background image

ELIZABETH BEVARLY 

 

Dobrana para 

PrzełoŜyli 

 

Jarosław i Anna Gwardyś 

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY 

 

Rex  Mai  one  wpadł  w  niezłe  tarapaty.  Blondyneczka,  którą  właśnie  połoŜył  trupem, 

wcale nie była kochanką Largo, noszącą gorące imię Carmen. Na domiar złego okazało się, Ŝe 

milczący  włóczęga,  którego  podwiózł  wczoraj  do  miasta,  to  nikt  inny  jak  Nathan  Dobson. 

Dobson  był  gliną,  cholernie  dobrym  gliną,  udekorowanym  odznaczeniami  jak  choinka  w 

supermarkecie.  

Wtem  Malone  usłyszał  za  plecami  trzask  zapalniczki.  Odwrócił  się  błyskawicznie.  Miał 

przed  sobą  dwoje  największych  i  najbardziej  niebieskich  oczu,  jakie  kiedykolwiek  zdarzyło 

mu  się  widzieć.  Miał  teŜ  kolejny  kłopot.  Penelopa,  Ŝona  Largo,  spowita  w  kłąb  dymu  z 

przypalanego  właśnie  papierosa,  przyglądała  mu  się  szyderczo.  Trzymała  palec  na  spuście 

beretty wymierzonej prosto w jego brzuch.  

–  Zdaje  mi  się,  Ŝe  nie  tylko  Rex  ma  problemy  –  wymamrotał  przygnębiony  Ramsey 

Walker. Wlepił wzrok w śnieŜnobiałą kartkę, wystającą ze sfatygowanej maszyny do pisania. 

– To do niczego.  

Nagłym  szarpnięciem  wyrwał  irytujący  bielą  papier,  zgniótł  w  kulkę  i  cisnął  prosto  w 

wiszące nad biurkiem zdjęcie Raymonda Chandlera.  

– Puściłbyś taką tandetę, cwaniaku? – rzucił zacietrzewiony.  

Westchnął.  Przeczesał  palcami  nieco  przydługie,  wijące  się,  ciemnobrązowe  włosy. 

Sięgnął po szklankę z podobizną Freda FLinstone’a. Aromat i smak whisky, pośledniejszego 

wprawdzie  gatunku,  pomogły  mu  nieco  opanować  emocje.  Wziął  następny  arkusz  z 

niewielkiej  sterty,  leŜącej  obok  maszyny.  Zaczął  scenę  od  nowa.  Tym  razem  jego  bohater, 

prywatny  detektyw  Rex  Malone,  tylko  zranił  blondyneczkę  w  ramię.  Niestety,  stukot 

damskich  obcasów  o  drewnianą  podłogę  dochodzący  z  mieszkania  piętro  wyŜej  sprawił,  Ŝe 

Ramsey znów stracił wątek.  

Uniósł kąciki ust w mimowolnym uśmiechu. Alexis była w domu. Sama. Oczywiście, nie 

było  w  tym  nic  nadzwyczajnego.  Alexis  Carlisle  zawsze  była  sama  w  domu.  Nie  wiadomo 

dlaczego  ten  fakt  niezmiennie  sprawiał  mu  satysfakcję.  Ich  znajomość  ograniczała  się  do 

wymiany  zdawkowych  grzeczności  na  schodach  lub  w  piwnicznej  pralni.  Widywali  się 

rzadko,  poniewaŜ  on  pracował  w  domu,  zaś  ona  gdzieś  w  centrum  Filadelfii.  Ale  nawet 

nieboszczyk  musiałby  się  bardzo  starać,  Ŝeby  jej  nie  zauwaŜyć.  Była  jedną  z  tych  kobiet, 

które  skupiają  na  sobie  męskie  spojrzenia,  wręcz  łapią  je  w  zastawione  sidła  i  trzymają  tak 

mocno,  Ŝe  Ŝaden  się  nie  uwolni.  Ramsey  uśmiechnął  się  do  siebie,  przechylił  do  tyłu  i, 

balansując na dwóch nogach krzesła, oddał się marzeniom.  

Postać Alexis Carlisle była dziełem sztuki. Z pewnością niebo spłynęło rzeką anielskich 

łez, gdy tworzyli ją bogowie. Musiała mieć więcej niŜ metr siedemdziesiąt, gdyŜ w butach na 

ulubionych,  kilkucentymetrowych  obcasach  prawie  mu  dorównywała  wzrostem.  W  jej 

dymno-kasztanowych  włosach  słońce  zapalało  maleńkie  ogniki.  Zawsze  nosiła  je  upięte  w 

koszmarny kok, jak dziewiętnastowieczna stara panna, przez co nigdy nie mógł dojść, jakiej 

były  długości.  A  oczy!  Były  jak  bezkresny  ocean,  ciemniejszy  i  bardziej  pobudzający  niŜ 

background image

najczarniejsza  kawa.  I  tylko  jedna  rzecz  skuteczniej  wytrącała  go  ze  snu  niŜ  myśl  o  jej 

oczach:  wspomnienie  kształtu  jej  nóg.  Długich  i  idealnie  zgrabnych.  MoŜna  było  oszaleć  na 

ich punkcie.  

Z  zakamarków  pamięci  wróciło  wywołane  marzeniami  zdarzenie.  Pewnego  wieczora, 

niezbyt  dawno  temu,  robił  pranie.  Niecierpliwie  czekał,  aŜ  zwolni  się  jedyna  suszarka.  Ktoś 

najwyraźniej  zapomniał  zejść  do  piwnicy  i  wyjąć  z  maszyny  wysuszone  juŜ  rzeczy.  Przez 

kwadrans uwaŜnie czytał stworzony tego dnia tekst, lecz winowajca nie zjawiał się. Ramsey 

sam  zabrał  się  do  opróŜnienia  suszarki.  Znalazł  ją  wypełnioną  najelegantszą  bielizną,  jaką 

widział  kiedykolwiek  w  Ŝyciu.  Rosła  przed  nim  sterta  koronek  jak  z  morskiej  piany  oraz 

wijących  się  jedwabi,  mięciutkich  i  kolorowych.  Nazwy  niektórych  łaszków  znał  tylko  ze 

słyszenia. Nie miał pojęcia, Ŝe ktoś rzeczywiście moŜe je nosić.  

Był tak zafascynowany odkryciem, Ŝe nie usłyszał wchodzącej Alexis, dopóki nie stanęła 

tuŜ  obok,  patrząc  na  niego  tak,  jakby  rabował  jej  rodzinne  klejnoty.  Przywitała  go,  jak 

zwykle,  sztywno  i  wyniośle.  Ramsey  uśmiechnął  się  niezręcznie.  Uniósł  podwiązkę  z 

róŜowymi kokardkami i zaŜartował z udawaną nieśmiałością: 

– Gdyby kiedykolwiek nie mogła pani sobie z tym poradzić, słuŜę pomocą.  

Alexis dumnie zadarła nosek i spłonęła rumieńcem.  

Rano,  grzebiąc  w  koszu  z  upraną  bielizną  w  poszukiwaniu  slipów,  Ramsey  natrafił  na 

parę koronkowych majteczek w kolorze kwiatu lawendy. Widocznie zostały w suszarce. Nie 

chciał ponownie wprawiać Alexis w zakłopotanie, schował je więc do szuflady.  

Lecz  wiedział  o  niej  więcej  niŜ  to,  Ŝe  ma  niesłychanie  wyrafinowany  gust  w  wyborze 

bielizny.  Pracowała  w  Komitecie  Wspierania  Sztuk  Pięknych  w  Filadelfii.  Niedawno  w 

jakimś artykule w „Inquirer” natrafił na jej nazwisko jako rzecznika Komitetu. Nawet gdyby 

tego nie przeczytał, mógłby się łatwo domyślić. Prenumerowała całe mnóstwo zbzikowanych 

magazynów, takich jak , JDancer’s World”, „TheaterWeek”, „Musicology”, „Art in America” 

i  parę  obcojęzycznych,  które  z  ledwością  rozpoznawał.  Czytywała  takŜe  miesięczniki 

„Connoisseur”, „Victoria” i „Gourment”,  co świadczyło, Ŝe wysoko  ceni  piękno, jakie Ŝycie 

ma do zaoferowania.  

Ramsey  musiał  przyznać,  Ŝe  czuł  się  głupio,  gdy  porównywał  lawinę  artystycznych 

wydawnictw trafiających do Alexis z tym, co sam odbierał w popołudniowej poczcie: „Ellery 

Queen  Mystery  Magazine”,  „Detective  Monthly”  i  „True  Confession”.  Z  bliŜej 

nieokreślonego powodu widok skrzynki pocztowej, w której wdzięk i styl sprofanowany był 

sąsiedztwem szmiry i tandety, palił go wstydem.  

Pociągnął kolejny łyk szkockiej i wsłuchał się w odgłosy dobiegające z góry. Na pewno 

Alexis  zaraz  włączy  muzykę,  jakąś  nudną  operę  lub  drętwy  koncert  fortepianowy.  Jak  na 

zamówienie dobiegły go delikatne tony orkiestry, w które wplótł się tenor śpiewający coś po 

włosku.  

–  Pewnie  o  miłości  –  wymamrotał  zdegustowany,  sięgając  po  szklankę.  Alexis  zdawała 

się  naleŜeć  do  tej  klasy  kobiet,  które  mdleją,  słuchając  miłosnych  pieśni.  Typowa  babska 

reakcja.  

Gwałtownym  ruchem  odsunął  krzesło  i  zaczął  krąŜyć  po  pokoju.  Co  zrobić  z  Rexem? 

background image

Nigdy dotąd nie miał kłopotów z wymyślaniem akcji, w której umieszczał swoich bohaterów. 

Jego  trzecia  i  ostatnia  powieść  „Okno  we  krwi”  właśnie  uplasowała  się  na  piątym  miejscu 

listy  bestsellerów  gazety  „New  York  Times”.  Czuł  presję  czasu.  Za  cztery  miesiące  mijał 

termin oddania kolejnej, czwartej ksiąŜki, a on nawet nie dotarł jeszcze do sedna historii.  

– Trzeba być szalonym, Ŝeby tak Ŝyć – rzucił głośną uwagę.  

Tenor  zdawał  się  coraz  głębiej  przeŜywać  swój  dramat.  Ramsey  zmarszczył  brwi.  Jak 

moŜna  pisać  mroŜący  krew  w  Ŝyłach  dreszczowiec  przy  takich  odgłosach?  Powinien 

natychmiast  pomaszerować  na  górę  i  wygarnąć  laluni,  Ŝeby  wyłączyła  to  cholerstwo,  zanim 

ś

ciągnie  tu  gliny.  Nagle  zdał  sobie  sprawę,  Ŝe  oszukuje  sam  siebie  i  roześmiał  się 

rozbrajająco. Jak zwykle rozmarzył się, jak by to było, gdyby znienacka zastukał do jej drzwi. 

Otworzyłaby mu owinięta w ręcznik, ociekająca jeszcze wodą z prysznica albo przebrana do 

snu  –  w  koronkach  i  jedwabiach.  Ramsey  Walker  był  w  końcu  tylko  człowiekiem.  Znał 

dobrze pierworodny grzech wszystkich męŜczyzn: poŜądanie kobiety.  

Przywołał  się  do  porządku.  Szybko  wychylił  resztę  whisky.  Po  chwili  zastanowienia 

chwycił wątek. O tak, to był świetny pomysł, najlepszy, jaki przyszedł mu do głowy od paru 

tygodni. Siadł przy biurku i zaczął z pasją walić w klawisze. Rex Malone wyjdzie z opresji. 

PomoŜe  mu  piękna  baletnica  o  orzechowych  włosach,  wspaniałych  nogach  i  oczach  barwy 

czarnej kawy.  

 

Alexis  Carlisle  tkwiła  samotnie  w  jadalni  nad  kieliszkiem  chardonnay.  Bezmyślnie 

wpatrywała się w róŜane wzory na koronkowym obrusie. To był okropny dzień. W ostatniej 

chwili przepadła dotacja, o którą zabiegała w Grayco Corporation. Firma sromotnie przegrała 

proces  z  partią  „zielonych”.  Alexis  szanowała  obrońców  naturalnego  środowiska.  W  końcu 

planeta  Ziemia  była  takŜe  jej  domem,  lecz  czemu  wyrok  nie  zapadł  choćby  dzień  później? 

Tak  niewiele  brakowało,  a  dzięki  czekowi  na  sto  tysięcy  dolarów  powstałby  fundusz 

stypendialny dla tutejszych twórców. MoŜe w ślad Grayco Corporation poszłyby inne wielkie 

firmy? Z pewnością taki precedens ułatwiłby zadanie stojące przed Alexis. Westchnęła. Dwa 

miesiące starań poszło na marne. Teraz będzie musiała wszystko zaczynać od nowa.  

Uniosła ręce i wyciągnęła szpilki z koka. Włosy  spłynęły jej na ramiona  czekoladowym 

strumieniem.  Odpięła  kameę  z  jedwabnej  bluzki  w  kolorze  kości  słoniowej,  rozpięła  parę 

guzików.  Zamknęła  oczy  i  pozwoliła  unieść  się  muzyce.  Tenor  właśnie  dochodził  do  jej 

ulubionego fragmentu arii z opery „Turandot” Pucciniego, fragmentu, który zawsze wzruszał 

ją  do  łez.  Wtem  między  takty  wspaniałego  utworu  wdarł  się  z  mieszkania  piętro  niŜej 

irytujący, nieregularny stukot maszyny do pisania.  

Szybko otworzyła oczy. Ścisnęła w dłoni kryształową szklankę tak mocno, Ŝe o mało jej 

nie zgniotła. Znowu Ramsey Walker. Zawsze wybierał sobie do pracy najmniej odpowiednie 

chwile. Bywało, Ŝe pisał na maszynie do trzeciej lub czwartej rano, najwyraźniej nie troszcząc 

się  o  to,  Ŝe  moŜe  przeszkadzać  komuś  z  sąsiedztwa.  Oczywiście,  nikt  się  nie  uskarŜał. 

Ramsey  Walker  był  przecieŜ  „człowiekiem  o  niezmierzonym  talencie”  i  „prawdziwym 

geniuszem słowa”, przynajmniej tak pisano o nim w recenzjach jego ostatnich paru ksiąŜek.  

Rzeczywiście,  geniusz.  Kiedy  Alexis  dowiedziała  się  od  pani  Fife,  sąsiadki  z 

background image

naprzeciwka,  Ŝe  w  ich  domu,  piętro  niŜej,  mieszka  pisarz,  natychmiast  pośpieszyła  do 

księgarni i kupiła wszystkie jego ksiąŜki. PrzecieŜ chciała pomagać ludziom sztuki Ŝyjącym w 

Filadelfii.  Czuła  się  nieco  rozczarowana,  gdy  spostrzegła,  Ŝe  w  tytułach  jego  ostatnich  dzieł 

ciągle powtarzały się słowa: kula, mord i krew. Zwątpiła w wielkość jego talentu.  

Powieść  detektywistyczna.  On  pisał  powieści  detektywistyczne.  Dla  kobiety  takiej  jak 

Alexis,  która  zjadła  zęby  na  twórczości  Jane  Austen  i  sióstr  Bronte,  pochłonęła  tomy 

Dantego,  Shakespeare’a,  Eliota  i  Thoreau,  twórców  o  niepodwaŜalnym  talencie,  nazwanie 

Ramseya  Walkera  geniuszem  oznaczałoby  przyznanie,  Ŝe  jego  śmieszne  ksiąŜeczki 

rzeczywiście  opisują  Ŝycie  współczesnej  Ameryki.  Zdaniem  Alexis,  bohaterowie  byli 

straszliwie  stereotypowi,  intryga  łatwa  do  odgadnięcia,  a  nieliczne  kobiety,  których  nie 

zamordowano,  były  głupimi,  wdzięczącymi  się  nimfomankami.  Było  dla  niej  oczywiste,  Ŝe 

kobiety  tego  pokroju  są  w  jego  mniemaniu  ideałami.  Te  ksiąŜki  to  nic  innego,  jak  typowa 

męska szowinistyczna propaganda.  

Dochodzący z dołu hałas wskazywał na to, Ŝe Ramsey szykuje się do kolejnej literackiej 

zbrodni.  Pozostałym  sąsiadom  najwyraźniej  to  imponowało,  lecz  w  opinii  Alexis  była  to 

kolejna zniewaga dla jej płci i nie mogła się z tym pogodzić. Zastanawiała się, jakim cudem 

taki  typ  stał  się  autorem  bestsellerów?  Czy  tylko  ona  jedna  na  całym  świecie  dostrzegła,  Ŝe 

Ramsey  to  tylko  zwyczajny  pismak?  W  oczach  pani  Fife,  aktywnej  sufraŜystki,  był 

wspaniały. Czy moŜna zrozumieć ten paradoks? 

To  wszystko  nie  przeszkodziło  jej  lubić  Ramseya  jako  człowieka,  skonstatowała 

mimowolnie.  Było  w  nim  coś  intrygującego.  Złym  czy  dobrym  –  był  jednak  pisarzem. 

Zawsze  podziwiała  ludzi,  którzy  Ŝyciową  karierę  opierali  na  własnej  twórczości.  No,  moŜe 

nie  zawsze.  Przebiegła  w  pamięci  listę  męŜczyzn  o  twórczych  ambicjach,  z  którymi  bliŜsze 

kontakty nie dały jej jednak spodziewanej satysfakcji. W kaŜdym razie uświadomiła sobie, Ŝe 

czarujący  Ramsey  Walker  był  nie  mniej  przystojny  niŜ  tamci.  MoŜna  by  było  zaryzykować 

twierdzenie,  Ŝe  jest  pociągający,  oczywiście  dla  kogoś,  komu  odpowiada  ten  typ:  wysoki, 

barczysty, twardy facet  o niebezpiecznym wyglądzie i uśmiechu, który zapewnia, Ŝe patrząc 

na kobietę rozbiera ją wzrokiem.  

Nie był w jej typie, zdecydowanie nie. JuŜ dawno zauwaŜyła, jak trafna okazała się opinia 

o  artystach,  którą  przekazał  jej  ojciec.  Poradził  jej,  Ŝeby  w  Ŝyciu  stawiała  raczej  na  ludzi 

solidnych:  lekarzy,  prawników,  bankowców.  Ale...  od  roku,  to  jest  od  czasu,  gdy  Ramsey 

Walker  sprowadził  się  tutaj,  zajął  w  jej  myślach  specjalny,  ciepły  kącik,  z  którego 

bezskutecznie starała się go wyrzucić.  

Wmawiała sobie, Ŝe zaprzątnął jej umysł hałaśliwym sąsiedztwem, waleniem w maszynę 

o  najmniej  odpowiednich  porach,  jak  dziś,  gdy  chciała  odpocząć  w  spokoju.  TakŜe 

nagrywaniem  tekstu  na  magnetofon,  co  czynił  głosem  tak  donośnym,  Ŝe  absorbował  jej 

uwagę bardziej, niŜ sobie tego Ŝyczyła.  

Czasem nie mogła się opanować. LeŜała nocą w łóŜku i, zamiast spać, słuchała niskiego 

głosu dochodzącego z pokoju niŜej, który musiał być jego sypialnią. Zwykle fragment ksiąŜki 

roił się od zbirów i wypełniony był gwałtem, od czego miała koszmarne sny. Lecz pewnego 

razu  była  to  scena,  którą  uwaŜał  pewnie  za  miłosną.  Jej  zdaniem  była  pornograficzna,  ale 

background image

wciągnęła  ją  tak  bardzo,  Ŝe  zastanawiała  się,  co  zajdzie  między  bohaterami  ksiąŜki.  Rzecz 

jasna,  nie  czuła  podniecenia,  a  raczej...  ciekawość.  Skończyło  się  tym,  Ŝe  miała  gorące  sny. 

Pomijając jego twórczość, Ramsey Walker był z pewnością wspaniałym kochankiem.  

A skąd jej to przyszło do głowy? Alexis zmuszała się do puszczenia w niepamięć innego 

rodzaju  odgłosów,  które  czasem  docierały  z  jego  pokoju.  Chciała  otrząsnąć  się  z  myśli  o 

pisarzu,  lecz  wzrastający  zapał,  z  jakim  uderzał  w  klawisze,  nie  ułatwiał  jej  zadania.  Ostry 

dźwięk  telefonu  dobiegający  z  przedpokoju  wybawił  ją  z  kłopotu.  Usadowiła  się  w 

wygodnym fotelu i podniosła słuchawkę.  

–  Alexis,  to  ja,  Margaret  –  usłyszała.  Uśmiechnęła  się  serdecznie,  chociaŜ  ton  głosu 

rozmówczyni  zdradzał,  Ŝe  sprawa  jest  powaŜna.  Margaret  Warminster  była  siostrą  Evana 

Warminstera,  zaś  Evan  był  aktualnym  adoratorem  Alexis.  Od  paru  miesięcy  sprawy 

zaczynały przybierać powaŜny obrót i było jasne, Ŝe niebawem zaczną mówić o ślubie. Była 

dumna z tego związku, poniewaŜ zawdzięczała go tylko sobie samej, a nie pośrednictwu ojca. 

I  chociaŜ  ojciec  niezbyt  lubił  Evana,  ona  przekonywała  samą  siebie,  Ŝe  dokonała  idealnego 

wyboru. Evan, absolwent Ivy League, był godny zaufania, dystyngowany, dobrze sytuowany, 

elegancki, kulturalny, miał dobry gust... Listę jego zalet mogła ciągnąć w nieskończoność.  

NajwaŜniejsze  zaś  było  to,  Ŝe  nie  miał  Ŝadnych  zdolności  artystycznych.  Naturalnie 

zgodziłaby się na małŜeństwo, gdyŜ był jej bardzo bliski. Z czasem pewnie by go pokochała.  

– Halo, Margaret. Co u ciebie słychać? 

Po chwili ciszy usłyszała odpowiedź. Tym razem ton głosu rozmówczyni nie pozostawiał 

Ŝ

adnych wątpliwości.  

– Nic dobrego, moja droga, naprawdę nic dobrego. Niestety, dotyczy to Evana.  

– Co się stało? – Alexis ogarnął niepokój, choć starała się go opanować.  

– Nie chcę cię denerwować, ale zdaje się, Ŝe zniknął.  

–  Zniknął?  Jak  to  zniknął?  –  To  była  jedna  z  najbardziej  niewiarygodnych  wiadomości, 

jaką kiedykolwiek usłyszała. Evan był bankierem w najbardziej konserwatywnym sensie tego 

słowa, solidnym, zrównowaŜonym i szanującym zasady współŜycia społecznego. Ludzie tego 

pokroju nie znikają tak po prostu.  

–  Wiesz,  w  zasadzie  nie  zniknął  –  sprostowała  szybko  Margaret.  –  Wiemy,  gdzie  jest, 

tylko nie moŜemy ściągnąć go z powrotem.  

– O czym ty mówisz? 

Margaret cięŜko westchnęła, po czym odrzekła: 

– Prosił, by ci przekazać, Ŝe jest mu bardzo przykro, iŜ tak to wszystko wyszło. Po prostu 

nie mógł tak dalej Ŝyć.  

Alexis  poczuła,  Ŝe  coś  ściska  jej  serce.  Jak  to  się  mogło  stać?  Evan  nie  był  jakimś 

mansardowym  artystą,  miał  być  idealną  partią.  Sama  go  znalazła,  bez  Ŝadnych  kombinacji  i 

nacisków ze strony ojca. Nie mógł porzucić jej tak jak inni. Nie mógł.  

– Margaret, moŜe zacznij od początku – poprosiła.  

background image

ROZDZIAŁ DRUGI 

 

Rex  Malone  był  znów  na  tropie.  Ramsey,  ogarnięty  twórczą  weną,  śmiało  wiódł 

powikłane koleje losu swego bohatera. Wielkimi krokami zmierzał do ukończenia kolejnego 

bestsellera.  

Do  licha,  co  za  wspaniałe  uczucie!  Prawie  tak  dobre  jak  seks,  pomyślał,  sprawdzając 

ostatnią linijkę czwartego rozdziału. I prawie tyle samo sprawia satysfakcji.  

Trzeba  było  jeszcze  rozegrać  do  końca  sprawy  miedzy  Penelopą  Largo  a  Rexem,  bo 

przecieŜ w ksiąŜce nigdy nic samo się nie rozwiązuje.  

Wyłączył  lampkę  i  wyszedł  z  pokoju,  który  kiedyś  miał  być  jadalnią,  a  stał  się  biurem. 

Musiał  się  połoŜyć.  Zwykle  o  tej  porze  dopiero  zaczynał  pracę,  lecz  po  całym  dniu 

spędzonym na korekcie po prostu leciał z nóg. Przeciągnął dłonią po zarośniętym podbródku i 

przypomniał  sobie,  Ŝe  znów  się  nie  ogolił.  To  się  moŜe  zdarzyć  pisarzowi,  kiedy  jest  w 

transie.  

Zrzucił z ramion sportową bluzę i zaczął ściągać spłowiałe dŜinsy, gdy wtem jakiś dźwięk 

dobiegł  go  z  pokoju  piętro  wyŜej.  W  pierwszej  chwili  nie  poznał  cichego  odgłosu.  Nagle 

stanął  jak  raŜony  gromem.  Alexis  płakała!  Bez  jęków  i  szlochów,  jakimi  zanoszą  się 

egzaltowane  kobiety,  płakała  cichutko,  jakby  zbrakło  jej  sił  do  powstrzymania  łez.  Przez 

długą  chwilę  Ramsey  tkwił  nieruchomo  pośrodku  sypialni  i  słuchał,  lecz  zamiast  cichnąć, 

płacz narastał.  

Kobieta najprawdopodobniej znajdowała się w rogu pokoju. Przeszedł parę kroków w tę 

stronę. Bezwiednie uruchomił machinę swej wybujałej wyobraźni, która pozwoliła mu zostać 

pisarzem. Zobaczył Alexis bezradnie zwiniętą w kłębek na krawędzi łóŜka, tuŜ przy ścianie. 

Przypomniał sobie, Ŝe nigdy nie był w jej mieszkaniu, i Ŝe nie wie nawet, w którym pokoju 

stoi jej łóŜko. MoŜe skaleczyła się lub oparzyła parą z czajnika? Nie, to nie to. Nie płakałaby 

tak  długo  z  tak  błahego  powodu.  A  moŜe  dostała  złą  wiadomość?  A  moŜe  potrzebowała  z 

kimś  porozmawiać?  Zanim  uświadomił  sobie,  co  robi,  włoŜył  z  powrotem  bluzę  i  zapiął 

spodnie.  

Przeskakując  po  dwa  stopnie  wbiegł  na  górę.  Nie  zastanawiał  się,  co  powinien  zrobić. 

Wiedział  tylko,  Ŝe  była  sama,  Ŝe  było  jej  źle,  i  Ŝe  płakała.  Wzruszyło  go  to  bardziej,  niŜ 

cokolwiek innego do tej pory. Z niewiadomego powodu czuł, Ŝe jeśli tylko istnieje sposób na 

to, by ją pocieszyć, musi go znaleźć. JuŜ uniósł dłoń, by mocno zastukać do drzwi Alexis, gdy 

zdał  sobie  sprawę  z  bezsensu  własnych  zamierzeń.  Czemu  przejmował  się  jej  problemami? 

Nigdy przecieŜ nie omieszkała dać mu do zrozumienia, jak malutki jest w jej oczach.  

Uśmiechnął się, pokręcił głową i trzykrotnie zapukał. Nie uda się jej wywieść go w pole. 

Rzeczywiście,  w  jej  Ŝyłach  płynęła  błękitna  krew,  miała  wdzięk  i  wyrafinowany  styl. 

Nienagannymi  manierami  mogłaby  zawstydzić  niejedną  koronowaną  głowę.  Wszechstronne 

wykształcenie zdobyła w jakiejś elitarnej prywatnej szkole, w której dziewczynki noszą białe 

sukienki  z  emblematami  i  nigdy  nie  spędzają  wakacji  we  własnym  kraju.  To  wszystko 

wiedział od pani Fife, z którą jadał lunch co wtorek.  

background image

Ale wiedział teŜ więcej. Alexis kochała wszystko, co dostarczało jej zmysłowych doznań. 

Ś

wiadczyła  o  tym  muzyka,  która  stale  towarzyszyła  jej  obecności  w  domu,  aromaty 

wyszukanych  smakowitości,  które  wypełzały  z  jej  kuchni  na  klatkę  schodową,  eleganckie 

stroje, które zdawały się wołać prowokująco do kaŜdego męŜczyzny: dotknij! Ramsey widział 

to  w  ognistym  błysku  jej  oczu,  gdy  mijali  się  na  schodach,  słyszał  to  w  jej  głosie  podczas 

nieuniknionych przy takich spotkaniach pogwarkach.  

Było  dla  niego  jasne,  Ŝe  w  jej  wnętrzu  czaiło  się  coś  gorącego,  pasjonującego  i  ledwie 

trzymanego  w  ryzach.  Wprawdzie  nie  był  pewien,  co  to  jest,  lecz  nie  mógł  odmówić  sobie 

przyjemności rozwiązania tej zagadki.  

Poczuł ulgę, gdy zrozumiał, Ŝe nikt nie otworzy drzwi. Pewnie Alexis nie Ŝyczyła sobie, 

by  ktokolwiek  oglądał  jej  opuchnięte  oczy  i  zaczerwieniony,  smutny  nosek.  No  cóŜ,  zrobił 

wszystko,  by  przyjść  z  pomocą  zdesperowanemu  bliźniemu,  nieprawdaŜ?  Właśnie  miał 

odwrócić się na pięcie i ruszyć w dół schodów, gdy usłyszał stuk otwieranej zasuwy i zgrzyt 

klucza  w  zamku.  Gdy  kobieca  postać  zjawiła  się  w  drzwiach,  w  mgnieniu  oka  rozwiały  się 

wszystkie wątpliwości, których był pełen przed chwilą.  

Alexis  miała  rozpuszczone  włosy  i  rzeczywiście  zaczerwieniony  nos,  co  nie 

przeszkodziło  jej  wyglądać  wprost  cudownie.  Ramsey  pierwszy  raz  widział  uwolnione  z 

więzów ciemne, jedwabiste loki i czuł nieprzepartą chęć, by wpleść w nie palce, przyciągnąć 

jej twarz ku swojej i pocałunkiem zbudzić ich oboje z powrotem do Ŝycia. Jej oczy zdały mu 

się  jeszcze  ciemniejsze  i  głębsze,  a  to  za  sprawą  lśniących  w  nich  łez.  Nie  miała  butów,  co 

wreszcie,  zdaniem  Ramseya,  ustawiło  ją  na  właściwym  poziomie.  JuŜ  nie  górowała  dumnie 

nad  wszystkim.  Była  bezbronna.  Wysoki  kołnierzyk  bluzki  nie  był  zapięty  i  chyba  nie 

zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo się rozchylił. Chcąc nie chcąc, Ramsey dostrzegł jej 

kremowy  stanik.  Wiedział  juŜ,  Ŝe  Alexis  nosi  piękną  bieliznę,  lecz  z  prawdziwą 

przyjemnością podziwiał jedwabny fatałaszek na jego właścicielce.  

– Witam, panie Walker. – W drŜącym bardziej niŜ zwykle głosie brzmiało nie ukrywane 

zaskoczenie.  

–  Alexis,  czy  nic  się  nie  stało?  –  zapytał  po  krótkim  skinieniu  głową  zastępującym 

powitanie. Nie ukrywał, Ŝe zawsze chciał zwracać się do niej bardziej poufale.  

Dziewczyna zesztywniała i spuściła oczy na chusteczkę, którą gniotła w palcach. Ramsey 

nie  mógł  powstrzymać  uśmiechu.  W  dzisiejszych  czasach  tak  niewiele  kobiet  miało 

chusteczki, a jeszcze mniej ich uŜywało.  

– Oczywiście, Ŝe nie – odrzekła cicho z lekkim wahaniem. – Skąd to pytanie? 

Byłoby  głupotą  udawać,  Ŝe  nie  słyszał  jej  płaczu.  Wszyscy  mieszkańcy  budynku 

wiedzieli, jak łatwo wszelkie odgłosy przenikały cienkie ściany. Przez głowę przemknęła mu 

myśl, Ŝe moŜe jednak byłoby lepiej, gdyby jej sypialnia nie była dokładnie nad jego.  

– Zdawało mi się, Ŝe słyszę... płacz. – Tak bardzo starał się delikatnie wymówić ostatnie 

słowo, Ŝe omal go nie połknął. – Pomyślałem, Ŝe moŜe stało ci się coś złego.  

Skryła nos w chusteczce. Najchętniej schowałaby w niej takŜe policzki, które pokryły się 

rumieńcem.  

– Nic mi się nie stało, panie Walker – łagodnie zapewniła Ramseya, patrząc mu prosto w 

background image

oczy.  Dostrzegła  w  nich  jednak  coś,  co  kazało  jej  odwrócić  wzrok.  NiezaleŜnie  od 

wszystkiego,  czym  ją  irytował,  miał  najładniejsze  niebieskozielone  oczy,  jakie  widziała 

kiedykolwiek. Wyraźnie była w nich widoczna troska o jej los. Miłe ciepło rozlało się w jej 

wnętrzu.  

–  Chciałabym...  chciałabym  teraz  zostać  sama  –  wymamrotała  pospiesznie  i  bez 

przekonania.  

Oboje  milczeli  przez  chwilę.  Wtem  Alexis  poczuła  na  skroni  dotyk  jego  palców. 

Delikatnie poprawił jej niesforne loki. Powoli zwróciła twarz ku niemu, lecz cofnął rękę, nim 

zdąŜyła zaprotestować. Wyglądał na zaskoczonego swoim gestem nie mniej niŜ ona sama.  

– Słuchaj – nie rezygnował – nie chcesz wybrać się gdzieś na kawę i porozmawiać o tym? 

Przecząco potrząsnęła głową.  

– Nie, dziękuję. Chciałabym...  

– Wiem, chcesz zostać sama.  

– Tak.  

Patrząc w jej wielkie zmartwione oczy wiedział, Ŝe za nic w świecie nie zostawi jej teraz 

smutkowi na poŜarcie. Oparł ramię o framugę drzwi i pochylając się ku niej oświadczył: 

– Myślę, Ŝe to kiepski pomysł.  

Ramsey Walker zawsze działał na jej zmysły, takŜe i teraz. Wmawiała w siebie, Ŝe nie ma 

to  nic  wspólnego  z  głębokim  brzmieniem  jego  głosu,  a  raczej  z  tym,  Ŝe  nie  przywykła  do 

męŜczyzn  tak  znacznie  górujących  nad  nią  wzrostem.  Gdy  tak  stał  pochylony,  siłą  woli 

powstrzymywała  się,  by  nie  cofnąć  się  o  krok.  Zdołała  jedynie  przez  moment  wyrazić 

wzrokiem dezaprobatę dla niechlujnego ubioru i zarostu.  

Ku własnemu zaskoczeniu zauwaŜyła, Ŝe dzielące ich jaskrawe  róŜnice prowokują ją do 

dalszych porównań. Nagle dotarło do niej, Ŝe Ramsey cudownie pachnie: wolną przestrzenią, 

czymś  bardzo  męskim  i  wzbudzającym  zaufanie.  W  ostatniej  chwili  opanowała  chęć,  by 

wtulić się w niego. Zaczęła mieć mu za złe, Ŝe nie zachowuje właściwego dystansu.  

Wyprostowała się i, jąkając się lekko, odparła: 

–  Tak?...  Więc,  ja...  nie  uwaŜam,  by  miał  pan  prawo  składania  mi  jakichkolwiek 

propozycji.  

Ma  rację,  pomyślał  Ramsey.  Nie  miał  prawa.  W  ogóle  nie  powinno  go  to  wszystko 

obchodzić. Doskwierało mu jedynie to, Ŝe z góry odmówiła przyjęcia pomocy, nie dając mu 

Ŝ

adnej szansy. Zacisnął szczęki z determinacją godną detektywa Rexa Malone’a. CóŜ, pewnie 

on postąpiłby tak samo w podobnej sytuacji, pomyślał i cofnął się.  

–  W  porządku.  –  Starał  się,  by  jego  głos  brzmiał  beznamiętnie.  –  Do  zobaczenia. 

Przepraszam, Ŝe przeszkodziłem.  

Nie  czekając,  aŜ  Alexis  zamknie  mu  drzwi  przed  nosem,  odwrócił  się  i  ruszył  w  stronę 

schodów.  Patrzyła  na  potęŜne  plecy  i  mocne,  szerokie  barki.  Gdy  zniknął  z  pola  widzenia, 

zamknęła drzwi i rozluźniła się, dając upust nagromadzonym emocjom. Łapczywie chwytała 

powietrze.  Ten  nieznośny  typ  napastował  ją,  mówiła  do  siebie.  Jak  śmiał  wdzierać  się  w  jej 

prywatne  Ŝycie?  Jak  śmiał  wykorzystać  jej  chwilową  słabość  do  wyłudzenia  zgody  na 

randkę?  Zresztą,  mogła  się  tego  spodziewać  po  męŜczyźnie,  który  pisał  ksiąŜki  pełne 

background image

wymyślnych aktów gwałtu, męŜczyźnie, który odŜywiał się głównie pizzą, dostarczaną mu w 

olbrzymich ilościach, męŜczyźnie, który zmieniał kobiety częściej, niŜ robił pranie. Poza tym, 

ukradł jej sztukę bielizny! Ale to nie miało sensu. Nieraz próbowała walczyć z sympatią, jaką 

do  niego  czuła,  lecz  tkwiło  w  nim  coś,  co  wbrew  jej  woli  zawsze  brało  go  w  obronę.  Nie 

wiedziała, co to jest i czemu czuje to tak mocno. Zagadka stała się jej obsesją.  

MoŜe powinna powaŜnie zastanowić się nad przeprowadzką? To pytanie pojawiało się na 

nowo po kaŜdym spotkaniu z sąsiadem z dołu. Uwielbiała mieszkać na Ardmore, uwielbiała 

stare  domy  i  wielkie  drzewa,  zwłaszcza  jesienią. Drzewa  mieniły  się  wtedy  purpurą,  ochrą  i 

oranŜem  liści.  Wprost  trudno  było  uwierzyć,  Ŝe  tak  malowniczy  i  spokojny  zakątek 

sąsiadował  z  majaczącymi  w  pobliŜu  wieŜowcami  ze  szkła  i  stali,  stłoczonymi  w  centrum 

Filadelfii.  

W zasadzie Ardmore moŜna było nazwać przedmieściem, gdyŜ, w porównaniu z centrum 

pełnym  wpadających  na  siebie  i  popychających  się  przechodniów,  wyglądało  jak  wymarłe 

miasto.  Alexis  czerpała  wszystkie  przyjemności,  jakich  mogło  dostarczyć  mieszkanie  w 

spokojnej,  zabytkowej  mieścinie,  nie  rezygnując  z  dostępu  do  wygód  wielkiego  miasta. 

Mogła  rozkoszować  się  parkami,  restauracjami,  muzeami  i  galeriami,  za  którymi  tak 

przepadała.  

Jak  dalece  sięgała  pamięcią,  zawsze  była  wraŜliwa  na  otaczające  ją  piękno,  od  dziecka 

karmiona  malarstwem,  rzeźbą,  literaturą  i  muzyką  przez  rodziców,  dla  których  kontakt  ze 

sztuką  był  fundamentem  ludzkiego  doświadczenia.  Wzbudziło  to  w  niej  nienasycony  apetyt 

na  wszystko,  co  działa  na  zmysły.  Konsekwencją  takiego  wychowania  było  równieŜ  to,  Ŝe 

skończyła  studia  uniwersyteckie  i  podjęła  pracę  polegającą  na  szukaniu  sponsorów  dla 

Komitetu  Wspierania  Sztuk  Pięknych  w  Filadelfii.  Dlatego  teŜ  łatwo  ulegała  wpływowi 

męŜczyzn o twórczych talentach, co poróŜniło ją z ojcem. Dzisiaj przyznała mu słuszność. Z 

racji  obowiązków  słuŜbowych  kontaktowała  się  często  z  artystami  i  odkryła,  jak  wielu 

geniuszy  to  po  prostu  ludzie  nieobliczalni.  Rzeczywiście,  lepiej  było  przestawać  z 

męŜczyznami,  których  kariery  oparte  są  na  solidniejszych  podstawach  niŜ  chwiejny  gust 

odbiorców sztuki. Na przykład bankierzy, na przykład: Evan Warminster.  

Znowu  wróciło  ponure  wspomnienie  rozmowy  telefonicznej  i  wycisnęło  kolejne  łzy. 

Osuszyła  oczy  chusteczką.  Nie  mogła  polegać  nawet  na  odpowiedzialnych.  Jak  mógł  ją 

porzucić? Jak mógł tak po prostu zostawić pracę, rodzinę, cały swój świat i ruszyć na pustynię 

w  poszukiwaniu  światła  prawdy.  Ostatni  raz  kontaktowała  się  z  nim,  gdy  na  dwa  tygodnie 

wyjeŜdŜał  w  interesach  do  Hongkongu.  Miał  wrócić  właśnie  dziś.  Margaret  powiedziała,  Ŝe 

dzwonił do rodziny. Z pasją opowiadał, Ŝe w komunie znalazł nowy dom, i Ŝe miał pracować 

w  czymś,  co  nazywało  się  Kopalnią  Kryształu  Nowego  Wieku.  Mieszkał  z 

dziewiętnastoletnią studentką, Desdemoną, i najwyraźniej czuł się tam wyśmienicie.  

Właśnie to draŜniło Alexis najmocniej. Zawsze  odnosił się do niej z rezerwą. Mówił, Ŝe 

nie  chce  jej  skompromitować  ani  skalać  jej  reputacji.  Nie  miał  nawet  cienia  podobnych 

skrupułów w stosunku do tej, jak jej tam, Desdemony. Alexis ruszyła do kuchni, Ŝeby zapalić 

gaz pod czajnikiem, gdy nagła myśl zatrzymała ją w pół kroku. Nie będzie miała z kim pójść 

jutro  wieczorem  na  otwarcie  wystawy  Penrose’a  w  Muzeum  Sztuki  Współczesnej.  Ma  tam 

background image

przecieŜ  być  Cassandra  Edmonson.  A  niech  to!  Pierwsza  powaŜna  wystawa  prac  Fredericka 

Penrose’a  z  Filadelfii  stanie  się  wydarzeniem  sezonu.  Ma  być  pełna  gala,  szampan,  stroje 

wieczorowe  i  sama  śmietanka  towarzyska  miasta.  Alexis  miała  nadzieję,  Ŝe  moŜe  Evan 

wykorzysta tę okazję do zdeklarowania swych zamiarów wobec niej. Tymczasem on włóczył 

się  po  pustyni  i  bawił  we  wróŜby  z  kryształowej  kuli  razem  z  kociakiem  wiadomego 

autoramentu.  Staroświeckie  poglądy  Alexis  nie  dopuszczały  samotnego  pojawienia  się  na 

przyjęciu, ale naleŜała do ścisłego grona organizatorów wernisaŜu, nie mogła więc po prostu 

zostać w domu.  

Dezercja  Evana  niosła  ze  sobą  jeszcze  jeden  problem,  przyćmiewający  pozostałe,  a 

związany  z  postacią  pani  Cassandry  Edmonson.  Była  chyba  najhojniejszym  w  Filadelfii 

sponsorem artystów. Od początku swej pracy w Komitecie Wspierania Sztuk Pięknych Alexis 

wiązała nadzieje z pozyskaniem jej wsparcia. Pani Edmonson była uroczą, szacowną i bardzo 

bogatą osobą, Ŝyjącą ciągle wiekiem dziewiętnastym. Bez względu na to, jak była miła, nigdy 

nie  zaaprobowałaby  pełnienia  jakichkolwiek  funkcji  społecznych  przez  kobietę  pozbawioną 

męskiego  towarzystwa.  Pod  Ŝadnym  pozorem  nie  poświęci  Alexis  ani  chwili  z  jutrzejszego 

wernisaŜu, jeŜeli dziewczyna nie będzie miała odpowiedniego towarzysza u boku.  

Zgrzytnęła zębami na myśl, Ŝe padła ofiarą staroświeckich zasad, których przecieŜ sama 

przestrzegała.  Szybko  rozpatrzyła  moŜliwe  rozwiązania.  Dziś  straciła  juŜ  jedną  dotację,  zaś 

historia  dotychczasowej  działalności  pani  Edmonson  wskazywała  na  to,  Ŝe  jej  następna 

wpłata co najmniej dwukrotnie przewyŜszy wartość kwoty, która przepadła. Aleris po prostu 

nie mogła sobie pozwolić na to, by takie pieniądze przeciekły jej przez palce. JeŜeli umizgi do 

pani Edmonson nie przyniosą rezultatu, to kasa Komitetu straci pieniądze, a Alexis – posadę. 

Wniosek nasuwał się sam. Musi sobie zapewnić męską eskortę.  

