background image

ELIZABETH BEVARLY

Dobrana para

Przełożyli

Jarosław i Anna Gwardyś

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Rex   Mai   one   wpadł   w   niezłe   tarapaty.   Blondyneczka,   którą   właśnie   położył   trupem, 

wcale nie była kochanką Largo, noszącą gorące imię Carmen. Na domiar złego okazało się, że 
milczący włóczęga, którego podwiózł wczoraj do miasta, to nikt inny jak Nathan Dobson. 
Dobson  był  gliną,  cholernie   dobrym  gliną,  udekorowanym   odznaczeniami  jak  choinka   w 
supermarkecie. 

Wtem Malone usłyszał za plecami trzask zapalniczki. Odwrócił się błyskawicznie. Miał 

przed sobą dwoje największych i najbardziej niebieskich oczu, jakie kiedykolwiek zdarzyło 
mu  się widzieć.  Miał też kolejny kłopot. Penelopa, żona Largo, spowita w kłąb dymu  z 
przypalanego właśnie papierosa, przyglądała mu się szyderczo. Trzymała palec na spuście 
beretty wymierzonej prosto w jego brzuch. 

– Zdaje mi się, że nie tylko Rex ma problemy – wymamrotał przygnębiony Ramsey 

Walker. Wlepił wzrok w śnieżnobiałą kartkę, wystającą ze sfatygowanej maszyny do pisania. 
– To do niczego. 

Nagłym szarpnięciem wyrwał irytujący bielą papier, zgniótł w kulkę i cisnął prosto w 

wiszące nad biurkiem zdjęcie Raymonda Chandlera. 

– Puściłbyś taką tandetę, cwaniaku? – rzucił zacietrzewiony. 
Westchnął.   Przeczesał   palcami   nieco   przydługie,   wijące   się,   ciemnobrązowe   włosy. 

Sięgnął po szklankę z podobizną Freda FLinstone’a. Aromat i smak whisky, pośledniejszego 
wprawdzie   gatunku,   pomogły   mu   nieco   opanować   emocje.   Wziął   następny   arkusz   z 
niewielkiej sterty, leżącej obok maszyny. Zaczął scenę od nowa. Tym razem jego bohater, 
prywatny   detektyw   Rex   Malone,   tylko   zranił   blondyneczkę   w   ramię.   Niestety,   stukot 
damskich obcasów o drewnianą podłogę dochodzący z mieszkania piętro wyżej sprawił, że 
Ramsey znów stracił wątek. 

Uniósł kąciki ust w mimowolnym uśmiechu. Alexis była w domu. Sama. Oczywiście, nie 

było w tym nic nadzwyczajnego. Alexis Carlisle zawsze była sama w domu. Nie wiadomo 
dlaczego ten fakt niezmiennie  sprawiał mu satysfakcję.  Ich znajomość ograniczała  się do 
wymiany   zdawkowych   grzeczności   na   schodach   lub   w   piwnicznej   pralni.   Widywali   się 
rzadko, ponieważ on pracował w domu,  zaś ona gdzieś  w centrum Filadelfii.  Ale nawet 
nieboszczyk musiałby się bardzo starać, żeby jej nie zauważyć. Była jedną z tych kobiet, 
które skupiają na sobie męskie spojrzenia, wręcz łapią je w zastawione sidła i trzymają tak 
mocno,  że   żaden   się  nie  uwolni.   Ramsey  uśmiechnął   się  do  siebie,   przechylił   do  tyłu  i, 
balansując na dwóch nogach krzesła, oddał się marzeniom. 

Postać Alexis Carlisle była dziełem sztuki. Z pewnością niebo spłynęło rzeką anielskich 

łez, gdy tworzyli ją bogowie. Musiała mieć więcej niż metr siedemdziesiąt, gdyż w butach na 
ulubionych,   kilkucentymetrowych   obcasach   prawie   mu   dorównywała   wzrostem.   W   jej 
dymno-kasztanowych włosach słońce zapalało maleńkie ogniki. Zawsze nosiła je upięte w 
koszmarny kok, jak dziewiętnastowieczna stara panna, przez co nigdy nie mógł dojść, jakiej 
były długości. A oczy! Były jak bezkresny ocean, ciemniejszy i bardziej pobudzający niż 

background image

najczarniejsza   kawa.   I   tylko   jedna   rzecz   skuteczniej   wytrącała   go   ze   snu   niż   myśl   o   jej 
oczach: wspomnienie kształtu jej nóg. Długich i idealnie zgrabnych. Można było oszaleć na 
ich punkcie. 

Z  zakamarków   pamięci   wróciło  wywołane   marzeniami  zdarzenie.   Pewnego  wieczora, 

niezbyt dawno temu, robił pranie. Niecierpliwie czekał, aż zwolni się jedyna suszarka. Ktoś 
najwyraźniej zapomniał zejść do piwnicy i wyjąć z maszyny wysuszone już rzeczy. Przez 
kwadrans uważnie czytał stworzony tego dnia tekst, lecz winowajca nie zjawiał się. Ramsey 
sam zabrał się do opróżnienia suszarki. Znalazł ją wypełnioną najelegantszą bielizną, jaką 
widział kiedykolwiek w życiu. Rosła przed nim sterta koronek jak z morskiej piany oraz 
wijących się jedwabi, mięciutkich i kolorowych. Nazwy niektórych łaszków znał tylko ze 
słyszenia. Nie miał pojęcia, że ktoś rzeczywiście może je nosić. 

Był tak zafascynowany odkryciem, że nie usłyszał wchodzącej Alexis, dopóki nie stanęła 

tuż   obok,   patrząc   na   niego   tak,   jakby   rabował   jej   rodzinne   klejnoty.   Przywitała   go,   jak 
zwykle,   sztywno   i   wyniośle.   Ramsey   uśmiechnął   się   niezręcznie.   Uniósł   podwiązkę   z 
różowymi kokardkami i zażartował z udawaną nieśmiałością:

– Gdyby kiedykolwiek nie mogła pani sobie z tym poradzić, służę pomocą. 
Alexis dumnie zadarła nosek i spłonęła rumieńcem. 
Rano, grzebiąc w koszu z upraną bielizną w poszukiwaniu slipów, Ramsey natrafił na 

parę koronkowych majteczek w kolorze kwiatu lawendy. Widocznie zostały w suszarce. Nie 
chciał ponownie wprawiać Alexis w zakłopotanie, schował je więc do szuflady. 

Lecz wiedział o niej więcej niż to, że ma niesłychanie wyrafinowany gust w wyborze 

bielizny.   Pracowała   w   Komitecie   Wspierania   Sztuk   Pięknych   w   Filadelfii.   Niedawno   w 
jakimś artykule w „Inquirer” natrafił na jej nazwisko jako rzecznika Komitetu. Nawet gdyby 
tego nie przeczytał, mógłby się łatwo domyślić. Prenumerowała całe mnóstwo zbzikowanych 
magazynów, takich jak , JDancer’s World”, „TheaterWeek”, „Musicology”, „Art in America” 
i   parę   obcojęzycznych,   które   z   ledwością   rozpoznawał.   Czytywała   także   miesięczniki 
„Connoisseur”, „Victoria” i „Gourment”, co świadczyło, że wysoko ceni piękno, jakie życie 
ma do zaoferowania. 

Ramsey   musiał   przyznać,   że   czuł   się   głupio,   gdy   porównywał   lawinę   artystycznych 

wydawnictw trafiających do Alexis z tym, co sam odbierał w popołudniowej poczcie: „Ellery 
Queen   Mystery   Magazine”,   „Detective   Monthly”   i   „True   Confession”.   Z   bliżej 
nieokreślonego powodu widok skrzynki pocztowej, w której wdzięk i styl sprofanowany był 
sąsiedztwem szmiry i tandety, palił go wstydem. 

Pociągnął kolejny łyk szkockiej i wsłuchał się w odgłosy dobiegające z góry. Na pewno 

Alexis zaraz włączy muzykę,  jakąś nudną operę lub drętwy koncert fortepianowy. Jak na 
zamówienie dobiegły go delikatne tony orkiestry, w które wplótł się tenor śpiewający coś po 
włosku. 

– Pewnie o miłości – wymamrotał zdegustowany, sięgając po szklankę. Alexis zdawała 

się należeć do tej klasy kobiet, które mdleją, słuchając miłosnych pieśni. Typowa babska 
reakcja. 

Gwałtownym ruchem odsunął krzesło i zaczął krążyć po pokoju. Co zrobić z Rexem? 

background image

Nigdy dotąd nie miał kłopotów z wymyślaniem akcji, w której umieszczał swoich bohaterów. 
Jego trzecia i ostatnia powieść „Okno we krwi” właśnie uplasowała się na piątym miejscu 
listy bestsellerów gazety „New York Times”. Czuł presję czasu. Za cztery miesiące mijał 
termin oddania kolejnej, czwartej książki, a on nawet nie dotarł jeszcze do sedna historii. 

– Trzeba być szalonym, żeby tak żyć – rzucił głośną uwagę. 
Tenor zdawał się coraz głębiej przeżywać swój dramat. Ramsey zmarszczył brwi. Jak 

można   pisać   mrożący   krew   w   żyłach   dreszczowiec   przy   takich   odgłosach?   Powinien 
natychmiast pomaszerować na górę i wygarnąć laluni, żeby wyłączyła to cholerstwo, zanim 
ściągnie   tu   gliny.   Nagle   zdał   sobie   sprawę,   że   oszukuje   sam   siebie   i   roześmiał   się 
rozbrajająco. Jak zwykle rozmarzył się, jak by to było, gdyby znienacka zastukał do jej drzwi. 
Otworzyłaby mu owinięta w ręcznik, ociekająca jeszcze wodą z prysznica albo przebrana do 
snu – w  koronkach i jedwabiach. Ramsey Walker  był  w końcu tylko  człowiekiem.  Znał 
dobrze pierworodny grzech wszystkich mężczyzn: pożądanie kobiety. 

Przywołał   się   do   porządku.   Szybko   wychylił   resztę   whisky.   Po  chwili   zastanowienia 

chwycił wątek. O tak, to był świetny pomysł, najlepszy, jaki przyszedł mu do głowy od paru 
tygodni. Siadł przy biurku i zaczął z pasją walić w klawisze. Rex Malone wyjdzie z opresji. 
Pomoże mu piękna baletnica o orzechowych włosach, wspaniałych nogach i oczach barwy 
czarnej kawy. 

Alexis   Carlisle   tkwiła   samotnie   w   jadalni   nad   kieliszkiem   chardonnay.   Bezmyślnie 

wpatrywała się w różane wzory na koronkowym obrusie. To był okropny dzień. W ostatniej 
chwili przepadła dotacja, o którą zabiegała w Grayco Corporation. Firma sromotnie przegrała 
proces z partią „zielonych”. Alexis szanowała obrońców naturalnego środowiska. W końcu 
planeta Ziemia była także jej domem, lecz czemu wyrok nie zapadł choćby dzień później? 
Tak   niewiele   brakowało,   a   dzięki   czekowi   na   sto   tysięcy   dolarów   powstałby   fundusz 
stypendialny dla tutejszych twórców. Może w ślad Grayco Corporation poszłyby inne wielkie 
firmy? Z pewnością taki precedens ułatwiłby zadanie stojące przed Alexis. Westchnęła. Dwa 
miesiące starań poszło na marne. Teraz będzie musiała wszystko zaczynać od nowa. 

Uniosła ręce i wyciągnęła szpilki z koka. Włosy spłynęły jej na ramiona czekoladowym 

strumieniem. Odpięła kameę z jedwabnej bluzki w kolorze kości słoniowej, rozpięła parę 
guzików. Zamknęła  oczy i pozwoliła unieść się muzyce.  Tenor właśnie dochodził do jej 
ulubionego fragmentu arii z opery „Turandot” Pucciniego, fragmentu, który zawsze wzruszał 
ją   do   łez.   Wtem   między   takty   wspaniałego   utworu   wdarł   się   z   mieszkania   piętro   niżej 
irytujący, nieregularny stukot maszyny do pisania. 

Szybko otworzyła oczy. Ścisnęła w dłoni kryształową szklankę tak mocno, że o mało jej 

nie zgniotła. Znowu Ramsey Walker. Zawsze wybierał sobie do pracy najmniej odpowiednie 
chwile. Bywało, że pisał na maszynie do trzeciej lub czwartej rano, najwyraźniej nie troszcząc 
się   o   to,   że   może   przeszkadzać   komuś   z   sąsiedztwa.   Oczywiście,   nikt   się   nie   uskarżał. 
Ramsey   Walker   był   przecież   „człowiekiem   o   niezmierzonym   talencie”   i   „prawdziwym 
geniuszem słowa”, przynajmniej tak pisano o nim w recenzjach jego ostatnich paru książek. 

Rzeczywiście,   geniusz.   Kiedy   Alexis   dowiedziała   się   od   pani   Fife,   sąsiadki   z 

background image

naprzeciwka,   że   w   ich   domu,   piętro   niżej,   mieszka   pisarz,   natychmiast   pośpieszyła   do 
księgarni i kupiła wszystkie jego książki. Przecież chciała pomagać ludziom sztuki żyjącym w 
Filadelfii. Czuła się nieco rozczarowana, gdy spostrzegła, że w tytułach jego ostatnich dzieł 
ciągle powtarzały się słowa: kula, mord i krew. Zwątpiła w wielkość jego talentu. 

Powieść detektywistyczna. On pisał powieści detektywistyczne. Dla kobiety takiej jak 

Alexis,   która   zjadła   zęby   na   twórczości   Jane   Austen   i   sióstr   Bronte,   pochłonęła   tomy 
Dantego, Shakespeare’a, Eliota i Thoreau, twórców o niepodważalnym talencie, nazwanie 
Ramseya   Walkera   geniuszem   oznaczałoby   przyznanie,   że   jego   śmieszne   książeczki 
rzeczywiście   opisują   życie   współczesnej   Ameryki.   Zdaniem   Alexis,   bohaterowie   byli 
straszliwie   stereotypowi,   intryga   łatwa   do   odgadnięcia,   a   nieliczne   kobiety,   których   nie 
zamordowano, były głupimi, wdzięczącymi się nimfomankami. Było dla niej oczywiste, że 
kobiety tego pokroju są w jego mniemaniu ideałami. Te książki to nic innego, jak typowa 
męska szowinistyczna propaganda. 

Dochodzący z dołu hałas wskazywał na to, że Ramsey szykuje się do kolejnej literackiej 

zbrodni. Pozostałym  sąsiadom  najwyraźniej  to imponowało,  lecz  w  opinii  Alexis  była  to 
kolejna zniewaga dla jej płci i nie mogła się z tym pogodzić. Zastanawiała się, jakim cudem 
taki typ stał się autorem bestsellerów? Czy tylko ona jedna na całym świecie dostrzegła, że 
Ramsey   to   tylko   zwyczajny   pismak?   W   oczach   pani   Fife,   aktywnej   sufrażystki,   był 
wspaniały. Czy można zrozumieć ten paradoks?

To   wszystko   nie   przeszkodziło   jej   lubić   Ramseya   jako   człowieka,   skonstatowała 

mimowolnie.   Było   w   nim   coś   intrygującego.   Złym   czy   dobrym   –   był   jednak   pisarzem. 
Zawsze podziwiała ludzi, którzy życiową karierę opierali na własnej twórczości. No, może 
nie zawsze. Przebiegła w pamięci listę mężczyzn o twórczych ambicjach, z którymi bliższe 
kontakty nie dały jej jednak spodziewanej satysfakcji. W każdym razie uświadomiła sobie, że 
czarujący Ramsey Walker był nie mniej przystojny niż tamci. Można by było zaryzykować 
twierdzenie, że jest pociągający, oczywiście dla kogoś, komu odpowiada ten typ: wysoki, 
barczysty, twardy facet o niebezpiecznym wyglądzie i uśmiechu, który zapewnia, że patrząc 
na kobietę rozbiera ją wzrokiem. 

Nie był w jej typie, zdecydowanie nie. Już dawno zauważyła, jak trafna okazała się opinia 

o artystach, którą przekazał jej ojciec. Poradził jej, żeby w życiu stawiała raczej na ludzi 
solidnych: lekarzy, prawników, bankowców. Ale... od roku, to jest od czasu, gdy Ramsey 
Walker   sprowadził   się   tutaj,   zajął   w   jej   myślach   specjalny,   ciepły   kącik,   z   którego 
bezskutecznie starała się go wyrzucić. 

Wmawiała sobie, że zaprzątnął jej umysł hałaśliwym sąsiedztwem, waleniem w maszynę 

o   najmniej   odpowiednich   porach,   jak   dziś,   gdy   chciała   odpocząć   w   spokoju.   Także 
nagrywaniem   tekstu   na   magnetofon,   co   czynił   głosem   tak   donośnym,   że   absorbował   jej 
uwagę bardziej, niż sobie tego życzyła. 

Czasem nie mogła się opanować. Leżała nocą w łóżku i, zamiast spać, słuchała niskiego 

głosu dochodzącego z pokoju niżej, który musiał być jego sypialnią. Zwykle fragment książki 
roił się od zbirów i wypełniony był gwałtem, od czego miała koszmarne sny. Lecz pewnego 
razu była to scena, którą uważał pewnie za miłosną. Jej zdaniem była pornograficzna, ale 

background image

wciągnęła ją tak bardzo, że zastanawiała się, co zajdzie między bohaterami książki. Rzecz 
jasna, nie czuła podniecenia, a raczej... ciekawość. Skończyło się tym, że miała gorące sny. 
Pomijając jego twórczość, Ramsey Walker był z pewnością wspaniałym kochankiem. 

A skąd jej to przyszło do głowy? Alexis zmuszała się do puszczenia w niepamięć innego 

rodzaju odgłosów, które czasem docierały z jego pokoju. Chciała otrząsnąć się z myśli o 
pisarzu, lecz wzrastający zapał, z jakim uderzał w klawisze, nie ułatwiał jej zadania. Ostry 
dźwięk   telefonu   dobiegający   z   przedpokoju   wybawił   ją   z   kłopotu.   Usadowiła   się   w 
wygodnym fotelu i podniosła słuchawkę. 

–  Alexis,  to ja,  Margaret   – usłyszała.   Uśmiechnęła  się  serdecznie,   chociaż   ton  głosu 

rozmówczyni  zdradzał,  że sprawa jest poważna. Margaret Warminster  była  siostrą Evana 
Warminstera,   zaś   Evan   był   aktualnym   adoratorem   Alexis.   Od   paru   miesięcy   sprawy 
zaczynały przybierać poważny obrót i było jasne, że niebawem zaczną mówić o ślubie. Była 
dumna z tego związku, ponieważ zawdzięczała go tylko sobie samej, a nie pośrednictwu ojca. 
I chociaż ojciec niezbyt lubił Evana, ona przekonywała samą siebie, że dokonała idealnego 
wyboru. Evan, absolwent Ivy League, był godny zaufania, dystyngowany, dobrze sytuowany, 
elegancki, kulturalny, miał dobry gust... Listę jego zalet mogła ciągnąć w nieskończoność. 

Najważniejsze   zaś   było   to,   że   nie   miał   żadnych   zdolności   artystycznych.   Naturalnie 

zgodziłaby się na małżeństwo, gdyż był jej bardzo bliski. Z czasem pewnie by go pokochała. 

– Halo, Margaret. Co u ciebie słychać?
Po chwili ciszy usłyszała odpowiedź. Tym razem ton głosu rozmówczyni nie pozostawiał 

żadnych wątpliwości. 

– Nic dobrego, moja droga, naprawdę nic dobrego. Niestety, dotyczy to Evana. 
– Co się stało? – Alexis ogarnął niepokój, choć starała się go opanować. 
– Nie chcę cię denerwować, ale zdaje się, że zniknął. 
– Zniknął? Jak to zniknął? – To była jedna z najbardziej niewiarygodnych wiadomości, 

jaką kiedykolwiek usłyszała. Evan był bankierem w najbardziej konserwatywnym sensie tego 
słowa, solidnym, zrównoważonym i szanującym zasady współżycia społecznego. Ludzie tego 
pokroju nie znikają tak po prostu. 

– Wiesz, w zasadzie nie zniknął – sprostowała szybko Margaret. – Wiemy, gdzie jest, 

tylko nie możemy ściągnąć go z powrotem. 

– O czym ty mówisz?
Margaret ciężko westchnęła, po czym odrzekła:
– Prosił, by ci przekazać, że jest mu bardzo przykro, iż tak to wszystko wyszło. Po prostu 

nie mógł tak dalej żyć. 

Alexis   poczuła,   że   coś   ściska   jej   serce.   Jak   to  się   mogło   stać?   Evan   nie   był   jakimś 

mansardowym artystą, miał być idealną partią. Sama go znalazła, bez żadnych kombinacji i 
nacisków ze strony ojca. Nie mógł porzucić jej tak jak inni. Nie mógł. 

– Margaret, może zacznij od początku – poprosiła. 

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Rex   Malone   był   znów   na   tropie.   Ramsey,   ogarnięty   twórczą   weną,   śmiało   wiódł 

powikłane koleje losu swego bohatera. Wielkimi krokami zmierzał do ukończenia kolejnego 
bestsellera. 

Do licha, co za wspaniałe uczucie! Prawie tak dobre jak seks, pomyślał, sprawdzając 

ostatnią linijkę czwartego rozdziału. I prawie tyle samo sprawia satysfakcji. 

Trzeba było  jeszcze rozegrać do końca sprawy miedzy Penelopą Largo a Rexem, bo 

przecież w książce nigdy nic samo się nie rozwiązuje. 

Wyłączył lampkę i wyszedł z pokoju, który kiedyś miał być jadalnią, a stał się biurem. 

Musiał   się   położyć.   Zwykle   o   tej   porze   dopiero   zaczynał   pracę,   lecz   po   całym   dniu 
spędzonym na korekcie po prostu leciał z nóg. Przeciągnął dłonią po zarośniętym podbródku i 
przypomniał  sobie, że znów się nie ogolił. To się może  zdarzyć  pisarzowi, kiedy jest w 
transie. 

Zrzucił   z   ramion   sportową   bluzę   i   zaczął   ściągać   spłowiałe   dżinsy,   gdy   wtem   jakiś 

dźwięk dobiegł go z pokoju piętro wyżej. W pierwszej chwili nie poznał cichego odgłosu. 
Nagle stanął jak rażony gromem. Alexis płakała! Bez jęków i szlochów, jakimi zanoszą się 
egzaltowane  kobiety,  płakała  cichutko, jakby zbrakło jej sił do powstrzymania  łez. Przez 
długą chwilę Ramsey tkwił nieruchomo pośrodku sypialni i słuchał, lecz zamiast cichnąć, 
płacz narastał. 

Kobieta najprawdopodobniej znajdowała się w rogu pokoju. Przeszedł parę kroków w tę 

stronę. Bezwiednie uruchomił machinę swej wybujałej wyobraźni, która pozwoliła mu zostać 
pisarzem. Zobaczył Alexis bezradnie zwiniętą w kłębek na krawędzi łóżka, tuż przy ścianie. 
Przypomniał sobie, że nigdy nie był w jej mieszkaniu, i że nie wie nawet, w którym pokoju 
stoi jej łóżko. Może skaleczyła się lub oparzyła parą z czajnika? Nie, to nie to. Nie płakałaby 
tak długo z tak błahego powodu. A może dostała złą wiadomość? A może potrzebowała z 
kimś  porozmawiać?  Zanim uświadomił  sobie,  co robi, włożył  z powrotem bluzę i zapiął 
spodnie. 

Przeskakując po dwa stopnie wbiegł na górę. Nie zastanawiał się, co powinien zrobić. 

Wiedział tylko, że była sama, że było jej źle, i że płakała. Wzruszyło go to bardziej, niż 
cokolwiek innego do tej pory. Z niewiadomego powodu czuł, że jeśli tylko istnieje sposób na 
to, by ją pocieszyć, musi go znaleźć. Już uniósł dłoń, by mocno zastukać do drzwi Alexis, gdy 
zdał sobie sprawę z bezsensu własnych zamierzeń. Czemu przejmował się jej problemami? 
Nigdy przecież nie omieszkała dać mu do zrozumienia, jak malutki jest w jej oczach. 

Uśmiechnął się, pokręcił głową i trzykrotnie zapukał. Nie uda się jej wywieść go w pole. 

Rzeczywiście,   w   jej   żyłach   płynęła   błękitna   krew,   miała   wdzięk   i   wyrafinowany   styl. 
Nienagannymi manierami mogłaby zawstydzić niejedną koronowaną głowę. Wszechstronne 
wykształcenie zdobyła w jakiejś elitarnej prywatnej szkole, w której dziewczynki noszą białe 
sukienki   z   emblematami   i   nigdy   nie   spędzają   wakacji   we   własnym   kraju.   To   wszystko 
wiedział od pani Fife, z którą jadał lunch co wtorek. 

background image

Ale wiedział też więcej. Alexis kochała wszystko, co dostarczało jej zmysłowych doznań. 

Świadczyła   o   tym   muzyka,   która   stale   towarzyszyła   jej   obecności   w   domu,   aromaty 
wyszukanych  smakowitości, które wypełzały z jej kuchni na klatkę schodową, eleganckie 
stroje, które zdawały się wołać prowokująco do każdego mężczyzny: dotknij! Ramsey widział 
to w ognistym błysku jej oczu, gdy mijali się na schodach, słyszał to w jej głosie podczas 
nieuniknionych przy takich spotkaniach pogwarkach. 

Było dla niego jasne, że w jej wnętrzu czaiło się coś gorącego, pasjonującego i ledwie 

trzymanego w ryzach. Wprawdzie nie był pewien, co to jest, lecz nie mógł odmówić sobie 
przyjemności rozwiązania tej zagadki. 

Poczuł ulgę, gdy zrozumiał, że nikt nie otworzy drzwi. Pewnie Alexis nie życzyła sobie, 

by ktokolwiek oglądał jej opuchnięte oczy i zaczerwieniony, smutny nosek. No cóż, zrobił 
wszystko,   by   przyjść   z   pomocą   zdesperowanemu   bliźniemu,   nieprawdaż?   Właśnie   miał 
odwrócić się na pięcie i ruszyć w dół schodów, gdy usłyszał stuk otwieranej zasuwy i zgrzyt 
klucza w zamku. Gdy kobieca postać zjawiła się w drzwiach, w mgnieniu oka rozwiały się 
wszystkie wątpliwości, których był pełen przed chwilą. 

Alexis   miała   rozpuszczone   włosy   i   rzeczywiście   zaczerwieniony   nos,   co   nie 

przeszkodziło   jej   wyglądać   wprost   cudownie.   Ramsey   pierwszy   raz   widział   uwolnione   z 
więzów ciemne, jedwabiste loki i czuł nieprzepartą chęć, by wpleść w nie palce, przyciągnąć 
jej twarz ku swojej i pocałunkiem zbudzić ich oboje z powrotem do życia. Jej oczy zdały mu 
się jeszcze ciemniejsze i głębsze, a to za sprawą lśniących w nich łez. Nie miała butów, co 
wreszcie, zdaniem Ramseya, ustawiło ją na właściwym poziomie. Już nie górowała dumnie 
nad   wszystkim.   Była   bezbronna.   Wysoki   kołnierzyk   bluzki   nie   był   zapięty   i   chyba   nie 
zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo się rozchylił. Chcąc nie chcąc, Ramsey dostrzegł jej 
kremowy   stanik.   Wiedział   już,   że   Alexis   nosi   piękną   bieliznę,   lecz   z   prawdziwą 
przyjemnością podziwiał jedwabny fatałaszek na jego właścicielce. 

– Witam, panie Walker. – W drżącym bardziej niż zwykle głosie brzmiało nie ukrywane 

zaskoczenie. 

–   Alexis,   czy   nic   się   nie   stało?   –   zapytał   po   krótkim   skinieniu   głową   zastępującym 

powitanie. Nie ukrywał, że zawsze chciał zwracać się do niej bardziej poufale. 

Dziewczyna zesztywniała i spuściła oczy na chusteczkę, którą gniotła w palcach. Ramsey 

nie   mógł   powstrzymać   uśmiechu.   W   dzisiejszych   czasach   tak   niewiele   kobiet   miało 
chusteczki, a jeszcze mniej ich używało. 

– Oczywiście, że nie – odrzekła cicho z lekkim wahaniem. – Skąd to pytanie?
Byłoby   głupotą   udawać,   że   nie   słyszał   jej   płaczu.   Wszyscy   mieszkańcy   budynku 

wiedzieli, jak łatwo wszelkie odgłosy przenikały cienkie ściany. Przez głowę przemknęła mu 
myśl, że może jednak byłoby lepiej, gdyby jej sypialnia nie była dokładnie nad jego. 

– Zdawało mi się, że słyszę... płacz. – Tak bardzo starał się delikatnie wymówić ostatnie 

słowo, że omal go nie połknął. – Pomyślałem, że może stało ci się coś złego. 

Skryła nos w chusteczce. Najchętniej schowałaby w niej także policzki, które pokryły się 

rumieńcem. 

– Nic mi się nie stało, panie Walker – łagodnie zapewniła Ramseya, patrząc mu prosto w 

background image

oczy.   Dostrzegła   w   nich   jednak   coś,   co   kazało   jej   odwrócić   wzrok.   Niezależnie   od 
wszystkiego,   czym   ją   irytował,   miał   najładniejsze   niebieskozielone   oczy,   jakie   widziała 
kiedykolwiek. Wyraźnie była w nich widoczna troska o jej los. Miłe ciepło rozlało się w jej 
wnętrzu. 

–   Chciałabym...   chciałabym   teraz   zostać   sama   –   wymamrotała   pospiesznie   i   bez 

przekonania. 

Oboje   milczeli   przez   chwilę.   Wtem   Alexis   poczuła   na   skroni   dotyk   jego   palców. 

Delikatnie poprawił jej niesforne loki. Powoli zwróciła twarz ku niemu, lecz cofnął rękę, nim 
zdążyła zaprotestować. Wyglądał na zaskoczonego swoim gestem nie mniej niż ona sama. 

– Słuchaj – nie rezygnował – nie chcesz wybrać się gdzieś na kawę i porozmawiać o tym?
Przecząco potrząsnęła głową. 
– Nie, dziękuję. Chciałabym... 
– Wiem, chcesz zostać sama. 
– Tak. 
Patrząc w jej wielkie zmartwione oczy wiedział, że za nic w świecie nie zostawi jej teraz 

smutkowi na pożarcie. Oparł ramię o framugę drzwi i pochylając się ku niej oświadczył:

– Myślę, że to kiepski pomysł. 
Ramsey Walker zawsze działał na jej zmysły, także i teraz. Wmawiała w siebie, że nie ma 

to nic wspólnego z głębokim brzmieniem jego głosu, a raczej z tym, że nie przywykła do 
mężczyzn   tak   znacznie   górujących   nad   nią   wzrostem.   Gdy  tak   stał   pochylony,   siłą   woli 
powstrzymywała   się,   by   nie   cofnąć   się   o   krok.   Zdołała   jedynie   przez   moment   wyrazić 
wzrokiem dezaprobatę dla niechlujnego ubioru i zarostu. 

Ku własnemu zaskoczeniu zauważyła, że dzielące ich jaskrawe różnice prowokują ją do 

dalszych porównań. Nagle dotarło do niej, że Ramsey cudownie pachnie: wolną przestrzenią, 
czymś   bardzo  męskim  i  wzbudzającym  zaufanie.  W  ostatniej   chwili  opanowała  chęć,   by 
wtulić się w niego. Zaczęła mieć mu za złe, że nie zachowuje właściwego dystansu. 

Wyprostowała się i, jąkając się lekko, odparła:
–   Tak?...   Więc,   ja...   nie   uważam,   by   miał   pan   prawo   składania   mi   jakichkolwiek 

propozycji. 

Ma  rację,  pomyślał  Ramsey.   Nie  miał  prawa.  W   ogóle  nie   powinno   go  to  wszystko 

obchodzić. Doskwierało mu jedynie to, że z góry odmówiła przyjęcia pomocy, nie dając mu 
żadnej szansy. Zacisnął szczęki z determinacją godną detektywa Rexa Malone’a. Cóż, pewnie 
on postąpiłby tak samo w podobnej sytuacji, pomyślał i cofnął się. 

–   W   porządku.   –   Starał   się,   by   jego   głos   brzmiał   beznamiętnie.   –   Do   zobaczenia. 

Przepraszam, że przeszkodziłem. 

Nie czekając, aż Alexis zamknie mu drzwi przed nosem, odwrócił się i ruszył w stronę 

schodów. Patrzyła na potężne plecy i mocne, szerokie barki. Gdy zniknął z pola widzenia, 
zamknęła drzwi i rozluźniła się, dając upust nagromadzonym emocjom. Łapczywie chwytała 
powietrze. Ten nieznośny typ napastował ją, mówiła do siebie. Jak śmiał wdzierać się w jej 
prywatne   życie?   Jak   śmiał   wykorzystać   jej   chwilową   słabość   do   wyłudzenia   zgody   na 
randkę?   Zresztą,   mogła   się   tego   spodziewać   po   mężczyźnie,   który   pisał   książki   pełne 

background image

wymyślnych aktów gwałtu, mężczyźnie, który odżywiał się głównie pizzą, dostarczaną mu w 
olbrzymich ilościach, mężczyźnie, który zmieniał kobiety częściej, niż robił pranie. Poza tym, 
ukradł jej sztukę bielizny! Ale to nie miało sensu. Nieraz próbowała walczyć z sympatią, jaką 
do niego czuła, lecz tkwiło w nim coś, co wbrew jej woli zawsze brało go w obronę. Nie 
wiedziała, co to jest i czemu czuje to tak mocno. Zagadka stała się jej obsesją. 

Może powinna poważnie zastanowić się nad przeprowadzką? To pytanie pojawiało się na 

nowo po każdym spotkaniu z sąsiadem z dołu. Uwielbiała mieszkać na Ardmore, uwielbiała 
stare domy i wielkie drzewa, zwłaszcza jesienią. Drzewa mieniły się wtedy purpurą, ochrą i 
oranżem   liści.   Wprost   trudno   było   uwierzyć,   że   tak   malowniczy   i   spokojny   zakątek 
sąsiadował z majaczącymi w pobliżu wieżowcami ze szkła i stali, stłoczonymi w centrum 
Filadelfii. 

W zasadzie Ardmore można było nazwać przedmieściem, gdyż, w porównaniu z centrum 

pełnym  wpadających na siebie i popychających się przechodniów, wyglądało jak wymarłe 
miasto.   Alexis   czerpała   wszystkie   przyjemności,   jakich   mogło   dostarczyć   mieszkanie   w 
spokojnej,   zabytkowej   mieścinie,   nie   rezygnując   z   dostępu   do   wygód   wielkiego   miasta. 
Mogła   rozkoszować   się   parkami,   restauracjami,   muzeami   i   galeriami,   za   którymi   tak 
przepadała. 

Jak dalece sięgała pamięcią, zawsze była wrażliwa na otaczające ją piękno, od dziecka 

karmiona malarstwem, rzeźbą, literaturą i muzyką przez rodziców, dla których kontakt ze 
sztuką był fundamentem ludzkiego doświadczenia. Wzbudziło to w niej nienasycony apetyt 
na wszystko, co działa na zmysły. Konsekwencją takiego wychowania było również to, że 
skończyła   studia   uniwersyteckie   i   podjęła   pracę   polegającą   na   szukaniu   sponsorów   dla 
Komitetu   Wspierania   Sztuk   Pięknych   w   Filadelfii.   Dlatego   też   łatwo   ulegała   wpływowi 
mężczyzn o twórczych talentach, co poróżniło ją z ojcem. Dzisiaj przyznała mu słuszność. Z 
racji   obowiązków   służbowych   kontaktowała   się   często   z   artystami   i   odkryła,   jak   wielu 
geniuszy   to   po   prostu   ludzie   nieobliczalni.   Rzeczywiście,   lepiej   było   przestawać   z 
mężczyznami,   których   kariery   oparte   są   na   solidniejszych   podstawach   niż   chwiejny   gust 
odbiorców sztuki. Na przykład bankierzy, na przykład: Evan Warminster. 

Znowu   wróciło   ponure   wspomnienie   rozmowy   telefonicznej   i   wycisnęło   kolejne   łzy. 

Osuszyła   oczy   chusteczką.   Nie   mogła   polegać   nawet   na   odpowiedzialnych.   Jak   mógł   ją 
porzucić? Jak mógł tak po prostu zostawić pracę, rodzinę, cały swój świat i ruszyć na pustynię 
w poszukiwaniu światła prawdy. Ostatni raz kontaktowała się z nim, gdy na dwa tygodnie 
wyjeżdżał w interesach do Hongkongu. Miał wrócić właśnie dziś. Margaret powiedziała, że 
dzwonił do rodziny. Z pasją opowiadał, że w komunie znalazł nowy dom, i że miał pracować 
w   czymś,   co   nazywało   się   Kopalnią   Kryształu   Nowego   Wieku.   Mieszkał   z 
dziewiętnastoletnią studentką, Desdemoną, i najwyraźniej czuł się tam wyśmienicie. 

Właśnie to drażniło Alexis najmocniej. Zawsze odnosił się do niej z rezerwą. Mówił, że 

nie   chce   jej   skompromitować   ani   skalać   jej   reputacji.   Nie   miał   nawet   cienia   podobnych 
skrupułów w stosunku do tej, jak jej tam, Desdemony. Alexis ruszyła do kuchni, żeby zapalić 
gaz pod czajnikiem, gdy nagła myśl zatrzymała ją w pół kroku. Nie będzie miała z kim pójść 
jutro wieczorem na otwarcie wystawy Penrose’a w Muzeum Sztuki Współczesnej. Ma tam 

background image

przecież być Cassandra Edmonson. A niech to! Pierwsza poważna wystawa prac Fredericka 
Penrose’a z Filadelfii stanie się wydarzeniem sezonu. Ma być pełna gala, szampan, stroje 
wieczorowe   i   sama   śmietanka   towarzyska   miasta.   Alexis   miała   nadzieję,   że   może   Evan 
wykorzysta tę okazję do zdeklarowania swych zamiarów wobec niej. Tymczasem on włóczył 
się   po   pustyni   i   bawił   we   wróżby   z   kryształowej   kuli   razem   z   kociakiem   wiadomego 
autoramentu.  Staroświeckie  poglądy Alexis nie  dopuszczały samotnego  pojawienia się na 
przyjęciu, ale należała do ścisłego grona organizatorów wernisażu, nie mogła więc po prostu 
zostać w domu. 

Dezercja   Evana   niosła   ze   sobą   jeszcze   jeden   problem,   przyćmiewający   pozostałe,   a 

związany   z   postacią   pani   Cassandry   Edmonson.   Była   chyba   najhojniejszym   w   Filadelfii 
sponsorem artystów. Od początku swej pracy w Komitecie Wspierania Sztuk Pięknych Alexis 
wiązała nadzieje z pozyskaniem jej wsparcia. Pani Edmonson była uroczą, szacowną i bardzo 
bogatą osobą, żyjącą ciągle wiekiem dziewiętnastym. Bez względu na to, jak była miła, nigdy 
nie zaaprobowałaby pełnienia jakichkolwiek funkcji społecznych przez kobietę pozbawioną 
męskiego towarzystwa. Pod żadnym pozorem nie poświęci Alexis ani chwili z jutrzejszego 
wernisażu, jeżeli dziewczyna nie będzie miała odpowiedniego towarzysza u boku. 

Zgrzytnęła zębami na myśl, że padła ofiarą staroświeckich zasad, których przecież sama 

przestrzegała. Szybko rozpatrzyła możliwe rozwiązania. Dziś straciła już jedną dotację, zaś 
historia   dotychczasowej   działalności   pani   Edmonson   wskazywała   na   to,   że   jej   następna 
wpłata co najmniej dwukrotnie przewyższy wartość kwoty, która przepadła. Aleris po prostu 
nie mogła sobie pozwolić na to, by takie pieniądze przeciekły jej przez palce. Jeżeli umizgi do 
pani Edmonson nie przyniosą rezultatu, to kasa Komitetu straci pieniądze, a Alexis – posadę. 
Wniosek nasuwał się sam. Musi sobie zapewnić męską eskortę. 

Ale kogo? Większość znanych jej mężczyzn potwierdziła przybycie w umówionym już 

towarzystwie. Jej bracia i ojciec mieszkali zbyt daleko, by przyjechać do Filadelfii na jeden 
wieczór. Mogła liczyć na towarzystwo profesora Plithidesa z uniwersytetu, lecz miał on już 
prawie osiemdziesiąt lat i nie starczało mu sił, by uczestniczyć w przyjęciu do tak późnej 
pory, jak wymagała tego jej rola w Komitecie. Któż pozostał?

