background image

ELIZABETH BEVARLY

Dobrana para

Przełożyli

Jarosław i Anna Gwardyś

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Rex Mai one wpadł w niezłe tarapaty. Blondyneczka, którą właśnie położył 

trupem,   wcale   nie   była   kochanką   Largo,   noszącą   gorące   imię   Carmen.   Na 

domiar złego okazało się, że milczący włóczęga, którego podwiózł wczoraj do 

miasta, to nikt inny jak Nathan Dobson. Dobson był gliną, cholernie dobrym 

gliną, udekorowanym odznaczeniami jak choinka w supermarkecie. 

Wtem   Malone   usłyszał   za   plecami   trzask   zapalniczki.   Odwrócił   się 

błyskawicznie. Miał przed sobą dwoje największych i najbardziej niebieskich 

oczu,   jakie   kiedykolwiek   zdarzyło   mu   się   widzieć.   Miał   też   kolejny   kłopot. 

Penelopa, żona Largo, spowita w kłąb dymu z przypalanego właśnie papierosa, 

przyglądała mu się szyderczo. Trzymała palec na spuście beretty wymierzonej 

prosto w jego brzuch. 

– Zdaje mi się, że nie tylko Rex ma problemy – wymamrotał przygnębiony 

Ramsey Walker. Wlepił wzrok w śnieżnobiałą kartkę, wystającą ze sfatygowanej 

maszyny do pisania. – To do niczego. 

Nagłym szarpnięciem wyrwał irytujący bielą papier, zgniótł w kulkę i cisnął 

prosto w wiszące nad biurkiem zdjęcie Raymonda Chandlera. 

– Puściłbyś taką tandetę, cwaniaku? – rzucił zacietrzewiony. 

Westchnął. Przeczesał palcami nieco przydługie, wijące się, ciemnobrązowe 

włosy.   Sięgnął   po   szklankę   z   podobizną   Freda   FLinstone’a.  Aromat   i   smak 

whisky,   pośledniejszego   wprawdzie   gatunku,   pomogły   mu   nieco   opanować 

emocje.   Wziął   następny   arkusz   z   niewielkiej   sterty,   leżącej   obok   maszyny. 

Zaczął   scenę   od   nowa.   Tym   razem   jego   bohater,   prywatny   detektyw   Rex 

Malone, tylko zranił blondyneczkę w ramię. Niestety, stukot damskich obcasów 

o drewnianą podłogę dochodzący z mieszkania piętro wyżej sprawił, że Ramsey 

znów stracił wątek. 

Uniósł kąciki ust w mimowolnym uśmiechu. Alexis była w domu. Sama. 

Oczywiście, nie było w tym nic nadzwyczajnego. Alexis Carlisle zawsze była 

background image

sama   w   domu.   Nie   wiadomo   dlaczego   ten   fakt   niezmiennie   sprawiał   mu 

satysfakcję.   Ich   znajomość   ograniczała   się   do   wymiany   zdawkowych 

grzeczności   na   schodach   lub   w   piwnicznej   pralni.   Widywali   się   rzadko, 

ponieważ on pracował w domu, zaś ona gdzieś w centrum Filadelfii. Ale nawet 

nieboszczyk musiałby się bardzo starać, żeby jej nie zauważyć. Była jedną z 

tych   kobiet,   które   skupiają   na   sobie   męskie   spojrzenia,   wręcz   łapią   je   w 

zastawione   sidła   i   trzymają   tak   mocno,   że   żaden   się   nie   uwolni.   Ramsey 

uśmiechnął   się   do   siebie,   przechylił   do   tyłu   i,   balansując   na   dwóch   nogach 

krzesła, oddał się marzeniom. 

Postać Alexis Carlisle była dziełem sztuki. Z pewnością niebo spłynęło rzeką 

anielskich   łez,   gdy   tworzyli   ją   bogowie.   Musiała   mieć   więcej   niż   metr 

siedemdziesiąt, gdyż w butach na ulubionych, kilkucentymetrowych obcasach 

prawie mu dorównywała wzrostem. W jej dymno-kasztanowych włosach słońce 

zapalało   maleńkie   ogniki.   Zawsze   nosiła   je   upięte   w   koszmarny   kok,   jak 

dziewiętnastowieczna stara panna, przez co nigdy nie mógł dojść, jakiej były 

długości. A oczy! Były jak bezkresny ocean, ciemniejszy i bardziej pobudzający 

niż najczarniejsza kawa. I tylko jedna rzecz skuteczniej wytrącała go ze snu niż 

myśl o jej oczach: wspomnienie kształtu jej nóg. Długich i idealnie zgrabnych. 

Można było oszaleć na ich punkcie. 

Z zakamarków pamięci wróciło wywołane marzeniami zdarzenie. Pewnego 

wieczora, niezbyt dawno temu, robił pranie. Niecierpliwie czekał, aż zwolni się 

jedyna   suszarka.   Ktoś   najwyraźniej   zapomniał   zejść   do   piwnicy   i   wyjąć   z 

maszyny wysuszone już rzeczy. Przez kwadrans uważnie czytał stworzony tego 

dnia tekst, lecz winowajca nie zjawiał się. Ramsey sam zabrał się do opróżnienia 

suszarki.   Znalazł   ją   wypełnioną   najelegantszą   bielizną,   jaką   widział 

kiedykolwiek w życiu. Rosła przed nim sterta koronek jak z morskiej piany oraz 

wijących   się   jedwabi,   mięciutkich   i   kolorowych.   Nazwy   niektórych   łaszków 

znał tylko ze słyszenia. Nie miał pojęcia, że ktoś rzeczywiście może je nosić. 

Był   tak   zafascynowany   odkryciem,   że   nie   usłyszał   wchodzącej   Alexis, 

background image

dopóki nie stanęła tuż obok, patrząc na niego tak, jakby rabował jej rodzinne 

klejnoty. Przywitała go, jak zwykle, sztywno i wyniośle. Ramsey uśmiechnął się 

niezręcznie. Uniósł podwiązkę z różowymi kokardkami i zażartował z udawaną 

nieśmiałością:

– Gdyby kiedykolwiek nie mogła pani sobie z tym poradzić, służę pomocą. 

Alexis dumnie zadarła nosek i spłonęła rumieńcem. 

Rano, grzebiąc w koszu z upraną bielizną w poszukiwaniu slipów, Ramsey 

natrafił na parę koronkowych majteczek w kolorze kwiatu lawendy. Widocznie 

zostały   w   suszarce.   Nie   chciał   ponownie   wprawiać  Alexis   w   zakłopotanie, 

schował je więc do szuflady. 

Lecz wiedział o niej więcej niż to, że ma niesłychanie wyrafinowany gust w 

wyborze   bielizny.   Pracowała   w   Komitecie   Wspierania   Sztuk   Pięknych   w 

Filadelfii. Niedawno w jakimś artykule w „Inquirer” natrafił na jej nazwisko 

jako rzecznika Komitetu. Nawet gdyby tego nie przeczytał, mógłby się łatwo 

domyślić. Prenumerowała całe mnóstwo zbzikowanych magazynów, takich jak , 

JDancer’s   World”,   „TheaterWeek”,   „Musicology”,   „Art   in  America”   i   parę 

obcojęzycznych, które z ledwością rozpoznawał. Czytywała także miesięczniki 

„Connoisseur”, „Victoria” i „Gourment”, co świadczyło, że wysoko ceni piękno, 

jakie życie ma do zaoferowania. 

Ramsey   musiał   przyznać,   że   czuł   się   głupio,   gdy   porównywał   lawinę 

artystycznych wydawnictw trafiających do Alexis z  tym, co sam odbierał w 

popołudniowej   poczcie:   „Ellery   Queen   Mystery   Magazine”,   „Detective 

Monthly” i „True Confession”. Z bliżej nieokreślonego powodu widok skrzynki 

pocztowej,   w   której   wdzięk   i   styl   sprofanowany   był   sąsiedztwem   szmiry   i 

tandety, palił go wstydem. 

Pociągnął kolejny łyk szkockiej i wsłuchał się w odgłosy dobiegające z góry. 

Na pewno Alexis zaraz włączy muzykę, jakąś nudną operę lub drętwy koncert 

fortepianowy. Jak na zamówienie dobiegły go delikatne tony orkiestry, w które 

wplótł się tenor śpiewający coś po włosku. 

background image

–   Pewnie   o   miłości   –   wymamrotał   zdegustowany,   sięgając   po   szklankę. 

Alexis   zdawała   się   należeć   do   tej   klasy   kobiet,   które   mdleją,   słuchając 

miłosnych pieśni. Typowa babska reakcja. 

Gwałtownym ruchem odsunął krzesło i zaczął krążyć po pokoju. Co zrobić z 

Rexem?   Nigdy   dotąd   nie   miał   kłopotów   z   wymyślaniem   akcji,   w   której 

umieszczał swoich bohaterów. Jego trzecia i ostatnia powieść „Okno we krwi” 

właśnie uplasowała się na piątym miejscu listy bestsellerów gazety „New York 

Times”. Czuł presję czasu. Za cztery miesiące mijał termin oddania kolejnej, 

czwartej książki, a on nawet nie dotarł jeszcze do sedna historii. 

– Trzeba być szalonym, żeby tak żyć – rzucił głośną uwagę. 

Tenor zdawał się coraz głębiej przeżywać swój dramat. Ramsey zmarszczył 

brwi.   Jak   można   pisać   mrożący   krew   w   żyłach   dreszczowiec   przy   takich 

odgłosach?   Powinien   natychmiast   pomaszerować   na   górę   i   wygarnąć   laluni, 

żeby wyłączyła to cholerstwo, zanim ściągnie tu gliny. Nagle zdał sobie sprawę, 

że oszukuje sam siebie i roześmiał się rozbrajająco. Jak zwykle rozmarzył się, 

jak by to było, gdyby znienacka zastukał do jej drzwi. Otworzyłaby mu owinięta 

w  ręcznik,  ociekająca  jeszcze  wodą  z  prysznica  albo  przebrana  do  snu  –  w 

koronkach i jedwabiach. Ramsey Walker był w końcu tylko człowiekiem. Znał 

dobrze pierworodny grzech wszystkich mężczyzn: pożądanie kobiety. 

Przywołał   się   do   porządku.   Szybko   wychylił   resztę   whisky.   Po   chwili 

zastanowienia   chwycił   wątek.   O   tak,   to   był   świetny   pomysł,   najlepszy,   jaki 

przyszedł mu do głowy od paru tygodni. Siadł przy biurku i zaczął z pasją walić 

w   klawisze.   Rex   Malone   wyjdzie   z   opresji.   Pomoże   mu   piękna   baletnica   o 

orzechowych włosach, wspaniałych nogach i oczach barwy czarnej kawy. 

Alexis   Carlisle   tkwiła   samotnie   w   jadalni   nad   kieliszkiem   chardonnay. 

Bezmyślnie wpatrywała się w różane wzory na koronkowym obrusie. To był 

okropny dzień. W ostatniej chwili przepadła dotacja, o którą zabiegała w Grayco 

Corporation.   Firma   sromotnie   przegrała   proces   z   partią   „zielonych”.  Alexis 

background image

szanowała   obrońców   naturalnego   środowiska.  W  końcu   planeta   Ziemia   była 

także   jej   domem,   lecz   czemu   wyrok   nie   zapadł   choćby   dzień   później?  Tak 

niewiele brakowało, a dzięki czekowi na sto tysięcy dolarów powstałby fundusz 

stypendialny dla tutejszych twórców. Może w ślad Grayco Corporation poszłyby 

inne wielkie firmy? Z pewnością taki precedens ułatwiłby zadanie stojące przed 

Alexis. Westchnęła. Dwa miesiące starań poszło na marne. Teraz będzie musiała 

wszystko zaczynać od nowa. 

Uniosła ręce i wyciągnęła szpilki z koka. Włosy spłynęły jej na ramiona 

czekoladowym strumieniem. Odpięła kameę z jedwabnej bluzki w kolorze kości 

słoniowej, rozpięła parę guzików. Zamknęła oczy i pozwoliła unieść się muzyce. 

Tenor właśnie dochodził do jej ulubionego fragmentu arii z opery „Turandot” 

Pucciniego, fragmentu, który zawsze wzruszał ją do łez. Wtem między takty 

wspaniałego utworu wdarł się z mieszkania piętro niżej irytujący, nieregularny 

stukot maszyny do pisania. 

Szybko otworzyła oczy. Ścisnęła w dłoni kryształową szklankę tak mocno, 

że o mało jej nie zgniotła. Znowu Ramsey Walker. Zawsze wybierał sobie do 

pracy najmniej odpowiednie chwile. Bywało, że pisał na maszynie do trzeciej 

lub czwartej rano, najwyraźniej nie troszcząc się o to, że może przeszkadzać 

komuś   z   sąsiedztwa.   Oczywiście,   nikt   się   nie   uskarżał.   Ramsey  Walker   był 

przecież „człowiekiem o niezmierzonym talencie” i „prawdziwym geniuszem 

słowa”, przynajmniej tak pisano o nim w recenzjach jego ostatnich paru książek. 

Rzeczywiście, geniusz. Kiedy Alexis dowiedziała się od pani Fife, sąsiadki z 

naprzeciwka,   że   w   ich   domu,   piętro   niżej,   mieszka   pisarz,   natychmiast 

pośpieszyła   do   księgarni   i   kupiła   wszystkie   jego   książki.   Przecież   chciała 

pomagać ludziom sztuki żyjącym w Filadelfii. Czuła się nieco rozczarowana, 

gdy spostrzegła, że w tytułach jego ostatnich dzieł ciągle powtarzały się słowa: 

kula, mord i krew. Zwątpiła w wielkość jego talentu. 

Powieść detektywistyczna. On pisał powieści detektywistyczne. Dla kobiety 

takiej jak Alexis, która zjadła zęby na twórczości Jane Austen i sióstr Bronte, 

background image

pochłonęła   tomy   Dantego,   Shakespeare’a,   Eliota   i   Thoreau,   twórców   o 

niepodważalnym talencie, nazwanie Ramseya Walkera geniuszem oznaczałoby 

przyznanie,   że   jego   śmieszne   książeczki   rzeczywiście   opisują   życie 

współczesnej   Ameryki.   Zdaniem   Alexis,   bohaterowie   byli   straszliwie 

stereotypowi,   intryga   łatwa   do   odgadnięcia,   a   nieliczne   kobiety,   których   nie 

zamordowano, były głupimi, wdzięczącymi się nimfomankami. Było dla niej 

oczywiste, że kobiety tego pokroju są w jego mniemaniu ideałami. Te książki to 

nic innego, jak typowa męska szowinistyczna propaganda. 

Dochodzący   z   dołu   hałas   wskazywał   na   to,   że   Ramsey   szykuje   się   do 

kolejnej literackiej zbrodni. Pozostałym sąsiadom najwyraźniej to imponowało, 

lecz w opinii Alexis była to kolejna zniewaga dla jej płci i nie mogła się z tym 

pogodzić. Zastanawiała się, jakim cudem taki typ stał się autorem bestsellerów? 

Czy tylko ona jedna na całym świecie dostrzegła, że Ramsey to tylko zwyczajny 

pismak? W oczach pani Fife, aktywnej sufrażystki, był wspaniały. Czy można 

zrozumieć ten paradoks?

To   wszystko   nie   przeszkodziło   jej   lubić   Ramseya   jako   człowieka, 

skonstatowała mimowolnie. Było w nim coś intrygującego. Złym czy dobrym – 

był jednak pisarzem. Zawsze podziwiała ludzi, którzy życiową karierę opierali 

na   własnej   twórczości.   No,   może   nie   zawsze.   Przebiegła   w   pamięci   listę 

mężczyzn o twórczych ambicjach, z którymi bliższe kontakty nie dały jej jednak 

spodziewanej   satysfakcji.   W   każdym   razie   uświadomiła   sobie,   że   czarujący 

Ramsey Walker był nie mniej przystojny niż tamci. Można by było zaryzykować 

twierdzenie, że jest pociągający, oczywiście dla kogoś, komu odpowiada ten 

typ: wysoki, barczysty, twardy facet o niebezpiecznym wyglądzie i uśmiechu, 

który zapewnia, że patrząc na kobietę rozbiera ją wzrokiem. 

Nie był w jej typie, zdecydowanie nie. Już dawno zauważyła, jak trafna 

okazała się opinia o artystach, którą przekazał jej ojciec. Poradził jej, żeby w 

życiu stawiała raczej na ludzi solidnych: lekarzy, prawników, bankowców. Ale... 

od roku, to jest od czasu, gdy Ramsey Walker sprowadził się tutaj, zajął w jej 

background image

myślach   specjalny,   ciepły   kącik,   z   którego   bezskutecznie   starała   się   go 

wyrzucić. 

Wmawiała   sobie,   że   zaprzątnął   jej   umysł   hałaśliwym   sąsiedztwem, 

waleniem w maszynę o najmniej odpowiednich porach, jak dziś, gdy chciała 

odpocząć   w   spokoju.   Także   nagrywaniem   tekstu   na   magnetofon,   co   czynił 

głosem tak donośnym, że absorbował jej uwagę bardziej, niż sobie tego życzyła. 

Czasem   nie   mogła   się   opanować.   Leżała   nocą   w   łóżku   i,   zamiast   spać, 

słuchała niskiego głosu dochodzącego z pokoju niżej, który musiał być jego 

sypialnią. Zwykle fragment książki roił się od zbirów i wypełniony był gwałtem, 

od czego miała koszmarne sny. Lecz pewnego razu była to scena, którą uważał 

pewnie   za   miłosną.   Jej   zdaniem   była   pornograficzna,   ale   wciągnęła   ją   tak 

bardzo, że zastanawiała się, co zajdzie między bohaterami książki. Rzecz jasna, 

nie czuła podniecenia, a raczej... ciekawość. Skończyło się tym, że miała gorące 

sny. Pomijając jego twórczość, Ramsey Walker był z pewnością wspaniałym 

kochankiem. 

A  skąd   jej   to   przyszło   do   głowy?  Alexis   zmuszała   się   do   puszczenia   w 

niepamięć   innego   rodzaju   odgłosów,   które   czasem   docierały   z   jego   pokoju. 

Chciała otrząsnąć się z myśli o pisarzu, lecz wzrastający zapał, z jakim uderzał 

w   klawisze,   nie   ułatwiał   jej   zadania.   Ostry   dźwięk   telefonu   dobiegający   z 

przedpokoju   wybawił   ją   z   kłopotu.   Usadowiła   się   w   wygodnym   fotelu   i 

podniosła słuchawkę. 

– Alexis, to ja, Margaret – usłyszała. Uśmiechnęła się serdecznie, chociaż 

ton głosu rozmówczyni zdradzał, że sprawa jest poważna. Margaret Warminster 

była siostrą Evana Warminstera, zaś Evan był aktualnym adoratorem Alexis. Od 

paru   miesięcy   sprawy   zaczynały   przybierać   poważny   obrót   i   było   jasne,   że 

niebawem   zaczną   mówić   o   ślubie.   Była   dumna   z   tego   związku,   ponieważ 

zawdzięczała go tylko sobie samej, a nie pośrednictwu ojca. I chociaż ojciec 

niezbyt   lubił   Evana,   ona   przekonywała   samą   siebie,   że   dokonała   idealnego 

wyboru.   Evan,   absolwent   Ivy   League,   był   godny   zaufania,   dystyngowany, 

background image

dobrze   sytuowany,   elegancki,   kulturalny,   miał   dobry   gust...   Listę   jego   zalet 

mogła ciągnąć w nieskończoność. 

Najważniejsze zaś  było  to, że nie  miał żadnych zdolności artystycznych. 

Naturalnie zgodziłaby się na małżeństwo, gdyż był jej bardzo bliski. Z czasem 

pewnie by go pokochała. 

– Halo, Margaret. Co u ciebie słychać?

Po chwili ciszy usłyszała odpowiedź. Tym razem ton głosu rozmówczyni nie 

pozostawiał żadnych wątpliwości. 

–   Nic   dobrego,   moja   droga,   naprawdę   nic   dobrego.   Niestety,   dotyczy   to 

Evana. 

– Co się stało? – Alexis ogarnął niepokój, choć starała się go opanować. 

– Nie chcę cię denerwować, ale zdaje się, że zniknął. 

– Zniknął? Jak to zniknął? – To była jedna z najbardziej niewiarygodnych 

wiadomości, jaką kiedykolwiek usłyszała. Evan był bankierem w najbardziej 

konserwatywnym sensie tego słowa, solidnym, zrównoważonym i szanującym 

zasady współżycia społecznego. Ludzie tego pokroju nie znikają tak po prostu. 

– Wiesz, w zasadzie nie zniknął – sprostowała szybko Margaret. – Wiemy, 

gdzie jest, tylko nie możemy ściągnąć go z powrotem. 

– O czym ty mówisz?

Margaret ciężko westchnęła, po czym odrzekła:

– Prosił, by ci przekazać, że jest mu bardzo przykro, iż tak to wszystko 

wyszło. Po prostu nie mógł tak dalej żyć. 

Alexis poczuła, że coś ściska jej serce. Jak to się mogło stać? Evan nie był 

jakimś mansardowym artystą, miał być idealną partią. Sama go znalazła, bez 

żadnych kombinacji i nacisków ze strony ojca. Nie mógł porzucić jej tak jak 

inni. Nie mógł. 

– Margaret, może zacznij od początku – poprosiła. 

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Rex Malone był znów na tropie. Ramsey, ogarnięty twórczą weną, śmiało 

wiódł powikłane koleje losu swego bohatera. Wielkimi krokami zmierzał do 

ukończenia kolejnego bestsellera. 

Do licha, co za wspaniałe uczucie! Prawie tak dobre jak seks, pomyślał, 

sprawdzając ostatnią linijkę czwartego rozdziału. I prawie tyle samo sprawia 

satysfakcji. 

Trzeba było jeszcze rozegrać do końca sprawy miedzy Penelopą Largo a 

Rexem, bo przecież w książce nigdy nic samo się nie rozwiązuje. 

Wyłączył lampkę i wyszedł z pokoju, który kiedyś miał być jadalnią, a stał 

się biurem. Musiał się położyć. Zwykle o tej porze dopiero zaczynał pracę, lecz 

po całym dniu spędzonym na korekcie po prostu leciał z nóg. Przeciągnął dłonią 

po zarośniętym podbródku i przypomniał sobie, że znów się nie ogolił. To się 

może zdarzyć pisarzowi, kiedy jest w transie. 

Zrzucił z ramion sportową bluzę i zaczął ściągać spłowiałe dżinsy, gdy wtem 

jakiś dźwięk dobiegł go z pokoju piętro wyżej. W pierwszej chwili nie poznał 

cichego odgłosu. Nagle stanął jak rażony gromem. Alexis płakała! Bez jęków i 

szlochów,   jakimi   zanoszą   się   egzaltowane   kobiety,   płakała   cichutko,   jakby 

zbrakło   jej   sił   do   powstrzymania   łez.   Przez   długą   chwilę   Ramsey   tkwił 

nieruchomo pośrodku sypialni i słuchał, lecz zamiast cichnąć, płacz narastał. 

Kobieta najprawdopodobniej znajdowała się w rogu pokoju. Przeszedł parę 

kroków w tę stronę. Bezwiednie uruchomił machinę swej wybujałej wyobraźni, 

która   pozwoliła   mu   zostać   pisarzem.   Zobaczył  Alexis   bezradnie   zwiniętą   w 

kłębek na krawędzi łóżka, tuż przy ścianie. Przypomniał sobie, że nigdy nie był 

w jej mieszkaniu, i że nie wie nawet, w którym pokoju stoi jej łóżko. Może 

skaleczyła się lub oparzyła parą z czajnika? Nie, to nie to. Nie płakałaby tak 

długo   z   tak   błahego   powodu.   A   może   dostała   złą   wiadomość?   A   może 

background image

potrzebowała z kimś porozmawiać? Zanim uświadomił sobie, co robi, włożył z 

powrotem bluzę i zapiął spodnie. 

Przeskakując   po   dwa   stopnie   wbiegł   na   górę.   Nie   zastanawiał   się,   co 

powinien zrobić. Wiedział tylko, że była sama, że było jej źle, i że płakała. 

Wzruszyło go to bardziej, niż cokolwiek innego do tej pory. Z niewiadomego 

powodu  czuł,  że  jeśli  tylko  istnieje  sposób  na  to,  by  ją  pocieszyć,  musi   go 

znaleźć. Już uniósł dłoń, by mocno zastukać do drzwi Alexis, gdy zdał sobie 

sprawę z bezsensu własnych zamierzeń. Czemu przejmował się jej problemami? 

Nigdy przecież nie omieszkała dać mu do zrozumienia, jak malutki jest w jej 

oczach. 

Uśmiechnął   się,   pokręcił   głową   i   trzykrotnie   zapukał.   Nie   uda   się   jej 

wywieść go w pole. Rzeczywiście, w jej żyłach płynęła błękitna krew, miała 

wdzięk   i   wyrafinowany   styl.   Nienagannymi   manierami   mogłaby   zawstydzić 

niejedną koronowaną głowę. Wszechstronne wykształcenie zdobyła w jakiejś 

elitarnej   prywatnej   szkole,   w   której   dziewczynki   noszą   białe   sukienki   z 

emblematami   i   nigdy   nie   spędzają   wakacji   we   własnym   kraju.  To   wszystko 

wiedział od pani Fife, z którą jadał lunch co wtorek. 

Ale   wiedział   też   więcej.   Alexis   kochała   wszystko,   co   dostarczało   jej 

zmysłowych doznań. Świadczyła o tym muzyka, która stale towarzyszyła jej 

obecności w domu, aromaty wyszukanych smakowitości, które wypełzały z jej 

kuchni   na   klatkę   schodową,   eleganckie   stroje,   które   zdawały   się   wołać 

prowokująco do każdego mężczyzny: dotknij! Ramsey widział to w ognistym 

błysku jej oczu, gdy mijali się na schodach, słyszał to w jej głosie podczas 

nieuniknionych przy takich spotkaniach pogwarkach. 

Było   dla   niego   jasne,   że   w   jej   wnętrzu   czaiło   się   coś   gorącego, 

pasjonującego i ledwie trzymanego w ryzach. Wprawdzie nie był pewien, co to 

jest, lecz nie mógł odmówić sobie przyjemności rozwiązania tej zagadki. 

Poczuł ulgę, gdy zrozumiał, że nikt nie otworzy drzwi. Pewnie Alexis nie 

życzyła   sobie,   by   ktokolwiek   oglądał   jej   opuchnięte   oczy   i   zaczerwieniony, 

background image

smutny nosek. No cóż, zrobił wszystko, by przyjść z pomocą zdesperowanemu 

bliźniemu, nieprawdaż? Właśnie miał odwrócić się na pięcie i ruszyć w dół 

schodów, gdy usłyszał stuk otwieranej zasuwy i zgrzyt klucza w zamku. Gdy 

kobieca postać zjawiła się w drzwiach, w mgnieniu oka rozwiały się wszystkie 

wątpliwości, których był pełen przed chwilą. 

Alexis miała rozpuszczone włosy i rzeczywiście zaczerwieniony nos, co nie 

przeszkodziło   jej   wyglądać   wprost   cudownie.   Ramsey   pierwszy   raz   widział 

uwolnione z więzów ciemne, jedwabiste loki i czuł nieprzepartą chęć, by wpleść 

w nie palce, przyciągnąć jej twarz ku swojej i pocałunkiem zbudzić ich oboje z 

powrotem do życia. Jej oczy zdały mu się jeszcze ciemniejsze i głębsze, a to za 

sprawą lśniących w nich łez. Nie miała butów, co wreszcie, zdaniem Ramseya, 

ustawiło ją na właściwym poziomie. Już nie górowała dumnie nad wszystkim. 

Była bezbronna. Wysoki kołnierzyk bluzki nie był zapięty i chyba nie zdawała 

sobie   sprawy   z   tego,   jak   bardzo   się   rozchylił.   Chcąc   nie   chcąc,   Ramsey 

dostrzegł jej kremowy stanik. Wiedział już, że Alexis nosi piękną bieliznę, lecz z 

prawdziwą przyjemnością podziwiał jedwabny fatałaszek na jego właścicielce. 

– Witam, panie Walker. – W drżącym bardziej niż zwykle głosie brzmiało nie 

ukrywane zaskoczenie. 

–  Alexis,   czy   nic   się   nie   stało?   –   zapytał   po   krótkim   skinieniu   głową 

zastępującym  powitanie.  Nie  ukrywał,  że  zawsze   chciał  zwracać  się  do  niej 

bardziej poufale. 

Dziewczyna   zesztywniała   i   spuściła   oczy   na   chusteczkę,   którą   gniotła   w 

palcach. Ramsey nie mógł powstrzymać uśmiechu. W dzisiejszych czasach tak 

niewiele kobiet miało chusteczki, a jeszcze mniej ich używało. 

–   Oczywiście,   że   nie   –   odrzekła   cicho   z   lekkim   wahaniem.   –   Skąd   to 

pytanie?

Byłoby   głupotą   udawać,   że   nie   słyszał   jej   płaczu.   Wszyscy   mieszkańcy 

budynku wiedzieli, jak łatwo wszelkie odgłosy przenikały cienkie ściany. Przez 

głowę przemknęła mu myśl, że może jednak byłoby lepiej, gdyby jej sypialnia 

background image

nie była dokładnie nad jego. 

–   Zdawało   mi   się,   że   słyszę...   płacz.   –   Tak   bardzo   starał   się   delikatnie 

wymówić ostatnie słowo, że omal go nie połknął. – Pomyślałem, że może stało 

ci się coś złego. 

Skryła   nos   w   chusteczce.   Najchętniej   schowałaby   w   niej   także   policzki, 

które pokryły się rumieńcem. 

– Nic mi się nie stało, panie Walker – łagodnie zapewniła Ramseya, patrząc 

mu prosto w oczy. Dostrzegła w nich jednak coś, co kazało jej odwrócić wzrok. 

Niezależnie   od   wszystkiego,   czym   ją   irytował,   miał   najładniejsze 

niebieskozielone   oczy,   jakie   widziała   kiedykolwiek.   Wyraźnie   była   w   nich 

widoczna troska o jej los. Miłe ciepło rozlało się w jej wnętrzu. 

– Chciałabym... chciałabym teraz zostać sama – wymamrotała pospiesznie i 

bez przekonania. 

Oboje  milczeli  przez  chwilę. Wtem Alexis  poczuła na  skroni dotyk  jego 

palców. Delikatnie poprawił jej niesforne loki. Powoli zwróciła twarz ku niemu, 

lecz cofnął rękę, nim zdążyła zaprotestować. Wyglądał na zaskoczonego swoim 

gestem nie mniej niż ona sama. 

–   Słuchaj   –   nie   rezygnował   –   nie   chcesz   wybrać   się   gdzieś   na   kawę   i 

porozmawiać o tym?

Przecząco potrząsnęła głową. 

– Nie, dziękuję. Chciałabym... 

– Wiem, chcesz zostać sama. 

– Tak. 

Patrząc w jej wielkie zmartwione oczy wiedział, że za nic w świecie nie 

zostawi   jej   teraz   smutkowi   na   pożarcie.   Oparł   ramię   o   framugę   drzwi   i 

pochylając się ku niej oświadczył:

– Myślę, że to kiepski pomysł. 

Ramsey Walker zawsze działał na jej zmysły, także i teraz. Wmawiała w 

siebie, że nie ma to nic wspólnego z głębokim brzmieniem jego głosu, a raczej z 

background image

tym, że nie przywykła do mężczyzn tak znacznie górujących nad nią wzrostem. 

Gdy tak stał pochylony, siłą woli powstrzymywała się, by nie cofnąć się o krok. 

Zdołała jedynie przez moment wyrazić wzrokiem dezaprobatę dla niechlujnego 

ubioru i zarostu. 

Ku   własnemu   zaskoczeniu   zauważyła,   że   dzielące   ich   jaskrawe   różnice 

prowokują   ją   do   dalszych   porównań.   Nagle   dotarło   do   niej,   że   Ramsey 

cudownie pachnie: wolną przestrzenią, czymś bardzo męskim i wzbudzającym 

zaufanie. W ostatniej chwili opanowała chęć, by wtulić się w niego. Zaczęła 

mieć mu za złe, że nie zachowuje właściwego dystansu. 

Wyprostowała się i, jąkając się lekko, odparła:

–   Tak?...   Więc,   ja...   nie   uważam,   by   miał   pan   prawo   składania   mi 

jakichkolwiek propozycji. 

Ma rację, pomyślał Ramsey. Nie miał prawa. W ogóle nie powinno go to 

wszystko obchodzić. Doskwierało mu jedynie to, że z góry odmówiła przyjęcia 

pomocy, nie dając mu żadnej szansy. Zacisnął szczęki z determinacją godną 

detektywa Rexa Malone’a. Cóż, pewnie on postąpiłby tak samo w podobnej 

sytuacji, pomyślał i cofnął się. 

–   W   porządku.   –   Starał   się,   by   jego   głos   brzmiał   beznamiętnie.   –   Do 

zobaczenia. Przepraszam, że przeszkodziłem. 

Nie   czekając,   aż  Alexis   zamknie   mu   drzwi   przed   nosem,   odwrócił   się   i 

ruszył w stronę schodów. Patrzyła na potężne plecy i mocne, szerokie barki. 

Gdy   zniknął   z   pola   widzenia,   zamknęła   drzwi   i   rozluźniła   się,   dając   upust 

nagromadzonym emocjom. Łapczywie chwytała powietrze. Ten nieznośny typ 

napastował ją, mówiła do siebie. Jak śmiał wdzierać się w jej prywatne życie? 

Jak śmiał wykorzystać jej chwilową słabość do wyłudzenia zgody na randkę? 

Zresztą, mogła się tego spodziewać po mężczyźnie, który pisał książki pełne 

wymyślnych   aktów   gwałtu,   mężczyźnie,   który   odżywiał   się   głównie   pizzą, 

dostarczaną   mu  w  olbrzymich  ilościach,  mężczyźnie,  który  zmieniał  kobiety 

częściej, niż robił pranie. Poza tym, ukradł jej sztukę bielizny! Ale to nie miało 

background image

sensu. Nieraz próbowała walczyć z sympatią, jaką do niego czuła, lecz tkwiło w 

nim coś, co wbrew jej woli zawsze brało go w obronę. Nie wiedziała, co to jest i 

czemu czuje to tak mocno. Zagadka stała się jej obsesją. 

Może   powinna   poważnie   zastanowić   się   nad   przeprowadzką?  To   pytanie 

pojawiało się  na nowo  po każdym spotkaniu z  sąsiadem  z dołu.  Uwielbiała 

mieszkać   na  Ardmore,   uwielbiała   stare   domy   i   wielkie   drzewa,   zwłaszcza 

jesienią.   Drzewa   mieniły   się   wtedy   purpurą,   ochrą   i   oranżem   liści.   Wprost 

trudno   było   uwierzyć,   że   tak   malowniczy   i   spokojny   zakątek   sąsiadował   z 

majaczącymi w pobliżu wieżowcami ze szkła i stali, stłoczonymi w centrum 

Filadelfii. 

W   zasadzie   Ardmore   można   było   nazwać   przedmieściem,   gdyż,   w 

porównaniu   z   centrum   pełnym  wpadających   na   siebie   i   popychających   się 

przechodniów,   wyglądało   jak   wymarłe   miasto.   Alexis   czerpała   wszystkie 

przyjemności,   jakich   mogło   dostarczyć   mieszkanie   w   spokojnej,   zabytkowej 

mieścinie,   nie   rezygnując   z   dostępu   do   wygód   wielkiego   miasta.   Mogła 

rozkoszować się parkami, restauracjami, muzeami i galeriami, za którymi tak 

przepadała. 

Jak dalece sięgała pamięcią, zawsze była wrażliwa na otaczające ją piękno, 

od dziecka karmiona malarstwem, rzeźbą, literaturą i muzyką przez rodziców, 

dla   których   kontakt   ze   sztuką   był   fundamentem   ludzkiego   doświadczenia. 

Wzbudziło   to   w   niej   nienasycony   apetyt   na   wszystko,   co   działa   na   zmysły. 

Konsekwencją   takiego   wychowania   było   również   to,   że   skończyła   studia 

uniwersyteckie i podjęła pracę polegającą na szukaniu sponsorów dla Komitetu 

Wspierania Sztuk Pięknych w Filadelfii. Dlatego też łatwo ulegała wpływowi 

mężczyzn o twórczych talentach, co poróżniło ją z ojcem. Dzisiaj przyznała mu 

słuszność. Z racji obowiązków służbowych kontaktowała się często z artystami i 

odkryła, jak wielu geniuszy to po prostu ludzie nieobliczalni. Rzeczywiście, 

lepiej   było   przestawać   z   mężczyznami,   których   kariery   oparte   są   na 

solidniejszych  podstawach   niż   chwiejny  gust   odbiorców  sztuki.  Na  przykład 

background image

bankierzy, na przykład: Evan Warminster. 

Znowu   wróciło   ponure   wspomnienie   rozmowy   telefonicznej   i   wycisnęło 

kolejne   łzy.   Osuszyła   oczy   chusteczką.   Nie   mogła   polegać   nawet   na 

odpowiedzialnych. Jak mógł ją porzucić? Jak mógł tak po prostu zostawić pracę, 

rodzinę, cały swój świat i ruszyć na pustynię w poszukiwaniu światła prawdy. 

Ostatni raz kontaktowała się z nim, gdy na dwa tygodnie wyjeżdżał w interesach 

do Hongkongu. Miał wrócić właśnie dziś. Margaret powiedziała, że dzwonił do 

rodziny.   Z   pasją   opowiadał,   że   w   komunie   znalazł   nowy   dom,  i   że   miał 

pracować   w   czymś,   co   nazywało   się   Kopalnią   Kryształu   Nowego   Wieku. 

Mieszkał z dziewiętnastoletnią studentką, Desdemoną, i najwyraźniej czuł się 

tam wyśmienicie. 

Właśnie to drażniło Alexis najmocniej. Zawsze odnosił się do niej z rezerwą. 

Mówił, że nie chce jej skompromitować ani skalać jej reputacji. Nie miał nawet 

cienia podobnych skrupułów w stosunku do tej, jak jej tam, Desdemony. Alexis 

ruszyła do kuchni, żeby zapalić gaz pod czajnikiem, gdy nagła myśl zatrzymała 

ją w pół kroku. Nie  będzie miała z kim pójść  jutro wieczorem na otwarcie 

wystawy   Penrose’a   w   Muzeum   Sztuki   Współczesnej.   Ma   tam   przecież   być 

Cassandra Edmonson. A niech to! Pierwsza poważna wystawa prac Fredericka 

Penrose’a   z   Filadelfii   stanie   się   wydarzeniem   sezonu.   Ma   być   pełna   gala, 

szampan, stroje wieczorowe i sama śmietanka towarzyska miasta. Alexis miała 

nadzieję,   że   może   Evan   wykorzysta   tę   okazję   do   zdeklarowania   swych 

zamiarów wobec niej. Tymczasem on włóczył się po pustyni i bawił we wróżby 

z kryształowej kuli razem z kociakiem wiadomego autoramentu. Staroświeckie 

poglądy  Alexis   nie   dopuszczały   samotnego   pojawienia   się   na   przyjęciu,   ale 

należała do ścisłego grona organizatorów wernisażu, nie mogła więc po prostu 

zostać w domu. 

Dezercja   Evana   niosła   ze   sobą   jeszcze   jeden   problem,   przyćmiewający 

pozostałe,   a   związany   z   postacią   pani   Cassandry   Edmonson.   Była   chyba 

najhojniejszym   w   Filadelfii   sponsorem  artystów.   Od   początku   swej   pracy   w 

background image

Komitecie Wspierania Sztuk Pięknych Alexis wiązała nadzieje z pozyskaniem 

jej  wsparcia.  Pani   Edmonson   była   uroczą,  szacowną   i   bardzo   bogatą   osobą, 

żyjącą ciągle wiekiem dziewiętnastym. Bez względu na to, jak była miła, nigdy 

nie zaaprobowałaby pełnienia jakichkolwiek funkcji społecznych przez kobietę 

pozbawioną męskiego towarzystwa. Pod żadnym pozorem nie poświęci Alexis 

ani   chwili   z   jutrzejszego   wernisażu,   jeżeli   dziewczyna   nie   będzie   miała 

odpowiedniego towarzysza u boku. 

Zgrzytnęła zębami na myśl, że padła ofiarą staroświeckich zasad, których 

przecież   sama   przestrzegała.   Szybko   rozpatrzyła   możliwe   rozwiązania.   Dziś 

straciła   już   jedną   dotację,   zaś   historia   dotychczasowej   działalności   pani 

Edmonson wskazywała na to, że jej następna wpłata co najmniej dwukrotnie 

przewyższy wartość kwoty, która przepadła. Aleris po prostu nie mogła sobie 

pozwolić na to, by takie pieniądze przeciekły jej przez palce. Jeżeli umizgi do 

pani Edmonson nie przyniosą rezultatu, to kasa Komitetu straci pieniądze, a 

Alexis – posadę. Wniosek nasuwał się sam. Musi sobie zapewnić męską eskortę. 