Ale  kogo?  Większość  znanych  jej  męŜczyzn  potwierdziła  przybycie  w  umówionym  juŜ 

towarzystwie.  Jej  bracia  i  ojciec  mieszkali  zbyt  daleko,  by  przyjechać  do  Filadelfii  na  jeden 

wieczór.  Mogła  liczyć  na  towarzystwo  profesora  Plithidesa  z  uniwersytetu,  lecz  miał  on  juŜ 

prawie  osiemdziesiąt  lat  i  nie  starczało  mu  sił,  by  uczestniczyć  w  przyjęciu  do  tak  późnej 

pory, jak wymagała tego jej rola w Komitecie. KtóŜ pozostał? 

Aleris  nalała  sobie  filiŜankę  herbaty,  nie  skąpiąc  cukru  ani  mleka.  Z  tomikiem  poezji 

Emily Dickinson ruszyła do sypialni i rozsiadła się wygodnie w zabytkowym bujanym fotelu. 

Właśnie  z  tego  miejsca,  pogrąŜoną  w  smutku,  wyrwał  ją  swoim  pojawieniem  się  Ramsey 

Walker.  Chciała  przez  najkrótszą  z  chwil  wyobrazić  go  sobie  w  czarnym  smokingu  z 

czerwoną róŜą w klapie i białej koszuli z plisami. Długimi palcami trzymał stopkę wąskiego 

kieliszka  wypełnionego  bladozłotym  szampanem.  Lecz  całkiem  inny  obraz  przyszedł  jej  na 

myśl  z  zakamarków  wyobraźni.  Ramsey  Walker  leŜał  nago  w  jej  łóŜku.  Ponętną  klatkę 

piersiową  porastały  ciemne  włosy,  kontrastujące  z  bielą  prześcieradła.  W  jednej  ręce, 

wyciągniętej  w  stronę  Alexis,  trzymał  kieliszek  szampana,  zaś  drugą  znacząco  poklepywał 

puste miejsce u swego boku.  

Z trudem otworzyła oczy, lecz jej wzrok sam powędrował w stronę łóŜka i tam pozostał. 

To  pewnie  ze  zmęczenia,  tłumaczyła  sobie.  Wyczerpanie,  nic  więcej.  To  tylko  desperacja,  z 

jaką szukała pary, sprawiła, Ŝe pomyślała o kaŜdym dobrze wyglądającym męŜczyźnie, nawet 

background image

tak nieodpowiednim jak Ramsey Walker. Nic więcej nie miało tu znaczenia. Pierwszą sprawą, 

jaką zajmie się jutro rano, będzie znalezienie partnera odpowiedniego na tę okazję. W końcu 

moŜe to być ktokolwiek, pomyślała optymistycznie. Ktokolwiek, byle nie Ramsey Walker.  

background image

ROZDZIAŁ TRZECI 

 

Wieczorem  następnego  dnia  Alexis  wzięła  kąpiel,  jaką  najbardziej  lubiła.  Mrok  łazienki 

rozjaśniało  światło  świec.  Siedząc  w  wannie  pełnej  piany,  sączyła  lekkie  beaujolais.  To  był 

dzień równie czarny jak  wczorajszy. Nie zdołała  znaleźć Ŝadnego męŜczyzny, który mógłby 

jej  towarzyszyć  na  dzisiejszej  uroczystości.  Prosiła  nawet  Henry’ego,  portiera  w  biurze 

Komitetu. Odmówił, gdyŜ w piątki grywał w karty i czuł, Ŝe to będzie szczęśliwy dzień.  

Pozostały  dwa  wyjścia.  Albo  w  ciągu  dwóch  godzin  wyczaruje  z  kapelusza  wyjątkowy 

okaz  istoty  ludzkiej  płci  męskiej,  albo  wymyśli  na  tyle  dobre  kłamstwo,  Ŝe  pani  Edmonson 

wybaczy jej samotne stawiennictwo na tak oficjalną uroczystość.  śadna z ewentualności nie 

wyglądała obiecująco. Alexis nigdy nie umiała ani czarować, ani kłamać.  

W głębi duszy juŜ poŜegnała się z pieniędzmi pani Edmonson, a chodziło jej tylko o to, 

by  nie  stracić  ukochanej  posady.  Postanowiła  odpręŜyć  się  w  nadziei,  Ŝe  moŜe  wtedy  jakiś 

dobry pomysł przyjdzie jej do głowy. Ciepła i pachnąca woda przyjemnie opływała jej ciało, 

a  łagodne  wino  koiło  starganą  duszę.  Patrząc  na  sprawę  z  filozoficznego  punktu  widzenia, 

postanowiła  nie  zastanawiać  się,  dlaczego  tak  szybko  i  łatwo  zapomniała  o  Evanie.  Miała 

teraz waŜniejsze sprawy na głowie.  

Gdy  woda  nieco  przestygła,  starannie  wypielęgnowanym  palcem  u  nogi  otworzyła 

oznaczony  na  czerwono  kurek.  Zanurzyła  się  głębiej.  Przez  dłuŜszy  czas  rozkoszowała  się 

przenikającym  ją  ciepłem.  Nagle,  w  najmniej  oczekiwanym  momencie,  narastający  odgłos 

pukania wyrwał ją z błogiego stanu. Po chwili zrozumiała, Ŝe to ktoś natarczywie dobija się 

do  jej  drzwi.  Zamarła.  Sięgając  do  kurka,  by  go  zakręcić,  zauwaŜyła,  Ŝe  poziom  wody 

niepostrzeŜenie  podniósł  się  prawie  do  samej  krawędzi  wanny.  Łomotanie  w  drzwi  trwało 

nadal. Usłyszała pokrzykiwania: 

–  Alexis!  Do  cholery,  otwórz  te  drzwi!  Wiedziała,  Ŝe  takie  gromy  mogły  padać  tylko  z 

jednych  ust.  Poczuła,  Ŝe  krew  szybciej  zaczyna  krąŜyć  w  jej  Ŝyłach.  Pomyślała,  Ŝe  nie 

otworzy  drzwi,  dopóki  nie  będzie  do  tego  gotowa.  Wytarła  się  mięciutkim  ręcznikiem. 

Owijając szarfą krótkie, kwieciste kimono próbowała coś nucić, lecz co chwila brakowało jej 

tchu. Im głośniejszy rumor dochodził od drzwi, tym trudniej było jej panować nad sobą. Pan 

Walker nie powinien się tak awanturować, pomyślała. Cokolwiek się dzieje, musi poczekać, 

aŜ  będzie  mogła  pokazać  się  światu.  Zmierzała  ku  sypialni,  by  włoŜyć  coś  na  siebie,  ale 

walenie w drzwi było tak natarczywe, Ŝe zaczęła się obawiać o ich wytrzymałość.  

– Alexis, woda z twojej wanny zalewa mi szafę! Otwieraj, do jasnej cholery! 

Wiadomość  zelektryzowała  ją.  Przebiegła  przez  sypialnię  i  otworzyła  zasuwkę. 

Zgrzytnęły zawiasy i Ramsey Walker jednym ruchem silnego ramienia utorował sobie drogę, 

odsuwając  dziewczynę  razem  z  drzwiami.  Bez  słowa  ruszył  do  łazienki,  porwał  z  wieszaka 

ś

cierkę i zanurzył w wannie, zatykając ujście wody.  

–  Proszę  pana,  wolałabym,  Ŝeby...  –  Alexis  obserwowała  jego  poczynania  z  korytarza. 

Widok jego dłoni manipulującej w wannie nasunął jej dziwne skojarzenia.  

Zamilkła,  odsunięta  powtórnie.  Ramsey  bez  słowa  zaproszenia  wtargnął  do  sypialni,  po 

background image

czym, ignorując jej protesty, otworzył szafę i bezceremonialnie odsunął na bok wiszące w niej 

ubrania. Następnie śrubokrętem odkręcił ekran osłaniający rury biegnące z łazienki. Spojrzał 

na  nią  dopiero  wtedy,  gdy  kładł  zdemontowany  ekran  na  orientalny  dywan  w  kolorze  kości 

słoniowej, leŜący przy jej łóŜku. Wymownym wzrokiem dał do zrozumienia, Ŝe nie powinna 

teraz protestować choćby jednym słowem.  

–  Być  moŜe  Ŝądam  zbyt  wiele  –  wymamrotał  opryskliwie,  wyraźnie  siląc  się  na 

zachowanie resztek ogłady – lecz czy nie ma pani przypadkiem zestawu narzędzi? Zdaje się, 

Ŝ

e  zapchał  się  odpływ  bezpieczeństwa.  Zdołałem  zatamować  wyciek  tylko  tymczasowo. 

Mógłbym to naprawić solidniej, gdyby znalazło się u pani parę podstawowych narzędzi.  

–  Oczywiście,  Ŝe  mam  taki  zestaw  –  odrzekła.  –  Wiem  nawet,  jak  się  ich  uŜywa.  MoŜe 

trudno to panu sobie wyobrazić, ale z tego, Ŝe jestem kobietą, nie wynika jeszcze...  

– Alexis, daruj sobie ten wykład i przynieś mi te pieprzone narzędzia, dobrze? 

–  Doprawdy  niepotrzebnie  pan  tak  klnie.  Podam  je  panu  z  największą  przyjemnością  – 

odparła atak i odwróciła się na pięcie.  

Gdyby  Ramsey  nie  miał  całej  szafy  mokrych  ubrań,  pewnie  by  się  roześmiał.  Właśnie 

nadawał  ostatnie  szlify  napisanemu  dziś  fragmentowi  ksiąŜki,  gdy  usłyszał,  Ŝe  gdzieś  we 

wnętrzu  pokoju  kapie  woda.  Natychmiastowe  śledztwo  wykazało  obecność  małej  kałuŜy 

przed  drzwiami  szafy  umieszczonej  we  wnęce.  Jak  na  ironię,  tuŜ  po  ich  otwarciu  woda 

zaczęła  lać  się  strumieniem  z  sufitu  szafy  wprost  na  jej  zawartość.  Nie  mając  chwili  do 

stracenia, ruszył na górę, a tu zastał Alexis oburzoną profanowaniem jej gniazdka.  

– Czy to wystarczy? – spytała stawiając przed nim skrzynkę z narzędziami.  

Dopiero  wtedy  spojrzał  na  nią  uwaŜniej  i  dostrzegł,  Ŝe  oto  spełnia  się  jedno  z  jego 

najgorętszych marzeń. Kiedy przykucnął nad skrzynką, stanęła tuŜ obok niego w króciutkim 

szlafroku.  Widok  jej  zgrabnych,  nagich  nóg  z  kilkunastocentymetrowej  odległości 

gwałtownie  przyspieszył  akcję  jego  serca.  Ledwo  powstrzymał  chęć,  by  sięgnąć  do  luźno 

związanej  szarfy.  W  niewielkiej  dolince  między  piersiami,  którą  odsłaniał  dekolt  szlafroka, 

lśniło  na  skórze  parę  kropelek  wody.  Chyba  wyczuwała  to,  co  kłębiło  się  w  jego  myślach. 

Widział,  Ŝe  jej  szeroko  otwarte  oczy  pociemniały.  Przez  chwilę  rozkoszował  się  pomysłem, 

by  rozebrać  ją  naprawdę,  tylko  po  to,  by  sprawdzić,  na  jak  duŜo  mu  pozwoli.  Zrezygnował 

jednak z tego zamiaru. To tak bardzo nie było w stylu Alexis Carlisle, jak bardzo chciał, Ŝeby 

było.  

–  Hmmm...  pójdę  coś  włoŜyć  na  siebie,  kiedy  pan  tu  będzie  majstrował  –  powiedziała 

zakłopotana.  

– No tak, jasne.  

Odwróciła wzrok od jego oczu i spojrzała na łóŜko.  

– Z tym, Ŝe najpierw... – urwała.  

W  ułamku  sekundy  przebiegł  go  dreszcz  na  myśl  o  tym,  Ŝe  mogliby  znaleźć  się  w  nim 

razem. Niestety, jej słowa nie miały nic wspólnego z jego pragnieniami.  

– To znaczy... oczywiście mogę przebrać się w łazience.  

– Dobry pomysł.  

O,  nie!  Musi  się  stąd  wynieść.  Ramsey  pracował  szybko.  Gdy  skończył,  wstał,  by 

background image

zamknąć  szafę.  Nagle  jego  wzrok  przykuły  szlafroczki  i  piŜamy  wiszące  na  wewnętrznej 

stronie  drzwi.  Były  uszyte  z  wzorzystego  jedwabiu  w  najpiękniejszych  odcieniach  błękitu, 

zieleni  i  purpury,  jakie  kiedykolwiek  widział.  Bezwiednie  powiódł  palcami  po  materiale, 

rozkoszując się delikatnym chłodem jedwabiu. Pomyślał, Ŝe to samo czułby dotykając Alexis. 

Delikatna, lecz chłodna. Chyba nie było na świecie takiego męŜczyzny, któremu pozwoliłaby 

się rozpalić. No cóŜ, to nie znaczyło, Ŝe nie moŜna spróbować.  

Kiedy  Alexis  usłyszała,  Ŝe  Ramsey  wychodzi  z  sypialni,  wyjrzała,  by  zaofiarować  mu 

swą  pomoc.  Spostrzegła,  Ŝe  z  zaciekawieniem  przygląda  się  do  połowy  opróŜnionemu 

kieliszkowi z winem i nadal palącym się świecom. Ich oczy spotkały się w półmroku.  

– Kąpiel z pianą, przy świecach i w dodatku z  winem – podsumował. –  I tak samotnie? 

Trzeba mieć niezwykłe upodobania. Lubię to w kobiecie.  

Zatem  ma  zamiar  znowu  zacząć  ze  mnie  szydzić,  pomyślała.  Wzięła  głęboki  oddech  i 

zaczęła  szykować  się  do  obrony  przed  spodziewaną  szarŜą.  Spojrzała  mu  prosto  w  oczy  i 

dostrzegła, Ŝe nadal patrzy na nią tak, jakby ciągle miała na sobie króciutki szlafroczek. Znów 

poczuła  przyspieszone  bicie  serca.  Odruchowo  uniosła  dłoń  do  kołnierza  beŜowego  golfu, 

jakby  sprawdzając,  czy  zasłania  wszystko  jak  naleŜy.  Przez  ostatnie  dwadzieścia  minut 

spędzonych w kuchni staczała wewnętrzną walkę, czy zapytać Ramseya Walkera o plany na 

dzisiejszy  wieczór.  Wmawiała  sobie,  Ŝe  kieruje  się  tylko  desperacką  potrzebą  znalezienia 

partnera,  który  mógłby  zaspokoić  wymagania  pani  Edmonson,  nie  zaś  równie  desperacką 

chęcią poznania go bliŜej. W końcu zwalczyła w sobie opory i zaryzykowała pytanie.  

– Panie Walker, nie wydaje mi się, Ŝeby miał pan dzisiaj wolny wieczór, nieprawdaŜ? 

Zadane  pytanie  wywarło  na  nim  potęŜne  wraŜenie,  które  moŜna  porównać  tylko  do 

wybuchu wulkanu w centrum Filadelfii.  

– W... wolny? Dziś? Ja? – wyjąkał.  

Alexis miała nadzieję, Ŝe to, co robi, nie okaŜe się największą pomyłką jej Ŝycia.  

– Wolny, dziś, pan. Tak czy nie? 

–  Hmmm...  chyba  tak...  tak  –  wydukał.  Nie  mógł  otrząsnąć  się  z  zaskoczenia.  –  Alexis, 

czemu chce się pani umówić właśnie ze mną? 

Alexis  westchnęła  z  rezygnacją.  Powinna  mu  wyjaśnić,  Ŝe  powody  jej  zaproszenia  leŜą 

wyłącznie w sferze stosunków społecznych. Nie była do końca pewna, czy tym wyjaśnieniem 

chciała oszczędzić mu złudzeń, czy teŜ przekonać samą siebie.  

– Będę z panem szczera. Koniecznie muszę znaleźć osobę, która mogłaby towarzyszyć mi 

na pewnej waŜnej uroczystości dziś wieczorem. Prawdę mówiąc jest pan moją ostatnią deską 

ratunku. Co pan o tym sądzi? 

Przez  długą  chwilę  przyglądał  się  jej  tak,  jakby  chciał  przymruŜonymi  lekko  oczami 

przejrzeć ją na wylot. Zaczęła juŜ nawet podejrzewać, Ŝe poczuł się uraŜony. Zawstydziła się i 

zakłopotała. Jak mogła zachować się tak prostacko i nietaktownie? 

–  Przepraszam  –  dodała  szybko  w  nadziei,  Ŝe  nie  jest  zbyt  późno  na  dodatkowe 

wyjaśnienia.  –  To  wyszło  okropnie,  prawda?  Nie  będę  miała  pretensji,  jeŜeli  wypadnie  pan 

stąd teraz jak burza, nawet nie zaszczycając mnie odpowiedzią.  

–  A  skądŜe!  –  Na  jego  twarzy  zjawił  się  uśmiech.  –  Od  miesięcy  konam  z  tęsknoty,  by 

background image

przekroczyć  próg  pani  drzwi.  Alexis,  nie  jestem  aŜ  tak  dumnym  facetem.  Pójdę  z  panią 

wszędzie, o kaŜdej porze i w kaŜdych okolicznościach.  

Nie była pewna, czy właśnie to chciała usłyszeć.  

– W zamian – zastrzegł – spodziewam się rewanŜu, kiedy ja będę w podobnej potrzebie.  

Po  chwili  zastanowienia  Alexis  przyznała,  Ŝe  trudno  będzie  odmówić.  Na  myśl  o 

następnej  wyprawie  z  Ramseyem  poczuła  dziwny  skurcz  Ŝołądka.  Wolno  skinęła  głową  w 

odpowiedzi.  

Nagle się zaniepokoiła.  

–  To  jest  niezwykle  oficjalne  przyjęcie  w  strojach  wieczorowych.  Czy  ma  pan  czarny 

krawat? 

–  Oczywiście,  Ŝe  mam  –  zapewnił.  –  Dostałem  go  kiedyś  w  prezencie.  Ma  wprawdzie 

wymalowaną tancerkę hula w stroju topless, ale jest czarny.  

Alexis westchnęła znacząco i dodała: 

– Chodzi mi równieŜ o to, czy ma pan smoking. Pewnie nie ma, pomyślała. Uświadomiła 

sobie  nagle,  Ŝe  bardzo  byłaby  rozczarowana  jego  odmową,  i  Ŝe  to  rozczarowanie  nie  ma 

Ŝ

adnego związku ze stratą dotacji od pani Cassandry Edmonson.  

– Ma pani szczęście, Alexis. Tak się składa, Ŝe mam smoking, a w dodatku trzymam go w 

szafie w przedpokoju, więc nie jest przesiąknięty wodą pachnącą gardenią.  

Dziewczyna spuściła wzrok.  

– Naprawdę mi przykro, panie Walker. Wszystko, co mogę zrobić, to zapłacić za pralnię. 

Domyślam  się,  Ŝe  męŜczyzna  pachnący  gardenią  moŜe  mieć  kłopoty  towarzyskie  – 

wymamrotała potulnie.  

Uniosła  oczy  i  dostrzegła,  Ŝe  Ramsey  uśmiecha  się  szeroko  i  wygląda  bardziej 

interesująco, niŜ uchodzi to jakiemukolwiek męŜczyźnie.  

–  Jak  na  razie,  nie  narzekam  –  odparł  i  znacząco  uniósł  brwi,  po  czym  delikatnie 

pogłaskał ją pod brodą jak małą dziewczynkę.  

W  co  ja  się  pakuję?  Wyjście  w  towarzystwie  Ramseya  wydało  jej  się  czystym 

szaleństwem.  Gotów  jeszcze  zacząć  sobie  coś  wyobraŜać.  Zaczęła  zastanawiać  się  nad 

sposobem cofnięcia zaproszenia, lecz ubiegł ją pytaniem, o której ma być gotów.  

–  Uroczyste  otwarcie  wystawy  odbędzie  się  o  ósmej,  ale  o  siódmej  będzie  poczęstunek 

szampanem.  

–  Świetnie  –  powiedział,  zmierzając  w  stronę  drzwi.  –  Wrócę  po  panią  za  jakieś  dwie 

godziny. Powiedzmy, szósta piętnaście. Pasuje? 

Zdołała  jedynie  skinąć  głową  w  odpowiedzi.  Wiedziała  tylko,  Ŝe  znów  została  sama.  I 

zwątpiła w swój zdrowy rozsądek.  

 

Agent  Ramseya  namówił  go  kiedyś  do  kupna  smokingu  w  celach  reprezentacyjnych. 

Pisarz  uznał  to  wtedy  za  wariactwo.  Dzisiaj  skłonny  był  wysłać  mu  w  podzięce  butelkę 

najlepszej brandy, jaką mógł dostać w sklepie. Po raz ostatni sprawdził swój wygląd w lustrze 

wiszącym nad komódką na bieliznę. Przyznał, Ŝe po doprowadzeniu się do porządku wygląda 

co najmniej o połowę lepiej. Znalazł nawet pewnego rodzaju przyjemność w tych wszystkich 

background image

ceregielach,  które  przeszedł,  szykując  się  na  randkę  z  Alexis.  Gdy  ponawiał  kolejną 

bezowocną  próbę  zawiązania  krawata,  przypomniał  sobie,  Ŝe  minął  juŜ  rok  od  czasu,  gdy 

ujrzał ją pierwszy raz.  

Zamieszkał  wtedy  w  starym  domu  o  dwóch  wejściach,  w  którym  było  tylko  osiem 

mieszkań.  JuŜ  po  paru  dniach  zauwaŜył,  Ŝe  sąsiadką  z  góry,  która  katuje  go  nudną  muzyką, 

jest  wspaniała  długonoga  dziewczyna,  jeŜdŜąca  bardzo  drogim  samochodem.  Za  kaŜdym 

razem, gdy słyszał stuk jej drzwi wejściowych, biegł do okna w salonie i patrzył, jak samotnie 

wyrusza  do  pracy.  Wieczorami  wychodziła  gdzieś  w  towarzystwie  bubka  w  garniturze  z 

kamizelką. Wielekroć bezwstydnie podsłuchiwał pod drzwiami, o czym mówili na schodach. 

Usprawiedliwiał  się  sam  przed  sobą  twierdząc,  Ŝe  w  ten  sposób  zbiera  pomysły  do  pracy 

literackiej.  

Szczególnie  zirytowało  go,  gdy  pewnego  razu  usłyszał,  jak  bubek,  posługując  się 

oklepanymi grzecznościowymi frazesami, odrzuca subtelne zaproszenia Alexis. Ramsey miał 

wtedy ochotę wpaść na górę, chwycić faceta za klapy i wykrzyczeć mu w twarz, Ŝe jest zakałą 

męskiego  rodu.  Zresztą,  ‘  męŜczyzna  najwyraźniej  oficjalnie  starał  się  o  względy  Alexis  i 

chociaŜ tym razem znalazł powód do odmowy, prędzej czy później skorzysta z zaproszenia.  

Znowu  zamiast  węzła  na  krawacie  zjawił  się  bezkształtny  supeł.  Ramsey  w  złości 

zacisnął zęby. Bubek pewnie nigdy nie miał kłopotów z krawatem. Zawsze, gdy przychodził 

po Alexis, wyglądał jak z Ŝurnala.  

– Pewnie ma krawaty na gumkę – wymamrotał, setny chyba raz szarpiąc czarny jedwab.  

ZaleŜało mu na tym, by nic nie zakłóciło tego wieczoru. To mogła być jedyna szansa na 

bliŜszy  z  nią  związek.  Tu  przerwał  pasmo  marzeń  i  szybko  zrewidował  je  w  myślach. 

Związek?  Powtórzył  to  słowo  parokrotnie,  przeplatając  koniec  krawata  przez  utworzoną  zeń 

pętlę.  Czy  kiedykolwiek,  do  diabła,  chciał  związku  z  jakąś  kobietą?  W  hierarchii 

najohydniejszych słów to właśnie plasowało się tuŜ za słowem „miłość”. Obu tych wyrazów 

próŜno by szukać w jego słowniku. Chciał tylko mile spędzić z nią czas, nic więcej.  

Ona moŜe jeszcze nie jest świadoma tego, Ŝe wkrótce dowie się, jak Ŝyć na luzie i umieć 

się  zabawić.  Och,  z  pewnością  będzie  usilnie  starała  się  pozostać  wyrafinowaną 

tradycjonalistką  w  ciasno  związanym  gorsecie.  Ale  Ramsey  wiedział  aŜ  nadto  dobrze,  Ŝe 

nadejdzie chwila, w której spełnią się jego marzenia. Dwa oczywiste dowody utwierdzały go 

w  tym  przekonaniu.  Pierwszym  była  zawartość  jej  bieliźniarki,  zupełnie  nie  przystająca  do 

konserwatywnych  norm,  zaś  drugim  –  błysk  ognia  w  jej  oczach.  Było  w  niej  coś,  co  aŜ 

błagało,  by  wziąć  ją  na  przechadzkę  po  ciemnych  stronach  Ŝycia.  Ramsey  Walker  był 

facetem, który miał ją tam zaprowadzić.  

Ona była piękną kobietą, on zaś atrakcyjnym męŜczyzną, a to, co mogło  sprawić radość 

im obojgu, od zarania dziejów podtrzymywało Ŝycie na matce  Ziemi. Przypomniał sobie, Ŝe 

jako trzydziestoośmioletni kawaler, czego moŜna mu było tylko pozazdrościć, nie zdawał się 

w tych sprawach na przypadek. To był w końcu kawał cięŜkiej roboty. Ale, na Boga, wartej 

wysiłku. Nie było na świecie takiej kobiety, która mogłaby go zmusić do zmiany stylu Ŝycia. 

Za następny, bajoński czek sprawi sobie pierwszorzędną wiejską rezydencję w Bucks County. 

Zostanie  typowym  artystą  odludkiem.  Ramsey  Walker  jako  samotny  lew,  nonkonformista, 

background image

pustelnik...  

–  Psiakrew  –  zmełł  w  ustach  przekleństwo,  zmagając  się  nadal  z  krawatem.  Tym  razem 

węzeł był perfekcyjny, lecz powstał na lewym kciuku.  

– Jak to się stało, do licha? – zamruczał.  

Rozwiązując jeszcze raz niepokorny kawałek czarnego jedwabiu, rzucił okiem na zegarek 

i  dostrzegł,  Ŝe  spóźnił  się  juŜ  pięć  minut.  Porwał  swoje  rzeczy  i  pognał  na  górę  po  Alexis. 

Pomyślał,  Ŝe  moŜe  ona  wybawi  go  z  kłopotu.  Stłumił  w  sobie  głos,  który  zaczął  z  niego 

szydzić: „I to ma być wielki, samotny myśliwy?” 

Tym  razem  Alexis  otworzyła  drzwi,  gdy  tylko  w  nie  zapukał  i  serdecznie  zaprosiła  do 

ś

rodka. Wchodząc chciał odpowiedzieć na przywitanie, lecz na jej widok słowa uwięzły mu w 

gardle.  Widział  ją  juŜ  w  niejednej  kreacji,  lecz  tak  pięknie  nie  wyglądała  nigdy  dotąd.  Jej 

oczy  płonęły  ciemnym  blaskiem,  a  we  włosach  wieńczących  jej  głowę  koroną  misternie 

plecionego warkocza igrały czerwone ogniki.  

Jej  suknia  czyniła  wyobraźnię  zbędną.  Jedynie  długie  rękawy  i  kryjący  kark  skrawek 

łudziły  udawaną  skromnością.  Wszystkie  linie  jej  ciała,  kaŜda  krągłość,  kaŜde  zagłębienie 

były wyraźnie widoczne. Po raz pierwszy w Ŝyciu Ramsey zrozumiał, jak powinna wyglądać 

ś

wietnie  ubrana  kobieta.  DłuŜszy  czas  gapił  się  na  nią,  nie  mogąc  mówić,  myśleć  ani 

oddychać.  

–  Czy  coś  jest  nie  w  porządku,  panie  Walker?  Zamrugał  oczami  i  przypomniał  sobie, 

gdzie jest i co powinien robić.  

–  Ach,  nie,  skądŜe.  Wszystko  jest  w  porządku.  Ja  tylko...  hmmm...  –  gorączkowo 

poszukiwał w zakamarkach mózgu jakiegoś tematu, na który mógłby skierować rozmowę. W 

końcu, czując panikę, zapytał: – No a jak tam Eagles, co? Jak im leci w tym sezonie? 

Alexis nie była do końca pewna, lecz mogłaby prawie przysiąc, Ŝe przez chwilę Ramsey 

Walker nie mógł wydać z siebie głosu. Nigdy dotąd nie podejrzewała go o taką przypadłość. 

Bardzo to dziwne.  

–  W  rzeczy  samej,  panie  Walker,  niezbyt  dobrze  orientuję  się  w  sporcie.  To  druŜyna 

baseballowa czy hokejowa? 

– Futbolowa.  

– Rozumiem, przepraszam.  

– Nie ma sprawy.  

Zaległo  milczenie  i  trwało  dłuŜszą  chwilę.  Przez  ten  czas  Alexis  powtórnie  rozwaŜyła 

swój  pochopny  pomysł.  Czy  naprawdę  zamierzała  przez  to  przejść?  Czy  było  to  rozsądne? 

Zwłaszcza Ŝe w smokingu był taki elegancki i przystojny, tak obezwładniająco... seksowny.  

–  Czy  zdaje  pan  sobie  sprawę,  Ŝe  stan  pańskiego  krawata  w  zupełności  nie  odpowiada 

powadze dzisiejszego wieczoru? – spytała nagle, jakby dopiero to dostrzegła.  

–  ZauwaŜyłem  to  juŜ  jakiś  czas  temu.  Miałem  nadzieję,  Ŝe  moŜe  pani  pomoŜe  mi  się  z 

tym uporać. Wiązanie krawatów nie jest moją najmocniejszą stroną.  

– To widzę – odparła, zbliŜając się z rezerwą. Stała na wprost niego, a on czuł, Ŝe tonie w 

dwu głębokich, brązowych oceanach, Ŝe wiruje, spada i traci zmysły. Pachniała cudownie, jak 

łąka  pełna  egzotycznych,  odurzających  woni,  w  której  chciałby  się  nurzać  nago  całe  wieki. 

background image

Zamknął  oczy.  Czuł,  jak  jej  palce  zwinnie  ujarzmiają  krawat.  Im  bardziej  zbliŜała  się  do 

niego, tym bardziej rosło prawdopodobieństwo, iŜ porwie ją w ramiona tak mocno, Ŝe dzielić 

ich będzie tylko cienka warstwa ubrań.  

Alexis, zajęta krawatem, przypatrywała się twarzy, której widok dręczył ją w myślach od 

dwóch godzin. Najpierw przykuły jej uwagę niebieskozielone oczy, zresztą było tak zawsze, 

gdy go spotykała. Zwykle pełne były wesołości, i kiedy Ramsey chciał jej zawrócić w głowie 

zabawną uwagą, bez trudu odgadywała z nich jego knowania. A dzisiaj widziała w nich coś 

jeszcze, coś, czego nie umiała określić.  

Zupełnie niepotrzebnie poprawiała gotowy węzeł, by zyskać więcej czasu na przyjrzenie 

się jego twarzy. Po zmarszczkach w kącikach oczu oszacowała, Ŝe dobiega czterdziestki. To 

znaczyło, Ŝe jest osiem, moŜe dziewięć lat starszy od niej. Zabawne, nigdy przedtem jej to nie 

interesowało.  Tym  razem  był  gładko  ogolony.  Miał  prosty  nos  i  namiętne  usta,  idealne  do 

tego, by je całować.  

Na myśl o całowaniu Ramseya Walkera poczuła wewnątrz rozgrzewające ciepło. Szybko 

wygładziła krawat i odsunęła się.  

– Gotowe – zakomunikowała. – Wygląda pan świetnie.  

–  Dziękuję  –  odparł  zniŜonym  głosem,  od  którego  ugięły  się  pod  nią  kolana.  –  Pani  teŜ 

nie najgorzej.  

TeŜ  mi  komplement,  pomyślała  melancholijnie.  Nie  mogła  stłumić  w  sobie  głosu,  który 

przypomniał jej, Ŝe Ramsey Walker był drugim męŜczyzną, który w ciągu ostatnich paru dni 

ocenił  ją  umiarkowanie.  MoŜe  powinna  była  przekazać  sprawę  darowizny  pani  Edmonson 

komuś innemu w Komitecie? 

– AleŜ bardzo panu dziękuję, panie Walker – odpowiedziała, siląc się na radosny ton.  

Zrozumiał swoją gafę. Właśnie miał się poprawić, kiedy odwróciła się plecami i wtedy aŜ 

rozdziawił  usta  ze  zdziwienia.  Ktokolwiek  uszył  suknię  Alexis,  zapomniał  zszyć  ją  z  tyłu. 

Ona chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, Ŝe jest naga od ponętnego karku aŜ po kuszącą 

do  bólu  talię.  Wodził  zgłodniałym  wzrokiem  po  odsłoniętej  kremowej  skórze.  Zachodził  w 

głowę, jak ma, do jasnej cholery, powstrzymać się przez cały wieczór od dotknięcia jej. Znów 

przemknął mu przez myśl błysk nadziei. A moŜe chodziło o to, by się nie wstrzymywał? 

– CóŜ, jeśli się nie pośpieszymy, spóźnimy się – oświadczyła nagle Alexis. Obawiała się, 

Ŝ

e jeśli zostaną w mieszkaniu choć chwilę dłuŜej, gotowa jest popełnić głupstwo. Na przykład 

odwiązać  tak  pracowicie  uformowany  węzeł  krawata,  rozpiąć  kaŜdy  perłowy  guzik  jego 

plisowanej koszuli, aŜ odsłoni tak bardzo fascynujący ją tors.  

– Musimy... musimy juŜ ruszać, tylko jeszcze narzucę szal.  

Ramsey  wykorzystał  chwilę  jej  nieobecności,  by  rozejrzeć  się  po  mieszkaniu,  czego  z 

pośpiechu  nie  uczynił  dzisiejszego  popołudnia.  Swoje  lokum  urządził  w  spartańskim  stylu, 

nie zagracając go niczym, co było zbędne. Lecz Alexis zdawała się nie podzielać tej filozofii. 

Chyba  Ŝe  ktoś  uznaje  za  niezbędne  mnóstwo  pluszowych  mebli  w  wiktoriańskim  stylu, 

obsypanych piramidami poduszek z frędzelkami i wyściełanych chińskimi narzutami. Chyba 

Ŝ

e  ktoś  absolutnie  nie  moŜe  się  obejść  bez  oryginalnych  obrazów  Renoira,  Degasa  czy 

Cassatta.  

background image

Przez  chwilę  skupił  uwagę  na  obrazach.  Czy  to  moŜliwe,  by  wiszące  między 

biblioteczkami  dzieła  były  oryginalne?  Nie,  to  wykluczone.  KaŜdy  z  nich  wart  był  fortunę. 

Gospodyni z pewnością Ŝyczyłaby sobie, Ŝeby się rozgościł, śmiało wkroczył więc do jadalni 

i rozejrzał się ciekawie. Odkrył kolekcję, której skompletowanie musiało zająć kilka lat: obrus 

z belgijską koronką, świeczniki z rŜniętego kryształu, dwie ozdobne półeczki pełne filiŜanek 

do herbaty i jeszcze dwa malowidła. Ramsey odczytał podpisy widniejące w rogach: Rossetti 

i Millais.  

– Czy interesuje się pan sztuką? – usłyszał za plecami.  

– Właśnie... właśnie podziwiałem pani zbiór. Rozumiem, Ŝe są to oryginały, nieprawdaŜ? 

Wyglądała na przeraŜoną tym pytaniem.  

– Oczywiście, Ŝe tak – odparła.  

– Oczywiście – powtórzył za nią machinalnie.  

– To prezenty od ojca.  Co piąte urodziny  kupuje nam, kaŜdemu ze swych dzieci, obraz. 

Dla  mnie  wybiera  coś  z  impresjonistów  lub  prerafaelitów,  Sarze  kubistę  lub  któregoś  z 

prymitywistów amerykańskich, Charlesowi...  

–  Czym  właściwie  zajmuje  się  pani  ojciec?  –  przerwał  Ramsey.  Zaczynał  domyślać  się, 

jak musiało wyglądać jej dzieciństwo.  

– Jest filantropem – oznajmiła takim tonem, jakby był to najpopularniejszy zawód świata.  

– Nie o to mi chodzi. Jak zarabia na Ŝycie? 

– PrzecieŜ juŜ powiedziałam.  

– Jest zawodowym filantropem? 

– Tak – potwierdziła i wzruszeniem ramion okazała zdziwienie, czemu Ramsey nie moŜe 

zrozumieć tak oczywistej sprawy. Następnym pytaniem wykroczył poza granice uprzejmości, 

lecz, jak zwykle, nie przejął się tym zbytnio.  

– Skąd bierze forsę na to wszystko? 

Alexis potraktowała pytanie jako zupełnie naturalne.  

– Od swojego ojca – przyznała otwarcie.  

– A skąd tamten ją miał? 

– Od własnego ojca. – Dla niej było to jasne jak słońce.  

Wyszło  zatem  na  jaw,  Ŝe  Alexis  jest  autentyczną  arystokratką,  i  to  z  szacownego, 

wielopokoleniowego  rodu.  Ta  wiadomość  w  pewnym  stopniu  nie  była  dla  Ramseya 

zaskoczeniem, a dzięki niej poczuł rosnący szacunek do dziewczyny. Nie wiedział, dlaczego 

tak się stało, przecieŜ pieniądze nigdy mu nie imponowały. Z drugiej zaś strony, świadomość 

jej pochodzenia wzbudziła w nim respekt.  

–  Więc  rodzina  zajmowała  się  filantropią  z  pokolenia  na  pokolenie,  nieprawdaŜ?  – 

zapytał.  

– W zasadzie tak. Sądzę, Ŝe wywodzimy się z bocznej gałęzi jakiegoś królewskiego rodu 

gdzieś z Europy. Szczegóły uszły mojej uwagi, wiem tylko, Ŝe ta monarchia od wieków znana 

była z patronowania artystom. Mniemam, Ŝe gdzieś, w jakimś maleńkim państewku do dzisiaj 

stoi  tron,  do  którego  mógłby  rościć  sobie  prawa  mój  brat  Edward,  ale  najpierw  musiałyby 

zemrzeć ze trzy albo cztery setki ludzi. Zresztą to i tak niewaŜne, dąŜenie do władzy nie leŜy 

background image

w jego naturze.  

Ramsey  stłumił  w  sobie  wybuch  histerycznego  śmiechu.  Gdy  ona  snuła  dywagacje  o 

swym  drzewie  genealogicznym,  przypomniał  sobie  własne  dzieciństwo,  które  przeŜył  w 

południowej  dzielnicy  Filadelfii.  Miał  dwóch  braci.  Ojciec  pracował  na  poczcie,  matka 

zajmowała  się  domem.  Inaczej  spojrzał  na  swoje  zwykłe  dorastanie,  gdy  porównał  je  z 

dorastaniem Alexis. Nie okazał jednak nic i wzruszył tylko ramionami.  

– Rozumiem. Czy mogę pomóc? – Wskazał na szal. Spostrzegł, Ŝe był utkany z kremowej 

wełny przetykanej złotą i miedzianą nicią. Spodziewał się, Ŝe kobieta taka jak Alexis ma całą 

szafę futer. Wspomniał o tym, kładąc okrycie na jej ramionach.  

–  Wielkie  nieba,  co  to,  to  nie  –  odparła  łagodnie.  –  Tego  wprost  nie  znoszę.  Ciągle 

pamiętam,  Ŝe  kiedy  Sarah  i  ja  byłyśmy  małe,  ojciec  woził  nas  saniami  po  lasach  niedaleko 

naszego  domu.  Pewnego  razu,  gdy  padał  śnieg  i  było  bardzo  cicho,  natknęliśmy  się  na  dwa 

srebrzyste lisy bawiące się przy zwalonym drzewie. Pamiętam, jak ojciec przyłoŜył palec do 

ust,  Ŝebyśmy  były  cicho.  Długo  im  się  przypatrywaliśmy,  aŜ  poczuły  nasz  zapach  i  uciekły. 

Wiele  lat  później,  juŜ  w  szkole  średniej  miałam  koleŜankę,  która  była  w  zarządzie  koła 

uczniowskiego i na uroczyste okazje nakładała futro ze srebrnych lisów. Naturalni właściciele 

futra wyglądali w nim o niebo piękniej, rozumie pan? 

Oczywiście,  Ŝe  rozumiał.  Sam  nie  był  tak  sentymentalny,  lecz  szanował  i  respektował 

takie  poglądy  u  innych.  Niestety,  nie  było  mu  dane  spotkać  wielu  osób,  a  zwłaszcza  kobiet, 

które czułyby to samo. Jego szacunek dla Alexis wzrósł jeszcze bardziej.  

– No, naprawdę musimy juŜ ruszać – powtórzyła, a Ramsey mógłby przysiąc, Ŝe usłyszał 

w jej tonie nutkę Ŝalu, Ŝe ich sam na sam się kończyło.  

Wyprowadził  ją  na  zewnątrz  i  czekał  cierpliwie,  aŜ  zrobi  uŜytek  z  pęku  kluczy  do 

mnóstwa  zamków,  jakie  miała  w  drzwiach.  Nie  mógł  zrozumieć,  dlaczego  kobieta  na  takim 

poziomie i z takimi pieniędzmi wynajęła mieszkanie. To prawda, Ŝe dom w tej okolicy nie był 

tani,  mieszkanie  miało  wszelkie  wygody,  lecz  kobieta  z  taką  pozycją  zwykle  wybiera 

przytulną, wiejską posiadłość.  

– Alexis, czemu pani tu mieszka? – spytał, zanim zdał sobie sprawę z tego, co robi.  

– Co ma pan na myśli? – Wrzuciła klucze do zdobionej perłami torebki.  

–  MoŜe  pani  mieszkać,  gdziekolwiek  pani  zechce.  Czemu  wybrała  pani  budynek,  w 

którym ściany są cienkie jak papier? – wyjaśnił swą wątpliwość.  

Wzruszyła ramionami i skierowała się w stronę schodów.  

–  To  pewnie  zabrzmi  dziwnie,  ale  lubię  mieszkania.  Po  pierwsze,  i  tak  mam  więcej 

prywatności,  niŜ  miałam  w  naszej  siedmioosobowej  rodzinie,  zaś  po  drugie,  czuję  się 

znacznie bezpieczniejsza, gdy wiem, Ŝe zawsze jest ktoś o parę drzwi dalej.  

– Dobrze, lecz przecieŜ stać panią na luksusowy apartament w śródmieściu.  

– Tak – zgodziła się. – Ale lubię starocie, stare domy i samo Ardmore jest urocze. Liczyło 

się  równieŜ  i  to,  Ŝe  rok  temu  wszyscy  sąsiedzi  byli  mi  niezwykle  przychylni  –  przyznała  z 

rozbrajającym uśmiechem.  

–  Ze  mną  moŜna  się  dogadać  w  wielu  sprawach  –  powiedział  wyjątkowo  miękkim 

głosem. – MoŜe nie doszła pani jeszcze do właściwego tematu? 

background image

Przy końcu chodnika Alexis skierowała się w prawą stronę, gdzie stał jej samochód. W tej 

samej chwili Ramsey skręcił w lewo do swojego. Spostrzegłszy to zatrzymali się oboje.  

– Weźmiemy mój samochód – oznajmiła Alexis.  

– Nie, weźmiemy mój – odrzekł.  

–  Nie  moŜna  pokazać  się  przy  tak  uroczystej  okazji  w  pańskim  dŜipie,  panie  Walker. 

Zresztą, nie jest to chyba zbyt wygodny środek lokomocji.  

– AleŜ skąd, same wygody, obiecuję. Będę jechał bardzo spokojnie.  

Alexis ucięła dyskusję szczerym, lecz grzecznym oświadczeniem.  

–  Jedziemy  na  wystawę,  a  nie  do  buszu.  Myślę,  Ŝe  wypada,  Ŝebyśmy  jednak  pojechali 

moim.  

– Jaguarem? Mogę poprowadzić? – W oczach Ramseya pojawił się błysk, jak w oczach 

dziecka obdarowanego nową zabawką.  

Olbrzymi zapas uprzejmości, jakim Alexis była obdarowana, stopniał nieco.  

– Słyszałam, w jaki sposób rusza pan z parkingu i rozwaga nakazuje mi odmówić.  

Ramsey rzucił jej szelmowskie spojrzenie. Chciał ją podejść czymś, co w jego mniemaniu 

miało być chłopięcym urokiem.  

–  No  nie,  Alexis,  obiecuję,  Ŝe  będę  grzeczny.  Szczerze  powiem,  Ŝe  schlebia  mi  to,  iŜ 

zwróciła pani uwagę na moją technikę jazdy.  

ZbliŜył  się  do  niej  i  kciukiem  powoli  unoszonej  dłoni  musnął  jej  policzek,  jakby 

strząsając nie istniejący pyłek z jej twarzy. Jej skóra była tak miękka, jak oczekiwał. Trudno 

mu  było  powstrzymać  się  od  śmiałej  wyprawy  dłonią  wzdłuŜ  linii  jej  ust,  kusząco 

nabrzmiałych. Całą siłą woli tłumił ciepło, które nagle poczuł dotykając jej. Alexis przygryzła 

dolną wargę. Czekał na odpowiedź z zapartym tchem.  

