background image
background image
background image

Spis treści

Zamiast wstępu

O książce

Część 1. Relacje z sobą

Rozdział 1. Temperament – co to takiego?

Rozdział 2. Temperament i maski, które nakładamy

Rozdział 3. Filary świadomości

Rozdział 4. Budowanie poczucia własnej wartości

Rozdział 5. Temperament i asertywność

Rozdział  6.  Batonik  na  zastępstwie,  czyli  o  przybieraniu  na
wadze

Rozdział 7. Toksyczny temperament

Część 2. Relacje partnerskie

Rozdział 8. Miłość, czyli jak kochają temperamenty

Rozdział 9. Koniec miłości czy koniec cierpliwości? Rozstania
i powroty

Rozdział 10. Przeciwieństwa się przyciągają

Zadanie coachingowe

Przypisy

background image

Zamiast wstępu

Spojrzenie

  na  własne  wybory  i  decyzje  przez  pryzmat  osobowości

pozwala  nam  lepiej  zrozumieć  siebie,  lepiej  wyznaczać  cele  i  żyć
bardziej  świadomie.  Nasza  osobowość  wpływa  nie  tylko  na  relacje
z  innymi  czy  na  ścieżkę  zawodową  –  wpływa  także  na  tak  drobne
decyzje  jak  wybór  konkretnych  aktywności  ruchowych,  miejsca,
w którym spożywamy posiłek, czy… głośności słuchanej muzyki.

Zrozumienie,  „dlaczego

  ja

  mam  tak,  a  ty  masz  inaczej”,  pogłębia

naszą  tolerancję  i  wzmacnia  postawę  otwartości.  Stąd  już  tylko  krok
do  wzmocnienia  poczucia  własnej  wartości,  do  budowania  pewności
siebie na solidnych filarach asertywności.

Na

 co dzień spotykamy się z ogromną liczbą podziałów, schematów,

typów  charakterologicznych.  Niektóre  wprost  mówią  nam,  jak  żyć,
inne są równie enigmatyczne, co ogólne, i w zasadzie… niepotrzebne.
A  jednak  człowiecza  natura  wymusza  na  każdym  z  nas  potrzebę
pewnej  przynależności  przy  jednoczesnym  pragnieniu  wyjątkowości,
dlatego tak namiętnie szufladkujemy siebie i innych, dlatego szukamy
cech  wspólnych  z  innymi  ludźmi.  W  tym  gwarze  informacji
uniwersalizm  temperamentów  to  pewna  wskazówka,  która  nie
ogranicza,  a  otwiera  drzwi  do  zrozumienia  siebie  i  innych,
jednocześnie  dając  możliwość  rozwoju.  Każdy  z  nas  jest  bowiem
unikatową  mieszanką  czterech  typów  temperamentu  –  każdy  jest
wyjątkowy, choć mamy cechy wspólne z innymi ludźmi.

Współpraca z Małgosią rozpoczęła się

 na

 dobre od uruchomienia na

prowadzonym  przeze  mnie  portalu  dla  kobiet  Wellnessday.eu  cyklu
wywiadów  „Rozmowy  z  coach”.  Poruszana  przez  nas  tematyka
spotkała się z ogromnym zainteresowaniem czytelniczek i czytelników,
co  potwierdzały  nie  tylko  szybujące  w  górę  statystyki  odwiedzin,  ale
także e-maile napływające do redakcji.

Publikowane

 

artykuły 

miały 

jednak 

ograniczoną 

objętość,

tymczasem nasze spotkania przeradzały się w coraz dłuższe rozmowy
na  temat  ludzkiej  osobowości,  stereotypów,  zachowań  i  całej  gamy

background image

relacji.  Moja  melancholijna  przezorność  sprawiła,  że  wszystko
skrupulatnie  dokumentowałam,  a  nasze  choleryczne  cechy  pchnęły
nas  do  podjęcia  odważnej  decyzji  o  zebraniu  całości  materiału
w  jednym  miejscu.  Sangwiniczny  entuzjazm  i  optymizm  Małgosi  były
jak niewyczerpane źródło energii, dzięki której książka ta ma właśnie
tyle  odcieni,  co  ludzkie  emocje,  i  porusza  różne  aspekty  życia
człowieka. Mnie nie brakowało wytrwałości, a Małgosi wiary, że nasza
praca spotka się z zainteresowaniem czytelników. Obydwie wierzymy,
że  znajomość  tematyki  dotyczącej  temperamentów  znacząco  wpływa
nie  tylko  na  rozwój  własny  człowieka,  ale  także  na  poprawę  relacji
z  najbliższymi  czy  jakości  życia  w  ogóle.  W  tym  przekonaniu
utwierdziły  mnie  także  spotkania  z  kobietami  podczas  prowadzonych
przeze  mnie  warsztatów  z  zakresu  rozwoju  osobistego,  zarządzania
stresem i negatywnymi myślami.

Zapraszam

 

zatem 

podróż 

przez 

aspekty 

czterech

temperamentów.  Potrzebujesz  jedynie  skupienia  i  otwartego  umysłu.
Niebezpieczeństwo  związane  z  poznawaniem  temperamentów  tkwi
w  zbyt  pochopnym  osądzaniu  innych  i  przyklejaniu  etykiet.  Pamiętaj,
że nikt nie reprezentuje jednego czystego typu temperamentu, zawsze
mamy  do  czynienia  z  mieszanką  różnych  cech  przyporządkowanych
czterem  typom  osobowości.  To  właśnie  sprawia,  że  człowiek  jest
niezwykłą istotą, a złożoność osobowości inspiruje nas do poznawania
siebie nawzajem, zrzucania niepotrzebnych masek i zmiany na lepsze.

Beata

 Mąkolska

background image

Zanim

 poznałam Beatę, miałam przynajmniej dwa pomysły na książkę.

Zbierałam  materiały,  robiłam  notatki,  zapisywałam  kolejne  tytuły
rozdziałów i ciągle coś było nie tak, ciągle czułam pewien niedosyt nie
tyle  treści,  bo  ta  się  mnożyła,  ile  uporządkowania  zapisków
w  sensowną  i  czytelną  dla  innych  całość.  Mój  entuzjazm,  mimo  że
rozumiał wyrażenie „usiądź, uporządkuj, przeanalizuj”, nie potrafił się
do  tego  zastosować.  Z  pomocą  przyszedł  mi  wewnętrzny  choleryk,
który  zadał  kluczowe  pytanie:  „Skoro  sama  nie  potrafisz  się  do  tego
zabrać, to kto mógłby ci w tym pomóc?”. W tym czasie stawałam się
coachem, a tworzenie, zadawanie pytań i poszukiwanie odpowiedzi na
nie  sprawiało  mi  ogromną  radość  –  odkrywałam  siebie  bardziej
i głębiej. Tego też chciałam dla innych.

Kiedy

 poznałam Beatę, nie myślałam o książce – te myśli odłożyłam

na później, do czasu, aż znajdę osobę, która pomogłaby mi okiełznać
moje entuzjastyczne pomysły. Nasze rozmowy poruszały dokładnie te
aspekty,  które  były  mi  najbliższe,  które  najbardziej  poznawałam
podczas  sesji  coachingowych.  W  wywiadach  mogłam  dzielić  się
z innymi swoją wiedzą i refleksjami. To było cudowne. A dodatkowej
cudowności  dostarczały  mi  rozmowy  z  Beatą.  Jej  wnikliwe,  całkiem
inne  niż  moje  pytania  pozwalały  mi  brylować  podczas  odpowiadania.
Ileż to razy z jednego materiału wychodziły dwa…

Czas

  spędzony  z  Beatą  uświadomił  mi,  że  moje  wcześniejsze

pomysły  na  książki  były  niedojrzałe.  Pewnie  dlatego  czułam
wspomniany  niedosyt.  Dopiero  praca  coachingowa  i  współpraca
z  Beatą  pozwoliły  mi  na  tyle  zgłębić  własną  wiedzę  i  nabrać
doświadczenia,  aby  poczuć  to,  co  chciałabym  w  książce  przekazać
czytelnikom.  Wtedy  też  zaczęłam  lepiej  dostrzegać,  jak  z  tych
zapisków  i  wątków  wybrać  te,  które  tworzą  pewną  całość.  Wówczas
również  zrodził  się  pomysł  wspólnego  napisania  książki.  I  wtedy
zobaczyłam jej formę i właśnie tego chciałam.

Zapraszam

 na nietypową przygodę, na wyprawę do głębi jestestwa

człowieka,  na  nieznane  lądy  naszych  osobowości.  Będzie  to  podróż
niesamowita,  podczas  której  razem  z  Beatą  przedrzemy  się  przez
gąszcze  stereotypów,  niedomówień,  różnych  zasad  i  przekonań.
Wybierając się na tę wyprawę, nie potrzebujesz odwagi. Wystarczy, że
będziesz  chcieć.  Odwaga  pojawi  się  po  drodze  i  będzie  wzrastała.

background image

Odczujesz  ją  w  wyrażaniu  siebie,  w  rozumieniu  zachowań  ludzi,
w  rozmowie  z  nimi  i  w  nawiązywaniu  nowych  znajomości.  Tak
naprawdę to my sami jesteśmy specjalistami od naszego życia, o czym
pozwolono  nam  zapomnieć,  albo  wcale  nam  tego  nie  powiedziano.
Przed tobą cały arsenał zakamuflowanych narzędzi. Znajdź je, wybierz
te,  których  potrzebujesz,  i  używaj  ich.  Będzie  ci  łatwiej  zrozumieć
świat, ludzi, a przede wszystkim siebie…

Małgorzata Krawczak

background image

O książce

Wszelkie

  historie  przytoczone  w  tej  książce  stanowią  wypadkową

różnych  sytuacji,  z  jakimi  spotykałyśmy  się  w  trakcie  naszej  pracy
zawodowej. 

Wykorzystałyśmy 

także 

informacje 

uzyskane

z  przeprowadzonej  anonimowo  ankiety  kwestionariuszowej  dla  par,
badającej  temperament  i  różne  aspekty  związku.  Szanując  osoby,
które  zaufały  nam  na  spotkaniach  coachingowych,  konsultacjach  czy
warsztatach  rozwojowych,  a  także  które  spotykałyśmy  na  swojej
drodze  i  których  zachowanie  miałyśmy  możliwość  obserwować,
zmieniłyśmy  imiona,  daty,  fakty  i  zdarzenia,  aby  zagwarantować
anonimowość,  a  jednocześnie  pokazać  pewne  schematy,  w  jakie
wpadamy.  Czasami  łączymy  zdarzenia,  czasami  fakty,  innym  razem
przedstawiamy jedynie fragment podobnego zdarzenia – wszystko po
to,  aby  za  pomocą  przykładów  lepiej  oddać  naturę  temperamentów
i typowych zachowań. W trakcie swojej pracy wysłuchałyśmy wielu tak
podobnych  historii,  że  główne  wątki  postanowiłyśmy  przelać  na
papier.  Choć  czytając  książkę,  niejednokrotnie  poczujesz,  iż  piszemy
dokładnie o tobie, pamiętaj, że wszelkie przedstawione tutaj zdarzenia
i osoby stanowią jedynie przykłady typowych zachowań i sytuacji.

Znając

  tendencje

  niektórych  temperamentów  do  wyrywkowego

czytania,  lojalnie  uprzedzamy,  że  mimo  wszystko  najlepiej  czytać
naszą  książkę  od  początku  do  końca.  Dzięki  temu  pełniej  zgłębisz
temat  we  właściwej  kolejności  –  najpierw  poznasz  siebie,  potem
otworzysz się na innych.

W

  pierwszej  części  skupiamy  się  bardziej  na  wyjaśnianiu  kwestii

dotyczących  poznawania  własnego  temperamentu  i  aspektów
osobowości.  Znajdziesz  tutaj  pomocne  tabele  oraz  pytania
coachingowe,  które  pozwolą  ci  poznać  swoją  osobowość  i  umożliwią
pracę nad własnym rozwojem. W drugiej części książki przedstawiamy
przede  wszystkim  relacje  z  innymi  ludźmi  –  z  typowymi  dla  danych
temperamentów zachowaniami i wszelkimi ich konsekwencjami.

background image

Część 1

Relacje z sobą

background image

Rozdział 1

Temperament – co to takiego?

Beata

  Mąkolska

:

  Określenie  „charakter”  jest  jednoznaczne.

„Osobowość” także coraz częściej pojawia się w powszechnym użyciu.
Jednakże  „temperament”  wielu  osobom  wciąż  kojarzy  się  z…
aktywnością seksualną. A przecież temperament to przede wszystkim
cechy osobowości, które mamy od urodzenia.

Małgorzata  Krawczak

:

  Każdy  rodzi  się  z  zalążkiem  temperamentu.

To  te  cechy,  które  od  początku  nas  charakteryzują  i  rozwijają  się
w nas niezależnie od sytuacji czy otoczenia. Widać to już w przypadku
dzieci  –  jedno  jest  spokojne,  inne  bardziej  płaczliwe,  jeszcze  inne
wyjątkowo  radosne.  Na  bazie  temperamentu  budują  się  charakter
i  osobowość,  ale  te  cechy  są  już  kształtowane  przez  wychowanie,
rodziców, środowisko i otoczenie.

B.  M.

:

  Są  cztery  typy  temperamentów:  sangwinik,  choleryk,

flegmatyk,  melancholik.  Każdy  z  nich  w  czystej  postaci  dysponuje
specyficznymi  cechami.  Ponieważ  jednak  życie  jest  bardziej
skomplikowane  od  teorii,  u  jednej  osoby  nie  występuje  wyłącznie
jeden  typ  temperamentu.  Zazwyczaj  jeden  dominuje,  ale  równie
dobrze może się zdarzyć, że dwa typy temperamentu będą u danego
człowieka jednakowo rozwinięte.

M.  K.

:

  Może  również  być  tak,  że  z  zewnątrz  reprezentujemy  inny

temperament,  nawet  taki,  którego  ledwie  mamy  namiastkę,  tylko  po
to,  by  chronić  swoje  kruche  Ja,  albo  dlatego,  że  zostaliśmy  tak
wychowani.  Zanim  jednak  przejdziemy  do  przykładów  z  życia,
posłużmy  się  bajką,  która  w  przerysowanej  formie  przybliża
charakterystykę czterech temperamentów.

background image

B.  M.

:

  Dodajmy  jeszcze,  że  chociaż  w  naszej  bajce  cztery

temperamenty  przyjmują  męską  postać,  to  poszczególne  cechy
każdego  temperamentu  z  równą  siłą  występują  u  kobiet.  Czasem
nawet  z  powodu  naleciałości  związanych  ze  stereotypami  są  one
bardziej  widoczne  bądź  przeciwnie  –  kobiety  podejmują  próby
maskowania tych cech, które powszechnie są uważane za męskie. Ale
o tym później…

Królestwo

 Czterech

 – bajka

o temperamentach

Za

  niewygodnymi  nawykami,  za  niezrozumiałymi  stereotypami,  za

wieloma  smutkami  i  tęsknotami,  za  morzem  niezadowolenia
i  wodospadami  zazdrości  i  nienawiści,  pośródzłowrogich  szczytów
ambitnych wymogów, na głębokiej nizinie beznadziejności znajduje
się  Królestwo  Czterech.  W  krainie  tej  największy  wpływ  na
mieszkańców  mają  cztery  postaci:  Choleryczny  Majestat  Jego
Królewskiej  Mości,  Sangwinicznie  Beztroski  Błazen,  Flegmatycznie
Obserwujący 

Mędrzec 

Melancholijnie 

Szara 

Eminencja

Czarnoksiężnik.

Cholery

k

Władzę

  niepodzielnie

  sprawował 

Choleryczny

  Majestat  Jego

Królewskiej  Mości

.  Choleryczny

  Król,  przekonany  o  swej

wspaniałości, zakładał, że wszyscy jego poddani powinni byćidealni
według  jego  zamysłu.  Denerwował  się,  gdyż  okazywało  się  to
niemożliwe.  Nikt  nie  stawał  na  wysokości  zadania,  nikt  nie  potrafił
wykonać  niczego  zgodnie  z  jego  poleceniem.  I  on,  taki  doskonały
i jedyny wiedzący, pośród takiej miernoty ma wieść swój los! Cóż za
niegodziwość!

Cios

  w  samo  serce  zadawała  mu  nikczemność  dworu.  Ludzie

szeptali po kątach z niezadowolenia, ci odważniejsi wprost zarzucali
mu,  że  nie  pyta  ich  o  zdanie  i  zgodę.  Króla  oburzała  taka
bezczelność:  kogo,  u  diabła,  ma  pytać,  skoro  to  on  wie  najlepiej?!
To  przecież  on  wie,  jak  i  komu  pomóc,  jak  i  kogo  pouczyć,  kto

background image

czego potrzebuje!

Czas

  mijał,  a  poddani  odwracali  się  od  niego,  mówili,  że  zrobią,

a  nie  robili,  obrażali  się,  gdy  udzielał  im  dobrych  rad,  ignorowali,
gdy mówił, co dla nich najlepsze.

Król

  nie

  rozumiał  buntu  i  oporu,  nie  rozumiał  zniechęcenia.

Wściekał się, że rozkazy nie są należycie wypełniane: albo za wolno,
albo nie tak, jak sobie wyobrażał. Ponieważ  mówił

  szybciej

  niż

myślał,  nie  pamiętał  słów,  które  wypowiadał,  raniąc
i obrażając

. Zadaniem

 Króla wszak nie jest pamiętać własne słowa

– liczy się tylko jego cel i to o nim pamięta. Skoro nie pamięta słów,
to  za  co  ma  przepraszać?  O  co  chodzi  tym  ludziom?  Skoro  on  coś
powiedział,  to  nie  ma  co  się  obrażać,  tylko  należy  wziąć  się  do
pracy!

Król  dostawał  szału,

  gdy

  mówiono  mu,  aby  się  nie  denerwował.

Sypiał  coraz  gorzej,  często  budził  się  w  nocy  i  martwił  sytuacją
w  królestwie.  Ciągłe

  zamartwianie

  się  i  złość  na  poddanych

doprowadziły  do  dużej  nerwowości,  bólów  żołądka,  serca
i kręgosłupa
. Król sięgał

 po

 pigułki, aby zasnąć, potem po kolejne

mikstury na ból, a nawet po mocne trunki. On, Król, musi być silny,
nie może pokazać innym swoich słabości!

Pewnego

  dnia  znaleziono  go  schorowanego  w  jego  komnacie.

Tragizmu  całej  sytuacji  dodawała  myśl,  że  wkoło  nie  ma  nikogo
godnego,  kto  mógłby  go  zastąpić.  Co  będzie  z  królestwem?  Co
będzie z dworem? Jak ci niegodziwcy sobie poradzą? Dlaczego nikt,
do jasnej cholery, nie jest w stanie zatroszczyć się należycie o jego
królewskie samopoczucie? A przecież wystarczyłoby, żeby inni robili
to, co on, Król, uznaje za słuszne!

Sangwini

k

Lepsze

 życie zdawał się wieść 

Sangwinicznie

  Beztroski  Błazen.

Miał

  lekkie

  podejście  do  życia,  żonglując  sarkazmem  i  cynizmem,

unikał  wszelkiej  pracy,  z  wyjątkiem  jednego:  robił  wszystko,  by
każdy go zauważył.

Mówił

 szybciej

 niż myślał, więc często obrażał innych, kpił z nich,

dokazywał.  A  gdy  się  opamiętał,  przychodził  i  przepraszał,
koloryzując  sytuację  tak,  jakby  sam  był  ofiarą  i  niechcący  musiał

background image

kogoś  krzywdzić.  Piorunująco  szybkie  i  mistrzowskie  skojarzenia
pozwalały  mu  na  snucie  wyjątkowo  barwnych  opowieści.  Łatwość

ulegania

  emocjom  czyniła  zeń  wybitnego  aktora,  zatem

odgrywał takie role, by jego wyczyny nie schodziły ludziom
z  ust

.  Wszystko

  po  to,  aby  być  w  centrum  zainteresowania.

W  końcu  był  Błaznem!  A  to  bardzo  ważna  rola  na  dworze
królewskim.  Nie  był  głupcem,  o  nie!  Był  elastyczny  w  swym
działaniu,  choć  zarazem  naiwny.  Miał  też  wiele  talentów,  które
wykorzystywał  na  różne  sposoby.  Dużo  zaczynał,

  niewiele

kończył

.  To,  co

  było  potrzebne  wczoraj,  stawało  się  niepotrzebne

dziś.  Denerwowało  go,  gdy  ktoś  zwracał  mu  uwagę,  że  wczoraj
mówił  coś  innego.  Przecież  wczoraj  to  nie  dziś,  to  były  inne
okoliczności!

Błazen  był  postacią  przesadzoną  i  przekoloryzowaną.

  Nie

  znał

granic. Nie wiedział, kiedy przestać, bo nikogo nie słuchał. On swoje
wie,  nikt  nie  jest  tak  blisko  króla  jak  on!  Nie  wyciągał  wniosków
z  żadnej  sytuacji.  Jego  pogmatwana  i  chaotyczna  postawa  czyniła
zeń 

prawdziwego 

mistrza 

niedomówień, 

pustych 

obietnic

i zapominania o ważnych rzeczach.

W

  pewnym  momencie  Beztroski  Błazen  zaczął  odczuwać

cierpienie.  Dziwne,  bo  nie  bolała  go  głowa  czy  serce,  jak  Króla.
Ciało  zdawało  się  w  porządku.  A  jednak  ten  ból  gdzieś  w  środku
rozpraszał  jego  wygłupy,  jego  barwne  wizje  przyszłości.  Bolały  go
myśli,  bolała  go  dusza.  Nie  bawiły  go  wybryki  innych,  przestał
bywać  w  miejscach  publicznych,  coraz  rzadziej  wdawał  się
w  rozmowy.  Denerwowały  go  zaczepki  dzieci,  uśmiechy  ludzi.  Nie
miał ochoty żartować. Zagubienie i beznadzieja zaczęły zżerać jego
energię od środka.

Flegmaty

k

Na

 dworze królewskim mieszkał też 

Flegmatycznie

 Obserwujący

Mędrzec

Ze

 

swojego 

wygodnego 

fotela, 

ustawionego

w  najdogodniejszym  miejscu  dworu,  obserwował  wszystko
i wszystkich. Nie miał celów, bo i po co? Wystarczy, że Król ma ich
aż zanadto i że Błaznowi się wydaje, że je ma. Jego zdaniem życie
toczy się tu i teraz i nie ma co się wychylać. 

Co

 ma być, to i tak

background image

będzie,  a  jak  ktoś  chce  inaczej,  to  niech  robi,  ale  potem
niech  nie  narzeka,  że  mu  nie  wyszło

.  On

  sobie  popatrzy,

poprzygląda się, poobserwuje. Nie działa, zatem nie ryzykuje, więc
nie ponosi odpowiedzialności za to, że w królestwie dzieje się coraz
gorzej.

Strategią

  Flegmatycznego

  Mędrca  było  przeczekanie. 

Zawsze

bowiem  jest  dobry  moment,  by  czekać  na  dobry  moment.
Tak,  właśnie  tak.  Wpadał  w  gniew,

  gdy

  słyszał,  że  ma  tak  nie

siedzieć,  że  coś  powinien  zrobić.  Ale  co  on  ma  robić?  Ludzie  nie
myślą,  porywają  się  na  ryzykowne  rzeczy,  zabierają  się  za  coś  bez
planu działania i kończą z różnym skutkiem. I on ma w tej sytuacji
się ruszyć i coś zrobić?! A czy on to zaczął, czy on to zepsuł, czy on
zawinił?  Skoro  nie,  to  dlaczego  on  ma  coś  zrobić?  Jedyne,  co  on
może, to udzielić dobrych rad, wysnuć teorię, według której można
by działać, żyć. A trzeba przyznać, że choć myślał wolno, to mówił,
dobierając odpowiednie słowa.

Z

  biegiem  lat  Mędrzec  przyrósł  do  swojego  fotela.  Stanowiło  to

doskonałą  wymówkę  dla  dalszego  unikania  działania.  Przecież  on
nie może wstać! Przecież nie może się ruszyć! Zresztą, tu gdzie jest,
jest  wygodnie.  Aby  nawet  nie  podejmowano  prób  angażowania  go
w  żadne  działania,  dławił  każdy  oryginalny  pomysł,  podważał
zasadność  niemal  każdego  przedsięwzięcia. 

A

  gdy  już  ktoś

przyszedł do niego po radę, to po wysłuchaniu go obiecywał
zająć  się  sprawą  później
.  Następnie,  zrzędząc  i  gderając,
wypowiadał  się

  na

  temat  nieudolności  władzy  i  pochopności  ludu,

aby  zakończyć  stwierdzeniem,  że  każdy  ma  to,  na  co  zasłużył,
i skoro ludzie żyją w takim chaosie, to niech sami sobie z tym radzą.
Dostawał  uderzeń  wściekłości,  gdy  mu  przerywano  lub  go
popędzano. Obruszony przestawał się odzywać. Tyle mądrości, tyle
czasu spędzonego na obserwowaniu, na czekaniu, a ludzie tego nie
szanują, nie doceniają. To się nie mieści w głowie!

Mędrca

  przestano

  odwiedzać.  A  że  przyrósł  do  fotela,  to  sam

także się nie ruszał. Nagle się okazało, że nie ma kogo obserwować,
bo został sam. Już nie jest częścią miłej całości dworu, bezpieczny
w swoim fotelu, wśród gwarów i pogawędek innych. Przyrośnięty

do

  tronu  lenistwa  zaczął  być  duszony  przez  samotność.

background image

I choć wokół było

 pusto, jemu

 coraz bardziej brakowało powietrza.

Melancholi

k

Stojącą

  nieco

  z  boku  wieżę  zamieszkiwał 

Melancholijnie

  Szara

Eminencja 

Czarnoksiężnik

Wieża 

była

 

jego

 

azylem

niedostępnym dla nikogo, bo nikt nie miał się interesować tym, jak
mieszka  i  co  robi  Czarnoksiężnik.  Tymczasem  on  pracował  nad
własnymi  miksturami,  nad  ulepszaniem  tej  trywialnej  koncepcji
świata,  w  której  ludzie  idiotycznie  tracą  czas  na  błahostki,  nie
zostawiając po sobie żadnej wartości. Znany ze swej skrupulatności
i niezwykłej dokładności bywał proszony o radę, choć niełatwo było
zdobyć  odrobinę  jego  czasu.  Dążył

  do

  perfekcji  w  swojej

pracowni,  a  że  sam  był  swoim  największym  krytykiem,  to
efekty  zwykle  nie  zadowalały  go  w  należytym  stopniu

.  Aby

wykazać  czyjąś  niekompetencję,  w  czym  był  wyjątkowo  dobry,  tak
długo  szukał  dziury  w  całym,  aż  znalazł.  Wtedy  świętował
w samotności swoją absolutną doskonałość, swoją nieomylność.

Czarnoksiężnik  myślał  dużo  więcej  niż  mówił.  Ponieważ  był

bardzo

  oszczędny  w  słowach,  nikt  nie  wiedział,  o  czym

myśli. W zasadzie

 nie

 do końca było jasne, czym Czarnoksiężnik się

zajmuje.  Jego  niewzruszone  oblicze  potrafiło  doprowadzić  ludzi  do
szału.

Niechętnie  bywał  wśród  ludzi,  a  gdy  już  się  pojawiał,

  to

  raczej

tajemniczo  przemieszczał  się  w  ciszy  i  skupieniu,  wzbudzając  lęk.
Zawsze  był  bardzo  krytyczny  wobec  innych  i  nie  pozostawiał
złudzeń,  że  oto  świat  dąży  do  katastrofy  przez  swój  beztroski
i  bezmyślny  konsumpcjonizm,  że  pochopność  niewątpliwie
doprowadzi  do  tragedii,  że  oto  nadchodzą  złowrogie  czasy.
Bezlitośnie  kazał  się  zastanawiać  nad  swoimi  potrzebami
materialnymi  i  drwił  ze  wszystkiego,  co  było  dla  niego  bez
znaczenia. Tych, którzy odważyli się działać, uważał za bezczelnych
i zarozumiałych, a tym, którzy wiedli życie w spokoju, zarzucał brak
zaangażowania i wygodnictwo.

Zniechęceni ciągłą krytyką

 lub

 okrutnym milczeniem ludzie zaczęli

unikać  Czarnoksiężnika.  Woleli  popełniać  swoje  błędy,  niż
wysłuchiwać  ciętych  słów.  Niedługo  potem  Czarnoksiężnik  zaczął

background image

podupadać na zdrowiu. Trudno powiedzieć, jaki ból zaczął odczuwać
jako  pierwszy  –  ból  ciała  czy  ból  duszy.  Cierpiał  niewyobrażalnie
i  początkowo  nawet  łykał  jakieś  mikstury,  jednak  przestał,  bo  nie
odczuwał  poprawy.  Zamknął  się  w  swojej  wieży  i  nie
wpuszczał  nikogo
.  Zresztą

  nikt

  już  nawet  nie  chciał  do  niego

przyjść.  Wieża  zaczęła  się  chwiać,  więc  Czarnoksiężnik  musiał
przytrzymywać  ją  całym  sobą.  I  tak  dźwigał  rozpaczliwie  te
kamienne, przytłaczające ściany, bez nadziei na odmianę losu.

Odkrywanie

 własnego temperamentu

B.  M.

:

  Nasza  bajka  dość  mocno  przerysowuje  poszczególne  cechy

typów 

temperamentu, 

skupiając 

się 

przede 

wszystkim 

na

negatywnych aspektach. Myślę jednak, że dobrze oddaje kwintesencję
różnic.

M. K.

:

 To taki sygnał, że nieuświadomione cechy, skumulowane przez

nawyki  i  stereotypy,  mogą  wyrządzić  ogromną  krzywdę.  Przede
wszystkim tę krzywdę wyrządzamy sobie sami, jednak cierpi też nasze
otoczenie.  Typy  temperamentu  poznajemy  po  to,  aby  nauczyć  się
lepiej  ze  sobą  komunikować  –  i  to  zarówno  z  samym  sobą,  jak  i  z
drugim  człowiekiem.  Każdy  z  czterech  typów  w  naszej  bajce  nie
potrafił  należycie  wykorzystać  swojego  ogromnego  talentu,  co
skończyło się chorobami, bólem, opuszczeniem, nieszczęściem.

B.  M.

:

  To  samo,  choć  oczywiście  w  bardziej  skomplikowanej

i  zawoalowanej  formie,  dzieje  się  w  życiu  codziennym.  W  internecie
jest  mnóstwo  stron,  gdzie  można  wykonać  test  na  profil  osobowości,
dzięki któremu dowiemy się, jaki temperament u nas dominuje. Tego
typu  narzędzie  rozpowszechniła  Florence  Littauer,  autorka  książki
Osobowość plus

1

.

M.  K.

:

  Samo  wykonanie  testu  być  może  pozwoli  spojrzeć  na  siebie

nieco  inaczej,  ale  nie  stanowi  jeszcze  właściwego  drogowskazu.  Jest
to  pewien  wynik,  a  do  wyników  często  podchodzimy  w  sposób
zerojedynkowy. Ponieważ nie o to chodzi, aby się pogrążyć czy popaść

background image

w  swoistą  egzaltację.  Dopiero  właściwa  interpretacja  wyników  może
być pomocna.

B.  M.

:

  Tym  bardziej  że  nie  zawsze  dominuje  u  nas  tylko  jeden

temperament.  Bywa,  że  równie  silne  są  dwa  przeciwstawne
temperamenty,  na  przykład  sangwinik  i  melancholik,  które  nieco
łagodzą kilka cech flegmatyka lub zaostrzają kilka cech choleryka. Bez
właściwej  interpretacji  wyniki  testu  są  bezużyteczne,  mogą  wręcz
przynieść więcej złego niż dobrego.

Joasia

  rozwiązała  taki  test  i  przybiegła  do  mnie  zawiedziona,  gdyż

otrzymała wynik: flegmatyczka. Niepocieszona stwierdziła, że przecież
ona  nie  jest  taka  „rozlazła”.  Gdy  przyjrzałyśmy  się  jej  odpowiedziom,
okazało się, że choć rzeczywiście dominują u niej cechy flegmatyka, to
jest to dominacja, ale… o jeden punkt nad cholerykiem, a wielką rolę
w  jej  temperamencie  odgrywają  także  najpiękniejsze  cechy
sangwinika: Joasia jest pogodną, czarującą, dowcipną osobą.

M. K.

:

 I bardzo często tak jest, tymczasem rozwiązując interaktywny

test,  dostajemy  tylko  informację  na  temat  jednego  temperamentu.
Teoretycznie  tego,  który  przeważa,  jednak  w  praktyce  przewaga  ta
może  dotyczyć  tylko  jednej  cechy!  Wszystkie  temperamenty  tkwią
w nas – jesteśmy ich mieszanką.

Poza

  tym  testy  zawierają  podział  na  wady  i  zalety,  bywa  więc,  że

frustrację  fundujemy  sobie  od  ręki.  Zupełnie  niepotrzebnie,  gdyż
temperament to zbiór cech, które dopiero doprowadzone do skrajności
stają się wadami.

Cechy

 przedstawione jako wady wcale nie muszą nimi być w takim

rozumieniu  tego  słowa.  Analogicznie  jest  z  zaletami.  Przecież  nie  ma
nic złego w byciu miłym, prawda? Jest to zaleta. Tylko jeśli jesteś za
miła,  możesz  być  wykorzystywana  przez  innych  i  odczuwać
przygnębienie.  Natomiast  jeżeli  jesteś  zbyt  mało  miła,  możesz  być
postrzegana jako ponura.

B. M.

:

 Czasem miła osoba jest uważana za naiwną.

M. K.

:

 Właśnie, naiwność bywa traktowana jako wada. A tymczasem

background image

odpowiednia dawka naiwności otwiera na ludzi, na świat, jej brak zaś
czyni człowieka niedostępnym.

Hipokrates

  powiedział:  „Wszystko  jest  lekarstwem  i  wszystko  jest

trucizną.  To  kwestia  dawki”.  To  samo  można  powiedzieć  o  cechach
temperamentu. Wszystkie cechy mogą być zaletami i wszystkie mogą
być  wadami.  To  zależy  od  okoliczności  i  czynników  zewnętrznych,
które  uwydatniają  jedne  cechy,  a  tłamszą  inne.  Pomocne  są  tu
poznanie  i  świadomość,  że  tylko  od  nas  samych  zależy,  jacy  chcemy
być.

B. M.

:

 Bywa, że testy osobowości znajdują się w tych samych działach

co  horoskopy  i  rozrywka.  To  sprawia,  że  bagatelizujemy  wiedzę
o  temperamentach,  która  dobrze  wykorzystana  może  być  naprawdę
świetnym  narzędziem  do  pracy  nad  sobą,  do  świadomych  wyborów
czy  to  w  kwestii  zawierania  znajomości,  czy  też  w  kwestii
kształtowania kariery.

M.  K.

:

  Horoskopy  w  kolorowych  gazetach  to  forma  rozrywki.  Są

w  miarę  krótkie,  mają  zaintrygować  i  pobudzić  do  zabawy.  Podobnie
testy  typu:  „Jaki  jesteś  jako…”.  To  ma  być  rozrywka,  zabawa.
Tymczasem ludzie podchodzą do nich wyjątkowo poważnie, nie zdając
sobie  sprawy,  że  za  tymi  testami  stoi  zwykły  marketing,  mający  na
celu  zwiększenie  oglądalności  serwisu  bądź  sprzedaży  gazety.  Prasa
kolorowa ma bawić, bo gdyby nie bawiła, byłaby popularnonaukowa.

Temperament

  jest  nam  dany  w  chwili  poczęcia.  Ja  to  nazywam

własnym jestestwem. Nie ma dwóch takich samych osób, nawet przy
zachowaniu  tych  samych  metod  wychowawczych  czy  okoliczności.
Nawet  bliźniaki  jednojajowe  mają  różne  temperamenty.  Zatem  warto
zgłębić  temat,  korzystając  z  bardziej  ambitnych  testów,  które  są
interpretowane indywidualnie, zamiast zadowalać się garstką sensacji
po wykonaniu szybkiego, kolorowego teściku.

Znajomość

 

swojego

 

temperamentu 

oraz 

obserwacja

temperamentów  innych  ludzi  przydają  się  zarówno  na  gruncie
zawodowym  (menedżerom  łatwiej  jest  budować  zespoły  i  dobierać
personel z uwzględnieniem nie tylko kwalifikacji, ale i temperamentu,
aby każdy czuł się dobrze w tym, co robi), jak i na gruncie prywatnym

background image

– w relacjach z najbliższymi.

Temperament

 a charakter

B. M.

:

 Zatem temperament to coś, co już mamy w sobie. Możemy go

kształtować, rozwijać, możemy o niego dbać, a możemy go zaniedbać
bądź  żyć  niemalże  wbrew  niemu.  Aby  lepiej  to  zrozumieć,  warto
odnieść  się  do  ciała  –  w  końcu  łączenie  cech  charakteru  czy
osobowości z funkcjonowaniem ciała i występującymi dolegliwościami
było powszechne setki lat temu. Współczesna medycyna podzieliła nas
na 

„części”, 

zajmując 

się 

leczeniem 

fragmentów 

bądź

farmakologicznym zaleczaniem poszczególnych objawów, rzadko kiedy
holistycznie podchodząc do człowieka, który przecież funkcjonuje jako
całość.  W  greckiej  medycynie  różne  organy,  tkanki  czy  części  ciała
mają nie tylko swoje funkcje, ale także i swoje właściwości. Wątroba,
dajmy na to, jest określana jako ciepła, gąbczasta i ciemna, przyczynia
się do oczyszczania krwi, a w życiu płodowym – do jej produkowania.
Jest  też  związana  z  produkcją  ciepła.  Grecy  szybko  powiązali  te
funkcje z odpowiedzialnością za nastrój i emocje człowieka.

M.  K.

:

  Tak,  temperamenty  mają  swoje  źródło  w  ciele.  Tę  koncepcję

przedstawił  wspomniany  już  przeze  mnie  Hipokrates,  zwany  właśnie
ojcem medycyny. To on zauważył, że ludzi można podzielić na cztery
typy  zgodnie  z  dominującym  u  nich  płynem  ustrojowym.  I  tak,
u choleryka dominuje żółć (cholé

), kojarzona

 z wątrobą. U sangwinika

zaś krew (

sangui

s), którą rozporządza serce. U melancholika przeważa

czarna

  żółć  (mélas  cholé),  która

  znajduje

  się  w  odcinku  między

wątrobą  a  śledzioną.  Płynem,  którego  najwięcej  ma  flegmatyk,  jest
śluz  (

phlegm

a),  przepływający

  przez

  organizm  bardzo  wolno

i  powodujący  zatory.  Tak  też  działa  flegmatyk  –  płynie  powoli,  ale
bywa,  że  się  zatnie  i  nikt  go  do  niczego  nie  przekona.  Z  kolei  żółć
wydostaje  się  z  wątroby,  aby  eliminować  zmetabolizowane  lipidy,  na
przykład  cholesterol,  substancje  mineralne  i  leki.  Tak  jak  choleryk,
który  osobiście  musi  pozbyć  się  tego,  co  niepotrzebne,  i  zaprowadzić
swój ład. Krew krąży w organizmie bez przerwy, dlatego sangwinik nie
usiedzi  długo  i  cicho  w  jednym  miejscu.  Melancholik  to  ten  typ,

background image

u  którego  nie  ma  gwałtowności,  tylko  spokój,  opanowanie  i  pewien
bezruch, podobnie jak między wątrobą a śledzioną…

B. M.

:

 Urodziliśmy się z takim, a nie innym temperamentem. Bywa, że

trudno  jest  nam  to  zaakceptować,  albo  wręcz  podejmujemy  próby
zmieniania  temperamentu  na  siłę.  Tymczasem  świadomość  własnego
potencjału, tego, czym dysponujemy, daje nam możliwość rozwoju.

M.  K.

:

  Odwołałabym  się  do  metafory  temperamentu  jako  nasionka.

Nie mamy wpływu na to, czy jest to nasienie brzozy, dębu, jesionu czy
sosny.  Mamy  wpływ  na  to,  czy  będziemy  je  podlewać,  dbać  o  nie,
pielęgnować.  Brak  pielęgnacji  z  naszej  strony  oznacza  jedynie  to,  że
będziemy  „pielęgnowani”  według  czyichś  upodobań.  A  przecież  wiele
osób  może  chcieć  pielęgnować  nas  po  swojemu.  Wtedy  zamiast
pięknego  rozłożystego  dębu  wyrośnie  dąb,  który  będzie  pokaleczony
płotem,  z  poobcinanymi  konarami,  na  którym  powieszą  huśtawki  lub
który zetną i zrobią zeń stolik ogrodowy.

B.  M.

:

  Albo  będzie  ociosany  wedle  odgórnych  upodobań…  Warto

rozróżnić jeszcze pojęcie temperamentu od charakteru – ponieważ na
skutek wychowania czy pracy nad sobą właśnie charakter najczęściej
ulega przeobrażeniom i metamorfozom.

M.  K.

:

  Charakter  kształtuje  się  na  kanwie  temperamentu  pod

wpływem  otaczających  nas  ludzi  i  otoczenia  oraz  własnej  aktywności
życiowej.  O  ile  temperament  jest  stały  i  podlega  tylko  nieznacznym
modyfikacjom,  czyli  większemu  lub  mniejszemu  eksponowaniu
właściwości  psychicznych  człowieka,  o  tyle  charakter  ulega  bardziej
zauważalnym,  jednak  niezbyt  częstym,  zmianom  w  wyniku  działania
długotrwałych czynników zewnętrznych, które są powiązane z etapami
życia  człowieka,  takimi  jak  dzieciństwo,  młodość,  szkoła,  praca,
dorosłość  czy  dojrzałość.  Charakter  stanowi  pewien  zapis  naszych
norm moralnych, zgodnie z którymi żyjemy i działamy. Łatwiej mówić
o  temperamencie,  pomijając  charakter,  niż  odwrotnie.  Na  podstawie
swoich  doświadczeń  z  coachingu  mogę  powiedzieć,  że  charakter  to
wyeksponowanie  w  danym  momencie  życia  określonych  cech

background image

temperamentu.

B.  M.

:

  Temperament  i  charakter  składają  się  na  to,  co  określamy

mianem osobowości człowieka.

M.  K.

:

  Osobowość,  czyli  temperament,  zachowanie,  aktywność,

charakter.  Temperament  to  nasze  jestestwo,  z  którym  się  rodzimy,
nasze  korzenie  i  nasze  skrzydła  jednocześnie.  Na  to  oczywiście
nakładają  się  pewne  role  życiowe,  czasem  zakładamy  maski,  udając
kogoś, kim nie jesteśmy. A kim jesteśmy? Warto skupić się właśnie na
poznaniu  własnego  temperamentu.  Psycholog  Hans  Eysenck  stworzył
na  podstawie  teorii  Hipokratesa  i  jego  następców  bardzo  przejrzystą
typologię osobowości. Osobiście nazywam ją elementarzem człowieka.

Tabela

 1.

 Temperamenty

 – ogólna charakterystyka

Cholery

k

Sangwini

k

Ekstrawertyk

  o  logicznym  sposobie  myślenia,

polegający na rozsądku i własnej ocenie.

Ekstrawertyk

  o  abstrakcyjnym  sposobie  myślenia,

kierujący  się  emocjami,  intuicyjny  i  inspirujący
innych do działania.

Cechy

 

charakterystyczne: 

zdecydowany,

asertywny,  bezpośredni,

  ma

  skłonności  do  ryzyka,

lubi  współzawodnictwo,  wymagający,  pozytywny,
kontrolujący,  dominujący,  żądający,  decyzyjny,
delegujący zadania.

Cechy

  charakterystyczne:  ciepły,  energiczny,

ożywiony,  entuzjastyczny,  przekonujący,  rozmowny,
impulsywny,  uczuciowy,  interaktywny,  kochający
ludzi, optymistyczny.

Oczekuje

:

 

szybkich

 

rezultatów, 

efektywności

w działaniu, bezpośrednich i jasnych komunikatów.

Oczekuje

:

  dzielenia

  się  pomysłami,  inspiracji,

motywacji  do  działania,  swobody,  uporządkowania
chaosu.

Motywują  go:  przywództwo,  szacunek,  rozwój,
niezależność, dochód, prestiż.

Motywują go: uznanie, nagrody, oddziaływanie

 na

innych.

Obawia

 się:

 bycia

 wykorzystanym i ignorowanym.

Obawia

 się: odrzucenia.

Ceni

 sobie: niezależność i kontrolę.

Ceni

 sobie: więzi z ludźmi.

Ma

 

trudności 

z: 

dyplomacją, 

tolerancją,

bezkompromisowością, cierpliwością,

 wychodzeniem

poza własne schematy.

Ma

  trudności  z:

  dotrzymywaniem

  terminów,

systematycznością, 

konsekwencją, 

nadmiernym

promowaniem  siebie,  angażowaniem  się  w  wiele
spraw, gadatliwością.

Jego

 motto: „Zrób to!”.

Jego

 motto:  „Nie

  chodzi

  o  to,  co  wiesz,  ale  kogo

znasz”.

Flegmaty

k

Melancholi

k

Introwertyk

  o  emocjonalnym  sposobie  myślenia,

kieruje się uczuciami, obserwujący.

Introwertyk

  o  analitycznym  sposobie  myślenia,

realista  bazujący  na  doświadczeniu,  wnikliwie
analizujący, polegający na własnej obserwacji.

background image

Cechy

 

charakterystyczne: 

zrównoważony,

zrelaksowany, 

uważnie 

słuchający, 

rozważny,

niechętny

 do

 zmian, lojalny, przewidywalny, pracuje

zespole, 

zorientowany 

na 

rodzinę,

zdystansowany.

Cechy

  charakterystyczne:  staranny,  spójny,

spokojny, 

ciekawy, 

perfekcjonista, 

pokorny,

obiektywny,  ostrożny,  konwencjonalny,  krytyczny,
zachowawczy, powściągliwy.

Oczekuje

:

  indywidualnego

  podejścia,  możliwości

podzielenia 

się 

problemami, 

poczucia

bezpieczeństwa.

Oczekuje

:  dokładnej

  analizy

  problemu,  działania

we  własnym  tempie,  doskonalenia  się,  okazji  do
refleksji.

Motywują  go:

  czas

  spędzony  z  najbliższymi,

wsparcie innych, bezpieczeństwo.

Motywują  go:

  konkretne

  liczby  i  zestawienia,

statystyki, fachowość, precyzja.

Obawia

 się:

 utraty

 bezpieczeństwa.

Obawia

 się:

 krytyki

 swojej pracy i osoby.

Ceni

 sobie:

 argumenty

  za  i  przeciw,  przyznawanie

mu racji.

Ceni

  sobie:  zależność

  od

  innych  i  poczucie  bycia

potrzebnym.

Ma

 

trudności 

z: 

komunikacją 

wprost,

asertywnością,

 

definiowaniem

 

celu,

nadwrażliwością, podejmowaniem działania.

Ma

  trudności  z:  podatnością

  na

  manipulację,

improwizacją, 

konfrontacją, 

perfekcjonizmem,

pesymizmem, szablonowym podejściem.

Jego

  motto:  „Planuj  swoją  pracę,

  wykonaj

  swój

plan”.

Jego

  motto:  „Jeżeli  w  ogóle

  warto

  coś  robić,  to

warto robić to dobrze”.

Źródło:

 opracowanie

 własne.

Mapa

  osobowości,  czyli  równowaga  emocjonalna

a neurotyczność, introwersja a ekstrawersja

B.  M.

:

  Mamy  zatem  cztery  typy  temperamentu  oraz  ich  kluczowe

cechy,  a  także  pojęcia,  takie  jak  „neurotyczność”,  „równowaga
emocjonalna”, „introwersja” i „ekstrawersja”.

M.  K.

:

  To  topografia  naszego  temperamentu,  nazwijmy  to  mapą

naszej  osobowości.  By  odwołać  się  do  porównania:  w  przyrodzie,
mimo  pewnych  ogólnych  reguł,  nawet  ten  sam  gatunek  drzewa
rosnący w innym otoczeniu, w innych warunkach klimatycznych będzie
się  inaczej  prezentował.  Podobnie  jest  z  cechami  temperamentu.
Niektóre z nich lepiej rozwijają się w pewnych warunkach, a w innych
wręcz zamierają.

Neurotyczność

  to

  otchłanie  i  głębiny  oceanów,  rowy  tektoniczne,

poddawanie  się  prądom  oceanicznym…  W  tym  stanie  zawsze
odczuwane  są  lęk,  wrogość  wobec  świata,  różnego  rodzaju
zagrożenia,  osamotnienie  i  bezradność.  Neurotyk  ma  niskie  poczucie
własnej wartości i wręcz rozpaczliwe pragnie miłości. Ma wygórowane

background image

potrzeby  (chce,  aby  wszyscy  go  lubili,  nawet  przypadkowe  osoby,
i boleje nad każdym przejawem braku sympatii) i nierealistyczny obraz
siebie  i  świata  („Wszędzie  czyha  na  mnie  zło”,  „Świat  jest  zbyt
doskonały,  aby  zwrócić  na  mnie  uwagę”,  „Jestem  bezwartościowy”,
„Jestem doskonały, tylko nikt tego nie dostrzega”).

B. M.

:

 Wiele osób ma takie podejście, jakie opisujesz – w mniejszym

bądź  większym  stopniu.  Niektórzy  nawet  uważają,  że  większość  ludzi
jest  neurotyczna…  Unikając  jednak  uogólnień,  dodajmy,  że
przejawianie  pewnych  cech  neurotycznych  nie  oznacza  od  razu
zaburzenia osobowości

2

.

M.  K.

:

  Oczywiście.  W  przypadku  osoby  skrajnie  neurotycznej  mamy

do  czynienia  z  nieskutecznymi  metodami  działania  oraz  z  całkowitym
brakiem  elastyczności  (nie  uczy  się  na  błędach  i  nie  dostosowuje
swojego  zachowania  do  okoliczności),  a  także  z  wręcz  fanatycznym
upieraniem się przy swoich racjach i udowadnianiem, że świat gnębi ją
celowo.  Taki  neurotyk  całą  winę  bierze  na  siebie  i  żyje  w  ciągłym
strachu  przed  zdemaskowaniem  (nadwrażliwość  na  krytykę).  Często
udaje  głupiego  bądź  chorego.  Jest  egocentryczny  i  skupia  się  na
własnym  cierpieniu,  nie  potrafi  dawać  czy  opiekować  się  innymi.
Manipuluje  ludźmi,  aby  osiągnąć  własne  cele.  Bywa  albo  nadmiernie
agresywny, albo nadmiernie uległy. Ma silne poczucie krzywdy i czuje
zawiść  wobec  świata,  co  często  prowadzi  do  bezinteresownej
złośliwości.  Dla  zabicia  czasu  ucieka  w  alkohol  lub  powierzchowne
życie  towarzyskie.  Unika  sytuacji,  które  wydają  mu  się  trudne  (tych,
w których ma zahamowania). Neurotyk ma jeden główny cel (na ogół
nieuświadomiony)  –  redukowanie  lęku.  W  związku  z  tym  może
obsesyjnie poszukiwać miłości, dążyć do władzy, prestiżu, posiadania,
wdając się w fanatyczną rywalizację, lub wycofywać się w fantazje.

B.  M.

:

  Dlatego  porównujesz  neurotyczność  do  otchłani  morskiej.

Ciemność,  lęk,  zagrożenie.  Dramatyczne  próby  wydostania  się  na
powierzchnię  przy  wbitej  w  dno  kotwicy,  która  trzyma  neurotyka
w ryzach.

background image

M.  K.

:

  Tak.  Z  kolei  introwersję  porównałabym  do  dryfowania  na

pełnym  morzu  z  dala  od  lądów.  To  z  pozoru  wygląda  na  bierne
poddawanie się losowi.

B.  M.

:

  A  introwertyk  cieszy  się  na  bezkresnym  oceanie  ciszą

i spokojem. Bo wreszcie ma czas na myślenie, analizowanie, na magię
swojej wyobraźni.

M. K.

:

 Ma czas na zwrócenie się ku własnemu życiu wewnętrznemu –

to kwintesencja introwersji. Introwertyk docenia możliwość spędzenia
czasu  w  towarzystwie  własnych  myśli  i  przeżyć,  z  dala  od  nadmiaru
zewnętrznych  bodźców,  których  w  zasadzie  nie  potrzebuje.  To  nie
odludek i egoista, jak się powszechnie o nim sądzi, a raczej samotnik.
Introwertyczność stanowi uciążliwość bardziej dla innych ludzi niż dla
samego  introwertyka,  ponieważ  ten  w  kontaktach  interpersonalnych
tworzy pewną przestrzeń i ciszę, których nie rozumieją inni.

B.  M.

:

  Introwertycy  często  dostają  etykietę  „aspołeczni”.  Jednak  oni

nie są aspołeczni. Lubią towarzystwo wybranych ludzi, a jeszcze lepiej
–  wybranego  człowieka.  Lubią  głębokie  rozmowy  na  ważne  tematy
z  drugą  osobą,  a  nie  hałas  i  błahostki  generowane  przez  grupę.
Dlatego  introwertyk  zaciągnięty  na  konferencję,  spotkanie  rodzinne
czy  przyjęcie  prawdopodobnie  znajdzie  sobie  jedną  pokrewną  duszę
do rozmowy. Po jakimś czasie jednak nadmiar bodźców stanie się dla
niego  zbyt  męczący  i  będzie  odczuwał  silną  potrzebę  powrotu  do
domu, odizolowania się, ciszy i spokoju.

M.  K.

:

  Jeśli  introwertyk  wychodzi  wcześniej  z  imprezy,  to  po  prostu

dlatego,  że  chce  być  sam  ze  sobą,  posiedzieć  sobie  w  ciszy.  Kiedy
mówi,  że  dobrze  się  bawi,  to  dobrze  się  bawi  i  nie  należy  sądzić
inaczej.

Według introwertyków

 dryfowanie

 po wodach życia nie jest niczym

przerażającym, to po prostu dogodna sytuacja, aby pobyć samemu ze
sobą, ze swoimi myślami, w samotności. Introwertycy nie mają z tym
problemu. 

Samotność 

jest 

im 

niezbędna 

do 

naładowania

wewnętrznych  akumulatorów,  które  bardzo  często  wyczerpują  się

background image

w  typowych  sytuacjach  życiowych,  takich  właśnie  jak  przyjęcia,
spotkania  towarzyskie,  praca  w  dużej  grupie.  Zawieranie  znajomości
jest  dla  nich  wyczynem,  a  zawarcie  przyjaźni  kosztuje  ich  wiele
wysiłku.

Rycina

  1.  Podział  typów  temperamentów

  pod

  względem  cech

ekstrawertycznych  i  introwertycznych  oraz  równowagi  emocjonalnej
i neurotyczności

Źródło:

 opracowanie

 własne.

B. M.

:

 Introwertycy mają niewielu przyjaciół, ale za to sprawdzonych.

background image

Każda  nowa  osoba,  którą  mieliby  nazwać  przyjacielem,  musi  przejść
długi proces bacznej obserwacji…

M.  K.

:

  Z  pewnością  wpływa  na  to  także  fakt,  że  introwertyk

w rozmowie nie jest bezpośredni – nie porusza tematów, które są dla
niego  zbyt  osobiste,  uważa,  aby  nie  popełnić  gafy,  jest  ostrożny
w  prezentacji  opinii.  Raczej  unika  dotyku,  chyba  że  chodzi  o  osobę,
którą zna i przy której czuje się bezpiecznie. Zanim podejmie decyzję,
musi  ją  przemyśleć,  a  zanim  zacznie  drugie  zadanie,  najpierw  musi
skończyć  pierwsze.  Introwertyk  zdecydowanie  unika  ryzyka,  dłużej
oswaja się z nową sytuacją.

B.  M.

:

  Często  bodźcem  do  działania  jest  dla  introwertyka  unikanie

zagrożenia  –  to  motywator  o  wiele  silniejszy  niż  wizja  nagrody  za
określone  czyny.  Paradoksalnie  introwertyk  może  o  wiele  lepiej
wykonać  zadanie  w  pracy,  gdy  boi  się  na  przykład  utraty  kontraktu
z  klientem,  niż  gdy  szef  obieca  mu  premię  za  realizację  projektu.
Introwertycy  mogą  postrzegać  nagrodę  jako  coś  wielce  niepewnego,
natomiast wizja porażki jest dla nich bardzo realistyczna, dlatego robią
wszystko, by jej zapobiec. Na gruncie zawodowym takie osoby często
są  spychane  na  margines.  Podczas  gdy  ekstrawertycy  pławią  się  we
własnych 

pomysłach, 

napędzają 

wzajemnie 

eksplodują

rozwiązaniami,  introwertycy  siedzą  z  boku,  analizują  i  czepiają  się
każdego  słabego  punktu.  Oczywiście  krytykanctwo  jest  niepopularne,
w  dodatku  nie  jest  potrzebne,  jednak  w  każdym  zespole  musi  się
znaleźć osoba, która nie tylko będzie miała plan B, ale także znajdzie
wszystkie słabe punkty planu A na tyle wcześnie, by zapobiec porażce.

Ponieważ

 introwertycy

 działają niejako w ciszy – mam na myśli to,

że potrzebują dużo mniej bodźców niż ekstrawertycy – bardzo ważne
jest  dla  nich  znalezienie  własnej  misji  życiowej.  To  niweluje  ryzyko
ciągłego  działania  pod  wpływem  innych  (najczęściej  silnych
osobowościowo  ekstrawertyków).  Gdy  introwertyk  znajdzie  własną
misję  życiową,  to  –  by  nawiązać  do  twojej  metafory  dryfowania  –
stawia  żagle  i  czeka  na  właściwy  wiatr,  umiejętnie  operując  sterem.
Potrafi  nawet  zacumować  do  brzegu,  wejść  między  ludzi,  jeżeli  widzi
w  tym  większą  wartość  i  jeżeli  jest  to  zadanie  związane  z  realizacją

background image

własnej misji, spójne z wartościami, jakimi się kieruje.

M. K.

:

 Dla mnie ląd to symbol równowagi emocjonalnej, która polega

na tym, że dominujące w danej chwili nieprzyjemne emocje mogą być
do  pewnego  stopnia  zneutralizowane  przez  emocje  przyjemne  –
i  odwrotnie.  Nie  trzeba  za  bardzo  podkreślać,  że  idealny  stan
równowagi  emocjonalnej  występuje  wtedy,  gdy  przeważają  emocje
pozytywne.  Jeżeli  przez  jakiś  czas  walczyłaś  w  głębinach  lub  długo
dryfowałaś  bez  wody  do  picia,  to  ucieszysz  się,  gdy  poczujesz  pod
nogami  stały  ląd.  To  tu  znajdziesz  inny  wymiar  wód  i  inny  sposób
„dryfowania”.  Możesz  czuć  strach  i  mieć  poczucie  swoistej  nicości,
i nie tracić nad tym kontroli.

Tutaj

  kontrola  oznacza  pokazywanie,  jak  poprzez  pewną  postawę

zbudowaną na zrozumieniu i tolerancji możemy „obłaskawiać” emocje.
To  po  prostu  inne,  bardzo  świadome  spojrzenie  na  rzeczywistość.
Osoby zrównoważone emocjonalnie patrzą na świat i życie z pewnym
dystansem,  który  czasem  może  być  odbierany  jako  brak
zaangażowania, ambiwalencja, egoizm. Ale tak jest też na lądzie – ile
ukształtowań terenu, tyle samo zachwytu i narzekań.

Równowaga

  emocjonalna

  to  umiejętność  dostosowywania  się  do

istniejących  warunków.  Zmieniam  miejsce,  gdy  chcę  innych  doznań.
Nie  szukam  odpowiedzi  na  pytanie  „Dlaczego?”,  po  prostu  idę
w zgodzie ze sobą. Poszukuję i dobrze mi z tym. Mam świadomość, że
mam  tyle  samo  zwolenników,  ilu  przeciwników  –  to  oznacza
równowagę.  W  danym  miejscu,  z  daną  osobą  będę  tyle,  ile  trzeba,
i  nie  dłużej,  aby  nie  zakłócić  swojej  równowagi,  aby  nikt  mi  niczego
nie narzucił.