Ale   kogo?   Większość   znanych   jej   mężczyzn   potwierdziła   przybycie   w 

umówionym   już   towarzystwie.   Jej   bracia   i   ojciec   mieszkali   zbyt   daleko,   by 

przyjechać   do   Filadelfii   na   jeden   wieczór.   Mogła   liczyć   na   towarzystwo 

profesora Plithidesa z uniwersytetu, lecz miał on już prawie osiemdziesiąt lat i 

nie   starczało   mu   sił,   by   uczestniczyć   w   przyjęciu   do   tak   późnej   pory,   jak 

wymagała tego jej rola w Komitecie. Któż pozostał?

Aleris   nalała   sobie   filiżankę   herbaty,   nie   skąpiąc   cukru   ani   mleka.   Z 

tomikiem poezji Emily Dickinson ruszyła do sypialni i rozsiadła się wygodnie w 

zabytkowym   bujanym   fotelu.  Właśnie   z   tego   miejsca,   pogrążoną   w   smutku, 

wyrwał ją swoim pojawieniem się Ramsey Walker. Chciała przez najkrótszą z 

chwil wyobrazić go sobie w czarnym smokingu z czerwoną różą w klapie i 

białej koszuli z plisami. Długimi palcami trzymał stopkę wąskiego kieliszka 

wypełnionego bladozłotym szampanem. Lecz całkiem inny obraz przyszedł jej 

na   myśl   z   zakamarków   wyobraźni.   Ramsey  Walker   leżał   nago   w   jej   łóżku. 

background image

Ponętną   klatkę   piersiową   porastały   ciemne   włosy,   kontrastujące   z   bielą 

prześcieradła. W jednej ręce, wyciągniętej w stronę Alexis, trzymał kieliszek 

szampana, zaś drugą znacząco poklepywał puste miejsce u swego boku. 

Z trudem otworzyła oczy, lecz jej wzrok sam powędrował w stronę łóżka i 

tam   pozostał.   To   pewnie   ze   zmęczenia,   tłumaczyła   sobie.   Wyczerpanie,   nic 

więcej.   To   tylko   desperacja,   z   jaką   szukała   pary,   sprawiła,   że   pomyślała   o 

każdym   dobrze   wyglądającym   mężczyźnie,   nawet   tak   nieodpowiednim   jak 

Ramsey   Walker.   Nic   więcej   nie   miało   tu   znaczenia.   Pierwszą   sprawą,   jaką 

zajmie się jutro rano, będzie znalezienie partnera odpowiedniego na tę okazję. 

W końcu może to być ktokolwiek, pomyślała optymistycznie. Ktokolwiek, byle 

nie Ramsey Walker. 

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Wieczorem następnego dnia Alexis wzięła kąpiel, jaką najbardziej lubiła. 

Mrok łazienki rozjaśniało światło świec. Siedząc w wannie pełnej piany, sączyła 

lekkie   beaujolais.   To   był   dzień   równie   czarny   jak   wczorajszy.   Nie   zdołała 

znaleźć   żadnego   mężczyzny,   który   mógłby   jej   towarzyszyć   na   dzisiejszej 

uroczystości. Prosiła nawet Henry’ego, portiera w biurze Komitetu. Odmówił, 

gdyż w piątki grywał w karty i czuł, że to będzie szczęśliwy dzień. 

Pozostały dwa wyjścia. Albo w ciągu dwóch godzin wyczaruje z kapelusza 

wyjątkowy   okaz   istoty   ludzkiej   płci   męskiej,   albo   wymyśli   na   tyle   dobre 

kłamstwo,   że   pani   Edmonson   wybaczy   jej   samotne   stawiennictwo   na   tak 

oficjalną uroczystość. Żadna z ewentualności nie wyglądała obiecująco. Alexis 

nigdy nie umiała ani czarować, ani kłamać. 

W głębi duszy już pożegnała się z pieniędzmi pani Edmonson, a chodziło jej 

tylko o to, by nie stracić ukochanej posady. Postanowiła odprężyć się w nadziei, 

że może wtedy jakiś dobry pomysł przyjdzie jej do głowy. Ciepła i pachnąca 

woda   przyjemnie   opływała   jej   ciało,   a   łagodne   wino   koiło   starganą   duszę. 

Patrząc   na   sprawę   z   filozoficznego   punktu   widzenia,   postanowiła   nie 

zastanawiać się, dlaczego tak szybko i łatwo zapomniała o Evanie. Miała teraz 

ważniejsze sprawy na głowie. 

Gdy   woda   nieco   przestygła,   starannie   wypielęgnowanym   palcem   u   nogi 

otworzyła oznaczony na czerwono kurek. Zanurzyła się głębiej. Przez dłuższy 

czas   rozkoszowała   się   przenikającym   ją   ciepłem.   Nagle,   w   najmniej 

oczekiwanym   momencie,   narastający   odgłos   pukania   wyrwał   ją   z   błogiego 

stanu. Po chwili zrozumiała, że to ktoś natarczywie dobija się do jej drzwi. 

Zamarła.   Sięgając   do   kurka,   by   go   zakręcić,   zauważyła,   że   poziom   wody 

niepostrzeżenie podniósł się prawie do samej krawędzi wanny. Łomotanie w 

drzwi trwało nadal. Usłyszała pokrzykiwania:

background image

– Alexis! Do cholery, otwórz te drzwi! Wiedziała, że takie gromy mogły 

padać   tylko   z   jednych   ust.   Poczuła,   że   krew   szybciej   zaczyna   krążyć   w   jej 

żyłach. Pomyślała, że nie otworzy drzwi, dopóki nie będzie do tego gotowa. 

Wytarła się mięciutkim ręcznikiem. Owijając szarfą krótkie, kwieciste kimono 

próbowała coś nucić, lecz co chwila brakowało jej tchu. Im głośniejszy rumor 

dochodził od drzwi, tym trudniej było jej panować nad sobą. Pan Walker nie 

powinien się tak awanturować, pomyślała. Cokolwiek się dzieje, musi poczekać, 

aż będzie mogła pokazać się światu. Zmierzała ku sypialni, by włożyć coś na 

siebie, ale walenie w drzwi było tak natarczywe, że zaczęła się obawiać o ich 

wytrzymałość. 

– Alexis, woda z twojej wanny zalewa mi szafę! Otwieraj, do jasnej cholery!

Wiadomość   zelektryzowała   ją.   Przebiegła   przez   sypialnię   i   otworzyła 

zasuwkę. Zgrzytnęły zawiasy i Ramsey Walker jednym ruchem silnego ramienia 

utorował   sobie   drogę,   odsuwając   dziewczynę   razem   z   drzwiami.   Bez   słowa 

ruszył do łazienki, porwał z wieszaka ścierkę i zanurzył w wannie, zatykając 

ujście wody. 

– Proszę pana, wolałabym, żeby... – Alexis obserwowała jego poczynania z 

korytarza.   Widok   jego   dłoni   manipulującej   w   wannie   nasunął   jej   dziwne 

skojarzenia. 

Zamilkła, odsunięta powtórnie. Ramsey bez słowa zaproszenia wtargnął do 

sypialni,   po   czym,   ignorując   jej   protesty,   otworzył   szafę   i   bezceremonialnie 

odsunął na bok wiszące w niej ubrania. Następnie śrubokrętem odkręcił ekran 

osłaniający rury biegnące z łazienki. Spojrzał na nią dopiero wtedy, gdy kładł 

zdemontowany ekran na orientalny dywan w kolorze kości słoniowej, leżący 

przy jej łóżku. Wymownym wzrokiem dał do zrozumienia, że nie powinna teraz 

protestować choćby jednym słowem. 

– Być może żądam zbyt wiele – wymamrotał opryskliwie, wyraźnie siląc się 

na zachowanie resztek ogłady – lecz czy nie ma pani przypadkiem zestawu 

narzędzi?   Zdaje   się,   że   zapchał   się   odpływ   bezpieczeństwa.   Zdołałem 

background image

zatamować wyciek tylko tymczasowo. Mógłbym to naprawić solidniej, gdyby 

znalazło się u pani parę podstawowych narzędzi. 

– Oczywiście, że mam taki zestaw – odrzekła. – Wiem nawet, jak się ich 

używa. Może trudno to panu sobie wyobrazić, ale z tego, że jestem kobietą, nie 

wynika jeszcze... 

–  Alexis,   daruj   sobie   ten   wykład   i   przynieś   mi   te   pieprzone   narzędzia, 

dobrze?

–   Doprawdy   niepotrzebnie   pan   tak   klnie.   Podam   je   panu   z   największą 

przyjemnością – odparła atak i odwróciła się na pięcie. 

Gdyby Ramsey nie miał całej szafy mokrych ubrań, pewnie by się roześmiał. 

Właśnie   nadawał   ostatnie   szlify   napisanemu   dziś   fragmentowi   książki,   gdy 

usłyszał, że gdzieś we wnętrzu pokoju kapie woda. Natychmiastowe śledztwo 

wykazało obecność małej kałuży przed drzwiami szafy umieszczonej we wnęce. 

Jak na ironię, tuż po ich otwarciu woda zaczęła lać się strumieniem z sufitu 

szafy wprost na jej zawartość. Nie mając chwili do stracenia, ruszył na górę, a tu 

zastał Alexis oburzoną profanowaniem jej gniazdka. 

– Czy to wystarczy? – spytała stawiając przed nim skrzynkę z narzędziami. 

Dopiero wtedy spojrzał na nią uważniej i dostrzegł, że oto spełnia się jedno z 

jego najgorętszych marzeń. Kiedy przykucnął nad skrzynką, stanęła tuż obok 

niego   w   króciutkim   szlafroku.   Widok   jej   zgrabnych,   nagich   nóg   z 

kilkunastocentymetrowej odległości gwałtownie przyspieszył akcję jego serca. 

Ledwo powstrzymał chęć, by sięgnąć do luźno związanej szarfy. W niewielkiej 

dolince między piersiami, którą odsłaniał dekolt szlafroka, lśniło na skórze parę 

kropelek wody. Chyba wyczuwała to, co kłębiło się w jego myślach. Widział, że 

jej szeroko otwarte oczy pociemniały. Przez chwilę rozkoszował się pomysłem, 

by rozebrać ją naprawdę, tylko po to, by sprawdzić, na jak dużo mu pozwoli. 

Zrezygnował  jednak  z tego  zamiaru. To tak  bardzo nie  było w  stylu Alexis 

Carlisle, jak bardzo chciał, żeby było. 

– Hmmm... pójdę coś włożyć na siebie, kiedy pan tu będzie majstrował – 

background image

powiedziała zakłopotana. 

– No tak, jasne. 

Odwróciła wzrok od jego oczu i spojrzała na łóżko. 

– Z tym, że najpierw... – urwała. 

W ułamku sekundy przebiegł go dreszcz na myśl o tym, że mogliby znaleźć 

się   w   nim   razem.   Niestety,   jej   słowa   nie   miały   nic   wspólnego   z   jego 

pragnieniami. 

– To znaczy... oczywiście mogę przebrać się w łazience. 

– Dobry pomysł. 

O, nie! Musi się  stąd wynieść. Ramsey pracował szybko. Gdy skończył, 

wstał,   by  zamknąć   szafę.   Nagle   jego   wzrok   przykuły   szlafroczki   i   piżamy 

wiszące na wewnętrznej stronie drzwi. Były uszyte z wzorzystego jedwabiu w 

najpiękniejszych   odcieniach   błękitu,   zieleni   i   purpury,   jakie   kiedykolwiek 

widział. Bezwiednie powiódł palcami po materiale, rozkoszując się delikatnym 

chłodem jedwabiu. Pomyślał, że to samo czułby dotykając Alexis. Delikatna, 

lecz   chłodna.   Chyba   nie  było   na   świecie   takiego   mężczyzny,   któremu 

pozwoliłaby się rozpalić. No cóż, to nie znaczyło, że nie można spróbować. 

Kiedy   Alexis   usłyszała,   że   Ramsey   wychodzi   z   sypialni,   wyjrzała,   by 

zaofiarować mu swą pomoc. Spostrzegła, że z zaciekawieniem przygląda się do 

połowy opróżnionemu kieliszkowi z winem i nadal palącym się świecom. Ich 

oczy spotkały się w półmroku. 

– Kąpiel z pianą, przy świecach i w dodatku z winem – podsumował. – I tak 

samotnie? Trzeba mieć niezwykłe upodobania. Lubię to w kobiecie. 

Zatem ma zamiar znowu zacząć ze mnie szydzić, pomyślała. Wzięła głęboki 

oddech i zaczęła szykować się do obrony przed spodziewaną szarżą. Spojrzała 

mu prosto w oczy i dostrzegła, że nadal patrzy na nią tak, jakby ciągle miała na 

sobie   króciutki   szlafroczek.   Znów   poczuła   przyspieszone   bicie   serca. 

Odruchowo uniosła dłoń do kołnierza beżowego golfu, jakby sprawdzając, czy 

zasłania wszystko jak należy. Przez ostatnie dwadzieścia minut spędzonych w 

background image

kuchni staczała wewnętrzną walkę, czy zapytać Ramseya Walkera o plany na 

dzisiejszy wieczór. Wmawiała sobie, że kieruje się tylko desperacką potrzebą 

znalezienia partnera, który mógłby zaspokoić wymagania pani Edmonson, nie 

zaś równie desperacką chęcią poznania go bliżej. W końcu zwalczyła w sobie 

opory i zaryzykowała pytanie. 

– Panie Walker, nie wydaje mi się, żeby miał pan dzisiaj wolny wieczór, 

nieprawdaż?

Zadane pytanie wywarło na nim potężne wrażenie, które można porównać 

tylko do wybuchu wulkanu w centrum Filadelfii. 

– W... wolny? Dziś? Ja? – wyjąkał. 

Alexis miała nadzieję, że to, co robi, nie okaże się największą pomyłką jej 

życia. 

– Wolny, dziś, pan. Tak czy nie?

–   Hmmm...   chyba   tak...   tak   –   wydukał.   Nie   mógł   otrząsnąć   się   z 

zaskoczenia. – Alexis, czemu chce się pani umówić właśnie ze mną?

Alexis   westchnęła   z   rezygnacją.   Powinna   mu   wyjaśnić,   że   powody   jej 

zaproszenia leżą wyłącznie w sferze stosunków społecznych. Nie była do końca 

pewna, czy tym wyjaśnieniem chciała oszczędzić mu złudzeń, czy też przekonać 

samą siebie. 

– Będę z panem szczera. Koniecznie muszę znaleźć osobę, która mogłaby 

towarzyszyć mi na pewnej ważnej uroczystości dziś wieczorem. Prawdę mówiąc 

jest pan moją ostatnią deską ratunku. Co pan o tym sądzi?

Przez długą chwilę przyglądał się jej tak, jakby chciał przymrużonymi lekko 

oczami przejrzeć ją na wylot. Zaczęła już nawet podejrzewać, że poczuł się 

urażony. Zawstydziła się i zakłopotała. Jak mogła zachować się tak prostacko i 

nietaktownie?

–   Przepraszam   –   dodała   szybko   w   nadziei,   że   nie   jest   zbyt   późno   na 

dodatkowe   wyjaśnienia.   –   To   wyszło   okropnie,   prawda?   Nie   będę   miała 

pretensji, jeżeli wypadnie pan stąd teraz jak burza, nawet nie zaszczycając mnie 

background image

odpowiedzią. 

– A skądże! – Na jego twarzy zjawił się uśmiech. – Od miesięcy konam z 

tęsknoty, by przekroczyć próg pani drzwi. Alexis, nie jestem aż tak dumnym 

facetem. Pójdę z panią wszędzie, o każdej porze i w każdych okolicznościach. 

Nie była pewna, czy właśnie to chciała usłyszeć. 

–   W   zamian   –   zastrzegł   –   spodziewam   się   rewanżu,   kiedy   ja   będę   w 

podobnej potrzebie. 

Po chwili zastanowienia Alexis przyznała, że trudno będzie odmówić. Na 

myśl o następnej wyprawie z Ramseyem poczuła dziwny skurcz żołądka. Wolno 

skinęła głową w odpowiedzi. 

Nagle się zaniepokoiła. 

– To jest niezwykle oficjalne przyjęcie w strojach wieczorowych. Czy ma 

pan czarny krawat?

– Oczywiście, że mam – zapewnił. – Dostałem go kiedyś w prezencie. Ma 

wprawdzie wymalowaną tancerkę hula w stroju topless, ale jest czarny. 

Alexis westchnęła znacząco i dodała:

– Chodzi mi również o to, czy ma pan smoking. Pewnie nie ma, pomyślała. 

Uświadomiła sobie nagle, że bardzo byłaby rozczarowana jego odmową, i że to 

rozczarowanie   nie   ma   żadnego   związku   ze   stratą   dotacji   od   pani   Cassandry 

Edmonson. 

– Ma pani szczęście, Alexis. Tak się składa, że mam smoking, a w dodatku 

trzymam go w szafie w przedpokoju, więc nie jest przesiąknięty wodą pachnącą 

gardenią. 

Dziewczyna spuściła wzrok. 

–   Naprawdę   mi   przykro,   panie   Walker.   Wszystko,   co   mogę   zrobić,   to 

zapłacić za pralnię. Domyślam się, że mężczyzna pachnący gardenią może mieć 

kłopoty towarzyskie – wymamrotała potulnie. 

Uniosła   oczy   i   dostrzegła,   że   Ramsey   uśmiecha   się   szeroko   i   wygląda 

bardziej interesująco, niż uchodzi to jakiemukolwiek mężczyźnie. 

background image

–   Jak   na   razie,  nie   narzekam  –   odparł  i  znacząco   uniósł   brwi,   po  czym 

delikatnie pogłaskał ją pod brodą jak małą dziewczynkę. 

W   co   ja   się   pakuję?   Wyjście   w   towarzystwie   Ramseya   wydało   jej   się 

czystym   szaleństwem.   Gotów   jeszcze   zacząć   sobie   coś   wyobrażać.   Zaczęła 

zastanawiać się nad sposobem cofnięcia zaproszenia, lecz ubiegł ją pytaniem, o 

której ma być gotów. 

– Uroczyste otwarcie wystawy odbędzie się o ósmej, ale o siódmej będzie 

poczęstunek szampanem. 

– Świetnie – powiedział, zmierzając w stronę drzwi. – Wrócę po panią za 

jakieś dwie godziny. Powiedzmy, szósta piętnaście. Pasuje?

Zdołała   jedynie   skinąć   głową   w   odpowiedzi.   Wiedziała   tylko,   że   znów 

została sama. I zwątpiła w swój zdrowy rozsądek. 

Agent   Ramseya   namówił   go   kiedyś   do   kupna   smokingu   w   celach 

reprezentacyjnych.   Pisarz   uznał   to   wtedy   za   wariactwo.   Dzisiaj   skłonny   był 

wysłać mu w podzięce butelkę najlepszej brandy, jaką mógł dostać w sklepie. Po 

raz ostatni sprawdził swój wygląd w lustrze wiszącym nad komódką na bieliznę. 

Przyznał, że po doprowadzeniu się do porządku wygląda co najmniej o połowę 

lepiej.   Znalazł   nawet   pewnego   rodzaju   przyjemność   w   tych   wszystkich 

ceregielach, które przeszedł, szykując się na randkę z Alexis. Gdy ponawiał 

kolejną bezowocną próbę zawiązania krawata, przypomniał sobie, że minął już 

rok od czasu, gdy ujrzał ją pierwszy raz. 

Zamieszkał wtedy w starym domu o dwóch wejściach, w którym było tylko 

osiem mieszkań. Już po paru dniach zauważył, że sąsiadką z góry, która katuje 

go   nudną   muzyką,   jest   wspaniała   długonoga   dziewczyna,   jeżdżąca   bardzo 

drogim   samochodem.   Za   każdym   razem,   gdy   słyszał   stuk   jej   drzwi 

wejściowych, biegł do okna w salonie i patrzył, jak samotnie wyrusza do pracy. 

Wieczorami wychodziła gdzieś w towarzystwie bubka w garniturze z kamizelką. 

Wielekroć   bezwstydnie   podsłuchiwał   pod   drzwiami,   o   czym   mówili   na 

background image

schodach. Usprawiedliwiał się sam przed sobą twierdząc, że w ten sposób zbiera 

pomysły do pracy literackiej. 

Szczególnie   zirytowało   go,   gdy   pewnego   razu   usłyszał,   jak   bubek, 

posługując   się   oklepanymi   grzecznościowymi   frazesami,   odrzuca   subtelne 

zaproszenia Alexis. Ramsey miał wtedy ochotę wpaść na górę, chwycić faceta 

za klapy i wykrzyczeć mu w twarz, że jest zakałą męskiego rodu. Zresztą, ‘ 

mężczyzna najwyraźniej oficjalnie starał się o względy Alexis i chociaż tym 

razem znalazł powód do odmowy, prędzej czy później skorzysta z zaproszenia. 

Znowu zamiast węzła na krawacie zjawił się bezkształtny supeł. Ramsey w 

złości   zacisnął   zęby.   Bubek   pewnie   nigdy   nie   miał   kłopotów   z   krawatem. 

Zawsze, gdy przychodził po Alexis, wyglądał jak z żurnala. 

– Pewnie ma krawaty na gumkę – wymamrotał, setny chyba raz szarpiąc 

czarny jedwab. 

Zależało   mu   na   tym,   by   nic   nie   zakłóciło   tego   wieczoru.  To   mogła   być 

jedyna szansa na bliższy z nią związek. Tu przerwał pasmo marzeń i szybko 

zrewidował   je   w   myślach.   Związek?   Powtórzył   to   słowo   parokrotnie, 

przeplatając koniec krawata przez utworzoną zeń pętlę. Czy kiedykolwiek, do 

diabła, chciał związku z jakąś kobietą? W hierarchii najohydniejszych słów to 

właśnie plasowało się tuż za słowem „miłość”. Obu tych wyrazów próżno by 

szukać w jego słowniku. Chciał tylko mile spędzić z nią czas, nic więcej. 

Ona może jeszcze nie jest świadoma tego, że wkrótce dowie się, jak żyć na 

luzie i umieć się zabawić. Och, z pewnością będzie usilnie starała się pozostać 

wyrafinowaną   tradycjonalistką   w   ciasno   związanym   gorsecie.   Ale   Ramsey 

wiedział   aż   nadto   dobrze,   że   nadejdzie   chwila,   w   której   spełnią   się   jego 

marzenia.   Dwa   oczywiste   dowody   utwierdzały   go   w   tym   przekonaniu. 

Pierwszym   była   zawartość   jej   bieliźniarki,   zupełnie   nie   przystająca   do 

konserwatywnych norm, zaś drugim – błysk ognia w jej oczach. Było w niej 

coś, co aż błagało, by wziąć ją na przechadzkę po ciemnych stronach życia. 

Ramsey Walker był facetem, który miał ją tam zaprowadzić. 

background image

Ona była piękną kobietą, on zaś atrakcyjnym mężczyzną, a to, co mogło 

sprawić radość im obojgu, od zarania dziejów podtrzymywało życie na matce 

Ziemi. Przypomniał sobie, że jako trzydziestoośmioletni kawaler, czego można 

mu było tylko pozazdrościć, nie zdawał się w tych sprawach na przypadek. To 

był w końcu kawał ciężkiej roboty. Ale, na Boga, wartej wysiłku. Nie było na 

świecie   takiej   kobiety,   która   mogłaby   go   zmusić   do   zmiany   stylu   życia.   Za 

następny,   bajoński   czek   sprawi   sobie   pierwszorzędną   wiejską   rezydencję   w 

Bucks   County.   Zostanie   typowym   artystą   odludkiem.   Ramsey   Walker   jako 

samotny lew, nonkonformista, pustelnik... 

– Psiakrew – zmełł w ustach przekleństwo, zmagając się nadal z krawatem. 

Tym razem węzeł był perfekcyjny, lecz powstał na lewym kciuku. 

– Jak to się stało, do licha? – zamruczał. 

Rozwiązując   jeszcze   raz   niepokorny   kawałek   czarnego   jedwabiu,   rzucił 

okiem na zegarek i dostrzegł, że spóźnił się już pięć minut. Porwał swoje rzeczy 

i pognał na górę po Alexis. Pomyślał, że może ona wybawi go z kłopotu. Stłumił 

w   sobie   głos,   który   zaczął   z   niego   szydzić:   „I   to   ma   być   wielki,   samotny 

myśliwy?”

Tym razem Alexis otworzyła drzwi, gdy tylko w nie zapukał i serdecznie 

zaprosiła do środka. Wchodząc chciał odpowiedzieć na przywitanie, lecz na jej 

widok słowa uwięzły mu w gardle. Widział ją już w niejednej kreacji, lecz tak 

pięknie nie wyglądała nigdy dotąd. Jej oczy płonęły ciemnym blaskiem, a we 

włosach wieńczących jej głowę koroną misternie plecionego warkocza igrały 

czerwone ogniki. 

Jej suknia czyniła wyobraźnię zbędną. Jedynie długie rękawy i kryjący kark 

skrawek łudziły udawaną skromnością. Wszystkie linie jej ciała, każda krągłość, 

każde zagłębienie były wyraźnie widoczne. Po raz pierwszy w życiu Ramsey 

zrozumiał, jak powinna wyglądać świetnie ubrana kobieta. Dłuższy czas gapił 

się na nią, nie mogąc mówić, myśleć ani oddychać. 

–   Czy   coś   jest   nie   w   porządku,   panie   Walker?   Zamrugał   oczami   i 

background image

przypomniał sobie, gdzie jest i co powinien robić. 

–   Ach,   nie,   skądże.   Wszystko   jest   w   porządku.   Ja   tylko...   hmmm...   – 

gorączkowo   poszukiwał   w   zakamarkach   mózgu   jakiegoś   tematu,   na   który 

mógłby skierować rozmowę. W końcu, czując panikę, zapytał: – No a jak tam 

Eagles, co? Jak im leci w tym sezonie?

Alexis nie była do końca pewna, lecz mogłaby prawie przysiąc, że przez 

chwilę   Ramsey   Walker   nie   mógł   wydać   z   siebie   głosu.   Nigdy   dotąd   nie 

podejrzewała go o taką przypadłość. Bardzo to dziwne. 

– W rzeczy samej, panie Walker, niezbyt dobrze orientuję się w sporcie. To 

drużyna baseballowa czy hokejowa?

– Futbolowa. 

– Rozumiem, przepraszam. 

– Nie ma sprawy. 

Zaległo milczenie i trwało dłuższą chwilę. Przez ten czas Alexis powtórnie 

rozważyła swój pochopny pomysł. Czy naprawdę zamierzała przez to przejść? 

Czy było to rozsądne? Zwłaszcza że w smokingu był taki elegancki i przystojny, 

tak obezwładniająco... seksowny. 

– Czy zdaje pan sobie sprawę, że stan pańskiego krawata w zupełności nie 

odpowiada powadze dzisiejszego wieczoru? – spytała nagle, jakby dopiero to 

dostrzegła. 

–   Zauważyłem   to   już   jakiś   czas   temu.   Miałem   nadzieję,   że   może   pani 

pomoże mi się z tym uporać. Wiązanie krawatów nie jest moją najmocniejszą 

stroną. 

– To widzę – odparła, zbliżając się z rezerwą. Stała na wprost niego, a on 

czuł, że tonie w dwu głębokich, brązowych oceanach, że wiruje, spada i traci 

zmysły. Pachniała cudownie, jak łąka pełna egzotycznych, odurzających woni, 

w której chciałby się nurzać nago całe wieki. Zamknął oczy. Czuł, jak jej palce 

zwinnie ujarzmiają krawat. Im bardziej zbliżała się do niego, tym bardziej rosło 

prawdopodobieństwo, iż porwie ją w ramiona tak mocno, że dzielić ich będzie 

background image

tylko cienka warstwa ubrań. 

Alexis, zajęta krawatem, przypatrywała się twarzy, której widok dręczył ją w 

myślach od dwóch godzin. Najpierw przykuły jej uwagę niebieskozielone oczy, 

zresztą było tak zawsze, gdy go spotykała. Zwykle pełne były wesołości, i kiedy 

Ramsey chciał jej zawrócić w głowie zabawną uwagą, bez trudu odgadywała z 

nich jego knowania. A dzisiaj widziała w nich coś jeszcze, coś, czego nie umiała 

określić. 

Zupełnie niepotrzebnie poprawiała gotowy węzeł, by zyskać więcej czasu na 

przyjrzenie się jego twarzy. Po zmarszczkach w kącikach oczu oszacowała, że 

dobiega czterdziestki. To znaczyło, że jest osiem, może dziewięć lat starszy od 

niej. Zabawne, nigdy przedtem jej to nie interesowało. Tym razem był gładko 

ogolony. Miał prosty nos i namiętne usta, idealne do tego, by je całować. 

Na myśl o całowaniu Ramseya Walkera poczuła wewnątrz rozgrzewające 

ciepło. Szybko wygładziła krawat i odsunęła się. 

– Gotowe – zakomunikowała. – Wygląda pan świetnie. 

– Dziękuję – odparł zniżonym głosem, od którego ugięły się pod nią kolana. 

– Pani też nie najgorzej. 

Też mi komplement, pomyślała melancholijnie. Nie mogła stłumić w sobie 

głosu, który przypomniał jej, że Ramsey Walker był drugim mężczyzną, który w 

ciągu ostatnich paru dni ocenił ją umiarkowanie. Może powinna była przekazać 

sprawę darowizny pani Edmonson komuś innemu w Komitecie?

– Ależ bardzo panu dziękuję, panie Walker – odpowiedziała, siląc się na 

radosny ton. 

Zrozumiał   swoją   gafę.   Właśnie   miał   się   poprawić,   kiedy   odwróciła   się 

plecami   i   wtedy   aż   rozdziawił   usta   ze   zdziwienia.   Ktokolwiek   uszył   suknię 

Alexis, zapomniał zszyć ją z tyłu. Ona chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, 

że   jest   naga   od   ponętnego   karku   aż   po   kuszącą   do   bólu   talię.   Wodził 

zgłodniałym wzrokiem po odsłoniętej kremowej skórze. Zachodził w głowę, jak 

ma, do jasnej cholery, powstrzymać się przez cały wieczór od dotknięcia jej. 

background image

Znów przemknął mu przez myśl błysk nadziei. A może chodziło o to, by się nie 

wstrzymywał?

– Cóż, jeśli się nie pośpieszymy, spóźnimy się – oświadczyła nagle Alexis. 

Obawiała się, że jeśli zostaną w mieszkaniu choć chwilę dłużej, gotowa jest 

popełnić głupstwo. Na przykład odwiązać tak pracowicie uformowany węzeł 

krawata, rozpiąć każdy perłowy guzik jego plisowanej koszuli, aż odsłoni tak 

bardzo fascynujący ją tors. 

– Musimy... musimy już ruszać, tylko jeszcze narzucę szal. 

Ramsey   wykorzystał   chwilę   jej   nieobecności,   by   rozejrzeć   się   po 

mieszkaniu,   czego   z   pośpiechu   nie   uczynił   dzisiejszego   popołudnia.   Swoje 

lokum urządził w spartańskim stylu, nie zagracając go niczym, co było zbędne. 

Lecz Alexis zdawała się nie podzielać tej filozofii. Chyba że ktoś uznaje za 

niezbędne   mnóstwo   pluszowych   mebli   w   wiktoriańskim   stylu,   obsypanych 

piramidami poduszek z frędzelkami i wyściełanych chińskimi narzutami. Chyba 

że   ktoś   absolutnie   nie   może   się   obejść   bez   oryginalnych   obrazów   Renoira, 

Degasa czy Cassatta. 

Przez chwilę skupił uwagę na obrazach. Czy to możliwe, by wiszące między 

biblioteczkami dzieła były oryginalne? Nie, to wykluczone. Każdy z nich wart 

był fortunę. Gospodyni z pewnością życzyłaby sobie, żeby się rozgościł, śmiało 

wkroczył   więc   do   jadalni   i   rozejrzał   się   ciekawie.   Odkrył   kolekcję,   której 

skompletowanie musiało zająć kilka lat: obrus z belgijską koronką, świeczniki z 

rżniętego kryształu, dwie ozdobne półeczki pełne filiżanek do herbaty i jeszcze 

dwa   malowidła.   Ramsey   odczytał   podpisy   widniejące   w   rogach:   Rossetti   i 

Millais. 

– Czy interesuje się pan sztuką? – usłyszał za plecami. 

– Właśnie... właśnie podziwiałem pani zbiór. Rozumiem, że są to oryginały, 

nieprawdaż?

Wyglądała na przerażoną tym pytaniem. 

– Oczywiście, że tak – odparła. 

background image

– Oczywiście – powtórzył za nią machinalnie. 

– To prezenty od ojca. Co piąte urodziny kupuje nam, każdemu ze swych 

dzieci, obraz. Dla mnie wybiera coś z impresjonistów lub prerafaelitów, Sarze 

kubistę lub któregoś z prymitywistów amerykańskich, Charlesowi... 

– Czym właściwie zajmuje się pani ojciec? – przerwał Ramsey. Zaczynał 

domyślać się, jak musiało wyglądać jej dzieciństwo. 

– Jest filantropem – oznajmiła takim tonem, jakby był to najpopularniejszy 

zawód świata. 

– Nie o to mi chodzi. Jak zarabia na życie?

– Przecież już powiedziałam. 

– Jest zawodowym filantropem?

–   Tak   –   potwierdziła   i   wzruszeniem   ramion   okazała   zdziwienie,   czemu 

Ramsey   nie   może   zrozumieć   tak   oczywistej   sprawy.   Następnym   pytaniem 

wykroczył   poza   granice   uprzejmości,   lecz,   jak   zwykle,   nie   przejął   się   tym 

zbytnio. 

– Skąd bierze forsę na to wszystko?

Alexis potraktowała pytanie jako zupełnie naturalne. 

– Od swojego ojca – przyznała otwarcie. 

– A skąd tamten ją miał?

– Od własnego ojca. – Dla niej było to jasne jak słońce. 

Wyszło   zatem   na   jaw,   że   Alexis   jest   autentyczną   arystokratką,   i   to   z 

szacownego, wielopokoleniowego rodu. Ta wiadomość w pewnym stopniu nie 

była   dla   Ramseya   zaskoczeniem,   a   dzięki   niej   poczuł   rosnący   szacunek   do 

dziewczyny. Nie wiedział, dlaczego tak się stało, przecież pieniądze nigdy mu 

nie imponowały. Z drugiej zaś strony, świadomość jej pochodzenia wzbudziła w 

nim respekt. 

–   Więc   rodzina   zajmowała   się   filantropią   z   pokolenia   na   pokolenie, 

nieprawdaż? – zapytał. 

–   W   zasadzie   tak.   Sądzę,   że   wywodzimy   się   z   bocznej   gałęzi   jakiegoś 

background image

królewskiego rodu gdzieś z Europy. Szczegóły uszły mojej uwagi, wiem tylko, 

że ta monarchia od wieków znana była z patronowania artystom. Mniemam, że 

gdzieś, w jakimś maleńkim państewku do dzisiaj stoi tron, do którego mógłby 

rościć sobie prawa mój brat Edward, ale najpierw musiałyby zemrzeć ze trzy 

albo cztery setki ludzi. Zresztą to i tak nieważne, dążenie do władzy nie leży w 

jego naturze. 

Ramsey   stłumił   w   sobie   wybuch   histerycznego   śmiechu.   Gdy   ona   snuła 

dywagacje   o   swym   drzewie   genealogicznym,   przypomniał   sobie   własne 

dzieciństwo, które przeżył w południowej dzielnicy Filadelfii. Miał dwóch braci. 

Ojciec pracował na poczcie, matka zajmowała się domem. Inaczej spojrzał na 

swoje zwykłe dorastanie, gdy porównał je z dorastaniem Alexis. Nie okazał 

jednak nic i wzruszył tylko ramionami. 

–   Rozumiem.   Czy   mogę   pomóc?   –  Wskazał   na   szal.   Spostrzegł,   że   był 

utkany z kremowej wełny przetykanej złotą i miedzianą nicią. Spodziewał się, 

że kobieta taka jak Alexis ma całą szafę futer. Wspomniał o tym, kładąc okrycie 

na jej ramionach. 

– Wielkie nieba, co to, to nie – odparła łagodnie. – Tego wprost nie znoszę. 

Ciągle pamiętam, że kiedy Sarah i ja byłyśmy małe, ojciec woził nas saniami po 

lasach niedaleko naszego domu. Pewnego razu, gdy padał śnieg i było bardzo 

cicho,   natknęliśmy   się   na   dwa   srebrzyste   lisy   bawiące   się   przy   zwalonym 

drzewie.   Pamiętam,   jak   ojciec   przyłożył   palec   do   ust,   żebyśmy   były   cicho. 

Długo im się przypatrywaliśmy, aż poczuły nasz zapach i uciekły. Wiele lat 

później, już w szkole średniej miałam koleżankę, która była w zarządzie koła 

uczniowskiego   i   na   uroczyste   okazje   nakładała   futro   ze   srebrnych   lisów. 

Naturalni właściciele futra wyglądali w nim o niebo piękniej, rozumie pan?

Oczywiście, że rozumiał. Sam nie był tak sentymentalny, lecz szanował i 

respektował takie poglądy u innych. Niestety, nie było mu dane spotkać wielu 

osób,   a   zwłaszcza   kobiet,   które   czułyby   to   samo.   Jego   szacunek   dla  Alexis 

wzrósł jeszcze bardziej. 

background image

–   No,   naprawdę   musimy   już   ruszać   –   powtórzyła,   a   Ramsey   mógłby 

przysiąc, że usłyszał w jej tonie nutkę żalu, że ich sam na sam się kończyło. 

Wyprowadził  ją   na   zewnątrz  i   czekał   cierpliwie,  aż   zrobi  użytek   z   pęku 

kluczy   do   mnóstwa   zamków,   jakie   miała   w   drzwiach.   Nie   mógł   zrozumieć, 

dlaczego kobieta na takim poziomie i z takimi pieniędzmi wynajęła mieszkanie. 

To   prawda,   że   dom   w   tej   okolicy   nie   był   tani,   mieszkanie   miało   wszelkie 

wygody,   lecz   kobieta   z   taką   pozycją   zwykle   wybiera   przytulną,   wiejską 

posiadłość. 

– Alexis, czemu pani tu mieszka? – spytał, zanim zdał sobie sprawę z tego, 

co robi. 

– Co ma pan na myśli? – Wrzuciła klucze do zdobionej perłami torebki. 

–   Może   pani   mieszkać,   gdziekolwiek   pani   zechce.   Czemu   wybrała   pani 

budynek, w którym ściany są cienkie jak papier? – wyjaśnił swą wątpliwość. 

Wzruszyła ramionami i skierowała się w stronę schodów. 

– To pewnie zabrzmi dziwnie, ale lubię mieszkania. Po pierwsze, i tak mam 

więcej   prywatności,   niż   miałam   w   naszej   siedmioosobowej   rodzinie,   zaś   po 

drugie, czuję się znacznie bezpieczniejsza, gdy wiem, że zawsze jest ktoś o parę 

drzwi dalej. 

– Dobrze, lecz przecież stać panią na luksusowy apartament w śródmieściu. 

– Tak – zgodziła się. – Ale lubię starocie, stare domy i samo Ardmore jest 

urocze. Liczyło się również i to, że rok temu wszyscy sąsiedzi byli mi niezwykle 

przychylni – przyznała z rozbrajającym uśmiechem. 

– Ze mną można się dogadać w wielu sprawach – powiedział wyjątkowo 

miękkim głosem. – Może nie doszła pani jeszcze do właściwego tematu?

Przy końcu chodnika Alexis skierowała się w prawą stronę, gdzie stał jej 

samochód.   W   tej   samej   chwili   Ramsey   skręcił   w   lewo   do   swojego. 

Spostrzegłszy to zatrzymali się oboje. 

– Weźmiemy mój samochód – oznajmiła Alexis. 

– Nie, weźmiemy mój – odrzekł. 

background image

– Nie można pokazać się przy tak uroczystej okazji w pańskim dżipie, panie 

Walker. Zresztą, nie jest to chyba zbyt wygodny środek lokomocji. 

– Ależ skąd, same wygody, obiecuję. Będę jechał bardzo spokojnie. 

Alexis ucięła dyskusję szczerym, lecz grzecznym oświadczeniem. 

– Jedziemy na wystawę, a nie do buszu. Myślę, że wypada, żebyśmy jednak 

pojechali moim. 

– Jaguarem? Mogę poprowadzić? – W oczach Ramseya pojawił się błysk, 

jak w oczach dziecka obdarowanego nową zabawką. 

Olbrzymi zapas uprzejmości, jakim Alexis była obdarowana, stopniał nieco. 

– Słyszałam, w jaki sposób rusza pan z parkingu i rozwaga nakazuje mi 

odmówić. 

Ramsey rzucił jej szelmowskie spojrzenie. Chciał ją podejść czymś, co w 

jego mniemaniu miało być chłopięcym urokiem. 

– No nie, Alexis, obiecuję, że będę grzeczny. Szczerze powiem, że schlebia 

mi to, iż zwróciła pani uwagę na moją technikę jazdy. 

Zbliżył się do niej i kciukiem powoli unoszonej dłoni musnął jej policzek, 

jakby strząsając nie istniejący pyłek z jej twarzy. Jej skóra była tak miękka, jak 

oczekiwał. Trudno mu było powstrzymać się od śmiałej wyprawy dłonią wzdłuż 

linii  jej ust, kusząco  nabrzmiałych. Całą  siłą  woli  tłumił ciepło,  które  nagle 

poczuł dotykając jej. Alexis przygryzła dolną wargę. Czekał na odpowiedź z 

zapartym tchem. 

