzięcznością. Nie 
ulegało  jednak  wątpliwości,  Ŝe  guwernantka  nie  zwykła 
zaniedbywać swych obowiązków, powiedziała bowiem: 

-  Ale  przecieŜ  jutro  będę  z  pewnością  potrzebna,  Ŝeby 

zająć się dziewczętami podczas pikniku. 

-  Jestem  pewna,  Ŝe  sobie  poradzimy.  Panna  Perceval  ma 

trzy młodsze siostry, więc dobrze umie zabawiać młode damy. 
Zatem wszystko ustalone. 

Lady  Exmouth uśmiechnęła się do Robiny i poprosiła ją  o 

nalanie herbaty, a potem znowu zwróciła się do guwernantki. 

background image

 

78

-  Powiem  ci  przy  okazji,  moja  droga,  Ŝe  łączy  was  z 

panną  Perceval  znacznie  więcej  niŜ  tylko  umiejętność  opieki 
nad dziewczętami. Jej ojciec teŜ jest duchownym. 

Konwersacja  w  naturalny  sposób  zeszła  na  pracowite,  lecz 

przyjemne  Ŝycie  na  wiejskiej  plebanii.  Okazało  się,  Ŝe  panna 
Halliwell  w  dzieciństwie  straciła  matkę  i  musiała  wziąć  na 
siebie  obowiązek  prowadzenia  domu.  Gdy  jej  starszy  brat  się 
wyprowadził,  przyjąwszy  posadę  nauczyciela,  została  przy 
ojcu i mieszkała z nim aŜ do jego śmierci przed czterema laty. 
Wtedy  niemal  z  dnia  na  dzień  parafia  przeszła  w  inne  ręce,  a 
ona została bez dachu nad głową. Postanowiła więc iść w ślady 
brata,  a  Ŝe  sprzyjało  jej  szczęście,  wkrótce  znalazła 
zatrudnienie u rodziny Exmouthów. 

Po  wysłuchaniu  tej  niedługiej  opowieści  o  losach  panny 

Halliwell  Robina  zaczęła  chyba  pierwszy  raz  w  pełni  zdawać 
sobie  sprawę  z  tego,  jak  często  uwaŜała,  Ŝe  coś  naleŜy  jej  się 
od  Ŝycia,  podczas  gdy  w  rzeczywistości  była  bardzo 
uprzywilejowana  w  porównaniu  z  wieloma  innymi  dziećmi 
duchownych.  W  odróŜnieniu  od  niedawno  zmarłego  pana 
Halliwella,  jej  ojca  było  stać  na  zatrudnienie  słuŜby  do 
wykonywania  cięŜszych  prac  domowych.  Nikt  nie  kazał  jej 
sprzątać,  gotować  ani  rozpalać  ognia.  Nie  miała  obowiązku 
uprawiać warzywnika, aby zaoszczędzić trochę pieniędzy. 

Musiała  teŜ  postawić  sobie  pytanie,  ile  córek  duchownych 

mogło  się  poszczycić  sezonem  w  Londynie.  Ilu  spośród  nich 
zdarzyło  się  tak  jak  jej  teraz  siedzieć  w  wytwornym  salonie  i 
częstować obecnych herbatą, jakby były paniami domu i miały 
wszelkie prawo to robić? 

Przystosowała się do tego uprzywilejowanego Ŝycia z taką 

łatwością,  jakby  urodziła  się  artystokratką.  W  gruncie  rzeczy 
przez  ostatnie  kilka  miesięcy  po  prostu  Ŝyła  jak  w  bajce,  był 
więc  najwyŜszy  czas  skończyć  z  głupimi  rojeniami  i  spojrzeć 
prawdzie  w  oczy.  PrzecieŜ  jeśli  nie  otrzyma  następnych 
propozycji małŜeństwa i wróci do Abbot Quincey, to w niezbyt 

background image

 

79

odległej  przyszłości  sama  moŜe  być  zmuszona  do  szukania 
posady  u  jakiejś  arystokratycznej  rodziny.  Wszak  nie  mogła 
wymagać  od  rodziców,  by  bez  końca  ją  utrzymywali,  a  to 
oznaczało,  Ŝe  zapewne  któregoś  dnia  zostanie  guwernantką. 
Panna  Halliwell,  trzeba  powiedzieć,  wydawała  się  całkiem 
zadowolona  ze  swego  losu.  Ale  ile  guwernantek  miało 
szczęście  znaleźć  zatrudnienie  w  domu  tak  Ŝyczliwego  i 
opiekuńczego  dŜentelmena,  jak  lord  Exmouth?  Robina 
podejrzewała, Ŝe bardzo niewiele. 

  
  

ROZDZIAŁ SZÓSTY 
 

  
Następnego ranka w sieni zebrała się niewielka, lecz bardzo 

wesoła grupa amatorów pikniku. Panna Halliwell, przy pełnym 
poparciu  lorda  Exmoutha,  wyruszyła  godzinę  wcześniej,  by 
spędzić  dzień  z  bratem  i  jego  rodziną.  Robina,  która  juŜ 
zdąŜyła  zaskarbić  sobie  sympatię  córek  Daniela,  a  zwłaszcza 
Lizzie,  powoli  dochodzącej  do  przekonania,  Ŝe  w  pannie 
Perceval  odnalazła  pokrewną  duszę,  z  powodzeniem 
rozweselała  dziewczynki,  opowiadając  im  o  kolejnym  ze 
swoich  niezbyt  chlubnych  dziecięcych  wyczynów,  gdy  drzwi 
wejściowe  się  otworzyły  i  do  domu  wszedł  Daniel.  Ku 
zaskoczeniu  zebranych  tuŜ  za  nim  dziarskim  krokiem 
wmaszerował  do  środka  sir  Percy  Lovell  w  słomkowym 
kapeluszu  na  głowie,  ubrany  w  krzykliwą  kamizelkę  w 
Ŝ

ółtozielone  paski,  z  dziwacznie  wyglądającą  wiązanką 

kwiatów przy klapie surduta. 

-  Wielkie nieba! - zawołała lady Exmouth, spoglądając to 

na  kamizelkę,  to  na  kwiaty.  -  CóŜ  pana  do  nas  sprowadza, 
Percy?  Chyba  nie  chce  pan  przyłączyć  się  do  naszego 
towarzystwa? 

  

background image

 

80

 
-  Wręcz  przeciwnie  -  zapewnił.  -  Wczoraj  wieczorem, 

kiedy  spotkałem  Exmoutha,  wspomniał  o  małej  przejaŜdŜce. 
Uznałem, Ŝe takiej okazji nie mogę stracić, więc się wprosiłem. 

Niewątpliwie  ani  Hanna,  ani  Lizzie,  nie  miały  nic 

przeciwko  jego  obecności,  o  czym  świadczyło  entuzjastyczne 
powitanie.  Sir  Percy,  rozpromieniony  niczym  wyrozumiały 
wujek, natychmiast wręczył Hannie bukiet i powiedział jej, Ŝe 
wyrasta  na  diabelnie  urodziwą  pannę,  po  czym  powiadomił 
Lizzie,  Ŝe  jest  nieznośnym  kociakiem,  którego  powinno  się 
prowadzać  na  szelkach,  co  przyprawiło  małą  o  chichot  i 
spowodowało,  Ŝe  zaczęła  jeszcze  bardziej  obskakiwać  sir 
Percy'ego. 

-  Ma  pan  fatalny  wpływ  na  dzieci,  Percy  -  oświadczyła 

lady  Exmouth  i  zerknęła  karcąco  w  stronę  innej  osoby.  - 
Niewątpliwie jednak nie jest pan w tym odosobniony. 

Daniel,  który  polecił  lokajowi  zmienić  zabrudzony 

chodniczek  w  kolasce,  odwrócił  się  w  porę,  by  usłyszeć  tę 
uwagę. 

-  CzyŜby?! - Z ukosa zerknął na winowajczynię. 
W  odpowiedzi  otrzymał  jedynie  prowokacyjne  spojrzenie 

niebieskich  oczu,  które  natychmiast  wywołało  na  jego  twarzy 
tak  czuły  uśmiech,  Ŝe  sir  Percy  stanął  jak  wryty  i  tylko 
zamrugał powiekami ze zdumienia. 

Pełne  znaczenie  zdarzenia,  którego  był  świadkiem,  zostało 

przezeń  w  lot  zrozumiane.  Dobrze  wiedział,  gdzie,  a  ściślej 
mówiąc z kim, zdaniem jego dobrej przyjaciółki lady Exmouth 
jej  syn  ma  szukać  w  przyszłości  szczęścia.  Do  tej  chwili  nie 
zdawał  sobie  jednak  sprawy  z  tego,  Ŝe  zabiegi  damy  odnoszą 
bardzo  dobre  skutki.  Zerknął  w  jej  kierunku,  szukając 
potwierdzenia  swojego  wniosku,  i  zobaczył  wspaniałą  scenę 
poszukiwania  czegoś  w  torebce.  Jednak  niezaprzeczalną 
satysfakcję lady Exmouth  zdradzały jej uniesione kąciki ust. 

background image

 

81

-  Na  Jowisza!  Tak...  no  tak.  Czy  nie  powinniśmy  juŜ 

wyruszyć?  -  Zgłosiwszy  tę  propozycję,  jako  pierwszy 
skierował się do wyjścia. 

Obie dziewczynki, co zrozumiałe, chciały jechać kolaską z 

ojcem.  Gdy  ten  był  zajęty  lokowaniem  ich  na  siedzeniu,  jego 
uwagę  niespodziewanie  zaprzątnął  zbliŜający  się  kłusem 
samotny jeździec. 

W  spojrzeniu,  którym  Daniel  obdarzył  Robinę,  nie  było 

tym  razem  ani  krzty  czułości.  Robina  jednakŜe  wydawała  się 
zaskoczona  widokiem  przybysza  nie  mniej  niŜ  inni,  a  lady 
Exmouth  czym  prędzej  przejęła  inicjatywę,  aby  jej  syn  pod 
wpływem 

widocznego 

rozdraŜnienia 

nie 

powiedział 

przypadkiem czegoś, czego mógłby potem Ŝałować. 

-  O,  dzień  dobry,    lordzie  Phelps  -    powitała  przybysza, 

który w końcu zbliŜył się do niewielkiego orszaku. - Ufam, Ŝe 
nie  zamierzał  pan  złoŜyć  nam  porannej  wizyty,  bo  jak  pan  z 
pewnością zauwaŜył, właśnie wyruszamy na małą włóczęgę po 
okolicy. 

-  Wiem,  milady.  Liczyłem  na  to,  Ŝe  uda  mi  się  zdąŜyć 

jeszcze  przed  wyjazdem.  Dowiedziałem  się  wcześniej  od 
matki,  Ŝe  ma  się  odbyć  plener  dla  miłośników  szkicowania,  i 
postanowiłem wziąć w nim udział. Naturalnie jeśli nie ma pani 
nic przeciwko temu  

-  Nie,  skądŜe  -  oznajmiła  lady  Exmouth,  usiłując 

wykrzesać  z  siebie  jak  najwięcej  entuzjazmu.  Na  wszelki 
wypadek nieco podniosła głos, mając nadzieję, Ŝe zagłuszy tym 
niechętnie  mruczącego  coś  pod  nosem  sir  Percy'ego.  - 
Kucharka  z  pewnością  przygotowała  dostatecznie  obfity 
prowiant. 

-  Co  panią,  u  licha,  opętało,  Lavinio,  Ŝe  pozwoliła  pani 

temu  osobnikowi  zabrać  się  z  nami?  -  spytał  stanowczym 
głosem  sir  Percy,  gdy  wspiął  się  do  powozu  za  damami  i 
ostentacyjnie  zatrzasnął  drzwi,  Ŝeby  ostatniemu  przybyszowi 
nie  wpadło  do  głowy  zrezygnować  z  wierzchowca  i  zaŜyczyć 

background image

 

82

sobie  miejsca  w  pojeździe.  -  To  doprawdy  impertynencja 
pojawiać się bez zapowiedzi i w taki sposób wpraszać. 

-  Ucieszne,  Ŝe  akurat  od  pana  to  słyszę,  Percy  -odparła.- 

Pan zrobił dokładnie to samo. 

-  Pozwolę sobie jednak dostrzec duŜą róŜnicę. Jestem od 

dawna  przyjacielem  rodziny.  Wiedziałem,  Ŝe  nie  będziecie 
mieli obiekcji przeciwko mojemu towarzystwu.  

-  A co skłania pana do przypuszczenia, Ŝe mam obiekcje 

przeciwko  obecności  lorda  Phelpsa,  który  postąpił  dokładnie 
tak samo? 

-  Pomyślałbym raczej, Ŝe to dość oczywiste, moja droga - 

odrzekł,  przesyłając  znaczące  spojrzenie  jedynej  osobie, 
zajmującej  miejsce  na  siedzeniu  naprzeciwko.  Ta,  od  chwili 
gdy powóz ruszył, niezmiennie wyglądała przez okno. - Daniel 
nie  był  zachwycony  powiększeniem  naszej  kompanii. 
ZauwaŜyłby to nawet głupiec. 

-  Och,  nie  sądzę,  Ŝeby  powaŜnie  się  temu  sprzeciwiał  - 

odparła  lady  Exmouth,  bynajmniej  nie  starając  się  zniŜyć 
głosu.  -  Zresztą  dlaczego  miałby  to  robić,  na  miłość  boską? 
Lord Phelps jest całkiem nieszkodliwy, sam pan wie. 

-  MoŜe  i  nieszkodliwy  -  przyznał,  po  czym  dodał 

półgłosem: - Ale piekielnie przystojny. 

-  Temu  nie  moŜna  zaprzeczyć.  -  Lady  Exmouth 

postanowiła  jednak  dowieść  swojemu  wypróbowanemu 
przyjacielowi, Ŝe jego niepokój jest całkowicie bezpodstawny, 
zwróciła  się  więc  do  Robiny:  -  Moja  droga,  czy  zauwaŜyłaś 
minę Hanny, gdy nadjeŜdŜał lord Phelps? 

Robina nie umiała powściągnąć uśmiechu. 
-  Owszem, proszę pani, i doprawdy chciałabym dostawać 

złotą gwineę za kaŜdym razem, gdy widzę u kogoś tę minę. Od 
czasu  gdy  młody  lord  przyjechał  do  Brighton,  byłabym  juŜ 
bogatą kobietą! 

background image

 

83

 -  Ale  nie  przypominam  sobie,  abyś  ty  przypatrywała  się 

lordowi  w  ten  sposób  chociaŜ  raz,  odkąd  zostaliście  sobie 
przedstawieni. 

W oczach Robiny błysnęły wesołe ogniki. 
-  To dlatego, Ŝe zostałam zawczasu ostrzeŜona. Cyganka, 

jak  się  okazało,  trafnie  przepowiedziała  mi,  Ŝe  poznam 
przystojnego męŜczyznę. 

-  Wielkie  nieba!  -  Lady  Exmouth  objawiła  szczere 

zdziwienie  i  niemałe  zainteresowanie.  -  Nie  wiedziałam,  Ŝe 
byłaś u wróŜki, dziecko. Kiedy? Czy niedawno? 

-  Tak. Kiedy lord Exmouth wziął mnie na pierwszą lekcję 

powoŜenia  kolaską,  natknęliśmy  się  na  koński  targ  i 
postanowiliśmy  obejrzeć  go  z  bliska.  WróŜka  była  jedną  z 
miejscowych atrakcji. 

-  To  niezwykle  ciekawe,  moje  dziecko!  I  czego  jeszcze 

się od niej dowiedziałaś? 

Robina  uświadomiła  sobie,  Ŝe  ostatnio  podejrzanie  duŜo 

zastanawia  się  nad  słowami  Cyganki.  Najprawdopodobniej  w 
głębi  serca  miała  nadzieję,  Ŝe  niejedna  z  jej  przepowiedni  się 
sprawdzi.  Myśl  o  tym,  Ŝe  oczekuje  ją  beztroskie  i  szczęśliwe 
Ŝ

ycie,  była  bardzo  krzepiąca,  naturalnie  jednak  Robina  ze 

wszystkich  sił  starała  się  zachować  rozsądny  dystans  wobec 
tych nadziei. 

-  Niewiele,  proszę  pani.  -  Wzruszyła  ramionami.  -  Nie 

naleŜy traktować cygańskich wróŜb zbyt powaŜnie. 

 -  Co do przystojnego męŜczyzny z pewnością miała rację. 

Czy przypadkiem nie przepowiedziała ci małŜeństwa? 

-  Phi!  -  niezbyt  grzecznie  przerwał  te  dociekania  sir 

Percy,  czym  zasłuŜył  sobie  na  zniecierpliwione  spojrzenie 
przyjaciółki.  -  Sama  dobrze  pani  wie,  Ŝe  to  tylko  czcza 
gadanina.  A  jeśli  nawet  Cyganka  przepowiedziała  obecnej  tu 
pannie Robinie małŜeństwo, to mam wielką nadzieję, Ŝe nie z 
tym bufonem, który jedzie obok. 

background image

 

84

Lady  Exmouth  z  największym  wysiłkiem  zdołała 

powstrzymać wybuch śmiechu. 

-  Jest  pan  nieuprzejmy,  Percy.  Wprawdzie  nie  twierdzę, 

Ŝ

e  lord  Phelps  to  wybitnie  zajmujący  rozmówca,  ale  z 

pewnością nie moŜna uznać go za prostaka. 

-  Na  mnie  sprawia  właśnie  takie  wraŜenie.  Czy 

kiedykolwiek  próbowała  pani  prowadzić  konwersację  z 
półgłówkiem?  Taki  z  byle  powodu  zamyka  się  w  swoim 
ś

wiecie  i  juŜ  go  nie  ma.  -  Wzruszył  ramionami.  - 

Przypuszczam  zresztą,  Ŝe  był  zmuszony  do  przyjęcia  takiej 
taktyki,  Ŝeby  odciąć  się  od  swojej  matki,  choćby  tylko 
duchowo  -  ciągnął,  starając  się  zachować  fair  wobec  lorda.  - 
Ona nie odstępuje syna na krok. Ciąga go ze sobą wszędzie. 

-  Owszem,  teŜ  to  zauwaŜyłam  -  musiała  przyznać  lady 

Exmouth. 

-  I  powiem  pani  coś  jeszcze  -  mówił  coraz  bardziej 

zaaferowany  sir  Percy.  -  Nie  wolno  dać  się  oszukać  tym 
zamglonym  oczom  Augusty.  Ona  jest  chytra  jak  lisica.  A  do 
tego  bezwzględna  niczym  lichwiarz!  Słyszałem  z  dobrego 
ź

ródła,  Ŝe  przyjechała  do  Brighton  wyłącznie  dlatego,  Ŝe  nie 

musiała  z  własnej  sakiewki  opłacić  pobytu.  Dom  wynajęła 
początkowo  jej  siostra,  ale  późną  wiosną  zaniemogła  i  wtedy 
zaproponowała  go  Auguście.  A  ta  naturalnie  skorzystała  z 
okazji.  I  bez  wątpienia  nie  zapłaciła  siostrze  ani  pensa 
odstępnego! 

Lady  Exmouth  nie  słyszała  tej  plotki,  ale  wcale  nie 

zdziwiłaby się, gdyby prawda istotnie tak wyglądała. 

-  Augusta,  niestety,  bardzo  się  zmieniła.  To  juŜ  nie  jest 

przyjaciółka, jaką pamiętam z dawnych łat. 

-  Święta prawda. Dlatego musi pani uwaŜać, moja droga - 

ostrzegł ją sir Percy. - Słyszałem równieŜ pogłoskę, Ŝe Augusta 
zamierza  zostać  w  Anglii  aŜ  do  przyszłego  roku.  Jej  rodzina 
nie  ma  juŜ  posiadłości  w  naszym  kraju,  więc  nie  wykluczam, 
Ŝ

e lady Phelps postanowiła Ŝerować na dawnych przyjaźniach. 

background image

 

85

Jeśli  nie  zachowa  pani  ostroŜności,  wprosi  się  na  jesień  do 
Bath i będzie pani skazana na jej towarzystwo. 

-  Jeśli  spróbuje,  to  spotka  ją  srogi  zawód  -  oznajmiła 

dama.  -  Tymczasem  jeszcze  nie  jestem  zdecydowana. 
Wprawdzie chciałabym z końcem lata wrócić do Bath, ale jest 
teŜ taka moŜliwość, Ŝe pojadę z Danielem do Courtney Place. 

Sir Percy nawet nie starał się ukryć zaskoczenia.  
-  Po  co,  u  licha?  Daniel  juŜ  całkiem  ozdrawiał.  W  tak 

dobrej dyspozycji nie widziałem go od lat. 

-  Naprawdę  tak  pan  sądzi?  -  Lady  Exmouth  bardzo 

wysoko  ceniła  opinię  sir  Percy'ego  na  wszystkie  tematy.  - 
MoŜe  wobec  tego  wcale  nie  muszę  zastanawiać  się  nad 
pobytem w Kencie. 

-  Stanowczo  nie  -  zapewnił  ją  rozmówca.  -  Po  wypadku 

była  inna  sytuacja.  Wtedy  sam  uwaŜałem,  Ŝe  pani  wsparcie 
byłoby  mu  bardzo  potrzebne.  Właśnie  dlatego  pozwoliłem 
sobie przyjechać po panią do Bath. 

-  Jestem  panu  za  to  dozgonnie  wdzięczna,  Percy  - 

odpowiedziała, przesyłając mu ciepły uśmiech. 

-  Och, to nie był dla mnie Ŝaden kłopot. - Pokręcił głową, 

bo  obrazy  tamtych  dni  wciąŜ  składały  się  w  jego  umyśle  na 
Ŝ

ywe,  plastyczne  wspomnienie.  -  UwaŜam,  Ŝe  Exmouth  juŜ 

odzyskał  siły  i  moŜe  sam  decydować  o  swojej  przyszłości, 
więc  jeśli  chcesz  skorzystać  z  mojej  rady,  droga  Lavinio, 
pozwól  mu  na  trochę  samodzielności.  Będzie  ci  za  to 
wdzięczny 

dodał, 

mierząc 

przyjaciółkę 

znaczącym 

spojrzeniem. 

Robina, która w milczeniu przysłuchiwała się tej rozmowie, 

podzielała zdanie sir Percy'ego. Wprawdzie nie była tak pewna 
jak  on,  czy  Daniel  juŜ  doszedł  do  siebie  po  stracie  Ŝony,  ale 
uwaŜała,  Ŝe  jest  w  stanie  zająć  się  własnymi  sprawami  bez 
pomocy  matki,  mimo  Ŝe  lady  Exmouth  miała  jak  najlepsze 
intencje. 

background image

 

86

Na  szczęście  Daniel  dobrze  orientował  się  w  terenie  i  bez 

trudu  znalazł  zakątek  zaproponowany  przez  Robinę.  Skręcił  z 
głównego  traktu,  by  zatrzymać  kolaskę  w  cieniu  potęŜnego 
cisu. 

Podczas  gdy  Robina  i  lady  Exmouth  zastanawiały  się  nad 

wyborem odpowiedniego miejsca na rozłoŜenie rzeczy, Daniel 
zorganizował  wynoszenie  z  powozu  koców  i  koszyków  z 
prowiantem.  Po  rozstawieniu  jedzenia  na  trawie  w  powietrzu 
uniósł  się  smakowity  zapach  pieczonych  kurcząt,  co 
natychmiast obudziło apetyt sir Percy'ego, który bez ociągania 
wyraził  pogląd,  Ŝe  naleŜy  przystąpić  do  badania  zawartości 
koszyków, zanim szampan niestosownie się ogrzeje. 

PoniewaŜ nikt nie zgłosił sprzeciwu, lady Exmouth poleciła 

słuŜbie  podać  jedzenie  i  napoje.  Wszyscy  z  wyjątkiem  lorda 
Phelpsa,  bardzo  powściągliwego  w  zaspokajaniu  głodu,  z 
duŜym  entuzjazmem  kosztowali  kolejne  dania  przygotowane 
na  tę  okazję  przez  kucharkę.  Dlatego  nikt  nie  czuł  potem 
zbytku  energii  i  gra  w  krykieta,  zaproponowana  wcześniej 
przez  Daniela  dla  sprawienia  przyjemności  Lizzie,  została 
odłoŜona  na  czas  potrzebny  Ŝołądkom,  aby  poradzić  sobie  z 
obfitym posiłkiem. 

Hanna,  zachęcona  przykładem  lorda  Phelpsa,  postanowiła 

szkicować.  Uznano,  Ŝe  najbardziej  malowniczy  widok  ruin 
klasztoru  rozciąga  się  od  strony  duŜego  lasu,  zasłaniającego 
znaczną część horyzontu. Skrajem lasu płynęła zakolami rzeka, 
a ruiny znajdowały się wśród drzew na drugim jej brzegu. 

Po  rozłoŜeniu  koca  na  bujnej  trawie,  o  kilka  jardów  od 

stanowiska  lorda  Phelpsa,  Robina  usiadła  między  dwiema 
dziewczynkami.  Hannę,  zręczną  rysowniczkę,  bardzo  szybko 
pochłonął  temat,  natomiast  jej  siostra  jeszcze  szybciej  straciła 
zainteresowanie  szkicowaniem,  uległa  jednak  perswazjom  i 
zgodziła się wytrwać przy pracy do czasu, aŜ przyjdzie ojciec. 
Daniel przystanął, by zerknąć przez ramię lordowi Phelpsowi i 
odniósł  wystarczająco  korzystne  wraŜenie,  by  kilka  razy  z 

background image

 

87

uznaniem skinąć głową. Potem odwrócił się i wolno ruszył ku 
dziewczętom. 

-  Phelps  niezaprzeczalnie  ma  talent  –  zauwaŜył 

półgłosem, gdy podszedł do koca. 

Umiejętności  swojej  starszej  córki  równieŜ  szczodrze 

wychwalał.  Zdołał  nawet  powiedzieć  coś  pochlebnego  o 
pośpiesznie  nagryzmolonym  szkicu  Lizzie,  w  który  autorka 
włoŜyła niezbyt wiele serca. W końcu stanął przy Robinie. 

-  Zastanawiam  się,  co  powiedzieć  o  tym  rysunku  - 

odezwał  się  w  końcu,  przyjrzawszy  się  z  uwagą  ostatniemu 
dziełu. 

Robina  zdołała  zapanować  nad  sobą  i  dalej  rysowała  ze 

skupioną miną, jakby to nie jej praca była właśnie poddawana 
ocenie.  Szkicowanie  zawsze  było  jej  ulubionym  zajęciem  i 
miłym sposobem na spędzenie czasu w smutne, deszczowe dni, 
gdy nie mogła wyjść z domu. Wielu ludzi, w tym nawet matka, 
naleŜąca do surowych krytyków tak zwanych kobiecych zajęć, 
mówiło jej, Ŝe ma niezaprzeczalny talent. Robina znała granice 
swoich  zdolności,  wiedziała  jednak  równieŜ,  Ŝe  słuŜące  jej  do 
rysunków modele moŜna rozpoznać na pierwszy rzut oka, była 
więc  przygotowana  na  odparowanie  z  humorem  wszelkich 
Ŝ

artobliwych uwag. 

-  Ten...  hm...  obiekt  pośrodku  jest  zapewne  klasztorem... 

Tak  -  mruknął,  zwracając  głowę  w  bok  -  jeśli  spojrzy  się  na 
niego  pod  tym  kątem,  rzeczywiście  przypomina  budynek..  .w 
kaŜdym razie do pewnego stopnia. 

-  Och,  papo!  Jesteś  wyjątkowo  niesprawiedliwy,  jeśli 

stroisz  sobie  takie  Ŝarty  -  oburzyła  się  Hanna.  -  Chciałabym 
umieć szkicować choćby w połowie tak zręcznie jak Robina. 

Uniósł brwi. 
-  Robina? 
-  Uhm...  Robina  pozwoliła  mi  mówić  do  siebie  po 

imieniu. 

background image

 

88

-  I  mnie  teŜ,  papo  -  poinformowała  go  Lizzie,  zrywając 

się z koca od bezpowrotnie porzuconego rysunku. - Czy wiesz, 
Ŝ

e  ona  ma  trzy  siostry,  a  papa  dał  im  wszystkim  chłopięce 

imiona, bo chciał, Ŝeby były chłopcami? 

-  Wcale  tego  nie  zrobił,  głuptasie  -  poprawiła  ją  starsza 

siostra. - On wybierał imiona dla chłopców i zmieniał je, kiedy 
okazywało się, Ŝe ma dziewczynki. 

-  Ale i tak chciał mieć chłopca. Robina tak powiedziała - 

zaprotestowała  Lizzie,  po  czym  obdarzyła  ojca  pytającym 
spojrzeniem.  -  Papo,  czy  ty  teŜ  chciałeś,  Ŝebyśmy  były 
chłopcami? 

-  Nie,  kochanie.  Byłem  bardzo  szczęśliwy  z  powodu 

waszego przyjścia na świat. 

Tą  dyplomatyczną  odpowiedzią  zaskarbił  sobie  promienny 

uśmiech młodszej latorośli, która mocno chwyciła go za rękę. 

-  Chodź, papo. Zobaczymy, co jest w lesie. 
-  Dobrze, Lizzie. Zaraz z tobą pójdę - odrzekł, delikatnie 

uwalniając  rękę  z  uścisku.  -  Ale  najpierw  muszę  dowiedzieć 
się,  czy  twoja  babcia  albo  sir  Percy  nie  chcieliby  nam 
towarzyszyć. Nie odchodź nigdzie beze mnie - ostrzegł. 

Lizzie  najwyraźniej  niezbyt  zadowolona,  Ŝe  musi  jeszcze 

posiedzieć  w  oczekiwaniu  na  powrót  ojca,  postanowiła 
wykorzystać  zwalone  drzewo,  by  poćwiczyć  równowagę, 
chodząc  tam  i  z  powrotem  po  pniu,  a  Hannie  i  Robinie  dać 
moŜliwość dalszego szkicowania w spokoju. 

-  Myślę,  Ŝe  papa  zachował  się  bardzo  niegrzecznie, 

oceniając  twój  rysunek  -  oświadczyła  Hanna,  gdy  lord 
Exmouth oddalił się poza zasięg głosu. - Nigdy nie słyszałam, 
Ŝ

eby tak krytykował rysunki mamy, a twój jest o niebo lepszy 

od  nich  wszystkich.  -  Nagle  zmarszczyła  czoło.  -  Mama  nie 
lubiła, kiedy ludzie źle oceniali jej rysunki. 

Nawet  te  nieliczne  wzmianki  o  matce,  które  Robina  dotąd 

usłyszała  od  dziewcząt,  przekonały  ją,  Ŝe  obie  darzyły  zmarłą 
Ŝ

onę  Daniela  głębokim  uczuciem,  a  zwłaszcza  Hanna,  która 

background image

 

89

pamiętała ją lepiej niŜ Lizzie, była bowiem o trzy lata starsza. 
Obie  radziły  sobie  nadspodziewanie  dobrze  ze  stratą,  jakiej 
doznały. I obie były wzruszająco przywiązane do ojca. 

Robinie  nawet  nie  przyszło  do  głowy,  Ŝe  ostatnia  uwaga 

Hanny  mogła  być  w  zamierzeniu  negatywną  oceną  charakteru 
matki.  Najwyraźniej  jednak  albo  zmarła  lady  Exmouth  nie 
ceniła sobie krytycznych uwag, albo nie lubiła, kiedy się z nią 
przekomarzano. Robina była przyzwyczajona i do jednego, i do 
drugiego,  więc  wcale  nie  wzięła  sobie  do  serca  niepochlebnej 
opinii Daniela o szkicu. 

-  Twój  papa  bardzo  lubi  Ŝartować.  Z  pewnością 

dokuczanie mi dla zabawy sprawia mu przyjemność. 

-  Lizzie  i  mnie  papa  teŜ  dokucza.  -  Hanna  znowu 

sposępniała.  -  Nie  pamiętam,  Ŝeby  dokuczał  w  ten  sposób 
mamie.  -  Zerknęła  na  lorda  Phelpsa,  który  wciąŜ  w  milczeniu 
oddawał się pracy. - On jest bardzo przystojny, prawda? 

-  Bardzo  -  przyznała  Robina  i  pomyślała,  Ŝe  ostatnimi 

czasy  dziewczęta  zadziwiająco  szybko  dorastają.  Nie 
przypominała sobie, by w wieku Hanny zwracała uwagę na to, 
czy  jakiś  dŜentelmen  jest  przystojny.  Pamiętała  jednak,  Ŝe 
oddalała  się  bez  pozwolenia,  chociaŜ  stanowczo  jej  tego 
zabraniano,  i  wyglądało  na  to,  Ŝe  ta  mała  małpka  Lizzie 
właśnie zrobiła to samo.  

-  Widzę,  Ŝe  twoja  siostra  postanowiła  jednak  nie  czekać 

na powrót ojca - powiedziała, ostroŜnie odkładając szkicownik 
na  koc.  -  Lepiej  pójdę  jej  poszukać,  Ŝeby  nie  napytała  sobie 
biedy. 

-  Ona  zawsze  to  robi  -  zrzędliwie  stwierdziła  Hanna.  - 

Pójdę  z  tobą.  Lizzie  prędzej  czy  później  zgubi  się  w  lesie  i 
wtedy dopiero poŜałuje! 

Weszły  między  drzewa,  ale  nigdzie  nie  było  ani  śladu 

dziewczynki.  Hanna,  znająca  upodobania  siostry,  wyraziła 
przypuszczenie, Ŝe Lizzie mogła wybrać się nad rzekę. 

background image

 

90

-  To do niej podobne, bo papa bardzo wyraźnie mówił, Ŝe 

tego nie wolno jej robić pod Ŝadnym pozorem. 

Robina  z  trudem  powściągnęła  uśmiech.  Rozumiała 

zawstydzenie starszej córki Daniela. Sama miała przecieŜ trzy 
młodsze siostry i dobrze wiedziała, jak czasem potrafią zaleźć 
za skórę, lecz mimo to nigdy nie nęciła jej rola skarŜypyty. Nie 
wątpiła, Ŝe pod tym względem Hanna jest do niej podobna. 

-  Wobec  tego  poszukajmy  najpierw  tam  -  zdecydowała 

Robina i pierwsza ruszyła przez zarośla. 

Wysoka trawa i paprocie ocierały jej się o spódnice, ale nie 

było  sposobu  na  uratowanie  ich  przed  zaplamieniem.  Zresztą 
Robina bardziej troszczyła się w tej chwili o Lizzie niŜ o swój 
wygląd. 

Doszły  nad  brzeg  rzeki,  gdzie  nie  znalazły  winowajczyni, 

na szczęście jednak Robina usłyszała chichot, który rozległ się 
w odpowiedzi na wołanie Hanny.  

-  Jest 

nad 

rzeką, 

tylko 

dalej 

powiedziała, 

zlokalizowawszy źródło wątłego odgłosu. 