Osoby

  o  dużej  równowadze  emocjonalnej  znajdziemy  wśród

mnichów,  myślicieli,  guru,  liderów.  Profesor  Antoni  Kępiński
podkreślał, że równowaga emocjonalna to również balans między tym,
co  cielesne,  a  tym,  co  duchowe.  Gdy  nie  ma  tego  balansu,  człowiek
czuje  się  zagubiony.  Osoba,  która  nie  chce  czuć  się  w  ten  sposób,
niestrudzenie poszukuje równowagi. To może stanowić istotę jej życia.
Dlatego  nie  będzie  się  z  nikim  wiązać  i  nie  będzie  sobie  niczego
obiecywać. Nie dlatego, że cię nie kocha, nie szanuje czy ucieka przed
odpowiedzialnością.  To  właśnie  w  imię  odpowiedzialności  nie  będzie

background image

wkraczała w związek.

B.  M.

:

  Osiągnięcie  takiego  poziomu  świadomości  i  równowagi

emocjonalnej  nierzadko  zajmuje  lata.  Introwertycy  mają  potrzebną
cierpliwość, jednak co mają powiedzieć ekstrawertycy…

M.  K.

:

  Ekstrawersja  to  na  mapie  osobowości  góry,  wyżyny,  szczyty.

Introwertyk  wykazuje  tendencję  do  kierowania  swojego  postrzegania
do  wewnątrz,  w  stronę  własnych  myśli  i  emocji,  natomiast
ekstrawertyk  kieruje  swoje  postrzeganie  na  zewnątrz,  interesują  go
czyjeś  myśli  i  emocje  w  kontekście  jego  osoby.  Ekstrawertyk  zyskuje
energię do działania wśród ludzi, a traci ją w samotności. W działaniu
inspiruje  się  całym  światem,  uwielbia  działać  i  wprowadzać  różne
zmiany.  Przeważnie  mówi  i  postępuje  spontanicznie,  bez  planu  czy
specjalnych przygotowań. Ma wiele zainteresowań, uwielbia pochwały
i jest duszą towarzystwa.

B.  M.

:

  Ekstrawertyk  chce  być  w  centrum  uwagi,  więc  by  ją  zdobyć,

wejdzie na najwyższą górę!

M. K.

:

 Właśnie. Ekstrawertycy postrzegają świat przez różowe okulary

i  przez  pryzmat  tego,  co  im  przynosi  frajdę,  dlatego  nie  potrafią
zrozumieć  introwertyków,  dopóki  ktoś  im  nie  wytłumaczy,  że  ci
postrzegają  otoczenie  inaczej.  Jednak  nawet  jeśli  przyjmą  to  do
wiadomości,  nie  ma  gwarancji,  że  zrozumieją,  dlatego  zawsze  będą
próbować  namawiać  introwertyków  na  zwierzenia,  kazać  im
wyluzować czy zechcą wyciągnąć ich na imprezę, bo tak jest po prostu
fajnie.

B.  M.

:

  Najczęściej  ekstrawertyk  mówi  introwertykowi:  „Bo  ty

powinieneś otworzyć się na ludzi, wyjść do nich”.

M.  K.

:

  Otóż  to!  Ekstrawertycy  w  ogóle  przeważnie  mówią  więcej  niż

trzeba,  a  nie  zawsze  ilość  przekłada  się  na  jakość.  Wolą  mówić  niż
słuchać.  Warto  się  od  nich  uczyć  sztuki  rozmowy,  ponieważ
konwersują  z  lekkością.  Jednak  warto  też  uważać  na  nich  podczas
imprez – potrafią wciągnąć cię w tłum, zagaić rozmowę i porzucić, bo

background image

znajdą coś ciekawszego do roboty.

B.  M.

:

  Przypomina  mi  się  historia  Agaty,  która  miała  męża

ekstrawertyka  –  to  był  klasyczny  sangwinik,  uwielbiający  być
w  centrum  uwagi,  opowiadający  rubaszne  kawały  i  anegdotki  z  życia
własnego  bądź  znajomych.  Krąg  adorujących  go  słuchaczy  bił  brawo
i śmiał się do łez. Radek wyciągał Agatę na imprezy, za każdym razem
obiecując,  że  nie  zostawi  jej  samej  wśród  obcych,  że  będzie  zawsze
obok  niej.  I  za  każdym  razem  sytuacja  była  identyczna:  przychodzili,
Radek  przedstawiał  Agatę  pierwszym  napotkanym  osobom,  po  czym
w  tłumie  dostrzegał  a  to  starego  znajomego,  a  to  przekąski,  a  to
dawnego  szefa  i  biegł  do  nowego  celu,  zanim  żona  zdążyła  się
zorientować, o co chodzi. Nie muszę dodawać, że jako introwertyczka
czuła się skrępowana w towarzystwie obcych ludzi (których najczęściej
uważała za „dziwnych, hałaśliwych znajomych Radka”).

M.  K.

:

  Ekstrawertyk  nie  czuje  oporów  przed  nowym.  Jest

zdecydowany,  uwielbia  szybkie  działanie  i  współzawodnictwo.  Jest
pewny swoich opinii, a tematy porusza w sposób bezpośredni, czasem
na  granicy  taktu.  Dotyk  jest  częścią  jego  natury,  często  bezwiednie
dotyka  ramienia  rozmówcy.  Zanim  podejmie  decyzję,  to  mówi,  a  w
zasadzie musi mówić, w myśl zasady: gdy mówi, to myśli.

B. M.

:

 Niektórym trudno ulokować się po jednej stronie – określić jako

ekstrawertyk bądź introwertyk.

M.  K.

:

  Literatura  fachowa  donosi,  że  ponad  70%  ludzi  to  tak  zwani

ambiwertycy, czyli osoby czerpiące ze wszystkich cech w zależności od
sytuacji.  Ambiwertycy  mają  zrównoważone  cechy  introwertyków
i  ekstrawertyków  oraz  umiejętnie  balansują  między  neurotyzmem
a  równowagą  emocjonalną.  Jest  to  uzależnione  od  sytuacji,  w  której
akurat  się  znajdują,  oraz  ludzi,  którzy  ich  otaczają  w  danym
momencie.  W  pracy  może  to  oznaczać,  że  jeśli  pracują  w  zespole  X,
będą  się  u  nich  uaktywniać  cechy  ekstrawertyka,  a  gdy  pracują
w  zespole  Y,  pokażą  cechy  introwertyka.  Natomiast  podczas
rozwiązywania  problemów  czy  rozważania,  co  dalej,  świetnie

background image

wykorzystują umiejętności emocjonalne.

Tabela

  2.  Często  używane  wyrażenia

  charakterystyczne

  dla

poszczególnych temperamentów

Cholery

k

Często

  wydaje

  rozkazy,  oczekuje,  że  inni  będą

realizować  wytyczone  przez  niego  plany  dokładnie
w  sposób  określony  przez  niego.  Szybko  wpada
w złość, jeżeli zadanie nie zostało wykonane tak, jak
sobie  zaplanował.  Stanowczy,  ma  skłonność  do
manipulacji  i  wykorzystywania  zdobytych  informacji
dla własnych korzyści.

Co

 często mówi choleryk

– Już!
– 

To

 trzeba zrobić tak…

– 

Bo

 ty powinieneś…

– 

Rusz

 się!

– 

Wszystko

 muszę robić sam!

– Szybciej!
– 

Daj, lepiej

 zrobię to sam.

– 

Z

  kim  ja  muszę  pracować!  Wszystko  na  mojej

głowie!
– 

Dlaczego

 ja muszę myśleć za wszystkich?!

Sangwini

k

Otwarty

  na  relacje  z  innymi  ludźmi,  żyje

spontanicznie,  bez  konkretnego  planu.  Roztacza
śmiałe  wizje,  lubi  być  w  centrum  zainteresowania,
uwielbia  dominować.  Ma  skłonność  do  patrzenia  na
innych z góry. Bardzo towarzyski, potrafi przyciągać
do  siebie  ludzi,  wzbudza  zainteresowanie,  tryska
energią i entuzjazmem. Bywa naiwny.

Co

 często mówi sangwinik

– 

Mam

 pomysł!

– Życie

 jest

 piękne!

– 

Raz

 się żyje!

– 

Szkoda

 dnia, zróbmy coś!

– 

Doskonale

 cię rozumiem.

– Jeżeli

 chcesz, to

 mogę to zrobić.

– 

No

 dobrze, zgadzam się.

– 

Jak

 chcesz, to ci pomogę.

– 

Nie

 ma sprawy, zrobię to za ciebie.

Flegmaty

k

Lubi

 uczestniczyć w rozmowach, łatwo wciągnąć go

w  dyskusję.  Dopuszczony  do  głosu  mówi  chętnie,
szczegółowo,  czasem  potysiąc  razy  powtarza  te
same  historie.  Rzadko  podejmuje  decyzje,  raczej
odwraca pytanie, przerzucając decyzyjność na drugą
osobę.  Dyplomata,  cierpliwy  słuchacz,  często  unika
jasnych  deklaracji.  Stanowi  doskonałą  publiczność,
ma  świetne  poczucie  humoru.  Często  staje  się
powiernikiem  cudzych  tajemnic  i  najczęściej  można
liczyć na jego dyskrecję.

Co

 często mówi flegmatyk

– Zobaczymy.
– Spokojnie.
– Jakoś

 to

 będzie.

– Będzie,

 co

 ma być.

– A

 jak

 ty uważasz?

– A

 co

 ty byś wolał?

– A

 po

 co się tak spieszyć?

– W życiu

 zawsze

 się jakoś układa.

– Ale

 po

 co się pakować w kłopoty?

Melancholi

k

Mówi  mało,

  ale

  za  to  konkretnie.  Jest  uprzejmy,

taktowny,  jeżeli  jednak  ktoś  zajdzie  mu  za  skórę,
poczeka  na  odpowiedni  moment  i  wbije  szpilę.
Potrafi  słuchać,  odbiera  drugiego  człowieka  całym
sobą, ponieważ jest bardzo empatyczny. To sprawia,
że  szybko  męczą  go  ludzie  i  nadmiar  bodźców.
Często  pogrąża  się  w  swoich  myślach.  Gdy  nie  ma
ochoty na rozmowę, nie odbiera telefonu. 

Small

 talk

to

  dla  niego  strata  czasu.  Jest  za  to  doskonałym

towarzyszem  całonocnych  rozmów  związanych
z  głębokimi  przemyśleniami  bądź  na  temat
działalności, w której jest ekspertem.

Co

 często mówi melancholik

– 

Dajcie

 mi święty spokój.

– 

Tu

 jest za głośno.

– Zamyśliłem się.
– 

Nie

 wiem

 [nawet

 jeżeli zna odpowiedź, jednak nie

chce kontynuować rozmowy].
– 

Jak

 można tego nie wiedzieć?

– 

To

 ja robię sam.

– Wiedziałem, że

 tak

 będzie. To nie mogło się udać

[negatywizm

 i pesymizm].

– 

Jeszcze

  nie  ma  co  się  cieszyć.  To  jeszcze  nie

koniec. (Nie chwalmy dnia przed zachodem słońca).
– Może.

background image

Źródło:

 opracowanie

 własne.

Coaching

 dla ciebie:

do

 jakiego temperamentu ci najbliżej?

Jeżeli

  chcesz

  się  dowiedzieć  o  sobie  czegoś  więcej,  poświęć  kwadrans  na  wypisanie

odpowiedzi na podane pytania coachingowe.

Jak

 określasz swój temperament?

 

Które

 cechy

 masz „od zawsze”?

 

Które

  cechy

  wykształciły  się  w  tobie  w  wyniku

doświadczeń życiowych?

 

Które

  cechy

  dają  ci  siłę?  Jakie  właściwości  ma

twoja siła: niszczące czy wspierające innych?

 

Które

  cechy

  cię  osłabiają?  Jakich  ludzi  wzmacnia

twoja słabość?

 

Których

  cech

  ci  brakuje?  Jak  wyglądałoby  twoje

życie, gdyby ci ich nie brakowało?

 

Wyobraź  sobie,  że

  wszystko

  jest  możliwe.  Jakim

człowiekiem chcesz być?

 

background image

Rozdział 2

Temperament i maski, które nakładamy

Beata  Mąkolska:  Bardzo  często  spotykam  się  z  tym,  że  osoby
rozwiązujące  „test  na  temperament”  nieco  naginają  fakty  bądź  zbyt
mocno sugerują się zdaniem otoczenia, na przykład powtarzaną od lat
opinią  jednego  z  rodziców.  Tymczasem  trzeba  rozróżnić  to,  jaki
temperament rzeczywiście mamy, od tego, jaki chcielibyśmy mieć. To
kwestia uczciwości własnej, do której bywa, że dochodzimy dopiero za
trzecim czy czwartym razem przy rozwiązywaniu testu.

Małgorzata  Krawczak:  Takie  naciąganie  cech  zostaje  natychmiast
ujawnione w momencie interpretacji wyników. Na przykład Ani z testu
wychodziło  wiele  cech  melancholika,  tymczasem  w  trakcie  wstępnej
rozmowy  o  cechach  i  temperamentach  nie  mogła  usiedzieć
w  milczeniu,  co  chwilę  wtrącała  swoje  zdanie.  Gdy  pogłębiłam  temat
podczas interpretacji testu, przyznała się, że nie zawsze odpowiadała
uczciwie.  Często  zarzuca  się  jej,  że  jest  zbyt  władcza  i  arogancka,
zatem  ona  bardzo  stara  się  być  taka,  jak  jej  starsza  siostra,  którą
stawiano  jej  za  wzór  –  spokojna,  opanowana.  I  tak,  Ania,
w  przewadze  choleryczka,  bardzo  się  starała  zrobić  z  siebie
melancholiczkę.  Jej  próba  maskowania  się  bardzo  szybko  wyszła  na
jaw.  Maskujemy  się,  aby  wypaść  korzystniej.  Zdradza  nas  jednak
natura,  jestestwo,  i  zamiast  spodziewanych  zachwytów  nad  naszą
osobowością dostajemy pakiet nieufności i podejrzeń.

B. M.: Jednak to nie oznacza, że choleryk nie będzie w stanie słuchać
spokojnie.

M.  K.:  Oczywiście.  Każdy,  nawet  choleryk,  może  wyrobić  nawyk
słuchania  ludzi,  na  przykład  gdy  jest  to  związane  z  wykonywanym
zawodem. Karolina, trenerka sprzedaży w firmie z branży finansowej,

background image

często  mówiła  o  sobie,  że  jest  choleryczką.  Trener  musi  utrzymać
w  ryzach  grupę  ludzi,  musi  mieć  cechy  lidera  i  być  przygotowany  na
każdą sytuację. Karolina często używała etykiety „choleryk”, ponieważ
chciała dodać sobie prestiżu i władzy. To przykład na to, jak potrafimy
wyolbrzymić  pewne  cechy,  które  w  danym  momencie  uważamy  za
istotne.

B. M.: Jak Karolina została zdemaskowana?

M.  K.:  Zdradziły  ją  niuanse,  które  bystrego  obserwatora  nie  są
w  stanie  wyprowadzić  w  pole.  W  przypadku  Karoliny  była  to
prezentacja  wykraczająca  poza  zwykłe  przedstawienie  tematu  –  było
w  niej  więcej  dramatyzmu  i  teatralności  niż  wiedzy.  Komentarze
uczestników  wyprowadziły  Karolinę  z  równowagi.  Gdyby  jednak  była
typową  choleryczką,  odcięłaby  się  z  miejsca,  od  razu  odpowiedziała
w  taki  czy  inny  sposób,  odwracając  sytuację  na  swoją  korzyść.
Tymczasem  ona  zakończyła  prezentację,  szkolenie  przejęła  jej
partnerka,  a  Karolina  przez  jakieś  pół  godziny  siedziała  bez  słowa,
trzymając rękę w okolicy serca.

B.  M.:  Powiedziałabym,  że  to  raczej  reakcja  charakterystyczna  dla
melancholika, który na zewnątrz nic po sobie nie pokaże, ale w środku
serce łomocze w zastraszającym tempie.

M.  K.:  Właśnie.  Karolina  na  pewno  ma  trochę  cech  choleryka
i melancholika – w końcu każdy z nas jest mieszanką temperamentów.
Jednak  z  racji  wykonywanego  zawodu  windowała  wybrany  i  jej
zdaniem  najbardziej  intratny  temperament,  żeby  poczuć  się  kimś
ważnym i dodać sobie animuszu. Melancholika też za dużo w niej nie
było,  ponieważ  ten  nie  zaryzykowałby  w  taki  sposób.  Dramatyzm  to
nie  jego  działka.  To  działka  sangwinika,  który  lubi  blask  reflektorów
i łatwo odda zadanie, jeśli zmęczy go sytuacja. Siedzenie pół godziny
w  ciszy  z  ręką  na  sercu  to  też  dramatyzm,  tylko  z  innej  perspektywy
i  z  innym  przesłaniem:  „Jestem  ofiarą  tych  niegodziwców.  Zobaczcie,
co  zrobiliście.  Ja  cierpię.  Przez  was!”.  I  nie  przyjdzie  Karolinie  zbyt
szybko na myśl, że to jej prezentacja była niedopracowana.

background image

B. M.: Jest różnica między byciem autentycznym a kreowaniem się na
potrzeby danej sytuacji.

M.  K.:  Osoby  zakładające  maski  stronią  od  ludzi  autentycznych.
Laikowi  może  to  nie  przeszkadzać,  jednak  osoby  o  większej
świadomości będą czuły, że coś jest nie tak. Jeżeli bardzo chcemy być
towarzyscy  i  lubiani,  możemy  ćwiczyć  się  w  sztuce  konwersacji,
poznawać dowcipy i sypać anegdotami. Jednak będzie to wyćwiczone
–  lepiej  lub  gorzej.  Tymczasem  tylko  naturalnym  sangwinikom  takie
zachowanie przychodzi bez wysiłku.

W przypadku Karoliny ciekawa jestem, w jakim stopniu zablokowała

swojego  sangwinika,  bo  moim  zdaniem  ten  temperament  jest  u  niej
silniejszy niż choleryk. Mówi się, że sangwinika się kocha, a choleryka
szanuje.  Karolina  postawiła  na  szacunek  i  wyciągała  z  siebie
choleryka.

Czy  warto  tak  robić?  Ta  firma  nie  była  jej  pierwszym  miejscem

pracy,  zresztą  już  w  niej  nie  pracuje,  szuka  nowej  posady,  nie  ma
odwagi założyć własnej działalności. Rasowy choleryk by to zrobił. Ale
Karolina  czuje  się  osaczona,  chce  najlepiej  dla  innych  i  często  jej  to
nie  wychodzi,  bo  nie  pyta,  czego  oczekują  ludzie,  tylko  co  może  dla
nich zrobić, a ci to wykorzystują, zamiast docenić. W takich sytuacjach
nierzadko  dochodzi  do  zmiany  pracy  lub  do  całkowitego
podporządkowania  się.  I  tutaj  rodzi  się  pytanie:  dlaczego  Karolina
pogardziła  swoim  flegmatykiem?  Ze  względu  na  stereotypowe
podejście do tego temperamentu?

B. M.: Strach przed oceną związaną ze stereotypowym podejściem do
danego temperamentu jest charakterystyczny niemal w każdej grupie
wiekowej.  Dotyczy  to  też  młodych  ludzi.  Z  badań  przeprowadzonych
w  2010  roku  wynika,  że  74%  nastolatek  wykorzystuje  media
społecznościowe,  żeby  przedstawić  się  jako  fajniejsze,  niż  są
w rzeczywistości

3

. Na przykład 76% dziewczyn zadeklarowało się jako

„miłe”, a 84% jako „zabawne”. Zresztą nastolatki często kreują się na
spontaniczne,  w  końcu  młodość  temu  sprzyja.  Jednak  nie  wszyscy
jesteśmy sangwinikami!

background image

M.  K.:  W  zależności  od  tego,  w  jakim  wieku  jesteśmy,  próbujemy
naśladować to, co jest na topie. Niektóre temperamenty mają łatwość
naśladowania,  inne  niestety  nie  i  wszelkie  takie  próby  są  rażąco
sztuczne  dla  otoczenia.  Największą  elastyczność  w  tym  zakresie
przejawiają  sangwinik  i  flegmatyk.  Choleryk  i  melancholik  mają  zbyt
dużo  swoich  zasad,  przekonań,  dyrektyw.  Im  jest  trudniej  spuścić
z  tonu  i  dostosować  się  do  nowego  modnego  wzorca.  Najbardziej
przebojowi  są  zawsze  sangwinicy.  Natomiast  napisać  „jestem
przebojowy” może każdy z nas. Prawdziwą przebojowość lub jej brak
zdradzą treści umieszczane na profilu w serwisach społecznościowych.

B.  M.:  Przychodzi  mi  na  myśl  jeszcze  przykład  Andrzeja,  typowego
melancholika  z  naukowym  zacięciem,  który  lubił  pracować  sam,
rozwijać  własne  teorie,  pogłębiać  wiedzę  w  dziedzinie,  w  której  już
stał się ekspertem. Jednak w pewnym momencie Andrzej awansował
na  stanowisko  kierownicze  i  zarządzał  grupą  około  dwudziestu  osób.
Szczęśliwie  każdy  z  jego  podwładnych  miał  dość  niezależne
i  samodzielne  stanowisko,  jednak  nie  każdy  sumiennie  wykonywał
swoją pracę, a czasem okoliczności nie sprzyjały terminowej realizacji
projektów  –  czyli  samo  życie.  Zarządzanie  Andrzeja  było  bardzo
specyficzne  –  zasadniczo  nie  mieszał  się  do  niczego,  o  ile  nie  został
postawiony  pod  ścianą.  Wówczas  z  wielkim  niezadowoleniem
najczęściej odpowiadał wymijająco bądź reagował negatywnie i wracał
do swoich zajęć.

M. K.: Andrzej to typowy melancholik, dla którego zarządzanie ludźmi
to  bardzo  wyczerpujące  emocjonalnie  zadanie.  Jako  życiowy
perfekcjonista  uważa,  że  poważny  człowiek  powinien  się  poważnie
zachowywać.  Dlaczego  on  ma  odpowiadać  za  zachowanie  innych
ludzi? Czy oni nie wiedzą, jak się zachowywać? Postawiony pod ścianą
nie  miał  za  dużo  do  powiedzenia,  a  to,  co  mówił,  paraliżowało
podwładnych. I do tego zapewne jeszcze miał wzrok bazyliszka…

B. M.: Właśnie. Jednak co jakiś czas wysyłano go na różne szkolenia,
sięgał  także  sporadycznie  po  lektury  z  zakresu  zarządzania  ludźmi.
Skutkowało to tym, że ni z tego, ni z owego przypominało mu się, że

background image

jest  kierownikiem  –  wtedy  następowała  zmiana  zachowania.  Andrzej
odwiedzał  podwładnych,  chwilę  z  nimi  rozmawiał  albo  przybierał
napuszony  ton,  używał  skomplikowanej  terminologii,  wydając  rozkaz,
z  którym  nie  wiadomo  było,  co  zrobić,  bo  każdy  był  przyzwyczajony,
że  szef  się  nie  wtrąca  do  pracy  nad  projektem.  Zmiana  zachowania
Andrzeja  była  odbierana  jako  sztuczna,  wręcz  niepokojąca.  I  chociaż
był  on  niekwestionowanym  autorytetem  w  zakresie  wiedzy
technicznej,  to  jednak  brakowało  mu  typowych  umiejętności,  jakie
powinien  przejawiać  przywódca.  Po  prostu  nie  był  liderem  i  nie  był
w stanie wykształcić w sobie nawet namiastki cech przywódczych.

M. K.: A jednak pod wpływem presji nieudolnie próbował coś z siebie
wykrzesać. Niestety melancholik ma to do siebie, że jest płynny tylko
między  swoimi  zasadami.  Choleryk  także,  jednak  o  ile  melancholik
zawsze będzie stronił od ludzi, o tyle choleryk zawsze będzie do nich
ciągnął  i  potrzebował  ich  adoracji.  Andrzej  pracował  nad  swoimi
projektami,  czy  było  to  komuś  potrzebne,  czy  nie.  Gdyby  był
przywódcą  cholerykiem,  prawdopodobnie  typowo  naukową  pracę
analityczną  delegowałby  komuś  z  zespołu,  a  sam  zajął  się  kwestiami
decyzyjnymi.

B. M.: A on pozostawiał decyzyjność pracownikom, co prowadziło do
konfliktów między nimi.

M. K.: Co Andrzeja, jako melancholika, obchodziło średnio lub wcale,
dopóki nie rzutowało to na wykonywaną przez niego pracę.

B. M.: Świetny specjalista i beznadziejny kierownik.

M.  K.:  Melancholicy,  cholerycy  –  te  „sztywne”  temperamenty  zawsze
podświadomie  chcą  się  wpasować  w  swój  schemat,  dlatego  wszelkie
próby naśladowania innego zachowania są odbierane jako sztuczne.

B.  M.:  I  urządzamy  takie  maskarady  –  przywdziewamy  maskę
w  pracy,  a  czasem  także  w  domu.  Sztuczność  aż  bije  po  oczach,
chociaż  bywają  osoby,  które  zlewają  się  ze  swoją  maską  i  zatracają
tożsamość.

background image

M.  K.:  Zakładamy  maski,  aby  być  bardziej  atrakcyjni  w  danym
momencie.  Jeżeli  jestem  pesymistką,  to  zakładam  maskę  optymistki,
dopasowuję  się  do  oczekiwań  rozmówcy,  żeby  zyskać  jego  względy.
Zdobyłam swoje, to ściągam maskę.

Maski  stosujemy  po  to,  żeby  osiągnąć  coś,  co  przy  naszym

normalnym  zachowaniu  byłoby  trudne.  Kryjemy  się  za  maską
tuszującą  nasze  intencje  i  sposoby  działania.  Manipulujemy
z wdziękiem. Bez maski nasze zamiary są widoczne. Są ludzie, którzy
ubierają  maski,  aby  wzbudzić  litość  czy  współczucie,  i  tacy,  którzy
ubierają maskę osoby silnej, by wzbudzić poczucie autorytetu – jak to
było  w  przypadku  Karoliny  czy  właśnie  Andrzeja.  Masek  może  być
naprawdę wiele.

B.  M.:  Każda  maska  ma  jednak  swoją  cenę.  Karolina  po  owym
sztucznym  zachowaniu  trzymała  się  za  serce,  zatem  było  to  dla  niej
mocno obciążające emocjonalnie.

M.  K.:  Cena  jest  wysoka.  Trzymaniem  się  za  serce  Karolina  chciała
raczej  uspokoić  urażonego  sangwinika  i  ściągnąć  na  siebie  wzrok
innych.  Gdyby  była  typowym  sangwinikiem,  obróciłaby  całą  sytuację
w  żart  i  nie  oddała  prowadzenia  szkolenia.  Karolina  walczyła  jednak
z  poczuciem  winy,  w  które  popchnął  ją  jej  melancholik,  więc
zdecydowała  się  na  tak  nieprzemyślaną  akcję.  W  jakimś  sensie
przegrała,  ponieważ  postawiła  na  choleryka,  który  u  niej  nie
dominował,  a  zignorowała  dwa  przeciwstawne  temperamenty  –
sangwinika  i  melancholika,  oraz  ten,  który  u  niej  dominował,  czyli
flegmatyka.  Skrajny  optymizm  kontra  skrajny  pesymizm  u  jednej
osoby gwarantuje kłopoty.

B.  M.:  Melancholik-sangwinik  to  jednostka  najbardziej  niebezpieczna
dla  siebie.  Z  jednej  strony  nieprzeparta  chęć  błyszczenia  między
innymi, z drugiej – potrzeba izolacji i poczucie niezrozumienia. Można
wnioskować,  że  właśnie  taką  mieszanką  była  Marilyn  Monroe  –
uwielbiana  przez  tłumy,  a  jednocześnie  głęboko  nieszczęśliwa.
Oszałamiająca popularność, skrajne emocje, talent, uzależnienie…

background image

M.  K.:  Zgadza  się.  Takie  skrajności  w  jednym  człowieku  mogą  mieć
dramatyczne  konsekwencje.  Jednak  nawet  jeżeli  mniejsze  natężenie
skrajnych  cech  zmusza  nas  do  zakładania  pewnej  maski,  to  możemy
być  pewni,  że  ta  opadnie,  gdy  będziemy  sami.  Bywa,  że  uczynny
dotąd  człowiek  staje  się  egoistą,  bo  zrzucił  maskę.  A  my
usprawiedliwiamy go kryzysem wieku średniego albo wręcz nazywamy
sytuację po imieniu, mówiąc, że pokazał prawdziwą twarz. Żywimy do
niego  urazę  i  unikamy  kontaktów  z  nim,  jeśli  to  tylko  możliwe.  Gdy
takiej możliwości nie mamy, po prostu jesteśmy z tą osobą, czując do
niej złość i nienawiść. Tak naprawdę krzywdę robimy sobie.

B.  M.:  Nieliczni  mają  odwagę  przyznać,  że  noszą  maski.  I  to
niezależnie od temperamentu.

M.  K.:  Zdecydowanie  łatwiej  jest  nie  dostrzegać  masek,  zwłaszcza
jeżeli  te  mają  mieć  pozytywny  wydźwięk  –  czyli  osoba  przywdziewa
maskę  miłej,  uczynnej,  takiej  z  sercem  na  dłoni.  Najczęściej  trudno
nam  uwierzyć  w  to,  że  zostaliśmy  oszukani,  więc  szukamy
usprawiedliwień  dla  tej  osoby,  by  nie  przyznać  przed  sobą,  że  po
prostu daliśmy się nabrać.

B. M.: Zwłaszcza cholerykom i melancholikom trudno jest się przyznać
do błędu. Łatwiej im udawać, że nie widzą zmian, albo tłumaczyć owe
zmiany  na  swój  sposób.  Czasem  jednak,  gdy  długo  nosimy  maskę,
możemy  się  z  nią  stopić  do  tego  stopnia,  że  już  nie  wiemy,  kim
jesteśmy.

Tabela  3.  Charakterystyka  czternastu  typów  osobowości  ze  względu
na przewagę temperamentu

Choleryk

1. Władczy  (bierze  władzę  w  swoje  ręce,  szanuje

hierarchię, 

żelazna 

dyscyplina, 

celowość

i  skuteczność  działania,  odważny,  lubi  akcję
i przygodę, uwielbia rywalizację).

2.  Pewny  siebie  (ma  wysokie  mniemanie  o  sobie

i  poczucie  godności,  duże  poczucie  ważności,
ambitny,  ma  talenty  polityczne,  lubi  wysokie
stanowiska  i  prestiż,  myśli  o  sobie  jak

bohaterze, 

ma 

silną 

potrzebę

współzawodnictwa).

Sangwinik

1.  Dramatyczny  (wielki  dar  przeżywania  emocji,

witalność,  ekscytacja  życiem,  w  centrum  uwagi,
dbający  o  wygląd,  czarujący  uwodziciel,  łatwo
angażujący się, entuzjastyczny).

2.  Zmienny  emocjonalnie  (romantyczny,  namiętny

skoncentrowany, 

wrażliwy 

uczuciowy,

niepohamowany 

spontaniczny, 

żywotny

i  twórczy,  ciekawy  świata,  otwarty  umysł,
odpowiednio zdystansowany do rzeczywistości).

3.  Awanturniczy  (nonkonformista,  odważny,

background image

niezależny,  ma  dar  przekonywania,  niespokojny
duch,  goni  za  przygodą,  odważny,  wytrzymały
psychicznie i fizycznie, żyje teraźniejszością).

Flegmatyk

1.  Oddany 

(silnie 

angażuje 

się 

wzwiązki,

towarzyski, entuzjasta pracy zespołowej, pokorny,
uprzejmy,  zgodny,  pełen  taktu,  spolegliwy,  ma
potrzebę przywiązywania się do ludzi i rzeczy).

2. Wygodny (ceni wygodę, własny czas i drogę do

szczęścia,  nie  robi  więcej  niż  trzeba,  buntuje  się
przy  próbie  wykorzystywania  go,  ma  swobodny
stosunek  do  czasu,  akceptuje  siebie  i  swój  styl
życia, wierzy w ślepy los).

3.  Ofiarny  (wspaniałomyślny,  w  służbie  bliźniego,

uczciwy, godny zaufania, tolerancyjny, pobłażliwy,
pokorny,  wytrzymały  na  cierpienie  i  niewygody,
prostoduszny).

Melancholik

1.  Sumienny  (oddany  swojej  pracy,  ma  silne

zasady  i  normy  moralne,  wykonuje  wszystko  jak
trzeba, perfekcjonista, uparty, ma zamiłowanie do
porządku  i  szczegółów,  oszczędny,  uważny,
ostrożny w działaniu, chomikuje dużo rzeczy).

2. Czujny (duża autonomia, ostrożność w relacjach

z innymi, spostrzegawczy, dobry słuchacz, bardzo
wrażliwy na krytykę, wierny, lojalny).

3.  Samotniczy  (niewielkie  potrzeby  towarzyskie,

samowystarczalny, 

zrównoważony, 

spokojny,

realista,  wydaje  się  równie  obojętny  na  ból

przyjemność, 

powściągliwy, 

nie 

okazuje

wyraźnego zaangażowania i emocji).

4. 

Wrażliwy 

(zamiłowanie 

do 

swojskości,

wrażliwość  na  opinie  innych,  rozwaga,  uprzejma
rezerwa,  potrzeba  wyraźnych  ram,  zamknięty
w sobie).

5.  Niezwyczajny  (trzyma  się  własnych  odczuć

i  przekonań,  zamknięty  w  sobie,  niewrażliwy  na
konwenanse,  oryginalny,  ma  skłonność  do
myślenia  i  filozofowania,  skupiony  na  sobie,
obserwator).

6.  Poważny  (ma  trzeźwy  umysł,  rzetelny,

bezpretensjonalny,  odpowiedzialny,  rozważny,
analityczny,  oceniający,  krytycznie  spoglądający
na życie, pesymista, życie to dla niego praca).

Źródło:  opracowanie  własne  na  podstawie  doświadczeń  z  pracy  coachingowej  oraz  książki
Twój psychologiczny autoportret (J. M. Oldham, L. B. Morris, przeł. A. Bielik, Warszawa: Jacek
Santorski & Co).

Wyzwolenie z gorsetu

M.  K.:  Jeżeli  długo  nosi  się  maskę,  traci  się  cel  i  sens,  a  to,  co
zdobywamy w ten sposób, przestaje mieć dla nas znaczenie. Z czasem
maska  zaczyna  uwierać,  wpadamy  we  frustrację,  złość,  depresję,
borykamy się z poczuciem winy. To właśnie z powodu zrzucania latami
noszonych masek mamy potem takie spektakularne odmiany, zdrady,
rozstania,  rzucanie  pracy.  Jeżeli  zaś  nigdy  nie  zrzucimy  maski,  to
dożyjemy  swoich  dni  z  poczuciem  winy  i  frustracji,  podejrzewając
wszystkich o wszystko.

B. M.: Spektakularne odmiany są szczególnie widoczne wtedy, gdy do

background image

głosu  dochodzi  tłamszony  dotąd  rzeczywisty  temperament.  Kobieta,
która  całe  życie  była  cichą,  uległą  myszką,  wdaje  się  w  romans,
rozkwita,  zostawia  dotychczasowego  partnera.  Jak  Joasia,  która  całe
życie była w cieniu męża. Uległa, niekwestionująca, poddana, dopiero
wśród  przyjaciółek  mogła  zabłysnąć  i  śmiać  się  do  woli.  Aż  przyszedł
moment,  że  dowiedziała  się  o  zdradzie.  Najpierw  chciała  udawać,  że
to  nic  takiego.  Robiła  to  ze  strachu  przed  tym,  co  mogłoby  się  stać,
gdyby  mąż  zostawił  ją  dla  innej.  Jednak  spotkała  swoją  pierwszą
miłość,  szaloną,  jak  to  określiła,  beztroską,  piękną  i  wolną.
I  przypomniała  sobie,  że  ten  cień,  ta  małomówna  postać  w  szarych
ciuchach  stojąca  za  mężem  cholerykiem  to  nie  ona.  Że  ona  kocha
tańczyć, śmiać się, spotykać ze znajomymi, bawić, a dla jej męża liczą
się  praca  i  obiad  podany  na  czas.  I  Joasia  sama  nawiązała  romans,
w którym nie była cieniem, a gwiazdą.

M.  K.:  Tłumiony  temperament  w  końcu  znajdzie  ujście.  Jeżeli  Joasia
była  radosnym  dzieckiem,  właśnie  takim  sangwinikiem,  a  dorastając,
ciągle słyszała, że powinna być poważna, że nie przystoi się tyle śmiać
i  żartować,  to  zaczęła  spełniać  narzucane  jej  oczekiwania,  bo  chciała
być akceptowana i kochana, jak każde dziecko.

Rodzice bardzo często nakładają dzieciom maski – tworzą je takimi,

jakimi  chcieliby  je  widzieć.  Potem  przychodzi  moment,  że  gorset
poprawności 

uwiera 

zaczyna 

pękać, 

na 

jaw 

wychodzą

spontaniczność, radość, otwartość.

Często  się  zdarza,  że  odwagi  do  zrzucenia  maski  nabywamy

z wiekiem. Osiągnęliśmy już swoje, nie mamy zahamowań i wracamy
do  tego,  co  zostało  nam  zabrane.  I  taka  czterdziestoletnia,
pięćdziesięcioletnia  czy  starsza  osoba  zaczyna  się  bawić,  odkrywa,  że
życie  jest  piękne.  Mówi  się  „rycząca  czterdziestka”  w  kontekście
minionych  lat.  Hm…  a  ja  często  widzę,  że  to  jest  kontekst
stłamszonych  temperamentów  i  ukrytych  pragnień.  Pani  ma
czterdzieści  lat  i  w  końcu  dociera  do  niej,  że  jest  dorosła.  Niektórzy
dorastają  koło  trzydziestki,  inni  później.  Są  i  tacy,  którzy  nigdy  nie
zdobędą  się  na  taką  odwagę.  Maska  wrosła  głęboko  w  ich  serce  i  w
duszę.

A Joasi dawna miłość przypomniała o tym, co daje jej radość, której

background image

w obecnym życiu jej brakowało.

B.  M.:  Jeszcze  w  okresie  zalotów  między  Joasią  i  jej  mężem  było
nieco inaczej. Piotr zabierał ją na tańce czy do kina. Potrafił porwać na
ciekawy  wyjazd.  To  jednak  trwało  bardzo  krótko.  Szybko  wzięli  ślub,
potem było dziecko, a Piotr stał się pracoholikiem.

M.  K.:  Zakochanie  jest  piękną  maską  –  widzimy  tylko  zalety  i  sami
staramy  się  tacy  być.  Ale  tak  jak  każda  maska,  zauroczenie  też
zaczyna  opadać.  Jeżeli  pod  tą  maską  jest  człowiek,  który  nas
interesuje,  to  taki  związek  się  fajnie  rozwija  i  trwa.  A  jeśli  nie,  i  w
dodatku  jest  za  późno  na  rozstanie…  Są  dzieci,  jest  lęk  przed
przyznaniem się do tego, że czujemy się oszukani…

B. M.: …że to nie tak miało być…

M.  K.:  Wówczas  nakładamy  drugą  maskę,  mówiąc:  „Nie  mogłam  się
aż tak pomylić”. Nie przyznajemy się do winy przed sobą i przed całym
światem. Trwamy, bo tak jest wygodniej.

B.  M.:  Taką  tendencję  mają  zwłaszcza  flegmatycy.  Trzeba  przyznać,
że Joasia ma w sobie wiele cech flegmatyka – dzięki temu tyle lat żyła
w tle swojego męża. Dominujący jednak okazał się u niej stłamszony
sangwinik, który rozkwitł w odpowiednim momencie. Nagle lęk przed
tym, jak ona sobie poradzi bez męża, przestał istnieć.

M. K.: Strach po trosze usypia i znieczula. Na temperament, z którym
się  rodzimy,  wychowanie,  które  odbieramy,  nakłada  nam  ciasne,
sztywne,  krępujące  ruchy  „ubranka”  pewnych  zachowań.  Coraz
ciaśniej  oplatają  nas  stereotypy,  narzucone  nam  przekonania
i  wypracowane  przez  lata  nawyki.  Przestajemy  wierzyć  w  siebie,  bo
zapomnieliśmy,  jak  naprawdę  wyglądamy.  Ulegamy  tym,  których
uważamy  za  lepszych,  bardziej  godnych,  ładniejszych.  Dlatego  ludzie
o osobowości usłużnej, wycofującej się, nawet jeśli mają ekspresyjny
temperament,  pozostaną  męczennikami  –  jak  Joasia.  Ludzie

osobowości 

dominującej, 

nawet 

przy 

introwertycznym

temperamencie, pozostaną raczej nieczułymi tyranami.

background image

B. M.: Jak Piotr.

M.  K.:  To  częsty  model  tych  „trwających  w  związku”  dla  dobra
wyższego,  w  kłamstwie,  frustracji  i  niespełnieniu.  U  Joasi  jej
rzeczywisty temperament obudziła dawna miłość, jednak nie wszyscy
„trwający” mają możliwość doświadczenia tego rodzaju przebudzenia.
Piotr  swoją  zdradę  uznał  za  coś  normalnego.  To,  czego  nie  dostawał
w związku, znalazł gdzie indziej.

B.  M.:  To  częste  tłumaczenie  –  gdyby  Joasia  była  inna,  on  nie
musiałby postępować w ten sposób…

M.  K.:  I  to  jest  prawda,  okrutna,  ale  niestety  prawda.  Bez  rozmów,
w  gąszczu  domysłów  i  frustracji  Joasia  i  Piotr  stali  się  dla  siebie
bezbarwni.  Przestali  się  dostrzegać.  W  takich  „trwających”  związkach
emocje  opadają.  A  przecież  to  emocje  są  barwą  życia.  Jeżeli  ich  nie
ma,  podświadomie  czujemy  zagrożenie  i  ich  szukamy.  Człowiek
zawsze  poszukuje  najłatwiejszych  rozwiązań.  A  łatwiej  szukać  na
zewnątrz  niż  w  sobie.  Natomiast  to,  co  potrzebujemy  znaleźć,  jest
w nas samych i nigdzie indziej.

B. M.: Tylko aby zajrzeć w głąb siebie, trzeba do tego dojrzeć, wziąć
odpowiedzialność za swoje życie, dokonane wybory, ich konsekwencje
i  w  końcu  –  działania  prowadzące  do  zmiany.  Trzeba  dojrzałości
i  odwagi,  by  zajrzeć  w  te  miejsca  własnego  umysłu  i  serca,  które
schowaliśmy przed całym światem i własną świadomością.

Dodajmy  jeszcze,  że  nawet  osoby  odpowiedzialne  i  świadome

czasem  przywdziewają  maskę  w  dobrej  intencji  –  aby  chronić  innych
lub siebie. Rozwodząca się kobieta, która jest dyrektorką w firmie, nie
będzie przecież swojej rozpaczy przenosić na grunt zawodowy. Nawet
jeżeli  w  środku  ledwie  się  trzyma,  to  na  potrzeby  swoich  zadań
zawodowych  przywdziewa  maskę  kompetencji,  odcinając  się  od
domowych emocji.

M.  K.:  Właśnie,  maski  bardziej  kojarzą  się  nam  z  kłamstwem  niż  ze
szczerymi  zamiarami.  Jednak  one  też  pomagają  nam  w  codziennym

background image

życiu.  Powiedziałabym,  że  wtedy  są  filtrem,  który  chroni  nas  przed
zranieniem.  Nie  zawsze  to,  co  czujemy,  chcemy  pokazać  innym.
Wówczas  zakładamy  maskę  sugerującą  spokój  czy  pełne  zaufanie,
nawet  gdy  w  środku  nie  jesteśmy  o  tym  przekonani.  Możemy  to
zrobić, mając bardzo szlachetne intencje, aby dodać komuś otuchy lub
kogoś zainspirować.

Zawsze  warto  pamiętać,  co  jest  naszą  intencją  i  z  jakiego  powodu

zakładamy maskę. Maski odgrywają ogromną rolę w naszym życiu. To
pod nimi ukrywamy emocje, w nich uciekamy przed światem i światu
się pokazujemy.

Coaching dla ciebie:

jak wyjść z błędnego koła?

Jeżeli  nie  zadowala  cię  obecna  sytuacja  (domowa,  zawodowa  czy  inna)  i  chcesz  coś
zmienić,  poświęć  trochę  czasu,  aby  odpowiedzieć  na  pytania  coachingowe.  Warto  wracać
do tych pytań co jakiś czas (np. raz w roku, we własne urodziny).

Kim jestem teraz, a kim pragnę być?

 

Jakich  zmian  muszę  dokonać,  aby  stać  się  tym,
kim pragnę być?

 

Co mogę zrobić z tym, co mam, aby stać się tym,
kim pragnę być?

 

Co  jest  moją  pasją?  Jak  moja  pasja  może  pomóc
mi stać się tą osobą, którą pragnę być?

 

Jakim  człowiekiem  chciałam  być,  gdy  byłam
dzieckiem?

 

Jakich ludzi podziwiałam, będąc dzieckiem, i za co?

 

Jak to, kim teraz jestem, może wpłynąć na to, kim
chcę być?

 

background image

Rozdział 3

Filary świadomości

Beata  Mąkolska:  Żeby  zrzucić  maskę,  musimy  podejść  do  siebie
uczciwie  –  być  świadomi  swoich  cech  temperamentu.  Nie  każdy
jednak  tak  samo  rozumie  słowo  „świadomość”.  Dla  jednego  jest  to
forma  samodyscypliny,  co  oznacza,  że  niwelowanie  tendencji  do
niepunktualności  przełoży  się  u  niego  na  nastawienie  budzika  o  pół
godziny wcześniej. Dla innego świadomość to powód, by uśmiechnąć
się pobłażliwie i skwitować: „No, ja już tak mam”.

Małgorzata  Krawczak:  Świadomość  to  rama  naszej  osobowości.
Zbyt  wiotka  rama  nie  utrzyma  osobowości,  a  przy  zbyt  mocnym
naprężeniu  ramy  osobowość  może  nie  wytrzymać.  Trzeba  uważać,
żeby  nie  patrzeć  na  ludzi  tylko  przez  pryzmat  cech,  jakimi  siebie
określają.

Tak  jak  już  wspomniałam,  cecha  charakteryzuje  daną  osobę.  Staje

się  ona  wadą,  gdy  doprowadzimy  ją  do  skrajności.  W  każdym  innym
przypadku  jest  zaletą.  Ktoś  może  określić  siebie  jako  osobę  naiwną,
a  w  rzeczywistości  może  uciekać  przed  podejmowaniem  decyzji  czy
szukać wymówki dla swoich niepowodzeń. Oczywiście może to też być
stwierdzenie faktu.

Samo mówienie to zaledwie kierunkowskaz, dopiero czyny określają

kierunek. Nic nie jest nigdy jednoznaczne, zawsze są różne barwy. Kto
jest  świadomy?  Świadoma  jest  osoba,  która  doskonale  rozumie,  że
jako  ludzie  jesteśmy  różni,  że  zrozumienie  tej  różnorodności  pozwala
otworzyć  się  na  nowe,  na  inne.  Osoba  świadoma  wie,  że
w  różnościach  się  odnajdujemy  nie  poprzez  krytykowanie,
eliminowanie  czy  piętnowanie,  lecz  poprzez  tolerancję  i  asertywność.
Świadomość  to  nie  jest  zawężenie  typu:  „mam  takie  cechy  i  koniec”.
To jest stworzenie własnego dogmatu na swój użytek i ku utrapieniu

background image

innych.  Podejście  typu:  „zatrudnię  sangwiników,  żeby  zdobywali
sympatię,  flegmatyków,  żeby  wykonywali  rozkazy  jak  mrówki,
choleryków, żeby trochę pokrzyczeli na flegmatyków, gdy ci zaczną się
obijać,  i  melancholików,  żeby  obmyślili,  jak  udoskonalić  proces”
sugeruje  świadomą  rozgrywkę  przybliżającą  do  sukcesu,  jest
zalążkiem biznesplanu dotyczącego zasobów ludzkich.

B.  M.:  Musimy  nauczyć  się  odróżniać  świadomość  od  bezmyślnego
szufladkowania innych i narzucania im własnych przekonań.

M.  K.:  Często  spotykam  się  z  taką  postawą  klientów  w  trakcie
coachingu: „Bo ja jestem świadoma swoich cech”, „Jestem świadomy
tego,  co  robię”.  Niestety  w  przekonaniu  niektórych  owo  bycie
świadomym  przekłada  się  na  definiowanie  oczekiwań  wobec  innych,
szczególnie  osób  z  bliskiego  otoczenia.  A  tymczasem  nie  ma
świadomości bez otwartości i tolerancji na cechy innych.

„Świadomość”  i  „samoświadomość”  to  słowa,  które  robią  karierę.

Niestety  jest  to  kariera  celebryty,  który  jest  znany  z  tego,  że  jest
znany.  Tak  właśnie  ludzie  podchodzą  do  świadomości  –  mylą  ją
z  własnymi  bądź  cudzymi  przekonaniami.  Często  też  świadomością
nazywamy stereotypowe podejście do życia. I żeby dodać wagi swoim
słowom,  podkreślamy  słowo  „świadomość”  określeniem  „moja”.
Mówimy: „Jak rudy, to na pewno fałszywy” tylko dlatego, że sami nie
lubimy  osób  o  rudym  kolorze  włosów.  Tu  nie  ma  ani  odrobiny
świadomości, tu jest aż nadmiar uprzedzeń.

B.  M.:  Dyskryminujemy  innych  i  tłumaczymy  to  świadomością
własnych preferencji.

M. K.: A to jest tylko wyłuszczenie tego, czego nie lubimy. Warto się
zastanowić, dlaczego nie lubię tego rudego. Czy jeśli kiedyś miałam do
czynienia  z  rudym,  to  dałam  mu  szansę,  czy  też  potraktowałam  go
„jak  rudego”?  Czy  dałam  sobie  szansę  przyjrzenia  się  temu
człowiekowi, poznania go bliżej, czy też z racji tego, że jest rudy, to…?

Mamy problem z akceptowaniem inności, a przecież akceptacja nie

oznacza  przyjmowania  danej  postawy.  Akceptacja  to  odpowiednie

background image

proporcje  tolerancji  i  asertywności.  Aby  cokolwiek  zmienić  w  sobie,
muszę  to  zaakceptować  i  ocenić,  na  ile  jest  to  dla  mnie  wygodne
i  opłacalne.  Sprawa  wygląda  trochę  inaczej,  gdy  chcemy  zmienić
kogoś. Po pierwsze, nie da się. Po drugie, ktoś może się zmienić, gdy
my  zaczniemy  się  zmieniać.  A  my  zaczniemy  to  robić,  gdy  zadamy
sobie  pytania:  „W  jakim  stopniu  potrafię  zaakceptować  inność?”,
„Czego  potrzebuję,  aby  nauczyć  się  akceptować  inność?”,  „Co  mi
przeszkadza akceptować inność?”. Takie pytania ani odpowiedzi na nie
nie oznaczają, że jesteśmy inni. One tworzą świadomość, uczą nas jej.
A zatem czy jestem gotowa na zadanie sobie takich pytań i szukanie
na nie odpowiedzi? Zachowania innych ludzi są często odpowiedzią na
nasze zachowania. Prawo akcji i reakcji.

Bo ja nigdy nie będę modelką…

B.  M.:  Można  jeszcze  poruszyć  kwestię  świadomości  w  kontekście
kontroli  i  samokontroli.  Jeżeli  na  przykład  Ania  ma  figurę  taką,  a  nie
inną,  uważa,  że  jest  za  niska,  za  gruba,  i  wie  albo  właśnie  „ma
świadomość”,  że  nie  będzie  modelką,  to  nie  oznacza,  że  ma  sobie
odpuścić,  nie  ćwiczyć,  jeść  słodycze  czy  inne  niezdrowe  jedzenie
w nieograniczonych ilościach.

M.  K.:  Dobry  przykład!  Gdzie  jest  świadomość,  gdzie  ograniczenie,
a gdzie odpuszczenie sobie w drodze do zaniedbania? Jeżeli mówię, że
mam świadomość, iż nie będę modelką, to muszę sobie zadać pytanie,
po  co  to  mówię.  Aby  wskazać  wytłumaczenie  mojej  słabej  woli  czy
podkreślić,  za  czym  tęsknię  i  czego  w  życiu  nie  osiągnęłam?  Takie
podejście  nie  zwalnia  mnie  z  działania  na  rzecz  własnego  zdrowia
i urody.

Kolejne  pytanie  dotyczy  tego,  co  wiem  o  modelkach.  Dzisiaj  bycie

modelką  nie  oznacza  już  jedynie  posiadania  piętnastu  lat  i  niemalże
anorektycznej figury. Mamy przecież modelki XL czy 40+. Dlatego być
może  należałoby  zmodyfikować  pytanie  i  zapytać:  „W  której  grupie
modelek mam świadomość, że się nie znajdę?”.

I jeszcze jedno: „Na ile jest to świadomość, a na ile przekonanie?”.

Bo  skoro  mam  czterdzieści  lat  i  metr  sześćdziesiąt  cztery  wzrostu,  to

background image

na  pewno  nie  znajdę  się  w  grupie  wysokich  modelek  nastolatek.
Natomiast mam duże szanse zostać modelką na niszowych pokazach,
na przykład dla kobiet dojrzałych, na których już taka „czterdziestka”
będzie  mile  widziana,  ponieważ  tam  będą  pokazywane  ubrania
właśnie dla tej grupy wiekowej.

W  momencie  gdy  sami  narzucamy  sobie  ograniczenia,  znajdujemy

wytłumaczenie  dla  niedbania  o  siebie:  „Nie  będę  modelką,  więc  nie
muszę  o  siebie  dbać”.  Osoba  świadoma  dba  o  siebie.  Nie  jest
modelką, bo to ją po prostu nie interesuje, ale dba o siebie, o swoje
samopoczucie,  figurę,  bo  wie,  że  warto.  Ma  przekonania,  jednak  nie
ogranicza siebie, wie, że bez względu na to, czy będzie tą modelką czy
nie, warto dbać o siebie. Nie muszę być modelką na wybiegu, jednak
jestem  matką,  żoną  i  sobą  też  pokazuję  pewien  sposób  życia.  Jeżeli
bezkarnie  się  objadam  i  mam  pretensje  do  przyjaciółki,  że  jest
szczupła  i  wszystko  łatwo  jej  przychodzi  w  życiu,  to  tak  naprawdę
pokazuję, że jestem niewiele warta, że nic sobą nie reprezentuję poza
użalaniem się nad swoją osobą.

B.  M.:  To  dosyć  częsty  scenariusz.  Mamy  tendencję  do  szukania
wymówek  i  ograniczeń,  które  nas  usprawiedliwiają.  Zawsze  przecież
można  zrzucić  winę  na  „kogoś”  lub  na  „coś”  i  pozbyć  się
odpowiedzialności za swoje życie.

M. K.: Niestety tak. I nie dlatego, że około 20% ludzi to flegmatycy,
którzy nie mają siły walczyć. Wtedy statystyki nie wyglądałyby aż tak
źle.  Do  tej  puli  trzeba  dodać  spory  odsetek  stłamszonych
sangwiników,  którzy  weszli  w  role  ofiar  życiowych,  i  zdruzgotanych
melancholików,  którym  zawalił  się  świat.  Fakt,  że  jeszcze  świeci
słońce,  to  zwykłe  niedopatrzenie  Matki  Natury  i  nie  warto  się  tym
ekscytować.

B.  M.:  Przyjrzyjmy  się,  kogo  podziwiamy  i  za  co,  bo  podziwiamy
innych  w  kontekście  nas  samych,  nierzadko  naszych  braków  czy
kompleksów.

M.  K.:  I  nauczmy  się  podziwiać  szczerym  sercem  –  zachwycajmy  się

background image

urodą  modelek,  nie  róbmy  z  tego  demagogii,  nie  szukajmy  dziury
w  całym,  nie  tłumaczmy  pieniędzmi,  operacjami  plastycznymi  i  tak
dalej.

Warto  pamiętać,  że  piękno  i  bogactwo  są  stanem  umysłu,  a  nie

posiadania.  To,  czego  świadomość  mamy  w  naszym  umyśle,
najczęściej spotykamy w życiu. Więc jeżeli mamy świadomość braków,
to nasze życie składa się właśnie z nich i zawsze będziemy zazdrościć
innym tego, co mają.

B.  M.:  Życie  w  ciągłym  poczuciu  braku  jest  frustrujące  –  umysł  jest
wiecznie  niezaspokojony,  pragnienia  są  generowane  nie  tyle
z  rzeczywistych  potrzeb,  ile  z  powodu  presji  otoczenia.  Trudno
całkowicie  wyzbyć  się  chęci  posiadania,  ponieważ  właśnie  tak
wychowują  nas  media  –  presja  producentów  dóbr  i  usług,  by
kształtować  popyt.  Specjaliści  od  marketingu  prześcigają  się

wymyślaniu 

metod 

zaspokajania 

czasem 

jeszcze 

nawet

nieuświadomionych potrzeb. Aby sprzedać produkt, generują potrzebę
i  uświadamiają  ją  klientowi.  Wszystkie  techniki  manipulacyjne,  jakimi
jesteśmy  atakowani  na  każdym  kroku,  nie  mają  na  celu  uczynienia
człowieka  szczęśliwszym,  tylko  zrobienie  z  niego  klienta.  Niestety
bardzo mało osób podchodzi do tego świadomie – jesteśmy wygodni,
lubimy łatwe rozwiązania, więc kupujemy szybkość i wygodę.

M. K.: Jeśli świadomie sformatujemy umysł i zaczniemy skupiać się na
własnym  wewnętrznym  pięknie  i  bogactwie,  to  z  czasem  zaczniemy
zauważać, że zdarzają się jakieś dziwne cuda. CUD zaś oznacza: Czas
Unieść D**ę. Działanie ma przyszłość, bo poprzez nie torujemy sobie
drogę.  Jak  działamy,  tak  mamy.  I  na  tym  polega  tajemnica  cudu.
Najczęściej  wszyscy  jesteśmy  wystawieni  na  takie  same  pokusy  –
jedni  ulegają  batonikowi  przy  kasie,  inni  nie;  jedni  wyciągają  wnioski
ze zjedzonego batonika, inni sięgają po następnego, bo tak łatwiej.

B. M.: Nawiązując do batonika: doktor Deborah Cohen i doktor Susan
Babey  opublikowały  w  „New  England  Journal  of  Medicine”  artykuł,
w  którym  dowodzą,  że  nasze  wybory  zakupowe  są  coraz  bardziej
automatyczne,  czyli  kupujemy  coraz  mniej  świadomie.  W  kontekście

background image

pokus  można  nawet  posunąć  się  do  stwierdzenia,  że  im  więcej
pieniędzy  i  otwartości  na  nowe,  tym  więcej  pokus,  ponieważ
dowolność  w  dysponowaniu  finansami  zwalnia  co  niektórych
z myślenia.

Kampanie  marketingowe  przekonują  nas,  co  jest  dla  nas  najlepsze

w każdej dziedzinie życia. Dochodzi do tego, że się nie zastanawiamy,
co jest nam potrzebne, czego tak naprawdę chcemy, tylko wybieramy
to, co jest pokazywane w spotach reklamowych. Zresztą spójrzmy na
te  wszystkie  obietnice  lepszego  samopoczucia,  szczęścia,  świetnego
nastroju, popularności, które mają się ziścić w magiczny sposób tylko
dzięki  temu,  że  kupimy  dany  produkt.  Tymczasem  nawet  jeżeli  po
zjedzeniu  batonika  czy  kupieniu  nowej  spódnicy  poprawi  się  nam
humor,  będzie  to  chwilowe,  przejściowe,  krótkie.  Nie  jest  to  trwała
zmiana,  a  powierzchowny,  tymczasowy  plasterek.  Jeżeli  poddamy  się
przekazom  medialnym  czy  presji  otoczenia,  to  będziemy  obklejeni
coraz  większą  liczbą  takich  plasterków.  Ani  to  stałe,  ani  ładne,  ani
pożyteczne.

Prawdziwe źródło trwałej zmiany leży w nas samych. Aby do niego

dotrzeć,  musimy  się  nauczyć  ignorować  to,  co  nam  nie  służy,
i odrzucać to, co nas nie rozwija, a hamuje. To też jest świadomość –
umiejętność rozróżnienia tego, co mnie hamuje, od tego, co dodaje mi
skrzydeł. 

Umiejętność 

rozróżnienia 

motywacyjnej 

atrapy 

od

prawdziwej inspiracji. Wtedy dopiero świadomość staje się tym, czym
jest,  a  nie  ograniczeniem.  W  przeciwnym  wypadku  choleryk  kwituje
swoją  wybuchowość:  „Czego  wy  oczekujecie,  przecież  taki  jestem”
i jest przekonany, że to świetna wymówka.