–   Niech   już   będzie   –   przytaknęła   w   końcu.   –  Ale   jeśli   przekroczy   pan 

prędkość choćby o kilometr na godzinę lub zlekceważy choć jeden znak „stop”, 

natychmiast wysiadam – oświadczyła, podając mu kluczyki. 

– To może nie być takie proste, kiedy ja prowadzę – odparł Ramsey. 

Westchnęła, zdając się na szczęśliwy los. Ruszyła w stronę zaparkowanego 

samochodu. Widziała lekko kołyszące się ramiona Ramseya. Wpatrywała się w 

szerokie barki, podkreślone świetnie skrojonym smokingiem. Pomyślała, że jej 

eskorta powinna przypaść do gustu pani Edmonson. Pozostało tylko znaleźć 

background image

sposób na to, żeby Ramsey Walker nie zabierał głosu przez resztę wieczoru. 

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Muzeum   Sztuki   Współczesnej   w   Filadelfii   mieściło   się   w   rozległym 

gmachu, słynnym z nieskazitelnie białych wnętrz i kręconych schodów, które 

zdawały się nie mieć końca. Ściany rozbłyskały kolorowymi plamami obrazów, 

a   pomieszczenia   wypełnione   były   awangardowymi   dziełami   o   rozmaitych 

formach   przekazu.  Wprawdzie  Alexis   gustowała   raczej   w   sztuce   klasycznej, 

doceniała   jednak   nowatorskie   i   nieskrępowane   talenty   młodych   artystów, 

których rola w społeczeństwie miasta stale rosła. Ze szczególną radością brała 

udział w promowaniu filadelfijczyków. Frederick Penrose był, w jej mniemaniu, 

jednym z największych talentów. 

Gdy   u   boku   Ramseya   wkroczyła   do   obszernej   galerii,   przeznaczonej   na 

ekspozycje   zapraszanych   artystów,   dostrzegła   olbrzymi   fresk   malowany 

akwarelą, w odcieniach zieleni, żółci i szarości. Nie było jej dane dłużej się nim 

rozkoszować. Z przerażeniem zauważyła, jak Ramsey dopada kelnera z tacą 

smukłych   kieliszków   pełnych   złocistego   szampana,   i   zaczyna   domagać   się 

„czegoś mocniejszego”. 

– O, Alexis, tu jesteś, kochanie!

Usłyszała   głos   Cassandry   Edmonson   i   odwróciła   się,   by   z   ciepłym 

uśmiechem przywitać starszą panią. Nieodmiennie pani Edmonson w dziwaczny 

sposób kojarzyła jej się z chmurką. Zawsze nosiła długie białe suknie zdobione 

piórami,   najczęściej   marabuta.   Zdawało   się,   że   za   chwilę   pofrunie   gdzieś 

wysoko. Miała pewnie z dziewięćdziesiąt lat, lecz nikt, kto spędził z nią więcej 

niż dziesięć minut, nie przyznałby tego. Otaczała ją aureola wiecznej młodości, 

ochoty do życia i radości, których próżno by szukać u innych ludzi, młodszych 

od   niej   nawet   o   sześćdziesiąt   lat.   Dla  Alexis   była   uosobieniem   wdzięku   i 

elegancji. 

Aż do dzisiejszego dnia nie kwestionowała zasad społecznych uznawanych 

background image

przez   bogatą   filantropkę.   Jednakże,   mając   w   perspektywie   cały   wieczór   z 

Ramseyem   Walkerem,   pomyślała,   że   należałoby   zrewidować   regułę 

obowiązkowego   posiadania   przez   kobietę   współtowarzysza   przy   tak 

uroczystych   okazjach.   Bardzo   jej   odpowiadało   to,   że   Ramsey   tymczasowo 

zniknął   z   pola   widzenia.   Może   wszystko   dałoby   się   załatwić   bez   jego 

obecności? Zaraz potem mogliby wrócić do domu. 

– Witam panią, pani Edmonson – powiedziała ciepło. – Bardzo się cieszę, że 

panią widzę. Co pani sądzi o obrazach Penrose’a?

– Są po prostu wspaniałe – odrzekła entuzjastycznie starsza pani. – Twojej 

spostrzegawczości   zawdzięczamy   tę   wystawę.  To   wielki   talent.   Dziękuję,   że 

zwróciłaś na niego moją uwagę. Już kupiłam dwie jego prace do oranżerii w 

moim domu w Palm Beach. 

–   Myślę,   że   sama   coś   kupię   –   oznajmiła  Alexis.   –   Obraz   zatytułowany 

„Pochodzenie języka” idealnie pasowałby do pracowni mojego ojca. 

Pani Edmonson skinęła głową i uśmiechnęła się. 

–   Bardziej   podoba   mi   się   to,   co   wisi   tutaj   –   wyraziła   opinię,   po   czym, 

wskazując na młodzieńca stojącego u jej boku, dodała: – Alexis, przedstawiam 

ci   mojego   prawnuka,   Malcolma   Edmonsona,   który   oderwał   się   od   nauki   do 

trudnego   egzaminu,   by   mi   towarzyszyć.   Malcolmie,   to   jest   panna   Alexis 

Carlisle. 

– Bardzo mi miło – przywitał się. 

– Miło mi pana poznać – odpowiedziała. 

– Alexis, komu dzisiaj pozwoliłaś sobie towarzyszyć?

– spytała pani Edmonson. – Nie mów mi, że przyszłaś... bez opieki – dodała 

zniżonym nieco głosem. Dziewczyna cichutko westchnęła z ulgą. 

– Ależ skądże. To byłoby wysoce niestosowne, nieprawdaż? Mój towarzysz 

właśnie oddani się, by... 

Nie miała chęci tłumaczyć starszej damie, że wybrał się na poszukiwanie 

mocniejszego trunku, gdyż pani Edmonson z pewnością uznałaby taki powód za 

background image

nieprzystojny. Dlatego szybko przemknęła wzrokiem po sali, by dać mu znak do 

powrotu. Chyba odgadł jej myśli, gdyż wynurzył się z tłumu tuż za Malcolmem 

i wyciągnął do niego rękę na przywitanie. 

– Oto i on – dokończyła Alexis takim tonem, jakby doskonale wiedziała, 

gdzie szukać Ramseya. 

Pod   żadnym   pozorem   nie   mogła   zdradzić   pani   Edmonson,   że   wyboru 

partnera   dokonała   pod   przymusem.   Chociaż   z   drugiej   strony,   coraz   silniej 

odzywał się w niej wewnętrzny głos, który wzywał do częstszego spędzania 

wieczornych przyjęć w jego towarzystwie. Głos ten wzmógł się wyraźnie, gdy 

dostrzegła   na   twarzy   Ramseya   wspaniały,   szeroki   uśmiech.   Z   autentyczną 

serdecznością przedstawiła go obecnym. 

– Pani Edmonson, panie Edmonson, oto mój towarzysz, pan Ramsey Walker. 

Panie Ramseyu, to pani Cassandra Edmonson ze swoim prawnukiem, panem 

Malcolmem Edmonsonem. 

Ramsey   usłyszał   tylko   tyle,   że   Alexis   wymienia   jego   nazwisko,   gdy 

obezwładniło go dziwne wrażenie, kiedy podczas prezentacji odruchowo objął 

talię Aleris ramieniem i przytulił dziewczynę do siebie. Natychmiast znalazł 

wytłumaczenie, że to ona spodziewała się takiego gestu, lecz wydało się ono 

ułomne   nawet   jemu.   Wyglądało   na   to,   że   gotowa   jest   raczej   przyłożyć   mu 

pasem,   niż   pasować   na   swego   rycerza.   Później   będzie   czas   na   to,   żeby   się 

dotrzeć, pomyślał. 

– Co słychać, proszę państwa? – zagaił przyjaźnie. 

Spostrzegł,   że  Alexis   z   dezaprobatą   wywraca   oczami,   jakby   wołając   o 

pomstę do nieba. W odpowiedzi posłał jej najbardziej czarujący uśmiech, na jaki 

go jeszcze było stać. To, że rozmawiał z nadętymi arystokratami, nie znaczyło 

wcale,   że   sam   miał   zachowywać   się   tak   jak   oni.   Wręcz   przeciwnie,   w   im 

bardziej   napuszonym   był   towarzystwie,   tym   chętniej   prowokował   swoim 

zachowaniem. Sądził nawet, że to dodaje mu uroku w oczach innych. 

– Ramsey Walker, ten Ramsey Walker? To pan jest tym pisarzem? – spytał 

background image

Malcolm z nie ukrywanym entuzjazmem. 

Ramsey wsadził ręce w kieszenie, skromnie spuścił głowę i zgarbił ramiona. 

Dopiero przybrawszy właściwą pozę odrzekł:

– Tak... to ja. 

–   Przeczytałem   wszystkie   pana   książki.   Są   świetne.   Myślę,   że   jest   pan 

wspaniałym pisarzem – Malcolm piał z zachwytu. 

– Ależ dziękuję. Bardzo mi przyjemnie. 

– W „Oknie we krwi” zawarł pan bodaj najlepszy obraz prawników, jaki 

spotkałem. Ma pan pozdrowienia od całej naszej klasy. 

Alexis spod przymrużonych powiek obserwowała ożywioną wymianę zdań 

między mężczyznami. Świetne? powtórzyła w myśli z niesmakiem. Cóż, może 

komuś   takiemu   jak   Malcolm   Edmonson   banalne   bzdury   autorstwa   Ramseya 

mogły zdawać się wspaniałościami. W końcu obaj należeli do męskiej kasty. 

Lecz dla każdej szanującej się kobiety były niczym więcej niż obelgą. 

– Ja również z przyjemnością sięgam po pańskie książki – powiedziała pani 

Edmonson. Zaszokowana Alexis nie wierzyła własnym uszom. – Najbardziej 

lubię tę pierwszą, „Kula dla nieboszczyka”. Spodobał mi się pański bohater, Rex 

Malone. Jest, jak to mówią, przebojowy. 

– Bardzo mnie cieszy, że się pani podobał. – Ramsey znów kurtuazyjnym 

ukłonem podziękował za komplementy. 

Z każdym słowem pochwały akcje Ramseya rosły, rósł także upór Alexis. Co 

gorsza,   dostrzegała   wyraźnie,   że   starsza   pani   była   rzeczywiście   zauroczona 

Walkerem. Ze zgrozą zrozumiała, że czuje się zazdrosna o swego towarzysza. 

To   idiotyczne,   pomyślała.   Pani   Edmonson,   filar   lokalnej   społeczności,   była 

wzorem w przestrzeganiu najsurowszych zasad etykiety. Nigdy nie zniżyłaby się 

do odebrania drugiej kobiecie jej mężczyzny, w dodatku znacznie młodszego. 

Alexis czuła, że traci rozum. Czemu tak uparcie starała się przekonać samą 

siebie o nienagannych manierach pani Edmonson? Jeżeli którakolwiek z pań ma 

ochotę na towarzystwo Ramseya Walkera – proszę bardzo!

background image

To szaleństwo, pomyślała, opanuj się. Co to w końcu za różnica, co kto 

myśli   o   Ramseyu?   Cóż   takiego   się   z   nią   stało,   że   zaczyna   postępować   jak 

zupełnie   inna   kobieta?   Wykorzystała   chwilę   milczenia,   by   włączyć   się   do 

rozmowy i umiejętnie skierować ją na inne tory. 

Malcolm i Ramsey, pochłonięci dyskusją o wydawnictwach, odeszli na bok. 

Alexis   skorzystała   więc   z   okazji   poruszenia   z   panią   Edmonson   tematu 

stypendiów   dla   filadelfijskich   artystów,   które   komitet   zamierzał   stworzyć. 

Zanim panowie ponownie przyłączyli się do rozmowy, uzyskała od sędziwej 

damy obietnicę, że następnego dnia rano wyśle do komitetu czek na ten cel. 

Suma, na którą miał opiewać, przekroczyła najśmielsze oczekiwania Alexis. 

–   Wygląda   pani   jak   przysłowiowa   kotka   po   złowieniu   myszy   –   rzucił 

Ramsey, gdy razem przeciskali się przez tłum. 

– Przyszło mi na myśl inne powiedzonko: „ten, kto czeka, nie żałuje” – 

odparła z uśmiechem. 

Ramsey znacząco uniósł brwi. 

– Doprawdy? A ja tak długo czekam, żeby panią... Tu przerwał im kolejny 

miłośnik   książek,   który   rozpoznał   swego   ulubionego   autora   i   chciał   z   nim 

zamienić parę słów. Alexis rozbawiona obserwowała, że ilekroć znaleźli się w 

towarzystwie obcej osoby, Ramsey demonstrował nienaganne maniery. Wielu 

gości znało choćby jedną jego książkę. Bardzo imponowało mu, że mógł z nimi 

porozmawiać   o   swojej   pracy.   Alexis   wbrew   sobie   dała   się   porwać   jego 

opowieściom.   Głęboka   dezaprobata,   jaką   żywiła   dla   jego   pisarstwa,   nie 

przeszkodziła jej dowiedzieć się o nim wielu zupełnie nowych faktów. 

Nie miała pojęcia o tym, że był rodowitym filadelfijczykiem. Ani o tym, że 

miał rodzinę o parę kilometrów stąd. Nie wiedzieć czemu była zaskoczona, że 

ma   matkę,   ojca   i   dwóch   braci.   Ramsey   nie   zdawał   się   być   człowiekiem 

rodzinnym,   nie   był   nawet   towarzyski.   Ramsey   Walker   był...   Ramseyem 

Walkerem. Unikalnym. Jedynym w swoim rodzaju. Takim właśnie. 

– To musi być wspaniałe uczucie, co krok to fan. 

background image

I   każdy   w   kółko   plecie   te   same   bzdury   –   półgłosem   rzuciła   Alexis, 

przyglądając się wystawie z antresoli. 

–   Jak   miło...   –   wyszeptał   jej   w   ucho   z   bardzo,   bardzo   bliska.   –   Czy 

przypadkiem nie jest pani zazdrosna o moją popularność?

Powoli odwróciła głowę. 

– Panie Walker, ja... 

– Daj spokój z tym „panowaniem”, mów mi Ramsey. Raz już pozwoliłaś 

sobie na poufałość i nie nadwerężyłaś sobie przez to reputacji, no nie?

Myśl   o   utracie   reputacji   z   powodu   Ramseya   zakłóciła   rytm   jej   serca. 

Spojrzała na niego ze złością. 

– Nie mam pojęcia, o czym pan mówi. – Zignorowała jego propozycję. – 

Jeżeli są na świecie tak ograniczone jednostki, że widzą w panu talent, to ich 

problem, nie mój. 

– Ograniczone? – zaperzył się. – Może nie wiesz, że moja ostatnia książka 

idzie   w   górę   na   każdej   liście   bestsellerów   w   kraju?   Sporo   musi   być   tych 

ograniczonych. A czy zadałaś sobie trud przeczytania chociaż jednej z moich 

książek?

– Przyjmij do wiadomości, że jakimś cudem przebrnęłam przez wszystkie. 

Ostatnia to ta z nieboszczykami. – Z rozpędu zaczęła mu jednak mówić po 

imieniu. 

Ramsey się uśmiechnął. Nie mogła nawet przypomnieć sobie tytułu. 

– I co o niej sądzisz?

– Naprawdę chcesz wiedzieć?

Ku własnemu zaskoczeniu pomyślał, że tak. Nagle pojął, że jej zdanie ma 

dla niego olbrzymią wartość. 

– Tak, chciałbym usłyszeć, co taka wyrafinowana, wrażliwa koneserka, taka 

dama jak ty, ma o niej do powiedzenia. 

Uniosła wysoko brwi, chyba zaskoczona. 

–   Dobrze,   powiem.   To   niemądra,   niedojrzała,   antykobieca   bzdura.   Twój 

background image

bohater   kieruje   się   anarchiczną   pogardą   dla   ludzkiej   natury,   bez   wątpienia 

chorobliwie   boi   się   kobiet   i   traktuje   pistolet   jako   alegoryczny   dowód   swej 

męskości. Zbrodnie są stereotypowe i łatwe do przewidzenia. Główny wątek to 

banał i niewypał. 

Ramsey patrzył na nią dłuższą chwilę. Powoli docierał do niego sens jej 

słów. W końcu podjął obronę. 

– No, dobra, a dialogi?

– Moim zdaniem – nienaturalne. 

– Rozumiem. A opisy?

– Niezbyt porywające. 

– I nie zaskoczyło cię, że to Lionel Hanover jest mordercą?

Na twarzy Alexis pojawił się wyraz zadowolenia. Musnęła ustami kieliszek z 

szampanem. 

– Odgadłam to w trzecim rozdziale. 

– Nie mogłaś zgadnąć w trzecim! To niemożliwe!

– upierał się. 

– Ramsey, gdy tylko ujawniłeś, że on i ofiara potajemnie kochali się jeszcze 

w szkole średniej, domyśliłam się, że to musiał być on. – Mówiła to takim 

tonem,   jakim   trzynastoletnia   uczennica   opowiadałaby   całą   historię   swojej 

mamie. – Jak wszyscy mężczyźni w książce, on też nienawidzi kobiet. Chciał 

zamordować swoją kochankę, żeby nikt inny nie mógł jej posiąść. To historia 

stara   jak   świat,   a   ty   w   dodatku   przedstawiłeś   ją   w   wyjątkowo   sztampowy 

sposób. 

– Jeżeli to taka sztampa, to czemu nikt inny dotąd  jej  nie skrytykował? I 

czemu tak dobrze się sprzedaje?

– Ramsey pociągnął łyk szkockiej. 

– Myślę, że dobry smak przestał się liczyć – odparła melancholijnie. Błądziła 

wzrokiem wśród kłębiącego się w dole tłumu. 

– Ta wystawa zdaje się to potwierdzać – zauważył. 

background image

– A cóż to miało znaczyć? – podjęła temat. – Musisz wiedzieć, że należę do 

ścisłego grona organizatorów dzisiejszej imprezy. Sądzę, że Frederick Penrose 

jest jednym z najbardziej utalentowanych współczesnych artystów. 

– Chyba żartujesz. – Ramsey o mało nie zakrztusił się drinkiem. – A ja 

myślałem, że przyszłaś tu tylko dlatego, że nie mogłaś się wykręcić. 

– Czekałam parę miesięcy, żeby zobaczyć kolekcję prac pana Penrose’a – 

udzieliła mrożącej odpowiedzi. 

– Jeśli o mnie chodzi – odparł Ramsey tonem wykładowcy – to uważam, że 

malarstwo Penrose’a to niemądra, niedojrzała, antykobieca bzdura. Twój artysta 

kieruje się anarchiczną pogardą dla ludzkiej natury, bez wątpienia chorobliwie 

boi się kobiet i traktuje pędzel jako alegoryczny dowód swej męskości. Tematy 

prac są stereotypowe i łatwe do przewidzenia. Cała wystawa to banał i niewypał. 

– Wyszczerzył zęby w uśmiechu. 

Po długim milczeniu, podczas którego przypatrywała mu się z wściekłością, 

wymamrotała wreszcie:

– Panie Walker, nie spotkałam jeszcze nikogo, z kim byłoby tak trudno się 

dogadać, jak z panem. 

– Wiem. – Uśmiechnął się szeroko. 

Przez resztę wieczoru Alexis starała się dyskretnie trzymać z dala od niego. 

Jak na złość, w którąkolwiek zwróciła się stronę, zderzała się z potężną postacią 

Walkera. Gdziekolwiek skierowała spojrzenie, trafiała na jego wzrok, którym 

ścigał  ją   z   przeciwległego   końca   sali.   Za   każdym   razem   musiała   walczyć   z 

pokusą, by zbliżyć się do niego. Spędzony wspólnie długi wieczór wzmógł w 

niej tęsknotę, by widywać go częściej, i obawę, by się do niej nie zraził. Te 

uczucia   wprawiały   ją   w   zakłopotanie,   którego   nie   mogła   pozbyć   się   aż   do 

chwili, gdy Ramsey odprowadził ją do drzwi. 

W   milczeniu   włożyła   klucz   do   zamka.   Tradycyjny   ceremoniał   wieczoru 

przewidywał,   że   w   tym   momencie   powinna   pocałować   na   dobranoc   swego 

towarzysza lub zaprosić go na ostatniego drinka. Oczywiście nie miała zamiaru 

background image

go całować, ale czemu nie zaproponować mu odrobiny brandy? W końcu był jej 

sąsiadem. Okazał się być tak sympatyczny, że poświęcił dla niej cały wieczór i 

pomógł w tarapatach. Musiała przyznać, że coś dziwnego ciągnęło ich ku sobie, 

choć nie było to jej najgorętszym życzeniem. Nawet to, że niemal się pokłócili, 

miało swój urok. A jednak cała sytuacja stawała się niezręczna. 

W końcu, pchnięta nagłą decyzją, zwróciła się do niego z propozycją. 

– Miałbyś ochotę na lampkę czegoś mocniejszego przed snem albo... 

Dalszy rozwój wypadków kompletnie ją zaskoczył. 

W dokończeniu zaproszenia przeszkodziły jej usta Ramseya, których ciepło 

nagle poczuła na swoich wargach. Cały świat niebezpiecznie zawirował, jakby 

wyrwał   się   spod   kontroli.  To   był   wspaniały   pocałunek,   zdołała   pomyśleć   w 

oszołomieniu.   Nigdy   dotąd   nie   doświadczyła   niczego   tak   porywającego. 

Początkowo   delikatny   jak   muśnięcie,   stopniowo   przeistoczył   się   w   gorący, 

namiętny,  pełen  pożądania.  Poczuła   jego  ręce.  Najpierw  objął  ją   w  talii,  by 

ruszyć w górę aż do uroczych krągłości jej biustu. 

Zdobyła się na słabiutki jęk protestu, lecz odniósł on skutek odwrotny do 

zamierzonego. Ramsey pieścił jej piersi. Oderwał usta od jej ust, lecz gdy tylko 

nabrała tchu, ponowił pocałunek. Chwycił jej ramiona i oparł ją o drzwi. 

Przyparta do framugi czuła, że słabnie. Wtem, nie zdając sobie sprawy z 

własnych poczynań, przyciągnęła go do siebie jeszcze mocniej, nie bacząc na to, 

że i tak już bliżej być nie można. Niecierpliwie napierał biodrami na jej biodra. 

Nie mogła powstrzymać jęku rozkoszy. 

Ogień palił jej ciało. Język Ramseya podniecająco pieścił wnętrze jej ust. 

Rytm ruchu jego warg zbiegł się z rytmem, w którym kołysały się ich biodra. Z 

wolna docierało do niej, dokąd razem zmierzają. Po prostu nie mogła już dłużej 

się opierać. Nikt nigdy nie zdołał jej podniecić tak, jak zrobił to Ramsey w ciągu 

tych paru minut. To była ostatnia chwila, w której mogła się jeszcze zatrzymać. 

– Nie – wyszeptała bez tchu, gdy tylko zdołała oderwać usta od jego warg. – 

Ramsey, proszę, nie. 

background image

Nadal przypierał ją potężnym ciałem do drzwi, lecz cofnął głowę. Przeraził 

ją wyraz jego twarzy. Wyglądał jak ktoś, kto nie panuje nad sobą. Zdawało się, 

że nie wie, co ma zrobić. W końcu westchnął głęboko. 

– Tak, chętnie bym się czegoś napił – oznajmił. 

Te słowa pozwoliły jej wrócić do rzeczywistości. Uprzytomniła sobie, że oto 

stoi oparta o drzwi w jednoznacznej pozie i pozwala się całować mężczyźnie, 

którego   jeszcze   kilka   godzin   temu   miała   za   nieokrzesanego,   przerośniętego 

wyrostka. Suknia zsunęła jej się z  ramienia i odsłoniła znacznie  więcej, niż 

zwykle   pozwalała   sobie   odkryć.   Palce   jej   dłoni   tkwiły   mocno   wplecione   w 

jedwabiste włosy Ramseya. Zaskoczona zauważyła, że sytuacja, w której się 

znalazła, była wprawdzie kompromitująca, lecz nie przykra. 

Delikatnie cofnęła dłonie z jego włosów i majestatycznym gestem poprawiła 

suknię. Potem równie dystyngowanie przywróciła ład własnej fryzurze. 

– Świetnie – odparła. – Myślę, że znajdę jeszcze odrobinę brandy, chyba że 

wolisz cabernet sauvignon. 

Ramsey grymasem ust skwitował tempo, w jakim zdołała przeistoczyć się w 

dostojną matronę. Powstrzymał się od komentarzy. 

– Wolę brandy, jeśli można – odpowiedział. 

Skinieniem głowy potwierdziła zaproszenie. Otworzyła drzwi i weszła do 

środka. Posadziła gościa w salonie i, nie zatrzymując się ani na chwilę, zniknęła 

w kuchni. Tam oparła się ciężko o blat, by nie upaść. 

Jak   do   tego   doszło?   –   pytała   samą   siebie,   ciągle   jeszcze   oszołomiona.   I 

dlaczego czerpała z tego aż tyle przyjemności?

Nie   mogła   ani   zrozumieć,   ani   usprawiedliwić   swego   postępku.   Musiała 

otwarcie   przyznać,   że   ochoczo   oddała   Ramseyowi   podniecający   pocałunek. 

Skarciła   się   za   tak   impulsywne   i   nierozsądne   uleganie   słabości.   Takie 

zachowanie z pewnością nie odpowiadało zasadom wpajanym jej od dziecka i 

wymaganym w jej środowisku. 

Zmusiła   się   do   pominięcia   faktu,   że   zdecydowanie   większa   część   jej 

background image

wewnętrznego   ,   ja”   uznała   to,   co   się   zdarzyło,   za   wynik   naturalnych   dla 

normalnego, zdrowego i dojrzałego człowieka emocji. Przypomniała sobie, że te 

emocje   były   przyczyną   jej   wcześniejszych   kłopotów,   a   nawet   kilkakrotnie 

nieomal doprowadziły do zerwania stosunków z ojcem. 

Może   gdyby   wytłumaczyła   Ramseyowi,   w   jakiej   znajduje   się   sytuacji, 

zrozumiałby jej rozterki. Kogo chcesz oszukać? – spytała samą siebie, sięgając 

po butelkę i dwa kieliszki. Ramsey będzie dręczył ją aż do śmierci. Wkradł się 

w   jej   myśli   i   marzenia.   Czuła,   że   radość   połączenia,   której   dopiero   co 

doświadczyli, wywoła w niej nieprzepartą potrzebę wiązania przyszłości z tym 

mężczyzną.   Jednak   miała   także   obowiązek,   wobec   niego   i   wobec   siebie, 

przestrzegania reguł, według których toczyło się jej życie. Dawny konflikt z 

ojcem zakończył się porozumieniem, które po zniknięciu Evana Warminstera 

musiała wypełnić, choćby najmniej chętnie... 

Tymczasem Ramsey tkwił na pluszowej, przesadnie zdobionej kanapie w 

salonie,   pogrążony   we   własnych   myślach.   Przypatrywał   się   cienistym, 

bladoniebieskim motywom, które otaczały go zewsząd. Co za licho podkusiło 

go, by rzucić się na nią? Ta przygoda miała oczywiście swój urok, ale było w 

niej   coś,   co   go   zaniepokoiło.   Musiał   przyznać,   że   po   raz   pierwszy   stracił 

panowanie nad sobą. Nie spotkało go to nigdy dotąd. Kiedy otwierała drzwi, stał 

tuż za nią i obserwował grę delikatnych mięśni pod aksamitną skórą jej pleców. 

Ten widok zbijał go z nóg. Przez cały wieczór na wystawie jej nagie plecy 

hipnotyzowały – go, a w przyćmionym świetle korytarza kusiły z mocą, której 

nie był w stanie się oprzeć. 

Zabawne,   gdy   ją   całował,   nawet   ich   nie   dotknął.   Westchnął   z   tęsknotą, 

zmrużył oczy i przywołał w pamięci kształt jej piersi. 

To niemożliwe. Mózg opętała mu tylko jedna myśl: naga Alexis wije się z 

rozkoszy pod jego ciałem. 

Gdyby pozwoliła mu wrodzona duma, pewnie klęczałby teraz w drzwiach 

kuchni i błagał o to, by móc ją pokochać. 

background image

Przygnębiony przyznał, że oddałby każdy fant za jedno zerknięcie na jej 

bieliznę. 

–   Proszę   bardzo.   – Alexis   wręczyła   mu   koniakówkę   z  ciętego  kryształu, 

godziwie napełnioną bursztynowym płynem. 

W   zamyśleniu   uniósł   naczynie   do   ust.   Przez   przymrużone   powieki 

obserwował dziewczynę, która przysiadła na brzegu fotela obitego błękitnym 

adamaszkiem.  Aha,   chce   zachować   dystanans,   pomyślał.   Niech   tak   będzie. 

Wziął głęboki oddech i zaczął gorączkowo poszukiwać w myślach tematu do 

rozmowy. Cisza przedłużała się i z każdą mijającą sekundą była coraz bardziej 

krępująca. Już miał się poddać i przeprosić Aleris za nieudany wieczór, gdy 

odezwała się pierwsza. 

– Ramsey – zaczęła z wahaniem – muszę ci powiedzieć coś o sobie. 

Natychmiast skupił całą uwagę na tym, co miała do powiedzenia. Jego wyraz 

twarzy   speszył   ją   nieco.   Krzyżowały   się   w   nim   ciekawość   i   rezerwa, 

niecierpliwość i nuta niechęci. 

– A cóż to takiego? – spytał, rozgrzany od dojrzałej brandy. 

Alexis zatopiła wzrok w trzymanym kieliszku. 

– Pewnie zauważyłeś – zaczęła ostrożnie – że jestem trochę staroświecka i 

zwykle przywiązuję wagę do przestrzegania konwenansów... 

– Nie – przerwał jej delikatnie i dodał z udawanym zaskoczeniem: – Ty? 

Staroświecka? Nie uwierzę w to nigdy. 

Zignorowała tę uwagę i kontynuowała. 

– Teraz mężczyźni nie darzą tych przymiotów taką estymą jak kiedyś. 

– Jasne, łatwo sobie wyobrazić, czemu. 

– W związku z tym – zmierzała do konkluzji, przenosząc wzrok na obraz 

wiszący nad Ramseyem – w moim życiu towarzyskim nie ma miejsca na dzikie 

ekscesy czy... lekkie prowadzenie się. 

Ramsey nie zadał sobie trudu, by jej odpowiedzieć, a jego twarz przybrała 

dziwny wyraz. Mocno złączone wargi rysowały się cienką, zbielałą linią. W 

background image

oczach pojawił się zimny blask. Przypatrując mu się dostrzegła lekki skurcz, 

który przez moment wykrzywił zaciśnięte usta. 

– Chcesz powiedzieć, że nigdy nie... że jesteś... 

– Nerwowo przeciągnął dłonią po włosach i spojrzał z dezaprobatą. 

Wtem   zrozumiała,   że   opacznie   pojął   jej   wypowiedź,   pośpieszyła   więc   z 

wyjaśnieniem. 

–   Och,   nie.   Oczywiście,   że...   to   jest...   jeszcze   na   uczelni   byłam   prawie 

zaręczona z  muzykiem, wiolonczelistą. Przez parę miesięcy chodziłam też  z 

pewnym malarzem. Zresztą, tego nie biorę pod uwagę, bo my nigdy nie... to 

znaczy...   a   niech   to!   –   przerwała,   gdy   uświadomiła   sobie   bezsens   własnych 

wyjaśnień. Wzięła  głęboki oddech i pośpiesznie podsumowała. – Chodzi mi 

tylko o to, że, w odróżnieniu od ciebie, nie odnoszę licznych i chwalebnych 

zwycięstw na seksualnej arenie. Jak to się mówi, w tych zawodach nie startuję. 

– Alexis... 

– Ale to nie to, co chciałam ci o sobie powiedzieć – wyjaśniła, nie dając mu 

cienia szansy na zmianę tematu. – Ja... tu chodzi o mojego ojca. 

– Twojego ojca? – teraz Ramsey był naprawdę zaskoczony. 

Przytaknęła skinieniem głowy i ciągnęła dalej. 

– Zawarłam z nim kiedyś układ. 

– Jaki układ?

– On... – zawahała się. Jak można to wytłumaczyć, żeby uniknąć skojarzeń 

ze średniowieczem? – On wybierze mi męża. 

– Proszę? – Ramsey był pewien, że się przesłyszał. 

– Wiesz, to nie jest tak całkiem niezwykłe – wydukała na swą obronę. – 

Zwłaszcza   w   bogatych   rodzinach.   Nawet   w   dzisiejszych   czasach   sporo 

małżeństw jest  zawieranych na  zasadzie kontraktu,  zresztą  z najróżniejszych 

powodów. 

–   Alexis,   to   przejaw   największego   zacofania   i   nieważne,   której   klasy 

społecznej   dotyczy.   Nikt   przy   zdrowych   zmysłach,   żadna   kobieta,   żaden 

background image

mężczyzna, nie powinni zgodzić się na coś takiego. Być staroświeckim to jedno, 

a dać się wodzić za nos, to drugie. 

– Ramsey, ty niczego nie rozumiesz – oponowała. 

– Jasne, że nie, do cholery. Westchnęła głośno i podjęła kolejną próbę. 

– Chyba zacznę jeszcze raz, dobrze?

– Zaczynaj. 

Przez dłuższą chwilę szukała w myślach sposobu, jak najlepiej przedstawić 

swoją sytuację. W końcu zdecydowała się powtórzyć wszystko od początku. 

–   Przypominasz   sobie   tego  muzyka   z   uczelni,  o   którym   ci  przed   chwilą 

mówiłam?

– Tego, z którym... 

–  Tak   –   przerwała   mu,   zanim   zdążył   powiedzieć   coś,   czego   nie   chciała 

słuchać. 

– Wiolonczelistę – wyjaśnił. 

–   Tak.   Reynaldo   wolał,   żeby   nazywać   go   raczej   wiolonczelistą 

awangardowym. 

–  Awangardowym?  A  czy   mogę   wiedzieć,   czym   Reynaldo   różnił   się   od 

reszty jako wiolonczelista awangardowy?

– Jego instrument miał tylko dwie struny. 

– Już rozumiem. A czy to nie utrudniało mu grania?

– Wręcz przeciwnie. Ramsey nic nie odpowiedział. 

– W każdym razie – dodała szybko – dostał propozycję udziału w tournee z 

eksperymentalną   inscenizacją   przedstawienia   „Peter   and   the   Wolf.   Poderwał 

flecistkę i więcej o nim nie słyszałam. 

–   No,   nieźle   –   skomentował   Ramsey   bez   śladu   żenady.   Skinęła   głową, 

wpatrzona w niesforny frędzelek sterczący w rogu narzuty. 

– Wtedy zaczęłam chodzić z artystą malarzem, który wydał mi się bardzo 

utalentowany. 

– I jak się to skończyło? – spytał Ramsey. 

background image

– Miał zadaną pracę, w której chodziło o to, żeby namalować coś zawinięte 

w coś innego. Cóż, jego pomysł niezbyt przypadł mi do gustu i obraził się na 

mnie. 

–   Chyba   nie   chcesz   powiedzieć,   że   to   ciebie   chciał   w   coś   zawinąć...   – 

Ramsey powstrzymał uśmiech cisnący się na usta. 

– W celofan – wyjaśniła. 

– W sam celofan? Skinęła głową. 

– Po studiach poznałam tancerza. Niestety, trafiła mu się okazja angażu do 

Eksperymentalnego  Teatru   Jazzu   w  Abu   Dhabi   i   wybrał   drogę   kariery.   Nie 

chciałam być dla niego zawadą, więc... 

– Więc odsunęłaś się na bok, by mógł podążyć śladem swoich marzeń. 

– Tak. 

Musiał   zagryźć   wargi,   by   nie   parsknąć   śmiechem.   Nie   mógł   jeszcze 

zrozumieć, czemu Alexis trafiała na takich głupków. Najważniejsze, że pojęła 

wreszcie   swój   błąd,   i   że   przestała   zadawać   się   z   nieudacznikami.   Wtem 

przypomniał sobie, że tematem jej opowieści nie miały być perypetie miłosne, 

lecz coś związanego z ojcem. 

– Dobrze, ale co twój ojciec ma z tym wszystkim wspólnego?

–   Cóż,   muszę   przyznać,   że   nigdy   nie   był   zachwycony  żadnym   z   moich 

chłopaków. Jest bardzo hojnym sponsorem dla wielu artystów. To on wraz z 

mamą nauczyli mnie doceniać piękno, jakie niesie świat. Zawsze spodziewał 

się, że wyjdę za mąż, że urodzę mu wnuki. Zresztą, sama mu to obiecałam. Ale 

on spodziewa się, że wyjdę za kogoś podobnego do niego. Kogoś rozsądnego, z 

głową do interesów, realistę mocno stojącego nogami na ziemi. 

Kogoś całkiem różnego ode mnie, pomyślał Ramsey i zaskoczony zauważył, 

że to spostrzeżenie wywołało nagły i nieprzyjemny skurcz żołądka. 

–   Tak   czy   inaczej   –   ciągnęła   Alexis   –   kiedy   przeprowadziłam   się   do 

Filadelfii,   powiedział,   że   daje   mi   jeszcze   jedną   szansę   znalezienia   kogoś 

odpowiedniego, i jeżeli tym razem mi się to nie uda, wtedy on sam dokona 

background image

wyboru.   Byłam   pewna,   że   spotkam   kogoś,   kogo   bardzo   polubię   i   kogo   on 

zaaprobuje, więc zgodziłam się. Przecież Filadelfia jest taka duża, mieszka tu 

tylu mężczyzn. Byłam przekonana, że znajdzie się ten jeden jedyny ktoś, komu 

się spodobam. 

– Alexis... 

– A Evan, oczywiście, wyruszył do Arizony, żeby kopać minerały... 

– Hej, zwolnij nieco. – Ramsey przerwał nowy potok słów kręcąc głową tak 

mocno, jakby miała mu odpaść. Czuł, że nie nadąża. – Co Evan zrobił?

– To dłuższa historia. 

Więc tak do tego doszło, pomyślał. Została porzucona. Czuła się zraniona i 

poniżona,   gotowa   oddać   swój   los   w   czyjeś   ręce.   Długo   przyglądał   się   jej 

badawczo. Uniósł kieliszek i wychylił ostatni łyk brandy, po czym spojrzał jej 

prosto w oczy. 

– W gruncie rzeczy chodzi o to, że twój stary od dawna wtrąca się w twoje 

sprawy, więc żeby zrobić mu na przekór, przyprowadzasz do domu najbardziej 

postrzelonych i wypaczonych artystów, jakich udaje ci się spotkać. W tym tkwi 

sedno, tak?

– Oczywiście, że nie – zaprzeczyła. – Nic z tych rzeczy. 

– Jesteś pewna?

–  Absolutnie.   –   Lekko   zadrżał   jej   głos.   To   przecież   nie   tak,   pomyślała. 

Każdego   ze   swych   byłych   adoratorów   traktowała   poważnie.   Każdy   był 

interesującym,   utalentowanym   człowiekiem.  A  że   każdemu   z   nich   udało   się 

zirytować ojca, to tylko dlatego, że bardzo łatwo wpadał w gniew. Dlaczego 

miałaby czuć się urażona tym, że ojciec nie ufał żadnym jej osądom? Nie mogła 

mieć o to do niego pretensji. Miał po prostu rację. Trafność jej opinii, zwłaszcza 

o mężczyznach, pozostawiała wiele do życzenia. Tym bardziej należało unikać 

Ramseya Walkera. To, że jej serce ciągnęło ku niemu, bez wątpienia nie wróżyło 

nic dobrego. 

– Ramsey, chyba już czas powiedzieć sobie dobranoc – powiedziała i zaczęła 

background image

rozcierać czoło, by odegnać nadchodzący ból głowy. 

– Czemu? Dlatego, że boisz się spojrzeć prawdzie w oczy? – nie dawał za 

wygraną. 

Opuściła dłoń i rzuciła mu mroczne spojrzenie. 

– Nie, po prostu rozmowa dobiegła końca, to wszystko. 

Ramsey wstał. Wiedział, że trafił ją w czułe miejsce, lecz nie chciał posunąć 

się za daleko. Trzeba poczekać, aż sama zrozumie, że ma obsesję na punkcie 

swego ojca. Będzie jeszcze mnóstwo czasu, by nad tym popracować. Nie tylko 

znalazł   wreszcie   furtkę   do   jej   świata,   a   jeszcze   zaskarbił   sobie   dług 

wdzięczności.   Nie   mógł   się   doczekać   chwili,   gdy   go   odbierze.   Zrobi   to 

niebawem. 

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Tydzień później Alexis lustrowała salę balową hotelu „Cztery Pory Roku” w 

śródmieściu Filadelfii. Dekoracja wypadła wyśmienicie, pomyślała. Wszystko 

było   dokładnie   zgodne   z   jej   życzeniem:   dyskretna   i   wyszukana   elegancja. 

Stojące w rzędach stoliki przykryte były śnieżnobiałymi obrusami. Czerwone 

róże   i   białe   goździki   o   karmazynowych   krawędziach   płatków   stanowiły 

przybranie. W rogu olbrzymiej sali przygotowano dyskretny kącik dla orkiestry, 

przed którą stało zadanie stworzenia właściwego nastroju. 

