background image

Jerzy Robert Nowak – Czerwone życiorysy

Balcerowicz - portret doktrynera

W najbardziej wpływowych mediach po 1989 r. konsekwentnie lansowano mit 

Leszka Balcerowicza jako swoistego tytana nowatorskiej myśli ekonomicznej. "Tyta-

na" upowszechniającego jedynie słuszne poglądy na temat polskiej gospodarki, wbrew 
wrzaskowi różnych "populistycznych" dyletantów. W rzeczywistości Balcerowicz był 

przez wszystkie lata po 1989 r. jedynie posłusznym narzędziem w rękach sterujących 
nim zagranicznych globalistów typu George Soros. Z ogromnym oddaniem i konfor-

mizmem   służył  ich   działaniom   zmierzającym  do   opanowania   kluczowych   dziedzin 
polskiej gospodarki, przemysłu, bankowości.

Konformizmu uczył się już za młodu, pod "odpowiednim" wpływem ojca, dy-

rektora PGR-u. Już w młodości Leszek Balcerowicz dał szczególnie wymowny dowód 

umiejętności przystosowywania się do silniejszych, do tych, którzy dzierżyli władzę. 
Wstąpił do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, i to w czasie, gdy partia ta była 

szczególnie  mocno skompromitowana - w 1969 roku. Gdy odliczymy  trwający  rok 
obowiązkowy staż kandydacki, okazuje się, że Balcerowicz zgłosił się do PZPR tuż po 

bezwzględnym moczarowskim stłumieniu ruchów studenckich i tzw. kampanii anty-
syjonistycznej oraz po interwencji w Czechosłowacji. Miał wtedy 22 lata. Trudno więc 

tłumaczyć niedojrzałością jego decyzję wstąpienia do partii komunistycznej, którą po-
dejmowali wówczas tylko najgorsi karierowicze. Ciekawe, jak tłumaczy ten pomarco-

wy zaciąg Balcerowicza do partii Bronisław Geremek, który przez lata był jego najbliż-
szym współpracownikiem w Unii Wolności.

Początkowo przez blisko dziesięć lat Balcerowicz pracował w SGPiS pod kie-

rownictwem   Pawła   Bożyka,  szefa  doradców  ówczesnego   pierwszego   sekretarza   KC 

PZPR Edwarda Gierka. Sam Bożyk, później złośliwie komentując wyjątkowo doktry-
nerskie poczynania Balcerowicza, mówił o nim, że był to jego jeden z najbardziej odle-

głych od praktyki gospodarczej uczniów.

W latach 1978-1980 pracował w szczególnie antyreformatorskiej instytucji, za 

to prawdziwej szkole konformizmu - w Instytucie Podstawowych Problemów Marksi-
zmu-Leninizmu

 

przy

 

KC

 

PZPR.

W latach 90. ex post uczyniono z Balcerowicza rzekomego czołowego ekonomistę, wy-
wodzącego się spośród opozycji solidarnościowej. W rzeczywistości przed latem 1989 

roku nikt go za takiego nie uważał. Jeszcze w początkach 1989 roku Balcerowicza, ma-
jącego wówczas tylko stopień doktora, nie wzięto ani do 20-osobowego składu soli-

darnościowego w zespole ds. gospodarki i polityki społecznej przy Okrągłym Stole, ani 
do wspierającego go grona ekspertów (!!!). Próżno więc szukać jego nazwiska w infor-

matorze "Okrągły stół. Kto jest kim. 'Solidarność' - opozycja. Biogramy, wypowiedzi", 
Warszawa

 

1989.