Aleris nalała sobie filiżankę herbaty, nie skąpiąc cukru ani mleka. Z tomikiem poezji 

Emily Dickinson ruszyła do sypialni i rozsiadła się wygodnie w zabytkowym bujanym fotelu. 
Właśnie z tego miejsca, pogrążoną w smutku, wyrwał ją swoim pojawieniem się Ramsey 
Walker.   Chciała   przez   najkrótszą   z   chwil   wyobrazić   go   sobie   w   czarnym   smokingu   z 
czerwoną różą w klapie i białej koszuli z plisami. Długimi palcami trzymał stopkę wąskiego 
kieliszka wypełnionego bladozłotym szampanem. Lecz całkiem inny obraz przyszedł jej na 
myśl   z   zakamarków   wyobraźni.   Ramsey   Walker   leżał   nago   w   jej   łóżku.   Ponętną   klatkę 
piersiową   porastały   ciemne   włosy,   kontrastujące   z   bielą   prześcieradła.   W   jednej   ręce, 
wyciągniętej w stronę Alexis, trzymał kieliszek szampana, zaś drugą znacząco poklepywał 
puste miejsce u swego boku. 

Z trudem otworzyła oczy, lecz jej wzrok sam powędrował w stronę łóżka i tam pozostał. 

To pewnie ze zmęczenia, tłumaczyła sobie. Wyczerpanie, nic więcej. To tylko desperacja, z 
jaką szukała pary, sprawiła, że pomyślała o każdym dobrze wyglądającym mężczyźnie, nawet 

background image

tak nieodpowiednim jak Ramsey Walker. Nic więcej nie miało tu znaczenia. Pierwszą sprawą, 
jaką zajmie się jutro rano, będzie znalezienie partnera odpowiedniego na tę okazję. W końcu 
może to być ktokolwiek, pomyślała optymistycznie. Ktokolwiek, byle nie Ramsey Walker. 

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Wieczorem następnego dnia Alexis wzięła kąpiel, jaką najbardziej lubiła. Mrok łazienki 

rozjaśniało światło świec. Siedząc w wannie pełnej piany, sączyła lekkie beaujolais. To był 
dzień równie czarny jak wczorajszy. Nie zdołała znaleźć żadnego mężczyzny, który mógłby 
jej   towarzyszyć   na   dzisiejszej   uroczystości.   Prosiła   nawet   Henry’ego,   portiera   w   biurze 
Komitetu. Odmówił, gdyż w piątki grywał w karty i czuł, że to będzie szczęśliwy dzień. 

Pozostały dwa wyjścia. Albo w ciągu dwóch godzin wyczaruje z kapelusza wyjątkowy 

okaz istoty ludzkiej płci męskiej, albo wymyśli na tyle dobre kłamstwo, że pani Edmonson 
wybaczy jej samotne stawiennictwo na tak oficjalną uroczystość. Żadna z ewentualności nie 
wyglądała obiecująco. Alexis nigdy nie umiała ani czarować, ani kłamać. 

W głębi duszy już pożegnała się z pieniędzmi pani Edmonson, a chodziło jej tylko o to, 

by nie stracić ukochanej posady. Postanowiła odprężyć się w nadziei, że może wtedy jakiś 
dobry pomysł przyjdzie jej do głowy. Ciepła i pachnąca woda przyjemnie opływała jej ciało, 
a łagodne wino koiło starganą duszę. Patrząc na sprawę z filozoficznego punktu widzenia, 
postanowiła nie zastanawiać się, dlaczego tak szybko i łatwo zapomniała o Evanie. Miała 
teraz ważniejsze sprawy na głowie. 

Gdy   woda   nieco   przestygła,   starannie   wypielęgnowanym   palcem   u   nogi   otworzyła 

oznaczony na czerwono kurek. Zanurzyła się głębiej. Przez dłuższy  czas rozkoszowała się 
przenikającym ją ciepłem. Nagle, w najmniej oczekiwanym momencie, narastający odgłos 
pukania wyrwał ją z błogiego stanu. Po chwili zrozumiała, że to ktoś natarczywie dobija się 
do   jej   drzwi.   Zamarła.   Sięgając   do   kurka,   by   go   zakręcić,   zauważyła,   że   poziom   wody 
niepostrzeżenie podniósł się prawie do samej krawędzi wanny. Łomotanie w drzwi trwało 
nadal. Usłyszała pokrzykiwania:

– Alexis! Do cholery, otwórz te drzwi! Wiedziała, że takie gromy mogły padać tylko z 

jednych   ust.   Poczuła,   że   krew   szybciej   zaczyna   krążyć   w   jej   żyłach.   Pomyślała,   że   nie 
otworzy   drzwi,   dopóki   nie   będzie   do   tego   gotowa.   Wytarła   się   mięciutkim   ręcznikiem. 
Owijając szarfą krótkie, kwieciste kimono próbowała coś nucić, lecz co chwila brakowało jej 
tchu. Im głośniejszy rumor dochodził od drzwi, tym trudniej było jej panować nad sobą. Pan 
Walker nie powinien się tak awanturować, pomyślała. Cokolwiek się dzieje, musi poczekać, 
aż będzie mogła pokazać się światu. Zmierzała ku sypialni, by włożyć  coś na siebie, ale 
walenie w drzwi było tak natarczywe, że zaczęła się obawiać o ich wytrzymałość. 

– Alexis, woda z twojej wanny zalewa mi szafę! Otwieraj, do jasnej cholery!
Wiadomość   zelektryzowała   ją.   Przebiegła   przez   sypialnię   i   otworzyła   zasuwkę. 

Zgrzytnęły zawiasy i Ramsey Walker jednym ruchem silnego ramienia utorował sobie drogę, 
odsuwając dziewczynę razem z drzwiami. Bez słowa ruszył do łazienki, porwał z wieszaka 
ścierkę i zanurzył w wannie, zatykając ujście wody. 

– Proszę pana, wolałabym, żeby... – Alexis obserwowała jego poczynania z korytarza. 

Widok jego dłoni manipulującej w wannie nasunął jej dziwne skojarzenia. 

Zamilkła, odsunięta powtórnie. Ramsey bez słowa zaproszenia wtargnął do sypialni, po 

background image

czym, ignorując jej protesty, otworzył szafę i bezceremonialnie odsunął na bok wiszące w niej 
ubrania. Następnie śrubokrętem odkręcił ekran osłaniający rury biegnące z łazienki. Spojrzał 
na nią dopiero wtedy, gdy kładł zdemontowany ekran na orientalny dywan w kolorze kości 
słoniowej, leżący przy jej łóżku. Wymownym wzrokiem dał do zrozumienia, że nie powinna 
teraz protestować choćby jednym słowem. 

–   Być   może   żądam   zbyt   wiele   –   wymamrotał   opryskliwie,   wyraźnie   siląc   się   na 

zachowanie resztek ogłady – lecz czy nie ma pani przypadkiem zestawu narzędzi? Zdaje się, 
że   zapchał   się   odpływ   bezpieczeństwa.   Zdołałem   zatamować   wyciek   tylko   tymczasowo. 
Mógłbym to naprawić solidniej, gdyby znalazło się u pani parę podstawowych narzędzi. 

– Oczywiście, że mam taki zestaw – odrzekła. – Wiem nawet, jak się ich używa. Może 

trudno to panu sobie wyobrazić, ale z tego, że jestem kobietą, nie wynika jeszcze... 

– Alexis, daruj sobie ten wykład i przynieś mi te pieprzone narzędzia, dobrze?
– Doprawdy niepotrzebnie pan tak klnie. Podam je panu z największą przyjemnością – 

odparła atak i odwróciła się na pięcie. 

Gdyby Ramsey nie miał całej szafy mokrych ubrań, pewnie by się roześmiał. Właśnie 

nadawał ostatnie  szlify napisanemu dziś  fragmentowi  książki,  gdy usłyszał, że gdzieś we 
wnętrzu   pokoju   kapie   woda.   Natychmiastowe   śledztwo   wykazało   obecność   małej   kałuży 
przed   drzwiami   szafy   umieszczonej   we   wnęce.   Jak   na   ironię,   tuż   po   ich   otwarciu   woda 
zaczęła  lać się strumieniem  z sufitu szafy wprost na jej zawartość. Nie mając  chwili  do 
stracenia, ruszył na górę, a tu zastał Alexis oburzoną profanowaniem jej gniazdka. 

– Czy to wystarczy? – spytała stawiając przed nim skrzynkę z narzędziami. 
Dopiero   wtedy   spojrzał   na   nią   uważniej   i   dostrzegł,   że   oto   spełnia   się   jedno   z   jego 

najgorętszych marzeń. Kiedy przykucnął nad skrzynką, stanęła tuż obok niego w króciutkim 
szlafroku.   Widok   jej   zgrabnych,   nagich   nóg   z   kilkunastocentymetrowej   odległości 
gwałtownie przyspieszył akcję jego serca. Ledwo powstrzymał chęć, by sięgnąć do luźno 
związanej szarfy. W niewielkiej dolince między piersiami, którą odsłaniał dekolt szlafroka, 
lśniło na skórze parę kropelek wody. Chyba wyczuwała to, co kłębiło się w jego myślach. 
Widział, że jej szeroko otwarte oczy pociemniały. Przez chwilę rozkoszował się pomysłem, 
by rozebrać ją naprawdę, tylko po to, by sprawdzić, na jak dużo mu pozwoli. Zrezygnował 
jednak z tego zamiaru. To tak bardzo nie było w stylu Alexis Carlisle, jak bardzo chciał, żeby 
było. 

– Hmmm... pójdę coś włożyć na siebie, kiedy pan tu będzie majstrował – powiedziała 

zakłopotana. 

– No tak, jasne. 
Odwróciła wzrok od jego oczu i spojrzała na łóżko. 
– Z tym, że najpierw... – urwała. 
W ułamku sekundy przebiegł go dreszcz na myśl o tym, że mogliby znaleźć się w nim 

razem. Niestety, jej słowa nie miały nic wspólnego z jego pragnieniami. 

– To znaczy... oczywiście mogę przebrać się w łazience. 
– Dobry pomysł. 
O,   nie!   Musi   się   stąd   wynieść.   Ramsey   pracował   szybko.   Gdy   skończył,   wstał,   by 

background image

zamknąć szafę. Nagle jego wzrok przykuły szlafroczki  i piżamy wiszące na wewnętrznej 
stronie drzwi. Były uszyte z wzorzystego jedwabiu w najpiękniejszych odcieniach błękitu, 
zieleni  i  purpury,  jakie  kiedykolwiek   widział.  Bezwiednie  powiódł  palcami  po  materiale, 
rozkoszując się delikatnym chłodem jedwabiu. Pomyślał, że to samo czułby dotykając Alexis. 
Delikatna, lecz chłodna. Chyba nie było na świecie takiego mężczyzny, któremu pozwoliłaby 
się rozpalić. No cóż, to nie znaczyło, że nie można spróbować. 

Kiedy Alexis usłyszała, że Ramsey wychodzi z sypialni, wyjrzała, by zaofiarować mu 

swą   pomoc.   Spostrzegła,   że   z   zaciekawieniem   przygląda   się   do   połowy   opróżnionemu 
kieliszkowi z winem i nadal palącym się świecom. Ich oczy spotkały się w półmroku. 

– Kąpiel z pianą, przy świecach i w dodatku z winem – podsumował. – I tak samotnie? 

Trzeba mieć niezwykłe upodobania. Lubię to w kobiecie. 

Zatem ma zamiar znowu zacząć ze mnie szydzić, pomyślała. Wzięła głęboki oddech i 

zaczęła szykować się do obrony przed spodziewaną szarżą. Spojrzała mu prosto w oczy i 
dostrzegła, że nadal patrzy na nią tak, jakby ciągle miała na sobie króciutki szlafroczek. Znów 
poczuła przyspieszone bicie serca. Odruchowo uniosła dłoń do kołnierza beżowego golfu, 
jakby   sprawdzając,   czy   zasłania   wszystko   jak   należy.   Przez   ostatnie   dwadzieścia   minut 
spędzonych w kuchni staczała wewnętrzną walkę, czy zapytać Ramseya Walkera o plany na 
dzisiejszy wieczór. Wmawiała sobie, że kieruje się tylko  desperacką potrzebą znalezienia 
partnera, który mógłby zaspokoić wymagania  pani Edmonson,  nie zaś równie desperacką 
chęcią poznania go bliżej. W końcu zwalczyła w sobie opory i zaryzykowała pytanie. 

– Panie Walker, nie wydaje mi się, żeby miał pan dzisiaj wolny wieczór, nieprawdaż?
Zadane   pytanie   wywarło   na   nim   potężne   wrażenie,   które   można   porównać   tylko   do 

wybuchu wulkanu w centrum Filadelfii. 

– W... wolny? Dziś? Ja? – wyjąkał. 
Alexis miała nadzieję, że to, co robi, nie okaże się największą pomyłką jej życia. 
– Wolny, dziś, pan. Tak czy nie?
– Hmmm... chyba tak... tak – wydukał. Nie mógł otrząsnąć się z zaskoczenia. – Alexis, 

czemu chce się pani umówić właśnie ze mną?

Alexis westchnęła z rezygnacją. Powinna mu wyjaśnić, że powody jej zaproszenia leżą 

wyłącznie w sferze stosunków społecznych. Nie była do końca pewna, czy tym wyjaśnieniem 
chciała oszczędzić mu złudzeń, czy też przekonać samą siebie. 

– Będę z panem szczera. Koniecznie muszę znaleźć osobę, która mogłaby towarzyszyć 

mi na pewnej ważnej uroczystości dziś wieczorem. Prawdę mówiąc jest pan moją ostatnią 
deską ratunku. Co pan o tym sądzi?

Przez długą chwilę  przyglądał  się jej tak, jakby chciał  przymrużonymi  lekko oczami 

przejrzeć ją na wylot. Zaczęła już nawet podejrzewać, że poczuł się urażony. Zawstydziła się i 
zakłopotała. Jak mogła zachować się tak prostacko i nietaktownie?

–   Przepraszam   –   dodała   szybko   w   nadziei,   że   nie   jest   zbyt   późno   na   dodatkowe 

wyjaśnienia. – To wyszło okropnie, prawda? Nie będę miała pretensji, jeżeli wypadnie pan 
stąd teraz jak burza, nawet nie zaszczycając mnie odpowiedzią. 

– A skądże! – Na jego twarzy zjawił się uśmiech. – Od miesięcy konam z tęsknoty, by 

background image

przekroczyć  próg  pani   drzwi.  Alexis,  nie   jestem   aż  tak  dumnym   facetem.  Pójdę  z  panią 
wszędzie, o każdej porze i w każdych okolicznościach. 

Nie była pewna, czy właśnie to chciała usłyszeć. 
– W zamian – zastrzegł – spodziewam się rewanżu, kiedy ja będę w podobnej potrzebie. 
Po   chwili   zastanowienia   Alexis   przyznała,   że   trudno   będzie   odmówić.   Na   myśl   o 

następnej wyprawie z Ramseyem poczuła dziwny skurcz żołądka. Wolno skinęła głową w 
odpowiedzi. 

Nagle się zaniepokoiła. 
– To jest niezwykle oficjalne przyjęcie w strojach wieczorowych. Czy ma pan czarny 

krawat?

– Oczywiście, że mam – zapewnił. – Dostałem go kiedyś w prezencie. Ma wprawdzie 

wymalowaną tancerkę hula w stroju topless, ale jest czarny. 

Alexis westchnęła znacząco i dodała:
– Chodzi mi również o to, czy ma pan smoking. Pewnie nie ma, pomyślała. Uświadomiła 

sobie nagle, że bardzo byłaby rozczarowana jego odmową, i że to rozczarowanie nie ma 
żadnego związku ze stratą dotacji od pani Cassandry Edmonson. 

– Ma pani szczęście, Alexis. Tak się składa, że mam smoking, a w dodatku trzymam go w 

szafie w przedpokoju, więc nie jest przesiąknięty wodą pachnącą gardenią. 

Dziewczyna spuściła wzrok. 
– Naprawdę mi przykro, panie Walker. Wszystko, co mogę zrobić, to zapłacić za pralnię. 

Domyślam   się,   że   mężczyzna   pachnący   gardenią   może   mieć   kłopoty   towarzyskie   – 
wymamrotała potulnie. 

Uniosła   oczy   i   dostrzegła,   że   Ramsey   uśmiecha   się   szeroko   i   wygląda   bardziej 

interesująco, niż uchodzi to jakiemukolwiek mężczyźnie. 

–   Jak   na   razie,   nie   narzekam   –   odparł   i   znacząco   uniósł   brwi,   po   czym   delikatnie 

pogłaskał ją pod brodą jak małą dziewczynkę. 

W   co   ja   się   pakuję?   Wyjście   w   towarzystwie   Ramseya   wydało   jej   się   czystym 

szaleństwem.   Gotów   jeszcze   zacząć   sobie   coś   wyobrażać.   Zaczęła   zastanawiać   się   nad 
sposobem cofnięcia zaproszenia, lecz ubiegł ją pytaniem, o której ma być gotów. 

– Uroczyste otwarcie wystawy odbędzie się o ósmej, ale o siódmej będzie poczęstunek 

szampanem. 

– Świetnie – powiedział, zmierzając w stronę drzwi. – Wrócę po panią za jakieś dwie 

godziny. Powiedzmy, szósta piętnaście. Pasuje?

Zdołała jedynie skinąć głową w odpowiedzi. Wiedziała tylko, że znów została sama. I 

zwątpiła w swój zdrowy rozsądek. 

Agent  Ramseya  namówił  go kiedyś  do kupna  smokingu  w  celach  reprezentacyjnych. 

Pisarz uznał  to wtedy za  wariactwo.  Dzisiaj  skłonny był  wysłać  mu  w  podzięce  butelkę 
najlepszej brandy, jaką mógł dostać w sklepie. Po raz ostatni sprawdził swój wygląd w lustrze 
wiszącym nad komódką na bieliznę. Przyznał, że po doprowadzeniu się do porządku wygląda 
co najmniej o połowę lepiej. Znalazł nawet pewnego rodzaju przyjemność w tych wszystkich 

background image

ceregielach,   które   przeszedł,   szykując   się   na   randkę   z   Alexis.   Gdy   ponawiał   kolejną 
bezowocną próbę zawiązania krawata, przypomniał sobie, że minął już rok od czasu, gdy 
ujrzał ją pierwszy raz. 

Zamieszkał   wtedy   w   starym   domu   o   dwóch   wejściach,   w   którym   było   tylko   osiem 

mieszkań. Już po paru dniach zauważył, że sąsiadką z góry, która katuje go nudną muzyką, 
jest   wspaniała   długonoga   dziewczyna,   jeżdżąca   bardzo   drogim   samochodem.   Za   każdym 
razem, gdy słyszał stuk jej drzwi wejściowych, biegł do okna w salonie i patrzył, jak samotnie 
wyrusza   do  pracy.  Wieczorami  wychodziła  gdzieś   w   towarzystwie  bubka   w  garniturze   z 
kamizelką. Wielekroć bezwstydnie podsłuchiwał pod drzwiami, o czym mówili na schodach. 
Usprawiedliwiał się sam przed sobą twierdząc, że w ten sposób zbiera pomysły do pracy 
literackiej. 

Szczególnie   zirytowało   go,   gdy   pewnego   razu   usłyszał,   jak   bubek,   posługując   się 

oklepanymi grzecznościowymi frazesami, odrzuca subtelne zaproszenia Alexis. Ramsey miał 
wtedy ochotę wpaść na górę, chwycić faceta za klapy i wykrzyczeć mu w twarz, że jest zakałą 
męskiego rodu. Zresztą, ‘ mężczyzna najwyraźniej oficjalnie starał się o względy Alexis i 
chociaż tym razem znalazł powód do odmowy, prędzej czy później skorzysta z zaproszenia. 

Znowu   zamiast   węzła   na   krawacie   zjawił   się   bezkształtny   supeł.   Ramsey   w   złości 

zacisnął zęby. Bubek pewnie nigdy nie miał kłopotów z krawatem. Zawsze, gdy przychodził 
po Alexis, wyglądał jak z żurnala. 

– Pewnie ma krawaty na gumkę – wymamrotał, setny chyba raz szarpiąc czarny jedwab. 
Zależało mu na tym, by nic nie zakłóciło tego wieczoru. To mogła być jedyna szansa na 

bliższy   z   nią   związek.   Tu   przerwał   pasmo   marzeń   i   szybko   zrewidował   je   w   myślach. 
Związek? Powtórzył to słowo parokrotnie, przeplatając koniec krawata przez utworzoną zeń 
pętlę.   Czy   kiedykolwiek,   do   diabła,   chciał   związku   z   jakąś   kobietą?   W   hierarchii 
najohydniejszych słów to właśnie plasowało się tuż za słowem „miłość”. Obu tych wyrazów 
próżno by szukać w jego słowniku. Chciał tylko mile spędzić z nią czas, nic więcej. 

Ona może jeszcze nie jest świadoma tego, że wkrótce dowie się, jak żyć na luzie i umieć 

się   zabawić.   Och,   z   pewnością   będzie   usilnie   starała   się   pozostać   wyrafinowaną 
tradycjonalistką w ciasno związanym  gorsecie. Ale Ramsey wiedział  aż nadto dobrze, że 
nadejdzie chwila, w której spełnią się jego marzenia. Dwa oczywiste dowody utwierdzały go 
w tym przekonaniu. Pierwszym była zawartość jej bieliźniarki, zupełnie nie przystająca do 
konserwatywnych  norm, zaś drugim – błysk ognia w jej oczach. Było  w niej coś, co aż 
błagało,   by   wziąć   ją   na   przechadzkę   po   ciemnych   stronach   życia.   Ramsey   Walker   był 
facetem, który miał ją tam zaprowadzić. 

Ona była piękną kobietą, on zaś atrakcyjnym mężczyzną, a to, co mogło sprawić radość 

im obojgu, od zarania dziejów podtrzymywało życie na matce Ziemi. Przypomniał sobie, że 
jako trzydziestoośmioletni kawaler, czego można mu było tylko pozazdrościć, nie zdawał się 
w tych sprawach na przypadek. To był w końcu kawał ciężkiej roboty. Ale, na Boga, wartej 
wysiłku. Nie było na świecie takiej kobiety, która mogłaby go zmusić do zmiany stylu życia. 
Za następny, bajoński czek sprawi sobie pierwszorzędną wiejską rezydencję w Bucks County. 
Zostanie typowym  artystą odludkiem. Ramsey Walker jako samotny lew, nonkonformista, 

background image

pustelnik... 

– Psiakrew – zmełł w ustach przekleństwo, zmagając się nadal z krawatem. Tym razem 

węzeł był perfekcyjny, lecz powstał na lewym kciuku. 

– Jak to się stało, do licha? – zamruczał. 
Rozwiązując jeszcze raz niepokorny kawałek czarnego jedwabiu, rzucił okiem na zegarek 

i dostrzegł, że spóźnił się już pięć minut. Porwał swoje rzeczy i pognał na górę po Alexis. 
Pomyślał, że może ona wybawi go z kłopotu. Stłumił w sobie głos, który zaczął z niego 
szydzić: „I to ma być wielki, samotny myśliwy?”

Tym razem Alexis otworzyła drzwi, gdy tylko w nie zapukał i serdecznie zaprosiła do 

środka. Wchodząc chciał odpowiedzieć na przywitanie, lecz na jej widok słowa uwięzły mu w 
gardle. Widział ją już w niejednej kreacji, lecz tak pięknie nie wyglądała nigdy dotąd. Jej 
oczy   płonęły   ciemnym   blaskiem,   a   we   włosach   wieńczących   jej   głowę   koroną   misternie 
plecionego warkocza igrały czerwone ogniki. 

Jej suknia czyniła  wyobraźnię zbędną. Jedynie długie rękawy i kryjący kark skrawek 

łudziły udawaną skromnością. Wszystkie linie jej ciała, każda krągłość, każde zagłębienie 
były wyraźnie widoczne. Po raz pierwszy w życiu Ramsey zrozumiał, jak powinna wyglądać 
świetnie   ubrana   kobieta.   Dłuższy   czas   gapił   się   na   nią,   nie   mogąc   mówić,   myśleć   ani 
oddychać. 

– Czy coś jest nie w porządku, panie Walker? Zamrugał oczami i przypomniał sobie, 

gdzie jest i co powinien robić. 

–   Ach,   nie,   skądże.   Wszystko   jest   w   porządku.   Ja   tylko...   hmmm...   –   gorączkowo 

poszukiwał w zakamarkach mózgu jakiegoś tematu, na który mógłby skierować rozmowę. W 
końcu, czując panikę, zapytał: – No a jak tam Eagles, co? Jak im leci w tym sezonie?

Alexis nie była do końca pewna, lecz mogłaby prawie przysiąc, że przez chwilę Ramsey 

Walker nie mógł wydać z siebie głosu. Nigdy dotąd nie podejrzewała go o taką przypadłość. 
Bardzo to dziwne. 

– W rzeczy samej, panie Walker, niezbyt dobrze orientuję się w sporcie. To drużyna 

baseballowa czy hokejowa?

– Futbolowa. 
– Rozumiem, przepraszam. 
– Nie ma sprawy. 
Zaległo milczenie i trwało dłuższą chwilę. Przez ten czas Alexis powtórnie rozważyła 

swój pochopny pomysł. Czy naprawdę zamierzała przez to przejść? Czy było to rozsądne? 
Zwłaszcza że w smokingu był taki elegancki i przystojny, tak obezwładniająco... seksowny. 

– Czy zdaje pan sobie sprawę, że stan pańskiego krawata w zupełności nie odpowiada 

powadze dzisiejszego wieczoru? – spytała nagle, jakby dopiero to dostrzegła. 

– Zauważyłem to już jakiś czas temu. Miałem nadzieję, że może pani pomoże mi się z 

tym uporać. Wiązanie krawatów nie jest moją najmocniejszą stroną. 

– To widzę – odparła, zbliżając się z rezerwą. Stała na wprost niego, a on czuł, że tonie w 

dwu głębokich, brązowych oceanach, że wiruje, spada i traci zmysły. Pachniała cudownie, jak 
łąka pełna egzotycznych, odurzających woni, w której chciałby się nurzać nago całe wieki. 

background image

Zamknął oczy. Czuł, jak jej palce zwinnie ujarzmiają krawat. Im bardziej zbliżała się do 
niego, tym bardziej rosło prawdopodobieństwo, iż porwie ją w ramiona tak mocno, że dzielić 
ich będzie tylko cienka warstwa ubrań. 

Alexis, zajęta krawatem, przypatrywała się twarzy, której widok dręczył ją w myślach od 

dwóch godzin. Najpierw przykuły jej uwagę niebieskozielone oczy, zresztą było tak zawsze, 
gdy go spotykała. Zwykle pełne były wesołości, i kiedy Ramsey chciał jej zawrócić w głowie 
zabawną uwagą, bez trudu odgadywała z nich jego knowania. A dzisiaj widziała w nich coś 
jeszcze, coś, czego nie umiała określić. 

Zupełnie niepotrzebnie poprawiała gotowy węzeł, by zyskać więcej czasu na przyjrzenie 

się jego twarzy. Po zmarszczkach w kącikach oczu oszacowała, że dobiega czterdziestki. To 
znaczyło, że jest osiem, może dziewięć lat starszy od niej. Zabawne, nigdy przedtem jej to nie 
interesowało. Tym razem był gładko ogolony. Miał prosty nos i namiętne usta, idealne do 
tego, by je całować. 

Na myśl o całowaniu Ramseya Walkera poczuła wewnątrz rozgrzewające ciepło. Szybko 

wygładziła krawat i odsunęła się. 

– Gotowe – zakomunikowała. – Wygląda pan świetnie. 
– Dziękuję – odparł zniżonym głosem, od którego ugięły się pod nią kolana. – Pani też 

nie najgorzej. 

Też mi komplement, pomyślała melancholijnie. Nie mogła stłumić w sobie głosu, który 

przypomniał jej, że Ramsey Walker był drugim mężczyzną, który w ciągu ostatnich paru dni 
ocenił ją umiarkowanie. Może powinna była przekazać sprawę darowizny pani Edmonson 
komuś innemu w Komitecie?

– Ależ bardzo panu dziękuję, panie Walker – odpowiedziała, siląc się na radosny ton. 
Zrozumiał swoją gafę. Właśnie miał się poprawić, kiedy odwróciła się plecami i wtedy aż 

rozdziawił usta ze zdziwienia. Ktokolwiek uszył suknię Alexis, zapomniał zszyć ją z tyłu. 
Ona chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, że jest naga od ponętnego karku aż po kuszącą 
do bólu talię. Wodził zgłodniałym wzrokiem po odsłoniętej kremowej skórze. Zachodził w 
głowę, jak ma, do jasnej cholery, powstrzymać się przez cały wieczór od dotknięcia jej. Znów 
przemknął mu przez myśl błysk nadziei. A może chodziło o to, by się nie wstrzymywał?

– Cóż, jeśli się nie pośpieszymy, spóźnimy się – oświadczyła nagle Alexis. Obawiała się, 

że jeśli zostaną w mieszkaniu choć chwilę dłużej, gotowa jest popełnić głupstwo. Na przykład 
odwiązać   tak   pracowicie   uformowany   węzeł   krawata,   rozpiąć   każdy   perłowy   guzik   jego 
plisowanej koszuli, aż odsłoni tak bardzo fascynujący ją tors. 

– Musimy... musimy już ruszać, tylko jeszcze narzucę szal. 
Ramsey wykorzystał chwilę jej nieobecności, by rozejrzeć się po mieszkaniu, czego z 

pośpiechu nie uczynił dzisiejszego popołudnia. Swoje lokum urządził w spartańskim stylu, 
nie zagracając go niczym, co było zbędne. Lecz Alexis zdawała się nie podzielać tej filozofii. 
Chyba   że   ktoś   uznaje   za   niezbędne   mnóstwo   pluszowych   mebli   w   wiktoriańskim   stylu, 
obsypanych piramidami poduszek z frędzelkami i wyściełanych chińskimi narzutami. Chyba 
że   ktoś   absolutnie   nie   może   się   obejść   bez   oryginalnych   obrazów   Renoira,   Degasa   czy 
Cassatta. 

background image

Przez   chwilę   skupił   uwagę   na   obrazach.   Czy   to   możliwe,   by   wiszące   między 

biblioteczkami dzieła były oryginalne? Nie, to wykluczone. Każdy z nich wart był fortunę. 
Gospodyni z pewnością życzyłaby sobie, żeby się rozgościł, śmiało wkroczył więc do jadalni 
i rozejrzał się ciekawie. Odkrył kolekcję, której skompletowanie musiało zająć kilka lat: obrus 
z belgijską koronką, świeczniki z rżniętego kryształu, dwie ozdobne półeczki pełne filiżanek 
do herbaty i jeszcze dwa malowidła. Ramsey odczytał podpisy widniejące w rogach: Rossetti 
i Millais. 

– Czy interesuje się pan sztuką? – usłyszał za plecami. 
– Właśnie... właśnie podziwiałem pani zbiór. Rozumiem, że są to oryginały, nieprawdaż?
Wyglądała na przerażoną tym pytaniem. 
– Oczywiście, że tak – odparła. 
– Oczywiście – powtórzył za nią machinalnie. 
– To prezenty od ojca. Co piąte urodziny kupuje nam, każdemu ze swych dzieci, obraz. 

Dla   mnie   wybiera   coś   z   impresjonistów   lub   prerafaelitów,   Sarze   kubistę   lub   któregoś   z 
prymitywistów amerykańskich, Charlesowi... 

– Czym właściwie zajmuje się pani ojciec? – przerwał Ramsey. Zaczynał domyślać się, 

jak musiało wyglądać jej dzieciństwo. 

– Jest filantropem – oznajmiła takim tonem, jakby był to najpopularniejszy zawód świata. 
– Nie o to mi chodzi. Jak zarabia na życie?
– Przecież już powiedziałam. 
– Jest zawodowym filantropem?
– Tak – potwierdziła i wzruszeniem ramion okazała zdziwienie, czemu Ramsey nie może 

zrozumieć tak oczywistej sprawy. Następnym pytaniem wykroczył poza granice uprzejmości, 
lecz, jak zwykle, nie przejął się tym zbytnio. 

– Skąd bierze forsę na to wszystko?
Alexis potraktowała pytanie jako zupełnie naturalne. 
– Od swojego ojca – przyznała otwarcie. 
– A skąd tamten ją miał?
– Od własnego ojca. – Dla niej było to jasne jak słońce. 
Wyszło   zatem   na   jaw,   że   Alexis   jest   autentyczną   arystokratką,   i   to   z   szacownego, 

wielopokoleniowego   rodu.   Ta   wiadomość   w   pewnym   stopniu   nie   była   dla   Ramseya 
zaskoczeniem, a dzięki niej poczuł rosnący szacunek do dziewczyny. Nie wiedział, dlaczego 
tak się stało, przecież pieniądze nigdy mu nie imponowały. Z drugiej zaś strony, świadomość 
jej pochodzenia wzbudziła w nim respekt. 

–   Więc   rodzina   zajmowała   się   filantropią   z   pokolenia   na   pokolenie,   nieprawdaż?   – 

zapytał. 

– W zasadzie tak. Sądzę, że wywodzimy się z bocznej gałęzi jakiegoś królewskiego rodu 

gdzieś z Europy. Szczegóły uszły mojej uwagi, wiem tylko, że ta monarchia od wieków znana 
była z patronowania artystom. Mniemam, że gdzieś, w jakimś maleńkim państewku do dzisiaj 
stoi tron, do którego mógłby rościć sobie prawa mój brat Edward, ale najpierw musiałyby 
zemrzeć ze trzy albo cztery setki ludzi. Zresztą to i tak nieważne, dążenie do władzy nie leży 

background image

w jego naturze. 

Ramsey stłumił w sobie wybuch  histerycznego śmiechu. Gdy ona snuła dywagacje o 

swym   drzewie   genealogicznym,   przypomniał   sobie   własne   dzieciństwo,   które   przeżył   w 
południowej   dzielnicy   Filadelfii.   Miał   dwóch   braci.   Ojciec   pracował   na   poczcie,   matka 
zajmowała   się   domem.   Inaczej   spojrzał   na   swoje   zwykłe   dorastanie,   gdy   porównał   je   z 
dorastaniem Alexis. Nie okazał jednak nic i wzruszył tylko ramionami. 

– Rozumiem. Czy mogę pomóc? – Wskazał na szal. Spostrzegł, że był utkany z kremowej 

wełny przetykanej złotą i miedzianą nicią. Spodziewał się, że kobieta taka jak Alexis ma całą 
szafę futer. Wspomniał o tym, kładąc okrycie na jej ramionach. 

– Wielkie nieba, co to, to nie – odparła łagodnie. – Tego wprost nie znoszę. Ciągle 

pamiętam, że kiedy Sarah i ja byłyśmy małe, ojciec woził nas saniami po lasach niedaleko 
naszego domu. Pewnego razu, gdy padał śnieg i było bardzo cicho, natknęliśmy się na dwa 
srebrzyste lisy bawiące się przy zwalonym drzewie. Pamiętam, jak ojciec przyłożył palec do 
ust, żebyśmy były cicho. Długo im się przypatrywaliśmy, aż poczuły nasz zapach i uciekły. 
Wiele   lat   później,   już   w   szkole   średniej   miałam   koleżankę,   która   była   w   zarządzie   koła 
uczniowskiego i na uroczyste okazje nakładała futro ze srebrnych lisów. Naturalni właściciele 
futra wyglądali w nim o niebo piękniej, rozumie pan?

Oczywiście, że rozumiał. Sam nie był tak sentymentalny, lecz szanował i respektował 

takie poglądy u innych. Niestety, nie było mu dane spotkać wielu osób, a zwłaszcza kobiet, 
które czułyby to samo. Jego szacunek dla Alexis wzrósł jeszcze bardziej. 

– No, naprawdę musimy już ruszać – powtórzyła, a Ramsey mógłby przysiąc, że usłyszał 

w jej tonie nutkę żalu, że ich sam na sam się kończyło. 

Wyprowadził   ją   na   zewnątrz   i   czekał   cierpliwie,   aż   zrobi   użytek   z   pęku   kluczy   do 

mnóstwa zamków, jakie miała w drzwiach. Nie mógł zrozumieć, dlaczego kobieta na takim 
poziomie i z takimi pieniędzmi wynajęła mieszkanie. To prawda, że dom w tej okolicy nie był 
tani,   mieszkanie   miało   wszelkie   wygody,   lecz   kobieta   z   taką   pozycją   zwykle   wybiera 
przytulną, wiejską posiadłość. 

– Alexis, czemu pani tu mieszka? – spytał, zanim zdał sobie sprawę z tego, co robi. 
– Co ma pan na myśli? – Wrzuciła klucze do zdobionej perłami torebki. 
–   Może   pani   mieszkać,   gdziekolwiek   pani   zechce.   Czemu   wybrała   pani   budynek,   w 

którym ściany są cienkie jak papier? – wyjaśnił swą wątpliwość. 

Wzruszyła ramionami i skierowała się w stronę schodów. 
–  To  pewnie   zabrzmi  dziwnie,   ale  lubię   mieszkania.   Po  pierwsze,  i  tak  mam  więcej 

prywatności,   niż   miałam   w   naszej   siedmioosobowej   rodzinie,   zaś   po   drugie,   czuję   się 
znacznie bezpieczniejsza, gdy wiem, że zawsze jest ktoś o parę drzwi dalej. 

– Dobrze, lecz przecież stać panią na luksusowy apartament w śródmieściu. 
– Tak – zgodziła się. – Ale lubię starocie, stare domy i samo Ardmore jest urocze. Liczyło 

się również i to, że rok temu wszyscy sąsiedzi byli mi niezwykle przychylni – przyznała z 
rozbrajającym uśmiechem. 

–   Ze   mną   można   się   dogadać   w   wielu   sprawach   –   powiedział   wyjątkowo   miękkim 

głosem. – Może nie doszła pani jeszcze do właściwego tematu?

background image

Przy końcu chodnika Alexis skierowała się w prawą stronę, gdzie stał jej samochód. W 

tej samej chwili Ramsey skręcił w lewo do swojego. Spostrzegłszy to zatrzymali się oboje. 

– Weźmiemy mój samochód – oznajmiła Alexis. 
– Nie, weźmiemy mój – odrzekł. 
– Nie można pokazać się przy tak uroczystej okazji w pańskim dżipie, panie Walker. 

Zresztą, nie jest to chyba zbyt wygodny środek lokomocji. 

– Ależ skąd, same wygody, obiecuję. Będę jechał bardzo spokojnie. 
Alexis ucięła dyskusję szczerym, lecz grzecznym oświadczeniem. 
– Jedziemy na wystawę, a nie do buszu. Myślę, że wypada, żebyśmy jednak pojechali 

moim. 

– Jaguarem? Mogę poprowadzić? – W oczach Ramseya pojawił się błysk, jak w oczach 

dziecka obdarowanego nową zabawką. 

Olbrzymi zapas uprzejmości, jakim Alexis była obdarowana, stopniał nieco. 
– Słyszałam, w jaki sposób rusza pan z parkingu i rozwaga nakazuje mi odmówić. 
Ramsey rzucił jej szelmowskie spojrzenie. Chciał ją podejść czymś, co w jego mniemaniu 

miało być chłopięcym urokiem. 

– No nie, Alexis, obiecuję, że będę grzeczny. Szczerze powiem, że schlebia mi to, iż 

zwróciła pani uwagę na moją technikę jazdy. 

Zbliżył   się   do   niej   i   kciukiem   powoli   unoszonej   dłoni   musnął   jej   policzek,   jakby 

strząsając nie istniejący pyłek z jej twarzy. Jej skóra była tak miękka, jak oczekiwał. Trudno 
mu   było   powstrzymać   się   od   śmiałej   wyprawy   dłonią   wzdłuż   linii   jej   ust,   kusząco 
nabrzmiałych. Całą siłą woli tłumił ciepło, które nagle poczuł dotykając jej. Alexis przygryzła 
dolną wargę. Czekał na odpowiedź z zapartym tchem. 

