background image

Barbara Cartland 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

FORELLA 

 

 

 

 

(N

ajpiękniejsze miłości 

background image

Rozdział 1 

Rok 1870 

P

o  obiedzie  panie  przeszły  do  wielkiego  salonu  ozdobionego  kryształowymi 

kandelabrami  i  ogromną  ilością  egzotycznych  kwiatów.  Ubrane  w  suknie  spiętrzone  z  tyłu  na  

tiur

niurach, które według wskazówek Frederica Wortha zajęły miejsce krynolin, wyglądały jak 

wspaniałe łabędzie. Tiurniury idealnie akcentowały ich cienkie talie, a ponad nimi opięte gorsety 
doskonale podkreślały wypukłość i krągłość piersi, które przyciągały wzrok dzięki znów modnym 
głęboko wyciętym dekoltom. 

Kogoś,  kto  nie  wiedział,  że  gospodarzem  przyjęcia  jest  książę  Janos  Kovac,  mógłby 

zdziwić  widok  tak  wielu  pięknych  kobiet  zebranych  w  jednym  pokoju.  Zdawało  się,  że  całe 

Alchester otoczone jest au

rą bogactwa. 

Niewielu  zapewne  z  przybyłych  tu  na  weekend  gości  mogło  pamiętać  jak  wyglądał 

zamek, zanim duke Alchester 

sprzedał go księciu. 

— Jedyne pocieszenie — 

powiedziała  starsza  bogata  dama  w  stroju  mieniącym  się 

diamentami — 

to to, że Alchesterowie nie tylko byli w stanie zapłacić swoje rachunki, ale odkąd 

pozbyli się zamku, wiedli swoje życie we względnym komforcie. 

— 

Moja  droga,  czy  pamiętasz  jak  tu  było?  —  zawołała  jej rozmówczyni. —Zimą 

przejmujący chłód, a sufit i ściany wilgotne z powodu cieknącego dachu! Nic nie było repero-
wane ani poprawiane od blisko pięćdziesięciu lat! I to niezjadliwe jedzenie! 

Damy roześmiały się ironicznie. 

— 

Zupełnie inaczej, niż dziś wieczór! 

Zamilkły nagle obydwie zdając sobie sprawę, jak wspaniała była kolacja i jaką radością 

dla każdego smakosza było wino podawane do kolejnych dań. 

Książę Janos, właściciel ponad tysiąca akrów ziem we wschodnich Węgrzech, przyjechał 

do Anglii przede wszyst

kim  po  to,  by  polować.  Tak  bardzo  jednak  zauroczył  go  sport,  który 

uprawiał z ogromnym entuzjazmem w Shires, że nie tylko został członkiem kilku klubów, lecz 
stał się także posiadaczem stajni dla koni wyścigowych, które na dokładkę bardzo szybko zaczęły 
odnosić zwycięstwa. 

Gdyby udało się to jakiemuś innemu młodemu człowiekowi, rozsiewałby wokół siebie 

zazdrość i nienawiść. Jednak nie książę Janos. Był coraz bardziej popularny nie tylko wśród tych, 

którzy dosiadali jego koni i kibicowali mu, ale 

także  w  Klubie  Jeździeckim,  którego  stał  się 

background image

członkiem. Zaproszenia na jego przyjęcia były wręcz rozchwytywane, a on znalazł sposób na to, 
jak to ktoś zauważył trochę złośliwie, by pomieścić więcej piękności na jednym metrze kwadrato-
wym, niż udało się to kiedykolwiek innym gospodarzom. 

Rozglądając się po pokoju, widząc te wszystkie blondynki, brunetki i rude, nikt nie miał 

wątpliwości, że nawet Parysowi, gdyby mógł być tam obecny, trudno byłoby zdecydować, której 
z nich należy się złote jabłko. 

Książę  znał  mnóstwo  pięknych  kobiet  i  nie  było  wątpliwości,  że  one  były  nim 

zafascynowane, zaintrygowane i za

ślepione,  i z  całą  pewnością znajdował się  w  centrum ich 

uwagi.  Tym  więc  dziwniejsze  było  to,  że  nawet  najbardziej  wścibscy  intryganci  towarzystwa 
mogli powiedzieć tak niewiele o nieskandalizującym i dyskretnym księciu Janosu, co bynajmniej 
nie odnosiło się do jego gości. W momencie, gdy lady Esme Meldrum podchodziła do jednego ze 

zdobionych 

złotymi  ramami  luster,  markiza  Claydon  śledziła  jej  ruchy  wzrokiem  pełnym 

nienawiści.  Bez  wątpienia  lady  Esme  była  nadzwyczaj  piękna,  a  jej  uroda  podziwiana przez 
współczesnych artystów. Wydawało się niemożliwe, by mógł gdzieś istnieć ktoś cudowniejszy od 
niej,  złotowłosej,  z  oczami  koloru  miodu,  o  cerze  jak  przeźroczysta  porcelana.  Poruszała  się 
pięknie, a jej figura przypominała figurę bogini. 

Z prawdz

iwej  miłości  poślubiła  Sir  Richarda  Meldrum.  Co prawda jej rodzice 

oczekiwali że znajdzie lepszą partię, ale gdy o Sir Richardzie Meldrum zaczęto mówić jako o jed-
nym z najbardziej obiecujących ambasadorów w Europie, pogodzili się z wyborem córki. Jednak 

p

o  ośmiu  latach  małżeństwa  z  mężczyzną  który  był  coraz  bardziej  pochłonięty  swoimi 

obowiązkami, lady Esme zaczęła szukać rozrywki. 

Hrabia Sherburn zwrócił uwagę na jej piękność w tym samym momencie, w którym ona 

stwierdziła, że niewątpliwie jest on szalenie atrakcyjną partią. 

Osmond  Sherburn  był  bogaty,  przystojny,  odrobinę  już  znudzony odnoszonymi 

sukcesami i absolutnie nie zaintere

sowany  małżeństwem.  Dużo  ambitnych  matek  uważało,  że 

właśnie ich córki z wdziękiem zdobiłyby klejnoty Sherburnów i na pewno byłyby czarującymi 

paniami rodzinnego 

domu hrabiego i innych jego posiadłości. Wykazał on jednak na tyle sprytny, 

by kierowe swoją uwagę ku kobietom zamężnym. Narażał się przez to ich małżonkom, czasami 
do  tego  stopnia  nawet,  iż  gotowi  byli  wyzwać  go  na  pojedynek.  Jednak  przyjaźń  hrabiego  z 
Księciem Walii i jego pozycja w towarzystwie, zmuszały ich do pewnych ustępstw i słusznych 
przemyśleń, że prowokowanie go byłoby na pewno błędem. 

Tym  to  sposobem  hrabia  mógł  bawić się na  całego,  dokonując przy tym odkrycia, że 

tylko nieliczne kobiety odma

wiały spełnienia jego życzeń. 

Właśnie zakończył krótkotrwały, acz przyjemny romans z markizą Claydon. Jak zwykle, 

background image

to  on  ochłonął  pierwszy  i  zastanawiał  się,  jak  wyswobodzić  się  z  jej  kurczowo  zaciśniętych i 

zaborczyc

h objęć, gdy na horyzoncie pojawiła się lady Esme. 

Mówienie, że stracił dla niej głowę byłoby przesadą gdyż hrabia zawsze stał twardo na 

ziemi.  Jego  sercem  zawsze  rządził  rozum,  gdyż  nawet  w  najbardziej  żarliwych  i  burzliwych 
romansach  zachowywał  ostrożność.  To  właśnie,  bardziej  niż  cokolwiek  innego  sprawiało,  że 

zakochane w nim kobiety 

zawsze zdawały sobie sprawę, że nigdy w pełni nim nie zawładną. 

— 

Nie  mogę  zrozumieć,  dlaczego  straciłam  Osmonda  —  szlochała  do  markizy  jakaś 

piękność, zanim ona i hrabia zwrócili na siebie uwagę. 

— 

Moja droga, może byłaś zbyt uległa — odparła Kathie Claydon. 

— 

A jak inaczej można zachowywać się przy Osmondzie? — zapytała piękność. — On 

jest  taki  dominujący,  taki  władczy,  a  i  jego  przygniatająca  przewaga  sprawia,  że  nie  sposób 

od

mówić mu czegokolwiek. 

Markiza  trafnie  oceniła  sytuację  i  stwierdziła,  że  tym  razem hrabiemu potrzebne jest 

wyzwanie. 

Kiedy więc spotkali się na przyjęciu, na którym żadne z nich nie było zainteresowane nikim 

innym, posyłała mu zagadkowe spojrzenia. Była w swym zachowaniu prowokująca, a jednocześnie 
intrygująca, zachęcająca i tajemnicza. 

Ale  gdy  zostali  już  kochankami,  jej  siła  osłabła  i  nie  była  już  w  stanie  dłużej  go 

prowokować, tak jak wcześniej zamierzała. Stała się absolutnie uległa i posłuszna wszystkiemu, 
czego  od  niej  żądał.  Kiedy  więc  zdała  sobie  sprawę,  a  była  bardzo  doświadczona  w  sztuce 
miłości, że hrabia oddala się od niej, ogarnęła ją rozpacz. 

Uświadomiła sobie, że pokochała hrabiego tak, jak nigdy dotąd nikogo w całym swoim 

życiu nie kochała. 

Jej  małżeństwo  było  zaaranżowane  przez  rodziców  i  chociaż  pochlebiał  jej  fakt  bycia 

markizą  Claydon,  nie  zdarzyło  się,  by  nawet  w  bardziej  intymnych  chwilach  doznała 
przyjemności.  Dopiero  wtedy,  gdy  obdarowała  męża  dwoma  synami  i  córką  i  gdy  wzięła 

swojego pierwszego ko

chanka, odkryła namiętność. Zrozumiała jak wiele w życiu straciła, ale 

przecież i tak nigdy nie była naprawdę zakochana. Aż do chwili, dopóki w jej życiu nie pojawił 
się hrabia. 

Potem, gdy już zakochała się tak bardzo, że gotowa była błagać hrabiego by uciekł gdzieś 

razem z nią odkryła, że żyła dotąd w świecie złudzeń. Fakt, że jej miejsce zajęła lady Esme, był 
dla niej bardziej gorzki, niż gdyby chodziło o jakąś nieznaną piękność należącą do tego samego 
kręgu towarzyskiego, w którym nieuchronnie widywali się prawie każdego dnia. 

W ciągu ostatnich kilku lat Książę Walii znów zaczął cieszyć się wolnością. Otaczał się 

background image

młodymi, żądnymi  rozrywki, najbogatszymi i nieszanującymi etykiety  członkami towarzystwa 
londyńskiego. 

W 1863 ro

ku poślubił piękną Aleksandrę Duńską, ale już w 1868 roku, kiedy to przyszło 

na świat ich trzecie dziecko, księżniczka Viktoria, liczba jego romansów była na tyle duża, że nie 
sposób było je tuszować lub choćby ignorować. 

Już  dwa  lata  wcześniej,  gdy  odwiedził  St.  Petersburg,  by  wziąć  udział  w  przyjęciu 

weselnym  siostry  księżniczki  Aleksandry,  Dagmary,  z  carewiczem  Aleksandrem,  dużo  ludzi 
szeptało, że nie poprzestawał tylko na flirtach z ponętnymi pięknościami rosyjskiej stolicy. Jeszcze 
więcej opowieści dotarło z Paryża, dokąd samotnie udał się następnego roku. 

Odtąd  jego  podboje  i  ich  efekty,  dosyć  barwnie  opisywane,  szybko  następowały  po 

sobie. 

Pierwszą  z  wielu  aktorek,  które  zaistniały  w  jego  życiu,  była  ponętna  Hortensja 

Schneider. Po niej były też inne piękne kobiety, poczynając od debiutujących w towarzystwie pa-
nien, które miał okazję spotkać na balach, aż do dojrzałych, zamężnych piękności Beau Monde. 

Książę  Walii  miał  swój  styl  —  całkiem  inny  niż  jego  ojciec  czy  matka  uważaliby  za 

właściwy — i nie sposób było mu się oprzeć. 

Ułatwiło  to  bardzo  życie  innym  dżentelmenom,  którzy  dotąd  dbali  o  pozory  porządnego 

zachowania. W istocie, dopóki nie umarł ojciec księcia zawsze narażeni byli na burę lub wyklu-

czenie z dworu z powodu najmniejszego nawet skandalu. 

Nikt już nie stawiał barier, a romanse Księcia Walii były jawne i akceptowane prawie 

przez wszystkich, z wyjątkiem niektórych rodzin z zasadami, jak na przykład rodzina markizy 
Salisbury.  Życie  tym  samym  stało  się  łatwiejsze  i  znacznie przyjemniejsze dla arystokratów w 
wieku księcia lub nieco od niego starszych. 

Nie ułatwiało to markizie Claydon pogodzenia się z faktem, że hrabia Sherburn znudził 

się nią. Próbowała oszukiwać samą siebie i wierzyć, że to tylko chwilowy nastrój i że on wróci do 

nie

j. Jednak przerwy między jego odwiedzinami stawały się coraz dłuższe, a tłumaczenia, że jakiś 

niecier

piący zwłoki interes wymagał jego obecności, nie były już przekonywające. Wkrótce, gdy 

stało się jasne, że tym „interesem" był lady Esme Meldrum, złość i zazdrość markizy osiągnęły 
szczyt. Jeszcze nigdy w życiu nie darzyła nikogo taką nienawiścią, jak lady Esme. 

Godzinami  wpatrując  się  w  lustro  zastanawiała  się,  dlaczego  nie  zdołała  utrzymać 

hrabiego,  mimo  że  w  opinii  innych,  z  burzą  ciemnych  włosów,  błyszczącymi  oczami  i  szla-
chetnymi rysami,  była daleko bardziej  atrakcyjna  od swojej rywalki. W końcu  jednak musiała 
pogodzić się z faktem, że hrabia odszedł. Nie widziała go od miesiąca, aż do chwili, gdy dzisiaj 
znaleźli się wśród innych gości w zamku Alchester. 

background image

Sama  skarciła  siebie  w  duchu,  gdy  przed  kolacją  na  widok  hrabiego  wchodzącego  do 

salonu,  jej  serce  podskoczyło  i  poczuła,  że  jest  jej  ciężko  oddychać.  Była  zbyt  dumna,  by  się 
skarżyć, tak jak to czyniły inne kobiety po utracie hrabiego. Udawała, nawet jeśli nikt w to nie 
wierzył, że ona pierwsza zakończyła ten romans, ponieważ już jej nie bawił. 

Markiza  miała  wiele  wad,  ale  na  pewno  nie  była  typem  kobiety,  która  zdruzgotana 

przeciwnościami  losu  szlochałaby  i  lamentowała,  nawet  jeśli  utraciła  coś,  co  było  dla  niej 
najważniejsze w życiu. Przyrzekła sobie, że będzie walczyła, i nawet jeśli hrabia nie wróci do 

niej, znajdzie sposób na 

to, by pożałował tego, jak z nią postąpił. Prędzej czy później, myślała, 

odegra się także na Esme Meldrum i sprawi, by cierpiała tak, jak ona teraz. 

Być może wśród przodków markizy znalazł się jakiś gorącokrwisty Włoch lub Hiszpan, 

którzy dobrze wiedzieli co znaczy vendetta. 

Wszystkie  inne  kobiety  porzucone  przez  hrabiego  płakały  straciwszy  nadzieję,  ale  nie 

działały. Markiza zdecydowała, że będzie inna. 

—  Ukaram go — 

mówiła  do  swojego  odbicia  w  lustrze  —  nawet  jeśli  miałaby  to  być 

ostatnia rzecz, jaką uczynię w moim życiu. 

W  nocy  leżała  z  otwartymi  oczami  i  myślała  o  nieszczęściach  i  katastrofach,  które 

ściągnie na głowę hrabiego, aż pewnego dnia ten przypełznie do niej na kolanach błagając o 
litość. Fantazje te, choć na krótko, koiły ból po stracie, ból, który był jak otwarta rana w sercu. 

Teraz, gdy obserwowała go jak wszedł do salonu i witał się z księciem miała pewność, że 

z żadnym mężczyzną, który ją całował, nie czuła się tak dobrze, jak z nim. Gardziła sobą wierząc, 
że gdyby w tym momencie wyciągnął do niej ręce, bez wahania pobiegłaby do niego. Zamiast tego 

jednak, szty

wno  wyprostowana  i  cała  oficjalna  w  swej  pozie  odezwała  się  do  niego  gdy 

podszedł: 

— 

Dobry wieczór, Osmondzie, miło cię tu widzieć. 

— 

Chyba nie muszę ci mówić, że wyglądasz piękniej niż kiedykolwiek — odparł hrabia 

lekko... 

To  co  powiedział  brzmiało  szczerze,  ale  wyraz  jego  oczu  tylko  utwierdził  markizę  w 

przykrym przekonaniu, że hrabia nie jest już nią zainteresowany. Jej nienawiść wzmogła się. Z 
wysiłkiem, gdyż trudno jej było wydobyć z siebie głos, powiedziała: 

— 

George  cieszy  się  na  spotkanie  z  tobą,  ale  najpierw  poznaj  jego  bratanicę,  córkę 

zmar

łego brata Petera, która właśnie przyjechała, by zamieszkać z nami. 

Mówiąc  to  wskazała  na  stojącą  obok  niej  bardzo  młodą  i  schowaną  w  cieniu 

dziewczynę. 

—  Forello  — 

ciągnęła markiza — to jest hrabia Sherburn, właściciel  najświetniejszych 

background image

koni wyścigowach w Anglii, jak również słynny sportowiec. 

Ton głosu markizy sprawił, że charakterystyka ta zabrzmiała jak obelga. Hrabia doceniając 

jej sarkazm, skłonił się lekko w stronę bratanicy i przesunął w kierunku lady Esme, która stała po 

drugiej stronie pokoju. Spo

sób  w jaki podała  mu  rękę i  wyraz oczu, z jakim na niego patrzyła 

potwierdził tylko to, czego markiza była już pewna. 

Gdy odwróciła się, by z przesadną wylewnością przywitać się z innymi znanymi sobie 

gośćmi, pałała żądzą zemsty. 

Stojąc obok ciotki i bacznie obserwując Forella zastanawiała się, skąd pochodzi źródło tej 

złości. Podczas dziwnego życia jakie wiodła ze swoim ojcem, nauczyła się oceniać ludzi nie tylko 
po tym co mówią ale także wyczuwając wibracje pochodzące od nich. 

Zorientowała się szybko, gdy zjawiła się tydzień temu w domu swojego wuja na Park 

Lane,  że  jej  ciotka  nie  ucieszyła  się  z  tej  wizyty.  Markiza  sprzeciwiała  się  zamieszkaniu z 
bratanicą męża pod jednym dachem. 

Mimo,  że  nie  była  obecna  przy  kłótniach  toczących  się  na  temat jej osoby, doskonale 

zdawała sobie z nich sprawę. 

Od  momentu  przyjazdu  z  Włoch,  gdzie  w  czasie  epidemii  tyfusu  zmarł  jej  ojciec, 

wiedziała, że ciotka nie przyjmie jej życzliwie. 

— 

Czy  chcesz  mi  powiedzieć,  George  —  zapytała  markiza z niedowierzaniem —  że 

córka twojego brata, której nie 

widziałam w życiu na oczy, zamieszka razem z nami i że to ja będę 

musiała przedstawiać ją na Dworze i wprowadzić do towarzystwa? 

— Nie pozostaje nam nic innego do zrobienia Kathie — 

odpowiedział markiz krótko. — 

Teraz, po śmierci Petera, stałem się opiekunem tej dziewczyny, a ponieważ ona ma dziewiętnaście 
lat, powinna była zostać wprowadzona do towarzystwa już prawie rok temu. 

— 

Ależ to było niemożliwe, bo szalała po świecie ze swoim ekscentrycznym ojcem — 

odrzekła markiza ostro. 

— Wiem o tym — 

odparł markiz — dotąd jednak nie była to nasza sprawa, że Peter wiódł 

życie według własnego widzimisię. Teraz jednak my musimy zrobić to, co jest najwłaściwsze dla 

jego córki. 

— 

Ona z pewnością musi mieć jeszcze jakąś rodzinę, która chętnie przejęłaby opiekę nad 

nią, gdybyś im dobrze zapłacił. 

— 

Ich pozycja jest inna niż nasza — odparł markiz. — Uważam, że opieka nad nią jest 

moim obowiązkiem aż do chwili, gdy wyjdzie za mąż. 

Zapadła cisza, a po chwili markiza wybuchła: 

background image

— 

Więc tak naprawdę chodzi ci o to, żebym to ja znalazła dla niej męża! 

— Czemu nie? — 

zapytał markiz. — Masz mnóstwo znajomych, którzy plączą się tu, piją 

moje  wino  i  korzystają  z mojej gościnności. Na pewno któryś z nich nadawałby się na  męża 

mojej bratanicy! 

— Bratanicy bez posagu i bez 

obycia  towarzyskiego,  sądząc  po  sposobie  życia  jakie 

prowadził twój brat? — spytała urażona markiza. 

— 

Jest  piękną  dziewczyną—  odpowiedział  markiz  —  i  przypuszczam,  że  możesz 

zadbać o jej wygląd i nauczyć tego, co powinna wiedzieć. 

Jego  żona  nic  nie  odpowiedziała,  a  dopiero  po  chwili  on  dodał  już  bardziej 

pojednawczym tonem: 

— 

No,  Kathie,  przecież  nie  tak  dawno  temu  też  byłaś  młoda.  Nie  moglibyśmy  przecież 

zostawić tej dziewczyny w slamsach Neapolu bez nikogo, kto mógłby się nią zająć, poza starym 
sługą Petera, który podróżował razem z nimi przez wszystkie te lata. 

— 

Chyba nie masz zamiaru i jego tutaj sprowadzić? — zapytała markiza. 

— 

Nie, zamierzam dać mu odprawę — odpowiedział markiz. — Jest dobrym człowiekiem 

i podaruję mu domek na wsi. 

Po chwili ciszy jaka 

zapadła markiza spytała: 

— A dziewczyna? 

— 

Przyjedzie za trzy tygodnie. W drodze przez Francję towarzyszyć jej będzie siostra 

zakonna  i  kurier.  Uważałem  za  stosowne  dać  jej  trochę  czasu,  by  mogła  dojść  do  siebie  po 
śmierci ojca... Słowo „śmierć" zapaliło światełko w mroku tego wszystkiego, o co prosił ją mąż. 

 

— 

Jeśli  Forella  jest  w  żałobie,  nie  może  się  spodziewać,  że  będzie  uczestniczyła  w 

balach. Nikt nie chce widzieć małej, czarnej wrony na przyjęciach. 

— 

Tym nie musisz się martwić — odrzekł markiz. 

—  Czemu? 

—  Pon

ieważ  wiesz,  że  Peter  był  zawsze  niezwykły.  Otóż  zaznaczył  w  swoim 

testamencie, że nikt nie powinien być po nim w żałobie, czy też ubierać się na czarno. Życzył 

so

bie również, żeby pochować go bez żadnego zamieszania. Markiz zamilkł na chwilę, po czym 

dod

ał: 

— 

Mój brat napisał do mnie: „Wiodłem cholernie dobre życie i cieszyłem się każdą jego 

chwilą. Jeśli ktokolwiek zatęskni za mną, to mam nadzieję, że wypije szklankę szampana w imię 
mojej pamięci i będzie życzyć mi szczęścia, gdziekolwiek znajdowałbym się w przyszłości". 

Jego głos załamał się lekko po przytoczeniu słów brata, ale markiza tylko prychnęła: 

background image

— 

To brzmi dokładnie tak nonsensownie, jak tylko można się było spodziewać po twoim 

bracie,  ale  myślę,  że  w  znacznym  stopniu  ułatwi  mi  to  właściwe  zajęcie  się  jego  dzieckiem. 
Jednocześnie nie myśl, George, że będzie to dla mnie łatwe, bo wcale nie będzie. 

— 

Chcesz powiedzieć — odrzekł markiz — że nie za bardzo podoba ci się pomysł bycia 

opiekunką debiutantki i ponieważ nie jestem  głupcem, naprawdę  doceniam to. Najlepszą więc 
rzeczą jaką możesz zrobić, jest wydanie jej za mąż tak szybko, jak tylko się da. Wtedy oboje 
będziemy mieli ją z głowy. 

Zamilkł, zanim po chwili dodał: 

—  Dam jej trzysta gwinei rocznie, co powinno wszystko 

ułatwić,  a  poza  tym  możesz 

w

ydać na jej wyprawę tyle, ile zechcesz. 

Dopiero teraz spojrzenie markizy jakby trochę złagodniało. 

— 

To wyjątkowo hojnie, George. 

— 

Byłem dumny z Petera — powiedział markiz zamyślony — i, możesz mi wierzyć lub 

nie, często zazdrościłem mu. 

Nie  mówiąc  nic  więcej  wyszedł  z  pokoju,  podczas  gdy  markiza  patrzyła  za  nim 

zdumiona. Jak to możliwe żeby George, który miał wszystko: tytuł, bogactwo i pozycję zarówno 
na Dworze, jak i w towarzystwie, zazdrościł swojemu bratu? Nie widywała Petera zbyt często i nie 
darzyła sympatią, czego powodem było głównie to, że go po prostu nie rozumiała. 

Peter  był  trzecim  z  kolei  potomkiem  poprzedniego  markiza,  a  tym  samym  nie  miał 

najmniejszej szansy na dziedzi

czenie tytułu. W czasie, gdy George ożenił się i miał syna, Peter 

zaczął  wieść  życie  zupełnie  inne  niż  reszta  rodziny.  Było  tradycją,  że  młodsi  synowie 

otrzymywali niewiele, pod

czas gdy wszystkie pieniądze i dobra przypadały dziedzicowi. Wiedząc, 

że  nie  mógłby  prowadzić  życia  towarzyskiego,  które  interesowało  i  bawiło  jego  dwóch braci, 
postanowił wyruszyć na podbój świata. Niezadługo wydał swój mały kapitał i musiał polegać na 
pensji, którą otrzymywał co sześć miesięcy od prawników rodziny. Było to jednak wystarczająco 
dużo, by mógł podróżować a także ożenić i być szczęśliwym z żoną, której podobał się ten sam 
dziwny  styl  życia.  Ich  jedyne  dziecko,  Forella,  przemierzyła  pustynie  na  grzbiecie  wielbłąda 
zanim jeszcze zaczęła chodzić. Dotarła z rodzicami do tylu dziwnych i ciekawych miejsc, gdzie 

angielska 

kobieta  i  mężczyzna  byli  rzadkością  i  gdzie  tubylcy  przyglądali  im  się  z  lękiem. 

Czasami  żona  nakłaniała  Petera,  by  napisał  do  Królewskiego  Towarzystwa  Geograficznego  o 

swo

ich podróżach i niezwykłych rzeczach jakie oglądał. Ale zazwyczaj, choć wspominał nawet o 

książce,  jego czynny tryb życia  pochłaniał  go  bez  reszty,  i  brakowało  stale  czasu  by  usiąść  i 
przelać wspomnienia na papier. 

— 

Zrobię to, kiedy będę już stary — mówił śmiejąc się, a potem znów jechali w jakieś 

background image

inne miejsce, które Peter uznał za ekscytujące i warte odwiedzenia. 

Życie  Forelli  było  kalejdoskopem  barw,  nowych  ludzi,  dziwnych zwyczajów i tak jak 

ojciec  uwielbiała  podróże.  Dopiero  po  śmierci  matki  zdała  sobie  sprawę,  że  teraz  ona  jest 
odpowiedzialna za ojca i musi dbać o niego, ponieważ było jasne, że on nie był w stanie dbać o 
nią. Nigdy w swoim życiu Peter Claydon nie martwił się o dzień następny. Podporządkował je 
pewnej  filozoficznej  sentencji:  „Ciesz  się  dniem  dzisiejszym, bo nie wiadomo, czy jutrzejszy 

nadejdzie". 

Dopadło  go,  gdy  z  braku  pieniędzy  musieli  zatrzymać  się  w prawdziwych slamsach 

Neapolu. Co prawda ostrzegano 

ich, że było kilka przypadków tyfusu w mieście, ale on śmiał się: 

— Jestem niezniszczalny — 

chwalił się, a w tydzień później już nie żył. 

To Jackson, sługa Petera, miał na tyle rozsądku, by napisać do markiza. Forella nie była 

zadowolona, gdy dowie

działa się o tym. 

— 

Czemu  to  zrobiłeś? —  spytała.  —  Wuj George nie interesował  się  nami  przez  lata. 

Czemu miałby martwić się teraz? 

— 

Ktoś musi zatroszczyć się o panienkę, Forello — odparł Jackson. 

— 

Dlaczegóż to? 

— 

Dlatego, że teraz, gdy ojciec panienki nie żyje, Bóg niech świeci nad jego duszą, Jego 

Wysokość jest jedynym opiekunem panienki i on musi coś postanowić. 

Forella spojrzała smutnym wzrokiem na kościstego, małego człowieka. 

— Co prze

z to rozumiesz? Ja wcale nie chcę, żeby ktokolwiek się mną opiekował. 

— 

Niech panienka posłucha — powiedział Jackson — teraz, kiedy mistrza nie ma już z 

nami, musimy robić to, co jest dobre i właściwe, i czego matka, ta cudowna kobieta, pragnęłaby 

dla panie

nki, gdyby żyła. 

— Nie wiem, o czym mówisz — 

odrzekła Forella, ale wiedziała jednak i przerażało 

jato. 

Jak można się było tego spodziewać, dwa tygodnie później w odpowiedzi na list Jacksona 

markiz zjawił się w Neapolu. Ponieważ przypominał jej z wyglądu tatę i był przy tym bardzo 
wyrozumiały, Forella rozpłakała się po raz pierwszy od śmierci ojca. 

— Brakuje mi go, wuju George — 

powiedziała przez łzy. — Było z nim tak wesoło i 

dobrze, a już na pewno nigdy więcej tak nie będzie. 

— Wiem, moja droga — 

odparł  markiz  —  ale teraz musisz  zacząć  nowe  życie,  a  to 

oznacza wyjazd ze mną do Anglii. 

— O nie! — 

Forella krzyknęła mimochodem. 

background image

— 

Nie podoba ci się ten pomysł? 

— 

Przeraża — wyjaśniła. — Tata zwykł śmiać się i opowiadać, jacy ty i ciocia Kathie 

jesteście mądrzy. 

Zamilkła na chwilę, zanim zaczęła mówić dalej: 

— 

Czasem czytaliśmy o was w starych gazetach, gdzieś w Singapurze czy Hongkongu i 

tata wtedy mówił: „Widzisz Forello, mój brat George panuje nad nimi wszystkimi, a ja jestem z 
niego dumny, bardzo dumny. Ale dzięki Bogu, że nie muszę prowadzić takiego życia jak on, 
nawet jeśli jest kimś tak ważnym". 

Markiz roześmiał się. 

— 

Zupełnie jakbym słyszał Petera. On zawsze uważał towarzystwo za żart. 

Po chwili Forella odezwała się cichym, proszącym głosikiem: 

— 

Błagam, wuju George... czy mogłabym... zostać tu... z Jacksonem? 

Markiz wziął ją za rękę i powiedział: 

— 

Posłuchaj mnie, Forello, Jackson to niewątpliwie bardzo miły staruszek, podczas gdy ty 

jesteś młoda, bardzo młoda i masz jeszcze całe życie przed sobą. 

Uścisk jego dłoni był pocieszający, gdy mówił dalej: - Teraz musisz zostać damą w 

pełnym tego słowa znaczeniu. Tak będzie dla ciebie najlepiej i wierzę, że twój ojciec myślałby 

tak samo. 

Forella  nie  mogła  znaleźć  argumentów,  by  temu  zaprzeczyć,  gdyż  miała  niejasne 

prz

eczucie,  że  jednak  była  to  prawda.  Pamiętała  jak  podczas  jakiejś  kolejnej  wyprawy  matka 

powiedziała: 

— 

Kiedy Forella będzie miała osiemnaście lat, wrócimy do Anglii kochanie, by dać jej 

szansę cieszyć się tym wszystkim co ty porzuciłeś, a czego ja nigdy nie pragnęłam. 

Słuchając  tego  Forella  była  pewna,  że  ojciec  sprzeciwi  się  gwałtownie,  ale  on  tylko 

odpowiedział: 

— 

Czy rzeczywiście wyobrażasz sobie nas w Pałacu Buckingham wyelegantowanych w te 

sztywne stroje i Forellę w śmiesznych piórach na głowie, próbującą dygać bez potykania się o 

swój tren. 

— 

Tak, mogę — odpowiedziała stanowczo jego żona. 

Po krótkiej chwili ojciec dodał: 

— 

Tak czy owak, jeśli już będę musiał znosić te niewygody, z pewnością dużo gorsze od 

obecnych, przynajmniej 

będą mi towarzyszyły dwie najpiękniejsze kobiety przy wejściu do Sali 

Tronowej.  

background image

Forella nigdy więcej nie myślała o tej rozmowie, aż do dziś. Nie dyskutowała dłużej z 

markizem. 

On zaś zorganizował dla niej i Jacksona eskortę do Londynu, zaraz po tym jak przejdą 

kwarantannę, nałożoną od czasu epidemii tyfusu na mieszkańców Neapolu. 

Trzy tygodnie później zjawiła się na Park Lane, lecz gdy ujrzała swoją ciotkę natychmiast 

wyczuła,  że  nie  była  tu  mile  widziana.  Mimo  to,  markiza  zrobiła  wszystko  czego  od  niej 
oczekiwano, i chociaż Forella nie była tego świadoma, ciotka wzięła sobie do serca sugestie męża, 
by wydać dziewczynę  jak  najszybciej  za  mąż.  Wybrała  się  z  Forella  do  najlepszych sklepów, 
gdzie kupiła dla niej eleganckie suknie i rękawiczki. Jej włosy zostały ostrzyżone i uczesane przez 

naj

lepszych i najdroższych fryzjerów w Londynie, a wszystko, co przywiozła ze sobą z Włoch, 

zostało wyrzucone lub spalone. 

„Nie  jestem  już  sobą—  myślała  Forella  dziesiątki  razy  —  ale  kukłą,  której  sznurki 

pociąga ciotka Kathie i to sprawia, że nie myślę już sama i nie mogę powiedzieć niczego, co nie 
byłoby wcześniej przez nią zaaprobowane". 

Jej wykształcenie było bardzo kosmopolityczne. Nauczyła się w różnych częściach świata 

dwunastu języków, umiała szybko liczyć i gotować lepiej, niż większość kucharzy. Teraz ciotka 
skoncentrowała  się  na  lekcjach  tańca.  Nauczyciel  dobrych  manier  przychodził  codziennie,  by 
uczyć Forellę jak wchodzi się do pokoju, jak używa wachlarza, i jak należy dygać i podawać rękę. 
Umiała  już  siadać  tak,  żeby  nie  pokazywać  kostek  i  aby  czubek  buta  był  jak  najmniej 

widoczny. 

W  rzeczywistości  nauczyła  się  wielu  tańców  na  Wschodzie,  chcąc  sprawić 

przyjemność swemu ojcu. Nauczyciel uważał ją za uczennicę nadzwyczaj pojętną pełną wdzięku 
i giętkości, które to cechy wyróżniały ją spośród innych, często niezdarnych panienek. 

— 

Czy mogę ci pokazać jak Japończycy witają swoich gości? — pytała Forella. —A tak 

robią to mieszkańcy Wysp Mórz Południowych. 

Najpierw  nauczyciel  cofał  się,  niby  ze  strachu,  a  potem  śmiali  się  oboje  na  głos. 

Markiza wchodziła wówczas do pokoju, by sprawdzić czemu robią tyle hałasu. 

Kiedy nadszedł dzień, gdy była już gotowa by uczestniczyć w swoim pierwszym w życiu 

balu, Forella czuła jakby została przemieniona z ostrego i surowego kamienia w wygładzony i 

w

ypolerowany klejnot, tak samo twardy, myślała sobie, jak i nieciekawy. 

Gdy pozwolono jej wreszcie poznać niektórych znajomych ciotki, odkryła, że najlepsze co 

mogła  robić,  to  milczeć.  Szybko  zresztą  zdała  sobie  sprawę,  że  oni  w  ogóle  nie  byli  nią 

zainteresowani. 

Stosunek ciotki do niej odkąd zamieszkała na Park Lane nie zmienił się nawet odrobinę, 

więc Forella schodziła jej z drogi gdy tylko mogła. Wuj natomiast był zawsze miły i często, 
gdy wracał do domu z Izby Lordów, wślizgiwała się do jego pokoju, gdzie odpoczywał i czytał 

background image

gazetę. Lubiła z nim porozmawiać. Ku jej zdziwieniu on rzeczywiście interesował się podróżami 
jej ojca. Prosił nawet, by opowiedziała mu o wyprawie ojca do źródeł Nilu i wytłumaczyła, w jaki 
sposób dawali sobie radę w Sudanie z różnymi, rzekomo agresywnymi, plemionami. 

— Raz czy dwa — 

mówiła Forella z uśmiechem — mama myślała, że wybiła nasza ostatnia 

godzina, ale tata umiał postępować z tymi ludźmi i znał ich język, co całkiem zmieniało naszą 
sytuację. 

