background image

LYNNE GRAHAM

Harlequin

Toronto • Nowy Jork • Londyn  Amsterdam  • Ateny •

Budapeszt  •  Hamburg  Madryt  •    Mediolan  •  Pary

Ŝ

  •

Praga • Sofia • Sydney Sztokholm • Tokio • Warszawa

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

-  OŜenić   się   z   tobą?   -   powtórzył   za   nią   Luc

i   spojrzał   z   niedowierzaniem   ciemnymi,   błyszczącymi
oczami. - Dlaczego miałbym chcieć oŜenić się z tobą?
Catherine zadrŜała i odwaga opuściła ją.

-

Zastanawiałam   się   tylko,

czy

 

kiedykolwiek

 

o

 

tym

myślałeś?   -   DrŜącymi   palcami   przestawiła   cukiernicz-
kę. Bała się napotkać jego spojrzenie. - Ot, taki sobie
pomysł.

-

Czyj pomysł? - przerwał

jej

 

łagodnie.

 

-

 

Jesteś

przecieŜ całkowicie zadowolona ze swojej sytuacji.

Nie chciała myśleć o tym, co Luc z niej zrobił, bo

zadowolenie   nie   towarzyszyłoby   tym   myślom.   Na
początku   kochała   go   miłością   szaloną,   graniczącą  z
rozpaczą,   która   uniemoŜliwiała   zachowywanie   się   jak
równorzędna partnerka.

Przez   minione   dwa   lata   Ŝyła   na   przemian   w   unie-

sieniu  i  rozpaczy,  ale on  na  pewno   nigdy  o  tym   nie
pomyślał.   Ten   piękny,   luksusowy   apartament   był   jej
więzieniem.   Nie   jego.   Była   ślicznym,   śpiewającym
ptakiem zamkniętym w pozłacanej klatce dla wyłącznej
przyjemności Luca.

Spojrzała na niego ukradkiem. Jego beztroski ton był

zwodniczy.   Choć   nic   nie   mówił,   wrzał   gniewem   na
jakiegoś   wyimaginowanego   kozła   ofiarnego,   który
ośmielił   się   podpowiedzieć   jej   to,   co   dla   niego   było
raczej sprawą kłopotliwą.

-

Catherine!   –   nalegał

niecierpliwie.
Paznokcie ręki wbiły się w spoconą dłoń.

-

To   był   mój   własny

pomysł i... zaleŜy mi na

background image

6                                           SPOTKANIE PO LATACH

odpowiedzi. - OdwaŜyła się na kłamstwo, bo w rzeczy-
wistości nie chciała jej znać.

Gdyby   imperium   Santiniego   nagle   zbankrutowało,

wyraz twarzy Luca nie mógłby być bardziej ponury niŜ w
tym momencie, gdy rozwścieczony zapomniał o dobrym
wychowaniu.

-Nie   masz   ani   pochodzenia,   ani   wykształcenia,

jakie spodziewam  się znaleźć u mojej Ŝony.  Teraz juŜ
wiesz! - wyrzucił z siebie stanowczo i bezwzględnie, co
zawsze   wśród   jego   rozmówców   ze   świata   biznesu
wzbudzało szacunek i lęk. - Nie musisz się juŜ dłuŜej
nad tym zastanawiać. .

Krew   powoli   odpłynęła   z   jej   twarzy.   Te   brutalnie

szczere słowa sprawiły jej ból. Zawstydzona zdała sobie
sprawę,   Ŝe   mimo   wszystko   Ŝywiła   maleńką,  kruchą
nadzieję, iŜ Luc, gdzieś w głębi duszy, ma dla niej inne
uczucie.   Odwróciła   od   niego   spojrzenie  swych
łagodnych, niebieskich oczu i pochyliła głowę.

-

Nie, nie będę się nad tym

zastanawiać

 

-

 

zdołała

wyszeptać.

-

To   nie   jest   temat   do

rozmowy

 

przy

 

ś

niadaniu

-   mruknął   niewiele   łagodniej,   z   przykrą   szorstkością,
w  której  bez trudu odczuła naganę  za to,  Ŝe ośmieliła
się   poruszyć   tę  sprawę.   -  Dlaczego   pragniesz   związku,
w którym nie czułabyś się dobrze... hm? Myślę, Ŝe jako
kochanek   jestem   daleko   mniej   wymagający,   niŜ   był
bym jako mąŜ.

Zrozumiała,   Ŝe   juŜ   zadecydowano   o   jej   Ŝyciu.   Luc,

opalonym   na   brąz   kciukiem,   muskał   białe   kostki   jej
zaciśniętej  dłoni.  I chociaŜ wiedziała, Ŝe robił  to przez
zwykle roztargnienie, dotyk jego ręki elektryzował ją.

Z lekkim westchnieniem  odwinął mankiet jedwabnej

koszuli.   Spojrzał   na   zegarek   marki   Cartier   i   z   nieza-
dowoleniem zmarszczył brwi.

-Spóźnisz się na swoje spotkanie.

Mówiąc to wstała, po raz pierwszy zadowolona, Ŝe

background image

                         SPOTKANIE PO LATACH

                                    

7

Luc wkrótce odjedzie, choć do tej pory zawsze do-

prowadzało ją to do łez, wylewanych  w samotności.
Luc spojrzał na nią bacznie:

- Jesteś dziś zdenerwowana. Czy coś się stało?
-  Nie... cóŜ mogło się stać? - Odwróciła się zaru-

mieniona.

-  Nie wierzę ci. Nie spałaś dziś w nocy. Catherine

milczała zaskoczona. Przeszedł przez
cały pokój i pewnym ramieniem objął szczupłą kibić
dziewczyny, obracając jej twarz ku sobie. '

-   A  moŜe martwisz się o  swoje  zabezpieczenie?

Dotyk muskularnego, szczupłego ciała wywołał
w niej wraŜenie, z którym nie miała sił walczyć. Luc z
właściwą   mu   pychą   poczuł,   Ŝe   Catherine   słabnie   i
drŜy. Palcem przeciągnął po jej górnej wardze.

-  Któregoś dnia nasze ścieŜki się rozejdą - powie-

dział   cicho   szorstkim   tonem.   -   Ale   daleki   jestem
jeszcze od takiego zamiaru.

Mój BoŜe, myślała Catherine,  czy on zdaje sobie

sprawę, co znaczą dla niej te słowa? A jeśli nawet, to
dlaczego   miałby   się   tym   przejmować?   Mówił   pół-
głosem o planowanym spotkaniu, ale ona nie chciała
słuchać. Nie moŜesz kupić miłości, Luc. Ani teŜ nie
moŜesz za nią zapłacić. Kiedy to zrozumiesz?

W  ciągu   tych   kilku  dni  w  miesiącu,   które   zimny

Luc   przeznaczał   na   przyjemności,   musiała   bardzo
uwaŜać.   Luc   tak   powierzchownie   traktował   ich
związek,   Ŝe   nawet   nie   domyślał   się,   jak   strasznym
piekłem   były   dla   niej   minione   tygodnie.   Otrząsnęła
się juŜ z fantastycznych  mrzonek, z którymi zaczęła
budować   swoje   Ŝycie   dwa   lata   temu.   On   jej   nie
kochał. Ani teŜ nie obudzi się nagle któregoś dnia ze
ś

wiadomością, Ŝe nie moŜe bez niej Ŝyć... To się nie

stanie nigdy.

-Spóźnisz się - wyszeptała w napięciu.
Przyciągnął ją bliŜej do siebie, drugą ręką z chłod-

nym opanowaniem nawijał na palce złote loki spływa-
jące na jej szyję.

background image

8

                                     

SPOTKANIE PO LATACH

-   Bella   mia   -  powiedział   po   włosku,   ochrypłym

głosem.   Pochylił   ciemną   głowę,   aby   pocałować   jej
wilgotne, rozchylone wargi, zadręczając ją kolejnym
sprawdzianem, który zawsze kończył się jej poraŜką.

Z   poczuciem   winy   cofnęła   się,   aby   nie   mógł

zauwaŜyć

 

dziwnego,

 

obojętnego

 

chłodu

ogarniającego jej ciało.

-   Nie czuję się dobrze - szepnęła przeraŜona, Ŝe

moŜe się zdradzić.

-   Czemu nie powiedziałaś mi tego wcześniej? Po-

winnaś się połoŜyć.

Z   łatwością   wziął   ją   w   ramiona   i   zaczaj   znowu

całować,   a   potem   zaniósł   do   sypialni   i   ułoŜył   na
łóŜku.

Przyjrzawszy się badawczo jej bladym policzkom i

kruchej postaci, wybuchnął z nagłą drwiną:'

-  Jeśli jest to rezultat jednej z twoich idiotycznych

diet, to nie mam zamiaru znosić tego spokojnie. Kiedy
wreszcie wbijesz sobie do głowy, Ŝe podobasz mi się
taka, jaka jesteś? Czy chcesz się wpędzić w chorobę?
Nie zniosę takich głupot, Catherine.

-   Oczywiście   -   odpowiedziała,   nie   widząc   nic

zabawnego w jego pomyłce.
-  Idź dziś do lekarza -polecił. - Wychodząc wspomnę
o tym Stevensowi.

Na   wzmiankę   o   straŜniku,   wynajętym   dla   jej

ochrony, ale bardziej, jak przypuszczała, dla śledzenia
kaŜdego   jej   ruchu,   wtuliła   twarz   w   poduszkę.   Nie
lubiła Stevensa.

-   A   nawiasem   mówiąc,   czy   dobrze   się   z   nim

czujesz?

-   Zrozumiałam juŜ dawno, Ŝe wcale nie chodzi o

to, bym dobrze się czuła z twoim straŜnikiem. Czy nie
dlatego  zwolniłeś  Sama Halstona?  -  mruknęła  zado-
wolona ze zmiany tematu.

-   Zbyt był zajęty flirtowaniem z tobą, Ŝeby właś-

ciwie wykonywać swoje obowiązki - zimno i z nacis-
kiem odparł Luc.

-  To nieprawda. Był tylko dla mnie Ŝyczliwy - za-

protestowała.
     

background image

                           SPOTKANIE PO LATACH 

                                  

9

- Nie wynajmowałem go po to, Ŝeby był Ŝyczliwy.

Gdybyś go traktowała tylko jak słuŜącego, pozostałby
tutaj - uciął Luc. - A teraz naprawdę muszę juŜ iść.
Zadzwonię do ciebie z Mediolanu.

Powiedział to w taki sposób, jakby miało to być

dowodem   jego   specjalnych   względów.   W
rzeczywistości   dzwonił   do   niej   codziennie,   bez
względu na to, w jakim był zakątku świata.

Gdy telefon odezwie się jutro, to będzie dzwonił i

dzwonił   w   pustych   pokojach.   LeŜała   jeszcze   przez
lalka   dręczących   minut,   patrząc   tam,   gdzie   przed
chwilą stał Luc. Ciemnowłosy i dynamiczny, straszny
dla wraŜliwej  kobiety.   Nie przebierając  w  środkach,
zawsze stawiał na swoim. Jej nieśmiałe próby oporu
zawsze   kończyły   się   bardzo   szybko   w   zetknięciu   z
jego silniejszą osobowością.

Cieszył się sławą jednego z dziesięciu najbogat-

szych   ludzi   świata.   Dla   męŜczyzny   w   wieku
dwudziestu   dziewięciu   lat   było   to   imponujące
osiągnięcie.   Wystartował   w   nowojorskiej   dzielnicy
zwanej   Małymi   Włochami,   mając   do   dyspozycji
jedynie   swoją   niezwykłą   inteligencję.   I   w   dalszym
ciągu nie przestaje się wspinać w górę. O wszystko,
co miał, musiał walczyć i dlatego to, co przychodziło
łatwo, nie miało dla niego wartości.

W   niedawno   opublikowanym   artykule   „Time",

próbując   zgłębić   tajemnicę   tego   samotnika   w   po-
spolitym tłumie świata sukcesu, nazwał go samotnym
wilkiem.   Wilki   łączą   się   w   pary,   aby   Ŝyć,   nie   dla
chwilowej   przyjemności.   A   Luc   był   w   istocie
zwierzęciem   twardo   trzymającym   się   ziemi   i   na
pewno   nie   zimnokrwistym.   Zbudował   swoje
imperium   nie   tylko   dzięki   niezwykłej   fachowości.
Potrzebna   była   równieŜ   energia   i   przedsiębiorczość,
połączone w pewnym stopniu z giętkością, niezbędną
przy   tak   wielkiej   konkurencji   na   rynku.   Mogłaby
powiedzieć   dziennikarzowi,   jaki   naprawdę   był   Luc
Santini. Był to

background image

10

SPOTKANIE PO LATACH

człowiek   twardy,   okrutnie   twardy,   cyniczny,   mający
głęboko   we   krwi   egoizm   i   ambicję.   Tylko   głupiec
wchodził w drogę Lucowi... tylko bardzo głupia kobieta
powierzyłaby mu swe serce.

Zacisnęła powieki w ogromnej udręce. Nigdy więcej nie

zobaczy Luca. śaden cud nie zdarzył się w ostatniej chwili.
Nie ma mowy o małŜeństwie obecnie, ani teŜ nigdy nie
będzie  ono  moŜliwe.  Drobną dłonią  pogładziła się po
płaskim   jeszcze   brzuchu.   Przestała   być  lojalna   wobec
Luca   od   momentu,   gdy   zaczęła   podejrzewać,   Ŝe   nosi
jego dziecko.

Instynkt ostrzegł ją, iŜ ta nowina będzie potraktowana

jako wyrachowana zdrada i bez wątpienia Luc uzna, Ŝe za
tę   sytuację   ona,   i   wyłącznie   ona,   ponosi
odpowiedzialność.   Z  dnia   na  dzień   zwlekała   z   powie-
dzeniem mu o tym. Jeśli kiedyś oŜeni się on z kobietą o
odpowiednim   pochodzeniu   społecznym,   to   nie   będzie
chciał   mieć   Ŝadnych   niewygodnych   tajemnic
rodzinnych.   Poczuła   lodowaty   chłód   i   mdłości,   gdy
uświadomiła sobie, czego uniknęła.

Luc nigdy się o tym nie dowie i tak być musi. Dzięki

Bogu udało się namówić Sama, aby pokazał, jak działa
system   alarmowy.   Będzie   mogła   opuścić   mieszkanie
tylnym wyjściem.

Czy   Luc   będzie   za   nią   tęsknił?   Będzie   czuł   się

zniewaŜony tym, Ŝe mogła go opuścić i Ŝe nie przewi-
dział takiej ewentualności. Bez trudu znajdzie kogoś  na
jej   miejsce,   przecieŜ   nie   była   nikim   nadzwyczajnym.
Dlaczego   więc   tak   pociągała   Luca?   Pomyślała   ze
wstydem,   Ŝe  wyczuł   w  mej  dobry  materiał  na  pokorną
kochankę.

CóŜ utraci, rezygnując  z tej Ŝałosnej  egzystencji? Nie

miała   Ŝadnych   przyjaciół.   Tam,   gdzie   potrzebna   jest
dyskrecja,   nie   ma   dla   nich   miejsca.   Luc   powoli,   ale
dokładnie izolował ją tak, Ŝe cafe jej Ŝycie obracało się
tylko  wokół niego.  Czasami czuła się tak samotna, Ŝe
mówiła głośno sama do siebie. Miłość to przeraŜające

background image

                           SPOTKANIE PO LATACH 

                                11

uczucie,   pomyślała   i   wstrząsnął   nią   spazmatyczny
dreszcz.

Arriyederci,   Luc,   grozie   tanto   -  nabazgrała   szminką

w   poprzek   lustra.   Teatralny   gest,   powszechnie   stoso
wany.  Obejdzie się  bez   skropionych  łzami   pięciu   stron
banalnego listu.

Catherine   przekonała   się,   Ŝe   Luc   niezbyt   wysoko

cenił miłość. Ale z całą świadomością uŜywał miłości
jako broni, igrając okrutnie z jej uczuciami.

-   Co   robisz   z   moimi   ksiąŜkami?  Catherine

wyprostowała się nad kartonowym  pudłem i napotkała
oburzone spojrzenie ciemnych oczu.

-  Pakuję je, chcesz mi pomoc? - zapytała z nadzieją

w glosie. - Moglibyśmy porozmawiać.

Daniel kopnął krzesło. Stał, patrząc na nią nieufnie.  -

Nie chcę rozmawiać o przeprowadzce.

-  To   niczego   nie   zmieni   -   ostrzegła   go   Catherine.

Daniel jeszcze raz kopnął ze złością nogę od krzesła
i włoŜył  ręce w kieszenie - mały uparciuch,  miniatura
ojca.   Catherine   powoli  policzyła   do   dziesięciu.   Jeszcze
trochę  i  zacznie  przeraźliwie  krzyczeć,   dopóki  ten  mały
męŜczyzna w białym ubranku nie zostawi jej w spokoju.
Jak długo jeszcze syn będzie traktował ją jak najgorszą
matkę   na   świecie?   Ze   stanowczym   uśmiechem
powiedziała:

-

Sytuacja  nie  jest  tak  zła,

jak

 

myślisz.

Daniel spojrzał na nią podejrzliwie:

-

Czy   mamy   jakieś

pieniądze?

Catherine, zaskoczona pytaniem, oblała się rumieńcem.

- A jakie to ma znaczenie?

-  Słyszałem,   jak   mama   Johna   mówiła   do   pani

Withers, Ŝe nie mamy pieniędzy, bo gdybyśmy mieli, to
kupilibyśmy ten dom:

Catherine chętnie udusiłaby tę kobietę za jej gadulstwo.

Daniel miał tylko cztery lata, ale był niezwykle

background image

12             

SPOTKANIE PO LATACH

bystry, jak na swój wiek, rozumiał o wiele za duŜo z
tego, co się działo dokoła.

-  To   nieuczciwe,   ze   ktoś   moŜe   zabrać   nam   nasz

dom   i   sprzedać   komuś   innemu,   chociaŜ   my   chcemy
zostać tu na zawsze! - wybuchnął niespodziewanie.

Cierpienie,   które   ujrzała   w   jego   błyszczących

oczach,   zraniło   ją   okrutnie.   Niestety,   niewiele   mogła
zrobić, aby je złagodzić.

-   Greyfriars   nigdy   do   nas   nie   naleŜał   -   przypo

mniała mu. - Dobrze o tym wiesz, Danielu. NaleŜał do
Harriet,   a  po   jej   śmierci,   zgodnie  z   jej   wolą,   oddany
został   organizacji   charytatywnej.   A   teraz   ludzie,   któ
rzy   kierują   tą   organizacją,   chcą   go   sprzedać   i   prze
znaczyć pieniądze na...
Daniel spojrzał na nią ze złością:

-  Nic   mnie   nie   obchodzą   ci   ludzie   głodujący   w

Afryce. To nasz dom! Gdzie będziemy mieszkać?
- krzyknął rozpaczliwie.

- Drew znalazł dla nas mieszkanie w Londynie.
- Nie moŜna przecieŜ trzymać osiołka w Londynie!

-  ciskał   się   rozzłoszczony   Daniel.-   Dlaczego   nie
moŜemy mieszkać z Peggy? Ona mówiła, Ŝe moŜemy.

-

Peggy   naprawdę   nie   ma

dla nas dość miejsca.

-

Ucieknę   i   moŜesz   sobie

sama

 

mieszkać

 

w

 

Lon

dynie,  bo  ja nie wyjadę bez Clovera!  -Daniel  krzyczał
na nią w niepohamowanym  wybuchu  złości  i  rozpaczy.
-To wszystko  twoja wina! Gdybym  miał tatusia, to on
kupiłby   ten   dom   dla   nas,   jak   kaŜdy   inny   tatuś!
I   zrobiłby   tak,   Ŝeby   Harriet   nie   umarła.   Nienawidzę
ciebie, bo ty nic nie potrafisz!

Potępiwszy   ją   tak   bezlitośnie,   Daniel,   trzasnął

drzwiami   Prawdopodobnie   schował   się   w   jednej   ze
swoich kryjówek w ogrodzie.

Wzięła do ręki leŜący na stole list agenta. Na pewno

byłby  dla niej  bardziej  wyrozumiały,   gdyby  wiedział,  Ŝe
niemoŜliwe   było   przedłuŜenie   ich   wakacji   na   f   armie
rodziny Peggy.

background image

                                 SPOTKANIE PO LATACH 

                          13

Czasami   -   tak   jak   teraz   -   Catherine   ogarniało

przygnębiające   uczucie   całkowitej   bezsilności   wobec
Daniela. Nie był dzieckiem podobnym do innych.  W
wieku   dwóch   lat   rozebrał   na   części   radio   i   złoŜył  z
powrotem, reperując je przy tej okazji. Gdy miał trzy lata,
nauczył   się   sam   niemieckiego,   słuchając   w   telewizji
programów   w   tym   języku.   Ale   przecieŜ   był   ciągle
jeszcze   za   mały,   Ŝeby   godzić   się   na   konieczne   wy-
rzeczenia.   Śmierć   Harriet   ugodziła   go   boleśnie,   a   teraz
tracił swój dom, ukochanego osiołka, przyjaciół, z którymi
się  bawił...   krótko   mówiąc,   wszystko,   co   do   tej  pory
składało się na jego bezpieczne Ŝycie. CzyŜ moŜna było się
dziwić, Ŝe był tak przeraŜony? Jak mogła go  uspokoić,
gdy sama bała się przyszłości?

Cztery lata temu uwaŜała swoje Ŝycie za zmarnowane,

zmierzające w karkołomnym tempie do nieuchronnego
kresu.   Przyszłość   ukazywała   jej   tylko   los  pilota-
kamikaze. I wtedy pojawiła się Harriet - tak niedoceniana
nawet przez tych, którzy znali ją bardzo  dobrze. Harriet,
którą   Drew   w   rozdraŜnieniu   nazwał  kiedyś   czarującą
wariatką.   A   przecieŜ   to   właśnie  Harriet   pomogła   jej
stanąć   na   nogi.   Z   czasem   stała   się  dla   niej   kimś   tak
bliskim jak matka.

Spotkały   się   w   pociągu.   Ta  podróŜ   i   to   spotkanie

odmieniły   całkowicie   Ŝycie   Catherine.   Jechały   w   tym
samym   przedziale   i   Harriet   próbowała   wielokrotnie
nawiązać rozmowę. Catherine, czuiąc się jak zamknięta w
pułapce   bez   wyjścia,   nie   miała   ophoty   do   rozmowy.
Jednak uparta Harriet przełamała jej opory i nie minęło
wiele   czasu,   gdy,   udręczona   przeŜyciami  ponad   siły,
opowiedziała o swoim nieszczęściu.

Czuła   się   potem   bardzo   zaŜenowana   i   szczerze

pragnęła   uciec   od   towarzystwa   tej   starej   kobiety.
Wysiadły z pociągu  na tej samej stacji. Nie trafiły jej
zupełnie do przekonania zapewnienia poczciwej Harriet,
Ŝ

e   podjęła   właściwą   decyzję.   Jak   narkomanka,

rozpaczliwie pragnęła usłyszeć głos Luca w telefonie.

background image

14

SPOTKANIE PO LATACH

Rzuciła Harriet poŜegnalne do widzenia i skierowała się
pośpiesznie do budki telefonicznej.

Co   zdarzyłoby   się,   gdyby   udało   się   jej   zatelefono-

wać? Nie dowie się tego nigdy. Gdy jak szalona biegła do
telefonu, wpadła pod samochód. Następne trzy miesiące
spędziła   w   szpitalu.   Minęło   wiele   dni,   zanim  była   w
stanie   rozpoznać   kojący   glos,   który   pojawiał   się  i
rozpływał we mgle, wywołanej bólem i szokiem. Był to
^os Harriet. To ona umieściła ją na oddziale intensywnej
opieki, opowiadając o niej dziwne rzeczy.  Catherine była
przekonana, Ŝe gdyby Harriet nie było przy niej, nigdy nie
udałoby się jej wydostać z tych ciemności i wyzdrowieć.

Jeszcze   przed   swoimi   przedwczesnymi   narodzinami

Daniel  musiał walczyć   o przeŜycie.  Gdy  przyszedł  na
ś

wiat,   zapłakał   przeraźliwie,   aby   zwrócić   na   siebie

uwagę.   Był   maleńki   i   słaby,   ale   wiele   juŜ   wówczas
zapowiadało jego niezwykle silny charakter. Gdy był  w
inkubatorze, oczarował cały medyczny personel tym, Ŝe
pokonywał   wszystkie   nawroty   choroby   w   rekordowo
szybkim czasie. Wtedy to Catherine zdała sobie sprawę, iŜ
syn jej wraz z genami odziedziczył niezwykłą  siłę, dzięki
której nawet dziesięciotonowa cięŜarówka  nie byłaby w
stanie   pozbawić   go   Ŝycia,   a   cóŜ   dopiero  kolizja
nieuwaŜnej matki ze zwykłym samochodem osobowym.

- To wspaniały mały wojownik -oświadczyła dumnie

Harriet,   rozkoszując   się   rolą   przy   branej   babci   z   taką
intensywnością,   na   jaką   stać   było   jedynie   samotną
kobietę. Drew szczerze lubił swoją starszą siostrę, ale jej
dziwactwa   doprowadzały   go   do   wściekłości.   Annette,
jego przemądrzała francuska Ŝona i kilkunastoletnie dzieci
nie miały wcale czasu dla Harriet. Posiadłość Greyfriars
znajdowała się na peryferiach miasteczka w Orfordshire.
Był   to   stary   dom,   w   opłakanym   stanie,  otoczony   ze
wszystkich stron zaniedbanym, dzikim ogrodem. Harriet
i Drew urodzili się tutaj i Harriet

background image

                                 SPOTKANIE PO LATACH 

                          15

głośno protestowała przy kaŜdej wzmiance o odnowieniu
domu. Catherine rozejrzała się po przytulnej kuchni. To
ona uszyła pasiaste zasłony powiewające w oknie, ona
pomalowała podniszczone szafki wesołą, czerwoną farbą
w   kolorze   motopompy   straŜackiej.   To  był   ich   dom,   w
pełnym   znaczeniu   tego   słowa.   Jak   mogła  przekonać
Daniela,   Ŝe  będzie  tak   samo   szczęśliwy  w maleńkim
mieszkaniu, skoro sama w to nie wierzyła? Ale przecieŜ nie
mieli Ŝadnego wyboru.

Ktoś  lekko  zapukał do  tylnych  drzwi.  Peggy  Dow-

nes,   jej   przyjaciółka,   nie   czekając   na   zaproszenie,
wbiegła   do   środka.   Była   to   wysoka   kobieta,   około
trzydziestki,   z   krótko   przyciętymi   rudymi   włosami.
Opadła   na   stojącą   pod   ścianą   zniszczoną   kanapę   i   ze
zdziwieniem spojrzała na kartonowe pudło.

-  Czy   trochę   nie   za   wcześnie   zabrałaś   się   do

pakowania?   Macie   przecieŜ   jeszcze   dwa   tygodnie   do
wyjazdu.

-Nie mamy. - Catherine podała jej list agenta.
- Na szczęście Drew powiedział, Ŝebyśmy zamieszkali

u niego, jeśli znajdziemy się w przymusowej sytuacji.

-  Psiakrew!   Nie   mogliby   ci   dać   jeszcze   jednego

tygodnia? 

widząc   na   twarzy   Peggy   wyraźne   oznaki   przy-

gnębienia   i   poirytowania,   Catherine   odwróciła   się  i
zabrała   do   szykowania   śniadania   w   nadziei,   Ŝe   jej
przyjaciółka nie zacznie znowu swoim oratorskim tonem
ostro krytykować testamentu Harriet

-

Nie   mamy   Ŝadnych

podstaw

 

prawnych,

 

aby

 

tu

pozostać przypomniała z naciskiem Catherine.

-

Ale   z   moralnego   punktu

widzenia

 

macie

 

wszelkie

prawa   i   spodziewałam   się   po   organizacji   charytatyw
nej większej wyrozumiałości wobec samotnej matki!
-

buntowała   się   w   obronie

Catherine Ŝyczliwa Peggy.

-

A właściwie to nie wiem,

dlaczego

 

ich

 

potępiam.

 

Ta

sytuacja wynikła z winy twojej ukochanej Harriet!

background image

- Peggy!

16             

SPOTKANIE PO LATACH

-

Wybacz,   ale   uwaŜam,   iŜ

trzeba

 

nazywać

 

rzeczy

po   imieniu.   Szczerze   mówiąc,   Catherine...  czasami
myślę, Ŝe pojawiłaś się na tym świecie wyłącznie po to,
by   być   wykorzystywaną!   Jak   ci   podziękowano   za
zmarnowane   cztery   lata   twego   Ŝycia,   które   spędziłaś
biegając wokół spraw Harriet?

-

Harriet

 

dała

 

nam

schronienie,

 

kiedy

 

nie

 

mieliśmy

się gdzie podziać. Nie miała mi nic do zawdzięczenia.

-

Prowadziłaś   ten   dom,

byłaś

 

zawsze

 

na

 

zawołanie

i   tyrałaś   posłuszna   jej   zwariowanym,   charytatywnym
pomysłom   -   mówiła   wzburzona   Peggy.   -   I   za   to
wszystko   otrzymywałaś   wikt   i   mieszkanie   oraz   ubranie
kupione na wyprzedaŜy!

-

Harriet   była   najmilszą   i

najuczciwszą

 

istotą,

 

jaką

kiedykolwiek znałam - odparła Catherine.

Doprowadzona do szału Peggy miała ochotę krzyczeć

ze złości. Trzeba przyznać, Ŝe dziwaczne pomysły Harriet
wydawały się nie draŜnić Catherine tak, jak innych, mniej
tolerancyjnych ludzi. Wyglądało na to,  Ŝe Catherine nie
zauwaŜała,   kiedy Harriet   głośno  mówiła do siebie lub
hałaśliwie i ostentacyjnie opróŜniała portmonetkę, dając
ofiarę   na  tacę   w  kościele.  Nigdy   nawet   nie mrugnęła
okiem,   kiedy   Harriet  przyprowadzała   na   herbatę
brudnych, śmierdzących włóczęgów mówiąc, aby czuli się
jak u siebie w domu.

Catherine   była   najlepszą   przyjaciółką,   jaką   Peggy

kiedykolwiek   miała.   UwaŜała   ją   za   osobę   niezwykle
Ŝ

yczliwą,   szlachetną   i   bezinteresowną,   a   była   to   naj-

wyŜsza   ocena   ze   strony   kobiety,   która   samą   siebie
nazywała zatwardziałą cyniczką.

Peggy napotkała spojrzenie zamglonych,  niebieskich

oczu   w   ślicznej   twarzy   Catherine,   i   mimo   woli

background image

pomyślała   o   niewinnym,   bezbronnym   dziecku   po-
rzuconym   w   zagmatwanym   świecie   dorosłych.   Przera-
Ŝ

ająca była naiwna skłonność Catherine do znajdowania

w ludziach tylko  tego, co najlepsze, i do  traktowania
ich z ufnością. To jej niezmiennie op-

                                 SPOTKANIE PO LATACH 

                          17

tymistyczne   widzenie   świata   czyniło   ją   zupełnie   bez-
bronną.   Była   cudownym   słuchaczem   i   przejmowała   się
kaŜdą   wyciskającą   łzy  opowieścią.   Nie   umiała  powie-
dzieć nie, gdy ludzie prosili ją o przysługę. Jeśli ktoś był w
potrzebie,   Catherine   zawsze   gotowa   była   przyjść  z
pomocą.   A   z   iloma   spotkała   się   dowodami   wdzięcz-
ności? Bardzo nielicznymi.

-  Harriet   powinna   była   zostawić   ci   przynajmniej

część   swego   majątku   -   powiedziała   Peggy   z   naganą
w głosie.

Catherine   postawiła   na   kuchence   czajnik   z   wodą   na

herbatę.

-

A  jak   sądzisz,   co   o   tym

pomyśleliby

 

Drew

 

i

 

jego

rodzina?

-

Drew ma dość pieniędzy.

-

Firma   Huntingdon   nie

jest

 

duŜa,

 

a

 

on

 

nie

 

jest

bogaty.

-

Ma   ogromny   dom   w

Kencie

 

i

 

mieszkanie

 

w

 

cen

trum   Londynu.   Czy   to   nie   jest   bogactwo?   -   zapytała
Peggy sucho.
Catherine jęknęła:

-

Jego   interesy   ostatnio

nie

 

idą

 

dobrze.

 

Drew

zmuszony   był   sprzedać   niektóre   ze   swoich   posiadłości
i,  chociaŜ   nie  przyznałby   się  do  tego  głośno,   bardzo
rozczarował go testament Harriet.

-

Rozwód   z   Annette

prawdopodobnie

 

pozbawi

 

go

resztek majątku - powiedziała w zadumie Peggy.

background image

-   Ona   nie   chciała   tego   rozwodu   -   mruknęła   Ca-

therine.
Peggy skrzywiła się.

-  A   jaka   to   róŜnica?   To   ona   miała   romans.   Ona

ponosi winę.

Catherine nalewając herbatę pomyślała, Ŝe nie moŜna

oczekiwać   ze   strony   Peggy   wyrozumiałości  w
wypadku   zdrady   małŜeńskiej-   Do   tej   pory   mocno
przeŜywała   nagie   zerwanie   własnego   małŜeństwa.   MąŜ
Peggy był kobieciarzem. Annette nie moŜna z nim

18             

SPOTKANIE PO LATACH

porównywać.   To   trudności   finansowe   i   kłopoty  z
dwójką   niesfornych,   kilkunastoletnich   dzieci   do-
prowadziły   do   kryzysu   w   rodzinie   Huntingdonów.
Annette  miała romans,  a Drew  był  tym  załamany.  Nie
przyjął jej usilnych  prób pojednania, wyprowadził się  i
natychmiast   wystąpił   o   rozwód.   Ciekawe,   Ŝe   ludzie,
którzy znaleźli się w trudnej sytuacji, rzadko reagują tak,
jak   się   tego   spodziewaliśmy.   Catherine   sądziła,   Ŝe  on
przebaczy i zapomni. Myliła się.

-

W   dalszym   ciągu   mam

nadzieję,

 

Ŝ

e

 

dojdą

 

do

porozumienia, zanim będzie za późno - zauwaŜyła.

-

A   dlaczego   on   miałby

tego

 

chcieć?

 

Ma

 

zaledwie

pięćdziesiąt lat... i jest przystojnym męŜczyzną...

-

Chyba   tak   -   przyznała

niepewnie

 

Catherine.

Lubiła   bardzo   Drewa,   ale   nigdy   nie   myślała   o   nim
w taki sposób.

-

Mógłby teŜ znaleźć sobie

coś

 

lepszego

 

do

 

roboty,

niŜ   przyjeŜdŜać   tutaj   na   weekend   i   bawić   się   z  Danie
lem - skomentowała Peggy z udaną obojętnością.

Catherine,   nie   zauwaŜając   ukrytej   ironii,   zaśmiała

się:
-

Jest   wolny,   nie   ma

background image

rodziny.

-

A   nie   przyszło   ci   na

myśl,

 

Ŝ

e

 

Drew

 

przyjeŜdŜa

z bardziej osobistych powodów?
Catherine spojrzała na nią z pytaniem w oczach.

-

Och,   na   litość   boską!

-jęknęła

 

Peggy.

 

-

 

Czy

 

mam

ci   to   wyraźnie   powiedzieć?   Jego   zachowanie   na   po
grzebie   wywołało   nie   tylko   moje   zdziwienie.   Ledwie
wziejaś do ręki coś trochę cięŜszego od filiŜanki, on juŜ
biegł na pomoc przez cały pokój! Myślę, Ŝe kocha się
w tobie.

-

Kocha   się   we   mnie?   -

powtórzyła

 

Catherine.

     - Nigdy nie słyszałam nic tak absurdalnego.   

-

MoŜe   się   mylę   -

zawahała się Peggy.

-

AleŜ  oczywiście,  Ŝe się

mylisz!

 

-

 

powiedziała

Catherine z niezwykłą u niej gwałtownością.

-

No,   juŜ   dobrze,   uspokój

się westchnęła Peggy.

                                 SPOTKANIE PO LATACH 

                          19

-  W   dniu   pogrzebu   zapytałam   go,   dlaczego

wynalazł inną starą damę, aby się nią opiekowała...

-  AleŜ pani Anstey jest jego chrzestną matką!
-   Kiedy   poszłam   zobaczyć   to   mieszkanie   dla

ciebie,   zmroziła   mnie   swą   miną.   Powiedziałam   to
Drewowi.
      -  Peggy, jak mogłaś? Mam tylko robić jej zakupy
i przynosić kolację co wieczór. Nie jest to wiele,  w
zamian za mieszkanie i symboliczny czynsz.

-  I dlatego coś w tym podejrzewam. Jakkolwiek...
-  Peggy zawiesiła głos.  Drew pocieszył mnie, Ŝe

nie  powinnam   się  martwić,   bo  chyba   długo   tam   nie
zostaniesz. No, jak myślisz, dlaczego tak powiedział?
     -  MoŜe przypuszcza, Ŝe nie spodobam się jej - od-
rzekła Catherine.

background image

Peggy   obracała   w   ręku   list   agenta   i   zmartwiona
powiedziała:

-  Jeśli musisz się wyprowadzić w tym tygodniu, to

nie   będziemy   mogły   razem   pojechać   do   mojego
domu.   A   tak   liczyłam   na   ciebie,   Catherine.   Moja
matka i ty tak świetnie się ze sobą zgadzacie.

-   Daniel równieŜ nie jest tym zachwycony. Wtedy

Peggy zaproponowała z uśmiechem:

-  A moŜe zabrałabym go ze sobą?
-  Samego?
-  Dlaczego   nie?   Moi   rodzice   uwielbiają   Daniela.

Zepsują   go   do   reszty.   A   ty   do   naszego   powrotu
urządzisz   sobie   mieszkanie,   Ŝeby   było   bardziej
przytulne. Męczyło mnie poczucie winy, Ŝe nie jestem
w stanie w niczym ci pomóc - wyznała Peggy.
      -  Nie mogę pozwolić, abyś ty...
           -  Jesteśmy przyjaciółkami, prawda? Złagodzi to
Danielowi wstrząs związany z przeprowadzką. Bieda-
czek,   tak   bierze   sobie   wszystko   do   serca
-przekonywała Peggy. - Nie będzie go tu, gdy oddasz
Clovera   do   schroniska   i   uniknie   przenosin   do
mieszkania Drewa. Wydaje mi się, Ŝe on nie bardzo
go lubi.
Catherine pomyślała ze smutkiem, Ŝe Daniel zdecy-

20

SPOTKANIE PO LATACH

dowanie   nic   lubi   tych   wszystkich,   którzy   mu   się
sprzeciwiają. Szczególnie zaś nie cierpi być traktowany jak
dziecko  i gdy ktoś mówi, ze jest ładnym  chłopcem.  A
przecieŜ, czy mu się to podoba, czy nie, jest to prawda:
jest naprawdę ładny z czarnymi,  kręconymi  włosami, z
długimi rzęsami i wielkimi ciemnymi oczami. Niezwykle
hibił Peggy, ale nikogo więcej.

-

Ufasz mi? - Peggy ucięła

jej wątpliwości.

-

Alei oczywiście...

-

W talom razie załatwione

zdecydowała.

Catherine   zrezygnowała   więc   z   wynajdywania   dal-

szych   trudności  i  nie  powiedziała,   ze  nigdy   dotąd  nie
rozstawała   się   z   synem.   Daniel   bardzo   lubił   farmę.

background image

Spędzili   tam   razem   z   Peggy   kilka   tygodni   przez
ostatnie lata.

Sześć   dni   później   Daniel,   uściskawszy   ją   radośnie,

wsiadł do samochodu Peggy.
Catherine powiedziała do przyjaciółki:

-

Jeśli   będzie   tęsknić   za

domem, zadzwoń do mnie.

-

Nie   mamy   juŜ   domu   -

przypomniał

 

Daniel.

     - NaleŜy do Afryki.

Catherine wróciła do domu i oczami mokrymi od łez

spojrzała na ustawione tam walizki i pudła. Nie za wiele
tego,   jak   na   cztery   lata   Ŝycia.   Pudła   miały   być
przeniesione do garaŜu Peggy. Jeden z sąsiadów obiecał
przewieźć   je   w   następnym   tygodniu   do   mieszkania
Drewa.   Przybita   otarła   łzy.   Daniel   wyjechał   tylko   na
dziesięć dni, nie na sześć miesięcy!

Drew czekał  na  nią na peronie  i poprowadził  w

kierunku   swojego   samochodu.   Był   dobrze   zbudowanym
męŜczyzną o przyjemnych rysach twarzy. Wyglądał na
bardzo zrównowaŜonego.

- Najpierw zostawimy w mieszkaniu twoje bagaŜe.

-

Najpierw?

Uśmiechnął się.

-

Zamówiłem   stolik   w

Savoyu, zjemy tam lunch.

                               SPOTKANIE PO LATACH 

                          21

- Czy to jakaś okazja?

Catherine   juŜ  wiele  razy jadła lunch  w  towarzystwie

Drewa   i   Harriet,   ale   wtedy   zapraszał   je   zawsze   do
swojego klubu.

-

Moja   firma   jest   bliska

zdobycia

 

wielkiego

 

kon

traktu - wyjawił  nie bez dumy.  - Właściwie mamy to
juŜ w kieszeni. Dziś wieczór jadę do Niemiec, a poju
trze spisujemy umowę.

-

To

 

wspaniała

background image

wiadomość

 

-

 

ucieszyła

 

się

 

Cat

herine.

-

Szczerzemówiąc,

przychodzi

 

w

 

samą

 

porę.

 

Ostat

nio   firma   Huntingdon   balansowała   na   krawędzi   prze
paści.   Ale  to   nie  wszystko,   co   będziemy   świętować
- powiedział.

-

Kiedy   wracasz   z

Niemiec?

 

-

 

zapytała,

 

gdy

 

wy

chodzili z jego mieszkania.

- Za kilka dni, ale zamieszkam w hotelu.
-

 Dlaczego?   -   zdziwiła   się   Catherine.

Lekki rumieniec zabarwił jego policzki.

-  Kiedy   jest   się   w   trakcie   rozwodu,   trzeba   bardzo

uwaŜać,  Catherine.   Dzięki  Bogu,  za miesiąc będzie po
wszystkim.  Nie Ŝyczę sobie, Ŝeby ktokolwiek wytykał
cię palcem, łącząc ze sprawą mego rozwodu.

Catherine   odczuła   nagle   ogromne   zaŜenowanie.

Przyjęła   z   wdzięcznością   propozycję   tymczasowego
schronienia się w jego mieszkaniu, nie zastanawiając się
nad tym, w jakim go stawia połoŜeniu.

-

Ogromnie   mi   przykro,

Drew. Nigdy nie myślałam...

-

Oczywiście, Ŝe nie. Ty nie

myślisz

 

o

 

ludziach

 

w

 

ten

sposób. - Drew uścisnął i przytrzymał  jej rękę.  - Gdy
tylko   zakończy   się   rozprawa   sądowa,   nie   będziemy
musieli zwaŜać na złośliwe języki.

To ostatnie zdanie, zamiast uspokoić, wprawiło ją  w

jeszcze większe zakłopotanie. Wyglądało na to, Ŝe Drew
inaczej rozumiał ich przyjaźń.

Nie   tak   dawno   oburzyły   ją   podejrzenia   Peggy.

Tymczasem Drew wyraźnie zbliŜył się do niej od

22             

SPOTKANIE PO LATACH

momentu   separacji   z   Annette.   Stał   się   częstszym
gościem w domu swojej siostry.

-

Wezmę stek. Przynajmniej

wiadomo,

 

co

 

to

 

takie

go.

background image

-

Masz swoje nawyki -udał

niezadowolenie

 

Drew,

ale jednocześnie uśmiechnął się do niej. On teŜ nie lubił
zmian.-A na przystawkę?
Zamówiła krewetki, jak zwykle.

-  Mogłem   z   góry   zamówić   to   dla   ciebie  -  zaŜar

tował.

Catherine   rzuciła  okiem   w  stronę  holu   i   ujrzała  przy

drzwiach   wejściowych   wysokiego,   czarnowłosego   męŜ-
czyznę. Szybko obejrzała się po raz drugi, ale juŜ go nie
było. Zaskoczona zamrugała oczami, zła na siebie, Ŝe w
tej krótkiej chwili rozpoznania odczuła lek, a ciałem  jej
wstrząsnął dreszcz.

- Co się stało?

Napotkawszy zdziwione spojrzenie Drewa, wzdrygnęła

się nienaturalnie.

-

To z zimna.

-

Teraz,   gdy   jesteś   w

Londynie,

 

będziemy

 

mogli

widywać   się   częściej.   Próbuję   ci   powiedzieć,   moŜe
niezbyt zręcznie, Ŝe... Wydaje mi się, Ŝe cię kocham.

Wyszarpnęła gwałtownie rękę, przewracając kieliszek z

sherry. Mamrocząc słowa przeprosin, zaczęła szperać w
torebce, w poszukiwaniu chusteczki. Drew patrzył na nią
wyczekująco.

- Chciałem, abyś wiedziała,co czuję – westchnął
- Ja… ja nie wiedziałam… Nie miałam pojęcia… 

- To było wszystko, co zdołała z siebie wykrztusić.

- Sądziłem, Ŝe musisz to przemyśleć – w jego głosie

słychać było nutkę niezadowolenia. – Najwidoczniej 
nie było to tak oczywiste, jak myślałem. Catherine, 
nie   rób   takiej   tragicznej   miny.   Niczego   od   ciebie   nie
oczekuję. Myślę, Ŝe trudno o właściwą odpowiedź 
w   takich   okolicznościach.   Byłem   niecierpliwy   i
zachowałem się nietaktownie. Wybacz mi.

                               SPOTKANIE PO LATACH 

                          23

-  Mam   wraŜenie,   jakbym   stanęła   między   tobą

background image

i Annette - szepnęła w poczuciu winy.
Nachmurzył się.