– Niech już będzie – przytaknęła w końcu. – Ale jeśli przekroczy pan prędkość choćby o 

kilometr   na   godzinę   lub   zlekceważy   choć   jeden   znak   „stop”,   natychmiast   wysiadam   – 
oświadczyła, podając mu kluczyki. 

– To może nie być takie proste, kiedy ja prowadzę – odparł Ramsey. 
Westchnęła, zdając się na szczęśliwy los. Ruszyła w stronę zaparkowanego samochodu. 

Widziała   lekko   kołyszące   się   ramiona   Ramseya.   Wpatrywała   się   w   szerokie   barki, 
podkreślone świetnie skrojonym smokingiem. Pomyślała, że jej eskorta powinna przypaść do 
gustu pani Edmonson. Pozostało tylko znaleźć sposób na to, żeby Ramsey Walker nie zabierał 
głosu przez resztę wieczoru. 

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Muzeum Sztuki Współczesnej w Filadelfii mieściło się w rozległym gmachu, słynnym z 

nieskazitelnie białych wnętrz i kręconych schodów, które zdawały się nie mieć końca. Ściany 
rozbłyskały   kolorowymi   plamami   obrazów,   a   pomieszczenia   wypełnione   były 
awangardowymi   dziełami   o   rozmaitych   formach   przekazu.   Wprawdzie   Alexis   gustowała 
raczej w sztuce klasycznej, doceniała jednak nowatorskie i nieskrępowane talenty młodych 
artystów,   których   rola   w   społeczeństwie   miasta   stale   rosła.   Ze   szczególną   radością   brała 
udział w promowaniu filadelfijczyków. Frederick Penrose był, w jej mniemaniu, jednym z 
największych talentów. 

Gdy   u   boku   Ramseya   wkroczyła   do   obszernej   galerii,   przeznaczonej   na   ekspozycje 

zapraszanych artystów, dostrzegła olbrzymi fresk malowany akwarelą, w odcieniach zieleni, 
żółci i szarości. Nie było jej dane dłużej się nim rozkoszować. Z przerażeniem zauważyła, jak 
Ramsey dopada kelnera z tacą smukłych kieliszków pełnych złocistego szampana, i zaczyna 
domagać się „czegoś mocniejszego”. 

– O, Alexis, tu jesteś, kochanie!
Usłyszała głos Cassandry Edmonson i odwróciła się, by z ciepłym uśmiechem przywitać 

starszą panią. Nieodmiennie pani Edmonson w dziwaczny sposób kojarzyła jej się z chmurką. 
Zawsze nosiła długie białe suknie zdobione piórami, najczęściej marabuta. Zdawało się, że za 
chwilę pofrunie gdzieś wysoko. Miała pewnie z dziewięćdziesiąt lat, lecz nikt, kto spędził z 
nią więcej niż dziesięć minut, nie przyznałby tego. Otaczała ją aureola wiecznej młodości, 
ochoty do życia i radości, których próżno by szukać u innych ludzi, młodszych od niej nawet 
o sześćdziesiąt lat. Dla Alexis była uosobieniem wdzięku i elegancji. 

Aż do dzisiejszego dnia nie kwestionowała zasad społecznych uznawanych przez bogatą 

filantropkę.   Jednakże,   mając   w   perspektywie   cały   wieczór   z   Ramseyem   Walkerem, 
pomyślała,   że   należałoby   zrewidować   regułę   obowiązkowego   posiadania   przez   kobietę 
współtowarzysza   przy   tak   uroczystych   okazjach.   Bardzo   jej   odpowiadało   to,   że   Ramsey 
tymczasowo zniknął z pola widzenia. Może wszystko dałoby się załatwić bez jego obecności? 
Zaraz potem mogliby wrócić do domu. 

– Witam panią, pani Edmonson – powiedziała ciepło. – Bardzo się cieszę, że panią widzę. 

Co pani sądzi o obrazach Penrose’a?

–   Są   po   prostu   wspaniałe   –   odrzekła   entuzjastycznie   starsza   pani.   –   Twojej 

spostrzegawczości zawdzięczamy tę wystawę. To wielki talent. Dziękuję, że zwróciłaś na 
niego moją uwagę. Już kupiłam dwie jego prace do oranżerii w moim domu w Palm Beach. 

– Myślę, że sama coś kupię – oznajmiła Alexis. – Obraz zatytułowany „Pochodzenie 

języka” idealnie pasowałby do pracowni mojego ojca. 

Pani Edmonson skinęła głową i uśmiechnęła się. 
– Bardziej podoba mi się to, co wisi tutaj – wyraziła opinię, po czym,  wskazując na 

młodzieńca   stojącego   u   jej   boku,   dodała:   –   Alexis,   przedstawiam   ci   mojego   prawnuka, 
Malcolma Edmonsona, który oderwał się od nauki do trudnego egzaminu, by mi towarzyszyć. 

background image

Malcolmie, to jest panna Alexis Carlisle. 

– Bardzo mi miło – przywitał się. 
– Miło mi pana poznać – odpowiedziała. 
– Alexis, komu dzisiaj pozwoliłaś sobie towarzyszyć?
– spytała pani Edmonson. – Nie mów mi, że przyszłaś... bez opieki – dodała zniżonym 

nieco głosem. Dziewczyna cichutko westchnęła z ulgą. 

–   Ależ   skądże.   To   byłoby   wysoce   niestosowne,   nieprawdaż?   Mój   towarzysz   właśnie 

oddani się, by... 

Nie miała chęci tłumaczyć starszej damie, że wybrał się na poszukiwanie mocniejszego 

trunku, gdyż pani Edmonson z pewnością uznałaby taki powód za nieprzystojny. Dlatego 
szybko przemknęła wzrokiem po sali, by dać mu znak do powrotu. Chyba odgadł jej myśli, 
gdyż wynurzył się z tłumu tuż za Malcolmem i wyciągnął do niego rękę na przywitanie. 

– Oto i on – dokończyła Alexis takim tonem, jakby doskonale wiedziała, gdzie szukać 

Ramseya. 

Pod żadnym pozorem nie mogła zdradzić pani Edmonson, że wyboru partnera dokonała 

pod przymusem. Chociaż z drugiej strony, coraz silniej odzywał się w niej wewnętrzny głos, 
który wzywał do częstszego spędzania wieczornych przyjęć w jego towarzystwie. Głos ten 
wzmógł  się   wyraźnie,  gdy dostrzegła  na   twarzy  Ramseya   wspaniały,  szeroki   uśmiech.   Z 
autentyczną serdecznością przedstawiła go obecnym. 

–   Pani   Edmonson,   panie   Edmonson,   oto   mój   towarzysz,   pan   Ramsey   Walker.   Panie 

Ramseyu,   to   pani   Cassandra   Edmonson   ze   swoim   prawnukiem,   panem   Malcolmem 
Edmonsonem. 

Ramsey usłyszał tylko tyle, że Alexis wymienia jego nazwisko, gdy obezwładniło go 

dziwne   wrażenie,   kiedy   podczas   prezentacji   odruchowo   objął   talię   Aleris   ramieniem   i 
przytulił dziewczynę do siebie. Natychmiast znalazł wytłumaczenie, że to ona spodziewała się 
takiego gestu, lecz wydało się ono ułomne nawet jemu. Wyglądało na to, że gotowa jest 
raczej przyłożyć mu pasem, niż pasować na swego rycerza. Później będzie czas na to, żeby 
się dotrzeć, pomyślał. 

– Co słychać, proszę państwa? – zagaił przyjaźnie. 
Spostrzegł, że Alexis z dezaprobatą wywraca oczami, jakby wołając o pomstę do nieba. 

W odpowiedzi posłał jej najbardziej czarujący uśmiech, na jaki go jeszcze było stać. To, że 
rozmawiał z nadętymi arystokratami, nie znaczyło wcale, że sam miał zachowywać się tak jak 
oni.   Wręcz   przeciwnie,   w   im   bardziej   napuszonym   był   towarzystwie,   tym   chętniej 
prowokował swoim zachowaniem. Sądził nawet, że to dodaje mu uroku w oczach innych. 

– Ramsey Walker, ten Ramsey Walker? To pan jest tym pisarzem? – spytał Malcolm z 

nie ukrywanym entuzjazmem. 

Ramsey wsadził ręce w kieszenie, skromnie spuścił głowę i zgarbił ramiona. Dopiero 

przybrawszy właściwą pozę odrzekł:

– Tak... to ja. 
–   Przeczytałem   wszystkie   pana   książki.   Są   świetne.   Myślę,   że   jest   pan   wspaniałym 

pisarzem – Malcolm piał z zachwytu. 

background image

– Ależ dziękuję. Bardzo mi przyjemnie. 
– W „Oknie we krwi” zawarł pan bodaj najlepszy obraz prawników, jaki spotkałem. Ma 

pan pozdrowienia od całej naszej klasy. 

Alexis   spod   przymrużonych   powiek   obserwowała   ożywioną   wymianę   zdań   między 

mężczyznami. Świetne? powtórzyła w myśli z niesmakiem. Cóż, może komuś takiemu jak 
Malcolm Edmonson banalne bzdury autorstwa Ramseya mogły zdawać się wspaniałościami. 
W końcu obaj należeli do męskiej kasty. Lecz dla każdej szanującej się kobiety były niczym 
więcej niż obelgą. 

– Ja również z przyjemnością sięgam po pańskie książki – powiedziała pani Edmonson. 

Zaszokowana Alexis nie wierzyła własnym uszom. – Najbardziej lubię tę pierwszą, „Kula dla 
nieboszczyka”. Spodobał mi się pański bohater, Rex Malone. Jest, jak to mówią, przebojowy. 

–   Bardzo   mnie   cieszy,   że   się   pani   podobał.   –   Ramsey   znów   kurtuazyjnym   ukłonem 

podziękował za komplementy. 

Z każdym słowem pochwały akcje Ramseya rosły, rósł także upór Alexis. Co gorsza, 

dostrzegała wyraźnie, że starsza pani była rzeczywiście zauroczona Walkerem. Ze zgrozą 
zrozumiała,   że   czuje   się   zazdrosna   o   swego   towarzysza.   To   idiotyczne,   pomyślała.   Pani 
Edmonson, filar lokalnej społeczności, była wzorem w przestrzeganiu najsurowszych zasad 
etykiety. Nigdy nie zniżyłaby się do odebrania drugiej kobiecie jej mężczyzny, w dodatku 
znacznie młodszego. Alexis czuła, że traci rozum. Czemu tak uparcie starała się przekonać 
samą siebie o nienagannych manierach pani Edmonson? Jeżeli którakolwiek z pań ma ochotę 
na towarzystwo Ramseya Walkera – proszę bardzo!

To   szaleństwo,   pomyślała,   opanuj   się.   Co   to   w   końcu   za   różnica,   co   kto   myśli   o 

Ramseyu? Cóż takiego się z nią stało, że zaczyna postępować jak zupełnie inna kobieta? 
Wykorzystała chwilę milczenia, by włączyć się do rozmowy i umiejętnie skierować ją na inne 
tory. 

Malcolm   i   Ramsey,   pochłonięci   dyskusją   o   wydawnictwach,   odeszli   na   bok.   Alexis 

skorzystała więc z okazji poruszenia z panią Edmonson tematu stypendiów dla filadelfijskich 
artystów,  które   komitet  zamierzał  stworzyć.   Zanim   panowie  ponownie   przyłączyli   się  do 
rozmowy, uzyskała od sędziwej damy obietnicę, że następnego dnia rano wyśle do komitetu 
czek na ten cel. Suma, na którą miał opiewać, przekroczyła najśmielsze oczekiwania Alexis. 

– Wygląda pani jak przysłowiowa kotka po złowieniu myszy – rzucił Ramsey, gdy razem 

przeciskali się przez tłum. 

–   Przyszło   mi   na   myśl   inne   powiedzonko:   „ten,   kto   czeka,   nie   żałuje”   –   odparła   z 

uśmiechem. 

Ramsey znacząco uniósł brwi. 
– Doprawdy?  A ja tak długo czekam, żeby panią... Tu przerwał im kolejny miłośnik 

książek, który rozpoznał swego ulubionego autora i chciał z nim zamienić parę słów. Alexis 
rozbawiona   obserwowała,   że   ilekroć   znaleźli   się   w   towarzystwie   obcej   osoby,   Ramsey 
demonstrował nienaganne maniery.  Wielu gości znało choćby jedną jego książkę. Bardzo 
imponowało mu, że mógł z nimi porozmawiać o swojej pracy. Alexis wbrew sobie dała się 
porwać   jego   opowieściom.   Głęboka   dezaprobata,   jaką   żywiła   dla   jego   pisarstwa,   nie 

background image

przeszkodziła jej dowiedzieć się o nim wielu zupełnie nowych faktów. 

Nie miała pojęcia o tym, że był rodowitym filadelfijczykiem. Ani o tym, że miał rodzinę 

o parę kilometrów stąd. Nie wiedzieć czemu była zaskoczona, że ma matkę, ojca i dwóch 
braci. Ramsey nie zdawał się być człowiekiem rodzinnym, nie był nawet towarzyski. Ramsey 
Walker był... Ramseyem Walkerem. Unikalnym. Jedynym w swoim rodzaju. Takim właśnie. 

– To musi być wspaniałe uczucie, co krok to fan. 
I każdy w kółko plecie  te same  bzdury – półgłosem rzuciła  Alexis, przyglądając  się 

wystawie z antresoli. 

– Jak miło... – wyszeptał jej w ucho z bardzo, bardzo bliska. – Czy przypadkiem nie jest 

pani zazdrosna o moją popularność?

Powoli odwróciła głowę. 
– Panie Walker, ja... 
–   Daj   spokój   z   tym   „panowaniem”,   mów   mi   Ramsey.   Raz   już   pozwoliłaś   sobie   na 

poufałość i nie nadwerężyłaś sobie przez to reputacji, no nie?

Myśl o utracie reputacji z powodu Ramseya zakłóciła rytm jej serca. Spojrzała na niego 

ze złością. 

– Nie mam pojęcia, o czym pan mówi. – Zignorowała jego propozycję. – Jeżeli są na 

świecie tak ograniczone jednostki, że widzą w panu talent, to ich problem, nie mój. 

– Ograniczone? – zaperzył się. – Może nie wiesz, że moja ostatnia książka idzie w górę 

na każdej liście bestsellerów w kraju? Sporo musi być tych ograniczonych. A czy zadałaś 
sobie trud przeczytania chociaż jednej z moich książek?

– Przyjmij do wiadomości, że jakimś cudem przebrnęłam przez wszystkie. Ostatnia to ta z 

nieboszczykami. – Z rozpędu zaczęła mu jednak mówić po imieniu. 

Ramsey się uśmiechnął. Nie mogła nawet przypomnieć sobie tytułu. 
– I co o niej sądzisz?
– Naprawdę chcesz wiedzieć?
Ku własnemu  zaskoczeniu  pomyślał, że tak. Nagle pojął, że jej zdanie ma  dla niego 

olbrzymią wartość. 

– Tak, chciałbym usłyszeć, co taka wyrafinowana, wrażliwa koneserka, taka dama jak ty, 

ma o niej do powiedzenia. 

Uniosła wysoko brwi, chyba zaskoczona. 
– Dobrze, powiem. To niemądra, niedojrzała, antykobieca bzdura. Twój bohater kieruje 

się   anarchiczną   pogardą   dla   ludzkiej   natury,   bez   wątpienia   chorobliwie   boi   się   kobiet   i 
traktuje pistolet jako alegoryczny dowód swej męskości. Zbrodnie są stereotypowe i łatwe do 
przewidzenia. Główny wątek to banał i niewypał. 

Ramsey patrzył na nią dłuższą chwilę. Powoli docierał do niego sens jej słów. W końcu 

podjął obronę. 

– No, dobra, a dialogi?
– Moim zdaniem – nienaturalne. 
– Rozumiem. A opisy?
– Niezbyt porywające. 

background image

– I nie zaskoczyło cię, że to Lionel Hanover jest mordercą?
Na   twarzy   Alexis   pojawił   się   wyraz   zadowolenia.   Musnęła   ustami   kieliszek   z 

szampanem. 

– Odgadłam to w trzecim rozdziale. 
– Nie mogłaś zgadnąć w trzecim! To niemożliwe!
– upierał się. 
– Ramsey, gdy tylko ujawniłeś, że on i ofiara potajemnie kochali się jeszcze w szkole 

średniej, domyśliłam się, że to musiał być on. – Mówiła to takim tonem, jakim trzynastoletnia 
uczennica opowiadałaby całą historię swojej mamie. – Jak wszyscy mężczyźni w książce, on 
też   nienawidzi   kobiet.   Chciał   zamordować   swoją   kochankę,   żeby   nikt   inny   nie   mógł   jej 
posiąść. To historia stara jak świat, a ty w dodatku przedstawiłeś ją w wyjątkowo sztampowy 
sposób. 

– Jeżeli to taka sztampa, to czemu nikt inny dotąd  jej  nie skrytykował? I czemu tak 

dobrze się sprzedaje?

– Ramsey pociągnął łyk szkockiej. 
– Myślę, że dobry smak przestał się liczyć – odparła melancholijnie. Błądziła wzrokiem 

wśród kłębiącego się w dole tłumu. 

– Ta wystawa zdaje się to potwierdzać – zauważył. 
– A cóż to miało znaczyć? – podjęła temat. – Musisz wiedzieć, że należę do ścisłego 

grona   organizatorów   dzisiejszej   imprezy.   Sądzę,   że   Frederick   Penrose   jest   jednym   z 
najbardziej utalentowanych współczesnych artystów. 

– Chyba żartujesz. – Ramsey o mało nie zakrztusił się drinkiem. – A ja myślałem, że 

przyszłaś tu tylko dlatego, że nie mogłaś się wykręcić. 

–   Czekałam   parę   miesięcy,   żeby   zobaczyć   kolekcję   prac   pana   Penrose’a   –   udzieliła 

mrożącej odpowiedzi. 

– Jeśli o mnie chodzi – odparł Ramsey tonem wykładowcy – to uważam, że malarstwo 

Penrose’a to niemądra, niedojrzała, antykobieca bzdura. Twój artysta kieruje się anarchiczną 
pogardą dla ludzkiej natury, bez wątpienia chorobliwie boi się kobiet i traktuje pędzel jako 
alegoryczny dowód swej męskości. Tematy prac są stereotypowe i łatwe do przewidzenia. 
Cała wystawa to banał i niewypał. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu. 

Po   długim   milczeniu,   podczas   którego   przypatrywała   mu   się   z   wściekłością, 

wymamrotała wreszcie:

– Panie Walker, nie spotkałam jeszcze nikogo, z kim byłoby tak trudno się dogadać, jak z 

panem. 

– Wiem. – Uśmiechnął się szeroko. 
Przez resztę wieczoru Alexis starała się dyskretnie trzymać z dala od niego. Jak na złość, 

w którąkolwiek zwróciła się stronę, zderzała się z potężną postacią Walkera. Gdziekolwiek 
skierowała spojrzenie, trafiała na jego wzrok, którym ścigał ją z przeciwległego końca sali. Za 
każdym razem musiała walczyć z pokusą, by zbliżyć się do niego. Spędzony wspólnie długi 
wieczór wzmógł w niej tęsknotę, by widywać go częściej, i obawę, by się do niej nie zraził. 
Te uczucia wprawiały ją w zakłopotanie, którego nie mogła pozbyć się aż do chwili, gdy 

background image

Ramsey odprowadził ją do drzwi. 

W milczeniu włożyła klucz do zamka. Tradycyjny ceremoniał wieczoru przewidywał, że 

w tym  momencie powinna pocałować na dobranoc swego towarzysza  lub zaprosić go na 
ostatniego drinka. Oczywiście nie miała zamiaru go całować, ale czemu nie zaproponować 
mu   odrobiny   brandy?   W   końcu   był   jej   sąsiadem.   Okazał   się   być   tak   sympatyczny,   że 
poświęcił dla niej cały wieczór i pomógł w tarapatach. Musiała przyznać, że coś dziwnego 
ciągnęło ich ku sobie, choć nie było to jej najgorętszym życzeniem. Nawet to, że niemal się 
pokłócili, miało swój urok. A jednak cała sytuacja stawała się niezręczna. 

W końcu, pchnięta nagłą decyzją, zwróciła się do niego z propozycją. 
– Miałbyś ochotę na lampkę czegoś mocniejszego przed snem albo... 
Dalszy rozwój wypadków kompletnie ją zaskoczył. 
W dokończeniu zaproszenia przeszkodziły jej usta Ramseya, których ciepło nagle poczuła 

na swoich wargach. Cały świat niebezpiecznie zawirował, jakby wyrwał się spod kontroli. To 
był wspaniały pocałunek, zdołała pomyśleć w oszołomieniu. Nigdy dotąd nie doświadczyła 
niczego tak porywającego. Początkowo delikatny jak muśnięcie, stopniowo przeistoczył się w 
gorący, namiętny, pełen pożądania. Poczuła jego ręce. Najpierw objął ją w talii, by ruszyć w 
górę aż do uroczych krągłości jej biustu. 

Zdobyła się na słabiutki jęk protestu, lecz odniósł on skutek odwrotny do zamierzonego. 

Ramsey  pieścił  jej   piersi.  Oderwał  usta   od  jej   ust,   lecz   gdy  tylko  nabrała  tchu,  ponowił 
pocałunek. Chwycił jej ramiona i oparł ją o drzwi. 

Przyparta   do   framugi   czuła,   że   słabnie.   Wtem,   nie   zdając   sobie   sprawy   z   własnych 

poczynań, przyciągnęła go do siebie jeszcze mocniej, nie bacząc na to, że i tak już bliżej być 
nie   można.   Niecierpliwie   napierał   biodrami   na   jej   biodra.   Nie   mogła   powstrzymać   jęku 
rozkoszy. 

Ogień palił jej ciało. Język Ramseya podniecająco pieścił wnętrze jej ust. Rytm ruchu 

jego warg zbiegł się z rytmem, w którym kołysały się ich biodra. Z wolna docierało do niej, 
dokąd razem zmierzają. Po prostu nie mogła już dłużej się opierać. Nikt nigdy nie zdołał jej 
podniecić tak, jak zrobił to Ramsey w ciągu tych paru minut. To była ostatnia chwila, w której 
mogła się jeszcze zatrzymać. 

– Nie – wyszeptała bez tchu, gdy tylko zdołała oderwać usta od jego warg. – Ramsey, 

proszę, nie. 

Nadal przypierał ją potężnym ciałem do drzwi, lecz cofnął głowę. Przeraził ją wyraz jego 

twarzy. Wyglądał jak ktoś, kto nie panuje nad sobą. Zdawało się, że nie wie, co ma zrobić. W 
końcu westchnął głęboko. 

– Tak, chętnie bym się czegoś napił – oznajmił. 
Te słowa pozwoliły jej wrócić do rzeczywistości. Uprzytomniła sobie, że oto stoi oparta o 

drzwi w jednoznacznej pozie i pozwala się całować mężczyźnie, którego jeszcze kilka godzin 
temu miała za nieokrzesanego, przerośniętego wyrostka. Suknia zsunęła jej się z ramienia i 
odsłoniła znacznie więcej, niż zwykle pozwalała sobie odkryć. Palce jej dłoni tkwiły mocno 
wplecione w jedwabiste włosy Ramseya. Zaskoczona zauważyła, że sytuacja, w której się 
znalazła, była wprawdzie kompromitująca, lecz nie przykra. 

background image

Delikatnie   cofnęła   dłonie   z  jego  włosów   i   majestatycznym   gestem   poprawiła   suknię. 

Potem równie dystyngowanie przywróciła ład własnej fryzurze. 

–   Świetnie   –   odparła.   –   Myślę,   że   znajdę   jeszcze   odrobinę   brandy,   chyba   że   wolisz 

cabernet sauvignon. 

Ramsey grymasem ust skwitował tempo, w jakim zdołała przeistoczyć się w dostojną 

matronę. Powstrzymał się od komentarzy. 

– Wolę brandy, jeśli można – odpowiedział. 
Skinieniem   głowy   potwierdziła   zaproszenie.   Otworzyła   drzwi   i   weszła   do   środka. 

Posadziła gościa w salonie i, nie zatrzymując się ani na chwilę, zniknęła w kuchni. Tam 
oparła się ciężko o blat, by nie upaść. 

Jak do tego doszło? – pytała samą siebie, ciągle jeszcze oszołomiona. I dlaczego czerpała 

z tego aż tyle przyjemności?

Nie   mogła   ani   zrozumieć,   ani   usprawiedliwić   swego   postępku.   Musiała   otwarcie 

przyznać,   że   ochoczo   oddała   Ramseyowi   podniecający   pocałunek.   Skarciła   się   za   tak 
impulsywne i nierozsądne uleganie słabości. Takie zachowanie z pewnością nie odpowiadało 
zasadom wpajanym jej od dziecka i wymaganym w jej środowisku. 

Zmusiła się do pominięcia faktu, że zdecydowanie większa część jej wewnętrznego , ja” 

uznała  to, co się  zdarzyło,  za wynik  naturalnych  dla normalnego,  zdrowego  i dojrzałego 
człowieka   emocji.   Przypomniała   sobie,   że   te   emocje   były   przyczyną   jej   wcześniejszych 
kłopotów, a nawet kilkakrotnie nieomal doprowadziły do zerwania stosunków z ojcem. 

Może gdyby wytłumaczyła Ramseyowi, w jakiej znajduje się sytuacji, zrozumiałby jej 

rozterki. Kogo chcesz oszukać? – spytała samą siebie, sięgając po butelkę i dwa kieliszki. 
Ramsey będzie dręczył ją aż do śmierci. Wkradł się w jej myśli i marzenia. Czuła, że radość 
połączenia, której dopiero co doświadczyli, wywoła w niej nieprzepartą potrzebę wiązania 
przyszłości z tym mężczyzną. Jednak miała także obowiązek, wobec niego i wobec siebie, 
przestrzegania reguł, według których toczyło się jej życie. Dawny konflikt z ojcem zakończył 
się   porozumieniem,   które   po   zniknięciu   Evana   Warminstera   musiała   wypełnić,   choćby 
najmniej chętnie... 

Tymczasem   Ramsey   tkwił   na   pluszowej,   przesadnie   zdobionej   kanapie   w   salonie, 

pogrążony we własnych myślach. Przypatrywał  się cienistym,  bladoniebieskim motywom, 
które otaczały go zewsząd. Co za licho podkusiło go, by rzucić się na nią? Ta przygoda miała 
oczywiście swój urok, ale było w niej coś, co go zaniepokoiło. Musiał przyznać, że po raz 
pierwszy stracił panowanie nad sobą. Nie spotkało go to nigdy dotąd. Kiedy otwierała drzwi, 
stał tuż za nią i obserwował grę delikatnych mięśni pod aksamitną skórą jej pleców. Ten 
widok zbijał go z nóg. Przez cały wieczór na wystawie jej nagie plecy hipnotyzowały – go, a 
w przyćmionym świetle korytarza kusiły z mocą, której nie był w stanie się oprzeć. 

Zabawne, gdy ją całował, nawet ich nie dotknął. Westchnął z tęsknotą, zmrużył oczy i 

przywołał w pamięci kształt jej piersi. 

To niemożliwe. Mózg opętała mu tylko jedna myśl: naga Alexis wije się z rozkoszy pod 

jego ciałem. 

Gdyby pozwoliła mu wrodzona duma, pewnie klęczałby teraz w drzwiach kuchni i błagał 

background image

o to, by móc ją pokochać. 

Przygnębiony przyznał, że oddałby każdy fant za jedno zerknięcie na jej bieliznę. 
–   Proszę   bardzo.   –   Alexis   wręczyła   mu   koniakówkę   z   ciętego   kryształu,   godziwie 

napełnioną bursztynowym płynem. 

W   zamyśleniu   uniósł   naczynie   do   ust.   Przez   przymrużone   powieki   obserwował 

dziewczynę, która przysiadła na brzegu fotela obitego błękitnym adamaszkiem. Aha, chce 
zachować dystanans, pomyślał. Niech tak będzie. Wziął głęboki oddech i zaczął gorączkowo 
poszukiwać w myślach tematu do rozmowy. Cisza przedłużała się i z każdą mijającą sekundą 
była coraz bardziej krępująca. Już miał się poddać i przeprosić Aleris za nieudany wieczór, 
gdy odezwała się pierwsza. 

– Ramsey – zaczęła z wahaniem – muszę ci powiedzieć coś o sobie. 
Natychmiast skupił całą uwagę na tym, co miała do powiedzenia. Jego wyraz twarzy 

speszył ją nieco. Krzyżowały się w nim ciekawość i rezerwa, niecierpliwość i nuta niechęci. 

– A cóż to takiego? – spytał, rozgrzany od dojrzałej brandy. 
Alexis zatopiła wzrok w trzymanym kieliszku. 
–   Pewnie   zauważyłeś   –   zaczęła   ostrożnie   –   że   jestem   trochę   staroświecka   i   zwykle 

przywiązuję wagę do przestrzegania konwenansów... 

– Nie – przerwał jej delikatnie i dodał z udawanym zaskoczeniem: – Ty? Staroświecka? 

Nie uwierzę w to nigdy. 

Zignorowała tę uwagę i kontynuowała. 
– Teraz mężczyźni nie darzą tych przymiotów taką estymą jak kiedyś. 
– Jasne, łatwo sobie wyobrazić, czemu. 
– W związku z tym – zmierzała do konkluzji, przenosząc wzrok na obraz wiszący nad 

Ramseyem  – w moim życiu  towarzyskim nie ma miejsca na dzikie ekscesy czy...  lekkie 
prowadzenie się. 

Ramsey nie zadał sobie trudu, by jej odpowiedzieć, a jego twarz przybrała dziwny wyraz. 

Mocno złączone wargi rysowały się cienką, zbielałą linią. W oczach pojawił się zimny blask. 
Przypatrując mu się dostrzegła lekki skurcz, który przez moment wykrzywił zaciśnięte usta. 

– Chcesz powiedzieć, że nigdy nie... że jesteś... 
– Nerwowo przeciągnął dłonią po włosach i spojrzał z dezaprobatą. 
Wtem zrozumiała, że opacznie pojął jej wypowiedź, pośpieszyła więc z wyjaśnieniem. 
–   Och,   nie.   Oczywiście,   że...   to   jest...   jeszcze   na   uczelni   byłam   prawie   zaręczona   z 

muzykiem, wiolonczelistą. Przez parę miesięcy chodziłam też z pewnym malarzem. Zresztą, 
tego   nie   biorę   pod   uwagę,   bo   my   nigdy  nie...   to   znaczy...   a   niech   to!   –  przerwała,   gdy 
uświadomiła   sobie   bezsens   własnych   wyjaśnień.   Wzięła   głęboki   oddech   i   pośpiesznie 
podsumowała. – Chodzi mi tylko o to, że, w odróżnieniu od ciebie, nie odnoszę licznych i 
chwalebnych zwycięstw na seksualnej arenie. Jak to się mówi, w tych zawodach nie startuję. 

– Alexis... 
– Ale to nie to, co chciałam ci o sobie powiedzieć – wyjaśniła, nie dając mu cienia szansy 

na zmianę tematu. – Ja... tu chodzi o mojego ojca. 

– Twojego ojca? – teraz Ramsey był naprawdę zaskoczony. 

background image

Przytaknęła skinieniem głowy i ciągnęła dalej. 
– Zawarłam z nim kiedyś układ. 
– Jaki układ?
–   On...   –   zawahała   się.   Jak   można   to   wytłumaczyć,   żeby   uniknąć   skojarzeń   ze 

średniowieczem? – On wybierze mi męża. 

– Proszę? – Ramsey był pewien, że się przesłyszał. 
– Wiesz, to nie jest tak całkiem niezwykłe – wydukała na swą obronę. – Zwłaszcza w 

bogatych  rodzinach.   Nawet  w   dzisiejszych  czasach   sporo małżeństw   jest  zawieranych   na 
zasadzie kontraktu, zresztą z najróżniejszych powodów. 

– Alexis, to przejaw największego zacofania i nieważne, której klasy społecznej dotyczy. 

Nikt przy zdrowych zmysłach, żadna kobieta, żaden mężczyzna, nie powinni zgodzić się na 
coś takiego. Być staroświeckim to jedno, a dać się wodzić za nos, to drugie. 

– Ramsey, ty niczego nie rozumiesz – oponowała. 
– Jasne, że nie, do cholery. Westchnęła głośno i podjęła kolejną próbę. 
– Chyba zacznę jeszcze raz, dobrze?
– Zaczynaj. 
Przez   dłuższą   chwilę   szukała   w   myślach   sposobu,   jak   najlepiej   przedstawić   swoją 

sytuację. W końcu zdecydowała się powtórzyć wszystko od początku. 

– Przypominasz sobie tego muzyka z uczelni, o którym ci przed chwilą mówiłam?
– Tego, z którym... 
– Tak – przerwała mu, zanim zdążył powiedzieć coś, czego nie chciała słuchać. 
– Wiolonczelistę – wyjaśnił. 
– Tak. Reynaldo wolał, żeby nazywać go raczej wiolonczelistą awangardowym. 
–   Awangardowym?   A   czy   mogę   wiedzieć,   czym   Reynaldo   różnił   się   od   reszty   jako 

wiolonczelista awangardowy?

– Jego instrument miał tylko dwie struny. 
– Już rozumiem. A czy to nie utrudniało mu grania?
– Wręcz przeciwnie. Ramsey nic nie odpowiedział. 
–   W   każdym   razie   –   dodała   szybko   –   dostał   propozycję   udziału   w   tournee   z 

eksperymentalną inscenizacją przedstawienia „Peter and the Wolf. Poderwał flecistkę i więcej 
o nim nie słyszałam. 

– No, nieźle  – skomentował  Ramsey bez śladu żenady.  Skinęła  głową, wpatrzona w 

niesforny frędzelek sterczący w rogu narzuty. 

– Wtedy zaczęłam chodzić z artystą malarzem, który wydał mi się bardzo utalentowany. 
– I jak się to skończyło? – spytał Ramsey. 
– Miał zadaną pracę, w której chodziło o to, żeby namalować coś zawinięte w coś innego. 

Cóż, jego pomysł niezbyt przypadł mi do gustu i obraził się na mnie. 

–   Chyba   nie   chcesz   powiedzieć,   że   to   ciebie   chciał   w   coś   zawinąć...   –   Ramsey 

powstrzymał uśmiech cisnący się na usta. 

– W celofan – wyjaśniła. 
– W sam celofan? Skinęła głową. 

background image

–   Po   studiach   poznałam   tancerza.   Niestety,   trafiła   mu   się   okazja   angażu   do 

Eksperymentalnego Teatru Jazzu w Abu Dhabi i wybrał drogę kariery. Nie chciałam być dla 
niego zawadą, więc... 

– Więc odsunęłaś się na bok, by mógł podążyć śladem swoich marzeń. 
– Tak. 
Musiał zagryźć wargi, by nie parsknąć śmiechem. Nie mógł jeszcze zrozumieć, czemu 

Alexis trafiała na takich głupków. Najważniejsze, że pojęła wreszcie swój błąd, i że przestała 
zadawać się z nieudacznikami. Wtem przypomniał sobie, że tematem jej opowieści nie miały 
być perypetie miłosne, lecz coś związanego z ojcem. 

– Dobrze, ale co twój ojciec ma z tym wszystkim wspólnego?
– Cóż, muszę przyznać, że nigdy nie był zachwycony żadnym z moich chłopaków. Jest 

bardzo hojnym sponsorem dla wielu artystów. To on wraz z mamą nauczyli mnie doceniać 
piękno, jakie niesie świat. Zawsze spodziewał się, że wyjdę za mąż, że urodzę mu wnuki. 
Zresztą, sama mu to obiecałam. Ale on spodziewa się, że wyjdę za kogoś podobnego do 
niego. Kogoś rozsądnego, z głową do interesów, realistę mocno stojącego nogami na ziemi. 

Kogoś   całkiem   różnego   ode   mnie,   pomyślał   Ramsey   i   zaskoczony   zauważył,   że   to 

spostrzeżenie wywołało nagły i nieprzyjemny skurcz żołądka. 

–   Tak   czy   inaczej   –   ciągnęła   Alexis   –   kiedy   przeprowadziłam   się   do   Filadelfii, 

powiedział, że daje mi jeszcze jedną szansę znalezienia kogoś odpowiedniego, i jeżeli tym 
razem mi się to nie uda, wtedy on sam dokona wyboru. Byłam pewna, że spotkam kogoś, 
kogo bardzo polubię i kogo on zaaprobuje, więc zgodziłam się. Przecież Filadelfia jest taka 
duża, mieszka tu tylu mężczyzn. Byłam przekonana, że znajdzie się ten jeden jedyny ktoś, 
komu się spodobam. 

– Alexis... 
– A Evan, oczywiście, wyruszył do Arizony, żeby kopać minerały... 
– Hej, zwolnij nieco. – Ramsey przerwał nowy potok słów kręcąc głową tak mocno, 

jakby miała mu odpaść. Czuł, że nie nadąża. – Co Evan zrobił?

– To dłuższa historia. 
Więc tak do tego doszło, pomyślał. Została porzucona. Czuła się zraniona i poniżona, 

gotowa oddać swój los w czyjeś ręce. Długo przyglądał się jej badawczo. Uniósł kieliszek i 
wychylił ostatni łyk brandy, po czym spojrzał jej prosto w oczy. 

– W gruncie rzeczy chodzi o to, że twój stary od dawna wtrąca się w twoje sprawy, więc 

żeby   zrobić   mu   na   przekór,   przyprowadzasz   do   domu   najbardziej   postrzelonych   i 
wypaczonych artystów, jakich udaje ci się spotkać. W tym tkwi sedno, tak?

– Oczywiście, że nie – zaprzeczyła. – Nic z tych rzeczy. 
– Jesteś pewna?
– Absolutnie. – Lekko zadrżał jej głos. To przecież nie tak, pomyślała. Każdego ze swych 

byłych   adoratorów   traktowała   poważnie.   Każdy   był   interesującym,   utalentowanym 
człowiekiem. A że każdemu z nich udało się zirytować ojca, to tylko dlatego, że bardzo łatwo 
wpadał w gniew. Dlaczego miałaby czuć się urażona tym,  że ojciec nie ufał żadnym  jej 
osądom? Nie mogła mieć o to do niego pretensji. Miał po prostu rację. Trafność jej opinii, 

background image

zwłaszcza o mężczyznach, pozostawiała wiele do życzenia. Tym bardziej należało unikać 
Ramseya Walkera. To, że jej serce ciągnęło ku niemu, bez wątpienia nie wróżyło nic dobrego. 

– Ramsey, chyba już czas powiedzieć sobie dobranoc – powiedziała i zaczęła rozcierać 

czoło, by odegnać nadchodzący ból głowy. 

– Czemu? Dlatego, że boisz się spojrzeć prawdzie w oczy? – nie dawał za wygraną. 
Opuściła dłoń i rzuciła mu mroczne spojrzenie. 
– Nie, po prostu rozmowa dobiegła końca, to wszystko. 
Ramsey wstał. Wiedział,  że trafił  ją w  czułe miejsce, lecz  nie chciał  posunąć się za 

daleko. Trzeba poczekać, aż sama zrozumie, że ma obsesję na punkcie swego ojca. Będzie 
jeszcze mnóstwo czasu, by nad tym popracować. Nie tylko znalazł wreszcie furtkę do jej 
świata, a jeszcze zaskarbił sobie dług wdzięczności. Nie mógł się doczekać chwili, gdy go 
odbierze. Zrobi to niebawem. 

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Tydzień później Alexis lustrowała salę balową hotelu „Cztery Pory Roku” w śródmieściu 

Filadelfii. Dekoracja wypadła wyśmienicie, pomyślała. Wszystko było dokładnie zgodne z jej 
życzeniem:   dyskretna   i   wyszukana   elegancja.   Stojące   w   rzędach   stoliki   przykryte   były 
śnieżnobiałymi  obrusami.  Czerwone róże i białe goździki o karmazynowych  krawędziach 
płatków  stanowiły przybranie.  W rogu olbrzymiej  sali przygotowano  dyskretny kącik  dla 
orkiestry, przed którą stało zadanie stworzenia właściwego nastroju. 

Komitet   wydawał   coroczny   bal   na   cześć   filadelfijskich   literatów   oraz   ich   wkładu   w 

rozwój wydawnictw i całej tutejszej społeczności. Alexis uwielbiała zajmować się tym. Nic 
nie mogło jej sprawić większej radości niż myśl o spotkaniu tylu wspaniałych pisarzy. Przy 
odrobinie szczęścia, może po rozdaniu nagród, starczy czasu na taniec. 