Wykonawca

 

planu

 

Sorosa

Swą przyspieszoną karierę w 1989 r., awans na wicepremiera i ministra finansów, 
Balcerowicz zawdzięczał tylko i wyłącznie protekcji prawej ręki premiera Mazowiec-

kiego, jego zausznika - ekonomisty Waldemara Kuczyńskiego. Początkowo ofiarował 
się   tylko   z   rolą   doradcy   Kuczyńskiego   (por. L.   Balcerowicz,   "800  dni",  Warszawa 

1992, s. 10) i sam był zaskoczony swym nieoczekiwanym ogromnym awansem. Za-
wdzięczał go głównie temu, że kolejno odmówiły cztery pierwsze osoby, którym za-

proponowano   stanowisko   ministra   finansów   we   wrześniu   1989   r.,   a   Balcerowicz 
urząd ten skwapliwie przyjął. Tym gorliwiej podjął się realizacji importowanego ze 

background image

Stanów Zjednoczonych do Polski planu Sorosa-Sachsa, w Polsce funkcjonującego pod 

fałszywą

 

nazwą

 

"plan

 

Balcerowicza".

W rzeczywistości cały plan był pomysłem słynnego amerykańskiego lewicowego mi-

liardera George'a Sorosa, przybyłego z Węgier do USA giełdowego spekulanta żydow-
skiego pochodzenia. O tym, że cały rzekomy plan Balcerowicza był w istocie dziełem 

Sorosa, możemy dowiedzieć się również z bardzo nieostrożnej enuncjacji W. Kuczyń-
skiego, wspomnianego już zausznika Mazowieckiego, ministra przekształceń własno-

ściowych   w   jego   rządzie.   Jak   wyznał   Kuczyński   w   książce   "Zwierzenia   zausznika" 
(Warszawa 1992, s. 82-83): "Soros przyjechał z planem reformy gospodarki polskiej, 

zwanym planem Sorosa. To była kombinacja szokowej operacji antyinflacyjnej z re-
strukturyzacją  naszych  firm".  Balcerowiczowi  jako  wicepremierowi   nadzorującemu 

polską politykę gospodarczą przypadło zaś tylko zadanie firmowania tego wszystkiego 
i   uwiarygodniania   polityki   służącej   gospodarczym   celom   Zachodu.

Celom tym służyła skrajnie doktrynersko realizowana polityka gospodarcza Balcero-
wicza, skupiająca się głównie na walce z inflacją, przy zaniedbaniu wysiłków na rzecz 

wzrostu gospodarczego i pobudzania polskiego eksportu. Jednym z najszkodliwszych 
elementów tej polityki było nastawienie  na przyśpieszoną gruntowną prywatyzację 

polskiego   przemysłu   i   banków,   stanowiącą   faktyczną   wyprzedaż   za   bezcen.

Rzecznik

 

terapii

 

szokowej

Wielkie wsparcie dla Balcerowicza stanowiły zachęty do jak najszybszej terapii szoko-

wej lansowane już latem 1989 r. przez współdziałającego z Sorosem amerykańskiego 
ekonomistę Jeffreya Sachsa. Reklamował on się w Polsce jako ten, który z dnia na 

dzień zwalczył w Boliwii ogromną inflację. Obiecywał tę samą skuteczną terapię w 
Polsce, zapominając uprzedzić, że jego boliwijski sukces dokonał się kosztem ogrom-

nie wysokiego bezrobocia i buntu boliwijskich robotników, wprowadzenia w Boliwii 
stanu wyjątkowego i internowania przywódców związkowych. O tym wszystkim mil-

czano w najbardziej wpływowych polskich mediach, tym chętniej za to nagłaśniając 
obietnice Sachsa łatwej, bezbolesnej i szybkiej terapii szokowej. Szczególnie kłamliwa 

pod tym względem była informacja w "Gazecie Wyborczej" z 24 sierpnia 1989 r., za-
mieszczona pod znamiennym tytułem: "Cud gospodarczy w Polsce?". Sachs obiecywał 

tam m.in.: "Likwidujemy całkowicie inflację w ciągu sześciu miesięcy. Stopa życiowa 
zacznie wzrastać za pół roku (...) Nie dajcie sobie wmówić, że radykalny program go-

spodarczy

 

wymaga

 

cierpień

 

i

 

wyrzeczeń".

