background image
background image

ELIZABETH BEVARLY

Dobrana para

Przełożyli

Jarosław i Anna Gwardyś

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Rex  Mai  one  wpadł  w  niezłe  tarapaty.  Blondyneczka,  którą  właśnie  położył  trupem, 

wcale nie była kochanką Largo, noszącą gorące imię Carmen. Na domiar złego okazało się, że 

milczący  włóczęga,  którego  podwiózł  wczoraj  do  miasta,  to  nikt  inny  jak  Nathan  Dobson. 

Dobson  był  gliną,  cholernie  dobrym  gliną,  udekorowanym  odznaczeniami  jak  choinka  w 

supermarkecie. 

Wtem Malone usłyszał za plecami trzask zapalniczki. Odwrócił się błyskawicznie. Miał 

przed sobą dwoje  największych i  najbardziej niebieskich  oczu, jakie  kiedykolwiek  zdarzyło 

mu  się  widzieć.  Miał  też  kolejny  kłopot.  Penelopa,  żona  Largo,  spowita  w  kłąb  dymu  z 

przypalanego  właśnie  papierosa,  przyglądała  mu  się  szyderczo.  Trzymała  palec  na  spuście 

beretty wymierzonej prosto w jego brzuch. 

– Zdaje  mi  się,  że  nie  tylko  Rex  ma  problemy – wymamrotał  przygnębiony  Ramsey 

Walker. Wlepił wzrok w śnieżnobiałą kartkę, wystającą ze sfatygowanej maszyny do pisania. 

– To do niczego. 

Nagłym  szarpnięciem  wyrwał  irytujący  bielą  papier,  zgniótł  w  kulkę  i  cisnął  prosto  w 

wiszące nad biurkiem zdjęcie Raymonda Chandlera. 

– Puściłbyś taką tandetę, cwaniaku? – rzucił zacietrzewiony. 

Westchnął.  Przeczesał  palcami  nieco  przydługie,  wijące  się,  ciemnobrązowe  włosy. 

Sięgnął po szklankę z podobizną Freda FLinstone’a. Aromat i smak whisky, pośledniejszego 

wprawdzie  gatunku,  pomogły  mu  nieco  opanować  emocje.  Wziął  następny  arkusz  z 

niewielkiej  sterty,  leżącej  obok  maszyny.  Zaczął  scenę  od  nowa.  Tym  razem  jego  bohater, 

prywatny  detektyw  Rex  Malone,  tylko  zranił  blondyneczkę  w  ramię.  Niestety,  stukot 

damskich  obcasów  o  drewnianą  podłogę  dochodzący z  mieszkania  piętro  wyżej  sprawił,  że 

Ramsey znów stracił wątek. 

Uniósł kąciki ust w mimowolnym uśmiechu. Alexis była w domu. Sama. Oczywiście, nie 

było  w  tym nic  nadzwyczajnego.  Alexis  Carlisle zawsze  była  sama  w  domu.  Nie  wiadomo 

dlaczego  ten  fakt  niezmiennie  sprawiał  mu  satysfakcję.  Ich  znajomość  ograniczała  się  do 

wymiany  zdawkowych  grzeczności  na  schodach  lub  w  piwnicznej  pralni.  Widywali  się 

rzadko,  ponieważ  on  pracował  w  domu,  zaś  ona  gdzieś  w  centrum  Filadelfii.  Ale  nawet 

nieboszczyk  musiałby  się  bardzo  starać,  żeby  jej  nie  zauważyć.  Była  jedną  z  tych  kobiet, 

które skupiają na  sobie  męskie spojrzenia, wręcz  łapią je w zastawione  sidła i  trzymają tak 

mocno,  że  żaden  się  nie  uwolni.  Ramsey  uśmiechnął  się  do  siebie,  przechylił  do  tyłu  i, 

background image

balansując na dwóch nogach krzesła, oddał się marzeniom. 

Postać Alexis Carlisle była dziełem sztuki. Z pewnością niebo spłynęło rzeką anielskich 

łez, gdy tworzyli ją bogowie. Musiała mieć więcej niż metr siedemdziesiąt, gdyż w butach na 

ulubionych,  kilkucentymetrowych  obcasach  prawie  mu  dorównywała  wzrostem.  W  jej 

dymno-kasztanowych  włosach  słońce  zapalało  maleńkie  ogniki.  Zawsze  nosiła  je  upięte  w 

koszmarny kok, jak dziewiętnastowieczna stara panna, przez co nigdy nie mógł dojść, jakiej 

były  długości.  A  oczy!  Były  jak  bezkresny  ocean,  ciemniejszy  i  bardziej  pobudzający  niż 

najczarniejsza  kawa.  I  tylko  jedna  rzecz  skuteczniej  wytrącała  go  ze  snu  niż  myśl  o  jej 

oczach: wspomnienie kształtu jej nóg. Długich i idealnie zgrabnych. Można było oszaleć na 

ich punkcie. 

Z  zakamarków  pamięci  wróciło  wywołane  marzeniami  zdarzenie.  Pewnego  wieczora, 

niezbyt dawno temu, robił pranie. Niecierpliwie czekał, aż zwolni się jedyna suszarka. Ktoś 

najwyraźniej  zapomniał  zejść  do  piwnicy  i  wyjąć  z  maszyny  wysuszone  już  rzeczy.  Przez 

kwadrans uważnie czytał stworzony tego dnia tekst, lecz winowajca nie zjawiał się. Ramsey 

sam  zabrał  się  do  opróżnienia  suszarki.  Znalazł  ją  wypełnioną  najelegantszą  bielizną,  jaką 

widział  kiedykolwiek  w  życiu.  Rosła  przed  nim  sterta  koronek  jak  z  morskiej  piany  oraz 

wijących  się  jedwabi,  mięciutkich  i  kolorowych.  Nazwy  niektórych  łaszków  znał  tylko  ze 

słyszenia. Nie miał pojęcia, że ktoś rzeczywiście może je nosić. 

Był tak zafascynowany odkryciem, że nie usłyszał wchodzącej Alexis, dopóki nie stanęła 

tuż  obok,  patrząc  na  niego  tak,  jakby  rabował  jej  rodzinne  klejnoty.  Przywitała  go,  jak 

zwykle,  sztywno  i  wyniośle.  Ramsey  uśmiechnął  się  niezręcznie.  Uniósł  podwiązkę  z 

różowymi kokardkami i zażartował z udawaną nieśmiałością:

– Gdyby kiedykolwiek nie mogła pani sobie z tym poradzić, służę pomocą. 

Alexis dumnie zadarła nosek i spłonęła rumieńcem. 

Rano,  grzebiąc  w  koszu  z  upraną  bielizną  w  poszukiwaniu  slipów,  Ramsey  natrafił  na 

parę koronkowych majteczek w kolorze kwiatu lawendy. Widocznie zostały w suszarce. Nie 

chciał ponownie wprawiać Alexis w zakłopotanie, schował je więc do szuflady. 

Lecz  wiedział  o  niej  więcej  niż  to,  że  ma  niesłychanie  wyrafinowany  gust  w  wyborze 

bielizny.  Pracowała  w  Komitecie  Wspierania  Sztuk  Pięknych  w  Filadelfii.  Niedawno  w 

jakimś artykule w „Inquirer” natrafił na jej nazwisko jako rzecznika Komitetu. Nawet gdyby 

tego nie przeczytał, mógłby się łatwo domyślić. Prenumerowała całe mnóstwo zbzikowanych 

magazynów, takich jak , JDancer’s World”, „TheaterWeek”, „Musicology”, „Art in America”

i  parę  obcojęzycznych,  które  z  ledwością  rozpoznawał.  Czytywała  także  miesięczniki 

„Connoisseur”, „Victoria” i „Gourment”, co świadczyło, że wysoko ceni piękno, jakie życie 

background image

ma do zaoferowania. 

Ramsey  musiał  przyznać,  że  czuł  się  głupio,  gdy  porównywał  lawinę  artystycznych 

wydawnictw trafiających do Alexis z tym, co sam odbierał w popołudniowej poczcie: „Ellery 

Queen  Mystery  Magazine”,  „Detective  Monthly”  i  „True  Confession”.  Z  bliżej 

nieokreślonego powodu widok skrzynki pocztowej, w której wdzięk i styl sprofanowany był 

sąsiedztwem szmiry i tandety, palił go wstydem. 

Pociągnął kolejny łyk szkockiej i wsłuchał się w odgłosy dobiegające z góry. Na pewno 

Alexis  zaraz  włączy  muzykę,  jakąś  nudną  operę  lub  drętwy  koncert  fortepianowy.  Jak  na 

zamówienie dobiegły go delikatne tony orkiestry, w które wplótł się tenor śpiewający coś po 

włosku. 

– Pewnie o miłości – wymamrotał zdegustowany, sięgając po szklankę. Alexis zdawała 

się  należeć  do  tej  klasy  kobiet,  które  mdleją,  słuchając  miłosnych  pieśni.  Typowa  babska 

reakcja. 

Gwałtownym  ruchem  odsunął  krzesło  i  zaczął  krążyć  po  pokoju.  Co  zrobić  z  Rexem? 

Nigdy dotąd nie miał kłopotów z wymyślaniem akcji, w której umieszczał swoich bohaterów. 

Jego  trzecia  i  ostatnia  powieść  „Okno  we  krwi”  właśnie  uplasowała  się  na  piątym  miejscu 

listy  bestsellerów  gazety  „New  York  Times”.  Czuł  presję  czasu.  Za  cztery  miesiące  mijał 

termin oddania kolejnej, czwartej książki, a on nawet nie dotarł jeszcze do sedna historii. 

– Trzeba być szalonym, żeby tak żyć – rzucił głośną uwagę. 

Tenor  zdawał  się  coraz  głębiej  przeżywać  swój  dramat.  Ramsey  zmarszczył  brwi.  Jak 

można  pisać  mrożący  krew  w  żyłach  dreszczowiec  przy  takich  odgłosach?  Powinien 

natychmiast pomaszerować na górę i wygarnąć laluni, żeby wyłączyła to  cholerstwo, zanim 

ściągnie  tu  gliny.  Nagle  zdał  sobie  sprawę,  że  oszukuje  sam  siebie  i  roześmiał  się 

rozbrajająco. Jak zwykle rozmarzył się, jak by to było, gdyby znienacka zastukał do jej drzwi. 

Otworzyłaby mu owinięta w ręcznik, ociekająca jeszcze wodą z prysznica albo przebrana do 

snu – w  koronkach  i  jedwabiach.  Ramsey  Walker  był  w  końcu  tylko  człowiekiem.  Znał 

dobrze pierworodny grzech wszystkich mężczyzn: pożądanie kobiety. 

Przywołał  się  do  porządku.  Szybko  wychylił  resztę  whisky.  Po  chwili  zastanowienia 

chwycił wątek. O tak, to był świetny pomysł, najlepszy, jaki przyszedł mu do głowy od paru 

tygodni. Siadł przy biurku i zaczął z pasją walić w klawisze. Rex Malone wyjdzie z opresji. 

Pomoże  mu  piękna  baletnica  o  orzechowych  włosach,  wspaniałych  nogach  i  oczach  barwy 

czarnej kawy. 

Alexis  Carlisle  tkwiła  samotnie  w  jadalni  nad  kieliszkiem  chardonnay.  Bezmyślnie 

background image

wpatrywała się w różane wzory na koronkowym obrusie. To był okropny dzień. W ostatniej 

chwili przepadła dotacja, o którą zabiegała w Grayco Corporation. Firma sromotnie przegrała 

proces  z  partią  „zielonych”.  Alexis  szanowała  obrońców  naturalnego  środowiska.  W  końcu 

planeta  Ziemia  była  także  jej  domem,  lecz  czemu  wyrok  nie  zapadł  choćby  dzień  później? 

Tak  niewiele  brakowało,  a  dzięki  czekowi  na  sto  tysięcy  dolarów  powstałby  fundusz 

stypendialny dla tutejszych twórców. Może w ślad Grayco Corporation poszłyby inne wielkie 

firmy? Z pewnością taki precedens ułatwiłby zadanie stojące przed Alexis. Westchnęła. Dwa 

miesiące starań poszło na marne. Teraz będzie musiała wszystko zaczynać od nowa.

Uniosła ręce i wyciągnęła szpilki z koka. Włosy spłynęły jej na ramiona czekoladowym 

strumieniem.  Odpięła  kameę  z  jedwabnej  bluzki  w  kolorze  kości  słoniowej,  rozpięła  parę 

guzików.  Zamknęła  oczy  i  pozwoliła  unieść  się  muzyce.  Tenor  właśnie  dochodził  do  jej 

ulubionego fragmentu arii z opery „Turandot” Pucciniego, fragmentu, który zawsze wzruszał 

ją  do  łez. Wtem  między  takty  wspaniałego  utworu  wdarł  się  z  mieszkania  piętro  niżej 

irytujący, nieregularny stukot maszyny do pisania. 

Szybko otworzyła oczy. Ścisnęła w dłoni kryształową szklankę tak mocno, że o mało jej 

nie zgniotła. Znowu Ramsey Walker. Zawsze wybierał sobie do pracy najmniej odpowiednie 

chwile. Bywało, że pisał na maszynie do trzeciej lub czwartej rano, najwyraźniej nie troszcząc 

się  o  to,  że  może  przeszkadzać  komuś  z  sąsiedztwa.  Oczywiście,  nikt  się  nie  uskarżał. 

Ramsey  Walker  był  przecież  „człowiekiem  o  niezmierzonym  talencie”  i  „prawdziwym 

geniuszem słowa”, przynajmniej tak pisano o nim w recenzjach jego ostatnich paru książek. 

Rzeczywiście,  geniusz.  Kiedy  Alexis  dowiedziała  się  od  pani  Fife,  sąsiadki  z 

naprzeciwka,  że  w  ich  domu,  piętro  niżej,  mieszka  pisarz,  natychmiast  pośpieszyła  do 

księgarni i kupiła wszystkie jego książki. Przecież chciała pomagać ludziom sztuki żyjącym w 

Filadelfii. Czuła się nieco rozczarowana, gdy spostrzegła, że w tytułach jego ostatnich dzieł 

ciągle powtarzały się słowa: kula, mord i krew. Zwątpiła w wielkość jego talentu. 

Powieść  detektywistyczna.  On  pisał  powieści  detektywistyczne.  Dla  kobiety  takiej  jak 

Alexis,  która  zjadła  zęby  na  twórczości  Jane  Austen  i  sióstr  Bronte,  pochłonęła  tomy 

Dantego,  Shakespeare’a,  Eliota  i  Thoreau,  twórców  o  niepodważalnym  talencie,  nazwanie 

Ramseya  Walkera  geniuszem  oznaczałoby  przyznanie,  że  jego  śmieszne  książeczki 

rzeczywiście  opisują  życie  współczesnej  Ameryki.  Zdaniem  Alexis,  bohaterowie  byli 

straszliwie  stereotypowi,  intryga  łatwa  do  odgadnięcia,  a  nieliczne  kobiety,  których  nie 

zamordowano,  były  głupimi,  wdzięczącymi  się  nimfomankami.  Było  dla  niej  oczywiste,  że 

kobiety  tego  pokroju  są  w  jego  mniemaniu  ideałami.  Te  książki  to  nic  innego,  jak  typowa 

męska szowinistyczna propaganda. 

background image

Dochodzący z dołu hałas wskazywał na to, że Ramsey szykuje się do kolejnej literackiej 

zbrodni.  Pozostałym  sąsiadom  najwyraźniej  to  imponowało,  lecz  w  opinii  Alexis  była  to 

kolejna zniewaga dla jej płci i nie mogła się z tym pogodzić. Zastanawiała się, jakim cudem 

taki typ stał się autorem  bestsellerów? Czy tylko ona jedna na całym świecie dostrzegła, że 

Ramsey  to  tylko  zwyczajny  pismak?  W  oczach  pani  Fife,  aktywnej  sufrażystki,  był 

wspaniały. Czy można zrozumieć ten paradoks?

To  wszystko  nie  przeszkodziło  jej  lubić  Ramseya  jako  człowieka,  skonstatowała 

mimowolnie.  Było  w  nim  coś  intrygującego.  Złym  czy  dobrym – był  jednak  pisarzem. 

Zawsze  podziwiała  ludzi,  którzy  życiową  karierę  opierali  na  własnej  twórczości.  No,  może 

nie zawsze.  Przebiegła w pamięci listę  mężczyzn o twórczych ambicjach, z  którymi  bliższe 

kontakty nie dały jej jednak spodziewanej satysfakcji. W każdym razie uświadomiła sobie, że 

czarujący Ramsey Walker był nie mniej  przystojny niż  tamci. Można  by było zaryzykować 

twierdzenie,  że  jest  pociągający,  oczywiście  dla  kogoś,  komu  odpowiada  ten  typ:  wysoki, 

barczysty, twardy facet o niebezpiecznym wyglądzie i uśmiechu, który zapewnia, że patrząc 

na kobietę rozbiera ją wzrokiem. 

Nie był w jej typie, zdecydowanie nie. Już dawno zauważyła, jak trafna okazała się opinia 

o  artystach,  którą  przekazał  jej  ojciec.  Poradził  jej,  żeby  w  życiu  stawiała  raczej  na  ludzi 

solidnych:  lekarzy,  prawników,  bankowców.  Ale...  od  roku,  to  jest  od  czasu,  gdy  Ramsey 

Walker  sprowadził  się  tutaj,  zajął  w  jej  myślach  specjalny,  ciepły  kącik,  z  którego 

bezskutecznie starała się go wyrzucić. 

Wmawiała sobie, że zaprzątnął jej umysł hałaśliwym sąsiedztwem, waleniem w maszynę 

o  najmniej  odpowiednich  porach,  jak  dziś,  gdy  chciała  odpocząć  w  spokoju.  Także 

nagrywaniem  tekstu  na  magnetofon,  co  czynił  głosem  tak  donośnym,  że  absorbował  jej 

uwagę bardziej, niż sobie tego życzyła. 

Czasem nie mogła się opanować. Leżała nocą w łóżku i, zamiast spać, słuchała niskiego 

głosu dochodzącego z pokoju niżej, który musiał być jego sypialnią. Zwykle fragment książki 

roił się od zbirów i wypełniony był gwałtem, od czego miała koszmarne sny. Lecz pewnego 

razu  była  to  scena,  którą  uważał  pewnie  za  miłosną.  Jej  zdaniem  była  pornograficzna,  ale 

wciągnęła  ją  tak  bardzo,  że  zastanawiała  się,  co  zajdzie  między  bohaterami  książki.  Rzecz 

jasna, nie czuła podniecenia, a raczej... ciekawość. Skończyło się tym, że  miała gorące sny. 

Pomijając jego twórczość, Ramsey Walker był z pewnością wspaniałym kochankiem. 

A skąd jej to przyszło do głowy? Alexis zmuszała się do puszczenia w niepamięć innego 

rodzaju  odgłosów,  które  czasem  docierały  z  jego  pokoju.  Chciała  otrząsnąć  się  z  myśli  o 

pisarzu,  lecz  wzrastający  zapał,  z  jakim  uderzał  w  klawisze,  nie  ułatwiał  jej  zadania.  Ostry 

background image

dźwięk  telefonu  dobiegający  z  przedpokoju  wybawił  ją  z  kłopotu.  Usadowiła  się  w 

wygodnym fotelu i podniosła słuchawkę. 

– Alexis,  to  ja,  Margaret – usłyszała.  Uśmiechnęła  się  serdecznie,  chociaż  ton  głosu 

rozmówczyni  zdradzał,  że  sprawa  jest  poważna.  Margaret  Warminster  była  siostrą  Evana 

Warminstera,  zaś  Evan  był  aktualnym  adoratorem  Alexis.  Od  paru  miesięcy  sprawy 

zaczynały przybierać poważny obrót i było jasne, że niebawem zaczną mówić o ślubie. Była 

dumna z tego związku, ponieważ zawdzięczała go tylko sobie samej, a nie pośrednictwu ojca. 

I chociaż  ojciec  niezbyt  lubił  Evana,  ona  przekonywała samą  siebie,  że  dokonała  idealnego 

wyboru. Evan, absolwent Ivy League, był godny zaufania, dystyngowany, dobrze sytuowany, 

elegancki, kulturalny, miał dobry gust... Listę jego zalet mogła ciągnąć w nieskończoność. 

Najważniejsze  zaś  było  to,  że  nie  miał  żadnych  zdolności  artystycznych.  Naturalnie 

zgodziłaby się na małżeństwo, gdyż był jej bardzo bliski. Z czasem pewnie by go pokochała. 

– Halo, Margaret. Co u ciebie słychać?

Po chwili ciszy usłyszała odpowiedź. Tym razem ton głosu rozmówczyni nie pozostawiał 

żadnych wątpliwości. 

– Nic dobrego, moja droga, naprawdę nic dobrego. Niestety, dotyczy to Evana. 

– Co się stało? – Alexis ogarnął niepokój, choć starała się go opanować. 

– Nie chcę cię denerwować, ale zdaje się, że zniknął. 

– Zniknął? Jak to zniknął? – To była jedna z najbardziej niewiarygodnych wiadomości, 

jaką kiedykolwiek usłyszała. Evan był bankierem w najbardziej konserwatywnym sensie tego 

słowa, solidnym, zrównoważonym i szanującym zasady współżycia społecznego. Ludzie tego 

pokroju nie znikają tak po prostu. 

– Wiesz,  w  zasadzie  nie  zniknął – sprostowała  szybko  Margaret.  – Wiemy,  gdzie  jest, 

tylko nie możemy ściągnąć go z powrotem. 

– O czym ty mówisz?

Margaret ciężko westchnęła, po czym odrzekła:

– Prosił, by ci przekazać, że jest mu bardzo przykro, iż tak to wszystko wyszło. Po prostu 

nie mógł tak dalej żyć. 

Alexis  poczuła,  że  coś  ściska  jej  serce.  Jak  to  się  mogło  stać?  Evan  nie  był  jakimś 

mansardowym artystą, miał być idealną partią. Sama go znalazła, bez żadnych kombinacji i 

nacisków ze strony ojca. Nie mógł porzucić jej tak jak inni. Nie mógł. 

– Margaret, może zacznij od początku – poprosiła. 

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Rex  Malone  był  znów  na  tropie.  Ramsey,  ogarnięty  twórczą  weną,  śmiało  wiódł 

powikłane koleje losu swego bohatera. Wielkimi krokami zmierzał do ukończenia kolejnego 

bestsellera. 

Do  licha,  co  za  wspaniałe  uczucie!  Prawie  tak  dobre  jak  seks,  pomyślał,  sprawdzając 

ostatnią linijkę czwartego rozdziału. I prawie tyle samo sprawia satysfakcji. 

Trzeba  było  jeszcze  rozegrać  do  końca  sprawy  miedzy  Penelopą  Largo  a  Rexem,  bo 

przecież w książce nigdy nic samo się nie rozwiązuje. 

Wyłączył lampkę i  wyszedł z  pokoju, który kiedyś miał  być jadalnią, a stał  się biurem. 

Musiał  się  położyć.  Zwykle  o  tej  porze  dopiero  zaczynał  pracę,  lecz  po  całym  dniu 

spędzonym na korekcie po prostu leciał z nóg. Przeciągnął dłonią po zarośniętym podbródku i 

przypomniał  sobie,  że  znów  się  nie  ogolił.  To  się  może  zdarzyć  pisarzowi,  kiedy  jest  w 

transie. 

Zrzucił z ramion sportową bluzę i zaczął ściągać spłowiałe dżinsy, gdy wtem jakiś dźwięk 

dobiegł  go  z  pokoju  piętro  wyżej.  W  pierwszej  chwili  nie  poznał  cichego  odgłosu.  Nagle 

stanął  jak  rażony  gromem.  Alexis  płakała!  Bez  jęków  i  szlochów,  jakimi  zanoszą  się 

egzaltowane  kobiety,  płakała  cichutko,  jakby  zbrakło  jej  sił  do  powstrzymania  łez.  Przez 

długą  chwilę  Ramsey  tkwił  nieruchomo  pośrodku  sypialni  i  słuchał,  lecz  zamiast  cichnąć, 

płacz narastał. 

Kobieta najprawdopodobniej znajdowała się w rogu pokoju. Przeszedł parę kroków w tę 

stronę. Bezwiednie uruchomił machinę swej wybujałej wyobraźni, która pozwoliła mu zostać 

pisarzem. Zobaczył Alexis bezradnie zwiniętą w kłębek na krawędzi łóżka, tuż przy ścianie. 

Przypomniał sobie, że nigdy nie był w jej mieszkaniu, i że nie wie nawet, w którym pokoju 

stoi jej łóżko. Może skaleczyła się lub oparzyła parą z czajnika? Nie, to nie to. Nie płakałaby 

tak  długo  z  tak  błahego  powodu.  A  może  dostała  złą  wiadomość?  A  może  potrzebowała  z 

kimś  porozmawiać?  Zanim  uświadomił  sobie,  co  robi,  włożył  z  powrotem  bluzę  i  zapiął 

spodnie. 

Przeskakując  po  dwa  stopnie  wbiegł  na  górę.  Nie  zastanawiał  się,  co  powinien  zrobić. 

Wiedział  tylko,  że  była  sama,  że  było  jej  źle,  i  że  płakała.  Wzruszyło  go  to  bardziej,  niż 

cokolwiek innego do tej pory. Z niewiadomego powodu czuł, że jeśli tylko istnieje sposób na 

to, by ją pocieszyć, musi go znaleźć. Już uniósł dłoń, by mocno zastukać do drzwi Alexis, gdy 

zdał  sobie  sprawę z  bezsensu  własnych  zamierzeń.  Czemu  przejmował  się  jej  problemami? 

background image

Nigdy przecież nie omieszkała dać mu do zrozumienia, jak malutki jest w jej oczach. 

Uśmiechnął się, pokręcił głową i trzykrotnie zapukał. Nie uda się jej wywieść go w pole. 

Rzeczywiście,  w  jej  żyłach  płynęła  błękitna  krew,  miała  wdzięk  i  wyrafinowany  styl. 

Nienagannymi  manierami  mogłaby zawstydzić niejedną  koronowaną  głowę.  Wszechstronne 

wykształcenie zdobyła w jakiejś elitarnej prywatnej szkole, w której dziewczynki noszą białe 

sukienki  z  emblematami  i  nigdy  nie  spędzają  wakacji  we  własnym  kraju.  To  wszystko 

wiedział od pani Fife, z którą jadał lunch co wtorek. 

Ale wiedział też więcej. Alexis kochała wszystko, co dostarczało jej zmysłowych doznań. 

Świadczyła  o  tym  muzyka,  która  stale  towarzyszyła  jej  obecności  w  domu,  aromaty 

wyszukanych  smakowitości,  które  wypełzały  z  jej  kuchni  na  klatkę  schodową,  eleganckie 

stroje, które zdawały się wołać prowokująco do każdego mężczyzny: dotknij! Ramsey widział 

to  w  ognistym  błysku  jej  oczu,  gdy  mijali  się  na  schodach,  słyszał  to  w  jej  głosie  podczas 

nieuniknionych przy takich spotkaniach pogwarkach. 

Było  dla  niego  jasne,  że  w  jej  wnętrzu  czaiło  się  coś  gorącego,  pasjonującego  i  ledwie 

trzymanego w  ryzach.  Wprawdzie  nie  był pewien,  co  to  jest,  lecz  nie mógł  odmówić  sobie 

przyjemności rozwiązania tej zagadki. 

Poczuł ulgę, gdy zrozumiał, że nikt nie otworzy drzwi. Pewnie Alexis nie życzyła sobie, 

by  ktokolwiek  oglądał  jej  opuchnięte  oczy i  zaczerwieniony,  smutny nosek.  No  cóż,  zrobił 

wszystko,  by  przyjść  z  pomocą  zdesperowanemu  bliźniemu,  nieprawdaż?  Właśnie  miał 

odwrócić się na pięcie i ruszyć w dół schodów, gdy usłyszał stuk otwieranej zasuwy i zgrzyt 

klucza w zamku.  Gdy kobieca postać zjawiła  się w drzwiach, w mgnieniu oka rozwiały się 

wszystkie wątpliwości, których był pełen przed chwilą. 

Alexis  miała  rozpuszczone  włosy  i  rzeczywiście  zaczerwieniony  nos,  co  nie 

przeszkodziło  jej  wyglądać  wprost  cudownie.  Ramsey  pierwszy  raz  widział  uwolnione  z 

więzów ciemne, jedwabiste loki i czuł nieprzepartą chęć, by wpleść w nie palce, przyciągnąć 

jej twarz ku swojej i pocałunkiem zbudzić ich oboje z powrotem do życia. Jej oczy zdały mu 

się jeszcze ciemniejsze i głębsze, a to za sprawą lśniących w nich łez. Nie miała butów, co 

wreszcie, zdaniem  Ramseya,  ustawiło ją na właściwym poziomie. Już  nie górowała dumnie 

nad  wszystkim.  Była  bezbronna.  Wysoki  kołnierzyk  bluzki  nie  był  zapięty  i  chyba  nie 

zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo się rozchylił. Chcąc nie chcąc, Ramsey dostrzegł jej 

kremowy  stanik.  Wiedział  już,  że  Alexis  nosi  piękną  bieliznę,  lecz  z  prawdziwą 

przyjemnością podziwiał jedwabny fatałaszek na jego właścicielce. 

– Witam, panie Walker. – W drżącym bardziej niż zwykle głosie brzmiało nie ukrywane 

zaskoczenie. 

background image

– Alexis,  czy  nic  się  nie  stało? – zapytał  po  krótkim  skinieniu  głową  zastępującym 

powitanie. Nie ukrywał, że zawsze chciał zwracać się do niej bardziej poufale. 

Dziewczyna zesztywniała i spuściła oczy na chusteczkę, którą gniotła w palcach. Ramsey 

nie  mógł  powstrzymać  uśmiechu.  W  dzisiejszych  czasach  tak  niewiele  kobiet  miało 

chusteczki, a jeszcze mniej ich używało. 

– Oczywiście, że nie – odrzekła cicho z lekkim wahaniem. – Skąd to pytanie?

Byłoby  głupotą  udawać,  że  nie  słyszał  jej  płaczu.  Wszyscy  mieszkańcy  budynku 

wiedzieli, jak łatwo wszelkie odgłosy przenikały cienkie ściany. Przez głowę przemknęła mu 

myśl, że może jednak byłoby lepiej, gdyby jej sypialnia nie była dokładnie nad jego. 

– Zdawało mi się, że słyszę... płacz. – Tak bardzo starał się delikatnie wymówić ostatnie 

słowo, że omal go nie połknął. – Pomyślałem, że może stało ci się coś złego. 

Skryła nos w chusteczce. Najchętniej schowałaby w niej także policzki, które pokryły się 

rumieńcem. 

– Nic mi się nie stało, panie Walker – łagodnie zapewniła Ramseya, patrząc mu prosto w 

oczy.  Dostrzegła  w  nich  jednak  coś,  co  kazało  jej  odwrócić  wzrok.  Niezależnie  od 

wszystkiego,  czym  ją  irytował,  miał  najładniejsze  niebieskozielone  oczy,  jakie  widziała 

kiedykolwiek. Wyraźnie była w nich widoczna troska o jej los. Miłe ciepło rozlało się w jej 

wnętrzu. 

– Chciałabym...  chciałabym  teraz  zostać  sama – wymamrotała  pospiesznie  i  bez 

przekonania. 

Oboje  milczeli  przez  chwilę.  Wtem  Alexis  poczuła  na  skroni  dotyk  jego  palców. 

Delikatnie poprawił jej niesforne loki. Powoli zwróciła twarz ku niemu, lecz cofnął rękę, nim 

zdążyła zaprotestować. Wyglądał na zaskoczonego swoim gestem nie mniej niż ona sama. 

– Słuchaj – nie rezygnował – nie chcesz wybrać się gdzieś na kawę i porozmawiać o tym?

Przecząco potrząsnęła głową. 

– Nie, dziękuję. Chciałabym... 

– Wiem, chcesz zostać sama. 

– Tak. 

Patrząc w jej wielkie zmartwione oczy wiedział, że za nic w świecie nie zostawi jej teraz 

smutkowi na pożarcie. Oparł ramię o framugę drzwi i pochylając się ku niej oświadczył:

– Myślę, że to kiepski pomysł. 

Ramsey Walker zawsze działał na jej zmysły, także i teraz. Wmawiała w siebie, że nie ma 

to  nic  wspólnego  z  głębokim  brzmieniem  jego  głosu,  a  raczej  z  tym,  że  nie  przywykła  do 

mężczyzn  tak  znacznie  górujących  nad  nią  wzrostem.  Gdy  tak  stał  pochylony,  siłą  woli 

background image

powstrzymywała  się,  by  nie  cofnąć  się  o  krok.  Zdołała  jedynie  przez  moment  wyrazić 

wzrokiem dezaprobatę dla niechlujnego ubioru i zarostu. 

Ku własnemu zaskoczeniu zauważyła, że dzielące ich jaskrawe różnice prowokują ją do 

dalszych porównań. Nagle dotarło do niej, że Ramsey cudownie pachnie: wolną przestrzenią, 

czymś  bardzo  męskim  i  wzbudzającym  zaufanie.  W  ostatniej  chwili  opanowała  chęć,  by 

wtulić się w niego. Zaczęła mieć mu za złe, że nie zachowuje właściwego dystansu. 

Wyprostowała się i, jąkając się lekko, odparła:

– Tak?...  Więc,  ja...  nie  uważam,  by  miał  pan  prawo  składania  mi  jakichkolwiek 

propozycji. 

Ma  rację,  pomyślał  Ramsey.  Nie  miał  prawa.  W  ogóle  nie  powinno  go  to  wszystko 

obchodzić. Doskwierało mu jedynie to, że z góry odmówiła przyjęcia pomocy, nie dając mu 

żadnej szansy. Zacisnął szczęki z determinacją godną detektywa Rexa Malone’a. Cóż, pewnie 

on postąpiłby tak samo w podobnej sytuacji, pomyślał i cofnął się. 

– W  porządku.  – Starał  się,  by  jego  głos  brzmiał  beznamiętnie.  – Do  zobaczenia. 

Przepraszam, że przeszkodziłem. 

Nie czekając, aż Alexis zamknie mu drzwi przed nosem, odwrócił się i  ruszył  w stronę 

schodów.  Patrzyła  na  potężne  plecy  i  mocne,  szerokie  barki.  Gdy  zniknął  z  pola  widzenia, 

zamknęła drzwi i rozluźniła się, dając upust nagromadzonym emocjom. Łapczywie chwytała 

powietrze. Ten nieznośny typ napastował ją, mówiła do siebie. Jak śmiał wdzierać się w jej 

prywatne  życie?  Jak  śmiał  wykorzystać  jej  chwilową  słabość  do  wyłudzenia  zgody  na 

randkę?  Zresztą,  mogła  się  tego  spodziewać  po  mężczyźnie,  który  pisał  książki  pełne 

wymyślnych aktów gwałtu, mężczyźnie, który odżywiał się głównie pizzą, dostarczaną mu w 

olbrzymich ilościach, mężczyźnie, który zmieniał kobiety częściej, niż robił pranie. Poza tym, 

ukradł jej sztukę bielizny! Ale to nie miało sensu. Nieraz próbowała walczyć z sympatią, jaką 

do  niego  czuła,  lecz  tkwiło  w  nim  coś,  co  wbrew  jej  woli  zawsze  brało  go  w  obronę.  Nie 

wiedziała, co to jest i czemu czuje to tak mocno. Zagadka stała się jej obsesją. 

Może powinna poważnie zastanowić się nad przeprowadzką? To pytanie pojawiało się na 

nowo po każdym spotkaniu z sąsiadem z dołu. Uwielbiała mieszkać na Ardmore, uwielbiała 

stare domy i wielkie drzewa, zwłaszcza jesienią. Drzewa mieniły się wtedy purpurą, ochrą i 

oranżem  liści.  Wprost  trudno  było  uwierzyć,  że  tak  malowniczy  i  spokojny  zakątek 

sąsiadował  z  majaczącymi  w  pobliżu  wieżowcami  ze  szkła  i  stali,  stłoczonymi  w  centrum 

Filadelfii. 

W zasadzie Ardmore można było nazwać przedmieściem, gdyż, w porównaniu z centrum 

pełnym  wpadających  na  siebie  i  popychających  się  przechodniów,  wyglądało  jak  wymarłe 

background image

miasto.  Alexis  czerpała  wszystkie  przyjemności,  jakich  mogło  dostarczyć  mieszkanie  w 

spokojnej,  zabytkowej  mieścinie,  nie  rezygnując  z  dostępu  do  wygód  wielkiego  miasta. 

Mogła  rozkoszować  się  parkami,  restauracjami,  muzeami  i  galeriami,  za  którymi  tak 

przepadała. 

Jak  dalece  sięgała  pamięcią,  zawsze  była  wrażliwa  na  otaczające  ją  piękno,  od  dziecka 

karmiona  malarstwem,  rzeźbą,  literaturą  i  muzyką  przez  rodziców,  dla  których  kontakt  ze 

sztuką  był fundamentem  ludzkiego doświadczenia. Wzbudziło  to  w niej nienasycony apetyt 

na  wszystko,  co  działa  na  zmysły.  Konsekwencją  takiego  wychowania  było  również  to,  że 

skończyła  studia  uniwersyteckie  i  podjęła  pracę  polegającą  na  szukaniu  sponsorów  dla 

Komitetu  Wspierania  Sztuk  Pięknych  w  Filadelfii.  Dlatego  też  łatwo  ulegała  wpływowi 

mężczyzn o twórczych talentach, co poróżniło ją z ojcem. Dzisiaj przyznała mu słuszność. Z 

racji  obowiązków  służbowych  kontaktowała  się  często  z  artystami  i  odkryła,  jak  wielu 

geniuszy  to  po  prostu  ludzie  nieobliczalni.  Rzeczywiście,  lepiej  było  przestawać  z 

mężczyznami,  których  kariery  oparte  są  na  solidniejszych  podstawach  niż  chwiejny  gust 

odbiorców sztuki. Na przykład bankierzy, na przykład: Evan Warminster. 

Znowu  wróciło  ponure  wspomnienie  rozmowy  telefonicznej  i  wycisnęło  kolejne  łzy. 

Osuszyła  oczy  chusteczką.  Nie  mogła  polegać  nawet  na  odpowiedzialnych.  Jak  mógł  ją 

porzucić? Jak mógł tak po prostu zostawić pracę, rodzinę, cały swój świat i ruszyć na pustynię 

w  poszukiwaniu  światła  prawdy.  Ostatni  raz  kontaktowała  się  z  nim,  gdy  na  dwa  tygodnie 

wyjeżdżał w interesach do Hongkongu. Miał wrócić właśnie dziś. Margaret powiedziała, że 

dzwonił do rodziny. Z pasją opowiadał, że w komunie znalazł nowy dom, i że miał pracować 

w  czymś,  co  nazywało  się  Kopalnią  Kryształu  Nowego  Wieku.  Mieszkał  z 

dziewiętnastoletnią studentką, Desdemoną, i najwyraźniej czuł się tam wyśmienicie. 

Właśnie to drażniło Alexis najmocniej. Zawsze odnosił się do niej z rezerwą. Mówił, że 

nie  chce  jej  skompromitować  ani  skalać  jej  reputacji.  Nie  miał  nawet  cienia  podobnych 

skrupułów w stosunku do tej, jak jej tam, Desdemony. Alexis ruszyła do kuchni, żeby zapalić 

gaz pod czajnikiem, gdy nagła myśl zatrzymała ją w pół kroku. Nie będzie miała z kim pójść 

jutro  wieczorem  na  otwarcie  wystawy  Penrose’a  w  Muzeum  Sztuki  Współczesnej.  Ma  tam 

przecież być Cassandra Edmonson. A niech to! Pierwsza poważna wystawa prac Fredericka 

Penrose’a  z  Filadelfii  stanie  się  wydarzeniem  sezonu.  Ma  być  pełna  gala,  szampan,  stroje 

wieczorowe  i  sama  śmietanka  towarzyska  miasta.  Alexis  miała  nadzieję,  że  może  Evan 

wykorzysta tę okazję do zdeklarowania swych zamiarów wobec niej. Tymczasem on włóczył 

się  po  pustyni  i  bawił  we  wróżby  z  kryształowej  kuli  razem  z  kociakiem  wiadomego 

autoramentu.  Staroświeckie  poglądy  Alexis  nie  dopuszczały  samotnego  pojawienia  się  na 

background image

przyjęciu, ale należała do ścisłego grona organizatorów wernisażu, nie mogła więc po prostu 

zostać w domu. 

Dezercja  Evana  niosła  ze  sobą  jeszcze  jeden  problem,  przyćmiewający  pozostałe,  a 

związany  z  postacią  pani  Cassandry  Edmonson.  Była  chyba  najhojniejszym  w  Filadelfii 

sponsorem artystów. Od początku swej pracy w Komitecie Wspierania Sztuk Pięknych Alexis 

wiązała nadzieje z pozyskaniem jej wsparcia. Pani Edmonson była uroczą, szacowną i bardzo 

bogatą osobą, żyjącą ciągle wiekiem dziewiętnastym. Bez względu na to, jak była miła, nigdy 

nie  zaaprobowałaby  pełnienia  jakichkolwiek  funkcji  społecznych  przez  kobietę  pozbawioną 

męskiego towarzystwa.  Pod  żadnym pozorem  nie  poświęci  Alexis  ani  chwili  z  jutrzejszego 

wernisażu, jeżeli dziewczyna nie będzie miała odpowiedniego towarzysza u boku. 

Zgrzytnęła zębami na myśl, że padła ofiarą staroświeckich zasad, których przecież sama 

przestrzegała.  Szybko  rozpatrzyła  możliwe  rozwiązania.  Dziś  straciła  już  jedną  dotację,  zaś 

historia  dotychczasowej  działalności  pani  Edmonson  wskazywała  na  to,  że  jej  następna 

wpłata co najmniej dwukrotnie przewyższy wartość kwoty, która przepadła. Aleris po prostu 

nie mogła sobie pozwolić na to, by takie pieniądze przeciekły jej przez palce. Jeżeli umizgi do 

pani Edmonson nie przyniosą rezultatu, to kasa Komitetu straci pieniądze, a Alexis – posadę. 

Wniosek nasuwał się sam. Musi sobie zapewnić męską eskortę. 