– Niech juŜ będzie – przytaknęła w końcu. – Ale jeśli przekroczy pan prędkość choćby o 

kilometr  na  godzinę  lub  zlekcewaŜy  choć  jeden  znak  „stop”,  natychmiast  wysiadam  – 

oświadczyła, podając mu kluczyki.  

– To moŜe nie być takie proste, kiedy ja prowadzę – odparł Ramsey.  

Westchnęła,  zdając  się  na  szczęśliwy  los.  Ruszyła  w  stronę  zaparkowanego  samochodu. 

Widziała  lekko  kołyszące  się  ramiona  Ramseya.  Wpatrywała  się  w  szerokie  barki, 

podkreślone świetnie skrojonym smokingiem. Pomyślała, Ŝe jej eskorta powinna przypaść do 

gustu pani Edmonson. Pozostało tylko znaleźć sposób na to, Ŝeby Ramsey Walker nie zabierał 

głosu przez resztę wieczoru.  

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY 

 

Muzeum Sztuki Współczesnej w Filadelfii mieściło się w rozległym gmachu, słynnym z 

nieskazitelnie białych wnętrz i kręconych schodów, które zdawały się nie mieć końca. Ściany 

rozbłyskały 

kolorowymi 

plamami 

obrazów, 

pomieszczenia 

wypełnione 

były 

awangardowymi  dziełami  o  rozmaitych  formach  przekazu.  Wprawdzie  Alexis  gustowała 

raczej  w  sztuce  klasycznej,  doceniała  jednak  nowatorskie  i  nieskrępowane  talenty  młodych 

artystów,  których  rola  w  społeczeństwie  miasta  stale  rosła.  Ze  szczególną  radością  brała 

udział  w  promowaniu  filadelfijczyków.  Frederick  Penrose  był,  w  jej  mniemaniu,  jednym  z 

największych talentów.  

Gdy  u  boku  Ramseya  wkroczyła  do  obszernej  galerii,  przeznaczonej  na  ekspozycje 

zapraszanych  artystów,  dostrzegła  olbrzymi  fresk  malowany  akwarelą,  w  odcieniach  zieleni, 

Ŝ

ółci i szarości. Nie było jej dane dłuŜej się nim rozkoszować. Z przeraŜeniem zauwaŜyła, jak 

Ramsey dopada kelnera  z tacą smukłych kieliszków pełnych złocistego szampana, i zaczyna 

domagać się „czegoś mocniejszego”.  

– O, Alexis, tu jesteś, kochanie! 

Usłyszała głos Cassandry Edmonson i odwróciła się, by z ciepłym uśmiechem przywitać 

starszą panią. Nieodmiennie pani Edmonson w dziwaczny sposób kojarzyła jej się z chmurką. 

Zawsze nosiła długie białe suknie zdobione piórami, najczęściej marabuta. Zdawało się, Ŝe za 

chwilę pofrunie  gdzieś  wysoko. Miała pewnie z dziewięćdziesiąt lat, lecz nikt, kto spędził z 

nią  więcej  niŜ  dziesięć  minut,  nie  przyznałby  tego.  Otaczała  ją  aureola  wiecznej  młodości, 

ochoty do Ŝycia i radości, których próŜno by szukać u innych ludzi, młodszych od niej nawet 

o sześćdziesiąt lat. Dla Alexis była uosobieniem wdzięku i elegancji.  

AŜ do dzisiejszego dnia nie kwestionowała zasad społecznych uznawanych przez bogatą 

filantropkę.  JednakŜe,  mając  w  perspektywie  cały  wieczór  z  Ramseyem  Walkerem, 

pomyślała,  Ŝe  naleŜałoby  zrewidować  regułę  obowiązkowego  posiadania  przez  kobietę 

współtowarzysza  przy  tak  uroczystych  okazjach.  Bardzo  jej  odpowiadało  to,  Ŝe  Ramsey 

tymczasowo zniknął z pola widzenia. MoŜe wszystko dałoby się załatwić bez jego obecności? 

Zaraz potem mogliby wrócić do domu.  

– Witam panią, pani Edmonson – powiedziała ciepło. – Bardzo się cieszę, Ŝe panią widzę. 

Co pani sądzi o obrazach Penrose’a? 

–  Są  po  prostu  wspaniałe  –  odrzekła  entuzjastycznie  starsza  pani.  –  Twojej 

spostrzegawczości  zawdzięczamy  tę  wystawę.  To  wielki  talent.  Dziękuję,  Ŝe  zwróciłaś  na 

niego moją uwagę. JuŜ kupiłam dwie jego prace do oranŜerii w moim domu w Palm Beach.  

–  Myślę,  Ŝe  sama  coś  kupię  –  oznajmiła  Alexis.  –  Obraz  zatytułowany  „Pochodzenie 

języka” idealnie pasowałby do pracowni mojego ojca.  

Pani Edmonson skinęła głową i uśmiechnęła się.  

–  Bardziej  podoba  mi  się  to,  co  wisi  tutaj  –  wyraziła  opinię,  po  czym,  wskazując  na 

młodzieńca  stojącego  u  jej  boku,  dodała:  –  Alexis,  przedstawiam  ci  mojego  prawnuka, 

Malcolma Edmonsona, który oderwał się od nauki do trudnego egzaminu, by mi towarzyszyć. 

background image

Malcolmie, to jest panna Alexis Carlisle.  

– Bardzo mi miło – przywitał się.  

– Miło mi pana poznać – odpowiedziała.  

– Alexis, komu dzisiaj pozwoliłaś sobie towarzyszyć? 

–  spytała  pani  Edmonson.  –  Nie  mów  mi,  Ŝe  przyszłaś...  bez  opieki  –  dodała  zniŜonym 

nieco głosem. Dziewczyna cichutko westchnęła z ulgą.  

–  AleŜ  skądŜe.  To  byłoby  wysoce  niestosowne,  nieprawdaŜ?  Mój  towarzysz  właśnie 

oddani się, by...  

Nie  miała  chęci  tłumaczyć  starszej  damie,  Ŝe  wybrał  się  na  poszukiwanie  mocniejszego 

trunku,  gdyŜ  pani  Edmonson  z  pewnością  uznałaby  taki  powód  za  nieprzystojny.  Dlatego 

szybko  przemknęła  wzrokiem  po  sali,  by  dać  mu  znak  do  powrotu.  Chyba  odgadł  jej  myśli, 

gdyŜ wynurzył się z tłumu tuŜ za Malcolmem i wyciągnął do niego rękę na przywitanie.  

–  Oto  i  on  –  dokończyła  Alexis  takim  tonem,  jakby  doskonale  wiedziała,  gdzie  szukać 

Ramseya.  

Pod  Ŝadnym  pozorem  nie  mogła  zdradzić  pani  Edmonson,  Ŝe  wyboru  partnera  dokonała 

pod przymusem. ChociaŜ z drugiej strony, coraz silniej odzywał się w niej wewnętrzny głos, 

który  wzywał  do  częstszego  spędzania  wieczornych  przyjęć  w  jego  towarzystwie.  Głos  ten 

wzmógł  się  wyraźnie,  gdy  dostrzegła  na  twarzy  Ramseya  wspaniały,  szeroki  uśmiech.  Z 

autentyczną serdecznością przedstawiła go obecnym.  

–  Pani  Edmonson,  panie  Edmonson,  oto  mój  towarzysz,  pan  Ramsey  Walker.  Panie 

Ramseyu,  to  pani  Cassandra  Edmonson  ze  swoim  prawnukiem,  panem  Malcolmem 

Edmonsonem.  

Ramsey  usłyszał  tylko  tyle,  Ŝe  Alexis  wymienia  jego  nazwisko,  gdy  obezwładniło  go 

dziwne  wraŜenie,  kiedy  podczas  prezentacji  odruchowo  objął  talię  Aleris  ramieniem  i 

przytulił dziewczynę do siebie. Natychmiast znalazł wytłumaczenie, Ŝe to ona spodziewała się 

takiego  gestu,  lecz  wydało  się  ono  ułomne  nawet  jemu.  Wyglądało  na  to,  Ŝe  gotowa  jest 

raczej  przyłoŜyć  mu  pasem,  niŜ  pasować  na  swego  rycerza.  Później  będzie  czas  na  to,  Ŝeby 

się dotrzeć, pomyślał.  

– Co słychać, proszę państwa? – zagaił przyjaźnie.  

Spostrzegł,  Ŝe  Alexis z dezaprobatą  wywraca  oczami,  jakby  wołając  o  pomstę  do  nieba. 

W  odpowiedzi  posłał  jej  najbardziej  czarujący  uśmiech,  na  jaki  go  jeszcze  było  stać.  To,  Ŝe 

rozmawiał z nadętymi arystokratami, nie znaczyło wcale, Ŝe sam miał zachowywać się tak jak 

oni.  Wręcz  przeciwnie,  w  im  bardziej  napuszonym  był  towarzystwie,  tym  chętniej 

prowokował swoim zachowaniem. Sądził nawet, Ŝe to dodaje mu uroku w oczach innych.  

–  Ramsey  Walker,  ten  Ramsey  Walker?  To  pan  jest  tym  pisarzem?  –  spytał  Malcolm  z 

nie ukrywanym entuzjazmem.  

Ramsey  wsadził  ręce  w  kieszenie,  skromnie  spuścił  głowę  i  zgarbił  ramiona.  Dopiero 

przybrawszy właściwą pozę odrzekł: 

– Tak... to ja.  

–  Przeczytałem  wszystkie  pana  ksiąŜki.  Są  świetne.  Myślę,  Ŝe  jest  pan  wspaniałym 

pisarzem – Malcolm piał z zachwytu.  

background image

– AleŜ dziękuję. Bardzo mi przyjemnie.  

– W „Oknie we krwi” zawarł pan bodaj najlepszy obraz prawników, jaki spotkałem. Ma 

pan pozdrowienia od całej naszej klasy.  

Alexis  spod  przymruŜonych  powiek  obserwowała  oŜywioną  wymianę  zdań  między 

męŜczyznami.  Świetne?  powtórzyła  w  myśli  z  niesmakiem.  CóŜ,  moŜe  komuś  takiemu  jak 

Malcolm Edmonson banalne bzdury autorstwa Ramseya mogły zdawać się wspaniałościami. 

W końcu obaj naleŜeli do męskiej kasty. Lecz dla kaŜdej szanującej się kobiety były niczym 

więcej niŜ obelgą.  

–  Ja  równieŜ  z  przyjemnością  sięgam  po  pańskie  ksiąŜki  –  powiedziała  pani  Edmonson. 

Zaszokowana Alexis nie wierzyła własnym uszom. – Najbardziej lubię tę pierwszą, „Kula dla 

nieboszczyka”. Spodobał mi się pański bohater, Rex Malone. Jest, jak to mówią, przebojowy.  

–  Bardzo  mnie  cieszy,  Ŝe  się  pani  podobał.  –  Ramsey  znów  kurtuazyjnym  ukłonem 

podziękował za komplementy.  

Z  kaŜdym  słowem  pochwały  akcje  Ramseya  rosły,  rósł  takŜe  upór  Alexis.  Co  gorsza, 

dostrzegała  wyraźnie,  Ŝe  starsza  pani  była  rzeczywiście  zauroczona  Walkerem.  Ze  zgrozą 

zrozumiała,  Ŝe  czuje  się  zazdrosna  o  swego  towarzysza.  To  idiotyczne,  pomyślała.  Pani 

Edmonson,  filar  lokalnej  społeczności,  była  wzorem  w  przestrzeganiu  najsurowszych  zasad 

etykiety.  Nigdy  nie  zniŜyłaby  się  do  odebrania  drugiej  kobiecie  jej  męŜczyzny,  w  dodatku 

znacznie  młodszego.  Alexis  czuła,  Ŝe  traci  rozum.  Czemu  tak  uparcie  starała  się  przekonać 

samą siebie o nienagannych manierach pani Edmonson? JeŜeli którakolwiek z pań ma ochotę 

na towarzystwo Ramseya Walkera – proszę bardzo! 

To  szaleństwo,  pomyślała,  opanuj  się.  Co  to  w  końcu  za  róŜnica,  co  kto  myśli  o 

Ramseyu?  CóŜ  takiego  się  z  nią  stało,  Ŝe  zaczyna  postępować  jak  zupełnie  inna  kobieta? 

Wykorzystała chwilę milczenia, by włączyć się do rozmowy i umiejętnie skierować ją na inne 

tory.  

Malcolm  i  Ramsey,  pochłonięci  dyskusją  o  wydawnictwach,  odeszli  na  bok.  Alexis 

skorzystała więc z okazji poruszenia z panią Edmonson tematu stypendiów dla filadelfijskich 

artystów,  które  komitet  zamierzał  stworzyć.  Zanim  panowie  ponownie  przyłączyli  się  do 

rozmowy, uzyskała od sędziwej damy obietnicę, Ŝe następnego dnia rano wyśle do komitetu 

czek na ten cel. Suma, na którą miał opiewać, przekroczyła najśmielsze oczekiwania Alexis.  

– Wygląda pani jak przysłowiowa kotka po złowieniu myszy – rzucił Ramsey, gdy razem 

przeciskali się przez tłum.  

–  Przyszło  mi  na  myśl  inne  powiedzonko:  „ten,  kto  czeka,  nie  Ŝałuje”  –  odparła  z 

uśmiechem.  

Ramsey znacząco uniósł brwi.  

–  Doprawdy?  A  ja  tak  długo  czekam,  Ŝeby  panią...  Tu  przerwał  im  kolejny  miłośnik 

ksiąŜek, który rozpoznał swego ulubionego autora i chciał z nim zamienić parę słów. Alexis 

rozbawiona  obserwowała,  Ŝe  ilekroć  znaleźli  się  w  towarzystwie  obcej  osoby,  Ramsey 

demonstrował  nienaganne  maniery.  Wielu  gości  znało  choćby  jedną  jego  ksiąŜkę.  Bardzo 

imponowało  mu,  Ŝe  mógł  z  nimi  porozmawiać  o  swojej  pracy.  Alexis  wbrew  sobie  dała  się 

porwać  jego  opowieściom.  Głęboka  dezaprobata,  jaką  Ŝywiła  dla  jego  pisarstwa,  nie 

background image

przeszkodziła jej dowiedzieć się o nim wielu zupełnie nowych faktów.  

Nie miała pojęcia o tym, Ŝe był rodowitym filadelfijczykiem. Ani o tym, Ŝe miał rodzinę 

o  parę  kilometrów  stąd.  Nie  wiedzieć  czemu  była  zaskoczona,  Ŝe  ma  matkę,  ojca  i  dwóch 

braci. Ramsey nie zdawał się być człowiekiem rodzinnym, nie był nawet towarzyski. Ramsey 

Walker był... Ramseyem Walkerem. Unikalnym. Jedynym w swoim rodzaju. Takim właśnie.  

– To musi być wspaniałe uczucie, co krok to fan.  

I  kaŜdy  w  kółko  plecie  te  same  bzdury  –  półgłosem  rzuciła  Alexis,  przyglądając  się 

wystawie z antresoli.  

– Jak miło... – wyszeptał jej w ucho z bardzo, bardzo bliska. – Czy przypadkiem nie jest 

pani zazdrosna o moją popularność? 

Powoli odwróciła głowę.  

– Panie Walker, ja...  

–  Daj  spokój  z  tym  „panowaniem”,  mów  mi  Ramsey.  Raz  juŜ  pozwoliłaś  sobie  na 

poufałość i nie nadweręŜyłaś sobie przez to reputacji, no nie? 

Myśl o utracie reputacji  z powodu Ramseya zakłóciła rytm jej serca. Spojrzała na niego 

ze złością.  

–  Nie  mam  pojęcia,  o  czym  pan  mówi.  –  Zignorowała  jego  propozycję.  –  JeŜeli  są  na 

ś

wiecie tak ograniczone jednostki, Ŝe widzą w panu talent, to ich problem, nie mój.  

– Ograniczone? – zaperzył się. – MoŜe nie wiesz, Ŝe moja ostatnia ksiąŜka idzie w górę 

na  kaŜdej  liście  bestsellerów  w  kraju?  Sporo  musi  być  tych  ograniczonych.  A  czy  zadałaś 

sobie trud przeczytania chociaŜ jednej z moich ksiąŜek? 

– Przyjmij do wiadomości, Ŝe jakimś cudem przebrnęłam przez wszystkie. Ostatnia to ta z 

nieboszczykami. – Z rozpędu zaczęła mu jednak mówić po imieniu.  

Ramsey się uśmiechnął. Nie mogła nawet przypomnieć sobie tytułu.  

– I co o niej sądzisz? 

– Naprawdę chcesz wiedzieć? 

Ku  własnemu  zaskoczeniu  pomyślał,  Ŝe  tak.  Nagle  pojął,  Ŝe  jej  zdanie  ma  dla  niego 

olbrzymią wartość.  

– Tak, chciałbym usłyszeć, co taka wyrafinowana, wraŜliwa koneserka, taka dama jak ty, 

ma o niej do powiedzenia.  

Uniosła wysoko brwi, chyba zaskoczona.  

–  Dobrze,  powiem.  To  niemądra,  niedojrzała,  antykobieca  bzdura.  Twój  bohater  kieruje 

się  anarchiczną  pogardą  dla  ludzkiej  natury,  bez  wątpienia  chorobliwie  boi  się  kobiet  i 

traktuje pistolet jako alegoryczny dowód swej męskości. Zbrodnie są stereotypowe i łatwe do 

przewidzenia. Główny wątek to banał i niewypał.  

Ramsey patrzył na nią dłuŜszą chwilę. Powoli docierał do niego sens jej słów. W końcu 

podjął obronę.  

– No, dobra, a dialogi? 

– Moim zdaniem – nienaturalne.  

– Rozumiem. A opisy? 

– Niezbyt porywające.  

background image

– I nie zaskoczyło cię, Ŝe to Lionel Hanover jest mordercą? 

Na  twarzy  Alexis  pojawił  się  wyraz  zadowolenia.  Musnęła  ustami  kieliszek  z 

szampanem.  

– Odgadłam to w trzecim rozdziale.  

– Nie mogłaś zgadnąć w trzecim! To niemoŜliwe! 

– upierał się.  

–  Ramsey,  gdy  tylko  ujawniłeś,  Ŝe  on  i  ofiara  potajemnie  kochali  się  jeszcze  w  szkole 

ś

redniej, domyśliłam się, Ŝe to musiał być on. – Mówiła to takim tonem, jakim trzynastoletnia 

uczennica opowiadałaby całą historię swojej mamie. – Jak wszyscy męŜczyźni w ksiąŜce, on 

teŜ  nienawidzi  kobiet.  Chciał  zamordować  swoją  kochankę,  Ŝeby  nikt  inny  nie  mógł  jej 

posiąść. To historia stara jak świat, a ty w dodatku przedstawiłeś ją w wyjątkowo sztampowy 

sposób.  

–  JeŜeli  to  taka  sztampa,  to  czemu  nikt  inny  dotąd  jej  nie  skrytykował?  I  czemu  tak 

dobrze się sprzedaje? 

– Ramsey pociągnął łyk szkockiej.  

– Myślę, Ŝe dobry smak  przestał się liczyć – odparła melancholijnie. Błądziła wzrokiem 

wśród kłębiącego się w dole tłumu.  

– Ta wystawa zdaje się to potwierdzać – zauwaŜył.  

–  A  cóŜ  to  miało  znaczyć?  –  podjęła  temat.  –  Musisz  wiedzieć,  Ŝe  naleŜę  do  ścisłego 

grona  organizatorów  dzisiejszej  imprezy.  Sądzę,  Ŝe  Frederick  Penrose  jest  jednym  z 

najbardziej utalentowanych współczesnych artystów.  

–  Chyba  Ŝartujesz.  –  Ramsey  o  mało  nie  zakrztusił  się  drinkiem.  –  A  ja  myślałem,  Ŝe 

przyszłaś tu tylko dlatego, Ŝe nie mogłaś się wykręcić.  

–  Czekałam  parę  miesięcy,  Ŝeby  zobaczyć  kolekcję  prac  pana  Penrose’a  –  udzieliła 

mroŜącej odpowiedzi.  

–  Jeśli  o  mnie  chodzi  –  odparł  Ramsey  tonem  wykładowcy  –  to  uwaŜam,  Ŝe  malarstwo 

Penrose’a to niemądra, niedojrzała, antykobieca bzdura. Twój artysta kieruje się anarchiczną 

pogardą  dla  ludzkiej  natury,  bez  wątpienia  chorobliwie  boi  się  kobiet  i  traktuje  pędzel  jako 

alegoryczny  dowód  swej  męskości.  Tematy  prac  są  stereotypowe  i  łatwe  do  przewidzenia. 

Cała wystawa to banał i niewypał. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu.  

Po  długim  milczeniu,  podczas  którego  przypatrywała  mu  się  z  wściekłością, 

wymamrotała wreszcie: 

– Panie Walker, nie spotkałam jeszcze nikogo, z kim byłoby tak trudno się dogadać, jak z 

panem.  

– Wiem. – Uśmiechnął się szeroko.  

Przez resztę wieczoru Alexis starała się dyskretnie trzymać z dala od niego. Jak na złość, 

w  którąkolwiek  zwróciła  się  stronę,  zderzała  się  z  potęŜną  postacią  Walkera.  Gdziekolwiek 

skierowała spojrzenie, trafiała na jego wzrok, którym ścigał ją z przeciwległego końca sali. Za 

kaŜdym razem musiała walczyć z pokusą, by zbliŜyć się do niego. Spędzony wspólnie długi 

wieczór wzmógł w niej tęsknotę, by widywać go częściej, i obawę, by się do niej nie zraził. 

Te  uczucia  wprawiały  ją  w  zakłopotanie,  którego  nie  mogła  pozbyć  się  aŜ  do  chwili,  gdy 

background image

Ramsey odprowadził ją do drzwi.  

W milczeniu włoŜyła klucz do zamka. Tradycyjny ceremoniał wieczoru przewidywał, Ŝe 

w  tym  momencie  powinna  pocałować  na  dobranoc  swego  towarzysza  lub  zaprosić  go  na 

ostatniego  drinka.  Oczywiście  nie  miała  zamiaru  go  całować,  ale  czemu  nie  zaproponować 

mu  odrobiny  brandy?  W  końcu  był  jej  sąsiadem.  Okazał  się  być  tak  sympatyczny,  Ŝe 

poświęcił  dla  niej  cały  wieczór  i  pomógł  w  tarapatach.  Musiała  przyznać,  Ŝe  coś  dziwnego 

ciągnęło ich ku sobie, choć nie było to jej najgorętszym Ŝyczeniem. Nawet to, Ŝe niemal się 

pokłócili, miało swój urok. A jednak cała sytuacja stawała się niezręczna.  

W końcu, pchnięta nagłą decyzją, zwróciła się do niego z propozycją.  

– Miałbyś ochotę na lampkę czegoś mocniejszego przed snem albo...  

Dalszy rozwój wypadków kompletnie ją zaskoczył.  

W dokończeniu zaproszenia przeszkodziły jej usta Ramseya, których ciepło nagle poczuła 

na swoich wargach. Cały świat niebezpiecznie zawirował, jakby wyrwał się spod kontroli. To 

był  wspaniały  pocałunek,  zdołała  pomyśleć  w  oszołomieniu.  Nigdy  dotąd  nie  doświadczyła 

niczego tak porywającego. Początkowo delikatny jak muśnięcie, stopniowo przeistoczył się w 

gorący, namiętny, pełen poŜądania. Poczuła jego ręce. Najpierw objął ją w talii, by ruszyć w 

górę aŜ do uroczych krągłości jej biustu.  

Zdobyła się na słabiutki jęk protestu, lecz odniósł on skutek odwrotny do zamierzonego. 

Ramsey  pieścił  jej  piersi.  Oderwał  usta  od  jej  ust,  lecz  gdy  tylko  nabrała  tchu,  ponowił 

pocałunek. Chwycił jej ramiona i oparł ją o drzwi.  

Przyparta  do  framugi  czuła,  Ŝe  słabnie.  Wtem,  nie  zdając  sobie  sprawy  z  własnych 

poczynań, przyciągnęła go do siebie jeszcze mocniej, nie bacząc na to, Ŝe i tak juŜ bliŜej być 

nie  moŜna.  Niecierpliwie  napierał  biodrami  na  jej  biodra.  Nie  mogła  powstrzymać  jęku 

rozkoszy.  

Ogień  palił  jej  ciało.  Język  Ramseya  podniecająco  pieścił  wnętrze  jej  ust.  Rytm  ruchu 

jego warg zbiegł się z rytmem, w którym kołysały się ich biodra. Z wolna docierało do niej, 

dokąd razem zmierzają. Po prostu nie mogła juŜ dłuŜej się opierać. Nikt nigdy nie zdołał jej 

podniecić tak, jak zrobił to Ramsey w ciągu tych paru minut. To była ostatnia chwila, w której 

mogła się jeszcze zatrzymać.  

–  Nie  –  wyszeptała  bez  tchu,  gdy  tylko  zdołała  oderwać  usta  od  jego  warg.  –  Ramsey, 

proszę, nie.  

Nadal przypierał ją potęŜnym ciałem do drzwi, lecz cofnął głowę. Przeraził ją wyraz jego 

twarzy. Wyglądał jak ktoś, kto nie panuje nad sobą. Zdawało się, Ŝe nie wie, co ma zrobić. W 

końcu westchnął głęboko.  

– Tak, chętnie bym się czegoś napił – oznajmił.  

Te słowa pozwoliły jej wrócić do rzeczywistości. Uprzytomniła sobie, Ŝe oto stoi oparta o 

drzwi w jednoznacznej pozie i pozwala się całować męŜczyźnie, którego jeszcze kilka godzin 

temu  miała  za  nieokrzesanego,  przerośniętego  wyrostka.  Suknia  zsunęła  jej  się  z  ramienia  i 

odsłoniła znacznie więcej, niŜ zwykle pozwalała  sobie odkryć. Palce jej dłoni tkwiły mocno 

wplecione  w  jedwabiste  włosy  Ramseya.  Zaskoczona  zauwaŜyła,  Ŝe  sytuacja,  w  której  się 

znalazła, była wprawdzie kompromitująca, lecz nie przykra.  

background image

Delikatnie  cofnęła  dłonie  z  jego  włosów  i  majestatycznym  gestem  poprawiła  suknię. 

Potem równie dystyngowanie przywróciła ład własnej fryzurze.  

–  Świetnie  –  odparła.  –  Myślę,  Ŝe  znajdę  jeszcze  odrobinę  brandy,  chyba  Ŝe  wolisz 

cabernet sauvignon.  

Ramsey  grymasem  ust  skwitował  tempo,  w  jakim  zdołała  przeistoczyć  się  w  dostojną 

matronę. Powstrzymał się od komentarzy.  

– Wolę brandy, jeśli moŜna – odpowiedział.  

Skinieniem  głowy  potwierdziła  zaproszenie.  Otworzyła  drzwi  i  weszła  do  środka. 

Posadziła  gościa  w  salonie  i,  nie  zatrzymując  się  ani  na  chwilę,  zniknęła  w  kuchni.  Tam 

oparła się cięŜko o blat, by nie upaść.  

Jak do tego doszło? – pytała samą siebie, ciągle jeszcze oszołomiona. I dlaczego czerpała 

z tego aŜ tyle przyjemności? 

Nie  mogła  ani  zrozumieć,  ani  usprawiedliwić  swego  postępku.  Musiała  otwarcie 

przyznać,  Ŝe  ochoczo  oddała  Ramseyowi  podniecający  pocałunek.  Skarciła  się  za  tak 

impulsywne i nierozsądne uleganie słabości. Takie zachowanie z pewnością nie odpowiadało 

zasadom wpajanym jej od dziecka i wymaganym w jej środowisku.  

Zmusiła się do pominięcia faktu, Ŝe zdecydowanie większa część jej wewnętrznego , ja” 

uznała  to,  co  się  zdarzyło,  za  wynik  naturalnych  dla  normalnego,  zdrowego  i  dojrzałego 

człowieka  emocji.  Przypomniała  sobie,  Ŝe  te  emocje  były  przyczyną  jej  wcześniejszych 

kłopotów, a nawet kilkakrotnie nieomal doprowadziły do zerwania stosunków z ojcem.  

MoŜe  gdyby  wytłumaczyła  Ramseyowi,  w  jakiej  znajduje  się  sytuacji,  zrozumiałby  jej 

rozterki.  Kogo  chcesz  oszukać?  –  spytała  samą  siebie,  sięgając  po  butelkę  i  dwa  kieliszki. 

Ramsey będzie dręczył ją aŜ do śmierci. Wkradł się w jej myśli i marzenia. Czuła, Ŝe radość 

połączenia,  której  dopiero  co  doświadczyli,  wywoła  w  niej  nieprzepartą  potrzebę  wiązania 

przyszłości  z  tym  męŜczyzną.  Jednak  miała  takŜe  obowiązek,  wobec  niego  i  wobec  siebie, 

przestrzegania reguł, według których toczyło się jej Ŝycie. Dawny konflikt z ojcem zakończył 

się  porozumieniem,  które  po  zniknięciu  Evana  Warminstera  musiała  wypełnić,  choćby 

najmniej chętnie...  

Tymczasem  Ramsey  tkwił  na  pluszowej,  przesadnie  zdobionej  kanapie  w  salonie, 

pogrąŜony  we  własnych  myślach.  Przypatrywał  się  cienistym,  bladoniebieskim  motywom, 

które otaczały go zewsząd. Co za licho podkusiło go, by rzucić się na nią? Ta przygoda miała 

oczywiście  swój  urok,  ale  było  w  niej  coś,  co  go  zaniepokoiło.  Musiał  przyznać,  Ŝe  po  raz 

pierwszy stracił panowanie nad sobą. Nie spotkało go to nigdy dotąd. Kiedy otwierała drzwi, 

stał  tuŜ  za  nią  i  obserwował  grę  delikatnych  mięśni  pod  aksamitną  skórą  jej  pleców.  Ten 

widok zbijał go z nóg. Przez cały wieczór na wystawie jej nagie plecy hipnotyzowały – go, a 

w przyćmionym świetle korytarza kusiły z mocą, której nie był w stanie się oprzeć.  

Zabawne,  gdy  ją  całował,  nawet  ich  nie  dotknął.  Westchnął  z  tęsknotą,  zmruŜył  oczy  i 

przywołał w pamięci kształt jej piersi.  

To niemoŜliwe. Mózg opętała mu tylko jedna myśl: naga Alexis wije się z rozkoszy pod 

jego ciałem.  

Gdyby pozwoliła mu wrodzona duma, pewnie klęczałby teraz w drzwiach kuchni i błagał 

background image

o to, by móc ją pokochać.  

Przygnębiony przyznał, Ŝe oddałby kaŜdy fant za jedno zerknięcie na jej bieliznę.  

–  Proszę  bardzo.  –  Alexis  wręczyła  mu  koniakówkę  z  ciętego  kryształu,  godziwie 

napełnioną bursztynowym płynem.  

W  zamyśleniu  uniósł  naczynie  do  ust.  Przez  przymruŜone  powieki  obserwował 

dziewczynę,  która  przysiadła  na  brzegu  fotela  obitego  błękitnym  adamaszkiem.  Aha,  chce 

zachować dystanans, pomyślał. Niech tak będzie. Wziął głęboki oddech i zaczął gorączkowo 

poszukiwać w myślach tematu do rozmowy. Cisza przedłuŜała się i z kaŜdą mijającą sekundą 

była  coraz  bardziej  krępująca.  JuŜ  miał  się  poddać  i  przeprosić  Aleris  za  nieudany  wieczór, 

gdy odezwała się pierwsza.  

– Ramsey – zaczęła z wahaniem – muszę ci powiedzieć coś o sobie.  

Natychmiast  skupił  całą  uwagę  na  tym,  co  miała  do  powiedzenia.  Jego  wyraz  twarzy 

speszył ją nieco. KrzyŜowały się w nim ciekawość i rezerwa, niecierpliwość i nuta niechęci.  

– A cóŜ to takiego? – spytał, rozgrzany od dojrzałej brandy.  

Alexis zatopiła wzrok w trzymanym kieliszku.  

–  Pewnie  zauwaŜyłeś  –  zaczęła  ostroŜnie  –  Ŝe  jestem  trochę  staroświecka  i  zwykle 

przywiązuję wagę do przestrzegania konwenansów...  

– Nie – przerwał jej delikatnie i dodał z udawanym zaskoczeniem: – Ty? Staroświecka? 

Nie uwierzę w to nigdy.  

Zignorowała tę uwagę i kontynuowała.  

– Teraz męŜczyźni nie darzą tych przymiotów taką estymą jak kiedyś.  

– Jasne, łatwo sobie wyobrazić, czemu.  

–  W  związku  z  tym  –  zmierzała  do  konkluzji,  przenosząc  wzrok  na  obraz  wiszący  nad 

Ramseyem  –  w  moim  Ŝyciu  towarzyskim  nie  ma  miejsca  na  dzikie  ekscesy  czy...  lekkie 

prowadzenie się.  

Ramsey nie zadał sobie trudu, by jej odpowiedzieć, a jego twarz przybrała dziwny wyraz. 

Mocno złączone wargi rysowały się cienką, zbielałą linią. W oczach pojawił się zimny blask. 

Przypatrując mu się dostrzegła lekki skurcz, który przez moment wykrzywił zaciśnięte usta.  

– Chcesz powiedzieć, Ŝe nigdy nie... Ŝe jesteś...  

– Nerwowo przeciągnął dłonią po włosach i spojrzał z dezaprobatą.  

Wtem zrozumiała, Ŝe opacznie pojął jej wypowiedź, pośpieszyła więc z wyjaśnieniem.  

–  Och,  nie.  Oczywiście,  Ŝe...  to  jest...  jeszcze  na  uczelni  byłam  prawie  zaręczona  z 

muzykiem, wiolonczelistą. Przez parę miesięcy chodziłam teŜ z pewnym malarzem. Zresztą, 

tego  nie  biorę  pod  uwagę,  bo  my  nigdy  nie...  to  znaczy...  a  niech  to!  –  przerwała,  gdy 

uświadomiła  sobie  bezsens  własnych  wyjaśnień.  Wzięła  głęboki  oddech  i  pośpiesznie 

podsumowała.  –  Chodzi  mi  tylko  o  to,  Ŝe,  w  odróŜnieniu  od  ciebie,  nie  odnoszę  licznych  i 

chwalebnych zwycięstw na seksualnej arenie. Jak to się mówi, w tych zawodach nie startuję.  

– Alexis...  

– Ale to nie to, co chciałam ci o sobie powiedzieć – wyjaśniła, nie dając mu cienia szansy 

na zmianę tematu. – Ja... tu chodzi o mojego ojca.  

– Twojego ojca? – teraz Ramsey był naprawdę zaskoczony.  

background image

Przytaknęła skinieniem głowy i ciągnęła dalej.  

– Zawarłam z nim kiedyś układ.  

– Jaki układ? 

–  On...  –  zawahała  się.  Jak  moŜna  to  wytłumaczyć,  Ŝeby  uniknąć  skojarzeń  ze 

ś

redniowieczem? – On wybierze mi męŜa.  

– Proszę? – Ramsey był pewien, Ŝe się przesłyszał.  

–  Wiesz,  to  nie  jest  tak  całkiem  niezwykłe  –  wydukała  na  swą  obronę.  –  Zwłaszcza  w 

bogatych  rodzinach.  Nawet  w  dzisiejszych  czasach  sporo  małŜeństw  jest  zawieranych  na 

zasadzie kontraktu, zresztą z najróŜniejszych powodów.  

– Alexis, to przejaw największego zacofania i niewaŜne, której klasy społecznej dotyczy. 

Nikt  przy  zdrowych  zmysłach,  Ŝadna  kobieta,  Ŝaden  męŜczyzna,  nie  powinni  zgodzić  się  na 

coś takiego. Być staroświeckim to jedno, a dać się wodzić za nos, to drugie.  

– Ramsey, ty niczego nie rozumiesz – oponowała.  

– Jasne, Ŝe nie, do cholery. Westchnęła głośno i podjęła kolejną próbę.  

– Chyba zacznę jeszcze raz, dobrze? 

– Zaczynaj.  

Przez  dłuŜszą  chwilę  szukała  w  myślach  sposobu,  jak  najlepiej  przedstawić  swoją 

sytuację. W końcu zdecydowała się powtórzyć wszystko od początku.  

– Przypominasz sobie tego muzyka z uczelni, o którym ci przed chwilą mówiłam? 

– Tego, z którym...  

– Tak – przerwała mu, zanim zdąŜył powiedzieć coś, czego nie chciała słuchać.  

– Wiolonczelistę – wyjaśnił.  

– Tak. Reynaldo wolał, Ŝeby nazywać go raczej wiolonczelistą awangardowym.  

–  Awangardowym?  A  czy  mogę  wiedzieć,  czym  Reynaldo  róŜnił  się  od  reszty  jako 

wiolonczelista awangardowy? 

– Jego instrument miał tylko dwie struny.  

– JuŜ rozumiem. A czy to nie utrudniało mu grania? 

– Wręcz przeciwnie. Ramsey nic nie odpowiedział.  

–  W  kaŜdym  razie  –  dodała  szybko  –  dostał  propozycję  udziału  w  tournee  z 

eksperymentalną inscenizacją przedstawienia „Peter and the Wolf. Poderwał flecistkę i więcej 

o nim nie słyszałam.  

–  No,  nieźle  –  skomentował  Ramsey  bez  śladu  Ŝenady.  Skinęła  głową,  wpatrzona  w 

niesforny frędzelek sterczący w rogu narzuty.  

– Wtedy zaczęłam chodzić z artystą malarzem, który wydał mi się bardzo utalentowany.  

– I jak się to skończyło? – spytał Ramsey.  

– Miał zadaną pracę, w której chodziło o to, Ŝeby namalować coś zawinięte w coś innego. 

CóŜ, jego pomysł niezbyt przypadł mi do gustu i obraził się na mnie.  

–  Chyba  nie  chcesz  powiedzieć,  Ŝe  to  ciebie  chciał  w  coś  zawinąć...  –  Ramsey 

powstrzymał uśmiech cisnący się na usta.  

– W celofan – wyjaśniła.  

– W sam celofan? Skinęła głową.  

background image

–  Po  studiach  poznałam  tancerza.  Niestety,  trafiła  mu  się  okazja  angaŜu  do 

Eksperymentalnego Teatru Jazzu w Abu Dhabi i wybrał drogę kariery. Nie chciałam być dla 

niego zawadą, więc...  

– Więc odsunęłaś się na bok, by mógł podąŜyć śladem swoich marzeń.  

– Tak.  

Musiał  zagryźć  wargi,  by  nie  parsknąć  śmiechem.  Nie  mógł  jeszcze  zrozumieć,  czemu 

Alexis trafiała na takich głupków. NajwaŜniejsze, Ŝe pojęła wreszcie swój błąd, i Ŝe przestała 

zadawać się z nieudacznikami. Wtem przypomniał sobie, Ŝe tematem jej opowieści nie miały 

być perypetie miłosne, lecz coś związanego z ojcem.  

– Dobrze, ale co twój ojciec ma z tym wszystkim wspólnego? 

–  CóŜ,  muszę  przyznać,  Ŝe  nigdy  nie  był  zachwycony  Ŝadnym  z  moich  chłopaków.  Jest 

bardzo  hojnym  sponsorem  dla  wielu  artystów.  To  on  wraz  z  mamą  nauczyli  mnie  doceniać 

piękno,  jakie  niesie  świat.  Zawsze  spodziewał  się,  Ŝe  wyjdę  za  mąŜ,  Ŝe  urodzę  mu  wnuki. 

Zresztą,  sama  mu  to  obiecałam.  Ale  on  spodziewa  się,  Ŝe  wyjdę  za  kogoś  podobnego  do 

niego. Kogoś rozsądnego, z głową do interesów, realistę mocno stojącego nogami na ziemi.  

Kogoś  całkiem  róŜnego  ode  mnie,  pomyślał  Ramsey  i  zaskoczony  zauwaŜył,  Ŝe  to 

spostrzeŜenie wywołało nagły i nieprzyjemny skurcz Ŝołądka.  

–  Tak  czy  inaczej  –  ciągnęła  Alexis  –  kiedy  przeprowadziłam  się  do  Filadelfii, 

powiedział,  Ŝe  daje  mi  jeszcze  jedną  szansę  znalezienia  kogoś  odpowiedniego,  i  jeŜeli  tym 

razem  mi  się  to  nie  uda,  wtedy  on  sam  dokona  wyboru.  Byłam  pewna,  Ŝe  spotkam  kogoś, 

kogo  bardzo  polubię  i  kogo  on  zaaprobuje,  więc  zgodziłam  się.  PrzecieŜ  Filadelfia  jest  taka 

duŜa,  mieszka  tu  tylu  męŜczyzn.  Byłam  przekonana,  Ŝe  znajdzie  się  ten  jeden  jedyny  ktoś, 

komu się spodobam.  

– Alexis...  

– A Evan, oczywiście, wyruszył do Arizony, Ŝeby kopać minerały...  

–  Hej,  zwolnij  nieco.  –  Ramsey  przerwał  nowy  potok  słów  kręcąc  głową  tak  mocno, 

jakby miała mu odpaść. Czuł, Ŝe nie nadąŜa. – Co Evan zrobił? 

– To dłuŜsza historia.  

Więc  tak  do  tego  doszło,  pomyślał.  Została  porzucona.  Czuła  się  zraniona  i  poniŜona, 

gotowa  oddać  swój  los w  czyjeś  ręce.  Długo  przyglądał  się  jej  badawczo.  Uniósł  kieliszek i 

wychylił ostatni łyk brandy, po czym spojrzał jej prosto w oczy.  

– W gruncie rzeczy chodzi o to, Ŝe twój stary od dawna wtrąca się w twoje sprawy, więc 

Ŝ

eby  zrobić  mu  na  przekór,  przyprowadzasz  do  domu  najbardziej  postrzelonych  i 

wypaczonych artystów, jakich udaje ci się spotkać. W tym tkwi sedno, tak? 

– Oczywiście, Ŝe nie – zaprzeczyła. – Nic z tych rzeczy.  

– Jesteś pewna? 

– Absolutnie. – Lekko zadrŜał jej głos. To przecieŜ nie tak, pomyślała. KaŜdego ze swych 

byłych  adoratorów  traktowała  powaŜnie.  KaŜdy  był  interesującym,  utalentowanym 

człowiekiem. A Ŝe kaŜdemu z nich udało się zirytować ojca, to tylko dlatego, Ŝe bardzo łatwo 

wpadał  w  gniew.  Dlaczego  miałaby  czuć  się  uraŜona  tym,  Ŝe  ojciec  nie  ufał  Ŝadnym  jej 

osądom?  Nie  mogła  mieć  o  to  do  niego  pretensji.  Miał  po  prostu  rację.  Trafność  jej  opinii, 

background image

zwłaszcza  o  męŜczyznach,  pozostawiała  wiele  do  Ŝyczenia.  Tym  bardziej  naleŜało  unikać 

Ramseya Walkera. To, Ŝe jej serce ciągnęło ku niemu, bez wątpienia nie wróŜyło nic dobrego.  

–  Ramsey,  chyba  juŜ  czas  powiedzieć  sobie  dobranoc  –  powiedziała  i  zaczęła  rozcierać 

czoło, by odegnać nadchodzący ból głowy.  

– Czemu? Dlatego, Ŝe boisz się spojrzeć prawdzie w oczy? – nie dawał za wygraną.  

Opuściła dłoń i rzuciła mu mroczne spojrzenie.  

– Nie, po prostu rozmowa dobiegła końca, to wszystko.  

Ramsey  wstał.  Wiedział,  Ŝe  trafił  ją  w  czułe  miejsce,  lecz  nie  chciał  posunąć  się  za 

daleko.  Trzeba  poczekać,  aŜ  sama  zrozumie,  Ŝe  ma  obsesję  na  punkcie  swego  ojca.  Będzie 

jeszcze  mnóstwo  czasu,  by  nad  tym  popracować.  Nie  tylko  znalazł  wreszcie  furtkę  do  jej 

ś

wiata,  a  jeszcze  zaskarbił  sobie  dług  wdzięczności.  Nie  mógł  się  doczekać  chwili,  gdy  go 

odbierze. Zrobi to niebawem.  

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY 

 

Tydzień później Alexis lustrowała salę balową hotelu „Cztery Pory Roku” w śródmieściu 

Filadelfii. Dekoracja wypadła wyśmienicie, pomyślała. Wszystko było dokładnie zgodne z jej 

Ŝ

yczeniem:  dyskretna  i  wyszukana  elegancja.  Stojące  w  rzędach  stoliki  przykryte  były 

ś

nieŜnobiałymi  obrusami.  Czerwone  róŜe  i  białe  goździki  o  karmazynowych  krawędziach 

płatków  stanowiły  przybranie.  W  rogu  olbrzymiej  sali  przygotowano  dyskretny  kącik  dla 

orkiestry, przed którą stało zadanie stworzenia właściwego nastroju.  