Komitet wydawał coroczny bal na cześć filadelfijskich literatów oraz ich 

wkładu w rozwój wydawnictw i całej tutejszej społeczności. Alexis uwielbiała 

zajmować   się   tym.   Nic   nie   mogło   jej   sprawić   większej   radości   niż   myśl   o 

spotkaniu tylu wspaniałych pisarzy. Przy odrobinie szczęścia, może po rozdaniu 

nagród, starczy czasu na taniec. 

Posłała   uśmiech   młodszemu   bratu.   Ciemnowłosy,   przystojny,   Andrew 

wspaniale prezentował się w smokingu. Dzięki temu, że przyjechał z Pittsburgha 

w interesach, mogła poprosić go o dotrzymanie jej towarzystwa na dzisiejszej 

uroczystości. W przeciwnym razie musiałaby przyjść sama. 

Denerwujący głos w jej głowie przypominał, że mogła zaprosić Ramseya. W 

tamtą sobotę stało się oczywiste, że był bardziej niż chętny do spotkania się z 

nią z najbardziej błahego powodu. Przebiegł ją dreszcz. Tak, to by był horror, 

wzdrygnęła się. A jednak coś w niej szepnęło, że był to dreszcz rozkoszy. 

Chyba ze sto razy powtórzyła sobie w ciągu ostatnich siedmiu dni, że tamten 

weekend okazał się wielką pomyłką. I ta teoria, że wybiera mężczyzn specjalnie 

na złość ojcu... Doprawdy, cóż to za dziwaczny pomysł?! Przecież bezgranicznie 

kocha  i szanuje ojca. Nie  postąpiłaby  tak  tylko  dlatego,  że uważana  jest  za 

niezdolną do samodzielnego wyboru partnera. Co za idiotyzm. Tylko Ramsey 

Walker mógł dojść do tak bzdurnego wniosku. 

background image

Alexis   ujęła   palcami   sznur   pereł,   który   oplatał   jej   szyję,   i   westchnęła. 

Musiała   jednak   przyznać,   że   Ramsey   całował   wspaniale.   Uścisku,   który   ich 

splótł, nie mogła porównać z niczym, czego dotychczas doświadczyła. 

– Alexis – usłyszała głos brata. – Coś nie w porządku?

Wzięła głęboki oddech i wyprostowała się. Była niewiele niższa od Andrew. 

Wygładziła dłonią maleńką zmarszczkę szmaragdowej sukni bez ramiączek. 

–  Ależ   skąd   –   zapewniła.   –   Zastanawiałam   się   tylko,   czy   o   czymś   nie 

zapomniałam.   Przy   takich   okazjach   nigdy   nie   można   zakładać,   że   wszyscy 

dopilnują swoich obowiązków. 

– A to dlaczego, Alexis? – usłyszała z bliska drugi znajomy głos. Odwróciła 

się   z   niechęcią   w   stronę   nadchodzącego   Ramseya   Walkera.   Dostrzegła 

uczepioną jego ramienia szałową, drobniutką blondynkę. 

– Alexis Carlisle – kontynuował z przesadną kurtuazją – powiedzże, proszę, 

cóż sprowadza cię tutaj dzisiejszego wieczoru?

– Witam, panie Walker – rzuciła chłodno, ignorując dziwne drżenie, którego 

nagle   doznała.  Widok   takiego   mężczyzny,   jak   Ramsey  Walker   w   smokingu, 

działał na nią z siłą, której nie mogła się oprzeć. 

Uśmiechał się ujmująco. Uwolnił ramię od blondynki i żartobliwie pogroził 

palcem. 

– No, no, Alexis. Myślałem, że po tym wszystkim, co przeszliśmy razem, 

przywitasz mnie po imieniu. Wiesz, po tym... 

–   Ramsey   –   ucięła   krótko,   zanim   zdążył   ujawnić   zeszłotygodniowe 

niedyskrecje.   Chrząknęła   delikatnie,   ufając,   że   właściwie   zrozumie   jej 

przesłanie.  –  Ależ  oczywiście.  Z   pewnością. W  końcu  sąsiadujemy  ze  sobą, 

nieprawdaż? – dokończyła. 

Lekki, figlarny uśmiech zjawił się na jego ustach. 

– Sąsiadujemy. Hm. Nie wiedziałem, że „sąsiadowanie” to najwłaściwsze 

określenie, lecz niech tak zostanie na początek. W końcu oznacza to pewnego 

rodzaju zbliżenie. To tylko kwestia nazewnictwa. 

background image

Usilnie  starała  się  zignorować  zarówno  treść  jego  komentarza,  jak  i  falę 

gorąca, która zalała jej piersi, szyję i policzki. 

– Nie przypominam sobie, żebym widziała twoje nazwisko na liście gości. – 

Miała nadzieję, że uda jej się opanować drżenie głosu, lecz była w błędzie. 

W to nie wątpię, pomyślał. W przeciwnym razie spędziłabyś pewnie wieczór 

w domu z dobrą książką i wanną pełną piany. 

– Szczerze mówiąc, z początku odrzuciłem zaproszenie, gdyż sądziłem, że 

będę musiał wyjechać – odparł. 

Prawda   wyglądała   nieco   inaczej.   Kiedy   dwa   miesiące   temu   otrzymał 

zaproszenie, odrzucił je. Po prostu nie miał ochoty przyjść. Aż do czasu, gdy 

dowiedział się, że będzie tu Alexis Carlisle. 

–   W   ostatniej   chwili   znalazłem   lukę   w   szalenie   napiętym   terminarzu   i 

pomyślałem: A czemu nie, do licha!

Wcale nie miał luki. Z przerażeniem przypomniał sobie, że był na dzisiaj 

umówiony. Przez ostatni tydzień gorące, szalone myśli o Alexis zaprzątały jego 

uwagę, przez co nie pamiętał o spotkaniu z Melissą. 

Byli starymi kumplami. Melissa nie znała tej części miasta, w której mieścił 

się hotel „Cztery Pory Roku”. Dopiero co przybyli, dziewczyna zdążyła ledwie 

łyknąć   szampana   i   rozejrzeć   się   wokół.   Prawdopodobnie   większe   wrażenie 

wywarło na niej urocze otoczenie niż obecność Ramseya, lecz nie miał o to żalu. 

Skorzystał z okazji, by odnaleźć Alexis i zirytował go fakt, że nie była sama. 

Z zazdrością zauważył, że jej towarzysz, kimkolwiek był, pasował do niej 

idealnie.   Ciemnowłosy,   milcząco   zamyślony,   sprawiał   wrażenie   obytego   z 

atmosferą   oficjalnych   przyjęć,   jaka   panowała   w   sali.   Pewnie   zawsze   dobrze 

wiązał krawat za pierwszym razem. Kąciki ust Ramseya opadły, gdy spostrzegł, 

że Alexis bierze swego towarzysza pod ramię i czarująco się doń uśmiecha. Nie 

powinna   była   pozwalać   sobie   na   takie   poufałości   z   innymi   mężczyznami, 

przynajmniej   od   tygodnia,   pomyślał   stanowczo.   Winna   byk   zrozumieć,   że 

naznaczył ją swoim pocałunkiem, zauroczył swym zaklęciem i męską mocą. 

background image

Gdy   znów   przysunęła   się   do   nieznajomego,   Ramsey   poczuł   potężną   łapę 

ściskającą mu wnętrzności. 

– Mogę zamienić z tobą słowo? – Pytanie, które mu się wyrwało, zaskoczyło 

i jego, i Alexis. – Melisso, nie będzie ci przeszkadzać, jeśli przez chwilę zajmę 

się panną Carlisle? – zwrócił się do swej partnerki. 

Dziewczyna   spojrzała   na   Ramseya,   potem   na   przystojnego,   wysokiego 

bruneta uśmiechającego się do niej. Walker, z sobie tylko znanych powodów, 

gotów był uściskać bruneta za flirt z Melissą. Nie chodziło mu tak bardzo o tę 

dziewczynę, raczej o to, że facet był z Alexis i nie miał żadnego prawa, do jasnej 

cholery, pozwalać sobie na tak nonszalanckie zachowanie. Był zadowolony, że 

obcy okazuje zainteresowanie Melissą, zostawiając Ramseyowi pole do popisu. 

Siłą woli powstrzymał rozbiegane myśli. Do licha, co za pomysły kotłowały się 

w jego głowie. 

– W porządku. – Melissa lekko wzruszyła smukłymi ramionami w kolorze 

kości   słoniowej.   –   Chętnie   porozmawiam   z   panem...   –   zawiesiła   głos, 

wyczekująco spoglądając na partnera Alejus. 

– Mów mi Drew – odezwał się brunet. Z szerokim uśmiechem uwolnił się od 

Alexis i wyciągnął dłoń do Melissy. – A jak ty się nazywasz? – spytał. 

Ramsey odebrał z jego rąk Alexis i zawiódł do przytulnej wnęki. 

– Gdzieś ty wynalazła tego faceta? – wymamrotał z niesmakiem, spoglądając 

na Drew, który już zdążył otoczyć ramieniem talię Melissy. – Kwestionujesz 

moje morale, a sama pokazujesz się z takim palantem. 

Posłała mu chłodne spojrzenie, skrzyżowała nagie ramiona i odrzekła po 

chwili namysłu. 

– Ten, jak go określiłeś, „palant”, to mój młodszy brat, Andrew. Cieszy się 

bardzo   dobrą   opinią   w   kręgach   finansjery   jako   bystry   i   wnikliwy   makler 

giełdowy. 

Ramsey   ugryzł   się   w   język.  Tracę   duży   punkt   za   obrazę   rodziny   swojej 

damy, pomyślał. 

background image

– A tak w ogóle, ilu masz braci? – brnął dalej ostrożnie, chociaż nie był do 

końca pewien, czy chce poznać prawdę. Bracia dziewczyny mogą przysporzyć 

wielu kłopotów, gdy staną na straży dobrego imienia siostry. 

–  Trzech  –  odparła.  –  Oprócz  Andrew,  który  pracuje  w  Pittsburghu,  jest 

jeszcze Edward, wiceprezes United Industries Bank w Nowym Jorku, i Charles, 

który   jest   prawnikiem   w   Waszyngtonie.   Chociaż   pozycja   zawodowa   kobiet 

znacznie   mniej   cię   interesuje,   dodam,   że   mam   jeszcze   siostrę,   która   jest 

neurologiem   i   także   pracuje   w   Pittsburghu.   Teraz   wiesz   wszystko   o   mojej 

rodzinie – podsumowała i odwróciwszy się plecami rzuciła: – Czy teraz mogę 

wrócić do brata?

– Nie tak szybko – odpowiedział niskim głosem i delikatnie oplótł palcami 

jej ramię, by zapobiec ewentualnej próbie ucieczki. – Jeszcze nie skończyłem. 

Ten pomysł nie przypadł jej do gustu. Chciała krzyknąć, jak śmie traktować 

ją tak, jakby była jego własnością? Jak śmie przeszkodzić jej w powrocie do 

brata, który jest jej ostatnią szansą obrony przed namiętnością, jaka ją ogarnia? I 

jak śmie patrzeć na nią w taki sposób?!

Znów odwróciła się do niego. Spuścił wzrok na dół jej sukni, bo z bocznego 

rozcięcia   wyłoniła   się   zgrabna   łydka.   Serce  Alexis   biło   w   przyśpieszonym 

rytmie, gdy wędrował oczami po jej figurze. Otwarcie pożerał ją wzrokiem. 

Zatrzymał spojrzenie na wypukłościach piersi, widocznych w małym dekolcie 

sukni. Mogłaby przysiąc, że jego oddech stał się nieregularny, tak jak jej własny. 

Już miała skarcić go za gruboskórne zachowanie, gdy ich oczy spotkały się w 

półmroku. 

Gdy zrozumiała, że jej pożąda, krew wzburzyła się w jej żyłach. Teraz, tutaj, 

bez względu na ludzi, którzy mogliby dostrzec, jak czyni ją swoją zdobyczą. Ta 

myśl przeraziła ją i zafascynowała zarazem. Nagle zobaczyła oczami wyobraźni, 

jak wymyka się z Ramseyem do szatni, gdzie przekupują obsługę, by oddaliła 

się i choć na chwilę zostawiła ich samych pośród cudzych płaszczy. 

Z wrażenia aż zakryła dłonią usta. Uśmiech na twarzy Ramseya z każdą 

background image

sekundą stawał się coraz bardziej drapieżny. 

– Niezła sztuczka – mruknął niewyraźnie i lekkim pociągnięciem za ramię 

ustawił ją tuż przy sobie. – Teraz już nie uciekniesz przede mną. 

– Ramsey, nie – nieśmiało zaprotestowała. Zaprzeczył powolnym ruchem 

głowy. Wyraz jego oczu nie pozostawił w niej cienia wątpliwości. Ramsey nie 

miał   najmniejszego   zamiaru   respektować   jej   sprzeciwu.   Jego   usta   były 

niebezpiecznie blisko. 

– Alexis! – Głos Andrew dobiegał jak z innego świata. – Wyobrażasz sobie? 

Melissa   chodziła   do   szkoły   razem   z   Tedem   Branhamem,   jednym   z   moich 

wspólników. Pamiętasz go chyba?

– A niech to... – wymamrotał Ramsey pod nosem. Puścił ramię Alexis, lecz 

posłał jej najgorętsze, najbardziej wymowne spojrzenie, na jakie było go stać. – 

Wrócimy później do sprawy, dokładnie do tego punktu, kiedy będziemy w domu 

– dodał znacząco. 

– Na twoim miejscu nie liczyłabym na to – uprzedziła, odzyskując oddech. 

Na ustach Ramseya pokazało się coś, co miało być uśmiechem. 

– A jednak – rzucił zaczepnie. 

Alexis   zignorowała   wrażenie,   jakie   uczyniła   na   niej   jego   obietnica. 

Zapanowała nad własnym głosem, by zapytać:

– O czym chciałeś mi powiedzieć?

Dałby głowę, żeby sobie przypomnieć. Jedno dokładne spojrzenie na Alexis 

wystarczy, by wymieść wszystkie myśli z jego mózgu, a ich miejsce zajmują już 

tylko jednoznaczne skojarzenia. 

–   Chciałem...   to   jest...   chciałem   ci   tylko   powiedzieć,   że   świetnie   dziś 

wyglądasz. 

Ten niewinny i w pełni dopuszczalny komplement z jego strony sprawił jej 

niezmierną   przyjemność.   Dlaczego   oczekiwała   wyrazów   aprobaty   z   ust 

człowieka,   którego   zachwycały   kształty   samochodów   lub   krótka   broń   palna, 

pozostawało dla niej zagadką. Ostatnio jej umysł płatał różne figle, reagując w 

background image

najbardziej absurdalny sposób na raczej niecodzienne bodźce. 

Pewnie to tylko niekorzystna faza w biorytmie. Nie  ma się czym martwić, 

pomyślała. Po prostu jest przepracowana. Tak, to musi być to. Za dużo stresu, za 

mało rozrywek. Musi zadbać o siebie w ten weekend. Sen i dobra lektura to jest 

to, czego jej trzeba. I co z pewnością będzie dobrym lekarstwem na wszelkie 

dolegliwości wywołane przez niejakiego Ramseya Walkera. 

– Dziękuję – odparła skromnie i spuściła wzrok, by nie zdradzić, jak silnie 

działa na nią jego bliskość. – Ty też wyglądasz nieźle. Melissa musi być dobra w 

wiązaniu krawatów. 

Gdyby to zdanie padło z innych kobiecych ust, odparłby, że Melissa jest 

znacznie lepsza w rozwiązywaniu krawatów niż w ich wiązaniu. Zamiast tego 

dumnie wypiął pierś i oświadczył:

– Dzisiaj zrobiłem to całkiem sam. 

Zdawało mu się, że dostrzegł iskierkę uśmiechu w jej oczach. 

– Cóż, zatem myślę, że nie będziesz mnie już nigdy więcej potrzebował, 

prawda?

– Do tego już nie. Ale, jak wiesz, są jeszcze inne, bardziej... palące potrzeby. 

Chyba nie powinniśmy ich pomijać?

Uśmiech w jej oczach zmienił się w coś innego. Ramsey nie zdawał sobie 

sprawy,   co   znaczył   płomień,   który   rozgorzał   na   ich   dnie.  Alexis   raptownie 

uniosła głowę i nerwowym ruchem poprawiła wspaniale ułożoną fryzurę. 

– Ja raczej jestem skłonna je pominąć – ostro zareplikowała. – Mogłabym 

właściwie pominąć je wszystkie. 

–   Pewnie   byś   to   zrobiła,   gdyby   wybór  należał   do   ciebie.   Niestety,   moja 

droga,   myślę,   że   obojgu   nam   nie   dopisało   szczęście.   Zdaje   się,   że   to 

przeznaczenie podjęło za nas tę decyzję. – Postanowił iść za ciosem. Skoro już 

ją   podekscytował   i   wzburzył,   może   złamie   jej   opór.   –   Tak   więc,   o   której 

godzinie  mam  złożyć   ci  wizytę  i   jaki  wybierzesz   zapach   do  naszej  kąpieli? 

Czekaj, już wiem, lubczyk. 

background image

Alexis   zacisnęła   wargi.   Siłą   woli   odegnała   szaleńcze   myśli,   od   których 

zakręciło jej się w głowie. Musiała sobie powtórzyć, że nie powinna okazywać 

gwałtownych emocji w obecności kolegów i współpracowników. Nie należała 

do   kobiet,   które   łatwo   tracą   zimną   krew   z   jakiejkolwiek   przyczyny,   czy   to 

związanej z siłami natury, czy też działaniem ludzkim. Ponieważ ten człowiek 

wywołał   w   niej   reakcje,   których   wolała   unikać,   zdecydowała   przemóc   je 

rozważnym   i   kulturalnym   zachowaniem.   Zamiast   go   skarcić   ostrą   repliką, 

postanowiła okazać całkowity brak zainteresowania dalszym przebywaniem w 

jego   towarzystwie.   Odwróciła   się   i   ruszyła   w   kierunku   brata,   nadal   żywo 

dyskutującego z partnerką Ramseya. 

Wzięła  Andrew   pod   ramię   i   wysiliła   się   na   coś,   co   miało   przypominać 

olśniewający uśmiech. 

– Wybaczy nam pani – zwróciła się do Melissy – muszę jeszcze sprawdzić z 

maître d’hôtel, czy wszystko jest przygotowane jak należy. 

Czując opór ze strony brata, posłała mu wiele mówiące spojrzenie starszej 

siostry, po czym odciągnęła go na bok. Następnie upewniła się, że wszystko 

biegnie zgodnie z planem, poszukali wiec swego stolika. Siedział już przy nim 

Ramsey Walker ze swą przyjaciółką. Zajęci byli sympatyczną pogawędką ze 

starszą parą z przeciwka. 

Cudownie,   pomyślała   Alexis   czując   rosnącą   rozpacz.   Jak   to   się   stało? 

Podejrzewała,   że   Ramsey   maczał   w   tym   palce.   Sama   przeglądała   plan 

rozsadzenia gości i z pewnością umieściłaby go jak najdalej od siebie. 

Wtem dostrzegła, że Melissa, widząc ich wahanie, posłała Andrew uśmiech 

pełen radości i wstała z krzesła, ustępując jej miejsca obok Ramseya. Alexis nie 

chciała odebrać młodszemu bratu żadnej szansy na znalezienie kobiety swego 

życia. Ustąpiła niechętnie i z rezerwą zajęła miejsce na krześle, które podsunął 

jej Ramsey. 

–  Znowu  się  spotykamy. Wiem,  że  nie  możesz  mi  się  oprzeć  –  rzucił  z 

jednoznacznym uśmiechem. 

background image

– Przeciwnie, panie Walker. To raczej pan nie potrafi trzymać się z dala ode 

mnie, o co tyle razy prosiłam. 

Ramsey rozsiadł się wygodnie i objął ramieniem oparcie jej krzesła, jakby 

miał do tego jakiekolwiek prawo, po czym przysunął się do niej bardzo blisko. 

Serce Alexis zatrzepotało, gdy zaczął szeptać do jej ucha:

– Alexis, proszę po raz ostatni, mów mi po imieniu. Jeśli tego nie zrobisz, to 

postaram się, żebyś tak łatwo nie zapomniała naszego następnego spotkania sam 

na sam. 

Ciepło jego oddechu pieściło nagą skórę jej karku. Gdyby tylko odwróciła 

głowę, przemknęło jej przez myśl, ich usta nieuchronnie spotkałyby się i znów 

poczułaby wściekłe bicie jego serca tuż przy swoim. Leciutko zwilżyła wargi 

językiem. Jego słowa zaparły jej dech w piersiach i nie umiała tego przed nim 

skryć. 

– Dobrze... Ramsey, nie będę cię więcej nazywać panem Walkerem. 

Spojrzał na nią wymownie i dotknął kącika ust koniuszkiem języka, dając do 

zrozumienia, że jej gest nie umknął jego uwagi. Nim zdołała go powstrzymać, 

dotknął dłonią jej twarzy i wolniutko, delikatnie przeciągnął opuszkiem kciuka 

po dolnej wardze. 

– Tak – powiedział niskim głosem, w którym czaiła się niebezpieczna nutka. 

– Teraz się rozumiemy. 

Przez   długą   chwilę  Alexis   nie   była   w   stanie   oderwać   wzroku   od   jego 

niebieskozielonych,   hipnotyzujących   oczu.   Przepełniały   ją   nadzieja   i   lęk,   że 

zechce ją pocałować. Właśnie wtedy, gdy myślała, ze to zrobi, odchylił się do 

tyłu i rozsiadł wygodnie na krześle. Odetchnęła z ulgą. Zdziwiło ją tylko, czemu 

w sali zrobiło się tak ciepło i czemu powietrze stało się tak rzadkie. Zajęta bez 

reszty Ramseyem, przegapiła porę swojego wystąpienia. Na podium zastąpiła ją 

Doris   Scarborough,  przewodnicząca  Komitetu  Wspierania  Sztuk   Pięknych  w 

Filadelfii.   Nie   mogła   wybrać   lepszej   pory   na   swoją   przemowę,   pomyślała 

Alexis. Po raz pierwszy w życiu zabrakło jej słów. Boże, do czego ten człowiek 

background image

był zdolny... 

Starała się skoncentrować na wystąpieniu Doris, która, ubrana w wyszukaną 

kreację, wyglądała jak różowosrebrna pufka do pudru. Alejus nie ustawała w 

wysiłkach,  by  przywrócić  naturalne  tempo  oddechu  i  bicia   serca,  co  powoli 

zaczęło jej się udawać. Uznała jednak, że nie osiągnie spokoju ducha, dopóki 

Ramsey jest tak blisko. 

Patrzyła na postacie zjawiające się na scenie, nieświadoma tego, co dzieje się 

na   sali.   Przewinęła   się   przed   nią   parada   mówców   i   laureatów.   Jej   uwagę 

przykuło   jedynie   nazwisko   Ramseya   Walkera,   wyróżnionego   za   pozytywne 

przedstawianie Filadelfii. W tym mieście rozgrywała się akcja wszystkich jego 

książek.   Szkoda,   pomyślała,   że   nie   można   go   wyróżnić   za   pozytywne 

przedstawianie kobiet. Przypomniała sobie swój wcześniejszy pogląd na jego 

temat.   Był   mężczyzną,   którego   najlepiej   pozostawić   samemu   sobie.   Po   tym 

stwierdzeniu nie miała już żadnych trudności z zapanowaniem nad własnymi 

emocjami. 

Dopóki nie zaprosił jej do tańca. 

–   Co?   –   Tylko   tyle   zdołała   z   siebie   wykrztusić   w   odpowiedzi   na   jego 

propozycję. 

– Powiedziałem: zatańcz ze mną – powtórzył łagodnie, lecz dobitnie. 

– Ale uroczystość, rozdanie nagród... 

– Dawno się skończyły. Gdybyś nie spędziła ostatniej godziny w krainie 

marzeń, zauważyłabyś, że gra orkiestra. Zresztą ten kawałek powinien ci się 

spodobać, coś naprawdę wolnego i nudnego. Sporo ludzi, w tym twój brat z 

Melissą, świetnie bawi się na parkiecie.

Alexis próbowała jeszcze oponować, lecz Ramsey jej nie słuchał. 

– A o czym tak dumałaś tyle czasu? – spytał ze znaczącym uśmiechem, który 

nagle zjawił się na jego ustach. – Natchniony wyraz twojej twarzy sugerował, że 

chyba o szczegółach wykończenia twojej sukni. 

– Tak, rzeczywiście o wykończeniu, ale nie sukni – odparła i poczuła, że 

background image

uśmiech zagościł także na jej ustach. 

– Punkt dla ciebie – z leciutkim grymasem rzucił po chwili. 

Z niezrozumiałego powodu drobna utarczka słowna z Ramseyem zaczęła 

sprawiać jej przyjemność. Może należał do tego typu ludzi, których poznaje się 

powoli, stopniowo. A może, przyznała w końcu, jakaś część jej duszy naprawdę 

lubiła Ramseya Walkera. Lubiła, i to bardzo. 

– A teraz zatańczysz? – ponowił zaproszenie. 

– Raczej nie. 

– Świetnie – powiedział i porwał ją z krzesła. 

– Wiedziałem, że cię namówię. 

Zanim  zdobyła   się   na   słowo*   protestu,  była   już   na  parkiecie   pośród  par 

kołyszących   się   w   takt   uwielbianej   przez   nią   kompozycji   Borodina.   Szybko 

odkryła,   że,   jeśli   chodzi   o   taniec,   Ramsey   nie   miał   żadnych   zahamowań. 

Mocnym ramieniem otoczył jej kibić i przygarnął do siebie. Ujął jej dłoń i oparł 

na   swej   klatce   piersiowej.   Czuła   nieregularne   bicie   jego   serca   przez   gładki 

materiał marynarki. 

Chcąc uniknąć jego wzroku, nie podniosła głowy. 

Patrzyła wprost na jego usta. Już dawno uświadomiła sobie, że tylko jedna 

rzecz bardziej ją podnieca niż oczy Ramseya Walkera: wargi Ramseya Walkera. 

Och, nie. 

Dłuższy czas tańczyli w milczeniu. Przy każdym ruchu jego twarde, ciepłe 

ciało stykało się w intymny sposób z jej własnym, co doprowadzało ją do skraju 

szaleństwa.   Właśnie   doszła   do   wniosku,   że   nie   zniesie   tego   dłużej,   gdy 

dostrzegła,   że   fascynujące   wargi   rozchylają   się   jak   do   pocałunku.   Zmrużyła 

powieki. Nie była już w stanie dłużej mu się opierać, ani chwili... 

– Ale numer, przecież ja znam ten kawałek!

– wykrzyknął radośnie Ramsey, jakby znalazł sposób na przerwanie chłodnej 

ciszy. 

Niechętnie   otworzyła   oczy.   Uczucie   rozedrganego   oszołomienia   zastąpiło 

background image

rozczarowanie. 

– Co? O co ci chodzi? – spytała zaskoczona. 

– O melodię, którą gra orkiestra – wyjaśnił z wyraźnym zadowoleniem. – 

Poznaję ją, pochodzi z takiego starego filmu, „Ogniste dziewice z Kosmosu”, 

dokładnie ze sceny, w której tańczyły taniec płodności. 

–   Znacząco   uniósł   brwi.   –   To   był   świetny   numer.   Alexis   zwolniła   i 

zatrzymała się po kilku krokach. 

Wpatrywała   się   w   niego   dłuższą   chwilę,   chcąc   zgłębić   przyczynę   nagłej 

erupcji   jego   muzycznych   zainteresowań.   Zachodziła   w   głowę,   jakim   cudem 

pomyliła się aż tak bardzo w ocenie tego, co działo się między nimi. 

– To Borodin – poprawiła go wolno i dobitnie, jak mówi się do trzylatka. – 

Ten   fragment   pochodzi   z   „Tańców   połowieckich”   z   „Kniazia   Igora”   i   jest 

powszechnie znany pod tytułem „Obcy w raju”. 

– Zaakcentowała słowo „powszechnie” w taki sposób, by nie pozostawić 

żadnych wątpliwości, co sądzi o jego znawstwie. 

Ramsey uśmiechnął się ironicznie. 

– Słuchaj, Alexis. Nie musisz wysilać się na subtelne aluzje. Wiem, że masz 

mnie za prostaka. Powiedziałem tylko, że to melodia z „Ognistych dziewic z 

Kosmosu”. Mam ten film na video, możemy go razem obejrzeć. 

– Przyciągnął ją ku sobie, by powrócić do tańca. 

– Poza tym – dorzucił – wiele kobiet, nawet tych z klasą, lubi odrobinę 

prostactwa od czasu do czasu. Nadaje smak ich życiu, jak szczypta soli. Chyba 

wiesz, o co mi chodzi?

Alexis zagryzła wargi i, by nie stracić cierpliwości, z zamkniętymi oczami 

policzyła w myśli do dziesięciu. Chciała powiedzieć Ramseyowi, żeby zmienił 

tok   swojego   rozumowania   na   zupełnie   przeciwny.   Chciała   wyjaśnić,   że   nie 

należy   do   kobiet,   którym   sprawiała   przyjemność,   jak   to   zgrabnie   nazwał, 

„odrobina   prostactwa”.   Chociaż,   szczerze   mówiąc,   nie   była   tego   do   końca 

pewna. 

background image

Przeszła jej chęć do walki. Pomyślała, że dobrze byłoby znaleźć się już w 

domu   i   przy   filiżance   świeżo   zaparzonej   herbaty   zastanowić   się   nad   burzą 

emocji, którą wywołał pocałunek Ramseya, i która nie dawała jej spokoju przez 

ostatni tydzień. Andrew wyłonił się z tłumu, jakby czytał w jej myślach. Zdał się 

jej   rycerzem   w   srebrnej   zbroi,   co   wyrwie   ją   ze   szponów   niebezpiecznie 

zmysłowego,   ziejącego   ogniem   smoka.   Lecz   zamiast   pomknąć   z   nią   w 

bezpieczne zacisze, odezwał się niwecząc wszelkie nadzieje:

– Przykro mi to mówić, Lexie, ale miałem telefon z biura. Muszę tam zaraz 

pojechać, żeby wyjaśnić kilka problemów z nowym kontem. 

– Nic nie szkodzi, Andrew – odparła z lekkim żalem, że oznacza to koniec 

dzisiejszych   awansów   Ramseya.   –   Nie   mam   nic   przeciwko   zakończeniu 

wieczoru. Możemy wyjść choćby zaraz. 

– Nie, Lexie, nie rozumiesz. Muszę być w firmie zaraz, to bardzo ważne. Nie 

mam czasu, żeby odwieźć cię do Ardmore i wrócić do śródmieścia. To by mi 

zajęło przeszło godzinę, a biuro jest dziesięć minut stąd. 

– Ale... 

– Nie martw się, Drew – Ramsey włączył się do rozmowy. – Ja mogę zabrać 

naszą dziewczynę do domu. Mieszkamy w tym samym budynku, więc to żaden 

kłopot. – Po czym z niewinnym uśmiechem zwrócił się do Alexis: – Prawda, 

sąsiadko?

Poczuła, że wpada w niezłe tarapaty. 

– Pojadę z tobą do biura, Andrew – zaproponowała ochoczo. – Będę siedzieć 

cichutko   jak   mysz   pod   miotłą,   żeby   ci   nie   przeszkadzać   w   pracy,   a   potem 

odwieziesz mnie do domu. 

–  Nonsens   –  rzucił  Ramsey.  Alexis  pomyślała,  że  gdyby  użył  określenia 

„paranoja”, mówiłby nareszcie swoim naturalnym językiem. – Zatroszczyć się o 

twój powrót do domu będzie dla mnie najwyższą przyjemnością – dodał. 

– Och – zdołała wyjąkać. 

– Widzisz? – tryumfalnie obwieścił Ramsey. – Już nie może się doczekać. 

background image

Alexis westchnęła głęboko, co Andrew poczytał za oznakę ulgi. 

– Wielkie dzięki, Ramsey. I tobie też, Alexis. Stracę tylko parę minut, żeby 

podrzucić Melissę do Palm Room, gdzie dzisiaj śpiewa. 

– Co? – Alexis nie wytrzymała. Jej brat poświęca swój czas kobiecie, którą 

dopiero co spotkał w barze, a nie ma go dla własnej siostry?

– To zupełnie logiczne – Andrew zaczął filozofować. – Mam zamiar spotkać 

się z nią, gdy skończę w biurze. 

Alexis westchnęła i jednoznacznym gestem skrzyżowała ramiona. Nabrała 

przekonania,   że   przebieg   dzisiejszego   wieczoru   został   misternie   ukartowany 

przez Ramseya, który w ten sposób chciał wkraść się w jej łaski. Próbowała 

wytłumaczyć sobie, że to absurd. Chociaż, z drugiej strony, wszystkiego mogła 

się po nim spodziewać. 

– Mam dziwne wrażenie, że ktoś mnie zrobił w konia – rzuciła, patrząc na 

brata   znikającego   z   uczepioną   ramienia   kobietą,   która   miała   towarzyszyć 

stojącemu obok mężczyźnie. 

Nie tyle dostrzegła, co domyśliła się uśmiechu na ustach i makiawelicznego 

błysku w oczach Ramseya. 

– W konia? – spytał łagodnie, otaczając ją ramieniem. – Jak ty się wyrażasz? 

Skąd ci to przyszło do głowy?

Zwróciła twarz ku niemu. Skąd? Stąd, że pewien niesamowicie przystojny i 

całkowicie nieczuły facet sprawił, że wszystkie jej zmysły wymykają się spod 

kontroli i fikają koziołki. Że dręczona delirycznymi majakami nie śpi po nocach. 

Nie może jeść, pracować, oddychać. Każda jej komórka przesączona jest myślą 

o nim. Pierwsze, co słyszy rano, to stuk jego maszyny do pisania, a ostatnie, co 

pamięta przed zaśnięciem, to wspomnienie jego ust na swoich. 

– Ramsey, chciałabym już wrócić do domu. – By jej nic przejrzał, spuściła 

wzrok na parkiet ułożony w misterne wzory. – Jestem zmęczona. 

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Trzy kwadranse później znaleźli się przed wejściem do domu. Alexis podjęła 

szybko   decyzję,   że   tym   razem   najpierw   otworzy   wszystkie   zamki,   a   potem 

zaprosi Ramseya na drinka. W ten sposób chciała uniknąć powtórki sceny z 

korytarza. Nagle olśnił ją szalony pomysł. A może, pomyślała chytrze, atak jest 

najlepszą obroną przed Ramseyem? Może mała zmiana układu dobrze by mu 

zrobiła?   Może,   gdy   z   prześladowcy   zmieni   się   w   ofiarę,   podkuli   ogon   i 

zrejteruje? Chciałaby zobaczyć coś takiego. 

Podzwaniając   pękiem   kluczy,   wstąpiła   na   ostatni   stopień   schodów. 

Odwróciła się do swego towarzysza z najbardziej czarującym uśmiechem. 

– Może zajrzysz na drinka, nim powiemy sobie dobranoc? – wyszczebiotała 

i prowokacyjnie zatrzepotała rzęsami. – Co ty na to?

Był tak zaskoczony, że z wrażenia o mało nie sturlał się ze schodów. Jeszcze 

nigdy jej twarz nie zdawała się być tak piękna i tak kusząca. 

– Proszę? – wymamrotał, gdyż nic mądrzejszego nie przyszło mu do głowy. 

Alexis świadomie zmieniła uśmiech tak, by pokazać dołeczek w policzku. To 

kusi prawie każdego mężczyznę. O, tak. W grze, którą zaczął Ramsey, powinno 

brać udział dwoje zawodników. 

– Zapraszam cię na kieliszeczek przed snem – powtórzyła. – Myślałam, że 

masz ochotę na odrobinę brandy... 

Skąd u niej taki przypływ animuszu? Czy to naprawdę ta nieśmiała Alexis 

flirtowała   tak   otwarcie?   I   kiedy   nauczyła   się   znajdować   w   tym   tyle 

przyjemności?

–  No jasne   – Ramsey  wspiął  się  na  szczyty elokwencji.  – Z  największą 

przyjemnością napiję się czegoś przed... przed snem. 

Poczuła   krótkie   jak   błyskawica,   pyszne   uczucie   satysfakcji   z   jego 

zakłopotania. Zaraz potem pozbierał się i dostrzegła w jego oczach błysk, który 

background image

nie wróżył niczego dobrego. Gdy wyjmował klucze z jej zesztywniałych nagle 

palców, z przerażeniem zrozumiała, że wpakowała się w niezłą kabałę. 

– Proszę bardzo – wymamrotał, z galanterią ustępując jej pierwszeństwa w 

drzwiach. 

Jeszcze   nigdy   nie   była   tak   zdenerwowana   we   własnym,   zdawałoby   się 

bezpiecznym, mieszkaniu. Próbowała walczyć z rosnącym w niej napięciem. By 

odzyskać poczucie pewności siebie, wmawiała sobie, że głupio tak się bać. Lecz 

gdy   zobaczyła   Ramseya,   nonszalancko   opartego   o   framugę   i   powoli, 

systematycznie, pętla za pętlą, rozwiązującego krawat, zrozumiała, że czekają 

porażka. Za późno, pomyślała, niezdarnie próbując pełnić honory pani domu. 

– Brandy? – spytała drżącym głosem. 

Ramsey się uśmiechnął. Z pewnością zauważył jej zakłopotanie. 

– Tak, chętnie – odparł, katując ją powolnym odpinaniem dwóch pierwszych 

guzików plisowanej, białej koszuli. 

Szybko wyszła do kuchni. Nie mogła bezradnie czekać, aż Ramsey skończy 

obnażać   tors.   Wróciła   z   dwoma   kieliszkami   leciutko   podgrzanego   koniaku. 

Musiała stłumić uczucie paniki. Sytuacja łudząco przypominała tę z zeszłego 

tygodnia. Zastała Ramseya na wiktoriańskiej, obitej jasnobłękitnym aksamitem 

kanapie, rozglądającego się ciekawie po mieszkaniu. 

Rozsiadł się w taki sposób, że gdyby chciała zająć miejsce obok niego, nie 

zostałaby między nimi nawet szparka. Zatem podała mu trunek i wycofała się na 

fotel, wywołując tym wyraźną konsternację gościa. 

– Alexis, ja nie gryzę – odezwał się i niedbałym gestem zawirował ciemno-

bursztynowy płyn w trzymanym kieliszku. Podniósł, do ust i posmakował. – 

Przynajmniej nie od razu – dorzucił. 

– Nigdy cię o to nie podejrzewałam – odpowiedziała, bezskutecznie próbując 

zapanować nad drżeniem głosu. 

Akurat, pomyślał Ramsey. Z niechęcią dostrzegł, że Alexis przysiadła na 

krawędzi fotela jak na szpilkach, gotowa poderwać się, gdyby tylko dotknął jej 

background image

spojrzeniem. 

Spływający do gardła koniak dobrze mu zrobił. Ukoił nerwy roztrzęsione 

spektaklem, w którym udała zainteresowanie seksem. A niech to! Kusiła go tak 

mocno, że skorzystałby z jej propozycji bez oglądania się na to, że mógł to być 

jedynie objaw jej przewrotnej wyobraźni. Nie lubił, gdy ktoś bawi się w ten 

sposób.   Zwłaszcza   kobieta.  Ale   zachowanie  Alexis   tak   rażąco   odbiegało   od 

sposobu, w który na co dzień zbywała jego propozycje, że żadną miarą nie mógł 

gniewać się na nią za to, co zrobiła. 

Nie, nadal żywił gorące i niebezpieczne uczucia do sąsiadki z wyższego 

piętra. Dałby głowę, że wie, co będzie dalej. Może nie do końca, poprawił się. 

Dokładniej:   wiedział,   jak   mógł   wyglądać   scenariusz   dalszych   wydarzeń. 

Niestety,   był   całkowicie   pewien,   że   to,   co   według   niego   było   świetnym 

pomysłem, nie znajdzie aprobaty u Alexis. Chociaż już prawie wyraziła na to 

zgodę. 

– Alexis – zaczął, łypiąc na nią spod oka – czy pamiętasz porozumienie, 

jakie zawarliśmy tydzień temu?

Dziewczyna zbladła. 

– Porozumienie? Jakie porozumienie?

– Och, na pewno pamiętasz nasz układ. Grzeczność za grzeczność. Ręka 

rękę myje. 

Wzięła głębszy łyk brandy i grymasem twarzy zdradziła, że popełniła błąd w 

domyśle. To już druga pomyłka i pewnie, tak jak poprzednia, nie uszła uwagi 

Ramseya. 

–   Nie   wiedziałam,   że   już   ją   gdzieś   zbrudziłeś   –   odparła   zaczepnie, 

odzyskując pewność siebie. 

– Nie zbrudziłem. – Zarechotał rubasznie. – Nie, jeszcze nie, ale naprawdę 

potrzebuję twojego towarzystwa... 

– Ramsey... 

– ... w Atlantic City. 

background image

– W Atlantic City? – Była zdumiona. 

Potwierdził   powolnym   skinieniem   głowy.   Z   niekłamaną   przyjemnością 

kontemplował wyraz jej twarzy, w którym ścierały się uczucia zakłopotania, ulgi 

i   żalu.   Czy   to   możliwe,   by   czuła   się   zawiedziona   tym,   że   nie   stawia   jej 

wyraźniejszych, bardziej konkretnych wymagań? Bezwiednie potarł podbródek. 