Nader szybko miało się okazać, że realizowana przez Balcerowicza terapia szokowa 

doprowadziła do wielkiego pasma cierpień i wyrzeczeń przeważającej części społe-
czeństwa, z korzyścią dla gromady cwaniaków polskich i zagranicznych. Pisał o tym 

jednoznacznie bardzo ostry amerykański krytyk terapii szokowej, noblista z dziedziny 
ekonomii, prof. J. Stiglitz. Dzięki skokowym podwyżkom cen państwo zagrabiło wie-

loletnie oszczędności obywateli. Straciły ogromną część wartości zbierane przez wiele 
lat wkłady na mieszkania. Państwo zgarnęło przeważną część oszczędności dolaro-

wych, szacowanych na koniec 1988 r. na 7-15 miliardów dolarów amerykańskich (por. 
S. Dąbrowski, Logika postkomunistów, "Nowy Świat", 13 stycznia 1993 r.). Przypo-

mnijmy zapomniane już dane o rozmiarach podwyżek cen w 1990 r. Według tekstu 
"Gazety Wyborczej" z 29 stycznia 1991 r., opartego na danych GUS, średnie ceny w 

1990 r. były sześcio-, siedmiokrotnie wyższe niż w 1989 roku. Przy tym chleb średnio 
podrożał 13 razy, makaron - 22 razy, ceny mebli, naczyń kuchennych, lodówek wzro-

sły 8-10 razy. Ceny podstawowych artykułów w wielu przypadkach stały się wyższe niż 
w krajach EWG. W tym samym czasie miesięczne wynagrodzenie mieszkańca Polski 

odpowiadało   2-3-dniowym   zarobkom   Francuzów   lub   Niemców.
Jak wielkie rozmiary przybrało skokowe zubożenie polskiego społeczeństwa w efekcie 

background image

balcerowiczowskiej terapii szokowej, doskonale dokumentowała podstawowa wręcz 

książka o polityce społecznej wydana w 1995 r. pod redakcją prof. Juliana Auleytnera. 
Według niej, w samym tylko 1990 r. przeciętne płace spadły o 24 proc., realna wartość 

przeciętnej emerytury i renty - o 19 proc., a dochody netto z rolnictwa na 1 pracujące-
go - o 63 proc. Rolników szczególnie dotknęło otwarcie przez Balcerowicza granic na 

produkty rolne z zagranicy, w dużej mierze dotowane przez rządy zachodnie i sprowa-
dzane

 

do

 

Polski

 

po

 

dumpingowych

 

cenach.

Dzięki wpływom starej nomenklatury tzw. plan Balcerowicza, szumnie reklamowany 
jako nowa, rewolucyjna wręcz reforma gospodarcza, był faktycznie tylko nową kolejną 

odmianą stosowanych przez rządy PRL "operacji dochodowo-cenowych". Z tą różnicą, 
że tamtych nie udało się zrealizować władzom ze względu na opory społeczeństwa. 

Balcerowiczowi zaś to wszystko powiodło się kosztem gigantycznego ograbienia spo-
łeczeństwa z oszczędności i bardzo dużego zubożenia wielkiej części ludności. Udało 

się dlatego, że mógł skorzystać z ogromnego poparcia społeczeństwa dla rządu Mazo-
wieckiego.   Naród   zbyt   łatwo   zawierzył   ówczesnemu   kierownictwu   Obywatelskiego 

Klubu Parlamentarnego, które twierdziło, że plan Balcerowicza to jedyny skuteczny 
program naprawy gospodarczej, niemający rzekomo żadnej alternatywy. Tak uzyska-

no przyzwolenie społeczne dla drastycznego planu gospodarczego, którego władzom 
PRL w żadnym razie nie udałoby się zrealizować ze względu na opór Narodu. Jak 

szczerze wyznawał na łamach "Prawa i Życia" 10 marca 1990 r. były minister handlu 
wewnętrznego w rządzie M. Rakowskiego, Marcin Nurowski, "realizacja takiego pro-

gramu gospodarczego w naszym wykonaniu doprowadziłaby do gigantycznej awantu-
ry

 

w

 

kraju".