Ale  kogo?  Większość  znanych jej  mężczyzn  potwierdziła  przybycie  w  umówionym  już 

towarzystwie. Jej bracia i ojciec mieszkali zbyt daleko, by przyjechać do Filadelfii na jeden 

wieczór. Mogła liczyć na towarzystwo profesora Plithidesa z uniwersytetu, lecz miał on już 

prawie  osiemdziesiąt  lat  i  nie  starczało  mu  sił,  by  uczestniczyć  w  przyjęciu  do  tak  późnej 

pory, jak wymagała tego jej rola w Komitecie. Któż pozostał?

Aleris  nalała  sobie  filiżankę  herbaty,  nie  skąpiąc  cukru  ani  mleka.  Z  tomikiem  poezji 

Emily Dickinson ruszyła do sypialni i rozsiadła się wygodnie w zabytkowym bujanym fotelu. 

Właśnie  z  tego  miejsca,  pogrążoną  w  smutku,  wyrwał  ją  swoim  pojawieniem  się  Ramsey 

Walker.  Chciała  przez  najkrótszą  z  chwil  wyobrazić  go  sobie  w  czarnym  smokingu  z 

czerwoną różą w klapie i białej koszuli z plisami. Długimi palcami trzymał stopkę wąskiego 

kieliszka  wypełnionego  bladozłotym szampanem.  Lecz  całkiem  inny obraz  przyszedł  jej  na 

myśl  z  zakamarków  wyobraźni.  Ramsey  Walker  leżał  nago  w  jej  łóżku.  Ponętną  klatkę 

piersiową  porastały  ciemne  włosy,  kontrastujące  z  bielą  prześcieradła.  W  jednej  ręce, 

wyciągniętej  w  stronę  Alexis,  trzymał  kieliszek  szampana,  zaś  drugą  znacząco  poklepywał 

puste miejsce u swego boku. 

Z trudem otworzyła oczy, lecz jej wzrok sam powędrował w stronę łóżka i tam pozostał. 

To pewnie ze zmęczenia, tłumaczyła sobie. Wyczerpanie, nic więcej. To tylko desperacja, z 

background image

jaką szukała pary, sprawiła, że pomyślała o każdym dobrze wyglądającym mężczyźnie, nawet 

tak nieodpowiednim jak Ramsey Walker. Nic więcej nie miało tu znaczenia. Pierwszą sprawą, 

jaką zajmie się jutro rano, będzie znalezienie partnera odpowiedniego na tę okazję. W końcu 

może to być ktokolwiek, pomyślała optymistycznie. Ktokolwiek, byle nie Ramsey Walker. 

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Wieczorem następnego dnia Alexis wzięła kąpiel, jaką najbardziej lubiła. Mrok łazienki 

rozjaśniało  światło świec. Siedząc w wannie pełnej  piany, sączyła lekkie  beaujolais. To był 

dzień równie czarny jak wczorajszy. Nie zdołała znaleźć żadnego mężczyzny, który mógłby 

jej  towarzyszyć  na  dzisiejszej  uroczystości.  Prosiła  nawet  Henry’ego,  portiera  w  biurze 

Komitetu. Odmówił, gdyż w piątki grywał w karty i czuł, że to będzie szczęśliwy dzień. 

Pozostały  dwa  wyjścia.  Albo  w  ciągu  dwóch  godzin  wyczaruje z  kapelusza  wyjątkowy 

okaz  istoty ludzkiej  płci męskiej, albo wymyśli  na tyle dobre  kłamstwo,  że  pani Edmonson 

wybaczy jej samotne stawiennictwo na tak oficjalną uroczystość. Żadna z ewentualności nie 

wyglądała obiecująco. Alexis nigdy nie umiała ani czarować, ani kłamać. 

W głębi duszy już pożegnała się z pieniędzmi pani Edmonson, a chodziło jej tylko o to, 

by  nie  stracić  ukochanej  posady.  Postanowiła  odprężyć  się  w  nadziei,  że  może  wtedy  jakiś 

dobry pomysł przyjdzie jej do głowy. Ciepła i pachnąca woda przyjemnie opływała jej ciało, 

a  łagodne  wino  koiło  starganą  duszę.  Patrząc  na  sprawę  z  filozoficznego  punktu  widzenia, 

postanowiła  nie  zastanawiać  się,  dlaczego  tak  szybko  i  łatwo  zapomniała  o  Evanie.  Miała 

teraz ważniejsze sprawy na głowie. 

Gdy  woda  nieco  przestygła,  starannie  wypielęgnowanym  palcem  u  nogi  otworzyła 

oznaczony  na  czerwono  kurek.  Zanurzyła  się  głębiej.  Przez  dłuższy czas  rozkoszowała  się 

przenikającym  ją  ciepłem.  Nagle,  w  najmniej  oczekiwanym  momencie,  narastający  odgłos 

pukania wyrwał ją z błogiego stanu. Po chwili zrozumiała, że to ktoś natarczywie dobija się 

do  jej  drzwi.  Zamarła.  Sięgając  do  kurka,  by  go  zakręcić,  zauważyła,  że  poziom  wody 

niepostrzeżenie  podniósł  się  prawie  do  samej  krawędzi  wanny.  Łomotanie  w  drzwi  trwało 

nadal. Usłyszała pokrzykiwania:

– Alexis!  Do cholery, otwórz  te drzwi! Wiedziała, że  takie gromy mogły  padać tylko z 

jednych  ust.  Poczuła,  że  krew  szybciej  zaczyna  krążyć  w  jej  żyłach.  Pomyślała,  że  nie 

otworzy  drzwi,  dopóki  nie  będzie  do  tego  gotowa.  Wytarła  się  mięciutkim  ręcznikiem. 

Owijając szarfą krótkie, kwieciste kimono próbowała coś nucić, lecz co chwila brakowało jej 

tchu. Im głośniejszy rumor dochodził od drzwi, tym trudniej było jej panować nad sobą. Pan 

Walker nie powinien się tak awanturować, pomyślała. Cokolwiek się dzieje, musi poczekać, 

aż  będzie  mogła  pokazać  się  światu.  Zmierzała  ku  sypialni,  by  włożyć  coś  na  siebie,  ale 

walenie w drzwi było tak natarczywe, że zaczęła się obawiać o ich wytrzymałość. 

– Alexis, woda z twojej wanny zalewa mi szafę! Otwieraj, do jasnej cholery!

background image

Wiadomość  zelektryzowała  ją.  Przebiegła  przez  sypialnię  i  otworzyła  zasuwkę. 

Zgrzytnęły zawiasy i Ramsey Walker jednym ruchem silnego ramienia utorował sobie drogę, 

odsuwając dziewczynę  razem  z  drzwiami. Bez słowa ruszył do łazienki,  porwał z  wieszaka 

ścierkę i zanurzył w wannie, zatykając ujście wody. 

– Proszę  pana,  wolałabym,  żeby...  – Alexis  obserwowała  jego  poczynania  z  korytarza. 

Widok jego dłoni manipulującej w wannie nasunął jej dziwne skojarzenia. 

Zamilkła, odsunięta powtórnie. Ramsey bez  słowa zaproszenia wtargnął do sypialni, po 

czym, ignorując jej protesty, otworzył szafę i bezceremonialnie odsunął na bok wiszące w niej 

ubrania. Następnie śrubokrętem odkręcił ekran osłaniający rury biegnące z łazienki. Spojrzał 

na nią dopiero wtedy, gdy kładł zdemontowany  ekran na orientalny dywan  w kolorze kości 

słoniowej, leżący przy jej łóżku. Wymownym wzrokiem dał do zrozumienia, że nie powinna 

teraz protestować choćby jednym słowem. 

– Być  może  żądam  zbyt  wiele – wymamrotał  opryskliwie,  wyraźnie  siląc  się  na 

zachowanie resztek ogłady – lecz czy nie ma pani przypadkiem zestawu narzędzi? Zdaje się, 

że  zapchał  się  odpływ  bezpieczeństwa.  Zdołałem  zatamować  wyciek  tylko  tymczasowo. 

Mógłbym to naprawić solidniej, gdyby znalazło się u pani parę podstawowych narzędzi. 

– Oczywiście, że mam taki zestaw – odrzekła. – Wiem nawet, jak się ich używa. Może 

trudno to panu sobie wyobrazić, ale z tego, że jestem kobietą, nie wynika jeszcze... 

– Alexis, daruj sobie ten wykład i przynieś mi te pieprzone narzędzia, dobrze?

– Doprawdy niepotrzebnie  pan  tak  klnie.  Podam  je  panu  z  największą  przyjemnością –

odparła atak i odwróciła się na pięcie. 

Gdyby  Ramsey  nie  miał  całej  szafy  mokrych  ubrań, pewnie  by  się  roześmiał.  Właśnie 

nadawał  ostatnie  szlify  napisanemu  dziś  fragmentowi  książki,  gdy  usłyszał,  że  gdzieś  we 

wnętrzu  pokoju  kapie  woda.  Natychmiastowe  śledztwo  wykazało  obecność  małej  kałuży 

przed  drzwiami  szafy  umieszczonej  we  wnęce.  Jak  na  ironię,  tuż  po  ich  otwarciu  woda 

zaczęła  lać  się  strumieniem  z  sufitu  szafy  wprost  na  jej  zawartość.  Nie  mając  chwili  do 

stracenia, ruszył na górę, a tu zastał Alexis oburzoną profanowaniem jej gniazdka. 

– Czy to wystarczy? – spytała stawiając przed nim skrzynkę z narzędziami. 

Dopiero  wtedy  spojrzał  na  nią  uważniej  i  dostrzegł,  że  oto  spełnia  się  jedno  z  jego 

najgorętszych marzeń. Kiedy przykucnął nad skrzynką, stanęła tuż obok niego w króciutkim 

szlafroku.  Widok  jej  zgrabnych,  nagich  nóg  z  kilkunastocentymetrowej  odległości 

gwałtownie  przyspieszył  akcję  jego  serca.  Ledwo  powstrzymał  chęć,  by  sięgnąć  do  luźno 

związanej  szarfy.  W  niewielkiej  dolince  między  piersiami,  którą  odsłaniał  dekolt  szlafroka, 

lśniło  na  skórze  parę  kropelek  wody.  Chyba  wyczuwała  to,  co  kłębiło  się  w  jego  myślach. 

background image

Widział, że jej szeroko otwarte oczy pociemniały. Przez chwilę rozkoszował się pomysłem, 

by rozebrać ją naprawdę, tylko po to,  by sprawdzić, na jak dużo mu  pozwoli. Zrezygnował 

jednak z tego zamiaru. To tak bardzo nie było w stylu Alexis Carlisle, jak bardzo chciał, żeby 

było. 

– Hmmm...  pójdę  coś  włożyć  na  siebie,  kiedy  pan  tu  będzie  majstrował – powiedziała 

zakłopotana. 

– No tak, jasne. 

Odwróciła wzrok od jego oczu i spojrzała na łóżko. 

– Z tym, że najpierw... – urwała. 

W ułamku sekundy przebiegł  go dreszcz  na myśl  o tym, że  mogliby znaleźć  się w nim 

razem. Niestety, jej słowa nie miały nic wspólnego z jego pragnieniami. 

– To znaczy... oczywiście mogę przebrać się w łazience. 

– Dobry pomysł. 

O,  nie!  Musi  się  stąd  wynieść.  Ramsey  pracował  szybko.  Gdy  skończył,  wstał,  by

zamknąć  szafę.  Nagle  jego  wzrok  przykuły  szlafroczki  i  piżamy  wiszące  na  wewnętrznej 

stronie  drzwi.  Były  uszyte  z  wzorzystego  jedwabiu  w  najpiękniejszych  odcieniach  błękitu, 

zieleni  i  purpury,  jakie  kiedykolwiek  widział.  Bezwiednie  powiódł  palcami  po  materiale, 

rozkoszując się delikatnym chłodem jedwabiu. Pomyślał, że to samo czułby dotykając Alexis. 

Delikatna, lecz chłodna. Chyba nie było na świecie takiego mężczyzny, któremu pozwoliłaby 

się rozpalić. No cóż, to nie znaczyło, że nie można spróbować. 

Kiedy  Alexis  usłyszała,  że  Ramsey  wychodzi  z  sypialni,  wyjrzała,  by  zaofiarować  mu 

swą  pomoc.  Spostrzegła,  że  z  zaciekawieniem  przygląda  się  do  połowy  opróżnionemu 

kieliszkowi z winem i nadal palącym się świecom. Ich oczy spotkały się w półmroku. 

– Kąpiel z pianą, przy świecach i w dodatku z winem – podsumował. – I tak samotnie? 

Trzeba mieć niezwykłe upodobania. Lubię to w kobiecie. 

Zatem  ma  zamiar  znowu  zacząć  ze  mnie  szydzić,  pomyślała.  Wzięła  głęboki  oddech  i 

zaczęła  szykować  się  do  obrony  przed  spodziewaną  szarżą.  Spojrzała  mu  prosto  w  oczy  i 

dostrzegła, że nadal patrzy na nią tak, jakby ciągle miała na sobie króciutki szlafroczek. Znów 

poczuła  przyspieszone  bicie  serca.  Odruchowo  uniosła  dłoń  do  kołnierza  beżowego  golfu, 

jakby  sprawdzając,  czy  zasłania  wszystko  jak  należy.  Przez  ostatnie  dwadzieścia  minut 

spędzonych w kuchni staczała wewnętrzną walkę, czy zapytać Ramseya Walkera o plany na 

dzisiejszy  wieczór.  Wmawiała  sobie,  że  kieruje  się  tylko  desperacką  potrzebą  znalezienia 

partnera,  który  mógłby  zaspokoić  wymagania  pani  Edmonson,  nie  zaś  równie  desperacką 

chęcią poznania go bliżej. W końcu zwalczyła w sobie opory i zaryzykowała pytanie. 

background image

– Panie Walker, nie wydaje mi się, żeby miał pan dzisiaj wolny wieczór, nieprawdaż?

Zadane  pytanie  wywarło  na  nim  potężne  wrażenie,  które  można  porównać  tylko  do 

wybuchu wulkanu w centrum Filadelfii. 

– W... wolny? Dziś? Ja? – wyjąkał. 

Alexis miała nadzieję, że to, co robi, nie okaże się największą pomyłką jej życia. 

– Wolny, dziś, pan. Tak czy nie?

– Hmmm... chyba tak... tak – wydukał. Nie mógł otrząsnąć się z zaskoczenia. – Alexis, 

czemu chce się pani umówić właśnie ze mną?

Alexis  westchnęła z  rezygnacją.  Powinna  mu  wyjaśnić,  że  powody  jej  zaproszenia  leżą 

wyłącznie w sferze stosunków społecznych. Nie była do końca pewna, czy tym wyjaśnieniem 

chciała oszczędzić mu złudzeń, czy też przekonać samą siebie. 

– Będę z panem szczera. Koniecznie muszę znaleźć osobę, która mogłaby towarzyszyć mi 

na pewnej ważnej uroczystości dziś wieczorem. Prawdę mówiąc jest pan moją ostatnią deską 

ratunku. Co pan o tym sądzi?

Przez  długą  chwilę  przyglądał  się  jej  tak,  jakby  chciał  przymrużonymi  lekko  oczami 

przejrzeć ją na wylot. Zaczęła już nawet podejrzewać, że poczuł się urażony. Zawstydziła się i 

zakłopotała. Jak mogła zachować się tak prostacko i nietaktownie?

– Przepraszam – dodała  szybko  w  nadziei,  że  nie  jest  zbyt  późno  na  dodatkowe 

wyjaśnienia.  – To  wyszło  okropnie,  prawda?  Nie będę  miała  pretensji,  jeżeli  wypadnie pan 

stąd teraz jak burza, nawet nie zaszczycając mnie odpowiedzią. 

– A skądże! – Na jego twarzy zjawił się uśmiech. – Od miesięcy konam z tęsknoty, by 

przekroczyć  próg  pani  drzwi.  Alexis,  nie  jestem  aż  tak  dumnym  facetem.  Pójdę  z  panią 

wszędzie, o każdej porze i w każdych okolicznościach. 

Nie była pewna, czy właśnie to chciała usłyszeć. 

– W zamian – zastrzegł – spodziewam się rewanżu, kiedy ja będę w podobnej potrzebie. 

Po  chwili  zastanowienia  Alexis  przyznała,  że  trudno  będzie  odmówić.  Na  myśl  o 

następnej  wyprawie  z  Ramseyem  poczuła  dziwny  skurcz  żołądka.  Wolno  skinęła  głową  w 

odpowiedzi. 

Nagle się zaniepokoiła. 

– To  jest  niezwykle  oficjalne  przyjęcie  w  strojach  wieczorowych.  Czy  ma  pan  czarny 

krawat?

– Oczywiście,  że  mam – zapewnił.  – Dostałem  go  kiedyś  w  prezencie.  Ma  wprawdzie 

wymalowaną tancerkę hula w stroju topless, ale jest czarny. 

Alexis westchnęła znacząco i dodała:

background image

– Chodzi mi również o to, czy ma pan smoking. Pewnie nie ma, pomyślała. Uświadomiła 

sobie  nagle,  że  bardzo  byłaby  rozczarowana  jego  odmową,  i  że  to  rozczarowanie  nie  ma 

żadnego związku ze stratą dotacji od pani Cassandry Edmonson. 

– Ma pani szczęście, Alexis. Tak się składa, że mam smoking, a w dodatku trzymam go w 

szafie w przedpokoju, więc nie jest przesiąknięty wodą pachnącą gardenią. 

Dziewczyna spuściła wzrok. 

– Naprawdę mi przykro, panie Walker. Wszystko, co mogę zrobić, to zapłacić za pralnię. 

Domyślam  się,  że  mężczyzna  pachnący  gardenią  może  mieć  kłopoty  towarzyskie –

wymamrotała potulnie. 

Uniosła  oczy  i  dostrzegła,  że  Ramsey  uśmiecha  się  szeroko  i  wygląda  bardziej 

interesująco, niż uchodzi to jakiemukolwiek mężczyźnie. 

– Jak  na  razie,  nie  narzekam – odparł  i  znacząco  uniósł  brwi,  po  czym  delikatnie 

pogłaskał ją pod brodą jak małą dziewczynkę. 

W  co  ja  się  pakuję?  Wyjście  w  towarzystwie  Ramseya  wydało  jej  się  czystym 

szaleństwem.  Gotów  jeszcze  zacząć  sobie  coś  wyobrażać.  Zaczęła  zastanawiać  się  nad 

sposobem cofnięcia zaproszenia, lecz ubiegł ją pytaniem, o której ma być gotów. 

– Uroczyste otwarcie  wystawy  odbędzie się  o ósmej, ale o  siódmej  będzie  poczęstunek 

szampanem. 

– Świetnie – powiedział,  zmierzając  w  stronę  drzwi.  – Wrócę  po  panią  za  jakieś  dwie 

godziny. Powiedzmy, szósta piętnaście. Pasuje?

Zdołała  jedynie  skinąć  głową  w  odpowiedzi.  Wiedziała  tylko,  że  znów  została  sama.  I 

zwątpiła w swój zdrowy rozsądek. 

Agent  Ramseya  namówił  go  kiedyś  do  kupna  smokingu  w  celach  reprezentacyjnych. 

Pisarz  uznał  to  wtedy  za  wariactwo.  Dzisiaj  skłonny  był  wysłać  mu  w  podzięce  butelkę 

najlepszej brandy, jaką mógł dostać w sklepie. Po raz ostatni sprawdził swój wygląd w lustrze 

wiszącym nad komódką na bieliznę. Przyznał, że po doprowadzeniu się do porządku wygląda 

co najmniej o połowę lepiej. Znalazł nawet pewnego rodzaju przyjemność w tych wszystkich 

ceregielach,  które  przeszedł,  szykując  się  na  randkę  z  Alexis.  Gdy  ponawiał  kolejną 

bezowocną  próbę  zawiązania  krawata,  przypomniał  sobie,  że  minął  już  rok  od  czasu,  gdy 

ujrzał ją pierwszy raz. 

Zamieszkał  wtedy  w  starym  domu  o  dwóch  wejściach,  w  którym  było  tylko  osiem 

mieszkań. Już po paru dniach zauważył, że sąsiadką z góry, która katuje go nudną muzyką, 

jest  wspaniała  długonoga  dziewczyna,  jeżdżąca  bardzo  drogim  samochodem.  Za  każdym 

background image

razem, gdy słyszał stuk jej drzwi wejściowych, biegł do okna w salonie i patrzył, jak samotnie 

wyrusza  do  pracy.  Wieczorami  wychodziła  gdzieś  w  towarzystwie  bubka  w  garniturze  z 

kamizelką. Wielekroć bezwstydnie podsłuchiwał pod drzwiami, o czym mówili na schodach. 

Usprawiedliwiał  się  sam  przed  sobą  twierdząc,  że  w  ten  sposób  zbiera  pomysły  do  pracy 

literackiej. 

Szczególnie  zirytowało  go,  gdy  pewnego  razu  usłyszał,  jak  bubek,  posługując  się 

oklepanymi grzecznościowymi frazesami, odrzuca subtelne zaproszenia Alexis. Ramsey miał 

wtedy ochotę wpaść na górę, chwycić faceta za klapy i wykrzyczeć mu w twarz, że jest zakałą 

męskiego  rodu.  Zresztą,  ‘  mężczyzna  najwyraźniej  oficjalnie  starał  się  o  względy  Alexis  i 

chociaż tym razem znalazł powód do odmowy, prędzej czy później skorzysta z zaproszenia. 

Znowu  zamiast  węzła  na  krawacie  zjawił  się  bezkształtny  supeł.  Ramsey  w  złości 

zacisnął zęby. Bubek pewnie nigdy nie miał kłopotów z krawatem. Zawsze, gdy przychodził 

po Alexis, wyglądał jak z żurnala. 

– Pewnie ma krawaty na gumkę – wymamrotał, setny chyba raz szarpiąc czarny jedwab. 

Zależało mu na tym, by nic nie zakłóciło tego wieczoru. To mogła być jedyna szansa na 

bliższy  z  nią  związek.  Tu  przerwał  pasmo  marzeń  i  szybko  zrewidował  je  w  myślach. 

Związek? Powtórzył to słowo parokrotnie, przeplatając koniec krawata przez utworzoną zeń 

pętlę.  Czy  kiedykolwiek,  do  diabła,  chciał  związku  z  jakąś  kobietą?  W  hierarchii 

najohydniejszych słów to właśnie plasowało się tuż za słowem „miłość”. Obu tych wyrazów 

próżno by szukać w jego słowniku. Chciał tylko mile spędzić z nią czas, nic więcej. 

Ona może jeszcze nie jest świadoma tego, że wkrótce dowie się, jak żyć na luzie i umieć 

się  zabawić.  Och,  z  pewnością  będzie  usilnie  starała  się  pozostać  wyrafinowaną 

tradycjonalistką  w  ciasno  związanym  gorsecie.  Ale  Ramsey  wiedział  aż  nadto  dobrze,  że 

nadejdzie chwila, w której spełnią się jego marzenia. Dwa oczywiste dowody utwierdzały go 

w  tym  przekonaniu.  Pierwszym  była  zawartość  jej  bieliźniarki,  zupełnie  nie  przystająca  do 

konserwatywnych  norm,  zaś  drugim – błysk  ognia  w  jej  oczach.  Było  w  niej  coś,  co  aż 

błagało,  by  wziąć  ją  na  przechadzkę  po  ciemnych  stronach  życia.  Ramsey  Walker  był 

facetem, który miał ją tam zaprowadzić. 

Ona była piękną kobietą, on zaś atrakcyjnym mężczyzną, a to, co mogło sprawić radość 

im obojgu, od zarania dziejów podtrzymywało życie na matce Ziemi. Przypomniał sobie, że 

jako trzydziestoośmioletni kawaler, czego można mu było tylko pozazdrościć, nie zdawał się 

w tych sprawach na przypadek. To był w końcu kawał ciężkiej roboty. Ale, na Boga, wartej 

wysiłku. Nie było na świecie takiej kobiety, która mogłaby go zmusić do zmiany stylu życia. 

Za następny, bajoński czek sprawi sobie pierwszorzędną wiejską rezydencję w Bucks County. 

background image

Zostanie  typowym  artystą  odludkiem.  Ramsey  Walker  jako  samotny  lew,  nonkonformista, 

pustelnik... 

– Psiakrew – zmełł w ustach przekleństwo, zmagając się nadal z krawatem. Tym razem 

węzeł był perfekcyjny, lecz powstał na lewym kciuku. 

– Jak to się stało, do licha? – zamruczał. 

Rozwiązując jeszcze raz niepokorny kawałek czarnego jedwabiu, rzucił okiem na zegarek 

i  dostrzegł,  że  spóźnił  się  już  pięć  minut.  Porwał swoje  rzeczy i  pognał  na  górę  po  Alexis. 

Pomyślał,  że  może  ona  wybawi  go  z  kłopotu.  Stłumił  w  sobie  głos,  który  zaczął  z  niego 

szydzić: „I to ma być wielki, samotny myśliwy?”

Tym  razem  Alexis  otworzyła  drzwi,  gdy  tylko  w  nie  zapukał  i  serdecznie  zaprosiła  do

środka. Wchodząc chciał odpowiedzieć na przywitanie, lecz na jej widok słowa uwięzły mu w 

gardle.  Widział  ją  już  w  niejednej  kreacji,  lecz  tak  pięknie  nie  wyglądała  nigdy  dotąd.  Jej 

oczy  płonęły  ciemnym  blaskiem,  a  we  włosach  wieńczących  jej  głowę  koroną  misternie 

plecionego warkocza igrały czerwone ogniki. 

Jej  suknia  czyniła  wyobraźnię  zbędną.  Jedynie  długie  rękawy  i  kryjący  kark  skrawek 

łudziły  udawaną  skromnością.  Wszystkie  linie  jej  ciała,  każda  krągłość,  każde  zagłębienie 

były wyraźnie widoczne. Po raz pierwszy w życiu Ramsey zrozumiał, jak powinna wyglądać 

świetnie  ubrana  kobieta.  Dłuższy  czas  gapił  się  na  nią,  nie  mogąc  mówić,  myśleć  ani 

oddychać. 

– Czy  coś  jest  nie  w  porządku,  panie  Walker?  Zamrugał  oczami  i  przypomniał  sobie, 

gdzie jest i co powinien robić. 

– Ach,  nie,  skądże.  Wszystko  jest  w  porządku.  Ja  tylko...  hmmm...  – gorączkowo 

poszukiwał w zakamarkach mózgu jakiegoś tematu, na który mógłby skierować rozmowę. W 

końcu, czując panikę, zapytał: – No a jak tam Eagles, co? Jak im leci w tym sezonie?

Alexis nie była do końca pewna, lecz mogłaby prawie przysiąc, że przez chwilę Ramsey 

Walker nie mógł wydać z siebie głosu. Nigdy dotąd nie podejrzewała go o taką przypadłość. 

Bardzo to dziwne. 

– W  rzeczy  samej,  panie  Walker,  niezbyt  dobrze  orientuję  się  w  sporcie.  To  drużyna 

baseballowa czy hokejowa?

– Futbolowa. 

– Rozumiem, przepraszam. 

– Nie ma sprawy. 

Zaległo  milczenie  i  trwało  dłuższą  chwilę.  Przez  ten  czas  Alexis  powtórnie  rozważyła 

swój  pochopny  pomysł.  Czy  naprawdę  zamierzała  przez  to  przejść?  Czy  było  to  rozsądne? 

background image

Zwłaszcza że w smokingu był taki elegancki i przystojny, tak obezwładniająco... seksowny. 

– Czy  zdaje  pan  sobie  sprawę,  że  stan  pańskiego  krawata  w  zupełności  nie  odpowiada 

powadze dzisiejszego wieczoru? – spytała nagle, jakby dopiero to dostrzegła. 

– Zauważyłem to  już  jakiś czas temu. Miałem nadzieję, że  może  pani pomoże  mi  się z 

tym uporać. Wiązanie krawatów nie jest moją najmocniejszą stroną. 

– To widzę – odparła, zbliżając się z rezerwą. Stała na wprost niego, a on czuł, że tonie w 

dwu głębokich, brązowych oceanach, że wiruje, spada i traci zmysły. Pachniała cudownie, jak 

łąka  pełna  egzotycznych,  odurzających woni,  w  której  chciałby  się  nurzać  nago  całe wieki. 

Zamknął  oczy.  Czuł,  jak  jej  palce  zwinnie  ujarzmiają  krawat.  Im  bardziej  zbliżała  się  do 

niego, tym bardziej rosło prawdopodobieństwo, iż porwie ją w ramiona tak mocno, że dzielić 

ich będzie tylko cienka warstwa ubrań. 

Alexis, zajęta krawatem, przypatrywała się twarzy, której widok dręczył ją w myślach od 

dwóch godzin. Najpierw przykuły jej uwagę niebieskozielone oczy, zresztą było tak zawsze, 

gdy go spotykała. Zwykle pełne były wesołości, i kiedy Ramsey chciał jej zawrócić w głowie 

zabawną uwagą, bez trudu odgadywała z nich jego knowania. A dzisiaj widziała w nich coś 

jeszcze, coś, czego nie umiała określić. 

Zupełnie niepotrzebnie poprawiała gotowy węzeł, by zyskać więcej czasu na przyjrzenie 

się jego twarzy. Po zmarszczkach w kącikach oczu oszacowała, że dobiega czterdziestki. To 

znaczyło, że jest osiem, może dziewięć lat starszy od niej. Zabawne, nigdy przedtem jej to nie 

interesowało.  Tym  razem  był  gładko  ogolony.  Miał  prosty  nos  i  namiętne  usta,  idealne  do 

tego, by je całować. 

Na myśl o całowaniu Ramseya Walkera poczuła wewnątrz rozgrzewające ciepło. Szybko 

wygładziła krawat i odsunęła się. 

– Gotowe – zakomunikowała. – Wygląda pan świetnie. 

– Dziękuję – odparł zniżonym głosem, od którego ugięły się pod nią kolana. – Pani też 

nie najgorzej. 

Też mi komplement, pomyślała melancholijnie. Nie mogła stłumić w sobie głosu, który 

przypomniał jej, że Ramsey Walker był drugim mężczyzną, który w ciągu ostatnich paru dni 

ocenił  ją  umiarkowanie.  Może  powinna  była  przekazać  sprawę  darowizny  pani  Edmonson 

komuś innemu w Komitecie?

– Ależ bardzo panu dziękuję, panie Walker – odpowiedziała, siląc się na radosny ton. 

Zrozumiał swoją gafę. Właśnie miał się poprawić, kiedy odwróciła się plecami i wtedy aż 

rozdziawił  usta  ze  zdziwienia.  Ktokolwiek  uszył  suknię  Alexis,  zapomniał  zszyć  ją  z  tyłu. 

Ona chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, że jest naga od ponętnego karku aż po kuszącą 

background image

do  bólu  talię.  Wodził  zgłodniałym  wzrokiem  po  odsłoniętej  kremowej  skórze.  Zachodził  w 

głowę, jak ma, do jasnej cholery, powstrzymać się przez cały wieczór od dotknięcia jej. Znów 

przemknął mu przez myśl błysk nadziei. A może chodziło o to, by się nie wstrzymywał?

– Cóż, jeśli się nie pośpieszymy, spóźnimy się – oświadczyła nagle Alexis. Obawiała się, 

że jeśli zostaną w mieszkaniu choć chwilę dłużej, gotowa jest popełnić głupstwo. Na przykład 

odwiązać  tak  pracowicie  uformowany  węzeł  krawata,  rozpiąć  każdy  perłowy  guzik  jego 

plisowanej koszuli, aż odsłoni tak bardzo fascynujący ją tors. 

– Musimy... musimy już ruszać, tylko jeszcze narzucę szal. 

Ramsey  wykorzystał  chwilę  jej  nieobecności,  by  rozejrzeć  się  po  mieszkaniu,  czego  z 

pośpiechu  nie  uczynił  dzisiejszego  popołudnia.  Swoje  lokum  urządził  w  spartańskim  stylu, 

nie zagracając go niczym, co było zbędne. Lecz Alexis zdawała się nie podzielać tej filozofii. 

Chyba  że  ktoś  uznaje  za  niezbędne  mnóstwo  pluszowych  mebli  w  wiktoriańskim  stylu, 

obsypanych piramidami poduszek z frędzelkami i wyściełanych chińskimi narzutami. Chyba 

że  ktoś  absolutnie  nie  może  się  obejść  bez  oryginalnych  obrazów  Renoira,  Degasa  czy 

Cassatta. 

Przez  chwilę  skupił  uwagę  na  obrazach.  Czy  to  możliwe,  by  wiszące  między 

biblioteczkami  dzieła  były oryginalne?  Nie,  to  wykluczone.  Każdy  z  nich  wart  był  fortunę. 

Gospodyni z pewnością życzyłaby sobie, żeby się rozgościł, śmiało wkroczył więc do jadalni 

i rozejrzał się ciekawie. Odkrył kolekcję, której skompletowanie musiało zająć kilka lat: obrus 

z belgijską koronką, świeczniki z rżniętego kryształu, dwie ozdobne półeczki pełne filiżanek 

do herbaty i jeszcze dwa malowidła. Ramsey odczytał podpisy widniejące w rogach: Rossetti 

i Millais. 

– Czy interesuje się pan sztuką? – usłyszał za plecami. 

– Właśnie... właśnie podziwiałem pani zbiór. Rozumiem, że są to oryginały, nieprawdaż?

Wyglądała na przerażoną tym pytaniem. 

– Oczywiście, że tak – odparła. 

– Oczywiście – powtórzył za nią machinalnie. 

– To prezenty od ojca. Co piąte urodziny kupuje nam, każdemu ze swych dzieci, obraz. 

Dla  mnie  wybiera  coś  z  impresjonistów  lub  prerafaelitów,  Sarze  kubistę  lub  któregoś  z 

prymitywistów amerykańskich, Charlesowi... 

– Czym właściwie zajmuje się pani ojciec? – przerwał Ramsey. Zaczynał domyślać się, 

jak musiało wyglądać jej dzieciństwo. 

– Jest filantropem – oznajmiła takim tonem, jakby był to najpopularniejszy zawód świata. 

– Nie o to mi chodzi. Jak zarabia na życie?

background image

– Przecież już powiedziałam. 

– Jest zawodowym filantropem?

– Tak – potwierdziła i wzruszeniem ramion okazała zdziwienie, czemu Ramsey nie może 

zrozumieć tak oczywistej sprawy. Następnym pytaniem wykroczył poza granice uprzejmości, 

lecz, jak zwykle, nie przejął się tym zbytnio. 

– Skąd bierze forsę na to wszystko?

Alexis potraktowała pytanie jako zupełnie naturalne. 

– Od swojego ojca – przyznała otwarcie. 

– A skąd tamten ją miał?

– Od własnego ojca. – Dla niej było to jasne jak słońce. 

Wyszło  zatem  na  jaw,  że  Alexis  jest  autentyczną  arystokratką,  i  to  z  szacownego, 

wielopokoleniowego  rodu.  Ta  wiadomość  w  pewnym  stopniu  nie  była  dla  Ramseya 

zaskoczeniem, a dzięki niej poczuł rosnący szacunek do dziewczyny. Nie wiedział, dlaczego 

tak się stało, przecież pieniądze nigdy mu nie imponowały. Z drugiej zaś strony, świadomość 

jej pochodzenia wzbudziła w nim respekt. 

– Więc  rodzina  zajmowała  się  filantropią  z  pokolenia  na  pokolenie,  nieprawdaż? –

zapytał. 

– W zasadzie tak. Sądzę, że wywodzimy się z bocznej gałęzi jakiegoś królewskiego rodu 

gdzieś z Europy. Szczegóły uszły mojej uwagi, wiem tylko, że ta monarchia od wieków znana 

była z patronowania artystom. Mniemam, że gdzieś, w jakimś maleńkim państewku do dzisiaj 

stoi  tron,  do  którego  mógłby  rościć  sobie  prawa  mój  brat  Edward,  ale  najpierw  musiałyby 

zemrzeć ze trzy albo cztery setki ludzi. Zresztą to i tak nieważne, dążenie do władzy nie leży 

w jego naturze. 

Ramsey  stłumił  w  sobie  wybuch  histerycznego  śmiechu.  Gdy  ona  snuła  dywagacje  o 

swym  drzewie  genealogicznym,  przypomniał  sobie  własne  dzieciństwo,  które  przeżył  w 

południowej  dzielnicy  Filadelfii.  Miał  dwóch  braci.  Ojciec  pracował  na  poczcie,  matka 

zajmowała  się  domem.  Inaczej  spojrzał  na  swoje  zwykłe  dorastanie,  gdy  porównał  je  z 

dorastaniem Alexis. Nie okazał jednak nic i wzruszył tylko ramionami. 

– Rozumiem. Czy mogę pomóc? – Wskazał na szal. Spostrzegł, że był utkany z kremowej 

wełny przetykanej złotą i miedzianą nicią. Spodziewał się, że kobieta taka jak Alexis ma całą 

szafę futer. Wspomniał o tym, kładąc okrycie na jej ramionach. 

– Wielkie  nieba,  co  to,  to  nie – odparła  łagodnie.  – Tego  wprost  nie  znoszę.  Ciągle 

pamiętam,  że  kiedy Sarah  i  ja  byłyśmy małe,  ojciec  woził  nas  saniami  po lasach  niedaleko 

naszego domu. Pewnego razu, gdy padał śnieg i było bardzo cicho, natknęliśmy się na dwa 

background image

srebrzyste lisy bawiące się przy zwalonym drzewie. Pamiętam, jak ojciec przyłożył palec do 

ust, żebyśmy były cicho. Długo im się przypatrywaliśmy, aż poczuły nasz zapach i uciekły. 

Wiele  lat  później,  już  w  szkole  średniej  miałam  koleżankę,  która  była  w  zarządzie  koła 

uczniowskiego i na uroczyste okazje nakładała futro ze srebrnych lisów. Naturalni właściciele 

futra wyglądali w nim o niebo piękniej, rozumie pan?

Oczywiście,  że  rozumiał.  Sam  nie  był  tak  sentymentalny,  lecz  szanował  i  respektował 

takie poglądy u innych. Niestety, nie było mu dane spotkać wielu osób, a zwłaszcza kobiet, 

które czułyby to samo. Jego szacunek dla Alexis wzrósł jeszcze bardziej. 

– No, naprawdę musimy już ruszać – powtórzyła, a Ramsey mógłby przysiąc, że usłyszał 

w jej tonie nutkę żalu, że ich sam na sam się kończyło. 

Wyprowadził  ją  na  zewnątrz  i  czekał  cierpliwie,  aż  zrobi  użytek  z  pęku  kluczy  do 

mnóstwa zamków, jakie miała w drzwiach. Nie mógł zrozumieć, dlaczego kobieta na takim 

poziomie i z takimi pieniędzmi wynajęła mieszkanie. To prawda, że dom w tej okolicy nie był 

tani,  mieszkanie  miało  wszelkie  wygody,  lecz  kobieta  z  taką  pozycją  zwykle  wybiera 

przytulną, wiejską posiadłość. 

– Alexis, czemu pani tu mieszka? – spytał, zanim zdał sobie sprawę z tego, co robi. 

– Co ma pan na myśli? – Wrzuciła klucze do zdobionej perłami torebki. 

– Może  pani  mieszkać,  gdziekolwiek  pani  zechce.  Czemu  wybrała  pani  budynek,  w 

którym ściany są cienkie jak papier? – wyjaśnił swą wątpliwość. 

Wzruszyła ramionami i skierowała się w stronę schodów. 

– To  pewnie  zabrzmi  dziwnie,  ale  lubię  mieszkania.  Po  pierwsze,  i  tak  mam  więcej 

prywatności,  niż  miałam  w  naszej  siedmioosobowej  rodzinie,  zaś  po  drugie,  czuję  się 

znacznie bezpieczniejsza, gdy wiem, że zawsze jest ktoś o parę drzwi dalej. 

– Dobrze, lecz przecież stać panią na luksusowy apartament w śródmieściu. 

– Tak – zgodziła się. – Ale lubię starocie, stare domy i samo Ardmore jest urocze. Liczyło 

się  również  i  to,  że  rok  temu  wszyscy  sąsiedzi  byli  mi  niezwykle  przychylni – przyznała  z 

rozbrajającym uśmiechem. 

– Ze  mną  można  się  dogadać  w  wielu  sprawach – powiedział  wyjątkowo  miękkim 

głosem. – Może nie doszła pani jeszcze do właściwego tematu?

Przy końcu chodnika Alexis skierowała się w prawą stronę, gdzie stał jej samochód. W tej 

samej chwili Ramsey skręcił w lewo do swojego. Spostrzegłszy to zatrzymali się oboje. 

– Weźmiemy mój samochód – oznajmiła Alexis. 

– Nie, weźmiemy mój – odrzekł. 

– Nie  można  pokazać  się  przy  tak  uroczystej  okazji  w  pańskim  dżipie,  panie  Walker. 

background image

Zresztą, nie jest to chyba zbyt wygodny środek lokomocji. 

– Ależ skąd, same wygody, obiecuję. Będę jechał bardzo spokojnie. 

Alexis ucięła dyskusję szczerym, lecz grzecznym oświadczeniem. 

– Jedziemy  na  wystawę,  a  nie  do  buszu.  Myślę,  że  wypada,  żebyśmy  jednak  pojechali 

moim. 

– Jaguarem? Mogę poprowadzić? – W oczach Ramseya pojawił się błysk, jak w oczach 

dziecka obdarowanego nową zabawką. 

Olbrzymi zapas uprzejmości, jakim Alexis była obdarowana, stopniał nieco. 

– Słyszałam, w jaki sposób rusza pan z parkingu i rozwaga nakazuje mi odmówić. 

Ramsey rzucił jej szelmowskie spojrzenie. Chciał ją podejść czymś, co w jego mniemaniu 

miało być chłopięcym urokiem. 

– No  nie,  Alexis,  obiecuję,  że  będę  grzeczny.  Szczerze  powiem,  że  schlebia  mi  to,  iż 

zwróciła pani uwagę na moją technikę jazdy. 

Zbliżył  się  do  niej  i  kciukiem  powoli  unoszonej  dłoni  musnął  jej  policzek,  jakby 

strząsając nie istniejący pyłek z jej twarzy. Jej skóra była tak miękka, jak oczekiwał. Trudno 

mu  było  powstrzymać  się  od  śmiałej  wyprawy  dłonią  wzdłuż  linii  jej  ust,  kusząco 

nabrzmiałych. Całą siłą woli tłumił ciepło, które nagle poczuł dotykając jej. Alexis przygryzła 

dolną wargę. Czekał na odpowiedź z zapartym tchem. 