— 

Ciekawe skąd on miał ten dar? — zastanawiał się markiz. — Ja nie opanowałem nawet 

francuskiego. Te żabojady mówią zbyt szybko, bym z tego potoku mowy zrozumiał choć słowo. 

Forella śmiała się. 

— 

Tata zawsze umiał sobie poradzić, a mama uważała, że wszystkie języki są tak samo 

łatwe jak jej własny. 

— 

Oczywiście — zgodził się markiz — ale ona była cudzoziemką. 

Chciał, by zabrzmiało to łagodnie, jakby nie stanowiło żadnego problemu. Ciotka dała 

jej natomiast jasno do zro

zumienia, że narodowość matki Forelli powinna być zapomniana, jeśli 

dzi

ewczyna ma odnieść sukces w towarzystwie. 

— 

Cudzoziemcy, chyba że są to Francuzi lub członkowie rodzin królewskich, nie są tak 

naprawdę  akceptowani  —  mówiła  wyniosłym  tonem.  —  Oczywiście,  królowie  i  książęta  to 
zupełnie co innego. Tym samym musimy ci znaleźć angielskiego męża i zapomnieć, że niestety 
nie jesteś w pełni Angielką. 

Nie było sensu wdawać się w dyskusję, więc Forella tylko potulnie odpowiedziała: 

— Tak, ciociu Kathie. 

— 

Nie ma potrzeby wnikać w szczegóły. Jesteś bratanicą swojego wuja i to jest twoim 

głównym  atutem,  z  tym,  że  niestety  nie  masz  zbyt  dużo  pieniędzy.  Trzeba  jak  najbardziej 
wykorzystać fakt, że pochodzisz z Claydonów, a nikt nie może zaprzeczyć, że jest to jedna z 

najbardziej arystokratycznych rodzin w kraju. 

Forella próbowała nie myśleć o tym, jak jej ojciec zwykł śmiać się ze snobów i tych, 

którzy wspinali się po stopniach drabiny społecznej, więc odparła tylko: 

— Tak, ciociu Kathie. 

Nie  była  świadoma  faktu,  że  dla  większości  gości  stanowiło  wielką  niespodziankę 

ujrzeć tak młodą osobę na przyjęciu wydawanym przez księcia Janosa. Było bowiem regułą, 
że spotykali się u niego wybrani przyjaciele, mniej więcej w jego wieku. Kobiety mogły być 
odrobinę młodsze, ale zawsze zamężne. Miały przeważnie te same zainteresowania, bawiły je 

te 

same żarty i obracały się w tych samych kręgach co reszta, nie trzeba więc było wysilać się 

background image

na wyszukane uprzejmości. Wyjątkiem na przyjęciach u księcia była zawsze obecność jakiejś 

starszej kobiety, 

która pełniła rolę gospodyni i zajmowała miejsce jego żony. 

Tym  razem  była  to  lady  Roehampton.  Cieszyła  się  sympatią  znała  wszystkie  intrygi  i 

orientowała się kto kogo lubi i kto z kim się nie znosi. Takiej właśnie wiedzy oczekiwano od 

dobrej gospodyni. 

Lady Roehampton była zbulwersowana, gdy książę poinformował ją, iż markiz pytał o 

zgodę na przyprowadzenie swojej bratanicy. 

— 

Młodą dziewczynę? Ależ to absurdalny pomysł! 

— Wiem o tym — 

odrzekł  książę  —  ale  nie  mogłem  odmówić  Claydonowi  po  tym 

wszystkim, co dla mnie zrobił. Jeśli dobrze pamiętasz, to właśnie George wprowadził mnie do 
White's Club, kiedy po raz pierwszy przyjechałem do Anglii i to on był moim sponsorem, gdy 
chciałem przyłączyć się do Klubu Jeździeckiego. Mam wobec niego dług wdzięczności, a to jest 
dobry sposób, by go spłacić. 

— Rozumiem, ale przec

ież to młoda dziewczyna! Co mam z nią na Boga począć? 

— 

Z tego, co mówił George, zrozumiałem, że ona dopiero co przyjechała z zagranicy i nic 

nie wie o Anglii. Nie po

winniśmy sobie zawracać nią głowy. 

Książę roześmiał się, po czym dodał: 

— Moim zdaniem, b

ędzie ona zdziwiona i zarazem zaskoczona tym wszystkim, i to co 

zobaczy i pozna uzna za 

coś absolutnie niezrozumiałego, tak jak jestem pewny i ty uznałaś będąc 

w jej wieku. 

— 

To było tak dawno temu, że nie pamiętam — odrzekła lady Roehampton i położyła mu 

rękę na ramieniu: 

— 

Masz  całkowitą  rację  Janos,  nie  mogłeś  Georgowi  tego  odmówić,  ale  założę  się,  że 

Kathie jest wściekła, iż musi ciągnąć ze sobą tę młodą dziewczynę. 

— 

W takim razie współczuję temu dziecku — odparł książę. 

— 

Zapewne  słyszałeś  —  lady Roehampton ciągnęła  dalej  —  że  Kathie  straciła 

Osmonda? 

— 

Chcesz powiedzieć, że ich romans się skończył? 

— 

Oczywiście, jakieś trzy tygodnie temu, zaraz po tym jak wyjechałeś do Paryża. Doszły 

mnie słuchy, choć mogę się mylić, że aktualnie zajęty jest Esme Meldrum. 

— Dobry 

Boże! — zawołał książę. — I oni wszyscy mają przyjechać w ten weekend! 

Powinnaś była mnie uprzedzić. 

Lady Roehamptom rozłożyła ręce w znaczącym geście. 

— 

Czym się przejmujesz? Przecież muszą prędzej czy później spotkać się, natomiast 

background image

innym da to dobry pretekst do rozmowy. 

Książę westchnął. 

— 

Mam  nadzieję,  że  się  nie  mylisz,  ale  chętnie  poprosiłbym Esme Meldrum, by 

przyjechała tu innym razem. 

— 

Myślę, że byłoby to bardzo niegrzeczne — odparła lady Roehampton — a poza tym 

nie jestem pewna, czy rze

czywiście jest coś między Esme i Osmondem. 

Zmarszczyła brwi i mówiła dalej: 

— To na 

razie szepty, ale podejrzewam, że Osmond zwróci uwagę na Esme, i wtedy na 

pewno nie będzie mógł się oprzeć jej urodzie i wdziękowi. 

— Nieodpartemu — 

dodał książę. 

Lady Roehampton spojrzała na niego surowo. 

— 

Co to znaczy... co chcesz przez to powiedzieć Janos? 

— Nie, nic — 

odparł  książę  —  to by tylko jeszcze bardziej  pogmatwało  i  tak  już 

skomplikowane sprawy. 

Uśmiech gościł na jego twarzy, gdy opuszczał pokój i patrząc za nim lady Roehampton 

z

astanawiała się, czy kiedykolwiek jakaś kobieta usidli serce Janosa Kovaca. 

Pomimo że znała go całkiem nieźle, pozostawał dla niej zagadką. 

background image

Rozdział 2 

 

Gdy 

tylko panowie dołączyli do pań, hrabia wcale nie siląc się na dyskrecję przesunął się 

w  stronę  Esme Meldrum. Obserwując  ją,  gdy  tak  stała  naprzeciw  niego  na  tle  egzotycznych 
kwiatów i patrzyła mimochodem na ostatnie promienie zachodzącego słońca pomyślał, że jest 
bardzo piękna. 

U  księcia,  w  przeciwieństwie  do  innych  gospodarzy,  nie  zasłaniano  zasłon, dopóki 

rzeczywiście  nie  zapadła  noc.  Świece  paliły  się  w  kandelabrach,  a  ich  blask  odbijał  się  w 
diamentach  na  szyi  Esme.  Dla  hrabiego  ten  blask  nie  był  jednak  tak  silny,  jak  światło  w  jej 
oczach.  Mając  duże  doświadczenie  w  obcowaniu  z  kobietami  doskonale  wiedział,  że  w  jej 
ciepłym  uśmiechu  było  niezaprzeczalne  zaproszenie.  Stał  przez  chwilę  patrząc  na  nią  w 
milczeniu, lecz żeby zbytnio go nie przedłużać powiedział zaraz: 

— 

Chyba  obydwoje  wiemy,  że  choć  patrzysz  na  zachód  słońca,  jest  on  dla  nas 

preludium 

świtu. 

— 

Czy jesteś pewien, że tego... właśnie chcesz? — spytała. 

— 

Ponieważ jest to zupełnie niepotrzebne pytanie, odpowiem na nie później — odparł, a 

po chwili zapytał: 

— 

W którym pokoju będziesz spała? 

Spojrzała na niego dając jasno do zrozumienia, że pragnie go tak samo mocno jak on jej. 

Pomyślał,  że  to  dar  niebios,  iż  Richard  Meldrum  miał  przyjechać  dopiero  nazajutrz.  Szybko, 
zanim zdążyła odpowiedzieć, zaproponował: 

— 

Ponieważ jest tu bardzo dużo pokoi, lepiej weźmy przykład z Księcia Walii. 

Obydwoje wie

dzieli, że gdy książę starał się o względy ładnej dziewczyny w domu 

którego  nie  znał,  proponował  zawsze,  by  zaznaczyła  swoją  sypialnię  stawiając  różę  przed 

drzwiami. 

— 

Masz całkowitą rację — zgodziła się Esme — nie chciałabym absolutnie, żebyś się 

zgubił. 

Po  sposobie  w  jaki  wypowiedziała  te  słowa,  hrabia  wiedział  już  wszystko  co  chciał 

wiedzieć i pomyślał, że teraz rozsądnie byłoby odejść od niej. Mógłby przyłączyć się np. do 
kilku  innych  mężczyzn,  lub  zaszczycić  swoją  uwagą  wiele innych kobiet. Ale ponieważ  był 
zepsuty i zawsze robił to na co miał ochotę, zdecydował, że w tym momencie istnieje tylko jedna 
osoba z którą chciałby rozmawiać i pozostał tam gdzie był. 

background image

Książę Janos wskazał gościom stolik do kart przygotowany dla nich w sąsiednim pokoju i 

rozej

rzał  się,  żeby  sprawdzić,  czy  kogoś  nie  przeoczył.  Wtedy  to  spostrzegł  markizę  stojącą 

obok  kominka.  Podążając  w  jej  stronę  zauważył,  że  ona  wcale  nie patrzy na niego, lecz 
obserwuje  dwoje  ludzi  rozmawiających  ze  sobą  przy  oknie.  Wściekłość  malująca  się  w  jej 
oczach była tak wyraźna, że książę nie musiał zgadywać powodu. Zamiast tego podszedł do niej 
z wdziękiem i biorąc ją za ręką powiedział: 

— 

Nie muszę ci chyba mówić Kathie, że jesteś tu najpiękniejszą kobietą i że za każdym 

razem gdy cię widzę jestem przekonany, że stajesz się coraz piękniejsza. 

Na  chwilę  oczy  markizy  rozszerzyły  się  ze  zdumienia.  Książę  zawsze  był  dla  niej 

uprzejmy,  była  mu  bardzo  wdzięczna  za  to,  że  tak  często  zapraszał  ją  i  Georga  na  swoje 
przyjęcia. Jednak nigdy jej nie wyróżniał i ani przez chwilę nie pomyślała, że mógłby zostać jej 

kochankiem. Nie prze

gapiłaby oczywiście najmniejszej choćby szansy na to, gdyż zawładnięcie 

sercem księcia Janosa Kovaca byłoby powodem do chwały dla każdej kobiety. Przemknęło jej 

nawet 

przez  myśl,  że  jeśli  rzeczywiście  uważa  ją  za  atrakcyjną,  byłby  na  pewno  bardzo 

odpowiednim następcą hrabiego. Przymknęła oczy i spojrzała na niego tajemniczo. Wypróbowała 
to już na innych mężczyznach i zawsze działało. 

— 

Drogi  Janos,  jesteś  zawsze  tak  miły.  Chciałabym wierzyć,  że  to  co  mówisz  jest 

prawdą. 

— 

Jak możesz w to wątpić — spytał książę i dodał — Kathie, właśnie kupiłem obraz i 

chciałbym zasięgnąć twojej opinii. Myślę, że spodoba ci się, bo w pewien sposób przypomina 

ciebie. 

Nie czekając na odpowiedź, książę wyprowadził markizę z salonu i poszli przez hall do 

pięknej bawialni, gdzie obraz o którym mówił wisiał nad kominkiem. Był to portret nieznanej 
weneckiej  kobiety.  Namalowano  go  w  początkach  XVIII  wieku.  Kobieta  była  piękna,  a  w 
ciemnych  włosach  i oczach  modelki  markiza  zauważyła  niewątpliwe  podobieństwo do siebie 
samej. Wygięła szyję w sposób, który wiedziała że podkreślał jej piękną linię i będąc świadoma, 
że książę na nią patrzy powiedziała: 

— 

Dziękuję Janos. Pochlebiasz mi. 

— 

Jak mógłbym  to  robić  —  spytał  książę  —  kiedy wiesz dobrze,  że  jesteś  pięknością 

każdego  balu  w  jakim  bierzesz  udział.  Zauważyłem,  że  nie  było  nikogo,  kto  by  dorównał  ci 
tamtego wieczoru w Marlbolugh House i słyszałem, że książę Albert mówił to samo. 

— 

Powinnam udawać zawstydzoną? — spytała markiza— Czy też poprosić byś mówił 

dalej? 

— 

Uczyniłbym to bardzo chętnie — odparł książę — ale przedtem muszę zająć się moimi 

background image

gośćmi. Niemniej, Kathie, mamy cały weekend przed sobą. 

Delikatnie ujął jej dłoń i pocałował. W wykonaniu takiego mistrza jak książę, był to gest 

pełen wdzięku i zmysłowości. To sprawiło, że markiza wstrzymała oddech i gdy zmierzali w 
stronę drzwi trzymając się za ręce, uśmiechała się i wyglądała zupełnie inaczej niż wcześniej w 
salonie.  Książę  odprowadził  ją  do  stolika  baccarata.  Inni  goście  już  go  oczekiwali.  Posadził 
markizę po swojej prawej stronie mówiąc: 

— 

Czuję, że przyniesiesz mi szczęście, więc dzisiaj będziemy grać razem. 

Markiza była zachwycona. Tym razem on pokryje jej straty, podczas gdy każda następna 

wygrana 

należeć będzie do niej. Jakkolwiek nie byliby bogaci członkowie towarzystwa, nigdy 

nie  odmówili  sobie  możliwości  wzbogacenia  się  jeszcze  bardziej. Markiza zaczynając  grać, 
planowała  już  kupno  sobolowej  etoli,  którą  pragnęła  mieć,  a  której  George  odmówił  jej 
uważając za zbyt drogą. Ponieważ książę był bardzo bogaty i większość jego gości również, 

stawki przy 

stole baccarata były wysokie. Jak na świetnego gospodarza przystało, książę Janos 

potrafił tak wszystkich usadzić, żeby ci, których nie stać było na przegrane, znaleźli się przy stoli-
ku brydżowym, nie czując się tym absolutnie urażeni. 

Po pewnym czasie markiza znów powróciła myślami do hrabiego i Esme Meldrum. Stos 

żetonów przed nią był już pokaźny. Dopiero gdy przy ostatnim rozdaniu przegrała, pomyślała, 
że  może  szczęście  odwróciło  się  od  niej  i  że  byłoby  rozsądnie  odejść  z  ciągle  jeszcze  dużą 
wygraną. Książę jakby domyślił się tego i powiedział: 

— 

Jestem  pewien,  że  masz  ochotę  na  kieliszek  szampana.  Może  pójdziemy  na 

szklaneczkę, zanim zaczniemy nową partię? 

— 

Byłoby cudownie — odpowiedziała markiza. Podnieśli się od stołu, a jeden z 

gości zapytał: 

— Chyba nas nie opuszczasz Kovac? 

— 

Nie, oczywiście, że nie — odparł książę. — Rozprostujemy tylko nogi i ugasimy 

pragnienie. 

— 

Być może będziesz mógł wznieść toast za siebie samego — padła odpowiedź — ale 

spiesz się, mam zamiar się odegrać. 

— 

Będziesz miał okazję — odparł książę rozbawiony. 

Udał  się  z  markizą  w  stronę  drzwi  prowadzących  do  salonu,  a  gd y  już  tam  weszli 

zauważył, że na samym końcu siedzi hrabia z Esme Meldrum i rozmawia z nią cicho. W pokoju 
były jeszcze jakieś inne dwie osoby i markiza spostrzegła ze zdumieniem, że to jej mąż i Forella. 
Rozmawiali  z  ożywieniem,  i  gdy  książę  z  markizą  podchodzili  do  nich,  Forella  śmiała  się 

background image

spontanicznie dźwięcznym śmiechem. Wyglądała uroczo, a markiza znów uświadomiwszy sobie 

jak bar

dzo  hrabia  zainteresowany  był  jej  rywalką  poczuła,  że  musi  na  kimś  odreagować. 

Zatrzymała się obok męża i odezwała się do Forelli: 

— 

Mam  nadzieję,  że  zdajesz  sobie  sprawę  iż  powinnaś  już  spać  i  nie  przeszkadzać 

biednemu wujowi, który z pew

nością bardzo tęskni za stolikiem karcianym. 

— 

I  tu  się  mylisz  —  rzekł  markiz,  zanim  jego  bratanica  zdążyła  coś  powiedzieć.  — 

Prowadzimy z Forellą bardzo interesującą rozmowę i bawimy się doskonale. 

— 

Miło to słyszeć — odparła markiza, nie słuchając jednak dokładnie tego, co mówi jej 

mąż, ponieważ kątem oka obserwowała hrabiego stojącego po drugiej stronie pokoju. 

Książę nadszedł od bocznego stolika, gdzie napełnił dwa kieliszki szampana. Podając jej 

jeden spytał: 

— 

Może tobie George zrobić drinka? 

— 

Nie, dziękuję — odrzekł markiz. — Zrobię sobie sam. Przyznam, że twoje wina podane 

do kolacji były wyśmienite. 

— 

Miałem nadzieję, że będą wam smakowały. 

Markiza  zauważyła,  że  Forella  stoi  przy  swoim  wuju  czekając,  by  mogła  powiedzieć 

dobranoc.  Specjalnie  więc  odwróciła  się,  by  rozmawiać  z  księciem.  Jednak  i  tak  usłyszała  jak 

Forella mówi: 

— 

Dziękuję  wuju  George,  że  byłeś  tak  miły.  Bawiłam  się  tego  wieczoru  lepiej  niż 

potrafię to wyrazić. 

Pocałowała  go  w  policzek,  a  potem  chcąc  uciec  przed  krytyką  ciotki,  w  pośpiechu 

skierowała się w stronę drzwi. Markiza pomyślała, że im szybciej wyda tę dziewczynę za mąż 
tym lepiej, i to właśnie wtedy przyszedł jej niespodziewanie do głowy pewien pomysł. 

Kiedy 

Forella  znalazła  się  w  hallu,  przestała  się  spieszyć.  Wchodząc  powoli  po 

wspaniale rzeźbionych schodach myślała o tym, że zamek był jedną z najświetniejszych budow-
li, jakie widziała, a już na pewno największą z tych, w jakich mieszkała. Stwierdziła, że bez 
względu na to co inni mieli zamiar robić nazajutrz, ona znajdzie kogoś kto oprowadzi ją po 
zamku i pokaże obrazy. Jej matka bardzo interesowała się sztuką i Forella odwiedzała muzea za 
każdym razem, gdy znaleźli się w mieście, które je posiadało. To ona nauczyła ją rozumieć i 
doceniać prawdziwe piękno. 

„Piękno  jest  wszędzie,  kochanie  —  powiedziała  kiedyś  —  nie  musisz  mieć  go  na 

własność, wystarczy, że będziesz je miała w myślach i wtedy bez względu na to, czy będziesz 
bogata czy biedna, ono będzie twoje na zawsze". 

background image

Fore

lla nie zapominała o tym. Teraz idąc korytarzem, w którym stały wspaniałe meble, a na 

ścianach  wisiały  rzeźbione  lustra  i  obrazy  pędzli  wielkich  mistrzów,  mówiła  sobie,  że  to 

wszystko jest jej. 

„Następnym  razem,  gdy  będę  spała  w  namiocie  na  pustyni, pomyślała,  albo  w  ciasnej 

kajucie  małego  zatęchłego  parowca,  wyczaruję  sobie  to  wszystko  co  teraz  widzę".  Potem 
przypomniała  sobie  z  bólem  serca,  że  to  koniec  z  podróżami  w nieznane, koniec z trudami i 
przygodami, które były zawsze ekscytujące. W zamian za to, będzie wiodła życie towarzyskie z 
ciotką i wujem, życie, które czasem uważała za nudne, innym znów razem za niezrozumiałe: 

„Oni jedzą i mówią, mówią i jedzą i tak biegnie dzień po dniu, pomyślała, nic dziwnego, 

że mężczyźni tyją a kobiety stają się fałszywe". 

Była bardzo inteligentną dziewczyną i szybko zorientowała się, jak dwulicowi bywają 

goście i przyjaciele ciotki, i jakie gierki prowadzi ona sama. Forella nie rozumiała ich żartów, a 
wszystkie insynuacje puszczała mimo uszu. Jednocześnie miała uczucie, że wszystko wokół niej 

jest marne, 

nieważne i ulotne. Tęskniła do rozmów ze swoim ojcem o zwyczajach Berberów, 

znaczeniu Mekki dla muzułmanów, czy planowania z nim wyprawy, która zawiodłaby ich na te-
rytoria, gdzie dotarło zaledwie kilku Europejczyków. 

„Och tato, zapłakała z głębi serca, dlaczego musiałeś mnie tak zostawić?" 
W sypialni czekała na nią pokojówka, by pomóc się jej rozebrać. To był ten luksus, na 

który nie zgodziła się w domu wuja na Park Lane i powiedziała szybko: 

— Przepraszam, powinnam 

była powiedzieć, żebyś nie czekała na mnie. 

— 

To mój obowiązek, panienko — odpowiedziała pokojówka. 

— 

Czy nie jesteś zbyt zmęczona? — zapytała Forella ciekawie. 

— 

Czasem mam szansę, panienko, położyć się po południu. To tylko w weekendy dom 

jest tak wypełniony ludźmi i musimy być na nogach do późna. 

Nie czekała, aż Forella się odezwie tylko mówiła dalej: 

— 

Panienka wróciła wcześnie. Reszta gości będzie się bawić do godzin rannych. 

Kiedy  pokojówka  wieszała  jej  suknie  w  garderobie,  ona  przeszła  przez  pokój  do 

we

wnętrznych drzwi łączących jej pokój z pokojem ciotki, żeby sprawdzić, czy są dobrze za-

mknięte. Gdy już to zrobiła pomyślała z uśmiechem, że jeśli ciotka znalazłaby najmniejszy nawet 

powód do narzekania, 

że np. przeszkadzało jej chrapanie lub odgłosy dochodzące z pokoju, nie 

zawaha się by ją obwiniać i rugać przez cały poranek. 

Sypialnia  Forelli  była  ogromna  i  miała  wielkie  łóżko  z  udrapowanym jedwabnym 

baldachimem, robiącym niewątpliwie duże wrażenie. 

— 

Widzę, że masz pokój obok wuja i mnie — powiedziała markiza, gdy przyjechali. — 

background image

Myślę, że to bardzo rozważnie ze strony lady Roehampton, gdyż zwykle młode dziewczyny są 

umieszczone w pojedynczych pokojach w drugiej 

części zamku. 

Sposób w jaki to powiedziała, zabrzmiał raczej jak wymówka niż uznanie. Markiza dała 

jej jasno do zrozumienia, że obecność takiej młodej dziewczyny jak ona, była bardzo niezwykła 
na przyjęciu ludzi starszych. 

— 

Jeśli chodzi o księcia Janosa — dodała — nie słyszałam, żeby zaprosił kiedykolwiek 

kogoś tak młodego. 

Forella  milczała,  ponieważ  nie  przyszło  jej  do  głowy  nic,  co  mogłaby  na  to 

odpowiedzieć. 

— 

Mam  nadzieję,  że  rozumiesz  jakie  spotkało  cię  szczęście  —  zakończyła  ciotka 

twardym głosem, jakim zwykle zwracała się do niej. 

— 

Jestem naprawdę bardzo wdzięczna, ciociu Kathie. 

— 

Powinnaś być! Pomyśl o poniesionych na ciebie wydatkach. Bóg raczy wiedzieć, co 

powie twój wuj, kiedy zobaczy rachunki. 

Forella  słyszała  tę  uwagę  tak  często,  że  nie  dotknęła  już  jej  tak,  jak  za  pierwszym 

razem. Prawdę mówiąc zwróciła się kiedyś do wuja, gdy byli sami: 

— 

Dziękuję wuju George, że jesteś tak dobry i hojny, i dajesz mi tak wiele pięknych 

sukien, ale jestem pewna, że wystarczyłoby mi tylko kilka. 

Jej wuj uśmiechnął się serdecznie: 

— 

Jesteś bardzo ładna, kochanie, a kobiety potrzebują pięknych strojów. 

— Wi

em, ale są tak strasznie drogie. 

— 

Nie martw się, nie zbankrutuję przez ciebie, a kiedy już będę cię prowadził do ołtarza, 

byś poślubiła kogoś ważnego, sprawi mi to ogromną przyjemność. 

Forella wiedziała, że mówiąc „ważny", miał na myśli kogoś z tego samego towarzystwa, 

do  którego  należeli  oni  sami.  Chciała  powiedzieć,  że  wolałaby  raczej  poślubić  odkrywcę  lub 
cudzoziemca,  ale  wiedziała,  jakby  to  przeraziło  jej  ciotkę.  Od  kiedy  tylko  zjawiła  się  w 
Londynie,  ta  wbijała  jej  dzień  po  dniu  do  głowy,  że  sposób  życia  jej  ojca  był  ekscentryczny, 
wręcz skandaliczny, i że miała dużo szczęścia, iż została uratowana. Nie sposób było protestować 
mówiąc, że czuje się uwięziona w czterech ścianach i że bez tego miękkiego łóżka można się 
obejść, że tęskni za szerokimi przestrzeniami pod usianym gwiazdami niebem i za kołyszącymi 

falami morza. 

„Ciotka Kathie nigdy by nie zrozumiała" — myślała z rozpaczą i wiedziała, że nie było 

sensu nawet próbować mówić jej o tym, co czuła. 

background image

Teraz odsłoniła ciężkie brokatowe zasłony, podciągnęła żaluzje i otworzywszy wszystkie 

okna wpuściła do środka nocne powietrze. Było chłodne i orzeźwiające po upale, jaki panował w 
pokoju na dole. Forella wychyliła się. Niebo usiane było gwiazdami, ale miała wrażenie, że nie 
taką ilością i nie takimi świecącymi jak te, które błyszczały nad nią na Wschodzie. Księżyc dawał 
jednak  wystarczająco  dużo  światła,  by  można  było  zobaczyć  jego  odbicie  w  jeziorze  przed 
domem i odróżnić stare dęby daleko na końcu parku. 

„Gdyby  tata  tu  był  —  powiedziała  do  siebie  —  pomógłby  mi  przestudiować  historię 

zamku,  docenić  jego  bogactwo,  a  jednocześnie  nie  traktowałby  zgromadzonych  tu  ludzi  tak 
całkiem serio!" Pomyślała, że jej przygnębienie brało się ze zbyt poważnego podejścia do nowego 
życia  z  ciotką  i  wujem.  Tę  część  mojego  życia,  powiedziała  do  siebie,  można  porównać  do 
wspinania się pod górę z bolącym bąblem na stopie, albo do spania w jednym z tych baraków z 
wężami pod stopami. Pamiętała, jak pewnego razu złapał ich w Turcji okropny sztorm i musieli 
skryć się w jaskini, w której czuć było jeszcze zapach dzikich zwierząt. Po niedługim czasie wszyscy 

drapali 

się po ukąszeniach insektów, które zwierzęta pozostawiły po sobie. Jej ojciec przeklął parę 

razy dosadnie i kiedy jej mama 

napominała go ze śmiechem, odpowiedział: 

„Kilka brytyjskich przekleństw nigdy nikomu nie zaszkodziło. Mam tylko nadzieję, że te 

cholerne muchy rozumieją angielski". Wszyscy roześmieli się, wspominając potem całe zdarzenie 
jak niezły żart. 

„Muszę  bardziej  humorystycznie  traktować  to,  co  mi  się  przydarza",  powiedziała  do 

siebie Forella. Położyła się do łóżka i patrząc na gwiazdy zasnęła. 

 

Śniło się jej, że była ze swoim ojcem, gdy nagle obudził ją dźwięk otwieranych drzwi. 

Ponieważ tak często sypiała w różnych dziwnych miejscach, jej sen był bardzo czujny. Nauczyła 
się nawet budzić na szelest kobry na podłodze, lub na prychanie dzikiego zwierza na zewnątrz. 
Zauważyła  ku  swojemu  zdumieniu,  że  ktoś  stoi  w  drzwiach.  Nie  mogła  rozpoznać  kto  to,  bo 
światło gwiazd i księżyca, które wpadały przez okno nie sięgało tak daleko. Była jeszcze na wpół 

po

grążona we śnie i chociaż wiedziała, że ktoś tam jest, nie bała się. Potem, gdy wysoka postać 

mężczyzny zaczęła zbliżać się do jej łóżka, westchnęła lekko próbując spytać: 

— 

Kim... jesteś? Czego... chcesz? 

— Esme, to ty? — 

usłyszała. 

W tym momencie, gdy otworzyła usta żeby krzyknąć, wewnętrzne drzwi otworzyły się i jej 

ciotka  weszła  do  pokoju  niosąc  srebrny  świecznik  z  zapalonymi  świecami.  Była  ubrana w 
wytworny,  satynowy  szlafrok  z  koronkami  i  wyglądała,  jak  pomyślała  Forella,  imponująco  i 

background image

niezaprzeczalnie 

pięknie. Markiza jednak nie patrzyła na nią ale na mężczyznę stojącego koło jej 

łóżka. Teraz dopiero Forella dostrzegła, że ten który ją przestraszył, to hrabia Sherburn. Męż-
czyzna wpatrywał się w nią w absolutnym zdziwieniu. 

— 

Osmondzie, jak mogłeś próbować uwieść tak młodą osobę  jak  Forella?  — spytała 

markiza. 

Przez chwilę hrabia nie mógł wydobyć głosu, w końcu powiedział: 

— 

Oczywiście pomyliłem pokoje! 

— 

Nie możesz się chyba spodziewać, żebym w to uwierzyła. 

Mówiła  to  w  kpiący  sposób  i  Forella  zauważyła,  że  jakiś  nieprzyjemny triumfalny 

uśmiech pojawił się na jej ustach. Ciotka odwróciła się by zawołać: 

— 

George, proszę, przyjdź tu szybko, mówiłam ci, że ktoś jest w pokoju Forelli. 

Słowa te jakby zmusiły hrabiego do działania. Stanął przed markizą. Chociaż mówił cichym 

głosem, Forella wszystko słyszała: 

— 

Wiesz  dobrze  Kathie,  jaka  jest  prawda  i  byłoby  wielkim  błędem  z  twojej  strony, 

gdybyś zrobiła scenę! 

— Nie wiem o czym mówisz — 

odpowiedziała  takim  samym niskim  głosem  markiza. 

Potem bez odwracania się, czując, że jej mąż wszedł do pokoju i stoi za nią powiedziała: 

— 

Nie mogę wyobrazić sobie nic bardziej haniebnego niż znaleźć cię tutaj. 

— 

O co tu chodzi? Co się dzieje? — zapytał markiz. 

— 

Dobrze, że pytasz George — odpowiedziała jego żona. — Usłyszałam hałas, tak jak ci 

mówiłam, przyszłam sprawdzić i oto znalazłam Osmonda przy łóżku Forelli. 

Markiz przez moment wydawał się być zaskoczony. 

— O co tu chodzi Sherburn? — 

spytał — Poznałeś tę dziewczynę dopiero dziś! 

Ma

rkiza zaśmiała się nieprzyjemnie. 

— 

Z tego co wiemy George, mogli się spotykać w Londynie, albo gdziekolwiek indziej. 

Co zamierzasz z tym zro

bić? 

— 

Co masz na myśli? — spytał markiz. Po chwili jakby domyślił się, że oczekiwano od 

niego czegoś więcej, powiedział: 

— 

Uważam Sherburn, że powinieneś przeprosić. 

— 

Już  wytłumaczyłem  —  odparł  hrabia  —  że  pomyliłem  się  i  wszedłem  do 

niewłaściwego pokoju. Oczekuję, że wierzysz mi George, nawet jeśli twoja żona mi nie wierzy. 

— 

Tak, oczywiście jeśli... — zaczął markiz, ale markiza przeszkodziła mu. 

— 

Mój  drogi  George,  musisz  zdawać  sobie  sprawę,  że  jedyną  rzeczą  jaką  w  tych 

background image

okolicznościach nasz przyjaciel hrabia Sherburn może zrobić, to zachować się z honorem. Nie 
możesz pozwolić, żeby reputacja twojej bratanicy była zszargana i żeby on tego nie naprawił we 
właściwy sposób. 

— 

Dobry Boże, chyba nie myślisz, że... — zaczął markiz pytająco. 

— Tak  — 

odparła markiza zdecydowanie — jedyne co Osmond może zrobić w tych 

okolicznościach, to poślubić Forellę. 

Po jej słowach zapadła cisza, a Hrabia wstrzymał oddech. Forella, która siedziała na łóżku 

krzyknęła przerażona. 

— 

Nie, nie! Oczywiście, że... nie! To była... pomyłka, ciociu Kathie! Oczywiście, że to 

była pomyłka! 

Mówiąc to miała przed oczami hrabiego z piękną lady Meldrum i przypomniała sobie, że 

gdy rozmawiała z wujem, myślała o tym jak oni pięknie razem wyglądają. Prawie tak, jakby byli 
bohaterami jakiejś sztuki. Wiedziała, choć nie mogła ich słyszeć, że hrabia flirtował z lady Esme i 
że ona flirtowała z nim spojrzeniami, ustami i drobnymi gestami. To było tak fascynujące, że 
Forella nie miała ochoty odrywać od nich wzroku, lecz czułaby się zażenowana, gdyby oni zo-
rientowali się, że są obserwowani. Teraz oczywiście rozumiała, że hrabia chciał być sam na sam z 
lady Esme, co było niemożliwe na dole. Chciał iść do jej sypialni, ale przez pomyłkę wszedł do 
niej. Gdy usiłowała to wyjaśnić, markiza wyraźnie wściekła powiedziała: 

— 

Ty bądź cicho! Jesteś bez wątpienia tak samo winna temu niemoralnemu zachowaniu 

jak i on! Zwracam ci uwa

gę  Forello,  że  żaden  mężczyzna  nie  przyszedłby  do  twojej 

sypialni bez zachęty z twojej strony! 

Atak jej ciotki był tak zdumiewający, że przez chwilę Forella mogła tylko patrzeć na nią z 

otwartą buzią i gdy próbowała znaleźć odpowiednie słowa by wyrazić swoją niewinność, markiz 
powiedział: 

— 

Nie mogę pozwolić na splamienie reputacji mojej bratanicy przez zamieszanie jej w tak 

młodym wieku w jakikolwiek skandal... 

Znów  zapadła  cisza  i  Forella  patrząc  na  hrabiego  uważnie,  pomyślała,  że  nigdy  nie 

widziała  tak  zawziętego,  a  jednocześnie  tak  pełnego  pogardy  mężczyzny.  Patrząc  na  ciotkę 
powiedział: 

— 

Dobrze,  wygrałaś!  Poślubię  twoją  bratanicę  i  mam  nadzieję, że ucieszy  ją fakt, iż 

zostanie moją żoną! 

Jego  słowa  zdały  się  wibrować  w  pokoju.  Po  chwili  wyszedł  trzasnąwszy  drzwiami. 

Forella odzyskawszy głos powiedziała: 

— 

Nie... proszę... wuju George... To jest wszystko okropna pomyłka... 

background image

— 

Przypuszczam, że mówisz prawdę — rzekł markiz — ale twoja ciotka ma rację. Nie 

możesz  pozwolić  sobie  na  zszarganie reputacji, zanim  w  ogóle  zostałaś  komukolwiek 

przedstawiona. 

Forella patrzyła na niego z rozpaczą. 

— 

Poczekaj... proszę poczekaj... wuju George — krzyczała. 

Markiza podeszła do jej łóżka mówiąc: 

— 

Ucisz się i nie bądź taką idiotką! Załatwiłam ci męża, dla którego poślubienia wiele 

dziewcząt  oddałoby  wszystko  i  chociaż  bez  wątpienia  będziesz  miała  z  nim  ciężkie  życie, 
zostaniesz hrabiną Sherburn! 