Skorzystała

 

stara

 

nomenklatura

Plan Sorosa-Balcerowicza zyskał entuzjastyczne wręcz wsparcie różnych byłych pro-
minentów reżimu komunistycznego - od byłych ministrów PRL-owskich Nurowskiego 

i Mieczysława Wilczka, po byłego wicepremiera w rządzie Rakowskiego - Mieczysława 
Sekułę czy byłego rzecznika rządu Jaruzelskiego - Jerzego Urbana. Stało się tak nie-

przypadkowo. Stara nomenklatura partyjna stanowiła trzon kadry kierowniczej w go-
spodarce, wprowadzającej plan Sorosa-Balcerowicza. Postarano się też o zablokowa-

nie prawdziwie potrzebnych głębokich reform strukturalnych, od reformy banków po-
cząwszy, po restrukturyzację przemysłu, które mogłyby być niekorzystne dla starej ka-

dry partyjnej. Tym żarliwiej wspierali za to mnożące się spółki nomenklaturowe. Za-
dbali również o możliwie jak najbardziej nieprecyzyjne i wadliwe przepisy w różnych 

dziedzinach, tak aby ułatwić dokonywanie różnych aferowych manipulacji (vide: afera 
FOZZ, afera z rublem transferowym, tytoniowa, ziemniaczana etc.). Balcerowicz po-

nosi lwią część odpowiedzialności za brak kontroli, który ułatwił dokonywanie afer 
przy współudziale osób usadowionych na wpływowych stanowiskach gospodarczych. 

Rzecz znamienna - w 1989 r. zniesiono karę konfiskaty majątku za nadużycia gospo-
darcze. Cwaniacy z zagranicy i wysoko uplasowani w aparacie gospodarczym ludzie 

starej nomenklatury świetnie wykorzystali do swych celów szanse spekulacji i drenażu 
dolarów z Polski dzięki utrzymywaniu przez półtora roku kursu dolara do złotego na 

sztywnym,

 

niezmienionym

 

poziomie.

 

Profesor Łukasz Czuma tak pisał o mechanizmie tych manipulacji w I tomie "Ency-

klopedii Białych Plam": "(...) jeśli ktoś z zagranicy wymienił 1 mln dolarów na złotów-
ki, które następnie włożył na wysoki procent - np. na 150 proc. rocznie - do banku w 

Polsce, to przy stałym kursie wymiennym dolara do złotówki zyskiwał w ciągu roku 
1,5 mln i mógł wywieźć z Polski 2,5 mln dolarów (...) nieprecyzyjne prawodawstwo, 

uchwalone przez Sejm 'kontraktowy', pozwoliło na takie operacje na podstawie działa-
nia m.in. tzw. oscylatora". Ocenia się, że z ówczesnej Polski wyparowały w owym cza-

background image

sie miliardy dolarów. Balcerowicza obciąża fakt, że nie zastopowano na czas różnych 

tego

 

typu

 

manipulacji.

Fachowcy

 

z

 

"Czerwonej

 

oberży"

Dawni komunistyczni działacze byli siłą dominującą w superministerstwie gospodar-

czym kierowanym przez Balcerowicza - wszechwładnym resorcie finansów. Na naj-
wyższych szczeblach tego ministerstwa zastępcami w randze wiceministrów byli, obok 

bezpartyjnego  (choć dawniej  członka PZPR) Marka Dąbrowskiego, trzej wicemini-
strowie z PZPR: Janusz Sawicki, Andrzej Podsiadło i Jerzy Napiórkowski. Ogromną 

część dyrektorów i naczelników stanowili również członkowie PZPR. Podobnie ukła-
dały się stosunki w innych resortach gospodarczych podległych Balcerowiczowi, gdzie 

PZPR-owcy   stanowili   dominującą   część   kierownictw   ministerstw.   Szczególnie   wy-
mowna była sytuacja w obsadzie pozycji w tak kluczowej sferze życia gospodarczego 

jak banki. Dominowały tam bez reszty postacie ze starej PZPR-owskiej nomenklatury 
typu były członek Biura Politycznego KC PZPR, a w 1990 r. prezes Narodowego Ban-

ku Polskiego Władysław Baka czy były minister rządów PRL-owskich, a w 1990 prezes 
Banku

 

PKO

 

Marian

 

Krzak.