– Niech już będzie – przytaknęła w końcu. – Ale jeśli przekroczy pan prędkość choćby o 

kilometr  na  godzinę  lub  zlekceważy  choć  jeden  znak  „stop”,  natychmiast  wysiadam –

oświadczyła, podając mu kluczyki. 

– To może nie być takie proste, kiedy ja prowadzę – odparł Ramsey. 

Westchnęła, zdając się na szczęśliwy los. Ruszyła w stronę zaparkowanego samochodu. 

Widziała  lekko  kołyszące  się  ramiona  Ramseya.  Wpatrywała  się  w  szerokie  barki, 

podkreślone świetnie skrojonym smokingiem. Pomyślała, że jej eskorta powinna przypaść do 

gustu pani Edmonson. Pozostało tylko znaleźć sposób na to, żeby Ramsey Walker nie zabierał 

głosu przez resztę wieczoru. 

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Muzeum Sztuki Współczesnej w Filadelfii mieściło się w rozległym gmachu, słynnym z 

nieskazitelnie białych wnętrz i kręconych schodów, które zdawały się nie mieć końca. Ściany 

rozbłyskały  kolorowymi  plamami  obrazów,  a  pomieszczenia  wypełnione  były 

awangardowymi  dziełami  o  rozmaitych  formach  przekazu.  Wprawdzie  Alexis  gustowała 

raczej  w  sztuce  klasycznej,  doceniała  jednak  nowatorskie  i  nieskrępowane  talenty  młodych 

artystów,  których  rola  w  społeczeństwie  miasta  stale  rosła.  Ze  szczególną  radością  brała 

udział  w  promowaniu  filadelfijczyków.  Frederick  Penrose  był,  w  jej  mniemaniu,  jednym  z 

największych talentów. 

Gdy  u  boku  Ramseya  wkroczyła  do  obszernej  galerii,  przeznaczonej  na  ekspozycje 

zapraszanych artystów, dostrzegła olbrzymi fresk malowany akwarelą, w odcieniach zieleni, 

żółci i szarości. Nie było jej dane dłużej się nim rozkoszować. Z przerażeniem zauważyła, jak 

Ramsey dopada kelnera z tacą smukłych kieliszków pełnych złocistego szampana, i zaczyna 

domagać się „czegoś mocniejszego”. 

– O, Alexis, tu jesteś, kochanie!

Usłyszała głos Cassandry Edmonson i odwróciła się, by z ciepłym uśmiechem przywitać 

starszą panią. Nieodmiennie pani Edmonson w dziwaczny sposób kojarzyła jej się z chmurką. 

Zawsze nosiła długie białe suknie zdobione piórami, najczęściej marabuta. Zdawało się, że za 

chwilę pofrunie gdzieś wysoko. Miała pewnie z dziewięćdziesiąt lat, lecz nikt, kto spędził z 

nią  więcej  niż  dziesięć  minut,  nie  przyznałby  tego.  Otaczała  ją  aureola  wiecznej  młodości, 

ochoty do życia i radości, których próżno by szukać u innych ludzi, młodszych od niej nawet 

o sześćdziesiąt lat. Dla Alexis była uosobieniem wdzięku i elegancji. 

Aż do dzisiejszego dnia nie kwestionowała zasad społecznych uznawanych przez bogatą 

filantropkę.  Jednakże,  mając  w  perspektywie  cały  wieczór  z  Ramseyem  Walkerem, 

pomyślała,  że  należałoby  zrewidować  regułę  obowiązkowego  posiadania  przez  kobietę 

współtowarzysza  przy  tak  uroczystych  okazjach.  Bardzo  jej  odpowiadało  to,  że  Ramsey 

tymczasowo zniknął z pola widzenia. Może wszystko dałoby się załatwić bez jego obecności? 

Zaraz potem mogliby wrócić do domu. 

– Witam panią, pani Edmonson – powiedziała ciepło. – Bardzo się cieszę, że panią widzę. 

Co pani sądzi o obrazach Penrose’a?

– Są  po  prostu  wspaniałe – odrzekła  entuzjastycznie  starsza  pani.  – Twojej 

spostrzegawczości  zawdzięczamy  tę  wystawę.  To  wielki  talent.  Dziękuję,  że  zwróciłaś  na 

background image

niego moją uwagę. Już kupiłam dwie jego prace do oranżerii w moim domu w Palm Beach. 

– Myślę,  że  sama  coś  kupię – oznajmiła  Alexis.  – Obraz  zatytułowany  „Pochodzenie 

języka” idealnie pasowałby do pracowni mojego ojca. 

Pani Edmonson skinęła głową i uśmiechnęła się. 

– Bardziej  podoba  mi  się  to,  co  wisi  tutaj – wyraziła  opinię,  po  czym,  wskazując  na 

młodzieńca  stojącego  u  jej  boku,  dodała: – Alexis,  przedstawiam  ci  mojego  prawnuka, 

Malcolma Edmonsona, który oderwał się od nauki do trudnego egzaminu, by mi towarzyszyć. 

Malcolmie, to jest panna Alexis Carlisle. 

– Bardzo mi miło – przywitał się. 

– Miło mi pana poznać – odpowiedziała. 

– Alexis, komu dzisiaj pozwoliłaś sobie towarzyszyć?

– spytała pani Edmonson. – Nie mów mi, że  przyszłaś... bez  opieki – dodała zniżonym 

nieco głosem. Dziewczyna cichutko westchnęła z ulgą. 

– Ależ  skądże.  To  byłoby  wysoce  niestosowne,  nieprawdaż?  Mój  towarzysz  właśnie 

oddani się, by... 

Nie miała chęci tłumaczyć starszej  damie, że wybrał się na poszukiwanie  mocniejszego 

trunku,  gdyż  pani  Edmonson  z  pewnością  uznałaby  taki  powód  za  nieprzystojny.  Dlatego 

szybko przemknęła wzrokiem po sali, by dać mu znak do powrotu. Chyba odgadł jej myśli, 

gdyż wynurzył się z tłumu tuż za Malcolmem i wyciągnął do niego rękę na przywitanie. 

– Oto  i  on – dokończyła Alexis  takim  tonem,  jakby  doskonale  wiedziała,  gdzie  szukać 

Ramseya. 

Pod żadnym pozorem nie mogła zdradzić pani Edmonson, że wyboru partnera dokonała 

pod przymusem. Chociaż z drugiej strony, coraz silniej odzywał się w niej wewnętrzny głos, 

który  wzywał  do  częstszego  spędzania  wieczornych  przyjęć  w  jego  towarzystwie.  Głos  ten 

wzmógł  się  wyraźnie,  gdy  dostrzegła  na  twarzy  Ramseya  wspaniały,  szeroki  uśmiech.  Z 

autentyczną serdecznością przedstawiła go obecnym. 

– Pani  Edmonson,  panie  Edmonson,  oto  mój  towarzysz,  pan  Ramsey  Walker.  Panie 

Ramseyu,  to  pani  Cassandra  Edmonson  ze  swoim  prawnukiem,  panem  Malcolmem 

Edmonsonem. 

Ramsey  usłyszał  tylko  tyle,  że  Alexis  wymienia  jego  nazwisko,  gdy  obezwładniło  go 

dziwne  wrażenie,  kiedy  podczas  prezentacji  odruchowo  objął  talię  Aleris  ramieniem  i 

przytulił dziewczynę do siebie. Natychmiast znalazł wytłumaczenie, że to ona spodziewała się 

takiego  gestu,  lecz  wydało  się  ono  ułomne  nawet  jemu.  Wyglądało  na  to,  że  gotowa  jest 

raczej przyłożyć mu pasem, niż pasować na swego rycerza. Później będzie czas na to, żeby 

background image

się dotrzeć, pomyślał. 

– Co słychać, proszę państwa? – zagaił przyjaźnie. 

Spostrzegł, że Alexis z dezaprobatą wywraca oczami, jakby wołając o pomstę do nieba. 

W odpowiedzi posłał jej najbardziej czarujący uśmiech, na jaki go jeszcze było stać. To, że 

rozmawiał z nadętymi arystokratami, nie znaczyło wcale, że sam miał zachowywać się tak jak 

oni.  Wręcz  przeciwnie,  w  im  bardziej  napuszonym  był  towarzystwie,  tym  chętniej 

prowokował swoim zachowaniem. Sądził nawet, że to dodaje mu uroku w oczach innych. 

– Ramsey Walker, ten Ramsey Walker? To pan jest tym pisarzem? – spytał Malcolm z 

nie ukrywanym entuzjazmem. 

Ramsey  wsadził  ręce  w  kieszenie,  skromnie  spuścił  głowę  i  zgarbił  ramiona.  Dopiero 

przybrawszy właściwą pozę odrzekł:

– Tak... to ja. 

– Przeczytałem  wszystkie  pana  książki.  Są  świetne.  Myślę,  że  jest  pan  wspaniałym 

pisarzem – Malcolm piał z zachwytu. 

– Ależ dziękuję. Bardzo mi przyjemnie. 

– W „Oknie we krwi” zawarł pan bodaj najlepszy obraz prawników, jaki spotkałem. Ma 

pan pozdrowienia od całej naszej klasy. 

Alexis  spod  przymrużonych  powiek  obserwowała  ożywioną  wymianę  zdań  między 

mężczyznami.  Świetne?  powtórzyła  w  myśli  z  niesmakiem.  Cóż,  może  komuś  takiemu  jak 

Malcolm Edmonson banalne bzdury autorstwa Ramseya mogły zdawać się wspaniałościami. 

W końcu obaj należeli do męskiej kasty. Lecz dla każdej szanującej się kobiety były niczym 

więcej niż obelgą. 

– Ja również z przyjemnością sięgam po pańskie książki – powiedziała pani Edmonson. 

Zaszokowana Alexis nie wierzyła własnym uszom. – Najbardziej lubię tę pierwszą, „Kula dla 

nieboszczyka”. Spodobał mi się pański bohater, Rex Malone. Jest, jak to mówią, przebojowy. 

– Bardzo  mnie  cieszy,  że  się  pani  podobał.  – Ramsey  znów  kurtuazyjnym  ukłonem 

podziękował za komplementy. 

Z  każdym  słowem  pochwały  akcje  Ramseya  rosły,  rósł  także  upór  Alexis.  Co  gorsza, 

dostrzegała  wyraźnie,  że  starsza  pani  była  rzeczywiście  zauroczona  Walkerem.  Ze  zgrozą 

zrozumiała,  że  czuje  się  zazdrosna  o  swego  towarzysza.  To  idiotyczne,  pomyślała.  Pani 

Edmonson,  filar  lokalnej  społeczności,  była  wzorem  w  przestrzeganiu  najsurowszych  zasad 

etykiety.  Nigdy  nie  zniżyłaby  się  do  odebrania  drugiej  kobiecie  jej  mężczyzny,  w  dodatku 

znacznie  młodszego.  Alexis  czuła,  że  traci  rozum.  Czemu  tak  uparcie starała  się  przekonać 

samą siebie o nienagannych manierach pani Edmonson? Jeżeli którakolwiek z pań ma ochotę 

background image

na towarzystwo Ramseya Walkera – proszę bardzo!

To  szaleństwo,  pomyślała,  opanuj  się.  Co  to  w  końcu  za  różnica,  co  kto  myśli  o 

Ramseyu?  Cóż  takiego  się  z  nią  stało,  że  zaczyna  postępować  jak  zupełnie  inna  kobieta? 

Wykorzystała chwilę milczenia, by włączyć się do rozmowy i umiejętnie skierować ją na inne 

tory. 

Malcolm  i  Ramsey,  pochłonięci  dyskusją  o  wydawnictwach,  odeszli  na  bok.  Alexis 

skorzystała więc z okazji poruszenia z panią Edmonson tematu stypendiów dla filadelfijskich 

artystów,  które  komitet  zamierzał  stworzyć.  Zanim  panowie  ponownie  przyłączyli  się  do 

rozmowy, uzyskała od sędziwej damy obietnicę, że następnego dnia rano wyśle do komitetu 

czek na ten cel. Suma, na którą miał opiewać, przekroczyła najśmielsze oczekiwania Alexis. 

– Wygląda pani jak przysłowiowa kotka po złowieniu myszy – rzucił Ramsey, gdy razem 

przeciskali się przez tłum. 

– Przyszło  mi  na  myśl  inne  powiedzonko:  „ten,  kto  czeka,  nie  żałuje” – odparła  z 

uśmiechem. 

Ramsey znacząco uniósł brwi. 

– Doprawdy?  A  ja  tak  długo  czekam,  żeby  panią...  Tu  przerwał  im  kolejny  miłośnik 

książek, który rozpoznał swego ulubionego autora i chciał z nim zamienić parę słów. Alexis 

rozbawiona  obserwowała,  że  ilekroć  znaleźli  się  w  towarzystwie  obcej  osoby,  Ramsey 

demonstrował  nienaganne  maniery.  Wielu  gości  znało  choćby  jedną  jego  książkę.  Bardzo 

imponowało mu, że mógł z nimi porozmawiać o swojej pracy. Alexis wbrew sobie dała się 

porwać  jego  opowieściom.  Głęboka  dezaprobata,  jaką  żywiła  dla  jego  pisarstwa,  nie 

przeszkodziła jej dowiedzieć się o nim wielu zupełnie nowych faktów. 

Nie miała pojęcia o tym, że był rodowitym filadelfijczykiem. Ani o tym, że miał rodzinę 

o  parę  kilometrów  stąd.  Nie  wiedzieć  czemu  była  zaskoczona,  że  ma  matkę,  ojca  i  dwóch 

braci. Ramsey nie zdawał się być człowiekiem rodzinnym, nie był nawet towarzyski. Ramsey 

Walker był... Ramseyem Walkerem. Unikalnym. Jedynym w swoim rodzaju. Takim właśnie. 

– To musi być wspaniałe uczucie, co krok to fan. 

I każdy  w  kółko  plecie  te  same  bzdury – półgłosem  rzuciła  Alexis,  przyglądając  się 

wystawie z antresoli. 

– Jak miło... – wyszeptał jej w ucho z bardzo, bardzo bliska. – Czy przypadkiem nie jest 

pani zazdrosna o moją popularność?

Powoli odwróciła głowę. 

– Panie Walker, ja... 

– Daj  spokój  z  tym  „panowaniem”,  mów  mi  Ramsey.  Raz  już  pozwoliłaś  sobie  na 

background image

poufałość i nie nadwerężyłaś sobie przez to reputacji, no nie?

Myśl o utracie reputacji z powodu Ramseya zakłóciła rytm jej serca. Spojrzała na niego 

ze złością. 

– Nie  mam  pojęcia,  o  czym  pan  mówi.  – Zignorowała  jego  propozycję.  – Jeżeli  są  na 

świecie tak ograniczone jednostki, że widzą w panu talent, to ich problem, nie mój. 

– Ograniczone? – zaperzył się. – Może nie wiesz, że moja ostatnia książka idzie w górę 

na  każdej  liście  bestsellerów  w  kraju?  Sporo  musi  być  tych  ograniczonych.  A  czy  zadałaś 

sobie trud przeczytania chociaż jednej z moich książek?

– Przyjmij do wiadomości, że jakimś cudem przebrnęłam przez wszystkie. Ostatnia to ta z 

nieboszczykami. – Z rozpędu zaczęła mu jednak mówić po imieniu. 

Ramsey się uśmiechnął. Nie mogła nawet przypomnieć sobie tytułu. 

– I co o niej sądzisz?

– Naprawdę chcesz wiedzieć?

Ku  własnemu  zaskoczeniu  pomyślał,  że  tak.  Nagle  pojął,  że  jej  zdanie  ma  dla  niego 

olbrzymią wartość. 

– Tak, chciałbym usłyszeć, co taka wyrafinowana, wrażliwa koneserka, taka dama jak ty, 

ma o niej do powiedzenia. 

Uniosła wysoko brwi, chyba zaskoczona. 

– Dobrze, powiem. To niemądra, niedojrzała, antykobieca bzdura. Twój bohater kieruje 

się  anarchiczną  pogardą  dla  ludzkiej  natury,  bez  wątpienia  chorobliwie  boi  się  kobiet  i 

traktuje pistolet jako alegoryczny dowód swej męskości. Zbrodnie są stereotypowe i łatwe do 

przewidzenia. Główny wątek to banał i niewypał. 

Ramsey patrzył na nią dłuższą chwilę. Powoli docierał do niego sens jej słów. W końcu 

podjął obronę. 

– No, dobra, a dialogi?

– Moim zdaniem – nienaturalne. 

– Rozumiem. A opisy?

– Niezbyt porywające. 

– I nie zaskoczyło cię, że to Lionel Hanover jest mordercą?

Na  twarzy  Alexis  pojawił  się  wyraz  zadowolenia.  Musnęła  ustami  kieliszek  z 

szampanem. 

– Odgadłam to w trzecim rozdziale. 

– Nie mogłaś zgadnąć w trzecim! To niemożliwe!

– upierał się. 

background image

– Ramsey,  gdy  tylko  ujawniłeś,  że  on  i  ofiara  potajemnie  kochali  się  jeszcze  w  szkole 

średniej, domyśliłam się, że to musiał być on. – Mówiła to takim tonem, jakim trzynastoletnia 

uczennica opowiadałaby całą historię swojej mamie. – Jak wszyscy mężczyźni w książce, on 

też  nienawidzi  kobiet.  Chciał  zamordować  swoją  kochankę,  żeby  nikt  inny  nie  mógł  jej 

posiąść. To historia stara jak świat, a ty w dodatku przedstawiłeś ją w wyjątkowo sztampowy 

sposób. 

– Jeżeli  to  taka  sztampa,  to  czemu  nikt  inny  dotąd  jej nie  skrytykował?  I  czemu  tak 

dobrze się sprzedaje?

– Ramsey pociągnął łyk szkockiej. 

– Myślę, że dobry smak przestał się liczyć – odparła melancholijnie. Błądziła wzrokiem 

wśród kłębiącego się w dole tłumu. 

– Ta wystawa zdaje się to potwierdzać – zauważył. 

– A  cóż  to  miało  znaczyć? – podjęła  temat.  – Musisz  wiedzieć,  że  należę  do  ścisłego 

grona  organizatorów  dzisiejszej  imprezy.  Sądzę,  że  Frederick  Penrose  jest  jednym  z 

najbardziej utalentowanych współczesnych artystów. 

– Chyba  żartujesz.  – Ramsey  o  mało  nie  zakrztusił  się  drinkiem.  – A  ja  myślałem,  że 

przyszłaś tu tylko dlatego, że nie mogłaś się wykręcić. 

– Czekałam  parę  miesięcy,  żeby  zobaczyć  kolekcję  prac  pana  Penrose’a – udzieliła 

mrożącej odpowiedzi. 

– Jeśli  o mnie chodzi – odparł Ramsey tonem wykładowcy – to uważam, że malarstwo 

Penrose’a to niemądra, niedojrzała, antykobieca bzdura. Twój artysta kieruje się anarchiczną 

pogardą dla ludzkiej  natury,  bez  wątpienia  chorobliwie  boi  się kobiet  i  traktuje  pędzel jako 

alegoryczny  dowód  swej  męskości.  Tematy  prac  są  stereotypowe  i  łatwe  do  przewidzenia. 

Cała wystawa to banał i niewypał. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu. 

Po  długim  milczeniu,  podczas  którego  przypatrywała  mu  się  z  wściekłością, 

wymamrotała wreszcie:

– Panie Walker, nie spotkałam jeszcze nikogo, z kim byłoby tak trudno się dogadać, jak z 

panem. 

– Wiem. – Uśmiechnął się szeroko. 

Przez resztę wieczoru Alexis starała się dyskretnie trzymać z dala od niego. Jak na złość, 

w  którąkolwiek  zwróciła  się  stronę,  zderzała  się  z  potężną  postacią  Walkera.  Gdziekolwiek 

skierowała spojrzenie, trafiała na jego wzrok, którym ścigał ją z przeciwległego końca sali. Za 

każdym razem musiała walczyć z pokusą, by zbliżyć się do niego. Spędzony wspólnie długi 

wieczór wzmógł w niej tęsknotę, by widywać go częściej, i obawę, by się do niej nie zraził. 

background image

Te  uczucia  wprawiały  ją  w  zakłopotanie,  którego  nie  mogła  pozbyć  się  aż  do  chwili,  gdy 

Ramsey odprowadził ją do drzwi. 

W milczeniu włożyła klucz do zamka. Tradycyjny ceremoniał wieczoru przewidywał, że 

w  tym  momencie  powinna  pocałować  na  dobranoc  swego  towarzysza  lub  zaprosić  go  na 

ostatniego  drinka.  Oczywiście  nie  miała  zamiaru  go  całować,  ale  czemu  nie  zaproponować 

mu  odrobiny  brandy?  W  końcu  był  jej  sąsiadem.  Okazał  się  być  tak  sympatyczny,  że 

poświęcił  dla  niej  cały  wieczór  i  pomógł  w  tarapatach.  Musiała  przyznać,  że  coś  dziwnego 

ciągnęło ich ku sobie, choć nie było to jej najgorętszym życzeniem. Nawet to, że niemal się 

pokłócili, miało swój urok. A jednak cała sytuacja stawała się niezręczna. 

W końcu, pchnięta nagłą decyzją, zwróciła się do niego z propozycją. 

– Miałbyś ochotę na lampkę czegoś mocniejszego przed snem albo... 

Dalszy rozwój wypadków kompletnie ją zaskoczył. 

W dokończeniu zaproszenia przeszkodziły jej usta Ramseya, których ciepło nagle poczuła 

na swoich wargach. Cały świat niebezpiecznie zawirował, jakby wyrwał się spod kontroli. To 

był  wspaniały pocałunek,  zdołała  pomyśleć  w  oszołomieniu. Nigdy dotąd  nie  doświadczyła 

niczego tak porywającego. Początkowo delikatny jak muśnięcie, stopniowo przeistoczył się w 

gorący, namiętny, pełen pożądania. Poczuła jego ręce. Najpierw objął ją w talii, by ruszyć w 

górę aż do uroczych krągłości jej biustu. 

Zdobyła się na słabiutki jęk protestu, lecz odniósł on skutek odwrotny do zamierzonego. 

Ramsey  pieścił  jej  piersi.  Oderwał  usta  od  jej  ust,  lecz  gdy  tylko  nabrała  tchu,  ponowił 

pocałunek. Chwycił jej ramiona i oparł ją o drzwi. 

Przyparta  do  framugi  czuła,  że  słabnie.  Wtem,  nie  zdając  sobie  sprawy  z  własnych 

poczynań, przyciągnęła go do siebie jeszcze mocniej, nie bacząc na to, że i tak już bliżej być 

nie  można.  Niecierpliwie  napierał  biodrami  na  jej  biodra.  Nie  mogła  powstrzymać  jęku 

rozkoszy. 

Ogień  palił  jej  ciało.  Język  Ramseya  podniecająco  pieścił  wnętrze  jej  ust.  Rytm  ruchu 

jego warg zbiegł się z rytmem, w którym kołysały się ich biodra. Z wolna docierało do niej, 

dokąd razem zmierzają. Po prostu nie mogła już dłużej się opierać. Nikt nigdy nie zdołał jej 

podniecić tak, jak zrobił to Ramsey w ciągu tych paru minut. To była ostatnia chwila, w której 

mogła się jeszcze zatrzymać. 

– Nie – wyszeptała bez  tchu,  gdy tylko zdołała  oderwać  usta  od  jego  warg.  – Ramsey, 

proszę, nie. 

Nadal przypierał ją potężnym ciałem do drzwi, lecz cofnął głowę. Przeraził ją wyraz jego 

twarzy. Wyglądał jak ktoś, kto nie panuje nad sobą. Zdawało się, że nie wie, co ma zrobić. W 

background image

końcu westchnął głęboko. 

– Tak, chętnie bym się czegoś napił – oznajmił. 

Te słowa pozwoliły jej wrócić do rzeczywistości. Uprzytomniła sobie, że oto stoi oparta o 

drzwi w jednoznacznej pozie i pozwala się całować mężczyźnie, którego jeszcze kilka godzin 

temu miała za  nieokrzesanego, przerośniętego  wyrostka. Suknia  zsunęła  jej się z  ramienia i 

odsłoniła znacznie więcej, niż zwykle pozwalała sobie odkryć. Palce jej dłoni tkwiły mocno 

wplecione  w  jedwabiste  włosy  Ramseya.  Zaskoczona  zauważyła,  że  sytuacja,  w  której  się 

znalazła, była wprawdzie kompromitująca, lecz nie przykra. 

Delikatnie  cofnęła  dłonie  z  jego  włosów  i  majestatycznym  gestem  poprawiła  suknię. 

Potem równie dystyngowanie przywróciła ład własnej fryzurze. 

– Świetnie – odparła.  – Myślę,  że  znajdę  jeszcze  odrobinę  brandy,  chyba  że  wolisz 

cabernet sauvignon. 

Ramsey  grymasem  ust  skwitował  tempo,  w  jakim  zdołała  przeistoczyć  się  w  dostojną 

matronę. Powstrzymał się od komentarzy. 

– Wolę brandy, jeśli można – odpowiedział. 

Skinieniem  głowy  potwierdziła  zaproszenie.  Otworzyła  drzwi  i  weszła  do  środka. 

Posadziła  gościa  w  salonie  i,  nie  zatrzymując  się  ani  na  chwilę,  zniknęła  w  kuchni.  Tam 

oparła się ciężko o blat, by nie upaść. 

Jak do tego doszło? – pytała samą siebie, ciągle jeszcze oszołomiona. I dlaczego czerpała 

z tego aż tyle przyjemności?

Nie  mogła  ani  zrozumieć,  ani  usprawiedliwić  swego  postępku.  Musiała  otwarcie 

przyznać,  że  ochoczo  oddała  Ramseyowi  podniecający  pocałunek.  Skarciła  się  za  tak 

impulsywne i nierozsądne uleganie słabości. Takie zachowanie z pewnością nie odpowiadało 

zasadom wpajanym jej od dziecka i wymaganym w jej środowisku. 

Zmusiła się do pominięcia faktu, że zdecydowanie większa część jej wewnętrznego , ja”

uznała  to,  co  się  zdarzyło,  za  wynik  naturalnych  dla  normalnego,  zdrowego  i  dojrzałego 

człowieka  emocji.  Przypomniała  sobie,  że  te  emocje  były  przyczyną  jej  wcześniejszych 

kłopotów, a nawet kilkakrotnie nieomal doprowadziły do zerwania stosunków z ojcem. 

Może  gdyby  wytłumaczyła  Ramseyowi,  w  jakiej  znajduje  się  sytuacji,  zrozumiałby  jej 

rozterki.  Kogo  chcesz  oszukać? – spytała  samą  siebie,  sięgając  po  butelkę  i  dwa  kieliszki. 

Ramsey będzie dręczył ją aż do śmierci. Wkradł się w jej myśli i marzenia. Czuła, że radość 

połączenia,  której  dopiero  co  doświadczyli,  wywoła  w  niej  nieprzepartą  potrzebę  wiązania 

przyszłości  z  tym  mężczyzną.  Jednak  miała  także  obowiązek,  wobec  niego  i  wobec  siebie, 

przestrzegania reguł, według których toczyło się jej życie. Dawny konflikt z ojcem zakończył 

background image

się  porozumieniem,  które  po  zniknięciu  Evana  Warminstera  musiała  wypełnić,  choćby 

najmniej chętnie... 

Tymczasem  Ramsey  tkwił  na  pluszowej,  przesadnie  zdobionej  kanapie  w  salonie, 

pogrążony  we  własnych  myślach.  Przypatrywał  się  cienistym,  bladoniebieskim  motywom, 

które otaczały go zewsząd. Co za licho podkusiło go, by rzucić się na nią? Ta przygoda miała 

oczywiście swój  urok,  ale  było  w  niej  coś,  co  go  zaniepokoiło.  Musiał  przyznać,  że  po  raz 

pierwszy stracił panowanie nad sobą. Nie spotkało go to nigdy dotąd. Kiedy otwierała drzwi, 

stał  tuż  za  nią  i  obserwował  grę  delikatnych  mięśni  pod  aksamitną  skórą  jej  pleców.  Ten 

widok zbijał go z nóg. Przez cały wieczór na wystawie jej nagie plecy hipnotyzowały – go, a 

w przyćmionym świetle korytarza kusiły z mocą, której nie był w stanie się oprzeć. 

Zabawne,  gdy  ją  całował,  nawet  ich  nie  dotknął.  Westchnął  z  tęsknotą,  zmrużył  oczy  i 

przywołał w pamięci kształt jej piersi. 

To niemożliwe. Mózg opętała mu tylko jedna myśl: naga Alexis wije się z rozkoszy pod 

jego ciałem. 

Gdyby pozwoliła mu wrodzona duma, pewnie klęczałby teraz w drzwiach kuchni i błagał 

o to, by móc ją pokochać. 

Przygnębiony przyznał, że oddałby każdy fant za jedno zerknięcie na jej bieliznę. 

– Proszę  bardzo.  – Alexis  wręczyła  mu  koniakówkę  z  ciętego  kryształu,  godziwie 

napełnioną bursztynowym płynem. 

W  zamyśleniu  uniósł  naczynie  do  ust.  Przez  przymrużone  powieki  obserwował 

dziewczynę,  która  przysiadła  na  brzegu  fotela  obitego  błękitnym  adamaszkiem.  Aha,  chce 

zachować dystanans, pomyślał. Niech tak będzie. Wziął głęboki oddech i zaczął gorączkowo 

poszukiwać w myślach tematu do rozmowy. Cisza przedłużała się i z każdą mijającą sekundą 

była coraz bardziej krępująca. Już  miał się poddać i przeprosić  Aleris za  nieudany wieczór, 

gdy odezwała się pierwsza. 

– Ramsey – zaczęła z wahaniem – muszę ci powiedzieć coś o sobie. 

Natychmiast  skupił  całą  uwagę  na  tym,  co  miała  do  powiedzenia.  Jego  wyraz  twarzy 

speszył ją nieco. Krzyżowały się w nim ciekawość i rezerwa, niecierpliwość i nuta niechęci. 

– A cóż to takiego? – spytał, rozgrzany od dojrzałej brandy. 

Alexis zatopiła wzrok w trzymanym kieliszku. 

– Pewnie  zauważyłeś – zaczęła  ostrożnie – że  jestem  trochę  staroświecka  i  zwykle 

przywiązuję wagę do przestrzegania konwenansów... 

– Nie – przerwał jej delikatnie i dodał z udawanym zaskoczeniem: – Ty? Staroświecka? 

Nie uwierzę w to nigdy. 

background image

Zignorowała tę uwagę i kontynuowała. 

– Teraz mężczyźni nie darzą tych przymiotów taką estymą jak kiedyś. 

– Jasne, łatwo sobie wyobrazić, czemu. 

– W  związku  z  tym – zmierzała  do  konkluzji,  przenosząc wzrok  na  obraz  wiszący nad 

Ramseyem – w  moim  życiu  towarzyskim  nie  ma  miejsca  na  dzikie  ekscesy  czy...  lekkie 

prowadzenie się. 

Ramsey nie zadał sobie trudu, by jej odpowiedzieć, a jego twarz przybrała dziwny wyraz. 

Mocno złączone wargi rysowały się cienką, zbielałą linią. W oczach pojawił się zimny blask. 

Przypatrując mu się dostrzegła lekki skurcz, który przez moment wykrzywił zaciśnięte usta. 

– Chcesz powiedzieć, że nigdy nie... że jesteś... 

– Nerwowo przeciągnął dłonią po włosach i spojrzał z dezaprobatą. 

Wtem zrozumiała, że opacznie pojął jej wypowiedź, pośpieszyła więc z wyjaśnieniem. 

– Och,  nie.  Oczywiście,  że...  to  jest...  jeszcze  na  uczelni  byłam  prawie  zaręczona  z 

muzykiem, wiolonczelistą. Przez parę miesięcy chodziłam też z pewnym malarzem. Zresztą, 

tego  nie  biorę  pod  uwagę,  bo  my  nigdy  nie...  to  znaczy...  a  niech  to! – przerwała,  gdy 

uświadomiła  sobie  bezsens  własnych  wyjaśnień.  Wzięła  głęboki  oddech  i  pośpiesznie 

podsumowała.  – Chodzi  mi  tylko o  to,  że,  w  odróżnieniu  od  ciebie,  nie  odnoszę  licznych i 

chwalebnych zwycięstw na seksualnej arenie. Jak to się mówi, w tych zawodach nie startuję. 

– Alexis... 

– Ale to nie to, co chciałam ci o sobie powiedzieć – wyjaśniła, nie dając mu cienia szansy 

na zmianę tematu. – Ja... tu chodzi o mojego ojca. 

– Twojego ojca? – teraz Ramsey był naprawdę zaskoczony. 

Przytaknęła skinieniem głowy i ciągnęła dalej. 

– Zawarłam z nim kiedyś układ. 

– Jaki układ?

– On...  – zawahała  się.  Jak  można  to  wytłumaczyć,  żeby  uniknąć  skojarzeń  ze 

średniowieczem? – On wybierze mi męża. 

– Proszę? – Ramsey był pewien, że się przesłyszał. 

– Wiesz,  to  nie  jest  tak  całkiem  niezwykłe – wydukała  na  swą  obronę.  – Zwłaszcza  w 

bogatych  rodzinach.  Nawet  w  dzisiejszych  czasach  sporo  małżeństw  jest  zawieranych  na 

zasadzie kontraktu, zresztą z najróżniejszych powodów. 

– Alexis, to przejaw największego zacofania i nieważne, której klasy społecznej dotyczy. 

Nikt przy zdrowych zmysłach, żadna kobieta, żaden mężczyzna, nie powinni zgodzić się na 

coś takiego. Być staroświeckim to jedno, a dać się wodzić za nos, to drugie. 

background image

– Ramsey, ty niczego nie rozumiesz – oponowała. 

– Jasne, że nie, do cholery. Westchnęła głośno i podjęła kolejną próbę. 

– Chyba zacznę jeszcze raz, dobrze?

– Zaczynaj. 

Przez  dłuższą  chwilę  szukała  w  myślach  sposobu,  jak  najlepiej  przedstawić  swoją 

sytuację. W końcu zdecydowała się powtórzyć wszystko od początku. 

– Przypominasz sobie tego muzyka z uczelni, o którym ci przed chwilą mówiłam?

– Tego, z którym...

– Tak – przerwała mu, zanim zdążył powiedzieć coś, czego nie chciała słuchać. 

– Wiolonczelistę – wyjaśnił. 

– Tak. Reynaldo wolał, żeby nazywać go raczej wiolonczelistą awangardowym. 

– Awangardowym?  A  czy  mogę  wiedzieć,  czym  Reynaldo  różnił  się  od  reszty  jako 

wiolonczelista awangardowy?

– Jego instrument miał tylko dwie struny. 

– Już rozumiem. A czy to nie utrudniało mu grania?

– Wręcz przeciwnie. Ramsey nic nie odpowiedział. 

– W  każdym  razie – dodała  szybko – dostał  propozycję  udziału  w  tournee  z 

eksperymentalną inscenizacją przedstawienia „Peter and the Wolf. Poderwał flecistkę i więcej 

o nim nie słyszałam. 

– No,  nieźle – skomentował  Ramsey  bez  śladu  żenady.  Skinęła  głową,  wpatrzona  w 

niesforny frędzelek sterczący w rogu narzuty. 

– Wtedy zaczęłam chodzić z artystą malarzem, który wydał mi się bardzo utalentowany. 

– I jak się to skończyło? – spytał Ramsey. 

– Miał zadaną pracę, w której chodziło o to, żeby namalować coś zawinięte w coś innego. 

Cóż, jego pomysł niezbyt przypadł mi do gustu i obraził się na mnie. 

– Chyba  nie  chcesz  powiedzieć,  że  to  ciebie  chciał  w  coś  zawinąć...  – Ramsey 

powstrzymał uśmiech cisnący się na usta. 

– W celofan – wyjaśniła. 

– W sam celofan? Skinęła głową. 

– Po  studiach  poznałam  tancerza.  Niestety,  trafiła  mu  się  okazja  angażu  do 

Eksperymentalnego Teatru Jazzu w Abu Dhabi i wybrał drogę kariery. Nie chciałam być dla 

niego zawadą, więc... 

– Więc odsunęłaś się na bok, by mógł podążyć śladem swoich marzeń. 

– Tak. 

background image

Musiał  zagryźć  wargi,  by  nie  parsknąć  śmiechem.  Nie  mógł  jeszcze  zrozumieć,  czemu 

Alexis trafiała na takich głupków. Najważniejsze, że pojęła wreszcie swój błąd, i że przestała 

zadawać się z nieudacznikami. Wtem przypomniał sobie, że tematem jej opowieści nie miały 

być perypetie miłosne, lecz coś związanego z ojcem. 

– Dobrze, ale co twój ojciec ma z tym wszystkim wspólnego?

– Cóż, muszę przyznać, że nigdy nie był zachwycony żadnym z moich chłopaków. Jest 

bardzo hojnym sponsorem  dla wielu artystów. To  on wraz z  mamą nauczyli mnie doceniać 

piękno,  jakie  niesie  świat.  Zawsze  spodziewał  się,  że  wyjdę  za  mąż,  że  urodzę  mu  wnuki. 

Zresztą,  sama  mu  to  obiecałam.  Ale  on  spodziewa  się,  że  wyjdę  za  kogoś  podobnego  do 

niego. Kogoś rozsądnego, z głową do interesów, realistę mocno stojącego nogami na ziemi. 

Kogoś  całkiem  różnego  ode  mnie,  pomyślał  Ramsey  i  zaskoczony  zauważył,  że  to 

spostrzeżenie wywołało nagły i nieprzyjemny skurcz żołądka. 

– Tak  czy  inaczej – ciągnęła  Alexis – kiedy  przeprowadziłam  się  do  Filadelfii, 

powiedział,  że  daje  mi  jeszcze  jedną  szansę  znalezienia  kogoś  odpowiedniego,  i  jeżeli  tym 

razem  mi  się  to  nie  uda,  wtedy  on  sam  dokona  wyboru.  Byłam  pewna,  że  spotkam  kogoś, 

kogo bardzo polubię i kogo on zaaprobuje, więc zgodziłam się. Przecież Filadelfia jest taka 

duża,  mieszka  tu  tylu  mężczyzn.  Byłam  przekonana,  że  znajdzie  się  ten  jeden  jedyny  ktoś, 

komu się spodobam. 

– Alexis... 

– A Evan, oczywiście, wyruszył do Arizony, żeby kopać minerały... 

– Hej,  zwolnij  nieco.  – Ramsey  przerwał  nowy  potok  słów  kręcąc  głową  tak  mocno, 

jakby miała mu odpaść. Czuł, że nie nadąża. – Co Evan zrobił?

– To dłuższa historia. 

Więc  tak  do  tego  doszło,  pomyślał.  Została  porzucona.  Czuła  się  zraniona  i  poniżona, 

gotowa oddać swój los w czyjeś ręce. Długo przyglądał się jej badawczo. Uniósł kieliszek i 

wychylił ostatni łyk brandy, po czym spojrzał jej prosto w oczy. 

– W gruncie rzeczy chodzi o to, że twój stary od dawna wtrąca się w twoje sprawy, więc 

żeby  zrobić  mu  na  przekór,  przyprowadzasz  do  domu  najbardziej  postrzelonych  i 

wypaczonych artystów, jakich udaje ci się spotkać. W tym tkwi sedno, tak?

– Oczywiście, że nie – zaprzeczyła. – Nic z tych rzeczy. 

– Jesteś pewna?

– Absolutnie. – Lekko zadrżał jej głos. To przecież nie tak, pomyślała. Każdego ze swych 

byłych  adoratorów  traktowała  poważnie.  Każdy  był  interesującym,  utalentowanym 

człowiekiem. A że każdemu z nich udało się zirytować ojca, to tylko dlatego, że bardzo łatwo 

background image

wpadał  w  gniew.  Dlaczego  miałaby  czuć  się  urażona  tym,  że  ojciec  nie  ufał  żadnym  jej 

osądom?  Nie mogła mieć  o to  do  niego pretensji. Miał po prostu  rację.  Trafność  jej opinii, 

zwłaszcza  o  mężczyznach,  pozostawiała  wiele  do  życzenia.  Tym  bardziej  należało  unikać 

Ramseya Walkera. To, że jej serce ciągnęło ku niemu, bez wątpienia nie wróżyło nic dobrego. 

– Ramsey, chyba już  czas powiedzieć sobie dobranoc – powiedziała  i zaczęła rozcierać 

czoło, by odegnać nadchodzący ból głowy. 

– Czemu? Dlatego, że boisz się spojrzeć prawdzie w oczy? – nie dawał za wygraną. 

Opuściła dłoń i rzuciła mu mroczne spojrzenie. 

– Nie, po prostu rozmowa dobiegła końca, to wszystko. 

Ramsey  wstał.  Wiedział,  że  trafił  ją  w  czułe  miejsce,  lecz  nie  chciał  posunąć  się  za 

daleko.  Trzeba  poczekać,  aż  sama  zrozumie,  że  ma  obsesję  na  punkcie  swego  ojca.  Będzie 

jeszcze  mnóstwo  czasu,  by  nad  tym  popracować.  Nie  tylko  znalazł  wreszcie  furtkę  do  jej 

świata,  a  jeszcze  zaskarbił  sobie  dług  wdzięczności.  Nie  mógł  się  doczekać  chwili,  gdy  go 

odbierze. Zrobi to niebawem. 

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Tydzień później Alexis lustrowała salę balową hotelu „Cztery Pory Roku” w śródmieściu 

Filadelfii. Dekoracja wypadła wyśmienicie, pomyślała. Wszystko było dokładnie zgodne z jej 

życzeniem:  dyskretna  i  wyszukana  elegancja.  Stojące  w  rzędach  stoliki  przykryte  były 

śnieżnobiałymi  obrusami.  Czerwone  róże  i  białe  goździki  o  karmazynowych  krawędziach 

płatków  stanowiły  przybranie. W  rogu  olbrzymiej  sali  przygotowano  dyskretny  kącik  dla 

orkiestry, przed którą stało zadanie stworzenia właściwego nastroju. 