-

To   nonsens.   Dopiero   po

odejściu

 

od

 

niej

 

zdałem

sobie sprawę, jak bardzo lubię być z tobą.

-

Tak, ale gdyby mnie nie

było

 

w

 

pobliŜu,

 

moŜe

wróciłbyś   do   niej   -   przekonywała   z   uporem.   -   Jesteś
wspaniałym przyjacielem, ale ja...

-

Ja   nie   poganiam   cię,

Catherine.

 

Mamy

 

duŜo

czasu   -  zapewnił   ją,   rezygnując   z  tematu,   nad   którym,
jak zrozumiał, nie było sensu dłuŜej dyskutować.

Byli w sali restauracyjnej River Room, gdy usłyszała

ten głęboki głos z lekkim obcym akcentem, głos,  który
działał na nią jak kojący balsam. Natychmiast  zakręciło
się jej w głowie i oŜyły dawne uczucia.  Wstrząśnięta,
otworzyła   szeroko   oczy.   W   uszach   czuła  szalone
pulsowanie. DrŜącą ręką odstawiła kieliszek.
Luc!

O, BoŜe... Luc! To jego musiała zauwaŜyć przedtem.

Rozmawiając z dwoma towarzyszącymi mu męŜczyznami,
gestykulował opaloną ręką. Nie mogła oderwać od niego
oczu. Ostro zarysowany nos, wydatne kości policzkowe,
intensywność   spojrzenia,   wszystko   połączone   w
oszałamiająco przystojnej twarzy.

Obrócił  z  lekka  głowę  o lśniących,   ciemnych  wło-

sach.   Spojrzał  wprost   na  nią.  Zabrakło   jej   tchu   i  czas
nagle   się   zatrzymał.   Rozsądek   nakazywał   wstać   na-
tychmiast   i   uciekać,   biec   tak   długo,   aŜ   pozostawi
daleko   groŜące   niebezpieczeństwo.   Poczuła   szarpiący
wnętrzności   strach,   choć   nic   nie   wskazywało,   Ŝe   ją
rozpoznał.

Luc   odwrócił   się.   Dał   znak   jednemu   ze   swych

towarzyszy,   który   natychmiast   zerwał   się   z   szybkością
wytresowanego   lokaja   i   słuchał   swego   pana   z   po-
chyloną głową.

-  Zepsułem   ci   humor   -   mruknął   Drew.   -   Powinie

nem był milczeć.

background image

24             

SPOTKANIE PO LATACH

Gwałtownie   opuściła   powieki.   Usłyszała   znowu

szczek   sztućców   i   szum   głosów,   ale   w   dalszym   ciągu
czuła się odrętwiała. Gdy patrzyła na Luca, nic i nikt nie
był   w   stanie   odwrócić   jej   uwagi.   Mówi   się,   Ŝe   gdy
człowiek tonie, to w ułamku sekundy widzi całe swoje
Ŝ

ycie. Och, gdyby tak znaleźć ukojenie na dnie basenu...

-

Catherine...

-

Boli mnie trochę głowa -

powiedziała z trudem.

- Jeśli pozwolisz, pójdę wziąć jakiś proszek.

Wstała na trzęsących  się nogach, stwierdzając z nie-

zmierną   ulgą,   Ŝe   nie   musi   przechodzić   obok   stolika,
gdzie siedział Luc. Mimo to miała uczucie, jakby szła na
ś

mierć. Choć nie miało to sensu, oczekiwała dotknięcia

jego ręki na swym ramieniu. Weszła szybko  do toalety i
włoŜyła dłonie pod zimną wodę.

Gdy wycierała ręce, dotknęła cienkiej złotej obrączki

na serdecznym palcu. Prezent od Harriet i jej  pomysł.
Wszyscy   prócz   Peggy   myśleli,   Ŝe   jest   wdową.  Harriet
rozpowiedziała to kłamstwo, zanim Catherine opuściła
szpital.   Niesmakiem   i   wstrętem   napawało   ją  to,   Ŝe
uchodziła   za   kogoś,   kim   naprawdę   nie   była,   choć  ze
smutkiem   szybko   uświadomiła   sobie,   Ŝe   gdyby   nie  ta
wzbudzająca szacunek historyjka, nie byłaby tak dobrze
przyjęta przez miejscową społeczność.

Opanuj   się,   odetchnij   głęboko.   Dlaczego   ulegasz

panice? JednakŜe gdy w pobliŜu jest Luc,  panika jest
uzasadniona. Trudno było przewidzieć jego reakcję, ale
nie mogła tu tkwić wiecznie.

-  Myślę,   Ŝe   zanosi   się   na   burzę   -   powiedziała   do

Drewa po powrocie na salę, starając się nie rozglądać.
     - Często mam bóle głowy przy takiej pogodzie.
Nie przestawała mówić jedząc.
Jeśli   Drew   był   nawet   trochę   oszołomiony   jej   gada-
tliwością, to na pewno nie zauwaŜył,  Ŝe straciła apetyt.
Luc   obserwował   ją.   Czuła   to.   Czuła   hipnotyczną   siłę
utkwionych w niej brązowozłotych oczu. I nie mogła

background image

  

           SPOTKANIE PO LATACH 

                          25

tego wytrzymać. Było to jak chińska wodna tortura  -
drąŜące, bezlitosne. Zaczynała ją ogarniać złość.

Luc był  niewzruszony.  To wbrew naturze, Ŝe potrafił

pozostać opanowany, mimo Ŝe tak bardzo ją skrzywdził. Nie
było miejsca na sprawiedliwość w świecie, w którym Luc w
dalszym ciągu rósł w potęgę, jak wyjątkowo  zaborcza
roślina tropikalna. Stratujesz ją, a ona znowu  wyrośnie,
dwa razy silniejsza i równie groźna.

Skrupulatnie mieszała kawę: to w jedną, to w drugą

stronę,   aŜ   wreszcie   wsypała   cukier.   W   głowie   czuła
zamęt,   zagubiona   gdzieś   między   przeszłością   i   teraź-
niejszością.   Była   tylko   jedną   z  wielu   na   długiej   liście
ofiar   Luca   Santiniego.   Goryczą   napełniała   ją   świado-
mość tej poniŜającej prawdy.

-

Udał,   Ŝe   mnie   nie

poznaje.

 

-

 

Drew

 

bezbarwnym

głosem przerwał jej paplaninę.

-

O   kim   mówisz?   -

zapytała zdezorientowana.

-

O Lucu Santinim. Patrzył

prosto

 

na

 

mnie,

 

gdy

przechodził obok nas.

Zaskoczyło ją odkrycie, Ŝe Drew zna Luca. A właś-

ciwie,   dlaczego   tak   się   dziwiła?   Wprawdzie   Drew
naleŜał do niŜszej kategorii, ale działał na tym  samym
polu, co Luc. Wytwórnia podzespołów elektronicznych
Huntingdona.

-

Czy t-to t-takie waŜne? -

wyjąkała.

-

To   nauczy   mnie   nie

zadzierać

 

nosa

 

-

 

odpowie

dział   Drew   z   kwaśną   miną.   -   Załatwiałem   z   nim
interesy,  ale to było  dawno temu. Nie naleŜę dziś do
grupy Santiniego, moŜliwe, Ŝe mnie wcale nie pamięta.

Luc miał niezawodną pamięć. Nigdy nie zapominał raz

widzianej twarzy. Uświadomiła sobie z poczuciem winy,
Ŝ

e   Luc   udał,   iŜ   nie   rozpoznał   Drewa   z   powodu   jej

obecności. Nie była teŜ tak głupia, Ŝeby udawać, iŜ nie
wie, kim jest Luc. Mógł o nim nie słyszeć tylko jakiś
analfabeta albo ktoś Ŝyjący na bezludnej wyspie.

Drew popijał swoją kawę najwidoczniej zadowolony,

Ŝ

e o nim zapomniano.

background image

26             

SPOTKANIE PO LATACH

-

To niezwykły facet.  I jak

musiał

 

ryzykować,

 

Ŝ

eby

dojść do tego, co ma dzisiaj.

-

I   pomyśleć,   ile   ma   na

swoim koncie kobiet.

-

OtóŜ   to-zadumał   się

Drew.

 

-

 

O

 

ile

 

wiem,

 

wpadł

tylko   raz.   Niech   pomyślę,   to   było   około   czterech...
pięciu lat temu. Nie wiem, co się właściwie zdarzyło,
ale wtedy był diabelnie bliski bankructwa.

Zapewne   odbił   to   sobie   na   kimś   innym.   W   Ŝyciu

kierował się twardą zasadą: oko za oko, ząb za ząb, no, i
zysk w interesie.

Gdy   wychodzili   z   hoteli,   przybity   Drew   cicho

powiedział:

-

Chyba   zrobiłem   z   siebie

cholernego głupca?

-

AleŜ   skąd   -   pośpiesznie

zaprzeczyła.

-

Czy   chcesz   jechać

taksówką?

 

-

 

zapytał

 

stłumio

nym głosem. - Lepiej będzie, jak wrócę do biura.

-

Przejdę się trochę.

Czuła się zawstydzona, Ŝe nie umiała zachować się  z

większym taktem, ale jego wyznanie i nagle pojawienie
się Luca pozbawiło ją zdolności rozumowania.

- Catherine?

Zanim  zdąŜyła się odwrócić,  Drew pochylił  się  i

zgniótł ustami jej pełne wargi.

-  JuŜ wkrótce poproszę cię o rękę, czy chcesz tego,

czy nie - obiecał odzyskując pewność siebie. - Minęło
juŜ prawie pięć lat, kiedy straciłaś męŜa. Nie moŜesz
strawić reszty Ŝycia na wspominaniu go.

Kilka sekund później odszedł szybko w przeciwnym

kierunku.   Niepohamowane   łzy   popłynęły   z   jej  oczu.
PrzeŜycia ostatnich godzin wybijały opóźnioną reakcję.
Drew   był   męŜczyzną   zupełnie   innego  rodzaju,   był
dŜentelmenem   starej   daty,   który   juŜ   przy  pierwszym
pocałunku   proponował   małŜeństwo.  A   ona   -
skończoną   oszustką.   Nie   była   kobietą,   za  jaką   ją
uwaŜał,   bolejącą   ciągle   nad   utratą   młodego   męŜa   i
tragicznie zakończonym krótkim małŜeństwem.

background image

           

    SPOTKANIE   PO

LATACH 

                          27

Prawda   mogłaby   go   zabić.   I   dla   niej   wspominanie

przeszłości   było   straszne.   Przez   dwa   lata,   nawet   we
własnym   mniemaniu,   była   dziwką   Luca   Santiniego.
Karmiona   i   ubierana   w   zamian   za   gorliwość   w   spra-
wianiu   mu   przyjemności   w   łóŜku.   O   takiej   kobiecie
mówi   się  w  sposób   bardziej   elegancki,   Ŝe  jest  czyjąś
utrzymanką.   Tylko   Ŝe   utrzymaniu   bogatych   męŜczyzn
mogą   liczyć   na   publiczne   pokazywanie   się   u   boku
swych opiekunów. A Luc wolał, by pozostawała  w
cieniu. Nigdy nie okazał najmniejszej chęci, aby  wziąć
ją   ze   sobą   i   pokazać   światu.   Nie   miała   ani
odpowiedniego wyglądu, ani oglądy, nie mówiąc juŜ  o
pochodzeniu i wykształceniu. Jeszcze teraz wspomnienia
paliły, raniąc boleśnie.

Wybór. Całe Ŝycie jest moŜliwością wyboru. W wieku

osiemnastu   lat   Catherine   sądziła,   Ŝe   samodzielnie  /
podejmuje   decyzje.   Tymczasem   decydowano   za   nią.
Miłość  w zastraszający  sposób  niszczy  poczucie  god-
ności   i   inteligencję   niedoświadczonej,   młodej   dziew-
czyny. Zanim spotkała Luca, nie wierzyła, Ŝe miłość do
kogoś  moŜe  być  błędem.   Okazało   się,   Ŝe  moŜe,  i  to
jeszcze   jak.   Catherine   od   dawien   dawna   rozpaczliwie
pragnęła   być   kochana.   Zaraz   po   urodzeniu   została
porzucona  przez  matkę,  po   której   wszelki   ślad  zaginał.
Wychowywała się w domu dziecka, gdzie ginęła w tłu-
mie.   Była   marzycielką   snującą   przez   lata   fantastyczne
historie   o   nieznanej   matce,   która   miała   niespodzianie
pojawić się i zabrać ją ze sobą. Ody miała dziesięć lat,
nadzieja osłabła i zaczęła marzyć o szalonej miłości.

Po   ukończeniu   szkoły,   w   wieku   szesnastu   lat   pra-

cowała jako słuŜąca w swoim domu dziecka, aŜ do jego
zamknięcia   w   dwa   lata   później.   Do   kierowniczki
zgłosili  się  wtedy państwo  Goulds,  młodzi właściciele
małej   galerii   sztuki   w   Londynie.   Zatrudnili   ją   jako
recepcjonistkę,   wykorzystywali   bez   skrupułów   i   płacili
tylko tyle, Ŝe z trudem starczało jej na Ŝycie. PoniewaŜ ich
dochody były małe, galeria często musiała być

background image

28             

SPOTKANIE PO LATACH

otwarta do późna i to Catherine pilnowała sklepu przez
wiele wieczorów.

Pewnego   zimowego   wieczora,   gdy   juŜ   zamykała

sklep,   Luc,   w   drodze   do   swego   hotelu,   powodowany
jakimś impulsem wszedł do galerii bez specjalnego celu,
w białym trenczu narzuconym niedbale na ramiona. Wtedy
to dokonała pierwszego wyboru, oślepiona i oszołomiona
przelotnym uśmiechem... przerwała zamykanie sklepu.

Jej   rozmyślania   zakłócił   szum   motoru   srebrnej

limuzyny,   stojącej   przy   krawęŜniku.   Tylne   drzwi   sa-
mochodu otworzyły się i wysiadł z niego Luc.

- Czy mogę panią podwieźć?

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Catherine   patrzyła   na   niego   z   nieukrywanym   prze-
raŜeniem w szeroko otwartych oczach. - Ja... ja nie idę
nigdzie konkretnie.

-

Po  prostu  spaceruje  pani

zadrwił Luc.

-

Skąd   wiedziałeś,   gdzie

jestem? - zapytała.

-

Jechałem   za   tobą   od

samego

 

hotelu.

Poczuła, Ŝe braknie jej tchu. Czy naprawdę myślała,
Ŝ

e   to   drugie   spotkanie   to   kolejny   przypadek?   Czy

sądziła, Ŝe on pozwoliłby jej odejść bez wyjaśnień?

-  Dlaczego   to   robisz?   -   szepnęła   w   napięciu.

Chmurnie spojrzały na nią ciemne, błyszczące oczy.

-  MoŜe   chciałbym   powrócić   do   dawnych   czasów?

Sam nie wiem. To ty mi powiesz. Czy myślisz, Ŝe to
moŜliwe?

Odruchowo   cofnęła   się   do   balustrady,   przy   której

stali.

-

Nie   jesteś   człowiekiem

impulsywnym.

-

Dlaczego   drŜysz?   -

Podszedł

 

do

 

niej

 

bliŜej,

 

a

 

ona

plecami   oparła   się   o   Ŝelazną   balustradę,   usiłując
utrzymać pewien dystans miedzy nimi.

-

Pojawiasz   się   tak   nagle.

Przestraszyłeś mnie.

-

Jak dziecko lubisz ciągle

niespodzianki.

background image

-  Nie   zauwaŜyłeś,   Ŝe   juŜ   nie   jestem   dzieckiem.

Zebrała się na odwagę, Ŝeby ostro odpowiedzieć, ale
był   to   błąd.   Luc   zmierzył   ją   wzrokiem,   szacując
czerwoną, okrągłą klamrę spinającą jej jedwabiste włosy,
bluzkę   z   koronkowym   kołnierzykiem   i   układaną,
kwiecistą spódniczkę. Poczuła się jak obnaŜona.

-  Widzę,   Ŝe   firma   Laury   Ashley   w   dalszym   ciągu

ś

wietnie się rozwija - zaŜartował z powaŜną miną.

30             

SPOTKANIE PO LATACH

Był teraz tak blisko, Ŝe mogłaby go dotknąć. Ale nie

ośmieliła   się   podnieść   oczu   powyŜej   poziomu   jego
jedwabnego   krawata.   Szary,   o   stalowym   odcieniu
garnitur nosił z elegancją, którą niewielu tylko męŜczyzn
mogłoby   naśladować.   Wysoką,   szczupłą   sylwetkę
podkreślał doskonały krój ubrania człowieka z wyŜszych
sfer. Ale to, co czuła w atmosferze wokół niego, dalekie
było   od   uprzejmości   ludzi  z   towarzystwa.   Było  to   coś
wręcz przeraŜającego.

-  Nie mamy o czym mówić po tylu latach. - W sło

wach,   które  padły z  bladych   ust,  moŜna  było   wyczuć
nie wypowiedzianą prośbę.

Luc podniósł rękę i czubkiem palca przesunął powoli

od delikatnego obojczyka, gdzie wyczuwalny był szalony
rytm pulsu, aŜ do wygięcia dolnej wargi. Czuła, Ŝe pali
ją skóra, a cale ciało oblewa Ŝar.

-

OdpręŜ   się  -  poradził.

Opuścił

 

rękę

 

sekundę

wcześniej,   zanim   szarpnęła   gwałtownie   głową,   nie
godząc   się  na  tę  poufałość.   W  jego   oczach   zabłysły
ogniki, a na ustach pojawił się uśmiech:

-

Nie   chciałem

 

cię

przestraszyć.

 

CóŜ

 

to...

 

jesteśmy

wrogami?

-

Ja...   ja   się   spieszę   -

wyjąkała.

-

I   nie   chcesz,   Ŝebym   cię

podwiózł?

 

Zgoda.

 

Przejdę

się razem z tobą - odpowiedział łagodnie.  - A moŜe
wsiądziemy   do   samochodu   i   przejedziemy  się...   i   tak

background image

pewnie   utkniemy   w   korku   ulicznym.   Zaufaj   mi,   jestem
dziś w łagodnym nastroju.

-

Dlaczego? - odsunęła się

odwaŜnie

 

od

 

balust

rady. - Czego chcesz?

-

Nie spodziewam się, abyś

chciała

 

w

 

tłoku

 

ulicz

nym   robić   to,   co   zazwyczaj   robiliśmy.   -   Ciemnymi
zuchwałymi     oczami     przyglądał     się     rumieńcowi
oblewającemu   jej   twarz.   -   A   według   ciebie,   czego
mógłbym   chcieć?   Czy   to   takie   dziwne,   Ŝe   chciałbym
zaspokoić swoją naturalną ciekawość?

- Czego dotyczącą?

           

    SPOTKANIE   PO

LATACH 

                          31

- Ciebie. A kogóŜ by innego?

Catherine zagryzła  dolną wargę.  Czuła narastającą  w

niej   złość.   Był   czas,   Ŝe   gdy   Luc   mówił:   wsiadaj   do
samochodu,   skwapliwie   wykonywała   jego   polecenie.
Uśmiechał   się   teraz,   ale   nie   moŜna   ufać   uśmiechowi
Luca.   Mógł   uśmiechać   się   i   jednocześnie   doszczętnie
kogoś   zniszczyć   starannie   dobranymi   słowami.   Zdecy-
dowała   się   w   jednej   chwili   i   ruszyła   w   kierunku
samochodu.   Luc   był   człowiekiem   wyjątkowo   inte-
resującym   dziennikarzy,   nie   mogła   wiec   dopuścić   do
tego, by ją z nim widziano.

Jeden   z   goryli   Luca   otworzył   drzwiczki   limuzyny.

.Wśliznęła   się   w   róg   samochodu   i   usiadła   na   obitej
kremową skórą kanapie. Drzwiczki zatrzasnęły się.

-  Doprawdy,   Catherine...   czy   to   było   takie   trudne?

- zapytał Luc. - Napijesz się czegoś?
W gardle czuła suchość.

- Chętnie.

Nerwowo   wygładzała   fałdy   spódniczki.   Luc   pochylił

się,   aby   otworzyć   barek.   Przez   jeden   moment,   który
wydał się jej najdłuŜszym w Ŝyciu, czarne, gęste włosy
były w zasięgu jej palców. Nieuchwytny aromat płynu do
płukania włosów, zmieszany z nieokreślonym, ale  jakŜe

background image

znajomym   jego   własnym   zapachem,   uderzył   w   jej
rozszerzone   nozdrza.   Gdy   wyprostował   się,   zmieszana
obserwowała ruch  muskułów  pod  drogą tkaniną koszuli,
okrywającej jego szerokie ramiona.

Luc podał jej szklankę, przytrzymując ją na tyle długo,

Ŝ

e musiała na niego spojrzeć. Był to atak bardzo niewinny,

jak na  moŜliwości  Luca,   ale i  tak poczuła, Ŝe  nad   nią
panuje. Szybko wypiła kilka łyków. Nie cierpiała smaku
brandy,   która   z   trudem   przechodziła  przez   ściśnięte
gardło.

- Czy teraz lepiej się czujesz? - zapytał. - Mieszkasz

w Londynie?

-  Nie   -   odpowiedziała   z   pośpiechem.   -   Jestem   tu

tylko chwilowo. Mieszkam w... Peterborough.

32             

SPOTKANIE PO LATACH

-  Widzę, Ŝe jesteś męŜatką.  Musi to być  dla ciebie

ź

ródłem wielkiej satysfakcji.

Obrączka ślubna zaciąŜyła jej jak ołów. Postanowiła

pominąć milczeniem te złośliwą uwagę.

-

Kiedy wyszłaś za mąŜ?

-

Ponad cztery lata temu.

Napiła   się,   dla   dodania   sobie   odwagi   przed   następ

nym kłamstwem.

-

Niedługo   po...   Był   to

burzliwy,

 

krótkotrwały

romans - wyjaśniła szybko.

-

Na to wygląda -wycedził.

-Opowiedz mi o tym.

-

Nic   nie   było   w   tym

nadzwyczajnego

 

-

 

mruk

nęła.   -   Jestem   pewna,   Ŝe   wcale   cię   to   nie   zainteresu
je.

-

Przeciwnie   -   zaprzeczył

miękko

 

Luc.

 

-

 

Szalenie

jestem ciekaw. A czy twój mąŜ ma jakieś imię?

-

Luc, ja...

-

 Ach,   więc   moje   imię   pamiętasz?

Wbiła wzrok w swój kieliszek.

background image

-

Paul. Ma na imię Paul. -

Pomimo

 

ogromnego,

strasznego   napięcia,   udało   się   jej   uśmiechnąć.   -   Na
prawdę nie ma o czym mówić!

-

Zaspokój   jednak   moją

ciekawość.

 

Czy

 

jesteś

szczęśliwa tam... gdzie to jest? W Peterhaven?

-

Oczywiście.

-

Nie   wyglądasz   na

szczególnie szczęśliwą.

-

To   nie   zawsze   jest

widoczne

 

-

 

odcięła

 

się

 

zroz

paczona.

-

A   dzieci?   -   zapytał   od

niechcenia.
Catherine zdrętwiała.

-

Nie, jeszcze nie mam.

Luc   był   bardzo   opanowany.   ZauwaŜyła   to,   choć

sama była zmieszana. Luc nagle uśmiechnął się.

- Co robiłaś z tym Huntingdonem?

Pytanie rzucone znienacka zbiło ją z tropu.

-  Ja...   zatrzymuję   się  u  niego,   gdy   przyjeŜdŜam   na

zakupy - zawahała się, a potem ze zdecydowaniem,

         SPOTKANIE PO LATACH 

                          33

które miało świadczyć  o jej absolutnej pewności  siebie,
dodała: - Mój mąŜ pracuje dla niego.

-  Wygląda   na   to,   Ŝe   dobrze   spędziłaś   dzień   pełen

szczególnych   zbiegów   okoliczności   -   cudowne,   złote
oczy   patrzyły   wprost   na   jej   zarumienioną   twarz.
Najciekawsze jest to, co niespodziewane, czyŜ nie?
Odstawiła kieliszek.

-

Muszę...

 

naprawdę

muszę

 

juŜ

 

iść.

 

Bardzo

 

miło

było znowu cię spotkać.

-

Czuję się pochlebiony, Ŝe

tak

 

uwaŜasz

 

-

 

powie

dział półgłosem Luc. - Czego się tak boisz?

background image

-

Ja się boję? - powtórzyła

niepewnie.

 

-Nie

 

boję

 

się

niczego. Nie mamy juŜ o czym mówić.

-

A   ja   myślę,   Ŝe   mamy

jeszcze

 

cały

 

dzień

 

przed

sobą.
Catherine pochyliła głowę.

-

Nie muszę odpowiadać na

twoje

 

pytania

 

-

 

powie

działa   stanowczo,   usiłując   zapanować   nad   drŜeniem
w głosie.

-

Potraktuj   to   jako   mały,

nieco

 

spóźniony

 

objaw

uprzejmości - zaproponował Luc. - Cztery i pół roku
temu  zniknęłaś jak kamfora.  Bez słowa,  bez listu lub
najmniejszej   próby   wyjaśnienia.   Chciałbym   usłyszeć   je
teraz.
Ceglaste plamy wystąpiły na jej policzkach.

-

Związek   z   tobą   był

najgłupszą

 

rzeczą,

 

jaką

 

kiedy

kolwiek zrobiłam.

-

A   to,   Ŝe   mi   to   teraz

powiedziałaś,

 

moŜe

 

okazać

 

się

drugą   najgłupszą   rzeczą   -   spojrzał   na   nią   pociem
niałymi oczami. - Spałaś ze mną w noc przed swoim
zniknięciem. LeŜałaś w mooch ramionach i kochałaś się
ze mną, planując, Ŝe opuścisz mnie...

-

Z   przyzwyczajenia   -

wyjąkała.

Chwycił silnie jej rękę i przyciągnął do siebie bliŜej,

wbrew jej woli.

-  Z przyzwyczajenia?  - krzyknął  szorstko  j z niedo

wierzaniem w głosie.

34             

SPOTKANIE PO LATACH

Cofnęła   się   przed   niepohamowaną   złością   i   odrazą,

które wyczytała w jego pełnych wyrazu oczach.

-

 Sprawiasz   mi   ból  

-   szepnęła.

Z pogardą puścił jej rękę.

-  W   takim   razie   wyrazy   mojego   uznania,   za   takie

background image

przedstawienie,   naleŜy   ci   się   nagroda   zwycięzcy.   Przy
zwyczajenie inspiruje cię do niecodziennego zapału.

Pod   wpływem   wspomnień   zaczerwieniła   się   po

czubki   włosów.   Te   wspomnienia  budziły   nienawiść   do
samej siebie. A tamtej nocy w głębi serca była przekonana,
ze   nigdy   juŜ   nie   będzie   znowu   z   Lucern.   O   świcie,  z
niezwykłą u niej śmiałością, obudziła go pełna rozpaczy,
która   jedynie   w   fizycznym   kontakcie   mogła  znaleźć
ukojenie. Kochać kogoś, kto nie odwzajemnia miłości, to
najokrutniejszy rodzaj cierpienia.

-

Nie

 

pamiętam

 

-

skłamała

 

bez

 

przekonania,

z   uczuciem   rosnącej   nienawiści.   Zapłaciła   zbyt   wysoką
cenę za miłość do Luca.

-

Przyzwyczajenie

 

-

powtórzył

 

znowu,

 

ale

 

juŜ

spokojnie.

Mimo woli uraziła boleśnie jego męską ambicje. Nie

była   jedyną,   która   szalała   na   punkcie   Luca.   Kobiety
gotowe   były   na   wszystko,   byleby   tylko   zwrócić   na
siebie jego uwagę. Zrobiłyby jeszcze więcej,  aby tylko
zatrzymać go przy sobie.

Dla   Luca   Santiniego   kobiety   były   zabawkami   po-

trzebnymi  w wolnym  czasie. Łatwo zdobywanymi  i tak
samo   łatwo   odrzucanymi.   Wznosząc   się   na   szczyty
sukcesu,   Luc   nigdy   nie   pozwolił   sobie   na   utratę
odrobiny   własnej   energii   dla   jakiejś   kobiety.   Był
samcem o duŜych potrzebach seksualnych, ale kobiety nie
zajmowały waŜnego miejsca w jego myślach.

-

Muszę   juŜ   iść   -

powtórzyła

 

i

 

ponownie,

 

gdy

napotkała   jego   błyszczące   oczy,   odczuła   dziwną   nie
chęć do zrobienia jakiegokolwiek ruchu.

-

Jak sobie Ŝyczysz.

Chłodnym wzrokiem, wprawiającym ją w zmiesza-

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                          35

background image

nie, obserwował, jak brała swoją torebkę i wydostawała się
z samochodu na miękkich nogach, jak zachwiała  się na
moment na bardzo wysokich obcasach.

Odwracając   nieposłuszne   oczy   od   jego   smagłej,

męskiej   twarzy   zamknęła   drzwiczki   i   przeszła   na   drugą
stronę ulicy.  Z  poczuciem winy myślała o  wszystkich
tych kłamstwach, które powiedziała, aby uchronić syna.
I   nie   dlatego,   by   Luc   mógł   czymś   teraz   zagrozić
Danielowi, ale czuła się bezpieczniej, gdy on o niczym
nie   wiedział.   Luc   nie   lubił   Ŝadnych   komplikacji   ani
ewentualnych   kłopotów.   A   nieślubny   syn   mógł   być
powodem jednego i drugiego.

Jeszcze   oszołomiona,   pomyślała,   Ŝe   poza   jednym

niebezpiecznym momentem Luc był taki... taki chłodny.
Mogłaby przysiąc, Ŝe w hotelu Savoy Luc był wyraźnie
wściekły. Ale widocznie to tylko jej imaginacja. A poza
tym, dlaczego miałby być wściekły? Cztery lata to duŜo
czasu, a jemu na niej  nie zaleŜało. Nie  moŜna ciągle
wspominać kogoś, kto nawet kiedyś był bliski, gdy Ŝyje
się juŜ innymi sprawami.

Myślami powróciła do ich pierwszego spotkania.  Z

wdzięczności za to tylko, Ŝe się pojawił, oprowadziła  go
po   galerii:   była   to,  par   exccllence,  wycieczka  z
przewodnikiem.   Nigdy   jeszcze   nie   znajdowała   się   tak
blisko  męŜczyzny  tak pięknego,   wykształconego   i  pod-
niecającego.   Luc,   znudzony   własnym   towarzystwem,
chętnie przyjął rolę zabawianego gościa.

Uśmiechnął się do niej, a wtedy zgubiła całkowicie

wątek.   Nie   zrobiło   to   na   nim   Ŝadnego   wraŜenia.   Nie
podał   nawet   swojego   nazwiska,   ale   przed   wyjściem
powiedział do niej:

- Nie powinna pani zostawać tu sama. Nie powinna teŜ

pani być tak bezpośrednia wobec obcych męŜczyzn. Widu
z nich potraktuje to jako zachętę i wtedy,  zapewne, nie
będzie pani umiała sobie z tym poradzić.

Gdy   ruszył   schodami   w   dół,   objął   ją   ostatni   raz

spojrzeniem błyszczących, złotych oczu. I cóŜ zoba-

36             

SPOTKANIE PO LATACH

czył? Ładną, zaokrągloną osiemnastolatkę, niezręczną i

background image

naiwną jak dziecko.

Mimo   to   przez   następne   dni   nie   opuszczał   jej

promienny   optymizm.   Jeśli   zdarzyło   się   raz,   moŜe
zdarzyć   i   drugi.   Minęły   dwa   miesiące,   zanim   Luc
pojawił   się   znowu.   Tak   jak   poprzednim   razem   było
późno i przyszedł sam. Niewiele mówiąc obejrzał nowe
obrazy   z   widocznym   brakiem   zainteresowania,   gdy
tymczasem   ona   paplała   z   całą   impulsywną   bezpośred-
niością, którą on zganił przy pierwszej wizycie. Gdy byli
juŜ blisko wyjścia, odwrócił się nagle.

-  Będę   czekał   na   panią   po   zamknięciu   galerii.   Po

trzebuję czyjegoś towarzystwa - wycedził.

Tak   długo   oczekiwane   zaproszenie   było   wypowie-

dziane   niedbale,   w   ostatniej   chwili,   z   niewybaczalną
arogancją człowieka pewnego jej zgody. Czy przejęła się
tym? Ani trochę!

-

Pracowałem   cały   dzień,

Chciałem

 

się

 

przejść

-mruknął, gdy ona, zadyszana, dreptała u jego boku.

-

Bardzo chętnie się przejdę

-

 

powiedziała.

 

Mógłby

jej nawet zaproponować kąpiel w Tamizie zimą i teŜ by
się zgodziła bez wahania. Wziął od niej płaszcz i podał
jej  zgrabnie,  a  jego   eleganckie   maniery   zrobiły  na  niej
ogromne wraŜenie.

Zmęczył   ją   bardzo   pierwszym   spacerem.   Potem

postawił kawę w kawiarni na Piocadilly. Opowiadał jej  o
swoim   dzieciństwie   w   Nowym   Jorku,   o   rodzinie  -
ojcu,   matce   i   siostrze,   którzy   zginęli   rok   temu  w
katastrofie lotniczej. Ona z kolei otworzyła przed nim serce i
opowiedziała o swoim niepewnym pochodzeniu,  Ŝartując
nawet na temat nieznanych przodków.

- MoŜe zadzwonię do pani.

Wsadził ją do taksówki nawet bez pocałunku.

Nie   zadzwonił.   Minęło   sześć,   a   właściwie   prawie

siedem   męczących   tygodni.   Czuła   się   ogromnie   nie-
szczęśliwa. I gdy juŜ straciła całkowicie nadzieję, zjawił się.
Bez Ŝadnego uprzedzenia. Na jego widok roz-

background image

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                          37

płakała się z radości i musiał ją pocałować, aby przestała
szlochać.

Po   tym   pocałunku   mógłby   nawet   okazać   się   nagle

gangsterem...   nie   miałoby   to   Ŝadnego   znaczenia.   Za-
kochała   się   szaleńczo   i   w   głębi   oszołomionej   duszy
przekonana   była,   Ŝe   on   taksę   ją   pokochał.   Jakie   to
romantyczne,   pomyślała,   gdy   dał   jej   jedną   białą   róŜę.
Zasuszyła   później   ten   cudowny   kwiat,   Ŝeby   mieć
pamiątkę w przyszłości...

Jak wspomnienia mogą stać się przykre! Luc nie był ani

trochę   romantyczny.   Postarał   się   tylko   o   zdobycie
doskonałej   kochanki,   z   tym   samym   chłodnym   opano-
waniem   i  zręcznymi  intrygami,   jakie  stosował   w inte-
resach. Etap pierwszy - pozbawić spokoju. Etap drugi
- przekonać ją, Ŝe nie moŜe Ŝyć bez niego. Etap trzeci
-  podbić   serce.   Została   uwiedziona   w   takim   stylu
i   z  takim   mistrzostwem,   Ŝe  nawet   nie   zdawała   sobie
sprawy, co się z nią dzieje.

Znaleźć zwykłą dziewczynę i omotać ją. To właśnie

zrobił z nią Luc. Równie dobrze mogłaby połoŜyć się na
szynach   kolejowych   przed   pędzącym   ekspresem.  Od
początku wszystko sprzysięgło się przeciw niej.

Gdy   na   zatłoczonej   ulicy   spojrzała  na   zegarek,   była

zaskoczona,   Ŝe   jest   tak   późno.   Zatopiona   w   myślach,
chodziła bez celu całe popołudnie. Nie zastanawiając się
dłuŜej, poszła w kierunku przystanku autobusowego.

Gospodyni   Drewa,   pani   Bugle,   właśnie   nakładała

płaszcz, gdy Catherine weszła do mieszkania.

-

Proszę   wybaczyć,   panno

Parrish,

 

ale

 

byłam

 

zbyt

zajęta,   Ŝeby   przygotować   pani   obiad   -   powiedziała
zimno pani Bugle.

-

Och,  nie szkodzi. Jestem

przyzwyczajona

 

sama

siebie   obsługiwać.   -   Catherine   była   jednak   zaskoczona
zimną   uprzejmością   tej   kobiety   i   jej   pełnym   nagany
spojrzeniem.

-

Chcę,

 

Ŝ

eby

 

pani

wiedziała, Ŝe pani Huntingdon

background image

38            

SPOTKANIE PO LATACH

bardzo   przeŜywa   sprawę   rozwodu   -   powiedziała   pani
Bugle   oskarŜycielskim   tonem.   -   JeŜeli   pan   Huntingdon
oŜeni się ponownie, poszukam innej posady.

Catherine nie miała moŜliwości powiedzenia czegoś na

swoją   obronę.   Rzuciwszy   te   niemiłe   słowa   na
poŜegnanie,   pani   Bugle   wyszła   trzasnąwszy   drzwiami.
Catherine, zła i zaŜenowana, uznała, Ŝe atak gospodyni
był końcowym akcentem tego okropnego dnia.

Teraz   więc   stała   się   tą,   która   rozbiła   małŜeństwo.

Pewnie nie tylko pani Bugle tak myśli. Romans Annette
Huntingdon   był   trzymany   w   wielkiej   tajemnicy   i   tylko
bardzo niewiele osób o nim wiedziało. Mój BoŜe, jak
mogła być tak ślepa i nie zauwaŜyć uczuć Drewa?

Harriet była przeciwna rozwodowi brata. Robiła mu

wymówki, co jeszcze bardziej go rozdraŜniało.

MoŜe okazywała Drewowi za duŜo sympatii, usiłując

zrównowaŜyć  brak  delikatności Harriet? MoŜe teŜ  zbyt
chętnie   słuchała   tego,   co   mówił?   Szczerze   mu
współczuła, ale naprawdę nie chciała mieszać się w jego
małŜeńskie   problemy.   Na   litość   boską,   wszystko,   co
zrobiła, to tylko to, Ŝe słuchała, a Drew... najwidoczniej
odczytał to jako zachętę.

Teraz   powinna   natychmiast   się   wyprowadzić   z   tego

mieszkania!   Ale   w   jaki   sposób?   Po   zapłaceniu   pani
Anstey z góry za jeden miesiąc, zostało jej mniej niŜ
trzydzieści funtów. Peggy wściekała się na nią często, Ŝe
nie   domaga   się   jakiejś   zapłaty   za   prowadzenie   domu
Harriet,   która   odprawiła   gospodynię   wkrótce   po
wprowadzeniu się Catherine. Jednak sama Catherine nie
potrafiła pogodzić się z myślą, iŜ mogłaby za swoje usługi
otrzymywać pensję.

I nie miało to Ŝadnego znaczenia, dopóki Ŝyła Harriet.

Catherine na róŜne sposoby udawało się wiązać koniec  z
końcem tym bardziej, Ŝe nie musiała się martwić ani  o
mieszkanie, ani o jedzenie. Została zarejestrowana jako matka
samotnie   wychowująca   dziecko,   ale   korzystała  z   tego
rzadko. Uprawiała warzywa, szyła, karmiła

background image

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                          39

podopiecznych Harriet... jakoś sobie zawsze radzili, ona  i
Daniel.   Ale   teraz   niepewność   co   do   ich   przyszłości
zawisła nad nią jak ogromna, czarna chmura.

Gdy rozpakowywała swoje rzeczy, doszła do wniosku,

Ŝ

e zmuszona będzie zgłosić się do pomocy społecznej z

prośbą o wsparcie, dopóki znowu nie stanie na nogi. A
po   powrocie   Drewa   z  Niemiec  opowie   mu  o swojej
przeszłości.   I   jeśli   jego   uczucie   do   niej   jest,   jak
przypuszczała, chwilową namiętnością, to szybko się  z
niej wyleczy. Tak czy inaczej, straci dobrego przyjaciela.
Drew będzie czuł się oszukany.

O   wpół   do   siódmej   zadzwonił   dzwonek   u   drzwi

wejściowych. Miała ochotę go zignorować, w obawie, iŜ
jest   to   ktoś,   kto   gotów   źle   wytłumaczyć   sobie   jej
obecność   w   tym   mieszkaniu.   Niestety,   ten   ktoś   za
drzwiami   był   uparty,   a   nerwy   nie   pozwoliły   jej   wy-
trzymać trzeciego, przeraźliwie ostrego dzwonka.

To był Luc. Przez kilka strasznych sekund myślała, Ŝe

ma  halucynacje.   Gdy   oprzytomniała,   drŜącymi   rękami
otworzyła drzwi.

-

Luc...? - wyszeptała.

-

Jak   widzę,   nie   wróciłaś

jeszcze

 

do

 

Peterborough.

A moŜe Peterhaven?
Spojrzał złośliwie w jej przeraŜone, błękitne oczy.

-

Wygląda   na   to,   Ŝe   nie

bardzo

 

wiesz,

 

gdzie

 

miesz

kasz.   Jesteś   nędzną   kłamczuchą,   moja   droga.   A   tak
naprawdę, to kłamiesz nieudolnie, dziwię się, Ŝe w ogó
le  próbowałaś   mnie   oszukać.   Kiedy   siedziałaś   w   samo
chodzie, kłamałaś, kłamałaś  i kłamałaś...

-

Kłamałam? - wykrztusiła

z

 

trudem,

 

nie

 

mogąc

pozbierać myśli.

-

Wiesz,

 

dlaczego

pozwoliłem

 

ci

 

odejść

 

dziś

 

po

południu? - gwałtownym pchnięciem zamknął drzwi.

-

N-n-nie.

-

Byłem w takim stanie, Ŝe

gdybyś

 

zmyśliła

 

jeszcze

jedno   kłamstwo,   udusiłbym   cię.   Skąd   w   tobie   tyle
ś

miałości, Ŝeby mnie okłamywać?

background image

40            

SPOTKANIE PO LATACH

Bezradnie patrzyła na niego. W ustach jej zaschło, a

w Ŝołądku czuła ucisk. Czy naprawdę przypuszczała,  Ŝe
zdoła   zachować   obojętność?   Nic   nie   czuć   do   tego
męŜczyzny,   którego   kiedyś   kochała,   którego   dziecko
urodziła w strasznej samotności?

KaŜda kobieta, która, tak jak ona, spotkałaby choć raz

w Ŝyciu męŜczyznę w rodzaju Luca Santiniego,  byłaby
szczęśliwa. I odtąd, juŜ na zawsze, czy podobałoby się jej
to,   czy   nie,   byłby   on   wzorcem,   według  którego
oceniałaby innych męŜczyzn. Nagle z przeraŜeniem zdała
sobie sprawę,  Ŝe przez te wszystkie lata,  gdy  opuściła
apartament na Manhattanie, Ŝaden inny męŜczyzna nie
wzbudził w niej  podniecenia.   Zrozumiała  teraz,   Ŝe  to
ponowne spotkanie z Lucern,  twarzą w twarz, będzie
decydującą próbą.
Milczenie przeciągało się...

-  Cristo,   cara!   -  odezwał   się   Luc   niepokojąco

niskim   głosem.   -   O   czym   myślisz?   Wyglądasz   tak,
jakbyś miała zaraz upaść na kolana i błagać o litość...
Podniosła oczy.

Tak uwaŜasz?

To się nazywa grać na zwłokę, udając głupiego. Co on

tu robi? Czego od niej chce? Które kłamstwa  odkrył?
Mój   BoŜe,   czyŜby   domyślał   się,   Ŝe   ma   dziecko?  Skąd
miałby to wiedzieć? -zadawała sobie pytania. Na  samą
myśl o tym zbladła z przeraŜenia.

Nie czekając na odpowiedź, Luc przeszedł obok niej,

pchnął drzwi i zajrzał do kuchni. Z całkowitym zamętem
w głowie obserwowała, jak otwierał po kolei  wszystkie
pozostałe drzwi - wyglądało to na systematyczną rewizję
lokalu. Czego szukał? Jakich świadków? Jej mitycznego
męŜa? A moŜe dziecka? Ze strachu zimny pot oblał jej
ciało. W interesach Luc słynął z tego, Ŝe dowiadywał się
wszystkiego w jakiś  niesamowity sposób. ZauwaŜał to,
czego   inni   nie  zauwaŜali.  Potrafił  wyjaśnić to, co  było
ukryte. Jeśli tylko poświęciłby trochę czasu i skupił swoją
niezwykłą inte-

background image

    SPOTKANIE   PO

LATACH 

                          41

lgencję,   aby   odgadnąć   przyczynę   jej   odejścia,   to
zrozumiałby, Ŝe najprawdopodobniej była w dąŜy.

-

Czy  tak   cię  to   bawiło,  Ŝe

dziś

 

po

 

południu

 

przez

 

trzy

godziny   ciągnęłaś   za  sobą   przez   całe   miasto   mojego
człowieka z ochrony? -zapytał Luc ze słodyczą w głosie.

-

Ciągnęłam

 

twojego

człowieka?

 

-

 

powtórzyła,

 

a

 

za

skoczenie w jej głosie mówiło samo za siebie.

-

Zero   punktów   za

spostrzegawczość,

 

moja

 

droga.

Nic   się   nie   zmieniłaś.   Włóczyłaś   się   jak   lunatyczka
w oczekiwaniu, Ŝe coś się zdarzy.  - Przeszedł się po
pokoju   z   nonszalancką   swobodą.   -   Nie   widać   Ŝadnej
zieleni,   ani   zasłony   w   kwiaty,   ani   falbanki.   Albo
mieszkasz   tu   od   niedawna,   albo   on  narzucił   ci   swój
gust. BoŜe, miał więcej szczęścia niŜ ja...

To   ostatnie   zdanie,   powiedziane   szeptem,   było   tak

samo   zaskakujące,   jak   i   słowa,   które   je   poprzedzały.
Zaczerwieniła się, gdy zdała sobie sprawę ze złośliwości
uwagi ojej sentymentalizmie, tak bardzo róŜniącym się od
jego   upodobania   do   surowego   modernizmu.   Była   to
aluzja,   przywołująca   niewyraźne   i   mimowolne   wspo-
mnienie kąpieli przy blasku palących się świec i łóŜka z
baldachimem, pokrytego koronkami.