M.  K.:  Właśnie!  Choleryk  nazwie  świadomością  tendencję  do
wybuchowości,  a  może  to  być  równie  dobrze  po  prostu  brak
asertywności.  Cholerycy  to  nie  tylko  ludzie  wybuchowi,  to  wspaniali
przywódcy  o  genialnych  cechach.  Jednak  to  od  nich  samych  zależy,
jak  będą  wykorzystywać  te  cechy.  Wybuchowość,  nerwowość,
krzykliwość  –  te  emocje  łatwo  wychodzą  z  człowieka,  który  nie  zna
samego  siebie,  który  stworzył  obraz  siebie  na  podstawie  tego,  co
o  nim  mówili  i  jak  go  traktowali  inni,  o  czym  mówią  media  i  kogo
lansują, czy też na podstawie własnych pragnień bycia kimś ważnym,

background image

których się wstydzi nawet przed samym sobą.

B.  M.:  Niestety  wybuchowość  i  agresja  często  objawiają  się
w stosunku do bliskich osób. Najłatwiej zranić tych, których kochamy,
bo  wiemy  o  nich  najwięcej  i  nie  mamy  przed  nimi  zahamowań.  To
przykre, bo przecież taki choleryk, który huka na żonę z byle powodu,
w  pracy  potrafi  się  powstrzymać,  gdy  zirytuje  go  przełożony.  Taki
właśnie  był  Piotr,  mąż  Joasi,  o  którym  rozmawiałyśmy  wcześniej.
W  kontekście  zawodowym  dochodzi  kwestia  hierarchii,  więc  Piotr  nie
chciał  podpaść  silniejszemu,  gdyż  to  mogłoby  zaważyć  na  jego
karierze. Ale w domu nie miał skrupułów, by robić awanturę z powodu
źle  zawieszonego  papieru  toaletowego  czy  zimnej  zupy.  Przy  czym
twierdził, że on oczywiście kocha swoją żonę.

M. K.: To swoisty paradoks życiowy. Najbardziej ranimy tych, których
kochamy, bo oni otworzyli się na nas. O Joasi Piotr wiedział wszystko,
znał  jej  słabe  punkty,  wiedział,  jak  złamać  ją  ostrą  krytyką.  Nie
stosował  krytyki  w  pracy  w  stosunku  do  przełożonego,  jednak
niewykluczone, że gdyby sam był przełożonym, to podwładnym by jej
nie  szczędził.  Być  może  nie  krytykowałby  ich  tak  ostro,  ale  jednak.
Piotr  miał  piękną  maskę,  gdy  zakochał  się  w  Joasi,  zresztą  ona  też
miała maskę. Gdy oboje zdjęli swoje maski, zobaczyli to, czego się nie
spodziewali  –  wzajemne  słabości.  Zabrakło  charakteru,  aby  zająć  się
własnym związkiem i relacją. Poszli na łatwiznę. Nałożyli maski „no nie
wyszło”  i  rozeszli  się  w  przeciwnych  kierunkach.  Gdy  Joasia  jeszcze
szukała  odpowiedzi  na  pytanie  „Dlaczego?”,  Piotr  testował  ułańską
fantazję.  Zabrakło  głębi  świadomości.  Zapamiętane  zostało  tylko:
„świadomy  praw  i…”.  Do  tego  własna  interpretacja  zdarzeń
i zaczynamy żyć świadomie niestety tylko z pozoru. „Nie dam się drugi
raz  wyprowadzić  w  pole”  –  przyrzekamy  sobie  i  oczywiście  przy
najbliższej  okazji  jesteśmy  znowu  jak  dzieci  we  mgle,  gdyż  nie
wyciągnęliśmy wniosków, nie zajrzeliśmy w głąb siebie i nie zadaliśmy
sobie pytania: „Jaki był mój udział w tym niepowodzeniu?”.

Przebudzenie świadomości

background image

B.  M.:  Wróćmy  zatem  do  świadomości  –  choleryk  mający
świadomość, że emocjonalnie reaguje na niepowodzenia, może zacząć
pracować  nad  sobą,  na  przykład  nad  panowaniem  nad  gniewem.
Wtedy  będzie  mógł  powiedzieć  o  sobie,  że  jest  świadomy  swojej
skłonności  do  wybuchania  złością.  Zauważyłam,  że  czasem
cholerykom  bardzo  pomaga  nazwanie  swoich  emocji,  na  przykład:
„Zdenerwowała  mnie  ta  rozmowa,  dajmy  sobie  pięć  minut  na
ochłonięcie”.  Jeżeli  choleryk  nauczy  się  pracować  z  własnymi
emocjami, to będzie w stanie zauważyć, że podnosi się mu ciśnienie,
i  zareagować  przed  eksplozją.  Dobrze  jest  tutaj  zastosować  skalę  –
lubiących konkrety choleryków bardziej przekonują liczby niż poetyckie
określenia. Jeżeli więc choleryk w trakcie dyskusji zada sobie trud, by
skupić  się  na  moment  na  sobie  i  określić,  że  w  skali  od  1  do  10  jest
zdenerwowany  na  3,  to  będzie  mógł  kontynuować  dyskusję.  Jeżeli
jego  irytacja  dojdzie  do  poziomu  7,  to  powinien  przerwać  rozmowę
i  ochłonąć,  zanim  dojdzie  do  10  i  wybuchnie  niczym  wulkan.  To
sztuczka, która doskonale się sprawdza.

Spójrzmy  też  na  inne  temperamenty.  Zwykle  sangwinikom  się

zarzuca, że są chaotyczni. Jeżeli sangwinik zda sobie sprawę ze swojej
skłonności  do  chaotyczności,  to  będzie  mógł  ją  kontrolować.  Może
przecież  wypracować  nawyk  korzystania  z  organizatora  czy
kalendarza,  dzięki  czemu  będzie  porządkował  i  zapisywał  ważne
informacje.

M.  K.:  Niezależnie  od  temperamentu  do  zmian  potrzebna  jest
motywacja.  Szybciej  znajdą  ją  cholerycy  i  sangwinicy.  Melancholicy
i flegmatycy bardziej potrzebują bodźca, który „ruszy z posad bryłę ich
świata”, niż motywacji.

Dla przykładu opowiem historię Sandry – uroczej, miłej flegmatyczki

z fantazją sangwinika i pesymizmem melancholika. Sandrze brakowało
zdecydowania  typowego  dla  choleryka.  Jej  ciepłe  usposobienie
przyciągało  mężczyzn,  ale  na  krótko.  Szybko  nudzili  się  „sielskością”,
jaką  roztaczała.  Jak  można  się  domyślić,  związek,  który  przetrwał
stosunkowo długo, opierał się na dominacji partnera. I gdy już Sandra
miała  odejść  i  zacząć  żyć  inaczej,  pojawiło  się  dziecko.  Dało  jej  ono
pewną  siłę,  aby  nadal  trwać  w  związku,  który  niszczył  ją  coraz

background image

bardziej. Gdy po latach wszystko stało się nie do zniesienia nawet dla
flegmatyka,  Sandra  myślała  o  odejściu.  Kilka  dni  zbierała  się  na
odwagę,  aby  powiedzieć  kilkuletniemu  dziecku,  że  wyprowadzają  się
ze  wspólnego  mieszkania.  Gdy  zaś  w  końcu  to  powiedziała,  dziecko
postawiło jeden warunek: „Mamusiu, ale nie zabierzemy tam taty i nie
powiemy  mu,  gdzie  będziemy  mieszkać,  żeby  nigdy  do  nas  nie
przyszedł”. I to był ten bodziec, który „ruszył z posad bryłę świata” –
przesądził o decyzji i dał moc do działania.

Teraz  Sandra  jest  samotną  matką  i  szczęśliwszą  kobietą,  która

udowodniła sobie, że potrafi, że ma w sobie siłę, że dbanie o innych
to  rozmowa  z  nimi,  a  nie  spełnianie  niewypowiedzianych  życzeń,
których flegmatyk się domyśla.

Ja z kolei jestem dobrym przykładem sangwinika, którego opisałaś.

Chaotyczność  i  zapominanie  były  u  mnie  dawno  temu  na  porządku
dziennym.  I  jest  to  zdecydowanie  kwestia,  która  wymaga  pracy
własnej.  Pracując  z  ludźmi,  nie  mogłam  sobie  pozwolić  na
chaotyczność, dlatego w pewnym sensie się poświęciłam, pilnowałam
jej,  aby  nie  przejęła  kontroli  nad  moim  życiem.  Pewne  rzeczy
zaczęłam  zapisywać,  segregować,  kategoryzować.  Skupiłam  się  na
organizacji pracy, grupowaniu informacji, dokumentów. Tak, można to
zrobić.

B.  M.:  Użyłaś  sformułowania  „poświęciłam  się”,  które  często  jest
nacechowane  pejoratywnie.  Wyjaśnijmy,  że  świadomość  to  nie  jest
„wiązanie”  siebie.  Przykładowo,  jeżeli  sangwinik  lubi  mówić,  to
rozmawia  i  nie  ma  z  tym  problemów.  Przecież  gdy  ktoś  „życzliwy”
powie mu: „Bo ty za dużo gadasz”, nie oznacza to, że ma już zawsze
zamykać usta na spotkaniu towarzyskim.

M.  K.:  Rzeczywiście,  warto  podkreślić,  że  świadomość  jest  pomiędzy
skrajnościami  –  pomiędzy  ograniczeniem  a  rozluźnieniem.  Sangwinik
lubi  dużo  mówić,  jednak  może  nauczyć  się  pracować  nad
słowotokiem.

B.  M.:  W  takim  przypadku  świadomość  wiązałaby  się  ze
stwierdzeniem:  „Wiem,  że  dużo  mówię,  dlatego  nauczę  się  lepiej

background image

słuchać, wychwytywać sygnały świadczące o znudzeniu słuchacza”.

M. K.: Właśnie, sangwinik ma łatwość mówienia. Jest jednak różnica
między  mówieniem  a  mówieniem  do  ludzi.  W  dzieciństwie  i  w
młodości  często  zwracano  mi  uwagę,  że  jestem  gadułą  i  bardzo
głośno  mówię.  Gdy  mnie  uciszano  i  zamykano  mi  usta  mało
wyszukanymi  uwagami,  czułam  się  okropnie  –  niedoceniana,
beznadziejna,  gorsza.  Na  szczęście,  do  czasu.  Jako  coach  i  mówca
motywacyjny pracuję głosem i tym, jak tworzę przekaz czy prowadzę
rozmowę. To, co było moim przekleństwem, jest teraz moim atutem,
narzędziem pracy.

Oczywiście każdym narzędziem trzeba umieć się posługiwać. Ja też

się tego uczyłam. Jeśli teraz ktoś zarzuca mi gadulstwo czy donośność
głosu,  uśmiecham  się  albo  kwituję  to  słowami:  „Wiem,  cały  czas
pracuję nad tym” czy „To właśnie dzięki temu mam wspaniałą pracę”
lub delikatnie ściszam głos i zwięźle kończę – zależy od kontekstu.

Świadomość  nie  eliminuje  danych  cech,  tylko  oznacza,  że  uczymy

się  nimi  zarządzać.  Każdy  temperament  ma  swoje  cechy,  określenia
„cechy  dodatnie”  i  „cechy  ujemne”  nie  są  przypadkowe.  Mamy  swoje
mocne i słabe strony, co nie znaczy, że to są wady.

B. M.: Bo wada to cecha, którą doprowadzamy do skrajności…

M. K.: I nie ma znaczenia, czy daną cechę uważamy za pozytywną czy
negatywną.  To  tylko  nasza  subiektywna  ocena.  Nauczyliśmy  się
oceniać  w  procesie  dorastania,  wychowania  i  obserwowania  innych.
Wada  to  taki  stan  danej  cechy,  który  utrudnia  funkcjonowanie  czy
budowanie  relacji.  Nad  wadami  należy  pracować,  i  to  intensywnie.
Podobnie  jak  nad  zaletami,  ponieważ  są  to  cechy,  które  eksponują
nasze umiejętności i talenty. Moim zdaniem zalety to właśnie talenty.
I nad nimi też trzeba mocno pracować, żeby je rozwinąć.

Między  wadami  i  zaletami  jest  miejsce  na  słabe  i  mocne  strony.

Słabe strony, czyli te, które są raczej pasywne, i mocne, które częściej
dochodzą do głosu. Gdy zmieniają się okoliczności, na przykład już nie
jestem  na  utrzymaniu  rodziców,  tylko  zaczynam  pierwszą  pracę,  też
następuje przetasowanie cech.

background image

B.  M.:  Choleryk,  o  którym  jedni  mówią,  że  jest  agresywny,  będzie
przez innych postrzegany jako osoba nastawiona na realizację zadania
za  wszelką  cenę.  Agresywny  w  domu,  ale  już  reprezentując  interes
ogółu  w  jakiejś  spornej  kwestii,  broniąc  swojego  stanowiska  bądź
nawet  walcząc  o  pewne  przywileje,  może  być  nazywany  walecznym
czy odważnym. Staje się podziwianym wojownikiem.

M.  K.:  Agresywność  też  może  być  formą  pewności  siebie,  odwagi,
ukierunkowania  na  realizację  zadań.  Zachowanie  choleryka  może  być
przerażające dla flegmatyka, raczej uległego temperamentu. Choleryk
zaś  jest  nastawiony  na  konkrety  i  zdecydowane  wyjaśnienie  swojego
punktu  widzenia  jest  dla  niego  w  danym  momencie  najlepszą  formą
szybkiego załatwienia sprawy.

Flegmatyk  z  kolei  jest  temperamentem  bardzo  taktownym

i potrzebującym czasu na przemyślenie, co sprawia, że łagodzi pewne
sytuacje. Dzięki temu uczymy się, że można inaczej, spokojniej.

B.  M.:  Flegmatycy  to  ciekawi  negocjatorzy  –  bywają  uparci,
a jednocześnie uprzejmie stanowczy.

M.  K.:  Melancholik  ociąga  się  z  podejmowaniem  decyzji,  jest
podejrzliwy, nastrojowy. Te cechy w nadmiarze mogą odebrać innym
radość  życia.  Jednak  filtrują  ich  pochopność.  Łagodzą  na  przykład
ostre zapędy sangwiników.

Wracając do pojęcia świadomości i do świadomości swoich mocnych

i  słabych  stron,  swoich  talentów  i  chęci  ich  rozwijania…  Świadomość
to  bycie  przygotowanym  na  różne  zachowania  innych  ludzi.
Tymczasem  to,  co  robimy  najczęściej,  czyli  ocenianie,  jest  formą
krytyki,  ucieczki  od  świadomości.  Świadomość  jest  to  też  silne
zaangażowanie w zrozumienie świata i ludzi.

Świadomość jako zaangażowanie

B. M.: Użyłaś słowa „zaangażowanie” – przyznam, że w tym obszarze
obserwuję  coraz  więcej  problemów.  Czasem  odnoszę  wrażenie,  że
niektórzy z zaangażowaniem to tylko oglądają telewizję. Wszystkim się

background image

przecież  spieszy.  Szybciej,  lepiej,  dalej,  mocniej.  Więcej  i  więcej.
I  nawet  jeżeli  kontakty  ze  znajomymi  mamy  powierzchowne,  to
jednak  nie  da  się  tak  żyć  z  samym  sobą.  Bo  to  jest  życie  w  masce,
o  czym  mówiłyśmy.  Dzieci  się  nie  spieszą,  są  tu  i  teraz.  A  potem
dojrzewają, rosną i zaczyna się wyścig. Koło trzydziestki już siedzimy
w rozpędzonej kolejce górskiej…

M.  K.:  Mało  tego,  jako  dorośli  mądrzymy  się,  mamy  fakultety,
pokończone szkoły i uzurpujemy sobie prawo do kształtowania swoich
dzieci  na  wybrany  przez  siebie  model.  Stawiamy  poprzeczkę  wyżej
wedle  swojej  perspektywy,  a  nie  możliwości  dziecka.  A  przecież  od
własnych dzieci można się wiele nauczyć.

Jako  osoba  o  wielu  cechach  sangwinika  wiedziałam,  że  mam

tendencję do powtarzania się – efekt uboczny gadulstwa i ewidentna
uciążliwość  dla  innych.  Swego  czasu  zaryzykowałam  i  polecam  taki
eksperyment  wszystkim  rodzicom.  Poprosiłam  córki,  by  zwracały  mi
uwagę,  kiedy  się  powtarzam  –  w  każdej  sytuacji,  nawet  w  czasie
kłótni.  Gdybyśmy  były  w  większym  gronie,  to  aby  nie  narażać  się  na
komentarze  na  temat  wychowania,  miały  mi  o  tym  mówić  już  po
wszystkim. Początkowo nie było łatwo znieść krytykę ze strony swoich
dzieci.  Potem  dopracowywałyśmy  wszystko,  czyli  moje  i  ich
wypowiedzi. Dzięki temu dotarła do mnie skala problemu.

B.  M.:  Ktoś  mógłby  powiedzieć,  że  zaryzykowałaś  utratę
rodzicielskiego autorytetu. A przecież tak naprawdę właśnie pokazałaś
swoim  dzieciom,  że  dorosły  też  może  się  pomylić,  a  jeżeli  tak  się
zdarzy,  to  może  swoje  błędy  naprawić,  i  –  co  najważniejsze  –  że
liczysz się ze zdaniem córek i im ufasz. Myślę, że to dobry pomysł, by
pytać swoje dzieci, jak nas postrzegają, czego się od nas nauczyły, co
w nas lubią, co im przeszkadza…

M.  K.:  Może  się  okazać,  że  będzie  to  dla  nas  wartościowa  lekcja
pokory.  Między  innymi  dzięki  temu  mam  dziś  większą  świadomość
tego,  co  mówię  i  jak  mówię.  Mam  też  głębszą  relację  z  córkami  –
pokazałam  im,  że  są  wartościowymi,  mądrymi  osobami  i  ich  zdanie
jest  dla  mnie  ważne.  Wzmocniłam  ich  poczucie  własnej  wartości.

background image

Pokazałam im, jak udzielać tak zwanej informacji zwrotnej, nie raniąc
drugiej osoby i jej nie umniejszając.

W  tym  eksperymencie  najbardziej  zdziwiło  mnie  podejście  moich

córek.  Myślałam,  że  będą  nadużywać  krytyki,  triumfować  nad  moimi
wpadkami,  co  początkowo  budziło  moje  obawy.  Tymczasem  one  też
były  pełne  obaw  –  pytały,  czy  jestem  tego  pewna,  czy  nie  będę  się
złościć  i  krzyczeć,  czy  to  wypada  zwracać  dorosłemu  uwagę,  co
powiedzą  inni.  Uspokoiło  je  stwierdzenie,  że  aby  być  lepszą  osobą,
potrzebuję  ich  pomocy,  ponieważ  ja  nie  widzę  i  nie  słyszę  tego,  co
widzą  i  słyszą  one.  Córki  musiały  się  upewnić,  że  to  bezpieczne,
a  mnie  zadziwiło  to,  jak  bardzo  dzieci  nie  czują  się  ludźmi,  jak  im
trudno i jak nisko stawiają się w hierarchii ważności. Podoba mi się to,
co powiedział Janusz Korczak, że dzieci nie są głupsze, one mają tylko
mniej  życiowego  doświadczenia.  I  dodam,  że  mają  w  sobie  tę
mądrość, o której my, dorośli, zapomnieliśmy.

B.  M.:  Może  być  nam  trudno  przyjąć  to,  jak  nasze  zachowania
wyglądają w oczach naszych dzieci, ale jednocześnie może to stanowić
początek zmian w nas samych i pracy nad sobą.

M.  K.:  Bo  świadomość  to  budzenie  w  sobie  mechanizmów  do
działania, a nie ocenianie innych.

B.  M.:  Nieocenianie  jest  szczególnie  ważne,  gdy  próbujemy  określić
temperament innych. Może się okazać, że zwykle reagujący nerwowo
i ostro choleryk zaskoczy nas w nowej sytuacji. Uruchomią się w nim
zachowania  typowe  dla  temperamentu,  który  być  może  ma
w  mniejszości,  który  jednak  właśnie  teraz  doszedł  do  głosu.  Takie
zupełnie  inne  zachowania  obserwujemy  zwłaszcza  w  nowych,  dotąd
niespotykanych sytuacjach.

Tak właśnie było z Joasią, o której mówiłyśmy wcześniej. Spotkała

młodzieńczą  miłość,  przypomniała  sobie,  kim  była,  odżyła  w  niej
sangwiniczka  i  gdy  mąż  zrobił  jej  kolejną  awanturę  o  porozrzucane
zabawki dzieci, wrzasnęła na niego, że dzieci są w połowie jego, że też
ma  ręce  i  sam  może  pozbierać  zabawki.  Zwykle  reagowała
przeprosinami  i  w  pośpiechu  sprzątała,  a  tym  razem  jej  furia

background image

„sprzątnęła”  cały  autorytet  Piotra,  który  stanął  jak  wryty,  patrzył  na
nią dobry kwadrans, po czym mruknął, że właściwie to dzieci same już
powinny po sobie sprzątać.

M. K.: Jesteśmy mieszanką czterech temperamentów, dlatego daje to
nam  wiele  możliwości.  Możemy  w  pewnym  momencie  zmienić  bieg
wydarzeń.  Potrzebny  jest  do  tego  odpowiedni  bodziec.  To,  co
zadziałało  na  Joasię,  niekoniecznie  zadziałałoby  na  kogoś  innego,
nawet jeśli też byłby flegmatykiem.

Sandra  potrzebowała  innego  bodźca  –  wiązał  się  on  z  instynktem

macierzyńskim:  „Moje  dziecko  jest  nieszczęśliwe!  Muszę  z  tym
skończyć!”.  Różne  bodźce  pozwalają  zmienić  perspektywę  nie  tylko
nam, ale też naszym bliskim czy współpracownikom. Zrobienie czegoś
inaczej daje nam siłę i z czasem buduje nasz autorytet.

Warto  wiedzieć,  kim  jesteśmy,  jakie  cechy  nas  charakteryzują,  aby

lepiej  zareagować  na  bodźce.  Należy  pamiętać,  że  jednorazowe
zrobienie  „testu  na  temperament”  bez  właściwej  interpretacji  może
przynieść nam więcej złego niż dobrego. Zamiast zyskać świadomość
poznania, możemy utwierdzić się w zgubnych przekonaniach.

Bez wymówek

B.  M.:  Utwierdzamy  się  w  zgubnych  przekonaniach,  ponieważ
zyskujemy  wyjaśnienie  własnych  zachowań.  A  przecież  dwie  osoby
zaznaczające tę samą cechę, na przykład „nieśmiały”, mogą mieć coś
innego na myśli. Ania powie, że jest nieśmiała, bo nie lubi przemawiać
publicznie,  przy  czym  dla  niej  oznacza  to  występowanie  przed  więcej
niż dwiema osobami. Z kolei Konrad może uważać się za nieśmiałego,
bo nigdy nie wychodzi z żadną inicjatywą. Jednak mówi wyraźnie i ma
dobrą  aparycję,  dlatego  prowadził  w  szkole  wszystkie  apele,  dzielnie
trzymając w ręku przygotowany przez koleżanki tekst.

M.  K.:  Nie  tylko  ta  sama  cecha  może  się  u  różnych  ludzi  objawiać
czymś innym, ale jeszcze jej poziom może być różny. Często spotykam
się  też  z  tym,  że  to,  co  inni  o  nas  mówią,  przekłada  się  na  to,  jak
postrzegamy  siebie.  Agnieszka  zaznaczyła,  że  jest  naiwna,  a  okazuje

background image

się  racjonalnie  myślącą  osobą  o  analitycznym  umyśle.  Spytałam  ją
zatem, dlaczego uważa, że jest naiwna. A ona na to, że wszyscy jej to
mówią.

B.  M.:  Przy  czym  jeśli  dopytamy,  to  „wszyscy”  pewnie  okażą  się
jedynie matką albo partnerem.

M.  K.:  Bardzo  często  tak  jest.  Znamy  siebie  z  opinii  innych  na  nasz
temat.  Nie  zadajemy  sobie  trudu,  żeby  poznać  siebie  i  stworzyć
własne  zdanie  na  swój  temat.  Wzmocnić,  a  może  i  odbudować
poczucie własnej wartości i pewności siebie, a nie cudzą opinię w tej
sprawie. Naiwność, co prawda, nie kojarzy się zbyt dobrze, co jednak
nie znaczy, że jest zła.

B.  M.:  Naiwność  może  też  być  określeniem  pewnej  otwartości  na
świat  i  tendencji  do  okazywania  życzliwości  i  ufności  innym  ludziom,
dopatrywania się w nich dobrych rzeczy, a nie złych.

M.  K.:  Słowa  są  pewnymi  symbolami,  którymi  się  posługujemy,  aby
tworzyć  i  wymieniać  informacje.  Słowo  „stół”  przywołuje  na  myśl
obraz  przedmiotu  powszechnie  używanego  do  określonych  czynności.
I  tych  obrazów  będzie  tyle,  ilu  jest  ludzi.  I  nie  będzie  dwóch
identycznych.  Słowo  spełnia  pewną  funkcję  informacyjną.  Czytałam
gdzieś,  że  używamy  słów,  aby  ukryć  własne  myśli.  W  mojej  pracy
coachingowej często spotykam się z tym, że ludzie używają słów, aby
wręcz  zagłuszyć  własne  myśli.  Jaki  przyświeca  temu  cel?  Jakie  mają
intencje?

Określając osobę czy jej zachowanie, należy zawsze zwrócić uwagę

na jej intencje. Jeżeli ja lubię komuś pomagać i nie oczekuję zapłaty,
to  po  prostu  pomagam.  Ktoś,  kto  ma  inne  zasady,  powie,  że  jestem
naiwna,  a  przecież  moją  intencją  była  pomoc,  a  nie  zarobek.
Świadomość  różnorodności  nie  szkodzi,  ocenianie  zaś  bardzo.
Świadomość  pozwala  odbierać  sytuację,  a  ocena  klasyfikuje
zachowania  w  obrębie  wad  i  zalet,  przy  czym  tych  pierwszych
przeważnie jest więcej.

background image

B.  M.:  Każda  zaleta  w  nadmiarze  może  stać  się  wadą.  Nad  każdą
wadą  można  popracować,  aby  nie  uprzykrzała  życia  nam  lub  innym.
A  jeżeli  rozkładam  ręce  i  twierdzę,  że  się  nie  da,  to  znaczy,  że  żyję
w małej świadomości.

M.  K.:  Gdy  słyszę,  że  czegoś  nie  da  się  zrobić,  to  powtarzam  za
dziadkiem mojego znajomego, że nie da się parasola w d….. otworzyć.
Po czym dodaję, że Tom i Jerry dzięki pomysłowości swoich twórców
akurat  z  tym  zadaniem  sobie  poradzili.  W  tym  miejscu  posłużę  się
słowami Walta Disneya, że człowiek może stworzyć wszystko, co jego
umysł jest w stanie wymyślić.

Kiedyś  usłyszałam  od  lekarza  w  bardzo  podeszłym  wieku,  że

większości jego pacjentów nie dolega nic z wyjątkiem ich myśli. Jakie
zatem myśli przeszkadzają nam tworzyć własne życie?

B. M.: Wiem coś o tym. Prowadzone przeze mnie warsztaty na temat
powstrzymywania 

negatywnych 

myśli 

cieszą 

się 

niezmienną

popularnością.  Okazuje  się,  że  niezależnie  od  temperamentu,  statusu
finansowego,  posiadania  lub  nie  rodziny  myśli  uprzykrzają  nam  życie
i  odbierają  radość.  Gdy  stajemy  się  świadomi  ograniczających  nas
myśli,  możemy  uczyć  się  nimi  zarządzać.  I  to  jest  przełamanie
utartych  schematów.  Otwarcie  drzwi,  które  nie  tylko  były  dotąd
zamknięte, ale których się po prostu nie widziało.

M. K.: Trzeba zmienić perspektywę – to ja mam zaakceptować świat,
a nie świat ma zaakceptować mnie. Większość z nas narzeka, zrzędzi
i przyjmuje postawę roszczeniową. Takim osobom mówię przeważnie:
„Moment,  a  co  ty  takiego  robisz,  że  świat  ma  zauważyć  właśnie
ciebie?  Jeżeli  tylko  narzekasz  i  zrzędzisz,  to  jesteś  w  większości.  Daj
coś od siebie, a świat zacznie cię zauważać”. Bo jak powiedział Henry
Ford:  „Jeżeli  będziesz  postępować  tak  jak  większość,  to  tak  jak
większość  poniesiesz  porażkę,  a  jeśli  będziesz  postępować  tak  jak
nieliczni,  to  tak  jak  nieliczni  odniesiesz  sukces”.  Sukces  zaś  to  jedna
z kategorii świadomości.

B.  M.:  Ludzie  lubią  postępować  tak  jak  większość.  Kopiują  swoje

background image

nawyki,  nie  wychylają  się  z  tłumu.  W  grupie  rozkrzyczanych
ekstrawertyków,  którzy  walczą  o  dominującą  pozycję,  introwertyk
analizuje sytuację z pewnym dystansem. I nawet jeżeli jest pewien, że
inne rozwiązanie jest lepsze niż to proponowane przez rozkrzyczanych
ekstrawertyków, to się nie odezwie. Siła tłumu i masy – wciskamy się
w otoczenie, stajemy niewidzialni, podążamy za trendami narzuconymi
przez 

kilku 

rozkrzyczanych 

ekstrawertyków. 

Zamiast 

wziąć

odpowiedzialność  za  siebie  i  swoje  czyny,  poddajemy  się  woli
większości. A potem możemy do woli narzekać.

M.  K.:  Stoimy  w  miejscu  i  narzekamy,  mamy  złudne  poczucie
bezpieczeństwa. Skoro wszyscy, to ja też, przecież krzywda nie może
dotyczyć  tylu  osób.  Potem  się  okazuje,  że  może.  I  koło  się  zamyka
konkluzją: „Biednemu to zawsze wiatr w oczy”.

W  świecie  zwierząt  działanie  bądź  jego  brak  dyktuje  instynkt.

Człowiek  oprócz  pytania  „Po  co?”  dodaje  „Co  ja  z  tego  będę  miał?”.
To, co chcemy mieć, staje się intencją. Po to mamy świadomość, aby
decydować o naszych intencjach – chcę budować, czy chcę niszczyć?
Chcę  wychodzić  naprzeciw,  czy  chcę  się  odgradzać  od  innych?
Intencje nadają barwę naszym działaniom.

Coaching dla ciebie:

przebudzenie świadomości

Jeżeli stoisz w miejscu, mylisz samoocenę z postrzeganiem przez innych lub ogranicza się
krytyka  z  zewnątrz,  to  poświęć  kwadrans,  by  odpowiedzieć  sobie  na  podane  pytania
coachingowe.

Kiedy  działasz  świadomie?  Co  chcesz  dzięki

temu zyskać?

 

Jakie  zachowania  są  poza  twoją  świadomością?
Jak się o nich dowiadujesz?

 

Które 

cechy 

świadomie 

wpisałabyś 

sobie

w życiorys? Jak zmieniłoby się wtedy twoje życie?

 

Którą  cechę  uważasz  u  siebie  za  najtrudniejszą?
Co  pozytywnego  zadziało  się  wtwoim  życiu  dzięki
tej cesze?

 

Którą  cechę  uważasz  u  siebie  za  najlepszą?  Co
negatywnego zadziało się w twoim życiu dzięki tej
cesze?

 

background image

Jak te cechy mogą stanowić o twojej sile?

 

Co  bardziej  ciebie  rani:  opinie  innych  ludzi  czy
własne? Jak sobie z tym radzisz?

 

Co  bardziej  cię  wzmacnia:  opinie  innych  ludzi  czy
własne? Co z tym robisz dalej?

 

background image

Rozdział 4

Budowanie poczucia własnej wartości

Beata  Mąkolska:  Świadomość  własnych  cech  i  umiejętność
zarządzania  nimi  ugruntowuje  poczucie  własnej  wartości.  Jeżeli  nie
mamy  ustabilizowanego  poczucia  własnej  wartości,  jeżeli  nie
motywujemy  siebie,  nie  doceniamy  i  nie  pracujemy  nad  postawą
asertywną,  to  zakładamy  maski  i  niestety  nie  żyjemy  w  zgodzie  ze
sobą – niezależnie od temperamentu.

Małgorzata Krawczak:  Nathaniel  Branden  powiedział:  „W  systemie
wartości  człowieka  nie  ma  nic  ważniejszego  i  bardziej  decydującego
o jego rozwoju psychicznym i motywacjach niż szacunek, jakim darzy
on  samego  siebie”.  Poczucie  własnej  wartości  to  szacunek,  jakim
darzę siebie. Poprzez to, jak szanuję siebie, pokazuję innym, jak mają
mnie  szanować.  Jeżeli  ja  tego  nie  robię,  to  daję  innym  przyzwolenie
na  poniewieranie  mną.  I  tu  się  sprawa  komplikuje,  bo  inni  wcale  nie
są  aż  tak  niegodziwi  i  niewdzięczni,  oni  po  prostu  stosują  się  do
naszych  „zaleceń”.  Jeżeli  szanuję  siebie,  to  czuję  się  dobrze  sama  ze
sobą  i  nie  mam  potrzeby  zakładania  masek.  Jestem  autentyczna
i dobrze mi z tym. A jeżeli nie szanuję siebie, to moje życie układa się
według  jednego  z  dwóch  scenariuszy.  Albo  staję  się  uległą,
sfrustrowaną i bezradną osobą, która ciągle szuka sposobu na to, aby
ją  szanowano,  i  robi  to  poprzez  udowadnianie  innym,  że  na  to
zasługuje, ponieważ się stara. Albo też sięgam po agresję i arogancję,
czyli wymuszanie szacunku za pomocą siły. Oba scenariusze mogą być
rozbudowane  w  zależności  od  temperamentów  i  okoliczności.  Nie
przynoszą  one  szacunku,  a  frustrację  –  i  to  w  nadmiarze.  Oba  są
wyczerpujące  psychicznie  –  dla  realizującej  je  osoby  i  dla  jej
otoczenia, z powodu noszenia masek. I co najważniejsze, oba można
przełamać i nauczyć się szacunku do siebie.

background image

B.  M.:  Napisano  wiele  książek  na  temat  poczucia  własnej  wartości,
a mimo to kobiety nadal cierpią z powodu niedoceniania siebie. Z racji
ról społecznych podlegają ciągłej krytyce, same krytykują inne kobiety
i  siebie  także  oceniają  bardzo  surowo.  Wartościują  siebie  przez
pryzmat własnych zachowań, relacji z innymi i społecznych oczekiwań.
Iwona  Majewska  Opiełka  w  książce  Siła  kobiecości  pisze,  że  w  ten
sposób  mieszają  pojęcie  tożsamości  z  podleganiem  nieustannej
ocenie

4

.

M. K.: Zgadzam się z tym. Z całą odpowiedzialnością chcę podkreślić,
że  to,  kim  jesteś  i  jak  siebie  traktujesz,  jest  ważniejsze  od  tego,  kim
jesteś w życiu zawodowym. A zdarza się, i to nie tak rzadko, że życiem
zawodowym nadrabiamy własne braki, aby lepiej wypaść na przykład
przed znajomymi. Ocena to rozliczanie pewnych dokonań i zachowań.
Często  kończy  się  kolekcjonowaniem  fakultetów  czy  tytułów
naukowych,  z  których  nie  wynika  nic,  jeśli  za  tym  nie  idzie  postawa
„wiem,  po  co  to  robię”.  Nie  ma  niczego  złego  w  byciu  osobą
wykształconą, 

która 

dzięki 

swojej 

wiedzy 

tworzy 

postawę

poszanowania  siebie  i  innych,  eksponowania  wartości  życiowych  czy
stwarzania  dla  siebie  i  innych  przestrzeni  do  rozwoju.  Dużo  złego
wiąże się zaś z byciem wykształconym dla samego wykształcenia.

B.  M.:  Są  ludzie,  którzy  uwielbiają  zasłaniać  się  dyplomami.  Kolejny
kurs,  kolejny  dyplom,  kolejny  papier  i  czują  się  pewniej.  Jakby  wciąż
musieli  komuś  coś  udowadniać.  Albo  rywalizują  na  liczbę  tytułów
i świadectw.

M.  K.:  Kiedyś  pracowałam  w  pewnej  firmie  transportowej.  Jednym
z  kierowców  był  pan  Henio.  Starszy,  szpakowaty  mężczyzna,
niezwykle  zadbany,  grzeczny,  taktowny.  Jeździł  ogromną  ciężarówką
po całej Europie i rozwoził towary. Czasem nie było go kilkanaście dni.
Taka  praca.  Zawsze  jednak  wprawiało  mnie  w  zdumienie,  a  czasem
wręcz  w  osłupienie,  to,  że  obojętnie,  z  jakiej  trasy  wracał,  wysiadał
z  samochodu  nienagannie  ubrany,  ogolony,  pachnący.  Inni  kierowcy
przy nim wyglądali mizernie, mimo że byli o wiele młodsi.

Cały czas się zastanawiałam, co taki elegancki człowiek robi w takiej

background image

pracy. Zachowanie, sposób bycia, elokwencja, obycie – dzięki samemu
przebywaniu  z  panem  Heniem  czułam,  że  staję  się  lepszą  osobą.  On
uważał,  że  jego  praca  nie  zwalnia  go  z  obowiązku  dbania  o  siebie.
Jeżeli  człowiek  dba  o  siebie,  to  nie  musi  się  martwić  o  to,  kto  ma
o niego zadbać. Te słowa dźwięczą mi w głowie cały czas. Pan Henio
uwielbiał swoją pracę, ponieważ za rozwiezienie towarów otrzymywał
pensję,  a  możliwość  jeżdżenia  po  Europie  miał  gratis.  Gdy  pytałam
innego  kierowcę,  jak  było  w  Paryżu,  to  słyszałam,  że  jak  w  każdym
magazynie. Gdy o to samo pytałam pana Henia, odpowiadał, że Pola
Elizejskie są przepiękne nocą, bo z jednej strony czuje się tam życie,
a  z  drugiej  strony  tworzą  atmosferę  tajemniczości.  Niesamowite  było
to, że inni w miastach Europy widzieli tylko magazyny, a dzień kończyli
„browarem  i  kimką”.  Pan  Henio  widział  ciekawe  i  piękne  miejsca,  bo
przed każdą trasą planował, co chce zobaczyć, czekając na rozładunek
czy  załadunek.  Gdy  inni  kierowcy  musieli  pomagać  rozładowywać
„cholerny  towar”,  on  udostępniał  samochód  do  rozładunku,
obserwując  bacznym  okiem  działania  innych  –  w  końcu  był
odpowiedzialny  za  auto.  Pijał  dobre  piwo  w  towarzystwie  żony,
w  pracy  czytywał  dobre  książki,  szczególnie  historyczne,  prasę
popularnonaukową i przewodniki turystyczne, zwiedzał miasta. I żeby
rozwiać  ewentualne  wątpliwości  nigdy  nie  dopuścił  się  żadnych
nadużyć,  czy  to  z  powodu  liczby  przejechanych  kilometrów,  czy
zużycia paliwa, czy też przebywania w trasie dłużej niż trzeba.

B. M.: Pan Henio miał klasę – którą się ma albo nie. Żadne pieniądze
ani  piastowane  stanowiska  nie  sprawią,  że  nagle  zaczniemy  ją  mieć.
Oczywiście  na  niektórych  prestiżowych  stanowiskach  trzeba  mieć
pewne  obycie  i  kto  go  nie  ma,  ten  zatrudnia  sztab  doradców,  aby
nauczyli  go  odpowiedniego  i  przekonującego  zachowania.  Jednym  ta
nauka  przychodzi  łatwiej,  innym  trudniej  –  wystarczy  popatrzeć  na
naszych polityków.

Dlaczego jednak kierowca nie miałby zachowywać się z klasą? Znów

włącza  się  nam  nawyk  oceniania,  że  kierowca  i  budowlaniec  mogą
wyglądać niechlujnie i kląć pod nosem, ile zapragną…

M. K.: Pan Henio miał wykształcenie podstawowe niepełne, ukończył

background image

sześć  klas.  Mógł  zatem  jak  najbardziej  wpasować  się  w  „powszechny
wizerunek  kierowcy”,  o  którym  mówisz.  Jak  jednak  mi  wyjaśnił,  po
wojnie  jego  rodzina  miała  problemy,  a  gdy  zmarł  jego  ojciec,  on
musiał  pomóc  mamie  i  poszedł  do  pracy.  Z  tamtego  okresu
najbardziej  zapamiętał  słowa  matki,  że  nie  jest  ważne  to,  czego
nauczą go w szkołach, ale to, czego on się może nauczyć od życia, nie
chodząc do szkoły. I to było dla mnie wręcz odkrywcze. W końcu nie
jest  sztuką  być  dobrym  uczniem  w  szkole,  gdzie  wszystko  masz
podane.  Sztuką  jest  być  dobrym  uczniem,  gdy  szkołą  jest  życie,  gdy
nie ma podręczników i wykwalifikowanych nauczycieli.

B.  M.:  Szkoła  uczy  tylko  jednego  sposobu  myślenia,  w  dodatku  jest
nastawiona na odtwarzanie, a nie kreatywność i przedsiębiorczość. To
dlatego piątkowi uczniowie często zasilają szeregi korporacji, pokornie
wykonując  narzuconą  pracę  i  nie  zadając  niepotrzebnych  pytań.
A  niesforne  ziółka,  które  swoją  bezczelnością  czy  nieustannym
drążeniem tematu zadręczały nauczycieli, zamęczając ich pytaniami „A
po  co  to  robić?”  czy  „A  nie  można  tego  zrobić  inaczej?”,  otwierają
własne  firmy,  awansują,  odnoszą  sukcesy.  Osoby  te  bowiem  myślą
nieszablonowo  i  wychodzą  poza  ramy  narzucone  przez  innych.
W szkołach taka postawa jest niestety karana słabą oceną (nie myślisz
jak  nauczyciel,  to  znaczy,  że  źle  myślisz),  a  po  wyjściu  z  trybów
powszechnej edukacji trzeba sobie radzić samemu.

M.  K.:  Wykształcenie  jest  wspaniałym  dodatkiem,  ale  to  nadal  tylko
dodatek do naszej osobowości. Gdy nauczymy się nie obwiniać nikogo
za to, co się stało – zyskamy siłę. Właśnie tak do życia podszedł pan
Henio  –  perfekcyjny  melancholik,  który  rozbroił  pesymizm  taktem
i  dyplomacją  flegmatyka  oraz  właściwą  sangwinikowi  umiejętnością
cieszenia się tym, co przynosi życie.

B.  M.:  Proste  mądrości,  o  których  zapominamy  w  technologicznie
wygodnym  świecie.  Pan  Henio  wziął  sobie  do  serca  słowa  matki.
Niezależnie  od  tego,  co  robił,  kierował  się  w  życiu  pewnymi
wartościami i nadrzędną zasadą. To perspektywiczne myślenie, dające
siłę w momentach, w których bieżące okoliczności nie sprzyjają.

background image

M. K.: Pan Henio to człowiek o pewnych wartościach, który miał i ma
autorytety.  A  takich  ludzi  jest  bardzo  wielu,  tylko  ich  skromność
i  szacunek  do  siebie  nie  pozwalają  im  taplać  się  w  „błocie
współczesnego szumu”.

Wolność wyboru i kobiecy biznes

M.  K.:  Paradoksalnie  żyjemy  w  dobrych  czasach.  Co  prawda  jest
więcej  idoli  i  celebrytów  niż  prawdziwych  bohaterów,  jednak  to
właśnie  teraz  mamy  więcej  wolności  osobistej.  Problem  polega  na
tym, że nie umiemy z niej korzystać. W przeszłości nie było wolnego
wyboru. Wszystko, łącznie z mężem i żoną, było narzucane z góry. To
nauczyło nas bierności, życia w strachu i poczuciu winy: „Co ze mnie
za kobieta, że nie mogę urodzić syna”, „Co ze mnie za mężczyzna bez
syna”. Obecnie jest inaczej.

B. M.: Tylko czasem brak nam odwagi. Podążamy za tłumem, jak już
mówiłyśmy.  Człowiek  ceniący  sobie  pewne  wartości  nie  będzie
podążał  za  tłumem,  skoro  ten  depcze  wspomniane  wartości.  Jednak
musi mieć odwagę, żeby się sprzeciwić.

M.  K.:  Z  braku  odwagi  czasem  wolimy  dopasowywać  stare  niż
kształtować nowe. Tworzenie własnej tożsamości powinno opierać się
na  wiedzy,  którą  mamy  w  sobie,  a  do  której  dostęp  został  nam
ograniczony  stereotypami  i  przekonaniami.  Tożsamości  nie  kreuje  się
na  podstawie  czyjejś  oceny  i  porównywania  się  z  innymi.  W  ten
sposób  tworzy  się  maski.  Prawdziwa  tożsamość  to  moje  jestestwo,
mój  temperament,  charakter,  osobowość  i  to,  jak  potrafię  tego
używać.  Im  bardziej  szanuję  siebie,  tym  lepiej  używam  moich
zasobów.

B.  M.:  Wiele  kobiecych  problemów  z  poczuciem  własnej  wartości
bierze  się  ze  zmiany  ról  społecznych.  Przecież  stosunkowo  niedawno
kobiety wkroczyły w świat biznesu i ekonomii, od niedawna mają takie
samo  jak  mężczyźni  prawo  do  edukacji  czy  głosowania  w  wyborach
powszechnych. Do tej pory wystarczyło, że przykładnie zajmowały się

background image

dziećmi  i  dbały  o  relacje  rodzinne.  Dziś  muszą  jeszcze  zarabiać
i  wykazywać  się  jako  kobiety  sukcesu  w  –  bądź  co  bądź  –  męskim
świecie.  Specjalnie  użyłam  określenia  „męskim”.  Prowadząc  wywiady

kobietami 

na 

wysokich 

stanowiskach 

kierowniczych 

lub

z  właścicielkami  dużych  i  małych  firm,  wielokrotnie  spotkałam  się  ze
stwierdzeniem,  że  biznes  ma  płeć.  Inaczej  interesy  załatwiają
panowie, nieco inaczej panie. Kiedy na gruncie zawodowym spotykają
się przedstawiciele obu płci, robi się ciekawie. Jeżeli dołożymy do tego
różnicę  wieku,  to  będzie  jeszcze  ciekawiej.  I  tutaj  zagubione  są
zarówno panie, jak i panowie. Dotąd bowiem w interesach trzeba było
być  skutecznym,  twardym  negocjatorem,  ambitnym  i  tak  dalej.
Mężczyźni od dzieciństwa uczą się maskowania emocji w celu zdobycia
przewagi i wygryzienia rywali (o ile w grę nie wchodzi jawna agresja
jako  metoda  walki  o  swoje).  Tymczasem  kobiety  przeciwnie  –  od
małego nastawione są na empatię i wychwytywanie sygnałów o stanie
samopoczucia z twarzy drugiej osoby

5

.

Niejedna  utalentowana  i  biznesowo  kompetentna  kobieta  poległa

podczas  negocjacji  z  biznesmenem  czy  rozmowy  z  przełożonym,
skupiając się na tym, co on czuje, co kryje się za jego kamienną miną.
Podczas  przedstawiania  własnych  argumentów  szukała  aprobaty  na
jego  twarzy  lub  próbowała  naśladować  jego  gesty  w  myśl  zasady
„myślimy  podobnie,  nasze  ciała  kopiują  swoje  ruchy”.  A  tu
niespodzianka  –  pan  odbiera  panią  jako  niestabilną  emocjonalnie,
niepoważną,  niemyślącą  o  konkretach.  Może  się  nawet  pojawić
określenie  „zbyt  kobieca”.  Bo  przecież  dobrego  biznesmena
charakteryzowały wcześniej przede wszystkim cechy męskie.

M.  K.:  A  jakie  miały  go  charakteryzować,  skoro  biznesmenami  byli
przez  lata  mężczyźni.  Jeżeli  kobieta  prowadziła  biznes,  było  to  raczej
małe przedsięwzięcie dla kobiet, ale i tu szybko wkroczyli mężczyźni i z
lokalnych  firm  stworzyli  korporacje.  Ponieważ  my,  kobiety,  jesteśmy
w  świecie  biznesu  od  niedawna,  to  nie  mamy  kobiecych  wzorców.
Cechy,  o  których  mówisz,  w  zasadzie  nigdy  nie  przystawały  kobiecie.
Tworzymy  nasze  biznesy,  „ukobiecając”  męskie  wzorce  czy  wręcz  je
naśladując,  rezygnując  tym  samym  z  siły  kobiecości.  Niepotrzebnie.
Coraz więcej badaczy przedsiębiorczości przyszłości podkreśla fakt, że

background image

będzie ona należała do kobiet.

B. M.: Wiele kobiet nadal jednak nie wierzy w siebie i w to, że mogą
coś  więcej  niż  „siedzieć  w  domu”.  Przykre  jest  to,  że  wydają  o  sobie
takie  opinie,  nawet  nie  podjąwszy  jakiejkolwiek  próby  zmiany
obecnego  stanu  rzeczy,  albo  poddają  się  po  jednej  mizernej  próbie,
kwitując  to  słowami:  „Wiedziałam,  że  tak  będzie”.  Nie  chodzi  tylko
o nieudane poszukiwania pracy i pierwsze niepowodzenia w biznesie –
one  podsumowują  to  w  taki  sposób,  jakby  katastrofą  było  całe  ich
życie.  Można  powiedzieć,  że  kobiety  są  mistrzyniami  negatywnego
myślenia,  trzymania  siebie  w  mizerności  i  rezygnowania  ze  strachu
z szans, z okazji, z podejmowania ryzyka.

M.  K.:  No  właśnie!  Od  czego  zaczęły  tę  próbę?  Od  przeczytania
romansidła  czy  obejrzenia  tandety  i  próby  wcielenia  tego  w  życie?
Życie  to  nie  fikcja  literacka  czy  film.  To  przykre,  ale  współczesny
komercyjny  świat  nie  jest  zbyt  zainteresowany  ludźmi  świadomymi
swoich  wartości.  Stąd  cała  masa  kolorowych,  przesączonych  szmirą
i  tandetą  pism,  programów,  filmów.  Ludzie  żyją  życiem  niczyim,
zapominają  o  własnym,  pamiętają  swoje  imię  i  nazwisko  i  utrwalają
w  sobie  poczucie  beznadziejności  oraz  narastającej  frustracji.  I  gdy
ona  oddaje  się  gotowaniu  obiadów  i  sprzątaniu,  on  oczekuje  od  niej
wampa,  bo  naoglądał  się  głupot.  I  odwrotnie,  gdy  on  przychodzi
zmęczony  z  pracy,  ona  oczekuje,  że  będzie  ją  uwodził  i  obsypywał
komplementami,  które  doprowadzą  do  wybuchu  namiętności  –  efekt
uboczny przyswajania scenariuszy pisanych dla pieniędzy. Wielu ludzi
narzeka,  że  nie  ma  czasu  na  nic,  jednocześnie  trwoniąc  go  na
oglądanie  banalnych  i  naiwnych  bzdur.  Przy  tym  zazdroszczą  tym,
którzy  nie  mają  czasu  na  masowo  ogłupiające  przyjemności,  a  wolą
rozwijać swoją osobowość.

B.  M.:  Są  panie,  które  narzekają,  że  nie  mają  czasu  ani  możliwości
wyrwać  się  na  warsztaty  rozwoju  osobistego,  za  to  potrafią  streścić
kilkanaście  odcinków  różnych  seriali.  Pełnienie  warty  przed
telewizorem  pochłania  czas.  Są  to  mistrzynie  tłumaczenia  się,  które
mnie  oczywiście  nie  jest  do  niczego  potrzebne  –  one  tłumaczą  się

background image

przed  sobą.  Używamy  wymówek,  ponieważ  strach  przed  zmianami
i  przed  tym,  co  nieznane,  trzyma  nas  w  tej  samej  niewygodnej,
ciasnej i smutnej, ale znanej rzeczywistości.

Oczywiście  panów  zalegających  po  pracy  na  kanapie  z  pilotem

w ręku także nie brakuje.

M.  K.:  Bezpowrotnie  zabrany  czas  i  poczucie  własnej  wartości.
Nicnierobienie  ćwiczy  w  nicnierobieniu,  podobnie  jak  narzekanie  jest
treningiem  w  narzekaniu.  To  kwestia  wyboru.  Jeżeli  wybieram
bierność,  nie  powinnam  mieć  do  nikogo  pretensji.  Ale  jeżeli  chcę
działać w biznesie, to muszę być aktywna.

B. M.: Od kiedy w biznesie są kobiety, zaczęły się pojawiać określenia
takie  jak  „empatia”  czy  „inteligencja  emocjonalna”.  Wprost  mówi  się
o  tym,  że  tam,  gdzie  są  kobiety,  poprawia  się  atmosfera  w  pracy,
polepszają  się  relacje  i  komunikacja  interpersonalna.  Nic  w  tym
dziwnego  –  jesteśmy  biologicznie  zaprogramowane  na  budowanie
relacji  i  w  pewnym  momencie  swojego  życia  wiele  z  nas  odczuwa
potrzebę  działania  na  rzecz  jakiejś  społeczności.  Czasem  łączymy  to
z biznesem, a czasem nie.

M.  K.:  Kobiety  kierują  się  intuicją,  a  to  „takie  niemęskie”.  Nadal
pokutuje przekonanie, że męski styl w biznesie to ten jedyny słuszny.
Panie  w  to  wierzą,  panowie  nie  zaprzeczają,  a  poczucie  własnej
wartości ciągle niedomaga.

B. M.: Zamiast wartościować (lepszy, gorszy) styl zarządzania czy styl
biznesowy zależnie od płci, lepiej mówić po prostu „inny”.

M.  K.:  Właśnie.  Gdy  mówimy  „lepszy”,  „gorszy”,  wówczas  skupiamy
się  na  ocenie,  narzucamy  własne  przekonania.  Gdy  mówimy  „inny”,
„odmienny”, to stwarzamy płaszczyznę odbioru. Dla jednego będzie to
nie  do  przyjęcia,  dla  innego  wprost  przeciwnie.  Ale  to  oni  sami
zagospodarują  sobie  swoją  płaszczyznę  odbierania  ludzi  i  zdarzeń.
W ten sposób nabieramy większej pewności siebie – zarówno my jako
nadawcy, jak i ci, którzy są odbiorcami naszego komunikatu.

background image

Gdy  narzucimy  własną  ocenę  danej  sytuacji,  choleryk  zareaguje

natychmiast.  Jeżeli  nie  zgadza  się  z  naszą  opinią,  może  być  głośno
i burzliwie. Jeżeli ją akceptuje, rozegra to w taki sposób, aby wszyscy
byli  przekonani,  że  ocena  wyszła  od  niego  i  tylko  przypadkiem  ktoś
inny  o  tym  powiedział.  Podobnie  zareaguje  sangwinik,  i  na  pewno
doda  swoje  wywody  i  domniemania.  Flegmatyk  może  być  oburzony
i  urażony  bezpośredniością  oceny;  w  końcu  jako  symbol  tolerancji
i ustępstw nie może na to przystać, ale cóż może zrobić? Melancholik
stwierdzi, że to nie jego sprawa.

Jaki  będzie  efekt?  Wszyscy  skupią  się  na  narzuconym  zdaniu  i  nikt

nie  przyjrzy  się  istocie  sprawy.  W  zasadzie  w  taki  sposób  byliśmy
wychowywani.  Tego  też  zresztą  uczono  nas  w  szkołach.  Poniekąd
wmówiono  nam,  że  ocena  to  najlepszy  sposób  na  życie,  ponieważ
motywuje do działania. Natomiast życie pokazuje, że ocena, owszem,
działa,  ale  nie  na  wszystkich.  Gdy  oceniamy  temperamenty
ekstrawertyczne,  czyli  choleryka  i  sangwinika,  to  działanie  i  dyskusję
mamy zapewnione. Flegmatyk i melancholik po prostu przyjmą ocenę
i ją zapamiętają.

B.  M.:  A  melancholik  nie  dość,  że  zapamięta,  to  jeszcze  weźmie  to
głęboko do siebie i zrazi się do osoby oceniającej.

M.  K.:  Są  takie  warunki,  na  przykład  testy,  egzaminy,  konkursy,
w  których  ocenianie  jest  koniecznością.  I  w  porządku.  W  ten  sposób
dostajemy instrukcje, jak wzmacniać swoje talenty, jak wspinać się na
wyżyny  sukcesu.  Natomiast  w  sytuacjach  życiowych  unikanie  oceny
umożliwia  samodzielne  odlezienie  się  w  sytuacji.  A  wystarczy  zmienić
ocenę  na  opis  okoliczności,  które  nam  przeszkadzają,  blokują  nasze
działanie  czy  zamiary.  Bywa,  że  jest  to  lepszy  motywator  niż  ocena.
Jednak  trzeba  pamiętać,  że  wdrażanie  nowych  reguł  trwa.  Wymaga
czasu  na  sprawdzanie  wytrzymałości  nowych  zasad  i  wytrwałości
wprowadzającego  je  człowieka.  I  jeszcze  kwestia  pochwały.  Jej  brak
osłabia  nie  tylko  wiarę  w  dobre  wykonanie  zadania,  ale  też  poczucie
własnej  wartości:  „Cokolwiek  zrobię,  i  tak  będzie  źle”.  Człowiek  źle
siebie ocenia i wpędza się w poczucie winy (introwertycy) lub popycha
do buntu (ekstrawertycy).

background image

Coaching a poczucie własnej wartości

B.  M.:  Ugruntowane  poczucie  własnej  wartości  stanowi  o  naszej  sile
niezależnie od płci i reprezentowanego temperamentu. Melancholikom
i  cholerykom  trudno  dać  sobie  prawo  do  popełniania  błędów,
ponieważ  obydwa  typy  mają  zapędy  na  perfekcjonistę.  Z  kolei
sangwinicy  i  flegmatycy  nazbyt  często  chcą  sprawić  przyjemność
innym, nierzadko kosztem siebie.

M. K.: Zachwiane poczucie własnej wartości jest źródłem wielu innych
problemów,  jak  choćby  toksyczne  relacje  z  otoczeniem.  Osoby
o niskiej samoocenie są niepewne siebie, swoich umiejętności, częściej
ulegają naciskom i manipulacji, czują się nieatrakcyjne fizycznie, stają
się zbyt uległe lub agresywne i często oszukują, by otrzymać nagrodę.
Uległość i agresja to dwie strony jednego medalu – niskiego poczucia
własnej  wartości.  Z  kolei  szacunek  i  otwartość  to  cechy  wysokiej
samooceny.

B. M.: Budując poczucie własnej wartości, musimy się skupić na tym,
czym  dysponujemy.  Ciekawie  podchodzi  się  do  tego  w  coachingu,
ponieważ w przeciwieństwie do psychoterapii coaching nie zajmuje się
wywlekaniem spraw z przeszłości.

M.  K.:  Tak,  to  prawda.  Coaching  nie  bazuje  na  ocenie  sytuacji  czy
osoby, tylko na stwarzaniu przestrzeni do poznawania siebie. Traktuje
przeszłość człowieka jako historię, która już się wydarzyła, i sięga do
niej  po  „momenty  chwały”,  aby  pokazać  osobie,  która  bierze  udział
w  coachingu,  że  skoro  tak  bywało  w  przeszłości,  to  nic  nie  stoi  na
przeszkodzie,  aby  to  powtórzyć.  Nic  oprócz  myśli,  przekonań,
stereotypów i niewygodnych nawyków. I na tym skupia się coaching.
Na  właściwym  rozpoznaniu,  co  tak  naprawdę  przeszkadza  osobie
w  osiągnięciu  celu,  na  inspirowaniu  jej  przy  opracowywaniu  taktyki
i  strategii  oraz  na  wspieraniu,  gdy  wprowadza  je  w  życie.  Johann
Wolfgang von Goethe pisał: „Nic nie jest ani dobre, ani złe, to nasze
myślenie takim to czyni”. Właśnie podczas coachingu można się o tym
przekonać.  Ludzie  przychodzą  na  coaching,  bo  nie  mogą  poradzić

background image

sobie z tą czy inną osobą. Chcą znaleźć na nią jakiś sposób. A sposób
jest  tylko  jeden  –  zacząć  od  siebie.  Cytowany  już  Goethe  powiedział
też, że jeśli każdy posprząta w swoim ogródku, to świat będzie czysty.
I  właśnie  tego  uczymy  się  w  trakcie  procesu  coachingowego
sprzątania we własnym ogródku.