Zachowując bezpieczną odległość od śliskiego, spadzistego 

brzegu,  dalej  przedzierały  się  przez  nadbrzeŜne  krzaki  i 
wreszcie  dostrzegły  małą.  Wisiała  niczym  małpka  na 
wysuniętej  nad  wodę  gałęzi  drzewa,  która  niebezpiecznie  się 
chyliła pod jej cięŜarem. 

-  Natychmiast  wracaj,  Lizzie!  -  zakomenderowała 

przestraszona  Hanna.  -  Wracaj  natychmiast,  słyszysz?  Bo  jak 
nie, to zawołam papę! 

-  No  dobrze  -  odburknęła,  najwyraźniej  potraktowawszy 

groźbę  siostry  powaŜnie,  i  juŜ  miała  powoli  przesunąć  się  w 
stronę  pnia,  gdy  nagle  rozległ  się  głośny  trzask.  Lizzie  z 
pluskiem znikła w mętnej toni.  

Hanna  krzyknęła,  ale  Robina  wiedziała,  Ŝe  nie  wolno  jej 

wpaść  w  panikę.  Natychmiast  wysłała  dziewczynkę  po  ojca. 
Lizzie wpadła do wody kilka jardów od brzegu. Nie było na co 

background image

 

91

czekać.  Robina,  nie  wahając  się  dłuŜej,  zdjęła  czepek  i 
trzewiki. 

Nie  dalej  jak  tego  ranka  zabawiała  córki  lorda  Exmoutha 

opowiadaniami o własnych wybrykach z dziecięcych lat, wśród 
których,  jak  teraz  mogła  stwierdzić,  część  zdecydowanie  nie 
stanowiła  powodu  do  dumy.  Nigdy  jednak  nie  Ŝałowała,  Ŝe 
podczas  swoich  sekretnych  eskapad  w  młodości  zdobyła 
umiejętność pływania. 

Jej  dobra  przyjaciółka,  lady  Sophia  Cleeve,  nauczyła  się 

tego  od  swego  starszego  brata  lorda  Angmeringa  i  naturalnie 
zapragnęła  podzielić  się  rzadką  wśród  dam  sprawnością  z 
zaprzyjaźnioną  córką  pastora.  Jezioro  na  terenie  obszernego 
majątku rodziny Cleeve'ów było idealnym miejscem do nauki, 
a  Robina  po  przezwycięŜeniu  początkowej  niepewności 
przestała  bać  się  wody  i  zaskakująco  szybko  doszła  do 
godnych  uwagi  wyników.  Nigdy  nie  cieszyła  się  bardziej  z 
posiadania tej umiejętności niŜ właśnie teraz, bo w chwili, gdy 
wskoczyła do wody, potwierdziły się jej najgorsze przeczucia. 

Rzeka  wydawała  się  spokojna,  nurt  miała  leniwy,  ale  pod 

powierzchnią czyhały na nieostroŜnych zdradliwe prądy,  a, co 
gorsza,  plątanina  trzcin  i  innych  roślin  wodnych  stanowiła 
pułapkę,  która  nie  spodziewającej  się  niczego  ofierze  groziła 
ś

miertelnym  niebezpieczeństwem.  Robina  raz  po  raz  czuła 

dotyk  zielonych  macek,  ocierających  się  jej  o  spódnice,  gdy 
płynąc,  gorączkowo  szukała  dziewczynki,  która  chwilę 
wcześniej ukazała się na powierzchni, krztusząc się i parskając, 
a teraz znów znikła bez śladu. Na szczęście kilka jardów dalej 
Robina  dostrzegła  duŜe  zagęszczenie  bąbelków  powietrza, 
mignęło jej teŜ coś niebieskiego. 

Błyskawicznie  dotarła  do  tego  miejsca.  W  mętnej, 

zawiesistej  wodzie  nic  nie  było  widać,  ale  gdy  zanurkowała, 
natrafiła dłonią na tkaninę. Mocno trzymając rękaw niebieskiej 
sukienki Lizzie, wyciągnęła dziewczynkę na powierzchnię. 

  

background image

 

92

 
Kaszląca,  przeraŜona  Lizzie  kurczowo  zacisnęła  ręce  na 

szyi  wybawicielki.  przez  co  omal  nie  wciągnęła  ich  obu 
ponownie  pod  wodę.  W  ostatniej  chwili  Robina  zdołała 
uwolnić  się  z  uścisku  i  chwycić  dziewczynkę  tak,  by  móc  ją 
doholować do brzegu. 

Walka z prądem i szarpiącą się  Lizzie sprawiła, Ŝe Robina 

osiągnęła  cel  półŜywa.  Nawet  przy  samym  brzegu  nie  miała 
jednak  gruntu  pod  nogami,  a  śliski,  spadzisty  teren 
uniemoŜliwiał jej wydostanie się z koryta rzeki. Brakowało jej 
zresztą  siły,  by  tego  spróbować.  Pozostało  tylko  kurczowo 
chwycić  się  sterczącego  z  ziemi  korzenia  i  modlić,  by  pomoc 
przyszła w porę.  

Niebiosa  wysłuchały  jej  modlitwy.  JuŜ,  juŜ  wydawało  jej 

się,  Ŝe  nie  utrzyma  Lizzie  ani  chwili  dłuŜej,  gdy  tuŜ  nad  nią 
rozległ się krzepiący męski głos i mocne ramię uwolniło ją od 
cięŜaru, który udało jej się ocalić przed niechybną śmiercią. 

Chwilę  potem  sama  została  wyciągnięta  z  wody.  Z  całej 

siły  przywarła  do  muskularnego  męskiego  torsu,  a  ramionami 
oplotła wybawicielowi szyję, bardzo podobnie jak kilka minut 
wcześniej  uwiesiła  się  na  niej  Lizzie. Jej  wybawca  zdawał  się 
nie  mieć  nic  przeciwko  temu,  bo  wcale  nie  próbował  się 
uwolnić, wręcz przeciwnie, szeptał kojące słowa, których i tak 
nie  była  w  stanie  zrozumieć,  bo  pękała  jej  głowa  i  wciąŜ  nie 
mogła złapać tchu. 

Dopiero  gdy  nieco  wyrównała  oddech  i  poczuła,  Ŝe  moŜe 

ustać  na  własnych  nogach  bez  pomocy,  oswobodziła  się  z 
uścisku. Zaraz potem pojawiła się lady Exmouth z kocem, a za 
nią  zasapany  sir  Percy.  Dama  bez  chwili  zwłoki  owinęła 
wełnianym  kocem  przeraŜoną,  rozszlochaną  Lizzie,  zerknęła 
na Robinę i wydała okrzyk przeraŜenia. 

-  Na Jowisza! - mruknął sir Percy, spoglądając w tę samą 

stronę, po czym szybko włoŜył do oka monokl. 

background image

 

93

-  Danielu,  daj  swój  surdut...  szybko  -  zakomenderowała 

lady  Exmouth  słabnącym  głosem.  -  Biedaczce  na  pewno  jest 
zimno. 

Jedno  spojrzenie  na  Robinę  wystarczyło  Danielowi,  by 

pojąć  ogrom  matczynej  trwogi,  i  zrozumieć,  dlaczego  w 
spojrzeniu  sir  Percy'ego  było  tyle  męskiego  entuzjazmu  dla 
piękna.  Mokra  suknia  Robiny  przylgnęła  do  ciała  jak  druga 
skóra,  zdradzając  kaŜdy  szczegół  kobiecej  urody  i  nie 
pozostawiając wyobraźni patrzącego Ŝadnego poła do popisu. 

Powściągając chęć nasycenia się tym widokiem i ignorując 

protesty  Robiny,  która  nie  chciała  przyjąć  okrycia,  Daniel 
narzucił jej surdut na ramiona, po czym nie tracąc czasu, zajął 
się winowajczynią całego zajścia, które omal nie skończyło się 
tragicznie. 

Wziął  Lizzie  na  ręce  i  pierwszy  wyszedł  z  lasu, 

zostawiwszy Robinę pod troskliwą opieką matki. Zanim dama 
ze  swą  podopieczną  równieŜ  wyłoniły  się  spomiędzy  drzew, 
Robina zdąŜyła zapewnić lady Exmouth, Ŝe mimo tej przygody 
nic jej nie jest poza kilkoma siniakami, zadrapaniem na prawej 
ręce i lekkim przemarznięciem. 

-  Przynajmniej  z  rozgrzaniem  pani  nie  będziemy  mieli 

kłopotu  -  stwierdził  sir  Percy  i  wielkimi  krokami  przemierzył 
łąkę do miejsca, gdzie siedział lord Phelps. 

-  Panna Perceval bardziej potrzebuje tego niŜ pan - orzekł 

zdecydowanie i wyciągnął koc spod zaskoczonego młodzieńca. 

-  Wielkie  nieba!  -  powiedział  osłupiały  Phelps, 

zatrzymując wzrok na Robinie. 

Jak na kogoś, kto najczęściej zdawał się bujać w obłokach, 

wykazał 

się 

tym 

razem 

zadziwiająco 

taksującym 

przenikliwym spojrzeniem. 

-  CzyŜby doszło do wypadku? - spytał, dowodząc tym, Ŝe 

od  czasu,  gdy  rozsiadł  się  na  trawie,  nie  interesowało  go  nic 
oprócz szkicu. - Czy pani wpadła do rzeki, panno Perceval? 

Sir Percy ostentacyjnie zasłonił sobie oczy. 

background image

 

94

-  Wielki BoŜe, miej nas w swojej opiece! - mruknął i nie 

siląc  się  na  wyjaśnienie,  odprowadził  dość  rozbawione  damy 
do powozu. 

Później, po zdjęciu przemoczonej i ubłoconej sukni, Robina 

mogła  wygrzać  obolałe  ręce  i  nogi  w  aromatycznej  kąpieli. 
Pinner,  która  zawsze  zdradzała  wielką  słabość  do  panienki, 
zrzędziła  jak  matką  kwoka.  Robina  przyjmowała  te  przejawy 
nadopiekuńczości  bez  protestów,  ale  gdy  Pinner,  pomógłszy 
odzyskać  nieskazitelny  wygląd  bohaterce  dnia,  oznajmiła,  Ŝe 
wezwano doktora i wkrótce naleŜy się spodziewać jego wizyty, 
Robina  uznała,  Ŝe  jak  na  jeden  dzień  wystarczy  tej 
troskliwości. 

-  Nie chcę doktora, Pinner. Poza tym oprócz skaleczenia 

ręki nic mi nie dolega, więc nie warto marnować jego cennego 
czasu z powodu takiego drobiazgu. 

-  Pan nalegał, panienko. 
Pierwszy  raz  Pinner  miała  okazję  zobaczyć  w  łagodnych 

oczach  Robiny  błysk  złości.  Jeśli  nawet  zwykle  bardzo 
zrównowaŜona  córka  pastora  zamierzała  powiedzieć  coś 
niestosownego,  to  w  porę  ugryzła  się  w  język,  bo  drzwi  się 
otworzyły  i  do  pokoju  wszedł  pulchny  niski  męŜczyzna  ze 
skórzaną torbą. 

Uśmiechając  się  jak  dobrotliwy  wujek,  doktor  wysłuchał 

cierpliwie  zapewnień  Robiny,  Ŝe  nic  jej  nie  jest,  po  czym 
szybko zrobił, co naleŜało, by po krótkim badaniu potwierdzić, 
Ŝ

e zdrowie pacjentki jest w jak najlepszym stanie. Obiecał teŜ 

wkrótce  przysłać  pomocnika  ze  słoiczkiem  maści  do 
smarowania skaleczonej ręki. 

-  Czy miał pan juŜ okazję zbadać pannę Lizzie, doktorze? 
-  Tak,  panienko.  Nic  jej  się  nie  stało.  -  Cmoknął.  - 

Naturalnie zawsze była bardzo pobudliwym dzieckiem. Tak jak 
jej  droga  mama...  nieustannie  w  napięciu.  Zostawiłem  środek 
uspokajający,  Ŝeby  łatwiej  jej  było  zasnąć  dziś  wieczorem,  a 

background image

 

95

jutro  z  rana  jeszcze  ją  odwiedzę,  ale  nie  przewiduję  Ŝadnych 
komplikacji po tej niefortunnej przygodzie. 

-  Jego  lordowska  mość  bardzo  się  na  nią  gniewał  - 

wyjawiła  Pinner,  gdy  doktor  opuścił  pokój.  -  Podobno  srodze 
ją  złajał  i  kazał  leŜeć  w  łóŜku  do  końca  dnia.  Zagroził  teŜ,  Ŝe 
jeśli  go  nie  usłucha,  to  natychmiast  odeśle  ją  do  Courtney 
Place. 

-  Och,  nie  -  jęknęła  Robina,  trochę  współczując 

dziewczynce, ale Pinner pozostała surowa. 

-  Jeśli chce panienka znać moje zdanie, to i tak o wiele za 

długo jej pobłaŜano. Nie mówię, Ŝe nie naleŜało  jej się trochę 
mniej surowości po śmierci matki, ale panienka Lizzie zawsze 
lubiła być niegrzeczna. Teraz pan chyba wreszcie zrozumiał, Ŝe 
musi  ją  krócej  trzymać,  Ŝeby  nie  wyrosła  na  całkiem  zepsute 
dziecko.  Podsłuchałam,  jak  pan  mówił  do  starszej  pani,  Ŝe 
gdyby  panna  Robina  nie  wyciągnęła  panienki  z  rzeki,  to  on 
przybiegłby  za  późno.  -  Oczy  słuŜącej  zrobiły  się  podejrzanie 
wilgotne. - Panna Robina jest prawdziwą bohaterką. 

Bardzo  zakłopotana  tą  niezasłuŜoną  pochwałą  Robina 

usiłowała przekonać słuŜącą, Ŝe w tym, co zrobiła, nie było nic 
bohaterskiego, i kaŜdy na jej miejscu zachowałby się podobnie, 
ale  Pinner  w  ogóle  nie  chciała  jej  słuchać.  Z  jej  punktu 
widzenia  córka  pastora  była  niepospolitą  istotą  namaszczoną 
przez samego Boga, kimś niezwykłym i godnym najwyŜszego 
szacunku, toteŜ Ŝaden argument Robiny po prostu nie mógł do 
niej trafić. 

Uznawszy,  Ŝe  jedynie  upływ  czasu  moŜe  przywrócić 

słuŜącej  nieco  większą  trzeźwość  sądu,  Robina  poszła  do 
pokoju  dziewcząt  sprawdzić,  jak  się  miewa  Lizzie. 
Dziewczynka, 

przestraszona 

wypadkiem, 

była 

bardzo 

przygaszona  przez  całą  drogę  powrotną  do  domu.  Robina  nie 
sądziła  jednak,  by  tak  niezwykły  dla  Lizzie  letargiczny  stan 
mógł  długo  trwać.  Nie  zdziwiła  się  więc,  odkrywszy,  Ŝe  mała 

background image

 

96

siedzi  w  łóŜku  i  z  wielkim  zainteresowaniem  słucha  bajki, 
czytanej jej przez siostrę. 

Wejście Robiny wywołało dwie zgoła róŜne reakcje. Hanna 

zerwała  się  z  krzesła  przy  łóŜku  i  szeroko  uśmiechnęła, 
zachwycona  jej  widokiem.  Lizzie,  przesławszy  wybawicielce 
spojrzenie  pełne  winy,  pochyliła  głowę  i  nagle  bardzo 
zainteresowała się wzorem na pościeli. 

Dzięki  swojej  wiedzy  o  postępowaniu  z  dziewczętami  w 

tym  wieku  Robina  natychmiast  zrozumiała  przyczynę  tego 
mało entuzjastycznego powitania ze strony młodszej siostry. 

-  Nie przyszłam tu, Ŝeby cię łajać - powiedziała. 
Tym  zapewnieniem  wywołała  natychmiastowy  odzew: 

dziecko szelmowsko się uśmiechnęło i zachichotało.  

-  Czy  nie  było  to  podniecające,  Robino?  PrzeŜyłyśmy 

dzisiaj prawdziwą przygodę! 

-  Podniecające?  -  Hanna  zerknęła  na  siostrę  z  irytacją.  - 

Mogłaś umrzeć, głupia! Wiesz, co papa powiedział. Gdyby nie 
Robina, juŜ by cię tutaj nie było. 

-  Eee...  wiem  —  z  ociąganiem  przyznała  Lizzie.  -Ale 

Robina  mnie  uratowała,  więc  wszystko  jest  w  porządku, 
prawda? 

Hanna,  ku  rozbawieniu  Robiny,  wyciągnęła  błagalnie 

ramiona w stronę sufitu. 

-  Poddaję 

się! 

Jesteś 

beznadziejna... 

Zupełnie 

beznadziejna. PrzecieŜ wiesz, co zrobi z tobą papa, jeśli jeszcze 
raz  będziesz  niegrzeczna  -  przypomniała  jej.  -  A  mówił 
powaŜnie, bo był bardzo zły. 

-  Wiem  -  bąknęła  Lizzie,  nerwowo  skubiąc  pościel.  - 

Obiecałam mu, Ŝe juŜ tak nie postąpię. Nie będę zbliŜać się do 
rzeki,  dopóki  papa  nie  nauczy  nas  pływać.  -  Spojrzała  z 
podnieceniem  na  Robinę,  która  stanęła  przy  łóŜku.  -  Papa 
obiecał,  Ŝe  kiedy  jesienią  wróci  do  domu,  nauczy  pływać  i 
mnie, i Hannę. Czy ciebie teŜ papa nauczył pływać? 

background image

 

97

-  Hm...  niezupełnie  -  wyznała,  zastanawiając  się,  jak 

zareagowałby jej ojciec,  gdyby miał kiedykolwiek dowiedzieć 
się  o  tej  niezwykłej  umiejętności  córki.  Bardzo  wątpiła,  czy 
wykazałby  tyle  samo  entuzjazmu,  co  lord  Exmouth.  -  Nie. 
Nauczyłam się od przyjaciółki. 

-  Papa mówi, Ŝe dziewczynki nie powinny być gorsze od 

chłopców, i sam nie rozumie, dlaczego wcześniej nie przyszło 
mu  do  głowy,  Ŝeby  nauczyć  nas  pływać  -  oznajmiła  Hanna, 
która  wydawała  się  mniej  rozentuzjazmowana  tą  perspektywą 
niŜ młodsza siostra. - Ja nie miałabym nic przeciwko tej nauce 
gdyby... no, gdybyś to ty mnie uczyła, Robino - wyznała, lekko 
się  rumieniąc.  -  Bądź  co  bądź,  to  nie  jest  zbyt  stosowne, 
prawda? 

-  Nie  bądź  głupia!  -  parsknęła  Lizzie,  gdy  Robina  z 

pełnym  zrozumieniem  dla  skromności  starszej  dziewczynki 
zamierzała  podsunąć  jej  mysi,  Ŝe  gdyby  panna  Halliwell 
umiała  pływać,  to  pewnie  udałoby  się  ją  namówić  na  takie 
lekcje.  -  PrzecieŜ  papa  w  ogóle  nie  patrzył  na  Robinę,  kiedy 
wyciągnął  ją  z  rzeki  -ciągnęła  mała,  niefrasobliwie  ignorując 
ostrzegawcze spojrzenie siostry. - A ona wyglądała wtedy tak, 
jakby nic na sobie nie miała. 

-  Lizzie,  jak  moŜesz!-  skarciła  ją  surowo  Hanna,  ale 

szkoda  juŜ  się  stała.  Biedna  Robina  okryła  się  pąsem,  dobrze 
bowiem  wiedziała,  Ŝe  Lizzie  powiedziała  najprawdziwszą 
prawdę. 

Owszem,  zauwaŜyła  wyraz  nieukrywanego  zachwytu  na 

twarzy sir Percy'ego, wtedy jednak sądziła, Ŝe jest to; pochwała 
za jej dzielność w ratowaniu córki Daniela. AleŜ była naiwna! 
Powinna pomyśleć, Ŝe cienka muślinowa suknia, choć skromna 
i  jak  najbardziej  stosowna  dla  młodej  damy,  po  przemoczeniu 
staje się całkiem przezroczysta.  

Przypomniała  sobie  równieŜ  co  innego.  Jak  mocno  tulił  ją 

do siebie Daniel po wyciągnięciu z rzeki i jak sama lgnęła do 
niego  w  tej  cudownej  chwili,  gdy  czuła  się  bezpieczna, 

background image

 

98

chroniona  i  doceniona.  CzyŜby  trzymając  ją  w  ten  sposób, 
chciał  jedynie  ukryć  nieskromny  stan  jej  garderoby?  To 
przypuszczenie,  przecieŜ  całkiem  prawdopodobne,  o  dziwo, 
zakłopotało ją znacznie bardziej niŜ odkrycie, Ŝe nieświadomie 
wystawiła 

swoje 

wdzięki 

na 

widok 

publiczny 

ku 

niewątpliwemu zadowoleniu męŜczyzn. 

Nagle uświadomiła sobie, Ŝe jest pod ostrzałem dwóch par 

dziecięcych oczu, postarała się więc zbagatelizować problem i 
szybko zmieniła temat, roztaczając przed dziewczynkami plany 
róŜnych  atrakcji,  którymi  moŜna  by  wypełnić  ich  czas  w 
Brighton.  MoŜe  nawet  udałoby  jej  się  całkiem  wyrzucić  z 
pamięci  ten  kompromitujący  epizod,  gdyby  nie  to,  Ŝe  kilka 
minut później, gdy po opuszczeniu dziecięcego pokoju znalazła 
się na schodach, stanęła oko w oko z Danielem. 

Nie  było  sposobu  na  uniknięcie  spotkania.  Gdyby 

odwróciła się do niego plecami i uciekła na górę szukać azylu 
w  swoim  pokoju,  bez  wątpienia  wzbudziłaby  u  niego  wręcz 
haniebne  domniemania.  DuŜo  lepiej  było  juŜ  stanąć  do 
konfrontacji i po prostu nie przywiązywać nadmiernej wagi do 
wcześniejszej przygody. 

-  Właśnie  zajrzałam  do  pańskiej  syrenki,  Ŝeby  sprawdzić, 

jak  się  czuje.  Zdaje  mi  się,  Ŝe  kąpiel  ani  trochę  jej  nie 
zaszkodziła. 

-  A  pani?  -  Zatrzymał  się  o  dwa  stopnie  niŜej  i 

odchyliwszy głowę, spojrzał prosto w jej twarz. 

-  Ja  teŜ  czuję  się  dobrze.  W  hrabstwie  Northampton 

mieszkają  zdrowi  ludzie  -  powiedziała  z  wdziękiem.  - 
Wszystkie panny są krzepkie. 

-  I  odwaŜne  -  dodał  Daniel  Ujął  jej  prawą  rękę,  lekko 

drŜącą  w  tym  uścisku,  i  zaczął  oglądać  połamane  paznokcie  i 
zadrapania na wierzchu  dłoni. Ani przez chwilę  nie wątpił, Ŝe 
taka  skromna  panna  jak  Robina  wolałaby  raczej  zapomnieć  o 
tym, co stało się wcześniej. Musiała być czymś zakłopotana, bo 
unikała  jego  spojrzenia,  uznał  więc,  Ŝe  nie  naleŜy  przeciągać 

background image

 

99

tego  spotkania,  i  rzekł:  -  Nie  mam  sposobu,  aby  odpowiednio 
wyrazić pani wdzięczność i nawet nie będę próbował. Powiem 
tylko, Ŝe chylę czoło przed pani odwagą, ptaszyno. 

Musnął  wargami  wierzch  jej  dłoni,  po  czym  wyminął 

Robinę  i  poszedł  na  górę.  Drugi  raz  tego  dnia  zostawił  ją  bez 
tchu,  we  władzy  jakiejś  tajemniczej,  wielkiej  siły,  która 
zmusiła ją do wsparcia się na poręczy schodów. 

  
  

ROZDZIAŁ SIÓDMY 
 
 

Robinie w ogóle nie przyszło do głowy, Ŝe jakikolwiek jej 

czyn  moŜe  wywołać  takie  poruszenie.  Szybko  przekonała  się, 
Ŝ

e  słuŜba  ją  rozpieszcza  i  okazuje  jej  wprost  niezwykły 

szacunek.  W  jadłospisie  częściej  pojawiały  się  jej  ulubione 
dania,  a  Stebbings  i  Pinner  nieustannie  przekazywali  jej,  Ŝe 
kucharka chce przygotować jakiś specjał, Ŝeby panna Perceval 
mogła go skosztować. 

Co gorsza, te niespodziewane wyrazy uznania spotykały ją 

nie tylko ze strony domowników. Wiadomość o wypadku nad 
rzeką, rozpowszechniona prawdopodobnie przez sir Percy'ego, 
szybko rozeszła się w towarzystwie i od tej pory dzień w dzień 
w  domu  zjawiały  się  tłumy  ciekawskich,  którzy  postanowili 
osobiście  sprawdzić,  czy  w  plotkach  krąŜących  o  bohaterskim 
czynie panny Robiny Perceval jest choć ziarno prawdy. 

We  wszystkich  pokojach  stały  wazony  pełne  kwiatów,  w 

tym  olbrzymi  bukiet  pachnących  białych  lilii,  przysłany  przez 
lorda  Phelpsa  i  jego  matkę.  Ilekroć  Daniel  przechodził  przez 
sień  i  mijał  ten  bukiet,  marszczył  czoło,  choć  nikt  nie  był 
pewien,  czy  przeszkadza  mu  silny  zapach  kwiatów,  czy  to,  Ŝe 
przysłał je Simon Phelps. 

background image

 

100

Robina pocieszała się świadomością, Ŝe w końcu przestanie 

ś

ciągać na siebie powszechną uwagę, bo towarzystwo z czasem 

znajdzie sobie nowy obiekt zainteresowania. Na szczęście wraz 
opuszczeniem przez Hannę i Lizzie Brighton i ich wyjazdem w 
dalszą drogę do Dorset jej przewidywania się sprawdziły. 

Robinie  przykro  było  Ŝegnać  się  z  siostrami,  szczerze  je 

bowiem  polubiła,  wynagradzała  sobie  jednak  Ŝal  przyjemną 
myślą, Ŝe za to lord Exmouth wróci teraz do domu. Wprawdzie 
przebywanie  w  towarzystwie  Hanny  i  Lizzie  sprawiało  jej 
przyjemność,  nie  mogła  jednak  zaprzeczyć,  Ŝe  brakuje  jej 
czasu  wspólnie  spędzanego  z  Danielem,  gdy  siedzieli  obok 
siebie i czytali albo grali w karty. 

Niestety, Daniel wcale nie zdradzał chęci rychłego powrotu 

do  domu  i  przynajmniej  na  razie  wydawał  się  całkowicie 
zadowolony  z  pobytu  u  przyjaciela,  Montague  Merrella.  Co 
jeszcze  dziwniejsze,  lady  Exmouth  nie  była  szczególnie 
zaniepokojona 

ociąganiem 

się 

syna. 

Zresztą 

zanadto 

podniecało  ją  otrzymane  zaproszenie  na  kolację  w  Pawilonie, 
by zajmowała myśli czymkolwiek innym. 

Przyjazd  regenta  do  Brighton  spowodował  dalszy  napływ 

gości  do  miasteczka  i  znaczne  wzbogacenie  kalendarza 
towarzyskiego. 

KaŜdego 

wieczoru 

Robina 

spędzała 

przynajmniej godzinę w swoim pokoju, by przygotować się do 
kolejnego  przyjęcia,  a  w  dniu  kolacji  w  Pawilonie  Pinner  z 
wyjątkową starannością ułoŜyła jej włosy i ubrała ją w uroczą 
turkusową  jedwabną  suknię,  którą  wcześniej  Robina  miała  na 
sobie  tylko  raz,  podczas  zaręczynowego  przyjęcia  Sophii 
Cleeve. 

Daniel  uprzejmie  zgodził  się  towarzyszyć  im  na  kolację  i 

przez  całą,  niedługą  zresztą  podróŜ  powozem  utrzymywał 
Robinę  w  stanie  rozbawienia,  pozwalając  sobie  na  dość 
lekcewaŜące 

uwagi 

niegustownych 

upodobaniach 

architektonicznych  regenta  i  Ŝałosnych  przeróbkach,  którym 

background image

 

101

Jego  Królewska  mość  wciąŜ  poddaje  swój  „mały  domek”  nad 
morzem. 

Mimo  podniecenia  perspektywą  zjedzenia  kolacji  w 

Pawilonie  Robina  nie  mogła  nie  zgodzić  się  z  Danielem. 
Wszystkie  sale,  przez  które  przechodziła  w  słynnej  budowli, 
miały ozdobny wystrój i kosztowne umeblowanie, na które nie 
szczędzono pieniędzy. Charakter wnętrz jednak nie pasował do 
wszystkich  gustów,  a  na  pewno  nie  do  upodobań  Robiny. 
Wydawało  się,  Ŝe  w  słowniku  regenta  nie  ma  w  ogóle  takich 
słów,  jak  prostota  i  powściągliwość.  Wszędzie  dookoła,  a 
zwłaszcza  w  jadalni,  gdzie  na  stole  ustawiono  zadziwiającą 
liczbę 

efektownie 

przybranych 

dań, 

były 

widoczne 

najrozmaitsze ekstrawagancje. 

W  miarę  upływu  czasu  i  przybywania  kolejnych  gości  w 

sali  bankietowej,  gdzie  tańczono,  panowała  coraz  większa 
duchota. Robina zdołała  znaleźć nieco chłodniejsze miejsce w 
kącie i próbowała się ukryć za ustawioną tam rozłoŜystą palmą 
w donicy. Stąd przyglądała się tłumowi tańczących, ubranych z 
niezwykłą elegancją w stroje mieniące się od klejnotów. 

Niestety, jej myśli, jak to często ostatnio bywało, zbłądziły 

i  zaczęła  dumać,  co  przyniesie  jej  przyszłość  po  opuszczeniu 
Brighton i rozstaniu z wszystkimi tutejszymi wspaniałościami. 
Zajęta  tym  nie  zauwaŜyła  zbliŜającego  się  wysokiego, 
postawnego męŜczyzny. 

-  A  to  co  takiego?  -  Na  dźwięk  znajomego,  bardzo 

przyjemnego głosu, aŜ podskoczyła. - Chowanie się po kątach 
jest do ciebie niepodobne. 

-  Wcale  nie  chowam  się  po  kątach,  jak  pan  to  nazwał  - 

odparła,  zastanawiając  się,  jak  długo  była  obserwowana.  -  Po 
prostu  staram  się  nie  zwracać  na  siebie  uwagi.  Jest  bardzo 
gorąco, Danielu. Nie chciałam ryzykować dalszej obecności na 
parkiecie, więc stanęłam z boku, Ŝeby nie poproszono mnie do 
tańca. 

Wydał się usatysfakcjonowany tym tłumaczeniem. 

background image

 

102

-  Tu  rzeczywiście  jest  duszno.  MoŜe  przejdziemy  do 

oranŜerii? Tam powietrze powinno być trochę przyjemniejsze. 

Tego  nie  trzeba  jej  było  dwa  razy  powtarzać.  Wsparta  na 

jego  ramieniu  pozwoliła  się  zaprowadzić  do  wielkiego 
przeszklonego pomieszczenia, gdzie było wyraźnie chłodniej i 
mniej tłoczno, chociaŜ wśród zieleni kryło się kilka par. 

-  O  czym  myślisz?  -  spytał,  gdy  doszli  do  końca  drogi 

przez  oranŜerię  i  usiedli  na  dwóch  wiklinowych  krzesłach.  - 
Wydajesz się całkiem pogrąŜona w swoim świecie. CzyŜby nie 
podobał ci się królewski przepych? 

-  Bardzo mi się podoba, choć jest nieco przytłaczający. 
Odpowiedź  padła  szybko,  ale  poniewaŜ  Daniel  był  juŜ 

ekspertem  w  dziedzinie  nastrojów  panny  Perceval,  uznał,  Ŝe 
zostało  to  powiedziane  zbyt  machinalnie,  jakby  rozmówczyni 
błądziła myślami gdzie indziej. 

-  Czy  coś  cię  trapi?  -  spytał  łagodnie,  ale  tym  razem  nie 

doczekał  się  odpowiedzi.  -  Nie  krępuj  się,  ptaszyno,  przecieŜ 
jesteśmy  przyjaciółmi,  czyŜ  nie?  A  prawdziwi  przyjaciele  nie 
powinni obawiać się zwierzeń. 

Przyjaciele? Kiedyś takie określenie byłoby dla niej bardzo 

krzepiące, ale teraz. 

-  Myślałam  o  tym,  jak  przyjemny  jest  dla  mnie  pobyt  w 

Brighton. Dziwne, ale czuję się tu o wiele lepiej niŜ w stolicy. 

Na jego twarzy odmalowało się niedowierzanie. 
-  Wybacz mi, Ŝe to mówię, ale jeszcze kilka minut temu 

wcale nie wyglądałaś na zadowoloną.  

Nie mogła się nie uśmiechnąć, słysząc tak szybką i szczerą 

odpowiedź. 

-  To  dlatego,  Ŝe  myślałam  równieŜ,  ile  stracę,  wracając 

do  Abbot  Quincey.  -  Mimo  woli  westchnęła.  -  Stanowczo  za 
bardzo  przyzwyczajam  się  do  luksusu,  Danielu.  Martwi  mnie 
to. 

Przyglądał  jej  się  w  milczeniu,  jego  twarz  przybrała 

całkiem nieprzenikniony wyraz. 

background image

 

103

-  Co  kaŜe  ci  sądzić,  Ŝe  musisz  zrezygnować  z  takiego 

Ŝ

ycia?  Jeśli  nie  podoba  ci  się  perspektywa  powrotu  do 

hrabstwa  Northampton,  z  pewnością  moŜesz  rozwaŜyć  inne 
moŜliwości. 

-  Na przykład? 
-  MałŜeństwo.  -  W  spojrzeniu,  które  jej  przesłał,  było 

znacznie  więcej  niŜ  szczypta  cynizmu.  -  PrzecieŜ  właśnie  z 
zamiarem znalezienia sobie męŜa opuściłaś Abbot Quincey. 

Nie  poczuła  się  tym  uraŜona.  Daniel  z  pewnością  nie 

chciałby  celowo  sprawić  jej  przykrości,  z  zasady  mówił  bez 
ogródek,  toteŜ  przyzwyczaiła  się  juŜ,  Ŝe  niekiedy  jego  uwagi 
bywają dość bezceremonialne. 

-  W  pańskich  ustach  brzmi  to  jak  coś  małostkowego  - 

stwierdziła, ale nie próbowała mu zaprzeczyć. - Naturalnie ma 
pan  rację.  Większość  młodych  kobiet  przyjeŜdŜa  na  sezon  do 
Londynu  właśnie  w  tym  celu.  Ja  miałam  więcej  szczęścia  niŜ 
wiele  spośród  nich.  Dostałam  dwie  propozycje  małŜeństwa, 
obie jednak bez Ŝalu odrzuciłam. 