Posłała   uśmiech   młodszemu   bratu.   Ciemnowłosy,   przystojny,   Andrew   wspaniale 

prezentował się w smokingu. Dzięki temu, że przyjechał z Pittsburgha w interesach, mogła 
poprosić go o dotrzymanie jej towarzystwa na dzisiejszej uroczystości. W przeciwnym razie 
musiałaby przyjść sama. 

Denerwujący   głos   w   jej   głowie   przypominał,   że   mogła   zaprosić   Ramseya.   W   tamtą 

sobotę stało się oczywiste, że był bardziej niż chętny do spotkania się z nią z najbardziej 
błahego powodu. Przebiegł ją dreszcz. Tak, to by był horror, wzdrygnęła się. A jednak coś w 
niej szepnęło, że był to dreszcz rozkoszy. 

Chyba ze sto razy powtórzyła sobie w ciągu ostatnich siedmiu dni, że tamten weekend 

okazał   się   wielką   pomyłką.   I   ta   teoria,   że   wybiera   mężczyzn   specjalnie   na   złość   ojcu... 
Doprawdy, cóż to za dziwaczny pomysł?! Przecież bezgranicznie kocha i szanuje ojca. Nie 
postąpiłaby   tak   tylko   dlatego,   że   uważana   jest   za   niezdolną   do   samodzielnego   wyboru 
partnera. Co za idiotyzm. Tylko Ramsey Walker mógł dojść do tak bzdurnego wniosku. 

Alexis ujęła palcami sznur pereł, który oplatał jej szyję, i westchnęła. Musiała jednak 

przyznać, że Ramsey całował wspaniale. Uścisku, który ich splótł, nie mogła porównać z 
niczym, czego dotychczas doświadczyła. 

– Alexis – usłyszała głos brata. – Coś nie w porządku?
Wzięła głęboki oddech i wyprostowała się. Była niewiele niższa od Andrew. Wygładziła 

dłonią maleńką zmarszczkę szmaragdowej sukni bez ramiączek. 

– Ależ skąd – zapewniła. – Zastanawiałam się tylko, czy o czymś nie zapomniałam. Przy 

takich okazjach nigdy nie można zakładać, że wszyscy dopilnują swoich obowiązków. 

–   A   to   dlaczego,   Alexis?   –   usłyszała   z   bliska   drugi   znajomy   głos.   Odwróciła   się   z 

niechęcią w stronę nadchodzącego Ramseya Walkera. Dostrzegła uczepioną jego ramienia 
szałową, drobniutką blondynkę. 

–   Alexis   Carlisle   –   kontynuował   z   przesadną   kurtuazją   –   powiedzże,   proszę,   cóż 

sprowadza cię tutaj dzisiejszego wieczoru?

–   Witam,   panie   Walker   –   rzuciła   chłodno,   ignorując   dziwne   drżenie,   którego   nagle 

doznała. Widok takiego mężczyzny, jak Ramsey Walker w smokingu, działał na nią z siłą, 

background image

której nie mogła się oprzeć. 

Uśmiechał się ujmująco. Uwolnił ramię od blondynki i żartobliwie pogroził palcem. 
– No, no, Alexis. Myślałem, że po tym wszystkim, co przeszliśmy razem, przywitasz 

mnie po imieniu. Wiesz, po tym... 

–   Ramsey   –   ucięła   krótko,   zanim   zdążył   ujawnić   zeszłotygodniowe   niedyskrecje. 

Chrząknęła delikatnie, ufając, że właściwie zrozumie jej przesłanie. – Ależ oczywiście. Z 
pewnością. W końcu sąsiadujemy ze sobą, nieprawdaż? – dokończyła. 

Lekki, figlarny uśmiech zjawił się na jego ustach. 
– Sąsiadujemy. Hm. Nie wiedziałem, że „sąsiadowanie” to najwłaściwsze określenie, lecz 

niech tak zostanie na początek. W końcu oznacza to pewnego rodzaju zbliżenie. To tylko 
kwestia nazewnictwa. 

Usilnie starała się zignorować zarówno treść jego komentarza, jak i falę gorąca, która 

zalała jej piersi, szyję i policzki. 

–   Nie   przypominam   sobie,   żebym   widziała   twoje   nazwisko   na   liście   gości.   –   Miała 

nadzieję, że uda jej się opanować drżenie głosu, lecz była w błędzie. 

W to nie wątpię, pomyślał. W przeciwnym razie spędziłabyś pewnie wieczór w domu z 

dobrą książką i wanną pełną piany. 

– Szczerze mówiąc, z początku odrzuciłem zaproszenie, gdyż sądziłem, że będę musiał 

wyjechać – odparł. 

Prawda   wyglądała   nieco   inaczej.   Kiedy   dwa   miesiące   temu   otrzymał   zaproszenie, 

odrzucił je. Po prostu nie miał ochoty przyjść. Aż do czasu, gdy dowiedział się, że będzie tu 
Alexis Carlisle. 

– W ostatniej chwili znalazłem lukę w szalenie napiętym terminarzu i pomyślałem: A 

czemu nie, do licha!

Wcale nie miał luki. Z przerażeniem przypomniał sobie, że był na dzisiaj umówiony. 

Przez ostatni tydzień gorące, szalone myśli o Alexis zaprzątały jego uwagę, przez co nie 
pamiętał o spotkaniu z Melissą. 

Byli starymi kumplami. Melissa nie znała tej części miasta, w której mieścił się hotel 

„Cztery Pory Roku”. Dopiero co przybyli,  dziewczyna  zdążyła ledwie łyknąć szampana i 
rozejrzeć się wokół. Prawdopodobnie większe wrażenie wywarło na niej urocze otoczenie niż 
obecność Ramseya, lecz nie miał o to żalu. Skorzystał z okazji, by odnaleźć Alexis i zirytował 
go fakt, że nie była sama. 

Z   zazdrością   zauważył,   że   jej   towarzysz,   kimkolwiek   był,   pasował   do   niej   idealnie. 

Ciemnowłosy,   milcząco   zamyślony,   sprawiał   wrażenie   obytego   z   atmosferą   oficjalnych 
przyjęć, jaka panowała w sali. Pewnie zawsze dobrze wiązał krawat za pierwszym razem. 
Kąciki ust Ramseya opadły, gdy spostrzegł, że Alexis bierze swego towarzysza pod ramię i 
czarująco się doń uśmiecha. Nie powinna była pozwalać sobie na takie poufałości z innymi 
mężczyznami,   przynajmniej   od   tygodnia,   pomyślał   stanowczo.   Winna   byk   zrozumieć,   że 
naznaczył   ją   swoim   pocałunkiem,   zauroczył   swym   zaklęciem   i   męską   mocą.   Gdy   znów 
przysunęła się do nieznajomego, Ramsey poczuł potężną łapę ściskającą mu wnętrzności. 

– Mogę zamienić z tobą słowo? – Pytanie, które mu się wyrwało, zaskoczyło i jego, i 

background image

Alexis. – Melisso, nie będzie ci przeszkadzać, jeśli przez chwilę zajmę się panną Carlisle? – 
zwrócił się do swej partnerki. 

Dziewczyna   spojrzała   na   Ramseya,   potem   na   przystojnego,   wysokiego   bruneta 

uśmiechającego się do niej. Walker, z sobie tylko znanych powodów, gotów był uściskać 
bruneta za flirt z Melissą. Nie chodziło mu tak bardzo o tę dziewczynę, raczej o to, że facet 
był z Alexis i nie miał żadnego prawa, do jasnej cholery, pozwalać sobie na tak nonszalanckie 
zachowanie.   Był   zadowolony,   że   obcy   okazuje   zainteresowanie   Melissą,   zostawiając 
Ramseyowi pole do popisu. Siłą woli powstrzymał rozbiegane myśli. Do licha, co za pomysły 
kotłowały się w jego głowie. 

–   W   porządku.   –   Melissa   lekko   wzruszyła   smukłymi   ramionami   w   kolorze   kości 

słoniowej. – Chętnie porozmawiam z panem... – zawiesiła głos, wyczekująco spoglądając na 
partnera Alejus. 

– Mów mi Drew – odezwał się brunet. Z szerokim uśmiechem uwolnił się od Alexis i 

wyciągnął dłoń do Melissy. – A jak ty się nazywasz? – spytał. 

Ramsey odebrał z jego rąk Alexis i zawiódł do przytulnej wnęki. 
– Gdzieś ty wynalazła tego faceta? – wymamrotał z niesmakiem, spoglądając na Drew, 

który już zdążył  otoczyć  ramieniem talię  Melissy.  – Kwestionujesz moje morale, a sama 
pokazujesz się z takim palantem. 

Posłała mu chłodne spojrzenie, skrzyżowała nagie ramiona i odrzekła po chwili namysłu. 
– Ten, jak go określiłeś, „palant”, to mój młodszy brat, Andrew. Cieszy się bardzo dobrą 

opinią w kręgach finansjery jako bystry i wnikliwy makler giełdowy. 

Ramsey ugryzł się w język. Tracę duży punkt za obrazę rodziny swojej damy, pomyślał. 
– A tak w ogóle, ilu masz braci? – brnął dalej ostrożnie, chociaż nie był do końca pewien, 

czy chce poznać prawdę. Bracia dziewczyny mogą przysporzyć wielu kłopotów, gdy staną na 
straży dobrego imienia siostry. 

– Trzech – odparła. – Oprócz Andrew, który pracuje w Pittsburghu, jest jeszcze Edward, 

wiceprezes  United Industries  Bank w Nowym  Jorku, i Charles, który jest prawnikiem w 
Waszyngtonie. Chociaż pozycja zawodowa kobiet znacznie mniej cię interesuje, dodam, że 
mam   jeszcze   siostrę,   która   jest   neurologiem   i   także   pracuje   w   Pittsburghu.   Teraz   wiesz 
wszystko o mojej rodzinie – podsumowała i odwróciwszy się plecami rzuciła: – Czy teraz 
mogę wrócić do brata?

– Nie tak szybko – odpowiedział niskim głosem i delikatnie oplótł palcami jej ramię, by 

zapobiec ewentualnej próbie ucieczki. – Jeszcze nie skończyłem. 

Ten pomysł nie przypadł jej do gustu. Chciała krzyknąć, jak śmie traktować ją tak, jakby 

była jego własnością? Jak śmie przeszkodzić jej w powrocie do brata, który jest jej ostatnią 
szansą obrony przed namiętnością, jaka ją ogarnia? I jak śmie patrzeć na nią w taki sposób?!

Znów odwróciła się do niego. Spuścił wzrok na dół jej sukni, bo z bocznego rozcięcia 

wyłoniła   się   zgrabna   łydka.   Serce   Alexis   biło   w   przyśpieszonym   rytmie,   gdy   wędrował 
oczami po jej figurze. Otwarcie pożerał ją wzrokiem. Zatrzymał spojrzenie na wypukłościach 
piersi,   widocznych   w   małym   dekolcie   sukni.   Mogłaby   przysiąc,   że   jego   oddech   stał   się 
nieregularny, tak jak jej własny. Już miała skarcić go za gruboskórne zachowanie, gdy ich 

background image

oczy spotkały się w półmroku. 

Gdy zrozumiała, że jej pożąda, krew wzburzyła się w jej żyłach. Teraz, tutaj, bez względu 

na   ludzi,   którzy  mogliby   dostrzec,   jak   czyni   ją  swoją   zdobyczą.   Ta   myśl   przeraziła   ją   i 
zafascynowała zarazem. Nagle zobaczyła oczami wyobraźni, jak wymyka się z Ramseyem do 
szatni,  gdzie przekupują  obsługę,  by oddaliła  się  i choć na  chwilę  zostawiła  ich samych 
pośród cudzych płaszczy. 

Z wrażenia aż zakryła dłonią usta. Uśmiech na twarzy Ramseya z każdą sekundą stawał 

się coraz bardziej drapieżny. 

– Niezła sztuczka – mruknął niewyraźnie i lekkim pociągnięciem za ramię ustawił ją tuż 

przy sobie. – Teraz już nie uciekniesz przede mną. 

– Ramsey, nie – nieśmiało zaprotestowała. Zaprzeczył powolnym ruchem głowy. Wyraz 

jego oczu nie pozostawił w niej cienia wątpliwości. Ramsey nie miał najmniejszego zamiaru 
respektować jej sprzeciwu. Jego usta były niebezpiecznie blisko. 

– Alexis! – Głos Andrew dobiegał jak z innego świata. – Wyobrażasz sobie? Melissa 

chodziła do szkoły razem z Tedem Branhamem, jednym z moich wspólników. Pamiętasz go 
chyba?

– A niech to... – wymamrotał Ramsey pod nosem. Puścił ramię Alexis, lecz posłał jej 

najgorętsze, najbardziej wymowne spojrzenie, na jakie było go stać. – Wrócimy później do 
sprawy, dokładnie do tego punktu, kiedy będziemy w domu – dodał znacząco. 

– Na twoim miejscu nie liczyłabym na to – uprzedziła, odzyskując oddech. 
Na ustach Ramseya pokazało się coś, co miało być uśmiechem. 
– A jednak – rzucił zaczepnie. 
Alexis   zignorowała   wrażenie,   jakie   uczyniła   na   niej   jego   obietnica.   Zapanowała   nad 

własnym głosem, by zapytać:

– O czym chciałeś mi powiedzieć?
Dałby głowę, żeby sobie przypomnieć. Jedno dokładne spojrzenie na Alexis wystarczy, 

by wymieść wszystkie myśli z jego mózgu, a ich miejsce zajmują już tylko jednoznaczne 
skojarzenia. 

– Chciałem... to jest... chciałem ci tylko powiedzieć, że świetnie dziś wyglądasz. 
Ten niewinny i w pełni dopuszczalny komplement z jego strony sprawił jej niezmierną 

przyjemność. Dlaczego oczekiwała wyrazów aprobaty z ust człowieka, którego zachwycały 
kształty samochodów lub krótka broń palna, pozostawało dla niej zagadką. Ostatnio jej umysł 
płatał różne figle, reagując w najbardziej absurdalny sposób na raczej niecodzienne bodźce. 

Pewnie to tylko niekorzystna faza w biorytmie. Nie ma się czym martwić, pomyślała. Po 

prostu jest przepracowana. Tak, to musi być to. Za dużo stresu, za mało rozrywek. Musi 
zadbać   o   siebie   w   ten   weekend.   Sen   i   dobra  lektura   to   jest   to,   czego   jej   trzeba.   I   co   z 
pewnością będzie dobrym lekarstwem na wszelkie dolegliwości wywołane przez niejakiego 
Ramseya Walkera. 

– Dziękuję – odparła skromnie i spuściła wzrok, by nie zdradzić, jak silnie działa na nią 

jego bliskość. – Ty też wyglądasz nieźle. Melissa musi być dobra w wiązaniu krawatów. 

Gdyby to zdanie padło z innych kobiecych ust, odparłby, że Melissa jest znacznie lepsza 

background image

w   rozwiązywaniu   krawatów   niż   w   ich   wiązaniu.   Zamiast   tego   dumnie   wypiął   pierś   i 
oświadczył:

– Dzisiaj zrobiłem to całkiem sam. 
Zdawało mu się, że dostrzegł iskierkę uśmiechu w jej oczach. 
– Cóż, zatem myślę, że nie będziesz mnie już nigdy więcej potrzebował, prawda?
– Do tego już nie. Ale, jak wiesz, są jeszcze inne, bardziej... palące potrzeby. Chyba nie 

powinniśmy ich pomijać?

Uśmiech w jej oczach zmienił się w coś innego. Ramsey nie zdawał sobie sprawy, co 

znaczył płomień, który rozgorzał na ich dnie. Alexis raptownie uniosła głowę i nerwowym 
ruchem poprawiła wspaniale ułożoną fryzurę. 

– Ja raczej jestem skłonna je pominąć – ostro zareplikowała. – Mogłabym właściwie 

pominąć je wszystkie. 

– Pewnie byś to zrobiła, gdyby wybór należał do ciebie. Niestety, moja droga, myślę, że 

obojgu nam nie dopisało szczęście. Zdaje się, że to przeznaczenie podjęło za nas tę decyzję. – 
Postanowił iść za ciosem. Skoro już ją podekscytował i wzburzył, może złamie jej opór. – 
Tak więc, o której godzinie mam złożyć ci wizytę i jaki wybierzesz zapach do naszej kąpieli? 
Czekaj, już wiem, lubczyk. 

Alexis zacisnęła wargi. Siłą woli odegnała szaleńcze myśli, od których zakręciło jej się w 

głowie.   Musiała   sobie   powtórzyć,   że   nie   powinna   okazywać   gwałtownych   emocji   w 
obecności kolegów i współpracowników. Nie należała do kobiet, które łatwo tracą zimną 
krew   z   jakiejkolwiek   przyczyny,   czy   to   związanej   z   siłami   natury,   czy   też   działaniem 
ludzkim. Ponieważ ten człowiek wywołał w niej reakcje, których wolała unikać, zdecydowała 
przemóc   je   rozważnym   i   kulturalnym   zachowaniem.   Zamiast   go   skarcić   ostrą   repliką, 
postanowiła   okazać   całkowity   brak   zainteresowania   dalszym   przebywaniem   w   jego 
towarzystwie.   Odwróciła   się   i   ruszyła   w   kierunku   brata,   nadal   żywo   dyskutującego   z 
partnerką Ramseya. 

Wzięła  Andrew pod ramię  i wysiliła  się na coś, co miało  przypominać  olśniewający 

uśmiech. 

– Wybaczy nam pani – zwróciła się do Melissy – muszę jeszcze sprawdzić z maître 

d’hôtel, czy wszystko jest przygotowane jak należy. 

Czując opór ze strony brata, posłała mu wiele mówiące spojrzenie starszej siostry, po 

czym odciągnęła go na bok. Następnie upewniła się, że wszystko biegnie zgodnie z planem, 
poszukali wiec swego stolika. Siedział już przy nim Ramsey Walker ze swą przyjaciółką. 
Zajęci byli sympatyczną pogawędką ze starszą parą z przeciwka. 

Cudownie, pomyślała Alexis czując rosnącą rozpacz. Jak to się stało? Podejrzewała, że 

Ramsey   maczał   w   tym   palce.   Sama   przeglądała   plan   rozsadzenia   gości   i   z   pewnością 
umieściłaby go jak najdalej od siebie. 

Wtem dostrzegła, że Melissa, widząc ich wahanie, posłała Andrew uśmiech pełen radości 

i wstała z krzesła, ustępując jej miejsca obok Ramseya. Alexis nie chciała odebrać młodszemu 
bratu żadnej szansy na znalezienie kobiety swego życia. Ustąpiła niechętnie i z rezerwą zajęła 
miejsce na krześle, które podsunął jej Ramsey. 

background image

– Znowu się spotykamy. Wiem, że nie możesz mi się oprzeć – rzucił z jednoznacznym 

uśmiechem. 

– Przeciwnie, panie Walker. To raczej pan nie potrafi trzymać się z dala ode mnie, o co 

tyle razy prosiłam. 

Ramsey rozsiadł się wygodnie i objął ramieniem oparcie jej krzesła, jakby miał do tego 

jakiekolwiek prawo, po czym przysunął się do niej bardzo blisko. Serce Alexis zatrzepotało, 
gdy zaczął szeptać do jej ucha:

– Alexis, proszę po raz ostatni, mów mi po imieniu. Jeśli tego nie zrobisz, to postaram się, 

żebyś tak łatwo nie zapomniała naszego następnego spotkania sam na sam. 

Ciepło   jego   oddechu   pieściło   nagą   skórę   jej   karku.   Gdyby   tylko   odwróciła   głowę, 

przemknęło jej przez myśl, ich usta nieuchronnie spotkałyby się i znów poczułaby wściekłe 
bicie jego serca tuż przy swoim. Leciutko zwilżyła wargi językiem. Jego słowa zaparły jej 
dech w piersiach i nie umiała tego przed nim skryć. 

– Dobrze... Ramsey, nie będę cię więcej nazywać panem Walkerem. 
Spojrzał   na   nią   wymownie   i   dotknął   kącika   ust   koniuszkiem   języka,   dając   do 

zrozumienia, że jej gest nie umknął jego uwagi. Nim zdołała go powstrzymać, dotknął dłonią 
jej twarzy i wolniutko, delikatnie przeciągnął opuszkiem kciuka po dolnej wardze. 

– Tak – powiedział niskim głosem, w którym czaiła się niebezpieczna nutka. – Teraz się 

rozumiemy. 

Przez długą chwilę Alexis nie była w stanie oderwać wzroku od jego niebieskozielonych, 

hipnotyzujących oczu. Przepełniały ją nadzieja i lęk, że zechce ją pocałować. Właśnie wtedy, 
gdy myślała, ze to zrobi, odchylił się do tyłu i rozsiadł wygodnie na krześle. Odetchnęła z 
ulgą. Zdziwiło ją tylko, czemu w sali zrobiło się tak ciepło i czemu powietrze stało się tak 
rzadkie.   Zajęta   bez   reszty   Ramseyem,   przegapiła   porę   swojego   wystąpienia.   Na   podium 
zastąpiła   ją   Doris   Scarborough,   przewodnicząca   Komitetu   Wspierania   Sztuk   Pięknych   w 
Filadelfii.  Nie mogła  wybrać  lepszej pory na swoją przemowę, pomyślała  Alexis. Po raz 
pierwszy w życiu zabrakło jej słów. Boże, do czego ten człowiek był zdolny... 

Starała  się  skoncentrować  na  wystąpieniu  Doris, która,  ubrana w  wyszukaną  kreację, 

wyglądała   jak   różowosrebrna   pufka   do   pudru.   Alejus   nie   ustawała   w   wysiłkach,   by 
przywrócić naturalne tempo oddechu i bicia serca, co powoli zaczęło jej się udawać. Uznała 
jednak, że nie osiągnie spokoju ducha, dopóki Ramsey jest tak blisko. 

Patrzyła na postacie zjawiające się na scenie, nieświadoma tego, co dzieje się na sali. 

Przewinęła się przed nią parada mówców i laureatów. Jej uwagę przykuło jedynie nazwisko 
Ramseya  Walkera, wyróżnionego za pozytywne  przedstawianie Filadelfii. W tym  mieście 
rozgrywała się akcja wszystkich jego książek. Szkoda, pomyślała, że nie można go wyróżnić 
za pozytywne przedstawianie kobiet. Przypomniała sobie swój wcześniejszy pogląd na jego 
temat. Był mężczyzną, którego najlepiej pozostawić samemu sobie. Po tym stwierdzeniu nie 
miała już żadnych trudności z zapanowaniem nad własnymi emocjami. 

Dopóki nie zaprosił jej do tańca. 
– Co? – Tylko tyle zdołała z siebie wykrztusić w odpowiedzi na jego propozycję. 
– Powiedziałem: zatańcz ze mną – powtórzył łagodnie, lecz dobitnie. 

background image

– Ale uroczystość, rozdanie nagród... 
–   Dawno   się   skończyły.   Gdybyś   nie   spędziła   ostatniej   godziny   w   krainie   marzeń, 

zauważyłabyś, że gra orkiestra. Zresztą ten kawałek powinien ci się spodobać, coś naprawdę 
wolnego i nudnego. Sporo ludzi, w tym twój brat z Melissą, świetnie bawi się na parkiecie.

Alexis próbowała jeszcze oponować, lecz Ramsey jej nie słuchał. 
– A o czym tak dumałaś tyle czasu? – spytał ze znaczącym uśmiechem, który nagle zjawił 

się na jego ustach. – Natchniony wyraz twojej twarzy sugerował, że chyba o szczegółach 
wykończenia twojej sukni. 

–   Tak,   rzeczywiście   o   wykończeniu,   ale   nie   sukni   –   odparła   i   poczuła,   że   uśmiech 

zagościł także na jej ustach. 

– Punkt dla ciebie – z leciutkim grymasem rzucił po chwili. 
Z niezrozumiałego powodu drobna utarczka słowna z Ramseyem zaczęła sprawiać jej 

przyjemność. Może należał do tego typu ludzi, których poznaje się powoli, stopniowo. A 
może, przyznała w końcu, jakaś część jej duszy naprawdę lubiła Ramseya Walkera. Lubiła, i 
to bardzo. 

– A teraz zatańczysz? – ponowił zaproszenie. 
– Raczej nie. 
– Świetnie – powiedział i porwał ją z krzesła. 
– Wiedziałem, że cię namówię. 
Zanim zdobyła się na słowo* protestu, była już na parkiecie pośród par kołyszących się w 

takt uwielbianej przez nią kompozycji Borodina. Szybko odkryła, że, jeśli chodzi o taniec, 
Ramsey nie miał żadnych zahamowań. Mocnym ramieniem otoczył jej kibić i przygarnął do 
siebie. Ujął jej dłoń i oparł na swej klatce piersiowej. Czuła nieregularne bicie jego serca 
przez gładki materiał marynarki. 

Chcąc uniknąć jego wzroku, nie podniosła głowy. 
Patrzyła wprost na jego usta. Już dawno uświadomiła sobie, że tylko jedna rzecz bardziej 

ją podnieca niż oczy Ramseya Walkera: wargi Ramseya Walkera. Och, nie. 

Dłuższy czas tańczyli w milczeniu. Przy każdym ruchu jego twarde, ciepłe ciało stykało 

się w intymny  sposób z jej własnym,  co doprowadzało ją do skraju szaleństwa. Właśnie 
doszła do wniosku, że nie zniesie tego dłużej, gdy dostrzegła, że fascynujące wargi rozchylają 
się jak do pocałunku. Zmrużyła powieki. Nie była już w stanie dłużej mu się opierać, ani 
chwili... 

– Ale numer, przecież ja znam ten kawałek!
– wykrzyknął radośnie Ramsey, jakby znalazł sposób na przerwanie chłodnej ciszy. 
Niechętnie otworzyła oczy. Uczucie rozedrganego oszołomienia zastąpiło rozczarowanie. 
– Co? O co ci chodzi? – spytała zaskoczona. 
– O melodię, którą gra orkiestra – wyjaśnił z wyraźnym zadowoleniem. – Poznaję ją, 

pochodzi z takiego starego filmu, „Ogniste dziewice z Kosmosu”, dokładnie ze sceny,  w 
której tańczyły taniec płodności. 

– Znacząco uniósł brwi. – To był świetny numer. Alexis zwolniła i zatrzymała się po 

kilku krokach. 

background image

Wpatrywała  się w niego  dłuższą chwilę, chcąc zgłębić  przyczynę  nagłej  erupcji jego 

muzycznych zainteresowań. Zachodziła w głowę, jakim cudem pomyliła się aż tak bardzo w 
ocenie tego, co działo się między nimi. 

– To Borodin – poprawiła go wolno i dobitnie, jak mówi się do trzylatka. – Ten fragment 

pochodzi z „Tańców połowieckich” z „Kniazia Igora” i jest powszechnie znany pod tytułem 
„Obcy w raju”. 

–   Zaakcentowała   słowo   „powszechnie”   w   taki   sposób,   by   nie   pozostawić   żadnych 

wątpliwości, co sądzi o jego znawstwie. 

Ramsey uśmiechnął się ironicznie. 
– Słuchaj, Alexis. Nie musisz wysilać się na subtelne aluzje. Wiem, że masz mnie za 

prostaka. Powiedziałem tylko, że to melodia z „Ognistych dziewic z Kosmosu”. Mam ten film 
na video, możemy go razem obejrzeć. 

– Przyciągnął ją ku sobie, by powrócić do tańca. 
– Poza tym – dorzucił – wiele kobiet, nawet tych z klasą, lubi odrobinę prostactwa od 

czasu do czasu. Nadaje smak ich życiu, jak szczypta soli. Chyba wiesz, o co mi chodzi?

Alexis zagryzła wargi i, by nie stracić cierpliwości, z zamkniętymi oczami policzyła w 

myśli do dziesięciu. Chciała powiedzieć Ramseyowi, żeby zmienił tok swojego rozumowania 
na   zupełnie   przeciwny.   Chciała   wyjaśnić,   że   nie   należy   do   kobiet,   którym   sprawiała 
przyjemność, jak to zgrabnie nazwał, „odrobina prostactwa”. Chociaż, szczerze mówiąc, nie 
była tego do końca pewna. 

Przeszła jej chęć do walki. Pomyślała, że dobrze byłoby znaleźć się już w domu i przy 

filiżance   świeżo   zaparzonej   herbaty   zastanowić   się   nad   burzą   emocji,   którą   wywołał 
pocałunek Ramseya, i która nie dawała jej spokoju przez ostatni tydzień. Andrew wyłonił się 
z tłumu, jakby czytał w jej myślach. Zdał się jej rycerzem w srebrnej zbroi, co wyrwie ją ze 
szponów niebezpiecznie zmysłowego, ziejącego ogniem smoka. Lecz zamiast pomknąć z nią 
w bezpieczne zacisze, odezwał się niwecząc wszelkie nadzieje:

– Przykro mi to mówić, Lexie, ale miałem telefon z biura. Muszę tam zaraz pojechać, 

żeby wyjaśnić kilka problemów z nowym kontem. 

– Nic nie szkodzi, Andrew – odparła z lekkim żalem, że oznacza to koniec dzisiejszych 

awansów Ramseya. – Nie mam nic przeciwko zakończeniu wieczoru. Możemy wyjść choćby 
zaraz. 

– Nie, Lexie, nie rozumiesz. Muszę być w firmie zaraz, to bardzo ważne. Nie mam czasu, 

żeby odwieźć cię do Ardmore i wrócić do śródmieścia. To by mi zajęło przeszło godzinę, a 
biuro jest dziesięć minut stąd. 

– Ale... 
– Nie martw  się, Drew – Ramsey włączył  się do rozmowy.  – Ja mogę zabrać naszą 

dziewczynę do domu. Mieszkamy w tym samym budynku, więc to żaden kłopot. – Po czym z 
niewinnym uśmiechem zwrócił się do Alexis: – Prawda, sąsiadko?

Poczuła, że wpada w niezłe tarapaty. 
– Pojadę z tobą do biura, Andrew – zaproponowała ochoczo. – Będę siedzieć cichutko jak 

mysz pod miotłą, żeby ci nie przeszkadzać w pracy, a potem odwieziesz mnie do domu. 

background image

–  Nonsens   – rzucił   Ramsey.   Alexis  pomyślała,  że  gdyby   użył   określenia  „paranoja”, 

mówiłby nareszcie swoim naturalnym językiem. – Zatroszczyć się o twój powrót do domu 
będzie dla mnie najwyższą przyjemnością – dodał. 

– Och – zdołała wyjąkać. 
– Widzisz? – tryumfalnie obwieścił Ramsey. – Już nie może się doczekać. 
Alexis westchnęła głęboko, co Andrew poczytał za oznakę ulgi. 
– Wielkie dzięki, Ramsey. I tobie też, Alexis. Stracę tylko parę minut, żeby podrzucić 

Melissę do Palm Room, gdzie dzisiaj śpiewa. 

– Co? – Alexis nie wytrzymała. Jej brat poświęca swój czas kobiecie, którą dopiero co 

spotkał w barze, a nie ma go dla własnej siostry?

– To zupełnie logiczne – Andrew zaczął filozofować. – Mam zamiar spotkać się z nią, 

gdy skończę w biurze. 

Alexis westchnęła i jednoznacznym gestem skrzyżowała ramiona. Nabrała przekonania, 

że przebieg dzisiejszego wieczoru został misternie ukartowany przez Ramseya, który w ten 
sposób chciał wkraść się w jej łaski. Próbowała wytłumaczyć sobie, że to absurd. Chociaż, z 
drugiej strony, wszystkiego mogła się po nim spodziewać. 

–   Mam   dziwne   wrażenie,   że   ktoś   mnie   zrobił   w   konia   –   rzuciła,   patrząc   na   brata 

znikającego   z   uczepioną   ramienia   kobietą,   która   miała   towarzyszyć   stojącemu   obok 
mężczyźnie. 

Nie tyle dostrzegła, co domyśliła się uśmiechu na ustach i makiawelicznego błysku w 

oczach Ramseya. 

– W konia? – spytał łagodnie, otaczając ją ramieniem. – Jak ty się wyrażasz? Skąd ci to 

przyszło do głowy?

Zwróciła twarz ku niemu. Skąd? Stąd, że pewien niesamowicie przystojny i całkowicie 

nieczuły facet sprawił, że wszystkie jej zmysły wymykają się spod kontroli i fikają koziołki. 
Że dręczona delirycznymi majakami nie śpi po nocach. Nie może jeść, pracować, oddychać. 
Każda jej komórka przesączona jest myślą  o nim. Pierwsze, co słyszy rano, to stuk jego 
maszyny do pisania, a ostatnie, co pamięta przed zaśnięciem, to wspomnienie jego ust na 
swoich. 

– Ramsey, chciałabym już wrócić do domu. – By jej nic przejrzał, spuściła wzrok na 

parkiet ułożony w misterne wzory. – Jestem zmęczona. 

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Trzy kwadranse później znaleźli się przed wejściem do domu. Alexis podjęła szybko 

decyzję,   że   tym   razem   najpierw   otworzy   wszystkie   zamki,   a   potem   zaprosi   Ramseya   na 
drinka. W ten sposób chciała uniknąć powtórki sceny z korytarza. Nagle olśnił ją szalony 
pomysł. A może, pomyślała chytrze, atak jest najlepszą obroną przed Ramseyem? Może mała 
zmiana układu dobrze by mu zrobiła? Może, gdy z prześladowcy zmieni się w ofiarę, podkuli 
ogon i zrejteruje? Chciałaby zobaczyć coś takiego. 

Podzwaniając   pękiem   kluczy,   wstąpiła   na  ostatni   stopień  schodów.  Odwróciła  się   do 

swego towarzysza z najbardziej czarującym uśmiechem. 

–   Może   zajrzysz   na   drinka,   nim   powiemy   sobie   dobranoc?   –   wyszczebiotała   i 

prowokacyjnie zatrzepotała rzęsami. – Co ty na to?

Był tak zaskoczony, że z wrażenia o mało nie sturlał się ze schodów. Jeszcze nigdy jej 

twarz nie zdawała się być tak piękna i tak kusząca. 

– Proszę? – wymamrotał, gdyż nic mądrzejszego nie przyszło mu do głowy. 
Alexis świadomie zmieniła uśmiech tak, by pokazać dołeczek w policzku. To kusi prawie 

każdego   mężczyznę.   O,   tak.   W   grze,   którą   zaczął   Ramsey,   powinno   brać   udział   dwoje 
zawodników. 

– Zapraszam cię na kieliszeczek przed snem – powtórzyła. – Myślałam, że masz ochotę 

na odrobinę brandy... 

Skąd u niej taki przypływ animuszu? Czy to naprawdę ta nieśmiała Alexis flirtowała tak 

otwarcie? I kiedy nauczyła się znajdować w tym tyle przyjemności?

– No jasne – Ramsey wspiął się na szczyty elokwencji. – Z największą przyjemnością 

napiję się czegoś przed... przed snem. 

Poczuła krótkie jak błyskawica, pyszne uczucie satysfakcji z jego zakłopotania. Zaraz 

potem pozbierał się i dostrzegła w jego oczach błysk, który nie wróżył niczego dobrego. Gdy 
wyjmował   klucze   z   jej   zesztywniałych   nagle   palców,   z   przerażeniem   zrozumiała,   że 
wpakowała się w niezłą kabałę. 

– Proszę bardzo – wymamrotał, z galanterią ustępując jej pierwszeństwa w drzwiach. 
Jeszcze  nigdy nie  była  tak  zdenerwowana   we  własnym,   zdawałoby  się  bezpiecznym, 

mieszkaniu.   Próbowała   walczyć   z   rosnącym   w   niej   napięciem.   By   odzyskać   poczucie 
pewności   siebie,   wmawiała   sobie,   że   głupio   tak   się   bać.   Lecz   gdy   zobaczyła   Ramseya, 
nonszalancko opartego o framugę i powoli, systematycznie, pętla za pętlą, rozwiązującego 
krawat, zrozumiała,  że czekają porażka.  Za późno, pomyślała,  niezdarnie  próbując pełnić 
honory pani domu. 

– Brandy? – spytała drżącym głosem. 
Ramsey się uśmiechnął. Z pewnością zauważył jej zakłopotanie. 
– Tak, chętnie – odparł, katując ją powolnym odpinaniem dwóch pierwszych guzików 

plisowanej, białej koszuli. 

Szybko wyszła do kuchni. Nie mogła bezradnie czekać, aż Ramsey skończy obnażać tors. 

background image

Wróciła z dwoma kieliszkami leciutko podgrzanego koniaku. Musiała stłumić uczucie paniki. 
Sytuacja łudząco przypominała tę z zeszłego tygodnia. Zastała Ramseya na wiktoriańskiej, 
obitej jasnobłękitnym aksamitem kanapie, rozglądającego się ciekawie po mieszkaniu. 

Rozsiadł się w taki sposób, że gdyby chciała zająć miejsce obok niego, nie zostałaby 

między nimi nawet szparka. Zatem podała mu trunek i wycofała się na fotel, wywołując tym 
wyraźną konsternację gościa. 

– Alexis, ja nie gryzę – odezwał się i niedbałym gestem zawirował ciemno-bursztynowy 

płyn w trzymanym kieliszku. Podniósł, do ust i posmakował. – Przynajmniej nie od razu – 
dorzucił. 

– Nigdy cię o to nie podejrzewałam – odpowiedziała, bezskutecznie próbując zapanować 

nad drżeniem głosu. 

Akurat, pomyślał Ramsey. Z niechęcią dostrzegł, że Alexis przysiadła na krawędzi fotela 

jak na szpilkach, gotowa poderwać się, gdyby tylko dotknął jej spojrzeniem. 

Spływający do gardła koniak dobrze mu zrobił. Ukoił nerwy roztrzęsione spektaklem, w 

którym udała zainteresowanie seksem. A niech to! Kusiła go tak mocno, że skorzystałby z jej 
propozycji bez oglądania się na to, że mógł to być jedynie objaw jej przewrotnej wyobraźni. 
Nie lubił, gdy ktoś bawi się w ten sposób. Zwłaszcza kobieta. Ale zachowanie Alexis tak 
rażąco odbiegało od sposobu, w który na co dzień zbywała jego propozycje, że żadną miarą 
nie mógł gniewać się na nią za to, co zrobiła. 

Nie, nadal żywił gorące i niebezpieczne uczucia do sąsiadki z wyższego piętra. Dałby 

głowę, że wie, co będzie dalej. Może nie do końca, poprawił się. Dokładniej: wiedział, jak 
mógł wyglądać scenariusz dalszych  wydarzeń. Niestety,  był  całkowicie pewien, że to, co 
według niego było świetnym pomysłem, nie znajdzie aprobaty u Alexis. Chociaż już prawie 
wyraziła na to zgodę. 

– Alexis – zaczął, łypiąc na nią spod oka – czy pamiętasz porozumienie, jakie zawarliśmy 

tydzień temu?

Dziewczyna zbladła. 
– Porozumienie? Jakie porozumienie?
– Och, na pewno pamiętasz nasz układ. Grzeczność za grzeczność. Ręka rękę myje. 
Wzięła głębszy łyk brandy i grymasem twarzy zdradziła, że popełniła błąd w domyśle. To 

już druga pomyłka i pewnie, tak jak poprzednia, nie uszła uwagi Ramseya. 

– Nie wiedziałam, że już ją gdzieś zbrudziłeś – odparła zaczepnie, odzyskując pewność 

siebie. 

– Nie zbrudziłem. – Zarechotał rubasznie. – Nie, jeszcze nie, ale naprawdę potrzebuję 

twojego towarzystwa... 

– Ramsey... 
– ... w Atlantic City. 
– W Atlantic City? – Była zdumiona. 
Potwierdził   powolnym   skinieniem  głowy.  Z   niekłamaną   przyjemnością  kontemplował 

wyraz jej twarzy, w którym ścierały się uczucia zakłopotania, ulgi i żalu. Czy to możliwe, by 
czuła się zawiedziona tym, że nie stawia jej wyraźniejszych, bardziej konkretnych wymagań? 

background image

Bezwiednie potarł podbródek. Może jeszcze nie powinien spisywać Alexis na straty?

– Tak, w Atlantic City – powtórzył. – Proszę, byś dotrzymała obietnicy danej mi wtedy, 

gdy zgodziłem się pójść z tobą na tę kiczowatą wystawę. Mam u ciebie dług wdzięczności i 
teraz proszę, byś go spłaciła. Jesteś mi winna to spotkanie. 