B.  M.:  Ta  metafora  trafi  do  ludzi  przekonanych  o  tym,  że  ich  życie
spoczywa w ich rękach, i do tych, którzy biorą odpowiedzialność za to,
co robią.

M.  K.:  Metafora  pozwala  przełamać  racjonalne  podejście  do  sprawy.
W swojej pracy często używam metafor i wizualizacji. Są to narzędzia,
które  oddziałują  na  podświadomość.  Bardzo  podoba  mi  się  to,  co
powiedział  jeden  z  moich  klientów,  który  podczas  pewnej  sesji
coachingu poprosił o metaforę: „Dzięki metaforze mój rozum głupieje
i  się  wycofuje,  a  ja  mogę  porozmawiać  ze  swoją  intuicją”.  Każdy
proces  coachingu  rozpoczynam  od  poznania  temperamentu  danej
osoby.  To  stwarza  dla  niej  przestrzeń,  aby  mogła  zrozumieć
i  zaakceptować  swoje  dotychczasowe  zachowanie  oraz  pojąć,  że  nic
nie jest przesądzone, a nad każdą sprawą można popracować i jest to
tylko  kwestia  odpowiedniej  strategii.  Odkryłam,  że  od  kiedy  stosuję
taki  system  pracy,  moim  klientom  jest  łatwiej  rozprawiać  się
z poczuciem winy i szybciej odbudowują wiarę w siebie. Po prostu nikt
ich wcześniej nie uświadomił, oni sami nie wiedzieli. Nie ma winnych,
jest doświadczenie.

B.  M.:  Nauka  akceptacji.  Na  warsztatach  niektóre  panie  z  trudem
uświadamiają  sobie,  że  ich  silna  potrzeba  kontrolowania  niemalże
wszystkiego  uniemożliwia  im  akceptację  tego,  co  się  dzieje,  a  na  co
w  istocie  nie  mają  wpływu.  Sprawy  wymykają  im  się  spod  kontroli
i trzeba znaleźć winnego.

Kiedyś jedna z uczestniczek warsztatu odkryła przyczynę niechęci do

swojej  synowej,  którą  (w  dużym  skrócie)  winiła  za  to,  że  syn
wyprowadził  się  nie  tylko  z  domu,  ale  i  z  rodzinnego  miasta.
W  przekonaniu  tej  pani  jej  syn  był  nieskazitelny  (bardzo  chciała,  aby
taki  był),  zatem  dla  kontrastu  czarnym  charakterem  musiała  zostać

background image

synowa.  Nadmierna  potrzeba  kontroli  dorosłego  syna  oraz
jednoczesny  brak  takiej  możliwości  rodziły  frustrację,  złość,  gniew
i maskowały odczuwaną pustkę.

M.  K.:  To  jest  bardziej  widoczne  u  kobiet,  ponieważ  one  są
nastawione na relacje, a mężczyźni na zadaniowość. Dla kobiet, które
nie mają ugruntowanego poczucia własnej wartości, dorastanie dzieci
jest bolesne. Trudno im się odciąć od utartych schematów. Całe swoje
życie  dostosowały  do  dzieci.  Tak  naprawdę  zapomniały  o  sobie  i  o
partnerze.  Mamy  dzieci  po  to,  aby  wychować  je  na  wspaniałych,
samodzielnych  dorosłych,  a  nie  po  to,  by  traktować  je  jak  zabawki.
Niestety  często  traktujemy  je  jak  własność  –  jesteś  moim  dzieckiem
i  ja  wiem,  czego  ci  potrzeba.  Taka  postawa  jest  bardzo  toksyczna.
Z  czasem,  w  zależności  od  temperamentu,  przybiera  różne  odcienie,
ale zawsze zatruwa dzieciom życie na wiele sposobów.

Tabela 4. Mocne i słabe strony poszczególnych temperamentów

Mocne strony

Słabe strony

Choleryk

■ ukierunkowany na cel
■ bardzo dobry organizator
■ łatwo dostrzega praktyczne rozwiązania
■ szybki w działaniu
■ rozdziela pracę
■ kładzie nacisk na wydajność
■ realizuje cele
■ potrafi motywować innych
■ opozycja pobudza go do działania

■ trudno mu uznawać racje innych
■ nie lubi przekazywać innym kontroli
■ nie potrafi się podporządkować
■  wydaje  spontaniczne  sądy,  oceny,  często  raniąc

innych

■ nie jest skłonny udzielać emocjonalnego wsparcia

innym ludziom

Sangwinik

■ inicjuje nowe formy aktywności
■ sprawia bardzo dobre wrażenie
■ twórczy i barwny
■ tryska energią i entuzjazmem
■ rozpoczyna w efektowny sposób
■ pobudza innych do współpracy
■ oczarowuje współpracowników

■  ma  problemy  z  wykonywaniem  zadań,  zwłaszcza

tych precyzyjnych i w określonym terminie

■  nie  umie  odmawiać,  w  związku  z  tym  często

przejmuje za dużo obowiązków

■ zapomina o różnych sprawach
■ jest niepunktualny
■ łatwo ulega emocjom

Flegmatyk

■ kompetentny i solidny
■ zgodny, tolerancyjny
■ ma zdolności administracyjne
■ unika konfliktów
■  ma  zdolności  mediacyjne,  potrafi  być  rozjemcą

■ ma problemy z szybkim podejmowaniem decyzji
■ ma skłonności do unikania ryzyka
■ zwleka, odkłada sprawy na później
■ ma trudności w określaniu celów
■ unika odpowiedzialności (np. niechęć do awansu)

background image

w konfliktach

■ dobrze znosi naciski
■ znajduje proste rozwiązania

Melancholik

■ perfekcjonista o wysokich wymaganiach
■ wytrwały i dokładny
■ podporządkowuje się regulaminom
■  zorganizowany,  uporządkowany,  docenia  wagę

szczegółów

■ oszczędny
■  łatwo  dostrzega  problem  i  znajduje  twórcze

rozwiązanie

■ musi dokończyć, co zaczął
■ uwielbia liczby, wykresy, tabele, zestawienia

■ nieufny w stosunku do ludzi i sytuacji
■ bardzo wrażliwy, łatwo go urazić
■ łatwo popada w apatię i depresję
■ perfekcjonista wymagający wobec siebie i innych
■ ma trudności w określaniu celów
■ unika odpowiedzialności (np. niechęć do awansu)

Źródło: opracowanie własne.

Flegmatyk jest jak kameleon

B.  M.:  O  zatruwających  życie  teściowych  mówi  się  często,  gdy  te
przejawiają cechy choleryka. Jednak także matki flegmatyczki potrafią
zatruć  życie  dzieciom  i  innym  osobom  w  swoim  otoczeniu  przez
narzekanie, marudzenie i mentalne tkwienie w przeszłości.

Trzeba przyznać, że flegmatyk, jako temperament niezdecydowany,

często  obojętny  i  ugodowy,  ma  tendencję  do  bycia  bezbarwnym.
Stanowi  tło  dla  innych,  zatracając  poniekąd  swoją  osobowość,
zwłaszcza jeżeli ma słaby charakter, a jego partnerem życiowym jest
silny choleryk, silny melancholik czy nawet silny sangwinik. Flegmatyk
wpasowuje  się  w  otoczenie.  Przypomina  kameleona,  który  przybiera
barwy  otoczenia,  aby  jak  najbardziej  do  niego  pasować  i  stać  się
niewidocznym  oraz  bezpiecznym.  Dlatego  flegmatycy  podążają  za
swoimi  silnymi  partnerami,  którzy  najczęściej  mają  w  sobie  wiele
z  choleryka.  I  gdy  taka  pani  flegmatyk,  która  całe  życie  poświęciła
dzieciom,  zostaje  nagle  w  opuszczonym  gnieździe  z  mężem
pracoholikiem,  którego  ciągle  nie  ma,  albo  z  mężem  melancholikiem,
który ma swoje pasje, świat wywraca jej się do góry nogami. Brakuje
tła, w jakie mogłaby się wpasować, brakuje codziennych zadań, które
dotąd  regulowały  jej  czas.  Cóż  ma  wtedy  zrobić  pozostawiona  sama
sobie,  jeżeli  nie  wie,  jaką  barwę  przybrać  i  jak  dostosować  się  do
otoczenia, bo to właśnie się zmienia?

background image

M. K.: Ponieważ flegmatyk jest taki tolerancyjny i wycofany, chce być
uczestnikiem,  a  nie  decydentem.  Wtapia  się  w  otoczenie.  A  gdy  coś
się wydarza, układ się zmienia, on głupieje.

Znam  flegmatyczkę,  panią  Alinę,  która  całe  życie  podążała  za

mężem  cholerykiem.  Wykonywała  jego  rozkazy,  wszystko  było
w zasadzie pod jego dyktando. I dopóki była praca i dzieci, jakoś się
to  kręciło.  A  potem  dzieci  dorosły,  wyprowadziły  się  z  domu  i  zajęły
własnym  życiem,  praca  się  skończyła,  zaczął  się  etap  emerytury.
Choleryk zawsze znajdzie sobie coś do roboty, i tak też było z mężem
pani Aliny. Ona zaś zobaczyła przed sobą wielką pustkę. Nie miała tła,
nie  było  już  dzieci  czy  pracy,  został  tylko  mąż  choleryk,  którego
w przypływie bezsilności zaczęła naśladować. To prowadziło do coraz
częstszych  nieporozumień.  Pasja,  z  jaką  kiedyś  pani  Alina  piekła
ciasta, przestała mieć dla niej znaczenie, bo i po co piec ciasto. Dom
stał się jej twierdzą. Z rozżaleniem wspominała, jak było kiedyś, czym
doprowadzała  męża  do  szału.  Czuła  się  coraz  bardziej  niepotrzebna,
a jedynym, co miała, była nadzieja. Choć też do końca nie wiedziała,
na  co  ma  nadzieję.  Na  to  nałożyła  się  choroba,  która  coraz  bardziej
ograniczała jej ruch i swobodę życia. W pewnym sensie choroba stała
się wygodną wymówką – nie mogę tego, bo jestem chora, bo szybko
się  męczę.  Mężowi  cholerykowi  zaś  stworzyła  piękną  okazję  do
wykazania  się  –  nie  było  już  dzieci  ani  pracy,  zmniejszyła  się  liczba
obowiązków  domowych,  zatem  mężczyzna  z  impetem  zaczął
dyrygować  leczeniem  swej  małżonki,  wyręczać  ją  z  codziennych
zadań. Tak naprawdę uwięził ją w chorobie. Pani Alina odżywała, gdy
dowiadywała  się,  że  przyjadą  dzieci.  Te  mieszkały  za  granicą
i  przyjeżdżały  dwa  razy  w  roku.  Wówczas  pani  Alina  zaczynała  piec
i gotować. Miała siłę, by na przekór chorobie robić to, co uwielbiała.

B.  M.:  Obecnie  mężczyźni  nadal  rzadko  zostają  w  domu  z  dziećmi,
zatem  jeszcze  do  emerytury  (a  ta  zaczyna  się  coraz  później)  mają
pewne  tło,  w  które  mogą  się  wpasować.  Gorzej  z  kobietami,  które
rezygnują  z  pracy  na  rzecz  wychowywania  dziecka.  Flegmatyk  jest
leniwy  z  natury,  zatem  jeżeli  partner  zdejmie  z  niego  obowiązki
zawodowe, oddycha z ulgą i „poświęca się” dzieciom.

background image

M. K.: Dla flegmatyczek jest to wręcz wymarzona sytuacja.

B. M.: Tym bardziej że dzieci zwykle same z siebie generują zadania
do  wykonania.  Trzeba  je  nakarmić,  ubrać,  odwieźć  do  szkoły,  na
zajęcia. To wszystko jest bardzo ważne i z pewnością rodzic flegmatyk
potrafi  oddać  się  dzieciom  bez  reszty  i  poświęcić  ich  wychowaniu.
Jeżeli  jednak  zatraci  w  tym  siebie,  jeżeli  jego  Ja  oznacza  „obowiązki
związane  z  dziećmi”,  a  jego  marzenia  kończą  się  tam,  gdzie  zaczyna
się  wolność  dzieci,  to  w  momencie,  kiedy  te  dorastają  i  stają  się
niezależne,  flegmatyk  staje  się  niepotrzebny.  Wszystkie  krótkofalowe
cele się kończą, a on nie wie, co ma ze sobą zrobić.

M. K.: To jest tak naprawdę tragedia flegmatyka. Dobrze, jeśli partner
przynajmniej  docenia  jego  wkład  i  stara  się  narzucić  mu  jakiś  nowy
rytm.  Jeżeli  zaś  partner  flegmatyka  jest  zajęty  sam  sobą  lub  wręcz
gardzi  jego  postawą,  powstaje  poważny  problem.  Pojawiają  się
ucieczki  w  telewizję,  narzekanie  na  los,  generowanie  chorób
przewlekłych.  Flegmatyka  może  ocalić  własna  pasja,  jeżeli  jest
wystarczająco  silna.  Pasję  jednak  można  rozwijać  wtedy,  gdy
odbudujemy poczucie własnej wartości. To właśnie przykład pani Aliny
–  pasja  do  pieczenia  wzmocniła  ją,  gdy  znajomy  jej  córki  otworzył
niewielką  kawiarnię,  a  ta  poleciła  mu  swoją  mamę.  Nie  obyło  się
oczywiście  bez  pewnych  zabiegów,  bo  zrezygnowany  flegmatyk  to
trudny orzech do zgryzienia.

Gdy  flegmatyk  jest  doceniany,  zaczyna  się  inaczej  zachowywać.

Podchodząc  doń  pełni  zrozumienia,  empatii,  otwieramy  przed  nim
nowe perspektywy. Gdyby flegmatyk miał warunki, to może znalazłby
sobie jakąś pasję. Jeżeli zaś choleryk podciął mu skrzydła, to choroba
może  się  dla  niego  okazać  błogosławieństwem  –  poddaje  mu
wymówkę  dla  dalszego  „nicnierobienia”,  dla  niezmieniania  niczego
i  dla  braku  decyzyjności.  Jeżeli  flegmatyk  nie  ma  pasji,  to  ucieka
w  chorobę,  żeby  mieć  święty  spokój.  Co  ciekawe,  zazwyczaj  choruje
bardzo  specyficznie  –  jego  życiowy  spokój,  tolerancja  dla  otoczenia,
swoiste  pogodzenie  się  z  losem  sprawiają,  że  jest  dość  odporny  na
stres i ma w miarę zdrowy organizm. Dlatego jeżeli flegmatyk choruje,
często  są  to  różne  choroby  płuc,  krtani,  układu  oddechowego.

background image

Medycyna  chińska  mówi,  że  tego  typu  schorzenia  mają  związek
z  byciem  pod  presją,  z  uleganiem  innym,  nieumiejętnością
wypowiadania  swojego  zdania,  wieloletnim  tłamszeniem.  Flegmatyk
pragnie  akceptacji  i  zrozumienia;  czasami,  żeby  zwrócić  na  siebie
uwagę  i  przyciągnąć  ludzi,  zaczyna  chorować.  Jest  to  oczywiście
podświadomy proces.

Melancholik – najbardziej krytyczny wobec siebie

B.  M.:  Trzeba  przyznać,  że  sporo  problemów  z  poczuciem  własnej
wartości  ma  też  melancholik.  To  temperament  najbardziej  krytyczny
wobec  siebie.  Surowy  w  ocenie  własnych  działań,  zachowań,  swój
największy,  bezwzględny  sędzia.  Jeżeli  dodać  do  tego  skłonność  do
pesymizmu,  często  efektem  jest  podważanie  własnego  Ja,  swoich
umiejętności  i  talentów.  Melancholik  lubi  rozgrzebywać  rany,  dlatego
bywa,  że  nieopatrzna  krytyka  wypowiedziana  pod  jego  adresem
przełoży się na podjęte decyzje czy myślenie o sobie.

Miałam  znajomą,  która  była  nazbyt  poważna.  Melancholicy  są

poważni  sami  z  siebie,  jednak  kamienna  twarz  Moniki  rzutowała  na
relacje  z  innymi.  Było  to  zwyczajnie  przykre  dla  otoczenia.  Znajoma
była nielubiana, unikano jej towarzystwa. Zresztą było coś sztucznego
w  tej  masce  powagi.  Co  się  okazało?  Kiedyś  matka  w  złości
powiedziała  Monice,  żeby  przestała  się  tak  śmiać,  bo  wygląda  jak
półgłówek. Po flegmatyku taka uwaga spłynie jak po kaczce, choleryk
może  by  się  wściekł,  odgryzł  i  zapomniał  o  sprawie,  sangwinik  także
by sobie z tym poradził. Jednak silna melancholiczka, jaką jest Monika,
zapamiętała  to,  wzięła  sobie  do  serca  i  bardzo  kontrolowała  swoją
mimikę.  Gdy  mi  o  tym  opowiadała,  płakała  jak  bóbr  i  wiadomo  było,
że  to  zaledwie  czubek  góry  lodowej  –  skrawek  jej  zamrożonej  przez
krytykę  osobowości.  Dotarcie  do  własnego  Ja  nie  jest  bowiem  dla
melancholika  aż  tak  trudne  –  on  ciągle  myśli,  zastanawia  się,
analizuje,  poznaje,  zgłębia.  Wyzwaniem  jest  dopiero  uwierzenie  we
własne siły, w swoje zalety, w to, że jest się wystarczająco dobrym.

M.  K.:  Melancholik  ma  silną  potrzebę  bycia  nieskazitelnym,  jednak
stwarza  pozory,  że  mu  na  tym  nie  zależy.  Chowa  się  za  maską

background image

nonszalancji,  aby  nikt  nie  odkrył,  kim  naprawdę  jest.  W  głębi  duszy
melancholika  mieszka  samotność  –  boi  się  on  opuszczenia  przez
najbliższych i ośmieszenia przez pozostałych. Nie jest łatwo dotrzeć do
niego z metaforą i wizualizacją. Potrzeba czasu, aby melancholik nam
zaufał,  a  gdy  już  się  dotrze,  może  zobaczyć  w  końcu  to,  co  stanowi
o  jego  sile.  Największą  wartością  jest,  że  zobaczył  to  i  doświadczył
tego  sam,  nikt  mu  tego  nie  narzucił.  Ubóstwiam  tę  malującą  się  na
twarzach  melancholików  błogość  –  wtedy  wiem,  że  poznają  swoją
prawdę.

Podobnie jest z zatwardziałymi cholerykami. To zadaniowcy, których

prowadzi ambicja. Widzą przysłowiową drzazgę w czyimś oku, a belki
we  własnym  nie  dostrzegają.  Są  przekonani  o  swojej  nieomylności
i  nieudolności  świata.  Cholerycy  często  opierają  poczucie  własnej
wartości  na  swojej  skuteczności  działania.  Wyrzekając  się  swoich
emocji,  wpadają  w  wir  rywalizacji  i  udowadniają,  że  racja  jest  po  ich
stronie.  Nie  zwracają  uwagi  na  spustoszenie,  jakie  sieją  wokół.
Opamiętanie  przychodzi  w  momencie,  gdy  mają  przed  sobą  widmo
samotności  i  odrzucenia.  Gdy  rodziny  już  nie  ma,  a  firma  z  nich
rezygnuje.

Inaczej  wygląda  to  u  sangwinika.  Jego  poczucie  własnej  wartości

rośnie proporcjonalnie do liczby pochwał za to, że to, co robi, ma sens
– czyli pochwał za kreatywność. Jeżeli będziemy chwalić sangwinika za
to,  że  jest  uroczy,  to  stworzymy  celebrytę,  który  utożsami  poczucie
własnej  wartości  z  pychą.  Skrajny  sangwinik  to  naiwny  lekkoduch
i niepoprawny optymista, który opiera samoocenę na liczbie oklasków
i  długości  owacji.  Kiedy  te  się  kończą,  pojawia  się  bezradność
skrzywdzonego dziecka – płacz, histeria, krzyki i obrażanie się na cały
świat.  Sangwinik  lubi  nowości,  dlatego  metafora  i  wizualizacja  są  dla
niego  bardzo  atrakcyjne.  I  ta  niepojęta  mimika  twarzy  dziecka,  które
odkrywa drugą stronę swojego życia…

Kobiece poczucie własnej wartości

M.  K.:  Żyjemy  w  czasach,  w  których  liczą  się  szybkość  i  ilość.  I  gdy
tak  prędko  zdobywamy  dużo,  równie  szybko  to  tracimy  i  zyskujemy
coraz  mniej.  Co  zyskujemy?  Wykształcenie,  pracę,  dodatkowe

background image

dochody, zajęcia, znajomości, partnerów, związki. Co tracimy? Spokój,
zdrowie,  czas,  pasje,  znajomości,  partnerów,  związki  i  przede
wszystkim kontakt z samym sobą. Wzmacniamy się tym, co przyniosą
okoliczności, inni ludzie, pieniądze. Zapominamy o wzmacnianiu siebie,
swoich  wartości.  W  tym  pośpiechu  skupiamy  się  na  tym,  co
z  wierzchu,  nie  zaglądamy  do  środka.  Sądzimy  po  pozorach,  bo
przecież  nie  ma  czasu  na  więcej,  przez  co  zaniedbujemy  własną
intuicję  i  wrażliwość.  Uczymy  się  manipulacji.  Bardziej  obserwujemy
ludzi  i  mylimy  patrzenie  z  poznaniem.  Zauważamy  czynniki
zewnętrzne,  jednak  nie  szukamy  zrozumienia  i  wyjaśnienia,  dlaczego
postępujemy tak, a nie inaczej.

B. M.: Wyjątkiem może być melancholik, w którego przypadku pytanie
„Dlaczego?” i szukanie przyczyn stanowią drugą naturę. Bywa jednak,
że  na  szukaniu  poprzestaje  i  nie  wyciąga  z  tego  wniosków,  które
mógłby przekuć na działania. Często wynika to z lęku przed porażką.

M. K.: Opieramy się na powierzchowności, podejmujemy takie, a nie
inne  decyzje,  wchodzimy  w  takie,  a  nie  inne  związki  i  nie  rozumiemy
dlaczego.  Nie  zastanawiamy  się  bowiem  też  na  sobą.  Zaczynamy
oceniać, że ktoś się zachowuje nie tak, jak my tego oczekujemy. Nie
wystarczy patrzeć na ludzi z zewnątrz – warto się pochylić nad sobą,
skupić na poznaniu siebie, ponieważ wtedy zaczniemy inaczej patrzeć
na drugiego człowieka. Gdy mniej oceniamy, jesteśmy bardziej skłonni
do  zadawania  pytań.  Jeżeli  nie  zmierzymy  się  z  własnymi  cechami,
będzie  nam  trudno,  ponieważ  nie  będziemy  potrafili  poznawać  ludzi,
tylko patrzeć na nich.

B.  M.:  Na  powierzchowności  nie  oprzesz  przecież  poczucia  własnej
wartości…

M.  K.:  Na  powierzchowności  opiera  się  niskie  poczucie  własnej
wartości,  które  bardzo  negatywnie  rzutuje  na  nasze  życie,  ponieważ
sprawia, 

że 

dajemy 

sobą 

manipulować 

pozwalamy 

się

wykorzystywać,  choć  bardzo  tego  nie  chcemy.  Taki  człowiek
w trudnych sytuacjach się wycofuje, ponieważ nie jest pewien swoich

background image

sił lub jest wręcz przekonany, że jest słabszy. Czasami atakuje z całym
impetem, aby nikt nie dostrzegł, że jest słaby, i nie zastanawia się nad
tym,  że  właśnie  odkrył  swoją  słabość.  Co  ciekawe,  niskie  poczucie
własnej  wartości  może  się  odnosić  do  wszystkich  sfer  życia  lub  tylko
do  wybranych.  Możemy  czuć  się  wyjątkowo  silnie  na  gruncie
zawodowym,  a  na  gruncie  rodzinnym  cierpieć  katusze.  Dajemy  się
wykorzystywać, 

spełniamy 

zachcianki 

najbliższych, 

jesteśmy

zagubieni.  Albo  też  ze  strachu  przed  tym  wszystkim  w  ogóle  nie
zakładamy  rodziny,  tak  na  wszelki  wypadek,  żeby  nie  cierpieć.
A przecież cierpimy z powodu braku miłości.

B.  M.:  Brak  ugruntowanego  poczucia  własnej  wartości  cechuje  wiele
kobiet.  Obserwuję  to  na  prowadzonych  przez  siebie  warsztatach  i  u
internautek  zaglądających  na  portal  Wellnessday.eu.  Dużo  już
powiedziano na ten temat, wiele pań wkroczyło na ścieżkę budowania
poczucia  własnej  wartości,  jednak  jest  to  droga  nierzadko  długa,
czasochłonna  i  pełna  powrotów  do  przykrych  sytuacji  z  przeszłości.
Nawet  kobiety  piastujące  kierownicze  stanowiska,  mimo  wyuczonych
formułek  i  zachowań,  często  zdradzają  brak  pewności  siebie  poprzez
mowę ciała. To widać.

M.  K.:  Dużą  rolę  odegrała  w  naszym  społeczeństwie  historia.
Jesteśmy  dziećmi  pokolenia,  które  wychowywało  się  między  dwoma
totalitarnymi systemami. Jedni zamienili poczucie własnej wartości na
poczucie  własnej  godności  i  aktywnie  walczyli  z  systemem,  inni
zamienili  je  na  poczucie  własnej  uległości,  która  pozwalała  zachować
życie, aby wychowywać dzieci i budować kraj. Gdy ci pierwsi ginęli, ci
drudzy  pamiętali  ich  patriotyzm.  I  takie  wartości  w  większym  stopniu
były  przekazywane  kolejnemu  pokoleniu:  ważniejsze  jest  to,  jak  cię
widzą,  bo  to  decyduje  o  twoim  życiu,  a  w  zasadzie  o  jego
przeciętności.  Czyli  to,  co  masz  i  robisz,  daje  ci  dokładnie  takie
możliwości  życia.  I  my,  jako  kolejne  pokolenie,  które  dostało  tyle
nowych  możliwości,  zamiast  wzmacniać  poczucie  własnej  wartości,
czujemy  się  słabsi,  bo  mocno  wierzymy,  że  wszystko  co  na  zewnątrz
stanowi o naszej sile. Ale jak tu wybrać z takiej mnogości? A przecież
na zewnątrz są tylko substytuty siły.

background image

Kształtował  nas  cały  system  przekonań,  ograniczeń,  słabości,  siły,

akceptacji  i  wyrozumiałości  naszych  rodziców  i  otoczenia.  W  każdej
rodzinie  te  proporcje  wyglądały  inaczej.  Im  więcej  było  aspektów
pozytywnych,  tym  większe  zyskiwaliśmy  poczucie  własnej  wartości.
Niestety na obniżenie samooceny dziecka często wpływa naprawianie
przez  rodzica  własnego  życia  jego  życiem.  Chcemy,  aby  nasze  dzieci
miały  lepiej,  i  robimy  wszystko,  żeby  uchronić  je  przed  naszymi
błędami.  Tylko  jak?  Swoje  błędy  popełniliśmy  osobiście.  Pozwólmy
dzieciom popełniać ich pomyłki. I tu pojawia się największa trudność.
Jak  mam  zrezygnować  z  oceniania  innych  ludzi  i  ich  działań  oraz  jak
zaufać  komuś,  skoro  nie  ufam  sobie?  Przyznajmy  się,  ilu  z  nas  żyje,
słuchając:  „Ty  zrób  tak,  bo  to  jest  najlepsze  dla  ciebie”?  Ilu  ludzi
uważa,  że  to,  co  teraz  robią  i  co  mają  za  namową  najbliższych,  jest
dla nich najlepsze?

B.  M.:  Co  twoim  zdaniem  najbardziej  szkodzi  poczuciu  własnej
wartości?

M.  K.:  Porównywanie  nas  z  innymi  i  robienie  czegoś  za  nas,  bo
jesteśmy za mali, bo ktoś zrobi to lepiej, szybciej, dokładniej. W obu
sytuacjach  jesteśmy  skazani  na  uwierzenie  w  to,  że  są  lepsi  od  nas.
Kiedyś  usłyszałam  takie  stwierdzenie:  gdyby  kilkunastomiesięczne
dzieci  uwierzyły  w  to,  co  dorośli  mówią  na  temat  chodzenia,  to
ludzkość czołgałaby się w swej dorosłości.

B.  M.:  Poczuciu  własnej  wartości  pomaga  poznanie  swoich  talentów,
rozwijanie  umiejętności,  kompetencji  i  wyzwalanie  potencjału.  Co
jeszcze?

M. K.: Zaufanie do siebie i swoich możliwości. Nabranie pewności, że
jestem tak dobra, jak trzeba, że powinnam poznać siebie, by wiedzieć,
jak  szanować  siebie  i  innych,  jak  być  asertywną  i  jak  nie  szkodzić
sobie  i  innym.  Jak  się  tego  nauczyć?  Trzeba  zacząć  od  pokory
i  otwartości  na  nowe,  wybaczać  sobie  i  innym  oraz  skupić  się  na
własnym  rozwoju.  Kluczowe  jest  uświadomienie  sobie,  że  to  proces
trwający  długie  lata.  W  krótkim  czasie  możemy  się  nauczyć,  jak

background image

udawać pewną siebie osobę, czyli nałożyć maskę. A przecież nie o to
chodzi…

Coaching dla ciebie:

poczucie własnej wartości

Poświęć  kilkanaście  minut  i  zastanów  się  nad  poniższymi  pytaniami.  Koniecznie  spisz
odpowiedzi. Mogą cię zaskoczyć!

Zastanów się nad świadomością siebie. Kim jesteś?
Co  o  sobie  myślisz?  Jak  to,  co  o  sobie  myślisz,
wpływa na to, kim jesteś?

 

Jakie  cechy  u  ciebie  dominują  twoim  zdaniem,
a jakie zdaniem innych ludzi?

 

Jakich  cech  ci  brakuje  twoim  zdaniem,  a  jakich
zdaniem innych ludzi?

 

Kim  byś  była,  gdybyś  nie  porównywała  się
z innymi?

 

Kim byś była, gdybyś nie chciała dorównać innym?

 

Kim  byś  była,  gdybyś  nie  chciała  przypodobać  się
pewnym osobom?

 

Kim 

byś 

była, 

gdybyś 

nie 

chciała 

być

niezastąpiona?

 

background image

Rozdział 5

Temperament i asertywność

Beata  Mąkolska:  Poczucie  własnej  wartości  współgra  z  postawą
asertywną  –  w  zasadzie  jedno  bez  drugiego  nie  istnieje.  Jednak
temperamenty różnie rozumieją asertywność.

Małgorzata  Krawczak:  Choleryk  w  czystej  postaci  reprezentuje
typową  agresję.  Flegmatyk,  temperament  przeciwległy,  uległość
i  bierność.  A  ciekawe  wypadkowe  tych  cech  widać  u  sangwinika
i  melancholika.  Psychologia  ogólna  nie  różnicuje  zachowań  bierno-
agresywnych  i  agresywno-biernych,  a  skupia  się  na  bierno-
agresywnych  jako  pewnych  zaburzeniach  osobowości.  Podobnie
podchodzi  do  agresywności  i  uległości.  Chciałabym  wyraźnie
podkreślić,  że  moje  obserwacje  nie  dotyczą  zaburzeń  osobowości,
tylko  są  opisem  pewnych  zachowań  charakterystycznych  dla  danego
typu temperamentu.

Dla  mnie  widoczna  jest  różnica  między  zachowaniem  agresywno-

biernym  a  bierno-agresywnym,  ponieważ  wskazują  one  odmienną
kolejność  zachowań  w  zależności  od  danego  temperamentu.  I  tak,
sangwinika  można  określić  jako  agresywno-biernego,  ponieważ
najpierw  pokazuje  pazur,  a  następnie  odpuszcza  i  jest  uległy.  Z  kolei
melancholik  odwrotnie  –  na  początku  nie  ingeruje,  nie  widzi  sensu
angażowania  się  i  zawracania  sobie  czymś  głowy,  aż  do  momentu,
w którym sytuacja stanie się dla niego nie do zniesienia. Wtedy staje
się  na  swój  sposób  agresywny,  dlatego  określam  go  jako  bierno-
agresywnego.

Tabela 5. Temperamenty a zachowanie

Agresywno-bierne (Sangwinik)

Agresja (Choleryk)

Uległość (Flegmatyk)

Bierno-agresywne (Melancholik)

Źródło: opracowanie własne.

background image

B.  M.:  Wyjaśnijmy,  na  czym  polegają  zachowania  agresywno-bierne
lub bierno-agresywne.

M.  K.:  Agresję  i  uległość  łatwo  rozpoznać.  Zachowania  bierno-
agresywne  czy  agresywno-bierne  nie  są  widoczne  na  pierwszy  rzut
oka.

Gdy w pracy szef wydaje nam dyspozycję, z którą się nie zgadzamy,

to  agresywne  zachowanie  będzie  od  razu  skutkowało  mocnym
sprzeciwem,  łącznie  z  używaniem  niecenzuralnych  określeń.
Zachowanie  uległe,  mimo  że  wewnętrznie  się  z  czymś  nie  zgadzamy,
będzie polegało na posłusznym wykonywaniu zadania.

W  przypadku  zachowań  mieszanych,  a  częściej  są  to  bierno-

agresywne,  na  pierwszy  rzut  oka  zgadzamy  się  z  zadaniem  czy
dyspozycją,  jednak  w  jakiś  sposób  zostanie  to  odreagowane.
Pracownik  mówi:  „Dobrze,  szefie,  zrobię  to  dziś,  zostanę  po
godzinach”, 

po 

chwili 

na 

innym 

gruncie 

(znajomych,

współpracowników)  następuje  wybuch  agresji,  na  przykład:  „Co  on
sobie  myśli?!  Nie  będzie  mną  manipulował,  kawał  łajdaka!”.  Albo  też
reaguje  w  rzadziej  spotykany  sposób  agresywno-bierny:  „Dlaczego
ja?!”, po czym po odpowiedniej argumentacji szefa zgadza się z nim.
Tutaj też pada komentarz za plecami, raczej do siebie: „Jaki ja jestem
głupi,  znów  uległem!”,  a  przed  innymi:  „Gdyby  nie  był  szefem,  to
w życiu bym tego nie zrobił!”.

Nie  mając  odwagi  powiedzieć  czegoś  prosto  w  twarz,  używamy

sobie  za  plecami.  Agresja  może  jednak  mieć  nie  tylko  formę  krzyku,
ale  też  dobitnych,  raniących  słów.  Wówczas  agresywne  zachowanie
wiąże się z ich treścią.

B.  M.:  Kobiety  są  zdecydowanie  „lepsze”  w  agresji  słownej  –
używamy  więcej  słów  niż  mężczyźni,  mamy  o  11%  więcej  neuronów
w  obszarach  mózgu  odpowiedzialnych  za  język  i  słuch.  Zdolności
werbalne  kobiet  biologicznie  przeważają  nad  męskimi.  To  zupełnie
naturalne  –  jako  zazwyczaj  słabsze  fizycznie  zostałyśmy  wyposażone
w broń innego rodzaju.

Wracając  do  zachowań  bierno-agresywnych:  z  zewnątrz  może  się

wydawać,  że  potrzebujemy  dużo  czasu  do  namysłu.  Jeżeli  nie

background image

reagujemy  od  razu,  a  dopiero  po  pewnym  czasie  ogłaszamy,  że
miarka  się  przebrała,  i  przechodzimy  od  braku  reakcji  do  ataku,  to
możemy  nawet  zyskać  w  pewnym  sensie  w  oczach  otoczenia.
Natomiast działania odwrotne, czyli agresywno-bierne, najczęściej nas
pogrążają.  Jeżeli  dana  osoba  ostro  reaguje  („To  jest  zły  pomysł,  nie
będę  tego  robić”),  po  czym  idzie  i  robi  to,  przed  czym  się  opierała,
ponieważ jej postawa przechodzi w uległą, to działa przede wszystkim
na  własną  niekorzyść.  Podważa  swój  autorytet,  zaczyna  być
postrzegana  jako  niekonsekwentna,  która  trochę  pokrzyczy,
a następnie i tak zrobi to, co się jej każe.

M.  K.:  Tego  typu  zachowania  często  są  widoczne  w  relacji  rodzic  –
dziecko,  gdy  dziecko  wchodzi  w  okres  buntu,  jest  niezadowolone  do
granic  możliwości,  ale  wykonuje  polecenia  rodzica.  Podobnie
w  układach  partnerskich  –  brak  konsekwencji  powoduje,  że
początkowa  agresja  przeradza  się  w  uległość.  I  niestety  dostarczamy
drugiej  osobie  argumentów  do  manipulacji.  Uczymy  ją,  że
reprezentujemy  postawę  „pokrzyczę,  ale  i  tak  ulegnę”.  Czasem  to
„pokrzyczę”  trwa  kilka  godzin,  czasem  kilka  dni,  jednak  wiadomo,  że
po nim nastąpi trwałe „ulegam”.

B. M.: Jeśli reagujący w ten sposób sangwinik jest w związku z silnym
cholerykiem lub melancholikiem, sytuacja często przybiera taki właśnie
obrót.  Dobrym  przykładem  są  różnego  rodzaju  święta  rodzinne.  Na
przykład  umęczona  sangwiniczka  chce  spędzić  Wigilię  tylko  u  swoich
rodziców  i  ogłasza  to  mężowi  już  we  wrześniu,  co  mąż  melancholik
enigmatycznie kwituje słowem „zobaczymy”, nie podejmując żadnych
działań.  W  grudniu  się  okazuje,  że  teściowa  już  się  naszykowała  na
odwiedziny syna z rodziną, więc nie można jej zawieść. Sangwiniczka
pokrzyczy,  obrazi  się,  ale  i  tak  skończy  na  Wigilii  u  teściowej  wraz
z  mężem.  Mamy  tu  doskonały  przykład  wykorzystania  żony  przez
męża  o  silniejszym,  melancholicznym  charakterze  oraz  braku
konsekwencji, tendencji do uległości i zaspakajania potrzeb wszystkich
przez  kobietę  o  temperamencie  sangwinika.  Fakt,  że  sangwinik  chce
być lubiany, nie pozostaje bez znaczenia.

background image

M. K.: Sangwiniczka pokrzyczy, melancholik przeczeka i w końcu jego
będzie  na  wierzchu.  Podobnie  gdy  choleryk  jest  związany
z sangwinikiem, tyle że tutaj głośniej ścierają się argumenty. Jeśli jest
odwrotnie  i  próbujemy  wywrzeć  presję  na  melancholiku,  ten  się
odcina  i  ucieka  w  swój  świat.  Jednak  w  sytuacji  bez  wyjścia  lub  gdy
miarka  się  przebierze,  także  potrafi  wybuchnąć  i  nie  będzie  to  cichy
wybuch.  Rozjuszony  melancholik  potrafi  wyciągnąć  broń,  jest
krytykantem, bywa mściwy i ma doskonałą pamięć. Dlatego siła jego
rażenia  będzie  ogromna.  Melancholik  też  jest  bierny  do  czasu,  jeśli
jednak nadepniemy mu na odcisk, może zaatakować. Właśnie dlatego
określam  go  jako  bierno-agresywnego,  w  przypadku  gdy  nie  ma
asertywnej postawy.

B.  M.:  Znaczenie  ma  jeszcze  skala  emocji.  Emocje  melancholika
trwają dłużej – jeśli przeżywa coś negatywnie, to długo i dobitnie, jeśli
się denerwuje, to przez długi czas. Sangwinikowi wszystko przechodzi
szybciej, zmienność jego nastrojów i emocji jest dużo bardziej płynna.

M. K.: Do tego sangwinik z natury jest optymistą, ma więcej energii.
Warto  też  podkreślić,  że  agresja  to  nie  tylko  krzyk,  może  się
przejawiać  w  postawie  życiowej:  „jestem  zachłanny,  odważny,  chcę
działać,  robić  więcej  i  być  na  topie”.  Najczęściej  ten  typ  agresji
cechuje sangwinika.

B. M.: Słowem: przebojowość. Choć inni nazwą to bezczelnością.

M. K.: Właśnie, to zależy od tego, przez pryzmat jakich cech sami na
to patrzymy. Sangwinik ma zdecydowanie więcej tego typu odwagi niż
melancholik  –  ten  ostatni  jest  pesymistą  z  urodzenia,  dlatego  będzie
czekał i patrzył, jak się sytuacja rozwinie.

B.  M.:  I  czasem  ta  zwłoka  działa  na  jego  korzyść.  Bo  przecież  gdy
sangwinik podejmuje działanie dlatego, że nie umie komuś odmówić,
to też jest oznaka braku asertywności.

M.  K.:  Mam  na  to  dobry  przykład.  Emilia  była  w  pierwszych  latach
małżeństwa bardzo niepewna siebie. Dlatego mąż szybko przejął nad

background image

nią władzę. Paweł to melancholik z kilkoma cechami choleryka, zatem
mocny  krytykant  przy  zamkniętej  osobowości  i  skłonnościach  do
manipulowania otoczeniem. W tym przypadku jednak sterowanie żoną
odbywało  się  za  jej  przyzwoleniem  –  niepewna  siebie  Emilia
poddawała  się  silniejszemu  partnerowi.  Przeprowadziła  się  do  innego
miasta,  bo  nie  była  w  stanie  wyobrazić  sobie,  że  mogłaby  się
przeciwstawić  jego  woli.  Nie  miała  też  pomysłu  na  siebie,  nie
wiedziała,  czego  chce,  więc  szybko  poddała  się  temu,  czego  chciał
Paweł.

B.  M.:  Jeżeli  nie  zadamy  sobie  trudu  stworzenia  własnej  wizji  siebie
w przyszłości, nie poszukamy kotwic, na których będzie oparte nasze
poczucie  własnej  wartości,  to  przyjmiemy  cudze  wizje  za  własne,
cudze potrzeby za swoje i tak dalej.

M.  K.:  I  zrealizujemy  marzenia  innych.  Tak  było  z  Emilią  –  nie  była
asertywna  tylko  bierna,  w  związku  z  tym  Paweł  szybko  wszedł
automatycznie w rolę agresywnego.

B.  M.:  Mogłoby  się  wydawać,  że  to  cholerykowi  najtrudniej  jest
wypracować  postawę  asertywną,  a  tymczasem  melancholik,  który
bierze wszystko do siebie, za wszystko czuje się odpowiedzialny, także
ma  z  tym  problem.  Czasem  pomóc  może  poszukanie  u  siebie
konkretnych  cech,  niezależnie  od  głównego  temperamentu,  które
będą punktem wyjścia wzmacniania postawy asertywnej.

M. K.: Chyba najszybciej postawę asertywną są w stanie wypracować
sangwinik i flegmatyk. Z osoby zupełnie nieasertywnej, mającej duże
dylematy i duże wyrzuty sumienia, krok po kroku można się zmieniać
w  potrafiącą  powiedzieć  „nie”.  Największą  przeszkodą  w  budowaniu
postawy  asertywnej  jest  podejście  „ja  sam”,  które  zdaje  się
dominować właśnie u choleryka i melancholika. Sangwinik i flegmatyk
są  bardziej  otwarci  na  innych,  lubią  się  uczyć  poznawania  ludzi,  są
bardziej  otwarci  na  nowe,  choć  nie  zapominajmy  o  tym,  że  gdy
flegmatyk  się  uprze,  że  nie,  bo  nie,  trudno  będzie  go  przekonać.
Doskonałym  przykładem  takiej  postawy  jest  wspomniana  już

background image

wcześniej Sandra.

Dojrzewanie  do  powiedzenia  „nie”  widać  było  też  u  Jacka,

flegmatyka  z  namiastką  sangwinika.  Jacek  nie  znał  pojęcia
„asertywność”.  Ustępując  swojej  dziewczynie  Justynie  i  znosząc  jej
zachowanie,  czekał,  aż  go  doceni.  Ona,  pewna  siebie  sangwiniczka
z  wyrazistym  cholerykiem,  miała  inne  zdanie  w  tej  kwestii.  Jacek  był
dla  niej  źródłem  dochodów.  Jako  programista  komputerowy  zarabiał
duże pieniądze. Dostał propozycję pracy za granicą za jeszcze większą
kwotę,  więc  wyjechali  oboje.  Ona  mówiła,  czego  potrzebuje,  on  to
zapewniał. Na jego uległą postawę wpływała również ogromna liczba
kompleksów  związanych  z  własnym  wyglądem.  Jednak  życie  na
obczyźnie pod ciągłe dyktando Justyny zaczęło być uciążliwe. Znajomi
Jacka  się  wykruszali,  natomiast  towarzystwo  Justyny  nim  pomiatało,
lecz mężczyzna nie słuchał rad życzliwych mu osób podpowiadających,
żeby  ją  zostawił.  Aż  przyszedł  impuls,  który  zadziałał  na  Jacka.
Znajomy Justyny zaprosił go na piwo i powiedział: „W zasadzie to nie
moja  sprawa,  ale  jesteś  facetem  jak  ja  i  nie  rozumiem,  jak  możesz
tego wszystkiego nie widzieć. Możesz dać mi po pysku, ale tę koszulę
i  katanę  kupiła  mi  Justyna  za  twoją  kasę”.  Jacek  nie  dał  znajomemu
w  pysk.  Postawił  mu  piwo,  pogadali  i  w  jednej  chwili  mężczyzna
wiedział,  co  ma  zrobić.  To  było  większe  upokorzenie  niż  kilkuletnie
znoszenie zniewag Justyny.

B. M.: Trzeba przyznać, że flegmatyk jest jak wielbłąd – potrafi znieść
naprawdę wiele, i to bardzo długo, a jak już podejmie decyzję, to jest
w niej wytrwały. Sandra podjęła decyzję o związaniu się z toksycznym
mężem, więc w niej trwała. Podobnie Jacek.

M.  K.:  Wszystko  to,  co  mówili  im  do  tej  pory  znajomi,  nie  miało
takiego  znaczenia  jak  słowa  wypowiedziane  przez  osoby  w  jakimś
sensie  z  zewnątrz.  To  też  pokazuje,  jak  oddani  potrafią  być
flegmatycy.

B.  M.:  I  kolejna  charakterystyczna  cecha  flegmatyka  –  gdy  już
podejmie decyzję o odejściu, odchodzi. Może się długo namyślać, ale
gdy dojdzie do kresu, będzie to decyzja nieodwołalna.

background image

M.  K.:  W  Sandrze  i  w  Jacku  odezwały  się  dodatkowo  cechy
sangwiników,  dzięki  czemu  nabrali  optymizmu,  wstąpiła  w  nich
energia  i  w  miesiąc  zmienili  swoje  życie,  czego  nie  potrafili  zrobić
latami. Świat zaczął im sprzyjać.

Łatwiej  wypracować  asertywność,  jeśli  jest  się  mieszanką

sangwinika  i  flegmatyka.  Cholerycy,  aby  stać  się  bardziej  asertywni,
najpierw muszą ogarnąć swoją dyrektywność.

B. M.: A melancholicy chroniczne poczucie winy i tendencję do brania
odpowiedzialności za wszystko. Podkreślmy jednak, że asertywność to
nie  tylko  sztuka  mówienia  „nie”.  To  także  umiejętność  szanowania
drugiego  człowieka  i  jego  często  innych  poglądów,  potrzeb
i  oczekiwań.  To  zarówno  sztuka  proszenia  o  pomoc,  gdy  jej
potrzebujemy,  jak  i  szacunek  dla  odmowy  udzielenia  pomocy,  z  jaką
możemy  się  spotkać.  Znowu  wracam  do  kwestii  świadomości  –
świadomego  wartościowania  własnych  celów  i  umiejętności  oraz
poszanowania tych kwestii u drugiej osoby.

M.  K.:  Asertywności  można  się  nauczyć.  A  z  nauką  jest  tak,  że  jak
chcemy,  to  się  uczymy,  a  jak  nie,  to  nie.  Chcę  podkreślić,  że  jeśli
komuś  łatwiej  przychodzi  stawanie  się  osobą  asertywną,  nie  oznacza
to wcale, że jest to proste zadanie. Ważna jest świadomość, po co to
robimy.  Każdy  temperament  potrzebuje  innej  motywacji,  każdy
wyciąga  inne  wnioski  i  ma  inną  „datę  ważności”.  Nie  bez  znaczenia
jest  ambicja,  której  bardzo  dużo,  czasem  aż  nadto,  ma  choleryk,
całkiem  sporo  melancholik,  widoczna  jest  u  sangwinika  i  ledwo
zauważalna  u  flegmatyka.  Ambicję  wzmacnia  przysięga  złożona
samemu sobie: „Nigdy więcej nie dam się nikomu!”. Asertywność zaś
jest subtelną mieszanką agresywności i uległości.

Zachowanie  asertywne  oznacza  uczciwe,  stanowcze  i  bezpośrednie

wyrażanie swoich praw, uczuć, postaw, opinii oraz pragnień w sposób
szanujący uczucia, postawy, opinie, prawa i pragnienia drugiej osoby.
Różni  się  ono  od  zachowania  uległego  tym,  że  zakłada  działanie
zgodne  z  własnym  interesem  oraz  stanowczą  obronę  siebie  i  swoich
praw  –  bez  nieuzasadnionego  poczucia  lęku  i  winy.  Natomiast  od
zachowania  agresywnego  odróżnia  je  to,  że  oznacza  korzystanie

background image

z  osobistych  praw  bez  naruszania  praw  innych  osób.  Asertywność
zależy  od  sytuacji  i  może  być  zmienna.  Mogę  na  przykład  być
asertywna  na  gruncie  zawodowym,  a  w  życiu  prywatnym  odczuwać
paraliżującą trudność w byciu sobą wobec innych.

Naukę  asertywności  dobrze  zacząć  od  wyrażania  pozytywnych

uczuć, na przykład przyjmowania komplementów.

B.  M.:  Umiejętność  przyjmowania  komplementów  to  dla  wielu  pań
sztuka wyższa. Nagminnie umniejszamy cudze słowa, albo nie wierząc
komplementującemu,  albo  nie  wierząc  w  siebie.  Pewna  pani  na
warsztatach  wprost  powiedziała,  że  nie  wie,  co  ma  zrobić,  jak  słyszy
komplement. Tak ją to zawstydza, że wręcz paraliżuje. Często zaczyna
się  tłumaczyć  komplementującemu,  zaniżając  własne  zasługi  i  nie
doceniając siebie. Bo przecież inni są ładniejsi, zdolniejsi, zgrabniejsi,
więc  dlaczego  ktoś  miałby  docenić  ją?  Brak  wiary  w  siebie  przeradza
się  w  brak  wiary  w  cudzą  ocenę  sytuacji.  Przecież  zaprzeczając
komplementowi, podważamy intencje drugiej osoby.

M.  K.:  To  smutna  prawda,  ale  nie  umiemy  przyjmować
komplementów  czy  miłych  słów  pod  swoim  adresem.  Wynika  to  ze
stereotypowego  przekonania,  że  skromność  jest  cnotą,  dlatego
grzeczne  dziewczynki  nie  łaszą  się  na  miłe  słówka,  a  chłopcy  nie
słuchają  komplementów,  bo  to  niemęskie.  Często  też  odrzucamy
komplementy,  ponieważ  tak  się  nauczyliśmy:  „No  nic  podobnego…
gdzie  ja…  to  stara  sukienka…”.  A  wystarczy  się  uśmiechnąć
i powiedzieć: „Dziękuję”.

Przyjmowanie  komplementów  jest  istotne  z  powodu  ich  nadawcy.

Zaprzeczając  jego  opinii,  przekazujemy  mu,  że  jest  dla  nas  kimś
niewiarygodnym,  kto  się  nie  zna.  Odbieramy  mu  radość
uszczęśliwienia nas, co jest celem prawienia komplementów.

B. 

M.

Gdy 

mamy 

wątpliwości 

co 

do 

prawdomówności

komplementującego,  zawsze  możemy  powiedzieć:  „To  miłe,  że  tak
uważasz”  albo  „Dziękuję,  że  to  mówisz”.  Wtedy  pokazujemy,  że
zakładamy jego dobre intencje.

background image

M. K.: Jeśli nauczymy się przyjmować komplementy, możemy przejść
do  ich  wyrażania.  Należy  je  mówić  szczerze,  pewnie  i  zdecydowanie,
bez nieuzasadnionego używania wielkich słów, w sposób bezpośredni,
na przykład: „Ładnie wyglądasz”, „Uważam, że postąpiłeś mądrze”.

Na  drodze  do  stawania  się  osobą  asertywną  warto  wytyczyć  sobie

cele.  Odpowiedzieć  sobie  na  pytanie,  dlaczego  chcemy  rozwijać
asertywność.  Asertywne  zachowanie  nie  jest  możliwe  bez  poczucia
własnej  wartości.  Dlatego  warto  stworzyć  sobie  pozytywne
wyobrażenie  o  sobie.  Nieustannie  porównując  się  z  innymi,  zawsze
znajdziemy kogoś lepszego.

Asertywność  to  umiejętność  prawdziwego  wyrażania  siebie.  Skoro

mam niskie poczucie własnej wartości, to skąd wezmę siłę na prawdę?
A  jeżeli  mam  wyolbrzymione  poczucie  własnej  wartości,  to  na  jakiej
prawdzie będzie mi zależało? Asertywność to prawo wyrażania siebie,
a  jak  można  dać  sobie  prawo?  Przecież  to  takie…  –  i  tu  zaczyna  się
lista  stereotypów,  przekonań  i  uprzedzeń.  Są  też  osoby,  które
nadinterpretują  dawanie  sobie  prawa,  wówczas  jednak  mamy  już  do
czynienia  z  agresywnością.  Jeżeli  nie  damy  sobie  prawa,  zawsze
będziemy  ulegli.  Choleryk  i  sangwinik  nie  będą  mieli  oporów,  by
przyznać  sobie  owo  prawo.  Melancholik  przemyśli  sprawę,  żeby
niepotrzebnie  nie  ryzykować,  a  flegmatyk  będzie  miał  kłopot.  Jak  to,
on sam ma dać sobie prawo? Dlatego flegmatyk dobrze zareaguje na
bodziec  zewnętrzny,  co  może  być  przełomem  w  jego  życiu.  Ten  typ
bowiem ma potrzebę dawania raczej komuś niż sobie i lepiej na niego
działa słowo z zewnątrz niż z wewnątrz.

Coaching dla ciebie:

w stronę asertywności

Chcesz  wzmocnić  swoją  asertywność?  Przemyśl  odpowiedzi  na  poniższe  pytania
coachingowe.

Kim się stanę dzięki asertywnej postawie?

 

Jakie moje myśli o sobie mnie wzmacniają?

 

Jakie moje myśli o sobie mnie osłabiają?

 

Jak chcę myśleć o sobie?

 

Gdy  myślę  o  sobie  w  taki  sposób,  jakim  czuję  się

 

background image

człowiekiem?

background image

Rozdział 6

Batonik na zastępstwie, czyli o przybieraniu

na wadze

Beata  Mąkolska:  Gdy  tak  rozmawiamy  o  uległości,  o  braku
asertywności,  przypomina  mi  się  Marzena,  która  całe  swoje
nastoletnie  i  dorosłe  życie  poświęciła  odgadywaniu  pragnień  innych.
Była  miła  do  przesady.  Wszystko  dla  męża  i  dzieci,  jej  nic  nie  jest
potrzebne. W związku z tym nie pracowała, jej ubrania przypominały
zestawy  piżamowe,  na  dodatek  wszystkie  w  ciemnych  kolorach.
U fryzjera nie była od dnia ślubu, a jej zainteresowania ograniczały się
do  życia  szkolnego  dzieci,  przepisów  kulinarnych  i  stosowania  wciąż
nowych  diet.  Marzena  bowiem  przy  wzroście  metr  sześćdziesiąt  pięć
ważyła  ponad  dziewięćdziesiąt  kilo.  Jak  wiadomo,  nikt  nie  kładzie  się
spać  szczupły  i  nie  wstaje  następnego  dnia  ze  sporą  otyłością,
a  jednak  ona  zachowywała  się  tak,  jakby  właśnie  coś  takiego  jej  się
przydarzyło.  Gdy  już  mówiła  o  swojej  tuszy,  bagatelizowała  problem,
nie biorąc odpowiedzialności za swój wygląd. Ot, nawet nie wie, kiedy
trochę  przybrała  na  wadze.  Albo  zasłaniała  się  tłumaczeniem,  że  po
ciąży  to  normalne.  Tylko  że  córki  urodziła  ponad  dekadę  temu,  a  jej
stuknęła już czterdziestka.

Mąż Marzeny dla odmiany chodził codziennie do pracy w garniturze,

latem jeździł z córkami na kajaki i wycieczki rowerowe, zimą zabierał
je na narty. Większość tygodnia spędzał w pracy, jednak przynajmniej
sobotę  lub  niedzielę  poświęcał  na  aktywne  zajęcia  z  córkami,  na
wycieczkę  czy  choćby  spacer.  Marzena  nie  chodziła  na  spacery,  bo
przecież  ktoś  musiał  przygotować  obiad.  Kiedy  ją  spytałam,  co  robią
z  mężem  tylko  we  dwoje,  głupio  się  uśmiechnęła  i  zmieniła  temat.
Przyciśnięta do muru ze łzami w oczach stwierdziła, że mąż już jej nie
kocha, że ona tak się dla niego poświęciła, a on od dawna nigdzie jej
nie zabrał, nie prawi jej komplementów – i tak dalej. Patrzyłam na tę

background image

czterdziestokilkuletnią  kobietę,  która  zajmowała  prawie  całą  kanapę
i  płakała  jak  kilkuletnia  dziewczynka.  Jej  brak  asertywności
w  kontaktach  codziennych  był  tak  oczywisty,  że  aż  bolesny.  Marzena
w  swoim  przekonaniu  dawała  innym  całą  siebie,  angażowała  się,
poświęcała,  lecz  nie  dostawała  niczego  w  zamian.  Rekompensowała
sobie  zatem  niedostatek  miłości  bliskich  przesyconą  słodkościami
dietą. Doskonale wiedziała, ile waży, jak wygląda i od czego tyje. Ale
nałóg jedzenia z samotności i nieszczęścia był tak silny, że nie umiała
sobie z nim poradzić.

Małgorzata  Krawczak:  Na  to  zapewne  nałożył  się  jeszcze
temperament.  Bardzo  często  tyją  flegmatycy.  Sangwinicy  też  są
zagrożeni tyciem, i to nie tylko przez zajadanie emocji.

B. M.: Marzena to przede wszystkim flegmatyczka.

Panuje  przekonanie,  że  kobiety  tyją  po  ślubie.  Po  części  jest  to

tłumaczone  faktem,  że  przed  ślubem  panie  intensywnie  się
odchudzają,  i  to  różnymi  metodami,  także  nieracjonalnymi,  dlatego
później  często  przybywa  im  kilogramów  –  znany  efekt  jo-jo.  Dmitry
Tumin,  doktorant  socjologii  na  Stanowym  Uniwersytecie  Ohio,
przeprowadził badania, które potwierdziły to przekonanie. Obserwował
przyrost  bądź  spadek  wagi  w  ciągu  dwóch  lat  wśród  par,  które
zawarły  małżeństwo  albo  wzięły  rozwód.  Sprawdził  dane  łącznie
ponad dziesięciu tysięcy osób, które brały udział w badaniach od 1986
do  2008  roku

6

.  Z  analizy  wynikało,  że  kobiety  rzeczywiście  tyją  po

ślubie,  a  mężczyźni  po  rozwodzie.  Po  trzydziestym  roku  życia  ryzyko
wzrostu  wagi  po  ślubie  czy  rozwodzie  jest  jeszcze  większe  i  rośnie
z wiekiem.

Naukowcy w badaniach nie skupiali się na szukaniu przyczyn tycia.

Wysnuli  wniosek,  że  kobiety  po  ślubie  mają  więcej  obowiązków  i  nie
mają już tak wiele czasu na aktywność fizyczną. Zapominamy jednak,
że nasze ciało – szczególnie jeżeli nic z nim nie robimy – się starzeje,
a z wiekiem tyjemy przeciętnie mniej więcej od jednej czwartej do pół
kilograma na rok

7

.

Mająca  w  dniu  ślubu  przeciętną  wagę  Marzena  roztyła  się

nienaturalnie  przez  dwadzieścia  lat  małżeństwa,  co  trudno  jednak

background image

tłumaczyć  tylko  zmianą  stanu  cywilnego  czy  spowolnieniem
metabolizmu. Ona zajadała emocje – im bardziej brakowało jej miłości
i  podziwu  męża,  tym  więcej  jadła.  Im  więcej  jadła,  tym  bardziej
gardziła  sobą.  Im  gorzej  się  czuła  ze  sobą,  tym  więcej  starała  się
zrobić  dla  innych,  aby  zyskać  w  ich  oczach.  Nie  widziała  jednak
podziwu,  więc  znowu  jadła.  I  tak  w  kółko.  Jej  przypadek  nie  jest
odosobniony.  Naukowcy  twierdzą,  że  75%  osób  przejadających  się
robi to właśnie z powodu zajadania emocji

8

.