Zdecydowana większość tych marksistowskich "fachowców" skupionych wokół Balce-
rowicza wywodziła się ze Szkoły Głównej Planowania i Statystyki, która przez lata była 

potocznie nazywana wielce  zasłużonym mianem "Czerwonej oberży". Była bowiem 
jako uczelnia prawdziwą "czerwoną kuźnią kadr", jak wspomniał Adam Glapiński w 

książce "Lewy czerwcowy". Nieprzypadkowo tak świetny obserwator anomalii życia 
gospodarczego jak Stefan Kisielewski (Kisiel) ostro wytykał na jesieni 1990 r. Balcero-

wiczowi, jako jeden z największych jego błędów, skrajną tolerancję wobec starej ko-
munistycznej nomenklatury. W wypowiedzi z 20 września 1990 r. Kisiel stwierdził: 

"(...) sądziłem, że nasza reforma zacznie się od usunięcia tej właśnie nomenklatury: 
ludzi, którzy na drodze do kapitalizmu mogą być jedynie zawalidrogami. (...) Balcero-

wicz mógł te osoby usunąć metodą rewolucyjną, zaraz w styczniu, za jednym zama-
chem-dekretem. Tymczasem nie uczynił tego i nomenklatura nadal istnieje" (cyt. za: 

"Testament

 

Kisiela",

 

Poznań

 

1992,

 

s.

 

53).

Kisiel nie docenił podstawowej przyczyny utrzymania ludzi z "Czerwonej oberży" na 

kluczowych stanowiskach wokół Balcerowicza. Ten teoretyk, niemający zielonego po-
jęcia o praktyce funkcjonowania gospodarki, był wprost niewolniczo uzależniony od 

swych PZPR-owskich pomagierów. Byli oni wielce usłużni wobec Balcerowicza, ale 
nie   bezinteresownie.   Zajmując   kierownicze   stanowiska,   wykorzystywali   dostęp   do 

najtajniejszych  informacji  gospodarczych  w celu  przyśpieszonego tworzenia fortun 
dla siebie i "kolesiów" w ówczesnych "przełomowych" czasach. Jeszcze w maju 1995 r. 

Lech Kaczyński jako szef NIK tak mówił o różnych przejawach zdominowania węzło-
wych punktów gospodarki przez ludzi starej partyjnej nomenklatury: "Banki i Mini-

sterstwo Finansów - gdzie do dziś w lwiej części kierownicze stanowiska zajmują lu-
dzie dawnego systemu, na przykład prezes Pekao SA Marian Kanton i jego zastępca 

Janusz Czarzasty, Bogusław Kott - prezes Big Banku, Krzysztof Szwarc - prezes Banku 
Rozwoju Eksportu, czy też Andrzej Wróblewski - przewodniczący Rady Nadzorczej 

Banku Śląskiego, minister finansów w rządzie Mieczysława Rakowskiego. To tylko 
niektóre przykłady. To wszystko - jeśli można tak powiedzieć - 'zawodnicy z jednej 

drużyny'. Tych ludzi nigdy nie wymieniono, mimo że od 1989 roku minęło 6 lat" (z 
wywiadu L. Kaczyńskiego dla "Gazety Wyborczej" z 29 maja 1995 r.). Balcerowicza 

obciąża fakt, że w czasie swego panowania nad resortem finansów wyraźnie nie zrobił 
niczego, aby wymienić różnych PZPR-owskich prominentów na młodych zdolnych fa-

chowców spoza układów. Ani przez chwilę nie pomyślano też o wykorzystaniu w celu 
reformowania polskich finansów licznych wybitnych polonijnych fachowców od go-

background image

spodarki

 

i

 

bankowości.