Komitet  wydawał  coroczny  bal  na  cześć  filadelfijskich  literatów  oraz  ich  wkładu  w 

rozwój  wydawnictw  i  całej  tutejszej  społeczności.  Alexis  uwielbiała  zajmować  się  tym.  Nic 

nie  mogło  jej  sprawić  większej  radości  niŜ  myśl  o  spotkaniu  tylu  wspaniałych  pisarzy.  Przy 

odrobinie szczęścia, moŜe po rozdaniu nagród, starczy czasu na taniec.  

Posłała  uśmiech  młodszemu  bratu.  Ciemnowłosy,  przystojny,  Andrew  wspaniale 

prezentował  się  w  smokingu.  Dzięki  temu,  Ŝe  przyjechał  z  Pittsburgha  w  interesach,  mogła 

poprosić go o dotrzymanie jej towarzystwa na dzisiejszej uroczystości. W przeciwnym  razie 

musiałaby przyjść sama.  

Denerwujący głos w jej głowie przypominał, Ŝe mogła zaprosić Ramseya. W tamtą sobotę 

stało  się  oczywiste,  Ŝe  był  bardziej  niŜ  chętny  do  spotkania  się  z  nią  z  najbardziej  błahego 

powodu.  Przebiegł  ją  dreszcz.  Tak,  to  by  był  horror,  wzdrygnęła  się.  A  jednak  coś  w  niej 

szepnęło, Ŝe był to dreszcz rozkoszy.  

Chyba  ze  sto  razy  powtórzyła  sobie  w  ciągu  ostatnich  siedmiu  dni,  Ŝe  tamten  weekend 

okazał  się  wielką  pomyłką.  I  ta  teoria,  Ŝe  wybiera  męŜczyzn  specjalnie  na  złość  ojcu... 

Doprawdy,  cóŜ  to  za  dziwaczny  pomysł?!  PrzecieŜ  bezgranicznie  kocha  i  szanuje  ojca.  Nie 

postąpiłaby  tak  tylko  dlatego,  Ŝe  uwaŜana  jest  za  niezdolną  do  samodzielnego  wyboru 

partnera. Co za idiotyzm. Tylko Ramsey Walker mógł dojść do tak bzdurnego wniosku.  

Alexis  ujęła  palcami  sznur  pereł,  który  oplatał  jej  szyję,  i  westchnęła.  Musiała  jednak 

przyznać,  Ŝe  Ramsey  całował  wspaniale.  Uścisku,  który  ich  splótł,  nie  mogła  porównać  z 

niczym, czego dotychczas doświadczyła.  

– Alexis – usłyszała głos brata. – Coś nie w porządku? 

Wzięła głęboki oddech i wyprostowała się. Była niewiele niŜsza od Andrew. Wygładziła 

dłonią maleńką zmarszczkę szmaragdowej sukni bez ramiączek.  

– AleŜ skąd – zapewniła. – Zastanawiałam się tylko, czy o czymś nie zapomniałam. Przy 

takich okazjach nigdy nie moŜna zakładać, Ŝe wszyscy dopilnują swoich obowiązków.  

–  A  to  dlaczego,  Alexis?  –  usłyszała  z  bliska  drugi  znajomy  głos.  Odwróciła  się  z 

niechęcią  w  stronę  nadchodzącego  Ramseya  Walkera.  Dostrzegła  uczepioną  jego  ramienia 

szałową, drobniutką blondynkę.  

–  Alexis  Carlisle  –  kontynuował  z  przesadną  kurtuazją  –  powiedzŜe,  proszę,  cóŜ 

sprowadza cię tutaj dzisiejszego wieczoru? 

–  Witam,  panie  Walker  –  rzuciła  chłodno,  ignorując  dziwne  drŜenie,  którego  nagle 

doznała.  Widok  takiego  męŜczyzny,  jak  Ramsey  Walker  w  smokingu,  działał  na  nią  z  siłą, 

background image

której nie mogła się oprzeć.  

Uśmiechał się ujmująco. Uwolnił ramię od blondynki i Ŝartobliwie pogroził palcem.  

–  No,  no,  Alexis.  Myślałem,  Ŝe  po  tym  wszystkim,  co  przeszliśmy  razem,  przywitasz 

mnie po imieniu. Wiesz, po tym...  

–  Ramsey  –  ucięła  krótko,  zanim  zdąŜył  ujawnić  zeszłotygodniowe  niedyskrecje. 

Chrząknęła  delikatnie,  ufając,  Ŝe  właściwie  zrozumie  jej  przesłanie.  –  AleŜ  oczywiście.  Z 

pewnością. W końcu sąsiadujemy ze sobą, nieprawdaŜ? – dokończyła.  

Lekki, figlarny uśmiech zjawił się na jego ustach.  

– Sąsiadujemy. Hm. Nie wiedziałem, Ŝe „sąsiadowanie” to najwłaściwsze określenie, lecz 

niech  tak  zostanie  na  początek.  W  końcu  oznacza  to  pewnego  rodzaju  zbliŜenie.  To  tylko 

kwestia nazewnictwa.  

Usilnie  starała  się  zignorować  zarówno  treść  jego  komentarza,  jak  i  falę  gorąca,  która 

zalała jej piersi, szyję i policzki.  

–  Nie  przypominam  sobie,  Ŝebym  widziała  twoje  nazwisko  na  liście  gości.  –  Miała 

nadzieję, Ŝe uda jej się opanować drŜenie głosu, lecz była w błędzie.  

W  to  nie  wątpię,  pomyślał.  W  przeciwnym  razie  spędziłabyś  pewnie  wieczór  w  domu z 

dobrą ksiąŜką i wanną pełną piany.  

–  Szczerze  mówiąc,  z  początku  odrzuciłem  zaproszenie,  gdyŜ  sądziłem,  Ŝe  będę  musiał 

wyjechać – odparł.  

Prawda  wyglądała  nieco  inaczej.  Kiedy  dwa  miesiące  temu  otrzymał  zaproszenie, 

odrzucił je. Po prostu nie miał ochoty przyjść. AŜ do czasu, gdy dowiedział się, Ŝe będzie tu 

Alexis Carlisle.  

–  W  ostatniej  chwili  znalazłem  lukę  w  szalenie  napiętym  terminarzu  i  pomyślałem:  A 

czemu nie, do licha! 

Wcale  nie  miał  luki.  Z  przeraŜeniem  przypomniał  sobie,  Ŝe  był  na  dzisiaj  umówiony. 

Przez  ostatni  tydzień  gorące,  szalone  myśli  o  Alexis  zaprzątały  jego  uwagę,  przez  co  nie 

pamiętał o spotkaniu z Melissą.  

Byli  starymi  kumplami.  Melissa  nie  znała  tej  części  miasta,  w  której  mieścił  się  hotel 

„Cztery  Pory  Roku”.  Dopiero  co  przybyli,  dziewczyna  zdąŜyła  ledwie  łyknąć  szampana  i 

rozejrzeć się wokół. Prawdopodobnie większe wraŜenie wywarło na niej urocze otoczenie niŜ 

obecność Ramseya, lecz nie miał o to Ŝalu. Skorzystał z okazji, by odnaleźć Alexis i zirytował 

go fakt, Ŝe nie była sama.  

Z  zazdrością  zauwaŜył,  Ŝe  jej  towarzysz,  kimkolwiek  był,  pasował  do  niej  idealnie. 

Ciemnowłosy,  milcząco  zamyślony,  sprawiał  wraŜenie  obytego  z  atmosferą  oficjalnych 

przyjęć,  jaka  panowała  w  sali.  Pewnie  zawsze  dobrze  wiązał  krawat  za  pierwszym  razem. 

Kąciki  ust  Ramseya  opadły,  gdy  spostrzegł,  Ŝe  Alexis  bierze  swego  towarzysza  pod  ramię  i 

czarująco  się  doń  uśmiecha.  Nie  powinna  była  pozwalać  sobie  na  takie  poufałości  z  innymi 

męŜczyznami,  przynajmniej  od  tygodnia,  pomyślał  stanowczo.  Winna  byk  zrozumieć,  Ŝe 

naznaczył  ją  swoim  pocałunkiem,  zauroczył  swym  zaklęciem  i  męską  mocą.  Gdy  znów 

przysunęła się do nieznajomego, Ramsey poczuł potęŜną łapę ściskającą mu wnętrzności.  

–  Mogę  zamienić  z  tobą  słowo?  –  Pytanie,  które  mu  się  wyrwało,  zaskoczyło  i  jego,  i 

background image

Alexis. – Melisso, nie będzie ci przeszkadzać, jeśli przez chwilę zajmę się panną Carlisle? – 

zwrócił się do swej partnerki.  

Dziewczyna  spojrzała  na  Ramseya,  potem  na  przystojnego,  wysokiego  bruneta 

uśmiechającego  się  do  niej.  Walker,  z  sobie  tylko  znanych  powodów,  gotów  był  uściskać 

bruneta za flirt z Melissą. Nie chodziło mu tak bardzo o tę dziewczynę, raczej o to, Ŝe facet 

był z Alexis i nie miał Ŝadnego prawa, do jasnej cholery, pozwalać sobie na tak nonszalanckie 

zachowanie.  Był  zadowolony,  Ŝe  obcy  okazuje  zainteresowanie  Melissą,  zostawiając 

Ramseyowi pole do popisu. Siłą woli powstrzymał rozbiegane myśli. Do licha, co za pomysły 

kotłowały się w jego głowie.  

–  W  porządku.  –  Melissa  lekko  wzruszyła  smukłymi  ramionami  w  kolorze  kości 

słoniowej. – Chętnie porozmawiam z panem... – zawiesiła głos, wyczekująco spoglądając na 

partnera Alejus.  

–  Mów  mi  Drew  –  odezwał  się  brunet.  Z  szerokim  uśmiechem  uwolnił  się  od  Alexis  i 

wyciągnął dłoń do Melissy. – A jak ty się nazywasz? – spytał.  

Ramsey odebrał z jego rąk Alexis i zawiódł do przytulnej wnęki.  

–  Gdzieś  ty  wynalazła  tego  faceta?  –  wymamrotał  z  niesmakiem,  spoglądając  na  Drew, 

który  juŜ  zdąŜył  otoczyć  ramieniem  talię  Melissy.  –  Kwestionujesz  moje  morale,  a  sama 

pokazujesz się z takim palantem.  

Posłała mu chłodne spojrzenie, skrzyŜowała nagie ramiona i odrzekła po chwili namysłu.  

– Ten, jak go określiłeś, „palant”, to mój młodszy brat, Andrew. Cieszy się bardzo dobrą 

opinią w kręgach finansjery jako bystry i wnikliwy makler giełdowy.  

Ramsey ugryzł się w język. Tracę duŜy punkt za obrazę rodziny swojej damy, pomyślał.  

– A tak w ogóle, ilu masz braci? – brnął dalej ostroŜnie, chociaŜ nie był do końca pewien, 

czy chce poznać prawdę. Bracia dziewczyny mogą przysporzyć wielu kłopotów, gdy staną na 

straŜy dobrego imienia siostry.  

– Trzech – odparła. – Oprócz Andrew, który pracuje w Pittsburghu, jest jeszcze Edward, 

wiceprezes  United  Industries  Bank  w  Nowym  Jorku,  i  Charles,  który  jest  prawnikiem  w 

Waszyngtonie.  ChociaŜ  pozycja  zawodowa  kobiet  znacznie  mniej  cię  interesuje,  dodam,  Ŝe 

mam  jeszcze  siostrę,  która  jest  neurologiem  i  takŜe  pracuje  w  Pittsburghu.  Teraz  wiesz 

wszystko  o  mojej  rodzinie  –  podsumowała  i  odwróciwszy  się  plecami  rzuciła:  –  Czy  teraz 

mogę wrócić do brata? 

– Nie tak szybko – odpowiedział niskim głosem i delikatnie oplótł palcami jej ramię, by 

zapobiec ewentualnej próbie ucieczki. – Jeszcze nie skończyłem.  

Ten pomysł nie przypadł jej do gustu. Chciała krzyknąć, jak śmie traktować ją tak, jakby 

była  jego  własnością? Jak  śmie  przeszkodzić  jej  w  powrocie  do  brata,  który  jest  jej  ostatnią 

szansą obrony przed namiętnością, jaka ją ogarnia? I jak śmie patrzeć na nią w taki sposób?! 

Znów  odwróciła  się  do  niego.  Spuścił  wzrok  na  dół  jej  sukni,  bo  z  bocznego  rozcięcia 

wyłoniła  się  zgrabna  łydka.  Serce  Alexis  biło  w  przyśpieszonym  rytmie,  gdy  wędrował 

oczami po jej figurze. Otwarcie poŜerał ją wzrokiem. Zatrzymał spojrzenie na wypukłościach 

piersi,  widocznych  w  małym  dekolcie  sukni.  Mogłaby  przysiąc,  Ŝe  jego  oddech  stał  się 

nieregularny,  tak  jak  jej  własny.  JuŜ  miała  skarcić  go  za  gruboskórne  zachowanie,  gdy  ich 

background image

oczy spotkały się w półmroku.  

Gdy zrozumiała, Ŝe jej poŜąda, krew wzburzyła się w jej Ŝyłach. Teraz, tutaj, bez względu 

na  ludzi,  którzy  mogliby  dostrzec,  jak  czyni  ją  swoją  zdobyczą.  Ta  myśl  przeraziła  ją  i 

zafascynowała zarazem. Nagle zobaczyła oczami wyobraźni, jak wymyka się z Ramseyem do 

szatni,  gdzie  przekupują  obsługę,  by  oddaliła  się  i  choć  na  chwilę  zostawiła  ich  samych 

pośród cudzych płaszczy.  

Z wraŜenia aŜ zakryła dłonią usta. Uśmiech na twarzy Ramseya z kaŜdą sekundą stawał 

się coraz bardziej drapieŜny.  

– Niezła sztuczka – mruknął niewyraźnie i lekkim pociągnięciem za ramię ustawił ją tuŜ 

przy sobie. – Teraz juŜ nie uciekniesz przede mną.  

– Ramsey, nie – nieśmiało zaprotestowała. Zaprzeczył powolnym ruchem głowy. Wyraz 

jego oczu nie pozostawił w niej cienia wątpliwości. Ramsey nie miał najmniejszego zamiaru 

respektować jej sprzeciwu. Jego usta były niebezpiecznie blisko.  

–  Alexis!  –  Głos  Andrew  dobiegał  jak  z  innego  świata.  –  WyobraŜasz  sobie?  Melissa 

chodziła do szkoły razem z Tedem Branhamem, jednym z moich wspólników. Pamiętasz go 

chyba? 

–  A  niech  to...  –  wymamrotał  Ramsey  pod  nosem.  Puścił  ramię  Alexis,  lecz  posłał  jej 

najgorętsze,  najbardziej  wymowne  spojrzenie,  na  jakie  było  go  stać.  –  Wrócimy  później  do 

sprawy, dokładnie do tego punktu, kiedy będziemy w domu – dodał znacząco.  

– Na twoim miejscu nie liczyłabym na to – uprzedziła, odzyskując oddech.  

Na ustach Ramseya pokazało się coś, co miało być uśmiechem.  

– A jednak – rzucił zaczepnie.  

Alexis  zignorowała  wraŜenie,  jakie  uczyniła  na  niej  jego  obietnica.  Zapanowała  nad 

własnym głosem, by zapytać: 

– O czym chciałeś mi powiedzieć? 

Dałby  głowę,  Ŝeby  sobie  przypomnieć.  Jedno  dokładne  spojrzenie  na  Alexis  wystarczy, 

by  wymieść  wszystkie  myśli  z  jego  mózgu,  a  ich  miejsce  zajmują  juŜ  tylko  jednoznaczne 

skojarzenia.  

– Chciałem... to jest... chciałem ci tylko powiedzieć, Ŝe świetnie dziś wyglądasz.  

Ten  niewinny  i  w  pełni  dopuszczalny  komplement  z  jego  strony  sprawił  jej  niezmierną 

przyjemność.  Dlaczego  oczekiwała  wyrazów  aprobaty  z  ust  człowieka,  którego  zachwycały 

kształty samochodów lub krótka broń palna, pozostawało dla niej zagadką. Ostatnio jej umysł 

płatał róŜne figle, reagując w najbardziej absurdalny sposób na raczej niecodzienne bodźce.  

Pewnie to tylko niekorzystna faza w biorytmie. Nie ma się czym martwić, pomyślała. Po 

prostu  jest  przepracowana.  Tak,  to  musi  być  to.  Za  duŜo  stresu,  za  mało  rozrywek.  Musi 

zadbać  o  siebie  w  ten  weekend.  Sen  i  dobra  lektura  to  jest  to,  czego  jej  trzeba.  I  co  z 

pewnością  będzie  dobrym  lekarstwem  na  wszelkie  dolegliwości  wywołane  przez  niejakiego 

Ramseya Walkera.  

– Dziękuję – odparła skromnie i spuściła wzrok, by nie zdradzić, jak silnie działa na nią 

jego bliskość. – Ty teŜ wyglądasz nieźle. Melissa musi być dobra w wiązaniu krawatów.  

Gdyby to zdanie padło z innych kobiecych ust, odparłby, Ŝe Melissa jest znacznie lepsza 

background image

w  rozwiązywaniu  krawatów  niŜ  w  ich  wiązaniu.  Zamiast  tego  dumnie  wypiął  pierś  i 

oświadczył: 

– Dzisiaj zrobiłem to całkiem sam.  

Zdawało mu się, Ŝe dostrzegł iskierkę uśmiechu w jej oczach.  

– CóŜ, zatem myślę, Ŝe nie będziesz mnie juŜ nigdy więcej potrzebował, prawda? 

– Do tego juŜ nie. Ale, jak wiesz, są jeszcze inne, bardziej... palące potrzeby. Chyba nie 

powinniśmy ich pomijać? 

Uśmiech  w  jej  oczach  zmienił  się  w  coś  innego.  Ramsey  nie  zdawał  sobie  sprawy,  co 

znaczył  płomień,  który  rozgorzał  na  ich  dnie.  Alexis  raptownie  uniosła  głowę  i  nerwowym 

ruchem poprawiła wspaniale ułoŜoną fryzurę.  

–  Ja  raczej  jestem  skłonna  je  pominąć  –  ostro  zareplikowała.  –  Mogłabym  właściwie 

pominąć je wszystkie.  

– Pewnie byś to zrobiła, gdyby wybór naleŜał do ciebie. Niestety, moja droga, myślę, Ŝe 

obojgu nam nie dopisało szczęście. Zdaje się, Ŝe to przeznaczenie podjęło za nas tę decyzję. – 

Postanowił  iść  za  ciosem.  Skoro  juŜ  ją  podekscytował  i  wzburzył,  moŜe  złamie  jej  opór.  – 

Tak więc, o której godzinie mam złoŜyć ci wizytę i jaki wybierzesz zapach do naszej kąpieli? 

Czekaj, juŜ wiem, lubczyk.  

Alexis zacisnęła wargi. Siłą woli odegnała szaleńcze myśli, od których zakręciło jej się w 

głowie.  Musiała  sobie  powtórzyć,  Ŝe  nie  powinna  okazywać  gwałtownych  emocji  w 

obecności  kolegów  i  współpracowników.  Nie  naleŜała  do  kobiet,  które  łatwo  tracą  zimną 

krew  z  jakiejkolwiek  przyczyny,  czy  to  związanej  z  siłami  natury,  czy  teŜ  działaniem 

ludzkim. PoniewaŜ ten człowiek wywołał w niej reakcje, których wolała unikać, zdecydowała 

przemóc  je  rozwaŜnym  i  kulturalnym  zachowaniem.  Zamiast  go  skarcić  ostrą  repliką, 

postanowiła  okazać  całkowity  brak  zainteresowania  dalszym  przebywaniem  w  jego 

towarzystwie.  Odwróciła  się  i  ruszyła  w  kierunku  brata,  nadal  Ŝywo  dyskutującego  z 

partnerką Ramseya.  

Wzięła  Andrew  pod  ramię  i  wysiliła  się  na  coś,  co  miało  przypominać  olśniewający 

uśmiech.  

–  Wybaczy  nam  pani  –  zwróciła  się  do  Melissy  –  muszę  jeszcze  sprawdzić  z  maître 

d’hôtel, czy wszystko jest przygotowane jak naleŜy.  

Czując  opór  ze  strony  brata,  posłała  mu  wiele  mówiące  spojrzenie  starszej  siostry,  po 

czym odciągnęła  go na  bok. Następnie upewniła się, Ŝe wszystko biegnie zgodnie z planem, 

poszukali  wiec  swego  stolika.  Siedział  juŜ  przy  nim  Ramsey  Walker  ze  swą  przyjaciółką. 

Zajęci byli sympatyczną pogawędką ze starszą parą z przeciwka.  

Cudownie,  pomyślała  Alexis  czując  rosnącą  rozpacz.  Jak  to  się  stało?  Podejrzewała,  Ŝe 

Ramsey  maczał  w  tym  palce.  Sama  przeglądała  plan  rozsadzenia  gości  i  z  pewnością 

umieściłaby go jak najdalej od siebie.  

Wtem dostrzegła, Ŝe Melissa, widząc ich wahanie, posłała Andrew uśmiech pełen radości 

i wstała z krzesła, ustępując jej miejsca obok Ramseya. Alexis nie chciała odebrać młodszemu 

bratu Ŝadnej szansy na znalezienie kobiety swego Ŝycia. Ustąpiła niechętnie i z rezerwą zajęła 

miejsce na krześle, które podsunął jej Ramsey.  

background image

–  Znowu  się  spotykamy.  Wiem,  Ŝe  nie  moŜesz  mi  się  oprzeć  –  rzucił  z  jednoznacznym 

uśmiechem.  

– Przeciwnie, panie Walker. To raczej pan nie potrafi trzymać się z dala ode mnie, o co 

tyle razy prosiłam.  

Ramsey  rozsiadł  się  wygodnie  i  objął  ramieniem  oparcie  jej  krzesła,  jakby  miał  do  tego 

jakiekolwiek prawo, po czym przysunął się do niej bardzo blisko. Serce Alexis zatrzepotało, 

gdy zaczął szeptać do jej ucha: 

– Alexis, proszę po raz ostatni, mów mi po imieniu. Jeśli tego nie zrobisz, to postaram się, 

Ŝ

ebyś tak łatwo nie zapomniała naszego następnego spotkania sam na sam.  

Ciepło  jego  oddechu  pieściło  nagą  skórę  jej  karku.  Gdyby  tylko  odwróciła  głowę, 

przemknęło  jej  przez  myśl,  ich  usta  nieuchronnie  spotkałyby  się  i  znów  poczułaby  wściekłe 

bicie  jego  serca  tuŜ  przy  swoim.  Leciutko  zwilŜyła  wargi  językiem.  Jego  słowa  zaparły  jej 

dech w piersiach i nie umiała tego przed nim skryć.  

– Dobrze... Ramsey, nie będę cię więcej nazywać panem Walkerem.  

Spojrzał  na  nią  wymownie  i  dotknął  kącika  ust  koniuszkiem  języka,  dając  do 

zrozumienia, Ŝe jej gest nie umknął jego uwagi. Nim zdołała go powstrzymać, dotknął dłonią 

jej twarzy i wolniutko, delikatnie przeciągnął opuszkiem kciuka po dolnej wardze.  

– Tak – powiedział niskim głosem, w którym czaiła się niebezpieczna nutka. – Teraz się 

rozumiemy.  

Przez długą chwilę Alexis nie była w stanie oderwać wzroku od jego niebieskozielonych, 

hipnotyzujących oczu. Przepełniały ją nadzieja i lęk, Ŝe zechce ją pocałować. Właśnie wtedy, 

gdy  myślała,  ze  to  zrobi,  odchylił  się  do  tyłu  i  rozsiadł  wygodnie  na  krześle.  Odetchnęła  z 

ulgą.  Zdziwiło  ją  tylko,  czemu  w  sali  zrobiło  się  tak  ciepło  i  czemu  powietrze  stało  się  tak 

rzadkie.  Zajęta  bez  reszty  Ramseyem,  przegapiła  porę  swojego  wystąpienia.  Na  podium 

zastąpiła  ją  Doris  Scarborough,  przewodnicząca  Komitetu  Wspierania  Sztuk  Pięknych  w 

Filadelfii.  Nie  mogła  wybrać  lepszej  pory  na  swoją  przemowę,  pomyślała  Alexis.  Po  raz 

pierwszy w Ŝyciu zabrakło jej słów. BoŜe, do czego ten człowiek był zdolny...  

Starała  się  skoncentrować  na  wystąpieniu  Doris,  która,  ubrana  w  wyszukaną  kreację, 

wyglądała  jak  róŜowosrebrna  pufka  do  pudru.  Alejus  nie  ustawała  w  wysiłkach,  by 

przywrócić naturalne tempo oddechu i bicia serca, co powoli zaczęło jej się udawać. Uznała 

jednak, Ŝe nie osiągnie spokoju ducha, dopóki Ramsey jest tak blisko.  

Patrzyła  na  postacie  zjawiające  się  na  scenie,  nieświadoma  tego,  co  dzieje  się  na  sali. 

Przewinęła  się  przed  nią  parada  mówców  i  laureatów.  Jej  uwagę  przykuło  jedynie  nazwisko 

Ramseya  Walkera,  wyróŜnionego  za  pozytywne  przedstawianie  Filadelfii.  W  tym  mieście 

rozgrywała się akcja wszystkich jego ksiąŜek. Szkoda, pomyślała, Ŝe nie moŜna go wyróŜnić 

za  pozytywne  przedstawianie  kobiet.  Przypomniała  sobie  swój  wcześniejszy  pogląd  na  jego 

temat. Był męŜczyzną, którego najlepiej pozostawić samemu sobie. Po tym stwierdzeniu nie 

miała juŜ Ŝadnych trudności z zapanowaniem nad własnymi emocjami.  

Dopóki nie zaprosił jej do tańca.  

– Co? – Tylko tyle zdołała z siebie wykrztusić w odpowiedzi na jego propozycję.  

– Powiedziałem: zatańcz ze mną – powtórzył łagodnie, lecz dobitnie.  

background image

– Ale uroczystość, rozdanie nagród...  

–  Dawno  się  skończyły.  Gdybyś  nie  spędziła  ostatniej  godziny  w  krainie  marzeń, 

zauwaŜyłabyś, Ŝe gra orkiestra. Zresztą ten kawałek powinien ci się spodobać, coś naprawdę 

wolnego i nudnego. Sporo ludzi, w tym twój brat z Melissą, świetnie bawi się na parkiecie. 

Alexis próbowała jeszcze oponować, lecz Ramsey jej nie słuchał.  

– A o czym tak dumałaś tyle czasu? – spytał ze znaczącym uśmiechem, który nagle zjawił 

się  na  jego  ustach.  –  Natchniony  wyraz  twojej  twarzy  sugerował,  Ŝe  chyba  o  szczegółach 

wykończenia twojej sukni.  

–  Tak,  rzeczywiście  o  wykończeniu,  ale  nie  sukni  –  odparła  i  poczuła,  Ŝe  uśmiech 

zagościł takŜe na jej ustach.  

– Punkt dla ciebie – z leciutkim grymasem rzucił po chwili.  

Z  niezrozumiałego  powodu  drobna  utarczka  słowna  z  Ramseyem  zaczęła  sprawiać  jej 

przyjemność.  MoŜe  naleŜał  do  tego  typu  ludzi,  których  poznaje  się  powoli,  stopniowo.  A 

moŜe, przyznała w końcu, jakaś część jej duszy naprawdę lubiła Ramseya Walkera. Lubiła, i 

to bardzo.  

– A teraz zatańczysz? – ponowił zaproszenie.  

– Raczej nie.  

– Świetnie – powiedział i porwał ją z krzesła.  

– Wiedziałem, Ŝe cię namówię.  

Zanim zdobyła się na słowo* protestu, była juŜ na parkiecie pośród par kołyszących się w 

takt  uwielbianej  przez  nią  kompozycji  Borodina.  Szybko  odkryła,  Ŝe,  jeśli  chodzi  o  taniec, 

Ramsey nie miał Ŝadnych zahamowań. Mocnym ramieniem otoczył jej kibić i przygarnął do 

siebie.  Ujął  jej  dłoń  i  oparł  na  swej  klatce  piersiowej.  Czuła  nieregularne  bicie  jego  serca 

przez gładki materiał marynarki.  

Chcąc uniknąć jego wzroku, nie podniosła głowy.  

Patrzyła wprost na jego usta. JuŜ dawno uświadomiła sobie, Ŝe tylko jedna rzecz bardziej 

ją podnieca niŜ oczy Ramseya Walkera: wargi Ramseya Walkera. Och, nie.  

DłuŜszy czas tańczyli w milczeniu. Przy kaŜdym ruchu jego twarde, ciepłe ciało stykało 

się  w  intymny  sposób  z  jej  własnym,  co  doprowadzało  ją  do  skraju  szaleństwa.  Właśnie 

doszła do wniosku, Ŝe nie zniesie tego dłuŜej, gdy dostrzegła, Ŝe fascynujące wargi rozchylają 

się  jak  do  pocałunku.  ZmruŜyła  powieki.  Nie  była  juŜ  w  stanie  dłuŜej  mu  się  opierać,  ani 

chwili...  

– Ale numer, przecieŜ ja znam ten kawałek! 

– wykrzyknął radośnie Ramsey, jakby znalazł sposób na przerwanie chłodnej ciszy.  

Niechętnie otworzyła oczy. Uczucie rozedrganego oszołomienia zastąpiło rozczarowanie.  

– Co? O co ci chodzi? – spytała zaskoczona.  

–  O  melodię,  którą  gra  orkiestra  –  wyjaśnił  z  wyraźnym  zadowoleniem.  –  Poznaję  ją, 

pochodzi  z  takiego  starego  filmu,  „Ogniste  dziewice  z  Kosmosu”,  dokładnie  ze  sceny,  w 

której tańczyły taniec płodności.  

–  Znacząco  uniósł  brwi.  –  To  był  świetny  numer.  Alexis  zwolniła  i  zatrzymała  się  po 

kilku krokach.  

background image

Wpatrywała  się  w  niego  dłuŜszą  chwilę,  chcąc  zgłębić  przyczynę  nagłej  erupcji  jego 

muzycznych zainteresowań. Zachodziła w głowę, jakim cudem pomyliła się aŜ tak bardzo w 

ocenie tego, co działo się między nimi.  

– To Borodin – poprawiła go wolno i dobitnie, jak mówi się do trzylatka. – Ten fragment 

pochodzi z „Tańców połowieckich” z „Kniazia Igora” i jest powszechnie znany pod tytułem 

„Obcy w raju”.  

–  Zaakcentowała  słowo  „powszechnie”  w  taki  sposób,  by  nie  pozostawić  Ŝadnych 

wątpliwości, co sądzi o jego znawstwie.  

Ramsey uśmiechnął się ironicznie.  

–  Słuchaj,  Alexis.  Nie  musisz  wysilać  się  na  subtelne  aluzje.  Wiem,  Ŝe  masz  mnie  za 

prostaka. Powiedziałem tylko, Ŝe to melodia z „Ognistych dziewic z Kosmosu”. Mam ten film 

na video, moŜemy go razem obejrzeć.  

– Przyciągnął ją ku sobie, by powrócić do tańca.  

–  Poza  tym  –  dorzucił  –  wiele  kobiet,  nawet  tych  z  klasą,  lubi  odrobinę  prostactwa  od 

czasu do czasu. Nadaje smak ich Ŝyciu, jak szczypta soli. Chyba wiesz, o co mi chodzi? 

Alexis  zagryzła  wargi  i,  by  nie  stracić  cierpliwości,  z  zamkniętymi  oczami  policzyła  w 

myśli do dziesięciu. Chciała powiedzieć Ramseyowi, Ŝeby zmienił tok swojego rozumowania 

na  zupełnie  przeciwny.  Chciała  wyjaśnić,  Ŝe  nie  naleŜy  do  kobiet,  którym  sprawiała 

przyjemność,  jak  to  zgrabnie  nazwał,  „odrobina prostactwa”.  ChociaŜ,  szczerze  mówiąc,  nie 

była tego do końca pewna.  

Przeszła  jej  chęć  do  walki.  Pomyślała,  Ŝe  dobrze  byłoby  znaleźć  się  juŜ  w  domu  i  przy 

filiŜance  świeŜo  zaparzonej  herbaty  zastanowić  się  nad  burzą  emocji,  którą  wywołał 

pocałunek Ramseya, i która nie dawała jej spokoju przez ostatni tydzień. Andrew wyłonił się 

z tłumu, jakby czytał w jej myślach. Zdał się jej rycerzem w srebrnej zbroi, co wyrwie ją ze 

szponów niebezpiecznie zmysłowego, ziejącego ogniem smoka. Lecz zamiast pomknąć z nią 

w bezpieczne zacisze, odezwał się niwecząc wszelkie nadzieje: 

–  Przykro  mi  to  mówić,  Lexie,  ale  miałem  telefon  z  biura.  Muszę  tam  zaraz  pojechać, 

Ŝ

eby wyjaśnić kilka problemów z nowym kontem.  

– Nic nie szkodzi, Andrew – odparła z lekkim Ŝalem, Ŝe oznacza to koniec dzisiejszych 

awansów Ramseya. – Nie mam nic przeciwko zakończeniu wieczoru. MoŜemy wyjść choćby 

zaraz.  

– Nie, Lexie, nie rozumiesz. Muszę być w firmie zaraz, to bardzo waŜne. Nie mam czasu, 

Ŝ

eby  odwieźć  cię  do  Ardmore  i  wrócić  do  śródmieścia.  To  by  mi  zajęło  przeszło  godzinę,  a 

biuro jest dziesięć minut stąd.  

– Ale...  

–  Nie  martw  się,  Drew  –  Ramsey  włączył  się  do  rozmowy.  –  Ja  mogę  zabrać  naszą 

dziewczynę do domu. Mieszkamy w tym samym budynku, więc to Ŝaden kłopot. – Po czym z 

niewinnym uśmiechem zwrócił się do Alexis: – Prawda, sąsiadko? 

Poczuła, Ŝe wpada w niezłe tarapaty.  

– Pojadę z tobą do biura, Andrew – zaproponowała ochoczo. – Będę siedzieć cichutko jak 

mysz pod miotłą, Ŝeby ci nie przeszkadzać w pracy, a potem odwieziesz mnie do domu.  

background image

–  Nonsens  –  rzucił  Ramsey.  Alexis  pomyślała,  Ŝe  gdyby  uŜył  określenia  „paranoja”, 

mówiłby  nareszcie  swoim  naturalnym  językiem.  –  Zatroszczyć  się  o  twój  powrót  do  domu 

będzie dla mnie najwyŜszą przyjemnością – dodał.  

– Och – zdołała wyjąkać.  

– Widzisz? – tryumfalnie obwieścił Ramsey. – JuŜ nie moŜe się doczekać.  

Alexis westchnęła głęboko, co Andrew poczytał za oznakę ulgi.  

–  Wielkie  dzięki,  Ramsey.  I  tobie  teŜ,  Alexis.  Stracę  tylko  parę  minut,  Ŝeby  podrzucić 

Melissę do Palm Room, gdzie dzisiaj śpiewa.  

–  Co?  –  Alexis  nie  wytrzymała.  Jej  brat  poświęca  swój  czas  kobiecie,  którą  dopiero  co 

spotkał w barze, a nie ma go dla własnej siostry? 

–  To  zupełnie  logiczne  –  Andrew  zaczął  filozofować.  –  Mam  zamiar  spotkać  się  z  nią, 

gdy skończę w biurze.  

Alexis  westchnęła  i  jednoznacznym  gestem  skrzyŜowała  ramiona.  Nabrała  przekonania, 

Ŝ

e  przebieg  dzisiejszego  wieczoru  został  misternie  ukartowany  przez  Ramseya,  który  w  ten 

sposób chciał wkraść się w jej łaski. Próbowała wytłumaczyć sobie, Ŝe to absurd. ChociaŜ, z 

drugiej strony, wszystkiego mogła się po nim spodziewać.  

–  Mam  dziwne  wraŜenie,  Ŝe  ktoś  mnie  zrobił  w  konia  –  rzuciła,  patrząc  na  brata 

znikającego  z  uczepioną  ramienia  kobietą,  która  miała  towarzyszyć  stojącemu  obok 

męŜczyźnie.  

Nie  tyle  dostrzegła,  co  domyśliła  się  uśmiechu  na  ustach  i  makiawelicznego  błysku  w 

oczach Ramseya.  

– W konia? – spytał łagodnie, otaczając ją ramieniem. – Jak ty się wyraŜasz? Skąd ci to 

przyszło do głowy? 

Zwróciła  twarz  ku  niemu.  Skąd?  Stąd,  Ŝe  pewien  niesamowicie  przystojny  i  całkowicie 

nieczuły facet sprawił, Ŝe wszystkie jej zmysły wymykają się spod kontroli i fikają koziołki. 

ś

e dręczona delirycznymi majakami nie śpi po nocach. Nie moŜe jeść, pracować, oddychać. 

KaŜda  jej  komórka  przesączona  jest  myślą  o  nim.  Pierwsze,  co  słyszy  rano,  to  stuk  jego 

maszyny  do  pisania,  a  ostatnie,  co  pamięta  przed  zaśnięciem,  to  wspomnienie  jego  ust  na 

swoich.  

–  Ramsey,  chciałabym  juŜ  wrócić  do  domu.  –  By  jej  nic  przejrzał,  spuściła  wzrok  na 

parkiet ułoŜony w misterne wzory. – Jestem zmęczona.  

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY 

 

Trzy  kwadranse  później  znaleźli  się  przed  wejściem  do  domu.  Alexis  podjęła  szybko 

decyzję,  Ŝe  tym  razem  najpierw  otworzy  wszystkie  zamki,  a  potem  zaprosi  Ramseya  na 

drinka.  W  ten  sposób  chciała  uniknąć  powtórki  sceny  z  korytarza.  Nagle  olśnił  ją  szalony 

pomysł. A moŜe, pomyślała chytrze, atak jest najlepszą obroną przed Ramseyem? MoŜe mała 

zmiana układu dobrze by mu zrobiła? MoŜe, gdy z prześladowcy zmieni się w ofiarę, podkuli 

ogon i zrejteruje? Chciałaby zobaczyć coś takiego.  

Podzwaniając  pękiem  kluczy,  wstąpiła  na  ostatni  stopień  schodów.  Odwróciła  się  do 

swego towarzysza z najbardziej czarującym uśmiechem.  

–  MoŜe  zajrzysz  na  drinka,  nim  powiemy  sobie  dobranoc?  –  wyszczebiotała  i 

prowokacyjnie zatrzepotała rzęsami. – Co ty na to? 

Był  tak  zaskoczony,  Ŝe  z  wraŜenia  o  mało  nie  sturlał  się  ze  schodów.  Jeszcze  nigdy  jej 

twarz nie zdawała się być tak piękna i tak kusząca.  

– Proszę? – wymamrotał, gdyŜ nic mądrzejszego nie przyszło mu do głowy.  

Alexis świadomie zmieniła uśmiech tak, by pokazać dołeczek w policzku. To kusi prawie 

kaŜdego  męŜczyznę.  O,  tak.  W  grze,  którą  zaczął  Ramsey,  powinno  brać  udział  dwoje 

zawodników.  

– Zapraszam cię na kieliszeczek przed snem – powtórzyła. – Myślałam,  Ŝe masz ochotę 

na odrobinę brandy...  

Skąd u niej taki przypływ animuszu? Czy to naprawdę ta nieśmiała Alexis flirtowała tak 

otwarcie? I kiedy nauczyła się znajdować w tym tyle przyjemności? 

–  No  jasne  –  Ramsey  wspiął  się  na  szczyty  elokwencji.  –  Z  największą  przyjemnością 

napiję się czegoś przed... przed snem.  

Poczuła  krótkie  jak  błyskawica,  pyszne  uczucie  satysfakcji  z  jego  zakłopotania.  Zaraz 

potem pozbierał się i dostrzegła w jego oczach błysk, który nie wróŜył niczego dobrego. Gdy 

wyjmował  klucze  z  jej  zesztywniałych  nagle  palców,  z  przeraŜeniem  zrozumiała,  Ŝe 

wpakowała się w niezłą kabałę.  

– Proszę bardzo – wymamrotał, z galanterią ustępując jej pierwszeństwa w drzwiach.  

Jeszcze  nigdy  nie  była  tak  zdenerwowana  we  własnym,  zdawałoby  się  bezpiecznym, 

mieszkaniu.  Próbowała  walczyć  z  rosnącym  w  niej  napięciem.  By  odzyskać  poczucie 

pewności  siebie,  wmawiała  sobie,  Ŝe  głupio  tak  się  bać.  Lecz  gdy  zobaczyła  Ramseya, 

nonszalancko  opartego  o  framugę  i  powoli,  systematycznie,  pętla  za  pętlą,  rozwiązującego 

krawat,  zrozumiała,  Ŝe  czekają  poraŜka.  Za  późno,  pomyślała,  niezdarnie  próbując  pełnić 

honory pani domu.  

– Brandy? – spytała drŜącym głosem.  

Ramsey się uśmiechnął. Z pewnością zauwaŜył jej zakłopotanie.  

–  Tak,  chętnie  –  odparł,  katując  ją  powolnym  odpinaniem  dwóch  pierwszych  guzików 

plisowanej, białej koszuli.  

Szybko wyszła do kuchni. Nie mogła bezradnie czekać, aŜ Ramsey skończy obnaŜać tors. 

background image

Wróciła z dwoma kieliszkami leciutko podgrzanego koniaku. Musiała stłumić uczucie paniki. 

Sytuacja  łudząco  przypominała  tę  z  zeszłego  tygodnia.  Zastała  Ramseya  na  wiktoriańskiej, 

obitej jasnobłękitnym aksamitem kanapie, rozglądającego się ciekawie po mieszkaniu.  

Rozsiadł  się  w  taki  sposób,  Ŝe  gdyby  chciała  zająć  miejsce  obok  niego,  nie  zostałaby 

między nimi nawet szparka. Zatem podała mu trunek i wycofała się na fotel, wywołując tym 

wyraźną konsternację gościa.  

– Alexis, ja nie gryzę – odezwał się i niedbałym gestem zawirował ciemno-bursztynowy 

płyn  w  trzymanym  kieliszku.  Podniósł,  do  ust  i  posmakował.  –  Przynajmniej  nie  od  razu  – 

dorzucił.  

– Nigdy cię o to nie podejrzewałam – odpowiedziała, bezskutecznie próbując zapanować 

nad drŜeniem głosu.  

Akurat, pomyślał Ramsey. Z niechęcią dostrzegł, Ŝe Alexis przysiadła na krawędzi fotela 

jak na szpilkach, gotowa poderwać się, gdyby tylko dotknął jej spojrzeniem.  

Spływający do gardła koniak dobrze mu zrobił. Ukoił nerwy roztrzęsione spektaklem, w 

którym udała zainteresowanie seksem. A niech to! Kusiła go tak mocno, Ŝe skorzystałby z jej 

propozycji bez oglądania się na to, Ŝe mógł to być jedynie objaw jej przewrotnej wyobraźni. 

Nie  lubił,  gdy  ktoś  bawi  się  w  ten  sposób.  Zwłaszcza  kobieta.  Ale  zachowanie  Alexis  tak 

raŜąco odbiegało od sposobu, w który na  co dzień zbywała jego propozycje, Ŝe Ŝadną miarą 

nie mógł gniewać się na nią za to, co zrobiła.  

Nie,  nadal  Ŝywił  gorące  i  niebezpieczne  uczucia  do  sąsiadki  z  wyŜszego  piętra.  Dałby 

głowę,  Ŝe  wie,  co  będzie  dalej.  MoŜe  nie  do  końca,  poprawił  się.  Dokładniej:  wiedział,  jak 

mógł  wyglądać  scenariusz  dalszych  wydarzeń.  Niestety,  był  całkowicie  pewien,  Ŝe  to,  co 

według niego było świetnym pomysłem, nie znajdzie aprobaty u Alexis. ChociaŜ juŜ prawie 

wyraziła na to zgodę.  

– Alexis – zaczął, łypiąc na nią spod oka – czy pamiętasz porozumienie, jakie zawarliśmy 

tydzień temu? 

Dziewczyna zbladła.  

– Porozumienie? Jakie porozumienie? 

– Och, na pewno pamiętasz nasz układ. Grzeczność za grzeczność. Ręka rękę myje.  

Wzięła głębszy łyk brandy i grymasem twarzy zdradziła, Ŝe popełniła błąd w domyśle. To 

juŜ druga pomyłka i pewnie, tak jak poprzednia, nie uszła uwagi Ramseya.  

–  Nie  wiedziałam,  Ŝe  juŜ  ją  gdzieś  zbrudziłeś  –  odparła  zaczepnie,  odzyskując  pewność 

siebie.  

–  Nie  zbrudziłem.  –  Zarechotał  rubasznie.  –  Nie,  jeszcze  nie,  ale  naprawdę  potrzebuję 

twojego towarzystwa...  

– Ramsey...  

– ... w Atlantic City.  

– W Atlantic City? – Była zdumiona.  