Komitet  wydawał  coroczny  bal  na  cześć  filadelfijskich  literatów  oraz  ich  wkładu  w 

rozwój wydawnictw i  całej tutejszej społeczności. Alexis uwielbiała zajmować się tym. Nic 

nie mogło jej sprawić większej radości niż myśl o spotkaniu tylu wspaniałych pisarzy. Przy 

odrobinie szczęścia, może po rozdaniu nagród, starczy czasu na taniec. 

Posłała  uśmiech  młodszemu  bratu.  Ciemnowłosy,  przystojny,  Andrew  wspaniale 

prezentował  się  w  smokingu.  Dzięki  temu,  że  przyjechał  z  Pittsburgha  w  interesach,  mogła 

poprosić go o dotrzymanie jej towarzystwa na dzisiejszej uroczystości. W przeciwnym razie 

musiałaby przyjść sama. 

Denerwujący głos w jej głowie przypominał, że mogła zaprosić Ramseya. W tamtą sobotę 

stało  się  oczywiste,  że  był  bardziej  niż  chętny  do  spotkania  się  z  nią  z  najbardziej  błahego 

powodu.  Przebiegł  ją  dreszcz.  Tak,  to  by  był  horror,  wzdrygnęła  się.  A  jednak  coś  w  niej 

szepnęło, że był to dreszcz rozkoszy. 

Chyba ze  sto  razy  powtórzyła  sobie  w  ciągu  ostatnich  siedmiu  dni,  że  tamten  weekend 

okazał  się  wielką  pomyłką.  I  ta  teoria,  że  wybiera  mężczyzn  specjalnie  na  złość  ojcu... 

Doprawdy, cóż  to  za  dziwaczny pomysł?! Przecież  bezgranicznie kocha i  szanuje  ojca. Nie 

postąpiłaby  tak  tylko  dlatego,  że  uważana  jest  za  niezdolną  do  samodzielnego  wyboru 

partnera. Co za idiotyzm. Tylko Ramsey Walker mógł dojść do tak bzdurnego wniosku. 

Alexis  ujęła  palcami  sznur  pereł,  który  oplatał  jej  szyję,  i  westchnęła.  Musiała  jednak 

przyznać,  że  Ramsey  całował  wspaniale.  Uścisku,  który  ich  splótł,  nie  mogła  porównać  z 

niczym, czego dotychczas doświadczyła. 

– Alexis – usłyszała głos brata. – Coś nie w porządku?

Wzięła głęboki oddech i wyprostowała się. Była niewiele niższa od Andrew. Wygładziła 

dłonią maleńką zmarszczkę szmaragdowej sukni bez ramiączek. 

– Ależ skąd – zapewniła. – Zastanawiałam się tylko, czy o czymś nie zapomniałam. Przy 

takich okazjach nigdy nie można zakładać, że wszyscy dopilnują swoich obowiązków. 

background image

– A  to  dlaczego,  Alexis? – usłyszała  z  bliska  drugi  znajomy  głos.  Odwróciła  się  z 

niechęcią  w  stronę  nadchodzącego  Ramseya  Walkera.  Dostrzegła  uczepioną  jego  ramienia 

szałową, drobniutką blondynkę. 

– Alexis  Carlisle – kontynuował  z  przesadną  kurtuazją – powiedzże,  proszę,  cóż 

sprowadza cię tutaj dzisiejszego wieczoru?

– Witam,  panie  Walker – rzuciła  chłodno,  ignorując  dziwne  drżenie,  którego  nagle 

doznała.  Widok  takiego  mężczyzny,  jak  Ramsey  Walker  w  smokingu,  działał  na  nią  z  siłą, 

której nie mogła się oprzeć. 

Uśmiechał się ujmująco. Uwolnił ramię od blondynki i żartobliwie pogroził palcem. 

– No,  no,  Alexis.  Myślałem,  że  po  tym  wszystkim,  co  przeszliśmy  razem,  przywitasz 

mnie po imieniu. Wiesz, po tym... 

– Ramsey – ucięła  krótko,  zanim  zdążył  ujawnić  zeszłotygodniowe  niedyskrecje. 

Chrząknęła  delikatnie,  ufając,  że  właściwie  zrozumie  jej  przesłanie.  – Ależ  oczywiście.  Z 

pewnością. W końcu sąsiadujemy ze sobą, nieprawdaż? – dokończyła. 

Lekki, figlarny uśmiech zjawił się na jego ustach. 

– Sąsiadujemy. Hm. Nie wiedziałem, że „sąsiadowanie” to najwłaściwsze określenie, lecz 

niech  tak  zostanie  na  początek.  W  końcu  oznacza  to  pewnego  rodzaju  zbliżenie.  To  tylko 

kwestia nazewnictwa. 

Usilnie  starała  się  zignorować  zarówno  treść  jego  komentarza,  jak  i  falę  gorąca,  która 

zalała jej piersi, szyję i policzki. 

– Nie  przypominam  sobie,  żebym  widziała  twoje  nazwisko  na  liście  gości.  – Miała 

nadzieję, że uda jej się opanować drżenie głosu, lecz była w błędzie. 

W to nie wątpię, pomyślał. W przeciwnym razie spędziłabyś pewnie wieczór w domu z 

dobrą książką i wanną pełną piany. 

– Szczerze  mówiąc, z  początku odrzuciłem  zaproszenie, gdyż sądziłem, że  będę musiał 

wyjechać – odparł. 

Prawda  wyglądała  nieco  inaczej.  Kiedy  dwa  miesiące  temu  otrzymał  zaproszenie, 

odrzucił je. Po prostu nie miał ochoty przyjść. Aż do czasu, gdy dowiedział się, że będzie tu 

Alexis Carlisle. 

– W  ostatniej  chwili  znalazłem  lukę  w  szalenie  napiętym  terminarzu  i  pomyślałem:  A 

czemu nie, do licha!

Wcale  nie  miał  luki.  Z  przerażeniem  przypomniał  sobie,  że  był  na  dzisiaj  umówiony. 

Przez  ostatni  tydzień  gorące,  szalone  myśli  o  Alexis  zaprzątały  jego  uwagę,  przez  co  nie 

pamiętał o spotkaniu z Melissą. 

background image

Byli  starymi  kumplami.  Melissa  nie  znała  tej  części  miasta,  w  której  mieścił  się  hotel 

„Cztery  Pory  Roku”.  Dopiero  co  przybyli,  dziewczyna  zdążyła  ledwie  łyknąć  szampana  i 

rozejrzeć się wokół. Prawdopodobnie większe wrażenie wywarło na niej urocze otoczenie niż 

obecność Ramseya, lecz nie miał o to żalu. Skorzystał z okazji, by odnaleźć Alexis i zirytował 

go fakt, że nie była sama. 

Z  zazdrością  zauważył,  że  jej  towarzysz,  kimkolwiek  był,  pasował  do  niej  idealnie. 

Ciemnowłosy,  milcząco  zamyślony,  sprawiał  wrażenie  obytego  z  atmosferą  oficjalnych 

przyjęć,  jaka  panowała  w  sali.  Pewnie  zawsze  dobrze  wiązał  krawat  za  pierwszym  razem. 

Kąciki ust Ramseya opadły, gdy spostrzegł, że Alexis bierze swego towarzysza pod ramię i 

czarująco się doń uśmiecha. Nie powinna była pozwalać sobie na takie poufałości z innymi 

mężczyznami,  przynajmniej  od  tygodnia,  pomyślał  stanowczo.  Winna  byk  zrozumieć,  że 

naznaczył  ją  swoim  pocałunkiem,  zauroczył  swym  zaklęciem  i  męską  mocą.  Gdy  znów 

przysunęła się do nieznajomego, Ramsey poczuł potężną łapę ściskającą mu wnętrzności. 

– Mogę  zamienić  z  tobą  słowo? – Pytanie,  które  mu  się  wyrwało,  zaskoczyło  i  jego,  i 

Alexis. – Melisso, nie będzie ci przeszkadzać, jeśli przez chwilę zajmę się panną Carlisle? –

zwrócił się do swej partnerki. 

Dziewczyna  spojrzała  na  Ramseya,  potem  na  przystojnego,  wysokiego  bruneta 

uśmiechającego  się  do  niej.  Walker,  z  sobie  tylko  znanych  powodów,  gotów  był  uściskać 

bruneta za flirt z Melissą. Nie chodziło mu tak bardzo o tę dziewczynę, raczej o to, że facet 

był z Alexis i nie miał żadnego prawa, do jasnej cholery, pozwalać sobie na tak nonszalanckie 

zachowanie.  Był  zadowolony,  że  obcy  okazuje  zainteresowanie  Melissą,  zostawiając 

Ramseyowi pole do popisu. Siłą woli powstrzymał rozbiegane myśli. Do licha, co za pomysły 

kotłowały się w jego głowie. 

– W  porządku.  – Melissa  lekko  wzruszyła  smukłymi  ramionami  w  kolorze  kości 

słoniowej. – Chętnie porozmawiam z panem... – zawiesiła głos, wyczekująco spoglądając na 

partnera Alejus. 

– Mów  mi  Drew – odezwał  się  brunet.  Z  szerokim  uśmiechem  uwolnił  się  od  Alexis  i 

wyciągnął dłoń do Melissy. – A jak ty się nazywasz? – spytał. 

Ramsey odebrał z jego rąk Alexis i zawiódł do przytulnej wnęki. 

– Gdzieś  ty wynalazła tego faceta? – wymamrotał  z  niesmakiem, spoglądając na Drew, 

który  już  zdążył  otoczyć  ramieniem  talię  Melissy.  – Kwestionujesz  moje  morale,  a  sama 

pokazujesz się z takim palantem. 

Posłała mu chłodne spojrzenie, skrzyżowała nagie ramiona i odrzekła po chwili namysłu. 

– Ten, jak go określiłeś, „palant”, to mój młodszy brat, Andrew. Cieszy się bardzo dobrą 

background image

opinią w kręgach finansjery jako bystry i wnikliwy makler giełdowy. 

Ramsey ugryzł się w język. Tracę duży punkt za obrazę rodziny swojej damy, pomyślał. 

– A tak w ogóle, ilu masz braci? – brnął dalej ostrożnie, chociaż nie był do końca pewien, 

czy chce poznać prawdę. Bracia dziewczyny mogą przysporzyć wielu kłopotów, gdy staną na 

straży dobrego imienia siostry. 

– Trzech – odparła. – Oprócz Andrew, który pracuje w Pittsburghu, jest jeszcze Edward, 

wiceprezes  United  Industries  Bank  w  Nowym  Jorku,  i  Charles,  który  jest  prawnikiem  w 

Waszyngtonie.  Chociaż  pozycja zawodowa  kobiet  znacznie  mniej  cię  interesuje,  dodam,  że 

mam  jeszcze  siostrę,  która  jest  neurologiem  i  także  pracuje  w  Pittsburghu.  Teraz  wiesz 

wszystko  o  mojej  rodzinie – podsumowała  i  odwróciwszy  się  plecami  rzuciła: – Czy  teraz 

mogę wrócić do brata?

– Nie tak szybko – odpowiedział niskim głosem i delikatnie oplótł palcami jej ramię, by 

zapobiec ewentualnej próbie ucieczki. – Jeszcze nie skończyłem. 

Ten pomysł nie przypadł jej do gustu. Chciała krzyknąć, jak śmie traktować ją tak, jakby 

była jego własnością? Jak śmie przeszkodzić jej w powrocie do brata, który jest jej ostatnią 

szansą obrony przed namiętnością, jaka ją ogarnia? I jak śmie patrzeć na nią w taki sposób?!

Znów  odwróciła  się  do  niego.  Spuścił  wzrok  na  dół  jej  sukni,  bo  z  bocznego  rozcięcia 

wyłoniła  się  zgrabna  łydka.  Serce  Alexis  biło  w  przyśpieszonym  rytmie,  gdy  wędrował 

oczami po jej figurze. Otwarcie pożerał ją wzrokiem. Zatrzymał spojrzenie na wypukłościach 

piersi,  widocznych  w  małym  dekolcie  sukni.  Mogłaby  przysiąc,  że  jego  oddech  stał  się 

nieregularny,  tak  jak  jej  własny.  Już  miała  skarcić  go  za  gruboskórne  zachowanie,  gdy  ich 

oczy spotkały się w półmroku. 

Gdy zrozumiała, że jej pożąda, krew wzburzyła się w jej żyłach. Teraz, tutaj, bez względu 

na  ludzi,  którzy  mogliby  dostrzec,  jak  czyni  ją  swoją  zdobyczą.  Ta  myśl  przeraziła  ją  i 

zafascynowała zarazem. Nagle zobaczyła oczami wyobraźni, jak wymyka się z Ramseyem do 

szatni,  gdzie  przekupują  obsługę,  by  oddaliła  się  i  choć  na  chwilę  zostawiła  ich  samych 

pośród cudzych płaszczy. 

Z wrażenia aż zakryła dłonią usta. Uśmiech na twarzy Ramseya z każdą sekundą stawał 

się coraz bardziej drapieżny. 

– Niezła sztuczka – mruknął niewyraźnie i lekkim pociągnięciem za ramię ustawił ją tuż 

przy sobie. – Teraz już nie uciekniesz przede mną. 

– Ramsey, nie – nieśmiało zaprotestowała. Zaprzeczył powolnym ruchem głowy. Wyraz 

jego oczu nie pozostawił w niej cienia wątpliwości. Ramsey nie miał najmniejszego zamiaru

respektować jej sprzeciwu. Jego usta były niebezpiecznie blisko. 

background image

– Alexis! – Głos  Andrew  dobiegał  jak  z  innego  świata.  – Wyobrażasz  sobie?  Melissa 

chodziła do szkoły razem z Tedem Branhamem, jednym z moich wspólników. Pamiętasz go 

chyba?

– A  niech  to...  – wymamrotał  Ramsey  pod  nosem.  Puścił  ramię  Alexis,  lecz  posłał  jej 

najgorętsze, najbardziej  wymowne spojrzenie,  na  jakie było  go stać. – Wrócimy później  do 

sprawy, dokładnie do tego punktu, kiedy będziemy w domu – dodał znacząco. 

– Na twoim miejscu nie liczyłabym na to – uprzedziła, odzyskując oddech. 

Na ustach Ramseya pokazało się coś, co miało być uśmiechem. 

– A jednak – rzucił zaczepnie. 

Alexis  zignorowała  wrażenie,  jakie  uczyniła  na  niej  jego  obietnica.  Zapanowała  nad 

własnym głosem, by zapytać:

– O czym chciałeś mi powiedzieć?

Dałby głowę, żeby sobie  przypomnieć. Jedno  dokładne spojrzenie na Alexis  wystarczy, 

by  wymieść  wszystkie  myśli  z  jego  mózgu,  a  ich  miejsce  zajmują  już  tylko  jednoznaczne 

skojarzenia. 

– Chciałem... to jest... chciałem ci tylko powiedzieć, że świetnie dziś wyglądasz. 

Ten  niewinny i  w  pełni  dopuszczalny komplement  z  jego strony sprawił  jej  niezmierną 

przyjemność.  Dlaczego  oczekiwała  wyrazów  aprobaty  z  ust  człowieka,  którego  zachwycały 

kształty samochodów lub krótka broń palna, pozostawało dla niej zagadką. Ostatnio jej umysł 

płatał różne figle, reagując w najbardziej absurdalny sposób na raczej niecodzienne bodźce. 

Pewnie to tylko niekorzystna faza w biorytmie. Nie ma się czym martwić, pomyślała. Po 

prostu  jest  przepracowana.  Tak,  to  musi  być  to.  Za  dużo  stresu,  za  mało  rozrywek.  Musi 

zadbać  o  siebie  w  ten  weekend.  Sen  i  dobra  lektura  to  jest  to,  czego  jej  trzeba.  I  co  z 

pewnością będzie  dobrym  lekarstwem na  wszelkie  dolegliwości wywołane  przez  niejakiego 

Ramseya Walkera. 

– Dziękuję – odparła skromnie i spuściła wzrok, by nie zdradzić, jak silnie działa na nią 

jego bliskość. – Ty też wyglądasz nieźle. Melissa musi być dobra w wiązaniu krawatów. 

Gdyby to zdanie padło z innych kobiecych ust, odparłby, że Melissa jest znacznie lepsza 

w  rozwiązywaniu  krawatów  niż  w  ich  wiązaniu.  Zamiast  tego  dumnie  wypiął  pierś  i 

oświadczył:

– Dzisiaj zrobiłem to całkiem sam. 

Zdawało mu się, że dostrzegł iskierkę uśmiechu w jej oczach. 

– Cóż, zatem myślę, że nie będziesz mnie już nigdy więcej potrzebował, prawda?

– Do tego już nie. Ale, jak wiesz, są jeszcze inne, bardziej... palące potrzeby. Chyba nie 

background image

powinniśmy ich pomijać?

Uśmiech  w  jej  oczach  zmienił  się  w  coś  innego.  Ramsey  nie  zdawał  sobie  sprawy,  co 

znaczył  płomień,  który  rozgorzał  na  ich  dnie.  Alexis  raptownie  uniosła  głowę  i  nerwowym 

ruchem poprawiła wspaniale ułożoną fryzurę. 

– Ja  raczej  jestem  skłonna  je  pominąć – ostro  zareplikowała.  – Mogłabym  właściwie 

pominąć je wszystkie. 

– Pewnie byś to zrobiła, gdyby wybór należał do ciebie. Niestety, moja droga, myślę, że 

obojgu nam nie dopisało szczęście. Zdaje się, że to przeznaczenie podjęło za nas tę decyzję. –

Postanowił  iść  za  ciosem.  Skoro  już  ją  podekscytował  i  wzburzył,  może  złamie  jej  opór.  –

Tak więc, o której godzinie mam złożyć ci wizytę i jaki wybierzesz zapach do naszej kąpieli? 

Czekaj, już wiem, lubczyk. 

Alexis zacisnęła wargi. Siłą woli odegnała szaleńcze myśli, od których zakręciło jej się w 

głowie.  Musiała  sobie  powtórzyć,  że  nie  powinna  okazywać  gwałtownych  emocji  w 

obecności  kolegów  i  współpracowników.  Nie  należała  do  kobiet,  które  łatwo  tracą  zimną 

krew  z  jakiejkolwiek  przyczyny,  czy  to  związanej  z  siłami  natury,  czy  też  działaniem 

ludzkim. Ponieważ ten człowiek wywołał w niej reakcje, których wolała unikać, zdecydowała 

przemóc  je  rozważnym  i  kulturalnym  zachowaniem.  Zamiast  go  skarcić  ostrą  repliką, 

postanowiła  okazać  całkowity  brak  zainteresowania  dalszym  przebywaniem  w  jego 

towarzystwie.  Odwróciła  się  i  ruszyła  w  kierunku  brata,  nadal  żywo  dyskutującego  z 

partnerką Ramseya. 

Wzięła  Andrew  pod  ramię  i  wysiliła  się  na  coś,  co  miało  przypominać  olśniewający 

uśmiech. 

– Wybaczy  nam  pani – zwróciła  się  do  Melissy – muszę  jeszcze  sprawdzić  z  maître 

d’hôtel, czy wszystko jest przygotowane jak należy. 

Czując  opór  ze  strony  brata,  posłała  mu  wiele  mówiące  spojrzenie  starszej  siostry,  po 

czym odciągnęła go na bok. Następnie upewniła się, że wszystko biegnie zgodnie z planem, 

poszukali  wiec  swego  stolika.  Siedział  już  przy  nim  Ramsey  Walker  ze  swą  przyjaciółką. 

Zajęci byli sympatyczną pogawędką ze starszą parą z przeciwka. 

Cudownie,  pomyślała Alexis  czując rosnącą rozpacz.  Jak  to  się  stało?  Podejrzewała,  że 

Ramsey  maczał  w  tym  palce.  Sama  przeglądała  plan  rozsadzenia  gości  i  z  pewnością 

umieściłaby go jak najdalej od siebie. 

Wtem dostrzegła, że Melissa, widząc ich wahanie, posłała Andrew uśmiech pełen radości 

i wstała z krzesła, ustępując jej miejsca obok Ramseya. Alexis nie chciała odebrać młodszemu 

bratu żadnej szansy na znalezienie kobiety swego życia. Ustąpiła niechętnie i z rezerwą zajęła 

background image

miejsce na krześle, które podsunął jej Ramsey. 

– Znowu się spotykamy. Wiem, że nie możesz  mi się oprzeć – rzucił z jednoznacznym 

uśmiechem. 

– Przeciwnie, panie Walker. To raczej pan nie potrafi trzymać się z dala ode mnie, o co 

tyle razy prosiłam. 

Ramsey rozsiadł się wygodnie i objął ramieniem oparcie jej krzesła, jakby miał do tego 

jakiekolwiek prawo, po czym przysunął się do niej bardzo blisko. Serce Alexis zatrzepotało, 

gdy zaczął szeptać do jej ucha:

– Alexis, proszę po raz ostatni, mów mi po imieniu. Jeśli tego nie zrobisz, to postaram się, 

żebyś tak łatwo nie zapomniała naszego następnego spotkania sam na sam. 

Ciepło  jego  oddechu  pieściło  nagą  skórę  jej  karku.  Gdyby  tylko  odwróciła  głowę, 

przemknęło jej przez myśl, ich usta nieuchronnie spotkałyby się i znów poczułaby wściekłe 

bicie  jego  serca  tuż  przy  swoim.  Leciutko  zwilżyła  wargi  językiem.  Jego  słowa  zaparły jej 

dech w piersiach i nie umiała tego przed nim skryć. 

– Dobrze... Ramsey, nie będę cię więcej nazywać panem Walkerem. 

Spojrzał  na  nią  wymownie  i  dotknął  kącika  ust  koniuszkiem  języka,  dając  do 

zrozumienia, że jej gest nie umknął jego uwagi. Nim zdołała go powstrzymać, dotknął dłonią 

jej twarzy i wolniutko, delikatnie przeciągnął opuszkiem kciuka po dolnej wardze. 

– Tak – powiedział niskim głosem, w którym czaiła się niebezpieczna nutka. – Teraz się 

rozumiemy. 

Przez długą chwilę Alexis nie była w stanie oderwać wzroku od jego niebieskozielonych, 

hipnotyzujących oczu. Przepełniały ją nadzieja i lęk, że zechce ją pocałować. Właśnie wtedy, 

gdy  myślała,  ze  to  zrobi,  odchylił  się  do  tyłu  i  rozsiadł  wygodnie  na  krześle.  Odetchnęła  z 

ulgą.  Zdziwiło ją tylko,  czemu w sali zrobiło  się  tak ciepło  i  czemu powietrze stało się tak 

rzadkie.  Zajęta  bez  reszty  Ramseyem,  przegapiła  porę  swojego  wystąpienia.  Na  podium 

zastąpiła  ją  Doris  Scarborough,  przewodnicząca  Komitetu  Wspierania  Sztuk  Pięknych  w 

Filadelfii.  Nie  mogła  wybrać  lepszej  pory  na  swoją  przemowę,  pomyślała  Alexis.  Po  raz 

pierwszy w życiu zabrakło jej słów. Boże, do czego ten człowiek był zdolny... 

Starała  się  skoncentrować  na  wystąpieniu  Doris,  która,  ubrana  w  wyszukaną  kreację, 

wyglądała  jak  różowosrebrna  pufka  do  pudru.  Alejus  nie  ustawała  w  wysiłkach,  by 

przywrócić naturalne tempo oddechu i bicia serca, co powoli zaczęło jej się udawać. Uznała 

jednak, że nie osiągnie spokoju ducha, dopóki Ramsey jest tak blisko. 

Patrzyła  na  postacie  zjawiające  się  na  scenie,  nieświadoma  tego,  co  dzieje  się  na  sali. 

Przewinęła się przed nią parada mówców i laureatów. Jej uwagę przykuło jedynie nazwisko 

background image

Ramseya  Walkera,  wyróżnionego  za  pozytywne  przedstawianie  Filadelfii.  W  tym  mieście 

rozgrywała się akcja wszystkich jego książek. Szkoda, pomyślała, że nie można go wyróżnić 

za  pozytywne przedstawianie  kobiet.  Przypomniała sobie swój wcześniejszy pogląd na jego 

temat. Był mężczyzną, którego najlepiej pozostawić samemu sobie. Po tym stwierdzeniu nie 

miała już żadnych trudności z zapanowaniem nad własnymi emocjami. 

Dopóki nie zaprosił jej do tańca. 

– Co? – Tylko tyle zdołała z siebie wykrztusić w odpowiedzi na jego propozycję. 

– Powiedziałem: zatańcz ze mną – powtórzył łagodnie, lecz dobitnie. 

– Ale uroczystość, rozdanie nagród... 

– Dawno  się  skończyły.  Gdybyś  nie  spędziła  ostatniej  godziny  w  krainie  marzeń, 

zauważyłabyś, że gra orkiestra. Zresztą ten kawałek powinien ci się spodobać, coś naprawdę 

wolnego i nudnego. Sporo ludzi, w tym twój brat z Melissą, świetnie bawi się na parkiecie.

Alexis próbowała jeszcze oponować, lecz Ramsey jej nie słuchał. 

– A o czym tak dumałaś tyle czasu? – spytał ze znaczącym uśmiechem, który nagle zjawił 

się  na  jego  ustach.  – Natchniony  wyraz  twojej  twarzy  sugerował,  że  chyba  o  szczegółach 

wykończenia twojej sukni. 

– Tak,  rzeczywiście  o  wykończeniu,  ale  nie  sukni  – odparła  i  poczuła,  że  uśmiech 

zagościł także na jej ustach. 

– Punkt dla ciebie – z leciutkim grymasem rzucił po chwili. 

Z  niezrozumiałego  powodu  drobna  utarczka  słowna  z  Ramseyem  zaczęła  sprawiać  jej 

przyjemność.  Może  należał  do  tego  typu  ludzi,  których  poznaje  się  powoli,  stopniowo.  A 

może, przyznała w końcu, jakaś część jej duszy naprawdę lubiła Ramseya Walkera. Lubiła, i 

to bardzo. 

– A teraz zatańczysz? – ponowił zaproszenie. 

– Raczej nie. 

– Świetnie – powiedział i porwał ją z krzesła. 

– Wiedziałem, że cię namówię. 

Zanim zdobyła się na słowo* protestu, była już na parkiecie pośród par kołyszących się w 

takt  uwielbianej  przez  nią  kompozycji  Borodina.  Szybko  odkryła,  że,  jeśli  chodzi  o  taniec, 

Ramsey nie miał żadnych zahamowań. Mocnym ramieniem otoczył jej kibić i przygarnął do 

siebie.  Ujął  jej  dłoń  i  oparł  na  swej  klatce  piersiowej.  Czuła  nieregularne  bicie  jego  serca 

przez gładki materiał marynarki. 

Chcąc uniknąć jego wzroku, nie podniosła głowy. 

Patrzyła wprost na jego usta. Już dawno uświadomiła sobie, że tylko jedna rzecz bardziej 

background image

ją podnieca niż oczy Ramseya Walkera: wargi Ramseya Walkera. Och, nie. 

Dłuższy czas tańczyli w milczeniu. Przy każdym ruchu jego twarde, ciepłe ciało stykało 

się  w  intymny  sposób  z  jej  własnym,  co  doprowadzało  ją  do  skraju  szaleństwa.  Właśnie 

doszła do wniosku, że nie zniesie tego dłużej, gdy dostrzegła, że fascynujące wargi rozchylają 

się  jak  do  pocałunku.  Zmrużyła  powieki.  Nie  była  już  w  stanie  dłużej  mu  się  opierać,  ani 

chwili... 

– Ale numer, przecież ja znam ten kawałek!

– wykrzyknął radośnie Ramsey, jakby znalazł sposób na przerwanie chłodnej ciszy. 

Niechętnie otworzyła oczy. Uczucie rozedrganego oszołomienia zastąpiło rozczarowanie. 

– Co? O co ci chodzi? – spytała zaskoczona. 

– O  melodię,  którą  gra  orkiestra – wyjaśnił  z  wyraźnym  zadowoleniem.  – Poznaję  ją, 

pochodzi  z  takiego  starego  filmu,  „Ogniste  dziewice  z  Kosmosu”,  dokładnie  ze  sceny,  w 

której tańczyły taniec płodności. 

– Znacząco  uniósł  brwi.  – To  był  świetny  numer.  Alexis  zwolniła  i  zatrzymała  się  po 

kilku krokach. 

Wpatrywała  się  w  niego  dłuższą  chwilę,  chcąc  zgłębić  przyczynę  nagłej  erupcji  jego 

muzycznych zainteresowań. Zachodziła w głowę, jakim cudem pomyliła się aż tak bardzo w 

ocenie tego, co działo się między nimi. 

– To Borodin – poprawiła go wolno i dobitnie, jak mówi się do trzylatka. – Ten fragment 

pochodzi z „Tańców połowieckich” z „Kniazia Igora” i jest powszechnie znany pod tytułem

„Obcy w raju”. 

– Zaakcentowała  słowo  „powszechnie”  w  taki  sposób,  by  nie  pozostawić  żadnych 

wątpliwości, co sądzi o jego znawstwie. 

Ramsey uśmiechnął się ironicznie. 

– Słuchaj,  Alexis.  Nie  musisz  wysilać  się  na  subtelne  aluzje.  Wiem,  że  masz  mnie  za 

prostaka. Powiedziałem tylko, że to melodia z „Ognistych dziewic z Kosmosu”. Mam ten film 

na video, możemy go razem obejrzeć. 

– Przyciągnął ją ku sobie, by powrócić do tańca. 

– Poza  tym – dorzucił – wiele  kobiet,  nawet  tych  z  klasą,  lubi  odrobinę  prostactwa  od 

czasu do czasu. Nadaje smak ich życiu, jak szczypta soli. Chyba wiesz, o co mi chodzi?

Alexis  zagryzła wargi  i,  by nie  stracić  cierpliwości,  z  zamkniętymi oczami  policzyła  w 

myśli do dziesięciu. Chciała powiedzieć Ramseyowi, żeby zmienił tok swojego rozumowania 

na  zupełnie  przeciwny.  Chciała  wyjaśnić,  że  nie  należy  do  kobiet,  którym  sprawiała 

przyjemność, jak to zgrabnie nazwał, „odrobina prostactwa”. Chociaż, szczerze mówiąc, nie 

background image

była tego do końca pewna. 

Przeszła  jej chęć do walki. Pomyślała, że  dobrze byłoby znaleźć  się już w domu  i  przy 

filiżance  świeżo  zaparzonej  herbaty  zastanowić  się  nad  burzą  emocji,  którą  wywołał 

pocałunek Ramseya, i która nie dawała jej spokoju przez ostatni tydzień. Andrew wyłonił się 

z tłumu, jakby czytał w jej myślach. Zdał się jej rycerzem w srebrnej zbroi, co wyrwie ją ze 

szponów niebezpiecznie zmysłowego, ziejącego ogniem smoka. Lecz zamiast pomknąć z nią 

w bezpieczne zacisze, odezwał się niwecząc wszelkie nadzieje:

– Przykro  mi  to  mówić,  Lexie,  ale  miałem  telefon  z  biura.  Muszę  tam  zaraz  pojechać, 

żeby wyjaśnić kilka problemów z nowym kontem. 

– Nic nie szkodzi, Andrew – odparła z lekkim żalem, że oznacza to koniec dzisiejszych 

awansów Ramseya. – Nie mam nic przeciwko zakończeniu wieczoru. Możemy wyjść choćby 

zaraz. 

– Nie, Lexie, nie rozumiesz. Muszę być w firmie zaraz, to bardzo ważne. Nie mam czasu, 

żeby odwieźć cię do Ardmore i wrócić do śródmieścia. To by mi zajęło przeszło godzinę, a 

biuro jest dziesięć minut stąd. 

– Ale... 

– Nie  martw  się,  Drew – Ramsey  włączył  się  do  rozmowy. – Ja  mogę  zabrać  naszą 

dziewczynę do domu. Mieszkamy w tym samym budynku, więc to żaden kłopot. – Po czym z 

niewinnym uśmiechem zwrócił się do Alexis: – Prawda, sąsiadko?

Poczuła, że wpada w niezłe tarapaty. 

– Pojadę z tobą do biura, Andrew – zaproponowała ochoczo. – Będę siedzieć cichutko jak 

mysz pod miotłą, żeby ci nie przeszkadzać w pracy, a potem odwieziesz mnie do domu. 

– Nonsens – rzucił  Ramsey.  Alexis  pomyślała,  że  gdyby  użył  określenia  „paranoja”, 

mówiłby  nareszcie  swoim  naturalnym  językiem.  – Zatroszczyć  się  o  twój  powrót  do  domu 

będzie dla mnie najwyższą przyjemnością – dodał. 

– Och – zdołała wyjąkać. 

– Widzisz? – tryumfalnie obwieścił Ramsey. – Już nie może się doczekać. 

Alexis westchnęła głęboko, co Andrew poczytał za oznakę ulgi. 

– Wielkie  dzięki,  Ramsey.  I  tobie  też,  Alexis.  Stracę  tylko  parę  minut,  żeby  podrzucić 

Melissę do Palm Room, gdzie dzisiaj śpiewa. 

– Co? – Alexis  nie wytrzymała. Jej  brat poświęca swój czas kobiecie, którą dopiero  co 

spotkał w barze, a nie ma go dla własnej siostry?

– To  zupełnie  logiczne – Andrew zaczął  filozofować.  – Mam  zamiar  spotkać się  z  nią, 

gdy skończę w biurze. 

background image

Alexis  westchnęła i  jednoznacznym  gestem skrzyżowała  ramiona. Nabrała  przekonania, 

że  przebieg dzisiejszego  wieczoru  został  misternie ukartowany  przez  Ramseya, który  w  ten 

sposób chciał wkraść się w jej łaski. Próbowała wytłumaczyć sobie, że to absurd. Chociaż, z 

drugiej strony, wszystkiego mogła się po nim spodziewać. 

– Mam  dziwne  wrażenie,  że  ktoś  mnie  zrobił  w  konia – rzuciła,  patrząc  na  brata

znikającego  z  uczepioną  ramienia  kobietą,  która  miała  towarzyszyć  stojącemu  obok 

mężczyźnie. 

Nie  tyle  dostrzegła,  co  domyśliła  się  uśmiechu  na  ustach  i  makiawelicznego  błysku  w 

oczach Ramseya. 

– W konia? – spytał łagodnie, otaczając ją ramieniem. – Jak ty się wyrażasz? Skąd ci to 

przyszło do głowy?

Zwróciła twarz  ku niemu. Skąd?  Stąd, że  pewien niesamowicie  przystojny i  całkowicie 

nieczuły facet sprawił, że wszystkie jej zmysły wymykają się spod kontroli i fikają koziołki. 

Że dręczona delirycznymi majakami nie śpi po nocach. Nie może jeść, pracować, oddychać. 

Każda  jej  komórka  przesączona  jest  myślą  o  nim.  Pierwsze,  co  słyszy  rano,  to  stuk  jego 

maszyny  do  pisania,  a  ostatnie,  co  pamięta  przed  zaśnięciem,  to  wspomnienie  jego  ust  na 

swoich. 

– Ramsey,  chciałabym  już  wrócić  do  domu.  – By  jej  nic  przejrzał,  spuściła  wzrok  na 

parkiet ułożony w misterne wzory. – Jestem zmęczona. 

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Trzy  kwadranse  później  znaleźli  się  przed  wejściem  do  domu.  Alexis  podjęła  szybko 

decyzję,  że  tym  razem  najpierw  otworzy  wszystkie  zamki,  a  potem  zaprosi  Ramseya  na 

drinka.  W  ten  sposób  chciała  uniknąć  powtórki  sceny  z  korytarza.  Nagle  olśnił  ją  szalony 

pomysł. A może, pomyślała chytrze, atak jest najlepszą obroną przed Ramseyem? Może mała 

zmiana układu dobrze by mu zrobiła? Może, gdy z prześladowcy zmieni się w ofiarę, podkuli 

ogon i zrejteruje? Chciałaby zobaczyć coś takiego. 

Podzwaniając  pękiem  kluczy,  wstąpiła  na  ostatni  stopień  schodów.  Odwróciła  się  do 

swego towarzysza z najbardziej czarującym uśmiechem. 

– Może  zajrzysz  na  drinka,  nim  powiemy  sobie  dobranoc? – wyszczebiotała  i 

prowokacyjnie zatrzepotała rzęsami. – Co ty na to?

Był tak zaskoczony, że  z  wrażenia o mało nie sturlał się ze  schodów. Jeszcze  nigdy jej 

twarz nie zdawała się być tak piękna i tak kusząca. 

– Proszę? – wymamrotał, gdyż nic mądrzejszego nie przyszło mu do głowy. 

Alexis świadomie zmieniła uśmiech tak, by pokazać dołeczek w policzku. To kusi prawie 

każdego  mężczyznę.  O,  tak.  W  grze,  którą  zaczął  Ramsey,  powinno  brać  udział  dwoje 

zawodników. 

– Zapraszam cię na kieliszeczek przed snem – powtórzyła. – Myślałam, że masz ochotę 

na odrobinę brandy... 

Skąd u niej taki przypływ animuszu? Czy to naprawdę ta nieśmiała Alexis flirtowała tak 

otwarcie? I kiedy nauczyła się znajdować w tym tyle przyjemności?

– No  jasne – Ramsey  wspiął  się  na  szczyty  elokwencji.  – Z  największą  przyjemnością 

napiję się czegoś przed... przed snem. 

Poczuła  krótkie  jak  błyskawica,  pyszne  uczucie  satysfakcji  z  jego  zakłopotania.  Zaraz 

potem pozbierał się i dostrzegła w jego oczach błysk, który nie wróżył niczego dobrego. Gdy 

wyjmował  klucze  z  jej  zesztywniałych  nagle  palców,  z  przerażeniem  zrozumiała,  że 

wpakowała się w niezłą kabałę. 

– Proszę bardzo – wymamrotał, z galanterią ustępując jej pierwszeństwa w drzwiach. 

Jeszcze  nigdy  nie  była  tak  zdenerwowana  we  własnym,  zdawałoby  się  bezpiecznym, 

mieszkaniu.  Próbowała  walczyć  z  rosnącym  w  niej  napięciem.  By  odzyskać  poczucie 

pewności  siebie,  wmawiała  sobie,  że  głupio  tak  się  bać.  Lecz  gdy  zobaczyła  Ramseya, 

nonszalancko  opartego  o  framugę  i  powoli,  systematycznie,  pętla  za  pętlą,  rozwiązującego 

background image

krawat,  zrozumiała,  że  czekają  porażka.  Za  późno,  pomyślała,  niezdarnie  próbując  pełnić 

honory pani domu. 

– Brandy? – spytała drżącym głosem. 

Ramsey się uśmiechnął. Z pewnością zauważył jej zakłopotanie. 

– Tak,  chętnie – odparł,  katując  ją  powolnym  odpinaniem  dwóch  pierwszych  guzików 

plisowanej, białej koszuli. 

Szybko wyszła do kuchni. Nie mogła bezradnie czekać, aż Ramsey skończy obnażać tors. 

Wróciła z dwoma kieliszkami leciutko podgrzanego koniaku. Musiała stłumić uczucie paniki. 

Sytuacja  łudząco  przypominała  tę  z  zeszłego  tygodnia.  Zastała  Ramseya  na  wiktoriańskiej, 

obitej jasnobłękitnym aksamitem kanapie, rozglądającego się ciekawie po mieszkaniu. 

Rozsiadł  się  w  taki  sposób,  że  gdyby  chciała  zająć  miejsce  obok  niego,  nie  zostałaby 

między nimi nawet szparka. Zatem podała mu trunek i wycofała się na fotel, wywołując tym 

wyraźną konsternację gościa. 

– Alexis, ja nie gryzę – odezwał się i niedbałym gestem zawirował ciemno-bursztynowy 

płyn  w  trzymanym  kieliszku.  Podniósł,  do ust  i  posmakował.  – Przynajmniej  nie  od  razu –

dorzucił. 

– Nigdy cię o to nie podejrzewałam – odpowiedziała, bezskutecznie próbując zapanować 

nad drżeniem głosu. 

Akurat, pomyślał Ramsey. Z niechęcią dostrzegł, że Alexis przysiadła na krawędzi fotela 

jak na szpilkach, gotowa poderwać się, gdyby tylko dotknął jej spojrzeniem. 

Spływający do gardła koniak dobrze mu zrobił. Ukoił nerwy roztrzęsione spektaklem, w 

którym udała zainteresowanie seksem. A niech to! Kusiła go tak mocno, że skorzystałby z jej 

propozycji bez oglądania się na to, że mógł to być jedynie objaw jej przewrotnej wyobraźni. 

Nie  lubił,  gdy  ktoś  bawi  się  w  ten  sposób.  Zwłaszcza  kobieta.  Ale  zachowanie  Alexis  tak 

rażąco odbiegało od sposobu, w który na co dzień zbywała jego propozycje, że żadną miarą 

nie mógł gniewać się na nią za to, co zrobiła. 

Nie,  nadal  żywił  gorące  i  niebezpieczne  uczucia  do  sąsiadki  z  wyższego  piętra.  Dałby 

głowę,  że  wie,  co  będzie  dalej.  Może  nie  do  końca,  poprawił  się.  Dokładniej:  wiedział,  jak 

mógł  wyglądać  scenariusz  dalszych  wydarzeń.  Niestety,  był  całkowicie  pewien,  że  to,  co 

według niego było świetnym pomysłem, nie znajdzie aprobaty u Alexis. Chociaż już prawie 

wyraziła na to zgodę. 

– Alexis – zaczął, łypiąc na nią spod oka – czy pamiętasz porozumienie, jakie zawarliśmy 

tydzień temu?

Dziewczyna zbladła. 

background image

– Porozumienie? Jakie porozumienie?

– Och, na pewno pamiętasz nasz układ. Grzeczność za grzeczność. Ręka rękę myje. 

Wzięła głębszy łyk brandy i grymasem twarzy zdradziła, że popełniła błąd w domyśle. To 

już druga pomyłka i pewnie, tak jak poprzednia, nie uszła uwagi Ramseya. 

– Nie wiedziałam, że już ją gdzieś zbrudziłeś – odparła zaczepnie, odzyskując pewność 

siebie. 

– Nie  zbrudziłem.  – Zarechotał  rubasznie.  – Nie,  jeszcze  nie, ale  naprawdę  potrzebuję 

twojego towarzystwa... 

– Ramsey... 

– ... w Atlantic City. 

– W Atlantic City? – Była zdumiona. 

Potwierdził  powolnym  skinieniem  głowy.  Z  niekłamaną  przyjemnością  kontemplował 

wyraz jej twarzy, w którym ścierały się uczucia zakłopotania, ulgi i żalu. Czy to możliwe, by 

czuła się zawiedziona tym, że nie stawia jej wyraźniejszych, bardziej konkretnych wymagań? 