Trudno byłoby znaleźć dwa charaktery, które bardziej by

się   od   siebie   róŜniły.   Jej   marzenia   były   zwykłymi
marzeniami o miłości, małŜeństwie i dzieciach. A Luc nie
miał marzeń. Kierował swoim Ŝyciem według własnego
planu, my śląc tylko o osobistym sukcesie. Gdy osiągnął
jeden cel, zmierzał do następnego. MoŜliwość niepowo-
dzenia nie przychodziła mu nawet do głowy. Na myśl o
tym,   ile   razy   ona   sama   musiała   rezygnować   ze  swoich
marzeń, Catherine poczuła gorycz.

-  Nie   krepuj   się,   czuj   się   jak   u   siebie   w   domu.

Ten ironiczny ton tak do niej nie pasował, Ŝe Luc
obrócił się nagle i spojrzał na nią ze zdziwieniem.

- Nie mów tak do mnie - rzekł z naciskiem.

-  Będę   mówiła   tak,   jak   mi   się   spodoba   -   od

powiedziała z naglą determinacją.

background image

42            

SPOTKANIE PO LATACH

-

Jak uwaŜasz - zgodził się

Luc.

 

-

 

Ale

 

nie

 

zrobisz

tego juŜ więcej.

-

Chcesz się załoŜyć?

Ś

wiadomość, Ŝe ani sam Daniel, ani Ŝaden siad jego

istnienia   nie   mogą   jej   zdradzić   w   tym   mieszkaniu,
dodała jej odwagi i sił do przeciwstawienia się Lucowi.

-  Gdybym   był   tobą,   nie   zaryzykowałbym   tego

-odpowiedział   Luc.   -   Masz   przeraŜający   zwyczaj
stawiać   na   przegranego   konia.   A   zdecydowanie   nie
masz szans na wygraną.
       - Nie boję się ciebie. - Buńczucznie zadarła pod-
bródek.

-

A powinnaś.

-

Grozisz mi?

-

O   ile   mnie   pamięć   nie

myli,

 

nigdy

 

jeszcze

 

nie

próbowałem   nikomu   grozić   -   zapewnił   z   niewzruszo
nym spokojem.
Opuściła głowę.

-

Nie   mam   ci   nic   do

powiedzenia.

-

Za   to   ja   chciałbym   ci

wiele powiedzieć.

-

Nie chcę tego słuchać.

Gwałtownym   ruchem   skrzyŜowała   ramiona,   Ŝeby

ukryć drŜenie rąk i zrobiła kilka kroków w kierunku okna,
odwracając się do niego plecami.

-

Kiedy mówię do kogoś,

to

 

chcę,

 

aby

 

na

 

mnie

patrzono - ironicznie dodał Luc.

-

Nie   chcę   patrzeć   na

ciebie.

Z przeraŜeniem stwierdziła, Ŝe lada chwila wybuchnie

płaczem. GdybyŜ mogła być teraz tysiące kilometrów od
tego miejsca!
Wzięła głęboki oddech i odwróciła się do niego:

-

Chcę, Ŝebyś wyszedł.

background image

Uniósł czarną brew:

-

Czy na pewno mówisz do

mnie?

Miała   na  twarzy  wyraz   ogromnego   napięcia,   ale  nie

powiedziała   nic,   nie   chcąc   zdradzić   się   głosem,   ani
spotkać się wprost z jego spojrzeniem.

    SPOTKANIE   PO

LATACH 

                          43

-  Czy   moŜemy   obejść   się   bez   męŜa,   skoro   masz

takie   trudności   z   wymówieniem   jego   imienia?-   zapytał
bardzo   spokojnie   Luc.-   Nie   wierzę   w   ogóle   w   jego
istnienie.

-  Nie   rozumiem,   skąd   ci   to   przyszło   do   głowy?

Całkowicie wytrącona z równowagi przez pytanie
rzucone bez Ŝadnego uprzedzenia, uświadomiła sobie,  Ŝe
w jej odpowiedzi nie było przekonywającego zdziwienia ani
zrozumiałej   w   takim   wypadku   irytacji.   Pod  wpływem
spojrzenia   ciemnych   oczu,   które   ją   po   prostu
unieruchamiały, poczuła się jak zwierzę złapane w sidła.

-  Zawsze   i   wszędzie  w  moim   Ŝyciu   postępowałem

uczciwie, ale z tobą nie mogę. Widziałem was z Huntin-
gdonem przed hotelem.
Zaczęła ją ogarniać rozpacz.

-

Fałszywie oceniłeś to, co

widziałeś.

-

Naprawdę?   Nie   sądzę

-mruknął

 

Luc.

 

-

 

Uspokój

się, niemu się jeszcze nie stało... jest dopiero w połowie
drogi   do   Niemiec,   ale   upragnionego   kontraktu   nie
dostanie.

-

Co mówisz?

-

Chyba   będę   zmuszony

sprawić

 

ci

 

przykrość.

Zapytała z nienaturalnym spokojem:

-

A co ty masz wspólnego

z tym kontraktem?

-

Mam   pewne   wpływy  -

oświadczył.

background image

-

Ale   dlaczego?   Dlaczego

chcesz

 

zniszczyć

 

Drewa?

- szepnęła w rozpaczy.

-

Tak się fatalnie dla niego

składa,

 

Ŝ

e

 

jest

 

to

 

jego

mieszkanie.   -   Luc   spojrzał   na   nią   iskrzącym   się
wzrokiem,   z   nieukrywaną   groźbą.   -   A   gdy   jakiś
człowiek   wchodzi   na   moje   terytorium,   musi   za   to
zapłacić.   W   innym   wypadku,   kto   respektowałby   grani
ce przeze mnie wyznaczone? Chyba nie sądzisz, Ŝe będę
mu wdzięczny za uwiedzenie mojej kobiety?

ROZDZIAŁ TRZECI

Catherine   zbladła.   Luc   zadał   jej   zbyt   wiele   ciosów

naraz. Czuła się jak człowiek, który tonie.

Luc   spoglądał   na   nią   bezlitośnie.   Z   jego   oczu

promieniowała   dziwna,   zatrwaŜająca   siła,   dzięki   której
nigdy   nie   tracił   panowania   nad   sobą.   Ludzie,   którzy
pozwalali,   by   zatriumfował   w   nich   gniew,   tracili
kontrolę nad sytuacją. Luca nigdy nie moŜna byłoby o to
pbwinić. Przynajmniej do tej pory...

Nie   mogła   nawet   przełknąć   śliny   i   tylko   końcem

jeŜyka oblizała suche wargi.

-  Nie   jestem   twoją   kobietą   -   powiedziała   niepew

nie.
Przeszył ją ostrym spojrzeniem czarnych oczu.

-  Przez   dwa   lata   byłaś   moja,   bezdyskusyjnie   moja,

jak   Ŝadna   przedtem.   Niektórych   faktów   nie   da   się

background image

zmienić. W Savoyu nie mogłaś oderwać ode mnie oczu.

Catherine   była   tak   zaskoczona   słowami   Luca,   Ŝe  na

chwilę zapomniała o pogróŜkach pod adresem Drewa.

-

To nonsens!

-

Tak uwaŜasz?

Luc utkwił w niej nieruchome, skrzące się spojrzenie.

Wyobraziła sobie, Ŝe zapewne tak właśnie wygląda syty
tygrys, dybiący na następną ofiarę,

-  Nie   wydaje   mi   się   to   nonsensem.   A   zresztą,

dlaczego mamy się o to kłócić? To jakieś  ne sais quoi,
nieproszone   i   jakŜe   często   niechciane,   istnieje   w   dal
szym   ciągu   pomiędzy   nami.   Chcę,   Ŝebyś   wróciła   do
mnie, Catherine.

W   śmiertelnej   ciszy,   która   zapadła   po   jego   słowach,

słyszała bicie własnego serca. Nie była w stanie wydać

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                          45

dźwięku   ze   zduszonego   gardła.   Wreszcie,   gdy   minął
szok, odzyskała mowę i panowanie nad sobą.

Luc podszedł do stołu i otworzył jedną ze stojących tam

karafek, wziął kieliszek i nalał sobie brandy.

-

AŜ   trudno   mi   uwierzyć,

Ŝ

e

 

moŜesz

 

tak

 

do

 

mnie

mówić - wyszeptała.

-

Pociesz   się,   Ŝe   nie

powiedziałem

 

nawet

 

jednej

czwartej tego, co chciałem powiedzieć.

Luc wsunął kieliszek pomiędzy jej bezwładne palce  i

zacisnął   na   szkle   -   intymny   dotyk   jego   ręki   znów
pozbawił ją spokoju.

-  Jestem   pewien,   Ŝe   czujesz   wdzięczność   za   moją

powściągliwość.

Zrozumiała   teraz,   co   czuje   zając   na   autostradzie,

zahipnotyzowany   światłami   reflektorów.   Te   złociste
oczy byłyby w stanie zniewolić kaŜdą kobietę.

-

Naprawdę   myślisz,   Ŝe

jestem

 

na

 

utrzymaniu

Drewa? - zapytała wstrząsając się z niesmakiem. - Czy
to mi insynuujesz?

background image

-

Ja nic nie insynuuję, moja

droga.

 

Ja

 

stwierdzam

fakt.

-  Jak   śmiesz?   -   wykrzyknęła   oburzona   Catherine.

Luc z kamiennym spokojem zmierzył ją wzrokiem.

-

UwaŜam,   Ŝe   jest   to

wyjątkowo

 

niesmaczne,

 

bo

Drew to człowiek Ŝonaty i dostatecznie stary,  by być
twoim ojcem.

-

Nie

 

ma

 

nic

niesmacznego

 

w

 

tym,

 

co

 

dotyczy

Drewa   -  zaprotestowała   gwałtownie.   -   On   jest   jednym
z najprzyzwoitszych ludzi, jakich znam.

-

Tyle tylko, Ŝe jest zdolny

zdradzać

 

swoją

 

Ŝ

onę

z   kobietą   dwa   razy   od   siebie   młodszą.   -   Luc   pod
sumował   dobitnie.   -   A   teraz   małe   ostrzeŜenie:   od
dzisiejszego   wieczora   nie   Ŝyczę   sobie,   Ŝebyś   nawet
wymawiała jego imię.

Catherine tak się zapamiętała w obronie Drewa, Ŝe w

ogóle nie dotarły do niej słowa Luca.

- On nie zdradził swojej Ŝony. JuŜ prawie od roku

46            

SPOTKANIE PO

LATACH

są   w   separacji.   W   przyszłym   miesiącu   będzie   juŜ   po
rozwodzie.

-

Wiem   o   tym   -   przerwał

Luc,

 

łagodnie

 

uprzedza

jąc   jej   argumenty.   -   JednakŜe   powinien   być   teraz
w domu ze swoją Ŝoną, byłoby to dla niego znacznie
bezpieczniejsze.

-

Bezpieczniejsze?   Grozisz

mu?

-

Nie. Ja tylko doręczyłem

swoje

 

listy

 

intencyjne

z duŜym udziałem.

- Nie mogłeś tego zrobić!- wykrzyknęła.

W zamyśleniu obrzucił ją przeciągłym spojrzeniem.

background image

-  To   twoje  zdanie.   -   Wzruszył   ramionami,   dając   do

zrozumienia,   Ŝe   juŜ   nie   chce   poruszać   tego   tematu.
     - Mamy waŜniejsze rzeczy do omówienia.

Uczuła niemiły ucisk w Ŝołądku. To eleganckie, szyte

na   miarę   ubranie   kryło   bezwzględnego   drania,
prymitywnego neandertalczyka, któremu obce są wyrzuty
sumienia.

-

Choć   to   absolutnie   nie

twoja

 

sprawa,

 

przyjmij

 

do

wiadomości,   Ŝe   nie   mam   romansu   z   Drewem   -   powie
działa z naciskiem.

-

Wszystko,   co   ciebie

dotyczy,

 

bardzo

 

mnie

 

ob

chodzi.

Nie   zaprotestowała,   skoncentrowana   ciągle   na

obronie Drewa.

-

Dlaczego

 

chcesz

doprowadzić

 

do

 

ruiny

 

wytwórnię

podzespołów Huntingdona? Co on ci takiego zrobił?

-

I ty mnie o to pytasz? -

zapytał

 

opryskliwie,

z niedowierzaniem. - Mieszkasz u niego i jeszcze mnie
pytasz? To jest banalne i wstrętne.

-

A  kim   ja  byłam,   Ŝyjąc   z

tobą?

 

-

 

Nie

 

mogła

 

oprzeć

się porównaniu.

-

Cristol   -  W   nagłym

porywie

 

gniewu

 

uniósł

 

do

góry obie ręce.  - Jak moŜesz mówić mi coś takiego?
W   całym   moim   Ŝyciu   nigdy   nie   traktowałem   Ŝadnej
kobiety tak jak ciebie!
W jego pewności siebie najgorsza była szczerość. On

         SPOTKANIE PO LATACH 

                          47

wierzył  w to, co mówił. Zacisnęła zęby, powstrzymując
cisnące się na usta słowa.

-  I   co   otrzymałem   w   zamian?   Odpowiedz!   -   Zaata

kował   ją   ostro,   brutalnie,   z   wściekłością   na   twarzy.
       - Głupie, cholerne bazgrały na lustrze, których nawet

background image

nie   mogłem   odczytać.   Ufałem   ci   tak,   jakbyś   była
członkiem   rodziny,   a   ty   naduŜyłaś   mojego   zaufania
i wbiłaś mi nóŜ w plecy.

Jego   opanowanie   gdzieś   znikło,   odsłaniając   ogrom

gniewu, który wywołała.

-

Luc, ja...

-

Nie   ruszaj   się!   -   Jak

biczem

 

smagnął

 

tym

 

roz

kazem, nie pozwalając jej cofnąć się do drzwi. - Byłaś
ze   mną   dwa   lata,   Catherine.   Dwa   lata   -   powtórzył
z  furią,   a  kaŜdy nerw  jego   szczupłego,   silnego  ciała
drgał od miotającej nim złości. - AŜ nagle rozpłynęłaś
się w powietrzu. I przez te pięć lat co otrzymałem? Co?
Nawet   ani  jednej  pocztówki! Szukam  cię.  Martwię się,
czy  gdzieś   nie  głodujesz.   Zastanawiam   się,   jak   sobie
radzisz w Ŝyciu. Myślę, Ŝe moŜe miałaś jakiś wypadek,
moŜe nie Ŝyjesz. I gdzie cię znajduję? - podniósł glos
prawie do krzyku. - W Savoyu, z innym męŜczyzną!

Stała  osłupiała,   nie  mogąc   się  ruszyć,   przygnieciona

jego gwałtownym atakiem. Nigdy nie widziała Luca  w
takim stanie. Nie mogła uwierzyć w to, co widziała, a cóŜ
dopiero w jego słowa.

Martwił się o nią? I teraz, w tej chwili, równieŜ się

o   nią   martwi?   Była   zaskoczona.   Gdy   opuściła   go,
wymykając   się   chyłkiem,   jak   złodziej   drzwiami   dla
słuŜby,   przewidywała   jego   reakcję   na   jej   znikniecie.
Niedowierzanie...   obraza...   pogarda...   pogodzenie   się
ze stanem rzeczy. Myśl, Ŝe moŜe się o nią martwić, nie
przyszła jej nawet do głowy.

Gdy   teraz   zrozumiała,   uczuła   dziwny   niepokój  

i postanowiła nic mu nie mówić na swoją obronę. Jedno
było   pewne:   Luc   nie   podejrzewał   istnienia   Daniela.
Pozbywszy się tej obawy, mogła myśleć o Drewie.

48

SPOTKANIE PO LATACH

-  Zostaw   Drewa   w   spokoju   -   powiedziała.   -   On

potrzebuje tego kontraktu.

background image

- To wszystko, co masz mi do powiedzenia? Brnęła

dalej.

-  Utrata   tego   kontraktu   zrujnuje   go.   Złośliwy

uśmieszek wykrzywił jego usta. -Wiem.

-  Wyładuj   swoją   złość   na   mnie.   Nie   wierzę,   Ŝe

naprawdę chcesz skrzywdzić Drewa.

-  Uwierz w to - uciął stanowczo.
-  Myślę   teŜ...   -   Bezradnie   skrzyŜowała   dłonie,

zdradzając tym swoje zakłopotanie. - Przychodzisz tu
i mówisz... Ŝądasz, Ŝebym wróciła do ciebie, ale o tym
absolutnie nie moŜe być mowy - dokończyła drŜącym
głosem.

-  Nie?
- Nie! Nie rozumiem, dlaczego tak mnie traktujesz!

-krzyknęła.

-  MoŜe powinnaś spróbować?
-  Nie chcę próbować - powiedziała z godnością.
-  Byłeś   w   moim   Ŝyciu   epizodem,   o   którym   juŜ

dawno zapomniałam.

- Epizodem? - Zaśmiał się niedowierzająco. - Byłaś

ze mną dwa lata!

- Dziewiętnaście miesięcy, a kaŜdy miesiąc to mój

błąd - poprawiła go Catherine.

-  Modre  de  Dio.   -  Na   jego   policzkach   wystąpiły

czerwone plamy. -1 uwaŜasz to za epizod, jakbyśmy
spędzili ze sobą zaledwie jedną noc?

-   Nie wiem, ale nieraz chciałam, Ŝeby to właśnie

była tylko ta jedna noc.

- Jak moŜesz tak mówić? PrzecieŜ cię szanowałem

- zmienił ton Luc.

-  Ty  to  nazywasz   szacunkiem?  - Zaśmiała  się  ze

wzburzeniem. - Gdy patrzę teraz na ciebie, dziwię się,
dlaczego to tak długo trwało, zanim się opamiętałam.

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                          49

background image

-  Od chwili, kiedy tu przyszedłem, starasz się nie

patrzeć na mnie - powiedział Luc sucho.
-  Nienawidzę cię, Luc. Nienawidzę cię tak bardzo, Ŝe
gdybyś   w   tej   chwili   padł   martwy   u   mych   stóp,
tańczyłabym z radości na twoim ciele!

-  A więc przyszłość zapowiada się interesująco.
-  Dla nas nie ma wspólnej przyszłości! Nie mam

zamiaru   podporządkowywać   się,   jak   jakaś   słuŜąca.
Wrócić   do   ciebie?   Chyba   oszalałeś!   JuŜ   raz   mnie
wykorzystałeś i raczej umrę, niŜ pozwolę ci uczynić
to po raz drugi. Kochałam cię, Luc. Kochałam cię o
wiele bardziej, niŜ na to zasługiwałeś...

- Wiem - przerwał jej spokojnie.

Gorączkowy   rumieniec   zabarwił   jej   policzki,   a   nie-
pohamowany gniew wstrząsnął całym ciałem.

-  Co   ma   znaczyć   to   twoje   wiem?   Jak   śmiesz

przyznawać się do tego?
Spojrzał   na   nią   przeciągle,   z   dziwnym   wyrazem   w
złocistych oczach.

-  Myślałem,   Ŝe   to   będzie   przemawiało   na   moją

korzyść.

-  Na twoją korzyść? Wziąłeś wszystko, co miałam

do   dania   i   próbowałeś   za   to   płacić,   jakbym   była
Ŝ

ebraczką z ulicy!

Zacisnął szczęki.

-   Mogłem się czasem mylić - przyznał po długim

milczeniu - ale jeśli byłaś  niezadowolona z naszego
związku, powinnaś byk to okazać.

-  Co takiego? Okazać niezadowolenie? -Catherine

była tak zdenerwowana, Ŝe z trudem wydusiła z siebie
te słowa. - Niech Bóg ci wybaczy, bo ja ci wybaczyć
nigdy nie będę mogła. Pozwól, Ŝe zwrócę ci uwagę na
jedno.   MoŜesz   kupić   sobie,   co   tylko   zechcesz.   Ale
mnie nie kupisz. Nie jestem towarem na sprzedaŜ.
DrŜąc na całym ciele odwróciła się od niego, osłabła
Ŝ

e wzruszenia. Nigdy nie sądziła, Ŝe będzie zdolna tak

gwałtownie   wystąpić   przeciwko   Lucowi,   a   okazało
się

50            

SPOTKANIE PO LATACH

background image

to   nie   tak   trudne.   Nie   odczuwała   jednak   Ŝadnej   satys-
fakcji.   Tylko   ból.   Rozdzierający,   potworny   ból.   Nagle
runęła   wewnętrzna   tama,   którą   zbudowała   z   takim
wysiłkiem. Powróciły nie chciane wspomnienia, choć tak
gorąco pragnęła je zniszczyć.

JakŜe   szczęśliwa   była   w   dniu,   kiedy   ofiarował   jej

róŜę.   Porwał   ją   w   świat,   który   oglądała   tylko   w   ilu-
strowanych   tygodnikach.   Bawiły   go   jej   naiwne,   szeroko
otwarte oczy, jej niewinność i to, Ŝe nie umiała ukryć, jak
wielką   przyjemność   sprawiało   jej   przebywanie   w   jego
towarzystwie.   Wciągu   kilku   dni   niezwykłych   emocji
zatraciła się całkowicie, do utraty tchu. Luksusowe nocne
kluby,   w   których   tańczyli   do   późnej   nocy,  wspólne
kolacje w zaciszu dyskretnie oświetlonych  restauracji... i
wreszcie ten ostatni wieczór w Londynie.

A przecieŜ juŜ wtedy Luc nie zasługiwał na zaufanie. I

gdy   doprowadził   do   tego,   Ŝe   po   obiedzie,   mocno
wtulona  w  jego   ramiona,   nie  była   w  stanie  rozsądnie
myśleć, odsunął ją od siebie i powiedział lekko:

-  Wybieram   się   na   BoŜe   Narodzenie   do   Szwajcarii.

Pojedź ze mną.

Ta nieoczekiwana propozycja oszołomiła ją. Zawsze

marzyła   o   prawdziwych   świętach.   W   pierwszej  chwili
odmówiła, czując się niezręcznie na myśl, Ŝe Luc  będzie
chciał opłacić jej podróŜ za granicę.

- Nie wiem, kiedy znowu będę w Londynie.

Nie wiedziała wówczas, Ŝe było to kłamstwo. W prze-

konaniu,   Ŝe   moŜe   stracić   go   na   zawsze   z   powodu
przestarzałych   zasad,   poddała   się.   Była   tak   głupia,   Ŝe
oczekiwała,   iŜ   będą   mieszkać   w   hotelu   w   osobnych
pokojach. Jednak i wtedy zdawała sobie sprawę z tego, Ŝe nie
zna go dobrze. Luc wrócił do Nowego Jorku. Elaine Gould
była zaskoczona widząc ją następnego dnia w gazecie,
na zdjęciu obok Luca. Elaine, pełna najlepszych intencji,
próbowała przemówić jej do rozsądku. Ale Catherine nie
słuchała juŜ Ŝadnych mądrych rad.
Sześć godzin spędzonych w samotnym, alpejskim

SPOTKANIE

 

PO

background image

LATACH 

                          51

schronisku   wystarczyło,   Ŝeby   zapomniała   o   wszelkich
swoich zasadach. śadna kobieta nie została uwiedziona
tak   łatwo.   śadnej   panny   młodej   nie   zaniesiono   do
małŜeńskiego łoŜa z większym  wdziękiem i pietyzmem,
niŜ   uczynił   to   Luc.   A   w   momencie,   kiedy   zabrał   jej
dziewictwo,   posiadł   jej   ciało   i   duszę.   Poddała   się
wielkiej   namiętności,   miała   obok   siebie   męŜczyznę
swych   marzeń,   ale   o   ślubie   nie   było   nawet   mowy.
Poświeciła   wszystko   dla   miłości...   Och,   głupia,   lekko-
myślna kobieto, gdzie miałaś wtedy rozum?

- Catherine!

Wstrząsnęła się, wracając do rzeczywistości.  - O czym
myślisz?

Oślepiona   napływającymi   łzami,   niepewnie   zaczer-

pnęła do płuc powietrza.

-

To nic ciekawego.

-

Jeśli   wrócisz   do   mnie,

nie

 

będę

 

przeszkadzał

Huntingdonowi w uzyskaniu tego kontraktu.

-  Dobry  BoŜe,   nie   moŜesz  tak  frymarczyć   Ŝyciem

człowieka - wyszeptała z przeraŜeniem. -Mogę i będę.

-  Nienawidzę cię! Nie przeŜyję,  jeśli dotkniesz mnie

choć palcem! - krzyknęła.
Nieoczekiwany uśmiech wykrzywił jego usta:

-

Uwierzę,   jeśli   tak   się

stanie.

-

Luc, proszę cię.

A więc tak się złoŜyło, Ŝe Catherine zmuszona była

teraz odrzucić dumę i prosić. -Proszę cię, zastanów się, co
robisz. Dla ciebie to tylko przygoda... Nie mogę do ciebie
wrócić,   Luc...   Po   prostu   nie   mogę.   Błagam,  odejdź  i
zapomnij, Ŝe kiedykolwiek mnie widziałeś.
Luc przysunął się bliŜej do niej.

-  Gdybym   mógł   zapomnieć,   nie   byłoby   mnie   tutaj,

moja droga.
Catherine cofnęła się w popłochu.

-  Czy juŜ zapomniałeś o tym wszystkim, co cię we

mnie irytowało? - wykrzyknęła w rozpaczy.

background image

52            

SPOTKANIE PO LATACH

-

Okazało się to całkiem miłe,

kiedy

 

zostałem

 

tego

pozbawiony.

-

Nie podchodź do mnie! - W

miarę

 

jak

 

zbliŜał

 

się

do   niej,   ogarniała   ją   coraz   większa   histeria.   -Jeśli   mnie
dotkniesz, umrę!

-

A ja umrę, jeśli nie wezmę cię

w

 

ramiona.

 

I

 

muszę

ci   uprzytomnić,   Ŝe   jeszcze   Ŝyję.   -   Złociste,   płonące
oczy   parzyły   ją   blaskiem   poŜądania.   -   Jutro   nie
będziesz nawet pamiętać jego imienia.
Cofnęła się przed jego ręką, obcasem zaczepiając  o frędzle
dywanu. Przewróciła się, uderzając głową  o coś twardego.
Krzyknęła, a potem ciemność otuliła  ją jak zasłoną i straciła
przytomność.

-

Trudno   dostrzec   to

miejsce,

 

o

 

którym

 

mówię

-   lekarz   wskazał   ciemną   plamę   na   kliszy   rentgeno
wskiej.   -   Poprzednie   obraŜenie   wymagało   długiego
leczenia.   Tym   razem   jest   to   tylko   wstrząs   mózgu,   ale
chora   powinna   tu   zostać   na   całą   noc,   Ŝebyśmy   mogli
nad nią czuwać.

-

Diabeinie długo nie wracała

do przytomności.

-  Bo było to diabelnie silne uderzenie.

Napotkawszy twarde spojrzenie zwęŜonych oczu
stary lekarz zrozumiał, Ŝe swą Ŝartobliwą odpowiedzią trafił jak
kulą w płot.
Catherine rozpoznała głos Luca i  choć nie  zrozumiała ani
słowa, natychmiast się uspokoiła. Czuła ostry, przenikliwy ból
u   podstawy   czaszki,   a   kiedy  poruszyła   głową,   jęknęła   i
otworzyła oczy.
Ujrzała Luca i uśmiechnęła się do niego.

- Widzę cię jak przez mgłę - powiedziała.

Stojący po drugiej stronie łóŜka siwowłosy męŜczyzna zaczął
badać jej koordynację ruchów. Potem zapytał ją, jaki to dzisiaj
dzień tygodnia. Zamknęła  oczy i zaczęła się zastanawiać. W
mózgu miała jakby watę. Poniedziałek, wtorek, środa...
Lekarz powtórzył swoje pytanie.

background image

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                          53

-

Czy   nie   widzi   pan,   jak

ona

 

cierpi?

 

-

 

zapytał

 

Luc

z rozpaczą w głosie. - Proszę pozwolić jej odpocząć.

-

Catherine!   -   To   był   głos

doktora,

 

zmuszający

 

do   ponownego   uniesienia   cięŜkich   powiek.   -   Czy
pamięta pani, jak doszło do tego wypadku?

-

JuŜ   mówitem   panu,   Ŝe

upadła

 

-

 

przerwał

 

mu

 

po

raz   drugi   Luc.   -   Czy   to   wypytywanie   jest   naprawdę
konieczne?

-

Upadłam   -   szepnęła   z

wdzięcznością

 

Catherine.

Chciała,   Ŝeby   doktor   odszedł   i   przestał   ją   dręczyć.
Najwidoczniej irytował teŜ Luca.

-

Jak pani upadła?

Gdy zadał to pytanie po raz trzeci, Luc nabrał głośno

powietrza w płuca i właśnie w tym momencie rozległ się
dźwięk   elektronicznego   przywoływacza.  Lekarz,   nie
dopuszczając   Luca   do   głosu,   stanowczym  tonem
oświadczył:

-  Obawiam   się,   Ŝe   będę   zmuszony   skończyć   bada

nie   rano.   Panna   Parrish   zostanie   przeniesiona   do   innej
sali. MoŜe wróci pan do domu, panie Santini?

-  Zostanę   tutaj   -   padła   zdecydowana   odpowiedź.

Catherine sennym wzrokiem spojrzała na niego,
szczęśliwa,   Ŝe   jest   tu   i   pilnuje,   by   było   jej   dobrze.
Zamknęła powieki i poczuła, Ŝe łóŜko, na którym leŜy, jest
gdzieś   przesuwane.   Nad   jej   głową   rozmawiały
pielęgniarki,   prosząc   na   paskudną   pogodę,   a   jedna  z
nich   opisywała   sukienkę,   którą   zobaczyła   u   Marksa  i
Spencera. Wszystko to było tak pokrzepiająco normalne,
Ŝ

e Catherine zapadła w drzemkę.

Gdy ponownie się obudziła, stwierdziła, Ŝe znajduje

się   w   słabo   oświetlonym,   przyjemnie   umeblowanym
pokoju, który nie pasował do jej wyobraŜeń o szpitalu.
Luc stał przy oknie i wpatrywał się w ciemność.

-

Luc? - szepnęła.

Odwrócił się gwałtownie.

-

Gdzie ja jestem?

background image

54           

SPOTKANIE PO LATACH

-

To   prywatna   klinika.   -

Podszedł

 

do

 

łóŜka.

 

-Jak

się czujesz?

-

Tak,   jakby   ktoś   rąbnął

mnie

 

workiem

 

z

 

piaskiem,

ale   mogło   być   gorzej.   -   Poruszyła   głową   na   próbę
i skrzywiła się z bólu.

-   Leź   spokojnie.

-Trochę za późno poradził jej Luc.
Zmarszczyła czoło.

-Nie   pamiętam   momentu,   kiedy   upadłam   -   szep

nęła oszołomiona... - Nic a nic.

Luc   podszedł   jeszcze   bliŜej.   Nie   wyglądał   tak   ele-

gancko,   jak   zazwyczaj.   Czarne   włosy   miał   potargane,
krawat   zmięty,   dwa   rozpięte   guziki   koszuli   odsłaniały
opaloną szyję.

-

To   była   moja   wina   -

przyznał.

-

Jestem   pewna,   Ŝe  nie   -

pocieszyła

 

go

 

trochę

zdziwiona Catherine.

-

A   właśnie,   Ŝe   tak.   -

Ciemne

 

oczy

 

patrzyły

 

na

 

nią

niespokojnie.   -   Nic   by   się   nie   stało,   gdybym   nie
usiłował cię objąć wbrew twojej woli.

-

Wbrew mojej woli? - Nie

pamiętała

 

nic

 

takiego,

co uzasadniałoby te zaskakujące słowa.

-

Potknęłaś się o dywan i

upadłaś.

 

Uderzyłaś

głową o stół.  Modre de Dto. cara...  Myślałem, Ŝe się
zabiłaś!   -   Luc   przeŜywał   to   na   nowo,   z   niezwykłym
dla   niego   wzruszeniem,   a   w   kąciku   jego   ust   drgał
jakiś   nerw.   -   Myślałem,   Ŝe   nie   Ŝyjesz...   Naprawdę
tak   myślałem   -   powtarzał,   nie   odzyskawszy   jeszcze
równowagi.

-  Tak   mi   przykro,   Ŝe   sprawiłam   ci   tyle   kłopotu.

Ogarnął ją jakiś dziwny, nieokreślony lęk. Gdyby

background image

nie obecność Luca,  poddałaby mu się całkowicie. Poza
tym,   Ŝe nie  mogła   odtworzyć   w  pamięci   okoliczności
swego   upadku,   uświadomiła  sobie   jeszcze  inne  dziwne
fakty. Pielęgniarki... lekarz... są w Anglii.

- Czy my jesteśmy w Anglii? - zapytała.

-  Czy   my   jesteśmy...?   -   Powtórzył   zaimek   my,

akcentując go w szczególny sposób, z widocznym

background image

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                          55

zaskoczeniem   na  twarzy.   -  Jesteśmy  w  Londynie.   Nie
wiesz o tym? - sondował ją ostroŜnie.

-  Nie   pamiętam,   Ŝebym   przyjechała   z   tobą   do

Londynu   -   wyznała   Catherine   w   nagłej   panice.   -   Dla
czego nie pamiętam?

Luc przyglądał się jej przez kilka sekund, a potem,  z

uczuciem ulgi, usiadł obok niej na łóŜku.

-

Uderzyłaś   się   mocno   i

dlatego

 

masz

 

taki

 

zamęt

w głowie. To wszystko - powiedział cicho i spokojnie.
     - Absolutnie nie ma się czym martwić.

-

Jak   mogę   się   nie

martwić! Boję się!

-

Nie masz się czego bać -

Luc

 

zachowywał

 

się

 

jak

ktoś,   kto   troskliwie   usiłuje   skierować   w   innym   kierun
ku myśli osoby skłonnej do histerii.

Palcami dotknęła jego dłoni, szukając w niej oparcia.

-

Jak   długo   jesteśmy   w

Londynie?
Luc zesztywniał.

-

Czy to takie waŜne?

Gdy ujął jej rękę i podniósł do ust, nagle wszystko

przestało mieć jakiekolwiek znaczenie.

Obserwując ją spod gęstych, czarnych rzęs, koniuszkiem

języka przeciągnął powoli, po kolei po kaŜdym paku, aŜ
wreszcie   pocałował   namiętnie   wnętrze   jej  dłoni.
Wprawiający w omdlenie dreszcz rozkoszy przeniknął ją
całą.

-Czy to takie waŜne? - powtórzył.

-

Co... waŜne? - wybąkała,

niezdolna

 

do

 

racjonal

nego myślenia, wzburzona silnymi emocjami.
-

Jaka   jest   ostatnia   rzecz,

którą pamiętasz?

Z ogromnym wysiłkiem zmusiła się do myślenia i -

udało się. Okazuje się, Ŝe odpowiedź na to pytanie była
tak łatwa, jak zjedzenie przysłowiowego ciastka.
-

Chorowałeś   na   grypę   -

oznajmiła uradowana.

-

Na   grypę?   -   Luc   z

niepokojem

 

ś

ciągnął

 

brwi.

I   raptem,   jak   za   dotknięciem   róŜdŜki   czarodziejskiej,
twarz mu się rozjaśniła:

background image

56            

SPOTKANIE PO LATACH

-

Si,  grypa.   To   było   w

tysiąc

 

dziewięćset

 

osiem

dziesiątym...
-

Wiem, w którym to było

roku, Luc.

-

Senz   altro.  Pewnie,   Ŝe

wiesz.

 

Lata

 

zyskują

 

na

wartości, jak dobre wino.

Gdy   spojrzała   na   niego,   nie   rozumiejąc,   o   czym

mówi,   pochylił   się   z   uśmiechem   i   odgarnął   kosmyk
kręconych włosów z jej zmarszczonego czoła.

- Wydaje mi się, Ŝe to było tak dawno, i gdy myślę

o tym, to widzę jakąś mgłę - poskarŜyła się.

-

Nie   myśl   o   tym   -

poradził Luc.

-

Chyba   juŜ   późno?   -

szepnęła.

-

Prawie północ.

-

Powinieneś   wrócić   do

hotelu.

 

Czy

 

zatrzymaliśmy

się w hotelu? - zapytała, znów niespokojna.

-

Przestań   się   martwić.

Wszystko

 

będzie

 

dobrze

- zapewnił ją miękko Luc.- Wcześniej lub później.

Kciukiem wodził machinalnie po przegubie jej ręki.

Powodowana ogromną potrzebą dotknięcia go,  uniosła
wolną rękę i pogłaskała twardą, mocną  szczękę. Jego
ciemna   skóra   o   niebieskawym   odcieniu  pociągała   ją
swoją szorstkością. Pomyślała, Ŝe jego oczy hipnotyzują,
ciemnieją   w   cieniu   hib   z   gniewu,  nabierają   złotego
blasku w słońcu lub z poŜądania.
I  nagle   zastanowiła   się,   dlaczego   jej   jeszcze   nie
pocałował.

W   tej   dziedzinie   Luc   nigdy   nie   potrzebował   ani

zachęty, ani namowy. Gdy wracał ze swych podróŜy w
interesach, wchodził do mieszkania i brał ją w ramiona,
często nie panując nad swym poŜądaniem na tyle,  Ŝeby
dojść do sypialni.  A gdy był  z nią, miała wraŜenie,  Ŝe
gdyby   jej   co   jakiś   czas   nie   dotknął,   nie   byłaby  w
stanie cokolwiek robić.

To dawało jej poczucie bezpieczeństwa. Wierzyła,  Ŝe

tam, gdzie jest tyle namiętności i uczucia, tam musi być i

background image

nadzieja.   Dopiero   znacznie   później   pojawiły   się
wątpliwości.

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                          57

-

Zapomniałam   tylko   o

kilku

 

tygodniach,

 

prawda?

- upewniła się.

-

To, o czym  zapomniałaś,

to

 

nic

 

waŜnego

 

-

 

błysz

czącymi   oczami   objął   jej   uniesioną   do   góry   twarz
i   napotkał   spojrzenie   pełne   niespotykanego   u   niej
poŜądania. Zmusił się do zachowania spokoju.

-

Luc

 

-

 

szepnęła

niepewnie. - Co się stało?

-

Bardzo   mnie   podniecasz.

Dio,

 jak

 

moŜesz

 

tak

 

na

mnie   patrzeć?   -   odetchnął   głęboko.   -   PrzecieŜ   jesteś
chora!

Nie wiedziała, które z nich zrobiło pierwszy ruch, ale

niespodzianie   znalazła   się   tak   blisko   niego,   jak   tego
chciała,  a  jej  palce  chciwie wplotły się w  jego  gęste,
spręŜyste włosy. Luc, zamiast jak zwykle zaatakować ją z
całą   siłą,   jakby   odgadł   jej   Ŝyczenie,   wsunął   język
pomiędzy   jej   pełne   wargi   i   z   widoczną   rozkoszą
poruszał nim raz po raz, aŜ zakręciło się jej w głowie, w
Ŝ

yłach zaczęła pulsować krew, a w całym omdlałym ciele

poczuła   tak   intensywne   poŜądanie,   jakiego   nigdy
przedtem nie zaznała.

Z głośnym jękiem rozkoszy Luc wziął ją w ramiona.

Choć  sprawiał   jej  tym   ogromny  ból,  gotowa  była  mu
ulec. Odrzucając niecierpliwie przykrywającą ją pościel,
uniósł   ją   i   ułoŜył   na   swoich   twardych   udach,   nie
odrywając   ani   na   chwilę   wpijających   się   w   nią   ust.
Gwałtowne   podniecenie,   które   ich   ogarnęło,   było   tak
nagłe jak letnia błyskawica.
Catherine szepnęła gorączkowo:

- Zabierz mnie do hotelu.

Luc   potrząsnął   nią   i   zamknął   oczy,   mówiąc   coś,

background image

czego   nie   była   w   stanie   zrozumieć.   Chwilę   później
połoŜył ją na łóŜku, otulił lekkim kocem i westchnął:

-

Chiedo   scusa.  Wybacz.

Nie jesteś zdrowa.

-

Czuję   się   doskonale   -

zaprotestowała.

 

-

 

Nie

 

chcę

zostać tutaj.

-

Zostaniesz.   -   Otworzył

okno,

 

aby

 

wpuścić

 

chłody

ne powietrze. - Tutaj będziesz bezpieczniejsza.

58            

SPOTKANIE PO LATACH

-

Bezpieczniejsza?

-

Czy

 

wierzysz

 

w

przeznaczenie, moja droga?

-

Oczywiście, Ŝe wierzę.

-

Nie   naleŜy   walczyć   z

przeznaczeniem

 

-

 

powie

dział Luc  w zadumie i uśmiechnął  się do niej promien
nie. - Ty teŜ tak uwaŜasz, prawda?

Nigdy nie odbyła z Lucern dziwniejszej rozmowy,  a

była przy tym tak wyczerpana, Ŝe z trudem zbierała myśli.

-

Myślę,   Ŝe   nie   da   się

walczyć z przeznaczeniem.

-

ToteŜ nie mam zamiaru z

nim

 

walczyć.

 

Ja

 

mu

tylko   ułatwiam   zadanie.   Śpij,   moja   droga   -   powiedział
miękko. - Rano lecimy do Włoch.

-

Do Włoch? - powtórzyła,

czując

 

ogarniającą

 

słabość.

-

Czy   nie   uwaŜasz,   Ŝe   juŜ

najwyŜszy

 

czas,

 

Ŝ

ebyśmy

uregulowali nasze stosunki?
Patrzyła   na   niego   w   osłupieniu.  Luc   podszedł
ponownie   do   jej   łóŜka   i   usiadł   na  fotelu   obok,
wpatrując się w nią czarnymi oczami.

-

Proszę,   Ŝebyś   za   mnie

wyszła.

background image

-

Naprawdę?   -   Była   tak

wstrząśnięta,

 

Ŝ

e

 

zdołała

tylko tyle powiedzieć.
Palcem musnął jej drŜącą, górną wargę.

-

Powiedz coś - poprosił,

-

Czy   myślałeś   o   tym   od

dawna?

 

 

zapytała

 

urywa

nym głosem.

-

Powiedzmy,   Ŝe   myśl   ta

drąŜyła

 

mnie

 

od

 

jakiegoś

czasu.

Nie brzmiało to zbyt romantycznie. Miała wraŜenie,

Ŝ

e   wokół   niej   dzieje   się   coś   nierealnego.   Luc

zaproponował   jej   małŜeństwo.   Znaczyło   to,   Ŝe   Ŝyła
przez cale  miesiące z  człowiekiem,  którego   nie znała.
Znaczyło  teŜ, Ŝe wszystkie jej nielojalne i nieŜyczliwe
myśli   były   okrutnie   niesprawiedliwe.   Łzy   popłynęły   po
bladych policzkach.

- Co ja takiego powiedziałem? - zapytał Luc. - No

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                          59

tak, oczywiście inaczej  wyobraŜałaś  sobie moje oświad-
czyny.

-  W   ogóle   ich   sobie   nie   wyobraŜałam   -   zatkała.

Wziął ją delikatnie na ręce i usadowił na swoich
kolanach,   owijając   starannie   lekkim   kocykiem.   Za-
chłysnęła   się   zimnym   powietrzem   i   instynktownie
przytuliła do jego ciepłego ciała.

- Jestem taka szczęśliwa - powiedziała.
-  Okazujesz to w sposób tobie tylko  właściwy.  Ale

przecieŜ   wiele   rzeczy   robisz   w   sposób   bardzo   in
dywidualny. Pobierzemy się we Włoszech. A teraz, gdy
juŜ powzięliśmy tę decyzję,  nie będziemy tracić czasu,
prawda?

Nic nie powiedziała, siedząc z głową przytuloną do

jego piersi, a on odchylił się bardziej do tyłu, Ŝeby i jej
było wygodniej. Nigdy nie myślała, Ŝe moŜe być taki

background image

delikatny.  CzyŜby jej wypadek tak nim wstrząsnął?  Z
całą   pewnością   coś   musiało   wpłynąć   na   tak   za-
dziwiającą zmianę w jego zachowaniu wobec niej...  a
moŜe to ona nigdy nie rozumiała Luca? Chciałaby go  tak
słuchać   przez   całą   noc,   ale   śmiertelnie   zmęczona  juŜ
wkrótce zapadła w sen.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Nie   znała   tej   szykownej,   szafirowej   sukienki,   ale

widocznie   została   kupiona,   Ŝeby   sprawić   przyjemność
Lucowi. A pantofelki? Catherine skrzywiła się na widok
niskich obcasów. Musiała się strasznie śpieszyć,  kiedy je
kupowała. Absolutnie nie były w jej guście, ale pasowały
do sukienki. Zaskoczona była tym odkryciem, poniewaŜ

background image

nie miała talentu do dopasowywania swej garderoby. Luc
dobrze   musiał   przetrząsnąć   jej  bagaŜe,   Ŝeby   dokonać
takiej sztuki.

Kiedy  się  obudziła,  nie  byk)  go   przy  niej.   Ubranie

przyniesiono po śniadaniu. Przebrała się natychmiast, choć
wysiłek ten osłabił ją bardzo. Pielęgniarka miała  trochę
pretensji o to, Ŝe nie poproszono jej o pomoc i dodała,
Ŝ

e   zaraz   przyjdzie   doktor   Ladwin,   Ŝeby   ją   zbadać.

Catherine  miała  nadzieję,   Ŝe  Luc   będzie   tu  wcześniej.
Denerwowała się w przewidywaniu pytań,  na które nie
będzie w stanie odpowiedzieć.

Pocieszała   się,   Ŝe   okres,   którego   nie   pamięta,   to

zaledwie kilka tygodni. A kilka tygodni to jeszcze nie jest
całkowita utrata pamięci.

Niepokoiły   ją   jednak   pewne   drobne   fakty.   Kiedy

ś

cięła włosy? Bóg jeden wie, kiedy była ostatni raz  u

fryzjera. Do tego te ręce! Chyba szorowała nimi podłogę!
I ten zabawny, mały ślad na serdecznym palcu,  jakby po
pierścionku, którego przecieŜ nigdy nie nosiła.