Potwierdził  powolnym  skinieniem  głowy.  Z  niekłamaną  przyjemnością  kontemplował 

wyraz jej twarzy, w którym ścierały się uczucia zakłopotania, ulgi i Ŝalu. Czy to moŜliwe, by 

czuła się zawiedziona tym, Ŝe nie stawia jej wyraźniejszych, bardziej konkretnych wymagań? 

background image

Bezwiednie potarł podbródek. MoŜe jeszcze nie powinien spisywać Alexis na straty? 

– Tak, w Atlantic City – powtórzył. – Proszę, byś dotrzymała obietnicy danej mi wtedy, 

gdy zgodziłem się pójść z tobą na tę kiczowatą wystawę. Mam u ciebie dług wdzięczności i 

teraz proszę, byś go spłaciła. Jesteś mi winna to spotkanie.  

– Ale Atlantic City jest o dobre dwie godziny jazdy stąd – opierała się. – CóŜ to będzie za 

atrakcja, jechać tam i zaraz wracać? 

Ramsey  wychylił  alkohol  do  dna.  Z  niedbale  uniesionej  nogi  zsunął  mu  się 

rozsznurowany but i upadł z głośnym stuknięciem.  

– Trzy dni – rzucił.  

– Co?! 

– To doroczny zjazd pisarzy kryminałów. Zaczyna się w piątek, a kończy w niedzielę.  

– Ramsey, to niemoŜliwe. Nie mogę poświęcić całego weekendu na coś tak błahego, jak...  

– Hola, to nie jest takie błahe, to moja praca – przerwał jej upomnieniem.  

– Ale...  

– Obiecałaś.  

Patrzyła z wyraźną niechęcią. To oszustwo, pomyślała. Kiedy obiecywała mu spotkanie, 

miała na myśli kolację, przyjęcie czy jakiś mecz. Owszem, mogła to być okazja słuŜbowa, ale 

trwająca trzy godziny, a nie trzy dni.  

–  Przykro  mi,  ale  to  po  prostu  niemoŜliwe  –  powiedziała  stanowczo.  –  Nawet  gdyby 

przyjąć,  Ŝe  twoja  prośba  nie  wykraczałaby  poza  granice  naszej  umowy,  to  ogrom 

obowiązków  ciąŜących  na  mnie  w  związku  z  pracą  w  komitecie  absolutnie  wyklucza  tak 

długą nieobecność. Zwłaszcza Ŝe znaczna większość spotkań toczy się właśnie w weekendy.  

– Ale nie dwudziestego – odparł pewnie. – Nie masz ani jednej sprawy do załatwienia w 

ciągu całych trzech dni. Sprawdziłem.  

– Co zrobiłeś? 

Ramsey  uśmiechnął  się  z  arogancją  typową  dla  kogoś,  kto  został  dopuszczony  do 

tajemnicy wielkiej wagi.  

– To zabawne, ile męŜczyzna moŜe dowiedzieć się o kobiecie, gdy któryś z jej kolegów 

jest jego zagorzałym fanem.  

Alexis  pokręciła  głową.  Nie  mogła  uwierzyć,  Ŝe  ktoś  z  jej  otoczenia  okazał  się  aŜ  tak 

dwulicowym i fałszywym człowiekiem.  

– A moŜe nie pracuję w ten weekend dlatego, Ŝe mam inne plany? 

– Błąd – poprawił ją Ramsey. – Jedyne plany, jakie masz na ten weekend, to wyjazd ze 

mną  do  Atlantic  City.  Dobrze  znam  historię  pośpiesznej  ucieczki  Evana  do  raju  na  ziemi. 

Wiem takŜe, Ŝe po Evanie nie masz Ŝadnych oficjalnych konkurentów, poza mną, oczywiście.  

– I tu się mylisz, Ramsey – zawołała z nie skrywaną dumą, Ŝe tym razem ona mogła go 

poprawić. – Nigdy nie byłeś, nie jesteś i nie będziesz moim konkurentem, ani oficjalnym, ani 

nieoficjalnym.  

–  Doprawdy?  –  spytał  i  oparł  łokcie  na  kolanach  w  pozie  pełnej  zwątpienia.  –  A  nasza 

upojna chwila tydzień temu przed twoimi drzwiami? 

Alexis  nerwowo  poruszyła  się  w  fotelu.  Poczuła  falę  gorąca,  wywołaną  dręczącymi  ją 

background image

wspomnieniami. W oczach Ramseya dostrzegła błyski igrających ogników. Coś knuł, lecz nie 

chciała wiedzieć, co.  

– To było jedynie raŜące naruszenie prywatności, którego się dopuściłeś, nic więcej.  

–  Rzeczywiście?  –  Skwitował  jej  oświadczenie  uśmieszkiem.  –  To  ciekawe.  Jeszcze 

przed chwilą byłem gotów przysiąc, Ŝe to był kawał całusa, po którym oboje mieliśmy ochotę 

naruszyć znacznie więcej niŜ prywatność.  

Była zła na siebie za to, Ŝe przez ułamek sekundy przyznała mu rację.  

– To tylko świadczy o tym, jak bardzo źle bywasz poinformowany – wymamrotała.  

– Źle poinformowany, powiadasz – odrzekł. – W porządku. W takim razie mogę przyjąć, 

Ŝ

e to ty źle mnie poinformowałaś twierdząc, Ŝe dotrzymasz danej obietnicy.  

Rzucona obelga sprawiła, Ŝe dziewczyna spłonęła rumieńcem.  

– Jestem, bez cienia wątpliwości, najbardziej godną zaufania kobietą, z jaką kiedykolwiek 

miałeś lub będziesz miał do czynienia – wykrzyknęła z emfazą.  

MęŜnie oparła się pokusie, by go nie złajać i nie wyprosić za drzwi.  

– Udowodnij, Ŝe dotrzymujesz obietnic – napierał.  

– ZałóŜ się ze mną.  

Wiedziała, Ŝe wciąga ją w pułapkę, lecz z wielkopańską dumą uniosła głowę.  

– Jakie stawiasz warunki? – spytała.  

Ramsey  wstał  i  wyprostował  się.  Zdawało  jej  się,  Ŝe  napiął  i  wyeksponował  kaŜdy 

mięsień swego ciała. Powoli zlustrował pokój, udając zainteresowanie kaŜdą stojącą na półce 

ksiąŜką  i  kaŜdym  bibelotem.  Nieznacznie  poprawił  figurkę  psa  rasy  Staffordshire  i  w  końcu 

zwrócił się do Alexis: 

– JeŜeli wygram, jedziesz ze mną do Atlantic City – powiedział.  

– A jeŜeli ja wygram? 

–  Natychmiast  wyjdę  z  twojego  mieszkania  i  nigdy  nie  będę  cię  zaczepiał.  Jeśli  tego 

naprawdę chcesz.  

Patrzyła na niego podejrzliwie i zastanawiała się, co to wszystko miało znaczyć.  

– śadnych insynuacji, gdy spotkamy się przypadkiem w pralni? 

– Obiecuję.  

– śadnych poŜądliwych spojrzeń w korytarzu? 

– upewniała się.  

– śadnych takich, które mogłabyś dostrzec.  

– śadnych kradzieŜy mojej bielizny? – Ze skrywanym uśmiechem dostrzegła, Ŝe cios był 

celny.  

– A skąd... Zgoda, Ŝadnych kradzieŜy twojej bielizny. Muszę jednak przyznać, Ŝe to cios 

poniŜej pasa. Nie wybaczysz mi tego Ŝartu? 

Głośnym westchnieniem pominęła pytanie.  

– Sądzę, Ŝe to zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Co jest przedmiotem zakładu? 

Ramsey  odstawił  kieliszek  na  podstawkę.  Równym,  pewnym  krokiem  zbliŜył  się  do 

Alexis. W jego oczach płonął ciepły blask.  

– Twierdzę, Ŝe gdy cię teraz pocałuję, będziesz podniecona bardziej niŜ kiedykolwiek w 

background image

Ŝ

yciu. – Mówiąc te słowa powoli nachylał się ku niej, tak Ŝe w końcu ich twarze dzieliło tylko 

kilka centymetrów przestrzeni wypełnionej gorącym powietrzem.  

Nic nie mogła poradzić na to, Ŝe jej serce zgubiło rytm, a zmysły rozpalił płomień. W jej 

oczach było niedowierzanie.  

–  Myślę...  myślę,  Ŝe  to  nie  wypada...  –  wyjąkała  tak  cicho,  Ŝe  ledwie  było  ją  słychać.  – 

Nie wypada proponować takiego zakładu kobiecie.  

– Weź pod uwagę, o co w nim idzie. – Ramsey skrzywił się znacząco. – Więc jak, zakład 

stoi? 

Muszę  szybko  zdecydować,  pomyślała.  JeŜeli  odmówi,  on  z  pewnością  zakwestionuje 

wartość jej obietnic. Nie mogła znieść myśli o tym, Ŝe ktoś taki jak Ramsey Walker mógłby 

mieć  jej  cokolwiek  do  zarzucenia.  W  dodatku  oświadczyła  mu  przed  chwilą,  Ŝe 

zeszłotygodniowy  wybryk  nie  wywarł  na  niej  Ŝadnego  wraŜenia.  Czemu  miałaby  robić  tyle 

szumu  o  zwykły  pocałunek,  przecieŜ  nie  pierwszy  w  jej  Ŝyciu?  Czemu  miałaby  zareagować 

inaczej niŜ z innymi męŜczyznami? 

Zgódź  się,  proszę,  nalegał  cichutki  głosik,  który  nagle  odezwał  się  w  jej  myślach.  Bądź 

szczera  wobec  siebie  i  przyznaj,  Ŝe  Ramsey  rzeczywiście  podniecił  cię  bardziej  niŜ 

jakikolwiek męŜczyzna. Nagle zaświtał jej pomysł. Tak, to było to. Powiedział, Ŝe rozpali ją 

bardziej niŜ kiedykolwiek, nieprawdaŜ? To znaczy, Ŝe jej wraŜenia przewyŜszą tamte zawroty 

głowy  i  omdlenia  sprzed  tygodnia.  Uśmiechnęła  się.  JeŜeli  myśli,  Ŝe  przeskoczy  sam  siebie, 

jeŜeli zdaje mu się, Ŝe potrafi więcej niŜ wtedy...  

ChociaŜ z drugiej strony, nigdy nic nie wiadomo.  

Ramsey  był  człowiekiem  o  olbrzymich  moŜliwościach...  Ale  gdy  ona  wygra,  będzie  go 

miała z głowy na zawsze. JuŜ samo to było wystarczająco kuszącą wizją, by zdecydować się 

na  tę  próbę.  A  co  będzie,  jeŜeli  Alexis  sama  zacznie  oddawać  mu  pocałunek?  Szybko 

wykluczyła tę ewentualność. To zbyt wielka bzdura, by ją w ogóle rozwaŜać.  

Spojrzała  mu  prosto  w  oczy.  Wspaniałe,  głębokie,  niebieskozielone  oczy;  wpatrywał  się 

w nią, jakby była ósmym cudem świata.  

– Dobrze – wydusiła. – Zakład stoi.  

Myślała,  Ŝe  wstanie  i  wtedy  przyjmą  dogodną  pozycję.  Nie  spodziewała  się,  Ŝe  Ramsey 

po prostu pochyli się ku niej i bez ostrzeŜenia, bez dotknięcia jej dłońmi, delikatnie złączy jej 

usta ze swymi.  

To  było  bardzo...  niepokojące  uczucie,  ale  nie  przykre.  Zwłaszcza  gdy  delikatny  dotyk 

zmienił  się  w  subtelną  grę  ich  ust.  Była  tak  zafascynowana  tym,  co  ma  się  zdarzyć,  Ŝe 

zapomniała o wszystkim oprócz pocałunku. Kiedy koniuszkiem języka powędrował wokół jej 

ust, nie zdołała pohamować cichego jęku. Rozchyliła wargi, by westchnąć, a on natychmiast 

wykorzystał  okazję.  Pieścił  językiem  wnętrze  jej  ust.  Pobudzał  zakamarki,  o  wraŜliwości 

których nie miała nawet pojęcia.  

Nagle poczuła, Ŝe koniuszki jego palców miękko przesuwają się po jej nagich ramionach 

w najmilszej pieszczocie, jaką mogła sobie wyobrazić. Potem ujął jej twarz w swoje dłonie i 

odchylił w tył, aŜ spoczęła na oparciu fotela. Wiedziała, Ŝe z chęcią przystanie na wszystko, 

co  z  nią  teraz  zrobi.  Z  radosną  ulgą  spostrzegła,  Ŝe  uwolnił  jedną  rękę  i  zanurzył  ją  w 

background image

gęstwinę jej włosów. Powoli i systematycznie uwalniał je od spinek i grzebieni.  

Nie  wiedząc  jak  i  kiedy  znalazła  się  na  jego  kolanach.  To  tak  jakoś...  samo  się  stało. 

Jedną ręką oplatał jej biodra, drugą zaś buszował we włosach spływających ciemną kaskadą 

po  nagich  ramionach.  W  jego  pocałunku  była  wielka  pasja.  Ona  zaś  wtulała  się  w  niego  z 

całej siły.  

Wtem  szósty  czy  siódmy  zmysł  przesłał  jej  ostrzeŜenie.  Wpółprzytomna,  nie  zdawała 

sobie sprawy, Ŝe jej ciche wpierw westchnienia zmieniły się w głośne jęki. Gdy zaś poczuła, 

Ŝ

e  jego  dłoń  tułająca  się  po  jej  ciele  napotyka  piersi  i  chciwie  je  przykrywa,  przyznała,  Ŝe 

jednej  tylko  rzeczy  jest  pewna:  Ramsey  Walker  podniecił  ją  tak,  jak  nikt  inny  dotąd.  Nawet 

epizod z ubiegłego piątku wypadał blado w porównaniu z tym.  

Zanim  stała  się  zdolna  wyrazić  swą  myśl  w  jakimkolwiek  języku,  Ramsey  przerwał 

pocałunek.  Wpatrywał  się  w  jej  ciemnobrązowe  oczy,  rozjaśnione  i  omdlewające  z 

olbrzymiej,  niezaprzeczalnej  rozkoszy.  Widział  biust  falujący  nierównym,  łapczywym 

oddechem, takim jak jego własny, a takŜe pełne, czerwone wargi, które uczynił nabrzmiałymi. 

Dostrzegł  teŜ  malutki,  nabiegły  krwią  siniak  na  jej  karku.  Był  gotów  przysiąc,  Ŝe  zniknie 

przed świtem.  

Potem spojrzał w dół, na rękę ułoŜona na jej piersi. Słowa, które odnalazł, uwięzły mu w 

krtani.  Pchnięty  impulsem  zwarł  mocniej  uścisk  palców  i,  zataczając  niewielkie  kręgi, 

rozkoszował  się  kształtem  ciała  skrytego  pod  sukienką.  Nim  całkiem  ją  oswobodził, 

przeciągnął  jeszcze  kciukiem  po  zielonym,  ciemnym  aksamicie  w  miejscu,  w  którym 

sterczała  brodawka  jej  piersi.  Nieznacznym  uśmiechem  skwitował  jej  krótkie  i  szybkie 

westchnienie.  

– Zadzwonię w tygodniu i powiem ci, co powinnaś spakować – powiedział z wyraźnym 

przekonaniem o wygranej.  

Alexis,  osłupiała  i  zaŜenowana  rozstrzygnięciem  sporu,  patrzyła  błędnym  wzrokiem. 

Ramsey delikatnie uwolnił się od niej i posadził ją na fotelu. Bez słowa podszedł do kanapy, 

na której zostawił swój krawat i marynarkę, podniósł je niedbałym gestem i ruszył do drzwi. 

Modlił  się  tylko  w  duchu,  Ŝeby  nogi  nie  odmówiły  mu  posłuszeństwa,  zanim  dotrze  na 

korytarz.  Zdecydowanym,  szybkim  ruchem  chwycił  za  klamkę,  po  czym  odwrócił  się,  by 

spojrzeć na Alexis ostatni raz.  

Siedziała  na  samej  krawędzi  fotela  w  pozycji,  jaką  przyjęła  w  rozmowie  z  Ramseyem. 

RóŜnica polegała tylko na tym, Ŝe poprzednio dziewczyna miała  elegancko ułoŜoną fryzurę, 

zaś teraz długie, ciemnobrązowe pasma były splątane i potargane. Miejsce zrównowaŜonego i 

chłodnego  spojrzenia  zajął  w  jej  oczach  ogień,  który  zdawał  się  wymykać  spod  kontroli. 

Rozpalony przez Ramseya po to, by trawił Alexis, teraz zagraŜał takŜe i jemu.  

Zamknął za sobą drzwi. Był juŜ poza zasięgiem jej wzroku. Do jego świadomości dotarł 

fakt, Ŝe wyczerpał do ostatka posiadaną energię. Zaczął powoli schodzić, gdy nogi ugięły się 

pod nim. Chwycił poręcz, by nie zlecieć w dół schodów na złamanie karku.  

Nigdy  nie  przydarzyło  mu  się  nic  podobnego.  Nigdy  dotąd  Ŝadna  kobieta  nie  zdołała 

odwzajemnić  mu  pocałunku  w  taki  sposób.  Nigdy,  w  najśmielszych  oczekiwaniach  nie 

dopuściłby  myśli,  Ŝe  to  Alexis  Carlisle  rozpali  go  do  białości.  Zawsze  uwaŜał,  Ŝe  jest  zbyt 

background image

zimna, zbyt lodowata, by podniecić męŜczyznę. Jak bardzo się mylił! Mam tylko nadzieję, Ŝe 

ochłonę do rana, pomyślał wkładając klucz do zamka.  

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY 

 

Alexis z głośnym westchnieniem ulgi rozejrzała się po pokoju hotelowym. Tysięczny raz 

od przyjazdu do Atlantic City, to jest od dwóch godzin, zastanawiała się, jakim cudem wpadła 

w  tę  kabałę.  Raz  po  raz  rzucała  nerwowe  spojrzenie  na  drzwi  łączące  jej  pokój  z  pokojem 

Ramseya,  jakby  miał  się  w  nich  zaraz  zjawić  i,  uśmiechając  się  szelmowsko,  wodzić  na 

pokuszenie.  

Powinna  być  mu  wdzięczna.  Po  pierwsze,  starczyło  mu  przyzwoitości  na  to,  Ŝeby 

zarezerwować oddzielne pokoje. Po drugie, przez całą długą drogę z Ardmore nie wspomniał 

choćby słowem o tym, co zaszło między nimi tydzień temu. Szczerze mówiąc, nie potrafiłaby 

opisać  tego,  co  wtedy  przeŜyła.  Wiedziała  tylko,  Ŝe  najpierw  Ramsey  zademonstrował  jej 

całkiem interesujący sposób całowania, potem zaś bez reszty uniosło ją najbardziej niezwykłe 

przeŜycie, jakiego kiedykolwiek doznały jej zmysły.  

To właśnie znaczyło być prawdziwie podnieconą, pomyślała. Poczuła charakterystyczny 

dreszcz,  który  przebiegł  ją  od  stóp  do  głów.  Do  tej  pory  nie  miewała  takich  myśli,  lecz  od 

dwóch  tygodni  nie  mogła  zastąpić  ich  Ŝadnymi  innymi.  Po  prostu  nie  mogła  juŜ  dłuŜej 

pomijać faktu, Ŝe jej sąsiad z dołu, jakkolwiek uwaŜany przez nią dotychczas za nieznośnego, 

wstrętnego i niedojrzałego egoistę, wzniecił w niej płomień namiętności, jakiego nie potrafił 

rozpalić Ŝaden inny męŜczyzna.  

Zaskoczona,  choć  takŜe  i  zaŜenowana,  przyznała,  Ŝe  nie  czuje  się  zdruzgotana  tym 

odkryciem. Teraz mogła patrzeć prosto w oczy zbudzonej ze snu bestii własnego seksualnego 

„ja”.  Mogła  pogrozić  jej  palcem  i  zapewnić,  Ŝe  w  Ŝadnym  wypadku  nie  pozwoli  juŜ  więcej 

wodzić się za nos. Alexis sama decydować będzie o swoim losie. No, moŜe nie całkiem sama, 

zaprotestował  jakiś  piskliwy,  nieproszony  wewnętrzny  głosik,  ojciec  na  pewno  będzie  się 

wtrącać.  W  kaŜdym  razie  nic,  ale  to  absolutnie  nic  nie  zajdzie  więcej  między  nią  a 

Ramseyem.  

Pukanie do wspólnych drzwi zachwiało jej postanowieniem.  

– Alexis? – doszedł ją stłumiony głos Ramseya. – Czy jesteś gotowa do wyjścia? 

Z  determinacją  potarła  zmarszczone  czoło.  Próbowała  odnaleźć  sposób  wymigania  się  z 

weekendu  w  Atlantic  City.  Nie  zdzierŜy  następnych  siedemdziesięciu  dwóch  godzin  w 

towarzystwie Ramseya Walkera.  

– Za chwilę – odpowiedziała spokojnie.  

– Pośpiesz się, za dwadzieścia minut zaczyna się przyjęcie u mojego wydawcy.  

Na  przekór  zdrowemu  rozsądkowi  podeszła  do  drzwi,  otworzyła  je  i  oniemiała. 

Najczęściej,  wręcz  zbyt  często,  widywała  Ramseya  w  obszarpanych,  niechlujnych  ciuchach. 

Widziała  go  takŜe  w  smokingu,  czarującego  i  dystyngowanego.  Ale  nigdy  nie  miała  okazji 

widzieć  go  właśnie  takim.  ŚwieŜo  ogolony,  nieomal  prosto  spod  prysznica,  pachniał  jak 

północny,  sosnowy  las.  Świetnie  leŜały  na  nim  grafitowo-szare  spodnie  i  biała,  elegancka 

koszula  pod  tweedową  szarą  marynarką.  Zaskoczył  ją  szafirowy  kolor  krawata,  a  jeszcze 

bardziej – mieszanina barw mieniących się w jego oczach. Nigdy nie przyjrzała im się na tyle 

background image

dokładnie, by mocje opisać. Nagle zapragnęła poznać je bliŜej.  

– Całkiem nieźle wyglądasz – wyznała szczerze, omal nie zdradzając mu swych myśli.  

–  A  ty  jesteś  jeszcze  w  lesie  –  ignorując  komplement  odparł  z  wyraźnym 

niezadowoleniem.  

Spojrzała na hotelowy szlafrok, który ją otulał. W myślach opatrzyła rankę, którą jej zadał 

ostrym tonem reprymendy.  

– Tak, przepraszam – odrzekła ze spuszczoną głową. – Daj mi dziesięć minut.  

Zanim  szybko  zamknęła  drzwi,  Ramsey  zdąŜył  dostrzec  ból  w  jej  oczach  i  cierpienie  w 

głosie.  Usłyszał,  jak  odchodzi  w  głąb  pokoju.  Cholera,  pomyślał,  dlaczego  nigdy  nie  moŜna 

dojść  z  nią  do  ładu?  Dlaczego  zawsze  musi  palnąć  coś,  co  ją  płoszy?  Z  desperacją  machnął 

potęŜną dłonią i siadł na krawędzi łóŜka.  

Po  co  w  ogóle  zapraszał  ją  tutaj?  Zapraszał?  Uśmiechnął  się  ironicznie.  Nie  zaprosił: 

ś

ciągnął  ją  podstępem,  sprowokował...  Zrobił  wszystko,  co  w  jego  mocy,  by  zmusić  ją  do 

towarzyszenia  mu  w  tym  wyjeździe.  Minęło  dziewięć  miesięcy  od  dnia,  gdy  otrzymał  z  rąk 

organizatorów  zjazdu  propozycję  poprowadzenia  seminarium.  JuŜ  wtedy  fantazjował,  jak 

dobrze  byłoby  pokazać  się  tam  z  piękną  sąsiadeczką.  Wiedział  oczywiście,  Ŝe  nigdy  nie 

przyjęłaby jego zaproszenia. Kiedy trzy tygodnie temu skorzystała z jego pomocy, zrozumiał, 

Ŝ

e okazja sama pcha mu się do rąk. I, jak dotąd, wszystko szło jak z płatka.  

Czemu więc przez ostatnie dwa tygodnie nerwy odmawiały mu posłuszeństwa? Dlaczego 

tak  bardzo  irytowała  go  świadomość,  Ŝe  Alexis  nie  przyjechałaby  tu  z  nim  z  własnej  woli? 

Jakim sposobem udało jej się wejść tak głęboko w mroczną część jego wnętrza i poruszyć je 

tak,  jak  nikt  dotąd?  Kiedy  zdołała  wziąć  we  władanie  wszystkie  jego  Ŝądze  i  marzenia?  I 

czemu, do licha, nie mógł przestać o niej myśleć? 

PołoŜył  się  w  poprzek  łóŜka.  LeŜąc  na  plecach,  bezmyślnie  gapił  się  w  sufit.  Nie  znał 

odpowiedzi na Ŝadne z tych pytań. Nieźle się wkopałem, stwierdził w duchu.  

Tkwił nadal w tej pozycji, gdy kilka minut później rozległo się pukanie do drzwi.  

– Otwarte! – zawołał, ciągle leŜąc.  

Usłyszał zgrzyt zamka i szelest materiału. Odwrócił głowę i spojrzał w stronę wchodzącej 

Alexis.  Miała  prostą,  czarną  suknię  bez  ramiączek,  skrywającą  długie  nogi  zwiewną  mgłą. 

Zdała  się  Ramseyowi  jakaś  inna  niŜ  zwykle.  Jej  strój  mógł  zdziałać  wszystko  oprócz 

schłodzenia atmosfery. Dzielącą ich przestrzeń wypełniało gorące, przesycone igiełkami pole 

wzajemnego  przyciągania.  Wyraz  oczu  Alexis  zdradzał,  Ŝe  dziewczyna  jest  o  krok  od 

zerwania  krępujących  ją  więzów.  Ramsey  mógł  tylko  Ŝywić  nadzieję,  Ŝe  droga  jej  ucieczki 

zawiedzie ją ku niemu.  

– Źle się czujesz? – spytała widząc, Ŝe się nie poruszył.  

Przez  dłuŜszą  chwilę  nie  odpowiadał.  Nie  mógł  nic  powiedzieć,  tylko  wpatrywał  się  we 

włosy, które miękkimi lokami spływały na jej ramiona. W głowie kołatała mu się tylko jedna 

myśl, Ŝe nigdy, przenigdy nie zapomni tego, jak ona teraz wygląda. Chciał krzyczeć z radości, 

Ŝ

e spędzą razem cały weekend.  

Alexis niepewnie postąpiła kilka kroków w stronę łóŜka.  

– Ramsey? Czy coś jest nie w porządku? Westchnął głęboko i usiadł.  

background image

– SkądŜe – niewyraźnie wymamrotał. – Jest świetnie. Wyglądasz...  

Nie byłby w stanie skryć przed nią tego, co czuł na jej widok, więc nawet nie próbował. 

PrzyłoŜył tylko dłoń do czoła, jakby chciał powstrzymać rozpalającą je gorączkę.  

– Alexis, wyglądasz oszałamiająco...  

Spłonęła  rumieńcem  i  spojrzała  na  swą  sukienkę  tak,  jakby  nie  widziała  jej  nigdy 

przedtem. Nie miała pojęcia, co skłoniło ją do zakupu akurat tej kreacji. Naprawdę, to nie w 

jej stylu, coś tak bardzo seksownego. Ramsey uprzedził ją, Ŝe będą zaproszeni na koktajl do 

jego wydawcy. Chciała tylko wyglądać modnie i moŜe... atrakcyjnie. Oczywiście, zwykle nie 

nosiła podobnych ubrań i teraz, gdy uwięziła się w tej sukni na najbliŜsze kilka godzin, będzie 

musiała mieć się na baczności.  

–  Nie  uwaŜasz,  Ŝe  to  zbyt...  zbyt  śmiałe?  –  spytała.  Nie  przesadzaj,  odparł  w  myślach, 

bezskutecznie  starając  się  powstrzymać  od  wędrowania  spojrzeniem  wzdłuŜ  jej  zgrabnych 

nóg. Dziś wieczorem będzie musiał odganiać od niej kaŜdego męŜczyznę w zasięgu wzroku.  

– E tam... – wydukał w końcu. – Jest dobrze, w porządku.  

Odpowiedź nie rozwiała jej wątpliwości, lecz było zbyt późno, by się przebierać.  

– MoŜe juŜ pójdziemy? – zaproponowała.  

By  dostać  się  na  przyjęcie,  musieli  przejść  przez  hotelowe  kasyno.  Alexis  mimo  woli 

rozglądała się na prawo i lewo, w górę i w dół. Nie spodziewała się, Ŝe Atlantic City zrobi na 

niej  pozytywne  wraŜenie.  JuŜ  sam  pomysł  utrzymywania  miasta  z  hazardu  wydał  jej  się 

niesmaczny.  Pachniało  zewsząd  tandetą,  pełną  jaskrawych,  błyskających  świateł  i  ludzi 

ubranych skąpo lub dziwacznie.  

Tu,  w  kasynie,  czuła  to  wyraźnie.  Otaczał  ją  tłum,  który  kłębił  się  wokół  automatów  i 

stołów  do  gry  w  kości  lub  ruletkę,  miętosząc  w  garściach  pliki  banknotów  tak,  jakby  były 

makulaturą. Dzwoniły dzwonki, a starsze panie piszczały z emocji, gdy niklowany pojemnik 

automatu wypełniał się monetami.  

DŜentelmeni  w  strojach  wieczorowych,  ramię  w  ramię  z  młodzieńcami  w  skórzanych 

kurtkach, cisnęli się do stołów, gdzie wykrzykiwali polecenia krupierkom mieszającym kości. 

Zanim Alexis zdołała się zorientować, ją takŜe ogarnął szał miejsca, w którym ludzie chcieli 

robić  pieniądze  na  zgadywaniu,  którą  stroną  odwróci  się  na  wierzch  mała,  kropkowana, 

plastikowa kostka.  

– Chcesz spróbować? – wyszeptał jej Ramsey do ucha.  

– Och, nie – odparła, nie odrywając wzroku od stołu, przy którym tak wiele było śmiechu 

i  radości.  –  Nie  pochwalam  hazardu.  Ci  ludzie  mogliby  z  pewnością  znacznie  lepiej 

spoŜytkować  swoje  pieniądze,  zamiast  trwonić  je  tak  beztrosko.  A  jeśli  tego  nie  umieją,  to 

niech przeznaczą je na nieskończenie lepszy cel, jakim jest dobroczynność.  

–  Daj  spokój,  Alexis,  rozchmurz  się.  Odwróciła  się  do  niego,  by  dobitniej  wyrazić  swą 

dezaprobatę, lecz nie dał jej dojść do słowa.  

–  Czemu  potępiać  ludzi  za  trochę  zabawy  i  nadzieję  na  powrót  do  domu  z  paroma 

dodatkowymi groszami w kieszeni? 

– To udaje się tylko nielicznym – skwapliwie zaoponowała. – Znaczna większość traci tu 

nie tylko pieniądze.  

background image

– Wręcz przeciwnie.  

Zmarszczyła brwi. Powinna była spodziewać się takiej odpowiedzi z jego strony.  

– I tak mnie nie przekonasz – trwała przy swoim zdaniu.  

– Pewnie nigdy nawet nie spróbowałaś.  

– Nie, ja...  

– Chodź.  

Chwycił  ją  mocno  za  rękę  i  pociągnął  w  stronę  stołu,  który  przed  chwilą  przykuł  jej 

uwagę. Alexis przypomniała mu, Ŝe spóźnią się na przyjęcie.  

– Nie martw się, wybaczą nam. A teraz pozwól, Ŝe krótko wytłumaczę ci reguły gry.  

Przez następne kilka minut Alexis posłusznie kiwała  głową na znak zrozumienia w tych 

momentach,  w  których  sądziła,  Ŝe  powinna.  Ramsey  równie  dobrze  mógłby  wygłosić  swój 

wykład po chińsku, poniewaŜ i tak kompletnie nie miała pojęcia, o czym mówi. Słowa takie 

jak  „przejście”,  „punkt”,  „wypłata”,  mocno  zakorzeniły  się  w  jej  umyśle,  lecz  niestety  nie 

zanosiło  się  na  to,  by  mogły  zaowocować.  Gdy  wreszcie  dopchali  się  do  stołu,  postanowiła 

najpierw trochę popatrzeć.  

Ramsey  połoŜył  znaczną,  jej  zdaniem,  sumę  pieniędzy  na  zielonym  suknie  i  poprosił  o 

coś, co nazwał kuponami, po czym umieścił niewielką stertę Ŝetonów na polu, które wszyscy 

nazywali  linią  przejścia.  Bacznie  śledziła  kaŜdy  jego  ruch.  MęŜczyzna  z  prawej  strony 

Ramseya kilkakrotnie rzucał kością. Wszyscy wokół niej bawili się świetnie aŜ do chwili, gdy 

padła  trójka.  Powód  zmiany  nastroju  pozostał  dla  niej  zagadką.  Trójka  nigdy  nie  była  w  jej 

mniemaniu  pechową  liczbą.  Historycznie  rzecz  biorąc,  pomyślała  Ałexis,  trójka  miała  duŜe 

znaczenie  symboliczne  w  świecie  sztuki  i  literatury,  by  nie  wspomnieć  o  jej  znaczeniu 

metafizycznym.  

– Zmiana strzelca! – głośny głos krupiera wyrwał ją z kontemplacji. Cokolwiek znaczyło 

to zawołanie, dotyczyło  ono Ramseya. Spojrzała pytająco na kości, które  podniósł ze stołu i 

trzymał przed nią na otwartej dłoni.  

– Teraz ja rzucam – wyjaśnił.  

–  Aha,  rozumiem.  –  Z  trudem  przyswoiła  sobie  nową  porcję  informacji,  która  i  tak  nie 

pomogła  jej  pojąć  zasad  gry.  Starała  się  udawać,  Ŝe  śledzi  akcję.  Ramsey  mocno  potrząsnął 

zamkniętymi w dłoni kośćmi i zbliŜył zaciśniętą pięść do ust Alexis.  

– Chuchnij – poprosił.  

– No wiesz? 

– Chuchnij na kości – wyjaśnił. – Na szczęście. Spojrzała na niego podejrzliwie, po czym 

bez przekonania spełniła polecenie.  

– Teraz daj im poŜegnalnego całusa.  

– Co znowu? 

–  Dalej,  dziewuszko  –  z  drugiego  końca  stołu  ponaglił  ją  starszy  męŜczyzna,  który 

miętosił w ustach koniec cygara. – Czy mam tu czekać aŜ do śmierci? 

Zbieranina  wokół  stołu  zjednoczyła  się  w  głośnym,  zgodnym  pomruku.  Alexis 

skwitowała  ich  reakcję  spojrzeniem  w  sufit,  po  czym  musnęła  wargami  podsuniętą  dłoń. 

Ramsey z błyskiem w oku rzucił kości daleko w drugi koniec stołu.  

background image

– Dalej! – zawołał. – Ta mała potrzebuje na nowe pantofelki! 

– Oczywiście, Ŝe nie – zaprotestowała Alexis. – Mam je pierwszy raz na nogach. Kupi...  

– Jedenaście – krzyknął krupier, a zgromadzony tłumek aŜ zawrzał z radości.  

– Kupiłam je w zeszłym tygodniu. Potrzebowałam czegoś do tej sukienki – dokończyła.  

– Właśnie wygraliśmy stówę – rzucił Ramsey niedbale.  

– Co?! – zawołała z zapartym tchem.  

– Wyrzuciłem jedenaście. Podwoiliśmy pieniądze, które postawiłem na linii przejścia.  

– Naprawdę? 

–  Proszę,  teraz  twój  rzut.  –  Zwrócił  się  do  obsługi  stołu:  –  Pani  prosi  o  kości,  będzie 

rzucać.  

– Zmiana strzelca! – zawołał krupier i przysunął w jej stronę osiem kości.  

–  Mam  rzucać  wszystkimi?  –  mocno  skonsternowana  spytała  szeptem  Ramseya.  –  Ty 

miałeś tylko dwie. Jak mam zmieścić w dłoniach tyle kości? To najgłupsza gra, jaką znam.  

–  Weź  dwie  –  wyprostował  dwa  palce  i  odpowiedział  tonem,  jakby  udzielał  pomocy 

sześciolatkowi rozwiązującemu pierwsze w Ŝyciu zadanie arytmetyczne. – Dostałaś osiem, z 

których masz wybrać dwie.  

Alexis zrobiła zdegustowaną minę, po czym wybrała dwie najbliŜsze kości i rzuciła je w 

drugi koniec stołu, zupełnie nie troszcząc się o wynik.  

– Siedem – zawołał krupier.  

Podniecenie  tłumu  zgromadzonego  wokół  stołu  wyraźnie  wymknęło  się  spod  kontroli. 

Jakaś  kobieta  pochyliła  się  nagle  w  stronę  Alexis  i  radośnie  ucałowała  ją  w  policzek,  zaś 

męŜczyzna na prawo od Ramseya klepnął ją w plecy tak mocno, Ŝe straciła oddech.  

– Co się stało? – spytała z zaciekawieniem.  

– Pamiętasz te dwieście dolarów, które mieliśmy minutę temu? – spytał cicho Ramsey.  

Kiwnęła głową.  

– Więc teraz mamy czterysta. Szeroko otworzyła oczy.  

– O, kurczę – wyrwało się jej.  

–  Właśnie  tak.  –  przytaknął.  –  Wiesz,  to  się  nazywa  fartowny  wieczór.  Mówi  ci  coś  to 

określenie? 

Posłał  Alexis  ciepłe,  zmysłowe  spojrzenie,  od  którego  nieomal  zamarło  bicie  jej  serca. 

Mogła  wyraźnie  odczytać  jedno  z  wielu  zawartych  w  nim  znaczeń.  Chciał,  by  znów  rzuciła 

kości.  Nic  prawie  nie  waŜyły,  lecz  biorąc  je  do  rąk  czuła  cięŜar  oblepiających  je  zewsząd 

oczekiwań.  Nieśmiało  uśmiechnęła  się  do  Ramseya,  po  czym,  naśladując  jego  ruchy, 

zagrzechotała zawzięcie kośćmi. Podsunęła mu zwiniętą piąstkę.  

– Chuchniesz? – poprosiła.  

Przyciągnął jej dłoń bliŜej ust i ogrzał ciepłym oddechem. ZadrŜała leciutko.  

– Pocałujesz? 

Delikatnie  otoczył  jej  dłoń  swoją.  Leciutkim,  kuszącym  muśnięciem  końca  języka 

obdarował najpierw kaŜdy z jej palców.  

–  Czego  potrzebuje  mój  chłopak?  –  zaskoczona  usłyszała  swój  własny,  lekko 

zachrypnięty głos.  

background image

Zapadła  cisza,  nawet  krupier  zamilkł.  Wszyscy  niecierpliwie  czekali  na  odpowiedź 

Ramseya. Zatoczył spojrzeniem krąg po zaciekawionych twarzach i zdecydował, Ŝe zatrzyma 

dla siebie najgłębszą potrzebę.  

–  Teraz  potrzebuje  drinka.  Koniecznie  –  potwierdził.  Alexis  uśmiechnęła  się  doń  ze 

zrozumieniem.  Po  raz  ostatni  gwałtownie  potrząsnęła  dłońmi.  Rozległy  się  pełne  emocji 

okrzyki,  prośby  o  to,  by  znów  wyrzuciła  siódemkę  lub  jedenaście.  ZłoŜyła  razem  dłonie  i 

potarła je tak, jakby chciała ogrzać uwięzione kości, po czym trzykrotnie na nie chuchnęła.  

– Dalej, mój chłopak chce się napić! – zawołała rzucając.  

–  Znowu  siedem!  –  krzyknął  krupier  zbytecznie,  bowiem  gdy  tylko  kości  szczęśliwie 

wylądowały  na  drugim  końcu  stołu,  wywołały  wybuch  radosnej  histerii.  Figlarny  uśmiech 

zamarł  na  twarzy  Alexis,  gdy  zwróciła  się  do  swego  towarzysza.  Dostrzegła  nagle  w  jego 

oczach  wyraźny  obraz  tego,  co  kłębiło  się  w  jego  duszy.  On  naprawdę  potrzebuje  drinka, 

pomyślała, ja chyba teŜ.  

– Spóźnimy się – przypomniała.  

Ramsey wziął głęboki oddech, by przywrócić sercu równy rytm.  

– Rzeczywiście – rzucił krótko i, wzbudzając głośne protesty wśród pozostałych graczy, 

zebrał  ze  stołu  stertę  kolorowych,  cudownie  pomnoŜonych  Ŝetonów.  –  Pani  wygrana,  panno 

Carlisle – oświadczył, wręczając Alexis połowę Ŝetonów.  

– PrzecieŜ początkowy wsad był twój – odparła, zwracając mu jeden z Ŝetonów. – NaleŜy 

ci się to z powrotem.  

– Początkowy wsad? – podchwycił. – Szybko łapiesz Ŝargon hazardzistów.  

Zawstydzona dziewczyna spuściła głowę.  

– Zatrzymaj go – poprosił z uśmiechem. – Wiem, Ŝe przeznaczysz to na jakiś poŜyteczny 

cel.  

– O, tak – zapewniła. – Całą wygraną przekaŜę na fundusz naszego komitetu.  

– Tego się właśnie spodziewałem.  

–  A  ty  pewnie  swój  postawisz  w  kasynie  –  odrzekła,  patrząc  na  niego  z  wyrzutem. 

Przypomniała  sobie,  Ŝe  przecieŜ  była  przeciwniczką  hazardu,  chociaŜ  ostatni  kwadrans 

przyniósł jej więcej radości niŜ ostatnich kilka lat.  

Zanim odpowiedział, omiótł kilkakrotnie wzrokiem jej postać od góry do dołu.  

– Nie, będą mi zaraz potrzebne, dziś wieczorem mam zamiar osuszyć bar.  

W  rewanŜu  obrzuciła  go  podobnym  spojrzeniem.  Jeszcze  nie  mogła  opanować 

rozedrganych emocji, od których kręciło jej się w głowie.  

– Wiesz, chyba się przyłączę – oświadczyła.  

Przez  długą  chwilę  stali  pod  olbrzymim  kryształowym  Ŝyrandolem  rozświetlającym 

ś

rodek  sali  kasyna,  niepomni  panującej  wokół  wrzawy  i  kłębiącego  się  tłumu.  Tkwili 

nieruchomo,  wpatrzeni  w  siebie  nawzajem.  KaŜde  chciało  odgadnąć  myśli  drugiego,  aŜ  w 

końcu Alexis zrozumiała, Ŝe chyba juŜ wie. Zaskoczyło ją to odkrycie. Była prawie pewna, Ŝe 

tym razem oboje myśleli o tym samym.  

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY 

 

Następnego dnia Ramsey znalazł trochę czasu dla Alexis dopiero wieczorem. Rano, przy 

pośpiesznym  śniadaniu,  umówili  się  na  siódmą  na  kolację  w  restauracji  hotelowej.  Właśnie 

szykował się na spotkanie. Prostował zawiązany, ku własnemu zaskoczeniu, po mistrzowsku 

krawat.  Zdumiało  go  równieŜ  to,  jak  bardzo  brakowało  mu  towarzystwa  Alexis  na 

seminariach  wypełniających  cały  dzień.  Pozostało  tajemnicą,  czemu  tęsknił  za  kimś,  kto Ŝył 

tylko po to, by prowokować i draŜnić jego męskie ego.  

Strzepnął pyłek z rękawa ciemnego garnituru, jednego z dwóch, jakie miał. Drugi, jasny, 

wydał mu się nieodpowiedni na tę okazję. Wyruszył po Alexis. Otworzyła natychmiast,  gdy 

tylko zapukał. I znowu stanął jak wryty, urzeczony jej pięknem. Pomyślał, Ŝe pewnie tak juŜ 

będzie zawsze. Za kaŜdym razem będzie w milczeniu oddawał hołd temu pięknemu zjawisku.  

Coraz częściej nosiła rozpuszczone włosy i chyba miało to jakiś związek z tym, Ŝe to on 

pojawił  się  w  jej  Ŝyciu.  Dzisiejszego  wieczora  powróciła  do  wiktoriańskiego  stylu  ubierania 

się.  Ciemno-bordowa  spódnica  szczelnie  kryła  nogi  aŜ  do  połowy  łydek,  zaś  śnieŜnobiałą 

bluzkę  wieńczył  stojący  koronkowy  kołnierzyk,  przez  który  prześwitywała  delikatna, 

kremowa skóra smukłej szyi. Czarna szarfa, wyszywana w kwieciste wzory, przewiązana była 

w  wiotkiej,  dziewczęcej  talii.  Ramsey  nie  mógł  powstrzymać  się  od  ciekawskiej  myśli,  czy 

włoŜyła dziś pas do podwiązek, zdobiony róŜowymi kokardkami? 

– Czy jesteś gotowa do przypięcia... to jest przyjęcia? 

– burknął tak niewyraźnie, Ŝe nie była pewna, czy zrozumiała go właściwie.  