– Ale Atlantic City jest o dobre dwie godziny jazdy stąd – opierała się. – Cóż to będzie za 

atrakcja, jechać tam i zaraz wracać?

Ramsey   wychylił   alkohol   do   dna.   Z   niedbale   uniesionej   nogi   zsunął   mu   się 

rozsznurowany but i upadł z głośnym stuknięciem. 

– Trzy dni – rzucił. 
– Co?!
– To doroczny zjazd pisarzy kryminałów. Zaczyna się w piątek, a kończy w niedzielę. 
– Ramsey, to niemożliwe. Nie mogę poświęcić całego weekendu na coś tak błahego, jak... 
– Hola, to nie jest takie błahe, to moja praca – przerwał jej upomnieniem. 
– Ale... 
– Obiecałaś. 
Patrzyła z wyraźną niechęcią. To oszustwo, pomyślała. Kiedy obiecywała mu spotkanie, 

miała na myśli kolację, przyjęcie czy jakiś mecz. Owszem, mogła to być okazja służbowa, ale 
trwająca trzy godziny, a nie trzy dni. 

– Przykro mi, ale to po prostu niemożliwe – powiedziała stanowczo. – Nawet gdyby 

przyjąć,   że   twoja   prośba   nie   wykraczałaby   poza   granice   naszej   umowy,   to   ogrom 
obowiązków ciążących  na mnie w związku z pracą w komitecie absolutnie wyklucza tak 
długą nieobecność. Zwłaszcza że znaczna większość spotkań toczy się właśnie w weekendy. 

– Ale nie dwudziestego – odparł pewnie. – Nie masz ani jednej sprawy do załatwienia w 

ciągu całych trzech dni. Sprawdziłem. 

– Co zrobiłeś?
Ramsey   uśmiechnął   się   z   arogancją   typową   dla   kogoś,   kto   został   dopuszczony   do 

tajemnicy wielkiej wagi. 

– To zabawne, ile mężczyzna może dowiedzieć się o kobiecie, gdy któryś z jej kolegów 

jest jego zagorzałym fanem. 

Alexis pokręciła głową. Nie mogła uwierzyć, że ktoś z jej otoczenia okazał się aż tak 

dwulicowym i fałszywym człowiekiem. 

– A może nie pracuję w ten weekend dlatego, że mam inne plany?
– Błąd – poprawił ją Ramsey. – Jedyne plany, jakie masz na ten weekend, to wyjazd ze 

mną do Atlantic City. Dobrze znam historię pośpiesznej ucieczki Evana do raju na ziemi. 
Wiem także, że po Evanie nie masz żadnych oficjalnych konkurentów, poza mną, oczywiście. 

– I tu się mylisz, Ramsey – zawołała z nie skrywaną dumą, że tym razem ona mogła go 

poprawić. – Nigdy nie byłeś, nie jesteś i nie będziesz moim konkurentem, ani oficjalnym, ani 
nieoficjalnym. 

– Doprawdy? – spytał i oparł łokcie na kolanach w pozie pełnej zwątpienia. – A nasza 

upojna chwila tydzień temu przed twoimi drzwiami?

Alexis nerwowo poruszyła się w fotelu. Poczuła falę gorąca, wywołaną dręczącymi ją 

background image

wspomnieniami. W oczach Ramseya dostrzegła błyski igrających ogników. Coś knuł, lecz nie 
chciała wiedzieć, co. 

– To było jedynie rażące naruszenie prywatności, którego się dopuściłeś, nic więcej. 
–   Rzeczywiście?   –   Skwitował   jej   oświadczenie   uśmieszkiem.   –   To   ciekawe.   Jeszcze 

przed chwilą byłem gotów przysiąc, że to był kawał całusa, po którym oboje mieliśmy ochotę 
naruszyć znacznie więcej niż prywatność. 

Była zła na siebie za to, że przez ułamek sekundy przyznała mu rację. 
– To tylko świadczy o tym, jak bardzo źle bywasz poinformowany – wymamrotała. 
– Źle poinformowany, powiadasz – odrzekł. – W porządku. W takim razie mogę przyjąć, 

że to ty źle mnie poinformowałaś twierdząc, że dotrzymasz danej obietnicy. 

Rzucona obelga sprawiła, że dziewczyna spłonęła rumieńcem. 
– Jestem, bez cienia wątpliwości, najbardziej godną zaufania kobietą, z jaką kiedykolwiek 

miałeś lub będziesz miał do czynienia – wykrzyknęła z emfazą. 

Mężnie oparła się pokusie, by go nie złajać i nie wyprosić za drzwi. 
– Udowodnij, że dotrzymujesz obietnic – napierał. 
– Załóż się ze mną. 
Wiedziała, że wciąga ją w pułapkę, lecz z wielkopańską dumą uniosła głowę. 
– Jakie stawiasz warunki? – spytała. 
Ramsey   wstał   i   wyprostował   się.   Zdawało   jej   się,   że   napiął   i   wyeksponował   każdy 

mięsień swego ciała. Powoli zlustrował pokój, udając zainteresowanie każdą stojącą na półce 
książką i każdym bibelotem. Nieznacznie poprawił figurkę psa rasy Staffordshire i w końcu 
zwrócił się do Alexis:

– Jeżeli wygram, jedziesz ze mną do Atlantic City – powiedział. 
– A jeżeli ja wygram?
– Natychmiast wyjdę z twojego mieszkania i nigdy nie będę cię zaczepiał. Jeśli tego 

naprawdę chcesz. 

Patrzyła na niego podejrzliwie i zastanawiała się, co to wszystko miało znaczyć. 
– Żadnych insynuacji, gdy spotkamy się przypadkiem w pralni?
– Obiecuję. 
– Żadnych pożądliwych spojrzeń w korytarzu?
– upewniała się. 
– Żadnych takich, które mogłabyś dostrzec. 
– Żadnych kradzieży mojej bielizny? – Ze skrywanym uśmiechem dostrzegła, że cios był 

celny. 

– A skąd... Zgoda, żadnych kradzieży twojej bielizny. Muszę jednak przyznać, że to cios 

poniżej pasa. Nie wybaczysz mi tego żartu?

Głośnym westchnieniem pominęła pytanie. 
– Sądzę, że to zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Co jest przedmiotem zakładu?
Ramsey   odstawił   kieliszek   na   podstawkę.   Równym,   pewnym   krokiem   zbliżył   się   do 

Alexis. W jego oczach płonął ciepły blask. 

– Twierdzę, że gdy cię teraz pocałuję, będziesz podniecona bardziej niż kiedykolwiek w 

background image

życiu. – Mówiąc te słowa powoli nachylał się ku niej, tak że w końcu ich twarze dzieliło tylko 
kilka centymetrów przestrzeni wypełnionej gorącym powietrzem. 

Nic nie mogła poradzić na to, że jej serce zgubiło rytm, a zmysły rozpalił płomień. W jej 

oczach było niedowierzanie. 

– Myślę... myślę, że to nie wypada... – wyjąkała tak cicho, że ledwie było ją słychać. – 

Nie wypada proponować takiego zakładu kobiecie. 

– Weź pod uwagę, o co w nim idzie. – Ramsey skrzywił się znacząco. – Więc jak, zakład 

stoi?

Muszę szybko zdecydować, pomyślała. Jeżeli odmówi, on z pewnością zakwestionuje 

wartość jej obietnic. Nie mogła znieść myśli o tym, że ktoś taki jak Ramsey Walker mógłby 
mieć   jej   cokolwiek   do   zarzucenia.   W   dodatku   oświadczyła   mu   przed   chwilą,   że 
zeszłotygodniowy wybryk nie wywarł na niej żadnego wrażenia. Czemu miałaby robić tyle 
szumu o zwykły pocałunek, przecież nie pierwszy w jej życiu? Czemu miałaby zareagować 
inaczej niż z innymi mężczyznami?

Zgódź się, proszę, nalegał cichutki głosik, który nagle odezwał się w jej myślach. Bądź 

szczera   wobec   siebie   i   przyznaj,   że   Ramsey   rzeczywiście   podniecił   cię   bardziej   niż 
jakikolwiek mężczyzna. Nagle zaświtał jej pomysł. Tak, to było to. Powiedział, że rozpali ją 
bardziej niż kiedykolwiek, nieprawdaż? To znaczy, że jej wrażenia przewyższą tamte zawroty 
głowy i omdlenia sprzed tygodnia. Uśmiechnęła się. Jeżeli myśli, że przeskoczy sam siebie, 
jeżeli zdaje mu się, że potrafi więcej niż wtedy... 

Chociaż z drugiej strony, nigdy nic nie wiadomo. 
Ramsey był człowiekiem o olbrzymich możliwościach... Ale gdy ona wygra, będzie go 

miała z głowy na zawsze. Już samo to było wystarczająco kuszącą wizją, by zdecydować się 
na   tę   próbę.   A   co   będzie,   jeżeli   Alexis   sama   zacznie   oddawać   mu   pocałunek?   Szybko 
wykluczyła tę ewentualność. To zbyt wielka bzdura, by ją w ogóle rozważać. 

Spojrzała mu prosto w oczy. Wspaniałe, głębokie, niebieskozielone oczy; wpatrywał się 

w nią, jakby była ósmym cudem świata. 

– Dobrze – wydusiła. – Zakład stoi. 
Myślała, że wstanie i wtedy przyjmą dogodną pozycję. Nie spodziewała się, że Ramsey 

po prostu pochyli się ku niej i bez ostrzeżenia, bez dotknięcia jej dłońmi, delikatnie złączy jej 
usta ze swymi. 

To było bardzo... niepokojące uczucie, ale nie przykre. Zwłaszcza gdy delikatny dotyk 

zmienił   się  w   subtelną  grę   ich  ust.  Była   tak  zafascynowana  tym,   co  ma   się  zdarzyć,   że 
zapomniała o wszystkim oprócz pocałunku. Kiedy koniuszkiem języka powędrował wokół jej 
ust, nie zdołała pohamować cichego jęku. Rozchyliła wargi, by westchnąć, a on natychmiast 
wykorzystał  okazję. Pieścił  językiem  wnętrze  jej  ust. Pobudzał  zakamarki,  o wrażliwości 
których nie miała nawet pojęcia. 

Nagle poczuła, że koniuszki jego palców miękko przesuwają się po jej nagich ramionach 

w najmilszej pieszczocie, jaką mogła sobie wyobrazić. Potem ujął jej twarz w swoje dłonie i 
odchylił w tył, aż spoczęła na oparciu fotela. Wiedziała, że z chęcią przystanie na wszystko, 
co   z   nią   teraz   zrobi.   Z   radosną   ulgą   spostrzegła,   że   uwolnił   jedną   rękę   i   zanurzył   ją   w 

background image

gęstwinę jej włosów. Powoli i systematycznie uwalniał je od spinek i grzebieni. 

Nie wiedząc jak i kiedy znalazła się na jego kolanach. To tak jakoś... samo się stało. 

Jedną ręką oplatał jej biodra, drugą zaś buszował we włosach spływających ciemną kaskadą 
po nagich ramionach. W jego pocałunku była wielka pasja. Ona zaś wtulała się w niego z 
całej siły. 

Wtem szósty czy siódmy zmysł  przesłał jej ostrzeżenie. Wpółprzytomna, nie zdawała 

sobie sprawy, że jej ciche wpierw westchnienia zmieniły się w głośne jęki. Gdy zaś poczuła, 
że jego dłoń tułająca się po jej ciele napotyka piersi i chciwie je przykrywa, przyznała, że 
jednej tylko rzeczy jest pewna: Ramsey Walker podniecił ją tak, jak nikt inny dotąd. Nawet 
epizod z ubiegłego piątku wypadał blado w porównaniu z tym. 

Zanim   stała   się   zdolna   wyrazić   swą   myśl   w   jakimkolwiek   języku,   Ramsey   przerwał 

pocałunek.   Wpatrywał   się   w   jej   ciemnobrązowe   oczy,   rozjaśnione   i   omdlewające   z 
olbrzymiej,   niezaprzeczalnej   rozkoszy.   Widział   biust   falujący   nierównym,   łapczywym 
oddechem, takim jak jego własny, a także pełne, czerwone wargi, które uczynił nabrzmiałymi. 
Dostrzegł też malutki, nabiegły krwią siniak na jej karku. Był gotów przysiąc, że zniknie 
przed świtem. 

Potem spojrzał w dół, na rękę ułożona na jej piersi. Słowa, które odnalazł, uwięzły mu w 

krtani.   Pchnięty   impulsem   zwarł   mocniej   uścisk   palców   i,   zataczając   niewielkie   kręgi, 
rozkoszował   się   kształtem   ciała   skrytego   pod   sukienką.   Nim   całkiem   ją   oswobodził, 
przeciągnął   jeszcze   kciukiem   po   zielonym,   ciemnym   aksamicie   w   miejscu,   w   którym 
sterczała   brodawka   jej   piersi.   Nieznacznym   uśmiechem   skwitował   jej   krótkie   i   szybkie 
westchnienie. 

– Zadzwonię w tygodniu i powiem ci, co powinnaś spakować – powiedział z wyraźnym 

przekonaniem o wygranej. 

Alexis,   osłupiała   i   zażenowana   rozstrzygnięciem   sporu,   patrzyła   błędnym   wzrokiem. 

Ramsey delikatnie uwolnił się od niej i posadził ją na fotelu. Bez słowa podszedł do kanapy, 
na której zostawił swój krawat i marynarkę, podniósł je niedbałym gestem i ruszył do drzwi. 
Modlił   się   tylko   w   duchu,   żeby   nogi   nie   odmówiły   mu   posłuszeństwa,   zanim   dotrze   na 
korytarz. Zdecydowanym,  szybkim ruchem chwycił za klamkę, po czym odwrócił się, by 
spojrzeć na Alexis ostatni raz. 

Siedziała na samej krawędzi fotela w pozycji, jaką przyjęła w rozmowie z Ramseyem. 

Różnica polegała tylko na tym, że poprzednio dziewczyna miała elegancko ułożoną fryzurę, 
zaś teraz długie, ciemnobrązowe pasma były splątane i potargane. Miejsce zrównoważonego i 
chłodnego spojrzenia zajął w jej oczach ogień, który zdawał się wymykać  spod kontroli. 
Rozpalony przez Ramseya po to, by trawił Alexis, teraz zagrażał także i jemu. 

Zamknął za sobą drzwi. Był już poza zasięgiem jej wzroku. Do jego świadomości dotarł 

fakt, że wyczerpał do ostatka posiadaną energię. Zaczął powoli schodzić, gdy nogi ugięły się 
pod nim. Chwycił poręcz, by nie zlecieć w dół schodów na złamanie karku. 

Nigdy nie przydarzyło  mu się nic podobnego. Nigdy dotąd żadna kobieta nie zdołała 

odwzajemnić   mu   pocałunku   w   taki   sposób.   Nigdy,   w   najśmielszych   oczekiwaniach   nie 
dopuściłby myśli, że to Alexis Carlisle rozpali go do białości. Zawsze uważał, że jest zbyt 

background image

zimna, zbyt lodowata, by podniecić mężczyznę. Jak bardzo się mylił! Mam tylko nadzieję, że 
ochłonę do rana, pomyślał wkładając klucz do zamka. 

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Alexis z głośnym westchnieniem ulgi rozejrzała się po pokoju hotelowym. Tysięczny raz 

od przyjazdu do Atlantic City, to jest od dwóch godzin, zastanawiała się, jakim cudem wpadła 
w tę kabałę. Raz po raz rzucała nerwowe spojrzenie na drzwi łączące jej pokój z pokojem 
Ramseya,  jakby miał  się w nich zaraz zjawić i, uśmiechając  się szelmowsko, wodzić na 
pokuszenie. 

Powinna   być   mu   wdzięczna.   Po   pierwsze,   starczyło   mu   przyzwoitości   na   to,   żeby 

zarezerwować oddzielne pokoje. Po drugie, przez całą długą drogę z Ardmore nie wspomniał 
choćby słowem o tym, co zaszło między nimi tydzień temu. Szczerze mówiąc, nie potrafiłaby 
opisać tego, co wtedy przeżyła. Wiedziała tylko, że najpierw Ramsey zademonstrował jej 
całkiem interesujący sposób całowania, potem zaś bez reszty uniosło ją najbardziej niezwykłe 
przeżycie, jakiego kiedykolwiek doznały jej zmysły. 

To właśnie znaczyło być prawdziwie podnieconą, pomyślała. Poczuła charakterystyczny 

dreszcz, który przebiegł ją od stóp do głów. Do tej pory nie miewała takich myśli, lecz od 
dwóch   tygodni   nie   mogła   zastąpić   ich   żadnymi   innymi.   Po   prostu   nie   mogła   już   dłużej 
pomijać faktu, że jej sąsiad z dołu, jakkolwiek uważany przez nią dotychczas za nieznośnego, 
wstrętnego i niedojrzałego egoistę, wzniecił w niej płomień namiętności, jakiego nie potrafił 
rozpalić żaden inny mężczyzna. 

Zaskoczona,   choć   także   i   zażenowana,   przyznała,   że   nie   czuje   się   zdruzgotana   tym 

odkryciem. Teraz mogła patrzeć prosto w oczy zbudzonej ze snu bestii własnego seksualnego 
„ja”. Mogła pogrozić jej palcem i zapewnić, że w żadnym wypadku nie pozwoli już więcej 
wodzić się za nos. Alexis sama decydować będzie o swoim losie. No, może nie całkiem sama, 
zaprotestował jakiś piskliwy,  nieproszony wewnętrzny głosik, ojciec na pewno będzie się 
wtrącać.   W   każdym   razie   nic,   ale   to   absolutnie   nic   nie   zajdzie   więcej   między   nią   a 
Ramseyem. 

Pukanie do wspólnych drzwi zachwiało jej postanowieniem. 
– Alexis? – doszedł ją stłumiony głos Ramseya. – Czy jesteś gotowa do wyjścia?
Z determinacją potarła zmarszczone czoło. Próbowała odnaleźć sposób wymigania się z 

weekendu   w   Atlantic   City.   Nie   zdzierży   następnych   siedemdziesięciu   dwóch   godzin   w 
towarzystwie Ramseya Walkera. 

– Za chwilę – odpowiedziała spokojnie. 
– Pośpiesz się, za dwadzieścia minut zaczyna się przyjęcie u mojego wydawcy. 
Na   przekór   zdrowemu   rozsądkowi   podeszła   do   drzwi,   otworzyła   je   i   oniemiała. 

Najczęściej, wręcz zbyt często, widywała Ramseya w obszarpanych, niechlujnych ciuchach. 
Widziała go także w smokingu, czarującego i dystyngowanego. Ale nigdy nie miała okazji 
widzieć   go   właśnie   takim.   Świeżo   ogolony,   nieomal   prosto   spod   prysznica,   pachniał   jak 
północny, sosnowy las. Świetnie leżały na nim grafitowo-szare spodnie i biała, elegancka 
koszula pod tweedową szarą marynarką. Zaskoczył  ją szafirowy kolor krawata, a jeszcze 
bardziej – mieszanina barw mieniących się w jego oczach. Nigdy nie przyjrzała im się na tyle 

background image

dokładnie, by mocje opisać. Nagle zapragnęła poznać je bliżej. 

– Całkiem nieźle wyglądasz – wyznała szczerze, omal nie zdradzając mu swych myśli. 
–   A   ty   jesteś   jeszcze   w   lesie   –   ignorując   komplement   odparł   z   wyraźnym 

niezadowoleniem. 

Spojrzała na hotelowy szlafrok, który ją otulał. W myślach opatrzyła  rankę, którą jej 

zadał ostrym tonem reprymendy. 

– Tak, przepraszam – odrzekła ze spuszczoną głową. – Daj mi dziesięć minut. 
Zanim szybko zamknęła drzwi, Ramsey zdążył dostrzec ból w jej oczach i cierpienie w 

głosie. Usłyszał, jak odchodzi w głąb pokoju. Cholera, pomyślał, dlaczego nigdy nie można 
dojść z nią do ładu? Dlaczego zawsze musi palnąć coś, co ją płoszy? Z desperacją machnął 
potężną dłonią i siadł na krawędzi łóżka. 

Po co w ogóle zapraszał ją tutaj? Zapraszał? Uśmiechnął się ironicznie. Nie zaprosił: 

ściągnął ją podstępem, sprowokował... Zrobił wszystko, co w jego mocy, by zmusić ją do 
towarzyszenia mu w tym wyjeździe. Minęło dziewięć miesięcy od dnia, gdy otrzymał z rąk 
organizatorów   zjazdu   propozycję   poprowadzenia   seminarium.   Już   wtedy   fantazjował,   jak 
dobrze  byłoby  pokazać  się  tam  z  piękną  sąsiadeczką.  Wiedział  oczywiście,   że  nigdy  nie 
przyjęłaby jego zaproszenia. Kiedy trzy tygodnie temu skorzystała z jego pomocy, zrozumiał, 
że okazja sama pcha mu się do rąk. I, jak dotąd, wszystko szło jak z płatka. 

Czemu więc przez ostatnie dwa tygodnie nerwy odmawiały mu posłuszeństwa? Dlaczego 

tak bardzo irytowała go świadomość, że Alexis nie przyjechałaby tu z nim z własnej woli? 
Jakim sposobem udało jej się wejść tak głęboko w mroczną część jego wnętrza i poruszyć je 
tak, jak nikt dotąd? Kiedy zdołała wziąć we władanie wszystkie jego żądze i marzenia? I 
czemu, do licha, nie mógł przestać o niej myśleć?

Położył się w poprzek łóżka. Leżąc na plecach, bezmyślnie gapił się w sufit. Nie znał 

odpowiedzi na żadne z tych pytań. Nieźle się wkopałem, stwierdził w duchu. 

Tkwił nadal w tej pozycji, gdy kilka minut później rozległo się pukanie do drzwi. 
– Otwarte! – zawołał, ciągle leżąc. 
Usłyszał zgrzyt zamka i szelest materiału. Odwrócił głowę i spojrzał w stronę wchodzącej 

Alexis. Miała prostą, czarną suknię bez ramiączek, skrywającą długie nogi zwiewną mgłą. 
Zdała   się   Ramseyowi   jakaś   inna   niż   zwykle.   Jej   strój   mógł   zdziałać   wszystko   oprócz 
schłodzenia atmosfery. Dzielącą ich przestrzeń wypełniało gorące, przesycone igiełkami pole 
wzajemnego   przyciągania.   Wyraz   oczu   Alexis   zdradzał,   że   dziewczyna   jest   o   krok   od 
zerwania krępujących ją więzów. Ramsey mógł tylko żywić nadzieję, że droga jej ucieczki 
zawiedzie ją ku niemu. 

– Źle się czujesz? – spytała widząc, że się nie poruszył. 
Przez dłuższą chwilę nie odpowiadał. Nie mógł nic powiedzieć, tylko wpatrywał się we 

włosy, które miękkimi lokami spływały na jej ramiona. W głowie kołatała mu się tylko jedna 
myśl, że nigdy, przenigdy nie zapomni tego, jak ona teraz wygląda. Chciał krzyczeć z radości, 
że spędzą razem cały weekend. 

Alexis niepewnie postąpiła kilka kroków w stronę łóżka. 
– Ramsey? Czy coś jest nie w porządku? Westchnął głęboko i usiadł. 

background image

– Skądże – niewyraźnie wymamrotał. – Jest świetnie. Wyglądasz... 
Nie byłby w stanie skryć przed nią tego, co czuł na jej widok, więc nawet nie próbował. 

Przyłożył tylko dłoń do czoła, jakby chciał powstrzymać rozpalającą je gorączkę. 

– Alexis, wyglądasz oszałamiająco... 
Spłonęła   rumieńcem   i   spojrzała   na   swą   sukienkę   tak,   jakby   nie   widziała   jej   nigdy 

przedtem. Nie miała pojęcia, co skłoniło ją do zakupu akurat tej kreacji. Naprawdę, to nie w 
jej stylu, coś tak bardzo seksownego. Ramsey uprzedził ją, że będą zaproszeni na koktajl do 
jego wydawcy. Chciała tylko wyglądać modnie i może... atrakcyjnie. Oczywiście, zwykle nie 
nosiła podobnych ubrań i teraz, gdy uwięziła się w tej sukni na najbliższe kilka godzin, będzie 
musiała mieć się na baczności. 

– Nie uważasz, że to zbyt... zbyt śmiałe? – spytała. Nie przesadzaj, odparł w myślach, 

bezskutecznie starając się powstrzymać od wędrowania spojrzeniem wzdłuż jej zgrabnych 
nóg. Dziś wieczorem będzie musiał odganiać od niej każdego mężczyznę w zasięgu wzroku. 

– E tam... – wydukał w końcu. – Jest dobrze, w porządku. 
Odpowiedź nie rozwiała jej wątpliwości, lecz było zbyt późno, by się przebierać. 
– Może już pójdziemy? – zaproponowała. 
By dostać się na przyjęcie, musieli przejść przez hotelowe kasyno. Alexis mimo woli 

rozglądała się na prawo i lewo, w górę i w dół. Nie spodziewała się, że Atlantic City zrobi na 
niej  pozytywne  wrażenie.   Już  sam  pomysł   utrzymywania   miasta  z  hazardu  wydał  jej   się 
niesmaczny.   Pachniało   zewsząd   tandetą,   pełną   jaskrawych,   błyskających   świateł   i   ludzi 
ubranych skąpo lub dziwacznie. 

Tu, w kasynie, czuła to wyraźnie. Otaczał ją tłum, który kłębił się wokół automatów i 

stołów do gry w kości lub ruletkę, miętosząc w garściach pliki banknotów tak, jakby były 
makulaturą. Dzwoniły dzwonki, a starsze panie piszczały z emocji, gdy niklowany pojemnik 
automatu wypełniał się monetami. 

Dżentelmeni w strojach wieczorowych, ramię w ramię z młodzieńcami w skórzanych 

kurtkach, cisnęli się do stołów, gdzie wykrzykiwali polecenia krupierkom mieszającym kości. 
Zanim Alexis zdołała się zorientować, ją także ogarnął szał miejsca, w którym ludzie chcieli 
robić   pieniądze   na   zgadywaniu,   którą   stroną   odwróci   się   na   wierzch   mała,   kropkowana, 
plastikowa kostka. 

– Chcesz spróbować? – wyszeptał jej Ramsey do ucha. 
– Och, nie – odparła, nie odrywając wzroku od stołu, przy którym tak wiele było śmiechu 

i   radości.   –   Nie   pochwalam   hazardu.   Ci   ludzie   mogliby   z   pewnością   znacznie   lepiej 
spożytkować swoje pieniądze, zamiast trwonić je tak beztrosko. A jeśli tego nie umieją, to 
niech przeznaczą je na nieskończenie lepszy cel, jakim jest dobroczynność. 

– Daj spokój, Alexis, rozchmurz się. Odwróciła się do niego, by dobitniej wyrazić swą 

dezaprobatę, lecz nie dał jej dojść do słowa. 

–   Czemu   potępiać   ludzi   za   trochę   zabawy   i   nadzieję   na   powrót   do   domu   z   paroma 

dodatkowymi groszami w kieszeni?

– To udaje się tylko nielicznym – skwapliwie zaoponowała. – Znaczna większość traci tu 

nie tylko pieniądze. 

background image

– Wręcz przeciwnie. 
Zmarszczyła brwi. Powinna była spodziewać się takiej odpowiedzi z jego strony. 
– I tak mnie nie przekonasz – trwała przy swoim zdaniu. 
– Pewnie nigdy nawet nie spróbowałaś. 
– Nie, ja... 
– Chodź. 
Chwycił ją mocno za rękę i pociągnął w stronę stołu, który przed chwilą przykuł jej 

uwagę. Alexis przypomniała mu, że spóźnią się na przyjęcie. 

– Nie martw się, wybaczą nam. A teraz pozwól, że krótko wytłumaczę ci reguły gry. 
Przez następne kilka minut Alexis posłusznie kiwała głową na znak zrozumienia w tych 

momentach, w których sądziła, że powinna. Ramsey równie dobrze mógłby wygłosić swój 
wykład po chińsku, ponieważ i tak kompletnie nie miała pojęcia, o czym mówi. Słowa takie 
jak „przejście”, „punkt”, „wypłata”, mocno zakorzeniły się w jej umyśle, lecz niestety nie 
zanosiło się na to, by mogły zaowocować. Gdy wreszcie dopchali się do stołu, postanowiła 
najpierw trochę popatrzeć. 

Ramsey położył znaczną, jej zdaniem, sumę pieniędzy na zielonym suknie i poprosił o 

coś, co nazwał kuponami, po czym umieścił niewielką stertę żetonów na polu, które wszyscy 
nazywali   linią   przejścia.   Bacznie   śledziła   każdy   jego   ruch.   Mężczyzna   z   prawej   strony 
Ramseya kilkakrotnie rzucał kością. Wszyscy wokół niej bawili się świetnie aż do chwili, gdy 
padła trójka. Powód zmiany nastroju pozostał dla niej zagadką. Trójka nigdy nie była w jej 
mniemaniu pechową liczbą. Historycznie rzecz biorąc, pomyślała Ałexis, trójka miała duże 
znaczenie   symboliczne   w   świecie   sztuki   i   literatury,   by   nie   wspomnieć   o   jej   znaczeniu 
metafizycznym. 

– Zmiana strzelca! – głośny głos krupiera wyrwał ją z kontemplacji. Cokolwiek znaczyło 

to zawołanie, dotyczyło ono Ramseya. Spojrzała pytająco na kości, które podniósł ze stołu i 
trzymał przed nią na otwartej dłoni. 

– Teraz ja rzucam – wyjaśnił. 
– Aha, rozumiem. – Z trudem przyswoiła sobie nową porcję informacji, która i tak nie 

pomogła jej pojąć zasad gry. Starała się udawać, że śledzi akcję. Ramsey mocno potrząsnął 
zamkniętymi w dłoni kośćmi i zbliżył zaciśniętą pięść do ust Alexis. 

– Chuchnij – poprosił. 
– No wiesz?
– Chuchnij na kości – wyjaśnił. – Na szczęście. Spojrzała na niego podejrzliwie, po czym 

bez przekonania spełniła polecenie. 

– Teraz daj im pożegnalnego całusa. 
– Co znowu?
–   Dalej,   dziewuszko   –   z   drugiego   końca   stołu   ponaglił   ją   starszy   mężczyzna,   który 

miętosił w ustach koniec cygara. – Czy mam tu czekać aż do śmierci?

Zbieranina   wokół   stołu   zjednoczyła   się   w   głośnym,   zgodnym   pomruku.   Alexis 

skwitowała  ich  reakcję spojrzeniem  w sufit,  po czym  musnęła  wargami  podsuniętą  dłoń. 
Ramsey z błyskiem w oku rzucił kości daleko w drugi koniec stołu. 

background image

– Dalej! – zawołał. – Ta mała potrzebuje na nowe pantofelki!
– Oczywiście, że nie – zaprotestowała Alexis. – Mam je pierwszy raz na nogach. Kupi... 
– Jedenaście – krzyknął krupier, a zgromadzony tłumek aż zawrzał z radości. 
– Kupiłam je w zeszłym tygodniu. Potrzebowałam czegoś do tej sukienki – dokończyła. 
– Właśnie wygraliśmy stówę – rzucił Ramsey niedbale. 
– Co?! – zawołała z zapartym tchem. 
– Wyrzuciłem jedenaście. Podwoiliśmy pieniądze, które postawiłem na linii przejścia. 
– Naprawdę?
– Proszę, teraz twój rzut. – Zwrócił się do obsługi stołu: – Pani prosi o kości, będzie 

rzucać. 

– Zmiana strzelca! – zawołał krupier i przysunął w jej stronę osiem kości. 
– Mam rzucać wszystkimi? – mocno skonsternowana spytała szeptem Ramseya. – Ty 

miałeś tylko dwie. Jak mam zmieścić w dłoniach tyle kości? To najgłupsza gra, jaką znam. 

– Weź dwie – wyprostował dwa palce i odpowiedział  tonem,  jakby udzielał pomocy 

sześciolatkowi rozwiązującemu pierwsze w życiu zadanie arytmetyczne. – Dostałaś osiem, z 
których masz wybrać dwie. 

Alexis zrobiła zdegustowaną minę, po czym wybrała dwie najbliższe kości i rzuciła je w 

drugi koniec stołu, zupełnie nie troszcząc się o wynik. 

– Siedem – zawołał krupier. 
Podniecenie tłumu zgromadzonego wokół stołu wyraźnie wymknęło się spod kontroli. 

Jakaś kobieta pochyliła się nagle w stronę Alexis i radośnie ucałowała ją w policzek, zaś 
mężczyzna na prawo od Ramseya klepnął ją w plecy tak mocno, że straciła oddech. 

– Co się stało? – spytała z zaciekawieniem. 
– Pamiętasz te dwieście dolarów, które mieliśmy minutę temu? – spytał cicho Ramsey. 
Kiwnęła głową. 
– Więc teraz mamy czterysta. Szeroko otworzyła oczy. 
– O, kurczę – wyrwało się jej. 
– Właśnie tak. – przytaknął. – Wiesz, to się nazywa fartowny wieczór. Mówi ci coś to 

określenie?

Posłał Alexis ciepłe, zmysłowe spojrzenie, od którego nieomal zamarło bicie jej serca. 

Mogła wyraźnie odczytać jedno z wielu zawartych w nim znaczeń. Chciał, by znów rzuciła 
kości. Nic prawie nie ważyły, lecz biorąc je do rąk czuła ciężar oblepiających je zewsząd 
oczekiwań.   Nieśmiało   uśmiechnęła   się   do   Ramseya,   po   czym,   naśladując   jego   ruchy, 
zagrzechotała zawzięcie kośćmi. Podsunęła mu zwiniętą piąstkę. 

– Chuchniesz? – poprosiła. 
Przyciągnął jej dłoń bliżej ust i ogrzał ciepłym oddechem. Zadrżała leciutko. 
– Pocałujesz?
Delikatnie   otoczył   jej   dłoń   swoją.   Leciutkim,   kuszącym   muśnięciem   końca   języka 

obdarował najpierw każdy z jej palców. 

–   Czego   potrzebuje   mój   chłopak?   –   zaskoczona   usłyszała   swój   własny,   lekko 

zachrypnięty głos. 

background image

Zapadła   cisza,   nawet   krupier   zamilkł.   Wszyscy   niecierpliwie   czekali   na   odpowiedź 

Ramseya. Zatoczył spojrzeniem krąg po zaciekawionych twarzach i zdecydował, że zatrzyma 
dla siebie najgłębszą potrzebę. 

–   Teraz   potrzebuje   drinka.   Koniecznie   –   potwierdził.   Alexis   uśmiechnęła   się   doń   ze 

zrozumieniem.   Po   raz   ostatni   gwałtownie   potrząsnęła   dłońmi.   Rozległy   się   pełne   emocji 
okrzyki, prośby o to, by znów wyrzuciła siódemkę lub jedenaście. Złożyła razem dłonie i 
potarła je tak, jakby chciała ogrzać uwięzione kości, po czym trzykrotnie na nie chuchnęła. 

– Dalej, mój chłopak chce się napić! – zawołała rzucając. 
– Znowu siedem! – krzyknął krupier zbytecznie, bowiem gdy tylko kości szczęśliwie 

wylądowały na drugim końcu stołu, wywołały wybuch radosnej histerii. Figlarny uśmiech 
zamarł na twarzy Alexis, gdy zwróciła się do swego towarzysza. Dostrzegła nagle w jego 
oczach wyraźny obraz tego, co kłębiło się w jego duszy. On naprawdę potrzebuje drinka, 
pomyślała, ja chyba też. 

– Spóźnimy się – przypomniała. 
Ramsey wziął głęboki oddech, by przywrócić sercu równy rytm. 
– Rzeczywiście – rzucił krótko i, wzbudzając głośne protesty wśród pozostałych graczy, 

zebrał ze stołu stertę kolorowych, cudownie pomnożonych żetonów. – Pani wygrana, panno 
Carlisle – oświadczył, wręczając Alexis połowę żetonów. 

– Przecież początkowy wsad był twój – odparła, zwracając mu jeden z żetonów. – Należy 

ci się to z powrotem. 

– Początkowy wsad? – podchwycił. – Szybko łapiesz żargon hazardzistów. 
Zawstydzona dziewczyna spuściła głowę. 
– Zatrzymaj go – poprosił z uśmiechem. – Wiem, że przeznaczysz to na jakiś pożyteczny 

cel. 

– O, tak – zapewniła. – Całą wygraną przekażę na fundusz naszego komitetu. 
– Tego się właśnie spodziewałem. 
–   A   ty   pewnie   swój   postawisz   w   kasynie   –  odrzekła,   patrząc   na   niego   z  wyrzutem. 

Przypomniała   sobie,   że   przecież   była   przeciwniczką   hazardu,   chociaż   ostatni   kwadrans 
przyniósł jej więcej radości niż ostatnich kilka lat. 

Zanim odpowiedział, omiótł kilkakrotnie wzrokiem jej postać od góry do dołu. 
– Nie, będą mi zaraz potrzebne, dziś wieczorem mam zamiar osuszyć bar. 
W   rewanżu   obrzuciła   go   podobnym   spojrzeniem.   Jeszcze   nie   mogła   opanować 

rozedrganych emocji, od których kręciło jej się w głowie. 

– Wiesz, chyba się przyłączę – oświadczyła. 
Przez   długą   chwilę   stali   pod   olbrzymim   kryształowym   żyrandolem   rozświetlającym 

środek   sali   kasyna,   niepomni   panującej   wokół   wrzawy   i   kłębiącego   się   tłumu.   Tkwili 
nieruchomo, wpatrzeni w siebie nawzajem. Każde chciało odgadnąć myśli drugiego, aż w 
końcu Alexis zrozumiała, że chyba już wie. Zaskoczyło ją to odkrycie. Była prawie pewna, że 
tym razem oboje myśleli o tym samym. 

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Następnego dnia Ramsey znalazł trochę czasu dla Alexis dopiero wieczorem. Rano, przy 

pośpiesznym śniadaniu, umówili się na siódmą na kolację w restauracji hotelowej. Właśnie 
szykował się na spotkanie. Prostował zawiązany, ku własnemu zaskoczeniu, po mistrzowsku 
krawat.   Zdumiało   go   również   to,   jak   bardzo   brakowało   mu   towarzystwa   Alexis   na 
seminariach wypełniających cały dzień. Pozostało tajemnicą, czemu tęsknił za kimś, kto żył 
tylko po to, by prowokować i drażnić jego męskie ego. 

Strzepnął pyłek z rękawa ciemnego garnituru, jednego z dwóch, jakie miał. Drugi, jasny, 

wydał mu się nieodpowiedni na tę okazję. Wyruszył po Alexis. Otworzyła natychmiast, gdy 
tylko zapukał. I znowu stanął jak wryty, urzeczony jej pięknem. Pomyślał, że pewnie tak już 
będzie zawsze. Za każdym razem będzie w milczeniu oddawał hołd temu pięknemu zjawisku. 

Coraz częściej nosiła rozpuszczone włosy i chyba miało to jakiś związek z tym, że to on 

pojawił się w jej życiu. Dzisiejszego wieczora powróciła do wiktoriańskiego stylu ubierania 
się. Ciemno-bordowa spódnica szczelnie kryła nogi aż do połowy łydek, zaś śnieżnobiałą 
bluzkę   wieńczył   stojący   koronkowy   kołnierzyk,   przez   który   prześwitywała   delikatna, 
kremowa skóra smukłej szyi. Czarna szarfa, wyszywana w kwieciste wzory, przewiązana była 
w wiotkiej, dziewczęcej talii. Ramsey nie mógł powstrzymać się od ciekawskiej myśli, czy 
włożyła dziś pas do podwiązek, zdobiony różowymi kokardkami?

– Czy jesteś gotowa do przypięcia... to jest przyjęcia?
– burknął tak niewyraźnie, że nie była pewna, czy zrozumiała go właściwie. 
Na wszelki wypadek szybko sprawdziła swój wygląd w obawie, czy przypadkiem nie 

eksponuje   fragmentu   bielizny,   co   byłoby   dla   niej   raczej   krępujące.   Upewniwszy   się,   że 
wszystko   jest   w   porządku,   złożyła   niefortunne   przejęzyczenie   Ramseya   na   karb   jego 
nadmiernie rozbudzonej fantazji erotycznej. 