Nie dodała, Ŝe stało się to z pełną aprobatą jej matki, która 

kierowała  się  nadzieją  na  trzecie,  znacznie  bardziej  korzystne 
oświadczyny. 

-  Obaj  dŜentelmeni  byli  wielkiej  zacności,  ale  nie 

zaskarbili sobie moich uczuć. 

I  znów  spoczęło  na  niej  przenikliwe  spojrzenie  piwnych 

oczu. 

-  A  czy  naprawdę  Ŝaden  odpowiedni  dŜentelmen  nie 

wzbudził pani zainteresowania juŜ po przyjeździe do Brighton? 
Na  przykład  pan  Frederick  Ainsley?  Przez  ostatnie  tygodnie 
najwyraźniej darzy panią względami, a pani równieŜ zdaje się 
nie unikać jego towarzystwa. 

Niewątpliwie  nie  miała  nic  przeciwko  spotykaniu  pana 

Ainsleya.  Całkiem  go  lubiła,  i  to  od  pierwszej  chwili.  Czy 
jednak  byłaby  zadowolona,  mając  spędzić  z  nim  resztę  Ŝycia? 
To juŜ było inne pytanie. 

background image

 

104

Dziwne,  ale  Robina  nigdy  powaŜnie  nie  rozwaŜała 

moŜliwości związania się z Frederickiem Ainsleyem. Ani przez 
chwilę  nie  wątpiła,  Ŝe  pan  Ainsley  jest  kandydatem  na 
troskliwego  i  kochającego  męŜa.  Pod  wieloma  względami 
przypominał  jej  ojca.  Obaj  byli  inteligentni,  obaj  szczerze 
oddani  swojemu  powołaniu.  Ale  chyba  właśnie  to  było 
przyczyną, Ŝe Robina nie zamierzała dopuścić do zacieśnienia 
znajomości z panem Ainsleyem. 

Nigdy  nie  ukrywała,  Ŝe  w  Abbot  Quincey  spędziła  bardzo 

szczęśliwe dzieciństwo. Mimo to nie miała najmniejszej ochoty 
zmienić w swoim Ŝyciu jedynie plebanii. 

Coraz bardziej przyzwyczajała się do zupełnie innego stylu 

Ŝ

ycia.  I  to  jej  się  podobało!  Naturalnie  wcale  nie  wiązała 

swojej przyszłości wyłącznie z przyjęciami i innymi atrakcjami 
towarzyskimi.  W  tym  nie  widziałaby  nic  pociągającego. 
Chciała wyjść za mąŜ i mieć dzieci. Ale najwaŜniejsze było dla 
niej,  by  poślubić  męŜczyznę,  którego  mogłaby  kochać  i 
szanować. Jej ideał gdzieś juŜ na nią czekał, tego była pewna, a 
mimo to nie umiała go sobie wyobrazić. Obraz tego człowieka, 
jaki miała w głowie, wciąŜ był zamazany. 

-  Tak, chciałabym wyjść za mąŜ, Danielu.  Zdecyduję się 

na  to  dopiero  wtedy,  kiedy  spotkam  męŜczyznę,  którego 
pokocham. - A więc zdradziła swoje najskrytsze myśli. - Nigdy 
nie zawarłabym małŜeństwa tylko dla poczucia bezpieczeństwa 
albo tylko po to, by mieć własny dom. 

Roześmiała się dźwięcznie, trochę zakłopotana. 
-  Och, sama nie wiem, Danielu. MoŜe za wiele wymagam 

od  Ŝycia.  To  prawda,  Ŝe  miałam  więcej  szczęścia  niŜ  wiele 
innych  panien.  Tylko  Ŝe...  –  Jak  to  wytłumaczyć?  -  W  moim 
Ŝ

yciu  nigdy  nie  zdarzyło  się  nic  naprawdę  ekscytującego. 

KaŜda  panna  marzy  o  spotkaniu  rycerza  z  bajki,  dzielnego 
Galahada,  który  ocali  ją  przed  niebezpieczeństwem,  a  potem 
beznadziejnie  się  w  niej  zakocha.  Pan  moŜe  się  śmiać  - 
ciągnęła,  gdy  po  tym  wyznaniu  usłyszała  głośny  wybuch 

background image

 

105

ś

miechu.  -  Pan  jest  męŜczyzną  i  bez  wątpienia  miał  niejedno 

ekscytujące  doświadczenie.  Tymczasem  moje  Ŝycie  jeszcze 
kilka tygodni temu było zupełnie bezbarwne. 

Daniel nadal się uśmiechał, ale gdy się odezwał, nie ulegało 

wątpliwości, Ŝe mówi szczerze i bez ironii. 

-  Wydaje  mi  się,  Ŝe  to  rozumiem,  ptaszyno.  Coś 

ekscytującego  od  czasu  do  czasu  na  pewno  nikomu  nie 
zaszkodzi.  A  więc  masz  nadzieję  spotkać  swojego  sir 
Lancelota. 

-  Galahada - poprawiła go zawstydzona, Ŝe przyznała się 

do tak dziecinnego marzenia. - PoniewaŜ jednak ziszczenie się 
tej nadziei jest mało prawdopodobne, próbuję przyzwyczaić się 
do myśli, Ŝe będę wiodła Ŝycie guwernantki. 

-  Wielkie  nieba!  To  jednak  duŜo  skromniejszy  plan  niŜ 

Ŝ

ycie u boku dzielnego rycerza. 

-  Owszem - przyznała - ale za to więcej w nim realizmu. 
Daniel  wyjął  jej  z  ręki  wachlarz,  rozłoŜył  go  i  zaczął  się 

przyglądać delikatnemu rysunkowi przedstawiającemu kwiaty. 

-  Czy  zapomniała  juŜ  pani,  Ŝe  mama  proponowała  jej 

pobyt w Bath w charakterze damy do towarzystwa? 

Robina dobrze pamiętała tę rozmowę, ale nie potraktowała 

słów lady Exmouth powaŜnie.  

-  Pańska matka z pewnością tylko Ŝartowała. 
-  Nie  sądzę.  Ona  bardzo  panią  lubi.  Wyglądał  tak,  jakby 

chciał powiedzieć coś jeszcze, ale najwyraźniej zmienił zdanie. 
Szybko oddał jej wachlarz, po czym wstał. 

-  Ma  pani  dość  czasu,  aby  rozwaŜyć  propozycję  mojej 

matki.  Sezon  w  Brighton  trwa  dość  długo.  Tymczasem 
moŜemy wrócić na salę i dalej się weselić. 

Byli  w  pół  drogi  przez  oszkloną  budowlę,  gdy  zauwaŜyli, 

Ŝ

e przy drzwiach zaczynają gromadzić się ludzie. Grupka nagle 

się  rozstąpiła  i  do  oranŜerii  wszedł  wypróbowany  przyjaciel 
Daniela, Montague Merrell, w towarzystwie nie kogo innego, a 
samego  regenta,  Robina  naturalnie  wiedziała,  Ŝe  przyjaciel 

background image

 

106

Daniela pozostaje w przyjaźni z przyszłym królem. TuŜ przed 
kolacją  widziała,  jak  pan  Merrell  wchodzi  na  salę  w  grupce 
osób  otaczającej  regenta.  Wtedy  nie  miała  szansy  zostać 
przedstawiona  monarsze,  za  to  teraz  nie  mogła  tego  uniknąć. 
Regent  potoczył  wzrokiem  po  oranŜerii  i  jego  nalana  twarz 
rozjaśniła się na widok znajomej postaci. 

-  Exmouth,  stary  druhu!  -  Jak  na  dŜentelmena  o  tak 

obfitych  kształtach  poruszał  się  z  zaskakującą  lekkością.  -  Tu 
obecny  Monty  poinformował  mnie,  Ŝe  znajdujesz  się  wśród 
gości. Jak to dobrze znowu zobaczyć cię w towarzystwie! 

 -  Dziękuję,  sir.  -  Daniel  zauwaŜył,  Ŝe  spojrzenie 

przyszłego  monarchy  kieruje  się  na  Robinę,  więc  szybko  ją 
przedstawił. 

Z  gracją  dygnęła  i  poczuła,  jak  jej  dłoń  otaczają  ciepłe, 

pulchne palce. 

-  Pyszności!  Pyszności!  -  rozpromienił  się  regent,  z 

uznaniem  mierząc  ją  wzrokiem.  Robina  poczuła  się  jak 
wyjątkowo smakowity kąsek podany mu na talerzu. 

-  Panna  Perceval  przebywa  razem  z  nami  w  Brighton. 

Jest  pod  opieką  mojej  matki  -  wyjaśnił  szybko  Daniel  na 
wypadek, gdyby władca miał jeszcze jakieś wątpliwości co do 
reputacji Robiny. 

-  Wspaniale!  -  Przyszły  król  ostatni  raz  uścisnął  smukłe 

palce Robiny i uwolnił jej dłoń..- A jak się miewa twoja droga 
matka, Exmouth? Ufam, Ŝe zdrowie jej dopisuje. 

-  O, tak, sir. Jak zawsze. 
-  Wspaniale! Wspaniale! - powiedział znowu i zwrócił się 

do Merrella. - Zostawmy, Monty, Exmoutha, niech odprowadzi 
tę pyszną pannę pod opiekuńcze skrzydła matki, a my chodźmy 
poszukać  Wilmingtona.  O  ile  pamiętam,  mówiłeś,  Ŝe  i  on  tu 
dziś będzie. 

-  Zaiste  jest  -  potwierdził  pan  Merrell  i  szelmowsko 

mrugnąwszy  okiem  do  Daniela,  wrócił  z  regentem  do  sali 
bankietowej. 

background image

 

107

Daniel i Robina ruszyli za nimi w stosownej odległości i po 

chwili  znaleźli  lady  Exmouth  wśród  osób  zgromadzonych  w 
drugim końcu sali. 

-  Nie  kto  inny  jak  regent  we  własnej  osobie  polecił  mi 

odprowadzić  Robinę  pod  twoją  opiekę  -  oznajmił  Daniel, 
wywabiwszy  matkę  z  kręgu.  -  PoniewaŜ  nie  śmiałbym 
przeciwstawić się woli króla, oto panna Perceval. 

-  Na  Boga,  gdzieś  ty  była,  moje  dziecko?  Ostatnio  gdy 

cię widziałam, tańczyłaś z lordem Farleyem. 

-  Och,  Robina  tymczasem  awansowała  w  hierarchii 

społecznej,  mamo  -  odrzekł  Daniel,  zanim  Robina  zdąŜyła 
powiedzieć  cokolwiek  na  temat  swojej  długiej  nieobecności.  - 
Zawarła znajomość z jego królewską mością. 

-  Naprawdę?  -  Lady  Exmouth  spoglądała  podniecona  to 

na  jedno,  to  na  drugie.  -  Poznałaś  regenta,  dziecko?  Czy 
przedstawiłeś  ją,  Danielu?  Miałam  nadzieję,  Ŝe  uda  się  to 
zrobić. Co sądzisz o naszym przyszłym królu? 

-  Dość przytłaczający, proszę pani. 
-   Chcesz  chyba  powiedzieć,  Ŝe  ma  nadwagę  -  poprawiła 

ją lady Exmouth. 

-  OstroŜnie,  mamo  -  zwrócił  jej  uwagę  syn.  –  Są  tacy, 

którzy popadli w niełaskę za drobniejsze przewinienia. 

Lady Exmouth zamierzała powiedzieć, Ŝe wcale nie minęła 

się  z  prawdą,  gdy  do  jej  uszu  dobiegł  niegodny  damy  pisk. 
Obróciwszy  się,  zobaczyła  zmierzającą  ku  nim  Ŝywiołową 
niewiastę, ubraną w suknię koloru bursztynowego. 

-  Wielkie  nieba!  -  zawołała  starsza  pani  i  serdecznie 

uściskała sprawczynię pisku. - Co ty tu robisz, dziecko? 

-  Sądzę, Ŝe to samo co ty, ciociu Lavinio. 
Uwolniwszy  się  z  czułego  uścisku,  nowo  przybyła 

niewiasta  zwróciła  się  do  Daniela  i  bezwstydnie  głośno 
cmoknęła go w policzek. 

-  Nie  spodziewałam  się,  Ŝe  tu  na  ciebie  wpadnę,  drogi 

kuzynie - przyznała, spoglądając na niego ciemnymi oczami, w 

background image

 

108

których  skrzyły  się  diabelskie  ogniki.  -  Zawsze  myślałam,  Ŝe 
masz więcej smaku. Ho, ho, aleś się zmienił! 

-  A  ty  najwyraźniej  nie,  zuchwała  kobieto!  -  odparł  z 

uśmiechem.  -  I  bądź  grzeczna  przez  chwilę,  to  przedstawię  ci 
pannę  Robinę  Perceval.  To  jest  moja  kuzynka,  lady  Arabella 
Tolliver, przekleństwo mojego Ŝycia. 

-  O ty paskudniku! - Lady Arabella Tolliver ze śmiechem 

chwyciła  dłoń  Robiny  i  uścisnęła  ją  oburącz.  -  Jest  mi  bardzo 
miło,  Ŝe  moŜemy  się  poznać,  panno  Perceval.  Słyszałam  juŜ 
plotki,  Ŝe  ciotka  Lavinia  wzięła  pod  swe  opiekuńcze  skrzydła 
bardzo urodziwą pannę. 

-  Zanim  ulegniesz  pokusie  ujawnienia  następnych  plotek 

- przerwała jej starsza pani - powinnyśmy chyba znaleźć sobie 
jakiś zaciszny kąt, najlepiej taki, gdzie moŜna usiąść. 

Zwróciła  się  do  syna  i  zdąŜyła  jeszcze  dostrzec  błysk 

rozbawienia  w  jego  oczach,  więc  na  wszelki  wypadek  szybko 
poprosiła  go  o  przyniesienie  napojów.  Potem  bez  dalszych 
ceregieli  zaprowadziła  swoje  młode  podopieczne  w  najdalszy 
kąt sali, gdzie stały trzy wolne krzesła. 

-  No  dobrze,  Arabello  -  odezwała  się,  gdy  wszystkie 

zajęły  miejsca  -  opowiadaj,  co  cię  sprowadza  do  Brighton.  W 
ostatnim Uście nie wspominałaś, Ŝe zamierzasz tu przyjechać. 

-  Och,  ciociu  Lavinio,  powinnaś  znać  mnie  lepiej  i 

wiedzieć,  Ŝe  nigdy  niczego  nie  planuję.  Wszystko  robię  pod 
wpływem  impulsu.  Poza  tym  dlaczego  miałoby  mnie  tutaj  nie 
być?  Moja  Ŝałoba  dobiegła  końca  wiele  tygodni  temu.  - 
Spojrzała  z  rozmarzeniem  na  spódnice  swojej  uroczej 
bursztynowej  sukni.  -  Nawet  szkoda...  Było  mi  bardzo  do 
twarzy w kirze. 

-  Doprawdy,  Arabello!  -  skarciła  ją  ciotka,  uwaŜając, 

Ŝ

eby  się  nie  roześmiać.  -  Co  sobie  ludzie  pomyślą,  gdy 

będziesz opowiadać takie rzeczy? 

Potem  zwróciła  się  do  Robiny,  która  równieŜ  przygryzała 

wargi, Ŝeby nie roześmiać się z gadaniny lady Tolliver. 

background image

 

109

-  Jeśli jeszcze nie zgadłaś, moja droga, ta zuchwała młoda 

kobieta  jest  moją  siostrzenicą,  jedyną  córką  drogiej  Emily, 
niech jej ziemia lekką będzie. Moja siostra zmarła przy drugim 
porodzie,  wydając  na  świat  martwe  dziecko,  dlatego  Arabella 
spędziła  wiele  czasu  w  Courtney  Place.  Myślę,  Ŝe  traktuje  to 
miejsce jak swój drugi dom, a Daniela jak brata. 

-  Z  pewnością  traktuję  Courtney  Place  jak  swój  dom, 

ciociu,  ale  czy  kiedykolwiek  uwaŜałam  Daniela  za  brata  -  to 
zupełnie inna kwestia. 

Robina  wychwyciła  ironiczną  nutę  w  tonie  lady  Tolliver. 

Trudno było jednak ocenić, czy starsza pani odniosła podobne 
wraŜenie, bo zaraz potem jej uwagę przykuł Daniel wracający 
z  lokajem,  który  niósł  na  srebrnej  tacy  cztery  kieliszki 
szampana.  Gdy  wszyscy  skosztowali  juŜ  trunku,  Daniel 
zwrócił się do kuzynki i spytał, gdzie się zatrzymała. 

-  Drogi Roderick wynajął dom na całe lato. Biedak nawet 

nie  chciał  słyszeć  o  zostawieniu  mnie  na  łasce  losu,  kiedy 
fatalnie  się  przeziębiłam  i  nie  mogłam  potem  dojść  do  siebie. 
Zamierzaliśmy ściągnąć  tu w połowie czerwca, ale udało nam 
się wyjechać z Devonu dopiero przed kilkoma dniami. 

-  Ufam, Ŝe juŜ w pełni odzyskałaś zdrowie. 
-  Tak,  kuzynie,  i  spieszno  mi  do  nadrobienia  straconego 

czasu.  -  Na  jej  szerokich  ustach  niespodziewanie  wykwitł 
uśmiech. - O, jest mój drogi Roddy - oznajmiła, spoglądając ku 
drzwiom. - Idź do niego, proszę, i uratuj go ze szponów lorda 
Crawforda. Nie chcę, Ŝeby dał się skusić temu niepoprawnemu 
hazardziście.  Roddy  nie  ma  pojęcia  o  grze  w  karty,  więc  nie 
chciałabym  się  rano  przekonać,  Ŝe  zdąŜył  przegrać  cały 
rodzinny majątek. 

 Parsknęła  śmiechem,  a  kuzyn  posłusznie  poszedł  spełnić 

jej Ŝyczenie. 

-  To  bardzo  zabawne  mieć  pasierba,  który  jest  prawie 

rówieśnikiem.  Większość  ludzi,  widząc  nas  razem,  myśli,  Ŝe 
jesteśmy męŜem i Ŝoną. 

background image

 

110

Robina  zobaczyła,  jak  Daniel  ściska  dłoń  jasnowłosemu 

dŜentelmenowi  średniego  wzrostu.  Wcale  jej  nie  zdziwiło,  Ŝe 
obcy biorą lady Tolliver i sir Rodericka za małŜeństwo. Bardzo 
chciała  się  dowiedzieć  czegoś  więcej  o  Ŝywiołowej  kuzynce 
Daniela, ale tego wieczoru nie udało jej się juŜ zdobyć Ŝadnych 
nowych  informacji,  poniewaŜ  do  kręgu  przyłączyły  się 
znajome lady Exmouth, a wkrótce potem lady Tolliver oddaliła 
się do innej grupki. 

Przez  resztę  wieczoru  Robina  widziała  ją  jeszcze  tylko 

trzykrotnie.  Za  kaŜdym  razem  Arabella  była  zaborczo 
uczepiona  ramienia  Daniela,  który  wydawał  się  nie  mieć  nic 
przeciwko  temu.  Nawet  więcej,  sprawiał  wraŜenie  wyjątkowo 
zadowolonego.  Robina  pomyślała,  Ŝe  radość  Daniela  z 
towarzystwa  kuzynki  powinna  jej  sprawić  przyjemność,  było 
jednak  wręcz  przeciwnie.  Późnym  wieczorem  opuszczała 
królewski Pawilon w zdecydowanie kiepskim nastroju. 

  
 

ROZDZIAŁ ÓSMY 
 
 

Następnego  ranka  Robina  dostała  list  od  rodziny,  a  w  nim 

potwierdzenie  zaskakującej  nowiny  znalezionej  przez  nią  dwa 
tygodnie  wcześniej  w  gazecie,  a  dotyczącej  zaręczyn  kuzynki 
Hester z lordem Dungarranem. 

Pokręciła  głową,  wciąŜ  bowiem  trudno  jej  było  w  to 

uwierzyć. 

-  A  jednak  to  prawda  -  zwróciła  się  do  lady  Exmouth, 

która  siedziała  naprzeciwko  niej  przy  śniadaniu  i  z  pogodną 
miną zjadała drugą pyszną bułeczkę z masłem. - Nie przestaję 
się  dziwić.  Hester  nigdy  nie  przejawiała  najmniejszego 
zainteresowania małŜeństwem. Jej pierwszy sezon w Londynie 

background image

 

111

zakończył się fiaskiem i całkowicie wybił jej z głowy myśli o 
zamąŜpójściu. 

-  Jak  widać  nie  całkowicie  -  odparła  starsza  pani.  - 

Widocznie  lord  Dungarran  skłonił  ją  do  zmiany  zdania, 
chociaŜ  muszę  przyznać,  Ŝe  nie  przypominam  sobie,  by  twoja 
kuzynka  zainteresowała  się  jakimkolwiek  dŜentelmenem,  gdy 
widywałam  ją  w  Londynie.  Niektóre  młode  damy  po  prostu 
lepiej skrywają swoje uczucia niŜ inne, nie sądzisz? - Po chwili 
zastanowienia  lady  Exmouth  uległa  pokusie  i  sięgnęła  po 
trzecią  bułeczkę.  -  Czy  twoja  matka  ujawniła  w  liście  inne 
szczegóły związane z zaręczynami? 

Robina  przebiegła  wzrokiem  kartkę  pokrytą  równym, 

starannym pismem matki. 

-  Tylko  tyle,  Ŝe  ogłoszono  je  w  dniu  jarmarku.  Jaka 

szkoda,  Ŝe  nie  mogłam  ich  świętować  razem  z  rodziną!  Wuj 
James  i  ciotka  Eleanor  muszą  być  zachwyceni.  -  Pokręciła 
głową  i  uśmiechnęła  się,  coś  bowiem  przyszło  jej  nagle  do 
głowy.  -  Czy  pani  wie,  Ŝe  zanim  jeszcze  opuściłyśmy 
Northampton  -  my,  czyli  lady  Sophia  Cleeve,  Hester  i  ja  - 
nawet  nie  przyszłoby  mi  do  głowy,  Ŝe  jako  jedyna  wrócę  do 
domu  niezaręczona?  Szczerze  mówiąc,  sądziłabym  coś  wręcz 
przeciwnego.  Zdawało  mi  się,  Ŝe  tylko  dla  mnie  jednej  sezon 
skończy się zaręczynami. 

Lady Exmouth zatrzymała dłoń trzymającą filiŜankę w pół 

drogi do ust. 

-  Masz  jeszcze  przed  sobą  mnóstwo  czasu,  moja  droga. 

PrzecieŜ według planu wracasz do domu dopiero jesienią. 

-  Dokładnie  to  samo  mówił  Daniel  -  odrzekła  Robina  i 

dopiero  wtedy  zorientowała  się,  co  powiedziała.  Natychmiast 
dostrzegła  wyraz  Ŝywego  zainteresowania  na  twarzy  lady 
Exmouth. 

Swoboda  i  niefrasobliwość  tej  damy  były  bardzo 

zwodnicze.  MoŜna  było  nabrać  przekonania,  Ŝe  starsza  pani 
zazwyczaj  szczęśliwie  przebywa  we  własnym  świecie  i 

background image

 

112

pozwala,  by  przyziemne  sprawy  toczyły  się  swoją  drogą. 
Tymczasem  w  rzeczywistości  bardzo  niewiele  umykało  jej 
uwagi. 

-  A  tak,  bo  wspomniałam  mu  wczoraj  wieczorem  - 

pośpiesznie  dodała  Robina  -  Ŝe  nigdy  nie  zawarłabym 
małŜeństwa  tylko  po  to,  by  poczuć  się  bezpiecznie  i  mieć 
własny dom. 

-  Czy  naprawdę  powiedziałaś  coś  takiego  mojemu 

synowi?  -  Lady  Exmouth  wydawała  się  szczerze  poruszona.  - 
Dobrze, dziecko. 

Robina  spojrzała  na  damę,  dość  zaskoczona  jej  reakcją. 

PrzecieŜ  gdyby  lady  Exmouth  nadal  Ŝywiła  nadzieję  na 
małŜeństwo  jej  syna  z  córką  pastora  z  Abbot  Quincey,  to  z 
pewnością  nie  powinna  jej  ucieszyć  wiadomość,  Ŝe  panna, 
którą  uwaŜała  za  idealną  kandydatkę  na  synową,  nie  pozwoli 
się  przekonać  do  małŜeństwa  z  rozsądku  i  skusić  bogactwem 
ani  tytułem.  MoŜe  po  przyjeździe  do  Brighton  lady  Exmouth 
doszła  do  wniosku,  Ŝe  jej  syn  i  córka  pastora  po  prostu  do 
siebie  nie  pasują,  więc  zmieniła  zdanie?  Robina  całkiem 
niespodziewanie doznała przykrego rozczarowania. Na wszelki 
wypadek zmieniła temat i zapytała, czy naleŜy się spodziewać 
wizyty lady Tolliver. 

-  Wielkie nieba! Nawet nie próbowałabym przewidywać, 

co  ta  moja  postrzelona  siostrzenica  moŜe  wymyślić.  Ona 
zawsze robi wszystko według własnego widzimisię. 

 Rozczarowanie  Robiny  szybko  przekształciło  się  w 

niechęć,  ni  stąd,  ni  zowąd  bowiem  wyobraźnia  podsunęła  jej 
obraz lady Tolliver uczepionej ramienia Daniela. 

-  Daniel dał mi wyraźnie  do zrozumienia, Ŝe bardzo lubi 

swoją  kuzynkę,  proszę  pani  -  stwierdziła  obojętnym  tonem, 
starając  się  zapanować  nad  emocjami.  -  Oni  są  jak  brat  i 
siostra... prawda? Tak, zdaje się, pani mówiła? 

-  Zawsze tak mi się zdawało, ale... Nie wiem, moja droga. 

-  Lady  Exmouth  uśmiechnęła  się  do  jakiegoś  swojego 

background image

 

113

wspomnienia.  -  Kiedyś  chyba  sądziłam,  Ŝe  mogą  być  dobraną 
parą.  Arabella  nie  grzeszy  urodą,  ale  ma  wiele  innych  zalet, 
którymi  to  nadrabia.  Jest  inteligentna,  dowcipna  i  pełna 
wigoru. - Pokręciła głową, a uśmiech szybko znikł jej z twarzy. 
-Obawiam  się  jednak,  Ŝe  nijak  nie  mogłaby  dorównać 
Clarissie,  w  kaŜdym  razie  urodą.  To  zresztą  dotyczy 
większości kobiet. 

O  dziwo, ta  informacja  wcale  nie  poprawiła  samopoczucia 

Robiny.  Z  niewyjaśnionego  powodu  nadal  nie  umiała 
zapanować nad uczuciem niechęci. Co więcej, zdawało się ono 
nasilać  i  obejmowało  teraz  juŜ  nie  tylko  lady  Tolliver,  lecz 
równieŜ niedawno zmarłą Clarissę. 

-  To  dziwne,  ale  Arabella  naleŜała  do  nielicznych  osób, 

które  uwaŜały,  Ŝe  Daniel  popełnia  błąd,  decydując  się  na 
małŜeństwo  z  Clarissą  -  wyjawiła  lady  Exmouth  i  Robina 
natychmiast  ponownie  skupiła  uwagę  na  jej  słowach.  -  Nie 
przypuszczam,  Ŝeby  wyznawała  taki  pogląd  z  zazdrości. 
Wydawała  się  szczerze  przekonana,  Ŝe  oni  nie  będą  do  siebie 
pasować. Naturalnie znaleźli się teŜ inni sceptycy, na przykład 
mój  przyjaciel  sir  Percy.  Oni  równieŜ  wyraŜali  niepokój,  ale 
ich obiekcje dotyczyły przede wszystkim zbyt młodego wieku 
Daniela. 

-  A  na  czym  polegały  zastrzeŜenia  pani  siostrzenicy?  - 

zapytała Robina, gdy dama znowu zamilkła i odbiegła myślami 
daleko. - Czy kiedykolwiek wyjaśniła to wprost? 

-  Nie  przypominam  sobie  tego,  moja  droga.  W 

dzieciństwie  Arabella  duŜo  bawiła  się  z  Clarissą,  więc  dobrze 
ją  znała.  -  Wzruszyła  ramionami.  -  MoŜe  moja  siostrzenica 
dostrzegła w naturze Clarissy coś, co ją raziło. PrzecieŜ nikt nie 
jest  doskonały.  Wszyscy  mamy  swoje  słabości  i  dziwactwa, 
które innych irytują. 

Była  to  niewątpliwie  prawda.  Robina  szczerze  kochała 

swoje siostry, nie znaczyło to jednak, Ŝe jest ślepa na ich wady, 
draŜniące ją w najwyŜszym stopniu. 

background image

 

114

Byłoby  interesujące  dowiedzieć  się,  co  Arabella  zarzucała 

zmarłej  Ŝonie  Daniela,  ale  poniewaŜ  jego  matka  zdawała  się 
tego nie wiedzieć, nie było sensu drąŜyć tematu. Robina znowu 
zmieniła więc bieg rozmowy.  

-  Ze  słów  lady  Tolliver  odniosłam  wczoraj  wraŜenie,  Ŝe 

jej mąŜ był od niej duŜo starszy. 

-  Owszem,  moja  droga.  To  widocznie  musi  być 

dziedziczne,  Ŝe  kobiety  w  mojej  rodzinie  wolą  starszych 
męŜczyzn. Chyba juŜ ci wspominałam, Ŝe ojciec Daniela miał 
znacznie więcej lat niŜ ja. Ojciec Arabelli równieŜ był znacznie 
starszy  od  mojej  siostry,  no  i  Arabella  teŜ  poślubiła 
dŜentelmena,  który  mógłby  być  jej  ojcem.  -  Z  uśmiechem 
pokręciła  głową.  -  Muszę  wyznać,  Ŝe  zdziwiłam  się,  gdy 
siostrzenica  zdecydowała  się  przyjąć  oświadczyny  sir 
Henry'ego.  Zawsze  była  pełna  Ŝycia,  wciąŜ  w  ruchu,  więc 
sądziłam, 

Ŝ

wybierze 

sobie 

młodego, 

przystojnego 

młodzieńca.  Ale  nie,  zdecydowała  się  na  bardzo  spokojnego  i 
zacnego  sir  Henry'ego,  którego  jedyny  syn  był  od  niej  kilka 
miesięcy starszy. O dziwo, Arabella bardzo szybko przywykła 
do  małŜeńskiego  Ŝycia  i  osiadła  w  hrabstwie  Devon. 
NiezaleŜnie  od  tego,  jakie  wraŜenie  mogła  wywrzeć  wczoraj 
wieczorem,  była  oddana  sir  Henry'emu  i  bardzo  przeŜyła  jego 
ś

mierć. Naturalnie wciąŜ jest stosunkowo młodą kobietą, więc 

być  moŜe  któregoś  dnia  ponownie  wyjdzie  za  mąŜ  i  urodzi 
dzieci. Ale wcale nie zdziwiłoby mnie, gdyby tak się nie stało. 
-  Niespodziewanie  parsknęła  chrapliwym  śmiechem.  -  Nie 
wydaje  mi  się  prawdopodobne,  Ŝeby  wielu  dŜentelmenów 
miało ochotę godzić się na szaleństwa mojej siostrzenicy. 

MoŜe  nie  było  ich  wielu,  pomyślała  Robina,  starając  się 

zagłuszyć  duŜym  łykiem  kawy  smak  goryczy,  który  nagle 
poczuła, ale jeden dŜentelmen wyraźnie pokazał poprzedniego 
wieczoru, Ŝe chętnie by tego spróbował. 

ramach 

pokonywania 

nieoczekiwanego 

napadu 

melancholii,  jednego  z  tych,  które  dręczyły  ją  ostatnio  coraz 

background image

 

115

częściej, Robina postanowiła złoŜyć wizytę swojej przyjaciółce 
Olivii.  Najchętniej  wybrałaby  się  do  niej  sama,  poniewaŜ 
jednak  wiedziała,  Ŝe  takie  zachowanie  wywołałoby  głębokie 
ubolewanie  lady  Exmouth,  która  mimo  swej  Ŝyczliwości  nie 
aprobowała chodzenia przez młode damy samopas po ulicach, 
poprosiła, słuŜącą Nancy, Ŝeby jej towarzyszyła. 

Weszła  do  modnego  domu,  wynajętego  przez  świeŜo 

upieczonego  szwagra  Olivii  na  okres  pobytu  rodziny  w 
Brighton,  przekonała  się  jednak,  Ŝe  przyjaciółka  wpadła  na 
podobny pomysł jak ona i wyszła na przechadzkę. Była za to w 
domu  siostra  Olivii,  Beatrice,  i  ucieszona  niespodziewaną 
wizytą  natychmiast  poleciła  podać  przekąskę  do  frontowego 
salonu  

Przez 

pewien 

czas 

rozmawiały 

zaskakujących 

wydarzeniach,  jakie  w  ostatnich  tygodniach  miały  miejsce  w 
hrabstwie  Northampton,  po  czym  zajęły  się  aktualniejszymi 
sprawami,  czyli  zaręczynami  kilku  ich  wspólnych  znajomych, 
między  innymi  dość  niespodziewaną  nowiną  o  zaręczynach 
Hester Perceval. Beatrice podsumowała tę rozmowę Ŝartobliwą 
uwagą, Ŝe zapewne wkrótce równieŜ jej miły gość stwierdzi, Ŝe 
wpadł  w  małŜeńskie  sidła,  którą  to  sugestią  przyprawiła 
Robinę o bolesne ukłucie w sercu. 

Szybko  zapewniła  gościnną  panią  domu,  Ŝe  jak  dotąd  nie 

ma  Ŝadnych  zobowiązań,  więc  prawdopodobnie  naleŜy  się 
najpierw  spodziewać  zaręczyn  Olivii,  co  natychmiast 
wywołało  zatroskaną  minę  na  twarzy  Beatrice,  od  niedawna 
lady Ravensden. 

Robina wiedziała, Ŝe Beatrice jest bystra i prawdopodobnie 

wie  równie  dobrze  jak  Robina,  Ŝe  Olivia  wykazuje 
zainteresowanie 

pewnym 

kapitanem 

nazwiskiem 

Jack 

Denning. 

PoniewaŜ  Robina  miała  juŜ  okazję  kilkakrotnie  spotkać 

tego  dŜentelmena,  wyrobiła  sobie  przekonanie,  Ŝe  kapitan  jest 
interesującym  męŜczyzną.  Bez  wątpienia  był  przystojny  i  na 

background image

 

116

pewno  spełniał  dziewczęce  marzenia  o  nieustraszonym 
bohaterze  rodem  z  ksiąŜki.  To  nawet  skłoniło  ją  do  krótkiej 
refleksji  nad  tym,  dlaczego  ona,  Robina,  w  odróŜnieniu  od 
swojej  przyjaciółki  Olivii  w  ogóle  nie  czuje  pociągu  do  tego 
człowieka. 