Na  wszelki  wypadek  szybko  sprawdziła  swój  wygląd  w  obawie,  czy  przypadkiem  nie 

eksponuje  fragmentu  bielizny,  co  byłoby  dla  niej  raczej  krępujące.  Upewniwszy  się,  Ŝe 

wszystko  jest  w  porządku,  złoŜyła  niefortunne  przejęzyczenie  Ramseya  na  karb  jego 

nadmiernie rozbudzonej fantazji erotycznej.  

– Tak, jestem gotowa – odpowiedziała z wymuszonym uśmiechem.  

Ramsey  wyraźnie  nie  chciał  ograniczyć  programu  wieczoru  tylko  do  posiłku.  Podczas 

deseru,  przy  kawie,  usilnie  starał  się  namówić  Alexis  do  powtórnej  wizyty  w  kasynie. 

Próbowała  wytłumaczyć  mu,  Ŝe  nie  planowała  na  dziś  takiej  eskapady,  Ŝe  najchętniej 

wróciłaby  do  swego  pokoju,  gdzie  czekało  na  nią  kilka  powieści  kupionych  na  targach 

towarzyszących zjazdowi.  

– Nie, to zbyt nudne – nalegał. Uniósł filiŜankę i pociągnął łyk kawy. – Jesteś w Atlantic 

City i chcesz przesiedzieć wieczór nad ksiąŜką? Czy nie rozumiesz, Ŝe to idiotyczny pomysł? 

–  Nie,  wcale  nie  –  oponowała  z  udawanym  zaskoczeniem.  –  Nie  sądzę,  Ŝeby  czytanie 

ksiąŜek  było  idiotyzmem  w  jakichkolwiek  okolicznościach.  Gdyby  reszta  społeczeństwa 

zaczęła  podzielać  podobne  poglądy  na  lekturę  ksiąŜek,  to  ktoś  taki  jak  ty,  kto  utrzymuje  się 

dzięki ich pisaniu, byłby skończony.  

– Dobrze wiesz, Ŝe nie to miałem na myśli.  

–  Szatański  uśmieszek  zakradł  się  w  kąciki  jego  ust.  Ręka  Ramseya  przemierzyła  całą 

szerokość stołu, by przykryć dłoń Alexis. – Chodzi mi tylko o to, Ŝe nie moŜna spędzić całego 

background image

Ŝ

ycia, skrywając się w pokoju. Jest tyle innych przyjemności.  

Alexis  odstawiła  filiŜankę  z  kawą  na  spodeczek,  po  czym  uwolniła  rękę  z  uścisku  i 

podparła nią brodę.  

–  W  rzeczy  samej.  Muzyka  i  plastyka  potrafią  poruszyć  zmysły,  wykwintne  potrawy  i 

wino mogą dogodzić podniebieniu. A zniewalający zapach ściętych świeŜo kwiatów? A dotyk 

aksamitu opuszkami palców... – tu przerwała. Spostrzegła, Ŝe jej słowa chyba w nich obojgu 

wywołały wspomnienie dotyku, nie tylko aksamitu, opuszkami palców. Palców Ramseya.  

–  Mów  dalej,  proszę  –  nalegał.  W  jego  niebieskozielonych  oczach  rozbłysły  maleńkie 

ogniki.  

Wyprostowała się sztywno i wbiła wzrok w obrus.  

– I dobra ksiąŜka w pokoju hotelowym, gdy wokół chyba cały świat oszalał – dokończyła.  

– Nie cały świat – sprostował – tylko Atlantic City. Tutaj trudno nie zwariować, choćby 

odrobinę.  

– Łatwo zauwaŜyć.  

– Jak mogłaś zauwaŜyć tu cokolwiek, jeŜeli nie wysunęłaś nawet czubka nosa poza hotel? 

– atakował.  

– A czego mogę spodziewać się na zewnątrz, jeŜeli juŜ sam hotel tak pełen jest chaosu, Ŝe 

aŜ trzeszczy w szwach? 

– Alexis – starał się zachować spokój, tłumacząc jej prawdę tak oczywistą – tutaj odbywa 

się  zjazd.  Pisarzy  –  znacząco  zawiesił  głos,  jakby  to  jedno  słowo  miało  usprawiedliwić 

otaczający  ich  zewsząd  obłęd.  –  W  dodatku  pisarzy  powieści  sensacyjnych.  Nie  wiesz,  Ŝe 

kaŜdy z nas jest po prostu szalony? 

– Tak, z pewnością jeden z was ma wyraźne ku temu skłonności – odparła spokojnie.  

– No, cóŜ, jest tu więcej takich jak ja. Są nawet gorsi.  

– Zatem normalnym nie pozostaje nic innego, jak uciekać – odrzekła przesadnie przejęta.  

Ramsey potrząsnął przecząco głową i zatoczył rękami szeroki krąg.  

– Ja tylko próbuję cię przekonać, Ŝe Atlantic City to nie tylko hipnotyczny błysk kasyna.  

– Trzymam cię za słowo.  

–  Nie  musisz.  Dziś  wieczorem  zabieram  cię  na  małą  przechadzkę.  MoŜna  powiedzieć: 

przechadzkę ciemną stroną Ŝycia.  

– Świetnie, tego mi właśnie brakowało – wymamrotała Alexis, gapiąc się w resztkę kawy 

na dnie filiŜanki.  

 

Gdyby  ktokolwiek  wywróŜył  jej,  Ŝe  któregoś  dnia  będzie,  ręka  w  rękę,  spacerować  z 

jakimś  pismakiem  po  wietrznych  trotuarach  Atlantic  City,  pośród  ciŜby  ludzi  odzianych 

najdziwaczniej,  począwszy  od  eleganckich  futer,  na  znoszonych  pantofelkach  skończywszy, 

doradziłaby temu komuś wizytę u psychiatry, i to dobrego. Teraz okazało się, Ŝe gdyby taka 

osoba  istniała  naprawdę,  byłaby,  jak  Kasandra  i  Terezjasz,  i  wróŜbiarz  Cezara,  nie 

zrozumianym, choć prawdomównym prorokiem.  

JuŜ  całkiem  się  ściemniło,  gdy  ruszali  z  hotelu,  lecz  panujący  mrok  zdawał  się  nie 

przeszkadzać  nikomu  z  przechodniów  pędzących  w  swych  codziennych  sprawach.  Tłok  na 

background image

promenadzie dorównywał temu, jaki zastali poprzedniego popołudnia. Alexis przyglądała się 

mijającym ją w pośpiechu ludziom. Zafascynowała ją róŜnorodność tłumu. Tu przemknął ktoś 

w eleganckim, nieskazitelnie wyszczotkowanym, wieczorowym stroju, a tuŜ obok włóczył się 

ktoś  w  wyświechtanym  łachu.  Widziała  starszych  ludzi  ubranych  zgodnie  z  modą  sprzed 

czterdziestu  lat,  i  nastolatków  ze  stojącymi  czuprynami  w  zwariowanych,  typowo 

młodzieŜowych kreacjach. Ile barw, pomyślała, coraz bardziej zaintrygowana.  

–  A  widzisz?  Mówiłem!  –  powiedział  Ramsey,  gdy  minęli  grupę  chłopców  i  dziewczyn 

ś

piewających  i  tańczących  wokół  stojącego  na  chodniku  olbrzymiego,  przenośnego 

radiomagnetofonu. – Oto największy spektakl w świecie.  

Odpowiedziała  uśmiechem  na  jego  zachwyty.  Rzeczywiście,  uwielbienie  dla  cyrku 

musiało tkwić mocno w jego naturze.  

– Myślę, Ŝe na swój sposób masz sporo racji. Widziałam dziś i klownów, i akrobatów, i 

połykaczy ognia. I dzikie bestie – dodała, znacząco spoglądając na swego towarzysza.  

– To kiedy zaczniesz mnie tresować? – burknął ze ściągniętymi brwiami. – Akurat mam 

przy sobie bicz i składane krzesełko. Nie muszę dodawać, Ŝe znajdzie się i zgrabny kostium. 

Uniwersalny, pasuje na kaŜdego.  

– Nie wątpię. – Alexis nie mogła powstrzymać się od uśmiechu.  

Zamilkł,  a  ona  przypomniała  sobie,  Ŝe  przecieŜ  Ramsey  był  zawsze  dumnym, 

zatwardziałym kawalerem, gotowym na krótko związać się z kaŜdą kobietą, która ma ochotę 

na  przelotny  romans.  Z  jej  punktu  widzenia  to  nie  wchodziło  w  grę.  Nawet  gdyby  udało  im 

się  przezwycięŜyć  dzielące  ich  róŜnice,  co  wydawało  jej  się  coraz  bardziej  moŜliwe, 

pozostawało parę istotnych powodów, dla których nie była skłonna rzucić mu się w ramiona.  

Po  pierwsze,  był  pisarzem.  Twórczość  była  jego  źródłem  utrzymania  i  sposobem  na 

Ŝ

ycie. Uświadomiła sobie, Ŝe nie tylko ojciec nigdy nie zaakceptuje Ramseya, lecz takŜe sama 

Alexis  nie  będzie  umiała  w  pełni  mu  zaufać.  Nie  ukrywał,  Ŝe  nie  ma  ochoty  wiązać  się  na 

stałe.  To  był  drugi  z  powodów,  który  powstrzymywał  ją  od  zakochania  się.  Pragnęła 

męŜczyzny, który byłby z nią zawsze.  

Pochodziła  z  licznej  rodziny  i  doskonale  znała  korzyści  płynące  z  mocnych  więzi. 

Wiedziała,  Ŝe  nie  chce  samotnie  się  zestarzeć.  MałŜeństwo  jej  rodziców  było  bardzo  udane, 

nadal oboje kochali się do szaleństwa. Nie widziała przyczyny, dla której miałaby pozbawiać 

się  podobnego  szczęścia.  Wreszcie,  chciała  teŜ  mieć  dzieci.  Mogłaby  je  nauczyć,  jak  cenić 

piękno, jakie Ŝycie ma do zaoferowania.  

Krótko mówiąc, potrzebowała kogoś na teraz i na przyszłość. Kogoś na stałej, konkretnej 

posadzie. Kogoś, kto zapewni utrzymanie załoŜonej przez nich rodzinie. Kogoś, na kim moŜe 

polegać  i  czyje  zachowanie  moŜe  przewidzieć.  Zwykłego,  statecznego,  odpowiedniego 

męŜczyzny.  Ramsey  Walker  nigdy  takim  nie  będzie,  choćby  Ŝyczyła  sobie  tego  najgoręcej. 

Chyba właśnie wtedy dotarło to do niej.  

– Alexis.  

Głos  Ramseya  przebił  się  przez  mgliste  myśli,  plączące  się  jej  po  głowie.  Spojrzała  na 

niego.  JakŜe  Ŝałowała,  Ŝe  nie  był  właściwym  dla  niej  męŜczyzną.  Lecz  to,  co  chciał 

powiedzieć, pozostało tajemnicą. Utkwił wzrok gdzieś za nią, gdzie tylko mroczna ciemność 

background image

spowijała ocean, po czym potrząsnął głową w geście beznadziei.  

– Chodźmy na kawę – zaproponował w końcu.  

–  Znam  tu  niedaleko  małą  grecką  knajpkę.  Mają  świetną  kawę  z  ekspresu,  rzeczywiście 

stawia na sztorc wszystkie włosy na piersiach.  

W pierwszej chwili Alexis chciała odpowiedzieć, Ŝe posiadanie włosów na piersiach nie 

jest  jej  największym  marzeniem,  lecz  gdy  spostrzegła  jego  uśmiech,  mogła  go  tylko 

odwzajemnić.  

–  Dobrze  –  zgodziła  się,  choć  było  późno,  i  choć  przed  chwilą  właśnie  próbowała 

przekonać samą siebie, Ŝe nie powinno dojść do niczego między nimi.  

–  Z  przyjemnością.  A  moŜe  potem  zabierzesz  mnie  do  kasyna?  Ta  ruletka  wyglądała 

całkiem interesująco. A co to jest to oczko, o którym tyle się ostatnio nasłuchałam? 

Ramsey roześmiał się. Gdy zawrócili, poufale objął ją ramieniem.  

– Alexis, stajesz się hazardzistką.  

– Owszem – odparła. W duchu Ŝywiła nadzieję, Ŝe nie straci swoich Ŝetonów, i Ŝe będzie 

umiała wycofać się z gry, zanim wzrośnie stawka.  

Po  raz  pierwszy  w  Ŝyciu  zdarzyło  się  Alexis  nie  spać  przez  całą  noc.  Siedziała  blisko 

Ramseya  na  ławce  stojącej  na  plaŜy  tuŜ  obok  ich  hotelu  i  przyglądała  się  pierwszym 

zwiastunom  świtu,  róŜowo-Ŝółtym  promykom  rozjaśniającym  mrok  nad  horyzontem.  Zdała 

sobie sprawę, Ŝe mijający weekend obfitował w czynności, które robiła pierwszy raz.  

Między  nimi  tkwiła  pusta  butelka  po  winie,  oczywisty  dowód  kolejnego  „pierwszego 

razu”.  Złamała  nie  jeden,  a  dwa  przepisy.  Po  pierwsze,  wynieśli  butelkę  z  kasyna,  które  nie 

miało  zezwolenia  na  sprzedaŜ  alkoholu  na  wynos.  Po  drugie,  wypili  ją  na  plaŜy,  co  z 

pewnością było zakazane. Nie zatroszczyli się nawet o kieliszki, po prostu podawali ją sobie z 

ust do ust, jak dwoje włóczęgów. Nie mogła powstrzymać się od uśmiechu na myśl, Ŝe kiedyś 

taki  postępek  wydawałby  się  jej  nie  do  przyjęcia.  Na  domiar  złego,  przez  cały  wieczór 

zupełnie  zapomniała  o  dystyngowanym  zachowaniu,  a  nawet  sprawiło  jej  to  pewną 

przyjemność.  

–  O  czym  myślisz?  –  ciepło  spytał  Ramsey.  Spojrzała  na  niego.  Siedział  w  samej 

kamizelce,  bowiem  oddał  jej  marynarkę,  gdy  nad  ranem  powiało  chłodną  bryzą  od  morza. 

Rozluźniony  krawat  otaczał  kołnierzyk  rozpiętej  pod  szyją  koszuli.  Alexis  przypomniała 

sobie, Ŝe to ona sama zluzowała węzeł i odpięła guziki. Oblała się rumieńcem na myśl o tak 

ś

miałym geście. I jeszcze coś zrobiła pierwszy raz tej nocy.  

Gdzieś koło czwartej nad ranem, gdy w barze kwartet jazzowy resztkami sił wykonywał 

ostatni utwór zatytułowany „Noc i dzień”, Alexis zrozumiała, Ŝe jest zakochana. Zakochana w 

Atlantic  City,  w  dziwacznym  tłumie  szalonych,  obcych  ludzi,  którzy  objęli  tę  noc  we 

władanie. I beznadziejnie zakochana w Ramseyu. Był to dla niej prawdziwy szok. Desperacko 

szukała w myślach odpowiedzi, co ma z tym dalej począć.  

– Alexis? – ponaglił ją jego głos. Spróbowała sklecić jakąś odpowiedź.  

–  Zastanawiałam  się  nad  tym,  Ŝe  nigdy  jeszcze  nie  spędziłam  takiego  wieczoru  – 

przyznała w końcu szczerze.  

– To prawda. A czy dobrze się bawiłaś? 

background image

–  O,  tak  –  odrzekła  entuzjastycznie.  –  Od  dawna  nie  bawiłam  się  tak  dobrze.  Nigdy 

jeszcze nie zdarzyło mi się nie spać całą noc.  

– Daj spokój, w to nie uwierzę.  

– Naprawdę.  

–  A  na  uczelni?  Czy  razem  z  koleŜankami  nie  opowiadałyście  sobie  do  rana  o 

chłopakach?  Nie  porównywałyście  ich,  nie  zmyślałyście  historii  o  tym,  co  działo  się  na 

randkach? Myśmy nieraz gadali tak o dziewczynach.  

Alexis spuściła oczy i nerwowo splotła ręce.  

–  Inne  tak  robiły.  Ja  naprawdę  nie  miałam  o  czym  opowiadać,  więc  zamykałam  się  w 

pokoju i się uczyłam.  

Ramsey spojrzał na nią ze zrozumieniem.  

– A co z chłopakiem, z którym byłaś prawie zaręczona? 

–  Brianem?  Nie,  nie  mogłam  o  tym  mówić.  On  i  ja...  Nie  chciałam  licytować  się  z 

dziewczynami tym, co nas łączyło. ChociaŜ się skończyło, uwaŜałam, Ŝe to... – zawahała się – 

było czymś wyjątkowym.  

Ramsey wprawdzie skinął głową ze współczuciem, lecz za Ŝadne skarby nie mógł pojąć, 

co  znaczyło  „wyjątkowy”.  Nigdy  nie  czuł  do  Ŝadnej  kobiety  niczego  takiego,  co  musiałby 

zachować  dla  siebie  w  obawie  przed  zbeszczeszczeniem.  Nie  przechwalał  się  podbojami, 

gdyŜ nie było to w jego stylu. UwaŜał to za niesmaczne. Powód ten nie miał nic wspólnego z 

uczuciami, jakie Ŝywił.  

– Poza tym – dodała cicho – tak naprawdę niewiele było do opowiadania.  

Nim  Ramsey  zdąŜył  odpowiedzieć,  na  plaŜę  wpadła  hałaśliwa  grupka  ubranych  w 

kolorowe  kombinezony  surfingowców,  gotowych  do  porannego  rekonesansu,  trzeba  więc 

było przenieść rozmowę w inne miejsce. W czynnej całą dobę nadmorskiej kawiarence kupili 

kawę  i  zabrali  parujące  filiŜanki  na  dwór.  Oparci  o  balustradę  podziwiali  świt.  Patrzyli  bez 

słowa, jak ognista kula wolno unosi się w niebo, witając ich ciepłem i nadzieją nowego dnia.  

Coś się zmieniło tej nocy, pomyślał Ramsey. Nie wiedział dokładnie ani co się stało, ani 

kiedy.  Czuł  jakąś  róŜnicę.  Zjawiło  się  coś,  czego  nie  było  jeszcze  dwanaście  godzin  temu. 

BliŜej  nieokreślone  coś  nie  było  nawet  takie  złe,  wręcz  całkiem  przyjemne.  Słoneczny  krąg 

odrywał  się  od  horyzontu,  gdy  Ramsey  w  prostym,  spontanicznym  odruchu  otoczył  talię 

Alexis  ramieniem  i  uśmiechnął  się  do  niej  serdecznie.  Spędzili  razem  wspaniały,  pełen 

radości  wieczór.  MoŜe  wcale  nie  była  sztywną,  konserwatywną  damą?  MoŜe  miała  jeszcze 

szansę? 

Wzmocnił uścisk, a ona nie stawiała oporu. Uśmiechnął się szeroko. Nie mógł doczekać 

się tego, co przyniesie im dzisiejszy dzień.  

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY 

 

W niedzielne popołudnie zjazd miał się ku końcowi. Ramsey tkwił w ciemnym kącie sali 

balowej, w której urządzono poŜegnalne przyjęcie. Całą uwagę skupił na tym, co działo się po 

przeciwległej  stronie  obszernego  pomieszczenia.  Stała  tam  Alexis,  oddzielona  gwarnym 

tłumem,  i  była  zajęta  serdeczną  pogawędką  z  Maćkiem  MacAlpinem,  wydawcą  Ramseya. 

Uroczysta i miła atmosfera zdawała się być udziałem wszystkich obecnych, oprócz Ramseya. 

W zamyśleniu sączył drinka. Był o coś zły, przez cały dzień, lecz nie miał pojęcia, o co tak 

naprawdę mu chodzi.  

Wmawiał  sobie,  Ŝe  jego  ponury  nastrój  nie  miał  Ŝadnego  związku  z  ciemnowłosą 

pięknością,  która  tak  blisko  pochylała  głowę  do  swego  rozmówcy.  I  nie  dlatego  był 

zirytowany,  Ŝe  przez  cały  weekend  ani  o  krok  nie  posunął  się  w  swych  erotycznych 

zamiarach. Ramsey był całkowicie pewien, Ŝe zŜerająca go złość nie ma nic wspólnego z... z 

uczuciem Ŝywionym do  Alexis Carlisle. Ani z tym, Ŝe wesołymi uśmiechami i spojrzeniami 

zdradzała, jak świetnie bawi się w towarzystwie jego wydawcy. Absolutnie nic.  

Cholera, a co za róŜnica, z kim ona rozmawia? Spędził cały rok na przyglądaniu się, jak 

wychodziła  na  spotkania  i  przyprowadzała  do  siebie  gości,  głównie  męŜczyzn.  Szczerze 

mówiąc, nigdy nie troszczył się zbytnio, kim byli i co ich z nią łączyło. No, moŜe nie całkiem, 

przyznał,  wspominając  pełne  napięcia  chwile,  kiedy  tkwił  z  uchem  przyklejonym  do  swych 

drzwi i modlił się, by nie zrobiła jakiegoś głupstwa z nowym adoratorem lub ponaglał faceta, 

by znów odmówił jej zaproszeniu.  

No, dobrze. Mozę rzeczywiście przejmował się tym, z kim się spotykała i co robiła. I co z 

tego?  Był  zwyczajnym  męŜczyzną  o  normalnych  potrzebach.  Czemu  nie  miałby  myśleć  o 

pięknej  kobiecie?  Niestety,  z  czasem  zwykłe  myśli  przerodziły  się  w  obsesję.  Wszystko,  o 

czym  marzył,  to  Alexis  i  jej  fascynująca  bielizna.  To  chyba  zupełnie  zrozumiałe,  prawda? 

Prawda?  –  przekonywał  w  myślach  sam  siebie.  Błądził  wzrokiem  po  krągłościach  ciała 

dziewczyny i stłamsił w sobie jęk, który zrodziła rozbudzona wyobraźnia. Obsesje mogą być 

bardzo  niebezpieczne,  pomyślał,  najlepiej  uciąć  je  szybko  i  zdecydowanie.  Zacisnął  zęby  i 

miarowym, pełnym determinacji krokiem ruszył w jej stronę.  

Alexis  i  Mack  byli  nadal  pochłonięci  rozmową,  gdy  do  nich  dotarł.  Nie  słyszał,  o  czym 

mówili. Zdecydował, Ŝe  najlepiej będzie zostać na uboczu i się nie wtrącać. PrzecieŜ Alexis 

nie znaczy dla niego więcej niŜ inne dziewczyny, myślał. Wtem dotarł do niego jej dźwięczny 

ś

miech.  Poufałym  gestem  oparła  dłoń  na  barczystym  ramieniu  Macka.  Ramsey  poczuł,  jak 

coś w nim twardnieje, po czym pęka.  

– Czy ty specjalnie mnie unikasz? – zadał ciche pytanie za jej plecami.  

Pełna  skruchy  obróciła  się  ku  niemu.  Nagle  zdała  sobie  sprawę,  Ŝe  zbyt  duŜo 

naopowiadała o Ramseyu osobie, którą przedstawiono jako jego wydawcę.  

–  Nie  –  odparła  szybko,  moŜe  nawet  za  szybko.  Odchrząknęła  speszona  i  zaczęła 

misternie  układać  długi  kosmyk  włosów  za  uchem,  by  zyskać  na  czasie.  –  Wcale  cię  nie 

unikam, po prostu wydawało mi się, Ŝe jesteś bardzo zajęty i nie chciałam ci przeszkadzać.  

background image

Miał  na  końcu  języka  odpowiedź,  Ŝe  juŜ  dawno  temu  zaczęła  mu  przeszkadzać,  Ŝe 

całkowicie zburzyła ład jego świata, lecz zamiast tego potrząsnął tylko głową.  

–  To  niemoŜliwe  –  oznajmił.  –  Twoje  towarzystwo  jest  zawsze  mile  widziane, 

gdziekolwiek i z kimkolwiek jestem.  

Uśmiechnęła się ciepło w podzięce za tak serdeczne słowa, lecz spuściła skromnie oczy, 

by  nie  dostrzegł  w  nich  zadowolenia.  Ciągle  nie  mogła  przywyknąć  do  uczuć,  które  w  niej 

wzbierały, gdy Ramsey był w pobliŜu. Nie wiedziała, jak się ma zachować. Nim się połapała, 

ciągnął dalej.  

– Poza tym – wskazał na stojącego obok blondyna, który uwaŜnie śledził kaŜdy gest ich 

obojga – wiem, jak ten facet potrafi nudzić na przyjęciach i jestem przekonany, Ŝe nie byłabyś 

zadowolona, gdybyś słuchała jego przechwałek przez całą noc.  

–  Hola,  lepiej  pomyśl  o  tym,  jak  szybko  „ten  facet”  będzie  czytał  twój  rękopis  – 

zaczepnie rzucił blondyn uśmiechając się kpiąco. – Na wieki ugrzęŜnie na dnie szuflady, jeśli 

nie zachowasz ostroŜności.  

–  Nie  ze  mną  te  numery  –  odparował  Ramsey,  po  czym  zwrócił  się  do  Alexis.  – 

Ć

wiczyliśmy to z Maćkiem miliony razy. On ciągle nie moŜe pojąć, Ŝe dla kaŜdego wydawcy 

to ja jestem najbardziej łakomym kąskiem w naszych kręgach literackich.  

Mack uśmieszkiem skwitował ripostę i wskazał kobietę stojącą w sąsiedniej grupie gości.  

– Dobra, lepiej obejrzyj się za siebie, chłopie. Audrey Lomond depcze ci juŜ po piętach. 

Daleki  jestem  od  siania  plotek,  ale...  Nie  uwierzysz,  jaką  dostała  propozycję  zaliczki  za 

następny  rękopis.  Gdzieś  w  szefostwie  wydawnictwa  obiła  mi  się  o  uszy  uwaga  o 

„klasycznych proporcjach” rzucona na temat jej prac.  

Ramsey  powoli  sączył  drinka.  Zdawał  się  zbytnio  nie  przejmować  wygłoszonymi 

rewelacjami.  

– Prędzej mi kaktus wyrośnie na dłoni, niŜ kobieta napisze ksiąŜkę według „klasycznych 

proporcji”.  

Aleris nagłym ruchem odwróciła głowę ku niemu. Nie mogła uwierzyć własnym uszom. 

Dopiero co zdołała zmienić zdanie o swym sąsiedzie z niŜszego piętra, dopiero co doszła do 

ładu  ze  swoimi  uczuciami  do  niego.  Przez  cały  dzień  starała  się  uczciwie  osądzić  ich 

szczerość  i zastanawiała  się  nad  tym,  czy  nie  powinna  uniewaŜnić  zawartej  z  ojcem  umowy 

dotyczącej  swojej  przyszłości.  Rozpatrzyła  nawet  bardziej  konkretne  aspekty  związku  z 

Ramseyem. Perspektywy intymnych kontaktów przyprawiały ją o zawrót głowy.  

Jak  mogła  dać  mu  się  tak  nabrać?  –  spytała  sama  siebie.  Jak  mogła  dopuścić  myśl,  Ŝe 

Ramsey nie jest taki, jak sobie do tej pory wyobraŜała? Czy rzeczywiście uwierzyła w to, Ŝe 

pomyliła  się  w  swej  pierwotnej  ocenie?  CóŜ,  wyszło  szydło  z  worka.  Teraz  ukazał  swoje 

prawdziwe  oblicze.  Jego  zaściankowa,  nierozwaŜna  i  bezmyślna  uwaga  o  kobietach  raz  na 

zawsze udowodniła, jak boleśnie trafny był jej pierwszy osąd.  

Ogarnęła  ją  wściekłość,  na  policzkach  wykwitły  gorące  rumieńce.  Spojrzała  na  niego  z 

oburzeniem.  

–  Duma  i  uprzedzenie  –  rzuciła  krótko.  Ramsey  miał  odpowiedzieć  coś  Maćkowi,  lecz 

wyraŜony trzema słowami sprzeciw zwrócił jego uwagę ku Alexis. Nie zrozumiał, czy miały 

background image

one opisywać jego postawę, czy moŜe były komentarzem do uwagi, którą poniewczasie uznał 

za niezręczną.  

– Co? – spytał.  

–  „Dumę  i  uprzedzenie”,  ksiąŜkę  o  klasycznej  proporcji,  napisała  Jane  Austen,  która, 

wyobraź  sobie,  była  kobietą.  Są  jeszcze  inne  pozycje:  „Wichrowe  wzgórza”,  „Jane  Eyre”, 

„Małe kobietki”, „Przeminęło z wiatrem”, „Bicie dzwonu”, „Kolor purpury”...  

– Daj spokój. To nie klasyka, tylko babskie romansidła.  

W oczach Alexis przemknął niebezpieczny błysk.  

–  Rozumiem  –  odparła,  zdziwiona  tym,  Ŝe  jeszcze  panuje  nad  sobą  i  moŜe  mówić 

spokojnie  i  rzeczowo.  –  Domyślam  się,  Ŝe  z  tego  samego  powodu  wykluczysz 

„Frankensteina” Mary Shelley i „Chatę wuja Toma” Harriet Beecher Stowe. Oczywiście, nie 

mają  one  nic  wspólnego  z  szeroko  pojętym  humanizmem,  prawda?  To  tylko  takie 

niefrasobliwe obyczajowe komedyjki pisane po to, by kobiety bez szemrania znosiły  własną 

pozycję w zdominowanym przez męŜczyzn społeczeństwie. Pozycję, do zajęcia której jeszcze 

poprzednie pokolenie kobiet było zmuszane siłą.  

– Alexis...  

–  Jeszcze  w  poprzednim  stuleciu  kobietom  nie  wolno  było  się  kształcić  i  stoczyły  o  to 

prawo  potęŜną  batalię.  Biorąc  to  pod  uwagę,  ośmielam  się  twierdzić,  Ŝe  tak  znaczna  ilość 

napisanych  przez  nie  wielkich  powieści  jest  prawdziwym  cudem.  Wy,  męŜczyźni,  mieliście 

szansę  dostarczenia  społeczeństwu  niezmierzonej  liczby  klasyków  w  przeciągu  setek  lat. 

Weźmy  proporcję  ilości  stworzonych  przez  nich  dzieł  do  liczby  autorów.  Ile  wypada? 

Naprawdę niewiele. Tymczasem gdy odniesie’ my dorobek kobiecej literatury klasycznej do 

liczby  wykształconych  kobiet,  które  zresztą  miały  znacznie  mniej  czasu  do  dyspozycji, 

otrzymamy  wynik  znacznie  wyŜszy.  Dlatego,  Ramseyu,  lepiej  obejrzyj  się  uwaŜnie,  zanim 

okaŜe się, Ŝe zostałeś w tyle.  

Po  skończonej  tyradzie  odwróciła  się  na  pięcie  i  majestatycznie  ruszyła  do  wyjścia, 

odprowadzana  dziesiątkami  oczu  śledzących  kaŜdy  jej  ruch.  Szła  równym,  miarowym 

krokiem.  Uniesiona  wysoko  głowa  świadczyła  o  determinacji,  z  którą  gotowa  była  bronić 

swych przekonań.  

–  A  niech  to!  –  w  głosie  Macka  wyraźnie  brzmiała  nutka  podziwu.  –  Gdzieś  ty  ją 

wynalazł? – spytał, gdy ostatni błysk bursztynowej furii zniknął im z oczu.  

– W wannie. Trzeba mi było ją utopić, przepuściłem taką okazję... – wymamrotał z Ŝalem 

i niechęcią Ramsey przez zaciśnięte zęby.  

Mack  ściągnął  brwi.  Pewnie  wyobraził  sobie  tę  scenę.  Powstrzymał  się  jednak  od 

komentarzy.  

–  To  znaczy,  Ŝe  między  wami  wszystko  juŜ  skończone?  –  spytał.  –  Czy  miałbyś...  No 

wiesz, czy miałbyś mi za złe, gdybym chciał się z nią spotkać, kiedy będę w Filadelfii? 

– Tylko spróbuj, a wy łupię ci oczy.  

– Spokojnie, nie ma sprawy – mruknął Mack i poklepał Ramseya przyjacielskim gestem.  

Co  za  licho  podkusiło  go  rzucić  tak  bezsensowną  uwagę  w  obecności  Alexis?  Ramsey 

dopiero  teraz  zdał  sobie  sprawę,  Ŝe  wyszedł  na  tęgiego  gbura.  Tak,  dopiero  teraz  dokładnie 

background image

zrozumiał to, co zrobił. Alexis unikała go przez cały wieczór, wiec czuł się odtrącony. Kiedy 

dostrzegł,  z  jakim  uśmiechem  patrzyła  na  Macka,  coś  w  nim  pękło,  coś,  co  ściskało  tak 

boleśnie.  Musiał  zwrócić  na  siebie  jej  uwagę,  musiał  powiedzieć  coś,  na  co  nie  mogła 

pozostać  obojętna,  i  powiedział.  Sęk  w  tym,  Ŝe  chyba  przesadził.  Czekała  go  teraz  niełatwa 

odbudowa rozejmu osiągniętego poprzedniego wieczora.  

Jednym haustem opróŜnił trzymany kieliszek.  

– To ciągnie się zbyt długo – ponownie zwrócił się do Macka. – NajwyŜszy czas, Ŝebym 

uciął z nią małą pogawędkę i wyjaśnił parę spraw.  

Zanim  Mack  zdąŜył  zareagować,  Ramsey  odwrócił  się  na  pięcie  i  odszedł  w  ten  sam 

sposób, w jaki przed chwilą zrobiła to Alexis. Wiedział, Ŝe ona pewnie cieszy się na myśl, Ŝe 

to juŜ koniec ich historii. Jego zdaniem był to dopiero początek.  

– Otwórz, Alexis! 

Ramsey dobijał się do drzwi łączących ich pokoje.  

Z początku było to łagodne pukanie, które przerodziło się w coraz głośniejszy i bardziej 

natarczywy  łomot.  W  odpowiedzi  odwróciła  się  na  drugi  bok  i  poklepała  poduszkę  pod 

głową.  Czas,  jaki  zajęło  jej  dzisiaj  połoŜenie  się  do  łóŜka,  był  wart  odnotowania  w  księdze 

Guinnessa.  Wolała  spać,  niŜ  prowadzić  konwersację  z  ograniczonym,  fanatycznym  i 

niedojrzałym głupkiem.  

– Alexis, wpuść mnie.  

Aha, akurat, pomyślała. Nic się teraz nie działo, Ŝadnej wody cieknącej do szafy, nic, co 

skłoniłoby ją do ruszenia ku drzwiom. Rano spakuje walizkę i weźmie taksówkę na dworzec 

kolejowy,  Ŝeby  zdąŜyć  na  poranny  ekspres  do  Filadelfii.  Kiedy  tylko  wyląduje  w  domu, 

przewertuje dokładnie rubrykę ogłoszeń o mieszkaniach do wynajęcia. MoŜe przeprowadzka 

gdzieś bliŜej centrum nie była takim złym pomysłem? Będzie miała bliŜej do pracy i dalej od 

wielce dokuczliwego pana Ramseya Walkera.  

– Alexis...  

JeŜeli on myśli, Ŝe groźbą zmusi ją do czegokolwiek, to...  

– Przepraszam.  

Gwałtownie siadła na łóŜku, jak pajacyk na spręŜynce. Zanim zdąŜyła pomyśleć, co robi, 

odrzuciła koc i pomknęła do drzwi, które nadal bezpiecznie odgradzały ją od niego.  

–  Coś  ty  powiedział?  –  spytała  z  niedowierzaniem.  Po  długiej  chwili  ciszy  usłyszała 

zirytowany głos Ramseya.  

– Do diabła, powiedziałem „przepraszam”. A teraz mnie wpuść.  

Alexis  zwolniła  zamek  i  uchyliła  zabezpieczone  łańcuchem  drzwi.  Zerknęła  na  niego 

podejrzliwie.  Widać  było  wyraźnie,  Ŝe  ciągle  jest  zły.  Pierwszy  raz  dostrzegła  w  jego 

niebieskozielonych oczach tak wściekłe błyski. Serce dziewczyny zgubiło rytm.  

W  pierwszym  odruchu  chciała  się  cofnąć  i  zatrzasnąć  mu  drzwi  przed  nosem.  Nie 

obawiała  się  Ramseya,  lecz  własnego,  nagłego  pragnienia,  by  przyciągnąć  go  ku  sobie  i 

pocałować do utraty tchu.  

– Za co przepraszasz? – spokojnie zaŜądała wyjaśnień. Zmusiła się, by nie myśleć o tym, 

Ŝ

e jej wzorzysta piŜama staje się nieznośnie zbędna.  

background image

– Przepraszam za tę głupią uwagę – wykrztusił gdzieś z samego dna duszy.  

– Tylko za to? – zabrzmiało suche pytanie. – W takim razie, panie Walker, nie mamy o 

czym rozmawiać. Dobranoc.  

Chciała zamknąć drzwi, lecz nie spostrzegła, Ŝe Ramsey zapobiegł takiej ewentualności. 

Wcześniej włoŜył nogę w szparę przy futrynie i teraz mocno pchnął dłonią skrzydło drzwi, aŜ 

napręŜył łańcuch.  

– Miałaś nie mówić do mnie po nazwisku. Pamiętasz, co obiecałem, jeśli to zrobisz? 

Pamiętała aŜ za dobrze. Jej oszalałe serce załomotało, jakby chciało wyrwać się z piersi.  

–  Powiedziałeś,  Ŝe  nie  zapomnę  naszego  następnego  spotkania  sam  na  sam  – 

odpowiedziała, siląc się na spokój.  

– Nie, powiedziałem, Ŝe łatwo nie zapomnisz naszego następnego spotkania sam na sam. 

A teraz otwieraj.  

– PrzecieŜ jest otwarte – nieśmiało zaprotestowała.  

–  Alexis...  –  ostrzegł  ją  ponownie.  Nie  była  pewna,  czy  jego  twarz  wyraŜa  gniew,  czy 

obietnicę. – Otwórz... drzwi... – powiedział dobitnie.  

Po  chwili  wahania  skinęła  głową.  Ramsey  zabrał  stopę,  by  mogła  zwolnić  łańcuch. 

Dłonią  opartą  o  drzwi  zezwolił  przymknąć  je  tylko  na  tyle,  na  ile  było  to  konieczne.  Gdy 

zostały  otwarte,  zdecydowanym  gestem  utorował  sobie  drogę  do  Alexis.  Zanim  zdąŜyła 

wymówić  choćby  słówko,  jedną  ręką  objął  ją  wpół  i  przygarnął,  drugą  zaś  zanurzył  w  jej 

włosy. Pochylił  głowę i  pocałował ją. Jej serce znów zgubiło rytm. Poczuła, Ŝe juŜ nie chce 

dłuŜej stawiać oporu.  

W  oszołomieniu  zrozumiała,  Ŝe  pragnie  Ramseya  bardziej  niŜ  czegokolwiek  na  świecie. 

Zakochała się w nim, choć sama nie wiedziała, jak do tego doszło. Czy to ma sens, by dalej 

zaprzeczać  własnym  uczuciom?  Czy  to  ma  sens,  by  z  nimi  walczyć?  Czemu  nie  spędzić  tej 

nocy z Ramseyem? Tylko tej jednej nocy, i tylko po to, by przekonać się, co straciła przez te 

wszystkie lata. Wiedziała, Ŝe próbuje rozsądkiem usprawiedliwić Ŝądzę, której i tak nie moŜe 

okiełznać,  lecz  było  jej  juŜ  wszystko  jedno.  Wplotła  dłonie  w  jego  włosy.  Wspięła  się  na 

palce, by wzmóc siłę pocałunku. Nie liczyło się juŜ nic więcej. Nic, oprócz tego, by być z nim 

jak najbliŜej.  

Gdy  męŜczyzna  spostrzegł,  Ŝe  Alexis  go  nie  odpycha,  Ŝe  najwyraźniej  zmierzają  do 

wspólnego  celu,  śmielej  posunął  się  w  pocałunku.  Walczyli  ze  sobą  o  pierwszeństwo,  kto 

kogo  obejmie.  Alexis  udało  się  zdjąć  z  niego  marynarkę  i  stłamszony  ubiór  wylądował  na 

podłodze.  Zabrała  się  do  krawata,  którego  jedwab  bezlitośnie  tarmosiła  po  omacku,  aŜ 

osiągnęła cel.  

Kiedy  odpinała  guziki  jego  koszuli,  Ramsey  wsunął  dłonie  pod  bluzę  jej  piŜamy. 

Rozkoszował się ciepłem jej ciała. Jak mógł kiedykolwiek pomyśleć, Ŝe jest zimna? Czuł, Ŝe 

jej skóra płonie pod jego dotykiem. Dotarł do wypukłości piersi i jedną skrył w dłoni. Oboje, 

niemal równocześnie, cichutko westchnęli.  

Kręgi,  które  kciukiem  zataczał  wokół  brodawki  piersi,  doprowadzały  ją  do  szaleństwa. 

Omal  nie  osunęła  się  na  podłogę  bez  sił.  Oderwała  swe  usta  od  jego  ust  tylko  po  to,  by 

obwieść  kształt  jego  warg  końcem  języka.  Zastygła  w  ramionach  Ramseya,  przeŜywając 

background image

swoje doznania.  

Chwila jej bezruchu nie przeszkodziła mu w niczym.  

Drugą dłoń połoŜył na tej piersi Alexis, której brakowało pieszczoty. W hipnotyzującym 

rytmie  pieścił  ją  przez  miękką  materię  piŜamy.  Alexis  zacisnęła  powieki.  Mocno  przywarła 

całym  ciałem  do  Ramseya.  Usłyszała  jego  jęk  i  otworzyła  oczy.  Wyglądał,  jakby  był  w 

narkotycznym transie.  

– Chyba wiesz, Ŝe dziś będziemy się kochać? – spytał chrapliwym szeptem, w którym nie 

było nawet cienia wątpliwości.  

– Tak – odparła cicho.  

– Dobrze, Ŝe się rozumiemy.  

Na dowód tego, Ŝe wiedziała, co mówi, sięgnęła do ostatniego, zapiętego jeszcze guzika 

koszuli. Wyciągnęła ją ze spodni, po czym zsunęła miękką tkaninę z jego ramion. Stał przed 

nią  wpółnagi,  dyszący.  Nie  mogła  oderwać  oczu  od  jego  torsu  ani  powstrzymać  dłoni, 

rozgarniających ciemne włosy kryjące gładką, ciepłą skórę, pod którą pręŜyły się imponujące 

mięśnie.  Nie  wiedziała,  Ŝe  męskie  ciało  moŜe  być  tak  mocne,  tak  twarde,  Ŝe  tyle  siły  moŜe 

kryć  się  w  nim  tuŜ  pod  miękką  powierzchnią.  Przyciągane  magnetyczną  siłą  palce  Alexis 

wplątały się w zarost kryjący tors Ramseya. Powoli gładziła jego piersi.  

– Jak dobrze... – zamruczał Ramsey z zadowoleniem, zaskoczony jej pieszczotą.  

Przytuliła twarz do miejsca, gdzie biło jego serce, i pocałowała je.  

Westchnął cicho, delikatnie ujął otuloną puszystymi lokami głowę Alexis i odchylił tak, 

by spojrzeć jej w oczy.  

–  Wspaniale...  –  szepnął  ponownie.  Potrząsnęła  powoli  głową.  Spróbowała  ostudzić 

emocje, które zaczęły wymykać się spod jej kontroli.  

– Nigdy nie byłam z męŜczyzną tak... tak władczym jak ty.  

–  Przestraszyłem  cię?  –  zapytał  łagodnie.  Pragnął  być  dla  niej  czuły  i  delikatny.  Gdyby 

zaczęła się go bać, nie zniósłby tego.  

– Nie – odparła szybko. – To nie to. Wiem, Ŝe nie zrobisz mi krzywdy.  

– To dobrze.  

– Po prostu...  

– Co? 

– Nie wiem. Jestem przeraŜona – wyznała. – Po prostu nigdy dotąd nie przytrafiło mi się 

nic  podobnego.  Nigdy  nie  bałam  się...  wszystkiego.  Dotykasz  mnie  i  wtedy  jakiś  ogień 

rozpala się we mnie. Ogień, który moŜe nigdy nie zagaśnie.  

– Aleris – wyszeptał przytulając ją. – Myślę, Ŝe zapalamy się oboje. Ale to nie znaczy, Ŝe 

musimy spłonąć.  

Chciała  coś  jeszcze  dodać,  czuła,  Ŝe  powinna  to  zrobić,  lecz  on  dłońmi,  które  ciągle 

tkwiły wplątane w jej włosy, przyciągnął jej twarz ku swojej. Coraz namiętniej smakował jej 

usta i coraz mocniej tulił ją do siebie.  

Aleris nie wiedziała, kiedy znaleźli się w łóŜku. W ostatniej chwili, nim nogi odmówiły 

jej  posłuszeństwa,  spostrzegła,  Ŝe  spoczywa  na  miękkim  materacu.  Znów  poczuła  ręce 

Ramseya  pod  bluzą  piŜamy,  głaszczące  ją  delikatnie  tuŜ  poniŜej  piersi.  Zrozumiała,  Ŝe musi 

background image

coś zrobić i szybko zabrała się do rozpinania najwyraźniej zbędnej odzieŜy. Nim uporała się z 

pierwszym guzikiem, poczuła, Ŝe potęŜne ręce Ramseya delikatnie wstrzymują jej dłonie.  