– Tak, jestem gotowa – odpowiedziała z wymuszonym uśmiechem. 
Ramsey wyraźnie nie chciał ograniczyć programu wieczoru tylko do posiłku. Podczas 

deseru,   przy   kawie,   usilnie   starał   się   namówić   Alexis   do   powtórnej   wizyty   w   kasynie. 
Próbowała   wytłumaczyć   mu,   że   nie   planowała   na   dziś   takiej   eskapady,   że   najchętniej 
wróciłaby   do   swego   pokoju,   gdzie   czekało   na   nią   kilka   powieści   kupionych   na   targach 
towarzyszących zjazdowi. 

– Nie, to zbyt nudne – nalegał. Uniósł filiżankę i pociągnął łyk kawy. – Jesteś w Atlantic 

City i chcesz przesiedzieć wieczór nad książką? Czy nie rozumiesz, że to idiotyczny pomysł?

– Nie, wcale nie – oponowała z udawanym zaskoczeniem. – Nie sądzę, żeby czytanie 

książek   było   idiotyzmem   w   jakichkolwiek   okolicznościach.   Gdyby   reszta   społeczeństwa 
zaczęła podzielać podobne poglądy na lekturę książek, to ktoś taki jak ty, kto utrzymuje się 
dzięki ich pisaniu, byłby skończony. 

– Dobrze wiesz, że nie to miałem na myśli. 
– Szatański uśmieszek zakradł się w kąciki jego ust. Ręka Ramseya przemierzyła całą 

szerokość stołu, by przykryć dłoń Alexis. – Chodzi mi tylko o to, że nie można spędzić całego 

background image

życia, skrywając się w pokoju. Jest tyle innych przyjemności. 

Alexis   odstawiła  filiżankę  z  kawą   na  spodeczek,  po  czym  uwolniła  rękę   z  uścisku  i 

podparła nią brodę. 

– W rzeczy samej. Muzyka i plastyka potrafią poruszyć zmysły, wykwintne potrawy i 

wino mogą dogodzić podniebieniu. A zniewalający zapach ściętych świeżo kwiatów? A dotyk 
aksamitu opuszkami palców... – tu przerwała. Spostrzegła, że jej słowa chyba w nich obojgu 
wywołały wspomnienie dotyku, nie tylko aksamitu, opuszkami palców. Palców Ramseya. 

– Mów dalej, proszę – nalegał. W jego niebieskozielonych oczach rozbłysły maleńkie 

ogniki. 

Wyprostowała się sztywno i wbiła wzrok w obrus. 
–   I   dobra   książka   w   pokoju   hotelowym,   gdy   wokół   chyba   cały   świat   oszalał   – 

dokończyła. 

– Nie cały świat – sprostował – tylko Atlantic City. Tutaj trudno nie zwariować, choćby 

odrobinę. 

– Łatwo zauważyć. 
– Jak mogłaś zauważyć tu cokolwiek, jeżeli nie wysunęłaś nawet czubka nosa poza hotel? 

– atakował. 

– A czego mogę spodziewać się na zewnątrz, jeżeli już sam hotel tak pełen jest chaosu, że 

aż trzeszczy w szwach?

– Alexis – starał się zachować spokój, tłumacząc jej prawdę tak oczywistą – tutaj odbywa 

się   zjazd.   Pisarzy   –   znacząco   zawiesił   głos,   jakby   to   jedno   słowo   miało   usprawiedliwić 
otaczający ich zewsząd obłęd. – W dodatku pisarzy powieści sensacyjnych. Nie wiesz, że 
każdy z nas jest po prostu szalony?

– Tak, z pewnością jeden z was ma wyraźne ku temu skłonności – odparła spokojnie. 
– No, cóż, jest tu więcej takich jak ja. Są nawet gorsi. 
– Zatem normalnym nie pozostaje nic innego, jak uciekać – odrzekła przesadnie przejęta. 
Ramsey potrząsnął przecząco głową i zatoczył rękami szeroki krąg. 
– Ja tylko próbuję cię przekonać, że Atlantic City to nie tylko hipnotyczny błysk kasyna. 
– Trzymam cię za słowo. 
– Nie musisz. Dziś wieczorem zabieram cię na małą przechadzkę. Można powiedzieć: 

przechadzkę ciemną stroną życia. 

– Świetnie, tego mi właśnie brakowało – wymamrotała Alexis, gapiąc się w resztkę kawy 

na dnie filiżanki. 

Gdyby ktokolwiek wywróżył  jej, że któregoś dnia będzie, ręka w rękę, spacerować z 

jakimś   pismakiem   po   wietrznych   trotuarach   Atlantic   City,   pośród   ciżby   ludzi   odzianych 
najdziwaczniej, począwszy od eleganckich futer, na znoszonych pantofelkach skończywszy, 
doradziłaby temu komuś wizytę u psychiatry, i to dobrego. Teraz okazało się, że gdyby taka 
osoba   istniała   naprawdę,   byłaby,   jak   Kasandra   i   Terezjasz,   i   wróżbiarz   Cezara,   nie 
zrozumianym, choć prawdomównym prorokiem. 

Już   całkiem   się   ściemniło,   gdy   ruszali   z   hotelu,   lecz   panujący   mrok   zdawał   się   nie 

background image

przeszkadzać nikomu z przechodniów pędzących w swych codziennych sprawach. Tłok na 
promenadzie dorównywał temu, jaki zastali poprzedniego popołudnia. Alexis przyglądała się 
mijającym ją w pośpiechu ludziom. Zafascynowała ją różnorodność tłumu. Tu przemknął ktoś 
w eleganckim, nieskazitelnie wyszczotkowanym, wieczorowym stroju, a tuż obok włóczył się 
ktoś w wyświechtanym  łachu. Widziała  starszych  ludzi ubranych  zgodnie z modą sprzed 
czterdziestu   lat,   i   nastolatków   ze   stojącymi   czuprynami   w   zwariowanych,   typowo 
młodzieżowych kreacjach. Ile barw, pomyślała, coraz bardziej zaintrygowana. 

– A widzisz? Mówiłem! – powiedział Ramsey, gdy minęli grupę chłopców i dziewczyn 

śpiewających   i   tańczących   wokół   stojącego   na   chodniku   olbrzymiego,   przenośnego 
radiomagnetofonu. – Oto największy spektakl w świecie. 

Odpowiedziała   uśmiechem   na   jego   zachwyty.   Rzeczywiście,   uwielbienie   dla   cyrku 

musiało tkwić mocno w jego naturze. 

– Myślę, że na swój sposób masz sporo racji. Widziałam dziś i klownów, i akrobatów, i 

połykaczy ognia. I dzikie bestie – dodała, znacząco spoglądając na swego towarzysza. 

– To kiedy zaczniesz mnie tresować? – burknął ze ściągniętymi brwiami. – Akurat mam 

przy sobie bicz i składane krzesełko. Nie muszę dodawać, że znajdzie się i zgrabny kostium. 
Uniwersalny, pasuje na każdego. 

– Nie wątpię. – Alexis nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. 
Zamilkł,   a   ona   przypomniała   sobie,   że   przecież   Ramsey   był   zawsze   dumnym, 

zatwardziałym kawalerem, gotowym na krótko związać się z każdą kobietą, która ma ochotę 
na przelotny romans. Z jej punktu widzenia to nie wchodziło w grę. Nawet gdyby udało im 
się   przezwyciężyć   dzielące   ich   różnice,   co   wydawało   jej   się   coraz   bardziej   możliwe, 
pozostawało parę istotnych powodów, dla których nie była skłonna rzucić mu się w ramiona. 

Po   pierwsze,   był   pisarzem.   Twórczość   była   jego   źródłem   utrzymania   i   sposobem   na 

życie. Uświadomiła sobie, że nie tylko ojciec nigdy nie zaakceptuje Ramseya, lecz także sama 
Alexis nie będzie umiała w pełni mu zaufać. Nie ukrywał, że nie ma ochoty wiązać się na 
stałe.   To   był   drugi   z   powodów,   który   powstrzymywał   ją   od   zakochania   się.   Pragnęła 
mężczyzny, który byłby z nią zawsze. 

Pochodziła   z   licznej   rodziny   i   doskonale   znała   korzyści   płynące   z   mocnych   więzi. 

Wiedziała, że nie chce samotnie się zestarzeć. Małżeństwo jej rodziców było bardzo udane, 
nadal oboje kochali się do szaleństwa. Nie widziała przyczyny, dla której miałaby pozbawiać 
się podobnego szczęścia. Wreszcie, chciała też mieć dzieci. Mogłaby je nauczyć, jak cenić 
piękno, jakie życie ma do zaoferowania. 

Krótko mówiąc, potrzebowała kogoś na teraz i na przyszłość. Kogoś na stałej, konkretnej 

posadzie. Kogoś, kto zapewni utrzymanie założonej przez nich rodzinie. Kogoś, na kim może 
polegać   i   czyje   zachowanie   może   przewidzieć.   Zwykłego,   statecznego,   odpowiedniego 
mężczyzny. Ramsey Walker nigdy takim nie będzie, choćby życzyła sobie tego najgoręcej. 
Chyba właśnie wtedy dotarło to do niej. 

– Alexis. 
Głos Ramseya przebił się przez mgliste myśli, plączące się jej po głowie. Spojrzała na 

niego.   Jakże   żałowała,   że   nie   był   właściwym   dla   niej   mężczyzną.   Lecz   to,   co   chciał 

background image

powiedzieć, pozostało tajemnicą. Utkwił wzrok gdzieś za nią, gdzie tylko mroczna ciemność 
spowijała ocean, po czym potrząsnął głową w geście beznadziei. 

– Chodźmy na kawę – zaproponował w końcu. 
– Znam tu niedaleko małą grecką knajpkę. Mają świetną kawę z ekspresu, rzeczywiście 

stawia na sztorc wszystkie włosy na piersiach. 

W pierwszej chwili Alexis chciała odpowiedzieć, że posiadanie włosów na piersiach nie 

jest   jej   największym   marzeniem,   lecz   gdy   spostrzegła   jego   uśmiech,   mogła   go   tylko 
odwzajemnić. 

–   Dobrze   –   zgodziła   się,   choć   było   późno,   i   choć   przed   chwilą   właśnie   próbowała 

przekonać samą siebie, że nie powinno dojść do niczego między nimi. 

– Z przyjemnością. A może potem zabierzesz mnie do kasyna? Ta ruletka wyglądała 

całkiem interesująco. A co to jest to oczko, o którym tyle się ostatnio nasłuchałam?

Ramsey roześmiał się. Gdy zawrócili, poufale objął ją ramieniem. 
– Alexis, stajesz się hazardzistką. 
– Owszem – odparła. W duchu żywiła nadzieję, że nie straci swoich żetonów, i że będzie 

umiała wycofać się z gry, zanim wzrośnie stawka. 

Po raz pierwszy w życiu zdarzyło się Alexis nie spać przez całą noc. Siedziała blisko 

Ramseya   na   ławce   stojącej   na   plaży   tuż   obok   ich   hotelu   i   przyglądała   się   pierwszym 
zwiastunom świtu, różowo-żółtym promykom rozjaśniającym mrok nad horyzontem. Zdała 
sobie sprawę, że mijający weekend obfitował w czynności, które robiła pierwszy raz. 

Między nimi  tkwiła pusta butelka po winie, oczywisty dowód kolejnego „pierwszego 

razu”. Złamała nie jeden, a dwa przepisy. Po pierwsze, wynieśli butelkę z kasyna, które nie 
miało   zezwolenia   na   sprzedaż   alkoholu   na   wynos.   Po   drugie,   wypili   ją   na   plaży,   co   z 
pewnością było zakazane. Nie zatroszczyli się nawet o kieliszki, po prostu podawali ją sobie z 
ust do ust, jak dwoje włóczęgów. Nie mogła powstrzymać się od uśmiechu na myśl, że kiedyś 
taki   postępek   wydawałby   się   jej   nie   do   przyjęcia.   Na   domiar   złego,   przez   cały   wieczór 
zupełnie   zapomniała   o   dystyngowanym   zachowaniu,   a   nawet   sprawiło   jej   to   pewną 
przyjemność. 

–   O   czym   myślisz?   –   ciepło   spytał   Ramsey.   Spojrzała   na   niego.   Siedział   w   samej 

kamizelce, bowiem oddał jej marynarkę, gdy nad ranem powiało chłodną bryzą od morza. 
Rozluźniony   krawat   otaczał   kołnierzyk   rozpiętej   pod   szyją   koszuli.   Alexis   przypomniała 
sobie, że to ona sama zluzowała węzeł i odpięła guziki. Oblała się rumieńcem na myśl o tak 
śmiałym geście. I jeszcze coś zrobiła pierwszy raz tej nocy. 

Gdzieś koło czwartej nad ranem, gdy w barze kwartet jazzowy resztkami sił wykonywał 

ostatni utwór zatytułowany „Noc i dzień”, Alexis zrozumiała, że jest zakochana. Zakochana w 
Atlantic   City,   w   dziwacznym   tłumie   szalonych,   obcych   ludzi,   którzy   objęli   tę   noc   we 
władanie. I beznadziejnie zakochana w Ramseyu. Był to dla niej prawdziwy szok. Desperacko 
szukała w myślach odpowiedzi, co ma z tym dalej począć. 

– Alexis? – ponaglił ją jego głos. Spróbowała sklecić jakąś odpowiedź. 
–   Zastanawiałam   się   nad   tym,   że   nigdy   jeszcze   nie   spędziłam   takiego   wieczoru   – 

przyznała w końcu szczerze. 

background image

– To prawda. A czy dobrze się bawiłaś?
– O, tak – odrzekła entuzjastycznie. – Od dawna nie bawiłam się tak dobrze. Nigdy 

jeszcze nie zdarzyło mi się nie spać całą noc. 

– Daj spokój, w to nie uwierzę. 
– Naprawdę. 
–   A   na   uczelni?   Czy   razem   z   koleżankami   nie   opowiadałyście   sobie   do   rana   o 

chłopakach?   Nie   porównywałyście   ich,   nie   zmyślałyście   historii   o   tym,   co   działo   się   na 
randkach? Myśmy nieraz gadali tak o dziewczynach. 

Alexis spuściła oczy i nerwowo splotła ręce. 
– Inne tak robiły. Ja naprawdę nie miałam o czym opowiadać, więc zamykałam się w 

pokoju i się uczyłam. 

Ramsey spojrzał na nią ze zrozumieniem. 
– A co z chłopakiem, z którym byłaś prawie zaręczona?
–  Brianem?   Nie, nie  mogłam  o  tym   mówić.   On i  ja... Nie  chciałam  licytować  się  z 

dziewczynami tym, co nas łączyło. Chociaż się skończyło, uważałam, że to... – zawahała się – 
było czymś wyjątkowym. 

Ramsey wprawdzie skinął głową ze współczuciem, lecz za żadne skarby nie mógł pojąć, 

co znaczyło „wyjątkowy”. Nigdy nie czuł do żadnej kobiety niczego  takiego, co musiałby 
zachować dla siebie  w obawie przed zbeszczeszczeniem.  Nie przechwalał  się podbojami, 
gdyż nie było to w jego stylu. Uważał to za niesmaczne. Powód ten nie miał nic wspólnego z 
uczuciami, jakie żywił. 

– Poza tym – dodała cicho – tak naprawdę niewiele było do opowiadania. 
Nim   Ramsey   zdążył   odpowiedzieć,   na   plażę   wpadła   hałaśliwa   grupka   ubranych   w 

kolorowe   kombinezony   surfingowców,   gotowych   do   porannego   rekonesansu,   trzeba   więc 
było przenieść rozmowę w inne miejsce. W czynnej całą dobę nadmorskiej kawiarence kupili 
kawę i zabrali parujące filiżanki na dwór. Oparci o balustradę podziwiali świt. Patrzyli bez 
słowa, jak ognista kula wolno unosi się w niebo, witając ich ciepłem i nadzieją nowego dnia. 

Coś się zmieniło tej nocy, pomyślał Ramsey. Nie wiedział dokładnie ani co się stało, ani 

kiedy. Czuł jakąś różnicę. Zjawiło się coś, czego nie było jeszcze dwanaście godzin temu. 
Bliżej nieokreślone coś nie było nawet takie złe, wręcz całkiem przyjemne. Słoneczny krąg 
odrywał  się od horyzontu,  gdy Ramsey w  prostym,  spontanicznym  odruchu otoczył  talię 
Alexis   ramieniem   i   uśmiechnął   się   do   niej   serdecznie.   Spędzili   razem   wspaniały,   pełen 
radości wieczór. Może wcale nie była sztywną, konserwatywną damą? Może miała jeszcze 
szansę?

Wzmocnił uścisk, a ona nie stawiała oporu. Uśmiechnął się szeroko. Nie mógł doczekać 

się tego, co przyniesie im dzisiejszy dzień. 

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

W niedzielne popołudnie zjazd miał się ku końcowi. Ramsey tkwił w ciemnym kącie sali 

balowej, w której urządzono pożegnalne przyjęcie. Całą uwagę skupił na tym, co działo się po 
przeciwległej   stronie   obszernego   pomieszczenia.   Stała   tam   Alexis,   oddzielona   gwarnym 
tłumem, i była zajęta serdeczną pogawędką z Maćkiem MacAlpinem, wydawcą Ramseya. 
Uroczysta i miła atmosfera zdawała się być udziałem wszystkich obecnych, oprócz Ramseya. 
W zamyśleniu sączył drinka. Był o coś zły, przez cały dzień, lecz nie miał pojęcia, o co tak 
naprawdę mu chodzi. 

Wmawiał   sobie,   że   jego   ponury   nastrój   nie   miał   żadnego   związku   z   ciemnowłosą 

pięknością,   która   tak   blisko   pochylała   głowę   do   swego   rozmówcy.   I   nie   dlatego   był 
zirytowany,   że   przez   cały   weekend   ani   o   krok   nie   posunął   się   w   swych   erotycznych 
zamiarach. Ramsey był całkowicie pewien, że zżerająca go złość nie ma nic wspólnego z... z 
uczuciem żywionym do Alexis Carlisle. Ani z tym, że wesołymi uśmiechami i spojrzeniami 
zdradzała, jak świetnie bawi się w towarzystwie jego wydawcy. Absolutnie nic. 

Cholera, a co za różnica, z kim ona rozmawia? Spędził cały rok na przyglądaniu się, jak 

wychodziła   na   spotkania   i   przyprowadzała   do   siebie   gości,   głównie   mężczyzn.   Szczerze 
mówiąc, nigdy nie troszczył się zbytnio, kim byli i co ich z nią łączyło. No, może nie całkiem, 
przyznał, wspominając pełne napięcia chwile, kiedy tkwił z uchem przyklejonym do swych 
drzwi i modlił się, by nie zrobiła jakiegoś głupstwa z nowym adoratorem lub ponaglał faceta, 
by znów odmówił jej zaproszeniu. 

No, dobrze. Mozę rzeczywiście przejmował się tym, z kim się spotykała i co robiła. I co z 

tego? Był zwyczajnym mężczyzną o normalnych potrzebach. Czemu nie miałby myśleć o 
pięknej kobiecie? Niestety, z czasem zwykłe myśli przerodziły się w obsesję. Wszystko, o 
czym marzył, to Alexis i jej fascynująca bielizna. To chyba zupełnie zrozumiałe, prawda? 
Prawda?   –   przekonywał   w   myślach   sam   siebie.   Błądził   wzrokiem   po   krągłościach   ciała 
dziewczyny i stłamsił w sobie jęk, który zrodziła rozbudzona wyobraźnia. Obsesje mogą być 
bardzo niebezpieczne, pomyślał, najlepiej uciąć je szybko i zdecydowanie. Zacisnął zęby i 
miarowym, pełnym determinacji krokiem ruszył w jej stronę. 

Alexis i Mack byli nadal pochłonięci rozmową, gdy do nich dotarł. Nie słyszał, o czym 

mówili. Zdecydował, że najlepiej będzie zostać na uboczu i się nie wtrącać. Przecież Alexis 
nie znaczy dla niego więcej niż inne dziewczyny, myślał. Wtem dotarł do niego jej dźwięczny 
śmiech. Poufałym gestem oparła dłoń na barczystym ramieniu Macka. Ramsey poczuł, jak 
coś w nim twardnieje, po czym pęka. 

– Czy ty specjalnie mnie unikasz? – zadał ciche pytanie za jej plecami. 
Pełna   skruchy   obróciła   się   ku   niemu.   Nagle   zdała   sobie   sprawę,   że   zbyt   dużo 

naopowiadała o Ramseyu osobie, którą przedstawiono jako jego wydawcę. 

–   Nie   –   odparła   szybko,   może   nawet   za   szybko.   Odchrząknęła   speszona   i   zaczęła 

misternie układać długi kosmyk włosów za uchem, by zyskać na czasie. – Wcale cię nie 
unikam, po prostu wydawało mi się, że jesteś bardzo zajęty i nie chciałam ci przeszkadzać. 

background image

Miał   na   końcu   języka   odpowiedź,   że   już   dawno   temu   zaczęła   mu   przeszkadzać,   że 

całkowicie zburzyła ład jego świata, lecz zamiast tego potrząsnął tylko głową. 

–   To   niemożliwe   –   oznajmił.   –   Twoje   towarzystwo   jest   zawsze   mile   widziane, 

gdziekolwiek i z kimkolwiek jestem. 

Uśmiechnęła się ciepło w podzięce za tak serdeczne słowa, lecz spuściła skromnie oczy, 

by nie dostrzegł w nich zadowolenia. Ciągle nie mogła przywyknąć do uczuć, które w niej 
wzbierały, gdy Ramsey był w pobliżu. Nie wiedziała, jak się ma zachować. Nim się połapała, 
ciągnął dalej. 

– Poza tym – wskazał na stojącego obok blondyna, który uważnie śledził każdy gest ich 

obojga – wiem, jak ten facet potrafi nudzić na przyjęciach i jestem przekonany, że nie byłabyś 
zadowolona, gdybyś słuchała jego przechwałek przez całą noc. 

–   Hola,   lepiej   pomyśl   o   tym,   jak   szybko   „ten   facet”   będzie   czytał   twój   rękopis   – 

zaczepnie rzucił blondyn uśmiechając się kpiąco. – Na wieki ugrzężnie na dnie szuflady, jeśli 
nie zachowasz ostrożności. 

–   Nie   ze   mną   te   numery   –   odparował   Ramsey,   po   czym   zwrócił   się   do   Alexis.   – 

Ćwiczyliśmy to z Maćkiem miliony razy. On ciągle nie może pojąć, że dla każdego wydawcy 
to ja jestem najbardziej łakomym kąskiem w naszych kręgach literackich. 

Mack uśmieszkiem skwitował ripostę i wskazał kobietę stojącą w sąsiedniej grupie gości. 
– Dobra, lepiej obejrzyj się za siebie, chłopie. Audrey Lomond depcze ci już po piętach. 

Daleki   jestem   od   siania   plotek,   ale...   Nie   uwierzysz,   jaką   dostała   propozycję   zaliczki   za 
następny   rękopis.   Gdzieś   w   szefostwie   wydawnictwa   obiła   mi   się   o   uszy   uwaga   o 
„klasycznych proporcjach” rzucona na temat jej prac. 

Ramsey   powoli   sączył   drinka.   Zdawał   się   zbytnio   nie   przejmować   wygłoszonymi 

rewelacjami. 

– Prędzej mi kaktus wyrośnie na dłoni, niż kobieta napisze książkę według „klasycznych 

proporcji”. 

Aleris nagłym ruchem odwróciła głowę ku niemu. Nie mogła uwierzyć własnym uszom. 

Dopiero co zdołała zmienić zdanie o swym sąsiedzie z niższego piętra, dopiero co doszła do 
ładu   ze   swoimi   uczuciami   do   niego.   Przez   cały   dzień   starała   się   uczciwie   osądzić   ich 
szczerość i zastanawiała się nad tym, czy nie powinna unieważnić zawartej z ojcem umowy 
dotyczącej   swojej   przyszłości.   Rozpatrzyła   nawet   bardziej   konkretne   aspekty   związku   z 
Ramseyem. Perspektywy intymnych kontaktów przyprawiały ją o zawrót głowy. 

Jak mogła dać mu się tak nabrać? – spytała sama siebie. Jak mogła dopuścić myśl, że 

Ramsey nie jest taki, jak sobie do tej pory wyobrażała? Czy rzeczywiście uwierzyła w to, że 
pomyliła się w swej pierwotnej ocenie? Cóż, wyszło szydło z worka. Teraz ukazał swoje 
prawdziwe oblicze. Jego zaściankowa, nierozważna i bezmyślna uwaga o kobietach raz na 
zawsze udowodniła, jak boleśnie trafny był jej pierwszy osąd. 

Ogarnęła ją wściekłość, na policzkach wykwitły gorące rumieńce. Spojrzała na niego z 

oburzeniem. 

– Duma i uprzedzenie – rzuciła krótko. Ramsey miał odpowiedzieć coś Maćkowi, lecz 

wyrażony trzema słowami sprzeciw zwrócił jego uwagę ku Alexis. Nie zrozumiał, czy miały 

background image

one opisywać jego postawę, czy może były komentarzem do uwagi, którą poniewczasie uznał 
za niezręczną. 

– Co? – spytał. 
– „Dumę i uprzedzenie”, książkę o klasycznej  proporcji, napisała Jane Austen, która, 

wyobraź sobie, była kobietą. Są jeszcze inne pozycje: „Wichrowe wzgórza”, „Jane Eyre”, 
„Małe kobietki”, „Przeminęło z wiatrem”, „Bicie dzwonu”, „Kolor purpury”... 

– Daj spokój. To nie klasyka, tylko babskie romansidła. 
W oczach Alexis przemknął niebezpieczny błysk. 
–   Rozumiem   –   odparła,   zdziwiona   tym,   że   jeszcze   panuje   nad   sobą   i   może   mówić 

spokojnie   i   rzeczowo.   –   Domyślam   się,   że   z   tego   samego   powodu   wykluczysz 
„Frankensteina” Mary Shelley i „Chatę wuja Toma” Harriet Beecher Stowe. Oczywiście, nie 
mają   one   nic   wspólnego   z   szeroko   pojętym   humanizmem,   prawda?   To   tylko   takie 
niefrasobliwe obyczajowe komedyjki pisane po to, by kobiety bez szemrania znosiły własną 
pozycję w zdominowanym przez mężczyzn społeczeństwie. Pozycję, do zajęcia której jeszcze 
poprzednie pokolenie kobiet było zmuszane siłą. 

– Alexis... 
– Jeszcze w poprzednim stuleciu kobietom nie wolno było się kształcić i stoczyły o to 

prawo potężną batalię. Biorąc to pod uwagę, ośmielam się twierdzić, że tak znaczna ilość 
napisanych przez nie wielkich powieści jest prawdziwym cudem. Wy, mężczyźni, mieliście 
szansę   dostarczenia   społeczeństwu   niezmierzonej   liczby   klasyków   w   przeciągu   setek   lat. 
Weźmy   proporcję   ilości   stworzonych   przez   nich   dzieł   do   liczby   autorów.   Ile   wypada? 
Naprawdę niewiele. Tymczasem gdy odniesie’ my dorobek kobiecej literatury klasycznej do 
liczby   wykształconych   kobiet,   które   zresztą   miały   znacznie   mniej   czasu   do   dyspozycji, 
otrzymamy wynik znacznie wyższy. Dlatego, Ramseyu, lepiej obejrzyj się uważnie, zanim 
okaże się, że zostałeś w tyle. 

Po   skończonej   tyradzie   odwróciła   się   na   pięcie   i   majestatycznie   ruszyła   do   wyjścia, 

odprowadzana   dziesiątkami   oczu   śledzących   każdy   jej   ruch.   Szła   równym,   miarowym 
krokiem. Uniesiona wysoko głowa świadczyła o determinacji, z którą gotowa była bronić 
swych przekonań. 

–   A   niech   to!   –   w   głosie   Macka   wyraźnie   brzmiała   nutka   podziwu.   –   Gdzieś   ty   ją 

wynalazł? – spytał, gdy ostatni błysk bursztynowej furii zniknął im z oczu. 

– W wannie. Trzeba mi było ją utopić, przepuściłem taką okazję... – wymamrotał z żalem 

i niechęcią Ramsey przez zaciśnięte zęby. 

Mack   ściągnął   brwi.   Pewnie   wyobraził   sobie   tę   scenę.   Powstrzymał   się   jednak   od 

komentarzy. 

– To znaczy, że między wami wszystko już skończone? – spytał. – Czy miałbyś... No 

wiesz, czy miałbyś mi za złe, gdybym chciał się z nią spotkać, kiedy będę w Filadelfii?

– Tylko spróbuj, a wy łupię ci oczy. 
– Spokojnie, nie ma sprawy – mruknął Mack i poklepał Ramseya przyjacielskim gestem. 
Co za licho podkusiło go rzucić tak bezsensowną uwagę w obecności Alexis? Ramsey 

dopiero teraz zdał sobie sprawę, że wyszedł na tęgiego gbura. Tak, dopiero teraz dokładnie 

background image

zrozumiał to, co zrobił. Alexis unikała go przez cały wieczór, wiec czuł się odtrącony. Kiedy 
dostrzegł,  z jakim uśmiechem  patrzyła  na Macka, coś w nim pękło, coś, co ściskało tak 
boleśnie.   Musiał   zwrócić   na   siebie   jej   uwagę,   musiał   powiedzieć   coś,   na   co   nie   mogła 
pozostać obojętna, i powiedział. Sęk w tym, że chyba przesadził. Czekała go teraz niełatwa 
odbudowa rozejmu osiągniętego poprzedniego wieczora. 

Jednym haustem opróżnił trzymany kieliszek. 
– To ciągnie się zbyt długo – ponownie zwrócił się do Macka. – Najwyższy czas, żebym 

uciął z nią małą pogawędkę i wyjaśnił parę spraw. 

Zanim Mack zdążył zareagować, Ramsey odwrócił się na pięcie i odszedł w ten sam 

sposób, w jaki przed chwilą zrobiła to Alexis. Wiedział, że ona pewnie cieszy się na myśl, że 
to już koniec ich historii. Jego zdaniem był to dopiero początek. 

– Otwórz, Alexis!
Ramsey dobijał się do drzwi łączących ich pokoje. 
Z początku było to łagodne pukanie, które przerodziło się w coraz głośniejszy i bardziej 

natarczywy   łomot.   W   odpowiedzi   odwróciła   się   na   drugi   bok   i   poklepała   poduszkę   pod 
głową. Czas, jaki zajęło jej dzisiaj położenie się do łóżka, był wart odnotowania w księdze 
Guinnessa.   Wolała   spać,   niż   prowadzić   konwersację   z   ograniczonym,   fanatycznym   i 
niedojrzałym głupkiem. 

– Alexis, wpuść mnie. 
Aha, akurat, pomyślała. Nic się teraz nie działo, żadnej wody cieknącej do szafy, nic, co 

skłoniłoby ją do ruszenia ku drzwiom. Rano spakuje walizkę i weźmie taksówkę na dworzec 
kolejowy,  żeby zdążyć  na poranny ekspres  do Filadelfii.  Kiedy tylko  wyląduje  w  domu, 
przewertuje dokładnie rubrykę ogłoszeń o mieszkaniach do wynajęcia. Może przeprowadzka 
gdzieś bliżej centrum nie była takim złym pomysłem? Będzie miała bliżej do pracy i dalej od 
wielce dokuczliwego pana Ramseya Walkera. 

– Alexis... 
Jeżeli on myśli, że groźbą zmusi ją do czegokolwiek, to... 
– Przepraszam. 
Gwałtownie siadła na łóżku, jak pajacyk na sprężynce. Zanim zdążyła pomyśleć, co robi, 

odrzuciła koc i pomknęła do drzwi, które nadal bezpiecznie odgradzały ją od niego. 

– Coś ty powiedział?  – spytała  z niedowierzaniem.  Po długiej  chwili  ciszy usłyszała 

zirytowany głos Ramseya. 

– Do diabła, powiedziałem „przepraszam”. A teraz mnie wpuść. 
Alexis  zwolniła zamek  i uchyliła  zabezpieczone łańcuchem  drzwi. Zerknęła na niego 

podejrzliwie.   Widać   było   wyraźnie,   że   ciągle   jest   zły.   Pierwszy   raz   dostrzegła   w   jego 
niebieskozielonych oczach tak wściekłe błyski. Serce dziewczyny zgubiło rytm. 

W   pierwszym   odruchu   chciała   się   cofnąć   i   zatrzasnąć   mu   drzwi   przed   nosem.   Nie 

obawiała  się  Ramseya,  lecz   własnego,  nagłego  pragnienia,   by przyciągnąć  go  ku sobie  i 
pocałować do utraty tchu. 

– Za co przepraszasz? – spokojnie zażądała wyjaśnień. Zmusiła się, by nie myśleć o tym, 

że jej wzorzysta piżama staje się nieznośnie zbędna. 

background image

– Przepraszam za tę głupią uwagę – wykrztusił gdzieś z samego dna duszy. 
– Tylko za to? – zabrzmiało suche pytanie. – W takim razie, panie Walker, nie mamy o 

czym rozmawiać. Dobranoc. 

Chciała zamknąć drzwi, lecz nie spostrzegła, że Ramsey zapobiegł takiej ewentualności. 

Wcześniej włożył nogę w szparę przy futrynie i teraz mocno pchnął dłonią skrzydło drzwi, aż 
naprężył łańcuch. 

– Miałaś nie mówić do mnie po nazwisku. Pamiętasz, co obiecałem, jeśli to zrobisz?
Pamiętała aż za dobrze. Jej oszalałe serce załomotało, jakby chciało wyrwać się z piersi. 
–   Powiedziałeś,   że   nie   zapomnę   naszego   następnego   spotkania   sam   na   sam   – 

odpowiedziała, siląc się na spokój. 

– Nie, powiedziałem, że łatwo nie zapomnisz naszego następnego spotkania sam na sam. 

A teraz otwieraj. 

– Przecież jest otwarte – nieśmiało zaprotestowała. 
– Alexis... – ostrzegł ją ponownie. Nie była pewna, czy jego twarz wyraża gniew, czy 

obietnicę. – Otwórz... drzwi... – powiedział dobitnie. 

Po   chwili   wahania   skinęła   głową.   Ramsey   zabrał   stopę,   by   mogła   zwolnić   łańcuch. 

Dłonią opartą o drzwi zezwolił przymknąć je tylko na tyle, na ile było to konieczne. Gdy 
zostały   otwarte,   zdecydowanym   gestem   utorował   sobie   drogę   do   Alexis.   Zanim   zdążyła 
wymówić choćby słówko, jedną ręką objął ją wpół i przygarnął, drugą zaś zanurzył w jej 
włosy. Pochylił głowę i pocałował ją. Jej serce znów zgubiło rytm. Poczuła, że już nie chce 
dłużej stawiać oporu. 

W oszołomieniu zrozumiała, że pragnie Ramseya bardziej niż czegokolwiek na świecie. 

Zakochała się w nim, choć sama nie wiedziała, jak do tego doszło. Czy to ma sens, by dalej 
zaprzeczać własnym uczuciom? Czy to ma sens, by z nimi walczyć? Czemu nie spędzić tej 
nocy z Ramseyem? Tylko tej jednej nocy, i tylko po to, by przekonać się, co straciła przez te 
wszystkie lata. Wiedziała, że próbuje rozsądkiem usprawiedliwić żądzę, której i tak nie może 
okiełznać, lecz było jej już wszystko jedno. Wplotła dłonie w jego włosy. Wspięła się na 
palce, by wzmóc siłę pocałunku. Nie liczyło się już nic więcej. Nic, oprócz tego, by być z nim 
jak najbliżej. 

Gdy   mężczyzna   spostrzegł,   że   Alexis   go   nie   odpycha,   że   najwyraźniej   zmierzają   do 

wspólnego celu, śmielej posunął się w pocałunku. Walczyli ze sobą o pierwszeństwo, kto 
kogo obejmie. Alexis udało się zdjąć z niego marynarkę i stłamszony ubiór wylądował na 
podłodze.   Zabrała   się   do   krawata,   którego   jedwab   bezlitośnie   tarmosiła   po   omacku,   aż 
osiągnęła cel. 

Kiedy   odpinała   guziki   jego   koszuli,   Ramsey   wsunął   dłonie   pod   bluzę  jej  piżamy. 

Rozkoszował się ciepłem jej ciała. Jak mógł kiedykolwiek pomyśleć, że jest zimna? Czuł, że 
jej skóra płonie pod jego dotykiem. Dotarł do wypukłości piersi i jedną skrył w dłoni. Oboje, 
niemal równocześnie, cichutko westchnęli. 

Kręgi, które kciukiem zataczał wokół brodawki piersi, doprowadzały ją do szaleństwa. 

Omal nie osunęła się na podłogę bez sił. Oderwała swe usta od jego ust tylko po to, by 
obwieść   kształt   jego   warg   końcem   języka.   Zastygła   w   ramionach   Ramseya,   przeżywając 

background image

swoje doznania. 

Chwila jej bezruchu nie przeszkodziła mu w niczym. 
Drugą dłoń położył na tej piersi Alexis, której brakowało pieszczoty. W hipnotyzującym 

rytmie pieścił ją przez miękką materię piżamy. Alexis zacisnęła powieki. Mocno przywarła 
całym   ciałem   do  Ramseya.  Usłyszała   jego  jęk  i   otworzyła  oczy.   Wyglądał,  jakby  był  w 
narkotycznym transie. 

– Chyba wiesz, że dziś będziemy się kochać? – spytał chrapliwym szeptem, w którym nie 

było nawet cienia wątpliwości. 

– Tak – odparła cicho. 
– Dobrze, że się rozumiemy. 
Na dowód tego, że wiedziała, co mówi, sięgnęła do ostatniego, zapiętego jeszcze guzika 

koszuli. Wyciągnęła ją ze spodni, po czym zsunęła miękką tkaninę z jego ramion. Stał przed 
nią   wpółnagi,   dyszący.   Nie   mogła   oderwać   oczu   od   jego   torsu   ani   powstrzymać   dłoni, 
rozgarniających ciemne włosy kryjące gładką, ciepłą skórę, pod którą prężyły się imponujące 
mięśnie. Nie wiedziała, że męskie ciało może być tak mocne, tak twarde, że tyle siły może 
kryć się w nim tuż pod miękką powierzchnią. Przyciągane magnetyczną siłą palce Alexis 
wplątały się w zarost kryjący tors Ramseya. Powoli gładziła jego piersi. 

– Jak dobrze... – zamruczał Ramsey z zadowoleniem, zaskoczony jej pieszczotą. 
Przytuliła twarz do miejsca, gdzie biło jego serce, i pocałowała je. 
Westchnął cicho, delikatnie ujął otuloną puszystymi lokami głowę Alexis i odchylił tak, 

by spojrzeć jej w oczy. 

–   Wspaniale...   –   szepnął   ponownie.   Potrząsnęła   powoli   głową.   Spróbowała   ostudzić 

emocje, które zaczęły wymykać się spod jej kontroli. 

– Nigdy nie byłam z mężczyzną tak... tak władczym jak ty. 
– Przestraszyłem cię? – zapytał łagodnie. Pragnął być dla niej czuły i delikatny. Gdyby 

zaczęła się go bać, nie zniósłby tego. 

– Nie – odparła szybko. – To nie to. Wiem, że nie zrobisz mi krzywdy. 
– To dobrze. 
– Po prostu... 
– Co?
– Nie wiem. Jestem przerażona – wyznała. – Po prostu nigdy dotąd nie przytrafiło mi się 

nic   podobnego.   Nigdy   nie   bałam   się...   wszystkiego.   Dotykasz   mnie   i   wtedy   jakiś   ogień 
rozpala się we mnie. Ogień, który może nigdy nie zagaśnie. 

– Aleris – wyszeptał przytulając ją. – Myślę, że zapalamy się oboje. Ale to nie znaczy, że 

musimy spłonąć. 

Chciała  coś jeszcze dodać, czuła,  że powinna to zrobić, lecz  on dłońmi,  które ciągle 

tkwiły wplątane w jej włosy, przyciągnął jej twarz ku swojej. Coraz namiętniej smakował jej 
usta i coraz mocniej tulił ją do siebie. 

Aleris nie wiedziała, kiedy znaleźli się w łóżku. W ostatniej chwili, nim nogi odmówiły 

jej   posłuszeństwa,   spostrzegła,   że   spoczywa   na   miękkim   materacu.   Znów   poczuła   ręce 
Ramseya pod bluzą piżamy, głaszczące ją delikatnie tuż poniżej piersi. Zrozumiała, że musi 

background image

coś zrobić i szybko zabrała się do rozpinania najwyraźniej zbędnej odzieży. Nim uporała się z 
pierwszym guzikiem, poczuła, że potężne ręce Ramseya delikatnie wstrzymują jej dłonie. 