Serwilizm

 

wobec

 

Zachodu

Związki Balcerowicza z komunistami były gorąco wspierane przez najbardziej wpły-
wowe zachodnie kręgi gospodarcze. Nader wymowne pod tym względem było zacho-

wanie amerykańskiego protektora Balcerowicza - Jeffreya Sachsa. W wywiadzie dla 
komunistycznej "Polityki" z 6 stycznia 1990 r. Sachs wystąpił z jednoznacznym gorą-

cym poparciem dla byłego członka Biura Politycznego KC PZPR prof. Władysława 
Baki, wówczas prezesa Narodowego Banku Polskiego. Określił go jako prawdziwego 

gwaranta "twardej, prowadzonej żelazną ręką polityki kredytowej". Jak akcentował J. 
Sachs: "Odkąd prezesem NBP został profesor Baka, są coraz liczniejsze dowody, iż 

NBP staje się prawdziwym bankiem centralnym. Przedsiębiorstwa gorączkowo poszu-
kują kredytów w bankach komercyjnych, te zwracają się do NBP, a Baka mówi - nie". 

Dodajmy, że w tym samym czasie "dziwnym trafem" różne zarządzane przez komuni-
stów spółki mogły liczyć na szybkie kredyty. A do tego doszła i taka "gratka", jak wy-

negocjonowana   przez   M.F.   Rakowskiego   "pożyczka   moskiewska".
Wpływowe zachodnie, a zwłaszcza amerykańskie, kręgi gospodarcze, a także MFW, 

gorąco popierały "dogadanie się" z czołowymi komunistami w Polsce (i na Węgrzech) 
w oparciu o zabezpieczenie sobie nawzajem realizacji podstawowych celów na zasa-

dzie wzajemności. Dla przywódców komunistycznych celem tym było utrzymanie w 
swych krajach centralnych pozycji, zwłaszcza w życiu gospodarczym, w okresie po 

rozpoczęciu transformacji systemowych. Dla przedstawicieli zaś Zachodu najważniej-
sze w Europie Środkowej było dalsze spłacanie odpowiednio oprocentowanego zadłu-

żenia z czasów komunistycznych. Jak zwykle dla Zachodu pieniądz (money, money...) 
miał dużo większe znaczenie niż względy moralno-wolnościowe. Stąd na przykład wy-

nikało ogromne poparcie prezydenta G. Busha (ojca obecnego prezydenta USA) dla 
kandydatury W. Jaruzelskiego na prezydenta Polski w lipcu 1989 roku. (Bush przeby-

wał w Polsce na tydzień przed wyborem Jaruzelskiego i skutecznie naciskał na kie-
rownictwo   OKP   w   sprawie   uratowania   jego   kandydatury).

Balcerowicz nieprzypadkowo stał się głównym gwarantem spłaty polskiego zadłużenia 
wobec Zachodu. Jeszcze w 1989 r. stanowczo stwierdził w Sejmie, że trzeba jak naj-

szybciej  spłacać komunistyczne  długi, aby nie wywołać zaniepokojenia zachodnich 
bankierów. Rzecz w tym, że właśnie w latach 1989-1990 istniała bezpowrotnie zmar-

nowana przez Balcerowicza szansa całkowitego anulowania polskich długów wobec 
Zachodu. Pisał o tym w kwietniu 1991 r. na łamach "Ładu" Witold Gadomski, skąd-

inąd jeden z czołowych liberałów (!) w polskim środowisku ekonomicznym (później 
poseł KLD, redaktor naczelny "Gazety Bankowej", a wreszcie współpracownik "Gazety 

Wyborczej"): "Sprzyjająca dla Polski koniunktura międzynarodowa, która pojawiła się 
na wiosnę 1989 roku i trwała mniej więcej przez rok, pozwalała myśleć o uregulowa-

niu zadłużenia naszego kraju. Potrzebna była do tego dobra wola naszych wierzycieli i 
organizacji międzynarodowych (Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku 