– Nie, ja to zrobię – wyszeptał łagodnie.  

ZłoŜył jej ręce nad głową. Wsunął muskularne udo między jej nogi. Jęknęła i skryła pod 

powiekami nieprzytomne oczy. Ramsey wolno odpinał guziki, z premedytacją rozciągając to 

w nieskończoność. Wiedziała, Ŝe oszaleje, zanim on skończy.  

Gdy to uczynił, oparł gorące dłonie na jej talii i począł przesuwać je w górę, rozchylając 

stopniowo poły piŜamy. Z otwartych drzwi jego pokoju padał promień światła. W intymnym 

półmroku Ramsey sycił oczy widokiem gładkiej, jasnej skóry. Wreszcie schylił głowę, by ją 

pocałować.  

Aksamit.  To  jedno  określenie  kołatało  się  w  jego  myślach,  gdy  krąŜył  końcem  języka 

wokół nabrzmiałego sutka. W dotyku była jak aksamit, a w smaku jak marzenie. Łapczywie 

sięgnął ustami jej ust, jakby całą chciał naraz objąć jednym pocałunkiem. Gwałtownie pieścił 

jej  gorące  ciało.  Słyszał  jej  oddech,  coraz  bardziej  chrapliwy.  Czuł  jej  palce,  coraz  mocniej 

wczepione we włosy.  

Stopniowo  przesuwał  dłonie  wzdłuŜ  jej  ciała,  aŜ  dotarł  do  granicy  wyznaczonej  drugą, 

dolną  częścią  jej  piŜamy.  Opuszczał  krawędź  materiału  niŜej  i  niŜej.  Ponowił  atak  na  jej 

zmysły, rzucając do walki i usta, i dłonie. W chwilę później zmięty dół dziewczęcej piŜamy 

podzielił los koszuli i marynarki Ramseya. Teraz mógł mieć ją całą.  

Nie, jeszcze nie teraz.  

– Ramsey, proszę – westchnęła, jakby czytając w jego myślach.  

Serią pocałunków zawędrował wzdłuŜ szyi wprost do ucha.  

– Alexis, powiedz, czego chcesz – wyszeptał. Sięgnęła do sprzączki u paska jego spodni.  

– Ciebie – odrzekła niecierpliwie, pokonując skórzaną przeszkodę. – Chcę ciebie.  

– Alexis... – zamilkł niezdecydowany, byle tylko nie przerywała.  

– Hmmm... – zamruczała rozpinając suwak. – Czego ty chcesz? 

Wsunęła dłonie pod rozchylone spodnie i rozpostarła na jego biodrach, znów zaskoczona 

twardością  i  siłą  swego  znaleziska.  Usłyszała  cichy  jęk,  gdy  opuściła  dłonie  niŜej. 

Uśmiechnęła się na myśl, Ŝe teraz ona moŜe sprawić mu tyle rozkoszy, ile sama doznała.  

Przez  kilka  chwil  pozwolił  jej  buszować  po  swym  ciele,  aŜ  poczuł,  Ŝe  nie  wytrzyma 

dłuŜej  pulsującego  wewnątrz  dreszczu,  i  zatrzymał  się  tuŜ  przed  krawędzią  przepaści. 

Delikatnie  ujął  jej  nadgarstki  i  znów  złoŜył  ramiona  nad  głową.  Patrzyła  niecierpliwie,  jak 

wstał, by zrzucić resztę ubrania. Zachwycała się wspaniałą sylwetką, oświetloną padającym z 

sąsiedniego  pokoju  snopem  światła.  Był  bez  wątpienia  najbliŜszym  ideału  okazem 

męŜczyzny,  jakiego  kiedykolwiek  widziała.  I  cały  naleŜał  do  niej.  Przynajmniej  w  tę  jedną 

noc.  

W tym momencie poczuła króciutkie ukłucie niepewności, lecz szybko odegnała tę myśl. 

Wiedziała,  co  robi.  Była  przecieŜ  dorosła.  Wolno  jej  było  spędzić  tę  noc  z  Ramseyem, 

chociaŜ  raz  w  Ŝyciu  poczuć  się  kobietą.  Jutro  wrócą  do  Ardmore,  do  codziennego  Ŝycia,  i 

wtedy moŜe dotrzymać umowy zawartej z ojcem. W końcu nie była juŜ głupiutką nastolatką. 

Dobrze  wiedziała,  jakim  męŜczyzną  jest  Ramsey  i  nie  Ŝywiła  Ŝadnych  złudzeń,  Ŝe  mógłby 

background image

pragnąć od niej więcej niŜ to, co sam chciał dać. Łatwo jej przyszło przekonać samą siebie, Ŝe 

ta jedna noc w zupełności jej wystarczy.  

–  Ciebie  –  odpowiedział  na  pytanie,  o  którym  zdąŜyła  juŜ  zapomnieć.  –  Ciebie  chcę, 

Alexis.  

Otworzyła szeroko ramiona, a Ramsey połoŜył się u jej boku. Myślała tylko o nim i czuła 

tylko  jego  dotyk.  Splątali  się  w  uścisku,  pieszczotach,  pocałunkach.  Trwało  to  wieki,  aŜ  się 

połączyli. Ramsey posiadł ją głębokim, mocnym pchnięciem, po którym przyszło następne, i 

następne, i jeszcze następne...  

Kiedy  myślała,  Ŝe  nie  moŜna  juŜ  czuć  niczego  więcej,  Ŝe  niczego  więcej  wprost  nie 

zniesie,  Ŝe  dalej  jest  juŜ  tylko  ból,  zadrŜała  od  nieoczekiwanej  pieszczoty.  Dopiero  teraz 

zrozumiała, Ŝe właściwie po raz pierwszy jest z męŜczyzną...  

LeŜeli  potem  nieruchomo  w  ciszy  i  mroku.  Kołysała  do  snu  jego  głowę,  leŜącą  na  jej 

piersiach,  a  on  słuchał  bicia  jej  serca.  Spokojnym,  równym  oddechem  przyjemnie  ogrzewał 

jej skórę. Czuła się syta, pełna, usatysfakcjonowana. I kochana. Jak nigdy dotąd. Spojrzała na 

męŜczyznę,  który  spał  w  jej  ramionach.  Kochała  jego  siłę  i  uwielbiała  jego  delikatność  tak 

bardzo, Ŝe aŜ nie mogła powstrzymać łez, które stanęły jej w oczach.  

Sądziła  przedtem,  Ŝe  jedna  spędzona  z  nim  noc  pozwoli  jej  odejść  z  poczuciem 

satysfakcji  skaŜonej  śladem  melancholii.  Lecz  zamiast  pozbyć  się  go  ze  swej  duszy, 

pozwoliła mu wniknąć w nią głębiej, w najintymniejsze jej zakamarki. Nikt jeszcze nie dotarł 

tu  przed  nim  i  wiedziała,  Ŝe  juŜ  tu  zostanie.  Nie  będzie  nawet  odrobiny  miejsca  dla 

kogokolwiek  innego.  Zawsze  będzie  go  kochać.  Nie  było  to  najwłaściwsze  odkrycie  w  tej 

sytuacji. NiewaŜne, kogo ojciec uzna za godnego jej ręki, nigdy, przenigdy go nie pokocha.  

 

Nad  ranem,  gdy  jeszcze  noc  nie  podniosła  zasłony  ciemności,  Alexis  otworzyła  oczy  w 

najsłodszej  pobudce  swego  Ŝycia.  LeŜała  nago  na  brzuchu  pod  przykryciem  cieplejszym  od 

kołdry, pod Ramseyem. Czuła miłe łechtanie jego warg na swym ramieniu. Właśnie rozpoczął 

wędrówkę końcem języka w dół jej kręgosłupa, czym sprawił jej niemałą przyjemność.  

Muskał  palcami  jej  długie  nogi,  łaskotał  leciutko,  po  czym  rozsunął,  torując  drogę 

językowi,  którym  sięgał  tam,  gdzie  nie  pozwoliła  sięgnąć  Ŝadnemu  innemu  męŜczyźnie. 

Wstrząsnął  nią  dreszcz  rozkoszy  i  bezwiednie  uniosła  biodra.  Niemal  natychmiast  poczuła 

siłę,  z  jaką  znów  przylgnął  do  najintymniejszych  części  jej  ciała.  Wszedł  w  nią  i  oszołomił 

zmysły. Jego ręce odnalazły ciasne przejście miedzy prześcieradłem a jej brzuchem i sięgnęły 

piersi. Pulsował w jej wnętrzu głębiej i głębiej, aŜ zdało się jej, Ŝe stopią się w jedno.  

Zawiódł ją na skraj rozedrganej, zmysłowej rozkoszy, i nie panowała juŜ nad emocjami.  

– Kocham cię, Ramsey – szept wyrwał się z jej ust. – Kocham.  

– Nie, Alexis – zdawało jej się, Ŝe słyszy jego głos. – Nie kochaj mnie, bo nie będę mógł 

tego odwzajemnić.  

Słowa  dotarły  do  niej  jak  przez  mgłę  tak  gęstą,  Ŝe  nie  była  pewna,  czy  w  ogóle  je 

usłyszała. Wtem nagły błysk poraził jej zmysły. Z wolna wracała jej świadomość, a odebrane 

słowa zaczęły wsiąkać w jej duszę. Znów była sama.  

– Alexis? 

background image

Odwróciła głowę i ujrzała jego przystojną twarz, pełną radości po spełnionym miłosnym 

akcie. Nie, nie miłosnym, poprawiła się w myśli. Przed chwilą sam jej powiedział, Ŝe to nie 

miłość.  Dla  niej  było  to  nadal  coś  niezwykłego,  coś  pięknego.  To  było  coś,  co  zachowa  w 

sercu do końca swoich dni. Pogłaskała dłonią jego szorstki policzek i ze smutnym uśmiechem 

przymknęła oczy. Jutro pomyśli o tym, dzisiaj będzie tylko czuć.  

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY 

 

Ramseyowi  nie  zdarzyło  się  jeszcze  obudzić  u  boku  kogoś,  z  kim  spędzał  noc.  Była  to 

jedna z niepisanych zasad, które przyjął dawno, i których przestrzegał za wszelką cenę. Kiedy 

był  u  kobiety,  wychodził  przed  świtem,  zaś  kiedy  dama  zostawała  u  niego,  subtelnie,  choć 

jednoznacznie  dawał  jej  do  zrozumienia,  Ŝe  nad  ranem  przestanie  być  mile  widziana.  Gdy 

wiec  obudził  się  w  poniedziałkowy  ranek,  szczęśliwy  i  pogodny,  wręcz  osłupiał  na  widok 

Alexis pogrąŜonej we śnie.  

Jak, do cholery, to się stało? – zaczął się zastanawiać, czując przenikliwy lęk. Czemu nie 

wstał  w  środku  nocy  i  nie  wrócił  do  swego  łóŜka?  Nigdy,  przenigdy  nie  zasypiał  po  akcie 

miłości, nawet gdy wraz z partnerką decydowali się na powtórkę. A dziś słońce stało wysoko 

na niebie i zegarek leŜący na nocnej szafce wskazywał dziewiątą. Przespał całą noc z Alexis, 

jakby znali się od lat, i od lat co noc ze sobą sypiali.  

I wtedy wpadł w panikę.  

– Ramsey? 

Głos naleŜał do Alexis, lecz był inny niŜ zwykle, niewyraźny i zaspany. Wypowiedziane 

słowo brzmiało raczej jak erotyczne zaklęcie niŜ jak jego imię. Przez mgnienie oka zapragnął 

kochać się z nią cały dzień, aŜ do wieczora, i jutro, i pojutrze, i zawsze...  

Zebrał się w  garść i wytłumaczył sobie, Ŝe nie jest juŜ niedoświadczonym nastolatkiem. 

To był zwykły ranek, taki jak wszystkie, i leŜąca obok kobieta była zwykłą kobietą, taką jak 

wszystkie. Musi zdobyć się na wysiłek, by się jej pozbyć, uświadomił sobie brutalną prawdę. 

CóŜ,  miłość  zawsze  była  próbą  sił,  nieprawdaŜ? Twarde  postanowienie  zaczęło  upadać,  gdy 

Alexis obróciła się ku niemu, układając ręce nad głową. Zsunięta kołdra odsłaniała jej piersi i 

długą,  zgrabną,  wyprostowaną  nogę.  Jej  ciało  było  ciepłe  i  zaróŜowione  od  całonocnego 

kontaktu  z  jego  ciałem,  a  twarz  wydawała  się  jeszcze  piękniejsza  niŜ  zwykle,  choć  mógłby 

przysiąc,  Ŝe  to  niemoŜliwe.  Uśmiechnęła  się  do  niego,  a  jej  uśmiech  pełen  był  radości  i 

zadowolenia. Miękkim wnętrzem dłoni okryła jego policzek.  

– Dzień dobry – przywitała go łagodnie.  

Kiedy  postanowił  zostać  jej  kochankiem,  długo  i  na  wiele  sposobów  przygotowywał  się 

do  tego  poranka,  który  rozświetli  ich  wspólną  noc.  Mógł  być  rozczarowany,  gdyby  nie 

spełniła jego oczekiwań, zachwycony, gdyby je przekroczyła, pełen nadziei, gdyby zechciała 

spotkać  się  z  nim  znowu  i  smutny,  gdyby  ich  pierwszy  raz  okazał  się  ostatnim.  Nie 

przygotował  się  tylko  do  tego,  co  właśnie  czuł.  Do  poczucia  niezaprzeczalnej, 

niewyobraŜalnej winy.  

Patrzył  w  jej  oczy  i  widział  w  nich  uwielbienie  zmieszane  z  poŜądaniem.  Serce  w  nim 

zamarło. Dobry BoŜe, ona się w nim zakochała. Nagle zrozumiał, co się dzieje. Nie, nie mógł 

do  tego  dopuścić.  To  się  nigdy  nie  uda.  Nie  chciał,  Ŝeby  cokolwiek  do  niego  czuła.  Jasna 

cholera, na tym miał polegać cały urok. Mieli spędzić cudowny wieczór i rozstać się. PrzecieŜ 

zupełnie do siebie nie pasowali.  

Mam rację? – spytał sam siebie. Taki był plan? No tak, czyŜ nie stawiał jasno sprawy od 

background image

początku?  Chodziło  o  to,  Ŝeby  się  zabawić.  Alexis  wiedziała,  w  co  się  z  nim  pakuje.  Więc 

czemu  było  mu  głupio,  czemu  było  mu  wstyd?  Właśnie  dlatego,  Ŝe  była  tak  naiwna  i 

łatwowierna,  a  on  ją  oszukał.  Dlatego,  Ŝe  zwabił  ją  do  łóŜka,  jak  samolubny  Don  Juan  nie 

panujący nad swym popędem. I dlatego, Ŝe nocą usłyszał jej wyznanie.  

– Ramsey? 

Znów  ten  głos.  Nie  mógł  juŜ  tego  znieść.  Jeszcze  nie  wiedział,  co  się  stanie,  lecz  był 

pewien, Ŝe musi wydostać się z jej pokoju. Natychmiast. Zachował się jak szczur w pułapce. 

Z  niesmakiem  skojarzył,  Ŝe  zasłuŜył  na  podłe  miano  szczura.  Chwycił  jej  dłoń,  oderwał  od 

swego policzka i połoŜył na prześcieradle, jak najdalej od swego ciała. Zmusił się, by nadać 

spojrzeniu zimny, obojętny i obcy wyraz. W jej oczach znalazł potwierdzenie tego, Ŝe trud nie 

poszedł na marne.  

– Jak ci się podobało? – rzucił bezceremonialnie, tłumiąc w głosie najmniejszy ślad burzy 

targającej jego wnętrzem.  

Nie była pewna, co się stało, czemu nagle Ramsey  był taki zły, lecz  czuła, Ŝe dzieje się 

coś  niedobrego.  Skryła  nogę  pod  kołdrą  i  przykryła  się  po  szyję.  Poczuła  się  niezręcznie, 

leŜąc przy nim w łóŜku.  

Czego spodziewała się rano? – spytała samą siebie. śe zbudzą się razem, tak jakby było 

to najnormalniejsze pod słońcem? śe będą się cieszyć i kochać znowu? śe uczczą ten dzień 

szampanem na tarasie, zanim razem powrócą do Ardmore? 

Być moŜe jej wyobraŜenia były tylko owocem rozpalonej wspólną nocą wyobraźni, lecz 

na pewno nie spodziewała się odrzucenia. Nawet wcześniej, wtedy gdy boczyli się na siebie, 

była  między  nimi  jakaś  więź,  coś  ciągnęło  ich  ku  sobie.  Teraz  w  spojrzeniu  Ramseya  nie 

tylko zabrakło wątłej nici porozumienia, była wręcz odraza.  

– Czy coś się stało? – dociekała ostroŜnie. Wstał z łóŜka, wyraźnie nieświadomy własnej 

nagości, i zbierał ubranie porozrzucane po pokoju. Raczył odpowiedzieć na jej pytanie. Nadał 

słowom taki ton, jakby jej los zupełnie przestał go obchodzić.  

– Złego? SkądŜe, nie. Byłaś wspaniała w nocy. Lepsza, niŜ się spodziewałem.  

Jego  słowa  ukłuły  serce  Alexis  niczym  długie  sople  lodu,  lecz  zanim  zdąŜyła 

powstrzymać go od dalszych komentarzy, dokończył myśl, która do reszty ją zmroziła.  

–  Sądziłem,  Ŝe  w  łóŜku  będziesz  spięta.  Wiesz,  niechętna  do  wypróbowania  czegoś 

nowego. A ty zaskoczyłaś mnie zupełnym brakiem zahamowań. Powiedziałbym nawet, Ŝe ta 

noc plasuje się w mojej pierwszej piątce...  

– Ramsey, proszę... – przerwała Alexis. Czuła, Ŝe trzęsie się ze złości i płonie ze wstydu. 

Nie  rozumiała,  na  czym  polega  jego  gra.  Nie  wiedziała  nawet,  czy  to  w  ogóle  jest  gra. 

Jednego była pewna: człowiek przebywający w jej pokoju nie był tym samym człowiekiem, 

w którym się zakochała.  

– Proszę cię... nie rób mi tego.  

Prośba szarpnęła czułą strunę jego duszy. Był równie zdegustowany swymi słowami, jak 

ona była nimi dotknięta. Nie wiedział, co robić. Nigdy przedtem nie czuł do nikogo tego, co 

czuł teraz do Alexis. Był tym przeraŜony do szpiku kości.  

– Czego mam nie robić? – zapytał, udając zdziwienie.  

background image

–  Nie  mów  tak,  jakbym  była  kolejną...  kolejną  pozycją  na  liście  członkowskiej  twojego 

fanklubu – odcięła mu się.  

Ciekawe,  czy  on  tak  naprawdę  uwaŜa?  –  zastanawiała  się.  Czy  rzeczywiście  była  tylko 

nowym nabytkiem jego kolekcji, kolejną zdobyczą? Nagle poczuła mdłości. Była taka chwila, 

gdy  szczerze  wierzyła  w  to,  Ŝe  Ramsey  Walker  jest  zdolny  ją  pokochać.  Snuła  nawet  nie 

sprecyzowane bliŜej plany wspólnej przyszłości. Mimo dzielących ich róŜnic w poglądach i w 

stylu  Ŝycia,  zaczęła  wierzyć,  Ŝe  powstała  między  nimi  znacząca,  choć  nieokreślona  więź, 

zdolna utrzymać ich razem.  

Ramsey  rzucił  jej  krótkie  spojrzenie,  gdy  wkładał  koszulę.  Potem  skupił  całą  uwagę  na 

starannym zapięciu guzików.  

–  Alexis,  posłuchaj  –  zaczął  z  wyraźną  nonszalancją.  –  Nikt  z  nas  nie  zaprzeczy,  Ŝe 

byliśmy  siebie  ciekawi  od  dnia,  w  którym  się  wprowadziłem,  nieprawdaŜ?  To  całkiem 

naturalne,  Ŝe  dwoje  zupełnie  obcych  ludzi  czuje  do  siebie  pociąg  fizyczny.  To  się  często 

zdarza.  Ty  imponowałaś  mi  przynaleŜnością  do  niedostępnego  dla  mnie  świata.  Świata 

zamoŜności,  dostatku,  elegancji,  wybrednego  gustu.  Ja  dla  ciebie  byłem  kompanem  do 

spaceru  mroczną  stroną  Ŝycia.  CóŜ,  teraz  kaŜde  z  nas  juŜ  wie,  jak  smakuje  Ŝycie  tam,  gdzie 

nas nie ma. Mam nadzieję, Ŝe twój kawałek smakował ci tak bardzo, jak mnie. Myślę, Ŝe teraz 

pora  powrócić  na  właściwe  miejsca.  W  końcu  oboje  zaspokoiliśmy  juŜ  ciekawość.  Chyba 

rozumiesz, co mam na myśli, prawda? 

Nic  nie  rozumiała.  Wiedziała  tylko  tyle,  Ŝe  mylił  się  głęboko  w  ocenie  jej  uczuć.  Być 

moŜe na początku rzeczywiście zaciekawiło ją to, Ŝe tak bardzo róŜni się od znanych jej do tej 

pory  męŜczyzn,  lecz  na  pewno  nie  poszła  z  nim  do  łóŜka  z  ciekawości.  Zrobiła  to,  bo  go 

kochała. Bo miała cień nadziei, Ŝe moŜe on ją pokocha.  

W  jak  wielkim  była  błędzie,  wyrzucała  sobie.  Nie  powinna  wdawać  się  z  nim  w 

jakikolwiek  związek.  CzyŜ  w  głębi  duszy  nie  spodziewała  się  takiego  zakończenia?  Był 

pisarzem,  upomniała  się,  człowiekiem  o  artystycznych  skłonnościach.  CzyŜ  nie  dostała  juŜ 

raz  nauczki,  jak  płochą,  samolubną  i  nieobliczalną  naturę  mają  artyści?  CzyŜ  ta  lekcja  nie 

powtórzyła się kolejny raz, i jeszcze kolejny? Teraz mogła jeszcze dodać do listy Ŝyciowych 

pomyłek  grafomańskiego  pismaka,  który  pewnie  lada  dzień  wyruszy  w  Himalaje  z  grupą 

nawiedzonych obszarpańców.  

Czy  rzeczywiście  wyznała  mu  miłość  tej  nocy?  Nie,  nie  mogła  tego  zrobić.  Winna  była 

pamiętać to, co ojciec mówił jej o artystach. Powinna bardziej ufać jemu niŜ własnej opinii. 

No  tak,  teraz  mogła  juŜ  tylko  umieścić  Ramseya  Walkera  pośród  innych  „nauczycieli”, 

których nie szczędził jej los. Lepiej jej będzie bez niego.  

Ramsey  widział  na  jej  twarzy  grę  targających  nią  uczuć:  Ŝal,  wściekłość,  zwątpienie. 

Czuł,  Ŝe  serce  mu  się  kraje.  Tak  będzie  lepiej,  wmawiał  sobie.  Nie  chciał  rujnować  Ŝycia 

kobiecie, zwłaszcza takiej jak Alexis. I tylko po to, by ją uchronić, zachowywał się tak, jakby 

go nie obchodziła.  

–  Lepiej  juŜ  wstań  i  ubierz  się,  jeśli  chcesz  wrócić  ze  mną  do  Ardmore.  Muszę  być  w 

domu przed południem. Wieczorem mam randkę – skłamał.  

Kłamstwem osiągnął swój cel. Z jej szeroko otwartych oczu wyzierał ogromny ból i Ŝal. 

background image

Podciągnęła  kołdrę  prawie  po  uszy,  jakby  w  ten  sposób  chciała  uchronić  się  od  dalszych 

przykrości  z  jego  strony.  Był  o  włos  od  załamania.  Miał  ochotę  klęknąć  przy  łóŜku, 

przeprosić  ją  i  przyznać  się  do  kłamstwa.  Lecz  zanim  słabość  wzięła  nad  nim  górę,  Alexis 

ulŜyła mu, odrzucając jego propozycję.  

–  W  porządku  –  odparła.  Jej  głos  zabrzmiał  bezdźwięcznym  echem  w  gęstej  ciszy 

wypełniającej pokój. – Wrócę pociągiem.  

– Alexis...  

–  Naprawdę  –  potwierdziła  bez  przekonania.  Jej  wzrok  był  przeraźliwie  pusty.  – 

Chciałabym  przejść  się  trochę  plaŜą,  moŜe  wpadnę  do  paru  sklepów.  Rzadko  bywam  nad 

morzem. Niech i ja skorzystam z okazji.  

Jej słowa były jak policzek. A więc Alexis teŜ potrafiła uŜądlić, pomyślał. CóŜ, przecieŜ 

juŜ wcześniej o tym wiedział. Zresztą, to była jedna z wielu rzeczy, które w niej kochał.  

Nagle  zmarszczył  czoło,  zafrasowany  pojawieniem  się  tego  słowa  w  swoich  myślach. 

Kochanie nie miało tu nic do rzeczy, zapewniał siebie samego. Za parę dni wszystko wróci do 

normy. Alexis Carlisle była po prostu kobietą, taką jak inne, które poznał w swoim Ŝyciu. No 

dobrze, inną od pozostałych, tym niemniej kobietą. Lepiej mu będzie bez niej.  

Alexis  jest  tylko  kobietą,  będzie  mi  lepiej  bez  niej,  powtarzał  sobie  przez  całą  drogę  do 

Ardmore.  Powtarzał  te  słowa  w  kółko  przez  dwie  długie  godziny,  aŜ  stały  się  zaklęciem. 

Tylko  kobietą.  Lepiej  bez  niej.  Kiedy  zatrzymał  samochód  przed  domem,  prawie  wierzył  w 

to, co mówił.  

Przez resztę dnia odganiał troskę i ciekawość, czemu jeszcze nie wróciła. Wmawiał sobie, 

Ŝ

e  nie  obchodzi  go,  gdzie  ona  jest.  PrzecieŜ  miał  milion  innych  zmartwień.  Czekało  go  tyle 

telefonów, tyle listów, tyle spraw do załatwienia. Jasne... milion spraw.  

Zachodził w głowę, gdzie ona jest i co porabia.  

 

– No, wreszcie oprzytomniałaś.  

Patrzyła na ojca, siedząc w skórzanym fotelu w jego pracowni. Czuła się tak, jakby znów 

była  małą  dziewczynką,  lecz  starała  się  tego  nie  okazywać.  Targały  nią  wątpliwości,  czy 

przyjazd do domu nie był duŜym błędem. Leland Carlisle był człowiekiem wielkiego formatu, 

w  kaŜdej  dziedzinie  swej  aktywności.  Był  twórcą  i  zarządcą  jednej  z  największych  we 

Wspólnocie  Brytyjskiej  i  najpręŜniej  działającej  sieci  filantropijnej  –  Fundacji  Carlisle, 

honorowym  wykładowcą  wielu  lokalnych  uniwersytetów,  członkiem  rad  najlepszych 

okolicznych 

muzeów, 

przewodniczącym 

Turystyczno-śeglarskiego 

Klubu 

Południowowschodniej  Pensylwanii,  kapitanem  druŜyny  polo,  która  dzierŜyła  mistrzowski 

tytuł nieprzerwanie przez czternaście lat. Zaś Alexis najbardziej onieśmielał rolą ojca.  

Był  wysokim  męŜczyzną,  szczupłym,  wysportowanym  i,  odkąd  tylko  pamiętała,  siwym. 

Lubił,  gdy  sprawy  szły  po  jego  myśli,  uwielbiał  być  u  steru.  Z  pewnością  tym  przymiotom 

zawdzięczał swe Ŝyciowe sukcesy. Nikt nie mógł go pokonać. Szaleństwem byłoby namawiać 

go do czegoś, na co nie miał ochoty. Dorastanie w domu, w którym ojciec zawsze miał rację, i 

w  dodatku  zawsze  stawiał  na  swoim,  wywołało  u  całego  rodzeństwa  Carlisle  głęboko 

zakorzenioną potrzebę dogadzania seniorowi. Nie z miłości do niego, lecz ze strachu.  

background image

–  Nie  nazwałabym  tego  oprzytomnieniem  –  odparła  Alexis.  –  Po  prostu  chcę  wywiązać 

się z naszej umowy.  

Leland przyglądał się córce badawczo.  

– CóŜ cię skłoniło do zmiany decyzji? Co z tym okropnym typem, jak mu tam, Ethanem? 

– Evanem – poprawiła odruchowo. To były jego stare sztuczki. – Evanem Warminsterem.  

– NiewaŜne, jak temu draniowi bez charakteru.  

– Tatusiu...  

– Dobrze, skończmy z tym. Co się z nim stało? Odchrząknęła.  

– On... – nie mogła powiedzieć ojcu otwarcie, jakim idiotą okazał się Evan. Nie zniosłaby 

kolejnej litanii pod hasłem „a nie mówiłem!”.  

– Evan... przyjął ofertę pracy na Zachodnim WybrzeŜu.  

– A ty nie chciałaś z nim wyjechać – odparł kiwając głową – bo zobaczyłaś, jaki z niego 

drań bez...  

–  Nie  chcę  wyjeŜdŜać  z  Pensylwanii  –  ucięła  krótko.  –  Nie  chcę  Ŝyć  tak  daleko  od 

rodziny. – Akurat w tym momencie ten pomysł wydał się jej wspaniały.  

– CóŜ, ja juŜ wybrałem odpowiednią partię dla ciebie – zakomunikował, wstając z bogato 

rzeźbionego fotela stojącego za masywnym, mahoniowym biurkiem.  

– JuŜ to zrobiłeś? – nie mogła ukryć zaskoczenia. – A skąd wiedziałeś, Ŝe nie wyjdzie mi 

z Evanem? 

– Lexie, dobrze wiesz, skąd.  

PoniewaŜ miał go za drania bez charakteru, dokończyła w myśli.  

–  Robert  Brewster  –  oznajmił  wprost.  –  Przypuszczam,  Ŝe  spotkaliście  się  na 

ś

wiątecznym  przyjęciu  fundacji  w  zeszłym  roku.  Wygląda  nieźle,  jest  w  twoim  wieku. 

UwaŜam, Ŝe świetnie orientuje się we wszystkich aktualnych sprawach dotyczących działania 

fundacji. I jest lojalnym, godnym zaufania pracownikiem.  

I  pewnie  zdolnym  utopić  własną  babcię  w  łyŜce  wody  w  zamian  za  obietnicę  kariery, 

dodała w duchu. Rzeczywiście był przystojnym męŜczyzną, starszym od niej o rok. Spędziła 

z  nim  sporą  część  świątecznego  przyjęcia,  głównie  na  opędzaniu  się  od  jego  natrętnych 

awansów. Robert Brewster byłby bez wątpienia oddanym i dbającym o nią męŜem. MoŜe nie 

tyle  z  miłości,  co  z  obawy,  by  nie  uczynić  niczego,  co  mogłoby  zagrozić  jego  pozycji  w 

fundacji.  

– Tato, ja go właściwie nie znam...  

– Nonsens – przerwał. – To idealny typ. Ślub będzie we wrześniu. JuŜ zarezerwowałem 

klub na przyjęcie weselne.  

– Czy Robert o tym wie? – spytała ozięble. Ojciec spojrzał na nią ze zgorszeniem.  

– AleŜ oczywiście, dałem mu obietnicę w zeszłym miesiącu, tuŜ po jego awansie.  

Więc to tak, pomyślała Alexis. Nic dziwnego, Ŝe tak bardzo przykładał się do pracy, miał 

motywację. Nie ma to jak przynęta w postaci apetycznej córeczki szefa.  

– Wiesz, tato, im więcej o tym myślę, tym bardziej...  

– Zawsze miałaś z tym kłopoty, Lexie. Za duŜo myślisz. Idź teraz przywitać się z matką. 

Chyba nie wie, Ŝe przyjechałaś.  

background image

Audiencja  skończona.  Wstała  ociągając  się  i  ruszyła  odnaleźć  matkę  w  zakamarkach 

olbrzymiego  domu.  Spodziewała  się,  Ŝe  znajdzie  ją  we  wschodnim  skrzydle,  w  oranŜerii. 

Ciągle nie mogła uwierzyć, Ŝe jeszcze rano przemierzała brudny deptak w Atlantic City. Był 

to  świat  tak  odległy  od  jej  domu  rodzinnego,  jak  Pluton  odległy  był  od  Ziemi.  Po  odjeździe 

Ramseya  wsiadła  w  ekspres  do  Filadelfii.  Drogę  z  dworca  kolejowego  do  Ardmore  szybko 

pokonała wahadłowo kursującym po tej trasie mikrobusem.  

Czuła się jak złodziejka, gdy po cichu weszła do swego mieszkania i zaczęła szykować do 

nowej podróŜy, tym razem do domu rodziców na przedmieściach Pittsburgha. Nie chciała, by 

Ramsey  dowiedział  się,  Ŝe  wróciła.  Nieprzerwany  stukot  maszyny  do  pisania  zdawał  się 

potwierdzać jej nadzieję. Było jednak bardziej prawdopodobne, Ŝe po prostu nie dbał o to, czy 

wróciła.  Złodziejka,  pomyślała  z  goryczą.  Jakby  to  ona  ukradła  cokolwiek.  To  przecieŜ  on 

skradł jej godność, szacunek do samej siebie, jej serce.  

Wiedziała, Ŝe w Ŝaden sposób nie zdoła wymazać z pamięci tego, co stało się w Atlantic 

City,  Ŝe  wspomnienie  tamtej  nocy  będzie  ją  prześladowało  do  końca  Ŝycia.  Usiłowała 

przekonać  samą  siebie,  Ŝe  chłód  i  ból,  które  wdarły  się  w  jej  duszę,  z  czasem  znikną.  śe 

nadejdzie  taka  chwila,  gdy  z  rozrzewnieniem  wspomni  wspólnie  spędzone  chwile.  Lecz 

zanim  to  nastąpi,  będzie  musiała  pozbierać  się  i  brnąć  przez  szare  dni  pełne  zwykłych 

obowiązków.  

Zanim  dojechała  do  domu,  myślała,  Ŝe  lepiej  będzie  spędzić  Ŝycie  u  czyjegoś  boku. 

Nawet  z  kimś  wybranym  przez  jej  ojca.  Lecz  po  rozmowie  z  Lelandem  zrozumiała,  Ŝe  to 

pomysł  staroświecki  i  okrutny.  PrzecieŜ  prawie  nie  znała  Roberta  Brewstera.  Z  drugiej  zaś 

strony,  czyŜ  to  nie  było  lepsze  rozwiązanie  niŜ  samotność?  MoŜe  kiedyś  go  pokocha.  W 

końcu  gorsze  rzeczy  zdarzały  się  juŜ  na  świecie.  Marzyła  o  tym,  by  móc  zostać  w  domu 

rodziców na zawsze. By ukryć się przed błędami, które popełniła w przeszłości i tymi, które 

na nią jeszcze czyhały. Wszystko wydawało się lepsze niŜ ponowne spotkanie z Ramseyem. 

Nie  mogłaby  znieść  codziennych  kontaktów  wiedząc  o  tym,  co  do  niej  czuje.  Jego  słowa 

wypowiedziane poprzedniej nocy będą brzmiały w jej uszach jeszcze bardzo długo: „Nie będę 

mógł odwzajemnić twojej miłości”. Pewnie powiedział tak dlatego, Ŝe nie była taką kobietą, 

jaką  mógłby  pokochać.  Alexis  nie  wątpiła  w  to,  Ŝe  Ramsey  był  zdolny  do  miłości. 

Wyczuwała to nieraz, gdy opowiadał o rodzinie lub mówił o swojej pasji – pisaniu. Widziała 

tę dziwną iskierkę w jego oczach i łudziła się marzeniem, Ŝe była jej przyczyną. Nie, jedynym 

powodem,  dla  którego  nie  mógł  jej  pokochać,  było  to,  Ŝe  uwaŜał  ją  za  nieodpowiednią  dla 

siebie  kobietę.  Była  dla  niego  wyzwaniem.  Nigdy  nie  krył  się  z  tym,  Ŝe  pragnie  jedynie 

krótkiego romansu, a kiedy zdobył to, co chciał, przestała go interesować. Mógł teraz wrócić 

do tych kobiet, z którymi miał więcej wspólnego, pomyślała. To był cięŜar nie do zniesienia.  

– Mamo? – zawołała wchodząc do oranŜerii.  

–  Alexis!  –  odpowiedziała  Isobel  radośnie.  –  Co  za  wspaniała  niespodzianka!  Kiedy 

przyjechałaś? Dlaczego nie uprzedziłaś nas o wizycie? 

Alexis  poczuła,  jak  ogarnia  ją  ciepło,  które  utraciła  dzisiejszego  ranka,  opuszczając 

ramiona  Ramseya.  Uśmiechnęła  się  i  wzruszyła  ramionami.  Matka  wciąŜ  ją  zadziwiała.  Nie 

mogła  zrozumieć,  jakim  sposobem  Isobel  Carlisle  zdołała  wychować  pięcioro  niesfornych 

background image

dzieci  na  porządnych  ludzi  i  pozostać  dystyngowaną  damą.  Wiotka,  wysoka,  z  włosami 

przyprószonymi szronem siwizny, acz modnie przyciętymi, śmiało mogła uchodzić za starszą 

siostrę Alexis. Ubrana w prostą tweedową spódnicę i szary sweter, pasowała do tej olbrzymiej 

sali  z  oknami  od  sufitu  do  podłogi,  doniczkowymi  roślinami  i  meblami  pokrytymi 

jasnozielonym pluszem.  

– Dzień dobry, mamo. Przyjechałam samochodem z Ardmore dziś rano.  

– To strasznie daleka podróŜ jak na tak krótką wizytę – stwierdziła  Isobel i podeszła do 

córki, by ją uściskać. – Dlaczego nie przyjechałaś pociągiem? 

Alexis objęła matkę.  

–  Miałam  nastrój  i  ochotę  na  dłuŜszą  przejaŜdŜkę.  Isobel  spojrzała  znacząco  na  córkę  i 

poprowadziła w stronę wygodnej kanapy na środku pokoju.  

– Co się stało tym razem? 

Alexis  z  wdzięcznością  poddała  się  troskliwej  opiece  matki.  Miała  ogromną  ochotę 

rozpłakać  się,  wyrzucić  z  siebie  wszystkie  problemy,  cały  smutek,  który  ciąŜył  jej  od 

dwunastu godzin. Zamiast to uczynić, wzięła głęboki oddech i upomniała się w myśli, Ŝe duŜe 

dziewczynki nie płaczą. Oparła łokcie na kolanach i skryła twarz w dłoniach.  

– Mamo, czy kochałaś tatę, kiedy wychodziłaś za niego? – zapytała po chwili.  

JeŜeli  pytanie  to  zaskoczyło  Isobel,  to  nie  pokazała  tego  po  sobie.  Objęła  córkę 

ramieniem  i  przytuliła  delikatnie.  Spojrzała  głęboko  w  ciemnobrązowe  oczy,  które 

odziedziczyły po niej wszystkie jej dzieci, i powoli skinęła głową.  

–  Tak,  bardzo  go  kochałam.  Nadal  kocham.  Mimo  Ŝe  lubi  się  przechwalać,  wtrącać  w 

wasze Ŝycie i ma bzika na punkcie polo – dorzuciła z lekkim uśmiechem.  

ś

ałosny grymas przebiegł twarz Alexis.  

– Co sądzisz o Robercie Brewsterze? – zapytała. Isobel zastanowiła się nad odpowiedzią, 

nie okazując zdziwienia z powodu nagłej zmiany tematu.  

–  Robi  duŜo  dobrego  dla  fundacji.  Jest  jednak  lizusem,  jako  człowiek  nie  bardzo  mi 

odpowiada. Dlaczego pytasz? 

–  Tatuś  sądzi,  Ŝe  będzie  dla  mnie  dobrym  męŜem.  Na  twarzy  Isobel  pojawił  się  wyraz 

zrozumienia.  

– Aha, o to chodzi? O ten bzdurny układ, który zawarłaś z ojcem w zeszłym roku.  

– UwaŜałaś, Ŝe był bzdurny? – zapytała Alexis szczerze zdziwiona.  

Matka  była  świadkiem  jej  rozmowy  z  ojcem  na  temat  wyjazdu  do  Filadelfii.  Słyszała 

warunek  stawiany  przez  niego.  Nie  odezwała  sie  wtedy  ani  słowem,  a  Alexis  sądziła,  Ŝe  jej 

milczenie jest oznaką zgody na wymuszoną umowę.  

– Oczywiście, Ŝe tak – odparła stanowczo Isobel.  

– Powiedziałam twemu ojcu, Ŝe rozwiodę się z nim, jeŜeli zaŜąda od ciebie dotrzymania 

obietnicy. JakieŜ to staroświeckie.  

Alexis zamyśliła się. CzyŜ Ramsey nie powiedział dokładnie tego samego? Od niego nie 

mogła oczekiwać zrozumienia, ale matka powinna łatwo wczuć się w jej połoŜenie.  

–  PrzecieŜ  nie  poznałam  męŜczyzny,  którego  chciałabym  poślubić  –  rzuciła  bez 

przekonania, a w duchu dodała: I takiego, który chciałby mnie za Ŝonę.  

background image

– Obiecałam tatusiowi...  

–  Aleris,  kochanie,  wiele  osób  nie  znalazło  dla  siebie  odpowiedniego  partnera.  Nie 

oznacza to, Ŝe mają poślubić pierwszą lepszą osobę, która się nawinie. Ani tę, którą wybiorą 

im ojcowie – dorzuciła znacząco Isobel.  

– Tak, ale...  

–  Czy  nie  zdajesz  sobie  sprawy  z  tego,  jaka  byłabyś  nieszczęśliwa,  gdybyś  poślubiła 

kogoś, kogo nie kochasz? – spytała matka łagodnie.  

Alexis milcząco przyglądała się Isobel i rozwaŜała jej słowa.  

–  Samotność  ma  róŜne  oblicza.  Przebywanie  z  kimś,  kogo  się  nie  kocha,  jest  stokrotnie 

gorsze od samotności. Kiedy jesteś sama, przynajmniej odpowiada ci towarzystwo, prawda? 

– Raczej tak...  

– Domyślam się, Ŝe jest chyba ktoś, kim się interesujesz. Mam rację? 

Widocznie jakiś hormon, pomyślała Alexis, powstaje w organizmie kobiet w czasie ciąŜy 

i potem pozwala matkom odczytywać myśli swoich dzieci.  

–  Prawdę  mówiąc  –  przyznała  Alexis  –  poznałam  ostatnio  człowieka,  którego...  którego 

bardzo lubię.  

– Nie rozumiem, czemu zatem przejechałaś taki szmat drogi po to, Ŝeby spełnić bzdurne 

Ŝą

danie ojca? 

Alexis spuściła głowę i utkwiła wzrok w splecionych dłoniach.  

– PoniewaŜ ten, którego chcę, nie chce mnie – odparła cicho.  

– Musi być więc ślepym egocentrykiem – Ŝachnęła się Isobel.  

Alexis spojrzała matce w oczy i uśmiechnęła się.  

–  No,  moŜe  jest  odrobinę  egocentryczny  –  zawahała  się  przed  ujawnieniem  następnej 

rewelacji. – On jest takŜe... on jest pisarzem.  

–  I...  ?  –  matka  czekała  na  dalszy  ciąg,  okazując  całkowite  niezrozumienie  dla  rozterek 

Alexis.  

– Wiesz przecieŜ, Ŝe nigdy nie miałam szczęścia do artystów, z którymi się spotykałam.  

–  Kochanie  –  powiedziała  matka  z  pobłaŜliwym  uśmiechem.  –  Nie  przypominam  sobie, 

byś  kiedykolwiek  spotykała  się  z  prawdziwym  artystą.  To  byli  bufoni,  pozerzy  i  pijawki,  z 

których tyle moŜna wycisnąć talentu, co wody z kamienia.  

– Mamo! 

– Nie zgodzisz się ze mną? 

Alexis  chciała  unieść  się  oburzeniem,  zaprzeczyć  słowom  matki,  przytoczyć  rzeczowe 

argumenty na swą obronę. Po chwili namysłu jednak skapitulowała.  

– Nie, chyba nie.  

JuŜ  bez  zaskoczenia  przyznała  rację  Ramseyowi.  Zawsze  wybierała  najdziwniejszych 

facetów,  gdyŜ  wiedziała,  iŜ  dotknie  tym  ojca  do  Ŝywego.  JuŜ  od  pierwszej  randki 

instynktownie  wyławiała  najoryginalniejszych,  najmniej  odpowiednich  męŜczyzn,  by 

przedstawić ich w domu. Wyraz twarzy Isobel świadczył wyraźnie, Ŝe Alexis zdołała oszukać 

tylko ojca i siebie. Dziewczyna westchnęła głośno i roześmiała się. Niestety, nie był to śmiech 

szczęścia  ani  nawet  zadowolenia.  MoŜe  tak  śmiał  się  Romeo,  gdy  zbyt  późno  odkrył 

background image

oszustwo,  jakie  zgotował  mu  los.  Alexis  bez  udziału  losu  zrozumiała,  Ŝe  oszukała  samą 

siebie.  

Zamilkła i nerwowo poprawiła włosy.  