Bezwiednie potarł podbródek. Może jeszcze nie powinien spisywać Alexis na straty?

– Tak, w Atlantic City – powtórzył. – Proszę, byś dotrzymała obietnicy danej mi wtedy, 

gdy zgodziłem się pójść z tobą na tę kiczowatą wystawę. Mam u ciebie dług wdzięczności i 

teraz proszę, byś go spłaciła. Jesteś mi winna to spotkanie. 

– Ale Atlantic City jest o dobre dwie godziny jazdy stąd – opierała się. – Cóż to będzie za 

atrakcja, jechać tam i zaraz wracać?

Ramsey  wychylił  alkohol  do  dna.  Z  niedbale  uniesionej  nogi  zsunął  mu  się 

rozsznurowany but i upadł z głośnym stuknięciem. 

– Trzy dni – rzucił. 

– Co?!

– To doroczny zjazd pisarzy kryminałów. Zaczyna się w piątek, a kończy w niedzielę. 

– Ramsey, to niemożliwe. Nie mogę poświęcić całego weekendu na coś tak błahego, jak... 

– Hola, to nie jest takie błahe, to moja praca – przerwał jej upomnieniem. 

– Ale... 

– Obiecałaś. 

Patrzyła z wyraźną niechęcią. To oszustwo, pomyślała. Kiedy obiecywała mu spotkanie, 

miała na myśli kolację, przyjęcie czy jakiś mecz. Owszem, mogła to być okazja służbowa, ale 

trwająca trzy godziny, a nie trzy dni. 

– Przykro  mi,  ale  to  po  prostu  niemożliwe – powiedziała  stanowczo.  – Nawet  gdyby 

przyjąć,  że  twoja  prośba  nie  wykraczałaby  poza  granice  naszej  umowy,  to  ogrom 

background image

obowiązków  ciążących  na  mnie  w  związku  z  pracą  w  komitecie  absolutnie  wyklucza  tak 

długą nieobecność. Zwłaszcza że znaczna większość spotkań toczy się właśnie w weekendy. 

– Ale nie dwudziestego – odparł pewnie. – Nie masz ani jednej sprawy do załatwienia w 

ciągu całych trzech dni. Sprawdziłem. 

– Co zrobiłeś?

Ramsey  uśmiechnął  się  z  arogancją  typową  dla  kogoś,  kto  został  dopuszczony  do 

tajemnicy wielkiej wagi. 

– To zabawne, ile mężczyzna może dowiedzieć się o kobiecie, gdy któryś z jej kolegów 

jest jego zagorzałym fanem. 

Alexis  pokręciła  głową.  Nie  mogła  uwierzyć,  że  ktoś  z  jej  otoczenia  okazał  się  aż  tak 

dwulicowym i fałszywym człowiekiem. 

– A może nie pracuję w ten weekend dlatego, że mam inne plany?

– Błąd – poprawił ją Ramsey. – Jedyne plany, jakie masz na ten weekend, to wyjazd ze 

mną  do  Atlantic  City.  Dobrze  znam  historię  pośpiesznej  ucieczki  Evana  do  raju  na  ziemi. 

Wiem także, że po Evanie nie masz żadnych oficjalnych konkurentów, poza mną, oczywiście. 

– I tu się mylisz, Ramsey – zawołała z nie skrywaną dumą, że tym razem ona mogła go 

poprawić. – Nigdy nie byłeś, nie jesteś i nie będziesz moim konkurentem, ani oficjalnym, ani 

nieoficjalnym. 

– Doprawdy? – spytał i  oparł łokcie na  kolanach  w pozie  pełnej zwątpienia. – A nasza 

upojna chwila tydzień temu przed twoimi drzwiami?

Alexis  nerwowo  poruszyła  się  w  fotelu.  Poczuła  falę  gorąca,  wywołaną  dręczącymi  ją 

wspomnieniami. W oczach Ramseya dostrzegła błyski igrających ogników. Coś knuł, lecz nie 

chciała wiedzieć, co. 

– To było jedynie rażące naruszenie prywatności, którego się dopuściłeś, nic więcej. 

– Rzeczywiście? – Skwitował  jej  oświadczenie  uśmieszkiem.  – To  ciekawe.  Jeszcze 

przed chwilą byłem gotów przysiąc, że to był kawał całusa, po którym oboje mieliśmy ochotę 

naruszyć znacznie więcej niż prywatność. 

Była zła na siebie za to, że przez ułamek sekundy przyznała mu rację. 

– To tylko świadczy o tym, jak bardzo źle bywasz poinformowany – wymamrotała. 

– Źle poinformowany, powiadasz – odrzekł. – W porządku. W takim razie mogę przyjąć, 

że to ty źle mnie poinformowałaś twierdząc, że dotrzymasz danej obietnicy. 

Rzucona obelga sprawiła, że dziewczyna spłonęła rumieńcem. 

– Jestem, bez cienia wątpliwości, najbardziej godną zaufania kobietą, z jaką kiedykolwiek 

miałeś lub będziesz miał do czynienia – wykrzyknęła z emfazą. 

background image

Mężnie oparła się pokusie, by go nie złajać i nie wyprosić za drzwi. 

– Udowodnij, że dotrzymujesz obietnic – napierał. 

– Załóż się ze mną. 

Wiedziała, że wciąga ją w pułapkę, lecz z wielkopańską dumą uniosła głowę. 

– Jakie stawiasz warunki? – spytała. 

Ramsey  wstał  i  wyprostował  się.  Zdawało  jej  się,  że  napiął  i  wyeksponował  każdy 

mięsień swego ciała. Powoli zlustrował pokój, udając zainteresowanie każdą stojącą na półce 

książką i każdym bibelotem. Nieznacznie poprawił figurkę psa rasy Staffordshire i w końcu 

zwrócił się do Alexis:

– Jeżeli wygram, jedziesz ze mną do Atlantic City – powiedział. 

– A jeżeli ja wygram?

– Natychmiast  wyjdę  z  twojego  mieszkania  i  nigdy  nie  będę  cię  zaczepiał.  Jeśli  tego 

naprawdę chcesz. 

Patrzyła na niego podejrzliwie i zastanawiała się, co to wszystko miało znaczyć. 

– Żadnych insynuacji, gdy spotkamy się przypadkiem w pralni?

– Obiecuję. 

– Żadnych pożądliwych spojrzeń w korytarzu?

– upewniała się. 

– Żadnych takich, które mogłabyś dostrzec. 

– Żadnych kradzieży mojej bielizny? – Ze skrywanym uśmiechem dostrzegła, że cios był 

celny. 

– A skąd... Zgoda, żadnych kradzieży twojej bielizny. Muszę jednak przyznać, że to cios 

poniżej pasa. Nie wybaczysz mi tego żartu?

Głośnym westchnieniem pominęła pytanie. 

– Sądzę, że to zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Co jest przedmiotem zakładu?

Ramsey  odstawił  kieliszek  na  podstawkę.  Równym,  pewnym  krokiem  zbliżył  się  do 

Alexis. W jego oczach płonął ciepły blask. 

– Twierdzę, że gdy cię teraz pocałuję, będziesz podniecona bardziej niż kiedykolwiek w 

życiu. – Mówiąc te słowa powoli nachylał się ku niej, tak że w końcu ich twarze dzieliło tylko 

kilka centymetrów przestrzeni wypełnionej gorącym powietrzem. 

Nic nie mogła poradzić na to, że jej serce zgubiło rytm, a zmysły rozpalił płomień. W jej 

oczach było niedowierzanie. 

– Myślę... myślę, że to nie wypada... – wyjąkała tak cicho, że ledwie było ją słychać. –

Nie wypada proponować takiego zakładu kobiecie. 

background image

– Weź pod uwagę, o co w nim idzie. – Ramsey skrzywił się znacząco. – Więc jak, zakład 

stoi?

Muszę  szybko  zdecydować,  pomyślała.  Jeżeli  odmówi,  on  z  pewnością  zakwestionuje 

wartość jej obietnic. Nie mogła znieść myśli o tym, że ktoś taki jak Ramsey Walker mógłby 

mieć  jej  cokolwiek  do  zarzucenia.  W  dodatku  oświadczyła  mu  przed  chwilą,  że 

zeszłotygodniowy wybryk nie  wywarł  na  niej  żadnego wrażenia.  Czemu  miałaby robić  tyle 

szumu o zwykły pocałunek, przecież nie pierwszy w jej życiu? Czemu miałaby zareagować 

inaczej niż z innymi mężczyznami?

Zgódź się, proszę, nalegał cichutki głosik, który nagle odezwał się w jej myślach. Bądź 

szczera  wobec  siebie  i  przyznaj,  że  Ramsey  rzeczywiście  podniecił  cię  bardziej  niż 

jakikolwiek mężczyzna. Nagle zaświtał jej pomysł. Tak, to było to. Powiedział, że rozpali ją 

bardziej niż kiedykolwiek, nieprawdaż? To znaczy, że jej wrażenia przewyższą tamte zawroty 

głowy i omdlenia sprzed tygodnia. Uśmiechnęła się. Jeżeli myśli, że przeskoczy sam siebie, 

jeżeli zdaje mu się, że potrafi więcej niż wtedy... 

Chociaż z drugiej strony, nigdy nic nie wiadomo. 

Ramsey był  człowiekiem  o olbrzymich możliwościach... Ale  gdy ona  wygra, będzie  go 

miała z głowy na zawsze. Już samo to było wystarczająco kuszącą wizją, by zdecydować się 

na  tę  próbę.  A  co  będzie,  jeżeli  Alexis  sama  zacznie  oddawać  mu  pocałunek?  Szybko 

wykluczyła tę ewentualność. To zbyt wielka bzdura, by ją w ogóle rozważać. 

Spojrzała mu prosto w oczy. Wspaniałe, głębokie, niebieskozielone oczy; wpatrywał się 

w nią, jakby była ósmym cudem świata. 

– Dobrze – wydusiła. – Zakład stoi. 

Myślała, że wstanie i wtedy przyjmą dogodną pozycję. Nie spodziewała się, że Ramsey 

po prostu pochyli się ku niej i bez ostrzeżenia, bez dotknięcia jej dłońmi, delikatnie złączy jej 

usta ze swymi. 

To  było  bardzo...  niepokojące  uczucie,  ale  nie  przykre.  Zwłaszcza  gdy  delikatny  dotyk 

zmienił  się  w  subtelną  grę  ich  ust.  Była  tak  zafascynowana  tym,  co  ma  się  zdarzyć,  że 

zapomniała o wszystkim oprócz pocałunku. Kiedy koniuszkiem języka powędrował wokół jej 

ust, nie zdołała pohamować cichego jęku. Rozchyliła wargi, by westchnąć, a on natychmiast 

wykorzystał  okazję.  Pieścił  językiem  wnętrze  jej  ust.  Pobudzał  zakamarki,  o  wrażliwości 

których nie miała nawet pojęcia. 

Nagle poczuła, że koniuszki jego palców miękko przesuwają się po jej nagich ramionach 

w najmilszej pieszczocie, jaką mogła sobie wyobrazić. Potem ujął jej twarz w swoje dłonie i 

odchylił w tył, aż spoczęła na oparciu fotela. Wiedziała, że z chęcią przystanie na wszystko, 

background image

co  z  nią  teraz  zrobi.  Z  radosną  ulgą  spostrzegła,  że  uwolnił  jedną  rękę  i  zanurzył  ją  w 

gęstwinę jej włosów. Powoli i systematycznie uwalniał je od spinek i grzebieni. 

Nie  wiedząc  jak  i  kiedy  znalazła  się  na  jego  kolanach.  To  tak  jakoś...  samo  się  stało. 

Jedną ręką oplatał jej biodra, drugą zaś buszował we włosach spływających ciemną kaskadą 

po  nagich  ramionach.  W  jego  pocałunku  była  wielka  pasja.  Ona  zaś  wtulała  się  w  niego  z 

całej siły. 

Wtem  szósty  czy  siódmy  zmysł  przesłał  jej  ostrzeżenie.  Wpółprzytomna,  nie  zdawała 

sobie sprawy, że jej ciche wpierw westchnienia zmieniły się w głośne jęki. Gdy zaś poczuła, 

że  jego  dłoń  tułająca  się  po  jej  ciele  napotyka  piersi  i  chciwie  je  przykrywa,  przyznała,  że 

jednej tylko rzeczy jest pewna: Ramsey Walker podniecił ją tak, jak nikt inny dotąd. Nawet 

epizod z ubiegłego piątku wypadał blado w porównaniu z tym. 

Zanim  stała  się  zdolna  wyrazić  swą  myśl  w  jakimkolwiek  języku,  Ramsey  przerwał 

pocałunek.  Wpatrywał  się  w  jej  ciemnobrązowe  oczy,  rozjaśnione  i  omdlewające  z 

olbrzymiej,  niezaprzeczalnej  rozkoszy.  Widział  biust  falujący  nierównym,  łapczywym 

oddechem, takim jak jego własny, a także pełne, czerwone wargi, które uczynił nabrzmiałymi. 

Dostrzegł  też  malutki,  nabiegły  krwią  siniak  na  jej  karku.  Był  gotów  przysiąc,  że  zniknie 

przed świtem. 

Potem spojrzał w dół, na rękę ułożona na jej piersi. Słowa, które odnalazł, uwięzły mu w 

krtani.  Pchnięty  impulsem  zwarł  mocniej  uścisk  palców  i,  zataczając  niewielkie  kręgi, 

rozkoszował  się  kształtem  ciała  skrytego  pod  sukienką.  Nim  całkiem  ją  oswobodził, 

przeciągnął  jeszcze  kciukiem  po  zielonym,  ciemnym  aksamicie  w  miejscu,  w  którym 

sterczała  brodawka  jej  piersi.  Nieznacznym  uśmiechem  skwitował  jej  krótkie  i  szybkie 

westchnienie. 

– Zadzwonię w tygodniu i powiem ci, co powinnaś spakować – powiedział z wyraźnym 

przekonaniem o wygranej. 

Alexis,  osłupiała  i  zażenowana  rozstrzygnięciem  sporu,  patrzyła  błędnym  wzrokiem. 

Ramsey delikatnie uwolnił się od niej i posadził ją na fotelu. Bez słowa podszedł do kanapy, 

na której zostawił swój krawat i marynarkę, podniósł je niedbałym gestem i ruszył do drzwi. 

Modlił  się  tylko  w  duchu,  żeby  nogi  nie  odmówiły  mu  posłuszeństwa,  zanim  dotrze  na 

korytarz.  Zdecydowanym,  szybkim  ruchem  chwycił  za  klamkę,  po  czym  odwrócił  się,  by 

spojrzeć na Alexis ostatni raz. 

Siedziała  na  samej  krawędzi  fotela  w  pozycji,  jaką  przyjęła  w  rozmowie  z  Ramseyem. 

Różnica polegała tylko na tym, że poprzednio dziewczyna miała elegancko ułożoną fryzurę, 

zaś teraz długie, ciemnobrązowe pasma były splątane i potargane. Miejsce zrównoważonego i 

background image

chłodnego  spojrzenia  zajął  w  jej  oczach  ogień,  który  zdawał  się  wymykać  spod  kontroli. 

Rozpalony przez Ramseya po to, by trawił Alexis, teraz zagrażał także i jemu. 

Zamknął za sobą drzwi. Był już poza zasięgiem jej wzroku. Do jego świadomości dotarł 

fakt, że wyczerpał do ostatka posiadaną energię. Zaczął powoli schodzić, gdy nogi ugięły się 

pod nim. Chwycił poręcz, by nie zlecieć w dół schodów na złamanie karku. 

Nigdy  nie  przydarzyło  mu  się  nic  podobnego.  Nigdy  dotąd  żadna  kobieta  nie  zdołała 

odwzajemnić  mu  pocałunku  w  taki  sposób.  Nigdy,  w  najśmielszych  oczekiwaniach  nie 

dopuściłby  myśli,  że  to  Alexis  Carlisle  rozpali  go  do  białości.  Zawsze  uważał,  że  jest  zbyt 

zimna, zbyt lodowata, by podniecić mężczyznę. Jak bardzo się mylił! Mam tylko nadzieję, że 

ochłonę do rana, pomyślał wkładając klucz do zamka. 

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Alexis z głośnym westchnieniem ulgi rozejrzała się po pokoju hotelowym. Tysięczny raz 

od przyjazdu do Atlantic City, to jest od dwóch godzin, zastanawiała się, jakim cudem wpadła 

w  tę  kabałę.  Raz  po  raz  rzucała  nerwowe  spojrzenie  na  drzwi  łączące  jej  pokój  z  pokojem 

Ramseya,  jakby  miał  się  w  nich  zaraz  zjawić  i,  uśmiechając  się  szelmowsko,  wodzić  na 

pokuszenie. 

Powinna  być  mu  wdzięczna.  Po  pierwsze,  starczyło  mu  przyzwoitości  na  to,  żeby 

zarezerwować oddzielne pokoje. Po drugie, przez całą długą drogę z Ardmore nie wspomniał 

choćby słowem o tym, co zaszło między nimi tydzień temu. Szczerze mówiąc, nie potrafiłaby 

opisać  tego,  co  wtedy  przeżyła.  Wiedziała  tylko,  że  najpierw  Ramsey  zademonstrował  jej 

całkiem interesujący sposób całowania, potem zaś bez reszty uniosło ją najbardziej niezwykłe 

przeżycie, jakiego kiedykolwiek doznały jej zmysły. 

To właśnie znaczyło być prawdziwie podnieconą, pomyślała. Poczuła charakterystyczny 

dreszcz,  który przebiegł  ją  od  stóp  do  głów.  Do  tej  pory nie  miewała  takich  myśli,  lecz  od 

dwóch  tygodni  nie  mogła  zastąpić  ich  żadnymi  innymi.  Po  prostu  nie  mogła  już  dłużej 

pomijać faktu, że jej sąsiad z dołu, jakkolwiek uważany przez nią dotychczas za nieznośnego, 

wstrętnego i niedojrzałego egoistę, wzniecił w niej płomień namiętności, jakiego nie potrafił 

rozpalić żaden inny mężczyzna. 

Zaskoczona,  choć  także  i  zażenowana,  przyznała,  że  nie  czuje  się  zdruzgotana  tym 

odkryciem. Teraz mogła patrzeć prosto w oczy zbudzonej ze snu bestii własnego seksualnego 

„ja”. Mogła pogrozić jej palcem i zapewnić, że  w żadnym wypadku nie  pozwoli już więcej 

wodzić się za nos. Alexis sama decydować będzie o swoim losie. No, może nie całkiem sama, 

zaprotestował  jakiś  piskliwy,  nieproszony  wewnętrzny  głosik,  ojciec  na  pewno  będzie  się 

wtrącać.  W  każdym  razie  nic,  ale  to  absolutnie  nic  nie  zajdzie  więcej  między  nią  a 

Ramseyem. 

Pukanie do wspólnych drzwi zachwiało jej postanowieniem. 

– Alexis? – doszedł ją stłumiony głos Ramseya. – Czy jesteś gotowa do wyjścia?

Z determinacją potarła zmarszczone czoło. Próbowała odnaleźć sposób wymigania się z 

weekendu  w  Atlantic  City.  Nie  zdzierży  następnych  siedemdziesięciu  dwóch  godzin  w 

towarzystwie Ramseya Walkera. 

– Za chwilę – odpowiedziała spokojnie. 

– Pośpiesz się, za dwadzieścia minut zaczyna się przyjęcie u mojego wydawcy. 

background image

Na  przekór  zdrowemu  rozsądkowi  podeszła  do  drzwi,  otworzyła  je  i  oniemiała. 

Najczęściej, wręcz zbyt często, widywała Ramseya w obszarpanych, niechlujnych ciuchach. 

Widziała  go  także  w  smokingu,  czarującego  i  dystyngowanego.  Ale  nigdy  nie  miała  okazji 

widzieć  go  właśnie  takim.  Świeżo  ogolony,  nieomal  prosto  spod  prysznica,  pachniał  jak 

północny,  sosnowy  las.  Świetnie  leżały  na  nim  grafitowo-szare  spodnie  i  biała,  elegancka 

koszula  pod  tweedową  szarą  marynarką.  Zaskoczył  ją  szafirowy  kolor  krawata,  a  jeszcze 

bardziej – mieszanina barw mieniących się w jego oczach. Nigdy nie przyjrzała im się na tyle 

dokładnie, by mocje opisać. Nagle zapragnęła poznać je bliżej. 

– Całkiem nieźle wyglądasz – wyznała szczerze, omal nie zdradzając mu swych myśli. 

– A  ty  jesteś  jeszcze  w  lesie – ignorując  komplement  odparł  z  wyraźnym 

niezadowoleniem. 

Spojrzała na hotelowy szlafrok, który ją otulał. W myślach opatrzyła rankę, którą jej zadał 

ostrym tonem reprymendy. 

– Tak, przepraszam – odrzekła ze spuszczoną głową. – Daj mi dziesięć minut. 

Zanim szybko zamknęła drzwi, Ramsey zdążył dostrzec ból w jej oczach i cierpienie w 

głosie. Usłyszał, jak odchodzi w głąb pokoju. Cholera, pomyślał, dlaczego nigdy nie można 

dojść z nią do ładu? Dlaczego zawsze musi palnąć coś, co ją płoszy? Z desperacją machnął 

potężną dłonią i siadł na krawędzi łóżka. 

Po  co  w  ogóle  zapraszał  ją  tutaj?  Zapraszał?  Uśmiechnął  się  ironicznie.  Nie  zaprosił: 

ściągnął  ją  podstępem,  sprowokował...  Zrobił  wszystko,  co  w  jego  mocy,  by  zmusić  ją  do 

towarzyszenia mu w tym wyjeździe. Minęło dziewięć miesięcy od dnia, gdy otrzymał z rąk 

organizatorów  zjazdu  propozycję  poprowadzenia  seminarium.  Już  wtedy  fantazjował,  jak 

dobrze  byłoby  pokazać  się  tam  z  piękną  sąsiadeczką.  Wiedział  oczywiście,  że  nigdy  nie 

przyjęłaby jego zaproszenia. Kiedy trzy tygodnie temu skorzystała z jego pomocy, zrozumiał, 

że okazja sama pcha mu się do rąk. I, jak dotąd, wszystko szło jak z płatka. 

Czemu więc przez ostatnie dwa tygodnie nerwy odmawiały mu posłuszeństwa? Dlaczego 

tak bardzo irytowała  go świadomość, że  Alexis  nie przyjechałaby tu  z  nim  z  własnej woli? 

Jakim sposobem udało jej się wejść tak głęboko w mroczną część jego wnętrza i poruszyć je 

tak,  jak  nikt  dotąd?  Kiedy  zdołała  wziąć  we  władanie  wszystkie  jego  żądze  i  marzenia?  I 

czemu, do licha, nie mógł przestać o niej myśleć?

Położył  się  w  poprzek  łóżka.  Leżąc  na  plecach,  bezmyślnie  gapił  się  w  sufit.  Nie  znał 

odpowiedzi na żadne z tych pytań. Nieźle się wkopałem, stwierdził w duchu. 

Tkwił nadal w tej pozycji, gdy kilka minut później rozległo się pukanie do drzwi. 

– Otwarte! – zawołał, ciągle leżąc. 

background image

Usłyszał zgrzyt zamka i szelest materiału. Odwrócił głowę i spojrzał w stronę wchodzącej 

Alexis.  Miała  prostą,  czarną  suknię  bez  ramiączek,  skrywającą  długie  nogi  zwiewną  mgłą. 

Zdała  się  Ramseyowi  jakaś  inna  niż  zwykle.  Jej  strój  mógł  zdziałać  wszystko  oprócz 

schłodzenia atmosfery. Dzielącą ich przestrzeń wypełniało gorące, przesycone igiełkami pole 

wzajemnego  przyciągania.  Wyraz  oczu  Alexis  zdradzał,  że  dziewczyna  jest  o  krok  od 

zerwania krępujących  ją  więzów.  Ramsey mógł  tylko  żywić  nadzieję,  że  droga  jej  ucieczki 

zawiedzie ją ku niemu. 

– Źle się czujesz? – spytała widząc, że się nie poruszył. 

Przez dłuższą chwilę nie odpowiadał. Nie mógł nic powiedzieć, tylko wpatrywał się we 

włosy, które miękkimi lokami spływały na jej ramiona. W głowie kołatała mu się tylko jedna 

myśl, że nigdy, przenigdy nie zapomni tego, jak ona teraz wygląda. Chciał krzyczeć z radości, 

że spędzą razem cały weekend. 

Alexis niepewnie postąpiła kilka kroków w stronę łóżka. 

– Ramsey? Czy coś jest nie w porządku? Westchnął głęboko i usiadł. 

– Skądże – niewyraźnie wymamrotał. – Jest świetnie. Wyglądasz... 

Nie byłby w stanie skryć przed nią tego, co czuł na jej widok, więc nawet nie próbował. 

Przyłożył tylko dłoń do czoła, jakby chciał powstrzymać rozpalającą je gorączkę. 

– Alexis, wyglądasz oszałamiająco... 

Spłonęła  rumieńcem  i  spojrzała  na  swą  sukienkę  tak,  jakby  nie  widziała  jej  nigdy 

przedtem. Nie miała pojęcia, co skłoniło ją do zakupu akurat tej kreacji. Naprawdę, to nie w 

jej stylu, coś tak bardzo seksownego. Ramsey uprzedził ją, że będą zaproszeni na koktajl do 

jego wydawcy. Chciała tylko wyglądać modnie i może... atrakcyjnie. Oczywiście, zwykle nie 

nosiła podobnych ubrań i teraz, gdy uwięziła się w tej sukni na najbliższe kilka godzin, będzie 

musiała mieć się na baczności. 

– Nie  uważasz,  że  to  zbyt...  zbyt  śmiałe? – spytała.  Nie  przesadzaj,  odparł  w  myślach, 

bezskutecznie  starając  się  powstrzymać  od  wędrowania  spojrzeniem  wzdłuż  jej  zgrabnych 

nóg. Dziś wieczorem będzie musiał odganiać od niej każdego mężczyznę w zasięgu wzroku. 

– E tam... – wydukał w końcu. – Jest dobrze, w porządku. 

Odpowiedź nie rozwiała jej wątpliwości, lecz było zbyt późno, by się przebierać. 

– Może już pójdziemy? – zaproponowała. 

By  dostać  się  na  przyjęcie,  musieli  przejść  przez  hotelowe  kasyno.  Alexis  mimo  woli 

rozglądała się na prawo i lewo, w górę i w dół. Nie spodziewała się, że Atlantic City zrobi na 

niej  pozytywne  wrażenie.  Już  sam  pomysł  utrzymywania  miasta  z  hazardu  wydał  jej  się 

niesmaczny.  Pachniało  zewsząd  tandetą,  pełną  jaskrawych,  błyskających  świateł  i  ludzi 

background image

ubranych skąpo lub dziwacznie. 

Tu,  w  kasynie,  czuła  to  wyraźnie.  Otaczał  ją  tłum,  który  kłębił  się  wokół  automatów  i 

stołów  do  gry  w  kości  lub  ruletkę,  miętosząc  w  garściach  pliki  banknotów  tak,  jakby  były 

makulaturą. Dzwoniły dzwonki, a starsze panie piszczały z emocji, gdy niklowany pojemnik 

automatu wypełniał się monetami. 

Dżentelmeni  w  strojach  wieczorowych,  ramię  w  ramię  z  młodzieńcami  w  skórzanych 

kurtkach, cisnęli się do stołów, gdzie wykrzykiwali polecenia krupierkom mieszającym kości. 

Zanim Alexis zdołała się zorientować, ją także ogarnął szał miejsca, w którym ludzie chcieli 

robić  pieniądze  na  zgadywaniu,  którą  stroną  odwróci  się  na  wierzch  mała,  kropkowana, 

plastikowa kostka. 

– Chcesz spróbować? – wyszeptał jej Ramsey do ucha. 

– Och, nie – odparła, nie odrywając wzroku od stołu, przy którym tak wiele było śmiechu 

i  radości.  – Nie  pochwalam  hazardu.  Ci  ludzie  mogliby  z  pewnością  znacznie  lepiej 

spożytkować  swoje  pieniądze,  zamiast  trwonić  je  tak  beztrosko.  A  jeśli  tego  nie  umieją,  to 

niech przeznaczą je na nieskończenie lepszy cel, jakim jest dobroczynność. 

– Daj spokój,  Alexis,  rozchmurz  się. Odwróciła się do niego, by  dobitniej  wyrazić swą 

dezaprobatę, lecz nie dał jej dojść do słowa. 

– Czemu  potępiać  ludzi  za  trochę  zabawy  i  nadzieję  na  powrót  do  domu  z  paroma 

dodatkowymi groszami w kieszeni?

– To udaje się tylko nielicznym – skwapliwie zaoponowała. – Znaczna większość traci tu 

nie tylko pieniądze. 

– Wręcz przeciwnie. 

Zmarszczyła brwi. Powinna była spodziewać się takiej odpowiedzi z jego strony. 

– I tak mnie nie przekonasz – trwała przy swoim zdaniu. 

– Pewnie nigdy nawet nie spróbowałaś. 

– Nie, ja... 

– Chodź. 

Chwycił  ją  mocno  za  rękę  i  pociągnął  w  stronę  stołu,  który  przed  chwilą  przykuł  jej 

uwagę. Alexis przypomniała mu, że spóźnią się na przyjęcie. 

– Nie martw się, wybaczą nam. A teraz pozwól, że krótko wytłumaczę ci reguły gry. 

Przez następne kilka minut Alexis posłusznie kiwała głową na znak zrozumienia w tych 

momentach,  w  których  sądziła,  że  powinna.  Ramsey  równie  dobrze  mógłby  wygłosić  swój 

wykład po chińsku, ponieważ i tak kompletnie nie miała pojęcia, o czym mówi. Słowa takie 

jak  „przejście”,  „punkt”,  „wypłata”,  mocno  zakorzeniły  się  w  jej  umyśle,  lecz  niestety  nie 

background image

zanosiło  się na to, by mogły zaowocować. Gdy wreszcie dopchali się do stołu, postanowiła 

najpierw trochę popatrzeć. 

Ramsey  położył  znaczną,  jej  zdaniem,  sumę  pieniędzy  na  zielonym  suknie  i  poprosił  o 

coś, co nazwał kuponami, po czym umieścił niewielką stertę żetonów na polu, które wszyscy 

nazywali  linią  przejścia.  Bacznie  śledziła  każdy  jego  ruch.  Mężczyzna  z  prawej  strony 

Ramseya kilkakrotnie rzucał kością. Wszyscy wokół niej bawili się świetnie aż do chwili, gdy 

padła trójka. Powód zmiany nastroju pozostał dla niej zagadką. Trójka nigdy nie była w jej 

mniemaniu  pechową  liczbą.  Historycznie  rzecz  biorąc,  pomyślała Ałexis,  trójka  miała  duże 

znaczenie  symboliczne  w  świecie  sztuki  i  literatury,  by  nie  wspomnieć  o  jej  znaczeniu 

metafizycznym. 

– Zmiana strzelca! – głośny głos krupiera wyrwał ją z kontemplacji. Cokolwiek znaczyło 

to zawołanie, dotyczyło ono Ramseya. Spojrzała pytająco na kości, które podniósł ze stołu i 

trzymał przed nią na otwartej dłoni. 

– Teraz ja rzucam – wyjaśnił. 

– Aha,  rozumiem.  – Z trudem  przyswoiła  sobie  nową  porcję  informacji,  która  i  tak  nie 

pomogła jej pojąć zasad gry. Starała się udawać, że śledzi akcję. Ramsey mocno potrząsnął 

zamkniętymi w dłoni kośćmi i zbliżył zaciśniętą pięść do ust Alexis. 

– Chuchnij – poprosił. 

– No wiesz?

– Chuchnij na kości – wyjaśnił. – Na szczęście. Spojrzała na niego podejrzliwie, po czym

bez przekonania spełniła polecenie. 

– Teraz daj im pożegnalnego całusa. 

– Co znowu?

– Dalej,  dziewuszko – z  drugiego  końca  stołu  ponaglił  ją  starszy  mężczyzna,  który 

miętosił w ustach koniec cygara. – Czy mam tu czekać aż do śmierci?

Zbieranina  wokół  stołu  zjednoczyła  się  w  głośnym,  zgodnym  pomruku.  Alexis 

skwitowała  ich  reakcję  spojrzeniem  w  sufit,  po  czym  musnęła  wargami  podsuniętą  dłoń. 

Ramsey z błyskiem w oku rzucił kości daleko w drugi koniec stołu. 

– Dalej! – zawołał. – Ta mała potrzebuje na nowe pantofelki!

– Oczywiście, że nie – zaprotestowała Alexis. – Mam je pierwszy raz na nogach. Kupi... 

– Jedenaście – krzyknął krupier, a zgromadzony tłumek aż zawrzał z radości. 

– Kupiłam je w zeszłym tygodniu. Potrzebowałam czegoś do tej sukienki – dokończyła. 

– Właśnie wygraliśmy stówę – rzucił Ramsey niedbale. 

– Co?! – zawołała z zapartym tchem. 

background image

– Wyrzuciłem jedenaście. Podwoiliśmy pieniądze, które postawiłem na linii przejścia. 

– Naprawdę?

– Proszę,  teraz  twój  rzut.  – Zwrócił  się  do  obsługi  stołu: – Pani  prosi  o  kości, będzie 

rzucać. 

– Zmiana strzelca! – zawołał krupier i przysunął w jej stronę osiem kości. 

– Mam  rzucać  wszystkimi? – mocno  skonsternowana  spytała  szeptem  Ramseya.  – Ty 

miałeś tylko dwie. Jak mam zmieścić w dłoniach tyle kości? To najgłupsza gra, jaką znam. 

– Weź  dwie – wyprostował  dwa  palce  i  odpowiedział  tonem,  jakby  udzielał  pomocy 

sześciolatkowi rozwiązującemu pierwsze w życiu zadanie arytmetyczne. – Dostałaś osiem, z 

których masz wybrać dwie. 

Alexis zrobiła zdegustowaną minę, po czym wybrała dwie najbliższe kości i rzuciła je w 

drugi koniec stołu, zupełnie nie troszcząc się o wynik. 

– Siedem – zawołał krupier. 

Podniecenie  tłumu  zgromadzonego  wokół  stołu  wyraźnie  wymknęło  się  spod  kontroli. 

Jakaś  kobieta  pochyliła  się  nagle  w  stronę  Alexis  i  radośnie  ucałowała  ją  w  policzek,  zaś 

mężczyzna na prawo od Ramseya klepnął ją w plecy tak mocno, że straciła oddech. 

– Co się stało? – spytała z zaciekawieniem. 

– Pamiętasz te dwieście dolarów, które mieliśmy minutę temu? – spytał cicho Ramsey. 

Kiwnęła głową. 

– Więc teraz mamy czterysta. Szeroko otworzyła oczy. 

– O, kurczę – wyrwało się jej. 

– Właśnie  tak.  – przytaknął.  – Wiesz,  to  się nazywa  fartowny wieczór.  Mówi  ci  coś  to 

określenie?

Posłał  Alexis  ciepłe,  zmysłowe  spojrzenie,  od  którego  nieomal  zamarło  bicie  jej  serca. 

Mogła wyraźnie odczytać jedno z wielu zawartych w nim znaczeń. Chciał, by znów rzuciła 

kości.  Nic  prawie  nie  ważyły,  lecz  biorąc  je  do  rąk  czuła  ciężar  oblepiających  je  zewsząd 

oczekiwań.  Nieśmiało  uśmiechnęła  się  do  Ramseya,  po  czym,  naśladując  jego  ruchy, 

zagrzechotała zawzięcie kośćmi. Podsunęła mu zwiniętą piąstkę. 

– Chuchniesz? – poprosiła. 

Przyciągnął jej dłoń bliżej ust i ogrzał ciepłym oddechem. Zadrżała leciutko. 

– Pocałujesz?

Delikatnie  otoczył  jej dłoń swoją.  Leciutkim,  kuszącym  muśnięciem  końca  języka 

obdarował najpierw każdy z jej palców. 

– Czego  potrzebuje  mój  chłopak? – zaskoczona  usłyszała  swój  własny,  lekko 

background image

zachrypnięty głos. 

Zapadła  cisza,  nawet  krupier  zamilkł.  Wszyscy  niecierpliwie  czekali  na  odpowiedź 

Ramseya. Zatoczył spojrzeniem krąg po zaciekawionych twarzach i zdecydował, że zatrzyma 

dla siebie najgłębszą potrzebę. 

– Teraz  potrzebuje  drinka.  Koniecznie – potwierdził.  Alexis  uśmiechnęła  się  doń  ze 

zrozumieniem.  Po  raz  ostatni  gwałtownie  potrząsnęła  dłońmi.  Rozległy  się  pełne  emocji 

okrzyki,  prośby  o  to,  by  znów  wyrzuciła  siódemkę  lub  jedenaście.  Złożyła  razem  dłonie  i 

potarła je tak, jakby chciała ogrzać uwięzione kości, po czym trzykrotnie na nie chuchnęła. 

– Dalej, mój chłopak chce się napić! – zawołała rzucając. 

– Znowu  siedem! – krzyknął  krupier  zbytecznie,  bowiem  gdy  tylko  kości  szczęśliwie 

wylądowały  na  drugim  końcu  stołu,  wywołały  wybuch  radosnej  histerii.  Figlarny  uśmiech 

zamarł  na  twarzy  Alexis,  gdy  zwróciła  się  do  swego  towarzysza.  Dostrzegła  nagle  w  jego 

oczach  wyraźny  obraz  tego,  co  kłębiło  się  w  jego  duszy.  On  naprawdę  potrzebuje  drinka, 

pomyślała, ja chyba też. 

– Spóźnimy się – przypomniała. 

Ramsey wziął głęboki oddech, by przywrócić sercu równy rytm. 

– Rzeczywiście – rzucił krótko i, wzbudzając głośne protesty wśród pozostałych graczy, 

zebrał ze stołu stertę kolorowych, cudownie pomnożonych żetonów. – Pani wygrana, panno 

Carlisle – oświadczył, wręczając Alexis połowę żetonów. 

– Przecież początkowy wsad był twój – odparła, zwracając mu jeden z żetonów. – Należy 

ci się to z powrotem. 

– Początkowy wsad? – podchwycił. – Szybko łapiesz żargon hazardzistów. 

Zawstydzona dziewczyna spuściła głowę. 

– Zatrzymaj go – poprosił z uśmiechem. – Wiem, że przeznaczysz to na jakiś pożyteczny 

cel. 

– O, tak – zapewniła. – Całą wygraną przekażę na fundusz naszego komitetu. 

– Tego się właśnie spodziewałem. 

– A  ty  pewnie  swój  postawisz  w  kasynie – odrzekła,  patrząc  na  niego  z  wyrzutem. 

Przypomniała  sobie,  że  przecież  była  przeciwniczką  hazardu,  chociaż  ostatni  kwadrans 

przyniósł jej więcej radości niż ostatnich kilka lat. 

Zanim odpowiedział, omiótł kilkakrotnie wzrokiem jej postać od góry do dołu. 

– Nie, będą mi zaraz potrzebne, dziś wieczorem mam zamiar osuszyć bar. 

W  rewanżu  obrzuciła  go  podobnym  spojrzeniem.  Jeszcze  nie  mogła  opanować 

rozedrganych emocji, od których kręciło jej się w głowie. 

background image

– Wiesz, chyba się przyłączę – oświadczyła. 

Przez  długą  chwilę  stali  pod  olbrzymim  kryształowym  żyrandolem  rozświetlającym 

środek  sali  kasyna,  niepomni  panującej  wokół  wrzawy  i  kłębiącego  się  tłumu.  Tkwili 

nieruchomo,  wpatrzeni  w  siebie  nawzajem.  Każde  chciało  odgadnąć  myśli  drugiego,  aż  w 

końcu Alexis zrozumiała, że chyba już wie. Zaskoczyło ją to odkrycie. Była prawie pewna, że 

tym razem oboje myśleli o tym samym. 

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Następnego dnia Ramsey znalazł trochę czasu dla Alexis dopiero wieczorem. Rano, przy 

pośpiesznym śniadaniu,  umówili  się  na  siódmą na  kolację  w  restauracji  hotelowej.  Właśnie 

szykował się na spotkanie. Prostował zawiązany, ku własnemu zaskoczeniu, po mistrzowsku 

krawat.  Zdumiało  go  również  to,  jak  bardzo  brakowało  mu  towarzystwa  Alexis  na 

seminariach wypełniających cały dzień. Pozostało tajemnicą, czemu tęsknił za kimś, kto żył 

tylko po to, by prowokować i drażnić jego męskie ego.

Strzepnął pyłek z rękawa ciemnego garnituru, jednego z dwóch, jakie miał. Drugi, jasny, 

wydał mu się nieodpowiedni na tę okazję. Wyruszył po Alexis. Otworzyła natychmiast, gdy 

tylko zapukał. I znowu stanął jak wryty, urzeczony jej pięknem. Pomyślał, że pewnie tak już 

będzie zawsze. Za każdym razem będzie w milczeniu oddawał hołd temu pięknemu zjawisku. 

Coraz częściej nosiła rozpuszczone włosy i chyba miało to jakiś związek z tym, że to on 

pojawił się w jej życiu. Dzisiejszego wieczora powróciła do wiktoriańskiego stylu ubierania 

się.  Ciemno-bordowa  spódnica  szczelnie  kryła  nogi  aż  do  połowy  łydek,  zaś  śnieżnobiałą 

bluzkę  wieńczył  stojący  koronkowy  kołnierzyk,  przez  który  prześwitywała  delikatna, 

kremowa skóra smukłej szyi. Czarna szarfa, wyszywana w kwieciste wzory, przewiązana była 

w wiotkiej,  dziewczęcej  talii. Ramsey nie  mógł  powstrzymać się  od ciekawskiej  myśli,  czy 

włożyła dziś pas do podwiązek, zdobiony różowymi kokardkami?

– Czy jesteś gotowa do przypięcia... to jest przyjęcia?

– burknął tak niewyraźnie, że nie była pewna, czy zrozumiała go właściwie. 