M. K.: Ja także to zaobserwowałam. Na przykład Irena przed ślubem
była szczuplutka. Widziałam jej zdjęcia ślubne – figura modelki, biała
mini, piękne, proste, szczupłe nogi. Wyglądała bardzo elegancko. Gdy
zaszła  w  ciążę,  przejadanie  się  tłumaczyła  tym,  że  chce  jak  najlepiej
dla  dziecka  –  nie  je  dla  siebie,  tylko  dla  niego.  Przecież  nie  będzie
dziecku  żałować.  I  przybyło  jej  trzydzieści  kilogramów.  Urodziła,
a  potem  nadal  tyła.  Karmiła  piersią,  to  musiała  jeść.  I  tak  wymówka
goniła  wymówkę.  Irena  jest  niska,  więc  sto  kilogramów  sprawia,  że
jest to już chorobliwa otyłość.

Irena, Marzena i setki innych kobiet, które tyją w trakcie i po ciąży

oraz  w  kolejnych  latach  małżeństwa,  najczęściej  cierpią  z  powodu
niskiego  poczucia  własnej  wartości.  Plus  to,  o  czym  powiedziałaś  –
poziom  miłości  w  ich  związku  jest  niski;  w  zasadzie  miłości  jest
niewiele  już  w  momencie,  gdy  wchodzą  w  ten  związek.  Dlatego  też
wynagradzają sobie jej brak jedzeniem.

Najpierw w ciąży tyją dla dziecka, bo przecież żadna nie powie, że

je, by przytyć. Po porodzie mózg gadzi – mała część naszego mózgu
związana  z  pierwotnymi  instynktami  –  podpowiada:  „Tyj,  bo  musisz
być  ostoją  dla  tego  dziecka”.  W  końcu  w  świecie  zwierząt  im  jesteś
większy, tym masz większą szansę przeżycia. Coraz większa z każdym
rokiem  sylwetka  jest  także  oznaką  rozpaczliwego  wołania:  „Zauważ
mnie, jestem tutaj”.

B. M.: A trzeba przyznać, że szczególnej aprobaty pragnie i sangwinik,
i flegmatyk.

M.  K.:  Zwłaszcza  flegmatyk  lubi  być  doceniany  tylko  za  to,  że  jest.

background image

Flegmatyczki  często  rekompensują  brak  podziwu  czy  uczucia
jedzeniem. Jeżeli mają w sobie także sporo sangwinika, to pragnienie
bycia podziwianą jest jeszcze silniejsze.

B.  M.:  Mają  też  ogromną  potrzebę  dotyku,  a  jednocześnie  unikają
zaangażowania  intymnego  z  obawy  przed  odsłonięciem  ciała.
W  pewnym  momencie  otyłość  staje  się  zarówno  skutkiem,  jak
i  przyczyną  rezygnacji  z  wielu  rzeczy  –  z  aktywności  fizycznej,
kupowania nowych ubrań, spotykania się ze znajomymi, seksu. Można
się  pokusić  o  stwierdzenie,  że  w  takim  przypadku  im  więcej
kilogramów, tym mniej miłości między małżonkami i większe skupienie
na dziecku.

M.  K.:  Na  pewno.  Z  kolei  skupienie  się  na  dziecku  pogrąża  relację
między  rodzicami.  Jeżeli  jest  to  syn,  kobieta  zyskuje  w  nim  niejako
zastępczego  partnera,  oczywiście  o  ile  chodzi  o  lokowanie  swoich
uczuć. Z czasem wymagania są coraz większe, a że dziecko nie może
im sprostać, rodzi się w nim poczucie winy.

B.  M.:  To  są  ci  synowie,  którzy  zrobią  wszystko,  by  zadowolić
wiecznie nieszczęśliwe matki.

M. K.: Dokładnie. Jeśli obiektem jest córka, to matka często kształtuje
w  niej  przekonanie,  że  kobiety  są  uległe,  nieszczęśliwe  przy
dominującym mężczyźnie, ale i całkowicie od niego zależne.

Gdy tak myślę o tendencjach do otyłości, to przyznam, że nie znam

otyłych  melancholików  i  choleryków.  Nie  chodzi  mi  o  kilkuczy
dziesięciokilogramową  nadwagę,  ale  o  typową  otyłość,  szkodliwą  dla
zdrowia.

B. M.: Te dwa temperamenty mają dużo wyższy poziom samokontroli,
której  brakuje  zwłaszcza  flegmatykom.  Cholerycy  to  energia,
działanie,  ruch  –  zatem  sami  z  siebie  generują  więcej  aktywności,
nawet  jeżeli  nie  uprawiają  sportu.  Choleryk  to  także  temperament
najbliższy osobowości typu A – podatnej na stres, nerwowej, dążącej
do perfekcji, pracoholika.

background image

M.  K.:  Dlatego  nawet  jeżeli  cholerycy  mają  brzuch,  to  są  sprawni,
nadal  cechują  ich  pewna  rzutkość,  energia  i  charyzma.  Tymczasem
otyli flegmatycy to osoby nieruchliwe. Ich lenistwo i niechęć do ruchu
są  widoczne  na  każdym  kroku.  Gdy  tylko  mają  możliwość,  siadają.
Jeszcze  lepiej,  jeśli  mogą  się  położyć  i  odpocząć.  Sangwiniczki  też  są
bardziej  rzutkie.  A  w  przypadku  flegmatyczek  otyłość  jest  bardziej
„galaretowata”.

B. M.: Flegmatyczkom z natury nie chce się ruszać. Wykazują niemal
stały  niski  poziom  energii.  Jeżeli  dodamy  do  tego  problemy
z  poczuciem  własnej  wartości  i  wynikający  z  nich  brak  asertywności,
otrzymujemy mieszankę, która prowadzi wprost do zajadania emocji.

M.  K.:  Paulina  to  radosna  sangwiniczka,  która  doświadczyła  w  życiu
momentów,  gdy  jej  poczucie  własnej  wartości  było  zachwiane  i  gdy
nie  czuła  pewnie  filarów  własnej  tożsamości.  To  był  też  czas,  kiedy
czuła  się  niekomfortowo  w  małżeństwie  –  okres  dominacji  męża
melancholika  i  najwyższej  wagi.  Mąż  narzucał  plan,  który  musiał  być
wykonany  wedle  jego  woli,  a  że  Paulina  ma  w  sobie  sporo
z flegmatyka (zresztą temperament sangwiniczny także ma skłonność
do uległości), poddawała się jego wytycznym.

Małżeństwo  nie  prezentowało  się  najlepiej.  Ona  –  szara  myszka

w  domu  z  dzieckiem,  on  –  samiec  alfa,  jedyny  żywiciel  rodziny.  Ich
relacja  była  w  fatalnym  stanie  i  nawet  kilkumiesięczna  rozłąka
spowodowana  jego  wyjazdem  zawodowym  nie  ociepliła  kontaktu.
Wręcz  przeciwnie,  Paulina  zajadała  brak  miłości  batonikami  pawełek.
Uzależniła  się  od  słodkości.  Potrafiła  po  dwudziestej  trzeciej  zostawić
śpiącą  córeczkę  w  domu  i  pobiec  do  pobliskiego  sklepu  nocnego  po
batonik.  Myślę,  że  wybór  pawełka  nie  był  przypadkowy  –  był  to
podświadomy substytut mężczyzny, który dawał jej chwilową otuchę.
Gdy  waga  przekroczyła  osiemdziesiąt  kilo,  zapaliła  się  czerwona
lampka.  Paulina  zaczęła  stosować  dietę  i  schudła.  Część  kilogramów
wróciła,  ale  nie  w  takiej  liczbie  jak  przedtem.  Dopiero  gdy  Paulina
zaczęła  myśleć  o  sobie,  a  nie  o  odchudzaniu,  wówczas  zaczęła
chudnąć. Stało się tak, gdy skupiła się na własnym rozwoju, na swoich
zaletach, talentach i badaniu swojej osobowości. Mąż wrócił i zastał ją

background image

odmienioną  zewnętrznie  i  wewnętrznie.  Dziś  Paulina  czuje  się  dobrze
ze  sobą  i  ze  swoim  ciałem,  nie  ma  potrzeby  zajadania  smutku  czy
braku bliskości słodyczami, ponieważ jej relacje z mężem opierają się
na  asertywności  i  poszanowaniu  własnych  wartości.  Dzięki  swojemu
rozwojowi  mogła  lepiej  zrozumieć  zachowania  męża.  Oswajała
melancholika z nową sobą i nakładała maskę niewzruszonej na docinki
i  krytykę.  Coraz  częściej  pokazywała  swoje  prawdziwe,  wcześniej
gdzieś  zagubione  oblicze  uśmiechniętej  i  radosnej  kobiety  z  nutką
autoironii.

B.  M.:  Myślę,  że  jest  jeszcze  jeden  czynnik  ryzyka  otyłości
w  przypadku  sangwiniczek  i  flegmatyczek.  To  ich  skłonność  do
uległości  w  kontaktach  z  ludźmi  i  do  naśladowania  zachowań  innych
osób. Jakkolwiek może się to wydać śmieszne, kobiety kopiują swoje
nawyki  żywieniowe.  Jeżeli  przyjaciółki  wybiorą  się  na  kawę  i  jedna
z nich zamówi ciastko, to druga prawdopodobnie zrobi to samo. Jeżeli
jedna zacznie jeść – druga w ciągu kilkunastu sekund też to zrobi. Ten
efekt  mimikry  zaobserwowali  naukowcy  z  Radboud  University
w  holenderskim  Nijmegen

9

.  Badanie,  co  prawda,  dotyczyło  kobiet

mających  BMI  w  normie,  jednak  nietrudno  sobie  wyobrazić,  jak
skończyłyby się częste spotkania uległej flegmatyczki z lubiącą pojeść
choleryczką…

M.  K.:  Choleryczka  jakoś  by  sobie  poradziła,  stosując  się  do  zaleceń
dietetyka czy trenera fitness. Flegmatyczka byłaby w sytuacji patowej.

B. M.: Podsumujmy raz jeszcze: im niższe poczucie własnej wartości,
tym  mniejsze  szanse  na  bycie  asertywnym,  za  to  większe  skłonności
do zajadania emocji. Żeby przestrzec czytelników przed sięganiem po
kolejną dietę, należy zwrócić uwagę na cel, jaki ma nam przyświecać
w odchudzaniu. Czy odchudzam się po to, żeby mąż znów się we mnie
zakochał? Czy chcę schudnąć na ślub córki? Może chcę coś udowodnić
znajomym?  A  może  zbliża  się  lato,  więc  trzeba  się  wcisnąć
w ubiegłoroczny kostium kąpielowy? To, z jaką intencją przystępujemy
do odchudzania, nie pozostaje bez wpływu na efekt naszej diety.

background image

M.  K.:  Jeżeli  chcemy  schudnąć  dla  siebie,  aby  lepiej  się  czuć
i  wyglądać,  to  do  mózgu  dociera  informacja,  że  trzeba  utrzymać
doskonałą  wagę  przez  całe  życie.  Nasza  świadomość  zaczyna  się
zmieniać. Mózg sam steruje łaknieniem, zmienia zatem swój stosunek
do  jedzenia  –  skoro  nie  ma  potrzeby  wyrzeczeń,  nie  jest  wymagane
magazynowanie.  Jest  to  działanie  długoterminowe,  za  to  bez  efektu
jo-jo.

Dieta to nie tylko mniej czy bardziej rygorystycznie skomponowany

jadłospis na kilka tygodni. Dieta to styl życia. A ten zależy od naszego
sposobu  myślenia  przede  wszystkim  o  sobie.  Jeżeli  robisz  coś  dla
siebie,  będzie  to  trwałe,  jeżeli  robisz  coś  dla  czegoś  lub  dla  kogoś,
efekt  będzie  krótkotrwały,  a  powracająca  frustracja  uciążliwa.  Zbyt
mocno  staramy  się  przypodobać  innym,  zamiast  skupić  się  na  tym,
czego tak naprawdę chcemy.

Coaching dla ciebie:

akceptacja ciała

W  zaakceptowaniu  własnego  ciała  i  zrozumieniu  niektórych  zachowań  pomogą  ci  podane
pytania coachingowe.

Czym jest dla ciebie twoje ciało?

 

Co myślisz o swoim ciele?

 

Jak  dbasz  o  swoje  ciało?  Co  możesz  robić  lepiej?
Czego możesz robić więcej?

 

Z  czym  kojarzy  ci  się  wyrażenie  „moje  ciało”?
Zamknij  oczy  i  dokończ  zdanie:  „Moje  ciało  jest
jak…”.  Jaki  obraz  udało  ci  się  zobaczyć?  Dlaczego
ten  obraz  ci  się  podoba,  a  dlaczego  ci  się  nie
podoba? Co warto zmienić?

 

Odpowiedz jeszcze raz na wszystkie pytania, zamieniając wyraz „ciało” na „zdrowie”.

background image

Rozdział 7

Toksyczny temperament

Beata Mąkolska: Pojęcie toksyczności rozpowszechniła doktor Lilian
Glass  w  książce  Toksyczni  ludzie.  Wyodrębniła  ona  aż  trzydzieści
toksycznych  typów  ludzi  oraz  sugerowała,  jak  sobie  z  nimi  radzić.
Trudno  jednak  w  życiu  codziennym  chodzić  z  książką  w  ręku,  aby
diagnozować toksyczne osoby, a następnie dobierać właściwe metody
postępowania.  Tym  bardziej  że  ten  sam  człowiek  na  jedną  osobę
może  działać  toksycznie,  a  na  inną  już  nie.  Krótko  mówiąc,  każdy
temperament tak naprawdę może być toksyczny

Małgorzata Krawczak: To, jak bardzo toksycznie oddziałuje na nas
i na innych, zależy od tego, co sobą reprezentujemy, jak czujemy się
sami ze sobą, jakie jest nasze poczucie własnej wartości. W tej kwestii
warto  zwrócić  uwagę  na  źródło  toksyczności.  Zachowanie  toksyczne
wiąże się z tym, że toksyczna osoba uważa siebie za ofiarę wszelkich
negatywnych  okoliczności  i  żeby  ulżyć  sobie  w  niedoli,  sprawia,  iż  to
my zaczynamy czuć się coraz gorzej. Dostrzega w nas tylko złe cechy
i zachowania, które często wymyśla i nam wmawia, albo wyolbrzymia
nieistotne  szczegóły,  przez  co  uwłacza  naszej  godności.  Takie  osoby
znajdują  się  wszędzie  wokół.  Przebywanie  z  nimi  jest  bardzo
obciążające dla psychiki. Wyzwala w nas to, co najgorsze.

Postępowanie  osoby  toksycznej  ma  zazwyczaj  jeden  cel,  który

realizuje  ona  różnymi  dostępnymi  sobie  sposobami,  takimi  jak
nadmierna 

krytyka, 

obgadywanie, 

niezdrowa 

rywalizacja,

nieprzestrzeganie  zasad,  nieuczciwe  traktowanie  innych,  zmienianie
reguł  gry  bez  uprzedzenia,  niedocenianie,  ośmieszanie.  A  celem  jest
obniżenie naszego poczucia własnej wartości.

Próby  samodzielnego  radzenia  sobie  z  toksycznymi  ludźmi  mogą

przysporzyć zdecydowanie więcej kłopotów. Ludzie ci często nakładają

background image

maski,  w  których  są  trudni  do  rozpoznania.  Leczeniu  podlegają
choroby psychiczne i jakiś procent zaburzeń. Na szczęście świadomość
toksyczności wzrasta i coraz więcej osób szuka pomocy, aby wydostać
się z toksycznych układów

10

.

Toksyczności  nie  nabawiamy  się  jak  kataru.  Ona  przechodzi

z  pokolenia  na  pokolenie.  Dziecko  wychowywane  przez  rodziców,
którzy  na  każdym  kroku  zaszczepiali  w  nim  poczucie  winy
i  niedoceniania,  będzie  dorosłym  żyjącym  w  ciągłym  poczuciu
niedosytu,  czującym  się  niekochanym  niezależnie  od  tego,  ilu
kochających ludzi będzie wokół, nienasyconym niezależnie od tego, ile
sukcesów  w  życiu  odniesie,  bezwartościowym  niezależnie  od  zasług.
I taki schemat powieli w stosunku do swoich dzieci, a one w stosunku
do swoich.

B. M.: Są ludzie, którzy znajdują w sobie siłę i wyrywają się z kręgu
toksyczności. Ważne są tutaj determinacja, motywacja i wzmacnianie
świadomości.

M.  K.:  Łatwiej  jest  cholerykom  i  sangwinikom,  bo  oni  sprawnie
wchodzą  w  interakcje  z  ludźmi,  są  otwarci  na  nowe  i  aktywni
w  działaniu.  Flegmatycy  i  melancholicy  są  ostrożni  w  podejmowaniu
działania,  a  otwieranie  się  na  nowe  nie  przychodzi  im  łatwo.  Nie
potrafią  też  zaufać  innym,  skoro  ludzie,  których  znają,  krzywdzą.
Przypomnijmy  sobie  historie  Sandry  i  Jacka  –  wystarczy  odpowiedni
bodziec  i  się  uwalniają.  To  jeszcze  nie  daje  gwarancji,  że  kolejne
związki  –  zarówno  zawodowe,  jak  i  prywatne  –  nie  będą  toksyczne.
Dopóki  nie  zainwestujemy  w  siebie,  w  zbudowanie  silnego  poczucia
własnej wartości, można zakładać, że będziemy wpadać z deszczu pod
rynnę.  W  różnych  opakowaniach  i  okolicznościach  ciągle  będziemy
dostawać ten sam zestaw emocjonalnej toksyczności. Bez względu na
nasz temperament.

B.  M.:  I  tak  się  dzieje.  Kobiety  pytają,  skąd  brać  siłę  na  zmianę
toksycznej 

relacji 

obecnego 

stanu 

rzeczy. 

Grzęzną

u  psychoterapeutów  na  wiele  lat  terapii,  chwytają  się  jak  tonący
brzytwy każdego koła ratunkowego. A siłę trzeba wyzwolić z siebie.

background image

M.  K.:  Ludzie  szukają  siły  na  zewnątrz  –  w  majątku,  w  partnerach,
w  dzieciach.  Tam  jej  nigdy  nie  znajdą.  Prawdziwa  siła  jest  w  nas
samych.  Nazywam  to  zasadą  czterech  zet:  zaakceptować,  zrozumieć
i  zastosować,  aby  zmienić.  Dotyczy  to  tylko  własnego  życia.
Zaakceptować to, co się wokół mnie dzieje, i fakt, że źle to na mnie
wpływa. Zrozumieć, że nie jest moją winą, iż ludzie mają inne zdanie
na  mój  temat  –  ja  mam  wpływ  tylko  na  swoje  myśli  i  czyny,  co  nie
zawsze  będzie  im  się  podobało.  Muszę  zrozumieć,  że  nic  się  nie
zmieni,  jeśli  ja  tak  nie  postanowię  i  nie  stworzę  planu  zmiany,  nie
poznam strategii. Jeśli to zrozumiem oraz stworzę wizję siebie i tego,
czego  chcę,  muszę  zastosować  to  w  działaniu,  aby  zmienić  swoje
życie.  Niezbędna  jest  wytrwałość.  Ta  zasada  się  nie  sprawdza,  gdy
chcemy  ją  stosować  w  stosunku  do  innych.  Przypomnijmy  sobie,  jak
reagowaliśmy,  gdy  wszyscy  dorośli  w  domu  czy  szkole  wiedzieli,  co
powinniśmy  robić  i  co  jest  dla  na  najlepsze…  Życie  to  ciągła  walka.
Jeśli nie będziesz walczyć o to, czego chcesz, przegrasz.

Toksyczny choleryk

B.  M.:  Trzeba  przyznać,  że  najczęściej  skrajne  cechy  choleryczne
wiążą  się  z  określeniem  „toksyczny”.  Choleryk  to  przywódca,  król,
władca – tak jak w naszej wprowadzającej bajce. Jest on „doskonały
pośród  miernoty”,  wszystko  wie  najlepiej.  Identyfikacja  większości
cech  cholerycznych  związanych  z  władzą,  kontrolą,  ocenianiem,
podnoszeniem  głosu  nie  sprawia  trudności  osobom  z  otoczenia
choleryka.  Sam  choleryk  niechętnie  się  do  nich  przyznaje  albo  wręcz
uważa,  że  są  one  na  miejscu.  Często  także  się  zdarza,  że  zwyczajnie
zapomina.  Gdy  mówimy  o  toksycznych  temperamentach,  jednym
z  najczęstszych  pytań  zadawanych  na  warsztatach  dotyczących
temperamentu jest: „Jak sobie radzić z cholerykiem?”.

M. K.: Tak, to prawda. Choleryk ma złą sławę. Wynika to zarówno ze
stereotypów,  jak  i  z  tych  gwałtowniejszych  i  bardziej  zdecydowanych
cech. Toksyczność zawdzięcza swoją niechlubną sławę w dużej mierze
przyzwoleniu  na  zachowania  gwałtowne.  Bo  jak  choleryk  się
zdenerwuje, to lepiej schodzić mu z drogi, więc dla świętego spokoju

background image

robimy  to.  Niektóre  sprawy  załatwiamy  za  jego  plecami.  A  choleryk,
który  lubi  mieć  kontrolę  nad  wszystkim,  bardzo  szybko  się  orientuje
w takim postępowaniu. Zakłada więc, że tak jest i było, a także będzie
w przyszłości – i mamy piekło. Tak naprawdę na własne życzenie.

Choleryk to wspaniały temperament, pod warunkiem że pewne jego

cechy  nie  zostały  doprowadzone  do  skrajności.  Choleryk  mówi
donośnym  głosem,  często  niemal  podniesionym  tonem.  To
podświadome  akcentowanie  własnej  ważności.  Głośna  rozmowa
według  choleryka  nie  jest  kłótnią,  tylko  formą  konwersacji.  Jeżeli
wszyscy  schodzą  mu  z  drogi,  on  podświadomie  odbiera  to  jako
ignorowanie  jego  osoby.  Jeśli  ktoś  wchodzi  z  nim  w  dyskusję,  to
oczekuje tylko konkretów. Inne temperamenty, szczególnie sangwinik
i  flegmatyk,  nie  są  dobre  w  konkretyzowaniu,  dlatego  taką  postawę
odbierają jako atak. Zaczyna się pyskówka, w której zawsze zwycięża
choleryk.  Świetnie  dogaduje  się  z  nim  melancholik.  Małomówny
z natury, cicho i spokojnie mówiący, a do tego perfekcjonista w swojej
pracy.  Widziałam  takie  pary  nie  raz  i  wcale  nie  dominował  w  nich
choleryk. Zilustruję to może przykładem.

Feliks  to  przedsiębiorczy  biznesmen  i  choleryk,  jakich  mało.

Wszędzie  go  słychać,  nikt  się  na  niczym  nie  zna,  a  wszystko  jest  na
jego głowie. Większość jego pracowników to sangwinicy i flegmatycy,
jest  też  kilku  choleryków,  którzy  w  milczeniu  przyjmują  reprymendy
szefa. Ten potrafi doprowadzić niektórych do płaczu.

Wśród  jego  pracowników  było  dwóch  melancholików,  na  których

Feliks  nie  krzyczał,  których  szanował,  pytał  o  rady  i  nigdy  nie
podważył ich kompetencji. Najciekawszym elementem w firmie Feliksa
było  pracujące  w  niej  rodzeństwo.  Julia,  sangwiniczka  z  głową  pełną
pomysłów, pracowała w dziale reklamy i marketingu. Michał, jeden ze
wspomnianych  melancholików,  pracował  w  dziale  analiz.  Ona,  mimo
ogromnej  fachowości,  ciągle  była  niedoceniana  i  często  miała  ochotę
rzucić  pracę.  On,  bez  tytułów  naukowych,  był  doceniany  w  każdym
calu. Nie myślmy jednak, że Feliks jest szowinistą czy seksistą. Drugim
melancholikiem  w  jego  firmie  była  bardzo  atrakcyjna  kobieta  –  jego
sekretarka.

Ten przykład pokazuje, że choleryk to nie jest typ, który kieruje się

emocjami w stosunku do innych ludzi. W jego przypadku są to raczej

background image

emocje, które dotyczą ludzkich zachowań. Melancholicy nigdy nie dali
się  sprowokować  Feliksowi,  nie  zwątpili  w  swój  profesjonalizm,
posługiwali się konkretami i tego samego wymagali od szefa.

I jeszcze jedna scena z zawodowego życia Feliksa. Po roku Julia nie

wytrzymała  i  odeszła.  Podjęła  pracę  w  firmie,  która  po  dwóch  latach
rozpoczęła  współpracę  z  firmą  Feliksa.  Gdy  obojgu  minął  szok  przy
pierwszym  spotkaniu,  ona  uświadomiła  sobie,  że  już  nie  musi  się  go
bać,  a  on  zrozumiał,  że  już  nie  może  jej  kontrolować.  Julia  trzymała
zdrowy dystans, a Feliks nawet nie próbował jej zdominować.

Toksyczna nieprzewidywalność

B.  M.:  Choleryków  w  czystej  postaci  nie  ma  wcale,  każdy  z  nas  jest
mieszanką  temperamentów,  o  czym  mówiłyśmy  wielokrotnie.  Teraz
przejdziemy  do  identyfikacji  temperamentu  niezwykle  toksycznego  –
połączenia  skrajnych  cech  cholerycznych  ze  skrajnymi  cechami
melancholika u jednej osoby. Taka osobowość staje się toksyczna dla
otoczenia. Skłonność do wybuchów, nieuzasadniona agresja i coś, co
mnie męczy najbardziej – całkowita nieprzewidywalność. Gdy idziemy
na spotkanie z osobą, o której wiemy, że reaguje agresywnie na każdą
próbę  sprzeciwu  czy  forsowania  własnych  racji,  od  razu  nastawiamy
się  na  trudne  negocjacje.  Jednak  w  przypadku  mieszanki
melancholiczno-cholerycznej  nie  wiadomo,  czy  spotkamy  się
z  grobowym  milczeniem,  wybuchem  agresji,  czy  też  doświadczymy
całej gamy negatywnych emocji tej osoby.

M. K.: O ile melancholik z cholerykiem przeważnie znajdą płaszczyznę
porozumienia, o tyle połączenie cech obu typów u jednej osoby nie do
końca to gwarantuje. Wszystko zależy od natężenia owych cech. Gdy
jest  ono  wysokie,  to  choleryk  staje  się  optymistą  zdążającym  do
skrajnego  realizmu  i  zaczyna  sobie  uzurpować  prawo  do  zmiany
całego  świata,  a  melancholik  to  pesymista  dążący  do  większego
pesymizmu, który staje się mistrzem cynizmu. Choleryk i melancholik
to temperamenty, którym blisko do neurotyzmu, a ten leży na granicy
toksyczności  i  zaburzeń  osobowości.  W  takim  przypadku  nie  ma
jasnych reguł i można domniemywać, że jest to najbardziej toksyczne

background image

z możliwych połączeń.

Natomiast takie połączenie na optymalnym poziomie natężenia cech

daje ciekawą kompilację rozsądnego przywódcy, który z jednej strony
miewa dylematy typu: „Po co mi to ryzyko?!”. Ale z drugiej strony, jak
żyć bez ryzyka?

B.  M.:  Właśnie.  Mówiłyśmy  wcześniej,  że  mieszanka  sangwiniczno-
melancholiczna może być toksyczna dla samej osoby o tych cechach,
ale mniej dla otoczenia. Dla innych taka osoba może być pociągająca
i  czarująca,  bo  potrafi  urzekać  otoczenie,  a  jednocześnie  jest  owiana
aurą 

tajemniczości. 

Natomiast 

przypadku 

temperamentu

choleryczno-melancholicznego  mamy  do  czynienia  z  toksycznym
oddziaływaniem na najbliższych.

M. K.: Choleryk-melancholik jest jak bomba z opóźnionym zapłonem.
Choleryk  to  egocentryk,  który  nie  liczy  się  z  otoczeniem.  Melancholik
także ma skłonność do uważania się za lepszego. Jeden i drugi czuje
swoją wyższość, tylko choleryk o tym mówi, a melancholik uważa, że
inni  ludzie  nawet  nie  są  godni  tego,  by  z  nimi  rozmawiać.  Gdy  takie
przeciwstawne  podejścia  spotykają  się  w  jednej  osobie,  może  ona
w  sytuacjach  stresowych  reagować  bardzo  różnie.  Może  wrzeszczeć
jak  typowy  choleryk,  a  może  się  stonować  i  wtedy  mowa  ciała
przekaże  wszystko  –  zaobserwujemy  wypisaną  na  twarzy  ironię.
U  choleryka  wszystko  dzieje  się  bardzo  szybko,  dlatego  taką
mieszankę  zachowań  możemy  zaobserwować  na  jednym  spotkaniu  –
najpierw  podnosi  głos,  potem  się  wycisza  i  widzimy  maskę  ironiczną.
Za jakiś czas wachlarz emocji ponownie się otwiera.

Nie  wiadomo,  jak  rozmawiać  z  taką  osobą,  ponieważ  gdy  mówimy

spokojnie,  na  choleryka  działa  to  jak  płachta  na  byka  i  może  więcej
krzyczeć.  Z  kolei  melancholik  zamknie  się  w  sobie  i  spojrzy  na  nas
z pogardą. Pytanie, który z temperamentów dojdzie do głosu w danym
momencie.  Na  jednym  spotkaniu  mogą  się  objawić  oba,  a  taka
nieprzewidywalność jest naprawdę męcząca.

B.  M.:  Weźmy  przykład  Kasi,  która  miała  toksycznego  szefa.  Dariusz
to  połączenie  choleryka  z  melancholikiem.  Kasia  stresowała  się

background image

codziennie  rano,  jadąc  do  pracy,  ponieważ  nie  wiedziała,  w  jakim
nastroju  będzie  tego  dnia  szef.  Jeżeli  ten  miał  dobry  nastrój,
przychodził do pracy z uśmiechem, potrafił zmotywować do działania,
podpytać  o  coś  lub  coś  podpowiedzieć  –  współpraca  przebiegała
harmonijnie. Jeżeli Dariusz miał zły humor, Kasia marzyła, by uciec na
zwolnienie  lekarskie,  ponieważ  grobowe  milczenie  lub  trzaskanie
drzwiami  przeplatało  się  z  nieuzasadnionym  krzykiem,  wyciąganiem
jakichś dziwnych spraw i pretensjami nie wiadomo o co.

Kasia opowiadała mi o swoim ostatnim zebraniu z szefem, podczas

którego mieli omówić sprzedaż w pierwszym kwartale. Ona solidnie się
przygotowała, miała wszystkie raporty i tabelki. Z plikiem dokumentów
o umówionej godzinie udała się do gabinetu szefa. Dariusz się spóźnił.
Kasię  przywitała  jego  żona,  która  wraz  z  nim  prowadzi  firmę,  a  że
w  przewadze  jest  sangwinikiem,  potrafi  świetnie  rozładowywać
napiętą atmosferę generowaną przez męża.

Podczas  godzinnego  zebrania  Kasia  doświadczyła  skrajnych  stanów

emocjonalnych szefa. Przyszedł spóźniony, jednak w dobrym nastroju,
i  zapytał,  jakie  są  plany  na  sprzedaż  w  regionie  wschodnim.  Kasia
zgodnie  z  prawdą  powiedziała,  że  planów  nie  ma,  bo  przecież  nie
podpisali  umowy  o  współpracę  z  dystrybutorem.  Wtedy  szef
z  radosnego  i  energicznego  zmienił  się  w  furiata  i  zaczął  krzyczeć,
szukać  winnych,  zadawać  tysiące  pytań,  nie  czekając  oczywiście  na
odpowiedzi,  ponieważ  miał  je  już  przygotowane:  „Wszyscy  są
idiotami”, „Tylko ja tutaj naprawdę pracuję”, „O wszystkim sam muszę
myśleć”.  Zaczął  też  atakować  Kasię  werbalnie:  „To  jest  postawa
roszczeniowa”,  „Pani  się  do  niczego  nie  nadaje!”,  „Nawet
z kontrahentem pani nie umie rozmawiać!”, „Co z pani za pracownik,
tylko by pani chciała siedzieć i czekać, żeby kasa spływała na konto!”,
„Ja muszę zatrudnić kogoś nowego, bo z pani nie ma pożytku!”.

Po dwudziestu minutach wrzasków żona Dariusza przypomniała mu,

kto  podjął  decyzję  o  zakończeniu  współpracy  z  dystrybutorem  –  była
to  jego  decyzja.  Kasia  w  ułamku  sekundy  podsunęła  listę  z  kilkoma
potencjalnymi  kontrahentami,  którą  przygotowała  wcześniej,  oraz
tabelkę z wynikami sprzedaży za pierwszy kwartał. Twarz szefa nieco
złagodniała,  uspokoił  się,  pogrymasił  przy  niektórych  kolumnach,  ale
zasadniczo w ciągu pięciu minut z furiata zmienił się w osobę, z którą

background image

można porozmawiać o konkretach. Podczas ostatnich piętnastu minut
spotkania  ustalili  najważniejsze  cele  na  najbliższy  miesiąc  i  zebranie
zakończyło  się  podsumowaniem  szefa:  „Jak  pięknie  doszliśmy  do
porozumienia”.

Dariusz jak gdyby nigdy nic zaczął pracować dalej, natomiast Kasia

była  tak  wyczerpana  psychicznie,  że  do  końca  dnia  gapiła  się
w  monitor,  nie  mogąc  zebrać  myśli.  Szef  i  jego  zmienne  nastroje
wykończyły ją psychicznie.

M.  K.:  I  to  jest  najlepsza  historia  na  dowód,  że  choleryk  chce  być
zawsze na górze. Nie może być inaczej. Nawet jeżeli Dariusz nie zrobił
nic,  żeby  spotkanie  zakończyło  się  konstruktywnie  i  z  jasnymi
postanowieniami, to wykorzystał moment, aby przypisać sobie zasługi
za  jego  pozytywne  zakończenie.  Choleryk  wykorzysta  każdą  szansę,
żeby jego było na wierzchu. Może słuchać wybiórczo, wyłapie tylko to,
co jemu się podoba i co będzie mógł wykorzystać zgodnie z własnym
uznaniem. Nie przyzna się do błędu (na przykład Dariusz nie powie, że
niepotrzebnie  zaatakował  Kasię,  skoro  jej  działania  wynikały
z podjętych przez niego decyzji), ponieważ on zawsze ma rację, nawet
jeżeli to jest racja w danej chwili.

B.  M.:  Typowe  dla  choleryka  –  gdy  bierzesz  oddech,  on  to
wykorzystuje,  żeby  zaatakować.  I  nawet  nie  wyciąga  faktów,  tylko
oskarżenia. Dariusz nie zarzucił Kasi konkretnego błędu, tylko ogólnie
nazwał ją złym pracownikiem i twierdził, że ma postawę roszczeniową.

M. K.: Tak naprawdę to choleryk potrafi być bardzo roszczeniowy. Ma
pretensje do wszystkich o wszystko. Ma roszczeniową postawę wobec
życia,  ale  oczywiście  z  różnym  nasileniem.  Większość  ludzi  zawsze
zbyt  emocjonalnie  podkreśla  u  innych  to,  co  u  nich  samych  nie  jest
harmonijne i spójne. Dlatego jeżeli Dariusz wskazywał u Kasi postawę
roszczeniową,  jest  to  sygnał,  że  to  on  jest  najbardziej  roszczeniowy
i widzi u pracownicy taką postawę, nawet jeżeli ta jej nie przejawiała.
To jest jedyna strategia, którą choleryk umie wprowadzić w życie. Jest
wobec wszystkich roszczeniowy, dlatego dopatruje się roszczeń wobec
siebie.  Król  chce  rządzić  –  jeżeli  nie  może  niesubordynowanemu

background image

poddanemu  ściąć  głowy,  to  będzie  próbował  linczować  go  na  swój
sposób.

B.  M.:  Dopiero  gdy  Dariusz  się  uspokoił,  jego  melancholiczny  umysł
przyswoił  fakty  przedstawiane  przez  żonę  i  przez  Kasię.  Cechy
choleryka, które opierają się na ocenie sytuacji, wreszcie pozwoliły mu
poprowadzić spotkanie w konstruktywny sposób.

M.  K.:  Melancholik  to  temperament,  który  twardo  stoi  na  ziemi
i  czasami  jest  wręcz  ociężały  w  podejmowaniu  decyzji.  Natomiast
choleryk wykazuje tu naturalną lekkość, podobnie jak przy wydawaniu
sądów. Szef Kasi pokazał to swoim zachowaniem.

B. M.: Gdyby takie sytuacje zdarzały się raz na miesiąc, pewnie praca
Kasi  byłaby  znośna.  Jednak  takie  sceny  miały  miejsce  kilka  razy
w  tygodniu,  więc  ta  postanowiła  poszukać  innej  pracy.  Osobowość
szefa  nazbyt  obciążała  ją  psychicznie.  Kasia  ma  tendencję  do  bycia
uległą,  jednak  zawsze  solidnie  przygotowuje  się  na  spotkania,  co  jak
twierdzi,  niejednokrotnie  ratuje  jej  posadę.  Nie  można  przecież  żyć
w ciągłym strachu przed gniewem pracodawcy, tym bardziej gdy jest
to nieprzewidywalny i nieuzasadniony gniew. Doszło bowiem do tego,
że  ciało  Kasi  silnie  reagowało:  często  bolała  ją  głowa,  zaczęła  mieć
kłopoty  ze  snem.  Wyczuwała  kołatanie  serca,  gdy  tylko  numer  szefa
wyświetlał się na komórce, nawet jeżeli nie wiedziała, po co i w jakim
nastroju dzwoni. Te objawy somatyczne doprowadziły ją do choroby.
Dostała  zwolnienie  i  wreszcie  po  dwóch  tygodniach  wymuszonej
gorączką separacji od szefa doszła do wniosku, że nie może tak żyć.

M.  K.:  Choleryk  w  przewadze  czy  z  domieszką  melancholika  w  roli
szefa  potrafi  w  nietuzinkowy  sposób  zatruwać  ludziom  życie.
Flegmatycy  i  sangwinicy  często  cierpią  katusze,  nie  mogąc  uciec
z  danej  relacji,  bo  praca  jest  ważna.  Warto  podkreślić,  że  choleryk
zawsze  czuje  się  na  stanowisku,  nawet  jeżeli  jest  szeregowym
pracownikiem.  Dlatego  objawy  psychosomatyczne  mogą  pojawiać  się
też  u  choleryka,  gdy  nie  zajmuje  on  należytej  pozycji  i  nie  dostaje
należnego  mu  uznania.  W  chorobie  dostaje  współczucie,  które

background image

utożsamia z potrzebnymi mu wartościami. Choroby psychosomatyczne
dotyczą duszy, a chore ciało tylko o tym informuje. Problem polega na
tym,  że  nie  zawsze,  a  nawet  zbyt  rzadko,  umiemy  te  informacje
odczytać. Potrafimy latami leczyć ciało, nie troszcząc się o psychikę.

Nie graj, postaw na autentyczność

B.  M.:  Jeżeli  chodzi  o  kontakt  z  toksycznym  temperamentem,  to
możemy  albo  się  od  niego  uwolnić,  czyli  na  przykład  tak  jak  Kasia
zmienić  pracę,  albo  zacząć  pracować  nad  postawą  asertywną
i  wzmacnianiem  poczucia  pewności  siebie.  Tylko  czy  to  zawsze
pomoże?

M.  K.:  Stosunkowo  skuteczną  metodą  jest  bycie  autentycznym.
Niewchodzenie w żadną rolę, czy to ofiary, czy kata, bo to przypomina
walkę.  Najczęściej  stajemy  się  ulegli  (właśnie  jak  Kasia),  mając
nadzieję,  że  to  złagodzi  sytuację  i  zmniejszy  konflikt.  Ofiara
podświadomie  szuka  kata,  który  będzie  ją  nękał.  To  jedna  z  relacji
w tak zwanym trójkącie dramatycznym. Brakujące ogniwo to ratownik,
czyli  ktoś,  kto  chce  ratować,  wyzwalać  spod  jarzma  prześladowcy
i kata. W tę interpersonalną grę wszyscy jesteśmy uwikłani w różnym
stopniu.  Jednocześnie  możemy  być  zarówno  katem  czy  ofiarą,  jak
i  ratownikiem,  w  zależności  od  sytuacji  życiowych  –  w  pracy  katem,
w domu ofiarą wymagań rodziny, a jako sąsiadka ratownikiem i chcieć
wyzwolić sąsiada z jego ciężkiego losu.

Taką grę możemy prowadzić również w sobie, kiedy to nasze myśli

stają  się  katem,  działamy  jak  ofiara,  a  ciało  ratuje  się  chorobą.
Autentyczność  to  bardzo  ważna  cecha,  która  pokazuje  poziom
poczucia  własnej  wartości.  To  drugie  imię  asertywności.  Naturalną
autentyczność ma melancholik. Jednak chroni ona melancholika przed
światem  zewnętrznym,  ale  już  nie  przed  nim  samym.  W  tym  też
upatrywałabym 

źródła 

toksyczności 

tego 

temperamentu.

Niezadowolony  z  siebie  melancholik  nie  może  znieść  apodyktyczności
choleryka,  beztroski  sangwinika  i  braku  zaangażowania  flegmatyka.
W  jednej  ręce  ma  cynizm,  w  drugiej  krytykanctwo  i  wali  gdzie
popadnie,  tym  samym  tracąc  swoją  autentyczność.  Ludzie  zaczynają

background image

unikać  chłodnego  tonu  jego  głosu  i  krótkich,  ostrych  zwrotów.  Jedni
go unikają, inni mu ulegają.

B.  M.:  I  jest  jeszcze  gorzej,  ponieważ  toksyczny  temperament  karmi
się  naszą  uległością.  Asertywne  podejście  utrudnia  fakt,  że  postawa
uległości jest potęgowana przez naszą kulturę i wychowanie. Dzieci od
małego  uczy  się  posłuszeństwa,  w  szkołach  uczą  nas  karności
i  ustępowania.  Mówisz,  że  metodą  na  toksyczny  typ  jest  bycie
autentycznym.  Autentyczność,  czyli  wyjście  z  postawy  rzeczowego
dorosłego?

M.  K.:  Czy  ja  wiem?  Rzeczowy  dorosły  też  może  być  autentyczny.
Rzeczowość  to  cecha  choleryka  i  melancholika.  Autentyczność  to
postawa,  którą  może  przyjąć  każdy.  Rodzimy  się  autentyczni,
a  dorastamy,  zmieniając  autentyczność  na  maski,  które  nakładamy.
To  one  doprowadzają  nas  do  granic  toksyczności.  Zakładamy  je
z  różnych  powodów,  aby  się  chronić  przed  trudnymi  sytuacjami
i  osiągnąć  swój  cel.  Najwięcej  masek  i  toksyczności,  a  najmniej
autentyczności występuje w kręgach patologii. Tam toksyczność sięga
zenitu.  Czytałam,  że  toksyczność  jest  efektem  braku  systemu
obronnego  na  bolesne  doznania.  Umiemy  radzić  sobie  z  bólem
fizycznym,  ale  nie  potrafimy  radzić  sobie  z  bólem  psychicznym.
Traktujemy  go  jak  krzywdę.  Dlatego  toksyczni  ludzie  często  nie
uświadamiają sobie krzywdy, jaką wyrządzają innym, ponieważ „robią
to z miłości do nas i dla naszego dobra”. Ten tok myślenia pokazuje,
jak  zostali  wychowani  oraz  jaki  wpływ  na  ich  życie  miała  najbliższa
rodzina.  Dlatego  warto  zdać  sobie  sprawę,  że  z  toksyczną  osobą
możemy  zmierzyć  się  tylko  jako  ludzie  autentyczni,  czyli
z  uregulowanym  stosunkiem  do  poczucia  własnej  wartości,
i  asertywni.  Wówczas  będziemy  mogli  podjąć  odpowiednie  działanie.
Mam  tu  na  myśli  oczywiście  toksyczność  niebędącą  jeszcze
zaburzeniem osobowości, chorobą psychiczną czy zagrażającą zdrowiu
i  życiu  patologią.  Tu  trzeba  działać  w  inny  sposób.  Mówię
o  toksyczności,  która  jest  efektem  doprowadzania  cech  do  skrajności
przez  różne  sytuacje  życiowe.  Tu  wystarczy  autentyczność,  ale  tę
trzeba w sobie odnaleźć. Doprowadzi nas do niej asertywność, której

background image

należy się nauczyć.

B.  M.:  Ciekawym  przypadkiem  toksycznej  mieszanki  jest  choleryk-
melancholik  z  domieszką  flegmatyka.  Jeżeli  jest  to  kwintesencja
negatywnych  cech  melancholika  i  flegmatyka,  to  nawet  choleryczna
umiejętność  przewodzenia  innym  będzie  studzona  flegmatyczną
refleksją „A właściwie, to po co mi to wszystko?”.

M. K.: Na przykład Dagmara – ma sporo cech choleryka, również tych
pozytywnych,  dzięki  którym  potrafi  zrobić  wiele  ciekawych  rzeczy,
dlatego  zawsze  znajdują  się  ludzie,  którzy  z  przyjemnością  za  nią
podążają.  Jednak  przychodzi  taki  moment,  a  trudno  się  nań
przygotować – ponieważ mamy do czynienia z nieprzewidywalnością –
kiedy Dagmarze włącza się irracjonalny pesymizm melancholika i brak
działania  flegmatyka.  I  to  jest  fatalna,  toksyczna  przeciwwaga.
Dagmara  zaskarbia  sobie  sympatię  ludzi  swoim  optymizmem
i  odważnymi  planami,  wzbudza  ich  zaufanie  i  stwarza  sytuacje,
w których oni czują się potrzebni.

B. M.: Doskonała przywódczość, którą choleryk może się poszczycić?

M.  K.:  Z  pozoru.  Ludzie  ulegają  Dagmarze  w  poczuciu
bezpieczeństwa,  jednak  nie  wiedzą  dokładnie,  kiedy  ona  przejmuje
nad  nimi  kontrolę  za  pomocą  swoich  zdolności  manipulacyjnych.
Usypia  ich  czujność,  tworząc  atmosferę  przyjaźni.  Jej  motto  to:
„Uzależnić  od  siebie  i  kąsać  bezlitośnie”.  Nagle  się  okazuje,  że
wszystko zostało źle zrozumiane i że ludzie przysparzają jej kłopotów.
Wszyscy  są  winni,  tylko  nie  ona.  Gdy  sprawy  zajdą  za  daleko,
Dagmara  wycofuje  się  w  zacisze  domowe,  gdzie  czuje  się  najlepiej,
ponieważ 

tworzy 

obraz 

osoby 

przybitej, 

oszukanej,

niedowartościowanej,  niezrozumianej.  Teraz  rodzina  cicho  spełnia  jej
życzenia.  To  czas  melancholika  –  obrażonego  i  pokrzywdzonego.
W  mniemaniu  Dagmary  rodzina  w  niczym  nie  potrafi  jej  dogodzić,
zatem znów odzywa się choleryk i pojawiają się pretensje.

B.  M.:  Zmienność,  nieprzewidywalność,  tylko  skala  agresji  zdaje  się

background image

mniejsza.

M.  K.:  Dagmarze  cechy  flegmatyka  nie  pozwalają  na  tak  wielkie
wybuchy  agresji,  jakie  cechowały  wspomnianego  wcześniej  Dariusza.
Jednak  zmienność  jest,  i  to  spora.  Najpierw  zaangażowanie  i  kontakt
wzrokowy, wszystko przebiega harmonijnie, aż nagle Dagmara wstaje,
odwraca się i poprawia dokumenty. Typowe zachowanie melancholika,
którego przerosła sytuacja, więc zajmuje się sobą.

B.  M.:  Może  też  chodzić  o  rozładowanie  napięcia  –  czasem  człowiek
nawet  nie  wie,  że  sytuacja  powoduje  w  nim  napięcie,  dyskomfort,
więc  automatycznie  uruchamiają  się  ruchy  ciała.  Ciekawie  opisują  to
znawcy  zachowań  psów.  Gdy  dwa  psy  się  mierzą,  stają  jak  do  walki,
mają zjeżone grzbiety, toczą pianę z pysków. Nagle jeden zaczyna się
drapać  –  to  czynność  biologiczna,  która  ma  za  zadanie  na  moment
rozładować  skumulowane  napięcie.  Może  w  przypadku  ludzi  takie
wstanie i przeglądanie dokumentów też ma rozładować napięcie?

M.  K.:  Być  może.  Niemniej  wstanie  do  szafki  z  dokumentami  to
odcięcie się, odwrócenie tyłem. Gość nie wie wtedy, czy Dagmara go
słucha, czy ma dalej mówić. Rozmówcy mieli z nią problem, ponieważ
czuli  się  niesłuchani,  ignorowani.  Takie  zachowanie  występujące
sporadycznie jest denerwujące, a stale powtarzane sprawiło, że ludzie
zaczęli  się  odsuwać  od  Dagmary.  Ona,  jako  choleryk,  ma  silną
potrzebę sprawowania kontroli, dlatego gdy kolejne osoby zaczęły jej
się wymykać, w panice starała się odnawiać kontakty, zagadywać, być
miłą.  I  tutaj  trzeba  uważać,  bo  nie  zawsze  dopytywanie  się  jest
oznaką  szczerego  zainteresowania.  Czasem  jest  sygnałem  potrzeby
sprawowania kontroli.

B.  M.:  To  ważna  wskazówka  dla  otoczenia.  Uważajmy  na  nazbyt
dociekliwe pytania, bo czasem nie są one wyrazem jedynie sympatii.

M.  K.:  Właśnie!  Za  to  mogą  posłużyć  cholerykowi  do  sprawowania
kontroli.  Zwłaszcza  gdy  zaczynamy  czuć  się  winni  z  jakiegoś  powodu
i się tłumaczymy – choleryk ma nas w garści.

background image

B. M.: To też jest wskazówką, jak rozpoznać toksyczną osobę w dość
prosty  sposób:  jeżeli  nie  mamy  nic  na  sumieniu,  a  mimo  to  czujemy
się winni lub musimy się z czegoś tłumaczyć, to znak, że powinniśmy
być czujni. Może to być próba manipulowania nami. Wtedy racjonalne
tłumaczenie  sobie  zainteresowania  drugiej  osoby  może  wywieść  nas
na  manowce.  Gdy  logika  wydaje  się  w  porządku,  a  ciało  mimo  to
ostrzega nas różnymi symptomami, jestem za tym, żeby słuchać ciała
i uciekać gdzie pieprz rośnie.

M.  K.:  Może  nie  od  razu  uciekać,  ale  być  świadomym  tego,  co  się
dzieje. Choleryczno-melancholijny temperament będzie wyciągał z nas
informacje  i  drążył  temat.  Słaba  osobowość  się  zadowoli,  gdy
odeślemy ją z kwitkiem, jednak im silniejsza, tym więcej przebiegłych
prób  dowiedzenia  się,  w  czym  rzecz.  Gdy  przestaniesz  rozmawiać
z  silnym  cholerykiem,  to  urośniesz  w  siłę,  a  on  będzie  się  czuł  coraz
bardziej zagubiony, bo coś nie układa się po jego myśli.

B. M.: Nasuwa mi się jeszcze taki wniosek – gdy rośniesz w siłę, nie
masz  potrzeby  raportowania  cholerykowi  przebiegu  zdarzeń  i  stajesz
się odporny na tego rodzaju manipulacje.

M.  K.:  Na  pewno.  Jednak  choleryk-melancholik  nie  przyzna  się  do
błędu,  o  czym  mówiłyśmy  wcześniej,  z  jego  ust  nie  usłyszysz:
„Przepraszam”.  Czasami  burknie  coś  pod  nosem,  aby  rozładować
sytuację  i  rozpocząć  inny  manewr  manipulacyjny.  Gdy  już  wytkniesz
mu  ewidentny  błąd,  najczęściej  dalej  będzie  szedł  w  zaparte,  tylko
zmieni  strategię.  Dagmara  maskuje  się  w  taki  sposób:  „Może  nie
zdążyłam tego powiedzieć, ale od początku byłam o tym przekonana”.
Potrafi  też  interpretować  słowa  innych  na  swój  sposób,  nie
zachowując kontekstu, z którego zostały one wyrwane. To wyjątkowo
mylące dla otoczenia.

B.  M.:  Czyli  nie  dość,  że  toksyczny  temperament  chce  wyciągnąć
z  ciebie  to,  co  mu  potrzebne,  to  jeszcze  potrafi  obrócić  wszystko  na
swoją korzyść. Kieruje się przede wszystkim swoim interesem, dlatego
zdolności  manipulacyjne  choleryka-melancholika  są  zwykle  wysoko

background image

rozwinięte.

M.  K.:  Pamięć  jest  wybiórcza,  dlatego  taka  osoba  często  idzie
w  zaparte  („Ja  tego  nie  mówiłam”),  a  jeżeli  już  nie  ma  wyjścia,  bo
masz na coś dowody, to powie: „Ale ja w tym momencie nie miałem
wyjścia” czy „Ale ja nie mogłam inaczej”.

Połączenie  choleryk-melancholik  daje  cechy,  które  przy  bliższym

poznaniu  mogą  się  uzupełniać  i  tworzyć  naprawdę  ciekawe
osobowości,  podobnie  jak  połączenie  sangwinik-flegmatyk.  Jeżeli
jednak cechy przekroczą granicę równowagi emocjonalnej, to nadmiar
harmonii  i  nieingerowanie  w  to,  co  dzień  przyniesie,  będą  bardzo
toksyczną  mieszanką.  Najpierw  dowie  się  o  tym  otoczenie  takiej
osoby, ponieważ żyje ona beztrosko i jest piewcą miłości, a z czasem
sama  wpadnie  w  sidła  toksyczności.  Nikt  jej  nie  rozumie,  ludzie
unikają  jej  towarzystwa,  kpią  z  niej.  Nasilają  się  frustracja  i  użalanie
nad  sobą.  Takie  osoby  przestają  się  cieszyć  dniem  obecnym,
a zaczynają żyć wspomnieniami.

B.  M.:  To  męczące.  Kasia  miała  tendencję  do  bycia  uległą
w kontaktach z Dariuszem, ponieważ posiadała wiele cech flegmatyka.
Jednak zadziałało to w pewnym momencie na jej korzyść – flegmatyk
jest niezwykle stanowczy, dlatego gdy Kasia podjęła decyzję o zmianie
pracy,  była  to  decyzja  nieodwracalna.  Kto  jeszcze  jest  podatny  na
toksyczne działanie choleryczno-melancholicznego temperamentu? Kto
jest w stanie wytrzymać z taką osobą?

M.  K.:  Na  te  pytania  trudno  odpowiedzieć  w  sposób  jednoznaczny.
Toksyczni  ludzie  nie  są  po  to,  aby  z  nimi  wytrzymywać,  ale  po  to,
byśmy  lepiej  poznawali  siebie  i  swoje  słabości  oraz  odkrywali  ukrytą
w  nas  siłę.  Od  takich  ludzi  należy  odchodzić,  żeby  oni  zatracili  się
całkiem  w  swojej  toksyczności  albo  przejrzeli  na  oczy.  Toksyczność
zatacza  coraz  szersze  kręgi  za  naszym  przyzwoleniem.  Przestańmy
zatem przyzwalać i podejmijmy działanie w swojej obronie. A wracając
do  pytania:  mogę  jedynie  spekulować.  Im  więcej  ktoś  ma  cech
sangwinika, tym dłużej wytrzyma z taką osobą albo szybciej odejdzie
– w myśl zasady: „Jak nie ten, to inny”. To zależy od wielu czynników.

background image

Flegmatyk  w  pewnym  momencie  powie:  „Po  co  mi  to?”.  I  tak  jak
wspomniałaś,  gdy  już  podejmie  decyzję  o  zerwaniu  kontaktu,  będzie
to  najczęściej  decyzja  ostateczna.  Flegmatyk  może  się  długo
namyślać, dużo znieść, ale jak już zdecyduje, to klamka zapadła.

B.  M.:  I  nie  ma  odwrotu.  To  też  tłumaczy,  dlaczego  mężowie,
o  których  się  mówi  „pantoflarze”,  są  w  stanie  tak  długo  wytrzymać
z  żonami  furiatkami,  które  wyżywają  się  na  nich  latami.  Jednak
w  końcu  przychodzi  moment,  gdy  dzieci  wybywają  z  domu  i  mąż
flegmatyk odchodzi, by wreszcie mieć święty spokój.

M. K.: Właśnie. I nawet jeżeli żona furiatka, jak to określiłaś, zacznie
nagle być miła, spolegliwa, dogadzać flegmatykowi, najczęściej będzie
już za późno. Może wyjaśnią sobie kilka spraw, jednak decyzja została
podjęta.  Chociaż  flegmatyka  bardzo  łatwo  obłaskawić  i  jeżeli  żona
furiatka  go  nie  przekona,  mogą  to  zrobić  dzieci.  Pamiętajmy,  że
flegmatyk myśli o sobie na samym końcu.

B. M.: Jednak często są to relacje nie do naprawienia.

M.  K.:  Na  pewno  łatwiej  odejść,  jeżeli  problem  dotyczy  biznesu
i  spraw  zawodowych.  Wieloletnich  partnerów  życiowych  często  łączą
dzieci,  wspólny  majątek.  Trudno  przewidzieć,  jak  się  zachowają
toksyczni  ludzie.  Raczej  będą  grać  na  zwłokę,  ukazywać  siebie  jako
ofiarę  życia,  innych  i  systemu.  Toksyczni  ludzie  mają  do  perfekcji
opanowaną  sztukę  manipulacji,  dlatego  tak  trudno  wydostać  się
z takich związków, nawet zawodowych. Mam tu na myśli na przykład
sferę finansowo-ubezpieczeniową, w której ogromna rotacja właściwie
na wszystkich szczeblach zatrudnienia poniekąd wymaga toksyczności.
Toksyczny  temperament  jest  szczególnie  często  spotykany  wśród
menedżerów  tworzących  zespoły.  Na  początku  menedżer  jest
charyzmatyczny,  potrafi  pociągnąć  za  sobą  ludzi,  zmotywować,
roztacza zwycięskie wizje. Po pewnym czasie maska spada i odsłania
się choleryk z melancholikiem w najgorszym wydaniu – porównywanie
ludzi,  czepianie  się,  szukanie  dziury  w  całym,  wywieranie  dziwnej
presji.  To  demotywuje  pracowników  i  rozbija  zespół.  Tacy

background image

menedżerowie  sami  czują  presję  odgórną,  najczęściej  dotyczącą
wyników, które są inne niż zakładane. Jednak oni nie przyznają się do
błędu,  dlatego  będą  szukać  ofiar  w  zespole.  Będą  obrażać
pracowników, krzyczeć, szukać winnych, nie będą się liczyli z faktami.
Zgniotą psychicznie słabsze osoby swoją postawą i roszczeniami.

Pamiętajmy  jednak,  że  choleryczno-melancholijny  menedżer  robi

bardzo dobre pierwsze wrażenie. Kupi ludzi, zabierze, co się da, i jako
lider  wyczerpie  swoje  możliwości.  To  samo  będzie  w  kontaktach
z  klientami  –  ci  mogą  się  złapać  na  wspaniałe  pierwsze  wrażenie,
jednak później będą się czuć oszukani i więcej nie skorzystają z usług
tego  finansisty  czy  agenta  ubezpieczeniowego.  Dlatego  w  takich
firmach  pracownicy  ciągle  się  zmieniają,  wypalony  menedżer
przechodzi  do  następnej  firmy,  w  której  początkowo  łapie  wiatr
w  żagle,  a  potem  szuka  kozłów  ofiarnych.  Jego  życie  prywatne
wygląda  podobnie  –  jest  powierzchowne,  od  jednego  związku  do
drugiego, byle czerpać zyski. Gdy już się zdarzy, że partner zaciągnie
go do ołtarza, zaczną się romanse…

B. M.: Szarpane związki. Bywa, że tacy „poszarpańcy” związują się ze
sobą.  Uzależnieni  od  zastrzyków  adrenaliny,  jakich  dostarcza  im
wzajemne szczucie się na siebie, zamęczają siebie i otoczenie.