–  Czy  mogę  zostać  tu  parę  dni?  –  spytała.  Czuła,  Ŝe  potrzebuje  odrobiny  spokoju  przed 

spotkaniem z Ramseyem Walkerem.  

– Tak, pod warunkiem, Ŝe odpowiesz mi na dwa pytania – odparła matka.  

– Jakie? 

– Po pierwsze, czy młody człowiek, który ci się podoba, wie, co do niego czujesz? 

– Tak – Alexis potwierdziła ze smutkiem. – Niestety, wyrwało mi się, Ŝe go kocham.  

Isobel  kiwnęła  głową.  Dobrze  znała  swą  córkę  i  potrafiła  zrozumieć  więcej  z 

przemilczanych słów niŜ z wypowiedzianych.  

– A drugie pytanie? – zapytała Alexis.  

–  Czy  naprawdę  zamierzasz  poślubić  Roberta  Brewstera  tylko  dlatego,  Ŝe  chce  tego 

ojciec? 

– Nie – odpowiedziała bez chwili wahania. – Powiem mu o tym rano. Masz rację, mamo, 

lepiej  być  samą  niŜ  z  kimś  niekochanym.  Nie  byłabym  szczęśliwa  z  nikim  innym,  tylko  z 

Ramseyem.  Widzę,  Ŝe  będę  musiała  przywyknąć  do  własnego  towarzystwa,  tylko  ono  mi 

pozostało.  

– Ramsey – powtórzyła Isobel. – To ładne, mocne imię. On moŜe cię jeszcze zaskoczyć, 

kochanie.  

Alexis  uśmiechnęła  się  z  powątpiewaniem.  Wstała  i  ruszyła  w  stronę  schodów.  To 

prawda, Ramsey Walker kipiał niespodziankami. Tylko jedno, niestety, nigdy się nie zmieni, 

tego była pewna. Nigdy  nie pokocha dziewczyny takiej jak ona, nigdy nie pokocha jej. Sam 

się do tego przyznał. Teraz ona będzie mieszkać tuŜ nad nim, Ŝyć tak blisko niego i wiedzieć, 

Ŝ

e  jest  poza  jej  zasięgiem.  Będzie  się  przyglądać,  jak  spotyka  się  z  kolejnymi  kobietami, 

szukając  jedynej,  która  da  mu  szczęście.  Świadomość,  Ŝe  nie  będzie  tą  wybraną,  ściskała 

duszę Alexis tępym bólem.  

MoŜe  jednak  po  powrocie  do  Ardmore  zacznie  rozglądać  się  za  nowym  mieszkaniem. 

Jeśli ma być samotna do końca Ŝycia, lepiej zabrać się do tego porządnie.  

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY 

 

Alexis została u rodziców do soboty. Gdy w poniedziałek zadzwoniła do biura fundacji, 

by  nieśmiało  prosić  o  dwa  dodatkowe  wolne  dni,  usłyszała,  Ŝe  moŜe  wziąć  choćby  cały 

tydzień. Poczuła się dotknięta wiadomością, Ŝe doskonale dadzą sobie radę bez niej.  

Oznajmiła  ojcu,  Ŝe  nie  zamierza  wyjść  za  Roberta  Brewstera.  Leland  zdenerwował  się  i 

zapowiedział, Ŝe nie odwoła rezerwacji sali w klubie, gdyŜ później trudno będzie ją ponowić. 

Wrześniowe  soboty  szybko  znajdują  amatorów.  Wierzył,  Ŝe  Aleus  zmieni  w  końcu  zdanie  i 

ś

lub dojdzie do skutku. Córka jednoznacznie dała mu do zrozumienia, Ŝe to płonne nadzieje. 

Uprzedziła  go,  by  nie  czuł  się  rozczarowany,  gdy  ceremonię  ślubną  zaszczyci  tylko  dwóch 

gości: on i Robert Brewster. W końcu ruszyła z matką na zakupy do Pittsburgha.  

Przez  całą  drogę  powrotną  do  Ardmore  Alexis  rozmyślała  o  swojej  przyszłości.  Dzięki 

rozmowie  z  matką  spojrzała  na  wiele  spraw  z  właściwej  perspektywy.  Dostrzegła  mnóstwo 

szczegółów,  których  istnienie  dotychczas  ignorowała.  Kochała  Ramseya,  to  było  jasne  jak 

słońce.  Równie  jasne  było  to,  Ŝe  Ramsey  jej  nie  kochał.  Co  więcej,  szczycił  się  swoim 

niezaangaŜowaniem.  Taka  postawa  nie  rokowała  nadziei  na  stały  związek,  a  jedynie  na 

okazjonalne  spotkania  w  łóŜku,  które  skończą  się  wtedy,  gdy  pryśnie  czar  zmysłów. 

Spotkania te z pewnością byłyby przyjemne, lecz Alexis szukała czegoś więcej.  

Nagle przypomniała sobie ich rozstanie w Atlantic City i zdała sobie sprawę, Ŝe Ramsey 

prawdopodobnie juŜ znudził się zdobyczą. Teraz nawet na seks nie ma co liczyć.  

Mieszkanie, do którego wracała, wydało się jej puste. Oczywiście, w kaŜdej chwili mogła 

tłumić  samotność  koncentrując  uwagę  na  tym,  co  działo  się  piętro  niŜej.  Mogła  wsłuchiwać 

się  w  głęboki  głos,  kiedy  nagrywał  tekst  na  taśmę  lub  rozmawiał  przez  telefon.  Stukot  jego 

maszyny do pisania będzie nadal przeszkadzał jej w zaśnięciu, co zresztą miało i dobrą stronę. 

Od tygodnia dręczył ją w snach.  

MoŜe powinna zafundować sobie jakiegoś zwierzaka? Był to pomysł, który rozwaŜała juŜ 

wcześniej.  

Przyjemnie  byłoby  wracać  do  domu  i  być  witaną  przez  przyjaciela,  nawet  jeŜeli  będzie 

miał cztery łapy i ogon. Koty są miłe i dają się lubić, ale tak naprawdę nie potrzebują nikogo. 

A Alexis chciała się czuć potrzebna. Natomiast  psy... psy potrafią dać kobiecie poczucie, Ŝe 

jest  królową  ich  świata.  Tak,  moŜe  pies.  Ktoś,  z  kim  mogłaby  porozmawiać,  i  kto  nie 

wytykałby  jej  błędów.  To  podniosłoby  ją  na  duchu.  Pójdzie  do  schroniska  w  przyszłym 

tygodniu.  

Kiedy z okna samochodu dostrzegła znajome widoki, uśmiechnęła się po raz pierwszy od 

tygodnia.  Wracam  do  domu,  pomyślała.  Zawsze  przyjemnie  jest  wracać  do  tego,  co 

najbardziej  się  kocha  i  ceni.  Odgoniła  natrętną  myśl,  Ŝe  teraz  ta  definicja  obejmuje  równieŜ 

Ramseya. Usiłowała wmówić sobie, Ŝe on i dom mają tylko tyle wspólnego, Ŝe znajdują się w 

tym  samym  budynku.  PrzecieŜ  wyraźnie  dał  jej  do  zrozumienia,  Ŝe  nie  widzi  dla  siebie 

miejsca w jej Ŝyciu. Alexis musi przyzwyczaić się do tej myśli, nauczyć się z nią Ŝyć.  

Kiedy zjechała z autostrady i zbliŜała się do domu, poczuła dziwny skurcz ściskający jej 

background image

serce. Będzie musiała nauczyć się Ŝyć bez Ramseya Walkera, ale nigdy  nie przyzwyczai się 

do tego.  

Rex  Malone  znów  miał  kłopoty.  Z  niewiadomego  powodu  przestał  sobie  radzić  z  płcią 

piękną.  Nigdy  dotąd  nie  miał  takich  problemów,  cóŜ  to  w  końcu  dla  prawdziwego 

męŜczyzny.  Zaś  ostatnio  twardy,  zdawałoby  się,  detektyw,  nie  potrafił  zaciągnąć  do  łóŜka 

nawet Penelopy Largo. Wyglądało to tak, jakby Rex miał dosyć kobiet. Co by powiedział na 

to  Raymond  Chandler?  Dobrze,  Ŝe  stary  Ray  nie  moŜe  zobaczyć,  co  Ramsey  zrobił  z  takim 

twardzielem jak Rex Malone. Wielki Człowiek niewątpliwie wzgardziłby nim okrutnie.  

–  To  zaczyna  wymykać  mi  się  z  rąk  –  wymamrotał  Ramsey  i  poczuł  nagle  ogromną 

ochotę na drinka.  

Ruszył  do  kuchni,  powłócząc  nogami.  Otworzył  szafkę,  w  której  trzymał  kolekcję 

whisky.  W  jej  skład  wchodziło  kilka  butelek  o  róŜnej  cenie  i  jakości,  zaleŜnie  od 

przeznaczenia  trunku.  Była  tam  szkocka,  którą  sączył  tworząc,  taka,  którą  smakował,  kiedy 

chciał  uczcić  sprzedaną  ksiąŜkę  i  taka,  po  którą  sięgał,  kiedy  chciał  się  spić  jak  bela. 

Wyciągnął  rękę  po  tę  ostatnią.  Napełnił  szklankę  bursztynowym  płynem  i  smętnie  pokiwał 

głową.  Było  źle.  Było  bardzo  źle.  Będzie  pił  przez  Alexis.  W  głębi  duszy  wiedział,  Ŝe  ona 

była winna temu, Ŝe opuściło go natchnienie.  

Krótko  mówiąc,  po  prostu  nie  mógł  przestać  o  niej  myśleć.  Była  przy  nim  ciągle,  nocą 

rozpalała jego sny, a w dzień mąciła myśli. Do diabła, ostatnio zaczęła pojawiać się nawet w 

jego ksiąŜce. OskarŜała Rexa Malone o męski szowinizm i uświadamiała Penelopie Largo, Ŝe 

kaŜda  rozsądna  kobieta  trzymałaby  się  z  daleka  od  takiego  faceta.  Ostatnio  Alexis  Carlisle 

bardzo utrudniała mu Ŝycie.  

I gdzie, do cholery, podziewała się przez ostatni tydzień?! 

Po  trzech  szklaneczkach  whisky  Ramsey  poczuł  się  nieco  lepiej.  Nalał  sobie  jeszcze 

jedną,  zakręcił  butelkę  i  wrócił  do  pokoju,  gdzie  zwykle  pracował.  Wołała  go  maszyna  do 

pisania, namawiała, by wyładował złość na jej klawiszach, lecz Ramsey wahał się. Pamiętał, 

jak  Alexis  skrytykowała  go.  Nazwała  jego  postacie  stereotypowymi,  a  wątki  banalnymi. 

Zarzuciła,  Ŝe  dialogi  są  nienaturalne,  a  fabuła  bez  polotu.  Zamiast  obrazić  się  za  te  słowa, 

zaczął się nad nimi zastanawiać.  

Czy  to,  co  powiedziała,  było  prawdą?  –  zaczął  rozmyślać  i  niemal  jednocześnie  poczuł 

niechęć do siebie za to, Ŝe przyjął jej tok rozumowania. JeŜeli pisarz nie wierzy szczerze w to, 

co pisze, to jaki jest sens pisania? Nigdy przedtem nie dręczyły  go wątpliwości. Do tej pory 

wierzył  święcie,  Ŝe  kaŜda  stronica  tekstu,  którą  oddał  wydawcy  czy  redaktorowi,  była 

produktem  w  najlepszym  gatunku,  na  jaki  było  go  stać.  JeŜeli  Alexis  uwaŜała,  Ŝe  jego 

twórczość  jest  nic  niewarta,  to  był  jej  problem,  a  nie  jego.  PrzecieŜ  miliony  czytelników 

manifestowały zgoła odmienną opinię. Czy miał przejmować się krytyczną opinią jednostki? 

Tak, przejmował się, i to go złościło. Choć cięŜko było mu się do tego przyznać, dbał o 

to, co Alexis myśli o jego pisarstwie. Do końca nie wiedział, dlaczego. Nie wiedział równieŜ, 

co z tym fantem zrobić. Z niechęcią usiadł do maszyny i sięgnął po teczkę, w której trzymał 

najnowszy  rozdział  swej  ksiąŜki.  Spojrzał  na  pierwszą  stronę,  jednym  haustem  skończył 

resztę whisky i zaczął czytać. To prawda, Ŝe ta powieść szła mu gorzej niŜ inne. Pierwsze trzy 

background image

pisało  mu  się  wyjątkowo  łatwo,  jakby  maszyna  sama  podsuwała  mu  słowa.  MoŜe  problem 

tkwił w tym, Ŝe Rex Malone stawał się zbyt zarozumiały, pomyślał Ramsey. Nie było sprawy, 

z którą nie mógłby sobie poradzić. MoŜe potrzebował zadania, z którym nie mógłby dać sobie 

rady bez czyjejś pomocy? 

Uśmiechnął  się  przebiegle  na  tę  myśl.  Tak,  moŜe  stary  Rex  potrzebował  pomocnika.  I 

moŜe  go  znajdzie  pod  postacią  kobiety,  równie  twardej  jak  on.  Usadowił  się  wygodniej  i 

uderzył w klawisze.  

W głowie kołatało mu ciągle pytanie: kiedy Alexis wróci do domu? 

Wtedy  usłyszał  znajome  kroki  na  schodach.  Przyjechała!  NajwyŜszy  czas,  do  diabła. 

Odruchowo wstał, by podejść do drzwi. Chciał je otworze na ościeŜ i zaŜądać, by wyjaśniła, 

gdzie podziewała się przez ostatnie sześć dni. Zapanował jednak nad emocjami.  

To  nie  twoja  sprawa,  upomniał  się.  To,  jak  spędzała  swój  wolny  czas,  nie  powinno  go 

obchodzić.  PrzecieŜ  wyraźnie  dał  jej  do  zrozumienia,  Ŝe  nic  ich  nie  łączy  poza  pociągiem 

fizycznym,  który  teŜ  jakby  zanikał.  Jej  poŜegnalne  spojrzenie  świadczyło  dobitnie,  Ŝe  ją 

przekonał. Problem zaś polegał na tym, Ŝe on sam nie bardzo w to wierzył.  

Ramsey  z  uwagą  przysłuchiwał  się  dźwiękom  dochodzącym  z  zewnątrz.  Najpierw 

delikatny  stukot  obcasów  na  schodach,  potem  cichy  zgrzyt  otwieranych  drzwi,  aŜ  wreszcie 

lekkie  kroki  po  lakierowanej  podłodze.  Kroki  ustały  w  sypialni  i  usłyszał  odgłos  butów 

zrzuconych  na  miękki  dywan.  Zapadła  cisza.  Był  pewien,  Ŝe  Alexis  rozbiera  się.  Cholera, 

dlaczego to stało się właśnie teraz? Wiedział, Ŝe to koniec pracy na dzisiaj, Ŝe do wieczora nie 

będzie mógł myśleć o niczym innym, tylko o jej bieliźnie. A najbardziej frustrujące było to, 

Ŝ

e choć spędzili razem intymne chwile, nie miał okazji oglądać jej w tym stroju.  

Musi  wyjść  z  domu,  w  przeciwnym  razie  myśli  o  Alexis  rozsadzą  mu  mózg  na  strzępy. 

Ach,  te  kobiety,  jęknął  w  duchu.  Nie,  nie  kobiety.  Kobieta.  Nigdy  przedtem  Ŝadna  nie 

zawróciła  mu  tak  w  głowie.  Tylko  Alexis  Carlisle  była  do  tego  zdolna  i,  na  Boga,  nie 

rozumiał, dlaczego.  

Ś

wieŜego powietrza, tego mu było trzeba. I to w duŜych ilościach. Musi wyruszyć gdzieś, 

gdzie  będzie  w  stanie  uwolnić  się  od  myśli  o  niej.  Znaleźć  takie  miejsce,  gdzie  przestanie 

czuć, jak waŜną rolę Alexis pełni w jego Ŝyciu.  Wciągnął starą bluzę do baseballu i zaśmiał 

się  ironicznie.  Dobrze  wiedział,  Ŝe  nie  ma  takiego  miejsca  ani  na  ziemi,  ani  w  całym 

wszechświecie. Pozostała tylko nadzieja, Ŝe starczy mu sił, by stawić jej opór.  

Lecz wniosek ten nie podbudował go na duchu, wywołał jedynie śmiech, gorzki śmiech.  

Przez  sześć  kolejnych  dni  Ramsey  i  Alexis  za  wszelką  cenę  unikali  się  wzajemnie.  Na 

ogół udawało im się to, choć zdarzył się wyjątek. W środę rano Alexis zaspała i śpieszyła się, 

by zdąŜyć do pracy. Wyszła z mieszkania trzymając buty w jednej ręce, a neseser w drugiej. 

Na półpiętrze, tuŜ nad mieszkaniem Ramseya, poczuła, jak obsuwa się jej jedna z podwiązek, 

widocznie w pośpiechu źle zapięta. Jęknęła ze złości, włoŜyła buty i, rozglądając się, czy ktoś 

nie  nadchodzi,  podciągnęła  spódnicę.  W  tym  właśnie  momencie  Ramsey  otworzył  drzwi  i 

wyszedł  na  klatkę  schodową,  by  zabrać  gazetę.  Miał  na  sobie  tylko  granatowe  spodnie  od 

dresu.  

Rzucił w jej stronę krótkie spojrzenie, ale wyraz jego twarzy powiedział jej bardzo wiele. 

background image

Aleris mogła przysiąc, Ŝe zaczerwienił się, gdy stał tak i patrzył na jej nogę ledwie skrytą pod 

jedwabną pończochą, na drobne palce walczące z podwiązką, zdobioną róŜową kokardką. Ich 

oczy  spotkały  się  przez  sekundę  i  wtedy  poczuła,  Ŝe  cały  dom  staje  w  płomieniach.  Nim 

zdąŜyła wyrzec choćby słowo, odwrócił się na pięcie i wszedł do mieszkania, zapominając o 

gazecie. Zdawało jej się, Ŝe wymamrotał pod nosem: O rany, dłuŜej tego nie zniosę.  

Z bliŜej nieokreślonego powodu słowa te sprawiły, Ŝe na jej twarzy zjawił się uśmiech.  

W  piątek  wieczorem  Ramsey  znów  siedział  sam  w  domu.  Tak  jak  w  kaŜdy  wieczór, 

odkąd  wrócił  z  Atlantic  City.  Jak  zwykle  –  pracował  nad  ksiąŜką.  Redagował  najnowszy 

rozdział,  w  którym  akcja  przybierała  niespodziewany  obrót.  Czytał  tekst,  czując  mieszaninę 

dumy  i  złości.  JuŜ  wiedział,  Ŝe  jego  najnowsze  dzieło  będzie  najlepszym,  jakie  do  tej  pory 

stworzył.  Złościł  się  zaś,  gdyŜ  walorem  utworu  była  nowa  postać,  której  z  początku  nie 

planował.  Był  to  ktoś,  kto  w  mistrzowski  sposób  uzupełniał  Rexa  Malone’a.  Osoba 

przystojna,  bystra,  potrafiąca  dać  sobie  radę  z  najgorszym  przestępcą.  Była  to  kobieta-

detektyw, Alexandra Carson.  

Była  bez  wątpienia  najlepszą  postacią,  jaką  do  tej  pory  wykreował.  W  jej  kontaktach  z 

Rexem wyczuwało się lekki pociąg fizyczny. Był on na tyle silny, Ŝe oŜywiał ich rozmowy i 

na tyle stonowany, Ŝe nie psuł ich współpracy. Ramsey czuł, Ŝe ta para ma przed sobą długą 

przyszłość,  Ŝe  razem  rozwiąŜą  jeszcze  niejedną  zagadkę  w  wielu  ksiąŜkach.  Nawet  Aleris 

będzie zadowolona, pomyślał.  

Marzył, by pójść na górę, przeczytać jej najnowszy rozdział i zobaczyć, jak zareaguje. To 

zdarzało  mu  się  po  raz  pierwszy.  Ramsey  Walker  był  typem  samotnika,  który  nie  pozwalał 

nikomu,  z  wyjątkiem  Theo  i  Macka,  czytać  swych  ksiąŜek,  zanim  trafią  do  księgarń.  Teraz 

jednak  sprawa  wyglądała  inaczej.  Czuł  silną  potrzebę  podzielenia  się  pomysłami  z  Alexis. 

Zapragnął, by była częścią jego pracy i jego Ŝycia.  

Przez  ostatnie  dwa  tygodnie  ciągle  widział  w  myślach  jej  twarz  i  słyszał  jej  głos. 

Bezustannie pragnął mieć ją blisko.  

Jest teraz u siebie. Słyszał, jak wchodziła jakieś piętnaście minut temu. Nie było takiego 

prawa,  które  zabraniałoby  mu  pójść  na  górę  i  zamienić  z  nią  parę  słów,  prawda?  PrzecieŜ 

nikomu  jeszcze  nie  zaszkodziła  rozmowa.  MoŜe  wybraliby  się  gdzieś  na  kawę  lub  obiad.  A 

potem  na  spacer  do  parku.  Jeszcze  nie  było  tak  zimno.  Rześkie  powietrze  oczyściłoby  ich 

zmącone myśli. ChociaŜ, jeŜeli chodziło o Ramseya, jego myśli od pewnego czasu stawały się 

coraz bardziej przejrzyste.  

Decyzja  została  podjęta.  Zmienił  roboczy  strój,  czyli  wytarte  dŜinsy  i  starą  bluzę,  na 

ciemnobrązowe sztruksowe spodnie i gruby, beŜowy sweter. Teraz mógł się pokazać. Właśnie 

czesał niesforne włosy, gdy nagle ręka z grzebieniem zamarła w pół ruchu. Przechylił głowę, 

wsłuchując się w dobiegające z góry odgłosy.  

Alexis znów była w wannie. Ale tym razem nie sama.  

Przez  chwilę  Ramsey  starał  się  uspokoić  rozdygotane  serce.  Próbował  wytłumaczyć 

sobie, Ŝe to, co słyszał, było odgłosami zwykłej kąpieli. Niestety, głośne dziewczęce okrzyki i 

chlupot wody wskazywały na coś mniej niewinnego. Do diabła, jak ona mogła zabawiać się w 

wannie,  kiedy  on  nadal  płonął  na  myśl  o  niej?  Czy  to,  co  razem  przeŜyli,  tak  mało  dla  niej 

background image

znaczyło? Czy był tylko kolejną zdobyczą, którą wpisała do swojego rejestru? 

Koniec  z  tym,  postanowił.  Miał  tego  serdecznie  dość.  NajwyŜszy  czas,  by  Alexis  i  on 

wyjaśnili sobie parę spraw. Po pierwsze, on ją kocha i nie moŜe bez niej Ŝyć. Po drugie, nie 

opuści  jej  mieszkania,  dopóki  ona  nie  poczuje  tego  samego.  JeŜeli  będzie  musiał 

przekonywać  ją  przez  najbliŜsze  dziesięć  lat,  to  cóŜ,  trudno.  NajwyŜej  nie  odda  ksiąŜki  w 

terminie. Są sprawy waŜniejsze niŜ pisanie ksiąŜek. Na przykład zdobycie ukochanej kobiety.  

Pędem wbiegł po schodach.  

Z  uczuciem  déjà  vu  stał  przed  jej  drzwiami  i  walił  w  nie  z  całych  sił  krzycząc,  by  je 

otworzyła. Obawiał się, Ŝe Alexis będzie udawała, iŜ nie ma jej w domu, aby uchronić swego 

kochanka.  

Kochanka.  Ramsey  o  mało  nie  udławił  się  tym  słowem.  Do  diabła,  tylko  on  był  jej 

kochankiem. Nikt nie kochał jej tak jak on.  

– Alexis! Otwórz te cholerne drzwi! 

Ponownie zamierzył się w nie pięścią, choć sam nie był pewien, czy po to, by załomotać 

w  nie  kolejny  raz,  czy  je  rozwalić,  gdy  drzwi  zostały  otwarte  i  stanęła  w  nich  Alexis  w 

ubraniu  ociekającym  wodą.  Miała  na  sobie  wytarte  dŜinsy  i  starą,  czerwoną  bluzę  umazaną 

zaschniętą  farbą.  Przyszła  mu  do  głowy  nieśmiała  myśl,  Ŝe  nie  jest  to  strój,  w  którym 

przyjmuje się gości. Ale nawet w nim wyglądała piękniej, niŜ pamiętał.  

Jej ciemne włosy, splecione w luźny warkocz, zwisały na  ramieniu. Niesforne pasemka, 

które  wymknęły  się  splotowi,  zaczesała  niedbale  za  ucho.  Twarz  pozbawioną  makijaŜu 

ozdobił  lekki  rumieniec  podniecenia.  Ramsey  łudził  się  nadzieją,  Ŝe  on  był  jego  sprawcą,  a 

nie ktoś obcy, skryty w jej mieszkaniu. Poczuł, Ŝe jego serce odzyskało zwykły rytm i krew w 

Ŝ

yłach  przestała  rwać  szalonym  pędem.  Całe  wieki  nie  stał  tak  blisko  Alexis.  Bez 

zastanowienia objął jej ramiona i przyciągnął dziewczynę do siebie, aby ją pocałować.  

Zabrakło jej czasu, by dochodzić, co go tu sprowadziło. Jedyne, co mogła zrobić, to tylko 

wtulić  się  w  niego  i  oddać  mu  pocałunek.  To  był  najlepszy  sposób  na  smutek  i  napięcie, 

towarzyszące jej od dwóch tygodni. Tak bardzo tęskniła za Ramseyem.  Bez niego  wszystko 

było  nie  takie.  Praca,  dom,  Ŝycie,  nic  nie  sprawiało  jej  radości.  Wtuliła  się  mocniej,  czując, 

jak mokre ubranie paruje od rozgrzanej skóry.  

– Tęskniłem za tobą – wyszeptał Ramsey.  

– Ja teŜ za tobą tęskniłam – odrzekła niemal bez tchu.  

Nie czekając na zaproszenie wkroczył do mieszkania i zamknął za sobą drzwi. Oparł się o 

nie plecami i spojrzał groźnie w jej stronę.  

– Gdzie on jest? – zaŜądał wyjaśnień.  

– Kto? – spytała zdezorientowana.  

–  Wiesz  dobrze,  kto  –  odparł.  –  Gdzie  schowałaś  tego  durnia,  z  którym  tak  świetnie 

bawiłaś się w wannie? Mam zamiar dać mu dobrą nauczkę, zanim zrzucę go ze schodów. Nie 

podoba mi się, Ŝe jakiś facet pakuje się tam, gdzie ja byłem pierwszy... No, wiesz, co mam na 

myśli.  

Alexis spojrzała na niego spod zmarszczonych brwi. A więc o to mu chodziło. Usłyszał 

odgłosy  z  łazienki  i  sądził,  Ŝe  ktoś  obcy  grasuje  po  jego  terenach  łowieckich.  JeŜeli  pan 

background image

Ramsey Walker sądził, Ŝe naleŜała do niego tylko dlatego, Ŝe zaszczycił ją spędzoną wspólnie 

nocą, to mylił się głęboko.  

– Jak śmiesz? – zawołała, zaczepnie opierając ręce na biodrach. – To, Ŝe byliśmy razem 

jedną noc, nawet jeśli przyjemną, nie daje ci prawa wkraczać do mego mieszkania i wyrzucać 

stąd moich gości. Zwłaszcza takich, których sama tu zaprosiłam, poniewaŜ uwaŜam, Ŝe będą 

miłym dla mnie towarzystwem.  

Ramsey zatrząsł się ze złości.  

– Nie? – powiedział powoli, ledwo panując nad głosem. – A czy to, Ŝe cię kocham, daje 

mi to prawo? 

Nim zdąŜyła zareagować, stanowczo odsunął ją na bok i ruszył zdecydowanym krokiem 

w  stronę  zamkniętych  drzwi  łazienki.  Alexis  szła  tuŜ  za  nim.  Z  trudem  hamowała  śmiech 

wzbierający  na  myśl  o  jego  mało  romantycznym  wyznaniu  i  o  tym,  co  zrobi  na  widok 

„męŜczyzny” w jej wannie.  

Ramsey  ostrym  szarpnięciem  otworzył  drzwi,  nie  bawiąc  się  w  takie  grzeczności  jak 

pukanie.  Był  gotów  walczyć  z  intruzem.  To,  co  ujrzał,  wstrzymało  go  w  pół  kroku.  W  rogu 

łazienki,  na  stosie  mokrych  ręczników,  siedział  najŜałośniejszy  psiak,  jakiego  widział  w 

Ŝ

yciu.  

– Och, Ramsey, przestraszyłeś go. Biedne maleństwo – usłyszał za sobą szept Alexis.  

Ominęła go zwinnie i wzięła na ręce małą, czarną kuleczkę futra. Zmoczyła się przy tym 

doszczętnie, poniewaŜ psiak ciągle ociekał wodą.  

– Biedny, mały Pagliacci – szepnęła zwierzątku do ucha. – Wystraszył cię? JuŜ dobrze... 

Obronię cię.  

Ogłupiały Ramsey patrzył przez chwilę na tę dwójkę.  

– Nazwałaś go Pagliacci? – spytał z pretensją w głosie. – Czy chcesz, Ŝeby w przyszłości 

poniewierały nim wszystkie psy w okolicy? CóŜ to za zniewieściałe imię! 

Alexis odwróciła się i rzuciła mu piorunujące spojrzenie.  

–  Pagliacci  to  bardzo  piękne  imię.  Tak  nazywa  się  bohater  jednej  z  moich  ulubionych 

oper. Niezwykle tragiczna postać.  

–  Właśnie  o  to  mi  chodzi.  –  Ramsey  energicznie  skinął  głową.  –  Dostanie  po  tyłku  za 

kaŜdym razem, gdy wyjdzie z domu.  

– Ach tak? – odparła. Wezbrała w niej fala złości, gromadzonej od dwóch tygodni. Ostro 

zaatakowała  Ramseya,  pragnąc  zranić  go  do  Ŝywego.  –  A  jakie  imię  pan  proponuje,  panie 

Walker? Panie Przystojniaczku... Panie Pismaku Szowinisto. – Zacisnęła pięści, szykując się 

do kolejnego ciosu. – Panie Tchórzu-Bojący-Się-Inteligentnych-Kobiet...  

To podziałało. Na jego twarzy pojawił się niebezpieczny uśmiech. Znacząco postąpił krok 

do przodu. Alexis cofała się, aŜ uderzyła plecami o ścianę. Przyparta do muru, z trudem łapała 

oddech.  Ramsey  oparł  ręce  o  ścianę  po  obu  stronach  jej  ciała,  odcinając  drogę  ucieczki. 

Zerknął na psiaka, którego trzymała w ramionach, po czym spojrzał prosto w jej oczy.  

– Czy temu maleństwu nic się nie stanie, jeŜeli zostawimy je na chwilę samo? – zapytał z 

pozornym spokojem.  

Alexis przez chwilę milczała, rozkoszując się bliskością jego ciała. Wreszcie westchnęła 

background image

głęboko i odparła łamiącym się głosem: 

– Nie... chyba nie. Ale tylko na krótką chwilę. Ramsey uśmiechnął się drapieŜnie, kiedy 

wziął psiaka z rąk Alexis i postawił na podłodze.  

–  Idź  się  bawić,  Rex  –  zakomenderował.  –  Muszę  nauczyć  twoją  panią  paru  rzeczy  o 

męŜczyznach.  

– Rex? – Alexis zaczęła protestować. –  Nie chcesz chyba nazwać  go Rex. To imię tego 

okropnego dętek...  

– Boję się inteligentnych kobiet, tak? – Ramsey przerwał jej niskim, groźnym głosem. – 

Jestem szowinistycznym pismakiem, tak? 

W jego wzroku Alexis dostrzegła czułość i obietnicę. Nagle poczuła, Ŝe w parnej łazience 

zrobiło się jeszcze bardziej gorąco.  

– No cóŜ, moŜe zbyt pochopnie oceniłam....  

– Choć nie pomyliłaś się zbytnio z tym przystojniakiem.  

Spojrzał  głęboko  w  jej  oczy.  Błyszczały  z  podniecenia.  Wiedział,  Ŝe  był  jego  sprawcą. 

Pochylił się ku niej i musnął jej wargi swoimi w najdelikatniejszym pocałunku, na jaki było 

go  stać.  Alexis  zamknęła  oczy  i  oddała  się  rozkoszy.  Dłonie,  które  z  początku  miękko 

spoczywały na swetrze kryjącym potęŜnie sklepioną klatkę piersiową Ramseya, zsunęła teraz 

niŜej  i  ujęła  go  nimi  w  pasie.  Przyciągnęła  go  mocniej  do  siebie,  a  on  nie  pozostał  dłuŜny. 

Wzmocnił  pocałunek,  przytulając  się  do  niej  z  całej  siły.  Skrył  w  dłoni  jej  pierś  i  usłyszał 

najsłodsze i najbardziej podniecające westchnienie, jakie kiedykolwiek wyrwało się z jej ust.  

Nie  mógł  dłuŜej  wytrzymać  i  delikatnie  wsunął  rękę  pod  jej  bluzkę,  by  gładzić  ciepłą, 

aksamitną skórę. Z rozkoszą zauwaŜył, Ŝe pod spodem nie miała nic więcej. Znów dotknął jej 

piersi. KrąŜąc delikatnie kciukiem wokół sutka, wiódł dziewczynę ku szczytowi poŜądania.  

– Och, Ramsey – szepnęła Alexis łamiącym się głosem. – Tak za tobą tęskniłam.  

Zaczął delikatnie całować jej policzek, czoło i skroń. Końcem języka wykreślił zarys jej 

ucha, a później błądził po ciepłej szyi. Czuła, Ŝe uginają się pod nią kolana.  Z wolna zaczął 

biodrami  ocierać  o  jej  biodra  i  dopiero  wtedy  uświadomiła  sobie,  gdzie  się  znajdują.  Lekko 

oparła ręce na jego piersi i powstrzymała przed dalszymi pieszczotami.  

– Co się stało? – spytał Ramsey zdławionym z podniecenia głosem.  

Alexis  miała  zamęt  w  głowie.  Wiedziała,  Ŝe  kocha  go  nad  Ŝycie,  lecz  musiała  wyjaśnić 

pewną kwestię, zanim złączą się ponownie w miłosnym uścisku.  

– Czy to, co powiedziałeś wcześniej, to prawda? – spytała cicho.  

Ramsey spojrzał na nią uwaŜnie. Wiedział, o co pytała, lecz nie był do końca pewien jej 

uczuć. Nigdy dotąd nie czuł się tak bezbronny wobec kobiety. Musi się zdobyć na odwagę.  

– Tak, mówiłem szczerze – oświadczył stanowczo.  

– Nigdy w Ŝyciu nie byłem zakochany, ale kiedy zobaczyłem ciebie, Aleris, wpadłem jak 

ś

liwka w kompot.  

Na  jej  usta  zawitał  uśmieszek  zadowolenia.  Ramsey  czuł  się  wspaniale,  miał  ochotę 

roześmiać się z radości.  

– Kocham cię, Alexis.  

Rzuciła mu się na szyję i ucałowała gorąco.  

background image

– I ja ciebie kocham, Ramsey.  

Pocałowała  go  jeszcze  raz  i,  trzymając  za  rękę,  poprowadziła  do  sypialni.  Było  jeszcze 

coś, co chciała wyjaśnić.  

– Zanim... mmm... no wiesz...  

Ramsey uśmiechnął się, słysząc, Ŝe nagle zbrakło jej słów. Spłonęła rumieńcem.  

– Tak? 

– Zanim to zrobimy, chcę ci coś wyznać.  

– CóŜ takiego? 

–  Pamiętasz,  kiedy  ci  powiedziałam,  Ŝe  dialogi  w  twoich  ksiąŜkach  są  nienaturalne,  a 

fabuła bez polotu? – zapytała z wahaniem.  

– Jak mógłbym o tym zapomnieć – odparł sucho.  

– Tak... – Urwała myśl, lecz po chwili spojrzała mu prosto w oczy i dokończyła: – Przez 

ostatnie dwa tygodnie czytałam twoje ksiąŜki...  

– Naprawdę? 

–  Tak.  I  zdałam  sobie  sprawę,  Ŝe  podoba  mi  się  ich  akcja,  a  dialogi  mają  w  sobie  coś 

ciekawego.  

– CzyŜby? 

Alexis skinęła szybko głową.  

–  Sądzę  jednak  –  dodała  –  Ŝe  powinieneś  popracować  nad  postaciami  kobiecymi, 

Ramsey. Musisz je koniecznie unowocześnić.  

– Wiesz, „ to ciekawe, Ŝe wspomniałaś o tym teraz – odrzekł i usadowił się wygodniej na 

brzegu łóŜka.  

– Tak się akurat składa, Ŝe skończyłem rozdział, który chętnie dam ci do przeczytania.  

– Naprawdę? – była zachwycona.  

– Mhm – mruknął. Zaczepił palce o szlufki jej dŜinsów i przyciągnął ją do siebie. – Ale to 

później. Znacznie później.  

Aleris  uśmiechnęła  się  i  skinęła  głową  przyzwalająco.  Patrzyła  zafascynowana,  jak 

Ramsey  rozpina  zatrzask  przy  jej  spodniach.  Powoli  wsunął  ręce  pod  materiał  i  objął 

pośladki.  Delikatnie  zaczął  całować  jej  brzuch,  kreśląc  językiem  drobne  kółeczka  wokół 

pępka.  Stopniowo  jego  usta  schodziły  niŜej,  aŜ  natrafiły  na  brzeg  bielizny.  Wtedy 

zdecydował, Ŝe Alexis ma stanowczo zbyt duŜo na sobie.  

–  Zdejmij  bluzkę  –  wymamrotał,  wciąŜ  wtulony  w  jej  brzuch.  Ocierał  swój  szorstki 

policzek o jej delikatną skórę i radował się tą róŜnicą.  

Gdy spełniła prośbę, spojrzał do góry. Uśmiechając się przeczesała palcami jego włosy i 

splotła  dłonie  na  jego  karku.  Ramsey  oswobodził  rękę  i  stworzył  z  niej  schronienie  dla  jej 

piersi.  Posadził  Alexis  na  kolanach  i  całował  nęcące  go  ciało.  Dziewczyna  westchnęła  z 

zadowolenia  i  przytrzymała  jego  głowę,  by  nie  przerwał  pieszczoty  zbyt  wcześnie. 

Rozkoszowała  się  myślą,  Ŝe  on  jej  pragnie  tak  mocno,  jak  ona  jego.  Dopiero  drapanie 

szorstkiego swetra uświadomiło jej, Ŝe on nie wywiązał się z umowy.  

– Ściągaj sweter – rozkazała zalotnie. – I spodnie, i buty, i skarpetki.  

– Kobiety – rzucił Ŝartem i zaczął się śmiać. – Strasznie są wymagające.  

background image

Spełnił  jednak  jej  Ŝyczenia  i  zaŜądał,  by  uczyniła  podobnie.  Aleris  z  radością  zdjęła 

dŜinsy, ale nim zabrała się do tego, co pod nimi zostało, Ramsey powstrzymał ją ruchem ręki.  

– Zawsze chciałem dotknąć twej bielizny, kiedy masz ją na sobie – wyjaśnił, gdy napotkał 

jej zdziwione spojrzenie. – Obiecaj mi, Ŝe od tej pory tylko ja będę ją zdejmował.  

– Obiecuję – odrzekła z uśmiechem.  

– I przyrzeknij, Ŝe kiedy następnym razem będziemy się kochać, co powinno nastąpić za 

jakąś godzinę, załoŜysz te podwiązki z róŜowymi kokardkami.  

– Ramsey! 

– Mało brakowało, a wziąłbym cię w zeszłą środę, gdy poprawiałaś sobie tę podwiązkę – 

wyjaśnił. – Kiedy zobaczyłem cię na schodach z zadartą spódnicą...  

–  Wcale  nie  była  zadarta  –  zaprzeczyła  Alexis.  –  Po  prostu  podciągnęłam  ją  odrobinę, 

Ŝ

eby... poprawić pewien drobiazg.  

Ramsey zaśmiał się ponownie.  

– Niech juŜ będzie, ale pozwól, abym to ja od tej pory zajmował się takim poprawianiem.  

Twarz Alexis rozpromienił uśmiech.  

–  W  porządku.  Chciałabym  jednak  wiedzieć,  kto  wytłumaczy  wszystkie  twoje  obietnice 

męŜczyźnie, którego mam poślubić? 

Ramsey połoŜył ją na łóŜku i przykrył swym potęŜnym ciałem.  

– Myślałem, Ŝe to ja nim jestem.  

Jej serce zadrŜało. Nie spodziewała się tak szybkich i bezceremonialnych oświadczyn.  

– No tak, ale... widzisz, byłam w zeszłym tygodniu z wizytą u rodziców...  

–  Aha,  więc  to  tam  się  schowałaś  –  wymamrotał,  obsypując  jej  szyję  lekkimi 

pocałunkami.  

– O, taaak – stwierdziła Alexis, a Ramsey nie był pewien, czy odpowiedź nawiązywała do 

jego  słów,  czy  uczynków.  –  I...  i  ojciec  zarezerwował  juŜ  salę  w  klubie  na  mój  ślub  we 

wrześniu. Wydaje mu się, Ŝe... Och Ramsey, o tak, dobrze, dobrze...  

– Tak? – szepnął całując jej piersi. – Co mu się wydaje? 

– Komu? Aha, ojcu. – Alexis usiłowała odnaleźć wątek. Nie było to łatwe, gdyŜ dreszcze 

rozkoszy  wciąŜ  przebiegały  jej  ciało.  –  Chce,  Ŝebym  we  wrześniu  wyszła  za  jednego  z  jego 

pracowników.  

– Hmmm, to dziwne – odparł. – Do września będziemy juŜ dawno po ślubie. MoŜe nawet 

poczniemy  małego  Walkera.  Obawiam  się  takŜe,  Ŝe  moi  rodzice  będą  domagać  się,  byśmy 

wzięli tradycyjny ślub w naszej dzielnicy, na południu Filadelfii.  

Alexis zachichotała.  

– To będzie cudowne. JuŜ widzę ojca, jak tańczy przy akordeonie.  

Ramsey rzucił jej ostre spojrzenie.  

–  Nie  śmiej  się,  lubię  taką  muzykę.  Dziewczyna  pieszczotliwym  gestem  przeczesała 

palcami jego włosy.  

– Więc zadzwonisz do mego ojca i oznajmisz mu nowinę. W ten sposób on zrozumie, Ŝe 

mój mąŜ nie jest bezmyślnym mięczakiem.  

Zakłopotany Ramsey zmarszczył czoło.  

background image

–  Będziesz  mi  musiała  więcej  opowiedzieć  o  tym  swoim  tatusiu  –  powiedział  z  obawą. 

Spojrzał na ich nagie ciała i dorzucił: – Ale później, znacznie później.  

– I jeszcze jedno – mruknął Ramsey, kiedy leŜeli objęci i rozprawiali o przyszłości.  

– Tak? – zapytała Alexis leniwie. Nie do wiary, Ŝe moŜna czuć się tak wspaniale.  

Ramsey wskazał na futrzaną kulkę, która spała na ich łóŜku i lekko pogłaskał stopą psa. 

Szczeniak podniósł głowę i ziewnął szeroko, po czym znów ułoŜył się do snu.  

–  Czy  zdajesz  sobie  sprawę,  Ŝe  Rex  sporo  urośnie?  –  zastanawiał  się.  –  Widziałaś  jego 

łapy? To moŜe być nowofunlandczyk.  

–  Nie  szkodzi  –  odparła  beztrosko  Alexis.  Teraz  nie  obchodziło  jej  nic  poza  ciepłym, 

kochanym męŜczyzną u jej boku. – Pagliacci będzie miał u nas bardzo dobrze.  

– Rex będzie większy niŜ twoją kanapa.  

– Pagliacci będzie miał tu dość miejsca.  

–  Nie,  kochanie,  musisz  mi  zaufać.  Będziemy  musieli  poszukać  większego  domu. 

Oglądałem juŜ parę miejsc w Bucks County...  

– Bucks County – szepnęła rozmarzona. – Kocham Bucks County. Tam zawsze pachnie 

jabłkami.  

Ramsey milczał przez chwilę, po czym wubuchnął śmiechem.  

– Nie do wiary – powiedział cicho.  

– Co? 

– Zgodziliśmy się. Jest jednak coś na tym świecie, na co oboje się zgadzamy.  

–  Oczywiście,  Ŝe  jest,  Ramsey  –  odpowiedziała  ze  znaczącym  uśmiechem.  –  Ale  chyba 

wiedziałeś o tym, zanim wspomniałeś o Bucks County, prawda? 

Spojrzał na nią. LeŜała naga w świetle księŜyca. Podobał mu się wyraz jej twarzy, który 

jednoznacznie wskazywał na to, o czym teraz myśli. Wplotła palce we włosy na jego piersi, 

po  czym  schyliła  głowę,  by  złoŜyć  tam  delikatny  pocałunek.  Ramsey  uśmiechnął  się.  To 

prawda, Alexis i on mieli ostatnio wiele wspólnego. Byli idealnie dobraną parą.