Niezaprzeczalnie  kapitan  roztaczał  melancholijną  aurę. 

Mówiono  o  nim,  Ŝe  niekiedy  bywa  porywczy,  a  w  pewnych 
kręgach  krąŜyły  równieŜ  plotki  dotyczące  rozdźwięku 
pomiędzy  nim  a  resztą  rodziny,  co  naturalnie  mogło 
przysporzyć trosk Beatrice, jeśli sądziła, Ŝe jej młodsza siostra 
obdarzyła tego człowieka uczuciem. 

Mimo  Ŝe  Robina  uwaŜała  się  za  przyjaciółkę  rodziny 

Roade'ów,  nie  była  to  jej  sprawa,  dlatego  nie  miała  zamiaru 
dawać upustu wścibstwu ani angaŜować się w sprawy, które jej 
nie dotyczą. Taktownie skierowała rozmowę na mniej osobiste 
tematy, a chwilę później powiedziała, Ŝe musi juŜ iść. 

ChociaŜ  odrzuciła  uprzejme  zaproszenie  Beatrice,  by 

jeszcze posiedzieć i poczekać na powrót Olivii, to nie wróciła 
prosto do domu, lecz poszła naokoło, przez centrum miasta, co 
bardzo ucieszyło młodą słuŜącą. 

Szybko  wyszło  na  jaw,  Ŝe  Nancy  niczego  nie  lubi  tak 

bardzo jak oglądania sklepowych wystaw. Szeroko otwartymi, 
pełnymi  podziwu  oczami  wpatrywała  się  w  pięknie  zdobione 
suknie  i  kunsztowne  czepki.  Robinie  trudno  było  jednak 
wykrzesać  z  siebie  entuzjazm  dla  tych  widoków  i  właśnie 
usiłowała  przekonać  swoją  ociągającą  się  towarzyszkę  do 
przyśpieszenia kroku, gdy usłyszała, Ŝe ktoś woła ją radosnym, 
wibrującym  energią  głosem.  Zaskoczona  stwierdziła,  Ŝe 
zaledwie  kilka  jardów  przed  nią  zatrzymuje  się  bardzo 
elegancki odkryty powozik. 

-  Dzień  dobry,  panno  Perceval  -  powitała  ją  jedyna  w 

swoim rodzaju i natychmiast rozpoznawalna osoba siedząca w 
ś

rodku.  -  Czy  uda  mi  się  namówić  panią  na  wspólną 

przejaŜdŜkę  po  mieście?  I  tak  zamierzałam  odwiedzić  ciotkę 

background image

 

117

Lavinię,  więc  mogę  potem  bezpiecznie  odwieźć  panią  do 
domu.  

Odmowa  mogłaby  wydać  się  niegrzeczna.  Ponadto  lady 

Tolliver  sprawiała  wraŜenie  szczerze  uradowanej  spotkaniem. 
Robina Ŝałowała, Ŝe nie moŜe odwzajemnić się tym samym, bo 
przecieŜ  kuzynka  Daniela  nie  dała  jej  Ŝadnego  powodu  do 
okazywania niechęci. 

Zaczęło  dokuczać  jej  sumienie,  zdawała  sobie  bowiem 

sprawę  z  tego,  Ŝe  pastor  byłby  bardzo  rozczarowany  swoją 
najstarszą  córką,  gdyby  przyszło  mu  do  głowy,  Ŝe  moŜe  ona 
darzyć kogoś antypatią bez widomego powodu. 

-  Z  chęcią  przyjmuję  zaproszenie  -  odrzekła,  bardzo 

starając  się,  aby  ta  deklaracja  zabrzmiała  szczerze,  po  czym 
zwróciła się do młodej słuŜącej, która powiedziała, Ŝe pójdzie 
dalej pieszo, jeśli panienka nie ma nic przeciwko temu. 

-  Zupełnie  jak  moje  słuŜące  -  stwierdziła  Arabella, 

poleciwszy  stangretowi  ruszyć.  -  Wszystkie  zdają  się  czerpać 
wielką  przyjemność  z  gapienia  się  na  wystawy.  To  zresztą 
chyba  jest  zrozumiałe!  Większość  kobiet  lubi  przyglądać  się 
fatałaszkom  i  falbankom.  -  Nagle  zmruŜyła  powieki  i 
zmierzyła  swą  towarzyszkę  taksującym  spojrzeniem.  -  Ale 
pani, zdaje się, to nie dotyczy. 

Robina  odwzajemniła  jej  spojrzenie  i  nagle  uświadomiła 

sobie, Ŝe lady Tolliver łączy ze starszą panią Exmouth znacznie 
więcej niŜ tylko rodzinne podobieństwo. Obie damy wydawały 
się niezwykle spostrzegawcze. 

Uznawszy, 

Ŝ

rozsądnie 

będzie 

nie 

zaprzeczać, 

powiedziała: 

-  Napatrzyłam  się  juŜ  na  wystawy  w  Londynie.  -

Wzruszyła  ramionami.  -  Jest  bardzo  miło  mieć  i  nosić  ładne 
stroje,  ale  obawiam  się,  Ŝe  naleŜę  do  osób,  dla  których 
posiadanie rzeczy nie jest najwaŜniejsze, lady Tolliver. 

-  Doprawdy niezwykła z pani kobieta - odrzekła Arabella, 

po czym zaproponowała rozluźnienie etykiety. - Mam nadzieję, 

background image

 

118

Ŝ

e  zechcesz  mówić  do  mnie  po  imieniu,  bo  co  do  mnie. 

zdecydowanie  mam  zamiar  nazywać  cię  Robiną.  Nie  znoszę 
zbędnych  ceregieli,  więc  moŜemy  rozmawiać  z  sobą  tak, 
jakbyśmy zamierzały się zaprzyjaźnić, nie sądzisz? 

Wziąwszy  milczenie  Robiny  za  przyzwolenie,  Arabella  z 

zainteresowaniem rozejrzała się dookoła. 

-  Wielkie nieba! - zawołała, dostrzegając znajomą postać 

w  mijającym  je  powozie.  -  CzyŜ  to  nie  lady  Milverton?  Ale 
fikuśny  kapelusz!  -  Szelmowsko  zachichotała  i  znów  skupiła 
uwagę na Robinie. - I jak ci się podoba w Brighton? 

-  Bardzo. Daniel i jego matka są dla mnie niezwykle mili, 

poświęcają mi wiele czasu, abym się nie nudziła. Daniel zadał 
sobie nawet trud nauczenia mnie, jak się powozi. 

Arabella wydawała się pod wraŜeniem. 
-  Ho,  ho,  nigdy  dość  zaskoczeń  na  tym  świecie.  Daniel 

musi doprawdy mieć o tobie bardzo wysokie mniemanie, moja 
droga, jeśli pozwolił ci powozić swoimi bezcennymi końmi. W 
przeszłości jechałam z nim wiele razy i nigdy nie chciał dać mi 
wodzy  do  ręki.  Jestem  równieŜ  pewna,  Ŝe  nigdy  nie  wyróŜnił 
tym  swojej  Ŝony.  Naturalnie  Clarissa  wcale  nie  zamierzała 
nauczyć  się  panowania  nad  tymi  dzikimi  stworzeniami  - 
dodała.  -  Obawiam  się,  Ŝe  miała  dość  ograniczone 
zainteresowania. 

W głosie Arabelli zabrzmiała złośliwa nuta. Niby mówiła o 

faktach,  a  jednak  coś  podszeptywało  Robinie,  Ŝe  starsza  pani 
Exmouth  miała  rację,  gdy  posądzała  Arabellę  o  niezbyt 
pochlebną  opinię  na  temat  zmarłej  Clarissy.  Było  całkiem 
moŜliwe,  Ŝe  lady  Tolliver  w  skrytości  Ŝywiła  nadzieję  na 
poślubienie  Daniela,  więc  nienawidziła  kobiety,  która 
zniweczyła jej ambitny zamiar. 

-  Rozumiem,  Ŝe  dobrze  znałaś  zmarłą  Ŝonę  Daniela  - 

zaryzykowała, licząc na dowiedzenie się czegoś więcej. 

-  Ha!  Droga  ciocia  Lavinia  rozmawiała  z  tobą  na  mój 

temat,  prawda?  -  odrzekła  Arabella,  wyginając  pełne  wargi  w 

background image

 

119

lekko  ironicznym  uśmiechu.  -  To  do  niej  podobne.  Owszem, 
Clarissę  znałam  bardzo  dobrze.  Często  składałam  jej  wizyty, 
ilekroć  zatrzymywałam  się  w  Courtney  Place.  Wyjątkowo 
dobrze czułyśmy się w swoim towarzystwie, zwaŜywszy na to, 
jak  mało  miałyśmy  ze  sobą  wspólnego.  Ja  byłam  chłopczycą, 
która  uwielbia  wspinać  się  po  drzewach  i  ściągać  na  siebie 
wszystkie  moŜliwe  nieszczęścia,  podczas  gdy  droga  Clarissa 
była  przede  wszystkim  wyniosłą  młodą  damą,  której 
przyjemność  sprawiało  spędzanie  wolnego  czasu  na  szyciu, 
rysowaniu lub grze na fortepianie. 

Na pełnych wargach Arabelli znów pojawił się uśmiech. 
-  Oczywiście przerastała mnie o głowę we wszystkich tak 

zwanych  kobiecych  zajęciach  -  przyznała  bez  zakłopotania.  - 
Ale  wykazywała  teŜ  niezwykle  mało  entuzjazmu  do 
czegokolwiek innego, moŜe z wyjątkiem Ŝycia towarzyskiego. 
Clarissa  uwielbiała  znajdować  się  w  centrum  uwagi.  Trzeba 
oddać jej sprawiedliwość, Ŝe nie była próŜna, ale poniewaŜ los 
obdarzył ją wielką urodą, z czasem zapewne przyzwyczaiła się 
do tego, Ŝe jest obiektem zachwytu wszystkich dŜentelmenów. 

Westchnęła i po chwili dodała: 
-  MoŜe  dobrze  się  stało,  Ŝe  wtedy  umarła.  Z  czasem  jej 

uroda  niewątpliwie  zbladłaby  i  obawiam  się,  Ŝe  Clarissa 
zamieniłaby  się  w  jedną  z  przekwitłych  piękności,  które 
spędzają cały swój czas, leŜąc na kanapie i wyobraŜając sobie 
wszelkie moŜliwe dolegliwości, a przyjemność czerpią z bycia 
obskakiwaną przez głupawą damę do towarzystwa. 

Nagle wybuchnęła tak zaraźliwym śmiechem, Ŝe Robina ku 

swemu zdumieniu równieŜ zachichotała. 

-  Ojej, aleŜ jadowicie to zabrzmiało. KaŜdy, kto by mnie 

słuchał,  mógłby  pomyśleć,  Ŝe  nie  lubiłam  Clarissy,  a  trudno 
bardziej  minąć  się  z  prawdą.  Ona  była  miła  i  Ŝyczliwa,  i 
naturalnie  śliczna.  Wcale  mnie  nie  zdziwiło,  Ŝe  zauroczyła 
Daniela.  Większość  dŜentelmenów  natychmiast  ulegała  jej 
czarowi.  Ale  bardzo  mnie  zaskoczyło,  Ŝe  postanowił  ją 

background image

 

120

poślubić...  Ciekawa  jestem,  ile  czasu  potrzebował,  by 
zrozumieć swój błąd. 

Robina  wlepiła  w  nią  osłupiałe  spojrzenie.  Na  szczęście 

uwagę Arabelli znowu zaprzątnęła znajoma, machająca do niej 
z przejeŜdŜającego powozu, a gdy lady Tolliver z powrotem się 
odwróciła, Robina zdąŜyła się opanować. 

-  Muszę  przyznać,  Ŝe  przyjemnie  znowu  zobaczyć 

Daniela cieszącego się Ŝyciem. Nie byłam w stanie przyjechać 
na  pogrzeb  Clarissy  -  wyjawiła  Arabella,  zerkając  na  swoją 
złotą bransoletkę. – Drogi Henry  gasł wtedy w  oczach. Nigdy 
nie  zdołał  w  pełni  odzyskać  sił  po  ostatnim  ataku  i  zmarł 
zaledwie  kilka  miesięcy  po  Clarissie.  Daniel  był  na  jego 
pogrzebie. Wstrząsnęła mną zmiana, jaka w nim zaszła. Teraz 
jednak  wydaje  się  zupełnie  innym  człowiekiem.  Tak 
szczęśliwego  nie  widziałam  go  od  lat  i  cieszę  się  z  tego, 
chociaŜ  nie  rozumiem,  dlaczego  właściwie  ten  paskudnik 
miałby jeszcze mnie obchodzić! 

Ciemne,  figlarnie  skrzące  się  oczy  znów  zwróciły  się  ku 

Robinie. 

-  Pojutrze  ma  zamiar  wyciągnąć  mojego  drogiego 

Rodericka  na  oglądanie  jakiejś  ohydnej  walki  bokserskiej  i 
zostawia  mnie  całkiem  bez  opieki.  PoniewaŜ  stanowczo  nie 
zamierzam  czekać  w  domu  na  ich  powrót,  postanowiłam 
urządzić śniadanie pod gołym niebem w jakimś malowniczym 
zakątku.  Obiecaj,  proszę,  Ŝe  przyłączysz  się  do  towarzystwa. 
Wiem  na  pewno,  Ŝe  chcę  lepiej  cię  poznać  i  się  z  tobą 
zaprzyjaźnić. 

Robina  nie  była  przekonana,  czy  kiedykolwiek  uda  im  się 

osiągnąć taką zaŜyłość, a poza tym czuła, Ŝe byłoby rozsądnie 
zachować  pewien  dystans  wobec  lady  Tolliver,  mimo  Ŝe 
niezaprzeczalnie  była  ona  przemiłą  kobietą,  której  wrodzoną 
uczciwość Robina mogła tylko podziwiać. 

Tego  wieczoru,  ponownie  zobaczywszy  Arabellę  podczas 

przyjęcia u jednej z dobrych znajomych lady Exmouth, Robina 

background image

 

121

jeszcze  bardziej  straciła  chęć  na  nawiązanie  bliŜszych 
stosunków z Ŝywiołową wdówką. 

Kiedy  lady  Exmouth  tuŜ  przed  wyjazdem  na  przyjęcie 

wspomniała o liściku, który przysłał jej syn, by  przeprosić, Ŝe 
nie  moŜe  im  towarzyszyć  tego  wieczoru,  Robina  uznała  to  za 
dziwne  zdarzenie,  od  dawna  bowiem  uwaŜała  Daniela  za 
bardzo  słownego  człowieka,  który  zawsze  dotrzymuje 
wcześniejszych obietnic. 

Po  wejściu  do  stylowego  salonu  lady  Maitland  Robina 

natychmiast  jednak  zrozumiała,  dlaczego  tym  razem  Daniel 
postanowił  złamać  przyrzeczenie.  OdpręŜony  i  zadowolony 
stał  w  grupce  otaczającej  jego  energiczną  kuzynkę.  PoniewaŜ 
wśród gości nie było ani śladu sir Rodericka, Robina doszła do 
wniosku,  Ŝe  Arabella  poprosiła  kuzyna  o  przysługę,  ten  zaś 
podjął  się  towarzyszenia  -  jej  na  przyjęciu,  zapewne  z  wielką 
ochotą. 

Robina  poczuła  się  bezsilna  wobec  małostkowej  niechęci, 

która  ponownie  się  w  niej  obudziła,  i  to  jeszcze  gwałtowniej 
niŜ  poprzednio.  Wiedziała,  Ŝe  reaguje  jak  rozpieszczone 
dziecko,  bo  nie  powinna  Ŝywić  urazy  do  Daniela,  który  mógł 
przecieŜ  towarzyszyć  podczas  przyjęcia,  komu  tylko  chciał. 
Miała  równieŜ  przykrą  świadomość,  Ŝe  zazdroszcząc  kuzynce 
spędzanego  z  nim  czasu,  przejawia  skrajny  egoizm,  ale  z 
trudnego  do  wytłumaczenia  powodu  nic  nie  mogła  na  to 
poradzić. 

Starała  się  ze  wszystkich  sił  okazać  zadowolenie,  gdy 

Daniel wreszcie zauwaŜył ich obecność i podszedł je powitać, 
ale  było  widać,  Ŝe  jest  to  wymuszona  grzeczność.  Lord 
Exmouth  natychmiast  wykrył  fałszywą  nutę  w  jej  głosie  i 
spytał wprost, czy nie czuje się niedysponowana. 

-  To  prawda,  moja  droga,  masz  takie  rumieńce  -włączyła 

się  do  rozmowy  lady  Exmouth,  zanim  Robina  zdąŜyła  go 
zapewnić,  Ŝe  wszystko  jest  w  najlepszym  porządku.  -  Chyba 
nie  zaraziłaś  się  gorączką  od  lady  Phelps,  Ta  Augusta  zrobiła 

background image

 

122

się  doprawdy  nieznośna!  Składa  wizyty,  chociaŜ  nieustannie 
kicha,  a  do  tego  kapie  jej  z  oczu  i  z  nosa!  Wcale  nie 
zdziwiłabym  się,  gdybyśmy  obie  musiały  w  najbliŜszych 
dniach połoŜyć się do łóŜek. 

Robina  zdawała  sobie  sprawę  z  tego,  Ŝe  pozostając  przy 

lady  Exmouth,  moŜe  głupio  zdradzić  się  z  uczuciami,  których 
nie umie opanować, gorączkowo zaczęła więc rozglądać się po 
salonie  w  poszukiwaniu  drogi  ucieczki  i  na  szczęście  ją 
znalazła. 

-  O, jest Olivia Roade Burton z siostrą. ZłoŜyłam im rano 

wizytę,  ale  niestety  nie  zastałam  Olivii  w  domu.  Bardzo 
przepraszam,  ale  chciałabym  z  nią  zamienić  kilka  słów.  Czy 
moŜna? Dawno jej nie widziałam. 

-  Czy  jesteś  pewna,  mamo,  Ŝe  nic  jej  nie  jest?  -spytał 

Daniel,  gdy  tylko  Robina  się  oddaliła.  -  Wydaje  mi  się  trochę 
spięta. 

-  Jeśli masz rację, znaczy to, Ŝe w sprawach dotyczących 

panny  Perceval  wykazujesz  duŜo  większą  spostrzegawczość 
ode  mnie,  synu  -  odpowiedziała,  promieniejąc  z  satysfakcji.  - 
Wcześniej  na  pewno  nic  jej  nie  było.  Rano  wyszła  do  miasta, 
zgodnie  z  tym,  co  mówiła,  a  potem  przywiozła  ją  do  domu 
nasza  droga  Arabella.  Nic  niepoŜądanego  dzisiaj  się  nie 
zdarzyło, mogę cię zapewnić. 

Daniela  to  nie  przekonało.  Zbyt  dobrze  poznał  Robinę 

przez ostatnie tygodnie, by nie być pewnym, Ŝe zaszło coś, co 
zburzyło  spokój  jej  umysłu.  I  o  ile  słusznie  mu  się  zdawało, 
Robina postanowiła za wszelką cenę zachować to dla siebie. 

Pozostawiwszy  matkę  w  trakcie  oŜywionej  rozmowy  ze 

znajomymi,  poszedł  do  pokoju  przeznaczonego  dla  graczy  w 
karty  i  wybrał  stolik  przy  drzwiach,  od  którego  mógł 
obserwować, co dzieje się w salonie. 

Robinie,  z  racji  jej  urody,  nigdy  nie  brakowało  zaproszeń 

do  tańca,  więc  i  ten  wieczór  nie  stanowił  wyjątku.  Ilekroć 
Daniel  podnosił  wzrok  znad  wachlarzyka  kart,  widział,  jak 

background image

 

123

Robina  porusza  się  z  wdziękiem  po  parkiecie.  Pozornie 
wydawało  się,  Ŝe  jest  bardzo  rozbawiona,  jego  jednak  nie 
zwiodła. ZauwaŜył, Ŝe jej uśmiechom brakuje spontaniczności 
i  ciepła,  a  kształtne  ramiona  wydawały  się  bardziej 
usztywnione niŜ zwykle. 

Odrzuciwszy propozycję rozegrania następnej partii, wrócił 

do  salonu.  Partner  Robiny  odprowadził  ją  akurat  pod  opiekę 
lady Exmouth. 

-  Mam  nadzieję,  Ŝe  zaszczyci  mnie  pani  ostatnim  tańcem 

przed  kolacją?  -  Podszedł  do  niej  niepostrzeŜenie,  więc  aŜ  się 
wzdrygnęła  zaskoczona.  -  I  naturalnie  pozwoli  się  potem 
zaprowadzić na małą przekąskę. 

Robina  uczyniła  niemały  wysiłek,  by  ukryć  zachwyt. 

Daniel,  choć  jak  na  człowieka  swojej  postury  tańczył 
znakomicie  i  zaskakująco  lekko  się  poruszał,  pojawiał  się  na 
parkiecie  rzadko,  twierdził  bowiem,  Ŝe  skoro  osiągnął  juŜ 
powaŜny  wiek  trzydziestu  sześciu  lat,  powinien  poprzestać  na 
przyglądaniu 

się 

zabawie, 

zamiast 

samemu 

niej 

uczestniczyć. 

To, Ŝe postanowił wziąć na kolację ją, Robinę, a nie swoją 

kuzynkę, natychmiast poprawiło jej nastrój. Miała nadzieję, Ŝe 
zaproszenie było wyrazem tęsknoty za jej towarzystwem, a nie 
rekompensatą  za  to,  Ŝe  zawiódł  ją  i  nie  przyszedł  z  nią  na 
przyjęcie. 

Obdarzyła  Daniela  spontanicznym  uśmiechem,  okazał  się 

on  jednak  niedostatecznie  przekonujący,  by  zatrzymać  go  na 
dłuŜej.  Wkrótce  Daniel  przyłączył  się  do  grupki  swoich 
przyjaciół zbierających się koło drzwi. 

  
Później  tego  wieczoru  Robina  kilkakrotnie  złapała  go  na 

tym,  Ŝe  spogląda  w  jej  kierunku,  ale  więcej  nie  próbował  juŜ 
podejść.  ZbliŜał  się  czas  ostatniego  tańca  przed  kolacją, 
tymczasem Daniela nawet nie było w pobliŜu. 

background image

 

124

-  Czy  nie  wie  pani  przypadkiem,  gdzie  ukrywa  się 

Daniel? - skierowała pytanie do lady Exmouth, gdy na próŜno 
omiotła  wzrokiem  cały  salon  w  poszukiwaniu  jego  wysokiej, 
muskularnej sylwetki. 

-  Nie, moja droga. Nie mam pojęcia, moŜe jest na dworze 

z  Arabellą.  Zdaje  mi  się,  Ŝe  nieco  wcześniej  widziałam,  jak 
wychodzili na taras. 

Robina zawahała się, ale tylko na chwilę. Bądź co bądź, nic 

jej  nie  szkodziło  iść  go  poszukać.  Tak  w  kaŜdym  razie 
przekonywała  samą  siebie,  wychodząc  na  zewnątrz  przez 
oszklone  drzwi,  które  przewidująca  pani  domu  poleciła 
zostawić  szeroko  otwarte,  Ŝeby  zapewnić  stały  dopływ 
ś

wieŜego powietrza do wnętrza domu. 

Zaskoczyło  ją,  Ŝe  taras  jest  pusty.  JuŜ  miała  z  powrotem 

wejść  do  środka,  gdy  z  wonnego  ogrodu  dobiegł  ją  perlisty 
kobiecy śmiech. 

Była  w  miękkich  pantofelkach,  więc  bezszelestnie 

przemierzyła taras i po czterech kamiennych schodkach zeszła 
na  rozległy  trawnik.  Dwie  blisko  siebie  stojące  postaci, 
rysujące się w świetle księŜyca zaledwie kilkanaście jardów od 
niej,  wydawały  się  całkiem  obojętne  na  jej  obecność.  Mimo 
półmroku bez większego trudu poznała obie, i to jeszcze zanim 
bardzo  charakterystyczny  kobiecy  głos,  irytująco  czysty  i 
donośny, oznajmił: 

-  Och,  Danielu!  Nie  potrafię  ci  powiedzieć,  jak  bardzo 

jestem  szczęśliwa!  I  pomyśleć,  Ŝe  po  tylu  latach  wreszcie 
nabrałeś  rozumu.  Mam  nadzieję,  Ŝe  tym  razem  dokonałeś 
słusznego wyboru. 

Robina zmartwiała, przejęta lodowatym chłodem. MoŜe się 

przesłyszała?  Ale  gdy  spojrzała  i  zobaczyła  Arabellę 
obejmującą  Daniela,  który  czule  zamknął  ją  w  uścisku, 
zrozumiała, Ŝe nie wolno jej dłuŜej ulegać złudzeniom. 

Jeszcze  nigdy  Robina  nie  była  tak  wdzięczna  matce  za  to, 

Ŝ

e  zawsze  wymagała  od  niej  opanowania.  Tego,  co 

background image

 

125

wszczepiono jej w dzieciństwie, nie dało się łatwo zapomnieć, 
i  właśnie  dzięki  temu  udało  jej  się  stłumić  okrzyk  i  w 
milczeniu  odejść  z  wysoko  podniesioną  głową.  Nie  płakała, 
tylko  większa  niŜ  zwykle  bladość  wskazywała,  Ŝe  jej 
samopoczucie jest dalekie od dobrego. 

Brak  rumieńców  nie  uszedł  jednak  uwagi  lady  Exmouth, 

gdy w końcu znów przy niej stanęła. 

-  Moja  droga,  czy  jesteś  całkiem  pewna,  Ŝe  dobrze  się 

czujesz? Wyglądasz bardzo blado. 

-  Nie  czuję  się  najlepiej,  proszę  pani  -  odpowiedziała, 

zdziwiona,  Ŝe  zabrzmiało  to  tak  naturalnie,  chociaŜ  słowa 
ledwie  przeszły  jej  przez  gardło.  -Bardzo  boli  mnie  głowa  i 
chyba powinnam jak najszybciej wrócić do domu. 

Lady  Exmouth  natychmiast  podchwyciła  tę  sugestię.  Ale 

gdy  kilka  minut  później  Robina,  uniknąwszy  spotkania  z 
Danielem, usiadła obok starszej pani w powozie, miała bardzo 
bolesną  świadomość,  Ŝe  nie  wiadomo,  czy  kiedykolwiek  uda 
jej się uciec przed dręczącym ją poczuciem beznadziejności. 

 
  

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY 
 
 

-  Jestem  ci  wdzięczny  za  wspaniałomyślną  gościnność  i 

niezrównane męskie towarzystwo, ale myślę, Ŝe przyszedł czas 
na powrót do domu – oznajmił nagle Daniel przyjacielowi, gdy 
zatrzymali  się  podczas  przechadzki  po  mieście,  by  obejrzeć 
grupę kilkunastu łodzi rybackich, wypływających w morze. 

Jaśnie  wielmoŜny  sir  Montague  Merrell  nie  próbował 

skłonić Daniela do zmiany zdania. 

-  Prawdę  mówiąc,  sądziłem,  Ŝe  to  zrobisz  juŜ  kilka  dni 

temu.  Od  dość  dawna  widzę,  Ŝe  zakochałeś  się  po  uszy  w  tej 

background image

 

126

gołąbeczce.  Panna  Perceval  jest  doprawdy  urocza  i  nie 
rozumiem, czemu tak długo zwlekałeś z przenosinami. 

-  Ty  lepiej  niŜ  kto  inny  powinieneś  wiedzieć,  skąd  moja 

ostroŜność, Monty. JuŜ kiedyś się zakochałem, pamiętasz? 

Pan Merrell bez trudu wykrył w miłym, dźwięcznym głosie 

Daniela  nutę  goryczy  i  przesłał  przyjacielowi  współczujące 
spojrzenie. Ruszyli dalej przed siebie. 

-  Byłeś wtedy bardzo młody, Danielu – zwrócił uwagę. - 

Wprawdzie  naleŜałem  w  owym  czasie  do  nielicznych,  którzy 
odradzali  ci  małŜeństwo,  ale  wyłącznie  dlatego,  Ŝe  wydawało 
mi  się  rozsądne,  abyś  poczekał  jeszcze  rok  lub  dwa  lata.  Gdy 
patrzę na to z dzisiejszej perspektywy, nie przypominam sobie 
ani  jednego  męŜczyzny,  który  oparłby  się  czarowi  Clarissy. 
MoŜesz mi wierzyć, Ŝe i ja nie byłem w tym wyjątkiem. 

-  MoŜe  nie...  Ale  ty,  mój  drogi  przyjacielu,  przynajmniej 

miałeś  dość  rozsądku,  by  odróŜnić  zauroczenie  od  miłości, 
natomiast ja. ... 

Daniel  nie  próbował  dokończyć  tego  zdania.  Nie  było 

potrzeby, poniewaŜ Montague był jego jedynym powiernikiem. 
I  on  jeden  oprócz  Kendalla  znał  niechlubne  fakty  związane  z 
przedwczesnym i nieoczekiwanym odejściem Clarissy. 

Machinalnie wyrównał krok z przyjacielem, gdy skręcili w 

jedną  z  licznych  bocznych  uliczek  Brighton,  na  której  nigdy 
przedtem  nie  był.  Wróciło  do  niego  wspomnienie  pewnego 
wieczoru  sprzed  prawie  dwóch  lat,  wkrótce  po  pogrzebie. 
Siedział  wtedy  w  bibliotece  w  Courtney  Place  z  Montague 
Merrellem  i  poczuł,  Ŝe  musi  z  siebie  wszystko  wyrzucić. 
Pierwszy raz w Ŝyciu opowiedział komuś, Ŝe jego małŜeństwo 
wcale  nie  było  tak  bardzo  udane,  jak  sądzono.  Kiedy 
zrelacjonował 

Merrellowi 

szczegóły 

ś

mierci 

Clarissy, 

przyjaciel  wydawał  się  wstrząśnięty.  W  swoim  czasie  miał 
zastrzeŜenia  co  do  tego  małŜeństwa,  ale  potem,  podobnie  jak 
wszyscy, uwaŜał, Ŝe jest ono szczęśliwe. 

Skręcili w następną nieznaną uliczkę. 

background image

 

127

-  Nie  krępuj  się,  Monty.  Czemu  nie  powiesz  „A  nie 

mówiłem”? PrzecieŜ właśnie to chodzi ci teraz po głowie. 

-  Wcale  nie!  -  odparł  Merrell,  a  w  kącikach  jego  ust 

pojawił  się  smutny  uśmieszek.  -  W  gruncie  rzeczy  myślałem 
tylko  o  tym,  do  jakiej  wprawy  doszedłeś  przez  te  lata  w 
ukrywaniu swoich prawdziwych uczuć. Nie sądzę, Ŝeby było w 
tej  chwili  w  Brighton  więcej  niŜ  dziesięć  osób,  które 
podejrzewają, Ŝe twoja znajomość z panną Robiną Perceval to 
coś więcej niŜ zwykła przyjaźń. 

-  Owszem,  w  tym  jestem  dobry  -  przyznał  Daniel  z 

niemałą satysfakcją. 

Montague  przyglądał  mu  się  przez  chwilę  w  milczeniu. 

Wreszcie spytał: 

-  Chyba  nie  masz  Ŝadnych  wątpliwości,  co?  Panna 

Robina  Perceval  jest  absolutnie  urocza.  JuŜ  dawno  temu  w 
Londynie mówiłem ci, Ŝe idealnie nadaje się na twoją Ŝonę. 

-  O  ile  pamiętam,  bardzo  się  starałeś,  Ŝeby  mieć  okazję 

do  wyrobienia  sobie  takiego  poglądu  -  odparował  Daniel, 
nieraz 

bowiem 

spotkał 

Londynie 

przyjaciela 

rozmawiającego  z  Robiną  w  jakimś  odludnym  zaciszu.  - 
Gdybym  nie  był  całkiem  pewien,  Ŝe  taki  zaprzysięgły  stary 
kawaler  nie  stanowi  zagroŜenia,  mógłbym  nawet  wpaść  z 
twojego powodu w szał zazdrości. 

-  Z  tego,  co  zaobserwowałem  przez  ostatnie  tygodnie, 

nikt  inny  równieŜ  nie  stanowi  zagroŜenia.  -Montague  kpiąco 
spojrzał  na  niego  z  ukosa.  -  Dlaczego  więc  celowo 
powstrzymujesz się z wyraŜeniem swoich zamiarów wprost? 

-  PoniewaŜ,  mój  drogi  ciekawski  przyjacielu,  uwaŜałem, 

Ŝ

e  nie  nadszedł  jeszcze  na  to  stosowny  czas,  a  kilka  tygodni 

zwłoki  niczemu  nie  zaszkodzi.  Nie  dla  własnego  dobra  - 
ciągnął  -  postanowiłem  poślubić  Robinę  na  długo  przed  tym, 
nim opuściliśmy stolicę. 

Znów na jego ustach pojawił, się smutny uśmiech. 

background image

 

128

-  Gdy  pod  koniec  zeszłego  roku  pierwszy  raz  zacząłem 

rozwaŜać  sugestię  części  rodziny  i  wielu  przyjaciół,  między 
innymi  twoją,  Ŝe  powinienem  się  ponownie  oŜenić,  myślałem 
jedynie o moich córkach, a nie o sobie. W końcu doszedłem do 
wniosku,  Ŝe  jeśli  uda  mi  się  znaleźć  szlachetnie  urodzoną, 
dobrze  wychowaną  kobietę,  która  troskliwie  zajmie  się 
dziewczynkami  i  odpowiednio  poprowadzi  dom,  to  powaŜnie 
zastanowię się nad powtórnym oŜenkiem. Nie muszę dodawać, 
Ŝ

e  o  miłości  nawet  nie  pomyślałem.  A  potem  pojechałem  do 

Londynu i poznałem córkę pastora z Abbot Quincey. 

-  I  natychmiast  wszystko  się  zmieniło  -  podchwycił 

Montague,  ale  Daniel,  zawsze  prawdomówny  do  przesady, 
pokręcił głową. 