Wydawało się, że pluła tymi słowami na Forellę. Potem, jakby już nie mogła znieść jej 

widoku,  odwróciła  się  szybko  i  podążyła  za  mężem  zabierając  ze  sobą  świecznik.  Forella 
krzyknęła ze strachu. Trudno jej było uwierzyć, że to co się stało nie było nocnym koszmarem. 
Wiedziała jednak, że to niemożliwe, kompletnie i absolutnie niemożliwe, żeby ona poślubiła 
mężczyznę, którego nie znała i który w dodatku, czego była pewna, kochał kogoś innego. 

„Nie mogę tego zrobić! Och, tato, uratuj mnie!" modliła się. Wyszła z łóżka i podeszła 

do okna, żeby popatrzeć na gwiazdy. 

Gdy 

hrabia dotarł do swojej sypialni czuł podobnie jak Forella, jakby dostał się w nocny 

koszmar, z którego nie można się wydostać. Rozumiał nawet zbyt jasno co się stało. Kiedy już 
wszyscy poszli spać, Kathie musiała sprawdzić, czy przy drzwiach Esme jest wystawiona róża. 
Teraz przypomniał sobie, jak przy jakiejś okazji oboje śmiali się z uzgodnień księcia z kobietą, 
którą  ten  był  zainteresowany.  Zrozumiał,  iż  Kathie  odgadła,  że  wykorzystał  on  ten  znak  do 

rozpoznania sy

pialni  Esme.  To  był  z  jej  strony  rewanż,  powiedział  sam  do  siebie,  ale  jakże 

wyrafinowany. Poza tym, wszystkie affaire 

de coeur w które się angażował nie trwały zbyt długo 

i było niezwykłe by kobiety, które porzucił, stały się jego wrogami. Zawsze starał się, podobnie 
jak Książę Walii, aby pozostały jego przyjaciółkami. Było zrozumiałe, że gdy romans się kończył, 
on  pozostawał  lojalny  wobec  damy,  z  którą  się  rozstawał,  tak  jak  i  ona  wobec  niego. 
Sporadycznie  zdarzało  się  by  dama,  którą  nie  był  już  więcej  zainteresowany  robiła  mu  sceny i 
groziła.  Jednak  żadna  z  tych  pogróżek,  nawet  najbardziej  dramatyczna,  nigdy  nie  stała  się 
rzeczywistością. Tym  razem, pomyślał,  markiza  zwyciężyła  tam,  gdzie  inne  przegrały.  Nie  miał 
zamiaru, przynajmniej przez wiele jeszcze lat, żenić się, a już na pewno, myślał wściekły, nie z tak 
młodą dziewczyną która co prawda mogłaby być pokorną żoną ale którą zanudziłby się już po 
miesiącu trwania ich związku. Co więcej, każdy nerw w nim oburzał się przed naciskaniem go do 
małżeństwa, lub powiedzmy to jasno przed złapaniem go w sidła, jak to się właśnie stało. 

background image

„Nie zrobię tego na pewno! — mówił do siebie z bezsilną wściekłością. 
Markiza  miała  wszystkie  atuty  w  ręku  i  oczywiście  robiła  z  nich  użytek.  Przy  tym 

wiedział, że jeśli ma zacząć działać, musi to zrobić szybko. Był pewien, że jutro Kathie zawiadomi 
lady  Roehampton,  jeśli  nawet  nie  księcia,  że  on  oświadczył  się  Forelli.  Ze  względu  na  dobro 
dziewczyny  nie  wytłumaczy  w  jakich  okolicznościach  do  tego  doszło,  ale  przewidując  jej 

rozumowanie, b

ędzie pewnie insynuowała, że spotykali się w Londynie od czasu, gdy Forella 

przyjechała z Neapolu. Później zapewne powie, że skorzystał ze sposobności ostatniej nocy, gdy 
wszyscy byli w zamku, żeby poinformować jej ciotkę i wuja o swych zamiarach. W głowach tych, 

którzy obserwowali jego zachowanie wobec lady Esme 

zalęgną się wątpliwości. Jednak będą oni 

zachwyceni,  że  został  złapany  nareszcie  w  więzy  małżeństwa  —  tak,  więzy  to najbardziej 
odpowiednie określenie. Już jakby słyszał wylewne gratulacje i cyniczne życzenia wszystkiego 

dobrego 

na przyszłość. 

„Co ja do diabła mogę zrobić" — zapytywał samego siebie w ciemności. Przemknęło mu 

przez myśl, że mógłby wyjechać za granicę, ale to niczego by nie rozwiązało, bo przecież nie 
zostanie tam na zawsze. Był pewien, że zwrócenie się do Forelli nie ma sensu, gdyż jest ona 
całkowicie podporządkowana swojej ciotce i wujowi. Wiedział, że Kathie będzie zachwycona, 
gdy pozbędzie się tej dziewczyny. Hrabia dobrze znał się na kobietach i gdy usłyszał plotkę o 
przyjeździe bratanicy Georga Claydona wiedział, że Kathie będzie wściekła. 

— 

Nienawidzę młodych dziewczyn — powiedziała mu kiedyś, gdy byli razem. —Nie 

mogę wyobrazić sobie, w jaki sposób stają się one zabawnymi i dowcipnymi kobietami. 

— 

Ty sama musiałaś być kiedyś bardzo młoda — powiedział kpiąco. 

— Nigdy! — 

zawołała Kathie. Urodziłam się dojrzała i mądra, od razu znając się na 

wszystkim  co  ma  jakieś  znaczenie,  a  także  ze  znajomością  czarów,  na  co  zresztą  ty  sam  się 
skarżyłeś. 

— 

Oczywiście  —  ochoczo  zgodził  się  hrabia  —  zaczarowałaś  mnie  od  pierwszego 

momentu, gdy cię ujrzałem. To była odpowiedź, jakiej oczekiwała i kiedy oplotła rękoma jego 
szyję i poczuł bliskość jej ciała i... pomyślał, że rzeczywiście miała w sobie nieodparty czar. Ale 
czarownice mogą być niebezpieczne i teraz zdał sobie sprawę, że nigdy nie powinien był zadać 
się z Kathie. Zawsze wolał jasnowłose kobiety o niebieskich oczach, kobiety, które zazwyczaj 

nie 

grzeszyły inteligencją. Podczas gdy markizę można było bez wątpienia zaliczyć do najbardziej 

intrygujących czarnowłosych piękności, jakie kiedykolwiek widział, to jej oczy powinny były go 
ostrzec, że może ona okazać się bardzo mściwa i nieprzejednanie niebezpieczna, jak przekonał się 

teraz 

na własnej skórze. Było za późno. Dał się złapać w pułapkę, którą na niego zastawiła i żadne 

szarpanie nie mogło go z niej uwolnić. 

background image

Rozdział 3 

 

Ks

iążę wstawał zwykle wczesnym rankiem i około szóstej udawał  się  na przejażdżkę. 

Tego dnia jednak obudził się o godzinę wcześniej. Otworzył oczy i zobaczył promienie słońca 
wpadające przez okno. Poprzedniego wieczoru położył się z jakimś dziwnym niepokojem, a jego 
węgierska intuicja podpowiadała mu, że coś jest nie w porządku. 

Nie był pewien co to mogło być, ale miał nieodpartą świadomość, że w jakiś sposób 

dotyczyło to markizy i lady Esme. Ponieważ zaraz po przebudzeniu się lubił być aktywny, więc 
wstał i ubrał się bez dzwonienia po lokaja, zszedł na dół i udał się w kierunku stajni. O tej porze 

kilka 

młodszych sprzątaczek ubranych w czepki i sukienki w kratkę zaczynało odsłaniać zasłony i 

czyścić  paleniska.  Książę  zauważył  także,  że  lokaje  sprzątali szklanki i kieliszki w salonie i 
pokoju karcianym, gdzie były pozostawione poprzedniego wieczoru. Później dopiero pojawią się 
starsi służący, by ich dopilnować, dać instrukcje i upewnić się, że wszystko jest w doskonałym 
porządku na czas, gdy zjawi się on lub jego goście. Fakt, że pojawił się nadzwyczaj wcześnie 
sprawił, że służący patrzyli na niego pytającym wzrokiem, jakby przeczuwali, że coś jest nie 
tak.  Książę  przeszedł  jednak  zdecydowanym  krokiem  do  stajni,  czując,  że  to  czego  mu 

najbardziej pot

rzeba, to przejażdżka na jednym z jego najszybszych koni. Potem będzie cieszył 

się walką o przewagę, w której będzie niezmiennie odnosił zwycięstwo, czerpiąc satysfakcję z 
faktu,  że  je  wywalczył.  Regularnie  sprowadzał  z  Węgier  konie,  które  były  półujeżdżone. 
Wiedział, że jego doświadczenie z końmi było doceniane nie tylko przez jego przyjaciół, ale 

przez wszyst

kich których zatrudniał. Doszedł do stajni, która od czasu gdy kupił zamek została 

całkowicie przebudowana. Zawsze winszował sobie nie tylko zaprojektowania budynku tak, by 
pasował  do  architektury  zamku,  ale  także  tego,  że  jego  konie  były  otoczone  znacznie 
większym komfortem niż u kogokolwiek innego w tym kraju. 

Ponieważ  przyszedł  tak  wcześnie,  zastał  tylko  pomocnika,  który  rzucił  na  niego 

przestraszone spojrzenie, po czym 

pośpieszył  zawiadomić  stajennego.  Książę  ruszył  wzdłuż 

przegród  dla  koni  by  zdecydować,  którego  wybrać  na  dzisiejszą  jazdę  i  zauważył  z 
przyjemnością,  że  koń  przywieziony  poprzedniego  tygodnia  z  Węgier  uspokoił  się.  Przy-

najmniej 

nie walczył już o wolność, nie próbował kopaniem rozbić przegrody, tak jak to robił po 

przyjeździe.  Książę  zdecydował,  ponieważ  był  jakoś  dziwnie  zaniepokojony,  że  tego  ranka 
będzie jeździł na Aspadzie. Miał właśnie otworzyć jego przegrodę, gdy przybiegł zadyszany 

stajenny. 

background image

— 

Dzień dobry, Wasza Wysokość — powiedział z szacunkiem. — Nie spodziewałem 

się pana tak wcześnie. 

— Wiem Barton — 

odparł  —  ale  jest  taki  piękny  ranek,  że  przyda  mi  się  trochę 

gimnastyki. Książę samowolnie poddawał się rygorowi, by utrzymać swoje ciało i emocje pod 
ścisłą kontrolą. Odkrył, że całkiem dobrze czuje się po trzech godzinach snu, podczas gdy inni 
mężczyźni potrzebowali go dwa razy tyle. 

— 

Pomyślałem sobie Barton — powiedział — że miałbym ochotę pojeździć dzisiaj na 

Aspadzie. W

idzę, że jest dużo spokojniejszy niż zaraz po przyjeździe. 

— 

Dobrze Wasza Wysokość — odpowiedział stajenny — To najświetniejszy koń, jakiego 

kiedykolwiek widziałem, a gdy książę go wytrenuje, będzie fantastyczny. 

— 

I  ja  tak  myślę  —  odrzekł  książę  i  postąpił  za  Bartonem,  żeby  otworzyć  drzwi 

przegrody, ale ku jego zdziwie

niu mężczyzna zatrzymał się. 

—  O co chodzi? — 

zapytał książę. 

— 

Właśnie miałem powiedzieć Wasza Wysokość — odpowiedział Barton. — Była już 

tu dziś rano pewna dama i nalegała, żeby pojeździć na Gyorgy. 

Książę patrzył na niego w zdumieniu. 

—  Gyorgy! — 

zawołał. 

— 

Tak Wasza Wysokość, oczywiście gdybym o tym wiedział, nie zgodziłbym się, ale był 

tu  tylko  ten  przygłupi  stajenny. Gyorgy nie jest bezpiecznym koniem dla kobiety. —  Książę 
wiedział, że to była  prawda.  Gyorgy  był  koniem,  którego  on sam ujeżdżał  ostatnio,  ale stale 
jeszcze był bardzo dziki i czasem trudny do opanowania. 

— 

Myślę, że musiała tu zajść jakaś pomyłka, Barton. Czy Jeb wie kim była ta kobieta, 

która poprosiła o Gyorgy? 

— 

On nie znał jej imienia, Wasza Wysokość — odparł Barton, ale powiedział, że była 

bardzo ładna i dużo młodsza od gości księcia, którzy zwykle tu przyjeżdżają. 

— 

Osiodłaj szybko Joska, a ja dowiem się od Jeba, w którą stronę pojechała ta pani. 

Książę  odszedł  szybkimi  krokami,  a  Barton  pośpieszył  -  do  przegrody  Joska.  Był  on 

jednym z najszybszych i 

największych  koni  w  stajni  i  gdziekolwiek  trzeba,  zawiezie  księcia 

szybciej, niż każdy inny. 

Książę odnalazł Jeba, gdy ten niósł wiadra z wodą. 

— 

Czy może wiesz — spytał spokojnie — w którą stronę pojechała panna Claydon na 

Gyorgy? 

— 

Tak,  Wasza  Wysokość  —  Jeb  położył  wiadra  na  ziemi,  wskazał  na  daleki  koniec 

background image

parku i wyjaśnił. 

— 

Widziałem jak odjeżdżała, Gyorgy wariował i martwiłem się, że może ją zrzucić, ale 

ona jechała na nim tak, jakby znała się na tym. 

— 

Mam nadzieję — odparł książę prawie bez tchu. Odwrócił się w stronę Bartona, który 

prowadził Joska ze stajni na podwórze. 

Szybko  dosiadł  konia  i  gdy  duży  czarny  ogier  zaczął  niespokojnie  ciągnąć  wodze  by 

ruszyć,  on  poprowadził  go  przez  park  we  wskazanym  przez  Jeba  kierunku.  Jadąc  myślał  z 
niedowierzaniem, że jakakolwiek młoda dziewczyna wybrała Georgy na przejażdżkę uważając, 
że jest w stanie utrzymać się na koniu, który jemu samemu przysparzał tak wiele problemów. 

Nie tylko trudno g

o było utrzymać pod kontrolą, ale także płoszyło go wszystko, co było mu 

nieznane

. Książę myślał, że znajdzie pannę Claydon, nie mógł sobie przypomnieć jej imienia, 

leżącą gdzieś na ziemi, nieprzytomną a gdy odwiezie ją do domu, będzie musiał wysłać dużo 
służby w poszukiwaniu konia. Nie przyszłoby mu nigdy do głowy, że ktokolwiek będzie chciał 
pojeździć  konno  tak  wcześnie,  gdy  nie  będzie  jeszcze  Bartona,  który  by  nie  dopuścił,  by 
jakikolwiek niebezpieczny koń opuścił stajnię. Wiedział, że stało się tak, bo Jeb był zbyt głupi, by 

obu

dzić Bartona i spytać o radę i że Claydon na pewno zachwycona wyglądem Gyorgy poprosiła 

właśnie o niego. Kiedy myślał o niej, próbował przypomnieć sobie jak wyglądała, i jednego 
był pewien: na pewno nie była typem jeźdźca. Mógł tylko mieć nadzieję, że kiedy Gyorgy 
zrzuci  ją  co  bez  wątpienia  nastąpi  tak  szybko  jak  to  możliwe,  upadnie  na  miękki  grunt, 
najlepiej na łąkach, gdzie raczej nie złamie sobie niczego. To na pewno wywoła poruszenie i 

po

psuje przyjęcie, no i będzie musiał przepraszać markizę, tłumaczyć, dlaczego tak się stało. 

Książę dojechał do granicy parku, potem pozwolił Josce na galop przez płaską część pola, 

którą ogier pokonał z szybkością, jakiej nikt nie dorównałby mu na żadnych wyścigach. Zmierzał 
do najwyższego miejsca, skąd mógł mieć widok na kilka mil nad doliną, przez którą przepływał 
mały strumień. Ścigając cugle spowodował, że Joska wspiął się na ostre wzniesienie wolniej i 
gdy dojechali na szczyt zatrzymał się. 

Książę  najpierw  rozejrzał  się  w  oczekiwaniu,  że  zobaczy  w  zasięgu  ręki  leżące 

nieruchomo ciało i Gyorgy biegającego dziko w oddaleniu. Nie było śladu żadnego z nich i do-
piero,  gdy  popatrzył  dalej,  na  wprost  ponad  drzewami  w  kierunku  strumienia  zobaczył  ich  w 
odległości  jakichś  dwóch  mil. Ku jego  zdziwieniu  dziewczyna  wciąż  jeszcze  trzymała  się  w 
siodle  i  spokojnie  jechała  wzdłuż  strumienia.  Wyglądało,  że  chce  znaleźć  miejsce  do  jego 

przekroczenia, cho

ciaż nie miał pojęcia po co. W ostatnim miesiącu spadło dosyć dużo deszczu i 

strumień zwykle płytki, wezbrał podwójnie. Teraz, gdy już ją zobaczył, książę nie tracił czasu by 
zastanawiać się nad jej zamiarami, ale wiedział, że im prędzej dotrze do niej, tym lepiej. Zjechał 

background image

ze wzgórza znów 

pozwalając Josce na galop, który przywiódł go do doliny i który pozwolił na 

pokonanie odległości dzielącej go od Forelli w mniej niż piętnaście minut. 

Ciągle  jechała  wzdłuż  strumienia,  próbując  znaleźć  odpowiednie miejsce do 

przekroczenia go. Wymyśliła, że skoro Londyn był na północ od rzeki, najkorzystniej dla niej 
będzie  jechać  na  południe.  Chociaż  zupełnie  nie  znała  angielskiej  wsi  ani  okolic  posiadłości 
księcia, pomyślała, że ziemia po drugiej stronie wody wygląda na bardziej dziką i zaniedbaną. 
Była  skoncentrowana  na  jednym,  chciała  uciec  i  wiedziała,  że  miała  dużo  szczęścia  mogąc 
jechać  na  tak  silnym  i  wytrzymałym  koniu.  Musiała  ściągnąć  wodze  i  zatrzymać  Gyorgy  w 
miejscu, gdzie po raz pierwszy mogła dojrzeć dno strumienia. Wiedziała, że nie było tu zbyt 
głęboko  i  koń  brodząc  mógłby  łatwo  przedostać  się  na  drugi  brzeg. W pewnym momencie 
spojrzała  za  siebie  i  zobaczyła  mężczyznę  zbliżającego  się  do  niej  na  koniu.  Instynktownie 
poczuła,  że  jest  w  niebezpieczeństwie  i  nie  brnąc  już  dalej  w  strumień  zawróciła  Gyorgy  i 
popędziła, w kierunku w jakim jechali wcześniej. Koń jakby tylko czekał na to, by pokazać co 
potrafi. Żeby jednak zademonstrować swoją niezależność najpierw stanął dęba, mając nadzieję, 
że  jeździec  spadnie,  a  potem  ponieważ  się  to  nie  udało,  posłuszny  ostrogom  ruszył  dzikim 

galopem. 

Obserw

ując wierzgającego konia książę wstrzymał dech, spodziewając się, że zobaczy 

Forellę spadającą na ziemię. Wiedział, że w takiej sytuacji niedoświadczony jeździec bardzo łatwo 
mógł  być  zrzucony.  Kiedy  zobaczył,  że  Forella  nadal  utrzymuje  się  w  siodle,  aczkolwiek z 
bardzo  dużym  wysiłkiem, pomyślał że to cud, a jednocześnie wyzwanie dla Joska.  Książę nie 
musiał go nawet lekko dotykać batem czy użyć ostróg. Ogier naprężając każdy mięsień skoczył do 

przo

du  z  grzmotem  kopyt.  Forelli  trudno  było  uwierzyć,  że  jakiekolwiek  zwierzę  mogło 

dorównać temu, na którym jechała ona. Nie zatrzymała się jednak, aż w końcu książę na Josce 
zrównał się z nią i wtedy rozpoznała, kto podążał za nią. Widok księcia sprawił jej ulgę, gdyż 
przypuszczała, że był to wysłany przez ciotkę markiz, który miałby ją sprowadzić z powrotem. 
Ponieważ  nie  było  już  sensu  się  ścigać,  powoli  i  co  zauważył  książę,  bez większego  wysiłku, 
zwolniła tempo. On postąpił tak samo. Po tak morderczej jeździe zadał całkiem inne pytanie niż 
zamierzał: 

— Gdzie 

na litość boską nauczyłaś się jeździć w ten sposób? 

Ponieważ było to tak niespodziewane odezwanie, Forella roześmiała się: 

— 

Gyorgy  jest  cudowny!  Zobaczyłam  jego  imię  napisane  na  przegrodzie,  więc 

wiedziałam, że przyjechał z Węgier. 

Oczywiście — odparł książę — ale ja chciałbym wiedzieć panno Claydon, dokąd się na 

nim wybierasz? 

background image

Forella  chciała  odpowiedzieć,  że  właściwie  nigdzie,  gdy  uświadomiła  sobie,  że  książę 

zauważył zwinięty węzełek przytroczony do jej siodła. Nie było tego dużo, ale pomyślała, że nie 
może  wyjechać  zupełnie  bez  niczego.  Ponieważ  Jeb  nie  rozumiał  o  co  jej  chodziło,  sama 

aczkolwiek z pewnymi trud

nościami, ponieważ Gyorgy był zniecierpliwiony, przyczepiła węzełek 

do siodła. Była ekspertem w tych sprawach, ponieważ bardzo często musiała pakować wszystko 

co posiada

ła na konia, muła czy wielbłąda, gdy podróżowała ze swoim ojcem. W jednej kieszeni 

siodła  miała  szczotkę  i  grzebień,  a szczoteczkę  do zębów,  gąbkę i  kawałek mydła w drugiej. 
Ponieważ zwykła podróżować z niewielkim bagażem, wiedziała, że przynajmniej przez jakiś czas 
nie  będzie  musiała  kupować  tych  niezbędnych  rzeczy  i  tym  samym  naruszać  niewielką  sumę 
pieniędzy, jaką miała ze sobą. Zastanawiała się desperacko co odpowiedzieć, lecz książę uprzedził 
ją i pomyślała, że było to nadzwyczaj domyślne z jego strony: 

— 

Jeśli  uciekasz  to  myślę,  że  mam  przynajmniej  prawo  zapytać,  dokąd  zabierasz 

mojego konia? 

Zobaczył jak rumieniec zalewa jej twarz, zanim odparła cicho: 

— 

Ja przepraszam... że kradnę go... ale przysięgam... oddałabym go tak szybko... jak 

tylko byłoby to możliwe. 

Po chwili książę rzekł: 

— 

Zastanawiam  się,  czy  moglibyśmy  o  tym  porozmawiać,  chociaż  nie  mogę  cię 

zmusić, żebyś mi zaufała. Jest coś, o co chciałbym cię prosić ze względu na Gyorgy. 

Ponieważ sposób, w jaki to mówił nie był potępiający ani nieprzyjemny, a wydawał się 

być wręcz życzliwy, Forella powiedziała szybko: 

—  B

yłoby  dużo  prościej,  Wasza  Wysokość..  .jeśli  mógłbyś...  udać,  że  mnie  nie 

widziałeś i pozwolił mi... uciec. 

— 

Czy  wyobrażasz  sobie,  jakie  byłoby  to  dla mnie frustrujące  —  zapytał  książę—

zastanawiać się co się stało z tobą i Gyorgy, i nie być w stanie pomóc wam w kłopotach? 

Małe światełko zabłysło nagle w oczach Forelli, gdy spytała: 

— 

Czy mógłbyś... pomóc mi... jeśli powiedziałabym... co się stało? 

—  Mog

ę cię zapewnić — odpowiedział książę — że spróbuję z całej mocy zrobić to, co 

dla ciebie najlepsze. 

Poczuł, że Forella odetchnęła z ulgą zanim powiedziała: 

— 

Bałam  się,  że  będziesz...  bardzo  zły  na  mnie,  że  zabrałam  Gyorgy,  ale  myślę,  że 

żaden inny koń nie mógłby jechać szybciej... niż on. 

— 

To dlatego go wybrałaś? 

background image

— 

Jak mogłam się oprzeć czemuś tak pięknemu, a poza tym jestem pewna, że mógłby 

prześcignąć każdego konia. 

— 

Skąd  mogłaś  to  wiedzieć...  —  zaczął  książę,  po  czym  zatrzymał  się.  —  Panno 

Claydon, ponieważ musimy porozmawiać, czy nie zjadłabyś ze mną śniadania na jednej z moich 
farm, niedaleko stąd? 

Forella zawahała się, gdyż przyszło jej do głowy, że być może szuka on możliwości, by 

zabrać jej konia, żeby nie mogła odjechać, lub by w jakiś inny sposób zmusić ją do powrotu z 

nim do zamku. 

— 

Nie knuję żadnego podstępu — powiedział — i jak już przyrzekłem wcześniej, pomogę 

ci jeśli będę mógł i mam nadzieję, że mi zaufasz. 

Spojrzała na niego, a on pomyślał, że jej oczy mają bardzo dziwny kolor. Było w nich 

tr

ochę zieleni, chociaż mogło to być tylko złudzenie odbitej trawy po której jechali. 

— Ja... ufam ci — 

powiedziała cicho po pewnej przerwie. 

— 

Dziękuję — odparł książę — farma jest tam. — Wskazał na miejsce, gdzie w pewnej 

odległości widać było jakieś stogi siana, a za nimi dym unoszący się z komina. 

Dotknął lekko Joska swoim batem i gdy ogier ruszył do przodu, Gyorgy podążył za nim. 

Jechali  szybko  w  stronę  farmy  i  książę  stwierdził,  że  jeszcze  nigdy  nie  znał  kobiety, która 
umiałaby tak dobrze jeździć konno i która w jakiś magiczny sposób mogła utrzymać kontrolę 

nad koniem tak 

dzikim  jak  Gyorgy.  Dopiero  kiedy  dotarli  do  farmy  i  książę  skierował  się  w 

stronę  stajni,  gdzie  Gyorgy  już  kiedyś  był,  koń  zaprotestował.  Zaprezentował  rutynowe 
płoszenie się, stawanie dęba, wierzganie, ale książę który już zsiadł, obserwował tylko Forellę. 
Ona nie tylko pewnie siedziała w siodle, ale utrzymywała nad koniem kontrolę w sposób, w 
jaki on sam nie umiałby lepiej i jednocześnie mówiła do Gyorgy: 

— 

No chodź, odpoczniesz sobie trochę, nie chcę, żebyś się za bardzo zmęczył przez te 

wygibasy, bo będziesz zbyt wyczerpany, by zawieźć mnie tam, dokąd będę chciała. 

W jej głosie było coś miłego i hipnotyzującego i Gyorgy wiedząc, że nie uda mu się jej 

zrzucić, stał się nagle łagodny. Pozwolił nawet bez żadnych dalszych protestów zaprowadzić się 
do stajni. Książę w milczeniu udał się do domu, gdzie w drzwiach czekała już rumiana kobieta w 
średnim wieku, która schyliła się w ukłonie, gdy zbliżyli się do niej. 

— 

Dzień  dobry,  Wasza  Wysokość,  miło  pana  widzieć.  Mieliśmy  nadzieję,  że  książę 

znów nas niedługo odwiedzi. 

— No i oto jestem pani Hickson — 

odpowiedział książę — i przywiozłem ze sobą tę 

młodą damę na śniadanie. Jest ona tak samo głodna jak i ja. 

background image

Pani Hickson skłoniła się w stronę Forelli i ciągle mówiąc poprowadziła ich do wygodnego 

pokoju ze stołem przy oknie. Wprawnie zasłała stół czystym obrusem. 

— 

Przyjechałeś  w  dobrym  czasie,  Wasza  Wysokość.  Mój  mąż  zabił  świniaka,  a  ja 

uwędziłam szynkę w zeszłym tygodniu, wiem że będzie ci smakowała, panie. 

— 

Jestem pewny, że tak — odpowiedział książę. — Zawsze to powtarzam, że nikt w 

całej posiadłości nie potrafi tak wędzić szynki jak pani. 

Z uśmiechem zadowolenia pani Hickson wyszła spiesznie z pokoju. Książę spostrzegł, 

że Forella zdjęła z głowy swój kapelusz, stanęła na palcach i przeglądała się w lusterku. Kiedy 
odwróciła się w jego stronę pomyślał, że jest bardzo atrakcyjna. 

Wyglądała  zupełnie  inaczej  niż  kobiety,  które  przedtem  widywał.  Sprawiały  to  nie 

tylko jej włosy z domieszką złota i pojedynczymi loczkami wymykającymi się z koczka, które 
zresztą daremnie usiłowała utrzymać na miejscu, bo i tak układały się po swojemu. Było też 
coś niesamowitego w jej ogromnych, zielonkawych oczach. Miała bardzo długie rzęsy, ciemne 
na  początku,  zawinięte  i  złote  na  końcach.  Uśmiechnęła  się  nieśmiało,  potem  usiadła  przy 

stole 

mówiąc: 

— 

Muszę przyznać, że teraz czuję się głodna. 

Książę usiadł naprzeciwko niej i powiedział: 

— 

Mamy  dużo  spraw  do  omówienia,  ale  wszystko  będzie  prostsze,  jeśli  powiesz  mi 

naj

pierw, jak masz na imię. 

— Forella. 

—  A poza tym — 

mówił  dalej  —  powiedz, gdzie nauczyłaś  się  jeździć  lepiej  niż 

jakakolwiek 

kobieta, jaką znam. 

Po chwili milczenia dodał: 

— 

Wyruszając na poszukiwanie ciebie byłem pewien, że znajdę cię gdzieś nieprzytomną 

i Gy

orgy biegającego gdzieś daleko i zajmie godziny, jeśli nie dni, złapanie go. 

— 

Jeździłam od dziecka — odpowiedziała Forella po chwili — ale żaden z koni nie był 

tak  świetny  jak  Gyorgy.  -  Po  chwili  ciszy  dodała  impulsywnie.  —  Odesłałabym  go...  z 

powrotem. 

—  N

ie rozumiem, dlaczego musiałaś uciekać z zamku zaraz po swoim przyjeździe? — 

potem, jakby szukając słów dodał — Czy jestem rzeczywiście takim złym gospodarzem? 

Mówił to lekko, ale ku jego zdumieniu, Forella wyglądając przez okno odezwała się z 

desperacją w głosie: 

— 

Ja... ja... muszę jechać. 

—  Dlaczego? 

background image

— 

Lepiej, żebym ci o tym nie mówiła. 

— 

Wolałbym  dowiedzieć  się  od  ciebie  co  się  stało,  niż  usłyszeć  o  całej  historii  od 

twojego wuja i ciotki gdy wrócę. 

— 

Myślę... że nie powiedzą... prawdy. 

— 

Więc chyba powinienem wiedzieć? 

Domyślał się, że stało się coś bardzo złego i pochylając się nad stołem nadał swojemu 

głosowi brzmienie, któremu dotychczas nie mogła się oprzeć żadna kobieta: 

— 

Proszę, zaufaj mi Forello, przysięgam, że to co mi powiesz będzie naszą tajemnicą i 

nie 

zrobię nic, co mogłoby cię zranić lub pogorszyć sytuację. 

Powoli  odwróciła  głowę  ku  niemu.  Czuł,  że  potrzebuje  ona  jakiegoś  zapewnienia,  iż 

może mu zaufać. 

— 

Nie pozostaje mi nic innego... jak tylko uciec i ukryć się. 

—  Przed czym? 

— 

Przed tym, co stało się... ostatniej nocy. 

— 

Czy powiesz mi, co się wydarzyło? 

Forella wstrzymała na chwilę oddech, po czym powiedziała ledwo słyszalnym głosem: 

— 

Hrabia.. Sherburn... wszedł do mojej sypialni przez pomyłkę, myśląc, że to... pokój 

lady Esme. 

Książę zesztywniał, gdyż trudno mu było uwierzyć, że to co słyszy jest prawdą, ale kiedy 

Forella mówiła dalej zrozumiał. 

— 

Spałam — mówiła — i kiedy się obudziłam przestraszyłam się, bo w moim pokoju... 

był mężczyzna, ale zanim... zdołałam coś powiedzieć, do pokoju weszła ciotka Kathie. 

Książę nie musiał słuchać dalej by wiedzieć, co nastąpiło później. Był to rewanż Kathie 

Claydon  planowany  już  wtedy,  gdy  widział  z  jaką  nienawiścią  patrzy na  Esme Meldrum w 
bawialni.  To  był  rewanż,  któremu  instynktownie  chciał  przeszkodzić  zabierając  ją  do  innego 
pokoju i pokazując obraz, który kupił. Gdy Forella trochę chaotycznie opowiedziała mu co się 
zdarzyło, zgadł, że hrabia pomylił, zgodnie z planem Kathie, pokój Forelli z sypialnią zajmowaną 
przez Esme. A Kathie czekała na niego jak kot na mysz przy mysiej dziurze. 

— 

Jak... ja mogę poślubić mężczyznę... z którym... nigdy nawet nie rozmawiałam? — 

spytała Forella. - To właśnie dlatego... musiałam uciekać. 

— Rozumiem, co czujesz — 

powiedział książę cicho. 

— Ro-

rozumiesz mnie... naprawdę? 

— 

Oczywiście, że tak — odpowiedział — ale dokąd się wybierałaś? 

background image

Forella wykonała mały bezradny gest, który był w jakiś sposób bardzo patetyczny. 

—  Jestem w Anglii... dopiero od dwóch tygodni... ale 

myślałam,  że  znajdę  jakieś 

miejsce,  gdzie  mogłabym  się  ukryć  przed  ciotką  Kathie,  dopóki  to  wszystko  nie  pójdzie  w 

zapomnienie. 

A masz ze sobą jakieś pieniądze? 

— 

Mam... trochę. 

Po czym dodała niechętnie, jakby czytała mu w myślach: 

— 

Prawie pięć funtów. 

— 

I myślisz, że rzeczywiście wystarczyłoby ci, żebyś nie głodowała? 

— 

Mogłabym znaleźć... jakąś pracę — odpowiedziała broniąc się Forella. 

— 

A co umiesz robić? 

— 

Zastanawiałam się nad tym — powiedziała. — Umiem gotować, chociaż być może nikt 

nie  zatrudniłby  mnie  bez  żadnych  referencji,  a  poza  tym  znam  dobrze  kilka  obcych  języków, 

ta

kże arabski. 

Książę zdumiony zapytał: 

— 

Gdzie się tego nauczyłaś? 

— 

Byłam w wielu dziwnych miejscach z moim ojcem. 

— 

Obawiam się, że nic o tobie nie wiem — powiedział książę. — Proszę, opowiedz mi o 

swoich rodzicach. Jestem ciekaw, jacy byli. 

— Mój ojciec pod koni

ec lutego zmarł na tyfus w Neapolu.  

Gdy  to  powiedziała,  zauważyła  lekkie  zdziwienie  w  oczach  księcia,  tak  jakby  zastanawiał  się, 

dlaczego Forella nie 

nosi żałoby, wyjaśniła więc szybko: 

— 

Tata prosił, żeby nikt nie nosił żałoby po nim, bo... on nie wierzył w śmierć. 

Zamilkła na chwilę, po czym dodała: 

— 

Na Wschodzie, gdzie spędziliśmy dużo czasu, wszyscy wierzą w reinkarnację. Tata był 

pewien, że ponieważ tak bardzo kochali się z mamą spotkają się znów w innym życiu. .. Mówił, 
że miłość jest niezniszczalna i nie może umrzeć! 

— 

Więc kiedy umarł twój ojciec, przyjechałaś z powrotem do Anglii? 

— 

Nie napisałabym do wuja Georga — powiedziała Forella — ale zrobił to nasz sługa. 

Znam go od dawna, gdy 

byłam jeszcze małym dzieckiem i uważał, że tak powinien postąpić. 

— M

iał rację — zgodził się książę. 

— 

Ale ja nie chcę prowadzić życia, z jakiego śmiał się tata. Mówił, że towarzystwo jest 

wielkim nonsensem i składa się z głupich ludzi, którzy ścigają się ze sobą o większe i lepsze 

background image

tytuły, tracąc czas i energię na hazard, narzekania i plotki. 

Mówiła to w tak zabawny sposób, że książę musiał się roześmiać. 

— 

Myślę, że twój ojciec miał rację, ale jednocześnie nie ma specjalnej alternatywy dla 

takiej młodej damy jak ty. 

— 

Ja  nie  chcę  być  „młodą  damą"  —  powiedziała  Forella  przekornie.  —  Chciałabym 

nadal żyć tak, jak żyłam z tatą, tylko nie jestem pewna, jak mogę to zrobić... sama. 

— 

A jak żyłaś; ze swoim ojcem? 

Uśmiechnęła się do niego psotnie, dając tym do zrozumienia, że będzie zdziwiony gdy 

się dowie. 

— 

Urodziłam się w namiocie Beduinów — odpowiedziała — próbowałam dotrzeć do 

źródeł Gangesu, wspinałam się po niższych partiach Himalajów, widziałam łowców głów w 

Saraw

ah, a na dokładkę jadłam obiad z plemieniem, którego ulubionym daniem jest upieczony 

chrześcijanin. 

Książę patrzył na nią niedowierzająco, a ona roześmiała się widząc jego minę. Pomyślał, 

że jej śmiech brzmi tak naturalnie i spontanicznie, jak śmiech dziecka. 

— 

Spytałeś  mnie,  ale  nie  musisz  mi  wierzyć  —  powiedziała,  zanim  zdążył  się 

odezwać. 