Nie rozpoznawała teŜ zawartości swojej torebki. Obca

nawet była portmonetka, zawierająca mnóstwo  drobnych
banknotów. Znalazła tam zarówno dolary, jak i funty, ale
nie było w niej kart kredytowych, ani  Ŝadnej fotografii
Luca. Nawet kosmetyki róŜniły się od

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                          61

tych,   których   zwykle   uŜywała.   A   co   się   stało   z   jej
paszportem?

Propozycja,   jaką  zrobił  Luc  poprzedniego  wieczora,

wydała się jej teraz nierealna, jak ze snu. Luc nie był  taki,
jakim go pamiętała i to było najbardziej oszałamiające ze
wszystkiego.

Gdy w Szwajcarii skręciła nogę w kostce, Luc wpadł we

wściekłość. Powiedział, Ŝe jest jedyną osobą, której udało
się w Alpach skręcić nogę, nie dotykając nawet nart Stał
przy niej w szpitalnym ambulatorium, czyniąc złośliwe
uwagi   na   temat   jej   ulubionych   wysokich   obcasów.
Pewnie   tamtejszy   lekarz   pomyślał,   Ŝe  Luc   to   jakiś
okrutny potwór, ale sama Catherine była innego zdania.

Jej  cierpienie   zdenerwowało   go   i   wytrącony   z  rów-

nowagi  zareagował  z wrodzoną agresją.  Gdy mówił, Ŝe

background image

zabije ją, jeśli zobaczy ją znowu na wysokich szpilkach, to
wyraŜał w ten szorstki sposób troskę o nią.

Ostatniego  wieczora Luc nie był  zły.  Poprosił, Ŝeby

wyszła za niego za mąŜ. Czy to moŜe być prawda? Nie
mogła   sobie  przypomnieć,   kiedy  doszło   do   tak   zaska-
kującej zmiany w ich związku. A właśnie jej obecność z
nim w Londynie, podczas gdy zawsze podróŜował sam,
była   najlepszym   świadectwem   zmiany   w   jego
zachowaniu. Ale co się do tego przyczyniło?
Drzwi otworzyły się. Wszedł Luc, a za nim lekarz.

Ginąca  w  obszernym  fotelu,  ze  łzami  lśniącymi   na

drŜących   rzęsach,   mimo   kosztownego   stroju   sprawiała
wraŜenie istoty samotnej i bezbronnej.
Luc podszedł szybko i przykucnął przy niej.

-  Dlaczego   płaczesz?  -   zapytał.   -  Czy  ktoś   sprawił

ci przykrość?

Jeśliby   tak   było,   ten   ktoś   zostałby   stąd   natychmiast

wyrzucony.   Luc   reagował   gwałtownie,   jak   prawdziwy
Włoch.   Opiekuńczy,   z   silnym   instynktem   posiadacza,
gotów do natychmiastowej walki w jej obronie.

- Jeśli ktoś cię skrzywdził, muszę to wiedzieć.

62            

SPOTKANIE PO LATACH

- Jestem przekonany, Ŝe nie mógł tego zrobić nikt z

naszego   personelu   -   doktor   Ladwin   zdecydowanie
uprzedził jakiekolwiek sugestie.

Luc   podał  Catherine  czystą   chusteczkę,   wypros-

tował się i powiedział spokojnie:

- Ona jest bardzo wraŜliwa.

Catherine   zmieszała   się   bardzo.   Pośpiesznie   otarła
wilgotne policzki i powiedziała:

-  Tutejszy   personel   jest   wspaniały,   Luc.   Jestem

trochę roztrzęsiona, to wszystko.

-  Jak juŜ próbowałem panu wyjaśnić pół godziny

temu,   panie   Santini   -   burknął   lekarz   -   amnezja
wywołuje stany lękowe.

-  A ja juŜ takŜe panu wyjaśniłem, Ŝe nie powinno

to pana obchodzić.

background image

Catherine przyglądała się im niepewnie. Wyraźnie

wyczuwało  się tu wzajemny antagonizm. Luc  kaŜde
słowo wypowiadał lodowatym tonem.
Doktor zwrócił się do niej:

-  Musi pani czuć się nie najlepiej, panno Parrish.

Czy nie wolałaby pani tu pozostać i porozmawiać z
jednym z moich kolegów?

Groźba, Ŝe coś moŜe oddalić ślub, przeraziła Cat-

herine.

-  Chcę wyjechać z Lucem - odpowiedziała z naci-

skiem.

- Czy jest pan zadowolony? - Luc spojrzał na

lekarza.

- Wygląda na to, Ŝe muszę.

Ladwin   podał   rękę   na   poŜegnanie   i   wyszedł.   Luc
uśmiechnął się do niej:

- Samochód czeka.
-  Nie mogę znaleźć mojego  paszportu  - wyznała,

przygotowana   na   to,   Ŝe   uśmiech   zniknie   z   jego
twarzy. Luc zawsze wpadał w złość, gdy coś gubiła.

- Uspokój się. Ja go mam. Odetchnęła z ulgą.

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                          63

-  Myślałam,   Ŝe   go   zgubiłam...   razem   z   naszymi

kartami kredytowymi i kilkoma fotografiami.

-  Zostawiłaś je w Nowym Jorku. Uśmiechnęła się

wobec prostoty tego wyjaśnienia.
No tak, zawiniło jej zwykłe roztargnienie.

-  Dlaczego płakałaś? 
Zaśmiała się:
-   Nie wiem - skłamała. I pomyślała w duchu: Czy

ktoś   mnie   skrzywdził?   Kochała   Luca,   ale   dobrze
wiedziała, Ŝe moŜe on ją i zranić, i uszczęśliwić.

-  Gdy   jestem   z   tobą,   nie   masz   się   czego   lękać

-zapewnił.
Od   chwili,   kiedy   spotkała   Luca,   lęk   był   stałym
elementem   jej   codziennej   egzystencji.   Dręczące   po-

background image

czucie   braku   bezpieczeństwa   z   czasu,   gdy   jako
dziecko pozbawiona była domu rodzinnego, spędzało
jej sen z powiek.

-  Dlaczego  chcesz się ze mną oŜenić? - zapytała,

gdy byli juŜ w windzie.

-  Nie   potrafię   wyobrazić   sobie   Ŝycia   bez   ciebie.

Czy nie uwaŜasz  jednak,  Ŝe moglibyśmy   odłoŜyć  tę
tak   bardzo   prywatną   rozmowę   do   czasu,   gdy
znajdziemy się w mniej publicznym miejscu?

Catherine   dopiero   teraz   spostrzegła   uśmiechającą

się parę starszych  ludzi, którzy razem z nimi jechali
windą,   i   zaczerwieniła   się   aŜ   po   korzonki   włosów.
Była   tak   zajęta   własnymi   przeŜyciami,   Ŝe   nie
zauwaŜyła,   iŜ   mają   towarzystwo.   Catherine   Santini.
W   myślach   sprawdzała,   jak   brzmi   to   nazwisko,
rozkoszowała się nim.

ś

ycie nie zaczyna się jak w bajce: „Dawno, dawno

temu...”,   ani   się   nie   kończy:   „I   Ŝyli   potem   długo   i
szczęśliwie" - drwił kiedyś Luc. 

Ale teraz, nie bacząc na tamte słowa, dawał jej w

prezencie   marzenia,   jak   podarek   z   piękną   wstąŜką.
Najwidoczniej wszystko moŜe się zdarzyć, gdy czło-
wiek nie traci nadziei i gorąco się modli.

Kiedy szła do samochodu, zaskoczył ją panujący na

64            

SPOTKANIE PO LATACH

zewnątrz   upał.   Oczy  jej   spoczęły   na  kwitnących   róŜach
wzdłuŜ muru szpitalnego i poczuła skurcz w Ŝołądku.

- To juŜ lato - szepnęła. - A ty chorowałeś na grypę

we wrześniu.

Luc zdecydowanie pchnął ją w kierunku samochodu.

No tak, oczywiście, on wiedział, Ŝe to było  więcej niŜ
kilka tygodni zaniku pamięci, ale nie chciał jej niepokoić.
Teraz wszystko wydawało się bardziej  zrozumiałe. Nic
dziwnego, Ŝe Doktor Ladwin nie był zadowolony, Ŝe tak
szybko   opuściła   szpital.   Nic   teŜ  dziwnego,   Ŝe   nie
rozpoznała ani swego  ubrania,  ani  uczesania,   ani   nie
rozumiała zmiany, jaka zaszła w Lucu. PrzecieŜ to był
prawie cały rok jej Ŝycia.

-

Luc, co się ze mną stało?

background image

-

 

zapytała

 

urywanym

głosem. - Co się dzieje z moją głową?

-

Nie   zadręczaj   się   tym.

Doktor

 

Ladwin

 

radził,

Ŝ

ebym   nie   usiłował   pomagać   twojej   pamięci.   Powie

dział,   Ŝe   potrzebujesz   spokoju   i   odpoczynku.   Napraw-
dopodobniej pamięć powróci ci stopniowo.

-

A jeśli nie?

-

Jakoś   to   przeŜyjemy.

Mnie

 

nie

 

zapomniałaś.

     - Przez chwilę w jego oczach widać było wyraźną
satysfakcję.

Nie  urodziła   się   jeszcze   taka   kobieta,   która   mogłaby

zapomnieć   o   Lucu   Santinim.   MoŜna   go   było   kochać
namiętnie   albo   nienawidzieć,   ale   w   Ŝadnym   razie
zapomnieć.

-

Czy   nie   myślisz   o

odłoŜeniu

 

ś

lubu?

 

-

 

zapytała

z wymuszonym spokojem.

-

Chcesz tego?

Gwałtownie   potrząsnęła   przecząco   głową,   unikając

spojrzenia jego  dociekliwych  oczu. Dlaczego  ciągle tak
boi  się go   utracić?   PrzecieŜ  zaproponował  jej  małŜeń-
stwo. Co jeszcze mógłby zrobić? Czego więcej miałaby
chcieć?

l

On jej nie kochał i w dalszym ciągu nie kocha. Jeśli

udało się jej przez to przejść, to tylko dzięki wytrwało-

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                          65

ś

ci. Nie była wymagająca ani nieprzystępna, nie była teŜ

zepsuta   ani   Ŝądna   władzy.   Była   lojalna,   nie   miała
Ŝ

adnych   kochanków.   A   w   łóŜku...   Zaczerwieniła   się

uświadamiając   sobie,   Ŝe   nigdy   nie   powiedziała   mu
„nie", Ŝe z trudem panowała nad uczuciem rozkoszy, gdy
tylko ją dotknął. Kochała go. I Luc zadowalał się tym, Ŝe
jest kochany wiedząc, Ŝe Catherine nigdy nie poprosi go

background image

o więcej, niŜ miał zamiar sam jej dać. Tak  więc moŜe
chodzi   mu   teraz   nie   tyle   o   małŜeństwo,   co   o
podniesienie jej rangi społecznej. Catherine buntowała
się w duchu przeciwko takiej prozaicznej interpretacji,
ale było to lepsze niŜ całkowita odprawa.

-  Ślub odbędzie się za kilka dni - powiedział Luc 

i podniósł słuchawkę telefonu.

Widząc, Ŝe Catherine mu się przygląda, uśmiechnął się

do niej, wyciągnął rękę i przytulił do siebie.

-  Wyglądasz na szczęśliwą - stwierdził z zadowole-

niem.

Zrzuciła pantofelki, siedziała bezruchu rozkoszując się

błogim   ciepłem   jego   ciała   i   myślała,   Ŝe   jest   chyba
najszczęśliwszą kobietą na świecie. Jeśli dołoŜy wszel-
kich   starań,   Ŝeby  być   doskonałą   Ŝoną,   to,   być   moŜe,
Luc ją pokocha.

-  Utknęliśmy   w   korku   -   szepnęła   podniecająco

i   szarpnęła   koniec   jego   krawata,   zdając   sobie   sprawę,
Ŝ

e zachowuje się z o wiele większą swobodą niŜ kie-

dykolwiek   przedtem.   Przekonana,   Ŝe   juŜ   wkrótce   będą
małŜeństwem, pozbyła się zwykłych zahamowań.

Luc   nagle   zesztywniał,   z   trudem   kontynuując   roz-

mowę przez telefon. Catherine jedną ręką oparła się na jego
udzie, a drugą ręką rozluźniła mu krawat.

- Catherine... co robisz?

Napotkawszy   spojrzenie   spokojnych,   złotych   oczu

zaczerwieniła się i zaczęła rozpinać guziki jego koszuli.
Zrozumiała   jego   niedowierzanie   i   uśmiechnęła   się
figlarnie.  Dotąd Luc pierwszy ją rozbierał. To do niego
naleŜała inicjatywa. Koniuszkami palców zaczęła pieś-

66            

SPOTKANIE PO LATACH

cić   ciepłą   skórę,   z   czarnym,   kędzierzawym   zarostem.
Ledwie   słyszalny,   przyśpieszony   oddech   i   napięcie   jego
mięsni zachęciły ją do kontynuowania tej próby.

Znajdowała   tyle   rozkoszy   w   samym   dotykaniu   Luca.

-Jakie to wspaniale -pomyślała. I choć ze względu na stan
zdrowia nie mogła się teraz z nim kochać,  poczuła,  jak
bardzo go pragnie. Gdy przybliŜyła swoje gorące usta do

background image

jego pałającego ciała i zaczęta całować go, gdzie się tylko
dało,   począwszy   od   opalonej   szyi   aŜ   do  płaskiego,
muskularnego brzucha, Luc gwałtownie drgnął i odrzucił
słuchawkę telefonu.

-  Catherine...   -   mruknął   karcąco,   lecz   z   widocz-

nym podnieceniem.

Jej mała rączka pobłądziła w kierunku jego uda. Gdy

go dotknęła, głośno jęknął, a ją ogarnęło cudowne uczucie
panowania nad nim.

-

Catherine,   nie   powinnaś

tego

 

robić.

 

-

 

Jego

 

od

dech był przyśpieszony i głośny, mówił niewyraźnie.

-

Mnie

 

to

 

sprawia

przyjemność

 

-

 

wyznała

 

prawdę,

z lekka oszołomiona swoją śmiałością.

-

Per amor d i Dio,  co się

ze

 

mną

 

dzieje?

 

-

 

Z

 

trudem

łapał   oddech,   gdy   tymczasem   ona   koniuszkiem   języka
musnęła jego brzuch powyŜej paska.

-

A co się dzieje? - zapytała

szeptem,

 

zatraciwszy

się w rozkoszy.

-

Cristo,

 to   prawdziwe

piekło!

 

-

 

Niespodziewanie,

gwałtownym   ruchem,   oderwał   się   od   niej.   -   Nie
moŜemy tego robić. Jesteśmy juŜ prawie na lotnisku.

-

Jesteśmy   w   korku.   -

Patrzyła

 

na

 

niego

 

swymi

pięknymi   oczami,   pociemniałymi   od   poŜądania,   jakie
go nigdy przedtem nie zaznała.

Rzuciwszy   jakieś   niewyraźne   przekleństwo,   przy-

ciągnął ją blisko do siebie i ulegając gwałtownej Ŝądzy,
wycisnął   na   jej   ustach   zapierający   dech   pocałunek.
Wydawało   się,   Ŝe   w   tym   mocnym   uścisku   kaŜdy   jej
nerw   ogarnęło   szaleństwo,   Przytuliła   się   do   niego
całym ciałem, jego podniecenie, jego zapach, smak

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                          67

pocałunku wywołały cudowny zamęt w głowie, silny, jak

background image

odurzenie narkotykiem.

Odrywając   usta,   ukrył   płonącą   twarz   w   jej   roz-

sypanych   włosach.   Słyszała   bicie   jego   serca   na   swej
piersi,   czuła   wyraźnie,   jak   walczy,   Ŝeby   nie   stracić
panowania nad sobą. Wreszcie odetchnął głęboko.

-

Nie   jesteś   jeszcze

dostatecznie

 

silna,

 

Catherine.

Powinnaś   odpoczywać   -   przypomniał   jej   szorstkim
głosem. - A więc miej trochę litości dla mnie, dobrze?
Nie dręcz mnie.

-

Nie   jestem   chora.   Czuję

się

 

doskonale.

 

-

 

Sama

przed   sobą   udawała,   Ŝe   nie   czuje   pulsowania   u   pod
stawy czaszki.

Usadowił   ją   z   powrotem   wygodnie,   dając   do   zro-

zumienia, Ŝe ma swoje zdanie na ten temat

-

Mówisz   tak   myśląc,   Ŝe

właśnie

 

to

 

chcę

 

usłyszeć.

Jak   moŜesz   czuć   się   doskonale?   Z-całą   pewnością
czujesz się paskudnie, i następnym  razem, gdy cię o to
zapytam, tak właśnie masz odpowiedzieć. Jasne?

-

Jak słońce.

Chciało   jej   się   śmiać,   choć   ciało   buntowało   się.

PrzecieŜ   odmówił   spełnienia   tego,   czego   pragnęli.   To
wcale nie było zabawne. Ale gdyby nawet miał to być jej
ostatni dzień Ŝycia, rozkosznie będzie wspomnieć  jego
pełne   niedowierzania   spojrzenie,   gdy   to   właśnie   ona
przejęła inicjatywę.

Zaskoczyła   go.   CzyŜ   kiedykolwiek   marzyła,   Ŝe

potrafi tego dokonać? Jego reakcja sprawiła, Ŝe poczuła
się   grzeszną,   wartą   poŜądania   i   najbardziej
uwodzicielską   kobietą   na  świecie.   I  czyŜ   nie  było   to
zadośćuczynieniem, Ŝe egocentryczny Luc zapanował nad
swoją Ŝądzą ze względu na jej dobro?

A   przecieŜ   Luc   mógł   potraktować   jej   zachętę   do-

słownie i zaspokoić swoje naturalne pragnienie. Fakt,  Ŝe
jednak pomyślał o niej, to jej wielka wygrana. CzyŜ  ten
objaw   troski   pozbawionej   egoizmu   nie   jest   juŜ  w
połowie miłością?

background image

68            

SPOTKANIE PO LATACH

Bezgranicznie szczęśliwa Catherine słuchała, jak  Luc

przekazywał zwiezie instrukcje jakiemuś nieszczęśliwcowi,
drŜącemu zapewne ze strachu po drugiej stronie telefonu.

Przejechali przez płytę lotniska z ogromną szybkością,

roztrącając   niemal   znajdujących   się   tam   ludzi,  a
człowiek z ochrony Luca gorliwie czuwał, Ŝeby Ŝaden  z
reporterów ani fotografów nie zakłócił jego spokoju. Luc
strzegł swej intymności, sprawiając tym zawód niejednej
gazecie.

-  Kim  jest  ta  blondynka,   panie Santini?  –  wykrzyk-

nął ktoś ochryple.

Luc   odwrócił   się   i   bez   Ŝadnego   ostrzeŜenia   objął

Catherine ramieniem.

-  To   przyszła   pani   Santini   -   oznajmił,   wprawiając

wszystkich w zdumienie.

Po chwili ciszy wybuchła wrzawa okrzyków i pytań,

zamigotały flesze aparatów fotograficznych. Ale to był juŜ
koniec   niezwykłej   u   Luca   wspaniałomyślności   dla
dziennikarzy.

Stało się to wtedy,  gdy przez pole startowe szli do

odrzutowca.   Coś   niepojętego,   strasznego   zmusiło   ją   do
zatrzymania   się.   Zmroziło   ją   śmiertelne   przeraŜenie.
Zobaczyła   nagle   starą,   siwą   kobietę   o   miłej   twarzy,
która mówiła do niej błagalnie:

- Nie wolno ci tego zrobić... nie wolno!

Po chwili obraz ten znikł, a Catherine blada, osłabła od

ogarniającego   ją   niezwykłego,   irracjonalnego   strachu,
spojrzała na samolot.

-

Nie   mogę   tam   wejść   -

wyjąkała.

-

Catherine   -   Luc   groźnie

spojrzał na nią.

-

Nie mogę... nie mogę! Nie

wiem

 

dlaczego,

 

ale

 

nie

mogę!   -Z   rękami   uniesionymi   do   góry,   w   ogarniającej
ją histerii zaczęła się cofać.

Luc, pokonując siłą jej opór, uniósł ją w ramionach. Pod

wpływem   niepojętego,   gwałtownego   strachu   walczyła
zaciekle:

background image

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                          69

-

Nie   chcę   wsiąść   do

samolotu!

-

Teraz nie masz juŜ nic do

gadania

 

-

 

Luc

 

trzymał

ją mocno w uścisku. - Porywam  cię. Potraktuj to jako
ucieczkę   z   ukochanym.   Dzień   dobry,   kapitanie   Edgar.
Proszę nie zwracać uwagi na moją narzeczoną. Boi się
wszystkiego, co lata, a nie ma ptasich piór.

Pilot,   starając   się   nie   okazać   Ŝadnego   zdziwienia,

powiedział:

- Lot będzie spokojny, panie Santini.

Luc umieścił Catherine na siedzeniu, zapiął jej pas i

poradził:

-   Odetchnij   teraz   głęboko   i   opanuj   się.   Pomyśl

sobie, Ŝe to pierwszy dzień twojego nowego Ŝycia.

Z   trudem   łapiąc   oddech   spojrzała   na   niego   szeroko

otwartymi oczami.

-

Zobaczyłam   tę   kobietę.

Coś

 

sobie

 

przypominam.

Powiedziała, Ŝe nie wolno mi tego robić...

-

Ale czego?

-

Nie wiem.

Zdając sobie sprawę ze śmieszności swego zachowania,

mówiła dalej słabym głosem:

- Miałam  takie uczucie,  Ŝe nie  powinnam  wsiadać  do

samolotu, Ŝe coś za sobą zostawiam. AŜ się przeraziłam.

- Czy teraz teŜ się boisz?

-   Nie,   skądŜe!   -   Zaczerwieniła   się.   -   Wybacz.

Zachowałam się idiotycznie.

-

To był przebłysk pamięci.

Widać,

 

Ŝ

e

 

pamięć

 

ci

 

juŜ

wraca.

-

Tak   myślisz?   -   Była

zaskoczona

 

jego

 

chłodnym

tonem   i   twardym   spojrzeniem.   -   Dlaczego   tak   się
przeraziłam?

-

To   był   nagły   wstrząs   -

wyjaśnił

 

spokojnie.

 

-

 

Nie

było to miłe przeŜycie.

Lot   trwał   dwie   godziny.   W   samolocie   byli   teŜ

steward   i   stewardesa,   dwaj   ludzie   z  ochrony,   ugrzecz-
niony asystent, notujący wszystko,  co mówił Luc,  i
jego osobista, zgrabna sekretarka. Gdy Catherine

background image

70            

SPOTKANIE PO LATACH

napotykała   wzrokiem   kogoś   z   nich,   odwracali   po-
ś

piesznie   oczy,   jakby   była   zadŜumiona.  Gestem   ręki

przywołała stewardesę:

-

Czy mogę prosić o jakieś

pismo?

-

Nie mamy na pokładzie

Ŝ

adnej

 

prasy,

 

panno

Parrish.   Przykro   mi.   -   Stewardesa   powiedziała   to
w   sposób   nienaturalny,   unikając   jej   wzroku.  -  MoŜe
zje pani teraz lunch?

-

Nie, dziękuję.

Dziwne,  Ŝe na pokładzie  nie było   nawet  miesięcz-

nika. ChociaŜ i tak mogłaby go tylko obejrzeć. Prędzej czy
później   będzie   zmuszona   powiedzieć   Lucowi,   Ŝe  jest
dyslektykiem.   Skuliła   się   na   samą   myśl   o   tym.   Nie
przypuszczała nigdy,  Ŝe uda jej się tak długo oszukiwać
Luca. Ale właśnie on jakoś to jej ułatwiał.

Jeśli trzeba było wybrać coś z karty, robił to zawsze on.

Godził   się   z   tym,   Ŝe   wolała   ustnie   przekazać   mu
informację   telefoniczną,   niŜ   ją   zapisać,   i   zaskakująco
cierpliwie   wybaczał   jej,   gdy   zapomniała   o   jakimś
szczególe.   Kiedyś   kupiła   jedną   ksiąŜkę   i   połoŜyła   na
widoku, ale Luc nigdy nie zapytał o jej treść.

Pamiętała,   Ŝe   w   szkole   często   nazywano   ją   głupią

niedojdą, zanim odkryto prawdziwą przyczynę. Wszyscy
nauczyciele   opuszczali   ręce   na   samą   wzmiankę  o
dysleksji. Luc moŜe jeszcze zmienić zdanie, gdy dowie
się, Ŝe chce się oŜenić z kobietą, dla której słowa pisane są
tylko niewyraźną plamą.

Gdy wylądowali  w Rzymie, powiedział jej, Ŝe dalej

polecą helikopterem.

-

To

 

gdzie,

 

się

zatrzymamy? - zdziwiła się.

-

Nie byle gdzie. Jedziemy

do naszego domu.

-

Do   naszego   domu?   -

powtórzyła

 

zaskoczona.

- Kupiłeś dom?

background image

Luc machnął ręką:

-

Poczekaj,

 

sama

zobaczysz.

-

Nie   byłam   w   nim

przedtem,

 

prawda?

 

To

 

nie

 

jest

jeszcze coś, o czym zapomniałam?

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                          71

-  Nigdy   przedtem   nie   byłaś   we   Włoszech   -   uspo-

koił ją.

Nie   znosiła   lotu   helikopterem   i   koniecznie   chciała

siedzieć   z   tyłu,   rezygnując   z   oglądania   wspaniałych
widoków.   Huk   wirników   i   ból   głowy   pogorszyły   jej
samopoczucie.   Siedziała   pochylona   do   czasu,   kiedy
znów dotknęli twardego gruntu.

Luc   pomógł   jej   wydostać  się z   helikoptera   i  cicho

zapytał:

- Paskudnie?

-

Paskudnie

 

-

odpowiedziała

 

ze

 

ś

ciśniętym

 

gard-

łem.

-

Powinienem   był   to

przewidzieć,

 

ale

 

chciałem,

Ŝ

ebyś zobaczyła Castelleone z góry.

Odprowadził ją kilka metrów i ostroŜnie obrócił.

- To wspaniały widok, nie sądzisz?

     Upadłaby, gdyby jej nie podtrzymał, bo aŜ ugięły się
pod   nią   nogi.   Castellepne   był   jak   cudowny,   bajkowy
pałac   z   mnóstwem   wieŜyczek   i   iglic,   na   tle   wzgórz
bujnie porośniętych drzewami. Było juŜ późne popołudnie,
słońce odbijało się w szybach niezliczonych  okien, a
jasne,   kamienne   mury   rzucały   cień   na   lilie   wodne
porastające fosę wokół zamku.

-

Gdy go odkryłem, nie był

na

 

sprzedaŜ.

 

Nie

 

był

 

teŜ

tak ładny, jak teraz.

-

Ładny?  - zaprotestowała,

odzyskując

 

zdolność

background image

mówienia. - Jest piękny! Musiał kosztować fortunę.

-

Miałem   pieniędzy   jak

lodu

 

i

 

nie

 

było

 

na

 

co

 

ich

wydać - pogłaskał ją pieszczotliwie po włosach. - Bu-
dowla ta znajduje się na liście zabytków, co jest diablo
niewygodne.   Jej   odnowienie   musiało   być   właściwie
restauracją.   Eksperci   to   ludzie   wtrącający   się   do
wszystkiego, ale doszliśmy do porozumienia.

-

Powiedziałeś,   Ŝe   gdy

zobaczyłeś

 

zamek

 

po

 

raz

pierwszy, nie był na sprzedaŜ.

-

Wszystko   ma   swoją

cenę,

 bella

 

mia.

 

-

 Objął

 

ramieniem z czułym uśmiechem. - Ostatni właściciel

72            

SPOTKANIE PO LATACH

nie   był   specjalnie   przywiązany   do   tego   zamku.
Zbytnio obciąŜał jego finanse.

- Czy juŜ mi o tym kiedyś opowiadałeś?
- Chciałem ci zrobić niespodziankę. Poprowadził ją

do   pięknego,   kamiennego   mostku,   łączącego   dwa
brzegi   fosy.   Przez  otwarte   wysokie  drzwi  weszli  do
holu pokrytego wspaniałymi freskami.

-  Nigdy   nie   widziałam   czegoś   równie   pięknego

-szepnęła.

-  Trzeba przyznać, ze nie w kaŜdym domu moŜna

zobaczyć   tyle   cherubinów   i   nimf   z   odkrytymi   pier-
siami. Tu się z tobą zgadzam bez zastrzeŜeń - zaŜar-
tował Luc. - Pierwszy budowniczy nie odznaczał się
najlepszym gustem.

-  Jeśli nie podoba ci się,  to dlaczego  go kupiłeś?

Wzruszył ramionami.

- To lokata kapitału.

                        

'

-  Czy   to   oznacza,   Ŝe   zamierzasz   go   sprzedać?   -

zapytała z wyraźnym przeraŜeniem.

- Nie, jeśli tylko chcesz zamieszkać z tymi wszyst-

kimi nagimi damami.

- One mi nie przeszkadzają.
- Miałem nadzieję, Ŝe właśnie to powiesz.

background image

Luc zauwaŜył jej bladość i czarne sińce pod oczami.

- Myślę, Ŝe powinnaś się połoŜyć.
- Jeszcze nie. Chcę zobaczyć cały zamek.

       Jeśli był  to tylko sen, Ŝe Luc zamierza się z nią
oŜenić i zamieszkać w tej wspaniałej budowli, to nie
chciała się budzić.

-  Dość   juŜ   miałaś   wraŜeń,   jak   na   jeden   dzień.

ChociaŜ Catherine skierowała się juŜ w stronę
otwartych   drzwi   wejściowych,   Luc   zdecydowanie
wziął ją na ręce.

- Dlaczego się uśmiechasz?
-  Bo czuję się tak, jakbym umarła i dostała się do

raju, i... - zawahała się, spoglądając na niego z uwiel-
bieniem - tak bardzo cię kocham.

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                          73

Silny   rumieniec   oblał   jego   policzki.   Luc   zacisnął
szczeki.

-  Nie jestem święty.
-  Mogę Ŝyć z twoimi wadami.
-  Będziesz   musiała.   O   rozwodzie   nie   masz   co

marzyć.

- To nie jest zbyt romantyczne, mówić o rozwodzie

przed ślubem.

-  Catherine...   przecieŜ   powinnaś   juŜ  wiedzieć,   Ŝe

nie   jestem   romantycznym   facetem.   Nie   jestem   ani
poetyczny, ani sentymentalny, ani idealistyczny - po-
wiedział ponuro.

            

 Gdy   się   kochamy,   mówisz   po   włosku   -

zauwaŜyła cicho.

- AleŜ to mój pierwszy jeŜyk!
Z niezrozumiałego  powodu  pogorszył  mu się hu-

mor.   Postanowiła   dać   spokój.   To   juŜ   jego   sprawa,
jeśli uwaŜał, Ŝe porwanie jej, przywiezienie do zamku
we Włoszech i poślubienie w ciągu kilku dni nie jest
romantyczne. Zdecydowała, Ŝe lepiej okazywać mniej
entuzjazmu. Tak, ale to takie trudne. Choć czuła się
słaba i wyczerpana, nie mogła oprzeć się pragnieniu,
Ŝ

eby połoŜyć się koło niego, kochać go i całować.

background image

Na szczycie schodów, które, zdawało się, nie miały

końca, Luc przystanął i przedstawił ją niskiemu męŜ-
czyźnie o imieniu Bernardo, który był bardzo dumny
z nadanego mu tytułu majordomusa. Catherine uśmie-
chnęła się do niego promiennie. 

v

Luc   pchnął   drzwi,   wniósł   ją   do   duŜego   pokoju   i

połoŜył   na   łóŜku.   Było   to   łóŜko   z   przepysznym,
brokatowym  baldachimem z frędzlami  Jęknęła z za-
chwytu. To łóŜko było zdecydowanie w jej guście.

Z zadowoleniem na twarzy Luc powiedział:
-   Za pół godziny przyjdzie do ciebie lekarz. Po-

staraj się nie zrobić na nim wraŜenia, jakbyś wypiła za
duŜo sherry.

-  Po co mi jeszcze jeden lekarz?
-  Amnezja jest trochę niebezpieczna, przynajmniej

74            

SPOTKANIE PO LATACH

niektórzy   tak   mówią.   Nigdy   nie   widziałem   cię   w
takim stanie, jak teraz... a w kaŜdym razie od dawna.

-  Nigdy przedtem nie prosiłeś mnie o rękę - szep-

nęła nieśmiało.

-  PowaŜne niedopatrzenie. Nigdy teŜ nie próbowa-

łaś uwieść mnie w samochodzie. - Przyglądał się jej
bacznie   złocistymi   oczami,   a   potem   nagle   odwrócił
wzrok. - Mam nadzieję, Ŝe doktor Scipione nie wyda
ci   się   zbyt   natrętny.   Według   niego   czas   leczy
wszystkie   rany.   -   Luc   skierował   się   do   drzwi
zwinnym   krokiem   lamparta   na   polowaniu.   -   Zaraz
przyjdzie tutaj Ŝona Bernarda, pomoŜe ci się rozebrać
i połoŜyć do łóŜka.

- Ja nie potrzebuję...
-   Catherine   -   przerwał   jej   -   moja   przyszła   Ŝona

moŜe przynajmniej liczyć na to, Ŝe nie będzie musiała
absolutnie nic robić, zachowując siły do innych, waŜ-
niejszych spraw.

-   Czy   to   będzie   jedyna   korzyść   z   małŜeństwa?   -

zapytała z figlarnym błyskiem w oczach.

Obrzucił   ją   spojrzeniem   zmruŜonych,   ciemnych

oczu, tak Ŝe poczuła gorąco w całym ciele i ucisk w
Ŝ

ołądku.

background image

- Zostawiam to twojej wyobraźni, bujnej, na ile cię

znam. Buona sera, cara. Zobaczymy się jutro.

- Jutro? - Usiadła zaskoczona.
- Odpoczywaj  i o nic się nie martw - nakazał jej

Luc z uśmiechem i zamknął drzwi.

Patrzyła na wspaniały baldachim. Flirtowałaś z Lu-

cern - odezwał się w niej cichy wewnętrzny głos. Nie
pamięta, Ŝeby robiła to kiedykolwiek przedtem. Zwy-
kle bardzo się piklowała i starannie dobierała słowa w
rozmowie z Lucern. Tylko na samym  początku była
tak naiwna, Ŝe zdradzała się z tym, co myśli.

Teraz   juŜ  nie  bała  się  Luca.   Jak   i   kiedy   do   tego

doszło? Bez wątpienia w ciągu ostatniego roku. Luc
jednak powiedział, Ŝe dawno nie widział jej takiej. Co
to znaczy? Przyciskając do bijącego serca poduszkę,
pomyślała, Ŝe jest bardzo szczęśliwa.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Całe   rzędy   wieszaków   w   garderobie   wprawiły   w

zdumienie   Catherine.   Pokojówka   Guilia,   zachęcona
przez   nią,   otworzyła   szerzej   drzwi   szaf:   stroje   na
dzień,   stroje   na  wieczór,   ubrania   na  weekend,   półki
pełne delikatnej  jak pajęczyna,  wspanialej  bielizny i
rzędy   pantofli,   wszystko   ułoŜone   według   odcieni
poszczególnych   kolorów.   Ten   porządek   został
zrobiony z myślą o kobiecie, która nie najlepiej radzi
sobie z dobieraniem kolorów. Oszołomiona Catherine
pomyślała, Ŝe to dla niej Luc kupił tę całą garderobę.

Tak ogromnej kolekcji nie dałoby się zebrać z dnia

na dzień. Zaskoczona pomyślała, Ŝe Luc musiał juŜ od
miesięcy planować sprowadzenie jej do Włoch. Gdy

background image

palcami głaskała jedwabną długą suknię, zaniepokojo-
na   Guilia   nieśmiało   napomknęła,   w   co   powinna   się
teraz przebrać.

Grazzie, Guilia.
- Pręgo, signorina.
Guilia wyjęła z szafy bieliznę i pantofle. Catherine

zrozumiała,   Ŝe   Guilia   teŜ   była   częścią   uknutego
wcześniej   planu.   Miała   w   jak   najbardziej   taktowny
sposób   nauczyć   ją  ubierać   się   na  róŜne  okazje.   Luc
przemyślał wszystko aŜ do najmniejszego szczegółu.

Była ósma wieczór. Spała całą dobę, mając juŜ za

sobą pierwszy dzień pobytu w Castelleone. Poprzed-
niego   wieczora  Ŝona  Bernarda,   Francesca,   długo   się
koło niej krzątała troskliwie i z wielką Ŝyczliwością,
aŜ   połoŜyła   ją   wreszcie   do   łóŜka.   Odwiedził   ją   teŜ
wtedy   po   raz   pierwszy   doktor   Scipione,   niski,
korpulentny

76            

SPOTKANIE PO LATACH

męŜczyzna,   podobny   do   Świętego   Mikołaja.   Sprawiał
wraŜenie; Ŝe wszystko doskonale rozumie.

Dopiero gdy wyszedł, uświadomiła sobie, jak wesoło

paplała przez cały czas, gdy był u niej. Przez moment tylko
poczuła się nieswojo, gdy powiedział:

-

Czasami mózg zapomina o

czymś,

 

czego

 

nie

 

chce

pamiętać.   Zatrzaskują   się   w   nim   jakieś   drzwi   w   samo
obronie.

-

A przed czym ja miałabym

się

 

bronić?

 

-

 

Zaśmiała

się.

-

Proszę   samą   siebie

zapytać,

 

co

 

panią

 

najbardziej

przeraŜa,   bo   moŜe  właśnie   tam   jest   odpowiedź.   MoŜe
gdy zda sobie pani sprawę z przyczyny tego lęku, pani
mózg otworzy te drzwi. Ale myślę, Ŝe nie jest jeszcze
pani gotowa na ten moment.

Czego   się   obawia   najbardziej?   Kiedyś   bała   się,   Ŝe

utraci Luca, ale teraz, gdy Luc chce się z nią Ŝenić, to
dawne   uczucie   niepewności   powinno   zniknąć   na   za-
wsze.  Jak  dotąd  jednak słabe sygnały  napływające  z

background image

zakamarków jej pamięci, chociaŜ niepokoiły, nie miały
siły sygnałów ostrzegawczych.

Catherine,   w   dopasowanej   sukni   wiśniowego   koloru,

usiadła przy pięknej toaletce w stylu gotyckim i uśmiechnęła
się   do   leŜących  tam  znajomych  przedmiotów.   Był  tam
zegarek z wygrawerowaną datą ich pierwszego spotkania.
Gdy nakładała go na rękę, zastanowiła się, jak długo go nie
nosiła. A oto otwarte skórzane puzderko, a w nim piękny
diamentowy naszyjnik i kolczyki. I drugie, z migoczącą
bransoletką. Wspomniała z rozmarzeniem BoŜe Narodzenie
w Szwajcarii i jej urodziny.

Wychodząc   z   sypialni   wyjrzała   na   taras   biegnącej

wokół   murów   galerii.   Daleko   w   dole   widniała   łysina
Bernarda. Zeszła na dół i powiedziała po włosku:

- Buona sera, Bernardo. Dov'e signor Santini?

Bernardo   wyglądał   na   zaniepokojonego.   Załamywał

ręce i mruczał coś niezrozumiale. W wielkim holu dudniły
echem podniesione głosy dwóch osób.

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                          77

Otworzyły   się   jedne   z   licznych   drzwi.   Wysoka,

czarnowłosa kobieta mówiła coś głośno najwidoczniej do
Luca, którego nie było widać. A moŜe o coś prosiła?

Catherine   wytęŜyła   słuch.   Natychmiast   rozpoznała

glos   Rafaelli   Peruzzi.   Była   to   chyba   jedyna   kobieta,
która   miała  odwagę   dyskutować   z  Lucern   i   nie   traciła
pracy pod koniec dnia. Zajmowała w jego Ŝyciu miejsce
bliŜej nie określone, gdzieś pomiędzy dawną przyjaciółką a
urzędniczką. Była zarazem jedną z najzdolniejszych  kobiet
pracujących w firmie Santini Electronics.

Wychowała   się   razem   z   Lucern.   Była   uparta,   bez-

względna   i   absolutnie   oddana   jego   sprawom.   Na
jakimś etapie dzieliła z nim równieŜ łóŜko. Rafaella była
cząstką przeszłości Luca.

- Masz sześć tygodni. Naciesz się nimi, na ile potrafisz

-zadrwiła,  gdy  spotkały się po raz pierwszy.  - U Luca
nigdy nie trwa to dłuŜej niŜ trzy miesiące, a wziąwszy pod
uwagę  twój  styl   ubierania   się,  kochanie,  następne  sześć

background image

tygodni byłyby dla niego cięŜkim doświadczeniem.

Doszedł do niej cichy głos Luca. Rafaella wybuchła

tłumionym   szlochem   i   zaczęła   coś   znowu   mówić   po
włosku   urywanym   głosem.   Catherine   cofnęła   się   za-
wstydzona, Ŝe nie uczyniła tego wcześniej. Wiedziała, co
było   powodem   tej   tragedii.   Wczoraj   Luc   publicznie
powiedział o swoich planach

Luc   był   słońcem,   wokół   którego   krąŜyła   Rafaella.

Choć   teraz   zdawała   sobie   sprawę,   Ŝe   przekracza   wy-
znaczone   przez   Luca   granice,   jeszcze   próbowała   coś
zmienić.   Była   uparta   i   wytrwała.   To,   co   najbardziej
niepokoiło Catherine w Rafaelli, to jej podobieństwo do
Luca. Nieraz myślała, Ŝe Luc i Rafaella przyszli na świat
jako przeznaczeni dla siebie partnerzy.

Drzwi trzasnęły z hukiem. Bernardo błyskawicznie się

ulotnił,   ale   Catherine   nie   była   dostatecznie   szybka.
Rafaella obeszła ją wkoło jak rekin-morderca zwabiony
ś

wieŜym   mięsem.   Z   jej   bezlitosnych   oczu   wyzierała

wściekłość i nienawiść.

78            

SPOTKANIE PO LATACH

-

Ty   dziwko!   -   rzuciła

obelgę,

 

przechodząc

 

do

bezpośredniego ataku. - On nie chciał mi uwierzyć, ale
ja wrócę, jak tylko będę miała dowody. A gdy uda mi
się go przekonać, wyrzuci cię jak śmieć i nigdy ci nie
wybaczy!

-

Rafaela!   -   uciął   groźnie

Luc.
Rzuciła mu ostre, pełne goryczy spojrzenie.

-  Przyjrzałam   się   dokładnie   kaŜdej   kobiecie,   z   któ-

rą  miałeś  do  czynienia.  Ona  z  pewnością  jest   najba-r
dziej   niebezpieczna.   I   pamiętaj,   mój   drogi   -zakończyła
proroczo, idąc w kierunku drzwi - nacierpisz się przez
nią niemało.

Bernardo   znów   pojawił   się   jak   spod   ziemi   i   od-

prowadził  ją  do  wyjścia.   Catherine  z  wolna  odzyskała
oddech.   Okrutna   reakcja   nie   panującej   nad   sobą
Rafaelli wstrząsnęła nią boleśnie. Była teŜ zaskoczona jej

background image

groźbami. W co nie chciał uwierzyć Luc? Co Rafaellą
ma   zamiar   udowodnić?   Czego   Luc   ma   jej   nigdy  nie
wybaczyć?

-

O   czym   ona,   na   litość

boską,

 

mówiła?

 

 

wyszep-

tała roztrzęsiona.

-

To nie dotyczyło ciebie.

Wiedziała, Ŝe to nieprawda. Luc objął ją ramieniem  i

poprowadził do wspaniale urządzonego salonu. 

- Nie przejmuj się Rafaellą - dodał.

-

Dlaczego?   -   zapytała

niespokojna.

-

Od dziś nie pracuje juŜ u

mnie

 

-

 

powiedział

 

Luc

zimno, bez jakichkolwiek sentymentów.

Catherine natychmiast poczuła się winna. Gdyby nie

sterczała w holu, prawdopodobnie nie doszłoby do  tego
przykrego incydentu.

-  Luc,   weź   pod   uwagę,   Ŝe   ona   była   strasznie   zde

nerwowana.

-  O co ci chodzi? - z niedowierzaniem zapytał Luc.

- Ona na twoim miejscu bez wahania skoczyłaby ci do
gardła.   Wdziera   się   do   mego   domu,   obraŜa   mnie,
obraŜa ciebie... i ty chcesz, Ŝebym to jej darował?

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                          79

-  Straciła   głowę,   a  w  ogóle   nie   zdarzyłoby   się  to,

gdyby... gdyby...- usiłowała znaleźć właściwe słowo
- gdyby cię nie kochała.

-

Mogę   się   obyć   bez

takiej miłości - odparł.

-

Czasami robisz wraŜenie

bardzo

 

niewraŜliwego,

Luc - szepnęła.

-

A   więc   to   znaczy,   Ŝe

jestem

 

bezwzględnym,

okrutnym draniem, tak? - mruknął przez zęby.

Nikt nigdy nie krytykował Luca. Rafaellą sprzeczała

background image

się z nim, ale nie przyszłoby jej nawet do głowy, Ŝeby go
krytykować.   Luc   urodził   się,   jako   wybitnie   uzdol-
nione   dziecko   w   rodzinie   przeciętnej,   niewykształ-
conej,   którą   przeraŜał   jego   intelekt.   Bardzo   szybko
wydoroślał i nie odczuwał juŜ potrzeby radzenia się
kogokolwiek. Ale tym razem nie miał racji i Catherine
starała   mu   się  to   jakoś   uświadomić.   Nie  moŜe   tra-
ktować Rafaelli równocześnie jako starego przyjaciela
i pokorną urzędniczkę. I nie było to szlachetne z jego
strony, Ŝe pozwolił Rafaelli być tak blisko siebie, skoro
wiedział,   jakie   Ŝywiła   dla   niego   uczucia.   To   tylko
rozbudzało jej nadzieje.

-  Nic takiego  nie powiedziałam. I nie krzycz  na

mnie.

- Nie krzyczę. Ale w jakim ty świecie Ŝyjesz?