-  Nie.  Nie  natychmiast.  W  kaŜdym  razie  nie  przez 

pierwsze kilka tygodni - wyjawił ku zaskoczeniu przyjaciela. - 
Owszem,  polubiłem  ją  od  razu.  Spełniała  wszystkie  warunki, 
które postawiłem, była ładna, nie zepsuta kaprysami i pogodna. 
Poza  tym  miała  trzy  młodsze  siostry,  umiałaby  więc 
zaopiekować  się  dziewczynkami.  Postanowiłem  lepiej  ją 
poznać i z czasem ku swemu zaskoczeniu przekonałem się, Ŝe 
zaszło  coś  nieprzewidywalnego.  Polubiłem  ją  znacznie 
bardziej... - Skrzywił się. - Nie, bądźmy całkiem szczerzy... Ze 
zdumieniem 

odkryłem, 

Ŝ

wbrew 

wszelkiemu 

prawdopodobieństwu  zakochałem  się  w  pannie  Robinie 
Perceval.  Tym  razem  ujęła  mnie  nie  tylko  miła  twarz. 
Naturalnie  byłem  świadom,  Ŝe  chociaŜ  moja  matka  bardzo 
sprzyja naszemu związkowi i robi wszystko co moŜe, Ŝeby do 
niego  doprowadzić,  podobnie  zresztą  jak  matka  Robiny,  to 
sama panna... 

-  Nie  Ŝartuj.  Ta  panna  cię  po  prostu  uwielbia  -zapewnił 

go  Montague,  a  ton  jego  głosu  dowodził,  Ŝe  nie  Ŝywi 
najmniejszych 

wątpliwości. 

Ta 

urocza 

twarzyczka 

promienieje, ilekroć jesteś w pobliŜu. 

background image

 

129

Danielowi złagodniały rysy, w ciemnych oczach pojawił się 

ciepły blask. 

-  Ostatnio  zacząłem  dochodzić  do  przekonania,  Ŝe  być 

moŜe  Robina  widzi  we  mnie  jednak  kogoś  więcej  niŜ  tylko 
przyjaciela. 

-  Na  pewno  masz  rację.  CóŜ  więc  cię  wstrzymuje,  na 

miłość boską? 

-  Sam  nie  wiem.  -  Daniel  zdjął  kapelusz  i  ze 

zniecierpliwieniem  przeczesał  włosy,  a  przy  okazji  pierwszy 
raz względnie przytomnie potoczył wzrokiem dookoła. - Gdzie 
my,  u  diabła,  jesteśmy?  -  Zatrzymał  wzrok  na  gospodzie  u 
wylotu  wąskiej  uliczki.  -  Wejdźmy  tam.  Po  takiej 
bezsensownej włóczędze człowiekowi strasznie chce się pić. 

Montague skrzywił się z niechęcią i z rezygnacją poszedł za 

towarzyszem.  Gospoda  nie  była  na  poziomie,  do  jakiego 
przywykł, ale piwo miejscowego warzenia okazało się znośne, 
więc  uznał,  Ŝe  moŜe  spędzić  tu  trochę  czasu  i  zaspokoić 
pragnienie. 

Usiadłszy  obok  Daniela  na  surowej  drewnianej  ławie, 

szybko wrócił do tematu ich wcześniejszej rozmowy. 

-  Jak długo będziesz jeszcze zwlekał z oświadczynami? 
-  Wścibski  jesteś!  -  skarcił  go  Daniel,  ale  bez  urazy.  Jak 

moŜna  było  mieć  pretensje  o  ciekawość  do  kogoś,  kto  tak 
dobrze  Ŝyczy,  pozostaje  wzruszająco  lojalny  i  niezmiennie 
słuŜy wsparciem, gdy tylko jest ono potrzebne? 

-  Jeśli  chcesz  wiedzieć,  to  chciałem  się  oświadczyć 

wczoraj  wieczorem.  -  Nagle  na  czole  pojawił  mu  się  mars.  - 
Tyle  Ŝe  moja  matka,  niespodziewanie  dla  mnie,  postanowiła 
wcześniej  opuścić  przyjęcie.  Spędziłem  trochę  czasu  w 
ogrodzie  z  kuzynką  Arabellą,  a  gdy  wróciłem  do  salonu,  pani 
domu  powiadomiła  mnie,  Ŝe  panna  Perceval  nie  czuła  się 
najlepiej  i  moja matka  postanowiła  odwieźć  ją  do  domu.  Dziś 
rano zajrzałem do nich, ale Robina siedziała w swoim pokoju. 
Matka uwaŜa, Ŝe to jakaś gorączka, ale ja nie jestem tego taki 

background image

 

130

pewien.  -  Wzruszył  ramionami.  -Wczoraj  wieczorem  Robina 
zachowywała  się  dziwnie,  ale  nie  powiedziałbym,  Ŝe  jest 
chora. 

-  Pewnie  ma  jakąś  kobiecą  niedyspozycję  -  podsunął 

Montague. - Przypuszczalnie szybko jej to minie. 

Daniel przesłał mu lekko kpiące spojrzenie. 
-  Pozwolę  sobie  spytać,  co  zaprzysięgły  stary  kawaler 

moŜe wiedzieć o kobiecych niedyspozycjach. 

-  Znacznie  więcej,  niŜ  sądzisz,  staruszku  -  odparł 

Montague,  uśmiechając  się  pod  nosem.  -  Wprawdzie 
szczęśliwie  uniknąłem  małŜeństwa,  ale  mnichem  teŜ  nie 
jestem.  Status  kawalera  dobrze  mi  słuŜy,  za  to  tobie, 
przyjacielu,  nie.  I  dlatego  zrób  coś  z  tym!  Takie 
niezdecydowanie jest zupełnie do ciebie niepodobne. 

-  Nie wątpię w głębokość swoich uczuć, Monty -zapewnił 

go  Daniel  po  dłuŜszym  namyśle.  -  WciąŜ  jednak  się 
zastanawiam,  czy  jestem  właściwym  człowiekiem  dla  mojej 
ptaszyny, czy mogę dać jej szczęście. Wielki BoŜe, Człowieku! 
- wykrzyknął, słysząc pogardliwe parsknięcie Montague. - Ona 
jest bliŜsza wiekiem mojej córce Hannie niŜ mnie. 

-  No i co z tego? — odrzekł Montague, któremu róŜnica 

wieku 

nie 

wydawała 

się 

przeszkodą. 

Jesteś 

najpiękniejszym okresie  Ŝycia, zdrowy, krzepki i przystojny.  - 
Zerknął  dość  krytycznie  na  swój  zaokrąglający  się  brzuch.  - 
Muszę przyznać, Ŝe wyglądasz duŜo lepiej ode mnie. 

-  MoŜliwe,  ale  to  nie  zmienia  faktu,  Ŝe  wchodzę  w  wiek 

ś

redni.  Lubię  spokojne  Ŝycie,  więc  jak  dla  Robiny  mogę  być 

nieco  zbyt  nieruchawy  i  przywiązany  do  swoich  zwyczajów. 
Pod  pewnymi  względami  jesteśmy  podobni  albo  się 
uzupełniamy; wygląda na to, Ŝe dzielimy wiele upodobań. Ale 
to  nie  zmienia  faktu,  Ŝe  ona  jest  duŜo  młodsza  ode  mnie.  Ma 
młode  serce,  któremu  potrzeba  od  czasu  do  czasu  jakichś 
podniet.  MoŜesz  mi  wierzyć,  Ŝe  tak  jest  -  podkreślił,  gdy 
przyjaciel  przybrał  sceptyczną  minę.  -  Z  pozoru  wydaje  się 

background image

 

131

bardzo skromną, doskonale wychowaną młodą damą, ale za tą 
fasadą kryją się wręcz zadziwiające cechy. Ona jest niezwykle 
odwaŜna,  czego  dowiodła,  ratując  moją  córkę  przed 
utonięciem,  za  co  zresztą  pozostanę  jej  dozgonnym 
dłuŜnikiem.  Zawsze  jest  chętna  do  nauki,  czym  bardzo  róŜni 
się  od  większości  młodych  kobiet  szlachetnego  urodzenia, 
które zadowalają się siedzeniem w salonie przy robótce. 

Urwał  na  chwilę,  przypomniał  sobie  bowiem  pewną 

rozmowę z Robiną w wieczór przyjęcia w Pawilonie. 

-  ChociaŜ  spędziła  na  plebanii  całkiem  szczęśliwe 

dzieciństwo,  to  brakowało  jej  tam  emocjonujących  przeŜyć, 
dlatego  ma  w  sobie  tęsknotę  za  poznaniem  męŜczyzny,  który 
mógłby zrekompensować jej ten brak w Ŝyciu. 

-  Dlaczego więc nie będziesz nim ty? - spytał Monty. 
-  A  jak,  u  diabła,  miałoby  to  wyglądać?  -  odparł 

zniecierpliwiony  Daniel,  trochę  zanadto  podnosząc  przy  tym 
głos. - Nie jestem typem zawadiaki. Nie jestem teŜ rycerzem z 
bajki,  który  śpieszyłby  damie  na  pomoc  z  drugiego  końca 
ś

wiata, nawet gdyby była taka potrzeba, w co zresztą szczerze 

wątpię. 

-  Nie sugeruję wcale, Ŝebyś czekał na okazję dowiedzenia 

swojej męskości, tylko Ŝebyś trochę pomógł losowi. 

-  Moim  zdaniem  -  odparł  Daniel,  obrzucając  przyjaciela 

zniecierpliwionym  spojrzeniem  -  to  piwo  domowej  roboty 
poszło ci do głowy. 

-  Dobre  sobie!  -  Montague  wybuchnął  śmiechem.  -  Nie 

musisz  się  nawet  wysilać.  KaŜ  komuś  uprowadzić  Robinę,  a 
potem  po  rycersku  wybaw  ją  z  rąk  przestępcy.  Jutro  jest  ku 
temu  znakomita  okazja.  -  Montague  wyraźnie  zapalił  się  do 
swojego pomysłu, - Jeśli pamięć mnie nie myli, Robina będzie 
wśród gości uczestniczących w pikniku wydanym przez twoją 
kuzynkę w przyklasztornym lesie. Będziesz mógł wykazać się 
rycerskością. 

background image

 

132

-  W  Ŝyciu  nie  słyszałem  głupszego  pomysłu!  -rzekł  bez 

ogródek Daniel. - Gdybym nawet powaŜnie potraktował to, co 
mówisz,  czego  nie  zrobię,  chyba  nie  sądzisz,  Ŝe  wziąłbym 
udział w takiej awanturze? 

-  O człowieku zajęczego serca! 
-  Poza tym - ciągnął Daniel, ignorując krytykę Montague 

-  jest  bardzo  prawdopodobne,  Ŝe  Robina  wymówi  się  od 
udziału  w  pikniku.  A  nawet  jeśli  tam  pojedzie,  to  nie  ma 
sposobu, Ŝebym do tej pory zdołał zorganizować jej porwanie. 
Zresztą  nie  jestem  na  tyle  głupi,  by  zastanawiać  się  nad  taką 
niedorzecznością.  -  Wstał.  -  Chodźmy  stąd.  Ufam,  Ŝe  świeŜe 
powietrze pomoŜe ci odzyskać jasność myślenia. 

Daniel  obrócił  się  do  drzwi  i  wpadł  na  krępego  osobnika, 

który  dotąd  popijał  piwo  przy  sąsiednim  stole.  Przeszył 
nieznajomego wzrokiem. 

-  Bardzo  przepraszam  waszą  miłość  -  bąknął  tamten  i 

szybko  usunął  się  z  drogi.  -  Nie  zauwaŜyłem.  Proszę  się  nie 
gniewać. 

-  Nic  się  nie  stało.  To  była  równieŜ  moja  wina  -odrzekł 

po dŜentelmeńsku Daniel. 

Dopiero później, po powrocie do domu Merrella, zauwaŜył 

brak zegarka z dewizką. 

Starając się nie rozpamiętywać utraty cennego przedmiotu, 

ostatniego  prezentu  otrzymanego  od  chorego  juŜ  ojca,  Daniel 
udał się z przyjacielem w pewne miejsce, gdzie gra o wysokie 
stawki była na porządku dziennym. 

Pan  Merrell,  w  odróŜnieniu  od  Daniela,  nie  znał  większej 

przyjemności,  niŜ  zasiąść  w  towarzystwie  podobnych  sobie 
ludzi  przy  zielonym  stoliku,  ze  szklaneczką  dobrej,  starej 
brandy pod ręką i wachlarzykiem kart w dłoni. ZwaŜywszy na 
to, Ŝe miał zwyczaj grywać ostro, było nawet dość dziwne, Ŝe 
dotąd fortuna go nie opuściła. Owszem, nieraz zdarzyło mu się 
przegrać duŜe sumy, ale nigdy się tym szczególnie nie martwił, 

background image

 

133

wiedział  bowiem,  Ŝe  prędzej  czy  później  kapryśna  pani  losu 
znów się do niego uśmiechnie. 

Daniel  przez  pewien  czas  stał  za  krzesłem  przyjaciela  i 

przyglądał się grze, a potem odszedł zagrać ze znajomym kilka 
rozdań  pikiety.  Zdecydowanie  brakowało  mu  jednak  wiary  w 
opiekuńczą siłę fortuny, która cechowała Montague, dlatego po 
półgodzinie  zrezygnował  z  hazardu  i  postanowił  poszukać 
matki, która zamierzała tego wieczoru pojawić się na przyjęciu 
w sąsiedztwie. 

Pani  domu,  wieloletnia  przyjaciółka  rodziny,  przyjęła  jego 

niespodziewane nadejście z zachwytem. Po krótkiej wymianie 
uprzejmości Daniel niezwłocznie przystąpił do szukania matki, 
ale  ku  swemu  głębokiemu  rozczarowaniu  stwierdził,  Ŝe 
przyszła na przyjęcie sama.  

-  ChociaŜ  Robina  upierała  się,  Ŝe  nie  ma  potrzeby 

wzywać  doktora,  to  nie  czuła  się  na  siłach  towarzyszyć  mi 
dzisiaj  wieczorem  -  powiedziała  lady  Exmouth.  -  Wydaje  mi 
się jednak, Ŝe ma ochotę wybrać się jutro rano na piknik. 

-  Jeśli będzie dobrze się czuła, to naturalnie niech jedzie, 

ale w innym przypadku nie wahaj się wezwać doktora. 

Lady  Exmouth  wychwyciła  znajomą  stanowczą  nutę  w 

głosie  syna.  Daniel,  podobnie  jak  jego  ojciec,  był  uroczym, 
zrównowaŜonym  człowiekiem,  ale  umiał  być  bardzo 
zdecydowany  i  władczy,  jeśli  zachodziła  taka  potrzeba. 
Uśmiechnęła się. 

-  A czy na pewno jutro do nas wrócisz, mój drogi? 
-  Tak.  Wydałem  juŜ  polecenie,  Ŝeby  podczas  mojej 

nieobecności  przewieziono  z  powrotem  rzeczy.  Jak  wiesz, 
umówiłem się na jutro z Roderickiem. Spodziewam się wrócić 
do Brighton wczesnym wieczorem. 

Pozwoliwszy  matce  ponownie  zająć  miejsce  w  gronie 

przyjaciółek,  Daniel  obszedł  salon,  kilka  razy  przystanął,  by 
porozmawiać  ze  znajomymi,  ale  nieobecność  Robiny 
oznaczała, Ŝe nic go tu nie zatrzymuje, wkrótce więc wyszedł. 

background image

 

134

Uznał, Ŝe najlepiej będzie wkrótce połoŜyć się spać i wcześnie 
wstać nazajutrz. 

Odrzuciwszy  propozycję  lokaja,  który  chciał  poszukać  dla 

niego  powozu,  niedługą  drogę  do  domu  Montague  Merrella 
pokonał  spacerem.  Stanął  u  drzwi  akurat  w  chwili,  gdy  zegar 
na odległej wieŜy wybijał godzinę. Czekając na pojawienie się 
kamerdynera,  odniósł  wraŜenie,  Ŝe  widzi  postać  kryjącą  się  w 
mroku  po  drugiej  stronie  ulicy.  ZlekcewaŜył  to  jednak  i 
natychmiast  po  otwarciu  drzwi  skierował  się  do  biblioteki,  by 
przed snem wypić łyczek brandy. 

Ledwo zdąŜył sobie nalać szklaneczkę trunku, gdy  w sieni 

rozległo  się  stukanie  kołatki.  Była  to  dość  niezwykła  pora  na 
składanie  wizyty,  nie  starał  się  więc  ukryć  zdziwienia,  gdy 
chwilę  potem  wszedł  słuŜący  z  wiadomością,  Ŝe  pewien 
człowiek czeka przy drzwiach i chce się z nim zobaczyć. 

-  Jaki człowiek? 
Układny kamerdyner pana Merrella głośno parsknął. 
-  Bardzo  -  zwyczajny,  milordzie.  Był  tu  juŜ  wcześniej, 

podczas  pańskiej  nieobecności.  Bez  wahania  odesłałbym  go 
tam, skąd przyszedł, ale powiadomił mnie, Ŝe jest w posiadaniu 
pańskiej własności. 

-  Naprawdę?  -  Daniel  machinalnie  skierował  myśli  ku 

utraconemu zegarkowi.. 

-  Według mojej wiedzy tak. Wprawdzie tłumaczyłem mu, 

Ŝ

e  moŜe  bezpiecznie  zostawić  ten  przedmiot  u  mnie,  ale  on 

uparcie  odmawiał.  Twierdził,  Ŝe  albo  odda  to  panu  osobiście, 
albo nie odda w ogóle. 

-  W takim razie lepiej go wprowadź - zgodził się Daniel i 

chwilę  potem  do  pokoju  wszedł  krępy  człowieczek  w 
znoszonym  surducie,  mnący  w  dłoniach  dość  sfatygowany 
kapelusz. 

Daniel  miał  dobrą  pamięć  do  twarzy,  natychmiast  więc 

poznał  męŜczyznę,  z  którym  po  południu  zderzył  się  w 
gospodzie. 

background image

 

135

-  A więc spotykamy się znowu, panie...? 
-  Higgins, milordzie. Honest* Hector Higgins do usług. 
-  Mam nadzieję, Higgins, Ŝe zasługuje pan na swoje imię- 

stwierdził ironicznie Daniel, spoglądając na sękate, spracowane 
ręce,  które  wydawały  się  niezgrabne,  miały  jednak  dość 
zręczności,  by  niepostrzeŜenie  wyciągnąć  coś  z  cudzej 
kieszeni.  -  Jak  rozumiem,  jest  pan  w  posiadaniu  przedmiotu 
stanowiącego moją własność. 

-  To prawda, sir. - Higgins sięgnął do kieszeni, wydobył z 

niej zegarek i połoŜył go na wyciągniętej dłoni Daniela. 

Ten  obejrzał  szybko  przedmiot  i  z  ulgą  stwierdził,  Ŝe  jest 

nieuszkodzony. 

-  Wygląda na to, Higgins, Ŝe jestem pańskim dłuŜnikiem. 

A  przynajmniej  byłbym,  gdybym  nie  miał  pewności,  Ŝe 
zręcznie  wyciągnął  mi  pan  ten  zegarek  z  kieszeni  kamizelki 
podczas naszego krótkiego, hm, spotkania w tawernie. 

Na ogorzałej twarzy tamtego pojawił się natychmiast wyraz 

najwyŜszej ostroŜności. 

-  Jak  to,  wasza  miłość?  Gdybym  zwinął  ten  zegarek,  to 

przecieŜ nie oddawałbym go teraz, prawda? 

-  Mógłby  pan  to  zrobić  z  nadzieją  osiągnięcia  większej 

korzyści  z  nagrody  niŜ  ze  sprzedaŜy  tego  przedmiotu,  co 
wydaje  się  tym  logiczniejsze,  Ŝe  na  kopercie  jest 
wygrawerowane moje imię i nazwisko. 

-  Phi! Łatwo moŜna je zdrapać i koniec - odparł Higgins, 

który  najwidoczniej  postanowił,  Ŝe  nie  pozwoli  zbić  się  z 
pantałyku.  -  Poza  tym  nie  przyniosłem  go  tutaj  dla  nagrody. 
Jestem  uczciwym  człowiekiem.  Nie  zawsze  byłem,  wstyd  mi 
przyznać, ale teraz jestem, odkąd poznałem moją Dorę. 

Daniel  nie  mógł  się  nie  uśmiechnąć,  słysząc  to  niezgrabne 

wyznanie.  Był  juŜ  nawet  skłonny  okazać  męŜczyźnie 
wielkoduszność  i  pozwolić  sobie  na  zwątpienie  w  słuszność 
swojego przekonania o sposobie utraty zegarka. 

* Honest (j. ang.) - uczciwy, prawy 

background image

 

136

-  Skoro tak, Higgins, skoro nie chce pan przyjąć nagrody, 

to  mogę  przynajmniej  panu  zaproponować  drinka  dla 
wynagrodzenia kłopotu. - Odwrócił się do karafek stojących na 
tacy. - Czy moŜe być brandy? 

-  Wasza miłość jest bardzo gościnny. MoŜe być, moŜe. 
Uśmiechając  się  mimo  przeczucia,  Ŝe  w  zamian  za  zwrot 

zegarka  Higgins  zaŜąda  jakiejś  rekompensaty,  Daniel  napełnił 
szklaneczkę i podał trunek niespodziewanemu gościowi.  

-  Niech  pan  usiądzie,  Higgins,  i  opowie  mi  o  sobie.  Z 

czego pan Ŝyje? 

-  Jestem  woźnicą,  proszę  pana.  Od  dziesięciu  lat  jeŜdŜę 

własnym powozem. - Pociągnął nosem i wytarł go wierzchem 
dłoni.  -  Ech,  rozklekotała  się  ta  drynda,  a  i  moja  stara  szkapa 
nie  jest  taka  jak  dawniej.  -  Ze  smutkiem  pokręcił  głową.  - 
Blisko jej juŜ do rzeźni. 

-  To  bardzo  przykre  -  przyznał  lord  Exmouth, 

zastanawiając się, co go opętało, Ŝe pozwolił temu osobnikowi 
się rozgościć. 

-  O,  tak,  proszę  pana.  Nie  jest  łatwo  być  uczciwym 

człowiekiem.  Panowie  nie  lubią  pokazywać  się  w  odrapanym 
powozie, takim jak mój, a jeśli nie ma się wielu pasaŜerów  w 
ciągu dnia, nie ma pieniędzy na naprawy. 

-  Współczuję 

panu, 

Higgins 

odrzekł 

Daniel, 

zastanawiając  się,  kiedy  zdesperowany  woźnica  odkryje 
prawdziwy powód swojej wizyty. 

-  Wiedziałem,  Ŝe  pan  będzie  mi  współczuł.  -  Nie 

odrywając  wzroku  od  twarzy  Daniela,  przełknął  jednym 
haustem  zawartość  szklaneczki.  -  Ja  teŜ  mam  miękkie  serce  i 
dlatego współczuję panu. 

Daniel upił łyk brandy. 
-  Przykro mi bardzo, Higgins, ale nie rozumiem. 
-  NieodŜałowana  miłość,  proszę  pana,  moŜe  zrobić 

straszne rzeczy z człowiekiem. 

  

background image

 

137

-  Jestem  pewien,  Ŝe  ma  pan  rację  -  odrzekł  Daniel, 

dzielnie  powściągając  chichot.  -  Chodziło  panu  chyba  o 
nieodwzajemnioną miłość. 

-  O,  tak.  Ale  proszę  się  nie  martwić.  Hector  Higgins 

ś

pieszy waszej miłości na pomoc. 

Daniel uznał, Ŝe się przesłyszał. 
-  Przepraszam, 

Higgins, 

ale 

znowu 

niezupełnie 

rozumiem. Nie potrzebuję niczyjej pomocy. 

-  No, no, nie musi pan się wstydzić swoich uczuć. To się 

zdarza kaŜdemu. Mnie się zdarzyło kiedyś, a panu teraz. Rzecz 
jasna,  nie  chcę  się  wtrącać,  ale  niechcący  podsłuchałem  pana 
rozmowę z przyjacielem Pod Koroną i wiem, Ŝe jestem właśnie 
człowiekiem, jakiego pan szuka. 

-  A  czym  niby  moŜe  mi  pan  słuŜyć,  Higgins?  -spytał 

Daniel z widocznym znuŜeniem. 

-  Jak to? Naturalnie mogę porwać pannę! Znam tę okolicę 

jak własną kieszeń. Nie ma nic prostszego! Schowam się jutro 
w lesie i poczekam na okazję, potem złapię pannę i wsadzę do 
swojego  powozu.  Wtedy  pan  nadjedzie,  wymachując 
pistoletem,  na  wszelki  wypadek  rozładowanym  -  ciągnął  ze 
ś

miertelną powagą. - Jeszcze by pan wystraszył moją szkapę, a 

ona  juŜ  ma  swoje  lata.  Mogłaby  tego  nie  wytrzymać.  - 
Przerwał  i  omiótł  spojrzeniem  pełnym  nadziei  swą  pustą 
szklaneczkę. - I co, wasza miłość? 

Daniel  przyglądał  mu  się  przez  chwilę  w  milczeniu  tak, 

jakby patrzył na niedorozwinięte dziecko. 

-  Myślę, Higgins, Ŝe postradał pan zmysły. Nawet gdyby 

pański  plan  nie  był  w  najwyŜszym  stopniu  niedorzeczny,  to 
nigdy 

nie 

popełniłbym 

tak 

haniebnego 

czynu, 

jak 

uprowadzenie  i  śmiertelne  wystraszenie  młodej  kobiety.  Co 
więcej, mój przyjaciel, którego podsłuchał pan dziś wieczorem, 
ma  naturę  Ŝartownisia  i  właśnie  ta  część  jego  natury  wzięła 
górę  w  tawernie.  Nie  znaczy  to  jednak,  Ŝe  jego  bezsensowny 

background image

 

138

pomysł  moŜna  traktować  powaŜnie.  Osobiście  mam  znacznie 
lepszy plan, a mianowicie obaj powinniśmy iść spać. 

Jednym  zręcznym  ruchem  Daniel  wstał  i  wyjął  bardzo 

rozczarowanemu przybyszowi pustą szklaneczkę z ręki. 

-  śyczę dobrej nocy, Higgins... I niech pan się cieszy, Ŝe 

postanowiłem  nie  interesować  się  więcej  sprawą  celowego 
przywłaszczenia mojego zegarka. 

Lady  Exmouth  dobrze  wiedziała,  Ŝe  nieodłączną  częścią 

charakteru  jej  syna,  ujawniającą  się  od  czasu  do  czasu,  jest 
niezłomny  upór.  Stało  się  to  jasne  właśnie  teraz.  Higgins 
otworzył  usta,  by  coś  powiedzieć,  ale  uznał  widocznie,  Ŝe  nie 
byłoby to rozsądne, bo niepocieszony odszedł do drzwi. 

-  Proszę  się  nie  gniewać,  wasza  miłość  –  bąknął  przez 

ramię,  a  potem  dzielnie  opierając  się  pokusie  zdzielenia 
kamerdynera w Ŝałosny, długi nos, bez ociągania opuścił dom. 

ś

ycie bywa okrutne, uznał, wlokąc się w stronę domu. Oto 

on,  przyzwoity  człowiek,  tydzień  w  tydzień,  rok  w  rok 
wykonuje  uczciwą  pracę.  I  po  co?  Ledwie  moŜe  związać 
koniec z końcem. Znacznie lepiej prosperowałby, gdyby wrócił 
do  dawnej  specjalności...  Ale  nie,  obiecał  Dorze,  Ŝe  kradzieŜe 
raz na zawsze się skończyły. Odciął się od tamtego Ŝycia, gdy 
wyjechał  z  Londynu,  i  tak  naprawdę  wcale  nie  chciał  znowu 
wejść na drogę przestępstwa. 

Naturalnie mógłby, gdyby naszła go taka głupia chęć. Palce 

wciąŜ  miał  sprawne  i  bez  trudu  potrafił  wyjąć  zegarek  z 
kieszonki  cudzej  kamizelki.  Pomyślał  o  tym  z  ponurą 
satysfakcją.  Rzecz  jasna,  wcale  nie  zamierzał  zatrzymać  tego 
zegarka.  To  w  ogóle  nie  przyszło  mu  do  głowy.  Ale  skoro 
sprawy  potoczyły  się  w  taki  sposób,  moŜe  rozsądniej  byłoby 
jednak  zachować  cenny  przedmiot.  Bądź  co  bądź,  co  mu  po 
dobrych chęciach? Nic, po prostu nic! 

-  Niech  to  -  mruknął  pod  nosem,  przechodząc  przez  ulicę 

do  tawerny..  Zostało  mu  przynajmniej  tyle  drobnych  w 
kieszeni, by mógł utopić smutki w solidnym kuflu piwa. 

background image

 

139

„Pod  Koroną”  było  tego  wieczoru  wyjątkowo  cicho  i 

spokojnie,  co  pasowało  do  podłego  nastroju  Higginsa.  Łatwo 
znalazł  wolny  stół  w  kącie,  gdzie  mógł  dalej  posępnie  i  bez 
przeszkód  rozmyślać  nad  niewdzięcznością  losu,  ten  jednak 
nawet  tu  nie  był  dość  łaskawy,  by  zapewnić  mu  krótki  okres 
wytęsknionej  samotności.  Ledwie  bowiem  Higgins  zajął 
miejsce  na  ławie,  gdy  naprzeciwko  niego  rozsiedli  się  bez 
zaproszenia 

męŜczyzna 

ostrych 

rysach, 

noszący 

jaskrawoczerwoną  chustkę  nieudolnie  zawiązaną  na  szyi,  i 
niechlujna, gruba kobieta w głęboko wyciętej sukni. 

-  Co z tobą, Hectorze, mój stary przyjacielu? To do ciebie 

niepodobne, Ŝeby chować się po kątach. Miałeś zły dzień, co? - 
MęŜczyzna  rozciągnął  cienkie  wargi  w  nieprzyjemnym 
uśmiechu, który odsłonił popsute zęby. - Ja tam nie narzekam, 
mój  był  dobry.  Mówiłem  ci  juŜ  nieraz,  stary  przyjacielu,  Ŝe 
powinniśmy połączyć siły. 

-  A  ja  mówiłem  ci  nieraz,  Jack,  Ŝe  dawno  zerwałem  z 

takim Ŝyciem. 

-  I  co  z  tego  masz?  -  MęŜczyzna  znów  zaprezentował 

zepsute zęby. - Tylko pracujesz od rana do nocy? ZałoŜę się, Ŝe 
nawet ci nie starczy na drugi kufel piwa. 

Była to prawda, ale Higgins nie zamierzał tego potwierdzić, 

a  zwłaszcza  nie  przed  pozbawionym  skrupułów  drobnym 
złodziejaszkiem  Jackiem  Sharpe'em,  któremu  było  zupełnie 
wszystko  jedno,  w  jaki  sposób  połoŜy  swoje  łapska  na 
pieniądzach.  Kiedy  przychodziła  posucha,  nie  wstydził  się 
wysyłać swojej przyjaciółki na ulicę i Ŝyć z jej zarobków. 

-  Właściwie  nie  wiem,  dlaczego  jeszcze  chcę  z  tobą 

gadać;  -  odezwał  się  znowu  Jack.  -  Niewiele  juŜ  mi  po  tobie. 
Jesteś stary i niezdarny. 

 -  TeŜ  coś!  -  Higgins  tym  razem  pozwolił  się 

sprowokować.  -  Wiedz,  Ŝe  właśnie  dzisiaj  zwinąłem  fikuśny 
kieszonkowy zegarek. Przeskoczył z kamizelki wielkiego pana 
do mojej kieszeni, a on nic nie zauwaŜył. 

background image

 

140

-  Aha!  -  Jack  wyraźnie  mu  nie  dowierzał.  -A  gdzie  jest 

ten zegarek? PokaŜ. 

-  JuŜ  go  nie  mam  -  bąknął  Higgins  i  trochę  się 

zaczerwienił. - Zwróciłem. 

-  Co  takiego?!  -  Sharpe  i  jego  towarzyszka  ryknęli 

ś

miechem, co jeszcze bardziej zakłopotało Higginsa. 

Rozejrzał się bardzo niepewnie dookoła. 
-  Ciszej! - syknął. - Nie chcę, Ŝeby wszyscy to usłyszeli. 
-  Boisz  się,  Ŝe  Ŝoneczka  byłaby  zła,  gdyby  dowiedziała 

się,  jak  próbujesz  starych  sztuczek?  –  draŜniła  się  z  nim 
kobieta, a Higgins spojrzał na nią z niechęcią. 

-  Zamknij  się,  Molly!  -  nakazał  jej  Jack  juŜ  zupełnie 

powaŜnie.  -  To  jest  dawny  Hector,  on  nie  kantuje.  On 
naprawdę  zwinął  ten  zegarek.  Nie  kapuję  tylko,  dlaczego  go 
zwrócił. 

Zmieszany  Higgins  zaczął  niezbornie  tłumaczyć  swoje 

zamierzenia.  Opowiedział  więc  o  podsłuchanej  rozmowie  i 
tym, co zaszło potem. 

Jack chłonął kaŜdy szczegół. 
-  Czyli  poszedłeś  do  tego  lorda  Exmoutha  i  miałeś 

nadzieję, Ŝe zgodzi się na twój plan, a on cię wyrzucił na zbity 
pysk, tak? 

-  Nie  od  razu  -  odparł  Higgins.  -  Powiedziałem  ci,  Ŝe 

najpierw  byłem  w  jego  domu  i  dowiedziałem  się  od 
pomywaczki,  Ŝe  on  tam  nie  mieszka,  tylko  jego  matka  i  ta 
panna, która mu się podoba. A on zatrzymał się u przyjaciela. 
No, więc poszedłem tam i za drugim razem był i mnie przyjął. 

-  Szkoda, Ŝe propozycja go nie zainteresowała -zauwaŜył 

Jack ku wielkiemu rozbawieniu jego towarzyszki. 

-  Mnie  to  nie  dziwi!  -  parsknęła.  -  Jeśli  temu  wielkiemu 

panu dziewczyna podoba się tak, jak mówi Hector, to nigdy się 
nie  zgodzi,  Ŝeby  ktoś  ją  porwał  jakąś  rozklekotaną  dryndą. 
Sama  kiedyś  jechałam  tym  klekotem,  więc  wiem,  jak  to  jest. 

background image

 

141

Wróciłam  z  pogrzebu  szwagierki  cała  poobijana.  Siniak  na 
siniaku. 

-  Zamknij się, kobieto - burknął Jack. - Idź i przynieś nam 

jeszcze  coś  do  picia.  -  Rzucił  jej  monetę  i  poczekał,  aŜ 
odejdzie,  po  czym  zwrócił  się  znowu  do  Hectora:  -  I  mówisz, 
Ŝ

e ta panna, co podoba się lordowi Exmouthowi, będzie jutro w 

lesie koło klasztoru? 

-  JuŜ to mówiłem, nie? - Higgins spojrzał podejrzliwie na 

rozmówcę. - A czemu tak cię to interesuje? 

-  Bez  specjalnego  powodu.  Szkoda,  Ŝe  temu  wielkiemu 

panu nie spodobał się twój pomysł. MoŜe mógłbym ci pomóc.  

Jak  dla  Higginsa  tego  dnia  zdarzyło  się  juŜ  wystarczająco 

duŜo,  a  poza  tym  miał  dość  obecnego  towarzystwa,  więc 
szybko dopił piwo i wstał. 