— 

Myślę, że poznałbym, gdybyś kłamała — odparł książę. 

— 

Dlaczego tak uważasz? 

— 

Mam intuicję i chociaż brzmi to nieprawdopodobnie, wiem że mówisz prawdę. 

— 

Więc jeśli i mi wierzysz, wiesz, że nie chcę spędzić mojego  życia  z  ludami,  którzy 

głównie zajmują się obgadywaniem swoich nieobecnych przyjaciół. 

Usta księcia ściągnęły się i powiedział: 

— 

Myślą, że to dosyć surowy osąd. 

— Poza tym — 

ciągnęła Forella innym tonem — nienawidzę siedzieć całymi dniami w 

przegrzanym, przeperfumo

wanym pokoju, przymierzając ubrania i jedząc w regularnych odstępach 

czasu.  

Zamilkła na chwilę, po czym zapytała: 

— Czy masz 

pojęcie, ile mogą zjeść codziennie tacy ludzie jak wuj George i ciotka Kathie? 

Jeśli włożyłbyś to wszystko razem do wiadra, można byłoby nakarmić setki głodujących w Indiach 

dzieci. 

Mówiła  to  dosyć  zapalczywie,  więc  książę  chcąc  załagodzić  napiętą  atmosferę, 

powiedział: 

— 

Rozumiem, że jest to dla ciebie pewien szok, nawet kulturowy. 

background image

Forella wzruszyła lekko ramionami, zanim odparła: 

— 

Od momentu przyjazdu do Anglii nosiłam się z zamiarem jak najszybszego wyjazdu 

stąd, a teraz tym bardziej nie mogę tu pozostać. 

— 

Nie  uważasz,  że  poślubienie  hrabiego  Sherburn  dałoby  ci  w  towarzystwie  pozycję, 

którą większość młodych kobiet uznałaby za godną pozazdroszczenia? — spytał książę. 

— 

To właśnie powiedział wuj George, ale moja odpowiedź brzmi „nie". Jak mogłabym 

poślubić mężczyznę, którego nie kocham? A poza tym, hrabia jest zakochany w kimś innym. 

Książę nawet nie próbował się spierać. 

— 

Cały ten pomysł wydania mnie na siłę za mąż, ponieważ ciotka Kathie chce się mnie 

pozbyć, jest poniżający i wstrętny — ciągnęła Forella. — W żadnym razie nie chcę pozycji w 
towarzystwie  za  cenę  bycia  kukiełką  która  pociągana  za  odpowiednie  sznurki  będzie  mówiła 
właściwe rzeczy, a także zachowywała się i myślała w sposób, jaki jej się powie by myślała! Chcę 
być wolna... chcę być sobą! 

— 

Czy jesteś pewna, że jest to całkiem niewykonalne w otoczeniu, w jakim żyją twój 

wuj i ciotka? 

Książę zadał to pytanie poważnie i ku jego zdziwieniu, zamiast popatrzeć na niego ze 

złością Forella zastanowiła się zanim odpowiedziała: 

— 

Jest to problem, który zwykliśmy dyskutować z tatą. Myślę, że każdy może być sobą 

wszędzie  w  świecie  tak  długo,  jak  długo  nie  jest  zmuszany  do  robienia  rzeczy,  które  on  sam 
uważa za złe. Tata mówił, że całe życie jest poszukiwaniem samego siebie, a ponieważ on i mama 
byli  tak  szczęśliwi  razem,  nie  miało  to  znaczenia,  jakie  niewygody  musieli  znosić, ponieważ 
mogli się z nich śmiać, a każdy nowy dzień był dla nich odkryciem. 

— 

A cóż takiego spodziewali się oni odkryć? — spytał książę. 

— 

Myślę, że prawdziwą odpowiedzią na to są ich Dusze — odpowiedziała Forella. 

Mów

iła prosto i książę znów pomyślał, że to dziwne, iż

 

ktoś mógł mówić takie rzeczy, 

nie  będąc  tym  zażenowany.  W  tym  momencie  drzwi  otworzyły  się  i  do  pokoju  weszła  pani 
Hickson niosąc tacę z jedzeniem. Chwilę później Forella odezwała się: 

— 

Tata opowiadał, jak wspaniałe są angielskie jaja na bekonie. Spróbowałam ich po raz 

pierwszy i teraz dopiero 

wiem, co rzeczywiście miał na myśli.  

Mówiąc  to  poczęstowała  się  jeszcze  jednym  kawałkiem  chleba  i  posmarowała  go 

masłem. Książę nalał sobie filiżankę herbaty, zanim powiedział: 

— 

Myślę Forello, że teraz powinniśmy wrócić do najważniejszego pytania, a mianowicie 

co masz zamiar 

zrobić. 

background image

— 

Zgodziłeś się przecież, że powinnam wyjechać — odparła szybko Forella. 

— 

Powiedziałem, że rozumiem dlaczego chcesz to  zrobić. 

— Ale nie zatrzymasz mnie? 

— 

Myślę, że tak naprawdę to powinienem to uczynić — odpowiedział książę. 

Forella odłożyła kromkę chleba i odezwała się zupełnie innym tonem: 

— Po tym jak mnie tu przy

wiozłeś i kiedy ci zaufałam, nie możesz mnie zdradzić. 

— 

Mam  nadzieję,  że  nadal  będziesz  mi  ufać  -  odpowiedział  książę.  —  Jednocześnie 

musi

sz zdać sobie sprawę, że twoja ucieczka jest prawie niewykonalna. 

— 

Zrobię to i nie masz prawa mi przeszkodzić. 

- Nawet nie mam zamiaru, ale dostrzegam ogrom trud

ności, jakie mogą cię czekać. 

— 

Pokonywałam już różne trudności. 

— Ale nie sama. 

To była niezbita prawda i Forella milczała, gdy on mówił dalej: 

— 

Na samotną kobietę czyha tak wiele niebezpieczeństw, że trudno byłoby je policzyć. 

Bez wahania ktoś ukradłby ci Gyorgy, a wtedy znalazłabyś się w biedzie, bez pieniędzy i zdana 
na samą siebie. 

— 

Dlaczego mam w to wierzyć? — spytała Forella wrogo. 

— 

Dlatego, że taka właśnie jest prawdziwa Anglia — odpowiedział książę. 

— 

Więc im szybciej wyjadę z tego kraju, tym lepiej — odpowiedziała Forella. 

— 

To,  co  mam  zamiar  ci  zaproponować  jest  prostsze.  Rozumiem,  że  nie  możesz  się 

zwrócić o pomoc do rodziny ojca, ale  na  pewno musisz mieć  w  kraju  jakąś  rodzinę ze  strony 

matki? — 

zapytał książę. 

Po chwili ciszy Forella powiedziała ostro: 

— 

Moja matka nie była Angielką! 

Ku jej zdziwieniu książę wykrzyknął: 

— 

Miałem  rację! Czułem, że jest  w tobie  coś innego. Przypuszczam, że twoja matka 

była Węgierką! 

— 

Dlaczego tak uważasz? 

—  Bo chyba t

ylko osoba, w których żyłach płynie węgierska krew, potrafi tak dobrze 

jeździć konno. Jest też coś w twojej twarzy, co mnie zastanowiło, ale teraz już wiem. 

— 

Tak,  moja  matka  była  Węgierką—  przyznała  Forella  —  ale ciotka Kathie 

powiedziała,  żebym  nikomu  o  tym  nie  mówiła.  Mogłoby  to  podobno  sprawić,  że  żaden 
mężczyzna nie zechciałby mnie poślubić. 

background image

Książę odwrócił głowę i zaśmiał się: 

Nigdy nie słyszałem czegoś równie śmiesznego! Przypuszczam iż wiesz, że także jestem 

Węgrem? 

— 

Tak, oczywiście. 

— 

Więc czemu nie opowiedziałaś mi o swojej matce? 

— 

Nie myślałam, że to by mogło cię zainteresować. 

— 

Oczywiście, że tak! Jak się nazywała, zanim poślubiła twojego ojca? 

— 

Rakozi, ale nie sądzę, żeby ci to coś mówiło. Jej rodzina pochodziła ze wschodnich 

Węgier. 

— 

Oczywiście, że słyszałem o nich — odparł książę. — Są słynną węgierską rodziną i 

tak się składa, że ich ziemie sąsiadują z moimi. 

— 

Matka uciekła z tatą więc jeśli masz to na myśli, Rakozi na pewno nie powitają mnie 

z radością. 

— 

Wątpię,  rzeczywiście  —  głośno  zastanawiał  się  książę  —  jednocześnie  myślę,  że 

zabrałoby  to  bardzo  dużo  czasu,  żeby  sprawdzić  jaki  jest  ich  stosunek  do  tej  sprawy.  Mam 
całkiem inny pomysł. 

— Jaki? — 

spytała Forella. 

W jasności jej oczu mógł prawie zobaczyć kłębiące się w głowie myśli. Powiedział 

bardzo cicho: 

— 

W obojgu nas płynie węgierska krew Forello i chociaż byłem gotowy już przedtem ci 

pomóc, teraz uważam, że jestem do tego zobowiązany honorem jako twój krajan. 

— 

Naprawdę, pomożesz mi? 

Stale  nie  była  go  pewna,  ale  zauważył  w  jej  oczach  błysk  nadziei,  którego  nie  było 

wcześniej. 

—  Rozumiem — 

książę mówił powoli — że byłoby niemożliwe, czując to co czujesz, 

poślubić hrabiego Sherburn, nawet jeśli ze społecznego punktu widzenia byłby to znakomity i 
nieoczekiwany ślub. 

—  Ale on kocha lady Esme —  od

powiedziała Forella. Książę pomyślał, że były inne, 

bardziej adekwatne okre

ślenia uczuć łączących hrabiego i Esme Meldrum, lecz Forella, pomimo 

włóczęg po świecie, była zbyt niewinna by to zrozumieć. 

— 

To  byłby  rzeczywiście  bardzo  nieszczęśliwy  dla  ciebie sposób  zamążpójścia— 

powiedział —  a to co jest dla mnie  ważne,  to  twoje  uczucia.  Więc  zamiast  jechać  sama  w 

nieznany 

kraj i stawiać czoła niebezpieczeństwom, niedostatkowi, a może i głodowi mając tylko 

pięć funtów w kieszeni, chcę ci coś zaproponować. 

background image

— 

Jeśli myślisz o rozmowie z ciotką Kathie mogę ci zaręczyć, że nie będzie słuchać — 

powiedziała Forella szybko. — Chce mnie wydać za mąż i myślę, chociaż mogę się mylić, że 
także w jakiś sposób chce ukarać tym ślubem hrabiego. 

— 

Sama to wymyśliłaś? — dopytywał się książę. 

— 

Wywnioskowałam to ze sposobu, w jaki patrzyła na mnie ostatniej nocy i z tonu jej 

głosu — odpowiedziała Forella. — Nie wiem dlaczego, ale jestem pewna, że była zła na niego 
nie tylko z tego powodu, że znalazł się w mojej sypialni, ale z zupełnie jeszcze jakichś innych 

przyczyn. 

Teraz, odkąd książę wiedział że jest Węgierką był pewien, że jej intuicja jest tak samo silna 

jak jego, ale nie było sensu o tym mówić, odparł więc tylko łagodnie: 

— 

Chcę ci zaproponować i wiem że będzie to bezpieczniejsze i wygodniejsze, niż twój 

plan, żebyś schroniła się w domu, który znajduje się jakieś pięć mil stąd. 

— Dom? — 

spytała Forella. 

— Mieszka w nim moja krewna — 

odpowiedział  książę  —  która  ponieważ  jest 

częściowo sparaliżowana, sama prowadzi tam spokojne i ciche życie w dworku, który kupiłem jej 
pięć lat temu, gdy po raz pierwszy przyjechała z Węgier. 

— 

Jest Węgierką? 

— 

Tak jak powiedziałem, jest moją krewną. 

— 

I... mogłabym z nią zostać? 

— 

Myślę, że byłaby tym zachwycona. Nie mówi dobrze po angielsku i tak naprawdę nic 

nie wie o życiu towarzyskim w tym kraju, który ty uznałaś za nieprzyjazny. Jest bardzo oczytaną 
i inteligentną osobą i myślę, że spodobacie się sobie. 

Forella popatrzyła na niego, zanim zapytała: 

— 

Czy rzeczywiście nie powiesz wujowi George i ciotce Kathie, gdzie się ukrywam? 

— 

Daję  ci  słowo,  a  kiedy  okaże  się  w  zamku,  że  zniknęłaś,  będę  udawał  ogromne 

zdziwienie. 

— 

Co ze stajennym, on na pewno powie, że zabrałam Gyorgy? 

— Zostaw to mnie — 

powiedział  książę  —  znajdę  jakieś  wytłumaczenie,  może  że 

znalazłem Gyorgy włóczącego się po polu i zostawiłem go pod opieką przyjaciół — uśmiechnął 
się, zanim dodał. — Spodziewam się, że chciałabyś móc na nim jeździć, gdy będziesz w Dworku 

Ledbury? 

— 

Czy właśnie tak się nazywa ten dom, do którego mnie zawieziesz? 

Książę przytaknął, a Forella zaklaskała: 

background image

— 

Czy  możesz  być  rzeczywiście  tak  miły...  i  wyrozumiały...  nie  wiem  jak  ci 

dziękować. 

— 

Tak  jak  ci  powiedziałem  —  odpowiedział  książę  —  Węgier  nie  może  pozostać 

obojętny na głos innego Węgra wołającego o pomoc. 

— 

Dziękuję... dziękuję. 

Książę sięgnął do kieszeni kamizelki po swój zegarek i powiedział: 

— 

Ponieważ droga do Ledbury zabierze nam trochę czasu, więc myślę, że powinniśmy 

ruszać niezwłocznie. Muszę być na śniadanie w zamku, by stawić czoła nowinom, gdy ogłoszą 

twoje znik

nięcie.  

Oczy Forelli miały figlarny wyraz, gdy powiedziała: 

— 

Jest  przynajmniej  jedna  osoba,  którą  na  pewno  zachwyci  moje  zniknięcie  i  która 

będzie miała nadzieję, że jestem już nieżywa. Tym kimś jest hrabia Sherburn.  

Książę roześmiał się, zanim powiedział: 

— 

Nie  mam  zamiaru  temu  zaprzeczać.  Osmond  Sherburn  mówił  od  lat,  że  nie  ma 

zamiaru się żenić. 

— 

On będzie zadowolony, natomiast ciotka Kathie wściekła. 

— 

Moja  kuzynka  zajmie  się  tobą—  obiecał  książę  —  a  tak  przy  okazji, nazywa  się 

księżniczka Maria Dabas. 

Forella uśmiechnęła się do niego zachwycona i powiedziała: 

— 

To jakby przeznaczenie, że mama opuściła dom i wszystko co węgierskie by być z tatą i 

teraz  ja  wracam,  żeby  być  uratowana  przez  Węgra  przed  czymś,  co  byłoby  dla  mnie  bez 
wątpienia piekłem. 

— Z tego  co mówisz, Forello — 

odpowiedział książę — myślę że los odgrywa bardzo 

znaczącą rolę w twoim życiu. 

— 

Ależ oczywiście — przytaknęła dziewczyna. 

— 

Mogę cię tylko zapewnić, że to było zrozumiałe — rzekł książę — a teraz chodź i 

pokaż mi jeszcze raz, jak dobrze dajesz sobie radę z Gyorgy. 

Wstał od stołu i nie zastanawiając się nad tym, wyciągnął do niej rękę jak do dziecka. 

Gdy  ona  wsunęła  swoją  dłoń  w  jego  pomyślał,  że  właściwie  pomagając  jej  w  ucieczce  za-
chowuje się karygodnie. Ale jego instynkt i węgierska intuicja mówiły mu, że nie tylko było to 
słuszne, ale też nie było innego wyjścia. 

background image

Rozdział

 

 

P

rzejechali już kawałek drogi, zanim książę odezwał się: 

— 

Myślałem o nowej tożsamości dla ciebie. 

— 

Tak, rzeczywiście, to bardzo ważne — zgodziła się Forella. 

— Wyd

aje  mi  się,  że  najlepszą  rzeczą  i  na  pewno  najbardziej  wiarygodną  jest 

przedstawić  cię  jako  córkę  mojego  węgierskiego  przyjaciela,  który  zamierzał  przyjechać  do 

mnie. 

 

— 

Węgierskiego? — przerwała Forella. 

— 

Chcę ci zasugerować, żebyś przybrała nazwisko twojej matki — odparł książę — a jeśli 

się nie mylę, miała też i tytuł. 

— 

Była  hrabianką—  potwierdziła  Forella  —  ale oczywiście  nigdy  się  tym  nie 

posługiwała. 

— 

Teraz się przyda — stwierdził książę. — Będziesz hrabiną Forella Rakozi. 

Forella roześmiała się. 

—  Ale

ż  ja  usiłuję  właśnie  uciec  od  towarzystwa  i  tych  wszystkich  błyszczących 

głupstw. 

Książę pokręcił głowę. 

— 

W tym przypadku musisz zgodzić się na te frywolności... Zakładam, że umiesz mówić 

po węgiersku na tyle dobrze, że nikt nie będzie mógł zakwestionować twojego pochodzenia. 

— 

To  mnie  obraża  —  odpowiedziała  Forella.  —  Mama  mówiła  po  węgiersku,  gdy 

byłyśmy  same,  po  to,  by  nie  wyjść  z  wprawy.  Tata  też  dobrze  nim  władał,  tak  jak  i  wieloma 

in

nymi językami. 

Mówiła  to  z  odrobiną  prowokacji  w  głosie  i  książę  już  się  nie  spierał  z  nią,  tylko 

powiedział prawie uniżenie: 

—  Przepraszam. 

— 

Myślę, że wyśmiewasz się ze mnie — odparła Forella — ale ponieważ mam tak mało 

rzeczy należących tylko do mnie, moja inteligencja jest mi szczególnie droga. 

To była tak oryginalna uwaga, że książę roześmiał się i pomyślał, że jego kuzynka, która 

jak  już  wspomniał  była  bardzo  inteligentną  kobietą,  uzna  Forellę  za  pociechę  w  swojej 

monotonnej w tych dniach egzystencji. 

background image

— 

Teraz musimy to wszystko poukładać w głowach — powiedział książę — tak, żeby 

wersje naszych opowiadań zgadzały się. 

Wiedział, że Forella słucha z przejęciem, gdy mówił dalej: 

— 

Opuściliście Węgry około miesiąca temu, żeby przyjechać do Anglii i zamieszkać ze 

mną, ale gdy przyjechaliście do Triste, twój ojciec nagle zmarł. 

Forella zauważyła, że trzyma się on możliwie blisko prawdziwej wersji wydarzeń. 

— 

Więc przyjechałaś do Anglii sama — kontynuował książę — ponieważ jesteś w żałobie, 

nie chcesz być w Londynie, ale wolisz raczej zamieszkać na wsi w ciszy, to znaczy właśnie tam 
gdzie cię teraz zabieram. 

— 

To jest bardzo dobra i wiarygodna opowieść — przytaknęła Forella. — Muszę bardzo 

uważać, żeby zapamiętać swoje nowe nazwisko. 

— 

Jestem pewien, że nie będzie z tym żadnych trudności, a kiedy dojedziemy na miejsce 

chciałabym, żebyś napisała krótką kartkę do swojego wuja. 

— 

Kartkę? — strach znów pojawił się w oczach Forelli. 

— 

Tylko po to, żeby mu dać znać, że odjechałaś by zamieszkać z jakimiś przyjaciółmi 

— 

powiedział książę szybko — że jesteś całkiem bezpieczna i nie ma potrzeby martwić się o 

ciebie. 

Gdy Forella milczała, on po chwili dodał: 

— 

W innym razie, jeśli okaże się że po prostu zniknęłaś, jest bardzo prawdopodobne, że 

twój wuj wyśle policję i detektywów w poszukiwaniu ciebie. 

Forella krzyknęła ze strachu. 

— 

Nie można do tego dopuścić! 

— 

Nie, oczywiście, że nie — zgodził się książę — dlatego właśnie jest tak ważne, żebyś 

napisała list w którym oczywiście nie podasz adresu. 

— 

Myślę, że jesteś bardzo mądry — powiedziała po chwili zastanowienia się. — Jestem ci 

bardzo wdzięczna. 

Potem, ponieważ książę miał niewiele czasu, jeśli chciał wrócić do zamku o rozsądnej 

godzinie, jechali dosyć szybko i gdy konie galopowały łeb w łeb, nie dawało się rozmawiać. W 
pewnym momencie książę powiedział: 

— Przed nami Little Ledbury! 

Przez ch

wilę  Forella  widziała  tylko  drzewa  i  potem  między  nimi  kilka  krytych  słomą 

dachów.  Dalej  odkryła  małą  wioskę,  gdzie  czarne  i  białe  domki  z  krytymi  słomą  dachami 
wyglądały jak z bajki. Przed każdym z nich był mały ogródek mieniący się kwiatami. Poza małym 

sklepem z oknami 

w kształcie łuków i kościołem z szarego kamienia nie było nic więcej. 

background image

Jakieś pięćdziesiąt jardów za kościołem wjechali w bramę, gdzie po obu jej stronach niby 

strażnicy siedziały dwa kamienne lwy. Kiedy Forella zobaczyła już Dworek Ledbury zrozumiała, 
że  pochodzi  on  z  tego  samego  okresu  co  kościół,  czyli  XVII  w.  Wybudowany  także  z  szarego 

kamienia i z wy

sokimi kominami był bardzo piękny. Nad wejściem umieszczona była kamienna 

tablica z datą „1623" upamiętniającą jego pierwszego właściciela. Dom nie był duży. Miał trzy 
piętra i szybki w oknach w kształcie rombów. Z jednej strony ogrodzony był wysokim murem. 
Kłębiące  się  na  dachu  i  trzepocące  wokół  ogromne  ilości  gołębi  sprawiały  wrażenie,  że  dom 
wyglądał jak ze snu. Były tak piękne, że Forella z zachwytem powiedziała: 

— 

Gołębie! Towarzysze Afrodyty! 

Gdy zsiedli z koni pojawiło się dwóch stajennych, którzy przywitali księcia z szacunkiem, 

po czym odprowadzili ko

nie  do  stajni.  Gyorgy  próbował  wierzgać,  ale  stajenny  szybko go 

uspokoił. Forella obserwowała go z niepokojem. 

— 

Nic  mu  nie  będzie.  Thomas  jest  bardzo  doświadczonym  człowiekiem,  inaczej  nie 

powierzyłbym mu stajni, powiedział książę. 

Wskazywało  to,  że  w  posiadłości  znajduje  się  więcej  koni  i  gdy  wchodzili  do  domu 

Forella  zastanowiła  się,  jak  sobie  radzi  z  tym  wszystkim  częściowo  sparaliżowana  kuzynka 
księcia. Jednak nie wypadało pytać o to, czy nawet myśleć o czymś innym niż o swojej nowej 
tożsamości. Książę po powitaniu się z kamerdynerem rzekł: 

— 

Jestem  pewien,  że  chciałabyś  się  trochę  odświeżyć,  a  dla  mnie  będzie  zręczniej 

najpierw porozmawiać z kuzynką na osobności zanim przedstawię jej ciebie. 

— 

Tak, oczywiście — zgodziła się Forella. 

Książę zwrócił się do kamerdynera: 

— 

Newman, czy możesz poprosić swoją żonę, by zajęła się moim gościem? — Potem 

przyprowadź panią do saloniku, gdzie jak się spodziewam znajdę Jej Wysokość. 

—  Tak jest — 

odpowiedział Newman i poprowadził ją schodami na górę, gdzie czekała 

już na nich starsza kobieta. Ukłoniła się lekko i powiedziała: 

— 

Witam panią, bardzo się cieszymy, że książę znów nas odwiedził. 

Nie  czekając  na  odpowiedź  skierowała  się  do  pięknej  sypialni. Okno ozdobione 

kwiecistymi zasłonami wychodziło na starannie utrzymany ogród, który jak spostrzegła Forella, 
prowadził do małego strumienia. Pani Newman nie przestawała mówić, pomagając Forelli zdjąć 
kapelusz, a potem żakiet. 

— 

Jest bardzo gorąco, proszę pani — powiedziała. — Jej Wysokość zrozumie, że będzie 

się pani lepiej czuła tylko w samej bluzce. 

Była to w istocie bardzo ładna bluzka. Uszyta z białego batystu z wstawką z prawdziwej 

background image

koronki, o której sprzedaw

ca  zapewniał,  że  właśnie  nadeszła  z  Paryża.  Na  wzór  francuski 

zrobiona była z zielonej piki i zakończona białą wstążką. Forella dostała ją od ciotki. 

— 

To jest coś, co nie nadaje się na polowanie — powiedziała markiza. 

Forella była zbyt zajęta ucieczką, by jeszcze myśleć o ubraniach, i teraz dopiero uzmysłowiła 

sobie,  że  miała  tylko  jedną  suknię  w  pakunku  przytroczonym  do  siodła  Gyorgy.  Pomyślała 
jednak, że najlepiej będzie nie mówić o tym, co ze sobą przywiozła, dopóki nie będzie pewna, że 
kuzynka  księcia  pozwoli  jej  tu  zostać.  Umyła  więc  twarz  i  ręce,  a  pani  Newman  uczesała  ją. 
Potem czując się już trochę lepiej podeszła do schodów, gdzie w hallu czekał na nią Newman. Gdy 
schodziła na dół modliła się, żeby nie było żadnych nagłych zmian w planach i żeby nie musiała 

po tym wszystkim wy

ruszyć znów sama w drogę. Teraz myśląc o tym, zdała sobie sprawę, jakie 

to było przerażające przedsięwzięcie. Kiedy uciekała, w potwornej panice nie miała czasu myśleć o 

szcze

gółach ani o tym, jak da sobie radę z Gyorgy i bardzo małą sumą pieniędzy. 

„Książę  ma  rację  i  jest  bardzo...  bardzo...  dobry"  —  stwierdziła  wchodząc  do  hallu. 

Pomyślała nagle z lękiem, że być może gdy do niego podejdzie okaże się, że on zmienił zdanie, 
ale gdy ukazała się w pięknym saloniku do którego słońce wpadało przez okna złotą powodzią, 
wiedziała gdy wstał na jej widok, że wszystko jest w porządku. Jakby domyślał się, co ona może 
czuć, podszedł do niej i wziął za rękę. 

— Kuzynko Mario, to jest Forella Rakozi o której ci mó

wiłem. 

Mówił po węgiersku i księżniczka odezwała się w tym samym języku wyciągając do niej 

rękę: 

— 

Biedne dziecko, tak mi cię szkoda, oczywiście, że możesz zostać ze mną tak długo jak 

sobie życzysz. Dla mnie będzie to cudownie mieć tu kogoś, z kim mogłabym rozmawiać w moim 
języku. 

Forella dygnęła. 

— 

To bardzo miło ze strony Waszej Wysokości — powiedziała myśląc jednocześnie, że 

księżniczka musiała być kiedyś bardzo piękna, Forella czuła, że coś instynktownie ciągnie ją do 
księżniczki i była prawie pewna, że tamta odczuwa to samo. Potem kiedy już usiadła, księżniczka 

powie

działa: 

— 

Jesteś bardzo piękna i nic w tym dziwnego, Rakozi słynął przecież z tego, czyż nie tak 

Janos? 

— Zawsze tak mówiono — 

odpowiedział książę — i oczywiście zgadzam się z tym. 

— 

Obawiam się, że możesz się tu nudzić — rzekła księżniczka — ale Janos powiedział 

mi, że jesteś w żałobie i potrzebujesz ciszy. 

background image

— 

Mam  nadzieję  ją  tu  znaleźć  —  odparła  Forella  —  i mogę  tylko  być  wdzięczna  za 

gościnę. 

— To 

ja powinnam dziękować tobie — odpowiedziała księżniczka — nie mogę udawać, 

że to miejsce kipi wesołością.  

Wyglądało to na wymówkę, ale książę roześmiał się: 

— 

Chcesz,  żeby  było  mi  ciebie  żal  kuzynko  Mario  —  zaprotestował  —  ale tak samo 

dobrze jak ja wies

z, że doktor kazał ci odpoczywać. 

Księżniczka położyła mu dłoń na ramieniu i powiedziała: 

— 

Tak naprawdę to ja nie narzekam Janos, i wiesz, że jestem ci niezmiernie wdzięczna 

za to wszystko, co dla mnie 

zrobiłeś. 

— 

Teraz  czuję  się  zażenowany  —  zaprotestował  książę.  —  Zostawiam  ci  Forellę, 

podczas gdy ja wracam dopil

nować mojego przyjęcia. 

— 

Czy  jest  to  jak  zwykle  kolekcja  pięknych  kobiet  szukających  rozrywki  i  kobiet 

poszukujących przystojnych mężczyzn? — dopytywała się księżniczka. 

Książę roześmiał się. 

— Ni

e mógłbym tego wyrazić lepiej. 

Pocałował ją w rękę i powiedział: 

— 

Wybacz mi, że zabiorę na chwilę Forellę do pokoju dziennego. Ma adresy ludzi, z 

którymi powinienem skontak

tować się w jej imieniu. 

— 

Tak, oczywiście — odparła księżniczka. — Znajdziesz tam wszystko co potrzeba. 

Forella wstała, a księżniczka zwróciła się do księcia: 

— 

Kiedy znów cię zobaczymy? 

— 

Całkiem  niedługo  —  może  gdy  skończy  się  przyjęcie,  zanim  jeszcze  wyjadę  do 

Londynu. 

— 

Będę  zachwycona  —  odpowiedziała  księżniczka,  usiadła  i  patrzyła  jak  Forella 

wychodzi z księciem, potem wzięła do rąk gazetę, którą czytała zanim jej przerwano i uważnie 
zaczęła studiować „Wiadomości Dworskie", szukając imienia swojego kuzyna. 

Książę i Forella weszli do pokoju dziennego i gdy zamknął drzwi powiedział: 

—  Napisz 

list do swojego wuja. Chcę także, żebyś podała mi swoje wymiary. 

—  Wymiary? — 

spytała Forella zdziwiona. 

— 

Nie sądzę, żebyś miała zamiar codziennie ubierać się w to samo. 

— 

Rzeczywiście,  zapomniałam  o  tym  —  powiedziała  Forella  —  i  podejrzewam,  że 

background image

księżniczka mogłaby to uznać za dziwne, że nie mam żadnych strojów. 

— Nawet bardzo — 

zgodził się książę. — Dlatego muszę posłać po jakieś do Londynu. 

Zapadła cisza i rumieńce napłynęły na policzki Forelli, gdy ta odezwała się speszona: 

— 

Uważam, że to jest... przesada. 

— Ch

cesz przez to powiedzieć, że to nie jest zwyczajne, ale przecież wszystko co robisz, 

czy  zrobiłaś  dotąd  Forello,  jest  niecodzienne  i  nie  ma  sensu,  byśmy  ulegając  konwenansom 
zaprzepaścili cały plan. 

Podobał mu się sposób, w jaki odpowiedziała: 

— Pomagasz mi

,  bo  jesteś  Węgrem,  może  pewnego  dnia  ja  jako  Węgierka,  też  będę 

mogła ci pomóc. 

— 

Uważam to za swój obowiązek po prostu dlatego, że nieszczęśliwe okoliczności w 

jakich się znalazłaś zdarzyły się w moim domu. 

— 

Osobą  przez  którą  znalazłam  się  w  tym  ambarasie  jest hrabia Sherburn —  odparła 

Forella — 

i to właściwie powinien być jego obowiązek, a nie twój. 

Książę uśmiechnął się. 

— 

Myślę jednak, że nie jesteś gotowa wytknąć mu jego obowiązków. 

Forella wydała okrzyk na półprzerażenia, a na półżartobliwy: 

— 

Napiszę list i będę się modliła, żeby wuj George uwierzył, że wszystko w porządku i 

nie wysłał za mną detektywów. 

Stolik do pisania stał przy oknie. Usiadła, wyjęła kartkę papieru listowego ze skórzanej 

oprawy, która, co zauważyła, nosiła insygnia księcia. Nożyczkami odcięła adres zwrotny z górnej 
części kartki. Uważnie napisała to, co podyktował jej książę: 

„Drogi Wuju George 

Uciekłam,  gdyż  uważałam,  że  nie  mogę  poślubić  hrabiego Sherburn, skoro on nie 

chciałby poślubić mnie. Jedyne co mogę zrobić to szybko zniknąć, by nikt nie dowiedział się co 
zaszło.  Mieszkam  z  przyjaciółmi  i  nie  próbuj  mnie  szukać.  Dziękuję  za  okazanie  mi  serca. 
Pozostaję z szacunkiem. 

Twoja kochająca bratanica Forella". 
Gdy to napisała, przeczytała całość raz jeszcze, żeby sprawdzić czy nie zrobiła błędów. 

Potem podała kartkę księciu. Wziął ją od niej, przeczytał i oddał z powrotem: 

— 

Bardzo dobrze! Uważaj tylko i włóż do koperty bez znaku z tyłu. 

Forella znalazła jedną w bibularzu, włożyła kartę do środka i zalepiła. Potem napisała na 

in

nym kawałku papieru swoje wymiary,  które  po  tylu  zakupach  w  Londynie  znała  na  pamięć. 

background image

Wstała od stolika, podała obie kartki księciu, po czym powiedziała: 

— 

Obawiam się, że nie mam nic poza jedną sukienką i koszulą nocną, ale proszę nie 

wydawaj za dużo pieniędzy, w przeciwnym razie zbyt dużo czasu zajmie mi ich zwrot. 

— 

Myślałem,  że  wyraziłem  się  jasno,  iż  to  co  przyślę  masz  potraktować  jako 

podarunek. Zastanawiam się tylko co byś wolała, ubierać się jak angielska, czy też węgierska 

debiutantka! — 

spytał książę. 

— 

Nie widzę potrzeby odpowiadać na to pytanie — uśmiechnęła się Forella. — Byłam 

szczęśliwa w ubraniach, które nosiłam będąc z tatą, a które ciotka Kathie uznała, że nadają się 
tylko na śmietnik, gdzie zresztą rzeczywiście je wyrzuciła. 

— 

Rozumiem dokładnie co masz na myśli — odparł książę — ale zawsze uważałem, że 

piękny obraz wymaga pięknej ramy. 

— 

Teraz mówisz jak aktor w jakiejś sztuce — powiedziała Forella. — Myślałam ostatniej 

nocy, że to wszystko co się działo nie może być rzeczywistością, lecz rozgrywa się na jakiejś 

scenie. 

Zauważyła że wyglądał na zdziwionego, lecz kontynuowała opowieść: 

— 

To bawiło publiczność, ale nawet przez chwilę nie pomyśleli oni, że aktorzy i aktorki 

były prawdziwe lub, że pokazują coś, co rzeczywiście pochodzi z ich serc. 

Książę spostrzegł, że wyśmiewa się z niego, więc powiedział: 

— 

Zastanawiam  się  tylko  Forello,  dlaczego  uważasz  się  za  krytyka,  sędziego  i  ławę 

przysięgłych za jednym zamachem i jakim prawem wydajesz oceny i formułujesz takie absurdalne 

przypuszczenia. 

Za

padła cisza, a po chwili dziewczyna odrzekła: 

— 

Masz...  absolutnie  rację.  Jestem...  impertynencka  i...  przepraszam!  Zapomniałam... 

przez  chwilę,  że  nie...  rozmawiam  z  tatą.  Zwykliśmy  pojedynkować  się  na  słowa...  zawsze 
próbowaliśmy... ogrywać się nawzajem. 

Gdy to mówiła zarumieniła się i książę zrozumiał, że był tylko zbyt surowy wobec osoby 

tak młodej i jak to teraz odczuł, bardzo wrażliwej. 

— 

Podoba mi się pojedynkowanie z tobą, jak to nazwałaś — powiedział szybko — i jest 

to coś, czego nie robiłem w ten sposób z nikim innym. 

Zauważył, że jej to nie uspokoiło więc dodał: 

— 

Chcę,  żebyś  nadal  była  ze  mną  szczera  i  mówiła  to  co  myślisz.  Nie  uważam,  żeby 

towarzystwo w którym żyję było tak zdeprawowane jak to przedstawiasz, ale muszę się przyznać, 
że jest dużo prawdy w tym co mówisz. 

background image

Nic  nie  odpowiedziała,  ale  książę  zauważył,  że  z  jej  ust  zniknął  uśmiech,  a  z  oczu 

psotność  i  zapytał  sam  siebie,  jak  mógł  być  tak  niezdarny.  Jednocześnie  jeszcze  bardziej 
uświadomił sobie, że ta dziewczyna nie poradzi sobie sama w świecie. Kiedy pożegnał się, Forella 
podziękowała  mu  raz  jeszcze  i  jej  wdzięczność  była  rzeczywiście  szczera.  Gdy  stała  na 
schodkach patrząc jak dosiada Joska przyprowadzonego ze stajni, książę popatrzył na nią po raz 
ostatni  i  pomyślał,  że  wygląda  tak  młodo  i zarazem  samotnie.  Odjeżdżał z  nadzieją,  że  zrobił 
dobrze pomagając jej tak, jak go o to poprosiła. Jednocześnie wiedział, że wziął na siebie ciężki 
obowiązek  i  zachował  się  w  sposób  jaki  większość  ludzi  uznałaby  za  co  najmniej 

nieodpow

iedzialny. W końcu, w towarzystwie, żadna młoda dziewczyna nie pragnęła nic więcej, 

jak zostać żoną hrabiego Sherburn bez względu na okoliczności, które zmusiłyby go do ślubu. 
Książę wiedział, że w Anglii tak jak w większości krajów, córki arystokratów nie miały wiele do 
powiedzenia  w  sprawie  małżeństwa.  Ślub  był  w  rzeczywistości  taką  samą  transakcją,  jakie 

prowadzono w czasach 

rzymskich i które oznaczały wymianę pieniędzy czy ziem. Zakładano, że 

królowie  poślubiają  królów,  więc  arystokrata  powinien  poślubić  arystokratę.  Z  tego  punktu 
widzenia, Osmond Sherburn był świetną partią dla Forelli. 