Może jeszcze nie powinien spisywać Alexis na straty?

– Tak, w Atlantic City – powtórzył. – Proszę, byś dotrzymała obietnicy danej 

mi wtedy, gdy zgodziłem się pójść z tobą na tę kiczowatą wystawę. Mam u 

ciebie dług wdzięczności i teraz proszę, byś go spłaciła. Jesteś mi winna to 

spotkanie. 

– Ale Atlantic City jest o dobre dwie godziny jazdy stąd – opierała się. – Cóż 

to będzie za atrakcja, jechać tam i zaraz wracać?

Ramsey wychylił alkohol do dna. Z niedbale uniesionej nogi zsunął mu się 

rozsznurowany but i upadł z głośnym stuknięciem. 

– Trzy dni – rzucił. 

– Co?!

– To doroczny zjazd pisarzy kryminałów. Zaczyna się w piątek, a kończy w 

niedzielę. 

– Ramsey, to niemożliwe. Nie mogę poświęcić całego weekendu na coś tak 

błahego, jak... 

– Hola, to nie jest takie błahe, to moja praca – przerwał jej upomnieniem. 

– Ale... 

– Obiecałaś. 

Patrzyła z wyraźną niechęcią. To oszustwo, pomyślała. Kiedy obiecywała 

mu spotkanie, miała na myśli kolację, przyjęcie czy jakiś mecz. Owszem, mogła 

to być okazja służbowa, ale trwająca trzy godziny, a nie trzy dni. 

–   Przykro   mi,   ale   to   po   prostu   niemożliwe   –   powiedziała   stanowczo.   – 

Nawet gdyby przyjąć, że twoja prośba nie wykraczałaby poza granice naszej 

umowy,   to   ogrom   obowiązków   ciążących   na   mnie   w   związku   z   pracą   w 

background image

komitecie absolutnie wyklucza tak długą nieobecność. Zwłaszcza że znaczna 

większość spotkań toczy się właśnie w weekendy. 

– Ale nie dwudziestego – odparł pewnie. – Nie masz ani jednej sprawy do 

załatwienia w ciągu całych trzech dni. Sprawdziłem. 

– Co zrobiłeś?

Ramsey   uśmiechnął   się   z   arogancją   typową   dla   kogoś,   kto   został 

dopuszczony do tajemnicy wielkiej wagi. 

– To zabawne, ile mężczyzna może dowiedzieć się o kobiecie, gdy któryś z 

jej kolegów jest jego zagorzałym fanem. 

Alexis pokręciła głową. Nie mogła uwierzyć, że ktoś z jej otoczenia okazał 

się aż tak dwulicowym i fałszywym człowiekiem. 

– A może nie pracuję w ten weekend dlatego, że mam inne plany?

– Błąd – poprawił ją Ramsey. – Jedyne plany, jakie masz na ten weekend, to 

wyjazd  ze  mną   do Atlantic  City.  Dobrze  znam  historię  pośpiesznej  ucieczki 

Evana do raju na ziemi. Wiem także, że po Evanie nie masz żadnych oficjalnych 

konkurentów, poza mną, oczywiście. 

– I tu się mylisz, Ramsey – zawołała z nie skrywaną dumą, że tym razem ona 

mogła   go   poprawić.   –   Nigdy   nie   byłeś,   nie   jesteś   i   nie   będziesz   moim 

konkurentem, ani oficjalnym, ani nieoficjalnym. 

– Doprawdy? – spytał i oparł łokcie na kolanach w pozie pełnej zwątpienia. 

– A nasza upojna chwila tydzień temu przed twoimi drzwiami?

Alexis   nerwowo   poruszyła   się   w   fotelu.   Poczuła   falę   gorąca,   wywołaną 

dręczącymi ją wspomnieniami. W oczach Ramseya dostrzegła błyski igrających 

ogników. Coś knuł, lecz nie chciała wiedzieć, co. 

– To było jedynie rażące naruszenie prywatności, którego się dopuściłeś, nic 

więcej. 

– Rzeczywiście? – Skwitował jej oświadczenie uśmieszkiem. – To ciekawe. 

Jeszcze przed chwilą byłem gotów przysiąc, że to był kawał całusa, po którym 

oboje mieliśmy ochotę naruszyć znacznie więcej niż prywatność. 

background image

Była zła na siebie za to, że przez ułamek sekundy przyznała mu rację. 

–   To   tylko   świadczy   o   tym,   jak   bardzo   źle   bywasz   poinformowany   – 

wymamrotała. 

– Źle poinformowany, powiadasz – odrzekł. – W porządku. W takim razie 

mogę przyjąć, że to ty źle mnie poinformowałaś twierdząc, że dotrzymasz danej 

obietnicy. 

Rzucona obelga sprawiła, że dziewczyna spłonęła rumieńcem. 

– Jestem, bez cienia wątpliwości, najbardziej godną zaufania kobietą, z jaką 

kiedykolwiek miałeś lub będziesz miał do czynienia – wykrzyknęła z emfazą. 

Mężnie oparła się pokusie, by go nie złajać i nie wyprosić za drzwi. 

– Udowodnij, że dotrzymujesz obietnic – napierał. 

– Załóż się ze mną. 

Wiedziała, że wciąga ją w pułapkę, lecz z wielkopańską dumą uniosła głowę. 

– Jakie stawiasz warunki? – spytała. 

Ramsey wstał i wyprostował się. Zdawało jej się, że napiął i wyeksponował 

każdy mięsień swego ciała. Powoli zlustrował pokój, udając zainteresowanie 

każdą   stojącą   na   półce   książką   i   każdym   bibelotem.   Nieznacznie   poprawił 

figurkę psa rasy Staffordshire i w końcu zwrócił się do Alexis:

– Jeżeli wygram, jedziesz ze mną do Atlantic City – powiedział. 

– A jeżeli ja wygram?

– Natychmiast wyjdę z twojego mieszkania i nigdy nie będę cię zaczepiał. 

Jeśli tego naprawdę chcesz. 

Patrzyła   na   niego   podejrzliwie   i   zastanawiała   się,   co   to   wszystko   miało 

znaczyć. 

– Żadnych insynuacji, gdy spotkamy się przypadkiem w pralni?

– Obiecuję. 

– Żadnych pożądliwych spojrzeń w korytarzu?

– upewniała się. 

– Żadnych takich, które mogłabyś dostrzec. 

background image

–   Żadnych   kradzieży   mojej   bielizny?   –   Ze   skrywanym   uśmiechem 

dostrzegła, że cios był celny. 

–   A   skąd...   Zgoda,   żadnych   kradzieży   twojej   bielizny.   Muszę   jednak 

przyznać, że to cios poniżej pasa. Nie wybaczysz mi tego żartu?

Głośnym westchnieniem pominęła pytanie. 

– Sądzę, że to zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Co jest przedmiotem 

zakładu?

Ramsey   odstawił   kieliszek   na   podstawkę.   Równym,   pewnym   krokiem 

zbliżył się do Alexis. W jego oczach płonął ciepły blask. 

–  Twierdzę,   że   gdy   cię   teraz   pocałuję,   będziesz   podniecona   bardziej   niż 

kiedykolwiek w życiu. – Mówiąc te słowa powoli nachylał się ku niej, tak że w 

końcu   ich   twarze   dzieliło   tylko   kilka   centymetrów   przestrzeni   wypełnionej 

gorącym powietrzem. 

Nic nie mogła poradzić na to, że jej serce zgubiło rytm, a zmysły rozpalił 

płomień. W jej oczach było niedowierzanie. 

– Myślę... myślę, że to nie wypada... – wyjąkała tak cicho, że ledwie było ją 

słychać. – Nie wypada proponować takiego zakładu kobiecie. 

– Weź pod uwagę, o co w nim idzie. – Ramsey skrzywił się znacząco. – 

Więc jak, zakład stoi?

Muszę   szybko   zdecydować,   pomyślała.   Jeżeli   odmówi,   on   z   pewnością 

zakwestionuje wartość jej obietnic. Nie mogła znieść myśli o tym, że ktoś taki 

jak   Ramsey   Walker   mógłby   mieć   jej   cokolwiek   do   zarzucenia.   W   dodatku 

oświadczyła mu przed chwilą, że zeszłotygodniowy wybryk nie wywarł na niej 

żadnego   wrażenia.   Czemu   miałaby   robić   tyle   szumu   o   zwykły   pocałunek, 

przecież nie pierwszy w jej życiu? Czemu miałaby zareagować inaczej niż z 

innymi mężczyznami?

Zgódź się, proszę, nalegał cichutki głosik, który nagle odezwał się w jej 

myślach.   Bądź   szczera   wobec   siebie   i   przyznaj,   że   Ramsey   rzeczywiście 

podniecił cię bardziej niż jakikolwiek mężczyzna. Nagle zaświtał jej pomysł. 

background image

Tak, to było to. Powiedział, że rozpali ją bardziej niż kiedykolwiek, nieprawdaż? 

To znaczy, że jej wrażenia przewyższą tamte zawroty głowy i omdlenia sprzed 

tygodnia. Uśmiechnęła się. Jeżeli myśli, że przeskoczy sam siebie, jeżeli zdaje 

mu się, że potrafi więcej niż wtedy... 

Chociaż z drugiej strony, nigdy nic nie wiadomo. 

Ramsey był człowiekiem o olbrzymich możliwościach... Ale gdy ona wygra, 

będzie go miała z głowy na zawsze. Już samo to było wystarczająco kuszącą 

wizją, by zdecydować się na tę próbę. A co będzie, jeżeli Alexis sama zacznie 

oddawać mu pocałunek? Szybko wykluczyła tę ewentualność. To zbyt wielka 

bzdura, by ją w ogóle rozważać. 

Spojrzała mu prosto w oczy. Wspaniałe, głębokie, niebieskozielone oczy; 

wpatrywał się w nią, jakby była ósmym cudem świata. 

– Dobrze – wydusiła. – Zakład stoi. 

Myślała, że wstanie i wtedy przyjmą dogodną pozycję. Nie spodziewała się, 

że Ramsey po prostu pochyli się ku niej i bez ostrzeżenia, bez dotknięcia jej 

dłońmi, delikatnie złączy jej usta ze swymi. 

To   było   bardzo...   niepokojące   uczucie,   ale   nie   przykre.   Zwłaszcza   gdy 

delikatny dotyk zmienił się w subtelną grę ich ust. Była tak zafascynowana tym, 

co   ma   się   zdarzyć,   że   zapomniała   o   wszystkim   oprócz   pocałunku.   Kiedy 

koniuszkiem języka powędrował wokół jej ust, nie zdołała pohamować cichego 

jęku. Rozchyliła wargi, by westchnąć, a on natychmiast wykorzystał okazję. 

Pieścił językiem wnętrze jej ust. Pobudzał zakamarki, o wrażliwości których nie 

miała nawet pojęcia. 

Nagle   poczuła,   że   koniuszki   jego   palców   miękko   przesuwają   się   po   jej 

nagich ramionach w najmilszej pieszczocie, jaką mogła sobie wyobrazić. Potem 

ujął jej twarz w swoje dłonie i odchylił w tył, aż spoczęła na oparciu fotela. 

Wiedziała, że z chęcią przystanie na wszystko, co z nią teraz zrobi. Z radosną 

ulgą spostrzegła, że uwolnił jedną rękę i zanurzył ją w gęstwinę jej włosów. 

Powoli i systematycznie uwalniał je od spinek i grzebieni. 

background image

Nie wiedząc jak i kiedy znalazła się na jego kolanach. To tak jakoś... samo 

się   stało.   Jedną   ręką   oplatał   jej   biodra,   drugą   zaś   buszował   we   włosach 

spływających ciemną kaskadą po nagich ramionach. W jego pocałunku była 

wielka pasja. Ona zaś wtulała się w niego z całej siły. 

Wtem szósty czy siódmy zmysł przesłał jej ostrzeżenie. Wpółprzytomna, nie 

zdawała sobie sprawy, że jej ciche wpierw westchnienia zmieniły się w głośne 

jęki. Gdy zaś poczuła, że jego dłoń tułająca się po jej ciele napotyka piersi i 

chciwie je przykrywa, przyznała, że jednej tylko rzeczy jest pewna: Ramsey 

Walker podniecił ją tak, jak nikt inny dotąd. Nawet epizod z ubiegłego piątku 

wypadał blado w porównaniu z tym. 

Zanim stała się zdolna wyrazić swą myśl w jakimkolwiek języku, Ramsey 

przerwał pocałunek. Wpatrywał się w jej ciemnobrązowe oczy, rozjaśnione i 

omdlewające   z   olbrzymiej,   niezaprzeczalnej   rozkoszy.  Widział   biust   falujący 

nierównym,   łapczywym   oddechem,   takim   jak   jego   własny,   a   także   pełne, 

czerwone wargi, które uczynił nabrzmiałymi. Dostrzegł też malutki, nabiegły 

krwią siniak na jej karku. Był gotów przysiąc, że zniknie przed świtem. 

Potem spojrzał w dół, na rękę ułożona na jej piersi. Słowa, które odnalazł, 

uwięzły   mu   w   krtani.   Pchnięty   impulsem   zwarł   mocniej   uścisk   palców   i, 

zataczając   niewielkie   kręgi,   rozkoszował   się   kształtem   ciała   skrytego   pod 

sukienką.   Nim   całkiem   ją   oswobodził,   przeciągnął   jeszcze   kciukiem   po 

zielonym,   ciemnym   aksamicie   w   miejscu,   w   którym   sterczała   brodawka   jej 

piersi. Nieznacznym uśmiechem skwitował jej krótkie i szybkie westchnienie. 

– Zadzwonię w tygodniu i powiem ci, co powinnaś spakować – powiedział z 

wyraźnym przekonaniem o wygranej. 

Alexis,  osłupiała i zażenowana rozstrzygnięciem sporu, patrzyła  błędnym 

wzrokiem. Ramsey delikatnie uwolnił się od niej i posadził ją na fotelu. Bez 

słowa podszedł do kanapy, na której zostawił swój krawat i marynarkę, podniósł 

je niedbałym gestem i ruszył do drzwi. Modlił się tylko w duchu, żeby nogi nie 

odmówiły   mu   posłuszeństwa,   zanim   dotrze   na   korytarz.   Zdecydowanym, 

background image

szybkim   ruchem   chwycił   za   klamkę,   po   czym   odwrócił   się,   by   spojrzeć   na 

Alexis ostatni raz. 

Siedziała na samej krawędzi fotela w pozycji, jaką przyjęła w rozmowie z 

Ramseyem. Różnica polegała tylko na tym, że poprzednio dziewczyna miała 

elegancko   ułożoną   fryzurę,   zaś   teraz   długie,   ciemnobrązowe   pasma   były 

splątane i potargane. Miejsce zrównoważonego i chłodnego spojrzenia zajął w 

jej oczach ogień, który zdawał się wymykać spod kontroli. Rozpalony przez 

Ramseya po to, by trawił Alexis, teraz zagrażał także i jemu. 

Zamknął   za   sobą   drzwi.   Był   już   poza   zasięgiem   jej   wzroku.   Do   jego 

świadomości   dotarł   fakt,   że   wyczerpał   do   ostatka   posiadaną   energię.   Zaczął 

powoli schodzić, gdy nogi ugięły się pod nim. Chwycił poręcz, by nie zlecieć w 

dół schodów na złamanie karku. 

Nigdy nie przydarzyło mu się nic podobnego. Nigdy dotąd żadna kobieta nie 

zdołała   odwzajemnić   mu   pocałunku   w   taki   sposób.   Nigdy,   w   najśmielszych 

oczekiwaniach nie dopuściłby myśli, że to Alexis Carlisle rozpali go do białości. 

Zawsze uważał, że jest zbyt zimna, zbyt lodowata, by podniecić mężczyznę. Jak 

bardzo się mylił! Mam tylko nadzieję, że ochłonę do rana, pomyślał wkładając 

klucz do zamka. 

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Alexis z głośnym westchnieniem ulgi rozejrzała się po pokoju hotelowym. 

Tysięczny   raz   od   przyjazdu   do   Atlantic   City,   to   jest   od   dwóch   godzin, 

zastanawiała się, jakim cudem wpadła w tę kabałę. Raz po raz rzucała nerwowe 

spojrzenie na drzwi łączące jej pokój z pokojem Ramseya, jakby miał się w nich 

zaraz zjawić i, uśmiechając się szelmowsko, wodzić na pokuszenie. 

Powinna być mu wdzięczna. Po pierwsze, starczyło mu przyzwoitości na to, 

żeby   zarezerwować   oddzielne   pokoje.   Po   drugie,   przez   całą   długą   drogę   z 

Ardmore nie wspomniał choćby słowem o tym, co zaszło między nimi tydzień 

temu.   Szczerze   mówiąc,   nie   potrafiłaby   opisać   tego,   co   wtedy   przeżyła. 

Wiedziała tylko, że najpierw Ramsey zademonstrował jej całkiem interesujący 

sposób   całowania,   potem   zaś   bez   reszty   uniosło   ją   najbardziej   niezwykłe 

przeżycie, jakiego kiedykolwiek doznały jej zmysły. 

To   właśnie   znaczyło   być   prawdziwie   podnieconą,   pomyślała.   Poczuła 

charakterystyczny dreszcz, który przebiegł ją od stóp do głów. Do tej pory nie 

miewała takich myśli, lecz od dwóch tygodni nie mogła zastąpić ich żadnymi 

innymi. Po prostu nie mogła już  dłużej pomijać faktu, że jej sąsiad z dołu, 

jakkolwiek   uważany   przez   nią   dotychczas   za   nieznośnego,   wstrętnego   i 

niedojrzałego egoistę, wzniecił w niej płomień namiętności, jakiego nie potrafił 

rozpalić żaden inny mężczyzna. 

Zaskoczona,   choć   także   i   zażenowana,   przyznała,   że   nie   czuje   się 

zdruzgotana tym odkryciem. Teraz mogła patrzeć prosto w oczy zbudzonej ze 

snu bestii własnego seksualnego „ja”. Mogła pogrozić jej palcem i zapewnić, że 

w żadnym wypadku nie pozwoli już więcej wodzić się za nos. Alexis sama 

decydować będzie o swoim losie. No, może nie całkiem sama, zaprotestował 

jakiś   piskliwy,   nieproszony   wewnętrzny   głosik,   ojciec   na   pewno   będzie   się 

wtrącać. W każdym razie nic, ale to absolutnie nic nie zajdzie więcej między nią 

background image

a Ramseyem. 

Pukanie do wspólnych drzwi zachwiało jej postanowieniem. 

– Alexis? – doszedł ją stłumiony głos Ramseya. – Czy jesteś gotowa do 

wyjścia?

Z   determinacją   potarła   zmarszczone   czoło.   Próbowała   odnaleźć   sposób 

wymigania   się   z   weekendu   w   Atlantic   City.   Nie   zdzierży   następnych 

siedemdziesięciu dwóch godzin w towarzystwie Ramseya Walkera. 

– Za chwilę – odpowiedziała spokojnie. 

–   Pośpiesz   się,   za   dwadzieścia   minut   zaczyna   się   przyjęcie   u   mojego 

wydawcy. 

Na   przekór   zdrowemu   rozsądkowi   podeszła   do   drzwi,   otworzyła   je   i 

oniemiała. Najczęściej, wręcz zbyt często, widywała Ramseya w obszarpanych, 

niechlujnych   ciuchach.   Widziała   go   także   w   smokingu,   czarującego   i 

dystyngowanego. Ale nigdy nie miała okazji widzieć go właśnie takim. Świeżo 

ogolony, nieomal prosto spod prysznica, pachniał jak północny, sosnowy las. 

Świetnie leżały na nim grafitowo-szare spodnie i biała, elegancka koszula pod 

tweedową szarą marynarką. Zaskoczył ją szafirowy kolor krawata, a jeszcze 

bardziej – mieszanina barw mieniących się w jego oczach. Nigdy nie przyjrzała 

im się na tyle dokładnie, by mocje opisać. Nagle zapragnęła poznać je bliżej. 

– Całkiem nieźle wyglądasz – wyznała szczerze, omal nie zdradzając mu 

swych myśli. 

– A ty jesteś jeszcze w lesie – ignorując komplement odparł z wyraźnym 

niezadowoleniem. 

Spojrzała na hotelowy szlafrok, który ją otulał. W myślach opatrzyła rankę, 

którą jej zadał ostrym tonem reprymendy. 

–  Tak,   przepraszam   –   odrzekła   ze   spuszczoną   głową.   –   Daj   mi   dziesięć 

minut. 

Zanim szybko zamknęła drzwi, Ramsey zdążył dostrzec ból w jej oczach i 

cierpienie w głosie. Usłyszał, jak odchodzi w głąb pokoju. Cholera, pomyślał, 

background image

dlaczego nigdy nie można dojść z nią do ładu? Dlaczego zawsze musi palnąć 

coś, co ją płoszy? Z desperacją machnął potężną dłonią i siadł na krawędzi 

łóżka. 

Po co w ogóle zapraszał ją tutaj? Zapraszał? Uśmiechnął się ironicznie. Nie 

zaprosił:   ściągnął   ją   podstępem,   sprowokował...   Zrobił   wszystko,   co   w   jego 

mocy, by zmusić ją do towarzyszenia mu w tym wyjeździe. Minęło dziewięć 

miesięcy   od   dnia,   gdy   otrzymał   z   rąk   organizatorów   zjazdu   propozycję 

poprowadzenia seminarium. Już wtedy fantazjował, jak dobrze byłoby pokazać 

się tam z piękną sąsiadeczką. Wiedział oczywiście, że nigdy nie przyjęłaby jego 

zaproszenia. Kiedy trzy tygodnie temu skorzystała z jego pomocy, zrozumiał, że 

okazja sama pcha mu się do rąk. I, jak dotąd, wszystko szło jak z płatka. 

Czemu   więc   przez   ostatnie   dwa   tygodnie   nerwy   odmawiały   mu 

posłuszeństwa? Dlaczego tak bardzo irytowała go świadomość, że Alexis nie 

przyjechałaby tu z nim z własnej woli? Jakim sposobem udało jej się wejść tak 

głęboko w mroczną część jego wnętrza i poruszyć je tak, jak nikt dotąd? Kiedy 

zdołała wziąć we władanie wszystkie jego żądze i marzenia? I czemu, do licha, 

nie mógł przestać o niej myśleć?

Położył się w poprzek łóżka. Leżąc na plecach, bezmyślnie gapił się w sufit. 

Nie znał odpowiedzi na żadne z tych pytań. Nieźle się wkopałem, stwierdził w 

duchu. 

Tkwił nadal w tej pozycji, gdy kilka minut później rozległo się pukanie do 

drzwi. 

– Otwarte! – zawołał, ciągle leżąc. 

Usłyszał   zgrzyt   zamka   i   szelest   materiału.   Odwrócił   głowę   i   spojrzał   w 

stronę   wchodzącej   Alexis.   Miała   prostą,   czarną   suknię   bez   ramiączek, 

skrywającą  długie  nogi  zwiewną  mgłą.  Zdała  się  Ramseyowi  jakaś  inna niż 

zwykle.   Jej   strój   mógł   zdziałać   wszystko   oprócz   schłodzenia   atmosfery. 

Dzielącą   ich   przestrzeń   wypełniało   gorące,   przesycone   igiełkami   pole 

wzajemnego przyciągania. Wyraz oczu Alexis zdradzał, że dziewczyna jest o 

background image

krok od zerwania krępujących ją więzów. Ramsey mógł tylko żywić nadzieję, że 

droga jej ucieczki zawiedzie ją ku niemu. 

– Źle się czujesz? – spytała widząc, że się nie poruszył. 

Przez   dłuższą   chwilę   nie   odpowiadał.   Nie   mógł   nic   powiedzieć,   tylko 

wpatrywał się we włosy, które miękkimi lokami spływały na jej ramiona. W 

głowie kołatała mu się tylko jedna myśl, że nigdy, przenigdy nie zapomni tego, 

jak   ona   teraz   wygląda.   Chciał   krzyczeć   z   radości,   że   spędzą   razem   cały 

weekend. 

Alexis niepewnie postąpiła kilka kroków w stronę łóżka. 

– Ramsey? Czy coś jest nie w porządku? Westchnął głęboko i usiadł. 

– Skądże – niewyraźnie wymamrotał. – Jest świetnie. Wyglądasz... 

Nie byłby w stanie skryć przed nią tego, co czuł na jej widok, więc nawet nie 

próbował. Przyłożył tylko dłoń do czoła, jakby chciał powstrzymać rozpalającą 

je gorączkę. 

– Alexis, wyglądasz oszałamiająco... 

Spłonęła rumieńcem i spojrzała na swą sukienkę tak, jakby nie widziała jej 

nigdy przedtem. Nie miała pojęcia, co skłoniło ją do zakupu akurat tej kreacji. 

Naprawdę, to nie w jej stylu, coś tak bardzo seksownego. Ramsey uprzedził ją, 

że będą zaproszeni na koktajl do jego wydawcy. Chciała tylko wyglądać modnie 

i może... atrakcyjnie. Oczywiście, zwykle nie nosiła podobnych ubrań i teraz, 

gdy uwięziła się w tej sukni na najbliższe kilka godzin, będzie musiała mieć się 

na baczności. 

– Nie uważasz, że to zbyt... zbyt śmiałe? – spytała. Nie przesadzaj, odparł w 

myślach, bezskutecznie starając się powstrzymać od wędrowania spojrzeniem 

wzdłuż   jej   zgrabnych   nóg.   Dziś   wieczorem   będzie   musiał   odganiać   od   niej 

każdego mężczyznę w zasięgu wzroku. 

– E tam... – wydukał w końcu. – Jest dobrze, w porządku. 

Odpowiedź   nie   rozwiała   jej   wątpliwości,   lecz   było   zbyt   późno,   by   się 

przebierać. 

background image

– Może już pójdziemy? – zaproponowała. 

By dostać się na przyjęcie, musieli przejść przez hotelowe kasyno. Alexis 

mimo woli rozglądała się na prawo i lewo, w górę i w dół. Nie spodziewała się, 

że   Atlantic   City   zrobi   na   niej   pozytywne   wrażenie.   Już   sam   pomysł 

utrzymywania miasta z hazardu wydał jej się niesmaczny. Pachniało zewsząd 

tandetą,   pełną   jaskrawych,   błyskających   świateł   i   ludzi   ubranych   skąpo   lub 

dziwacznie. 

Tu, w kasynie, czuła to wyraźnie. Otaczał ją tłum, który kłębił się wokół 

automatów i stołów do gry w kości lub ruletkę, miętosząc w garściach pliki 

banknotów   tak,   jakby   były   makulaturą.   Dzwoniły   dzwonki,   a   starsze   panie 

piszczały z emocji, gdy niklowany pojemnik automatu wypełniał się monetami. 

Dżentelmeni w strojach wieczorowych, ramię w ramię z młodzieńcami w 

skórzanych   kurtkach,   cisnęli   się   do   stołów,   gdzie   wykrzykiwali   polecenia 

krupierkom mieszającym kości. Zanim Alexis zdołała się zorientować, ją także 

ogarnął szał miejsca, w którym ludzie chcieli robić pieniądze na zgadywaniu, 

którą stroną odwróci się na wierzch mała, kropkowana, plastikowa kostka. 

– Chcesz spróbować? – wyszeptał jej Ramsey do ucha. 

– Och, nie – odparła, nie odrywając wzroku od stołu, przy którym tak wiele 

było   śmiechu   i   radości.   –   Nie   pochwalam   hazardu.   Ci   ludzie   mogliby   z 

pewnością znacznie lepiej spożytkować swoje pieniądze, zamiast trwonić je tak 

beztrosko.  A  jeśli   tego   nie   umieją,   to   niech   przeznaczą   je   na   nieskończenie 

lepszy cel, jakim jest dobroczynność. 

– Daj spokój, Alexis, rozchmurz się. Odwróciła się do niego, by dobitniej 

wyrazić swą dezaprobatę, lecz nie dał jej dojść do słowa. 

– Czemu potępiać ludzi za trochę zabawy i nadzieję na powrót do domu z 

paroma dodatkowymi groszami w kieszeni?

–   To   udaje   się   tylko   nielicznym   –   skwapliwie   zaoponowała.   –   Znaczna 

większość traci tu nie tylko pieniądze. 

– Wręcz przeciwnie. 

background image

Zmarszczyła brwi. Powinna była spodziewać się takiej odpowiedzi z jego 

strony. 

– I tak mnie nie przekonasz – trwała przy swoim zdaniu. 

– Pewnie nigdy nawet nie spróbowałaś. 

– Nie, ja... 

– Chodź. 

Chwycił ją mocno za rękę i pociągnął w stronę stołu, który przed chwilą 

przykuł jej uwagę. Alexis przypomniała mu, że spóźnią się na przyjęcie. 

– Nie martw się, wybaczą nam. A teraz pozwól, że krótko wytłumaczę ci 

reguły gry. 

Przez   następne   kilka   minut   Alexis   posłusznie   kiwała   głową   na   znak 

zrozumienia w tych momentach, w których sądziła, że powinna. Ramsey równie 

dobrze mógłby wygłosić swój wykład po chińsku, ponieważ i tak kompletnie nie 

miała pojęcia, o czym mówi. Słowa takie jak „przejście”, „punkt”, „wypłata”, 

mocno zakorzeniły się w jej umyśle, lecz niestety nie zanosiło się na to, by 

mogły zaowocować. Gdy wreszcie dopchali się do stołu, postanowiła najpierw 

trochę popatrzeć. 

Ramsey położył znaczną, jej zdaniem, sumę pieniędzy na zielonym suknie i 

poprosił o coś, co nazwał kuponami, po czym umieścił niewielką stertę żetonów 

na polu, które wszyscy nazywali linią przejścia. Bacznie śledziła każdy jego 

ruch. Mężczyzna z prawej strony Ramseya kilkakrotnie rzucał kością. Wszyscy 

wokół niej bawili się świetnie aż do chwili, gdy padła trójka. Powód zmiany 

nastroju   pozostał   dla   niej   zagadką.  Trójka   nigdy   nie   była   w   jej   mniemaniu 

pechową liczbą. Historycznie rzecz biorąc, pomyślała Ałexis, trójka miała duże 

znaczenie symboliczne w świecie sztuki i literatury, by nie wspomnieć o jej 

znaczeniu metafizycznym. 

–   Zmiana   strzelca!   –   głośny   głos   krupiera   wyrwał   ją   z   kontemplacji. 

Cokolwiek znaczyło to zawołanie, dotyczyło ono Ramseya. Spojrzała pytająco 

na kości, które podniósł ze stołu i trzymał przed nią na otwartej dłoni. 

background image

– Teraz ja rzucam – wyjaśnił. 

–  Aha,   rozumiem.   –   Z   trudem   przyswoiła   sobie   nową   porcję   informacji, 

która i tak nie pomogła jej pojąć zasad gry. Starała się udawać, że śledzi akcję. 

Ramsey   mocno   potrząsnął   zamkniętymi   w   dłoni   kośćmi   i   zbliżył   zaciśniętą 

pięść do ust Alexis. 

– Chuchnij – poprosił. 

– No wiesz?

–   Chuchnij   na   kości   –   wyjaśnił.   –   Na   szczęście.   Spojrzała   na   niego 

podejrzliwie, po czym bez przekonania spełniła polecenie. 

– Teraz daj im pożegnalnego całusa. 

– Co znowu?

– Dalej, dziewuszko – z drugiego końca stołu ponaglił ją starszy mężczyzna, 

który miętosił w ustach koniec cygara. – Czy mam tu czekać aż do śmierci?

Zbieranina   wokół   stołu   zjednoczyła   się   w   głośnym,   zgodnym   pomruku. 

Alexis skwitowała ich reakcję spojrzeniem w sufit, po czym musnęła wargami 

podsuniętą dłoń. Ramsey z błyskiem w oku rzucił kości daleko w drugi koniec 

stołu. 

– Dalej! – zawołał. – Ta mała potrzebuje na nowe pantofelki!

– Oczywiście, że nie – zaprotestowała Alexis. – Mam je pierwszy raz na 

nogach. Kupi... 

– Jedenaście – krzyknął krupier, a zgromadzony tłumek aż zawrzał z radości. 

– Kupiłam je w zeszłym tygodniu. Potrzebowałam czegoś do tej sukienki – 

dokończyła. 

– Właśnie wygraliśmy stówę – rzucił Ramsey niedbale. 

– Co?! – zawołała z zapartym tchem. 

– Wyrzuciłem jedenaście. Podwoiliśmy pieniądze, które postawiłem na linii 

przejścia. 

– Naprawdę?

– Proszę, teraz twój rzut. – Zwrócił się do obsługi stołu: – Pani prosi o kości, 

background image

będzie rzucać. 

– Zmiana strzelca! – zawołał krupier i przysunął w jej stronę osiem kości. 

–   Mam   rzucać   wszystkimi?   –   mocno   skonsternowana   spytała   szeptem 

Ramseya. – Ty miałeś tylko dwie. Jak mam zmieścić w dłoniach tyle kości? To 

najgłupsza gra, jaką znam. 

– Weź dwie – wyprostował dwa palce i odpowiedział tonem, jakby udzielał 

pomocy   sześciolatkowi   rozwiązującemu   pierwsze   w   życiu   zadanie 

arytmetyczne. – Dostałaś osiem, z których masz wybrać dwie. 

Alexis zrobiła zdegustowaną minę, po czym wybrała dwie najbliższe kości i 

rzuciła je w drugi koniec stołu, zupełnie nie troszcząc się o wynik. 

– Siedem – zawołał krupier. 

Podniecenie tłumu zgromadzonego wokół stołu wyraźnie wymknęło się spod 

kontroli. Jakaś kobieta pochyliła się nagle w stronę Alexis i radośnie ucałowała 

ją w policzek, zaś mężczyzna na prawo od Ramseya klepnął ją w plecy tak 

mocno, że straciła oddech. 

– Co się stało? – spytała z zaciekawieniem. 

–   Pamiętasz   te   dwieście   dolarów,   które   mieliśmy   minutę   temu?   –   spytał 

cicho Ramsey. 

Kiwnęła głową. 

– Więc teraz mamy czterysta. Szeroko otworzyła oczy. 

– O, kurczę – wyrwało się jej. 

– Właśnie tak. – przytaknął. – Wiesz, to się nazywa fartowny wieczór. Mówi 

ci coś to określenie?

Posłał Alexis ciepłe, zmysłowe spojrzenie, od którego nieomal zamarło bicie 

jej serca. Mogła wyraźnie odczytać jedno z wielu zawartych w nim znaczeń. 

Chciał, by znów rzuciła kości. Nic prawie nie ważyły, lecz biorąc je do rąk czuła 

ciężar   oblepiających   je   zewsząd   oczekiwań.   Nieśmiało   uśmiechnęła   się   do 

Ramseya,   po   czym,   naśladując   jego   ruchy,   zagrzechotała   zawzięcie   kośćmi. 

Podsunęła mu zwiniętą piąstkę. 

background image

– Chuchniesz? – poprosiła. 

Przyciągnął jej dłoń bliżej ust i ogrzał ciepłym oddechem. Zadrżała leciutko. 

– Pocałujesz?

Delikatnie otoczył jej dłoń swoją. Leciutkim, kuszącym muśnięciem końca 

języka obdarował najpierw każdy z jej palców. 

– Czego potrzebuje mój chłopak? – zaskoczona usłyszała swój własny, lekko 

zachrypnięty głos. 

Zapadła   cisza,   nawet   krupier   zamilkł.   Wszyscy   niecierpliwie   czekali   na 

odpowiedź Ramseya. Zatoczył spojrzeniem krąg po zaciekawionych twarzach i 

zdecydował, że zatrzyma dla siebie najgłębszą potrzebę. 

– Teraz potrzebuje drinka. Koniecznie – potwierdził. Alexis uśmiechnęła się 

doń ze zrozumieniem. Po raz ostatni gwałtownie potrząsnęła dłońmi. Rozległy 

się   pełne   emocji   okrzyki,   prośby   o   to,   by   znów   wyrzuciła   siódemkę   lub 

jedenaście. Złożyła razem dłonie i potarła je tak, jakby chciała ogrzać uwięzione 

kości, po czym trzykrotnie na nie chuchnęła. 

– Dalej, mój chłopak chce się napić! – zawołała rzucając. 

– Znowu siedem! – krzyknął krupier zbytecznie, bowiem gdy tylko kości 

szczęśliwie   wylądowały   na   drugim   końcu   stołu,   wywołały   wybuch   radosnej 

histerii. Figlarny uśmiech zamarł na twarzy Alexis, gdy zwróciła się do swego 

towarzysza. Dostrzegła nagle w jego oczach wyraźny obraz tego, co kłębiło się 

w jego duszy. On naprawdę potrzebuje drinka, pomyślała, ja chyba też. 

– Spóźnimy się – przypomniała. 

Ramsey wziął głęboki oddech, by przywrócić sercu równy rytm. 

–   Rzeczywiście   –   rzucił   krótko   i,   wzbudzając   głośne   protesty   wśród 

pozostałych graczy, zebrał ze stołu stertę kolorowych, cudownie pomnożonych 

żetonów. – Pani wygrana, panno Carlisle – oświadczył, wręczając Alexis połowę 

żetonów. 

–   Przecież   początkowy   wsad  był  twój   –   odparła,   zwracając   mu   jeden   z 

żetonów. – Należy ci się to z powrotem. 

background image

– Początkowy wsad? – podchwycił. – Szybko łapiesz żargon hazardzistów. 

Zawstydzona dziewczyna spuściła głowę. 

– Zatrzymaj go – poprosił z uśmiechem. – Wiem, że przeznaczysz to na jakiś 

pożyteczny cel. 

– O, tak – zapewniła. – Całą wygraną przekażę na fundusz naszego komitetu. 

– Tego się właśnie spodziewałem. 

– A ty pewnie swój postawisz w kasynie – odrzekła, patrząc na niego z 

wyrzutem. Przypomniała sobie, że przecież była przeciwniczką hazardu, chociaż 

ostatni kwadrans przyniósł jej więcej radości niż ostatnich kilka lat. 

Zanim odpowiedział, omiótł kilkakrotnie wzrokiem jej postać od góry do 

dołu. 

– Nie, będą mi zaraz potrzebne, dziś wieczorem mam zamiar osuszyć bar. 

W   rewanżu   obrzuciła   go   podobnym   spojrzeniem.   Jeszcze   nie   mogła 

opanować rozedrganych emocji, od których kręciło jej się w głowie. 

– Wiesz, chyba się przyłączę – oświadczyła. 

Przez   długą   chwilę   stali   pod   olbrzymim   kryształowym   żyrandolem 

rozświetlającym   środek   sali   kasyna,   niepomni   panującej   wokół   wrzawy   i 

kłębiącego się tłumu. Tkwili nieruchomo, wpatrzeni w siebie nawzajem. Każde 

chciało odgadnąć myśli drugiego, aż w końcu Alexis zrozumiała, że chyba już 

wie. Zaskoczyło ją to odkrycie. Była prawie pewna, że tym razem oboje myśleli 

o tym samym. 

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Następnego dnia Ramsey znalazł trochę czasu dla Alexis dopiero wieczorem. 

Rano,   przy   pośpiesznym   śniadaniu,   umówili   się   na   siódmą   na   kolację   w 

restauracji hotelowej. Właśnie szykował się na spotkanie. Prostował zawiązany, 

ku własnemu zaskoczeniu, po mistrzowsku krawat. Zdumiało go również to, jak 

bardzo brakowało mu towarzystwa Alexis na seminariach wypełniających cały 

dzień.   Pozostało   tajemnicą,   czemu   tęsknił   za   kimś,   kto   żył   tylko   po   to,   by 

prowokować i drażnić jego męskie ego. 

Strzepnął pyłek z rękawa ciemnego garnituru, jednego z dwóch, jakie miał. 

Drugi, jasny, wydał mu się nieodpowiedni na tę okazję. Wyruszył po Alexis. 

Otworzyła natychmiast, gdy tylko zapukał. I znowu stanął jak wryty, urzeczony 

jej pięknem. Pomyślał, że pewnie tak już będzie zawsze. Za każdym razem 

będzie w milczeniu oddawał hołd temu pięknemu zjawisku. 

Coraz częściej nosiła rozpuszczone włosy i chyba miało to jakiś związek z 

tym,   że   to   on   pojawił   się   w   jej   życiu.   Dzisiejszego   wieczora   powróciła   do 

wiktoriańskiego stylu ubierania się. Ciemno-bordowa spódnica szczelnie kryła 

nogi aż do połowy łydek, zaś śnieżnobiałą bluzkę wieńczył stojący koronkowy 

kołnierzyk, przez który prześwitywała delikatna, kremowa skóra smukłej szyi. 

Czarna szarfa, wyszywana w kwieciste wzory, przewiązana była w wiotkiej, 

dziewczęcej talii. Ramsey nie mógł powstrzymać się od ciekawskiej myśli, czy 

włożyła dziś pas do podwiązek, zdobiony różowymi kokardkami?

– Czy jesteś gotowa do przypięcia... to jest przyjęcia?

– burknął tak niewyraźnie, że nie była pewna, czy zrozumiała go właściwie. 