-  Dzięki, ale obejdę się bez twojej pomocy, Jack. 
-  O! Hector poszedł? - zdziwiła się Molly, gdy wróciła z 

napitkami.  -  Co  tam,  zaraz  wypiję  jego  dŜin.  Niewdzięczny 
kundel. 

-  Nic nie będziesz piła! - Jack wyrwał jej naczynie z ręki. 

-  Musisz  być  rano  świeŜa  i  dobrze  kojarzyć.  Mam  dla  ciebie 
robotę. 

-  Tak? - Zerknęła na niego nieufnie. - Jaką? 
-  Staniesz  na  czujce  pod  domem  tego  Exmoutha.  Jeśli 

panna pojedzie do lasu, chcę o tym wiedzieć. 

-  Ale ja nawet nie wiem, jak ona wygląda - zwróciła mu 

uwagę  Molly,  mało  zachwycona  perspektywą  wczesnego 
wstawania. -I nie wiem, gdzie mieszka. 

-  Łatwo się dowiesz. - Przez chwilę dumał. - Słyszałaś, co 

powiedział Higgins. Poza słuŜbą w domu jest tylko stara matka 
Exmoutha i ta panna. Poczekasz na czujce przed domem. 

-  I co dalej? 
-  Twój  brat  mieszka  przy  lesie,  niedaleko  ruin  klasztoru, 

nie? 

-  Ano mieszka. I co z tego? 

background image

 

142

Jack rozparł się na ławie. 
-  Powiem  ci  rano,  kiedy  wszystko  domyśle  sobie  do 

końca. 

 
 

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY 
 
 

Lady  Exmouth  promieniała  z  radości,  przyglądając  się 

Robinie,  która  schodziła  po  schodach.  W  niebieskiej  sukni 
spacerowej  i  dopasowanej  kolorystycznie  pelerynie  panna 
wyglądała  wprost  urzekająco.  Szkoda  tylko,  Ŝe  Danie!  nie 
mógł  obejrzeć  tego  ujmującego  występu.  Delikatna  twarz  w 
modnym  czepku,  z  szaroniebieskimi  tasiemkami  tworzącymi 
figlarną  kokardę  pod  uroczym,  drobnym  podbródkiem  mogła 
zmiękczyć serce najtwardszego męŜczyzny. 

Naturalnie  nie  wydawało  jej  się  dłuŜej,  by  Daniel 

potrzebował  dodatkowych  namów  do  uznania  Robiny  za 
idealną  kandydatkę  na  Ŝonę.  Jeśli  jej  pogląd  na  tę  kwestię  nie 
był  całkowicie  błędny,  to  ten  wstrętny  chłopiec  podjął 
ostateczną  decyzję  juŜ  przed  kilkoma  tygodniami,  mimo  Ŝe 
bardzo  starał  się  to  ukryć.  A  gdyby  potrzebowała  dalszych 
ś

wiadectw  określających  stan  jego  umysłu,  to  zdradził  się 

poprzedniego  wieczoru.  Lady  Exmouth  myślała  z  niemałą 
satysfakcją  o  tym,  Ŝe  nawet  obecność  Arabelli  nie  skłoniła  go 
do  pozostania  na  przyjęciu.  Gdyby  była  tam  Robina,  sprawy 
przedstawiałyby się zgoła inaczej!  

-  Gzy jesteś całkiem pewna, moja droga, Ŝe masz ochotę 

jechać  dzisiaj  na  piknik?  -  spytała,  gdy  Robina  do  niej 
podeszła.  Wprawdzie  panna  wydawała  się  w  pełni  sił,  była 
jednak odrobinę bledsza, niŜby Ŝyczyła sobie lady  Exmouth. - 
Jeszcze  nie  jest  za  późno  na  zmianę  zdania  -  zapewniła  ją.  - 
Arabella to zrozumie. 

background image

 

143

-  Nie, nie. Całkiem dobrze się czuję. - Robina skupiła się 

na  wygładzaniu  fałdy  na  jednej  z  rękawiczek.  -  Nie  mam 
pojęcia, co mnie naszło. Rzadko zapadam na migrenę. 

-  Cieszmy się, Ŝe nie było to nic gorszego niŜ uporczywy 

ból  głowy,  który  nie  chciał  minąć.  Gdybyś  zaraziła  się 
gorączką  od  lady  Phelps,  mogłabyś  trafić  do  łóŜka  na  wiele 
dni. O ile wiem, biedna Augusta wciąŜ jeszcze nie wstaje. Co 
naturalnie  oznacza,  Ŝe  będziemy  pozbawieni  towarzystwa  jej 
syna podczas dzisiejszego śniadania. 

Robina  usłyszała  nutę  ulgi  w  głosie  lady  Exmouth,  ale 

doszła  do  wniosku,  Ŝe  nie  naleŜy  o  tym  mówić,  spytała  więc 
tylko, kto jeszcze jedzie tego ranka do lasu. 

-  Nie  do  końca  wiem,  moja  droga.  Na  pewno  kilkoro 

naszych  wspólnych  znajomych.  Arabella  zaprosiła  sir 
Percy'ego  Lovella,  ale  miał  juŜ  inne  zobowiązania.  Zdaje  się, 
Ŝ

e  zaprosiła  równieŜ  sir  Fredericka  Ainsleya,  lecz  i  on  był 

zmuszony odmówić. Dzisiaj nie ma go w mieście, bo wyjechał 
w odwiedziny do chorego kuzyna. - Pokręciła głowę. - Trudno 
jest  zorganizować  piknik  z  takim  małym  wyprzedzeniem,  ale 
jestem pewna, Ŝe Arabella namówi przynajmniej kilka osób. - 
Lady Exmouth uniosła rękę, odzianą w fioletową rękawiczkę. - 
Oho! Zdaje się, Ŝe o wilku mowa. 

Jak  się  okazało,  słuch  jej  nie  mylił.  Gdy  lokaj  otworzył 

drzwi,  zobaczyły  Arabellę  wysiadającą  z  eleganckiego 
odkrytego  powozu  Tolliverów,  który  właśnie  zajechał  przed 
dom. 

-  Nie  musisz  zadawać  sobie  tyle  trudu  –  zawołała  lady 

Exmouth, schodząc na ulicę, by przywitać kuzynkę. - Jesteśmy 
gotowi,  moŜemy  więc  zaraz  wyruszyć,  jeśli  nie  masz  nic 
przeciwko temu. 

-  Wspaniale!  Zawsze  ceniłam  punktualność!  -  oznajmiła 

Arabella i wróciła do powozu. - O, jest Robina! Cieszę się, Ŝe 
czujesz  się  na  siłach  dotrzymać  nam  towarzystwa.  Obawiam 
się,  Ŝe  jesteśmy  najmłodsze  w  tej  kompanii,  musimy  trzymać 

background image

 

144

się razem - dodała, gdy Robina podeszła do powozu. - Trochę 
mnie dziwi, Ŝe tak niewielu młodych ludzi zgodziło się przyjąć 
moje  zaproszenie.  Wygląda  na  to,  Ŝe  śniadanie  na  trawie  jest 
atrakcyjne raczej dla starszego pokolenia. 

-  Prawdę  mówiąc,  przypuszczałam,  Ŝe  zorganizowanie 

pikniku  w  takim  pośpiechu  moŜe  sprawić  ci  nieco  kłopotów  - 
powiedziała  lady  Exmouth,  sadowiąc  się  na  ławie  obok 
siostrzenicy. - Ostatnio ludzie mają zwyczaj planować zajęcia z 
duŜym  wyprzedzeniem.  Zwłaszcza  na  wieczór  trudno  jest 
zebrać  towarzystwo.  Nawet  przyjaciele  wymawiają  się 
wcześniej podjętymi zobowiązaniami. 

-  Właśnie  z  tego  powodu  postanowiłam  nie  wydawać 

proszonej  kolacji  -  odrzekła  Arabella,  a  jej  uwagę  zwróciła 
nagle samotna postać po drugiej stronie ulicy. 

-  Co  za  brak  wychowania!  -  stwierdziła.  -  Odkąd  tu 

przyjechałam,  ta  młoda  kobieta  bez  przerwy  patrzy  w  naszą 
stronę.  -  Szybko  jednak  odzyskała  poczucie  humoru  i 
wybuchnęła  śmiechem.  -  Mam  nadzieję,  Ŝe  nie  czeka  na 
Daniela. Musiałaby tam stać jeszcze bardzo długo. 

Lady  Exmouth  zerknęła  na  drugą  stronę  ulicy  i  głośno 

parsknęła. 

-  Muszę  ci  powiedzieć,  Ŝe  mój  syn  nie  zadaje  się  z 

osobami tego... tego pokroju. 

-  Nie  bądź  naiwna,  ciociu!  -  W  oczach  Arabelli  znów 

pojawił się figlarny błysk. - Clarissa nie Ŝyje prawie od dwóch 
lat... ChociaŜ rzeczywiście się nie mylisz - podjęła po namyśle. 
-  Daniel  ma  za  dobry  gust,  Ŝeby  zadawać  się  z  osobą  tak 
podłego stanu. MoŜe zresztą po prostu dba o zdrowie. 

Lekko poklepała stangreta parasolką po ramieniu, dając mu 

znak do odjazdu, i powóz potoczył się po ulicy. Uwagi Robiny 
nie uszło, Ŝe nieznajoma kobieta bacznie obserwuje ich odjazd 
ze swojego miejsca. 

  
  

background image

 

145

Robina nie była aŜ tak naiwna, by nie zrozumieć aluzji lady 

Tolliver.  Podczas  pobytu  w  stolicy  szybko  odkryła,  Ŝe 
dŜentelmeni  -  zarówno  owdowiali,  jak  i  Ŝonaci  -  często 
utrzymują  równieŜ  kochanki.  Nie  wiedziała,  czy  Daniel 
postępuje podobnie, ale w gruncie rzeczy jakie to mogło mieć 
dla niej znaczenie? PrzecieŜ to nie jej sprawa, powtarzała sobie 
uparcie. Owszem, interesowałoby ją to na miejscu Arabelli, ale 
przyszła  Ŝona  Daniela  wydawała  się  całkowicie  nie 
przywiązywać do tego wagi. Dziwne! 

-  Jesteś dzisiaj małomówna. 
Niespodziewana  uwaga  wyrwała  Robinę  z  zamyślenia. 

Stwierdziła, Ŝe lady Tolliver przygląda jej się z uwagą. 

-  Mam  nadzieję,  Ŝe  nie  jedziesz  dzisiaj  z  nami  tylko  z 

powodu namów cioci? 

-  Och, nie! - zapewniła ją Robina, siląc się na uśmiech. - 

Po prostu myślałam o niebieskich migdałach. 

Nie  była  jednak  w  stanie  znieść  przenikliwego  spojrzenia 

ciemnych oczu, zbyt przypominających oczy Daniela, zerknęła 
więc  do  góry  i  przekonała  się,  Ŝe  niebo  jest  zupełnie 
bezchmurne. 

-  Zdaje się, Ŝe pogoda ci sprzyja. Zapowiada się następny 

piękny dzień. 

-  To prawda - przyznała Arabella. - Mam nadzieję, Ŝe nie 

będzie  równieŜ  zbyt  ciepło.  Mniejsza  o  to.  -  Wzruszyła 
ramionami. - W przyklasztornym lesie i tak jest duŜo cienia. 

-  Szkoda,  Ŝe  nie  urządziłaś  pikniku  gdzie  indziej  - 

włączyła  się  do  rozmowy  lady  Exmouth.  -  Mam  złe 
wspomnienia związane z tym sielskim miejscem. 

Arabella roześmiała się serdecznie. 
-  Och, wiem. Daniel mi o tym opowiedział. Co za małpka 

z  tej  Lizzie!  Zupełnie  niepodobna  do  matki.  Pewnie  więcej 
odziedziczyła po naszych przodkach. 

background image

 

146

Lady  Exmouth  cmoknęła  kilka  razy  i  zmierzyła  swoją 

ulubioną 

siostrzenicę 

karcącym 

spojrzeniem, 

Arabella 

postarała się więc przybrać bardzo skruszoną minę. 

-  Masz 

rację, 

ciociu. 

Zachowałam 

się 

bardzo 

nietaktownie,  Ŝartując  z  powaŜnej  sprawy.  Daniel,  jak  wiem, 
był  bardzo  poruszony  tym  zdarzeniem.  -  Znowu  spojrzała  na 
Robinę. - I jest ci dozgonnie wdzięczny, moja droga. Nie kryje, 
Ŝ

e ma wobec ciebie dług nie do spłacenia. 

MoŜe Arabella nie zauwaŜyła smutku, który zagościł przez 

chwilę  nieuwagi  w  niebieskich  oczach  Robiny,  dojrzała  go 
jednak  lady  Exmouth,  a  spostrzeŜenie  to  wzbudziło  w  niej 
wątpliwość, czy jej protegowana czuje się całkiem zdrowa, czy 
tylko  stara  się  stworzyć  takie  pozory.  Arabella  była  przemiła, 
ale zdarzało jej się niekiedy wykazać brakiem taktu, no i mogła 
czasem być dość przytłaczająca, zwłaszcza dla tych, którzy nie 
dorównywali jej wigorem.  

Celowo  zajęła  więc  siostrzenicę  konwersacją,  pytając, 

czego  naleŜy  się  spodziewać  w  jadłospisie  śniadania.  Robina 
starała  się  od  czasu  do  czasu  włączyć  do  rozmowy,  ale  lady 
Exmouth  wyczuwała,  Ŝe  robi  to  bez  przekonania.  Coraz 
bardziej dochodziła do wniosku, Ŝe Robina wolałaby pozostać 
w domu. 

Na szczęście, gdy dotarły na znajome miejsce, gdzie zaczęli 

się juŜ gromadzić pozostali goście, napięcie Robiny, związane 
ze  staraniami,  by  zachowywać  się  jak  najswobodniej,  zelŜało. 
Poza tym wreszcie udało jej się bez zwracania na siebie uwagi 
uwolnić  się  od  towarzystwa  Arabelli.  Dzięki  temu  zdołała  się 
nawet zmusić do zjedzenia kilku smakołyków przygotowanych 
przez  znakomitą  kucharkę  lady  Tolliver.  Przy  pierwszej 
nadarzającej  się  okazji  oddaliła  się  jednak  od  tej  nielicznej 
części  grupy,  która  nie  zapadła  w  drzemkę,  znuŜona  upałem  i 
skutkami  picia  schłodzonego  szampana.  Wreszcie  mogła 
poszukać wytęsknionej samotności. 

background image

 

147

Upewniwszy  się,  Ŝe  nikt  inny  nie  wziął  z  niej  przykładu  i 

nie  podąŜa  za  nią  na  przechadzkę,  Robina  weszła  głębiej 
między  drzewa.  Wiedziała,  Ŝe  dalej  w  lewo  płynie  rzeka,  ale 
nie  zamierzała  tam  skręcać.  Obraz  tamtego  dnia,  o  wiele 
szczęśliwszego niŜ obecny, zbyt mocno wrył jej się w pamięć. 

Szyderczy  głos  podszeptywał,  Ŝe  wkrótce  nie  zostanie  jej 

nic  więcej  oprócz  wspomnień  i  bolesnej  świadomości,  Ŝe 
wszystko mogło potoczyć się inaczej, gdyby przez tyle tygodni 
nie pozostała obojętna na skłonności swego serca. 

Rozwiązała  kokardę  i  zdjąwszy  czepek,  zaczęła  nim 

bezmyślnie  kołysać.  WciąŜ  zagłębiała  się  w  las,  nie  chciała 
bowiem zbyt szybko poŜegnać się z samotnością. 

Naturalnie  gdy  wyraŜała  zgodę,  aby  towarzyszyć  lady 

Exmouth  na  pikniku,  wiedziała,  Ŝe  obecność  Arabelli  będzie 
dla  niej  trudna  do  zniesienia.  Nie  wiedziała  jednak,  Ŝe  aŜ  tak 
trudna.  Ale  jaki  miała  wybór?  Nie  mogła  bez  końca  ukrywać 
się w sypialni i płakać, gdy tylko była pewna, Ŝe nikt akurat jej 
nie przeszkodzi. Poza tym tego wieczoru miał wrócić do domu 
Daniel  i  prędzej  czy  później  musiała  stanąć  z  nim  twarzą  w 
twarz, chociaŜ mogło się to okazać niezwykle nieprzyjemne. 

Nie,  pomyślała  zasmucona,  nie  ma  dla  niej  łatwych 

rozwiązań.  Następne  dni,  zanim  uda  jej  się  znaleźć  pretekst, 
aby  wrócić  do  hrabstwa  Northampton,  będą  bolesne.  JuŜ  ten 
dzień  dostarczył  jej  przykrych  przeŜyć.  Uprzejme  traktowanie 
kogoś,  do  kogo  czuje  się  urazę,  stanowi  nie  lada  zadanie, 
jednak  wiedziała,  Ŝe  nie  mogłaby  się  zdobyć  na  prawdziwą 
nienawiść  czy  nawet  niechęć  do  Arabelli.  Jak  mogła  mieć  do 
lady  Tolliver  pretensje  o  jej  uczucie  do  Daniela?  PrzecieŜ 
kaŜda  kobieta  chciałaby  poślubić  takiego  wspaniałego 
męŜczyznę. 

Dziwne wydawało jej się tylko to, Ŝe nikt nie mówi głośno 

o  zbliŜającym  się  ślubie.  Ze  zmarszczonym  czołem  zaczęła 
rozwaŜać  ten  problem.  Naturalnie  mogły  być  powody,  dla 
których  Arabella  i  Daniel  nie  podawali  swoich  zaręczyn  do 

background image

 

148

wiadomości  publicznej,  na  przykład  jeśli  Daniel  chciał 
najpierw powiedzieć o swoim zamiarze córkom i czekał na ich 
powrót  z  Dorset.  Utrzymywanie  sekretu  przed  lady  Exmouth 
wydawało  się  mimo  wszystko  bardzo  dziwne.  Robina  była 
przekonana,  Ŝe  matka  Daniela  nic  nie  wie  o  jego  zamiarze 
rychłego  oŜenku.  Co  więcej,  po  Arabelli  teŜ  nie  było  widać, 
aby oczekiwała wkrótce tak radosnego wydarzenia. Robina nic 
z tego wszystkiego nie rozumiała. 

Z zamyślenia wyrwał ją odgłos kroków. A więc jednak ktoś 

za  nią  poszedł.  Odwróciła  się,  Ŝeby  sprawdzić,  kogo  z  gości 
lady Tolliver będzie miała za towarzysza przechadzki. 

 
OdłoŜywszy ksiąŜkę, Daniel zerknął na zegarek i przekonał 

się,  Ŝe  brakuje  kilku  minut  do  siódmej.  Śniadanie  na  trawie 
zajęło matce i Robinie podejrzanie duŜo czasu. UwaŜał zresztą, 
Ŝ

e  nazwa  „śniadanie”  dla  posiłku  jedzonego  wczesnym 

popołudniem  jest  absurdalna.  Wsunął  zegarek  z  powrotem  do 
kieszonki i znowu wziął się do czytania. 

Otworzyły  się  drzwi  i  wszedł  kamerdyner  z  karafką  i 

kieliszkiem, które ustawił tuŜ obok łokcia lorda Exmoutha.  

-  Czy wasza lordowska mość jeszcze sobie czegoś Ŝyczy? 
-  Nie  sądzę.  Dziękuję,  Stebbings...  Albo  poczekaj.  - 

SłuŜący  przystanął  w  pół  drogi  do  drzwi.  -O  której  godzinie 
milady wyjechała z domu? 

-  Niedługo przed południem, sir. 
-  Czy wspominała, Ŝe moŜe późno wrócić? 
-  Nie,  milordzie.  Czy  mam  polecić,  Ŝeby  kolację  podać 

później? 

-  Tak,  to  chyba  rozsądny  pomysł.  Powiedz  kucharce,  Ŝe 

zjemy o dziewiątej. 

Maszcząc  czoło,  Daniel  sięgnął  po  burgunda  i  nalał  sobie 

kieliszek. To było zupełnie niepodobne do jego matki, Ŝeby nie 
uprzedzić  słuŜby  o  moŜliwości  późnego  powrotu.  Co  ją,  u 
licha,  zatrzymało?  Nawet  jeśli  straciła  rachubę  czasu,  to 

background image

 

149

przecieŜ w śniadaniu uczestniczyli równieŜ inni goście, którzy 
mogli ją przywrócić do rzeczywistości, a zwłaszcza Robina. W 
odróŜnieniu  od  innych  znanych  mu  kobiet,  była  bardzo 
punktualna. 

Uśmiechając się pod nosem, rozsiadł się wygodniej i dalej 

sączył wino, kontemplując połysk swoich butów z cholewami. 
Dobrze było znaleźć się znowu w domu. Owszem, bardzo mu 
było przyjemnie w towarzystwie Monty'ego, ale brakowało mu 
Robiny, jego ptaszyny, brakowało mu jej nawet bardziej, niŜby 
chciał się do tego przyznać. 

Robina  była  doprawdy  niezwykłą  kobietą!  Nigdy  nie 

podejrzewałby,  Ŝe  córka  wiejskiego  pastora,  która  -  jak  sama 
przyznała 

odebrała 

dość 

ograniczoną 

bardzo 

konwencjonalną edukację, stanie się wybranką jego serca. 

Bardzo  go  zdziwiło  odkrycie,  jak  wiele  mają  ze  sobą 

wspólnego.  Na  wargach  znów  pojawił  mu  się  mimowolny 
uśmiech.  I  pomyśleć,  Ŝe  gdy  pierwszy  raz  rozwaŜał  pomysł 
ponownego  oŜenku,  za  jedyny  cel  stawiał  sobie  znalezienie 
odpowiedniej  matki  dla  córek,  a  tymczasem  los  dał  mu 
towarzyszkę  Ŝycia,  bez  której  teraz  trudno  juŜ  byłoby  mu  się 
obejść. 

Nagłe  zamieszanie  w  sieni  przerwało  mu  zadumę.  Do 

pokoju  wpadła  matka,  zupełnie  nie  dbająca  o  godny  krok,  za 
nią  zaś  kuzynka  Arabella,  która  wydawała  się  podejrzanie 
blada, a w oczach nie miała ani śladu figlarnych ogników. 

-  Och,  Danielu,  dzięki  Bogu,  Ŝe  jesteś!  -  Lady  Exmouth 

prawie  rzuciła mu się w ramiona. -  To wszystko przeze mnie. 
Przyjmuję  na  siebie  całą  winę.  Nie  powinnam  była  brać  jej  z 
sobą.  Jak  tylko  wyjechałyśmy,  od  razu  wiedziałam,  Ŝe  to 
biedne  dziecko  nie  powinno  nigdzie  ruszać  się  z  domu.  - 
Spokojnie, ciociu Lavinio. Nie wolno ci się tak gorączkować. - 
Arabella  objęła  ją  i  zaprowadziła  na  kanapę.  -  Jestem  pewna, 
Ŝ

e  znajdzie  się  zupełnie  zwyczajne  wyjaśnienie  tej  sytuacji  - 

background image

 

150

powiedziała  tonem,  w  którym  zdaniem  Daniela  zdecydowanie 
brakowało przekonania.  

-  Gdzie jest Robina? - spytał. 
-  Właśnie  w  tym  rzecz,  Danielu.  Nie  wiemy  -  odrzekła, 

siląc się na spokój Arabella. - Robina znikła. 

Przeniósł wzrok ze szlochającej matki na kuzynkę, starając 

się nie zdradzić z niepokojem. 

-  Chyba powinnyście mi wytłumaczyć, co tam zaszło. 
-  Ciocia  Lavinia  powiedziała  świętą  prawdę  -  zaczęła 

Arabella. - Robina wydawała się dzisiaj wyjątkowo zasępiona. 
-  Wzruszyła  ramionami.  -  Myślałam,  Ŝe  moŜe  brakuje  jej 
rówieśników  na  pikniku  i  trochę  się  nudzi.  To  zresztą  nie 
byłoby  dziwne.  Gdy  większość  gości  po  posiłku  zdecydowała 
się na drzemkę, sama poŜałowałam, Ŝe urządziłam to śniadanie. 
Bardzo mnie kusiło, Ŝeby pójść za Robiną, kiedy zauwaŜyłam, 
Ŝ

e  znika  w  lesie.  -  Zerknęła  na  lekko  zgnieciony  czepek  z 

niebieskim  wykończeniem,  trzymany  przez  siebie  w  dłoni.  - 
Teraz  naturalnie  nie  mogę  sobie  wybaczyć,  Ŝe  tak  nie 
postąpiłam. 

-  Zatem  Robina  nie  wróciła,  a  wy  naturalnie  zaczęłyście 

jej szukać. 

Arabella  przyjrzała  się,  jak  Daniel  spokojnie  sięga  po 

kieliszek wina. Sprawiał takie wraŜenie, jakby to wszystko nic 
go  nie  obchodziło.  Znała  go  zbyt  dobrze,  by  pozwolić  się 
zwieść,  podziwiała  jednak  jego  opanowanie,  którym  w 
trudnych chwilach zawsze imponował. 

-  Początkowo  myślałam,  Ŝe  po  prostu  straciła  poczucie 

czasu.  W  dzieciństwie  uwielbiałam  chodzić  po  lesie  w 
okolicach  Courtney  Place  i  teŜ  często  spóźniałam  się  na 
posiłki.  Dopiero  kiedy  goście  zaczęli  się  rozjeŜdŜać,  ogarnął 
mnie  niepokój.  Kilkoro  spośród  nich  zaofiarowało  się,  Ŝe 
zostanie  i  pomoŜe  w  poszukiwaniach,  ale  zapewniłam  ich,  Ŝe 
nie  ma  takiej  potrzeby.  -  Przez  chwilę  przyglądała  się 
Danielowi  w  milczeniu.  -  Pomyślałam  sobie,  Ŝe  z  twojego 

background image

 

151

punktu widzenia byłoby lepiej, gdyby o zniknięciu Robiny nie 
wiedziano w całym Brighton. Spojrzał na nią z uznaniem. 

-  Postąpiłaś  bardzo  rozsądnie,  Bello.  Rzeczywiście, 

wolałbym,  Ŝeby  miłośniczki  plotek  nie  ostrzyły  sobie  na  niej 
języków. 

-  Tak  teŜ  sądziłam.  Dlatego  po  odjeździe  wszystkich 

kazałam słuŜbie dokładnie przeczesać las. Mój lokaj znalazł to. 

Podała  mu  czepek  z  oderwaną  tasiemką  i  częściowym 

odciskiem podeszwy. 

-  Przyszło  mi  do  głowy,  Ŝe  moŜe  zdarzył  jej  się  jakiś 

wypadek, na przykład skręciła nogę. Wysłałam lokaja równieŜ 
do pobliskiej wsi, Ŝeby spytał, czy nikt nie szukał tam pomocy, 
ale… 

Spojrzała na niego z głęboką troską. 
-  Och,  Danielu,  nie  uwaŜam  się  za  osobę  przesadnie 

ulegającą panice, ale jestem bliska myśli, Ŝe Robinę porwano. 

 Lady  Exmouth,  która  do  tej  pory  panowała  nad  sobą, 

raptownie podniosła głowę. 

-  To  niedorzeczność,  Arabello!  Kto,  u  licha,  chciałby 

porwać  takie  słodkie,  kochane  dziecko?  Poza  tym  kto  oprócz 
zaproszonych  gości  mógł  wiedzieć,  Ŝe  wybieramy  się  dzisiaj 
do lasu? 

-  No właśnie kto? - podchwycił Daniel, mruŜąc oczy. 
Nagle obrócił się na pięcie i wielkimi krokami podszedł do 

drzwi. 

-  Stebbings!  -  zawołał.  -  Niech  w  stajni  natychmiast 

przygotują mi kolaskę! 

 
 
 
 
 
  
  

background image

 

152

ROZDZIAŁ JEDENASTY 

 
  
Robina  spojrzała  w  brudne  okienko  i  stwierdziła,  Ŝe  na 

dworze  szybko  zapada  zmierzch.  Jak  długo  juŜ  leŜała, 
związana  jak  kurczak  do  pieczenia?  Przede  wszystkim  zaś  po 
co porwano ją i uwięziono w tej brudnej i ciasnej graciarni? 

Wszystko  stało  się  tak  szybko.  Szła  przez  las,  myśląc  o 

swoich sprawach, i nagle napadło ją dwóch obcych męŜczyzn. 
Nie zdąŜyła nawet krzyknąć, bo jeden chwycił ją za ramiona i 
związał  jej  ręce  za  plecami,  a  drugi  wepchnął  do  ust  ohydną 
szmatę. Potem nasadzili jej na głowę cuchnącą siatkę i jeden z 
nich miał czelność przerzucić ją sobie przez ramię, jakby była 
workiem, by wkrótce potem bez ceregieli zwalić ją na wózek. 

Jeśli  sądzić  po  wstrząsach,  jakie  musiała  ścierpieć,  jechali 

bardzo  nierównym  traktem.  Zdawało  jej  się,  Ŝe  trwa  to  wieki, 
choć prawdopodobnie pokonali nie więcej niŜ trzy mile. Potem 
wniesiono  ją  w  ten  sam  haniebny  sposób  po  dwóch  biegach 
schodów  i  przywiązano  do  pryczy  w  zatęchłej  klitce. 
Marszcząc  czoło,  rozejrzała  się  dookoła.  Co  to,  u  licha,  za 
miejsce? Gdzie ją przetrzymywano? I po co?  

Głosy  i  stukot  kroków  na  schodach  przerwały  jej 

niepokojące  rozmyślania.  Chwilę  później  rozległ  się  trzask 
odsuwanego  rygla,  drzwi  się  otworzyły  i  na  stryszek  weszli 
dwaj  porywacze,  a  za  nimi  niechlujna  kobieta,  którą  Robina 
bez wątpienia gdzieś juŜ widziała. 

-  Na  miłość  boską,  Jack!  -  wykrzyknęła  kobieta, 

przesyłając  Robinie  współczujące  spojrzenie.  -  Po  coś  ją  tak 
związał?  -  Odstawiwszy  tacę  na  drewnianą  skrzynię  przy 
pryczy,  zaczęła  rozplątywać  sznur  krępujący  Robinie  nogi  w 
kostkach. - Jak, u diabła, ona ma stąd waszym zdaniem uciec? 

-  To  nie  ja  -  odburknął  niŜszy  z  męŜczyzn.  -  Tę  robotę 

zostawiłem twojemu bratu. 

background image

 

153

Kobieta zerknęła zniecierpliwiona na drugiego męŜczyznę, 

który  stał  oparty  o  ścianę  i  patrzył  na  łóŜko  z  lubieŜnym 
błyskiem w oczach. 

-  Ona nie jest ptakiem, Ben. Nie wyfrunie przez okno. 
-  Nie  chciałem  ryzykować.  Smakowity  kąsek  nie  moŜe 

nam  się  wyślizgnąć  z  rąk.  —  LubieŜny  uśmiech  stał  się 
bardziej  ostentacyjny.  -  Nieczęsto  mam  okazję  pogłaskać  taką 
elegancką panienkę. 

-  Trzymaj swoje brudne łapska przy sobie, Ben -ostrzegła 

kobieta,  zdająca  sobie  doskonale  sprawę  z  tego,  w  jakim 
kierunku  zmierzają  myśli  brata.  -Włos  jej  nie  moŜe  spaść  z 
głowy. Tak się umówiliśmy. 

-  To prawda - przyszedł jej w sukurs Jack, podchodząc do 

pryczy,  by  rozplatać  więzy  na  nadgarstkach  Robiny.  -  Mamy 
dostać pieniądze i tyle. 

Robina,  wysłuchawszy  tej  krótkiej  wymiany  zdań,  mogła 

wreszcie usiąść i wyjąć z ust szmatę. A więc trzymano ją tu dla 
okupu.  Ale  dlaczego  właśnie  ją?  Czy  padła  ofiarą 
niefortunnego  zbiegu  okoliczności,  czy  moŜe  porywacze 
wybrali właśnie ją celowo? 

MęŜczyzn z pewnością nie znała, ale kobiecie przyjrzała się 

uwaŜniej. Podobnie jak Daniel miała dobrą pamięć do twarzy, 
szybko więc przypomniała sobie, gdzie ją wcześniej widziała. 

-  Pani stała dzisiaj rano na ulicy i obserwowała dom. 
 Kobieta nie próbowała zaprzeczyć. 
-  Pewnie.  Musiałam  dopilnować,  Ŝeby  ucapić  kogo 

trzeba,  wiesz,  kochaniutka.  Myślę,  Ŝe  lord  Exmouth  dobrze 
zapłaci za twój bezpieczny powrót. 

-  A dlaczego miałby zapłacić? - spytała ostroŜnie Robina. 

Skoro  chodziło  im  o  okup,  to  z  pewnością  postąpiliby 
rozsądniej, gdyby porwali lady Exmouth. 

-  Nie  próbuj  z  nami  sztuczek.  -  MęŜczyzna,  zwany 

Jackiem,  roześmiał  się  pogardliwie.  -  I  tak  wiemy,  Ŝe  ten 
bogaty pan chce się z tobą oŜenić. 

background image

 

154

A więc tu był pies pogrzebany! Gdyby jej pozycja nie była 

tak rozpaczliwa, moŜe nawet uznałaby tę sytuację za zabawną. 
Głupcy uprowadzili nie tę kobietę, którą naleŜało. Powinni byli 
wybrać  Arabellę.  Naturalnie  mimo  to  nie  wątpiła,  Ŝe  Daniel 
spełni Ŝądania tych łotrów, byle tylko zapewnić jej bezpieczny 
powrót do domu. 

Wbrew  rozsądkowi  to  jednak  rozzłościło  ją  jeszcze 

bardziej. Po co Daniel miał rezygnować z, być  moŜe, całkiem 
pokaźnej  sumy  pieniędzy  tylko  dlatego,  Ŝe  nierozsądnie 
zachciało jej się spacerować po lesie? Gdyby nie zachowała się 
lekkomyślnie,  nie  wpadłaby  w  tarapaty.  Skoro  jednak  sama 
była  sobie  winna,  do  niej  naleŜało  znalezienie  drogi  wyjścia. 
Niestety, nie było to łatwe. 

Przez  chwilę  przyglądała  się  kaŜdemu  z  porywaczy  po 

kolei.  Odrobinę  dłuŜej  zatrzymała  wzrok  na  męŜczyźnie  z 
lubieŜnym błyskiem w głęboko osadzonych oczach. 

-  Pewnie  ma  pan  rację  -  powiedziała  w  końcu, 

powstrzymując wybuch złości. - Naturalnie pod warunkiem, Ŝe 
nic mi się nie stanie... zupełnie nic. 

Kobieta  bez  trudu  zrozumiała,  o  co  chodzi.  Rozciągnęła 

wargi w pogardliwym uśmiechu. 