„Sądzę, że gdybym myślał jak Anglik i zachowywał się tak jak Anglik — powiedział 

książę do siebie samego — to zmusiłbym Forellę, by wróciła ze mną do zamku". 

Ale był Węgrem i raz dając Forelli słowo, nie złamałby go... 
„Poza  tym,  próbował  uspokoić  swoje  wyrzuty  sumienia,  ona  jest  zupełnie  inna  niż 

angielskie panny... Oczywiście dlatego, że płynie w niej także węgierska krew". 

Do  zamku  dotarł  przed  dziewiątą,  o  której  to godzinie dżentelmeni  będą  stopniowo 

schodzić chwiejnym krokiem na śniadanie. Panie zadzwonią dużo później po swoje pokojówki i 
większość  z  nich  nie  pojawi  się  przed  lunchem.  Zatem  książę  mógł  bardzo  łatwo  dotrzeć  do 

sypialni Forelli, by 

zostawić na stoliku przy jej drzwiach napisany przez nią do wuja list. Było 

mało prawdopodobne, aby szybko go znaleziono i oddano markizowi. Do tego czasu, planował 
książę, zdąży już powiedzieć Bartonowi, że nie widział śladu Gyorgy ani jeźdźca, zatem wrócił do 

zamku m

ając nadzieję, że wrócili inną drogą. Zobaczywszy się z Bartonem napisał do krawcowej 

na Bond Street, u której wydał w przeszłości ogromne sumy pieniędzy. Przeszedł później do 

biblioteki, 

gdzie tak jak oczekiwał większość jego męskiej części gości zebrała się i czytała gazety. 

Był między nimi i markiz. Książę pomyślał z satysfakcją, że zapewne on i jego żona zaplanowali 
wystrzelenie fajerwerków na później. Nie było śladu hrabiego i dopiero po jakiejś godzinie książę 
dowiedział się, że pojechał on na przejażdżkę w towarzystwie lady Esme. 

Jedną z przyczyn powodzenia, jakim cieszyły się przyjęcia księcia było to, że jego goście 

mogli  robić  dokładnie  to,  na  co  mieli  ochotę.  Mieli  udostępnione  konie  i  powozy,  łódki na 

background image

jeziorze, dwa pola do krykieta, kilka kortów tenisowych i ostatnio zainstalowany kryty kort, 

który był cudownym wynalazkiem, gdy padał deszcz. Można było również grać w golfa, a w 
zamku czekał stół bilardowy. Książę myślał o tym, czego może dotyczyć rozmowa hrabiego i 

lady 

Esme i stwierdził, że tego jeszcze dnia czeka hrabiego miła niespodzianka. 

Jechali  wolno  przez  las,  w  którym  dróżki  były  wycięte  tak,  by  dokładnie  dwa  konie 

mogły zmieścić się obok siebie, gdy hrabia odezwał się: 

— 

Co mam zrobić Esme? Co do diabła mam z tym zrobić? 

— 

Uważam,  że  to  co  wymyśliła  Kathie  jest  haniebne,  a  poza  tym  zachowała  się 

podstępnie! — krzyknęła lady Esme. — Czuję, że nie będę mogła już z nią rozmawiać. 

Wyglądała nadzwyczaj pięknie, choć była blada z powodu nie przespanej połowy nocy, 

gdy  zastanawiała  się  dlaczego  hrabia  nie  przyszedł  do  jej  pokoju,  tak  jak  to  obiecał.  Gdy 
otrzymała od niego liścik zaraz po przebudzeniu, wiedziała, zanim zdążyła go przeczytać, że coś 
się stało: 

„Muszę cię zobaczyć niezwłocznie. Proponuję, żebyśmy wybrali się na przejażdżkę. Będę 

czekał w stajniach za pół godziny". 

Esme  trudno  było  ubrać  się  tak  szybko,  nawet  z  pomocą  bardzo  doświadczonej 

pokojówki, ale jakoś się udało. Gdy dołączyła do hrabiego i spojrzała na niego z lekką wymów-
ką w niebieskich oczach, zdziwił ją wyraz jego twarzy. Chociaż było to niemożliwe, wyglądał 

tak, jakby znacznie po

starzał się od momentu, gdy widziała go po raz ostatni. Wokół jego ust 

pojawiły  się  zmarszczki,  a  w  oczach  niezrozumiały  mrok.  Dopiero  gdy  powiedział jej  co się 
stało, krzyknęła z gniewu i frustracji, a to sprawiło, że zapragnął wziąć ją w ramiona i utulić. 

— 

To jest szatańskie! Absolutnie szatańskie! Kathie jest diabłem planując coś takiego! 

—  To moja wina — 

powiedział  hrabia.  —  Nie powinniśmy  byli  używać  znaków 

Księcia Walii, z których śmieje się każdy klub i jak przypuszczam każdy buduar. 

— 

W  moim  wazonie  w  pokoju  nie  było  róż  —  wyjaśniła  Esme  —  więc  wystawiłam 

zamiast nich lilie. 

Przez  głowę  hrabiego  przemknęła  myśl,  że  ten  wybór  kwiatów  mógł  rozzłościć  Kathie 

jeszcze bardziej. Wiedział bowiem, że podczas gdy Kathie miała wielu kochanków od czasu gdy 
stała  się  niewierną  żoną,  on  byłby  pierwszym  kochankiem  Esme  i  wtedy  lilie  byłyby  w  jakiś 

sposób adekwatne. 

— 

Gdybym przyszedł do ciebie ostatniej nocy, kochanie, po tym wszystkim co się stało i 

opowiedział ci o wszystkim, czułbym się znacznie lepiej, niż gdy poszedłem do mojego pokoju i 

background image

zostałem  sam  na  sam  z  tymi  wszystkimi  demonami,  które  szydziły,  że  dałem  się  złapać  w 
pułapkę. 

— 

Tak  dokładnie  było  —  krzyknęła  Esme  oburzona.  —  Pułapka  zastawiona przez 

Kathie! Nienawidzę jej! 

— 

Czuję dokładnie to samo — zgodził się hrabia — Pytanie tylko, jak mogę uchronić się 

przed marszem do ołtarza, gdy z wszystkiego czego pragnę, to pozostać wolnym człowiekiem. 

Pomyślał jednak, że zabrzmiało to dosyć niegrzecznie, więc dodał szybko: 

— 

I być z tobą moja najmilsza! 

— 

Ja  też  tego  pragnę  —  powiedziała  Esme  miękko  —  ale  poza wszystkim kochany 

Osmondzie, jeśli będziesz miał żonę tak jak ja mam męża, nie sprawi to większej różnicy. 

B

yła  już  prawie  pora  lunchu,  gdy  markiza  poprawiając  swój  wygląd  przed  wyjściem 

odezwała się do pokojówki: 

— 

Jones, idź i powiedz pannie Forelli, że chcę z nią porozmawiać, a jeśli zeszła już na 

dół przekaż któremuś z służących, by ją odszukał. 

— Tak, milady — 

odpowiedziała Jones — ale nie słyszałam żadnego hałasu, spodziewam 

się więc, że ciągle jeszcze śpi. 

— 

Więc obudź ją! — powiedziała markiza ostro, uśmiechając się do swojego odbicia w 

lustrze. 

Dokonała tego, że hrabia zapłaci za to, jak ją potraktował. Upewniła się także tego ranka, 

zanim Geo

rge zszedł na dół na śniadanie, że nie cofnie on swojej decyzji i hrabia będzie musiał 

poślubić Forellę. 

— 

Jeśli chcesz znać moje zdanie, to było bardzo nieostrożne ze strony Sherburna, żeby 

pomylić pokoje — powiedział markiz. 

— 

Masz rację, George — odpowiedziała jego żona — było nieostrożne, ale jakkolwiek 

na to patrzeć, przez tę wielką pomyłkę właśnie Forella musiałaby pokutować. 

Spojrzała szybko na męża, czy ją słucha i ciągnęła dalej: 

— Dobrze wiesz 

tak jak ja, że jeśli rozejdzie się choćby najmniejsza pogłoska o tym, że 

on  był  w  jej  sypialni  i  widziano  go  jak  stamtąd  wychodzi,  wszyscy  liczący  się  gospodarze 
wykreślą to dziecko z list gości. 

Ucichła, po czym dodała dramatycznym głosem: 

— 

Nigdy nie znaleźlibyśmy jej męża, który wybaczyłby coś podobnego. 

— Dobrze, Kathie,  rozumiem co mówisz — 

odpowiedział  markiz niecierpliwie —  ale 

background image

jednocześnie lubię Osmonda i czuję, że jest to raczej chamskie zagranie postąpić z nim w ten 

sposób. 

— 

Cokolwiek myślisz George — odpowiedziała markiza — jest jakaś satysfakcja w 

tym, 

że wiedząc o fortunie Osmonda nie będziesz musiał dawać Forelli posagu. Stać go na to, 

by zaopiekować się swoją żoną. 

— 

Nie  myślałem  o  pieniądzach  —  ostro  odpowiedział  markiz. —  Miałem  na  myśli 

Sherburna i oczywiście Forellę, która nie da sobie z nim rady. 

N

ie  czekając  na  odpowiedź  żony,  wyszedł  z  pokoju  głośno  trzaskając  drzwiami. Nie 

zaniepokoiło to markizy. Zaśmiała się cicho i pomyślała, że od tej pory hrabia będzie żałował, 
że ją kiedykolwiek porzucił. 

W tym czasie Jones 

zapukała do drzwi Forelli i ponieważ nikt nie odpowiadał, weszła 

cicho do środka. Słońce wpadało przez niezasłonięte okno i jedno spojrzenie wystarczyło, żeby 
zorientować się, że Forelli nie ma. Poszła więc na górę, przywołała jednego Z gońców i kazała 
mu ją odszukać. 

— 

Słyszałem  od  jej  pokojówki  —  odpowiedział  goniec  -  że  pojechała  rano  na 

przejażdżkę i jeszcze nie wróciła. 

— 

Dobrze,  więc  powinna  być  niedługo  z  powrotem  —  odparła  Jones.  —  Gdy  się 

pojawi powiedz jej, że pani chce ją widzieć. 

Jones wróciła do markizy. 

— 

Sprawdziłam proszę pani, wydaje się, że panna Forella jest na przejażdżce. 

Markiza zerknęła na zegar. 

— 

Spóźni się na lunch — odpowiedziała. — Doprawdy, jakie te dziewczyny potrafią być 

męczące! Puste miejsce przy stole rozzłości księcia. 

— 

Jeszcze  jest  dużo  czasu.  Na  pewno  panienka  zdąży  wrócić  i  przebrać  się  — 

powiedziała Jones uspokajająco. 

W tym czasie chociaż markiza nie wiedziała o tym, pokojówka, która odkurzała korytarz 

znalazła list zaadresowany przez Forellę do jej wuja. Oddała go gońcowi, by ten przekazał go 

kamerdyner

owi.  Kamerdyner  włożył  na  siebie  smoking,  położył  list  na  srebrnej  tacy  i  bez 

specjalnego pośpiechu udał się do biblioteki, gdzie spodziewał się znaleźć markiza. O tej porze 
goście zaczęli gromadzić się na lunch. Chwilę wcześniej dołączył do nich hrabia, a chwilę później 

lady Esme. 

— 

Masz dużo energii Sherburn — zauważył jeden z gości — Miałem zamiar pojeździć 

dzisiejszego ranka, ale po 

tym  jak  późno  poszliśmy  spać  i  oczywiście  po  świetnym  winie 

gospodarza, wysiłek ten przewyższył moje zamiary! 

background image

Hrabia w

ymruczał jakąś niezrozumiałą uwagę i skrył się za gazetą „The Times". Ponieważ 

zdawał się być nie w sosie, pozostawiono go samego sobie. Kiedy pojawiła się Esme, markiza 
zauważyła z fałszywym uśmieszkiem: 

— 

Jak świeżo wyglądasz! To musi być wynik tak rannej i szybkiej jazdy! 

— 

Było rzeczywiście bardzo przyjemnie — odpowiedziała lady Esme jakimś sztucznym 

głosem  mając  cichą  nadzieję,  że  nienawiść  do  markizy  nie  pojawiła  się  w  jej  oczach. Potem 
przeszła  przez  pokój,  żeby  porozmawiać  z  dwiema  innymi kobietami, które  uznały  za  daleko 

przyjemniejsze le

żenie w łóżku niż spotkanie ze słońcem. Kamerdyner podał list markizowi, a ten 

biorąc go do ręki przez moment zastanowił się dlaczego mu go przysłano, skoro dał wyraźne in-
strukcje służbie na Park  Lane,  że ponieważ nie  będzie go  w domu tylko przez weekend nie 
życzy  sobie,  żeby  przesyłać  mu  jakąkolwiek  korespondencję.  Wyjął  list  Forelli  z  koperty, 
przeczytał i wykrzyknął prawie bez tchu: 

— 

Dobry Boże! 

Przeczytał list raz jeszcze, żeby mieć pewność, że się nie pomylił, zanim podszedł do 

rozmawiającej z księciem żony i odciągnął ją na bok. 

— 

Co  się  stało,  George?  —  spytała  go  uważając,  że  jego  zachowanie  było  bardzo 

niestosowne. 

— 

Muszę ci coś pokazać — powiedział markiz cicho. Zdecydowanym ruchem wziął ją 

pod rękę i poprowadził w róg pokoju, gdzie nikt nie mógłby ich podsłuchać. Nie pozostało jej 
nic  innego  jak  podporządkować  się  i  pójść  za  nim.  Dopiero  gdy  przeczytała  list  od  Forelli 
wpatrzyła się w papier tak, jakby nie mogła uwierzyć własnym oczom. 

— 

Myślałam, że ona nie ma przyjaciół w Anglii — powiedziała przeciągle. 

— 

Jeśli ma, nie wiem kim są. 

— 

Co zamierzasz zrobić? 

— 

A co byś radziła? — odpowiedział pytaniem markiz. 

Markiza zwinęła list i włożyła z powrotem do koperty, po czym powiedziała: 

— 

Jeśli to spisek między nią i Osmondem Sherburn, zabiję go. 

— 

Nie możesz zrobić tu sceny — powiedział markiz szybko. 

— 

Nie, oczywiście, że nie — odpowiedziała jego żona — ale porozmawiam z Osmondem 

po  lunchu.  Teraz  nie  było  już  na  to  czasu,  bo  Newman  podszedł  do  lady  Roehampton  i 

powiedzia

ł: 

— Lunch podany mi lady... 

Lady  Roehampton,  która  rozmawiała  z  księciem  w  drugim  końcu  pokoju  zaczęła 

zapraszać panie, by przeszły do pokoju stołowego. Podchodząc do markizy odezwała się takim 

background image

tonem jakby ona sama była najważniejszą tu damą: 

— 

Proszę bardzo, Kathie kochanie! 

— 

Obawiam  się,  chociaż  uznasz  to  za  złe  wychowanie  —  powiedziała  markiza  —  że 

Forella  nie  będzie  obecna  na  lunchu.  Mogę  tylko  przeprosić,  że  nie  powiedziałam  ci  tego 
wcześniej, ale później wyjaśnię wszystko. 

Lady  Roehampton  bez  żadnych  komentarzy poinformowała  lokaja  by  zabrał  jedno 

nakrycie ze stołu, a gdy zbliżali się do jadalni, zastanawiała się jak porozsadzać gości przy stole, 
by mężczyźni nie siedzieli obok siebie. Szybko zdecydowała, że będzie to niemożliwe. Zamiast 
tego  udało  się  jej  zręcznie  usadzić  obok  siebie  dwóch  miłośników  wyścigów.  Obserwując 
hrabiego markiza zauważyła, że rozgląda się przy stole tak, jakby szukał Forelli. Była prawie 
pewna, że to tylko wybieg i że on dobrze wie ojej zniknięciu. 

Namówił  ją  by  odjechała,  żeby  mógł  w  jakiś  sposób  uwolnić  się  od  zaręczyn  — 

kalkulowała — ale nigdy do tego nie dopuszczę! Ożeni się z nią, nawet jeśli George będzie mu-
siał wyzwać go na pojedynek! 

Była pewna, że do tego nie dojdzie, bo zarówno hrabia jak i markiz bali się skandalu lub 

opisania  w  gazecie  w  uwłaczający  im  sposób.  Markiza  cieszyła  się  na  myśl  o  małżeństwie 
hrabiego, a jednocześnie satysfakcjonował ją fakt wygranej. Cokolwiek przyniesie przyszłość, on 
zawsze będzie wiedział, że ona śmieje się z niego. 

„Wygrałam!  Wygrałam!  —  mówiła  do  siebie  triumfalnie.  —  Za  każdym  razem  gdy 

spojrzy na kobietę, która będzie nosiła jego nazwisko będzie żałował, że mnie zostawił". 

Gdy panie opuszczały pokój stołowy udało jej się mijając hrabiego odezwać się tak, żeby 

tylko on mógł usłyszeć. 

— 

Muszę się z tobą widzieć Osmondzie! To ważne! 

Zauważyła, że chciał jej odmówić, ale gdy panowie weszli do biblioteki, chwilę później 

przesunęła się w jego stronę i powiedziała: 

— 

Chodźmy do ogrodu, chcę ci coś pokazać! 

Wiedziała,  że  chce  się  jej  pozbyć  i  nie  słuchać  tego,  co  ma mu do powiedzenia, ale 

czując że to tylko mogłoby pogorszyć sytuację, zgodził się. Ponieważ dobrze go znała, wiedziała co 
czuł nawet nie patrząc na jego zaciśnięte szczęki i twardy wzrok. Przeszli przez łąkę, aż znaleźli 
się poza zasięgiem uszu tych, którzy wyszli na taras. Markiza bez słowa podała mu list Forelli. 
Poczekała aż skończył czytać i powiedziała: 

— 

Jeśli to twoja sprawka, życzę sobie byś powiedział dokąd ją wysłałeś. 

— Nie mam z tym nic wspólnego i nie mam poj

ęcia dokąd ta dziewczyna pojechała — 

ostro odpowiedział hrabia. 

background image

— 

Myślisz, że ci w to uwierzę? 

— Wierz w co chcesz — 

odparł. — Mogę sobie tylko wyobrazić, że miała dość dobrego 

smaku, by zgorszyć się twoim zachowaniem ostatniej nocy. Była zbyt zawstydzona, by znosić 

twoje, czy moje towarzystwo. 

— 

Jesteś bardzo elokwentny — powiedziała markiza szyderczo — ale jak możesz sobie 

wyobrazić,  George  jest  bardzo  poruszony  tym,  co  przydarzyło  się  Forelli.  Nie  była  nigdy 
wcześniej w Anglii, nie ma przyjaciół i z tego co wiem od służby, pojechała przed śniadaniem na 
jednym z koni księcia i dotąd nie wróciła. 

Po raz pierwszy hrabia okazał zainteresowanie: 

— 

Pojechała sama? 

— 

Oczywiście, że sama — warknęła markiza. — Nie zna nikogo w domu poza mną i 

wujem. 

— 

Wszystko co mogę powiedzieć — to to, że wykazała dużo zdrowego rozsądku. 

— Nie mów tak — 

odpowiedziała  markiza  wściekle.  —  Powiedz  mi  lepiej  dokąd 

pojechała. 

— 

Mogę tylko powtórzyć, że nie mam bladego pojęcia — odpowiedział hrabia. — Nie 

wiem nic o twojej bratanicy, oprócz tego c

o  już  powiedziałem,  że  wykazała  dużo zdrowego 

rozsądku. 

— 

Czy  chcesz  mi  powiedzieć,  że  to  wszystko  co  wiesz  w tej sprawie? —  spytała 

markiza. 

— 

A na co liczysz, że ci powiem? — odparł hrabia. — Czy chcesz żebym wziął psy i 

zapolował na nią jak na lisa? 

Zamilk

ł, po czym po chwili dodał: 

— 

Jeśli  chodzi  o  mnie,  może  ona  nie  pokazywać  się  tak  długo,  jak  tylko  zechce, 

ponieważ ogłoszenie naszych zaręczyn w czasie nieobecności przyszłej panny młodej byłoby bez 
sensu i przyczyniłoby się do wielu komentarzy. 

Na twarzy 

hrabiego pojawił się wyraz satysfakcji, który sprawił, że markiza miała ochotę 

go uderzyć. Ponieważ nic nie mogła na to odpowiedzieć i wiedziała, że mimo wszystko ma rację, 
odeszła. 

background image

Rozdział 5 

 

F

orella zsiadła z Gyorgy  przed drzwiami frontowymi i odezwała się do Thomasa, który 

towarzyszył jej w przejażdżce: 

— 

Dziękuję, było bardzo przyjemnie. 

— 

Mnie również, milady — odpowiedział Thomas. Gdy odjeżdżał w stronę stajni, zdjął 

czapkę z głowy, a Forella idąc do domu pomyślała, że to bardzo miły człowiek. Przestraszyła się 
kiedy okazało się, że jeśli chce pojeździć na Gyorgy, musi jej towarzyszyć stajenny. Pomyślała, 
że pewnie będzie zwalniał tempo i narzekał, jeśli ona będzie jechała zbyt daleko przed nim. Ku 

swojemu zdziwieniu od

kryła,  że  stajnie  Ladbury  posiadają  wiele  wyjątkowo  dobrych  koni  i  że 

Thomas,  który  był  za  nie  odpowiedzialny,  różnił  się od przeciętnego angielskiego stajennego, 

jakiego oczeki

wała tu zastać. Był przystojnym mężczyzną około czterdziestki, o bardzo dobrych 

manierach i chyba jak na wykonywa

ną pracę za dobrze wykształconym. Oczywiście nie znała 

angielskich  stajni,  ale  przynajmniej  umiała  rozpoznać  eksperta  znającego  się  na  koniach,  a 
Thomas bez wątpienia nim był.  Doceniła  go  i,  co  zauważyła  od pierwszej  chwili  przejażdżki, 
Thomas  także  poznał  się  na  jej  umiejętnościach.  Gdy  Gyorgy  był  mniej  więcej  pod  kontrolą, 
Thomas powiedział: 

— 

Gratuluję milady. 

Forella posłała mu uśmiech. 

— 

Gyorgy tylko tak się bawi, a ja nigdy nie cieszyłam się jazdą konną ani nie czekałam 

na nią tak bardzo, jak dzisiejszego ranka. 

— 

Jestem pewien, że się panienka nie zawiedzie — powiedział Thomas. 

Zabrał ją na daleką przejażdżkę, a ponieważ wiedziała, że jadą w przeciwnym kierunku, 

niż zamek, nie obawiała się spotkać jakiegokolwiek gościa z przyjęcia księcia. Zresztą spotykali 
tylko nieliczne osoby, samych mężczyzn pracujących na polu i czasem dwukółkę lub farmerski 
wóz toczący się po wąskich dróżkach. 

Dwa dni później Forella nabrała wystarczająco odwagi, żeby zapytać: 

— 

Dlaczego Jego Wysokość trzyma tutaj tak dużo koni i kto na nich jeździ? 

Thomas odpowiedział dopiero po chwili: 

— 

Niektóre z nich są końmi zaprzęgowymi milady, a inne Jego Wysokość zostawił bym 

je ujeżdżał, gdy on sam nie ma na to czasu. 

background image

—  Czy od dawna dla niego pracujesz? — 

spytała  Forella  i  znów  musiała  trochę 

poczekać na odpowiedź: 

— 

W zasadzie jestem z Jego Wysokością prawie trzy lata. 

Było  oczywiste,  że  Thomas  nie  życzy  sobie  być  indagowany  i  pomyślała,  że  to  było 

natrętne z jej strony zadać mu tak wiele pytań. Jednocześnie była nim zainteresowana coraz bar-
dziej,  tak  jak  i  wieloma  innymi  rzeczami  w  miarę  upływających  dni.  Nie  mogła  zrozumieć 
organizacji dworku samego w sobie, który zresztą od początku uznała za piękny. Pani Newman 
przynosiła  jej  śniadanie  do  sypialni  sugerując,  że  ponieważ  księżniczka  spożywa  je  zawsze  w 
łóżku, ona też będzie się lepiej czuła tu, niż sama w pokoju stołowym. 

— 

Tak będzie bardziej wytwornie — zgodziła się Forella. 

Przyszło jej do głowy, gdy to powiedziała, że w ciągu ostatnich lat po śmierci mamy, 

zwykle  wstawała  wcześnie, by sama przygotować śniadanie dla swojego ojca. Nawet gdy mieli 
służbę,  nie  zawsze  podane  dania  mu  smakowały.  Kiedy  indziej,  zwłaszcza  podczas  podróży, 
śniadania były często przygotowywane nad ogniskiem lub składały się z kukurydzy i orzechów, 

który

m smaku dodawało mleko kokosowe. Cokolwiek by to nie było, choćby tylko świeży owoc 

prosto z drzewa, Forella zawsze przynosiła go ojcu i czekała, aż jej powie czy mu smakował. 

Czasem prawie nostal

gicznie mówił: 

„Mam dosyć tego jedzenia, mam ochotę na dobre angielskie śniadanie, jaja na bekonie i 

do wyboru pół tuzina srebrnych półmisków na bocznym stole, jak to bywało w domu, a potem 
śmiał się i dodawał: 

— 

Muszę się robić zgrzybiały, jeśli nawet zaczynam o tym myśleć! Ale nie ma wątpliwości, 

co się ze mną stanie na stare lata". 

Potem  mówił  podekscytowany  o  nowych  krajach  do  zwiedzenia lub o wyprawie, która 

wymagała wielkiego planowania i zawsze kosztowała więcej niż mogli wydać. 

Drugiego ranka, gdy Forella skończyła śniadanie usłyszała ciche gruchanie dobiegające z 

otwartego okna i zobaczyła białego gołębia siedzącego na parapecie, patrzącego na nią ciekawie. 
Wyszła z łóżka, uważnie, by go nie wystraszyć, wzięła do ręki kawałek chleba ze srebrnej tacy i 
przeszła  przez  pokój  rozdrabniając  go.  Gołąb  wcale  się  nie  bał  i  spokojnie  czekał,  aż  położy 
pierwszy okruch przed nim. Zjadł go, a potem wziął resztę z jej dłoni. Gdy odtruwał, pani Newman 
weszła do pokoju. 

— 

Czy zjadła panienka śniadanie? — spytała. 

— 

Tak, dziękuję — odpowiedziała Forella — a to czego już nie mogłam, zjadł jeden z 

tych ślicznych białych gołębi. 

Zaśmiała się, ale pani Newman zmarszczyła brwi. 

background image

— 

Myślę, że nie powinna ich panienka karmić. One należą do biednej pani. 

— Do biednej pani? — 

spytała Forella. 

Pani Newman odwróciła się, zabrała tacę i powiedziała szybko: 

— 

Nie, jestem pewna, że wszystko jest w porządku, niech panienka zapomni o tym, co 

przed chwilą powiedziałam, popełniłam błąd. 

Wyszła  z  pokoju  zanim  Forella  mogła  zapytać  o  coś  więcej,  ale  patrzyła  w  ślad  za  nią 

zastanawiając się, kim też mogła być biedna pani. Może odnosiło się to do księżniczki, ale jak 
dotychczas  nie  widziała  jej  karmiącej  gołębie.  Nawet,  pomyślała  Forella,  nie  dalej  jak  wczoraj 
narzekała, że robią one tyle hałasu i że budzą ją rano, a w ogóle, to jest ich za dużo. 

— 

Ale są takie ładne — zaoponowała Forella. 

— 

Może i tak, ale bałaganią—odparła księżniczka i zmieniła temat. 

Więc, jeśli nie chodziło o Księżniczkę, to kim mogła być biedna pani? Forella zauważyła, 

że  w  domu  było  dosyć  dużo  służby,  dużo  więcej  niż  się  spodziewała.  Nie  interesowała  się 
organizacją angielskich domów, chociaż ojciec opowiadał jej o wielkich zastępach służby, jakie 
zatrudniał jego ojciec, a jej dziadek, w ich rodzinnym domu w Huntingtonshier. Pamiętała jak 
wyliczał wszystkich, zaczynając od pomywacza a kończąc na kamerdynerze, który był tak ważny, 
że służba bała się go jak swojego pana. Ponieważ lubił opowiadać o rodzinnym domu i przodkach, 
Forella żeby mu zrobić przyjemność prosiłaby robił to często. Opisywał jej więc ze szczegółami jak 
był wychowywany, gdy był małym chłopcem i o dużych przyjęciach, które wydawano w Claydon 
Park. Gdy przebywała z mamą zachęcała ją do opowiadań o życiu na Węgrzech, o pałacu w 
którym  żyła  jej  rodzina,  o  ziemiach,  które  posiadali  we  wschodnich  Węgrzech.  Od  samego 
początku gdy znalazła się w Anglii żałowała, że nie ma przy niej ojca, który umiał żartować z 

wszystkich narzu

canych i wymaganych reguł. Wiedziała jednocześnie, że to dzięki tym właśnie 

regułom w tak wielkim domu księcia wszystko działało jak w zegarku. 

Dworek  natomiast  był  mały.  Pokojówki  w  pasiastych  sukniach  sprzątały  dom  każdego 

ranka,  a  młodzi  lokaje  ze  zdobnymi guzikami przy swoich liberiach pomagali Newmanowi 
podawać do stołu księżniczce. 

Forella często zastanawiała się, czym zajmowały się pokojówki po skończonej pracy w 

jadalni, ale podejrzewała, że Newman, który cieszył się dużym autorytetem, zawsze znalazł im 
jakieś  zajęcie.  Jeśli  chodziło  o  nią,  każdy  dzień  był  oczarowaniem  wszystkim,  co  działo  się 
dookoła. Tuż po śniadaniu, gdy księżniczka nie wymagała jej towarzystwa, zawsze cieszyła się 
przejażdżką.  Po  południu  każda  chwila  rozmowy  z  księżniczką  przynosiła  radość.  Była  to 
mądra  i  wyrozumiała  kobieta.  Forella  odnosiła  wrażenie,  że  słucha  kogoś,  kto  opowiada  jej 

background image

baśnie. 

Było to we wtorek i obie miały nadzieję, że przyjęcie się skończyło i że książę przyjedzie 

odwiedzić je, gdy nagle księżniczka spytała: 

— 

Czy Janos opowiadał ci o mnie? 

— 

Powiedział, że jesteś jego kuzynką i że dał ci ten dom, gdy przyjechałaś do Anglii. 

— 

Nie powiedział, dlaczego musiałam tu przyjechać? 

— Nie. 

— 

Więc być może już wiesz, że jeśli istnieje jakiś anioł na tej ziemi, to jest nim Janos 

Kovac! 

— 

Nie  myślałam  o  nim  w  ten  sposób,  chociaż  był  dla  mnie bardzo dobry — 

odpowiedziała Forella. 

— Jest dobry dla wszystkich — 

uśmiechnęła  się  księżniczka.  —  Nie ma nikogo, kto 

zwrócił się do Janosa o pomoc i nie otrzymał jej. Czasem leżę nie śpiąc w nocy i myślę, dlaczego 
człowiek o takim sercu nie może być szczęśliwy. 

— 

On nie jest szczęśliwy? — spytała Forella zdziwiona. Wydawało jej się, że księżniczka 

chce coś jeszcze dodać, ale nagle zmieniła zdanie i powiedziała zamiast tego: 

— 

Bogaci nie zawsze są tak szczęśliwi, jak to sobie ludzie wyobrażają. 

— 

Opowiedz mi o tym, w jaki sposób książę był dobry dla ludzi — poprosiła Forella. 

Po chwili 

księżniczka odparła: 

— 

Nie ma powodu, żebyś nie wiedziała. Tak jak ci powiedział, jestem jego kuzynką, ale z 

innej generacji. Podejrzewam, że tak jak wszystkie węgierskie rodziny, Kovacowie trzymają się 
razem na dobre i złe, chyba że ktoś taki jak ja specjalnie zerwie więzy, które łączą nas ze sobą. 

Forella słuchała z zainteresowaniem. 

— 

Co masz na myśli? — spytała. Księżniczka uśmiechnęła się i powiedziała: 

— 

Poślubiłam mężczyznę, którego kochałam. 

— 

I Kovacowie nie pogodzili się z tym. 

— 

Więcej, bo niemalże z furią wyrazili swój protest. 

—  Ale dlaczego? 

— 

O tym właśnie chcę ci opowiedzieć, kochanie — odparła księżniczka. — Mój mąż nie 

był arystokratą, nie był też człowiekiem z ludu, lecz rewolucjonistą. 

— Jak wspaniale! 

Forella patrzyła na księżniczkę szeroko otwartymi oczami i starsza pani ciesząc się, że ma 

tak uważnego słuchacza ciągnęła dalej: 

— 

Kiedy zagrozili, że zastrzelą Imbe Dabas, jeśli się do mnie zbliży, uciekłam z nim. 

background image

— 

Jak odważnie z twojej strony! — powiedziała Forella i pomyślała, że może łatwiej jest 

uci

ec z kimś, kogo się kocha niż samotnie tak jak próbowała ona. 

— 

Wykradłam się pewnej nocy, zupełnie jak bohaterka romantycznej noweli — mówiła 

księżniczka — niosąc wszystko co miałam wartościowego owinięte w szalu. Imbe czekał na mnie 
i odjechaliśmy z pałacu ojca, wiedząc, że gdyby nas złapali, Imbe na pewno zostałby stracony, a ja 
byłabym ni mniej ni więcej tylko uwięziona w pałacu bez szansy na ucieczkę. 

— 

Ale jednak wam się udało! — krzyknęła Forella. 

— 

Jechaliśmy dwa dni bez snu — opowiadała księżniczka — aż opuściliśmy ziemie ojca, 

a potem wzięliśmy ślub. 

— 

Gdzie to się odbyło? 

— 

W małym kościółku u stóp gór. 

— 

I nigdy nie żałowałaś ucieczki? 

— Nigdy, przenigdy! — 

krzyknęła księżniczka. — Kochałam Imbe, a on mnie uwielbiał. 

Myślę, że można powiedzieć, że byliśmy dla siebie stworzeni. Razem tworzyliśmy jedność. 

— Jakie to romantyczne — 

powiedziała Forella — to samo czuli do siebie mój ojciec i 

mama. 

— 

Mówimy o prawdziwej miłości — powiedziała księżniczka — i cokolwiek zdarzyło 

się później wiedziałam, że od momentu gdy Imbe wziął mnie za żonę, stałam się najszczęśliwszą 
kobietą na całym świecie. 

Mówiła bardzo wzruszonym głosem. 

— 

Co się stało potem? — spytała Forella. 

— 

Zaczęliśmy  żyć  na  Węgrzech  —  odpowiedziała  księżniczka —  ale  Imbe  stał  się  już 

znany z tego, że stale atakował zadowolony z siebie rząd, żądając reform, biorąc w obronę tych, 

którzy byli uciskani i traktowani niesprawiedliwie. 

— 

Czy pomagałaś mu? — spytała Forella. 

— 

Pomagałam kochając go i utrzymując życie domowe z dala od spraw publicznych. 

Forella musiała wyglądać na trochę rozczarowaną, bo księżniczka powiedziała: 

— 

Tego  właśnie  chciał.  Ponieważ  byłam  mu  tak  droga,  nie  pozwoliłby  mi  działać  w 

świecie, gdzie on sam był obrażany i niezrozumiany. 

— 

Myślę, że tak dzieje się z wszystkimi reformatorami — wymruczała Forella. 

— 

Masz  rację  —  odpowiedziała  księżniczka  —  i  gdy  dużo  ludzi  potępiało  go  i 

nienawidziło, on nie zgadzał się z nimi i naprawił wiele nadużyć, co przecież nigdy by się nie 

zda

rzyło, gdyby nie walczył za tych, którzy byli za słabi by sami walczyć o swoje prawa. 

— Brzmi cudownie. 

background image

— 

Też tak myślałam — odpowiedziała księżniczka — więc nic mnie nie obchodziło, że 

nikt z mojej rodziny nie 

będzie ze mną rozmawiał, i że moi tzw. przyjaciele wyprą się mnie jeśli 

mnie zobaczą, ponieważ nikt tak naprawdę nie był ważny w moim życiu poza Imbe. 