– Nie, ja to zrobię – wyszeptał łagodnie. 
Złożył jej ręce nad głową. Wsunął muskularne udo między jej nogi. Jęknęła i skryła pod 

powiekami nieprzytomne oczy. Ramsey wolno odpinał guziki, z premedytacją rozciągając to 
w nieskończoność. Wiedziała, że oszaleje, zanim on skończy. 

Gdy to uczynił, oparł gorące dłonie na jej talii i począł przesuwać je w górę, rozchylając 

stopniowo poły piżamy. Z otwartych drzwi jego pokoju padał promień światła. W intymnym 
półmroku Ramsey sycił oczy widokiem gładkiej, jasnej skóry. Wreszcie schylił głowę, by ją 
pocałować. 

Aksamit. To jedno określenie kołatało się w jego myślach, gdy krążył końcem języka 

wokół nabrzmiałego sutka. W dotyku była jak aksamit, a w smaku jak marzenie. Łapczywie 
sięgnął ustami jej ust, jakby całą chciał naraz objąć jednym pocałunkiem. Gwałtownie pieścił 
jej gorące ciało. Słyszał jej oddech, coraz bardziej chrapliwy. Czuł jej palce, coraz mocniej 
wczepione we włosy. 

Stopniowo przesuwał dłonie wzdłuż jej ciała, aż dotarł do granicy wyznaczonej drugą, 

dolną częścią jej piżamy.  Opuszczał krawędź materiału niżej i niżej. Ponowił atak na jej 
zmysły, rzucając do walki i usta, i dłonie. W chwilę później zmięty dół dziewczęcej piżamy 
podzielił los koszuli i marynarki Ramseya. Teraz mógł mieć ją całą. 

Nie, jeszcze nie teraz. 
– Ramsey, proszę – westchnęła, jakby czytając w jego myślach. 
Serią pocałunków zawędrował wzdłuż szyi wprost do ucha. 
– Alexis, powiedz, czego chcesz – wyszeptał. Sięgnęła do sprzączki u paska jego spodni. 
– Ciebie – odrzekła niecierpliwie, pokonując skórzaną przeszkodę. – Chcę ciebie. 
– Alexis... – zamilkł niezdecydowany, byle tylko nie przerywała. 
– Hmmm... – zamruczała rozpinając suwak. – Czego ty chcesz?
Wsunęła dłonie pod rozchylone spodnie i rozpostarła na jego biodrach, znów zaskoczona 

twardością   i   siłą   swego   znaleziska.   Usłyszała   cichy   jęk,   gdy   opuściła   dłonie   niżej. 
Uśmiechnęła się na myśl, że teraz ona może sprawić mu tyle rozkoszy, ile sama doznała. 

Przez kilka chwil pozwolił jej buszować po swym ciele, aż poczuł, że nie wytrzyma 

dłużej   pulsującego   wewnątrz   dreszczu,   i   zatrzymał   się   tuż   przed   krawędzią   przepaści. 
Delikatnie ujął jej nadgarstki i znów złożył ramiona nad głową. Patrzyła niecierpliwie, jak 
wstał, by zrzucić resztę ubrania. Zachwycała się wspaniałą sylwetką, oświetloną padającym z 
sąsiedniego   pokoju   snopem   światła.   Był   bez   wątpienia   najbliższym   ideału   okazem 
mężczyzny, jakiego kiedykolwiek widziała. I cały należał do niej. Przynajmniej w tę jedną 
noc. 

W tym momencie poczuła króciutkie ukłucie niepewności, lecz szybko odegnała tę myśl. 

Wiedziała,   co   robi.   Była   przecież   dorosła.   Wolno   jej   było   spędzić   tę   noc   z   Ramseyem, 
chociaż raz w życiu poczuć się kobietą. Jutro wrócą do Ardmore, do codziennego życia, i 
wtedy może dotrzymać umowy zawartej z ojcem. W końcu nie była już głupiutką nastolatką. 
Dobrze wiedziała, jakim mężczyzną jest Ramsey i nie żywiła żadnych złudzeń, że mógłby 

background image

pragnąć od niej więcej niż to, co sam chciał dać. Łatwo jej przyszło przekonać samą siebie, że 
ta jedna noc w zupełności jej wystarczy. 

– Ciebie – odpowiedział na pytanie, o którym zdążyła już zapomnieć. – Ciebie chcę, 

Alexis. 

Otworzyła szeroko ramiona, a Ramsey położył się u jej boku. Myślała tylko o nim i czuła 

tylko jego dotyk. Splątali się w uścisku, pieszczotach, pocałunkach. Trwało to wieki, aż się 
połączyli. Ramsey posiadł ją głębokim, mocnym pchnięciem, po którym przyszło następne, i 
następne, i jeszcze następne... 

Kiedy myślała,  że nie można  już czuć  niczego  więcej, że niczego więcej  wprost nie 

zniesie, że dalej  jest już tylko  ból, zadrżała  od nieoczekiwanej  pieszczoty.  Dopiero teraz 
zrozumiała, że właściwie po raz pierwszy jest z mężczyzną... 

Leżeli potem nieruchomo w ciszy i mroku. Kołysała do snu jego głowę, leżącą na jej 

piersiach, a on słuchał bicia jej serca. Spokojnym, równym oddechem przyjemnie ogrzewał 
jej skórę. Czuła się syta, pełna, usatysfakcjonowana. I kochana. Jak nigdy dotąd. Spojrzała na 
mężczyznę, który spał w jej ramionach. Kochała jego siłę i uwielbiała jego delikatność tak 
bardzo, że aż nie mogła powstrzymać łez, które stanęły jej w oczach. 

Sądziła   przedtem,   że   jedna   spędzona   z   nim   noc   pozwoli   jej   odejść   z   poczuciem 

satysfakcji   skażonej   śladem   melancholii.   Lecz   zamiast   pozbyć   się   go   ze   swej   duszy, 
pozwoliła mu wniknąć w nią głębiej, w najintymniejsze jej zakamarki. Nikt jeszcze nie dotarł 
tu   przed   nim   i   wiedziała,   że   już   tu   zostanie.   Nie   będzie   nawet   odrobiny   miejsca   dla 
kogokolwiek innego. Zawsze będzie go kochać. Nie było to najwłaściwsze odkrycie w tej 
sytuacji. Nieważne, kogo ojciec uzna za godnego jej ręki, nigdy, przenigdy go nie pokocha. 

Nad ranem, gdy jeszcze noc nie podniosła zasłony ciemności, Alexis otworzyła oczy w 

najsłodszej pobudce swego życia. Leżała nago na brzuchu pod przykryciem cieplejszym od 
kołdry, pod Ramseyem. Czuła miłe łechtanie jego warg na swym ramieniu. Właśnie rozpoczął 
wędrówkę końcem języka w dół jej kręgosłupa, czym sprawił jej niemałą przyjemność. 

Muskał   palcami   jej   długie   nogi,   łaskotał   leciutko,   po   czym   rozsunął,   torując   drogę 

językowi,   którym   sięgał   tam,   gdzie   nie   pozwoliła   sięgnąć   żadnemu   innemu   mężczyźnie. 
Wstrząsnął nią dreszcz rozkoszy i bezwiednie uniosła biodra. Niemal natychmiast poczuła 
siłę, z jaką znów przylgnął do najintymniejszych części jej ciała. Wszedł w nią i oszołomił 
zmysły. Jego ręce odnalazły ciasne przejście miedzy prześcieradłem a jej brzuchem i sięgnęły 
piersi. Pulsował w jej wnętrzu głębiej i głębiej, aż zdało się jej, że stopią się w jedno. 

Zawiódł ją na skraj rozedrganej, zmysłowej rozkoszy, i nie panowała już nad emocjami. 
– Kocham cię, Ramsey – szept wyrwał się z jej ust. – Kocham. 
– Nie, Alexis – zdawało jej się, że słyszy jego głos. – Nie kochaj mnie, bo nie będę mógł 

tego odwzajemnić. 

Słowa  dotarły  do  niej  jak  przez   mgłę   tak  gęstą,   że  nie   była  pewna,  czy  w   ogóle  je 

usłyszała. Wtem nagły błysk poraził jej zmysły. Z wolna wracała jej świadomość, a odebrane 
słowa zaczęły wsiąkać w jej duszę. Znów była sama. 

– Alexis?

background image

Odwróciła głowę i ujrzała jego przystojną twarz, pełną radości po spełnionym miłosnym 

akcie. Nie, nie miłosnym, poprawiła się w myśli. Przed chwilą sam jej powiedział, że to nie 
miłość. Dla niej było to nadal coś niezwykłego, coś pięknego. To było coś, co zachowa w 
sercu do końca swoich dni. Pogłaskała dłonią jego szorstki policzek i ze smutnym uśmiechem 
przymknęła oczy. Jutro pomyśli o tym, dzisiaj będzie tylko czuć. 

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Ramseyowi nie zdarzyło się jeszcze obudzić u boku kogoś, z kim spędzał noc. Była to 

jedna z niepisanych zasad, które przyjął dawno, i których przestrzegał za wszelką cenę. Kiedy 
był u kobiety, wychodził przed świtem, zaś kiedy dama zostawała u niego, subtelnie, choć 
jednoznacznie dawał jej do zrozumienia, że nad ranem przestanie być mile widziana. Gdy 
wiec obudził się w poniedziałkowy ranek, szczęśliwy i pogodny, wręcz osłupiał na widok 
Alexis pogrążonej we śnie. 

Jak, do cholery, to się stało? – zaczął się zastanawiać, czując przenikliwy lęk. Czemu nie 

wstał w środku nocy i nie wrócił do swego łóżka? Nigdy, przenigdy nie zasypiał po akcie 
miłości, nawet gdy wraz z partnerką decydowali się na powtórkę. A dziś słońce stało wysoko 
na niebie i zegarek leżący na nocnej szafce wskazywał dziewiątą. Przespał całą noc z Alexis, 
jakby znali się od lat, i od lat co noc ze sobą sypiali. 

I wtedy wpadł w panikę. 
– Ramsey?
Głos należał do Alexis, lecz był inny niż zwykle, niewyraźny i zaspany. Wypowiedziane 

słowo brzmiało raczej jak erotyczne zaklęcie niż jak jego imię. Przez mgnienie oka zapragnął 
kochać się z nią cały dzień, aż do wieczora, i jutro, i pojutrze, i zawsze... 

Zebrał się w garść i wytłumaczył sobie, że nie jest już niedoświadczonym nastolatkiem. 

To był zwykły ranek, taki jak wszystkie, i leżąca obok kobieta była zwykłą kobietą, taką jak 
wszystkie. Musi zdobyć się na wysiłek, by się jej pozbyć, uświadomił sobie brutalną prawdę. 
Cóż, miłość zawsze była próbą sił, nieprawdaż? Twarde postanowienie zaczęło upadać, gdy 
Alexis obróciła się ku niemu, układając ręce nad głową. Zsunięta kołdra odsłaniała jej piersi i 
długą,  zgrabną,  wyprostowaną   nogę.  Jej   ciało   było  ciepłe  i   zaróżowione   od  całonocnego 
kontaktu z jego ciałem, a twarz wydawała się jeszcze piękniejsza niż zwykle, choć mógłby 
przysiąc,  że to niemożliwe.  Uśmiechnęła  się do niego, a jej uśmiech  pełen  był  radości i 
zadowolenia. Miękkim wnętrzem dłoni okryła jego policzek. 

– Dzień dobry – przywitała go łagodnie. 
Kiedy postanowił zostać jej kochankiem, długo i na wiele sposobów przygotowywał się 

do   tego   poranka,   który   rozświetli   ich   wspólną   noc.   Mógł   być   rozczarowany,   gdyby   nie 
spełniła jego oczekiwań, zachwycony, gdyby je przekroczyła, pełen nadziei, gdyby zechciała 
spotkać   się   z   nim   znowu   i   smutny,   gdyby   ich   pierwszy   raz   okazał   się   ostatnim.   Nie 
przygotował   się   tylko   do   tego,   co   właśnie   czuł.   Do   poczucia   niezaprzeczalnej, 
niewyobrażalnej winy. 

Patrzył w jej oczy i widział w nich uwielbienie zmieszane z pożądaniem. Serce w nim 

zamarło. Dobry Boże, ona się w nim zakochała. Nagle zrozumiał, co się dzieje. Nie, nie mógł 
do tego dopuścić. To się nigdy nie uda. Nie chciał, żeby cokolwiek do niego czuła. Jasna 
cholera, na tym miał polegać cały urok. Mieli spędzić cudowny wieczór i rozstać się. Przecież 
zupełnie do siebie nie pasowali. 

Mam rację? – spytał sam siebie. Taki był plan? No tak, czyż nie stawiał jasno sprawy od 

background image

początku? Chodziło o to, żeby się zabawić. Alexis wiedziała, w co się z nim pakuje. Więc 
czemu   było   mu   głupio,   czemu   było   mu   wstyd?   Właśnie   dlatego,   że   była   tak   naiwna   i 
łatwowierna, a on ją oszukał. Dlatego, że zwabił ją do łóżka, jak samolubny Don Juan nie 
panujący nad swym popędem. I dlatego, że nocą usłyszał jej wyznanie. 

– Ramsey?
Znów ten głos. Nie mógł już tego znieść. Jeszcze nie wiedział, co się stanie, lecz był 

pewien, że musi wydostać się z jej pokoju. Natychmiast. Zachował się jak szczur w pułapce. 
Z niesmakiem skojarzył, że zasłużył na podłe miano szczura. Chwycił jej dłoń, oderwał od 
swego policzka i położył na prześcieradle, jak najdalej od swego ciała. Zmusił się, by nadać 
spojrzeniu zimny, obojętny i obcy wyraz. W jej oczach znalazł potwierdzenie tego, że trud nie 
poszedł na marne. 

– Jak ci się podobało? – rzucił bezceremonialnie, tłumiąc w głosie najmniejszy ślad burzy 

targającej jego wnętrzem. 

Nie była pewna, co się stało, czemu nagle Ramsey był taki zły, lecz czuła, że dzieje się 

coś niedobrego. Skryła nogę pod kołdrą i przykryła się po szyję. Poczuła się niezręcznie, 
leżąc przy nim w łóżku. 

Czego spodziewała się rano? – spytała samą siebie. Że zbudzą się razem, tak jakby było 

to najnormalniejsze pod słońcem? Że będą się cieszyć i kochać znowu? Że uczczą ten dzień 
szampanem na tarasie, zanim razem powrócą do Ardmore?

Być może jej wyobrażenia były tylko owocem rozpalonej wspólną nocą wyobraźni, lecz 

na pewno nie spodziewała się odrzucenia. Nawet wcześniej, wtedy gdy boczyli się na siebie, 
była między nimi jakaś więź, coś ciągnęło ich ku sobie. Teraz w spojrzeniu Ramseya nie 
tylko zabrakło wątłej nici porozumienia, była wręcz odraza. 

– Czy coś się stało? – dociekała ostrożnie. Wstał z łóżka, wyraźnie nieświadomy własnej 

nagości, i zbierał ubranie porozrzucane po pokoju. Raczył odpowiedzieć na jej pytanie. Nadał 
słowom taki ton, jakby jej los zupełnie przestał go obchodzić. 

– Złego? Skądże, nie. Byłaś wspaniała w nocy. Lepsza, niż się spodziewałem. 
Jego   słowa   ukłuły   serce   Alexis   niczym   długie   sople   lodu,   lecz   zanim   zdążyła 

powstrzymać go od dalszych komentarzy, dokończył myśl, która do reszty ją zmroziła. 

–   Sądziłem,   że   w   łóżku   będziesz   spięta.   Wiesz,   niechętna   do   wypróbowania   czegoś 

nowego. A ty zaskoczyłaś mnie zupełnym brakiem zahamowań. Powiedziałbym nawet, że ta 
noc plasuje się w mojej pierwszej piątce... 

– Ramsey, proszę... – przerwała Alexis. Czuła, że trzęsie się ze złości i płonie ze wstydu. 

Nie  rozumiała,   na  czym   polega   jego  gra.   Nie  wiedziała   nawet,  czy  to  w   ogóle  jest   gra. 
Jednego była pewna: człowiek przebywający w jej pokoju nie był tym samym człowiekiem, 
w którym się zakochała. 

– Proszę cię... nie rób mi tego. 
Prośba szarpnęła czułą strunę jego duszy. Był równie zdegustowany swymi słowami, jak 

ona była nimi dotknięta. Nie wiedział, co robić. Nigdy przedtem nie czuł do nikogo tego, co 
czuł teraz do Alexis. Był tym przerażony do szpiku kości. 

– Czego mam nie robić? – zapytał, udając zdziwienie. 

background image

– Nie mów tak, jakbym była kolejną... kolejną pozycją na liście członkowskiej twojego 

fanklubu – odcięła mu się. 

Ciekawe, czy on tak naprawdę uważa? – zastanawiała się. Czy rzeczywiście była tylko 

nowym nabytkiem jego kolekcji, kolejną zdobyczą? Nagle poczuła mdłości. Była taka chwila, 
gdy szczerze wierzyła w to, że Ramsey Walker jest zdolny ją pokochać. Snuła nawet nie 
sprecyzowane bliżej plany wspólnej przyszłości. Mimo dzielących ich różnic w poglądach i w 
stylu  życia, zaczęła wierzyć,  że powstała między nimi znacząca, choć nieokreślona więź, 
zdolna utrzymać ich razem. 

Ramsey rzucił jej krótkie spojrzenie, gdy wkładał koszulę. Potem skupił całą uwagę na 

starannym zapięciu guzików. 

– Alexis, posłuchaj – zaczął z wyraźną  nonszalancją. – Nikt z nas nie zaprzeczy,  że 

byliśmy   siebie   ciekawi   od   dnia,   w   którym   się   wprowadziłem,   nieprawdaż?   To   całkiem 
naturalne, że dwoje zupełnie obcych ludzi czuje do siebie pociąg fizyczny.  To się często 
zdarza.   Ty   imponowałaś   mi   przynależnością   do   niedostępnego   dla   mnie   świata.   Świata 
zamożności,   dostatku,   elegancji,   wybrednego   gustu.   Ja   dla   ciebie   byłem   kompanem   do 
spaceru mroczną stroną życia. Cóż, teraz każde z nas już wie, jak smakuje życie tam, gdzie 
nas nie ma. Mam nadzieję, że twój kawałek smakował ci tak bardzo, jak mnie. Myślę, że teraz 
pora powrócić na właściwe miejsca. W końcu oboje zaspokoiliśmy już ciekawość. Chyba 
rozumiesz, co mam na myśli, prawda?

Nic nie rozumiała. Wiedziała tylko tyle, że mylił się głęboko w ocenie jej uczuć. Być 

może na początku rzeczywiście zaciekawiło ją to, że tak bardzo różni się od znanych jej do tej 
pory mężczyzn, lecz na pewno nie poszła z nim do łóżka z ciekawości. Zrobiła to, bo go 
kochała. Bo miała cień nadziei, że może on ją pokocha. 

W   jak   wielkim   była   błędzie,   wyrzucała   sobie.   Nie   powinna   wdawać   się   z   nim   w 

jakikolwiek   związek.   Czyż   w   głębi   duszy   nie   spodziewała   się   takiego   zakończenia?   Był 
pisarzem, upomniała się, człowiekiem o artystycznych skłonnościach. Czyż nie dostała już 
raz nauczki, jak płochą, samolubną i nieobliczalną naturę mają artyści? Czyż ta lekcja nie 
powtórzyła się kolejny raz, i jeszcze kolejny? Teraz mogła jeszcze dodać do listy życiowych 
pomyłek  grafomańskiego  pismaka,  który pewnie lada dzień wyruszy w Himalaje z grupą 
nawiedzonych obszarpańców. 

Czy rzeczywiście wyznała mu miłość tej nocy? Nie, nie mogła tego zrobić. Winna była 

pamiętać to, co ojciec mówił jej o artystach. Powinna bardziej ufać jemu niż własnej opinii. 
No   tak,   teraz   mogła   już   tylko   umieścić   Ramseya   Walkera   pośród   innych   „nauczycieli”, 
których nie szczędził jej los. Lepiej jej będzie bez niego. 

Ramsey widział na jej twarzy grę targających  nią uczuć: żal, wściekłość, zwątpienie. 

Czuł, że serce mu się kraje. Tak będzie lepiej, wmawiał sobie. Nie chciał rujnować życia 
kobiecie, zwłaszcza takiej jak Alexis. I tylko po to, by ją uchronić, zachowywał się tak, jakby 
go nie obchodziła. 

– Lepiej już wstań i ubierz się, jeśli chcesz wrócić ze mną do Ardmore. Muszę być w 

domu przed południem. Wieczorem mam randkę – skłamał. 

Kłamstwem osiągnął swój cel. Z jej szeroko otwartych oczu wyzierał ogromny ból i żal. 

background image

Podciągnęła kołdrę prawie po uszy, jakby w ten sposób chciała uchronić się od dalszych 
przykrości   z   jego   strony.   Był   o   włos   od   załamania.   Miał   ochotę   klęknąć   przy   łóżku, 
przeprosić ją i przyznać się do kłamstwa. Lecz zanim słabość wzięła nad nim górę, Alexis 
ulżyła mu, odrzucając jego propozycję. 

–   W   porządku   –   odparła.   Jej   głos   zabrzmiał   bezdźwięcznym   echem   w   gęstej   ciszy 

wypełniającej pokój. – Wrócę pociągiem. 

– Alexis... 
–   Naprawdę   –   potwierdziła   bez   przekonania.   Jej   wzrok   był   przeraźliwie   pusty.   – 

Chciałabym przejść się trochę plażą, może wpadnę do paru sklepów. Rzadko bywam nad 
morzem. Niech i ja skorzystam z okazji. 

Jej słowa były jak policzek. A więc Alexis też potrafiła użądlić, pomyślał. Cóż, przecież 

już wcześniej o tym wiedział. Zresztą, to była jedna z wielu rzeczy, które w niej kochał. 

Nagle zmarszczył czoło, zafrasowany pojawieniem się tego słowa w swoich myślach. 

Kochanie nie miało tu nic do rzeczy, zapewniał siebie samego. Za parę dni wszystko wróci do 
normy. Alexis Carlisle była po prostu kobietą, taką jak inne, które poznał w swoim życiu. No 
dobrze, inną od pozostałych, tym niemniej kobietą. Lepiej mu będzie bez niej. 

Alexis jest tylko kobietą, będzie mi lepiej bez niej, powtarzał sobie przez całą drogę do 

Ardmore. Powtarzał te słowa w kółko przez dwie długie godziny, aż stały się zaklęciem. 
Tylko kobietą. Lepiej bez niej. Kiedy zatrzymał samochód przed domem, prawie wierzył w 
to, co mówił. 

Przez resztę dnia odganiał troskę i ciekawość, czemu jeszcze nie wróciła. Wmawiał sobie, 

że nie obchodzi go, gdzie ona jest. Przecież miał milion innych zmartwień. Czekało go tyle 
telefonów, tyle listów, tyle spraw do załatwienia. Jasne... milion spraw. 

Zachodził w głowę, gdzie ona jest i co porabia. 

– No, wreszcie oprzytomniałaś. 
Patrzyła na ojca, siedząc w skórzanym fotelu w jego pracowni. Czuła się tak, jakby znów 

była  małą dziewczynką, lecz starała się tego nie okazywać. Targały nią wątpliwości, czy 
przyjazd do domu nie był dużym błędem. Leland Carlisle był człowiekiem wielkiego formatu, 
w   każdej   dziedzinie   swej   aktywności.   Był   twórcą   i   zarządcą   jednej   z   największych   we 
Wspólnocie   Brytyjskiej   i   najprężniej   działającej   sieci   filantropijnej   –   Fundacji   Carlisle, 
honorowym   wykładowcą   wielu   lokalnych   uniwersytetów,   członkiem   rad   najlepszych 
okolicznych   muzeów,   przewodniczącym   Turystyczno-Żeglarskiego   Klubu 
Południowowschodniej Pensylwanii,  kapitanem drużyny  polo, która dzierżyła  mistrzowski 
tytuł nieprzerwanie przez czternaście lat. Zaś Alexis najbardziej onieśmielał rolą ojca. 

Był wysokim mężczyzną, szczupłym, wysportowanym i, odkąd tylko pamiętała, siwym. 

Lubił, gdy sprawy szły po jego myśli, uwielbiał być u steru. Z pewnością tym przymiotom 
zawdzięczał swe życiowe sukcesy. Nikt nie mógł go pokonać. Szaleństwem byłoby namawiać 
go do czegoś, na co nie miał ochoty. Dorastanie w domu, w którym ojciec zawsze miał rację, i 
w   dodatku   zawsze   stawiał   na   swoim,   wywołało   u   całego   rodzeństwa   Carlisle   głęboko 
zakorzenioną potrzebę dogadzania seniorowi. Nie z miłości do niego, lecz ze strachu. 

background image

– Nie nazwałabym tego oprzytomnieniem – odparła Alexis. – Po prostu chcę wywiązać 

się z naszej umowy. 

Leland przyglądał się córce badawczo. 
– Cóż cię skłoniło do zmiany decyzji? Co z tym okropnym typem, jak mu tam, Ethanem?
– Evanem – poprawiła odruchowo. To były jego stare sztuczki. – Evanem Warminsterem. 
– Nieważne, jak temu draniowi bez charakteru. 
– Tatusiu... 
– Dobrze, skończmy z tym. Co się z nim stało? Odchrząknęła. 
– On... – nie mogła powiedzieć ojcu otwarcie, jakim idiotą okazał się Evan. Nie zniosłaby 

kolejnej litanii pod hasłem „a nie mówiłem!”. 

– Evan... przyjął ofertę pracy na Zachodnim Wybrzeżu. 
– A ty nie chciałaś z nim wyjechać – odparł kiwając głową – bo zobaczyłaś, jaki z niego 

drań bez... 

– Nie  chcę wyjeżdżać  z Pensylwanii  – ucięła  krótko. – Nie chcę  żyć  tak daleko  od 

rodziny. – Akurat w tym momencie ten pomysł wydał się jej wspaniały. 

– Cóż, ja już wybrałem odpowiednią partię dla ciebie – zakomunikował, wstając z bogato 

rzeźbionego fotela stojącego za masywnym, mahoniowym biurkiem. 

– Już to zrobiłeś? – nie mogła ukryć zaskoczenia. – A skąd wiedziałeś, że nie wyjdzie mi 

z Evanem?

– Lexie, dobrze wiesz, skąd. 
Ponieważ miał go za drania bez charakteru, dokończyła w myśli. 
–   Robert   Brewster   –   oznajmił   wprost.   –   Przypuszczam,   że   spotkaliście   się   na 

świątecznym   przyjęciu   fundacji   w   zeszłym   roku.   Wygląda   nieźle,   jest   w   twoim   wieku. 
Uważam, że świetnie orientuje się we wszystkich aktualnych sprawach dotyczących działania 
fundacji. I jest lojalnym, godnym zaufania pracownikiem. 

I pewnie zdolnym utopić własną babcię w łyżce wody w zamian za obietnicę kariery, 

dodała w duchu. Rzeczywiście był przystojnym mężczyzną, starszym od niej o rok. Spędziła 
z   nim   sporą   część   świątecznego   przyjęcia,   głównie   na   opędzaniu   się   od   jego   natrętnych 
awansów. Robert Brewster byłby bez wątpienia oddanym i dbającym o nią mężem. Może nie 
tyle z miłości, co z obawy, by nie uczynić niczego, co mogłoby zagrozić jego pozycji w 
fundacji. 

– Tato, ja go właściwie nie znam... 
– Nonsens – przerwał. – To idealny typ. Ślub będzie we wrześniu. Już zarezerwowałem 

klub na przyjęcie weselne. 

– Czy Robert o tym wie? – spytała ozięble. Ojciec spojrzał na nią ze zgorszeniem. 
– Ależ oczywiście, dałem mu obietnicę w zeszłym miesiącu, tuż po jego awansie. 
Więc to tak, pomyślała Alexis. Nic dziwnego, że tak bardzo przykładał się do pracy, miał 

motywację. Nie ma to jak przynęta w postaci apetycznej córeczki szefa. 

– Wiesz, tato, im więcej o tym myślę, tym bardziej... 
– Zawsze miałaś z tym kłopoty, Lexie. Za dużo myślisz. Idź teraz przywitać się z matką. 

Chyba nie wie, że przyjechałaś. 

background image

Audiencja  skończona.   Wstała   ociągając   się  i  ruszyła   odnaleźć  matkę  w  zakamarkach 

olbrzymiego domu. Spodziewała się, że znajdzie ją we wschodnim skrzydle, w oranżerii. 
Ciągle nie mogła uwierzyć, że jeszcze rano przemierzała brudny deptak w Atlantic City. Był 
to świat tak odległy od jej domu rodzinnego, jak Pluton odległy był od Ziemi. Po odjeździe 
Ramseya wsiadła w ekspres do Filadelfii. Drogę z dworca kolejowego do Ardmore szybko 
pokonała wahadłowo kursującym po tej trasie mikrobusem. 

Czuła się jak złodziejka, gdy po cichu weszła do swego mieszkania i zaczęła szykować do 

nowej podróży, tym razem do domu rodziców na przedmieściach Pittsburgha. Nie chciała, by 
Ramsey  dowiedział   się,  że  wróciła.  Nieprzerwany  stukot  maszyny   do  pisania   zdawał  się 
potwierdzać jej nadzieję. Było jednak bardziej prawdopodobne, że po prostu nie dbał o to, czy 
wróciła. Złodziejka, pomyślała z goryczą. Jakby to ona ukradła cokolwiek. To przecież on 
skradł jej godność, szacunek do samej siebie, jej serce. 

Wiedziała, że w żaden sposób nie zdoła wymazać z pamięci tego, co stało się w Atlantic 

City,   że   wspomnienie   tamtej   nocy   będzie   ją   prześladowało   do   końca   życia.   Usiłowała 
przekonać samą siebie, że chłód i ból, które wdarły się w jej duszę, z czasem znikną. Że 
nadejdzie   taka   chwila,   gdy   z   rozrzewnieniem   wspomni   wspólnie   spędzone   chwile.   Lecz 
zanim   to   nastąpi,   będzie   musiała   pozbierać   się   i   brnąć   przez   szare   dni   pełne   zwykłych 
obowiązków. 

Zanim   dojechała  do  domu,   myślała,   że  lepiej   będzie   spędzić   życie   u  czyjegoś   boku. 

Nawet z kimś wybranym przez jej ojca. Lecz po rozmowie z Lelandem zrozumiała, że to 
pomysł staroświecki i okrutny. Przecież prawie nie znała Roberta Brewstera. Z drugiej zaś 
strony, czyż  to nie było lepsze rozwiązanie niż samotność? Może kiedyś  go pokocha. W 
końcu gorsze  rzeczy  zdarzały się już na świecie. Marzyła o tym, by móc zostać w domu 
rodziców na zawsze. By ukryć się przed błędami, które popełniła w przeszłości i tymi, które 
na nią jeszcze czyhały. Wszystko wydawało się lepsze niż ponowne spotkanie z Ramseyem. 
Nie mogłaby znieść codziennych kontaktów wiedząc o tym, co do niej czuje. Jego słowa 
wypowiedziane poprzedniej nocy będą brzmiały w jej uszach jeszcze bardzo długo: „Nie będę 
mógł odwzajemnić twojej miłości”. Pewnie powiedział tak dlatego, że nie była taką kobietą, 
jaką   mógłby   pokochać.   Alexis   nie   wątpiła   w   to,   że   Ramsey   był   zdolny   do   miłości. 
Wyczuwała to nieraz, gdy opowiadał o rodzinie lub mówił o swojej pasji – pisaniu. Widziała 
tę dziwną iskierkę w jego oczach i łudziła się marzeniem, że była jej przyczyną. Nie, jedynym 
powodem, dla którego nie mógł jej pokochać, było to, że uważał ją za nieodpowiednią dla 
siebie kobietę. Była  dla niego wyzwaniem.  Nigdy nie krył  się z tym,  że pragnie jedynie 
krótkiego romansu, a kiedy zdobył to, co chciał, przestała go interesować. Mógł teraz wrócić 
do tych kobiet, z którymi miał więcej wspólnego, pomyślała. To był ciężar nie do zniesienia. 

– Mamo? – zawołała wchodząc do oranżerii. 
–  Alexis!   –  odpowiedziała  Isobel  radośnie.   –  Co  za  wspaniała  niespodzianka!   Kiedy 

przyjechałaś? Dlaczego nie uprzedziłaś nas o wizycie?

Alexis   poczuła,   jak   ogarnia   ją   ciepło,   które   utraciła   dzisiejszego   ranka,   opuszczając 

ramiona Ramseya. Uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami. Matka wciąż ją zadziwiała. Nie 
mogła zrozumieć, jakim sposobem Isobel Carlisle zdołała wychować pięcioro niesfornych 

background image

dzieci   na   porządnych   ludzi   i   pozostać   dystyngowaną   damą.   Wiotka,   wysoka,   z   włosami 
przyprószonymi szronem siwizny, acz modnie przyciętymi, śmiało mogła uchodzić za starszą 
siostrę Alexis. Ubrana w prostą tweedową spódnicę i szary sweter, pasowała do tej olbrzymiej 
sali   z   oknami   od   sufitu   do   podłogi,   doniczkowymi   roślinami   i   meblami   pokrytymi 
jasnozielonym pluszem. 

– Dzień dobry, mamo. Przyjechałam samochodem z Ardmore dziś rano. 
– To strasznie daleka podróż jak na tak krótką wizytę – stwierdziła Isobel i podeszła do 

córki, by ją uściskać. – Dlaczego nie przyjechałaś pociągiem?

Alexis objęła matkę. 
– Miałam nastrój i ochotę na dłuższą przejażdżkę. Isobel spojrzała znacząco na córkę i 

poprowadziła w stronę wygodnej kanapy na środku pokoju. 

– Co się stało tym razem?
Alexis   z   wdzięcznością   poddała   się   troskliwej   opiece   matki.   Miała   ogromną   ochotę 

rozpłakać   się,   wyrzucić   z   siebie   wszystkie   problemy,   cały   smutek,   który   ciążył   jej   od 
dwunastu godzin. Zamiast to uczynić, wzięła głęboki oddech i upomniała się w myśli, że duże 
dziewczynki nie płaczą. Oparła łokcie na kolanach i skryła twarz w dłoniach. 

– Mamo, czy kochałaś tatę, kiedy wychodziłaś za niego? – zapytała po chwili. 
Jeżeli   pytanie   to   zaskoczyło   Isobel,   to   nie   pokazała   tego   po   sobie.   Objęła   córkę 

ramieniem   i   przytuliła   delikatnie.   Spojrzała   głęboko   w   ciemnobrązowe   oczy,   które 
odziedziczyły po niej wszystkie jej dzieci, i powoli skinęła głową. 

– Tak, bardzo go kochałam. Nadal kocham. Mimo że lubi się przechwalać, wtrącać w 

wasze życie i ma bzika na punkcie polo – dorzuciła z lekkim uśmiechem. 

Żałosny grymas przebiegł twarz Alexis. 
– Co sądzisz o Robercie Brewsterze? – zapytała. Isobel zastanowiła się nad odpowiedzią, 

nie okazując zdziwienia z powodu nagłej zmiany tematu. 

– Robi dużo dobrego dla fundacji. Jest jednak lizusem,  jako człowiek nie bardzo mi 

odpowiada. Dlaczego pytasz?

– Tatuś sądzi, że będzie dla mnie dobrym mężem. Na twarzy Isobel pojawił się wyraz 

zrozumienia. 

– Aha, o to chodzi? O ten bzdurny układ, który zawarłaś z ojcem w zeszłym roku. 
– Uważałaś, że był bzdurny? – zapytała Alexis szczerze zdziwiona. 
Matka była świadkiem jej rozmowy z ojcem na temat wyjazdu do Filadelfii. Słyszała 

warunek stawiany przez niego. Nie odezwała sie wtedy ani słowem, a Alexis sądziła, że jej 
milczenie jest oznaką zgody na wymuszoną umowę. 

– Oczywiście, że tak – odparła stanowczo Isobel. 
– Powiedziałam twemu ojcu, że rozwiodę się z nim, jeżeli zażąda od ciebie dotrzymania 

obietnicy. Jakież to staroświeckie. 

Alexis zamyśliła się. Czyż Ramsey nie powiedział dokładnie tego samego? Od niego nie 

mogła oczekiwać zrozumienia, ale matka powinna łatwo wczuć się w jej położenie. 

–   Przecież   nie   poznałam   mężczyzny,   którego   chciałabym   poślubić   –   rzuciła   bez 

przekonania, a w duchu dodała: I takiego, który chciałby mnie za żonę. 

background image

– Obiecałam tatusiowi... 
–   Aleris,   kochanie,   wiele   osób   nie   znalazło   dla   siebie   odpowiedniego   partnera.   Nie 

oznacza to, że mają poślubić pierwszą lepszą osobę, która się nawinie. Ani tę, którą wybiorą 
im ojcowie – dorzuciła znacząco Isobel. 

– Tak, ale... 
– Czy nie zdajesz sobie sprawy z tego, jaka byłabyś  nieszczęśliwa, gdybyś  poślubiła 

kogoś, kogo nie kochasz? – spytała matka łagodnie. 

Alexis milcząco przyglądała się Isobel i rozważała jej słowa. 
– Samotność ma różne oblicza. Przebywanie z kimś, kogo się nie kocha, jest stokrotnie 

gorsze od samotności. Kiedy jesteś sama, przynajmniej odpowiada ci towarzystwo, prawda?

– Raczej tak... 
– Domyślam się, że jest chyba ktoś, kim się interesujesz. Mam rację?
Widocznie jakiś hormon, pomyślała Alexis, powstaje w organizmie kobiet w czasie ciąży 

i potem pozwala matkom odczytywać myśli swoich dzieci. 

– Prawdę mówiąc – przyznała Alexis – poznałam ostatnio człowieka, którego... którego 

bardzo lubię. 

– Nie rozumiem, czemu zatem przejechałaś taki szmat drogi po to, żeby spełnić bzdurne 

żądanie ojca?

Alexis spuściła głowę i utkwiła wzrok w splecionych dłoniach. 
– Ponieważ ten, którego chcę, nie chce mnie – odparła cicho. 
– Musi być więc ślepym egocentrykiem – żachnęła się Isobel. 
Alexis spojrzała matce w oczy i uśmiechnęła się. 
– No, może jest odrobinę egocentryczny – zawahała się przed ujawnieniem następnej 

rewelacji. – On jest także... on jest pisarzem. 

– I... ? – matka czekała na dalszy ciąg, okazując całkowite niezrozumienie dla rozterek 

Alexis. 

– Wiesz przecież, że nigdy nie miałam szczęścia do artystów, z którymi się spotykałam. 
– Kochanie – powiedziała matka z pobłażliwym uśmiechem. – Nie przypominam sobie, 

byś kiedykolwiek spotykała się z prawdziwym artystą. To byli bufoni, pozerzy i pijawki, z 
których tyle można wycisnąć talentu, co wody z kamienia. 

– Mamo!
– Nie zgodzisz się ze mną?
Alexis chciała unieść się oburzeniem, zaprzeczyć  słowom matki, przytoczyć rzeczowe 

argumenty na swą obronę. Po chwili namysłu jednak skapitulowała. 

– Nie, chyba nie. 
Już   bez   zaskoczenia   przyznała   rację   Ramseyowi.   Zawsze   wybierała   najdziwniejszych 

facetów,   gdyż   wiedziała,   iż   dotknie   tym   ojca   do   żywego.   Już   od   pierwszej   randki 
instynktownie   wyławiała   najoryginalniejszych,   najmniej   odpowiednich   mężczyzn,   by 
przedstawić ich w domu. Wyraz twarzy Isobel świadczył wyraźnie, że Alexis zdołała oszukać 
tylko ojca i siebie. Dziewczyna westchnęła głośno i roześmiała się. Niestety, nie był to śmiech 
szczęścia   ani   nawet   zadowolenia.   Może   tak   śmiał   się   Romeo,   gdy   zbyt   późno   odkrył 

background image

oszustwo,   jakie   zgotował   mu   los.  Alexis   bez   udziału   losu  zrozumiała,   że   oszukała   samą 
siebie. 