-  Ty  nic  się  nie  martw  moim  bratem,  kochaniutka.  On 

będzie  grzeczny...  póki  i  ty  będziesz  grzeczna.  Zjedz  teraz 
swoją kolację jak naleŜy i zostawimy cię samą do rana. 

Robina zerknęła na gęsty rosół z wielkim okami tłuszczu na 

powierzchni  i  uznała,  Ŝe  lepiej  spróbuje  chleba,  który,  choć 
nieco zakalcowaty, przynajmniej był świeŜo upieczony.  

-  A  co  zamierzacie  zrobić  ze  mną  jutro,  jeśli  wolno 

spytać? 

-  O, pannica jest ciekawska - stwierdził Jack. -Napiszesz 

list  do  swojego  lorda.  Jeśli  wszystko  pójdzie  gładko,  to  jutro 
wieczorem  będziesz  z  powrotem  leŜeć  w  swoim  ślicznym 
łóŜeczku. 

background image

 

155

-  Albo  w  łóŜeczku  jego  lordowskiej  mości  -  zarechotał 

ten  drugi,  po  czym  zwrócił  się  do  siostry:  -Nie  rozumiem, 
dlaczego nie moŜemy tego załatwić dziś wieczorem. Mówiłem 
ci  juŜ,  Moll,  Ŝe  nie  podoba  mi  się  pomysł  z  trzymaniem  jej 
tutaj. 

-  Nie rozumiem, co ci to przeszkadza? - Siostra spojrzała 

na  niego  gniewnie.  -  PrzecieŜ  nikt  tu  nie  przychodzi.  I  nic 
dziwnego. Po śmierci Betsy doprowadziłeś dom do kompletnej 
ruiny, Ben. - Wprawdzie Molly nie była wzorem czystości, ale 
nawet  ona  czuła  odrazę  do  brudu  panującego  dookoła.  -  Poza 
tym powiedziałam ci juŜ, Ŝe nie zamierzam tłuc się po nocy do 
miasta.  Jeśli  jego  lordowska  mość  poczeka,  to  moŜe  chętniej 
rozstanie się z pieniędzmi. Niech się trochę podręczy. 

Zadowolona z siebie zwróciła się do Robiny. 
-  Wrąbałaś  wszystko,  kochaniutka?  To  dobrze.  Teraz 

Jack  zwiąŜe  ci  ręce.  Ale  nóg  nie  trzeba.  Nie  sądzę,  Ŝebyś 
próbowała uciec przez okno. W dół moŜna spadać i spadać. 

Posłusznie  załoŜywszy  ręce  na  plecy,  Robina  gorączkowo 

rozmyślała.  Jeśli  zamierzała  uciec,  musiała  to  zrobić  przed 
ś

witem.  

-  Skoro...  skoro  mam  tu  zostać  całą  noc,  to  czy  nie 

mogłabym  przynajmniej  dostać  świecy?  Niedługo  zapadnie 
zmrok,  a  przysięgłabym,  Ŝe  wcześniej  widziałam,  jak  coś 
wystawia głowę z tej dziury w kącie. 

-  Ha!  -  szczeknął  Jack,  bezlitośnie  krępując  jej 

nadgarstki.  -  Mogłaś  widzieć,  to  pewne.  Tu  jest  mnóstwo 
szczurów.  -  Zawahał  się.  -  Ale  świecę  moŜemy  jej  dać.  Co  ty 
na to, Molly? 

Molly  tylko  wzruszyła  ramionami,  po  czym  zabrała  tacę  i 

wyszła  z  poddasza.  Jej  brat  omiótł  kształtną  figurę  Robiny 
jeszcze  jednym  natarczywym  spojrzeniem  i  wziął  przykład  z 
siostry. Jack równieŜ wyszedł, ale po chwili wrócił z zapaloną 
ś

wiecą, którą postawił na skrzyni obok pryczy. Nie odezwał się 

background image

 

156

więcej  i  szybko  znikł,  starannie  zamykając  za  sobą  drzwi. 
Robina usłyszała odgłos zasuwanego rygla. 

Uznała,  Ŝe  przynajmniej  ma  trochę  czasu  na  obmyślenie 

planu ucieczki. Była zdecydowana nie poddawać się rozpaczy i 
nie  załamywać  w  trudnym  połoŜeniu.  Rozsądek  nakazywał 
poczekać w bezruchu przynajmniej godzinę. Wszyscy w domu 
musieli  zasnąć.  Zresztą  sądząc  po  silnym  zapachu  dŜinu, 
sączącym  się  na  stryszek,  naleŜało  się  tego  spodziewać 
znacznie  wcześniej.  Tymczasem  naleŜało  jedynie  pokonać 
znuŜenie i ból nadgarstków, sznur bowiem dotkliwie ocierał jej 
skórę. 

Spojrzała w brudne okienko i przeciągle westchnęła. Która 

mogła  być  godzina?  Dziewiąta,  moŜe  dziesiąta.  Długo  juŜ 
siedziała uwięziona. Mimo woli zaczęła się zastanawiać, co w 
tym czasie robią pewne znane jej osoby. 

Biedna lady Exmouth na pewno odchodziła od zmysłów ze 

zmartwienia. 

Do 

tej 

pory 

niewątpliwie 

zakończono 

poszukiwania.  Nie  naleŜało  wykluczyć,  Ŝe  lady  Exmouth 
zawiadomiła władze, chociaŜ bardziej prawdopodobne było, Ŝe 
wróciła do Brighton szukać pomocy u Daniela. 

On na pewno jak zwykle wykaŜe się rozsądkiem i zapanuje 

nad  sytuacją.  Zawiadomi  władze,  jeśli  nie  zrobiła  tego  jego 
matka,  a  o  świcie  zorganizuje  dalsze  poszukiwania  w  lesie  i 
okolicy. Tymczasem jednak. 

Oczy zaszły jej mgłą od łez, które usiłowała powstrzymać. 

Potoczyła  wzrokiem  po  stryszku  pełnym  kurzu,  przed  oczami 
miała jednak bibliotekę w Brighton i Daniela, który zamartwia 
się  o  jej  bezpieczeństwo,  ale  zachowuje  pozory  spokoju  i  jak 
zwykle siedzi w swoim ulubionym fotelu. 

 
Byłoby  dla  Robiny  niemałym  zaskoczeniem,  gdyby 

wiedziała, Ŝe dokładnie w tej -samej chwili Daniel bynajmniej 
nie siedział wygodnie wśród półek z ksiąŜkami, lecz z zaciętą 
twarzą  poganiał  na  złamanie  karku  konie  ciągnące  jego 

background image

 

157

kolaskę.  Gnał  przez  miasto  z  zamiarem  odszukania  pewnego 
woźnicy. 

Kendall,  zajmujący  miejsce  obok  niego,  zerkał  na  pana  z 

troską.  Nigdy  jeszcze  nie  widział  jego  lordowskiej  mości  w 
takim  gniewie,  nawet  tamtego  strasznego  dnia  przed  prawie 
dwoma  laty,  kiedy  pan  równieŜ  pędził  jak  szalony  traktem  po 
zboczu 

wzgórza, 

niedaleko 

Courtney 

Place. 

SłuŜący 

zreflektował  się.  Tylko  on  sam  i  najbliŜszy  przyjaciel  lorda 
Exmoutha wiedzieli, co zaszło w dniu śmierci milady. Niektóre 
osoby  być  moŜe  domyślały  się,  ale  o  ile  Kendallowi  było 
wiadomo, Ŝadna z nich nie zdradziła jego lordowskiej mości i 
nie puściła pary z ust. 

-  Czy milord na pewno nie chce, Ŝebym przejął wodze? - 

spytał  z  niepokojem,  gdy  Daniel  bardzo  ryzykownie 
wyprzedził wolniej jadący powóz. 

Rozbawił Daniela. 
-  Boisz się, Kendall? Myślałem, Ŝe masz znacznie więcej 

zaufania do moich umiejętności. Popatrz, do zdrapania farby z 
tamtego pudła sporo mi jeszcze brakowało. 

-  Nie o to chodzi - skwapliwie zapewnił go totumfacki. - 

Ale chciałbym, Ŝeby było ze mnie więcej poŜytku. 

Kendall  doskonale  wiedział,  jaki  jest  cel  ich  nocnej 

wyprawy  ulicami  Brighton,  i  tak  jak  wszyscy  bardzo  się 
martwił niespodziewanym zniknięciem panny Perceval. 

-  Nie  mam  pojęcia,  jak  wygląda  ten  woźnica  i  jego 

powóz.  Gdybym  przejął  wodze,  pan  mógłby  spokojnie 
rozejrzeć się za tym człowiekiem.  

-  Dziękuję  za  propozycję,  Kendall,  ale  sam  widzę,  Ŝe 

szukam  wiatru  w  polu.  Rozsądniej  było  poczekać  ,,Pod 
Koroną”. MoŜe w końcu tam go zastanę albo przynajmniej uda 
mi się porozmawiać z karczmarzem. 

Z  tymi  słowami  skręcił  w  następną  przecznicę  i  znów 

skierował się do gospody, którą odwiedzili juŜ wcześniej. 

background image

 

158

-  Ciekawe,  jakie  ciemne  interesy  zajmują  teraz  tego 

szelmę karczmarza, Ŝe zostawił gospodę w rękach brata? 

Daniel zerknął kpiąco na słuŜącego. 
-  A  jak  sądzisz,  człowieku?  Jeśli  tylko  na  czymś  się 

znam,  to  karczmarz  troszczy  się  o  uzupełnienie  zapasów 
brandy i rumu z zaufanego źródła. 

-  Ma pan na myśli przemyt? 
-  Wcale by mnie to nie zdziwiło. Na wybrzeŜu mnóstwo 

ludzi  zajmuje  się  przemytem.  StraŜ  stoi  na  straconej  pozycji  i 
moim zdaniem będzie tak dopóty, dopóki nie zmieni się prawo. 

Tymczasem  dotarli  „Pod  Koronę”.  Daniel  bez  ociągania 

oddał  wodze  Kendallowi  i  wszedł  do  gospody,  by  przekonać 
się,  Ŝe  właściciel  jeszcze  nie  wrócił.  Zrozumiał,  Ŝe  dalsze 
wypytywanie  brata  o  cokolwiek  po  prostu  nie  ma  sensu. 
MęŜczyzna  oświadczył  stanowczo,  Ŝe  w  gospodzie  pomaga 
rzadko i niektórych miejscowych zna jedynie z twarzy, dlatego 
nie  potrafi  powiedzieć,  czy  był  juŜ  tego  wieczoru  ktoś  o 
nazwisku Higgins.  

Daniel szybko zdecydował, Ŝe pozostaje mu tylko poczekać 

na  powrót  właściciela  i  mieć  nadzieję,  Ŝe  ten  dobrze  zna 
woźnicę.  Zamówił  kufel  piwa  i  właśnie  niósł  go  do  stołu  w 
kącie, gdy drzwi gospody się otworzyły i do środka spokojnie 
wszedł poszukiwany przez niego człowiek. 

W  pierwszym  odruchu  chciał  skoczyć  woźnicy  do  gardła, 

ale  się  powstrzymał.  Higgins  nie  wyglądał  na  kogoś,  kto 
wkrótce  spodziewa  się  otrzymania  pokaźnej  sumy  pieniędzy. 
Przeciwnie,  minę  miał  ponurą  i  wydawał  się  głęboko 
rozczarowany Ŝyciem. Co więcej, czekając przy szynkwasie na 
nalanie  piwa,  rozejrzał  się  po  gospodzie  i  na  widok  swego 
niedoszłego  pracodawcy  wcale  nie  okazał  strachu,  lecz  raczej 
zaskoczenie. 

Daniel  zaczął  się  zastanawiać,  czy  to  moŜliwe,  Ŝe  pomylił 

się  w  ocenie  Higginsa.  CzyŜby  męŜczyzna  niczego  nie 
wiedział  o  zniknięciu  Robiny  ?  No  cóŜ,  byłby  to  bardzo 

background image

 

159

dziwny  zbieg  okoliczności,  gdyby  akurat  dzień  po  tym,  jak 
Higgins  proponował  jej  porwanie,  panna  znikła  z  całkiem 
innego  powodu.  Tymczasem  woźnica  podszedł  uśmiechnięty 
do jego stołu. 

-  Witam waszą miłość! Nie spodziewałem się spotkać tu 

pana  znowu.  Zasmakowało  tutejsze  piwo,  hę?  Nie  ma  w  tym 
nic złego. Tu rzeczywiście dobrze je warzą. 

-  Owszem. Usiądzie pan, Higgins?  
Woźnica  bez  wahania  skorzystał  z  zaproszenia,  co  tylko 

umocniło  Daniela  w  przeświadczeniu,  Ŝe  człowiek  ten  jest 
zupełnie niewinny. Musiał jednak zdobyć pewność. 

-  A więc co sprowadza waszą miłość z powrotem na taki 

koniec  świata?  -  Higgins  wydawał  się  całkiem  spokojny.  - 
Ludzie  wysokiego  stanu  nie  bywają  w  tej  karczmie  często. 
Naturalnie  kaŜdy  moŜe  tu  przyjść,  czemu  nie?  I  zawsze  miło 
spotkać kogoś Ŝyczliwego. 

Daniel  oparł  się  wygodnie,  zmierzył  wzrokiem  zawartość 

kufla i w końcu powiedział: 

-  W  gruncie  rzeczy  przyszedłem,  Ŝeby  z  panem 

porozmawiać, Higgins. 

Zdumienie woźnicy nie mogło być udawane. 
-  Ze mną? Po co, wasza miłość? - spytał, po chwili zaś na 

jego  zniszczonej,  ogorzałej  twarzy  pojawił  się  wyraz  wątłej 
nadziei. - CzyŜby  pan przemyślał sprawę, o której mówiliśmy 
poprzedniego wieczoru? 

Uśmiech Daniela nie był przyjacielski. 
-  Proszę  mi  wierzyć,  Higgins,  Ŝe  od  kilku  godzin  nie 

myślę  o  niczym  innym.  -  Pochylił  się  i  przeszył  rozmówcę 
spojrzeniem.  -  Bo  widzi  pan,  pannę  Perceval  naprawdę 
porwano,  a  w  kaŜdym  razie  jej  tajemnicze  zniknięcie  nosi 
wszelkie cechy porwania. 

Daniel  patrzył,  jak  twarz  pokryta  szczeciniastym  zarostem 

przybiera  wyraz  niedowierzania.  Woźnica  wytrzeszczył  na 
niego oczy. Albo był wyjątkowo utalentowanym aktorem, albo 

background image

 

160

naprawdę  o  niczym  nie  wiedział.  Daniel  musiał  teraz 
zdecydować, którą z tych wersji uznać za prawdziwą. 

-  Niech  pan  posłucha,  Higgins  -  podjął,  wpatrując  się  w 

niego  uwaŜnie.  -  Bardzo  niewiele  osób  wiedziało,  Ŝe  panna 
Perceval  będzie  na  pikniku  w  lesie  przy  ruinach  klasztoru. 
NaleŜy  do  nich  dama,  która  urządziła  piknik,  moja  matka,  ja 
sam... No, i pan. 

Woźnica od razu zrozumiał, o co chodzi. 
-  Chyba  wasza  miłość  nie  sądzi,  Ŝe  mam  coś  wspólnego 

ze zniknięciem tej panny? 

-  Właśnie  staram  się  to  ustalić  -  gładko  odpowiedział 

Daniel. 

-  Przysięgam  na  Ŝycie  mojej  Dory,  wasza  miłość,  Ŝe 

nigdy w Ŝyciu nawet nie spojrzałem na tę dziewkę... chciałem 
powiedzieć  „na  tę  damę”.  Poza  tym  cały  dzień  byłem  w 
mieście. Mnóstwo ludzi moŜe o tym zaświadczyć. 

-  Nie twierdzę, Ŝe pan osobiście brał udział w porwaniu, 

Higgins  -  zapewnił  go  Daniel,  który  pozbył  się  juŜ  wszelkich 
wątpliwości.  -  Chcę  się  teraz  dowiedzieć,  czy  wspominał  pan 
komuś o pikniku, na którym miała być panna Perceval? 

-  Nie. Po co, u diabła, miałbym...? - Nagłe zamilknięcie i 

głęboki namysł woźnicy były nader wymowne. 

-  A  więc  komuś  pan  o  tym  wspomniał  -  ponaglił  Daniel 

Higginsa, który zapatrzył się w swój kufel. 

-  No tak. Na to wygląda - przyznał w końcu. - Brat Molly 

Turpin  mieszka  na  skraju  tego  lasu.  Wiozłem  ją  tam  parę 
miesięcy  temu,  kiedy  umarła  jej  szwagierka.  Bardzo  ją 
rozzłościło,  Ŝe  nie  została  dla  niej  nawet  perłowa  broszka, 
która zawsze jej się podobała. Ale to nic dziwnego. Brat Molly 
na pewno dawno juŜ sprzedał tę broszkę i wydał pieniądze na 
dŜin  -  dodał  po  chwili  zastanowienia.  -  Ben  Turpin  to  zły 
człowiek. Zrobiłby prawie wszystko za dŜin i pieniądze. 

background image

 

161

-  Nawet  porwał  młodą  kobietę  i  przetrzymywał  ją  dla 

okupu?  -  podsunął  Daniel,  a  Higgins  spojrzał  na  niego  z 
powagą. 

-  Nie  powiem  „tak”  i  nie  powiem  „nie”,    ale  to 

podejrzane,  Ŝe  opowiedziałem  Molly  i  temu  jej  oberwanemu 
przyjacielowi  o  tym,  jak  byłem  u  waszej  miłości,  a  zaraz 
następnego  dnia  panna  znikła.  -  Wydawał  się  bardzo 
zawstydzony.  -  Nie  chciałbym,  Ŝeby  przez  mój  długi  język 
stała się pannie jakaś krzywda. 

Daniel wolał nawet nie dopuszczać do siebie takiej myśli. 
-  Czy pan wie, gdzie znaleźć tych ludzi? To znaczy Molly 

i jej przyjaciela? Czy mieszkają tu w okolicy? 

-  Niedaleko  mnie.  -  Higgins  nagle  się  oŜywił.  Wychylił 

duszkiem  resztę  piwa  i  energicznie  wstał  od  stołu.  -  Jeśli 
moŜna,  pójdę  z  milordem.  Znam  tych  ludzi  i  znacznie  łatwiej 
mi będzie czegoś się od nich dowiedzieć. 

Daniel  skwapliwie  przyjął  propozycję  pomocy.  Szybko 

wrócił do kolaski i wkrótce znalazł się w ciasno zabudowanym 
rejonie.  Zaczął  rozumieć,  dlaczego  człowiek,  siedzący  obok 
niego  na  ławie,  tak  rozpaczliwie  szuka  moŜliwości  zarobku  i 
polepszenia sobie bytu.  Dzielnicę, w której mieszkał woźnica, 
zajmowała biedota. 

Higgins  polecił  zatrzymać  kolaskę  przed  wyjątkowo 

nędznym domostwem, zeskoczył z siedzenia i znikł w wąskiej 
uliczce. Parę minut później wrócił z bardzo powaŜną miną. 

-  Jacka ani Molly nie ma. Nikt ich nie widział od rana, a 

to  niezwykłe.  Jack  Sharpe...  hm,  moŜna  powiedzieć,  Ŝe  ma 
najwięcej  pracy  nocą,  więc  za  dnia  siedzi  albo  w  gospodzie, 
albo w domu. 

-  Rozumiem - odrzekł Daniel, pojąwszy natychmiast, jaką 

profesję uprawia Jack Sharpe. Opadły go jak najgorsze obawy. 
Ś

wiadomość,  Ŝe  Robina  mogła  wpaść  w  ręce  bezwzględnego 

rabusia i jego kochanki, była dlań przeraŜająca, ale jak zwykle 
trudno  byłoby  się  tego  domyślić  z  wyrazu  jego  twarzy.  - 

background image

 

162

Wygląda  na  to,  Ŝe  muszę  złoŜyć  wizytę  temu  Turpinowi.  Czy 
pan wie, gdzie on mieszka, Higgins? 

-  Byłem  tam  tylko  raz,  tak  jak  mówiłem,  ale  na  pewno 

trafię, nawet po ciemku. Mogę pojechać z milordem i pokazać 
drogę. Tylko proszę zaczekać, Ŝebym mógł wpaść na chwilę do 
domu  i  powiedzieć  mojej  Dorze,  Ŝe  mam  jeszcze  robotę,  bo 
inaczej będzie się martwiła. 

Poczekawszy,  aŜ  woźnica  wejdzie  do  domu,  który  z 

zewnątrz wyglądał nieco lepiej niŜ pozostałe w okolicy, Daniel 
zwrócił  się  do  swojego  totumfackiego,  siedzącego  z  tyłu 
kolaski. 

-  Chcę, Ŝebyś wrócił do domu. Powiadom lady Exmouth, 

Ŝ

e  wyjechałem  z  miasta.  Do  mojego  powrotu  niech  nie 

podejmuje Ŝadnych kroków. Mogę wrócić nawet dopiero rano. 

ChociaŜ Kendall posłusznie zeskoczył z kozła, wydawał się 

zaniepokojony. 

-  Czy na pewno milord nie chce, Ŝebym z nim pojechał? 

Wygląda na to, Ŝe szubrawców moŜe być kilku. - Zerknął przez 
ramię.  -  Czy  na  pewno  moŜna  zaufać  temu  woźnicy, 
milordzie? 

Daniel  uśmiechnął  się,  wzruszony  troską  o  jego 

bezpieczeństwo. 

-  Przyznaję, Kendall, Ŝe jeśli chodzi o mojego osobistego 

słuŜącego,  zdarzało  mi  się  popełniać  błędy  w  ocenie,  ale  w 
ostatnich  latach  moje  sądy  osiągnęły  znacznie  większą 
doskonałość.  I  jestem  pewien,  Ŝe  równieŜ  moje  zaufanie  do 
pana Higginsa nie okaŜe się pomyłką. 

 
W  świetle  coraz  krótszej  świecy  Robina  obejrzała 

poparzone  nadgarstki.  Przepaliła  więzy,  ale  pieczenie,  które 
musiała teraz znieść, wydawało jej się dość wysoką ceną za to 
osiągnięcie.  Udało  jej  się  teŜ  otworzyć  okno.  Gdyby  mogła 
przynajmniej zejść na dół po bluszczu porastającym ścianę, jej 

background image

 

163

sytuacja  byłaby  znacznie  lepsza.  Mimo  wszystko  nie  traciła 
jednak nadziei 

Postanowiła  jeszcze  raz  ocenić  moŜliwość  ucieczki  przez 

okno za mniej więcej godzinę, gdy zbliŜający się świt zapewni 
jej  dość  światła.  Bluszcz  wydawał  się  całkiem  solidny,  ale 
musiała  się  upewnić,  czy  wytrzyma  jej  cięŜar.  Ze  zwichniętą 
kostką nie zaszłaby daleko. 

Poza  tym,  naturalnie,  mogła  próbować  jedynie  ucieczki 

normalną  drogą,  czyli  drzwiami.  Zerknęła  na  solidne  polano, 
które znalazła pod pryczą i odłoŜyła na skrzynię, Ŝeby mieć je 
pod ręką. Fizyczna przemoc w kaŜdej postaci wydawała jej się 
odraŜająca, ale w obecnej sytuacji nie wolno jej było okazywać 
słabości 

ducha. 

razie 

konieczności 

musiała 

być 

przygotowana do uŜycia tego oręŜa, naleŜało jednak poczekać, 
aŜ  ktoś  odrygluje  drzwi  z  zewnątrz.  Tymczasem  i  tak  miała 
zajęcie. 

Znów  usiadła  na  nierównym  materacu  i  oderwawszy  dwa 

wąskie  paski  koronki  z  halki,  zaczęła  bandaŜować  sobie 
nadgarstek.  Nagle  usłyszała  pod  oknem  szelest,  a  potem  coś 
jakby  chrząknięcie.  Chwilę  potem  ku  swemu  przeraŜeniu 
ujrzała na parapecie dwie mocne dłonie.  

Stłumiła krzyk i skoczyła ku oknu. 
-  Kto  tam?!  -  spytała,  obawiając  się,  Ŝe  moŜe  to  być 

obleśny  właściciel  domu,  który  postanowił  złoŜyć  jej  wizytę, 
korzystając ze snu towarzyszy. PowaŜnie zastanawiała się, czy 
nie  przytrzasnąć  tych  rąk  oknem,  gdy  usłyszała  rozbawiony, 
znajomy i jakŜe miły jej sercu głos: 

-  A  kogo,  u  licha,  się  spodziewasz,  najmilsza?  Sir 

Galahad przyszedł cię ocalić... Co więcej, sir  Galahad jest juŜ 
stanowczo za stary na takie wyczyny. 

Gdy  tylko  Daniel  znalazł  się  na  stryszku,  Robina  wydała 

zduszony okrzyk, a moŜe szloch, i rzuciła mu się w ramiona, a 
on przytulił ją i zaczął szeptać kojące słowa. Serce biło mu jak 

background image

 

164

szalone,  oddychał  chrapliwie,  ale  nie  było  to  spowodowane 
jedynie wysiłkiem, jaki musiał włoŜyć we wspinaczkę. 

-  Niech  no  na  ciebie  popatrzę.  -  Odsunął  ją  od  siebie, 

pogłaskał po ramionach i ujął jej dłonie. ZauwaŜył, Ŝe drgnęła. 

-  Co się stało? Czy jesteś ranna? 
-  To 

tylko 

nadgarstki. 

Właśnie 

chciałam 

je 

zabandaŜować.  -  Nie  mogła  się  nie  uśmiechnąć,  słysząc 
stłumione  przekleństwo  Daniela.  -  Nie  martw  się,  sama  to 
sobie  zrobiłam.  Musiałam  przepalić  sznurek,  którym  mnie 
związali - wyjaśniła cicho. 

-  Te  dranie  cię  związały?  -  Bez  dalszych  komentarzy 

sięgnął  po  drugi  pasek  koronki  i  z  zaskakującą  łagodnością 
opatrzył jej rękę. - Czy wiesz, ilu ich jest? 

-  Troje...  To  znaczy  ja  widziałam  troje  -  poprawiła  się.  - 

Kobietę i dwóch męŜczyzn. 

Daniel  sprawnie  zawiązał  improwizowany  bandaŜ,  a 

Robina wciąŜ nie mogła uwierzyć, Ŝe jest przy niej. 

-  Danielu, jak udało ci się mnie odnaleźć? 
-  To długa i skomplikowana historia, najmilsza -odrzekł z 

uśmiechem. 

-  I dlatego nie opowiesz mi jej teraz. Rozumiem. 
Wyjrzała  ostroŜnie  przez  okno.  Wyglądało  na  to,  Ŝe  do 

ziemi  jest  daleko.  Znów  musiała  sobie  powtórzyć,  Ŝe  to  nie 
czas na strach. Zresztą jeśli Danielowi udało się tędy wspiąć, to 
z pewnością zejście teŜ było moŜliwe. 

-  Kto  schodzi  pierwszy,  ja  czy  ty?  -  spytała,  cofnąwszy 

głowę. W odpowiedzi ujrzała przeczący gest Daniela. 

-  Ani jedno, ani drugie, moja droga. - Daniel podszedł do 

drzwi  i  naparł  na  nie  ramieniem,  Ŝeby  sprawdzić  siłę  rygla.  - 
Obawiam  się,  Ŝe  podczas  wspinaczki  zniszczyłem  duŜą  część 
tego pnącza. To cud, Ŝe w ogóle do ciebie dotarłem - wyznał z 
brutalną szczerością. - Schodzenia juŜ bym nie zaryzykował. 

Rozczarowana,  lecz  nie  załamana  Robina  popatrzyła  na 

drzwi. 

background image

 

165

-  To znaczy, Ŝe musimy zastosować mój plan numer dwa. 
Daniel,  oczarowany  tym  rzeczowym  podejściem  do 

zagadnienia, uśmiechnął się jeszcze szerzej. CóŜ za niezwykła 
kobieta!  Większość  dam  uległaby  atakowi  histerii,  gdyby 
musiała  przejść  choć  połowę  tego,  co  stało  się  tego  dnia 
udziałem  Robiny.  Porwano  ją,  związano,  zamknięto  na  wiele 
godzin  na  obskurnym  stryszku.  A  tymczasem  oprócz  tego,  Ŝe 
była  brudna,  rozczochrana  i  miała  poparzone  ręce,  sprawiała 
wraŜenie osoby w całkiem dobrej kondycji. 

-  Widzę, Ŝe juŜ rozwaŜałaś moŜliwości ucieczki. 
-  Owszem - przyznała ostroŜnie - chociaŜ nie doszłam do 

najlepszych  wyników.  -  Zerknęła  na  skrzynię.  -  Przynajmniej 
znalazłam coś, co nadaje się na broń. 

-  I  naprawdę  chciałaś  jej  uŜyć?  -  spytał,  nagle 

zmarszczywszy czoło. 

-  Mogłabym być zmuszona. 
Nie  usłyszała  odpowiedzi,  więc  podniosła  głowę  i 

stwierdziła,  Ŝe  Daniel  przygląda  jej  się  zamyślony.  Wydawał 
się czymś bardzo zatroskany.  

-  Co się stało, Danielu?  
-  Nic... Zupełnie nic - odrzekł nieprzekonująco.  
Nagle podszedł do okna i znów ją zaskoczył, wyjął bowiem 

z kieszeni chustkę do nosa i kilka razy nią machnął.  

- Komu dajesz sygnały? Czy jest z tobą Kendall? 
-  Nie,  moja  droga.  Zostawiłem  kolaskę  wraz  z  parą  koni 

pod  opieką  niejakiego  Hectora  Higginsa,  o  którym  wkrótce  ci 
opowiem. Tymczasem jednak chciałbym wiedzieć, czy cała ta 
trójka zbirów jest jeszcze w domu. 

-  Tak sądzę, ale nie mogę być tego pewna. Od dłuŜszego 

czasu  nie  słyszałam  Ŝadnych  odgłosów  na  dole,  więc  pewnie 
zasnęli... albo są pijani. 

-  To moŜliwe. W kaŜdym razie mam nadzieję, Ŝe do rana 

nie odkryją mojej obecności. 

background image

 

166

Najwidoczniej  Daniel  miał  swoje  powody,  chociaŜ  Robina 

nie mogła ich pojąć. 

-  A  czy  ten  pan  Higgins  nie  moŜe  zaalarmować  władz  i 

powiedzieć, gdzie jesteśmy? 

-  Naturalnie mógłby, ale zdecydowanie wolę, Ŝeby został 

tutaj  z  kolaską  i  czekał  na  dalsze  instrukcje.  Tak  mu  zresztą 
poleciłem,  dając  sygnał  chustką.  -Dostrzegł  jej  zdziwioną 
minę. - Muszę dbać o twoje dobre imię, moja droga. Im mniej 
ludzi wie o tej eskapadzie, tym lepiej. 

Uśmiechnęła  się  do  niego,  widział  jednak,  Ŝe  wciąŜ  coś  ją 

intryguje. 

-  Zaufaj  mi,  ptaszynko.  Uwierz,  Ŝe  mam  na  względzie 

wyłącznie twoje dobro. 

Robina  uświadomiła  sobie,  Ŝe  chcąc  natychmiast  uciekać, 

zachowuje  się  bardzo  samolubnie,  i  przestała  nalegać.  Daniel 
odszukał  ją,  nadstawiając  karku,  i  był  gotów  do  dalszych 
poświęceń. Czego jeszcze mogłaby od niego Ŝądać? 

Nagle  poczuła,  Ŝe  nie  jest  w  stanie  dłuŜej  wytrzymać 

spojrzenia  tych  zatroskanych  piwnych  oczu,  więc  odwróciła 
głowę. Dlaczego od razu nie poznała się na Danielu? Dlaczego 
potrzebowała  aŜ  tyle  czasu,  by  zrozumieć,  Ŝe  ten  Ŝyczliwy, 
zrównowaŜony męŜczyzna jest wcieleniem jej marzeń? Dostała 
swoją szansę i... lekkomyślnie ją odrzuciła. A teraz było juŜ za 
późno! 

-  Myślę,  Ŝe  powinniśmy  się  usadowić  tak,  by  było  nam 

jak najwygodniej doczekać rana. 

Ta  praktyczna  sugestia  przerwała,  przynajmniej  na  razie, 

sercowe  rozterki  Robiny.  Spojrzała  na  Daniela,  który 
obmacywał  materac  i  krzywił  się  niemiłosiernie  na  jego 
nierówności. 

-  Chodź...  Chodź,  usiądź  obok  mnie,  to  opowiem  ci 

wszystko  o  moim  nowym  przyjacielu,  Honeście  Hectorze 
Higginsie.  -  Daniel  wyciągnął  ku  niej  rękę,  a  Robina  po 
krótkim wahaniu skorzystała z zaproszenia. 

background image

 

167

Daniel  celowo  rozwlekał  swoją  opowieść,  aŜ  wreszcie  z 

zadowoleniem  stwierdził,  Ŝe  Robinie  kleją  się  oczy.  Chwilę 
potem szepnęła do niego sennie: 

-  Nie 

rozumiem 

tylko, 

dlaczego 

pan 

Merrell 

zaproponował, Ŝebyś mnie porwał. 

Daniel  uśmiechnął  się  pod  nosem  i  objął  smukłe  ramiona 

Robiny, która przytuliła się do niego. 

-  Myślę,  Ŝe  byłoby  rozsądnie  poczekać  z  wyjaśnieniem 

tego do rana, najmilsza. 

 
  

ROZDZIAŁ DWUNASTY 
 
 

Daniel  zerknął  w  okno.  Nastał  ranek,  a  on  wciąŜ  nie 

wiedział,  czy  podjął  słuszną  decyzję,  postanawiając  spędzić 
noc  w  tym  miejscu.  Było  jednak  za  późno,  by  cokolwiek 
zmienić. Z tą myślą przeniósł wzrok na istotę, która skazała go 
na wiele godzin duchowych rozterek. 

Robina  nadal  smacznie  spała,  opierając  się  na  jego 

ramieniu.  On  za  to,  dręczony  wyrzutami  sumienia,  prawie  nie 
zmruŜył oka. 

Byłoby  duŜo  prościej  spróbować  ucieczki  w  nocy.  Mógł 

wybrać inny sygnał i polecić Higginsowi, by zostawił kolaskę. 
Woźnica  bez  trudu  włamałby  się  do  domu,  wykorzystując 
umiejętności nabyte w  młodych latach. Wszedłby na stryszek, 
odryglował drzwi, po czym, przy odrobinie szczęścia, wszyscy 
troje opuściliby ten dom niezauwaŜeni przez szubrawców. Ale 
nie,  pomyślał  Daniel.  Pokusa  okazała  się  zbyt  silna, 
zdecydował więc inaczej. 