Na   wszelki   wypadek   szybko   sprawdziła   swój   wygląd   w   obawie,   czy 

przypadkiem   nie   eksponuje   fragmentu   bielizny,   co   byłoby   dla   niej   raczej 

krępujące. Upewniwszy się, że wszystko jest w porządku, złożyła niefortunne 

przejęzyczenie   Ramseya   na   karb   jego   nadmiernie   rozbudzonej   fantazji 

background image

erotycznej. 

– Tak, jestem gotowa – odpowiedziała z wymuszonym uśmiechem. 

Ramsey wyraźnie nie chciał ograniczyć programu wieczoru tylko do posiłku. 

Podczas deseru, przy kawie, usilnie starał się namówić Alexis do powtórnej 

wizyty w kasynie. Próbowała wytłumaczyć mu, że nie planowała na dziś takiej 

eskapady, że najchętniej wróciłaby do swego pokoju, gdzie czekało na nią kilka 

powieści kupionych na targach towarzyszących zjazdowi. 

– Nie, to zbyt nudne – nalegał. Uniósł filiżankę i pociągnął łyk kawy. – 

Jesteś   w  Atlantic   City   i   chcesz   przesiedzieć   wieczór   nad   książką?   Czy   nie 

rozumiesz, że to idiotyczny pomysł?

– Nie, wcale nie – oponowała z udawanym zaskoczeniem. – Nie sądzę, żeby 

czytanie   książek   było   idiotyzmem   w   jakichkolwiek   okolicznościach.   Gdyby 

reszta społeczeństwa zaczęła podzielać podobne poglądy na lekturę książek, to 

ktoś taki jak ty, kto utrzymuje się dzięki ich pisaniu, byłby skończony. 

– Dobrze wiesz, że nie to miałem na myśli. 

–   Szatański   uśmieszek   zakradł   się   w   kąciki   jego   ust.   Ręka   Ramseya 

przemierzyła całą szerokość stołu, by przykryć dłoń Alexis. – Chodzi mi tylko o 

to, że nie można spędzić całego życia, skrywając się w pokoju. Jest tyle innych 

przyjemności. 

Alexis odstawiła filiżankę z kawą na spodeczek, po czym uwolniła rękę z 

uścisku i podparła nią brodę. 

– W rzeczy samej. Muzyka i plastyka potrafią poruszyć zmysły, wykwintne 

potrawy i wino mogą dogodzić podniebieniu. A zniewalający zapach ściętych 

świeżo   kwiatów?   A   dotyk   aksamitu   opuszkami   palców...   –   tu   przerwała. 

Spostrzegła, że jej słowa chyba w nich obojgu wywołały wspomnienie dotyku, 

nie tylko aksamitu, opuszkami palców. Palców Ramseya. 

– Mów dalej, proszę – nalegał. W jego niebieskozielonych oczach rozbłysły 

maleńkie ogniki. 

Wyprostowała się sztywno i wbiła wzrok w obrus. 

background image

– I dobra książka w pokoju hotelowym, gdy wokół chyba cały świat oszalał 

– dokończyła. 

–   Nie   cały   świat   –   sprostował   –   tylko  Atlantic   City.   Tutaj   trudno   nie 

zwariować, choćby odrobinę. 

– Łatwo zauważyć. 

– Jak mogłaś zauważyć tu cokolwiek, jeżeli nie wysunęłaś nawet czubka 

nosa poza hotel? – atakował. 

– A czego mogę spodziewać się na zewnątrz, jeżeli już sam hotel tak pełen 

jest chaosu, że aż trzeszczy w szwach?

– Alexis – starał się zachować spokój, tłumacząc jej prawdę tak oczywistą – 

tutaj odbywa się zjazd. Pisarzy – znacząco zawiesił głos, jakby to jedno słowo 

miało   usprawiedliwić   otaczający   ich   zewsząd   obłęd.   –   W   dodatku   pisarzy 

powieści sensacyjnych. Nie wiesz, że każdy z nas jest po prostu szalony?

– Tak, z pewnością jeden z was ma wyraźne ku temu skłonności – odparła 

spokojnie. 

– No, cóż, jest tu więcej takich jak ja. Są nawet gorsi. 

–   Zatem   normalnym   nie   pozostaje   nic   innego,   jak   uciekać   –   odrzekła 

przesadnie przejęta. 

Ramsey potrząsnął przecząco głową i zatoczył rękami szeroki krąg. 

– Ja tylko próbuję cię przekonać, że Atlantic City to nie tylko hipnotyczny 

błysk kasyna. 

– Trzymam cię za słowo. 

– Nie musisz. Dziś wieczorem zabieram cię na małą przechadzkę. Można 

powiedzieć: przechadzkę ciemną stroną życia. 

– Świetnie, tego mi właśnie brakowało – wymamrotała Alexis, gapiąc się w 

resztkę kawy na dnie filiżanki. 

Gdyby   ktokolwiek   wywróżył   jej,   że   któregoś   dnia   będzie,   ręka   w   rękę, 

spacerować z jakimś pismakiem po wietrznych trotuarach Atlantic City, pośród 

background image

ciżby   ludzi   odzianych   najdziwaczniej,   począwszy   od   eleganckich   futer,   na 

znoszonych   pantofelkach   skończywszy,   doradziłaby   temu   komuś   wizytę   u 

psychiatry,   i   to   dobrego.   Teraz   okazało   się,   że   gdyby   taka   osoba   istniała 

naprawdę,   byłaby,   jak   Kasandra   i   Terezjasz,   i   wróżbiarz   Cezara,   nie 

zrozumianym, choć prawdomównym prorokiem. 

Już całkiem się ściemniło, gdy ruszali z hotelu, lecz panujący mrok zdawał 

się nie przeszkadzać nikomu z przechodniów pędzących w swych codziennych 

sprawach. Tłok na promenadzie dorównywał temu, jaki zastali poprzedniego 

popołudnia.   Alexis   przyglądała   się   mijającym   ją   w   pośpiechu   ludziom. 

Zafascynowała   ją   różnorodność   tłumu.   Tu   przemknął   ktoś   w   eleganckim, 

nieskazitelnie wyszczotkowanym, wieczorowym stroju, a tuż obok włóczył się 

ktoś   w   wyświechtanym   łachu.  Widziała   starszych   ludzi   ubranych   zgodnie   z 

modą   sprzed   czterdziestu   lat,   i   nastolatków   ze   stojącymi   czuprynami   w 

zwariowanych, typowo młodzieżowych kreacjach. Ile  barw,  pomyślała, coraz 

bardziej zaintrygowana. 

– A widzisz? Mówiłem! – powiedział Ramsey, gdy minęli grupę chłopców i 

dziewczyn   śpiewających   i   tańczących   wokół   stojącego   na   chodniku 

olbrzymiego,   przenośnego   radiomagnetofonu.   –   Oto   największy   spektakl   w 

świecie. 

Odpowiedziała uśmiechem na jego zachwyty. Rzeczywiście, uwielbienie dla 

cyrku musiało tkwić mocno w jego naturze. 

– Myślę, że na swój sposób masz sporo racji. Widziałam dziś i klownów, i 

akrobatów, i połykaczy ognia. I dzikie bestie – dodała, znacząco spoglądając na 

swego towarzysza. 

– To kiedy zaczniesz mnie tresować? – burknął ze ściągniętymi brwiami. – 

Akurat   mam   przy   sobie   bicz   i   składane   krzesełko.   Nie   muszę   dodawać,   że 

znajdzie się i zgrabny kostium. Uniwersalny, pasuje na każdego. 

– Nie wątpię. – Alexis nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. 

Zamilkł,   a   ona   przypomniała   sobie,   że   przecież   Ramsey   był   zawsze 

background image

dumnym, zatwardziałym kawalerem, gotowym na krótko związać się z każdą 

kobietą, która ma ochotę na przelotny romans. Z jej punktu widzenia to nie 

wchodziło w grę. Nawet gdyby udało im się przezwyciężyć dzielące ich różnice, 

co   wydawało   jej   się   coraz   bardziej   możliwe,   pozostawało   parę   istotnych 

powodów, dla których nie była skłonna rzucić mu się w ramiona. 

Po   pierwsze,   był   pisarzem.   Twórczość   była   jego   źródłem   utrzymania   i 

sposobem   na   życie.   Uświadomiła   sobie,   że   nie   tylko   ojciec   nigdy   nie 

zaakceptuje Ramseya, lecz także sama Alexis nie będzie umiała w pełni mu 

zaufać.   Nie   ukrywał,   że   nie   ma   ochoty   wiązać   się   na   stałe.  To   był   drugi   z 

powodów,   który   powstrzymywał   ją   od   zakochania   się.   Pragnęła   mężczyzny, 

który byłby z nią zawsze. 

Pochodziła z licznej rodziny i doskonale znała korzyści płynące z mocnych 

więzi. Wiedziała, że nie chce samotnie się zestarzeć. Małżeństwo jej rodziców 

było   bardzo   udane,   nadal   oboje   kochali   się   do   szaleństwa.   Nie   widziała 

przyczyny, dla której miałaby pozbawiać się podobnego szczęścia. Wreszcie, 

chciała też mieć dzieci. Mogłaby je nauczyć, jak cenić piękno, jakie życie ma do 

zaoferowania. 

Krótko   mówiąc,   potrzebowała   kogoś   na   teraz   i   na   przyszłość.   Kogoś   na 

stałej, konkretnej posadzie. Kogoś, kto zapewni utrzymanie założonej przez nich 

rodzinie. Kogoś, na kim może polegać i czyje zachowanie może przewidzieć. 

Zwykłego,   statecznego,   odpowiedniego   mężczyzny.   Ramsey   Walker   nigdy 

takim nie będzie, choćby życzyła sobie tego najgoręcej. Chyba właśnie wtedy 

dotarło to do niej. 

– Alexis. 

Głos Ramseya przebił się przez mgliste myśli, plączące się jej po głowie. 

Spojrzała na niego. Jakże żałowała, że nie był właściwym dla niej mężczyzną. 

Lecz to, co chciał powiedzieć, pozostało tajemnicą. Utkwił wzrok gdzieś za nią, 

gdzie tylko mroczna ciemność spowijała ocean, po czym potrząsnął głową w 

geście beznadziei. 

background image

– Chodźmy na kawę – zaproponował w końcu. 

– Znam tu niedaleko małą grecką knajpkę. Mają świetną kawę z ekspresu, 

rzeczywiście stawia na sztorc wszystkie włosy na piersiach. 

W pierwszej chwili Alexis chciała odpowiedzieć, że posiadanie włosów na 

piersiach   nie   jest   jej   największym   marzeniem,   lecz   gdy   spostrzegła   jego 

uśmiech, mogła go tylko odwzajemnić. 

–   Dobrze   –   zgodziła   się,   choć   było   późno,   i   choć   przed   chwilą   właśnie 

próbowała przekonać samą siebie, że nie powinno dojść do niczego między 

nimi. 

– Z przyjemnością. A może potem zabierzesz mnie do kasyna? Ta ruletka 

wyglądała całkiem interesująco. A co to jest to oczko, o którym tyle się ostatnio 

nasłuchałam?

Ramsey roześmiał się. Gdy zawrócili, poufale objął ją ramieniem. 

– Alexis, stajesz się hazardzistką. 

–   Owszem   –   odparła.   W   duchu   żywiła   nadzieję,   że   nie   straci   swoich 

żetonów, i że będzie umiała wycofać się z gry, zanim wzrośnie stawka. 

Po   raz   pierwszy   w   życiu   zdarzyło   się  Alexis   nie   spać   przez   całą   noc. 

Siedziała   blisko   Ramseya   na   ławce   stojącej   na   plaży   tuż   obok   ich   hotelu   i 

przyglądała   się   pierwszym   zwiastunom   świtu,   różowo-żółtym   promykom 

rozjaśniającym mrok nad horyzontem. Zdała sobie sprawę, że mijający weekend 

obfitował w czynności, które robiła pierwszy raz. 

Między   nimi   tkwiła   pusta   butelka   po   winie,   oczywisty   dowód   kolejnego 

„pierwszego razu”. Złamała nie jeden, a dwa przepisy. Po pierwsze, wynieśli 

butelkę z kasyna, które nie miało zezwolenia na sprzedaż alkoholu na wynos. Po 

drugie, wypili ją na plaży, co z pewnością było zakazane. Nie zatroszczyli się 

nawet   o   kieliszki,   po   prostu   podawali   ją   sobie   z   ust   do   ust,   jak   dwoje 

włóczęgów. Nie mogła powstrzymać się od uśmiechu na myśl, że kiedyś taki 

postępek   wydawałby   się   jej   nie   do   przyjęcia.   Na   domiar   złego,   przez   cały 

wieczór zupełnie zapomniała o dystyngowanym zachowaniu, a nawet sprawiło 

background image

jej to pewną przyjemność. 

– O czym myślisz? – ciepło spytał Ramsey. Spojrzała na niego. Siedział w 

samej kamizelce, bowiem oddał jej marynarkę, gdy nad ranem powiało chłodną 

bryzą   od   morza.   Rozluźniony   krawat   otaczał   kołnierzyk   rozpiętej   pod   szyją 

koszuli. Alexis przypomniała sobie, że to ona sama zluzowała węzeł i odpięła 

guziki.   Oblała   się   rumieńcem   na   myśl   o   tak   śmiałym   geście.   I   jeszcze   coś 

zrobiła pierwszy raz tej nocy. 

Gdzieś koło czwartej nad ranem, gdy w barze kwartet jazzowy resztkami sił 

wykonywał ostatni utwór zatytułowany „Noc i dzień”, Alexis zrozumiała, że jest 

zakochana. Zakochana w Atlantic City, w dziwacznym tłumie szalonych, obcych 

ludzi, którzy objęli tę noc we władanie. I beznadziejnie zakochana w Ramseyu. 

Był to dla niej prawdziwy szok. Desperacko szukała w myślach odpowiedzi, co 

ma z tym dalej począć. 

– Alexis? – ponaglił ją jego głos. Spróbowała sklecić jakąś odpowiedź. 

–   Zastanawiałam   się   nad   tym,   że   nigdy   jeszcze   nie   spędziłam   takiego 

wieczoru – przyznała w końcu szczerze. 

– To prawda. A czy dobrze się bawiłaś?

– O, tak – odrzekła entuzjastycznie. – Od dawna nie bawiłam się tak dobrze. 

Nigdy jeszcze nie zdarzyło mi się nie spać całą noc. 

– Daj spokój, w to nie uwierzę. 

– Naprawdę. 

– A na uczelni? Czy razem z koleżankami nie opowiadałyście sobie do rana 

o chłopakach? Nie porównywałyście ich, nie zmyślałyście historii o tym, co 

działo się na randkach? Myśmy nieraz gadali tak o dziewczynach. 

Alexis spuściła oczy i nerwowo splotła ręce. 

–   Inne   tak   robiły.   Ja   naprawdę   nie   miałam   o   czym   opowiadać,   więc 

zamykałam się w pokoju i się uczyłam. 

Ramsey spojrzał na nią ze zrozumieniem. 

– A co z chłopakiem, z którym byłaś prawie zaręczona?

background image

– Brianem? Nie, nie mogłam o tym mówić. On i ja... Nie chciałam licytować 

się z dziewczynami tym, co nas łączyło. Chociaż się skończyło, uważałam, że 

to... – zawahała się – było czymś wyjątkowym. 

Ramsey wprawdzie skinął głową ze współczuciem, lecz za żadne skarby nie 

mógł   pojąć,   co   znaczyło   „wyjątkowy”.   Nigdy   nie   czuł   do   żadnej   kobiety 

niczego  takiego,   co   musiałby   zachować   dla   siebie   w   obawie   przed 

zbeszczeszczeniem. Nie przechwalał się podbojami, gdyż nie było to w jego 

stylu. Uważał to za niesmaczne. Powód ten nie miał nic wspólnego z uczuciami, 

jakie żywił. 

– Poza tym – dodała cicho – tak naprawdę niewiele było do opowiadania. 

Nim   Ramsey   zdążył   odpowiedzieć,   na   plażę   wpadła   hałaśliwa   grupka 

ubranych   w   kolorowe   kombinezony   surfingowców,   gotowych   do   porannego 

rekonesansu, trzeba więc było przenieść rozmowę w inne miejsce. W czynnej 

całą dobę nadmorskiej kawiarence kupili kawę i zabrali parujące filiżanki na 

dwór. Oparci o balustradę podziwiali świt. Patrzyli bez słowa, jak ognista kula 

wolno unosi się w niebo, witając ich ciepłem i nadzieją nowego dnia. 

Coś się zmieniło tej nocy, pomyślał Ramsey. Nie wiedział dokładnie ani co 

się stało, ani kiedy. Czuł jakąś różnicę. Zjawiło się coś, czego nie było jeszcze 

dwanaście godzin temu. Bliżej nieokreślone coś nie było nawet takie złe, wręcz 

całkiem przyjemne. Słoneczny krąg odrywał się od horyzontu, gdy Ramsey w 

prostym, spontanicznym odruchu otoczył talię Alexis ramieniem i uśmiechnął 

się do niej serdecznie. Spędzili razem wspaniały, pełen radości wieczór. Może 

wcale nie była sztywną, konserwatywną damą? Może miała jeszcze szansę?

Wzmocnił uścisk, a ona nie stawiała oporu. Uśmiechnął się szeroko. Nie 

mógł doczekać się tego, co przyniesie im dzisiejszy dzień. 

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

W   niedzielne   popołudnie   zjazd   miał   się   ku   końcowi.   Ramsey   tkwił   w 

ciemnym kącie sali balowej, w  której  urządzono pożegnalne przyjęcie.  Całą 

uwagę   skupił   na   tym,   co   działo   się   po   przeciwległej   stronie   obszernego 

pomieszczenia. Stała tam Alexis, oddzielona gwarnym tłumem, i była zajęta 

serdeczną pogawędką z Maćkiem MacAlpinem, wydawcą Ramseya. Uroczysta i 

miła   atmosfera   zdawała   się   być   udziałem   wszystkich   obecnych,   oprócz 

Ramseya. W zamyśleniu sączył drinka. Był o coś zły, przez cały dzień, lecz nie 

miał pojęcia, o co tak naprawdę mu chodzi. 

Wmawiał   sobie,   że   jego   ponury   nastrój   nie   miał   żadnego   związku   z 

ciemnowłosą pięknością, która tak blisko pochylała głowę do swego rozmówcy. 

I nie dlatego był zirytowany, że przez cały weekend ani o krok nie posunął się w 

swych erotycznych zamiarach. Ramsey był całkowicie pewien, że zżerająca go 

złość nie ma nic wspólnego z... z uczuciem żywionym do Alexis Carlisle. Ani z 

tym, że wesołymi uśmiechami i spojrzeniami zdradzała, jak świetnie bawi się w 

towarzystwie jego wydawcy. Absolutnie nic. 

Cholera,   a   co   za   różnica,   z   kim   ona   rozmawia?   Spędził   cały   rok   na 

przyglądaniu się, jak wychodziła na spotkania i przyprowadzała do siebie gości, 

głównie mężczyzn. Szczerze mówiąc, nigdy nie troszczył się zbytnio, kim byli i 

co   ich   z   nią   łączyło.   No,   może   nie   całkiem,   przyznał,   wspominając   pełne 

napięcia chwile, kiedy tkwił z uchem przyklejonym do swych drzwi i modlił się, 

by nie zrobiła jakiegoś głupstwa z nowym adoratorem lub ponaglał faceta, by 

znów odmówił jej zaproszeniu. 

No, dobrze. Mozę rzeczywiście przejmował się tym, z kim się spotykała i co 

robiła.   I   co   z   tego?   Był   zwyczajnym   mężczyzną   o   normalnych   potrzebach. 

Czemu nie miałby myśleć o pięknej kobiecie? Niestety, z czasem zwykłe myśli 

przerodziły się w obsesję. Wszystko, o czym marzył, to Alexis i jej fascynująca 

background image

bielizna.  To  chyba   zupełnie   zrozumiałe,  prawda?   Prawda?   –  przekonywał   w 

myślach   sam   siebie.   Błądził   wzrokiem   po   krągłościach   ciała   dziewczyny   i 

stłamsił w sobie jęk, który zrodziła rozbudzona wyobraźnia. Obsesje mogą być 

bardzo   niebezpieczne,   pomyślał,   najlepiej   uciąć   je   szybko   i   zdecydowanie. 

Zacisnął zęby i miarowym, pełnym determinacji krokiem ruszył w jej stronę. 

Alexis   i  Mack  byli nadal  pochłonięci  rozmową,  gdy  do  nich  dotarł.  Nie 

słyszał, o czym mówili. Zdecydował, że najlepiej będzie zostać na uboczu i się 

nie wtrącać. Przecież Alexis nie znaczy dla niego więcej niż inne dziewczyny, 

myślał. Wtem dotarł do niego jej dźwięczny śmiech. Poufałym gestem oparła 

dłoń na barczystym ramieniu Macka. Ramsey poczuł, jak coś w nim twardnieje, 

po czym pęka. 

– Czy ty specjalnie mnie unikasz? – zadał ciche pytanie za jej plecami. 

Pełna skruchy obróciła się ku niemu. Nagle zdała sobie sprawę, że zbyt dużo 

naopowiadała o Ramseyu osobie, którą przedstawiono jako jego wydawcę. 

– Nie – odparła szybko, może nawet za szybko. Odchrząknęła speszona i 

zaczęła misternie układać długi kosmyk włosów za uchem, by zyskać na czasie. 

– Wcale cię nie unikam, po prostu wydawało mi się, że jesteś bardzo zajęty i nie 

chciałam ci przeszkadzać. 

Miał   na   końcu   języka   odpowiedź,   że   już   dawno   temu   zaczęła   mu 

przeszkadzać,   że   całkowicie   zburzyła   ład   jego   świata,   lecz   zamiast   tego 

potrząsnął tylko głową. 

–   To   niemożliwe   –   oznajmił.   –   Twoje   towarzystwo   jest   zawsze   mile 

widziane, gdziekolwiek i z kimkolwiek jestem. 

Uśmiechnęła się ciepło w podzięce za tak serdeczne słowa, lecz spuściła 

skromnie   oczy,   by   nie   dostrzegł   w   nich   zadowolenia.   Ciągle   nie   mogła 

przywyknąć do uczuć, które w niej wzbierały, gdy Ramsey był w pobliżu. Nie 

wiedziała, jak się ma zachować. Nim się połapała, ciągnął dalej. 

– Poza tym – wskazał na stojącego obok blondyna, który uważnie śledził 

każdy gest ich obojga – wiem, jak ten facet potrafi nudzić na przyjęciach i 

background image

jestem   przekonany,   że   nie   byłabyś   zadowolona,   gdybyś   słuchała   jego 

przechwałek przez całą noc. 

–   Hola,   lepiej   pomyśl   o   tym,   jak   szybko   „ten   facet”   będzie   czytał   twój 

rękopis   –   zaczepnie   rzucił   blondyn   uśmiechając   się   kpiąco.   –   Na   wieki 

ugrzężnie na dnie szuflady, jeśli nie zachowasz ostrożności. 

–   Nie   ze   mną   te   numery   –   odparował   Ramsey,   po   czym   zwrócił   się   do 

Alexis. – Ćwiczyliśmy to z Maćkiem miliony razy. On ciągle nie może pojąć, że 

dla każdego wydawcy to ja jestem najbardziej łakomym kąskiem w naszych 

kręgach literackich. 

Mack uśmieszkiem skwitował ripostę i wskazał kobietę stojącą w sąsiedniej 

grupie gości. 

– Dobra, lepiej obejrzyj się za siebie, chłopie. Audrey Lomond depcze ci już 

po piętach. Daleki jestem od siania plotek, ale... Nie uwierzysz, jaką dostała 

propozycję   zaliczki   za   następny   rękopis.   Gdzieś   w   szefostwie   wydawnictwa 

obiła mi się o uszy uwaga o „klasycznych proporcjach” rzucona na temat jej 

prac. 

Ramsey   powoli   sączył   drinka.   Zdawał   się   zbytnio   nie   przejmować 

wygłoszonymi rewelacjami. 

– Prędzej mi kaktus wyrośnie na dłoni, niż kobieta napisze książkę według 

„klasycznych proporcji”. 

Aleris   nagłym   ruchem   odwróciła   głowę   ku   niemu.   Nie   mogła   uwierzyć 

własnym   uszom.   Dopiero   co   zdołała   zmienić   zdanie   o   swym   sąsiedzie   z 

niższego piętra, dopiero co doszła do ładu ze swoimi uczuciami do niego. Przez 

cały dzień starała się uczciwie osądzić ich szczerość i zastanawiała się nad tym, 

czy   nie   powinna   unieważnić   zawartej   z   ojcem   umowy   dotyczącej   swojej 

przyszłości.   Rozpatrzyła   nawet   bardziej   konkretne   aspekty   związku   z 

Ramseyem. Perspektywy intymnych kontaktów przyprawiały ją o zawrót głowy. 

Jak mogła dać mu się tak nabrać? – spytała sama siebie. Jak mogła dopuścić 

myśl,   że   Ramsey   nie   jest   taki,   jak   sobie   do   tej   pory   wyobrażała?   Czy 

background image

rzeczywiście uwierzyła w to, że pomyliła się w swej pierwotnej ocenie? Cóż, 

wyszło   szydło   z   worka.   Teraz   ukazał   swoje   prawdziwe   oblicze.   Jego 

zaściankowa,   nierozważna   i   bezmyślna   uwaga   o   kobietach   raz   na   zawsze 

udowodniła, jak boleśnie trafny był jej pierwszy osąd. 

Ogarnęła ją wściekłość, na policzkach wykwitły gorące rumieńce. Spojrzała 

na niego z oburzeniem. 

–   Duma   i   uprzedzenie   –   rzuciła   krótko.   Ramsey   miał   odpowiedzieć   coś 

Maćkowi,   lecz   wyrażony   trzema   słowami   sprzeciw   zwrócił   jego   uwagę   ku 

Alexis. Nie zrozumiał, czy miały one opisywać jego postawę, czy może były 

komentarzem do uwagi, którą poniewczasie uznał za niezręczną. 

– Co? – spytał. 

–   „Dumę   i   uprzedzenie”,   książkę   o   klasycznej   proporcji,   napisała   Jane 

Austen, która, wyobraź sobie, była kobietą. Są jeszcze inne pozycje: „Wichrowe 

wzgórza”,   „Jane   Eyre”,   „Małe   kobietki”,   „Przeminęło   z   wiatrem”,   „Bicie 

dzwonu”, „Kolor purpury”... 

– Daj spokój. To nie klasyka, tylko babskie romansidła. 

W oczach Alexis przemknął niebezpieczny błysk. 

– Rozumiem – odparła, zdziwiona tym, że jeszcze panuje nad sobą i może 

mówić   spokojnie   i   rzeczowo.   –   Domyślam   się,   że   z   tego   samego   powodu 

wykluczysz   „Frankensteina”   Mary   Shelley   i   „Chatę   wuja   Toma”   Harriet 

Beecher Stowe. Oczywiście, nie mają one nic wspólnego z szeroko pojętym 

humanizmem,   prawda?   To   tylko   takie   niefrasobliwe   obyczajowe   komedyjki 

pisane   po   to,   by   kobiety   bez   szemrania   znosiły   własną   pozycję   w 

zdominowanym   przez   mężczyzn   społeczeństwie.   Pozycję,   do   zajęcia   której 

jeszcze poprzednie pokolenie kobiet było zmuszane siłą. 

– Alexis... 

– Jeszcze w poprzednim stuleciu kobietom nie wolno było się kształcić i 

stoczyły   o   to   prawo   potężną   batalię.   Biorąc   to   pod   uwagę,   ośmielam   się 

twierdzić,   że   tak   znaczna   ilość   napisanych   przez   nie   wielkich   powieści   jest 

background image

prawdziwym   cudem.   Wy,   mężczyźni,   mieliście   szansę   dostarczenia 

społeczeństwu niezmierzonej liczby klasyków w przeciągu setek lat. Weźmy 

proporcję ilości stworzonych przez nich dzieł do liczby autorów. Ile wypada? 

Naprawdę niewiele. Tymczasem gdy odniesie’ my dorobek kobiecej literatury 

klasycznej do liczby wykształconych kobiet, które zresztą miały znacznie mniej 

czasu do dyspozycji, otrzymamy wynik znacznie wyższy. Dlatego, Ramseyu, 

lepiej obejrzyj się uważnie, zanim okaże się, że zostałeś w tyle. 

Po skończonej tyradzie odwróciła się na pięcie i majestatycznie ruszyła do 

wyjścia,   odprowadzana   dziesiątkami   oczu   śledzących   każdy   jej   ruch.   Szła 

równym,   miarowym   krokiem.   Uniesiona   wysoko   głowa   świadczyła   o 

determinacji, z którą gotowa była bronić swych przekonań. 

– A niech to! – w głosie Macka wyraźnie brzmiała nutka podziwu. – Gdzieś 

ty ją wynalazł? – spytał, gdy ostatni błysk bursztynowej furii zniknął im z oczu. 

–   W   wannie.   Trzeba   mi   było   ją   utopić,   przepuściłem   taką   okazję...   – 

wymamrotał z żalem i niechęcią Ramsey przez zaciśnięte zęby. 

Mack   ściągnął   brwi.   Pewnie   wyobraził   sobie   tę   scenę.   Powstrzymał   się 

jednak od komentarzy. 

– To znaczy, że między wami wszystko już skończone? – spytał. – Czy 

miałbyś... No wiesz, czy miałbyś mi za złe, gdybym chciał się z nią spotkać, 

kiedy będę w Filadelfii?

– Tylko spróbuj, a wy łupię ci oczy. 

–   Spokojnie,   nie   ma   sprawy   –   mruknął   Mack   i   poklepał   Ramseya 

przyjacielskim gestem. 

Co   za   licho   podkusiło   go   rzucić   tak   bezsensowną   uwagę   w   obecności 

Alexis? Ramsey dopiero teraz zdał sobie sprawę, że wyszedł na tęgiego gbura. 

Tak, dopiero teraz dokładnie zrozumiał to, co zrobił. Alexis unikała go przez 

cały   wieczór,   wiec   czuł   się   odtrącony.   Kiedy   dostrzegł,   z   jakim   uśmiechem 

patrzyła   na   Macka,   coś   w   nim   pękło,   coś,   co   ściskało   tak   boleśnie.   Musiał 

zwrócić na siebie jej uwagę, musiał powiedzieć coś, na co nie mogła pozostać 

background image

obojętna,   i   powiedział.   Sęk   w   tym,   że   chyba   przesadził.   Czekała   go   teraz 

niełatwa odbudowa rozejmu osiągniętego poprzedniego wieczora. 

Jednym haustem opróżnił trzymany kieliszek. 

– To ciągnie się zbyt długo – ponownie zwrócił się do Macka. – Najwyższy 

czas, żebym uciął z nią małą pogawędkę i wyjaśnił parę spraw. 

Zanim Mack zdążył zareagować, Ramsey odwrócił się na pięcie i odszedł w 

ten sam sposób, w jaki przed chwilą zrobiła to Alexis. Wiedział, że ona pewnie 

cieszy się na myśl, że to już koniec ich historii. Jego zdaniem był to dopiero 

początek. 

– Otwórz, Alexis!

Ramsey dobijał się do drzwi łączących ich pokoje. 

Z   początku   było   to   łagodne   pukanie,   które   przerodziło   się   w   coraz 

głośniejszy i bardziej natarczywy łomot. W odpowiedzi odwróciła się na drugi 

bok i poklepała poduszkę pod głową. Czas, jaki zajęło jej dzisiaj położenie się 

do   łóżka,   był   wart   odnotowania   w   księdze   Guinnessa.   Wolała   spać,   niż 

prowadzić konwersację z ograniczonym, fanatycznym i niedojrzałym głupkiem. 

– Alexis, wpuść mnie. 

Aha, akurat, pomyślała. Nic się teraz nie działo, żadnej wody cieknącej do 

szafy, nic, co skłoniłoby ją do ruszenia ku drzwiom. Rano spakuje walizkę i 

weźmie taksówkę na dworzec kolejowy, żeby zdążyć na poranny ekspres do 

Filadelfii.   Kiedy   tylko   wyląduje   w   domu,   przewertuje   dokładnie   rubrykę 

ogłoszeń   o   mieszkaniach   do   wynajęcia.   Może   przeprowadzka   gdzieś   bliżej 

centrum nie była takim złym pomysłem? Będzie miała bliżej do pracy i dalej od 

wielce dokuczliwego pana Ramseya Walkera. 

– Alexis... 

Jeżeli on myśli, że groźbą zmusi ją do czegokolwiek, to... 

– Przepraszam. 

Gwałtownie   siadła   na   łóżku,   jak   pajacyk   na   sprężynce.   Zanim   zdążyła 

pomyśleć, co robi, odrzuciła koc i pomknęła do drzwi, które nadal bezpiecznie 

background image

odgradzały ją od niego. 

– Coś ty powiedział? – spytała z niedowierzaniem. Po długiej chwili ciszy 

usłyszała zirytowany głos Ramseya. 

– Do diabła, powiedziałem „przepraszam”. A teraz mnie wpuść. 

Alexis zwolniła zamek i uchyliła zabezpieczone łańcuchem drzwi. Zerknęła 

na niego podejrzliwie. Widać było wyraźnie, że ciągle jest zły. Pierwszy raz 

dostrzegła   w   jego   niebieskozielonych   oczach   tak   wściekłe   błyski.   Serce 

dziewczyny zgubiło rytm. 

W   pierwszym   odruchu   chciała   się   cofnąć   i   zatrzasnąć   mu   drzwi   przed 

nosem.   Nie   obawiała   się   Ramseya,   lecz   własnego,   nagłego   pragnienia,   by 

przyciągnąć go ku sobie i pocałować do utraty tchu. 

– Za co przepraszasz? – spokojnie zażądała wyjaśnień. Zmusiła się, by nie 

myśleć o tym, że jej wzorzysta piżama staje się nieznośnie zbędna. 

– Przepraszam za tę głupią uwagę – wykrztusił gdzieś z samego dna duszy. 

– Tylko za to? – zabrzmiało suche pytanie. – W takim razie, panie Walker, 

nie mamy o czym rozmawiać. Dobranoc. 

Chciała zamknąć drzwi, lecz nie spostrzegła, że Ramsey zapobiegł takiej 

ewentualności. Wcześniej włożył nogę w szparę przy futrynie i teraz mocno 

pchnął dłonią skrzydło drzwi, aż naprężył łańcuch. 

– Miałaś nie mówić do mnie po nazwisku. Pamiętasz, co obiecałem, jeśli to 

zrobisz?

Pamiętała aż za dobrze. Jej oszalałe serce załomotało, jakby chciało wyrwać 

się z piersi. 

– Powiedziałeś, że nie zapomnę naszego następnego spotkania sam na sam – 

odpowiedziała, siląc się na spokój. 

– Nie, powiedziałem, że łatwo nie zapomnisz naszego następnego spotkania 

sam na sam. A teraz otwieraj. 

– Przecież jest otwarte – nieśmiało zaprotestowała. 

– Alexis... – ostrzegł ją ponownie. Nie była pewna, czy jego twarz wyraża 

background image

gniew, czy obietnicę. – Otwórz... drzwi... – powiedział dobitnie. 

Po chwili wahania skinęła głową. Ramsey zabrał stopę, by mogła zwolnić 

łańcuch. Dłonią opartą o drzwi zezwolił przymknąć je tylko na tyle, na ile było 

to konieczne. Gdy zostały otwarte, zdecydowanym gestem utorował sobie drogę 

do Alexis. Zanim zdążyła wymówić choćby słówko, jedną ręką objął ją wpół i 

przygarnął, drugą zaś zanurzył w jej włosy. Pochylił głowę i pocałował ją. Jej 

serce znów zgubiło rytm. Poczuła, że już nie chce dłużej stawiać oporu. 

W oszołomieniu zrozumiała, że pragnie Ramseya bardziej niż czegokolwiek 

na świecie. Zakochała się w nim, choć sama nie wiedziała, jak do tego doszło. 

Czy to ma sens, by dalej zaprzeczać własnym uczuciom? Czy to ma sens, by z 

nimi walczyć? Czemu nie spędzić tej nocy z Ramseyem? Tylko tej jednej nocy, i 

tylko po to, by przekonać się, co straciła przez te wszystkie lata. Wiedziała, że 

próbuje rozsądkiem usprawiedliwić żądzę, której i tak nie może okiełznać, lecz 

było jej już wszystko jedno. Wplotła dłonie w jego włosy. Wspięła się na palce, 

by wzmóc siłę pocałunku. Nie liczyło się już nic więcej. Nic, oprócz tego, by 

być z nim jak najbliżej. 

Gdy   mężczyzna   spostrzegł,   że  Alexis   go   nie   odpycha,   że   najwyraźniej 

zmierzają do wspólnego celu, śmielej posunął się w pocałunku. Walczyli ze sobą 

o pierwszeństwo, kto kogo obejmie. Alexis udało się zdjąć z niego marynarkę i 

stłamszony   ubiór   wylądował   na   podłodze.   Zabrała   się   do   krawata,   którego 

jedwab bezlitośnie tarmosiła po omacku, aż osiągnęła cel. 

Kiedy odpinała guziki jego koszuli, Ramsey wsunął dłonie pod bluzę  jej 

piżamy. Rozkoszował się ciepłem jej ciała. Jak mógł kiedykolwiek pomyśleć, że 

jest zimna? Czuł, że jej skóra płonie pod jego dotykiem. Dotarł do wypukłości 

piersi i jedną skrył w dłoni. Oboje, niemal równocześnie, cichutko westchnęli. 

Kręgi, które kciukiem zataczał wokół brodawki piersi, doprowadzały ją do 

szaleństwa. Omal nie osunęła się na podłogę bez sił. Oderwała swe usta od jego 

ust   tylko   po   to,   by   obwieść   kształt   jego   warg   końcem   języka.   Zastygła   w 

ramionach Ramseya, przeżywając swoje doznania. 

background image

Chwila jej bezruchu nie przeszkodziła mu w niczym. 

Drugą   dłoń   położył   na   tej   piersi  Alexis,   której   brakowało   pieszczoty.  W 

hipnotyzującym rytmie pieścił ją przez miękką materię piżamy. Alexis zacisnęła 

powieki.   Mocno   przywarła   całym   ciałem   do   Ramseya.   Usłyszała   jego   jęk   i 

otworzyła oczy. Wyglądał, jakby był w narkotycznym transie. 

– Chyba wiesz, że dziś będziemy się kochać? – spytał chrapliwym szeptem, 

w którym nie było nawet cienia wątpliwości. 

– Tak – odparła cicho. 

– Dobrze, że się rozumiemy. 

Na dowód tego, że wiedziała, co mówi, sięgnęła do ostatniego, zapiętego 

jeszcze   guzika   koszuli.   Wyciągnęła   ją   ze   spodni,   po   czym   zsunęła   miękką 

tkaninę z jego ramion. Stał przed nią wpółnagi, dyszący. Nie mogła oderwać 

oczu   od   jego   torsu   ani   powstrzymać   dłoni,   rozgarniających   ciemne   włosy 

kryjące gładką, ciepłą skórę, pod którą prężyły się imponujące mięśnie. Nie 

wiedziała, że męskie ciało może być tak mocne, tak twarde, że tyle siły może 

kryć się w nim tuż pod miękką powierzchnią. Przyciągane magnetyczną siłą 

palce Alexis wplątały się w zarost kryjący tors Ramseya. Powoli gładziła jego 

piersi. 

–   Jak   dobrze...   –   zamruczał   Ramsey   z   zadowoleniem,   zaskoczony   jej 

pieszczotą. 

Przytuliła twarz do miejsca, gdzie biło jego serce, i pocałowała je. 

Westchnął cicho, delikatnie ujął otuloną puszystymi lokami głowę Alexis i 

odchylił tak, by spojrzeć jej w oczy. 

– Wspaniale... – szepnął ponownie. Potrząsnęła powoli głową. Spróbowała 

ostudzić emocje, które zaczęły wymykać się spod jej kontroli. 

– Nigdy nie byłam z mężczyzną tak... tak władczym jak ty. 

–   Przestraszyłem   cię?   –   zapytał   łagodnie.   Pragnął  być   dla   niej   czuły   i 

delikatny. Gdyby zaczęła się go bać, nie zniósłby tego. 

– Nie – odparła szybko. – To nie to. Wiem, że nie zrobisz mi krzywdy. 

background image

– To dobrze. 

– Po prostu... 

– Co?

– Nie wiem. Jestem przerażona – wyznała. – Po prostu nigdy dotąd nie 

przytrafiło mi się nic podobnego. Nigdy nie bałam się... wszystkiego. Dotykasz 

mnie i wtedy jakiś ogień rozpala się we mnie. Ogień, który może nigdy nie 

zagaśnie. 

– Aleris – wyszeptał przytulając ją. – Myślę, że zapalamy się oboje. Ale to 

nie znaczy, że musimy spłonąć. 

Chciała coś jeszcze dodać, czuła, że powinna to zrobić, lecz on dłońmi, które 

ciągle   tkwiły   wplątane   w   jej   włosy,   przyciągnął   jej   twarz   ku   swojej.   Coraz 

namiętniej smakował jej usta i coraz mocniej tulił ją do siebie. 

Aleris nie wiedziała, kiedy znaleźli się w łóżku. W ostatniej chwili, nim nogi 

odmówiły jej posłuszeństwa, spostrzegła, że spoczywa na miękkim materacu. 