- powiedział szyderczo.
Catherine uniosła głowę.

-

Ja   tylko   uwaŜam,   Ŝe

Rafaellą

 

zasługuje

 

na

 

trochę

współczucia.

-

Współczucia?   Gdybyś

leŜała

 

przy

 

drodze

 

i

 

wy

krwawiała się na śmierć, ona nie ruszyłaby nawet
palcem. Zwolniłem ją, poniewaŜ juŜ jej nie ufam. Znam
ją zbyt dobrze. Przy pierwszej nadarzającej się okazji
wbiłaby ci nóŜ w plecy,  nawet gdyby miała stracić
wszystko,  co  ma.  Temat  skończony.  Zjesz  ze  mną
obiad? - zapytał sucho.

-

A   czy   dasz   jej

referencje?

Zapadła krótka, wymowna cisza. Luc odwrócił się,

80            

SPOTKANIE PO LATACH

spojrzał w jej pytające, niebieskie oczy utkwione w nim  z
nadzieją.

-  Per amor di Dio...  zgoda, jeśli sobie tego Ŝyczysz!

- Zacisnął zęby, tracąc cierpliwość.

Nie   uznawał   kompromisów.   Według   niego   kaŜdy

background image

kompromis naraŜał na straty, a strat Luc nie uznawał.

Catherine jadła obiad z niezmąconym spokojem. Za  to

Luc   nie   miał   apetytu.   Krytykował   temperaturę   wina,
nerwowo   bębnił   palcami   po   stole   i   upłynęło  sporo
czasu, zanim się uspokoił.

-

Co   sądzisz   o   doktorze

Scipione?

 

-

 

zapytał

 

przy

kawie.

.

-

Był   bardzo  miły.   Czy  to

miejscowy lekarz?

-

Mieszka   w   Rzymie.   Jest

jednym

 

ze

 

ś

wiatowych

autorytetów w dziedzinie amnezji.

-

Ach tak! - Catherine nie

mogła

 

ukryć

 

konster

nacji. - A ja go potraktowałam jakby był byle kim.

-

Catherine,  jedną z twoich

największych

 

zalet

 

jest

to,   Ŝe   kaŜdego,   począwszy   od   najprostszej   sprzątaczki,
traktujesz   dokładnie   w   ten   sam   sposób   -   uśmiechnął
się dotykając jej ręki. - Zgódźmy się w końcu, Ŝe twój
sposób   patrzenia   na   ludzi   jest   o   niebo   lepszy   od
mojego.   A   przy   okazji:   jest   kilka   dokumentów,   które
powinnaś   podpisać   przed   ślubem.   Moglibyśmy   zająć
się tym teraz.

Poszła z nim do biblioteki, gdzie wcześniej był  z

Rafaellą.   Były   tam   półki   pełne   ksiąŜek,   od   podłogi   do
sufitu, i masywne biurko ustawione przy oknie.

Na   widok   papierów,   które   jej   pokazał,   zmieszała   się

bardzo. Ta straszna biurokracja... formularze, które trzeba
wypełnić. Najgorszy nocny koszmar sprawdzi się w pełni
w obecności Luca.

-  To jest...-Luc podał jej pióro, ale ona nie słyszała

jego   wyjaśnień.   Krew   gwałtownie   pulsowała   w   jej
uszach.   -   Podpisz   tu.   -   Palcem   wskazał   dokładnie
miejsce i czekał.

Widziała papier, jako szarobiałą, niewyraźną plamę.

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                          81

background image

- Mam tylko podpisać? - wyjąkała, myśląc z przera-

Ŝ

eniem, Ŝe moŜe jeszcze trzeba będzie coś pisać.

- Tylko podpisz.

Napisała   swoje   nazwisko   powoli   i   starannie.   Luc

podał jej drugi dokument.

- I tutaj.

Tym razem podpisała się szybciej i mniej starannie.

- Czy to juŜ wszystko?

Usiłowała   ukryć   ulgę,   jaką   odczuła,   gdy   skinął

głową na znak potwierdzenia.

-  Mówiłeś   mi  kiedyś,   Ŝebym   nigdy   nie  podpisywała

niczego  bez  czytania  - zaŜartowała  nie całkiem  jeszcze
pewna siebie.

Obserwował   ją.   Napięcie   widoczne   na   jej   delikatnej

twarzy zaczęło ustępować, ale ręka ciągle drŜała.

-

To   jest   po   włosku   -

powiedział bardzo łagodnie.

-

Nawet   się   temu   nie

przyjrzałam.

Zanim zdołała uczynić jakiś ruch, objął ją mocno  i

odwrócił twarzą ku sobie.

-  A ja myślę, Ŝe chodzi tu o coś więcej - powiedział

spokojnym tonem. - Czy nie uwaŜasz, Ŝe juŜ najwyŜszy
czas,   Ŝebyśmy   się  przestali  nawzajem   oszukiwać?   Wy-
wołuje to wiele nieporozumień pomiędzy nami.
Jej twarz stała się biała jak kreda.

- Oszukiwać?

Westchnął.

-

A jak myślisz, dlaczego to

ja

 

zawsze

 

wybierałem

dla ciebie dania, gdy jedliśmy w restauracji?

-

Ja...   ja   za   długo   się

namyślałam

 

i

 

w

 

ten

 

sposób

oszczędzałeś   czas   -   wymamrotała   i   gwałtownie   od
sunęła się od niego, ale on nie słuchał jej wyjaśnień.

-

A  ja,   oczywiście,   jestem

tak

 

niewraŜliwy,

 

Ŝ

e

 

nie

przejmuję   się   tym,   na   co   akurat   masz   apetyt?   -   roz-
gniewał się. - Catherine, juŜ w pierwszym tygodniu naszej
znajomości   w  Londynie  zauwaŜyłem,   Ŝe masz   trudności
z czytaniem. Widziałem wszystkie twoje bolesne wysiłki
i muszę przyznać, Ŝe był to dla mnie ogromny szok.

background image

82            

SPOTKANIE PO LATACH

Opuściła głowę, a łzy popłynęły z jej oczu. Pragnęła,

Ŝ

eby ziemia rozstąpiła się i pochłonęła ją. Gardło miała tak

ś

ciśnięte, Ŝe nie mogła wykrztusić ani słowa.  Chciała

uciec stąd jak najdalej, ale jego ręce objęły jej  kibić w
silnym jak stal uścisku.

-

Powiedzmy   sobie   teraz

wszystko

 

jasno

 

i

 

otwarcie

- rzekł stanowczo  Luc.  - Dlaczego  nie przyznałaś  się
od   razu,   Ŝe  jesteś   dyslektykiem?   Nie   zdawałem   sobie
wtedy   z   tego   sprawy.   Ty   się   wstydziłaś,   a   ja   nie
chciałem   sprawić   ci   przykrości.   Nie   rozumiałem   całej
sytuacji   i   w   swej   ignorancji   miałem   nadzieję,   Ŝe   bę
dziesz próbowała coś z tym zrobić.

-

Nie

 

mogłam!

 

-

wybuchnęła.

  -  

W   szkole   robili

  dla

mnie wszystko, co mogli, aleja nigdy nie będę w stanie
dobrze czytać!

-  Myślisz, Ŝe ja tego nie wiem? I nie wyrywaj mi się.

Wiem, Ŝe jesteś dyslektykiem, ale wtedy myślałem...

-

Myślałeś,   Ŝe   jestem

analfabetką!

 

-

 

przerwała

 

ze

szlochem. - Nie wybaczę ci tego nigdy!

-

Musisz   mnie   teraz

wysłuchać.

 

-

 

Przytrzymał

 

mocno.   -   Bardzo   się   myliłem.   Traktowałem   to   zbyt
lekko. Jeśli coś mi się nie podoba, wolę udawać, Ŝe tego
nie  widzę.   Powinienem   był   spróbować   sam   ci   pomóc.
Ale ty powinnaś była mi o tym powiedzieć-zakończył.

-

Zostaw mnie! - krzyknęła

upokorzona

 

i

 

jeszcze

bardziej się rozszlochała.

-

Czy   nie   rozumiesz,   co

mówię

 

do

 

ciebie?

 

-

 

Luc

potrząsnął   nią   lekko   i   wtedy   trochę   się   opanowała.
-   Gdybym   wiedział,   gdybym   rozumiał,   nie   byłbym
wściekły,   Ŝe   nic  nie   robisz,   Ŝeby   poprawić   ten   stan
rzeczy! I nie mam zamiaru z tobą zrywać!

-  Ale   wstydzisz   się   mnie!   -   krzyknęła   z   rozpaczą.

Przytulił ją do siebie w mocnym  uścisku, głaszcząc  jej
bujne, złote włosy. Spojrzał jej głęboko w oczy.

- Nie wstydzę się - zaprzeczył stanowczo. - Nie ma się

czego wstydzić. Einstein był dyslektykiem, da Vinci teŜ.
Jeśli im to nie zaszkodziło, nie zaszkodzi równieŜ tobie!

background image

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                          83

-

Och,  Luc! - uśmiechnęła

się

 

do

 

niego,

 

powstrzy-

mując łkanie. - Nie zaszkodzi? Ale u mnie jest to chyba
w znacznie gorszym stopniu!

-

Nie   rozumiem,   jak

mogłem

 

być

 

tak

 

długo

 

ś

lepy

- przyznał z poczuciem winy. - Nie odróŜniasz w ogóle
kierunków,   strony   lewej   od   prawej,   czasem   jesteś
trochę zapominalska.

To ostatnie stwierdzenie nie było dla niej zbyt miłe.

Ciągle jeszcze drŜała, ale poczuła ulgę, Ŝe wyjawienie
przynajmniej jednej ze swych tajemnic ma juŜ za sobą.

-

Naprawdę   nie   masz   mi

tego za złe? - zapytała.

-

Jedyne,   co   mani   ci   za

złe,

 

to

 

brak

 

zaufania.

Myślałem,   Ŝe  powiesz   mi   o   tym   sama,   ale  teraz   juŜ
moŜemy zwrócić się p pomoc do specjalisty.
Wyjął chusteczkę i z uśmiechem wytarł jej nos.

-

To   nie   było   mądre...

cierpieć

 

w

 

milczeniu.

 

PrzecieŜ

zrozumiałbym   twoje   problemy.   śyjemy   w   świecie,
w   którym   umiejętność   odczytywania   słowa   pisanego
jest   bardzo   potrzebna.   Jak   udało   ci   się   dostać   pracę
w galerii? Nieraz się nad tym zastanawiałem - przyznał.

-

Elaine   przygotowała   dla

mnie specjalne katalogi.

-

Sekrety

 

rodzą

nieporozumienia.

-

To   jedyny   sekret,   jaki

miałam - westchnęła.

-

A   moŜe   właśnie   to   mi

się

 

podobało?

 

Czy

 

nie

pomyślałaś o tym? - draŜnił się z nią.

Wydało się jej nagle, Ŝe w pokoju zabrakło powietrza.

W   Ŝołądku   poczuła   ucisk   wywołany   przypływem
poŜądania.   Skrępowana   jedwabną   sukienką   pierś  z
trudem   oddychała,   w   całym   ciele   narastało   napięcie,
brodawki   boleśnie   nabrzmiewały.   DrŜała   od   tego
silnego, obezwładniającego ją podniecenia.

background image

Luc przestał targać jej włosy i odsunął się trochę.

-  Późno juŜ. Musisz iść do łóŜka - mruknął ochryp-

le. - Jeśli nie odejdziesz, wezmę cię tu, w tym pokoju.

Gwałtowny   rumieniec   oblał   jej   policzki.   Cofnęła   się

posłusznie, nogi miała jak z waty. W intensywnym

84           

SPOTKANIE PO LATACH

blasku   jego   oczu   odgadywała   dzikie   poŜądanie
kryjące   się   pod   maską   spokoju   i   opanowania.
Pragnęła go do utraty świadomości. Nie pamięta, Ŝeby
kiedykolwiek opanowało ją równie silne podniecenie.

- Czekam na waŜny telefon - powiedział Luc, a gdy

spojrzała na niego ze zdziwieniem, dorzucił: - Ź innej
strefy czasowej.

Nie   mogła   wyobrazić   sobie   Luca   siedzącego  

i czekającego na telefon, choćby nie wiadomo w jak
waŜnej   sprawie.   Ludzie   dzwonili   w   porach
dogodnych dla niego, a nie dla siebie. Nie odrywając
od niego oczu, raczej przypadkowo odnalazła drzwi i
otworzyła je.

-  Czuję   się   naprawdę   doskonale   -   zapewniła   go  

z naciskiem, zanim zniknęła w holu.

Po odświeŜającym prysznicu natarła ciało olejkiem

znalezionym   w   łazience.   WłoŜyła   przezroczysty,
brzoskwiniowy   szlafrok   i   wsunęła   się   miedzy
prześcieradła. Czekała na Luca.

Mijały minuty. Myślała z wdzięcznością o tym, jak

Luc  spokojnie  potraktował   jej   dysleksję.   Miał  rację,
powinna była zwierzyć mu się juŜ dawno. Na pewno
by   ją   zrozumiał.   śałowała   swojego   milczenia   i
wykrętów,   czuła  się   bardzo   winna,   Ŝe  go   tak   długo
oszukiwała.   W   trakcie   tych   rozmyślań   ogarnęła   ją
senność. Śniło jej się, Ŝe pisała coś na lustrze płacząc i
wymawiając głośno litery: Ah-rre-iv.... Co właściwie
pisała   i   dlaczego   była   tak   nieszczęśliwa,   nie
wiedziała. Tyle było cierpienia w tym śnie, Ŝe miała
ochotę   zapłakać,   i   wtedy   obudziła   się   nagle   w
ciemnościach z policzkami zalanymi łzami.

background image

Ktoś   zapalił   światło.   Ocknęła   się   i   wróciła   do

teraźniejszości.   Opadła   z   powrotem   na   poduszki.
Chciała,   by  ten   sen   powrócił,   było   w  nim   tak   mało
konkretów   i   tak   trudno   było   coś   z   tego   zrozumieć.
Najbardziej zapamiętała uczucie bólu i upokorzenia.

Wstała, poszła do łazienki, umyła twarz i wytarła

ręcznikiem. Kto zapalił światło? To pewnie Luc był

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                          85

u niej. A ona zasnęła. Podniosła rękę do czoła - pul-
sowanie w skroniach powoli ustępowało. Nie była w
stanie  stłumić  nagłej,   rozpaczliwej,  niepohamowanej
chęci, Ŝeby być z nim.

Podeszła   do   drzwi   sypialni,   która,   o   czym   wie-

działa,   przylegała   do   jego   pokoju.   Były   jednak   za-
mknięte,   musiała  więc   wyjść   na  zewnętrzną  galerię.
Jego sypialnia pogrąŜona była w ciemnościach, ale z
otwartych   drzwi   łazienki   padał   snop   światła.   Usły-
szała szum wody i uśmiechnęła się do siebie. Nie jest
chyba za późno. Wskoczyła do jego łóŜka cicho jak
myszka.

Szum   wody   ustał,   prawie   równocześnie   zgasło

ś

wiatło.   W   chwilę   potem   Luc   wszedł   do   sypialni,

odsunął   zasłony  przy  jednym   z okien  i  otworzył   je.
Stał   tam   w   świetle   księŜyca,   cudownie   nagi,
wycierając ręcznikiem głowę.

Mógł   przecieŜ   zaziębić   się   na   śmierć,   ale   nie

chciała   zdradzić   swej   obecności.   Widziała   wyraźnie
muskuły napięte pod jedwabistą, złotą skórą pleców.
Jej wargi  zrobiły się suche.  Trochę skrępowana tym
podglądaniem zamknęła oczy. Materac lekko ugiął się
pod   jego   cięŜarem,   a   on   pociągnął   do   siebie
przykrywające ją prześcieradło.

Gdy owijał się nim i poprawiał poduszkę, nagle jej

dotknął.

-  Dio.  - Podskoczył i zapalił światło nad łóŜkiem,

zanim zdąŜyła go uprzedzić.
Z ręką na Oparciu łóŜka patrzył na nią w osłupieniu.

-  Catherine?

background image

Czuła,   jak   gorący   rumieniec   wstydu   oblewa   falą

cafe   jej   ciało.   W   jego   głosie   usłyszała   coś   jakby
naganę   i   niemiłe   zdziwienie,   Ŝe   oto   znalazła   się   w
jego łóŜku.

- Nie mogłam zasnąć. 
Przyjrzał się jej uwaŜnie.
-  I ja teŜ. Przytul się do mnie.

   Wysunął zdecydowanym ruchem rękę i przyciągnął

86            

SPOTKANIE PO LATACH

ją do siebie, nie dając jej nawet czasu na zareagowanie na
te słowa, które były raczej poleceniem niŜ prośbą.

-  Pragnę   de-wyznał   ochryple.   -   Czy   zdajesz   sobie

sprawę z tego, jak bardzo cię pragnę?

-  Jestem   przy  tobie  -  szepnęła  raptem   onieśmielona.

       Pochylając ciemną głowę, mruknął coś dziko po
włosku i gwałtownie przywarł wargami do jej ust. Była jak
haust   powietrza   ratujący   Ŝycie   temu   męŜczyźnie
doprowadzonemu przez poŜądanie do szczytu szaleństwa.
Wpił   się   w   jej   wargi   i   całował   namiętnie   i   długo,  aŜ
zabrakło jej tchu i nie mogła oddychać.

Rękami objęła jego ramiona. Płonął cały,  jakby  w

gorączce, jego skóra była sucha i gorąca, długim silnym
dałem oplótł ją silnie. Palcami, z niezwykłym  u niego
brakiem zręczności, szarpał jedwab oddzielający   ich   od
siebie.   Z   tłumionym   jękiem   odsunął   się  i
zniecierpliwiony rozerwał delikatny materiał.

- Luc!

Catherine,   zaskoczona   tym,   mimo   namiętnego   pra-

gnienia,   patrzyła   przeraŜona,   jak   klęcząc   zrywał   z   niej
szlafrok. Gdy instynktownie próbowała zakryć się przed
jego   palącym   spojrzeniem,   chwycił   przeguby   jej  rąk   i
przycisnął do łóŜka.

- Proszę cię!

Było   to   słowo,   którego   uŜywał   bardzo   rzadko,  i

było coś w tej prośbie, co wywołało ból w jej sercu.

Namacalnie,   jak   dotyk,   odczuła   spojrzenie   błysz-

czących,   złocistych   oczu,   badających   jej   nabrzmiałe
brodawki, gładkość piersi, zaokrąglenie bioder i miękkie

background image

pukle włosów w trójkącie między udami.

-  Sąuisita...   perfetta   -  mruczał   urywanym   głosem,

znowu   przyciskając   ją   do   siebie   i   ustami   przywierając
do jej piersi.

LeŜeli   potem   mocno   przytuleni   do   siebie,   kaŜde

zatopione w swoich myślach. Catherine zastanawiała się,
czy kiedykolwiek było im ze sobą tak dobrze?

Wspominała takŜe z przykrością, Ŝe Luc natych-

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                          87

miast po tym szedł zawsze pod prysznic, broniąc się w
ten sposób przed całkowitym zapomnieniem się, podczas
gdy ona tak rozpaczliwie pragnęła, Ŝeby pozostał jeszcze
w jej ramionach.

A teraz obejmował ją mocno, jakby to ona za chwilę

chciała   się   uwolnić   z   jego   ramion.   Świadomość   tego
rodziła   w   niej   ogromną   czułość   do   Luca.   Potarła
delikatnie   podbródkiem   jego   silne,   opalone   ramię.
Powoli, kocim ruchem, przeciągnął się pod wpływem tej
pieszczoty,   bezwstydnie,   jak   dzikie   zwierzę,   okazując
swoje zadowolenie.

-  Miałam   bardzo   dziwny   sen.   -   Przerwała   ciszę

z   wahaniem,   obawiając   się,   Ŝe  czar   pryśnie.   -   MoŜe
właśnie było to coś, o czym zapomniałam?
W jego głosie czuło się pewne napięcie, kiedy spytał:

-

O czym śniłaś?

-

Pewnie   będziesz   się

ś

miał.

-

Obiecuję,   Ŝe   nie   będę.

Opowiedz.

-

Pisałam coś na lustrze –

szepnęła.

 

-

 

WyobraŜasz

sobie?   Nigdy   nie   potrafiłam   nic   napisać,   radziłam
sobie tylko   z  nazwiskiem.   A  w  tym   śnie  pisałam  na
lustrze.

-

Zdumiewające  - mruknął

łagodnie.

-

Czułam   się   strasznie   -

background image

powiedziała

 

półgłosem,

z   trudem   oddychając.   -   MoŜe   to   jednak   nie   ma   nic
wspólnego z moją amnezją? Co o tym sądzisz?

-

Myślę,   Ŝe   za   duŜo

mówisz.

 

-

 

Obejmując

 

cały

 

czas

Catherine,   przetoczył   się   wraz   z   nią   na   chłodniejsze
miejsce na łóŜku. - Wolałbym  raczej się kochać,  bella
mia.   -  
DraŜnił   ją,   gryząc   delikatnie   w   miękki   płatek
ucha   i   wyznaczając   językiem   zmysłową   ścieŜkę   na
smukłej   szyi,   a  ona  mimowolnie   poddawała   się  temu,
chcąc   sprawić   mu   przyjemność.   Przyjrzał   się   bacznie
jej włosom spływającym na poduszkę i powiedział:

-

Widzę,   Ŝe   znów   ścięłaś

włosy.

-

Nie   wiem   właściwie,

dlaczego

 

-

 

przyznała

 

się,

marszcząc czoło. - Pójdę jutro i uczeszę się.

88            

SPOTKANIE PO LATACH

-

Fryzjerka   moŜe   cię   uczesać

tu,

 

na

 

miejscu

 

-

 

sprze

ciwił się.

-

Chciałabym

 

zobaczyć

Rzym.

-

Potworny   ruch   na   ulicach,

nieprawdopodobny
upał   i   zanieczyszczone   powietrze.   -   Długim,   przeciąg
łym   pocałunkiem   uniemoŜliwił   jej   próby   protestu.
A   potem   znów   zaczaj   ją   kochać.   Jedna   za   drugą
napływały   fale   rozkoszy,   przenikające   do   samej   głębi.
Choć   było   to   wręcz   nieprawdopodobne,   ale   tym   razem
odczuła jeszcze większe podniecenie.

Gdy otworzyła oczy, obok niej na poduszce leŜała  biała

róŜa. Odnalazła ją przypadkowo, gdy na oślep  macając ręką
szukała Luca. Zamiast niego natknęła się  na   kolec,   syknęła   i
usiadła,   ssąc   skaleczony   palec.  Z   zaskoczenia   omal   nie
krzyknęła głośno. Na płatkach  widoczne jeszcze były krople
rosy. Usiłowała wyobrazić sobie Luca, przedzierającego się
przez   kłujące  róŜe   na   klombie,   ale   jakoś   to   do   niego   nie
pasowało.  Pewnie róŜę ściął ogrodnik. Wszystko jedno, liczy

background image

się  intencja,   szczególnie   u   męŜczyzny   tak   mało   roman-
tycznego.

ROZDZIAŁ

SZÓSTY

Upał   wprawił   Catherine   w   stan   sennego   lenistwa.

Usłyszała   kroki   i   rozpoznała   je.   Siedziała   w   cieniu
wielkiego parasola osłaniającego ją od słońca. Odwróciła
głowę, oparła podbródek na ręce i obserwowała, jak Luc
siada obok niej. W białej koszulce z krótkimi rękawami,
odsłaniającej   szyję,   w  dopasowanych   dŜinsach,   był   tak
oszałamiający,   Ŝe   aŜ   dech  zapierało.   Mimo   uśmiechu
wyglądał na zmęczonego.

background image

Przedweselna   gorączka   opanowała   juŜ   Castelleone.

Spokój   i   wspaniała   organizacja   tego   domu   zakłócone
zostały nieustannym  napływem gadatliwych  dostawców
Ŝ

ywności   i   kwiaciarzy   oraz   nieustannym,   ostrym

brzęczeniem   telefonu.   Entuzjazm   Luca   zniknął,   gdy
uświadomił sobie, co pociąga za sobą decyzja o wyda-
niu przyjęcia na kilkaset osób.

-

Mam ochotę wyrzucić ich

wszystkich!

 

-

 

wyznał

ponuro.

-

Sam  chciałeś   tej  wielkiej

pompy

 -

 przypomniała

mu niezbyt taktownie.

-

A ja myślałem, Ŝe ty tego

chcesz!

-

Wystarczyłoby

 

mi

dwóch

 

ś

wiadków

 

i

 

bukiet

kwiatów.
Podniósł do góry ręce w niemym proteście:

- I ona mi dopiero teraz o tym mówi!

Brzęk lodu w szklankach przerwał ich rozmowę. Luc

poderwał się i wziął tacę od Bernarda, zanim zdołał on
podejść  bliŜej. Catherine obserwowała  Luca  z ukrytym
rozbawieniem. MoŜna było wybaczyć wszystko  komuś,
kto uznał, Ŝe jej obnaŜone plecy to nieprzyzwoity widok.
Jak mogła tak długo nie zauwa-

90            

SPOTKANIE PO LATACH

Ŝ

yć,   Ŝe   Luc   w   niektórych   sprawach   był   szokująco

konserwatywny?

-  Uwielbiani   sposób,   w   jaki   się,   tu   rozkładasz,

jakby   w   ogóle   nic   się   nie   działo   -   zauwaŜył
uszczypliwie.

Miała na końcu jeŜyka złośliwą uwagę, Ŝe gdyby

Luc   zaniechał   stałego   wtrącania   się   i   rozkazywania,
ostatnie   przygotowania   potoczyłyby   się   znacznie
sprawniej.   Chciał   osobiście   wszystko   sprawdzić   i
ocenić   kaŜdy   szczegół,   nie   miał   więc   chwili
odpoczynku.

background image

Pomyślała   szczęśliwa,   Ŝe   to   juŜ   jutro.   JuŜ   jutro

będzie Ŝoną Luca, ślubując mu wierność „do śmierci i
po śmierci". Przez te wszystkie dni po przyjeździe do
Włoch Ŝyła jak otumaniona miłością. Nigdy w Ŝyciu
nic   była   tak   absolutnie   odpręŜona.   Jedynym   jej
wkładem do przygotowań weselnych były dwie miary
sukni   ślubnej.   Była   to   przepiękna   kreacja   z
haftowanymi   ręcznie   koronkami.   To   wprost   nie   do
wiary, ile w tak krótkim czasie moŜna załatwić, jeśli
ma się takie mnóstwo pieniędzy jak Luc.

-  Jutro i ja będę bogata - odezwała się w zadumie.
- Chyba jesteś jedyną kobietą na świecie, która ma

odwagę powiedzieć mi to przed ślubem.

Uśmiechnęła się z roztargnieniem. Luc był cudow-

ny, fantastyczny, piękny, niezwykły, boski.. Nie znaj-
dując juŜ innych superlatywów, utkwiła w nim wzrok
pełen   uwielbienia,   a   on   odpowiedział   jej   takim
ogniem   w   oczach,   aŜ   ciarki   przeszły   ją   od   stóp   do
głowy.

Poprzedniego wieczora Luc znów opowiadał jej o

swojej   rodzinie.   Głęboko   wstrząsnęła   nim   śmierć
rodziców   i   siostry   w   katastrofie   samolotowej,   i   tak
naprawdę  nigdy  nie pogodził  się z  tym   faktem.  Ca-
therine była pewna, Ŝe Luc nigdy nie przyzna się do
dręczącego go poczucia winy. W pogoni za sukcesem
nie miał czasu dla rodziny. Dał im bogactwo, ale nie
dał siebie. Interes był zawsze na pierwszym miejscu.
        Wysłał   ich   na   kosztowne   wakacje   w   ramach
rekompensaty za jeszcze jedną odwołaną jego wizytę
i juŜ nigdy ich nie zobaczył Ŝywych. Gdy z pozorną
obojęt-

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                          91

nością   mówił   o   tym   ostatniej   nocy,   były   to   tego
rodzaju   zwierzenia,   na   które   mógł   sobie   pozwolić
tylko   pod   osłoną   ciemności,   w   sypialni.   AŜ   do   tej
chwili nie rozumiała, jak trudno było Lucowi wyrazić
najskrytsze myśli i uczucia.

Podniósłszy   się   na   kolana,   zdjęła   górną   cześć

bikini.   Jak   się   tego   spodziewała,   jego   ciemne   oczy
powędrowały   poŜądliwie   w   kierunku   obnaŜonych

background image

piersi.   Gorący   rumieniec   oblał   jej   policzki,   a   gdy
wygięła   plecy,   Ŝeby   odpiąć   klamerkę,   intensywność
jego   spojrzenia   wzbudziła   w   niej   odwieczną
satysfakcję Ewy.

-  Lubisz,   gdy   ci   się   przyglądam   -   zauwaŜył

leniwie, nieco rozbawiony.

Powinieneś udawać, Ŝe tego nie widzisz.
- Jak mogę udawać, gdy jesteś tak słodka?
Pochylając   się   zręcznie,   uniósł   ją   z   łatwością   z

leŜaka.   Jedną   rękę   połoŜył   na   jej   włosach,   a
zmysłowymi   ustami   szukał   jej   ust.  Świat   zawirował
nagle,   a  w  głowie  jej   się   zakręciło.   I   niewaŜne,   jak
często   ją   dotykał,   za   kaŜdym   razem   było   to   samo.
Zawsze   przenikała   ich   oboje   ta   sama,
obezwładniająca, fizyczna rozkosz. W ciągu długich,
pełnych   namiętności   godzin,   zamieniających   noc   w
dzień,   a   dzień   w   noc,   siła,   z   jaką   jej   poŜądał,
wyczerpywała ją do granic moŜliwości.
Z ociąganiem oderwał się od jej ust

-  Nie   mogę   się   tobą   nasycić.   -   Wyznaniu   temu

towarzyszył zmysłowy pomruk, który bynajmniej nie
ostudził jej rozpalonej krwi, gdy leŜała dalej z głową
w   jego   ramionach.   -   Zastanawiam   się   od   dawna,
dlaczego nie zachodzisz w ciąŜę.

- W ciąŜę? - zapytała nieswoim głosem, odsuwając

się od niego dziwnie przestraszona.

-  Tylko  nie  wmawiaj   mi,   Ŝe  wierzysz  w  bociany

-draŜnił się z nią. - MoŜesz mi wierzyć lub nie, ale to,
co   robiliśmy   przez   ostatnie   dni,   miało   na   celu   coś
więcej niŜ samą tylko przyjemność.

ZadrŜała.

92            

SPOTKANIE PO LATACH

-

Tak, ale...

-

I   nie   stosowaliśmy

Ŝ

adnych

 

ś

rodków,

 

Ŝ

eby

 

temu

zapobiec - przypomniał jej z całkowitym spokojem.

Catherine   była   zaskoczona,   ze   problem,   który   był

kiedyś  tak waŜny,  teraz całkiem  uszedł jej uwagi. Nie
miała   przy   sobie   pigułek   antykoncepcyjnych.   Naj-
widoczniej juŜ ich nie uŜywała. Konieczność pamiętania

background image

o   nich   była   kiedyś   zmorą   jej   Ŝycia.   I   gdyby   Luc
wiedział, jak często jej się to zdarzało, prawdopodobnie
czułby się tak, jak ona teraz.

To   wszystko   sprawiało,   Ŝe   trudno   jej   było   tak   po

prostu   rozmawiać   z   Lucern   o   dzieciach.   Ale   przecieŜ
skoro   się   pobiorą,   będzie   to   rzecz   naturalna.   W   takiej
sytuacji uznała, Ŝe jej paniczny lęk, gdy o tym  wspo-
mniał, był całkiem nieuzasadniony.

Luc,   nieświadom   tych   rozterek,   pogłaskał   ją   piesz-

czotliwie po plecach i przytulił mocniej do siebie.

-

Nie   zauwaŜyłaś   tego?   -

zapytał łagodnie.

-

Nie   -   odpowiedziała

cicho, z poczuciem winy.

-

Chcę mieć dzieci, dopóki

jestem

 

wystarczająco

młody, Ŝeby się nimi cieszyć.

Pomyślała,   Ŝe   mógłby   coś   jej   o   tym   wspomnieć,

zanim   powziął   taką   decyzję.   Jednak   perspektywa
urodzenia dziecka Lucowi była bardzo kusząca.

- Tak - zgodziła się pełna zadumy.

Wodząc   ręką   po   obojczyku,   co   sprawiało   jej   zmy-

słową przyjemność, powiedział ochryple:

-

Wiedziałem,   Ŝe   się   ze

mną

 

zgodzisz.

 

Teraz,

 

za

miast   zaglądać   do   kaŜdego   mijanego   wózka   z   dziec-
kiem, będziesz mogła pomyśleć o własnym.

-

Czy

 

rzeczywiście

zaglądam? - szepnęła.

-

Tak   -   odpowiedział

krótko.

Kiedyś, w minionym okresie, Luc był zimny i obojętny

wobec   spraw   związanych   z   dziećmi.   Naturalnie,   zasko-
czyło ją teraz, Ŝe tak natychmiast chce mieć dziecko. Ak po
chwili zastanowienia zaczęło to nabierać sensu.

Luc podchodził do małŜeństwa tak, jak do plano-

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                          93

background image

wanego   interesu:   zarówno   z   jednym,   jak   i   z   drugim
wiązał   pewne   nadzieje.   Chciał   mieć   dziedzica,   to
wszystko;   nie   moŜna   budować   imperium   bez   dynastii.
Mimo   to   nie   mogła   zdobyć   się   na  uśmiech   i   pozbyć
irracjonalnego łęku.

Było to wbrew zdrowemu rozsądkowi. Kochała Luca.

Lubiła dzieci. W czym więc problem? Ale uczucie leku
pozostało, a w skroniach zaczynało pulsować. Rozległ
się   dzwonek   telefonu   stojącego   na   stole   i   Luc
niecierpliwie sięgnął po słuchawkę.

Rozmawiał   po   japońsku   z   opanowaniem   człowieka

znającego   płynnie   kilkanaście   języków.   Unosząc   brwi
westchnął i odłoŜył słuchawkę.

-  Muszę   iść   do   gabinetu,   Ŝeby   zatelefonować   do

kilku osób. Wrócę tak szybko, jak tylko będę mógł.

Promienie   słońca   odbijały   się   oślepiająco   w   basenie

kilka   metrów   dalej.   Łagodny   wiaterek   musnął   wodę
marszcząc z lekka jej powierzchnię. Ból głowy utrudniał
Catherine   myślenie.   Czy  to   nie  skutek   zbyt  długiego
przebywania na słońcu?

Jakiś   dźwięk   wyrwał   ją   z   niespokojnej   drzemki.

Miedzy drzewami ukazało się dziecko: biegło na krótkich
nóŜkach w pogoni za piłką. Catherine, widząc, Ŝe piłka
zmierza  wprost   do   wody,   zerwała   się  przeraŜona.   Ale
dziecko   złapało   piłkę,   zanim   doturlała   się   do   krawędzi
basenu. Od strony zamku nadbiegła jedna ze słuŜących.

-  Scusi,   signorina,   scusi!  - tłumaczyła się, z trudem

łapiąc   oddech   i   obejmując   dziecko,   które   zapłakało
głośno   w   proteście.   Catherine   ze   wstrzymanym   od-
dechem patrzyła, jak uciekało z piłką w objęciach.

Pulsowanie w głowie przez chwilę stało się wprost

nieznośne,   ale   wkrótce   ustąpiło.   Po   stanie  chwilowego
odrętwienia   poczuła,   trudne   do   zniesienia,   przeraŜenie.
Daniel! Daniel! Gdy odzyskała pamięć, przestał dla niej
istnieć cały otaczający ją świat

Chwyciła   słuchawkę   telefonu   i   nacisnęła   guzik

wewnętrznej linii. Usłyszała głos sekretarki.

94            

SPOTKANIE PO LATACH

background image

-  Mówi   panna   Parrish.-   Musiała   odkaszlnąć,   Ŝeby

głos wydobywający się z trudem ze ściśniętego ganiła był
wyraźniejszy. - Proszę połączyć mnie z Anglią. To pilne
- powiedziała z naciskiem, podając odtworzone w pamic-
ci nazwisko panieńskie Peggy i jej adres.

Dygocząc,   jak   w   gorączce,   usiadła,   zanim   nogi

odmówiły   jej   posłuszeństwa.   Jaka   z   niej   matka,   skoro
mogła   zapomnieć   o   własnym   synku?   O,   dobry   BoŜe,
pozwól mi obudzić się, nie daj, aby ten koszmar trwał
dalej   -   modliła   się   gorączkowo.   Poderwała   się,   gdy
zadzwonił telefon.

-

Halo!   Halo!   -   odezwała

się Peggy.

-

Tu Catherine. Czy jest z

tobą Daniel?

-

Nie   ma   go   tu,

przerzuca

 

siano.

 

Właśnie

 

go

wołałam,  Ŝeby  przyszedł  coś  wypić   albo  zjeść  -  traj-
kotała Peggy. - Nasz telefon nie działał przez kilka dni
i   nawet   tego   nie   zauwaŜyliśmy.   Czy   bardzo   dener
wowałaś się, nie mogąc się z nami połączyć?

-

Słuchaj...

-

Wiedziałam,   Ŝe   się

denerwujesz

 

-

 

przerwała

 

jej

niecierpliwa,   jak   zawsze,   Peggy.   -   Próbowałam   kilka
krotnie  dodzwonić  się  do  ciebie  z  budki  telefonicznej,
ale bez skutku. Pewnie szukałaś pracy.

-

Ja...

-

Daniel bawi się cudownie.

Pogoda

 

jest

 

wspaniała.

Mieliśmy   zamiar   biwakować   dziś   w   nocy   pod   gołym
niebem, ale, oczywiście, jeśli chcesz z nim mówić...

-

Nie, nie trzeba. Zostałam

porwana.

 

Jestem

 

we

Włoszech. Jutro wychodzę za mąŜ.

Te   rewelacje   nie   wywołały   Ŝadnej   reakcji   po   drugiej

stronie telefonu:

- Catherine, właśnie ktoś wjeŜdŜa na podwórze. Co za

wspaniały wóz! Czy mogę do ciebie zadzwonić potem?

-  Nie... nie, ja nie jestem... to znaczy, zadzwonię do

was z innego miejsca. Ucałuj ode mnie Daniela.

Rzuciła słuchawkę, jakby ją parzyła, i na chwiejnych

nogach wróciła na leŜak.

background image

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                          95

Ohydne,   nie   do   darowania,   wydarzenia   minionego

tygodnia wywołały nagły chaos w  jej głowie.  Straszne
upokorzenie   paliło   duszę.   Teraz   dopiero   zdała   sobie
sprawę z tego, co Luc jej zrobił.

Prawdę   mówiąc,   nie   było   takiej   rzeczy,   której   nie

byłby w stanie zrobić. Kiedy nie wiedziała, co się z nią
dzieje,   posunął   się   do   ostateczności.   Spisek   i   intryga
były   rzeczą   powszednią   dla  tego   człowieka   z   charak-
terem Borgii.  Było to dla niego tak łatwe, jak zabranie
cukierka dziecku. Dziecko! Dziecko! Dygotała, próbując
pozbyć się tych przeraŜających myśli.

Przez cały tydzień nie pamiętała o ostatnich czterech

latach. Nie zostawił nic, co mogłoby pobudzić jej pamięć.
Ani   gazety,   ani   telewizora,   ani   nawet   kalendarza   nie
było w zasięgu ręki.

KaŜdy   szczegół   został   przemyślany   w   sposób   bez-

względny   i   nieludzki.   Luc   nie   popełnił   ani   jednego
błędu. Została zwabiona, złapana na haczyk i złowiona
jak   ryba,   ale   nawet   ryba   ma   więcej   instynktu
samozachowawczego. Ryba dobrowolnie nie nadziałaby
się   na   haczyk,   nie   poddałaby   się   masochistycznie
patroszącemu noŜowi i nie oczekiwałaby z nadzieją na Ŝar
piekarnika... A ona tak właśnie postępowała.

Luc  dostał  to,  czego   chciał.  Koszty  nie  odgrywały

Ŝ

adnej roli. Interesował  go tylko  ostateczny wynik. Był

przekonany, Ŝe zamierzała wyjść za Drewa, a poniewaŜ
Drew miał być nieobecny tylko lalka dni, Luc nie  miał
wiele czasu do namysłu. I nie ma wątpliwości, Ŝe gdyby
tamtego   wieczora   rzuciła   mu   się   w   ramiona,  o
małŜeństwie nie byłoby w ogóle mowy. Jej opór był dla
niego wyzwaniem.

Zacisnęła   zęby,   w   Ŝołądku   czuła   nieznośny   ucisk.

Dłonie   zacisnęła   w   pięści.   Wstrząsała   nią   bezgraniczna
wściekłość, wściekłość tak wielka, jakiej nigdy dotąd nie
doświadczyła. W tym właśnie momencie pojawił się Luc.
Zbiegał   po   schodach,   a   ona,   przypomniawszy  sobie
epizod w jego limuzynie, pomyślała, Ŝe i śmierci

background image

96            

SPOTKANIE PO LATACH

byłoby dla niego za mało, Ŝeby ją zadowolić. Zerwała się
na równe nogi, chwyciła szklankę i rzuciła w Luca. Choć
szklanka rozbiła się o kilka kroków ód niego, zachował
spokój.

-

Ty   plugawa,   zepsuta,

kłamliwa,

 

podstępna

 

ś

wi-

nio!   -   wymyślała   mu,   chwytając   drugą   szklankę  i   rzu-
cając ją z całą siłą. - Ty szczurze! - krzyczała, ciskając
tym   razem   telefonem.   -   Ty   gnido!   -   Miotała   obelgi
doprowadzona   do   szału,   schylając   się,   Ŝeby   zdjąć
pantofel, ale ze zdenerwowania i tym  razem nie mogła
trafić   do   celu.   -   Ty   bękarcie!   -   Dała   upust   swej
nienawiści   i,   jakby   dla   podkreślenia   tego   słowa,   rzu-
ciła drugim pantoflem. - Chciałabym cię zabić!

-

Trucizna   byłaby   lepsza

od

 

rewolweru.

 

-

 

Luc

rozejrzał   się   po   pobojowisku.   -   Jak   widać,   strzelanie
do celu nie jest jednym z twoich ukrytych talentów.

-

I   to   wszystko,   co   masz

mi do powiedzenia?

-

Wygląda   na   to,   Ŝe

odzyskałaś

 

pamięć

 

-

 

wy

cedził.   -   Nie   bardzo   wiem,   co   mógłbym   jeszcze   do
dać.

-

Nie wiesz! –  Jego   zimne

opanowanie

 

rozwścieczy-

ło  ją  jeszcze bardziej.  - Gdybyś   umierał  z pragnienia,
nie  podałabym  ci  wody!  Gdybyś  umierał   z  głodu,   nie
przyniosłabym   ci   nic  do   jedzenia.   Gdybyś   był   jedynym
męŜczyzną   na   tej   ziemi,   a   ja   jedyną   kobietą,   rodzaj
ludzki wyginąłby do szczętu! ZasłuŜyłeś na to, Ŝeby cię
obić   szpicrutą   i   powiesić,   i   gdybym   była   męŜczyzną,
zrobiłabym to własnoręcznie!

-

Gdybyś   była   męŜczyzną,

nie

 

znalazłabyś

 

się

 

w

 

ta

kiej   sytuacji   -  wtrącił   Luc,   gdy   przerwała   dla  nabrania
oddechu.

-

Mam   zamiar   pójść   na

policję

 

i

 

opowiedzieć

o   tobie!   -   Catherine   znów   wybuchnęła,   zadowolona,
Ŝ

e wreszcie znalazła właściwą groźbę.

-

A   co   masz   zamiar

opowiedzieć?

-

C-co? - zająknęła się. - Co

powiem?

 

Powiem,

 

Ŝ

e

mnie porwałeś.

background image

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                          97

-

Czy dałem ci jakiś środek

odurzający?

 

Czy

 

uŜy-

łem siły fizycznej? Czy masz na to świadków?

-

Dowiodę   tego!   Będę

kłamać!

-

A   dlaczego   na   lotnisku,

gdy

 

ogłosiłem,

 

Ŝ

e

 

mamy

zamiar   się   pobrać,   stałaś   przy   mnie   całkiem   dobrowo-
nie?   -   zapytał   Luc   z   tym   samym   niewzruszonym,
nieprawdopodobnym chłodem.

-

Przez   cały   tydzień

trzymałeś

 

mnie

 

tutaj,

 

jak

w   więzieniu!   -   W   rozpaczy   szukała   innego   punktu
zaczepienia,   zdecydowana   udowodnić   mu   naruszenie
prawa.
Czarne brwi uniosły się ze zdziwieniem:

-

Przy

 

otwartych

drzwiach?

 

Nie

 

przypominam

sobie, Ŝebym nie pozwolił ci gdzieś wyjść.

-

Zniewoliłeś

 

mnie

fizycznie!

 

-

 

rzuciła

 

Catherine,

zgrzytając zębami. - Tym cię zniszczę!
Luc uśmiechnął się:

- O jakim fizycznym zniewoleniu mówisz?

      Catherine wyprostowała się na cale swoje sto pięć -
dziesiąt parę centymetrów i krzyknęła:

-

Wiesz   doskonale,   o

czym

 

mówię!

 

Podczas

 

gdy

ja...   podczas   gdy   ja   nie   bardzo   jeszcze   doszłam
do   siebie,   ty  wykorzystałeś   mnie   w  obrzydliwy   spo-
sób!

-

CzyŜby?   -   mruknął.   -

Catherine,

 

według

 

mnie

przez   cały   ubiegły  tydzień   byłaś   zdrowsza  na   umyśle,
niŜ kiedykolwiek przedtem w ciągu pięciu lat.

-

Jak   śmiesz!   -   wrzasnęła

background image

na

 

niego.

 

-

 

Jak

 

ś

miesz

 

mi

to mówić!

Wzruszył lekcewaŜąco ramionami:
-

Mówię   tak,   bo   to

prawda.