Światowego. (...) Polska, jak wszyscy dłużnicy, chciałaby traktować swój dług w kate-
goriach politycznych. Ma przy tym większe niż inne kraje ku temu powody. Przede 

wszystkim dług nasz został zaciągnięty przez państwo niesuwerenne - PRL, którym 
rządziła wąska grupa ludzi posłusznych ZSRR. Polska pierwsza pozbyła się komuni-

stycznych rządów, przyczyniając się do rozpadu całego systemu. Daliśmy w ten spo-
sób Zachodowi prezent, oszczędzając mu miliardy dolarów, wydawanych wcześniej na 

obronę przed komunistami. Argumenty te miały szanse trafić do przekonania polity-
ków zachodnich, a musimy pamiętać, że większość naszego długu została przejęta 

przez rządy, prywatnym bankom jesteśmy winni niewielką część z 50 miliardów. Nie-
stety,

 

koniunktura

 

szybko

 

minęła".

background image

A koniunktura minęła głównie ze względu na całkowitą niechęć Balcerowicza do zaję-

cia się tą sprawą. (O zmarnowaniu szansy anulowania polskich długów piszę szerzej w 
książce "Zagrożenia dla Polski i polskości", Warszawa 1998, t. II, s. 26-30, powołując 

się m.in. na wystąpienia w tej sprawie prof. S. Kurowskiego, S. Kisielewskiego, J. Go-
ścimskiego,

 

S.

 

Albinowskiego).

Usłużność Balcerowicza wobec MFW i czołowych przedstawicieli amerykańskiego es-
tablishmentu przyniosła mu ogromne profity w grudniu 1990 r., po druzgocącej prze-

granej jego szefa T. Mazowieckiego w wyborach prezydenckich. Zaledwie w kilka dni 
po tej klęsce, bo już 19 grudnia 1990 r., amerykański ambasador w Warszawie Tho-

mas W. Simmons ostentacyjnie poprosił o oficjalne spotkanie z Balcerowiczem. Miało 
to najwyraźniej za cel wyeksponowanie amerykańskiego poparcia dla jego osoby. Sim-

mons, jako ambasador w Warszawie, cieszył się ogromnym poparciem prezydenta G. 
Busha. Zdzisław Najder odnotował w swych wspomnieniach skandaliczne wprost za-

lecenie prezydenta G. Busha, gdy zwracając się do polskiej delegacji w Białym Domu, 
przykazywał:   "I słuchajcie,  co nasz  ambasador   mówi, że  macie  robić".  Zaczęły  się 

mnożyć również naciski innego typu. Z błyskawiczną pomocą pospieszył Balcerowi-
czowi  wciąż  serwilistycznie  wykonujący  amerykańskie  polecenia Jan Nowak-Jezio-

rański,

 

"kurier

 

z

 

Waszyngtonu".

Wykorzystując kompletną niewiedzę Wałęsy w sprawach gospodarczych, straszył go i 

innych polityków polskich, jakim to niebywałym nieszczęściem dla Polski stanie się 
rzekomo odejście Balcerowicza. W wywiadach udzielanych prasie Nowak posuwał się 

do wszelkiego rodzaju szantażów. Dosłownie robił wszystko, co tylko możliwe, by za-
straszyć Polaków w kraju groźbą utraty wszelkich szans na pomoc od Zachodu w przy-

padku odsunięcia Balcerowicza od władzy nad polską gospodarką. Na przykład w wy-
wiadzie dla "Życia Warszawy" z 21 grudnia 1990 r. Nowak-Jeziorański stwierdził, że: 

"Nie   da   się   utrzymać   pomocy   z   zagranicy   bez   utrzymania   Balcerowicza".
Zachodnie naciski na rzecz utrzymania dominacji Balcerowicza w polskim życiu go-

spodarczym miały gruntowne uzasadnienie w fakcie jego ogromnej usłużności wobec 
różnych zachodnich lobby finansowych. I to nie tylko amerykańskich. Na przykład 

członkiem Rady Ekonomicznej, tak znaczącego ciała doradczego przy prezesie Rady 
Ministrów, był w 1990 r. ówczesny gubernator banku centralnego Izraela Michael 