Znów  poczuła ręce Ramseya pod bluzą piżamy, głaszczące ją delikatnie tuż 

poniżej piersi. Zrozumiała, że musi coś zrobić i szybko zabrała się do rozpinania 

najwyraźniej zbędnej odzieży. Nim uporała się z pierwszym guzikiem, poczuła, 

że potężne ręce Ramseya delikatnie wstrzymują jej dłonie. 

– Nie, ja to zrobię – wyszeptał łagodnie. 

Złożył jej ręce nad głową. Wsunął muskularne udo między jej nogi. Jęknęła i 

skryła   pod   powiekami   nieprzytomne   oczy.   Ramsey   wolno   odpinał   guziki,   z 

premedytacją rozciągając to w nieskończoność. Wiedziała, że oszaleje, zanim on 

skończy. 

Gdy to uczynił, oparł gorące dłonie na jej talii i począł przesuwać je w górę, 

rozchylając   stopniowo   poły   piżamy.   Z   otwartych   drzwi   jego   pokoju   padał 

promień światła. W intymnym półmroku Ramsey sycił oczy widokiem gładkiej, 

jasnej skóry. Wreszcie schylił głowę, by ją pocałować. 

Aksamit.   To   jedno   określenie   kołatało   się   w   jego   myślach,   gdy   krążył 

końcem  języka wokół  nabrzmiałego sutka. W dotyku  była jak  aksamit,  a  w 

background image

smaku jak marzenie. Łapczywie sięgnął ustami jej ust, jakby całą chciał naraz 

objąć   jednym   pocałunkiem.   Gwałtownie   pieścił   jej   gorące   ciało.   Słyszał   jej 

oddech, coraz bardziej chrapliwy. Czuł jej palce, coraz mocniej wczepione we 

włosy. 

Stopniowo   przesuwał   dłonie   wzdłuż   jej   ciała,   aż   dotarł   do   granicy 

wyznaczonej   drugą,   dolną   częścią   jej   piżamy.   Opuszczał   krawędź   materiału 

niżej i niżej. Ponowił atak na jej zmysły, rzucając do walki i usta, i dłonie. W 

chwilę później zmięty dół dziewczęcej piżamy podzielił los koszuli i marynarki 

Ramseya. Teraz mógł mieć ją całą. 

Nie, jeszcze nie teraz. 

– Ramsey, proszę – westchnęła, jakby czytając w jego myślach. 

Serią pocałunków zawędrował wzdłuż szyi wprost do ucha. 

– Alexis, powiedz, czego chcesz – wyszeptał. Sięgnęła do sprzączki u paska 

jego spodni. 

– Ciebie – odrzekła niecierpliwie, pokonując skórzaną przeszkodę. – Chcę 

ciebie. 

– Alexis... – zamilkł niezdecydowany, byle tylko nie przerywała. 

– Hmmm... – zamruczała rozpinając suwak. – Czego ty chcesz?

Wsunęła dłonie pod rozchylone spodnie i rozpostarła na jego biodrach, znów 

zaskoczona   twardością   i   siłą   swego   znaleziska.   Usłyszała   cichy   jęk,   gdy 

opuściła dłonie niżej. Uśmiechnęła się na myśl, że teraz ona może sprawić mu 

tyle rozkoszy, ile sama doznała. 

Przez kilka chwil pozwolił jej buszować po swym ciele, aż poczuł, że nie 

wytrzyma   dłużej   pulsującego   wewnątrz   dreszczu,   i   zatrzymał   się   tuż   przed 

krawędzią przepaści. Delikatnie ujął jej nadgarstki i znów złożył ramiona nad 

głową. Patrzyła niecierpliwie, jak wstał, by zrzucić resztę ubrania. Zachwycała 

się  wspaniałą  sylwetką,   oświetloną   padającym   z  sąsiedniego  pokoju   snopem 

światła.   Był   bez   wątpienia   najbliższym   ideału   okazem   mężczyzny,   jakiego 

kiedykolwiek widziała. I cały należał do niej. Przynajmniej w tę jedną noc. 

background image

W   tym   momencie   poczuła   króciutkie   ukłucie   niepewności,   lecz   szybko 

odegnała tę myśl. Wiedziała, co robi. Była przecież dorosła. Wolno jej było 

spędzić tę noc z Ramseyem, chociaż raz w życiu poczuć się kobietą. Jutro wrócą 

do Ardmore, do codziennego życia, i wtedy może dotrzymać umowy zawartej z 

ojcem.  W  końcu   nie   była   już   głupiutką   nastolatką.   Dobrze   wiedziała,   jakim 

mężczyzną jest Ramsey i nie żywiła żadnych złudzeń, że mógłby pragnąć od 

niej więcej niż to, co sam chciał dać. Łatwo jej przyszło przekonać samą siebie, 

że ta jedna noc w zupełności jej wystarczy. 

– Ciebie – odpowiedział na pytanie, o którym zdążyła już zapomnieć. – 

Ciebie chcę, Alexis. 

Otworzyła szeroko ramiona, a Ramsey położył się u jej boku. Myślała tylko 

o   nim   i   czuła   tylko   jego   dotyk.   Splątali   się   w   uścisku,   pieszczotach, 

pocałunkach. Trwało to wieki, aż się połączyli. Ramsey posiadł ją głębokim, 

mocnym   pchnięciem,   po   którym   przyszło   następne,   i   następne,   i   jeszcze 

następne... 

Kiedy myślała, że nie można już czuć niczego więcej, że niczego więcej 

wprost   nie   zniesie,   że   dalej   jest   już   tylko   ból,   zadrżała   od   nieoczekiwanej 

pieszczoty.   Dopiero   teraz   zrozumiała,   że   właściwie   po   raz   pierwszy   jest   z 

mężczyzną... 

Leżeli potem nieruchomo w ciszy i mroku. Kołysała do snu jego głowę, 

leżącą   na   jej   piersiach,   a   on   słuchał   bicia   jej   serca.   Spokojnym,   równym 

oddechem   przyjemnie   ogrzewał   jej   skórę.   Czuła   się   syta,   pełna, 

usatysfakcjonowana. I kochana. Jak nigdy dotąd. Spojrzała na mężczyznę, który 

spał w jej ramionach. Kochała jego siłę i uwielbiała jego delikatność tak bardzo, 

że aż nie mogła powstrzymać łez, które stanęły jej w oczach. 

Sądziła   przedtem,   że   jedna   spędzona   z   nim   noc   pozwoli   jej   odejść   z 

poczuciem satysfakcji skażonej śladem melancholii. Lecz zamiast pozbyć się go 

ze   swej   duszy,   pozwoliła   mu   wniknąć   w   nią   głębiej,   w   najintymniejsze   jej 

zakamarki. Nikt jeszcze nie dotarł tu przed nim i wiedziała, że już tu zostanie. 

background image

Nie będzie nawet odrobiny miejsca dla kogokolwiek innego. Zawsze będzie go 

kochać.  Nie było  to najwłaściwsze  odkrycie  w tej  sytuacji. Nieważne, kogo 

ojciec uzna za godnego jej ręki, nigdy, przenigdy go nie pokocha. 

Nad   ranem,   gdy   jeszcze   noc   nie   podniosła   zasłony   ciemności,   Alexis 

otworzyła oczy w najsłodszej pobudce swego życia. Leżała nago na brzuchu pod 

przykryciem cieplejszym od kołdry, pod Ramseyem. Czuła miłe łechtanie jego 

warg na swym ramieniu. Właśnie rozpoczął wędrówkę końcem języka w dół jej 

kręgosłupa, czym sprawił jej niemałą przyjemność. 

Muskał palcami jej długie nogi, łaskotał leciutko, po czym rozsunął, torując 

drogę   językowi,   którym   sięgał   tam,   gdzie   nie   pozwoliła   sięgnąć   żadnemu 

innemu   mężczyźnie.   Wstrząsnął   nią   dreszcz   rozkoszy   i   bezwiednie   uniosła 

biodra.   Niemal   natychmiast   poczuła   siłę,   z   jaką   znów   przylgnął   do 

najintymniejszych części jej ciała. Wszedł w nią i oszołomił zmysły. Jego ręce 

odnalazły   ciasne   przejście   miedzy   prześcieradłem   a   jej   brzuchem   i   sięgnęły 

piersi. Pulsował w jej wnętrzu głębiej i głębiej, aż zdało się jej, że stopią się w 

jedno. 

Zawiódł ją na skraj rozedrganej, zmysłowej rozkoszy, i nie panowała już nad 

emocjami. 

– Kocham cię, Ramsey – szept wyrwał się z jej ust. – Kocham. 

– Nie, Alexis – zdawało jej się, że słyszy jego głos. – Nie kochaj mnie, bo 

nie będę mógł tego odwzajemnić. 

Słowa dotarły do niej jak przez mgłę tak gęstą, że nie była pewna, czy w 

ogóle je usłyszała. Wtem nagły błysk poraził jej zmysły. Z wolna wracała jej 

świadomość, a odebrane słowa zaczęły wsiąkać w jej duszę. Znów była sama. 

– Alexis?

Odwróciła   głowę   i   ujrzała   jego   przystojną   twarz,   pełną   radości   po 

spełnionym miłosnym akcie. Nie, nie miłosnym, poprawiła się w myśli. Przed 

chwilą   sam   jej   powiedział,   że   to   nie   miłość.   Dla   niej   było   to   nadal   coś 

background image

niezwykłego, coś pięknego. To było coś, co zachowa w sercu do końca swoich 

dni.   Pogłaskała   dłonią   jego   szorstki   policzek   i   ze   smutnym   uśmiechem 

przymknęła oczy. Jutro pomyśli o tym, dzisiaj będzie tylko czuć. 

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Ramseyowi nie zdarzyło się jeszcze obudzić u boku kogoś, z kim spędzał 

noc.   Była   to   jedna   z   niepisanych   zasad,   które   przyjął   dawno,   i   których 

przestrzegał za wszelką cenę. Kiedy był u kobiety, wychodził przed świtem, zaś 

kiedy   dama   zostawała   u   niego,   subtelnie,   choć   jednoznacznie   dawał   jej   do 

zrozumienia, że nad ranem przestanie być mile widziana. Gdy wiec obudził się 

w poniedziałkowy ranek, szczęśliwy i pogodny, wręcz osłupiał na widok Alexis 

pogrążonej we śnie. 

Jak, do cholery, to się stało? – zaczął się zastanawiać, czując przenikliwy 

lęk.   Czemu   nie   wstał   w   środku   nocy   i   nie   wrócił   do   swego   łóżka?   Nigdy, 

przenigdy nie zasypiał po akcie miłości, nawet gdy wraz z partnerką decydowali 

się na powtórkę. A dziś słońce stało wysoko na niebie i zegarek leżący na nocnej 

szafce wskazywał dziewiątą. Przespał całą noc z Alexis, jakby znali się od lat, i 

od lat co noc ze sobą sypiali. 

I wtedy wpadł w panikę. 

– Ramsey?

Głos należał do Alexis, lecz był inny niż zwykle, niewyraźny i zaspany. 

Wypowiedziane słowo brzmiało raczej jak erotyczne zaklęcie niż jak jego imię. 

Przez mgnienie oka zapragnął kochać się z nią cały dzień, aż do wieczora, i 

jutro, i pojutrze, i zawsze... 

Zebrał się w garść i wytłumaczył sobie, że nie jest już niedoświadczonym 

nastolatkiem. To był zwykły ranek, taki jak wszystkie, i leżąca obok kobieta 

była zwykłą kobietą, taką jak wszystkie. Musi zdobyć się na wysiłek, by się jej 

pozbyć, uświadomił sobie brutalną prawdę. Cóż, miłość zawsze była próbą sił, 

nieprawdaż? Twarde postanowienie zaczęło upadać, gdy Alexis obróciła się ku 

niemu, układając ręce nad głową. Zsunięta kołdra odsłaniała jej piersi i długą, 

zgrabną,   wyprostowaną   nogę.   Jej   ciało   było   ciepłe   i   zaróżowione   od 

background image

całonocnego kontaktu z jego ciałem, a twarz wydawała się jeszcze piękniejsza 

niż zwykle, choć mógłby przysiąc, że to niemożliwe. Uśmiechnęła się do niego, 

a jej uśmiech pełen był radości i zadowolenia. Miękkim wnętrzem dłoni okryła 

jego policzek. 

– Dzień dobry – przywitała go łagodnie. 

Kiedy   postanowił   zostać   jej   kochankiem,   długo   i   na   wiele   sposobów 

przygotowywał się do tego poranka, który rozświetli ich wspólną noc. Mógł być 

rozczarowany,   gdyby   nie   spełniła   jego   oczekiwań,   zachwycony,   gdyby   je 

przekroczyła, pełen nadziei, gdyby zechciała spotkać się z nim znowu i smutny, 

gdyby ich pierwszy raz okazał się ostatnim. Nie przygotował się tylko do tego, 

co właśnie czuł. Do poczucia niezaprzeczalnej, niewyobrażalnej winy. 

Patrzył w jej oczy i widział w nich uwielbienie zmieszane z pożądaniem. 

Serce w nim zamarło. Dobry Boże, ona się w nim zakochała. Nagle zrozumiał, 

co się dzieje. Nie, nie mógł do tego dopuścić. To się nigdy nie uda. Nie chciał, 

żeby cokolwiek do niego czuła. Jasna cholera, na tym miał polegać cały urok. 

Mieli spędzić cudowny wieczór i rozstać się. Przecież zupełnie do siebie nie 

pasowali. 

Mam rację? – spytał sam siebie. Taki był plan? No tak, czyż nie stawiał jasno 

sprawy od początku? Chodziło o to, żeby się zabawić. Alexis wiedziała, w co się 

z nim pakuje. Więc czemu było mu głupio, czemu było mu wstyd? Właśnie 

dlatego, że była tak naiwna i łatwowierna, a on ją oszukał. Dlatego, że zwabił ją 

do łóżka, jak samolubny Don Juan nie panujący nad swym popędem. I dlatego, 

że nocą usłyszał jej wyznanie. 

– Ramsey?

Znów ten głos. Nie mógł już tego znieść. Jeszcze nie wiedział, co się stanie, 

lecz był pewien, że musi wydostać się z jej pokoju. Natychmiast. Zachował się 

jak   szczur   w   pułapce.   Z   niesmakiem   skojarzył,   że   zasłużył   na   podłe   miano 

szczura. Chwycił jej dłoń, oderwał od swego policzka i położył na prześcieradle, 

jak najdalej od swego ciała. Zmusił się, by nadać spojrzeniu zimny, obojętny i 

background image

obcy wyraz. W jej oczach znalazł potwierdzenie tego, że trud nie poszedł na 

marne. 

–   Jak   ci   się   podobało?   –   rzucił   bezceremonialnie,   tłumiąc   w   głosie 

najmniejszy ślad burzy targającej jego wnętrzem. 

Nie była pewna, co się stało, czemu nagle Ramsey był taki zły, lecz czuła, że 

dzieje  się  coś  niedobrego.  Skryła  nogę  pod  kołdrą   i przykryła  się  po  szyję. 

Poczuła się niezręcznie, leżąc przy nim w łóżku. 

Czego spodziewała się rano? – spytała samą siebie. Że zbudzą się razem, tak 

jakby   było   to   najnormalniejsze   pod   słońcem?   Że   będą   się   cieszyć   i   kochać 

znowu? Że uczczą ten dzień szampanem na tarasie, zanim razem powrócą do 

Ardmore?

Być   może   jej   wyobrażenia   były   tylko   owocem   rozpalonej   wspólną   nocą 

wyobraźni, lecz na pewno nie spodziewała się odrzucenia. Nawet wcześniej, 

wtedy gdy boczyli się na siebie, była między nimi jakaś więź, coś ciągnęło ich 

ku   sobie.   Teraz   w   spojrzeniu   Ramseya   nie   tylko   zabrakło   wątłej   nici 

porozumienia, była wręcz odraza. 

–   Czy   coś   się   stało?   –   dociekała   ostrożnie.   Wstał   z   łóżka,   wyraźnie 

nieświadomy własnej nagości, i zbierał ubranie porozrzucane po pokoju. Raczył 

odpowiedzieć   na   jej   pytanie.   Nadał   słowom   taki   ton,   jakby   jej   los   zupełnie 

przestał go obchodzić. 

–   Złego?   Skądże,   nie.   Byłaś   wspaniała   w   nocy.   Lepsza,   niż   się 

spodziewałem. 

Jego słowa ukłuły serce Alexis niczym długie sople lodu, lecz zanim zdążyła 

powstrzymać go od dalszych komentarzy, dokończył myśl, która do reszty ją 

zmroziła. 

– Sądziłem, że w łóżku będziesz spięta. Wiesz, niechętna do wypróbowania 

czegoś   nowego.   A   ty   zaskoczyłaś   mnie   zupełnym   brakiem   zahamowań. 

Powiedziałbym nawet, że ta noc plasuje się w mojej pierwszej piątce... 

– Ramsey, proszę... – przerwała Alexis. Czuła, że trzęsie się ze złości i płonie 

background image

ze wstydu. Nie rozumiała, na czym polega jego gra. Nie wiedziała nawet, czy to 

w ogóle jest gra. Jednego była pewna: człowiek przebywający w jej pokoju nie 

był tym samym człowiekiem, w którym się zakochała. 

– Proszę cię... nie rób mi tego. 

Prośba szarpnęła czułą strunę jego duszy. Był równie zdegustowany swymi 

słowami, jak ona była nimi dotknięta. Nie wiedział, co robić. Nigdy przedtem 

nie czuł do nikogo tego, co czuł teraz do Alexis. Był tym przerażony do szpiku 

kości. 

– Czego mam nie robić? – zapytał, udając zdziwienie. 

–   Nie   mów   tak,   jakbym   była   kolejną...   kolejną   pozycją   na   liście 

członkowskiej twojego fanklubu – odcięła mu się. 

Ciekawe, czy on tak naprawdę uważa? – zastanawiała się. Czy rzeczywiście 

była tylko nowym nabytkiem jego kolekcji, kolejną zdobyczą? Nagle poczuła 

mdłości. Była taka chwila, gdy szczerze wierzyła w to, że Ramsey Walker jest 

zdolny   ją   pokochać.   Snuła   nawet   nie   sprecyzowane   bliżej   plany   wspólnej 

przyszłości. Mimo dzielących ich różnic w poglądach i w stylu życia, zaczęła 

wierzyć, że powstała między nimi znacząca, choć nieokreślona więź, zdolna 

utrzymać ich razem. 

Ramsey rzucił jej krótkie spojrzenie, gdy wkładał koszulę. Potem skupił całą 

uwagę na starannym zapięciu guzików. 

–  Alexis,   posłuchaj   –   zaczął   z   wyraźną   nonszalancją.   –   Nikt   z   nas   nie 

zaprzeczy,   że   byliśmy  siebie   ciekawi  od   dnia,   w  którym  się   wprowadziłem, 

nieprawdaż? To całkiem naturalne, że dwoje zupełnie obcych ludzi czuje do 

siebie   pociąg   fizyczny.   To   się   często   zdarza.   Ty   imponowałaś   mi 

przynależnością   do   niedostępnego   dla   mnie   świata.   Świata   zamożności, 

dostatku,   elegancji,   wybrednego   gustu.   Ja   dla   ciebie   byłem   kompanem   do 

spaceru mroczną stroną życia. Cóż, teraz każde z nas już wie, jak smakuje życie 

tam, gdzie nas nie ma. Mam nadzieję, że twój kawałek smakował ci tak bardzo, 

jak mnie. Myślę, że teraz pora powrócić na właściwe miejsca. W końcu oboje 

background image

zaspokoiliśmy już ciekawość. Chyba rozumiesz, co mam na myśli, prawda?

Nic nie rozumiała. Wiedziała tylko tyle, że mylił się głęboko w ocenie jej 

uczuć. Być może na początku rzeczywiście zaciekawiło ją to, że tak bardzo 

różni się od znanych jej do tej pory mężczyzn, lecz na pewno nie poszła z nim 

do łóżka z ciekawości. Zrobiła to, bo go kochała. Bo miała cień nadziei, że może 

on ją pokocha. 

W jak wielkim była błędzie, wyrzucała sobie. Nie powinna wdawać się z 

nim w jakikolwiek związek. Czyż w głębi duszy nie spodziewała się takiego 

zakończenia?   Był   pisarzem,   upomniała   się,   człowiekiem   o   artystycznych 

skłonnościach.   Czyż   nie   dostała   już   raz   nauczki,   jak   płochą,   samolubną   i 

nieobliczalną naturę mają artyści? Czyż ta lekcja nie powtórzyła się kolejny raz, 

i   jeszcze   kolejny?   Teraz   mogła   jeszcze   dodać   do   listy   życiowych   pomyłek 

grafomańskiego pismaka, który pewnie lada dzień wyruszy w Himalaje z grupą 

nawiedzonych obszarpańców. 

Czy rzeczywiście wyznała mu miłość tej nocy? Nie, nie mogła tego zrobić. 

Winna była pamiętać to, co ojciec mówił jej o artystach. Powinna bardziej ufać 

jemu   niż   własnej   opinii.   No   tak,   teraz   mogła   już   tylko   umieścić   Ramseya 

Walkera pośród innych „nauczycieli”, których nie szczędził jej los. Lepiej jej 

będzie bez niego. 

Ramsey widział na jej twarzy grę targających nią uczuć: żal, wściekłość, 

zwątpienie. Czuł, że serce mu się kraje. Tak będzie lepiej, wmawiał sobie. Nie 

chciał rujnować życia kobiecie, zwłaszcza takiej jak Alexis. I tylko po to, by ją 

uchronić, zachowywał się tak, jakby go nie obchodziła. 

– Lepiej już wstań i ubierz się, jeśli chcesz wrócić ze mną do Ardmore. 

Muszę być w domu przed południem. Wieczorem mam randkę – skłamał. 

Kłamstwem   osiągnął   swój   cel.   Z   jej   szeroko   otwartych   oczu   wyzierał 

ogromny  ból  i  żal.  Podciągnęła   kołdrę  prawie  po  uszy,  jakby  w  ten  sposób 

chciała   uchronić   się   od   dalszych   przykrości   z   jego   strony.   Był   o   włos   od 

załamania.   Miał   ochotę   klęknąć   przy   łóżku,   przeprosić   ją   i  przyznać   się   do 

background image

kłamstwa.   Lecz   zanim   słabość   wzięła   nad   nim   górę,   Alexis   ulżyła   mu, 

odrzucając jego propozycję. 

– W porządku – odparła. Jej głos zabrzmiał bezdźwięcznym echem w gęstej 

ciszy wypełniającej pokój. – Wrócę pociągiem. 

– Alexis... 

–   Naprawdę   –   potwierdziła   bez   przekonania.   Jej   wzrok   był   przeraźliwie 

pusty. – Chciałabym przejść się trochę plażą, może wpadnę do paru sklepów. 

Rzadko bywam nad morzem. Niech i ja skorzystam z okazji. 

Jej słowa były jak policzek. A więc Alexis też potrafiła użądlić, pomyślał. 

Cóż,   przecież   już   wcześniej   o   tym   wiedział.   Zresztą,   to   była   jedna   z   wielu 

rzeczy, które w niej kochał. 

Nagle zmarszczył czoło, zafrasowany pojawieniem się tego słowa w swoich 

myślach. Kochanie nie miało tu nic do rzeczy, zapewniał siebie samego. Za parę 

dni wszystko wróci do normy. Alexis Carlisle była po prostu kobietą, taką jak 

inne,   które   poznał   w   swoim   życiu.   No   dobrze,   inną   od   pozostałych,   tym 

niemniej kobietą. Lepiej mu będzie bez niej. 

Alexis jest tylko kobietą, będzie mi lepiej bez niej, powtarzał sobie przez 

całą drogę do Ardmore. Powtarzał te słowa w kółko przez dwie długie godziny, 

aż   stały   się   zaklęciem.   Tylko   kobietą.   Lepiej   bez   niej.   Kiedy   zatrzymał 

samochód przed domem, prawie wierzył w to, co mówił. 

Przez resztę dnia odganiał troskę i ciekawość, czemu jeszcze nie wróciła. 

Wmawiał sobie, że nie obchodzi go, gdzie ona jest. Przecież miał milion innych 

zmartwień. Czekało go tyle telefonów, tyle listów, tyle spraw do załatwienia. 

Jasne... milion spraw. 

Zachodził w głowę, gdzie ona jest i co porabia. 

– No, wreszcie oprzytomniałaś. 

Patrzyła na ojca, siedząc w skórzanym fotelu w jego pracowni. Czuła się tak, 

jakby znów była małą dziewczynką, lecz starała się tego nie okazywać. Targały 

background image

nią wątpliwości, czy przyjazd do domu nie był dużym błędem. Leland Carlisle 

był człowiekiem wielkiego formatu, w każdej dziedzinie swej aktywności. Był 

twórcą   i   zarządcą   jednej   z   największych   we   Wspólnocie   Brytyjskiej   i 

najprężniej   działającej   sieci   filantropijnej   –   Fundacji   Carlisle,   honorowym 

wykładowcą   wielu   lokalnych   uniwersytetów,   członkiem   rad   najlepszych 

okolicznych   muzeów,   przewodniczącym   Turystyczno-Żeglarskiego   Klubu 

Południowowschodniej Pensylwanii, kapitanem drużyny polo, która dzierżyła 

mistrzowski tytuł nieprzerwanie przez czternaście lat. Zaś Alexis  najbardziej 

onieśmielał rolą ojca. 

Był   wysokim   mężczyzną,   szczupłym,   wysportowanym   i,   odkąd   tylko 

pamiętała, siwym. Lubił, gdy sprawy szły po jego myśli, uwielbiał być u steru. Z 

pewnością tym przymiotom zawdzięczał swe życiowe sukcesy. Nikt nie mógł go 

pokonać. Szaleństwem byłoby namawiać go do czegoś, na co nie miał ochoty. 

Dorastanie w domu, w którym ojciec zawsze miał rację, i w dodatku zawsze 

stawiał na swoim, wywołało u całego rodzeństwa Carlisle głęboko zakorzenioną 

potrzebę dogadzania seniorowi. Nie z miłości do niego, lecz ze strachu. 

– Nie nazwałabym tego oprzytomnieniem – odparła Alexis. – Po prostu chcę 

wywiązać się z naszej umowy. 

Leland przyglądał się córce badawczo. 

– Cóż cię skłoniło do zmiany decyzji? Co z tym okropnym typem, jak mu 

tam, Ethanem?

– Evanem – poprawiła odruchowo. To były jego stare sztuczki. – Evanem 

Warminsterem. 

– Nieważne, jak temu draniowi bez charakteru. 

– Tatusiu... 

– Dobrze, skończmy z tym. Co się z nim stało? Odchrząknęła. 

– On... – nie mogła powiedzieć ojcu otwarcie, jakim idiotą okazał się Evan. 

Nie zniosłaby kolejnej litanii pod hasłem „a nie mówiłem!”. 

– Evan... przyjął ofertę pracy na Zachodnim Wybrzeżu. 

background image

– A ty nie chciałaś z nim wyjechać – odparł kiwając głową – bo zobaczyłaś, 

jaki z niego drań bez... 

– Nie chcę wyjeżdżać z Pensylwanii – ucięła krótko. – Nie chcę żyć tak 

daleko   od   rodziny.   –   Akurat   w   tym   momencie   ten   pomysł   wydał   się   jej 

wspaniały. 

– Cóż, ja już wybrałem odpowiednią partię dla ciebie – zakomunikował, 

wstając   z   bogato   rzeźbionego   fotela   stojącego   za   masywnym,   mahoniowym 

biurkiem. 

– Już to zrobiłeś? – nie mogła ukryć zaskoczenia. – A skąd wiedziałeś, że nie 

wyjdzie mi z Evanem?

– Lexie, dobrze wiesz, skąd. 

Ponieważ miał go za drania bez charakteru, dokończyła w myśli. 

– Robert Brewster – oznajmił wprost. – Przypuszczam, że spotkaliście się na 

świątecznym przyjęciu fundacji w zeszłym roku. Wygląda nieźle, jest w twoim 

wieku. Uważam, że świetnie orientuje się we wszystkich aktualnych sprawach 

dotyczących działania fundacji. I jest lojalnym, godnym zaufania pracownikiem. 

I pewnie zdolnym utopić własną babcię w łyżce wody w zamian za obietnicę 

kariery, dodała w duchu. Rzeczywiście był przystojnym mężczyzną, starszym od 

niej   o   rok.   Spędziła   z   nim   sporą   część   świątecznego   przyjęcia,   głównie   na 

opędzaniu   się   od   jego   natrętnych   awansów.   Robert   Brewster   byłby   bez 

wątpienia oddanym i dbającym o nią mężem. Może nie tyle z miłości, co z 

obawy, by nie uczynić niczego, co mogłoby zagrozić jego pozycji w fundacji. 

– Tato, ja go właściwie nie znam... 

–   Nonsens   –   przerwał.   –  To   idealny   typ.   Ślub   będzie   we   wrześniu.   Już 

zarezerwowałem klub na przyjęcie weselne. 

–   Czy   Robert   o   tym   wie?   –   spytała   ozięble.   Ojciec   spojrzał   na   nią   ze 

zgorszeniem. 

– Ależ oczywiście, dałem mu obietnicę w zeszłym miesiącu, tuż po jego 

awansie. 

background image

Więc to tak, pomyślała Alexis. Nic dziwnego, że tak bardzo przykładał się 

do pracy, miał motywację. Nie ma to jak przynęta w postaci apetycznej córeczki 

szefa. 

– Wiesz, tato, im więcej o tym myślę, tym bardziej... 

– Zawsze miałaś z tym kłopoty, Lexie. Za dużo myślisz. Idź teraz przywitać 

się z matką. Chyba nie wie, że przyjechałaś. 

Audiencja   skończona.   Wstała   ociągając   się   i   ruszyła   odnaleźć   matkę   w 

zakamarkach olbrzymiego domu. Spodziewała się, że znajdzie ją we wschodnim 

skrzydle, w oranżerii. Ciągle nie mogła uwierzyć, że jeszcze rano przemierzała 

brudny deptak w Atlantic City. Był to świat tak odległy od jej domu rodzinnego, 

jak Pluton odległy był od Ziemi. Po odjeździe Ramseya wsiadła w ekspres do 

Filadelfii. Drogę z dworca kolejowego do Ardmore szybko pokonała wahadłowo 

kursującym po tej trasie mikrobusem. 

Czuła się jak złodziejka, gdy po cichu weszła do swego mieszkania i zaczęła 

szykować do nowej podróży, tym razem do domu rodziców na przedmieściach 

Pittsburgha. Nie chciała, by Ramsey dowiedział się, że wróciła. Nieprzerwany 

stukot maszyny do pisania zdawał się potwierdzać jej nadzieję. Było jednak 

bardziej prawdopodobne, że po prostu nie dbał o to, czy wróciła. Złodziejka, 

pomyślała z goryczą. Jakby to ona ukradła cokolwiek. To przecież on skradł jej 

godność, szacunek do samej siebie, jej serce. 

Wiedziała, że w żaden sposób nie zdoła wymazać z pamięci tego, co stało się 

w Atlantic City, że wspomnienie tamtej nocy będzie ją prześladowało do końca 

życia. Usiłowała przekonać samą siebie, że chłód i ból, które wdarły się w jej 

duszę,   z   czasem   znikną.   Że   nadejdzie   taka   chwila,   gdy   z   rozrzewnieniem 

wspomni   wspólnie   spędzone   chwile.   Lecz   zanim   to   nastąpi,   będzie   musiała 

pozbierać się i brnąć przez szare dni pełne zwykłych obowiązków. 

Zanim dojechała do domu, myślała, że lepiej będzie spędzić życie u czyjegoś 

boku. Nawet z kimś wybranym przez jej ojca. Lecz po rozmowie z Lelandem 

zrozumiała,   że   to   pomysł   staroświecki   i   okrutny.   Przecież   prawie   nie   znała 

background image

Roberta Brewstera. Z drugiej zaś strony, czyż to nie było lepsze rozwiązanie niż 

samotność? Może kiedyś go pokocha. W końcu gorsze rzeczy zdarzały się już 

na świecie. Marzyła o tym, by móc zostać w domu rodziców na zawsze. By 

ukryć   się   przed   błędami,   które   popełniła   w   przeszłości   i   tymi,   które   na   nią 

jeszcze   czyhały.   Wszystko   wydawało   się   lepsze   niż   ponowne   spotkanie   z 

Ramseyem. Nie mogłaby znieść codziennych kontaktów wiedząc o tym, co do 

niej czuje. Jego słowa wypowiedziane poprzedniej nocy będą brzmiały w jej 

uszach jeszcze  bardzo długo:  „Nie  będę mógł  odwzajemnić  twojej miłości”. 

Pewnie powiedział tak dlatego, że nie była taką kobietą, jaką mógłby pokochać. 

Alexis nie wątpiła w to, że Ramsey był zdolny do miłości. Wyczuwała to nieraz, 

gdy opowiadał o rodzinie lub mówił o swojej pasji – pisaniu. Widziała tę dziwną 

iskierkę w jego oczach i łudziła się marzeniem, że była jej przyczyną. Nie, 

jedynym powodem, dla którego nie mógł jej pokochać, było to, że uważał ją za 

nieodpowiednią dla siebie kobietę. Była dla niego wyzwaniem. Nigdy nie krył 

się z tym, że pragnie jedynie krótkiego romansu, a kiedy zdobył to, co chciał, 

przestała go interesować. Mógł teraz wrócić do tych kobiet, z  którymi miał 

więcej wspólnego, pomyślała. To był ciężar nie do zniesienia. 

– Mamo? – zawołała wchodząc do oranżerii. 

– Alexis! – odpowiedziała Isobel radośnie. – Co za wspaniała niespodzianka! 

Kiedy przyjechałaś? Dlaczego nie uprzedziłaś nas o wizycie?

Alexis   poczuła,   jak   ogarnia   ją   ciepło,   które   utraciła   dzisiejszego   ranka, 

opuszczając ramiona Ramseya. Uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami. Matka 

wciąż   ją   zadziwiała.   Nie   mogła   zrozumieć,   jakim   sposobem   Isobel   Carlisle 

zdołała wychować pięcioro niesfornych dzieci na porządnych ludzi i pozostać 

dystyngowaną   damą.   Wiotka,   wysoka,   z   włosami  przyprószonymi   szronem 

siwizny,   acz   modnie   przyciętymi,   śmiało   mogła   uchodzić   za   starszą   siostrę 

Alexis. Ubrana  w prostą tweedową spódnicę i szary sweter, pasowała do tej 

olbrzymiej   sali   z   oknami   od   sufitu   do   podłogi,   doniczkowymi   roślinami   i 

meblami pokrytymi jasnozielonym pluszem. 

background image

– Dzień dobry, mamo. Przyjechałam samochodem z Ardmore dziś rano. 

– To strasznie daleka podróż jak na tak krótką wizytę – stwierdziła Isobel i 

podeszła do córki, by ją uściskać. – Dlaczego nie przyjechałaś pociągiem?

Alexis objęła matkę. 

– Miałam nastrój i ochotę na dłuższą przejażdżkę. Isobel spojrzała znacząco 

na córkę i poprowadziła w stronę wygodnej kanapy na środku pokoju. 

– Co się stało tym razem?

Alexis z wdzięcznością poddała się troskliwej opiece matki. Miała ogromną 

ochotę rozpłakać się, wyrzucić z siebie wszystkie problemy, cały smutek, który 

ciążył jej od dwunastu godzin. Zamiast to uczynić, wzięła głęboki oddech i 

upomniała   się   w   myśli,   że   duże   dziewczynki   nie   płaczą.   Oparła   łokcie   na 

kolanach i skryła twarz w dłoniach. 

–   Mamo,   czy   kochałaś   tatę,   kiedy   wychodziłaś   za   niego?   –   zapytała   po 

chwili. 

Jeżeli pytanie to zaskoczyło Isobel, to nie pokazała tego po sobie. Objęła 

córkę ramieniem i przytuliła delikatnie. Spojrzała głęboko w ciemnobrązowe 

oczy, które odziedziczyły po niej wszystkie jej dzieci, i powoli skinęła głową. 

– Tak, bardzo go kochałam. Nadal kocham. Mimo że lubi się przechwalać, 

wtrącać   w   wasze   życie   i   ma   bzika   na   punkcie   polo   –   dorzuciła   z   lekkim 

uśmiechem. 

Żałosny grymas przebiegł twarz Alexis. 

– Co sądzisz o Robercie Brewsterze? – zapytała. Isobel zastanowiła się nad 

odpowiedzią, nie okazując zdziwienia z powodu nagłej zmiany tematu. 

– Robi dużo dobrego dla fundacji. Jest jednak lizusem, jako człowiek nie 

bardzo mi odpowiada. Dlaczego pytasz?

– Tatuś sądzi, że będzie dla mnie dobrym mężem. Na twarzy Isobel pojawił 

się wyraz zrozumienia. 

– Aha, o to chodzi? O ten bzdurny układ, który zawarłaś z ojcem w zeszłym 

roku. 

background image

– Uważałaś, że był bzdurny? – zapytała Alexis szczerze zdziwiona. 

Matka była świadkiem jej rozmowy z ojcem na temat wyjazdu do Filadelfii. 

Słyszała warunek stawiany przez niego. Nie odezwała sie wtedy ani słowem, a 

Alexis sądziła, że jej milczenie jest oznaką zgody na wymuszoną umowę. 

– Oczywiście, że tak – odparła stanowczo Isobel. 

– Powiedziałam twemu ojcu, że rozwiodę się z nim, jeżeli zażąda od ciebie 

dotrzymania obietnicy. Jakież to staroświeckie. 

Alexis zamyśliła się. Czyż Ramsey nie powiedział dokładnie tego samego? 

Od niego nie mogła oczekiwać zrozumienia, ale matka powinna łatwo wczuć się 

w jej położenie. 

– Przecież nie poznałam mężczyzny, którego chciałabym poślubić – rzuciła 

bez przekonania, a w duchu dodała: I takiego, który chciałby mnie za żonę. 

– Obiecałam tatusiowi... 

–   Aleris,   kochanie,   wiele   osób   nie   znalazło   dla   siebie   odpowiedniego 

partnera.  Nie  oznacza  to, że  mają  poślubić  pierwszą  lepszą osobę, która  się 

nawinie. Ani tę, którą wybiorą im ojcowie – dorzuciła znacząco Isobel. 

– Tak, ale... 

– Czy nie zdajesz sobie sprawy z tego, jaka byłabyś nieszczęśliwa, gdybyś 

poślubiła kogoś, kogo nie kochasz? – spytała matka łagodnie. 

Alexis milcząco przyglądała się Isobel i rozważała jej słowa. 

– Samotność ma różne oblicza. Przebywanie z kimś, kogo się nie kocha, jest 

stokrotnie gorsze od samotności. Kiedy jesteś sama, przynajmniej odpowiada ci 

towarzystwo, prawda?

– Raczej tak... 

– Domyślam się, że jest chyba ktoś, kim się interesujesz. Mam rację?

Widocznie jakiś hormon, pomyślała Alexis, powstaje w organizmie kobiet w 

czasie ciąży i potem pozwala matkom odczytywać myśli swoich dzieci. 

–   Prawdę   mówiąc   –   przyznała   Alexis   –   poznałam   ostatnio   człowieka, 

którego... którego bardzo lubię. 

background image

– Nie rozumiem, czemu zatem przejechałaś taki szmat drogi po to, żeby 

spełnić bzdurne żądanie ojca?

Alexis spuściła głowę i utkwiła wzrok w splecionych dłoniach. 

– Ponieważ ten, którego chcę, nie chce mnie – odparła cicho. 

– Musi być więc ślepym egocentrykiem – żachnęła się Isobel. 

Alexis spojrzała matce w oczy i uśmiechnęła się. 

– No, może jest odrobinę egocentryczny – zawahała się przed ujawnieniem 

następnej rewelacji. – On jest także... on jest pisarzem. 

– I... ? – matka czekała na dalszy ciąg, okazując całkowite niezrozumienie 

dla rozterek Alexis. 

– Wiesz przecież, że nigdy nie miałam szczęścia do artystów, z którymi się 

spotykałam. 

–   Kochanie   –   powiedziała   matka   z   pobłażliwym   uśmiechem.   –   Nie 

przypominam sobie, byś kiedykolwiek spotykała się z prawdziwym artystą. To 

byli bufoni, pozerzy i pijawki, z których tyle można wycisnąć talentu, co wody z 

kamienia. 

– Mamo!

– Nie zgodzisz się ze mną?

Alexis chciała unieść się oburzeniem, zaprzeczyć słowom matki, przytoczyć 

rzeczowe argumenty na swą obronę. Po chwili namysłu jednak skapitulowała. 

– Nie, chyba nie. 

Już   bez   zaskoczenia   przyznała   rację   Ramseyowi.   Zawsze   wybierała 

najdziwniejszych facetów, gdyż wiedziała, iż dotknie tym ojca do żywego. Już 

od   pierwszej   randki   instynktownie   wyławiała   najoryginalniejszych,   najmniej 

odpowiednich   mężczyzn,   by   przedstawić   ich   w   domu.  Wyraz   twarzy   Isobel 

świadczył wyraźnie, że Alexis zdołała oszukać tylko ojca i siebie. Dziewczyna 

westchnęła głośno i roześmiała się. Niestety, nie był to śmiech szczęścia ani 

nawet   zadowolenia.   Może   tak   śmiał   się   Romeo,   gdy   zbyt   późno   odkrył 

oszustwo,   jakie   zgotował   mu   los.   Alexis   bez   udziału   losu   zrozumiała,   że 

background image

oszukała samą siebie. 