M.  K.:  Wtedy  każde  z  partnerów  prowadzi  trochę  odrębne  życie.
Często  są  to  związki,  które  cechuje  dobry  status  materialny,  bo
obydwoje  partnerzy  są  ambitni  i  rywalizują  ze  sobą.  Ich  dzieci  mają
mnóstwo  zajęć  pozalekcyjnych,  drogie  hobby  typu  lekcje  baletu  czy
jazdy  konnej.  Jednak  dzieci  te  nie  uczą  się  wzajemnego  szacunku
i miłości, tylko rywalizacji.

B.  M.:  Wracając  do  spraw  zawodowych,  mówiłyśmy,  że  choleryk  nie
przyznaje  się  do  błędów.  Wykorzystuje  też  powierzone  mu  tajemnice
do  własnych  celów.  Mam  na  to  doskonały  przykład.  Anna,  bojąc  się,
że  kolejna  redukcja  etatów  w  firmie  obejmie  także  jej  stanowisko,
zaczęła  się  rozglądać  za  nową  posadą.  Szykując  się  na  rozmowę
kwalifikacyjną  w  innej  firmie,  spotkała  Maję  –  koleżankę  z  pracy  na
wyższym  stanowisku.  Dziewczyny  się  lubiły,  zdarzało  się,  że  razem

background image

jeździły  w  delegację.  Maja  z  zainteresowaniem  wypytywała  Annę,
dokąd  idzie,  bo  tak  ładnie  wygląda,  i  tak  dalej.  Anna  powiedziała,  że
idzie  na  rozmowę  kwalifikacyjną  do  innej  firmy,  ponieważ  boi  się
o  swoją  pracę.  Wydawałoby  się,  że  nic  takiego  się  nie  stało  –
dziewczyny,  choć  się  nie  przyjaźnią,  to  jednak  się  znały  i  na  gruncie
zawodowym sobie ufały.

I  co  się  stało?  Maja  po  zebraniu  z  dyrektorem  oddziału  pochwaliła

się,  że  wie  więcej  o  pracownikach,  niż  się  dyrektorom  wydaje.
Zdradziła,  że  Anna  rozgląda  się  za  nową  posadą.  Trudno
jednoznacznie  określić  intencje  Mai  –  prawdopodobnie  chciała
zabłysnąć,  że  wie  więcej  niż  zarząd,  więc  chciała  być  w  centrum
uwagi.

Dyrektor osobiście pofatygował się do Anny, aby ją zapewnić, że jej

stanowisko  mimo  redukcji  etatów  jest  bezpieczne.  Można  by  więc
wnioskować,  że  dobrze  się  stało.  Jednak  Annie  pozostał  niesmak,
a  Maja  nie  widziała  niczego  złego  w  swoim  działaniu.  Jako  typowa
choleryczka wykazała, że przekłada swoje ego nad interesy koleżanki
z  pracy  –  wykorzystała  coś,  o  czym  nikt  nie  wiedział,  tylko  po  to,  by
pokazać  przełożonym  przewagę  (w  jej  przekonaniu).  Manipulowała
informacjami w taki sposób, aby stały się korzystne dla niej samej.

M.  K.:  To  typowe  zachowanie  choleryka.  Jeśli  coś  się  dzieje,  to  ten,
porównując  innych  ze  sobą,  najczęściej  stwierdza:  „Ja  jestem  ok,  to
z  nimi  wszystkimi  coś  jest  nie  w  porządku”.  Dlatego  na  przykład
potrafi  ostro  skrytykować  i  często  jest  przekonany,  że  takie
zachowanie służy naszej poprawie, motywacji i mobilizacji.

B. M.: Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane…

M. K.: To po pierwsze. A po drugie, bardzo łatwo zrazić do siebie ludzi
uszczypliwym,  krytycznym  komentarzem,  zwłaszcza  wypowiedzianym
w  obecności  innych.  Ponieważ  choleryk  potrzebuje  publiczności,  to
jest niemal pewne, że jak już coś zrobi, to w obecności świadków.

B.  M.:  Jaka  jest  najlepsza  metoda  na  taką  uszczypliwość?  Na  ciętą
krytykę?

background image

M. K.: Najlepiej odpowiedzieć cholerykowi równie ciętą uwagą, czego
on się nie spodziewa. To dobry sposób na wzmocnienie swojej pozycji
w  jego  oczach.  Nie  zawsze  jednak  cięta  riposta  przyjdzie  nam  do
głowy  w  danym  momencie,  zwłaszcza  jeżeli  krytyka  spada  na  nas
nagle  i  jest  wyjątkowo  dotkliwa  lub  pochodzi  od  osoby,  od  której
zupełnie się jej nie spodziewamy. Czasem pomaga obrócenie sytuacji
w żart, a czasem po prostu zignorowanie ataku.

B.  M.:  Zignorowanie  choleryka  jest  równie  dotkliwe  jak  wymierzenie
mu policzka.

M. K.: Więc można to wykorzystać.

B.  M.:  Tylko  jeżeli  mamy  do  czynienia  z  toksyczną  mieszanką
choleryka  i  melancholika,  istnieje  ryzyko,  że  zostanie  nam  to
zapamiętane.  Melancholik  ma  przecież  to  do  siebie,  że  pamięta
wszystko  i  umie  czekać  na  stosowny  moment,  by  się  zemścić.  Przy
negatywnych  cechach  choleryka  pamięć  może  być  wybiórcza,
a moment ataku może być wyjątkowo dotkliwy.

M. K.: Może. Jednak osoby o wysokim poczuciu własnej wartości nie
dotknie  to  tak  bardzo  jak  osoby  uległej,  lękliwej,  niepewnej.  Dlatego
wracamy do autentyczności – warto o nią dbać, żeby była zbudowana
na mocnym poczuciu własnej wartości. Eleanor Roosevelt powiedziała:
„Nikt  nie  może  sprawić,  byś  poczuł  się  gorzej,  bez  twojego
przyzwolenia  na  to”.  A  zatem  nie  przyzwalajmy.  Uczmy  się
asertywności, aby odsłonić swoją autentyczność.

B.  M.:  Inna  sprawa,  czy  chcemy  kontynuować  toksyczną  znajomość,
czy  też  nie…  Może  się  zdarzyć,  że  raniąca  uwaga  zostanie
wypowiedziana  nieświadomie.  Mam  jednak  wrażenie,  że  najczęściej
jest to wykorzystywane celowo jako manipulacja.

M.  K.:  Możesz  mieć  rację.  Im  bardziej  potulny  i  uległy  jest  adresat
takiej  raniącej  uwagi,  tym  gorzej  będzie  się  czuł.  Będzie  brał  to  do
siebie. Zatem choleryk-melancholik wróci na piedestał i osiągnie swój
cel.  Jeśli  nabierzemy  pewności  siebie,  przestaniemy  brać  do  siebie

background image

tego  typu  komentarze,  uodpornimy  się  na  nie.  Wówczas  wytrącimy
manipulatorowi narzędzie z ręki.

B.  M.:  I  straci  grunt  pod  nogami,  a  my  będziemy  mogli  rozwinąć
skrzydła.

M. K.: Choleryk-melancholik to wyjątkowo sfrustrowany człowiek. Dla
niego  większość  ludzi  to  głupcy.  Nie  stara  się  dopatrywać
pozytywnych  cech  u  innych  –  wystarczy,  że  znajdzie  jedną  wadę,
a  będzie  ją  uwypuklał,  wyolbrzymiał  i  interpretował  po  swojemu.
Ciężko  żyć  na  świecie,  gdy  uważa  się  większość  ludzi  za  idiotów.  To
ciężar,  który  szkodzi  przede  wszystkim  tej  osobie.  Przekleństwo
choleryka i skrajnego melancholika.

B.  M.:  Jeżeli  jeszcze  dodamy  do  tego  kilka  negatywnych  cech
flegmatyka,  takich  jak  obojętność,  ociąganie  się,  skłonność  do
zamykania  się  w  sobie,  to  uzyskamy  bardzo  kontrastową  osobowość
o  skrajnych  zachowaniach  –  od  krzyku,  manipulacji  i  kontroli  po
wyobcowanie  podsumowane  zdaniem:  „Rób  co  chcesz,  mam  to
gdzieś”.

M.  K.:  Niestety.  Jeśli  z  cech  wszystkich  temperamentów  dana  osoba
ma  głównie  skrajności  melancholika  i  flegmatyka,  to  nawet  kilka
fantastycznych  cech  choleryka  nie  jest  w  stanie  zrównoważyć
toksycznego oddziaływania na innych.

W  przypadku  wspomnianej  wcześniej  Dagmary  było  to  zauważalne

dla otoczenia i miało swoje konsekwencje. Nikt nie chce być obrażany,
dlatego  w  kontaktach  biznesowych  wystarczy  kilka  spotkań,  a  klienci
zaczną  się  od  niej  odsuwać.  Każdy  chce  czuć  się  słuchany
i szanowany.

Również  połączenie  choleryk-flegmatyk  jest  bardzo  uciążliwe  nie

tylko dla otoczenia, ale i dla osoby o tych cechach. To ogień i woda,
zadaniowość kontra postawa „po co mi to?”. W tej wewnętrznej walce
nie gra się o to, by wygrać. Walczy się o to, by nie przegrać. W tym
starciu 

zostają 

aktywowane 

wszystkie 

cechy 

pozostałych

temperamentów,  które  doprowadza  się  do  skrajności.  Dlatego  tak

background image

często  obserwuje  się  rozdźwięk  między  działaniem  a  mówieniem.
Podobnie  jest  w  połączeniu  cech  sangwinika  i  melancholika.  Niczym
niepohamowany optymizm kontra pesymizm. Świat jest piękny, ale po
co żyć?

U bliskich rodzi to po pewnym czasie toksyczną bezradność i pewien

rodzaj  obojętności.  Dochodzimy  do  punktu,  w  którym  toksyczna
postawa jest na tyle irytująca, że unikamy danej osoby, ponieważ nie
mamy  wpływu  na  jej  zdrowie,  możemy  być  jedynie  świadkami
samozniszczenia.  Jeżeli  taką  postawą  cechuje  się  rodzic,  prowadzi  to
do  izolacji  miłości.  Kochanie  i  szanowanie  są  odarte  z  prawdziwego
uczucia. Dziecko być może kocha i szanuje, ponieważ to rodzic, jednak
więzi praktycznie nie ma.

Toksyczne narzekanie

B.  M.:  Z  wiekiem  nasila  się  skłonność  do  narzekania,  marudzenia
i spodziewania się najgorszego. Jeżeli nie dbamy o swoje zdrowie, to
z  biegiem  lat  ciało  o  sobie  przypomina  różnymi  chorobami
i dolegliwościami.

M.  K.:  Jeśli  jeszcze  dochodzą  jątrzenie  i  rozdrapywanie  wciąż  tych
samych  ran,  staje  się  to  nie  do  zniesienia  dla  otoczenia.  Flegmatyk
potrzebuje docenienia przez otoczenie, dlatego gdy to odsuwa się od
niego (na skutek jego postępowania), on cierpi dodatkowo i utwierdza
się w pesymistycznym postrzeganiu świata (co jest charakterystyczne
dla melancholika). Flegmatyk jest bardzo oporny na nowości, dlatego
z wiekiem wszelkie propozycje zmian pojawiające się z zewnątrz będą
napotykały  silny  sprzeciw.  Co  ciekawe,  takie  osoby,  mimo  schorzeń
czy poważnych dolegliwości zdrowotnych, mogą naprawdę długo żyć.

B.  M.:  Choleryk  to  gorącokrwisty  typ,  pracoholik,  ogień  w  nim
wybucha szybko, żyje w ciągłym stresie, działa i wykonuje zadania. To
z  kolei  typowe  dla  tak  zwanej  osobowości  typu  A,  która  jest
najbardziej podatna na choroby serca, zawały, wylewy. Flegmatyk, jak
wiemy,  ma  stosunkowo  niski  poziom  stresu,  niewiele  rzeczy  go
obchodzi,  charakteryzuje  się  wręcz  chroniczną  obojętnością,  zatem

background image

i stres go nie wykańcza.

M. K.:  Podam  ci  przykład.  Kuba,  mężczyzna  mocno  po  czterdziestce,
kawaler,  właściciel  dobrze  prosperującej  firmy,  zdążył  już  pochować
matkę, natomiast jego babcia nadal żyje. Kuba jest przerażony, bo jak
twierdzi:  „Babcia  wpędziła  do  grobu  mamę,  wpędzi  i  mnie”.  Czyli
toksyczna seniorka, która z powodu choroby stawów, co prawda, nie
może  chodzić,  ale  poza  tym  jest  okazem  zdrowia,  sączy  jad
codziennie,  wykańcza  psychicznie,  jest  upierdliwa  ponad  wszelkie
granice. Do tego dochodzi jeszcze uzależnienie emocjonalne związane
z obowiązkami rodzinnymi.

B. M.: Właśnie! W przypadku gdy toksyczna osoba nie jest członkiem
naszej  rodziny,  to  o  ile  wzmocnimy  poczucie  własnej  wartości
i będziemy autentyczni, możemy zerwać relacje zawodowe, tak samo
jak  zmienić  pracę  czy  branżę  lub  spróbować  czegoś  nowego.  Jednak
w  przypadku  rodziny  nie  jest  to  tak  oczywiste.  Zwłaszcza  nam,
Polakom,  trudno  zerwać  więzi  rodzinne,  choć  i  tak  się  zdarza.  Wiele
badań socjologicznych wykazuje, że nadal najbardziej cenimy wartości
rodzinne.

M.  K.:  Otóż  to.  Kuba  czuje  się  więc  w  obowiązku  doglądać  babci,
nawet kosztem własnego zdrowia i firmy. Gdyby chodziło o relacje na
przykład  ze  wspólnikiem,  prawdopodobnie  założyłby  inny  biznes  lub
wyplątał  się  z  tego  w  inny  sposób.  Tutaj  w  grę  wchodzą  jednak
emocje  i  przekonania,  za  którymi  idą  narzucone  wzorce  zachowań.
I taki toksyczny flegmatyk, mimo że ma opiekę, nie może się cieszyć
prawdziwym szacunkiem, miłością i przyjaźnią bliskich.

Toksyczne  temperamenty  mają  tendencję  do  nakładania  masek,

żeby jak najlepiej wyglądać w danym momencie. Zdrowy melancholik,
mający świadomość swoich zalet i wad, nie nakłada maski, po prostu
jest,  jaki  jest.  Nie  podlizuje  się,  ale  i  nikogo  nie  obraża.  Natomiast
jeżeli  mamy  do  czynienia  ze  skrajnościami,  jak  w  przypadku
połączenia  cech  typowo  melancholicznych  z  typowo  cholerycznymi
u  jednej  osoby,  to  najczęściej  oglądamy  całe  mnóstwo  masek.  Taka
toksyczna  osoba  chce,  aby  wszystko  było  dokładnie  według  jej

background image

zamysłu  (melancholik)  oraz  aby  było  zauważane  przez  innych
(choleryk).  Ponieważ  masek  jest  bardzo  dużo,  nie  jesteśmy  w  stanie
przewidzieć, za którą z nich się danego dnia schowa.

Toksyczny  flegmatyk-melancholik  ma  tylko  jedną  maskę  –  bez

końca  zatruwa  otoczenie.  W  tym  przypadku  wiemy,  czego  się
spodziewać. 

Możemy 

nie 

wiedzieć, 

która 

historia 

zostanie

opowiedziana  po  raz  setny,  ale  historie  te  pochodzą  z  tej  samej  puli.
Natomiast maski choleryka-melancholika są nieprzewidywalne, a co za
tym  idzie  –  skrajnie  różne,  od  agresywnych  przez  zwyczajnie
nieprzyjemne aż do podejrzanie łagodnych.

B.  M.:  Jedyne,  co  nam  pozostaje,  to  skupić  się  na  sobie,  budować
poczucie  własnej  wartości,  dzięki  czemu  przeniesiemy  uwagę  na
własny rozwój i autentyczność, zamiast na podtrzymywanie toksycznej
relacji.

M. K.: Poczuć swoją autentyczność, nie udawać, być sobą. Asertywnie
mówić  o  swoich  potrzebach,  prawach,  oczekiwaniach.  Moim  zdaniem
antidotum  na  wszystkie  toksyczne  typy  jest  autentyczność.
Utrudnieniem będą zawsze relacje oparte na więziach rodzinnych.

B.  M.:  Jednakże  pewne  relacje  rodzinne,  niekoniecznie  pozytywne,
wymagają  przepracowania  choćby  na  coachingu.  Przychodzi  bowiem
taki  moment,  gdy  będąc  autentyczni  i  czując  własną  wartość,
dochodzimy  do  wniosku,  że  nie  jesteśmy  odpowiedzialni  za  to,  czy
druga osoba czuje się szczęśliwa, czy też nie.

M.  K.:  To  prawda.  Coaching  doskonale  się  sprawdza  w  takich
przypadkach.  Trudne  rzeczy  i  sytuacje  wzmacniają  człowieka,  ale
w  żaden  sposób  go  nie  definiują.  O  tym  można  się  przekonać  na
coachingu.  Jak  powiedział  Les  Brown:  „Czyjaś  opinia  na  twój  temat
wcale  nie  oznacza  prawdy  o  tobie”.  Na  coachingu  ludzie  odnajdują
właśnie prawdę o sobie.

Coaching dla ciebie:

niwelowanie toksyczności

background image

Podane  pytania  coachingowe  pomogą  ci  się  zastanowić  nad  relacjami  z  ludźmi,  którzy
mogą  oddziaływać  lub  oddziałują  na  ciebie  toksycznie,  a  także  nad  twoimi  toksycznymi
zachowaniami.

W jakim stopniu jestem osobą autentyczną?

 

Które  ze  swoich  zachowań  lubię  najbardziej?
Dlaczego?

 

Których  ze  swoich  zachowań  nie  lubię?  Kiedy  się
one pojawiają?

 

Które  z  moich  zachowań  są  dobrze  odbierane
przez otoczenie? Jak bardzo lubię te zachowania?

 

Które swoje zachowania mogę uznać za toksyczne
dla innych? Co mogę z nimi zrobić?

 

Które swoje zachowania mogę uznać za toksyczne
dla siebie? Co mogę z nimi zrobić?

 

Jak to, kim teraz jestem, może wpłynąć na to, kim
chcę być?

 

background image

Część 2

Relacje partnerskie

background image

Rozdział 8

Miłość, czyli jak kochają temperamenty

Małgorzata  Krawczak:  Jak  kochają  temperamenty?  Upraszczając:
choleryk  kocha  zadaniowo,  flegmatyk  za  wszystko,  melancholik
głęboko, a sangwinik na bogato. Każdy może kochać szczerze i każdy
może kochać nieszczerze.

Beata  Mąkolska:  Najbardziej  spektakularna  jest  miłość  sangwinika.
To  jest  ta  przejaskrawiona  romantyczność,  piękne  okoliczności
i atmosfera wielkich romansów.

M. K.: Sangwinikowi zawsze zależy na otoczeniu, dlatego też wszyscy
muszą  wiedzieć,  że  kocha.  Swoją  miłość  będzie  podkreślał  niemal  na
każdym  kroku,  oczekując,  że  obiekt  miłości  odpłaci  mu  tym  samym.
Jeżeli  mówi:  „Kocham  cię”,  to  oczekuje  w  rewanżu  takiego  samego
wyznania.  Sangwinik  kocha  mocno,  wylewnie  i  czeka  na  to  samo.
Jeżeli nie usłyszy: „Kocham cię”, to będzie dopytywał: „A czy ty mnie
kochasz?”. Musi mieć partnera, aby kochać całym sercem i całą duszą,
potrzebuje ludzi, aby ładować swoją energię życiową.

B.  M.:  Sangwinik  często  kocha  na  pokaz,  co  nie  znaczy,  że
nieszczerze.  Jednak  z  naszego  badania  temperamentów  par  wynika,
że  to  introwertycy  częściej  odczuwają  wszystko  głębiej.  To,  co  dla
sangwinika  może  być  jedynie  drobiazgiem,  introwertyk  melancholik
uzna za niezwykle znaczący gest.

M.  K.:  Oczywiście  może  się  zdarzyć  „płytki”  sangwinik  w  typie
narcyza, który wytworzy piękną otoczkę, a w środku zamiast mocnego
uczucia  będzie  jego  kiepski  substytut.  Pamiętajmy  jednak,  że  typowy
sangwinik  nie  ma  skłonności  do  manipulacji  –  on  kocha  siebie,  ludzi,
a  osobę,  którą  darzy  uczuciem  szczególnie  mocno,  pragnie  wyróżnić.

background image

Chce  nadać  tej  miłości  właściwy  wymiar  na  zewnątrz.  Podobnie
flegmatyk, choć w jego przypadku niebezpieczeństwo wiąże się z tym,
że  może  stać  się  usłużny,  jeśli  kocha  za  bardzo.  Pamiętajmy,  że  ten
typ  kocha  najpierw  kogoś,  potem  siebie,  o  ile  o  sobie  nie  zapomni.
Flegmatyk  to  introwertyk  i  jego  miłość  może  być  bardzo  głęboka.
Sangwinicy,  jako  typowi  ekstrawertycy,  kochają  kolorowo  i  głęboko.
Natomiast introwertycy kochają przede wszystkim głęboko.

B. M.: I ta intensywność emocji często im wystarcza – nie muszą już
tego wyrażać.

M.  K.:  Nie  muszą  dzielić  się  tym  z  całym  światem.  Natomiast
ekstrawertycy tak.

B.  M.:  Dzisiejszy  świat  jest  nastawiony  na  ekstrawertyzm,  dlatego
nawet jeżeli ktoś jest introwertykiem, to i tak poniekąd oczekujemy od
niego  zachowań  ekstrawertycznych.  Natomiast  jeszcze  do  niedawna
na  piedestale  były  zupełnie  inne  cechy:  wierność  zasadom,
stanowczość,  powściągliwość.  I  takie  też  były  zaloty.  Spójrzmy  na
powieści  Jane  Austen,  pisarki  przedstawiającej  życie  angielskiej  klasy
wyższej  z  początku  XIX  wieku.  Bohater  książki  Duma  i  uprzedzenie
Fitzwilliam  Darcy  kocha  introwertycznie  –  nic  nie  mówi,  patrzy
i  podziwia  skrycie.  To  typowy  melancholik  –  niełatwo  nawiązuje
kontakty,  dobrze  się  czuje  wśród  garstki  przyjaciół,  jest  krytyczny,
wyniosły,  dumny.  Zresztą  Jane  Austen  zrobiła  wiele  dobrego  dla
melancholików  –  i  nie  tylko  –  pokazując,  że  pierwsze  wrażenie  może
być  mylące.  Że  człowiek,  któremu  pozornie  wszystko  jest  obojętne
i  którego  oskarża  się  o  pogardzanie  światem,  ogromnie  zyskuje  przy
bliższym poznaniu.

M.  K.:  Hm…  uważam,  że  gdyby  nie  melancholicy,  to  świat
balansowałby  na  granicy  chaosu  i  powierzchowności.  Melancholik  to
temperament,  który  może  tracić  przy  pierwszym  poznaniu,  natomiast
zyskuje  przy  dłuższym  kontakcie.  To  wieża,  której  nie  da  się  zdobyć
podstępem, tylko wytrwałością. Trzymając się dalej tej metafory: życie
melancholika  toczy  się  w  jego  wieży.  Jest  ona  mobilna,  wszędzie

background image

przemieszcza  się  razem  ze  swoim  właścicielem.  Dlatego  gdy
melancholik  jest  w  pracy,  jednocześnie  jest  w  swojej  wieży.
Współpracownicy  mogą  wejść  tylko  do  drugiego  czy  trzeciego  piętra.
Gdy  melancholik  jest  w  domu,  też  nie  opuszcza  swojej  wieży.
Domownicy  mogą  wejść  na  przykład  do  siódmego,  góra  ósmego
piętra.  Dziewiąte  piętro  to  apartament  melancholika,  a  na  dziesiąte
sam  właściciel  wchodzi  bardzo  rzadko.  Przypadkowi  ludzie  nie  są
wpuszczani  do  wieży,  a  jeżeli  już,  to  do  jednego  pomieszczenia  na
parterze.  Melancholik  nie  jest  dla  wszystkich,  tylko  dla  tych,  których
wybrał.  Trudność  polega  na  tym,  że  mało  kto  to  rozumie,  nawet
osoby z wybranego kręgu mają z tym problemy.

B. M.: Ekstrawertykom szkoda czasu na zgłębianie introwertyków, a ci
nie mają siły przebicia ani potrzeby krzyczenia o sobie. Mylimy się we
wzajemnych osądach, powstają niedomówienia i dystans narasta.

M. K.:  Relacje  coraz  częściej  stają  się  krótkoterminowe.  Przyciągamy
się  głównie  na  zasadzie  przeciwieństw  i  nie  mamy  czasu  się  poznać
ani  zrozumieć.  Coraz  wyraźniej  zaznacza  się  rozdźwięk  między
ekstrawertykami i introwertykami. Pierwsi z podwyższonym ciśnieniem
walczą  z  wrzodami  i  atakami  serca,  drudzy  w  ciszy  popadają
w  depresję.  A  związki  rozpadają  się  jak  domki  z  kart.  W  erze
dobrobytu cierpimy katusze emocjonalne.

B. M.: Wróćmy jednak do zalotów. Gdy introwertyk zdobywa kobietę,
podejmuje  dużo  bardziej  wysublimowane  działania.  Najpierw  patrzy,
przygląda  się,  upewnia,  że  to  ta  właściwa.  To  typ  mężczyzny,  który
wzbudza  niepewność  –  kobieta  po  randce  z  nim  zastanawia  się
godzinami: „Mój Boże, czy ja naprawdę mu się podobam?”. Sangwinik
okazuje zainteresowanie całym sobą i to, czy mu się podobasz, czy też
zostaniecie 

tylko 

przyjaciółmi, 

jest 

jasne 

od 

początku.

Z melancholikiem jest inaczej.

M.  K.:  Rzeczywiście,  kiedyś  introwertykom  łatwiej  było  okazywać
miłość  i  było  to  bardziej  akceptowalne.  Był  skryty  romantyzm,  były
zasady  i  czas  na  zaloty  –  za  to  nie  było  żadnego  show.  Dziś

background image

introwertycy są tacy sami jak przed wiekami, ale czasy są diametralnie
odmienne.

B.  M.:  Dzisiaj  o  miłości  mówimy  głośno.  Celebryci  i  gwiazdy  ścigają
się  na  okładki  z  ukochanym  czy  ukochaną,  potem  na  okładki  ślubne,
okładki z dzieckiem, a nawet na zdjęcia rozwodowe. I nawet jeżeli nie
jesteśmy  znani,  to  mamy  przecież  potężne  narzędzie  –  media
społecznościowe.  Możemy  tam  zamieszczać  swoje  zdjęcia  z  wakacji,
ze  ślubu,  z  wycieczek  czy  z  podrasowanej  w  programie  graficznym
szarej codzienności.

M. K.: Właśnie! Sami możemy stawać się gwiazdami. Miłość, uczucie,
związek, ja i moja praca – ma być głośno i kolorowo. W sieci toczy się
drugie  życie.  Niestety  na  co  dzień  także  oczekujemy  fajerwerków,
wystrzałowych randek – im więcej w nas z ekstrawertyka, tym więcej
wrażeń  potrzebujemy.  A  życie  nie  chce  nałożyć  maski.  Introwertyk
w mediach społecznościowych może się wylansować na ekstrawertyka
z niezłym pazurem, ale to nie oznacza, że taki się stanie.

B.  M.:  Nierzadko  dawka  emocji,  która  dla  ekstrawertyka  jest  zbyt
słaba, introwertyka przytłacza.

M.  K.:  Introwertyk  mówi  ciszej  i  rzadziej.  Melancholik  powie  raz,  co
czuje,  i  w  jego  przekonaniu  to  wystarczy.  Bo  przecież  on  jest  stały,
jego uczucia są niezmienne. Określił się. Po co się powtarzać? Jemu to
wystarczy. Drugiej osobie – ekstrawertycznej już niekoniecznie.

B. M.: I zaczyna się dopytywanie, naciskanie, pojawiają się pretensje.
Jeżeli taką nagonkę przypuszczamy na melancholika, to jest pewne, że
ten  zamknie  się  w  swoim  świecie  i  osiągniemy  efekt  odwrotny  do
zamierzonego.  Chyba  że  odezwą  się  w  nim  cechy  innego
temperamentu.

M. 

K.

Dlatego 

przydaje 

się 

znajomość 

charakterystyki

temperamentów.  Jest  nam  pomocna  choćby  w  tym,  żeby  wiedzieć,
czego  możemy  oczekiwać,  a  co  jest  trudno  osiągalne  czy  nawet
nierealne.  Wszystko  utrudnia  fakt,  że  jesteśmy  podatni  na  wpływ

background image

oglądanych filmów, reklam, w których serwowane są gotowe sposoby
na  supermiłość,  superrandkę,  supersamopoczucie  czy  superseks.  I  to
niestety przekłada się na nasze oczekiwania. Przed erą telewizji ludzie
się zadowalali tym, co było dookoła – własną obecnością, naturą. To
było  intelektualnie  intymne  i  nawet  ekstrawertyzm  przybierał  inne
formy  niż  obecnie.  Teraz  wszystko  jest  bardziej  rozdmuchane.
Introwertycy  cierpią,  że  muszą  się  wpasowywać  w  obce  im  reguły,
a  ekstrawertycy  dodają  sobie  więcej  niż  w  rzeczywistości,  często
koloryzując. Z tym introwertyk się nie zgadza.

B.  M.:  Melancholik  jest  odbierany  jako  dumny  i  wyniosły,  ponieważ
najpierw upewnia się co do swojego wyboru, nie żałując na to czasu.
Sangwinik po pierwszych randkach już wie, czy coś z tego będzie, czy
nie. Choleryk zaś nawet miłość przekłada na zadania. Jeżeli w ramach
randki  ma  jechać  na  wycieczkę,  zaplanuje  godzinę  wyjazdu,  trasę
i poszczególne atrakcje.

M.  K.:  A  jeśli  sobie  zaplanuje,  że  przez  pierwsze  trzy  randki  będzie
poznawał  partnera,  a  potem  podejmie  decyzję,  co  dalej,  to  właśnie
przez  ten  określony  czas  będzie  „badał  teren”.  Dopiero  po  realizacji
poszczególnych założeń zdecyduje, czy angażować się w związek, czy
też  odpuścić.  A  flegmatyk?  Poczeka,  co  mu  się  zaproponuje.  Chętnie
podda się porywom uczucia.

B. M.: Na przykład poczeka, aż to druga strona do niego zadzwoni.

M. K.: Skrajny flegmatyk tak, będzie czekał. Jest jak zamek, który ma
otwarte wrota, tylko nigdzie nie ma drogowskazów, którędy do niego
wejść.

B.  M.:  To  by  tłumaczyło,  dlaczego  tak  fantastycznie  układają  się
zaloty  choleryka  i  flegmatyczki  –  ona  jest  zachwycona  jego
pomysłami, organizowanymi przez niego randkami, spotkaniami, a on
jest  wniebowzięty,  że  ona  się  na  wszystko  godzi,  jest  szczęśliwa
i urzeczona jego propozycjami.

M.  K.:  Najwięcej  jest  właśnie  takich  małżeństw,  czy  związków

background image

w  ogóle,  opartych  na  skrajnościach.  To  zresztą  także  wynika
z  naszego  badania.  Flegmatyk  wiąże  się  z  cholerykiem.  Sangwinik
z  melancholikiem.  Przy  czym  nie  zapominajmy,  jak  ogromną  rolę
odgrywają domieszki innych temperamentów.

B. M.:  Typowa  scena  z  filmów  o  miłości:  mężczyzna  spokojnie  siedzi
na uboczu, pije drinka i obserwuje tłum, aż jego spojrzenie przyciąga
czarująca 

damska 

postać, 

lekkością 

roztaczająca 

urok

w towarzystwie. Czujny i zdystansowany melancholik dostrzega magię
sangwiniczki.  Ją  pociągają  jego  opanowanie,  dystans,  tajemniczość,
chłód, który niby odpycha, a jednak stanowi wyzwanie. Jego pociągają
jej  urok,  lekkość  bytu  i  najczęściej  fakt,  że  przy  niej  przez  moment
zapomni o swoich problemach. Magia zauroczenia przeciwieństwem.

M.  K.:  Bo  najbardziej  przyciągają  nas  przeciwieństwa.  Choleryk
i  sangwinik  w  jakimś  sensie  są  podobni  do  siebie.  Chcą  mówić
o  wszystkim,  pragną,  żeby  świat  to  widział.  Stosują  inne  filtry,  ale
przewodzą  ludźmi  na  swój  sposób.  Mogą  stworzyć  gwarny  związek
pełen życia, przyciągając innych ludzi do siebie.

B. M.: Jeden urokiem i lekkością, drugi dyscypliną i dyrektywą.

M. K.: Melancholik i flegmatyk też nadają na podobnych falach. Jeśli
połączy  ich  coś  wyjątkowego,  na  przykład  wspólna  pasja,  będzie  to
związek oparty na porozumieniu bez słów.

B.  M.:  Dwa  introwertyczne  typy  rozumieją  swoją  potrzebę  izolacji,
potrafią się akceptować bez presji. Harmonia ciszy.

M.  K.:  Harmonia  potrzeby  samotności.  Jeśli  zaś  łączy  się  flegmatyk
z  sangwinikiem,  to  rozpęd  będzie  hamowany  przez  spokój
i  opanowanie.  Podobnie  w  przypadku  pary  choleryk  –  melancholik.
Przy  czym  duet  flegmatyk  –  sangwinik  będzie  pokojowo  i  niejako
beztrosko nastawiony do świata, w którym wszystko może się zdarzyć.
Natomiast  duet  choleryk  –  melancholik  może  wietrzyć  podstęp,  bo
przecież życie nie jest takie, jak się wszystkim zdaje. To, co może się
zdarzyć,  dla  choleryka  oznacza  sporą  liczbę  spraw  do  załatwienia,

background image

a  dla  melancholika  jedynie  kolejne  kłopoty.  O  ile  flegmatyk
z sangwinikiem będą się w związku kierować radością i serdecznością,
o  tyle  w  związku  choleryka  i  melancholika  może  dominować  pewien
rodzaj 

wyrachowania. 

Ci 

pierwsi 

mogą 

być 

narażeni 

na

wykorzystywanie  przez  otoczenie,  ci  drudzy  mogą  być  postrzegani
jako niedostępni emocjonalnie, a nawet nieszczerzy towarzysko.

B. M.: Jednych mogą zgubić naiwność i tolerancja, drugich mierzenie
wszystkich swoją miarą i brak zaangażowania w znajomość.

M.  K.:  W  zasadzie  to,  co  gubi  nas  towarzysko,  może  również  zwieść
nas  w  miłości.  Asia  i  Janek  to  przykład  związku  sangwinika
i  flegmatyka.  Oboje  otwarci  i  serdeczni  dla  innych.  Janek,  jak  na
flegmatyka  przystało,  preferuje  domowe  zacisze,  wystarczy,  że  musi
chodzić  do  pracy.  Jeśli  ktoś  chce,  to  przecież  zawsze  może  do  nich
wpaść.  Asia,  jak  na  sangwinika  przystało,  chętnie  by  gdzieś  wyszła,
ale skoro Janek jest zmęczony, to może zabłysnąć towarzysko w inny
sposób – jako idealna pani domu. Znajomym szybko spodobał ich się
otwarty dom. Zawsze miło, „na bogato”, bo Asia nie żałowała niczego.
Kiedy  znajomi  przyprowadzali  swoich  znajomych,  piszczała  ze
szczęścia:  „Oni  nas  lubią!”.  Janek  też  był  szczęśliwy:  „Lubią
i  szanują!”.  Po  roku  byli  wykończeni  znajomymi,  którzy  po  prostu  do
nich  wpadali.  Asia  zaczęła  obwiniać  Janka,  że  to  przez  niego  i  jego
niechęć  do  wychodzenia  z  domu.  On  z  kolei  uważał,  że  to  jej  wina,
skoro zrobiła z ich domu darmową jadłodajnię.

A tak naprawdę Janek chciał po pracy być sam ze sobą i wcale nie

zabiegał  o  to,  by  Asia  mu  towarzyszyła.  Z  kolei  ona  nie  lubiła
gotowania,  chciała  być  z  mężem  i  myślała,  że  on  tego  od  niej
wymaga.  Gdy  poznali  swoje  temperamenty,  lepiej  zrozumieli  siebie.
Przestali  się  obwiniać.  Teraz  podczas  gdy  Janek  celebruje  w  domu
swoje  chwile  samotności,  Asia  wychodzi  z  koleżankami.  Czasem
spotykają  się  ze  znajomymi  na  mieście.  Potrzebowali  kilku  miesięcy,
aby wypracować model partnerski.

B. M.: Podobnie może być w przypadku choleryka i melancholika, z tą
różnicą,  że  do  nich  znajomi  nie  będą  wpadać,  kiedy  im  się  spodoba.

background image

Tutaj wszystko będzie zaplanowane.

M. K.: W takim związku nie ma zbyt wiele miejsca na spontaniczność.
Ta czasami się zdarza, w końcu czym byłoby życie bez spontanicznych
wydarzeń, ale częściej są to zaplanowane spotkania.

background image

Rozdział 9

Koniec miłości

czy koniec cierpliwości?

Rozstania i powroty

Małgorzata  Krawczak:  Jeżeli  mimo  przeciwieństw  wypracujemy
właściwe relacje, to związek może przetrwać lata. Jeżeli nie, czeka nas
rozstanie. Nie zawsze jest to rozstanie fizyczne. Czasem konwenanse,
tradycja,  to,  co  wypada,  a  co  nie  wypada,  trzymają  nas  w  ryzach
i  odejście  jest  tylko  symboliczne  lub  emocjonalne.  Ze  wszystkich
temperamentów  najtrudniej  odejść  melancholikowi.  Jest  on  bardzo
lojalny, więc ostrożnie podchodzi do wszelkich związków. Jeśli jednak
się  zaangażuje,  to  na  zawsze.  To  najwierniejszy  typ.  To  on  najdłużej
się przygląda, aby się upewnić w swoim wyborze, a gdy już zdecyduje,
chce konsekwentnie trwać przy swojej decyzji.

Beata  Mąkolska:  Wierny  swoim  zasadom.  Jakże  zgubna  bywa  taka
ślepa konsekwencja, trudność przyznania się do błędu.

M. K.: Melancholik nie zakochuje się z dnia na dzień, dlatego gdy już
się zakocha, jest to stałe uczucie. Co nie znaczy, że jego partner może
robić,  co  mu  się  podoba.  Melancholik,  bez  względu  na  płeć,  także
potrafi  odejść,  gdy  wydarzy  się  coś  wielkiego.  Najczęściej  walczy  na
swój sposób o związek, bo z jego strony zaangażowanie było decyzją
przemyślaną.  Będzie  to  jednak  walka  daleka  od  spektakularnych
przedsięwzięć.

B.  M.:  To  typ  skryty,  ale  ambitny,  do  tego  długo  pamięta  wszystkie
urazy, ponieważ ma doskonałą pamięć.

M. K.: Dlatego jeżeli zostanie zraniony naprawdę mocno, na przykład

background image

partner  dopuści  się  zdrady,  a  wspólna  intymność  była  dla
melancholika ważniejsza niż wszystko inne, to odejdzie.

B.  M.:  Ważne  jest  poznanie  wartości  melancholika,  jego  zasad.  Jest
bowiem tak, jak mówisz – on pozostaje wierny swoim zasadom. Jest
w stanie znieść pewną dozę krzywdy i trudów – jednak tylko tyle, ile
się mieści w jego wyobrażeniu miłości. Zakładam, że nie mówimy tutaj
o  poważnych  zaburzeniach  czy  toksycznych  lub  wręcz  patologicznych
związkach.  Melancholik  kocha  mocno,  głęboko,  oddaje  się  cały,
poniekąd  mając  świadomość,  jak  łatwo  go  zranić.  Kwintesencją
miłości  melancholika  są  dla  mnie  słowa  Sebastiana  Karpiel-Bułecki,
wokalisty  grupy  Zakopower,  który  w  wywiadzie  z  kwietnia  2013  roku
dla magazynu „Twój Styl” stwierdził: „jak kochać, to do bólu, do krwi,
do  końca”.  Tylko  mężczyzna,  który  ma  w  sobie  ogromnego
melancholika, może tak powiedzieć.

M.  K.:  O  tak,  przy  czym  to  „do  bólu,  do  końca”  zakłada  pewien
margines  błędu,  ponieważ  melancholik  rzadko  bywa  pewny  drugiej
osoby  na  sto  procent.  Zawsze  ma  w  zanadrzu  pesymistyczny
scenariusz.  Duża  wrażliwość  czyni  go  bezbronnym  wobec  słów
i  emocji  innych  ludzi.  Dlatego  melancholik  zakłada  maskę,  aby  się
chronić, ponieważ w swoim mniemaniu musi być silny dla najbliższych.
Sangwinik  czy  choleryk  potrafią  zrezygnować  ze  związku  z  błahych
powodów.  Tutaj  ważna  jest  też  sytuacja  materialna  –  im  jest  lepsza,
to znaczy poziom życia nie obniży się po rozstaniu, tym łatwiej odejść.
W  przypadku  flegmatyków  i  melancholików  status  finansowy  nie  jest
taki ważny, prym wiedzie głębia uczucia.

B. M.: Co fascynujące, to najczęściej sangwinicy utrzymują pozytywne
relacje z byłymi partnerami. Ich elastyczność w kontaktach, szczerość,
życzliwość są widoczne nawet po rozstaniu.

M.  K.:  Rzeczywiście,  sangwinicy  potrafią  rozstać  się  w  pokoju
i stwierdzić, że po prostu nie gramy w tej samej orkiestrze. Sangwinik
nawet  przy  rozstaniu  chce,  żeby  wszystko  było  dobrze  –  jest  chętny
do  negocjacji,  otwarty  na  kontakt,  co  oczywiście  nie  oznacza,  że  nie

background image

przeżywa  czy  nie  cierpi.  Gdy  rozstanie  wynika  z  inicjatywy  choleryka,
jest  to  raczej  postawa  „już  ciebie  nie  potrzebuję”.  Choleryk  może
wówczas  podtrzymywać  kontakty  z  byłym  partnerem,  zwłaszcza  gdy
widzi  w  tym  jakieś  korzyści.  Jeżeli  to  on  zostaje  opuszczony,  jest
urażony  i  przyjmuje  postawę  „precz  z  mojego  życia”.  Flegmatyk  przy
rozstaniu cierpi, rzadko jednak dopatruje się swojej winy. Jego wielka
tolerancja  dla  życia  może  się  przerodzić  w  brak  ambicji,  co  może
przeszkadzać drugiej stronie i być przyczyną rozpadu związku. Skrajny
flegmatyk  nie  robi  nic  albo  robi  niewiele  –  i  takie  zarzuty  słyszy
najczęściej.  Rzadko  się  zdarza,  by  sam  odchodził.  Znajduje  swoją
enklawę i trwa w związku nawet kilkadziesiąt lat.

B.  M.:  Flegmatykowi  trudno  odejść  także  z  powodu  lenistwa  i  tej
cechy,  dzięki  której  jest  to  niezwykle  elastyczny  temperament  –
zdolności  akceptacji  stanu  obecnego.  Jemu  nie  chce  się  zmieniać
związku, często nawet o tym nie pomyśli. To temperament będący tu
i  teraz,  i  czasem  niestety  taka  postawa  bywa  dla  niego  zgubna.
Niemniej  mimo  tego,  że  flegmatyk  jest  w  stanie  wiele  znieść,  niemal
niczego  nie  oczekując,  to  gdy  pokaże  mu  się  inny  świat,  którego
zakosztuje,  potrafi  odejść  nagle,  bez  uprzedzenia  i  będzie  to  decyzja
ostateczna.

Przypomina  mi  się  sytuacja  Jarka,  któremu  żona  nie  szczędziła

przykrości  i  upokorzeń  przez  całe  małżeństwo.  Kłótnie  były  czymś
codziennym, chociaż najczęściej to po prostu ona krzyczała – on starał
się łagodzić sytuację lub ignorował żonę, co oczywiście doprowadzało
ją  do  szewskiej  pasji.  Aż  stał  się  cud  –  jego  kolega  z  pracy  złamał
nogę i w delegację pojechał Jarek. A był to wyjazd za granicę, i to na
kilka  tygodni.  Jarek  się  spakował,  pocałował  w  policzek  oniemiałą
żonę i pojechał na lotnisko, skąd miał lot do Anglii. Tam poznał cichą
Azjatkę, stanowczą, ale łagodną, która nigdy nie podnosiła głosu. Cóż,
Jarek z Anglii nie wrócił, a żona dostała pozew o rozwód. Dobrze, że
z tego małżeństwa nie było dzieci…

M. K.: I tak to jest z flegmatykami – nie myślą o sobie, tylko o drugiej
osobie. Jarek chciał uszczęśliwić żonę, ale mu nie wychodziło. Poznał
kogoś,  kto  był  zainteresowany  uszczęśliwianiem  jego,  i  podjął  nową

background image

decyzję.  Tu  liczy  się  przede  wszystkim  bodziec  zewnętrzny,  własne
szczęście jest sprawą wtórną.

B.  M.:  Z  kolei  jeśli  chodzi  o  rozstania  sangwiników  i  choleryków,  to
bywa, że ci rozstają się i godzą. I tak kilka razy. A za każdym razem
jest  w  tym  spory  ładunek  emocjonalny.  Janusz,  mieszanka  choleryka
z  sangwinikiem,  właśnie  tak  rozstawał  się  z  dziewczyną.  Zrywali  ze
sobą  kilka  razy  w  ciągu  pół  roku,  a  za  każdym  razem  ona  się
wyprowadzała.  Tego  typu  szarpanina  jest  niewyobrażalna  dla
melancholika.  Dla  flegmatyka  chyba  zresztą  też  –  albo  jesteśmy
razem,  albo  nie,  żadnego  życia  na  walizce,  bo  dzisiaj  się  kochamy,
a jutro się kłócimy i jedno się wyprowadza.

M.  K.:  Jeżeli  Janusz  i  jego  dziewczyna  przejawiali  wiele  cech
ekstrawertycznych,  to  takie  spektakularne  rozstania  i  zejścia  mogły
stanowić  pewną  normę.  Tutaj  znaczenie  mają  też  wzorce,  jakie
wynieśliśmy  z  dzieciństwa,  gdy  obserwowaliśmy  związek  rodziców.
Najbardziej  stabilne  są  związki  flegmatyków  i  melancholików.  Ich
często przeraża już sama myśl o rozstaniu.

B. M.: Flegmatyk, choć ugodowy, jest przecież cierpliwy, tolerancyjny
i stały. Melancholik jest wytrwały i się poświęca. To głównie te cechy
trzymają  osoby  w  typie  melancholika  czy  flegmatyka  przy
niestabilnych, 

pretensjonalnych 

partnerach. 

Jarkowi 

żona

niejednokrotnie  groziła  odejściem.  Zdarzało  się  nawet,  że  zaczynała
się pakować, za każdym razem odgrywając te same sceny – wyciągała
wszystkie walizki z szafy, krzycząc, że on już jej na pewno nie kocha,
skoro  mu  nie  zależy,  i  tak  dalej.  Doprawdy,  widz  miałby  świetne
przedstawienie.  Gorzej  jednak,  gdy  musimy  uczestniczyć  w  tym
osobiście.  Melancholik  z  toksyczną,  choleryczną  partnerką  stworzy
własny  świat,  do  którego  krok  po  kroku  będzie  się  przenosił.
Flegmatyk nie wyobraża sobie innego życia, dopóki go nie doświadczy.
Jarek spakował walizki raz, ale solidnie. I bez odwołania.

M. K.: W czasie takiej kłótni Jarkowi zapewne nie chciałoby się nawet
sięgać  po  torbę.  Niemniej  jego  żona  w  danym  momencie  na  pewno

background image

mówiła  zupełnie  szczerze  i  poważnie.  Była  zraniona  jego  ignorancką
postawą  i  działała  w  afekcie.  Zarówno  sangwinik,  jak  i  choleryk
najpierw  działa,  a  potem  myśli.  Jeżeli  ktoś  ma  w  sobie  więcej
z  choleryka,  to  zawsze  zadziała  ambicja  –  choleryk  naprawdę  się
spakuje i wyprowadzi, chociażby po to, żeby było tak, jak on chce.

Zwykle  Jarek  łagodził  sytuację,  co  było  na  rękę  jego  partnerce  –

sangwinik i choleryk lubią bowiem, gdy się ich o coś prosi. Kiedy Jarek
mówił:  „Zostań,  proszę,  nie  kłóćmy  się”,  to  ona  miała  podstawę,  by
zmienić  zachowanie  –  została  poproszona,  więc  mogła  okazać  swą
łaskę  i  zostać.  Kiedy  Jarek  z  dnia  na  dzień  się  spakował  i  wyjechał,
jego  żona  została  całkowicie  wyprowadzona  z  równowagi.  Oto
choleryk  został  pozbawiony  kontroli  nad  drugą  osobą!  Najgorsze,  co
może  spotkać  taki  typ  człowieka,  to  właśnie  odebranie  mu  kontroli
nad  innymi  ludźmi.  Choleryk  bez  tego  choruje,  wpada  w  stany
neurotyczne.

B.  M.:  Co  ciekawe,  na  początku  przecież  często  odbieramy  tę
skłonność  do  kontroli  jako  opiekuńczość  i  troskliwość.  Nierzadko
nawet  się  nam  to  podoba!  A  gdy  zdejmujemy  różowe  okulary
zakochania, zaczynamy nazywać to nadmierną kontrolą.

M.  K.:  A  tymczasem  choleryk  cały  czas  jest  taki  sam.  Tyle  tylko,  że
w  okresie  zakochania  nakładamy  odpowiednie  maski,  które  dzięki
różowym  okularom  robią  człowieka  na  bóstwo.  W  tym  okresie
patrzymy przez pewne filtry.

B. M.: Filtry to nawet mało powiedziane. Gdy się zakochujemy, mózg
zalewa  nam  fala  hormonów,  dzięki  którym  możemy  nie  jeść,  nie  pić,
nie  spać,  za  to  obsesyjnie  pragniemy  towarzystwa  naszego  obiektu
pożądania.  Naukowcy  wielokrotnie  udowodnili,  że  zakochanie  jest  jak
narkotyk. I nie jest to jedynie metafora, a obraz zmian, jakie zachodzą
w  mózgu  i  zachowaniu  człowieka.  Nasze  widzenie  jest  mocno
zniekształcone.

M.  K.:  Dlatego  właśnie  początkowe  organizowanie  randek  przez
choleryka traktujemy jako wyraz troski, przejaw wykazania się, zaloty.

background image

Gdy  opadają  emocje,  zaczynamy  się  wkurzać,  że  to  on  zawsze
decyduje,  na  jaki  film  idziemy  do  kina,  kupując  bilety  bez
porozumienia  z  nami.  A  wcześniej  byliśmy  szczęśliwi,  że  nie  musimy
nawet  się  zastanawiać,  co  chcielibyśmy  obejrzeć,  ponieważ  on  już
wszystko tak pięknie zaplanował.

B. M.: Słynne: „Bo zawsze robimy tak, jak ty chcesz!”.

M.  K.:  Tak.  I  co  ciekawe,  jeśli  to  kobieta  jest  cholerykiem,  w  takiej
sytuacji  mogą  się  pojawić  pretensje  i  oskarżenia  związane  ze
stereotypem, że to mężczyzna powinien rządzić. Cholerycy niezależnie
od  płci  twierdzą,  że  wszystko  jest  na  ich  głowie,  co  ich  jednocześnie
wykańcza.  Z  tego  błędnego  koła  mogą  wyjść  tylko  dzięki  rozwinięciu
świadomości własnego temperamentu.

Temperament w kinie

B.  M.:  Poszukajmy  dobrego  przykładu  fascynującej  miłości
w kinematografii. Może Titanic?

M.  K.:  Miłość  melancholijna.  Bohaterka  kocha  właśnie  w  taki  sposób
i  konwenanse  nie  mają  dla  niej  znaczenia.  Wartością  nadrzędną  jest
miłość.  Poświęca  się  jej  bezgranicznie  na  tyle,  na  ile  oczywiście
pozwalają czasy, w jakich rozgrywa się akcja filmu. Znaczenia nie ma
dla niej ani różnica klas, ani fakt, że jest zaręczona z innym, równym
sobie  klasą  kawalerem.  Jeżeli  melancholik  uzna,  że  warto,  to  dla
miłości poświęci wiele, o ile nie wszystko. Bohater zaś się zakochał.

B.  M.:  Musiał  mieć  w  sobie  sporo  cech  sangwinika  i  choleryka.
Sangwinika,  bo  umiał  się  odnaleźć  w  każdej  sytuacji  i  robił  to
z  wdziękiem.  A  choleryka  dlatego,  że  postanowił  zdobyć  ukochaną.
Postawił  sobie  zadanie  i  je  zrealizował.  Flegmatyk  nawet  by  się  nie
ruszył.

M. K.: To była też inna epoka, inaczej wówczas wyglądały zaloty, ten
„zakazany  owoc”  miał  ogromne  znaczenie.  Niemniej  na  pewno
bohater  miał  cel,  i  mógł  to  być  cel  wielopłaszczyznowy,  co  nie

background image

przekreśla szczerości uczuć. Chciał żyć godniej i lepiej, do tego dążył,
inaczej nie znalazłby się na tym statku.

B.  M.:  Innego  przykładu  tragicznej  miłości  melancholijnej  dostarcza
poemat  Eugeniusz  Oniegin  Aleksandra  Puszkina  i  jego  niezwykła
ekranizacja z doborową obsadą. Oniegin to postać dramatyczna, pełna
wewnętrznych sprzeczności i skrajnych namiętności, co zawsze kończy
się tragicznie. Nie inaczej jest tutaj.

M.  K.:  Drugą  naturą  melancholika  jest  cierpienie.  W  czasach
konwenansów,  dumy  i  honoru  to  ono  nadawało  życiu  tej  wybornej
szlachetności.  Dramat  melancholika  polega  na  tym,  że  jakąkolwiek
decyzję  podejmie,  zawsze  będzie  towarzyszyło  temu  cierpienie
w jakimś obszarze.

Charakterystyczne  dla  introwertyków  jest  właśnie  to,  że  ich  życie

w  pewnym  sensie  jest  utkane  na  kanwie  cierpienia.  Flegmatycy
cierpią, bo często są niedocenieni, jeżeli nie mają charyzmatycznej siły
przebicia  choleryka.  Pozostają  po  drugiej  stronie,  gdzieś  w  cieniu,
niezauważeni.  A  ich  pragnieniem  jest  bycie  docenionym  za  to,  że  są.
Melancholicy  są  wiecznie  samotni,  boją  się  coś  powiedzieć,  obawiają
się  odrzucenia  i  zranienia,  dlatego  często  na  wszelki  wypadek  nie
podejmują  żadnych  działań.  Bronią  swojego  wnętrza  i  cierpienie  jest
wpisane w ich życie.

B. M.: Melancholik to także najbardziej pesymistyczny temperament.

M. K.: Właśnie. Podczas gdy melancholicy pogrążają się w odmętach
pesymizmu na głębokość niebezpieczną dla życia i zdrowia, flegmatycy
taplają  się  na  powierzchni  w  kole  ratunkowym  optymizmu.  Jedni
cierpią z powodu ciśnienia na głębokości, drudzy z powodu niewygody
koła ratunkowego. Świat introwertyków to świat pewnych dylematów
i  związanego  z  nimi  cierpienia:  „Dlaczego  moja  cisza  jest  problemem
dla  innych?”.  Ekstrawertycy  zaś  nie  mają  cierpienia  wpisanego
w codzienność.

B. M.: Im szybki ślub i równie szybki rozwód pasuje!

background image

M. K.: Dzisiejsze czasy są rzeczywiście ekstrawertyczne, nie trzymamy
się już sztywnych zasad i konwenansów, jak to było wcześniej. Szybki
ślub, a jak coś nie pasuje, to szybki rozwód.

B. M.: Film Księżna to też opowieść pełna konwenansów. Aranżowane
małżeństwo z ciekawym zestawieniem temperamentów. Ona – typowa
sangwiniczka,  która  paradoksalnie  dzięki  temu,  że  mąż  jest  skrytym
i  nieczułym  gburem,  mogła  rozkwitnąć.  Prawdopodobnie  nie  stałaby
się  postacią  o  ogromnym  znaczeniu  dla  rozwoju  sztuki  i  kultury,
a przede wszystkim mody, gdyby to jej mąż brylował w towarzystwie.
Ten  stronił  od  ludzi,  zatem  jego  gości  zabawiać  musiała  żona.  I  tak,
on cierpiał w samotności uwikłany w tradycje, układy i zasady, a ona
cierpiała z braku miłości i adoracji męża.

M. K.: On umęczony wszystkim dookoła, ona zaś szybko odnalazła się
w towarzystwie, w którym zaczęła żonglować prestiżem, wiedząc, jak
to  wykorzystać  –  zaczęła  wyznaczać  pewne  trendy.  W  parze  zawsze
zwycięża silniejszy temperament. Może to być też melancholik. Zresztą
tutaj mówimy o czasach patriarchalnych, w których kobieta nie miała
zbyt  wiele  do  powiedzenia.  Jednak  ona  zwyciężyła,  to  o  niej  się
mówiło.  Paradoksalnie  melancholik  dzięki  nakładanym  maskom
wydaje  się  wyjątkowo  silny.  Magia  opanowania,  skupienia  i  dobrze
dobranych masek.

B.  M.:  I  tu  widać  różnicę  między  osobą  wpływową  (on)  a  lubianą
i popularną (ona).

M. K.: W dzisiejszych czasach jest podobnie.

B.  M.:  Jeśli  chodzi  o  filmy  opowiadające  o  miłości  współczesnej,  to
ciekawe  połączenie  mamy  w  Nothing  Hill.  On  –  wielki  flegmatyk,
całkowicie podporządkowuje się jej decyzjom i wyborom. Wybrał, czy
raczej  został  wybrany,  kocha,  czeka  cierpliwie,  akceptując  tu  i  teraz,
poddając  się  biegowi  zdarzeń,  nawet  gdy  ten  przybiera  dla  niego
niekorzystny  obrót.  Tylko  wielki  flegmatyk  jest  w  stanie  cierpliwie
czekać  na  wybrankę  przez  wiele  miesięcy.  Oczywiście  to  film,  lecz

background image

w  codziennym  życiu  też  nie  brakuje  dowodów  flegmatycznej
cierpliwości  i  stałości.  Myślę  jednak,  że  choć  określenie  „flegmatyk”
często  jest  nacechowane  pejoratywne,  to  gdy  określimy  tak
odgrywaną przez lubianego aktora (Hugh Grant) postać w popularnym
filmie,  zyskuje  ono  nowy  wymiar.  Flegmatyk  dżentelmen  wspiera
kobietę,  którą  kocha,  w  jej  decyzjach,  a  jego  opanowanie
i  zrównoważenie  jest  dla  niej  ostoją  bezpieczeństwa  w  krzykliwym
świecie show-biznesu.

M. K.: Urokliwość flegmatyka została przygnieciona ekstrawertycznym
stylem  życia,  który  rozkwitł  w  ubiegłym  stuleciu.  Poprzednie  epoki  to
czasy  introwertyków,  dżentelmenów  umiejących  się  zachować.  To
wspaniałe  czasy  honoru  i  pojedynków  z  niewiele  znaczącymi
epizodami  prania  się  po  pysku,  w  wykonaniu  narwanych  choleryków.
Introwertyk  musiał  sobie  przekalkulować  niewygodne  wydarzenie,  po
czym  wysyłał  sekundanta.  Liczba  pomyłek  wahała  się  na  poziomie
błędu statystycznego. Obecnie analizowanie i cisza traktowane są jako
ospałość  życiowa  i  brak  zaangażowania.  A  dżentelmeni  nie  działają
w  chaosie,  dlatego  wycofali  się  z  wyścigów  próżności,  blichtru
i  megalomanii.  Są  po  prostu  spokojnymi  ludźmi,  czasem  na  granicy
nudy – na szczęście to tylko opinia ekstrawertyków.