Domyśliła się, że Forella jej nie zrozumiała, więc wyjaśniła: 

— 

Szybko  zdałam  sobie  sprawę,  że  ludzie,  którzy  pracowali  z  nim  i  podążali  za  nim, 

patrzyli na mnie podejrzliwie. 

— Dlaczego? 

— 

Należałam  do  wyższej  klasy,  której  po  prostu nienawidzili  —  odpowiedziała 

księżniczka. 

Wykonała ekspresyjny gest dłońmi i dodała: 

— 

Ich zachowanie jednak nie znaczyło dla mnie więcej, niż zachowanie mojej rodziny. 

Istniał tylko Imbe, który przychodził do mnie i mówił jak bardzo mnie kocha. W jego ramionach 
mogłam zapomnieć o wszystkich innych sprawach przynoszących zmartwienia. 

Księżniczka uśmiechnęła się mówiąc: 

— 

Gdy będziesz w moim wieku dziecko, dowiesz się, że to co warto pamiętać, to tylko 

chwile szczęścia, a to znaczy czas, gdy ktoś dawał i otrzymywał miłość. 

— 

Ale dostali go w końcu — powiedziała księżniczka smutno — mały błąd popełniony 

przez jednego z ludzi, któ

remu ufał, dał im możliwość skazania go na śmierć. 

— O nie! — 

Forella krzyknęła z przerażenia. 

— Zabili mojego Imbe — i nie pozwolili mi 

nawet pożegnać go przed śmiercią. 

— To okrutne i bezlitosne! 

— 

Bali się, że jeśli pozwoliliby mu na jakiekolwiek ustępstwo, to w jakiś sposób udałoby 

mu się uciec w ostatnim momencie. 

— 

To musiało... być... okrutne dla ciebie. 

— 

Uważano, że ja także powinnam być wtrącona do więzienia — ciągnęła księżniczka 

cicho  — 

a  gdyby  to  się  stało,  wiedziałam,  że  nawet  jeśli  nie  byłabym  publicznie  potępiona, 

umarłabym. 

— 

I książę uratował cię? — spytała Forella tak, jakby znała już odpowiedź. 

— 

Tak,  Jano  zjawił  się,  gdy  byłam  zdesperowana i wywiózł  mnie  z  Węgier,  zanim 

ktokolwiek zrozumiał, co się dzieje i przywiózł mnie do Anglii — westchnęła zanim powiedziała 

dalej. — 

Zawsze istniała szansa, że rząd Węgier zażąda mojej repatriacji, więc przywiózł mnie 

tu, bym żyła w ciszy z nadzieją, że nikt się o mnie nie dowie, nie znajdą mnie i wkrótce zapomną 
o moim istnieniu. Myślę, że tak się też stało. 

— 

To jest najbardziej fascynująca i ekscytująca opowieść, jaką kiedykolwiek słyszałam — 

background image

zawołała Forella — i podziwiam cię za twoją odwagę. 

— 

Nie  chcę  być  podziwiana.  Cieszę  się,  że  mogłam  uszczęśliwić  najbardziej 

kontrowersyjnego człowieka w moim kraju. To wszystko — odpowiedziała księżniczka prosto, a 

po 

chwili dodała. —Teraz chcę tylko umrzeć, żebym mogła być znów z nim. 

— Co na pewno s

ię  stanie  —  krzyknęła  Forella.  —  Tata  zawsze  był  pewien,  że  gdy 

umrze, spotka się z moją mamą. 

— 

Jeśli kocha się kogoś tak bardzo, nie ma możliwości, by go stracić — odpowiedziała 

księżniczka cicho i dodała: 

— 

Mojemu drogiemu Janosowi też życzę, żeby odnalazł swoją miłość. 

— 

Myślałam, że jest żonaty — powiedziała Forella. 

— Tak, jest — 

odpowiedziała  księżniczka.  —  Zaaranżowano  ten  ślub,  gdy  Janos  był 

jeszcze bardzo młody i niestety nie przyniósł mu szczęścia. 

Forella wyczuła, że księżniczka nie bardzo ma ochotę na rozwijanie tego tematu, więc 

powiedziała taktownie: 

— 

To  nie  w  porządku,  że  ktoś  tak  przystojny  i  tak  dobry  nie  jest  szczęśliwy.  Jestem 

pewna, że gdzieś musi być kobieta, która czeka na niego, tak jak twój mąż czekał na ciebie, i da 

mu to wszystko, na co k

siążę zasługuje. 

— 

O to modlę się każdego ranka i każdej nocy — odpowiedziała księżniczka. — Zawsze, 

kiedy o nim myślę. 

 

Kładąc  się  tego  wieczora  spać  Forella  przyłapała  się  na  tym,  że  myśli  o  księciu  i  była 

zdumiona,  gdy  odkryła,  że  jest  on  zupełnie  inny  niż  przewidywała.  Ponieważ  był  otoczony 

przez ludzi z towarzystwa takich jak wuj, ciotka, hrabia czy 

lady Esme i wszystkich innych gości, 

których poznała w zamku, myślała, że chociaż był dla niej miły, odpowiada mu jednak styl życia, z 
którego śmiał się jej ojciec. 

— 

Kto chce jechać do Pałacu Buckingham? — spytał raz jej mamę. 

— 

Chcę tam pojechać tylko raz — odpowiedziała — i przekonać się, czy jest rzeczywiście 

tak wielki i wspaniały, jak sobie zawsze wyobrażałam. 

— 

Zobaczycie wielu wystrojonych głupków — odparł ojciec — czekających na uśmiech 

króla, czy klepanie po ra

mieniu, tak jak lwy morskie czekają na rybę. 

Mama śmiała się. 

— 

Jesteś złośliwy, kochanie. 

— Bo to prawda — 

odparł — mężczyźni i kobiety, którzy wydawałoby się mają trochę 

rozumu  w  głowie  czołgaliby  się  do  bieguna,  byle  tylko  otrzymać  królewską  łaskę,  lub  jeszcze 

background image

lepiej kawałek metalu, który nazywają medalem, by powiesić go sobie na piersi. 

— Nie mów tak przy Forelli — 

protestowała matka. 

— Dlaczego nie? — 

spytał  ojciec.  —  Kiedy przyjdzie jej czas by mogła  zostać 

przedstawiona Jej Wysokości Królowej, sama zadecyduje czy jest to najwspanialsza rzecz, jaka 
jej  się  przytrafiła,  czy  nie  wolałaby  raczej  ścigać  się  ze  mną  jadąc  wzdłuż  plaży  na  koniu, 
któremu przydałoby się trochę ruchu. 

Jej matka śmiała się mówiąc: 

— 

Obie będziemy się z tobą ścigać! 

Potem nie było już więcej rozmów o Pałacu Buckingham, ale kpiny jej ojca pozostały w 

pamięci Forelli i przyjechała do Anglii uprzedzona do życia towarzyskiego, które miała wieść z 
wujem i ciotką. To co wydarzyło się później, gdy hrabia Sherburn wszedł przez pomyłkę do jej 

sypialni, po

twierdziło to przekonanie, że jej ojciec miał rację. Wszystko co miało coś wspólnego 

z towarzystwem było nieprzyjemne i raczej przerażające. To co usłyszała o księciu sprawiło, że 

zrew

idowała swoją opinię o nim. 

„To dlatego, że jest Węgrem — powiedziała do siebie. Rozumie co czuję i o czym myślę, 

tak jak żaden Anglik nie potrafiłby". 

Następnego dnia zdarzyło się coś, co sprawiło, że znów pomyślała jak zupełnie inny 

był książę. 

Zerwała w ogrodzie kilka pięknych pachnących żółtych róż dla księżniczki i niosła je, 

mając zamiar wejść do saloniku, gdy nagle usłyszała czyjąś rozmowę. Nie wiedziała, kto to mógł 
być i czy można przeszkodzić. Potem usłyszała mężczyznę mówiącego po francusku. 

— 

Proszę  się  nie  martwić  księżniczko,  dobrze,  że  pani  mnie  zawołała,  ale  to  nic 

groźnego. 

Wtedy Forella zorientowała się, że księżniczce towarzyszy doktor i pomyślała, że powinna 

zaczekać  na  zewnątrz  aż  wyjdzie.  Jednocześnie  była  zdziwiona,  że  mówił  po  francusku, ale 
prawdopodobnie  księżniczce  łatwiej  było  go  zrozumieć,  gdyż  nie  mówiła  zbyt  dobrze  po 

angielsku. I wtedy 

gdy już odwróciła się żeby odejść, usłyszała jak dodał: 

— 

Biedna pani, nie mogę nic więcej dla niej zrobić poza uspokajaniem jej. Dałem jej coś 

na sen i gdy się obudzi, nie będzie pamiętała co się stało. 

Na te słowa Forella znieruchomiała. „Biedna pani", były to słowa, których już użyła pani 

Newman. Zaciekawiona we

szła  do  saloniku  i  księżniczka  ujrzawszy  ją  odezwała  się  łamanym 

angielskim: 

background image

— 

O, tu jesteś moje dziecko, chcę żebyś poznała doktora Bouvais, który mi towarzyszy i 

jest zawsze mile widzianym 

gościem, zarówno zawodowo jak i prywatnie. 

— 

Wasza  Wysokość  jest  bardzo  łaskawa  —  powiedział  doktor  i  wyciągnął  rękę  do 

Forelli. 

— Enchante, mademoiselle. 

Nie tylko sposób mówienia, ale i jego wygląd powiedział Forelli, że był on Francuzem, 

więc odpowiedziała w jego języku: 

— 

Jestem zachwycona, że mogę pana poznać mounsieur. 

— 

Mówiono  mi,  że  jesteś  Węgierką  —  powiedział  zdziwiony  —  ale mówisz po 

francu

sku jak paryżanka. 

— 

To jest komplement, jakiego mi nie powiedział nigdy — odezwała się księżniczka. — 

Mój gość, mounsieur, jest bardzo utalentowaną młodą damą. 

— 

I doskonałym jeźdźcem — dodał doktor. — Cała okolica mówi, że nikt nie  widział 

dotąd, żeby jakaś kobieta jeździła na koniu księcia tak dobrze. 

Forella, która nie miała pojęcia, że ktokolwiek zauważył ją poza dworkiem pomyślała z 

nadzieją, że nie będzie to niebezpieczne. Przecież pomysł księcia, by napisała do swojego wuja i 
zawiadomiła go że wszystko w porządku, zapobiegnie poszukiwaniom. 

— 

Muszę  cię  teraz  opuścić,  madame  —  powiedział  doktor. Francuskim zwyczajem 

pocałował  księżniczkę  w  rękę,  ze  szczerym  zachwytem  w  oczach  obdarzył  Forellę  komple-
mentem i wyszedł. Forella wręczyła księżniczce róże mówiąc: 

— 

To na pewno bardzo niezwykłe mieć francuskiego lekarza w wiosce. 

Księżniczka roześmiała się. 

— 

Oczywiście rozumiesz, że jest to jeszcze jedna osoba ze stadka drogiego Janosa? 

— 

Z jakiej przyczyny znalazł się on w Little Ledbury? 

—  To fakt — odpowiedzi

ała księżniczka — że praktycznie wszyscy wokół są z jakichś 

przyczyn zagrzebani w tej 

zabitej  dechami  dziurze.  Jak  możesz  zgadnąć,  jestem  ogromnie 

ciekawa, dlaczego i ty jesteś tutaj. 

Forella odwróciła od niej wzrok i powiedziała szybko: 

— 

Proszę, opowiedz mi o doktorze. 

—  Czemu nie — 

odparła  księżniczka  —  nie robi z tego sekretu,  że  gdyby  nie  Janos, 

czekał go proces sądowy we Francji i na pewno dostałby wyrok kilkunastu lat więzienia. 

— 

Co zrobił? — spytała Forella. 

Księżniczka wzruszyła ramionami. 

background image

— Nie opo

wiadał mi szczegółów, ale zgaduję, że przeprowadzał nielegalną operację, i że 

odkryto to lub pacjent 

zmarł. 

Forella nic nie powiedziała, a księżniczka mówiła dalej: 

— 

Ale  cokolwiek  się  zdarzyło,  jestem  pewna,  że  nie  był  winny,  bo  nie  spotkałam 

lepszego, ba

rdziej rozsądnego człowieka i chociaż cieszę się, że go tu mam, nie mogę pozbyć się 

uczucia, że on się tu marnuje. 

Forella miała wiele spraw do przemyślenia, gdy znalazła się sama i pomyślała, że znów 

coś na kształt sztuki rozgrywa się przed jej oczami. Była to „sztuka" całkiem inna niż ta, którą 
widziała w zamku. Mogła bardzo dokładnie wyobrazić sobie księcia wywożącego księżniczkę z 
Węgier i upewniającego się, że nie tylko była ona zadowolona, ale i bezpieczna w jego pięknym 
dworku. Nie można było się też dziwić, że doktor był mu wdzięczny za to, co dla niego zrobił. 
Potem zapytała sama siebie, ilu innym jeszcze ludziom książę pomógł i była pewna, że jednym z 

nich jest Thomas. 

„Mam nadzieję, że opowie mi swoją historię — pomyślała — lub zrobi to księżniczka". 

Ale było jeszcze inne pytanie, na które bardzo chciała znać odpowiedź. Kim była biedna pani i 
jeśli żyła ona w pałacu, dlaczego jej jeszcze nie spotkała. 

W środę nadeszła w końcu przesyłka, na którą Forella czekała. Dotarła pocztą konną z 

Lond

ynu  i  jak  tylko  zobaczyła  co  zostało  przyniesione  do  jej  pokoju  pomyślała,  że  było  to 

typowe dla drobiazgowości księcia. Były tam dwie skrzynie. Na każdej z nich nad literą „R" 
przystęplowana  była  korona.  Sznurki  zostały  rozcięte,  skrzynie  otwarte  i  pani  Newman z 
pokojówką zaczęły je rozpakowywać. Wtedy Forella zobaczyła ubrania kupione dla niej przez 
księcia. 

— 

Już  zaczynałam  myśleć  milady,  że  pani  bagaż  nigdy  nie przyjedzie —  zawołała 

pani Newman. 

Forella nie podtrzymywała rozmowy, zbyt była zajęta oglądaniem sukien. Widziała, że 

są piękne i będą pasowały lepiej niż te, które kupiła ciotka. Markiza chciała sprawić, by Forella 
wyglądała oszałamiająco i żeby przyciągała wzrok ewentualnych kandydatów na bogatego męża. 
Książę zaś, pomyślała, musiał użyć swojej węgierskiej intuicji, żeby wiedzieć w czym będzie 
czuła  się  dobrze  i  co  według  jego  własnych słów będzie „najlepszą ramą dla jej piękności". 
Suknie były stosunkowo proste, ale różniły się od tych wszystkich, jakie na kimkolwiek wcześniej 
widziała.  Nie  były  białymi  sukniami  angielskich  panien,  ale  swoimi  kolorami  przypominały 
alpejskie kwiaty, jakie pokrywają stoki, gdy stopnieje śnieg i o których często opowiadała jej 

background image

matka. Blado-

niebieskie  i  różowe,  złocistożółte  żyły  swoim  życiem  i  pozostawały  nieskalane 

dotykiem człowieka. Każda suknia miała oryginalny krój i była tak piękna, że Forella tęskniła, 
by  zobaczyć  się  we  wszystkich  jednocześnie.  Zdecydowała,  że  najpierw  przymierzy  suknię 
bladozieloną, która jak się wydawało podkreśli jeszcze bardziej zieleń jej oczu i sprawi, że cera 
jej  będzie jeszcze  jaśniejsza niż  w  rzeczywistości. Pani  Newman pomogła  jej zapiąć  guziki i 
powiedziała: 

— 

Teraz wyglądasz pani jak powiew wiosny, którą wniosłaś nam od chwili, gdy jesteś 

we dworku. 

— 

Dziękuję pani Newman — odpowiedziała Forella zdziwiona. 

— 

Mówię prawdę, milady. Gdy słyszę twój śmiech i widzę cię zbiegającą po schodach, 

czuję się znów naprawdę młoda. 

— 

Nic milszego nie mogłaś mi powiedzieć — uśmiechnęła się Forella. 

Ponieważ chciała pokazać księżniczce swoją nową suknię pospieszyła w stronę schodów, 

ale gdy do nich dobiegła zdała sobie sprawę, że ktoś stoi za frontowymi drzwiami. Zatrzymała się 
i  zobaczyła  mężczyznę  wchodzącego  do  hallu.  Poczuła  jak  jej  serce  skoczyło.  Był  to  książę, 

który tak 

jak miały nadzieję, przyjechał zobaczyć się z nimi. Już go miała zawołać, ale nie było 

potrzeby. Tak jakby to, co czuła przyciągnęło jego wzrok i spojrzał do góry. Uśmiechnął się, gdy 
zobaczył ją, jak wychyla się przez balustradę. Zeszła szybko na dół, a on obserwował jej ruchy, 
czekając aż dojdzie do hallu. Potem wyciągnął obie dłonie by uścisnąć ją. 

— 

Czy wszystko w porządku? — spytał. 

— 

Oczywiście  i  tak  bardzo  się  cieszę,  że  cię  widzę!  —  odpowiedziała  Forella.  — 

Myślałyśmy z księżniczką, że być może zapomniałeś o nas. 

— To b

yłoby  niemożliwe  —  odpowiedział.  —  Pozwól,  że  powiem,  iż  wyglądasz 

ślicznie! 

Forella spojrzała na swoją suknię. 

— 

Dopiero co przyjechały i tak się cieszę, że mogę ci się pokazać. 

— Pasuje ci. 

— 

Też tak mi się wydaje, chociaż przypuszczam, że to niemożliwe,  iż  wybrałeś  je... 

specjalnie... dla mnie. 

— 

Czy  mam  powiedzieć,  że  opisałem  jak  wyglądasz  i  czego  szukam  komuś,  kto 

wiedziałem że zrozumie? 

— 

Jesteś  tak  samo  mądry,  jak  dobry  —  powiedziała  Forella. Sposób, w jaki 

wypowiedziała ostatnie słowa sprawiły, że książę odparł: 

background image

— 

Mam przeczucie, że moja kuzynka rozmawiała z tobą. 

— 

To było bardzo interesujące posłuchać, co księżniczka miała do powiedzenia. 

— 

Niech  zgadnę,  żadna  kobieta  nie  potrafi  dotrzymać  tajemnicy  —  zauważył  książę 

prowokująco, gdy szli w stronę saloniku. 

— Ja trzymam mój sekret—

powiedziała  Forella  cicho  —  i  proszę,  musisz  mi 

opowiedzieć co się dzieje. 

— 

Oczywiście — odpowiedział książę — ale najpierw przywitam się z kuzynką. 

Weszli do saloniku i księżniczka widząc księcia krzyknęła z radości. 

— 

Janos, tak się bałam, że pojedziesz z powrotem do Londynu nie przyjeżdżając się z 

nami zobaczyć. 

— 

Musiałem poczekać, choć muszę powiedzieć, dość niechętnie, aż ostatni z moich gości 

odjedzie — 

odpowiedział książę. 

— 

Tego właśnie się spodziewałam — rzekła księżniczka — oni narzucają się tobie, tak 

jak my wszyscy. 

— 

To nieprawda, a nawet jeżeli tak, to lubię to. 

Księżniczka spojrzawszy na Forellę zawołała: 

— 

Twoje ubrania przyjechały! Och, jak się cieszę i jaka piękna suknia! Wyglądasz w niej 

wspaniale, czyż nie tak Janos? 

— W

łaśnie to powiedziałem — odparł książę. Gdy to mówił, jego oczy napotkały oczy 

Forelli i z jakiejś niezrozumiałej przyczyny nie mogła czy też nie chciała umknąć wzrokiem. 

Przyjechał tak jak się spodziewała i pomyślała, że w swoich wypastowanych oficerkach i 

płaszczu wyglądał tak elegancko i tak niesamowicie przystojnie, jak z obrazu przedstawiającego 
eleganta z czasów księcia Jerzego. Wiedziała, że jakkolwiek konwencjonalnie nie byłby ubrany, i 

tak nie wy

glądał  na  Anglika.  Było  w  nim  coś  uderzająco  cudzoziemskiego,  czego  nie  umiała 

określić  słowami.  Newman  przyszedł  j  z  pośpiechem  do  saloniku,  a  za  nim  jeden  z  lokai 
przyniósł I tacę z butelką szampana w srebrnym pojemniku z lodem. 

— 

Czy świętujemy dzisiaj coś specjalnego? — spytała księżniczka. 

— Celebru

jemy to, że wyglądasz lepiej niż ostatnio, kuzynko Mario — odpowiedział 

książę - i Forella wygląda na szczęśliwą. 

— 

Jestem szczęśliwa! — zawołała Forella. 

— 

I ja także — wtrąciła księżniczka. — Przez te ostatnie kilka dni bawiłam się lepiej z 

Forella niż przez całe lata będąc tu prawie sama. 

— 

Miałem nadzieję, że to powiesz. 

background image

Newman napełnił szampanem kieliszki i kiedy już miał swój w dłoni, książę wzniósł 

toast: 

— 

Za szczęście — powiedział prosto — bo cóż mogłoby być dla nas ważniejszego? 

Upił trochę szampana, postawił kieliszek na stole i spytał: 

— 

Czy pozwolisz mi kuzynko Mario zabrać Forellę do ogrodu? Mam kilka osobistych 

spraw do omówienia z nią. 

— 

Tak,  oczywiście  —  odpowiedziała  księżniczka  —  ale  uważaj,  by  nie  pobrudziła 

swojej nowej sukni. 

— 

Będę bardzo ostrożny — odpowiedział książę udając powagę. 

Wyszli przez oszklone drzwi do ogrodu, a gdy byli już na łące Forella powiedziała: 

— 

Musisz mi opowiedzieć, co się wydarzyło. 

— 

Mogę dać ci na to jedyną i najlepszą odpowiedź — odparł książę — po prostu nic. 

— Nic? 

— 

Myślę, że twój wuj był zdziwiony, a ciotka zła, gdy przeczytała list. 

— A hrabia? 

— 

Podejrzewam, że ciotka pokazała mu go, bo był znacznie weselszy pod koniec dnia niż 

rano i spędzał każdą chwilę z lady Esme, aż do przyjazdu jej męża. 

Gdy  skończył  mówić,  zauważył,  że  Forella  wpatruje  się  w niego z wielkim 

zdziwieniem. 

— 

Jej...  jej  męża?  —  spytała  jakby  myślała,  że  źle  zrozumiała.  —  Czy chcesz 

powiedzieć, że... lady Esme.. jest mężatką? 

— 

Oczywiście, że tak. Myślałem, że o tym wiesz! — odparł książę. — Jej mężem jest Sir 

Richard Meldrum, bardzo znany dyplomata. 

— 

Ale...  nie  miałam  pojęcia!  —  krzyknęła  Forella:  —  Więc,  jeśli  ona  ma  męża... 

dlaczego... flirtowała z hrabią? I czemu on szukał jej sypialni? 

Niewinność pytania sprawiła, że książę zanim odpowiedział wziął głęboki oddech. 

— 

Myślę,  Forello,  że  nie  powinnaś  interesować  się  lub  martwić  o  tych,  których 

zostawiłaś za sobą po to, by zacząć nowe życie. Ty i ja znamy siłę myśli i być może, myśląc o 
nich zbyt dużo, ściągniesz na siebie ich uwagę.  

Forella krzyknęła lekko przestraszona. 

— 

Tego bym nie chciała... i jestem pewna, że masz rację. 

Pomyślała chwilę, zanim powiedziała dalej: 

— 

Kiedy  byliśmy  w  Indiach  tata  mówił  mi,  że  niektórzy  Hindusi wiedzieli, albo 

background image

świadomie albo instynktownie wyczuwając, kiedy coś działo się setki mil dalej w tym danym 

momencie. 

— To prawda — 

powiedział książę — dlatego chcę, żebyś przestała myśleć po pierwsze o 

ciotce i wuju, po drugie o hra

bim. Nie ma powodu, by znów wtargnęli w twoje życie. 

— 

Czy chcesz powiedzieć — spytała Forella po chwili — że powinnam tu zostać... 

na zawsze? 

— 

Nie  oczywiście,  że  nie  —  odpowiedział  książę.  —  Mam pewien plan dla ciebie, 

chociaż nie chciałbym o nim teraz mówić. 

Wiedział, że patrzy na niego zaciekawiona. 

— 

Prosiłem cię, byś mi zaufała. 

— Ufam ci — 

odpowiedziała Forella. — Jak mogłoby być inaczej, kiedy byłeś dla mnie 

tak dobry? W przyszłości będę pilnowała nie tylko mojego języka... ale i myśli. 

Książę roześmiał się. 

— 

Jestem pewny, że to bardzo rozsądne — powiedział — a to wielka sztuka udawać i 

wcielać się w rolę, którą musisz grać. 

— 

Staram się to robić! — odrzekła Forella. — Księżniczka jest przekonana, wiem o tym, 

że jestem Węgierką i wszyscy w domu też tak myślą. 

— 

Jesteś Węgierką! 

— 

Tak i jednocześnie nigdy nie byłam na Węgrzech i zawsze boję się, że się... pomylę. 

— 

Co się stało z tą błyskotliwą inteligencją, która jak mi mówiłaś jest ci tak droga? — 

spytał książę. 

— 

Teraz próbujesz mnie przestraszyć — odpowiedziała Forella. — Chociaż skoro do tej 

pory miałam tyle szczęścia... jestem pewna, że i w przyszłości mi ono dopisze. 

— 

Jestem pewien, że tak — uśmiechnął się książę. 

— 

Moje  szczęście  zawdzięczam  tobie  —  szepnęła  Forella cicho —  i nigdy, nigdy nie 

zapomnę, że ocaliłeś mnie, gdy byłam taka... samotna i przestraszona możliwością... powrotu... w 
niełasce do zamku... i poślubienia hrabiego. 

— Zapomnij, zapomnij o tym wszystkim! — 

zawołał książę. 

— 

Spróbuję...  ponieważ  mnie  o  to  prosisz...  a  ja...  chcę  cię  zadowolić  —  odparła 

Forella. 

— Zadowalasz mnie — 

rzekł książę — i chciałbym tylko móc zostać i patrzeć na ciebie, 

ubierającą inne suknie, które dla ciebie wybrałem. 

— Zostawisz... nas? 

background image

To był prawie płacz. 

— 

Muszę  jechać  dzisiaj  do  Londynu  —  odpowiedział  książę  —  ale  przyjadę 

najszybciej jak tylko będę mógł. 

— 

Przyrzeknij mi... że tak zrobisz. 

Forella nie wiedziała czemu, ale miała chęć nie puszczać go, jakby chciała zapobiec, żeby 

nie jechał, żeby został. 

— 

Obiecuję — odpowiedział książę — i być może następnym razem będę mógł zostać 

dłużej. 

— 

Wiesz jak to dużo znaczy dla... księżniczki — i nie mogąc się powstrzymać dodała 

— i dla... mnie. 

Książę nic nie odpowiedział, ale miał bardzo dziwny wyraz twarzy. Gdy zawrócili w stronę 

domu, kilka gołębi wzbiło się w górę tuż przed nimi i odleciało trzepocąc skrzydłami. 

— 

Przypomniałam  sobie,  o  co  miałam  się  ciebie  zapytać  —  powiedziała  Forella.  — 

Doktor i pani Newman mówili 

o kimś, o kim oboje wyrażali się „biedna pani". Kogo mieli na 

myśli? 

W  momencie  wypowiadania  tych  słów  zdała  sobie  sprawę,  że  popełniła  błąd.  Książę 

zmarszczył brwi i jego twarz przybrała smutny wyraz, jakiego przedtem nie widziała. 

Kiedy chciała przeprosić za swoją dociekliwość, odparł głosem bez żadnego wyrazu: 

— 

Mówili o mojej żonie. 

background image

Rozdział 6 

 

P

rzez chwilę Forella nie mogła wymówić słowa. Potem zdołała tylko powtórzyć: 

— 

Twoja... żona? 

Nie wyobrażała sobie nawet przez chwilę, że księżniczka mogłaby mieszkać w dworku, czy 

w ogóle przebywać w Anglii. Ale przecież było to bardzo odpowiednie miejsce dla żony księcia, 
która najpewniej była kaleką. Dotarli do domu, ale zamiast wejść przez oszklone drzwi, tak jak 

wyszli, ksi

ążę nagle zawrócił. Ujął Forellę pod rękę i poprowadził przez trawnik z powrotem do 

ogrodu do miejsca, w którym była tylko raz. Rosło tu więcej krzaków niż kwiatów i stał mały 
domek  letni,  który  jak  Forella  domyśliła  się,  był  raczej  rzadko  używany.  Książę  przystanął  i 
spostrzegła, że tuż pod krytym słomą dachem, obrośniętym pnącymi różami, zostało umieszczone 
drewniane siedzenie z poduszkami. To była dokładność, ewidentna we wszystkim co go dotyczyło. 
Służący musi codziennie latem kłaść poduszki na drewnianym siedzeniu na wypadek, gdyby ktoś 
zapragnął tam odpoczywać. Teraz jednak jej myśli skoncentrowane były na tym, co powiedział 
książę. Niespodziewana wiadomość, że mieszka pod jednym  dachem  z  jego  żoną  wytrąciła  ją  z 

równowagi. Usie

dli, a książę rzekł: 

— 

Chcę ci opowiedzieć o mojej żonie, Forello i wolę zrobić to sam, niż gdybyś miała 

usłyszeć jakąś zniekształconą wersję od kogoś innego. 

Ponieważ odczuła ból w jego głosie zaprotestowała: 

— 

Proszę...  nie  opowiadaj  mi...  jeśli  nie  chcesz.  Przykro mi...  jeśli  byłam...  zbyt 

ciekawa. 

— 

To zrozumiałe. 

Nie uśmiechał się, lecz siedział patrząc przed siebie niewidzącymi oczyma. Potem, po 

bardzo niezręcznej dla niej przerwie zaczął: 

— 

Ożeniłem się, gdy byłem bardzo młody z córką sąsiada — posiadacza ziemskiego. 

R

odzina  ta  była  w  hierarchii  równie  ważna  co  moja.  Chociaż  ślub  był  zaaranżowany  przez 

mojego  ojca  i  ojca  panny  młodej,  gdy  zobaczyłem  Gisellę,  która  była  nadzwyczaj  piękna, 
zakochałem się w niej. 

Z jakiegoś powodu, choć nie wiedziała jeszcze dlaczego, Forella poczuła się dziwnie, 

słuchając opowieści o jego żonie. 

— 

To było tuż po ślubie, ponieważ przedtem widywaliśmy się bardzo rzadko — mówił 

książę — kiedy zrozumiałem, że Gisella była bardzo niedojrzała jak na swój wiek, a w wielu 

background image

sprawach reagowała zupełnie jak dziecko. 

Westchnął głęboko zanim powiedział dalej: 

— 

To jest praktycznie cała opowieść. Gisella nigdy nie dorosła i chociaż myślę, że jej 

rodzice musieli wiedzieć o jej chorobie, byli tak zadowoleni z tego ślubu, że nie powiedzieli nic, 
co mogłoby temu przeszkodzić. 

Forella krzyknęła lekko, ale nic nie odrzekła. Książę po chwili ciągnął dalej: 

— 

Dopiero kiedy zrozumiałem, że Gisella nie była zupełnie w stanie skoncentrować się 

na czymkolwiek dłużej niż przez parę sekund, i że kwiat, czy motyl bawił ją, podczas gdy dla 
mnie,  jako  mężczyzny  nie  było  tak  naprawdę  miejsca  w  jej  życiu,  musiałem  stawić  czoło 

prawdzie. 

— 

Czy były szanse... że coś się polepszy? — udało się Forelli spytać. 

— 

Jak możesz sobie wyobrazić — odparł książę — zabrałem ją do wszystkich lekarzy na 

Węgrzech,  Austrii  i  Francji,  ale  oni  jedynie  potwierdzali  to,  co  już  wiedziałem,  czyli  że  jest 
dzieckiem, które nigdy nie dorośnie. Powiedzieli mi, że przeszła uszkodzenie mózgu, może przy 
porodzie, może gdy była upuszczona jako dziecko, ale sami nie byli pewni przyczyn. 

Głos księcia przepełniony był bólem i gdy Forella instynktownie wyciągnęła ręce w jego 

kierunku, powiedział ostrzegającym tonem: 

— To jeszcze nie wszystko. 

— 

Cóż jeszcze? 

— 

Gdy Gisella stawała się starsza, nie była w stanie kontrolować siły swojego gniewu i 

zaczynała być groźna. 

— O... nie! — 

krzyk strachu wyrwał się z ust Forelli. 

— 

To właśnie dlatego — książę ciągnął dalej jakby nic nie słyszał — dwie pielęgniarki 

muszą być zawsze przy niej i nie można jej pozwolić, by widywała się z kimkolwiek. Może żyć 
tydzień, miesiąc czy dwa bez ataku, ale gdy ten przychodzi jest wręcz przerażający. 

Znów wziął głęboki oddech. 

— 

To wszystko, wybacz, ale chciałem, żebyś znała prawdę. 

— 

Dobrze... że mi powiedziałeś— powiedziała Forella — ale to tak boli kiedy myślę, 

ile musiałeś... przejść. 

— 

Nie chcę współczucia — odrzekł książę twardo. — Los nie obszedł się ze mną aż 

tak źle. 

Pomyślała, że odnosi się to do jego koni, jego bogactwa, pozycji zarówno na Węgrzech jak 

i w Anglii, ale teraz po raz pierwszy dota

rło  do  niej,  że  poza  zewnętrzną  powłoką  bogactwa i 

background image

świetności, musi być bardzo samotnym człowiekiem. 

— 

W  ten  sposób,  w  jaki...  pomogłeś...  tak  wielu  ludziom  —  powiedziała  Forella 

miękko — chciałabym mieć możliwość.. .pomóc tobie. 

Po  raz  pierwszy  odkąd  usiedli  w  letnim  domku  spojrzał  na  nią  a  jego  oczy  miały 

wyraz, którego nie rozumiała: 

— 

Robię przygotowania, żeby wysłać cię gdzieś, gdzie będziesz bezpieczniejsza. Na 

Węgry, gdzie, jeśli nie twoja rodzina, to moja cię przyjmie. 

— 

Na Węgry? — krzyknęła Forella prawie bez tchu. — Ale to jest tak daleko... Będę 

się bała... proszę... czy nie mogę zostać tutaj? Jestem tak szczęśliwa z księżniczką... i mogę 
też... czasem widywać ciebie. 

Książę  spojrzał  na  nią  i  poczuła,  że  jego  oczy  wydają  się  rosnąć,  aż  wszystko  inne 

zniknęło i wypełniły cały świat, niebo, cały wszechświat! Na sekundę — czy na wiek — czas 
stanął w miejscu. Potem książę powiedział głosem, jakiego nigdy przedtem nie słyszała: 

— 

Na  litość  boską  nie  utrudniaj  jeszcze  bardziej  już  i  tak  trudnych spraw! Musisz 

jechać! I powinnaś wiedzieć dlaczego. 

Forella lekko westchnęła. Potem prawie tak gwałtownie jak gwałtowny był jego głos, 

książę podniósł się z krzesła i odszedł szybko. Zniknął między krzewami, zanim ona zdała sobie 
sprawę z tego, co się wydarzyło. Dopiero gdy był już poza zasięgiem jej wzroku, zrozumiała co 
się stało, a jego głos wibrował w powietrzu. Dotarło do niej to, o czym mówił i zrozumiała, że go 

kocha. 

K

siążę pojechał konno przez Regents Park na północ w stronę Saint John's Wood, gdzie 

stało kilka małych ładnych domków z ogródkami. Zbliżył się do jednego z większych i podał lejce 

stajennemu. 

— 

Odprowadź konie, Higson, — powiedział — nie powinienem być długo. 

— 

Dobrze, Wasza Wysokość. 

Książę  podszedł  do  drzwi  i  poruszył  srebrną  kołatkę.  Po  chwili  drzwi  otworzyła 

pokojówka ubrana w stary koronko

wy fartuch i wykrochmalony biały czepek, także ozdobiony 

koronką. Zdziwiła się na jego widok, dygnęła w ukłonie i powiedziała: 

— 

Dzień dobry, Wasza Wysokość! Mademoiselle nie spodziewa się pana. 

— Wiem o tym — 

odparł książę wchodząc do małego hallu. 

Położył kapelusz i rękawiczki, a pokojówka czekająca przy schodach spytała: 

— 

Czy Wasza Wysokość pójdzie do mademoiselle, czy mam powiedzieć, że pan tu jest? 

background image

Książę zatrzymał się na chwilę, zanim odpowiedział: 

— P

owiedz mademoiselle, że chciałbym z nią rozmawiać w saloniku. 

— 

Dobrze Wasza Wysokość. 