-

Prawda,   która   komu

odpowiada?

 

-

 

krzyknęła

rozwścieczona. - Cofnij to natychmiast!

-

Nie   mani   zamiaru

zmieniać

 

tej

 

opinii.

 

Kiedy

 

się

uspokoisz, sama stwierdzisz, Ŝe to prawda.

-

Kiedy   się   uspokoję?   -

wrzasnęła.

 

-

 

Czy

 

wyglądam

tak, jakbym miała się uspokoić?

98            

SPOTKANIE PO LATACH

-

Gdybyś   umiała   lepiej

pływać,

 

wrzuciłbym

 

de

 

do

basenu.

-

Nawet   nie   jest   ci

przykro,

 

prawda?

 

-

 

To

 

najbardziej irytowało.

-

Dlaczego miałoby być mi

przykro? - westchnął.

-

Dlaczego? Dlaczego? - Z

trudem

 

powtarzała

 

za

nim. - PoniewaŜ mam zamiar zmusić cię do tego, zęby
ci było  przykro. Powinnam była wiedzieć, ze nie masz
wyrzutów   sumienia   z   powodu   przywiezienia   mnie
tutaj!

-

Faktycznie, nie mam.

-

Postępujesz   tak,   jakbym

była

 

jakimś

 

przedmio-

tem,   który   moŜesz   podnieść   lub   rzucić,   zaleŜnie   od
twojego kaprysu.
Gdy   jego   usta   wykrzywił   uśmiech,   zrozumiała,
dlaczego ludzie popełniają czasem morderstwa. ZmruŜył
oczy.

-  Jeśli   ty   jesteś   przedmiotem   dla   mnie,   to   równie

background image

dobrze ja jestem przedmiotem dla ciebie.

Przez   kilka   sekund   bezmyślnie   wybałuszała   na

niego oczy, aŜ wreszcie zrozumiała, co miał na myśli.

-

Nie   chodzi   mi   o   seks   -

wybuchnęła.

-

Nie   -   zgodził   się.   -

ZauwaŜyłem,

 

Ŝ

e

 

zarzut

fizycznej przemocy został juŜ wycofany.

-

Nie   wycofałam   go!   -

przerwała mu.

-

Sprytnie zmieniasz temat -

zauwaŜył.

 

-

 

Pragniesz

mnie równie silnie, jak ja ciebie.

-

Ty   zarozumiały   draniu!

Byłam

 

chora!

 

Nienawi-

dzę cię!

-

Jakoś   będziesz   musiała

się

 

z

 

tym

 

pogodzić

 

 

ospo-

koił ją.

-

Nie   mam   zamiaru   się   z

tym

 

godzić!

 

Odchodzę,

opuszczam   cię,   wyjeŜdŜam...   -   wyrzucała   z   siebie
wzburzona.

-

Typowa   dla   ciebie

reakcja,

 

gdy

 

sytuacja

 

staje

 

się

trudna, ale tym razem nie uda ci się zniknąć.

-

Opuszczam   cię!   -

krzyczała jak oszalała.

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                          99

-  UwaŜaj na szkło! - zawołał ostrzegawczo. 
Było juŜ jednak za późno. Stopę przeszył tak ostry

ból, ze aŜ zaparło jej dech. Luc błyskawicznie znalazł
się   przy   niej,   posadził   na   najbliŜszym   fotelu   i   ręką
mocno ścisnął jej delikatną kostkę.

-   Nie ruszaj się! - krzyknął. - Bo szkło wbije się

jeszcze głębiej.

background image

Szlochając   z   upokorzenia   i   bólu   pozwoliła,   Ŝeby

wyciągnął   odłamek   szkła,   a   potem   zaczęła   mu
złorzeczyć.

-  Wiedziałem, Ŝe tak mi podziękujesz.
-  Zostaw mnie! - powiedziała piskliwym głosem.
-  A to szkło dokoła? Chyba Ŝartujesz. - Kpił z niej

owijając   śnieŜnobiałą   chusteczką   jej   bolącą   stopę.-
Kiedy miałaś robiony zastrzyk przeciwtęŜcowy?

-  Sześć miesięcy temu! - odpowiedziała ze złością.
- Nie zmieniaj tematu! Czy słyszysz, co mówię?

Odchodzę od ciebie!

-   Nie pozwolę ci na to. - Podniósł leŜący na ziemi

sarong i zaczął ją nim owijać, tak jakby ubierał lalkę.
Odtrąciła jego ręce.

-  Nie   waŜ   się   mnie   dotykać!   Co   to   znaczy:   nie

pozwolę ci odejść? Nie moŜesz mnie tu zatrzymać!

Odrzucając sarong, nieoczekiwanie podniósł ją do

góry i choć walczyła zębami i paznokciami, wymachi-
wała nogami i rękami, zarzucał ją sobie na ramię.

-  Puść mnie!  -  krzyczała,   tłukąc  go   pięściami   po

plecach. - Co masz zamiar zrobić?

-  Powstrzymać  cię.   Dla twojego   własnego  dobra.

Jesteś  histeryczką   -  odpowiedział   ostro  -  i   mam   juŜ
tego dość.

- Ty masz dość. - W jej głosie brzmiało niedowie-

rzanie. - Postaw mnie!

- Bądź cicho! - ofuknął ją.

Skierował   się   na   kamienne   schody,   prowadzące   do
oszklonych drzwi tarasu na pierwszym piętrze.

-  Nienawidzę cię! - Szlochała, a łzy upokorzenia,

nie wyładowanej złości i zawodu zalewały jej oczy.

100            

SPOTKANIE PO LATACH

W  minutę  potem  Luc  rzucił   ją  na łóŜko   jak  worek

kartofli.

-

Przyznaj, ze nienawiść do

mnie

 

nie

 

daje

 

ci

 

szczęś-

cia - zauwaŜył drwiąco. -  Per Dio,  czy sama tego nie
widzisz?

-

Kiedyś

 

musiałam

background image

wreszcie

 

zrozumieć,

 

Ŝ

e

 

jesteś

prymitywnym   łotrem   bez   skrupułów.   Odchodzę   od
ciebie!

-

Nigdzie nie odejdziesz.

-

Nie

 

moŜesz

 

mi

przeszkodzić!

 

I

 

z

 

całą

 

pewnością

nie moŜesz mnie zmusić, Ŝebym wyszła za ciebie!

Zsunęła   się  z  łóŜka  i   utykając   podeszła  do   krzesła,

Ŝ

eby wziąć leŜący na nim lekki szlafroczek, gdyŜ nagle

poczuła się zbyt obnaŜona w samym kostiumie bikini.

-

Teraz, gdy Drew podpisał

ten

 

swój

 

waŜny

 

kon-

trakt, juŜ nie moŜesz mnie tu dłuŜej zatrzymywać.

-

Podpisanie tego kontraktu

nastąpi

 

w

 

godzinę

 

po

naszym ślubie.

Catherine   zdrętwiała.   Gwałtownie   odwróciła   się  w

jego   stronę.   Błyszczące,   złote   oczy   patrzyły   na   nią
prowokująco.

- Przewidziałem taką moŜliwość.
- To on... To on jeszcze nie ma tego kontraktu?

- zapytała z ogromnym wysiłkiem.

- Jak widzisz, jestem takim podstępnym draniem

mruknął Luc.

-

Nie moŜesz mnie chcieć,

gdy ja ciebie nie chcę!

-

Udowodniłem

 

juŜ

wcześniej,

 

Ŝ

e

 

się

 

mylisz

 

-

 

od

parł sucho. - Jestem pewien, Ŝe humor ci się poprawi,
gdy jutro znajdziemy się w Anglii.

Do   Catherine   dotarło   to   jedno   magiczne   słowo:

Anglia.

- Zabierzesz mnie po ślubie do Anglii?
- Taki jest zwyczaj.

           Najwyraźniej nie miał Ŝadnych wątpliwości, Ŝe gdy

obrączka znajdzie się na jej palcu, będzie to miało taki sam

skutek, jak przywiązanie skazańca łańcuchem do

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                         101

background image

ś

ciany lochu. Ale gdy ona znajdzie się juŜ w Anglii, nie

będzie   w   stanie   jej   zatrzymać.   Tu,   we   Włoszech,   on
miał   jej   paszport,   nie   miała   najmniejszych   szans   na
ucieczkę   z   tego   kamiennego   zamku   pilnowanego   przez
specjalną   ochronę   wspomaganą   przez   imponujące
zabezpieczenia elektroniczne.

Jeśli   nie   dojdzie   do   ślubu,   ucierpi   na   tym   Drew.

Perspektywa   powrotu   do   Anglii   juŜ   jutro   bardzo   ją
uspokoiła. Tam nie zmusi jej, Ŝeby z nim pozostała.

-

Catherine - wycedził Luc -

nawet nie myśl o tym.

-

Nie   mamy   o   czym

mówić-odpowiedziała

 

stano-

wczo. - Wszystko juŜ powiedziałam.
-

Musimy

 

jednak

porozmawiać.
Rozległo się pukanie do drzwi. Zignorował je.

-  Nie   chcę,   Ŝebyś   zepsuła   uroczystość   ślubną.

Zakneblowana i przyprowadzona pod przymusem
narzeczona moŜe zdziwić niejednego świadka ceremonii -
pomyślała z zawziętością, gdy pukanie do drzwi  znów
się powtórzyło.

-  Avanti!  -   wykrzyknął   Luc   z   rozdraŜnieniem.

Ukazał się Bernardo.

-  Signorina   Peruzzi.  -   Podał   bezprzewodowy   tele-

fon w obronnym  geście. - Mówi, Ŝe to sprawa bardzo
pilna i Ŝe koniecznie chce z panem rozmawiać, signor.

-  Nie   będę   z  nią  rozmawiał.   Zostaw   nas,   Bernardo.

Majordomus wyszedł i drzwi zamknęły się za nim.

-

On mówi po angielsku -

zauwaŜyła

 

Catherine.

     - Czy to ty zabroniłeś mu mówić przy mnie w tym języku?

-

SłuŜba   jest   przekonana,

Ŝ

e

 

sama

 

o

 

to

 

prosiłaś,

chcąc sprawdzić się w języku włoskim.

Ukryła   twarz   w  drŜących   dłoniach.   IleŜ   trzeba  było

zimnej krwi, Ŝeby nie stracić panowania nad sobą. -  

- Czuję wstręt do ciebie.

-

Po   prostu   jesteś   na  mnie

zła.

 

I

 

przypuszczam,

 

Ŝ

e

masz jakiś szczególny powód ku temu.

-

Przypuszczasz?

 

-

Obrzuciła

 

go

 

wściekłym

 

spoj-

rzeniem.

background image

102            

SPOTKANIE PO LATACH

-  NaleŜysz do mnie, Catherine. UŜyj całego swego

rozumu,   którym   cię   Bóg   obdarzył.   Byłaś   tu
szczęśliwa,   szczęśliwszej   nigdy   cię   przedtem   nie
widziałem.

- śyłam w przeszłości!
-   Ale   dlaczego   wybrałaś   właśnie   ten   fragment

przeszłości? W ironicznym uśmiechu skrzywił swoje
zmysłowe usta. - Zapytaj o to samą siebie.

- Niczego   nie   wybierałam   -  zaprotestowała.
- A skończyło się czymś, co jest nierealne!
-  MoŜe być realne, jeśli tylko zechcesz. Catherine

czuła się fatalnie. Luc zawiódł ją, ale
najgorsze,  Ŝe  zawiodła  się  na  samej   sobie.  W  ciągu
jednego   tygodnia,   zniweczyła   cztery   lata   poczucia
własnej godności  i wszystkie bariery,  które miały ją
chronić.

-  Przez   cały   ten   tydzień   pękałeś   pewnie   ze

ś

miechu,   Ŝe   tak   łatwo   udało   ci   się   mnie   ogłupić   -

stwierdziła gorzko.

-  To nie tak było miedzy nami.
-  Właśnie   tak   było   zawsze  -  zaatakowała   go,

dygocąc   cała.  -  Spiskujesz,   knujesz   i   manipulujesz,
Ŝ

eby   wszystko   odbyło   się   tak,   jak   ty   sobie   tego

Ŝ

yczysz.

-  Nie planowałem twojej utraty pamięci.
- Ale nie omieszkałeś Ŝ niej skorzystać! I tak było

zawsze. Kiedy wróciliśmy ze Szwajcarii, moi praco-
dawcy, ni stąd ni zowąd, zamknęli galerię i wyjechali,
zostawiając mnie bez pracy. Zbieg okoliczności? Nie
sądzę. To ty maczałeś w tym palce.
     Lekki rumieniec oblał jego policzki, był  wyraźnie
zmieszany.

- Kupiłem ten dom - przyznał się.
-  Wtedy łatwiej było mnie namówić na wyjazd do

Nowego Jorku. - W jej gardle uwiązł szloch.

- Bardzo cię pragnąłem. I nie mogłem czekać.
- Patrzył na nią z bezwstydną szczerością. - Jestem,

jaki   jestem,  bella  mia,   i   niestety   nie   mogę   zmienić
przeszłości. Catherine... co chcesz, Ŝebym ci powie-

background image

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                         103

dział? Jeśli chcesz, Ŝebym był uczciwy, będę. Z całej
przeszłości   Ŝałuję   tylko   jednego:   tego,   Ŝe   cię
straciłem.

-  Nie   straciłeś   mnie...   ty   mnie   wyrzuciłeś!   -   za-

szlochała.
RozłoŜył ręce.

-  Zgoda,   jeśli   słowa   mają   takie   znaczenie...   wy-

rzuciłem cię. Ale spróbuj  na to wszystko  spojrzeć z
mojego   punktu   widzenia.   Zaskoczyłaś   mnie   waria-
ckim pytaniem, które spadło na mnie jak grom z jas-
nego nieba, tamtego ranka przy śniadaniu.

-  Tak,   rzeczywiście,   to   było   wariactwo   -   ucięła

drŜącym   głosem.   -   Absolutnym   idiotyzmem   była
nadzieja,   Ŝe   mógłbyś   się   wtedy   zniŜyć   do   mojego
poziomu i oŜenić ze mną,

-  Nie   wiedziałem,   Ŝe   nie   będę   miał   moŜliwości

odwołania się do sadu apelacyjnego - odparł gwałtow-
nie. -Tak, nie miałem racji. To, co powiedziałem, było
okrutne,   przyznaję.   Jeśli   chciałaś,   Ŝebym   się
usprawiedliwił,   to   trzeba   było   wówczas   zostać,   bo
dziś nie będę juŜ tego czynił. Wróciłem pół godziny
później,   nie   pojechałem   do   Mediolanu.   A   gdzie   ty
byłaś?

Wiadomość,   Ŝe  wrócił  tamtego  ranka,   oszołomiła

-  No,   właśnie,   gdzie   byłaś?   -   nastawa!   Luc

bezlitośnie.   -   Odeszłaś.   Uciekłaś,   jak   obraŜona
primadonna,   zostawiając   wszystko,   co   ci
kiedykolwiek dałem, i jeśli chciałaś się w ten sposób
zemścić, w pełni ci się to udało.

Z   tłumionym   łkaniem   wpadła   do   łazienki   i   za-

mknęła drzwi. Siedząc na podłodze, płakała z twarzą
ukrytą w dłoniach.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

W   chwili,   gdy   Luc   poprosił   ją   o   rękę,   straciła

rozum.   Wiele   drobnych   faktów   nie   pasowało   do
siebie,   ale   ona   nie   chciała   o   nich   wiedzieć.   Ufała
Lucowi i zdecydowana była nie pozwolić na to, Ŝeby
cokolwiek   przeszkodziło   jej   szczęściu.   Jeśli   jego
zamiarem było odwrócenie jej uwagi od amnezji, to.
udało mu się to znakomicie.

Tamtego   wieczora,   w   mieszkaniu   Drewa   Luc

złapał ją w potrzask, kaŜąc dokonać niewykonalnego
wyboru:   albo   poświecić   Daniela,   albo   Drewa.   Za
wszelką cenę musiała walczyć o utrzymanie Daniela z
dala od Luca.

Ale   i   wobec   Drewa   czuła   się   w   obowiązku   być

lojalna, zarówno ze względu na niego samego, jak i
na   jego   siostrę.   Wobec   Harriet   miała   dług   nie   do
spłacenia za to, Ŝe pomogła jej, kiedy znalazła się na
dnie.   Jak   miała   wybierać   pomiędzy   Danielem   i
Drewem?

Luc   zatruwał   wszystko,   czego   się   tylko   dotknął.

Ale   jeśli   gotów   był   ją   poślubić   tylko   po   to,   Ŝeby
zagwarantować  sobie  jej  stałą  obecność   w łóŜku,  to
dlaczego nie miałby zaakceptować równieŜ Daniela?
Pomyślała z niepokojem, Ŝe teraz Luc chciałby mieć
syna.   Pięć   lat   temu   Daniel   był   niepoŜądaną
komplikacją.   Luc   nie   zdawał   sobie   jeszcze   sprawy,
jak   ona   sama   była   waŜna   dla   niego.   Z   pewnością
chciałby wówczas,  Ŝeby pozbyła  się dziecka,  ale od
tamtego czasu wiele się zmieniło...

Daniel był wraŜliwym dzieckiem o niezwykłej in-

teligencji, z którą czasami trudno było sobie poradzić.
Kiedyś   i   Luc   był   takim   małym   chłopcem,   a   jak   się
teraz   zmienił.   Jest   zimny,   wyrachowany,
gruboskórny.

background image

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                         105

Daniel ma silną wolę i gdyby pozostawić go jego

własnemu   rozumowi,   szedłby  naprzód   nie  oglądając
się   za   siebie,   jest   teŜ   niezwykle   egocentryczny.
Catherine przez cztery i pół roku dokładała wszelkich
starań,   Ŝeby   Daniel   wyrósł   na   normalne,   zdrowe
dziecko.

Nienawidziła   Luca,   och,   BoŜe,   jakŜe   go

nienawidziła! Uczepiła się desperacko tej nienawiści,
która była jej siłą. Teraz próbowała nie dopuścić do
siebie   myśli,   Ŝe   Luc   nie   był   jednak   tak   zimny   i
gruboskórny,  za  jakiego   uwaŜała   go   przedtem,   jakiś
wewnętrzny głos napomykał nieśmiało, Ŝe Luc mógł
się zmienić.

I   cóŜ   z   tego,   Ŝe   najpierw   musi   przejść   przez   ten

ś

lub?   Gdy   wylądują   w   Londynie,   będzie   mogła

opuścić   Luca.   Zrobiła   to   juŜ   raz   przedtem,   moŜe
zrobić   znowu,   ale   tym   razem   nie   będzie   juŜ   tak
głupia.   Weźmie  swoją  biŜuterię  i  sprzeda  ją.  Dzięki
tym   pieniądzom   urządzi   nowe   Ŝycie   sobie   i
Danielowi.

To   nie   moŜe   się   spełnić,   nic   z   tego   nie   da   się

zrealizować. śyła fantazją. Przeszłość była tak okru-
tnie oczywista. Dla małej dziewczynki, która marzyła,
Ŝ

e   zostanie   księŜniczką,   był   ten   pałac.   Dla   młodej

dziewczyny,  która  wierzyła   w  szczęście  małŜeńskie,
była ta ślubna biała suknia. Ale dla kobiety, jaką teraz
była, nie pozostawało nic. I czy to jej wina? Dorosła
kobieta   powinna   odróŜniać   fantazję   od
rzeczywistości.

Jakieś  je ne soi quoi,  jak mawiał Luc. Jednak jest

takie słowo, które wyraŜa całą istotę rzeczy: seks. Dla
bogatego   i   potęŜnego   Luca   irytująca   musi   być
ś

wiadomość,   Ŝe   tak   bardzo   poŜąda   pospolitej

blondynki, pozbawionej cech pasujących do pięknego
obrazu, jaki sobie wymarzył.

-  Catherine!   Dobrze   się   czujesz?   Drgnęła,

usłyszawszy głos Luca.

- Ty przeklęty snobie! - wybuchnęła szlochem.
- O czym ty, u diabła, mówisz? - zdenerwował się

Luc.   -   Jeśli   nie   wyjdziesz   natychmiast,   wyłamię
drzwi.

-  Przemoc   jest   twoją   odpowiedzią   na   wszystko,

tak?

background image

106            

SPOTKANIE PO LATACH

Tylko ten seks-pomyślała o Lucu ze wstrętem. Po

pięciu latach jej akcje wyraźnie poszły w górę. W za-
mian za to, Ŝe niczego mu nie odmawiała, Luc gotów
był się zniŜyć i poślubić ją. No tak, ale czyŜ i dla niej
nie jest to szczęście?

Nic   dziwnego,   Ŝe   Luc   nie   mógł   zrozumieć

przyczyn   tej   awantury.   Był   przystojny,   nadzwyczaj
bogaty   i   seksowny.   Dziewięć   na   dziesięć   kobiet
zaakceptowałoby   jego   wady.   Niestety,   ona   była   tą
dziesiątą.

Udało mu się zdobyć pannę młodą, ale nie będzie

miał Ŝony. Będzie Ŝył Ŝałując, Ŝe zmusił ją do ślubu.
Gdy   opuści   go   po   kilku   godzinach,   będzie   to
niezwykła   sensacja   publiczna.   MoŜe   jest   to
szaleństwo,   które   nic   jej   nie   da,   ale   przynajmniej
odzyska   poczucie   własnej   godności.   Urządził   ją
nieźle, ale i sam na tym straci.

Przyszedł   czas   zapłaty.   Ona   sama   przejdzie   do

historii jako kobieta z zasadami, która porzuciła męŜa,
jednego z najbardziej godnych poŜądania.

JuŜ wyobraŜała sobie nagłówki w gazetach: „Dla-

czego   na   chciałam   Ŝyć   z   Lucern   Santinim?”.   Pełna
nowych sił wróciła do sypialni.

Rozległ   się,   podobny   do   strzału   z   pistoletu,   huk

wylatującego   z   butelki   korka.   Przechylił   ciemną
głowę,   aby   upić   lejącą   się   pianę   szampana   i   rozlał
złocisto-miodowy   płyn   do   dwóch   kieliszków,
ukazując w uśmiechu białe zęby:

- Przemoc nie jest moją odpowiedzią na wszystko.

-   Spojrzał   na   nią   cudownymi,   jak   u   lwa,   złotymi
oczami. -Byłaś w łazience tak długo, Ŝe chyba zuŜyłaś
całą gorącą wodę, jaka była w zamku.

Nie   spodziewała   się,   Ŝe   będzie   jeszcze   na   nią

czekał.   Rzuciła   mu   spojrzenie   pełne   pogardy,   które
miało   go   zmiaŜdŜyć.   Oczywiście,   nie   zrobiło   to   na
nim   Ŝadnego   wraŜenia.   Zwinnym,   kocim   krokiem
przeszedł po dywanie i podał jej kieliszek.

- Nie kochasz Huntingdona - wycedził.

background image

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                         107

Samo patrzenie na niego odbierało jej siły. Nerwy

znowu odmówiły posłuszeństwa. Ręce drŜały. Była to
nierówna walka. Nie była gotowa na kolejną konfron-
tację   i   on   o   tym   wiedział,   podstępna   i   bezlitosna
ś

winia!

-  Nie   zdołałbyś   zrozumieć   takiego   człowieka   jak

Drew, nawet gdybyś Ŝył tysiąc lat.  Policzki jej pło-
nęły,   wypiła   wiec   jednym   haustem   szampana   dla
ochłody.

-  Drew pociąga cię, bo jest przegrany.  śal  ci go.

Zgrzytnęła zębami:

- Drew nie jest przegrany.
-  Doprowadził   do   ruiny   rodzinną   firmę   przez

szereg   niefortunnych   decyzji   -   poinformował   ją
zwięźle Luc.

-  Ale i tak jest szlachetniejszym  człowiekiem niŜ

ty! - cisnęła mu w złości.

Rysy jego dumnej twarzy stęŜały.
-  Jesteś na uprzywilejowanej pozycji,  cara.  Niko-

mu   innemu   nie   pozwoliłbym   bezkarnie   na   takie
słowa.

Lodowaty ton słów, które sprowokowała, przestra-

szył   ją.   Plecami   jej   wstrząsnął   dreszcz.   Poczuła  się,
jak niegrzeczne dziecko skarcone przez dorosłych za
sprawianie im kłopotu. Ale jego  pogarda dla Drewa
złościła ją, choć w głębi serca wiedziała, Ŝe Luc miał
rację.   Drew   nigdy   nie   był   tak   ambitny   ani
zdecydowany,   Ŝeby   osiągnąć   sukces.   Pozwolił,   aby
jego   rodzina   Ŝyła   ponad   stan,   marnotrawiąc   kapitał
firmy przeznaczony na inwestycje. JednakŜe te fakty
nie umniejszały jej szacunku dla Drewa. Nie urodził
się jako ktoś, kto idzie po trupach, i nigdy takim nie
będzie. Bezwzględność Luca skrzywdziła go, co więc
moŜe się stać z Danielem?...

- Krzywdzisz Drewa - szepnęła. Nie widziała Ŝad-

nego   powodu,   Ŝeby   wyprowadzać   Luca   z   błędu   na
temat   jej   związku   z   Drewem.   Doprowadzała   ją   do
szału pewność siebie Luca i jego taksujący wzrok. -A
poza tym nie jestem twoją własnością.

Zmieszała   się,   gdy   Luc   uśmiechnął   się   niemalŜe

czule i powiedział:

background image

108            

SPOTKANIE PO LATACH

-  Nie   musisz   być   moją   własnością.   Jesteś   moja

ciałem   i   duszą,   a   teraz   wróciłaś   tu,   gdzie   twoje
miejsce.

Zawrzała gniewem:
- Ja nie naleŜę do ciebie!
- Dlaczego walczysz ze mną? - zapytał łagodnie.
- Dlaczego walczysz ze sobą?
Gdy napotkała spojrzenie jego czarnych jak heban

oczu,   uczuła   świdrujący   ból   w   Ŝołądku.   Strasznie
trudno było oprzeć się jego pewności siebie.

- Ja nie walczę ze sobą.
-  Udowodnij   to   -   zaproponował   spokojnie.

Catherine   zadrŜała   z   obawy,   Ŝe   mu   ulegnie.   Serce
zabiło jej mocniej. Przez głowę przebiegła idiotyczna
myśl, Ŝe Luc powinien zostać wyklęty,  jako osobnik
niebezpieczny dla otoczenia.

Podszedł bliŜej i znów napełnił jej kieliszek.
- Boisz się - zauwaŜył.- Rzeczywiście, wygląda na

to, Ŝe boisz się mnie. Wcale mi się to nie podoba. Nie
mam   ochoty   znaleźć   się   jutro   w   łóŜku   z   taką   prze-
straszoną gęsią. Chcę, Ŝebyś była kochającą, szalejącą
z miłości istotą, taką, jaką byłaś przez ten tydzień.

Był teraz tak blisko, Ŝe wstrzymała oddech.
- Nie kocham cię.
-  Gdybym   nie   był   pewien,   Ŝe   mnie   kochasz,   nie

Ŝ

eniłbym się z tobą.

Cofnęła   się   pospiesznie,   aby   uniknąć   jego

bliskości.

-  Nawet  nie  przypuszczałam,  Ŝe  ma to dla  ciebie

jakieś znaczenie.

-  Jeśli   znowu   uciekniesz   do   łazienki,   wywaŜę

drzwi  -  powiedział   spokojnie.   -   Chcę   wiedzieć,
dlaczego znowu odgradzasz się ode mnie.

-  Dlaczego?   -   powtórzyła   za   nim,   oddychając   z

trudem. - Dlaczego? Po tym, co mi zrobiłeś?

-  A   co   ja   takiego   zrobiłem?   Całe   te   cztery   lata

spędziłem   na   szukaniu   ciebie,   i   gdy   wreszcie   cię
znalazłem, poprosiłem, Ŝebyś wyszła za mnie za mąŜ.
CzyŜ to nie dowód Ŝyczliwości?

background image

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                         109

- śyczliwości?
- To z pewnością nic obraźliwego, bella mia.
Aleja nie chcę wyjść za ciebie za mąŜ!
-  Jestem   ciekaw,   co   się   zmieniło   w   twojej   pod-

ś

wiadomości? - zapytał ochrypłym głosem.

BoŜe, jakŜe on jest nieprawdopodobnie przystojny.

W   panice   pomyślała,   Ŝe   byłby   w   stanie   przekonać
tłum Ŝądny mordu. To, co teraz czulą, to tylko sprawa
hormonów. To wszystko. Luc rozpalił jej namiętność,
zdobywając   ją   podstępem.   Jeśli   choć   na   sekundę
straci   panowanie   nad   sobą,   to   znajdzie  się  z  nim   w
łóŜku.

-  Nawet   seksem   nie  uda  ci   się  nakłonić  mnie do

zmiany zdania - przekonywała.

Rozbawionym   spojrzeniem,   z   widoczną   kpiną,

przeszył   ją   na   wylot.   Wziął   kieliszek   z   jej   ręki   i
odstawił na bok.

- Tu nie chodzi tylko o seks - zaoponował głębo-

kim głosem, delektując się słowami.

-   Właśnie,   Ŝe   seks!   -   powtórzyła   rozzłoszczona.-

Czy słuchasz mnie?

-   Słuchałbym,   gdybyś   mówiła   coś,   co   chcę

usłyszeć - stał bez ruchu zamiast zbliŜyć się do niej,
wywołując tym jej zmieszanie. - I nie mam zamiaru
ułatwiać ci sytuacji przez namawianie do pójścia do
łóŜka.

Oderwała   się   gwałtownie   od   ściany   i   zaprotes-

towała:

- Nie udałoby ci się mnie namówić.
- Nie będę próbował. Oszczędzę cię na jutrzejszą

noc   - powiedział  spokojnie,   zanim   zamknął   za  sobą
drzwi.

Rzuciła się za nim i przekręciła klucz w zamku. I

wtedy załamała się. Ocierając pot z czoła połoŜyła się
na łóŜku, wyczerpana emocjami ostatnich godzin.

Obudziła się spocona, było jej gorąco i chciało się

pić. Napełniła kieliszek szampanem i wypiła do dna,
jakby to była lemoniada. Czy ktoś pukał przed chwilą
do drzwi, czy tylko jej się zdawało?

background image

110            

SPOTKANIE PO LATACH

Wściekała   się,   zmuszona   przyznać   sama,   Ŝe   nie-

nawiść do Luca nie chroniła jej przed jego fizycznym
urokiem. W tym tkwiło sedno sprawy.  Przez tyle lat
nie   zdołała   się   uodpornić.   Ody   odbierał   od   niej   ten
kieliszek   z   szampanem,   gotowa   juŜ   była   ustąpić,
czekała na...

Spacerując   nerwowo   po   pokoju,   znowu   nalała

sobie szampana. Gdy kochała Luca, mogła pogodzić
się z tym, co z nią robił. Teraz jednak, gdy nie tylko,
Ŝ

e go  nie kocha,  lecz wręcz gonie cierpi, nie jest w

stanie mu wybaczyć.

Przeglądała   sukienki   w   ubieralni,   gdy   znów

rozległo   się   pukanie   do   drzwi.   Otworzyła   je
energicznie i zobaczyła Guilię, za którą stał Bernardo,
trzymający   ogromny   pęk   kluczy.   Pokojówka   była
podenerwowana i zarumieniona.

- Nie będziesz mi dziś potrzebna. Grazie, Guilia.
- Ale, signorina...
Obiad zostanie podany za pół godziny -wtrącił się

Bernardo, z błagalnym wyrazem w oczacn.

-  Przykro   mi,   ale   obiad   będzie   musiał   poczekać.

Catherine  zamknęła za nimi  drzwi. Jak oni  świetnie
mówią po angielsku! Przeklinała Luca, przypominając
sobie,   jak   przez   cały   ubiegły   tydzień   rozmawiała   z
nimi   na   migi.   Dlaczego   Bernardo   wyglądał   na   tak
przestraszonego,   gdy   powiedziała   o   przesunięciu
godziny podania obiadu?

Luc   prawdopodobnie   zrobi   awanturę.   No   i   co   z

tego?   Nic   mu   się   nie   stanie,   jeśli   raz   poczeka.
JednakŜe  słuŜba  nie   powinna   cierpieć   z   powodu   jej
spóźnienia   i   dlatego   postara   się   być   gotowa   jak
najszybciej.

Najpierw wyciągnęła z szafy lśniącą czarną tunikę,

część stroju wieczorowego. Akurat przykryje jej bio-
dra, a jeśli włoŜy ją tyłem naprzód, to zmniejszy tym
samym   dekolt.   Przezroczyste,   czarne   pończochy   to
Ŝ

aden problem. Miała ich mnóstwo. Następnie wycia-

background image

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                         111

gnęła   parę   czarnych,   pantofli   na   bardzo   wysokich
obcasach i długie, czarne rękawiczki.

Ubrana,   przeszła   trochę   niepewnie   do   łazienki.

Oczy   podkreśliła   szafirem   i   fioletem,   na   rzęsy
nałoŜyła   grubą   warstwę   niebieskiego   tuszu,   dekolt
posmarowała   złotym   błyszczkiem,   usta   pomalowała
szminką w kolorze truskawkowym. Była zadowolona
z siebie. Niezbyt starannie ułoŜone włosy spływały na
ramiona splątaną falą. Teraz mogła się zająć biŜuterią.

Miała trzy diamentowe bransoletki. Jedną nałoŜyła

na   kostkę   u   nogi,   dwie   pozostałe   na   przeguby,
powyŜej rękawiczek. Naszyjnik i kolczyki dopełniały
całości. Zupełnie jak na choince. To zadziwiające, jak
licho wyglądają diamenty, jeśli nałoŜy się ich za duŜo.
Okazało się teŜ, Ŝe bez nadzoru Guilii jej garderoba
dawała moŜliwości takiego przebierania się, o jakich
Luc nawet nie marzył. Gdy spojrzała na swoje odbicie
w lustrze, była w pełni usatysfakcjonowana.

OstroŜnie   zeszła   po   schodach,   czując   jeszcze   w

głowie wypity szampan. Osłupiały Bernardo nie mógł
od niej oderwać oczu, gdy przechodziła przez hol.

-  Dobry wieczór, Bernardo - rzuciła mu radosnym

głosem. - Ale dziś gorąco, prawda?

Pomyślała,   Ŝe   zaraz   będzie   jeszcze   goręcej.   W

końcu   Bernardo   otworzył   szeroko   podwójne   drzwi
salonu i oznajmił:

Signorina Parrish.
Dlaczego, u diabła, Bernardo ją zaanonsował? Czy

pomyślał,   Ŝe   Luc   nie   pozna   jej   w   tym   przebraniu?
Nabrała   głęboko   powietrza   i   śmiało   przekroczyła
próg.   W   jej   stronę   zwróciły   się   oczy   sporej   grupy
osób.   Catherine   sparaliŜowało   przeraŜenie.   Jej   strój
przeznaczony był na prywatny uŜytek ich dwojga.

Teraz, gdy zaczęła przytomniej myśleć, co zresztą

wcale   nie   było   łatwe,   przypomniała   sobie,   Ŝe   Luc
wspomniał o tym, Ŝe spodziewa się kilku przyjaciół i
znajomych   w   wieczór   poprzedzający   ich   ślub.   Ale
gdy

background image

112            

SPOTKANIE PO LATACH

zachowała się tak histerycznie, nie poruszał juŜ tego
tematu. Niewątpliwie teraz bardzo tego Ŝałował. Przy-
pomniał sobie, Ŝe Catherinc ma pamięć jak sito. Gdy
szedł w jej kierunku, jego oczy mówiły, Ŝe chętnie by
ją   pokrajał   na   kawałki,   tak;   Ŝeby   cierpiała   jak
najdłuŜej.

- Myślałam, Ŝe to będzie fantastyczny strój - mruk-

nęła   próbując   przejść   bokiem,   ale   Luc   złapał   ją   za
rękę.

-  O, jaki awangardowy strój - odezwał się młody,

dziewczęcy   glos.   -   Mamusiu,   dlaczego   ja   nie   mogę
mieć nic takiego?

- Marna krawcowa - skomentował ktoś drugi.
- Ale przyciąga wzrok.

                                    

-

-  Luc,   rozumiem   teraz,   dlaczego   aŜ   do   ostatniej

chwili trzymałeś tę czarującą damę w ukryciu. Jestem
Christian... Christian Dennig - podszedł do niej wyso-
ki, bardzo przystojny blondyn.

Catherine z uśmiechem podała mu rękę. Luc zaczął

przedstawiać jej wszystkich   pozostałych  gości.  Było
tu   około   trzydziestu   osób   róŜnych   narodowości,
najczęściej przedstawicieli elity finansowej.

-  Ma   pani   wprost   bajeczne   nogi   -   powiedział

Christian. - I mam takie wraŜenie, Ŝe Luc wolałby ten
widok zatrzymać wyłącznie dla siebie.

- Czy zna pan Luca od dawna? - zapytała.
- Od jakichś dziesięciu lat. Siedem lat temu widzia-

łem   panią   z   daleka   w   Szwajcarii.   Na   tyle   mi   tylko
pozwolono.

-  Naprawdę?   -   zapytała,   starając   się,   by   jej   głos

brzmiał jak najbardziej obojętnie.,

-  Luc ma bardzo rozwinięty instynkt posiadania  -

zaŜartował Christian.

Obok nich pojawił się Luc.
- Dobrze się bawisz, Christianie?
-  Znakomicie.  Nie ma w tym  pokoju męŜczyzny,

który by mi teraz nie zazdrościł. Dlaczego musiałem
tak długo czekać, Ŝeby ją poznać?

- MoŜe przewidywałem twoją reakcję?

background image

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                         113

Luc  wyciągnął  rękę w stronę Catherine.  Była  juŜ

pora, by siąść do stołu.

-  Podobasz się wszystkim - wyszeptał, ukradkiem

muskając ustami jej nagie ramię, a pakami delikatnie
przesuwając   po   plecach.   -   Zapomniałaś,   Ŝe   mają
przyjść, prawda?

Oszołomiona stwierdziła, Ŝe Luc uśmiecha się do

niej.

-  Gdybyś   widziała   swoją   twarz,   gdy   tu   weszłaś!

Ale   w   tej   zbieraninie   ludzi   nie   wyglądasz   tak
szokująco, jak się spodziewałaś.

Chyba miał rację. Właściwie nikt tu nie był ubrany

konwencjonalnie. W tym towarzystwie kobiety przede
wszystkim chciały się róŜnić jedna od drugiej. Mogła
wyglądać szokująco sama dla siebie i dla tych, którzy
ją znali, ale tutaj nikt nie okazał najmniejszego zdzi-
wienia   i   nie   uznał,   Ŝe   w   tym   stroju   wygląda   jakby
uciekła z cyrku.

Po   jej   lewej   stronie   usiadła   przy   stole   kobieta   w

ś

rednim wieku, z haczykowatym nosem, i zapytała:

Gzy pani poluje?
- Catherine nie przepada za tym krwawym sportem

- wyjaśnił Luc z wymuszonym uśmiechem.

-  Chyba   więc  zamierza zmienić  ciebie-zauwaŜyła

złośliwie blondynka w wiśniowej, jedwabnej sukni. -
Krwawe sporty to twoja najmocniejsza strona.

-  I twoja, droga siostro - wtrącił sucho Christian.

To przyjęcie nie było tak cięŜką próbą, jak się

obawiała. Luc był w wyjątkowo dobrym humorze,

a   to   ją   peszyło.   Oklapła   zupełnie,   gdy   w   salonie
podano kawę. Siostra Christiana usiadła obok niej, a
Catherine   wytęŜyła   umysł,   Ŝeby   przypomnieć   sobie
jej imię. Georgina, tak właśnie się nazywała.

- Nie widziałam pani z Lucern w Nicei.
- Bo mnie tam nie było. Georgina udała zdziwioną:
-   Była   z   nim   Silwana   Lenzi.   Przypuszczałam…

Och, BoŜe, czy powiedziałam coś niestosownego?

background image

114            

SPOTKANIE PO LATACH

-   Powiedziała   pani   dokładnie   to,   co   zamierzała

pani   powiedzieć,   młoda   damo   -   odparła   lapidarnie
miła kobieta z haczykowatym nosem i zmieniła temat.

W   drugim   kacie   pokoju   Luc   śmiał   się   w   grupie

kilku   męŜczyzn.   Gdy   napotkał   jej   spojrzenie,
uśmiechnął   się  do   niej   czule.   Pospiesznie  odwróciła
wzrok.   Wbiła   paznokcie   w   dłonie.   Czuła   się
zdruzgotana. Luc nie był w stanie przeŜyć czterech i
pół roku bez kobiety. Celibat - to nie dla niego.

Ta aktorka  filmowa z Ameryki  Południowej  była

znana z głośnych przygód miłosnych. Jak na koloro-
wym   fiknie   wyobraziła   sobie   scenę   miłosną   z
udziałem   tego   pięknego   męŜczyzny   o   smukłym,
muskularnym   ciele   i   tej   rudowłosej   aktorki.   Zrobiło
jej się-słabo. Poczuła się zdradzona.

Kilka   minut   potem   Luc   podszedł   do   niej   i   za-

proponował,   by   opuściła   gości.   Jest   zmęczona,   na
pewno wszyscy to zrozumieją. Popatrzyła na niego z
niechęcią.

-   JuŜ  za  dziesięć   minut   północ  -  powiedział   nie

zraŜony jej miną. - Czy będę miał szczęście zobaczyć
cię po pomocy? - zapytał, obrzuciwszy ją władczym,
prowokacyjnym spojrzeniem.

Catherine   bez   zastanowienia   uniosła   rękę   i

uderzyła   go   z   taką   siłą   w   twarz,   Ŝe  sama   omal   nie
upadła.

-   To   za  Niceę!  -  syknęła  i   pobiegła   w  kierunku

schodów.   -   A   jeśli   przyjdziesz   po   pomocy,   to   nie
tylko nie będziesz miał szczęścia, ale moŜesz stracić
Ŝ

ycie!

-   Buona   notte,   carissima   -  powiedział   miękko,

nieledwie z rozbawieniem.

Nie wierząc własnym uszom, zatrzymała się i od-

wróciła. Luc stał i patrzył na nią.

-  Jesteś szalona, ale mnie się to podoba.
Na   policzku   Luca   odcisnęły   się   bardzo   wyraźnie

jej   pakę.   Zawstydziła   się   nagle.   Naprawdę   nie
wiedziała, co jej się stało.

-  Wybacz mi. Nie powinnam była tego robić.

background image

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                         115

-   Dziś wieczór wybaczę ci wszystko, nawet jeśli

nic dasz mi spać - powiedział ochryple.

Tego   było   juŜ   za   wiele.   Pobiegła   do   swojego

pokoju tak szybko, jakby goniła ją sfora psów.

Catherine   nie   oparła   się   wspaniałemu   śniadaniu

przyniesionemu rano na tacy. Przybyła fryzjerka z ca-
łym orszakiem: z kosmetyczkami i manikiurzystkami.
W miarę upływu godzin czuła się coraz bardziej jak
lalka, nie musiała nic robić. Te kobiety wszystko za
nią   robiły.   AŜ   w   końcu   odstąpiły   od   niej,   z
zachwytem   komentując   swoje   dzieło...   Lalka   była
gotowa.

To nierealne, to nie moŜe być prawda - powtarzała

sobie   nieustannie,   patrząc   w   lustro.   To   co   w   nim
widziała,  było  wiernym   odtworzeniem  jej  dziewczę-
cych   marzeń.   Z   całą   pewnością   nigdy   przedtem   nie
wyglądała tak pięknie.

Mały   kościółek   znajdował   się   w   niedalekiej

odległości   od   zamku.   Dziś   aŜ   jaśniał   od   kwiatów,
których   cięŜka   woń   napełniała   powietrze.   Catherine
była olśniona. Szła wzdłuŜ ławek wsparta na ramieniu
hiszpańskiego   księcia,   którego   poznała   dopiero
wczoraj   wieczorem.  -  Pięć  lat  za  późno,   pięć  lat   za
późno,   teraz   to   nic   dla   mnie   nie   znaczy   -myślała
uporczywie.   Luc   odwrócił   się,   Ŝeby   przesłać   jej
długie,  zuchwałe spojrzenie.  I od tego  momentu nie
była juŜ w stanie rozsądnie myśleć.

-   Najpiękniejsza panna młoda, jaką kiedykolwiek

widziałem. - Luc delikatnie musnął wargami jej usta.

Na   twarzy   czuła   ciepło   promieni   słonecznych,   w

ich   blasku   skrzyła   się   platynowa   obrączka   na   jej
palcu.  Christian  ucałował ją w czoło śmiejąc się, Ŝe
Luc nie pozwolił mu nawet dotknąć jej ust.

W limuzynie Luc przyciągnął ją do siebie i zaczął

całować z całą siłą hamowanego przedtem poŜądania.
Wiązanka   ślubna   wypadła   jej   z   rąk   na   podłogę,
ramionami objęła go za szyję i przytuliła się mocno.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

- Catherine?
- Coo? - westchnęła sennie, wtulona w jego ramio-

na,   i   otwierając   nieprzytomne   jeszcze   oczy,   ze
zdziwieniem   zauwaŜyła,   Ŝe   pokój   zalany   jest
sztucznym   światłem   ogromnych   Ŝyrandoli.   Śniła,   Ŝe
tańczy walca pod rozgwieŜdŜonym niebem. - Świece
byłyby   bardziej   nastrojowe-szepnęła,   a   po   chwili
dodała - Pomyślałeś o niebezpieczeństwie poŜaru i o
tym, Ŝe świece kopcą.

-  Starałem się nie o tym myśleć. Wiem, czego się

po mnie oczekuje wyznał Luc. - Musimy jechać.

-  Jechać?   -   powtórzyła   zaskoczona   tą   nowiną.

Kciukiem muskał jej rozchylone usta, a gdy dotknął
nabrzmiałej   od   oczekiwania   dolnej   wargi,   całym   jej
ciałem   wstrząsnął   dreszcz   rozkoszy.   W   tym   nagłym
połączeniu kobiecej słabości i podniecenia napięły się
rozpalone namiętnością jej mięśnie.