Na  wszelki  wypadek  szybko  sprawdziła  swój  wygląd  w  obawie,  czy  przypadkiem  nie 

eksponuje  fragmentu  bielizny,  co  byłoby  dla  niej  raczej  krępujące.  Upewniwszy  się,  że 

wszystko  jest  w  porządku,  złożyła  niefortunne  przejęzyczenie  Ramseya  na  karb  jego 

nadmiernie rozbudzonej fantazji erotycznej. 

– Tak, jestem gotowa – odpowiedziała z wymuszonym uśmiechem. 

Ramsey  wyraźnie  nie  chciał  ograniczyć  programu  wieczoru  tylko  do  posiłku.  Podczas 

deseru,  przy  kawie,  usilnie  starał  się  namówić  Alexis  do  powtórnej  wizyty  w  kasynie. 

Próbowała  wytłumaczyć  mu,  że  nie  planowała  na  dziś  takiej  eskapady,  że  najchętniej 

wróciłaby  do  swego  pokoju,  gdzie  czekało  na  nią  kilka  powieści  kupionych  na  targach 

towarzyszących zjazdowi. 

– Nie, to zbyt nudne – nalegał. Uniósł filiżankę i pociągnął łyk kawy. – Jesteś w Atlantic 

City i chcesz przesiedzieć wieczór nad książką? Czy nie rozumiesz, że to idiotyczny pomysł?

background image

– Nie,  wcale  nie – oponowała  z  udawanym  zaskoczeniem.  – Nie  sądzę,  żeby  czytanie 

książek  było  idiotyzmem  w  jakichkolwiek  okolicznościach.  Gdyby  reszta  społeczeństwa 

zaczęła podzielać podobne poglądy na lekturę książek, to ktoś taki jak ty, kto utrzymuje się 

dzięki ich pisaniu, byłby skończony. 

– Dobrze wiesz, że nie to miałem na myśli. 

– Szatański  uśmieszek  zakradł  się  w  kąciki  jego  ust.  Ręka  Ramseya  przemierzyła  całą 

szerokość stołu, by przykryć dłoń Alexis. – Chodzi mi tylko o to, że nie można spędzić całego 

życia, skrywając się w pokoju. Jest tyle innych przyjemności. 

Alexis  odstawiła  filiżankę  z  kawą  na  spodeczek,  po  czym  uwolniła  rękę  z  uścisku  i 

podparła nią brodę. 

– W  rzeczy  samej.  Muzyka  i  plastyka  potrafią  poruszyć  zmysły,  wykwintne  potrawy  i 

wino mogą dogodzić podniebieniu. A zniewalający zapach ściętych świeżo kwiatów? A dotyk 

aksamitu opuszkami palców... – tu przerwała. Spostrzegła, że jej słowa chyba w nich obojgu 

wywołały wspomnienie dotyku, nie tylko aksamitu, opuszkami palców. Palców Ramseya. 

– Mów  dalej,  proszę – nalegał.  W  jego  niebieskozielonych  oczach  rozbłysły  maleńkie 

ogniki. 

Wyprostowała się sztywno i wbiła wzrok w obrus. 

– I dobra książka w pokoju hotelowym, gdy wokół chyba cały świat oszalał – dokończyła. 

– Nie cały świat – sprostował – tylko Atlantic City. Tutaj trudno nie zwariować, choćby 

odrobinę. 

– Łatwo zauważyć. 

– Jak mogłaś zauważyć tu cokolwiek, jeżeli nie wysunęłaś nawet czubka nosa poza hotel?

– atakował. 

– A czego mogę spodziewać się na zewnątrz, jeżeli już sam hotel tak pełen jest chaosu, że 

aż trzeszczy w szwach?

– Alexis – starał się zachować spokój, tłumacząc jej prawdę tak oczywistą – tutaj odbywa 

się  zjazd.  Pisarzy – znacząco  zawiesił  głos,  jakby  to  jedno  słowo  miało  usprawiedliwić 

otaczający  ich  zewsząd  obłęd.  – W  dodatku  pisarzy  powieści  sensacyjnych.  Nie  wiesz,  że 

każdy z nas jest po prostu szalony?

– Tak, z pewnością jeden z was ma wyraźne ku temu skłonności – odparła spokojnie. 

– No, cóż, jest tu więcej takich jak ja. Są nawet gorsi. 

– Zatem normalnym nie pozostaje nic innego, jak uciekać – odrzekła przesadnie przejęta. 

Ramsey potrząsnął przecząco głową i zatoczył rękami szeroki krąg. 

– Ja tylko próbuję cię przekonać, że Atlantic City to nie tylko hipnotyczny błysk kasyna. 

background image

– Trzymam cię za słowo. 

– Nie  musisz.  Dziś  wieczorem  zabieram  cię  na  małą  przechadzkę.  Można  powiedzieć: 

przechadzkę ciemną stroną życia. 

– Świetnie, tego mi właśnie brakowało – wymamrotała Alexis, gapiąc się w resztkę kawy 

na dnie filiżanki. 

Gdyby  ktokolwiek  wywróżył  jej,  że  któregoś  dnia  będzie,  ręka  w  rękę,  spacerować  z 

jakimś  pismakiem  po  wietrznych  trotuarach  Atlantic  City,  pośród  ciżby  ludzi  odzianych 

najdziwaczniej,  począwszy od eleganckich futer,  na znoszonych pantofelkach skończywszy, 

doradziłaby temu komuś wizytę u psychiatry, i to dobrego. Teraz okazało się, że gdyby taka 

osoba  istniała  naprawdę,  byłaby,  jak  Kasandra  i  Terezjasz,  i  wróżbiarz  Cezara,  nie 

zrozumianym, choć prawdomównym prorokiem. 

Już  całkiem  się  ściemniło,  gdy  ruszali  z  hotelu,  lecz  panujący  mrok  zdawał  się  nie 

przeszkadzać  nikomu  z  przechodniów  pędzących  w  swych  codziennych  sprawach.  Tłok  na

promenadzie dorównywał temu, jaki zastali poprzedniego popołudnia. Alexis przyglądała się 

mijającym ją w pośpiechu ludziom. Zafascynowała ją różnorodność tłumu. Tu przemknął ktoś 

w eleganckim, nieskazitelnie wyszczotkowanym, wieczorowym stroju, a tuż obok włóczył się 

ktoś  w  wyświechtanym  łachu.  Widziała  starszych  ludzi  ubranych  zgodnie  z  modą  sprzed 

czterdziestu  lat,  i  nastolatków  ze  stojącymi  czuprynami  w  zwariowanych,  typowo 

młodzieżowych kreacjach. Ile barw, pomyślała, coraz bardziej zaintrygowana. 

– A widzisz? Mówiłem! – powiedział Ramsey, gdy minęli grupę chłopców i dziewczyn 

śpiewających  i  tańczących  wokół  stojącego  na  chodniku  olbrzymiego,  przenośnego 

radiomagnetofonu. – Oto największy spektakl w świecie. 

Odpowiedziała  uśmiechem  na  jego  zachwyty.  Rzeczywiście,  uwielbienie  dla  cyrku 

musiało tkwić mocno w jego naturze. 

– Myślę, że na swój sposób masz sporo racji. Widziałam dziś i klownów, i akrobatów, i 

połykaczy ognia. I dzikie bestie – dodała, znacząco spoglądając na swego towarzysza. 

– To kiedy zaczniesz mnie tresować? – burknął ze ściągniętymi brwiami. – Akurat mam 

przy sobie bicz i składane krzesełko. Nie muszę dodawać, że znajdzie się i zgrabny kostium. 

Uniwersalny, pasuje na każdego. 

– Nie wątpię. – Alexis nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. 

Zamilkł,  a  ona  przypomniała  sobie,  że  przecież  Ramsey  był  zawsze  dumnym, 

zatwardziałym kawalerem, gotowym na krótko związać się z każdą kobietą, która ma ochotę 

na przelotny romans. Z jej punktu widzenia to nie wchodziło w grę. Nawet gdyby udało im 

background image

się  przezwyciężyć  dzielące  ich  różnice,  co  wydawało  jej  się  coraz  bardziej  możliwe, 

pozostawało parę istotnych powodów, dla których nie była skłonna rzucić mu się w ramiona. 

Po  pierwsze,  był  pisarzem.  Twórczość  była  jego  źródłem  utrzymania  i  sposobem  na 

życie. Uświadomiła sobie, że nie tylko ojciec nigdy nie zaakceptuje Ramseya, lecz także sama 

Alexis  nie  będzie  umiała w  pełni  mu  zaufać.  Nie  ukrywał,  że  nie  ma  ochoty  wiązać  się  na 

stałe.  To  był  drugi  z  powodów,  który  powstrzymywał  ją  od  zakochania  się.  Pragnęła 

mężczyzny, który byłby z nią zawsze. 

Pochodziła  z  licznej  rodziny  i  doskonale  znała  korzyści  płynące  z  mocnych  więzi. 

Wiedziała, że nie chce samotnie się zestarzeć. Małżeństwo jej rodziców było bardzo udane, 

nadal oboje kochali się do szaleństwa. Nie widziała przyczyny, dla której miałaby pozbawiać 

się  podobnego  szczęścia.  Wreszcie,  chciała  też  mieć  dzieci.  Mogłaby  je  nauczyć,  jak  cenić 

piękno, jakie życie ma do zaoferowania. 

Krótko mówiąc, potrzebowała kogoś na teraz i na przyszłość. Kogoś na stałej, konkretnej 

posadzie. Kogoś, kto zapewni utrzymanie założonej przez nich rodzinie. Kogoś, na kim może 

polegać  i  czyje  zachowanie  może  przewidzieć.  Zwykłego,  statecznego,  odpowiedniego 

mężczyzny.  Ramsey  Walker  nigdy  takim  nie  będzie,  choćby życzyła  sobie  tego  najgoręcej. 

Chyba właśnie wtedy dotarło to do niej. 

– Alexis. 

Głos  Ramseya  przebił  się  przez  mgliste  myśli,  plączące  się  jej  po  głowie.  Spojrzała  na 

niego.  Jakże  żałowała,  że  nie  był  właściwym  dla  niej  mężczyzną.  Lecz  to,  co  chciał 

powiedzieć, pozostało tajemnicą. Utkwił wzrok gdzieś za nią, gdzie tylko mroczna ciemność 

spowijała ocean, po czym potrząsnął głową w geście beznadziei. 

– Chodźmy na kawę – zaproponował w końcu. 

– Znam tu niedaleko małą grecką knajpkę. Mają świetną kawę z ekspresu, rzeczywiście 

stawia na sztorc wszystkie włosy na piersiach. 

W pierwszej chwili Alexis chciała odpowiedzieć, że posiadanie włosów na piersiach nie 

jest  jej  największym  marzeniem,  lecz  gdy  spostrzegła  jego  uśmiech,  mogła  go  tylko 

odwzajemnić. 

– Dobrze – zgodziła  się,  choć  było  późno,  i  choć  przed  chwilą  właśnie  próbowała 

przekonać samą siebie, że nie powinno dojść do niczego między nimi. 

– Z  przyjemnością.  A  może  potem  zabierzesz  mnie  do  kasyna?  Ta  ruletka  wyglądała 

całkiem interesująco. A co to jest to oczko, o którym tyle się ostatnio nasłuchałam?

Ramsey roześmiał się. Gdy zawrócili, poufale objął ją ramieniem. 

– Alexis, stajesz się hazardzistką. 

background image

– Owszem – odparła. W duchu żywiła nadzieję, że nie straci swoich żetonów, i że będzie 

umiała wycofać się z gry, zanim wzrośnie stawka. 

Po  raz  pierwszy  w  życiu  zdarzyło  się  Alexis  nie  spać  przez  całą  noc.  Siedziała  blisko 

Ramseya  na  ławce  stojącej  na  plaży  tuż  obok  ich  hotelu  i  przyglądała  się  pierwszym 

zwiastunom  świtu,  różowo-żółtym  promykom  rozjaśniającym  mrok  nad  horyzontem.  Zdała 

sobie sprawę, że mijający weekend obfitował w czynności, które robiła pierwszy raz. 

Między  nimi  tkwiła  pusta  butelka  po  winie,  oczywisty  dowód  kolejnego  „pierwszego 

razu”. Złamała nie jeden, a dwa przepisy. Po pierwsze, wynieśli butelkę z kasyna, które nie 

miało  zezwolenia  na  sprzedaż  alkoholu  na  wynos.  Po  drugie,  wypili  ją  na  plaży,  co  z 

pewnością było zakazane. Nie zatroszczyli się nawet o kieliszki, po prostu podawali ją sobie z 

ust do ust, jak dwoje włóczęgów. Nie mogła powstrzymać się od uśmiechu na myśl, że kiedyś 

taki  postępek  wydawałby  się  jej  nie  do  przyjęcia.  Na  domiar  złego,  przez  cały  wieczór 

zupełnie  zapomniała  o  dystyngowanym  zachowaniu,  a  nawet  sprawiło  jej  to  pewną 

przyjemność. 

– O  czym  myślisz? – ciepło  spytał  Ramsey.  Spojrzała  na  niego.  Siedział  w  samej 

kamizelce,  bowiem  oddał  jej  marynarkę,  gdy  nad  ranem  powiało  chłodną  bryzą  od  morza. 

Rozluźniony  krawat  otaczał  kołnierzyk  rozpiętej  pod  szyją  koszuli.  Alexis  przypomniała 

sobie, że to ona sama zluzowała węzeł i odpięła guziki. Oblała się rumieńcem na myśl o tak 

śmiałym geście. I jeszcze coś zrobiła pierwszy raz tej nocy. 

Gdzieś koło czwartej nad ranem, gdy w barze kwartet jazzowy resztkami sił wykonywał 

ostatni utwór zatytułowany „Noc i dzień”, Alexis zrozumiała, że jest zakochana. Zakochana w 

Atlantic  City,  w  dziwacznym  tłumie  szalonych,  obcych  ludzi,  którzy  objęli  tę  noc  we 

władanie. I beznadziejnie zakochana w Ramseyu. Był to dla niej prawdziwy szok. Desperacko 

szukała w myślach odpowiedzi, co ma z tym dalej począć. 

– Alexis? – ponaglił ją jego głos. Spróbowała sklecić jakąś odpowiedź. 

– Zastanawiałam  się  nad  tym,  że  nigdy  jeszcze  nie  spędziłam  takiego  wieczoru –

przyznała w końcu szczerze. 

– To prawda. A czy dobrze się bawiłaś?

– O,  tak – odrzekła  entuzjastycznie.  – Od  dawna  nie  bawiłam  się  tak  dobrze.  Nigdy

jeszcze nie zdarzyło mi się nie spać całą noc. 

– Daj spokój, w to nie uwierzę. 

– Naprawdę. 

– A  na  uczelni?  Czy  razem  z  koleżankami  nie  opowiadałyście  sobie  do  rana  o 

chłopakach?  Nie  porównywałyście  ich,  nie  zmyślałyście  historii  o  tym,  co  działo  się  na 

background image

randkach? Myśmy nieraz gadali tak o dziewczynach. 

Alexis spuściła oczy i nerwowo splotła ręce. 

– Inne  tak  robiły.  Ja  naprawdę  nie  miałam  o  czym  opowiadać,  więc  zamykałam  się  w 

pokoju i się uczyłam. 

Ramsey spojrzał na nią ze zrozumieniem. 

– A co z chłopakiem, z którym byłaś prawie zaręczona?

– Brianem?  Nie,  nie  mogłam  o  tym  mówić.  On  i  ja...  Nie  chciałam  licytować  się  z 

dziewczynami tym, co nas łączyło. Chociaż się skończyło, uważałam, że to... – zawahała się –

było czymś wyjątkowym. 

Ramsey wprawdzie skinął głową ze współczuciem, lecz za żadne skarby nie mógł pojąć, 

co  znaczyło  „wyjątkowy”.  Nigdy  nie  czuł  do  żadnej  kobiety  niczego takiego,  co  musiałby 

zachować  dla  siebie  w  obawie  przed  zbeszczeszczeniem.  Nie  przechwalał  się  podbojami, 

gdyż nie było to w jego stylu. Uważał to za niesmaczne. Powód ten nie miał nic wspólnego z 

uczuciami, jakie żywił. 

– Poza tym – dodała cicho – tak naprawdę niewiele było do opowiadania. 

Nim  Ramsey  zdążył  odpowiedzieć,  na  plażę  wpadła  hałaśliwa  grupka  ubranych  w 

kolorowe  kombinezony  surfingowców,  gotowych  do  porannego  rekonesansu,  trzeba  więc 

było przenieść rozmowę w inne miejsce. W czynnej całą dobę nadmorskiej kawiarence kupili 

kawę i  zabrali  parujące  filiżanki  na  dwór.  Oparci  o  balustradę  podziwiali  świt.  Patrzyli bez 

słowa, jak ognista kula wolno unosi się w niebo, witając ich ciepłem i nadzieją nowego dnia. 

Coś się zmieniło tej nocy, pomyślał Ramsey. Nie wiedział dokładnie ani co się stało, ani 

kiedy.  Czuł  jakąś  różnicę.  Zjawiło  się  coś,  czego  nie  było  jeszcze  dwanaście  godzin  temu. 

Bliżej nieokreślone coś nie było nawet takie złe, wręcz całkiem przyjemne. Słoneczny krąg 

odrywał  się  od  horyzontu,  gdy  Ramsey  w  prostym,  spontanicznym  odruchu  otoczył  talię 

Alexis  ramieniem  i  uśmiechnął  się  do  niej  serdecznie.  Spędzili  razem  wspaniały,  pełen 

radości  wieczór.  Może  wcale  nie  była  sztywną,  konserwatywną  damą?  Może  miała  jeszcze 

szansę?

Wzmocnił uścisk, a ona nie stawiała oporu. Uśmiechnął się szeroko. Nie mógł doczekać 

się tego, co przyniesie im dzisiejszy dzień. 

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

W niedzielne popołudnie zjazd miał się ku końcowi. Ramsey tkwił w ciemnym kącie sali 

balowej, w której urządzono pożegnalne przyjęcie. Całą uwagę skupił na tym, co działo się po 

przeciwległej  stronie  obszernego  pomieszczenia.  Stała  tam  Alexis,  oddzielona  gwarnym 

tłumem,  i  była  zajęta  serdeczną  pogawędką  z  Maćkiem  MacAlpinem,  wydawcą  Ramseya. 

Uroczysta i miła atmosfera zdawała się być udziałem wszystkich obecnych, oprócz Ramseya. 

W zamyśleniu sączył drinka. Był o coś zły, przez cały dzień, lecz nie miał pojęcia, o co tak 

naprawdę mu chodzi. 

Wmawiał  sobie,  że  jego  ponury  nastrój  nie  miał  żadnego  związku  z  ciemnowłosą 

pięknością,  która  tak  blisko  pochylała  głowę  do  swego  rozmówcy.  I  nie  dlatego  był 

zirytowany,  że  przez  cały  weekend  ani  o  krok  nie  posunął  się  w  swych  erotycznych 

zamiarach. Ramsey był całkowicie pewien, że zżerająca go złość nie ma nic wspólnego z... z 

uczuciem żywionym do Alexis Carlisle. Ani z tym, że wesołymi uśmiechami i spojrzeniami 

zdradzała, jak świetnie bawi się w towarzystwie jego wydawcy. Absolutnie nic. 

Cholera, a co za różnica, z kim ona rozmawia? Spędził cały rok na przyglądaniu się, jak 

wychodziła  na  spotkania  i  przyprowadzała  do  siebie  gości,  głównie  mężczyzn.  Szczerze 

mówiąc, nigdy nie troszczył się zbytnio, kim byli i co ich z nią łączyło. No, może nie całkiem, 

przyznał, wspominając  pełne  napięcia chwile, kiedy tkwił  z  uchem przyklejonym do swych 

drzwi i modlił się, by nie zrobiła jakiegoś głupstwa z nowym adoratorem lub ponaglał faceta, 

by znów odmówił jej zaproszeniu. 

No, dobrze. Mozę rzeczywiście przejmował się tym, z kim się spotykała i co robiła. I co z 

tego?  Był  zwyczajnym  mężczyzną  o  normalnych  potrzebach.  Czemu  nie  miałby  myśleć  o 

pięknej  kobiecie?  Niestety,  z  czasem  zwykłe  myśli  przerodziły  się  w  obsesję.  Wszystko,  o 

czym  marzył,  to  Alexis  i  jej  fascynująca  bielizna.  To  chyba  zupełnie  zrozumiałe,  prawda? 

Prawda? – przekonywał  w  myślach  sam  siebie.  Błądził  wzrokiem  po  krągłościach  ciała 

dziewczyny i stłamsił w sobie jęk, który zrodziła rozbudzona wyobraźnia. Obsesje mogą być 

bardzo  niebezpieczne,  pomyślał,  najlepiej  uciąć  je  szybko  i  zdecydowanie.  Zacisnął  zęby  i 

miarowym, pełnym determinacji krokiem ruszył w jej stronę. 

Alexis i Mack byli nadal pochłonięci rozmową, gdy do nich dotarł. Nie słyszał, o czym 

mówili. Zdecydował, że najlepiej będzie zostać na uboczu i się nie wtrącać. Przecież Alexis 

nie znaczy dla niego więcej niż inne dziewczyny, myślał. Wtem dotarł do niego jej dźwięczny 

śmiech.  Poufałym  gestem  oparła  dłoń  na  barczystym  ramieniu  Macka.  Ramsey  poczuł,  jak 

background image

coś w nim twardnieje, po czym pęka. 

– Czy ty specjalnie mnie unikasz? – zadał ciche pytanie za jej plecami. 

Pełna  skruchy  obróciła  się  ku  niemu.  Nagle  zdała  sobie  sprawę,  że  zbyt  dużo 

naopowiadała o Ramseyu osobie, którą przedstawiono jako jego wydawcę. 

– Nie – odparła  szybko,  może  nawet  za  szybko.  Odchrząknęła  speszona  i  zaczęła 

misternie  układać  długi  kosmyk  włosów  za  uchem,  by  zyskać  na  czasie.  – Wcale  cię  nie 

unikam, po prostu wydawało mi się, że jesteś bardzo zajęty i nie chciałam ci przeszkadzać. 

Miał  na  końcu  języka  odpowiedź,  że  już  dawno  temu  zaczęła  mu  przeszkadzać,  że 

całkowicie zburzyła ład jego świata, lecz zamiast tego potrząsnął tylko głową. 

– To  niemożliwe – oznajmił.  – Twoje  towarzystwo  jest  zawsze  mile  widziane, 

gdziekolwiek i z kimkolwiek jestem. 

Uśmiechnęła się ciepło w podzięce za tak serdeczne słowa, lecz spuściła skromnie oczy, 

by nie  dostrzegł  w  nich  zadowolenia. Ciągle nie  mogła przywyknąć  do uczuć, które  w niej 

wzbierały, gdy Ramsey był w pobliżu. Nie wiedziała, jak się ma zachować. Nim się połapała, 

ciągnął dalej. 

– Poza tym – wskazał na stojącego obok blondyna, który uważnie śledził każdy gest ich 

obojga – wiem, jak ten facet potrafi nudzić na przyjęciach i jestem przekonany, że nie byłabyś 

zadowolona, gdybyś słuchała jego przechwałek przez całą noc. 

– Hola,  lepiej  pomyśl  o  tym,  jak  szybko  „ten  facet”  będzie  czytał  twój  rękopis –

zaczepnie rzucił blondyn uśmiechając się kpiąco. – Na wieki ugrzężnie na dnie szuflady, jeśli 

nie zachowasz ostrożności. 

– Nie  ze  mną  te  numery – odparował  Ramsey,  po  czym  zwrócił  się  do  Alexis.  –

Ćwiczyliśmy to z Maćkiem miliony razy. On ciągle nie może pojąć, że dla każdego wydawcy 

to ja jestem najbardziej łakomym kąskiem w naszych kręgach literackich. 

Mack uśmieszkiem skwitował ripostę i wskazał kobietę stojącą w sąsiedniej grupie gości. 

– Dobra, lepiej obejrzyj się za siebie, chłopie. Audrey Lomond depcze ci już po piętach. 

Daleki  jestem  od  siania  plotek,  ale...  Nie  uwierzysz,  jaką  dostała  propozycję  zaliczki  za 

następny  rękopis.  Gdzieś  w  szefostwie  wydawnictwa  obiła  mi  się  o  uszy  uwaga  o 

„klasycznych proporcjach” rzucona na temat jej prac. 

Ramsey  powoli  sączył  drinka.  Zdawał  się  zbytnio  nie  przejmować  wygłoszonymi 

rewelacjami. 

– Prędzej mi kaktus wyrośnie na dłoni, niż kobieta napisze książkę według „klasycznych 

proporcji”. 

Aleris nagłym ruchem odwróciła głowę ku niemu. Nie mogła uwierzyć własnym uszom. 

background image

Dopiero co zdołała zmienić zdanie o swym sąsiedzie z niższego piętra, dopiero co doszła do 

ładu  ze  swoimi  uczuciami  do  niego.  Przez  cały  dzień  starała  się  uczciwie  osądzić  ich 

szczerość i zastanawiała się nad tym, czy nie powinna unieważnić zawartej z ojcem umowy 

dotyczącej  swojej  przyszłości.  Rozpatrzyła  nawet  bardziej  konkretne  aspekty  związku  z 

Ramseyem. Perspektywy intymnych kontaktów przyprawiały ją o zawrót głowy. 

Jak  mogła  dać  mu  się  tak  nabrać? – spytała  sama  siebie.  Jak  mogła  dopuścić  myśl,  że 

Ramsey nie jest taki, jak sobie do tej pory wyobrażała? Czy rzeczywiście uwierzyła w to, że 

pomyliła  się  w  swej  pierwotnej  ocenie?  Cóż,  wyszło  szydło  z  worka.  Teraz  ukazał  swoje 

prawdziwe  oblicze.  Jego  zaściankowa,  nierozważna  i  bezmyślna  uwaga  o  kobietach  raz  na 

zawsze udowodniła, jak boleśnie trafny był jej pierwszy osąd. 

Ogarnęła ją  wściekłość,  na  policzkach  wykwitły  gorące  rumieńce.  Spojrzała  na  niego  z 

oburzeniem. 

– Duma  i  uprzedzenie – rzuciła  krótko.  Ramsey  miał  odpowiedzieć  coś  Maćkowi,  lecz 

wyrażony trzema słowami sprzeciw zwrócił jego uwagę ku Alexis. Nie zrozumiał, czy miały 

one opisywać jego postawę, czy może były komentarzem do uwagi, którą poniewczasie uznał 

za niezręczną. 

– Co? – spytał. 

– „Dumę  i  uprzedzenie”,  książkę  o  klasycznej  proporcji,  napisała  Jane  Austen,  która, 

wyobraź  sobie,  była  kobietą.  Są  jeszcze  inne  pozycje:  „Wichrowe  wzgórza”,  „Jane  Eyre”, 

„Małe kobietki”, „Przeminęło z wiatrem”, „Bicie dzwonu”, „Kolor purpury”... 

– Daj spokój. To nie klasyka, tylko babskie romansidła. 

W oczach Alexis przemknął niebezpieczny błysk. 

– Rozumiem – odparła,  zdziwiona  tym,  że  jeszcze  panuje  nad  sobą  i  może  mówić 

spokojnie  i  rzeczowo.  – Domyślam  się,  że  z  tego  samego  powodu  wykluczysz 

„Frankensteina” Mary Shelley i „Chatę wuja Toma” Harriet Beecher Stowe. Oczywiście, nie 

mają  one  nic  wspólnego  z  szeroko  pojętym  humanizmem,  prawda?  To  tylko  takie 

niefrasobliwe obyczajowe komedyjki pisane po to, by kobiety bez szemrania znosiły własną 

pozycję w zdominowanym przez mężczyzn społeczeństwie. Pozycję, do zajęcia której jeszcze 

poprzednie pokolenie kobiet było zmuszane siłą. 

– Alexis... 

– Jeszcze  w  poprzednim  stuleciu  kobietom  nie  wolno  było  się  kształcić  i  stoczyły  o  to 

prawo  potężną  batalię.  Biorąc  to  pod  uwagę,  ośmielam  się  twierdzić,  że  tak  znaczna  ilość 

napisanych przez  nie wielkich powieści jest prawdziwym cudem. Wy,  mężczyźni, mieliście 

szansę  dostarczenia  społeczeństwu  niezmierzonej  liczby  klasyków  w  przeciągu  setek  lat. 

background image

Weźmy  proporcję  ilości  stworzonych  przez  nich  dzieł  do  liczby  autorów.  Ile  wypada? 

Naprawdę niewiele. Tymczasem gdy odniesie’ my dorobek kobiecej literatury klasycznej do 

liczby  wykształconych  kobiet,  które  zresztą  miały  znacznie  mniej  czasu  do  dyspozycji, 

otrzymamy  wynik  znacznie  wyższy.  Dlatego,  Ramseyu,  lepiej  obejrzyj  się  uważnie,  zanim 

okaże się, że zostałeś w tyle. 

Po  skończonej  tyradzie  odwróciła  się  na  pięcie  i  majestatycznie  ruszyła  do  wyjścia, 

odprowadzana  dziesiątkami  oczu  śledzących  każdy  jej  ruch.  Szła  równym,  miarowym 

krokiem.  Uniesiona  wysoko  głowa  świadczyła  o  determinacji,  z  którą  gotowa  była  bronić 

swych przekonań. 

– A  niech  to! – w  głosie  Macka  wyraźnie  brzmiała  nutka  podziwu.  – Gdzieś  ty  ją 

wynalazł? – spytał, gdy ostatni błysk bursztynowej furii zniknął im z oczu. 

– W wannie. Trzeba mi było ją utopić, przepuściłem taką okazję... – wymamrotał z żalem 

i niechęcią Ramsey przez zaciśnięte zęby. 

Mack  ściągnął  brwi.  Pewnie  wyobraził  sobie  tę  scenę.  Powstrzymał  się  jednak  od 

komentarzy. 

– To  znaczy,  że  między  wami  wszystko  już  skończone? – spytał.  – Czy  miałbyś...  No 

wiesz, czy miałbyś mi za złe, gdybym chciał się z nią spotkać, kiedy będę w Filadelfii?

– Tylko spróbuj, a wy łupię ci oczy. 

– Spokojnie, nie ma sprawy – mruknął Mack i poklepał Ramseya przyjacielskim gestem. 

Co  za  licho  podkusiło  go  rzucić  tak  bezsensowną  uwagę  w  obecności  Alexis?  Ramsey 

dopiero teraz zdał  sobie sprawę, że  wyszedł na tęgiego gbura. Tak, dopiero teraz dokładnie 

zrozumiał to, co zrobił. Alexis unikała go przez cały wieczór, wiec czuł się odtrącony. Kiedy 

dostrzegł,  z  jakim  uśmiechem  patrzyła  na  Macka,  coś  w  nim  pękło,  coś,  co  ściskało  tak 

boleśnie.  Musiał  zwrócić  na  siebie  jej  uwagę,  musiał  powiedzieć  coś,  na  co  nie  mogła 

pozostać obojętna, i powiedział. Sęk w tym, że chyba przesadził. Czekała go teraz niełatwa 

odbudowa rozejmu osiągniętego poprzedniego wieczora. 

Jednym haustem opróżnił trzymany kieliszek. 

– To ciągnie się zbyt długo – ponownie zwrócił się do Macka. – Najwyższy czas, żebym 

uciął z nią małą pogawędkę i wyjaśnił parę spraw. 

Zanim  Mack  zdążył  zareagować,  Ramsey  odwrócił  się  na  pięcie  i  odszedł  w  ten  sam 

sposób, w jaki przed chwilą zrobiła to Alexis. Wiedział, że ona pewnie cieszy się na myśl, że 

to już koniec ich historii. Jego zdaniem był to dopiero początek. 

– Otwórz, Alexis!

Ramsey dobijał się do drzwi łączących ich pokoje. 

background image

Z początku było to łagodne pukanie, które przerodziło się w coraz głośniejszy i bardziej 

natarczywy  łomot.  W  odpowiedzi  odwróciła  się  na  drugi  bok  i  poklepała  poduszkę  pod 

głową.  Czas,  jaki zajęło  jej dzisiaj  położenie  się do łóżka, był wart  odnotowania  w  księdze 

Guinnessa.  Wolała  spać,  niż  prowadzić  konwersację  z  ograniczonym,  fanatycznym  i 

niedojrzałym głupkiem. 

– Alexis, wpuść mnie. 

Aha, akurat, pomyślała. Nic się teraz nie działo, żadnej wody cieknącej do szafy, nic, co 

skłoniłoby ją do ruszenia ku drzwiom. Rano spakuje walizkę i weźmie taksówkę na dworzec 

kolejowy,  żeby  zdążyć  na  poranny  ekspres  do  Filadelfii.  Kiedy  tylko  wyląduje  w  domu, 

przewertuje dokładnie rubrykę ogłoszeń o mieszkaniach do wynajęcia. Może przeprowadzka 

gdzieś bliżej centrum nie była takim złym pomysłem? Będzie miała bliżej do pracy i dalej od 

wielce dokuczliwego pana Ramseya Walkera. 

– Alexis... 

Jeżeli on myśli, że groźbą zmusi ją do czegokolwiek, to... 

– Przepraszam. 

Gwałtownie siadła na łóżku, jak pajacyk na sprężynce. Zanim zdążyła pomyśleć, co robi, 

odrzuciła koc i pomknęła do drzwi, które nadal bezpiecznie odgradzały ją od niego. 

– Coś  ty  powiedział? – spytała  z  niedowierzaniem.  Po  długiej  chwili  ciszy  usłyszała 

zirytowany głos Ramseya. 

– Do diabła, powiedziałem „przepraszam”. A teraz mnie wpuść. 

Alexis  zwolniła  zamek  i  uchyliła  zabezpieczone  łańcuchem  drzwi.  Zerknęła  na  niego 

podejrzliwie.  Widać  było  wyraźnie,  że  ciągle  jest  zły.  Pierwszy  raz  dostrzegła  w  jego 

niebieskozielonych oczach tak wściekłe błyski. Serce dziewczyny zgubiło rytm. 

W  pierwszym  odruchu  chciała  się  cofnąć  i  zatrzasnąć  mu  drzwi  przed  nosem.  Nie 

obawiała  się  Ramseya,  lecz  własnego,  nagłego  pragnienia,  by  przyciągnąć  go  ku  sobie  i 

pocałować do utraty tchu. 

– Za co przepraszasz? – spokojnie zażądała wyjaśnień. Zmusiła się, by nie myśleć o tym, 

że jej wzorzysta piżama staje się nieznośnie zbędna. 

– Przepraszam za tę głupią uwagę – wykrztusił gdzieś z samego dna duszy. 

– Tylko za to? – zabrzmiało suche pytanie. – W takim razie, panie Walker, nie mamy o 

czym rozmawiać. Dobranoc. 

Chciała zamknąć drzwi, lecz nie spostrzegła, że Ramsey zapobiegł takiej ewentualności. 

Wcześniej włożył nogę w szparę przy futrynie i teraz mocno pchnął dłonią skrzydło drzwi, aż 

naprężył łańcuch. 

background image

– Miałaś nie mówić do mnie po nazwisku. Pamiętasz, co obiecałem, jeśli to zrobisz?

Pamiętała aż za dobrze. Jej oszalałe serce załomotało, jakby chciało wyrwać się z piersi. 

– Powiedziałeś,  że  nie  zapomnę  naszego  następnego  spotkania  sam  na  sam –

odpowiedziała, siląc się na spokój. 

– Nie, powiedziałem, że łatwo nie zapomnisz naszego następnego spotkania sam na sam. 

A teraz otwieraj. 

– Przecież jest otwarte – nieśmiało zaprotestowała. 

– Alexis...  – ostrzegł  ją  ponownie.  Nie  była  pewna,  czy  jego  twarz  wyraża  gniew,  czy 

obietnicę. – Otwórz... drzwi... – powiedział dobitnie. 

Po  chwili  wahania  skinęła  głową.  Ramsey  zabrał  stopę,  by  mogła  zwolnić  łańcuch. 

Dłonią  opartą  o  drzwi  zezwolił  przymknąć  je  tylko  na  tyle,  na  ile  było  to  konieczne.  Gdy 

zostały  otwarte,  zdecydowanym  gestem  utorował  sobie  drogę  do  Alexis.  Zanim  zdążyła 

wymówić  choćby  słówko,  jedną  ręką  objął  ją  wpół  i  przygarnął,  drugą  zaś  zanurzył  w  jej 

włosy. Pochylił głowę i pocałował ją. Jej serce znów zgubiło rytm. Poczuła, że już nie chce 

dłużej stawiać oporu. 

W oszołomieniu zrozumiała, że pragnie Ramseya bardziej niż czegokolwiek na świecie. 

Zakochała się w nim, choć sama nie wiedziała, jak do tego doszło. Czy to ma sens, by dalej 

zaprzeczać własnym uczuciom?  Czy to ma sens, by z nimi walczyć? Czemu nie spędzić tej 

nocy z Ramseyem? Tylko tej jednej nocy, i tylko po to, by przekonać się, co straciła przez te 

wszystkie lata. Wiedziała, że próbuje rozsądkiem usprawiedliwić żądzę, której i tak nie może 

okiełznać,  lecz  było  jej  już  wszystko  jedno.  Wplotła  dłonie  w  jego  włosy.  Wspięła  się  na 

palce, by wzmóc siłę pocałunku. Nie liczyło się już nic więcej. Nic, oprócz tego, by być z nim 

jak najbliżej. 

Gdy  mężczyzna  spostrzegł,  że  Alexis  go  nie  odpycha,  że  najwyraźniej  zmierzają  do 

wspólnego  celu,  śmielej  posunął  się  w  pocałunku.  Walczyli  ze  sobą  o  pierwszeństwo,  kto 

kogo  obejmie.  Alexis  udało  się  zdjąć  z  niego  marynarkę  i  stłamszony  ubiór  wylądował  na 

podłodze.  Zabrała  się  do  krawata,  którego  jedwab  bezlitośnie  tarmosiła  po  omacku,  aż 

osiągnęła cel. 

Kiedy  odpinała  guziki  jego  koszuli,  Ramsey  wsunął  dłonie  pod  bluzę  jej  piżamy. 

Rozkoszował się ciepłem jej ciała. Jak mógł kiedykolwiek pomyśleć, że jest zimna? Czuł, że 

jej skóra płonie pod jego dotykiem. Dotarł do wypukłości piersi i jedną skrył w dłoni. Oboje, 

niemal równocześnie, cichutko westchnęli. 

Kręgi,  które  kciukiem  zataczał  wokół  brodawki  piersi,  doprowadzały  ją  do  szaleństwa. 

Omal  nie  osunęła  się  na  podłogę  bez  sił.  Oderwała  swe  usta  od  jego  ust  tylko  po  to,  by 

background image

obwieść  kształt  jego  warg  końcem  języka.  Zastygła  w  ramionach  Ramseya,  przeżywając 

swoje doznania. 

Chwila jej bezruchu nie przeszkodziła mu w niczym. 

Drugą dłoń położył na tej piersi Alexis, której brakowało pieszczoty. W hipnotyzującym 

rytmie pieścił  ją przez  miękką materię  piżamy.  Alexis  zacisnęła powieki. Mocno przywarła 

całym  ciałem  do  Ramseya.  Usłyszała  jego  jęk  i  otworzyła  oczy.  Wyglądał,  jakby  był  w 

narkotycznym transie. 

– Chyba wiesz, że dziś będziemy się kochać? – spytał chrapliwym szeptem, w którym nie 

było nawet cienia wątpliwości. 

– Tak – odparła cicho. 

– Dobrze, że się rozumiemy. 

Na dowód tego, że wiedziała, co mówi, sięgnęła do ostatniego, zapiętego jeszcze guzika 

koszuli. Wyciągnęła ją ze spodni, po czym zsunęła miękką tkaninę z jego ramion. Stał przed 

nią  wpółnagi,  dyszący.  Nie  mogła  oderwać  oczu  od  jego  torsu  ani  powstrzymać  dłoni, 

rozgarniających ciemne włosy kryjące gładką, ciepłą skórę, pod którą prężyły się imponujące 

mięśnie. Nie wiedziała, że  męskie ciało może być  tak mocne, tak twarde, że  tyle siły może 

kryć  się  w  nim  tuż  pod  miękką  powierzchnią.  Przyciągane  magnetyczną  siłą  palce  Alexis 

wplątały się w zarost kryjący tors Ramseya. Powoli gładziła jego piersi. 

– Jak dobrze... – zamruczał Ramsey z zadowoleniem, zaskoczony jej pieszczotą. 

Przytuliła twarz do miejsca, gdzie biło jego serce, i pocałowała je. 

Westchnął cicho, delikatnie ujął otuloną puszystymi lokami głowę Alexis i odchylił tak, 

by spojrzeć jej w oczy. 

– Wspaniale...  – szepnął  ponownie.  Potrząsnęła  powoli  głową.  Spróbowała  ostudzić 

emocje, które zaczęły wymykać się spod jej kontroli. 

– Nigdy nie byłam z mężczyzną tak... tak władczym jak ty. 

– Przestraszyłem cię? – zapytał łagodnie. Pragnął  być dla niej czuły i delikatny. Gdyby 

zaczęła się go bać, nie zniósłby tego. 

– Nie – odparła szybko. – To nie to. Wiem, że nie zrobisz mi krzywdy. 

– To dobrze. 

– Po prostu... 

– Co?

– Nie wiem. Jestem przerażona – wyznała. – Po prostu nigdy dotąd nie przytrafiło mi się 

nic  podobnego.  Nigdy  nie  bałam  się...  wszystkiego.  Dotykasz  mnie  i  wtedy  jakiś  ogień 

rozpala się we mnie. Ogień, który może nigdy nie zagaśnie. 

background image

– Aleris – wyszeptał przytulając ją. – Myślę, że zapalamy się oboje. Ale to nie znaczy, że 

musimy spłonąć. 

Chciała  coś  jeszcze  dodać,  czuła,  że  powinna  to  zrobić,  lecz  on  dłońmi,  które  ciągle 

tkwiły wplątane w jej włosy, przyciągnął jej twarz ku swojej. Coraz namiętniej smakował jej 

usta i coraz mocniej tulił ją do siebie. 

Aleris nie wiedziała, kiedy znaleźli się w łóżku. W ostatniej chwili, nim nogi odmówiły 

jej  posłuszeństwa,  spostrzegła,  że  spoczywa  na  miękkim  materacu.  Znów  poczuła  ręce 

Ramseya pod bluzą piżamy, głaszczące ją delikatnie tuż poniżej piersi. Zrozumiała, że musi

coś zrobić i szybko zabrała się do rozpinania najwyraźniej zbędnej odzieży. Nim uporała się z 

pierwszym guzikiem, poczuła, że potężne ręce Ramseya delikatnie wstrzymują jej dłonie. 