B. M.: Szkoda, bo introwertycy potrafili tworzyć atmosferę sprzyjającą
miłości.

M.  K.:  Oni  potrafią  wspaniale  kochać.  Hrabia  Monte  Christo,  uroczy
melancholik,  który  padł  ofiarą  intryg  sangwiników  i  choleryków  oraz
okoliczności. Mógł się załamać w samotności, jednak on znalazł w niej
siłę.  Potem  się  zemścił,  smakując  zemstę  po  kawałku,  i  w  rezultacie
był ze swoją ukochaną Mercedes. A gdyby to był choleryk? Jeżeli ten
wytrzymałby tyle lat na uwięzi i jakimś cudem uciekł, pierwsze, co by
zrobił, to pozabijał tych, których trzeba, a następnie dałby się złapać
i  trafiłby  tam,  skąd  uciekł.  Ale  tę  powieść  pisał  Aleksander  Dumas,
prawdziwy introwertyk i wnikliwy obserwator.

B. M.:  Choleryk  wpędziłby  Mercedes  w  poczucie  winy:  jak  mogła  nie

background image

czekać na niego?

M. K.: A melancholik pokazał jej całą prawdę. I nie ważne, że zajęło
mu to kilka lat po odzyskaniu wolności. Warto było.

Pewne  niuanse  miłości  cholerycznej  przedstawione  są  w  filmie

Diabeł  ubiera  się  u  Prady.  Bohaterka  grana  przez  Meryl  Streep
wykazuje  zadaniowe  podejście  do  życia  nie  tylko  w  pracy,  ale  i  na
gruncie  domowym.  Postać  grana  przez  Sharon  Stone  w  Nagim
instynkcie  także  dopuszcza  się  manipulacji  typowych  dla  choleryka.
Natomiast Fatalne  zauroczenie  z  Glenn  Close  i  Michaelem  Douglasem
to  już  przykład  skrajnej  cholerycznej  namiętności  na  pograniczu
osobowości borderline. Jak wiemy, tutaj też nie skończyło się dobrze.
W  filmie  Sypiając  z  wrogiem  z  kolei  Julia  Roberts  gra  stłamszoną
flegmatyczkę,  jej  mąż  zaś  to  skłonny  do  manipulacji  choleryk,  wręcz
sadysta.  Upór  bohaterki  pozwala  jej  przełamać  ogromy  lęk  przed
wodą,  który  mąż  nieustannie  wykorzystywał,  by  ją  sobie
podporządkować.

B.  M.:  Z  bardziej  optymistycznych  obrazów  mamy  jeszcze  Dziennik
Bridget Jones, gdzie znajdziemy postaci sangwiniczki i współczesnego
melancholika.

M.  K.:  Tak,  ten  film  dokładnie  pokazuje,  co  liczy  się  dla
ekstrawertyków,  a  co  dla  introwertyków.  Ona,  nietuzinkowa
sangwiniczka,  goni  za  pewnym  ideałem,  który  „błyszczy”.  On,  mało
widoczny,  choć  liczący  się  melancholik,  potrafi  czekać.  Ona  chce
zgubić  kilogramy,  on  na  to  nie  patrzy.  Dla  niego  liczy  się  piękno
widziane sercem, nie okiem.

B.  M.:  Temat  rzeka  –  tyle  jest  rodzajów  miłości,  ile  scenariuszy
filmowych. A może i więcej.

M.  K.:  Na  pewno  więcej.  Można  jednak  zauważyć  wspólne  cechy.
Ekstrawertycy, zanim dokopią się do wnętrza człowieka, chcą najpierw
zachwycić  się  pięknem  widzianym  i  pochwalić  się  nim  przed  innymi.
Często  przypomina  to  postawę  łowców  trofeów.  Natomiast

background image

introwertycy  podchodzą  do  tych  spraw  inaczej.  Dla  nich  takie
polowania to utrapienie, jeżeli już, to jakaś niezobowiązująca przygoda
i  tyle.  Introwertycy  dążą  do  spokoju  i  pewności,  że  wybór  okazał  się
trafny.  Jeśli  nie,  potrafią  cierpieć  w  ciszy,  bo  taki  jest  los.  Musi  się
wydarzyć  coś  naprawdę  poważnego,  by  introwertyk  zdecydował  się
odejść.

B. M.: Ale niczego nie można przesądzić. Wszystko komplikuje fakt, że
jesteśmy mieszanką cech introwertycznych i ekstrawertycznych.

M.  K.:  No  właśnie.  A  czasem  o  trwałości  relacji  bardziej  niż  sam
temperament  decyduje  natężenie  niektórych  cech  i  odnajdowanie  się
w nich.

background image

Rozdział 10

Przeciwieństwa się przyciągają

Beata  Mąkolska:  Przeciwieństwa  się  przyciągają,  jak  mówią  stare
powiedzenie  i  nasze  obserwacje.  Cechy,  które  przyciągają  naszą
uwagę  u  innych,  to  często  takie,  których  nam  brakuje.  Jeżeli  mamy
trudności  z  podejmowaniem  decyzji,  stanowczy  i  konkretny  partner
będzie  nam  imponował.  Stanie  się  pewnego  rodzaju  wybawieniem,
gdyż  przejmie  odpowiedzialność  za  podejmowanie  większości  decyzji,
pozostawiając nam dostosowanie się.

Tymczasem  według  danych  Głównego  Urzędu  Statystycznego

niezgodność  charakterów  była  przyczyną  32%  rozwodów  w  2004
roku,  podobnie  w  roku  2009  odpowiadała  mniej  więcej  za  jedną
trzecią rozstań. Badania przeprowadzone na próbie 3400 internautów
wskazują  niezgodność  charakterów  jako  przyczynę  45%  rozwodów
w  2010  roku

11

.  Wydaje  się  zatem,  że  przeciwieństwa  zarówno  się

przyciągają, jak i są przyczyną rozstania par.

Ciekawe  podejście  do  kwestii  przeciwieństw  ma  Arnold  A.  Lazarus,

terapeuta  behawioralny.  Otóż  napisał  on  książkę  Jak  przeżyć
w  związku,  unikając  pułapek,  w  której  właśnie  przekonanie,  że
przeciwieństwa  się  przeciągają,  zostało  wskazane  jako  jedna
z  pułapek

12

.  Według  tego  zasłużonego  specjalisty  w  zakresie

psychologii 

związków 

dobre 

małżeństwo 

opiera 

się 

na

podobieństwach,  a  nie  na  różnicach.  Myślę,  że  warto  wyjaśnić,  czym
się  różni  przeciwieństwo  charakterów  od  przeciwieństw  poglądów  na
życie.

Małgorzata  Krawczak:  Ja  doprecyzowałabym  opinię  Lazarusa:
dobre małżeństwo opiera się na podobieństwach poglądów życiowych
i  ciekawych  różnicach  charakterów.  Najprościej  rzecz  ujmując,
przeciwieństwa  charakterów  to  pesymizm  versus  optymizm  czy

background image

potrzeba 

kontroli 

versus 

tolerancja. 

Te 

różnice 

wynikają

z  temperamentów,  z  jakimi  się  rodzimy.  Natomiast  różne  poglądy  na
życie  wynikają  z  naszego  wychowania,  podejmowanych  decyzji  i  ich
konsekwencji. Są to pewne wartości, z którymi się utożsamiamy, coś,
co  poniekąd  zdobyliśmy,  dlatego  bronimy  tego  bardziej  niż  swojego
temperamentu,  który  po  prostu  mamy.  Moim  zdaniem  powszechne
stwierdzenie  „niezgodność  charakterów”  bardziej  odnosi  się  do
wartości,  których  chcemy  bronić.  Zdecydowanie  większe  szanse  na
szczęście  i  trwałość  ma  związek,  w  którym  jedno  z  partnerów  jest
rannym ptaszkiem, a drugie nie wychodzi z łóżka przed południem, niż
ten,  w  którym  jedno  wydaje  pieniądze  ze  wspólnego  konta  według
własnych  upodobań,  pomijając  opłaty  związane  z  utrzymaniem
rodziny,  podczas  gdy  drugie  ma  całkiem  inne  zasady  dotyczące
wydawania  pieniędzy.  W  pierwszym  przypadku  mamy  do  czynienia
z  różnicami  w  temperamencie,  w  drugim  z  różnicami  w  podejściu  do
życia.

B.  M.:  Warto  wyodrębnić  kilka  obszarów,  w  których  zbieżne  poglądy
są  kluczowe  dla  harmonijnego  związku.  Są  to  wychowanie  dzieci,
spędzanie  wolnego  czasu,  wydawanie  pieniędzy,  nastawienie  do
wiary,  religii,  podobny  system  moralny.  Jeżeli  w  tych  dziedzinach  się
nie  zgadzamy,  różnice  temperamentów  będą  tylko  dodatkowym
punktem  zapalnym.  Rezolutny  melancholik,  który  ma  wpojony
szacunek  do  pieniądza  i  potrafi  poskromić  swoje  zapędy  do
wydawania w imię odkładania na wymarzone wakacje, to nie to samo,
co rozrzutny sangwinik, który każdego miesiąca czyści konto właściwie
nie wiadomo na co.

M.  K.:  Różnice  temperamentów  będą  dodatkowym  punktem
zapalnym,  jeżeli  za  wszelką  cenę  będziemy  chcieli  stawiać  na  swoim.
Jeśli  zaś  zechcemy  się  z  tych  zachowań  uczyć,  zyskamy  nowe
możliwości  zarządzania  sobą.  Tu  sporą  rolę  odgrywa  zaufanie.  Jeżeli
ufam  partnerowi,  to  wiem,  że  jego  słowa  mogą  być  cierpkie,  ale  to
właśnie  dzięki  nim  mogę  się  wiele  nauczyć.  Sangwinik  buja
w  obłokach  niczym  balonik,  melancholik  stoi  twardo  na  ziemi  niczym
skała.  Jeżeli  połączy  ich  miłość,  to  właśnie  ona  stanie  się

background image

sznureczkiem,  który  nie  pozwoli  niekorzystnym  wiatrom  porwać
balonika,  ale  wykorzystując  siłę  korzystnego  wiatru,  dźwignie  skałę
i  przeciągnie  ją  kawałek  dalej.  Właśnie  dzięki  takim  „podróżom”
melancholik poznaje nowe perspektywy.

B.  M.:  Różnice  temperamentów  oczywiście  wywołują  konflikty,
przynajmniej  do  momentu,  w  którym  uświadamiamy  sobie,  jak  je
wykorzystywać do budowania jeszcze lepszego związku. W naprawdę
udanych  relacjach  występuje  efekt  synergii  –  razem  możemy  więcej
i lepiej niż każde z nas z osobna.

M. K.: Te wiedzę możemy posiąść w momencie, gdy związek osiągnie
pewną  dojrzałość.  Po  drodze  zdarzy  się  niejedna  próba  sił,  którą
wygra  silniejszy  w  danym  momencie  temperament.  To  może  być
sangwinik,  melancholik,  choleryk.  Tylko  ta  próba  sił  ma  być
początkiem harmonijnego współżycia, a nie destrukcji.

B. M.: Tym bardziej że im dłuższy związek, tym więcej takich prób. Bo
przecież  rozkład  sił  może  się  zmieniać  w  zależności  od  okoliczności,
zdobytych doświadczeń, własnego rozwoju.

M.  K.:  I  jeżeli  przy  próbie  sił  na  początku  związku  jedna  strona
całkowicie  się  podporządkuje,  relacja  będzie  zmierzała  do  zagłady.
Przy  czym  ową  zagładą  może  być  wewnętrzne  poczucie  nieszczęścia
i  niespełnienia  jednego  z  partnerów  przy  jednoczesnym  życiu  na
pokaz. Jeżeli zaś oboje wyniosą z takiej próby sił spory zapas wiedzy
i tolerancji, to związek się rozwinie.

W  związkach  przeciwieństw  –  a  z  takimi  mamy  do  czynienia

najczęściej – jedna osoba jest bardziej widoczna. Na przykład choleryk
będzie  się  wyróżniał,  a  flegmatyk  nawet  nie  będzie  miał  potrzeby  się
wybić  –  stanie  się  doskonałym  tłem  i  wsparciem  dla  partnera.
W  związku  sangwinika  i  melancholika  to  ten  drugi  będzie  dbał
o  „zaplecze”  domu  i  przyziemne  sprawy,  takie  jak  finanse,  a  ten
pierwszy  będzie  miał  możliwość  rozwinięcia  skrzydeł  i  swoich
pomysłów, które w efekcie i tak przysłużą się całej rodzinie.

Próba  sił  jest  ważna.  Pomocne  mogą  być  spotkania  z  coachem,

background image

warsztaty rozwoju osobistego, nawet mediacje – wszystko, co pozwoli
nam  poznać  i  zaakceptować  różnice  między  nami.  Musimy  pamiętać,
że nie są one po to, by się eliminować, tylko wspierać i uzupełniać.

B.  M.:  To  kwestia  dojrzałości  osobistej,  która  przekłada  się  na
dojrzałość  związku.  W  dojrzałym  związku  partnerzy  akceptują  siebie
takimi,  jakimi  są,  wyrażają  szczerą  troskę  i  zainteresowanie  drugą
osobą,  szanują  dzielące  ich  różnice,  są  otwarci  na  nieustanne
poznawanie siebie.

Mimo  że  temperament  się  nie  zmienia  na  przestrzeni  lat,  różne

okoliczności  wydobywają  z  nas  różne  cechy.  Możemy  pracować  nad
własnymi słabościami, kształtując swój charakter. Jednak o dojrzałości
związku  świadczy  fakt,  że  nie  staramy  się  zmienić  partnera,
a  akceptujemy  go  takim,  jaki  jest,  jednocześnie  zachowując  postawę
pełną autentycznej miłości i szacunku.

M.  K.:  Jak  trudno  dzisiaj  kochać  kogoś  za  to,  że  po  prostu  jest!  Nie
rozliczać,  nie  targować  się,  kto  ile  i  czego  zrobił!  Dojrzałość  to,  jak
powiedział  Mahatma  Gandhi,  świadomość  tego,  że  sam  powinieneś
być zmianą, której oczekujesz od świata.

Dojrzałość  związku  to  przejście  prób  sił,  dzięki  którym  rozwija  się

wzajemne  poszanowanie.  W  związkach  przeciwieństw  konieczne  jest,
by  każdy  znalazł  swoją  odrębną  płaszczyznę,  a  także  by  oboje
partnerzy  mieli  płaszczyznę  wspólną.  Jeśli  tego  nie  ma,  jedno  jest
sfrustrowane  i  płacze,  a  drugie  jest  złe  i  rządzi.  Próba  sił  to
wyznacznik  prawdziwości  miłości.  Na  ile  mamy  w  sobie  tolerancji,
asertywności, miłości, by zaakceptować własną odmienność?

Gra 

przeciwieństw: 

choleryk 

wiąże 

się

z flegmatykiem

M. K.: Ludzie dobierają się na zasadzie przeciwieństw. Czasami są to
duże różnice (całkowity sangwinik i całkowity melancholik), a czasami
łączą  ich  cechy  wspólnego  temperamentu  (na  przykład  flegmatyk
i  choleryk  ze  wspólnym  sangwinikiem).  Przejdźmy  do  związków
skrajnych przeciwieństw, czyli choleryka i flegmatyka, typów z dwóch

background image

różnych  stron  barykady.  Zadaniowość  kontra  brak  zaangażowania.
Działanie kontra lenistwo.

B.  M.:  I  w  drugą  stronę  –  uprzejmość  flegmatyka  kontra
nieustępliwość choleryka. Spokój kontra porywczość. Faza zakochania
takiej pary wygląda pięknie…

Oto  przykład.  Natalia  to  flegmatyczka  pracująca  w  urzędzie,

a  Marcin,  choleryk  z  domieszką  sangwinika,  jest  przedstawicielem
handlowym.  On  sam  znaczy  dla  siebie  tyle,  ile  wynosi  jego  premia.
A że jest pracoholikiem i potrafi być bezwzględny, to premie wyrabia
bardzo  wysokie.  Marcin  to  osobowość  typu  A,  nastawiona  na
rywalizację,  zdobywanie,  jest  ciągle  w  stresie  i  pod  presją  –  za  dużo
kofeiny  i  za  mało  snu.  Poznali  się  z  Natalią  przypadkiem,  gdy  klient
Marcina załatwiał sprawę w urzędzie. Chłopak pojechał tam podrzucić
mu  dokumenty  do  podpisania.  Wszedł  do  pomieszczenia  i  poczuł  się
tak, jakby był w innej strefie czasowej, co mocno go zirytowało. Klient
wciąż  coś  załatwiał,  nie  było  go  w  zasięgu  wzroku,  a  przecież
Marcinowi  się  spieszyło!  Nie  omieszkał  zrugać  sekretarki  za
opieszałość urzędu. To właśnie była Natalia. Nieco przestraszona jego
wybuchowością  i  bezczelnością  najuprzejmiej  jak  potrafiła  zapytała,
czy nie napiłby się herbaty, co umili mu czas oczekiwania. Natalia była
na  stażu,  nie  wiedziała,  kto  jest  „ważny”,  a  kto  nie,  więc  z  właściwą
sobie  flegmatyczną  uprzejmością  była  życzliwa  dla  wszystkich.
Zapytała  Marcina  o  powód  pośpiechu  i  ten  przesiedział  przy  herbacie
dobre  półgodziny,  opowiadając  jej  o  parszywych  dostawcach,
z  którymi  ciągle  musi  się  użerać.  Czas  stanął  w  miejscu,  a  ona
słuchała,  otwierając  co  chwilę  oczy  ze  zdumienia  i  wyrażając
autentyczny 

podziw 

dla 

jego 

skuteczności 

umiejętności

przywódczych. Marcin zapytał, o której kończy pracę, i zaproponował,
że po nią przyjedzie. Natalia nawet nie wie, jak to się stało, że nagle
zaczął  ją  odwozić  z  pracy  do  domu  kilka  razy  w  tygodniu,  a  potem
niemal codziennie, o ile nie wyjeżdżał daleko w delegację. Zabierał ją
na kolacje, najpierw do restauracji, a potem do siebie. Ona gotowała,
oczywiście  to,  co  on  lubi,  i  zachwycona  słuchała  opowieści  o  jego
pracy.  W  urzędzie  nie  działo  się  nic  ciekawego,  za  to  praca  Marcina
wydawała  jej  się  szalenie  odpowiedzialna,  ważna,  wymagająca

background image

i wyczerpująca.

M.  K.:  Natalia,  jak  to  flegmatyk,  była  zauroczona  zaradnością
choleryka,  tym,  że  jedna  osoba  potrafi  ogarnąć  tak  wiele  rzeczy.
Imponowały  jej  szybkość  podejmowania  decyzji,  zdecydowanie,
odwaga,  przebojowość.  Z  kolei  Marcina,  choleryka,  przyciągnęły  jej
spokój i opanowanie.

B.  M.:  Zrównoważenie  czy  wręcz  momentami  apatyczna  obojętność,
której tak bardzo mu brakuje.

M. K.: Choleryk łapie przy flegmatyku chwilę wytchnienia, na moment
zapomina  o  swoim  poukładanym  świecie  –  bycie  na  topie  jest
męczące. 

Decyzyjność 

odpowiedzialność 

idą 

parze

z  wyczerpaniem.  Choleryk  często  nie  umie  spuścić  z  tonu,  bo  to
wiązałoby się z utratą autorytetu, a przecież on nie może sobie na to
pozwolić.  Marcin  dobrze  trafił,  bo  ze  swojego  szybkiego,
rywalizującego  świata  wpadł  do  istnej  oazy  spokoju.  Natalia  swoją
umiejętnością  słuchania,  wdziękiem  i  opanowaniem  zahamowała
wieczne tornado.

B.  M.:  Wpatrzona  w  niego  jak  w  obrazek  wydawała  mu  się  idealną
towarzyszką  –  od  początku  ich  znajomości  nie  zakwestionowała  ani
jednej  jego  decyzji.  Gdy  nie  była  czegoś  pewna  i  wahała  się
z odpowiedzią, milczała, namyślając się, co powiedzieć, a dla Marcina
cisza  oznaczała  „tak”,  więc  przechodził  do  działania.  Przyjeżdżał  po
nią, odwoził ją, zapraszał na randki. Znamienne było choćby pytanie:
„O której kończysz pracę?” i następujące potem: „Przyjadę po ciebie”.
Nawet  nie  pytał  Natalii  o  zdanie!  Ona  widziała  to  jako  dowód  jego
stanowczości, pewności siebie, męskości. Król i władca!

M.  K.:  Który  traktuje  swoją  zdobycz  jak  księżniczkę.  Zaprasza,
zabiera,  a  ona  zachwyca  się  wszystkim,  cierpliwie  go  słucha,
z uległością spełnia jego fantazje.

B. M.: Gdy Marcin zdecydował, że czas zalotów się skończył, zamiast
do  restauracji  zawiózł  Natalię  do  swojego  mieszkania  i  oczywiście

background image

zaczął  się  do  niej  dobierać.  Natalia,  choć  zaskoczona,  przede
wszystkim  czuła  się  onieśmielona  i  nie  mogła  uwierzyć,  że  ktoś  tak
przebojowy jak Marcin zainteresował się właśnie nią. Gdy następnego
dnia  skończyła  pracę,  a  jego  nie  było  pod  urzędem,  miała  wrażenie,
jakby jej świat się zawalił. Chłopak przyjechał, tylko spóźnił się trochę,
a ona na jego widok się rozpłakała. Zdenerwowany, że coś się stało,
podbiegł  do  niej  i  zapytał:  „Co  ci  jest?!!”.  Natalia  jeszcze  bardziej
zaniosła się płaczem i wyjęczała przez łzy, że się bała, iż on już po nią
nie przyjedzie, bo przecież dostał, co chciał.

Przekonanie,  że  seks  bez  ślubu  jest  czymś  złym,  dziewczyna

wyniosła  z  domu  rodzinnego,  dlatego  też  mimo  fascynacji  Marcinem
borykała  się  z  poczuciem  winy.  On  zaś  skwitował  jej  płacz,  mówiąc:
„Przecież zawsze po ciebie przyjeżdżam, o ile jestem w mieście! Skąd
ty  masz  takie  głupie  pomysły?  Zadzwoniłbym,  gdybym  nie  mógł
przyjechać.  Wsiadaj,  bo  jeszcze  muszę  do  paru  klientów  podjechać”.
Dla niego sprawa była załatwiona – przyjeżdża po Natalię, kiedy tylko
może,  i  koniec.  Marcin  był  słowny  rzeczywiście  przyjeżdżał.  A  Natalia
szybko się przekonała, że pod tym względem może na niego liczyć.

M. K.: Flegmatyczki bardzo często czują się niedoceniane, mają niskie
poczucie  własnej  wartości.  Przy  tak  silnej  osobowości,  jaką  Marcin
reprezentuje  poprzez  choleryczny  temperament,  niejedna  kobieta
czułaby się onieśmielona. Zgaduję, że to on zdecydował, kiedy wezmą
ślub…

B.  M.:  W  zasadzie  zdecydowała  jego  firma.  Kiedy  Marcin  usłyszał
o  awansie  kolegi,  wściekł  się  nie  na  żarty.  Kolega  ponoć  awansował
dlatego,  że  miał  się  żenić,  zakładać  rodzinę,  a  szefowa  firmy  starała
się  prowadzić  politykę  prorodzinną.  Nim  Natalia  się  obejrzała,  miała
obrączkę na palcu i wesele na setkę gości, z czego większość stanowili
znajomi  Marcina  z  pracy  (łącznie  z  szefową).  Po  ślubie  zaś  ten
stwierdził, że najlepiej od razu mieć dziecko, a kiedy jego żona zaszła
w ciążę, kazał jej dla dobra dziecka zrezygnować z pracy.

M.  K.:  I  Natalia  pewnie  zrezygnowała.  A  potem  Marcin  zaangażował
się w swoją karierę, a ona w opiekę nad dzieckiem…

background image

B. M.: Dokładnie tak to wyglądało.

M. K.: To bardzo częsty schemat w parze choleryk – flegmatyczka. Im
bardziej  on  się  angażuje  w  pracę,  tym  bardziej  ona  się  angażuje
w  wychowanie  dzieci.  Początkowo  zawsze  jest  nim  zauroczona  i  z
ciekawością  słucha  jego  opowieści,  natomiast  później,  mając  na
głowie  cały  dom  i  dzieci,  często  już  nie  przejawia  takiego
zainteresowania,  bo  najzwyczajniej  w  świecie  jest  zmęczona.
Nierzadko  też  flegmatyczki  w  takim  układzie  tyją  w  ciąży  i  mają
problemy  z  powrotem  do  swojej  wagi,  o  czym  już  rozmawiałyśmy.
Mąż,  który  na  początku  tak  zabiegał  o  swoją  żonę,  teraz  ucieka
w pracę, a im więcej w takiej kobiecie flegmatyka, tym mniej ochoty
i  sił  do  walki.  Nieszczęście  się  pogłębia  i  nierzadko  przenosi  na
dziecko. Choleryk już nie widzi podziwu w oczach żony, więc szuka go
gdzie indziej. Marcin całkowicie zaangażował się w pracę. Zgaduję, że
po latach Natalia była zależna od męża ekonomicznie i uzależniona od
jego humorów. Natomiast on zaczął nią pomiatać…

B.  M.:  Na  początku  był  jej  opiekunem,  mentorem,  przewodnikiem.
W ich przypadku ważna była też różnica wieku między nimi – Natalia
jest  siedem  czy  osiem  lat  młodsza  od  Marcina.  Po  latach  nie  widział
w  jej  oczach  zachwytu,  tylko  obojętność.  Zaczął  ją  nazywać  leniem
i  kulą  u  nogi.  Rzeczywiście,  Natalia  przytyła,  zatem  mąż  często
wytykał  jej,  że  już  nie  umie  o  siebie  zadbać.  Co  ciekawe,  docinki  się
skończyły, gdy Marcin zaangażował się w nowy projekt, co wiązało się
z  wyjazdami  w  długie  delegacje  z  szefową.  Nie  muszę  dodawać,  jak
bardzo się zaangażował…

M.  K.:  Choleryk  znaczy  dla  siebie  tyle,  ile  wykonywana  przez  niego
praca.  Nierzadko  opiera  poczucie  własnej  wartości  na  odniesionych
sukcesach, jednak wymiar tych sukcesów może być różny. I tak samo
choleryk  postrzega  innych.  Na  początku  Marcin  chciał,  aby  Natalia
zrezygnowała  z  pracy  dla  dobra  dziecka,  i  zapewne  miał  dobre
intencje.  Dzięki  temu  też  mógł  jeszcze  bardziej  się  wykazać  jako
osoba  odpowiedzialna  za  rodzinę,  jej  jedyny  żywiciel.  Opieka  nad
dzieckiem  to  dla  niego  zupełnie  inny  świat,  którego  on  nie  rozumie

background image

i  którego  nie  docenia.  Zapewne  dziwił  się,  że  żona  jest  zmęczona  po
całym dniu „siedzenia” z dziećmi i nie ma ochoty wysłuchiwać go jak
dawniej.  Jeżeli  do  tego  dochodzą  jeszcze  inne  punkty  zapalne  –  na
przykład  ochłodzenie  seksualne  –  to  choleryk  nie  zyskuje  podziwu,
który  jest  mu  niezbędny  do  życia.  Nasila  dyrektywność  i  kontrolę,
a  jednocześnie  gardzi  ludźmi,  którzy  się  tej  kontroli  poddają.
Tymczasem szefowa stanowiła dla Marcina wyzwanie…

B.  M.:  Po  pierwsze,  kobieta,  która  osiągnęła  więcej  niż  on  (w  końcu
była  jego  szefową),  po  drugie,  spędzali  ze  sobą  dużo  czasu,  co
sprzyjało wymianie myśli, poglądów, doświadczeń…

M. K.: Choleryk to typ ambitny, zawsze chce więcej. W tym przypadku
„więcej” to była przełożona.

B.  M.:  Właśnie.  Smaczku  wszystkiemu  dodawał  fakt,  że  szefowa
Marcina  traktowała  ludzi  instrumentalnie.  Lubiła  pozory  (na  przykład
ta niby-prorodzinna polityka firmy), ale równie mocno lubiła zdobywać
to,  co  niedostępne.  Zatem  oboje  mieli  satysfakcję  –  ona  uwiodła
żonatego  mężczyznę,  a  on  podbił  serce  przełożonej.  Romans  był
burzliwy,  krótki  i  skończył  się  z  hukiem.  Ją  zarząd  przeniósł  do
oddziału  w  innym  mieście,  a  jego  przesunięto  na  zupełnie  inne
stanowisko  –  miał  szkolić  nowych  pracowników.  I  tu  kolejna
ciekawostka:  choć  była  to  w  zasadzie  degradacja,  zwłaszcza
finansowa  (koniec  zawrotnych  premii),  to  jednak  Marcin  po
początkowym szoku wyjątkowo szybko odnalazł się w nowej sytuacji.
Wreszcie to on był mentorem dla nowych, miał prestiż, uczył innych,
a oni pytali go o zdanie i wykonywali polecenia tak, jak on chciał.

M. K.: Zyskał nowe pole do popisu. To on teraz rozdaje karty, narzuca
tempo  pracy,  sprawdza  innych,  a  wszystko  sprowadza  się  do
wspólnego mianownika – kontroli i rozliczania z efektywności, co jest
jego  specjalnością.  Marcin  jest  panem  i  władcą  –  dostaje  raporty
z działów sprzedaży, reklamacji czy obsługi klienta i decyduje, w czym
ludzie muszą się podciągnąć i co jest dla nich najlepsze.

background image

B.  M.:  Po  aferze  zmieniło  się  także  życie  rodzinne  Marcina  i  Natalii.
Ona się nie przyznała, że wiedziała o romansie, a on nie zamierzał się
tłumaczyć. Natalia schudła ze stresu, postanowiła dbać o siebie, żeby
mąż  znów  chciał  wracać  do  domu.  Nowy  charakter  pracy  sprawił,  że
Marcin częściej bywał w domu i wracał o stałych porach, a ponieważ
dzieci  podrosły,  wreszcie  można  było  z  nimi  porozmawiać,  pobawić
się,  spędzić  aktywnie  czas.  Natalia  zyskała  więcej  czasu  dla  siebie,
zaczęła  znów  z  podziwem  patrzeć  na  męża  i  go  słuchać.  On  stał  się
serdeczniejszy,  zaczął  zabierać  ją  na  zakupy  i  komplementować  jej
nowe  stroje.  Ona  wierzyła,  że  najgorsze  mają  za  sobą  i  że  teraz
będzie już tylko dobrze. A on od czasu do czasu ulegał urokom nowej
pracownicy, zawsze jednak wracał do domu. I stał się łagodniejszy.

M. K.: Choleryk nie musi rządzić wszędzie i przez cały czas. Z czasem
dorośleje,  stabilizuje  się,  ogranicza  liczbę  obszarów,  na  których
sprawuje  władzę  niepodzielnie.  Zaczyna  zwracać  uwagę  na  zasoby
energii,  które  nadmiernie  eksploatował.  Odczytuje  sygnały  płynące
z  ciała  i  z  otoczenia,  które  się  usamodzielnia  i  zaczyna  żyć  własnym
życiem.  Choleryk  wyciąga  wnioski:  gdy  ustąpię  trochę  pola,  zostaną
przy  mnie.  Ten  typ  nie  umie  być  sam,  samotność  go  przytłacza.  To
perspektywa  samotności  skłania  go  do  „podziału  strefy  wpływów”.
Choleryk  często  łagodnieje  w  domu,  by  pokazywać  pazury  w  pracy.
Bywa  też  odwrotnie.  To  niestety  kwestia  jego  wewnętrznej,
podświadomej kalkulacji.

B.  M.:  Można  zatem  przyjąć  następującą  tezę:  jeżeli  choleryk
stwierdzi,  że  żona  flegmatyczka  to  skarb,  odpuści  sobie  totalitarne
rządy  w  domu.  Czasem  pewnie  zarządzi  wakacje  lub  jakieś  wyjście,
ale będzie to miało raczej posmak miłej niespodzianki. Mam wrażenie,
że  w  parze  flegmatyk  –  choleryk  bitwy  będzie  często  wygrywał  ten
drugi. Ale może się okazać, że wojnę wygra ten pierwszy.

M.  K.:  Choleryk  i  flegmatyk  podchodzą  do  świata  z  dużą  dawką
realizmu. Z biegiem lat wychodzi na jaw, kto ma silniejszy charakter,
na  co  nakładają  się  doświadczenia  i  okoliczności.  I  tak,  flegmatyk
może być silniejszy od choleryka, jeśli ma odpowiednią charyzmę lub

background image

jeśli  w  grę  wchodzi  długi  okres.  Bo  to  flegmatyk  potrafi  cierpliwie
czekać.  I  czasem  ta  cierpliwość  oraz  niepodejmowanie  pochopnych
decyzji, do czego skory jest choleryk, wychodzą mu na dobre.

Początkowa  fascynacja  odmiennością  drugiej  osoby  zawsze  mija.

Cechy,  które  na  początku  bierzemy  za  zalety,  z  czasem  stają  się
wadami,  jeżeli  związek  opiera  się  na  całkowitym  przeciwieństwie.
Z biegiem lat następuje „zmęczenie materiału”. Bo choleryk też może
być  zmęczony  –  nastaje  szara  rzeczywistość,  zdrowie  i  kondycja  się
pogarszają.  Nasze  słabości  wychodzą  na  jaw,  nie  chce  się  nam
udawać  przed  drugą  osobą,  pojawiają  się  roszczenia,  pretensje.
I  może  się  zdarzyć,  że  choleryk  zostanie  całkowicie  zaskoczony,
ponieważ  przez  lata  nawet  nie  zauważył,  że  flegmatyczny  partner
rozwinął  swoje  zainteresowania.  Jest  to  stosunkowo  częste
i  jednocześnie  słabo  zauważalne,  ponieważ  flegmatyk  nie  traktuje
swoich  talentów  jako  czegoś  nadzwyczajnego  ani  nie  obnosi  się
z nimi, ale właśnie dzięki nim buduje swoją oazę.

B.  M.:  Historia  Natalii  i  Marcina  paradoksalnie,  mimo  zdrady,
skończyła się dobrze, na co wpływ miał nie tylko charakter Natalii, ale
przede wszystkim jej wiara w stałość związku, w stabilizację i w to, że
ślub  bierze  się  na  zawsze.  W  układzie  odwrotnym,  gdyby  to
choleryczka dowiedziała się o zdradzie męża flegmatyka, losy związku
zapewne  byłyby  inne.  O  ile  tłamszone  flegmatyczki,  najczęściej
z  powodu  finansowego  uzależnienia  od  partnera  i  ze  względu  na
dzieci,  pozostają  przy  swoich  mężach,  o  tyle  flegmatycy  potrafią
zniknąć  z  dnia  na  dzień,  czego  przykładem  była  historia  Jarka,  który
nagle wyjechał do Anglii.

M. K.: W naturę flegmatyka wpisane jest cierpienie, tak jak w naturę
choleryka  wpisane  jest  ranienie  innych.  To  kwestia  podświadomości
oraz granic i wyczucia. Przekraczanie granic i brak wyczucia też trwają
do czasu.

Związek 

dramatyczny: 

sangwinik 

wiąże 

się

z melancholikiem

background image

B.  M.:  O  trudności  życia  pośród  skrajności  przekonali  się  Anna
i Szymon. Poznali się u wspólnych znajomych. Anna, właścicielka biura
rachunkowego,  to  skrajna  melancholiczka,  kochająca  spokój  i  ciszę.
Nic  dziwnego,  że  głośny  i  rozrywkowy  Szymon  początkowo  nie
przypadł  jej  do  gustu.  Ten  starał  się  jak  mógł,  zabawiał,  prosił  do
tańca, Anna jednak zbywała go wymówkami. Potem spotkali się przy
innej  okazji,  nie  było  tak  wielu  ludzi,  mogli  porozmawiać,  zatem
zgodziła się pójść z nim na kawę. Dzięki swoim znajomościom Szymon
podesłał  jej  dwóch  intratnych  klientów,  więc  Anna  poczuła  się
zobowiązana jakoś mu się odwdzięczyć. Skończyło się kolacją ze sporą
dawką wina i jeszcze większą dawką śmiechu. I nagle ten „fircyk”, jak
go  początkowo  określała,  wydał  jej  się  dość  czarującym  mężczyzną,
z którym można przyjemnie spędzić czas.

M.  K.:  Melancholicy  mogą  z  zaciekawieniem  obserwować,  z  jaką
lekkością  sangwinicy  zawierają  nowe  znajomości,  lecz  nierzadko  nie
brak im też pogardy dla tak „płytkiego” rozumienia świata. Sangwinicy
z  kolei  są  zafascynowani  zimnymi  taflami,  jak  postrzegają
melancholików, ich niewzruszonym obliczem i stanowczością. Z jednej
strony  mamy  lekkość  życia,  urok,  zabawę,  radość,  z  drugiej  –
tajemniczość,  opanowanie,  niedostępność.  Skrajny  sangwinik  jest  jak
otwarta  książka  –  ma  emocje  wypisane  na  twarzy,  w  swoim
zachowaniu, jest szczery. Melancholik zaś przyciąga tajemniczością jak
magnez. Daje sangwinikowi wytchnienie, a jednocześnie wykorzystuje
fakt,  że  wreszcie  może  trochę  wyluzować  i  nie  musi  wiecznie
zachowywać  pokerowej  twarzy.  Czasami  samo  obserwowanie
zachowania  sangwinika  stanowi  dla  niego  oderwanie  od  stresu,  jaki
sam na siebie ściąga, tym bardziej że najczęściej jest to zachowanie,
na które melancholik nigdy by sobie nie pozwolił.

B.  M.:  Dlatego  też  Anna  coraz  częściej  pozwalała  porywać  się
Szymonowi,  a  trzeba  przyznać,  że  on  dbał  o  szczegóły  ich  randek,
o  odpowiednią  oprawę,  niespodzianki,  kwiaty,  komplementy.  Anna
wysłuchała  wielu  komplementów  w  ciągu  pierwszych  spotkań,  zatem
rozkwitła,  częściej  się  uśmiechała,  pozwalała  sobie  czasem  na
odrobinę  kokieterii  i  flirtu.  To  oczywiście  nakręcało  Szymona  jeszcze

background image

bardziej.

Nie  mieli  już  dwudziestu  lat,  zatem  po  pół  roku  randkowania,  gdy

Szymon  znów  nocował  u  Anny,  powiedział  nagle:  „A  może  byśmy
budzili  się  razem  codziennie?”.  Ona  odpowiedziała:  „Zobaczymy”,  po
czym  odizolowała  się  od  niego  na  tydzień,  żeby  przemyśleć  sprawę.
Skalkulowała swój wiek, stan cywilny rówieśniczek, stan konta (trzeba
przyznać,  że  on  zarabiał  połowę  tego  co  ona),  stworzyła  listę  zalet
Szymona  i  równie  długą  (a  może  nawet  dłuższą)  listę  jego  wad
i  wyszło  jej,  że  wiele  nie  ryzykuje,  za  to  może  zyskać.  Poza  tym
Szymon  miał  coś  w  sobie,  było  jej  przy  nim  weselej,  potrafił  ją
pokrzepić, podnieść na duchu, przytulić, nie mówiąc o tym, jak dobre
wrażenie  robił  na  jej  znajomych.  Anna  powiedziała  „tak”  i  na  drugi
dzień  Szymon  przyjechał  z  trzema  walizkami  i  kartonem,
wyprowadzając się tym samym od rodziców.

M.  K.:  Sangwinik  widzi  w  melancholiku  fundament  bezpieczeństwa,
i  nie  inaczej  było  w  tym  przypadku.  W  końcu  to  Anna  miała  firmę
i  mieszkanie,  więcej  zarabiała.  Poczucie  bezpieczeństwa  jest  dla
sangwinika ważne – typ ten często bywa wykorzystywany, nie zawsze
umie  na  bieżąco  ocenić  sytuację,  leci  jak  ćma  do  ognia,  co  może
różnie  się  skończyć.  Melancholik  pod  tym  względem  doskonale  go
uzupełnia  –  jest  wierny  i  jeżeli  pokocha,  to  będzie  chronił  partnera
i dbał o niego.

Związek melancholika i sangwinika może być naprawdę udany, pod

warunkiem że nauczą się szanować swoje odrębności. Niestety nazbyt
często  sangwinik  poddaje  się  melancholikowi,  staje  się  uległy,  więc
tamten  przejmuje  ster,  przez  co  staje  się  jeszcze  bardziej  krytyczny,
oceniający, 

cięty. 

Łatwo 

może 

wówczas 

podciąć 

skrzydła

sangwinikowi, który zaczyna przypominać ptaka w złotej klatce – jest
bezpieczny, ale nie może rozwinąć skrzydeł.

B.  M.:  Tak  zaczynał  wyglądać  związek  Anny  i  Szymona.  On  stracił
pracę, zatem ona pracowała jeszcze więcej, aby standard ich życia się
nie  obniżył.  Pod  presją  Anny  Szymon  zapisywał  się  na  różne  kursy,
aby  podnieść  kwalifikacje,  nic  jednak  z  tego  nie  wychodziło,  bo  do
„sztywnego biznesu on się nie nadaje”. Mężczyzna marzył o tym, aby

background image

kupić  sobie  profesjonalny  aparat  fotograficzny  i  podróżować.  Anna
traktowała  to  jak  dziecięcą  fanaberię  i  rozglądała  się  za  pracą  dla
niego  wśród  znajomych.  Wkrótce  załatwiła  mu  posadę  dostawcy
w branży tekstylnej, co miało tę zaletę, że Szymon nie musiał siedzieć
cały dzień w biurze (czego sobie nie wyobrażał) – jeździł samochodem
i dostarczał towar.

M. K.: Anna dbała o Szymona na swój sposób – wysyłała go na kursy,
które w jej przekonaniu mogły mu się przydać w pracy. Mężczyzna się
podporządkował  i  robił,  co  chciała.  Dużą  rolę  mogła  tu  odgrywać
duma – Szymon mógł przyjąć posadę choćby z tego względu, by nie
być na utrzymaniu Anny. Niestety, jeżeli sangwinik nie ma w sobie tyle
siły, żeby się podnieść, sprzeciwić i postępować po swojemu, to jego
życie będzie gehenną.

B.  M.:  Anna  nalegała  na  zalegalizowanie  ich  związku,  myśląc  ze
względu  na  wiek  o  macierzyństwie.  Wzięli  cichy  ślub,  mimo  że
Szymonowi marzyło się wesele z prawdziwego zdarzenia. Ona jednak
racjonalizowała  wydatki  i  nie  widziała  potrzeby  karmienia  dalekich
znajomych. Miesiąca miodowego też nie było, ponieważ nadszedł czas
rozliczeń rocznych, więc Anna całe dnie spędzała w pracy. Twierdziła,
że  musi  zarobić  jak  najwięcej,  bo  gdy  pojawi  się  dziecko,  będą  mieli
jeszcze  więcej  wydatków,  a  przecież  od  razu  po  porodzie  nie  będzie
mogła  pracować.  Nie  wiedziała  jednak,  kiedy  miałoby  się  pojawić  to
dziecko. Wewnętrznie czuła, że muszą jeszcze poczekać.

M.  K.:  Anna  wzięła  odpowiedzialność  za  całą  rodzinę.  Mówiła,  że  to
ona musi zarobić, a przecież myślała o bycie finansowym rodziny. To
nie jest sytuacja, w której melancholiczka będzie się czuła bezpiecznie,
chyba że zgromadzi naprawdę spore środki na czarną godzinę. Jednak
oprócz  temperamentu  w  tym  przypadku  ważne  były  stereotypy.
Przecież  od  wieków  to  mężczyźni  zarabiali  na  rodzinę,  utrzymywali
kobiety  i  dzieci.  Nawet  jeżeli  Anna  jest  nowoczesną  bizneswoman,  to
jej sztywne zasady i podejście do świata wyrażały się właśnie w tych
podświadomych  lękach  –  mogła  mieć  dziecko,  a  jednak  „coś”  ją
powstrzymywało.  Czyli  nie  był  to  związek,  w  którym  czuła  się  do

background image

końca bezpiecznie.

Słownictwo  Anny  także  miało  znaczenie  dla  Szymona.  Dla  niego,

jako  sangwinika,  „ja”  to  „ja”,  a  „my”  to  „my”.  Zatem  w  jego
przekonaniu  to  Anna  budowała  odrębny  świat,  odgradzała  się  od
niego, co jeszcze bardziej go raniło. Nie było jej całymi dniami i w ich
związku zaczął się kryzys.

B.  M.:  Anna  starała  się  w  weekendy  wynagradzać  Szymonowi  swoją
nieobecność, co nie było łatwe. W soboty i niedziele on spędzał coraz
więcej czasu z rodzicami, których zdanie znów zaczęło mieć dla niego
większe  znaczenie  niż  opinia  żony.  To  potęgowało  kryzys.  Anna
zaczęła miewać depresyjny nastrój. Z gorszymi dniami przeplatały się
lepsze, czyli takie, w których Szymon tryskał humorem.

Doszło  do  tego,  że  Anna  zaczęła  się  zastanawiać,  co  właściwie  ich

łączy  i  dlaczego  ich  życie  przypomina  wieczną  sinusoidę,  a  także
dlaczego  właściwie  wyszła  za  Szymona.  Przez  głowę  przechodziły  jej
argumenty  typu:  „Bo  już  tyle  byliśmy  razem.  Bo  jestem  już  po
trzydziestce. Bo mnie rozśmieszał”.

M.  K.:  Melancholik  z  łatwością  ucieka  we  własny  świat,  w  dodatku
mało kogo doń dopuszcza. Skoro Anna i Szymon oddalili się od siebie,
ona uciekała w pracę albo w samotność, z kolei on szukał przyjaznych
mu  ludzi.  Mężczyzna  odnowił  kontakty  z  rodzicami,  czyli  osobami,
które zawsze go wspierały i bezkrytycznie kochały. Przy nich Szymon
czuje się beztrosko, izoluje od zmartwień i problemów, jakie odczuwał
przy Annie.

Związek  melancholika  i  sangwinika  jest  o  tyle  trudny,  że  oba

temperamenty są wyjątkowo emocjonalne. To, co sangwinik przeżywa
zaledwie w ciągu godziny, melancholik odczuwa nawet przez miesiąc.
Rozkład przeżywanych emocji jest inny, co ma swoje odzwierciedlenie
właśnie  w  sinusoidzie  stanów  emocjonalnych  związku.  Sangwinik
szybciej  wybucha  emocjami,  uczucia  melancholika  często  są  głębsze,
jednak rzadziej je okazuje.

Jak  wspomniałaś,  Anna  wyszła  za  Szymona  na  skutek

przestrzegania  własnych  zasad  i  konsekwencji  w  działaniu.  Byli  ze
sobą  jakiś  czas,  mieszkali  razem,  zatem  wypadało  wziąć  ślub.  Co

background image

jeszcze  wymieniła?  Że  Szymon  ją  rozśmieszał.  Czyli  kwintesencja
sangwinicznego temperamentu – Szymon wprowadzał optymizm w jej
poukładane, przewidywalne i szare życie.

B.  M.:  Rozśmieszał  ją,  zabawiał.  I  choć  to  było  jej  potrzebne  –  jak
wiadomo, większość kobiet ceni sobie poczucie humoru partnera – to
jednak  z  czasem  błazeństwo  męża  zaczęło  jej  przeszkadzać.  Anna
czekała, aż ten dorośnie i stanie się odpowiedzialny, co oznaczało dla
niej poważne traktowanie życia. Na próżno jednak szukać tego w tak
skrajnym sangwiniku, jakim jest Szymon.

M. K.: Skrajny sangwinik to wieczny chłopiec, Piotruś Pan, który chce
czerpać  z  życia  garściami,  smakować  się  w  nim.  Wszystko,  co
zaplanowane,  skalkulowane,  jest  nudne  i  ogranicza  swobodę
działania.  Taki  sangwinik  to  niezwykły  minimalista.  Robi  tylko  to,  co
absolutnie niezbędne, resztę nadrabia urokiem osobistym, którego mu
nie  brakuje.  Natomiast  dla  melancholika  takie  zachowanie  to  szczyt
nieodpowiedzialności.  Lekkoduch  jest  dlań  nie  lada  wyzwaniem,
a  paradoks  takiego  związku  polega  na  tym,  że  melancholik  ma
„materiał  do  obróbki”,  a  sangwinik  zyskuje  anioła  stróża,  który  nie
pozwoli  mu  się  zatracić.  Jednak  tylko  sangwinik  da  radę  unieść
pesymizm 

melancholika. 

Jeżeli 

to 

jest 

prawdziwa 

miłość,

melancholikowi  nie  grozi  depresja  czy  poważny  kryzys  osobowości.
Układ wręcz idealny, o ile obie strony zaakceptują swoje odmienności
i  zrezygnują  z  wytykania  sobie  niedociągnięć.  Jednak  nim  dojdzie  do
osiągnięcia  zrozumienia,  co  wymaga  co  najmniej  kilkunastu  podejść,
należy liczyć się z tym, że sangwinik zacznie odczuwać presję i będzie
miał  poczucie,  iż  jego  pomysły  są  tłamszone,  a  melancholik  będzie
miał wrażenie, iż się z niego kpi i nie docenia jego starań.

B.  M.:  Anna  czuła  się  coraz  mniej  doceniana.  Bardzo  się  starała,
a  Szymon,  owszem,  wychwalał  żonę,  ale  na  spotkaniach  rodzinnych
lub wśród znajomych. Skakał wokół niej, komplementował. Gdy mógł
się nią pochwalić, robił to w taki sposób, jakby chwalił się sam sobą –
był autentycznie dumny, ale przez chwilę. Kiedy wracali do domu, nie
było  publiczności  i  nie  miał  się  przed  kim  popisywać,  wówczas  siadał

background image

przed  komputerem  i  czatował  z  kolegami  z  dawnej  pracy.  Anna
w takich momentach czuła się naprawdę zagubiona i rozczarowana –
oto rozbudził w niej przyjemne odczucia, czarował, komplementował,
by  po  chwili  zupełnie  ją  ignorować.  Gdy  przegrywała  z  tysiącem
internetowych  znajomych,  przypominała  sobie,  że  to  ona  kupiła
mężowi  komputer.  I  że  to  ona  go  zachęcała,  aby  w  oczekiwaniu  na
lepszą posadę odnowił stare znajomości. Dochodziła więc do wniosku,
że nie może mieć pretensji o to, do czego sama go zachęcała. Znów
mamy  przykład  poświęcania  się  melancholika,  obwiniania  się
i uciekania we własny świat.

M.  K.:  Stłamszony  sangwinik  zaczął  szukać  ucieczki  w  wirtualnym
świecie  –  a  ten  ma  naprawdę  wiele  do  zaoferowania.  Zszokowany
takim 

zachowaniem 

melancholik 

zaczął 

się 

miotać 

pośród

najczarniejszych myśli i scenariuszy.

B. 

M.

Na 

forach 

internetowych, 

czatach, 

serwisach

społecznościowych i tak dalej zawsze jest ktoś, z kim można pogadać
o różnych sprawach, także osobistych.

M.  K.:  Dlatego  sangwinik,  który  wprowadza  w  świat  melancholika
dystans  do  cierpienia  i  optymizm  oraz  niejednokrotnie  wyciąga  go
z  depresyjnego  nastroju,  może  poczuć  się  zawiedziony  i  zacząć  się
odsuwać.  Tak  działa  na  niego  przytłoczenie  zasadami  i  silną
osobowością melancholika – sangwinik zaczyna tracić polot.

B.  M.:  Anna  zaproponowała  terapię  dla  par,  jednak  dla  Szymona  to
była  głupota.  Pokłócili  się  i  on  zapytał,  po  co  właściwie  są  razem.
Skoro ona krytykuje wszystkie jego pomysły, nie pozwala mu spełniać
marzeń i działać po swojemu, a wszystko ma być tak, jak ona chce…

Z  kolei  perspektywa  Anny  przedstawiała  się  następująco:  ona

zarabia więcej, utrzymuje ich, zarządza budżetem domowym – planuje
wydatki  na  święta,  wakacje,  remont,  dziecko  i  tak  dalej.  Krótko
mówiąc,  stara  się  trzymać  rękę  na  pulsie,  dlatego  też  puszcza  mimo
uszu  uwagi  Szymona  o  aparacie.  Rok  temu  przecież  upierał  się  na
skuter,  a  jeszcze  wcześniej  marzył  mu  się  kurs  nurkowania.  W  jej

background image

przekonaniu mąż był niestały, dlatego stała musiała być przynajmniej
ona.  A  życie,  jak  mawiała,  to  nie  ciągła  zabawa,  ale  również
zobowiązania i odpowiedzialność. Anna z każdym miesiącem czuła, że
coraz mniej może liczyć na Szymona w kwestiach życiowych.

Obydwoje stwierdzili, że przestali ze sobą rozmawiać. Ustalali tylko

kwestie  typu,  czy  jest  chleb,  a  jeśli  nie  ma,  to  kto  ma  go  kupić.
Postanowili  reaktywować  związek  na  wakacjach  i  dwa  tygodnie
w  malowniczej  Hiszpanii  rzeczywiście  korzystnie  wpłynęły  na  ich
relację.  Jednak  po  powrocie  do  domu  wszystko  wróciło  do  „normy”.
Rozstali się niecały rok po ślubie.

M.  K.:  Być  może  zabrakło  mediacji,  a  być  może  Anna  i  Szymon
reprezentowali zbytnie skrajności i mieli za mało wspólnych cech, aby
budować przyszłość. Niewykluczone, że gdyby skorzystali z terapii, jak
proponowała  Anna,  los  ich  związku  potoczyłby  się  inaczej,  trudno
jednak  wyrokować.  Znam  wiele  par  melancholik  –  sangwinik,  które
potrafiły  stworzyć  zgrany  duet.  Czasem  kluczowe  okazują  się  cechy
temperamentu  flegmatycznego,  które  umożliwiają  tolerancję.  Ale  nie
zawsze tak jest.

Sangwinik  i  melancholik  to  dwa  przeciwieństwa.  Ten  pierwszy  jest

powierzchowny, jednak niejednokrotnie może uratować melancholika,
który  ma  skłonność  do  zamartwiania  się  wszystkim.  Być  może  gdyby
Szymon  zawalczył  o  swoje  pasje  –  kupił  sobie  aparat  i  pojechał
w  egzotyczną  podróż  –  wróciłby  silniejszy  i  stanowiłby  mocną
przeciwwagę dla melancholiczki Anny.

B. M.: Może dzięki temu zyskałby w jej oczach jako mężczyzna, który
wreszcie postawił na swoim, a nie jedynie poddawał się presji żony.

M.  K.:  Dokładnie.  Melancholicy  podziwiają  i  szanują  ludzi  silnych
i stanowczych. Ale równie dobrze Szymon mógłby przyspieszyć rozpad
ich  związku,  ponieważ  Anna  przestraszyłaby  się  takiej  siły.  Gra
o  spełnienie  własnych  marzeń  jest  warta  świeczki,  nawet  jeżeli
melancholik uważa je za naiwny entuzjazm sangwinika. Zakładam, że
mówimy  o  marzeniach,  a  nie  o  zachciankach.  Sangwinik,  który  ma
ugruntowane  poczucie  własnej  wartości,  nie  poddaje  się  rozkazom,

background image

jest  niezwykłym  wsparciem  dla  melancholika.  Przypomnijmy  sobie
początek związku Anny i Szymona – to on zabiegał o nią, proponował,
działał, nierzadko postępowali wedle jego wyobrażeń. Czując siłę Anny
oraz na skutek różnych okoliczności (takich jak utrata pracy), odpuścił
sobie, a to uruchomiło lawinę emocji, zdarzeń i zachowań.

B.  M.:  Anna,  jak  to  melancholiczka,  poświęciła  się,  jednak  nie
szczędziła  Szymonowi  krytyki,  co  ten  odbierał  jako  podcinanie  mu
skrzydeł.

M. K.: I z tymi podciętymi skrzydłami siedział nadal w klatce, zamiast
spróbować  wyjść  na  zewnątrz.  Ale  zobacz,  co  się  stało  w  pewnym
momencie: Szymon zakwestionował sens ich związku, mówiąc głośno
to,  o  czym  Anna  myślała  już  wcześniej.  Odrodził  się,  co  –  jak  każde
odrodzenie – niosło ze sobą ofiary. Tym razem ofiarą był ich związek,
ponieważ  małżonkowie  się  rozstali.  Czarę  goryczy  mogli  też  przelać
rodzice  Szymona,  którzy  przecież  bardzo  wspierali  syna.  Wydaje  mi
się, że takie pary częściej się dogadują, a związek jest bardzo udany.
Może  nie  ma  wielu  fajerwerków  i  szaleństw,  ale  są  harmonia
i poczucie bezpieczeństwa.

B.  M.:  O  ile  melancholik  wykształci  dużą  tolerancję  dla  wybryków
sangwinika.

Związek  introwertyczny:  melancholik  wiąże  się
z flegmatykiem

B. M.: Basia i Andrzej są ze sobą od początku liceum. Wiodą spokojne
życie  bez  ekscesów.  Andrzej  miewa  humory,  swoje  argumenty,  które
Basia najczęściej zbywa milczeniem i łagodzi atmosferę. Cokolwiek by
się działo, on wie, że tylko przy niej czuje się bezpiecznie.

M.  K.:  Flegmatyk  jako  jedyny  temperament  ma  naturalną  zdolność
zyskiwania sympatii i budowania poczucia bezpieczeństwa. To dlatego,
że  potrafi  doskonale  słuchać  –  słucha  całym  sobą,  mową  ciała
pokazuje,  że  możemy  czuć  się  przy  nim  bezpiecznie.  Kiedy

background image

podejmiemy 

nim 

jakiś 

temat, 

flegmatyk 

go 

pogłębia,

z  zainteresowaniem  dopytuje  o  szczegóły,  dzięki  czemu  czujemy  się
ważni  i  słuchani.  W  związku  melancholika  i  flegmatyka  to  może
stanowić  małą  trudność  –  ten  pierwszy  nie  ma  potrzeby  mówienia,
a  ten  drugi  ma  potrzebę  słuchania.  Czasem  niełatwo  to  pogodzić.
Trzeba jednak przyznać, że flegmatyk także lubi mówić, zwłaszcza gdy
może  się  odwoływać  do  wspomnień.  Jego  opowieści  są  barwne
i żywe.

B.  M.:  Co  obserwujemy  zwłaszcza  u  ludzi  starszych,  gdyż  z  wiekiem
flegmatyczne 

cechy 

stają 

się 

wyraźniejsze. 

Powracanie

w  opowieściach  do  przeszłości,  do  zabawnych  i  ciekawych  wydarzeń
sprawia flegmatykom autentyczną przyjemność.

M.  K.:  Przeżywają  wówczas  wszystko  na  nowo.  Oczywiście  to  może
się  skończyć  powtarzaniem  tej  samej  historii,  jednak  nie  mówimy
teraz  o  skrajnych  cechach  nacechowanych  w  sposób  negatywny.
Kwintesencję  zalet  flegmatyka  stanowią  właśnie  fantastyczna
umiejętność  słuchania,  ale  także  gawędzenia.  W  takim  przypadku
melancholik jest doskonałym słuchaczem. Bywa nawet, że nie musi się
zbytnio  angażować  w  rozmowę  –  skinie  głową  czy  mruknie  coś  pod
nosem,  a  flegmatyk  uzna  to  za  objaw  uważnego  słuchania  i  zachętę
do mówienia, więc będzie kontynuował swoją opowieść.

B.  M.:  To  tłumaczy,  dlaczego  Basia  czasem  jest  wyjątkowo  odporna
na  subtelne  sygnały  Andrzeja  świadczące  o  tym,  że  już  nie  chce  mu
się  rozmawiać.  Wzdychanie,  odwracanie  wzroku  czy  nawet  próba
ponaglenia  w  celu  streszczenia  opowieści  na  nic  się  zdają.  Jak  już
Basia  się  rozgada,  to  opowiada  w  swoim  tempie  całą  historię  ze
szczegółami.

M.  K.:  Bo  dla  flegmatyka  czas  jest  płynny,  ten  typ  ma  swoją  strefę
czasową.  Bywa,  że  coś  ubarwia,  a  znający  fakty  melancholik  zaraz
wszystko  sprostowuje.  Flegmatyk  powie:  „Jechaliśmy  w  tamte
wakacje  gdzieś  nad  jezioro”,  a  melancholik,  który  zna  sytuację,
sprostuje: „Nie nad jezioro, tylko do twojej ciotki w Gdańsku, wakacje

background image

nad jeziorem mieliśmy dwa tygodnie później”.

B.  M.:  Dokładnie  tak  to  wygląda  u  Basi  i  Andrzeja.  On  ma  w  głowie
swoisty  notatnik,  w  którym  ma  zapisane  wszystkie  szczegóły  ich
wspomnień.