- Tak, jechać. I to szybko.
- AleŜ wszyscy są jeszcze tutaj.
ZadrŜała,   gdy   spoczywająca   na   jej   plecach   ręka

przyciągnęła   ją   mocniej   i   gdy   poczuła   podniecającą
twardość jego ud.

- Och!
- No, właśnie - zamruczał. - Nasi goście będą sobie

tańczyć bez nas. Mam inne plany.

LeŜała bezsilnie w twardym  uścisku jego ramion.

Zrobiłaby wszystko, Ŝeby tu pozostać. KaŜda myśl o
oderwaniu się od niego na dłuŜszy czas przeraŜała ją.
Budziła   się   ze   snu,   w   którym   spędziła   cały   dzień.
Przebudzenie to było straszne.

background image

Czy była rzeczywiście  wystarczająco wytrwała

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                         117

w swojej nienawiści? Nie czuła jej, gdy zobaczyła go
przy ołtarzu. Nie czuła teŜ nienawiści, gdy ją dotykał.
To  była  miłość. Miłość. Była  wzburzona tą prawdą.
Jej uczucia przetrzymały próbę bólu, rozczarowania i
czasu.   Wszystko   zaczyna   się   dla   niej   od   Luca   i
kończy na nim.

Zabrał   ją   z   sali   balowej   całkowicie   obojętny   na

dowcipy i aluzje, które rzucano pod ich adresem. W
cieniu   ogromnych   schodów,   napięty   i   niecierpliwy,
musnął   palcami   jej   policzki.   Pocałował   ją,   najpierw
brutalnie,   a   potem   coraz   bardziej   czule,   stopniowo
pokonując jej opór.

Ostry   gwizd   przeciął   powietrze.   Christian   przy-

glądał się im z odległości kilku kroków i uśmiechał z
widocznym rozbawieniem. Luc poprowadził ją scho-
dami w górę  tak troskliwie,  jakby  wątpił, czy  zdoła
tam wejść bez jego pomocy. A tam czekała juŜ Guilia,
Ŝ

eby pomóc jej przy zdejmowaniu stroju ślubnego.

Dlaczego   tak   się   oszukiwała?   Jak   dziecko

przygotowała   przebiegły   plan   ucieczki,   jak   dziecko,
które   w   głębi   duszy   chciało   być   złapane,   zanim
naprawdę   zrobi   sobie   krzywdę.   Prawie   siedem   lat
temu oddała mu swoje serce, które i teraz naleŜało do
niego. Tej miłości nie mogła zapomnieć, bo była ona
częścią   jej   samej,   czymś,   z   czym   walka   była
bezcelowa.   Luc   zabezpieczał   ją   przed
samounicestwieniem.   Na myśl,   Ŝe  porzuciła  go   pięć
lat temu, jeszcze dziś czuła się tak, jakby wyrywano
jej serce z piersi.

- Potrzebuję ciebie - powiedział kiedyś  w Szwaj-

carii, pod osłoną nocy.

To   wyznanie   zmieniło   wszystko.   Właśnie   za   te

dwa słowa poszłaby za nim w ogień. Ale on nigdy ich
nie powtórzył.

Nie  upłynęło   wiele czasu,  a  juŜ  zaczął  jej  dawać

delikatnie do zrozumienia, Ŝe nie będą zawsze razem.
Bardzo ją tym zranił. To przez niego krąŜyła nocami
po pokoju, cierpiała z powodu obojętnego słowa lub

background image

118            

SPOTKANIE PO LATACH

spojrzenia,   z   lękiem   czekała   na   spóźniony   telefon...
ś

yła w nieustannej obawie, Ŝe go straci.

- Był bardzo niedobry dla ciebie-gderała Harriet. -

I   zrobiłaś   to,   co   powinnaś   była   zrobić.   Ochroniłaś
Daniela. MoŜesz być dumna, Ŝe okazałaś tyle zdrowe-
go rozsądku.

Ilekroć   wahała   się,   a   wahania   te   były   daleko

silniejsze,   niŜ   chciała   to   przyznać,   Harriet   zawsze
przestrzegała ją, Ŝeby nie dała się ponieść emocjom.
JakŜe często chciała do niego zadzwonić! Ale zawsze
tchórzyła.   Kiedyś,   przed   jego   urodzinami,   poszła
nawet   na   pocztę   z   szalonym   zamiarem   wysłania
Ŝ

yczeń, bo wiedziała, Ŝe od śmierci jego najbliŜszych

nie   było   nikogo,   kto   by   o   tym   pamiętał.   Harriet
zapobiegła   wszystkim   próbom   tego   rodzaju.   I  miała
rację. Cały rok trzymała ją jak w zamknięciu, Ŝeby nie
dopuścić do kontaktu z Lucern.

Ale i tak Catherine była bardzo szczęśliwa -miała

Daniela,   na   którym   mogła   skoncentrować   uczucia.
Czy  ktokolwiek  był   w stanie  zrozumieć,   co   znaczył
dla   niej   Daniel?   Gdy   pierwszy   raz   trzymała   go   w
objęciach,   rozpłakała   się   z   Ŝalu.   Tylko   Harriet   ją
zrozumiała.   Nareszcie   miała   rodzinę:   Daniela   i
Harriet, dwoje najbliŜszych ludzi.

Teraz juŜ wiedziała, dlaczego chce znowu opuścić

Luca.   Bała   się   powiedzieć   mu   o   Danielu,   tak   jak
kiedyś ze strachu zataiła ciąŜę.

Wszystko   było   tak   skomplikowane   i   tak   wiele

miała do  stracenia.  Daniel  sądził,  Ŝe jego  ojciec nie
Ŝ

yje.   Bardzo  rzadko  zadawał  jej  pytania  i naprawdę

nie   wiedziała,   na   ile   jest   nieszczęśliwy   bez   ojca.
Dopiero   wtedy,   w   Greyfriars,   zaatakował   ją   ze
złością,   zdradzając   się   ze   swą   naiwną,   dziecięcą
wiarą, Ŝe gdyby Ŝył jego ojciec, dokonałby cudu.

Daniel  zaakceptowałby Luca bez większych  trud-

ności,   ale   jak   zareaguje   na   prawdę?   I   czy   mogłaby
powierzyć   Daniela   Lucowi?   Łatwo   go   skrzywdzić.

background image

Gdyby   Luc   nie   zaakceptował   go   całym   sercem,
Daniel

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                         119

odczuje to na pewno. A ponadto był  dzieckiem nie-
ś

lubnym.   Tego   nie   da   de   ukryć   i,   wcześniej   czy

później, zrobi się szum w gazetach. Dla Luca byłoby
to nie do zniesienia.

Wczoraj myślała, Ŝe ma moŜliwość wyboru. Dziś

przyznała, Ŝe ponowna ucieczka to zły pomysł. Dziś
nie mogłoby się to udać. I, o ironio, wcale nie chciała,
Ŝ

eby   się   udało.   Kochała   Luca.   A   to   oznaczało,   Ŝe

trzeba Lucowi powiedzieć o Danielu.

Nie   ma   juŜ   czasu   do   stracenia.   Pojutrze   Peggy

przyjedzie do Londynu. Jak ona mu to powie? MoŜe
w czasie lotu do Londynu? ChociaŜ nie, nie będzie to
odpowiednie   miejsce.   Powie   mu   w   Londynie.   Im
dłuŜej   myślała   o   czekającej   ją   konfrontacji,   tym
bardziej była przeraŜona.

-  Jesteś bardzo blada.
W  limuzynie  nie  czuła  się  na  siłach,   Ŝeby  znieść

jego badawcze spojrzenie. Jak Luc zareaguje? Jedynie
o   tym   mogła   myśleć.   Wczoraj   wmawiała   sobie,   Ŝe
Luc jest zimny, wyrachowany i gruboskórny. Wczoraj
była zdecydowana go nienawidzić, dostrzegać w nim
zagroŜenie   dla   syna.   Miało   to   usprawiedliwić   jej
kłamstwo;   znów   poczuła   lęk.   Ci,   którzy   weszli   w
drogę   Lucowi,   Ŝałowali   tego   potem   całe   Ŝycie.
PoniewaŜ nigdy przedtem nie była w takiej sytuacji,
jak mogła przewidzieć jego reakcję?

-   Jesteś dziwnie milcząca - dodał Luc. Przełknęła

łzy.

-  Rozmyślałam.
-  O czym?
-  O niczym szczególnym.
Powiedz   teraz,   powiedz   teraz   -   zachęcała   samą

siebie. - Im dłuŜej zwlekasz, tym będzie ci trudniej.

-  O której godzinie przylatujemy do Londynu?
-   Nie mówiłem ci? Kontrolerzy ruchu na lotnisku

w Rzymie mają dwudziestoczterogodzinną przerwę w
pracy. Do Londynu polecony jutro rano.

background image

-  To nie jedziemy na lotnisko? - zapytała.

120            

SPOTKANIE PO LATACH

-   Mój przyjaciel zaoferował nam na tę noc swoją

wille.

Konwulsyjnie zaciskała dłonie.  Z tchórzliwą ulgą

pomyślała, Ŝe to odroczenie wyroku. Jeszcze się na-
darzy   okazja,   Ŝe   będą   sami,   a   wtedy   mu   powie.
Limuzyna skręciła w wysoką bramę.

Gospodyni   powitała   ich   na   ganku.   Gdy   Luc   od-

rzucił   propozycję   zjedzenia   kolacji,   wskazano   im
drogę   do   sypialni.   Było   w   niej   mnóstwo   luster,
zasłony   ze   wspaniałego,   egzotycznego   jedwabiu   i
ogromne   łóŜko. Pomyślała  zrozpaczona,  Ŝe to  miała
być   jej   noc   poślubna.   Jak   ma   mu   to   powiedzieć
dzisiaj?   Bez   przekonania   .tłumaczyła   sobie,   Ŝe
zepsuje to cały dzień.

Podszedł do niej z tyłu i przycisnął gorące usta do

miękkiego, wraŜliwego miejsca u nasady szyi, a pod
nią ugięły się kolana.

- A moŜe jednak zjedlibyśmy kolację? - powiedzia-

ła drŜąc.

-  Jesteś głodna?
-  Chyba tak...
-  Kolacja   nie   zaspokoi   mojego   głodu.   -   Powoli

obrócił ją ku sobie. - Co ci jest? zapytał bez Ŝadnego
wstępu.

-  Co mi jest?
-  Wyglądasz   jak   przestępca   złapany   na   gorącym

uczynku - mruknął zamyślony. - A moŜe mi się tylko
tak wydaje?

-  Och, ta twoja wyobraźnia...
Spróbowała skierować uwagę Luca w inną stronę,

sięgnęła do jego krawata i rozluźniła go.

Obserwował jej zmagania z krawatem. Z wymow-

nym westchnieniem połoŜył rękę na jej drŜącej dłoni.

-  Nie ufasz mi, prawda? Nie skrzywdzę cię znowu,

bella mia. Przyrzekam.

Wzruszona   do   głębi,   w   nagłym   poczuciu   winy

opuściła oczy.

background image

-  Miałem zaledwie dwadzieścia siedem lat, kiedy

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                         121

cię   spotkałem.   -   Jednym   palcem   powiódł   po   jej
policzku.   -   Traktowałem   cię   tak,   jak   było   mi
wygodnie,   choć   wiedziałem,   Ŝe   zasłuŜyłaś   na   coś
lepszego.   Tak   bardzo   mnie  kochałaś.   Pozwalałaś   na
wszystko, wiec wykorzystałem to - na jego opalonej
twarzy   zarysowały   się   wyraźnie   kości   policzkowe,
oczy   pociemniały.   -   Myślałem,   Ŝe   zawsze   będziesz
przy   mnie.   AŜ   pewnego   dnia   zniknęłaś   i   dopiero
wtedy   zrozumiałem,   Ŝe   i   ty   miałaś   swój   punkt
widzenia. Zrozumiałem to za późno.

-  Luc, ja...
Pieszczotliwym   ruchem   połoŜył   palec   na   jej

ustach, Ŝeby nic nie mówiła.

-   Nie chcę teraz mówić o przeszłości, to ponure

wspomnienia. MoŜe pojutrze, moŜe jutro, ale nie dziś.

Pocałowała   ciepłe   wnętrze   jego   dłoni.   Po

policzkach spływały jej łzy. Luc, choć nie było to w
jego zwyczaju, prosił ją, Ŝeby go zrozumiała. Na jego
twarzy widoczne było napięcie. Ujawnił wreszcie to,
co go boli.

Jednym szarpnięciem zerwał krawat, zrzucił mary-

narkę i objął ją mocno.

-   Niewiele  spałm   poprzedniej   nocy -  powiedział

miękko. - I teraz ja za karę nie pozwolę ci zmruŜyć
oka przez całą noc.

Ciepłym   oddechem   musnął   jej   policzki,   a   potem

wsunął   język   między   wargi.   Catherine   chętnie
poddała się jego zaborczej pieszczocie. Tracąc grunt
pod   nogami,   mocno   przytuliła   się   do   niego,   a   on
całował   jej   usta   z   namiętną   gwałtownością.   Niemal
nie   zauwaŜyła,   kiedy   Luc   rozpiął   jej   suknię,   która
opadła   na   dywan.   Gdy   smukłe   palce,   pieszcząc   jej
biodra,   usunęły   delikatną   barierę   koronek,   szarpnęła
się z jękiem.

Roześmiał  się gwałtownie  i  na chwilę  przestał  ją

całować, po to tylko, by unieść ją do góry i zanieść na

background image

łóŜko. A potem, miękkim, płynnym ruchem opadł na
nią   tak,   Ŝe   poczuła   najmniejszy   zakamarek   jego
szczupłego ciała. Gdy zrzucił koszulę, objęta rękoma
jego opalone plecy, wyczuwając pod palcami drganie
na-

122            

SPOTKANIE PO LATACH

piętych mięśni. Zmysłowym, powolnym ruchem wsu-
nął  się  biodrami   pomiędzy  jej  uda,   a  nią  owładnęło
nieprzytomne poŜądanie.

Spojrzał na nią z góry, a w jego ciemnych oczach

widziała blask zadowolenia i pragnienia.

-  Pamiętasz tę pierwszą noc w Szwajcarii? - wy-

szeptał chrapliwie. - Byłaś  tak rozkosznie nieśmiała.
Tak niewinna, a ja zachowałem się podle,  bella mia.
To wtedy powinna była być nasza poślubna noc.

- Dla mnie taką właśnie była.
Lekki   rumieniec   podkreślił   jeszcze   bardziej   jego

uwodzicielski urok.  Zanurzył   palce w  jej jedwabiste
włosy i przywarł do nich ustami.

-  Nigdy   przedtem   nie   kochałem   się   z   dziewicą.

Chciałem, zęby to było dla ciebie coś niezwykłego. I
dlatego zabrałem cię do Szwajcarii.

-  To   było   coś   niezwykłego   -   szepnęła.   -   Bardzo

niezwykłego.

-  Grazie...   grazie   tanio,   cara.  Dla   mnie   było   to

niezwykłe dlatego,  Ŝe miałem cię wyłącznie dla sie-
bie.

Nigdy   nie   widziała,   Ŝeby   był   tak   rozluźniony,

nawet w tym ostatnim tygodniu. Ale znów na sekundę
przypomniała  sobie  Daniela.  Te  same piękne czarne
oczy,   te   same   pełne   usta,   których   najdelikatniejszy
nawet uśmiech wywoływał drŜenie jej serca.

Wstrzymała oddech, gdy zsuwał koronkowy stani-

czek   z   jej   ramion,   a   następnie   językiem   i   ustami
muskał   napięte   róŜowe   brodawki.   Wówczas   straciła
zupełnie zdolność myślenia i tylko zaciskała palce, w
miarę jak  rosło w  niej  napięcie.  Pod wpływem  jego
pieszczot drgał kaŜdy jej nerw.

Nad łóŜkiem wisiało lustro. Obraz jego opalonych

na brąz rąk na jej białej skórze i jego czarnej głowy
pochylonej nad nią czule, był wzruszający.

background image

-  Nad nami jest lustro - szepnęła.
-  Niesłychane! - glos jego był niewyraźny i jakby

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                         123

nieobecny. - Następnym razem, jak zobaczysz Chris-
tiana, powiedz mu, Ŝe ma okropny gust.

-  To jego willa?
Luc zsunął się z niej z ociąganiem, wstał i zaczął

się   rozbierać.   Nie   mogła   oderwać   od   niego   oczu.
Szerokie ramiona i klatka piersiowa, szczupłe biodra i
muskularne   nogi...   Byt   bardzo   podniecony,   męski   i
piękny.

-   Gdy patrzysz na mnie w ten sposób, tracę pano-

wanie nad sobą.

Znów   połoŜył   się   obok,   zdjął   z   niej   jedwabne

majtki i wziął w ramiona. Ciemne włosy, okrywające
jego   klatkę   piersiową,   ocierały   się   ojej   delikatne
piersi.

-  Nie powinnaś tego robić.
-  Czego?
-  Opuszczać mnie na lotnisku. Nie pozwolę ci na

to. Czy myślisz, Ŝe nie wiedziałem o tym? Czasem juŜ
z góry znam twoje myśli.

Korzystając z jej ogromnego zaskoczenia, łapczy-

wie wpił się w jej usta. Doznana rozkosz rozproszyła
wszelkie myśli i zatarła poczucie czasu. Upiła się jego
pocałunkami. Owionął ją ciepły, męski zapach, przy-
prawiający o  jeszcze większy zawrót  głowy.  Traciła
kontrolę nad sobą. Oddychała z trudem. Nieświadoma
była słów, jakie wypowiadały jej wargi, a jego piesz-
czoty doprowadzały ją do szaleństwa.

-  Dio - wyjęczał chrapliwie z zadowoleniem, drŜąc

w mocnym uścisku jej ramion i kryjąc wilgotną twarz
w jej włosach. - Te amo - zamruczał, przygniatając ją
całym swym cięŜarem. - Te amo.

Nie odezwała się.
-  Scusi.
PołoŜył   się   na   plecach.   Na   białym   prześcieradle

odbijała się ciemna opalenizna jego rąk i nóg.

background image

-  Teraz wreszcie wiem, co to znaczy być obiektem

seksualnego  poŜądania  -  westchnął,   przyglądając   się
jej z uśmiechem. Przez ciebie straciłem kontrolę nad
sobą. A to zawsze była moja domena.

124            

SPOTKANIE PO LATACH

Uśmiechnęła się zadowolona, jak kotka po wypiciu

ś

mietanki. On nie zdawał sobie nawet sprawy z tego,

co   powiedział.   To   było   wspaniałe.   Sama   za   nic   nie
chciałaby   się   z   tym   zdradzić.   Prawie   dwa   lata
przeŜyła   bez   słów:   „Potrzebuję   ciebie”.   A   z
wyznaniem:   „Kocham   cię”   przeŜyłaby   nawet
dziesięciolecia.   Uniosła   się   i   obsypując   go
pocałunkami, szeptała gorąco:

-  Kocham cię... kocham cię... kocham cię. PołoŜył

rękę   na   jej   potarganych   włosach   i   powiedział
Ŝ

artobliwie:

-  Wiem, wiem, wiem.
Nie   złapał   przynęty.   Wiedziała,   Ŝe   tego   rodzaju

wyznania,   wypływające   z   podniecenia   seksualnego,
były   uznane   na   całym   świecie   za   zdawkowe   i   bez
znaczenia.   Czy   jednak   nie   miała   powaŜniejszych
zmartwień w tej chwili? Sprawa Daniela urosła w jej
myślach do rozmiaru Mount Everestu.

-  Luc... co myślisz o dzieciach?
Przyciągnął ją do siebie i pocałował, wyraźnie nie

nastawiony na taki temat rozmowy.

- Nigdy o nich nie myślałem, aŜ do ostatnich dni.
- Czy... czy lubisz dzieci?   -
- Czy lubię? - Zmarszczył czarne brwi. - CóŜ to za

pytanie?   Przypuszczam,   Ŝe   własne   będę   lubił.   Inne
mnie nigdy nie interesowały.

Wyznanie to nie było zbyt zachęcające. Nie zrobiła

najmniejszego gestu sprzeciwu, gdy jego ręce zaczęły
od nowa pieścić jej ciało.

-   MoŜesz   sobie   pospać   w   czasie   lotu   -   Luc

uśmiechnął   się,   spoglądając   na   nią   z   satysfakcją   i
szczyptą ironii.

Właśnie   mieli   opuścić   poczekalnię   dla   VIP-ów,

gdy   wszedł   niski,   siwowłosy   męŜczyzna   w
towarzystwie człowieka z ochrony.

background image

-  Antonio?   -   Luc   podszedł   szybko   do   niego.

Mówili półgłosem po włosku, ale Catherine zwróci-

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                         125

ła   uwagę   na   wyraźnie   nerwowy   ton   tej   rozmowy.
MęŜczyzna   podał   coś   Lucowi,   następnie   wyciągnął
chusteczkę do nosa, by otrzeć spocone czoło. Widać
było, Ŝe się z czegoś tłumaczy.  Wyglądał  tak, jakby
przyniósł   wiadomość   o   czyjejś   śmierci.   Z   trudem
opanowała ziewnięcie i przestała się nimi zajmować.

-   Kto to był? - zapytała, gdy wchodzili na pokład

odrzutowca.

-   Jeden z moich adwokatów - odpowiedział Luc

niezwykle ostrym tonem.

Nie   znosiła   startu   samolotu.   I   tym   razem   nie

otworzyła oczu, dopóki nie znaleźli się w powietrzu.
Luca   nie   było   przy   niej.   Siedział   w   drugim   kącie
kabiny,  przyglądając się uwaŜnie jakiejś kartce. Gdy
spojrzała   na   niego,   zmiął   tę   kartkę   w   palcach   i
chwycił   jedną   z   leŜących   na   stoliku   gazet.
Pstryknięciem   palców   dał   znak   stewardowi.
Przyniesiono mu duŜą whisky. Po wypiciu jej jednym
haustem   wstał,   przekazując   krótkie   polecenie
stewardowi, który w pośpiechu opuścił kabinę.

-   Catherine...   podejdź   tu   -   i   zrobił   jakiś   dziwnie

nienaturalny ruch ręką.

Wstała, odpiąwszy pas. Luc miał twarz zamyśloną

i skupioną. Wskazał jej miejsce naprzeciw.

-  Siadaj.
Gdy oczy  jej napotkały jego  wzrok; serce  w niej

zamarło,   a   w   gardle   zaschło.   Przeraziła   ją   tłumiona
wściekłość, widoczna w przenikającym  ją na wskroś
spojrzeniu.

-   Nie   stracę   panowania   nad   sobą   -  zapewnił   ją,

starając   się   mówić   spokojnym   głosem.   -   Musi   być
jakieś   wytłumaczenie.   Ciągle   jeszcze   ci   ufam,   ale
moje zaufanie wisi na włosku.

background image

-  PrzeraŜasz mnie.
- W zeszłym tygodniu Rafaella powiedziała mi coś,

w co nie mogłem uwierzyć. Po twoim zniknięciu, pięć
lat temu, mieszkała przez kilka tygodni w naszym

126            

SPOTKANIE PO LATACH

apartamencie.   Nie   chciałem,   Ŝeby   nikogo   tam   nie
było,   jeśli   zadzwonisz   lub   zdecydujesz   się   wrócić.
Zmieszana Catherine słuchała tego bez słowa.

-  Poinformowała mnie, Ŝe zadzwoniono z gabinetu

jakiegoś   ginekologa   z   zapytaniem,   dlaczego   nie
zgłosiłaś się na kontrolę.

Catherine   pochyliła   głowę,   tępo   wpatrując   się   w

blat   stolika.   Cierpła   jej   skóra   na   karku   od   świado-
mości nieuchronnie zbliŜającego się nieszczęścia.

-   Na podstawie tego telefonu i drobnych szczegó-

łów, które odkryła w mieszkaniu - kontynuował Luc
tym   samym   spokojnym   tonem   -   Rafaella   wywnios-
kowała, Ŝe kiedy mnie opuściłaś, byłaś w ciąŜy.

Siedziała bez ruchu, jak skamieniała  ze wzrokiem

utkwionym w stolik.

-   Rafaella   przypuszcza,   Ŝe   zdecydowałaś   się   na

aborcję.   Wówczas   nie   widziała   powodu,   Ŝeby
podzielić się ze mną tą wiadomością i szybko o tym
zapomniała.   Catherine   zapragnęła,   Ŝeby  Bóg   porwał
ją   stad   i   ukrył   gdzieś   daleko.   Nie   była   w   stanie
wydobyć   z   siebie   dźwięku.   Mózg   przestał
funkcjonować.

-   Naturalnie, sądziła, Ŝe to nie moje dziecko. Jej

zdaniem winowajcą mógł być Halston - mówił dalej z
coraz większym spokojem, wymawiając kaŜde słowo
powoli, dokładnie i precyzyjnie.  - Chyba rozumiesz,
dlaczego   wtedy   byłem   na   nią   taki   wściekły.   Po   tak
długim   czasie   historia   ta   wydała   mi   się   niepraw-
dopodobna.   Nie  uwierzyłem   ani   jednemu   jej   słowu.
Broniłem cię.

Czuła   cięŜar   grzechów   całego   świata   na   swoich

barkach.

-  Teraz przyszła pora, Ŝebyś powiedziała, Ŝe Ŝadne

background image

słowo tej opowieści nie jest prawdziwe. Musisz wie-
dzieć,   Ŝe   Rafaella   jest   uparta.   Ody   nie   chciałem
odpowiadać na jej telefony, skontaktowała się z jed-
nym   z   moich   adwokatów   w   Rzymie,   podając   mu
szczegóły tego, co najwidoczniej odkryła w Anglii.

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                         127

Antonio spędził bezsenną noc, zanim zdecydował się
przekazać mi te fakty. Zmuszony był pospieszyć się z
tą   decyzją   z   powodu   artykułu,   który   na   twój   temat
wydrukowała jedna z angielskich gazet.

-  Ja... ja nie chciałam, Ŝeby tak się stało - wybuch-

neła nagle - miałam zamiar powiedzieć ci o tym  po
przyjeździe do Anglii... - Głos jej załamywał się.

-   Spójrz na mnie - rozkazał jej ostro. - A więc to

prawda? Byłaś w ciąŜy? Masz dziecko?

Jak bezwolna kukła skinęła głową, czując, Ŝe Luc

za chwilę wybuchnie wściekłością.

-  I ty... ty wyszłaś za mnie za mąŜ? - Powoli uniósł

się z fotela.

-  A czego się spodziewałeś? - szepnęła zrozpaczo-

na.

-   Czego   się   spodziewałem?   -   ryknął,   ściskając

mocno w przegubie jej rękę.

-  Sprawiasz mi ból!
-  Lepiej, Ŝeby to dziecko nie było moje! - krzyknął

strasznym głosem.

Nie wytrzymała dłuŜej napięcia i zaszlochała.
-   Oczywiście,   Ŝe   jest   twoje.   Jak   mogłoby   być

inaczej?   Uderzył   pięścią   jednej   ręki   w   otwartą   dłoń
drugiej i gwałtownie odskoczył  od niej. Trzęsła nim
szalona wściekłość.

-  Jeśli   mi   się   teraz   nawiniesz   pod   rękę,   zabiję,

Cisto!

-  Luc, błagam - powiedziała załamana.
- Gdyby to dziecko nie było moje, być moŜe... być,

moŜe   mógłbym   ci   wybaczyć,   bo   wtedy
zrozumiałbym,  dlaczego  uciekłaś. Ale tak! Tego  nie
mogę pojąć.

background image

-  Gdybyś   zechciał   się   uspokoić   -   przerwała   mu

błagalnie.

-  Uspokoić   się?   Dowiaduję   się,   Ŝe   mam   prawie

pięcioletniego   syna,   którego   nie   znam,   a   ty   prosisz
mnie, Ŝebym się uspokoił?

-  Powinnam ci była powiedzieć ostatniej nocy.
- Ostatniej nocy? Ostatniej nocy, gdy zachowywa-

128            

SPOTKANIE PO LATACH

łaś się jak dziwka w moich ramionach,  powinienem
był   cię  udusić!   Nie  mówię  o   tej   przeklętej   ostatniej
nocy,   ani o  ostatnim  tygodniu.  Mówię o  tym  czasie
sprzed pięciu lat, kiedy byłaś w ciąŜy!

-  Przestań krzyczeć.
- Jeśli nie będę krzyczeć, zrobię ci krzywdę! Do tej

pory   nigdy   nie   uderzyłem   kobiety   i   nie   chcę   tego
robić teraz - krzyknął na nią wściekły.

Nie   mogła   pojąć,   dlaczego   Luc   wolałby,   Ŝeby

Daniel okazał się dzieckiem innego męŜczyzny.

-  Myślałam... Próbowałam ci o tym powiedzieć...
- Nie przypominam sobie, Ŝebyś próbo wała - prze-

rwał jej brutalnie.

-  Bałam się.
Zaklął szpetnie, czego nigdy przedtem nie robił w

jej obecności.

-   No dobrze - szepnęła, zbierając resztki sił. - Nie

spodoba ci się to, co powiem...

-  Ty   mi   się   nie   podobasz.   -   Zmroził   ją   jego

lodowaty   ton.   -   Nic,   co   mogłabyś   powiedzieć,   nie
będzie gorsze od wstrętu, jaki czuję teraz do ciebie.

Nie panując nad sobą rozpłakała się.
-  Nie mogłam zmusić się do powiedzenia ci o tym,

bo bałam się, Ŝe kaŜesz mi się go pozbyć.

-   Ośmielasz   się   zrzucać   na   mnie

odpowiedzialność?   -   Spojrzał   na   nią   wzrokiem
pełnym pogardy.

-  Zawsze   jasno   stawiałeś   sprawę,   Ŝe   nie   chcesz

mieć   wobec   mnie   Ŝadnych   zobowiązań.   Naprawdę
uwaŜałam,   Ŝe   usunięcie   ciąŜy   uznasz   za   najbardziej
praktyczne rozwiązanie sprawy.

background image

-  Gdy w grę wchodzi moje ciało i moja krew, nie

jestem taki praktyczny. I co ty wiesz o moim zdaniu
na temat aborcji? Czy rozmawialiśmy o tym? 

-  Ja...   ja...   tak   mi   się   zdawało   -   przyznała   się,

niezdolna dłuŜej patrzeć na niego.

-  Do diabła z tobą i z tym, co ci się wydawało!
-  Wtedy myślałam, Ŝe postępuję słusznie-szepnęła.

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                         129

-   Czy mam ci powiedzieć, dlaczego tak myślałaś?

Spójrz   na   mnie!   -   rozkazał   ostrym   tonem,   a   ona
usłuchała   przeraŜona   zastanawiając   się,   jaki   jeszcze
cios moŜe na nią spaść. - Nie wiedziałem, jaki masz
naprawdę   charakter.   Nie   przypuszczałem   nawet,   ile
pod tą anielską twarzą kryje się zawziętości i uporu.
Ale   teraz   juŜ   wiem   i   nie   potrzebuję   twojej
interpretacji, bo mam własną. Pozwól, Ŝe ci powiem,
jak wygląda sytuacja: jeśli nie oŜeniłbym się z tobą,
mógłbym stracić moje dziecko!

-  Nie! - krzyknęła. - To nie było tak!
-  To było dokładnie tak! Nie ma obrączki, nie ma

dziecka.   Nie   wiedziałem,   Ŝe   wtedy   przy   śniadaniu
grałem   w   rosyjską   ruletkę.   -   Spojrzał   na   nią   z
nienawiścią. -1 pomyśleć, Ŝe zadręczałem się tym, co
ci tego dnia powiedziałem. Nie miałaś prawa ukrywać
prawdy przede mną! Powinienem wiedzieć, Ŝe nosisz
moje   dziecko!   Cristo,   czy   aŜ   tak   bardzo   mnie
nienawidziłaś, Ŝe nawet nie dałaś mi szansy?

-  Tak cię kochałam, tak bardzo cię kochałam!
-   Nazywasz to miłością? - Zaśmiał się chrapliwie.

- W ciągu prawie dwóch lat tylko raz straciłem przy
tobie panowanie nad sobą! Jeden raz! A płacę za to do
tej pory. To był twój rewanŜ.

-  Ja nie myślę w taki sposób jak ty - broniła się.
-  Gdybyś myślała tak jak ja, to byłabyś moją Ŝoną

juŜ pięć lat temu! Si, oŜeniłbym się z tobą. - Z ponurą
satysfakcją   spojrzał   na   jej   bladą   twarz.   -   MoŜe   nie
zrobiłbym tego zbyt chętnie, ale oŜeniłbym się z tobą.

background image

Wstrząsnęła się, wyobraŜając sobie swój los. Luc,

zmuszony   do   małŜeństwa   jej   ciąŜą.   To   byłby
koszmar.

-   Nie chciałabym, Ŝebyś Ŝenił się ze mną z takimi

uczuciami.

-   Dio!  A   co   mają   do   rzeczy   twoje   czy   moje

uczucia, wobec mającego się urodzić dziecka?

Na jego twarzy pojawił się lodowaty grymas.
-  Jedyna, naprawdę uczciwa kobieta, tak oto po-

130            

SPOTKANIE PO LATACH

wiedziałem Rafaelli o tobie. AŜ dziw, Ŝe nie parsknęła
mi   w   twarz   śmiechem!   Ona  ma   przynajmniej   jedną
zaletę,   której   ty   nie   masz.   Jest   lojalna,   choć   tak
okropnie potraktowałem ją w zeszłym tygodniu.

-   Wyjadę   z   Danielem   -   powiedziała   z   rozpaczą

Catherine. - JuŜ więcej o nas nie usłyszysz.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

- Nigdzie go nie zabierzesz!
- PrzecieŜ go nie chcesz. Nie chciałeś, Ŝeby to było

twoje   dziecko.   To   była   najpodlejsza   i   najbardziej
okrutna rzecz, jaką mi kiedykolwiek powiedziałeś.

- Głos Catherine zadrŜał niepokojąco.
-  Straciłem   pięć   lat   jego   Ŝycia!   -   krzyknął   Luc.-

Jest   dzieckiem   nieślubnym.   Ile   się   nacierpi   w
przyszłości? Czynie zdajesz sobie sprawy z tego, Ŝe
będą   ci   potrzebne   dokumenty?   Czy   myślisz,   Ŝe
będziesz   mogła   udawać   wdowę   z   dzieckiem   przez
resztę Ŝycia? To wyszłoby na jaw, jak wtedy czułoby
się   to   dziecko?   Co   sądziłoby   o   tobie,   o   mnie?   I
dlatego   właśnie   pomyślałem,   Ŝe   wolałbym,   Ŝeby   to
nie   było   moje   dziecko.   Dla   jego   dobra.   Z
dokumentów od razu będzie widać, Ŝe coś jest nie w
porządku. Ale dlaczego on został w Anglii?

- Dokumenty? - Była śmiertelnie blada.
-  Nie   sądzisz   chyba,   Ŝe   mogłabyś   odejść   dokąd-

kolwiek, a ja Ŝyłbym sobie dalej, ukrywając prawdę?

background image

Gdyby nie Rafaella, jego twarz byłaby juŜ na pierw-
szych stronach brukowej prasy! Gdy odnalazła go w
domu twojej przyjaciółki w Lakę District, zabrała go
stamtąd, zanim zjawili się fotoreporterzy.

- Zabrała go? Dokąd? - pytała gorączkowo, uświa-

damiając   sobie   jednocześnie,   Ŝe   zainteresowanie
prasy jest znacznie groźniejsze, niŜ przypuszczała.

-   Czekają   na   nas   w   domu,   razem   z   twoją

przyjaciółką.- W jakim domu? - wyjąkała zaskoczona.

-  Kupiłem go dla ciebie jako prezent ślubny. Pięć

lat   temu...   Pięć   długich,   pustych   lat!   -   wyrzucił   z
siebie.

-  Byłem   takim   głupcem.   Ja,   który   pyszniłem   się

moim

132            

SPOTKANIE PO LATACH

nadzwyczajnym   rozsądkiem.   Czy  jeszcze  tego   nie
zrozumiałaś? Kochałem cię.

-  Pięć lat temu? - Zdruzgotana, nie mogła złapać

tchu.

-  Nie  zdawałem   sobie   z  tego   sprawy,  dopóki  nie

odeszłaś. Miałem nadzieję, Ŝe wrócisz... zadzwonisz...
wyślesz   kartkę  pocztową...   Cokolwiek!  Nie  mogłem
pogodzić się z myślą, ze odeszłaś na zawsze. Ja bym
ci tego nie zrobił. - To wyznanie wywołało ponownie
gwałtowny przypływ złości. - Wydałem fortunę, Ŝeby
odnaleźć twój ślad. Nękany wyrzutami sumienia po-
stanowiłem oŜenić się z tobą, jak tylko  cię odnajdę.
Gotów byłem zacząć od nowa.

Łzy powoli toczyły się po jej policzkach, ale Luc

jeszcze nie skończył.

-  A gdy odnalazłem ciebie, przymknąłem oczy na

to,   Ŝe   się   tak   zmieniłaś.   Usprawiedliwiałem   cię,   bo
byłaś  czymś   najlepszym,  co  mnie w Ŝyciu  spotkało.
Teraz mogę się do tego przyznać.

-  Nie mów tak! - błagała załamującym się głosem,

widząc,   z   jaką   determinacją   chce   zniszczyć   łączące
ich więzy.

-   Raz ci się udało, ale nie pozwolę na to więcej -

zabrzmiało to jak wyrok

- Co ja takiego zrobiłam? wyszeptała.
- Pięć lat temu ufałem ci bardziej niŜ komukolwiek

na świecie, Catherine. A ty naduŜyłaś tego zaufania.

background image

Spędziłaś całą noc w moich ramionach, mówiąc, jak
bardzo mnie kochasz, a potem odeszłaś...

-  To   było   moje   poŜegnanie,   tyle   tylko   mogłam

zrobić - powiedziała prawie bezgłośnie.

-  Oczywiście, nie przyszło ci na myśl, Ŝe między

innymi   dlatego   byłem   taki  zły  na  ciebie   następnego
ranka, bo zrozumiałem, Ŝe wpadłem.

- Co masz na myśli?
-  Co mam na myśli? Wtedy jeszcze nie chciałem

się z tobą Ŝenić, nie chciałem się Ŝenić z nikim. Moi
rodzice

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                         133

nic dali mi zachęcającego przykładu małŜeńskiego
stadła. Nienawidzili się wzajemnie!

-  Nigdy mi tego nie mówiłeś!- powiedziała za-

skoczona.

-  Miałaś tak wiele złudzeń na temat szczęśliwego

Ŝ

ycia rodzinnego, Ŝe nie potrafiłem powiedzieć ci

prawdy. Moi rodzice pobrali się, bo moja matka była
w ciąŜy. Nie kochali się. Nawet się nie lubili. Uniesz-
cześliwili się na wiele lat. Jedyna rzecz, jakiej ode
mnie chcieli, to pieniądze. Nie interesowali się, jak je
zarobiłem. Minęło wiele czasu, zanim to
zrozumiałem. W katastrofie lotniczej straciłem siostrę
i oboje rodziców, którzy nigdy nie chcieli być
rodzicami.

-  Zawsze myślałam, Ŝe twoja rodzina kochała cię.
-  Kochali to, co mogłem im dać odpowiedział

ostro. - A ty niewiele się od nich róŜnisz. Dziesięć dni
temu siedziałaś w mieszkaniu Huntingdona, gotowa
go poślubić.

-  Poprosił mnie o rękę tego właśnie dnia, gdy nas

zobaczyłeś. Niczego przedtem między nami nie było.
Przynajmniej z mojej strony. Powinnam była znacznie
wcześniej uczciwie mu to powiedzieć.

-  Uczciwie? - Zacisnął zęby. - Ty nie wiesz, co

znaczy to słowo. WyobraŜam sobie, jak za kilka lat
powiesz mojemu synowi, Ŝe dlatego tak późno

background image

pojawiłem się w jego Ŝyciu, bo obawiałaś się mojej
reakcji na wiadomość, Ŝe ma się urodzić. Co mu o
mnie powiedziałaś?!

Poczuła się tak, jakby uczepiona była paznokciami

urwistej ściany, a on odrywając kolejno jej palce
przybliŜał upadek. Zdecydowała się na skok:

-  Nic.
-  Nic! - wykrzyknął. - Musiałaś powiedzieć mu

coś o jego ojcu!

Opowiedziała  o  historyjce   wymyślonej   przez  Ha-

rriet.   Zareagował   gwałtownym   wybuchem   wściekło-
ś

ci,   gdy   dowiedział   się,   Ŝe   Daniel   myśli,   Ŝe   jego

ojciec

134            

SPOTKANIE PO LATACH

nie   Ŝyje.   Była   to   ostatnia   kropla,   która   przepełniła
czarę.   JuŜ   wystarczająco   złe   było   to,   Ŝe   Luc   nie
wiedział   nic  o   istnieniu   syna.   Ale  to,   Ŝe  Daniel   nie
wiedział nic o swoim ojcu, było niewybaczalne.

Catherine była zrozpaczona i wytrącona z równo-

wagi   słowami   Luca.   Wyznał,   Ŝe   kochał   ją   pięć   lat
temu.   Wszystko   inne   stawało   się   niewaŜne   wobec
tego   jedynego   faktu.   Miłość,   o   której   tak   marzyła,
istniała, a ona była zbyt ślepa, Ŝeby to dostrzec.

Dlaczego   usłuchała   Harriet?   Ale   to   nie   było

uczciwe   oskarŜać   Harriet,   która   osadziła   Luca   na
podstawie tego, co Catherine o nim opowiedziała.

Luc miał rację pod jednym względem. Nie dała mu

szansy.   Teraz   musiała   przyznać,   Ŝe   o   wiele   łatwiej
było   uciec,   niŜ   zdecydować   się   na   konfrontację.   W
tamtym   okresie   nie   znała   dobrze   Luca.   Nawet   nie
przypuszczała, Ŝe utrata jej sprawi mu tyle bólu. Dziś
ten ból wynikał z przekonania, Ŝe zawiodła go po raz
drugi.

Dopiero   teraz   zrozumiała,   jaki   miał   naprawdę

charakter. Gorący w sypialni, zimny na co dzień. Nie
potrafił okazywać uczuć. Rodzice, według tego, co o
nich mówił, nie szukali jego miłości. Inaczej pojmo-
wała teraz hojność, jaką okazywał  jej w przeszłości,
tak Ŝe czuła się jak przedmiot do kupienia. Luc przy-
zwyczaił się do obdarowywania swoich najbliŜszych.

background image

Oczekiwali tego od niego. Gdy stracił rodzinę, na nią
przeniósł to przyzwyczajenie.

Tyle miała obaw! Luc nie tylko rozczarował się do

niej,   był   uraŜony   i   zawiedziony.   Pięć   lat   temu,   być
moŜe nieświadomie, wbiła ostatni gwóźdź do swojej
trumny.   Lucowi   nawet   przez   myśl   nie   przeszło,   Ŝe
Catherine moŜe być w ciąŜy. Nigdy by teŜ nie przewi-
dział, Ŝe posunie się ona do tego, by ukryć przed nim
ten fakt.

Ale   jakim   byłoby   nieszczęściem,   gdyby   Luc

poczuł się zmuszony do poślubienia jej, mówiąc sobie
w duchu; Ŝe powtarza błąd swoich rodziców. To nie
mogło

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                         135

się  udać.   Teraz   jednak   Luc   myślał   tylko   o  Danielu.
Chciał być ze swoim synem, ale nie mógł juŜ patrzeć
na jego matkę.

- Bardzo kocham Daniela- wyszeptała Catherine.
- Masz piękny sposób okazywania tego - zadrwił.
-  Zostawiasz   go   gdzieś   na   końcu   świata,   z   jakąś

wariatką feministką.

- Nie mów tak o Peggy! - przerwała mu gorąco.
- Jest wykładowcą na uniwersytecie i napisała trzy

ksiąŜki. Jest takŜe wspaniałym przyjacielem.

Być moŜe jednak, w tej koszmarnej sytuacji Peggy

nie będzie juŜ chciała być jej przyjaciółką. Nie wiado-
mo, co naopowiadała Rafaella...

Prezentem ślubnym dla Catherine był wiejski dom

w   stylu   elŜbietańskim.   Nie   był   specjalnie   duŜy,   ani
zbyt   luksusowy,   ale   sprawiłby   jej   ogromną   radość,
gdyby nie ten jej ponury nastrój... I gdyby u wejścia
nie pojawiła się Rafaella z powitalnym uśmiechem na
twarzy...

- Niezły, jak na prezent, wcale niezły.
Z rękami opartymi na biodrach Peggy przyglądała

się domowi. Badawczym i pełnym podziwu wzrokiem
oceniła przystrzyŜone trawniki, las i błyszczącą w od-
dali taflę niewielkiego jeziora.

Catherine bezwiednie spojrzała na zegarek.

background image

Peggy była zbyt spostrzegawcza, Ŝeby tego nie za-

uwaŜyć.

-  Zaraz   się   zjawią.   Przestań   się   martwić.   Daniel

poradzi   sobie.   To   moja   wina   -   westchnęła.   -   Nie
powinnam  była  zostawiać  go  samego  z Rafaella ani
na sekundę. To okropna kobieta.

Catherine   niechętnie   wróciła   myślami   do   chwili

ich przyjazdu.  Luc  przywitał  się od razu z Rafaella.
Catherine   nie   miała   pojęcia,   o   czym   mówili,   ale
Rafaella rozpromieniła się i zaśmiała, roztaczając cały
swój   urok.   Potem,   mówiąc,   Ŝe   nie   chce   tu   być
intruzem,

136            

SPOTKANIE PO LATACH

wskoczyła do samochodu, bez wątpienia zadowolona
z siebie i świadoma burzy, jaką wywołała pomiędzy
męŜem i Ŝoną... miedzy matką i synem.