– Nie, ja to zrobię – wyszeptał łagodnie. 

Złożył jej ręce nad głową. Wsunął muskularne udo między jej nogi. Jęknęła i skryła pod 

powiekami nieprzytomne oczy. Ramsey wolno odpinał guziki, z premedytacją rozciągając to 

w nieskończoność. Wiedziała, że oszaleje, zanim on skończy. 

Gdy to uczynił, oparł gorące dłonie na jej talii i począł przesuwać je w górę, rozchylając 

stopniowo poły piżamy. Z otwartych drzwi jego pokoju padał promień światła. W intymnym 

półmroku Ramsey sycił oczy widokiem gładkiej, jasnej skóry. Wreszcie schylił głowę, by ją 

pocałować. 

Aksamit.  To  jedno  określenie  kołatało  się  w  jego  myślach,  gdy  krążył  końcem  języka 

wokół nabrzmiałego sutka. W dotyku była jak aksamit, a w smaku jak marzenie. Łapczywie 

sięgnął ustami jej ust, jakby całą chciał naraz objąć jednym pocałunkiem. Gwałtownie pieścił 

jej gorące ciało. Słyszał jej oddech, coraz  bardziej chrapliwy. Czuł  jej palce, coraz  mocniej 

wczepione we włosy. 

Stopniowo  przesuwał  dłonie  wzdłuż  jej  ciała,  aż  dotarł  do  granicy  wyznaczonej  drugą, 

dolną  częścią  jej  piżamy.  Opuszczał  krawędź  materiału  niżej  i  niżej.  Ponowił  atak  na  jej 

zmysły, rzucając do walki i usta, i dłonie. W chwilę później zmięty dół dziewczęcej piżamy 

podzielił los koszuli i marynarki Ramseya. Teraz mógł mieć ją całą. 

Nie, jeszcze nie teraz. 

– Ramsey, proszę – westchnęła, jakby czytając w jego myślach. 

Serią pocałunków zawędrował wzdłuż szyi wprost do ucha. 

– Alexis, powiedz, czego chcesz – wyszeptał. Sięgnęła do sprzączki u paska jego spodni. 

– Ciebie – odrzekła niecierpliwie, pokonując skórzaną przeszkodę. – Chcę ciebie. 

– Alexis... – zamilkł niezdecydowany, byle tylko nie przerywała. 

– Hmmm... – zamruczała rozpinając suwak. – Czego ty chcesz?

background image

Wsunęła dłonie pod rozchylone spodnie i rozpostarła na jego biodrach, znów zaskoczona 

twardością  i  siłą  swego  znaleziska.  Usłyszała  cichy  jęk,  gdy  opuściła  dłonie  niżej. 

Uśmiechnęła się na myśl, że teraz ona może sprawić mu tyle rozkoszy, ile sama doznała. 

Przez  kilka  chwil  pozwolił  jej  buszować  po  swym  ciele,  aż  poczuł,  że  nie  wytrzyma 

dłużej  pulsującego  wewnątrz  dreszczu,  i  zatrzymał  się  tuż  przed  krawędzią  przepaści. 

Delikatnie  ujął  jej  nadgarstki  i  znów  złożył  ramiona  nad  głową.  Patrzyła  niecierpliwie,  jak 

wstał, by zrzucić resztę ubrania. Zachwycała się wspaniałą sylwetką, oświetloną padającym z 

sąsiedniego  pokoju  snopem  światła.  Był  bez  wątpienia  najbliższym  ideału  okazem 

mężczyzny,  jakiego  kiedykolwiek  widziała.  I  cały  należał  do  niej.  Przynajmniej  w  tę  jedną 

noc. 

W tym momencie poczuła króciutkie ukłucie niepewności, lecz szybko odegnała tę myśl. 

Wiedziała,  co  robi.  Była  przecież  dorosła.  Wolno  jej  było  spędzić  tę  noc  z  Ramseyem, 

chociaż  raz  w  życiu  poczuć  się  kobietą.  Jutro  wrócą  do  Ardmore,  do  codziennego  życia,  i 

wtedy może dotrzymać umowy zawartej z ojcem. W końcu nie była już głupiutką nastolatką. 

Dobrze  wiedziała,  jakim  mężczyzną  jest  Ramsey  i  nie  żywiła  żadnych  złudzeń,  że  mógłby 

pragnąć od niej więcej niż to, co sam chciał dać. Łatwo jej przyszło przekonać samą siebie, że 

ta jedna noc w zupełności jej wystarczy. 

– Ciebie – odpowiedział  na  pytanie,  o  którym  zdążyła  już  zapomnieć.  – Ciebie  chcę, 

Alexis. 

Otworzyła szeroko ramiona, a Ramsey położył się u jej boku. Myślała tylko o nim i czuła 

tylko jego dotyk. Splątali  się w uścisku, pieszczotach, pocałunkach. Trwało  to wieki, aż się 

połączyli. Ramsey posiadł ją głębokim, mocnym pchnięciem, po którym przyszło następne, i 

następne, i jeszcze następne... 

Kiedy  myślała,  że  nie  można  już  czuć  niczego  więcej,  że  niczego  więcej  wprost  nie 

zniesie,  że  dalej  jest  już  tylko  ból,  zadrżała  od  nieoczekiwanej  pieszczoty.  Dopiero  teraz 

zrozumiała, że właściwie po raz pierwszy jest z mężczyzną... 

Leżeli  potem  nieruchomo  w  ciszy  i  mroku.  Kołysała  do  snu  jego  głowę,  leżącą  na  jej 

piersiach, a on słuchał  bicia  jej serca. Spokojnym,  równym oddechem przyjemnie  ogrzewał 

jej skórę. Czuła się syta, pełna, usatysfakcjonowana. I kochana. Jak nigdy dotąd. Spojrzała na 

mężczyznę,  który  spał  w  jej  ramionach.  Kochała  jego  siłę  i  uwielbiała  jego  delikatność  tak 

bardzo, że aż nie mogła powstrzymać łez, które stanęły jej w oczach. 

Sądziła  przedtem,  że  jedna  spędzona  z  nim  noc  pozwoli  jej  odejść  z  poczuciem 

satysfakcji  skażonej  śladem  melancholii.  Lecz  zamiast  pozbyć  się  go  ze  swej  duszy, 

pozwoliła mu wniknąć w nią głębiej, w najintymniejsze jej zakamarki. Nikt jeszcze nie dotarł 

background image

tu  przed  nim  i  wiedziała,  że  już  tu  zostanie.  Nie  będzie  nawet  odrobiny  miejsca  dla 

kogokolwiek  innego.  Zawsze  będzie  go  kochać.  Nie  było  to  najwłaściwsze  odkrycie  w  tej 

sytuacji. Nieważne, kogo ojciec uzna za godnego jej ręki, nigdy, przenigdy go nie pokocha. 

Nad ranem,  gdy jeszcze  noc nie podniosła zasłony ciemności, Alexis otworzyła oczy w 

najsłodszej  pobudce swego życia.  Leżała nago na  brzuchu pod przykryciem  cieplejszym od 

kołdry, pod Ramseyem. Czuła miłe łechtanie jego warg na swym ramieniu. Właśnie rozpoczął 

wędrówkę końcem języka w dół jej kręgosłupa, czym sprawił jej niemałą przyjemność. 

Muskał  palcami  jej  długie  nogi,  łaskotał  leciutko,  po  czym  rozsunął,  torując  drogę 

językowi,  którym  sięgał  tam,  gdzie  nie  pozwoliła  sięgnąć  żadnemu  innemu  mężczyźnie. 

Wstrząsnął  nią  dreszcz  rozkoszy  i  bezwiednie  uniosła  biodra.  Niemal  natychmiast  poczuła 

siłę, z  jaką znów  przylgnął do najintymniejszych  części jej ciała. Wszedł  w nią i  oszołomił 

zmysły. Jego ręce odnalazły ciasne przejście miedzy prześcieradłem a jej brzuchem i sięgnęły 

piersi. Pulsował w jej wnętrzu głębiej i głębiej, aż zdało się jej, że stopią się w jedno. 

Zawiódł ją na skraj rozedrganej, zmysłowej rozkoszy, i nie panowała już nad emocjami. 

– Kocham cię, Ramsey – szept wyrwał się z jej ust. – Kocham. 

– Nie, Alexis – zdawało jej się, że słyszy jego głos. – Nie kochaj mnie, bo nie będę mógł 

tego odwzajemnić. 

Słowa  dotarły  do  niej  jak  przez  mgłę  tak  gęstą,  że  nie  była  pewna,  czy  w  ogóle  je 

usłyszała. Wtem nagły błysk poraził jej zmysły. Z wolna wracała jej świadomość, a odebrane 

słowa zaczęły wsiąkać w jej duszę. Znów była sama. 

– Alexis?

Odwróciła głowę i ujrzała jego przystojną twarz, pełną radości po spełnionym miłosnym 

akcie. Nie, nie miłosnym, poprawiła się w myśli. Przed chwilą sam jej powiedział, że to nie 

miłość.  Dla  niej  było  to  nadal  coś  niezwykłego,  coś  pięknego.  To  było  coś,  co  zachowa  w 

sercu do końca swoich dni. Pogłaskała dłonią jego szorstki policzek i ze smutnym uśmiechem 

przymknęła oczy. Jutro pomyśli o tym, dzisiaj będzie tylko czuć. 

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Ramseyowi nie  zdarzyło  się  jeszcze  obudzić  u  boku kogoś,  z  kim  spędzał  noc.  Była to 

jedna z niepisanych zasad, które przyjął dawno, i których przestrzegał za wszelką cenę. Kiedy 

był  u  kobiety,  wychodził  przed  świtem,  zaś  kiedy  dama  zostawała  u  niego,  subtelnie,  choć 

jednoznacznie  dawał  jej  do  zrozumienia,  że  nad  ranem  przestanie  być  mile  widziana.  Gdy 

wiec  obudził  się  w  poniedziałkowy  ranek,  szczęśliwy  i  pogodny,  wręcz  osłupiał  na  widok 

Alexis pogrążonej we śnie. 

Jak, do cholery, to się stało? – zaczął się zastanawiać, czując przenikliwy lęk. Czemu nie 

wstał  w  środku  nocy i  nie  wrócił  do  swego  łóżka?  Nigdy,  przenigdy  nie  zasypiał  po  akcie 

miłości, nawet gdy wraz z partnerką decydowali się na powtórkę. A dziś słońce stało wysoko 

na niebie i zegarek leżący na nocnej szafce wskazywał dziewiątą. Przespał całą noc z Alexis, 

jakby znali się od lat, i od lat co noc ze sobą sypiali. 

I wtedy wpadł w panikę. 

– Ramsey?

Głos należał do Alexis, lecz był inny niż zwykle, niewyraźny i zaspany. Wypowiedziane 

słowo brzmiało raczej jak erotyczne zaklęcie niż jak jego imię. Przez mgnienie oka zapragnął 

kochać się z nią cały dzień, aż do wieczora, i jutro, i pojutrze, i zawsze... 

Zebrał się w garść i wytłumaczył sobie, że nie jest już niedoświadczonym nastolatkiem. 

To był zwykły ranek, taki jak wszystkie, i leżąca obok kobieta była zwykłą kobietą, taką jak 

wszystkie. Musi zdobyć się na wysiłek, by się jej pozbyć, uświadomił sobie brutalną prawdę. 

Cóż, miłość zawsze była próbą sił, nieprawdaż? Twarde postanowienie zaczęło upadać, gdy 

Alexis obróciła się ku niemu, układając ręce nad głową. Zsunięta kołdra odsłaniała jej piersi i 

długą,  zgrabną,  wyprostowaną  nogę.  Jej  ciało  było  ciepłe  i  zaróżowione  od  całonocnego 

kontaktu z  jego ciałem,  a twarz wydawała  się jeszcze  piękniejsza  niż  zwykle,  choć  mógłby 

przysiąc,  że  to  niemożliwe.  Uśmiechnęła  się  do  niego,  a  jej  uśmiech  pełen  był  radości  i 

zadowolenia. Miękkim wnętrzem dłoni okryła jego policzek. 

– Dzień dobry – przywitała go łagodnie. 

Kiedy postanowił zostać jej kochankiem, długo i na wiele sposobów przygotowywał się 

do  tego  poranka,  który  rozświetli  ich  wspólną  noc.  Mógł  być  rozczarowany,  gdyby  nie 

spełniła jego oczekiwań, zachwycony, gdyby je przekroczyła, pełen nadziei, gdyby zechciała 

spotkać  się  z  nim  znowu  i  smutny,  gdyby  ich  pierwszy  raz  okazał  się  ostatnim.  Nie 

przygotował  się  tylko  do  tego,  co  właśnie  czuł.  Do  poczucia  niezaprzeczalnej, 

background image

niewyobrażalnej winy. 

Patrzył  w  jej  oczy i  widział  w  nich  uwielbienie  zmieszane  z  pożądaniem.  Serce  w  nim 

zamarło. Dobry Boże, ona się w nim zakochała. Nagle zrozumiał, co się dzieje. Nie, nie mógł 

do  tego  dopuścić.  To  się  nigdy  nie  uda.  Nie  chciał,  żeby  cokolwiek  do  niego  czuła.  Jasna 

cholera, na tym miał polegać cały urok. Mieli spędzić cudowny wieczór i rozstać się. Przecież 

zupełnie do siebie nie pasowali. 

Mam rację? – spytał sam siebie. Taki był plan? No tak, czyż nie stawiał jasno sprawy od 

początku?  Chodziło  o  to,  żeby  się  zabawić.  Alexis  wiedziała,  w  co  się  z  nim  pakuje.  Więc 

czemu  było  mu  głupio,  czemu  było  mu  wstyd?  Właśnie  dlatego,  że  była  tak  naiwna  i 

łatwowierna,  a  on  ją  oszukał.  Dlatego,  że  zwabił  ją  do  łóżka,  jak  samolubny Don  Juan  nie 

panujący nad swym popędem. I dlatego, że nocą usłyszał jej wyznanie. 

– Ramsey?

Znów  ten  głos.  Nie  mógł  już  tego  znieść.  Jeszcze  nie  wiedział,  co  się  stanie,  lecz  był 

pewien, że musi wydostać się z jej pokoju. Natychmiast. Zachował się jak szczur w pułapce. 

Z niesmakiem skojarzył,  że  zasłużył  na  podłe miano  szczura. Chwycił jej  dłoń, oderwał od 

swego policzka i położył na prześcieradle, jak najdalej od swego ciała. Zmusił się, by nadać 

spojrzeniu zimny, obojętny i obcy wyraz. W jej oczach znalazł potwierdzenie tego, że trud nie 

poszedł na marne. 

– Jak ci się podobało? – rzucił bezceremonialnie, tłumiąc w głosie najmniejszy ślad burzy 

targającej jego wnętrzem. 

Nie była pewna, co się stało, czemu nagle Ramsey był taki zły, lecz czuła, że dzieje się 

coś  niedobrego.  Skryła  nogę  pod  kołdrą  i  przykryła  się  po  szyję.  Poczuła  się  niezręcznie, 

leżąc przy nim w łóżku. 

Czego spodziewała się rano? – spytała samą siebie. Że zbudzą się razem, tak jakby było 

to najnormalniejsze pod słońcem? Że będą się cieszyć i kochać znowu? Że uczczą ten dzień 

szampanem na tarasie, zanim razem powrócą do Ardmore?

Być może jej wyobrażenia były tylko owocem rozpalonej wspólną nocą wyobraźni, lecz 

na pewno nie spodziewała się odrzucenia. Nawet wcześniej, wtedy gdy boczyli się na siebie, 

była  między  nimi  jakaś  więź,  coś  ciągnęło  ich  ku  sobie.  Teraz  w  spojrzeniu  Ramseya  nie 

tylko zabrakło wątłej nici porozumienia, była wręcz odraza. 

– Czy coś się stało? – dociekała ostrożnie. Wstał z łóżka, wyraźnie nieświadomy własnej

nagości, i zbierał ubranie porozrzucane po pokoju. Raczył odpowiedzieć na jej pytanie. Nadał 

słowom taki ton, jakby jej los zupełnie przestał go obchodzić. 

– Złego? Skądże, nie. Byłaś wspaniała w nocy. Lepsza, niż się spodziewałem. 

background image

Jego  słowa  ukłuły  serce  Alexis  niczym  długie  sople  lodu,  lecz  zanim  zdążyła 

powstrzymać go od dalszych komentarzy, dokończył myśl, która do reszty ją zmroziła. 

– Sądziłem,  że  w  łóżku  będziesz  spięta.  Wiesz,  niechętna  do  wypróbowania  czegoś 

nowego. A ty zaskoczyłaś mnie zupełnym brakiem zahamowań. Powiedziałbym nawet, że ta 

noc plasuje się w mojej pierwszej piątce... 

– Ramsey, proszę... – przerwała Alexis. Czuła, że trzęsie się ze złości i płonie ze wstydu. 

Nie  rozumiała,  na  czym  polega  jego  gra.  Nie  wiedziała  nawet,  czy  to  w  ogóle  jest  gra. 

Jednego była pewna: człowiek przebywający w jej pokoju nie był tym samym człowiekiem, 

w którym się zakochała. 

– Proszę cię... nie rób mi tego. 

Prośba szarpnęła czułą strunę jego duszy. Był równie zdegustowany swymi słowami, jak 

ona była nimi dotknięta. Nie wiedział, co robić. Nigdy przedtem nie czuł do nikogo tego, co 

czuł teraz do Alexis. Był tym przerażony do szpiku kości. 

– Czego mam nie robić? – zapytał, udając zdziwienie.

– Nie mów tak, jakbym  była kolejną... kolejną pozycją na liście członkowskiej  twojego 

fanklubu – odcięła mu się. 

Ciekawe,  czy  on  tak  naprawdę  uważa? – zastanawiała się.  Czy rzeczywiście była tylko 

nowym nabytkiem jego kolekcji, kolejną zdobyczą? Nagle poczuła mdłości. Była taka chwila, 

gdy  szczerze  wierzyła  w  to,  że  Ramsey  Walker  jest  zdolny  ją  pokochać.  Snuła  nawet  nie 

sprecyzowane bliżej plany wspólnej przyszłości. Mimo dzielących ich różnic w poglądach i w 

stylu  życia,  zaczęła  wierzyć,  że  powstała  między  nimi  znacząca,  choć  nieokreślona  więź, 

zdolna utrzymać ich razem. 

Ramsey rzucił  jej krótkie spojrzenie,  gdy wkładał koszulę. Potem  skupił całą uwagę na 

starannym zapięciu guzików. 

– Alexis,  posłuchaj – zaczął  z  wyraźną  nonszalancją.  – Nikt  z  nas  nie  zaprzeczy,  że 

byliśmy  siebie  ciekawi  od  dnia,  w  którym  się  wprowadziłem,  nieprawdaż?  To  całkiem 

naturalne,  że  dwoje  zupełnie  obcych  ludzi  czuje  do  siebie  pociąg  fizyczny.  To  się  często 

zdarza.  Ty  imponowałaś  mi  przynależnością  do  niedostępnego  dla  mnie  świata.  Świata 

zamożności,  dostatku,  elegancji,  wybrednego  gustu.  Ja  dla  ciebie  byłem  kompanem  do 

spaceru mroczną stroną życia. Cóż, teraz każde z nas już wie, jak smakuje życie tam, gdzie 

nas nie ma. Mam nadzieję, że twój kawałek smakował ci tak bardzo, jak mnie. Myślę, że teraz 

pora  powrócić  na  właściwe  miejsca.  W  końcu  oboje  zaspokoiliśmy  już  ciekawość.  Chyba 

rozumiesz, co mam na myśli, prawda?

Nic  nie  rozumiała.  Wiedziała  tylko  tyle,  że  mylił  się  głęboko  w  ocenie  jej  uczuć.  Być 

background image

może na początku rzeczywiście zaciekawiło ją to, że tak bardzo różni się od znanych jej do tej 

pory  mężczyzn,  lecz  na  pewno  nie  poszła  z  nim  do  łóżka  z  ciekawości.  Zrobiła  to,  bo  go 

kochała. Bo miała cień nadziei, że może on ją pokocha. 

W  jak  wielkim  była  błędzie,  wyrzucała  sobie.  Nie  powinna  wdawać  się  z  nim  w 

jakikolwiek  związek.  Czyż  w  głębi  duszy  nie  spodziewała  się  takiego  zakończenia?  Był 

pisarzem,  upomniała  się,  człowiekiem  o  artystycznych  skłonnościach.  Czyż  nie  dostała  już 

raz  nauczki,  jak  płochą,  samolubną  i  nieobliczalną  naturę  mają  artyści?  Czyż  ta  lekcja  nie 

powtórzyła się kolejny raz, i jeszcze kolejny? Teraz mogła jeszcze dodać do listy życiowych 

pomyłek  grafomańskiego  pismaka,  który  pewnie  lada  dzień  wyruszy  w  Himalaje  z  grupą 

nawiedzonych obszarpańców. 

Czy rzeczywiście wyznała mu miłość tej nocy? Nie, nie mogła tego zrobić. Winna była 

pamiętać to, co ojciec mówił jej o artystach. Powinna bardziej ufać jemu niż własnej opinii. 

No  tak,  teraz  mogła  już  tylko  umieścić  Ramseya  Walkera  pośród  innych  „nauczycieli”, 

których nie szczędził jej los. Lepiej jej będzie bez niego. 

Ramsey  widział  na  jej  twarzy  grę  targających  nią  uczuć:  żal,  wściekłość,  zwątpienie. 

Czuł,  że  serce  mu  się  kraje.  Tak  będzie  lepiej,  wmawiał  sobie.  Nie  chciał  rujnować  życia 

kobiecie, zwłaszcza takiej jak Alexis. I tylko po to, by ją uchronić, zachowywał się tak, jakby 

go nie obchodziła. 

– Lepiej  już  wstań  i  ubierz  się,  jeśli  chcesz  wrócić  ze  mną  do  Ardmore.  Muszę  być  w 

domu przed południem. Wieczorem mam randkę – skłamał. 

Kłamstwem osiągnął swój cel. Z jej szeroko otwartych oczu wyzierał ogromny ból i żal.

Podciągnęła  kołdrę  prawie  po  uszy,  jakby  w  ten  sposób  chciała  uchronić  się  od  dalszych 

przykrości  z  jego  strony.  Był  o  włos  od  załamania.  Miał  ochotę  klęknąć  przy  łóżku, 

przeprosić  ją  i  przyznać  się  do  kłamstwa.  Lecz  zanim  słabość  wzięła  nad  nim  górę,  Alexis 

ulżyła mu, odrzucając jego propozycję. 

– W  porządku – odparła.  Jej  głos  zabrzmiał  bezdźwięcznym  echem  w  gęstej  ciszy 

wypełniającej pokój. – Wrócę pociągiem. 

– Alexis... 

– Naprawdę – potwierdziła  bez  przekonania.  Jej  wzrok  był  przeraźliwie  pusty.  –

Chciałabym  przejść  się  trochę  plażą,  może  wpadnę  do  paru  sklepów.  Rzadko  bywam  nad 

morzem. Niech i ja skorzystam z okazji. 

Jej słowa były jak policzek. A więc Alexis też potrafiła użądlić, pomyślał. Cóż, przecież 

już wcześniej o tym wiedział. Zresztą, to była jedna z wielu rzeczy, które w niej kochał. 

Nagle  zmarszczył  czoło,  zafrasowany  pojawieniem  się  tego  słowa  w  swoich  myślach. 

background image

Kochanie nie miało tu nic do rzeczy, zapewniał siebie samego. Za parę dni wszystko wróci do 

normy. Alexis Carlisle była po prostu kobietą, taką jak inne, które poznał w swoim życiu. No 

dobrze, inną od pozostałych, tym niemniej kobietą. Lepiej mu będzie bez niej. 

Alexis jest tylko kobietą, będzie mi lepiej bez niej, powtarzał sobie przez całą drogę do 

Ardmore.  Powtarzał  te  słowa  w  kółko  przez  dwie  długie  godziny,  aż  stały  się  zaklęciem. 

Tylko kobietą. Lepiej bez  niej. Kiedy zatrzymał  samochód przed domem, prawie wierzył w 

to, co mówił. 

Przez resztę dnia odganiał troskę i ciekawość, czemu jeszcze nie wróciła. Wmawiał sobie, 

że nie obchodzi go, gdzie ona jest. Przecież miał milion innych zmartwień. Czekało go tyle 

telefonów, tyle listów, tyle spraw do załatwienia. Jasne... milion spraw. 

Zachodził w głowę, gdzie ona jest i co porabia. 

– No, wreszcie oprzytomniałaś. 

Patrzyła na ojca, siedząc w skórzanym fotelu w jego pracowni. Czuła się tak, jakby znów 

była  małą  dziewczynką,  lecz  starała  się  tego  nie  okazywać.  Targały  nią  wątpliwości,  czy 

przyjazd do domu nie był dużym błędem. Leland Carlisle był człowiekiem wielkiego formatu, 

w  każdej  dziedzinie  swej  aktywności.  Był  twórcą  i  zarządcą  jednej  z  największych  we 

Wspólnocie  Brytyjskiej  i  najprężniej  działającej  sieci  filantropijnej – Fundacji  Carlisle, 

honorowym  wykładowcą  wielu  lokalnych  uniwersytetów,  członkiem  rad  najlepszych 

okolicznych 

muzeów, 

przewodniczącym 

Turystyczno-Żeglarskiego 

Klubu 

Południowowschodniej  Pensylwanii,  kapitanem  drużyny  polo,  która  dzierżyła  mistrzowski 

tytuł nieprzerwanie przez czternaście lat. Zaś Alexis najbardziej onieśmielał rolą ojca. 

Był wysokim mężczyzną, szczupłym, wysportowanym i, odkąd tylko pamiętała, siwym. 

Lubił,  gdy sprawy szły  po jego myśli, uwielbiał  być u steru.  Z pewnością  tym przymiotom 

zawdzięczał swe życiowe sukcesy. Nikt nie mógł go pokonać. Szaleństwem byłoby namawiać 

go do czegoś, na co nie miał ochoty. Dorastanie w domu, w którym ojciec zawsze miał rację, i 

w  dodatku  zawsze  stawiał  na  swoim,  wywołało  u  całego  rodzeństwa  Carlisle  głęboko 

zakorzenioną potrzebę dogadzania seniorowi. Nie z miłości do niego, lecz ze strachu. 

– Nie nazwałabym tego oprzytomnieniem – odparła Alexis. – Po prostu chcę wywiązać

się z naszej umowy.

Leland przyglądał się córce badawczo. 

– Cóż cię skłoniło do zmiany decyzji? Co z tym okropnym typem, jak mu tam, Ethanem?

– Evanem – poprawiła odruchowo. To były jego stare sztuczki. – Evanem Warminsterem. 

– Nieważne, jak temu draniowi bez charakteru. 

background image

– Tatusiu... 

– Dobrze, skończmy z tym. Co się z nim stało? Odchrząknęła. 

– On... – nie mogła powiedzieć ojcu otwarcie, jakim idiotą okazał się Evan. Nie zniosłaby 

kolejnej litanii pod hasłem „a nie mówiłem!”. 

– Evan... przyjął ofertę pracy na Zachodnim Wybrzeżu. 

– A ty nie chciałaś z nim wyjechać – odparł kiwając głową – bo zobaczyłaś, jaki z niego 

drań bez... 

– Nie  chcę  wyjeżdżać  z  Pensylwanii – ucięła  krótko.  – Nie  chcę  żyć  tak  daleko  od 

rodziny. – Akurat w tym momencie ten pomysł wydał się jej wspaniały. 

– Cóż, ja już wybrałem odpowiednią partię dla ciebie – zakomunikował, wstając z bogato 

rzeźbionego fotela stojącego za masywnym, mahoniowym biurkiem. 

– Już to zrobiłeś? – nie mogła ukryć zaskoczenia. – A skąd wiedziałeś, że nie wyjdzie mi 

z Evanem?

– Lexie, dobrze wiesz, skąd. 

Ponieważ miał go za drania bez charakteru, dokończyła w myśli. 

– Robert  Brewster – oznajmił  wprost.  – Przypuszczam,  że  spotkaliście  się  na 

świątecznym  przyjęciu  fundacji  w  zeszłym  roku.  Wygląda  nieźle,  jest  w  twoim  wieku. 

Uważam, że świetnie orientuje się we wszystkich aktualnych sprawach dotyczących działania 

fundacji. I jest lojalnym, godnym zaufania pracownikiem. 

I  pewnie  zdolnym  utopić  własną  babcię  w  łyżce  wody  w  zamian  za  obietnicę  kariery, 

dodała w duchu. Rzeczywiście był przystojnym mężczyzną, starszym od niej o rok. Spędziła 

z  nim  sporą  część  świątecznego  przyjęcia,  głównie  na  opędzaniu  się  od  jego  natrętnych 

awansów. Robert Brewster byłby bez wątpienia oddanym i dbającym o nią mężem. Może nie 

tyle  z  miłości,  co  z  obawy,  by  nie  uczynić  niczego,  co  mogłoby  zagrozić  jego  pozycji  w 

fundacji. 

– Tato, ja go właściwie nie znam... 

– Nonsens – przerwał. – To idealny typ. Ślub będzie we wrześniu. Już zarezerwowałem 

klub na przyjęcie weselne. 

– Czy Robert o tym wie? – spytała ozięble. Ojciec spojrzał na nią ze zgorszeniem. 

– Ależ oczywiście, dałem mu obietnicę w zeszłym miesiącu, tuż po jego awansie. 

Więc to tak, pomyślała Alexis. Nic dziwnego, że tak bardzo przykładał się do pracy, miał 

motywację. Nie ma to jak przynęta w postaci apetycznej córeczki szefa. 

– Wiesz, tato, im więcej o tym myślę, tym bardziej... 

– Zawsze miałaś z tym kłopoty, Lexie. Za dużo myślisz. Idź teraz przywitać się z matką. 

background image

Chyba nie wie, że przyjechałaś. 

Audiencja  skończona.  Wstała  ociągając  się  i  ruszyła  odnaleźć  matkę  w  zakamarkach

olbrzymiego  domu.  Spodziewała  się,  że  znajdzie  ją  we  wschodnim  skrzydle,  w  oranżerii. 

Ciągle nie mogła uwierzyć, że jeszcze rano przemierzała brudny deptak w Atlantic City. Był 

to świat tak odległy od jej domu rodzinnego, jak Pluton odległy był od Ziemi. Po odjeździe 

Ramseya  wsiadła  w  ekspres  do  Filadelfii.  Drogę  z  dworca kolejowego  do  Ardmore szybko 

pokonała wahadłowo kursującym po tej trasie mikrobusem. 

Czuła się jak złodziejka, gdy po cichu weszła do swego mieszkania i zaczęła szykować do 

nowej podróży, tym razem do domu rodziców na przedmieściach Pittsburgha. Nie chciała, by 

Ramsey  dowiedział  się,  że  wróciła.  Nieprzerwany  stukot  maszyny  do  pisania  zdawał  się 

potwierdzać jej nadzieję. Było jednak bardziej prawdopodobne, że po prostu nie dbał o to, czy 

wróciła.  Złodziejka,  pomyślała  z  goryczą.  Jakby  to  ona  ukradła  cokolwiek.  To  przecież  on 

skradł jej godność, szacunek do samej siebie, jej serce. 

Wiedziała, że w żaden sposób nie zdoła wymazać z pamięci tego, co stało się w Atlantic 

City,  że  wspomnienie  tamtej  nocy  będzie  ją  prześladowało  do  końca  życia.  Usiłowała 

przekonać  samą  siebie,  że  chłód  i  ból,  które  wdarły  się  w  jej  duszę,  z  czasem  znikną.  Że 

nadejdzie  taka  chwila,  gdy  z  rozrzewnieniem  wspomni  wspólnie  spędzone  chwile.  Lecz 

zanim  to  nastąpi,  będzie  musiała  pozbierać  się  i  brnąć  przez  szare  dni  pełne  zwykłych 

obowiązków. 

Zanim  dojechała  do  domu,  myślała,  że  lepiej  będzie  spędzić  życie  u  czyjegoś  boku. 

Nawet  z  kimś  wybranym  przez  jej  ojca.  Lecz  po  rozmowie  z  Lelandem  zrozumiała,  że  to 

pomysł  staroświecki  i  okrutny.  Przecież  prawie  nie  znała  Roberta  Brewstera.  Z  drugiej  zaś 

strony,  czyż  to  nie  było  lepsze  rozwiązanie  niż  samotność?  Może  kiedyś  go  pokocha.  W 

końcu  gorsze rzeczy zdarzały  się  już  na  świecie.  Marzyła  o  tym,  by  móc  zostać  w  domu 

rodziców na zawsze. By ukryć się przed błędami, które popełniła w przeszłości i tymi, które 

na nią jeszcze czyhały. Wszystko wydawało się lepsze niż ponowne spotkanie z Ramseyem. 

Nie  mogłaby  znieść  codziennych  kontaktów  wiedząc  o  tym,  co  do  niej  czuje.  Jego  słowa 

wypowiedziane poprzedniej nocy będą brzmiały w jej uszach jeszcze bardzo długo: „Nie będę 

mógł odwzajemnić twojej miłości”. Pewnie powiedział tak dlatego, że nie była taką kobietą, 

jaką  mógłby  pokochać.  Alexis  nie  wątpiła  w  to,  że  Ramsey  był  zdolny  do  miłości. 

Wyczuwała to nieraz, gdy opowiadał o rodzinie lub mówił o swojej pasji – pisaniu. Widziała 

tę dziwną iskierkę w jego oczach i łudziła się marzeniem, że była jej przyczyną. Nie, jedynym 

powodem,  dla  którego  nie  mógł  jej  pokochać,  było  to,  że  uważał  ją  za  nieodpowiednią  dla 

siebie  kobietę.  Była  dla  niego  wyzwaniem.  Nigdy  nie  krył  się  z  tym,  że  pragnie  jedynie 

background image

krótkiego romansu, a kiedy zdobył to, co chciał, przestała go interesować. Mógł teraz wrócić 

do tych kobiet, z którymi miał więcej wspólnego, pomyślała. To był ciężar nie do zniesienia. 

– Mamo? – zawołała wchodząc do oranżerii. 

– Alexis! – odpowiedziała  Isobel  radośnie.  – Co  za  wspaniała  niespodzianka!  Kiedy 

przyjechałaś? Dlaczego nie uprzedziłaś nas o wizycie?

Alexis  poczuła,  jak  ogarnia  ją  ciepło,  które  utraciła  dzisiejszego  ranka,  opuszczając 

ramiona Ramseya. Uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami. Matka wciąż ją zadziwiała. Nie 

mogła  zrozumieć,  jakim  sposobem  Isobel  Carlisle  zdołała  wychować  pięcioro  niesfornych 

dzieci  na  porządnych  ludzi  i  pozostać  dystyngowaną  damą.  Wiotka,  wysoka,  z  włosami

przyprószonymi szronem siwizny, acz modnie przyciętymi, śmiało mogła uchodzić za starszą 

siostrę Alexis. Ubrana w prostą tweedową spódnicę i szary sweter, pasowała do tej olbrzymiej 

sali  z  oknami  od  sufitu  do  podłogi,  doniczkowymi  roślinami  i  meblami  pokrytymi 

jasnozielonym pluszem. 

– Dzień dobry, mamo. Przyjechałam samochodem z Ardmore dziś rano. 

– To strasznie daleka podróż jak na tak krótką wizytę – stwierdziła Isobel i podeszła do 

córki, by ją uściskać. – Dlaczego nie przyjechałaś pociągiem?

Alexis objęła matkę. 

– Miałam  nastrój  i  ochotę  na  dłuższą  przejażdżkę.  Isobel  spojrzała  znacząco na  córkę i 

poprowadziła w stronę wygodnej kanapy na środku pokoju. 

– Co się stało tym razem?

Alexis  z  wdzięcznością  poddała  się  troskliwej  opiece  matki.  Miała  ogromną  ochotę 

rozpłakać  się,  wyrzucić  z  siebie  wszystkie  problemy,  cały  smutek,  który  ciążył  jej  od 

dwunastu godzin. Zamiast to uczynić, wzięła głęboki oddech i upomniała się w myśli, że duże 

dziewczynki nie płaczą. Oparła łokcie na kolanach i skryła twarz w dłoniach. 

– Mamo, czy kochałaś tatę, kiedy wychodziłaś za niego? – zapytała po chwili. 

Jeżeli  pytanie  to  zaskoczyło  Isobel,  to  nie  pokazała  tego  po  sobie.  Objęła  córkę 

ramieniem  i  przytuliła  delikatnie.  Spojrzała  głęboko  w  ciemnobrązowe  oczy,  które 

odziedziczyły po niej wszystkie jej dzieci, i powoli skinęła głową. 

– Tak,  bardzo  go  kochałam.  Nadal  kocham.  Mimo  że  lubi  się  przechwalać,  wtrącać  w 

wasze życie i ma bzika na punkcie polo – dorzuciła z lekkim uśmiechem. 

Żałosny grymas przebiegł twarz Alexis. 

– Co sądzisz o Robercie Brewsterze? – zapytała. Isobel zastanowiła się nad odpowiedzią, 

nie okazując zdziwienia z powodu nagłej zmiany tematu. 

– Robi  dużo  dobrego  dla  fundacji.  Jest  jednak  lizusem,  jako  człowiek  nie  bardzo  mi 

background image

odpowiada. Dlaczego pytasz?

– Tatuś  sądzi,  że  będzie  dla  mnie  dobrym  mężem.  Na  twarzy  Isobel  pojawił  się  wyraz 

zrozumienia. 

– Aha, o to chodzi? O ten bzdurny układ, który zawarłaś z ojcem w zeszłym roku. 

– Uważałaś, że był bzdurny? – zapytała Alexis szczerze zdziwiona. 

Matka  była  świadkiem  jej  rozmowy  z  ojcem  na  temat  wyjazdu  do  Filadelfii.  Słyszała 

warunek stawiany przez niego. Nie odezwała sie wtedy ani słowem, a Alexis  sądziła, że jej 

milczenie jest oznaką zgody na wymuszoną umowę. 

– Oczywiście, że tak – odparła stanowczo Isobel. 

– Powiedziałam twemu ojcu, że rozwiodę się z nim, jeżeli zażąda od ciebie dotrzymania 

obietnicy. Jakież to staroświeckie. 

Alexis zamyśliła się. Czyż Ramsey nie powiedział dokładnie tego samego? Od niego nie 

mogła oczekiwać zrozumienia, ale matka powinna łatwo wczuć się w jej położenie. 

– Przecież  nie  poznałam  mężczyzny,  którego  chciałabym  poślubić – rzuciła  bez 

przekonania, a w duchu dodała: I takiego, który chciałby mnie za żonę. 

– Obiecałam tatusiowi... 

– Aleris,  kochanie,  wiele  osób  nie  znalazło  dla  siebie  odpowiedniego  partnera.  Nie

oznacza to, że mają poślubić pierwszą lepszą osobę, która się nawinie. Ani tę, którą wybiorą 

im ojcowie – dorzuciła znacząco Isobel. 

– Tak, ale... 

– Czy  nie  zdajesz  sobie  sprawy  z  tego,  jaka  byłabyś  nieszczęśliwa,  gdybyś  poślubiła 

kogoś, kogo nie kochasz? – spytała matka łagodnie. 

Alexis milcząco przyglądała się Isobel i rozważała jej słowa. 

– Samotność ma różne oblicza. Przebywanie z kimś, kogo się nie kocha, jest stokrotnie 

gorsze od samotności. Kiedy jesteś sama, przynajmniej odpowiada ci towarzystwo, prawda?

– Raczej tak... 

– Domyślam się, że jest chyba ktoś, kim się interesujesz. Mam rację?

Widocznie jakiś hormon, pomyślała Alexis, powstaje w organizmie kobiet w czasie ciąży 

i potem pozwala matkom odczytywać myśli swoich dzieci. 

– Prawdę mówiąc – przyznała Alexis – poznałam ostatnio człowieka, którego... którego 

bardzo lubię. 

– Nie rozumiem, czemu zatem przejechałaś taki szmat drogi po to, żeby spełnić bzdurne 

żądanie ojca?

Alexis spuściła głowę i utkwiła wzrok w splecionych dłoniach. 

background image

– Ponieważ ten, którego chcę, nie chce mnie – odparła cicho. 

– Musi być więc ślepym egocentrykiem – żachnęła się Isobel. 

Alexis spojrzała matce w oczy i uśmiechnęła się. 

– No,  może  jest  odrobinę  egocentryczny – zawahała  się  przed  ujawnieniem  następnej 

rewelacji. – On jest także... on jest pisarzem. 

– I... ? – matka czekała  na dalszy ciąg, okazując  całkowite niezrozumienie  dla rozterek 

Alexis. 

– Wiesz przecież, że nigdy nie miałam szczęścia do artystów, z którymi się spotykałam. 

– Kochanie – powiedziała matka z pobłażliwym uśmiechem. – Nie przypominam sobie, 

byś kiedykolwiek  spotykała się  z  prawdziwym  artystą.  To  byli  bufoni,  pozerzy i  pijawki,  z 

których tyle można wycisnąć talentu, co wody z kamienia. 

– Mamo!

– Nie zgodzisz się ze mną?

Alexis  chciała  unieść  się  oburzeniem,  zaprzeczyć słowom  matki,  przytoczyć  rzeczowe 

argumenty na swą obronę. Po chwili namysłu jednak skapitulowała. 

– Nie, chyba nie. 

Już  bez  zaskoczenia  przyznała  rację  Ramseyowi.  Zawsze  wybierała  najdziwniejszych 

facetów,  gdyż  wiedziała,  iż  dotknie  tym  ojca  do  żywego.  Już  od  pierwszej  randki 

instynktownie  wyławiała  najoryginalniejszych,  najmniej  odpowiednich  mężczyzn,  by 

przedstawić ich w domu. Wyraz twarzy Isobel świadczył wyraźnie, że Alexis zdołała oszukać 

tylko ojca i siebie. Dziewczyna westchnęła głośno i roześmiała się. Niestety, nie był to śmiech 

szczęścia  ani  nawet  zadowolenia.  Może  tak  śmiał  się  Romeo,  gdy  zbyt  późno  odkrył 

oszustwo,  jakie  zgotował  mu  los.  Alexis  bez  udziału  losu  zrozumiała,  że  oszukała  samą 

siebie.