Książę  wszedł  do  pięknie  umeblowanego  pomieszczenia,  którego  okna  wychodziły 

zarówno na front, jak i tył domu. Poza kwiatami w wazonach, a było ich mnóstwo, stały również 

wielkie kosze orchidei. Jeden z nich z czer

wonymi  pąkami  całkowicie  wypełniał  kominek, 

inny na 

stole przy oknie częściowo zasłaniał widok ogrodu. Książę położył na małym bocznym 

stoliku dwie rzeczy, które przy

niósł ze sobą. Potem stanął nieruchomo, a z jego twarzy można 

było wyczytać ogromny ból. Po jakichś pięciu minutach dobiegł go odgłos stóp zbiegających 
szybko na dół i drzwi się otworzyły. Lucille de Pre weszła do pokoju. Jej wdzięk i sposób w 
jaki się poruszała powiedziałyby każdemu obserwatorowi, który nie wiedziałby o jej sławie, że 
była baletnicą. Była również piękna. Jej twarz miała prawie idealne rysy, a duże oczy okolone 
były długimi rzęsami. Ubrana była w szlafrok narzucony na koszulę nocną a jej ciemne włosy 
sięgające pasa były zebrane z tyłu różową satynową wstążką. 

—  Mon cher, co za niespodzianka — 

zawołała  po  francusku  i  wyciągnęła  ręce  do 

księcia. On jednak nie dopuścił, by zbliżyła się zbyt blisko, ujął jej dłonie w swoje i ucałował 
jedną po drugiej. 

— 

Nie  spodziewałam  się  ciebie  tak  wcześnie  —  powiedziała  Lucille  po  chwili  —  i 

właściwie jestem zła, ponieważ tak długo nie przyjeżdżałeś, by się ze mną zobaczyć. 

— 

Słyszałem jednak o twoim sukcesie — odparł książę. 

— Fantastiq

ue,  czyż  nie?  Gazety  pisały  o  mnie,  a  dyrektor  prosił  mnie  na  kolanach, 

żebym przedłużyła kontrakt — mówiła z uniesieniem w głosie, co dało mu do zrozumienia, ile 

to dla niej znaczy. 

— 

Cieszę się, bardzo się cieszę — odpowiedział książę — i przywiozłem coś. 

— 

Powinnam ci podziękować za kwiaty i za prezent, który przysłałeś mi pierwszego 

wieczoru. 

— To jest inny upominek — 

odwrócił  się  do  bocznego  stolika,  wziął  do  ręki 

kwadratowe pudełeczko obciągnięte welwetem i otworzył je. Lucille westchnęła. Wewnątrz, na 
środku pudełka leżał diamentowy naszyjnik, który mienił się na czarnym welwetowym tle. Obok 
leżały dwa wiszące kolczyki i do kompletu szeroka bransoleta. 

— C’est magnifique! — 

zawołała Lucille. — Jak mam wyrazić swoją wdzięczność? 

Znów  chciała  zbliżyć  się  do  księcia,  ale  ten  zrobił  unik  i  wziął  do  ręki drugą  rzecz 

leżącą na stoliku. Ta zawierała jakieś pergaminowe kartki związane czerwoną taśmą które książę 
podał Lucilli mówiąc: 

background image

— 

Moim drugim prezentem dla ciebie są akta własności tego domu. 

Wpatrywała się w niego zdumiona, ale nic nie mówiła, a on ciągnął dalej: 

—  Zdepon

owałem  również  pewną  kwotę  pieniędzy  w  twoim banku, która zapewni ci 

komfort przez długi czas, nawet jeśli nie zarabiałabyś takich astronomicznych sum jak teraz. 

Lucille spojrzała na niego i spytała: 

— Dlaczego dajesz mi to wszystko? 

— 

To podziękowanie za szczęście, którego doznaliśmy razem. 

— Za trzy lata? — 

wymruczała. 

— Tak jak mówisz, za trzy lata.  

Po chwili ciszy Lucille spytała: 

— 

Czy chcesz mi powiedzieć, że odchodzisz ode mnie? 

— 

Oboje  uzgodniliśmy  —  odparł  książę  cicho  —  że  jeśli  kiedykolwiek  któreś  z  nas 

zap

ragnie zerwać to, co było bardzo bliską i doskonałą przyjaźnią rozstaniemy się bez tłumaczeń 

i wzajemnego obwiniania się. 

— 

Wiem, że tak powiedzieliśmy — odrzekła Lucille — ale nigdy nie przypuszczałam... 

nigdy nie wyobrażałam sobie... 

Zamilkła, a po chwili powiedziała: 

— 

To co mi mówisz, świadczy o tym, że jest ktoś inny. 

— 

Jest, ale nie chcę o tym mówić — odpowiedział książę. — Chcę ci tylko życzyć dużo 

szczęścia, Lucille, które jestem pewien znajdziesz i oczywiście dalszych sukcesów i oklasków, 
które już odbiły się echem w Londynie. 

Lucille nic nie odpowiedziała. Patrzyła tylko na biżuterię w pudełku, które trzymała w 

rękach. 

Książę położył akta domu z powrotem na stoliku. Potem popatrzył na nią przez dłuższą 

chwilę, zanim powiedział cicho: 

— Do widzenia L

ucille i dziękuję. 

Gdy  tylko  drzwi  zamknęły  się  za  nim  wydawało  się,  że  obudziła  się  z  transu,  który 

trzymał ją w ciszy. 

— Poczekaj! Poczekaj! — 

krzyczała. 

Pobiegła przez pokój, żeby otworzyć drzwi, które zamknęły się za nim, ale on wyszedł już 

z domu. Gdy 

dobiegła do frontowych drzwi, on już odjeżdżał, i mogła tylko dojrzeć zarys jego 

sylwetki znikającej na końcu drogi. Wtedy dopiero cisnęła pudełeczko z biżuterią na podłogę i 
zalała się łzami. 

background image

 

Zastanawiam się, kiedy Janos znów do nas przyjedzie — powiedziała księżniczka, gdy 

Forella zamknęła książkę, którą czytała na głos. Wiedziała, że księżniczka wcale jej nie słuchała, a 
jeśli  miała  być  szczera,  jej  myśli  też  błądziły  wokół  innych  spraw,  czy  może  raczej  jednej... 
Odkąd książę odjechał, nie mogła się na niczym skoncentrować. Gdy wróciła do dworku, jego 
już niestety nie było. 

— 

Teraz możemy go nie widzieć całymi tygodniami — powiedziała — ale chyba nie 

powinnam narzekać. To tylko dzięki jego dobroci jestem tutaj bezpieczna. 

— 

Myślę, że.... on wybiera się... do Londynu— z trudem powiedziała Forella. 

— 

Oczywiście — odparła księżniczka — a to oznacza jego przyjaciół z towarzystwa, w 

tym księcia i księżnę Walii. Czekają na niego tak niecierpliwie jak my. 

Gdy Forella położyła się tego wieczora, myślała o księciu czując, że jej miłość do niego 

wzrosła  i  że  za  każdym  uderzeniem  serca  kocha  go  coraz  bardziej.  Mówiła  sobie,  że  to  jest 
śmieszne, absurdalne, coś, na co nie powinna pozwolić by się zdarzyło. Podczas, gdy jej rozum 
próbował oczernić go jako część towarzystwa, którego nie lubiła i nie ufała, jej serce mówiło, że 
on jest inny. Walczyła z jego magnetyzmem i z faktem, że był najprzystojniejszym mężczyzną 

jakiego 

kiedykolwiek  widziała.  Nawet  zanim  dowiedziała  się  o  jego  wyjątkowej  dobroci, 

współczuciu i zrozumieniu ludzi, którzy mu ufali, wiedziała gdy przywiózł ją do dworku, że czeka 

na 

jego  wizytę  tak  samo  niecierpliwie  jak  księżniczka.  Dzisiaj,  gdy  weszła  do  hallu, jej  serce 

podskoczyło na jego widok. Gdyby miała być szczera, przyznałaby już wtedy, że to co czuła 
było miłością i chociaż on nie wyraził tego w tak wielu słowach, wiedziała że też ją kocha. 

Przyczyną, dla której chciał żeby wyjechała, była przecież miłość do niej. Forella jednak 

nie oszukiwała siebie ani przez moment, że mogłoby nastąpić szczęśliwe zakończenie tej historii. 
Po pierwsze, książę był żonaty. Po drugie, jeśli byłby wolny, cóż mogłaby mu ofiarować przy 

bogactwie ja

kie już posiadał, sile, posiadłościach, a przede wszystkim przy nim samym? 

„Jestem nikim, ignorantką jego świata i  wszystkiego co go interesuje, no, poza końmi 

oczywiście. Kiedy wyśle mnie na Węgry... zapomni o mnie... ale ja... go nigdy nie zapomnę". 

Co więcej,  gdy słuchała opowiadań księżniczki o jego sukcesach  w  Londynie,  Paryżu  i 

wszędzie w świecie przypuszczała, że uczucie księcia do niej musi być tylko chwilowe. 

— Jest podziwiany i szanowany — 

mówiła księżniczka — nie tylko przez polityków i 

sportowców każdego kraju, ale także przez ich piękne kobiety. 

Ponieważ  księżniczka  nie  miała  zbyt  wielu  spraw  na  głowie poza myśleniem o swoim 

background image

kuzynie,  który  uratował  ją  od  więzienia  i  być  może  od  śmierci,  ślęczała  nad  rubrykami  to-
warzyskimi gazet, żeby dowiedzieć się co robi książę Janos, kogo gości i kto podejmuje jego. 
Wycinała z gazet każdą wzmiankę na jego temat i Forella odkryła w saloniku szufladę, która była 
już w połowie wypełniona wycinkami prasowymi, artykułami z magazynów i szkicami robionymi 

przez 

artystów i przez samego księcia. Często występował na tylu rysunkach jako prowadzący do 

zwycięstwa w słynnych wyścigach, w których zdobył puchar, lub nagrodę pieniężną ścigając się z 
zawodnikami z najświetniejszych stajni całego kraju. 

Forella  zachęcała  księżniczkę,  żeby  pokazywała  jej  reportaże  w  czasopismach  i 

asystowała jej w wyszukiwaniu nowych. 

— 

Posłuchaj tego — powiedziała triumfalnie księżniczka, zaraz po rozpakowaniu gazet. 

— „Ostatniej nocy na balu 

u księżnej Manchesteru, Księżniczka Walii wyglądająca oszałamiająco 

pięknie w szarej jedwabnej sukni zdobnej wenecką koronką rozmawiała z przystojnym Janosem 
Kovac. Później książę, jeden z odnoszących największe sukcesy w Europie i w Anglii właściciel 
stajni  wyścigowych,  zaprosił  piękną  markizę  Sheer  na  kolację.  Jej  znakomita  twarz  została 
uwieńczona  na  przynajmniej  trzech  portretach  wystawionych  tego roku w Akademii 

Królewskiej". 

Księżniczka odłożyła na chwilę gazetę. 

— Markiza Sheer — 

powiedział zamyślona — to jest nowa piękność i jestem gotowa 

założyć się o duże pieniądze, że wkrótce będzie ona gościem zamku. 

— 

Czy  Jego  Wysokość  zaprasza...  tylko  piękne  kobiety...  by  mu  towarzyszyły?  — 

spytała Forella cicho. 

— 

Ależ  oczywiście  —  odpowiedziała  księżniczka  —  dlaczego  miałby  zajmować  się 

brzydkimi? Janos bardziej niż jakikolwiek inny mężczyzna oczekuje perfekcji. 

Roześmiała się lekko i dodała: 

— Od swoich koni, domów 

i oczywiście od swoich kobiet! 

— Swoich kobiet! 

Słowa te odbiły się echem w głowie Forelli, powtarzały się i wracały same przez całą noc. 

Dni, które przedtem były pełne zachwytu, teraz wydawały się płynąć wolno, podczas gdy noce 
były nieskończenie długie. Gdziekolwiek by nie spojrzała, cokolwiek słyszała, wszystko o czym 
myślała, wydawało się być cząstką księcia. 

„Zawładnął mną" powiedziała do siebie i w pewnym sensie była to przerażająca myśl, ale 

coś radosnego i drżącego wydawało się skakać w niej jak mały płomyk i łaskotać ją. 

Dni mijały, a on nie przyjeżdżał do dworku i jej uniesienie zaczęło słabnąć. Opisy bali w 

których uczestniczył, przyjęć na których był obecny,  dawały jej do zrozumienia, jak ona była 

background image

nieważna i nie znacząca w porównaniu z tym i że książę zapomniał o niej. Być może przypomni 

sobie znów, 

gdy  otrzyma  odpowiedź  z  Węgier  i  potem  zostanie  tam  wysłana.  Będzie 

przynajmniej uratowana przed zabraniem jej 

z  powrotem  przez  wuja  i  ciotkę  i zmuszona do 

poślubienia hrabiego Sherburn, ale będzie także odcięta od księcia, teraz jedynej osoby znaczącej 
coś w jej życiu. 

„Jak mogę... zostawić go... jak mogę... go stracić..." — pytała zrozpaczona. Wiedziała, że 

gdy  każe  jej  odjechać,  ona  będzie  mu  posłuszna  i  to  będzie  oznaczało  koniec.  Ponieważ  nie 

z

aznaczył,  żeby  nie  wspominała  jego  żony  w  rozmowach  z  księżniczką,  po  trzech  dniach 

utrzymywania taje

mnicy tylko dla siebie Forella powiedziała na próbę: 

— 

Gdy Jego Wysokość był tutaj... spytałam kogo dotyczy określenie... „biedna pani" i on 

powiedział mi, że to... chodzi o jego żonę. 

Księżniczka odetchnęła z ulgą. 

— 

To dobrze, że ci powiedział, nie chciałam ci sama o tym mówić ze strachu, że to go 

rozzłości,  a  ponieważ  ona  jest  tu  ukryta  wiedziałam,  że  będę  bezpieczna  przed  wysłaniem na 
Węgry  i  przed  tymi,  którzy  chcieliby  mnie  zranić  ponieważ  nienawidzili  mojego  męża. 
Zaśmiała się krótko i powiedziała: 

— 

Zaufaj Janosowi. On zawsze znajdzie wyjście i pomoc dla ludzi w trudnej sytuacji —

jak np. dla doktora, Thoma

sa, dla mnie i oczywiście biednej Giselli. 

— C

zy znałaś ją? — spytała Forella. 

— 

Tak  naprawdę  nigdy  z  nią  nie  rozmawiałam  —  odpowiedziała  księżniczka  — 

ponieważ opuściłam dom dużo wcześniej, nim Janos ją poślubił, ale widziałam ją kiedyś z 
daleka i wydawała mi się piękną i bardzo odpowiednią dla Janosa panną młodą, dopóki oczywiście 
nie poznałam prawdy.  

Nie czekając na odpowiedź Forelli mówiła dalej: 

— 

Mój drogi, biedny Janos! Modlę się co noc, żeby pewnego dnia stał się wolny i miał 

rodzinę tak, jak zawsze tego pragnął. 

Jej głos był wzruszony, gdy mówiła: 

— 

Powinien mieć synów, którzy odziedziczyliby jego tytuł i jego wielkie posiadłości, a 

także  córki,  które  kochałby  i  które  byłyby  na  pewno  piękne,  ponieważ  on  otacza  się  tylko 
pięknem. 

— 

To zdaje się być... okrutne... że nic nie można zrobić — zająknęła się Forella. 

— 

Zupełnie  nic  —  zgodziła  się  księżniczka.  —  Są  związani  „aż  śmierć  ich  nie 

rozłączy", a doktor Buvais powiedział mi, że księżniczka może żyć nawet dłużej niż sam Janos! 

Forelli  chciało  się  krzyczeć  z  rozpaczy,  ale  nie  mogła  wyjawiać  przed  księżniczką 

background image

swoich uczuć. 

— 

Czy kiedykolwiek... odwiedzasz biedną panią? — spytała. 

— Nie — 

odpowiedziała księżniczka—Janos prosił mnie żebym tego nie robiła, bo goście 

mogą ją zdenerwować, a to byłoby szkodliwe dla niej. 

— 

Ona ma swoje gołębie? 

— Tak, to jej g

ołębie,  chociaż  jest  ich  teraz  o  wiele  za  dużo  —  odparła  księżniczka 

ostro. — To niebezpieczne dla 

niej mieć inne zwierzęta, a gołębie zawsze mogą odlecieć. 

Teraz  Forella  była  w  pełni  świadoma  obecności  biednej  pani  w  innej  części  domu  i 

rozumiała też, dlaczego było tam tak dużo służby. 

„Spotkał ją okrutny los, a jeszcze okrutniejszy jego", myślała Forella. Chociaż modliła się 

za nich oboje, gdy dni mi

jały i książę nie przyjeżdżał do dworku, jej modlitwy stawały się coraz 

bardziej rozpaczliwe. 

Któregoś ranka, gdy pani Newman pomagała jej się ubierać powiedziała: 

— 

Nie oddalaj się zbytnio od domu milady, widziałam cię wczoraj przez okno, jak szłaś 

w stronę lasu... 

— 

Stamtąd jest taki piękny widok — odpowiedziała Forella. 

— 

Hm, byłoby jednak dobrze, gdybyś trzymała się ogrodu. 

— Dlaczego? 

Zapadła cisza i Forella czując, że coś jest nie w porządku spytała szybko: 

— 

Dlaczego mówisz mi o tym? Co się stało? 

— 

Może nie powinnam o tym wspominać milady — odpowiedziała pani Newman — ale 

jakiś mężczyzna kręci się wokół dworku... Thomas widział go włóczącego się przy stajniach, a 
gdy spytał go co tu robi odparł, że jest gościem, który pomylił drogę... 

Forella poczuła jak zabiło jej serce. Pomimo optymizmu księcia zawsze czuła, że prędzej 

czy później, wuj zniecierpliwi się, że nie wraca, poczuje się za nią odpowiedzialny i postanowi 
odnaleźć. Była tak skoncentrowana na myśleniu o księciu, tak szczęśliwa i zrelaksowana ciszą i 

spokojem 

dworku, że zapomniała o minionych wydarzeniach. Nie była bezpieczna, oczywiście, że 

nie była bezpieczna od kiedy jej wuj, który był bardzo odpowiedzialnym człowiekiem, poczuł że 
odnalezienie  jej  jest  jego  obowiązkiem.  Potem  byłaby odwieziona do Londynu, ciotka Kathie 
natychmiast ogłosiłaby jej zaręczyny z hrabią Sherburn i nigdy więcej nie udałoby jej się już uciec. 

„Co  mogę  zrobić?  Co  mogę  zrobić?  —  myślała  szaleńczo.  Chciała  porozmawiać  z 

księżniczką,  ale  to  by  ją  tylko  zmartwiło.  Zresztą,  jak  mogłaby  pomóc,  przywiązana  do 
swojego  fotela  i  bezsilna  jeśli  chodzi  o  prawo.  Książę  byłby  bezsilny  również,  ponieważ  jak 

background image

Forella zdążyła się zorientować, opiekun miał całkowitą i absolutną władzę nad nią. Jeśli jej wuj i 
ciotka  nadal  chcieli,  by  ona  poślubiła  hrabiego,  będzie  mu  poślubiona  bez  względu  na  to  jak 

bardzo by pro

testowała.  Teraz  w  obliczu niebezpieczeństwa  zrozumiała,  że  książę  miał  rację 

przygotowując jej wyjazd na Węgry. Gdy znajdzie się poza granicami kraju, żaden detektyw nie 

znajdzie jej i im szybciej wyjedzie tym lepiej, ale tymcza

sem może się okazać, że i tak jest już za 

późno. 

Za

nim wyszła frontowymi drzwiami na zewnątrz, gdzie wiedziała, że Thomas czeka na 

nią z Gyorgy, pobiegła do biblioteki i szybko napisała list do księcia. 

„Wasza Wysokość, 
Jakiś mężczyzna kręci się koło domu i zadaje dużo pytań. Denerwuje wszystkich i jestem 

pewna,  że  jest  to  ktoś  wynajęty  przez  wuja  George  by  mnie  odszukać.  Proszę,  przyjedź  jak 
najszybciej i powiedz mi co mam zrobić. Boję się, bardzo się boję i czuję, że tylko ty możesz 
mnie ocalić. Forella". 

Włożyła list do koperty i zaadresowała do księcia na adres jego domu w Londynie, po 

czym wyszła do hallu, gdzie czekał Newman. 

— 

Czy  możesz  wysłać  to  niezwłocznie  do  księcia?  —  spytała.  —  Myślę,  że  byłoby 

szybciej,  gdyby  ktoś...  mógł  zawieźć  to  do  Londynu.  To  zajmie  tylko  dwie  i  pół  godziny  a 

wydaje m

i się, że książę powinien otrzymać to niezwłocznie. 

Niewzruszona twarz Newmana nie zdradzała zdziwienia na to życzenie. 

— 

Tak,  oczywiście,  milady  —  odpowiedział  —  zorganizuję,  żeby  jeden  z  posłańców 

pojechał natychmiast. 

— 

Dziękuję  —  odpowiedziała  Forella  i  pospieszyła  na  zewnątrz  do  Gyorgy.  Gdy 

odjeżdżała  z  Thomasem,  który  jechał  na  innym  cudownym  ogierze  należącym  do  księcia,  po-
wiedziała: 

— 

Słyszałam,  że  jakiś  mężczyzna  kręci  się  koło  domu  i  zadaje  dużo  pytań,  czy 

widziałeś go? Jak wygląda? 

— 

Widziałem  go  —  odparł  Thomas  —  ale  nie  rozmawiał  ze  mną  wywnioskowałem, 

chociaż  mogę  się  mylić,  że  on  nie jest zainteresowany stajniami, za co jestem mu bardzo 
wdzięczny, ale raczej domem. 

Forella czuła, że je serce zatrzymało się na moment zanim powiedziała: 

— Nie masz po

mysłu, kogo on może szukać? 

— Nie, milady — 

odparł  Thomas  —  może  być  oczywiście  tylko  wścibskim 

przechodniem, lub być może złodziejem szukającym okazji. 

background image

— 

Myślę, że włamywacz nie zadawałby pytań i nie ryzykowałby, by ludzie go zauważyli 

— 

odparła Forella. 

— N

ie, oczywiście, masz rację milady. 

Zmarszczył brwi z niezadowolenia, mimo to Forella powiedziała impulsywnie: 

— 

Myślę, że wiesz, iż praktycznie każdy tutaj ukrywa się przed czymś i że dotyczy nas 

wszystkich. 

— To prawda — 

zgodził się Thomas — też nie chcę zostać rozpoznany. 

— 

Tak myślałam... że być może ukrywasz się., tak jak i ja — powiedziała Forella. 

— 

Tak,  ukrywam  się  —  odpowiedział  Thomas  —  i to tylko  dzięki  Jego  Wysokości 

jestem wolnym człowiekiem. 

Ponieważ  rozmawiali,  Gyorgy  zaczął  płoszyć  się  wszyskim  co  zauważył  i  Forella 

musiała ściągnąć wodze. 

—  Pozwólmy im pobiec, milady — 

zaproponował Thomas — i porozmawiamy później. 

Myślę, że są zazdrosne, bo nie zwracamy na nie uwagi. 

Forella roześmiała się i pozwoliła Gyorgy galopować tak długo, aż się zmęczył. Potem, 

gdy mogli rozmawiać, Thomas opowiedział jej o tym jak był trenerem w Newmarket u bardzo 
znanego  człowieka  Klubu.  Jeden  z  dżokejów  bardzo  chciał  wygrać  dwa  tysiące  gwinei  i  pod 
nieobecność Thomasa podał koniowi, na którym jechał doping. Wygrał wyścig, ale inny dżokej, 
zazdrosny o jego sukces, wniósł skargę do sędziego i ten wszczął śledztwo. Dżokej, żeby zacho-
wać twarz przysiągł, że jest niewinny i że Thomas-trener zdopingował  konia,  by  zwierzę  było 
szybsze. To była jedna z tych bardziej skomplikowanych spraw, powiedział Thomas sucho, i 
werdykt zależał od tego, w czyje słowo uwierzy organizator zawodów. 

— I oni nie uwierzyli tobie! — 

zawołała Forella. 

— 

Istniała możliwość, że będę poniżony i skreślony z listy — powiedział cicho Thomas. 

— 

Cóż za niesprawiedliwość — krzyknęła Forella. 

— 

To się często zdarza na wyścigach konnych — odparł Thomas filozoficznie. — Jego 

Wysokość namówił mnie, że najlepszą rzeczą, jaką mogę zrobić, jest zrezygnować z zajmowanej 
przeze mnie posady, a tym samym uniknąć dochodzenia i sprawy w sądzie. 

Coraz ciszej mówił dalej: 

— 

Pomógł  mi  napisać  list  zapewniający  o  mojej  niewinności  i  dający  jasno  do 

zrozumienia,  że  uważam,  iż  najlepszą  rzeczą  z  punktu  widzenia  wyścigów  konnych,  jako 

wspa

niałego sportu jest uniknięcie skandalu. 

Zaśmiał się sucho. 

background image

— 

To był mądry list i rozumiem, dlaczego moje zachowanie zostało zaaprobowane przez 

cały Klub Dżokejów. 

— 

Dlatego przyjechałeś tu — powiedziała Forella. 

— 

Tak, Jego Wysokość przywiózł mnie tu i dał kilka wspaniałych koni pod opiekę, co 

sprawiło,  że  życie  stało  się  dużo  bardziej  przyjemne  dla  mnie,  niż  byłoby  w  innych  oko-
licznościach. 

— 

A co z przyszłością? — spytała Forella. 

Thomas uśmiechnął się i Forella uświadomiła sobie, jak rzadko to robił: 

— 

Jego Wysokość obiecał mi, że gdy wszystko ucichnie i nie będzie mowy o rozpoznaniu 

mnie,  umieści  mnie  jako  trenera  w  Paryżu,  gdzie  ma  ogromne  stajnie,  które  stale  chce 
powiększać. 

Forella zawołała z zachwytem: 

— 

To będzie dla ciebie wspaniałe! 

— 

Czekam na to milady, ale Jego Wysokość nalega, żebym odczekał jeszcze przynajmniej 

pięć lat, aż będę całkiem zapomniany w Newmarket i nie będzie możliwości, bym we Francji był 
związany z trenerem, którego metody były kwestionowane przez Klub Dżokejów. 

Pomyślała,  jak  dużo  racji  miała  księżniczka  opisując  wszystkich mieszkańców  dworku, 

jako stadko księcia. 

Ponieważ wszyscy oni mieli coś do ukrycia, było oczywiste, że każdy obcy snujący się 

koło  domu  i  zadający  pytania,  będzie  ich  denerwował  i  niepokoił.  Jednocześnie  była  całkiem 
pewna,  że  skoro  nikt  ich  wcześniej  nie  szpiegował,  ona  jest za to odpowiedzialna, bo to 

poszukiwania jej przywio

dły tu tego człowieka. 

Książę wszystko załatwi, gdy przyjedzie, stwierdziła. Złapała się na myśleniu o tym, jak 

długo zajmie posłańcowi droga do Londynu, co zrobi książę, gdy przeczyta jej list i jak szybko 
będzie mógł przyjechać do dworku. Minęło dziesięć dni od czasu, gdy widziała go i pomyślała, że 
dla  niej  było  to  jak  całych  dziesięć  wieków.  Miała  wrażenie,  że  unika  jej,  a ona stale 
przypominała sobie jak powiedział, że ona utrudnia i tak już trudne sprawy. Ale co rzeczywiście 
miał  ńa  myśli?  Forella  poczuła  się  nagle  bardzo  samotna.  Prowadząc  dziwne  życie  ze  swoim 
ojcem i mamą, co mogła wiedzieć o człowieku takim jak książę Janos? I co w ogóle mogła wie-
dzieć o Anglii? Spotkała sułtanów, hersztów band i szejków arabskich, ludzi, którzy żyli po to, 
by walczyć, plądrować i zabijać. I dopóki nie przyjechała do Anglii, nigdy nie spotkała mężczyzn 
takich jak wuj, lub hrabia i oczywiście nigdy kogoś takiego, jak książę. Trudno było na początku 

uwie

rzyć, że są prawdziwymi ludźmi, a nie tylko elegancko ubranymi postaciami z opowiadań. 

Teraz gdy pomyślała o księciu, wydał się bardzo realny. Wiedziała, że tylko przebywanie z nim 

background image

niosło radość i uniesienie, które było niemożliwe do wyrażenia słowami, pewnie dlatego, że było 
to coś, co nigdy nie przydarzyło się jej przedtem. Później śmiała się z własnych mrzonek o 

nim. 

„Żałuje mnie, jest mu mnie szkoda. Nie jestem dla niego atrakcyjną kobietą jak te, które 

wypełniają jego dom w Londynie i jego zamek, które bawią go tak, jak ja nie potrafię". Nocą 
myślała o każdej rozmowie kiedykolwiek przeprowadzonej z księciem i uznała, że była głupia 
kłócąc się i bez wątpienia nudząc go swoimi przemowami o towarzystwie. 

Powinnam była siedzieć cicho i pozwolić mu mówić, beształa się. Rozpaczliwie pragnęła, 

tak jak wiele kobiet przed 

nią, by mogła cofnąć czas i zachować się inaczej niż to zrobiła. 

Nie  mogła  zasnąć,  aż  gwiazdy  prawie  zniknęły  i  pozostała  już  tylko  godzina  do  świtu. 

Potem zapadła w drzemkę i śniło się jej, że książę był z nią i że wszystko wyglądało inaczej. 
Spacerowali razem, z dłonią w dłoni i ona już się nie bała. Obudziła się nagle zaniepokojona i 
wstała,  by  zasłonić zasłony.  Jej  sypialnia  wychodziła  na  ogród  i  w  poświacie  nocy  strumień  i 
wszystko wokół spowite było leciutką mgiełką.  Było cicho i nieruchomo tak jak zawsze, tuż 
przed świtem. 

Po chwili Forella rozpamiętując jeszcze swój sen, spojrzała na dół. W cieniu krzewów, 

które  ogradzały  część  łąki,  wyróżniał  się  jakiś  ciemniejszy  i  większy  kształt.  Trudno  było 
dojrzeć  dokładnie,  ale  po  chwili  wiedziała,  że  był  to  człowiek!  Człowiek,  który,  była  pewna, 
patrzył w okna domu. Mimo, że nie mogła dokładnie widzieć jego twarzy czuła, że wpatruje się w 
jej okno. Ponieważ bała się, chociaż było mało prawdopodobne, by mógł ją zobaczyć, cofnęła się 
w  głąb  pokoju.  Gdy  to  zrobiła  zauważyła,  że  się  trzęsie.  Była  teraz  absolutnie  pewna,  że 
kogokolwiek  wynajął  jej  wuj  by  ją  odszukać,  człowiek  ten  odkrył,  że  była  we  dworku  i  zde-
maskował pod fałszywym imieniem. 

background image

Rozdział 7 

 

Idąc  z  ogrodu  z  kilkoma  różami,  które  zerwała  dla  księżniczki,  Forella  myślała 

podekscytowana, że być może książę przyjedzie dzisiaj. Była pewna, że nie zignoruje jej we-
zwania, ale obawiała się, że mogło go nie być w Londynie. Mógł gdzieś daleko obserwować 
zwycięstwa swoich koni na wyścigach. Ale ponieważ była szansa, że go spotka, założyła jedną z 
najładniejszych sukien, jakie jej przysłał. Wiedziała, gdy popatrzyła w lustro, że jej oczy jaśniały 

z pod

niecenia  i  miały  wyraz,  który  zawstydzał  ją,  a  który  b ył  nieomylnie  wyrazem  miłości. 

Wydawało się niemożliwe, by mogła pokochać go tak absolutnie i nieoczekiwanie, jednocześnie 
wiedząc o nim tak mało. Jej ojciec jednak tak samo zakochał się w mamie w momencie, gdy ją 

zobaczy

ł, a i mama nie pozostała obojętna. 

„Uznałam  go  za  najprzystojniejszego  człowieka,  jakiego  kiedykolwiek  widziałam, 

opowiadała  jej  potem,  a  gdy  spojrzał  na  mnie  czułam,  jakby  moje  serce  miało  wyskoczyć  do 
niego i chociaż nawet teraz wydaje się to ciągle niemożliwe, zakochałam się!" 

„Rozumiem — 

mówiła Forella do siebie — tak jak mama kochała tatę przez całe życie, 

tak i ja już nikogo nie będę mogła pokochać w ten sam sposób, w jaki kocham księcia Janosa". 

Potem  przypomniała  sobie  biedną  panią  na górze i poczuła  jakby  jakiś  cień  przesłonił 

słońce. W tym momencie jednak liczyła się tylko jedna rzecz: prawdopodobieństwo, że ktoś ją 
śledzi. Jeśli książę nie będzie w stanie jej uratować, musi wrócić do Londynu. 

Poczekam na niego do jutra, a jeśli nie przyjedzie, wtedy ucieknę — pomyślała Forella. 

Teraz jednak nie mogła brać pod uwagę wyruszenia w drogę sama na Gyorgy i bez pieniędzy, tak 
jak to zrobiła wcześniej. 

„Książę przyjedzie, wiem że przyjedzie do mnie", pocieszała samą siebie. 
Gdy weszła przez oszklone drzwi do saloniku, on już tam był. Nie spodziewała się go tak 

wcześnie i przez moment wydawało się jej, że to sen, ale on był naprawdę i stał patrząc na nią 
spojrzeniem,  które  zapierało  dech.  Nie  miała  pojęcia,  ponieważ  stała  tyłem  do  słońca,  że 

czerwone 

światła  w  jej  włosach  tańczyły  jak  małe  języki  ognia  i  że  wyglądała  oszałamiająco 

pięknie. Po dłuższym czasie udało jej się wykrztusić: 

— 

Jesteś... tu! 

Jej głos przełamał przestrzeń między nimi i książę podszedł do niej. 

— Tak, jestem tutaj — 

powiedział  miękkim  głosem  —  przyjechałem  najszybciej  jak 

background image

mogłem. 

— 

Jest... tak wcześnie — powiedziała Forella — że księżniczka... nie będzie gotowa... 

spotkać się z tobą. 

Nie myślała o tym co mówi. Patrzyła tylko na niego, jaki jest przystojny i jego bliskość 

sprawiła, że czuła jak słońce przenika ją i zamienia się w płomyki dotykając jej ciała. 

— 

To ciebie chcę widzieć — powiedział książę cicho — ale najpierw chcę się dokładnie 

dowiedzieć, co się tu dzieje i jaka jest tego przyczyna. 

Gdy skończył mówić, ku zdziwieniu Forelli jakiś mały chłopiec wbiegł do pokoju. 

— 

Znalazłem je, wujku Janos! — krzyczał podniecony — i teraz chcę je wypróbować! 

Książę uśmiechnął się i powiedział: 

— 

Miklos, niech cię przedstawię bardzo czarującej damie. Forello, to mój siostrzeniec, 

który właśnie przyjechał do Anglii do szkoły, gdzie w przyszłości będzie znany jako „Michael". 

Forella wyciągnęła rękę do Miklosa, który mógł mieć około dwunastu lat, a on skłonił się w 

najbardziej elegancki spo

sób i odezwał się tak, jakby chciał, żeby też się z nim cieszyła: 

— Czy wiesz co tu mam? — 

spytał  wskazując  na  pudełko,  które  trzymał  w  rękach. 

Forella odpowiedziała: 

— 

Nie mam pojęcia. 

— 

Wujek Janos mówił mi, że to teleskop, który był używany w bitwie o Trafalgar, a 

ponieważ ja chcę być marynarzem gdy dorosnę, muszę wiedzieć jak go używać. 

— W zasadzie — 

odezwał się książę — w pudełku są dwa teleskopy i myślę, że mógłbyś 

pokazać hrabinie jak działają. 

— 

Oczywiście — zgodził się Miklos. 

Książę spojrzał na Forellę. 

—  Zabierz Miklosa do ogrodu — 

powiedział — a kiedy spotkam się z Thomasem po 

którego posłałem, będę znał więcej szczegółów i później porozmawiamy. 

Forella położyła na bocznym stoliku róże, które przyniosła, a Miklos pobiegł do ogrodu. 

— 

Nie bój się — rzekł książę miękkim głosem — wiesz przecież, że będę cię pilnował. 

— 

Widziałam mężczyznę ostatniej nocy... obserwującego moje... okno — powiedziała 

Forella. — Jestem pewna, 

że wuj George... wysłał go... żeby mnie odnalazł. 

— Zaufaj mi — 

odpowiedział książę — być może nie jest to wszystko tak niebezpieczne 

ja

k myślisz. 

— 

Mam nadzieję... że nię. 

Chciała zostać z nim, chciała dalej rozmawiać i czuć jego bliskość. Ktoś zapukał do drzwi 

background image

i  domyśliła  się,  że  to  pewnie  Thomas.  Nie  mówiąc  nic  więcej  wyszła  szybko  do  ogrodu w 
poszukiwaniu Miklosa. Kiedy przyłączyła się do niego poprosiła: 

— 

Musisz mi opowiedzieć całą historię teleskopów. 

— 

Wuj  Janos  mówi,  że  są  bardzo  dokładne  i  w  tamtym  czasie  były  najsilniejszymi 

teleskopami, jakie kiedykolwiek wykonano. 

Otworzył pudełko i Forella zobaczyła dwa teleskopy leżące obok siebie: 

— 

Myślę — powiedziała — że moglibyśmy pójść w stronę lasu, skąd jest dobry widok i 

sprawdzić, jak daleko przez nie widać. 

— Dobrze, zróbmy to — 

zgodził się Miklos. 