M.  K.:  I  to  zapewne  bardzo  dokładnie.  Takie  wtrącenia  często
wynikają z chęci uszczegółowienia faktów i nie mają na celu poniżenia
danej  osoby  czy  zarzucenia  jej  kłamstwa.  Natomiast  flegmatyk  może
to zinterpretować zupełnie przeciwnie. Oczywiście pomijam przypadki,
gdy związek ma już wiele cech toksycznych i tego typu komentarze są
wypowiadane w zjadliwy sposób, aby upokorzyć partnera.

B. M.: Należy domniemywać, że w związku flegmatyka i melancholika
to ten drugi rządzi…

M. K.: Flegmatyk jest bardzo tolerancyjny, uległy, więc najczęściej to
melancholik  naturalnie  przejmuje  władzę.  Ten  pierwszy  zaś  wychodzi
z  założenia,  że  taki  jest  jego  los,  choć  lubi  stwarzać  sytuacje,
w  których  druga  strona  może  się  wykazać.  Tu  pojawia  się  ciekawy
paradoks.  Nie  zapominajmy,  że  hierarchia  ważności  flegmatyka
wygląda  zdecydowanie  inaczej  niż  pozostałych  temperamentów  –
najpierw najbliżsi, potem inni ludzie i na końcu on sam. Flegmatyk jest
niewymagający  wobec  siebie,  ale  lubi  być  użyteczny  dla  innych.
Czasem staje się w tym zbyt nachalny i bywa wykorzystywany. W obu
przypadkach  ofiarność  daje  mu  poczucie  spełnienia  swojego
obowiązku. Konflikt pojawia się wtedy, gdy zarzuci mu się nachalność
i  naiwność.  Wówczas  flegmatyk  cierpi,  bo  on  miał  przecież  inne
intencje.

B.  M.:  Basia  i  Andrzej  zdają  się  tworzyć  udany  związek.  Kochają  się
i  szanują.  Można  przypuszczać,  że  Basia  jest  zadowolona  ze  swojego
losu.  Jednak  co  w  przypadku  niezbyt  udanych  związków?  Przecież
i wtedy flegmatyk uważa, że taki jego los. Tylko że ten los jest nijaki…

M. K.: Tak, ale „taki jego los”. Trzeba przyznać, że flegmatyk nie lubi
kłótni  ani  sporów,  jest  to  ugodowy  temperament.  Flegmatyk

background image

i  melancholik  wytyczą  sobie  pewne  granice  współdziałania,  określą
swój  teren  i  stworzą  udany  związek.  Ani  jednemu,  ani  drugiemu  nie
zależy  na  relacji  na  pokaz  i  na  publiczności.  Nie  są  to  dla  nich
nadrzędne wartości.

B.  M.:  Powiem  więcej,  nadrzędną  wartością  ich  związku  jest  święty
spokój.

M.  K.:  Tak,  oni  sobie  tworzą  własny  świat  –  melancholik  czuje  się
bezpiecznie, a flegmatyk wie, że jest kochany. Nie przejmują się tym,
co mówią inni, nie ulegają wpływom z zewnątrz. Przecież mają siebie,
mają swoje miejsce na Ziemi i to wystarczy. Zachłanność jest im obca.

B. M.: Jakie są zagrożenia w przypadku takiego związku?

M.  K.:  Zagrożenie  stanowi  postawa  „taki  mój  los”.  Jeżeli  flegmatyk
tworzy z kimś związek, przyzwyczaja się, że skoro jest w związku, to
będzie  w  nim  trwał,  więc  może  przestać  się  starać.  Podobnie  na
gruncie  zawodowym  –  jest  praca  za  określoną  pensję,  i  dobrze.
Melancholik  to  typ,  który  się  poświęca,  dlatego  on  prędzej  będzie
zabiegał o lepiej płatną pracę, gdy na przykład rodzina się powiększy
i wzrosną jej potrzeby.

B. M.: Czyli flegmatykowi brak ambicji, co może grozić spoczęciem na
laurach?

M.  K.:  Niestety,  im  bardziej  rozchodzą  się  drogi  melancholika
i flegmatyka, tym bardziej ten pierwszy będzie się angażował w pracę,
co może się skończyć spotkaniami rano i wieczorem przy posiłkach.

B. M.: Basia i Andrzej mają za sobą pewien kryzys, o którym mówisz.
Basia  po  urodzeniu  dziecka  przestała  pracować,  później  brała
dorywczo  zlecenia  tłumaczeń.  Andrzej  podjął  dodatkową  pracę,
ponieważ  rodzina  się  powiększyła  i  czuł  się  w  obowiązku  zapewnić
większe  dochody.  Gdy  ich  córka  była  mała,  w  zasadzie  nie  bywał
w  domu.  Dla  Basi  naturalne  stało  się  to,  że  Andrzeja  zwykle  nie  ma,
ale  za  to  są  pieniądze.  Gdy  któregoś  wieczoru  pracowała  nad

background image

tłumaczeniem, mąż kolejny raz zaglądał do pustych garnków, szukając
obiadu,  więc  się  bardzo  zdenerwował  i  stwierdził,  że  te  grosze,  jakie
ona  zarabia  na  tłumaczeniach,  są  im  niepotrzebne,  a  on  woli  mieć
obiad,  gdy  wraca  do  domu  po  dwunastu  godzinach  harówki.  Zatem
Basia całkowicie zrezygnowała z pracy.

M.  K.:  To  dość  charakterystyczne  dla  związku  melancholik  –
flegmatyczka. Andrzej pracował, poświęcał się, więc jemu się należało
–  choćby  to,  by  Basia  zapewniła  mu  posiłki.  Ponadto  melancholik
patrzy przez pryzmat tego, ile on jest w stanie zrobić, dlatego czasami
nie  potrafi  docenić  pracy  innych,  na  przykład  żony  w  domu.  Dla
Andrzeja  zarobki  Basi  to  były  tylko  grosze.  Melancholik  doskonale
rozumie  pracę,  której  efekty  są  widoczne  i  namacalne,  ma  jednak
problemy  z  oceną  przydatności  pracy,  która  przynosi  efekty
w odległym czasie.

B.  M.:  Być  może  dla  Basi  to  był  początek  czegoś  większego,  jakaś
forma  rozwoju  zawodowego,  albo  nawet  odskocznia  od  opieki  nad
dzieckiem i domem. Andrzej stwierdził, że żona zarabia grosze, i jej to
wystarczyło, by z tego zrezygnować.

M.  K.:  Flegmatyk  pragnie  być  lubiany  i  doceniany,  dlatego  Basia,
chcąc się przypodobać mężowi, zrezygnowała z pracy. Czy Andrzej to
docenił?  Jeżeli  melancholik  i  flegmatyk  tworzą  dobry  związek,  oparty
na  wzajemnym  szacunku,  ten  pierwszy  to  doceni.  Zrozumie,  że
partner  stworzył  mu  dom,  do  którego  on  zawsze  będzie  wracał.
Jednak  istnieje  bardzo  duże  niebezpieczeństwo,  że  w  słabszym
związku  lub  w  jakimś  kryzysowym  momencie  rezygnacja  z  pracy
zostanie wypomniana w brzydki sposób, w stylu: „Bo ty się nawet do
pracy nie nadajesz”.

B.  M.:  Jak  mówiłam,  był  to  początek,  a  może  już  nawet  bardziej
zaawansowane  stadium,  ich  kryzysu.  Przez  kolejny  rok  Andrzej  dużo
pracował, więc oddalili się od siebie. On za dużo nie opowiadał, co się
dzieje  w  pracy,  dlatego  Basia  miała  mgliste  pojęcie  o  tym,  co  robi
mąż.  Dla  niej  świat  kręcił  się  wokół  dziecka  i  tego,  co  trzeba  było

background image

w związku z nim zrobić. Dlatego żałowała, że rezygnuje z tłumaczeń,
bo  praca  zapewniała  jej  uznanie,  którego  jako  flegmatyk
potrzebowała, choćby w momencie, gdy zadowolony klient polecał ją
znajomemu.  Gdy  zabrakło  potwierdzenia  na  polu  zawodowym,  Basia
zapragnęła  większego  doceniania  w  domu,  a  Andrzej  był  raczej
nieskory do komplementów. To typ, o którym mówiłyśmy wcześniej –
powie  raz  „kocham  cię”  i  wystarczy.  Dla  niego  miłość  to  stan
permanentny, zatem nie widzi potrzeby powtarzania tego codziennie.
A  Basia  pragnęła  uznania  jak  powietrza.  Coraz  więcej  uczucia
przelewała  na  córkę,  która  zaczęła  jej  wchodzić  na  głowę.  Dla  Basi
postawa pełna miłości była jednoznaczna z robieniem wszystkiego dla
dziecka  i  za  dziecko,  co  córka  zaczęła  wykorzystywać  –  matka  we
wszystkim ją wyręczała.

M.  K.:  Basia  przyjęła  postawę  „taki  mój  los”,  czyli  zamknęła  się
w  sobie,  zaniedbała  się,  automatycznie  wykonywała  swoje  zadania.
Nie  zabiegała  już  o  męża,  nie  starała  się.  Przywykła,  że  on  jest  i  że
mają jakiś określony układ. Skupiła się na spełnianiu zachcianek córki.

B. M.: Właśnie tak było.

M. K.: Basia tkwiła w małżeństwie, robiła to, co powinna, i nic więcej.
Tymczasem  jeżeli  melancholik  widzi  brak  zaangażowania  flegmatyka,
to  także  ucieka  w  swój  świat.  Andrzej  skupił  się  na  pracy,  co  jest
bardzo częste. Miał pewność, że żona zajmie się domem i dzieckiem.
Basia zaś myślała, że dzięki temu mąż będzie ją bardziej szanował. Nie
zawsze jednak tak jest. Melancholik może szanować pracę flegmatyka,
ale może też jej nie doceniać, bo sam wykonuje inną i przez pryzmat
własnego zmęczenia patrzy na innych. Andrzej mógł brać to, co robiła
Basia,  za  oczywistość.  W  końcu  dokonali  podziału,  kto  się  czym
zajmuje.

B.  M.:  Ten  ich  cichy  kryzys,  bo  w  związku  melancholika
z  flegmatykiem  nie  ma  krzyku,  zaczął  narastać.  I  wtedy  Basia,  która
po  urodzeniu  dziecka  w  zasadzie  zaniedbała  kontakty  ze  znajomymi,
spotkała  w  sklepie  koleżankę  –  typową  plotkarę,  która  zalała  ją

background image

potokiem  słów.  W  pewnym  momencie  zadzwonił  Andrzej.  Basia
odebrała  telefon,  ustalili  coś  i  skończyli  rozmowę.  Koleżanka,  która
mówi  szybciej  niż  myśli,  zapytała  zdziwiona:  „To  wy  umiecie  tak
spokojnie  rozmawiać?  Po  rozstaniu?  Mój  Boże,  to  niebywałe!”.  Basi
grunt  usunął  się  spod  nóg.  „Jak  to  po  rozstaniu?”  –  zapytała.
A  koleżanka  szczegółowo  opowiedziała  jej,  że  widywała  ostatnio
Andrzeja  w  towarzystwie  jakiejś  kobiety  –  wysokiej,  smukłej
i uśmiechniętej blondynki, która wciąż go kokietuje.

Basia  wróciła  do  domu  blada  jak  ściana,  nieczuła  na  tradycyjne

próby  córki  wymuszenia  czegoś  na  mamie.  W  jej  głowie  toczyła  się
bitwa  myśli.  Gdy  Andrzej  wrócił  do  domu,  jak  zawsze  podała  mu
obiad,  a  potem  zniknęła  w  kuchni.  Minęło  kilka  dni,  w  końcu  mąż
wyczuł,  że  coś  jest  na  rzeczy,  i  podjął  próbę  rozmowy.  Basia  przez
tych  kilka  dni  wybladła,  schudła,  więc  zapytał,  czy  nie  jest  chora.  Ta
zapytała  wprost:  „Chcesz  mnie  zostawić?”.  Andrzej  na  początku
w  ogóle  nie  zrozumiał,  o  co  jej  chodzi,  dlatego  odpowiedział,  że  jeśli
trzeba, to zawiezie ją do lekarza i może tam z nią poczekać, żeby nie
została  sama.  Basia  dopowiedziała:  „Dla  tej  blondynki”.  I  pękła  –
popłakała  się,  zaczęła  przepraszać,  że  się  zaniedbała,  pytać,  czy
Andrzej  da  jej  szansę,  i  tak  dalej.  Ten,  gdy  wreszcie  zrozumiał,  że
żona  podejrzewa  go  o  romans,  zaczął  prostować,  że  ta  blondynka  to
żona klienta, z którą nic go nie łączy, i dopytywać, skąd jej przyszły do
głowy takie rzeczy.

Ta  rozmowa  była  przełomowa  dla  ich  związku,  który  zaczął  trącić

rutyną.  Skłonność  obojga  do  zamykania  się  we  własnym  świecie
sprawiła,  że  stali  się  bardziej  ufającymi  sobie  współlokatorami
i rodzicami niż małżonkami. Andrzej uważał ową blondynkę za idiotkę,
która  śmieje  się  z  byle  czego,  i  powiedział,  że  nie  wyobraża  sobie
nawet,  by  mógł  wdać  się  w  romans.  Dla  niego  najważniejsza  jest
rodzina,  przecież  to  dla  niej  tyle  pracuje.  Małżonkowie  porozmawiali
szczerze,  czego  nie  robili  od  lat.  Okazało  się,  że  Andrzej  pamiętał
o marzeniach Basi dotyczących własnego biura tłumaczeń. Powiedział,
że  znajomy  architekt  właśnie  zmienia  siedzibę  firmy  i  lokal  po  nim
będzie do wynajęcia za nieduże pieniądze. I tak, krok po kroku tchnęli
w swój związek nowe życie – mniej pracy Andrzeja, więcej pracy Basi.
Poprawa ich relacji pozytywnie wpłynęła także na córkę.

background image

M.  K.:  Melancholik  to  jednak  bardzo  lojalny,  a  także  wygodny
i  stroniący  od  nowości  typ.  Andrzej  powrócił  na  znany  grunt.
W  zasadzie  można  przypuszczać,  że  on  donikąd  się  nie  wybierał.
Zresztą po co? Na nowo budować plan finansowy? Podwójne życie to
także podwójne wydatki. A jeśli te nowe okazałyby się większe? Po co
tak  ryzykować?  Spotkanie  Basi  z  koleżanką  przyśpieszyło  jego
„powrót”  do  rodziny.  Dla  niej  to  był  cudowny  sygnał,  by  zadbała
o siebie.

Związek  flegmatyka  i  melancholika,  o  ile  partnerzy  się  dogadają,

jest  stabilny  i  nie  ma  w  nim  krzyku.  Dzieci  takich  par  najczęściej  są
bardzo  zrównoważone,  a  ich  temperamenty  ujawniają  się  szybko,
ponieważ  flegmatyk  jest  tolerancyjny,  a  melancholik  obserwuje  i  nie
ingeruje, o ile naprawdę nie musi. Może to jednak oznaczać, że dzieci
wejdą flegmatykowi na głowę.

B. M.: Pojawiają się różnego rodzaju niedomówienia, które zbywa się
milczeniem,  a  które  stają  się  źródłem  podejrzeń,  domysłów
i  spekulacji.  Nie  mówi  się  wprost,  tylko  wysyła  krótkie  komunikaty,
które  są  niezbędne  do  funkcjonowania  rodziny.  Melancholik
i  flegmatyk  mogą  żyć  jakby  razem,  ale  obok  siebie.  Taka  sytuacja
niekoniecznie dobrze wpływa na dzieci.

M.  K.:  Tak.  Zwłaszcza  jeżeli  melancholik  poświęci  się  pracy,
a flegmatyczka skupi na dzieciach. Podejście „taki mój los” może ona
niestety  przekazać  dzieciom  i  zrobić  z  nich  ofiary  życiowe  już  na
starcie.  W  niedogadującym  się  związku  matka  najczęściej  jest  ofiarą
i  dzieci  to  widzą.  Syn  uczy  się  wtedy,  że  się  nie  krzyczy,  tylko
manipuluje,  córka  zaś,  że  wszyscy  mężczyźni  to  manipulanci,  dlatego
później może wchodzić w toksyczne związki.

Jednak Basia i Andrzej tworzą naprawdę stabilny związek, oparty na

silnym filarze: ich najważniejszą wartością jest rodzina i dla niej zrobią
wszystko.  Każde  z  nich  rozumiało  to  w  trochę  inny  sposób,  jednak
doszli  do  porozumienia.  Możemy  gdybać,  co  by  się  stało,  gdyby
koleżanka nie zasugerowała romansu Andrzeja. Czy Basia wyzwoliłaby
w  sobie  impuls  do  zmiany?  Czy  Andrzej  znów  zbliżyłby  się  do  żony,

background image

zamiast uciekać w pracę?

Taka  sytuacja  często  ma  gorsze  skutki,  gdy  mamy  związek

flegmatyka  i  melancholiczki,  która  z  różnych  powodów  ucieka
w  pracoholizm.  Kobieta  może  się  czuć  nierozumiana,  zwłaszcza  jeżeli
to  mąż  ma  lepszy  kontakt  z  dziećmi  –  wtedy  dodatkowo  czuje,  że
zawiodła  jako  matka,  a  w  tym  zakresie  presja  społeczeństwa  nadal
jest ogromna. Gdy mama melancholiczka nie ma dobrych relacji z tatą
flegmatykiem, gdy nie ma czasu na emocje, wówczas ich nie okazuje,
a  dzieci  cierpią  na  „emocjonalną  anemię”.  W  takich  domach  brakuje
czułości,  przytulania,  a  przecież  więź  z  matką  budowana  przez  dotyk
jest bardzo istotna.

B.  M.:  Zatem  flegmatyk  i  melancholik  mogą  stworzyć  głęboki,
harmonijny i bardzo intymny związek. Budują swój hermetyczny świat
oparty na współdzielonych wartościach.

M.  K.:  Jak  najbardziej.  Jeśli  zaś  nie  doceniają  siebie  nawzajem  i  nie
nauczą  się  ze  sobą  współgrać,  a  już  się  zaangażują,  to  jest  duże
prawdopodobieństwo,  że  będą  trwać  w  związku,  żyjąc  obok  siebie,
a  nie  ze  sobą.  Melancholik  dlatego,  że  się  poświęcił  i  chce  być
konsekwentny, a flegmatyk dlatego, że taki jest jego los…

Związek 

ekstrawertyczny: 

choleryk 

wiąże 

się

z sangwinikiem

B.  M.:  Flegmatyk  i  melancholik  to  temperamenty  z  tej  samej  –
introwertycznej – strony barykady. Po drugiej stronie mamy choleryka
i sangwinika.

M.  K.:  Tak,  choleryk  i  sangwinik  są  po  tej  samej  stronie
ekspresyjności.  To  temperamenty,  które  uwielbiają  ludzi  (sangwinik)
bądź  tych  ludzi  do  czegoś  potrzebują  (choleryk).  Sangwinik  lubi
brylować  w  towarzystwie,  a  choleryk  tylko  wśród  innych  może  się
spełniać jako przywódca.

Choleryk  jest  zadaniowy,  ale  „ociosany”,  jeżeli  chodzi  o  wrażliwość

czy  delikatność,  dlatego  jego  komentarze  świetnie  łagodzi  sangwinik.

background image

Jeżeli  będą  się  dogadywać,  to  stworzą  fajny  związek  pełen  barw
i ekscytacji, który będzie nastawiony na ludzi. Jeżeli się nie dogadają
i będzie wojna, to dowie się o niej pół osiedla.

B. M.: Basia i Andrzej, wspomniane introwertyczne małżeństwo, mieli
właśnie  takich  sąsiadów  –  Krystynę  i  Janka.  Ci  całowali  się  na  klatce
schodowej  równie  głośno,  co  kłócili.  Wszystko  robili  z  rozmachem.
Potrafili  wpaść  wieczorem  do  sąsiadów  (gdy  ci  szykowali  się  do  snu)
i  rozkręcać  imprezę.  Kiedy  Basia  była  w  domu  z  dzieckiem,  zdarzało
się,  że  Janek  sam  wpadał  do  niej  i  siedział  kilka  godzin.  Ona,  jak  to
flegmatyk, słuchała go cierpliwie, chociaż wolałaby być sama, ale nie
chciała  go  urazić,  wypraszając  od  siebie.  Krystyna  była  mieszanką
choleryka  i  sangwinika,  zatem  to  ona  najczęściej  wychodziła
z  pretensjami  i  najczęściej  stawiała  na  swoim.  Niemniej  Janek  bronił
się  równie  mocno.  Kiedy  się  kłócili,  to  na  całą  klatkę  schodową,
a  bywało,  że  jak  się  kochali,  to  sąsiedzi,  chcąc  nie  chcąc,  także
wszystko słyszeli.

M.  K.:  Tak  właśnie  wygląda  związek  sangwinika  i  choleryka.  Dewiza
życiowa  ekstrawertyków  brzmi:  „Skoro  my  chcemy  się  bawić,  to  inni
też  tego  chcą”.  Czas  i  miejsce  są  nieistotne.  Często  działają
z  rozmachem,  na  zasadzie  zastaw  się,  a  postaw  się  (typowe  dla
sangwinika),  jednocześnie  zaspokajając  nierzadko  wygórowane
ambicje choleryka („Co? Ja miałbym nie dać rady?”).

Jeśli się kochają, to z fajerwerkami, kiedy się kłócą, używają głośnej

artylerii.  Choleryczka  Krystyna  często  okazuje  swoją  wyższość,  a  gdy
podpada  Jankowi,  on  już  się  stara,  by  pokazać  ją  jako  tę,  która  nie
szanuje  ludzi.  Publiczne  pranie  brudów  jest  na  porządku  dziennym  –
im  więcej  osób  wie  o  ich  problemach,  tym  lepiej,  bo  łatwiej  zdobyć
zainteresowanie, współczucie czy obrońców, w zależności od tego, co
w danym momencie jest potrzebne.

Związek 

Krystyny 

Janka 

dobrze 

charakteryzuje 

słowo

„wybuchowość”.  Ich  miłość  jest  nagła  i  namiętna,  barwna,  kolorowa,
podobnie  jak  ich  kłótnie.  W  dobrych  momentach  tworzą  towarzyską
parę  –  otwartą  na  nowe  zdarzenia  i  nowych  ludzi.  W  złych  chwilach
rozmowy  przeradzają  się  w  krzyk  i  dochodzenie  swoich  racji,  przy

background image

czym  i  tak  najczęściej  wygrywa  choleryk,  ponieważ  sangwinik  ma
tendencję do uległości. Jednak co sobie wcześniej pokrzyczy, to jego.

B.  M.:  Dzieci  dorastające  w  takich  domach  są  przyzwyczajone  do
hałasu. Latorośle Krystyny i Janka także wrzeszczały na całą okolicę –
czasem  był  to  wrzask  pełen  złości,  a  za  chwilę  oznaczał  radość
i  zabawę.  Ania  i  Ada  to  bliźniaczki  równie  temperamentne  jak  ich
rodzice.

M.  K.:  Bo  w  rodzinach  sangwiniczno-cholerycznych  krzyk  i  walka
o  swoje  są  na  porządku  dziennym.  Każdy  chce  błyszczeć  i  dobrze
wyglądać, a im więcej publiczności, tym większa presja! Dlatego Ania
i Ada były najgłośniejsze na podwórku, a gdy rodzina szła na zakupy,
ich rozmowy przypominały jarmarczny harmider.

B. M.: Basia i Andrzej zawsze się zastanawiali, jak ci ludzie mogą żyć
ze sobą – w takim hałasie i ciągle się kłócąc.

M. K.: A tymczasem Krystyna i Janek zapewne myśleli, jak można żyć
w takiej martwej ciszy. Dla nich to nuda i brak polotu, dlatego często
„ratowali”  sytuację,  wpadając  do  sąsiadów  bez  zapowiedzi  lub
wyciągając  ich  znienacka  na  grilla  w  niedzielne  przedpołudnie.
Wówczas  Basia  i  Andrzej  przeżywali  katusze  –  oni  chcieli  ciszy
i  spokoju.  Tak  to  wygląda,  gdy  pary  osób  mających  temperamenty
o takim samym poziome ekstrawertyczności i introwertyczności staną
naprzeciw siebie.

Z  introwertycznych  rodzin  najczęściej  wychodzą  zrównoważone

dzieci,  a  w  rodzinach,  w  których  rodzice  są  głośni  i  krzykliwi,  nawet
introwertyczne  latorośle  uczą  się,  że  tylko  krzykiem  można  coś
uzyskać.  Mało  które  dziecko  jest  jednak  w  stanie  przekrzyczeć
dorosłego, dlatego dzieci z takich rodzin bywają agresywne fizycznie.

B. M.: Bliźniaczki Krystyny i Janka terroryzowały inne dzieci.

M.  K.:  Miały  predyspozycje  do  zachowań  agresywnych.  Wszystko
zależy od wyczucia, od nasilenia pewnych cech i oczywiście od kultury.
Jeżeli  rodzice  wytyczą  dobre  granice,  to  dzieci  są  pewne  siebie,

background image

przebojowe, głośne i interesujące. Jeżeli przeważają negatywne cechy
ekspresyjnych  temperamentów,  to  w  domu  dominują  rywalizacja
i  agresja.  Melancholiczne  dziecko  w  takim  środowisku  zostanie
stłamszone,  ucieknie  w  swój  świat,  ewentualnie  nauczy  się
manipulować  z  oddalenia.  Z  flegmatycznego  zaś  rodzice  mogą  zrobić
tak  zwaną  sierotę  życiową.  Wszystkie  cechy  charakterystyczne  dla
flegmatyka, 

takie 

jak 

ugodowość, 

życzliwość, 

nieśmiałość,

niezdecydowanie,  będą  mu  bowiem  wypominać  w  szyderczy  sposób,
ponieważ  przebojowi  rodzice  oczekują  równie  ambitnych  i  śmiałych
dzieci. Ania i Ada mają temperamenty po rodzicach, co też może być
zagrożeniem.  Dziecko  z  domieszką  sangwinika  może  wyrosnąć  na
wiecznie  niedojrzałego  błazna,  którego  nikt  nie  traktuje  poważnie.
Z kolei choleryk może wyrosnąć na łobuza – będzie bić oraz zaczepiać
innych i dostanie łatkę ADHD.

W  parze  choleryk  –  sangwinik  to  sangwinik  musi  zacząć  pierwszy

pracować  nad  związkiem,  i  to  tak,  by  nie  podważyć  autorytetu
partnera.  Wówczas  rywalizacja  przerodzi  się  we  współpracę,  będzie
wspólna  energia  do  działania.  Ponieważ  tej  energii  jest  naprawdę
wiele, ich dzieci mają fantastyczne wsparcie.

Związek 

konkretny: 

choleryk 

wiąże 

się

z melancholikiem

B. M.: Weronika to spokojna dziewczyna o tajemniczym spojrzeniu –
tak postrzega ją większość osób. Znajomi opisują ją jako niedostępną,
zdystansowaną,  może  nawet  zadzierającą  nosa,  jednak  w  kontakcie
z  drugim  człowiekiem  jest  bardzo  życzliwa,  taktowna,  nie  popełnia
gaf.  Z  kolei  Adam  jest  konkretny,  zdecydowany,  nierzadko  krzyknie,
żeby coś osiągnąć. Ta przebojowość zaimponowała Weronice, on zaś
polubił jej spokój. Zakochali się w sobie, kupili mieszkanie. I podczas
urządzania  wspólnego  lokum  zaczęły  się  pojawiać  pierwsze  konflikty.
Adam  od  razu  załatwiał  ekipy  remontowe,  chciał  kupować  materiały.
Weronika  zaś  chciała  najpierw  przemyśleć  koncepcję  wystroju.  Jej
melancholiczna  skłonność  do  głębokiego  namysłu  i  dokładnego
analizowania  sytuacji  działała  na  gotowego  do  działania  Adama  jak

background image

płachta na byka.

M.  K.:  Związek  choleryka  z  melancholiczką  to  ciekawa  relacja.
Zadaniowy  choleryk  dba  o  to,  żeby  cele,  które  sam  narzuci,  zostały
zrealizowane,  i  to  w  sposób,  który  on  uważa  za  słuszny.  Oczywiście
sam  to  skontroluje.  Melancholik  jest  wyjątkowo  perfekcyjny  i  też  lubi
zadania,  jednak  nie  wyznacza  ich  innym,  woli  wskazać  je  sobie.
Związek  tych  dwóch  temperamentów  to  relacja  z  tendencją  do
perfekcjonizmu,  tyle  że  choleryk  zakłada  perfekcjonizm  zespołowy
(wszyscy  mają  zrobić  coś  równie  dobrze  jak  on),  a  melancholik  nie
potrzebuje innych – sam sobie wysoko stawia poprzeczkę.

B.  M.:  Dlatego  właśnie  Weronika  spędzała  mnóstwo  czasu  na
przeglądaniu 

zdjęć 

mieszkań, 

oglądaniu 

różnych 

projektów,

planowaniu, liczeniu, bo oprócz walorów estetycznych trzeba brać pod
uwagę  koszty.  Więc  ona  liczyła,  ile  wyniesie  ich  położenie  płytek
w łazience, ile to będzie kosztowało przy układzie z kabiną lub wanną.
Kalkulowała, mieszała warianty, a wszystko wymagało czasu. Ten zaś
był  dla  Adama  bezcenny,  bo  przecież  mogliby  już  zacząć.  Ona  się
obrażała,  że  on  nie  docenia  jej  pracy  i  planów,  a  on  się  wściekał,  że
ona jest taka powolna.

M.  K.:  Właśnie,  przy  przewadze  cech  melancholicznych  człowiek  jest
bardzo  wrażliwy  na  krytykę.  Wątpi  w  komplementy,  przykra  uwaga
zaś zostaje mu w głowie na długo.

B.  M.:  Do  tego  jeszcze  dochodzi  doskonała  pamięć.  Weronika
dokładnie  wie,  kiedy  Adam  sprawił  jej  przykrość,  kiedy  podniósł  głos
i w jakiej sytuacji zachował się wobec niej nie w porządku.

M.  K.:  On  zaś  nawet  tego  nie  pamięta.  Choleryk  nie  jest  skłonny
zbytnio  komplementować,  za  to  błędy  wytyka  bardzo  szybko
i  konkretnie,  co  jest  najczęściej  bolesne  dla  otoczenia.  Adam  chciał
sprawdzać  postęp  prac,  działać,  a  Weronika  nie  cierpi  kontroli,  dąży
do perfekcji.

B. M.: Czy w takim związku zawsze rządzi choleryk? Bywa, że ten, kto

background image

krzyczy  najwięcej,  rządzi  tylko  pozornie,  a  efekt  jest  taki,  jaki  sobie
wymyślił spokojny melancholik.

M.  K.:  Nie  ma  tu  reguły.  Choleryk  będzie  krzykliwy,  a  melancholik
zamknie  się  w  sobie  i  będzie  sączył  jad  –  drobne  złośliwości,
spojrzenia pełne pogardy czy wyższości. To z kolei bardzo negatywnie
nakręca  choleryka.  Oba  typy  potrafią  być  neurotyczne,  z  tym  że
melancholik wpada w depresyjny nastrój, a nadpobudliwość choleryka
przejawia  się  obsesją  kontroli.  Fakt,  że  ten  pierwszy  nie  lubi  się
tłumaczyć i zazwyczaj nie tłumaczy się z tego, gdzie był, co robił albo
co  myślał,  wzmaga  jeszcze  silną  potrzebę  kontrolowania  i  niepokój
tego  drugiego.  W  takim  związku  pozornie  może  rządzić  choleryk,
podczas gdy to melancholik tak naprawdę pociąga za sznurki.

B.  M.:  Myślę,  że  sprzyja  temu  cechująca  melancholików  wyjątkowa
skłonność do manipulacji połączona z cechą, której brak cholerykowi –
z cierpliwością.

M. K.: Choleryk też posiada zdolności manipulacyjne, ale rzeczywiście
najczęściej  brak  mu  cierpliwości.  Chce  już,  teraz  i  dokładnie  tak,  jak
on tego wymaga. To może prowokować działania pozorne, które mają
na celu szybkie złagodzenie jego gniewu albo przeniesienie jego uwagi
na coś innego. A szara eminencja w tym czasie robi swoje.

B. M.: Szara eminencja, czyli melancholik.

M. K.: Tak.

B.  M.:  Walka  o  władzę  nigdy  nie  jest  dobra  dla  związku,  jednak  te
dwa  temperamenty  przy  chęci  współpracy  mogą  się  uzupełniać.  Na
zewnątrz  będzie  rządził  choleryk,  czyli  będzie  królem,  jak  lubi,
natomiast wewnątrz relacji decydujące zdanie może mieć melancholik.

M. K.:  Jeśli  partnerzy  nauczą  się  ze  sobą  rozmawiać,  mogą  stworzyć
ciekawy  związek.  Przede  wszystkim  choleryk  musi  wykazać  ogromną
chęć  współpracy  i  pracować  nad  pokorą,  aby  przyhamować  swoją
ekspresję.  Melancholik  otwiera  się  tylko  wtedy,  gdy  czuje  się

background image

bezpiecznie.  Ten  pierwszy  będzie  tworzył  wizję  działania,  a  ten  drugi
będzie świetnym wykonawcą poszczególnych etapów, pod warunkiem
że  choleryk  nie  będzie  się  wtrącał.  Ponieważ  ten  ma  ogromną
potrzebę  kontroli,  dobrze  jest  znaleźć  mu  działkę,  w  której  będzie
mógł się spełniać jako nadzorca.

B. M.: Tak też zrobiła Weronika. Adam pilnował wykonawców, a ona
zajęła  się  projektowaniem  i  dobieraniem  materiałów.  Gdy  prace
ruszyły  i  on  wreszcie  miał  kogo  kontrolować,  ona  mogła  odetchnąć
z  ulgą  i  przyspieszyła  swoje  działania.  Nie  bez  znaczenia  był  również
fakt, że Adam praktycznie bez żadnych uwag akceptował jej projekty.
Był  tak  zajęty  kontrolowaniem  jakości  ich  wykonania,  że  nie  przyszło
mu  do  głowy,  by  kłócić  się  o  kolor  ścian.  Natomiast  o  to,  czy  ściana
jest dobrze malowana, to i owszem.

M.  K.:  I  to  jest  rozwiązanie,  które  zaspokaja  ambicje  każdego
temperamentu. Choleryk i melancholik mogą się uzupełniać w związku
– jeden będzie przywódcą, drugi specjalistą.

B.  M.:  Dodam  jeszcze,  że  ważny  jest  również  fakt,  iż  Adam  ma
w sobie trochę cech flegmatyka. Właśnie to, jak sądzę, umożliwiło mu
akceptację pomysłów Weroniki.

M. K.: Flegmatyk to temperament, który odpuszcza. Taka domieszka
dodaje cholerykowi czaru i łagodności. Zresztą nie tylko jemu.

B.  M.:  Powiedzmy  jeszcze  kilka  słów  o  odwrotnym  układzie  na
przykładzie  związku  choleryczki  Kasi  i  melancholika  Dominika.  Ona
wiecznie  wszystko  wymusza  krzykiem,  on  najczęściej  nic  nie  mówi.
Ona  narzeka,  że  jego  milczenie  doprowadza  ją  do  szewskiej  pasji.
Kasię  irytuje  to,  że  Adam  jest  zamknięty  w  sobie.  Jak  mówi,
codziennie  pyta  go,  jak  było  w  pracy,  co  robił,  z  kim  rozmawiał  i  o
czym.  Nie  muszę  dodawać,  że  to,  co  dla  niej  ma  być  przyjemną
pogawędką,  dla  niego  jest  nieprzyjemnym,  niepotrzebnym  i  szalenie
irytującym przesłuchaniem.

M.  K.:  I  tutaj  po  raz  kolejny  ujawnia  się  kwestia  nie  tylko

background image

temperamentu,  ale  i  płci.  Mężczyzna  melancholik  potrafi  w  jednym
momencie  się  odciąć,  zamknąć  w  sobie  i  dotarcie  do  niego  będzie
graniczyło z cudem. Ten temperament uczy cierpliwości i jeżeli druga
strona  jej  nie  okaże,  to  nigdy  nie  pozna  melancholika  w  pełni.
Mężczyzna  to  bardziej  logiczny  typ,  rozumowy,  nastawiony  na
realizację  poszczególnych  zadań.  Gdy  po  pracy  przychodzi  do  domu,
to  najpierw  chce  coś  zjeść,  potem  może  coś  powie.  My,  kobiety,
jesteśmy bardziej emocjonalne, nastawione na budowanie atmosfery.
Mamy  wpojone  stereotypowe  przekonanie,  że  o  wszystko  należy
zapytać. I tu pojawiają się schody. Ktoś, kto wraca do domu, najpierw
chce  do  tego  domu  się  przyzwyczaić  po  kilkugodzinnej  nieobecności.
Dlatego  zamiast  bombardować  powracającego  partnera  pytaniami
typu: „I jak było?”, „Co robiłeś?”, „Co mi powiesz?”, lepiej powiedzieć:
„Cieszę  się,  że  jesteś”,  „Miło  cię  widzieć  w  domu”,  „Wyglądasz  na
zmęczonego, musiałeś mieć wyczerpujący dzień”. Po takim powitaniu
najprawdopodobniej  usłyszymy  więcej  ciekawych  informacji  niż  po
serii pytań.

B.  M.:  Dodajmy  jeszcze,  że  mężczyznom  z  natury  przypisuje  się
większy  dystans,  skłonność  do  zamykania  się  w  sobie,  odpoczywania
w  inny  sposób.  John  Gray,  słynny  autor  poradników,  między  innymi
bestsellera  Mężczyźni  są  z  Marsa,  kobiety  z  Wenus,  przekonuje
kobiety,  że  mężczyzna  musi  pobyć  sam  w  swojej  jaskini,  aby  się
zregenerować po ciężkim dniu pracy. W innej książce Grey podkreśla
rolę  oksytocyny  w  relacji  partnerskiej  (hormonu  wydzielanego  na
przykład  podczas  karmienia  piersią  czy  orgazmu)

13

.  Uważa  on,  że

kobietom potrzebny jest wysoki poziom oksytocyny (badania naukowe
potwierdzają,  że  zarówno  ludzie,  jak  i  zwierzęta  o  wysokim  poziomie
tego  hormonu  są  bardziej  spokojni,  mniej  lękliwi  i  przyjaźniej
nastawieni  do  innych).  Tymczasem  zmiany  cywilizacyjne  wywróciły
nasz świat i nasze relacje do góry nogami. Niegdyś kobiety całe dnie
spędzały  ze  sobą  i  z  dziećmi,  ładując  w  ten  sposób  „akumulatory
oksytocyny”, a dziś pracują jak mężczyźni, stresują się, ich mózg zaś
wydziela  więcej  testosteronu,  który  jest  zabójczy  dla  oksytocyny.
Kobieta  po  całym  dniu  stresującej  pracy  oczekuje  od  swojego
mężczyzny  naładowania  „akumulatora  oksytocyny”  właśnie  poprzez

background image

rozmowy,  przytulanie,  głaskanie,  podczas  gdy  mężczyzna  jest  równie
wyczerpany i chce się zregenerować na swój sposób. Jeżeli więc na to
nałożą się jeszcze cechy wynikające z temperamentu, czyli spragniona
kontaktu,  uczucia  i  zainteresowania  oraz  mająca  obsesję  kontroli
choleryczka  spotka  się  z  wyczerpanym  kontaktami  z  innymi  ludźmi
introwertycznym  melancholikiem,  który  najbardziej  lubi  być  sam,
konflikt gotowy. I to taki, który może się ciągnąć latami.

M.  K.:  W  parze  indagująca  choleryczka  –  wyobcowany  melancholik
jest bardzo duże ryzyko, że melancholik zamknie się w sobie na stałe.
Owszem,  będzie  wykonywał  polecenia,  pozostanie  w  związku,  ale
będzie  egzystował  –  nie  będzie  związany  emocjonalnie  z  partnerką.
Będzie  zaś  trwał  przy  rodzinie,  poświęcał  się  i  pozostanie  wierny
swoim  zasadom.  Seks  w  takim  wypadku  zaspokoi  jego  potrzeby
fizjologiczne.  Melancholik  stanie  się  raczej  bezbarwnym  niż
intrygującym partnerem.

B. M.: I stworzy własny świat…

M. K.:  Do  którego  nikt,  a  już  na  pewno  choleryczka,  nie  będzie  miał
dostępu.  Taką  odskocznią  może  być  wyczerpujące,  czasochłonne
hobby,  dodatkowa  praca  lub  coś,  co  sprawi,  że  melancholik  będzie
znikał na całe dnie, żeby mieć święty spokój.

B. M.: Czy to może też być romans?

M.  K.:  Może,  owszem.  Romans,  który  zaspokoi  potrzebę
bezpieczeństwa,  zrozumienia.  Często  jest  to  relacja  z  kimś  równie
niedostępnym  (na  przykład  z  mężatką),  ponieważ  jej  celem  nie  jest
zbudowanie  nowego,  prawdziwego  związku,  a  raczej  znalezienie
odskoczni  i  stworzenie  choć  na  moment  idealnego  świata.  Jeżeli
melancholik decyduje się na romans, może to oznaczać, że potrzebuje
jakiegoś  bodźca,  żeby  odejść.  Zwykłe  romansowanie  nie  leży  w  jego
naturze. To bardzo lojalny temperament. Nie lubi zdradzać innych ani
samego  siebie.  Niestety  lubi  cierpieć.  I  romans  może  być
uzasadnionym powodem cierpienia.

background image

Związek 

beztroski: 

sangwinik 

wiąże 

się

z flegmatykiem

B.  M.:  Sangwinik,  wieczny  optymista,  oraz  flegmatyk,  którego
optymizm  kieruje  się  w  stronę  realizmu,  mogą  się  doskonale
uzupełniać.

M. K.: Sangwinik w takim związku nie tylko łapie oddech, ale ma też
własną publiczność, bo flegmatyk uwielbia słuchać, chwalić, zachęcać
do  działania:  „Niech  robi  to  kto  inny,  ja  sobie  odpocznę”.  Flegmatyk
jak mało kto potrafi bardzo się zaangażować w drugą osobę.

B. M.: Co jest balsamem dla duszy sangwinika.

M.  K.:  Justyna  jako  sangwiniczka  bywała  tu  i  tam,  a  Jacek
potrzebował  tła,  na  którym  by  istniał.  Poznali  się  w  pracy.  Jacek
poczuł, że Justyna będzie motorem zdarzeń, i zaufał jej bezgranicznie.
Zakochali  się  w  sobie  i  mieli  potrzebę  uszczęśliwiania  się  nawzajem.
Wyrazista  sangwiniczka  z  cholerykiem  i  wyrazisty  flegmatyk
z  domieszką  sangwinika.  Jako  sangwinicy  chcieli  uszczęśliwiać  się
wzajemnie,  a  odrobina  choleryczki  w  Justynie  doskonale  dyrygowała
flegmatykiem Jacka. Było pięknie.

B.  M.:  Ona  cały  czas  mówiła,  on  cały  czas  słuchał.  Zresztą,  gdy
kończą  się  tematy,  flegmatyk  zawsze  przypomni  jakąś  historię,  którą
można  opowiedzieć  na  nowo.  A  że  ani  sangwinik,  ani  flegmatyk  nie
mają za bardzo pamięci do dat, to za każdym razem ta historia będzie
troszkę  inna.  To  może  być  całkiem  zgrana  para  –  sangwinik  więcej
rządzi,  jest  kuźnią  pomysłów,  motorem  zdarzeń,  którym  pięknie
będzie się poddawał flegmatyk.

M.  K.:  Jeśli  w  dodatku  sangwinik  się  sparzy,  trafi  prosto
w  wyrozumiałe  ramiona  flegmatyka  –  bez  krytyki,  oburzenia,  przy
pełnej tolerancji. Niebezpieczeństwo tkwi w nadmiernym poluzowaniu
sobie kontroli – to mogą być te pary, które zaciągają co rusz kolejny
kredyt  na  nowy,  lepszy  biznes.  Sangwinik  realizuje  wszystkie  swoje

background image

pomysły  naraz,  najlepiej  za  cudze  pieniądze,  jeżeli  nie  ma  własnych,
a flegmatyk się na wszystko zgadza. Jak nietrudno zauważyć, grozi to
katastrofą  finansową,  uleganiem  oszustom  czy  manipulacji  innych
ludzi. W skrajnym przypadku oboje będą się czuć ofiarami.

B.  M.:  Wówczas  przynajmniej  jedno  z  partnerów  powinno  poszukać
w  sobie  cech  umożliwiających  odzyskanie  kontroli  nad  własnym
życiem.

M.  K.:  Tym  bardziej  że  ani  jeden,  ani  drugi  typ  nie  ma  wyjątkowo
silnej woli. Mogą ugrzęznąć i wieść nijakie życie bez celu i bez talentu.

B.  M.:  Upór  flegmatyka,  jego  powściągliwość  i  długie  podejmowanie
decyzji  mogą  ich  uratować,  zwłaszcza  gdy  ten  obudzi  w  sobie
wytrwałość  do  realizacji  wybranego  zadania.  Flegmatyk  musi  mieć
długoterminowy cel – wówczas jest w stanie udźwignąć wszystko. Dla
sangwinika  taki  cel  to  kompletna  abstrakcja,  a  dla  flegmatyka
motywator. W imię wyższej idei ten drugi będzie w stanie wiele znieść
i się podporządkować. Bez celu flegmatyk wtapia się w tło, „przykleja
się” do zmiennego sangwinika.

M. K.: Ten zaś szybko się nudzi podporządkowanym i „przyklejonym”
flegmatykiem.  Justyna  właśnie  dlatego  zaczęła  żyć  w  swoim  świecie.
Nie czuła potrzeby tłumaczenia się, co robi i gdzie – miała swój plan,
który  nie  zawsze  uwzględniał  Jacka.  Choć  początki  były  piękne.
Justyna wracała do domu jak na skrzydłach, a gdy zamieszkali razem,
Jacek  jej  słuchał,  komplementował  ją.  Odrobina  choleryczki  w  niej
wyznaczyła  cel,  który  Justyna  zamierzała  realizować  po  swojemu  –
chciała  pokazywać  światu,  że  jest  fajna.  Jacek  już  jej  nie  wystarczał,
potrzebowała  większego  kręgu  adoracji.  Choleryk  Justyny  zawładnął
flegmatykiem Jacka, jej sangwinik znudził się jego przewidywalnością,
więc  poszła  dalej  –  szukać  nowych  wrażeń  w  romansie
sponsorowanym pieniędzmi partnera.

B. M.: Ważna w takich przypadkach jest również dojrzałość osobista.
Bo  nawet  znudzony  partnerem  sangwinik  potrafi  dostarczyć  sobie

background image

atrakcji  w  inny  sposób,  na  przykład  poprzez  nowe  wyzwania
zawodowe  lub  poszerzanie  kręgu  znajomych.  Niekoniecznie  musi  się
to odbywać kosztem związku romantycznego.

M.  K.:  Niestety  niedojrzały  sangwinik  nie  patrzy  na  konsekwencje,
tylko  szuka  wrażeń.  Nie  znajduje  ich  w  związku,  nie  bierze  za  nic
odpowiedzialności, nie uświadamia sobie, że jakość relacji zależy także
od niego. Flegmatyk z kolei nie ma takich potrzeb. Jeśli więc partnerzy
nie  porozmawiają  o  tym  wprost,  będą  żyć  w  nieświadomości,
a związek będzie kulał.

B.  M.:  I  prędzej  czy  później  sangwinik  uleci  w  stronę  większych
wrażeń,  nawet  jeżeli  fizycznie  będzie  wracał  na  noc  do  domu.
A  porzucony  flegmatyk  zacznie  wypełniać  pustkę  zajęciami  –
szczęście,  jeżeli  odkryje  hobby  albo  zacznie  się  czymś  interesować.
W przeciwnym wypadku poświęci się dzieciom, o czym już mówiłyśmy,
co  także  skazane  jest  na  porażkę.  Przychodzi  bowiem  taki  moment,
gdy rodzic nie jest w stanie żyć życiem dziecka, bo dziecko ma własne
życie. Znów więc pojawi się pustka, którą trzeba będzie wypełnić.

M.  K.:  Dlatego  flegmatycy  często  odkrywają  prawdziwe  pasje
w  późnym  wieku.  Flegmatyk  musi  mieć  tło,  w  które  będzie  mógł  się
wpasować,  jeżeli  jego  dotychczasowe  otoczenie  przestanie  istnieć.
Łatwiej  mu  znosić  trudy  dnia  codziennego,  gdy  wie,  że  po  tygodniu
pracy  będzie  mógł  przepaść  na  weekend  z  wędką  i  posiedzieć
w  samotności  nad  wodą.  To  dla  niego  rodzaj  nagrody.  Sangwinik
może  się  dziwić  i  zwyczajnie  nie  wpaść  na  to,  że  flegmatyk  ucieka
w  ten  sposób  od  szumu.  Niemniej  często  się  zdarza,  że  to  właśnie
sangwinik szuka flegmatykowi jakiejś pasji, hobby i wspiera go w tym
–  także  po  to,  by  mieć  satysfakcję,  że  dzięki  niemu  partner  może
zrobić coś dla siebie.

B.  M.:  Lojalny  sangwinik  to  prawdziwy  skarb  dla  flegmatyka.  Taki
związek  może  być  naprawdę  udany,  zwłaszcza  jeżeli  sangwinik
wykorzystuje  momenty  wyciszenia  flegmatyka  na  ładowanie  swoich
ekstrawertycznych  akumulatorów  –  czyli  na  przykład  on  jedzie  na

background image

ryby,  a  ona  spędza  sobotę  na  zakupach  z  przyjaciółką  czy  na
spotkaniach  ze  znajomymi.  Potem  ona  będzie  miała  o  czym  mu
opowiadać,  a  on  po  dniu  ciszy  chętnie  jej  posłucha.  Tylko  oboje
muszą mieć wyrozumiałość dla odmienności.

M. K.:  Właśnie  tak.  Flegmatyk,  który  za  wszelką  cenę  będzie  ciągnął
sangwiniczkę na ryby tylko dlatego, że lubi, gdy ona jest obok, może
się  rozczarować,  jeśli  po  godzinie  partnerka  stwierdzi,  że  już  się
nasiedzieli  i  pora  wracać  do  ludzi,  a  jeszcze  lepiej  odwiedzić  jej
rodziców. I odwrotnie – ciągany ze spotkania na spotkanie flegmatyk
nie  będzie  miał  okazji  wypocząć,  zatem  później  nie  będzie  w  stanie
poświęcić  uwagi  wybrance,  ponieważ  nadal  będzie  szukał  okazji  do
odpoczynku w spokoju. Tymczasem sangwinik, który wybywa z domu,
może  na  różne  sposoby  dostarczać  sobie  rozrywki  –  brylować
w towarzystwie, a czasem nawet flirtować.

B.  M.:  Flirt  to  też  interesująca  kwestia.  To,  co  dla  sangwinika  jest
niewinnym flirtem, dla wielu melancholików jest już zdradą. Jeśli więc
flegmatyk  ma  domieszkę  cech  melancholika,  konflikt  gwarantowany.
I to konflikt, który będzie zupełnie niezrozumiały dla sangwinika.

M.  K.:  Bo  przecież  on  tylko  uprzejmie  rozmawiał!  Sangwinik  bryluje
w  rozmowie,  więc  często  wykorzystuje  różne  okazje  do  zawierania
znajomości, do zainicjowania konwersacji, nawet w przelocie. Dlatego
w  parze  sangwinik  –  flegmatyk,  jak  zresztą  w  każdym  związku
przeciwieństw,  partnerzy  powinni  mieć  szacunek  dla  odrębności.
Wówczas jedna strona zyskuje na kreatywności, druga na spokoju.

B.  M.:  Ani  sangwinik,  ani  flegmatyk  nie  mają  potrzeby  dominacji,
dlatego w takim związku władzę najczęściej przejmuje to z partnerów,
które ma domieszkę cech choleryka bądź melancholika.

M.  K.:  Jest  prawdopodobne,  że  w  niezgranym  związku  flegmatyk
będzie  odgrywał  rolę  głównego  cierpiętnika.  Jeśli  dziecko  takiej  pary
będzie  flegmatykiem,  będzie  się  czuło  kochane,  akceptowane,  ale
mały  choleryk  szybko  owinie  sobie  rodziców  wokół  palca  będzie

background image

rządził,  ponieważ  sangwinik  i  flegmatyk  są  temperamentami
spolegliwymi.  Dziecko  melancholiczne  też  może  zacząć  rządzić,  choć
w  bardziej  wyrafinowany  sposób.  Mały  sangwinik  zaś  będzie  miał
pełen  radości  i  akceptacji  dom,  choć  istnieje  ryzyko,  że  będzie  mu
brakowało reguł i sztywnych zasad.

B.  M.:  Wróćmy  do  Jacka  i  Justyny,  która  nie  była  uczciwa  wobec
partnera.

M.  K.:  Na  motywację  flegmatyka  często  wpływają  czynniki
zewnętrzne. W przypadku Jacka i Justyny był to kolega, który przyznał
wprost, że Justyna finansuje różne jego wydatki z pieniędzy Jacka. To
zabolało  i  ruszyło  tego  ostatniego.  U  flegmatyka  zaś,  jeśli  coś  się
zmienia,  to  bardzo  i  konkretnie.  Flegmatyk  unosi  się  wewnętrzną
ambicją  i  jest  w  stanie  zupełnie  odwrócić  się  od  danej  osoby.  Gdyby
Justyna sama się przyznała, Jacek może by jej wybaczył, przy impulsie
z  zewnątrz  raczej  nie  ma  takiej  możliwości.  W  tym  przypadku  ważna
też  była  forma  przekazu  –  kolega  nie  ośmieszył  i  nie  wyśmiał  Jacka,
tylko  przekazał  mu  informację.  Flegmatyk  to  szanuje.  I  zrobi,  co
powinien.  Jacek  zakończył  związek  z  Justyną  bez  specjalnego
tłumaczenia się.

B. M.: Ryzyko związku z flegmatykiem wiąże się z tym, że możesz nie
zauważyć, jak w partnerze coś wzbiera, a gdy kropla przepełni czarę,
zostajesz bez słowa wyjaśnienia.

Niezależnie od temperamentu

M.  K.:  W  związku,  niezależnie  od  temperamentu,  musimy  pamiętać,
żeby  nie  punktować  się  wzajemnie,  nie  zaplątać  w  podsumowaniach,
analizach i wyliczeniach. Jednocześnie nie możemy się poddawać przy
pierwszej  czy  drugiej  przeszkodzie,  nie  rozstawać  od  razu  i  nie
rezygnować  z  relacji.  To  trudne  w  dzisiejszych  czasach,  często  zbyt
nastawionych na ilość, a nie na jakość.

Warto zainspirować się mądrą książką czy artykułem, porozmawiać

z  coachem,  zapisać  się  na  warsztaty.  Szukać  nie  winnego,  lecz

background image

rozwiązania – wspólnie. Ludzie boją się korzystać z usług terapeutów,
psychologów, seksuologów. Obawiają się, że będą musieli się zmierzyć
ze swoją winą, a przecież nie o to w tym chodzi.

B.  M.:  Czasem  wystarczy  nieco  zmienić  perspektywę  i  nastawienie.
Spodziewać się najlepszego, wychwytywać i zauważać to, co nam się
podoba. Doceniać proste przyjemności.

Niezależnie  od  własnego  temperamentu  dobrze  jest  określić

wartości, jakimi się kierujemy w związku, i sprawdzić, czy dla partnera
te same wartości są najważniejsze i czy on tak samo je rozumie. To,
że mamy różne temperamenty, nie oznacza, że nie możemy kierować
się  w  życiu  takimi  samymi  wartościami.  Moim  zdaniem  o  sukcesie
związku w długiej perspektywie decyduje to, czy partnerzy kierują się
tymi samymi wartościami i podobnie je pojmują.

M.  K.:  Współczesność  to  czasy  nie  tylko  wielu  możliwości,  ale  też
wielu  wyborów.  Aby  wybór  przyniósł  nam  właściwe  możliwości  i  aby
spośród  wielu  możliwości  wybrać  tę  najlepszą  dla  nas,  musimy
wiedzieć, kim tak naprawdę jesteśmy, jakie wartości są dla nas ważne,
czego  pragniemy  dla  siebie,  co  możemy  dać  i  czego  oczekujemy  od
samych  siebie.  Ta  wiedza  samoistnie  czyni  nas  autorytetem  dla
innych.  To  dzięki  takiemu  podejściu  do  życia  doświadczamy
prawdziwej  miłości  czy  szacunku  i  spełniamy  swoje  marzenia.
Wspomniany  już  Mahatma  Gandhi  powiedział:  „Bądź  zmianą,  którą
pragniesz ujrzeć w świecie”. Nie czekaj na innych – zacznij od siebie.

B.  M.:  Niezależnie  od  tego,  ilu  i  jakich  ekspertów  w  życiu  spotykasz,
bądź ekspertem i autorytetem dla samego siebie.

background image

Zadanie coachingowe

A teraz czas na ciebie. Napisz swoją bajkę

……………………………………………………………………………
……………………………………………………………………………
……………………………………………………………………………
……………………………………………………………………………
……………………………………………………………………………
……………………………………………………………………………
……………………………………………………………………………
……………………………………………………………………………

background image

1

  Zob.  F.  Littauer,  Osobowość  plus.  Jak  zrozumieć  innych  przez  zrozumienie  siebie,  przeł.

M. Klecka, Warszawa: Logos 2000.

2

 Zob. K. Horney, Neurotyczna osobowość naszych czasów, przeł. H. Grzegołowska, Poznań:

Rebis 2013.

3

 

Zob. 

http://wellnessday.eu/dziecko/nastolatki/321-nastolatki-nacigaj-swoj-wizerunek-w-

serwisach-spolecznosciowych.html

 (dostęp: kwiecień 2015).

4

 I. Majewska-Opiełka, Siła kobiecości, Sopot: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne 2011.

5

  Zainteresowanych  odsyłamy  do  świetnych  książek  Louann  Brizendine  Mózg  kobiety  (przeł.

P.  J.  Szwajcer,  A.  E.  Eichler,  Gdańsk:  VM  Group  2006)  oraz  Mózg  mężczyzny  (przeł.
A. Krochmal, R. Kędzierski, Gdańsk: VM Group 2010).

6

 

Za: 

http://wellnessday.eu/relacje/partnerstwo-i-milosc/306-kobiety-tyja-po-slubie.html

(dostęp: kwiecień 2015).

7

    Za:  C.  B.  Corbin,  G.  J.  Welk,  W.  R.  Corbin,  K.  A.  Welk,  Fitness  i  wellness.  Kondycja,

sprawność, zdrowie,  przeł.  M.  Kowaleczko-Szumowska,  M.  Trojański,  Poznań:  Zysk  i  S-ka
2007; 

http://wellnessday.eu/odzywianie/odchudzanie-otylosc/259-tkanka-tluszczowa-

ciekawe-fakty.html

 (dostęp: kwiecień 2015).

8

  Za: 

http://wellnessday.eu/odzywianie/odchudzanie-otylosc/252-dlacego-jemy-chociaz-nie-

jestesmy-glodni-emocjonalne-tycie.html

 (dostęp: kwiecień 2015).

9

  Za: 

http://wellnessday.eu/odzywianie/odzywianie-fakty/450-kobiety-kopiuja-swoje-nawyki-

zywieniowe.html

 (dostęp: kwiecień 2015).

10

  Mówiąc  o  toksyczności,  nie  wkraczamy  w  sferę  zdiagnozowanych  zaburzeń  osobowości.

W  pracy  nad  zrozumieniem  i  wzmocnieniem  osobowości  bardzo  pomocne  są  coaching  lub
warsztaty  rozwojowe,  a  w  pracy  nad  zaburzeniami  osobowości  konieczny  jest  psychiatra,
psycholog  czy  psychoterapeuta.  Zaburzenia  osobowości  to  zaawansowana  emocjonalna
toksyczność, która często kończy się chorobą. Dotknięte nimi osoby potrzebują specjalisty.

11

 Badania przeprowadzone przez portal 

prawnik-online.eu

.

12

 A. A. Lazarus, Jak przeżyć w związku, unikając pułapek, przeł. M. Gajdzińska, Sopot: Funky

Books,  Grupa  Wydawnicza  GWP  (pierwsze  wydanie  książki  nosiło  tytuł  Mity  na  temat
małżeństwa).

13

 J. Gray, Dlaczego Mars zderza się z Wenus, przeł. B. Jóźwiak, Rebis: Poznań 2008.


Document Outline