Zamilkła i nerwowo poprawiła włosy. 

– Czy mogę zostać tu parę dni? – spytała. Czuła, że potrzebuje odrobiny spokoju przed 

spotkaniem z Ramseyem Walkerem. 

– Tak, pod warunkiem, że odpowiesz mi na dwa pytania – odparła matka. 

– Jakie?

– Po pierwsze, czy młody człowiek, który ci się podoba, wie, co do niego czujesz?

– Tak – Alexis potwierdziła ze smutkiem. – Niestety, wyrwało mi się, że go kocham. 

Isobel  kiwnęła  głową.  Dobrze  znała  swą  córkę  i  potrafiła  zrozumieć  więcej  z 

przemilczanych słów niż z wypowiedzianych. 

– A drugie pytanie? – zapytała Alexis. 

background image

– Czy  naprawdę  zamierzasz  poślubić  Roberta  Brewstera  tylko  dlatego,  że  chce  tego 

ojciec?

– Nie – odpowiedziała bez chwili wahania. – Powiem mu o tym rano. Masz rację, mamo, 

lepiej  być  samą  niż  z  kimś  niekochanym.  Nie  byłabym  szczęśliwa  z  nikim  innym,  tylko  z 

Ramseyem.  Widzę,  że  będę musiała  przywyknąć  do  własnego  towarzystwa,  tylko  ono  mi 

pozostało. 

– Ramsey – powtórzyła Isobel. – To ładne, mocne imię. On może cię jeszcze zaskoczyć, 

kochanie. 

Alexis  uśmiechnęła  się  z  powątpiewaniem.  Wstała  i  ruszyła  w  stronę  schodów.  To 

prawda, Ramsey Walker kipiał niespodziankami. Tylko jedno, niestety, nigdy się nie zmieni, 

tego była pewna. Nigdy nie pokocha dziewczyny takiej jak ona, nigdy nie pokocha jej. Sam 

się do tego przyznał. Teraz ona będzie mieszkać tuż nad nim, żyć tak blisko niego i wiedzieć, 

że  jest  poza  jej  zasięgiem.  Będzie  się  przyglądać,  jak  spotyka  się  z  kolejnymi  kobietami, 

szukając  jedynej,  która  da  mu  szczęście.  Świadomość,  że  nie  będzie  tą  wybraną,  ściskała 

duszę Alexis tępym bólem. 

Może  jednak  po  powrocie  do  Ardmore  zacznie  rozglądać  się  za  nowym  mieszkaniem. 

Jeśli ma być samotna do końca życia, lepiej zabrać się do tego porządnie. 

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Alexis została u rodziców do soboty. Gdy w poniedziałek zadzwoniła do biura fundacji, 

by  nieśmiało  prosić  o  dwa  dodatkowe  wolne  dni,  usłyszała,  że  może  wziąć  choćby  cały 

tydzień. Poczuła się dotknięta wiadomością, że doskonale dadzą sobie radę bez niej. 

Oznajmiła ojcu, że nie zamierza wyjść za Roberta Brewstera. Leland zdenerwował się i 

zapowiedział, że nie odwoła rezerwacji sali w klubie, gdyż później trudno będzie ją ponowić. 

Wrześniowe soboty szybko znajdują amatorów. Wierzył, że Aleus zmieni  w końcu zdanie i 

ślub dojdzie do skutku. Córka jednoznacznie dała mu do zrozumienia, że to płonne nadzieje. 

Uprzedziła  go,  by  nie  czuł  się  rozczarowany,  gdy  ceremonię  ślubną  zaszczyci  tylko  dwóch 

gości: on i Robert Brewster. W końcu ruszyła z matką na zakupy do Pittsburgha. 

Przez  całą  drogę  powrotną  do  Ardmore  Alexis  rozmyślała  o  swojej  przyszłości.  Dzięki 

rozmowie  z  matką  spojrzała na  wiele  spraw  z  właściwej perspektywy.  Dostrzegła  mnóstwo 

szczegółów,  których  istnienie  dotychczas  ignorowała.  Kochała  Ramseya,  to  było  jasne  jak 

słońce.  Równie  jasne  było  to,  że  Ramsey  jej  nie  kochał.  Co  więcej,  szczycił  się  swoim 

niezaangażowaniem.  Taka  postawa  nie  rokowała  nadziei  na  stały  związek,  a  jedynie  na 

okazjonalne  spotkania  w  łóżku,  które  skończą  się  wtedy,  gdy  pryśnie  czar  zmysłów. 

Spotkania te z pewnością byłyby przyjemne, lecz Alexis szukała czegoś więcej. 

Nagle przypomniała sobie ich rozstanie w Atlantic City i zdała sobie sprawę, że Ramsey 

prawdopodobnie już znudził się zdobyczą. Teraz nawet na seks nie ma co liczyć. 

Mieszkanie, do którego wracała, wydało się jej puste. Oczywiście, w każdej chwili mogła 

tłumić samotność koncentrując uwagę na tym, co działo się piętro niżej. Mogła wsłuchiwać 

się w głęboki głos, kiedy nagrywał tekst na taśmę lub rozmawiał przez telefon. Stukot jego 

maszyny do pisania będzie nadal przeszkadzał jej w zaśnięciu, co zresztą miało i dobrą stronę. 

Od tygodnia dręczył ją w snach. 

Może powinna zafundować sobie jakiegoś zwierzaka? Był to pomysł, który rozważała już 

wcześniej. 

Przyjemnie byłoby wracać do  domu  i  być  witaną  przez  przyjaciela,  nawet  jeżeli  będzie 

miał cztery łapy i ogon. Koty są miłe i dają się lubić, ale tak naprawdę nie potrzebują nikogo. 

A Alexis chciała się czuć potrzebna. Natomiast psy... psy potrafią dać kobiecie poczucie, że 

jest  królową  ich  świata.  Tak,  może  pies.  Ktoś,  z  kim  mogłaby  porozmawiać,  i  kto  nie 

wytykałby  jej  błędów.  To  podniosłoby  ją  na  duchu.  Pójdzie  do  schroniska  w  przyszłym 

tygodniu. 

background image

Kiedy z okna samochodu dostrzegła znajome widoki, uśmiechnęła się po raz pierwszy od 

tygodnia.  Wracam  do  domu,  pomyślała.  Zawsze  przyjemnie  jest  wracać  do  tego,  co 

najbardziej się kocha i ceni. Odgoniła natrętną myśl, że teraz ta definicja obejmuje również 

Ramseya. Usiłowała wmówić sobie, że on i dom mają tylko tyle wspólnego, że znajdują się w 

tym  samym  budynku.  Przecież  wyraźnie  dał  jej  do  zrozumienia,  że  nie  widzi  dla  siebie 

miejsca w jej życiu. Alexis musi przyzwyczaić się do tej myśli, nauczyć się z nią żyć. 

Kiedy zjechała z autostrady i zbliżała się do domu, poczuła dziwny skurcz ściskający jej 

serce. Będzie musiała nauczyć się żyć bez Ramseya Walkera, ale nigdy nie przyzwyczai się 

do tego. 

Rex  Malone  znów  miał  kłopoty.  Z niewiadomego  powodu  przestał  sobie  radzić  z  płcią 

piękną.  Nigdy  dotąd  nie  miał  takich  problemów,  cóż  to  w  końcu  dla  prawdziwego 

mężczyzny.  Zaś  ostatnio  twardy,  zdawałoby  się,  detektyw,  nie  potrafił  zaciągnąć  do  łóżka 

nawet Penelopy Largo. Wyglądało to tak, jakby Rex miał dosyć kobiet. Co by powiedział na 

to Raymond Chandler? Dobrze, że stary Ray nie może zobaczyć, co Ramsey zrobił z takim 

twardzielem jak Rex Malone. Wielki Człowiek niewątpliwie wzgardziłby nim okrutnie. 

– To  zaczyna  wymykać  mi  się  z  rąk – wymamrotał  Ramsey  i  poczuł  nagle  ogromną 

ochotę na drinka. 

Ruszył  do  kuchni,  powłócząc  nogami.  Otworzył  szafkę,  w  której  trzymał  kolekcję 

whisky.  W  jej  skład  wchodziło  kilka  butelek  o  różnej  cenie  i  jakości,  zależnie  od 

przeznaczenia trunku. Była tam szkocka, którą  sączył  tworząc, taka, którą  smakował, kiedy 

chciał  uczcić  sprzedaną  książkę  i  taka,  po  którą  sięgał,  kiedy  chciał  się  spić  jak  bela. 

Wyciągnął  rękę  po  tę  ostatnią.  Napełnił  szklankę  bursztynowym  płynem  i  smętnie  pokiwał 

głową.  Było  źle.  Było  bardzo  źle.  Będzie  pił  przez  Alexis.  W  głębi duszy  wiedział,  że  ona 

była winna temu, że opuściło go natchnienie. 

Krótko mówiąc, po prostu  nie mógł przestać o niej  myśleć.  Była przy nim  ciągle, nocą 

rozpalała jego sny, a w dzień mąciła myśli. Do diabła, ostatnio zaczęła pojawiać się nawet w 

jego książce. Oskarżała Rexa Malone o męski szowinizm i uświadamiała Penelopie Largo, że 

każda  rozsądna  kobieta  trzymałaby  się  z  daleka  od  takiego  faceta.  Ostatnio  Alexis  Carlisle 

bardzo utrudniała mu życie. 

I gdzie, do cholery, podziewała się przez ostatni tydzień?!

Po  trzech  szklaneczkach  whisky  Ramsey  poczuł  się  nieco  lepiej.  Nalał  sobie  jeszcze 

jedną,  zakręcił  butelkę  i  wrócił  do  pokoju,  gdzie  zwykle  pracował.  Wołała  go  maszyna  do 

pisania, namawiała, by wyładował złość na jej klawiszach, lecz Ramsey wahał się. Pamiętał, 

jak  Alexis  skrytykowała  go.  Nazwała  jego  postacie  stereotypowymi,  a  wątki  banalnymi. 

background image

Zarzuciła,  że  dialogi  są  nienaturalne,  a  fabuła  bez  polotu.  Zamiast  obrazić  się  za  te  słowa, 

zaczął się nad nimi zastanawiać. 

Czy to,  co  powiedziała,  było  prawdą? – zaczął  rozmyślać  i  niemal  jednocześnie  poczuł 

niechęć do siebie za to, że przyjął jej tok rozumowania. Jeżeli pisarz nie wierzy szczerze w to, 

co pisze, to jaki jest sens pisania? Nigdy przedtem nie dręczyły go wątpliwości. Do tej pory 

wierzył  święcie,  że  każda  stronica  tekstu,  którą  oddał  wydawcy  czy  redaktorowi,  była 

produktem  w  najlepszym  gatunku,  na  jaki  było  go  stać.  Jeżeli  Alexis  uważała,  że  jego 

twórczość  jest  nic  niewarta,  to  był  jej  problem,  a  nie  jego.  Przecież  miliony  czytelników 

manifestowały zgoła odmienną opinię. Czy miał przejmować się krytyczną opinią jednostki?

Tak, przejmował się, i to go złościło. Choć ciężko było mu się do tego przyznać, dbał o 

to, co Alexis myśli o jego pisarstwie. Do końca nie wiedział, dlaczego. Nie wiedział również, 

co z tym fantem zrobić. Z niechęcią usiadł do maszyny i sięgnął po teczkę, w której trzymał 

najnowszy  rozdział  swej  książki.  Spojrzał  na  pierwszą  stronę,  jednym  haustem  skończył 

resztę whisky i zaczął czytać. To prawda, że ta powieść szła mu gorzej niż inne. Pierwsze trzy 

pisało  mu  się  wyjątkowo  łatwo,  jakby  maszyna  sama  podsuwała  mu  słowa.  Może  problem 

tkwił w tym, że Rex Malone stawał się zbyt zarozumiały, pomyślał Ramsey. Nie było sprawy, 

z którą nie mógłby sobie poradzić. Może potrzebował zadania, z którym nie mógłby dać sobie 

rady bez czyjejś pomocy?

Uśmiechnął  się  przebiegle  na  tę  myśl.  Tak,  może  stary  Rex  potrzebował  pomocnika.  I 

może  go  znajdzie  pod  postacią  kobiety,  równie  twardej  jak  on.  Usadowił  się  wygodniej  i 

uderzył w klawisze. 

W głowie kołatało mu ciągle pytanie: kiedy Alexis wróci do domu?

Wtedy  usłyszał  znajome  kroki  na  schodach.  Przyjechała!  Najwyższy  czas,  do  diabła.

Odruchowo wstał, by podejść do drzwi. Chciał je otworze na oścież i zażądać, by wyjaśniła, 

gdzie podziewała się przez ostatnie sześć dni. Zapanował jednak nad emocjami. 

To  nie  twoja  sprawa,  upomniał  się.  To,  jak  spędzała  swój  wolny czas,  nie  powinno  go 

obchodzić.  Przecież  wyraźnie  dał  jej  do  zrozumienia,  że  nic  ich  nie  łączy  poza  pociągiem 

fizycznym,  który  też  jakby  zanikał.  Jej  pożegnalne  spojrzenie  świadczyło  dobitnie,  że  ją 

przekonał. Problem zaś polegał na tym, że on sam nie bardzo w to wierzył. 

Ramsey  z  uwagą  przysłuchiwał  się  dźwiękom  dochodzącym  z  zewnątrz.  Najpierw 

delikatny  stukot  obcasów  na  schodach,  potem  cichy  zgrzyt  otwieranych  drzwi,  aż  wreszcie 

lekkie  kroki  po  lakierowanej  podłodze.  Kroki  ustały  w  sypialni  i  usłyszał  odgłos  butów 

zrzuconych  na  miękki  dywan.  Zapadła  cisza.  Był  pewien,  że  Alexis  rozbiera  się.  Cholera, 

dlaczego to stało się właśnie teraz? Wiedział, że to koniec pracy na dzisiaj, że do wieczora nie 

background image

będzie mógł myśleć o niczym innym, tylko o jej bieliźnie. A najbardziej frustrujące było to, 

że choć spędzili razem intymne chwile, nie miał okazji oglądać jej w tym stroju. 

Musi wyjść z domu, w przeciwnym razie myśli o Alexis rozsadzą mu mózg na strzępy. 

Ach,  te  kobiety,  jęknął  w  duchu.  Nie,  nie  kobiety.  Kobieta.  Nigdy  przedtem  żadna  nie 

zawróciła  mu  tak  w  głowie.  Tylko  Alexis  Carlisle  była  do  tego  zdolna  i,  na  Boga,  nie 

rozumiał, dlaczego. 

Świeżego powietrza, tego mu było trzeba. I to w dużych ilościach. Musi wyruszyć gdzieś, 

gdzie  będzie  w  stanie  uwolnić  się  od  myśli  o  niej.  Znaleźć  takie  miejsce,  gdzie  przestanie 

czuć, jak ważną rolę Alexis pełni w jego życiu. Wciągnął starą bluzę do baseballu i zaśmiał 

się  ironicznie.  Dobrze  wiedział,  że  nie  ma  takiego  miejsca  ani  na  ziemi,  ani  w  całym 

wszechświecie. Pozostała tylko nadzieja, że starczy mu sił, by stawić jej opór.

Lecz wniosek ten nie podbudował go na duchu, wywołał jedynie śmiech, gorzki śmiech. 

Przez  sześć  kolejnych  dni  Ramsey  i  Alexis  za  wszelką  cenę  unikali  się  wzajemnie.  Na 

ogół udawało im się to, choć zdarzył się wyjątek. W środę rano Alexis zaspała i śpieszyła się, 

by zdążyć do pracy. Wyszła z mieszkania trzymając buty w jednej ręce, a neseser w drugiej. 

Na półpiętrze, tuż nad mieszkaniem Ramseya, poczuła, jak obsuwa się jej jedna z podwiązek, 

widocznie w pośpiechu źle zapięta. Jęknęła ze złości, włożyła buty i, rozglądając się, czy ktoś 

nie  nadchodzi,  podciągnęła  spódnicę.  W  tym  właśnie  momencie  Ramsey  otworzył  drzwi  i 

wyszedł  na  klatkę  schodową,  by  zabrać  gazetę.  Miał  na  sobie  tylko  granatowe  spodnie  od 

dresu. 

Rzucił w jej stronę krótkie spojrzenie, ale wyraz jego twarzy powiedział jej bardzo wiele.

Aleris mogła przysiąc, że zaczerwienił się, gdy stał tak i patrzył na jej nogę ledwie skrytą pod 

jedwabną pończochą, na drobne palce walczące z podwiązką, zdobioną różową kokardką. Ich 

oczy  spotkały  się  przez  sekundę  i  wtedy  poczuła,  że  cały  dom  staje  w  płomieniach.  Nim 

zdążyła wyrzec choćby słowo, odwrócił się na pięcie i wszedł do mieszkania, zapominając o 

gazecie. Zdawało jej się, że wymamrotał pod nosem: O rany, dłużej tego nie zniosę. 

Z bliżej nieokreślonego powodu słowa te sprawiły, że na jej twarzy zjawił się uśmiech. 

W  piątek  wieczorem  Ramsey  znów  siedział  sam  w  domu.  Tak  jak  w  każdy  wieczór, 

odkąd  wrócił  z  Atlantic  City.  Jak  zwykle – pracował  nad  książką.  Redagował  najnowszy 

rozdział, w którym akcja przybierała niespodziewany obrót. Czytał tekst, czując mieszaninę 

dumy  i  złości.  Już  wiedział,  że  jego  najnowsze  dzieło  będzie  najlepszym,  jakie  do  tej  pory 

stworzył.  Złościł  się  zaś,  gdyż  walorem  utworu  była  nowa  postać,  której  z  początku  nie 

planował.  Był  to  ktoś,  kto  w  mistrzowski  sposób  uzupełniał  Rexa  Malone’a.  Osoba 

przystojna,  bystra,  potrafiąca  dać  sobie  radę  z  najgorszym  przestępcą.  Była  to  kobieta-

background image

detektyw, Alexandra Carson. 

Była bez  wątpienia  najlepszą  postacią,  jaką  do  tej  pory wykreował.  W  jej  kontaktach  z 

Rexem wyczuwało się lekki pociąg fizyczny. Był on na tyle silny, że ożywiał ich rozmowy i 

na tyle stonowany, że nie psuł ich współpracy. Ramsey czuł, że ta para ma przed sobą długą 

przyszłość,  że  razem  rozwiążą  jeszcze  niejedną  zagadkę  w  wielu  książkach.  Nawet  Aleris 

będzie zadowolona, pomyślał. 

Marzył, by pójść na górę, przeczytać jej najnowszy rozdział i zobaczyć, jak zareaguje. To 

zdarzało  mu  się po raz  pierwszy. Ramsey Walker  był  typem  samotnika, który nie pozwalał 

nikomu,  z  wyjątkiem Theo  i  Macka, czytać  swych  książek, zanim  trafią  do księgarń. Teraz 

jednak  sprawa  wyglądała  inaczej.  Czuł  silną  potrzebę  podzielenia  się  pomysłami  z  Alexis. 

Zapragnął, by była częścią jego pracy i jego życia. 

Przez  ostatnie  dwa  tygodnie  ciągle  widział  w  myślach  jej  twarz  i  słyszał  jej  głos. 

Bezustannie pragnął mieć ją blisko. 

Jest teraz u siebie. Słyszał, jak wchodziła jakieś piętnaście minut temu. Nie było takiego 

prawa,  które zabraniałoby  mu  pójść  na  górę  i  zamienić  z  nią  parę  słów,  prawda?  Przecież 

nikomu jeszcze nie zaszkodziła rozmowa. Może wybraliby się gdzieś na kawę lub obiad. A 

potem  na  spacer  do  parku.  Jeszcze  nie  było  tak  zimno.  Rześkie  powietrze  oczyściłoby  ich 

zmącone myśli. Chociaż, jeżeli chodziło o Ramseya, jego myśli od pewnego czasu stawały się 

coraz bardziej przejrzyste. 

Decyzja  została  podjęta.  Zmienił  roboczy  strój,  czyli  wytarte  dżinsy  i  starą  bluzę,  na 

ciemnobrązowe sztruksowe spodnie i gruby, beżowy sweter. Teraz mógł się pokazać. Właśnie 

czesał niesforne włosy, gdy nagle ręka z grzebieniem zamarła w pół ruchu. Przechylił głowę, 

wsłuchując się w dobiegające z góry odgłosy. 

Alexis znów była w wannie. Ale tym razem nie sama. 

Przez  chwilę  Ramsey  starał  się  uspokoić  rozdygotane  serce.  Próbował  wytłumaczyć 

sobie, że to, co słyszał, było odgłosami zwykłej kąpieli. Niestety, głośne dziewczęce okrzyki i 

chlupot wody wskazywały na coś mniej niewinnego. Do diabła, jak ona mogła zabawiać się w 

wannie, kiedy on nadal  płonął na myśl o niej? Czy to, co razem przeżyli, tak mało dla niej

znaczyło? Czy był tylko kolejną zdobyczą, którą wpisała do swojego rejestru?

Koniec  z  tym,  postanowił.  Miał  tego  serdecznie  dość.  Najwyższy  czas,  by  Alexis  i  on 

wyjaśnili sobie parę spraw. Po pierwsze, on ją kocha i nie może bez niej żyć. Po drugie, nie 

opuści  jej  mieszkania,  dopóki  ona  nie  poczuje  tego  samego.  Jeżeli  będzie  musiał 

przekonywać  ją  przez  najbliższe  dziesięć  lat,  to  cóż,  trudno.  Najwyżej  nie  odda  książki  w 

terminie. Są sprawy ważniejsze niż pisanie książek. Na przykład zdobycie ukochanej kobiety. 

background image

Pędem wbiegł po schodach. 

Z  uczuciem  déjà  vu  stał  przed  jej  drzwiami  i  walił w  nie  z  całych  sił  krzycząc,  by  je 

otworzyła. Obawiał się, że Alexis będzie udawała, iż nie ma jej w domu, aby uchronić swego 

kochanka. 

Kochanka.  Ramsey  o  mało  nie  udławił  się  tym  słowem.  Do  diabła,  tylko  on  był  jej 

kochankiem. Nikt nie kochał jej tak jak on. 

– Alexis! Otwórz te cholerne drzwi!

Ponownie zamierzył się w nie pięścią, choć sam nie był pewien, czy po to, by załomotać 

w  nie  kolejny  raz,  czy  je  rozwalić,  gdy  drzwi  zostały  otwarte  i  stanęła  w  nich  Alexis  w 

ubraniu ociekającym wodą. Miała na sobie  wytarte dżinsy i  starą,  czerwoną bluzę  umazaną 

zaschniętą  farbą.  Przyszła  mu  do  głowy  nieśmiała  myśl,  że  nie  jest  to  strój,  w  którym 

przyjmuje się gości. Ale nawet w nim wyglądała piękniej, niż pamiętał. 

Jej ciemne włosy, splecione w luźny warkocz, zwisały na ramieniu. Niesforne pasemka, 

które  wymknęły  się  splotowi,  zaczesała  niedbale  za  ucho.  Twarz  pozbawioną  makijażu 

ozdobił  lekki rumieniec podniecenia. Ramsey łudził się nadzieją, że  on był jego sprawcą, a 

nie ktoś obcy, skryty w jej mieszkaniu. Poczuł, że jego serce odzyskało zwykły rytm i krew w 

żyłach  przestała  rwać  szalonym  pędem.  Całe  wieki  nie  stał  tak  blisko  Alexis.  Bez 

zastanowienia objął jej ramiona i przyciągnął dziewczynę do siebie, aby ją pocałować.

Zabrakło jej czasu, by dochodzić, co go tu sprowadziło. Jedyne, co mogła zrobić, to tylko 

wtulić  się  w  niego  i  oddać  mu  pocałunek.  To  był  najlepszy  sposób  na  smutek  i  napięcie, 

towarzyszące jej od dwóch tygodni. Tak bardzo tęskniła za Ramseyem. Bez niego wszystko 

było nie takie. Praca, dom,  życie, nic nie sprawiało  jej radości. Wtuliła się mocniej, czując, 

jak mokre ubranie paruje od rozgrzanej skóry. 

– Tęskniłem za tobą – wyszeptał Ramsey. 

– Ja też za tobą tęskniłam – odrzekła niemal bez tchu. 

Nie czekając na zaproszenie wkroczył do mieszkania i zamknął za sobą drzwi. Oparł się o 

nie plecami i spojrzał groźnie w jej stronę. 

– Gdzie on jest? – zażądał wyjaśnień. 

– Kto? – spytała zdezorientowana. 

– Wiesz  dobrze,  kto – odparł.  – Gdzie  schowałaś  tego  durnia,  z  którym  tak  świetnie 

bawiłaś się w wannie? Mam zamiar dać mu dobrą nauczkę, zanim zrzucę go ze schodów. Nie 

podoba mi się, że jakiś facet pakuje się tam, gdzie ja byłem pierwszy... No, wiesz, co mam na 

myśli. 

Alexis spojrzała na niego spod zmarszczonych brwi. A więc o to mu chodziło. Usłyszał 

background image

odgłosy  z  łazienki  i  sądził,  że  ktoś  obcy  grasuje  po  jego  terenach  łowieckich. Jeżeli  pan

Ramsey Walker sądził, że należała do niego tylko dlatego, że zaszczycił ją spędzoną wspólnie 

nocą, to mylił się głęboko. 

– Jak śmiesz? – zawołała, zaczepnie opierając ręce na biodrach. – To, że byliśmy razem 

jedną noc, nawet jeśli przyjemną, nie daje ci prawa wkraczać do mego mieszkania i wyrzucać 

stąd moich gości. Zwłaszcza takich, których sama tu zaprosiłam, ponieważ uważam, że będą 

miłym dla mnie towarzystwem. 

Ramsey zatrząsł się ze złości. 

– Nie? – powiedział powoli, ledwo panując nad głosem. – A czy to, że cię kocham, daje 

mi to prawo?

Nim zdążyła zareagować, stanowczo odsunął ją na bok i ruszył zdecydowanym krokiem 

w  stronę  zamkniętych  drzwi  łazienki.  Alexis  szła  tuż  za  nim.  Z  trudem  hamowała  śmiech 

wzbierający  na  myśl  o  jego  mało  romantycznym  wyznaniu  i  o  tym,  co  zrobi  na  widok 

„mężczyzny” w jej wannie. 

Ramsey  ostrym  szarpnięciem  otworzył  drzwi,  nie  bawiąc  się  w  takie  grzeczności  jak 

pukanie. Był gotów walczyć z intruzem. To, co ujrzał, wstrzymało go w pół kroku. W rogu 

łazienki,  na  stosie  mokrych  ręczników,  siedział  najżałośniejszy  psiak,  jakiego  widział  w 

życiu. 

– Och, Ramsey, przestraszyłeś go. Biedne maleństwo – usłyszał za sobą szept Alexis. 

Ominęła go zwinnie i wzięła na ręce małą, czarną kuleczkę futra. Zmoczyła się przy tym 

doszczętnie, ponieważ psiak ciągle ociekał wodą. 

– Biedny, mały Pagliacci – szepnęła zwierzątku do ucha. – Wystraszył cię? Już dobrze... 

Obronię cię. 

Ogłupiały Ramsey patrzył przez chwilę na tę dwójkę. 

– Nazwałaś go Pagliacci? – spytał z pretensją w głosie. – Czy chcesz, żeby w przyszłości 

poniewierały nim wszystkie psy w okolicy? Cóż to za zniewieściałe imię!

Alexis odwróciła się i rzuciła mu piorunujące spojrzenie. 

– Pagliacci  to  bardzo  piękne  imię.  Tak  nazywa  się  bohater  jednej  z  moich  ulubionych 

oper. Niezwykle tragiczna postać. 

– Właśnie  o  to  mi  chodzi.  – Ramsey  energicznie  skinął  głową.  – Dostanie  po  tyłku  za 

każdym razem, gdy wyjdzie z domu. 

– Ach tak? – odparła. Wezbrała w niej fala złości, gromadzonej od dwóch tygodni. Ostro 

zaatakowała  Ramseya,  pragnąc  zranić  go  do  żywego.  – A  jakie  imię  pan  proponuje,  panie 

Walker? Panie Przystojniaczku... Panie Pismaku Szowinisto. – Zacisnęła pięści, szykując się

background image

do kolejnego ciosu. – Panie Tchórzu-Bojący-Się-Inteligentnych-Kobiet... 

To podziałało. Na jego twarzy pojawił się niebezpieczny uśmiech. Znacząco postąpił krok 

do przodu. Alexis cofała się, aż uderzyła plecami o ścianę. Przyparta do muru, z trudem łapała 

oddech.  Ramsey  oparł  ręce  o  ścianę  po  obu  stronach  jej  ciała,  odcinając drogę  ucieczki. 

Zerknął na psiaka, którego trzymała w ramionach, po czym spojrzał prosto w jej oczy.

– Czy temu maleństwu nic się nie stanie, jeżeli zostawimy je na chwilę samo? – zapytał z 

pozornym spokojem. 

Alexis przez chwilę milczała, rozkoszując się bliskością jego ciała. Wreszcie westchnęła 

głęboko i odparła łamiącym się głosem:

– Nie... chyba nie. Ale tylko na krótką chwilę. Ramsey uśmiechnął się drapieżnie, kiedy 

wziął psiaka z rąk Alexis i postawił na podłodze. 

– Idź  się  bawić,  Rex – zakomenderował.  – Muszę  nauczyć  twoją  panią  paru  rzeczy  o 

mężczyznach. 

– Rex? – Alexis zaczęła protestować. – Nie chcesz chyba nazwać go Rex. To imię tego 

okropnego dętek... 

– Boję się inteligentnych kobiet, tak? – Ramsey przerwał jej niskim, groźnym głosem. –

Jestem szowinistycznym pismakiem, tak?

W jego wzroku Alexis dostrzegła czułość i obietnicę. Nagle poczuła, że w parnej łazience 

zrobiło się jeszcze bardziej gorąco. 

– No cóż, może zbyt pochopnie oceniłam.... 

– Choć nie pomyliłaś się zbytnio z tym przystojniakiem. 

Spojrzał  głęboko  w  jej  oczy.  Błyszczały  z  podniecenia.  Wiedział,  że  był  jego  sprawcą. 

Pochylił się ku niej i musnął jej wargi swoimi w najdelikatniejszym pocałunku, na jaki było 

go  stać.  Alexis  zamknęła  oczy  i  oddała  się  rozkoszy.  Dłonie,  które  z  początku  miękko 

spoczywały na swetrze kryjącym potężnie sklepioną klatkę piersiową Ramseya, zsunęła teraz 

niżej  i  ujęła  go nimi  w pasie.  Przyciągnęła  go  mocniej  do  siebie,  a  on nie  pozostał  dłużny. 

Wzmocnił  pocałunek,  przytulając  się  do  niej  z  całej  siły.  Skrył  w  dłoni  jej  pierś  i  usłyszał 

najsłodsze i najbardziej podniecające westchnienie, jakie kiedykolwiek wyrwało się z jej ust. 

Nie  mógł  dłużej  wytrzymać  i  delikatnie  wsunął  rękę  pod  jej  bluzkę,  by  gładzić  ciepłą, 

aksamitną skórę. Z rozkoszą zauważył, że pod spodem nie miała nic więcej. Znów dotknął jej 

piersi. Krążąc delikatnie kciukiem wokół sutka, wiódł dziewczynę ku szczytowi pożądania. 

– Och, Ramsey – szepnęła Alexis łamiącym się głosem. – Tak za tobą tęskniłam. 

Zaczął delikatnie całować jej policzek, czoło i skroń. Końcem języka wykreślił zarys jej 

ucha, a później błądził po ciepłej szyi. Czuła, że uginają się pod nią kolana. Z wolna zaczął 

background image

biodrami ocierać o jej biodra i dopiero wtedy uświadomiła sobie, gdzie się znajdują. Lekko 

oparła ręce na jego piersi i powstrzymała przed dalszymi pieszczotami. 

– Co się stało? – spytał Ramsey zdławionym z podniecenia głosem. 

Alexis miała zamęt w głowie. Wiedziała, że kocha  go nad życie, lecz musiała wyjaśnić 

pewną kwestię, zanim złączą się ponownie w miłosnym uścisku. 

– Czy to, co powiedziałeś wcześniej, to prawda? – spytała cicho. 

Ramsey spojrzał na nią uważnie. Wiedział, o co pytała, lecz nie był do końca pewien jej 

uczuć. Nigdy dotąd nie czuł się tak bezbronny wobec kobiety. Musi się zdobyć na odwagę. 

– Tak, mówiłem szczerze – oświadczył stanowczo. 

– Nigdy w życiu nie byłem zakochany, ale kiedy zobaczyłem ciebie, Aleris, wpadłem jak 

śliwka w kompot. 

Na  jej  usta  zawitał  uśmieszek  zadowolenia.  Ramsey  czuł  się  wspaniale,  miał  ochotę 

roześmiać się z radości. 

– Kocham cię, Alexis. 

Rzuciła mu się na szyję i ucałowała gorąco. 

– I ja ciebie kocham, Ramsey. 

Pocałowała  go jeszcze  raz  i,  trzymając za  rękę,  poprowadziła  do  sypialni.  Było jeszcze 

coś, co chciała wyjaśnić. 

– Zanim... mmm... no wiesz... 

Ramsey uśmiechnął się, słysząc, że nagle zbrakło jej słów. Spłonęła rumieńcem. 

– Tak?

– Zanim to zrobimy, chcę ci coś wyznać. 

– Cóż takiego?

– Pamiętasz,  kiedy  ci  powiedziałam,  że  dialogi  w  twoich  książkach  są  nienaturalne,  a 

fabuła bez polotu? – zapytała z wahaniem. 

– Jak mógłbym o tym zapomnieć – odparł sucho. 

– Tak... – Urwała myśl, lecz po chwili spojrzała mu prosto w oczy i dokończyła: – Przez 

ostatnie dwa tygodnie czytałam twoje książki... 

– Naprawdę?

– Tak.  I  zdałam  sobie  sprawę,  że  podoba  mi  się  ich  akcja,  a  dialogi  mają  w  sobie  coś 

ciekawego. 

– Czyżby?

Alexis skinęła szybko głową. 

– Sądzę  jednak – dodała – że  powinieneś  popracować  nad  postaciami  kobiecymi, 

background image

Ramsey. Musisz je koniecznie unowocześnić. 

– Wiesz, „ to ciekawe, że wspomniałaś o tym teraz – odrzekł i usadowił się wygodniej na 

brzegu łóżka. 

– Tak się akurat składa, że skończyłem rozdział, który chętnie dam ci do przeczytania. 

– Naprawdę? – była zachwycona. 

– Mhm – mruknął. Zaczepił palce o szlufki jej dżinsów i przyciągnął ją do siebie. – Ale to 

później. Znacznie później. 

Aleris  uśmiechnęła  się  i  skinęła  głową  przyzwalająco.  Patrzyła  zafascynowana,  jak 

Ramsey  rozpina  zatrzask  przy  jej  spodniach.  Powoli  wsunął  ręce  pod  materiał  i  objął 

pośladki.  Delikatnie  zaczął  całować  jej  brzuch,  kreśląc  językiem  drobne  kółeczka  wokół 

pępka.  Stopniowo  jego  usta  schodziły  niżej,  aż  natrafiły  na  brzeg  bielizny.  Wtedy 

zdecydował, że Alexis ma stanowczo zbyt dużo na sobie. 

– Zdejmij  bluzkę – wymamrotał,  wciąż  wtulony  w  jej  brzuch.  Ocierał  swój  szorstki 

policzek o jej delikatną skórę i radował się tą różnicą. 

Gdy spełniła prośbę, spojrzał do góry. Uśmiechając się przeczesała palcami jego włosy i 

splotła  dłonie  na  jego  karku.  Ramsey  oswobodził  rękę  i  stworzył  z  niej  schronienie  dla  jej 

piersi.  Posadził  Alexis  na  kolanach  i  całował  nęcące  go  ciało.  Dziewczyna  westchnęła  z 

zadowolenia  i  przytrzymała  jego  głowę,  by  nie  przerwał  pieszczoty  zbyt  wcześnie. 

Rozkoszowała  się  myślą,  że  on  jej  pragnie  tak  mocno,  jak  ona  jego.  Dopiero  drapanie 

szorstkiego swetra uświadomiło jej, że on nie wywiązał się z umowy. 

– Ściągaj sweter – rozkazała zalotnie. – I spodnie, i buty, i skarpetki. 

– Kobiety – rzucił żartem i zaczął się śmiać. – Strasznie są wymagające. 

Spełnił  jednak  jej  życzenia  i  zażądał,  by  uczyniła  podobnie.  Aleris  z  radością  zdjęła 

dżinsy, ale nim zabrała się do tego, co pod nimi zostało, Ramsey powstrzymał ją ruchem ręki. 

– Zawsze chciałem dotknąć twej bielizny, kiedy masz ją na sobie – wyjaśnił, gdy napotkał 

jej zdziwione spojrzenie. – Obiecaj mi, że od tej pory tylko ja będę ją zdejmował. 

– Obiecuję – odrzekła z uśmiechem. 

– I przyrzeknij, że kiedy następnym razem będziemy się kochać, co powinno nastąpić za 

jakąś godzinę, założysz te podwiązki z różowymi kokardkami. 

– Ramsey!

– Mało brakowało, a wziąłbym cię w zeszłą środę, gdy poprawiałaś sobie tę podwiązkę –

wyjaśnił. – Kiedy zobaczyłem cię na schodach z zadartą spódnicą... 

– Wcale  nie  była  zadarta – zaprzeczyła  Alexis.  – Po  prostu  podciągnęłam  ją  odrobinę, 

żeby... poprawić pewien drobiazg. 

background image

Ramsey zaśmiał się ponownie. 

– Niech już będzie, ale pozwól, abym to ja od tej pory zajmował się takim poprawianiem. 

Twarz Alexis rozpromienił uśmiech. 

– W porządku. Chciałabym jednak wiedzieć, kto wytłumaczy wszystkie twoje obietnice 

mężczyźnie, którego mam poślubić?

Ramsey położył ją na łóżku i przykrył swym potężnym ciałem. 

– Myślałem, że to ja nim jestem. 

Jej serce zadrżało. Nie spodziewała się tak szybkich i bezceremonialnych oświadczyn. 

– No tak, ale... widzisz, byłam w zeszłym tygodniu z wizytą u rodziców... 

– Aha,  więc  to  tam  się  schowałaś – wymamrotał,  obsypując  jej  szyję  lekkimi 

pocałunkami. 

– O, taaak – stwierdziła Alexis, a Ramsey nie był pewien, czy odpowiedź nawiązywała do 

jego  słów,  czy  uczynków.  – I...  i  ojciec  zarezerwował  już  salę  w  klubie  na  mój  ślub  we 

wrześniu. Wydaje mu się, że... Och Ramsey, o tak, dobrze, dobrze... 

– Tak? – szepnął całując jej piersi. – Co mu się wydaje?

– Komu? Aha, ojcu. – Alexis usiłowała odnaleźć wątek. Nie było to łatwe, gdyż dreszcze 

rozkoszy wciąż przebiegały jej ciało. – Chce, żebym we wrześniu wyszła za jednego z jego 

pracowników. 

– Hmmm, to dziwne – odparł. – Do września będziemy już dawno po ślubie. Może nawet 

poczniemy  małego  Walkera.  Obawiam  się  także,  że  moi  rodzice  będą  domagać  się,  byśmy 

wzięli tradycyjny ślub w naszej dzielnicy, na południu Filadelfii. 

Alexis zachichotała. 

– To będzie cudowne. Już widzę ojca, jak tańczy przy akordeonie. 

Ramsey rzucił jej ostre spojrzenie. 

– Nie  śmiej  się,  lubię  taką  muzykę.  Dziewczyna pieszczotliwym gestem  przeczesała

palcami jego włosy. 

– Więc zadzwonisz do mego ojca i oznajmisz mu nowinę. W ten sposób on zrozumie, że 

mój mąż nie jest bezmyślnym mięczakiem. 

Zakłopotany Ramsey zmarszczył czoło. 

– Będziesz mi musiała więcej opowiedzieć o tym  swoim  tatusiu – powiedział z  obawą. 

Spojrzał na ich nagie ciała i dorzucił: – Ale później, znacznie później. 

– I jeszcze jedno – mruknął Ramsey, kiedy leżeli objęci i rozprawiali o przyszłości. 

– Tak? – zapytała Alexis leniwie. Nie do wiary, że można czuć się tak wspaniale. 

Ramsey wskazał na futrzaną kulkę, która spała na ich łóżku i lekko pogłaskał stopą psa. 

background image

Szczeniak podniósł głowę i ziewnął szeroko, po czym znów ułożył się do snu. 

– Czy zdajesz  sobie sprawę, że  Rex  sporo urośnie? – zastanawiał się. – Widziałaś  jego 

łapy? To może być nowofunlandczyk. 

– Nie  szkodzi – odparła  beztrosko  Alexis.  Teraz  nie  obchodziło  jej  nic  poza  ciepłym, 

kochanym mężczyzną u jej boku. – Pagliacci będzie miał u nas bardzo dobrze. 

– Rex będzie większy niż twoją kanapa. 

– Pagliacci będzie miał tu dość miejsca. 

– Nie,  kochanie,  musisz  mi  zaufać.  Będziemy  musieli  poszukać  większego  domu. 

Oglądałem już parę miejsc w Bucks County... 

– Bucks County – szepnęła rozmarzona. – Kocham Bucks County. Tam zawsze pachnie 

jabłkami. 

Ramsey milczał przez chwilę, po czym wubuchnął śmiechem. 

– Nie do wiary – powiedział cicho. 

– Co?

– Zgodziliśmy się. Jest jednak coś na tym świecie, na co oboje się zgadzamy. 

– Oczywiście, że jest, Ramsey – odpowiedziała ze znaczącym uśmiechem. – Ale chyba 

wiedziałeś o tym, zanim wspomniałeś o Bucks County, prawda?

Spojrzał na nią. Leżała naga w świetle księżyca. Podobał mu się wyraz jej twarzy, który 

jednoznacznie wskazywał na to, o czym teraz myśli. Wplotła palce we włosy na jego piersi, 

po  czym  schyliła  głowę,  by  złożyć  tam  delikatny  pocałunek.  Ramsey  uśmiechnął  się.  To 

prawda, Alexis i on mieli ostatnio wiele wspólnego. Byli idealnie dobraną parą.