Daniel   siedział   bez   ruchu   w   jednym   z   pokoi   na

dole.   Gdy   próbowała   go   objąć,   szorstko   odtrącił   jej
rękę:

-  Powiedziałaś mi, Ŝe mój tatuś nie Ŝyje! Potępił ją

i   od   tego   momentu   narastała   jego   niechęć.   Rafaella
dobrze wykonała swoją robotę. Choć

Daniel   był   dzieckiem   bardzo   inteligentnym,   nie

znał przecieŜ spraw dorosłych. Rozumiał jedynie, Ŝe
matka   go   okłamała.   Zraniony   i   niepewny,,
zdenerwowany przed spotkaniem z ojcem,  o którym
Rafaella   naopowiadała   mu   niezwykłych   rzeczy,
Daniel   skierował   cały   swój   dziecięcy   Ŝal   przeciw
Catherine.

Luc, który wszedł w tej chwili, natychmiast przejął

inicjatywę   i   przykucnąwszy   obok   syna   powiedział
spokojnie:

-  Nie   wiedziałem,   Ŝe   jestem   ojcem.   MoŜe   teraz

zrobię coś nie tak. Musisz mi pomóc.

- Nie chcę tatusia, który by mi rozkazywał.
- I ja bym nie chciał - zgodził się z nim Luc.

background image

-  W   ogóle   nie   wiem,   czy   chcę   jakiegokolwiek

tatusia   -   dodał   Daniel   tonem   juŜ   mniej
zdecydowanym.

- Rozumiem cię, ale ja na pewno chcę, Ŝebyś to ty

był moim synem.

-  A   czy   masz   jeszcze   innych   synów?   -   zapytał

Daniel.

-  Tylko ciebie. I dlatego jesteś specjalnym synem.

Catherine   czuła   się   tu   całkiem   niepotrzebna.   Luc
odegrał   doskonale   swoją   rolę,   rozpraszając   wszelkie
obawy   Daniela.   Rozumieli   się   świetnie.   Z   jednej
strony ostroŜny Luc, z drugiej - coraz bardziej ufny i
ciekawy Daniel. Luc nie śpieszył się, nie posunął się
teŜ   za   daleko.   Wzajemnie   się   obserwowali.   Po
godzinie   Daniel   szczebiotał   uszczęśliwiony,   Ŝe   Luc
tak interesuje się jego osobą. Opowiedział o Cloverze.
Lucowi wystarczyło pięć sekund, Ŝeby zrozumieć, Ŝe
sprowadzę-

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                         137

nie  starego  osiołka ze  schroniska  dla zwierząt  przy-
czyni się do umocnienia świeŜej przyjaźni z synem.

-  Wiesz   co,   a   moŜe   byśmy   teraz   po   niego

pojechali?  -  zaproponował   Luc,   a   Daniel   z   oczami
pełnymi leź rzucił mu się w objęcia.

Pojechali przed lunchem.
-  Jest pięknym  dzieckiem - półgłosem powiedział

Luc   do   Catherine,   odzywając   się   do   niej   po   raz
pierwszy od przyjazdu. - I jestem bardzo dumny, Ŝe
mam takiego syna.

Ciągle   nie   była   pewna,   czy   to   komplement,

zakamuflowane   przeprosiny,   szczere   uznanie   dla
urody   Daniela,   czy   teŜ   Ŝal,   Ŝe   musiał   tak   długo
czekać.

-  Powinnaś  była  razem  z  nimi  pojechać  -  powie-

działa Peggy.

- Nie zaproponowali mi. A poza tym - westchnęła -

chciałam   z   tobą   porozmawiać.   Przypuszczam,   Ŝe
bardzo ci się nie podoba to wszystko, co się tu dzieje.

- Chyba Ŝartujesz! Te dwa ostatnie dni były bardzo

podniecające! - Peggy zaśmiała się. - Byłam zdumio-
na, gdy Rafaella pokazała mi twoje zdjęcie z Lucem

background image

na   lotnisku,   i   wtedy   zadzwonił   pierwszy   reporter.
Ktoś w miasteczku udzielił mu informacji. Wiele osób
wiedziało,   Ŝe   wzięłam   Daniela   do   moich   rodziców.
Kiedy wrócę, będę się pławić w blasku twojej sławy...

-  śeby ci to nie zaszkodziło - ostrzegła ją ponuro

Catherine. - Kiedy to wszystko się skończy...

-  Kiedy się skończy?  Nie przesadzaj - skarciła ją

Peggy. -śyłaś z nim, a teraz wyszłaś za niego za mąŜ.
A Daniel jest jego synem. Koniec, kropka.

- To nie takie proste.
-  Nie powiedziałaś mi wszystkiego o ojcu Daniela

-zauwaŜyła   Peggy.   -   Teraz,   gdy   go   zobaczyłam,
jestem trochę mądrzejsza. Weź pod uwagę, Ŝe ma on
trzy zalety, których nie wolno zlekcewaŜyć. Po pierw-
sze, jest hojny. Nie muszę dodawać, Ŝe stać go na to.
Po   drugie,   jest   najprzystojniejszym   facetem,   jakiego
kie-

138            

SPOTKANIE PO LATACH

dykolwick widziałam poza ekranem. Muszę przyznać
bezwstydnie, Ŝe taka była moja pierwsza reakcja. Po
trzecie,   ktoś,   kto   był   zdolny   oczarować   Daniela   i
poradzić   sobie   tak   szybko   z   jego   złym   humorem,
godny jest podziwu.

- Im więcej?
-  ZałoŜę   się,   ze   Luc   nigdy   przedtem   nie   widział

osła z bliska.

Catherine roześmiała się, ale chwilę później wes-

tchnęła:

-  Gdybym   nie  straciła   pamięci,   wcześniej   powie-

działabym mu o Danielu.

- Myślę - mruknęła Peggy - Ŝe Luc dostał to, na co

zasłuŜył.   Gdyby   zapewnił   ci   poczucie
bezpieczeństwa,   ufałabyś   mu   na   tyle,   Ŝeby   o   tym
powiedzieć.   Mam   wraŜenie,   Ŝe   jest   wystarczająco
inteligentny i sam to zrozumie.

A  jeśli   nie  będzie  chciał   zrozumieć?   -  pomyślała

smutno   Catherine.   Nic   nie   wskazywało   na   to,   Ŝeby
miał być wobec niej bardziej wyrozumiały.

Pierwszy   pojawił   się   Clover,   jak   zwykle   był

rozdraŜniony i kłapał zębami na ogrodnika, który miał

background image

go   odprowadzić   za   ogrodzenie.   Wraz   z   Cloverem
przybyła   dama,   która   z   pewnym   zaŜenowaniem
poinformowała Catherine,   Ŝe Luc  ofiarował  znaczną
sumę   na   jej   schronisko.   I   Catherine   poczuła   nagłe
rozdraŜnienie.   Dlaczego   Lucowi   wszystko   szło   tak
łatwo?

Wrócił   po   dziesiątej,   trzymając   w   ramionach

ś

piącego Daniela. Choć bardzo była ciekawa, co robili

cały   dzień,   powstrzymała   się   od   pytań.   Chłodne
spojrzenie   Luca   kazało   jej   przypuszczać,   Ŝe
odpowiedzi byłyby równie zimne. Wzięła Daniela na
ręce.

- PołoŜę go do łóŜka.
Zaniosła   zmęczonego   syna   do   sypialni.   Obudził

się,   gdy   go   rozbierała   i   otworzył   szeroko   oczy   w
nagłym strachu.

- Gdzie tatuś?

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                         139

- Jest na dole.
-  Myślałem, Ŝe tylko mi się przyśnił. - Rozespany

Daniel uśmiechnął się do niej słodko. - On nie wie nic
o   dzieciach,   ale   za   to   duŜo   o   komputerach   -
powiedział   pojednawczym   tonem   i   pozwalając   się
wziąć w objęcia, sam zarzucił jej ręce na szyję.

- Przepraszam, Ŝe byłem dla ciebie niedobry. W jej

oczach ukazały się łzy.

- Tym razem ci wybaczam.
-  Tatuś  wszystko   mi  wytłumaczył.   To   tylko   jego

wina,   Ŝe  byliśmy  rozdzieleni  -  wyszeptał,   ponownie
zasypiając.

Poczuła   wdzięczność   dla   Luca.   Zapobiegł   w   ten

sposób rozdźwiękowi pomiędzy nią i jej synem.

Zeszła   na   dół   do   salonu.   Choć   był   raczej   duŜy,

robił wraŜenie przytulnego  i wygodnego.  Brakowało
w nim jednak oznak Ŝycia, od razu było widać, Ŝe nikt
tu   nie   mieszkał   od   lat.   Gospodyni,   pani   Stokes,
wspomniała, Ŝe Luc nie spędził pod tym dachem ani
jednej nocy.

background image

- Śpi? - Luc stał na progu, pozornie niewzruszony.

Z jego spojrzenia trudno było coś wyczytać.

-  Zasnął natychmiast, solidnie go zmęczyłeś. Nie-

często mu się to zdarza.

-  Był  dla mnie bardzo miły,  ale podejrzewam, Ŝe

takie wybuchy złości, jakie widziałem przedtem, zda-
rzają mu się często.

- Był bardzo przybity - próbowała bronić syna.
-  Jest   niezwykle   inteligentnym   dzieckiem.   Powi-

nien jak najszybciej rozpocząć naukę w szkole.

. Zbladła z przeraŜenia.
- Nie chcę, Ŝeby gdzieś wyjeŜdŜał.
-  A   czy   ja   coś   takiego   proponuję?   On   nie   po-

trzebuje   szkoły   z   internatem.   W   Rzymie   jest
doskonała   szkoła   dla   dzieci   wybitnie   uzdolnionych.
MoŜliwość współzawodnictwa z rówieśnikami dobrze
mu   zrobi.   -   Luc   odetchnął   głęboko   i   rzucił   jej
badawcze spojrzenie, ale ona wbiła wzrok w podłogę.
- Jest juŜ trochę

140            

SPOTKANIE PO LATACH

za   duŜy,   Ŝeby   miewać   takie   humory.   Będzie   mógł
lepiej wyładować nadmiar energii.

-  Jesteś   bardzo   krytyczny   wobec   niego   -   powie-

działa sucho.

- Nie miałem takiego zamiaru. Jest o wiele bardziej

zrównowaŜonym   dzieckiem,   niŜ   ja   byłem   w   jego
wieku,   ale   potrzebuje   większej   opieki.   Chyba   Ŝe
chcesz, Ŝeby dalej wychowywała go telewizja.

Catherine zaczerwieniła się ze zdenerwowania, ale

nie zaprotestowała uznając, Ŝe miał podstawę, aby tak
sądzić.

- Starałam się, jak mogłam.
-  W gruncie rzeczy jest on bardzo szczęśliwym  i

ufnym   dzieckiem.   Przyznaję,   Ŝe   dokonałaś   wielkiej
rzeczy,  szczególnie,  jeśli się weźmie  pod uwagę,   Ŝe
wychowywałaś  go  sama i jak to Daniel kilkakrotnie
powtórzył, właściwie bez pieniędzy.

Ta pochwała tylko wzmogła jej napięcie. Luc był

taki na dystans, taki opanowany. Nie znała go takim.

background image

-  Czy prawdą jest to, co mówiłaś mi dzisiaj rano?

A moŜe  wymyśliłaś   to w ostatniej chwili?  -  zapytał
niespodzianie   spokojnym   głosem.   -   Czy   naprawdę
sądziłaś, Ŝe zaŜądam, Ŝebyś usunęła ciąŜę?

Krew odpłynęła jej z twarzy:
- Pomyślałam, Ŝe jesteś...
-  Okrutny, nieludzki, egoista? - wyrzucał z siebie,

wpatrując   się   w   jej   nieszczęśliwą   twarz.
Przypuszczalnie tak właśnie o mnie myślałaś.

Gwałtownie potrząsnęła głową:
- Nie, nie myślałam tak... kiedy coś staje na twojej

drodze, pozbywasz się tego  - wyjąkała, zdając sobie
sprawę,   Ŝe   nie   wyraziła   właściwie   swoich   myśli.   -
Myślałam,   Ŝe   jeśli   czegoś   zechcesz,   to   nie   będę   w
stanie   ci   przeszkodzić.   Właśnie   tego   najbardziej   się
bałam.

Cała jego twarz stęŜała w ogromnym napięciu.
-  Per   amor   di   Dio,  co   ja   takiego   uczyniłem,   Ŝe

mogłaś tak o mnie pomyśleć?

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                         141

-  To nie było tak. Czy nie rozumiesz, Ŝe im dłuŜej

milczałam, tym trudniej było mi powiedzieć ci o tym?

-   Rozumiem, iŜ bardzo się mnie bałaś, myśląc, Ŝe

dla własnej wygody mógłbym zabić moje dziecko. A
przecieŜ   nawet   wtedy,   kiedy   nie   uświadamiałem
sobie,   Ŝe   Cię   kochani,   zaleŜało   mi   na   tobie   -
powiedział półgłosem. - A nawet, gdybym nie kochał,
to i tak nie zdecydowałbym  się na takie rozwiązanie
sprawy.

Łzy popłynęły jej z oczu.
- Wybacz mi! - Był to krzyk z głębi serca. Ponury

grymas wykrzywił jego usta.

-  Sądzę,   Ŝe   to   ja   powinienem   przepraszać.   Do-

stałem to, na co zasłuŜyłem. Ale ty, nawet teraz, kiedy
wychodziłaś   za   mnie   za   mąŜ,   nie   ufałaś   mi.   W
dalszym ciągu nie potrafiłaś się zdobyć na odwagę i
powiedzieć mi o Danielu.

background image

Jestem potwornym tchórzem... juŜ teraz wiesz. A

poza   tym,   nie   chciałam   psuć   ślubu   -   wymamrotała
niewyraźnie.

Cisza   przedłuŜała   się,   a   Catherine   miała   nerwy

napięte do granic wytrzymałości.

- Jakie mamy szansę, Ŝe po tym ostatnim tygodniu

grozi   nam   powiększenie   rodziny?   -   zapytał   z
wymuszonym spokojem.

Gdy zrozumiała znaczenie jego słów, oblizała ner-

wowo suche wargi.

- Bardzo niewielkie - odpowiedziała uczciwie, czu-

jąc się nieswojo, zaŜenowana zmianą tematu.

Luc był całkiem inny, niŜ wówczas przy basenie, a

i tamten dzień wydawał się dziś bardzo odległy.

Nie   był   na   tyle   nietaktowny,   Ŝeby   głośno

odetchnąć z ulgą, ale widać było, Ŝe pozbył się obaw.

-  Chciałbym,  Ŝebyś  wiedziała, Ŝe nie myślałem  o

skutkach   tych   pierwszych   dni,   które   spędziliśmy
razem   -   zapewnił   ją   ze   słabym   uśmiechem.   -   Nie
planowałem ciąŜy.

- W porządku - zdołała wyszeptać Catherine, choć

142            

SPOTKANIE PO LATACH

 

czuła się uraŜona jego reakcją. Zrozumiała, Ŝe drugie
dziecko skomplikowałoby sytuację, zwłaszcza po wy-
darzeniach ostatnich dni.

NaleŜało jak najszybciej skończyć tę rozmowę.
Jestem zmęczona. Idę się połoŜyć - powiedziała.
- Nie będę ci przeszkadzać.
Nie   było   dla   niej   pociechą,   gdy   stwierdziła,   Ŝe

rzeczy   Luca   zostały   zabrane   z   sypialni.   Nie   dał   jej
nawet   okazji,   Ŝeby   mogła   go   wyrzucić!   Chwyciła
poduszkę i ukryła w niej twarz, Ŝeby stłumić łkanie.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

- Czy mam coś jeszcze przynieść, pani Santini?
Catherine   z   poczuciem   winy   spojrzała   na   tacę.

Jeden rogalik poszarpany na kilkanaście kawałków, a
Ŝ

aden nawet nie nadgryziony.

- Nie, dziękuję. - Zmusiła się do uśmiechu. - Nie

jestem głodna.

Nie miała apetytu, bolało ją serce. Luc wczesnym

rankiem zabrał Daniela do ParyŜa. Wrócą wieczorem.
W   obecności   Daniela,   Luc   bez   entuzjazmu
zaproponował,   Ŝeby   im   towarzyszyła.   Jej   odmowa

background image

była   tak   samo   obojętnie   przyjęta.   Zaproszenie   to
padło tylko ze względu na Daniela.

Minione cztery dni były dla niej piekłem na ziemi.

Luc  był  wyjątkowo   uprzejmy   i   uwaŜny,   ale   widać
było,  Ŝe jej  nie kocha.  Jak mogła  kiedykolwiek   być
tak   głupia   i   w   to   uwierzyć?   Gdy   jej   nie   było,   Luc
wyidealizował sobie jej wizerunek, a kiedy ją ponow-
nie odzyskał, niechęć i jawny opór, jakie okazała, gdy
chciał   ją   zabrać   od   innego   męŜczyzny,   stały   się
powodem   jego   agresywnego   zachowania.   Zdobył
wszystko,   na   czym   mu   zaleŜało,   a   gdy   wygrał   tę
batalię,   zrozumiał,   Ŝe  nic   warta   była   kosztów,   jakie
poniósł.

Znalazł   się   teraz   w   kłopotliwym   połoŜeniu.   Wy-

glądałoby dziwnie, gdyby tak szybko zerwali małŜeń-
stwo. NaleŜało teŜ brać pod uwagę Daniela.

Siedziała   w   jadalni   bez   ruchu,   a   burza   uczuć

miotała jej słabym ciałem.

Nie   będzie   miała   jego   dziecka.   Nie   będzie   juŜ

niczego, co mogłoby ich do siebie zbliŜyć. Zdrowy

144            

SPOTKANIE PO LATACH

rozsądek mówił, Ŝe to dobrze, ale coś wewnątrz niej
buntowało się przeciwko tej chłodnej ocenie sytuacji.

Nie potrafiła sobie wyobrazić Ŝycia bez Luca. Im

dalej był od niej, tym bardziej czuła się nieszczęśliwa.
Nie mogła jeść,  nie  mogła spać,   nie była  zdolna do
niczego. I co teraz będzie? - pytała samą siebie. - Co
mi   pozostanie?   Daniel   uwielbiał   Luca.   Z   trudem
znosił jego nieobecność.

Przyszłość   wydawała   się   jej   pusta   i   bezcelowa.

Daniel   pojedzie   do   szkoły   w   Rzymie.   MałŜeństwo,
które od samego początku nie było udane, rozpadnie
się   i   skończy   separacją.   Luc   będzie  odbywał   długie
podróŜe w interesach, a ona, zgodnie z jego oczekiwa-
niami, regularnie będzie odwiedzać Anglię.

To prawdziwa tortura być tak blisko i zarazem tak

daleko, pragnąc go w nocy, leŜąc samotnie w łóŜku, a

background image

w   dzień   zadręczać   się   udawaniem,   ze   jest   zupełnie
szczęśliwa.

Wśród   tych   wszystkich   przepraszam   i   dziękuję,

których  słyszała teraz znacznie więcej niŜ przedtem,
od czasu do czasu napotykała pytające spojrzenie. Luc
chciał,   Ŝeby   spokojnie   pogodziła   się   z
rzeczywistością.   śyczył   sobie,   by   nie   doprowadzała
do melodramatycznych scen. Powstrzymując gniew i
rozpacz,   Ŝyła   jakby   w   Ŝelaznym   jarzmie   ciszy,   ale
wewnątrz   niej   toczyła   się   walka,   która   groziła
zniszczeniem.  Dlaczego  nie  zostawił   jej  w  spokoju?
Dlaczego   znowu   wdarł   się   w   jej   Ŝycie?   Dlaczego
połoŜył   białą róŜę na poduszce?  Dlaczego   zmusił ją
do przyznania się, Ŝe go kocha? Dlaczego? Dlaczego?
Dlaczego?

Zła   na   samą   siebie   za   te   ponure   myśli,   wstała,

zdecydowana nie marnować kolejnego dnia na błąka-
nie   się   bez   celu,   jak   zagubiona   dusza.   NajwyŜszy
czas, Ŝeby zobaczyć się z Drewem, nie moŜe odkładać
załatwienia tej sprawy. Skontaktowała się juŜ wcześ-
niej   z   jego   chrzestną   matką.   Pani   Anstey   wygłosiła
całą   tyradę   przez   telefon,   nie   chcąc   przyjąć
usprawiedliwień

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                         145

i   mówiąc   z   wielką   satysfakcją,   Ŝe   wynajęła
mieszkanie   osobie,   która   na   pewno   zachowa   się   o
wiele  bardziej  stosownie.  Catherine wysłuchała  tych
wymówek   bez   słowa.   Rozmowa   ta   ulŜyła   jej
sumieniu.

Nie spodziewała się, by spotkanie z Drewcm było

łatwe.   Czy   ma   mu   powiedzieć,   ze   ponosi   winę   za
kłopoty, które miał w Niemczech? A moŜe juŜ o tym
wie? Czy będzie chciał się z nią widzieć?

Jeszcze   przed   południem   weszła   do   biura   firmy

Huntingdon Components. Sekretarka Drewa zadzwo-
niła, Ŝeby oznajmić o jej przybyciu. Drew wyszedł ze
swojego   gabinetu,   jego   zawsze   miła   twarz   była
chłodna i obojętna.

- Co za niespodzianka!
- Musiałam się z tobą zobaczyć.

background image

Nie wiem, jak mam panią powitać, pani Santini.
-  Dla ciebie jestem w dalszym  ciągu Catherine   -

powiedziała stanowczo.

- Próbowałem dzwonić do ciebie z Niemiec. Moja

gospodyni powiedziała, Ŝe zniknęłaś. Powiedziała teŜ,
Ŝ

e w sypialni był taki porządek, jakbyś wcale tam nie

wchodziła.

Catherine   pochyliła   głowę.   Ludzie   Luca   dobrze

wykonali swoją robotę.

-  Potem  zobaczyłem   twoje  zdjęcie z  Santinim  na

lotnisku. Było w kaŜdej gazecie - westchnął. - Daniel
jest jego lustrzanym odbiciem. Harriet mnie okłamała,
domyśliłem się wszystkiego.

- Wybacz, Ŝe nie mogłam powiedzieć ci prawdy.
- Gdy cię poznałem, początkowo wcale mnie to nie

interesowało. Ale wolałbym mieć za rywala zmarłego.

- Uśmiechnął się i dodał z wahaniem: - Odjechać z

nim w taki sposób! Musisz szaleć na jego punkcie...

W takiej sytuacji zrezygnowała z pierwotnego za-

miaru  opowiedzenia  mu, jak  się wszystko   naprawdę
odbyło. Nie wiadomo, dlaczego poczuła, Ŝe byłoby to
nielojalne   wobec   Luca.   Drew   nie   musiał   tego
wiedzieć.

146            

SPOTKANIE PO LATACH

- Tak - przyznała zmieszana, a po chwili spytała: -

Czy otrzymałeś swój kontrakt?

Nieoczekiwanie uśmiechnął się szeroko.
-  Nie ten, po który pojechałem. Zupełnie przypad-

kowo nadarzył  się znacznie korzystniejszy.  Na długi
czas   zapewnił   firmie   bezpieczeństwo.   Jak   to   się
mówi?   Kto   ma   szczęście   w   kartach,   ten   nie   ma
szczęścia w miłości.

Drew   najwyraźniej   nie   zdawał   sobie   sprawy,   co

groziło jego firmie. Nie przeŜył Ŝadnych niepokojów,
a wiadomość, Ŝe drugi kontrakt uzyskał dzięki wpły-
wom Luca nie zachwyciłaby go.

Odchrząknął z zakłopotaniem.
-  Zgodziłem   się   na   spotkanie   z   Annette,   ale   nie

wiem, czy to coś zmieni.

Uśmiechnęła się z ulgą.

background image

Cieszę się.
-  W dalszym ciągu uwaŜam, Ŝe jesteś jak szczere

złoto,   Catherińe.   -   Skrzywił   się   boleśnie.   -   I   mam
nadzieję, Ŝe on docenia, jaki z niego szczęściarz.

To nie jest tak, jak sobie wyobraŜasz - pomyślała z

Ŝ

alem,   wsiadając   znów   do   limuzyny.   MęŜczyzna

pijany ze szczęścia nie unikałby dobrowolnie małŜeń-
skiego   łoŜa   i   jakiegokolwiek   kontaktu   fizycznego.
Szalone   poŜądanie   umaiło   wraz   z   iluzjami.   Ale   jej
poŜądanie nie umarło. Cierpiała, stale go pragnąc. JuŜ
wkrótce zacznie sobą pogardzać za tę słabość.

Ich   małŜeństwo   było   błędem.   Kontynuowanie   go

wyłącznie dla pozorów kosztowało ją zbyt wiele. Nie
powinna poświęcać się dla dobra Daniela. Jest podob-
ny do Luca, poradzi sobie. Teraz chodzi o jej własne
dobro. Nie moŜe juŜ dłuŜej poddawać się i pozwolić,
Ŝ

eby kierowano jej Ŝyciem nie pytając jej o zgodę.

Zmęczona poszła po południu do Harrodsa.
Gdy wróciła do samochodu, szofer odkładał właś-

nie słuchawkę telefonu.

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                         147

- Pan Santini wrócił z ParyŜa, madame. Powiedzia-

łem mu, Ŝe wrócimy mniej więcej za dwie godziny.

Mój BoŜe, jak ten Luc jej pilnuje, chociaŜ teraz nic

dla   niego   nie   była   warta.   Nagle   odczuła  niechęć   na
myśl   o   powrocie   do   domu.   Pomyślała,   Ŝe   lepiej
wrócić później, kiedy Daniel będzie juŜ w łóŜku.

-  Wrócimy   później   -   powiedziała.   -   Chcę   się   po

drodze zatrzymać i coś zjeść.

Zdecydowała   się   na   hotelową   restaurację.   Długo

wybierała   dania   proponowane   przez   szefa   sali,
zjadając wszystko, co jej podawano. Zastanawiała się,
co powie Lucowi, jak mu to powie, z jaką miną? Ma
być   chłodna,   spokojna,   opanowana.   Nie   powinna
ujawniać prawdziwych  uczuć. Gdy oznajmi Lucowi,

background image

Ŝ

e Ŝąda natychmiastowej  separacji,  musi to zrobić z

godnością.

Gdy   na   palcach   szła   po   schodach,   z   zamiarem

odłoŜenia rozmowy do jutra, z salonu wyszedł Luc.

- Gdzie, u diabła, byłaś? - zapytał ostro.
-  W   mieście   -   mruknęła,   starannie   unikając   jego

wzburzonego spojrzenia. - Chcę separacji.

-  Prego!  - zapytał  bardzo cichym  głosem.  Wtedy

spojrzała   na   niego.   W   świetle   padającym  z   góry,   z
okrutną   wyrazistością   ujrzała,   jak   nagle   zbladł.   Nie
rozumiała, dlaczego wyglądał na tak wstrząśniętego tą
wiadomością.   Dopiero   teraz   zauwaŜyła,   jak   bardzo
zeszczuplał w ciągu ostatnich dni.

-  MoŜemy porozmawiać o tym jutro.
Poruszona jego nieszczęśliwym wyglądem zapom-

niała   o   przemowie,   jaką   przygotowała   na   temat
niemoŜliwości wzajemnego porozumienia się.

- Porozmawiamy teraz. Byłaś u Huntingdona!
- Jak biczem chlasnął ostrymi słowami potępienia.
-   Ledwie   wyjechałem,   natychmiast   poszłaś   do

niego. Nie pozwolę ci odejść. Zabiję go, jeśli zbliŜy
się do ciebie.

- Nie rozumiem, dlaczego. Po tym wszystkim?

148            

SPOTKANIE PO LATACH

-  Jesteś   moją   Ŝoną   -   uciął   rozzłoszczony.

Wzburzona, otworzyła drzwi swojego pokoju.

-  Ośmielani   się   przypomnieć,   Ŝe   twoja   sypialnia

jest dalej -powiedziała, bo nic lepszego nie przyszło
jej namyśl.

-  Byłem   głupi   godząc   się   na   to.   Jak   śmiesz   wy-

rzucać   mnie   ze   swojego   łóŜka?   -   krzyczał
rozwścieczony,   wchodząc   za   nią   i   z   hukiem
zamykając drzwi.

Spojrzała na niego zaskoczona.
- Ja nie...
-  Nie powinienem był tego tolerować. Odgrywasz

się na mnie.

background image

-   To   pewnie   pani   Stokes   zabrała   twoje   rzeczy  -

powiedziała   zdziwiona.   -   Przypominam   sobie,   Ŝe
pytała mnie, ile jest sypialni w zamku Castelleone.

- A cóŜ ma do rzeczy ta wasza rozmowa?
- Prawdopodobnie pani Stokes doszła do wniosku,

Ŝ

e   mieliśmy   we   Włoszech   oddzielne   sypialnie   i   Ŝe

tutaj ma być tak samo. - Uśmiechnęła się do niego. -A
ty myślałeś, Ŝe to moje Ŝyczenie?

Ciemny rumieniec oblał jego policzki.
-  Tego  wieczora wszedłem do sypialni,  kiedy juŜ

spałaś, a moich rzeczy nie było.

-  Ja   zaś   byłam   przekonana,   Ŝe   to   ty   kazałeś   je

zabrać.   -   Trudno   było   uwierzyć,   Ŝe   to   pomyłka
gospodyni   stała   się   powodem   nieporozumienia
pomiędzy nimi. - Dlaczego nic nie powiedziałeś?

Wyglądał na nieco oszołomionego.
-   Nie   wiedziałem,   co   powiedzieć.   Cały   dzień

byłem pod wraŜeniem tego, co usłyszałem od ciebie
w samolocie. Coś takiego mogło mi się zdarzyć tylko
z tobą - stwierdził w końcu.

Obserwowała,  jak zwinnie chodził po pokoju, ni-

czym kot czatujący w nocy na swoją ofiarę.

-  Co mogło się zdarzyć ze mną? Przez jego twarz

przebiegł skurcz.

- Straciłem panowanie nad sobą i powiedziałem

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                         149

coś, czego tak naprawdę wcale nie myślałem. Widać
było, Ŝe jest bardzo zmieszany. Ale jakie to przykre,
Ŝ

e tak mi nie ufałaś!

- Czułam się zagroŜona, kiedy byłam w ciąŜy - za-

częła   niepewnie.   -   Nie   dawałeś   mi   poczucia
bezpieczeństwa,   Luc.   Byłam   zagubiona.   Niemiałam
odwagi stawić czoło komplikacjom, których sobie nie
Ŝ

yczyłeś. Nie przyszło mi na myśl, Ŝe będziesz chciał

oŜenić się ze mną i wziąć na siebie odpowiedzialność
za dziecko, którego oczekiwałam...

-  Nie   musisz   tłumaczyć   się   ze  swej   decyzji.   Nie

winie   cię   za   to,   co   zrobiłaś  -  powiedział   prawie

background image

niedosłyszalnie.   -   Utraciłem   cię,   bo   za   późno
zrozumiałem, ile dla mnie znaczysz.

Miała ochotę podejść i przytulić go. Wiedziała, z

jakim trudem Luc wyjawia swoje najgłębsze uczucia.
Nie zdobyła się jednak na to.

-  Gdybym  wtedy nie wpadła pod samochód, zate-

lefonowałabym do ciebie.

Zbladł.
- Pod jaki samochód?
Opowiedziała mu o wypadku na parkingu i o mie-

siącach spędzonych w, szpitalu. Był tym najwyraźniej
przeraŜony i wstrząśnięty, ale nie wziął jej w ramiona,
jak tego skrycie pragnęła. Stanął przy oknie, patrząc
na nią błyszczącymi, ciemnymi oczyma.

Gdy   Cię 

ujrzałem   po   raz   pierwszy,

przypominałaś   mi   anioła   z   boŜonarodzeniowej
choinki. Taka byłaś krucha, delikatna. Miałaś na sobie
okropną sukienkę w róŜe. Gdy uśmiechnąłem się do
ciebie, twoja twarz zajaśniała niezwykłym blaskiem i
paplałaś bez przerwy przez piętnaście minut. Straciłaś
wątek   w   środku   zdania.   Nie   słyszałaś,   Ŝe   dzwoni
telefon.   Byłaś   oszołomiona   i   zafascynowana   mną.
Nigdy przedtem nie spotkałem nikogo podobnego do
ciebie.   Chciałabyś   usłyszeć,   Ŝe   zakochałem   się   od
pierwszego wejrzenia, ale tak nie było.

150            

SPOTKANIE PO LATACH

-   Nigdy   tak   nie   myślałam   -   policzki   paliły   ją

ogniem.

-  Gdy  tamtego  wieczora  patrzyłem   na  ciebie,   nie

łączyłem cię z seksem - relacjonował dokładnie swoje
wraŜenia.

- Dzięki za szczerość! - mruknęła szorstko.
- Ale nigdy przedtem nie spotkałem nikogo z tak

naturalnym wewnętrznym ciepłem. Przebywanie z to-
bą   było   podobne   do   przebywania   w   blasku   słońca.
Gdy wyszedłem, czułem się tak, jakbym kopnięciem
odtrącił   szczeniaka...   Zaskakująco   trudne   było   dla
mnie to odejście -wyznał półgłosem. -Przez następne

background image

dwa  miesiące  rozmyślałem   o  tobie  w  kaŜdej  wolnej
chwili. Spałem z inną kobietą, a myślałem o tobie. To
było nie do zniesienia.

- Ze mną działo się to samo! - wyrwało jej się.
- Gdy przyjechałem do Londynu następnym razem,

nie   zamierzałem   cię   odwiedzać.   Towarzyszyła   mi
wówczas   pewna   kobieta   i   umyślnie   wybrałem   hotel
daleko od twojej galerii.

-   Sądzisz,   Ŝe   chcę   tego   słuchać?   Spojrzał   na   nią

szybko i spuścił wzrok.

- Ta kobieta działała mi na nerwy i odesłałem ją do

Nowego Jorku. Byłem grubiański wobec niej i wobec
wszystkich   kobiet,   z   którymi   się   spotykałem.
Wiedziałem   jednak,   Ŝe   wobec   ciebie   bym   się
zachowywał   inaczej.   Miałaś   w   sobie   coś
niewiarygodnie pociągającego.  Do galerii poszedłem
od razu z lotniska.

- Dlaczego?
- Sam nie wiedziałem. Na mój widok okazałaś tak

niezwykłą   radość,   jakbyś   czekała   na   mnie.   Albo
jakbyś wiedziała o czymś, czego ja nie wiedziałem. I
moŜe   tak   właśnie   było   -   uśmiechnął   się   prawie   z
czułością.

-Pozbawiłaś   mnie   spokoju.   Bardzo   się   tym

wzruszyłem. ChociaŜ byłem w podłym nastroju, cały
czas mówiłaś, wcale tego nie zauwaŜając.  Byłaś  tak
uczciwa   i   rozbrajająco   młoda,   Ŝe   poczułem   się   -
zawahał się - bardzo stary i aŜ nadto doświadczony.

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                         151

- Poczułeś się tak dobrze, Ŝe minęły następne dwa

miesiące, zanim znowu się pojawiłeś -zaprotestowała.

Westchnął głośno.
- Miałaś zaledwie osiemnaście lat. Nie naleŜałaś do

mojego   świata.   Nie   chciałem   cię   zranić.   I   z   nikim
nigdy nie pragnąłem  tak się kochać, jak z tobą tego
wieczora. Miałem dwadzieścia siedem lat, ale czułem
się   jak   stary   rozpustnik   -   nieoczekiwanie   zgrzytnął
zębami.- Postanowiłem juŜ nigdy więcej nie spotykać
się z tobą.

background image

- Czy potrafisz sobie wyobrazić, ile razy nie mog-

łam zasnąć czekając, aŜ zadzwonisz?

- Tak. Wiedziałem, Ŝe czekasz i nie mogłem prze-

stać   myśleć   o   tobie.   Zrozumiałem   teŜ,   Ŝe   nie   mogę
Ŝ

yć bez ciebie. Pomyślałem, Ŝe jeśli raz prześpię się z

tobą, będę z tego wyleczony.

- Jakie to obrzydliwe!
-  Per   Dio,  czego   chcesz?   Prawdy   czy   opowieści

dobrej   wróŜki?   -   odpowiedział   jej   ostro   w   nagłym
wybuchu złości. - Myślisz, Ŝe łatwo przychodzą mi te
wyznania? Kłamstwa, którymi się karmiłem? Ta pier-
wsza   noc   w   Szwajcarii   -   jak   opisałabyś   tę   euforię?
Myślałaś, Ŝe umierasz i jesteś juŜ w raju. No cóŜ, ja to
samo czułem, gdy pierwszy raz kochałem się z tobą.

Na jej wzburzonej twarzy ukazał się lekki uśmiech.
- Ale, naturalnie, przekonywałem sam siebie, Ŝe to

tylko   z   powodu   najwspanialszych   doznań   zmysło-
wych, jakie kiedykolwiek przeŜyłem. Zakochałem się
w tobie, ale nie chciałem uznać tego faktu - przyznał
brutalnie. - Z trudem znosiłem twoją nieobecność, ale
jednocześnie nie chciałem brać cię ze sobą za granicę.
Dziennikarze szybko by się o tym dowiedzieli.

- A czy miało to jakieś znaczenie?
-  Siedem   lat   temu   nie   byłabyś   w   stanie   sprostać

publicznym   obowiązkom   mego   Ŝycia.   Nie   chciałem
dzielić się tobą z nikim. Nie chciałem dopuścić, Ŝebyś
się stała obiektem złośliwości innych kobiet Nie

152            

SPOTKANIE PO LATACH

chciałem teŜ, Ŝeby gazety rozpowszechniały plotki na
nasz temat.

-  A moŜe takŜe bałeś się, Ŝeby ktoś nie odkrył, Ŝe

mam problemy z czytaniem i pisaniem?

- Tak, to wszystko wprawiało mnie w zakłopotanie

i złościło - przyznał niechętnie. - Ale podszedłbym do
tej sprawy inaczej, gdybym wiedział, Ŝe jesteś dyslek-
tyltiem. Powinienem był się tego domyślić. Mimo to
mój dom był  zawsze tam, gdzie byłaś ty. Przy tobie
zapominałem   o   zmartwieniach   i   kłopotach.   Dopóki

background image

nie odeszłaś, nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak
bardzo cię potrzebowałem.

Z wielkim wysiłkiem powstrzymywała się od pła-

czu. Przyciągnął ją do siebie i objął ramionami.

-  Winien ci jestem niejedne przeprosiny za to, jak

się   zachowywałem   wobec   ciebie   pięć   lat   temu.   Ale
jeśli będzie to dla ciebie pociechą, wiedz, Ŝe drogo za
to zapłaciłem - powiedział z przejęciem. - Zapłaciłem
za   to,   Ŝe   nie   umiałem   docenić   twojej   wartości.
Gdybym   tego   ranka   przyszedł,   zanim   opuściłaś
mieszkanie! Spóźniłem się nie więcej niŜ godzinę!

Skłoniła  głowę   na   jego   szeroką   pierś,   wdychając

jego ciepły, męski zapach, bliska omdlenia.

- Opuszczając ciebie, cierpiałam katusze.
- Przez jakiś czas, bella mia, nienawidziłem cię za

to - szczupłą ręką głaskał delikatnie jej włosy. - Był to
jedyny   okres   w   moim   Ŝyciu,   kiedy   straciłem
zainteresowanie   pieniędzmi.   Zacząłem   nieźle   popi-
jać...

- Ty? - spytała zdumiona.
- Ja. Czułem się bardzo nieszczęśliwy. Inne sprawy

przestały mnie interesować.

Przypomniała sobie coś:
- Drew mówił mi, Ŝe kilka lat temu prawie wszyst-

ko straciłeś. Czy to prawda?

- Tak.
Przeze mnie? - wyszeptała z niedowierzaniem.

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                         153

-  Tęskniłem za tobą  -  powiedział ochrypłym  gło-

sem - i czułem się bardzo samotny.

Z oczami pełnymi łez objęła go mocno, zbyt wzru-

szona, Ŝeby móc coś powiedzieć.

-  Pozbierałem  się znowu, bo miałem nadzieję, ze

wrócisz do mnie. Gdy zobaczyłem cię dwa tygodnie
temu,   nie   było   takiej   rzeczy,   której   nie   zrobiłbym,
Ŝ

eby ciebie odzyskać.

- Nie? - AŜ zarumieniła się przy tych słowach.

background image

-  Ale nie tak wyobraŜałem sobie nasze spotkanie.

Nie   miałaś   być   z   innym   męŜczyzną.   Miałaś   być
zadowolona, Ŝe mnie widzisz, a nie przeraŜona. Oba-
wiam się, Ŝe nie zachowałem  się właściwie tamtego
dnia - wyrzucił z siebie jednym tchem.

- Naprawdę?
-  Przeraziłem cię. Wykorzystałem twoją amnezję,

Ŝ

eby cię porwać.  PrzecieŜ mogłaś  być   zakochana  w

Huntingdonie, ale ja byłem zdecydowany skończyć z
tym. Kiedy zdałem sobie sprawę, Ŝe straciłaś pamięć,
mogłem   wymyślić   tylko   to,   Ŝeby   wywieźć   cię   z
Anglii.

-  Zawsze szybko wykorzystywałeś nadarzającą się

okazję.- westchnęła z uznaniem.

Długimi palcami ujął jej podbródek.
- Catherine, to, co zrobiłem, było złe. Teraz, kiedy

wiem   juŜ   o   Danielu   i   uspokoiłem   się,   jest   mi
naprawdę wstyd. Byłem bezwzględny wobec ciebie.

- Tak sadzisz? - Uniosła się na palce i zarzuciła mu

ręce  na  szyję.   -  Ja  uwaŜam, Ŝe  było  to  pasjonujące.
Czekałam dwadzieścia cztery i pół roku  na to, Ŝeby
być porwaną do włoskiego zamku i za nic na świecie
nie chciałabym przegapić takiej okazji.

-  Bądź powaŜna - poprosił. Im więcej mu przeba-

czała, tym bardziej był przygnębiony. - Bądź uczciwa
wobec mnie. Czy naprawdę moŜesz wybaczyć mi to,
co zrobiłem i powiedziałem?

- Przebaczam ci z własnej woli, całkowicie i raz na

154

SPOTKANIE PO LATACH

zawsze.   A   chcesz   wiedzieć,   dlaczego?   -   szepnęła,
draŜniąc się z nim. - Bo szalejesz za mną... czyŜ nie?

Cofnęła   się   trochę,   Ŝeby   spojrzeć   na   niego,   bo

mimo wszystko poczuła nagłą niepewność.

Objął   jej   niespokojną   twarz   spojrzeniem   złotych

oczu, pałających namiętnością.

- Oczywiście, Ŝe Cię kocham! - przyznał.
- Nie chcę separacji... Nie chcę wcale oddzielnych

sypialni - zapewniła go.

background image

-  Uspokój   się,   nie  grozi   ci   ani   jedno,   ani   drugie.

Jeśli juŜ coś mam, to tak łatwo z tego nie rezygnuję. -
Uniósł   ją   z   łatwością.   -   Ale   nie   powinienem   był
kochać   się   z   tobą,   zanim   nie   odzyskałaś   pamięci.
Niestety, tego wieczora zastałem cię w mym łóŜku i
nie mogłem się oprzeć.

- Ani ja.
Zanurzyła ręce w jego czarne włosy i przybliŜyła

usta do jego ust. UłoŜył ją na łóŜku, nie przerywając
pocałunku. Trwało to kilka minut, zanim znów mogła
odetchnąć.

- Torturą były dla mnie te samotne noce - wyznał

ochryple.   -   Ale   sądziłem,   Ŝe   ty   tego   chcesz.
Zorganizowałem   wyjazd   do   ParyŜa   w   nadziei,   Ŝe
będziesz   się   chciała   przyłączyć,   ale   ty   powiedziałaś
nie.

- Dostało ci się za to, Ŝe byłeś taki obojętny. DrŜał

podniecony pieszczotą jej rąk.

- Nie rób tego - jęknął. - Gdy to robisz, reaguję jak

smarkacz.

-  A  jak   myślisz,  dlaczego   to  robię?  -  zamruczała

figlarnie.

-  Dio,  pragnę  cię  bardzo  -  powiedział   urywanym

głosem, gwałtownie ściągając z niej sukienkę. Nagle
zatrzymał się. - Czy to bezpieczne? Czy nie zajdziesz
w ciąŜę?

- Najprzyjemniejsze rzeczy są zawsze niebezpiecz-

ne. Decyzja naleŜy do ciebie - szepnęła.

SPOTKANIE

 

PO

LATACH 

                         155

-  Nie boisz się? - spojrzał zdziwiony. - Tego dnia

przy   basenie   nie   wyglądałaś   na   zachwyconą,   gdy
wspomniałem o dziecku. Martwiłem się, Ŝe moŜe juŜ
jest za późno.

PołoŜyła palec na jego ustach.
-  Obawiam   się,   Ŝe   wszystkie   nasze   intensywne

działania w Italii pozostały bezowocne.

background image

Z cudownym uśmiechem na ustach złapał zębami

jej palec.

- Daj mi miesiąc.
- AŜ tyle?
Oblała   się   rumieńcem   pod   jego   spojrzeniem   i

drŜała z rozkoszy.

Zaczął   ją   całować   metodycznie,   bez   umiaru,

gorąco,   i   Ŝadne   z   nich   nie   było   juŜ   w   stanie
kontynuować rozmowy.

To,   co  potem  nastąpiło,   było   szalone,   namiętne  i

cudowne. A później mówił, jak ją kocha: po włosku,
po angielsku, po francusku.

-  Masz   to   swoje  je   ne   sais   quoi  -   przypomniała

Catherine przytulona do jego ramienia końcem języka
muskając draŜniąco jego gładką skórę.

Luc   podniósł   potarganą   głowę,   a   jego   przystojna

twarz rozjaśniła się w szerokim uśmiechu.

- Zrozumiałem, Ŝe zrobiłem to z przyzwyczajenia.
-  Rzeczywiście  -  westchnęła z  rozkosznym  zado-

woleniem - jesteś nałogowcem. Nie mówiłam ci tego?