Brun. Człowiek ten był wtajemniczony w najgłębsze tajniki naszej gospodarki, takie 
jak zmiany kursu złotego do dolara - wiadomość na wagę złota dla spekulantów. W li-

ście do Balcerowicza wysuwał on swoje sugestie w tej sprawie. Kto nie wierzy, niech 
zajrzy  do książki  Balcerowicza "800 dni". Czy za takie zjawiska, jak dopuszczenie 

wpływowego cudzoziemca do kluczowych polskich tajemnic finansowych, nie należało 
postawić

 

Balcerowicza

 

przed

 

Trybunałem

 

Stanu?

Bałagan

 

w

 

Ministerstwie

 

Finansów

 

i

 

bankowości

Balcerowicz, jako wicepremier i minister finansów, był szczególnie mocno odpowie-
dzialny za niebywały bałagan w podlegającym mu resorcie. Jakże wymowne pod tym 

względem i szokujące zarazem były informacje zawarte w zamieszczonym 18 sierpnia 
1991 r. w "Tygodniku Gdańskim" wywiadzie z dyrektorem Anatolem Lawiną, wysokim 

urzędnikiem Najwyższej Izby Kontroli. Powiedział w nim m.in.: "Najdramatyczniejsze 
i najbardziej niebezpieczne jest - używając języka więziennego - dojście do 'przekrę-

tów' finansowych i to na wielką skalę. Tak jest w bankach, przedsiębiorstwach handlu 
zagranicznego, w Ministerstwie Współpracy z Zagranicą. A Ministerstwo Finansów? 

Nie znam żadnej sprawy, która by była tam rzetelnie udokumentowana i załatwiona... 
Ministerstwo Finansów robi wszystko, by zatuszować sprawę nadużyć i bałaganu".

Kierownictwo resortu finansów z L. Balcerowiczem na czele było bezpośrednio odpo-
wiedzialne za fatalne zaniedbania w funkcjonowaniu systemu bankowego, który już w 

background image

1989 r. powszechnie oceniano jako skandaliczny (por. np. wywiad z prof. Antonim 

Kuklińskim dla "Życia Warszawy" z 9 grudnia 1989 r.). Co więcej, sam wicepremier 
Balcerowicz   dawno   przyznał,   że   "system   bankowy   jest   przedmiotem   uzasadnionej 

krytyki". Potem jednak minęły miesiące, wreszcie rok, a potem znów kolejne miesiące 
bez naprawy tego fatalnego systemu, aż wreszcie doszło do afery Art. B, która obnaży-

ła   wszystkie   skutki   opóźnienia   reformy   bankowości   polskiej.
Przypomnijmy tu tak zapomniany dziś fakt, że w 1991 r., pod koniec gospodarczej 

dyktatury Balcerowicza, powszechnie mówiono o jego odpowiedzialności za fatalny 
stan funkcjonowania systemu bankowego. W tej prawie z ostrą krytyką pod adresem 

ministra finansów wychodzili nawet czołowi liberałowie z partii Jana Krzysztofa Bie-
leckiego. Warto choćby przypomnieć, co mówił wówczas na temat Balcerowicza obec-

ny przywódca PO Donald Tusk. Otóż, wypowiadając się w imieniu KLD w początkach 
1991 r., Tusk stwierdził, że liberałowie mają obiekcje do działalności Balcerowicza 

jako "ministra finansów, zwłaszcza z powodu dysfunkcjonalości systemu bankowego" 
(!) (cyt. za: T. Roguski "Liberałowie liczą na sukces", "Rzeczpospolita", 4 września 

1991 r.). Dziś ten sam Tusk dosłownie idzie w zaparte, by wybronić wszelkie przejawy 
działań

 

Balcerowicza.

prof. Jerzy Robert Nowak