Zamilkła i nerwowo poprawiła włosy. 

– Czy mogę zostać tu parę dni? – spytała. Czuła, że potrzebuje odrobiny 

spokoju przed spotkaniem z Ramseyem Walkerem. 

– Tak, pod warunkiem, że odpowiesz mi na dwa pytania – odparła matka. 

– Jakie?

– Po pierwsze, czy młody człowiek, który ci się podoba, wie, co do niego 

czujesz?

– Tak – Alexis potwierdziła ze smutkiem. – Niestety, wyrwało mi się, że go 

kocham. 

Isobel kiwnęła głową. Dobrze znała swą córkę i potrafiła zrozumieć więcej z 

przemilczanych słów niż z wypowiedzianych. 

– A drugie pytanie? – zapytała Alexis. 

– Czy naprawdę zamierzasz poślubić Roberta Brewstera tylko dlatego, że 

chce tego ojciec?

– Nie – odpowiedziała bez chwili wahania. – Powiem mu o tym rano. Masz 

rację, mamo, lepiej być samą niż z kimś niekochanym. Nie byłabym szczęśliwa 

z nikim innym, tylko z Ramseyem. Widzę, że będę  musiała przywyknąć do 

własnego towarzystwa, tylko ono mi pozostało. 

– Ramsey – powtórzyła Isobel. – To ładne, mocne imię. On może cię jeszcze 

zaskoczyć, kochanie. 

Alexis   uśmiechnęła   się   z   powątpiewaniem.   Wstała   i   ruszyła   w   stronę 

schodów.   To   prawda,   Ramsey   Walker   kipiał   niespodziankami.   Tylko   jedno, 

niestety, nigdy się nie zmieni, tego była pewna. Nigdy nie pokocha dziewczyny 

takiej jak ona, nigdy nie pokocha jej. Sam się do tego przyznał. Teraz ona będzie 

mieszkać   tuż   nad   nim,   żyć   tak   blisko   niego   i   wiedzieć,   że   jest   poza   jej 

zasięgiem.   Będzie   się   przyglądać,   jak   spotyka   się   z   kolejnymi   kobietami, 

szukając jedynej, która da mu szczęście. Świadomość, że nie będzie tą wybraną, 

ściskała duszę Alexis tępym bólem. 

background image

Może   jednak   po   powrocie   do  Ardmore   zacznie   rozglądać   się   za   nowym 

mieszkaniem. Jeśli ma być samotna do końca życia, lepiej zabrać się do tego 

porządnie. 

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Alexis została u rodziców do soboty. Gdy w poniedziałek zadzwoniła do 

biura fundacji, by nieśmiało prosić o dwa dodatkowe wolne dni, usłyszała, że 

może   wziąć   choćby   cały   tydzień.   Poczuła   się   dotknięta   wiadomością,   że 

doskonale dadzą sobie radę bez niej. 

Oznajmiła   ojcu,   że   nie   zamierza   wyjść   za   Roberta   Brewstera.   Leland 

zdenerwował się i zapowiedział, że nie odwoła rezerwacji sali w klubie, gdyż 

później   trudno   będzie   ją   ponowić.   Wrześniowe   soboty   szybko   znajdują 

amatorów. Wierzył, że Aleus zmieni w końcu zdanie i ślub dojdzie do skutku. 

Córka jednoznacznie dała mu do zrozumienia, że to płonne nadzieje. Uprzedziła 

go, by nie czuł się rozczarowany, gdy ceremonię ślubną zaszczyci tylko dwóch 

gości: on i Robert Brewster. W końcu ruszyła z matką na zakupy do Pittsburgha. 

Przez   całą   drogę   powrotną   do   Ardmore   Alexis   rozmyślała   o   swojej 

przyszłości. Dzięki rozmowie z matką spojrzała na wiele spraw z właściwej 

perspektywy.   Dostrzegła   mnóstwo   szczegółów,   których   istnienie   dotychczas 

ignorowała. Kochała Ramseya, to było jasne jak słońce. Równie jasne było to, 

że Ramsey jej nie kochał. Co więcej, szczycił się swoim niezaangażowaniem. 

Taka postawa nie rokowała nadziei na stały związek, a jedynie na okazjonalne 

spotkania   w   łóżku,   które   skończą   się   wtedy,   gdy   pryśnie   czar   zmysłów. 

Spotkania te z pewnością byłyby przyjemne, lecz Alexis szukała czegoś więcej. 

Nagle przypomniała sobie ich rozstanie w Atlantic City i zdała sobie sprawę, 

że Ramsey prawdopodobnie już znudził się zdobyczą. Teraz nawet na seks nie 

ma co liczyć. 

Mieszkanie, do którego wracała, wydało się jej puste. Oczywiście, w każdej 

chwili mogła tłumić samotność koncentrując uwagę na tym, co działo się piętro 

niżej. Mogła wsłuchiwać się w głęboki głos, kiedy nagrywał tekst na taśmę lub 

rozmawiał   przez   telefon.   Stukot   jego   maszyny   do   pisania   będzie   nadal 

background image

przeszkadzał   jej   w   zaśnięciu,   co   zresztą   miało   i   dobrą   stronę.   Od   tygodnia 

dręczył ją w snach. 

Może powinna zafundować sobie jakiegoś zwierzaka? Był to pomysł, który 

rozważała już wcześniej. 

Przyjemnie byłoby wracać do domu i być witaną przez przyjaciela, nawet 

jeżeli będzie miał cztery łapy i ogon. Koty są miłe i dają się lubić, ale tak 

naprawdę nie potrzebują nikogo. A Alexis chciała się czuć potrzebna. Natomiast 

psy... psy potrafią dać kobiecie poczucie, że jest królową ich świata. Tak, może 

pies. Ktoś, z kim mogłaby porozmawiać, i kto nie wytykałby jej błędów. To 

podniosłoby ją na duchu. Pójdzie do schroniska w przyszłym tygodniu. 

Kiedy z okna samochodu dostrzegła znajome widoki, uśmiechnęła się po raz 

pierwszy od tygodnia. Wracam do domu, pomyślała. Zawsze przyjemnie jest 

wracać do tego, co najbardziej się kocha i ceni. Odgoniła natrętną myśl, że teraz 

ta definicja obejmuje również Ramseya. Usiłowała wmówić sobie, że on i dom 

mają tylko tyle wspólnego, że znajdują się w tym samym budynku. Przecież 

wyraźnie dał jej do zrozumienia, że nie widzi dla siebie miejsca w jej życiu. 

Alexis musi przyzwyczaić się do tej myśli, nauczyć się z nią żyć. 

Kiedy zjechała z autostrady i zbliżała się do domu, poczuła dziwny skurcz 

ściskający jej serce. Będzie musiała nauczyć się żyć bez Ramseya Walkera, ale 

nigdy nie przyzwyczai się do tego. 

Rex Malone  znów miał kłopoty. Z niewiadomego powodu przestał sobie 

radzić z płcią piękną. Nigdy dotąd nie miał takich problemów, cóż to w końcu 

dla prawdziwego mężczyzny. Zaś ostatnio twardy, zdawałoby się, detektyw, nie 

potrafił zaciągnąć do łóżka nawet Penelopy Largo. Wyglądało to tak, jakby Rex 

miał dosyć kobiet. Co by powiedział na to Raymond Chandler? Dobrze, że stary 

Ray nie może zobaczyć, co Ramsey zrobił z takim twardzielem jak Rex Malone. 

Wielki Człowiek niewątpliwie wzgardziłby nim okrutnie. 

– To zaczyna wymykać mi się z rąk – wymamrotał Ramsey i poczuł nagle 

ogromną ochotę na drinka. 

background image

Ruszył do kuchni, powłócząc nogami. Otworzył szafkę, w której trzymał 

kolekcję whisky. W jej skład wchodziło kilka butelek o różnej cenie i jakości, 

zależnie od przeznaczenia trunku. Była tam szkocka, którą sączył tworząc, taka, 

którą smakował, kiedy chciał uczcić sprzedaną książkę i taka, po którą sięgał, 

kiedy chciał się spić jak bela. Wyciągnął rękę po tę ostatnią. Napełnił szklankę 

bursztynowym płynem  i smętnie pokiwał głową.  Było  źle. Było bardzo  źle. 

Będzie pił przez Alexis. W głębi duszy wiedział, że ona była winna temu, że 

opuściło go natchnienie. 

Krótko mówiąc, po prostu nie mógł przestać o niej myśleć. Była przy nim 

ciągle, nocą rozpalała jego sny, a w dzień mąciła myśli. Do diabła, ostatnio 

zaczęła pojawiać się nawet w jego książce. Oskarżała Rexa Malone o męski 

szowinizm   i   uświadamiała   Penelopie   Largo,   że   każda   rozsądna   kobieta 

trzymałaby   się   z   daleka   od   takiego   faceta.   Ostatnio  Alexis   Carlisle   bardzo 

utrudniała mu życie. 

I gdzie, do cholery, podziewała się przez ostatni tydzień?!

Po trzech szklaneczkach whisky Ramsey poczuł się nieco lepiej. Nalał sobie 

jeszcze   jedną,   zakręcił   butelkę   i   wrócił   do   pokoju,   gdzie   zwykle   pracował. 

Wołała   go   maszyna   do   pisania,   namawiała,   by   wyładował   złość   na   jej 

klawiszach,   lecz   Ramsey   wahał   się.   Pamiętał,   jak  Alexis   skrytykowała   go. 

Nazwała jego postacie stereotypowymi, a wątki banalnymi. Zarzuciła, że dialogi 

są nienaturalne, a fabuła bez polotu. Zamiast obrazić się za te słowa, zaczął się 

nad nimi zastanawiać. 

Czy   to,   co   powiedziała,   było   prawdą?   –   zaczął   rozmyślać   i   niemal 

jednocześnie poczuł niechęć do siebie za to, że przyjął jej tok rozumowania. 

Jeżeli pisarz nie wierzy szczerze w to, co pisze, to jaki jest sens pisania? Nigdy 

przedtem nie dręczyły go wątpliwości. Do tej pory wierzył święcie, że każda 

stronica   tekstu,   którą   oddał   wydawcy   czy   redaktorowi,   była   produktem   w 

najlepszym   gatunku,   na   jaki   było   go   stać.   Jeżeli   Alexis   uważała,   że   jego 

twórczość jest nic niewarta, to był jej problem, a nie jego. Przecież miliony 

background image

czytelników manifestowały zgoła odmienną opinię. Czy miał przejmować się 

krytyczną opinią jednostki?

Tak,  przejmował  się,  i  to  go  złościło.  Choć  ciężko  było  mu  się   do  tego 

przyznać, dbał o to, co Alexis myśli o jego pisarstwie. Do końca nie wiedział, 

dlaczego. Nie wiedział również, co z tym fantem zrobić. Z niechęcią usiadł do 

maszyny i sięgnął po teczkę, w której trzymał najnowszy rozdział swej książki. 

Spojrzał na pierwszą stronę, jednym haustem skończył resztę whisky i zaczął 

czytać. To prawda, że ta powieść szła mu gorzej niż inne. Pierwsze trzy pisało 

mu   się   wyjątkowo   łatwo,   jakby   maszyna   sama   podsuwała   mu   słowa.   Może 

problem tkwił w tym, że Rex Malone stawał się zbyt zarozumiały, pomyślał 

Ramsey. Nie było sprawy, z którą nie mógłby sobie poradzić. Może potrzebował 

zadania, z którym nie mógłby dać sobie rady bez czyjejś pomocy?

Uśmiechnął  się  przebiegle na  tę  myśl. Tak, może  stary  Rex  potrzebował 

pomocnika. I może go znajdzie pod postacią kobiety, równie twardej jak on. 

Usadowił się wygodniej i uderzył w klawisze. 

W głowie kołatało mu ciągle pytanie: kiedy Alexis wróci do domu?

Wtedy usłyszał znajome kroki na schodach. Przyjechała! Najwyższy czas, do 

diabła. Odruchowo wstał, by podejść do drzwi. Chciał je otworze na oścież i 

zażądać, by wyjaśniła, gdzie podziewała się przez ostatnie sześć dni. Zapanował 

jednak nad emocjami. 

To nie twoja sprawa, upomniał się. To, jak spędzała swój wolny czas, nie 

powinno go obchodzić. Przecież wyraźnie dał jej do zrozumienia, że nic ich nie 

łączy   poza   pociągiem   fizycznym,   który   też   jakby   zanikał.   Jej   pożegnalne 

spojrzenie świadczyło dobitnie, że ją przekonał. Problem zaś polegał na tym, że 

on sam nie bardzo w to wierzył. 

Ramsey   z   uwagą   przysłuchiwał   się   dźwiękom   dochodzącym   z   zewnątrz. 

Najpierw   delikatny   stukot   obcasów   na   schodach,   potem   cichy   zgrzyt 

otwieranych drzwi, aż wreszcie lekkie kroki po lakierowanej podłodze. Kroki 

ustały w sypialni i usłyszał odgłos butów zrzuconych na miękki dywan. Zapadła 

background image

cisza. Był pewien, że Alexis rozbiera się. Cholera, dlaczego to stało się właśnie 

teraz? Wiedział, że to koniec pracy na dzisiaj, że do wieczora nie będzie mógł 

myśleć o niczym innym, tylko o jej bieliźnie. A najbardziej frustrujące było to, 

że choć spędzili razem intymne chwile, nie miał okazji oglądać jej w tym stroju. 

Musi wyjść z domu, w przeciwnym razie myśli o Alexis rozsadzą mu mózg 

na strzępy. Ach, te kobiety, jęknął w duchu. Nie, nie kobiety. Kobieta. Nigdy 

przedtem żadna nie zawróciła mu tak w głowie. Tylko Alexis Carlisle była do 

tego zdolna i, na Boga, nie rozumiał, dlaczego. 

Świeżego powietrza, tego mu było trzeba. I to w dużych ilościach. Musi 

wyruszyć gdzieś, gdzie będzie w stanie uwolnić się od myśli o niej. Znaleźć 

takie miejsce, gdzie przestanie czuć, jak ważną rolę Alexis pełni w jego życiu. 

Wciągnął starą bluzę do baseballu i zaśmiał się ironicznie. Dobrze wiedział, że 

nie ma takiego miejsca ani na ziemi, ani w całym wszechświecie. Pozostała 

tylko nadzieja, że starczy mu sił, by stawić jej opór. 

Lecz wniosek ten nie podbudował go na duchu, wywołał jedynie śmiech, 

gorzki śmiech. 

Przez   sześć   kolejnych   dni   Ramsey   i  Alexis   za   wszelką   cenę   unikali   się 

wzajemnie. Na ogół udawało im się to, choć zdarzył się wyjątek. W środę rano 

Alexis   zaspała   i   śpieszyła   się,   by   zdążyć   do   pracy.   Wyszła   z   mieszkania 

trzymając   buty   w   jednej   ręce,   a   neseser   w   drugiej.   Na   półpiętrze,   tuż   nad 

mieszkaniem   Ramseya,   poczuła,   jak   obsuwa   się   jej   jedna   z   podwiązek, 

widocznie   w   pośpiechu   źle   zapięta.   Jęknęła   ze   złości,   włożyła   buty   i, 

rozglądając się, czy ktoś nie nadchodzi, podciągnęła spódnicę. W tym właśnie 

momencie Ramsey otworzył drzwi i wyszedł na klatkę schodową, by zabrać 

gazetę. Miał na sobie tylko granatowe spodnie od dresu. 

Rzucił w jej stronę krótkie spojrzenie, ale wyraz jego twarzy powiedział jej 

bardzo wiele. Aleris mogła przysiąc, że zaczerwienił się, gdy stał tak i patrzył na 

jej nogę ledwie skrytą pod jedwabną pończochą, na drobne palce walczące z 

podwiązką, zdobioną różową kokardką. Ich oczy spotkały się przez sekundę i 

background image

wtedy poczuła, że cały dom staje w płomieniach. Nim zdążyła wyrzec choćby 

słowo, odwrócił się na pięcie i wszedł do mieszkania, zapominając o gazecie. 

Zdawało jej się, że wymamrotał pod nosem: O rany, dłużej tego nie zniosę. 

Z bliżej nieokreślonego powodu słowa te sprawiły, że na jej twarzy zjawił się 

uśmiech. 

W piątek wieczorem Ramsey znów siedział sam w domu. Tak jak w każdy 

wieczór,   odkąd   wrócił   z  Atlantic   City.   Jak   zwykle   –   pracował   nad   książką. 

Redagował   najnowszy   rozdział,   w   którym   akcja   przybierała   niespodziewany 

obrót.   Czytał   tekst,   czując   mieszaninę   dumy   i   złości.   Już   wiedział,   że   jego 

najnowsze dzieło będzie najlepszym, jakie do tej pory stworzył. Złościł się zaś, 

gdyż walorem utworu była nowa postać, której z początku nie planował. Był to 

ktoś, kto w mistrzowski sposób uzupełniał Rexa Malone’a. Osoba przystojna, 

bystra,   potrafiąca   dać   sobie   radę   z   najgorszym   przestępcą.   Była   to   kobieta-

detektyw, Alexandra Carson. 

Była bez wątpienia najlepszą postacią, jaką do tej pory wykreował. W jej 

kontaktach z Rexem wyczuwało się lekki pociąg fizyczny. Był on na tyle silny, 

że   ożywiał   ich   rozmowy   i   na   tyle   stonowany,   że   nie   psuł   ich   współpracy. 

Ramsey czuł, że ta para ma przed sobą długą przyszłość, że razem rozwiążą 

jeszcze niejedną zagadkę w wielu książkach. Nawet Aleris będzie zadowolona, 

pomyślał. 

Marzył, by pójść na górę, przeczytać jej najnowszy rozdział i zobaczyć, jak 

zareaguje.   To   zdarzało   mu   się   po   raz   pierwszy.   Ramsey   Walker   był   typem 

samotnika,   który   nie   pozwalał   nikomu,   z   wyjątkiem   Theo   i   Macka,   czytać 

swych książek, zanim trafią do księgarń. Teraz jednak sprawa wyglądała inaczej. 

Czuł  silną  potrzebę  podzielenia  się  pomysłami  z  Alexis.  Zapragnął,  by  była 

częścią jego pracy i jego życia. 

Przez ostatnie dwa tygodnie ciągle widział w myślach jej twarz i słyszał jej 

głos. Bezustannie pragnął mieć ją blisko. 

Jest teraz u siebie. Słyszał, jak wchodziła jakieś piętnaście minut temu. Nie 

background image

było takiego prawa, które zabraniałoby mu pójść na górę i zamienić z nią parę 

słów,   prawda?   Przecież   nikomu   jeszcze   nie   zaszkodziła   rozmowa.   Może 

wybraliby się gdzieś na kawę lub obiad. A potem na spacer do parku. Jeszcze nie 

było tak zimno. Rześkie powietrze oczyściłoby ich zmącone myśli. Chociaż, 

jeżeli   chodziło   o   Ramseya,   jego   myśli   od   pewnego   czasu   stawały   się   coraz 

bardziej przejrzyste. 

Decyzja została podjęta. Zmienił roboczy strój, czyli wytarte dżinsy i starą 

bluzę, na ciemnobrązowe  sztruksowe spodnie i gruby, beżowy sweter. Teraz 

mógł się pokazać. Właśnie czesał niesforne włosy, gdy nagle ręka z grzebieniem 

zamarła w pół ruchu. Przechylił głowę, wsłuchując się w dobiegające z góry 

odgłosy. 

Alexis znów była w wannie. Ale tym razem nie sama. 

Przez   chwilę   Ramsey   starał   się   uspokoić   rozdygotane   serce.   Próbował 

wytłumaczyć sobie, że to, co słyszał, było odgłosami zwykłej kąpieli. Niestety, 

głośne   dziewczęce   okrzyki   i   chlupot   wody   wskazywały   na   coś   mniej 

niewinnego. Do diabła, jak ona mogła zabawiać się w wannie, kiedy on nadal 

płonął na myśl o niej? Czy to, co razem przeżyli, tak mało dla niej  znaczyło? 

Czy był tylko kolejną zdobyczą, którą wpisała do swojego rejestru?

Koniec z tym, postanowił. Miał tego serdecznie dość. Najwyższy czas, by 

Alexis i on wyjaśnili sobie parę spraw. Po pierwsze, on ją kocha i nie może bez 

niej żyć. Po drugie, nie opuści jej mieszkania, dopóki ona nie poczuje tego 

samego. Jeżeli będzie musiał przekonywać ją przez najbliższe dziesięć lat, to 

cóż, trudno. Najwyżej nie odda książki w terminie. Są sprawy ważniejsze niż 

pisanie książek. Na przykład zdobycie ukochanej kobiety. 

Pędem wbiegł po schodach. 

Z   uczuciem   déjà   vu   stał   przed   jej   drzwiami   i   walił  w   nie   z   całych   sił 

krzycząc, by je otworzyła. Obawiał się, że Alexis będzie udawała, iż nie ma jej 

w domu, aby uchronić swego kochanka. 

Kochanka. Ramsey o mało nie udławił się tym słowem. Do diabła, tylko on 

background image

był jej kochankiem. Nikt nie kochał jej tak jak on. 

– Alexis! Otwórz te cholerne drzwi!

Ponownie zamierzył się w nie pięścią, choć sam nie był pewien, czy po to, 

by załomotać w nie kolejny raz, czy je rozwalić, gdy drzwi zostały otwarte i 

stanęła w nich Alexis w ubraniu ociekającym wodą. Miała na sobie wytarte 

dżinsy i starą, czerwoną bluzę umazaną zaschniętą farbą. Przyszła mu do głowy 

nieśmiała myśl, że nie jest to strój, w którym przyjmuje się gości. Ale nawet w 

nim wyglądała piękniej, niż pamiętał. 

Jej   ciemne   włosy,   splecione   w   luźny   warkocz,   zwisały   na   ramieniu. 

Niesforne pasemka, które wymknęły się splotowi, zaczesała niedbale za ucho. 

Twarz   pozbawioną   makijażu   ozdobił   lekki   rumieniec   podniecenia.   Ramsey 

łudził   się   nadzieją,   że   on   był   jego   sprawcą,   a   nie   ktoś   obcy,   skryty   w   jej 

mieszkaniu.   Poczuł,   że   jego   serce   odzyskało   zwykły   rytm   i   krew   w   żyłach 

przestała   rwać   szalonym   pędem.   Całe   wieki   nie   stał   tak   blisko  Alexis.   Bez 

zastanowienia   objął   jej   ramiona   i   przyciągnął   dziewczynę   do   siebie,   aby   ją 

pocałować. 

Zabrakło jej czasu, by dochodzić, co go tu sprowadziło. Jedyne, co mogła 

zrobić, to tylko wtulić się w niego i oddać mu pocałunek. To był najlepszy 

sposób na smutek i napięcie, towarzyszące jej od dwóch tygodni. Tak bardzo 

tęskniła za Ramseyem. Bez niego wszystko było nie takie. Praca, dom, życie, 

nic nie sprawiało jej radości. Wtuliła się mocniej, czując, jak mokre ubranie 

paruje od rozgrzanej skóry. 

– Tęskniłem za tobą – wyszeptał Ramsey. 

– Ja też za tobą tęskniłam – odrzekła niemal bez tchu. 

Nie   czekając   na   zaproszenie   wkroczył   do   mieszkania   i   zamknął  za   sobą 

drzwi. Oparł się o nie plecami i spojrzał groźnie w jej stronę. 

– Gdzie on jest? – zażądał wyjaśnień. 

– Kto? – spytała zdezorientowana. 

– Wiesz dobrze, kto – odparł. – Gdzie schowałaś tego durnia, z którym tak 

background image

świetnie bawiłaś się w wannie? Mam zamiar dać mu dobrą nauczkę, zanim 

zrzucę go ze schodów. Nie podoba mi się, że jakiś facet pakuje się tam, gdzie ja 

byłem pierwszy... No, wiesz, co mam na myśli. 

Alexis   spojrzała   na   niego   spod   zmarszczonych   brwi.  A   więc   o   to   mu 

chodziło. Usłyszał odgłosy z łazienki i sądził, że ktoś obcy grasuje po jego 

terenach łowieckich.  Jeżeli pan  Ramsey Walker sądził, że należała do niego 

tylko dlatego, że zaszczycił ją spędzoną wspólnie nocą, to mylił się głęboko. 

– Jak śmiesz? – zawołała, zaczepnie opierając ręce na biodrach. – To, że 

byliśmy razem jedną noc, nawet jeśli przyjemną, nie daje ci prawa wkraczać do 

mego mieszkania i wyrzucać stąd moich gości. Zwłaszcza takich, których sama 

tu zaprosiłam, ponieważ uważam, że będą miłym dla mnie towarzystwem. 

Ramsey zatrząsł się ze złości. 

– Nie? – powiedział powoli, ledwo panując nad głosem. – A czy to, że cię 

kocham, daje mi to prawo?

Nim   zdążyła   zareagować,   stanowczo   odsunął   ją   na   bok   i   ruszył 

zdecydowanym krokiem w stronę zamkniętych drzwi łazienki. Alexis szła tuż za 

nim.   Z   trudem   hamowała   śmiech   wzbierający   na   myśl   o   jego   mało 

romantycznym wyznaniu i o tym, co zrobi na widok „mężczyzny” w jej wannie. 

Ramsey   ostrym   szarpnięciem   otworzył   drzwi,   nie   bawiąc   się   w   takie 

grzeczności   jak   pukanie.   Był  gotów   walczyć   z   intruzem.   To,   co   ujrzał, 

wstrzymało go w pół kroku. W rogu łazienki, na stosie mokrych ręczników, 

siedział najżałośniejszy psiak, jakiego widział w życiu. 

–  Och,  Ramsey, przestraszyłeś  go. Biedne  maleństwo  – usłyszał  za  sobą 

szept Alexis. 

Ominęła go zwinnie i wzięła na ręce małą, czarną kuleczkę futra. Zmoczyła 

się przy tym doszczętnie, ponieważ psiak ciągle ociekał wodą. 

– Biedny, mały Pagliacci – szepnęła zwierzątku do ucha. – Wystraszył cię? 

Już dobrze... Obronię cię. 

Ogłupiały Ramsey patrzył przez chwilę na tę dwójkę. 

background image

– Nazwałaś go Pagliacci? – spytał z pretensją w głosie. – Czy chcesz, żeby w 

przyszłości poniewierały nim wszystkie psy w okolicy? Cóż to za zniewieściałe 

imię!

Alexis odwróciła się i rzuciła mu piorunujące spojrzenie. 

– Pagliacci to bardzo piękne imię. Tak nazywa się bohater jednej z moich 

ulubionych oper. Niezwykle tragiczna postać. 

– Właśnie o to mi chodzi. – Ramsey energicznie skinął głową. – Dostanie po 

tyłku za każdym razem, gdy wyjdzie z domu. 

– Ach tak? – odparła. Wezbrała w niej fala złości, gromadzonej od dwóch 

tygodni. Ostro zaatakowała Ramseya, pragnąc zranić go do żywego. – A jakie 

imię   pan   proponuje,   panie   Walker?   Panie   Przystojniaczku...   Panie   Pismaku 

Szowinisto.   –  Zacisnęła   pięści,   szykując   się  do   kolejnego   ciosu.   –   Panie 

Tchórzu-Bojący-Się-Inteligentnych-Kobiet... 

To podziałało. Na jego twarzy pojawił się niebezpieczny uśmiech. Znacząco 

postąpił   krok   do   przodu.  Alexis   cofała   się,   aż   uderzyła   plecami   o   ścianę. 

Przyparta do muru, z trudem łapała oddech. Ramsey oparł ręce o ścianę po obu 

stronach jej ciała, odcinając drogę ucieczki. Zerknął na psiaka, którego trzymała 

w ramionach, po czym spojrzał prosto w jej oczy. 

– Czy temu maleństwu nic się nie stanie, jeżeli zostawimy je na chwilę 

samo? – zapytał z pozornym spokojem. 

Alexis przez chwilę milczała, rozkoszując się bliskością jego ciała. Wreszcie 

westchnęła głęboko i odparła łamiącym się głosem:

–   Nie...   chyba   nie.  Ale   tylko   na   krótką   chwilę.   Ramsey   uśmiechnął   się 

drapieżnie, kiedy wziął psiaka z rąk Alexis i postawił na podłodze. 

– Idź się bawić, Rex – zakomenderował. – Muszę nauczyć twoją panią paru 

rzeczy o mężczyznach. 

– Rex? – Alexis zaczęła protestować. – Nie chcesz chyba nazwać go Rex. To 

imię tego okropnego dętek... 

–   Boję   się   inteligentnych   kobiet,   tak?   –   Ramsey   przerwał   jej   niskim, 

background image

groźnym głosem. – Jestem szowinistycznym pismakiem, tak?

W jego wzroku Alexis dostrzegła czułość i obietnicę. Nagle poczuła, że w 

parnej łazience zrobiło się jeszcze bardziej gorąco. 

– No cóż, może zbyt pochopnie oceniłam.... 

– Choć nie pomyliłaś się zbytnio z tym przystojniakiem. 

Spojrzał głęboko w jej oczy. Błyszczały z podniecenia. Wiedział, że był jego 

sprawcą. Pochylił się ku niej i musnął jej wargi swoimi w najdelikatniejszym 

pocałunku, na jaki było go stać. Alexis zamknęła oczy i oddała się rozkoszy. 

Dłonie,   które   z   początku   miękko   spoczywały   na   swetrze   kryjącym   potężnie 

sklepioną klatkę piersiową Ramseya, zsunęła teraz niżej i ujęła go nimi w pasie. 

Przyciągnęła   go   mocniej   do   siebie,   a   on   nie   pozostał   dłużny.   Wzmocnił 

pocałunek, przytulając się do niej z całej siły. Skrył w dłoni jej pierś i usłyszał 

najsłodsze i najbardziej podniecające westchnienie, jakie kiedykolwiek wyrwało 

się z jej ust. 

Nie   mógł   dłużej   wytrzymać   i   delikatnie   wsunął   rękę   pod   jej   bluzkę,   by 

gładzić ciepłą, aksamitną skórę. Z rozkoszą zauważył, że pod spodem nie miała 

nic więcej. Znów dotknął jej piersi. Krążąc delikatnie kciukiem wokół sutka, 

wiódł dziewczynę ku szczytowi pożądania. 

–   Och,   Ramsey   –   szepnęła  Alexis   łamiącym   się   głosem.   –  Tak   za   tobą 

tęskniłam. 

Zaczął   delikatnie   całować   jej   policzek,   czoło   i   skroń.   Końcem   języka 

wykreślił zarys jej ucha, a później błądził po ciepłej szyi. Czuła, że uginają się 

pod nią kolana. Z wolna zaczął biodrami ocierać o jej biodra i dopiero wtedy 

uświadomiła   sobie,   gdzie   się   znajdują.   Lekko   oparła   ręce   na   jego   piersi   i 

powstrzymała przed dalszymi pieszczotami. 

– Co się stało? – spytał Ramsey zdławionym z podniecenia głosem. 

Alexis miała zamęt w głowie. Wiedziała, że kocha go nad życie, lecz musiała 

wyjaśnić pewną kwestię, zanim złączą się ponownie w miłosnym uścisku. 

– Czy to, co powiedziałeś wcześniej, to prawda? – spytała cicho. 

background image

Ramsey spojrzał na nią uważnie. Wiedział, o co pytała, lecz nie był do końca 

pewien jej uczuć. Nigdy dotąd nie czuł się tak bezbronny wobec kobiety. Musi 

się zdobyć na odwagę. 

– Tak, mówiłem szczerze – oświadczył stanowczo. 

– Nigdy w życiu nie byłem zakochany, ale kiedy zobaczyłem ciebie, Aleris, 

wpadłem jak śliwka w kompot. 

Na jej usta zawitał uśmieszek zadowolenia. Ramsey czuł się wspaniale, miał 

ochotę roześmiać się z radości. 

– Kocham cię, Alexis. 

Rzuciła mu się na szyję i ucałowała gorąco. 

– I ja ciebie kocham, Ramsey. 

Pocałowała go jeszcze raz i, trzymając za rękę, poprowadziła do sypialni. 

Było jeszcze coś, co chciała wyjaśnić. 

– Zanim... mmm... no wiesz... 

Ramsey   uśmiechnął   się,   słysząc,   że   nagle   zbrakło   jej   słów.   Spłonęła 

rumieńcem. 

– Tak?

– Zanim to zrobimy, chcę ci coś wyznać. 

– Cóż takiego?

–   Pamiętasz,   kiedy   ci   powiedziałam,   że   dialogi   w   twoich   książkach   są 

nienaturalne, a fabuła bez polotu? – zapytała z wahaniem. 

– Jak mógłbym o tym zapomnieć – odparł sucho. 

–   Tak...   –   Urwała   myśl,   lecz   po   chwili   spojrzała   mu   prosto   w   oczy   i 

dokończyła: – Przez ostatnie dwa tygodnie czytałam twoje książki... 

– Naprawdę?

– Tak. I zdałam sobie sprawę, że podoba mi się ich akcja, a dialogi mają w 

sobie coś ciekawego. 

– Czyżby?

Alexis skinęła szybko głową. 

background image

–   Sądzę   jednak   –   dodała   –   że   powinieneś   popracować   nad   postaciami 

kobiecymi, Ramsey. Musisz je koniecznie unowocześnić. 

– Wiesz, „ to ciekawe, że wspomniałaś o tym teraz – odrzekł i usadowił się 

wygodniej na brzegu łóżka. 

– Tak się akurat składa, że skończyłem rozdział, który chętnie dam ci do 

przeczytania. 

– Naprawdę? – była zachwycona. 

– Mhm – mruknął. Zaczepił palce o szlufki jej dżinsów i przyciągnął ją do 

siebie. – Ale to później. Znacznie później. 

Aleris   uśmiechnęła   się   i   skinęła   głową   przyzwalająco.   Patrzyła 

zafascynowana, jak Ramsey rozpina zatrzask przy jej spodniach. Powoli wsunął 

ręce pod materiał i objął pośladki. Delikatnie zaczął całować jej brzuch, kreśląc 

językiem drobne kółeczka wokół pępka. Stopniowo jego usta schodziły niżej, aż 

natrafiły na brzeg bielizny. Wtedy zdecydował, że Alexis ma stanowczo zbyt 

dużo na sobie. 

– Zdejmij bluzkę – wymamrotał, wciąż wtulony w jej brzuch. Ocierał swój 

szorstki policzek o jej delikatną skórę i radował się tą różnicą. 

Gdy spełniła prośbę, spojrzał do góry. Uśmiechając się przeczesała palcami 

jego włosy i splotła dłonie na jego karku. Ramsey oswobodził rękę i stworzył z 

niej schronienie dla jej piersi. Posadził Alexis na kolanach i całował nęcące go 

ciało. Dziewczyna westchnęła z zadowolenia i przytrzymała jego głowę, by nie 

przerwał pieszczoty zbyt wcześnie. Rozkoszowała się myślą, że on jej pragnie 

tak mocno, jak ona jego. Dopiero drapanie szorstkiego swetra uświadomiło jej, 

że on nie wywiązał się z umowy. 

– Ściągaj sweter – rozkazała zalotnie. – I spodnie, i buty, i skarpetki. 

– Kobiety – rzucił żartem i zaczął się śmiać. – Strasznie są wymagające. 

Spełnił jednak jej życzenia i zażądał, by uczyniła podobnie. Aleris z radością 

zdjęła   dżinsy,   ale   nim   zabrała   się   do   tego,   co   pod   nimi   zostało,   Ramsey 

powstrzymał ją ruchem ręki. 

background image

– Zawsze chciałem dotknąć twej bielizny, kiedy masz ją na sobie – wyjaśnił, 

gdy napotkał jej zdziwione spojrzenie. – Obiecaj mi, że od tej pory tylko ja będę 

ją zdejmował. 

– Obiecuję – odrzekła z uśmiechem. 

– I przyrzeknij, że kiedy następnym razem będziemy się kochać, co powinno 

nastąpić za jakąś godzinę, założysz te podwiązki z różowymi kokardkami. 

– Ramsey!

– Mało brakowało, a wziąłbym cię w zeszłą środę, gdy poprawiałaś sobie tę 

podwiązkę   –   wyjaśnił.   –   Kiedy   zobaczyłem   cię   na   schodach   z   zadartą 

spódnicą... 

– Wcale nie była zadarta – zaprzeczyła Alexis. – Po prostu podciągnęłam ją 

odrobinę, żeby... poprawić pewien drobiazg. 

Ramsey zaśmiał się ponownie. 

– Niech już będzie, ale pozwól, abym to ja od tej pory zajmował się takim 

poprawianiem. 

Twarz Alexis rozpromienił uśmiech. 

–   W   porządku.   Chciałabym   jednak   wiedzieć,   kto   wytłumaczy   wszystkie 

twoje obietnice mężczyźnie, którego mam poślubić?

Ramsey położył ją na łóżku i przykrył swym potężnym ciałem. 

– Myślałem, że to ja nim jestem. 

Jej serce zadrżało. Nie spodziewała się tak szybkich i bezceremonialnych 

oświadczyn. 

– No tak, ale... widzisz, byłam w zeszłym tygodniu z wizytą u rodziców... 

– Aha, więc to tam się schowałaś – wymamrotał, obsypując jej szyję lekkimi 

pocałunkami. 

– O, taaak – stwierdziła Alexis, a Ramsey nie był pewien, czy odpowiedź 

nawiązywała do jego słów, czy uczynków. – I... i ojciec zarezerwował już salę w 

klubie   na   mój   ślub   we   wrześniu.  Wydaje   mu   się,   że...   Och   Ramsey,   o   tak, 

dobrze, dobrze... 

background image

– Tak? – szepnął całując jej piersi. – Co mu się wydaje?

– Komu? Aha, ojcu. – Alexis usiłowała odnaleźć wątek. Nie było to łatwe, 

gdyż dreszcze rozkoszy wciąż przebiegały jej ciało. – Chce, żebym we wrześniu 

wyszła za jednego z jego pracowników. 

– Hmmm, to dziwne – odparł. – Do września będziemy już dawno po ślubie. 

Może nawet poczniemy małego Walkera. Obawiam się także, że moi rodzice 

będą domagać się, byśmy wzięli tradycyjny ślub w naszej dzielnicy, na południu 

Filadelfii. 

Alexis zachichotała. 

– To będzie cudowne. Już widzę ojca, jak tańczy przy akordeonie. 

Ramsey rzucił jej ostre spojrzenie. 

–   Nie   śmiej   się,   lubię   taką   muzykę.   Dziewczyna   pieszczotliwym   gestem 

przeczesała palcami jego włosy. 

– Więc zadzwonisz do mego ojca i oznajmisz mu nowinę. W ten sposób on 

zrozumie, że mój mąż nie jest bezmyślnym mięczakiem. 

Zakłopotany Ramsey zmarszczył czoło. 

– Będziesz mi musiała więcej opowiedzieć o tym swoim tatusiu – powiedział 

z obawą. Spojrzał na ich nagie ciała i dorzucił: – Ale później, znacznie później. 

–  I  jeszcze  jedno –  mruknął  Ramsey, kiedy  leżeli  objęci i  rozprawiali  o 

przyszłości. 

–  Tak?   –   zapytała  Alexis   leniwie.   Nie   do   wiary,   że   można   czuć   się   tak 

wspaniale. 

Ramsey wskazał na futrzaną kulkę, która spała na ich łóżku i lekko pogłaskał 

stopą psa. Szczeniak podniósł głowę i ziewnął szeroko, po czym znów ułożył się 

do snu. 

– Czy zdajesz  sobie  sprawę, że Rex sporo urośnie? – zastanawiał się. – 

Widziałaś jego łapy? To może być nowofunlandczyk. 

– Nie szkodzi – odparła beztrosko Alexis. Teraz nie obchodziło jej nic poza 

ciepłym, kochanym mężczyzną u jej boku. – Pagliacci będzie miał u nas bardzo 

background image

dobrze. 

– Rex będzie większy niż twoją kanapa. 

– Pagliacci będzie miał tu dość miejsca. 

– Nie, kochanie, musisz mi zaufać. Będziemy musieli poszukać większego 

domu. Oglądałem już parę miejsc w Bucks County... 

–   Bucks   County   –   szepnęła   rozmarzona.   –   Kocham   Bucks   County.  Tam 

zawsze pachnie jabłkami. 

Ramsey milczał przez chwilę, po czym wubuchnął śmiechem. 

– Nie do wiary – powiedział cicho. 

– Co?

– Zgodziliśmy się. Jest jednak coś na tym świecie, na co oboje się zgadzamy. 

– Oczywiście, że jest, Ramsey – odpowiedziała ze znaczącym uśmiechem. – 

Ale chyba wiedziałeś o tym, zanim wspomniałeś o Bucks County, prawda?

Spojrzał na nią. Leżała naga w świetle księżyca. Podobał mu się wyraz jej 

twarzy, który jednoznacznie wskazywał na to, o czym teraz myśli. Wplotła palce 

we   włosy   na   jego   piersi,   po   czym   schyliła   głowę,   by   złożyć   tam   delikatny 

pocałunek. Ramsey uśmiechnął się. To prawda, Alexis i on mieli ostatnio wiele 

wspólnego. Byli idealnie dobraną parą. 


Document Outline