W chwili gdy Robina wspomniała, Ŝe jest gotowa poczekać 

z  ucieczką  do  rana,  przyszło  mu  do  głowy,  Ŝe  jeśli  spędzą  tu 
razem noc, moŜe potem uda mu się namówić ją do małŜeństwa. 

background image

 

168

DŜentelmen  nie  powinien  stosować  takich  podstępów,  to 
musiał  przyznać,  ale  przynajmniej  powstrzymał  się  przed 
zastosowaniem tak haniebnego środka, jak uwiedzenie Robiny, 
a w ciągu ostatnich godzin zastanawiał się nad tym wiele razy. 

Nawet  go  dziwiło,  Ŝe  zdołał  wykazać  tyle  opanowania. 

Tuląc  do  siebie  smukłe,  zgrabne  ciało,  czując  przez  koszulę 
dotyk  jędrnych,  młodych  piersi,  zadawał  sobie  rozkoszne 
cierpienie,  ale  konsekwencje  niespełnienia  wydawały  mu  się 
zbyt  wielką  karą.  Wyrok  losu,  pomyślał.  Gdyby  nie  był 
absolutnie  pewny,  Ŝe  zaznają  z  Robiną  wielkiego  szczęścia  w 
małŜeństwie,  moŜe  nie  posunąłby  się  aŜ  tak  daleko,  Ŝeby  ją 
przekonać. 

Robina  widocznie  intuicyjnie  wyczuła  jego  myśli  i  chciała 

go ukarać za podstępny zamiar jeszcze większym cierpieniem, 
bo przesunęła mu dłoń po torsie i zatrzymała ją na brzuchu. 

-  Tylko  spokojnie  -  mruknął  do  siebie  Daniel  i 

przytrzymał  dłoń,  broniąc  się  przed  niewinnym,  lecz  jakŜe 
urzekającym ruchem palców. 

Krótki  kontakt  ich  rąk  zakłócił  spokój  Robiny.  Poruszyła 

powiekami,  a  Daniel  z  zachwytem  popatrzył  na  jej  długie 
rzęsy,  których  delikatne  muśnięcia  niepokoiły  go  przez  całą 
noc. 

-  Wszystko w porządku, Danielu. Trzymam je - szepnęła 

nieoczekiwanie.  

-  Słucham, najdroŜsza? 
Powieki  jej  się  uniosły  i  Robina  spojrzała  na  niego  z 

uśmiechem, 

-  Konie,  Danielu.  Bo...  -  Zamrugała  jeszcze  kilka  razy  i 

nagle wyprostowała się bardzo zmieszana. 

-  Śniło  mi  się,  Ŝe  jedziemy  kolaską.  -  Rozejrzała  się 

dookoła.  Wyraz  zmieszania  znikł,  a  jego  miejsce  zajęło 
zdziwienie. - Wielkie nieba, juŜ rano! 

background image

 

169

-  Spałaś w moich ramionach całą noc, ptaszyno. -  Jakiś 

diabeł  podszepnął  mu  te  słowa,  gdy  nieco  się  od  niego 
odsunęła. 

-  Dobry  BoŜe!  -  Zarumieniła  się  tak  uroczo,  Ŝe  Daniel 

musiał  bardzo  się  starać,  by  znowu  nie  pochwycić  jej  w 
ramiona.  -  Ostatnie,  co  pamiętam,  to  jak  opowiadał  mi  pan... 
opowiadał mi pan o swoim znajomym, niejakim Higginsie. Nie 
było  w  tym  za  wiele  sensu,  chociaŜ  obawiam  się,  Ŝe  ze 
zmęczenia nie mogłam odpowiednio się skupić. 

-  To  moŜliwe.  -  Rozprostował  obolałe  plecy  i  wstał.  - 

Niestety,  nie  ma  teraz  czasu  na  dalsze  wyjaśnienia.  Muszę 
wykorzystać  szansę  bezpiecznego  dowiezienia  pani  do  domu, 
zanim  całe  towarzystwo  obecne  w  Brighton  zacznie 
spacerować po ulicach. 

-  Która jest godzina? - Spojrzała na Daniela, próbującego 

doprowadzić  się  do  porządku  po  całej  nocy  spędzonej  w 
niewygodnej pozie. 

-  Zostawiłem  zegarek  pod  opieką  Higginsa,  mogę  więc 

tylko zgadywać, ale sądzę, Ŝe około szóstej.  

-  W takim razie nasi znajomi z dołu na pewno jeszcze nie 

wstali  -  stwierdziła  Robina.  -  A  przynajmniej  -  dodała  po 
chwili nasłuchiwania -nie dają znaku Ŝycia. 

-  Na  pewno  niedługo  się  zbudzą.  -  Z  wyrazem 

determinacji  na  twarzy  Daniel  chwycił  za  sękate  polano  i 
zaczął  nim  walić  w  drzwi.  -  Niech  pani  pokrzyczy  trochę, 
najmilsza. Nie chcę, Ŝeby zbyt szybko dowiedzieli się o mojej 
obecności. 

Robina  machinalnie  spełniła  polecenie.  Wzięła  od  niego 

polano  i  dalej  bębniła  nim  w  drzwi,  krzycząc  wniebogłosy. 
Wreszcie usłyszeli na schodach cięŜkie kroki. 

-  O co chodzi? Po co ten rwetes? - dobiegł ich ochrypły, 

zirytowany  głos.  Musiał  naleŜeć  do  obleśnego  brata  Molly, 
który przyszedł zbadać sytuację. 

background image

 

170

Robina  zerknęła  na  Daniela,  który  ustawił  się  pod  ścianą 

tak, by wchodzący zbir go nie zobaczył. Intuicyjnie odgadła, co 
ma dalej robić. 

-  Wypuśćcie 

mnie 

stąd 

natychmiast, 

słyszycie?! 

Wypuśćcie  mnie  albo  ogłuchniecie  od  moich  wrzasków!  -
Musiało to zabrzmieć przekonująco, bo rygiel został odsunięty, 
drzwi  się  otworzyły  i  odraŜający  właściciel  zaniedbanego 
domu wszedł na stryszek. Robina na wszelki wypadek cofnęła 
się  kilka  kroków,  przez  cały  czas  trzymając  polano  w 
pogotowiu. 

-  Kto cię rozwiązał?! -burknął tamten, zbliŜył się o krok i 

wyciągnął tłustą dłoń, Ŝeby odebrać jej broń. - Ej, lepiej mi to 
daj. 

-  Obawiam  się,  Ŝe  nic  z  tego.  Ale  masz  tu  coś,  co  ci  się 

naleŜy  -  odezwał  się  Daniel,  a  gdy  Ben  się  odwrócił, 
wymierzył  mu  solidny  cios  w  obwisłą  szczękę.  Siła  uderzenia 
powaliła Bena na podłogę. 

-  Chodź,  najmilsza,  nie  ma  czasu  do  stracenia!  -

Chwyciwszy  zaskoczoną  Robinę  za  rękę,  Daniel  wyciągnął  ją 
na  korytarz  i  zaryglował  za  sobą  drzwi.  -  Przepraszam,  Ŝe 
musiałaś być świadkiem takiej sceny. 

-  Och, Danielu, nie musisz mnie przepraszać. Zresztą juŜ 

widziałam  cię  w  podobnej  sytuacji  -  przypomniała  mu  z 
błyskiem w oczach. 

-  AleŜ  z  ciebie  groźna  kobieta.  Nigdy  nie  przestaniesz 

mnie  zaskakiwać.  Teraz  szybko!  Musimy  zniknąć  z  tego 
okropnego miejsca. 

Bardzo  zadowolona  z  nieoczekiwanych  komplementów 

Robina  ruszyła  za  nim  zatęchłym  korytarzykiem  do  wąskich 
schodów.  W  obszernych  spódnicach  nie  bardzo  mogła 
nadąŜyć,  tymczasem  Daniel  pokonywał  juŜ  następny  odcinek 
korytarzyka, gdzie zwolnił i zaczął posuwać się naprzód z duŜą 
ostroŜnością. Wtem za jego plecami uchyliły się drzwi. Zanim 
Robina  zdąŜyła  wydać  ostrzegawczy  okrzyk,  wypadła  z  nich 

background image

 

171

Molly  i  jak  kocica  rzuciła  się  na  Daniela  z  pazurami,  głośno 
sycząc. 

Wcześniej  Robina  zastanawiała  się,  czy  miałaby  odwagę 

uŜyć  swojego  oręŜa.  Teraz  nadeszła  chwila,  by  się  o  tym 
przekonać.  Nie  dbając  o  własne  bezpieczeństwo,  pokonała 
biegiem  ostatnie  schody,  zamachnęła  się  i  opuściła  polano  na 
ramiona  kobiety  uczepionej  Daniela.  Rozległ  się  głośny 
okrzyk,  Molly  puściła  swoją  ofiarę  i  upadła  skulona  przy 
ś

cianie. 

Z  twarzą  wykrzywioną  z  bólu  trzymała  się  za  ramię  i 

histerycznie  szlochała.  Daniel  bez  współczucia  obejrzał  się  za 
nią,  a  wtedy  zagrodził  im  drogę  trzeci  porywacz.  W  ręce 
trzymał nóŜ. 

-  Myślałeś,  Ŝe  uwolnisz  dziewczynę,  co?  -  zarechotał 

Jack.  Nie  wydawał  się  szczególnie  zainteresowany  tym,  kogo 
ma przed sobą. Wystarczała mu świadomość, Ŝe obcy chciał go 
pozbawić źródła łatwego dochodu. 

Uniósł uzbrojoną rękę. 
-  Zobaczymy, co teraz zrobisz. 
-  Zobaczymy  -  odparł  Daniel  i  szybkim  ruchem 

wyciągnął  z  kieszeni  pistolet.  Strzał  padł,  zanim  Jack  zdąŜył 
zrobić dwa kroki. Robina, widząc nóŜ wysuwający się z nagle 
zwiotczałej dłoni, pomyślała, Ŝe sama nie wie, który z czynów 
Daniela budzi jej większy  podziw. Czy to, Ŝe potrafił powalić 
jednym  ciosem  krzepkiego,  rosłego  męŜczyznę,  czy  to,  Ŝe  tak 
celnie  strzela.  Ani  przez  chwilę  nie  podejrzewała,  Ŝe  chciał 
zadać  śmiertelną  ranę  opryszkowi  imieniem  Jack,  który, 
kuśtykając, w popłochu oddalał się korytarzykiem. Wyglądało 
na to, Ŝe Daniel osiągnął cel. JuŜ nikt nie stał im na drodze. 

 -  Chodź,  najmilsza.  -  Daniel  znowu  chwycił  Robinę  za 

rękę,  stanęła  bowiem  zapatrzona  w  niego  z  podziwem.  - 
NajwyŜszy czas wyjść z tej złodziejskiej nory. 

background image

 

172

-  PrzecieŜ...  przecieŜ  nie  moŜemy  ich  tak  zostawić  - 

zaprotestowała,  ale  Daniel  siłą  pociągnął  ją  za  sobą.  Chwilę 
potem owionęło ich rześkie powietrze poranka. 

-  Nie  mam  zamiaru  więcej  się  nimi  przejmować  - 

oświadczył  beztroskim  tonem,  prowadząc  ją  zachwaszczoną 
alejką. - Nikomu z tych opryszków nic się nie stało. Niech się 
cieszą, Ŝe nie wniosę przeciwko nim oskarŜenia. 

Robina 

zmierzyła 

go 

wzrokiem, 

bynajmniej 

nie-

przekonana, czy rozsądnie jest zostawić sprawy w takim stanie. 
Nie  była  mściwa  i  najchętniej  szybko  zapomniałaby  o 
przykrych  przeŜyciach,  ale  nie  mogła  pozbyć  się  niepokoju. 
Skoro  Daniel  zniweczył  tamtym  obwiesiom  plan  łatwego 
zdobycia  pieniędzy,  to  czy  w  bliŜszej  lub  dalszej  przyszłości 
nie  będą  próbowali  się  odegrać?  Po  chwili  zastanowienia 
głośno wyraziła tę wątpliwość. 

-  Niby  mogliby,  ale  nie  sądzę,  Ŝeby  przyszło  im  to  do 

głowy.  To  nie  są  bezwzględni  zbrodniarze,  tylko  drobne 
złodziejaszki,  których  -jeśli  sądzić  po  wyglądzie  -  fortuna  nie 
rozpieszcza. Poza tym nie chcę, Ŝeby rozeszła się wiadomość o 
twojej  przygodzie.  No  i  naleŜy  pamiętać  o  interesach  innych 
osób.  Wprawdzie  nie  przypuszczam,  Ŝeby  ta  trójka  jeszcze 
próbowała  sprawiać  mi  kłopoty,  ale  mój  przyjaciel  Higgins 
mógłby mieć mniej szczęścia, gdyby wyszła na jaw jego rola w 
tej sprawie. 

Daniel  doprowadził  ją  na  polanę  osłoniętą  gęstymi 

zaroślami. 

-  A oto i pan Higgins pilnujący kolaski. Tak jak obiecał. 
Robina  z  radością  zawarła  nową  znajomość.  To  przecieŜ 

właśnie  ten  człowiek  umoŜliwił  Danielowi  dokonanie 
prawdziwie romantycznego i bohaterskiego czynu. WciąŜ tylko 
nie  rozumiała,  dlaczego  poczciwemu  panu  Higginsowi 
zdawało się, Ŝe Daniel mógłby chcieć ją porwać. 

Wkrótce  kolaska  toczyła  się  w  stronę  Brighton.  Na 

szczęście o tak wczesnej porze na trakcie było bardzo niewielu 

background image

 

173

podróŜnych.  Robina  mogła  nieco  doprowadzić  do  porządku 
swój  wygląd,  a  jednocześnie  słuchała,  jak  Daniel  składa 
sprawozdanie  panu  Higginsowi,  który  chętnie  ustąpił  jej 
swojego miejsca i usiadł z tyłu. 

Jechali  szybko  do  chwili,  gdy  Daniel  niespodziewanie 

zatrzymał kolaskę. 

-  Tu  nasze  drogi  się  rozchodzą  -  oznajmił,  zwracając  się 

do  Higginsa,  który  wprawdzie  wydawał  się  nie  mniej 
zaskoczony  tym  zdarzeniem  niŜ  Robina,  lecz  posłusznie 
zeskoczył na ziemię. 

-  Gromadzą  się  juŜ  pierwsi  handlarze  na  końskim  targu. 

Za  dwie  godziny  będzie  tam  tłoczno.  Niech  pan  skorzysta  z 
wczesnego  przyjazdu,  Higgins,  i  dobrze  przyjrzy  się 
zwierzętom przed dokonaniem wyboru. Cisnął woźnicy pękatą 
sakiewkę. 

-  W  środku  znajdzie  pan  dość  pieniędzy,  Ŝeby  kupić 

dobrego konia i naprawić powóz albo po prostu postarać się o 
nowszy. Zanim się poŜegnamy - Daniel uśmiechnął się, widząc 
naboŜny  zachwyt  na  twarzy  Higginsa  -  poproszę  jeszcze  o 
zwrot mojego zegarka. 

To przypomnienie otrzeźwiło woźnicę. Ze śmiechem oddał 

Danielowi  zegarek,  serdecznie  podziękował  za  szczodrość  i 
dziarsko oddalił się w stronę końskiego targu. 

-  Skoro  zostaliśmy  sami  -  odezwał  się  Daniel,  gdy 

gniadosze  znowu  ruszyły  -  to  musimy  ustalić  kilka  kwestii 
przed powrotem do domu. 

Robina  instynktownie  sięgnęła  do  włosów  związanych 

wstąŜką oderwaną od sukni. 

-  Wiem,  Ŝe  muszę  wyglądać  jak  straszydło,  ale  niewiele 

więcej mogę zrobić. 

-  Wygląd w ogóle mnie nie niepokoi - zapewnił ją Daniel. 

-  Za  to  martwię  się  o  twoją  reputację.  Spędziłaś  całą  noc  w 
moim  towarzystwie.  Dla  ochrony  dobrego  imienia  mam  więc 
zaszczyt zaproponować małŜeństwo. 

background image

 

174

Zapadło długie milczenie. 
-  Nie!  
Daniel  nie  spodziewał  się,  Ŝe  jego  oświadczyny  zostaną 

przyjęte  z  wielkim  entuzjazmem,  musiał  teŜ  przyznać;  Ŝe  nie 
ubrał ich w zgrabną formę, ale gwałtowność odmowy po prostu 
go zdumiała. 

Jeszcze  raz  powściągnął  konie,  a  gdy  zwrócił  się  do 

Robiny,  stwierdził,  Ŝe  patrzy  prosto  przed  siebie  i  ma  zaciętą 
minę. 

-  Nie  dąsaj  się,  najmilsza.  Tak  dobrze  umiemy  się 

porozumieć. - Sięgnął po jej rękę i zatrzymał w dłoni, mimo Ŝe 
Robina  usiłowała  ją  uwolnić.  -  Nie  rozumiem,  dlaczego  nie 
podoba ci się myśl, Ŝe chcę cię poślubić - ciągnął, starając się 
nie zdradzić z tym, jak głęboko uraziła go odmowa. Po prostu 
nie  mógł  uwierzyć...  za  nic  nie  uwierzyłby,  Ŝe  jest  kimś 
zupełnie  obojętnym  dla  Robiny.  -  Na  pewno  będziesz  mogła 
znieść takiego męŜa jak ja. 

-  Nawet  gdybym  mogła,  nie  jestem  tak  okrutna,  Ŝeby 

wykradać  cię  Arabelli  -  szepnęła  tak  cicho,  Ŝe  Daniel  nie  był 
pewien, czy się nie przesłyszał. 

-  Arabelli?  Czy  tak  powiedziałaś?  A  co  ona  ma 

wspólnego z tym wszystkim? 

Robina  odwróciła  się  do  niego.  Jej  twarz  wyraŜała 

jednocześnie oburzenie i zdumienie. 

-  Myślę,  Ŝe  bardzo  duŜo!  PrzecieŜ  to  z  nią  w 

rzeczywistości chcesz się oŜenić! 

-  OŜenić się z Arabellą? - Tym razem Daniel zdumiał się 

nie  na  Ŝarty.  -  Skąd,  na  Boga,  to  przypuszczenie,  Ŝe  chcę 
oŜenić się z kuzynką? 

-  Podsłuchałam  was  w  ogrodzie  na  przyjęciu  u 

Maitlandów. 

Wyrwało  jej  się  to,  zanim  zrozumiała,  co  mówi.  Trudno, 

stało  się.  Daniel  zadumał  się  na  chwilę,  a  potem  spojrzał  na 
nią, wciąŜ jednak zdawał się widzieć przed oczami co innego. 

background image

 

175

-  Nie wiem, co zrozumiałaś z tej podsłuchanej rozmowy, 

najmilsza,  ale  o  ile  dobrze  pamiętam,  tamtego  wieczoru 
zwierzyłem  się  Arabelli  z  zamiaru  powtórnego  oŜenku.  Co 
więcej,  planowałem  tego  samego  wieczoru  oświadczyć  się 
damie, która podbiła moje serce. Arabella bardzo się ucieszyła 
i  z  całego  serca  poparła  mój  wybór.  Niestety,  moje  plany 
zniweczył  nie  kto  inny,  jak  przyszła  oblubienica  we  własnej 
osobie. - Nagle zmienił ton i powiedział z łagodnym wyrzutem: 
- Ze znanych tylko sobie powodów, które jednak mam nadzieję 
kiedyś poznać, panna opuściła przyjęcie przed czasem i od tej 
pory  uparcie  się  przede  mną  ukrywała,  pozbawiając  mnie 
zupełnie  moŜliwości  cieszenia  się  jej  widokiem.  I  tak  było  aŜ 
do ostatniej nocy. 

Robina  patrzyła  na  niego  zachwycona.  Czułość,  którą 

często  widywała  w  jego  oczach,  znów  tam  zagościła  i 
potwierdzała  szczerość  kaŜdego  słowa.  Wydawało  się  to 
niewiarygodne,  ale  było  widać,  Ŝe  Daniel  kocha  ją  nie  mniej 
niŜ ona jego. W tej chwili olśniewającego szczęścia nie mogła 
zebrać myśli, powiedziała więc tylko: 

-  Och. 
Daniel  jednakŜe  wydawał  się  dokładnie  wiedzieć,  co  robić 

w  tej  sytuacji,  Ŝeby  rozwiać  wszelkie  wątpliwości,  które 
mogłaby  jeszcze  Ŝywić  jego  wybranka.  Objął  ją  i  zachłannie 
pocałował. 

To 

pierwsze 

doświadczenie 

męskiej 

namiętności 

pozostawiło  Robinę  bez  tchu,  ale  z  entuzjastycznym 
nastawieniem do dalszych prób. Oparła mu głowę na ramieniu. 

-  Ojej, Danielu, taka jestem głupia - wyznała. Nie umiała 

zapanować  nad  łzami  szczęścia,  które  potoczyły  jej  się  po 
policzkach. - Dopiero kiedy zaczęło mi się wydawać, Ŝe chcesz 
poślubić  Arabellę,  zrozumiałam,  jak  bardzo  cię  kocham.  Ale 
nawet nie przemknęło mi przez myśl, Ŝe moŜesz odwzajemniać 
to  uczucie.  -  Przypadkowo  musnęła  rzęsami  jego  policzek  i 

background image

 

176

poczuła,  Ŝe  silne  ramię  obejmuje  ją  mocniej.  -  Bardzo  dobrze 
skrywałeś je przede mną. 

-  Był  ku  temu  waŜny  powód  -  odrzekł  z  ociąganiem, 

lekko ją odsunąwszy, by dobrze widzieć jej twarz. - ChociaŜ po 
pobycie  w  Londynie  zdecydowałem,  Ŝe  jesteś  idealną 
kandydatką  na  Ŝonę,  miałem  poczucie,  Ŝe  byłoby  z  mojej 
strony  nieuczciwością  skłaniać  cię  do  przyjęcia  niechcianych 
oświadczyn.  Wydawało  mi  się,  Ŝe  potrzebujesz  czasu,  aby 
mnie lepiej poznać. 

Bez  wątpienia  była  to  prawda,  ale  nawet  teraz,  po  kilku 

dniach  rozpaczy,  Robinie  trudno  było  uwierzyć,  Ŝe 
kiedykolwiek  mogła  mieć  wątpliwości,  czy  naleŜy  przyjąć 
oświadczyny lorda Exmoutha. 

-  Zawsze  cię  lubiłam,  Danielu,  polubiłam  od  pierwszej 

chwili.  Szybko  odkryłam,  Ŝe  wyjątkowo  dobrze  czuję  się  w 
twoim  towarzystwie.  Tylko  Ŝe...  -Urwała,  pełna  wahań,  czy 
powinna  mu  wyjawić  swoje  początkowe  obiekcje.  Ale  jeśli 
chciała,  Ŝeby  ją  zrozumiał,  musiała  być  z  nim  całkowicie 
szczera.  -  Myślałam,  Ŝe  nigdy  nie  będziesz  mógł  mnie 
pokochać. Ani mnie, ani Ŝadnej innej kobiety... Po tym, co się 
stało... 

-  To  znaczy  po  śmierci  Clarissy  -  dokończył  za  nią,  gdy 

zabrakło jej odwagi. 

Zerknął  na  jej  smukłą  dłoń  i  ujął  ją  czule,  przeklinając  w 

duchu  swoją  głupotę.  Byli  do  siebie  pod  tyloma  względami 
podobni,  a  jednak  okazał  się  prawdziwym  głupcem.  Nie 
domyślił  się,  Ŝe  jego  droga  Robina  obawia  się  Ŝycia  w  cieniu 
Clarissy. 

-  Powinienem był juŜ dawno powiedzieć ci prawdę, ale - 

wzruszył  ramionami  -  jakoś  nigdy  nie  było  odpowiedniej 
chwili.  A  prawda,  najmilsza,  jest  taka,  Ŝe  o  Clarissie  zbyt 
często ostatnio nie myślałem. 

Uśmiechnął się, widząc wyraz jej niebieskich oczu. 

background image

 

177

-  Zaskoczona?  Tak,  naturalnie.  Podobnie  jak  wszyscy, 

sądziłaś,  Ŝe  kochałem  Ŝonę  szaleńczo  i  po  jej  śmierci  nie 
mogłem otrząsnąć się z rozpaczy. Właśnie na tym mi zaleŜało, 
najmilsza. Z prawdą jednak niewiele to miało wspólnego. 

WciąŜ  trzymając  jej  rękę,  zaczął  nerwowo  przesuwać 

kciukiem po gładkiej skórze, tam i z powrotem. Wbił wzrok w 
pustą drogę przed nimi. 

-  Kiedy  poślubiłem  Clarissę,  byłem  bardzo  młody  i  dość 

uparty...  moŜe  nawet  arogancki.  Od  dnia  śmierci  ojca 
zarządzałem  majątkiem,  powodziło  mi  się  dobrze,  uwaŜałem 
więc, Ŝe mam wszelkie prawo podejmować własne decyzje, nie 
licząc  się  z  opiniami  innych.  Pod  wieloma  względami  byłem 
chyba  bardzo  dojrzały  jak  na  swoje  lata:  odpowiedzialny, 
wiarygodny.  Ale  emocjonalnie  pozostałem  duŜo  młodszy. 
Potem  szybko  zorientowałem  się,  Ŝe  wziąłem  zwykłe 
zauroczenie za miłość. 

To wyznanie było tak zaskakujące, Ŝe Robina zupełnie nie 

wiedziała,  co  powiedzieć.  Wydawało  jej  się  jednak,  Ŝe  Daniel 
oczekuje odpowiedzi. 

-  Chyba nie byłeś nieszczęśliwy w małŜeństwie, Danielu? 

- zapytała po chwili głębokiego namysłu. 

-  Nie, tak bym tego nie nazwał - zapewnił ją skwapliwie. 

-  Po  urodzeniu  Lizzie  zrozumiałem,  Ŝe  się  zmieniłem, 
dojrzałem, jeśli wolisz, podczas gdy moja Ŝona pozostała takim 
samym  dzieckiem  jak  przedtem.  Po  prostu  mieliśmy  ze  sobą 
niewiele wspólnego. W miarę Upływu lat róŜnice między nami 
stawały  się  coraz  wyraźniejsze,  dlatego  coraz  bardziej 
oddalaliśmy  się  od  siebie.  Nie  aŜ  tak,  by  rozpocząć  Ŝycie  w 
separacji,  ale  niewątpliwie  spędzaliśmy  razem  coraz  mniej 
czasu.  Nie  protestowałem,  gdy  Clarissa  wybierała  się  do 
Londynu  albo  do  naszego  domu  tutaj,  w  Brighton  -  ciągnął.  - 
Nawet  ją  do  tego  zachęcałem.  Nie  myślałem  o  tym,  Ŝe 
pewnego  dnia  Clarissa  moŜe  zwrócić  się  ku  innemu  w 
poszukiwaniu  komplementów  i  uwagi.  DŜentelmen,  którego 

background image

 

178

zainteresowała  swoją  osobą,  nazywał  się  John  Travers.  Pan 
Travers  miał  ciotkę,  starą  pannę,  która  mieszkała  niedaleko 
Courtney Place, co naturalnie okazało się bardzo korzystne dla 
nich obojga. Wydajesz się wstrząśnięta - stwierdził, gdy nagle 
na  nią  spojrzał.  -  Tak,  moja  Ŝona  miała  kochanka.  I  prawdę 
mówiąc,  najmilsza,  długo  podejrzewałem  taki  stan  rzeczy,  ale 
nie  zrobiłem  niczego,  by  go  zmienić.  To  chyba  dostatecznie 
ś

wiadczy  o  rozpadzie  naszego  związku.  Któregoś  dnia 

wróciłem do naszego domu w Londynie i przekonałem się, Ŝe 
jest  prawie  pusty.  Córka  jednego  z  moich  dzierŜawców  brała 
tego  dnia  ślub  i  Clarissa  pozwoliła  słuŜbie  wziąć  udział  w 
uroczystości.  Został  tylko  kamerdyner,  który  poinformował 
mnie,  Ŝe  godzinę  temu  moja  Ŝona  w  towarzystwie  pana 
Traversa wyjechała z wizytą do jego ciotki. -Uśmiech Daniela 
był bardzo cyniczny. - Clarissa regularnie odwiedzała tę damę, 
więc  nie  zrobiło  to  na  mnie  Ŝadnego  wraŜenia,  póki  Kendall, 
towarzyszący  mi  w  wojaŜach,  nie  powiedział,  Ŝe  stajenny, 
który normalnie woził moją Ŝonę, jest razem ze wszystkimi na 
weselu,  a  koń  pana  Traversa  został  w  stajni.  To  mnie 
zaintrygowało.  Skąd  taki  pośpiech,  Ŝe  Travers  uznał  za 
stosowne  samemu  powozić,  zamiast  poczekać  na  powrót 
stajennego? 

-  To  znaczy,  Ŝe  wcale  nie  jesteś  odpowiedzialny  za 

ś

mierć Ŝony - szepnęła Robina. 

-  Nie  powoziłem  wtedy,  to  prawda.  Na  koźle  siedział 

Travers. 

Głupiec 

wybrał 

drogę 

zboczem 

wzgórza 

prawdopodobnie po to, by uniknąć spotkania ze mną. Ale i tak 
czuję się częściowo winny temu, co się stało. 

-  Dlaczego, Danielu? - Robina nie mogła tego zrozumieć. 

- PrzecieŜ wtedy nawet cię tam nie było. 

Odpowiedział jej smutnym uśmiechem. 
-  Ale  gdybym  był,  najmilsza,  Clarissa  Ŝyłaby  do  dziś. 

Gdybym  poświęcał  jej  więcej  czasu  i  nie  zajmował  się 
wyłącznie swoimi sprawami, nie szukałaby pocieszenia u pana 

background image

 

179

Johna  Traversa.  W  kaŜdym  razie  gdy  pojechaliśmy  z 
Kendallem  na  miejsce  wypadku  i  obejrzałem  rozbity  powóz, 
natychmiast  zrozumiałem,  Ŝe  Clarissa  postanowiła  mnie 
opuścić.  Poleciłem  Kendallowi  wrócić  do  domu  z  bagaŜem 
mojej  Ŝony,  by  ludzie  sądzili,  Ŝe  planowała  tylko  wizytę  u 
ciotki  Traversa,  chociaŜ  sam  ani  przez  chwilę  nie  miałem 
wątpliwości  co  do  jej  rzeczywistych  zamiarów.  Poleciłem  teŜ 
Kendallowi  mówić,  Ŝe  wróciłem  do  domu  jeszcze  przed 
wyjazdem Clarissy i Ŝe to ja powoziłem.  

-  Nie  chciałeś,  Ŝeby  ludzie  dowiedzieli  się  prawdy  - 

zgadła  Robina,  gdy  znowu  zamilkł.  -  Chyba  mogę  to 
zrozumieć, Danielu. 

-  Nie chodziło mi tak bardzo o siebie, najmilsza, chociaŜ 

przyznaję,  Ŝe  moja  duma  bardzo  ucierpiała,  gdy  przekonałem 
się,  Ŝe  Clarissa  woli  Traversa  niŜ  mnie.  Podejmując  decyzję, 
myślałem  przede  wszystkim  o  córkach.  Nie  chciałem,  Ŝeby 
dobre imię Clarissy ucierpiało ani by dzieci dowiedziały się, Ŝe 
mama zamierzała je opuścić. Wszyscy, nie wykluczając mojej 
matki,  uwaŜali,  Ŝe  miałem  bardzo  udane  małŜeństwo,  a  ja 
podtrzymywałem  to  przekonanie.  Prawdę  znali  tylko  Kendall, 
mój  kamerdyner,  i  mój  przyjaciel  Merrell,  który  tego  dnia 
przyjechał ze mną z Londynu... A teraz znasz ją jeszcze ty. 

-  I  nikt  nigdy  jej  ode  mnie  nie  pozna  -  zapewniła, 

szczęśliwa, Ŝe Daniel postanowił obdarzyć ją zaufaniem 

 -  W  to  nie  wątpię.  -  Znów  spojrzał  na  Robinę  z  wielką 

czułością i ją pocałował. - I pomyśleć, Ŝe w końcu za namową 
przyjaciół postanowiłem dla dobra córek oŜenić się ponownie. 
Pojechałem  do  Londynu  i  znalazłem  tam  uroczą,  posłuszną 
pannę,  córkę  pastora  z  Abbot  Quincey.  No,  moŜe  nie  tak 
bardzo posłuszną, skoro uwaŜała, Ŝe o wyborze męŜa powinna 
zdecydować  ona  sama,  a  nie  jej  matka  -  zaŜartował  -  ale  w 
kaŜdym razie była to dla mnie wymarzona kandydatka. 

background image

 

180

 -  Tak  bardzo  się  cieszę,  Ŝe  mój  przyszły  mąŜ  jest  gotów 

przyjąć mnie ze wszystkimi moimi wadami -odrzekła, starając 
się utrzymać pogodny nastrój. 

-  Czy  chcesz  powiedzieć,  Ŝe  mnie  poślubisz,  i  to 

wkrótce? 

-  Tak  szybko,  jak  tylko  sobie  Ŝyczysz,  najmilszy.  - 

Roześmiała  się  wesoło.  -  Zobaczysz,  jaka  umiem  być 
posłuszna, kiedy chcę. 

-  Miejmy  nadzieję,  Ŝe  po  weselu  teŜ  zechcesz  mi  tego 

dowieść.  -  Nagle  spowaŜniał.  -  Wiesz,  Clarissa  i  ja  mieliśmy 
olbrzymie wesele w  Londynie. Wolałbym tego nie powtarzać. 
Wystarczy skromna uroczystość dla rodziny i przyjaciół, a ślub 
moglibyśmy  wziąć  w  kaplicy  w  Courtney  Place.  Gdyby  twój 
ojciec się zgodził, to mógłby poprowadzić ceremonię. 

-  Moim zdaniem to znakomity plan. 
-  Ślub odbędzie się szybko. Czy się na to zgadzasz? 
-  Tak  szybko,  jak  sobie  Ŝyczysz  -  zapewniła  go  jeszcze 

raz. 

-  Wobec  tego  nie  odwlekajmy  przygotowań.  MoŜe 

zapomniałaś  juŜ,  co  ci  niedawno  przepowiedziała  Cyganka?  - 
Niechętnie puścił jej rękę i skoncentrował się na powoŜeniu. - 
Nasze  pierwsze  dziecko  ma  się  urodzić  w  ciągu  roku.  Zresztą 
gdy  pomyślę  o  tym,  co  czuję,  wydaje  mi  się  to  bardzo 
prawdopodobne.  Teraz  więc  na  wszelki  wypadek  oddam  cię 
szybko pod opiekuńcze skrzydła mojej matki.  

Robina odsunęła się od niego na przyzwoitą odległość. 
-  W  tej  kwestii  twoja  niezbyt  posłuszna  przyszła  Ŝona 

całkowicie się z tobą zgadza, najmilszy. 

 
 
 

Koniec