Zamilkła i nerwowo poprawiła włosy. 
– Czy mogę zostać tu parę dni? – spytała. Czuła, że potrzebuje odrobiny spokoju przed 

spotkaniem z Ramseyem Walkerem. 

– Tak, pod warunkiem, że odpowiesz mi na dwa pytania – odparła matka. 
– Jakie?
– Po pierwsze, czy młody człowiek, który ci się podoba, wie, co do niego czujesz?
– Tak – Alexis potwierdziła ze smutkiem. – Niestety, wyrwało mi się, że go kocham. 
Isobel   kiwnęła   głową.   Dobrze   znała   swą   córkę   i   potrafiła   zrozumieć   więcej   z 

przemilczanych słów niż z wypowiedzianych. 

– A drugie pytanie? – zapytała Alexis. 
–   Czy   naprawdę   zamierzasz   poślubić   Roberta   Brewstera   tylko   dlatego,   że   chce   tego 

ojciec?

– Nie – odpowiedziała bez chwili wahania. – Powiem mu o tym rano. Masz rację, mamo, 

lepiej być samą niż z kimś niekochanym. Nie byłabym szczęśliwa z nikim innym, tylko z 
Ramseyem.  Widzę, że będę  musiała przywyknąć do własnego towarzystwa, tylko ono mi 
pozostało. 

– Ramsey – powtórzyła Isobel. – To ładne, mocne imię. On może cię jeszcze zaskoczyć, 

kochanie. 

Alexis   uśmiechnęła   się   z   powątpiewaniem.   Wstała   i   ruszyła   w   stronę   schodów.   To 

prawda, Ramsey Walker kipiał niespodziankami. Tylko jedno, niestety, nigdy się nie zmieni, 
tego była pewna. Nigdy nie pokocha dziewczyny takiej jak ona, nigdy nie pokocha jej. Sam 
się do tego przyznał. Teraz ona będzie mieszkać tuż nad nim, żyć tak blisko niego i wiedzieć, 
że jest poza jej zasięgiem. Będzie się przyglądać, jak spotyka się z kolejnymi  kobietami, 
szukając jedynej, która da mu szczęście. Świadomość, że nie będzie tą wybraną, ściskała 
duszę Alexis tępym bólem. 

Może jednak po powrocie do Ardmore zacznie rozglądać się za nowym mieszkaniem. 

Jeśli ma być samotna do końca życia, lepiej zabrać się do tego porządnie. 

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Alexis została u rodziców do soboty. Gdy w poniedziałek zadzwoniła do biura fundacji, 

by nieśmiało  prosić  o dwa dodatkowe  wolne dni,  usłyszała,  że  może  wziąć choćby cały 
tydzień. Poczuła się dotknięta wiadomością, że doskonale dadzą sobie radę bez niej. 

Oznajmiła ojcu, że nie zamierza wyjść za Roberta Brewstera. Leland zdenerwował się i 

zapowiedział, że nie odwoła rezerwacji sali w klubie, gdyż później trudno będzie ją ponowić. 
Wrześniowe soboty szybko znajdują amatorów. Wierzył, że Aleus zmieni w końcu zdanie i 
ślub dojdzie do skutku. Córka jednoznacznie dała mu do zrozumienia, że to płonne nadzieje. 
Uprzedziła go, by nie czuł się rozczarowany, gdy ceremonię ślubną zaszczyci tylko dwóch 
gości: on i Robert Brewster. W końcu ruszyła z matką na zakupy do Pittsburgha. 

Przez całą drogę powrotną do Ardmore Alexis rozmyślała o swojej przyszłości. Dzięki 

rozmowie z matką spojrzała na wiele spraw z właściwej perspektywy. Dostrzegła mnóstwo 
szczegółów, których istnienie dotychczas ignorowała. Kochała Ramseya, to było jasne jak 
słońce.   Równie   jasne   było   to,   że   Ramsey   jej   nie   kochał.   Co   więcej,  szczycił   się   swoim 
niezaangażowaniem.   Taka   postawa   nie   rokowała   nadziei   na   stały   związek,   a   jedynie   na 
okazjonalne   spotkania   w   łóżku,   które   skończą   się   wtedy,   gdy   pryśnie   czar   zmysłów. 
Spotkania te z pewnością byłyby przyjemne, lecz Alexis szukała czegoś więcej. 

Nagle przypomniała sobie ich rozstanie w Atlantic City i zdała sobie sprawę, że Ramsey 

prawdopodobnie już znudził się zdobyczą. Teraz nawet na seks nie ma co liczyć. 

Mieszkanie, do którego wracała, wydało się jej puste. Oczywiście, w każdej chwili mogła 

tłumić samotność koncentrując uwagę na tym, co działo się piętro niżej. Mogła wsłuchiwać 
się w głęboki głos, kiedy nagrywał tekst na taśmę lub rozmawiał przez telefon. Stukot jego 
maszyny do pisania będzie nadal przeszkadzał jej w zaśnięciu, co zresztą miało i dobrą stronę. 
Od tygodnia dręczył ją w snach. 

Może powinna zafundować sobie jakiegoś zwierzaka? Był to pomysł, który rozważała już 

wcześniej. 

Przyjemnie byłoby wracać do domu i być witaną przez przyjaciela, nawet jeżeli będzie 

miał cztery łapy i ogon. Koty są miłe i dają się lubić, ale tak naprawdę nie potrzebują nikogo. 
A Alexis chciała się czuć potrzebna. Natomiast psy... psy potrafią dać kobiecie poczucie, że 
jest   królową   ich   świata.   Tak,   może   pies.   Ktoś,   z   kim   mogłaby   porozmawiać,   i   kto   nie 
wytykałby   jej   błędów.   To   podniosłoby   ją   na   duchu.   Pójdzie   do   schroniska   w   przyszłym 
tygodniu. 

Kiedy z okna samochodu dostrzegła znajome widoki, uśmiechnęła się po raz pierwszy od 

tygodnia.   Wracam   do   domu,   pomyślała.   Zawsze   przyjemnie   jest   wracać   do   tego,   co 
najbardziej się kocha i ceni. Odgoniła natrętną myśl, że teraz ta definicja obejmuje również 
Ramseya. Usiłowała wmówić sobie, że on i dom mają tylko tyle wspólnego, że znajdują się w 
tym   samym   budynku.   Przecież   wyraźnie   dał   jej   do   zrozumienia,   że   nie   widzi   dla   siebie 
miejsca w jej życiu. Alexis musi przyzwyczaić się do tej myśli, nauczyć się z nią żyć. 

Kiedy zjechała z autostrady i zbliżała się do domu, poczuła dziwny skurcz ściskający jej 

background image

serce. Będzie musiała nauczyć się żyć bez Ramseya Walkera, ale nigdy nie przyzwyczai się 
do tego. 

Rex Malone znów miał kłopoty. Z niewiadomego powodu przestał sobie radzić z płcią 

piękną.   Nigdy   dotąd   nie   miał   takich   problemów,   cóż   to   w   końcu   dla   prawdziwego 
mężczyzny. Zaś ostatnio twardy, zdawałoby się, detektyw, nie potrafił zaciągnąć do łóżka 
nawet Penelopy Largo. Wyglądało to tak, jakby Rex miał dosyć kobiet. Co by powiedział na 
to Raymond Chandler? Dobrze, że stary Ray nie może zobaczyć, co Ramsey zrobił z takim 
twardzielem jak Rex Malone. Wielki Człowiek niewątpliwie wzgardziłby nim okrutnie. 

– To zaczyna wymykać mi się z rąk – wymamrotał Ramsey i poczuł nagle ogromną 

ochotę na drinka. 

Ruszył   do   kuchni,   powłócząc   nogami.   Otworzył   szafkę,   w   której   trzymał   kolekcję 

whisky.   W   jej   skład   wchodziło   kilka   butelek   o   różnej   cenie   i   jakości,   zależnie   od 
przeznaczenia trunku. Była tam szkocka, którą sączył tworząc, taka, którą smakował, kiedy 
chciał   uczcić   sprzedaną   książkę   i   taka,   po   którą   sięgał,   kiedy   chciał   się   spić   jak   bela. 
Wyciągnął rękę po tę ostatnią. Napełnił szklankę bursztynowym płynem i smętnie pokiwał 
głową. Było źle. Było bardzo źle. Będzie pił przez Alexis. W głębi duszy wiedział, że ona 
była winna temu, że opuściło go natchnienie. 

Krótko mówiąc, po prostu nie mógł przestać o niej myśleć. Była przy nim ciągle, nocą 

rozpalała jego sny, a w dzień mąciła myśli. Do diabła, ostatnio zaczęła pojawiać się nawet w 
jego książce. Oskarżała Rexa Malone o męski szowinizm i uświadamiała Penelopie Largo, że 
każda rozsądna kobieta trzymałaby się z daleka od takiego faceta. Ostatnio Alexis Carlisle 
bardzo utrudniała mu życie. 

I gdzie, do cholery, podziewała się przez ostatni tydzień?!
Po  trzech  szklaneczkach  whisky  Ramsey  poczuł  się  nieco  lepiej.  Nalał  sobie  jeszcze 

jedną, zakręcił butelkę i wrócił do pokoju, gdzie zwykle pracował. Wołała go maszyna do 
pisania, namawiała, by wyładował złość na jej klawiszach, lecz Ramsey wahał się. Pamiętał, 
jak   Alexis   skrytykowała   go.   Nazwała   jego   postacie   stereotypowymi,   a   wątki   banalnymi. 
Zarzuciła, że dialogi są nienaturalne, a fabuła bez polotu. Zamiast obrazić się za te słowa, 
zaczął się nad nimi zastanawiać. 

Czy to, co powiedziała, było prawdą? – zaczął rozmyślać i niemal jednocześnie poczuł 

niechęć do siebie za to, że przyjął jej tok rozumowania. Jeżeli pisarz nie wierzy szczerze w to, 
co pisze, to jaki jest sens pisania? Nigdy przedtem nie dręczyły go wątpliwości. Do tej pory 
wierzył   święcie,   że   każda   stronica   tekstu,   którą   oddał   wydawcy   czy   redaktorowi,   była 
produktem   w   najlepszym   gatunku,   na   jaki   było   go   stać.   Jeżeli   Alexis   uważała,   że   jego 
twórczość jest nic niewarta, to był  jej problem, a nie jego. Przecież miliony czytelników 
manifestowały zgoła odmienną opinię. Czy miał przejmować się krytyczną opinią jednostki?

Tak, przejmował się, i to go złościło. Choć ciężko było mu się do tego przyznać, dbał o 

to, co Alexis myśli o jego pisarstwie. Do końca nie wiedział, dlaczego. Nie wiedział również, 
co z tym fantem zrobić. Z niechęcią usiadł do maszyny i sięgnął po teczkę, w której trzymał 
najnowszy   rozdział   swej   książki.   Spojrzał   na   pierwszą   stronę,   jednym   haustem   skończył 
resztę whisky i zaczął czytać. To prawda, że ta powieść szła mu gorzej niż inne. Pierwsze trzy 

background image

pisało mu się wyjątkowo łatwo, jakby maszyna sama podsuwała mu słowa. Może problem 
tkwił w tym, że Rex Malone stawał się zbyt zarozumiały, pomyślał Ramsey. Nie było sprawy, 
z którą nie mógłby sobie poradzić. Może potrzebował zadania, z którym nie mógłby dać sobie 
rady bez czyjejś pomocy?

Uśmiechnął się przebiegle na tę myśl. Tak, może stary Rex potrzebował pomocnika. I 

może go znajdzie pod postacią kobiety, równie twardej jak on. Usadowił się wygodniej i 
uderzył w klawisze. 

W głowie kołatało mu ciągle pytanie: kiedy Alexis wróci do domu?
Wtedy  usłyszał   znajome   kroki na  schodach.  Przyjechała!  Najwyższy  czas,  do diabła. 

Odruchowo wstał, by podejść do drzwi. Chciał je otworze na oścież i zażądać, by wyjaśniła, 
gdzie podziewała się przez ostatnie sześć dni. Zapanował jednak nad emocjami. 

To nie twoja sprawa, upomniał się. To, jak spędzała swój wolny czas, nie powinno go 

obchodzić. Przecież wyraźnie dał jej do zrozumienia, że nic ich nie łączy poza pociągiem 
fizycznym,   który   też   jakby  zanikał.   Jej   pożegnalne   spojrzenie   świadczyło   dobitnie,   że   ją 
przekonał. Problem zaś polegał na tym, że on sam nie bardzo w to wierzył. 

Ramsey   z   uwagą   przysłuchiwał   się   dźwiękom   dochodzącym   z   zewnątrz.   Najpierw 

delikatny stukot obcasów na schodach, potem cichy zgrzyt otwieranych drzwi, aż wreszcie 
lekkie   kroki   po   lakierowanej   podłodze.   Kroki   ustały   w   sypialni   i   usłyszał   odgłos   butów 
zrzuconych na miękki dywan. Zapadła cisza. Był pewien, że Alexis rozbiera się. Cholera, 
dlaczego to stało się właśnie teraz? Wiedział, że to koniec pracy na dzisiaj, że do wieczora nie 
będzie mógł myśleć o niczym innym, tylko o jej bieliźnie. A najbardziej frustrujące było to, 
że choć spędzili razem intymne chwile, nie miał okazji oglądać jej w tym stroju. 

Musi wyjść z domu, w przeciwnym razie myśli o Alexis rozsadzą mu mózg na strzępy. 

Ach,   te   kobiety,   jęknął   w   duchu.   Nie,   nie   kobiety.   Kobieta.   Nigdy   przedtem   żadna   nie 
zawróciła   mu   tak   w   głowie.   Tylko   Alexis   Carlisle   była   do   tego   zdolna   i,   na   Boga,   nie 
rozumiał, dlaczego. 

Świeżego powietrza, tego mu było trzeba. I to w dużych ilościach. Musi wyruszyć gdzieś, 

gdzie będzie w stanie uwolnić się od myśli o niej. Znaleźć takie miejsce, gdzie przestanie 
czuć, jak ważną rolę Alexis pełni w jego życiu. Wciągnął starą bluzę do baseballu i zaśmiał 
się   ironicznie.   Dobrze   wiedział,   że   nie   ma   takiego   miejsca   ani   na   ziemi,   ani   w   całym 
wszechświecie. Pozostała tylko nadzieja, że starczy mu sił, by stawić jej opór. 

Lecz wniosek ten nie podbudował go na duchu, wywołał jedynie śmiech, gorzki śmiech. 
Przez sześć kolejnych dni Ramsey i Alexis za wszelką cenę unikali się wzajemnie. Na 

ogół udawało im się to, choć zdarzył się wyjątek. W środę rano Alexis zaspała i śpieszyła się, 
by zdążyć do pracy. Wyszła z mieszkania trzymając buty w jednej ręce, a neseser w drugiej. 
Na półpiętrze, tuż nad mieszkaniem Ramseya, poczuła, jak obsuwa się jej jedna z podwiązek, 
widocznie w pośpiechu źle zapięta. Jęknęła ze złości, włożyła buty i, rozglądając się, czy ktoś 
nie nadchodzi, podciągnęła spódnicę. W tym właśnie momencie Ramsey otworzył drzwi i 
wyszedł na klatkę schodową, by zabrać gazetę. Miał na sobie tylko granatowe spodnie od 
dresu. 

Rzucił w jej stronę krótkie spojrzenie, ale wyraz jego twarzy powiedział jej bardzo wiele. 

background image

Aleris mogła przysiąc, że zaczerwienił się, gdy stał tak i patrzył na jej nogę ledwie skrytą pod 
jedwabną pończochą, na drobne palce walczące z podwiązką, zdobioną różową kokardką. Ich 
oczy spotkały się przez sekundę i wtedy poczuła, że cały dom staje w płomieniach. Nim 
zdążyła wyrzec choćby słowo, odwrócił się na pięcie i wszedł do mieszkania, zapominając o 
gazecie. Zdawało jej się, że wymamrotał pod nosem: O rany, dłużej tego nie zniosę. 

Z bliżej nieokreślonego powodu słowa te sprawiły, że na jej twarzy zjawił się uśmiech. 
W piątek wieczorem Ramsey znów siedział sam w domu. Tak jak w każdy wieczór, 

odkąd wrócił z Atlantic City.  Jak zwykle – pracował nad książką. Redagował najnowszy 
rozdział, w którym akcja przybierała niespodziewany obrót. Czytał tekst, czując mieszaninę 
dumy i złości. Już wiedział, że jego najnowsze dzieło będzie najlepszym, jakie do tej pory 
stworzył.  Złościł  się  zaś, gdyż  walorem  utworu była  nowa postać,  której  z początku  nie 
planował.   Był   to   ktoś,   kto   w   mistrzowski   sposób   uzupełniał   Rexa   Malone’a.   Osoba 
przystojna,   bystra,   potrafiąca   dać   sobie   radę   z   najgorszym   przestępcą.   Była   to   kobieta-
detektyw, Alexandra Carson. 

Była bez wątpienia najlepszą postacią, jaką do tej pory wykreował. W jej kontaktach z 

Rexem wyczuwało się lekki pociąg fizyczny. Był on na tyle silny, że ożywiał ich rozmowy i 
na tyle stonowany, że nie psuł ich współpracy. Ramsey czuł, że ta para ma przed sobą długą 
przyszłość, że razem rozwiążą jeszcze niejedną zagadkę w wielu książkach. Nawet Aleris 
będzie zadowolona, pomyślał. 

Marzył, by pójść na górę, przeczytać jej najnowszy rozdział i zobaczyć, jak zareaguje. To 

zdarzało mu się po raz pierwszy. Ramsey Walker był typem samotnika, który nie pozwalał 
nikomu, z wyjątkiem Theo i Macka, czytać swych książek, zanim trafią do księgarń. Teraz 
jednak sprawa wyglądała inaczej. Czuł silną potrzebę podzielenia się pomysłami z Alexis. 
Zapragnął, by była częścią jego pracy i jego życia. 

Przez   ostatnie   dwa   tygodnie   ciągle   widział   w   myślach   jej   twarz   i   słyszał   jej   głos. 

Bezustannie pragnął mieć ją blisko. 

Jest teraz u siebie. Słyszał, jak wchodziła jakieś piętnaście minut temu. Nie było takiego 

prawa, które  zabraniałoby mu pójść na górę i zamienić z nią parę słów, prawda? Przecież 
nikomu jeszcze nie zaszkodziła rozmowa. Może wybraliby się gdzieś na kawę lub obiad. A 
potem na spacer do parku. Jeszcze nie było tak zimno. Rześkie powietrze oczyściłoby ich 
zmącone myśli. Chociaż, jeżeli chodziło o Ramseya, jego myśli od pewnego czasu stawały się 
coraz bardziej przejrzyste. 

Decyzja została podjęta. Zmienił  roboczy strój, czyli  wytarte  dżinsy i starą bluzę, na 

ciemnobrązowe sztruksowe spodnie i gruby, beżowy sweter. Teraz mógł się pokazać. Właśnie 
czesał niesforne włosy, gdy nagle ręka z grzebieniem zamarła w pół ruchu. Przechylił głowę, 
wsłuchując się w dobiegające z góry odgłosy. 

Alexis znów była w wannie. Ale tym razem nie sama. 
Przez   chwilę   Ramsey   starał   się   uspokoić   rozdygotane   serce.   Próbował   wytłumaczyć 

sobie, że to, co słyszał, było odgłosami zwykłej kąpieli. Niestety, głośne dziewczęce okrzyki i 
chlupot wody wskazywały na coś mniej niewinnego. Do diabła, jak ona mogła zabawiać się w 
wannie, kiedy on nadal płonął na myśl o niej? Czy to, co razem przeżyli, tak mało dla niej 

background image

znaczyło? Czy był tylko kolejną zdobyczą, którą wpisała do swojego rejestru?

Koniec z tym, postanowił. Miał tego serdecznie dość. Najwyższy czas, by Alexis i on 

wyjaśnili sobie parę spraw. Po pierwsze, on ją kocha i nie może bez niej żyć. Po drugie, nie 
opuści   jej   mieszkania,   dopóki   ona   nie   poczuje   tego   samego.   Jeżeli   będzie   musiał 
przekonywać ją przez najbliższe dziesięć lat, to cóż, trudno. Najwyżej nie odda książki w 
terminie. Są sprawy ważniejsze niż pisanie książek. Na przykład zdobycie ukochanej kobiety. 

Pędem wbiegł po schodach. 
Z uczuciem déjà vu stał przed jej drzwiami i walił  w nie z całych sił krzycząc, by je 

otworzyła. Obawiał się, że Alexis będzie udawała, iż nie ma jej w domu, aby uchronić swego 
kochanka. 

Kochanka.  Ramsey  o  mało  nie  udławił   się tym   słowem.  Do diabła,  tylko  on  był   jej 

kochankiem. Nikt nie kochał jej tak jak on. 

– Alexis! Otwórz te cholerne drzwi!
Ponownie zamierzył się w nie pięścią, choć sam nie był pewien, czy po to, by załomotać 

w nie kolejny raz, czy je rozwalić, gdy drzwi zostały otwarte i stanęła w nich Alexis w 
ubraniu ociekającym wodą. Miała na sobie wytarte dżinsy i starą, czerwoną bluzę umazaną 
zaschniętą   farbą.   Przyszła   mu   do   głowy   nieśmiała   myśl,   że   nie   jest   to   strój,   w   którym 
przyjmuje się gości. Ale nawet w nim wyglądała piękniej, niż pamiętał. 

Jej ciemne włosy, splecione w luźny warkocz, zwisały na ramieniu. Niesforne pasemka, 

które   wymknęły   się   splotowi,   zaczesała   niedbale   za   ucho.   Twarz   pozbawioną   makijażu 
ozdobił lekki rumieniec podniecenia. Ramsey łudził się nadzieją, że on był jego sprawcą, a 
nie ktoś obcy, skryty w jej mieszkaniu. Poczuł, że jego serce odzyskało zwykły rytm i krew w 
żyłach   przestała   rwać   szalonym   pędem.   Całe   wieki   nie   stał   tak   blisko   Alexis.   Bez 
zastanowienia objął jej ramiona i przyciągnął dziewczynę do siebie, aby ją pocałować. 

Zabrakło jej czasu, by dochodzić, co go tu sprowadziło. Jedyne, co mogła zrobić, to tylko 

wtulić się w niego i oddać mu pocałunek. To był najlepszy sposób na smutek i napięcie, 
towarzyszące jej od dwóch tygodni. Tak bardzo tęskniła za Ramseyem. Bez niego wszystko 
było nie takie. Praca, dom, życie, nic nie sprawiało jej radości. Wtuliła się mocniej, czując, 
jak mokre ubranie paruje od rozgrzanej skóry. 

– Tęskniłem za tobą – wyszeptał Ramsey. 
– Ja też za tobą tęskniłam – odrzekła niemal bez tchu. 
Nie czekając na zaproszenie wkroczył do mieszkania i zamknął za sobą drzwi. Oparł się o 

nie plecami i spojrzał groźnie w jej stronę. 

– Gdzie on jest? – zażądał wyjaśnień. 
– Kto? – spytała zdezorientowana. 
– Wiesz dobrze, kto – odparł. – Gdzie schowałaś tego durnia, z którym  tak świetnie 

bawiłaś się w wannie? Mam zamiar dać mu dobrą nauczkę, zanim zrzucę go ze schodów. Nie 
podoba mi się, że jakiś facet pakuje się tam, gdzie ja byłem pierwszy... No, wiesz, co mam na 
myśli. 

Alexis spojrzała na niego spod zmarszczonych brwi. A więc o to mu chodziło. Usłyszał 

odgłosy z łazienki  i sądził, że ktoś obcy grasuje po jego terenach łowieckich.  Jeżeli pan 

background image

Ramsey Walker sądził, że należała do niego tylko dlatego, że zaszczycił ją spędzoną wspólnie 
nocą, to mylił się głęboko. 

– Jak śmiesz? – zawołała, zaczepnie opierając ręce na biodrach. – To, że byliśmy razem 

jedną noc, nawet jeśli przyjemną, nie daje ci prawa wkraczać do mego mieszkania i wyrzucać 
stąd moich gości. Zwłaszcza takich, których sama tu zaprosiłam, ponieważ uważam, że będą 
miłym dla mnie towarzystwem. 

Ramsey zatrząsł się ze złości. 
– Nie? – powiedział powoli, ledwo panując nad głosem. – A czy to, że cię kocham, daje 

mi to prawo?

Nim zdążyła zareagować, stanowczo odsunął ją na bok i ruszył zdecydowanym krokiem 

w stronę zamkniętych drzwi łazienki. Alexis szła tuż za nim. Z trudem hamowała śmiech 
wzbierający   na   myśl   o   jego   mało   romantycznym   wyznaniu   i   o   tym,   co   zrobi   na   widok 
„mężczyzny” w jej wannie. 

Ramsey ostrym  szarpnięciem otworzył  drzwi, nie bawiąc się w takie grzeczności  jak 

pukanie. Był gotów walczyć z intruzem. To, co ujrzał, wstrzymało go w pół kroku. W rogu 
łazienki,   na   stosie   mokrych   ręczników,   siedział   najżałośniejszy   psiak,   jakiego   widział   w 
życiu. 

– Och, Ramsey, przestraszyłeś go. Biedne maleństwo – usłyszał za sobą szept Alexis. 
Ominęła go zwinnie i wzięła na ręce małą, czarną kuleczkę futra. Zmoczyła się przy tym 

doszczętnie, ponieważ psiak ciągle ociekał wodą. 

– Biedny, mały Pagliacci – szepnęła zwierzątku do ucha. – Wystraszył cię? Już dobrze... 

Obronię cię. 

Ogłupiały Ramsey patrzył przez chwilę na tę dwójkę. 
– Nazwałaś go Pagliacci? – spytał z pretensją w głosie. – Czy chcesz, żeby w przyszłości 

poniewierały nim wszystkie psy w okolicy? Cóż to za zniewieściałe imię!

Alexis odwróciła się i rzuciła mu piorunujące spojrzenie. 
– Pagliacci to bardzo piękne imię. Tak nazywa się bohater jednej z moich ulubionych 

oper. Niezwykle tragiczna postać. 

– Właśnie o to mi chodzi. – Ramsey energicznie skinął głową. – Dostanie po tyłku za 

każdym razem, gdy wyjdzie z domu. 

– Ach tak? – odparła. Wezbrała w niej fala złości, gromadzonej od dwóch tygodni. Ostro 

zaatakowała Ramseya, pragnąc zranić go do żywego. – A jakie imię pan proponuje, panie 
Walker? Panie Przystojniaczku... Panie Pismaku Szowinisto. – Zacisnęła pięści, szykując się 
do kolejnego ciosu. – Panie Tchórzu-Bojący-Się-Inteligentnych-Kobiet... 

To podziałało. Na jego twarzy pojawił się niebezpieczny uśmiech. Znacząco postąpił krok 

do przodu. Alexis cofała się, aż uderzyła plecami o ścianę. Przyparta do muru, z trudem łapała 
oddech. Ramsey oparł ręce  o ścianę po obu stronach jej ciała,  odcinając  drogę ucieczki. 
Zerknął na psiaka, którego trzymała w ramionach, po czym spojrzał prosto w jej oczy. 

– Czy temu maleństwu nic się nie stanie, jeżeli zostawimy je na chwilę samo? – zapytał z 

pozornym spokojem. 

Alexis przez chwilę milczała, rozkoszując się bliskością jego ciała. Wreszcie westchnęła 

background image

głęboko i odparła łamiącym się głosem:

– Nie... chyba nie. Ale tylko na krótką chwilę. Ramsey uśmiechnął się drapieżnie, kiedy 

wziął psiaka z rąk Alexis i postawił na podłodze. 

– Idź się bawić, Rex – zakomenderował. – Muszę nauczyć twoją panią paru rzeczy o 

mężczyznach. 

– Rex? – Alexis zaczęła protestować. – Nie chcesz chyba nazwać go Rex. To imię tego 

okropnego dętek... 

– Boję się inteligentnych kobiet, tak? – Ramsey przerwał jej niskim, groźnym głosem. – 

Jestem szowinistycznym pismakiem, tak?

W jego wzroku Alexis dostrzegła czułość i obietnicę. Nagle poczuła, że w parnej łazience 

zrobiło się jeszcze bardziej gorąco. 

– No cóż, może zbyt pochopnie oceniłam.... 
– Choć nie pomyliłaś się zbytnio z tym przystojniakiem. 
Spojrzał głęboko w jej oczy. Błyszczały z podniecenia. Wiedział, że był jego sprawcą. 

Pochylił się ku niej i musnął jej wargi swoimi w najdelikatniejszym pocałunku, na jaki było 
go   stać.   Alexis   zamknęła   oczy   i   oddała   się   rozkoszy.   Dłonie,   które   z   początku   miękko 
spoczywały na swetrze kryjącym potężnie sklepioną klatkę piersiową Ramseya, zsunęła teraz 
niżej i ujęła go nimi w pasie. Przyciągnęła go mocniej do siebie, a on nie pozostał dłużny. 
Wzmocnił pocałunek, przytulając się do niej z całej siły. Skrył w dłoni jej pierś i usłyszał 
najsłodsze i najbardziej podniecające westchnienie, jakie kiedykolwiek wyrwało się z jej ust. 

Nie mógł dłużej wytrzymać i delikatnie wsunął rękę pod jej bluzkę, by gładzić ciepłą, 

aksamitną skórę. Z rozkoszą zauważył, że pod spodem nie miała nic więcej. Znów dotknął jej 
piersi. Krążąc delikatnie kciukiem wokół sutka, wiódł dziewczynę ku szczytowi pożądania. 

– Och, Ramsey – szepnęła Alexis łamiącym się głosem. – Tak za tobą tęskniłam. 
Zaczął delikatnie całować jej policzek, czoło i skroń. Końcem języka wykreślił zarys jej 

ucha, a później błądził po ciepłej szyi. Czuła, że uginają się pod nią kolana. Z wolna zaczął 
biodrami ocierać o jej biodra i dopiero wtedy uświadomiła sobie, gdzie się znajdują. Lekko 
oparła ręce na jego piersi i powstrzymała przed dalszymi pieszczotami. 

– Co się stało? – spytał Ramsey zdławionym z podniecenia głosem. 
Alexis miała zamęt w głowie. Wiedziała, że kocha go nad życie, lecz musiała wyjaśnić 

pewną kwestię, zanim złączą się ponownie w miłosnym uścisku. 

– Czy to, co powiedziałeś wcześniej, to prawda? – spytała cicho. 
Ramsey spojrzał na nią uważnie. Wiedział, o co pytała, lecz nie był do końca pewien jej 

uczuć. Nigdy dotąd nie czuł się tak bezbronny wobec kobiety. Musi się zdobyć na odwagę. 

– Tak, mówiłem szczerze – oświadczył stanowczo. 
– Nigdy w życiu nie byłem zakochany, ale kiedy zobaczyłem ciebie, Aleris, wpadłem jak 

śliwka w kompot. 

Na   jej   usta   zawitał   uśmieszek   zadowolenia.   Ramsey   czuł   się   wspaniale,   miał   ochotę 

roześmiać się z radości. 

– Kocham cię, Alexis. 
Rzuciła mu się na szyję i ucałowała gorąco. 

background image

– I ja ciebie kocham, Ramsey. 
Pocałowała go jeszcze raz i, trzymając za rękę, poprowadziła do sypialni. Było jeszcze 

coś, co chciała wyjaśnić. 

– Zanim... mmm... no wiesz... 
Ramsey uśmiechnął się, słysząc, że nagle zbrakło jej słów. Spłonęła rumieńcem. 
– Tak?
– Zanim to zrobimy, chcę ci coś wyznać. 
– Cóż takiego?
– Pamiętasz, kiedy ci powiedziałam, że dialogi w twoich książkach są nienaturalne, a 

fabuła bez polotu? – zapytała z wahaniem. 

– Jak mógłbym o tym zapomnieć – odparł sucho. 
– Tak... – Urwała myśl, lecz po chwili spojrzała mu prosto w oczy i dokończyła: – Przez 

ostatnie dwa tygodnie czytałam twoje książki... 

– Naprawdę?
– Tak. I zdałam sobie sprawę, że podoba mi się ich akcja, a dialogi mają w sobie coś 

ciekawego. 

– Czyżby?
Alexis skinęła szybko głową. 
–   Sądzę   jednak   –   dodała   –   że   powinieneś   popracować   nad   postaciami   kobiecymi, 

Ramsey. Musisz je koniecznie unowocześnić. 

– Wiesz, „ to ciekawe, że wspomniałaś o tym teraz – odrzekł i usadowił się wygodniej na 

brzegu łóżka. 

– Tak się akurat składa, że skończyłem rozdział, który chętnie dam ci do przeczytania. 
– Naprawdę? – była zachwycona. 
– Mhm – mruknął. Zaczepił palce o szlufki jej dżinsów i przyciągnął ją do siebie. – Ale to 

później. Znacznie później. 

Aleris   uśmiechnęła   się   i   skinęła   głową   przyzwalająco.   Patrzyła   zafascynowana,   jak 

Ramsey   rozpina   zatrzask   przy   jej   spodniach.   Powoli   wsunął   ręce   pod   materiał   i   objął 
pośladki.   Delikatnie   zaczął   całować   jej   brzuch,   kreśląc   językiem   drobne   kółeczka   wokół 
pępka.   Stopniowo   jego   usta   schodziły   niżej,   aż   natrafiły   na   brzeg   bielizny.   Wtedy 
zdecydował, że Alexis ma stanowczo zbyt dużo na sobie. 

–   Zdejmij   bluzkę   –  wymamrotał,   wciąż   wtulony  w   jej   brzuch.   Ocierał   swój   szorstki 

policzek o jej delikatną skórę i radował się tą różnicą. 

Gdy spełniła prośbę, spojrzał do góry. Uśmiechając się przeczesała palcami jego włosy i 

splotła dłonie na jego karku. Ramsey oswobodził rękę i stworzył z niej schronienie dla jej 
piersi.  Posadził   Alexis   na kolanach  i  całował  nęcące  go  ciało.  Dziewczyna   westchnęła  z 
zadowolenia   i   przytrzymała   jego   głowę,   by   nie   przerwał   pieszczoty   zbyt   wcześnie. 
Rozkoszowała   się   myślą,   że   on   jej   pragnie   tak   mocno,   jak   ona   jego.   Dopiero   drapanie 
szorstkiego swetra uświadomiło jej, że on nie wywiązał się z umowy. 

– Ściągaj sweter – rozkazała zalotnie. – I spodnie, i buty, i skarpetki. 
– Kobiety – rzucił żartem i zaczął się śmiać. – Strasznie są wymagające. 

background image

Spełnił   jednak  jej   życzenia   i  zażądał,   by uczyniła  podobnie.  Aleris  z  radością  zdjęła 

dżinsy, ale nim zabrała się do tego, co pod nimi zostało, Ramsey powstrzymał ją ruchem ręki. 

–   Zawsze   chciałem   dotknąć   twej   bielizny,   kiedy   masz   ją   na   sobie   –   wyjaśnił,   gdy 

napotkał jej zdziwione spojrzenie. – Obiecaj mi, że od tej pory tylko ja będę ją zdejmował. 

– Obiecuję – odrzekła z uśmiechem. 
– I przyrzeknij, że kiedy następnym razem będziemy się kochać, co powinno nastąpić za 

jakąś godzinę, założysz te podwiązki z różowymi kokardkami. 

– Ramsey!
– Mało brakowało, a wziąłbym cię w zeszłą środę, gdy poprawiałaś sobie tę podwiązkę – 

wyjaśnił. – Kiedy zobaczyłem cię na schodach z zadartą spódnicą... 

– Wcale nie była zadarta – zaprzeczyła Alexis. – Po prostu podciągnęłam ją odrobinę, 

żeby... poprawić pewien drobiazg. 

Ramsey zaśmiał się ponownie. 
– Niech już będzie, ale pozwól, abym to ja od tej pory zajmował się takim poprawianiem. 
Twarz Alexis rozpromienił uśmiech. 
– W porządku. Chciałabym jednak wiedzieć, kto wytłumaczy wszystkie twoje obietnice 

mężczyźnie, którego mam poślubić?

Ramsey położył ją na łóżku i przykrył swym potężnym ciałem. 
– Myślałem, że to ja nim jestem. 
Jej serce zadrżało. Nie spodziewała się tak szybkich i bezceremonialnych oświadczyn. 
– No tak, ale... widzisz, byłam w zeszłym tygodniu z wizytą u rodziców... 
–   Aha,   więc   to   tam   się   schowałaś   –   wymamrotał,   obsypując   jej   szyję   lekkimi 

pocałunkami. 

– O, taaak – stwierdziła Alexis, a Ramsey nie był pewien, czy odpowiedź nawiązywała do 

jego słów, czy uczynków. – I... i ojciec zarezerwował już salę w klubie na mój ślub we 
wrześniu. Wydaje mu się, że... Och Ramsey, o tak, dobrze, dobrze... 

– Tak? – szepnął całując jej piersi. – Co mu się wydaje?
– Komu? Aha, ojcu. – Alexis usiłowała odnaleźć wątek. Nie było to łatwe, gdyż dreszcze 

rozkoszy wciąż przebiegały jej ciało. – Chce, żebym we wrześniu wyszła za jednego z jego 
pracowników. 

– Hmmm, to dziwne – odparł. – Do września będziemy już dawno po ślubie. Może nawet 

poczniemy małego Walkera. Obawiam się także, że moi rodzice będą domagać się, byśmy 
wzięli tradycyjny ślub w naszej dzielnicy, na południu Filadelfii. 

Alexis zachichotała. 
– To będzie cudowne. Już widzę ojca, jak tańczy przy akordeonie. 
Ramsey rzucił jej ostre spojrzenie. 
–   Nie   śmiej   się,   lubię   taką   muzykę.   Dziewczyna   pieszczotliwym   gestem   przeczesała 

palcami jego włosy. 

– Więc zadzwonisz do mego ojca i oznajmisz mu nowinę. W ten sposób on zrozumie, że 

mój mąż nie jest bezmyślnym mięczakiem. 

Zakłopotany Ramsey zmarszczył czoło. 

background image

– Będziesz mi musiała więcej opowiedzieć o tym swoim tatusiu – powiedział z obawą. 

Spojrzał na ich nagie ciała i dorzucił: – Ale później, znacznie później. 

– I jeszcze jedno – mruknął Ramsey, kiedy leżeli objęci i rozprawiali o przyszłości. 
– Tak? – zapytała Alexis leniwie. Nie do wiary, że można czuć się tak wspaniale. 
Ramsey wskazał na futrzaną kulkę, która spała na ich łóżku i lekko pogłaskał stopą psa. 

Szczeniak podniósł głowę i ziewnął szeroko, po czym znów ułożył się do snu. 

– Czy zdajesz sobie sprawę, że Rex sporo urośnie? – zastanawiał się. – Widziałaś jego 

łapy? To może być nowofunlandczyk. 

– Nie szkodzi – odparła beztrosko Alexis. Teraz nie obchodziło jej nic poza ciepłym, 

kochanym mężczyzną u jej boku. – Pagliacci będzie miał u nas bardzo dobrze. 

– Rex będzie większy niż twoją kanapa. 
– Pagliacci będzie miał tu dość miejsca. 
–   Nie,   kochanie,   musisz   mi   zaufać.   Będziemy   musieli   poszukać   większego   domu. 

Oglądałem już parę miejsc w Bucks County... 

– Bucks County – szepnęła rozmarzona. – Kocham Bucks County. Tam zawsze pachnie 

jabłkami. 

Ramsey milczał przez chwilę, po czym wubuchnął śmiechem. 
– Nie do wiary – powiedział cicho. 
– Co?
– Zgodziliśmy się. Jest jednak coś na tym świecie, na co oboje się zgadzamy. 
– Oczywiście, że jest, Ramsey – odpowiedziała ze znaczącym uśmiechem. – Ale chyba 

wiedziałeś o tym, zanim wspomniałeś o Bucks County, prawda?

Spojrzał na nią. Leżała naga w świetle księżyca. Podobał mu się wyraz jej twarzy, który 

jednoznacznie wskazywał na to, o czym teraz myśli. Wplotła palce we włosy na jego piersi, 
po czym  schyliła głowę, by złożyć  tam delikatny pocałunek. Ramsey uśmiechnął się. To 
prawda, Alexis i on mieli ostatnio wiele wspólnego. Byli idealnie dobraną parą. 


Document Outline