Był  ładnym  małym  chłopcem  i  Forella  pomyślała,  że  jednak  los  okrutnie  obszedł  się  z 

księciem  i  nie  dał  mu  własnego  syna.  Była  prawie  pewna,  że  gdyby  miał  chłopca,  byłby  on 
bardzo przystojny. Książę nauczyłby go jeździć konno, tak dobrze jak on sam i zajmować się 
rzeczami, w których, była pewna, był ekspertem. Pomyślała też, że to musi być marna namiastka 
dla niego interesować się dziećmi siostry. Od księżniczki wiedziała, że nie miał braci. 

— 

Do jakiej szkoły będziesz chodził? — spytała Miklosa. 

— 

Wuj Janos załatwił mi szkołę w Eton — odpowiedział — mówi, że jest to najlepsza 

szkoła na świecie i że mam dużo szczęścia. Ale najpierw będę chodził na kurs przygotowujący... 

— 

Jestem  pewna,  że  spodoba  ci  się  w  Eton  tak  bardzo  jak mojemu tacie — 

odpowiedziała Forella. 

W tym czasie doszli do schodków przy końcu ogrodu, które prowadziły do lasu. Gdy 

wspięli się trochę Forella pomyślała, że rozsądnie byłoby nie iść dalej, tak na wszelki wypadek, 
by nie natknąć się na człowieka, który obserwował dom. Zatrzymała się więc i powiedziała: 

— 

Sprawdźmy jak daleko widać stąd. 

Miklosowi nie trzeba było powtarzać. Położył pudełko na ziemi i wyjął dwa teleskopy, z 

których 

jeden podał Forelli: 

— 

Mam nadzieję, że wiesz jak go ustawić. 

— 

Myślę, że tak — uśmiechnęła się. 

Wzięła od niego teleskop i rozejrzała się nad doliną. Zauważyła mgłę, która psuła nieco 

widoczność. Obróciła teleskop w stronę domu, chcąc zobaczyć księcia i wtedy wpadła na pewien 
pomysł. 

— 

Powiem  ci,  co  możemy  zrobić  Miklos  —  powiedziała  —  jeśli  popatrzymy  oboje 

przez  teleskopy,  możemy  zobaczyć  białe  gołębie  na  dachu  i  na  oknie.  Zróbmy  zawody,  kto 

policzy i

ch więcej. 

background image

— 

Podoba mi się ten pomysł — zawołał Miklos. —A jaka będzie nagroda? 

— 

O to będziesz się musiał spytać wuja Janosa — odpowiedziała Forella. — Powiedz 

kiedy będziesz gotowy, żeby zacząć. 

— 

Już! 

—  Bardzo dobrze — 

odparła Forella przykładając teleskop do prawego oka i zamykając 

drugie — Jeden, dwa, trzy start! 

Teleskopy były całkiem silne i mogła widzieć bardzo dokładnie białe gołębie trzepoczące 

skrzydłami  na  szczycie.  Później  zauważyła  ich  dużo  na  parapecie  okna  na  trzecim  piętrze  i 
pomyślała, że to tam biedna pani musi je karmić. Bez zastanawiania się nad tym zaczęła liczyć te, 

które dzio

bały coś na parapecie. W tym momencie ktoś podszedł do okna. Była to kobieta. Forella 

mogła  zobaczyć  jej  twarz  dosyć  wyraźnie  i  domyśliła  się,  że  patrzy  na  żonę  księcia. Bez 
wątpienia była wciąż ładna, ale miała twarz dziecka i nawet z daleka wyglądała bardzo młodo. 
Później, gdy wpatrywała się w nią zapominając przez moment o gołębiach, rozległ się trzepot 
skrzydeł  i  zobaczyła,  że  księżniczka  trochę  za  bardzo  się  wychyliła  przez  okno.  Forelli 
przemknęło przez myśl, że to może być niebezpieczne i łatwo w ten sposób wypaść. Gdy tylko 
zdążyła  to  pomyśleć  zobaczyła,  jak  ręce  biednej  pani  wyciągnęły  się  w  przestrzeń,  jakby 
próbowała się czegoś chwycić i wtedy zrozumiała z przerażeniem, że ktoś ją popychał. Za nią stał 
mężczyzna. Mogła dostrzec jego ręce i ramiona. Potem, gdy biedna pani wypadła z okna, Forelli 
wydawało się, że prawie słyszy krzyk, który na pewno wydarł się jej z ust. Wszystko to stało się 

szybko, trzepot bie

li, który był jak skrzydła gołębi i potem biedna pani zniknęła. Wydawało się 

koszmarnym  snem.  Potem,  ponieważ  Forella  stale  tam  jeszcze  patrzyła,  zobaczyła  w  oknie 
mężczyznę  i  dokładnie  mogła  przyjrzeć  się  jego  twarzy.  Nigdy  przedtem  go  nie  widziała. 

C

iemnowłosy, z ciężkimi czarnymi wąsami. Spojrzał w dół, potem cofnął się i zniknął w głębi 

pokoju. 

Miklos zawołał w tym momencie: 

— 

Ktoś wypadł przez okno! Widziałaś? Ona wypadła! Jestem tego pewien. 

— 

Tak... mi się wydawało. 

— I 

w oknie był mężczyzna, dlaczego jej nie uratował? 

— 

Może to było niemożliwe... 

Ponieważ to, co zobaczyła było tak przerażające i jednocześnie nierealne, jakby to był 

trik teleskopu powiedziała: 

— 

...Myślę Miklos, że powinniśmy... wrócić do domu. 

— 

Musimy iść i powiedzieć wujowi Janosowi, co widzieliśmy — odpowiedział Miklos — 

czy myślisz, że kobieta, która wypadła zraniła się? 

background image

— Nie... wiem — 

odparła Forella— ale... musimy się dowiedzieć. 

Gdy doszli do trawnika, zaczęła prawie biec. Miklos biegł za nią mocno trzymając swój 

teleskop. Dopiero, gd

y byli bliżej domu, Forella zwolniła trochę, żeby złapać oddech. Chciała 

jak najszybciej dobiec do księcia, ale jednocześnie obawiała się, że cała ta sprawa była dziwnym 
złudzeniem. Wiedziała jednak, że to się rzeczywiście stało. Miklos też to widział. Dotarli do okna 
saloniku  i  Miklos  już  miał  biec  do  przodu,  by  opowiedzieć  wszystko  wujowi,  gdy  Forella 
usłyszała głosy i wyciągnęła rękę, by go przytrzymać. 

— 

Poczekaj chwilę — wyszeptała. 

Nie  chciała  mówię  księciu  o  tym  co  się  stało  w  obecności  innych.  Gdy  tak  stała 

niezdecydowanie, próbując poukładać kłębiące się myśli, usłyszała go jak zdenerwowany mówi 
głosem, który wydał jej się zupełnie obcy: 

— Co ty mówisz Jacq

ues! I jeszcze nie wytłumaczyłeś mi, dlaczego tu jesteś. 

Mówił po francusku i gdy Forella zastanawiała się kim był obcy mężczyzna odezwał 

się: 

— 

Masz dokładnie dwie minuty Kovac, żeby zdecydować co zrobisz. Wybór należy do 

ciebie! 

— 

O czym ty do diabła mówisz? 

—  Powiem ci to jasno — 

Lucille jest tu ze mną. 

—  Lucille jest tutaj? 

— 

Słuchaj,  nie  mam  czasu  na  rozmowy.  Powiedziała  pielęgniarkom  pilnującym  twojej 

żony, że skręciła kostkę i gdy one wyszły z pokoju, ktoś wypchnął tę biedną zwariowaną kreaturę 

przez okno! 

—  O czym ty mówisz! — 

zawołał książę. 

— 

Wybór jest taki: albo przysięgniesz, że poślubisz moją siostrę — ciągnął Jacques, albo 

będziesz  oskarżony  o  morderstwo!  Jestem  gotowy  zeznać,  że  widziałem  cię  jak  wypychałeś 
swoją żonę przez okno, gdy nie było nikogo innego w pokoju. 

— 

Myślę, że zwariowałeś lub jesteś pijany — odparł książę. — Mój lokaj był ze mną do 

ostatniej sekundy, zanim tu 

wszedłeś. 

— 

Zeznania twojego sługi nie będą dopuszczalne w sądzie, jeśli w grę wchodzi sprawa o 

morderstwo — powie

dział Jacques pogardliwie. — Więc co wybierasz Kovac, ślub czy proces na 

Old Bailey? 

Wtedy Forella wzięła głęboki oddech i trzymając Miklosa za rękę weszła z nim przez 

otwarte drzwi do saloniku. 

Zauważyła,  że  chłopiec  nie  rozumiał  francuskiego.  Gdy  weszli do 

background image

środka zobaczyła tam, tak jak oczekiwała, że mężczyzna stojący twarzą do księcia ma ciężkie, 
czarne wąsy i jest tym samym osobnikiem, którego widziała w oknie. Książę podniósł na nich 
wzrok i zanim Forella zdążyła coś powiedzieć, Miklos pobiegł w stronę swojego wuja. 

— Wujku Janos — 

krzyczał — patrzyłem przez teleskop i widziałem kobietę ubraną na 

biało jak wypadała przez okno! Widziałem ją! 

— 

Masz  jeszcze  minutę  —  powiedział  Francuz,  jakby  chciał  zignorować  to 

zamieszanie. 

— 

Ja też widziałam, co się stało — powiedziała Forella po francusku. — Biedna pani 

wypadła  z  okna,  ale  została  wypchnięta  przez  mężczyznę,  który  potem  wychylił  się,  żeby 
zobaczyć, gdzie upadła.  

Zamilkła na chwilę, potem wskazała na Francuza i powiedziała: 

— 

To był człowiek, którego tam widziałam! 

Jacq

ues drgnął, potem powiedział z furią: 

— 

Jeszcze jedno zeznanie służby? Wątpię, czy będą miały jakąkolwiek wagę przed sędzią 

i ławą przysięgłych. 

— 

Nazywam się, jeśli to cię interesuje mounsieur — powiedziała Forella po francusku — 

Forella Claydon, a moim 

wujem  jest  markiz  Claydon,  członek  Izby  Lordów  na  Dworze Jej 

Wysokości, Królowej Wiktorii... 

Mówi

ła tak dobitnie, że Francuz prawie skruszył się pod jej wzrokiem. Wiedział, że jest 

pokonany i chociaż dalej chciał grać pewnego siebie, książę powiedział rozkazującym głosem: 

— 

Masz minutę, ty i Lucille, żeby wynieść się z tego domu i kraju! Jeśli pozostaniecie 

w  okolicy,  będziesz  oskarżony  o  morderstwo  i  mój  gość,  który  widział  co  się  zdarzyło  złoży 
zeznania, a to oznacza, że będziesz wisiał! 

Jacq

ues otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale książę powiedział stanowczo: 

— Jedna minuta! 

I prawie tak szybko j

ak  biedna  pani  leciała,  Jacques wybiegł  z  pokoju  trzaskając 

drzwiami. 

Ponieważ była tak spięta i jednocześnie bała się o księcia, Forella poczuła że ściany kręcą 

się wokół niej i że otaczają ciemność, ale ramiona księcia podtrzymały ją i pomógł jej dojść do 
sofy. Miklos zapytał: 

— 

Dlaczego  ten  mężczyzna  uciekł?  Widziałem  go  w  oknie po tym, gdy ta kobieta 

wypadła. 

— Miklos — 

powiedział książę cicho — chcę żebyś coś dla mnie zrobił. 

background image

— Co wuju Janos? 

— 

Chcę, żebyś poszedł do stajni popatrzeć na konie i żebyś zabrał ze sobą hrabinę. 

— Dobrze, wuju Janos. 

— Nie mów nic rozumiesz — 

nic o tym co widziałeś, czy słyszałeś, aż porozmawiamy. To 

bardzo ważne i wiem że zrobisz tak, jak cię o to proszę. 

— 

Oczywiście, wuju Janos. 

Książę zwrócił się znów do Forelli. 

— 

Czy dobrze się czujesz? — spytał. — Jeśli tak, chciałbym, byś wyszła z tego pokoju 

tak szybko jak możesz. 

— 

Tak... dobrze się czuję... — odpowiedziała Forella szeptem. 

— 

Ocaliłaś mnie — powiedział książę — a teraz ja chcę ocalić ciebie i wszystkich innych 

od wielu czekających nas nieprzyjemności. 

— 

Forella wstała. Słabość minęła i rzeczywiście czuła się już dobrze. To dlatego, że książę 

był blisko niej, dotykał ją a ona kochała go. Wyciągnęła rękę do Miklosa. 

— 

Chodź ze mną — powiedziała — wiem, że spodoba ci się oglądanie koni twojego 

wuja. 

Książę podszedł do drzwi i otworzył je: 

— 

Dziękuję  —  powiedział  miękko,  gdy  Forella  mijała  go  i  słowa  jego  były  jak  miła 

pieszczota. 

W  hallu  nie  było  nikogo.  Gdy  Forella  i  Miklos  skręcili  w lewo korytarzem, który 

prowadził ich  do bocznych  drzwi najbliższych  stajni,  zobaczyła  Newmana  nadchodzącego  z 
przeciwka. Ruszał się dużo szybciej niż zwykle i usłyszała jak mówił do księcia. 

— 

Muszę poprosić Jego Wysokość, by szedł ze mną natychmiast. Zdarzył się okropny 

wypadek. 

P

óźniej  Forella  z  trudem  mogła  sobie  dokładnie  przypomnieć,  co  się  działo  i  w  jakiej 

kolejności, ale wszystko było tak dramatyczne, że aż nierealne. Wydawało się nieprawdopodobne, 
że  biedna  pani  nie  żyła  i  że  książę  jest  wolny.  Gdy  była  w  stajni  z  Miklosem  karmiącym  konie 
udawała, że słucha jak Thomas rozmawia z małym, ale jej myśli krążyły wokół księcia. Być może 
jego żona przeżyła tylko szok i nie zabiła się, jak to planował Francuz. Myślała, kim on był i kim 
mogła  być  Lucille,  i  właściwie  dlaczego  szantażowali  księcia.  Potem  stwierdziła,  że  stało  się 
sprawiedliwie, bo tak jak on uratował ją przed poślubieniem hrabiego, tak ona uratowała go przed 
poślubieniem kogoś, kto zaplanował ze swoim bratem morderstwo pani. Wszystko to wydawało się 

background image

takie skomplikowane i okro

pne,  że  nadal  nie  mogła  opanować  małego  drżenia,  a  jednocześnie 

przepełniającego ją szczęścia, że książę jest wolny. „Nawet jeśli on... mnie nie zechce, myślała 
odkąd go kocham.. . pragnę dla niego... wszystkiego co najlepsze". 

Thomas wsadził Miklosa na grzbiet jednego z cudownych ogierów. 

— 

Chcę  jeździć  na  tym  koniu  —  powiedział  Miklos.  —  Myślisz,  że  wuj  Janos  mi 

pozwoli? 

— 

Będziesz musiał sam go o to zapytać — odparł Thomas. 

—  Dzisiaj nie ma na to czasu — 

odparł Miklos — ponieważ mama czeka na mnie w 

zamku, by zabrać mnie do szkoły.... 

— 

Być może w następne wakacje — odpowiedział Thomas z uśmiechem. 

— 

Tak, oczywiście, w następne wakacje! — zgodził się Miklos. 

Forella zastanowiła się, gdzie też ona będzie gdy nadejdą wakacje. Jej myśli wydawały 

się krążyć w kółko i stale widziała wyprostowane ramiona biednej pani, gdy próbowała znaleźć 
coś czego mogłaby się chwycić, gdy Jacques wypychał ją z okna. Teraz mogła myśleć jasno o 
tym i wiedziała, że książę każąc mu wynieść się z domu i kraju nie miał zamiaru ratować go od 

konsekw

encji przestępstwa, ale chciał uniknąć skandalu i rozgłosu, które przyniosłaby sprawa 

o morderstwo. To było nie tylko coś przed czym on by się wzbraniał, ale ponad wszystko nie 
chciał pozwolić na cierpienie tak wielu innych ludzi jak księżniczka, doktor, Thomas i ona sama. 
Gdyby  wezwano  policję,  wszyscy  musieliby  złożyć  zeznania  i  ich  anonimowość  zostałaby 

ujawniona. 

„Wtedy  wuj  George  wiedziałby,  gdzie  jestem  i  nie  musiałby  mnie  już  szukać"  — 

pomyślała Forella z przerażeniem. Zrozumiała, że ostatniej nocy, gdy widziała Jacquesa patrzącego 
jak się wtedy zdawało w jej okno, patrzył on w rzeczywistości nieco wyżej. Była pewna, że przez 
ostatnie  parę  dni,  gdy  kręcił  się  tu  i  wypytywał  służbę,  próbował  poznać  dokładnie  jak 
gospodarstwo było zorganizowane. Dowiedział się, że gdy jedna pielęgniarka jadła, druga pełniła 
dyżur  sama.  Sprawa  była  prosta  do  wykonania.  To  była  jedna  szansa  na  milion,  że  będziemy 
akurat patrzeć przez teleskopy, pomyślała Forella i być może dlatego, że to moc większa niż przy-

padek 

zapewniła, że książę nie będzie oskarżony o uczynek, którego przy szlachetności swojego 

serca nigdy nie popełniłby. Było to tak, jakby jej prośby zostały wysłuchane dokładnie i gdy ona 
prosiła o jego szczęście, Bóg usłyszał i przyszedł, by uratować ich oboje. 

„Jeśli tylko... to mogłaby być... prawda" — wyszeptała Forella do siebie i przestraszyła 

się, że może za dużo by chciała. 

Gdy  skończyli  oglądać  konie,  jeden  z  lokajów  przyszedł  do  stajni  mówiąc,  że  Jego 

Wysokość  prosi  by  wrócili  do  domu, gdzie czeka  na nich w bawialni. Zdenerwowana i prze-

background image

straszona, że stało się coś czego nie przewidywała, blada weszła do pokoju. Książę stał tyłem do 

kominka i gdy we

szli odezwał się: 

— 

Miklos, chcę żebyś poszedł na górę i poznał swoją krewną księżniczkę Marię Dabas, 

której ci opowiadałem w drodze. 

— 

Z przyjemnością ją poznam, wuju Janos — odpowiedział Miklos — czytałem o Imbe 

Dabas i o tym jak był stracony 

— 

Nie rozmawiaj z nią o tym — ostrzegł książę — ona bardzo się niecierpliwi, by cię 

poznać i spiesz się, bo musimy niedługo wracać do zamku. Newman czeka przy schodach, żeby 
pokazać ci drogę do księżniczki. 

Gdy tylko Miklos wyszedł, książę wyciągnął ręce do Forelli: 

— 

Posłuchaj moja droga, ponieważ będzie tu wiele rzeczy do załatwienia, chociaż wiem, 

że doktor Bouvais sprawi by wszystko poszło gładko, chcę żebyś opuściła dom niezwłocznie i 
pojechała do mojej posiadłości na drodze do Southampton. 

Forella popatrzyła na niego zdumiona i on powiedział: 

— 

Przyjadę  do  ciebie  później,  ale  musisz  być  wystarczająco  dzielna  i  pojechać  tam 

sama. Zrobisz to? 

— 

Wiesz, że tak... wszystko cokolwiek mi powiesz, żebym zrobiła — odpowiedziała 

Forella — ale... nie... rozumiem. 

— 

Potem wytłumaczę — rzekł książę — ale ważne jest to, żeby nikt cię tu nie zobaczył. 

Wyjawiłaś swoje prawdziwe imię a poza tym, wokół wypadku i pogrzebu będzie dużo szumu i 

niepotrzebnych plotek. 

— 

Rozumiem i... będę czekała na... ciebie. 

Książę uniósł jej dłoń i pocałował. 

— 

Dziękuję ci, moja kochana — powiedział miękko. — Teraz idź i przygotuj się, a ja 

wytłumaczę  księżniczce,  co  się wydarzyło. Powóz będzie czekał na ciebie, a ja postaram się 
opóźnić wszystko aż odjedziesz. 

— 

Dziękuję... dziękuję ci — powiedziała Forella półgłosem. 

Pocałował ją jeszcze raz w rękę, a potem poszła na górę do swojej sypialni. Nie zdziwiła 

się, że pani Newman już tam jest. 

— 

Jego Wysokość powiedział, że musisz zaraz wyjechać milady — powiedziała — i to po 

tym wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło, jest jeszcze bardziej smutne. 

—  Przykro mi z powodu biednej pani — 

powiedziała Forella cicho. 

—  Mu

simy wierzyć, że Bóg wiedział lepiej — odparła pani Newman. 

background image

— 

Tak też myślę — zgodziła się Forella, zastanawiając się w jaki sposób jej modlitwy 

zostały wysłuchane. 

Przebrała  się  szybko  w  strój  podróżny  i  zjadła  lekki  posiłek  przyniesiony  jej  na  tacy. 

Zau

ważyła, idąc pożegnać się z księżniczką że książę opuścił już dworek i zabrał Miklosa do 

zamku. Potem miał spotkać się z szefem policji, by poinformować go o wypadku. 

— 

Jeśli chcesz wiedzieć co myślę — powiedziała księżniczka— to jest to ogromna ulga 

nie tylko dla Giselli, ale 

także  dla  drogiego  Janosa,  chociaż  oczywiście  nie  są  to  w  takiej 

chwili odpowiednie słowa. 

— 

Nie... oczywiście, że nie — wymamrotała Forella. 

— 

Myślę, że wszyscy boimy się dostania do gazet — ciągnęła księżniczka cicho. — Jeśli 

oni donio

są kim jesteśmy i dlaczego tu jesteśmy, wiele złego może się zdarzyć. 

— 

Jestem  pewna,  że  książę  załatwi  to  tak,  żeby  nie  było  skandalu  —  odpowiedziała 

Forella. 

— 

Dlaczego miałby być? — spytała księżniczka. — To był wypadek chociaż wiem, że 

biedne pielęgniarki obwiniają siebie za to, że zostawiły ją samą nikt poza kompletnym hipokrytą 
udawałby, że to była tragedia. 

— 

Muszę jechać... Wasza Wysokość. 

— 

Janos powiedział mi, że wysyła cię stąd — odparła księżniczka. — Było cudownie 

gościć  cię  tutaj  i  jed yną  rzeczą  jakiej  żałuję  to  to,  że  nie  wyjawiłaś  mi  swojego  sekretu,  co 
uważam za nieuprzejme z twojej strony biorąc pod uwagę, że znasz mój. 

— 

Opowiem  ci  wszystko  następnym  razem,  gdy  się  spotkamy  —  obiecała  Forella  i 

księżniczka roześmiała się. 

— 

Mam przeczucie, chociaż nie jestem jasnowidzem, że to może być o wiele szybciej 

niż to wydaje się możliwe i może twoja sytuacja będzie całkiem inna niż w tej chwili. 

Forella nie odpowiedziała. Wiedziała, że oczy księżniczki jaśniały z ciekawości, gdy ona 

schyliła się, by pocałować ją w policzek. 

— 

Obiecuję, że jeśli będę mogła — powiedziała — napiszę i powiem ci wszystko to, co 

chcesz wiedzieć. 

— 

Więc zrób to niedługo — odparła księżniczka — inaczej umrę z czystej ciekawości. 

Forella roześmiała się. Potem zbiegła na dół, gdzie czekał na nią kryty powóz, a skrzynie 

ze wszystkimi jej pięknymi sukniami były przyczepione z tyłu. Zauważyła, że woźnica powozi 
czterema dorodnymi końmi i gdy ruszyli pomyślała, że powóz jest bardzo lekki. Wiedziała, że 
podróż nie będzie długa, ale jakże wygodna. Było to dziwne uczucie ruszać w nieznane, ale 

background image

ponieważ  wszystko  zorganizował  książę,  nie  bała  się,  a  raczej  była  lekko  podekscytowana. 
Późnym popołudniem konie skręciły w drogę, na końcu której ukazał się bardzo piękny dom. 
Był tej samej wielkości co dworek, ale wybudowany z czerwonej cegły. Jego porty ko we drzwi i 
okna wskazywały na to, że został wybudowany w czasach królowej Anny. 

Służba czekała, by ją przywitać i Forella pomyślała, że posłaniec musiał jechać przodem, 

by zawiadomić o jej przyjeździe. Kamerdyner był nieco młodszy od Newmana, ale przywitał ją 

równie elegancko: 

— Witamy, milady. 

To  dało  Forelli  do  zrozumienia,  że  stale  jeszcze  ma  używać  tytułu  swojej  matki.  Gdy 

rozejrzała się dookoła po przepięknym, marmurowym hallu, nie mogła powstrzymać okrzyku: 

— 

Jaki piękny dom! 

— 

Jego Wysokość kupił go w tym samym czasie co i jacht, który trzyma w Southampton. 

Lokaj uśmiechnął się i ciągnął dalej: 

— 

Jego  Wysokość,  co  stwierdzam  z  radością,  nie  interesuje  się  tymi  modnymi  i 

niebezpiecznymi pociągami jako środkiem transportu. Kocha konie. 

— 

Konie są dużo przyjemniejsze — potwierdziła Forella. 

— 

Tak też i ja myślę, milady — odparł kamerdyner. — Znajdzie pani świetne konie w 

stajniach, chociaż jestem pewien, że Jego Wysokość będzie chciał je sam pokazać.  

Ponieważ książę miał dołączyć do niej, Forella poszła na górę jak we śnie. Wiedziała, że 

każda dzieląca ich chwila przedłuża się w nieskończoność. 

Starsza pokojówka czekała na nią i zasugerowała odpoczynek po podróży i rzeczywiście, 

ponieważ wydarzenia tego dnia były wyczerpujące, Forella usnęła. Gdy obudziła się zobaczyła, 
że  jest  dużo  później  niż  się  spodziewała.  Wykąpała  się,  ubrała  w  jedną  z  pięknych  sukien 
przesłanych jej przez księcia z Londynu i zeszła na dół oczekując, że zje kolację w samotności. 
Jednak gdy doszła do hallu kamerdyner powiedział: 

— 

Posłaniec właśnie przyjechał milady, by powiedzieć, że Jego Wysokość jest w drodze 

i jak sądzę, powinien być z nami za jakąś godzinę. Myślałem, że może będziesz wolała zaczekać 
z kolacją na niego. 

— Tak..

. oczywiście — zgodziła się Forella. 

Zeszła do salonu, który był wielkim, wysokim pokojem umeblowanym luksusowo i ze 

smakiem, w sposób charak

terystyczny dla wszystkich posiadłości księcia. W powietrzu czuć było 

zapach kwiatów. Okno, gdzie zasłony nie były jeszcze zaciągnięte, wychodziło na ogród pełen 
róż. 

„To jest zachwycające", pomyślała Forella. 

background image

Czuła, że jej serce bije w takt zegarka i powtarza za każdym razem imię księcia, znów i 

znów. 

T

rochę  później  drzwi  otworzyły  się.  Oczekiwała,  że  książę  zjawi  się  w  swoim  stroju 

jeździeckim, w którym zwykle podróżuje. Jednak on musiał przybyć do domu, gdy o tym nie 
wiedziała i zdążył się przebrać w strój wieczorowy. Wyglądał tak cudownie i był tak przystojny, 
że aż krzyknęła z zachwytu nie tylko dlatego, że tam był, ale i z powodu jego wyglądu. Drzwi za 
nim zamknęły się i nie zastanawiając się, pełna radości pobiegła ku niemu. Gdy dobiegła do 

niego 

opanowała się, ale jego ramiona otuliły ją i przytrzymały tak blisko, że mogła czuć jak bije 

jego serce. 

—  Moja kocha

na,  moja  słodka  —  powiedział  miękko  —  przepraszam  że  jestem  tak 

późno. 

— 

Czy...  wszystko...  w  porządku?—  Z  trudem  mogła  wymówić  słowa  i  głos,  jakim 

zadawała pytania nie brzmiał jak jej własny. 

—  Wszystko dobrze — 

odparł — chodź, usiądź, a ja ci opowiem. 

Udała się w kierunku sofy, tak jak tego oczekiwał. Gdy usiadła, drzwi otworzyły się i 

weszli  służący  z  szampanem.  Napełnili  kryształowe  kieliszki  z  wygrawerowanymi  na  nich 
insygniami księcia. 

—  Kolacja b

ędzie gotowa za kilka minut, Wasza Wysokość,  powiedział  lokaj 

wychodząc z pokoju. 

— 

Musisz być głodna — rzekł książę. — Nie spodziewałem się, że będziesz czekała na 

mnie. 

Mówił zwyczajnie, ale to co mówił nie było ważne. Liczyło się spojrzenie jego oczu i 

głęboka nuta w jego głosie. Fakt, że był blisko sprawiał, że Forella drżała z podniecenia i czuła, 
jakby się unosiła w powietrzu. Nie potrafiła później odtworzyć tego co jadła, czy piła w pokoju 
stołowym, lub tego o czym rozmawiali. Wiedziała tylko, że anioły śpiewały nad nimi i że muzyka 
była pieśnią miłości, która złączyła ich tak mocno, że mogli się dotknąć. Gdy wrócili do salonu 
zasłony były zaciągnięte i w kandelabrach paliły się świece. Książę odezwał się: 

—  Mamy sobie tyle do powiedzenia. 

—  Czy... to prawda? 

— 

Myślę,  że  bez  słów  wiesz  jak  bardzo  cię  kocham  —  powiedział  książę  —  i moja 

węgierska intuicja mówi mi, chociaż nigdy tego nie powiedziałaś, że to co czujesz do mnie, to 
początek miłości. 

background image

— 

Ja...  cię  kocham  —  powiedziała  Forella  —  ale... nigdy...  nie  myślałam,  że  będę 

mogła... ci to powiedzieć. 

— 

Powinniśmy  zaufać  losowi,  czy  może  Bogu,  który  nas  pilnuje —  westchnął  głęboko 

zanim powiedział dalej. — Gdy wiedziałem, że muszę cię wysłać stąd, czułem jakbym wyrywał 
sobie serce, ale musiałem to zrobić. 

— 

Dokąd... teraz mnie... wyślesz? — spytała Forella. To było pytanie, które błądziło w 

jej głowie cały dzień. Książę uśmiechnął się i było tak, jakby cały pokój rozjaśnił się. 

— 

Nigdzie  cię  nie  wysyłam,  moja  najdroższa  —  odpowiedział.  —  Zabieram  cię  na 

Węgry zaraz po ślubie. 

— 

Ś... lub? 

Forella ledwo mogła to wymówić. 

— 

To nie będzie ślub o jakim być może marzyłaś, z druhnami i wielkim przyjęciem — 

odparł książę. — Ponieważ musimy być bardzo dyskretni, zaplanowałem, że weźmiemy ślub jutro 
rano  w  małym  kościele  tu  w  wiosce,  zanim  pojedziemy na jacht do Southampton i ruszymy w 
podróż poślubną. 

Forella zaklaskała: 

— 

Ja... nie mogę uwierzyć... w to, co mówisz. 

— 

To jest oczywiście — powiedział książę — pod warunkiem, że chcesz mnie za męża 

— 

zamilkł na chwilę, żeby dodać cicho. — Myślę moja droga, że moc silniejsza od nas samych 

połączyła nas i że byłoby niemożliwe, abyśmy dalej żyli bez siebie. 

— 

To prawda... ale nie myślałam... że mnie poślubisz. 

— 

Jesteś tą, której szukałem przez całe moje życie — odpowiedział książę — i cokolwiek 

by ktoś myślał, nie mam zamiaru stracić cię, gdy cię odnalazłem. 

— 

Czekałam... żebyś to powiedział — odparła — ale... czy jesteś całkiem pewny... że 

wybrałeś odpowiednią osobę... odpowiednią na żonę... i że... nie zawiodę cię? 

— 

Jestem całkowicie pewien — powiedział. — Trochę czasu mi to zabierze, abym mógł 

ci dowieść, jak bardzo cię kocham, a już na pewno nie przeżyłbym utraty ciebie. 

Sposób  w  jaki  to  mówił  był  wzruszający.  Potem  łagodnie  objął  Forellę  i  przyciągnął 

blisko siebie. Patrzył na nią przez dłuższą chwilę. 

— 

Jak  możesz  być  tak  doskonała,  tak  nadzwyczajna  —  spytał  —  że  nawet  gdy  cię 

dotykam trudno mi wierzyć, że jesteś prawdziwa? 

Nie  czekał  na  jej  odpowiedź.  Jego  usta  napotkały  jej  i  ona  poczuła  dotykając  ich,  że 

tęskniła za tym i pragnęła odkąd uświadomiła sobie, że go kocha. Na początku całował ją bardzo 

background image

delikatnie, ale gdy poczuł, że cała wiotczeje i jej usta poddały mu się, jego pocałunek stał się 

mocniejszy, bardziej 

namiętny  i  wręcz  zaborczy.  Przyciągnął  ją  bliżej  i  bliżej,  aż  poczuła  jak 

ogarnia  ją  dzika  namiętność,  która  wypełnia  piersi,  gardło  i  usta,  a  płomień  wzniecony  przez 
księcia zapłonął także i w niej. 

Było to tak zachwycające, że trudno jej było uwierzyć, że rzeczywiście się dzieje. Potem, 

gdy wciąż ją całował, nie była już w stanie nawet myśleć. Czuła tylko, że uniósł ją do nieba, 
gdzie  byli  sami  i  dotknęli  bóstwa.  Gdy  w  końcu  książę  podniósł  głowę,  Forelli  udało  się 
wyszeptać: 

— 

Kocham cię... kocham! Czy to rzeczywiście może się... dziać? Myślę... że śnię! 

— 

Więc ja śnię także — odparł książę — ale nasz sen stał się jawą. Znalazłem cię, moja 

najdroższa i tak bardzo się bałem, że cię stracę, ponieważ nie byłem wolny i nie mogłem cię 
prosić, byś została moją żoną. 

Poznała po sposobie w jaki to mówił, że bał się naprawdę. Przypomniała, w jakiej ona była 

rozpaczy,  że  jest  tak  wiele pięknych  kobiet.  Wiedziała,  że  ich  miłość  jest  inna  niż  cokolwiek 
mogliby  czuć  lub  myśleć  o  innych  ludziach,  gdyż  tak  jak  książę  powiedział,  byli  jedną  osobą. 
Patrzył jej w oczy, jakby wiedział co myśli i powiedział:  

— 

Moja kochana, moja panna młoda, moje serce, moja dusza i bez wątpienia najlepszy 

jeździec, jakiego kiedykolwiek widziałem. 

Ponieważ było to tak dalekie od tego, co spodziewała się usłyszeć, Forella zaśmiała się. 

— 

Czy rzeczywiście... jestem dobrym jeźdźcem? — spytała. 

— 

Oczywiście  —  odpowiedział.  —  Będziemy  razem  jeździć  na  najlepszych  i 

najszybszych koniach. 

Forella wciągnęła powietrze mówiąc: 

— 

To wszystko brzmi tak cudownie... ale wiesz że jedyna rzecz jaka się liczy... to, że ty 

będziesz ze mną. Nie chciałam jechać na Węgry, kiedy powiedziałeś, że mnie... wyślesz, bo to 
znaczyło opuszczenie cię. 

— 

Już  tego  więcej  nie  zrobię  —  powiedział  książę.  —  Moja kochana, nigdy nie 

myślałem, że mógłbym tak nieoczekiwanie znaleźć szczęście po tylu latach samotności. 

Forella  nagle  poczuła  się  za  niego  odpowiedzialna, delikatnie  dotknęła  dłonią  jego 

policzka: 

— Nigdy 

już... nie pozwolę... byś czuł się samotnie — szepnęła — i pragnę... bardziej 

niż czegokolwiek... innego w świecie... dać ci... syna. 

Książę spojrzał na nią, jakby trudno było uwierzyć w to co usłyszał. Potem nic już nie 

background image

mówiąc pocałował ją namiętnie. Wiedziała, że podniecała go i jednocześnie mogła mu ofiarować 
to, za czym tęsknił i wypełnić jego życie tak, jak żadna inna kobieta nie byłaby zdolna. 

— 

Kocham cię... kocham cię... — powiedziała, bo nie było innych słów, które mogłyby 

wyrazić to co czuła. 

— 

A ja cię uwielbiam — mruczał jej do ucha książę. — Jutro moja kochana będziesz 

moja  i  zakończą  się  wszystkie  nasze  problemy  —  po  czym  dodał  —  i  nie  będzie  więcej  sa-
motnych,  bezsennych  nocy  spędzonych  na  myśleniu  o  tobie,  ze  świadomością,  że  nie  ma 
możliwości  byś  była  moja.  Chcę  cię  nauczyć  tylu  rzeczy  moja  najdroższa,  tak  wiele  uczuć 
obudzić w twoim sercu, myślach i w twoim cudownym węgierskim ciele. 

Forella wiedziała, co miał na myśli i zaśmiała się ze szczęścia. 
Potem całował ją znów i nie dało się myśleć o niczym innym, jak o tym, że nic nie liczy się 

w przyszłości oprócz tego, że on będzie z nią. Była jego, a on jej na wieki. Teraz, gdy spełniły się 
ich marzenia, nikt nie mógł ich rozdzielić, czy zniszczyć ich miłości, która dla nich wypełniała 
cały świat i była im dana przez Boga.